8011

Szczegóły
Tytuł 8011
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8011 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8011 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8011 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

COLIN FORBES Podw�jne ryzyko Prze�o�y�: Krzysztof Pol Data wydania oryginalnego 1982 Data wydania polskiego 1991 ROZDZIA� 1 Niedziela, 24 maja Po morderstwie uwa�ano, �e Charles Warner - zawsze tak czujny - przesta� by� ostro�ny ze wzgl�du na sielskie otoczenie. Gdy opu�ci� port Lindau w Bawarii i wyprowadzi� swoj� motor�wk� na Jezioro Bode�skie, by�o s�oneczne, spokojne popo�udnie. - A by�o to szata�sko sprytne i zuchwa�e zab�jstwo - stwierdzi� dwa dni p�niej w Londynie Tweed w rozmowie z Martelem. Motor�wka, kt�r� prowadzi� samotnie Warner, p�yn�a powoli do wyj�cia z portu, mijaj�c z jednej strony kamienny pos�g Lwa Bawarii, z drugiej za� - wysok� latarni� morsk�. Zgodnie z przepisami da� sygna� buczkiem. Szczup�y, zwinny, czterdziestoletni m�czyzna nazwiskiem Warner mia� na sobie niemiecki garnitur. Obok niego na siedzeniu spoczywa� kapelusz tyrolski. Ze wzgl�du na tajno�� miejsca l�dowania m�czyzna mia� na g�owie marynarsk� czapk� z daszkiem, kt�ra znacznie lepiej zlewa�a si� z wakacyjnym t�em. Na ogromnym jeziorze nie by�o przed nim nic, co mog�oby wzbudzi� jakie� podejrzenie. W blasku popo�udniowego s�o�ca flotylla jacht�w z kolorowymi �aglami ko�ysa�a si� jak zabawki. Za nim wznosi�y si� poszarpane, o�nie�one szczyty w Liechtensteinie i Szwajcarii. Z prawej strony jeden z wielu bia�ych prom�w kursuj�cych po jeziorze oddala� si� w kierunku niemieckiego miasta Konstancja. Z lewej strony, wykorzystuj�c lekki podmuch wiatru, grupa m�czyzn �egluj�cych na deskach prze�lizgiwa�a si� po g�adkiej tafli wody. Naliczy� ich sze�ciu, gdy przesuwali si� przecinaj�c jego kurs. - Zje�d�ajcie, z �aski swojej, do cholery! - mrukn�� zmniejszaj�c obroty silnika. Wszyscy �eglarze byli m�odzi, doskonale zbudowani, mieli na sobie jedynie k�piel�wki. Ich dziwne pojazdy poruszaj�c si� zatacza�y �uk. Okr��ali go. Dw�ch z nich mia�o jasne w�osy. Warner znajdowa� si� oko�o p� mili od brzegu, gdy zda� sobie spraw�, �e m�odzi ludzie urz�dzaj� sobie zabaw�. Otaczali go i nie pozwalali mu przyspieszy�. - Id�cie bawi� si� gdzie indziej - warkn��. Mia� cholern� ochot� doda� gazu i postraszy� ich, ale byli tak blisko, �e m�g�by na nich najecha�. Jeden z blondyn�w, wy�szy, machn�� r�k� i doprowadzi� swoj� desk� do motor�wki. Lew� r�k� przytrzymuj�c dla r�wnowagi �agiel, praw� si�gn�� po przymocowany paskiem do uda n�. Zbyt p�no przeb�ysk alarmu ostrzeg� Anglika. Blondyn pu�ci� �agiel i wskoczy� do �odzi. Pos�uguj�c si� no�em z szybko�ci� i znakomit� wpraw� mordercy, raz za razem zatapia� ostrze w swej ofierze. Pozosta�ych pi�ciu m�czyzn utworzy�o zas�on� z �agli, maskuj�c motor�wk� przed kim�, kto m�g�by obserwowa� ich z brzegu przez lornetk�. A Wasserschutzpolizei - Policja Wodna - mia�a swoj� jednostk� i ��d� motorow� w Lindau. Trzymali zas�on� do momentu, a� wysoki blondyn zako�czy� jatk�. Potem opu�ci� motor�wk�, w�lizgn�� si� do wody, wdrapa� na desk� i podni�s� �agiel. Uformowawszy poprzedni szyk, grupa skierowa�a si� w stron� wyludnionej cz�ci brzegu na ko�cu jeziora, pomi�dzy Lindau i granic� austriack�. - Rany wielokrotnie zadane no�em, jakby robota jakiego� maniaka... Sier�ant Dorner z Policji Wodnej powsta� z kl�czek. Zako�czy� ogl�dziny cia�a znalezionego w dryfuj�cej motor�wce. Popatrzy� na ��d� z niebieskim napisem Polizei na burcie, ustawion� wzd�u� motor�wki. Najm�odszy ze stoj�cych na pok�adzie policjant�w, kt�rzy obserwowali ogl�dziny, przechyli� si� i zacz�� wymiotowa� przez burt�. �Chrzest ogniowy� - pomy�la� Dorner. Dostrzeg� pod nog� jaki� b�yszcz�cy przedmiot i zmarszczy� brwi. Podni�s� go, przyjrza� si� i szybko wsun�� do kieszeni. By� to rodzaj tr�jk�tnej odznaki w kszta�cie greckiej litery delta. Spojrza� znowu w stron� cia�a: co za przera�aj�cy k�opot... Otworzy� paszport wyj�ty wraz z portfelem z marynarki trupa. - To Anglik. Dziwne, ale portfel wypchany jest pieni�dzmi. - Mo�e mordercy wpadli w panik�? - Stoj�cy wy�ej, na mostku motor�wki Busch, zast�pca Dornera i trzeci cz�onek ekipy policyjnej, os�aniaj�c oczy patrzy� na wsch�d. - Ani �ladu tych gnoi. Szybko odp�yn�li. - Wyci�gni�cie portfela nie zaj�oby nawet paru sekund - upiera� si� Dorner. - Chryste! To jest najdziwniejsze zab�jstwo, z jakim si� dotychczas zetkn��em. Przegl�daj�c zawarto�� portfela, znalaz� ma��, plastykow� kart�, przypominaj�c� nieco wygl�dem kart� kredytow�. Tylko �e - jak zauwa�y� Dorner, przygl�daj�c si� uwa�nie zielonym i czerwonym paskom, wyt�oczonym cyfrom identyfikacyjnym oraz pi�ciu literom kodu oznaczaj�cym Londyn - nie by�a to karta kredytowa. - Co si� sta�o?! - zawo�a� Busch, przechyliwszy si� w d�. Co� w wyrazie twarzy szefa ostrzeg�o go, �e trafi� na k�opoty. Dorner wsun�� kart� z powrotem do portfela i da� znak Buschowi, by zszed� z mostka i podszed� bli�ej. Gdy Busch pochyli� si� w jego stron� nad w�sk� szczelin� oddzielaj�c� obie �odzie, powiedzia� zni�onym g�osem: - Trzeba spraw� utrzyma� w tajemnicy. Przede wszystkim musimy natychmiast zawiadomi� BND w Pullach. - Chcesz powiedzie�, �e on jest... - Niczego nie chc� powiedzie�. Ale wydaje mi si�, �e paru ludzi w Londynie chcia�oby dowiedzie� si� o tym jeszcze przed zapadni�ciem nocy... Sier�ant Dorner sta� zamy�lony na mostku �odzi policyjnej, pozostawiaj�c manewrowanie ni� swemu podw�adnemu. Wp�ywali do portu w Lindau. Przymocowana grub� lin� motor�wka z przera�aj�cym �adunkiem ci�gn�a si� na holu za sterem. Cia�o starannie ukryto pod p��cienn� p�acht�. Co najbardziej niepokoi�o Dornera, to makabryczny stan plec�w ofiary. O tym fakcie nie wspomnia� nawet Buschowi. Ta makabra stanowi�a szalony kontrast z wakacyjn� atmosfer� Lindau, gdzie tury�ci spacerowali w s�o�cu wzd�u� kr�tkiej linii wej�cia do portu. Poszukuje si� grupy sze�ciu windsurfingowc�w, prawdopodobnie teraz dop�ywaj�cych do waszego brzegu. W wypadku spostrze�enia nale�y ich uj�� i