8673
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 8673 |
Rozszerzenie: |
8673 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 8673 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8673 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
8673 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Autor: KIR BU�YCZOW
Tytul: Zha�bione miasto
(Opozoriennyj gorod)
Z "NF" 8/98
Pi�tno ha�by, jakim los naznaczy� czo�o Wielkiego
Guslaru, tak jak ka�de pi�tno, by�o niezmywalne. I nie mo�na
obwinia� za nie mason�w, syjonist�w, CIA czy mafi�.
My jeste�my winni.
Ale przyzna� si� do tego nie mo�emy.
Wszystko zacz�o si� od tego, �e w okolicach Wielkiego
Guslaru wyl�dowa� taki sobie zwyczajny statek kosmiczny z
systemu Scypiona. Na statku by� jeden kosmita. Nie wiadomo,
jak si� nazywa�.
Przybysz najprawdopodobniej nie mia� z�ych zamiar�w. Mo�e
by�a mu potrzebna pokrzywa, uwa�ana w Galaktyce za
uniwersalny �rodek wychowawczy, a mo�e chcia� nazrywa�
konwalii dla swojej przyjaci�ki.
Kosmonauta wybra� bezludne miejsce w lesie, niedaleko od
Wielkiego Guslaru, wypatrzy� jaskrawozielon� polan� i
nacisn�� na hamulce.
Gdy statek powoli zbli�a� si� do Ziemi, kosmonauta
przejrza� si� w lustrze. Wszystko by�o w porz�dku, wygl�da�
jak najzwyklejszy guslarski grzybiarz. To na wypadek, gdyby
w lesie dosz�o do jakiego� przypadkowego spotkania. Kosmita
�ci�le przestrzega� zasady nieingerencji.
Statek dotkn�� ziemi, trawa rozchyli�a si� i na
powierzchni pojawi�o si� czarne b�oto. Okaza�o si�, �e na
skutek niedopatrzenia ze strony kapitana i przyrz�d�w,
statek wyl�dowa� na niedu�ym, ale g��bokim trz�sawisku.
Kosmita szybko otworzy� g�rny luk statku podobnego do
gigantycznego srebrnego jaja i wydosta� si� na zewn�trz.
Przez jakie� p� minuty sta� na szczycie statku. Ci�gle
mia� nadziej�, �e na chwil� statek dotknie dna trz�sawiska.
Ale gdy czarna ma� zacz�a ze wszystkich stron podchodzi� do
jego but�w, kosmita zebra� si�y i skoczy� na suchy brzeg,
oddalony od statku o jakie� dziesi�� metr�w.
Kosmita posta� tak z dziesi�� minut, patrz�c na znikaj�cy
w trz�sawisku statek. Bagno zamlaska�o, wsysaj�c go,
zako�ysa�o si� i uspokoi�o.
Kosmita got�w by� si� rozp�aka�.
Sytuacj�, w jakiej si� znalaz�, mo�na by�o nazwa�
tragiczn�.
By� dziesi�tki lat �wietlnych od domu i najbli�szej
stacji technicznej, ca�kiem sam, na planecie, na kt�rej
wcze�niej nie posta�a stopa �adnej istoty z cywilizowanego
Kosmosu, musia� odlecie� z niej, nie nawi�zuj�c kontaktu z
miejscowymi w�adzami i pras�.
Je�eli nie uda mu si� zrealizowa� tego nierealnego
zadania, pozostanie mu tylko samob�jstwo. A samob�jstwo by�o
dla tego kosmity czynem nie tylko niewykonalnym, ale i
wstr�tnym.
Nie podj�wszy �adnej decyzji, kosmita ruszy� w stron�
Wielkiego Guslaru, maj�c nadziej�, �e po drodze uda mu si�
co� wymy�li�.
Jak ka�dy galaktyczny podr�nik, kosmita mia� za sob�
szko�� prze�ycia. M�g� nie oddycha� przez trzydzie�ci dwie
minuty, wydosta� si� z g��boko�ci pi�ciuset metr�w bez
akwalungu, spa�� z sz�stego pi�tra i nie zabi� si�, m�g�
porozumiewa� si� z napotkanymi istotami w ich j�zyku, biega�
szybciej ni� ameryka�scy Murzyni, p�ywa� lepiej ni�
krokodyl.
I zna� sztuczki, do kt�rych kosmonauci mogli si� ucieka�
na obcych planetach.
Rozmy�laj�c o mo�liwo�ciach ratunku, kosmita przypomnia�
sobie jedn� tak� sztuczk�, kt�ra mog�a mu pom�c, je�li
mieszka�cy Ziemi byli sk�onni do powszechnego w Galaktyce
grzechu czy, powiedzmy raczej, s�abo�ci.
Nale�a�o to sprawdzi�.
Rozmy�laj�c w ten spos�b, kosmita wszed� do Wielkiego
Guslaru.
Na przedmie�ciach kr�luj� jednopi�trowe domki, ale im
bli�ej centrum, tym domy s� wy�sze, osi�gaj�c w centrum
wysoko�� czterech pi�ter.
