8430

Szczegóły
Tytuł 8430
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8430 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8430 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8430 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Margaret Hettinger Decyzja Jedi Od autorki Dawno, dawno temu, w odleg�ej galaktyce� �pewna opowie�� zaatakowa�a nasz� �wiadomo��. �wiat spotka� Luke�a Skywalkera, Hana Solo, ksi�niczk� Lei�, Obi-Wana Kenobiego, See-Threepio i Artoo-Detoo oraz okrutnego Dartha Vadera, najbardziej fascynuj�cego ze wszystkich. Zdawa�o si�, �e to niemo�liwe, by�my nie znali ich �wiata ju� wcze�niej. Scenariusz George�a Lucasa zaskoczy� i ol�ni� nas wszystkich. Trzy lata p�niej pojawi� si� ci�g dalszy historii, �Imperium kontratakuje�. Mistrz Jedi Yoda ukaza� nam nasz w�asny �wiat i nasze w�asne mo�liwo�ci w nowym �wietle, a losy Luke�a i Hana potoczy�y si� tak, �eby�my trzy kolejne lata przesiedzieli jak na szpilkach. W roku 1980 nie mo�na by�o dosta� nast�pnego odcinka tej opowie�ci w najbli�szym sklepie wideo, nie pozostawa�o wi�c nic innego, jak tylko czeka�. Ale czy na pewno? Ostatecznie jest niesko�czenie wiele mo�liwo�ci. A zatem zacz�am pisa�. Dzieciaki przyzwyczai�y si� do klekotu maszyny do pisania. Wci�gn�o mnie to. W atmosferze jubileuszu �Gwiezdnych Wojen� chcia�abym podzieli� si� ze wszystkimi �Decyzj� Jedi�. Ksi��ka podejmuje w�tek od momentu, w kt�rym ko�czy si� �Imperium kontratakuje�, a jej akcja rozgrywa si� w alternatywnym wszech�wiecie, odmiennym od tego, kt�ry odkry� George Lucas. Napisa�am j� dla zabawy i oczywi�cie nie roszcz� sobie praw do niczego z wyj�tkiem nowego biegu wydarze�, jako �e ca�y �wiat �Gwiezdnych Wojen� s�usznie �nale�y� do George�a Lucasa i jego licznych wsp�pracownik�w. Pisanie sprawi�o mi du�� przyjemno��, a po drodze sporo si� nauczy�am na temat tego, jak nale�y to robi�. Najbardziej fascynowa�o mnie, kiedy postacie nie post�powa�y zgodnie z zaplanowan� przeze mnie fabu��, tylko prowadzi�y mnie w zupe�nie nowym kierunku, kt�rego nie przewidzia�am wcze�niej. Chcia�abym podzi�kowa� mojej rodzinie, kt�ra wytrzyma�a ze mn� i z maszyn� do pisania, a tak�e Juli i Beverly, dzi�ki kt�rym stos papieru zamieni� si� w ksi��k�. Prolog Republika upad�a. W�adz� zagarn�� samozwa�czy Imperator, tyranizuj�c galaktyk� i wymuszaj�c pos�usze�stwo przy pomocy miliard�w �o�nierzy, zdecydowanych zlokalizowa� wszelkie punkty oporu. Systematycznie wyszukiwano i niszczono bazy najwi�kszego z tych bastion�w - Sojuszu - zabijaj�c, podporz�dkowuj�c sobie lub zmuszaj�c do rozproszenia si� nale��cych do niego ludzi. Na nieszcz�cie dla imperialnych wojsk rozproszona Rebelia cz�sto nie pozwala�a si� st�umi�; buntownicy byli niby iskry, padaj�ce na suche drewno. Znajdowali wsparcie w niezadowoleniu lud�w, podlegaj�cych w�adzy Imperium, i na nowo rozpalali ogniska buntu. Jedna z takich iskierek sk�ada�a si� ze sponiewieranego frachtowca kosmicznego, przemykaj�cego przez kryj�c� go przed niepo��danym wzrokiem nadprzestrze�. Nareszcie uda�o mu si� wyprzedzi� �cigaj�ce go si�y Imperium o jeden skok. Tylko o jeden skok, ale w ko�cu wszyscy na pok�adzie znale�li czas, by odetchn�� i zastanowi� si� na spokojnie� Rozdzia� pierwszy Leia Organa roztargnionym ruchem wyj�a z ust porz�dnie obgryziony paznokie� i przesun�a palcem po rysie, biegn�cej wzd�u� skraju wyp�owia�ego oparcia fotela pilota. Otacza�o j� niezrozumia�e migotanie kontrolek komputerowych, towarzysz�ce przygotowaniom Soko�a Milenium do wyj�cia z nadprzestrzeni. Powinien wy�oni� si� w pobli�u um�wionego wcze�niej punktu spotkania z reszt� si� Rebelii, jednak na tyle daleko, by na pierwszy znak, �e co� jest nie w porz�dku, m�g� przeskoczy� z powrotem do pr�dko�ci �wiat�a. W tej chwili Leii nie pozostawa�o nic innego jak tylko patrze� i czeka�. Obok niej, w fotelu drugiego pilota, Chewbacca, kud�aty cz�ekokszta�tny Wookiee, pochyla� si� nad bezustannie zmieniaj�cymi si� monitorami, fachowo przygotowuj�c statek do przeskoku. Znajduj�cy si� opr�cz nich w kabinie zwinny przystojny m�czyzna kr�ci� si� nerwowo po ca�ym pomieszczeniu, to spogl�daj�c Leii przez rami�, to zn�w na ekran komputera nawigacyjnego. - Dwie i p� minuty - mrukn�� Lando Calrissian, rzucaj�c Leii uspokajaj�ce spojrzenie. Wdzi�czna za ten gest, opad�a na fotel i spr�bowa�a uporz�dkowa� my�li. Dziwne, pomy�la�a, w ci�gu ostatnich o�miu godzin zaakceptowa�a Calrissiana jako sprzymierze�ca. Nie m�wi� wiele; domy�la�a si�, �e ci��y mu los ludzi, kt�rych zostawi� w Mie�cie Chmur. Ilu z nich pos�ucha�o jego ostrze�enia i uciek�o, zanim powstrzymali ich �o�nierze Imperium? Ci, kt�rzy uciekli, musieli, jak Calrissian, zostawi� wszystko za sob�. Tak, jest teraz jednym z nas, pomy�la�a gorzko. Odwr�ci�a si�, �eby popatrze�, jak Chewbacca prowadzi statek. Nawet g��bokie skupienie, z jakim Wookiee po�wi�ca� si� temu zaj�ciu, nie mog�o ukry� b�lu i poczucia straty, wyzieraj�cych z jego �agodnych br�zowych oczu. Podziela�a jego rozpacz po stracie kapitana Hana Solo - ona, kt�ra zobaczywszy unicestwienie swej rodzinnej planety wraz z miliardami mieszka�c�w, s�dzi�a, �e ju� nigdy nic nie zrani jej w ten spos�b. Polubi�a tego m�odego zuchwa�ego przemytnika bardziej, ni� sobie to u�wiadamia�a. Podczas ca�ej tej beznadziejnej podr�y nie by�o na tym statku takiego k�ta, kt�ry by nie krzycza� do niej g�o�no, �e nie ma go z nimi. Uczucie to udzieli�o si� wszystkim; nie dostrzega�a �adnych �lad�w przyjacielskiego wsp�zawodnictwa, tak charakterystycznego dla ich poprzednich wypraw. A Luke� co mu si� mog�o sta�, u licha? W Mie�cie Chmur za�oga Soko�a zdo�a�a ocali� go przed si�ami Imperium, ale od tego czasu nie odezwa� si� do nich ani s�owem, ukrywaj�c si� za barier� oszo�omienia i rozpaczy. Wyraz jego oczu �wiadczy� o b�lu, jakiego nie mog�y spowodowa� rany, kt�re otrzyma�. Teraz spa� pod czujnym okiem Artoo- Detoo i See-Threepio. Lecz chocia� nie powinien czu� �adnego b�lu, by� to sen nier�wny i niespokojny, przerywany majaczeniami, w kt�rych wspomina� Bena Kenobiego, kogo� o imieniu Yoda i - co najdziwniejsze ze wszystkiego - ojca, nie�yj�cego