8510
Szczegóły |
Tytuł |
8510 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8510 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8510 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8510 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl
lub http://www.ksiazki.cvx.pl
Autor K.S. Rutkowski MʯCZYZNA W KAWIARNI
Od d�ugiego czasu wyra�nie czuje na sobie jej spojrzenie...
Jest jedn� z tych niebrzydkich i niepi�knych, kt�re czasami wpatruj� si� w ciebie w kawiarniach i tramwajach i wodz� za tob� wzrokiem na ulicy, bo jeste� do�� przystojny i masz niebanaln� twarz i to co� w oczach, przez co wydajesz si� tajemniczy i co wzbudza w kobietach zainteresowanie, cho� w gruncie rzeczy nie r�nisz si� niczym od tych, z kt�rymi zapewne wielokrotnie ju� si� spotyka�y i od kt�rych przeci�tno�ci w ko�cu chcia�yby uciec. Ma �adne oczy, m�wi� sobie, zupe�nie jak Banderas, i to ju� im wystarczy, �eby� by� wyj�tkowy. I albo z tego korzystasz, odpowiadaj�c w jaki� mi�y spos�b na ich przyjazne sygna�y, albo nie, bo akurat chcesz by� sam, sam z pos�pnymi my�lami i w�dk� w wielokrotnie ju� opr�nionym kieliszku. Nie jestem w jego gu�cie, m�wi� wtedy sobie, wzdychaj� i odchodz�, by� mo�e wierz�c, �e utraci�y w�a�nie jak�� szans� na lepsze �ycie, u boku lepszego m�czyzny, lub chocia� noc inn� ni� wszystkie.
Czasami jednak, gdy akurat nie b��dzisz w ciemnym labiryncie swych my�li, u�miechasz si� do takiej (bo od tego si� zaczyna i potem wszystko staje si� takie proste, �e nieraz sam si� dziwisz jak bardzo) przysiadasz si� do niej i pytasz czego si� napije, a ona �adnie u�miechaj�c si� m�wi ci co chce i patrzy ci g��boko w oczy szukaj�c w nich spe�nienia swoich marze�, a ty, kiedy si� tak w nie przygl�da, mru�ysz je tajemniczo i dajesz jej to z�udzenie, kt�re tak bardzo chce odnale�� i je�li jeste� w tej grze naprawd� dobry, w ko�cu dostajesz to, o co w tym wszystkim tak naprawd� chodzi, nawet odrobiny o to nie prosz�c... A potem jest noc i wy dwoje w�r�d niej i przez jaki� czas jeste�cie dla siebie wszystkim. I trwa tak do rana, kiedy to oboje budzicie si� trze�wi i okazuje si�, �e ju� nie jest tak samo.... Alkohol wyzwala ��dze i cho�by niewiadomo jak by�y pi�kne, cudowne i nami�tne, trze�wo�� zabija je bezdusznie. Rano prawie zawsze le�y obok siebie dwoje obcych ludzi, kt�rych jedynym pragnieniem wtedy jest uciec od siebie jak najdalej.... Do m��w, do �on.... Od wstydu od wyrzut�w sumienia.
Wci�� czuje na sobie jej natarczywe spojrzenie schowany za parawanem coraz bardziej fa�szywego zamy�lenia....
�ӯKA
Zamieszkali�my w g�rskim hotelu.Przyjechali�my tam, �eby ratowa� nasze ma��e�stwo. Codziennie rano spacerowali�my po malowniczej okolicy, zwiedzaj�c r�ne miejsca, kt�re warto by�o zobaczy�,�azUi�my po niej popo�udniami i wieczorami r�wnie� w��czyli�my si� po miasteczku i pobliskich g�rach, trzymaj�c si� za r�ce,id�c pod r�k�, w og�le staraj�c si� zachowywa� pozory normalno�ci. Wygl�dali�my jak typowe m�ode szcz�liwe ma��e�stwo.Ale nie byli�my ju� m�odym ma��e�stwem, ani szcz�liwym,nie mo�na by� przecie� szcz�liwym, pr�buj�c ratowa� ton�cy okr�t.
