8311
Szczegóły |
Tytuł |
8311 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8311 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8311 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8311 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stefan �eromski
ARYMAN M�CI SI�
Zbli�aj�c si� do szczytu wynios�o�ci �ycia zwraca� jeszcze spojrzenie w stron�
krainyprzebytej. Strudzone stopy oci�ale d�wiga�y wiek
jego, n�dzny i ci�ki,jak bry�� o�owiu, do ziemi nieznajomej, co si� daleko
ukaza� mia�a. Ostrymi �okciami wpar�a si� w jego ramiona
uporczywa zgryzota i plecy mu w pa��k wygi�a. Zel�a�y ju� rzemienne popr�gi
�ycia w�r�d blasku i w�wczas widoczn� by�a ka�da sina
blizna, kt�r� mocno i g��boko wypali�y. I serce, po tysi�c razy nasycone, ju�
nie �akn�o.
Daleko w nizinach zosta� �w czas, kiedy tak wszystko smakowa�o duszy,jak sama
chcia�a. Skinienie r�ki, na kt�rego widok t�um
rozst�puje si� i ucieka,jakby go uderza� blask grot�w w��czni schylonych i
miecz�w wydobytych; skinienie r�ki, na kt�rego widok
czo�ga si� do st�p nieznany cz�owiek,jakby go ci�gn�� powr�z siepacza - znudzi�o
si� i obmierz�o. I w rzeczach wszystkich, kt�re ujmuje
posiadanie, wida� by�o tylko zgryzot�.
O, gdyby mo�na by�o wr�ci� si� t� sam� drog�, o, gdyby mo�na i�� wstecz i raz
jeszcze ujrze�, co si� ju� widzia�o - ku dalekim dolinom,
we mg�ach t�sknicy roztopionym! Wr�ci� si� do widze� serca, zobaczy� znowu �wiat
nieprawdziwy odbity w oczach dziecka... Zwa�a�
w milczeniu,jak pod sercem,pe�nym zdrad i wybieg�w poczyna si� tajemne, sobie
tylko samemu wiadome westchnienie i przewodniczy
orszakowi my�li nowo narodzonych, kt�re za nim id� w stron� m�dro�ci...
Raz jeszcze temu wzruszeniu zaufa�!
Tam, w tych dolinach, zosta�o si� szcz�cie, kt�re nie trwa�o d�u�ej nad czas
jednej jutrzenki,a zwi�d�o,podobne do kwiatu wiosny na
niwie, gdy wysoko wzbije si� skwarne s�o�ce...
A kiedy na obraz cios�w dzwonu za umar�ych, kt�re rozbijaj� cisz� poranka,
twarda �wiadomo�� roztr�ca�a westchnienie, g�osz�c, �e
dni szcz�cia ju� si� nie wr�c�, ju� si� nie wr�c� jak �nieg z chmur spad�y na
dawne miejsce w przestworzu - wzni�s� ci�k� r�k�, aby
zatrzasn�� drzwi miedziane. Na zawsze utraci� opuszczone ju� �ycie, rozleg�e
siedlisko �alu. Przesta� uczuwa� potrzeb� rozkoszy,
kt�rych liczba sk�pa jest i wiecznie si� powtarza, konieczno�� dziwactw, ci�gle
odmiennych a zawsze tych samych, �wie�ych,jak
dopiero zerwane r�e, skojarze� my�li, za kt�rymi nieodzowne wlecze si� z dala
poziewanie.
Rzuci� na ziemi� i stop� rozedrze� ostatni kwiat, a dusz�, niewolnic� zmys��w,
wprowadzi� do okr�gu, gdzie inny leci czas, nie
czekaj�cy nigdy, kt�ry �pieszy si� wiecznie na wy�cigi z dzik� pian� fal, z
polotem wiatru i 'z p�omienn� b�yskawic�. Tam j� przeciwko
samej sobie obr�ci�, aby si� pocz�a z�era� i trawi� jak w ogniu. Aby zacz�a
wadzi� si� z sob� i ze wszystkimi has�ami �ywota.
Zgromadzi� doko�a niej jedynych sojusznik�w, jedynych przyjaci� i znajomych
wsp�braci: w�asne jej si�y. W mocn� smycz ze sk�ry
uchwyci� nami�tno��
jak psy i suki. W �ci�ni�tej d�oni sfor� ich nikczemn� i szczekaj�c� zatrzyma�.
A gdy to marzy�, stan�a przed nim twarda m�dro�� maga, kt�r� by� ongi pozna� i
dla rozkoszy �ycia dawno odtr�ci�. I widzia� znowu
wielmo�n� my�l Manesa, co si� w ira�skich przestworach, u jasnych ognisk
dobrotliwego ojca Ahuramazdy zapali�a, co si� kocha�a w
Baranku Bo�ym i ku ognistej tarczy s�onecznej lecia�a,wiecznie st�skniona. Wtedy
w�asne jego uczucia wla�y si� w amfory mistrza, co
si� zwa� Parakletem. Pocz�� duma� o tajemnicy, o skrytym i niezbadanym duchu
cz�owieka, o tym ogniu niebia�skim pe�gaj�cym nad
jaskini�. I widzia� jak gdyby w sennych marzeniach prac�, walki i niedol�
pierwszego cz�owieka, Adama, kt�ry po to przyszed�, aby si�
w nim dokona�o wyzwolenie �wiat�o�ci. Duch jego mia� zdoby� ca�kowit� wiedz� o
sobie i rozwini�cie ca�ej natury cz�owieczej. Ale pan
mroku, ten, co si� z przedwiecznego wroga jasno�ci, z Angramainiu wywodzi, z�y
duch z czo�em zranionym od pocisku boskich
piorun�w, umia� temu przeszkodzi�. On to da� Adamowi kobiet� za towarzyszk�. Nim
nast�pi�o wyzwolenie �wiat�a, Ewa wznieci�a w
duszy Adama straszliw� si��, bezdenn�, wszystko niszcz�c� w�adz�: mi�o��. Pod
naciskiem tej pot�gi Adam rozproszy�, os�abi� i utraci�
blask swego ducha. W mi�o�ci poczyna� dzieci, kt�re by�y spadkobiercami grzechu
i niedoli. A jak by�o z Adamem, tak by�o z nim,
Dioklesem, dalekim potomkiem.
Wtedy wydar� si� z jego piersi g��boki j�k. J�k �ywota. Ujrza� raz na zawsze, �e
mi�o�� dla kobiety i p�odzenie z ni� dzieci sprawuje
zapl�tanie si� jasnego ducha w materi�. I po trzykro� za prawo nieodwo�alne
uzna� wzgard� rozkoszy cielesnej: piecz�� piersi.
