7832
Szczegóły |
Tytuł |
7832 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7832 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7832 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7832 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Nancy Taylor Rosenberg
Pierwsze Przest�pstwo
First Offense
prze�o�y�: Jan Kra�ko
Wydanie oryginalne: 1994.
Wydanie polskie: 1995
Dla ca�ej bandy:
dla Forresta i Jeannie, dla Chessly i Jimmy�ego,
dla Hoyta, Amy, Nancy i mego m�a,
Jerry�ego Rosenberga
Podzi�kowania
Pragn� podzi�kowa� wszystkim tym, kt�rym podzi�kowania si� nale��. Michaela Hamilton, moja cudowna redaktorka z wydawnictwa Dutton Signet, bardzo mi pomog�a i przyczyni�a si� do tego, �e niniejsza ksi��ka jest tym, czym jest. Mike, jeste� nie tylko redaktork� � jeste� wspania�� przyjaci�k� i znakomit� nauczycielk�. Zawsze umia�a� zmusi� mnie do wi�kszego wysi�ku.
Chc� wyrazi� wdzi�czno�� mojemu agentowi, Peterowi Millerowi z PMA Literary and Film Management Ltd., za jego nieustaj�ce starania oraz Jennifer Robinson, r�wnie� z PMA, mojej przyjaci�ce i doradczyni. Chcia�abym tak�e podzi�kowa� ca�emu zespo�owi redakcyjnemu Penguin USA, a zw�aszcza Peterowi Mayerowi, Marvinowi Brownowi, Elaine Koster, Lisie Johnson, Johnowi Paine�owi i wielu innym osobom, szczeg�lnie za� � ci�ko pracuj�cemu i zawsze mnie wspieraj�cemu personelowi dzia�u handlowego.
Specjalne wyrazy wdzi�czno�ci winna jestem Alexis Campbell, mojej wydawczyni i bliskiej przyjaci�ce, za jej pilno�� i pracowito��.
Ksi��k� t� napisa�am w ho�dzie tysi�com oddanych kurator�w s�dowych oraz urz�dnikom sprawuj�cym doz�r nad wi�niami zwolnionymi warunkowo � ludziom wykonuj�cym prac� ci�k�, a przynosz�c� niewiele zaszczyt�w. Dzi�ki wam nasz �wiat jest du�o bezpieczniejszy, a wymiar sprawiedliwo�ci � bogatszy o wasz rozs�dek i bezstronno��.
Rozdzia� 1
S�d by� gotowy do otwarcia posiedzenia. Wszyscy czekali. Glen Hopkins, zast�pca prokuratora okr�gowego, popija� kaw� i robi� notatki. Harold Duke, obro�ca, nerwowo spogl�da� na zegarek. Dwaj sekretarze i umundurowany bailiff* � pomocnik szeryfa i wo�ny w jednej osobie � patrzyli prosto przed siebie, zastygli w bezruchu niczym pos�gi. Anna Carlisle, kurator s�dowy, atrakcyjna, kr�tko ostrzy�ona blondynka o klasycznych rysach twarzy, siedzia�a podpieraj�c r�k� brod� i od czasu do czasu zerka�a w stron� dobrze zbudowanego prokuratora, chc�c przechwyci� jego spojrzenie.
Siwow�osy s�dzia Hillstorm zn�w spojrza� na zegar, po czym przeszy� wzrokiem obro�c�.
� Pa�ski klient si� sp�nia, panie Duke � skonstatowa� z nagan� w g�osie; pochodzi� z Georgii i wci�� m�wi� z wyra�nym po�udniowym akcentem. � Rozpraw� wyznaczono na godzin� czwart�. Dok�adnie za sze��dziesi�t sekund orzekn� przepadek kaucji i wydam s�dowy nakaz aresztowania pozwanego.
Harold Duke, drobny, �ylasty cz�owieczek, g�o�no prze�kn�� �lin�. Po raz setny odwr�ci� si� w stron� wej�cia i westchn�� z wyra�n� ulg�, bo gwa�townie pchni�te skrzyd�a wahad�owych drzwi otworzy�y si� na o�cie� i do sali wkroczy� szczup�y, d�ugow�osy m�odzieniec w czarnych d�insach i w czarnych sk�rzanych butach, ozdobionych pobrz�kuj�cymi �a�cuszkami i atrapami ostr�g. Krokiem tak pewnym i zadzierzystym, jakby sala rozpraw nale�a�a do niego, podszed� prosto do sto�u obro�cy i opad� na krzes�o miedzy swoim adwokatem a kuratorem s�dowym. Ulga, jak� odczuwa� Duke, szybko min�a, gdy zobaczy�, kto mu towarzyszy.
S�dzia ju� podni�s� m�otek i otworzy� usta, �eby rozpocz�� posiedzenie, ale raptem � skamienia�. Do sali wparadowa�y cztery bardzo m�ode dziewcz�ta. Wygl�da�y jak niegdysiejsze hipiski: spodnie dzwony, buty na koturnach, go�e brzuchy, stercz�ce i podskakuj�ce piersi, d�ugie, proste w�osy. Jednocze�nie pos�a�y s�dziemu u�miech, po czym w�lizgn�y si� do �awy przy drzwiach i usiad�y ciasno jedna przy drugiej.
Tu� za nimi do sali wkroczy� wysoki, m�ody i przystojny Chi�czyk. Szybko podszed� do oskar�onego i ukl�kn�wszy na jedno kolano, chwil� co� do niego szepta�, a potem zaj�� miejsce o kilka rz�d�w przed dziewcz�tami, zerkn�wszy na nie przez rami� i pos�awszy im u�miech.
S�dzia Hillstorm poczerwienia�, grzmotn�� m�otkiem w pulpit i og�osi� rozpocz�cie rozprawy. Wtem drzwi otworzy�y si� znowu i do sali wpad� jeszcze jeden przystojniaczek, tym razem blondyn. Zlustrowa� rz�dy �aw i szybko usiad� obok m�odego Chi�czyka.
� Skoro wszyscy ju� si� zebrali i czekaj� na rozpocz�cie przedstawienia � zacz�� zgry�liwie s�dzia Hillstorm � mo�e by�my tak spr�bowali cho� przez chwil� zaj�� si� kwestiami natury prawnej? Stan Kalifornia przeciwko Jamesowi Earlowi Sawyerowi m�odszemu. � Skin�� g�ow� w stron� kuratora s�dowego i rozpocz�y si� wyst�pienia stron.
� Od chwili zatrzymania do rozprawy s�dowej, na kt�rej ustalono wysoko�� kaucji, pan Sawyer sp�dzi� w areszcie sze�� dni, co, zgodnie z prawem, liczy si� podw�jnie � powiedzia�a Anna Carlisle z charakterystyczn� dla niej dykcj�. � W tej sytuacji oskar�ony powinien zap�aci� grzywn� wysoko�ci tysi�ca dolar�w i pozosta� dwa lata pod opiek� kuratora. Poniewa� zarzut pierwotny dotyczy� r�wnie� posiadania i za�ywania narkotyk�w, wnosimy o oddanie oskar�onego pod �cis�y doz�r s�dowy, obejmuj�cy prawo do przeszukania mieszkania na ��danie s�du i poddawanie oskar�onego badaniom na obecno�� narkotyk�w.
� Rozumiem � odrzek� powoli s�dzia, przenosz�c wzrok na zast�pc� prokuratora okr�gowego. � Panie Hopkins?
Glen Hopkins w�a�nie spogl�da� na Ann� Carlisle, siedz�c� po drugiej stronie sali. By� m�czyzn� wysokim i muskularnym; dobija� czterdziestki. Twarz mia� raczej wyrazist� ni� przystojn�; widocznie zbyt du�o czasu sp�dza� na s�o�cu, gdy� policzki mia� pokryte sieci� drobniutkich zmarszczek, zbiegaj�cych si� wok� warg. W m�odo�ci uje�d�a� w Kolorado byki na rodeo i ten nieokie�znany duch walki dot�d go nie opu�ci�. W eleganckim i dobrze skrojonym garniturze czu� si� nieswojo, jakby ubranie by�o za ciasne, a wykrochmalony ko�nierzyk koszuli go dusi�.
Anna Carlisle zaczerwieni�a si�, gdy zda�a sobie spraw�, �e Hopkins j� obserwuje. Kilka miesi�cy wcze�niej, po roku zabieg�w i flirtowania, wreszcie mu uleg�a i szybko odkry�a, �e wsp�ycie seksualne z Glenem to prawdziwa przygoda. Wiedz�c, �e Hopkins patrzy na ni�, powoli za�o�y�a nog� na nog�, by natychmiast powr�ci� do poprzedniej pozycji. Wyprostowa�a si�, z�a na siebie, �e takie my�li nachodz� j� w sali s�dowej, i odwr�ci�a wzrok.
