8401
Szczegóły |
Tytuł |
8401 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8401 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8401 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8401 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRZEJ PILIPIUK NORWESKI DZIENNIK
TOM II
Obce �cie�ki
31lipca Bodo - po�udniowy Norrland
Ca�� noc m�j cholerny pies nie dawa� mi spa�. Sko�czy�o si� to tak, �e zwi�zany i zakneblowany znalaz� si� w rupieciarni. �niadanie up�ywa�o nam w mi�ej atmosferze, cho� hrabia Derek wydawa� si� by� nieobecny my�lami. Siedzia� w zadumie z widelcem w d�oni i wpatrywa� si� w okno. Widzia�em jego szlachetn� twarz z profilu i �aden cie� jego my�li nie umkn�� mojemu wzrokowi.
-Wybaczcie powinienem powiedzie� to wczoraj - odezwa� si� wreszcie.
-M�wcie hrabio...
-Moje rozliczne interesy wzywaj� mnie do Szwecji. W�a�ciwie to ju� wczoraj z Fauske powinienem by� pojecha�, ale spotka�em ciebie Tomaszu i nie wysz�o mi to. Mam natomiast propozycj� nast�puj�c�: Jed�cie ze mn�, a ugoszcz� was po kr�lewsku.
-Ja ch�tnie.
-Ja je�li nie sprawi wam to r�nicy zostan� tutaj przez kilka dni - zg�osi� swoje zastrze�enie Maciek. - Nie to, �ebym nie lubi� je�dzi�, ale...
-Nie masz wizy? - domy�li� si� Derek. - �aden problem. Sam ci wypisz�.
-Chyba nie macie takich uprawnie�?
Zabrzmia�o to nieoczekiwanie powa�nie. Go�� roze�mia� si�.
-Uprawnie� takich faktycznie nie posiadam, ale jako cz�onek Riksdagu mog� zapewni� ci nietykalno�� we wn�trzu mojego samochodu, a zw�aszcza w baga�niku, zreszt� granica jest praktycznie niestrze�ona.
-Tu mam drzewka i zwierz�tka...
-...I ma�� rob�tk� ziemn� do wykopania - go�� wykaza� si� g��bokim zrozumieniem wschodniej duszy.
-Tak jakby. Zreszt� bardzo nie lubi� miast.
-No trudno nie b�d� ci� przecie� zmusza�.
-Dzi�kuj�.
Zapakowa�em wszystko co mog�o mi si� przyda� a zw�aszcza wyj�ciowe ubranie, wsiedli�my do samochodu i ruszyli�my. Byli�my kawa�ek za Fauske i przeprawiali�my si� w�a�nie promem przez jedno z g��biej wcinaj�cych si� w l�d odga��zie� Bodofiordu, gdy w skrytce na r�kawiczki, ko�o kierownicy zapika� telefon kom�rkowy. Hrabia odebra�. S�ucha� przez chwil� z wyrazem zaskoczenia na twarzy.
-Do licha - powiedzia� wreszcie po rosyjsku. - Tam bardziej przyda�by si� ksi��� Henry ni� ja.
-...
-Zaprosili�cie go ju�?
-...!
-Zwracam honor.
-...?
-Tak, oczywi�cie, �e b�d�. Jest ze mn� Tomasz Paczenko.
-...!
-Do zobaczenia.
Od�o�y� s�uchawk�.
-Korekta plan�w - powiedzia� - Nie dojedziemy dzisiaj do Szwecji.
-Co� si� sta�o?
-Jestem potrzebny pilnie ksi�ciu Sergiejowi w Mo-i-Rana. A ty jeste� tam tak�e mile widziany, zw�aszcza przez jedn� kici�.
Kolejne ol�nienie tego dnia. Wiedzia�em ju� od kogo przej��em manier� nazywania wszystkich znajomych dziewczyn kiciami. Nie pojawi� si� zaden przeb�ysk, ale by�em pewien, �e kiedy� musieli�my si� spotyka�.
-Aha. Zd��y�em dwa dni pomieszka� w domu, od kiedy wyrwa�em si� z tego ma�ego raju.
-Czy�by� nie mia� ochoty ponownie go odwiedza�?
-W tym w�a�nie problem, �e mam na to szalon� ochot�, ale tak si� zwala� na g�ow� ludziom, kt�rzy si� mnie dopiero co pozbyli...
-Nie przesadzaj. Z pewno�ci� byli tob� zachwyceni.
-Mo�na to tak okre�li�. Dlaczego mia�em zobaczy� to co trzymaj� w sejfie?
-Masz na my�li takie okr�g�e do noszenia na g�owie?
-Tak.
-Bez odpowiedzi.
Ruszyli�my znan� mi ju� tras� na po�udnie.
-Je�li mog� by� niedyskretny, to co si� tam w�a�ciwie sta�o? - zaciekawi�em si�.
-A� tyle mi nie powiedzieli, ale co� mi si� zdaje, �e panowie z firmy na trzy litery, pierwsza "K", ostatnia "B", usi�uj� wstawi� swojego szpiega do osady.
-Czy druga litera jest "G"?
-Tak. Pewnie zastanawiasz si� co my dwaj b�dziemy tam robi�. Ja b�d� zapewne cz�onkiem zespo�u, kt�ry go sprawdzi, a ty w tym czasie dotrzymasz towarzystwa ksi�niczce Tatianie.
-Chodzi o to, aby odwr�ci� jej uwag�?
-Nie, za du�o si� naczyta�e� ksi��ek, czy co?
-Tak, jakby.
-Zapomnij. Tak swoj� drog�, to ona ci si� podoba?
-Hrabio, co to ma do rzeczy?
-Tak tylko pytam. Stanowiliby�cie �adn� i dobran� park�. Gdyby oczywi�cie ksi�niczka nie by�a taka g�upia.
-Owszem, ona mi si� podoba, ale to nie ma szans na przysz�o��... - zapl�ta�em si� w zdaniu. - Jej wuj...
-"Krwi ceny ci�gle b�dzie ma�o" - zacytowa�. - Mo�e tak, a mo�e i nie. W razie czego spr�buj� na niego wp�yn��.
-Czy my, mam na my�li nasz� ras�, mo�emy si� rozmna�a� z homo sapiens?
-Powiem to w ten spos�b. Nie tylko z homo sapiens. Aha, jeszcze jedno. Nie dzia�aj� na nas hormonalne �rodki antykoncepcyjne.
-Jak to nie tylko z homo sapiens? - zdenerwowa�em si�.
-Teoretycznie bia�ka mamy tak zbli�one, �e mogliby�my krzy�owa� si� z ko�mi.
Z�apa�em si� za g�ow�.
-Tak po prostu? Po zoofilsku?
-Aha.
-I co z tego wyjdzie? Konioludzie?
-Nie. Tacy jak my.
-Czy ja?
-Zapomnij. Mia�e� normalnych rodzic�w.
-Du�o jest innych?
-Trudno oceni� - mrukn��. - Potomkowie twojego pradziadka Anzelma, moja rodzina, stara kobieta w Hiszpanii. Ale nie trac� nadziei. Jeszcze jedno. Nie mo�emy si� krzy�owa� mi�dzy sob�. Je�li zdarzy ci si� spotka� dziewczyn� naszej rasy, to musisz o tym pami�ta�.
-A gdyby do tego dosz�o?
-Forma podstawowa. Equoidae Edoni. Wybacz, ju� i tak wiesz za du�o. Hitlerowscy nazywali nasz� ras� Die Pferdemensch. Konioludzie. Dorwali jednego. W Alpach. Wygl�da�o to do�� okropnie, cho� nie mo�na tym stworzeniom odm�wi� pewnej gracji. Lepiej zosta�my przy naszym bezpiecznym 50%.
-Ale z ka�dym pokoleniem cechy gatunkowe b�d� coraz s�abiej czytelne. Krew rozwodni si�...
-Zwyk�e normy genetyki w tym przypadku nas nie obowi�zuj�. Wszystkie cechy znajduj� si� w sporym fragmencie DNA. Jest kopiowany w ca�o�ci. Modyfikacji podlega tylko ta cz�� genotypu, kt�ra pochodzi od homo sapiens. Efektem jest uderzaj�ce podobie�stwo pomi�dzy cz�onkami poszczeg�lnych rod�w.
Widzia�em jego twarz w lusterku i w g��bi moj�. M�wi� prawd�, byli�my do siebie do�� podobni. Dojechali�my. Tym razem sprawdzono mnie bardzo pobie�nie, ci na bramie poprzestali na przejrzeniu mojego paszportu. Widocznie by�em tu ju� sw�j. Ksi��� Sergiej wyszed� nam na spotkanie, by� silnie wzburzony. Przywitali�my si�.
-Dobrze, �e jeste�cie hrabio - powiedzia� gospodarz. - Waszemu os�dowi mog� zaufa�.
-Jakie s� fakty?