Pewnego ranka ze �zami w oczach powiedzia�a ,�e ci�gle mnie kocha.By�o to szczere wyznanie, wiedzia�em o tym, a poza tym stanowi�o decyduj�cy podpis pod traktatem pokojowym.Wystarczy�o tylko �ebym z�o�y� sw�j na jej ustach.By�a to szansa, kt�rej od dawna oczekiwa�em i kt�rej nie mog�em zaprzepa�ci�. Podpisa�em si� wi�c na jej twarzy, a potem skopiowa�em ten podpis na ca�ym jej ciele.Chwil� p�niej po��czyli�my hotelowe ��ka, obiecuj�c sobie �e to samo zrobimy po powrocie do domy, z tymi w naszej sypialni.
Przez kilka nast�pnych dni �yli�my ze sob� lepiej , ni� przez ca�y ostatni rok naszego zwi�zku.Jakby�my dopiero si� poznalLBy�a nadzwyczaj dobra i bardzo troskliwa,a ja stara�em si� odp�aca� jej tym samym.Nasze wsp�lne spacery sta�y si� przyjemniejsze.Zn�w zacz��em pisa�.Nic wielkiego.Krotkie �yciowe historyjki, pe�ne niedopowiedze�. W og�le oboje zacz�li�my �y�.
A� kt�rego� wieczora poszli�my do kawiarni.Wino,swiece,romantyczna muzyka...Czas mija� przyjemnie.By�a tam barmanka,kt�ra od samego pocz�tku przykuwa�a moj� uwag�.M�oda i piekna,wygl�da�a jak spe�nienie wszystkich m�skich marze�.Co jaki� czas zerka�em w jej kierunku.Nie mog�em si� przed tym powstrzyma�. W pewnym momencie nasze spojrzenia si� spotka�y i ona u�miechn�a si�, a ja odpowiedzia�em jej tym samym... -Nie, ty si� ju� nigdy nie zmienisz-powiedziala, widz�c to, moja �ona, po czym wsta�a i wysz�a.
Gdy podpity wr�ci�em po godzinie do naszego pokoju,p�aka�a na jednym z na powr�t rozdzielonych ��ek.
SPӏNIONA MI�O��
Przemawia�em do niej spojrzeniami,zbyt �mia�e s�owa grz�z�y mi w gardle.Kocha�em j�.By�em pewien,�e wiedzia�a o tym,bo kobiety czuj� kiedy si� je kocha,odbieraj� sygna�y mi�o�ci jak radary,na jakich kolwiek nadaje si� je falach.Ale nie robi�a nic,�eby mnie cho� troch� o�mieli�abym wiedzia� �e nie zgin�,gdy rozpoczn� zdobywanie twierdzy, kt�r� by�a. Nie chcia�a, mo�e nie mog�a,odgradza�y nas obr�czki i sumienia.Przeklina�em los, kt�ry rozmin�� w przesz�o�ci nasze drogi.Szuka�em kiedy� takiej jak ona, niepoprawnej romantyczki,ona mo�e kogo� takiego jak ja, uroczego chama z dusz� artysty .Jednak �ycie potoczy�o si� inaczej...
...i teraz u�o�one, trzyma�o w ryzach moj� niespokojn� dusz�. Mog�em ju� zbyt wiele straci�, nic nie zyskuj�cNie mog�em sobie na to pozwoli�. Od dawna nie traktowa�em ju� uczu� jak hazardu, ani nie czu�em si� ju� niczego pewny.Ani tego,�e wygram, ani �e gdy przegram,szybko stan� na nogi.Co� mi m�wi�o, �e gdy mnie ta kobieta odrzuci, run� jak Cesarstwo Rzymskie,Napoleon i trzecia rzesza.
Nie posuwa�em si� wi�c dalej od nami�tnych spojrze�.A ona nadal niedost�pna dla mnie jak szczyt Mont Ewerestu, trwa�a wci�� w oboj�tnej pozie,pewnie nie do ko�ca �wiadoma, jak wielkie wzbudza�a we mnie po��danie. Jak wiele znaczy�a dla mnie w tym drugim �yciu, prowadzonym w czterech �cianach umys�u. W tym innym �wiecie, z kt�rego tak cz�sto nie mog�em, nie potrafi�em, lub tak bardzo nie chcia�em odnale�� wyj�cia.
TEATR
Nie wiedzia�, kiedy jego ma��e�stwo zacz�o si� rozpada�. Ostatecznie okaza�o si� kiepsk� sztuk� szybko zasz�� z afisza. Przedstawienia nie wystawia si� wiecznie, przychodzi kiedy� dzie�, gdy trzeba zdj�� ze sceny dekoracj� i wnie�� j� gdzie� do wilgotnych, mrocznych piwnic teatru. Odej�cie Anny potwierdzi�o, �e jego miejsce jest w�a�nie w takiej piwnicy - lamusie rzeczy, kt�re odegra�y ju� swoj� rol�. By� zaskoczony zastawszy pewnego dnia po powrocie z pracy cisz� w mieszkaniu. Przywita�y go puste szuflady i kartka papieru na stole oznajmuj�ca: �Odchodz�".