� Panie Hopkins, posiedzenie s�du jeszcze trwa. Czy m�g�by pan wzi�� to pod uwag�?
� S�ucham? � Natychmiast si� skoncentrowa� i z szelmowskim u�miechem spojrza� na Hillstorma. � Oczywi�cie, wysoki s�dzie. My�l�, �e pani kurator si� myli. Zgodzili�my si� na grzywn� i na uznanie dwunastu dni aresztu, ale nie na �cis�y doz�r s�dowy. Wynegocjowana umowa m�wi o dozorze dora�nym.
S�dzia Hillstorm zajrza� do akt, szeleszcz�c papierami.
� Pani Carlisle, czy ma pani kopi� tej umowy?
Anna podnios�a wzrok.
� Tak, wysoki s�dzie, mam te dokumenty przed sob�, ale jest w nich mowa tylko o dwuletnim dozorze s�dowym. Nie ma za� mowy o tym, czy chodzi o doz�r �cis�y, czy dora�ny.
� To zwyk�e przeoczenie � wtr�ci� niecierpliwie Hopkins, zwracaj�c si� do Anny zamiast do s�dziego. � Maszynistka opu�ci�a s�owo �dora�ny�, kt�re powinno znale�� si� przed s�owem �doz�r�.
� Co pan na to, panie Duke? � spyta� Hillstorm.
Drobny adwokat wsta�, sposobi�c si� do wyg�oszenia oficjalnej mowy.
� To pierwsze wykroczenie, wysoki s�dzie. M�j klient jest powa�nym m�odym cz�owiekiem, kt�ry, niestety, uleg� z�emu wp�ywowi r�wie�nik�w. Nigdy dot�d nie za�ywa� narkotyk�w. Obecnie przygotowuje si� do wst�pienia na wy�sz� uczelni�. Przyjmuj�c od nieznajomego narkotyk, s�dzi�, �e s� to pastylki pobudzaj�ce. Nie wiedzia�, �e proszki te nale�� do grupy �rodk�w chemicznych, w rzeczy samej halucynogennych, kt�rych produkcja i rozprowadzanie s� �ci�le kontrolowane przez pa�stwo. �w nieznajomy powiedzia� panu Sawyerowi, �e pastylki pomog� mu osi�gn�� wy�szy stopie� koncentracji. Po za�yciu wy�ej wymienionych pastylek m�j klient...
� Panie mecenasie � przerwa� mu s�dzia Hillstorm � w tej chwili omawiamy tylko t� jedn� kwesti�, a nawet i tej kwestii by�my nie omawiali, gdyby nie przeoczenie maszynistki. Oczywi�cie jest pan �wiadom, �e porozumienie w sprawie pa�skiego klienta zosta�o ju� zawarte? Nie pomyli� pan sal, prawda?
S�dzia u�miechn�� si�, a dowcip nagrodzono st�umionymi chichotami.
� Oczywi�cie, �e nie � odrzek� Duke, nerwowo wzruszaj�c ramionami.
� W takim razie � m�wi� dalej Hillstorm � stoi przed nami taki oto problem: czy oddamy pa�skiego klienta pod dora�ny doz�r s�dowy, czyli, praktycznie rzecz bior�c, pozostawimy go bez �adnego dozoru, czy te� oddamy go pod doz�r �cis�y, przydzielaj�c mu kuratora. Kiedy to ustalimy, wszyscy b�dziemy mogli p�j�� do domu.
Duke starannie modulowa� g�os, by nie okaza� po sobie, �e jest zirytowany.
� Nie ma powodu, �eby oddawa� mojego klienta pod �cis�y doz�r s�dowy � odrzek�.
S�dzia Hillstorm zastanawia� si� nad orzeczeniem i bawi� si� okularami. Zdejmowa� je, nak�ada�, zn�w zdejmowa�, by w ko�cu oznajmi�:
� Jamesie Earlu Sawyerze, w sprawie numer A pi��set trzydzie�ci cztery dziewi��dziesi�t osiem trzydzie�ci siedem niniejszym skazuj� pana na dwa lata zmodyfikowanego dozoru s�dowego. W tym czasie s�d b�dzie mia� prawo do wydawania nakazu przeszukania w pa�skim domu i ��da�, aby podda� si� pan badaniom na obecno�� w organizmie substancji wskazuj�cych na za�ywanie narkotyk�w. Ponadto zap�aci pan grzywn� wysoko�ci pi�ciu tysi�cy dolar�w. Ma pan na to dok�adnie rok, licz�c od dnia dzisiejszego. Wiem, �e orzeczona grzywna jest wy�sza, ni� przewiduje umowa zawarta mi�dzy stronami, ale umowa, jak� zawarli�my my dwaj, przewidywa�a, �e stawi si� pan w s�dzie punktualnie o godzinie czwartej. Tymczasem pan si� sp�ni�, panie Sawyer, a to � wyja�ni� chichocz�c � nazywamy niedotrzymaniem warunk�w umowy. Przeprowadzenie takiego procesu kosztuje kup� szmalu, jak by to uj�li pa�scy r�wie�nicy. Je�li za� chodzi o doz�r s�dowy, raz w miesi�cu b�dzie si� pan zg�asza� do swego kuratora. Na pa�skiego kuratora wyznaczam pani� Carlisle, t� pi�kn� m�od� dam�, kt�ra siedzi obok pana. Czy pan zrozumia� orzeczenie?
� Tak, zrozumia�em � odrzek� sztywno Sawyer, nie patrz�c na Ann�, kt�ra z oburzenia a� otworzy�a usta.
� W takim razie zamykam posiedzenie s�du � oznajmi� Hillstorm. Wsta� i szybko wyszed�.
Gdy tylko znikn�� za drzwiami, protok�lantka zacz�a pakowa� maszyn� do stenografowania, a urz�dnicy s�dowi pop�dzili do wyj�cia. Anna siedzia�a za sto�em i nie mog�a w to uwierzy�: Hillstorm znowu wyci�� jej numer. Stary s�dzia mia� denerwuj�cy nawyk ustalania w�asnych regu� i przepis�w. Owszem, s�dzia m�g� zmieni� warunki dozoru s�dowego, ale co� takiego jak �zmodyfikowany� doz�r s�dowy w og�le nie istnia�o, chyba �e nale�a�o to zinterpretowa� jako doz�r osobisty. Ten stary dinozaur uwa�a�, �e ka�dy sprawca wykroczenia musi mie� swego kuratora, co by�o po prostu niemo�liwe. Kuratorzy terenowi sprawowali doz�r tylko nad niekt�rymi przest�pcami, a mimo to liczba spraw, jakie mieli na g�owie, by�a tak ogromna, �e a� niemo�liwa do ogarni�cia. Hillstorm ju� raz Ann� tak urz�dzi�, a dzi� znowu wyznaczy� jej klienta do osobistego dozoru i Anna kipia�a w�ciek�o�ci�. I bez tego na jej biurku pi�trzy� si� gigantyczny stos akt.
� O co mu chodzi�o? � spyta� Jimmy Sawyer. � S�dziemu, no, wie pani. O czym on gada�?
Anna zerkn�a przez rami� z nadziej�, �e wyr�czy j� obro�ca, ale Harold Duke ju� dawno zwia�, jak wszyscy. Jak wszyscy, z wyj�tkiem Glena Hopkinsa. Zast�pca prokuratora okr�gowego wci�� siedzia� za sto�em i naburmuszony pakowa� akta do du�ej czarnej dyplomatki.
� To chyba znaczy, �e jestem twoim kuratorem, Jimmy � odrzek�a z ponur� min�, daj�c mu do zrozumienia, �e ta sytuacja wcale jej nie cieszy. � Zadzwo� do mnie jutro, to um�wimy si� na spotkanie, dobrze? Ka�� spisa� warunki dozoru i wszystko ci wyja�ni�. � Wzi�a swoje akta i ruszy�a do wyj�cia.
Sawyer wyci�gn�� r�k�, �eby j� zatrzyma�.
� Wiem, co to jest doz�r, ale o co mu chodzi�o z tymi badaniami i przeszukaniem?
� O to, �e raz w miesi�cu, kiedy ci� tylko o to poprosz�, b�dziesz musia� odda� mocz do butelki. Je�li wynik analizy b�dzie kiepski, p�jdziesz do wi�zienia za pogwa�cenie warunk�w dozoru s�dowego.
Wreszcie to do niego dotar�o i a� si� wzdrygn��.
� ��cznie z prawem do analiz na ��danie s�dzia orzek� r�wnie� prawo do przeszukania. To znaczy, �e kiedykolwiek zechc�, bez �adnego ostrze�enia mog� wej�� do twego domu i przeszuka� go, �eby sprawdzi�, czy nie ukrywasz narkotyk�w. Jeszcze co�?
Twarz Sawyera spopiela�a.