od tak dawna. Ockn�a si� nagle na d�wi�k szczekni�cia Chewie�ego. - Jeste�my na miejscu - oznajmi� zwi�le Calrissian. - Gotowa, Leio? Od ciebie zale�y, czy nas przepuszcz�. Wyjrza�a przez przedni� szyb�. Widoczne za ni� smugi �wiat�a zbieg�y si� w ciasny w�ze�, tworz�cy silny kontrast ze spowijaj�c� Soko�a absolutn� czerni�. Blask rozst�pi� si� z wolna, formuj�c rosn�cy kr�g gwiazd, kt�re po chwili u�o�y�y si� w znajomy wz�r. Sok� wyszed� z nadprzestrzeni. - W porz�dku, s� tutaj - zameldowa� Calrissian ze swojego stanowiska przy komputerze nawigacyjnym. Wyt�aj�c wzrok, Leia dostrzeg�a szybko powi�kszaj�cy si� �wietlny punkcik. To by�a Wolno��, stacja kosmiczna Sojuszu. Otacza�y j� liczne okr�ty i transportowce, kt�re widzia�a ostatnio w skazanej na zag�ad� bazie na Hoth. Radiostacja Soko�a o�y�a dok�adnie w tym samym momencie, w kt�rym dwie inne iskierki oderwa�y si� od Wolno�ci i zacz�y oddala� si� od niej szerokim �ukiem. - Sok� Milenium? Witamy - odezwa� si� z�udnie spokojny, przeci�gaj�cy samog�oski g�os. - Mogliby�cie poda� mi has�o i przedstawi� si�? - Kalosze i herbatniki, L-19 - odpowiedzia�a lakonicznie Leia, �ledz�c zbli�anie si� �eskorty� X-skrzyd�owc�w, zd��aj�cej im na spotkanie. - M�wi Leia Organa. S� ze mn� Chewbacca i Luke Skywalker. Prosz� o pomoc lekarsk� dla porucznika Skywalkera. Jest te� z nami Lando Calrissian, administrator Miasta Chmur i kolonii g�rniczej na Bespin. Odpowiadam za pana Calrissiana. - Pomy�lne spotkanie, ksi�niczko - odpowiedzia� jej inny g�os, niski i szorstki lecz �agodny g�os starszego m�czyzny. - L�dujcie w doku A- 24-C. B�dziemy tam na was czeka�. - Dzi�kuj�, generale - odpowiedzia�a Leia cz�owiekowi, z kt�rym dzieli�a kiedy� dow�dztwo. Dwa widoczne przez iluminator my�liwce poruszy�y skrzyd�ami w sygnale powitania, ale niezale�nie od tego wci�� trzyma�y si� blisko. Spe�niwszy swoj� rol�, Leia odst�pi�a fotel pilota Calrissianowi i pospieszy�a korytarzem do kajuty. O ma�o co zderzy�aby si� z Threepio. Z�oty pancerz cz�ekokszta�tnego robota po�yskiwa� w zalewaj�cym korytarz �wietle. - Och, szed�em w�a�nie po pani� - papla� swoim pseudoludzkim g�osem. - Pan Luke, hm� co� z nim nie w porz�dku. Leia przemkn�a obok z�otego robota i wpad�a do kajuty, spodziewaj�c si� najgorszego. Przystan�a w drzwiach, czekaj�c, a� wzrok przyzwyczai si� do s�abszego o�wietlenia. M�ody pilot le�a� nieruchomo na koi, z twarz� poszarza�� i paskudnie posiniaczon�, z pozoru dok�adnie tak, jak go zostawi�a. Leia podesz�a bli�ej, mru��c z niedowierzaniem oczy. Min�o troch� czasu, nim zorientowa�a si�, �e ch�opak ju� nie �pi - �e sam narzuci� sobie ten bezruch. - Luke - zacz�a mi�kko - ju� dobrze, Luke. - Delikatnie odsun�a mu z czo�a jasne, wilgotne w�osy, pog�aska�a go po policzku, pr�buj�c go uspokoi�. Elektroniczny �wiergot niczym echo powt�rzy� ton jej s��w. Leia u�miechn�a si� w duchu. Kr�py, beczu�kowaty Artoo, kt�ry pe�ni� wart� w nogach ��ka, da� wszystkim do zrozumienia, jak bardzo jest przej�ty - mimo �e odezwa� si� w j�zyku maszynowym, z za�o�enia niezrozumia�ym dla ludzi. Us�yszawszy za sob� niezgrabne kroki Threepio, Leia odwr�ci�a si� i zr�cznie uciszy�a robota, zanim zd��y� wda� si� w jakie� rozwlek�e wyja�nienia. Mo�e i by�o to co� wa�nego, ale b�dzie musia�o zaczeka�. - Luke. Tu jeste� bezpieczny. Co� ci si� �ni�o, ale ju� po wszystkim. Przybijamy w�a�nie do Wolno�ci. Uda�o si�. �adnej reakcji. - Luke - ci�gn�a z desperacj�, zdecydowana dotrze� do niego mimo wszystko. - Nie wiem, co si� tam wydarzy�o, ale wiem, �e zmierzy�e� si� z Darthem Vaderem. Niebieskie oczy otworzy�y si� gwa�townie na d�wi�k imienia Czarnego Lorda, ale zamiast napotka� jej wzrok, zapatrzy�y si� nieruchomo w sufit. Przekonawszy si�, �e j� przynajmniej s�yszy, Leia brn�a dalej, cichym, opanowanym g�osem. - Luke, przez tego cz�owieka zgin�y miliony ludzi, ale tobie uda�o si� wr�ci�. �yjesz - i tylko to si� liczy. S�yszysz mnie, Luke? Nie musisz by� sam. Prosz� odezwij si� do mnie. Wreszcie odwr�ci� si� w jej stron�, zwijaj�c si� w k��bek wok� kikuta prawej r�ki, jakby pr�buj�c go ochroni�. Z jego gard�a wydoby� si� zd�awiony szloch. Leia obj�a go ramieniem. Mia�a nadziej�, �e �zy przynios� mu ulg�, kt�rej tak rozpaczliwie potrzebowa�, ale on nie rozp�aka� si�. Wydawa�o jej si�, �e min�a ca�a wieczno��, nim poczu�a, jak jego mi�nie rozlu�niaj� si� odrobin�, nie wi�cej. - Leio - szepn�� - musz� musz� - urwa�, us�yszawszy jakie� zamieszanie w korytarzu. Z pewnym op�nieniem Leia zrozumia�a, �e Sok� ju� wyl�dowa� i �e to ekipa lekarska przysz�a po Luke�a. Odsun�a si�, �eby roboty medyczne mog�y go przygotowa� do transportu, ale wci�� lekko dotyka�a jego ramienia. *** Genera� Rieekan czeka�, a� Chewbacca, Calrissian i Leia zejd� w towarzystwie dw�ch robot�w na pok�ad stacji. Wprowadzi� ich do niewielkiej sali konferencyjnej i dopilnowa�, by ludzie dostali co� do picia, nim zacz�� ich wypytywa�. Us�ysza� kr�tkie streszczenie z ich podr�y z Hoth na Bespin, potem o odnalezieniu ich przez �owc� nagr�d, o zdradzie, jaka spotka�a ich ze strony Miasta Chmur, i wreszcie o ich ucieczce - wszystkich, pr�cz kapitana Soko�a, Hana Solo. Genera�a zajmowa�o szczeg�lnie to, co mogli mu powiedzie� o zainteresowaniu Dartha Vadera osob� Luke�a Skywalkera. - Po prostu otrzymali�my raport, z kt�rego wynika, �e Imperator odwo�a� wielk� armi� z rejonu Cortianne, pozostawiaj�c strategiczny obszar bez obrony, �eby pos�a� j� na Bespin - t�umaczy� ostro�nie. - Tymczasem teraz m�wicie mi, �e ca�� t� sytuacj� najwyra�niej zaaran�owano jako pu�apk� na porucznika Skywalkera. Chcia�bym raz jeszcze us�ysze�, co wed�ug was wydarzy�o si� po przybyciu Luke�a do Miasta. Lando odchrz�kn�� z za�enowaniem. - Vader zamierza� zwabi� Skywalkera do naszego kompleksu mro�enia karbonitu, zamrozi� go i dostarczy� Imperatorowi. Mo�liwe, �e nasza ucieczka odci�gn�a stamt�d cz�� �o�nierzy, ale i tak dysponowa� a� nadto wystarczaj�c� si�� ognia, by zatrzyma� jednego cz�owieka. To zdumiewaj�ce, �e Luke-owi* w og�le uda�o si� uciec. - To dziwne - zacz�a wolno Leia. - Vader zaplanowa� to tak, by spotka� si� z nim w cztery