Nigdy nie zastanawia� si�, czy Anna jest szcz�liwa, s�dzi�, �e skoro sam jest szcz�liwy, to ona r�wnie� musi by� szcz�liwa, bo jeszcze mo�e by� inaczej. By� �lepy i g�upi.
Nawet nie wiedzia� kiedy sko�czy�o si� prawdziwe, partnerskie �ycie, a zacz�o udawanie, teatralna imitacja z makija�em uczu� na jej twarzy, ca�� gam� u�miech�w i min do wszystkiego, kt�rych nie powstydzi�aby si� �adna dobra aktorka. Jedynie on gra� siebie i przegra� w oczach widowni. Teraz pozosta� sam na scenie w ciszy i ciemno�ci. Sztuka zasz�a z afisza... By�a tandetna i ju� nie chciano jej ogl�da�. Cz�sto potem, gdy rozw�d by� ju� faktem dokonanym, a b�l po odej�ciu Anny ju� nie taki bolesny (chocia� czu� go zawsze, nigdy w pe�ni nie pogodziwszy si� z jej utrat�), miejscowy teatr okazywa� si� jedynym miejscem, w kt�rym naprawd� czu� si� dobrze. Z pasj� wielk� jak kiedy�, chodzi� do niego na wszystkie nowe przedstawienia, staraj�c si� zawsze o bilet w pierwszych rz�dach, w kt�rych zazwyczaj siadali z Ann�, ale to nie by�o ju� to samo, zdawa� sobie z tego spraw� i za ka�dym razem, siedz�c na widowni, czu� dooko�a siebie wielk� pustk�, chocia� woko�o siedzia�o wielu innych ludzi, a na scenie grali aktorzy. Nie dostrzega� ich wtedy, rzucony w �wiat pi�knych wspomnie�, kt�rych Anna stanowi�a najwa�niejsz� cz�stk�, a z ni� to miejsce, bez niej nie posiadaj�ce ju� swojego uroku, nawet je�li od samego pocz�tku ten ma�y, prowincjonalny teatr rozczarowywa�, bo aktorzy wyst�puj�cy na jego scenie nie opanowali nale�ycie umiej�tno�ci swojego zawodu. Samotne ogl�danie sztuki nie by�o ju� tym samym prze�yciem co ogl�danie jej z ni� u boku, naprawd� kochaj�c� tylko teatr, gotow� przemierzy� setki kilometr�w, �eby obejrze� przedstawienie warte obejrzenia, nawet je�li z g�ry wiedzia�o si�, �e i tak je skrytykuje, nie zostawiaj�c na
wszystkich jego tw�rcach suchej nitki.
Teatr bez niej wydawa� mu si� odleg�y i obcy. Widziany jej oczami, nawet dla niego, widza niezbyt wyrobionego, nabiera� tandetnej mistyki i prowincjonalno�ci i chocia� jego czar ci�gle dzia�a�, to nigdy nie mia� do ko�ca pewno�ci, czy przychodzi� do niego z mi�o�ci do sceny, czy �ci�gany cieniami, kt�re ci�gle jeszcze kocha�. Wo�aniem z niemej ciszy zamkni�tego teatru.
�ONA PISARZA
Jako prezent gwiazdkowy ofiarowa�a mu maszyn� do pisania, ale gdy p�niej korzysta� z niej, denerwowa�o to j�. Nie rozumia�a mi�o�ci z jak� podchodzi� do pisania. Nie podziela�a jego zapa�u, wiary w talent, nie lubi�a czyta� jego utwor�w. Jego �wiat wype�niony ksi��kami, stosami zapisanego papieru i tw�rcz� samotno�ci�, w kt�r� ucieka� przed rodzin�, nic dla niej nie znaczy�. Nienawidzi�a go. Czu�a si� przez niego samotna, traktuj�c go jak wroga, inn� kobiet� pr�buj�c� odebra� jej m�a i walczy�a z nim jak tylko mog�a, pragn�c ca�kowicie go unicestwi�. Stukot maszyny do pisania rozlegaj�cy si� z pokoju m�a pe�nego p�ek z ksi��kami, p�mroku i kurzu, pot�gowa� w niej nienawi�� do fa�szywych muz co wiecz�r tam goszcz�cych. Pocz�tkowo traktowa�a pisanie jako jego hobby, kt�re z czasem mu si� znudzi, teraz jednak uwa�a�a je za gro�n� chorob� mog�c� kiedy� u�mierci� ich ma��e�stwo. Jej m�� by� grafomanem, nie mia�a co do tego �adnych w�tpliwo�ci. Musia� nim by�, skoro nie zra�a�y go do pisania koperty z jego opowiadaniami, wracaj�ce ze wszystkich czasopism, do kt�rych je wysy�a�.
