Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8655 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
JACK HIGGINS uchodzi za najpopularniejszego brytyjskiego tw�rc� literatury sensacyjno-przygodowej. Jego powie�ci ukazuj� si� w prawie 30 j�zykach �wiata, a ich ��czny nak�ad przekroczy� 150 milion�w egzemplarzy. Naprawd� nazywa si� Harry Patterson. S�aw� przynios�a mu powie�� �Orze� wyl�dowa�" (1975) wydana pod pseudonimem Jack Higgins � jednym z kilku, kt�rych u�ywa� w trakcie kariery pisarskiej. Napisa� ponad 60 ksi��ek. Najbardziej znane to: �Konfesjona�" (1985), �Orze� odlecia�" (1991), �Ska�a Wichr�w" (1993), �C�rka prezydenta" (1997), �Lot or��w" (1998), �Zdrajca w Bia�ym Domu" (1999) i �Odwet" (2000). Najnowszy bestseller nosi tytu� �Niebezpieczna gra" (2001). W 2002 roku uka�e si� Midnight Runner. Ksi��ki Higginsa doczeka�y si� licznych ekranizacji. Nale�� do nich filmy pe�nometra�owe �Modlitwa za konaj�cych" i �Orze� wyl�dowa�" oraz kilkugodzinne seriale telewizyjne zrealizowane na podstawie �Konfesjona�u", �Nocy Lisa", �Cold Harbour" i innych powie�ci.
Wychowany w Irlandii P�nocnej pisarz uko�czy� socjologi� i psychologi� spo�eczn� na London University. Przez kilka lat pracowa� jako
Powie�ci Jacka Higginsa w wydawnictwach Albatros/AA.Kury�owicz
W sprzeda�y:
ZDRAJCA W BIA�YM DOMU
ODWET
NIEBEZPIECZNA GRA
GRA DLA BOHATER�W
ODP�A� DIAB�U
ORZE� WYL�DOWA�
ORZE� ODLECIA�
W przygotowaniu:
NA GODZIN� PRZED PӣNOC�
NOCNY EKSPRES
COLD HARBOUR
KRYPTONIM �VALHALLA"
SABA
JACK HIGGINS
NIEBEZPIECZNA GRA
Z angielskiego prze�o�y� ZBIGNIEW A. KR�LICKI
WARSZAWA 2001
Tytu� orygina�u: EDGE OF DANGER
Copyright � Harry Patterson 2001
Copyright � for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kury�owicz 2000
Copyright � for the Polish translation by Zbigniew A. Kr�licki 2001
Redakcja: Barbara Syczewska-Olszewska
Ilustracja na ok�adce: Jacek Kopalski
Opracowanie graficzne ok�adki: Andrzej Kury�owicz
ISBN 83-88087-80-0
Zam�wienia hurtowe:
Firma Ksi�garska Jacek Olesiejuk
Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa
tel./fax (22)-631-4832, (22)-632-9155
e-mail:
[email protected]
www.olesiejuk.pl
Wydawnictwo L & L/Dzia� Handlowy
Ko�ciuszki 38/3, 80-445 Gda�sk tel. (58)-520-3557, fax (58)-344-1338
Zam�wienia wysy�kowe:
Ksi�garnia Wysy�kowa Faktor
skr. poczt. 60, 02-792 Warszawa 78
tel. (22)-649-5599
WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURY�OWICZ
adres dla korespondencji: skr. poczt. 55, 02-792 Warszawa 78
Warszawa 2001. Wydanie I
Sk�ad: Laguna Druk: Abedik, Pozna�
Dla Tess, kt�ra s�dzi, �e nadszed� czas...
POCZ�TEK
Paul Raszid by� jednym z najbogatszych Brytyjczyk�w na �wiecie. By� r�wnie� p�krwi Arabem i niewielu ludzi potrafi�o orzec, kt�ry z tych fakt�w wywar� wi�kszy wp�yw na jego osobowo��.
Ojciec Paula by� wodzem plemienia Beduin�w Raszid w prowincji Hazar, le��cej nad Zatok� Persk�, a tak�e wojownikiem z krwi i ko�ci. Wys�any za m�odu do Kr�lewskiej Akademii Wojskowej w Sandhurst, pozna� tam na uroczystym balu lady Kate Dauncey, c�rk� earla Loch Dhu. By� zar�wno bogaty, jak i przystojny, zdoby� wi�c jej uczucie i pobrali si�, mimo zrozumia�ych problem�w oraz pocz�tkowych zastrze�e� obu rodzin. Ojciec Paula wci�� podr�owa� pomi�dzy Angli� a Zatok� Persk�, zale�nie od potrzeby. Urodzi�o im si� czworo dzieci: najstarszy Paul, Michael, George i Kate.
Dzieci by�y niezmiernie dumne z rodzin obojga rodzic�w. Z szacunku do bogatego dziedzictwa kulturalnego Orientu wszystkie p�ynnie m�wi�y po arabsku i w g��bi serca by�y Beduinami, lecz - jak twierdzi� Paul Raszid -angielskie korzenie te� by�y dla nich wa�ne i r�wnie troskliwie dba�y o honor rodu Dauncey�w oraz ich w�o�ci, jak cz�onkowie najstarszych rodzin Anglii.
9
Ukszta�towa�y ich tradycje obu tych narod�w: �redniowiecznej Anglii i pustynnych Beduin�w, tworz�c wybuchow� mieszank�, co najcz�ciej uwidacznia�o si� w przypadku Paula i czego chyba najdobitniejszym przejawem by�o pewne niezwyk�e wydarzenie, kt�re mia�o miejsce pod koniec jego pobytu w Sandhurst. Wtedy pojecha� do domu na kilkudniow� przepustk�. Michael mia� w�wczas osiemna�cie lat, George siedemna�cie, a Kate dwana�cie.
Earl przebywa� w Londynie, a Paul przyjecha� do Hampshire i zasta� matk� w bibliotece Dauncey Place. Mia�a paskudnie posiniaczon� twarz. Wyci�gn�a r�ce, �eby go obj��, a Kate powiedzia�a:
- On j� uderzy�, Paul. Ten okropny cz�owiek uderzy�
mamusi�!
Paul odwr�ci� si� do Michaela i powiedzia� spokojnie:
- Wyja�nij.
- To obcy - powiedzia� mu brat. - Ca�a ich gromada
przyjecha�a do Roundhay Spinney z czterema wozami
kempingowymi i kilkoma ko�mi. Ich psy dusi�y nasze
kaczki i mama posz�a porozmawia� z w�a�cicielami.
- Pu�cili�cie j� sam�?
- Nie, poszli�my wszyscy, nawet Kate. Ci ludzie �miali
si� z nas, a kiedy mama zacz�a krzycze�, ich przyw�d
ca - bardzo wysoki i agresywny - uderzy� j� w twarz.
Z poblad�� twarz� Paul Raszid ciemnymi oczami spogl�da� na Michaela i George'a.
- A wi�c ten zwierzak skrzywdzi� wasz� matk�, a wy
na to pozwolili�cie? - Spoliczkowa� ich obu. - Macie po
dwa serca. Raszid�w i Dauncey�w. Teraz poka�� wam,
jak nale�y si� nimi kierowa�.
Matka z�apa�a go za r�kaw.
- Prosz�, Paul, nie r�b tego, nie warto.
- Nie warto? - powt�rzy� z przera�aj�cym u�mie-
10
chem. - Tam jest pies, kt�ry potrzebuje nauczki. Zamierzam mu j� da�.
Odwr�ci� si� i poprowadzi� ich do drzwi.
Wszyscy trzej ch�opcy wyruszyli do Roundhay Spinney land-roverem. Paul zabroni� Kate jecha�, lecz zaraz po ich odje�dzie osiod�a�a swoj� ulubion� klacz i pogna�a za nimi, galopuj�c na skr�ty przez pola.
Znale�li wozy ustawione w kr�g wok� du�ego ogniska, a przy nim kilkana�cie doros�ych os�b, kilkoro dzieci, cztery konie i psy.
Ros�y awanturnik opisany przez obu m�odszych ch�opc�w siedzia� na pustej skrzynce przy ognisku, pij�c herbat�. Podni�s� g�ow� na widok nadchodz�cych.
- A wy co za jedni?
- Moja rodzina mieszka w Dauncey Place.
- O rany, sam wielmo�ny pan, co? - M�czyzna
za�mia� si� do kompan�w. - Wygl�da mi na zwyk�ego
kutasa.
- Przynajmniej nie bij� kobiet. Staram si� zachowy
wa� jak m�czyzna, czego nie mo�na powiedzie� o to
bie. Pope�ni�e� b��d, ty kupo gnoju. Ta dama jest moj�
matk�.
- No i co, ty ma�y... - zacz�� osi�ek, ale nie doko�czy�.
Paul Raszid b�yskawicznie si�gn�� do g��bokiej kieszeni
p�aszcza i wyci�gn�� d�ambij� - zakrzywiony sztylet Beduin�w. Bracia poszli za jego przyk�adem.
