8011
Szczegóły |
Tytuł |
8011 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8011 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8011 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8011 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
COLIN FORBES
Podw�jne ryzyko
Prze�o�y�: Krzysztof Pol
Data wydania oryginalnego 1982
Data wydania polskiego 1991
ROZDZIA� 1
Niedziela, 24 maja
Po morderstwie uwa�ano, �e Charles Warner - zawsze tak czujny - przesta� by�
ostro�ny ze wzgl�du na sielskie otoczenie. Gdy opu�ci� port Lindau w Bawarii i
wyprowadzi�
swoj� motor�wk� na Jezioro Bode�skie, by�o s�oneczne, spokojne popo�udnie.
- A by�o to szata�sko sprytne i zuchwa�e zab�jstwo - stwierdzi� dwa dni p�niej
w
Londynie Tweed w rozmowie z Martelem.
Motor�wka, kt�r� prowadzi� samotnie Warner, p�yn�a powoli do wyj�cia z portu,
mijaj�c z jednej strony kamienny pos�g Lwa Bawarii, z drugiej za� - wysok�
latarni� morsk�.
Zgodnie z przepisami da� sygna� buczkiem.
Szczup�y, zwinny, czterdziestoletni m�czyzna nazwiskiem Warner mia� na sobie
niemiecki garnitur. Obok niego na siedzeniu spoczywa� kapelusz tyrolski. Ze
wzgl�du na
tajno�� miejsca l�dowania m�czyzna mia� na g�owie marynarsk� czapk� z daszkiem,
kt�ra
znacznie lepiej zlewa�a si� z wakacyjnym t�em.
Na ogromnym jeziorze nie by�o przed nim nic, co mog�oby wzbudzi� jakie�
podejrzenie. W blasku popo�udniowego s�o�ca flotylla jacht�w z kolorowymi
�aglami
ko�ysa�a si� jak zabawki. Za nim wznosi�y si� poszarpane, o�nie�one szczyty w
Liechtensteinie i Szwajcarii. Z prawej strony jeden z wielu bia�ych prom�w
kursuj�cych po
jeziorze oddala� si� w kierunku niemieckiego miasta Konstancja. Z lewej strony,
wykorzystuj�c lekki podmuch wiatru, grupa m�czyzn �egluj�cych na deskach
prze�lizgiwa�a
si� po g�adkiej tafli wody. Naliczy� ich sze�ciu, gdy przesuwali si� przecinaj�c
jego kurs.
- Zje�d�ajcie, z �aski swojej, do cholery! - mrukn�� zmniejszaj�c obroty
silnika.
Wszyscy �eglarze byli m�odzi, doskonale zbudowani, mieli na sobie jedynie
k�piel�wki. Ich dziwne pojazdy poruszaj�c si� zatacza�y �uk. Okr��ali go. Dw�ch
z nich
mia�o jasne w�osy. Warner znajdowa� si� oko�o p� mili od brzegu, gdy zda� sobie
spraw�, �e
m�odzi ludzie urz�dzaj� sobie zabaw�. Otaczali go i nie pozwalali mu
przyspieszy�.
- Id�cie bawi� si� gdzie indziej - warkn��.
Mia� cholern� ochot� doda� gazu i postraszy� ich, ale byli tak blisko, �e m�g�by
na
nich najecha�. Jeden z blondyn�w, wy�szy, machn�� r�k� i doprowadzi� swoj� desk�
do
motor�wki. Lew� r�k� przytrzymuj�c dla r�wnowagi �agiel, praw� si�gn�� po
przymocowany
paskiem do uda n�. Zbyt p�no przeb�ysk alarmu ostrzeg� Anglika. Blondyn pu�ci�
�agiel i
wskoczy� do �odzi. Pos�uguj�c si� no�em z szybko�ci� i znakomit� wpraw�
mordercy, raz za
razem zatapia� ostrze w swej ofierze. Pozosta�ych pi�ciu m�czyzn utworzy�o
zas�on� z �agli,
maskuj�c motor�wk� przed kim�, kto m�g�by obserwowa� ich z brzegu przez
lornetk�. A
Wasserschutzpolizei - Policja Wodna - mia�a swoj� jednostk� i ��d� motorow� w
Lindau.
Trzymali zas�on� do momentu, a� wysoki blondyn zako�czy� jatk�. Potem opu�ci�
motor�wk�, w�lizgn�� si� do wody, wdrapa� na desk� i podni�s� �agiel.
Uformowawszy
poprzedni szyk, grupa skierowa�a si� w stron� wyludnionej cz�ci brzegu na ko�cu
jeziora,
pomi�dzy Lindau i granic� austriack�.
- Rany wielokrotnie zadane no�em, jakby robota jakiego� maniaka...
Sier�ant Dorner z Policji Wodnej powsta� z kl�czek. Zako�czy� ogl�dziny cia�a
znalezionego w dryfuj�cej motor�wce. Popatrzy� na ��d� z niebieskim napisem
Polizei na
burcie, ustawion� wzd�u� motor�wki. Najm�odszy ze stoj�cych na pok�adzie
policjant�w,
kt�rzy obserwowali ogl�dziny, przechyli� si� i zacz�� wymiotowa� przez burt�.
�Chrzest
ogniowy� - pomy�la� Dorner.
Dostrzeg� pod nog� jaki� b�yszcz�cy przedmiot i zmarszczy� brwi. Podni�s� go,
przyjrza� si� i szybko wsun�� do kieszeni. By� to rodzaj tr�jk�tnej odznaki w
kszta�cie greckiej
litery delta. Spojrza� znowu w stron� cia�a: co za przera�aj�cy k�opot...
Otworzy� paszport
wyj�ty wraz z portfelem z marynarki trupa.
- To Anglik. Dziwne, ale portfel wypchany jest pieni�dzmi.
- Mo�e mordercy wpadli w panik�? - Stoj�cy wy�ej, na mostku motor�wki Busch,
zast�pca Dornera i trzeci cz�onek ekipy policyjnej, os�aniaj�c oczy patrzy� na
wsch�d. - Ani
�ladu tych gnoi. Szybko odp�yn�li.
- Wyci�gni�cie portfela nie zaj�oby nawet paru sekund - upiera� si� Dorner. -
Chryste! To jest najdziwniejsze zab�jstwo, z jakim si� dotychczas zetkn��em.
Przegl�daj�c zawarto�� portfela, znalaz� ma��, plastykow� kart�, przypominaj�c�
nieco wygl�dem kart� kredytow�. Tylko �e - jak zauwa�y� Dorner, przygl�daj�c si�
uwa�nie
zielonym i czerwonym paskom, wyt�oczonym cyfrom identyfikacyjnym oraz pi�ciu
literom
kodu oznaczaj�cym Londyn - nie by�a to karta kredytowa.
- Co si� sta�o?! - zawo�a� Busch, przechyliwszy si� w d�.
Co� w wyrazie twarzy szefa ostrzeg�o go, �e trafi� na k�opoty. Dorner wsun��
kart� z
powrotem do portfela i da� znak Buschowi, by zszed� z mostka i podszed� bli�ej.
Gdy Busch
pochyli� si� w jego stron� nad w�sk� szczelin� oddzielaj�c� obie �odzie,
powiedzia� zni�onym
g�osem:
- Trzeba spraw� utrzyma� w tajemnicy. Przede wszystkim musimy natychmiast
zawiadomi� BND w Pullach.
- Chcesz powiedzie�, �e on jest...
- Niczego nie chc� powiedzie�. Ale wydaje mi si�, �e paru ludzi w Londynie
chcia�oby dowiedzie� si� o tym jeszcze przed zapadni�ciem nocy...
Sier�ant Dorner sta� zamy�lony na mostku �odzi policyjnej, pozostawiaj�c
manewrowanie ni� swemu podw�adnemu. Wp�ywali do portu w Lindau. Przymocowana
grub� lin� motor�wka z przera�aj�cym �adunkiem ci�gn�a si� na holu za sterem.
Cia�o
starannie ukryto pod p��cienn� p�acht�. Co najbardziej niepokoi�o Dornera, to
makabryczny
stan plec�w ofiary. O tym fakcie nie wspomnia� nawet Buschowi. Ta makabra
stanowi�a
szalony kontrast z wakacyjn� atmosfer� Lindau, gdzie tury�ci spacerowali w
s�o�cu wzd�u�
kr�tkiej linii wej�cia do portu.
Poszukuje si� grupy sze�ciu windsurfingowc�w, prawdopodobnie teraz dop�ywaj�cych
do waszego brzegu. W wypadku spostrze�enia nale�y ich uj�� i zatrzyma� w �cis�ym
areszcie.
Grupa jest uzbrojona i niebezpieczna.