Pomi�dzy domami stoj� cerkwie, kt�re przetrwa�y
antyreligijn� propagand�, ulicami je�d�� rowerzy�ci i
motocykli�ci. Mercedes�w kosmita nie zauwa�y�, chocia� zna�
si� na markach ziemskich samochod�w.
Kieruj�c si� w stron� centrum, przybysz studiowa�
lokalizacj� sklep�w i sklepik�w.
We wszystkich sklepach kosmita zastyga� przed lad� i
d�ugo wpatrywa� si� w towar, pr�buj�c zrozumie�, na co jest
popyt, a co nie wywo�uje zainteresowania klient�w.
Doszed� do wniosku, �e nikt nie kupuje napoju
kawopodobnego "Rze�ki poranek". W jego sk�ad wchodzi�y
produkty czyste ekologicznie: m�ka z �o��dzi, palona kora
g�ogu i inne interesuj�ce komponenty. Wydawa�o si�, �e ten
produkt b�dzie odpowiedni do eksperymentu psychologicznego.
Kosmita usiad� na �awce w ogr�dku, nieopodal cerkwi
Paraskiewy Piatnicy, i patrzy� na p�yn�ce ob�oki. Zachowywa�
si� jak paj�k, kt�ry nieruchomo i nawet leniwie czeka na
swoj� zdobycz.
Zdobycz pojawi�a si� po dziesi�ciu minutach w osobie
zasapanej od d�wigania ci�kiej torby staruszki, kt�rej
imienia nie znamy.
Babcia siedzia�a przez minut� albo dwie w milczeniu,
zanim jej s�siad zwr�ci� si� do niej z pytaniem.
- Ci�nienie?
Babcia odwr�ci�a g�ow� i zobaczy�a obok siebie cz�owieka
raczej m�odego, nale��cego do typu m�czyzn, kt�rzy
wzbudzaj� zaufanie w�a�nie w starszych paniach. Z takich
m�czyzn wychodz� doskonali zi�ciowie i beznadziejni
m�owie.
- Zam�czy�o mnie - zgodzi�a si� babcia. - Od rana w
g�owie tak stuka i stuka, jakby poci�g jecha� i jecha� i nie
m�g� przejecha�.
- A mojej mamie przesz�o, jak r�k� odj��. Mog�
za�wiadczy�.
- A co zrobi�a? - zainteresowa�a si� babcia.
- Nie wiem wprawdzie, czy macie to u was w sklepach -
�rodek na pierwszy rzut oka dziwny, nikt by si� nie
domy�li�, a mojej mamie - jak r�k� odj��.
W tym momencie kosmita przerwa� i zacz�� si� wpatrywa� w
ob�oki, tak jakby w �yciu nie widzia� nic bardziej
interesuj�cego.
- Niech�e pan m�wi, niech pan m�wi, chyba �e to sekret.
- W�a�ciwie to da�em mamie s�owo, �e nikomu nie powiem...
Ale czuj� do pani sympati� i wsp�czuj�, wi�c zdradz� pani
tajemnic�.
- Obiecuj� - nikomu ani s�owa! - powiedzia�a na wszelki
wypadek babcia.
M�ody cz�owiek ju� jej nie s�ucha�. Jak modlitw�, jak
poga�skie zakl�cia, mamrota�:
W gor�cej wodzie rozpu�cisz
Dwie, trzy �y�ki na szklank� odmierzysz
I do czterdziestu policzysz
Nap�j lecznicy otrzymasz!
- Jak, jak pan powiedzia�? - przej�a si� staruszka. Ba�a
si�, �e zapomni.
- Zapisa�, czy nauczy si� pani na pami��? - zapyta�
kosmita. - Nap�j kawopodobny "Rze�ki poranek".
Kosmita zapisa� czterowiersz drukowanymi literami. Potem
powiedzia�:
- Lepiej nie gotowa�. Doprowadzi� do wrzenia, ale nie
gotowa�.
- Rozumiem - babcia z trudem oderwa�a si� od kartki. -
Dwie, trzy �y�ki na szklank� odmierzy�, nap�j leczniczy
otrzymasz.
Nie widzia�a ju� kosmity. Mia�a przed sob� szczytny cel.
Kosmita poszed� do hotelu, oczarowa� dy�urn� i dosta�
��ko w apartamencie. Mieszka�o tam jeszcze dw�ch facet�w. Z
wojew�dztwa.
Nie zdejmuj�c but�w, kosmita po�o�y� si� na ��ku i
zacz�� my�le�. Nikt mu nie przeszkadza�. W �rodku
roboczego dnia w pokoju nikogo nie by�o.
Ten pierwszy krok jeszcze nic nie znaczy�. Nawet gdyby
mia� szcz�cie. Puszczona przez niego plotka mog�a ucichn��,
gdyby trafi�a na niezainteresowanego po�rednika. Trzeba by�o
dzia�a� dalej, tymi samymi �rodkami. Zanim b�dzie mo�na
przej�� do punktu g��wnego, kosmita musia� oszo�omi� miasto,
rozhu�ta� je jak ��dk�, sprawi�, �eby zagubi�o si� jak
dziecko w g�stym lesie.
Potrzebny by� kolejny nonsens.
