8511

Szczegóły
Tytuł 8511
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8511 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8511 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8511 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl Autor K.S. Rutkowski MI�O�� Spotkanie z pisarzem Robertem Markowskim przeci�ga�o si�. Zbyt wielu ludzi zadawa�o mu zbyt wiele pyta�. Sala p�ka�a w szwach. Mia�o to swoje dobre strony. Niew�tpliwie by� s�awny. Mia�o te� i z�e. Zdecydowanie traci� zbyt wiele czasu na takich imprezach. Nie lubi� ich. Wprost nie znosi�. Ale cz�ste spotkania z czytelnikami by�y warunkiem jego kontraktu. Odpowiada� wi�c na zadawane pytania i u�miecha� si� marz�c o jednym. O zaciszu jakiego� baru w kt�rym m�g�by wychyli� par� g��bszych. W ko�cu ludzie zacz�li wychodzi�. Prawie ka�dy ni�s� jego grub� powie�� z drogocennym autografem. Niew�tpliwie by� to przyjemny widok. Zawsze chcia� by� czytany i w ko�cu by�. Jego druga ksi��ka odnios�a sukces, a jego nazwisko zacz�to wymawia� z szacunkiem. -Spodziewa�e� si� takiej frekwencji? - odezwa� si� za plecami Roberta jego agent - Nie? No to si� przyzwyczaj. Teraz jeste� s�awnym pisarzem. -Sporo w tym twojej zas�ugi - odpar� Robert dobrze wiedz�c, �e pochwa�y s� tym, co ten chudy �ysy palant lubi� najbardziej. Nie znosi� go, ale by� dobrym agentem, najlepszym jakiego mo�na by�o znale��. -O tak, niew�tpliwie. Przynajmniej je�li chodzi o sprawy organizacyjne. Dobra promocja to po�owa sukcesu. Druga jego po�owa to sama ksi��ka. Talent jej autora. Twoj� ksi��k� wprost rozsadza, dlatego wi�c zarabiamy na niej kup� forsy. Kto wie, mo�e nawet uda mi si� zainteresowa� ni�, jak�� filmow� wytw�rni�. Podszed� do nich Wiktor. Przystojny, wysoki czterdziestolatek, wygl�daj�cy jak aktor. By� prezesem zwi�zku literat�w w tym mie�ci i jednym z organizator�w trasy promocyjnej Roberta. -Sukces - powiedzia� tylko, k�ad�c Robertowi r�k� na ramieniu. Robert nawet na niego nie spojrza�. To, �e by� trze�wy, nie dzia�a�o na niego dobrze. �a�owa�, �e nie zd��y� niczego wypi� przed t� imprez�. Przez ca�y czas jej trwania czu�, �e brakuje mu tego luzu, kt�ry dawa� mu alkohol. W g��bi coraz bardziej opustosza�ej sali ujrza� swoj� �on� Monik�. Jej zmieniona twarz od razu powiedzia�a mu, �e co� jest nie tak. -Co� si� sta�o? - zapyta� podchodz�c do niej. -Nie - odpar�a. By�a smutna. -Jak to nie? Przecie� widz�. -Och Robercie... - za�ka�a k�ad�c mu g�ow� na piersi. -No, malutka, mi mo�esz wszystko powiedzie�. -Wiem, wiem kochany - szepn�a - Ale to takie, takie upokarzaj�ce... -Natychmiast powiedz mi co si� sta�o. Przytuli�a si� do niego jeszcze mocniej. -Wiktor... - wyszepta�a. -Co Wiktor? - zapyta�. -Odtr�ci� mnie - wyskomla�a - Potraktowa� mnie jak zdzir�, wywlok�, szmat�. -Kiedy? -Dzisiaj. Gdy czyta�e� fragmenty swojej ksi��ki. Wywo�a�am go z sali, a potem zaci�gn�am do pokoju sprz�taczek. I wyobra� sobie, �e ten bydlak nie chcia� mnie przelecie�. Mnie, Miss Publiczno�ci sprzed kilku lat. Czy ju� jestem stara? Czy a� tak zbrzyd�am, �e