zatrzyma� w �cis�ym areszcie. Grupa jest uzbrojona i niebezpieczna. Tak brzmia� tekst pilnego komunikatu, o kt�rego wys�anie poprosi� Dorner m�odego operatora, zanim jeszcze rozpocz�li powr�t do Lindau. Do tego czasu - na szcz�cie - najm�odszy uczestnik patrolu doszed� ju� do siebie po serii wymiot�w. Sygna� wys�ano zar�wno do komendy g��wnej w Bregencji po stronie austriackiej, jak i do bazy Dornera. - Wydawa�o mi si�, �e widzia�em jakie� dziwne znaki wyci�te na jego plecach - zauwa�y� Busch, daj�c znak syren� przy wej�ciu do portu. - Prawie jak rodzaj symbolu. Chocia� by�o tyle krwi... - Pilnuj swojej roboty! - odburkn�� Dorner. Rozpalone s�o�ce przypieka�o im karki. Wp�yn�li do ma�ego portu i skr�cili na wsch�d, gdzie zazwyczaj cumowali ��d�. Najwi�kszym zmartwieniem Dornera by�o takie przeniesienie zw�ok przez kr�tki odcinek z portu do budynku policji, aby nikt tego nie zauwa�y�. Nie mia� si� o co martwi�. Szybkie odnalezienie cia�a Charlesa Warnera i tak ju� zosta�o spostrze�one. S�dziwe miasto Lindau - ze swymi �redniowiecznymi kamieniczkami, brukowanymi uliczkami i jeszcze w�szymi zau�kami - po�o�one jest na wyspie, na wschodnim kra�cu Jeziora Bode�skiego. Do tej geograficznej osobliwo�ci mo�na dotrze� dwiema r�nymi drogami. Je�li jedzie si� samochodem, trzeba przeby� most Seebrucke. Je�li za� podr�uje si� do Lindau mi�dzynarodowym ekspresem z Zurychu, przeje�d�a si� nasypem kolejowym znajduj�cym si� bardziej na zach�d. Poci�g zatrzymuje si� na dworcu kolejowym po�o�onym wy�ej, przy brzegu, po czym cofa si� t� sam� tras� i jedzie dalej do Monachium. Artysta uliczny ulokowa� si� przed Bayerischer Hof, najbardziej luksusowym hotelem w Lindau, na wprost wyj�cia z dworca kolejowego. M�g� st�d �atwo obserwowa� zar�wno przyjazdy poci�g�w, jak i dobijaj�ce �odzie i promy. Szczup�y, z twarz� o wystaj�cych ko�ciach policzkowych m�czyzna mia� nieco ponad dwadzie�cia lat. Ubrany by� bardzo schludnie. W Niemczech jest niewielu �ebrak�w, ale ci, co s�, zachowuj� pozory godno�ci. Tylko w ten spos�b mog� mie� nadziej� na datki przechodni�w. Dzie�em artysty by� namalowany kredkami na p�ytach chodnika obraz, kt�ry przedstawia� rzymskie Forum. Obok niego sta�o niedu�e, tekturowe pude�ko na monety. Artysta spacerowa� tam i z powrotem z r�kami za�o�onymi do ty�u, cz�sto przystaj�c. W tej w�a�nie chwili obserwowa� wp�ywaj�c� do portu ��d� policyjn�, kt�ra holowa�a motor�wk�. ��d� wykona�a zakr�t i dobi�a do brzegu. Uliczny artysta rozejrza� si� i upewni�, �e nie jest obserwowany. Spojrza� na zegarek; nosi� go znacznie powy�ej przegubu. Przeszed� na drug� stron� ulicy, pchn�� drzwi i wszed� do hallu dworca. Zanim skierowa� si� do budki telefonicznej, ustali�, �e z pomieszczenia z napisem Polizei na drzwiach nikt nie wychodzi. W budce nakr�ci� numer i czeka�. Po chwili z apartamentu w Stuttgarcie us�ysza� g�os m�odej kobiety. - Edgar Braun - rzuci�. - Tu Klara. Mam tylko minut�, bo w�a�nie wychodz�. - To zajmie tylko minut�. - Odczeka� chwil�. Ustalony pocz�tek rozmowy potwierdzi� wzajemn� identyfikacj�. - My�la�em, �e zechcesz wiedzie� o przesy�ce, kt�ra ju� nadesz�a. - Tak szybko? Wydawa�a si� zaskoczona. M�czyzna, kt�ry przedstawi� si� jako Braun, zmarszczy� brwi. To zupe�nie nie by�o do niej podobne. �eby a� tak straci� zimn� krew?! Czyjekolwiek zw�oki by�y w motor�wce, odkryto je znacznie wcze�niej, ni� tego oczekiwano. - Czy jeste� pewien? - spyta�a. - Oczywi�cie! - zesztywnia�. - Chcesz zna� szczeg�y? - zasugerowa� w miar� nieprzyjemnie. - To nie b�dzie potrzebne. - Jej g�os powr�ci� do normalnego ch�odnego tonu. - Dzi�kuj� za telefon. - A moja zap�ata? - upomnia� si� Braun. - Czeka na odbi�r. Jak zwykle na poczcie, za dwa dni od dzisiaj. I wykonuj nadal sw� prac�. Pami�taj o tym, �e o dobre stanowisko teraz trudno. Pozosta� chwil� w budce, wpatruj�c si� w telefon. Ta suka roz��czy�a si�! Wzruszy� ramionami, wyszed� z budki i powr�ci� na swoje miejsce na chodniku. Braun wiedzia�, co ma obserwowa�, ale poza stuttgarckim numerem telefonu do dziewczyny o imieniu Klara - nigdy jej zreszt� nie spotka� - nie wiedzia� nic o organizacji, na kt�rej rzecz �ledzi�. W luksusowym mieszkaniu w Stuttgarcie dwudziestosiedmioletnia Klara przegl�da�a si� w lustrze toaletki. Jako eks-modelka mia�a wspania�� figur�, a jej g�adkimi, czarnymi w�osami zajmowa� si� regularnie co tydzie� najlepszy fryzjer w mie�cie. Szafa z jej garderob� warta by�a ma�� fortun�. Mia�a ciemne, rozmarzone oczy, delikatne rysy twarzy i pali�a papierosa za papierosem. Przez chwil� waha�a si�, po czym podnios�a s�uchawk� i zadzwoni�a do m�czyzny, w�a�ciciela apartamentu, w kt�rym mieszka�a. Wykr�caj�c numer do miejscowo�ci na po�udniu Bawarii, zapali�a kolejnego papierosa. Wiele mil na p�nocny wsch�d od Lindau, w otoczonym fos� zamku m�ska r�ka si�gn�a po s�uchawk�. M�czyzna nosi� na trzecim palcu okaza�y, brylantowy pier�cie�. Poni�ej mocno zarysowanej szcz�ki widnia�a spinka z solidnego z�ota, lew� r�k� zdobi� zegarek marki Patek Philippe. - Tak! Tylko to pojedyncze, kr�tkie s�owo, bez przedstawienia si�. - M�wi Klara. Czy mo�esz rozmawia�? - Tak. Czy dosta�a� to futro, kt�re ci wys�a�em? Dobrze. Co� jeszcze? Powa�ny ton g�osu nosi� �lady zniecierpliwienia wynikaj�cego z tego, �e musz� przechodzi� przez tak� identyfikacyjn� szopk�, zanim dojd� do sedna sprawy. Tak jak poprzednio Klara, tak teraz on zdziwi� si�, gdy przekaza�a mu odpowied� Brauna. - Powiedzia�a�, �e przesy�ka nadesz�a? Ju�? - Tak. Wiedzia�am, �e ta wiadomo�� ci� uspokoi. Sze��dziesi�cioletni m�czyzna, z kt�rym rozmawia�a, wcale nie poczu� si� uspokojony. Ukry� jednak sw� reakcj�, chocia� zaalarmowa�a go szybko��, z jak� policja znalaz�a cia�o Anglika. U�ycie s�owa �przesy�ka� oznacza�o, �e zgodnie z planem Warner zosta� zlikwidowany. �Nadesz�a� - �e cia�o by�o ju� w r�kach policji. Powt�rzy� niemal s�owo w s�owo to, co Klara m�wi�a do Brauna: - Czy jeste� pewna? To bardzo szybko. - Nie by�am na miejscu, �eby dopilnowa� odbioru. - W jej g�osie by�a nuta sarkazmu. - Przekazuj� tylko to, co nasz obserwator powiedzia� mi mniej