- Eureka! - krzykn�� kosmita, zrywaj�c si� z ��ka po
p�godzinie intensywnego my�lenia. - Eureka!
Oczywi�cie, s�owo "eureka" jest tylko przybli�onym
t�umaczeniem jego okrzyku.
Przybysz wyszed� na g��wn� ulic� i rozpocz�� poszukiwania
przedmiotu swojej kolejnej dywersji.
Podszed� do straganu, gdzie gruba w�sata kobieta
handlowa�a nietypowymi dla Guslaru owocami: bananami,
ananasami, mango, kiwi. Trzy albo cztery osoby sta�y w
kolejce nie denerwuj�c si�, nie krzycz�c i nie boj�c si�, �e
owoc�w zabraknie - oto, jakie czasy nasta�y!
Kosmita poczeka� na swoj� kolej, wybra� ki�� co
��ciejszych banan�w. Nie odchodzi� daleko, nie chowa� si�
nigdzie, �eby je zje��, przeciwnie, podszed� do piaskownicy,
w kt�rej maluchy uczy�y si� wznosi� zamki z piasku. Mamy i
babcie siedzia�y obok na �awkach.
Kosmita roz�o�y� du�� chusteczk�, usiad� na niej, a
banany po�o�y� na �aweczce obok siebie. Potem od�ama�
jednego banana i powoli, demonstracyjnie, obra� go ze
sk�rki. Robi� to tak elegancko, �e m�ode mamy patrz�c na
niego my�la�y: jaka szkoda, �e los da� mi za m�a Pieti� albo
podsun�� Wasi�. Dlaczego nie poczeka� i nie wyda� mnie za
tego skromnego, pe�nego wewn�trznej godno�ci cz�owieka.
Wtedy ten pe�en godno�ci cz�owiek zburzy� przyjemny
obrazek.
Obra� banana, wyrzuci� do kosza owoc, zostawi� sk�rk�. I
zacz�� j� po�era� z dziwn�, nieludzk� �ar�oczno�ci�.
Tylko prosz� nie my�le�, �e sprawia�o mu to przyjemno��.
Wr�cz przeciwnie, w normalnych warunkach kosmita nigdy by
nie zrobi� czego� tak wynaturzonego.
Niekt�re mamy zacz�y ocha�, inne odwraca�y wzrok. A
kosmita pomy�la�, �e nast�pnym razem powinien wzi�� jajka.
Mo�na bardzo efektownie wylewa� zawarto�� pod nogi i
chrz�ci� skorupkami.
Mamy, rozczarowane, milcza�y, a jaka� babcia, trzymaj�c w
r�ku nap�j "Rze�ki poranek", ruszy�a w stron� przybysza,
�eby go skarci�. Ale nie zd��y�a. Wyprzedzi�a j� trzyletnia
dziewczynka Wiera. Dziewczynka podesz�a do wujka, kt�ry jad�
sk�rk� od banana i powiedzia�a:
- Jeste� g�upi, tak?
- Nie - odpowiedzia� kosmita, z rado�ci� przys�uchuj�c si�
ciszy, kt�ra zapanowa�a w ogr�dku. - Nie jestem g�upi.
- To dlaczego jesz sk�rk�? Trzeba je�� banana.
- Nie masz racji dziewczynko - odpowiedzia� kosmita. -
Jem to, co zdrowe.
- To ty jedz to, co zdrowe, a mnie daj to, co niezdrowe
- i dziewczynka pokaza�a pozosta�e banany.
Wtedy jej mama, przystojna, farbowana blondynka ze
sk�onno�ci� do tycia, podbieg�a do przybysza, z�apa�a Wierk�
i ci�gn�c j� za r�k�, powiedzia�a:
- Niech si� pan nie gniewa na dziecko, ona jest ju� taka
wra�liwa...
- Prosz� - powiedzia�a babcia z pude�kiem "Rze�kiego
poranku" w r�ku. - Jak to psuj� dzieci. Pokazuj� im r�ne
g�upoty, a one powtarzaj�.
- Ach - zdziwi� si� przybysz - pani na pewno nie czyta�a
ksi��ki profesora Pole�ajewa "�yjcie d�ugo i cieszcie si�
�yciem"?
- Nie, nie by�o okazji - powiedzia�a babcia, z pewnym
przera�eniem patrz�c, jak m�ody cz�owiek obiera drugiego
banana, wyrzuca �rodek i �uje sk�rk�.
- Tam, na podstawie statysytki, dowiedziono czarno na
bia�ym, �e sk�rka od banana powoduje niewiarygodne
odm�odzenie. Je�eli spo�ywa si� regularnie cztery sk�rki
dziennie przed jedzeniem, to nie tylko wzrasta, za
przeproszeniem, potencja, ale r�wnie� znikaj� wszystkie
zmarszczki, nie m�wi�c ju� o nadnerczach.
- Oho! - powiedzia�a babcia z pogard�. - My�la�by kto!
- Niech pani spr�buje kupi� banana w Japonii - powiedzia�
kosmita. - Co tam w Japonii - prosz� pojecha� do Moskwy. U
nas ludzie ustawiaj� si� w kolejkach ju� wieczorem.
- A to dobre! - powiedzia�a babcia.