Po wt�re w sennym westchnieniu ogl�da� drugie prawo wielkiego
kacerza:oczyszczenie ducha przez w�dr�wk� z cia� ludzkich do cia�
zwierz�cych i ro�linnych.I g��boko przejrza�, �e dusza zwierz�ca jest cz�stk�
Boga. Dlatego wyzna� wobec siebie, �e zab�jstwo zwierz�t,
z��cie k�osa i otrz�sanie owocu r�wna si� morderstwu, poniewa� przemoc�
wstrzymuje rozw�j �wiat�o�ci uwi�zionej w zwierz�ciu i w
ro�linie.
I po trzykro� za prawo nieodwo�alne uzna� swobod� trz�d, p�l, gaj�w, rzek i
stepu: piecz�� r�ki.
Odt�d uton�� ca�y w nauce wielkiego maga. I �ni� o �wi�tym aniele blasku,jak w
postaci w�a namawia� pierwszego cz�owieka, aby
zakaz przest�pi� - i jak w nim przywi�d� rodzaj ludzki do wysokiej �wiadomo�ci
samego siebie; o jasnym aniele, synu s�o�ca,jak w
postaci w�a kr��y� pomi�dzy lud�mi ucz�c ich prawdy o naturze cz�owieczej; o
walce syna s�o�ca wszcz�tej przeciw kr�lestwu
ciemno�ci i o zwyci�stwie ksi���t mroku, kt�rzy cz�� s�onecznej zbroi obj�li w
posiadanie; o tym,jak Pan zes�a� w�wczas na ratunek
cz�owiekowi ducha �ywota, si�� ze siebie samej wynikaj�c�, Eona, kt�ry do jarzma
wprz�onemu prawic� poda�. I oto duch �ywota,
wsparty przez inne pot�gi, zwyci�y� wreszcie pana ciemno�ci. Z cielska jego
utworzy� nocne niebiosa, a z b�ysk�w �wiat�a,jakie w nim
by�y,stworzy� gwiazdy, w mroku l�ni�ce.
Uwierzy� Diokles, �e gdy zupe�ne oczyszczenie nast�pi, duch jego jako �wiat�o��
czysta wzniesie si� ku ksi�ycowi, uleci ku s�o�cu i
wejdzie do kr�lestwa wiecznego blasku. Z nim razem oczyszcza� si� b�d� z materii
ludzie i wszystek �wiat, od �d�b�a chwiejnej trawy
nad wod� a� do gwiazdy �arz�cej si� w�r�d niebios, p�ki nie wy��czy si� �wiat�o
z mroku. A gdy materia blask utraci, zamieni si� w
bry�� martw� i przez ogie� b�dzie po�arta. Dusza ka�da, kt�ra dobrowolnie odda
si� w niewol� ciemno�ci, kar� zas�u�on� poniesie i w
chwili ostatecznego rozdzielenia kr�lestw b�dzie do trupiej masy przykuta, a�eby
by�a jej str�em.Dusza taka stanie si� Jedno z tym, co
za �ycia kocha�a...
Tak uczy� Manes. Gdy s�o�ce, gdzie B�g mieszka w wieczno�ci, s�o�ce, kt�rego
natura jest natur� Boga, sz�o na zach�d i w czerwonych
piaskach puszczy libijskiej ton�o, Diokles uczuwa� w duszy swej t�sknot�
bardziej rozleg�� i nieobesz�� od pustyni. Gdy zmierzch
spada� na rozkwit�e w�wozy Egiptu, ca, co jak namiestnik pilny i dba�y dalekiego
w�adcy obchodzi� majestatyczne kr�lestwo niebios.
Tak cz�sto sp�dza� bezsenn� noc.
A gdy si� rozprasza�a i gdy brzask pasowa� si� zaczyna� z cieniami, bra� z sob�
ma�y poczet s�ug i na mule wyje�d�a�. Mija� w�wczas
oaz� Jowisza Ammona. Nie wabi�y go szumi�ce jej strugi, przezroczyste jeziora
ani cie� zmoczonych ros� fig i granat�w. Zag��bia� si�
w dzikie doliny i brn�� wskro� nagich, p�onych, p�askowzg�rz, zasianych ostrymi
g�azami. Tam, w tej ziemi, gdzie ka�de �d�b�o usycha,
gdzie ju� nie mo�e wytrwa� cedr ani sosna, mi�dzy ska�ami szuka� tajemnicy
�ywota. Wchodzi� do jaski� zatarasowanych, kt�re by�y
mogi�ami ludzi pustyni - i d�ugo patrza� na zw�oki le��ce.
Wyschni�te cia�a starc�w stuletnich, chrze�cijan i kacerzy, by�y ca�e, nie
dotkni�te przez zgnilizn�. Mocno zwarte, suche d�onie ich
�ciska�y krzy�e swe z drzewa. Palmowy li��, co im za p�aszcz s�u�y�, skruszy�
si� i rozsypa�. Le�eli nadzy. Zdawa�o si�, �e �pi�
u�miechaj�c si� do widze� ducha.
Trwali tam setki lat w jamach skalnych ci nie�miertelni ludzie. Po�ywieniem ich
by� owoc palmowy, napojem woda. Tyle tylko za�ywali
pokarmu, �eby wydatek si� r�wny by� przychodowi, a osi�gali t� doskona�o�� nie
wprowadzaj�c do swego cia�a nic, co gnije, co jest ju�
w�asno�ci� �mierci. Nie jedli mi�sa zabitych zwierz�t, nie pili sfermentowanych
napoj�w. Wszelk� zgnilizn� wydobywali z �y� swoich
przez moz� nieustaj�cy. I wychodzi�a wraz z potem, kt�ry zlewa� plecy, r�ce i
czo�a. Si�� �ycia czerpali z �ywi�cych promieni
s�onecznych, z jasno�ci powietrza, z woni zi�. Cia�o ich by�o tak samo czyste
jak duch. Cz�ste, d�ugie,z dnia na dzie� d�u�sze posty
uczyni�y je niezale�nym i nietykalnym. Dlatego �mierci si� opar�o. Diokles,
opuszczaj�c czerwony kraj pustyni, gdy wraca� do
pachn�cych sad�w Egiptu, czu�, �e jest po�r�d nich jak przychodzie� z ziemi
cudzej...
A gdy jednego dnia sam szed� i mia� przekroczy� pr�g domu, zast�pi� mu drog�
fellach, oracz ubogi, i rzek�:
- C�rka, kt�r�� mi z chaty wzi�� do �o�a swego, powi�a dzieci�.
