8716
Szczegóły |
Tytuł |
8716 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8716 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8716 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8716 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Hans Helmut Kirst
Noc genera��w
PROLOG I.
Warszawa 1942
Trup le�a� na �rodku pokoju mi�dzy sto�em a ��kiem. Widziany od strony drzwi wygl�da� jak pe�ny worek. By� skurczony, a twarz mia� wci�ni�t� w dywan.
� Dobry dywan � rzek� m�czyzna, stoj�cy z szeroko rozstawionymi nogami. � Szkoda go, ca�kiem za�winiony.
Cz�owiek ten wygl�da� jak zdrowy, zadowolony ch�opak. Mia� pe�ne, rumiane policzki, a jego przyjazne spojrzenie zdawa�o si� szuka� towarzyszy do weso�ych zabaw.
� �mier� nast�pi�a zaledwie przed dwiema godzinami � odezwa� si� drugi m�czyzna, oparty o futryn� drzwi. � Zawiadomili�my pana natychmiast, zgodnie z pa�skimi instrukcjami.
Cz�owiek o twarzy weso�ego ch�opca nazywa� si� Engel. Skin�� g�ow�, po czym ukl�k� i uj�wszy martw� kobiet� za w�osy, uni�s� jej g�ow� i spojrza� na twarz. Ujrza� woskowo blade, zastyg�e rysy, szeroko otwarte usta i oczy pe�ne przera�enia. Nie zdo�a�o to jednak zatrze� dzikiej pi�kno�ci tej kobiety.
� Musia�a by� fajna w ��ku! � stwierdzi� Engel.
Drugi m�czyzna, wci�� jeszcze oparty o futryn� drzwi nieruchomo, jak figura z drzewa, zdawa� si� nie s�ysze� tej uwagi. Oczy jego by�y jak wystyg�e wulkany � szare, nieprzeniknione, niepokoj�ce, twarde jak lawa. By� wyschni�ty, pokr�cony jak korze�, podobny do starego kar�a.
� Lisowski � ci�gn�� dalej Engel � ta niewiasta nawet jako trup nie�le si� prezentuje, mam racj�?
� Oczywi�cie, �e ma pan racj� � odpar� Roman Lisowski, komisarz policji warszawskiej.
� Pa�ska zgodliwo�� jest irytuj�ca � rzek� Engel i podni�s� si�. st�kaj�c. Zjad� obfity posi�ek, najlepsze resztki z generalskiego sto�u. Do tego pi� w�dk� i cieszy� si� na przyjemnie wyczerpuj�c� noc z agentk� kontrwywiadu, kt�r� wezwa� do z�o�enia raportu. Ale jego deserem sta� si� ten trup. � Podoba si� panu, co?
Komisarz policji, Roman Lisowski, potrz�sn�� wyrozumiale sw� ��wi� g�ow�. � Dotychczas nigdy nie n�ci�y mnie trupy, panie Engel.
Engel roze�mia� si� g�o�no i zastuka� w to miejsce na l�ni�cym p�aszczu sk�rzanym, gdzie powinno znajdowa� si� serce. � A wi�c, m�j drogi, po co pan mnie tu wezwa�? Chyba nie po to, by pokaza� mi pi�knego trupa?
� Ta zmar�a nazywa si� Maria Kupiecka.
� No to co? Jest tylko jeszcze jednym trupem. Ju� cho�by w tym mie�cie jest tyle trup�w, ile piasku na pla�y. Nasz �wiat jest ich pe�en. No c�, niekt�re od�amy ludzko�ci nie dojrza�y jeszcze na tyle, by da� si� wyzwoli�. Dlaczego wi�c zak��ca pan m�j dobrze zas�u�ony, wypoczynek nocny?
� Ta Maria Kupiecka, zwana tak�e �hrabin�" Kupieck�, nale�a�a do os�b, kt�rym na �yczenie mamy okazywa� opiek� i pomoc. Figuruje na li�cie pa�skiej plac�wki. Pracowa�a wi�c dla niemieckiego kontrwywiadu.
� Aha, teraz wiem, co w trawie piszczy! � Engel promienia� uszcz�liwiony jak ch�opak, kt�remu podarowano pi�k� no�n�. � St�d pochodzi pa�ska osobista satysfakcja, kt�r� wyczu�em od pierwszej chwili. Wiem co pan my�li. Znowu o jedn� zdrajczyni� mniej! Wprawdzie ka�dy morderca jest panu mi�y, ale patriotyczny morderca cieszy pana szczeg�lnie.
� Niech si� pan dobrze przyjrzy zmar�ej � odpar� Lisowski nie poruszony. � Ta rze� nie ma nic wsp�lnego z patriotyzmem.
� Dlaczego nie? Czy pan wie, do czego s� zdolni zapalczywi i na wszystko gotowi obro�cy ojczyzny?
� W tym wypadku nie chodzi nawet o zwyczajne morderstwo. Tu nie tylko pozbawiono kogo� �ycia, ale zmasakrowano brutalnie nawet trupa.
Engel powoli odwr�ci� wzrok od Lisowskiego i przeni�s� go na to, co le�a�o przed nim na pod�odze i co kiedy� by�o cz�owiekiem.
� Lisowski � rzek� cicho, jak gdyby obawia� si�, �e kto� us�yszy � niech pan zrozumie: je�li pan chce tu co� wykombinowa�, to mo�e si� zdarzy�, �e pan b�dzie nast�pnym trupem.
Roman Lisowski uni�s� obie r�ce gestem poddania si�. Ale by� to gest s�aby, nieprzekonuj�cy. Przy tym spojrzenie jego by�o zasmucone.
� Chyba si� nie rozumiemy. M�wi� tylko o morderstwie bestialskim, na razie wobec pana nie wyci�gn��em jeszcze �adnych wniosk�w.
Engel milcza� chwil�, zbity z tropu. U�miechn�� si� niepewnie, usi�uj�c nadrabia� tonem.
� Prowad� pan dalej �ledztwo. B�d� pana dogl�da�. Poza tym zawiadomi�
mego zwierzchnika, majora Graua. Mog� si� jedynie spodziewa�, �e do jego przybycia wyniki pa�skich poszukiwa� nie b�d� zbyt niedorzeczne. Dotychczas nie�le si� nam razem pracowa�o. Niech mnie pan nie zmusza � o ile to mo�liwe � do szukania nast�pny dla pana.
� Ch�tnie zrobi�, co b�dzie w mojej mocy � odpar� Lisowski tonem urz�dnika w biurze maklera gie�dowego. � Ale przy obecnym stanie rzeczy nie mog� obieca�, �e wyniki mego �ledztwa sprawi� panu nie zm�con� rado��. Mo�e b�dzie lepiej, lepiej dla pana, je�li pan zajmie si� t� spraw�?
� Dlaczego ta kobieta musia�a umrze�? � spyta� Engel rozdra�nionym tonem ch�opca, kt�remu p�k� balon. � Tak, jak j� widz�, z niewiast� t� mo�na by by�o sp�dzi� niejedn� przyjemn� chwil�. Ale to ju� tak zawsze: z takimi babami ma si� w ko�cu tylko k�opoty.
Powietrze w pokoju by�o duszne i ci�kie. Pachnia�o zwietrza�ymi perfumami, s�odkaw� zgnilizn�, jak� wytwarza krew na odzie�y i cierpko aromatyczn� woni� cygara brazylijskiego. Engel siedzia� na krze�le pal�c. Czeka� na majora Graua.
Major Grau, kierownik kontrwywiadu w okr�gu Warszawy, zjawi� si� w niespe�na godzin� p�niej. Jego p�aszcz narzucony niedbale na ramiona szele�ci� dyskretnie.
� Tylko nie przepraszajcie mnie, a przynajmniej nie z g�ry. Jestem do dyspozycji noc� i dniem, gdy zachodzi potrzeba. Czy dzieje si� tak i w tym wypadku?
Zanim Engel zdo�a� odpowiedzie�, mia� okazj� do stwierdzenia, jak dalece major Grau zachowywa� formy. Poda� polskiemu komisarzowi policji r�k�, �ci�gn�wszy z niej uprzednio r�kawiczk� ze �wi�skiej sk�ry i wymawiaj�c jednocze�nie par� przyja�nie brzmi�cych s��w powitania. Lisowski sk�oni� si� z lekka.
� Najpierw naradzimy si� � rzek� major Grau. Na jego twarzy malowa�a si� �agodna, ledwo dostrzegalna ironia. � Prosz� odes�a� swych ludzi, panie komisarzu. Uwa�am za celowe, by�my na razie pozostali sami. Niech mi pan odst�pi fotel, drogi panie Engel, wydaje si� taki wygodny. Zreszt� wszystko w tym pokoju ma wygl�d zadbany. Znam go ju� zreszt�, to nie pierwsza wizyta, kt�r� tu sk�adam. Ale przypuszczalnie, pod�ug stanu rzeczy, ostatnia.