� Mo�e pani wej�� do mego domu, kiedy tylko pani zechce? � powt�rzy�. � Czy to nie jest pogwa�cenie moich konstytucyjnych praw?
� Jakich praw, Jimmy? � uci�a szorstko. � Zosta�e� oddany pod doz�r s�dowy, nie masz �adnych praw.
Ruszy�a do drzwi przej�ciem mi�dzy �awami. Dogoni� j� Glen Hopkins.
� Dasz temu wiar�? � spyta�a. � Hillstorm zn�w mnie wrobi�. Owszem, chcia�am, �eby odda� faceta pod doz�r, ale to nie znaczy, �e chc� by� przykuta do niego na ca�e �ycie. Stary, g�upi pierdo�a.
Na korytarzu przystan�a i odwr�ci�a si� do Hopkinsa.
� A prokuratura musi zaprzesta� tej zabawy, Glen. Rezygnujecie z ci�kich zarzut�w i koncentrujecie si� na drobnych wykroczeniach. Sawyer to m�odociany przest�pca z bogat� przesz�o�ci� kryminaln�. Znaleziono przy nim ton� narkotyk�w, a skazano go za ma�o znacz�cy wyst�pek. � Pos�a�a mu pe�ne wyrzutu spojrzenie; nie lubi�a godzi� si� na zmian� kwalifikacji czynu, je�li poci�ga�a ona za sob� �agodniejsze orzeczenie. � Odwal si� ode mnie, Glen, dobra? I wiesz co? Najlepiej daj temu facetowi medal i adresy wszystkich szk� podstawowych w mie�cie, �eby m�g� sobie spokojnie pracowa�. Cholera jasna, przecie� to handlarz!
Zerkn�a przez rami� i zobaczy�a Jimmy�ego Sawyera, kt�ry ca�y czas szed� za nimi i s�ysza� ka�de s�owo. Spotkali si� wzrokiem i Anna szybko odwr�ci�a g�ow�. Chwil� p�niej us�ysza�a, jak �a�cuszki i ostrogi Sawyera pobrz�kuj� w g��bi korytarza.
� To pierwsze przest�pstwo, kt�re pope�ni� jako cz�owiek doros�y � odrzek� �agodnie Hopkins, patrz�c za oddalaj�cym si� Sawyerem, ale kiedy spojrza� na Ann�, g�os mia� niezwykle ostry. � Pos�uchaj. Nie znosz� tego tak samo jak ty. Poka� mi cho� jedn� osob�, kt�ra haruje ci�ej ni� ja, �eby tylko podci�� tym ptaszkom skrzyd�a. No, poka�, h�? Sp�jrz na to z szerszej perspektywy. Mamy na g�owie cztery procesy o morderstwo, siedem proces�w o gwa�t i B�g wie ile spraw o bandyckie postrzelenie czy d�gni�cie no�em. Nie mo�emy traci� czasu na s�dzenie takich Sawyer�w, tak jak ty nie powinna� traci� czasu na ich nadzorowanie. � Najwyra�niej co� mu si� przypomnia�o, bo nagle zmarszczy� czo�o. � My�la�em, i� b�dziesz zadowolona, �e wnios�em o doz�r dora�ny. Pomiesza�a� mi szyki, Anno. I bardzo mnie zaskoczy�a�.
Lekko skonsternowana, odsun�a si� od niego. Cz�sto dyskutowali na temat niedoskona�o�ci systemu s�downiczego, a zw�aszcza wymiaru sprawiedliwo�ci w sprawach karnych, ale Glen nigdy dot�d tak na ni� nie napad�. Zawsze by� opanowany i spokojny, argumentowa� klarownie i bez �adnego wysi�ku, jak w sali rozpraw. To Anna wci�� si� ekscytowa�a, to ona zaczyna�a go atakowa�, jak cho�by teraz.
� To bzdura, i dobrze o tym wiesz. Zanim ska�� faceta po raz pierwszy, mo�e pope�ni� od cholery przest�pstw. I nie mam tu na my�li pierwszego aresztowania, nie, chodzi mi o pierwszy wyrok s�dowy. Wystarczy zapozna� si� z biografi� kryminaln� niejakiego Sawyera. To m�odociany przest�pca.
� Jego kartoteka jako m�odocianego przest�pcy to zamkni�ty rozdzia�, Anno. � Wzruszy� ramionami, odzyskuj�c opanowanie. � Sama wiesz, �e nie mo�emy tego wykorzysta�. Zreszt� wi�kszo�� zarzut�w cofni�to. Pos�uchaj. Je�li nie chcesz mie� do czynienia z Sawyerem, po prostu wype�niaj formularze i nie zawracaj sobie nim g�owy. Tak robi� wszyscy kuratorzy.
Oczy Anny si� zw�zi�y.
� Mo�e wszyscy, ale nie ja. Za dwa lata Sawyer b�dzie �a�owa�, �e przyszed� na ten �wiat. Dorw� go, do ty�ka mu zajrz�, cholera, ale go dopadn�. Hillstorm odda� mi go pod doz�r? Odda�. I Sawyer b�dzie mia� taki doz�r, �e popami�ta. Niech tylko co� zrobi, niech pocz�stuje kogo� cho�by aspiryn�, a przywlok� go do s�du. � Opar�a si� o �cian�, spojrza�a na kochanka i zobaczy�a, �e twarz mu t�eje. Nagle zda�a sobie spraw�, �e przesadzi�a. � Przepraszam, Glen. Musia�am si� na kim� wy�adowa�. � Roze�mia�a si�. By�by ze mnie kiepski oskar�yciel. Dobrze, �e nie posz�am na prawo. Gdybym przegra�a spraw�, mog�abym nie wytrzyma� i komu� przy�o�y�.
� Naprawd�? � Nie s�ucha� jej. Rozciera� sobie skro�, jakby rozbola�a go g�owa.
Zaniepokoi�a si�.
� Dobrze si� czujesz? Co� ci� gn�bi? Wygl�dasz...
Hopkins rozlu�ni� krawat. Krzywi� si� przy tym, jakby chcia� zerwa� go z szyi.
� Nie, nie, nic mi nie jest.
Na jego czole i na g�rnej wardze dostrzeg�a kropelki potu.
� Ale �le wygl�dasz.
� Ca�y czas my�l� o tym Delvecchiu � mrukn��.
Odczeka�a, a� minie ich kilka os�b, przechodz�cych korytarzem.
� Przecie� sprawa sz�a g�adko. Co si� sta�o?
Hopkins podni�s� wzrok i pokr�ci� g�ow�.
� Fielder nie chce oskar�y� go o te zab�jstwa. Uwa�a, �e nie ma wystarczaj�cych dowod�w.
Robert Fielder, prokurator okr�gu Ventura, by� szefem Glena.
Zaskoczona i skonsternowana, zas�oni�a usta r�k�. Przeciwko Randy�emu Delvecchiowi toczy� si� proces o zgwa�cenie czterech kobiet. Trzy mia�y po sze��dziesi�t lat, a jedna nawet siedemdziesi�t par�. Musieli to jeszcze udowodni�, ale pracownicy prokuratury i departamentu policji okr�gu Ventura byli pewni, �e Delvecchio jest r�wnie� sprawc� dw�ch nie wyja�nionych zab�jstw. Jak w przypadku gwa�t�w ofiarami by�y starsze kobiety. Zamordowano je brutalnie, z wyrafinowanym okrucie�stwem, dlatego Glen postanowi� zrobi� wszystko, �eby skaza� Delvecchia na d�ugoletnie wi�zienie. Anna rozumia�a t� bezwzgl�dno�� i zapami�tanie � Glen mia� matk� w wieku ofiar Delvecchia. By�a s�dzi� S�du Najwy�szego stanu Kolorado i ��czy�y ich bardzo bliskie stosunki.
W s�siedniej sali zako�czy�a si� rozprawa i na korytarz wyleg� t�um ludzi. Szukaj�c odosobnienia, Anna wzi�a Glena za r�k� i poprowadzi�a go do ci�kich stalowych drzwi, wychodz�cych na p�pi�tro schod�w przeciwpo�arowych.
� Ale za gwa�t go ska��, prawda? � Na klatce schodowej nios�o si� echo jej g�osu. � Tak wczoraj m�wi�e�. �e na pewno go ska��.
� Anno, chc�, �eby oskar�yli go o zab�jstwo. Ten szaleniec morduje ludzi i ma mu to uj�� na sucho? Nigdy do tego nie dopuszcz�.
� Glen, to tylko kolejna sprawa � powiedzia�a �agodnie.
Zauwa�y�a, �e na czo�o spad� mu kosmyk w�os�w, i czule go odgarn�a. Odtr�ci� jej r�k�.
� Nie, Anno, to nie jest tylko kolejna sprawa. Jedna z ofiar by�a nauczycielk�, uczy�a mnie angielskiego w szkole �redniej. Cholera, przecie� te wszystkie kobiety s� w wieku mojej matki!