D�O�
Przypuszcza�, �e m�odo umrze. Linia �ycia na jego d�oni, cieniutka i ledwie widoczna nie dochodzi�a nawet do jej po�owy, urywaj�c si� jak droga nagle wbiegaj�ca w tunel. Tyle tylko, �e jego linia nigdzie si� ju� nie wy�ania�a, w przeciwie�stwie do drogi zawsze gdzie� wy�aniaj�cej si� z tunelu na �wiat�o dnia. Cz�sto w samotno�ci przygl�da� si� d�oni, pr�buj�c odgadn�� sw�j czas zapisany na niej. Czu�, �e nie ma go zbyt wiele. I za ka�dym razem, kiedy ogl�da� swoj� zniszczon� d�o�, co� kaza�o mu si� spieszy�, �y� szybciej, w pe�ni wykorzysta� ka�d� nast�pn� chwil�. Dlatego stara� si� bardziej okazywa� mi�o�� swoim bliskim, zabawia� si� i wyje�d�a�, kiedy tylko nadarza�a si� okazja i pisa�, pisa�, pisa�, chc�c jak najszybciej do�cign�� kilku wielkich nie�yj�cych ju� pisarzy, kt�rzy tak naprawd� nigdy nie umarli. Wierzy�, �e ich duchy czuwaj� nad nim i pomagaj� w pisaniu. Cz�sto rozmawia� z nimi w my�lach, prosz�c o pomoc. Zawsze po takiej rozmowie nachodzi�o go natchnienie, kt�re traktowa� jako odpowied� z za�wiat�w. Pisa� wtedy dobre rzeczy. Pisa� te� i bez gadania z duchami, ale to nie by�o ju� to samo. Tworzone wtedy utwory pokrywa� kurz fa�szu, podobie�stw i sztuczno�ci. Dar� je na strz�py. Najbardziej zale�a�o mu na oryginalno�ci czyni�cej nie�miertelnym. Szlifowa� wi�c ka�de zdanie, nigdy nie id�c na �atwizn�.
WSPOMNIENIA
Czasami jaszcze my�la� o nich. O ich w�osach, oczach, ustach. Przypomina� sobie wypowiadane przez nie s�owa, a zw�aszcza te dwa, kt�re do�� szybko okazywa�y si� bez warto�ci. Wypowiada� czule ich imiona, jak wtedy, gdy tak wiele dla niego znaczy�y. Przebywa� w my�lach w odwiedzanych z nimi miejscach. Nie raz jeszcze czu� b�l, kt�ry mu sprawi� odchodz�c.