ni� pi�� minut temu. - Nie zapominaj, z kim rozmawiasz - us�ysza�a. Od�o�y� s�uchawk�. Ze stoj�cego na biurku pude�ka wzi�� hawa�skie cygaro. Odci�� koniec i zapali� je z�ot� zapalniczk�. W swoim stuttgarckim mieszkaniu Klara ostro�nie od�o�y�a s�uchawk�, po czym zakl�a. Mo�e dzieli� z ni� ��ko, p�aci� czynsz, kupowa� ubrania, ale - u diab�a - nie mia� jej na w�asno��! Zapali�a nowego papierosa, przyjrza�a si� sobie w lustrze i si�gn�a po kredk� do oczu. K�opot polega� na tym, �e Reinhard Dietrich by� przemys�owcem milionerem, powa�nym w�a�cicielem ziemskim oraz znanym politykiem. A ona nigdy nie pozwala�a sobie zapomnie� o tym, �e cz�owiek, kt�rego by�a kochank�, jest te� jednym z najbardziej niebezpiecznych ludzi w zachodnich Niemczech. ROZDZIA� 2 Wtorek, 26 maja Tweed siedzia� przy biurku w swoim biurze mieszcz�cym si� na pierwszym pi�trze budynku, kt�rego okna wychodzi�y na Regent�s Park. Przez okulary o bardzo grubych szk�ach wpatrywa� si� w stos przedmiot�w, kt�re Policja Wodna z Lindau znalaz�a przy zw�okach Charlesa Warnera. Wbrew temu, co si� powszechnie s�dzi, o�rodek brytyjskiej Secret Service nie znajduje si� wcale w olbrzymim, betonowym budynku przy Waterloo Station, lecz w jednej z niewielkich kamieniczek z czas�w kr�la Jerzego, po�o�onych w p�kolistej uliczce i zajmowanych przez r�nego rodzaju instytucje. To po�o�enie ma sporo plus�w. Wyszed�szy z budynku, mo�na skierowa� si� w r�ne strony. �atwo przy tym sprawdzi�, czy kto� pr�buje za tob� i��. Wystarczy po prostu p�j�� do Regent�s Park - na tej otwartej przestrzeni nie spos�b znikn��. Tak naprawd� jest jeszcze inna metoda: uda� si� do stacji metra Regent�s Park, kt�ra znajduje si� zaledwie o par� krok�w. W odr�nieniu od innych stacji metra, jedynym sposobem, aby dosta� si� na peron, jest winda. I teraz, je�li ktokolwiek ci� �ledzi, to zobaczysz go, gdy� musi wej�� do tej samej windy. - To �a�osne, co w�a�ciwie cz�owiek nosi przy sobie - zauwa�y� Tweed. Jego rozm�wca Keith Martel zapali� papierosa. Zastanawia�o go, czy niech�� w g�osie Tweeda odnosi�a si� do le��cych przed nim przedmiot�w, poniewa� nie zgadza�o si� to z przyj�tym przez niego poczuciem porz�dku, czy te� by� to rodzaj komentarza, kt�ry dotyczy� tak marnego dobytku, jaki cz�owiek zostawia po sobie. Pomi�dzy tymi dwoma m�czyznami by�o oko�o dwudziestu lat r�nicy. Martel - wysoki, dobrze zbudowany, ciemnow�osy - sprawia� wra�enie ogromnie pewnego siebie. Mia� dwadzie�cia dziewi�� lat. W jego wygl�dzie zewn�trznym najbardziej zwraca� uwag� prosty, rzymski nos, dominuj�c� za� cech� jego osobowo�ci by�o niepos�usze�stwo. Pali� nazbyt cz�sto, u�ywaj�c przy tym czarnej cygarniczki. M�wi� p�ynnie po niemiecku, francusku i hiszpa�sku. By� pilotem pierwszej klasy lekkich samolot�w i helikopter�w. P�ywa� jak ryba i nienawidzi� gier zespo�owych. Nikt nie zna� wieku Tweeda. Mia� pi�� st�p i osiem cali wzrostu. �ylasty, sztywny, jakby kij po�kn��, wygl�da� na eks-majora, kt�rym zreszt� by�. Jego siwe w�sy, tak zreszt� jak i w�osy, by�y starannie przystrzy�one. Skrywane za szk�ami okular�w lekko wy�upiaste oczy Tweeda wydawa�y si� zaniepokojone, jakby spodziewa� si� najgorszego. �No i na og� zdarza si� to najgorsze. Zawsze mo�na na nie liczy�. Taka by�a jego ulubiona maksyma �yciowa. A wydarzenia zazwyczaj mia�y taki przebieg, i� wygl�da�o na to, �e mia� racj�. Ten w�a�nie fakt, a tak�e wprawa w rozwi�zywaniu problem�w - no i nieco zjadliwy spos�b bycia - przekona�y nowego dyrektora departamentu, �e nale�y przesun�� go na boczny tor, na stanowisko szefa centralnej kartoteki. W dodatku nowy zwierzchnik, Frederick Anthony Howard, czu� do Tweeda zdecydowan� antypati� od momentu, gdy spotkali si� po raz pierwszy, a wydarzy�o si� to w nieco tajemniczej przesz�o�ci. - Co o tym wszystkim my�lisz, Keith? Tweed wskaza� nale��ce do Warnera przedmioty, roz�o�one teraz na biurku w miejscu specjalnie w tym celu opr�nionym, w�r�d sterty uporz�dkowanych teczek akt. Martel si�gn�� po skrawki papieru i kilka bilet�w wyj�tych z portfela zmar�ego. Warner - jak chomik - wypycha� portfel �wistkami, kt�re inni agenci dawno by wyrzucili. Ale Martel wiedzia�, �e nie by� to przejaw roztargnienia. Warner trzyma� si� zasady, �e o tym, co mu si� przytrafi�o podczas wykonywania zadania, powinien wiedzie� jego nast�pca, pozostawia� wi�c �lady swojej dzia�alno�ci. - Co on w�a�ciwie robi� w Niemczech? - spyta� Martel, przegl�daj�c t� kolekcj�. - Wypo�yczy�em go Erichowi Stollerowi z Bundesnachrichtendienst, gdy� mam wobec niego zobowi�zania. W�a�nie potrzebowa� kogo� z zewn�trz, kto m�g�by uchodzi� za Niemca i dopom�c mu w infiltracji grupy Delta w Bawarii. To neonazi�ci, jak zapewne wiesz. Dzia�aj� bardzo sprytnie, w granicach prawa, nie spos�b wi�c zakaza� im funkcjonowania. Bundesnachrichtendienst - BND - by�o niemieck� federaln� tajn� s�u�b�, a jej nie rzucaj�cy si� w oczy o�rodek znajdowa� si� w pobli�u Monachium. Tweed wyj�� z kieszeni jaki� przedmiot i potoczy� go po biurku. Martel us�ysza� przyt�umiony, metaliczny d�wi�k. By� to tr�jk�tny znaczek w kszta�cie greckiej litery delta. - To ich najnowsza wersja swastyki. Znaleziono go pod cia�em Warnera - wyja�ni� Tweed. - Widocznie morderca zgubi� j�, nawet o tym nie wiedz�c. - Jak go zamordowano? - Brutalnie. - Tweed zdj�� okulary i odchyliwszy si� w fotelu, opar� si� o swe ulubione poduszki. - Patolog BND podaje w swym raporcie, �e Warnerowi zadano dwadzie�cia pi�� cios�w no�em. Dwadzie�cia pi��! Zako�czyli robot� wycinaj�c sw�j znak - symbol Delty - na jego plecach. - Czy to stanowi podstaw� do identyfikacji zab�jcy jako cz�onka Delty? - Podstaw� stanowi� zeznania naocznego �wiadka, kt�rego nazwiska Stoller nie chce ujawni� nawet mnie. Jaki� niemiecki turysta siedzia� w�a�nie na tarasie po�o�onym nad portem w Lindau... - To mi przypomina Romerschanze - wtr�ci� Martel. - Naturalnie, zupe�nie zapomnia�em, �e ty przecie� znasz Lindau. Bardzo dziwnie po�o�one miejsce, sprawdzi�em to na mapie. Z g�ry wygl�da jak tratwa przyczepiona do l�du dwoma k�adkami. Jak wiesz, jest to wyspa po��czona z Bawari� dwoma