Nic dziwnego, �e jest taki spi�ty i rozkojarzony � pomy�la�a. Dobrze zna�a spraw� Delvecchia (oskar�ony pogwa�ci� warunki dozoru s�dowego), bo musia�a sporz�dzi� protok�, na podstawie kt�rego s�d mia� orzec o jego winie, w zwi�zku z czym mog�a wywrze� znaczny wp�yw na wyrok ostateczny.
� Dopilnuj, �eby skazano go za wielokrotny gwa�t � powiedzia�a stanowczo. � S� okoliczno�ci obci��aj�ce, bo u�y� broni. Wnios� o orzeczenie czterech dodatkowych wyrok�w za sodomi� i wsadz� go co najmniej na dwadzie�cia lat.
� I za dziesi�� lat wyjdzie. O ile w og�le dostanie z��cz. W po�owie odbywania kary s�dzia mo�e wyznaczy� rozpraw� dodatkow�. Stwierdz�, �e skazany jest wzorowym wi�niem, i po pi�ciu latach skurwiel b�dzie na wolno�ci. On ma tylko dwadzie�cia sze�� lat, Anno.
Podesz�a bli�ej i chc�c mu si� przymili�, musn�a palcami klapy jego marynarki.
� Dostanie najwy�szy wyrok, zobaczysz. Dobrze wiesz, �e s�d zawsze przychyla si� do moich sugestii. Kiedy zgwa�ci� te kobiety, by� pod dozorem. To jest okoliczno�� obci��aj�ca. � Widz�c, �e twarz mu �agodnieje, posun�a si� o krok dalej. � I nie zapominaj, �e Delvecchio jest Murzynem z bogat� przesz�o�ci� kryminaln�.
U�miechn�� si� s�abo.
� Naprawd� wierzysz, �e w przypadku kolorowych s�d orzeka wy�szy wymiar kary?
� Ale� oczywi�cie, ja to wiem, to fakt stwierdzony. Niedobrze mi si� robi, jak o tym pomy�l�, ale c�, pope�niaj�c tak ohydne przest�pstwa, u�atwiaj� nam zadanie.
U�miechn�� si� szeroko; podwini�ta warga ods�oni�a z�b.
Wabi�c go i kusz�c, przesun�a r�k� po por�czy schod�w, p�niej po swojej szyi. Gdy jej d�o� spocz�a nad piersi�, powiedzia�a:
� Ludziom takim jak Jimmy Sawyer wiele uchodzi na sucho tylko dlatego, �e s� biali i maj� fors� na op�acenie najlepszych adwokat�w. � Uwodzicielsko kr��y�a d�o�mi wok� piersi. � Ale wierz mi, Delvecchio sp�dzi w wi�zieniu wiele lat.
Wci�� si� u�miecha�, mimo to pokr�ci� g�ow�.
� Jeste� w b��dzie, Anno. Jedynym powodem, dla kt�rego kolorowi dostaj� surowsze wyroki, jest to, �e pope�niaj� ci�sze przest�pstwa. Czy�by� ju� zapomnia�a, �e ja wierz� w nasz system?
� Tak, pami�tam � odrzek�a figlarnie. � Jeste� ostatnim skautem. Udowodni�e� mi to w zesz�ym tygodniu, na pla�y. � Kopn�a go lekko w czubek buta.
Glen zachichota�.
� Wol� by� ostatnim skautem ni� Anio�em �mierci. S�ysza�em, �e tak o tobie m�wi� wi�niowie.
Zesztywnia�a.
� Sk�d o tym wiesz?
� Od jednego klawisza. M�wi�, �e wdzi�czysz si� do tych bydlak�w, robisz s�odkie oczy i wyci�gasz z nich obci��aj�ce zeznania. Potem wykorzystujesz je w s�dzie i ��dasz wy�szego wymiaru kary. To prawda?
� Oczywi�cie, �e nie � zaprzeczy�a szybko. � Bo�e, przecie� to kryminali�ci. Nie zdziwi�abym si�, gdyby wygadywali jeszcze wi�ksze bzdury.
Glen przechyli� g�ow� i pu�ci� do niej oko.
� Ej�e, ja wiem, �e tak jest.
Opanowa�a si�, cho� ma�o brakowa�o, a wybuchn�aby �miechem. By�a ostro�na, nie chcia�a przyzna�, �e wypowiedzia�a zbrodniarzom swoj� prywatn� wojn�: �e sk�ania�a przest�pc�w do zwierze�, jakich nie wyci�gn��by z nich nikt inny. Robi�a tak od lat. Obro�cy cz�sto podnosili larum, oskar�aj�c j� o podst�pne zdobywanie zezna�, ale, jak dot�d, �adna rozprawa apelacyjna nie doprowadzi�a do zmiany proponowanego przez ni� orzeczenia. Inni kuratorzy budzili u oskar�onych l�k i wrogo��, tymczasem ona mia�a tak zniewalaj�cy spos�b bycia, �e zdobywa�a ich zaufanie niemal natychmiast po wej�ciu do sali przes�ucha�.
Ju� si� odwraca�a, �eby odej��, gdy Glen wzi�� j� w ramiona.
� Potrzebuj� ci�, Anno � wyszepta� z natarczyw� nutk� w g�osie, kt�r� zaczyna�a ju� rozpoznawa�.
� Musz� wraca� do pracy � odrzek�a, z trudem �api�c oddech.
Wspomnienia tamtej nocy, gdy kochali si� ostatni raz, rozpali�y jej cia�o. Glen zabra� j� do kina i wsun�� jej r�k� pod sp�dnic�. Kiedy wychodzili, Anna by�a dziko podniecona i jednocze�nie przera�ona, �e kto� m�g� ich widzie�. Glen pojecha� prosto na pla��, tam kochali si� pod go�ym niebem. Nam�wi� j� do tego, i ta konserwatywna Anna, lubuj�ca si� w pastelowych sweterkach, bia�ych bawe�nianych bluzeczkach, w kt�rych wygl�da�a jak nauczycielka, odkry�a w sobie drug� natur�. Glen sprawi�, �e wszystko wygl�da�o tak naturalnie. Przekona� j�, �e dzie� sp�dzony w dusznym, zat�oczonym s�dzie to katorga, �e nami�tno�� powinna by� spontaniczna, a nawet troch� niebezpieczna, �e nale�y jej ulega� � i to nie tylko w sypialni.
� Nie musisz � wydysza� niskim, nami�tnym g�osem.
� Musz� podyktowa� protok� � szepn�a, odpychaj�c go �agodnie.
� Prosz�, Anno, pragn� ci�. � Po�o�y� d�onie na jej po�ladkach i przywar� do niej jeszcze mocniej. � Przecie� tego chcesz. � Roze�mia� si� kr�tko i chrapliwie. � Wida� to po twojej twarzy.
� Nie, Glen � zaprotestowa�a. Podnios�a g�ow�, napotka�a jego usta, pr�bowa�a od nich uciec. � Nie r�b tego... nie tutaj.
� D�u�ej nie wytrzymam. � Tuli� j�, ta�czy� wzrokiem po jej twarzy i niecierpliwi� si�. � Nikt nas nie zobaczy.
Czu�a, jak jego pier� unosi si� i opada, przez sp�dniczk� czu�a nap�r wzwiedzionego cz�onka. Nie powinna by�a tu przyprowadza� Glena, nie powinna by�a prowokowa� go swoim zachowaniem. Ale to uczucie, ten m�czyzna � my�la�a. Wszystko jest takie nowe, takie podniecaj�ce...
Przesun�� r�ce ni�ej i opuszkami palc�w musn�� jej uda. Powoli, centymetr po centymetrze uni�s� brzeg sp�dnicy, potem zadar� j� do pasa, ods�aniaj�c rajstopy. Anna dotkn�a po�ladkami zimnej �ciany.
� Nienawidz� rajstop � mrukn��.
Wsun�� pod nie palce, potem d�o�, szarpn��, zerwa� je i dosta� si� mi�dzy uda, by j� tam dotyka� i pie�ci�.
� Glen, prosz� ci� � szepn�a rozdarta, nie wiedz�c, czy ucieka�, czy ulec mu i zrobi� wszystko, co zechce.
Poca�owa� j� w kark, p�niej ssa� przez jedwabn� bluzk� jej lew� pier�, pozostawiaj�c na materiale wilgotn� plamk�. Anna roze�mia�a si� nerwowo.
� Jeste� niepoprawny.
Rozpi�� marynark�, przygni�t� Ann� do �ciany, delikatnie u�o�y� jej g�ow� na swym ramieniu i zacz�� masowa� jej krzy�. W klatce schodowej rozbrzmiewa� szelest pocieranego materia�u.
� Odpr� si�, Anno. I sp�jrz na mnie. Lubi� widzie� twoj� twarz, gdy jeste� podniecona.