Ale nie t�skni� za �adn� z nich. Nie potrafi� tylko zakopa� kufra z przesz�o�ci� i przej�� do jutra pewnym krokiem zdobywcy. By� niestety pisarzem i to najgorszym z mo�liwych - czerpa� natchnienie g��wnie z w�asnego �ycia, w ka�dym wczoraj doszukuj�c si� czego� do opisania. Dlatego tak bardzo piel�gnowa� wspomnienia, nigdy nie trac�ce kolorytu, zawsze �wie�e, jakby zawarte w nich zdarzenia wydarzy�y si� przed kilkoma godzinami, a nie przed wieloma laty. Umiej�tnie przechowywane w umy�le, nie traci�y niczego z �ywotno�ci, w ka�dej chwili nadaj�c si� do przelania na papier. Ale nie by� wcale z tego dumny. Wola�by pisa� inaczej, bardziej operowa� fantazj�, mniej prze�yciami. Stwarza�, nie opisywa�. Ale niestety, pisa� tak jak pisa�, staraj�c si� to robi� jak najlepiej. M�czy�ni w jego powie�ciach byli nim samym, a kobiety jego
dawnymi kochankami. Kiedy� bardzo lubi� je w finale u�mierca�, ale gdy u�wiadomi� sobie, �e czyni tak z zemsty, zaniecha� tego, pod koniec swoich ksi��ek wspania�omy�lnie pozostawiaj�c je przy �yciu. Teraz wystarczy�y mu rozpacz i gorycz, kt�re odczuwa�y pod koniec utworu po wielu �yciowych przej�ciach. Traktuj�c je w ten spos�b m�g� r�wnie� dokonywa� na nich zemsty, nie trac�c jednak kontaktu ze �wiatem normalno�ci. Na ostatnich stronach powodowa� wi�c, �e wi�y si� w rozpaczy, nie pozostawiaj�c im �adnej nadziei. Przynajmniej tyle m�g� zrobi�. I ko�cz�c z jedn� planowa� ju� zemst� na kolejnej. Budowa� wi�c nowy, mniej lub bardziej realny literacki �wiat, kt�ry dla nast�pnej kobiety z jego przesz�o�ci, stawa� si� kolejnym labiryntem nie do przej�cia. By� w nim Minotaurem, bardziej jednak ludzkim i nie ��dnym krwi, ni� jego mityczny odpowiednik. Przez sto lub dwie�cie kartek ksi��ki tropi� wi�c swoje ofiary, po jego kr�tych korytarzach zaszczuwaj�c je strachem, a na ko�cu zamyka� je w czterech �cianach swej okrutnej wyobra�ni, kt�ra ju� na zawsze stawa�a si� ich klatk�. A potem stawa� z boku i z satysfakcj� obejmowa� wzrokiem te wszystkie kobiety swego �ycia, b�agaj�ce, p�acz�ce i szarpi�ce za kraty.
Listy
W pierwszym li�cie, na kt�ry si� zdoby� po roku, napisa� jej o tym, co dzia�o si� z nim od ich ostatniego spotkania. Napisa� jej, �e d�ugo nie m�g� wtedy doj�� do siebie i �e wiele pi� i �e w ko�cu da� si� nam�wi� takiemu jednemu na zaci�g do armii serbskiej, chocia� g�wno go obchodzi�o, co si� dzia�o na Ba�kanach i �e kilka tygodni p�niej siedzia� ju� w mikrobusie wioz�cym jeszcze kilku innych facet�w bez przesz�o�ci i �e daleko nie zajechali, bo policja i oficerowie UOP-u zatrzymali ich na granicy polsko-czeskiej, bo ju� od d�ugiego czasu namierzali tego go�cia, kt�ry ich zwerbowa� i �e p�niej sp�dzi� trzy doby w areszcie w Zakopanym, odpowiadaj�c tym z UOP-u na r�ne idiotyczne pytania: czy masz co� przeciwko Bo�niakom, Chorwatom, Muzu�manom, dlaczego jecha�e� ich zabija�, czy lubisz zabija�, czy zabi�e� ju� kogo� i �e w ko�cu pu�ci�y mu nerwy i zasun�� im chamsk� wi�zank�, plugawi�c ca�e Ba�kany, ich i Polsk�, na co wyszli wkurwieni, i napisa� jej te� o tym, �e zaraz potem przyszli dwaj gliniarze w mundurach i �e jeden z nich, starszy, o dobrodusznej twarzy, stan�� nad nim i powiedzia�: � Niepotrzebnie si� stawi�e� ma�olat, nie miej urazy, musimy to zrobi�, bo teraz trudno o robot� � i �e zanim zrozumia� o co mu chodzi, spad�y nagle na niego bia�e lole, kt�re nie wiadomo sk�d pojawi�y si� w ich r�kach i �e bardzo bola�o, gdy dostawa� nimi wpierdol. Napisa� jej te� o tym, �e ci sami gliniarze podnie�li go potem z pod�ogi, posadzili na krze�le i dali zapali� i �e nie do nich czu� wtedy nienawi��, ale do niej, bo to przez ni� przesta�o mu zale�e� na �yciu i to przez ni� chcia� si� wystawi� na kule bo�niackich snajper�w. Dalej napisa� jej, �e nied�ugo po