7716
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 7716 |
Rozszerzenie: |
7716 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 7716 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7716 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
7716 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Norman Spinrad
"Ziele czasu"
Oto ja. okruch intelektu stanowi�cy moj� �wiadomo��, kt�ra istnieje gdzie� poza przestrzeni� i poza
czasem. Obiektywny czas trwania mojego �ycia to sto dziesi�� lat. chocia� z mojego punktu widzenia
jestem nie �miertelny - �wiadomo�� mojej w�asnej �wiadomo�ci nigdy nie ustanie. Jestem
niemowl�ciem, jestem dzieckiem. jestem m�odzie�cem. jestem starcem konaj�cym w�r�d bieli czystych
prze�cierade�. Jestem wszystkimi okresami swojego �ycia. zawsze b�d� tymi okresami, zawsze by�em
tymi okresami w miejscu, gdzie trwa m�j intelekt, w wiecznej chwili ode rwanej od czasu.
Jeden wiek i dziesi�� lat - oto moja wieczno��. �ycie moje jest jak biografia zawarta w ksi��ce:
niezmienna, niewzruszalna, sta�a w swojej d�ugo�ci i nieograniczona w trwaniu. Rodz� si� 3 kwietnia
2040 roku, 2 grudnia 2150 umieram. Wszystkie wydarzenia zawarte pomi�dzy tymi datami dziej� si� w
jednej chwili. Mo�na by powiedzie�, �e prze�ywam je wci�� i wci��, w niesko�czono��. Ale nie jest to
prawda. Prze�ywam bowiem wszystkie chwile swoich stu dziesi�ciu lat jednocze�nie i raz na zawsze...
Jak�e wi�c mog� opowiedzie� swoj� histori�? Jak mam j� uczyni� zrozumia��? Nasz wsp�lny j�zyk
opiera si� na poj�ciu czasu, kt�re nie jest nam wsp�lne...
Dla mnie czas taki. jak wy go pojmujecie, nie istnieje. Nie prze suwam si� chwila po chwili,
chronologicznie, jak �lepiec wymacuj�cy drog� w tunelu. Ja jestem jednocze�nie we wszystkich punktach
tego tunelu. a oczy mam szeroko otwarte. Czas jest dla mnie tym. czym dla was jest przestrze� -
�rodowisko, w kt�rym mog� porusza� si� w wi�cej ni� jednym kierunku.
Jak wam to wyt�umaczy�? Jak przekaza�, by sta�o si� to zrozumia�e? Wszyscy jeste�my lud�mi
zrodzonymi z kobiet, chocia� z drugiej strony macie ze mn� mniej wsp�lnego ni� z ma�p� czy z ameb�.
Ale musz� wam jako� o tym powiedzie�!
Dla mnie jest ju� za p��no, by�o za p��no, b�dzie za p��no; zosta�em uwi�ziony w pu�apce tego
wiecznego piek�a i nie potrafi� z niej uciec. nawet w �mier�. Moje �ycie jest niezmienne i niewzruszalne,
albowiem jad�em tempo - ziele czasu! Ale wy tego nie r�bcie! S�uchajcie mnie! Zrozumcie! Nie jedzcie
nigdy ziela czasu! Spr�buj� wam to jako�, po swojemu, wyt�umaczy�. Nie ma sensu zaczyna� od
pocz�tku, gdy� nie ma pocz�tku ani ko�ca. S� tylko wa�ne punkty w czasoprzestrzeni. Opisz� wam te
punkty. Mo�e wtedy zrozumiecie...
8 wrze�nia 2050 roku. Mam dziesi�� lat. Siedz� w gabinecie doktora Phippsa. dyrektora szpitala
psychiatrycznego, w kt�rym przebywam od o�miu lat. 12 czerwca zrozumieli wreszcie, �e nie jestem
wariatem. Zrozumieli tylko tyle, ale i to wystarczy, by mnie zwolniono. Ale 8 wrze�nia 2050 roku jestem
jeszcze pacjentem szpitala psychiatrycznego.
8 wrze�nia 2050 roku to dzie� powrotu pierwszej wyprawy na Tau Ceti. Powr�t jest transmitowany
i dlatego siedz� przed telewizorem w gabinecie doktora Phippsa. To w�a�nie ekspedycja na Tau Ceti jest
powodem mojego pobytu w szpitalu. Paplam o niej ju� od dziesi�ciu lat. Chc�,. by statek poddano
kwarantannie. by pr�bki ro�lin, kt�re przy wieziono, zosta�y zniszczone, by nie pozwoli� na wsadzenie
ich w gleb� naszej Ziemi. Przez niemal ca�e moje �ycie traktowano to jako objaw schizofrenii. bo w
ko�cu przed 12 lipca 2048 roku statek jeszcze nie wyruszy� na Tau Ceti, a dopiero dzisiaj ma powr�ci�.