Mia�a otwarte usta i zamkni�te oczy. Je�li ich nie otworz�, my�la�a, mo�e zapomn�, gdzie jeste�my. Nie wytrzyma�a, otworzy�a.
� Nie mog�, Glen. Kto� nas zobaczy.
� Mo�esz � wyszepta�. � Na pla�y mog�a�. I bardzo ci si� podoba�o.
� Ale nie tutaj. � Potoczy�a woko�o wzrokiem. Klatka schodowa, pomalowana na stalowoszary kolor, wygl�da�a jak wn�trze okr�tu wojennego � pos�pnie i surowo. Sufit oplata�y wielkie zwoje przewod�w wentylacyjnych. Malowa� musieli niedawno, bo w powietrzu unosi� si� zapach �wie�ej farby.
J�kn�a g�o�no, czuj�c, jak w ni� wchodzi.
Glen podni�s� jej nogi i zacz�� si� w niej porusza�, niespiesznie i nami�tnie. Odnalaz� jej oczy, zajrza� w nie i szepn��:
� Uwielbiam ci�, Anno. Wiesz, co mnie najbardziej podnieca?
� Mmmmm... � odpowiedzia�a jedynym d�wi�kiem, jaki zdo�a�a z siebie wydoby�.
Glen m�wi�, a ona ton�a w jego s�owach i odpowiada�a ruchami cia�a, kt�re wychodzi�o mu naprzeciw.
� Pozornie jeste� taka wymuskana i pow�ci�gliwa, taka na miejscu... I ta szparka mi�dzy przednimi z�bami. � Obj�a go nogami w pasie, a Glen po�o�y� r�k� na jej podbrzuszu, tu� nad w�osami �onowymi. � Ale tam, w �rodku, jeste� taka gor�ca � szepta� rozpalony � tak niewiarygodnie gor�ca...
Wstrzyma�a oddech. P�yn�a, dryfowa�a jak na wielkiej wodzie, a podniecenie zdusi�o wszelkie obawy. Nie krzykn�a, ale czu�a, jak przeszywa j� rozkoszny dreszcz, jak jej wn�trze zalewa fala wilgoci, jak jej cia�o dr�y i dygocze, by nagle zesztywnie�. Milcz�cy i skupiony Glen zacz�� porusza� si� szybciej, po�ladki Anny coraz szybciej uderza�y o �cian�, wreszcie eksplodowa� w niej i zastyg� bez ruchu.
Raptem us�ysza�a jaki� odg�os. Podnios�a szybko wzrok i zd��y�a jeszcze zobaczy�, jak drzwi wychodz�ce na korytarz powoli si� zamykaj�.
� Glen... � szepn�a, ogarni�ta narastaj�c� panik�.
Nie zwa�aj�c na jej protesty, poca�owa� j� w usta, zachichota� i przygni�t� jej ramiona do �ciany. Anna zacz�a si� wyrywa�, wi�c uwolni� j�, westchn��, przeczesa� r�k� w�osy i lekko oszo�omiony rozejrza� si� woko�o.
� Chryste, Glen, kto� otworzy� drzwi, kto� nas widzia�. � Obci�gn�a sp�dnic� i zobaczy�a na pod�odze strz�py rajstop. � Przed chwil� si� zamkn�y. Bo�e, dlaczego da�am si� na to nam�wi�? � Twarz mia�a zaczerwienion� i wilgotn� od potu.
� By�o wspaniale, co? � Opar� si� znu�ony o �cian�, lecz widz�c trwog� w oczach Anny, natychmiast oprzytomnia�. � Powa�nie? Kto� nas widzia�? � Szybko wepchn�� koszul� do spodni, jednocze�nie zapinaj�c rozporek. � Kto? Rozpozna�a� go? � Poprawi� zarzucony na rami� krawat, wyg�adzi� w�osy, obci�gn�� marynark�. � Zdawa�o ci si�.
� Nie, Glen. Widzia�am, jak zamykaj� si� drzwi. Skoro si� zamkn�y, kto� je musia� otworzy�. Same si� nie otworzy�y, s� za ci�kie.
Popatrzy�a na niego jak na dziecko, kt�re zb��dzi�o. By� zaniepokojony, to prawda, lecz zauwa�y�a r�wnie�, �e obna�enie si� w miejscu publicznym bardzo go podnieci�o.
� Mam syna, Glen � powiedzia�a cicho, lecz dobitnie. � Nie mog� sobie pozwoli� na takie wybryki, nie mog� wystawia� si� na po�miewisko. Zw�aszcza tutaj, w s�dzie.
Chcia� j� obj��, ale odepchn�a go i podesz�a do drzwi.
� Nie s�dzisz, �e Dawid prze�y� wystarczaj�co du�o? � rzuci�a przez rami� dr��cym g�osem. Jeszcze tego brakowa�o, �eby dosz�y go s�uchy, �e jego matka pieprzy si� w s�dzie na schodach przeciwpo�arowych.
� Anno � odrzek�, pr�buj�c j� uspokoi� � nawet je�li kto� nas widzia�, Dawid nigdy si� o tym nie dowie. Czy aby troch� nie przesadzasz? Fakt, mo�e to i by�o ryzykowne, ale nie widz� w tym �adnej tragedii.
Westchn�a, czuj�c, jak napi�cie powoli mija. Mia� racj�. Gn�bi�y j� wi�ksze zmartwienia. Cho�by Dawid.
� Po prostu chc�, �eby ci� zaakceptowa�, �eby ci� pozna�, zanim si� dowie, �e ze sob� sypiamy. Bo on si� dowie, Glen. Mo�e ju� teraz co� podejrzewa. Jak na dwunastolatka jest bardzo spostrzegawczy.
Zirytowany Glen podni�s� r�k�.
� Przecie� pr�bowa�em, prawda?
Stali i patrzyli na siebie bez s�owa. Anna wsp�czu�a mu. Rzeczywi�cie, zrobi� wszystko, �eby zyska� aprobat� jej syna. Tydzie� temu wspomnia�a zdawkowo, �e Tommy Reed, jej stary przyjaciel, detektyw z wydzia�u zab�jstw, zabiera Dawida na mecz Reiders�w. Glen te� chcia� i�� na ten mecz. Ch�opiec nie tylko zachowywa� wobec Hopkinsa daleko posuni�t� rezerw�, ledwo go zauwa�aj�c, ale razem z Reedem celowo wyklucza� go z rozmowy. Glen kupi� mu nawet proporczyk Reiders�w, lecz kiedy mecz dobieg� ko�ca, Dawid zostawi� prezent na stadionie, m�wi�c, �e nie lubi proporczyk�w. Owszem, zbeszta�a go za to, ale nic wi�cej nie mog�a zrobi�.
Wiedzia�a, �e musi odda� Glenowi sprawiedliwo��. Stawi� czo�o wrogo nastawionemu dziecku i kobiecie dochodz�cej do siebie po stracie m�a � w takiej sytuacji wi�kszo�� m�czyzn by zrejterowa�a.
� Dawid si� do ciebie przekona, Glen, zobaczysz. To tylko kwestia czasu. � Spojrza�a na zegarek i zn�w wyci�gn�a r�k� do klamki. � Musz� i��.
Dotkn�a palcem jego ust w �artobliwym poca�unku, u�miechn�a si� i wysz�a.
Wr�ciwszy do biura, wpad�a do sali przes�ucha� i podyktowa�a protok�. Zanim sko�czy�a i usiad�a za biurkiem, wi�kszo�� kurator�w zd��y�a ju� wyj�� do domu. Powinna zadzwoni� do Dawida i uprzedzi� go, �e si� sp�ni, ale po szale�stwie na schodach ogarn�� j� nastr�j melancholii i apatii. Bior�c akt�wk�, postanowi�a nie dzwoni�, tylko wyj�� natychmiast, ale jej wzrok pad� na zdj�cie m�a stoj�ce na biurku. Po�o�y�a akt�wk�, wzi�a fotografi� i przyjrza�a si� jej z bliska. Zawsze b�dzie tak wygl�da� � pomy�la�a. Ani �ladu siwizny, ani jednej zmarszczki � wiecznie m�ody. Czasami pami�ta�a go tylko takim, jakim by� na tej fotografii.
Ju� pora � zdecydowa�a. Wzi�a g��boki oddech i powoli wypu�ci�a powietrze. Otworzy�a szuflad� biurka i delikatnie wsun�a do niej zdj�cie, wiedz�c, �e to znacz�cy moment. �mieszne � pomy�la�a. Kamienie milowe na drodze �ycia cz�owieka wyznaczaj� bardzo prozaiczne sprawy. Fotografia schowana do szuflady. List wrzucony do skrzynki. Klucz zdj�ty z k�ka.