oczy. Luke wr�ci� bez miecza �wietlnego, a jego rana wygl�da�a tak, jakby otrzyma� j� w pojedynku. On nie chce o tym m�wi�. Mo�e dowiemy si� czego�, jak otrz��nie si� z szoku. Rieekan zastanawia� si� przez chwil�. - S�dz�, �e zamys�y Vadera stanowi� cz�� odpowiedzi na nasze pytania. Zak�adaj�c, �e rzeczywi�cie planowa� spotkanie z Luke�iem, musia� mie� nie byle jaki pow�d, by ryzykowa� sprzeciwienie si� rozkazom Imperatora. - Odetchn�� g��boko i powoli. - Niewiele o nim wiemy, z wyj�tkiem tego, �e doszed� do w�adzy w systemie Sith, i oczywi�cie tego, co m�wi� Kenobi: �e by� kiedy� rycerzem Jedi. Zaczynam my�le�, �e warto by by�o dowiedzie� si� czego� wi�cej o jego przesz�o�ci. Nagle przyjrza� si� twarzom towarzyszy. - Przepraszam. Nie spali�cie przez ca�y d�ugi dzie� - czy te� raczej dwa dni, powinienem powiedzie�. Pak zaprowadzi was do waszych kwater. - Odprowadzaj�c ich do drzwi, bardziej przypomina� uprzejmego doria�skiego szlachcica ni� przyw�dc� odwrotu, kt�ry omal nie sko�czy� si� katastrof�. - Mam nadziej�, �e panowie Chewbacca i Calrissian zechc� skorzysta� z naszej go�cinno�ci. Ksi�niczko? Mo�e porozmawiamy p�niej, kiedy troch� wypoczniesz? Kiedy ca�a grupa opu�ci�a sal� konferencyjn� i uda�a si� na zas�u�ony odpoczynek, genera� Rieekan zosta� sam ze swoimi my�lami. Przez ostatni rok polubi� porucznika Skywalkera i nauczy� si� go szanowa�; zna� te� jego oddanie sprawie Rebelii. A jednak by� to zaledwie jeden z tysi�cy m�odych ludzi, kt�rzy porzucili swoje rodzinne domy (w tym przypadku farm� na pustynnej planecie Tatooine) na rzecz m�nej s�u�by w ruchu oporu. Skywalker wykaza� nieprzeci�tne zdolno�ci jako pilot i dow�dca, ale to nie wyja�nia�o, dlaczego lord Darth Vader, g��wnodowodz�cy wszystkich si� Imperium w tym sektorze, mia�by sobie wybra� w�a�nie jego. Rieekan zastanowi� si� kr�tko nad zainteresowaniem m�odzie�ca zwyczajami rycerzy Jedi - okrytych legend� wojownik�w, kt�rych genera� uwa�a� zawsze za zwyk�y mit. Mo�e to tylko zbieg okoliczno�ci, ale ten sam mit pe�en by� opowie�ci o straszliwych mocach, kt�rym m�g�by niemal przypisa� niesamowite powodzenie swego przeciwnika, Dartha Vadera. - Bzdury! - mrukn�� Rieekan. Mia� dosy� rzeczywistych problem�w i bez wyszukiwania nowych w opowie�ciach starych bab. I ca�kiem mo�liwe, �e b�dzie mia� jak najbardziej rzeczywisty problem z m�odym porucznikiem Skywalkerem. Bo nawet je�li Luke faktycznie stan�� do walki z jednym z najpot�niejszych ludzi w galaktyce i, co do�� oczywiste, nie odni�s� zwyci�stwa, to przecie� jednak zdo�a� uciec. Doprawdy zdumiewaj�ce, chyba �e� pozwolono mu uciec. Odsuwaj�c krzes�o, �eby wsta�, Rieekan ze z�o�ci� uderzy� pi�ci� w st�. Nie by�y to zbyt pi�kne my�li, ale w swoim po�o�eniu nie m�g� sobie pozwoli� na zignorowanie ich. Mia� nadziej�, �e rozmowa ze Skywalkerem rozwieje jego w�tpliwo�ci. *** Cz�� mieszkalna Wolno�ci sk�ada�a si� z niespe�na tysi�ca jedno- i dwuosobowych, po wojskowemu oszcz�dnych pokoi, wyposa�onych w koje, jedn� czy dwie szafki, wsp�lne �azienki, ma�y automat, wydaj�cy posi�ki, i konsolet� z wbudowanym komunikatorem. (Ta ostatnia stanowi�a po��czenie z centralnym komputerem i pe�ni�a rol� miejsca do pracy, biblioteki i systemu komunikacyjnego.) Jako �e przygotowywanie rewolucji to zaj�cie bardzo czasoch�onne, mieszka�cy tych kwater rzadko mieli jakie� obiekcje co do ich czysto funkcjonalnego charakteru. Pokoje zapewnia�y im miejsce do spania i odrobin� prywatno�ci. Teraz, kiedy nap�yw uchod�c�w z Hoth doprowadzi� niemal do przeci��enia system�w stacji, nawet owej odrobiny prywatno�ci zaczyna�o brakowa�. Stosunkowo nieliczny personel zwolni� cz�� pomieszcze�, pracuj�c (a wi�c i �pi�c) na kilku zmianach i w ten spos�b zajmuj�c dwukrotnie mniejsz� ni� zwykle ilo�� ��ek. Leia nie okaza�a wi�kszego zainteresowania przydzielon� jej kwater�, ni� by�o to konieczne, �eby znale�� koj� i wyci�gn�� si� na niej. O wiele p�niej obudzi�a j� podniecona paplanina See-Threepio, skierowana do Artoo-Detoo: - Ksi�niczko Leio. Ksi�niczko. Ooch, naprawd� wola�bym jej nie budzi�, tak bardzo potrzebuje snu. Ale genera� Rieekan pos�a� po ni�, wi�c� - Ju� nie �pi� - j�kn�a, t�skni�c do tygodniowego odpoczynku. Wzi�a ubranie, kt�re wr�czy� jej wysoki robot, i w�o�y�a je pospiesznie, od czasu do czasu wtr�caj�c pojedyncze sylaby w odpowiedzi na biadolenie Threepio, kt�ry mia� trudno�ci ze znalezieniem dla niej odpowiedniego stroju. Przepisowy kombinezon Sojuszu by� jak najbardziej odpowiedni i tak w�a�nie mu powiedzia�a, w daremnej nadziei, �e go w ten spos�b uciszy. Szybki rzut oka na chronometr powiedzia� jej, �e przespa�a szesna�cie godzin, postanowi�a wi�c darowa� sobie �niadanie. Kieruj�c si� wskaz�wkami Threepio, ruszy�a spiesznie korytarzami stacji, witaj�c u�miechem wielu innych, kt�rzy wymkn�li si� ze szpon�w Imperium na Hoth. Poprzedniego wieczoru by�a zbyt zm�czona, by cho�by zapyta� o liczb� ofiar, ale dzi� czeka�o j� odrabianie zaleg�o�ci. Wsz�dzie dooko�a niej pracowano nad obaleniem tyranii Imperium i ona tak�e mia�a ochot� ponownie zmierzy� si� z t� pot�g�. Poza tym by� jeden nieoficjalny poszkodowany, kt�rego los bardzo j� obchodzi�. Pewien korelia�ski przemytnik, kt�ry kiedy� okaza� pomoc sprawie Rebelii, teraz sam rozpaczliwie jej potrzebowa�. Pr�buj�c oderwa� si� od my�li o Hanie, Leia przyspieszy�a kroku. Genera� Rieekan czeka� na ni� u wej�cia do medycznego skrzyd�a stacji. By� tam te� Too-Onebee, robot-chirurg. - Przykro mi, je�li wyci�gn��em ci� z ��ka, ksi�niczko, ale potrzebna mi twoja pomoc. - Skin�� na robota, kt�ry przem�wi� metalicznie zabarwionym g�osem. - Zbada�em porucznika Skywalkera i prowadz� jego leczenie. Rany goj� si� prawid�owo. Trwa produkcja bionicznej r�ki i nie przewiduj� �adnych problem�w w zwi�zku z t� spraw�. Przypuszczam, �e najdalej za dziesi�� dni wr�ci do czynnej s�u�by, o ile - tu budz�cy zaufanie g�os zawaha� si� na moment - otrz��nie si� z depresji. W tej sprawie nie uda�o mi si� osi�gn�� znaczniejszych post�p�w. - Too-Onebee zwr�ci� si� do Rieekana. - Rana, kt�r� otrzyma�, wydaje mi si� bardzo dziwna. Nie zadano jej przy pomocy �adnej typowej