I nadszed� 8 wrze�nia 2050 roku. Nadszed� dzie�, o kt�rym m�wi�em od opuszczenia �ona matki.
Nadszed� i dlatego siedz� teraz sam na sam z doktorem Phippsem, podczas gdy na ekranie telewizora
ukazuje si� obraz statku opadaj�cego na rozleg��, betonow� p�yt�.
Krzykn��em wiedz�c, �e niczego to nie zmieni:
- Wyt�umaczcie im! Zatrzymajcie! Doktorze, zatrzymajcie ich!
Doktor Phipps spogl�da na mnie z zainteresowaniem. Jego ma�e niebieskie oczy wyra�aj� zarazem
lito��, zak�opotanie i strach. Dobrze zna m�j przypadek. Na jego biurku obok przeno�nego telewizora le�y
opas�a teczka z histori� mojej choroby, wype�niona setkami sprawozda� z sesji' terapeutycznych. Na
ka�dym z tych papier�w jest wymieniona ta data 8 wrze�nia 2050 roku. Wci�� powtarzam t� sam�
histori�.
Statek na Tau Ceti wystartuje 12 lipca 2048 roku, powr�ci na ziemi� I 8 wrze�nia 2050. Ekspedycja
odkryje, �e wok�� Tau Ceti kr��y dwana�cie planet... ale jedynie pi�ta przypomina Ziemi� i posiada �ycie
ro�linne i zwierz�ce... Ekspedycja dostarczy na Ziemi� pr�bki nasion ma�ej ro�liny o szerokich, zielonych
li�ciach i ma�ych, purpurowych p�atkach. Zostaje ona nazwana tempis ceti... bardziej jednak b�dzie znana
pod nazw� tempo... i zanim jej w�a�ciwo�ci zostan� poznane, nasiona ulegn� rozproszeniu, zostan�
rozsiane po ca�ej Ziemi i wzejd� w jej glebie. Gdzie�, kiedy� ludzie zaczn� je�� li�cie tempa. Zmieni� si�.
B�d� m�wili o przysz�o�ci i b�d� uwa�ani za szalonych, a� do nadej�cia wypadk�w. o kt�rych m�wili.
Tym samym ro�lina zostanie uznana za niebezpieczny narkotyk. Spo�ywanie tempa stanie si�
przest�pstwem, ale tak, jak to bywa z owocem zakazanym. ludzie b�d� spo�ywa� j� dalej i w ko�cu
tempomani stan� si� najbardziej poszukiwanymi przest�pcami na Ziemi. Rz�dy �wiata b�d� usi�owa�y
wydrze� z ich udr�czonych umys��w tajemnic� przysz�o�ci.
Wszystko to mo�na znale�� w historii mojej choroby. kt�r� doktor Phipps tak dobrze zna. Przez
osiem lat s�dzi�, �e jest to zastanawiaj�co sp�jna logicznie iluzja psychotyczna. Ale dzisiaj mamy 8
Wrze�nia 2050 roku. I - jak przepowiedzia�em - statek z Tau Ceti powr�ci�. Doktor Phipps patrzy na
mnie beznami�tnie, podczas gdy do statku podsuni�to zej�ci�wk� i za�oga wysiad�a. Widz�, jak jego
szcz�ki zaciskaj� si� kurczowo, kiedy dziennikarze t�ocz� si� wok�� kapitana, wysokiego i chudego
m��czyzny nios�cego ma�y worek.
Kapitan potrz�sa g�ow� zak�opotany natarczywo�ci� reporter�w.
- Pozw�lcie, �e z�o�� najpierw kr�tkie sprawozdanie - m�wi szorstko. - Oszcz�dzimy sobie
wst�p�w.
Blada i szczup�a twarz kapitana wype�nia ekran telewizora.
- Ekspedycja powiod�a si� - m�wi. - Stwierdzili�my, �e uk�ad Tau Ceti sk�ada si� z dwunastu
planet. Pi�ta przypomina Ziemi�. Tam te� znale�li�my ro�liny i �ycie zwierz�ce, bardzo szczeg�lne �ycie
zwierz�ce...
- Co pan rozumie przez s�owo "szczeg�lne" - wykrzykuje jeden z dziennikarzy.