Gdy siedz�cy przy ognisku ludzie zrywali si� na r�wne nogi, Paul ci�� d�ambij� w bok g�owy awanturnika, odcinaj�c mu lewe ucho. Jeden z pozosta�ych m�czyzn wyj�� z kieszeni n� i Michael Raszid w przyp�ywie gniewu, jakiego nie zazna� jeszcze nigdy w �yciu, chlasn�� go sztyletem w policzek, rozcinaj�c cia�o do ko�ci. Ranny zawy� z b�lu.
Inny m�czyzna podni�s� ga���, aby uderzy� ni� Geor-
11
ge'a, lecz Kate Raszid wybieg�a z ukrycia, chwyci�a kamie� i z przenikliwym okrzykiem cisn�a nim w twarz napastnika.
Potyczka sko�czy�a si� r�wnie szybko, jak si� zacz�a. Reszta przybysz�w sta�a czujnie, w milczeniu. Kobiety nie odzywa�y si� i nawet dzieci nie p�aka�y. Nagle niebiosa rozwar�y si� i lun�� deszcz. Przyw�dca grupki przycisn�� brudn� chusteczk� do ucha lub tego, co z niego zosta�o, j�cz�c:
- Zap�acisz mi za to.
- Nie, na pewno nie - rzek� Paul Raszid. - Je�li jeszcze
raz zbli�ysz si� do tej posiad�o�ci albo mojej matki, nie
obetn� ci drugiego ucha, ale genitalia.
Otar� d�ambij� o p�aszcz osi�ka, a potem wyj�� z kieszeni waltera i wpakowa� dwie kule w zawieszony nad ogniskiem dzbanek. Z dziurek po kulach pop�yn�a woda, gasz�c p�omienie.
- Daj� wam godzin� na wyniesienie si� st�d. S�dz�,
�e National Health Hospital w Maudsley zajmuje si�
nawet takimi szumowinami jak ty. Jednak pami�taj o tym,
co powiedzia�em. - I po kr�tkiej przerwie doda�: - Je�li
jeszcze raz zak��cisz spok�j mojej matce, zabij� ci�.
Mo�esz by� tego pewien.
Wszyscy trzej ch�opcy odjechali w deszczu, a Kate za nimi, na koniu. Nie przestawa�o la�, kiedy dotarli do wioski Dauncey i podjechali pod pub zwany �Dauncey Arms". Paul zaparkowa� samoch�d i wysiedli, a Kate zsun�a si� ze swej klaczy i uwi�za�a j� do drzewka. Sta�a tam, z niepokojem patrz�c na braci.
- Przepraszam, �e ci� nie pos�ucha�am, bracie.
Paul uca�owa� j� w oba policzki i powiedzia�:
- By�a� cudowna, siostrzyczko. - Przytuli� j�, a potem
12
pu�ci� i doda�: - Najwy�szy czas, �eby� wypi�a pierwszy w �yciu kieliszek szampana.
Pub mia� belkowany sufit, wspania�y stary mahoniowy kontuar zastawiony rz�dami butelek i olbrzymi kominek. P� tuzina miejscowych m�czyzn odwr�ci�o si� i zdj�o czapki. Barmanka, Betty Moody, kt�ra w�a�nie wyciera�a kieliszki, spojrza�a na wchodz�cych i powita�a ich.
- To ty, Paul.
By�a to usprawiedliwiona poufa�o��. Zna�a ich wszystkich od dziecka, a nawet przez pewien czas nia�czy�a Paula.
- Nie wiedzia�am, �e wr�ci�e� do domu.
- To niespodziewana wizyta, Betty. Musia�em za�atwi�
kilka spraw.
Spojrza�a na niego ostro.
- Na przyk�ad tych drani z Roundhay Spinney?
- Wielkie nieba, sk�d o tym wiesz?
- Niewiele rzeczy uchodzi mojej uwagi, nie w tej
gospodzie. Oni ju� od tygodni sprawiaj� wszystkim
k�opoty.
- No c�, Betty, ju� nikomu nie sprawi� k�opot�w.
Po�o�y� na kontuarze d�ambij�.
Z ulicy dobieg� warkot przeje�d�aj�cych samochod�w i jeden z go�ci podszed� do okna. Odwr�ci� si�.
- A niech mnie licho. Te �obuzy odje�d�aj�.
- No, ja my�l� - mrukn�� Michael.
Betty odstawi�a kieliszek.
- Nikt nie kocha ci� bardziej ni� ja, Paul, nikt opr�cz
twojej wspania�ej matki, ale pami�tam, �e zawsze mia�e�
charakterek. Czy zn�w by�e� niegrzecznym ch�opcem?
- Ten okropny cz�owiek napad� na mamusi� i uderzy�
j� - powiedzia�a Kate.
W�r�d zebranych zaleg�o milczenie, kt�re przerwa�a Betty Moody, pytaj�c:
13
- Co takiego?!
- Wszystko w porz�dku. Paul obci�� mu ucho, wi�c
odjechali. - Kate u�miechn�a si�. - To by�o cudowne.
W gospodzie zapad�a cisza jak makiem zasia�.
- Ona te� nie�le si� spisa�a - powiedzia� Paul Raszid. -
Okazuje si�, �e nasza siostrzyczka bardzo celnie rzuca
kamieniami. Tak wi�c, kochana Betty, otw�rzmy butelk�
szampana. My�l�, �e ka�demu z nas przyda si� du�a
porcja placka pasterza.
Wyci�gn�a r�k� i dotkn�a jego policzka.
- Ach, Paul, mog�am si� domy�li�. Jeszcze co�?
- Tak, jutro wracam do Sandhurst. Czy mog�aby�
znale�� chwilk� i sprawdzi�, czy mama nie potrzebuje
pomocy? Och, i przymkn�� oko na to, �e ta ma�a jest
jeszcze za m�oda, by przebywa� w pubie?
- Tak, na oba pytania. - Betty otworzy�a lod�wk�
i wyj�a butelk� bollingera. Pog�aska�a Kate po g�owie. -
Sta� za barem obok mnie, dziewczyno. Wtedy wszystko
b�dzie zgodnie z prawem. - Wyci�gaj�c korek, u�miech
n�a si� do Paula. - Grunt to rodzina, co, Paul?
- Zawsze - odpar�.
P�niej, po posi�ku i szampanie, przeprowadzi� ich na drug� stron� drogi i przez cmentarz do zadaszonego wej�cia parafialnego ko�cio�a, wzniesionego w dwunastym wieku. Gotyckie wn�trze by�o bardzo pi�kne, nakryte �ukowatym sklepieniem. Deszcz przesta� pada� i prze2 witra�e s�czy�o si� cudowne �wiat�o, padaj�c na �awy, marmurowe nagrobki oraz rze�by upami�tniaj�ce wielu przedstawicieli rodu Dauncey�w.
Wywodzili si� ze Szkocji. Sir Paul Dauncey by� obecny przy �mierci kr�lowej El�biety, a kiedy kr�l Szkocji Jan VI zosta� Janem I, kr�lem Anglii, jego dobry przyjaciel
14
sir Paul Dauncey by� jednym z tych, kt�rzy przygalopowali z Londynu do Edynburga, �eby mu o tym powiedzie�. Jan I mianowa� go earlem le��cego na wy�ynie szkockiej Loch Dhu - czyli czarnego stawu lub ciemnych w�d. Poniewa� zwykle pada�o tam przez sze�� dni w tygodniu, �atwo zrozumie�, dlaczego Daunceyowie pozostali w Dauncey Place, zatrzymuj�c w Loch Dhu tylko zrujnowany zameczek i niewielk� posiad�o��.
Najistotniejsza r�nica mi�dzy szkockimi a angielskimi parami polega�a na tym, �e u Szkot�w prawo do tytu�u nie wygasa�o ze �mierci� ostatniego m�skiego potomka. Je�li nie by�o m�skiego dziedzica, tytu� m�g� przej�� na kobiet�. Tak wi�c po �mierci earla, matka Paula zostawa�a hrabin�. Jemu przys�ugiwa� kurtuazyjny tytu� wicehrabiego Daunceya, pozostali dwaj ch�opcy mieli by� szlachetnie urodzonymi, a ich siostra lady Kate. A pewnego dnia Paul mia� zosta� earlem Loch Dhu.
Ich kroki odbija�y si� echem, gdy szli przez naw�. Paul przystan�� przy pi�knej rze�bie, przedstawiaj�cej zakutego w stal rycerza i jego dam�.
- My�l�, �e dzi� by�by z nas dumny, prawda? - za
uwa�y� i wyrecytowa� fragment kroniki rodzinnej, kt�r�
wszyscy czworo znali na pami��, jak katechizm: - Sir
Paul Dauncey, kt�ry walczy� z Ryszardem Trzecim w bit
wie pod Bosworth, a potem wyr�ba� sobie drog� z okr�
�enia i uciek� do Francji.