Major Grau gaw�dzi�, jak gdyby zosta� tu zaproszony na herbatk�. Wyj�� papierosa ze z�otej papiero�nicy, pocz�stowawszy uprzednio Romana Lisowskiego, kt�ry wsun�� papierosa do bocznej kieszeni.
Zgodnie z poleceniem wsp�pracownicy komisarza opu�cili pok�j. Major Grau rzek� tonem biznesmena, czekaj�cego na ofert�: s�ucham.
Roman Lisowski raportowa� z nale�yt� rzeczowo�ci�: o godzinie 23.50 krzyki, na kt�re pocz�tkowo nikt w domu nie reagowa�. Wkr�tce potem telefon do policji. Inspekcja urz�dnika komisariatu. Oko�o p�nocy przybycie komisji w celu stwierdzenia zab�jstwa. Po uto�samieniu trupa powiadomienie w�adz niemieckich. Przybycie podoficera Engla. Om�wienie poszukiwa�. Powiadomienie pana majora Graua.
� Co za ohydny smr�d w tym domu!
� To zapach wojny, panie majorze. � Roman Lisowski m�wi� to wyja�niaj�co, jak robotnik kanalizacji, m�wi�cy o swych specyficznych do�wiadczeniach. � Kiepskie jedzenie, ma�o myd�a, okna szczelnie zamkni�te z powodu zaciemnienia, odzie� przepocona od miesi�cy, do tego krew. To tworzy zapach charakterystyczny dla naszych czas�w, przynajmniej w tym domu.
Major Grau u�miechn�� si� z lekka, jak gdyby potwierdzaj�co i machn�� r�kawiczkami ze �wi�skiej sk�ry.
� W tej chwili interesuj� mnie wy��cznie fakty. Pan opisa� mi stan rzeczy. Teraz chcia�bym wiedzie�, jakie s� pa�skie wnioski?
Major Grau wci�� jeszcze jak gdyby nie zwraca� uwagi na trupa le��cego na dywanie. Patrza� na portret wisz�cy mi�dzy oknami. Przedstawia� on polsk� arystokratk�, jak� mo�e zna� niegdy� m�ody Chopin, tajemnicz�, zagadkow�, o przezroczystej bladej cerze i jaskrawo czerwonych, wyzywaj�cych ustach, wra�liw� i nami�tn� jednocze�nie.
� Morderstwo z jak najbardziej jednoznacznych motyw�w � Engel nawet w obecno�ci Graua nie traci� ch�opi�cej przedsi�biorczo�ci. � Widocznie dzia�a� tu zbyt porywczy kochanek. Potraktowa� j� jak worek z piaskiem. Ale mo�e go sprowokowa�a?
� Ona by�a zupe�nie nieopanowana � stwierdzi� Grau. � Zna�em t� dam� i mia�bym ochot� spyta�: kto jej nie zna�?
� Ja jej nie zna�em � rzek� Engel niemal ze smutkiem.
� Powinien pan nieco wi�cej interesowa� si� naszymi rozmaitymi wsp�pracownikami � zaleci� major Grau nadzwyczaj uprzejmym tonem. � Czy panowie kazali przeszuka� pok�j?
� Nic nie zauwa�ono � odpar� Roman Lisowski � nic, co by�oby w jakikolwiek spos�b podejrzane. �adnej podstawy dla tak zwanej zbrodni patriotycznej. Nic, tylko morderstwo, ale najohydniejsze, jakie kiedykolwiek widzia�em. A widzia�em wiele.
� To pi�knie � rzek� major Grau tonem ogrodnika patrz�cego na swoje w pe�ni rozkwit�e drzewa owocowe. � Maria Kupiecka by�a dla nas cenn� wsp�pracowniczk�. Ale przyczyny jej �mierci nale�y chyba szuka� w jej prowadzeniu si�.
� Je�li pan tak s�dzi, panie majorze, to chyba tak jest.
� Czy ma pan jakie� w�tpliwo�ci? � spyta� Grau �ciszonym g�osem,
u�miechaj�c si� przy tym wyczekuj�co, jak gdyby pragn�� sprowokowa� w�tpliwo��.
Ze wszystkich Niemc�w, z kt�rymi Lisowski zmuszony by� wsp�pracowa�, ten major kontrwywiadu by� najdziwniejszy. Nie odpowiada� �adnemu z panuj�cych szablon�w. Nie by� gorliwym s�u�bist� ani bezmy�lnym wykonawc� powierzonych mu zada�.
Roman Lisowski mia� wszelkie powody, by uwa�a� si� za znawc� ludzi. Ale Grau by� dla niego zagadk�. I to budzi�o w nim niepok�j.
� Czy wolno powt�rzy� pytanie, panie Lisowski? Pragn� wiedzie�, czy pan podaje w w�tpliwo�� moje rozwa�ania.
Skarla�a posta� Lisowskiego zdawa�a si� kurczy� jeszcze bardziej. Spojrzenie jego by�o jak ledwo migoc�cy p�omyk �wiecy, maj�cy wkr�tce zgasn��.
� Czy to znaczy � spyta� � �e pan zamierza przej�� ten wypadek? Ch�tnie got�w jestem spraw� t� uwa�a� dla mnie za zako�czon�.
� On jest niepoprawny! � Engel mrugn�� okiem do majora Graua i wyci�gn�� nowe cygaro z bocznej kieszeni. Cygaro uwa�a� za najdoskonalszy z widocznych atrybut�w m�sko�ci. � Mamy tu do czynienia z wyra�nym patriot�, panie majorze, mo�e on sam nawet o tym nie wie, ale tak jest! Jestem prawie pewien, �e on chce nas nabi� w butelk�, tylko jeszcze nie wiem jak. Ale on tego chce, od razu wyczu�em, gdy tylko tu przyby�em, �e co� tu cuchnie. Ale co?
� Mi�dzy innymi pa�skie cygaro, Engel! Cuchnie bardziej ni� trup! Engel za�mia� si� beztrosko. Uwa�a� t� uwag� swego zwierzchnika za
udany dowcip, tym bardziej �e major Grau mia� min� weso��, a nawet jakby wyczekuj�c�. Sytuacja ta zdawa�a si� bawi� go z niewiadomych powod�w.
� Engel jest nie tylko wypr�bowanym wsp�pracownikiem, jest tak�e nadzwyczaj przekonywaj�cym �artownisiem. � Grau u�miechn�� si� zach�caj�co do Lisowskiego. � Spodziewam si�, �e pan to docenia.
� Ta sprawa jest wi�c dla mnie za�atwiona � rzek� komisarz skwapliwie. � Stawiam do pa�skiej dyspozycji wszystkie materia�y, a tak�e �wiadka, kt�rego�my wytropili.
� Wytropi� �wiadka! To co� nowego! � Engel potrz�sn�� g�ow�. � Nie po raz pierwszy widzimy, �e szpicel zosta� zamordowany. Oczywi�cie, mo�e chodzi� r�wnie� o zwyczajne morderstwo rabunkowe, ale bli�szy jest pi�kny motyw: zemsta z mi�o�ci ojczyzny. Przyznaj�, �e na temat patriotyzmu ludzie maj� r�ne pogl�dy. No c�, w�wczas wyka�cza si� tych ludzi i milczy si�. Taki jest zwyczaj. Dlaczego nie uznaje pan tych regu� gry, Lisowski?
� Niezupe�nie pana rozumiem � odpar� komisarz. � Drogi panie Lisowski � rzek� Grau tonem rozmowy salonowej. � Niech mi pan pozwoli wyja�ni� spraw�. Na razie tyle jest pewne: zamordowana Maria Kupiecka pracowa�a dla nas, a poza tym by�a zupe�nie niepohamowana. Zachodzi pytanie: czy zosta�a zamordowana, poniewa� by�a niepohamowana, czy dlatego, �e pracowa�a dla nas? W pierwszym wypadku by�aby to zbrodnia nie obchodz�ca kontrwywiadu, w drugim dzia�alno�� mniej lub wi�cej jednoznacznie skierowana przeciwko nam. Tu jednak ca�kiem niespodziewanie stawia nam pan do dyspozycji �wiadka. Wywo�uje to podejrzliwo�� Engla, ale ja musz� wyzna�, �e mnie to jedynie zaciekawia. Je�li to by�o pa�skim celem, to musi pan teraz wyja�ni�, co si� za tym kryje.
� Moi ludzie uj�li �wiadka. Co on mo�e zezna�, tego nie wiem. Wiem tylko, �e �wiadek ten by� pocz�tkowo got�w z�o�y� zeznanie. Gdy jednak spostrzeg�, �e maj� si� tym zaj�� niemieckie w�adze, wzbrania� si� zdecydowanie powiedzie� cho� s�owo. � Lisowski spojrza� pytaj�co na majora Graua, a w spojrzeniu jego by�a przestroga. � Czy kaza� wprowadzi� tego �wiadka?