Tak brzmia� tekst pilnego komunikatu, o kt�rego wys�anie poprosi� Dorner m�odego
operatora, zanim jeszcze rozpocz�li powr�t do Lindau. Do tego czasu - na
szcz�cie -
najm�odszy uczestnik patrolu doszed� ju� do siebie po serii wymiot�w. Sygna�
wys�ano
zar�wno do komendy g��wnej w Bregencji po stronie austriackiej, jak i do bazy
Dornera.
- Wydawa�o mi si�, �e widzia�em jakie� dziwne znaki wyci�te na jego plecach -
zauwa�y� Busch, daj�c znak syren� przy wej�ciu do portu. - Prawie jak rodzaj
symbolu.
Chocia� by�o tyle krwi...
- Pilnuj swojej roboty! - odburkn�� Dorner.
Rozpalone s�o�ce przypieka�o im karki. Wp�yn�li do ma�ego portu i skr�cili na
wsch�d, gdzie zazwyczaj cumowali ��d�. Najwi�kszym zmartwieniem Dornera by�o
takie
przeniesienie zw�ok przez kr�tki odcinek z portu do budynku policji, aby nikt
tego nie
zauwa�y�. Nie mia� si� o co martwi�. Szybkie odnalezienie cia�a Charlesa Warnera
i tak ju�
zosta�o spostrze�one.
S�dziwe miasto Lindau - ze swymi �redniowiecznymi kamieniczkami, brukowanymi
uliczkami i jeszcze w�szymi zau�kami - po�o�one jest na wyspie, na wschodnim
kra�cu
Jeziora Bode�skiego. Do tej geograficznej osobliwo�ci mo�na dotrze� dwiema
r�nymi
drogami. Je�li jedzie si� samochodem, trzeba przeby� most Seebrucke. Je�li za�
podr�uje si�
do Lindau mi�dzynarodowym ekspresem z Zurychu, przeje�d�a si� nasypem kolejowym
znajduj�cym si� bardziej na zach�d. Poci�g zatrzymuje si� na dworcu kolejowym
po�o�onym
wy�ej, przy brzegu, po czym cofa si� t� sam� tras� i jedzie dalej do Monachium.
Artysta uliczny ulokowa� si� przed Bayerischer Hof, najbardziej luksusowym
hotelem
w Lindau, na wprost wyj�cia z dworca kolejowego. M�g� st�d �atwo obserwowa�
zar�wno
przyjazdy poci�g�w, jak i dobijaj�ce �odzie i promy.
Szczup�y, z twarz� o wystaj�cych ko�ciach policzkowych m�czyzna mia� nieco
ponad dwadzie�cia lat. Ubrany by� bardzo schludnie. W Niemczech jest niewielu
�ebrak�w,
ale ci, co s�, zachowuj� pozory godno�ci. Tylko w ten spos�b mog� mie� nadziej�
na datki
przechodni�w. Dzie�em artysty by� namalowany kredkami na p�ytach chodnika obraz,
kt�ry
przedstawia� rzymskie Forum. Obok niego sta�o niedu�e, tekturowe pude�ko na
monety.
Artysta spacerowa� tam i z powrotem z r�kami za�o�onymi do ty�u, cz�sto
przystaj�c. W tej
w�a�nie chwili obserwowa� wp�ywaj�c� do portu ��d� policyjn�, kt�ra holowa�a
motor�wk�.
��d� wykona�a zakr�t i dobi�a do brzegu. Uliczny artysta rozejrza� si� i
upewni�, �e nie jest
obserwowany. Spojrza� na zegarek; nosi� go znacznie powy�ej przegubu. Przeszed�
na drug�
stron� ulicy, pchn�� drzwi i wszed� do hallu dworca. Zanim skierowa� si� do
budki
telefonicznej, ustali�, �e z pomieszczenia z napisem Polizei na drzwiach nikt
nie wychodzi. W
budce nakr�ci� numer i czeka�. Po chwili z apartamentu w Stuttgarcie us�ysza�
g�os m�odej
kobiety.
- Edgar Braun - rzuci�.
- Tu Klara. Mam tylko minut�, bo w�a�nie wychodz�.
- To zajmie tylko minut�. - Odczeka� chwil�. Ustalony pocz�tek rozmowy
potwierdzi�
wzajemn� identyfikacj�. - My�la�em, �e zechcesz wiedzie� o przesy�ce, kt�ra ju�
nadesz�a.
- Tak szybko?
Wydawa�a si� zaskoczona. M�czyzna, kt�ry przedstawi� si� jako Braun, zmarszczy�
brwi. To zupe�nie nie by�o do niej podobne. �eby a� tak straci� zimn� krew?!
Czyjekolwiek
zw�oki by�y w motor�wce, odkryto je znacznie wcze�niej, ni� tego oczekiwano.
- Czy jeste� pewien? - spyta�a.
- Oczywi�cie! - zesztywnia�. - Chcesz zna� szczeg�y? - zasugerowa� w miar�
nieprzyjemnie.
- To nie b�dzie potrzebne. - Jej g�os powr�ci� do normalnego ch�odnego tonu. -
Dzi�kuj� za telefon.
- A moja zap�ata? - upomnia� si� Braun.
- Czeka na odbi�r. Jak zwykle na poczcie, za dwa dni od dzisiaj. I wykonuj nadal
sw�
prac�. Pami�taj o tym, �e o dobre stanowisko teraz trudno.
Pozosta� chwil� w budce, wpatruj�c si� w telefon. Ta suka roz��czy�a si�!
Wzruszy�
ramionami, wyszed� z budki i powr�ci� na swoje miejsce na chodniku. Braun
wiedzia�, co ma
obserwowa�, ale poza stuttgarckim numerem telefonu do dziewczyny o imieniu Klara
- nigdy
jej zreszt� nie spotka� - nie wiedzia� nic o organizacji, na kt�rej rzecz
�ledzi�.
W luksusowym mieszkaniu w Stuttgarcie dwudziestosiedmioletnia Klara przegl�da�a
si� w lustrze toaletki. Jako eks-modelka mia�a wspania�� figur�, a jej g�adkimi,
czarnymi
w�osami zajmowa� si� regularnie co tydzie� najlepszy fryzjer w mie�cie. Szafa z
jej garderob�
warta by�a ma�� fortun�. Mia�a ciemne, rozmarzone oczy, delikatne rysy twarzy i
pali�a
papierosa za papierosem. Przez chwil� waha�a si�, po czym podnios�a s�uchawk� i
zadzwoni�a
do m�czyzny, w�a�ciciela apartamentu, w kt�rym mieszka�a. Wykr�caj�c numer do
miejscowo�ci na po�udniu Bawarii, zapali�a kolejnego papierosa.
Wiele mil na p�nocny wsch�d od Lindau, w otoczonym fos� zamku m�ska r�ka
si�gn�a po s�uchawk�. M�czyzna nosi� na trzecim palcu okaza�y, brylantowy
pier�cie�.
Poni�ej mocno zarysowanej szcz�ki widnia�a spinka z solidnego z�ota, lew� r�k�
zdobi�
zegarek marki Patek Philippe.
- Tak!
Tylko to pojedyncze, kr�tkie s�owo, bez przedstawienia si�.
- M�wi Klara. Czy mo�esz rozmawia�?
- Tak. Czy dosta�a� to futro, kt�re ci wys�a�em? Dobrze. Co� jeszcze?
Powa�ny ton g�osu nosi� �lady zniecierpliwienia wynikaj�cego z tego, �e musz�
przechodzi� przez tak� identyfikacyjn� szopk�, zanim dojd� do sedna sprawy. Tak
jak
poprzednio Klara, tak teraz on zdziwi� si�, gdy przekaza�a mu odpowied� Brauna.
- Powiedzia�a�, �e przesy�ka nadesz�a? Ju�?
- Tak. Wiedzia�am, �e ta wiadomo�� ci� uspokoi.
Sze��dziesi�cioletni m�czyzna, z kt�rym rozmawia�a, wcale nie poczu� si�
uspokojony. Ukry� jednak sw� reakcj�, chocia� zaalarmowa�a go szybko��, z jak�
policja
znalaz�a cia�o Anglika.
U�ycie s�owa �przesy�ka� oznacza�o, �e zgodnie z planem Warner zosta�
zlikwidowany. �Nadesz�a� - �e cia�o by�o ju� w r�kach policji. Powt�rzy� niemal
s�owo w
s�owo to, co Klara m�wi�a do Brauna:
- Czy jeste� pewna? To bardzo szybko.
- Nie by�am na miejscu, �eby dopilnowa� odbioru. - W jej g�osie by�a nuta
sarkazmu. -
Przekazuj� tylko to, co nasz obserwator powiedzia� mi mniej ni� pi�� minut temu.
- Nie zapominaj, z kim rozmawiasz - us�ysza�a.