- A p�niej Henryk Tudor pozwoli� mu wr�ci� -
dopowiedzia�a Kate - i odda� mu skonfiskowane w�o�ci.
- Z czego wzi�a si� dewiza naszego rodu - doda�
Michael. - Zawsze wracam.
- Zawsze. - Paul jednym ramieniem obj�� Kate, a dru
gim obu braci. - Zawsze razem. Jeste�my Raszidami
i Daunceyami. Zawsze razem.
15
Przycisn�� ich mocno, a Kate pisn�a i przytuli�a si� do niego.
Po uko�czeniu Sandhurst Paul otrzyma� przydzia� do grenadier�w, odby� s�u�b� w Irlandii, a potem w dziewi�� dziesi�tym pierwszym SAS pos�a� go nad Zatok� Persk�.
By� to z�o�liwy kaprys losu, gdy� jego ojciec, przyjaciel Saddama Husajna i genera� si� zbrojnych Omanu, zosta� w�a�nie wys�any na szkolenie do g��wnego sztabu irackiej armii i r�wnie� wzi�� udzia� w tej wojnie, tyle �e po przeciwnej stronie. Mimo to nikt nie kwestionowa� lojal no�ci Paula. Dla dzia�aj�cych za lini� frontu oddzia�� SAS Paul Raszid by� bezcennym nabytkiem i po zakon czeniu wojny zosta� odznaczony za zas�ugi. Niestety, jego ojciec zgin��.
Paul si� z tym pogodzi�.
- Ojciec by� �o�nierzem i podj�� �o�nierskie ryzyko -powiedzia� swoim braciom i siostrze. - Ja jestem �o� nierzem i robi� to samo.
Michael i George r�wnie� poszli do Sandhurst. Michael p�niej wybra� Szko�� Biznesu na Harvardzie, a George regiment spadochroniarzy, w kt�rym odby� s�u�b� w Ir landii. Wystarczy� mu jeden rok. Opu�ci� armi� i zacz� ucz�szcza� na kurs obrotu nieruchomo�ciami.
Natomiast m�oda Kate po St Paul's Girls' School uko� czy�a St Hugh's College w Oxfordzie, a potem postanowi�a si� wyszumie� i z si�� tornada zacz�a szale� w londy�skich kr�gach towarzyskich.
W 1993 roku, zupe�nie niespodziewanie, umar� earl na atak serca z rodzaju tych, kt�re nie s� poprzedzone �adnymi objawami i zabijaj� w ci�gu kilku sekund. Lady Kate
16
by�a teraz hrabin� Loch Dhu, a jej ojciec spocz�� w rodzinnym grobowcu na przyko�cielnym cmentarzu w Dauncey. Na pogrzeb przyby�a ca�a wioska i wielu przyjezdnych, ludzi, kt�rych Paul nigdy przedtem nie spotka�.
W wielkiej sali Dauncey Place, gdzie podejmowano go�ci, Paul rozgl�da� si� za matk� i znalaz� j� w towarzystwie jednego z takich nieznajomych, m�czyzny w �rednim wieku. Kiedy Paul stan�� przy nich, matka powiedzia�a:
- Paul, m�j drogi, chc� przedstawi� ci jednego z moich
najlepszych przyjaci�, brygadiera Charlesa Fergusona.
Ferguson u�cisn�� mu d�o�.
- Wiem o panu wszystko. Ja r�wnie� s�u�y�em w gre
nadierach. Fantastycznie spisa� si� pan za irackimi liniami,
razem z pu�kownikiem Tonym Villiersem. Krzy� Zas�ugi
to zbyt skromne odznaczenie.
- Zna pan pu�kownika Villiersa? - zapyta� Paul.
- Znamy si� od dawna.
- Najwyra�niej jest pan dobrze zorientowany, bryga
dierze. Ta operacja SAS by�a �ci�le tajna.
Matka Paula powiedzia�a:
- Charles i tw�j dziadek razem s�u�yli w wojsku.
W r�nych miejscach. W Adenie, Omanie, na Borneo
i Malajach. Teraz Charles kieruje wydzia�em specjalnym
wywiadu, podlegaj�cym bezpo�rednio premierowi.
- Kate, nie powinna� o tym m�wi� - skarci� j� Fer
guson.
- Nonsens - odpar�a. - Wie o tym ka�dy, kto jest
kim�. - Uj�a jego d�o�. - Na Borneo uratowa� �ycie
twojemu dziadkowi.
- On uratowa� moje dwukrotnie. - Ferguson poca
�owa� j� w czo�o, a potem zwr�ci� si� do Paula. - Gdy
bym m�g� co� dla pana zrobi�, ch�tnie to uczyni�. Oto
moja wizyt�wka.
17
Paul Raszid energicznie u�cisn�� mu d�o�.
- Nigdy nie wiadomo, brygadierze, co si� mo�e zdarzy�. Trzymam pana za s�owo.
Jako najstarszy, Paul wzi�� na siebie obowi�zek wyjazdu do Londynu i skonsultowania si� z rodzinnym adwokatem w kwestii testamentu nieod�a�owanego earla. Kiedy wr�ci�, p�no po po�udniu, zasta� ca�� rodzin� siedz�c� przy kominku w wielkiej sali. Spojrzeli na niego wyczekuj�co.
- I co si� sta�o? - zapyta� Michael.
- Aha, jako absolwent harwardzkiej Szko�y Biznesu,
chcesz wiedzie� ile? - Nachyli� si� i poca�owa� matk�
w policzek. - Mama, jak zwykle, by�a bardzo niedobra
i nie przygotowa�a mnie.
- Na co? - spyta� Michael.
- Na wielko�� maj�tku dziadka. Nie mia�em poj�cia,
�e posiada� spor� cz�� Mayfair. Oraz po�ow� Park Lane,
na pocz�tek.
George gwizdn��.
- O czym m�wimy?
- O trzystu pi��dziesi�ciu milionach.
Jego siostra g�o�no westchn�a. Matka tylko si� u�miechn�a.
- To nasuwa mi pewien pomys� - rzek� Paul. - Wiem,
jak zrobi� dobry u�ytek z tych pieni�dzy.
- Co proponujesz? - zapyta� Michael.
- Po Sandhurst by�em w Irlandii - odpowiedzia�
Paul. - A potem z SAS nad Zatok� Persk�. Prawe rami�
wci�� mnie pobolewa na zmian� pogody, od tej kuli
z karabinu Armalite, kt�ra przez nie przesz�a. Ty, Mi-
chaelu, uko�czy�e� Sandhurst i Szko�� Biznesu na Harvar-
dzie, a George by� przez rok w Irlandii z pierwszym
18
spadochroniarzy. Kate jeszcze nie sko�czy�a studi�w, ale my�l�, �e mo�emy na ni� liczy�.
- Jeszcze nie powiedzia�e� nam, jaki to pomys� - przy
pomnia� Michael.
- Ju� m�wi�. Czas, �eby�my po��czyli si�y, otworzyli
rodzinny interes i stali si� si��, z kt�r� trzeba si� liczy�.
Kim jeste�my? Daunceyami - a tak�e Raszidami. Nikt
nie ma wi�kszych wp�yw�w w rejonie Zatoki ni� my,
a czego �wiat najbardziej teraz pragnie? Ropy z Zatoki.
Zw�aszcza Amerykanie i Rosjanie od wielu miesi�cy
kr�c� si� wok� tamtejszych p�l, usi�uj�c kupi� prawa do
wydobycia. Aby jednak dobra� si� do tej ropy, musz�
zapewni� sobie przychylno�� Beduin�w. A do tego jes
te�my im potrzebni my. Musz� przyj�� do nas, do mojej
rodziny.
- O czym rozmawiamy? - spyta� George.
Ich matka za�mia�a si�.
- My�l�, �e wiem.
- Powiedz im - rzek� Paul.
- O dw�ch miliardach?
- O trzech - poprawi�. - Funt�w szterling�w, oczywi�
cie, a nie dolar�w. - Podni�s� butelk� szampana. - W ko�
cu jestem bardzo brytyjskim Arabem.
Dzi�ki b�yskotliwym inwestycjom i poparciu Beduin�w, rodzina Raszid�w kontrolowa�a rozw�j nowych p�l naftowych na p�noc od Dhofaru. Pieni�dze sp�ywa�y w nieprawdopodobnych ilo�ciach. Amerykanie i Rosjanie rzeczywi�cie musieli korzysta� z ich po�rednictwa, chocia� niech�tnie, a Raszidowie pomogli tak�e odbudowa� iracki przemys� naftowy.