broni, wykorzystywanej przez imperialn� armi�. Mo�e raczej jakim� narz�dziem? - Czy m�wi ci co� okre�lenie �miecz �wietlny Jedi�? - zapyta� genera�. Android zaprzeczy�, a Rieekan opisa� mu budow� laserowego ostrza staro�ytnej broni. Kiedy Too-Onebee przyzna�, �e bro� taka mog�a spowodowa� obra�enia Luke�a, Rieekan poczu�, �e co� d�awi go w gardle. Nie chcia�, �eby Leia odgad�a jego podejrzenia, ale potrzebowa� jej pomocy. - Mo�e z tob� by porozmawia�? - spyta� j�. Leia wzruszy�a ramionami, ale by�a gotowa spr�bowa�. - Bardzo chcia�bym wiedzie�, co si� wydarzy�o w Mie�cie Chmur - powiedzia� genera�. - By� mo�e pomog�oby nam to przewidzie� nast�pny ruch Vadera. Poza tym Skywalker dla w�asnego dobra powinien wydoby� to na �wiat�o dzienne; inaczej sobie z tym nie poradzi. Spr�bujesz? Leia skin�a g�ow� i wesz�a w �lad za chirurgiem do pokoju Luke�a. Przy ��ku znajdowa� si� zestaw zautomatyzowanej aparatury medycznej i diagnostycznej, ale poza tym niewielkie pomieszczenie nie r�ni�o si� zbytnio od tego, w kt�rym si� obudzi�a. Luke wygl�da�, jakby spa�. Leia zerkn�a pytaj�co na robota. - Nie �pi - powiedzia� cicho Too-Onebee. Gestem zach�ci� j�, by podesz�a bli�ej. - Poruczniku Skywalker - odezwa�a si� oficjalnym tonem, u�miechaj�c si� - czy�by� mia� zamiar przespa� ca�y dzie�? Tym razem zareagowa�, ku jej wielkiej uldze. Wyci�gn�� r�k� i natrafi� na jej d�o�. - Cze�� - odpar� cichym g�osem. - Dzi�ki, �e wr�cili�cie mnie poszuka�. Wiesz, wczoraj. - Ale wcale nie musieli�my szuka� - odpowiedzia�a Leia powa�nym tonem, zaskoczona. - Wiedzia�am dok�adnie, gdzie jeste�. Nie wo�a�e� mnie jako� przypadkiem? - Och, nie wiem. Mo�e i tak. - Jego wzrok ze�lizgn�� si� z twarzy Leii i zatrzyma� si� na generale, kt�ry wchodzi� w�a�nie do pokoju. Luke skwapliwie skorzysta� z okazji do zmiany tematu. - Prosz� wej��, panie generale. Jestem troch� bardziej przytomny, ni� kiedy by� pan tu ostatnim razem. - I wygl�dasz o wiele lepiej, Luke. Witamy w domu. Zaskoczona, Leia tr�ci�a palcem pojemnik z leczniczym p�ynem bacta, w kt�rym znajdowa�a si� prawa r�ka Luke�a. Rieekan nie powiedzia� jej, �e zagl�da� do ch�opaka ju� wcze�niej. C�; nie pyta�a. Tymczasem kontynuowa�a swobodn� pogaw�dk�. - To, co Too-Onebee lubi najbardziej - za�artowa�a, wskazuj�c czerwon� ciecz. - M�wi, �e ju� nied�ugo posk�ada ci� z powrotem do kupy. I dobrze, bo czeka ci� masa roboty. Ale Luke nie s�ucha�. Bacznie obserwowa� twarz ksi�niczki. - Leio - przerwa� jej cichym, natarczywym g�osem - wczoraj, na pok�adzie Soko�a� troch� si� pogubi�em i teraz nie pami�tam� - Wreszcie zdoby� si� na odwag� i spyta�: - Gdzie jest Han? Jedynym d�wi�kiem w pokoju by�o bulgotanie p�ynu bacta. Rysy Leii zastyg�y w nieruchomym grymasie. Czu�a, jak lodowate zimno, kt�re nosi�a w sobie od momentu przebudzenia, rozlewa si� po ca�ym ciele, przejmuj�c j� dreszczem. Wiedzia�a, �e nie potrafi ok�ama� Luke�a, a jednocze�nie nie chcia�a go teraz martwi�. Luke �le zrozumia� jej wahanie. - A wi�c nie �yje - powiedzia�, blady jak kreda. - Wiedzia�em. Uszy wype�ni� mu szum. Wr�ci�y ca�a ta przygniataj�ca rozpacz i beznadziejno��, kt�rych dot�d z takim trudem udawa�o mu si� do siebie nie dopu�ci�. Zala� go wir przemieszanych ze sob� obraz�w, strz�py wspomnie� zacz�y przelatywa� mu przez g�ow� niczym oskar�enia: po�egnanie z Hanem na Hoth; rozpaczliwe starania Solo, by zabra� ich wszystkich Soko�em z Gwiazdy �mierci - wszystkich: Chewie�ego, Lei�, Bena. Przede wszystkim Bena. �Ben, dlaczego mnie ok�ama�e�?� - wykrzycza� bezg�o�nie w niezno�nym b�lu. Sk�d�, spoza zam�tu i szale�stwa, dobieg�a chyba odpowied�: - �przecie� �yje i wiemy, gdzie� �Kto to powiedzia�?� Zdawa�o mu si�, �e zn�w dosta� si� w najci�szy nieprzyjacielski ogie�, a po twarzy jego martwego strzelca cieknie krew. - �Luke, mo�e m�g�by� nam powiedzie� �Nie, nie m�g�bym. Ja nic nie wiem!� Teraz bieg�; strach rozdyma� mu nozdrza, wok� zawodzi�y miotacze. A w tle, wraz z odorem tamtej pogr��onej w mroku jaskini na Dagobah, bezustannie rozbrzmiewa�y te powracaj�ce uporczywie s�owa: Chod� ze mn�. Takie jest twoje przeznaczenie. Chod� ze mn�. �Nie!� Spada�, spada� bez ko�ca� �Pom� mi. S�ysz� ci�. Gdzie jeste�?� - �Gdyby�my zdo�ali poj��, co nim naprawd� kieruje� - I dlatego ci si� nie udaje. - To Yoda, odwracaj�cy si� od niego. �Ale przecie� wierz�, naprawd�. Tyle si� nauczy�em.� Chod� ze mn�. Zaufaj uczuciom. Chod� ze mn�. �Nie! Na pomoc! Nie!� Yoda, jakiego jeszcze nie widzia�, wymizerowany i postarza�y: - Sobie mo�esz zaufa�, Luke. Moc jest z tob�. To z niej powiniene� czerpa� si��. - �spr�bowa� dowiedzie� si�, kim on jest, sk�d pochodzi� Przyjd� do mnie. To ja jestem twoim ojcem. Chod� ze mn�. - Twoja bro�. Nie b�dzie ci potrzebna - powiedzia� Yoda. �Ale ja si� boj�. M�j miecz, wezm� go ze sob�. Nie, zgubi�em go. Nie mog� go znale��. A przecie� musz�! Zostawi� mi go ojciec; by� rycerzem Jedi.� - Pot�nym Jedi by� tw�j ojciec - to zn�w Yoda. - Za bardzo przypominasz ojca, Luke - to wuj Owen. �Wujku Owenie! Ciociu Beru! Ben, oni nie �yj�! Zabili ich. Zabili ich na rozkaz Dartha Vadera.� Chod� ze mn�. Nie dasz rady ze mn� walczy�. Nie zmuszaj mnie, bym ci� zniszczy�. - �tak naprawd� chyba wcale nie nazywa si� Vader� - Deever Skywalker! - To by� g�os Luke�a. - �co? O czym ty m�wisz?� - Deever, Deevee� Darth Viron Skywalker� Darth Vader� jest moim ojcem. - S�owa przychodzi�y mu z trudem, wci�� usi�owa� zag�uszy� ten powracaj�cy, pr�buj�cy zmusi� go do pos�usze�stwa g�os: Chod� ze mn�. Twoim przeznaczeniem jest� �Ale ja nie jestem taki jak on. Nie przy��cz� si� do niego. Ja jestem inny. I mam co� do zrobienia. Wr�c� na Dagobah. Obieca�em.