Od�o�y� s�uchawk�. Ze stoj�cego na biurku pude�ka wzi�� hawa�skie cygaro. Odci��
koniec i zapali� je z�ot� zapalniczk�.
W swoim stuttgarckim mieszkaniu Klara ostro�nie od�o�y�a s�uchawk�, po czym
zakl�a. Mo�e dzieli� z ni� ��ko, p�aci� czynsz, kupowa� ubrania, ale - u
diab�a - nie mia� jej
na w�asno��!
Zapali�a nowego papierosa, przyjrza�a si� sobie w lustrze i si�gn�a po kredk�
do oczu.
K�opot polega� na tym, �e Reinhard Dietrich by� przemys�owcem milionerem,
powa�nym
w�a�cicielem ziemskim oraz znanym politykiem. A ona nigdy nie pozwala�a sobie
zapomnie�
o tym, �e cz�owiek, kt�rego by�a kochank�, jest te� jednym z najbardziej
niebezpiecznych
ludzi w zachodnich Niemczech.
ROZDZIA� 2
Wtorek, 26 maja
Tweed siedzia� przy biurku w swoim biurze mieszcz�cym si� na pierwszym pi�trze
budynku, kt�rego okna wychodzi�y na Regent�s Park. Przez okulary o bardzo
grubych szk�ach
wpatrywa� si� w stos przedmiot�w, kt�re Policja Wodna z Lindau znalaz�a przy
zw�okach
Charlesa Warnera.
Wbrew temu, co si� powszechnie s�dzi, o�rodek brytyjskiej Secret Service nie
znajduje si� wcale w olbrzymim, betonowym budynku przy Waterloo Station, lecz w
jednej z
niewielkich kamieniczek z czas�w kr�la Jerzego, po�o�onych w p�kolistej uliczce
i
zajmowanych przez r�nego rodzaju instytucje.
To po�o�enie ma sporo plus�w. Wyszed�szy z budynku, mo�na skierowa� si� w r�ne
strony. �atwo przy tym sprawdzi�, czy kto� pr�buje za tob� i��. Wystarczy po
prostu p�j�� do
Regent�s Park - na tej otwartej przestrzeni nie spos�b znikn��.
Tak naprawd� jest jeszcze inna metoda: uda� si� do stacji metra Regent�s Park,
kt�ra
znajduje si� zaledwie o par� krok�w. W odr�nieniu od innych stacji metra,
jedynym
sposobem, aby dosta� si� na peron, jest winda. I teraz, je�li ktokolwiek ci�
�ledzi, to
zobaczysz go, gdy� musi wej�� do tej samej windy.
- To �a�osne, co w�a�ciwie cz�owiek nosi przy sobie - zauwa�y� Tweed.
Jego rozm�wca Keith Martel zapali� papierosa. Zastanawia�o go, czy niech�� w
g�osie
Tweeda odnosi�a si� do le��cych przed nim przedmiot�w, poniewa� nie zgadza�o si�
to z
przyj�tym przez niego poczuciem porz�dku, czy te� by� to rodzaj komentarza,
kt�ry dotyczy�
tak marnego dobytku, jaki cz�owiek zostawia po sobie.
Pomi�dzy tymi dwoma m�czyznami by�o oko�o dwudziestu lat r�nicy. Martel -
wysoki, dobrze zbudowany, ciemnow�osy - sprawia� wra�enie ogromnie pewnego
siebie. Mia�
dwadzie�cia dziewi�� lat. W jego wygl�dzie zewn�trznym najbardziej zwraca� uwag�
prosty,
rzymski nos, dominuj�c� za� cech� jego osobowo�ci by�o niepos�usze�stwo.
Pali� nazbyt cz�sto, u�ywaj�c przy tym czarnej cygarniczki. M�wi� p�ynnie po
niemiecku, francusku i hiszpa�sku. By� pilotem pierwszej klasy lekkich samolot�w
i
helikopter�w. P�ywa� jak ryba i nienawidzi� gier zespo�owych.
Nikt nie zna� wieku Tweeda. Mia� pi�� st�p i osiem cali wzrostu. �ylasty,
sztywny,
jakby kij po�kn��, wygl�da� na eks-majora, kt�rym zreszt� by�. Jego siwe w�sy,
tak zreszt� jak
i w�osy, by�y starannie przystrzy�one. Skrywane za szk�ami okular�w lekko
wy�upiaste oczy
Tweeda wydawa�y si� zaniepokojone, jakby spodziewa� si� najgorszego. �No i na
og� zdarza
si� to najgorsze. Zawsze mo�na na nie liczy�. Taka by�a jego ulubiona maksyma
�yciowa.
A wydarzenia zazwyczaj mia�y taki przebieg, i� wygl�da�o na to, �e mia� racj�.
Ten
w�a�nie fakt, a tak�e wprawa w rozwi�zywaniu problem�w - no i nieco zjadliwy
spos�b bycia
- przekona�y nowego dyrektora departamentu, �e nale�y przesun�� go na boczny
tor, na
stanowisko szefa centralnej kartoteki. W dodatku nowy zwierzchnik, Frederick
Anthony
Howard, czu� do Tweeda zdecydowan� antypati� od momentu, gdy spotkali si� po raz
pierwszy, a wydarzy�o si� to w nieco tajemniczej przesz�o�ci.
- Co o tym wszystkim my�lisz, Keith?
Tweed wskaza� nale��ce do Warnera przedmioty, roz�o�one teraz na biurku w
miejscu
specjalnie w tym celu opr�nionym, w�r�d sterty uporz�dkowanych teczek akt.
Martel si�gn��
po skrawki papieru i kilka bilet�w wyj�tych z portfela zmar�ego. Warner - jak
chomik -
wypycha� portfel �wistkami, kt�re inni agenci dawno by wyrzucili. Ale Martel
wiedzia�, �e
nie by� to przejaw roztargnienia. Warner trzyma� si� zasady, �e o tym, co mu si�
przytrafi�o
podczas wykonywania zadania, powinien wiedzie� jego nast�pca, pozostawia� wi�c
�lady
swojej dzia�alno�ci.
- Co on w�a�ciwie robi� w Niemczech? - spyta� Martel, przegl�daj�c t� kolekcj�.
- Wypo�yczy�em go Erichowi Stollerowi z Bundesnachrichtendienst, gdy� mam
wobec niego zobowi�zania. W�a�nie potrzebowa� kogo� z zewn�trz, kto m�g�by
uchodzi� za
Niemca i dopom�c mu w infiltracji grupy Delta w Bawarii. To neonazi�ci, jak
zapewne wiesz.
Dzia�aj� bardzo sprytnie, w granicach prawa, nie spos�b wi�c zakaza� im
funkcjonowania.
Bundesnachrichtendienst - BND - by�o niemieck� federaln� tajn� s�u�b�, a jej nie
rzucaj�cy si� w oczy o�rodek znajdowa� si� w pobli�u Monachium. Tweed wyj�� z
kieszeni
jaki� przedmiot i potoczy� go po biurku. Martel us�ysza� przyt�umiony,
metaliczny d�wi�k.
By� to tr�jk�tny znaczek w kszta�cie greckiej litery delta.
- To ich najnowsza wersja swastyki. Znaleziono go pod cia�em Warnera - wyja�ni�
Tweed. - Widocznie morderca zgubi� j�, nawet o tym nie wiedz�c.
- Jak go zamordowano?
- Brutalnie. - Tweed zdj�� okulary i odchyliwszy si� w fotelu, opar� si� o swe
ulubione
poduszki. - Patolog BND podaje w swym raporcie, �e Warnerowi zadano dwadzie�cia
pi��
cios�w no�em. Dwadzie�cia pi��! Zako�czyli robot� wycinaj�c sw�j znak - symbol
Delty - na
jego plecach.
- Czy to stanowi podstaw� do identyfikacji zab�jcy jako cz�onka Delty?
- Podstaw� stanowi� zeznania naocznego �wiadka, kt�rego nazwiska Stoller nie
chce
ujawni� nawet mnie. Jaki� niemiecki turysta siedzia� w�a�nie na tarasie
po�o�onym nad
portem w Lindau...
- To mi przypomina Romerschanze - wtr�ci� Martel.
- Naturalnie, zupe�nie zapomnia�em, �e ty przecie� znasz Lindau. Bardzo dziwnie
po�o�one miejsce, sprawdzi�em to na mapie. Z g�ry wygl�da jak tratwa
przyczepiona do l�du
dwoma k�adkami. Jak wiesz, jest to wyspa po��czona z Bawari� dwoma mostami...
- Jeden z nich to most dla ruchu drogowego, drugi za� ��czy si� z nasypem
kolejowym. Wzd�u� toru biegnie droga dla rower�w i przej�cie dla pieszych.
- To dobrze, gdy trafi si� kto�, kto ma tak dobre oko do szczeg��w -
skomentowa� to
wszystko Tweed, nie bez cienia sarkazmu. Martel udawa�, �e tego nie dostrzega.