Jedna z mam poci�gn�a swoje dziecko do wyj�cia z
ogr�dka.
- Dok�d idziesz, Dusia? - zapyta�a kole�anka.
- P�no si� zrobi�o, za p� godziny Grigorij przyjdzie z
pracy na obiad.
Powiedzia�a to tak fa�szywym g�osem, �e pozosta�e kobiety
zrozumia�y: Dusia leci wykupi� wszystkie banany. Zrozumia� to
r�wnie� kosmita, kt�ry �yczliwie rzuci� za Dusi�:
- Za du�o sk�rek na raz mo�e zaszkodzi�! Mo�e doj�� do
katastrofalnego odm�odzenia organizmu.
Z charakterystyczn� dla narodu rosyjskiego wra�liwo�ci�
Dusia krzykn�a:
- Nie b�d� taki m�dry!
Dla pozosta�ych kobiet by� to sygna� do zabrania dzieci i
porzucenia ogr�dka.
Ostatnia wysz�a babcia, przyciskaj�c do piersi pude�ko
"Rze�kiego poranka".
Kosmita wyci�gn�� nogi (rano kupi� sobie buty firmy
Salamander - marzy� o nich od dawna), przeci�gn�� si� i
zacz�� obmy�la� now� intryg� dla mieszka�c�w Guslaru.
Nale�a�o rozpowszechni� szkodliwe plotki w�r�d
pozosta�ych warstw spo�ecze�stwa.
Kosmita poszed� do sklepu monopolowego.
Min�y czasy, gdy w kolejce po w�dk� ludzie tratowali si�
i zabijali. Teraz w�dki jest tyle, �e mo�na si� w niej
k�pa�.
Ale po dzi� dzie� guslarscy amatorzy alkoholu maj� swoje
ulubione miejsce, z kt�rym zwi�zane s� jasne wspomnienia.
Najwa�niejsze z nich to dzia� monopolowy w sklepie
spo�ywczym nr 1. Czego tam nie przywozili! Czego nie
sprzedawali, za czym si� nie zabijali! �wi�te miejsce. Czy
godzi si� kupowa� teraz w�dk� w innym sklepie, nawet je�li
wsz�dzie mo�na j� kupi� bez kolejki?
- Ciekawa rzecz - powiedzia� kosmita, zwracaj�c si� do
ludzi przed sklepem - ciekawa rzecz, takie naruszenie
technologii.
- A o co chodzi? - zapyta� nieufnie cz�owiek z dzieci�cym
przezwiskiem Czerwononosy Jele�. Nie pora teraz na
wyja�nianie, w jakich dramatycznych okoliczno�ciach Benjamin
Utkin straci� swoje imi� i zyska� to india�skie przezwisko.
- Gazety trzeba czyta� - powiedzia� ostro kosmita. Do
tego audytorium trzeba by�o m�wi� ostro. Inaczej wielu mog�o
nie zrozumie�.
- W gazetach nic ju� nie ma - powiedzia� Pogosian. -
Wszystkie si� zaprzeda�y.
- A "Ekspertyz�" czytali�cie? - zapyta� nie zmieszany
przybysz.
- Jak� znowu ekspertyz�?
- W "Ekspertyzie", dodatku do "Izwiestii", pisali, �e
teraz szukaj� winnego na ca�ym �wiecie. W wyniku wojen
konkurencji w�dka Rosijskaja ju� drugi tydzie� ma o dwa
procent wi�cej ni� zwykle. Ma, nie uwierzycie, czterdzie�ci
dwa procent.
- ��esz - powiedzia� Czerwononosy Jele�. - Pi�em j�
wczoraj. W�dka jak w�dka.
- O to, to, widzieli ci� wczoraj w kana�ku - powiedzia�
Pogosian.
- No i prosz� - powiedzia� przybysz. - Nie wytrzyma�
ch�op. Rozumiecie, to nie o w�dk� chodzi. Dodatkowy procent
- oto, co zwala cz�owieka z n�g.
- O�e� ty! - powiedzia� kto�.
Rosijskaja - powiedzia� przybysz - ale nie ka�da. Tylko
ta z zielon� etykietk�.
W tym momencie przysz�y dwie dziewczyny, kt�re z
o�ywieniem rozmawiaj�c �u�y sk�rki od banana. Widok by� tak
nienaturalny, �e m�czy�ni zapomnieli o w�dce, a kosmita
ucieszy� si�, �e jego dzia�alno�� przynosi efekty.
- M�wisz, o dwa procent? - zapyta� Pogosian, cz�owiek
ufny i prosty. - No i co z tego wychodzi?
- Wychodzi z tego, �e niby wypi�e� litr, a tak naprawd�
to nie litr, a litr i pi��dziesi�t gram - wyja�ni� kto�.
- Za darmo? - zapyta� Czerwononosy Jele�.
- Ot� to - powiedzia� przybysz i poszed� dalej sia�
zam�t jak diabe�, chocia� oczywi�cie nie by� diab�em, tylko
najzwyklejszym ksi�gowym, kt�ry niechc�cy trafi� na obc�
planet� i musia� si� z niej wydosta�.
Panuj�cy w ludzkim mrowisku niepok�j cieszy� kosmit�.