� Wprowadzi�! � rozkaza� major Grau widocznie zaciekawiony. Engel ustawi� �wiadka pod �cian�, uni�s� w g�r� jego ramiona i
obmacywa� go jak rze�nik krow�. � W porz�dku � rzek� wreszcie. � Mo�emy wyci�gn�� z niego to, co ukrywa.
Polak pr�bowa� u�miechn�� si� nie�mia�o, do czego zach�ca�a go zawsze weso�a, ch�opi�ca twarz Engla.
� Niech pan pyta, panie Lisowski � poleci� major Grau takim tonem, jak gdyby mia� uczestniczy� w partii bryd�a. � Engel pomo�e panu, je�li zajdzie potrzeba.
Lisowski skin�� g�ow�. Spojrza� na r�ce majora, z�o�one spokojnie, niemal nabo�nie, jedna na drugiej. Engel ssa� swoje cygaro.
� Czy to pan zawiadomi� policj�? � spyta� komisarz.
� Tak � odpar� Polak ostro�nie.
� Czy to pan odkry� trupa?
� Tak � przyzna� �wiadek. Oczy jego zdradza�y l�k.
� Lakoniczny facet! � zauwa�y� Engel.
� Mamy czas � rzek� major Grau spokojnie � mamy do�� czasu. I cierpliwo�� te� mamy, oczywi�cie zak�adaj�c, �e si� to op�aci. Ale dlaczego w�a�ciwie nie mia�oby si� op�aci�?
Przes�uchanie da�o pocz�tkowo nast�puj�cy wynik:
�wiadkowi � nazywa� si� Henryk Wi�czek � kt�ry znajdowa� si� we wsp�lnym ust�pie na drugim pi�trze zdawa�o si�, �e s�yszy krzyk dobiegaj�cy z trzeciego pi�tra, jak gdyby z mieszkania zajmowanego przez Mari� Kupieck�. To przypuszczenie nasun�o mu si�. Kupiecka by�a przecie� tak niezwyk�� kobiet�. I gdy w�a�nie znajdowa� si� w ust�pie...
� Ten przybytek � doda� Engel wyja�niaj�co � znajduje si� bezpo�rednio przy schodach i, siedz�c tam, mo�na patrze� przez dziurk� od klucza. Dziurka jest du�a. Czy nie tak. Lisowski?
� Zgadza si�.
Major Grau wyprostowa� si� pe�en zaciekawienia.
� Niech pan spyta wreszcie, co zobaczy� przez dziurk� od klucza! Gdy Roman Lisowski zada� to pytanie, �wiadek Henryk Wi�czek
drgn�� ledwo dostrzegalnie. Otworzy� usta, lecz tylko po to, by je znowu zamkn��. Uni�s� g�ow� i patrzy� prosto przed siebie na sufit, na kt�rym widnia�y szerokie rysy.
Wreszcie, prze�ykaj�c �lin�, powiedzia�:
� Nic! Po prostu nic. W ka�dym razie nic szczeg�lnego. Korytarz jest s�abo o�wietlony. Naprawd� nic nie widzia�em. Czy mog� odej��?
Lisowski na chwil� przymkn�� oczy. Major Grau zamruga� powiekami. jak gdyby niespodziewanie dostrzeg� jakie� niezwykle interesuj�ce malowid�o. Engel jednak za�mia� si� weso�o jak ch�opak, kt�ry widzi, �e inny ch�opiec spad� z drzewa, pod kt�rym le�y teraz z g�upi� min�.
� Zdaje si�, �e b�d� musia� temu facetowi da� szpryc�! Widocznie uwa�a nas za idiot�w. To mi si� nie podoba!
� My�l�, �e przyda mi si� ma�a przerwa. � Major Grau wsta� i wyg�adzi� par� zmarszczek na mundurze. � A tymczasem Engel porozmawia z naszym �wiadkiem. I, prawda, Engel, nie b�dziemy drobiazgowi. Niech pan przedstawi swoje propozycje. Czy mo�e mi pan towarzyszy�, panie Lisowski?
Grau wyszed� z komisarzem na korytarz. Korytarz by� d�ugi, w�ski i wysoki. Z bladozielonych �cian opada� tynk. W p�mroku, jak figury z kamienia, sta�o kilku polskich policjant�w. Nie by�o ani jednego cywila.
Grau spostrzeg� stroskan� min� Lisowskiego, u�miechn�� si� przelotnie i rzek�:
� Niech si� pan nie obawia. Chyba nie zapomina pan, �e mi�dzy nami a s�u�b� bezpiecze�stwa czy gestapo istniej� pewne r�nice, do kt�rych przywi�zujemy wag�. Szpryce Engla nazwa�bym raczej przyjemnymi.
Nast�pnie wszed� do wsp�lnego ust�pu i, usiad�szy, spojrza� przez dziurk� od klucza. M�g� widzie� wszystkich znajduj�cych si� w korytarzu. S�ysza� tak�e do�� wyra�nie dobrodusznie brzmi�ce strz�py rozmowy, dobiegaj�ce z pokoju, kt�ry zajmowa�a niegdy� nie �yj�ca ju� Maria i gdzie Engel ucieka� si� do swych wypr�bowanych sposob�w wzmacniania pami�ci. Post�powa� jak na ko�skim targu � handlowa�! Proponowa� �ywno�� za szybkie i dok�adne zeznania.
� Wracajmy! � rzek� major Grau do Lisowskiego, spogl�daj�c jednocze�nie na zegarek. Min�o zaledwie dziesi�� minut. Major wiedzia� z do�wiadczenia, �e starczy�o to Englowi do uzyskania pierwszych rezultat�w.
Gdy weszli, Engel sta� na �rodku pokoju. Przed nim, obok zw�ok Marii Kupieckiej, sta� �wiadek, widocznie got�w do zezna�.
� Przekona�em troch� naszego wychodkowicza � Engel klasn�� w r�ce � No wi�c, ptaszku? Zacznij �piewa�! Co widzia�e�?
�wiadek Henryk Wi�czek mia� min� zmieszan�. Komisarz Roman Lisowski stan�� pod �cian�, jak gdyby szukaj�c oparcia. Major Grau siedzia� sztywno wyprostowany.
Henryk Wi�czek zacz��:
� Siedzia�em wi�c i s�ysza�em krzyki. Najpierw pomy�la�em: pi�kna Maria znowu si� uchla�a. Ma przecie� na to. Pije i szaleje! Ale p�niej pomy�la�em: ona krzyczy jakby si� ba�a! Ale potem wszystko ucich�o.
� Dalej! � nalega� Engel. � Oczywi�cie spojrza�e� przez dziurk� od klucza.
� Bo us�ysza�em kroki! Z trzeciego pi�tra!
� Co widzia�e�, dok�adnie?
� Chyba � zawaha� si� �wiadek � musia�em si� omyli�.
� Dlaczego nie? � zawo�a� Engel dobrodusznie. � Jeste� tylko cz�owiekiem. Mo�esz si� myli�. Najwa�niejsze, �eby� nam powiedzia�, co przez omy�k� zobaczy�e�.
� Nie potrzebujecie si� niczego obawia� � spokojnie zach�ca� Lisowski.
�wiadek rzek� szybko:
� Zobaczy�em m�czyzn�. Mia� na sobie mundur, jaki nosz� Niemcy, szary czy zielonkawy, tego w �wietle korytarza nie mog�em rozpozna�.
� Co te� on nam tu �wierka! � zawo�a� Engel. � Opisuje niemieckiego �o�nierza, mo�e nawet niemieckiego oficera!
� Niech mu pan nie przerywa � rozkaza� major Grau � i powstrzyma si� od wszelkich sugestywnych stwierdze�. Niech mu pan da m�wi�.
� Mo�liwe, �e widzia�em oficera! � �wiadek rozgada� si� teraz jak nakr�cony. � W ka�dym razie tak mi si� wtedy zdawa�o. Oczywi�cie, mog�em si� myli�. Bo w og�le �le si� czu�em. Dlatego w�a�nie siedzia�em w ust�pie. W ka�dym razie widzia�em jeszcze co� czerwonego. Jakby szeroka krecha wzd�u� spodni. Z g�ry na d� � szeroka i czerwona. I tak�e co� jak z�oto przy szyi.
� Do wszystkich diab��w! � wykrzykn�� Engel. � Czy to mo�liwe? On opisuje ni mniej ni wi�cej tylko niemieckiego genera�a! Mam ochot� wycofa� moje uprzejme propozycje i zamiast tego...
� Niech pan szybko st�umi t� ochot�, Engel! � przerwa� major Grau ostrym tonem. � Niech �wiadek powt�rzy sw�j opis.