Reakcja
Tweeda wskazywa�a, i� stara si� ukry� powa�ne zaniepokojenie. - Jak ju� ci
powiedzia�em -
ci�gn�� Tweed - ten niemiecki turysta widzia� przez lornetk� moment, w kt�rym
Warner
wyprowadza� motor�wk� na jezioro. Spostrzeg� te� windsurfingowc�w - dok�adnie
sze�ciu -
jak zablokowali mu kurs w taki spos�b, �e musia� zatrzyma� ��d�. Kiedy
odp�yn�li, zauwa�y�,
�e motor�wka wraz z Warnerem przewieszonym przez kierownic� po prostu dryfuje.
Pomy�la�, �e widocznie Warner �le si� poczu� i natychmiast skontaktowa� si� z
Policj�
Wodn�, kt�ra sw� dy�urn� ��d� cumuje zwykle w pobli�u tarasu Romer... co� tam. -
Tweed
rzuci� okiem na raport Stollera. - Facet nazwiskiem Dorner wyjecha�, �eby to
sprawdzi�.
- A reszta to ju�, niestety, historia...
- Mo�e z tym wyj�tkiem, �e chc�, aby� to ty pojecha� i zast�pi� Warnera -
powiedzia�
cicho Tweed.
Frederick Anthony Howard wszed� do pokoju bez pukania, a �ci�lej m�wi�c - wpad�
jak bomba. Wyznawa� zasad�, �e z chwil� wej�cia do pokoju nale�y natychmiast
zapanowa�
nad sytuacj�. Towarzyszy� mu niejaki Mason, najnowszy nabytek, m�czyzna o
rozbieganych
oczach i bardzo mizernym wygl�dzie. Nie odezwa� si� ani s�owem, kryj�c si� za
swym
szefem jak lokaj.
- Tweed, przypuszczam, �e zdajesz sobie z tego spraw�, i� ca�y nasz sprawny
personel
ma zaj�� si� ochron� pani premier podczas podr�y na wiede�ski szczyt?
Celowo u�y� s�owa �sprawny�, aby nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e ma na my�li
Martela,
wyklucza za� Tweeda. Howard by� dobrze zbudowanym, pi��dziesi�cioletnim
m�czyzn� o
rumianej twarzy, cholerycznym usposobieniu, niesfornej szopie siwych w�os�w na
g�owie i
niezwykle �ywym sposobie bycia. Mia� opini� uwodziciela, z czego by� niezmiernie
zadowolony. Podobnie jak z tego, �e jego �ona Cynthia prowadzi dom na wsi, a on
wynajmuje w Londynie kawalerk� na Knightbridge. Tego rodzaju uk�ad bardzo mu
odpowiada�. Tweed, gdy zapytywano go prywatnie, co o tym s�dzi, odpowiada� w
spos�b
raczej mia�d��cy: �Kawalerka? By�em tam u niego kiedy�. Je�eli spotyka si� tam z
dziewczyn�, to mog� w niej co najwy�ej sta�.
- Co to za �mietnik? - spyta� Howard, podnosz�c z biurka Tweeda portfel Warnera.
Nawiasem m�wi�c, Martel podczas wtargni�cia Howarda schowa� w d�oni skrawki
papieru,
kt�re ogl�da�, i wsun�� je do kieszeni.
- Ten �mietnik - powiedzia� Tweed ponuro - to przedmioty znalezione przy zabitym
Charlesie Warnerze. Ci z BND byli na tyle uprzejmi, �e przes�ali je prosto z
Monachium do
Londynu, �eby umo�liwi� nam jak najszybsze rozpocz�cie �ledztwa.
M�wi�c to tonem ch�odnym i spokojnym, Tweed ponownie za�o�y� okulary. Bez nich
czu� si� niemal nagi, szczeg�lnie w obecno�ci takich ludzi jak Howard.
Orientowa� si� przy
tym doskonale, �e za szk�ami okular�w nie spos�b odgadn�� wyrazu jego oczu.
- C� to, robimy si� wra�liwi na stare lata? - zauwa�y� lekcewa��co Howard.
Nadrabia� min� w sytuacji nieco dla niego k�opotliwej: pope�ni� nietakt i
wiedzia� o tym.
- Cz�owiek nie �yje - powt�rzy� Tweed, nie daj�c za wygran�.
- Nie podoba mi si� to tak samo, jak i tobie. - Howard podszed� do zas�oni�tego
g�stymi firankami okna i spojrza� przez wzmocnione szyby. Z�o�y� r�ce w spos�b
nieco
teatralny i powiedzia�: - Musz� po prostu jeszcze raz podkre�li�, �e ca�y
sprawny personel
powinien by� do dyspozycji, gdyby podczas podr�y ekspresem na konferencj�
wiede�sk�
niezb�dna by�a ochrona. Na trasie z Pary�a do Wiednia. Od dzi� za tydzie�.
Wtorek, 2
czerwca...
- Mam ju� kalendarz - skomentowa� to Tweed.
Howard popatrzy� na Martela, zdecydowanie ignoruj�c Tweeda. Martel, nie
odzywaj�c si� ani s�owem trzyma� cygarniczk� w ustach. Ju� sam ten fakt na mil�
pachnia�
Howardowi niepos�usze�stwem. Wszyscy dobrze wiedzieli, �e nie �yczy� sobie, aby
w jego
obecno�ci oddawano si� tak obrzydliwemu na�ogowi, jak palenie papieros�w.
- A wi�c? - nastawa� na Martela.
Ten spojrza� mu prosto w oczy, wypuszczaj�c przy tym smug� dymu. Na jego twarzy
malowa�a si� wrogo��.
- Jestem teraz zaj�ty czym� innym - o�wiadczy� leniwie, nie wyjmuj�c z ust
cygarniczki.
Howard odwr�ci� si� gwa�townie do Tweeda i wybuchn��:
- No, tego ju� za wiele! Zabieram Martela i do��czam go do mojej grupy
ochronnej.
M�wi dobrze po niemiecku.
- I dlatego jedzie do Bawarii - wpad� mu w s�owo Tweed. - Podejrzewali�my, �e
dzieje
si� tam co� dziwnego. Wygl�da na to, �e mieli�my racj�. Gdyby by�o inaczej, nie
zamordowano by Warnera.
Howard popatrzy� na Masona stoj�cego przy drzwiach jak pos�aniec. Widocznie
uzna�, �e nadszed� czas, aby pokaza�, kto tu ma w�adz�.
- My? - rzuci� wynios�ym tonem. - Czy m�g�bym dowiedzie� si�, co to za my?
- Erich Stoller z BND i ja - stwierdzi� kr�tko Tweed. Poczu� przy tym, �e ma ju�
dosy�
Howarda. - Mam specjaln� instrukcj� ministra upowa�niaj�c� mnie do
przeprowadzenia
�ledztwa w sprawie tej bawarskiej zagadki i ca�kowite pe�nomocnictwo do
wykorzystania
moich ludzi w taki spos�b, jaki uznani za s�uszny. Chcia�bym tak�e zauwa�y�, �e
trasa
wiadomego poci�gu wioz�cego czterech zachodnich przyw�dc�w do Wiednia na
spotkanie z
radzieckim sekretarzem generalnym prowadzi w�a�nie przez Bawari�.
Zostali znowu sami. Howard wymaszerowa� z gabinetu, gdy tylko us�ysza� o
istnieniu
specjalnej instrukcji ministra. Mason wyszed� za nim i ostro�nie zamkn�� drzwi.
- Tak wpatrywa� si� we mnie, jakby chcia� wbi� sobie w pami�� m�j rysopis -
zauwa�y� Martel.
- Och, powr��my do naszych spraw. W porz�dku, kt�ry z nich?
- Ten nowy nabytek, Mason. Czy kto� �ci�gn�� go tu z ulicy?
- By�y Oddzia� Specjalny, jak s�dz� - odpowiedzia� Tweed.
- I zdaje si�, �e Howard sam go zaanga�owa�. Osobi�cie prowadzi� rozmow�
wst�pn�.
My�l�, �e stara si� wkr�ci� tu do nas.
- Przecie� nie przyjmujemy tu ludzi, kt�rzy po prostu zg�aszaj� si� - uci��
Martel.
- Podobno ju� teraz przyjmujemy. Jak zamierzasz podj�� �lad Warnera? A przy
okazji,
spodziewam si�, �e jeste� po �niadaniu. Tw�j �o��dek powinien wytrzyma� widok
zdj��,
kt�re zrobili ludzie Stollera - na dw�ch wida� wyra�nie tr�jk�tny symbol partii
Delta wyci�ty
na plecach Warnera.