Pierwszy miliard zarobili w trzy lata, drugi w dwa, i byli na dobrej drodze do zdobycia trzeciego. George
19
i Michael wsp�lnie kierowali firm� Raszid Investments, a m�oda Kate, kt�ra zd��y�a ju� sko�czy� studia na Oxfordzie, zosta�a prezesem. Ka�da bizneswoman, kt�ra wzi�a j� tylko za �licznotk� w sukni od Armaniego i butach Manolo Blahnika, szybko pojmowa�a sw�j b��d. Sam Paul wola� trzyma� si� w cieniu, na drugim planie. Wi�kszo�� czasu sp�dza� w Hazarze, z Beduinami. By� dla nich bohaterem, kt�ry cz�sto przemierza� morze piask�w na wielb��dzie i �y� zgodnie z ich prastar� tradycj� na pustyni, strze�ony przez swoich spalonych s�o�cem wsp�plemie�c�w, z kt�rymi jada� daktyle i suszone mi�so.
Cz�sto towarzyszyli mu bracia lub Kate, budz�ca zgorszenie swoimi zachodnimi zwyczajami, lecz powszechnie szanowana ze wzgl�du na brata, kt�ry sta� si� �yw� legend� i mia� w�adz� wi�ksz� nawet od su�tana. Nawia sem m�wi�c, by� jego dalekim kuzynem. Szeptano, �e pewnego dnia zostanie wybrany przez Rad� Starszych, lecz na razie obecny su�tan nadal sprawowa� rz�dy, oparte g��wnie na oddzia�ach �o�nierzy dowodzonych przez brytyjskich ochotnik�w.
A� pewnej nocy, kiedy siedzia� przy ognisku w obozowisku w Oazie Szabwa, helikopter typu Hawk nadlecia� z warkotem i wyl�dowa� w chmurze piasku.
Wielb��dy i os�y sp�oszy�y si�, dzieci krzycza�y z rado�ci, a kobiety je uspokaja�y. Z maszyny wysiedli Michael, George i Kate w arabskich strojach. Paul powita� ich.
- Co to, zjazd rodzinny?
- Mamy k�opoty - powiedzia�a Kate.
Wzi�� j� za r�k�, zaprowadzi� do ogniska i kaza� jednej z kobiet przynie�� kaw�. Kate skin�a na Michaela.
- Najpierw ty.
- Zebrali�my ju� trzy miliardy - oznajmi� Michael.
20
- A wi�c w ko�cu si� uda�o - rzek� Paul. - Bardziej bym si� cieszy�, gdybym nie oczekiwa� z�ych wie�ci. M�w, Kate. Wystarczy mi spojrze� na twoj� min�, �eby wiedzie�, kiedy jest kiepska pogoda, a teraz mam wra�enie, �e leje.
- Widzia�e� si� ostatnio z su�tanem?
- Nie, odbywa� pielgrzymk� do �wi�tych Studni.
- Do �wi�tych Studni? Niez�y �art. Pielgrzymowa� do
Dubaju, gdzie spotka� si� z ameryka�skimi i rosyjskimi
przemys�owcami oraz przedstawicielami administracji
obu tych pa�stw. Zawarli umow� dotycz�c� wsp�lnego
wydobycia ropy w Hazarze - bez nas.
- Przecie� nie mog� tego zrobi� bez wsp�pracy z Be
duinami - zauwa�y� Paul. - A tej nie uzyskaj� bez nas.
- Paul - powiedzia�a Kate - mog� to zrobi� i zrobi�.
Su�tan nas sprzeda�. Wiesz, jak Amerykanom i Rosjanom
nie podoba�o si� nasze po�rednictwo. Teraz wykluczyli
nas z interesu. Zamierzaj� nas zniszczy�, a przy okazji
wszystkich Beduin�w. Kiedy nas nie b�dzie, ci przekl�ci
nafciarze b�d� wierci� gdziekolwiek, a Arabowie b�d�
mogli si� wypcha�.
- Czy to prawda? - zapyta� Paul.
Michael kiwn�� g�ow�.
- Zamierzaj� ograbi� pustyni�, a my nic nie mo�emy
na to poradzi�.
Paul w zadumie pokiwa� g�ow� i przegania� w�gle.
- Nie m�w pochopnie, Michaelu. Zawsze mo�na co�
zrobi�, je�li tylko si� chce.
- Co masz na my�li? - zapyta� George.
- Nie teraz - mrukn�� Paul. Zwr�ci� si� do Kate. -
Masz tego gulfstreama w bazie lotniczej w Hamanie?
- Tak - odpowiedzia�a.
Przyci�gn�� j� do siebie i uca�owa� w czo�o.
- �pijcie dobrze. Porozmawiamy jutro.
21
Kiwn�� g�ow� braciom i wszyscy wstali. Kate odwr�ci�a si�, zmierzaj�c do namiotu, i wtedy to si� sta�o. Z cienia wypad� z wrzaskiem Beduin, unosz�c nad g�ow� zakrzywion� d�ambij� i biegn�c prosto na braci. Dziewczyna znalaz�a si� na jego drodze. Zaskoczy� ochroniarzy Paula, kt�rzy po�o�yli AK-47 na ziemi i w d�oniach trzymali fili�anki z kaw�. Paul Raszid poderwa� si� b�yskawicznie, przewr�ci� siostr� na ziemi� i wyrwa� zza paska browninga. Odda� cztery strza�y, zabijaj�c zamachowca na miejscu.
Zn�w rozleg� si� przenikliwy krzyk i z ciemno�ci wyskoczy� drugi m�czyzna z uniesionym do ciosu sztyletem, lecz natychmiast zosta� obezw�adniony przez ochron�.
- �ywcem! - zawo�a� po arabsku Paul. - �ywcem! -
Odwr�ci� si� do George'a. - Dowiedz si�, kim jest i sk�d
przyby�.
George podbieg� do ochroniarzy przytrzymuj�cych szamocz�cego si� je�ca, a Paul pom�g� Kate wsta�.
- Wszystko w porz�dku? Nic ci si� nie sta�o?
Przytuli�a si� do niego i odpowiedzia�a po arabsku:
- Nie, m�j bracie, dzi�ki tobie.
U�cisn�� j�.
- Zostaw to mnie. Id� spa�.
Odesz�a z wyra�n� niech�ci�, a Paul Raszid podszed� do drugiego zamachowca, przywi�zanego ju� do wbitych w ziemi� pali. Twarz m�czyzny by�a pobru�d�ona i �ci�gni�ta. Jego �renice mia�y wielko�� g��wki od szpilki, z ust ciek�a mu piana.
- Wynaj�ty zab�jca odurzony quatem - rzek� George.
Paul Raszid zapali� papierosa i skin�� g�ow�. Quat jest
narkotyczn� substancj� uzyskiwan� z li�ci pewnych krzew�w rosn�cych na pustyni. Wielu Beduin�w by�o uzale�nionych. Niekt�rym narkotyk dawa� z�udne poczucie si�y-Temu m�czy�nie mia� przynie�� tylko �mier�.
22
R�bcie, co trzeba - powiedzia� do George'a. Odszed�, zasiad� przy ognisku i si�gn�� po kaw�. Kate wr�ci�a i usiad�a przy nim. W ciemno�ci rozleg� si� krzyk b�lu, potem przera�liwe wrzaski, a� wreszcie zapad�a cisza. Do ogniska podeszli George i Michael.
- I co? - zapyta� Paul.
- Su�tan zorganizowa� zamach na �yczenie Ameryka
n�w i Rosjan. Nie mogli sobie pozwoli� na to, �eby
zostawi� nas przy �yciu.
- Jakie to dla nich przykre - rzek� Paul Raszid - �e
zamach si� nie uda�.
Zapad�a cisza. Michael i George usiedli przy ogniu.
- I co teraz? - zapyta� George.
- Przede wszystkim s�dz�, �e czas ju� wybra� nowego
su�tana. Kontakty z naszymi lud�mi w Hazarze to twoja
specjalno�� - odpar� Paul. - Zajmij si� tym. Jednak ta gra
toczy si� o znacznie wi�ksz� stawk�. Czy pozwolimy
�wiatowym mocarstwom krzywdzi� nasz lud? Czy po
zwolimy niszczy� nasz� ziemi�? I atakowa� nas? Nie,
uwa�am, �e musimy im odpowiedzie� i uderzy�.
W tym momencie zadzwoni� jego telefon kom�rkowy. Wyj�� go zza pazuchy.
- Raszid.
W blasku ogniska zobaczyli, �e spowa�nia�, a oczy zmieni�y mu si� w dwa czarne w�gle.
- B�dziemy najszybciej, jak si� da - powiedzia�.
Roz��czy� si� i poda� telefon Kate.
- Zadzwo� do Hamanu. Powiedz im, �eby przygoto
wali gulfstreama do natychmiastowego startu. Zaraz po
lecimy tam helikopterem.
- Dlaczego, Paul? Co si� sta�o? - zapyta�a Kate.
- Dzwoni�a Betty Moody. Co� strasznego przydarzy�o
si� naszej mamie.