Diokles zatrzyma� si� u drzwi. W g��binie duszy swej m�wi�: "Oto jest pokusa
szatana..."
A do ch�opa rzek�:
- Nie chc� widzie� niemowl�cia. Chc� by� sam, sam jeden. Ty z nim uczy�, co
chcesz. Wychowaj albo, gdy ci zawadza, rzu� w wod�
Nilu.
Ale wewn�trzne, dr��ce wzruszenie �cisn�o mu gard�o, gdy mia� powt�rzy� s�owa
rozkazu. Zapyta�:
- Syn?
- Tak jest, o panie. - Wtedy wym�wi�:
- Chc� go zobaczy�.
I wszed� do n�dznej, czarnej chaty nad wod�. Tam ujrza� le��ce w �achmanach
dziecko swoje. Mia�o zaledwie par� tygodni. Oczy jego
by�y jeszcze nieruchome, zimne, wra�liwe tylko na �wiat�o i mrok. Spojrza�, jak
bezradnymi r�koma przestw�r chwyta�o, i dziwne my�li
us�ysza� w g�owie swej, jakby mu je szepta�y do ucha nami�tne wargi:
"Mo�e to jest ten, co b�dzie zast�powa� ca�y r�d ludzki... Zdeptaj go, zdeptaj!
Mo�e to jest ten, kt�ry z serca wyjmie iskr� prawdy i
piorunem jej ziemi� czarn� zapali... Zdmuchnij j�, zdmuchnij! Mo�e to jest ten,
co mrok rozedrze jak Samson lwa... Z�am jego r�ce,
z�am!"
A kiedy sta� pochylony i patrza� w male�kie cia�o dzieci�cia, p�omienie rado�ci
z jego serca buchn�y. Znalaz� ju� wszystko. Odszuka�
samego siebie.Nie przewidywa� takiego uczucia, podobnie jak nikt nie wie po�r�d
wesela o �zach, a dowiaduje si� ca�ej o nich prawdy
w�wczas dopiero, gdy je w nieszcz�ciu przyjdzie wylewa�.
Szybkimi kroki uda� si� do swej siedziby i wr�ci� pr�dko, d�wigaj�c w�r
pieni�dzy. Obsypa� z�otem matk� niemowl�cia i ca�� jej
rodzin�. W zamian za syna darowa� im grunta, na kt�re wylewaj� si� czarne wody.
Kupi� go na swoj�, na niepodzieln� w�asno��. �kaj�c
oddawa�a go matka, ale z�ote monety, kt�rych pe�ne gar�ci jej rzuci�, uciszy�y
jej bole��.
Diokles wr�ci� do swego domu z dzieci�ciem i drzwi zatarasowa�. Czarny niewolnik
jeden jedyny mia� prawo wst�pu do komnaty, gdzie
sta�a ko�yska. Gotowa� mleko rozcie�czone wod�, przyrz�dza� k�piel i lniane
chusty. Diokles sam dawa� po�ywienie synowi, sam go
przewija�, k�pa� i utula� w p�aszczu.
Sp�dza� z nim d�ugie, szcz�liwe godziny. Gdy dzieci� ze snu otwiera�o oczy i
wzrokiem przygas�ym �ledzi�o b�yski s�o�ca oz�acaj�ce
�ciany, le��c na dywanie g�ow� k�ad� przy nim i w ma�e cia�ko przelewa� sw�
wol�, swe my�li i marzenia. Do kruchej pi�stki, stulonej
jak li�� grabowy, co si� w dniach wiosennych z p�ka wydobywa, przyciska� wargi z
b�aganiem: Synu m�j, synu...
Nie chc�, �eby� by� panem, kt�rego witaj� poddani, zginaj�c grzbiety. Nie chc�,
�eby� by� panem, kt�ry mo�e, gdy chce, �zy wycisn�� i
u�miech szcz�cia darowa� st�sknionemu t�umowi. Nie chc�, �eby� by� wodzem,
kt�rego na b�oniu rozleg�ym pozdrawiaj� grzmotem
okrzyk�w legiony okute w �elazo, uszykowane chor�gwiami. Nie chc�, �eby� by�
wodzem, kt�rego pot�ga �amie g�ry i w skiby
urodzajne obraca. Nie chc�, �eby� by� kr�lem o prawicy rozci�gni�tej nad krajem,
gdzie lata kamsin, nad wszystkimi falami Nilu i nad
jego delt� wiecznie kwitn�c�. Nie chc�, �eby� by� kr�lem, kt�ry mo�e wznosi� lub
zwala� Diospolis, Luksor i Karnak, a k�adzie si� spa�
na wieki, sam jeden, w czelu�ciach piramidy.
Synu m�j, synu...
Nie chc�, �eby� posiad� m�dro��, matk� niewidzialnej w�adzy nad lud�mi. Nie
chc�, �eby� by� tw�rc� pot�nym, kt�rego imi� powtarza�
b�d� ze czci� i zdumieniem dalekie, obce ludy.
Synu m�j, synu...
Pragn�, �eby moje wzruszenia wesz�y w twe serce jak iskra ognia. Pragn�, �eby
moje m�czarnie tobie serca nie zrani�y, a innych �eby�
nie pozna�. Pragn�, �eby z ducha twojego wyros�o jako czyn moje serce zd�awione
r�koma nieszcz�cia.
Synu m�j!
B�d� czystym, kt�ry obur�cz wynosi z mrok�w �wiat�o s�o�ca. B�d� m�nym, kt�ry
�mier� przek�ada nad z�amanie s��w
zaprzysi�onych w obliczu swego ducha. Posi�d� u�miech szcz�cia, kt�ry warg nie
odst�puje nigdy, nie odst�puje na krzy�u, gdy
gwo�dzie katowskie r�ce przybijaj� do drzewa.
Synu m�j!
Dam ci pot�g� samotno�ci, kt�rej nie mia� Adam, pierwszy pracownik. Dam ci
pot�g� najg��bsz�: nie zaznasz mi�o�ci dla kobiety.
W�o�� w twe oczy wynios�y wzrok zwiastuna, kt�ry widzi wieczno�� i drog� id�c�
ku s�o�cu za �a�cuchami g�r. Posi�d� szcz�cie!
B�d� nie�miertelny sam w �onie swym, b�d� wieczny, tu,za �ycia, i niechaj
wieczne b�dzie twe cia�o!