Kapitan marszczy brwi i wzrusza ramionami.
- Przede wszystkim zwierz�ta te wydaj� si� trawo�erne i �ywi� si� jedynie pewnym gatunkiem
ro�liny, kt�ra dominuje w tamtejszej florze. Nie ma tam drapie�nik�w. I nietrudno zrozumie� dlaczego.
Nie wiem, jak wam to dok�adnie wyt�umaczy�, ale wszystkie te stwory zdaj� si� wiedzie� z
wyprzedzeniem, co zrobi� inne zwierz�ta. A tak�e, co my zrobimy. S�dzimy, �e ma to jaki� zwi�zek z
ro�linami, kt�re jedz�. My�l�, �e wp�ywaj� one w jaki� dziwny spos�b na ich poczucie czasu.
- Dlaczego pan tak s�dzi? - pyta jeden z reporter�w.
- Nakarmili�my tymi li��mi nasze zwierz�ta laboratoryjne. I zdarzy�o si� co� dziwnego. Niemal
niemo�liwe sta�o si� dotkni�cie ich d�oni�. Dlatego te� doktor Lominov nazwa� t� ro�link� tempis ceti.
- Jak wygl�da ta ro�lina? - pyta inny dziennikarz.
- Noo... przypomina... Ale chwileczk�, mam tutaj jeden okaz kapitan si�ga po worek i co� z niego
wyci�ga.
Zbli�enie kamery na r�k� kapitana. Trzyma w niej ro�link� z delikatnymi korzeniami, szerokimi,
zielonymi li��mi i ma�ymi purpurowymi p�atkami.
R�ce doktora Phippsa zaczynaj� si� trz���. Gapi si� na mnie, gapi, gapi i gapi...
12 maja 2062 roku. Znajduj� si� w ma�ym pokoju. Mo�ecie wyobrazi� go sobie jako sal� szpitaln�,
laboratorium czy cel� wi�zienn�, gdy� pe�ni on funkcje tych wszystkich pomieszcze� r�wnocze�nie.
Jestem tu taj ju� od trzech miesi�cy.
Siedz� na wygodnym klubowym krze�le. Po drugiej stronie sto�u zasiada cz�owiek z bezimiennej
s�u�by wywiadowczej. Na stole le�y magnetofon, szpule obracaj� si�. M��czyzna z przeciwka marszczy
brwi w rozdra�nieniu.
- Naszym tematem jest grudzie� roku 2081 - m�wi. - Co pan wie o wydarzeniach z grudnia
2081 roku?
Spogl�dam na niego pos�pnie i bez s��w. Do�� ju� mam tych ludzi nasy�anych przez s�u�by
wywiadowcze, komisje naukowe i ich nie ko�cz�cych si�, bezskutecznych ��da�.
- Prosz� pos�ucha� - warczy oschle m��czyzna. - Wiem, �e odwo�ywanie si� do pa�skiego nie
istniej�cego poczucia patriotyzmu jest pozbawione sensu. Wiem r�wnie�, �e drwi sobie pan z tego, i�
pa�skie zdolno�ci mog� wiele znaczy� dla naszego kraju. Ale prosz� nie zapomina�, �e jest pan
kryminalist�. Skazano pana na do�ywocie. Wsp�� pracuj z nami, a za dwa lata b�dziesz wolny. A je�li
b�dziesz milcza�, potrzymamy ci� w zamkni�ciu, a� zgnijesz albo wbijesz sobie do �ba, �e jedynym
sposobem wyj�cia st�d jest m�wienie. Powtarzam, naszym tematem jest grudzie� 2081 roku. A teraz
m�w!
Wzdycham. Wiem, �e wyja�nienie, i� poznanie przysz�o�ci nie s�u�y niczemu, gdy� przysz�o�� nie
mo�e by� zmieniona, bo nie by�a zmieniona i nie b�dzie zmieniona, jest bezcelowe. Oni jednak nie chc�
przyj�� do wiadomo�ci, �e wyb�r jest iluzj� spowodowan� przez fakt, �e czasoprzestrzenie przysz�o�ci s�
ukryte przed tymi, kt�rzy pogr��eni w b�ogiej nie�wiadomo�ci przesuwaj� si� z pr�dem czasu. Nie chc�
zrozumie�, �e chwile czasu przesz�ego nie r��ni� si� niczym od chwil czasu przysz�ego czy
tera�niejszego. S� sta�e, niewzruszalne i nieodmienne. Oni �yj� w iluzji czasu ci�g�ego.