Istotnie by� to bardzo powa�ny wypadek. W drodze powrotnej do Dauncey Place samoch�d prowadzony przez lady Kate czo�owo zderzy� si� z samochodem, kt�ry zjecha� na lewy pas. Raszidowie dotarli do szpitala dziesi�� minut przed jej �mierci�. W sam� por�, aby ca�� czw�rk� stan�� przy jej ��ku i trzyma� j� za r�ce.
- Moi wspaniali ch�opcy - powiedzia�a lady Kate swoim kiepskim arabskim, b�d�cym zawsze przedmiotem kpin ca�ej rodziny. - Moja �liczna dziewczynka. Zawsze si� kochajcie - szepn�a i odesz�a.
Michael i George rozp�akali si�, lecz Kate tylko �cisn�a d�o� Paula, kt�ry nachyli� si�, by poca�owa� matk� w czo�o. Piek�y j� oczy, ale nie by�o w nich �ez. Te mia�y przyj�� p�niej - gdy odkryje, kto jest odpowiedzialny za �mier� ich matki.
Kiedy jednak poznali jego nazwisko, okaza�o si�, �e to kolejna z�a wiadomo��. Jak powiedzia� im g��wny inspektor policji w Hampshire, ten kierowca, niejaki Igorj Gatow, zjecha� na nieprawid�owy pas ruchu, udaj�c si� do Londynu z Knotsley Hali, posiad�o�ci b�d�cej w�as- no�ci� rosyjskiej ambasady. Och, z ca�� pewno�ci� by� i pijany i jakim� cudem zdo�a� wyj�� z katastrofy zaledwie
24
z drobnymi obra�eniami. Tak si� jednak nieszcz�liwie z�o�y�o, �e jest attache handlowym rosyjskiej ambasady w Londynie, co oznacza, i� chroni go immunitet dyplomatyczny. Zab�jcy ich matki nie mo�na by�o postawi� przed angielskim s�dem.
Z szacunku dla religijnych przekona� matki, pochowali j� w rodzinnym grobowcu na ko�cielnym cmentarzu w Dauncey, w marcowe popo�udnie. Jeden z najwa�niejszych londy�skich imam�w zaszczyci� uroczysto�� swoj� obecno�ci�. Stoj�c tam, trzej bracia Raszidowie i m�oda Kate nigdy nie czuli si� sobie bli�si.
P�niej, podczas przyj�cia w wielkiej sali w Dauncey Place, do Paula Raszida podszed� Charles Ferguson.
- Co za okropna historia, Paul - powiedzia� bryga
dier. - Tak mi przykro. Wasza matka by�a wielk� dam�.
- Czy pan wie o czym�, czego nam pan nie m�wi,
brygadierze? - zapyta�a Kate.
Ferguson popatrzy� na ni� uwa�nie.
- Je�li b�dziecie mieli ochot�, to do mnie zadzwo�cie.
Z tymi s�owami odszed�. Kate zwr�ci�a si� do brata:
- Paul?
- Gdy tylko tu sko�czymy - odrzek� - pojedziemy go
odwiedzi�.
Dwa dni p�niej Paul i Kate Raszid pojawili si� w domu Charlesa Fergusona, mieszcz�cym si� przy Cavendish Place w Londynie. Wpu�ci� ich lokaj Fergusona, Gurkha imieniem Kim. Okaza�o si�, �e Ferguson nie jest sam, lecz w towarzystwie dw�ch innych os�b. Jedn� z nich by� niski m�czyzna o w�osach tak jasnych, �e prawie siwych.
- Lady Kate, oto Sean Dillon, kt�ry pracuje dla mojego
25
wydzia�u - rzek� Ferguson, a potem przedstawi� drug� osob�, rudow�os� kobiet�. - Detektyw nadinspektor Hai nah Bernstein z Wydzia�u Specjalnego Scotland Yardu. Lordzie Loch Dhu, w czym mog� pom�c? Mo�emy zaproponowa� kieliszek szampana?
- Nie, dzi�kuj�. Mo�e moja siostra si� napije, ale ja
wola�bym irlandzk� whisky Bushmills, tak�, jak� pije
pan Dillon.
- Porz�dny go�� - powiedzia� Dillon - ale panie maj�
pierwsze�stwo.
Nala� Kate szampana. Hannah Bernstein powiedzia�a do niej:
- Zdaje si�, �e sko�czy�a pani Oxford? Ja by�am
w Cambridge.
- C�, to nie pani wina - odpar�a Kate i u�miechn�a
si�.
Jej brat rzek�:
- S�u�y�em w Irlandii, w grenadierach i w SAS. Du�o
tam s�ysza�em o Seanie Dillonie.
- Pewnie to wszystko prawda - powiedzia�a mu Han
nah Bernstein dziwnym tonem, kt�rego Raszid nie zdo�a�
rozszyfrowa�.
- Niech pan jej nie s�ucha - poradzi� mu Dillon. - Dla
niej zawsze b�d� facetem w czarnym kapeluszu, ale dla
pana i dla mnie, majorze, tak jak dla ka�dego �o�nierza
jeste�my tylko lud�mi odwalaj�cymi brudn� robot�, przed
jak� wzdraga si� opinia publiczna. Oto ca�a prawda
doda� Dillon i zwr�ci� si� do Kate. - Przyzna pani, �e tak
w�a�nie jest?
Wcale nie by�a oburzona.
- Oczywi�cie.
- A zatem - rzek� Paul Raszid - Igor Gatow, attache
handlowy przy rosyjskiej ambasadzie w Londynie, zje�d�a
po pijanemu na praw� stron� drogi i zabija moj� matk�.
26
Policja twierdzi, �e obejmuje go immunitet dyplomatyczny.
- Obawiam si�, �e to prawda.
- I wraca do Moskwy.
- Nie, jest potrzebny tutaj - powiedzia� mu Ferguson.
- Potrzebny? - zdziwi� si� Raszid.
- Ludzie ze s�u�b specjalnych nie byliby zachwyce
ni, �e o tym m�wi�, ale oni nie nale�� do moich naj
lepszych przyjaci�. Prosz� mu powiedzie�, pani nad
inspektor.
- Ile mog� wyjawi�? - zapyta�a.
- Tyle, ile b�dzie potrzeba - rzek� Dillon. - Ten
rosyjski gn�j zabija angielsk� arystokratk� i uchodzi mu
to na sucho. - Nala� sobie nast�pn� szklaneczk� whisky,
unosz�c j�, skin�� g�ow� Kate, a potem odwr�ci� si� do
Paula Raszida i powiedzia� ca�kiem niez�ym arabskim: -
Gatow to szuja pierwszej klasy. Je�li nadinspektor waha
si�, nie miejcie jej tego za z�e. Ma wra�liwe sumienie. Jej
dziadek jest rabinem.
- A m�j ojciec by� szejkiem - powiedzia� do niej Paul
Raszid po hebrajsku. - Mo�e mamy wiele wsp�lnego.
Zaskoczy� j�.
- Nie wiem, co powiedzie� - odpar�a w tym samym
j�zyku.
- No c�, ja wiem - przerwa� im Dillon po angiel
sku. - Nie tylko rosyjska ambasada chroni Gatowa przed
wymiarem sprawiedliwo�ci. On ma r�wnie� ameryka�skie
powi�zania.
- Jakiego rodzaju? - zapyta� Paul Raszid po chwili
milczenia.
Odpowiedzia�a mu Hannah:
- Jak wiecie, Amerykanie i Rosjanie rywalizuj� ze
sob� o wp�ywy na Bliskim Wschodzie, ale potrafi� wsp�
pracowa�, je�eli jest to dla nich korzystne.
27
- Dobrze o tym wiem - rzek� Paul - ale co to ma
wsp�lnego ze �mierci� mojej matki?
Dillon odpowiedzia� mu po arabsku:
- Ten �mierdziel jest podw�jnym agentem. Pracowa�
nie tylko dla Rosjan, ale tak�e dla Amerykan�w. Tak
wi�c i jedni, i drudzy nie chc�, �eby stan�� przed s�dem
Jest dla nich zbyt wa�ny.
- Z jakiego powodu? - spyta� Paul Raszid. Odpowiedzia� mu Ferguson.
- Amerykanie i Rosjanie usi�uj� zawrze� jak�� umow�,
a Gatow w tym po�redniczy. Siedzi w tym po uszy. Chodzi
o miliardy.
- Racja - wtr�ci� Dillon. - Arabia Felix. Szcz�liwa
Arabia, jak mawiano niegdy�.
S�uchaj�ca ich w milczeniu Kate Raszid spyta�a:
- A wi�c rozmawiamy o pieni�dzach?
- Tak s�dz� - odpar� Dillon.
- I ze wzgl�du na swoje interesy, zar�wno Ameryka
nie, jak i Rosjanie uwa�aj� �mier� mojej matki jedynie
za k�opotliwy wypadek?
- Bardzo k�opotliwy.
Zamilk�a i zerkn�a na brata, kt�ry skin�� g�ow�.