mostami... - Jeden z nich to most dla ruchu drogowego, drugi za� ��czy si� z nasypem kolejowym. Wzd�u� toru biegnie droga dla rower�w i przej�cie dla pieszych. - To dobrze, gdy trafi si� kto�, kto ma tak dobre oko do szczeg��w - skomentowa� to wszystko Tweed, nie bez cienia sarkazmu. Martel udawa�, �e tego nie dostrzega. Reakcja Tweeda wskazywa�a, i� stara si� ukry� powa�ne zaniepokojenie. - Jak ju� ci powiedzia�em - ci�gn�� Tweed - ten niemiecki turysta widzia� przez lornetk� moment, w kt�rym Warner wyprowadza� motor�wk� na jezioro. Spostrzeg� te� windsurfingowc�w - dok�adnie sze�ciu - jak zablokowali mu kurs w taki spos�b, �e musia� zatrzyma� ��d�. Kiedy odp�yn�li, zauwa�y�, �e motor�wka wraz z Warnerem przewieszonym przez kierownic� po prostu dryfuje. Pomy�la�, �e widocznie Warner �le si� poczu� i natychmiast skontaktowa� si� z Policj� Wodn�, kt�ra sw� dy�urn� ��d� cumuje zwykle w pobli�u tarasu Romer... co� tam. - Tweed rzuci� okiem na raport Stollera. - Facet nazwiskiem Dorner wyjecha�, �eby to sprawdzi�. - A reszta to ju�, niestety, historia... - Mo�e z tym wyj�tkiem, �e chc�, aby� to ty pojecha� i zast�pi� Warnera - powiedzia� cicho Tweed. Frederick Anthony Howard wszed� do pokoju bez pukania, a �ci�lej m�wi�c - wpad� jak bomba. Wyznawa� zasad�, �e z chwil� wej�cia do pokoju nale�y natychmiast zapanowa� nad sytuacj�. Towarzyszy� mu niejaki Mason, najnowszy nabytek, m�czyzna o rozbieganych oczach i bardzo mizernym wygl�dzie. Nie odezwa� si� ani s�owem, kryj�c si� za swym szefem jak lokaj. - Tweed, przypuszczam, �e zdajesz sobie z tego spraw�, i� ca�y nasz sprawny personel ma zaj�� si� ochron� pani premier podczas podr�y na wiede�ski szczyt? Celowo u�y� s�owa �sprawny�, aby nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e ma na my�li Martela, wyklucza za� Tweeda. Howard by� dobrze zbudowanym, pi��dziesi�cioletnim m�czyzn� o rumianej twarzy, cholerycznym usposobieniu, niesfornej szopie siwych w�os�w na g�owie i niezwykle �ywym sposobie bycia. Mia� opini� uwodziciela, z czego by� niezmiernie zadowolony. Podobnie jak z tego, �e jego �ona Cynthia prowadzi dom na wsi, a on wynajmuje w Londynie kawalerk� na Knightbridge. Tego rodzaju uk�ad bardzo mu odpowiada�. Tweed, gdy zapytywano go prywatnie, co o tym s�dzi, odpowiada� w spos�b raczej mia�d��cy: �Kawalerka? By�em tam u niego kiedy�. Je�eli spotyka si� tam z dziewczyn�, to mog� w niej co najwy�ej sta�. - Co to za �mietnik? - spyta� Howard, podnosz�c z biurka Tweeda portfel Warnera. Nawiasem m�wi�c, Martel podczas wtargni�cia Howarda schowa� w d�oni skrawki papieru, kt�re ogl�da�, i wsun�� je do kieszeni. - Ten �mietnik - powiedzia� Tweed ponuro - to przedmioty znalezione przy zabitym Charlesie Warnerze. Ci z BND byli na tyle uprzejmi, �e przes�ali je prosto z Monachium do Londynu, �eby umo�liwi� nam jak najszybsze rozpocz�cie �ledztwa. M�wi�c to tonem ch�odnym i spokojnym, Tweed ponownie za�o�y� okulary. Bez nich czu� si� niemal nagi, szczeg�lnie w obecno�ci takich ludzi jak Howard. Orientowa� si� przy tym doskonale, �e za szk�ami okular�w nie spos�b odgadn�� wyrazu jego oczu. - C� to, robimy si� wra�liwi na stare lata? - zauwa�y� lekcewa��co Howard. Nadrabia� min� w sytuacji nieco dla niego k�opotliwej: pope�ni� nietakt i wiedzia� o tym. - Cz�owiek nie �yje - powt�rzy� Tweed, nie daj�c za wygran�. - Nie podoba mi si� to tak samo, jak i tobie. - Howard podszed� do zas�oni�tego g�stymi firankami okna i spojrza� przez wzmocnione szyby. Z�o�y� r�ce w spos�b nieco teatralny i powiedzia�: - Musz� po prostu jeszcze raz podkre�li�, �e ca�y sprawny personel powinien by� do dyspozycji, gdyby podczas podr�y ekspresem na konferencj� wiede�sk� niezb�dna by�a ochrona. Na trasie z Pary�a do Wiednia. Od dzi� za tydzie�. Wtorek, 2 czerwca... - Mam ju� kalendarz - skomentowa� to Tweed. Howard popatrzy� na Martela, zdecydowanie ignoruj�c Tweeda. Martel, nie odzywaj�c si� ani s�owem trzyma� cygarniczk� w ustach. Ju� sam ten fakt na mil� pachnia� Howardowi niepos�usze�stwem. Wszyscy dobrze wiedzieli, �e nie �yczy� sobie, aby w jego obecno�ci oddawano si� tak obrzydliwemu na�ogowi, jak palenie papieros�w. - A wi�c? - nastawa� na Martela. Ten spojrza� mu prosto w oczy, wypuszczaj�c przy tym smug� dymu. Na jego twarzy malowa�a si� wrogo��. - Jestem teraz zaj�ty czym� innym - o�wiadczy� leniwie, nie wyjmuj�c z ust cygarniczki. Howard odwr�ci� si� gwa�townie do Tweeda i wybuchn��: - No, tego ju� za wiele! Zabieram Martela i do��czam go do mojej grupy ochronnej. M�wi dobrze po niemiecku. - I dlatego jedzie do Bawarii - wpad� mu w s�owo Tweed. - Podejrzewali�my, �e dzieje si� tam co� dziwnego. Wygl�da na to, �e mieli�my racj�. Gdyby by�o inaczej, nie zamordowano by Warnera. Howard popatrzy� na Masona stoj�cego przy drzwiach jak pos�aniec. Widocznie uzna�, �e nadszed� czas, aby pokaza�, kto tu ma w�adz�. - My? - rzuci� wynios�ym tonem. - Czy m�g�bym dowiedzie� si�, co to za my? - Erich Stoller z BND i ja - stwierdzi� kr�tko Tweed. Poczu� przy tym, �e ma ju� dosy� Howarda. - Mam specjaln� instrukcj� ministra upowa�niaj�c� mnie do przeprowadzenia �ledztwa w sprawie tej bawarskiej zagadki i ca�kowite pe�nomocnictwo do wykorzystania moich ludzi w taki spos�b, jaki uznani za s�uszny. Chcia�bym tak�e zauwa�y�, �e trasa wiadomego poci�gu wioz�cego czterech zachodnich przyw�dc�w do Wiednia na spotkanie z radzieckim sekretarzem generalnym prowadzi w�a�nie przez Bawari�. Zostali znowu sami. Howard wymaszerowa� z gabinetu, gdy tylko us�ysza� o istnieniu specjalnej instrukcji ministra. Mason wyszed� za nim i ostro�nie zamkn�� drzwi. - Tak wpatrywa� si� we mnie, jakby chcia� wbi� sobie w pami�� m�j rysopis - zauwa�y� Martel. - Och, powr��my do naszych spraw. W porz�dku, kt�ry z nich? - Ten nowy nabytek, Mason. Czy kto� �ci�gn�� go tu z ulicy? - By�y Oddzia� Specjalny, jak s�dz� - odpowiedzia� Tweed. - I zdaje si�, �e Howard sam go zaanga�owa�. Osobi�cie prowadzi� rozmow� wst�pn�. My�l�, �e stara si� wkr�ci� tu do nas. - Przecie� nie przyjmujemy tu ludzi, kt�rzy po prostu zg�aszaj� si� - uci�� Martel. - Podobno ju� teraz