Jego przewidywania sprawdza�y si�, intuicja go nie zawiod�a.
Ale �eby zada� miastu ostateczny, mia�d��cy cios, kosmita
potrzebowa� czasu i dodatkowego wysi�ku umys�owego.
Ka�de miasto, jak �ywy organizm, ma �y�y i arterie.
Ulice. Wype�nia je krew miasta - jego mieszka�cy. Potoki
p�yn� w konkretnym kierunku, ich bieg jest celowy. Rano
ludzie id� do pracy, wype�niaj�c arterie i �rodki
komunikacji, w ci�gu dnia pracuj�cy i niepracuj�cy chodz� po
sklepach, wieczorem p�yn� ulicami - �y�ami do swoich
mieszka�, a potem znowu je porzucaj�, wychodz� do kina lub
dyskoteki.
A przybysz robi� wszystko, �eby zmyli� bieg potok�w, �eby
organizm mia� dosy�, �eby zagubi� si� w dzia�aniach swoich
erytrocycik�w.
Dzika jak tornado kolejka ustawi�a si� przed dwoma
sklepami, w kt�rych wykryto obecno�� kawopodobnego napoju
"Rze�ki poranek".
Po opuszczeniu stragan�w z bananami, t�um kobiet, g��wnie
m�odych, sta� na przystani na rzece. Powiedziano im, �e tam
na osiedlu Zarzecze, na straganie u Kawiniakiana s� jeszcze
banany.
M�czy�ni biegali od sklepu do sklepu w poszukiwaniu
czterdziestodwuprocentowej Rosijskiej.
Pozostawa�y jeszcze dzieci.
- Dzisiaj - powiedzia� przybysz, nachylaj�c si� do
trzecioklasisty - w klubie mi�o�nik�w rzeki b�d� wy�wietla�
osiemna�cie odcink�w "��wi Ninja" - za darmo...
I wiele rodzin nie doczeka�o si� swoich pociech na
obiedzie.
A starsze pokolenie p�ci m�skiej?
Dla nich przybysz nie �a�owa� pieni�dzy, kupi� koszyk
borowik�w (pustosz�c w tym celu ca�y bazarek), po czym
stan�� na przystanku autobusowym i ka�demu zainteresowanemu
dawa� kartk� z planem. Na planie zaznaczone by�y parowy,
gdzie kosmita rzekomo zbiera� borowiki. Podobno zosta�o ich
tam jeszcze ze dwie ci�ar�wki.
Ostatnim ciosem, zadanym tego ranka, by�a wiadomo��,
kt�r� us�ysza� od przybysza Korneliusz Uda�ow. Przybysz
oczywi�cie nie wiedzia�, �e rozmawia z samym Korneliuszem
Uda�owem, kt�rego nie we�miesz na tanie galaktyczne plewy.
- Dziwne - przybysz podszed� do Uda�owa, kt�ry czeka� na
autobus na rogu Puszki�skiej. - Nigdy jeszcze czego� takiego
nie widzia�em.
- Czego pan nie widzia�? - zapyta� przez grzeczno��
Uda�ow.
- Takiego plu�ni�cia. Dwadzie�cia lat w�dkuj�, ale �eby
tak plusn�o - nawet nie my�la�em, �e to mo�liwe.
Jakim sz�stym zmys�em przybysz odgad�, �e Korneliusz jest
zapalonym w�dkarzem - nie wiadomo. Ale od razu obudzi� w
Uda�owie czujno��.
- Gdzie? - zapyta�.
- A tam, w sadzawce. Widzi pan, cerkiew, a za ni� jest
sadzawka.
- Co pan! - za�mia� si� Korneliusz. - Jaki plusk? W tej
sadzawce �yj� tylko �aby.
- Dziwne, bardzo dziwne - my�la� na g�os kosmita. -
Siedzia�em na brzegu, a on przeszed� dos�ownie przy moich
nogach.
- Kto?
- Sum. Niedu�y, z p�tora metra, ale widzia�em go na
w�asne oczy. Gdybym nie by� tu tylko przejazdem, wzi��bym
spinning i ucieszy� rodzin� po�owem. Dobrze, �e nie trzeba
daleko jecha�.
Przyjecha� autobus.
Uda�ow, kt�ry na niego czeka�, sta� dalej na jezdni i
wytrzeszcza� oczy, a przybysz spokojnie wsiad� do autobusu i
powt�rzy� opowie�� o sumie dw�m m�odym obibokom, kt�rzy go
wy�miali i wyskoczyli na nast�pnym przystanku.
Tak wi�c, gdy Uda�ow, zwalczywszy w�tpliwo�ci, przybieg�
nad sadzawk� z w�dk� i podrywk�, na brzegach siedzia�o,
wypisz wymaluj jak �aby, dwudziestu sze�ciu w�dkarzy w
r�nym wieku.
Uda�ow splun��, ale rozepchn�� �okciami co m�odszych
konkurent�w i usiad�.
Teraz, gdy miasto osi�gn�o stan organizmu chorego na
�wink� z powik�aniami, kosmita zdecydowa� si� na
najwa�niejszy trik.