A gdy male�k� dziecin� opanowa� p�acz i gdy krzykiem uskar�a�a si� na b�l czy
nud� swoj�, wyrywa� ze strun lutni g��bok� melodi�,
pierwszy raz przez wzruszone palce w nich znalezion�. Pod wp�ywem jej dzieci�tko
si� ucisza�o. W oczach jego ukazywa�a si�
zdumiona ciekawo��, a na wargach zakwita� u�mieszek niewys�owiony. U�miech do
d�wi�k�w muzyki, do owych istnie� radosnych od
blasku albo ponurych i strasznych jak wn�trze trumny zbutwia�ej, do rzeczy
bezkszta�tnych, �wietlistych, pachn�cych,g�adkich, kt�rych
byt wesp� z d�wi�kami si� oznajmia�... Pierwszy u�miech przychodnia do
najmilszego, co ma ta czarna ziemia...
Kiedy indziej, gdy w�r�d nocy g��bokiej siedzia� schylony nad ko�ysk�, a przed
blaskiem p�omienia kry�y si� po k�tach nietoperze
cieni�w, niemowl� wpatrywa�o si� w te ruchome czarne figury.
Diokles ton�� w dociekaniu, jakie uczucia przejmuj� w�wczas serce jego syna. Czy
dla� cz�owiek nie jest tym samym, co cie� jego
postaci? Jak zwidz� mu si� �wiat i wszystko,czego nie zna?... Co w duszy jego
zapala? Pragn�� i�� za ka�dym z tych wra�e�, za ka�dym
z westchnie� jak niewidzialny �wiadek i modli� si� z oddali w ostrym zranieniu
ducha, a�eby, na wz�r ob�ok�w wstaj�cych z ziemi i
w�d o wczesnym poranku, sz�y do s�o�ca. Innego dnia siedzia� na rozci�gni�tym
dywanie, gdy dzieci� spa�o. Zacz�a nad nim kr��y� z�a
mucha. Siada�a na ma�ym czole, na licu, na ustach i na zamkni�tych powiekach.
Wolno rozwar�y si� oczy niemowl�cia. Brwi jego
drgn�y i wejrzenie zgrozy pe�ne �ciga�o much�. Ona kr��y�a doko�a ma�ej g�owy
jakby szukaj�c miejsca, kt�re ma zrani�. I nagle
zal�knienie spad�o na senne oczy, a twarz przeszy�o niby strza�a ognista.
Diokles sta� z dala. Splecione d�onie przycisn�� do piersi i z cicha szepta�:
- Oddal si�, z�a mucho, z�a mucho, straszny zwiastunie. Id� za tob� stada
potwor�w kryj�c si� w cieniach. Przeciwko mnie zwr�� ��d�o
twoje. Spraw, niechaj serce me zarobi si� i ustanie pod ci�arem bole�ci. Niech
po ka�dej nocy poduszka moja mokr� b�dzie od �ez na
pr�no wylewanych. Niech ka�da jutrznia wschodz�ca w dyby smutku zawiera nogi
moje, a zmierzch niech nie zdejmuje z mych r�k -
�elaznych kajdan ucisku. Niech jak badyl sitowia pod wiatrem s�ania si� dusza
moja u twardych st�p niedoli, tylko od niego odejd�, z�a
mucho, z�a mucho...
Nasta� �w dzie�.
Diokles sprzeda� dom i pola, kt�re b�ogos�awiony czarny Kemi zalewa, ciche
ogrody nadrzeczne, gdzie kwit�y pomara�czowe i
cytrynowe drzewa, gdzie l�ni�ce laury zwi�ksza�y cie�, a nieruchoma brzoza
babilo�ska �liczne ga��zie zgina�a nad wod�. Sprzeda� za
bezcen, a pieni�dze rozda� gar�ciami n�dzarzom na wybrze�u i u drzwi �wi�ty�. Z
niezliczonego dostatku zatrzyma� troch� odzie�y i
par� jucznych mu��w.
Na wsze strony rozg�osi�, �e kraj opuszcza i d��y w stron� Arabii.
O wczesnym �wicie uciek� z doliny, nios�c syna w zgrzebnej p�achcie na plecach.
Szed� w stron� przeciwn�, w t� stron�, dok�d idzie
s�o�ce,na zach�d, w puszcz� libijsk�. Szed� d�ugo, a� tam, dok�d ju� nikt nie
chodzi, gdzie na s�o�cu wygrzewa si� samotny lew, gdzie
niekiedy przelatuje wskro� piach�w cie� s�pa i gdzie puchacz chichoce w ciemn�
noc.
Miejsce to by�o zawalone ska�ami. W ich g��bi tai�y si� suche jamy, na p� przez
wydmy zasypane. Niegdy� w ci�gu wiek�w
zamierzch�ych stada Etiop�w wy�upywa�y tam kamie� i olbrzymie jego bry�y linami
na ko�ach skrzypi�cych ci�gn�y, �eby z nich
wznosi� �wi�tynie i piramidy. Sta�y tam jeszcze otworem g��bokie pieczary, gdzie
Izrael, kuj�c porfir, �ka� pod batem i w nieznanej
mowie przeklina� Mizraim, ziemi� egipsk�, dom niewoli. Naok� pi�trzy�y si� rude
wzg�rza i skalne urwiska, a dalej w�drowne kurhany
i zaspy piasku, kt�ry przelatuje na skrzyd�ach wichr�w po przestrzeni szerokiej.
Dok�d oko pobieg�o, le�a�a wsz�dzie pustynia czcza i
ogo�ocona, morze piask�w ciche,nieruchome, w promieniach s�o�ca od soli
po�yskuj�ce. W tym miejscu Diokles znalaz� drzewa
palmowe, trawnik i kwiaty, �r�d�o wody krynicznej i such� jaskini�. Tam rozes�a�
poduszk� z sitowia i na niej u�o�y� dzieci�.
Gdy od tej chwili �wier� wieku up�yn�o, plecy starca zgarbi�y si�, d�uga broda
do pasa si�ga�a, r�ce wysch�y, s�uch i wzrok st�pia�.
Gasn�cym okiem spogl�da� Diokles na syna, kt�ry go przer�s� o g�ow�. Oczy
m�odzie�ca by�y czarne i g��bokie jak u matki, a d�ugie,
wzburzone w�osy by�y niby sen, kt�ry j� przypomina�. M�ody pustelnik pr�cz ojca
nie widzia� przez ca�y sw�j �ywot ani jednego
cz�owieka. �yli w ska�ach we dwu jak szakale. Czasami, gdy w strumieniu du�o
namoczyli li�cia palmowego i upletli obfity stos
kosz�w, Diokles bra� towar na plecy i szed� w puszcz�, nie m�wi�c synowi, dok�d
si� udaje. Kiedy powraca�, ni�s� zapasy i pisma
�wi�te.