przyjmujemy. Jak zamierzasz podj�� �lad Warnera? A przy okazji, spodziewam si�, �e jeste� po �niadaniu. Tw�j �o��dek powinien wytrzyma� widok zdj��, kt�re zrobili ludzie Stollera - na dw�ch wida� wyra�nie tr�jk�tny symbol partii Delta wyci�ty na plecach Warnera. - Delta oznacza neonazist�w - przypomnia� Martel, przegl�daj�c z uwag� l�ni�ce odbitki zdj��. - Delt� kieruje ten milioner z przemys�u elektronicznego, Reinhard Dietrich. On tak�e kandyduje w bawarskich wyborach krajowych, kt�re odb�d� si�... - W czwartek, 4 czerwca, dzie� po przekroczeniu granic Bawarii przez poci�g wioz�cy zachodnich przyw�dc�w - wtr�ci� Tweed. - Jest jeszcze co�, co Howard przeoczy�. Wiesz, Keith, mam dziwne przeczucie, �e to wszystko zaz�bia si� - przejazd poci�gu przez Bawari�, wybory krajowe i morderstwo Warnera, zanim zd��y� porozumie� si� z nami. Martel po�o�y� na biurku odbitki zdj�� i wyci�gn�� z kieszeni kawa�ki papieru, kt�re schowa� ukradkiem, gdy Howard wszed� do pokoju. Poda� Tweedowi wybrany �wistek papieru. - Zaczn� od Zurychu, �eby spr�bowa� znale�� pow�d zamordowania Warnera. - Dlaczego od Zurychu? Zauwa�y�em wprawdzie bilet pierwszej klasy z Monachium do Zurychu i drugi, z Lindau do Monachium, ale... - Ten skrawek papieru. Przyjrzyj mu si� dobrze. Tweed popatrzy� na� przez szk�o powi�kszaj�ce. By� to rodzaj biletu, na kt�rym mo�na by�o zauwa�y� napis: VBZ Zurych... Linie... S�owa: RENNWEG/AUGUST, a tak�e cena - 0.80 - wybite by�y czcionk� w kolorze purpurowym. - O ile pami�tam m�j ostatni pobyt w Zurychu, to trzymasz w r�ku bilet tramwajowy - wyja�ni� Martel. - To musi by� tramwaj, kt�rego trasa przebiega wzd�u� Bahnhofstrasse. Rennweg jest boczn� uliczk� odchodz�c� od Bahnhofstrasse. Warner du�o je�dzi� po mie�cie. Dlaczego? Dok�d? On nigdy nie marnowa� czasu. Tweed pokiwa� g�ow� na znak zgody. Otworzy� kluczykiem szuflad� i wyj�� z niej teczk�. Otworzy� j�, wyj�� ze �rodka ma�y, czarny notes i zaj�� si� przerzucaniem stron. Potem potrz�sn�� kluczem. - Przypuszczam, �e wiesz o tym, i� Howard odczekuje zawsze, a� wszyscy wyjd� wieczorem do domu, i kr�ci si� z nadziej�, �e znajdzie co�, o czym mu wcze�niej nie powiedziano. Traci wi�cej czasu �ledz�c swych w�asnych ludzi ni� przeciwnika. No, ale je�li to ma mu pom�c w tym, �eby wiedzia�, co si� dzieje... - Zdaje si�, �e chcesz w�a�nie wy�o�y� sw� najmocniejsz� kart� - zauwa�y� Martel. - Wida� zw�oka sprawia ci przyjemno��. Czy mog� w ko�cu zobaczy�, co za asy tam skrywasz? - To nadesz�o wraz z rzeczami nale��cymi do Warnera, kt�re Stoller przys�a� mi z godn� pochwa�y szybko�ci�. - Tweed znowu przekartkowa� ma�y notes. - Tylko ja wiedzia�em o tym, �e Warner korzysta� zawsze z dw�ch notes�w. Wi�kszy, trzymany w wewn�trznej kieszeni, znikn��. Prawdopodobnie zabra�a go ta �winia, kt�ra go pokiereszowa�a. Tamten notes zawiera� r�ne bzdury. Ten tutaj, male�ki, Warner przechowywa� w ukrytej kieszeni, kt�r� Stoller odnalaz�, gdy przylecia� do Lindau - czy tam na inne najbli�sze lotnisko - po otrzymaniu wiadomo�ci od Dornera z Policji Wodnej. - Czy dost�pi� zaszczytu przejrzenia tego notesu? - Masz j�zyk �mii, panie Martel! - Tweed poda� mu notatnik. - Problem polega na tym, �e zawarte w nim notatki nie maj� sensu. Martel przejrza� strony. Zapisy na nich wydawa�y si� rzeczywi�cie pozbawione zwi�zku. Hauptbahnhof, Monachium... Hauptbahnhof, Zurych... Delta... Centralhof... Bregencja... Waszyngton, DC, Clint Loomis... Pullach, BND... Operacja �Krokodyl�. - Charles... Zawsze m�wili do niego per �Charles�. Warner by� tego rodzaju cz�owiekiem, �e nie przysz�oby im nawet do g�owy u�y� zdrobnienia - Charlie. Poczu�by si� tym dotkni�ty. - Charles - powt�rzy� Martel - koncentrowa� si� z jakiego� powodu na g��wnych stacjach: Dworzec G��wny w Monachium i w Zurychu. Dlaczego? I je�eli kolejno�� notatek ma jakie� znaczenie, Delta w jaki� spos�b jest zwi�zana z Zurychem. To jest do�� dziwne, nie s�dzisz? - Delta jest oficjaln� parti� neonazistowsk�, a jej reprezentanci kandyduj� w zbli�aj�cych si� bawarskich wyborach krajowych - zauwa�y� Tweed. - Prowadzi tak�e dzia�alno�� nielegaln�. Kr��� pog�oski, �e kom�rki Delty podejmuj� operacje na terenie p�nocno-wschodniej Szwajcarii, pomi�dzy St. Gallen a granic� austriack�. Ferdy Arnold ze szwajcarskiego kontrwywiadu jest zaniepokojony. - Czy na tyle, �eby nam pom�c? - spyta� Martel. - Tylko z daleka. Wiesz, jacy s� Szwajcarzy. Polityka neutralno�ci nakazuje im, by byli ostro�ni. - Co?! Z t� band� �obuz�w? Popatrz, co zrobili z Warnerem. I kto to jest Clint Loomis - Waszyngton, DC? - Nie mog� rozgry�� tej notatki. - Tweed odchyli� si� do ty�u i po�o�y� r�ce na por�czach fotela. - Clint jest moim starym kumplem. By� w CIA. Wywali� go Tim O�Meara, obecny szef tajnej s�u�by, kt�ra ma ochrania� prezydenta USA podczas jego podr�y na wiede�ski szczyt. To nie ma sensu. - Kto odpowiada za finansowanie naszej wsp�pracy z BND, je�eli Howard jest temu przeciwny? - Erich Stoller z BND. On dysponuje znacznymi funduszami. Bonn jest mocno przestraszone dzia�alno�ci� Delty. - A wi�c Charles, kt�ry mia� skryty charakter, m�g� zrobi� szybk� wypraw� z Monachium do Waszyngtonu bez twojej wiedzy? - Tak. Przypuszczam, �e tak. - G�os Tweeda nie brzmia� zbyt pewnie. - Nie wiem tylko, w jakim celu. - Ale my w og�le niewiele wiemy, co? A ju� najmniej o tym, co takiego znalaz� Warner, �e zamordowano go z zimn� krwi�. - Zajrza� zn�w do notatnika. - Centralhof. Co� mi si� z tym kojarzy. Tweed poruszy� si� w fotelu, ale wyraz jego oczu za szk�ami okular�w by� nadal nieprzenikniony. Oznacza�o to - Martel wiedzia� ju� o tym z do�wiadczenia - �e za chwil� zostanie poinformowany o czym�, co wcale nie b�dzie mu si� podoba�o. Zapali� kolejnego papierosa i zacisn�� z�by na ustniku cygarniczki. - W ko�cu jednak mo�esz liczy� na jak�� pomoc, Keith. - G�os Tweeda sta� si� niemal weso�y. - Ferdy Arnold odda� do dyspozycji Warnera swojego najlepszego cz�owieka. Przypuszczam, �e ten cz�owiek mo�e mie� co� wi�cej do powiedzenia. Poza mordercami ona jest prawdopodobnie ostatni� osob�, kt�ra widzia�a Warnera �ywego. - Ona? - Ten