� Towarzysz�ce koszmarowi emocje wyrwa�y si� wreszcie spod kontroli i Luke wybuchn�� niepohamowanym p�aczem. Pr�bowa� si� powstrzyma� - i nie m�g�. Kto� dotkn�� jego ramienia. - Id� sobie! - wybuchn��. - Zostaw mnie w spokoju! Zamiast tego poczu�, jak czyje� ramiona obejmuj� go �agodnie, jak kto� tuli twarz do jego w�os�w. Mija�y minuty. W ko�cu uspokoi� si�. Oczyma duszy widzia� Yod�, kt�ry nie odzywa� wprawdzie ani s�owem, za to wygl�da� na zm�czonego - ale i zadowolonego. Wreszcie zasn��, chwilowo pogodzony z samym sob� i z przyjazn� obecno�ci� Leii i Yody. Genera� Rieekan niepostrze�enie wymkn�� si� z pokoju. *** Mostek Awangardy, jednostki floty imperialnej, by� olbrzymim okr�g�ym pomieszczeniem, wype�nionym bezp�ciowym t�umem oficer�w w zielonych mundurach i mruganiem stanowisk kontrolnych. Dominuj�cy akcent stanowi� pomost, obiegaj�cy sal� po obwodzie tu� nad g�owami milcz�cej za�ogi. Ten pomost o umieszczonych w regularnych odst�pach oknach, ukazuj�cych panuj�c� na zewn�trz pustk�, zdominowa�a z kolei obecno�� jednej tylko osoby - g��wnodowodz�cego Dwunastej Floty Imperialnej, Dartha Vadera, lorda Sith. Dla zgromadzonych na dole ludzi widoczny by� tylko jako okryty kruczoczarnym p�aszczem i he�mem, zwr�cony do nich plecami duch, obserwuj�cy co� z uwag� przez szeroki iluminator. Sta� tak ju� od jakiego� czasu, kiedy nieznaczna zmiana pozycji da�a zna� ka�demu, kto by� spostrzegawczy (a by�o takich wielu, cho� obserwowali go ukradkiem), �e Vader ma zamiar wyda� jaki� rozkaz. Dow�dca nie zada� sobie trudu, by odwr�ci� si� twarz� do swych podw�adnych. - Rozmie�ci� flot� w rejonie Dagobah. Sektor 476 A3 - poleci� tylko. Nadal wygl�da� przez iluminator, pozwalaj�c wszystkim g�owi� si� na pr�no nad strategicznym znaczeniem planety, po�o�onej w r�wnie nieciekawym rejonie galaktyki. *** Leia odsun�a si� ostro�nie od pogr��onego we �nie Luke�a. Too- Onebee kiwn�� jej g�ow�. - Tym razem to zdrowy sen - powiedzia� robot. - Przyniesie mu odpoczynek, kt�rego potrzebuje. Leia b��dzi�a po zat�oczonych korytarzach, wdzi�czna losowi, �e jako� nikt nie zwraca na ni� uwagi. Nic nie przygotowa�o jej na taki wstrz�s. Wraz z genera�em przegada�a sporo czasu, pr�buj�c przem�wi� Luke-owi* do poczucia obowi�zku, zrobi� cokolwiek, byle tylko nie wymkn�� si� im ponownie. Chyba wcale ich nie s�ysza�, a� w ko�cu zdradzi� im dok�adnie t� informacj�, kt�rej potrzebowali najbardziej - kluczowy element uk�adanki, dzi�ki kt�remu wszystko zacz�o do siebie pasowa�. �Och, Luke�, pomy�la�a ze wsp�czuciem - �nic dziwnego, �e to by�o takie trudne.� Nadchodz�cy z naprzeciwka z wielk� tac� kanapek See-Threepio gwa�townie oderwa� j� od tych my�li. Rozejrzawszy si� naoko�o i upewniwszy si�, �e nikt nie zauwa�y takiego niegodnego damy zachowania, poch�on�a �apczywie cztery z nich, podczas gdy z�oty robot udziela� jej wyczerpuj�cych informacji o tym, co wydarzy�o si� w ci�gu dnia. - Dzieje si� tyle r�nych rzeczy - powiedzia�. - Podobno wkr�tce zapadnie ostateczna decyzja w sprawie po�o�enia nowej bazy. Pan Calrissian i Chewbacca przygotowuj� Soko�a do lotu, z pomoc� Artoo. A ja kr�ci�em si� po trochu po ca�ej stacji, rozmawia�em z komputerami, robotami, a nawet z lud�mi i stara�em si� zdoby� jak najwi�cej informacji na temat tego strasznego �owcy nagr�d, Boby Fetta, i tego okropnego Jabby Hutta. - G�os robota niemal perfekcyjnie na�ladowa� ludzkie oburzenie. - Nie mog� sobie wyobrazi�, jak to mo�liwe, �e kapitan Solo w og�le zadawa� si� z tak� ho�ot�. Zreszt� Chewbacca powiedzia� mi, �e s� d�u�ni zaledwie trzy tysi�ce kredyt�w - nie z w�asnej winy, ma si� rozumie� - a poza tym mieli przecie� zamiar wr�ci� na Tatooine i zap�aci�. Leia skrzywi�a usta. A� za dobrze wiedzia�a, co powstrzyma�o Hana przed od��czeniem si� od si� Rebelii i sp�aceniem d�ugu. Wtedy nie bra�a powa�nie mo�liwo�ci, �e mo�e mu grozi� jakie� realne niebezpiecze�stwo. By�a samolubna i teraz on musia� za to p�aci�. Sok� Milenium widnia� na p�ycie hangaru niczym wytw�r chorej wyobra�ni jakiego� ob��kanego astroin�yniera, ale Leia zbyt dobrze zna�a ten frachtowiec, by mog�y j� zwie�� jego rozmiary czy niekonwencjonalna konstrukcja. Han lubi� nazywa� sw�j statek �najszybsz� kup� z�omu w galaktyce� i potrafi� dokonywa� za jego sterami naprawd� zdumiewaj�cych rzeczy - wyj�wszy sytuacje, kiedy co� sz�o nie tak, jak trzeba. Niestety, zazwyczaj co� sz�o nie tak. Kiedy Leia i Threepio podeszli bli�ej, Chewbacca szczekn�� im na powitanie, a Lando podni�s� mask� spawacza. - Mamy tu jeden ma�y problem, ale zmywamy si� st�d najdalej za jakie� dwadzie�cia godzin - oznajmi�. - Mam nadziej�, �e ze trzy razy sprawdzili�cie nap�d nadprzestrzenny - przypomnia�a mu uszczypliwie Leia. Wookiee warkn��, ale przystojna twarz Lando zmarszczy�a si� w szerokim u�miechu. - W czasie tego rejsu nie powinno z tym by� �adnych k�opot�w. W�a�ciwie tw�j kapitan Solo mo�e si� jeszcze zdziwi�, kiedy znowu zobaczy t� �ajb�. - Powa�niejszym ju� tonem, zapyta�: - Rozmawia�a� z Luke�iem? Leia zapewni�a go, �e Luke ma si� coraz lepiej, ale absolutnie nie nadaje si� do tego, �eby lecie� z misj� ratunkow� na Tatooine. - Tak te� my�la�em. Lepiej b�dzie, jak polecimy od razu i spr�bujemy �potargowa� si� o Hana z Jabb� Huttem. Nie �ebym my�la�, �e to b�dzie takie �atwe. W �yciu go�cia nie spotka�em, ale tw�j robot odkry� par� rzeczy, kt�re mogliby�my wykorzysta�, gdyby okaza�o si� to konieczne. See-Threepio zaskoczy� wszystkich. - O ile tylko przydam si� do czego�, z ch�ci� zaproponowa�bym swoj� pomoc - to znaczy, za pani pozwoleniem, ksi�niczko. Lando kiwn�� g�ow�. - Tym razem twoja znajomo�� j�zyk�w mo�e si� okaza� wcale istotna. Ksi�niczko? Leia wyrazi�a zgod�. Sam Threepio nie mia� najmniejszego poj�cia, co go op�ta�o, �e powiedzia� co� r�wnie idiotycznego. Rozdzia� drugi W odleg�o�ci dw�ch i trzydziestu siedmiu setnych parseka od bazy Sojuszu, na bagnistej, zasnutej oparem planecie Dagobah, gigantyczne drzewa ocieka�y wod� po popo�udniowym przelotnym deszczu. Ledwie widoczna we wszechobecnej mgle, podobna do gnoma czy skrzata istota mrucza�a co� pod nosem, przysuwaj�c ci�k� skrzynk� do podstawy olbrzymiego omsza�ego drzewa. - Ha, od zbyt dawna w tym samym miejscu jestem. Czas ju� spr�bowa� czego� innego - powiedzia�a do siebie. W tym czasie poskr�cane korzenie drzewa rozsun�y si� na boki, �eby skrzynka mog�a swobodnie wsun�� si� do �rodka, po czym opad�y na miejsce. Teraz ju� nic nie wskazywa�o na to, by w tym miejscu cokolwiek ruszano. - Za bardzo oddalamy si� czasem od natury. Sami sobie zas�aniamy �wiat, stawiamy �ciany i dachy. Bywa�o, �e przez