Pewnego dnia wstawszy rano rzek� Jan do ojca:
- Mia�em sen dziwny i pi�kny, jak gdybym w ci�gu tej nocy go�ci� w niebiosach.
Zamkn�� oczy i raz jeszcze zobaczy� te same
widzenia!... Gdy czuj�, �e si� w g��bi mego wzroku oddalaj�, i gdy wstrzyma� ich
nie mog�, krzyk si� z mych piersi wydziera.
Przychodzi�y do mego �o�a i stawa�y nade mn� dziwne istoty, do mnie ani do
ciebie niepodobne, cho� mia�y nasze ludzkie cia�a. Nigdy
ich nie widzia�em w pustyni.
W�osy ich by�y d�ugie... U jednej ��tawe, niby drzewo bukszpanowe, ale
po�yskuj�ce jak piaski dalekie o zachodzie s�o�ca.
Druga mia�a w�osy ciemne i wzburzone jak dym, kiedy leniwie wzbija si� k��bami
nad mokrym drzewem ogniska.
W�osy trzeciej by�y czarne, bez blasku, tak d�ugie, tak niesko�czone i ci�gn�ce
do siebie jak wielka jaskinia, na kt�rej dnie jeszcze nigdy
nie by�em.
Szyje ich by�y okr�g�e, cienkie, a tak si� zgina�y jak u ptak�w. Stwory te
odziane by�y w l�ni�ce szaty, kt�re, ta�cz�c doko�a mojej
po�cieli, rozpina�y wstydliwymi palcami. Wtedy ukazywa�y si� piersi ich okr�g�e,
�nie�yste, podobne do ob�oczk�w rannych, kt�re
�agodny wiatr z nocnej g��biny wynosi. Usta ich by�y purpurowe jak kwiat
granatu, kt�ry jednego dnia przynios�e� mi z daleka, stamt�d,
gdzie sam bywasz.
Lekkimi ruchy, na okr�g�ych biodrach ko�ysa�y si� uroczo, jak si� ko�ysze mirt u
brzegu krynicy, gdy wicher zimowy nad siedzib� nasz�
czarne pi�ra otrz�sa. Zbli�a�y si� cicho i z l�kiem, wznosi�y r�ce bielsze od
mleka i pos�anie me za�ciela�y szkar�atnymi chustami.
Wita�y si� ze mn� �askawym skinieniem brwi i w�t�ym dreszczem rz�s, a oczy
zas�ania�y liliowymi powiekami, kt�re sie� ma�ych �y�ek
przecina. Je�eli kiedy odkry�y si� oczy ich b��kitne albo czarne, to je
ocienia�a dziwna, mglista zas�ona. P�on�ca barwa wyp�ywa�a na ich
policzki bez skazy...Wtedy s�ysza�em jak gdyby li�cie z cicha szumi�ce i zda�o
mi si�,�e wymawiaj� pieszczotliwie me imi�. Z ust mych,
gdym na nie patrza�, wydziera�o si� senne, obumar�e �kanie. Patrza�em, czyli z
ich ramion nie wyrastaj� skrzyd�a bia�e, jak to m�wi�e� o
anio�ach...-
Diokles siedzia� milcz�cy z g�ow� w d�oniach ukryt�.
Rzek� nagle:
- To s� szatany.
- Szatany.. .- konaj�cym g�osem powt�rzy� Jan. Zamilk� w zdumieniu i wzrokiem
pe�nym bole�ci przed siebie spogl�da�.
Wtedy ojciec j�� go zaklina�, a�eby precz wyp�dza� widzenia czaruj�ce. B�aga� go
cichymi s�owy przez Pana, kt�ry jest zawistny
mi�o�nik, przez Pana, kt�ry jest waleczny i w walecznym cz�owieku mi�o�� sw�
sk�ada. Syn uwierzy�. Cz�sty post, nawet od
daktylowego owocu, czarty z jego oczu wyp�dza�.
Lecz nie zawsze. Przychodzi�y do� ciemnymi nocami owe istoty tajemnicze. Stawa�y
nad nim i wyci�ga�y r�ce... I nieraz w ci�gu dnia,
gdy ku� grobowe �o�nice dla ojca i dla siebie w twardych pok�adach muszlowych,
gdzie minione stulecia z�o�y�y szcz�tki drzew i ro�lin
skamienia�ych, przychodzi�y te same widma, zamglone w szelestach uroczych, w
woniach kwiatowych, w ciszy nieruchomej i w
�agodnych tchnieniach wiatru. Wtedy pracowa� w dw�jnas�b, wtedy d�wiga�
olbrzymie bry�y z daleka i otacza� nimi ca�� oaz�. Czyni�
tak d�ugo i z uporem, p�ki zemdlony nie pada�.
Wysoko wesz�o s�o�ce i zajrza�o do groty. Diokles spa� z rozwartymi oczyma i
ustami. Spa� na wieki.
Po up�ywie dni paru, gdy nie da� znaku �ycia, odni�s� go syn do kamiennej trumny
na szczycie ska�, z�o�y� tam pieszczotliwie i wielkim
ociosanym g�azem przywali�. Teraz by� sam w pustyni.
Serce jego pe�ne by�o �wi�tego �alu, a dusza na wieki przyros�a do grobowca na
skalnej wy�ynie. Tajemna, g��boka, niewiadoma si�a
przyci�ga�a go do tych kamieni na g�rze, jak bry�a bursztynu przyci�ga kruszyn�
�d�b�a s�omianego. Szed� tam co wiecz�r i o �wicie,
siedzia� w zadumaniu, pe�en wzruszenia, kt�re nigdy nie s�ab�o.
Lecz w ci�gu dnia, gdy si� ima� pracy, ogarnia�y go podniety niespokojne i
dzikie ��dze w nim si� burzy�y. Tchn�o we� z obszaru, na
kt�ry pada� wzrok, pragnienie, �eby i��, i�� daleko, w t� stron�, dok�d chodzi�
ojciec. Wtedy duch jego m�ody trz�s� si� i kipia� a� do dna
jak siwe, straszne, oszala�e morze, gdy w nie run� wichry z p�nocy i wichry z
po�udnia.
A kiedy zas�pi�o si� niebo i s�o�ce blask utraciwszy sta�o jak kr�g fioletowy;
gdy szare powietrze nape�nia� kurz lataj�cy, kt�ry opa�� nie
mo�e; gdy wicher bucha� zaczyna� z miejsc czarnych i pustych - wtedy Jan pragn��
z nim lecie�, lecie� na koniec �wiata, i ulega�
podmuchom jak paj�czyna wisz�ca u zr�bu pieczary.