nawet pi��dziesi�cioletni facet nie chc� mnie ju� dotkn��? Czy co� jest ze mn� nie tak? Robert pog�aska� j� czule po g�owie. -Nie histeryzuj. Wci�� jeste� pi�kna. Wspania�a. To nie twoja wina, �e nie chcia� si� z tob� pieprzy�. -Nie moja? - wyszepta�a z nadziej�. -Nie - upewni� j� - Wiktor po prostu nie m�g� z tob� tego robi�. -Dlaczego nie m�g�? - zapyta�a ju� normalnym g�osem, unosz�c g�ow� i spogl�daj�c m�owi w twarz - Jest impotentem? -Nie, on jest peda�em - wyja�ni� Robert - Nie wiedzia�a� o tym? -Nie, a powinnam? -Tak, bo wiedz� o tym wszyscy. On wcale tego nie ukrywa. To zadeklarowany, oficjalny gej. Chyba nawet jest przewodnicz�cym jakiej� pedalskiej organizacji. -Jeste� pewny? -Ca�kowicie. -Uff - odetchn�a odsuwaj�c si� od Roberta - A ju� si� ba�em, �e to ze mn� jest co� nie tak. -Zapewniam Ci�, kochanie, �e z tob� jest wszystko w najlepszym porz�dku. Jestem pewien, �e ka�dy normalny facet, by�by zaszczycony l�duj�c z tob� w kanciapie dla sprz�taczek. Ale nie Wiktor i jemu podobni. Im fiuty staj� nie na te dziurki co trzeba. Wybacz mu wi�c. Prosz� ci� o to w jego imieniu. -Nie mog� - odpar�a. Jej twarz ponownie przybra�a smutny wyraz. -A to dlaczego? Przecie� powiedzia�em ci kim jest. -To, �e mnie nie chcia� przelecie� to p� biedy. Ten cham pchn�� mnie na �cian� i uderzy� w twarz, po tym jak pr�bowa�am mu si� dobra� do rozporka. O popatrz, widzisz...? - pokaza�a na jeden z policzk�w, troch� bardziej zaczerwieniony od drugiego - Mam tu jeszcze �lad jego r�ki. -Faktycznie - stwierdzi� Robert - Rzeczywi�cie jest ma�y siniak. -Maa��yy?! - zabucza�a - Ten kutas zdzieli� mnie tak, �e musi by� ogromny. -Ma�y czy wielki, to niewa�ne - stwierdzi� Robert - Ten skurwiel nie mia� prawa ci� uderzy�. -To prawda - przytakn�a - Zw�aszcza, �e tylko chcia�am mu zrobi� dobrze. Je�li nie chcia� si� ze mn� kocha�, m�g� mi grzecznie odm�wi�. -Zaraz pogadam sobie z tym draniem - rzek� Robert odwracaj�c si� od niej. -Nie - zaprotestowa�a chwytaj�c go za r�k� - To nie jest tego warte. -Mylisz si�. Jest. Jest warte dania mu porz�dnie w mord�. -Ach, daj spok�j. Dosta�am po prostu nauczk�. Nast�pnym razem wprost zapytam o preferencje seksualne faceta, kt�remu b�d� mia�a zamiar si� odda�. Ju� nigdy wi�cej nie p�jd� na �ywio�. A zreszt� Wiktora ju� tu nie ma. Sam zobacz. Ulotni� si�, gdy tylko zobaczy�, �e ze sob� rozmawiamy. Robert odwr�ci� si�, rozejrza� i rzeczywi�cie nigdzie nie zobaczy� Wiktora. Sala by�a ju� prawie pusta, tylko jacy� ludzie porz�dkowali krzes�a. -No to ma wielkie szcz�cie. P�jdziemy si� gdzie� czego� napi�? -Nie, kochanie. Id� sam. Ja wracam taks�wk� do hotelu. Jestem zm�czona i boli mnie g�owa. Zrozum, nie codziennie zostaje odtr�cona i pobita przez faceta. Id� i baw si� dobrze. Mam nadziej�, �e b�dziesz mia� wi�cej szcz�cia ni� ja i poznasz jak�� �adn� i ochotn� panienk�. Bar, kt�ry znalaz� w pobli�u, okaza� si� zwyczajn� spelun� pe�n� meneli. Nie przeszkadza�o mu to jednak wypi� paru kolejek. Wbrew oczekiwaniom, alkohol nie pom�g� mu ani troch�. Nadal czu� si� paskudnie. Przed