� To mo�e by� tylko pomy�ka! � zauwa�y� Roman Lisowski. � Ta rzekoma czerwie� to mog�a by� przecie� krew � �lady krwi.
� Mo�liwe � rzek� major Grau z namys�em. � Ale nie wykluczone, �e jest to dok�adny opis niemieckiego genera�a.
Engel spogl�da� wok� bezradnie. Ale nie znalaz� nikogo, kto by rozumia� jego poruszenie. � To czysty absurd!
� Jestem tego samego zdania! � zgodzi� si� Lisowski.
Major Grau podni�s� si�. Na jego wyrazistej twarzy wy�cigowca malowa� si� jak gdyby odblask dziwnego zadowolenia.
� C� nam to przeszkadza � skonstatowa� � bra� powa�nie zeznania tego �wiadka? Jestem sk�onny uwierzy� w szczero��, przynajmniej subiektywn�, tego cz�owieka. Mo�e si� myli, ale dlaczego mia�by k�ama�? Jego zeznanie jest � co prawda � niezwyk�e, ale w�a�nie dlatego niezwykle interesuj�ce. Wyci�gniemy z tego nasze wnioski i b�dziemy dzia�a� z ca�� dok�adno�ci� i surowo�ci�, jak tego wymaga nasze poczucie obowi�zku. Zgadza si� pan ze mn�, Engel?
� Zawsze, panie majorze! W ko�cu, w naszym zawodzie wszystko jest mo�liwe!
Komisarz Roman Lisowski o�wiadczy� tonem �lubowania:
� Wzbraniam si� bra� powa�nie zeznania tego �wiadka.
Grau wsta�, wzi�� na stron� Lisowskiego i po�o�y� mu r�k� na ramieniu, co wygl�da�o jakby si� na nim opiera�.
� My�l�, �e zrobimy tak: pan, drogi panie Lisowski, utrwali ka�dy szczeg� tego przes�uchania. Niech pan to zrobi bez stosowania jakichkolwiek wzgl�d�w. Niech pan pami�ta, �e chodzi tylko o prawd�, chocia�by nawet by�a ona gorzka. Niech pan pami�ta r�wnie�, �e jestem zdecydowany na wszystko! Niech pan ma na uwadze wy��cznie sprawiedliwo��, bez �adnych wzgl�d�w. Nawet gdyby przy tym mia� si� wsypa� jaki� genera�!
ROZDZIA� II.
Genera� piechoty von Seydlitz-Gabler obudzi� si� z przyt�aczaj�cym uczuciem, �e dosta� si� w lawin� waty. W g�owie hucza�o mu, jak gdyby pracowa�a w niej betoniarka. Nawet otwieranie oczu sprawia�o b�l.
Otworzy� je jednak. Pierwsze co zobaczy�, to by�a butelka. Sta�a na nocnym stoliku gruba, wa�na i... pusta. Niegdy� zawiera�a czerwony burgund, nosz�cy nazw� "chateau confran". To by�o wino, kt�re wymazywa�o pami�� jak �cierka � i czasem by�o to dobre.
Genera� j�kn�� ci�ko i odwr�ci� na bok oty�� posta�. �wiat�o, padaj�ce przez wysokie okna pa�acu Lichnowskich, razi�o jego oczy. Jego m�zg drga� w rytm uderze� serca. I nagle genera� w przera�eniu zamkn�� oczy, gdy� na tle okna, przy kt�rym sta�o jego biurko, spostrzeg� ostro zarysowan� sylwetk� kobiec�. Tam siedzia�a � jego �ona! Genera� oddycha� z trudem przez szeroko otwarte usta.
� Wyspa�e� si� nareszcie? � spyta�a genera�owa, pani Wilhelmina.
� Jestem zupe�nie wyko�czony � odrzek� genera�.
� Wypi�e� wczoraj stanowczo za du�o � stwierdzi�a Wilhelmina von Seydlitz-Gabler z trosk� i nagan�. � Dlaczego tyle pijesz ostatnio?
Genera� pr�bowa� si� unie�� � maszyna hucza�a w jego m�zgu. Zachwia� si� jak od gwa�townego podmuchu wiatru i, szukaj�c oparcia, potr�ci� butelk�, kt�ra z g�uchym �oskotem stoczy�a si� na pod�og�.
� Co za rado�� � rzek� s�abym g�osem, a jego wodniste oczy prosi�y o zrozumienie. � Co za rado��, �e znowu jeste� przy mnie.
Wilhelmina von Seydlitz-Gabler mia�a troch� ko�sk� twarz. Nie by�a pi�kna, jednak przyci�ga�a uwag�. Patrzy�a na m�a. Widzia�a tkwi�cy w olbrzymim ��ku zwarty t�umok, bufiast� bia�o-��t� bielizn� po�cielow�, pi�am� w b��kitno-czerwone pasy, a nad tym mi�sist� twarz o rysach starego tenora operowego � wynios�� lecz przywi�d��, zbyt wyra�n� z profilu, ale en face jak gdyby ugniecion� z ciasta na babk�.
� Dlaczego ostatnio trzeba ci tyle alkoholu? Genera� opad� bezsilnie na poduszki.
� Jestem po prostu przepracowany.
Wilhelmina von Seydlitz-Gabler wyprostowa�a si�. Jej ko�ska twarz zdradza�a cierpienie, ale z jakiego powodu, tego nie mo�na by�o rozpozna�.
Genera� uni�s� jak gdyby oskar�aj�co swe znane z tysi�ca publicznych wyst�pie� oblicze bohaterskiego tenora.
� Czas wyniszcza nas � rzek� z przekonaniem. � Ca�� zdolno�� skupienia, jak� jeszcze dysponujemy, nale�y skierowa� na jeden cel: przysz�o�� naszego narodu!
Pani Wilhelmina oddycha�a ci�ko. Z faluj�c� piersi� odpar�a:
� Wierz mi, �e zawsze wiedzia�am na czym polega moja odpowiedzialno�� za ciebie. Musisz tylko mie� do mnie zaufanie.
� Czy kiedykolwiek uchyla�em si� od wys�uchania twoich rad? I nawet nieraz mi si� to op�aci�o!
Uca�owa�a przelotnie jego wysokie, l�ni�ce czo�o, po czym oddali�a si�. Genera� z ulg� przymkn�� na chwil� oczy. Gdy je otworzy�, ujrza� znowu
� jak po przebudzeniu � �on� siedz�c� przy biurku.
Nie by� to dla niego widok niezwyk�y. Zawsze interesowa�o j� wszystko, co nale�a�o do jego �wiata. Uczestniczy�a rzetelnie w ka�dej fazie jego kariery. I nawet podczas wojny stara�a si� by� u jego boku, o ile tylko okoliczno�ci na to pozwala�y. Jak si� bowiem od razu przy pierwszej wyprawie okaza�o, genera� piechoty von Seydlitz-Gabler by� specjalist� od pacyfikacji. Umia� okazywa� si� ojcowskim i surowym jednocze�nie. Robi� dobre wra�enie jako zwyci�zca. Nie by�o wi�c przypadkiem, �e jego g��wna kwatera znajdowa�a si� obecnie w Warszawie. A to umo�liwi�o przybycie jego �ony.
� Jak zamy�lasz interpretowa� sugestie g��wnej kwatery f?hrera? � spyta�a, wskazuj�c na jakie� pismo.
Genera� szybko potakuj�co skin�� g�ow�. � Dok�adnie uchwyci�a� sens tego pisma, moja droga. Zawiera ono jedynie sugestie.
� A ty mo�esz je interpretowa� jak uwa�asz za stosowne?
� W tutejszych warunkach tylko jeden spos�b interpretacji mo�na uwa�a� za celowy! � genera� wyprostowa� si� nieco w ��ku, jak gdyby chcia� zaznaczy� swe stanowisko i godno��.
� Czy w takiej pozycji jak twoja okazywanie stanowczo�ci nie jest zawsze godne polecenia? � spyta�a �agodnie Wilhelmina.
� Oczywi�cie � zapewni� genera�, zapinaj�c nerwowo bluz� pi�amy.
� Ale tu chodzi o decyzj� o donios�ym znaczeniu. � W pewnych okoliczno�ciach by�bym mo�e zmuszony cz�� tego miasta pu�ci� z dymem.
� A co ma przeciw temu twoje sumienie?
� Takie decyzje, jak ta, nale�y rozwa�y� nadzwyczaj dok�adnie. � Genera� niespokojnie wytoczy� si� z ��ka. Pi�ama wisia�a na nim lu�no,
tylko wok� ni�szych tylnych cz�ci by�a nieco opi�ta. Poszed� do �azienki, zostawiaj�c za sob� drzwi otwarte. � Nast�pstwa mog� w danych okoliczno�ciach by� wr�cz niszczycielskie.