Od tego zale�a�o jego �ycie.
A tak�e od tego, czy Wielki Guslar jest gotowy rzuci� si�
w przepa�� ha�by i poni�enia.
O pomy�ce nie mog�o by� mowy. Kosmita tak jak saper -
pomyli� m�g� si� tylko raz. I by�by to jego ostatni b��d.
Potrzebowa� m�czyzn. W dobrej formie.
M�czy�ni stali obok stadionu "Riecznik" i leniwie
dyskutowali o szansach swojej dru�yny pi�karskiej. Do
rozpocz�cia meczu by�o jeszcze p� godziny.
Kosmita zacz�� przys�uchiwa� si� rozmowie.
Tak jak przypuszcza�, nie mia�a ona �adnego zwi�zku z
pi�k� no�n�.
W Wielkim Guslarze, dotkni�tym chorob� plotek i pog�osek,
zapl�tanym w paj�czyn� sum�w, sk�rek od banana, napoj�w
"Rze�ki poranek" i trzy lub cztery inne przedsi�wzi�cia
kosmity, rozmowy by�y wyj�tkowo monotematyczne i zako�czy�y
si� emocjonaln� pora�k� m�czyzn. M�czy�ni zupe�nie nie
wiedzieli, co robi� - wierzy� czy nie wierzy�... A je�li
wierzy�, to komu? Chcieli wierzy�. Bardzo. Rosjanin zawsze
chce wierzy� i zawsze znajduj� si� ludzie, kt�rzy powiedz�:
"Uwierz mi, Iwanie Iwanowiczu! Ja wska�� ci drog�!"
- Ale co ciekawe - wtr�ci� si� do rozmowy kosmita -
Uda�ow jednak z�owi� suma w tej sadzawce. Metr dwadzie�cia.
Sam widzia�em.
- Dwa sumy - poprawi� kosmit� m�czyzna w niebieskim
dresie.
- I szczupaka - powiedzia� trzeci.
- Szczupaka nie - zaprotestowa� cz�owiek w niebieskim
dresie. - Widzia�em, jak wraca�. Dwa sumy i jesiotr.
- Jaki tam jesiotr! - zez�o�ci� si� ch�opak w
bejsbol�wce. - Sk�d by si� wzi�� jesiotr w tej ka�u�y? Tam
s� tylko pijawki.
- I co, mo�e suma nie z�apa�, co, mo�e nie z�apa�? -
gor�czkowa� si� cz�owiek w niebieskim.
- No, suma z�apa� - przyzna� ch�opak, nie chc�c dosta� po
karku.
- To jeszcze nic! - powstrzyma� go gestem by�y sportowiec z
fioletow� twarz� pijaka. - A samoch�d z borowikami
widzieli�cie?
Zacz�li si� k��ci�. Jedni widzieli, inni nie widzieli
albo nie wierzyli...
- Ja te� w to nie wierz� - powiedzia� kosmita tak g�o�no,
�e pozostali zamilkli. - Jestem nietutejszy i dziwi mnie,
jakie g�upoty ludzie o was opowiadaj�. Szczerze m�wi�c... -
W tym momencie kosmita zaj�kn�� si� i wszyscy nagle
zrozumieli, �e nawet je�li do tej pory nieznajomy nie
k�ama�, to teraz zacznie. - Szczerze m�wi�c, boj� si� -
p�jd� jutro na bagna w poszukiwaniu rzadkich ro�linek, a
kto� z was przypomni sobie t� g�upi� bajeczk� i polezie za
mn�. A ja nie znosz� niekompetentnych ludzi. Nie, �eby mi
by�o szkoda z�ota, nie, z�ota mi nie szkoda, ale nie znosz�
niekompetencji.
I kosmita odwr�ci� si� i zacz�� i��, a wszyscy kibice w
liczbie ponad dwudziestu ruszyli za nim, okr��yli go i
odci�li mu drog� odwrotu.
- Przepraszam bardzo - powiedzia� cz�owiek w niebieskim
dresie. Najwyra�niej mia� dusz� przyw�dcy. - Co to za
ro�liny?
- R�ce przy sobie! - zbuntowa� si� kosmita przeciwko
przes�uchaniu.
- Poka� pozwolenie na zbieranie rzadkich ro�lin! -
krzycza� jaki� facet, metr czterdzie�ci w kapeluszu, z
w�osami wystaj�cymi z uszu.
- Z CIA, z CIA!
Kosmita z zadowoleniem skonstatowa�, �e r�norodno�� i
si�a plotek rosn� w oczach. Jutro ca�e miasto b�dzie m�wi�,
jak to z�apano agenta - tru� wod� w stawie i plu� do studni.
- M�w! - rozkaza� m�czyzna w niebieskim. Pozostali
oddychali szybko i p�ytko.
- Ale nikomu ani s�owa! - zastrzeg� kosmita. - Sami
rozumiecie.
- Rozumiemy, rozumiemy, co mamy nie rozumie� -
pospieszyli z odpowiedzi� s�uchacze.