tym zdarzeniu wr�ci� nad morze, do swojego rodzinnego miasta, o kt�rym tyle jej opowiada�, �e rodzice wybaczyli mu wszystko i �e mieszka na razie z nimi i �e pozna� tu wspania�� dziewczyn�, zrobi� jej dziecko i �e wkr�tce si� pobior�. Na sam koniec napisa� jej, �e czasami t�skni za g�rami, ale ju� nie za ni� i �e w gruncie rzeczy cieszy si� teraz, �e tak w�a�nie mi�dzy nimi wysz�o, chocia� jeszcze nie tak dawno bardzo to prze�ywa�, ale teraz ju� wie, �e nie byli dla siebie, �e jest cholern� materialistk� i �e w ka�dym s�owie �kocham,, us�yszanym od niej nie by�o nic wi�cej pr�cz fa�szu. �e teraz jest inaczej, kocha swoj� przysz�� �on� w zamian otrzymuj�c to samo. Odpisa�a nied�ugo potem, w bardzo kr�tkim li�cie (kt�ry bardzo go rozczarowa�) t�umacz�c si�, �e nie jest wcale materialistk�, �e w og�le �le o niej my�li, �e �yczy jemu i jego przysz�ej �onie wiele szcz�cia i �e sama te� jest teraz bardzo szcz�liwa, bo ma kogo� kogo kocha i r�wnie� my�li o �lubie. Po roku ponownie do niej napisa� w telegraficznym skr�cie chwal�c si� �on� i synkiem, dobr� prac�, w�asnym mieszkaniem, mi�o�ci�. Pisa� jej, �e przyty� dwana�cie kilo i nie wygl�da ju� jak ch�opiec, ale jak m�czyzna, �e wr�ci� do szko�y i nawet nie�le mu w niej idzie i �e nadal pisze opowiadania wierz�c, �e kiedy� co� z tego b�dzie. Ona jednak nie odpisa�a mu tym razem, co nie mia�o ju� dla niego �adnego znaczenia. A nied�ugo p�niej us�ysza� od znajomego, �e nie uk�ada si� jej najlepiej z ch�opakiem o kt�rym kiedy� mu pisa�a i �e pewnie nie b�dzie nic z ich zwi�zku. �e znacznie zbrzyd�a, przyty�a i �e w og�le nie by�a ju� taka jak kiedy�.
- Wi�c jaka jest teraz ?- zapyta�.
- Inna- odpar� kr�tko �w znajomy, co tak wiele mog�o przecie� oznacza�.
Ten tekst odnalaz�em w swoich szparga�ach.Nawet nie pami�tam kiedy go napisa�em.Musia�o to by� jednak
ju� bardzo dawno temu,bo jest bardzo "hemingweyowski".Na pocz�tku ,kiedy zaczyna�em pisa�,Hemingwey
by� moim Bogiem.Chcia�em pisa� tak jak on i pr�bowa�em.Mysl�,�e ka�dy m�ody pisarz pope�nia takie
grzechy. Potem jednak poszed�em w zupe�nie innym kierunku.Ale to w�a�nie Hemingwey nauczy� mnie
zwi�z�o�ci i nie lania wody,wi�c je�li chodzi o sam warsztat, jest moim mistrzem do tej pory. Przeczytajcie to
opowiadanie.Historia jest z pewno�ci� bardzo banalna, ale nadzwyczaj dobrze napisana.(zwlaszcza �e
napisa�em to jako ma�olat). My�l�,�e szkoda,aby le�a�a w zapomnieniu.
KOBIETA I DZIECKO
Bardzo cz�sto przed porodem my�la�a o dziecku. O tym jakie b�dzie? Jaki b�dzie mia�o kolor w�os�w, jak� karnacj� sk�ry? Chcia�a, �eby odziedziczy�o urod� po ojcu, piwnookim brunecie we w�oskim typie, wysokim i przystojnym, o intryguj�cych, rzadkich dla tego rodzaju urody niebieskich oczach, za kt�rym zawsze ogl�da�y si� kobiety i kt�rego zazdro�ci�y jej wszystkie kole�anki. Tak, tak, chcia�a, �eby by�o podobne do swojego ojca... O tak, to b�dzie dla niego najlepsze. Oby tylko nie by�o podobne do niej, my�la�a, co to, to nie... By�a nisk�, pulchniutk� blondynk� i cho� wiedzia�a, �e nie jest brzydka i podoba si� m�czyzn�, nie lubi�a jednak siebie i nie chcia�a, �eby dziecko odziedziczy�o po niej cokolwiek. Zw�aszcza je�li mia� to by� ch�opiec. Nie mog�a jako� wyobrazi� sobie syna podobnego do niej, zw�aszcza, gdy wybiega�a my�lami w przysz�o�� i widzia�a go ju� jako doros�ego m�czyzn�. Niski, t�u�ciutki blondynek, o jasnej cerze nie reprezentowa� si� dobrze w jej wyobra�ni. Znacznie lepiej prezentowa�a si� w niej, podobna do niej dziewczynka. Przecie� m�czy�ni bardzo lubi�, niewysokie blondynki z odrobin� cia�a. Wygl�da tak przecie� wiele aktorek. Niekt�re z nich uwa�a si� nawet za sexbomby. Tak, pomy�la�a, w zasadzie dziewczynka mog�aby odziedziczy� jej urod�. Ale nie ch�opiec. Nie. Zdecydowanie nie.