� A dlaczego, s�dzisz, g��wna kwatera f?hrera przydzieli�a ci akuratnie dywizj� genera�a Tanza?
� Tylko na wszelki wypadek! � odrzek� von Seydlitz-Gabler. � Przydzielenie takiej dywizji nie musi oznacza� jej bezwzgl�dnego wprowadzenia do akcji.
Odkr�ci� kurek tak, by silny strumie� wpada� z szumem do umywalni. S�dzi�, �e w ten spos�b uniknie dalszych rad ma��onki.
Jednak i ten wysi�ek by� daremny. Wilhelmina przysz�a za nim i tu. Oparta o futryn� drzwi, u�miecha�a si� pob�a�liwie.
� Herbercie � zacz�a stroskanym g�osem � jestem pewna, �e zrozumiesz jak szczeg�lnie korzystne mog�oby by� dysponowanie tak� dywizj�, jak dywizja genera�a Tanza.
� Do diab�a! � odpar� genera� nieco energiczniej, jednak z szacunkiem t�umi�c g�os. � Nie rozumiem, dlaczego interesujesz si� wci�� tym genera�em Tanzem. Mo�e ma on nawet jakie� szczeg�lne przymioty, ale nie pochodzi z szereg�w Reichswehry, nie posiada wi�c cech naszego charakteru. Rozumiesz, troch� mnie to irytuje, �e tak uporczywie wstawiasz si� za nim.
� Mam swoje powody � odpar�a Wilhelmina von Seydlitz-Gabler z u�miechem. � I powinny one by� przekonywaj�ce r�wnie� dla ciebie. W ko�cu Ulryka jest tak samo twoj� c�rk� jak moj�. A Tanz to nie tylko wybitny genera�, ale jest jeszcze nie �onaty. Poza tym dochodzi tu do g�osu tradycja. R�wnie� m�j ojciec, dow�dca pu�ku, powiedzia� do mojej matki: nasza c�rka dostanie najlepszego �o�nierza pu�ku. A by�e� nim ty!
Genera� major Klaus Kahlenberge, szef sztabu genera�a piechoty von Seydlitz-Gablera, odepchn�� si� od biurka czubkami but�w. Krzes�o, na kt�rym siedzia� omal si� nie przewr�ci�o, ale Kahlenberge mia� doskona�e poczucie r�wnowagi.
� Drogi Otto � zwr�ci� si� do pulchnego cz�owieczka, stoj�cego przed nim � nie zadawaj mi od rana z�odziejskiego pytania, ile jest warte �ycie ludzkie. M�g�bym odpowiedzie�: �ajno! Ale m�g�bym tak�e powiedzie�: niesko�czenie du�o! A najw�a�ciwsza odpowied� powinna przypuszczalnie brzmie�: to zale�y. Zasadniczo ka�dy cz�owiek posiada swoj� warto�� gie�dow�, ale kurs waha si� w zale�no�ci od poda�y i popytu.
� Panie generale � odpar� grubas w mundurze kaprala � znam do�� dobrze starszego strzelca, Hartmanna.
� Znasz frajtra Hartmanna? A sk�d, je�li wolno spyta�? Bawi�e� si� z nim w piasku? Czy tylko jako rekruci le�eli�cie w tym samym b�ocie?
Gruby Otto, kapral, pisarz i zabawka genera�a Kahlenberga u�miechn�� si� szeroko. Genera� ju� znowu trafi� w sedno, co mu si� zreszt� prawie zawsze udawa�o. Kahlenberge posiada� jak gdyby sz�sty zmys� � umia� przejrze� nawet to, co si� dzieje w t�pych g�owach. Praca z nim nie by�a nigdy nudna.
� Drogi Otto � ci�gn�� Kahlenberge, hu�taj�c si� ryzykownie, ale z widoczn� przyjemno�ci� na tylnych nogach krzes�a � jeste� �wini� do kwadratu i dlatego umiesz rozweseli� mnie czasem. Ch�tnie zrobi� ci przys�ug�. Je�li zale�y ci na tym Hartmannie, to dlaczego? W ko�cu wojna pozwala nam gra� rol� opatrzno�ci. Wi�c grajmy!
� Zw�aszcza panie generale, �e w tym wypadku sprawiedliwo��... Genera� Kahlenberge za�mia� si� znowu bez najmniejszej weso�o�ci.
�miech jego brzmia� jak dalekie krakanie s�pa.
� Co nale�y uzna� za sprawiedliwo��, Otto, to okre�la zwykle ten, kto posiada prawo decyzji. Zreszt�, ten tw�j Hartmann jest, zdaje si�, os�em albo zaspanym idealist�, co wychodzi na jedno. Gdyby mia� cho� troch� rozumu, nie by�by tu teraz. Bo tu powinien by� tylko tym, jako co figuruje w aktach � czyli trupem! A kto jest trupem, ten nie ma sam zmartwie� i nie przysparza ich innym. Mimo to a� si� prosi, by cho� raz wskrzesi� trupa.
Tym razem �yczenie kaprala by�o praktycznie spe�nione. Jego okr�g�a twarz wyra�a�a wdzi�czno��. Spojrza� w g�r� ku mapom sztabu generalnego, tak jak gdyby spogl�da� w niebo. W gruncie rzeczy los Hartmanna by� mu raczej oboj�tny, ale Otto dba� o przyjemn� atmosfer� w pracy i dlatego uwa�a� za wskazane da� genera�owi od czasu do czasu sposobno�� do okazania wielkoduszno�ci. Genera� lubi� to.
� A wi�c � oznajmi� gruby Otto � zaszereguj� spraw� Hartmanna jako piln�.
� Zr�b to, Otto � rzek� Kahlenberge kr�tko, uderzaj�c przy tym lini� o buty do konnej jazdy. � Lubi�, gdy moi ludzie usi�uj� gra� rol� pomocnik�w tak zwanej sprawiedliwo�ci. Mania mi�o�ci do ludzi wzmaga ch�� do pracy. Poza tym zwierzchnikowi sprawia przyjemno�� �wiadomo��, �e ma wok� siebie ch�tnych durni�w.
Otto przyj�� t� ostatni� uwag� oboj�tnie, jak gdyby chodzi�o o ca�kiem powszednie sformu�owanie. I tak by�o istotnie � przynajmniej u genera�a Kahlenberga. Lubi� m�wi� o tym, o czym inni ledwo �mieli my�le�. A Otto by� jego cierpliwym s�uchaczem.
� S�ysz� kroki Pana Boga � dorzuci� genera�.
� P� godziny wcze�niej ni� zwykle.
� To by�o do przewidzenia. Ma��onka zaszczyci�a go swoj� obecno�ci�, a to ogromnie zwi�ksza jego zapa� do pracy.
Dowodz�cy genera� von Seydlitz-Gabler wszed� do pokoju. Otto zesztywnia�, jak g�ra t�uszczu, kt�ra nagle zastyga niczym ��j. R�wnie� genera� Kahlenberge przerwa� hu�tanie. Wsta� i usi�owa� przybra� min� uni�on� i ch�tn�.
Dowodz�cy genera� uni�s� r�k� na powitanie. Ten przyjazny gest by� przeznaczony zar�wno dla szefa sztabu, jak dla pisarza, ale jednocze�nie by� dla tego ostatniego sygna�em do oddalenia si�. Pierwsza i jednocze�nie najwa�niejsza narada dnia by�a zawsze spraw� wewn�trzn�.
� Ubieg�ej nocy przestudiowa�em dok�adnie sugestie rozkazu f?hrera. Genera� piechoty von Seydlitz-Gabler powiedzia� to tonem podnios�ym.
Jego nieco nalana posta� tkwi�a teraz w doskonale skrojonym mundurze. Wygl�da� jak zdj�cie z parady wojskowej w ilustrowanym pi�mie, �wiadomym swej odpowiedzialno�ci � na przyk�ad z podpisem: �Nasi dow�dcy".
� Przy tym intensywnym studiowaniu rozkazu f?hrera u�wiadomi�em
sobie, �e nadarzy�aby si� nam przy tym szczeg�lna szansa, polegaj�ca przypuszczalnie na zr�cznym i efektownym zaanga�owaniu genera�a Tanza i jego dywizji.
W bystrych oczach genera�a Kahlenberga pojawi� si� kr�tki b�ysk.
Jego dywizja � zacz�� ogl�dnie � wywi�zywa�a si� dotychczas z najtrudniejszych zada� w spos�b przekonuj�cy. Wystarczy kr�tki rozkaz i Tanz obr�ci w perzyn� ca�e dzielnice Warszawy. Ale co osi�gniemy przez to? Najwy�ej rozleg�� perspektyw�, jak� daje morze gruz�w. Trupy, jak wiadomo, nie stawiaj� oporu � cuchn� tylko. Ale nie zawsze najradykalniejsze rozwi�zanie jest najlepsze. Oczywi�cie � umarli nie mog� si� buntowa�, ale te� nie mog� si� ju� na nic przyda�.