- W czasie rewolucji zatopili to na bagnach. Wywozili w
poci�gu pancernym pieni�dze frontu p�nocnego. Ale czerwoni
deptali im po pi�tach. Oni tam - i czerwoni tam! Oni tutaj -
i czerwoni tutaj! I wtedy genera� Miller wyda� rozkaz
wrzucenia kanistra w bagno.
- Niech pan powt�rzy nazwisko genera�a - poprosi�
staruszek, przypominaj�cy bia�� myszk� do�wiadczaln�.
Trzyma� w r�ku notes i chcia� zapisywa�.
- �adnych notatek! - ostrzeg� kosmita. S�siedzi rzucili
si� na staruszka, zabrali mu notes i wyrzucili go z grupy
okr��enia.
- Mam map� - powiedzia� kosmita. - Kto chce popatrze�?
Ale tylko jedna osoba!
- Ja popatrz� - powiedzia� cz�owiek w niebieskim.
- Nie, nie, wybory! Trzeba wybra� delegat�w! - sprzeciwi�
si� metr czterdzie�ci w kapeluszu.
- Oto mapa - powiedzia� kosmita i wyci�gn�� z kieszeni
przygotowan� wcze�niej kartk�.
I zacz�� obja�nia�, w kt�rej cz�ci bagien le�y kanister
ze z�otem. Pozostali zagl�dali mu przez rami�, sapali, ale
niczego nie mogli zrozumie�.
- Ty nas prowad� - powiedzia� staruszek z ostatniego
rz�du.
- I po co mam was prowadzi�? - zdziwi� si� przybysz. -
Potrzebna mi koparka, a nie banda nierob�w. Potrzebuj�
�opat, pomp! Techniki!
- Technika tam nie dojedzie! - krzykn�� metr
czterdzie�ci.
- Zobaczymy - powiedzia� przybysz. - W razie czego
p�jdziemy po trupach.
Ludzie poczuli, �e krew szybciej kr��y w ich �y�ach.
Wygl�da�o na to, �e trafi� si� w�dz, kt�ry wiedzia�, czego
chce.
- A rzeczywi�cie - powiedzia� staruszek z ostatniego
rz�du. - Pami�tam, m�wiono o tym w latach dwudziestych.
P�tak by� wtedy ze mnie, ale pami�tam.
Nie min�a nawet godzina, gdy na �smym kilometrze na
le�n� drog� zjecha�a z szosy koparka, trzy wywrotki,
samoch�d asenizacyjny z wielk� karbowan� rur� do odci�gania
wody, �uraw, gazik, a za t�, nie wiadomo sk�d i nie wiadomo
jak� �ci�gni�ci technik�, spieszyli ludzie z �opatami,
grabiami i innymi narz�dziami.
Maszyny grz�z�y w b�ocie, ludzie wyci�gali je na w�asnych
plecach, st�kali, przeklinali, walczyli, ale nie poddawali
si�. Czuli si� tak, jakby forsowali Dniepr.
Rzecz jasna, nie dosz�oby do takiego masowego
za�lepienia, gdyby miasto nie by�o odpowiednio przygotowane.
Wielki Guslar zasypany lawin� plotek, oklapni�ty,
zatrwo�ony, bliski by� wpadni�cia w panik�.
Przybysz nie wtr�ca� si� do organizacji rob�t. Pokaza�
tylko okr�g�� plam� trz�sawiska, gdzie nale�a�o szuka�
kanistra, a dowodzenie powierzy� cz�owiekowi w niebieskim
dresie.
Ludzie podzielili si� prac�. Jedni pomagali koparce ry�
kana�y odprowadzaj�ce, inni razem z samochodem asenizacyjnym
odci�gali wod�, jeszcze inni �adowali wywrotki... Wszyscy
mieli co robi�. I wszystkich ogarn�� ten szczeg�lny zapa�
pracy, kiedy cz�owiek zapomina, po co si� tak po�wi�ca i
wysila. Najwa�niejsza jest sama praca!
Po godzinie trud�w z bagna wynurzy� si� wierzcho�ek
podobnego do gigantycznego jaja statku kosmicznego. Rozleg�y
si� triumfalne okrzyki - wszyscy zrozumieli, �e to jest
w�a�nie ten kanister.
- Zdw�jmy ostro�no��, towarzysze! - powiedzia� przybysz i
za��da�, �eby koparka przenios�a go na �rodek trz�sawiska.
A tam zeskoczy� na sw�j statek. Towarzysze pracy bili
brawo.
- Zdw�jmy wysi�ki, przyjaciele - krzykn��. - Koniec ju�
bliski. Skarby s� prawie w naszych r�kach.
Niekt�rzy zacz�li pyta�, co on tam plecie o jakich�
skarbach, skoro �owimy jesiotra, inni doszli do wniosku, �e
zaraz pojawi� si� borowiki - przypuszcze� by�o wiele.
Przybysz z ca�kowitym spokojem otworzy� g�rny luk i
wszed� na statek. Statek by� do po�owy wyci�gni�ty z b�ota.
Zapad�a pe�na napi�cia cisza.
Czuj�c, �e co� jest nie w porz�dku, przybysz wystawi�
g�ow� z luku i krzykn��:
- Odej�� na dwadzie�cia krok�w! Znalaz�em min�! Dop�ki
jej nie rozbroj� - nie podchodzi�! Przerwijcie prac�!