- Delta oznacza neonazist�w - przypomnia� Martel, przegl�daj�c z uwag� l�ni�ce
odbitki zdj��. - Delt� kieruje ten milioner z przemys�u elektronicznego,
Reinhard Dietrich. On
tak�e kandyduje w bawarskich wyborach krajowych, kt�re odb�d� si�...
- W czwartek, 4 czerwca, dzie� po przekroczeniu granic Bawarii przez poci�g
wioz�cy zachodnich przyw�dc�w - wtr�ci� Tweed. - Jest jeszcze co�, co Howard
przeoczy�.
Wiesz, Keith, mam dziwne przeczucie, �e to wszystko zaz�bia si� - przejazd
poci�gu przez
Bawari�, wybory krajowe i morderstwo Warnera, zanim zd��y� porozumie� si� z
nami.
Martel po�o�y� na biurku odbitki zdj�� i wyci�gn�� z kieszeni kawa�ki papieru,
kt�re
schowa� ukradkiem, gdy Howard wszed� do pokoju. Poda� Tweedowi wybrany �wistek
papieru.
- Zaczn� od Zurychu, �eby spr�bowa� znale�� pow�d zamordowania Warnera.
- Dlaczego od Zurychu? Zauwa�y�em wprawdzie bilet pierwszej klasy z Monachium
do Zurychu i drugi, z Lindau do Monachium, ale...
- Ten skrawek papieru. Przyjrzyj mu si� dobrze.
Tweed popatrzy� na� przez szk�o powi�kszaj�ce. By� to rodzaj biletu, na kt�rym
mo�na by�o zauwa�y� napis: VBZ Zurych... Linie... S�owa: RENNWEG/AUGUST, a tak�e
cena - 0.80 - wybite by�y czcionk� w kolorze purpurowym.
- O ile pami�tam m�j ostatni pobyt w Zurychu, to trzymasz w r�ku bilet
tramwajowy -
wyja�ni� Martel. - To musi by� tramwaj, kt�rego trasa przebiega wzd�u�
Bahnhofstrasse.
Rennweg jest boczn� uliczk� odchodz�c� od Bahnhofstrasse. Warner du�o je�dzi� po
mie�cie.
Dlaczego? Dok�d? On nigdy nie marnowa� czasu.
Tweed pokiwa� g�ow� na znak zgody. Otworzy� kluczykiem szuflad� i wyj�� z niej
teczk�. Otworzy� j�, wyj�� ze �rodka ma�y, czarny notes i zaj�� si�
przerzucaniem stron.
Potem potrz�sn�� kluczem.
- Przypuszczam, �e wiesz o tym, i� Howard odczekuje zawsze, a� wszyscy wyjd�
wieczorem do domu, i kr�ci si� z nadziej�, �e znajdzie co�, o czym mu wcze�niej
nie
powiedziano. Traci wi�cej czasu �ledz�c swych w�asnych ludzi ni� przeciwnika.
No, ale je�li
to ma mu pom�c w tym, �eby wiedzia�, co si� dzieje...
- Zdaje si�, �e chcesz w�a�nie wy�o�y� sw� najmocniejsz� kart� - zauwa�y�
Martel. -
Wida� zw�oka sprawia ci przyjemno��. Czy mog� w ko�cu zobaczy�, co za asy tam
skrywasz?
- To nadesz�o wraz z rzeczami nale��cymi do Warnera, kt�re Stoller przys�a� mi z
godn� pochwa�y szybko�ci�. - Tweed znowu przekartkowa� ma�y notes. - Tylko ja
wiedzia�em o tym, �e Warner korzysta� zawsze z dw�ch notes�w. Wi�kszy, trzymany
w
wewn�trznej kieszeni, znikn��. Prawdopodobnie zabra�a go ta �winia, kt�ra go
pokiereszowa�a. Tamten notes zawiera� r�ne bzdury. Ten tutaj, male�ki, Warner
przechowywa� w ukrytej kieszeni, kt�r� Stoller odnalaz�, gdy przylecia� do
Lindau - czy tam
na inne najbli�sze lotnisko - po otrzymaniu wiadomo�ci od Dornera z Policji
Wodnej.
- Czy dost�pi� zaszczytu przejrzenia tego notesu?
- Masz j�zyk �mii, panie Martel! - Tweed poda� mu notatnik. - Problem polega na
tym, �e zawarte w nim notatki nie maj� sensu.
Martel przejrza� strony. Zapisy na nich wydawa�y si� rzeczywi�cie pozbawione
zwi�zku. Hauptbahnhof, Monachium... Hauptbahnhof, Zurych... Delta...
Centralhof...
Bregencja... Waszyngton, DC, Clint Loomis... Pullach, BND... Operacja
�Krokodyl�.
- Charles...
Zawsze m�wili do niego per �Charles�. Warner by� tego rodzaju cz�owiekiem, �e
nie
przysz�oby im nawet do g�owy u�y� zdrobnienia - Charlie. Poczu�by si� tym
dotkni�ty.
- Charles - powt�rzy� Martel - koncentrowa� si� z jakiego� powodu na g��wnych
stacjach: Dworzec G��wny w Monachium i w Zurychu. Dlaczego? I je�eli kolejno��
notatek
ma jakie� znaczenie, Delta w jaki� spos�b jest zwi�zana z Zurychem. To jest do��
dziwne, nie
s�dzisz?
- Delta jest oficjaln� parti� neonazistowsk�, a jej reprezentanci kandyduj� w
zbli�aj�cych si� bawarskich wyborach krajowych - zauwa�y� Tweed. - Prowadzi
tak�e
dzia�alno�� nielegaln�. Kr��� pog�oski, �e kom�rki Delty podejmuj� operacje na
terenie
p�nocno-wschodniej Szwajcarii, pomi�dzy St. Gallen a granic� austriack�. Ferdy
Arnold ze
szwajcarskiego kontrwywiadu jest zaniepokojony.
- Czy na tyle, �eby nam pom�c? - spyta� Martel.
- Tylko z daleka. Wiesz, jacy s� Szwajcarzy. Polityka neutralno�ci nakazuje im,
by
byli ostro�ni.
- Co?! Z t� band� �obuz�w? Popatrz, co zrobili z Warnerem. I kto to jest Clint
Loomis
- Waszyngton, DC?
- Nie mog� rozgry�� tej notatki. - Tweed odchyli� si� do ty�u i po�o�y� r�ce na
por�czach fotela. - Clint jest moim starym kumplem. By� w CIA. Wywali� go Tim
O�Meara,
obecny szef tajnej s�u�by, kt�ra ma ochrania� prezydenta USA podczas jego
podr�y na
wiede�ski szczyt. To nie ma sensu.
- Kto odpowiada za finansowanie naszej wsp�pracy z BND, je�eli Howard jest temu
przeciwny?
- Erich Stoller z BND. On dysponuje znacznymi funduszami. Bonn jest mocno
przestraszone dzia�alno�ci� Delty.
- A wi�c Charles, kt�ry mia� skryty charakter, m�g� zrobi� szybk� wypraw� z
Monachium do Waszyngtonu bez twojej wiedzy?
- Tak. Przypuszczam, �e tak. - G�os Tweeda nie brzmia� zbyt pewnie. - Nie wiem
tylko, w jakim celu.
- Ale my w og�le niewiele wiemy, co? A ju� najmniej o tym, co takiego znalaz�
Warner, �e zamordowano go z zimn� krwi�. - Zajrza� zn�w do notatnika. -
Centralhof. Co� mi
si� z tym kojarzy.
Tweed poruszy� si� w fotelu, ale wyraz jego oczu za szk�ami okular�w by� nadal
nieprzenikniony. Oznacza�o to - Martel wiedzia� ju� o tym z do�wiadczenia - �e
za chwil�
zostanie poinformowany o czym�, co wcale nie b�dzie mu si� podoba�o. Zapali�
kolejnego
papierosa i zacisn�� z�by na ustniku cygarniczki.
- W ko�cu jednak mo�esz liczy� na jak�� pomoc, Keith. - G�os Tweeda sta� si�
niemal
weso�y. - Ferdy Arnold odda� do dyspozycji Warnera swojego najlepszego
cz�owieka.
Przypuszczam, �e ten cz�owiek mo�e mie� co� wi�cej do powiedzenia. Poza
mordercami ona
jest prawdopodobnie ostatni� osob�, kt�ra widzia�a Warnera �ywego.
- Ona?
- Ten zaimek odnosi si� do kobiety. Claire Hofer. Jej matka by�a Angielk�, a
ojciec
Szwajcarem - jednym z najlepszych ludzi Ferdy�ego. To by� zreszt� pow�d, dla
kt�rego
wst�pi�a do szwajcarskiej tajnej s�u�by. Mieszka przy Centralhof 45 w Zurychu.
St�d, jak
przypuszczam, ta notatka.