zaimek odnosi si� do kobiety. Claire Hofer. Jej matka by�a Angielk�, a ojciec Szwajcarem - jednym z najlepszych ludzi Ferdy�ego. To by� zreszt� pow�d, dla kt�rego wst�pi�a do szwajcarskiej tajnej s�u�by. Mieszka przy Centralhof 45 w Zurychu. St�d, jak przypuszczam, ta notatka. - Chwileczk�. Wygl�da na to, �e Warner u�ywa� tego tajnego notesika do zapisywania spraw, kt�re by�y dla niego podejrzane. - Mo�e ci si� przyda� ka�da pomoc. - Ale taka pomoc, do kt�rej mog� mie� zaufanie. - Ona mo�e by� powa�nym atutem - nie ust�powa� Tweed. - Zdajesz sobie przecie� spraw� - zacz�� Martel porywczo - �e Warner zosta� zdradzony przez kogo�, kto zna� jego plan wyjazdu do Szwajcarii i temu komu� ufa�. Powiedz mi wi�c jeszcze raz, co by�o powodem tego, �e Stoller poprosi� o pomoc z zewn�trz. - Poniewa� podejrzewa, �e do BND przenikn�li obcy ludzie. Gdziekolwiek p�jdziesz, spotkasz si� z atmosfer� podejrzliwo�ci. A �e poci�g na wiede�ski szczyt wyrusza z Pary�a o 23.35 we wtorek, 2 czerwca - masz dok�adnie siedem dni na rozwi�zanie tej zagadki. ROZDZIA� 3 �roda, 27 maja - Pan Keith Martel, odlatuj�cy do Genewy, proszony jest o natychmiastowe zg�oszenie si� do stanowiska Swissair. Martel by� ju� w drodze do poczekalni odlotowej na londy�skim Heathrow, kiedy us�ysza� komunikat. Zawr�ci� i powoli zacz�� schodzi� po schodach. Zatrzyma� si� w miejscu, z kt�rego m�g� widzie� stanowisko Swissairu. Dopiero gdy do odprawy podesz�o dw�ch innych pasa�er�w, do��czy� do nich. Dziewczyna ze Swissairu poinformowa�a go, �e ma pilne wezwanie do telefonu i poda�a mu s�uchawk�. To by� Tweed. W jego g�osie s�ycha� by�o t� kontrolowan� nut�, kt�ra oznacza�a, �e by� czym� zaniepokojony. Po wst�pnej, rutynowej identyfikacji Martel wybuchn��: - Czy� ty zwariowa�?! Og�aszasz moje nazwisko przez megafon, tak aby ka�dy na tym cholernym lotnisku m�g� je dobrze us�ysze�. - Zmieni�em kierunek na Genew�, czy�by oni... - Tak. Og�osili. Dzi�ki za troskliwo��. Zosta�o mi tylko dziesi�� minut do odlotu. - W moim biurze by� pods�uch, w�a�nie wtedy, gdy rozmawiali�my wczoraj. Co do Delty, to wi�kszo��... - Sk�d dzwonisz? - Z budki, oczywi�cie. Na stacji Baker Street. Chyba nie wyobra�asz sobie, �e jestem na tyle g�upi, aby dzwoni� z budynku, co? A pods�uch odkry�em zupe�nie przypadkowo. Sprz�taczka zostawi�a mi kartk�, �e przepali�a si� �ar�wka w g��wnej lampie. Sprawdzi�em w aba�urze by�a �pluskwa�. - Wi�c kto� m�g� pods�ucha� nasz� rozmow�, nagra� j� na ta�m� i w dodatku mo�e wiedzie�, dok�d lec� i po co? - My�la�em, �e powiniene� wiedzie� o tym, zanim wsi�dziesz do samolotu. G�os Tweeda by� autentycznie zatroskany. Bardzo rzadko okazywa� jakiekolwiek uczucia. - Dzi�kuj� - powiedzia� kr�tko Martel - b�d� uwa�a�. - Prawdopodobnie nast�pi to w Zurychu. Mo�e oczekiwa� ci� komitet powitalny. - Tysi�ckrotne dzi�ki. Musz� teraz i��... Swissair wystartowa� o 11.10. W Londynie by�o 50�F. Gdy obni�yli nad Szwajcari� wysoko��, Martel, kt�ry mia� miejsce przy oknie, m�g� obserwowa� siode�kowate grzbiety Jury. Pomy�la�, �e m�g�by po prostu wychyli� si� i dotkn�� ich. Samolot przelecia� nad Bazyle� i skierowa� si� w stron� Zurychu. Gdy maszyna przechyli�a si� przy zmianie kierunku, zobaczy� co� wspania�ego: zalan� s�o�cem, o�nie�on� panoram� Alp. Martel m�g� odnale�� bezlitosny tr�jk�t Matterhornu, przypominaj�cy mu znaczek Delty. Wkr�tce wyl�dowali. Lotnisko Kloten znajduje si� dziesi�� kilometr�w za Zurychem. Po wyj�ciu z samolotu ogarn�a go fala gor�cego powietrza. W Londynie 50�F, w Zurychu - a� 75�F. Po Heathrow tutaj by�o nienaturalnie spokojnie i uk�adnie. Kiedy przeszed� przez kontrol� celn� i paszportow�, zacz�� oczekiwa� k�opot�w. Mia� zamiar pojecha� podziemn� kolejk� ze stacji przy lotnisku do Hauptbahnhof - Dworca G��wnego, drugiego w kolejno�ci miejsca, zaznaczonego w notesie Warnera. Po namy�le wzi�� jednak taks�wk� do Baur au Lac. Zatrzyma� si� w jednym z trzech najlepszych szwajcarskich hoteli. Cennik hotelowy spowodowa�by z pewno�ci� u Howarda atak apopleksji. Ale to nie Howard p�aci�. Przed wyjazdem Martela z Londynu Erich Stoller przekaza� telegraficznie na r�ce Tweeda spor� sum� w markach zachodnioniemieckich. - Niemcy p�ac�, mo�esz sobie pozwoli� - skomentowa� to Tweed. - Maj� �wiadomo�� faktu, �e pierwszy cz�owiek, kt�rego im wys�a�em, ju� nie �yje. - A ja mog� by� nast�pny? - doda� Martel. - No, ale mo�e to i dobry parawan: zatrzyma� si� w najlepszym hotelu w mie�cie, zamiast w jakiej� okropnej dziurze. �Dobry parawan?� Gdy jecha� w stron� centrum Zurychu, przypomnia� sobie t� cyniczn� uwag�. Zdarzy�o mu si� powiedzie� to w biurze Tweeda, kt�re - jak ju� teraz wiedzia� - by�o na pods�uchu. M�g� zmieni� hotel, ale gdyby przeciwnik zdecydowa� si� szuka� go w Baur au Lac, mog�oby mu to da� wyj�tkow� okazj�. �Oczywi�cie, je�li pierwszy go zauwa�� - pomy�la� zapalaj�c nast�pnego papierosa. Przyjemnie by�o znale�� si� znowu w Zurychu, spogl�da� na niebieskie tramwaje jad�ce z ha�asem po szynach. Trasa tego w�a�nie tramwaju - jak przypomnia� sobie - wiedzie kr�tkim tunelem, nast�pnie skr�ca ostro w prawo, przez most na rzece Limmat - do Bahnhofplatz. Martel spojrza� w stron� masywnego zarysu Hauptbahnhof - Dworca G��wnego - zastanawiaj�c si�, dlaczego w�a�nie to miejsce trafi�o do notesu Warnera. Zauwa�y� k�tem oka z lewej strony wysadzan� drzewami Bahnhofstrasse, ulubion� ulic� w tym najmilszym dla niego mie�cie w Europie. Tu przecie� by�y wielkie banki ze swymi niewiarygodnymi systemami zabezpiecze�, z podziemiami wype�nionymi sztabami z�ota. Jechali dalej ulic� Talstrasse, nad jeziorem; na jego dalekim ko�cu znajdowa� si� hotel Baur au Lac. Nad miastem wisia�y ci�kie, szare chmury, jak cz�sto bywa wtedy, gdy jest upalnie i wilgotno. Taks�wka wjecha�a pod sklepieniem bramy i zatrzyma�a si� przed wej�ciem. Zanim g��wny portier otworzy� drzwi, Martel zd��y� doliczy� si� pi�ciu mercedes�w i jednego rolls- royce�a, kt�re parkowa�y na dziedzi�cu. Tu� za wej�ciem ci�gn�y si� w stron� jeziora zielone trawniki ma�ego parku. Na trasie z lotniska do hotelu nikt go nie �ledzi�. By� tego