Dowodz�cy genera� skin�� g�ow� powa�nie. Cokolwiek czyni� � je�li by� w pe�nym umundurowaniu � czyni� to z powag�. Nawet w jego spojrzeniu by�o w�wczas co� wielkiego, bohaterskiego, wybiegaj�cego w przysz�o��. Pytanie tylko, jak si� ta przysz�o�� przedstawia. Ale kto my�la� o tym? Tylko Kahlenberge pozwala� sobie czasem na ten luksus.
� Warszawa � ci�gn�� dalej Kahlenberge � mo�e istotnie z biegiem czasu, w pewnych okoliczno�ciach, sta� si� diabelskim kot�em. �ydzi w getcie mog� si� zbuntowa�, a i w innych dzielnicach miasta mo�e si� wzmaga� ruch oporu i to by�oby r�wnie� nasz� win�, bo w ko�cu tolerujemy tu milcz�co do�� paskudny szlachtuz. Je�li wkr�tce w jaki� spos�b nie przeciwstawimy si� temu, przejdziemy do historii jako pomocnicy morderc�w masowych.
� Nie s�ysza�em pa�skich ostatnich uwag � rzek� dowodz�cy genera� z godno�ci�. � Co pewien czas daje si� pan, drogi panie Kahlenberge, unie�� sk�onno�ci do wypowiadania nader �mia�ych i niebezpiecznych pogl�d�w. Mog� pana tylko ostrzec!
� No c�, co si� tyczy Warszawy, to mamy na razie przynajmniej do�� czasu. I chyba nie ka�� nam tu wiecznie siedzie�. Dlatego radz� przeczeka�, a w �adnym wypadku nie rzuca� przedwcze�nie do akcji dywizji Tanza. To by�oby bowiem jednoznaczne z rozwi�zaniem radykalnym, Tanz ma na pewno specjalne pe�nomocnictwa z g��wnej kwatery f?hrera. Jego ulubiona zabawa � to po�ary, je�li daje mu si� do tego sposobno��. A na to w�a�nie, obawiam si�, nie mo�emy sobie pozwoli�.
� Jak panu wiadomo, Kahlenberge, posiadam humanistyczne wykszta�cenie. Jako znawca i mi�o�nik staro�ytnej Grecji wiem, �e nie mo�na unikn�� pewnych odpowiedzialno�ci. Jest to oczywi�cie powa�ne obci��enie, ale nie mam prawa uchyla� si�.
� A je�li historia we�mie jako tako prawid�owy obr�t, co w ko�cu mo�e si� zdarzy�, co w�wczas? Czy chce pan by� cz�owiekiem odpowiedzialnym za zniszczenie Warszawy?
Von Seydlitz-Gabler rzuci� spojrzenie na map� sztabow�, le��c� na stole. By�a to mapa Warszawy � w�skie, ciasne getto i inne, ostatnie niespokojne dzielnice. Grube, czerwone strza�y bieg�y ku �rodkowi.
� Czy pan tu ju� co� opracowa� przedwst�pnie, Kahlenberge? � spyta� dowodz�cy genera� niemal z nadziej� w g�osie.
� Chodzi o plany genera�a Tanza, kt�re zosta�y nam przekazane do zaopiniowania? Mo�e pan z tego wywnioskowa�, �e genera� nastawi� si� ju� na wykonanie ca�ej roboty w naszym okr�gu.
� Nie�le � stwierdzi� z uznaniem von Seydlitz-Gabler. Przemawia� przez niego do�wiadczony fachowiec. Widoczne by�o, �e czysta strategia sprawia mu niczym nie zm�con� rado��. � Genera� Tanz jest niew�tpliwie cz�owiekiem czynu. Zobowi�zanie go w mo�liwie przyjemny spos�b mo�e tylko przynie�� nam korzy��. Co s�dzi pan o tym, �eby zaprosi� go dzisiaj do nas na obiad?
� Obiad dla genera�a Tanza, mo�e nawet z paniami?
� Niez�y pomys�, Kahlenberge! � zgodzi� si� natychmiast dowodz�cy genera�. � �ona ch�tnie dotrzyma nam towarzystwa, c�rka tak�e.
� Mogliby�my r�wnie�, �eby przyjemno�� by�a pe�na, zaprosi� majora Graua z kontrwywiadu � zaproponowa� beztrosko szef sztabu. � Grau umie zabawia�, zw�aszcza panie, w bardzo przyjemny spos�b, opowiadaj�c ciekawe historyjki. Podobno ma teraz histori� jakiego� morderstwa ze szczeg�lnie smakowit� point�. Powiedzia� mi to przed chwil� w rozmowie telefonicznej.
� Je�li o mnie chodzi, to mo�e przyj�� � rzek� von Seydlitz-Gabler z w�a�ciw� sobie wielkoduszno�ci�.
� Zajm� si� tym � o�wiadczy� Kahlenberge kr�tko, mru��c oczy � Ludzie, jak ten major Grau, potrafi� by� bardzo zabawni, o ile nie maj� zamiaru bawi� si� naszym kosztem, czego nie mo�na przewidzie�.
Genera� Wilhelm Tanz, dow�dca dywizji �Nibelungi" sta� wyprostowany w otwartym samochodzie terenowym. Jego lewa r�ka spoczywa�a na ramie przedniej szyby, w prawej z niedba�� elegancj� trzyma� automat. Jasnymi oczami patrzy� na le��c� przed nim ulic�.
� Tu za�o�ymy pierwszy klin! � oznajmi� z wynios�ym spokojem.
Genera� Tanz wygl�da� jak uciele�nienie bohaterstwa. Spr�ysta, wygimnastykowana posta� o w�skich biodrach, barkach gladiatora i ostrych konturach twarzy. Taka udana synteza alpinisty i marynarza. Wzrostem przewy�sza� swoje otoczenie.
Kierowca genera�a, feldfebel Stoss, spogl�da� nieruchomo przed siebie. Musia� wci�� bacznie obserwowa� jezdni�, nawet gdy w�z zatrzymywa� si�. Jego r�ce, w r�kawiczkach � zgodnie z rozkazem � spoczywa�y na kierownicy. Osobisty kierowca genera�a Tanza musia� w ka�dej sekundzie by� gotowy do ruszenia z miejsca.
Pierwszy adiutant, major Sandauer, bez s�owa zaznaczy� na mapie klin, kt�ry genera� zamierza� wbi� w tym miejscu. Mia� w sobie co� z belfra, jak Himmler, ale wygl�da� bardziej inteligentnie. Spojrzenie jego mia�o badawcz� przenikliwo��. Zadawanie pyta� uwa�a� za zbyteczne.
� B�dziemy post�powali jak przy po�owie tu�czyka � rzek� genera�. � Najpierw zatoczymy szeroki kr�g. Pierwsze ulice przeczeszemy tylko, czym wprawimy w ruch wi�ksze ryby. B�d� oczywi�cie pr�bowa�y uciec w przeciwnym kierunku, ale tamte wyj�cia zamkniemy innymi klinami. Tym sposobem coraz bardziej zacisn� sie� i zagnam buntownik�w ku gettu, przez co praktycznie postawi� ich pod murem.
� A co si� stanie z ludno�ci� cywiln�? � spyta� major Sandauer.
� O normalnej ludno�ci cywilnej nie ma tu chyba mowy. � Genera� Tanz wykona� gwa�towny gest praw� r�k�, w kt�rej trzyma� automat. � B�dziemy przesiewa�. Kto si� wyda w najmniejszym stopniu podejrzany, tego przyskrzynimy.
Major Sandauer zanotowa� do rozmowy z korpusem trzy sprawy: �rodki transportu, dodatkow� os�on� i zabezpieczenie oboz�w. Chodzi�o o prowizoryczne obozy dla wi�ni�w, posiadaj�ce odpowiednie urz�dzenia, jak latryny, lazarety, kuchnie i barak do przes�ucha�.
� Wed�ug ostro�nej oceny � oznajmi� major Sandauer � w dzielnicach, kt�re b�dziemy przeczesywa�, znajduje si� blisko osiemdziesi�t tysi�cy mieszka�c�w.
� Niech si� pan odpowiednio urz�dzi � rzek� lakonicznie dow�dca dywizji.
I genera� Tanz, pozostawiwszy adiutantowi rozwi�zanie tych zada�, patrzy� zamy�lony na ulic�, na kt�rej zamierza� rozpocz�� akcj�. By�y tam stare, szaroczarne domy trzy- i czteropi�trowe o du�ych oknach i drzwiach, wykonanych przewa�nie z twardego drzewa � przypuszczalnie z polskiego d�bu, pochodz�cego z las�w pod Krakowem i pod Lublinem. By�y jak ma�e bastiony, ale nie przedstawiaj�ce szczeg�lnego problemu, gdyby si� uda�o obsadzi� je szybko, a wi�c zaskoczy�.