Ludzie, m�wi� do was - odci�gnijcie kopark�, samoch�d,
jeszcze si�, nie daj Bo�e, co� z�ego stanie!
Pos�uchali go, a metr czterdzie�ci w kapeluszu krzykn��:
- Ostro�nie z t� min�, uwa�aj na siebie!
- Uwa�aj! - poparli go inni.
Wzruszony przybysz zamkn�� szczelnie luk, spojrza� przez
peryskop, czy nie ma w pobli�u jakich� widz�w. Na szcz�cie,
wszyscy zgodnie z poleceniem wycofali si� na suchy teren,
przykucn�li wok� trz�sawiska.
"�egnajcie, przyjaciele!" - powiedzia� w my�li przybysz.
Po kr�tkiej walce z bagnem statek kosmiczny wyrwa� si� w
g�r� i, ci�gn�c za sob� czarne strumienie b�ota, polecia�
ku niebu... W chwil� p�niej znikn�� ludziom z oczu.
,..w Wielkim Guslarze opowiedz� wam wiele ciekawych
historii. Ale nigdy nie us�yszycie o tym, jak mieszkanki
miasta �u�y sk�rki od banana, pi�y nap�j "Rze�ki poranek", a
ich m�owie �owili w sadzawce jesiotra albo wyci�gali z
bagna kanister ze z�otem.
Co prawda, zdarza si�, �e jaka� �licznotka ni z tego, ni z
owego zje sk�rk� od banana i wyrzuci �rodek. Albo �e kto� od
niechcenia zarzuci w�dk� w sadzawk�... Ale to s� wyj�tki,
atawizmy.
Prze�o�y�a Ewa Sk�rska
KIR BU�YCZOW
W�a�ciwie Igor Wsiewo�odowicz Mo�ejko. Urodzony w 1934 r.
w Moskwie (gdzie mieszka do dzi�), uko�czy� Instytut J�zyk�w
Obcych. Doktoryzowa� si� w Instytucie Orientalistyki AN
ZSRS. Pracuje tam do dzisiaj - zajmuje si� histori� i
kultur� Azji Po�udniowo-Wschodniej. Autor wielu rozpraw
popularnonaukowych i prac z zakresu historii i historii
sztuki, a tak�e mi�o�nik i wierny czytelnik fantastyki
naukowej, w 1966 r. sam zaczyna pisa� utwory spod znaku SF -
debiutuje opowiadaniem "Kogda wymierli dinozawry". W 1968 r.
ukazuje si� jego pierwsza powie�� "Miecz gieniera�a
Bandu�y", a w dwa lata p�niej druga - "Posliedniaja wojna".
Prawdziwe uznanie i popularno�� Bu�yczow zdobywa dzi�ki
opowiadaniom o miasteczku Wielki Guslar i jego mieszka�cach
("Czudiesa w Gusliarie" i "Liudi kak liudi") oraz
opowie�ciom o Alicji - dziewczynce, kt�rej nigdy nie stanie
si� nic z�ego ("Putieszestwije Alisy", "Dzien' ro�dzienja
Alisy", "Dziewoczka s Ziemli" i in.).
W Rosji i by�ym ZSRS na podstawie utwor�w Kira Bu�yczowa
nakr�cono kilka film�w (pisarz nierzadko by� autorem b�d�
wsp�autorem scenariusza): "Osieczka '67" (na podstawie
powie�ci pod tym samym tytu�em), "Szans" (na podstawie
opowiadania "Rycerze na rozdro�ach"), "Zo�otyje rybki"
(opowiadanie "�wie�y transport z�otych rybek").
Utwory Kira Bu�yczowa by�y t�umaczone na wiele j�zyk�w, w
tym r�wnie� na j�zyk polski. Nale�� do nich m.in.: "Ludzie
jak ludzie" (1976), "�uraw w gar�ci" (1977), "Rycerze na
rozdro�ach" (1979), "Nie dra�ni� czarownika" (1983),
"Retrogenetyka i inne opowiadania" (1983), "By�o to za sto
lat" (1983), "Miasto na g�rze" (1983), "Dzikusy. Bia�e
skrzyd�a Kopciuszka" (1983), "Listy z laboratorium" (1985),
"Cudza pami��" (1985), "Guslar-Neapol" (1985), "Wielki
Guslar i okolice" (1987), "Agent KF" (1988), "Osada" (1989).
Po roku 1990 utwory Kira Bu�yczowa by�y wydawane coraz
rzadziej, a� w ko�cu ich pojawianie si� zosta�o ograniczone
do miesi�cznik�w "Nowa Fantastyka" i "Feniks".
Na szcz�cie, ku rado�ci wielbicieli Kira Bu�yczowa
wydawnictwo "Pr�szy�ski i S-ka" zapowiada rych�e ukazanie
si� dw�ch tom�w guslarskich opowiada�. Pierwszy z nich
b�dzie zawiera� opowiadania znane ju� czytelnikowi polskiemu
(m.in. ze zbiorku "Wielki Guslar i okolice"), tom drugi za�
to opowiadania nie t�umaczone dot�d na j�zyk polski.
E.S.