ca�kiem pewien. Kiedy jednak wchodzi� za portierem do �rodka, nie opuszcza� go niepok�j. Hotel by� prawie pe�en. Dzwoni�c wcze�niej, Martel zam�wi� podw�jny pok�j z oknami wychodz�cymi na park. Po odej�ciu portiera sprawdzi� sypialni� i �azienk�, aby upewni� si�, �e nie by�o tam ukrytych mikrofon�w. Nie znalaz� niczego. Ci�gle jednak nie by� zadowolony. Gdy sprawdzi� pok�j, zszed� schodami na d�, unikaj�c windy, kt�ra mog�aby stanowi� pu�apk�. Wok� panowa�a atmosfera luksusu, beztroski i niepokoj�cej normalno�ci. Przeszed� przez dziedziniec, tam gdzie pod markiz� obok francuskiej restauracji podawano podwieczorek i napoje. Zam�wi� kaw�, zapali� papierosa i czeka�, obserwuj�c przyjazdy i odjazdy �wiatowej elity. Czeka� na sw�j �cie�. By� um�wiony z Claire Hofer w jej mieszkaniu o �smej wieczorem. Intrygowa�a go ta dziwna pora. Zazwyczaj wcze�niej sprawdza� okolic�, ale wykryty w biurze Tweeda pods�uch sprawi�, �e zmieni� swoj� taktyk�. Ogromn� zalet� Martela by�a bezbrze�na cierpliwo��. Umia� czeka� i liczy� na niecierpliwo�� przeciwnika. Do wp� do �smej opi� si� kaw� jak b�k, reszta go�ci zaczyna�a ju� wieczorny posi�ek w pobliskiej restauracji. Do�� nieoczekiwanie podpisa� rachunek, podaj�c numer swego pokoju, wsta� i wyszed�, przechodz�c pod sklepieniem bramy. Po przej�ciu Talstrasse skr�ci� w lewo w Bahnhofstrasse, oddalaj�c si� od jeziora. Nie widzia� nikogo, ale nie m�g� pozby� si� uczucia niepokoju. Zatrzyma� si� przed automatem biletowym na opustosza�ej ulicy. Wrzuci� cztery dwudziestocentymowe monety, kt�re dosta� od kasjera z Baur au Lac. Wzi�� bilet i czeka� na jedn� ze ��wi�tych kr�w�. B�yszcz�ce tramwaje mia�y pierwsze�stwo ruchu przed wszystkimi innymi pojazdami, st�d to lekcewa��ce okre�lenie u�ywane przez mieszka�c�w Zurychu. Widok biletu podzia�a� jak lekkie uk�ucie. W wewn�trznej kieszeni marynarki wci�� mia� kopert� z zawarto�ci� portfela Warnera - by� tam bilet tramwajowy z napisem RENNWEG/AUGUST. Przystanek, na kt�rym sta�, by� niezbyt odleg�y od mieszkania Claire Hofer i taki w�a�nie bilet m�g� mie� przy sobie Warner, gdy jecha� j� odwiedzi�. Nadjecha� �wie�o pomalowany tramwaj o op�ywowych kszta�tach. Martel wsiad� i zaj�� miejsce w pobli�u drzwi wyj�ciowych. Przej�cie z hotelu do mieszkania Claire Hofer zaj�oby mu pi�� minut, ale wsiadaj�c do tramwaju i przeje�d�aj�c tylko jeden przystanek, chcia� wykry� kogo�, kto pr�bowa�by go �ledzi�. Na nast�pnym przystanku sprytnie rozegra� spraw�. Wsta� i nacisn�� czarny guzik, kt�ry automatycznie otwiera podw�jne drzwi w czasie postoju. Drzwi otworzy�y si�. Spojrza� na sw�j bilet, jakby chcia� co� sprawdzi�. Na jego twarzy malowa� si� wyraz zak�opotania i niepewno�ci. Ludzie wysiadali i wsiadali, on ci�gle czeka�. Drzwi zacz�y si� zamyka�. Martel ruszy�. Zna� zasady dzia�ania tych drzwi. Stan�� na stopniu w momencie, gdy ten zacz�� si� podnosi�, wsp�dzia�aj�c z mechanizmem automatycznie zamykaj�cym drzwi. Dzia�a�o jednak urz�dzenie zabezpieczaj�ce: gdy stopie� jest obci��ony, drzwi pozostaj� otwarte lub otwieraj� si� ponownie. Wysiad�. Dochodz�c do bocznej uliczki stan��, by zapali� papierosa. Sprawdzi� przy tym, czy nikt za nim nie wyskoczy�. Drzwi zamkn�y si�, tramwaj ruszy�. Centralhof to otoczony budynkami skwer. Jego jedna strona biegnie wzd�u� Bahnhofstrasse. S� tam cztery przej�cia pod sklepieniami bram w �rodkowej cz�ci ka�dego boku. Jedno z nich - wychodz�ce na Bahnhofstrasse - prowadzi do wewn�trznego ogrodu. Martel przeszed� przez ulic�. Id�c Poststrasse skr�ci� w prawo i szed� dalej wzd�u� trzeciej strony skweru. Przeszed�szy pod sklepieniem bramy, zobaczy� drzewa i fontann�. Pami�ta� je. Nic si� nie zmieni�o. Usiad� na �awce. Nigdy przedtem nie by� w mieszkaniu przy Centralhof, ale kiedy�, podczas jednej ze swych wcze�niejszych wizyt w tych okolicach, zastosowa� dok�adnie t� sam� taktyk�. W�wczas uda�o si�. Jedynymi odg�osami w otaczaj�cym go p�mroku by� �wiergot wr�bli niewidocznych w ga��ziach drzew i �agodny szmer wody z fontanny. Trudno by�o sobie wyobrazi� bardziej pogodn� sceneri�. Spojrza� w g�r� na okna zas�oni�te firankami; panowa�a niemal og�uszaj�ca cisza. Nikt nie towarzyszy� mu w tej oazie spokoju. Pomy�la�, �e uda�o mu si� unikn�� wykrycia. Wsta� i skierowa� si� w stron� przej�cia - pokaza� mu je zreszt� wcze�niej na planie Tweed - z kt�rego prowadzi�o wej�cie do mieszkania. Tylko jedna tabliczka z nazwiskiem. Obok przycisk dzwonka. C. Hofer. Nacisn�� dzwonek. Przez kratk� domofonu odpowiedzia� mu niemal natychmiast kobiecy g�os. Na szcz�cie - po niemiecku, a nie szwajcarsko-niemiecku, gdy� zapewne nie zrozumia�by niczego. - Kto tam? - Martel. M�wi� cicho, przybli�ywszy usta do kratki. G�os z drugiego ko�ca, przefiltrowany przez metalowe listewki, brzmia� niemal bezciele�nie. - Zwolni�am zamek. Jestem na pierwszym pi�trze. Wszed� do pustego korytarza. Spr�ynowe zawiasy automatycznie zamkn�y za nim drzwi. Zauwa�y� staromodn� wind� z ozdobn�, metalow� krat�. Zignorowa� j� i wbieg� lekko po schodach. By� o par� sekund wcze�niej, ni� mog�aby go oczekiwa�. Wzrost: pi�� st�p i sze�� cali. Waga: dziewi�� kamieni* [* Kamie� - angielska miara ci�aru. W przypadku os�b wynosi 14 funt�w, czyli 6,348 kg. Funt - ang. i amer. jednostka masy r�wna 454 g. Stopa = 30,48 cm, cal = 2,54 cm.] i dwa funty. Wiek: dwadzie�cia pi�� lat. W�osy: ciemne. Oczy: ciemnoniebieskie. Taki w�a�nie rysopis Tweed poda� Martelowi w Londynie. Dane dziewczyny przekazywane w tego rodzaju terminologii �wiadczy�y o du�ej uprzejmo�ci i bieg�o�ci Ferdy�ego Arnolda: zna�, wida�, dobrze niech�� Tweeda do Wsp�lnego Rynku i systemu metrycznego. Wchodz�c na pierwsze pi�tro, Martel nie mia� przy sobie �adnej broni. Spodziewa� si�, �e Hofer zaopatrzy go w rewolwer. Na pustym pode�cie zasta� drzwi zamkni�te, a w ich mocno polakierowanym drewnie zauwa�y� niewidoczny w�r�d wyra�nych s�oj�w ma�y otw�r wizjera. W ko�cu podj�a jakie� �rodki ostro�no�ci przed nieznajomymi. - Witamy w Zurychu, panie Martel. Prosz� wej��, szybko. Drzwi otworzy�y si� i dziewczyna zlustrowa�a go uwa�nym spojrzeniem. Zamkn�a