ca�y rok dwa razy tego samego miejsca nie ogl�da�em, tak. - Stworek zachichota� cicho. - Ha, dawno to by�o, pewnie, i m�odszy by�em, ale� - Wzruszy� ramionami. Pomarszczona posta� unios�a g�ow�, zamkn�a oczy i odetchn�a g��boko, jak gdyby wdychaj�c sam� esencj� tego miejsca. Potem, rozejrzawszy si� uwa�nie po otaczaj�cym go trz�sawisku, Yoda wybra� kierunek i ruszy� przed siebie niespiesznym krokiem. Od czasu do czasu zatrzymywa� si�, �eby przyjrze� si� wisz�cym mu nad g�ow� ga��ziom czy pogrzeba� ko�cem laski pod zwalon� k�od�. Ani razu nie obejrza� si� na male�ki domek, stoj�cy na przeciwleg�ym brzegu sadzawki. *** Niemal ca�kowitym przeciwie�stwem Dagobah by�a sucha, piaszczysta planeta Tatooine. W�tpliwe, czy kt�ry� z jej rdzennych mieszka�c�w, kt�rym z trudem udawa�o si� wy�y� z uprawy wysuszonej ziemi, s�ysza� kiedykolwiek o Dagobah, a nawet gdyby, to i tak ma�o kogo by to zaciekawi�o. Wi�kszo�� ludzi na planecie stanowili farmerzy, kt�rzy nigdy nie si�gali wzrokiem dalej ni� do stratosfery: od przyj�cia na �wiat a� po dzie�, w kt�rym sami obracali si� w py�. Rzecz jasna, zawsze zdarza�o si� paru krewkich m�odzik�w, spragnionych gwiazd, ale bardzo niewielu z tych, kt�rzy opu�cili Tatooine, wraca�o, by zak��ci� rutyn� nast�puj�cych po sobie niewzruszenie p�r roku i zdobytych ci�k� har�wk� zbior�w. Je�eli innym mieszka�com tego �wiata, Jawom i Ludziom Piasku, zdarza�o si� w og�le my�le� o gwiazdach, to i tak nikt nigdy nie zada� sobie trudu, by ich o to zapyta�. By� oczywi�cie port kosmiczny, kt�rego zadaniem by�o u�atwi� Imperium administrowanie prowincj� i �ci�ganie podatk�w, a tak�e umo�liwi� handel z nielicznymi przybyszami spoza planety. Po�o�one w pobli�u portu miasto nazywa�o si� Mos Eisley. W jego wschodniej cz�ci znajdowa�a si� dzielnica p�wiatka, a w niej knajpy dla bywalc�w przestrzeni kosmicznej, kasyna, a nawet przybytek rozkoszy (zreszt� taki sobie). Naturalnie �aden szanuj�cy si� farmer nigdy nie zbli�a� si� do tej okolicy (a przynajmniej nie dowiadywa�a si� o tym jego �ona). Kt�rego� dnia, jak zwykle gor�cego i pe�nego py�u, w porcie wyl�dowa� pewien szczeg�lnie sponiewierany i na oko byle jaki statek. Szybko przedosta� si� przez odpraw� celn� (z powodu jakiej� pomy�ki informacja o jego przybyciu w og�le nie dotar�a do zarz�du portu). Opu�ci�a go za�oga z�o�ona z trzech os�b - z czego dwie nosi�y czarne wy�wiechtane kombinezony, a trzecia (zapewne przyw�dca) okryta by�a od st�p do g��w �le dopasowanym, powgniatanym metalowym pancerzem. Ca�a tr�jka przesz�a zakurzon� g��wn� ulic� i skr�ci�a w ma�o komu znany zau�ek. Potem zanurkowali w rozsypuj�c� si� bram� i wystukali pewien rytm na pomalowanych na zielono drzwiach. Do �rodka wpu�ci�o ich na p� cz�ekokszta�tne stworzenie o nieodgadnionym wyrazie twarzy. Kiedy siadali przy usmarowanym stole, z innej cz�ci budynku dobieg�y ich przyt�umione odg�osy hulanki. Wszyscy przyj�li zaproponowane im drinki, ale najwyra�niej przyszli tam w interesach, nie dla przyjemno�ci, bo nie rozmawiali na �adne niezobowi�zuj�ce tematy. Jaki� czas p�niej do pokoju wszed� niesamowicie oty�y m�czyzna z wyrazem samozadowolenia i pewno�ci siebie, wyrytym na pokrytej bliznami twarzy, i usiad� naprzeciw trzech przybyszy spoza planety. I cho� stara� si� stwarza� pozory, �e jest sam, wiadomo by�o, �e w korytarzu czai� si� mo�e dowolna liczba uzbrojonych ochroniarzy. - Ach, Boba Fett - u�miechn�� si� z wy�szo�ci� grubas. - No, m�j przyjacielu, i c� to sprowadza ci� do tej, hm, �najgorszej z zabitych dechami dziur w galaktyce�? Zdaj� mi si�, �e tak w�a�nie nazwa�e� kiedy� nasz ma�y �wiatek, czy� nie? - Przywioz�em tu pewien towar, na kt�ry zg�asza�e� zapotrzebowanie - odpowiedzia� spokojnie go�� spod uniesionej przy�bicy. - Je�li ci� to interesuje, mo�emy przedyskutowa� warunki umowy. Jego rozm�wca rozsiad� si� wygodniej. - Ho, ho, ca�kiem �mia�o powiedziane, jak na kogo�, kto zadaje si� z ho�ot� i handluje �mieciem. Powiedz no mi lepiej, c� tam masz takiego, co mia�bym wed�ug ciebie kupi�. - Hana Solo - odpowiedzia� zwi�le Fett. Cz�owiek, znany jako Jabba Hutt, zmru�y� oczy, pr�buj�c w�a�ciwie oceni� sytuacj�. - Masz go tutaj? W Mos Eisley? Z korytarza dobieg� s�aby d�wi�k, cichy niczym szept. - Zatrzymaj swojego cz�owieka, Jabba. Nie my�lisz chyba, �e zostawi�em go bez stra�y? Gdybym zacz�� podejrzewa�, �e kto� pr�buje mi go ukra��, mog� go zabi� st�d, gdzie siedz�. Oczywi�cie, wola�bym raczej tego nie robi�, bo nawet je�li nie masz zamiaru zap�aci� ceny, jakiej ��dam, to dosz�y do mnie plotki, �e Imperium te� ma go na oku. Nie dosta�bym od nich za du�o forsy, ale przypuszczalnie jest wart przys�ug� albo dwie. Na chwil� zapad�a cisza. Jabba da� znak r�k� i us�yszeli, jak kto� wybiega na zewn�trz. Nikt si� nie odzywa�, p�ki drzwi wej�ciowe nie otwar�y si� ponownie i w pokoju nie stawi�o si� dw�ch ludzi. - Mam szczer� nadziej�, �e nie zamierzasz pr�bowa� �adnych sztuczek - ostrzeg� go Fett - bo by�oby mi naprawd� bardzo przykro, gdyby nie uda�o si� nam ubi� takiego �wietnego interesu. Widzisz, mam dla ciebie dodatkow� atrakcj�, kt�ra powinna przem�wi� do twojego specyficznego poczucia humoru. I tak, wszystko zosta�o ustalone, a wieczorem nast�pnego dnia do obskurnej siedziby Jabby Hutta przywieziono cia�o Hana Solo, zamro�one przez Dartha Vadera w odleg�ym systemie Bespin i ca�kowicie zatopione w jednolitym bloku karbonitu. Oczywi�cie, Jabba by� oburzony, us�yszawszy wyznaczon� przez �owc� nagr�d cen�, dwukrotnie wy�sz� od tej, kt�r� sam zaproponowa�, i ca�e cztery razy wy�sz� od tej, kt�r� mia� zamiar w og�le zap�aci�. Jednak u�wiadomiwszy sobie, �e w stanie hibernacji Solo mo�e bez ko�ca le�e� sobie w �adowni statku Boby Fetta, nie przysparzaj�c �owcy �adnego k�opotu ani wi�kszych koszt�w, dobi� targu. Wyj�wszy ura�on� dum� - bo przecie� podyktowano mu cen� - by� nawet ca�kiem zadowolony i kaza� zainstalowa� �pos�g� Solo w swojej �azience, gdzie m�g� omawia� ze swoim nieruchomym, nie�wiadomym swego losu wi�niem wydarzenia dnia. *** W skrzydle dowodzenia stacji kosmicznej Wolno�� Leia Organa st�umi�a ziewni�cie i ponownie przyjrza�a