- Kilka dni temu - zacz�a - w Oazie Szabwa mia�o
miejsce interesuj�ce wydarzenie. Czy wiadomo panu,
brygadierze, �e su�tan Hazaru zwi�za� si� nie tylko z wiel
kim ameryka�skim towarzystwem naftowym, ale r�wnie�
z rosyjsk� naft�?
Ferguson zmarszczy� brwi.
- Nie, to dla mnie co� nowego.
- Dwaj zamachowcy pr�bowali zabi� mojego brata tej
nocy, kiedy powiadomiono nas o �mierci naszej matki.
Skin�a g�ow� Dillonowi. - Jeden pr�bowa� mnie zabi�.
M�j brat uratowa� mi �ycie i zastrzeli� go.
- Od drugiego zamachowca dowiedzieli�my si�, �e
28
zab�jstwo zosta�o zlecone przez su�tana, dzia�aj�cego we wsp�pracy z Amerykanami i Rosjanami - uzupe�ni� Paul
Raszid.
Ferguson kiwn�� g�ow�.
- Powiedzia� wam o tym?
- Oczywi�cie - mrukn�� Dillon.
- Czy sugerujecie, �e �mier� waszej matki nie by�a
przypadkowa? - zapyta� brygadier.
- Nie - odpar� Paul. - Policja ujawni�a nam wyniki
dochodzenia i nie dostrzegam �adnych korzy�ci, jakie
tym psom mog�aby przynie�� �mier� mojej matki. Jed
nak�e wyra�nie widz�, �e ludzkie �ycie jest dla nich
bardzo tanie. I zamierzam dopilnowa�, �eby drogo za to
zap�acili.
Wsta� i wyci�gn�� r�k�.
- Bardzo dzi�kuj� za informacje, brygadierze. - Zwr�
ci� si� do Dillona. - Kiedy s�u�y�em w gwardii w South
Armagh, pewien lojalistyczny polityk powiedzia� mi, �e
Wyatt Earp zastrzeli� dwudziestu przeciwnik�w, ale Sean
Dillon nawet nie potrafi ich zliczy�.
- Troch� przesadzi� - stwierdzi� Dillon. - Przynaj
mniej tak mi si� zdaje.
Raszid u�miechn�� si� do nich wszystkich i odwr�ci� si�, by wyj�� za Kimem. Kate wyci�gn�a r�k� do Dillona.
- Jest pan bardzo interesuj�cym cz�owiekiem.
- Och, ma pani prawdziwy dar wymowy, moja dro
ga. - Uca�owa� jej d�o�. - Oraz twarz, za kt�r� mo�na
dzi�kowa� Bogu.
- To moja siostra, panie Dillon - rzek� Raszid.
- Jak�e m�g�bym o tym zapomnie�?
Wyszli i zanim Ferguson zd��y� co� powiedzie�, zadzwoni� czerwony telefon. Podni�s� s�uchawk�, pos�ucha� i po kr�tkiej wymianie zda� z powa�n� min� od�o�y� s�uchawk� na wide�ki.
29
- Wygl�da na to, �e su�tan Hazaru w�a�nie zgin��
w zamachu. - Zwr�ci� si� do Dillona. - Niezwyk�y zbieg
okoliczno�ci, nie s�dzisz?
Irlandczyk zapali� papierosa.
- Och, tak, istotnie. - Wydmuchn�� dym. - Jedno
wiem na pewno. �al mi Igora Gatowa.
Raszid odszed�, a Kate powiedzia�a do Dillona:
- No c�, skoro ju� si� pan mn� opiekuje, to co pan
powie na drinka?
Dillon odwr�ci� si�, by wzi�� dla niej kieliszek, gdy tu� przy nich wyr�s� jak spod ziemi wysoki m�czyzna o rumianej twarzy i pochwyci� Kate w obj�cia.
- Kate, moja droga - rzek� tubalnym g�osem.
Tego wieczoru odbywa�o si� przyj�cie w hotelu �Dorchester", b�d�ce politycznym wydarzeniem z udzia�em premiera, tak wi�c Ferguson z Bernstein i Dillone musieli r�wnie� wzi�� w nim udzia�.
Dillon i nadinspektor weszli na sal� balow� drzwiami od strony Park Lane, sprawdzili podj�te �rodki bezpiecze�stwa i - usatysfakcjonowani - do��czyli do Fergusona. Przy barze zauwa�yli earla Loch Dhu i jego siostr�.
- Patrzcie, kogo tu przynios�o - powiedzia� Fergu
son. - Sprawdzimy z Hannah reszt� zabezpiecze�, a ty,
Dillon, spr�buj zasi�gn�� j�zyka.
Kate i Paul Raszid stali obok siebie, obserwuj�c t�um, gdy Dillon pojawi� si� przed nimi i zagai�:
- Co za zbieg okoliczno�ci.
- Nigdy nie wierzy�em w zbiegi okoliczno�ci - odpar�
Paul Raszid. - A pan?
- Zabawne, �e pan to m�wi. Podobnie jak pan, jestem
cynikiem, ale dzi�...
W tym momencie przerwa� im jaki� m�ody cz�owiek.
- Milordzie, premier chcia�by zamieni� z panem
s�owo.
Raszid rzek� do Irlandczyka:
- Przykro mi, panie Dillon, lecz nasza rozmowa b�dzie
musia�a poczeka�. Jednak�e by�bym wdzi�czny, gdyby
m�g� si� pan zaopiekowa� przez ten czas moj� siostr�.
- To b�dzie dla mnie zaszczyt.
30
Widz�c, �e teraz nie b�dzie mia� okazji z ni� porozmawia�, Dillon postanowi� odej��, ale zanim to zrobi�, zdo�a� jeszcze nadepn�� intruzowi na nog�. M�czyzna pu�ci� Kate.
- Niech ci� licho, ty niezdarny o�le!
Dillon u�miechn�� si�.
- Tak mi przykro. - Sk�oni� si� Kate. - B�d� w �For
tepianowym Barze".
Przeszed� przez hol do �Fortepianowego Baru" hotelu �Dorchester", w kt�rym - ze wzgl�du na wczesn� por� -by�o jeszcze pusto. Barman, Guiliano, powita� go serdecznie, gdy� byli starymi znajomymi.
- Kieliszek szampana?
- Czemu nie? - odpar� Dillon. - Zasi�d� do fortepianu,
dop�ki nie pojawi si� tw�j grajek.
W�a�nie gra� Gershwina, kiedy do baru wesz�a Kate Raszid.
- Widz�, �e jest pan cz�owiekiem posiadaj�cym wiele
rozmaitych talent�w.
- Jestem zaledwie przeci�tnym barowym grajkiem,
szanowna pani. Co si� sta�o z tamtym d�entelmenem?
- Ten d�entelmen - je�li mo�na go tak nazwa� - to
lord Gravely, arystokrata, kt�ry na sta�e zamieszkuje
w Izbie Lord�w, gdzie nie dokona� jeszcze niczego do
brego.
- Nie s�dz�, �eby pani brat aprobowa� jego zachowanie
wobec pani.
31
- �agodnie powiedziane. Czy naprawd� musia� pan
depta� mu po nogach?
- Zdecydowanie tak.
- No c�, ciesz� si�. Ten cz�owiek to sko�czona �wi
nia. Zawsze pr�buje mnie obmacywa�. Nie przyjmuje
do wiadomo�ci odmowy. Zas�uguje na przydeptany palec.
i nie tylko.
Podnios�a kieliszek Dillona i upi�a szampana.
- Przysz�am tu, by panu podzi�kowa�. Teraz lepiej
ju� p�jd�. Zam�wi�am samoch�d na si�dm�.
Dillon u�miechn�� si�, widz�c, �e nie ma szans na dalsz� rozmow�.
- By�o mi naprawd� mi�o.
Kate Raszid wysz�a, a Dillon sko�czy� utw�r i postanowi� ruszy� za ni�. Sam nie wiedzia� dlaczego, ale mia� wra�enie, �e nie zako�czy� sprawy.
Wyszed� g��wnymi drzwiami, skr�ci� w prawo w Park Lane i zobaczy� limuzyny czekaj�ce na ludzi wychodz�cych z sali balowej. Lady Kate Raszid sta�a na chodniku, ramiona mia�a okryte szalem. Nagle zn�w pojawi� si� lord Gravely. Obj�� j� ramieniem i przycisn�� do siebie, szepcz�c co� do ucha. Usi�owa�a si� wyrwa� i w tym momencie jednocze�nie wydarzy�y si� dwie rzeczy. Przy kraw�niku zatrzyma� si� daimler Paula Raszida, kt�ry zajmowa� miejsce na tylnym siedzeniu. Zanim earl zd��y� wysi���, Dillon dopad� Gravely'ego i uderzy� go
pi�ciami w nerki. Lord wrzasn�� i pu�ci� Kate, a jej brat wci�gn�� j� do samochodu. Gravely w�ciekle rzuci� si� na Dillona, kt�ry obr�ci� si� na pi�cie i �okciem trzasn�� go w twarz, a� jego lordowska mo�� osun�� si� na chodnik.