drzwi i przekr�ci�a zatrzask dwa razy. Martel zgasi� papierosa czekaj�c na dole, w bramie. Teraz trzyma� w palcach czarn� cygarniczk� i przygl�da� si� dziewczynie bez specjalnego entuzjazmu. Nosi�a przyciemnione okulary z modnymi ostatnio, du�ymi, egzotycznie wygl�daj�cymi szk�ami. Jej w�osy by�y bardzo ciemne, mia�a oko�o pi�ciu st�p sze�ciu cali wzrostu i - o ile m�g� oceni� - wa�y�a pewnie oko�o dziewi�ciu kamieni. By�a tak�e bardzo atrakcyjna. Mia�a na sobie bluzk� w kwiaty, a sp�dnica w pastelowym kolorze ods�ania�a zgrabne nogi. - Zadowolony? - spyta�a ostrym tonem. - Ostro�no�ci nigdy za wiele - powiedzia� i przeszed� z malutkiego korytarzyka do salonu, kt�rego okna wychodzi�y na wewn�trzny ogr�d Centralhof. Zachowywa� si� bezceremonialnie, wsadzi� do cygarniczki nowego papierosa i zapali�, nie pytaj�c o pozwolenie. - Tak, mo�esz zapali� - powiedzia�a. - �wietnie. Dopomaga mi to w koncentracji. Rozejrza� si� po pokoju, w kt�rym sta�y ci�kie, sk�rzane fotele i kanapa oraz pot�ny kredens. Niemieccy Szwajcarzy lubili solidne meble, prawdopodobnie by�y odbiciem ich zdecydowanego charakteru. Wydawa�o mu si�, �e wie, co Hofer my�li w tej chwili: �Do diab�a, czy ja musz� pracowa� z tym typem?� - W�a�nie robi� kaw� - powiedzia�a tonem bardziej przyjaznym. - To bardzo �adnie. Ruszy� w stron� okna, ale w chwili, gdy Claire znikn�a za wahad�owymi drzwiami, zmieni� kierunek. Jeden rzut oka pozwoli� mu oceni� bogate wyposa�enie mieszkania. Delikatnie nacisn�� klamk� zamkni�tych drzwi i, lekko je uchyliwszy, zajrza� do �rodka. Sypialnia. Du�e, podw�jne ��ko. Spora toaletka z kilkoma porz�dnie u�o�onymi kosmetykami. Para du�ych drzwi prowadz�cych zapewne do wbudowanej szafy lub garderoby. Wszystko by�o nienagannie czyste. Drzwi pozostawi� nie domkni�te. Ekspres do kawy bulgota� pe�n� par�, gdy nie proszony wszed� do kuchni. Na obudowie zlewu sta�y talerze z resztkami posi�ku i brudny kieliszek. Le�a�y tam tak�e sztu�ce i no�yczki z kawa�kiem plastra przylepionym do jednego z ostrzy. Odwr�ci�a si� gwa�townie. Usta mia�a zaci�ni�te. - Czuj si� jak u siebie w domu, Martel. - Zawsze tak robi�. - U�miechn�� si� przelotnie, wci�� trzymaj�c w z�bach cygarniczk�. - Czy Warner cz�sto tu sypia�? To pytanie zaskoczy�o j�. O ma�o nie chwyci�a r�k� gor�cego ekspresu i by�aby go upu�ci�a na pod�og�. Pali� papierosa obserwuj�c j� i czeka�. Wy��czy�a bulgoc�cy ekspres, podesz�a do jednej z szafek i otworzy�a j�. - Wiosenne porz�dki. Wszystko tu wok� zmieniam, �eby si� nie nudzi�. Si�gn�a do innej szafki, stoj�cej obok tej, kt�r� otworzy�a przed chwil�, i wyj�a fili�anki do kawy. Martel z zadowoleniem zauwa�y�, �e by�y dwie. M�g� pi� kaw� litrami. Podzi�kowa� za �mietank�. Nala�a dwie fili�anki czarnej kawy, postawi�a je na spodeczkach i spojrza�a na niego. - Stoisz mi na drodze. - Pozw�l, �e ja... Podni�s� obie fili�anki i zani�s� je do salonu, po czym ustawi� na niskim stoliku. Sz�a za nim, m�wi�c po drodze: - Jeste� bardzo zr�czny. Ja zawsze mam problemy, przechodz�c przez te wahad�owe drzwi z dwiema fili�ankami. Musz� nie�� po jednej. Spojrza� na ni�, gdy urwa�a w po�owie zdania. Wpatrywa�a si� przez swe ciemne okulary w uchylone drzwi sypialni. Nie spos�b by�o odgadn�� wyrazu jej oczu, lecz zagryz�a wargi. - By�e� w sypialni. - Chcia�em upewni� si�, �e naprawd� jeste�my sami. - Jeste� cholernie bezczelny. Zrobi�a par� krok�w w stron� sypialni, ale Martel ruszy� do przodu, z�apa� j� za rami� i posadzi� na kanapie, po czym usadowi� si� obok. Ci�gle trzyma� j� jedn� r�k�, drug� za� si�gn�� do ciemnych okular�w. Wyszarpn�a r�k� i usi�owa�a wbi� mu w twarz d�ugie niczym szpony paznokcie. B�yskawicznie uchwyci� jej przegub. Wi�a si� jak w��. - Martel, mam ci� zupe�nie do�� - wysycza�a przez zaci�ni�te z�by. - Je�eli mamy pracowa� razem, musimy sobie wyja�ni� par� spraw. - Nie odpowiedzia�a� mi na moje pytanie o tobie i Warnerze. Pu�ci� j� i podni�s� fili�ank� z kaw�. Pi�, ci�gle j� obserwuj�c. Szybko si� opanowa�a. Zanim odpowiedzia�a, tez unios�a swoj� fili�ank�. - To w�a�nie jedna ze spraw. Po pierwsze - to nie tw�j cholerny interes. Po drugie - odpowied� brzmi: nie. Przez ca�y czas naszej znajomo�ci on nawet nie spr�bowa� dobiera� si� do mnie. By�a to wy��cznie wsp�lnota interes�w, taka, jaka i nas czeka. - Och, mo�esz na to liczy�, Claire. Kiedy ostatni raz widzia�a� Warnera przed jego �mierci�? Mog� chyba m�wi� do ciebie po imieniu? - My�l�, �e tak. Ostatni raz widzia�am Charliego trzy dni przed jego podr� do Lindau. By� sfrustrowany. Powiedzia�, �e utkn�� w martwym punkcie. - Z Delt�? Zawaha�a si�. Martel siedzia� bez ruchu i nat�a� umys�. Przypuszcza�, �e gdyby Claire umia�a czyta� w jego my�lach, by�aby bardzo zdziwiona. Przypomnia� sobie uwag� Tweeda, �e kartoteki nigdy nie k�ami�. �Je�eli fakty nie potwierdzaj� twoich oczekiwa�, zawsze wierz faktom�. T� maksym� Tweed wbi� Martelowi do g�owy. Hofer zastanawia�a si� nad odpowiedzi�. - Masz na my�li ich neonazistowskie pod�o�e? - Ja m�wi� o nielegalnej organizacji Delta. Warner by� na jej tropie. Na zewn�trz Martel wydawa� si� ca�kowicie spokojny, ale nerwy mia� napi�te do ostateczno�ci. Zmusi� si�, �eby usi��� wygodnie: opar� si� o ty� kanapy i za�o�y� nog� na nog�. Hofer wypi�a jeszcze �yk kawy i wsta�a. Id�c za nim z kuchni, zabra�a ze sob� torebk�. Po�o�y�a j� blisko okna, na krze�le stoj�cym za kanap�. Teraz obesz�a kanap� i kontynuowa�a rozmow�: - Zostawi� u mnie notes. Jest w nim dosy� du�o, ale zapami�ta�abym jak�� informacj� dotycz�c� Delty. Martel spr�y� si�. Zza uchylonych drzwi sypialni dobieg�y go st�umione uderzenia. Hofer ci�gn�a dalej, rozpinaj�c przy tym klamr� torebki: - To ci niezno�ni robotnicy u s�siad�w. Robi� tam w mieszkaniu jakie� zmiany przed odnawianiem. S�siedzi wyjechali do Tangeru i nie b�dzie ich do zako�czenia rob�t. Martel celowo usiad� na kanapie, znajdowa�a si� bowiem na wprost du�ego lustra nad kominkiem. Na p�ce sta�y wprawdzie wazony z kwiatami, ale w przerwach mi�dzy nimi m�g� obserwowa� Hofer, kt�r� teraz mia� za plecami. Pope�ni� cholerny b��d, koncentruj�c si� na spra