Przeczucie m�wi�o jej jednak, �e to b�dzie ch�opiec. Czu�a wyra�nie w swym ciele niecierpliwe i gwa�towne ruchy jego n�ek i r�czek, a wierzy�a, �e tak silne i zdecydowane mog� by� tylko ruchy ch�opca i mog�a te� przysi�c, �e czasami czuje bicie jego male�kiego serduszka.
Zreszt� wiedzia�a, �e jakakolwiek b�dzie p�e� jej dziecka, b�dzie je kocha� tak samo. Lubi�a tylko ten dreszczyk emocji jaki sprawia�a jej niepewno�� jego p�ci. Podczas badania ultrasonograficznego zabroni�a lekarzowi ujawni� sobie t� tajemnic�, postanawiaj�c, �e wyja�ni j� w odpowiednim czasie sama natura. Pod tym wzgl�dem nie by�a zwolenniczk� wyr�czania jej przez technik�.
Por�d odby� si� pi�� dni po terminie. Mimo przenoszenia by� d�ugi i ci�ki. Jej niecierpliwe i zawsze tak ruchliwe dziecko, w tym decyduj�cym momencie nie przejawia�o zbytniej ochoty do wyj�cia na �wiat. W ko�cu najpierw pojawi�a si� jego g��wka, potem ca�a reszta i zanim jeszcze zobaczy�a je, i nim lekarz powiedzia� jej co urodzi�a, sama wiedzia�a ju�, �e to ch�opiec. Pozna�a to po jego krzyku. By� wrzaskliwy i dono�ny i wiedzia�a, �e tyle si�y mo�e by� tylko w p�ucach ch�opca. Potem lekarz na chwil� po�o�y� go na niej, pokrytego jeszcze �luzem i kwil�cego, m�wi�c: "Ma pani wspania�ego, dorodnego synka". By� rzeczywi�cie dorodny, taki jak chcia�a, jak sobie wymarzy�a i poczu�a si� naprawd�, naprawd� szcz�liwa... Po chwili piel�gniarka odebra�a jej jednak noworodka, lekarz zacz�� robi� co� ko�o niej i jego u�miechni�ta, �yczliwa, pochylona nad ni� twarz by�a ostatni� rzecz� jak� zapami�ta�a, nim zasn�a.
Obudzi�a si� w sali poporodowej. Wszystko j� bola�o i nie mog�a si� rusza�. I czu�a pragnienie. Jednak najbardziej czu�a niepok�j o dziecko. Ogarn�� j� zaraz po przebudzeniu i z ka�d� chwil� �wiadomo�ci pog��bia� si� coraz bardziej. W ko�cu wyobra�aj�c sobie straszne rzeczy odnalaz�a przycisk dzwonka przy ��ku i z trudem si�gn�a do niego i kiedy pojawi�a si� piel�gniarka, zasypa�a j� gradem pyta� o synka, jak si� czuje, czy aby na pewno nic mu nie jest, czy jest z nim naprawd� wszystko dobrze i kiedy w ko�cu piel�gniarce uda�o si� j� uspokoi� s�owami, �e wszystko jest jak najlepiej i nie ma si� czym martwi�, poprosi�a o dziecko. Siostra przynios�a je po kwadransie w zawini�tku przypominaj�cym bochenek chleba. Ten ma�y cz�owieczek, kt�ry w nim by� w akurat spa� akurat smacznie i nie obudzi� si� nawet, kiedy piel�gniarka wyci�gn�a go z tego zawini�tka i po�o�y�a obok matki. Potem obie przygl�da�y mu si� z zainteresowaniem: matka z mi�o�ci� i przez �zy szcz�cia, piel�gniarka rutynowo oceniaj�c jego stan. Obie nie mia�y �adnych zastrze�e� i kiedy matka dziecka zapyta�a piel�gniark�, co my�li o jej synku, ta szczerze odpar�a, �e dawno nie widzia�a �adniejszego i zdrowszego ch�opczyka. Matka poczu�a si� wtedy w