Gdy odje�d�ali, Raszid spojrza� przez tyln� szyb�
i zobaczy� znikaj�cego w t�umie Dillona oraz podchodz�-
cego do Gravely'ego policjanta. .
32
- Niezwyk�y cz�owiek z tego Dillona. Jestem mu
zobowi�zany. Wszystko w porz�dku?
- Nic mi nie jest, bracie, i to ja jestem mu wdzi�czna.
- Podoba ci si�?
- Bardzo.
- Ka�� go sprawdzi�.
- Nie, Paul, sama to zrobi�.
Nast�pnego ranka, po spotkaniu z prawnikami, oboje pojechali do Dauncey Place. Paul telefonicznie uprzedzi� braci, wi�c obaj te� tam byli. Wr�czyli Betty Moody zdj�cia Igora Gatowa, aby zasi�gn�a j�zyka w�r�d miejscowych.
Kiedy wieczorem Paul zaszed� do pubu, jak zwykle postawi�a mu kieliszek szampana i powiedzia�a cicho:
- Jest we wsi. Przyjecha� w po�udnie z grup� go�ci
z rosyjskiej ambasady.
- Doskonale - mrukn�� Paul, delektuj�c si� szam
panem.
- Co zamierzasz zrobi�? - zapyta�a.
- Wykona� wyrok, Betty - odpar� z zimnym u�mie
chem.
P�n� noc� rozm�wi� si� z bra�mi w wielkiej sali rodowej rezydencji. Betty te� tam by�a - przysz�a z pubu, przynosz�c wiadomo�� z ostatniej chwili, pods�uchan� przez miejscowych zatrudnionych w Knotsley Hall: Gatow o jedenastej wieczorem mia� wraca� do Londynu.
Paul Raszid powiedzia� braciom, co zamierza zrobi�, lecz nie w��czy� do swego planu Kate.
- Nie chc� jej w to miesza� - rzek�. - To m�ska
sprawa.
Nie wiedzia�, �e Kate sta�a nad nimi na galeryjce i pods�uchiwa�a. Rozz�oszczona, ju� mia�a si� odezwa�,
33
ale Betty stan�a za jej plecami i po�o�y�a jej r�k� na ramieniu.
- Zachowuj si� przyzwoicie, m�oda damo. Twoi bra cia podejmuj� niebezpieczn� gr�. Nie powinna� im jej utrudnia�.
Lady Kate Raszid przez chwil� zn�w poczu�a si� ma�� dziewczynk� i zrobi�a, co jej kazano.
Tej nocy Igor Gatow min�� kolejny zakr�t w�skiej wiejskiej drogi i ujrza� furgonetk�, kt�ra wpad�a do rowu, oraz jak�� posta� le��c� na �rodku szosy. Wysiad� ze swego BMW, podszed� i pochyli� si� nad le��cym. By� nim Paul Raszid, kt�ry uderzy� go kantem d�oni w kark.
On i jego bracia mieli na sobie czarne kombinezony si� specjalnych. Michael i Paul zanie�li p�przytomnego Gatowa do samochodu i posadzili go za kierownic�.
George podszed� do furgonetki, wsiad� i na wstecznym biegu wyjecha� z rowu. Paul Raszid wyj�� z kieszeni butelk� i obla� Gatowa benzyn�.
- Ogie� oczyszcza, jak m�wi nam Koran - powiedzia�, w��czy� silnik samochodu i odblokowa� r�czny hamulec. - To nie wr�ci nam matki, ale lepsze to ni� nic.
Pstrykn�� zapalniczk� i przysun�� p�omie� do nasi�kni�tej benzyn� marynarki Gatowa, kt�ra natychmiast stan�a w p�omieniach. George i Michael popchn�li w�z, kt�ry stoczy� si� ze wzg�rza i uderzy� w balustrad� starego kamiennego mostu, po czym eksplodowa�.
Nast�pnego ranka w Ministerstwie Obrony Hannah Bernstein przynios�a do gabinetu Fergusona kartk� z odszyfrowanym meldunkiem. Raport szczeg�owo opisywa�
34
okropny wypadek, w wyniku kt�rego Igor Gatow sp�on�� w swoim samochodzie.
- No, prosz� - mrukn�� Ferguson. - Kolejny niezwyk�y zbieg okoliczno�ci.
Sean Dillon opar� si� o drzwi i zapali� papierosa.
- Pytanie tylko, jakiego niezwyk�ego zbiegu okoliczno�ci powinni�my oczekiwa� teraz?
Siedz�c w saloniku Kate w domu przy South Audley Street, Paul Raszid powiedzia�:
- Gatow nie �yje. Su�tan r�wnie�. Te egzekucje by�y
s�uszne i sprawiedliwe. Jednak to nie wystarczy.
- O czym ty m�wisz, bracie? - zdziwi� si� Michael.
- M�wi� o tym, �e nie wystarczy tylko wyeliminowa�
dw�ch p�otek. Ich �mier� szybko zostanie zapomniana,
a mocarstwa zn�w b�d� panoszy� si�, jakby nic si� nie
sta�o. Ameryka i Rosja, dwa wielkie szatany, zamierzaj�
zniszczy� arabsk� kultur�, zdepta�y godno�� Beduin�w,
okrad�y Arabi� i Hazar z tego, co jest ich dziedzictwem -
i naszym. Musimy da� im nauczk�, jakiej niepr�dko
zapomn�.
- Co masz na my�li? - zapyta� George.
- Po pierwsze, Kate, skontaktuj si� z naszymi przy
jaci�mi z Armii Allaha, Miecza Boga, Hezbollahu i in
nych organizacji. Chc�, �eby podnie�li alarm, g�osz�c,
�e Stany Zjednoczone i Rosja zamierzaj� spl�drowa�
Bliski Wsch�d. Chc�, �eby narobili jak najwi�kszego
zamieszania.
- I co potem? - zapyta� Michael.
- Potem zabijemy prezydenta Stan�w Zjednoczonych.
Zapad�a g�ucha cisza, w kt�rej Michael wyszepta�:
- Dlaczego, Paul?
- Poniewa� Gatow by� tylko s�ugusem, a su�tan zaled-
35
wie marionetk�. Poniewa� nie ma sensu zabija� p�otek, Je�li jasno - naprawd� jasno - nie wyrazimy naszego zdania na ten temat, to �wiatowe mocarstwa nigdy nie zrozumiej�. I nigdy nie zostawi� nas w spokoju. Nale�ycie zaplanowany zamach na prezydenta Jake'a Cazaleta raz na zawsze wyja�ni �wiatu, �e Arabia jest Arab�w. Co do Cazaleta, to na tym ko�czy si� jego rola, jak g�osi stare powiedzenie. Och, r�wnie dobrze mogliby�my zabi� premiera Rosji, kt�ry w takim samyn stopniu ponosi za to win�, ale zamach na Cazaleta narobi wi�cej ha�asu. Znowu zapad�a cisza. W ko�cu Michael spyta�:
- M�wisz powa�nie?
- Tak, Michaelu. Nigdy nie m�wi�em powa�niej. Czas
wys�a� �wiatu sygna�. - Przeszy� go wzrokiem. - Zrobimy
to dla Beduin�w. - Przeni�s� spojrzenie na George'a.
I dla Hazaru. - Popatrzy� na Kate i przez kilka minut
siedzieli w milczeniu, spogl�daj�c sobie w oczy. W ko�cu I
Paul rzek�: - A tak�e za mam�.
Ten ochryp�y szept zdawa� si� wype�nia� ca�y pok�j. Po chwili Kate spyta�a:
- Tylko kto to zrobi?
- Najemnik. Teraz, kiedy w Irlandii P�nocnej zacz��
si� proces pokojowy, jest tam wielu bezrobotnych za
b�jc�w z IRA. - Wyj�� kopert� i poda� jej. - Ten
cz�owiek, Aidan Bell, ma bardzo dobre rekomendacje!
Mo�na go znale�� w County Down. Podobno na zlece
nie Czeczen�w zabi� rosyjskiego genera�a i wysadzi�
w powietrze jego kwater� wraz z personelem. To cz�o
wiek, kt�ry nie boi si� ryzyka. Jed� i porozmawiaj
z nim, Kate. Zabierz ze sob� George'a. Walczy� tam i zna teren.
Przestali si� waha�. Podj�li decyzj�.
- Oczywi�cie, bracie.
36
- Jeszcze jedno. - Zapali� papierosa. - Spodoba� ci si� Sean Dillon?
- M�wi�am ci.
- Musisz si� z nim zobaczy�. Zaaran�uj przypadkowe
spotkanie. Wymy�l jak�� wiarygodn� historyjk�. Sprawd�,
co wie o Aidanie Bellu.
U�miechn�a si�.