-No c�, dzisiaj rano przyjechali do mnie dwaj policjanci i przywie�li ze sob� ch�opaka, lat oko�o czterna�cie, kt�rego od�owili na ulicach miasta o �wicie.
-Dlaczego od�owili i dlaczego tutaj?
-Od�owili z tego powodu, �e mia� przypi�ty do baga�nika roweru do�� dziwny �adunek. Mianowicie wi�z� wypatroszonego psa, pozbawionego tylnej �apy.
-Wot te na! Przecie� Maciej jest w Bodo.
-Hym? - zagadn�� ksi���.
-Och przyjaciel Tomasza, Maciej W�drowycz mia� dziadka, kt�ry lubi� od czasu do czasu zje�� sobie pieska. Niewa�ne...
-A przywie�li do mnie, gdy si� skapn�li, �e poza rosyjskim nie zna �adnego europejskiego narzecza. Por�czy�em za niego i oddali go do mojej dyspozycji, pod warunkiem, �e zwr�c� go im, je�li sam nie dojd� do �adnych wniosk�w.
-Aha. Za kogo si� podaje?
-Zgadnij.
-Nie mam zielonego poj�cia.
-Twierdzi, �e nazywa si� Miko�aj Melechow. Miko�aj Georgiewicz Melechow. Syn Leny.
-O! Tomaszu, co z tob�? - zapyta� Derek patrz�c na mnie uwa�nie.
-Przeb�ysk pami�ci - powiedzia�em. - To nazwisko wyda�o mi si� nagle bardzo znajome.
Derek u�miechn�� si� triumfalnie.
-Gdyby tak by�o, to �wiat by�by bardzo ma�y - mrukn�� ksi���.
-Za bardzo? - zapyta�em.
-Nie, nie koniecznie.
Ksi��� taktownie czeka� na wyja�nienia.
-Rozumiem. Jak oceniasz prawdopodobie�stwo...?
-Lena zamilk�a przed trzynastu laty. Imi� m�a trzeba sprawdzi�.
-Ja pami�tam. Zgadza si�.
-No c�. Wobec tego chod�my obejrze� naszego ptaszka. Ty Tomaszu te� chod� z nami. Mo�e zauwa�ysz co� co umknie naszej uwadze. A mo�e jeszcze co� sobie przypomnisz. Gdzie on jest?
-Siedzi w wierzy. Fadej go obserwuje.
-Mia� jakie� �yczenia?
-Tak, poprosi� o co� do picia i co� do czytania. Dostarczyli�my mu "National Geographic" i "Psie serce" Bu�hakowa. Obejrza� obrazki a teraz czyta ksi��k�.
-Dobrze.
Poszli�my przez labirynty pa�acu, potem weszli�my na pi�tro. Tu rozdzieli�my si�. Ja i ksi��� poszli�my do niedu�ego pokoju, w kt�rym znajdowa� si� ekran zajmuj�cy znaczn� cz�� �ciany. Przed ekranem znajdowa�a si� konsoleta z kilkoma przyciskami i pokr�t�ami s�u��cymi do regulowania d�wi�ku i obrazu. Siedzia� przy niej Fadej. Na ekranie wida� by�o wychud�ego, drobnego ch�opaka, kt�ry siedzia� w g��bokim fotelu ty�em do drzwi i czyta�. Ubrany by� w dziwny str�j, przywodz�cy nieco na my�l drelichowe ubranie robotnika. Twarz mia� pod�u�n�, arystokratyczn�. By� czysty i wida� by�o, �e przywi�zywa� du�� wag� do tego, aby wygl�da� schludnie, na miar� swoich mo�liwo�ci.
-I jak? - zapyta� Ksi���.
-Bez zmian wasza wysoko��. Jest na osiemdziesi�tej stronie.
Drzwi na ekranie otworzy�y si� i do pomieszczenia wszed� Derek. W uchu tkwi� mu przew�d s�uchawki.
-Hrabio, pr�ba ��czno�ci - powiedzia� Fadej do mikrofonu.
Derek mrugn�� do kamery. Do naszego pokoju wesz�o jeszcze dwu facet�w. Wygl�dali cudownie normalnie i przeci�tnie. Od razu wyczu�em, �e co� z nimi nie tak. Derek na monitorze podszed� bli�ej ch�opaka i chrz�kn�� lekko. Ch�opak zareagowa� bardzo gwa�townie. Poderwa� si� z miejsca, ale ksi��ki nie wypu�ci�.
*
-Nerwowy - zauwa�y� p�g�osem jeden z facet�w.
-To si� zdarza - powiedzia� drugi.
-Ja jak si� zaczytam to identycznie reaguj� - doda�em.
*
-Mo�e na pocz�tek si� przedstawi� - powiedzia� Derek. - Jestem Derek Tomatow, jestem ideologiem emigracyjnym i pisarzem. Z racji swojej pracy cz�sto miewam kontakty z lud�mi w podobnej sytuacji jak ty.
-Nazywam si� Miko�aj Grigoriewicz Melechow-Riaza�ski.
-Dobrze. Zaczn� mo�e od pytania fundamentalnego. Co ci� tu sprowadza?
-Hmm. To tak �atwo i tak trudno powiedzie�. Przyjecha�em tu do jedynego krewnego o kt�rym wiem, prosi� o opiek�, w miar� mo�liwo�ci.
Brwi Derka unios�y si� lekko do g�ry.
-Do jakiego krewnego? - zapyta� udaj�c g��bokie zdziwienie.
-Jego wysoko��, ksi��� Sergiej jest moim wujem. Jestem synem Leny Or�ow.
-Co zrobisz, je�li powiem, �e podejrzewamy, �e przys�a�o ci� KGB? �e przyby�e� tu, m�wi�c obrazowo, sia� �mier� i zniszczenie.?
Brwi go�cia unios�y si� do g�ry.
-Ja? Z KGB?
-Aha. Tak� mamy hipotez� robocz�. Co wi�cej mamy tu piwniczk� zaopatrzon� w r�ne urz�dzenia pomocne w wydobywaniu szczerych wyzna�.
-A ja my�la�em... To znaczy na filmach o szpiegach wstrzykiwali r�ne serum prawdy...
-To te�. Trzy r�ne do wyboru. I wykrywacze k�amstw. Mamy te� rozleg�y park, gdzie pod krzaczkami mo�na pogrzeba� po cichu dowoln� ilo��...
-To wasze prawo. Mog� da� s�owo, �e przyby�em tu z w�asnej woli, ale nie wiem, czy moje s�owo co� tu znaczy. Nie jestem w stanie udowodni� swojego pochodzenia. Ba, nie jestem w stanie udowodni� swojej to�samo�ci, bo dokumenty, kt�re posiadam zosta�y wydane przez wrogie wam imperium.
-Nie denerwuje ci�, �e tak ci� wypytuj�?
Zanim odpowiedzia� zamy�li� si� na chwil�.
-Nie. To chyba moja szansa? Jestem wdzi�czny, �e w og�le ze mn� rozmawiacie.
Do pokoju gdzie siedzieli wszed� ch�opak lat oko�o siedemnastu, wysoki, o ciemnych w�osach i oczach. By� bardzo przystojny.
*
-Kto to? - zapyta�em szeptem ksi�cia Sergieja.
-Henry Gagarin - wyja�ni� szeptem. - Wielki cz�owiek i nasza chluba. Jakie� uwagi? - zwr�ci� si� do reszty.
A�maz zmarszczy� brwi.
-Gdy sko�cz� warto by�oby troch� z niego wycisn�� wiadomo�ci o jego �yciorysie.
Fadej skin�� g�ow� i przez mikrofon przekaza� dyspozycj� Derkowi.
*
Ksi��� Henry, kiwn�� g�ow� siedz�cym, po czym na niewielkim stoliku zacz�� rozk�ada� zawarto�� przyniesionej przez siebie walizki. By�o tam kilka strzykawek, buteleczki z jakimi� odczynnikami. Jeniec popatrzy� na to ciekawie, po czym sil�c si� na spok�j zapyta�.
-Chcecie mi wstrzykn�� eliksir prawdy?
Derek ob�mia� si� swoim koszmarnym �miechem. Ksi��� Henry widz�c przestrach badanego po�pieszy� z wyja�nieniami.
-Eliksiru prawdy nie uda�o si� jeszcze uzyska�, cho� pr�by trwaj�.
-Mam by� kr�likiem do�wiadczalnym?
Ksi��� poparzy� na Derka z przygan�. Derek wzruszy� ramionami jakby chcia� powiedzie� "Takie s� metody".
-Chc� pobra� pr�bki krwi i tkanki do bada� genetycznych - wyja�ni�.
Palce jego pracowa�y z chirurgiczn� precyzj�, gdy zak�ada� Miko�ajowi opask� uciskow�. Nast�pnie przetar� mu przedrami� wat� namoczon� w spirytusie, wreszcie naci�gn�� centymetr sze�cienny krwi, a inn� ig�� troch� tkanki mi�niowej.