A skoro wicher przedzierzga� si� w samum, w straszliwe tchnienie nozdrzy Boga, a
wzd�te piachy wydziera�y si� z pustyni niby cienkie
�agle, zaczepione o niewidzialn� rej� w chmurach a drug� w g��bi ziemi - w�wczas
z mroku swojej pieczary widzia� cudaczne zjawiska.
Skalne zr�by, gdy w nie wicher uderza� miotaj�c si� i dymi�c - ziewa�y, a z
paszczy ich strzela� ogie�. Ciemno�� parna i duszna lata�a
nad ziemi� niby skrzyd�a szata�skie. Przestw�r nape�nia� si� ca�y �ywic�
gorej�c�. Marmur, �elazo i woda parzy�y r�k�. Wtedy ogniowe,
ze strony s�o�ca lec�ce chmury splata�y si� z �onem piask�w rozpalonych jak
cia�o, kt�rego piersi by�y okr�g�e, ramiona s�odko
rozwarte, a w�os falami rozwiewa� si� po nagiej szyi.
Jan upada� twarz� na ziemi� i wzywa� ducha ojcowskiego na pomoc. I �wi�ta mi�o��
gasi�a widma szata�skie. Budzi�a ��dz� czynu,
kt�ry kiedy� wype�niony zostanie. Czyn ten przed za�ni�ciem nakaza� mu Diokles
m�wi�c:
- Gdy w cichej wodzie �r�d�a zobaczysz, �e w�osy twe bia�y �nieg okry�, gdy nogi
twe ustan�, r�ce zgrabiej� i g�owy ju� schyla� nie
b�dziesz przest�puj�c pr�g jaskini, wtedy opu�cisz to miejsce i p�jdziesz
dniami, nocami w stron�, gdzie s�o�ce wschodzi.
Jan siedzia� o �wicie obok trumny ojcowskiej na wierzcho�ku ska�y, gdy oczom
jego uka za� si� �w widok. Zda�o mu si� z pocz�tku, �e
to plama wij�ca si� w �renicy, �e stru�, �e lew, �e stado antylop...
Zbieg� szybko, stan�� u drzwi swej groty i patrza� zdumionymi oczyma. Zbli�a�y
si� ku jego schronisku myszate wielb��dy z d�ugimi
szyjami i pyskiem o wardze przeci�tej, miaml�cej straw�. Zgrzyta� �wir pod
ci�kimi nogami ich o nagniotkowatej podeszwie. Mi�dzy
garbatymi grzbietami wznosi�y si� po�yskuj�ce siod�a, a w nich le�eli wspaniali,
znu�eni ludzie.
Obok dromader�w wlok�y si� leniwie oci�a�e mu�y d�wigaj�c pakunki, sz�y pi�kne
konie o sk�rze cienkiej jak u cz�owieka. Migota�a
polerowana mied� puklerz�w, zwiesza�y si� z ramion d�ugie bia�e tkaniny i
p�on�a w s�o�cu od drogich kamieni zimna, cicha,
b��kitnawa bro�.
Gdy karawana pod cieniem palm zatrzyma�a si� na chwil� i gdy je�d�cy na wy�cigi
rzucili si� do �r�d�a, nadci�gn�� jeszcze orszak inny.
Sze�ciu olbrzymi ch Murzyn�w nios�o na ramionach palankin z bambusu. Szkar�atne
chusty zas�ania�y jego wn�trze, a z�ota fr�dzla
wlok�a si� z szelestem po ziemi. Czarni niewolnicy wstrzymali si� na chwil�.
Zas�ona rozsun�a si� wolno i spoza niej wyjrza�y senne,
czarne, g��bokie, a jakby blaskiem ksi�yca posrebrzone oczy. Oczy te wznios�y
si� na Jana... B��kitna noc okry�a pustyni�.
Jan zawar� ci�kie drzwi swego schronienia i rzuci� si� na �o�e. Gdy pierwszy
sen zacz�� klei� jego powieki,da�o si� s�ysze� ko�atanie.
Wsta� tedy i odsun�� wrzeci�dz drewniany. Na progu jego jaskini sta� cz�owiek.
Serce w pustelniku zadr�a�o, a tchnienie rado�ci g�os mu
odj�o. W zachwycaj�cym omamieniu s�dzi�, �e to ojciec umar�y ci�kie wieko swej
trumny odwali� i u drzwi stoi. Lecz ten, kto
przyby�, rzek� do� g�osem cudzym, a g�os jego szepta� wdzi�cznie jak szmer
strumienia, co si� po ostrych kamykach mi�dzy k�pami
cyrenejskiego ziela przelewa. Palce Jana wpi�y si� w opok� groty, a wicher
ognisty wion�� przez jego g�ow�. Zapach cichych i
boja�liwych s��w otoczy� go jak wo� r� deszczem zmoczonych i ja�min�w, kt�re
si� tul� na wiosn� u boku zapomnianej cysterny.
M�wi� ten g�os:
- Przysz�am do ciebie...
Przez puszcz� dalek�, przez osch�e piaski dzie� i noc bieg�am. A razem ze mn�
toczy�o si� pustyni ogniste ko�o i zamyka�o mi� w sobie.
Ale ja sz�am do ciebie... Wierzy�am, �e ci� odnajd�, wierzy�am w to, nie wiem
czemu... Raz tylko widzia�am twe oczy i twoj� czarn�
twarz, po kt�rej co� si� przemyka, co� l�ejsze od po�ysku z�ota.
Jak�e mi si� podoba� rumieniec, kt�ry wtedy na ni� wyp�yn�� z g��biny twojego
serca, podobnie jak ranna zorza wyp�ywa ze s�o�ca,
kt�re jeszcze za kraw�dziami ziemi si� kryje! Jak�e mi si� podoba�y nozdrza twe,
gdy pr�dko miota� zacz�y oddech gor�cy! Jak�e mi
si� podoba�a cera twej szyi nagiej, spalonej, o barwie czarnych r�, kt�re pod
moje okna przywozi co dzie� z tamtej strony Nilu
przekupie� grecki, poruszaj�c ciche fale jod�owymi wios�ami, gdy budz� si� senne
pelikany nad wod�!
Raz ci� ujrza�am i ju� odt�d nie mog�am spa� przy matce, w w�skim ��ku
dziewiczym. Jak silny, m�ciwy b�g, co� ze mnie wydar�e�
jednym spojrzeniem czarnych oczu.