si� danym, dotycz�cym rozmieszczenia wojsk Imperium. Obieca�a sobie, �e najdalej za p� godziny da sobie spok�j, i raz jeszcze odczyta�a z ekranu te same s�owa, pr�buj�c dopatrzy� si� w nich jakiego� wzorca, jakiej� wskaz�wki co do strategii Imperium. Us�yszawszy za sob� jaki� d�wi�k, obr�ci�a si�. W drzwiach, podpieraj�c framug�, sta� chudy jak tyka Luke. - Hej! - zawo�a�a, zrywaj�c si� z miejsca. - Co ty tutaj robisz? - Wypu�cili mnie za dobre sprawowanie - u�miechn�� si�, podnosz�c lew� r�k�. Leia rozpozna�a szeroki czarny pasek bransolety czujnikowej, zapi�tej na nadgarstku. Urz�dzenie, rutynowo wydawane pacjentom przez sekcj� medyczn�, zapewnia�o ci�g�e przekazywanie informacji o procesach �yciowych, kontrolowanych nast�pnie przez androida medycznego W razie otrzymania niepokoj�cego odczytu robot wysy�a� pacjentowi ostrze�enie i list� polece�. W skrajnym przypadku bransoleta czujnikowa uruchamia�a g�o�ny alarm, zawiadamiaj�cy wszystkich w pobli�u o zagro�eniu �ycia, oraz emitowa�a specjalny sygna� naprowadzaj�cy, u�atwiaj�cy personelowi medycznemu ustalenie miejsca pobytu nosz�cej j� osoby. - Pomy�la�em sobie, �e je�li przypadkiem ju� sko�czy�a�, to mo�e zechcesz si� przej�� i poszuka� czego� do jedzenia. Zaczekam, je�li jeste� zaj�ta. - Mog� r�wnie dobrze podda� si� od razu - odpar�a Leia. - �mi mi si� w oczach. - Odwr�ci�a si�, �eby wstawi� zak�adk�, i wy��czy�a konsolet�. Obejrza�a si� z irytacj�, us�yszawszy, �e Luke bawi si� klamk�. - Id�, ju� id� - rzuci�a ostro, zaskoczona jego brakiem cierpliwo�ci. - Wybacz. - Wyci�gn�� d�o� i wzi�� j� pod r�k�. - Genera� Rieekan znowu pr�bowa� co� ze mnie wyci�gn�� i ca�kiem ju� od tego fiksuj�. Gdybym chocia� wiedzia�, o co mu chodzi, mo�e wykombinowa�bym co� lepszego, ale sam nie umiem sobie odpowiedzie� na wi�kszo�� z tych jego pyta�. - Zmarszczy� brwi. - Hmm. Czy by� w tym w og�le jaki� sens? Ale� mam m�tlik w g�owie. Jak dla Leii by�o w tym a� za du�o sensu. Musia�a za�o�y�, �e Rieekan ma swoje powody, �eby wywiera� na Luke�u taki nacisk, ale wcale jej si� to nie podoba�o. Postanowi�a rozm�wi� si� z nim tak szybko, jak b�dzie si� da�o. Zr�cznie zmieni�a temat. Tych przykrych unikali, jakby na mocy jakiego� milcz�cego porozumienia. Poszli do mesy okr�n� drog�, zewn�trznym korytarzem, wzd�u� kt�rego ci�gn�y si� wn�ki z wielkimi iluminatorami, wychodz�cymi na blask kosmosu. Wolno�� by�a obiektem wojskowym i zaprojektowanym oszcz�dnie, jednak poniewa� bardzo niewiele istot ludzkich, pochodz�cych z tej czy innej planety, prawid�owo funkcjonuje przez d�u�szy czas w ca�kowicie sztucznym �rodowisku, malowniczy pasa� s�u�y� bardzo istotnym celom. Oczywi�cie, ma�o kto z pozosta�ych mia� ten sam zamiar, co Leia i Luke, ale nastr�j by� spokojny, sympatyczny, a tak�e na sw�j spos�b przytulny. Kiedy dotarli na miejsce, Leia u�wiadomi�a sobie, �e Luke przez ca�y czas trzyma� praw� r�k� g��boko w kieszeni kombinezonu. Dziwne; nie zauwa�y�a wcze�niej, �eby tak si� tym przejmowa�. Poza tym tylko najbardziej uwa�ny obserwator dostrzeg�by, �e jest bioniczna. - Ej - dra�ni�c si� z nim, spr�bowa�a wyci�gn�� mu r�k� z kieszeni - nie masz ochoty troch� si� popisa� tym �licznym nowiutkim sprz�tem? - urwa�a gwa�townie na widok nagiego kikuta. Luke zarumieni� si�. - Nie chcia�em nikogo przestraszy�. - Nikt si� nie przestraszy� - odpar�a kr�tko. Z przyjemno�ci� zauwa�y�a, �e zamiast schowa� r�k� z powrotem do kieszeni poszed� po kaw� i kanapki dla nich obojga i przyni�s� je do stolika. - Co si� sta�o? - spyta�a, kiedy usiedli. By�a przy tym, jak Too- Onebee zak�ada� Luke-owi* bioniczn� protez�, dwa dni temu. Robot uzna� wtedy, �e pasuje idealnie. - Poj�cia nie mam - odpowiedzia� Luke mi�dzy jednym a drugim k�sem kanapki. - Odes�ali j� do warsztatu - podobno co� si� nie zgadza�o i mog�oby mi kiedy� narobi� k�opot�w. To by�o wczoraj. Sprawdza�em dzisiaj, ale jeszcze nie sko�czyli. - Tak mi przykro, Luke. Wygl�da na to, �e wszystko uk�ada si� przeciwko tobie. - Ha, do czasu. Too-Onebee powinien mnie ju� nied�ugo wypu�ci�, a wtedy interes rozkr�ci si� na dobre. - Sko�czy� kanapk� i usiad� wygodniej, czekaj�c, a� kawa wystygnie. Zapad�o milczenie. Luke zobaczy�, jak oczy Leii zachodz� mg�� i domy�li� si�, �e dziewczyna my�li o Hanie. Z roztargnieniem poruszy� kubkiem, a� kawa zawirowa�a. Odpr�y� si�, obserwuj�c odblask �wiat�a na jej powierzchni. Jego my�li kr��y�y coraz dalej i dalej, umys� w�drowa� swobodnie. �wiat�o, barwa i ruch w zat�oczonym pomieszczeniu zdawa�y si� tworzy� kalejdoskopowy wz�r, kt�rego by� tylko ma�� cz�ci�. Raz jeszcze u�wiadomi� sobie obecno�� Mocy, przep�ywaj�cej przez niego i przez ka�d� inn� �yw� istot�; samego spoiwa wszech�wiata, z kt�rego istnienia nie zdawa� sobie sprawy a� do tego pami�tnego dnia, w kt�rym spotka� starego Bena Kenobiego. P�niej, pod opiek� Yody, mistrza Jedi, Luke rozwin�� swoj� wrodzon� zdolno�� wyczuwania Mocy i pos�ugiwania si� ni�. Teraz, nie my�l�c o tym, otworzy� si� na ni� tak, jak uczy� go Yoda. Nagle zobaczy� pi�� zakapturzonych postaci, przemierzaj�cych piaski Tatooine; i cho� nie widzia� ich twarzy, wiedzia�, �e cztery z nich to Han, Chewbacca, Lando Calrissian i See-Threepio. I to by�o wszystko. Nagle dotar�o do niego, �e wpatruje si� w rozlan� kaw�, �ciekaj�c� ze sto�u. - Co si� sta�o? - spyta�a ostro Leia, wycieraj�c blat. - Poparzy�e� si�? Luke? Nic ci nie jest? Potrz�sn�� g�ow�, �eby uporz�dkowa� my�li, i poczeka�, a� serce przestanie wali� jak oszala�e. By�o za wcze�nie, �eby Sok� Milenium zd��y� dotrze� na Tatooine. Czy powinien powiedzie� Leii, co zobaczy�? �W ci�g�ym ruchu jest przysz�o�� - powiedzia� kiedy� Yoda. Mo�e lepiej zatrzyma� to na razie dla siebie. Kto� podj�� decyzj� za niego w momencie, gdy z jego bransolety czujnikowej dobieg� metaliczny g�os, nakazuj�cy mu usi��� i poczeka�, a� zabior� go z powrotem do centrum medycznego. - B�d� tam za minut� - sykn�� do mikrofonu. - Prosz� usi��� i poczeka� na przybycie ekipy lekarskiej. - Tym razem polecenie, wydobywaj�ce si� z okolicy jego nadgarstka, zabrzmia�o g�o�niej. - Sam p�jd� - zastrzeg� wyra�nie. Zebrane w mesie towarzystwo