oczami wci�� mia� twarz Moniki. Zw�aszcza ten siniak na jej policzku. To co zrobi� jej Wiktor, z up�ywem czasu wkurwia�o go coraz bardziej. Tylko on mia� prawo j� bi�, a �e nigdy tego nie robi�, nie m�g� pozwoli�, �eby kto� go w tym wyr�cza�. Ach ten Wiktor...A przecie� go tak lubi�, tak bardzo go lubi�... Zawsze taki �agodny, mi�y, ca�kowicie otwarty na �wiat. I tak dobrze znaj�cy si� na literaturze. Wida� ju� nikt na tym pierdolonym �wiecie nie by� taki, jakim si� wydawa�. Szkoda. Naprawd� wielka szkoda. Odpowiedni samoch�d wpad� mu w oko ju� w pobli�u baru. Sta� zaparkowany pod roz�o�ystym drzewem, nieo�wietlony ulicznymi lampami. By� ju� p�ny wiecz�r. Zmrok zapad� jaki� czas temu. Blask ksi�yca ledwie przebija� si� przez chmury. Robert rozejrza� si� uwa�nie. Nigdzie nie by�o ludzi. Ulice by�y puste i ciche. Trzask rozbijanego szk�a trwa� tylko chwil�. Zbyt kr�tko, �eby zwr�ci� czyj�� uwag�. Robert wsun�� ostro�nie r�k� w dziur� w szybie od strony kierowcy i otworzy� samoch�d. By� starym wozem produkcji krajowej, wyprodukowanym jeszcze w czasach realnego socjalizmu i nie mia� tych wszystkich elektronicznych zabezpiecze�. Wsiad� do �rodka i zacz�� go uruchamia�. Wystarczy�o tylko wyj�c przewody i odpowiednio je z��czy�. Nie mia� z tym problemu. Kiedy� napisa�, dla pewnej gazety, obszerny reporta� o z�odziejach samochod�w i metodach jakimi si� pos�uguj�. Metoda na kr�tkie zwarcie nie by�a wcale trudna. Zw�aszcza je�eli chodzi�o o z�om przemierzaj�cy drogi od kilkunastu lat. Po jaki� dw�ch minutach samoch�d zawarcza�. Robert wyjecha� nim na drog� i ruszy� przed siebie. Po oko�o kwadransie zatrzyma� w�z na pewnej ulicy, wyj�� z kieszeni telefon kom�rkowy i zadzwoni�. Nie czeka� d�ugo. Po chwili us�ysza� znajomy g�os. -S�ucham? -Wiktor? -Tak, kto m�wi? -To ja, Robert. -Ooo... -Cieszysz si�, �e dzwonie? -Czy... dzwonisz w zwi�zku... z twoj� �on�? -Nie. To kurewka nic mnie nie obchodzi. Dzwoni� w zwi�zku z nami. -Z nami...? - Nie udawaj. Widzia�em jak dzisiaj na mnie patrzy�e�. -Wiktorze! Jeste� tam jeszcze? -Nie wiedzia�em, �e jeste�... -Nikt tego nie wie. Chcia�by� si� ze mn� spotka�? -Kiedy? -Teraz. Jestem w pabie naprzeciwko twojego domu. -W takim razie zapraszam ci� do siebie, Robercie. -Najpierw chcia�bym wypi� par� drink�w, Wiktorze. Porozmawia�. To bardzo przyjemny lokal. A potem... Potem, skarbie, b�dziesz m�g� mnie zabra� gdzie zechcesz. -Dobra. Zaraz tam b�d�. Kilka minut p�niej, drzwi kamienicy po lewej stronie ulicy otworzy�y si� i wyszed� z nich Wiktor. Na chwil� przystan�� na kraw�dzi chodnika, rozejrza� si� i wszed� na jezdni�. W tym samym czasie Robert, kt�ry znajdowa� si� w samochodzie kilkana�cie metr�w dalej, przycisn�� peda� gazu i ruszy� ostro nie zapalaj�c �wiate�. Wiktor nie zd��y� nic zrobi�. Uderzony przez samoch�d przelecia� nad nim i wyl�dowa� na asfalcie. Robert zahamowa� i odwr�ci� si� przez rami�. Ujrza� Wiktora le��cego w poprzek ulicy i pr�buj�cego si� podnie��. Szybko wi�c zmieni� bieg na wsteczny i ruszy� gwa�townie do ty�u. Wszystkimi ko�ami