- To b�dzie przyjemno��.
- Byle nie za wielka - odpar� z u�miechem.
LONDYN OUNTY DOWN
IRLANDIA PӣNOCNA
Kate Raszid przejrza�a informacje, kt�re dostarczy� jej brat. By�y obszerne i dostatecznie szczeg�owe. Aidan Bell mia� czterdzie�ci osiem lat, zosta� cz�onkiem IRA, maj�c dwadzie�cia lat, i nigdy nie przesiedzia� ani dnia w wi�zieniu. Od dawna by� cz�onkiem ekstremistycznej organizacji, jak� by�a INLA - Irlandzka Narodowa Armia Wyzwole�cza. Cz�sto nie zgadza� si� z tymczasowymi z IRA, ale by� odpowiedzialny za kilka udanych zamach�w.
Najciekawsze by�o to, �e przez ca�y ten czas pracowa� r�wnie� jako wysoko op�acany najemnik, �wiadcz�c us�ugi licznym zagranicznym organizacjom wywrotowym.
Kate powierzy�a t� spraw� szefowi ochrony Raszid Investments, zaufanemu cz�owiekowi i by�emu spadochroniarzowi, niejakiemu Frankowi Kelly'emu. Oczywi�cie nie wtajemniczy�a go we wszystko. �adnego z pracownik�w nie darzy�a bezgranicznym zaufaniem. W tej fazie operacji chcia�a tylko zorganizowa� �przypadkowe" spotkanie z Dillonem i taka okazja nadarzy�a si� tydzie� p�niej, w poniedzia�kowy wiecz�r.
Kelly zadzwoni� do niej do domu, mieszcz�cego si� Przy South Audley Street, zaledwie pi�� minut jazdy od hotelu �Dorchester".
41
- Dillon w�a�nie wszed� do �Fortepianowego Baru".
Jest ubrany wieczorowo, w granatow� marynark� i gwar
dyjski krawat.
- Przecie� on nie by� w gwardii.
- Szanowna pani, prosz� mi wybaczy�, �e u�yj� tego
okre�lenia, ale, moim zdaniem, robi sobie jaja. W pierw
szym spadochronowym sp�dzi�em sporo czasu w Irlandii i
sporo S�ysza�em o tym facecie.
- Nie wiedzia�am, �e s�u�y�e� w pierwszym
spadochronowym. Zna�e� mojego brata, George'a?
- Tak, prosz� pani, chocia� by� znacznie wy�szy
stopniem. By� wtedy podporucznikiem, a ja tylko sier�antem.
- �wietnie. Masz samoch�d?
- Jeden z mercedes�w firmy.
- Podjed� i zabierz mnie. Potem pojedziemy do hotelu
�Dorchester" i zaczekasz na mnie. Nie bierz ze sob�
nikogo innego. Masz by� sam.
- Lady Kate, za nic nie wyrzek�bym si� tej przyjem
no�ci - odpar� Kelly.
Wkr�tce przyjecha� - elegancko ubrany m�czyzna, maj�cy najwy�ej metr siedemdziesi�t wzrostu, o wyrazistych rysach twarzy i kr�tko przystrzy�onych w�osach. do kt�rych przywyk� podczas s�u�by wojskowej. Po chwili wysadzi� Kate pod hotelem �Dorchester" i zaparkowa� na jednym z miejsc dla uprzywilejowanych go�ci.
Kate, ubrana w dopasowany czarny kostium, przesz�a przez obrotowe drzwi. Gdy znalaz�a si� w barze, us�ysza�a d�wi�ki fortepianu, przy kt�rym zobaczy�a Dillona.
Podszed� do niej Guiliano.
- Lady Kate, mi�o pani� widzie�. Ten sam stolik co
zwykle?
- Nie, pierwszy wolny przy fortepianie. Chc� poroz
mawia� z pianist�.
- Ach, z panem Dillonem. Jest niez�y, prawda? Gra
42
tylko od czasu do czasu, zanim stawi si� do pracy nasz pianista. B�g wie, co robi poza tym. Zna go pani?
- Mo�na tak powiedzie�.
Guiliano zaprowadzi� Kate do stolika. Skin�a g�ow� Dillonowi, zam�wi�a kieliszek szampana Kruga, usiad�a i wyj�a telefon kom�rkowy, �ami�c obowi�zuj�ce w barze zasady. Zadzwoni�a do George'a, kt�ry mieszka� niedaleko hotelu. Kiedy odebra� telefon, powiedzia�a:
- Jestem w �Fortepianowym Barze" hotelu �Dorches-
ter". Zasta�am Dillona. Frank Kelly czeka na zewn�trz
w samochodzie. Zadzwo� do niego i popro�, �eby ci�
przywi�z�. Jeste� mi potrzebny.
- Oczywi�cie - odpar� George. - Zobaczymy si�
wkr�tce.
Kate uzna�a, �e Dillon jest bardzo dobrym pianist�. Gra� stare standardy, kt�re zawsze lubi�a. Z papierosem zwisaj�cym z k�cika ust i �obuzerskim u�miechem, nagle zacz�� gra� �Our Love Is Her� to Stay". Kiedy sko�czy�, pojawi� si� zatrudniony w lokalu pianista. Dillon u�miechn�� si� do niego i ust�pi� mu miejsca przy fortepianie. Nast�pnie podszed� do Kate.
- Szcz�liwy traf... Czy nie tak nale�a�oby nazwa�
nasze spotkanie? Bardzo przyjemna niespodzianka.
- C�, panie Dillon, skoro tak pan uwa�a...
- Hm, w przeciwie�stwie do pani nie studiowa�em
w Oxfordzie. Musia�em zadowoli� si� Kr�lewsk� Akade
mi� Sztuk Teatralnych.
- By� pan aktorem?
- Niech pani da spok�j, Kate Raszid, przecie� dosko
nale pani o tym wie - tak jak o wszystkich innych faktach
z mojego �ycia.
U�miechn�a si� i powiedzia�a do podchodz�cego Guiliano:
- Niegdy� najbardziej lubi� szampana Kruga, ale we-
43
d�ug moich informacji przeszed� na Louis Roederer Crij tal. Zamawiamy butelk�.
Dillon wyj�� srebrn� papiero�nic� i zapali� papierosa.
- M�g�by� zapyta� dam� o pozwolenie - zauwa�y�a
wzi�a do r�k papiero�nic�, obejrza�a j� i wyj�a sobie
papierosa. - Art deco. Cz�owiek o wyrafinowanych gus
tach. A mo�e to pami�tka z Teatru Narodowego?
- Jeste� dobrze poinformowana - zauwa�y� Dillon.
Pstrykn�� zippo i poda� jej ogie�, gdy przyniesiono szam
pana. Potem sam te� zapali�. - Wiesz co, to spotkanie mog�o
by� przypadkowe albo te� czym� z dzia�ki Carla Junga.*
- Masz na my�li synchroniczno�� wydarze�? G��bsze
umotywowanie dzia�a�?
Podni�s� kieliszek.
- Za co wi�c pijemy?
W tym momencie na schodach prowadz�cych do bani pojawi� si� George, a tu� za nim Frank Kelly. Gdy obaj podeszli do stolika, Kate powiedzia�a:
- Ach, oto dwaj �o�nierze z jednego regimentu. Panie
Dillon, to m�j brat George.
Dillon nie patrzy� na George'a. Nie odrywa� wzroku od Kelly'ego.
- Na twoim miejscu nie nosi�bym kabury na szelkach,
synu. W razie potrzeby zbyt trudno wyj�� z niej bro�.
Lepiej trzyma� j� w kieszeni. I nie m�w, �e j� wypycha,
bo ka�� ci si� wypcha�.
Kelly u�miechn�� si�, a Kate powiedzia�a:
- Usi�d� przy s�siednim stoliku, Frank, �eby� m�g�
nas s�ysze�.
* Carl Jung - 1875-1961, szwajcarski psychiatra i psycholog, jeden z g��wnych przedstawicieli psychologii g��bi; wprowadzi� poj�cie nie�wiadomo�ci zbiorowej i archetypu; stworzy� oryginaln� typologif osobowo�ci (przyp. red.)
44
Znowu u�miechn�� si� do Dillona.
- Tak, prosz� pani, us�ucham jak grzeczny piesek.
Dillon roze�mia� si�.
- C�, takie psy lubi�. Mo�emy napi� si� drinka?
- Nie w czasie pracy - odpar� Kelly. - A przy okazji,
ja te� pochodz� z County Down, ty fenia�ski * draniu.
- Zatem wiemy, na czym stoimy - u�miechn�� si�
Sean. - Nie czekaj, tylko zam�w jednego bushmillsa
i usi�d�, �eby wys�ucha�, czego sobie �yczy dama.
Opowie�� Kate by�a bardzo przekonuj�ca.
- Rzecz w tym, Dillon, �e my - m�wi� o Raszid
Investments - korzystaj�c z