Krzywy dzi�b s�pa nie tak chciwie szarpie piskl� synogarlicy jak b�ysk twych
oczu napadaj�cy w bia�y dzie� i w ciemn�, bezgwiezdn�
noc... - Jan o krok posun�� si� naprz�d i wyci�gn�� r�k�. Chcia� zwali� szatana
w piersi kamiennym krzykiem, ale tylko szept mi�kki jak
s�aby motyl sfrun�� z wargi jego:
- Odejd�...
Znowu ozwa� si� g�os:
- Dzieci� niewinne!... �wi�ty cz�owieku, kt�ry w puszczy �ywiesz i ani jednej
zbrodni ludzkiej nie widzia�e�!
Trwo�ne westchnienia p�yn�y w �y�ach mych i sid�o strachu �ciska�o mi serce...
Dr�a�am w wahaniu si� bezsennym, bo wielbi�
wszystko w tobie, nawet �wi�t� dziewiczo�� twoj�. W s�odyczy zachwycenia pali�am
si� od westchnie� i by�am wszystka jak p�omie�
nieuj�ty, co wiecznie przygasa i wiecznie si� odradza. Znika�am tak jak on.
Serce, uciemi�one przez pragnienia tajemnicze,
przymusza�o mi� do ci�g�ych �ez nie wiadomo za czym, a �adna uciecha osuszy� ich
nie by�a w stanie. Karmi�am si� �zami �ywymi, co
jak woda z krynicy nieprzebrane p�yn�...
Kr�lu, z czarnego oddalenia nierych�o wschodz�cy, tronie wieczysty, s�o�ce,
kt�re mi�ujesz pot�nych i niezdobytych, kiedy� si�
rozednieje i kiedy� przeminie w�adza nocy?...
Ty - jak powabny, b��kitnawy, zawstydzony ob�ok - zosta�e� za mn� w dalekim
przestworzu. Nic ju� nie czu�am z �alu. Topi�am si� w
t�sknocie i blada, bez tchu, przel�kniona dr�a�am wobec niewiadomych uczynk�w,
kt�re w mym �onie drzema�y, pocz�te w tej chwili
czasu, kiedym ciebie ujrza�a. I oto jednej nocy kaza� mi g�os, bym sz�a do
ciebie.
Waleczny Skazany, Przybity do krzy�a. Ty, co z wieczno�ci wyci�gasz prawic� do
duch�w jasnych, wyci�nij piecz�� na piersi mej! Ty�
jest m�j Pan jedyny i ska�a moja!
S�ysz� tw�j g�os �ebrz�cy i widz� cie� twej postaci.
Czemu� nie zbli�asz si� do mnie i nie wyci�gasz st�sknionych r�k? Zimno mi.
N�dzny mr�z obejmuje ramiona moje i �ciska piersi.
Ch�odna jest w nocy pustynia, tchnie lodem oddech jej wielki. Czy� mi� nie
we�miesz do chaty swej, bo�y cz�owieku?-
Jan szeroko drzwi otwar�, a sam si� cofn�� w g��b groty. Stamt�d s�ysza�, jak
suchy,drobny piasek zgrzyta pod sk�rzanymi ci�mami i jak
szeleszcz� jedwabne szaty, kt�re poprzedza rozkoszna wo� jak gdyby w�t�ych
lilii.G�owa jego upad�a na piersi,a r�ce znalaz�y w
ciemno�ci krzesiwo,kamie� i pr�chno drzewne. B�ysn�a iskra i zatli�a lniany
knot w misce z kamienia, nape�nionej �ywic�. Zapali� si�
du�y p�omie�. Stoj�c za nim z przymkni�tymi oczyma
Jan s�ysza� pieszcz�cy g�os:
- Pragn� ci� widzie�, raz jeszcze ci� zobaczy�. Mienisz si� w ogniu jak puchar z
kruchego kryszta�u. Pozw�l mi zabra� i ukry� w sercu
blask twoich �renic, ogie� uderzaj�cy, co jak wino z wyspy greckiej upaja.
Czemu� zamkni�te s� powieki twe?... - Wtedy wzni�s� oczy.
Usta jego by�y dr��ce i wype�z�o z nich s�owo leniwe jak w��, kt�remu g�ow�
zmia�d�y�y kamienie:
- Ojcze, przyjd� mi na pomoc!...
- Czemu� nie mnie pieszczotliwie przyzywasz? Spojrzenie twe wyt�one jest
przeciwko g�owie mej niby ci�ciwa krzywego �uku. Ostra
strza�a, kt�ra z niego wyleci, zepchnie mnie w wieczny gr�b! Czemu� mi�
przera�eniem zdejmujesz i czemu straszny jeste� jak ryk
leopardowy, gdy go w g��bokiej nocy s�ycha� w pobli�u?...-
-"Serce czyste stw�rz we mnie, Bo�e, a ducha prawego odn�w we wn�trzno�ciach
mych!"
- Kochanku!
- Ty� to jest szatan?
- Ja jestem tob� samym. Ja i ty to samo teraz jeste�my. W sercu twym mieszka�
pragn� i p�yn�� w twojej krwi. W czarne oczy twe
wcieli� si� i na wieki pozosta�. Czemu� mi� szatanem zowiesz? Czy�em nie pi�kna?
- Pi�kne s� oczy twoje p�omienne, kt�re z g�ry powiekami nakrywasz. I usta
uchylaj�ce si� na obraz r�y m�odocianej.
Pi�kne s� r�ce, kt�re w tyle g�owy splot�a� palcami.
I d�ugie w�osy. P�yn� jakby dwie fale,jak czarne wody, z bia�ych ramion na
piersi... Pi�kniejsze jest czo�o twe ni� blask ksi�yca, mi�dzy
drzewami w nocnym milczeniu. I czarne brwi...
Szyja twa chowa si� mi�dzy piersi �nie�yste jak wiosenne niebo mi�dzy dwa bia�e
ob�oki.
Pachnie szata po�yskliwa, kt�r� biodra swe opasa�a�. U�miech tw�j we snach
widzia�em. Zaklinam ci� na imi�, kt�re nie mo�e by�
wym�wione, opu�� mi�...-
- Upad� na twoj� twarz czerwony ognia blask. L�ni si� nad czo�em k�dzierzawych
w�os�w puszcza. Zab�ys�y oczy twe. Jeste�
przera�liwy i zimny jako oblicze Anubisa, wodza umar�ych. O, gdyby m�g� rozpali�
si� w tobie swobodny ogie� i gdyby� sta� si�, tak
jak ja, pijany od krwi kipi�cej! Lwie pustyni!... Pragn�, �eby� mi� s�ab�
pochwyci� i dusi� barkami, w kt�rych si� pr꿹 �y�y pe�ne g�stej
krwi!