jeszcze raz przejecha� po Wiktorze i znowu zatrzyma� samoch�d. Wiktor le�a� w ka�u�y krwi i ju� si� nie rusza�. Robert ponownie zmieni� bieg i dla pewno�ci trzeci raz przejecha� po le��cym, tym razem jednak ju� si� nie zatrzymuj�c. Wkr�tce by� ju� daleko. Knajpa do kt�rej wst�pi� w drodze do hotelu mia�a klas� i od razu wprawi�a go w dobry nastr�j. Znajduj�cy si� w niej m�czy�ni nosili garnitury i wszyscy wygl�dali na biznesmen�w, a towarzysz�ce im kobiety by�y pon�tne. Po�owa z nich by�a drogimi dziwkami, a druga po�owa kochankami. Z pewno�ci� �ony nie by�o tu ani jednej. Chyba naj�adniejsza siedzia�a przy barze. Wygl�da�a na znudzon�. -Co taka pi�kna dziewczyna robi tu samotnie? - zagai� do niej Robert. -Op�akuje nieudany zwi�zek - odpar�a mu. -Czy mog� si� wi�c przysi��� i przy��czy� si� do twego smutku? Kobieta zmierzy�a go wzrokiem od st�p do g�owy. -Oczywi�cie. To wolny kraj, a ten lokal nie nale�y do mnie. Mo�e Pan usi��� gdzie chce. Dotarli do hotelu oko�o drugiej w nocy. Oboje byli ju� nie�le wstawieni. Dziewczyna ca�y czas chichota�a, przez co wydawa�a si� by� bardziej pijana od niego. Mia�a jakie� imi�, ale Robert ju� dawno zapomnia� jakie. I wcale nie by�a prostytutk�, tak jak przypuszcza�, przysiadaj�c si� do niej. Wprowadzi� j� do pokoju, zapali� tylko nocn� lampk� i od razu przeszli do rzeczy. Ca�uj�c si� na stoj�co, po�ci�gali z siebie ubrania i legli na ��ko. -Tu kto� le�y! - krzykn�a dziewczyna, siadaj�c nagle na brzegu po�cieli. -To moja �ona - odpar� Robert. -�ona? - dziewczyna zapyta�a z niedowierzaniem. Jej g�os w jednej chwili sta� si� trze�wy. -Tak. Ale nie przejmuj si� ni�. Nie b�dzie nam przeszkadza�. Z dwoma m�czyznami owszem, ale seks z kobiet� jej nie interesuje. -M�j m�� m�wi prawd�. Nie b�d� si� wtr�ca� w wasz� zabaw� - powiedzia�a Monika unosz�c na chwil� g�ow� z poduszki. Dziewczyna zeskoczy�a z ��ka, jakby co� w�a�nie oparzy�o j� w ty�ek. W po�piechu wci�gn�a majtki, narzuci�a sukienk�, pozbiera�a z pod�ogi buty i torebk� i nazywaj�c ich zbocze�cami, uciek�a z pokoju. Robert wzruszy� ramionami, a potem nagi poszed� do �azienki. Odsun�� kabin� prysznica, odkr�ci� wod�, uregulowa� jej temperatur� i wszed� pod ciep�y strumie�. Po kilku przyjemnych minutach, wyszed� spod natrysku. Dok�adnie wytar� si� r�cznikiem. Potem star� z lustra par� i zacz�� my� z�by. Po paru ruchach szczoteczk� zobaczy� w lustrze odbicie swojej �ony. By�a naga. W�osy mia�a w nie�adzie. Stan�a za nim i obie�a go w pasie, przytulaj�c si� do jego plec�w. Przykro mi, �e i tobie nie uda� si� wiecz�r - powiedzia�a czule. -E... Nie musi. I tak by nic z tego nie wysz�o. Chyba za du�o wypi�em. Nie chcia� mi stan��. -D�ugo tu jeszcze b�dziesz? Chcia�abym si� do ciebie przytuli�. Wiesz, �e nie lubi� zasypia� sama. -Zaraz do ciebie przyjd�. -Tak bardzo ci� kocham, Robercie. -I ja ciebie, malutka. Poca�owa�a go w kark i wr�ci�a do ��ka. Robert umy� z�by, zgasi� w �azience �wiat�o i r�wnie� poszed� si� po�o�y�. Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl lub http://www.ksiazki.cvx.pl