Dzi�ki ci, Panie, za Glena i za jego wytrwa�o�� � pomy�la�a, id�c z akt�wk� pod pach� do windy. By�o jej l�ej, czu�a si� o wiele m�odziej, jakby nagle uby�o jej lat. Bez Glena ugrz�z�aby w przesz�o�ci. Siedzia�aby w domu, sp�dza�a wieczory samotnie i rozczula�a si� nad sob�. W minionym roku siedem razy zaprasza� j� na kolacj� i siedem razy mu odm�wi�a. By� jednak cierpliwy. Ilekro� si� spotykali, zawsze pyta� j� o samopoczucie i o syna, ponawia� zaproszenia, a� w ko�cu uleg�a.
� No, jasne, czemu nie? � Zachichota�a, wcisn�a guzik i winda ruszy�a w d�.
Od tamtego czasu zd��y�a go ju� troch� pozna�. Zastanawia�a si�, czy fakt, �e tyle razy da�a mu kosza, nie podzia�a� na niego stymuluj�co i nie wzm�g� jego zainteresowania. Zreszt�, czy to nie wszystko jedno? Mo�e i by� arogancki i troch� zwariowany, ale sprawi�, �e od�y�a. Musia�a tylko prze�ama� opory Dawida i da� mu bodziec do �ycia.
Wiedzia�a, �e to nie�atwe zadanie, bo ch�opiec by� uparty jak jego ojciec.
Hank Carlisle � �Buldog�, jak nazywali go koledzy � pracowa� w drog�wce. Mierzy� metr osiemdziesi�t, ale by� m�czyzn� kr�pym i przysadzistym, przez co odnosi�o si� wra�enie, �e jest du�o ni�szy. W�osy mia� jasnokasztanowe, strzyg� si� na wojskowego je�a, a sw�j przydomek zawdzi�cza� grubemu karkowi, ma�ym, przebieg�ym oczom i wybuchowemu usposobieniu. Anna widzia�a w jego gwa�towno�ci swego rodzaju polis� ubezpieczeniow� i w przeciwie�stwie do wi�kszo�ci �on policjant�w nie ba�a si�, �e w czasie s�u�by spotka go co� z�ego. No, tak, ale ojciec Anny by� kapitanem policji, a ona sama rozpoczyna�a karier� zawodow� od pracy w departamencie policji okr�gu Ventura. Tak wi�c nie nale�a�a do �on przeci�tnych.
Zawsze uwa�a�a, �e Hank jest cz�owiekiem niezniszczalnym. W biurze �artowa�a nieraz, �e boi si� nie o niego, lecz o kierowc�w i przechodni�w, kt�rych m�� kontroluje.
A potem, przed czterema laty, zdarzy�o si� co� zupe�nie niezrozumia�ego: Hank Carlisle po prostu znikn�� z powierzchni ziemi. Porzucony radiow�z znaleziono na poboczu drogi mi�dzy stanowej, na tym d�ugim, zapylonym odcinku szosy, kt�r� policjanci z drog�wki nazywaj� ziemi� niczyj� � niby ju� w Arizonie, ale tu� za granic� Kalifornii. Klapa baga�nika i drzwi by�y szeroko otwarte, a wewn�trz nie znaleziono najmniejszych �lad�w walki. Ostatni� wiadomo�� nada� do centrali na godzin� przed znikni�ciem.
Prowadz�cy �ledztwo wyci�gn�li jeden mo�liwy wniosek. Owej letniej nocy przed czterema laty sier�ant Hank Carlisle dokonywa� rutynowej kontroli drogowej. Kierowca, kt�rego zatrzyma�, zapewne w celu ukarania mandatem za przekroczenie dozwolonej szybko�ci, by� poszukiwanym przest�pc�. Wiedz�c, �e policjanci z drog�wki zawsze sprawdzaj�, czy na kontrolowanych nie wydano nakazu aresztowania i czy nie �ciga si� ich listami go�czymi, osobnik � albo osobnicy � zaatakowa� Carlisle�a w chwili, gdy ten wraca� do radiowozu, �eby skontaktowa� si� przez radio z central�. Najprawdopodobniej Hank zosta� uderzony od ty�u czym� ci�kim, niewykluczone, �e r�koje�ci� pistoletu lub rewolweru. Nieprzytomnego rozbrojono, przewieziono w jakie� ustronne miejsce i tam zg�adzono.
Po miesi�cach kopania w piaszczystej, ja�owej ziemi nie zdo�ano odnale�� cia�a. Wykorzystywano psy, helikoptery, najbardziej czu�y sprz�t aerofotograficzny, przeczesano teren pieszo i d�ipami. I nie znaleziono nic. Nie by�o zw�ok, nie by�o dowod�w, nie by�o najmniejszego punktu zaczepienia.
Anna musia�a znie�� wyczerpuj�ce przes�uchania, odpowiada� na setki pyta�, jakie zadawali jej prowadz�cy �ledztwo. A pytali o wszystko: o ich ma��e�stwo, o sprawy finansowe, o koleg�w z pracy. Powiedzieli, �e musz� wyeliminowa� ka�d� mo�liwo��, nawet tak�, �e z nieznanego jeszcze powodu Hank upozorowa� znikni�cie.
Dzi�ki Bogu, my�la�a, wysiadaj�c z windy, �e t� ostatni� mo�liwo�� oficjalnie wykluczyli i zapisali to w aktach. Dzi�ki temu zyska�a nie tylko spok�j ducha. Departament policji przesy�a� jej wprawdzie co miesi�c czek na niewielk� sum� z funduszu emerytalnego Hanka, ale polisy ubezpieczeniowej jeszcze nie odblokowano. A za te pieni�dze b�dzie mog�a pos�a� Dawida do koled�u.
Na rozleg�ym parkingu sta�y nieliczne samochody. Anna podesz�a do swego czarnego d�ipa kombi rocznik osiemdziesi�t siedem, wsiad�a i przekr�ci�a kluczyk w stacyjce. Us�ysza�a ciche klikni�cie, nic wi�cej.
� Szlag by to... � zakl�a i spr�bowa�a jeszcze raz. Znowu cichy metaliczny trzask � silnik nie reagowa�. To nie akumulator � my�la�a, z ka�d� sekund� coraz bardziej poirytowana. Akumulator wymieni�a w zesz�ym tygodniu. Tym razem to co� innego, jeszcze kosztowniejszego, mo�e rozrusznik. Wysiad�a, zatrzasn�a drzwi i sta�a chwil�, zastanawiaj�c si�, co robi�.
Popatrzy�a na gmach s�du. Wr�ci� i wezwa� pomoc drogow�? Opar�a si� o samoch�d. Ch�odny wieczorny wiatr owiewa� jej twarz, a ona wmawia�a sobie, �e takie drobnostki zupe�nie jej nie denerwuj�.
Przenios�a wzrok na gmach aresztu i obserwowa�a ciemne sylwetki ludzi przesuwaj�ce si� za oknami. Olbrzymi kompleks budynk�w rozci�ga� si� od przecznicy do przecznicy i mie�ci� niemal wszystkie instytucje i agendy rz�dowe okr�gu. Rano nie spos�b tu by�o zaparkowa�, cho� Anna ocenia�a, �e na rozleg�ej betonowej p�ycie jest miejsce dla oko�o pi�ciuset samochod�w. W�adze posz�y na ca�o�� i wysup�a�y pieni�dze na przyzwoite urz�dzenie terenu. Parking otacza�y krzewy oleandr�w, tworz�c wysoki �ywop�ot, kt�ry t�umi� ha�as dobiegaj�cy z Victoria Boulevard, g��wnej alei przelotowej miasta, ulicy rozdzielonej szerokim pasem trawy. Anna uwa�a�a, �e krzewy s� �adne, bo o�ywiaj� szary beton, no i mia�a za oknem cho� troch� zieleni.
Wiedzia�a, �e je�li to rozrusznik, jak przypuszcza�a, pomoc drogowa niewiele jej pomo�e. Wezm� d�ipa na hol, odstawi� go do najbli�szego warsztatu, i tyle. Postanowi�a wraca� do domu na piechot�. Nie by�o jeszcze p�no, a Dawid pewnie i tak przez ca�e popo�udnie czym� si� ob�era�. Rano poprosi m�a szefowej, �eby tu kogo� przys�a�; pracowa� w dziale serwisowym miejscowego salonu samochodowego i cz�sto naprawia� jej d�ipa za darmo. A mo�e wr�ci� do s�du i wezwa� taks�wk�? Nie, mieszka przecie� niedaleko, od domu dzieli j� tylko pi�� przecznic. Je�li si� pospieszy, piechot� b�dzie szybciej.
Odruchowo skierowa�a si� w stron� wyjazdu, ale potem skr�ci�a. Mi�dzy krzewami oleandr�w, w przeciwleg�ym rogu parkingu, dostrzeg�a w�skie przej�cie, kt�rym mog�a wydosta� si� na Victoria Boulevard; potem tylko pokona wzg�rze i ju� b�dzie w domu.