pe�ni szcz�liwa i zacz�a g�o�no wychwala� urod� noworodka, kt�ry ju� teraz wydawa� si� jej podobny do swego ojca. Przemawia�y za tym jego ciemna ju� cera i bujna czarna czuprynka i dostrzeg�a nawet podobie�stwo w oczach, kiedy dziecko w ko�cu przebudzi�o si� i zacz�o rozgl�da� dooko�a; by�y �liczne niebieskie i to j� jeszcze bardziej upewni�o we wszystkim. Nie omieszka�a powiedzie� z zadowoleniem piel�gniarce, �e jej dziecko to wykapany ojciec, �e ju� ma jego �niad� cer�, czarne w�osy i ten sam, rzadki u brunet�w, kolor oczu. Jednak piel�gniarka bez entuzjazmu oznajmi�a, �eby nie bra�a tego za pewnik, bo kolor w�os�w, ocz�w i ca�ego cia�a u noworodk�w przewa�nie si� zmienia i �e jej synek mo�e w przysz�o�ci wygl�da� zupe�nie inaczej. S�owa te uderzy�y w ni� jak grom. Przywr�ci�y obawy i w�tpliwo�ci jakie mia�a gdy zasz�a w ci���, chocia� wydawa�o jej si�, �e ju�
dawno pozby�a si� ich raz na zawsze.
Nie, nie, nie mog�a si� pomyli�, przecie� wszystko tyle razy oblicza�a, tyle razy sprawdza�a.... Nie, nie mog�o by� inaczej.... By�a tego pewna, absolutnie pewna. Jedna po chili dosz�o do jej �wiadomo�ci, �e przecie�... urodzi�a kilka dni p�niej ni� planowano i, �e jej lekarz m�g� si� po prostu pomyli� ustalaj�c dat� pocz�cia.... Z przera�eniem cofn�a si� wi�c w my�lach dziewi�� miesi�cy, jeszcze raz przeanalizowa�a bardzo dok�adnie kilka dni w czasie kt�rych musia�a zaj�� w ci��� i kiedy okaza�o si�, �e jednak mog�a si� pomyli�... poczu�a si� s�abo, o wiek s�abiej ni� si� czu�a i gdyby akurat nie le�a�a na pewno by si� przewr�ci�a. "Czy mo�e by� rudy?" zapyta�a w ko�cu niepewnie piel�gniarki nieumiej�tnie sil�c si� na u�miech. "Owszem, odpar�a tamta. Je�li w pani bliskiej rodzinie lub ojca kto� ma rude w�osy, to ca�kiem mo�liwe..." Potem piel�gniarka odebra�a jej dziecko i zostawi�a sam�. I wtedy w tej pustej sali, w szpitalnej i nieprzyjemnej ciszy, ta kobieta, kt�ra niedawno szcz�liwie urodzi�a, p�acz�c, zacz�a si� �arliwie modli� w my�lach, wiedz�c, �e tylko to ju� jej teraz pozosta�o...
"Bo�e m�j, wybacz mi i spraw, aby moje dziecko zachowa�o swoj� urod�. Bo�e m�j, wiesz jak to jest przez d�ugi czas nie mie� przy sobie nikogo bliskiego i jak jest wtedy trudno i jak wiele nierozs�dnych rzeczy przychodzi wtedy do g�owy. Bo�e jedyny, ty wiesz, �e trwa�o to kr�tko i �e szybko si� opami�ta�am i �e bardzo, bardzo tego �a�uj�. Bo�e nie karz mnie tak wyra�nym dowodem mego grzechu. Bo�e. Spraw, aby moje dziecko nie mia�o rudych w�os�w. Ty przecie� wiesz, dobry Bo�e, jak bardzo tego �a�owa�am i wci�� �a�uj� i jak mi wstyd i jak bardzo, jak bardzo si� teraz boj�. Bo�e..."
Jej m�� w tym samym czasie upija� si� ze szcz�cia w gronie przyjaci� w messie traulera na Morzu Ochockim.
Plik pobrany ze strony http://www.ksiazki4u.prv.pl
lub http://www.ksiazki.cvx.pl