-Jeszcze moment - powiedzia�.
Skalpelem wyci�� odrobin� w�os�w ko�o ucha siedz�cego. Zatamowa� zr�cznie krew, kt�ra rzuci�a si� z ranki. Pr�bki umie�ci� w buteleczkach. Po�egna� si� i wyszed�.
-Wr��my do pyta� - powiedzia� Derek. - Gdyby� teraz m�g� opowiedzie� sw�j �yciorys...
-Bardzo ch�tnie. Szczeg�owo?
-Tak, �eby zmie�ci� si� powiedzmy w dwudziestu minutach.
-No c�. Urodzi�em si� pi�tnastego marca 1975-go roku w Pskowie. Gdy mia�em pi�� lat moja matka zgin�a w wypadku samochodowym. M�j ojciec czego� si� domy�la�, bo powiedzia� w czasie pogrzebu do swojego przyjaciela, �e wszystkich nas w ko�cu wyt�uk�. Przez nast�pne lata nic si� w�a�ciwie nie dzia�o, tyle tylko, �e gdy mia�em dziewi�� lat aresztowano go. Za szpiegostwo. Tak przynajmniej mi powiedziano. Trafi�em do domu dziecka...
-Imienia Lermontowa - doko�czy� za niego Derek.
-Sk�d pan wie?
-Domy�li�em si� po pocz�tkowych literach tego uroczego numeru inwentarzowego, kt�ry masz nadrukowany nad kieszeni� koszuli.
*
Jeden z facet�w ze s�u�by bezpiecze�stwa wyszed� zanotowawszy to uprzednio na kartce.
*
-Przebywa�em tam do czerwca bie��cego roku, kiedy to uda�o mi si� szcz�liwie prysn�� tutaj.
-M�g�by� kr�tko opisa�, budynek i panuj�ce w nim stosunki?
-Budynek by� trzypi�trowy. Zamieszkiwa�a go straszliwa ho�ota podzielona na kilka stad o liczebno�ci po dwadzie�cia sztuk w ka�dym - powiedzia� patetycznie.
Hrabia u�miechn�� si�.
-W zimie by� wiecznie nie dogrzany, co zreszt� wydaje si� zrozumia�e, bowiem by�a to jeszcze przedrewolucyjna budowla, parkiety tam gdzie si� zachowa�y by�y mozaikowe, ale bardzo zniszczone. Znajdowa�em si� ca�y czas na marginesie �ycia grupy, jako, �e po pierwsze by�em synem szpiega, a po drugie nie pasowa�em jako� do tej masy.
-�adnych kumpli?
-Jedna przyjaci�ka. Z �e�skiej grupy. Te� wydawa�a si� nie pasowa� do reszty. Co tu du�o m�wi�. Przez pierwsze kilka lat w czasie wakacji mogli�my si� nudzi� na miejscu, ale gdy przekroczyli�my oboje dwana�cie lat zacz�li nas wysy�a�. Na czyny spo�eczne.
-Dok�d?
-Za pierwszym razem nad Morze Aralskie, do prac na plantacjach bawe�ny.
Wzdrygn�� si� na samo wspomnienie.
-Za drugim razem zwiedzali�my sobie Kazachstan. Ja konkretnie pomaga�em we wsi Dolon w wypasie owiec.
*
W pomieszczeniu zawrza�o. Par� os�b krzykn�o. Nie zrozumia�em o co chodzi, wi�c zapyta�em. Po�pieszyli z wyja�nieniami, jeden przez drugiego:
-Semipa�aty�ski poligon j�drowy.
-188 naziemnych wybuch�w!
-To miejsce jest ska�one kilkakrotnie silniej ni� Czarnobyl!
*
-A potem? - zapyta� Derek.
-Za trzecim razem nigdzie mnie nie wys�ali, to znaczy nie tak. Wys�ali mnie znowu do �rodkowej Azji, ale zamiast tam znalaz�em si� tutaj.
-Opowiedz.
-No c�. Zaprowadzili nas na dworzec. Du�o ludzi, t�ok, akurat podstawiali poci�g do Moskwy, wszyscy si� tam pchali, a po drugiej stronie sta� poci�g do Leningradu. Wsiad�em do niego, znalaz�em pusty przedzia� i wcisn��em si� pod �awk�.
-O kt�rej godzinie odchodzi�?
-Siedem po dwunastej... Co� takiego.
-Wi�c nie planowa�e� tej ucieczki?
-Dzia�a�em pod wp�ywem impulsu. Dojecha�em do miasta nie wykryty. Potem przesz�a mi troch� euforia. Nie wiedzia�em co robi� dalej. Zwiedzi�em sobie miasto, zaszed�em a� do portu. By�em nad morzem tylko raz, gdy by�em bardzo ma�y. Chcia�em sobie przypomnie�. Zobaczy�em jak Tiry wje�d�aj� na pok�ad promu. To mnie zafascynowa�o. Czu�em znowu co� w rodzaju natchnienia. Zacz��em polowa� po mie�cie na tira. �azi�em przez kilka godzin, a� wypatrzy�em jednego. Parkowa� przy restauracji i kierowca chyba jad� obiad. Mia�em troch� pieni�dzy, kilka rubli, kupi�em dwa chleby i butelk� kwasu chlebowego. Potem wlaz�em na drzewo, z drzewa zeskoczy�em na dach i no�em wyci��em dziur� w plandece. W sumie to nie by�o trudne. Wcisn��em si� do �rodka i zaszy�em dziur� dratw�.
-Sk�d mia�e� ig�� z nitk�? - zdziwi� si� Derek.
-Zawsze nosz� ze sob�. Podobnie jak n�.
-Co by�o przedmiotem przewozu?
-Tir przewozi� t� przekl�t� bawe�n� w belach. Potem samoch�d jaki� czas jecha�, zanim wjecha� na statek. Zrobi�o si� paskudnie duszno. Ko�ysanie trwa�o wiele godzin. Zasypia�em kilkakrotnie, ale budzi�em si�. Wszystko by�o takie m�cz�ce. Oczy klei�y si�. Wreszcie po prawie dwudziestu godzinach samoch�d znowu wyjecha� na tward� szos� i zatrzyma� si�. Rozpru�em zaszewk� i wyjrza�em. Zdziwi�em si�. Zobaczy�em bardzo bia�e domy, i kolorowe tablice z reklamami. I wszystko napisane �aci�skim alfabetem. Przez chwil� ba�em si�, �e jestem w priba�tyce, ale potem postanowi�em zaryzykowa�. Wdrapa�em si� na dach i zeskoczy�em. Troch� sobie zwichn��em nog� w kostce, bo to by�o wysoko, co najmniej cztery metry. Jak p�yn��em to przypomnia�em sobie, �e wuj Sergiej mieszka w mie�cie, kt�re nazywa si� Mo, wiedzia�em te�, �e to jest w Norwegii. Teraz mia�em problem, bo nie wiedzia�em, gdzie jestem, ale domy�li�em si�, �e musz� w�drowa� na p�nocny zach�d. Tymczasem zrobi� si� wiecz�r i postanowi�em znale�� sobie jakie� schronienie na noc. Ba�em si�, �e je�li zwr�c� si� do w�adz to ode�l� mnie od razu z powrotem. Na peryferiach miasta natrafi�em na wielkie z�omowisko. Zanocowa�em w rozwalonym samochodzie. Znowu mia�em szcz�cie, bo znalaz�em w nim w skrytce podart� troch� map� samochodow� skandynawii. Uda�o mi si� nawet znale�� Mo. Nast�pnego dnia by�a niedziela...
-Kt�ry lipca?
Przybysz wyj�� z sakwy niedu�y, ale bardzo gruby notes i kartkowa� go przez chwil�.
-Trzeci lipca - powiedzia�. - Na z�omowisku nie by�o nikogo. Nie wiedzia�em, jak daleko mam do tego Mo, przypuszcza�em, �e jakie� trzysta kilometr�w, wi�c wpad�em na pomys�, �e spr�buj� wygrzeba� ze z�omu jaki� rower. Wygrzeba�em niejeden, i tak poma�u, dobieraj�c cz�ci zmajstrowa�em co� co mog�o je�dzi�. Klucze te� znalaz�em. Cz�� po�amana, ale jak z jednej strony u�amany, to z drugiej jeszcze mo�na u�ywa�. Znalaz�em nawet opony w ca�kiem zno�nym stanie, ale d�tki niestety wszystkie by�y do niczego.
-I co zrobi�e�?
-Napcha�em ciasno gazety pod opon�.
Brwi hrabiego unios�y si� z uznaniem.
-Czym �ywi�e� si� po drodze?
-Wszystkim. Cz�� szosy bieg�a wzd�u� rzeki, wi�c �owi�em ryby.
-Jak?