- Chwileczk�. Wygl�da na to, �e Warner u�ywa� tego tajnego notesika do
zapisywania
spraw, kt�re by�y dla niego podejrzane.
- Mo�e ci si� przyda� ka�da pomoc.
- Ale taka pomoc, do kt�rej mog� mie� zaufanie.
- Ona mo�e by� powa�nym atutem - nie ust�powa� Tweed.
- Zdajesz sobie przecie� spraw� - zacz�� Martel porywczo - �e Warner zosta�
zdradzony przez kogo�, kto zna� jego plan wyjazdu do Szwajcarii i temu komu�
ufa�. Powiedz
mi wi�c jeszcze raz, co by�o powodem tego, �e Stoller poprosi� o pomoc z
zewn�trz.
- Poniewa� podejrzewa, �e do BND przenikn�li obcy ludzie. Gdziekolwiek
p�jdziesz,
spotkasz si� z atmosfer� podejrzliwo�ci. A �e poci�g na wiede�ski szczyt wyrusza
z Pary�a o
23.35 we wtorek, 2 czerwca - masz dok�adnie siedem dni na rozwi�zanie tej
zagadki.
ROZDZIA� 3
�roda, 27 maja
- Pan Keith Martel, odlatuj�cy do Genewy, proszony jest o natychmiastowe
zg�oszenie
si� do stanowiska Swissair.
Martel by� ju� w drodze do poczekalni odlotowej na londy�skim Heathrow, kiedy
us�ysza� komunikat. Zawr�ci� i powoli zacz�� schodzi� po schodach. Zatrzyma� si�
w miejscu,
z kt�rego m�g� widzie� stanowisko Swissairu. Dopiero gdy do odprawy podesz�o
dw�ch
innych pasa�er�w, do��czy� do nich.
Dziewczyna ze Swissairu poinformowa�a go, �e ma pilne wezwanie do telefonu i
poda�a mu s�uchawk�. To by� Tweed. W jego g�osie s�ycha� by�o t� kontrolowan�
nut�, kt�ra
oznacza�a, �e by� czym� zaniepokojony. Po wst�pnej, rutynowej identyfikacji
Martel
wybuchn��:
- Czy� ty zwariowa�?! Og�aszasz moje nazwisko przez megafon, tak aby ka�dy na
tym
cholernym lotnisku m�g� je dobrze us�ysze�.
- Zmieni�em kierunek na Genew�, czy�by oni...
- Tak. Og�osili. Dzi�ki za troskliwo��. Zosta�o mi tylko dziesi�� minut do
odlotu.
- W moim biurze by� pods�uch, w�a�nie wtedy, gdy rozmawiali�my wczoraj. Co do
Delty, to wi�kszo��...
- Sk�d dzwonisz?
- Z budki, oczywi�cie. Na stacji Baker Street. Chyba nie wyobra�asz sobie, �e
jestem
na tyle g�upi, aby dzwoni� z budynku, co? A pods�uch odkry�em zupe�nie
przypadkowo.
Sprz�taczka zostawi�a mi kartk�, �e przepali�a si� �ar�wka w g��wnej lampie.
Sprawdzi�em w
aba�urze by�a �pluskwa�.
- Wi�c kto� m�g� pods�ucha� nasz� rozmow�, nagra� j� na ta�m� i w dodatku mo�e
wiedzie�, dok�d lec� i po co?
- My�la�em, �e powiniene� wiedzie� o tym, zanim wsi�dziesz do samolotu.
G�os Tweeda by� autentycznie zatroskany. Bardzo rzadko okazywa� jakiekolwiek
uczucia.
- Dzi�kuj� - powiedzia� kr�tko Martel - b�d� uwa�a�.
- Prawdopodobnie nast�pi to w Zurychu. Mo�e oczekiwa� ci� komitet powitalny.
- Tysi�ckrotne dzi�ki. Musz� teraz i��...
Swissair wystartowa� o 11.10. W Londynie by�o 50�F. Gdy obni�yli nad Szwajcari�
wysoko��, Martel, kt�ry mia� miejsce przy oknie, m�g� obserwowa� siode�kowate
grzbiety
Jury. Pomy�la�, �e m�g�by po prostu wychyli� si� i dotkn�� ich. Samolot
przelecia� nad
Bazyle� i skierowa� si� w stron� Zurychu.
Gdy maszyna przechyli�a si� przy zmianie kierunku, zobaczy� co� wspania�ego:
zalan�
s�o�cem, o�nie�on� panoram� Alp. Martel m�g� odnale�� bezlitosny tr�jk�t
Matterhornu,
przypominaj�cy mu znaczek Delty. Wkr�tce wyl�dowali.
Lotnisko Kloten znajduje si� dziesi�� kilometr�w za Zurychem. Po wyj�ciu z
samolotu ogarn�a go fala gor�cego powietrza. W Londynie 50�F, w Zurychu - a�
75�F. Po
Heathrow tutaj by�o nienaturalnie spokojnie i uk�adnie. Kiedy przeszed� przez
kontrol� celn� i
paszportow�, zacz�� oczekiwa� k�opot�w.
Mia� zamiar pojecha� podziemn� kolejk� ze stacji przy lotnisku do Hauptbahnhof -
Dworca G��wnego, drugiego w kolejno�ci miejsca, zaznaczonego w notesie Warnera.
Po
namy�le wzi�� jednak taks�wk� do Baur au Lac.
Zatrzyma� si� w jednym z trzech najlepszych szwajcarskich hoteli. Cennik
hotelowy
spowodowa�by z pewno�ci� u Howarda atak apopleksji. Ale to nie Howard p�aci�.
Przed
wyjazdem Martela z Londynu Erich Stoller przekaza� telegraficznie na r�ce Tweeda
spor�
sum� w markach zachodnioniemieckich.
- Niemcy p�ac�, mo�esz sobie pozwoli� - skomentowa� to Tweed. - Maj� �wiadomo��
faktu, �e pierwszy cz�owiek, kt�rego im wys�a�em, ju� nie �yje.
- A ja mog� by� nast�pny? - doda� Martel. - No, ale mo�e to i dobry parawan:
zatrzyma� si� w najlepszym hotelu w mie�cie, zamiast w jakiej� okropnej dziurze.
�Dobry parawan?� Gdy jecha� w stron� centrum Zurychu, przypomnia� sobie t�
cyniczn� uwag�. Zdarzy�o mu si� powiedzie� to w biurze Tweeda, kt�re - jak ju�
teraz
wiedzia� - by�o na pods�uchu. M�g� zmieni� hotel, ale gdyby przeciwnik
zdecydowa� si�
szuka� go w Baur au Lac, mog�oby mu to da� wyj�tkow� okazj�. �Oczywi�cie, je�li
pierwszy
go zauwa�� - pomy�la� zapalaj�c nast�pnego papierosa.
Przyjemnie by�o znale�� si� znowu w Zurychu, spogl�da� na niebieskie tramwaje
jad�ce z ha�asem po szynach. Trasa tego w�a�nie tramwaju - jak przypomnia� sobie
- wiedzie
kr�tkim tunelem, nast�pnie skr�ca ostro w prawo, przez most na rzece Limmat - do
Bahnhofplatz. Martel spojrza� w stron� masywnego zarysu Hauptbahnhof - Dworca
G��wnego - zastanawiaj�c si�, dlaczego w�a�nie to miejsce trafi�o do notesu
Warnera.
Zauwa�y� k�tem oka z lewej strony wysadzan� drzewami Bahnhofstrasse, ulubion�
ulic� w tym najmilszym dla niego mie�cie w Europie. Tu przecie� by�y wielkie
banki ze
swymi niewiarygodnymi systemami zabezpiecze�, z podziemiami wype�nionymi
sztabami
z�ota. Jechali dalej ulic� Talstrasse, nad jeziorem; na jego dalekim ko�cu
znajdowa� si� hotel
Baur au Lac.
Nad miastem wisia�y ci�kie, szare chmury, jak cz�sto bywa wtedy, gdy jest
upalnie i
wilgotno. Taks�wka wjecha�a pod sklepieniem bramy i zatrzyma�a si� przed
wej�ciem. Zanim
g��wny portier otworzy� drzwi, Martel zd��y� doliczy� si� pi�ciu mercedes�w i
jednego rolls-
royce�a, kt�re parkowa�y na dziedzi�cu. Tu� za wej�ciem ci�gn�y si� w stron�
jeziora zielone
trawniki ma�ego parku.
Na trasie z lotniska do hotelu nikt go nie �ledzi�. By� tego ca�kiem pewien.
Kiedy
jednak wchodzi� za portierem do �rodka, nie opuszcza� go niepok�j. Hotel by�
prawie pe�en.
Dzwoni�c wcze�niej, Martel zam�wi� podw�jny pok�j z oknami wychodz�cymi na park.