� Naprz�d! � rozkaza� genera�.
Adiutant szybko wsiad� do wozu. Gdy towarzyszy� genera�owi, siedzia� zawsze z ty�u po prawej stronie. Miejsce po jego lewej stronie zajmowa� drugi ordynans dow�dcy dywizji, nazywany r�wnie� ordynansem bojowym, w przeciwie�stwie do ordynansa pierwszego, do kt�rego nale�a�a opieka nad kwater�. Obowi�zkiem jego by�o mie� zawsze w pogotowiu wszystko, czego genera� m�g�by potrzebowa� w toku akcji bojowej, jak kawa w termosie, kanapki z kie�bas�, salami i wysokoprocentowy alkohol, kt�rego jednak podobno genera� nigdy nie pi� w boju, gdy� by� on przewidziany na akcje specjalne. Ponadto do �elaznych zapas�w nale�a�y trzy koce, twarda poduszka oraz amunicja do pistoletu i do automatu. Nazwiska tych ordynans�w by�y ca�kowicie niewa�ne, gdy� zmienia�y si� one niemal co tydzie�.
� Tempo trzydzie�ci! � rozkaza� genera�.
Silnik pocz�� dygota�. W�z ruszy� z prawid�owo�ci� mechanizmu zegarka.
Genera� Wilhelm Tanz, dow�dca zestawionej do specjalnych zada� elitarnej dywizji �Nibelungi", przeje�d�a� wolno alej� Potockich. Tu zamy�la� wbi� �pierwszy klin", gdy rozpocznie si� �akcja". Feldfebel Stoss uwa�nie patrzy� przed siebie. Ordynans sprawdza� przygotowane zapasy. Major Sandauer uzupe�nia� swe notatki, za� genera� zdawa� si� utrwala� sobie w pami�ci roztaczaj�cy si� przed nim obraz. Cokolwiek widzia� przed sob�, w oczach jego przeobra�a�o si� w map�.
� Miotacze ognia � rzek� przeje�d�aj�c wzd�u� szeregu dom�w. � Niech si� pan postara. Sandauer, �eby nasze zapasy zosta�y uzupe�nione.
� Zam�wi� potr�jn� ilo��, �eby by� pewnym, �e nie zabraknie ich � odrzek� major robi�c odpowiednie notatki.
Genera� Tanz skin�� g�ow�. Wiedzia�, �e mo�e zda� si� na majora Sandauera. By� on praktykiem wojny i uwalnia� genera�a od wszelkich
drobnych zaj��, wymagaj�cych wiele czasu. Tanz m�g� spokojnie walczy�, dop�ki Sandauer troszczy� si� o zaopatrzenie.
Genera� Tanz notowa� dok�adnie w pami�ci wszystko co widzia�: dom za domem, bram� za bram�. Domy by�y du�e, a wej�cia w�skie. Trzech do czterech �o�nierzy na ka�dy dom starczy�oby na razie, a wi�c zamkn��, zabezpieczy�, przeczesa�! Do tego grupy z karabinami maszynowymi, by panowa� nad jezdni�. Czo�gi jako g��wne zamkni�cie. Wszelkie dane do dyspozycji, samochody opancerzone w ci�g�ych patrolach. No i miotacze ognia! Gdy parter zostanie oczyszczony, reszta mieszka�c�w st�oczy si� na wy�szych pi�trach, jak w pu�apce. B�dzie mo�na zgarn�� ich �atwo. Oczywi�cie i tu istnieje szczeg�lna trudno�� � dachy!
� Helikoptery � rzek� genera� do adiutanta. � Do tego, je�li mo�liwe, samoloty na niskim pu�apie. Jednoczesne zablokowanie od do�u i od g�ry. Ka�dy, kto by przy takiej akcji wymkn�� si�, stanowi�by potencjalne niebezpiecze�stwo.
� Za��dam, czego tylko si� da � odpar� Sandauer mechanicznie. Jego belferska twarz by�a zatroskana, jak gdyby czeka�y go ci�kie przej�cia. M�g� sobie pozwoli� na t� mimiczn� gr� � genera� nie przygl�da� mu si� nigdy. Widzia� zawsze tylko siebie i ewentualnie wroga.
� Sta� � poleci� genera�.
Stoss nacisn�� ostro�nie hamulec. W�z zatrzyma� si� �agodnie, jak gdyby wjecha� w g�r� waty. Gromadka dzieci bawi�cych si� na chodniku znieruchomia�a. Wielkie, szeroko rozwarte oczy patrzy�y na genera�a.
Tanz, dow�dca dywizji, uni�s� r�k�, po czym wyskoczy� z samochodu spr�y�cie, jak zwyci�ski tenisista przeskakuje siatk�. Podszed� do dzieci. Ujrza� zg�odnia�e oczy, starcze, wystraszone twarzyczki. Spyta� rozkazuj�cym tonem.
� Czego si� boicie w�a�ciwie, ch�opcy?
Major Sandauer przet�umaczy� to pytanie zadane w j�zyku niemieckim. Ch�opcy nie poruszyli si�.
� Na pewno s� g�odni! � rzek� major Sandauer, obrzuciwszy ich kr�tkim spojrzeniem.
Tanz zwr�ci� si� do ordynansa. � Co mamy do jedzenia?
� Tylko dwie kanapki z w�gierskim salami przewidziane jako obiad pana genera�a.
� Pan genera� � wtr�ci� Sandauer wyja�niaj�co � jest dzisiaj zaproszony na obiad do dowodz�cego genera�a,
� Nawet gdyby tak nie by�o, nic by mnie nie powstrzyma�o od wyrzeczenia si� mojej zwyk�ej racji, je�li wymagaj� tego okoliczno�ci. Poka�cie przygotowane dla mnie kanapki.
Ordynans otworzy� �piesznie akt�wk�, z kt�rej wyj�� kanapki owini�te bia�� serwetk� i poda� je Tanzowi.
Tanz spojrza� jednak ostro na r�ce ordynansa i oczy mu zab�ys�y: r�ce trzymaj�ce chleb by�y szorstkie, spierzchni�te, nie piel�gnowane, a w dodatku brudne. Czubki paznokci mia�y szarosine obw�dki.
� �wintuch � mrukn�� genera�.
Szybko i silnie uderzy� lew� r�k� kanapki, znajduj�ce si� w serwetce. Upad�y na zakurzone kocie �by ulicy, gdzie le�a�y rozsypane na poszczeg�lne sk�adniki � salami, mas�o i chleb � o intensywnych barwach rdzawoczerwonej, �mietankowej i bia�ej jak wata w jasnobr�zowym obrze�eniu. Po��dliwe i jednocze�nie l�kliwe oczy dzieci�ce wpatrywa�y si� w nie.
� Ohydny �wintuch! � powt�rzy� genera�. � Takiego �wi�stwa nie mo�na da� nawet polskim dzieciom.
� Zanotuj pan: kanapki i mo�e inn� �ywno��, ewentualnie s�odycze! � rzek� genera� do Sandauera. � Wydaje si�, �e te dzieci s� g�odne, a w decyduj�cych chwilach g��d mo�e by� naszym sprzymierze�cem.
� Zanotowane � skin�� g�ow� Sandauer.
� A co do tego drania � ci�gn�� dalej genera�, wskazuj�c sk�pym ruchem ordynansa � to zostanie on zwolniony. Nie chc� mie� do czynienia z brudasem! W zesz�ym tygodniu o�mieli� si� poda� mi u�ywan� i nie umyt� szklank�. Porysowa� m�j pas i chcia� naoliwi� moj� mask� przeciwgazow�. Stale odwrotnie k�adzie mi koce. A teraz jeszcze pakuje mi si� pod oczy z �apami, kt�re wygl�daj� jak gdyby wygrzeba� nimi z ziemi swoj� babk�.
� Zostanie zwolniony � zapewni� skwapliwie Sandauer.
� Czysto�� pod ka�dym wzgl�dem � ci�gn�� rozkazuj�co dow�dca dywizji � oto czego wymagam od mego otoczenia. Jasne?
� Tak jest, panie generale! � wykrzykn�� ordynans teraz ju� jak gdyby z ulg�. Mo�e nawet ch�tnie wyrzeka� si� zaszczytu s�u�enia u genera�a Tanza.
� Naprz�d! � wykrzykn�� energicznie dow�dca dywizji. � Chc� objecha� dzisiaj jeszcze cztery ulice. Do obiadu musimy z tym sko�czy�. Sandauer, prosz� zameldowa� radiotelegraficznie panu dowodz�cemu genera�owi: akcja w przygotowaniu! B�dziemy w g��wnej kwaterze w odpowiednim czasie. Czy kto� ma jeszcze co� do jedzenia? Rzu�cie to dzieciom � nie zaszkodzi, je�li nabior� do nas zaufania.