-O�cieniem. Wycina�em ga��zk�, ostrzy�em. Nauczy�em si� tego w Kazachstanie. Umiem te� robi� wersze, ale trzeba poczeka�, �eby si� na�apa�o. A ja nie mog�em czeka�. Ka�d� chwil� po�wi�ca�em na jazd�. G��wnie jecha�em noc�. Ba�em si� ludzi. Potem sko�czy�y si� ryby, Polowa�em na �aby, �limaki. Oczywi�cie nie nasyci�em si� tym, ale przynajmniej troch� oszuka�em g��d. Raz znalaz�em miejsce, gdzie z ci�ar�wki spad�o troch� kartofli. Zebra�em chyba z osiem kilo. No a w g�rach sko�czy�o si� jedzenie i prawie pad�em z g�odu, a� trafi� mi si� ten pies.
*
Wr�ci� jeden z tych facet�w.
-Sprawdzone - powiedzia�. - Jest w Pskowie taki dom dziecka.
Fadej, kt�ry sprawdza� co� na komputerze chrz�kn��, �eby zwr�ci� na siebie uwag�.
-Czas odjazdu poci�gu te� si� zgadza. Ale nie mog� znale�� w spisie poczty komputerowej �adnej firmy handluj�cej radzieck� bawe�n� z Harpanda, bo tam zdaje si� dotar�.
-Widocznie nie jest pod��czona do sieci informacji handlowej - zauwa�y� ksi���.
*
-Na przedpo�udnie wystarczy - powiedzia� Derek. - S�dz�, �e nied�ugo b�d� wyniki bada� genetycznych.
-Wyniki... Je�li potwierdz�...?
-Nasza rozmowa i tak si� przyda. Widzisz ci mili panowie KGB mogli r�wnie dobrze wzi�� prawdziwego Miko�aja Melechowa i po praniu m�zgu naszczu� go na reszt� ludzko�ci. Ta rozmowa to co� w rodzaju testu.
-I zda�em? - zapyta� niewinnie.
-To pytanie chwilowo pozostanie bez odpowiedzi. Mog� zabra� tw�j notatnik do przejrzenia?
-Tak, prosz�. Zapisywa�em w nim, co mi si� przytrafi�o, od kilku lat...
-Je�li to sekrety, to wola�bym nie ingerowa� w wasz� prywatno��.
-Prywatne sekrety trzymam w g�owie.
-W takim razie czuj� si� uspokojony. Oddam za godzin�. Co masz zamiar zje�� na obiad?
-A co jest?
-Wszystko.
Brwi ch�opaka unios�y si� do g�ry. Wyczuwa�em w nim w pewin spos�b bratni� dusz�. Ja te� tak unosi�em brwi.
-Szparagi?
-�aden problem. A do tego?
-Kawior?
-Na przystawk�.
-Dajcie co uwa�acie za pasuj�ce do szparag�w. Ja nie znam zasad uk�adania jad�ospisu. Wiem tylko, �e takie istniej�...
-Wobec tego prosz� tu siedzie� i czeka� na jedzenie. Zaufamy ci i nie b�dziemy zamykali drzwi.
-To tak�e rodzaj testu...
-I tak nie zdo�asz st�d zwia�. Nazywaj to jak chcesz.
Po�egna� si� i wyszed�.
-I jak? - zapyta� go ksi��� gdy tylko pojawi� si� u nas.
-Wygl�da na autentyk. Przeprosz� was na kilka minut. Chc� przejrze� te zapiski.
-Panie Tomaszu, gdybym m�g� pana prosi� - zacz�� ksi���.
-Jestem do dyspozycji.
-Prosz� wzi�� konia i pojecha� po moj� bratanic�. Wprawdzie ochroniarz ma telefon, ale to tak nieprzyjemnie po ni� dzwoni�. Technika odhumanizowa�a �ycie. Przyjemniej jej b�dzie, gdy...
-Rozkaz.
Ach te pi�kne feudalne nawyki. Nie ma jak �ywy pos�aniec. W stajni pod czujnym okiem A�maza osiod�a�em konia i pojecha�em. Panna ksi�niczka mia�a zaszczyt za�ywa� k�pieli w morzu. Wyjecha�em poza osad� i pogna�em konia k�usem. Wiatr rozwiewa� mi w�osy i ch�odzi� moje genialne czo�o. Rozkosz najwy�szego rz�du. Trzy dziewczyny pluska�y si� w wodzie do�� daleko od brzegu. Myko�a �urawlewycz i ochroniarz siedzieli na wydmie i bawili si� w celowanie celownikiem laserowym w r�nego rodzaju przedmioty, jak kamienie i kawa�ki drewna, a konie tarza�y si� w piasku nieopodal, dokazuj�c jak rozbrykane szczeniaczki.
-Mam odwie�� ksi�niczk� do pa�acu - powiedzia�em, po powitaniach.
-Zaraz j� zawo�amy - powiedzia� ochroniarz.
Z jeansowej torby wydoby� zwierciad�o i b�ysn�� nim kilkakrotnie w stron� dziewcz�t, co nie by�o w�a�ciwie potrzebne, bo ju� wraca�y, najwidoczniej ciekawe, jakie nowiny przywo��. Tak swoj� drog� to w takie lustro powinien si� zaopatrzy� ka�dy wybieraj�cy si� nad morze, bowiem jest to znakomity spos�b na przywo�anie do brzegu niesfornej dzieciarni, bez konieczno�ci zdzierania sobie g�osu. Ksi�niczka wysz�a z wody i otrz�sn�a si�. W kostiumie wygl�da�a uroczo.
-Witaj Tomaszu - powiedzia�a na m�j widok. - Jak si� ciesz�, �e ci� widz�.
-Witajcie wasza wysoko��. Ja tak�e jestem szcz�liwy mog�c znowu tu go�ci�.
Za�o�y�a szorty i koszul�, a w�osy spi�a gumk� z ty�u. Pomacha�a kole�ankom, kt�re jeszcze si� tapla�y przy brzegu i z�apawszy konia wdrapa�a si� na siod�o, to znaczy siod�a nie by�o, no wdrapa�a si� na konia.
-Zabawnie to uj��e� - powiedzia�a, gdy jechali�my obok siebie.
-Co takiego?
-Gdy si� witamy nie m�g�by� m�wi� zwyczajnie cze��?
-Gdzie�bym �mia�.
-Moja przyjaci�ka Tamara ma s�siada, kt�ry ilekro� j� spotyka m�wi do niej zawsze "witaj ksi�niczko". Je�li ju� musisz przestrzega� etykiety w tak fanatyczny spos�b...
-Zastosuj� si�.
-I jak ten m�j kuzyn? Orgina�, czy kuku�cze jajo?
-Hrabia Derek twierdzi, �e orgina�, ale czekaj� na wyniki bada� genetycznych. Wys�ali mnie po was, mo�e chc� go kropn��?
Roze�mia�a si�.
-Gdyby si� okaza� farbowany to raczej go oddadz� kontrwywiadowi do dalszego rozpracowania. Ale my�l�, �e oni nie przys�aliby tak m�odego szpiega.
-Nikomu nie mo�na ufa�.
Mrugn�a do mnie.
-Ja jednak zaryzykuj� - powiedzia�a.
Obla�em si� rumie�cem. Poczu�em si� niemal, jak gdyby mnie przy�apano, tyle tylko, �e nie by�em szpiegiem.
Obiad mija� w milczeniu. Ksi��� b��dzi� my�lami gdzie� daleko, agenci sprawdzali r�ne informacje zawarte w notatniku Miko�aja, cho� hrabia powiedzia�, �e nie ma to wi�kszego sensu, bo ci kt�rzy go przys�ali, je�li zosta� przys�any, z ca�� pewno�ci� postarali by si� o dok�adne dopracowanie szczeg��w. Byli�my przy drugim daniu, gdy do jadalni wszed� wysoki ch�opak, podobny nieco do ksi�cia Gagarina. Wszed� nios�c talerz i usiad� przy stole na wolnym miejscu. Wida� by�o, �e jest tu zadomowiony. Jego wzrok przesun�� si� oboj�tnie po twarzach siedz�cych, a� spocz�� na mojej. By�o w nim co� w rodzaju zapytania. Ksi�niczka zauwa�y�a to. Nachyli�a si� do niego i szepn�a.
-To Tomasz Nikitycz Paczenko.
Ch�opak u�miechn�� si� do mnie.
-Zurikiel Amired�ibi - przedstawi� si� i natychmiast zabra� si� za jedzenie.
Wszyscy czekali cierpliwie a� sko�czy. Gdy wytar� usta serwetk� sam zacz�� m�wi�.