Po
odej�ciu portiera sprawdzi� sypialni� i �azienk�, aby upewni� si�, �e nie by�o
tam ukrytych
mikrofon�w. Nie znalaz� niczego. Ci�gle jednak nie by� zadowolony.
Gdy sprawdzi� pok�j, zszed� schodami na d�, unikaj�c windy, kt�ra mog�aby
stanowi� pu�apk�. Wok� panowa�a atmosfera luksusu, beztroski i niepokoj�cej
normalno�ci.
Przeszed� przez dziedziniec, tam gdzie pod markiz� obok francuskiej restauracji
podawano
podwieczorek i napoje. Zam�wi� kaw�, zapali� papierosa i czeka�, obserwuj�c
przyjazdy i
odjazdy �wiatowej elity. Czeka� na sw�j �cie�.
By� um�wiony z Claire Hofer w jej mieszkaniu o �smej wieczorem. Intrygowa�a go
ta
dziwna pora. Zazwyczaj wcze�niej sprawdza� okolic�, ale wykryty w biurze Tweeda
pods�uch
sprawi�, �e zmieni� swoj� taktyk�. Ogromn� zalet� Martela by�a bezbrze�na
cierpliwo��.
Umia� czeka� i liczy� na niecierpliwo�� przeciwnika.
Do wp� do �smej opi� si� kaw� jak b�k, reszta go�ci zaczyna�a ju� wieczorny
posi�ek
w pobliskiej restauracji. Do�� nieoczekiwanie podpisa� rachunek, podaj�c numer
swego
pokoju, wsta� i wyszed�, przechodz�c pod sklepieniem bramy. Po przej�ciu
Talstrasse skr�ci�
w lewo w Bahnhofstrasse, oddalaj�c si� od jeziora. Nie widzia� nikogo, ale nie
m�g� pozby�
si� uczucia niepokoju.
Zatrzyma� si� przed automatem biletowym na opustosza�ej ulicy. Wrzuci� cztery
dwudziestocentymowe monety, kt�re dosta� od kasjera z Baur au Lac. Wzi�� bilet i
czeka� na
jedn� ze ��wi�tych kr�w�. B�yszcz�ce tramwaje mia�y pierwsze�stwo ruchu przed
wszystkimi
innymi pojazdami, st�d to lekcewa��ce okre�lenie u�ywane przez mieszka�c�w
Zurychu.
Widok biletu podzia�a� jak lekkie uk�ucie. W wewn�trznej kieszeni marynarki
wci��
mia� kopert� z zawarto�ci� portfela Warnera - by� tam bilet tramwajowy z napisem
RENNWEG/AUGUST. Przystanek, na kt�rym sta�, by� niezbyt odleg�y od mieszkania
Claire
Hofer i taki w�a�nie bilet m�g� mie� przy sobie Warner, gdy jecha� j� odwiedzi�.
Nadjecha�
�wie�o pomalowany tramwaj o op�ywowych kszta�tach. Martel wsiad� i zaj�� miejsce
w
pobli�u drzwi wyj�ciowych. Przej�cie z hotelu do mieszkania Claire Hofer
zaj�oby mu pi��
minut, ale wsiadaj�c do tramwaju i przeje�d�aj�c tylko jeden przystanek, chcia�
wykry�
kogo�, kto pr�bowa�by go �ledzi�.
Na nast�pnym przystanku sprytnie rozegra� spraw�. Wsta� i nacisn�� czarny guzik,
kt�ry automatycznie otwiera podw�jne drzwi w czasie postoju. Drzwi otworzy�y
si�. Spojrza�
na sw�j bilet, jakby chcia� co� sprawdzi�. Na jego twarzy malowa� si� wyraz
zak�opotania i
niepewno�ci. Ludzie wysiadali i wsiadali, on ci�gle czeka�. Drzwi zacz�y si�
zamyka�.
Martel ruszy�.
Zna� zasady dzia�ania tych drzwi. Stan�� na stopniu w momencie, gdy ten zacz��
si�
podnosi�, wsp�dzia�aj�c z mechanizmem automatycznie zamykaj�cym drzwi. Dzia�a�o
jednak urz�dzenie zabezpieczaj�ce: gdy stopie� jest obci��ony, drzwi pozostaj�
otwarte lub
otwieraj� si� ponownie. Wysiad�. Dochodz�c do bocznej uliczki stan��, by zapali�
papierosa.
Sprawdzi� przy tym, czy nikt za nim nie wyskoczy�. Drzwi zamkn�y si�, tramwaj
ruszy�.
Centralhof to otoczony budynkami skwer. Jego jedna strona biegnie wzd�u�
Bahnhofstrasse. S� tam cztery przej�cia pod sklepieniami bram w �rodkowej cz�ci
ka�dego
boku. Jedno z nich - wychodz�ce na Bahnhofstrasse - prowadzi do wewn�trznego
ogrodu.
Martel przeszed� przez ulic�. Id�c Poststrasse skr�ci� w prawo i szed� dalej
wzd�u�
trzeciej strony skweru. Przeszed�szy pod sklepieniem bramy, zobaczy� drzewa i
fontann�.
Pami�ta� je. Nic si� nie zmieni�o. Usiad� na �awce.
Nigdy przedtem nie by� w mieszkaniu przy Centralhof, ale kiedy�, podczas jednej
ze
swych wcze�niejszych wizyt w tych okolicach, zastosowa� dok�adnie t� sam�
taktyk�.
W�wczas uda�o si�.
Jedynymi odg�osami w otaczaj�cym go p�mroku by� �wiergot wr�bli niewidocznych
w ga��ziach drzew i �agodny szmer wody z fontanny. Trudno by�o sobie wyobrazi�
bardziej
pogodn� sceneri�. Spojrza� w g�r� na okna zas�oni�te firankami; panowa�a niemal
og�uszaj�ca cisza.
Nikt nie towarzyszy� mu w tej oazie spokoju. Pomy�la�, �e uda�o mu si� unikn��
wykrycia. Wsta� i skierowa� si� w stron� przej�cia - pokaza� mu je zreszt�
wcze�niej na planie
Tweed - z kt�rego prowadzi�o wej�cie do mieszkania.
Tylko jedna tabliczka z nazwiskiem. Obok przycisk dzwonka. C. Hofer. Nacisn��
dzwonek. Przez kratk� domofonu odpowiedzia� mu niemal natychmiast kobiecy g�os.
Na
szcz�cie - po niemiecku, a nie szwajcarsko-niemiecku, gdy� zapewne nie
zrozumia�by
niczego.
- Kto tam?
- Martel.
M�wi� cicho, przybli�ywszy usta do kratki. G�os z drugiego ko�ca, przefiltrowany
przez metalowe listewki, brzmia� niemal bezciele�nie.
- Zwolni�am zamek. Jestem na pierwszym pi�trze.
Wszed� do pustego korytarza. Spr�ynowe zawiasy automatycznie zamkn�y za nim
drzwi. Zauwa�y� staromodn� wind� z ozdobn�, metalow� krat�. Zignorowa� j� i
wbieg� lekko
po schodach. By� o par� sekund wcze�niej, ni� mog�aby go oczekiwa�.
Wzrost: pi�� st�p i sze�� cali. Waga: dziewi�� kamieni* [* Kamie� - angielska
miara
ci�aru. W przypadku os�b wynosi 14 funt�w, czyli 6,348 kg. Funt - ang. i amer.
jednostka
masy r�wna 454 g. Stopa = 30,48 cm, cal = 2,54 cm.] i dwa funty. Wiek:
dwadzie�cia pi�� lat.
W�osy: ciemne. Oczy: ciemnoniebieskie.
Taki w�a�nie rysopis Tweed poda� Martelowi w Londynie. Dane dziewczyny
przekazywane w tego rodzaju terminologii �wiadczy�y o du�ej uprzejmo�ci i
bieg�o�ci
Ferdy�ego Arnolda: zna�, wida�, dobrze niech�� Tweeda do Wsp�lnego Rynku i
systemu
metrycznego.
Wchodz�c na pierwsze pi�tro, Martel nie mia� przy sobie �adnej broni. Spodziewa�
si�, �e Hofer zaopatrzy go w rewolwer. Na pustym pode�cie zasta� drzwi
zamkni�te, a w ich
mocno polakierowanym drewnie zauwa�y� niewidoczny w�r�d wyra�nych s�oj�w ma�y
otw�r
wizjera. W ko�cu podj�a jakie� �rodki ostro�no�ci przed nieznajomymi.
- Witamy w Zurychu, panie Martel. Prosz� wej��, szybko.
Drzwi otworzy�y si� i dziewczyna zlustrowa�a go uwa�nym spojrzeniem. Zamkn�a
drzwi i przekr�ci�a zatrzask dwa razy. Martel zgasi� papierosa czekaj�c na dole,
w bramie.