Gdy dosz�a do przej�cia mi�dzy krzewami, us�ysza�a g�o�ny trzask. Drgn�a, obr�ci�a g�ow�. Trzask brzmia� jak wystrza� z pistoletu. Zlustrowa�a wzrokiem pusty parking, zerkn�a przez krzaki na ulic�. Nie zauwa�y�a niczego podejrzanego. Uspokoi�a si�. To pewnie ga�nik. Ludzie cz�sto te odg�osy myl�. Pracuj�c w policji, zaliczy�a setki takich fa�szywych alarm�w.
Pochyli�a si� i wesz�a mi�dzy krzewy � obcasy but�w natychmiast ugrz�z�y w b�ocie. Zmarszczy�a gniewnie czo�o, dochodz�c do wniosku, �e droga na skr�ty nie by�a najlepszym pomys�em. Automatyczne zraszacze musia�y si� niedawno wy��czy� i ziemia nasi�k�a wod�.
� Cholera jasna � mrukn�a przykucn�wszy, �eby obejrze� buty powalane b�otem. Musi pami�ta�, �eby przed wej�ciem do domu dobrze je wytrze�, bo dywan diabli wezm�.
Rozgarn�a ga��zie wysokich krzew�w i ju� mia�a wyj�� na chodnik, gdy wtem zn�w us�ysza�a dono�ny trzask. Rami�... lewe rami�.
� Bo�e... � j�kn�a. Zakr�ci�o si� jej w g�owie, nie mog�a z�apa� tchu. Odruchowo przy�o�y�a d�o� do bol�cego miejsca i wyczu�a wilgo�. Unios�a r�k�, zobaczy�a krew i krzykn�a: � Postrzelili mnie! Bo�e, pom�cie... Kto� do mnie strzeli�!
Us�ysza�a warkot silnika, pisk opon, poczu�a wyra�ny sw�d spalonej gumy.
Na ziemi�, my�la�a, szybko! Ale, sparali�owana strachem, nie by�a w stanie wykona� �adnego ruchu. Zatoczy�a si� i rozgarniaj�c r�kami krzaki, upad�a na betonowy chodnik, os�oniwszy twarz prawym ramieniem.
� Postrzelono mnie! Niech mi kto� pomo�e! Prosz�... Wezwijcie karetk�... policj�...
Cho� rozpaczliwie pr�bowa�a krzycze�, by zwr�ci� na siebie uwag�, tylko mamrota�a co� pod nosem. Przez bluzk� s�czy�a si� gor�ca krew, jakby polano jej wrz�tkiem plecy.
Pr�bowa�a uspokoi� oszala�e serce, pr�bowa�a odnale�� w panice si��. Kula mog�a uszkodzi� aort�. Walcz�c z b�lem i obezw�adniaj�cym strachem, wyprostowa�a palce, zanurzone w szybko powi�kszaj�cej si� ka�u�y jej w�asnej krwi.
�ycie wycieka�o z niej na chodnik, a ona ws�uchiwa�a si� w swoje cia�o. S�ysza�a z nienaturaln� wyrazisto�ci�, jak jej p�uca z trudem �owi� oddech, serce za� � �ump-�ump, �ump-�ump � t�oczy krew niczym pompa w szybie naftowym. Umiera�a. Nie, nie mog�a umrze�, to by by�o niesprawiedliwe. Przecie� swoje ju� wycierpia�a. Jej ukochane dziecko, jej synek... Tak bardzo jej teraz potrzebowa�. By�a wszystkim, co na tym �wiecie mia�. Nie, je�li B�g istnieje, nie pozwoli jej umrze�.
Jezdni� �miga�y samochody. Spaliny d�awi�y j�, oddycha�a z coraz wi�kszym trudem. Pr�bowa�a krzycze� g�o�niej, chcia�a zwr�ci� na siebie uwag�, zanim straci przytomno��, zanim b�dzie za p�no. Ale na pr�no.
� Pom�cie mi... prosz�, pom�cie... Postrzelono mnie...
G�owa jej opad�a i Anna otar�a sobie policzek o chropowaty beton. Przed oczyma ta�czy�y jej czarne plamy, odczuwa�a md�o�ci, by�o jej gor�co i jednocze�nie zimno. Nie mog� zemdle�, my�la�a, nie mog� zemdle�. Je�li strac� przytomno��, wykrwawi� si� na �mier�.
Zacisn�a z�by, odepchn�a si� ze wszystkich si� i zdo�a�a podnie�� si� na czworaka. I natychmiast upad�a, by znowu si� d�wign�� i znowu upa��.
D�wi�ki jeszcze s�ysza�a, jeszcze je rozr�nia�a: warkot samochod�w p�dz�cych ulic�, g�osy ludzi, �miech, wycie syreny gdzie� w oddali, ryk odrzutowca przelatuj�cego nad miastem. Jestem tutaj, krzycza�a bezg�o�nie, tutaj! Przecie� woko�o jest tyle ludzi. Dlaczego mnie nie widz�, dlaczego nic nie s�ysz�?
� Na pomoc! � krzykn�a, tym razem nieco g�o�niej. � Prosz�, pom�cie mi!
Odwr�ci�a g�ow� i zda�a sobie spraw�, �e po drugiej stronie ulicy jest parking restauracji Marie Callender�s. Ludzie wchodzili i wychodzili. By�a tak blisko i tak daleko zarazem. Odgradza� j� od nich ruch uliczny i szeroka, rozdzielona pasem zieleni jezdnia, w dodatku le�a�a pod �ywop�otem, prawie zupe�nie niewidoczna w jego cieniu.
� Na pomoc! � krzykn�a jeszcze raz, skupiaj�c wzrok na m�czy�nie i kobiecie z ma�ym dzieckiem, kt�rzy podchodzili do granatowego samochodu. Kobieta �mia�a si� i trzymaj�c synka za r�k�, m�wi�a co� do m�czyzny. W tej samej chwili ch�opiec odwr�ci� si� i spojrza� na drug� stron� ulicy. Patrzy� prosto na ni�!
� Tutaj! Jestem tutaj! � krzykn�a, d�wigaj�c g�ow� z chodnika. � Postrzelono mnie! Sprowad�cie pomoc!
Ale matka poci�gn�a dziecko za r�k� i zrozpaczona Anna patrzy�a, jak ca�a rodzina wsiada do samochodu i odje�d�a.
� Nie! � j�kn�a �a�o�nie. � Nie zostawiajcie mnie...
Umiera�a.
Ka�u�a krwi by�a coraz wi�ksza, b�l coraz silniejszy. Pr�bowa�a przywo�a� obraz twarzy Dawida, by si� nim wzmocni�, by czerpa� z niego �yciodajn� si��. Usi�owa�a wsta�, odepchn�� si� r�kami od ziemi i zapominaj�c o b�lu d�wign�� os�abione cia�o. Nie, to nie aorta, wmawia�a sobie, nic ci nie b�dzie. Mo�e to nawet nie kula. Mo�e nadzia�a� si� na metalowy zadzior, na co� ostrego...
I nagle us�ysza�a g�os swego ojca: �Zachowaj spok�j, Anno�.
Wypowiedzia� te s�owa, gdy zaraz po sko�czeniu akademii policyjnej zobaczy�a pierwszego w �yciu trupa � zw�oki ma�ego dziecka. Wr�ci�a do domu i o�wiadczy�a, �e tego nie wytrzyma, �e zamierza z�o�y� rezygnacj�, �e jest za m�oda, zbyt wra�liwa, �eby pracowa� w policji. ��mier� porusza ka�dego � powiedzia� wtedy ojciec stanowczo. � Gdyby� nie by�a wra�liwa, nie by�aby� cz�owiekiem. Kilka razy g��boko odetchnij i zdaj si� na swoj� si�� wewn�trzn��.
I nagle stwierdzi�a, �e wsta�a, �e stoi. Widzia�a jak przez mg��, wszystko by�o zamazane i zniekszta�cone, �ciekaj�cy z czo�a pot zalewa� jej oczy, ale sta�a. I wiedzia�a, co musi teraz zrobi�: musi przej�� na drug� stron� ulicy.
� Pani jest ranna? � us�ysza�a czyj� zaniepokojony g�os. � Co si� sta�o?
� Kto�... Kto� do mnie...
Pr�bowa�a wytrzyma�, chcia�a odwr�ci� g�ow� i co� powiedzie�. Nadesz�a pomoc. Teraz wszystko b�dzie dobrze.
Traci�a si�y, ale czu�a, �e kto� j� obejmuje, czu�a koj�ce ciep�o ludzkiego cia�a, wi�c uleg�a i ten kto� pom�g� jej si� po�o�y�.