-Na w�osach nie znale�li�my �lad�w stosowania �adnych znanych nam narkotyk�w, cho� s� one suche i �amliwe, a do tego maj� odbarwienia. Cebulki w z�ym stanie, trapi go jaka� choroba wp�ywaj�ca �le na w�osy. Zdaje si�, �e to tylko anemia, cho� ksi��� podejrzewa wp�yw jakiej� silnej toksyny lub izotopu promieniotw�rczego. Sama krew charakteryzuje si� du��, zbyt du�� ilo�ci� bia�ych krwinek i zbyt ma�� ilo�ci� p�ytek krwi. Ma problemy z krzepni�ciem. We krwi tak�e nie znale�li�my �adnych podejrzanych substancji.
-A badania DNA? - zapyta� Ksi��� Sergiej.
-Na waszym mikroskopie elektronowym niewiele niestety wida�...
-To bardzo dobry sprz�t - zaprotestowa� gospodarz.
-Nie w�tpi�, ale nasz w Tromso jest lepszy. Bez obrazy. Badania por�wnawcze da si� przeprowadzi�, ale powa�niejsze analizy b�d� musia�y poczeka�. Ju� i tak zaj�li�my wam cztery linie telefoniczne, �eby po��czy� si� z nasz� maszyn�. U siebie namno�yliby�my DNA, ale tu w warunkach polowych... ��dacie ksi��� w ci�gu godziny przeprowadzi� badania kt�re wymagaj� w normalnym trybie tygodni.
-Skoro sponsorowa�em wasz� nauk�... Moje komputery wam nie wystarczaj�?
-Za ma�a moc obliczeniowa. Wybaczcie ksi���, ale my kupili�my swoj� maszynk� za ponad milion dolar�w, a i ona przy niekt�rych symulacjach nie daje rady. Genetyka to prawie magia. Zbyt wiele jeszcze przypuszcze�, kt�re trzeba sprawdza�. Wybaczcie musz� wraca� do pracy.
-We� dla Henry'ego chocia� ciasto...
Wzi�� przez serwetk� niewielki pier�g i wyszed�. Wr�cili�my do pokoju obserwacyjnego. Go�� posila� si�, smakuj�c starannie ka�dy k�s. Wida� by�o, �e jedzenie sprawia mu ogromn� przyjemno��. Stara� si� przy tym zachowywa� nienaganne maniery.
-Wie, �e jest obserwowany - zauwa�y�em.
Przyznali mi racj�. W chwil� p�niej Amired�ibi przyszed� do nas znowu. Tym razem przyni�s� wydruk komputerowy.
-I? - zapyta� Derek.
-W imieniu ksi�cia Henry'ego stawiaj�c na szal� ca�y jego autorytet i dobre imi� nauki, kt�r� reprezentujemy stwierdzam, �e ten tam - wykona� gest w stron� ekranu, - faktycznie jest tym za kogo si� podaje. W jego kodzie genetycznym wyst�puj� sekwencje analogiczne do zar�wno kodu ksi�nej Leny jak i do waszego ksi��� - sk�oni� si�.
Rozejrza�em si� po niewielkim pomieszczeniu. Wszystkie twarze wyra�a�y rado��. Wszyscy cieszyli si�, �e si� uda�o. Derek poszed� razem z ksi�ciem Sergiejem obwie�ci� nowin� najbardziej zainteresowanemu, a potem nast�pi�o istne urwanie g�owy, bo jako� wszyscy doszli do wniosku, �e jest to �wietna okazja, �eby po�wi�towa�. Z wioski przyjecha�o troch� go�ci i zacz�a si� feta. Gdzie� w po�owie uroczysto�ci, by�o ju� mocno po dziesi�tej, Derek poda� mi kartk�. Wymkn��em si� na korytarz i rozprostowa�em j�. By�a na niej wyrysowana droga. Droga przez pusty (poza salonem) i ciemny dom. Ruszy�em ni�. Zaprowadzi�a mnie do innej wie�y, gdzie na najwy�szym pi�trze znajdowa� si� niewielki pokoik urz�dzony jak kajuta statku. Na �cianach wisia�y mapy morskie, oraz sekstans. Na kanapie siedzia�a ksi�niczka. Mia�a na sobie sw�j dres, a w�osy spi�a skromnie z ty�u.
-Jeste� - powiedzia�a.
-Hrabia da� mi kartk�...
-To dobrze. Siadaj prosz�...
Usiad�em obok niej i po chwili wahania obj��em j� ramieniem. Przytuli�a si� do mnie. Tego akurat si� nie spodziewa�em. Poczu�em zak�opotanie i odsun��em si�.
-Co powiesz? - zapyta�em.
-Nie wiem. Jestem jaka� taka oklap�a.
-Masz teraz kuzyna...
-Cieszy mnie to, cho� nie wiem jeszcze jaki on jest. Jestem gotowa na najkoszmarniejsze scenariusze. Podobam ci si�?
-Tatiano. Ju� o to pyta�a�. Bardzo mi si� podobasz...
Odwr�ci�a si� do mnie i poca�owa�em j�.
-To nie jest m�dre - powiedzia�a.
-Nie jest - przyzna�em.
-Wybacz, zaprosi�am ci� tutaj, �eby porozmawia� o twoim kraju, ale nie mam ju� jako� ochoty s�ucha�. Chce mi si� natomiast m�wi� i to m�wi� o rzeczach kt�re nie powinny zosta� nigdy ods�oni�te... Ksi��� Henry ju� poszed�?
-Tak, zaraz po tym jak sko�czy� badania. Nawet nie zd��y�em z nim wymieni� kilku s��w.
-Polecia� do siebie pracowa� na swoim komputerze za milion dolar�w.
-Ile on ma lat?
-Siedemna�cie, na jesieni sko�czy osiemna�cie. Od czterech lat zajmuje si� genetyk� a ten ca�y Zuriko mu pomaga.
-Czy te informacje nie wchodz�...?
-Nie, o tym wszyscy wiedz�. Koresponduj� z kilkoma powa�nymi naukowcami. I zdaje si� ich badania co nieco wnosz�. Maj� warunki do rozwoju umiej�tno�ci.
-Jest taka nowelka "Janko Muzykant"...
-Wuj prze�o�y� j� dla mnie kiedy�. Bardzo mu si� zawsze podoba�a. Chce zreszt� w ramach tego programu, kt�ry ruszy na jesieni, prze�o�y� na rosyjski wi�kszo�� waszych nowel, przynajmniej tych najwa�niejszych autor�w. Widzisz, je�li chcesz wyci�ga� analogie to wyobra� sobie Janka Muzykanta kt�ry u progu swojej kariery zamiast skrzypek z deski dosta� Stradivariusa, wzmacniacz o mocy miliona wat, oraz kolumny wielko�ci nowojorskich drapaczy chmur. Wybacz, m�wi� i m�wi�, a ty pewnie jeste� zm�czony..
-M�w prosz�. Gdy ma si� atak gadulstwa to trzeba m�wi�, nie wolno tego w sobie dusi�. Ch�tnie pos�ucham twojego g�osu...
M�wi�a jeszcze d�ugo. Opowiada�a o tym jak szcz�liwe wiod�a �ycie dawno temu w tym domu, w otoczeniu przyjaci�ek. Zw�aszcza Juli-an i Marie'. Gdy wreszcie sko�czy�a odprowadzi�em j� do jej pokoju, a potem poszed�em do saloniku pi�tro ni�ej i usiad�szy w fotelu zapad�em w drzemk�. Obudzi� mnie w �rodku nocy gospodarz i przekona�, �ebym si� po�o�y� w pokoju kt�ry zajmowa�em za poprzednim pobytem. Nie by�em nawet specjalnie senny, a do tego przy�ni�y mi si� wyj�tkowe koszmary. Co� o indianach, ta�cach wok� ogniska.
*
Semen sta� na wzg�rzu ponad wsi�. Indianie ta�czyli swoje india�skie ta�ce wok� ogniska. Zaprawili si� jakimi� tajemniczymi substancjami, kt�re raczej nie by�y przeznaczone dla bia�ego cz�owieka. �ucj� pocz�stowali, ale ona wed�ug ich wierze� nie by�a w og�le cz�owiekiem. Widzia� j� jak wiruje pomi�dzy nimi. Taniec zawiera� jakie� sceny symboliczne. Nieoczekiwanie poczu� wr�cz fizyczne szarpni�cie. Spojrza� w d�. Wirowa�a w ta�cu. Mimo, �e ta�czy�a tak pierwszy raz w �yciu wiedzia�, ze nie pope�nia �adnych b��d�w nie stawia ani jednego fa�szywego kroku. Zespolona z tym ludem...
*
1 sierpnia poniedzia�ek. W drodze do Stockholmu.
Obudzi�em si� o pi�tej rano. Wewn�trzny instynkt podpowiada� mi, �e nie uda mi si� zasn��. Wsta�em, umy�em si� i przebrawszy w czyst� koszul� zszed�em do biblioteki w nadziei po�ytecznego zabicia czasu do �niadania. Biblioteka by�a pusta i ciemna. (Nie mia�a okien na zewn�trz, o�wietla� j� �wietlik w dachu, ale teraz zaci�gni�to na nim rolety). Tylko w dalekim k�cie pali�a si� lampa. Przy stole siedzia� Miko�aj Melechow i co� czyta�. Us�yszawszy moje kroki podni�s� g�ow�.