ROZDZIA� III
Widocznie obiad, planowany w szczup�ym kr�gu u dowodz�cego genera�a korpusu, genera�a piechoty von Seydlitz-Gablera, musia� mie� szczeg�lne znaczenie, gdy� pani Wilhelmina sprawowa�a osobi�cie nadz�r nad przygotowaniami. Ordynansi mieli ci�ki ranek. I nie tylko oni � r�wnie� adiutant, intendent sztabu, kucharz, �e�skie si�y pomocnicze i oficerowie do zlece� mieli r�ce pe�ne roboty.
� �Czy mog�abym prosi�!" � by�o zwrotem stale w takich okoliczno�ciach u�ywanym przez pani� Wilhelmin�. Bowiem genera�owa nie rozkazywa�a ani nie wydawa�a zarz�dze�. Do tego nie by�a uprawniona. Prosi�a tylko. Ale gdy zwraca�a si� z pro�b�, brzmia�o to tak, jakby dow�dca wydawa� rozkaz dnia.
� Czy mog�aby pani, droga panno Neumeier, postara� si� o �wie�y obrus z odpowiednimi serwetkami?
Melania Neumeier, pomocnicza si�a w sztabie i d�ugoletnia sekretarka genera�a by�a wyr�nion� ofiar� pani Wilhelminy. Panna Neumeier bowiem � co przy ka�dej okazji uwydatnia�o si� wyra�nie � by�a "swemu" genera�owi g��boko oddana. Przypuszczalnie �ni�a o nim nawet w nocy. Ale nie by�a gro�na. Zbyt du�y, jakkolwiek do�� foremny nos czyni� j� nieszczeg�lnie poci�gaj�c�. Ponadto mia�a silne zahamowania w stosunku do m�czyzn. Nazywano j� ��elazn� dziewic�".
� Czy mog�abym pani� jeszcze prosi�, droga panno Neumeier, o rozejrzenie si� za kieliszkami, kt�re by do siebie pasowa�y? Chodzi mi o cztery rodzaje kieliszk�w w jednakowym stylu, a mianowicie do wody, do bia�ego wina, do czerwonego wina i do szampana. Czy mog�abym prosi� pani� o t� przys�ug�?
Takiej uprzejmo�ci nie podobna by�o si� oprze�. Ponadto do�wiadczenie wykazywa�o, �e nastr�j genera�a zale�a� w znacznej mierze od humoru jego ma��onki. A dobre samopoczucie genera�a by�o dla jego podw�adnych cenne i drogie.
� Czy mo�na prosi� o wyczyszczenie tych kieliszk�w?
Tym razem ofiarami byli trzej ordynansi, w�r�d nich podoficer Lehmann, ordynans genera�a. Czy�cili kieliszki. Po wojnie � zak�adaj�c, �e sko�czy si� kiedy� � b�d� wyszkolonymi pracownikami hotelowymi.
Pani Wilhelmina von Seydlitz-Gabler zdawa�a si� by� wsz�dzie jednocze�nie: w kuchni, gdzie piek� si� kap�on, u genera�a Kahlenberga, szefa sztabu, odpowiedzialnego teoretycznie za organizacj� przyj�cia, u Melanii Neumeier, kt�ra wypisywa�a kartki z nazwiskami, zamawia�a kwiaty i prowadzi�a przygotowawcze rozmowy telefoniczne u intendenta sztabu, kt�ry po kr�tkim wahaniu rozstawa� si� z niekt�rymi specjalnymi zapasami.
� Czy mog�abym tak�e prosi� o dostarczenie lodu do napoj�w i wiaderek, je�li to mo�liwe ze srebra?
Nie by�o przeszk�d, kt�re by zniech�ci�y genera�ow� � pokonywa�a je przewa�nie od razu z pierwszego rozp�du. W kr�tkim czasie spenetrowa�a obszerny pa�ac Lichnowskich i po�o�y�a r�k� niemal na wszystkim, co by�o tu cenne i drogie.
Pokoje, w kt�rych rezydowa� jej m��, a tym samym i ona, robi�y w ko�cu wra�enie zamieszka�ego muzeum: adamaszek z Lyonu i marmur z Carrary, obrazy z Pary�a i meble z Rzymu, a tak�e warto�ciowe meble, dzie�o polskich rzemie�lnik�w, jak pot�ny, bogato rze�biony st�, wykonany w jednej z krakowskich pracowni pod koniec osiemnastego stulecia.
Na wynios�ym obliczu Wilhelminy von Seydlitz-Gabler pojawi� si� wyraz napi�cia, gdy� wesz�a Ulryka, jej c�rka. Nale�a�o wi�c okaza� pewn� pedagogiczn� surowo��.
Ulryka by�a dziewczyn� smuk��, o pow�ci�gliwym usposobieniu. Gdyby spe�ni�o si� �yczenie jej ojca, by�aby ch�opcem. Ulryka jednak robi�a wszystko, by podkre�li� swoje kobiece cechy. Mia�a fryzur� wprost wyzywaj�c�: jej d�ugie, g�adko sczesane w�osy otula�y g�ow� jak jedwabna chusta.
Rodzice mieli z jej powodu pewne zmartwienie. Brak jej bowiem by�o w znacznej mierze owej wynios�ej pewno�ci siebie, jakiej mo�na by�o oczekiwa� od genera��wny. Nie by�a te� szczeg�lnie wybredna w wyborze towarzystwa. Nale�a�o wi�c mie� oczy otwarte. Dlatego Ulryka, kt�ra oczywi�cie pe�ni�a obowi�zki wojskowej si�y pomocniczej, by�a zawsze �przydzielana" w zasi�gu rodzic�w. Obecnie pracowa�a w komendanturze.
� Prosi�am ci�, �eby� tu przysz�a � zacz�a pani Wilhelmina � i zapewne domy�lasz si�, �e mam do tego szczeg�lne powody.
Ulryka von Seydlitz-Gabler by�a m�oda. Mia�a oczy b��kitne, niezm�cone, jak po�udniowe letnie niebo.
� Pewnie chcecie mi znowu czego� zabroni�?
� Moje drogie dziecko � odrzek�a Wilhelmina, przej�ta rol� matki i
genera�owej � my�l� o tobie wi�cej ni� przypuszczasz. Troszcz� si� o twoj� przysz�o��, aby by�a przynajmniej dobra, je�li nie �wietna. Bo w ko�cu jeste� ju� kobiet�!
� Mo�liwe � zgodzi�a si� Ulryka niemal ze smutkiem. � Niekiedy i mnie si� tak wydaje. To chyba wina wojny.
� Nie jeste� ju� niewinnym dziewcz�ciem! � genera�owa powiedzia�a to tak, jak gdyby odczytywa�a ostatnie notowania gie�dowe. � Nie potrzebujemy sobie zamydla� oczu.
� Po co mia�yby�my to robi�? Nikogo te� nie powinien z tego powodu spotka� wyrzut. Ciebie i ojca tak�e nie. Na wasze wyra�ne �yczenie pe�ni� tu tak zwan� s�u�b� wojskow�, przy czym automatycznie znalaz�am si� w�r�d wojskowych. A nie wszyscy s� tak starzy i pe�ni godno�ci, jak dowodz�cy genera�.
� Mam nadziej�, �e nie pos�dzasz mnie o to, �e chc� ci prawi� kazanie o moralno�ci. Uwa�am, i� ka�dy ma w�asne do�wiadczenia. Ale interesuje mnie, czy jeste� szcz�liwa?
� Czy w takiej sytuacji nale�y koniecznie by� szcz�liw�? Pani Wilhelmina skin�a g�ow�.
� Znam takie sytuacje! Gdy by�am w twoim wieku, uleg�am pewnemu porucznikowi. By�o to letni� noc� w parku. I nie potrzebuj� chyba zaznacza�, �e by� to cz�owiek niezwyk�y. Ale czy mia�am si� wi�za� z m�odym, porywczym porucznikiem? By� pewien kapitan o wiele spokojniejszy, dojrzalszy, bardziej sta�y. To by� tw�j ojciec.
Ulryka wyzywaj�cym gestem za�o�y�a nog� na nog�, ale nie zdo�a�a odwr�ci� tym uwagi genera�owej. Gdy pani Wilhelmina wytkn�a sobie jaki� cel, d��y�a do niego wytrwale.
� My kobiety � ci�gn�a dalej, nie zbita z tropu � miewamy niekiedy chwile s�abo�ci, ale w decyduj�cych momentach u�wiadamiamy sobie nasz� prawdziw� warto�� i w ko�cu wychodzimy za m�� za tego, kto wydaje si� n