Zaczynam zatem m�wi� o grudniu roku 2081. Wiem jednak, �e nie b�d� zadowoleni, dop�ki nie
powiem im wszystkiego, co wiem o latach pomi�dzy chwil� obecn� a 2 grudnia 2150 roku. Wiem, �e
b�d� niezadowoleni, poniewa� byli niezadowoleni, s� niezadowoleni i b�d� niezadowoleni.
I dlatego m�wi� o tym przera�aj�cym grudniu, kt�ry nast�pi za dziewi�tna�cie lat...
2 grudnia 2150 roku. Jestem stary, bardzo stary. Mam sto dziesi�� lat. Moje zu�yte przez wiek cia�o
spoczywa na bia�ych prze�cierad�ach szpitalnego ���ka. Moje p�uca, moje serce, moje naczynia
krwiono�ne wszystkie wewn�trzne narz�dy s� chore. Jedynie m�j umys� pozostanie nieskazitelnie
nie�miertelny. Umys� niemowl�cia, umys� dziecka, umys� m�odzie�ca, umys� starca. Umieram. Po tym 2
grudnia 2150 roku moje cia�o przestaje istnie� jako �ywy organizm. Dla mnie czas po tej dacie jest r�wnie
nieznany, jak czas przed 3 kwietnia 2040 roku w przeciwnym kierunku czasu.
W pewnym sensie umieram, a w pewnym - jestem nie�miertelny. Iskra mojej �wiadomo�ci nie
zaniknie. M�j umys� nie zna ko�ca, albo wiem nie ma dla niego ani ko�ca, ani pocz�tku. Istnieje przez
chwil� trwaj�c� wieczno�� i sto dziesi�� lat zarazem,
Pomy�lcie o moim �yciu jak o rozdziale ksi��ki, ksi�gi wieczno�ci, powie�ci, kt�ra nie ma
pierwszej ani ostatniej strony. Rozdzia� zawieraj�cy moje �ycie ma sto dziesi�� stron. Ma sw�j punkt
wyj�ciowy i finalny. Ale rozdzia� trwa tak d�ugo, jak d�ugo istnieje ksi��ka. Nie sko�czona ksi�ga
wieczno�ci...
Albo nie. Wyobra�cie sobie, �e moje �ycie jest linijk� d�ugo�ci stu dziesi�ciu centymetr�w. Zaczyna
si� na jedynce, a ko�czy na stu dziesi�ciu, ale zar�wno pocz�tek, jak i koniec odnosz� si� jedynie do
d�ugo�ci, a nie do czasu trwania.
Umieram. Przez ca�y czas jestem �wiadom tej agonii, ale nigdy nie do�wiadcz� �mierci. �mier� jest
niebytem �wiadomo�ci i dlatego nie mo�e przyj�� po mnie. Dzie� 2 grudnia 2150 roku jest wa�nym dla
mnie punktem czasoprzestrzeni, mrocznym murem, barier�, poza kt�r� nie dostrzegam ju� niczego. Inny
mur nosi dat� 3 kwietnia 2040 roku.
3 kwietnia 2040 roku. Nico�� nagle si� ko�czy i zaczyna nienico��. Rodz� si�.
Jakie wra�enia towarzysz� mojemu porodowi? Jak wam to powiedzie�? Jak wyt�umaczy�, by�cie
zrozumieli. Moje �ycie, moja studziesi�cioletnia egzystencja pojawia si� nagle, natychmiast. W
momencie swoich urodzin widz� chwil� swojej �mierci oraz wszystkie inne chwile zawarte pomi�dzy
nimi. Wychodz� z �ona swojej matki i patrz� na swoje �ycie jak na obraz. Obraz z krajobrazem nader
skomplikowanym. Jest na nim wszystko naraz. Zupe�ny gestaltyzm. Widz� moj� obco��, dziwne
dzieci�stwo, niezrozumienie, z jakim si� spotykam, kiedy wydostaj� si� z �ona matki, m�wi�c doskona��
angielszczyzn� zniekszta�con� tylko z powodu niedorozwoju strun g�osowych.
Tak wi�c, kiedy opuszczam �ono matki, ��dam, aby statek powracaj�cy z Tau Ceti 8 wrze�nia 2050
roku zosta� poddany kwarantannie, i wiem, �e moje ��danie b�dzie bezskuteczne, bo by�o bezskuteczne,
b�dzie bezskuteczne i jest bezskuteczne. I wiem te�, �e ju� w chwili narodzin jestem, b�d� i by�em
wszystkim tym, czym zawsze by�em, jestem i b�d�. I �e nie mog� niczego zmieni�.