-Ach, to wy - powiedzia�.
-To ja.
-Te� nie mo�ecie zasn��?
-Spa�em, ale obudzi�em si� i nie chce mi si� ju� spa�. Do tego �ni�y mi si� koszmary.
-Ja jeszcze w og�le si� nie k�ad�em. Nie potrzebuj� jako�. To wszystko jest jak sen. Nie wiecie, czy maj� tu ksi��ki Bu�hakowa?
-Zaraz sprawdzimy.
Przysiad�em si� do komputera i w��czy�em go. Katalogi by�y pod Windows. Nie wiedzia�em, jak si� do nich dosta�, ale ju� za trzecim razem uda�o mi si�.
-To trudne? - zapyta� patrz�c na moje dzia�ania.
-Nie, niespecjalnie. Nauczysz si� piorunem. Mamy i Bu�hakowa.
Komputer wy�wietli� spis ksi��ek i ich sygnatury.
-Wszystko tu jest - przepu�ci�em go.
Czyta� spis przez chwil�, a potem u�miechn�� si� szeroko.
-Po�owy tych tytu��w nigdy w �yciu nie s�ysza�em. Minie wiele dni zanim to wszystko przeczytam. Do tego musz� si� nauczy� tutejszego j�zyka. To trudne?
-Zale�y ile j�zyk�w zna�o si� wcze�niej.
-Ja tylko rosyjski....
-B�dzie trudno.
Pokiwa� g�ow�.
-Zrobi� co si� da. Jak tu jest.
-W tym domu, czy w tym kraju?
-Tu i tu.
-Ksi��� Sergiej to sympatyczny cz�owiek. A w kraju jest ca�kiem przyjemnie mieszka�, pod warunkiem, �e ma si� zabezpieczenie finansowe.
-Hrabia Derek powiedzia�, �e m�j pami�tnik mo�na by wyda� jako ksi��k�. Trzeba go tylko przeredagowa�. Mo�esz tego...
-Hrabia Derek wie co m�wi. Jego ksi��ki s� tu znane. Nie wiem ile konkretnie napisa� ale ca�kiem sporo. Na przyk�ad jego "Droga car�w", biografia cara pretendenta W�odzimierza Romanowa cieszy si� du�ym uznaniem. Ja osobi�cie nie mia�em przyjemno�ci jej czyta�.
-S� tutaj?
-Z ca�� pewno�ci�.
Popatrzy�em po ciemnych p�kach.
-Co by si� ze mn� sta�o, gdyby�cie doszli do wniosku, �e zosta�em tu przys�any...
-Nie mam poj�cia. Pewnie odstawiliby ci� do kontrwywiadu, a tam znale�li by jakie zastosowanie.
-Na przyk�ad naw�z pod kwiatki?
-Wymienili by ci� na swoich z�apanych gdzie� w wielkiej zonie. A co dalej nie mam poj�cia.
-A co teraz? W jaki spos�b zalegalizuj� moj� tu obecno��?
-My�l�, �e dla twojego wuja nie b�dzie to problemem. Trzyma w kieszeni ca�e miasto pewnie ma te� wtyczki w r�nych innych miejscach.
-Mam jeszcze jeden problem...
-Je�li mog� co� doradzi�.
-Moja dziewczyna, przyjaci�ka. Zosta�a tam a ja nie mog� tak. Gdy dowie si�, �e uciek�em bez niej...
-Przedstaw ten problem wujowi i hrabiemu. Oni razem wsp�lnie co� wymy�l�. Zw�aszcza hrabia. To cz�owiek czynu.
-Pocieszyli�cie mnie.
Zabrali�my si� za czytanie. Ko�o si�dmej zaszed� do nas Ksi��� Sergiej.
-Ach, tu si� zadekowali�cie - powiedzia�. - Tomaszu mam dla ciebie gazetk�.
Rzuci� na st�. By� to znajomy mi ju� brukowiec. Na honorowym miejscu pyszni�o si� wykonane teleobiektywem zdj�cie jad�cego samochodu, a obok wykadrowane z niego twarze: Moja i hrabiego Derka. "Syn cara W�adimira powr�ci�!" - g�osi� tytu� artyku�u. Obok by� drugi dotycz�cy Derka. Obmalowano go w najczarniejszych barwach. Artyku� wspomina� o handlu broni� oraz licznych pomniejszych zbrodniach. Na nast�pnej stronie by�o zdj�cie pokazuj�ce scen� zatrzymania Miko�aja. Pies przypi�ty do baga�nika by� wykadrowany obok.
-No prosz�, ju� jestem s�awny - zachwyci� si�, gdy mu to pokaza�em.
Ksi��� zacz�� si� �mia�. Za to hrabia gdy to zobaczy� wpad� w sza�. Pozna�em wiele nowych brzydkich wyraz�w. Niekt�re brzmia�y, jak gdyby sam je wymy�li�. Po �niadaniu Miko�aj za moj� rad� poprosi� swojego wuja i mojego znajomego o par� minut rozmowy. Ja za� zacz��em si� �egna� z ksi�niczk�.
-Szkoda, �e ju� wyje�d�asz - powiedzia�a.
-Wiesz, �e znalaz�em si� tu przypadkiem. Albo prawie przypadkiem. Gdyby nie ta sprawa z twoim bratem to byliby�my ju� w Stokcholmie.
-Pewnie jeszcze si� zobaczymy. Za kilka dni b�dzie zjazd w Uppsala. Mo�e tam?
-Nie wybieram si�.
-Szkoda.
Da�a mi ca�uska na po�egnanie. Derek wyszed� z pokoju gdzie rozmawiali z Miko�ajem.
-Got�w? Jedziemy.
Za nim wsun�� si� Miko�aj. By� rozpromieniony. Widocznie wszystko posz�o po jego my�li. Po�egna�em si� ze wszystkimi i ruszyli�my. Wbrew moim podejrzeniom nie pojechali�my wcale do g��wnej szosy, ale najpierw d�u�sz� chwil� kr�cili�my si� po mie�cie. Wreszcie Derek zaparkowa� przed niedu�ym pi�trowym budynkiem. Mie�ci�a si� w nim redakcja.
-Wchodzisz ze mn�, czy poczekasz w samochodzie?
-Co macie zamiar zrobi�?
-Oczywi�cie nap�dzi� im troch� stracha, �eby na przysz�o�� wiedzieli o kim wolno pisa�, a o kim lepiej nie .
-Ch�tnie zobacz� was w akcji.
Weszli�my. Za lad� recepcji siedzia�a jaka� panienka.
-Gdzie znajd� redaktora Olafa Olafsena? - zapyta� j� Derek.
-By� pan um�wiony?
-Oczywi�cie - ze�ga� b�yskawicznie.
-Prosz� poda� nazwisko.
Derek skrzywi� si� po czym wydoby� z kieszeni lask� dynamitu, zapali� lont i postawi� j� na stole.
-Nalegam na szybk� odpowied� - powiedzia�.
Panienka zacz�a wrzeszcze�.
-Sami znajdziemy - powiedzia� do mnie.
Weszli�my na pi�tro. W pierwszym pokoju siedzieli jacy� faceci i pisali na komputerach, ale �aden si� nie przyzna�, cho� Derek bardzo przekonywuj�co macha� w powietrzu rewolwerem. W nast�pnym pokoju chyba dyrektor tego interesu napastowa� jak�� panienk�, zdaje si� sekretark�, kt�ra energicznie si� broni�a, wi�c Derek pom�g� jej w tym rozbijaj�c na g�owie faceta krzes�o. Olafsena nie musieli�my d�ugo szuka� bo zjawi� si� pod drzwiami razem z ca�� reszt� personelu. Derek wyci�gn�� z kieszeni drugi pistolet z celownikiem laserowym i swoim nienajlepszym norweskim wyg�osi� d�ugie i zawi�e pouczenie o szkodliwo�ci rozpowszechniania fa�szywych pog�osek. A gdy wyszli�my okaza�o si�, �e ju� na nas czekaj�. Przed wej�ciem sta�o trzech gliniarzy z broni� na wierzchu.
-Jeste�cie aresztowani - o�wiadczy� gromko jeden z nich, za� drugi chcia� najwyra�niej wyja�ni� nam nasze prawa, ale Derek go ubieg�.
-Nie mo�ecie mnie aresztowa� - powiedzia�.
-A to dlaczego?
Wydoby� z kieszeni swoj� legitymacj� poselsk�.
-Jestem pos�em do szwedzkiego Riksdagu. Chroni mnie immunitet dyplomatyczny.
-Znajduje si� pan na terytorium Kr�lestwa Norwegii - zauwa�y� dow�dca patrolu, ale ju� mniej pewnie.