uprzejmie zignorowa�o incydent, ale us�yszawszy komunikat centrum medycznego, dw�ch starszych oficer�w podesz�o do stolika, aby zaoferowa� swoj� pomoc. - No nie! - Luke zerwa� si� z miejsca, z�apa� Lei� za r�k� i poci�gn�� j� na korytarz. Razem przemkn�li obok nie spodziewaj�cych si� niczego sanitariuszy (samych robot�w, zauwa�y� z satysfakcj� Luke) i pop�dzili korytarzami. Bransoleta czujnikowa wci�� namawia�a Luke�a, �eby usiad� i odpocz��, kiedy Leia zatrzyma�a si�, zdyszana. - Gdzie�? - Do ciebie, oczywi�cie - odpar� jej wsp�lnik, dysz�c ci�ko. - Gdzie?! - Leia nie wierzy�a w�asnym uszom. Z korytarza za nimi dobiega� g�o�ny ha�as, przypominaj�cy pisk hamulc�w. Jeden z robot�w najwyra�niej nie by� przyzwyczajony do poruszania si� z du�� szybko�ci� przez d�u�szy czas. - Szybciej! Luke szarpn�� Lei� gwa�townie i pobiegli przed siebie. Wyszukiwa� tak� tras�, �eby manewrowanie utrudnia�o robotom �ycie - na przyk�ad zat�oczone korytarze albo laboratorium hydroponiczne (ku wielkiej konsternacji obs�uguj�cego je technika). Min�wszy jaki� szczeg�lnie ostry zakr�t, us�yszeli, jak jeden z robot�w z grzechotem wpad� na �cian�. Kiedy wreszcie zamajaczy� przed nimi korytarz, prowadz�cy do kwatery Leii, zdawa�o si� jej, �e nie b�dzie w stanie zaczerpn�� oddechu - tak d�ugo bieg�a. - Jeszcze troszk� - ponagli� j� Luke. Kiedy dotarli do drzwi, Leia zatrzyma�a si� i spojrza�a na Luke�a nieufnie. Zgi�ty w p�, z trudem �api�c powietrze, Luke dusi� si� ze �miechu. - Mo�e i jeste�my zacofani na Tatooine - wysapa� - ale tam, sk�d pochodz�, jak facet zaprasza dam� na kolacj�, to zwykle potem odprowadza j� do domu. - Z�o�y� jej dworny uk�on, czy mo�e raczej jego parodi�. - Dzi�kuj�, panno Organo. To by� naprawd� uroczy wiecz�r. Kiedy Leia zamkn�a za sob� drzwi, Luke prawie po�a�owa�, �e roboty zrezygnowa�y z po�cigu albo uleg�y po drodze uszkodzeniu. Naprawd� nie mia�by nic przeciwko temu, �eby zawioz�y go z powrotem. *** Wi�kszo�� ludzi, pe�ni�cych s�u�b� we flocie imperialnej, jak ognia unika�o �ycia szturmowca. W ca�ej galaktyce ta wielka armia skazanych na bezbarwn�, niemal anonimow� egzystencj� m�czyzn (pob�r prowadzono w znacznej mierze po to, aby sprosta� kontyngentom, wyznaczonym dla ka�dej planety w Imperium) by�a narz�dziem w�adzy Imperatora. Wi�kszo�� jej szeregowych cz�onk�w pragn�o jedynie zako�czy� pi�cioletni� s�u�b� i wr�ci� do domu. Oczywi�cie, nie wszyscy �o�nierze imperialnej armii pochodzili z zaci�gu. By�o w Imperium do�� miejsc dotkni�tych ub�stwem, by zapewni� nieprzerwany nap�yw ochotnik�w, dla kt�rych wojsko by�o jedyn� szans� na ucieczk� przed ponur� egzystencj�. Ochotnicy ci mieli nadziej� na awans i wiedzieli, �e du�o ryzykuj�. Koszt pozyskania i wyszkolenia cz�owieka do s�u�by wojskowej by� cz�sto nieznaczny w por�wnaniu z wydatkami na skonstruowanie i utrzymanie ci�kiego sprz�tu, potrzebnego do przeprowadzenia plan�w Imperatora. W rezultacie ludzkie �ycie okazywa�o si� cz�sto niewiele warte, uzale�nione od koszt�w znalezienia zast�pstwa. Zwi�kszone ryzyko dotyczy�o nie tylko �o�nierzy piechoty. Odnosz�cy sukcesy oficer m�g� otrzyma� znaczn� nagrod� w formie w�adzy, ale kary za niepowodzenie by�y zazwyczaj surowe. Kr�tko m�wi�c, dyscyplin� - cho� podtrzymywan� przez lojalno�� wobec Imperium i jego w�adcy - zaprowadzano przede wszystkim strachem. Odnosi�o si� to zw�aszcza do nadzwyczaj skutecznej Dwunastej Floty Imperialnej, dowodzonej przez t� siej�c� przera�enie zagadk�, lorda Sith, Dartha Vadera. Niezwyk�e powodzenie Czarnego Lorda przypisywano czasem nadnaturalnym mocom, zawdzi�czanym praktykowaniu staro�ytnych rytua��w i z dawna zapomnianym w wi�kszej cz�ci galaktyki wierzeniom. Szeptem opowiadano sobie historie o nieo�ywionych przedmiotach, unosz�cych si�, by spe�ni� jego polecenie, oraz o nieudolnych oficerach i innych s�ugach, kt�rzy drogo zap�acili za swe pora�ki, uduszeni niewidoczn� r�k�. Jakiekolwiek by�o �r�d�o si�y lorda Sith, niewielu o�miela�o si� j� kwestionowa�. Niewiele wiedziano o osobistym �yciu lorda Vadera; prawd� m�wi�c, niewielu ludzi chcia�o zbli�y� si� do niego na tyle, by si� czego� dowiedzie�. Nie s�yszano o nikim, kto mia�by okazj� ujrze� jego twarz, zas�oni�t� pos�pn� mask� oddechow�, czy jak�kolwiek inn� cz�� cia�a, zawsze zamkni�tego we wn�trzu twardej jak diament zbroi, gi�tkiej a przecie� niezniszczalnej, zawsze okrytego sp�ywaj�cym swobodnie ku ziemi czarnym p�aszczem. *** G��boko we wn�trzu niszczyciela gwiezdnego Awangarda lord Vader sta� samotnie po�rodku swych surowo urz�dzonych apartament�w w oczekiwaniu na znak, �e Imperator jest got�w, by z nim rozmawia�. �aden z przebywaj�cych na pok�adzie ludzi nie by� nigdy �wiadkiem takiej rozmowy. Gdyby tak by�o, zdumia�by si� zapewne, widz�c, jak w�adcza sylwetka Czarnego Lorda zgina si� na podwy�szeniu w uni�onym uk�onie przed nadnaturalnej wielko�ci wizerunkiem Imperatora, kt�ry w�r�d migotania pojawi� si� w powietrzu. Chocia� transmisja na odleg�o�ci galaktyczne by�a natychmiastowa, nikt nie wzi��by tej okrytej cieniem zjawy o plamistej cerze za �ywego cz�owieka. Jednak to mi�dzy innymi dzi�ki takim spotkaniom w cztery oczy Imperator utrzymywa� swoje panowanie w tym ramieniu galaktyki. Imperator przem�wi� pierwszy. - A zatem, Vader? Zrobi�e� to? Schwyta�e� m�odego Skywalkera? Czarny Lord spojrza� w oczy swemu panu. W zniekszta�conym g�osie nie zabrzmia� nawet �lad uni�ono�ci - ale wyzwania te� nie. - Okaza�o si�, panie, �e nie doceni�em jego mo�liwo�ci. Wymkn�� si� nam na Bespin i nie uda�o si� go odnale��. Zapad�o mro��ce krew w �y�ach milczenie. Dla niejednego imperialnego oficera przyznanie si� do pope�nienia takiego b��du oznacza�oby koniec. Tu tak�e istnia�a taka mo�liwo��, jednak �w moment min�� i nie zosta�a ona wystawiona na pr�b�. Imperator m�wi� dalej. - Twoje zamiary? - Zak�adam, �e ponownie do��czy� do ostatnich uciekinier�w ze zniszczonej przez nas bazy rebeliant�w na Hoth. Jak dot�d nie trafili�my na ich �lad, ale zaanga�owanie w poszukiwania wszystkich si� Imperium nie pozwoli im pozostawa� zbyt d�ugo w ukryciu. - Czy to ci� satysfakcjonuje? - zapyta� prowokuj�co Imp