� To ty? � wymamrota�a, gdy ujrza�a nad sob� jego twarz. Bo cia�a tam nie by�o, tylko twarz, kt�ra p�ywa�a przed jej oczyma, jakby unosz�c si� w powietrzu. Twarz i te �agodne, zatroskane, wpatrzone w ni� oczy, najpi�kniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widzia�a.
� Wezwijcie karetk�! � krzykn�� tak g�o�no, �e a� si� przestraszy�a. � Szybko, ona krwawi. Zaraz b�dzie w szoku. I koce, przynie�cie koce. Z baga�nika mojego samochodu.
Wydawszy polecenia, g�os natychmiast z�agodnia�, sta� si� spokojny, koj�cy i Anna zobaczy�a nad sob� pochylonego m�czyzn�, kt�rego koszula muska�a jej twarz.
� Musimy to miejsce ucisn��. Kula przebi�a aort�. Niech si� pani nie rusza, prosz� si� odpr�y�. Karetka ju� jedzie.
Ukucn�� z drugiej strony i poczu�a, �e j� dotyka. Wci�� obserwowa�a jego twarz, zagubi�a si� w jego oczach. Pami�ta�a je, tak, by�a pewna, �e ju� je widzia�a. Kiedy�, gdzie�, daleko st�d. Wci�� przytomna, lecz odurzona, dryfowa�a na pograniczu �wiadomo�ci i czarnej g��biny niebytu, w mrocznym, rozfalowanym �wiecie przypominaj�cym morsk� otch�a�. Dobieg�y j� g�osy ludzi, tupot n�g, ale widzia�a tylko t� twarz, s�ysza�a tylko ten g�os, odczuwa�a tylko ciep�o bij�ce od cia�a nieznajomego.
Jak przez mg�� us�ysza�a przenikliwe zawodzenie syreny. M�czyzna pog�adzi� j� po czole i zn�w spojrza� jej w oczy. Poczu�a mu�ni�cie jego w�os�w.
� Twoje w�osy... � wyszepta�a. By�y jak mi�kki koc.
� Wszystko b�dzie dobrze � zapewni� j� g�os. � Kula trafi�a w rami�.
Anna wyt�y�a si�y, �eby lepiej widzie�, �eby lepiej s�ysze�, bo twarz mia� ju� zniekszta�con�. I ogarn�a j� fala gwa�townego uczucia, fala mi�o�ci i zupe�nego spokoju.
� Hank � szepn�a. � Wiedzia�am, �e wr�cisz.
Zatrzepota�a powiekami, mimowolnie zamkn�a oczy.
Jaka� nieznana si�a wsysa�a j� w mroczn� otch�a� i obraz pochylonego nad ni� m�czyzny zaczyna� powoli znika�. Rozpaczliwie pr�bowa�a ten obraz zatrzyma�, bo by� jedyn� rzecz�, jaka dzieli�a j� od wabi�cego niebytu, ale nie da�a rady i pogr��y�a si� w otch�ani. S�ysza�a g�os Hanka, czu�a zapach jego cia�a i silny u�cisk jego r�ki. Hank wr�ci�. Dawid b�dzie mia� ojca. Mog�a przesta� walczy�. Kilka sekund p�niej poch�on�a j� ciemno��.
Rozdzia� 2
Sier�ant Thomas Reed, detektyw z wydzia�u zab�jstw, mia� pi��dziesi�t lat i wci�� by� okazem zdrowia. Mierzy� metr osiemdziesi�t dwa, wa�y� dziewi��dziesi�t jeden kilogram�w, jeszcze nie wy�ysia� i mia� tylko dwa siwe pasemka w�os�w. Spojrza� w lustro i wyszczerzy� z�by. Wi�kszo�� ��tych plam znikn�a, bo rzuci� palenie; by� �wiadkiem �mierci Lenny�ego Bradocka � Lenny umar� na raka p�uc � i to go w ko�cu zmobilizowa�o. Ale zmarszczki na twarzy pozosta�y. I pozostan�, bo zbyt wiele lat sp�dzi� na kalifornijskim s�o�cu. Zreszt� s�ysza�, �e zmarszczki przydaj� twarzy charakteru. Parskn�� �miechem. Czego jak czego, ale charakteru na pewno mu nie brakowa�o.
Dodawa� sobie animuszu kilka razy dziennie, ilekro� szed� do kibelka. Pracowa� w departamencie policji okr�gu Ventura. Pi��dziesi�tk� sko�czy� w tym roku � przekroczy� wielki pr�g, a za progiem by�o paskudnie, dok�adnie tak, jak powiadali ci, co przekroczyli go wcze�niej. Wci�gn�� brzuch i przyrzek� sobie, �e dzi� wieczorem wpadnie do sali gimnastycznej. Przychodzili tam gliniarze o wiele m�odsi, fakt, ale niekoniecznie silniejsi od niego, a ju� na pewno nie lepsi. Licho wie, jak to naprawd� jest, ale ja widz� to w�a�nie tak � pomy�la�. Zmi�� papierowy r�cznik, wrzuci� go do kosza na �mieci i ruszy� do drzwi.�
Gdy tylko przekroczy� pr�g, zobaczy� Noaha Abramsa, kt�ry z zatrwo�on� min� szed� korytarzem. Niewiele brakowa�o, a Reed uciek�by z powrotem do ubikacji, ale si� pohamowa�. Nag�e wezwanie � pomy�la�, dobrze wiedz�c, �e Noah zaraz go dopadnie. Nici z sali gimnastycznej.
� Niech pan �apie � powiedzia� Abrams, rzucaj�c kluczyki. � I tak nie pozwoli�by mi pan usi��� za kierownic�. Postrzelili Ann� Carlisle. Wioz� j� do szpitala okr�gowego.
Kluczyki upad�y z brz�kiem na wy�o�on� linoleum pod�og�. Reed zblad� jak �ciana, ale nim Abrams zd��y� zrobi� trzy kroki, detektyw pochyli� si�, p�ynnym ruchem podni�s� kluczyki i ju� p�dzi� korytarzem w stron� wyj�cia na parking.
� Gdzie?
� Na parkingu przed kompleksem s�dowym � wysapa� Noah, biegn�c z nim rami� w rami�. � Niewiele wiem, przed chwil� przyszed�em...
� W jakim jest stanie?
� Nie mam poj�cia. To ten. Ten zielony.
Wskoczyli do nie oznakowanego samochodu policyjnego. Abrams wystawi� na dach �koguta�, Reed wcisn�� gaz do deski. Zapiszcza�y opony, w�z wpad� w po�lizg, o w�os omijaj�c inne samochody, i wyjecha� z parkingu na ulic�. Abrams tymczasem obraca� pokr�t�em radiostacji, �eby przechwyci� komunikaty karetki pogotowia wioz�cej Ann� do szpitala.
Tommy Reed by� wstrz��ni�ty. Postrzelono nie byle kogo. Lenny Braddock, ojciec Anny, szkoli� go w szk�ce dla rekrut�w, by� jego mentorem od pierwszego dnia pracy w policji. Na �o�u �mierci wezwa� go do siebie i kaza� mu przyrzec, �e zaopiekuje si� jego c�rk�, �e dopilnuje, by nikt jej nigdy nie skrzywdzi�. Lenny mawia�, �e Anna jest dziewczyn� impulsywn� i zawzi�t�, �e kt�rego� dnia na pewno oberwie. No i mia� racj� � pomy�la� Reed, zagryzaj�c warg�. Grzmotn�� r�kami w kierownic� i omal nie straci� panowania nad rozp�dzonym samochodem. W brzuchu mia� rozedrgan� pustk�, kt�r� odczuwa�, ilekro� traci� wp�yw na przebieg wydarze�.
� Mam ich! � wrzasn�� Abrams, przekrzykuj�c ryk syreny. Ws�uchiwa� si� chwil� w medyczny �argon i zn�w wrzasn��: � Przekroczy� pan sto sze��dziesi�t, sier�ancie. Uwaga na prawo!
Zbli�ali si� do skrzy�owania, a przy tej szybko�ci to rzecz niebezpieczna. Gdyby kierowca samochodu wyje�d�aj�cego z przecznicy nie s�ysza� syreny, nie unikn�liby �miertelnego w skutkach zderzenia.
Z rycz�cego g�o�nika dobiega� medyczny be�kot � lekarz przekazywa� komunikaty do szpitala. Kiedy min�li skrzy�owanie, Abrams wy��czy� syren�, �eby lepiej s�ysze� radio. Kilka chwil p�niej Reed zdj�� nog� z gazu i samoch�d zwolni� do nieco bezpieczniejszej setki.
Anna �y�a.
Pocisk przebi� aort�, ale nie naruszy� organ�w wewn�trznych. Straci�a mn�stwo krwi, prawdopodobnie czeka�a j� operacja, ale wygl�da�o na to, �e si� wyli�e.
� W��czy� syren�? � spyta