-"Napa�� na dyplomat� obcego pa�stwa jest r�wnoznaczna z napa�ci� na to pa�stwo. Na napa�� na dyplomat� m�j kraj odpowiedzie� mo�e wszelkimi mo�liwymi sankcjami z militarnymi w��cznie." - zacytowa�. - Konwencja Wiede�ska z 1812 roku - pochwali� si�..
-Nie wnosimy �adnych oskar�e� - doda� Olaf Olafsen, kt�ry wyszed� za nami.
-To mo�e chocia� zatrzymamy ch�opaka - zastanawia� si� g�o�no drugi gliniarz.
Nieoczekiwanie w sukurs przyszed� mi trzeci.
-Odpu�� sobie. To syn cara W�odzimierza. Ci ruscy to fanatycy. Chcesz �eby znowu spalili nam posterunek?
Wsiedli do glinowozu i pojechali.
-Par� s��w dla prasy? - zagadn�� uprzejmie dziennikarz.
-Powiedz mu co� - poprosi� Derek po rosyjsku. - Niech to nawet b�dzie zgodne z profilem pisma.
-Prowadz� tu bardzo delikatne negocjacje natury politycznej. Przed obaleniem komunizmu w Rosji na drodze rewolucyjnego przewrotu potrzebuj� wybada� jaki jest stosunek do tej sprawy w�r�d naszych norweskich poddanych - o�wiadczy�em.
Uszcz�liwi�em pismaka. Odczepi� si�. Wyjechali�my na autostrad�. Przez nast�pne godziny nic w�a�ciwie si� nie dzia�o. Szosa znika�a pod ko�ami samochodu. Derek prowadzi� z szybko�ci� co najmniej sto na godzin�, cz�sto strza�ka szybko�ciomierza dochodzi�a do stu trzydziestu. Podr� by�a szalenie monotonna. Tylko te osza�amiaj�ce widoki... W pewnej chwili gdzie� po dziesi�ciu godzinach jazdy przejechali�my psa. Zjechali�my na pobocze. Wyci�gn�� z pod siedzenia pistolet maszynowy i odbezpieczy� go.
-Przesi�d� si� za kierownic� i w razie czego b�d� got�w do natychmiastowej ucieczki - poleci�.
-Nie umiem kierowa� - zastrzeg�em.
-Podam ci kod telepatycznie.
Wysiad� i rozgl�daj�c si� nieufnie zag��bi� si� w las. Po chwili wr�ci� i podszed� do psa. Przywo�a� mnie gestem. Zamkn��em oczy i skoncentrowa�em si�. Noga automatycznie wcisn�a peda� sprz�g�a. R�ka wrzuci�a pierwszy bieg. Noga popu�ci�a sprz�g�o a druga lekko wcisn�a gaz. Pojecha�em do ty�u. Nadal mia�em zamkni�te oczy. Derek przekaza� mi obraz drogi. Zatrzyma�em si�.
-No widzisz - powiedzia�. - Zupe�nie proste. Nie ma si� czego ba�. - Szkoda psiny.
-Czego niby mieli�my si� ba�? - zapyta�em.
-Tak zgin�� m�j przyjaciel - powiedzia� w zadumie. - Ustawili na szosie pluszowego psa. My�la�, �e to �ywy. Gdy go potr�ci� wysiad�, �eby zobaczy�, czy nie mo�na mu jako� pom�c. Wtedy go zastrzelili.
Na miejsce dotarli�my nieco po dwudziestej trzeciej. Po trzynastu godzinach jazdy.
-Mogliby�cie startowa� w rajdach - zauwa�y�em.
-My�la�em o tym. Tysi�c trzysta kilometr�w... �rednio po sto na godzin�, ale stracili�my troch� czasu na stacji benzynowej. Jeszcze ci�gle jestem w formie.
Dom do kt�rego dotarli�my okaza� si� by� niewielk� will� stoj�c� w miniaturowym ogr�dku. Wjechali�my do gara�u znajduj�cego si� w piwnicy. Ledwo wysiedli�my zjawi�a si� dziewczyna lat oko�o osiemnastu, o typowo azjatyckiej urodzie. Zada�a w �piewnym j�zyku kilka pyta�, na co odpowiedzia� d�u�sz� tyrad� w tym�e. W potoku niezrozumia�ego dla mnie be�kotu twardo zabrzmia�y rosyjskie s�owa: "�oso�", "Kawior", "W�dka". Po kolacji zaprowadzi�a mnie do pokoju go�cinnego i obdarzy�a na po�egnanie dziwnym u�miechem. Nawet si� zastanawia�em, czy nie z�o�y mi w nocy odwiedzin, ale okaza�o si�, �e tylko ja mam zwyrodnia�� wyobra�ni�. Za to przy�ni�o mi si�, �e kogo� mordowa�em. Chyba sprawi�o mi to przyjemno��.
*
Z zapisk�w Miko�aja Melechowa.
"/.../Szmer wody uspokaja mnie. Ciche pluskanie kropli uderzaj�cych o parapet, odg�os jaki wydaje woda staczaj�c si� rynn� w d�...Ten d�wi�k towarzyszy� ludzko�ci od zawsze. Znali go ci kt�rzy mieszkali w jaskiniach. Znali tak�e ci, kt�rym deszcz wybija� werble na sk�rzanym pokryciu ich sza�as�w. Deszcz zmywa ze �wiata jego brud..." (napisane pewnej deszczowej nocy w Pskowie).
*
2 Sierpnia wtorek. Stockholm Szwecja.
Obudzi�em si� z paskudnym uczuciem, �e nie wiem gdzie jestem. Trwa�o to mo�e dziesi�� sekund. Przypomnia�em sobie wszystko. Szale�cza jazda, rozmowa o pluszowym psie, kolacja... Wsta�em, umy�em si� w przylegaj�cej do pokoju �azience i ubrawszy zszed�em na parter. Derek siedzia� w salonie i pogwizduj�c czyta� jaki� wydruk. Na m�j widok u�miechn�� si� szeroko.
-Witaj Tomaszu.
-Witajcie hrabio. Co dobrego?
-Dobrego niewiele. Zobacz sobie ten druczek. Przysz�o w�a�nie faxem od ksi�cia.
Popatrzy�em. Wydruk by�o to ksero dwu artyku��w ze znanej mi ju� gazetki. Pierwszy artyku� zawiera� p�aczliw� histori�, jak to banda pozbawionych sumienia rosyjskich terroryst�w wdar�a si� do redakcji i zdemolowa�a kilkadziesi�t pomieszcze�. Artyku� ozdabia�y zdj�cia przedstawiaj�ce jakie� porozbijane meble, oraz zakrwawionych ludzi le��cych tu i �wdzie.
-Brr. Czuj� si� jak zbrodniarz wojenny - powiedzia�em.
-Zobacz jeszcze to a zaraz poczujesz si� jeszcze gorzej -poda� mi nast�pn� kartk�.
Wywiad kt�rego wczoraj udzieli�em wzbogacony o szereg wypowiedzi, kt�re przypisywano mi, a kt�re wyl�g�y si� najwyra�niej w ob��kanej g�owie tego Olafsena. Do tego obmalowano moje machlojki. W sumie by�o to bardzo zabawne.
-Chyba wy�l� Ingrid odbitk� - powiedzia�em.
-No co ty. Odstraszysz j� tylko.
Roze�mia� si� niespodziewanie. Popatrzy�em na niego zaskoczony.
-Pomy�la�em w�a�nie jak� mieli by frajd� gdyby dowiedzieli si� prawdy o nas. Pomy�l. Krew kt�ra krzepnie niemal natychmiast. Organizm znosz�cy przech�odzenia do minus pi�tnastu stopni. Szybka regeneracja tkanki, psi w�ch, koci s�uch...
-Chyba nie lubi� by� s�awny.
-Zachowaj to dla siebie. Ja mam ca�� kolekcj� wycink�w dotycz�cych mojej skromnej osoby. "Emigracyjny terrorysta poszukiwany za morderstwo", "Nieudana gra monarchistycznych rewizjonist�w", co tam jeszcze by�o, ach: "Nacjonalistyczno - monarchistyczna krucjata przeciw krajowi Rad", "M�tna przesz�o�� pos�a mniejszo�ci".
-Ojej.
�niadanie zjedli�my w jadalni. Po �niadaniu zaprosi� mnie do piwnicy, gdzie znajdowa�a si� jego biblioteka. Pomieszczenie by�o mniejsze ni� w Nowoor�owie, ale tak�e robi�o wra�enie. Stalowe drzwi oraz setki ksi��ek. Ruszyli�my wzd�u� p�ek.
-Zobacz to - wyci�gn�� niedu�� ale grub� ksi��eczk�.
Zbi�r sag islandzkich. R�cznie pisane.
-Z jakiego to okresu? - zaciekawi�em si�.
-Grenlandia. Jedenasty wiek. Znale�li to tacy moi znajomi. W ruinach chaty.
-Fascynuj�ce.