Teraz trzyma� w palcach czarn� cygarniczk� i przygl�da� si� dziewczynie bez
specjalnego
entuzjazmu.
Nosi�a przyciemnione okulary z modnymi ostatnio, du�ymi, egzotycznie
wygl�daj�cymi szk�ami. Jej w�osy by�y bardzo ciemne, mia�a oko�o pi�ciu st�p
sze�ciu cali
wzrostu i - o ile m�g� oceni� - wa�y�a pewnie oko�o dziewi�ciu kamieni. By�a
tak�e bardzo
atrakcyjna. Mia�a na sobie bluzk� w kwiaty, a sp�dnica w pastelowym kolorze
ods�ania�a
zgrabne nogi.
- Zadowolony? - spyta�a ostrym tonem.
- Ostro�no�ci nigdy za wiele - powiedzia� i przeszed� z malutkiego korytarzyka
do
salonu, kt�rego okna wychodzi�y na wewn�trzny ogr�d Centralhof.
Zachowywa� si� bezceremonialnie, wsadzi� do cygarniczki nowego papierosa i
zapali�,
nie pytaj�c o pozwolenie.
- Tak, mo�esz zapali� - powiedzia�a.
- �wietnie. Dopomaga mi to w koncentracji.
Rozejrza� si� po pokoju, w kt�rym sta�y ci�kie, sk�rzane fotele i kanapa oraz
pot�ny
kredens. Niemieccy Szwajcarzy lubili solidne meble, prawdopodobnie by�y odbiciem
ich
zdecydowanego charakteru. Wydawa�o mu si�, �e wie, co Hofer my�li w tej chwili:
�Do
diab�a, czy ja musz� pracowa� z tym typem?�
- W�a�nie robi� kaw� - powiedzia�a tonem bardziej przyjaznym.
- To bardzo �adnie.
Ruszy� w stron� okna, ale w chwili, gdy Claire znikn�a za wahad�owymi drzwiami,
zmieni� kierunek. Jeden rzut oka pozwoli� mu oceni� bogate wyposa�enie
mieszkania.
Delikatnie nacisn�� klamk� zamkni�tych drzwi i, lekko je uchyliwszy, zajrza� do
�rodka.
Sypialnia. Du�e, podw�jne ��ko. Spora toaletka z kilkoma porz�dnie u�o�onymi
kosmetykami. Para du�ych drzwi prowadz�cych zapewne do wbudowanej szafy lub
garderoby. Wszystko by�o nienagannie czyste. Drzwi pozostawi� nie domkni�te.
Ekspres do kawy bulgota� pe�n� par�, gdy nie proszony wszed� do kuchni. Na
obudowie zlewu sta�y talerze z resztkami posi�ku i brudny kieliszek. Le�a�y tam
tak�e sztu�ce
i no�yczki z kawa�kiem plastra przylepionym do jednego z ostrzy. Odwr�ci�a si�
gwa�townie.
Usta mia�a zaci�ni�te.
- Czuj si� jak u siebie w domu, Martel.
- Zawsze tak robi�. - U�miechn�� si� przelotnie, wci�� trzymaj�c w z�bach
cygarniczk�. - Czy Warner cz�sto tu sypia�?
To pytanie zaskoczy�o j�. O ma�o nie chwyci�a r�k� gor�cego ekspresu i by�aby go
upu�ci�a na pod�og�. Pali� papierosa obserwuj�c j� i czeka�. Wy��czy�a bulgoc�cy
ekspres,
podesz�a do jednej z szafek i otworzy�a j�.
- Wiosenne porz�dki. Wszystko tu wok� zmieniam, �eby si� nie nudzi�.
Si�gn�a do innej szafki, stoj�cej obok tej, kt�r� otworzy�a przed chwil�, i
wyj�a
fili�anki do kawy. Martel z zadowoleniem zauwa�y�, �e by�y dwie. M�g� pi� kaw�
litrami.
Podzi�kowa� za �mietank�. Nala�a dwie fili�anki czarnej kawy, postawi�a je na
spodeczkach i
spojrza�a na niego.
- Stoisz mi na drodze.
- Pozw�l, �e ja...
Podni�s� obie fili�anki i zani�s� je do salonu, po czym ustawi� na niskim
stoliku. Sz�a
za nim, m�wi�c po drodze:
- Jeste� bardzo zr�czny. Ja zawsze mam problemy, przechodz�c przez te wahad�owe
drzwi z dwiema fili�ankami. Musz� nie�� po jednej.
Spojrza� na ni�, gdy urwa�a w po�owie zdania. Wpatrywa�a si� przez swe ciemne
okulary w uchylone drzwi sypialni. Nie spos�b by�o odgadn�� wyrazu jej oczu,
lecz zagryz�a
wargi.
- By�e� w sypialni.
- Chcia�em upewni� si�, �e naprawd� jeste�my sami.
- Jeste� cholernie bezczelny.
Zrobi�a par� krok�w w stron� sypialni, ale Martel ruszy� do przodu, z�apa� j� za
rami�
i posadzi� na kanapie, po czym usadowi� si� obok. Ci�gle trzyma� j� jedn� r�k�,
drug� za�
si�gn�� do ciemnych okular�w. Wyszarpn�a r�k� i usi�owa�a wbi� mu w twarz
d�ugie niczym
szpony paznokcie. B�yskawicznie uchwyci� jej przegub. Wi�a si� jak w��.
- Martel, mam ci� zupe�nie do�� - wysycza�a przez zaci�ni�te z�by. - Je�eli mamy
pracowa� razem, musimy sobie wyja�ni� par� spraw.
- Nie odpowiedzia�a� mi na moje pytanie o tobie i Warnerze.
Pu�ci� j� i podni�s� fili�ank� z kaw�. Pi�, ci�gle j� obserwuj�c.
Szybko si� opanowa�a. Zanim odpowiedzia�a, tez unios�a swoj� fili�ank�.
- To w�a�nie jedna ze spraw. Po pierwsze - to nie tw�j cholerny interes. Po
drugie -
odpowied� brzmi: nie. Przez ca�y czas naszej znajomo�ci on nawet nie spr�bowa�
dobiera� si�
do mnie. By�a to wy��cznie wsp�lnota interes�w, taka, jaka i nas czeka.
- Och, mo�esz na to liczy�, Claire. Kiedy ostatni raz widzia�a� Warnera przed
jego
�mierci�? Mog� chyba m�wi� do ciebie po imieniu?
- My�l�, �e tak. Ostatni raz widzia�am Charliego trzy dni przed jego podr� do
Lindau. By� sfrustrowany. Powiedzia�, �e utkn�� w martwym punkcie.
- Z Delt�?
Zawaha�a si�. Martel siedzia� bez ruchu i nat�a� umys�. Przypuszcza�, �e gdyby
Claire
umia�a czyta� w jego my�lach, by�aby bardzo zdziwiona. Przypomnia� sobie uwag�
Tweeda,
�e kartoteki nigdy nie k�ami�. �Je�eli fakty nie potwierdzaj� twoich oczekiwa�,
zawsze wierz
faktom�. T� maksym� Tweed wbi� Martelowi do g�owy. Hofer zastanawia�a si� nad
odpowiedzi�.
- Masz na my�li ich neonazistowskie pod�o�e?
- Ja m�wi� o nielegalnej organizacji Delta. Warner by� na jej tropie.
Na zewn�trz Martel wydawa� si� ca�kowicie spokojny, ale nerwy mia� napi�te do
ostateczno�ci. Zmusi� si�, �eby usi��� wygodnie: opar� si� o ty� kanapy i
za�o�y� nog� na
nog�. Hofer wypi�a jeszcze �yk kawy i wsta�a. Id�c za nim z kuchni, zabra�a ze
sob� torebk�.
Po�o�y�a j� blisko okna, na krze�le stoj�cym za kanap�. Teraz obesz�a kanap� i
kontynuowa�a
rozmow�:
- Zostawi� u mnie notes. Jest w nim dosy� du�o, ale zapami�ta�abym jak��
informacj�
dotycz�c� Delty.
Martel spr�y� si�. Zza uchylonych drzwi sypialni dobieg�y go st�umione
uderzenia.
Hofer ci�gn�a dalej, rozpinaj�c przy tym klamr� torebki:
- To ci niezno�ni robotnicy u s�siad�w. Robi� tam w mieszkaniu jakie� zmiany
przed
odnawianiem. S�siedzi wyjechali do Tangeru i nie b�dzie ich do zako�czenia
rob�t.
Martel celowo usiad� na kanapie, znajdowa�a si� bowiem na wprost du�ego lustra
nad
kominkiem. Na p�ce sta�y wprawdzie wazony z kwiatami, ale w przerwach mi�dzy
nimi
m�g� obserwowa� Hofer, kt�r� teraz mia� za plecami. Pope�ni� cholerny b��d,
koncentruj�c si�
na spra