Chcia�abym czu� ramiona twoje woko�o piersi, woko�o �eber, olbrzymie jak las
dziewiczy, sk�d wida� jedwabne fale morza, co si�
pieszcz� nad burzliwymi g��biami. Na wargach twych, parz�cych jak w�giel
rozdmuchany, zakwit�by cichy, z�y, straszliwy, ukochany
p�u�miech. Nie wiesz, jak pachnie rozchylaj�ca si� r�a mych ust. Nagle
przysz�oby szcz�cie jak niespodziewany z cichego horyzontu
powiew kamsinu. Ponure oczy twoje, �elazne oczy tygrysa, co pierwszy raz ujrza�y
m�ode jagni�ta w dolinie, omdla�yby nade mn�.
Wzrok tw�j sta�by si� d�ugi i przykuwaj�cy jak zapach tuberoz, kt�ry nocna rosa
wypiel�gnowa�a. Czo�o twoje wznios�oby si� nade mn�
rado�niej ni� wietrzyk przelatuj�cy nad ziemi� egipsk�, gdy zimowy deszcz
ustanie. Wielbi�abym straszliwe czyny twoje i wi�abym si�
pod ramieniem twym, kiedy by� st�ka� i dr�a� jak d�b na szczycie g�r w�r�d huku
burzy. Wielbi�abym zapalaj�cy ogie� w tobie s�owem
bezwstydnym, co przeszywa serce soplami lodu...-
- S�owa twe przeszywaj� serce soplami lodu...
- P�jd� do mnie! Ty� jest jak kwiat akacjowy, co z twardej �uski drzewa wyszed�
i otworem stoi spogl�daj�c w ciemn� noc. Ja jestem
kropla rosy, dla ciebie jedynego stworzona.
Pos�uchaj, jak leci w �y�ach wzd�tych rozdzieraj�ca krew. B�dziesz umiera� na
sercu mym i w ka�dej chwili odradza� si� b�dziesz, gdy
usta twe odetchn� w moich, a dusza twa w moj� wejdzie,jak p�omie� wchodzi w
p�omie�!
Jan us�ysza� w g��bi swej duszy s�owo: "P�omie� ". To by� g�os ojca.
I jeszcze raz powt�rzy� ten sam g�os: "P�omie�, p�omie�!"
Wtedy podni�s�szy na ni� oczy Jan rzek�:
- �wi�tego aposto�a s� s�owa: "Kt�rzy takie sprawy czyni�, na m�ki id� ".
Patrz�e, jak p�onie ogie� wieczny i jak si� pali grzeszne cia�o,
kt�re rozkosz nawiedzi�a.-
A gdy te s�owa wym�wi�, podni�s� r�k� praw� i wskazuj�cy palec w�o�y� w p�omie�
ognia, co na misie kamiennej pe�ga�. I sta� tak dot�d
nieruchomy, a� si� palec zatli�, rozpali� i gorza�.
Wtedy dla wielkiego cierpienia przesta� pustelnik czu� rozkosz widoku pi�kno�ci.
A ona widz�c, co czyni�, z przestrachu jak kamie� si�
sta�a. Oniemia�y jej usta, upad�y bezw�adne r�ce i z oczu lazurowych �ycie
ucieka�o. Z j�kiem upad�a na ziemi�. W�osy jej d�ugie, w�osy
czaruj�ce, w�osy pe�ne zapachu rozwia�y si� po ziemi, a �ono, siedlisko
rozkoszy, druzgota� m�ot bole�ci. Blask p�omienia pada� na jej
cudowne cia�o. Tak a� do rana w prochu nieruchomo le�a�a. I a� do rana w
milczeniu to samo czyni�, a� u prawicy poupala� wszystkie
palce.
Wtedy nad ni� stan�� i mg�ami zakryty wzrok schyli� ku ziemi, a wyci�gni�t� r�k�
uczyni� chcia� nad le��c� znak krzy�a. Zbiela�e usta
jego szepn�y:
- Odejd� w pokoju.
Kiedy i w�wczas nie powsta�a, schyli� si�, �eby j� d�wign��. A dotkn�wszy
ramienia pozna�, �e umar�a.
Wyni�s� si� tron s�oneczny na brzeg daleki piach�w pustyni i roztr�ci�
wszechmocnym skinieniem noc zielonaw�. Rosy nalistnice
szuka�y przed nim ukrycia w g��binie ziemi i w komorach pachn�cych kwiat�w. Z
wolna posuwa� si� cie� wielkiej ska�y, kt�ry jak
p�aszcz szeroki okrywa� le��ce przede drzwiami groty cia�o Jana. Pustelnik spa�.
Gor�czka krew jego zamieni�a w p�omienie hucz�ce w �y�ach; niby kupa
roz�arzonych w�gli obieg�a czaszk�. W stawy jego ko�ata�y
m�oty wstrz��nie� bolesnych. Spa� twardo. Pi�� upalon�, rozpuch�� i drgaj�c�
tuli� do piersi...
�ka� we �nie.
A� oto tron pana wst�pi� wy�ej i cie� ska�y zwin�� jak po�� opo�czy. Promienista
prawica s�o�ca spocz�a na czole �pi�cego.
Wtedy Jan oczy otworzy�, ale wnet zawar� powieki i patrzy� w g��bin� swego
ducha, gdzie wrza�a straszliwa burza, jak gdyby samum
rozszarpuj�cy ziemi�.
Krwawa pi�� Jana wznios�a si� w g�r�, w t� stron�, gdzie na skalnej wy�ynie
by�a trumna jego ojca. Spalone usta wo�a�y z krzykiem:
- Straszny i okrutny dla mnie by� duch tw�j, jak stru�, co jaje zniesie, w
piasku pustyni za kopie, a sam ucieka. Przekl�ta niech b�dzie
mi�o�� twa dla mnie, z kt�rej pocz�a si� twoja si�a, a moja s�abo��. �akomy
z�eraczu i zawistny t�picielu szcz�cia, czemu� nie
poszed�e� do szatana uczy� si� dobroci?...
Dobry jest szatan i pa�stwo Jego rozkoszy: noc. Niech b�dzie b�ogos�awiony szept
jego cichy i niech zaga�nie w piersi mej p�omie�
tw�j.
Usta spieczone po�o�y� w piasku wilgotnym, gdzie w wyci�ni�tych �ladach ma�ych
sanda��w sta�a jeszcze rosa nocna...