-A to? - wyci�gn�� opas�� ksi�g�, oprawion� w sk�r� nabijan� �wiekami, z zamkiem.
Kronika klasztorna. Opactwo Hemis 1234 rok.
-Kapitalne. Sk�d to?
-W p�nocnej Szkocji s� ruiny opactwa. Tubylcy szukali tam skarb�w...Czyta�e� "Imi� r�y?"
-Nie.
-B�dziesz musia� nadrobi�. Znale�li pomieszczenie, kt�re sta�o przez stulecia zamurowane. W�a�nie takie pomieszczenie, w kt�rym przechowywano zakazane ksi�gi. Fascynuj�cy zbi�r. Wyci�gn�li tylko t� kronik� i zawie�li do antykwariusza. Ja j� kupi�em i pierwsz� rzecz� jak� zauwa�y�em by� fakt, �e nie mia�a �adnych piecz�ci wewn�trz. �adnych ekslibris�w kolejnych w�a�cicieli ani bibliotek. Pomy�la�em, �e mo�e zosta�a skradziona, ale gdy zorientowa�em si�, �e opactwo le�y w ruinie pomy�la�em sobie o jakiej� odkopanej przez tubylc�w skrzyni. Pojecha�em na miejsce i wykupi�em wszystko. Posz�o sto tysi�cy funt�w. Ale op�aci�o si� sowicie. A najzabawniejsze by�o to, �e zakablowali mnie dranie. Mia�em du�o szcz�cia, �e si� stamt�d wyrwa�em, a jeszcze wi�cej, �e wyrwa�em sw�j baga�. Dopiero, gdy zacz��em szczeg�owo przegl�da�, ju� u siebie na spokojnie, co zdoby�em wysz�y fantastyczne rzeczy. Niewiele z tego mog� ci pokaza�, bo wi�kszo�� jest w konserwacji, ale chocia�by to - wyci�gn�� z p�ki sporego formatu ksi��k�, opatrzon� piecz�ciami na ok�adce. Wewn�trz by�a wykonana raczej niecodziennie, pergaminowe karty uczerniono, wydrapuj�c na tym nast�pnie literki.
-Urocze - powiedzia�em. - Co to jest?
-Msza� satanist�w. Piecz�cie �wi�tego Oficium.
-A fe. Zaraz, chwileczk�, hrabio, skazali�cie moj� dusz� na wieczne pot�pienie!
-To prawda, �e piecz�cie obci��aj� kl�tw� i ekskomunik� ka�dego kto to otworzy, ale nie masz si� czego obawia�. Po pierwsze dokona�e� tego z nie�wiadomo�ci, po drugie Sob�r Watyka�ski zni�s� wszelkie kl�twy inkwizycji, a po trzecie i tak nie znasz �aciny.
-W �wietle tego co m�wili�cie m�g�bym czyta� czerpi�c wzorce z waszego umys�u.
-Nie na tyle, �eby to przeczyta�. M�wmy sobie po imieniu, bo mi troch� g�upio. Ale mam jeszcze lepsz� rzecz - wyci�gn�� kolejny tom.
-"Czarna ksi�ga Asztarota" - wyja�ni�. - Na ca�ym �wiecie istnieje najwy�ej jeszcze jeden egzemplarz. Podobno ma go biblioteka watyka�ska.
-Mo�e warto by�o by to opublikowa�. To cenny materia� historyczny...
-Nie zdajesz sobie sprawy z odpowiedzialno�ci. Je�li ja to opublikuj� to po pierwsze trafi to szybko w r�ce neosatanist�w, kt�rzy natychmiast zechc� wypr�bowywa� zawarte w tym przepisy. Nawet je�li nie uda im si� nawi�za� kontaktu z si�ami z�a to przy okazji pr�b zam�cz� wielu ludzi. Wi�kszo�� opisanych tu obrz�d�w wymaga krwawych ofiar. I to ofiar ludzkich. Do jednego pot�nego zakl�cia potrzeba a� dwudziestu siedmiu dzieci. P�ki �yj� nikt nie b�dzie tego czyta� a w razie mojej �mierci ca�y tan zbi�r dostanie Watykan. Oni b�d� potrafili odpowiednio si� tym zaopiekowa�.
Ogl�da�em kolekcj� przez wiele godzin. By� fascynuj�cy. Ale najlepsze gospodarz zostawi� na sam koniec. Za�o�yli�my specjalne okulary i weszli�my do niedu�ego pokoiku obok biblioteki. By�a tu urz�dzona pracownia konserwacji papieru, w kt�rej Derek pracowa� nad ksi��kami, kt�rych z tych czy innych przyczyn nie m�g� odda� do konserwacji specjalistom. Sta�y tu cztery wielkie suszarki s�u��ce do suszenia ksi��ek przez zastosowanie wysokiej pr�ni, aparatura do produkcji r�nych mas papierowych oraz cztery na�wietlarki, w kt�rych odbywa�o si� na�wietlanie ultrafioletem. Zmy�lny mechanizm przewraca� co jaki� czas kartki le��cych w nich ksi��ek a silne lampy bombardowa�y papier lawin� promieni. W centralnym miejscu pomieszczenia znajdowa� si� st� na kt�rym spoczywa� opas�y tom z cz�ciowo odprut� ok�adk�. Obok pod szk�em tak�e wystawione na bakteriob�jcze promieniowanie le�a�y trzy dziwne zwoje czego�. Zach�ci� mnie gestem abym podszed� bli�ej. Kodeksy Maj�w.
-Sk�d to macie hrabio? - wykrzykn��em w najwy�szym zdumieniu.
-Z tej ksi��ki - wskaza� gestem rozbebeszony tom. - I chyba w tej ok�adce jest ich jeszcze kilka.
-Na ca�ym �wiecie jest pi��...
-No nie. W tej chwili wiemy o siedmiu i pojawiaj� si� pog�oski o �smym.
-Sk�d one si� tam wzi�y?
-To zagadka, cho� chyba do�� �atwa do wyja�nienia. Ta ksi��ka to Biblia wydana w Caras w 1598 roku. Widocznie jaki� indianin pracuj�cy jako zecer ukry� je tam, aby uchroni� przed zniszczeniem. W tej chwili szukam po wszystkich mo�liwych antykwariatach innych ksi��ek z tego miejsca i tego okresu. Mo�e i w innych co� si� znajdzie. W przeciwie�stwie do innych znalezisk to ju� opublikowa�em. Wys�a�em kolorowe ksero do kilku o�rodk�w naukowych.
Na obiad by�o leczo, po obiedzie do Derka zadzwoniono telefonem. Odebra� i przez d�u�sz� chwil� ws�uchiwa� si�. A potem wyda� do�� ostrym tonem dyspozycje po francusku.
-Znowu chc� mnie zje�� - po�ali� si� gdy od�o�y� s�uchawk�.
-Kto taki? - wyrazi�em zdziwienie.
-Niejaki Lindenbrock. Miejscowy po�al-si�-Bo�e biznesmen. Nie do�� �e zarabia ci�k� fors� to jeszcze dla rozrywki rzuca mi k�ody pod nogi. Cholerna ruda spasiona �winia.
-Czarnego i rudego omijaj z daleka - zacytowa�em przys�owie ludowe.
-�wi�te s�owa Tomaszu, �wi�te s�owa. Francuzi zatrzymali na granicy m�j transport...
-Transport?
-Nie m�wi�em ci? Zobacz to.
Z szuflady biurka wydoby� ulotk� reklamow� w j�zyku hiszpa�skim. Na ok�adce widnia�a spasiona �winka morska pas�ca si� traw�. Na dalszych stronach przedstawiono r�ne specja�y najwyra�niej z niej otrzymane. Zacz��em si� �mia�, �e ma�o nie p�k�em.
-Chcieli�cie hrabio zrobi� rewolucj� kulinarn�?
-Ale� nie. Odkry�em po prostu ga��� rynku nie opanowan� jeszcze przez nikogo innego. Widzisz w europie zachodniej studiuje prawie p� miliona student�w z kraj�w ameryki �aci�skiej. Dla nich wszystkich �winki to potrawa narodowa. Wyszed�em na przeciw ich oczekiwaniom.
Temu facetowi zabrak�o pi�tej klepki.
-Co w takim razie nie wysz�o?
-Kto� mi wyci�� paskudny numer. Ca�y transport w�dlinek i innych takich zatrzymano na granicy, ze wzgl�d�w sanitarnych. Do tego banda bab z Animals Liberation Front chce najecha� na moj� ferm�.
-Ile macie tej chudoby?
-Cztery tysi�ce sztuk. Ech cholera mnie bierze. Do tego ryj� pode mn� w parlamencie. M�wi� �e podrywam autorytet...Chc� odebra� mi immunitet.
-I co robicie w tym parlamencie?
-Nic nie robi�. Jest mnie za ma�o, aby wysuwa� projekty ustaw. Nie staraj si� n