Opuszczam �ono swojej matki, umieram w�r�d bia�ych, czystych prze�cierade�, siedz� w biurze
doktora Phippsa, obserwuj�c l�dowanie statku, przebywam w wi�zieniu, opowiadaj�c przez dwa lata o
przysz�o�ci i le�� na le�nej polanie, gdzie ro�nie ziele o szerokich, zielonych li�ciach i ma�ych
purpurowych p�atkach. Zrywam t� ro�lin�, jem j� i wiem, co zrobi�, zrobi�em, robi�...
Opuszczaj�c �ono matki widz� obraz ca�ego mojego �ycia. Wz�r nie zmiennych zdarze�
namalowanych na papierze i wiecznym p��tnie czasu zarazem. Lecz nie tylko widz� go jako obraz -
jestem nim, b�d�c jednocze�nie jego malarzem. Trwam poza p��tnem, spogl�dam na jego ca�o�� i - nie
nale�� do niego.
Widz� nieruchom� czasoprzestrze�, kt�ra zapocz�tkowa�a to wszystko 4 marca 2060 roku.
Zmieniam j� i widz�, jak obraz rozp�ywa si�, ja �yj� w czasie jak inni ludzie, chwila po chwili, uwolniony
od piek�a wszechwiedzy. Lecz zmiana ta jest tylko iluzj�.
4 marca 2060 roku. Jestem w lesie, w pobli�u miejsca swojego urodzenia, ale �wiadomo��
koszmaru, jaki ten dzie� przyni�s�, przyniesie, przynosi, nie mo�e niczego zmieni�. Robi� to, co robi�, bo
robi�em to, co robi�em i b�d� robi� to, co b�d� robi�...
3 kwietnia 2040 roku opuszczam �ono matki, niemowl�, dziecko, m�odzieniec, starzec w wi�ziennej
celi i w szpitalu psychiatrycznym, konaj�cy w�r�d bieli czystych prze�cierade�.
4 marca 2060 roku. Mam dwadzie�cia lat. Znajduj� si� w�a�nie na le�nej polanie. Przede mn� rosn�
male�kie ro�linki o szerokich, zielonych li�ciach i purpurowych p�atkach. To tempo - ziele czasu, kt�re
prze�laduje mnie, prze�ladowa�o i b�dzie prze�ladowa�o bez ko�ca. Wiem, co robi�, robi�em i b�d� robi�,
gdy� robi� to, co robi�em i b�d� robi�.
Jak wam to wyt�umaczy�? Jak powiedzie�, by�cie zrozumieli, �e chwila ta jest niezmienna i
nieunikniona? Mimo �e wiem, wiedzia�em i b�d� wiedzia� o przera�aj�cych konsekwencjach, nie mog�
niczego zmieni�.
J�zyk tu nie wystarczy. To, co wam przekazuj�, jest tylko nieuniknion� p��prawd�. Wszystkie
dzia�ania, jakie podejmuj� w czasie swojego studziesi�cioletniego �ycia, zachodz� jednocze�nie. Ale to
stwierdzenie jest r�wnie� namiastk� prawdy, poniewa� "jednocze�nie" oznacza "w tym samym czasie", a
czas w waszym rozumieniu tego s�owa nie ma nic wsp�lnego z moim �yciem. Pozw�lcie mi zatem
przybli�y� wam t� kwesti�.
Powiedzmy, �e wszystkie rzeczy, kt�rych dokonuj�, dokonywa�em i dokonam, dziej� si�
jednocze�nie. Tak wi�c nie ma wiedzy, kt�ra mog�aby wp�yn�� na jakiekolwiek dzia�anie dokonuj�ce si�
w innym punkcie. Niech mi b�dzie wolno skonstruowa� nast�pne u�yteczne k�amstwo. Powiedzmy, �e
dla mnie pojmowanie i dzia�anie to dwie zupe�nie r��ne rzeczy. Od chwili narodzin podporz�dkowa�em
si� �lepo temu, co mia�em zrobi� w swoim �yciu - zorganizowanemu totalnie zespo�owi prze�y�.
Jedynie w nast�pnym momencie dostrzegam efekty zadzia�ania ca�ego mn�stwa rzeczy. Oto koszmar, jaki
si� rozpocz��, rozpocznie, rozpoczyna w dniu 4 marca 2060 roku.
Albo... m�wi si�, �e przed oczyma umieraj�cego przesuwa si� ca�e jego �ycie. W momencie moich
urodzin ca�e moje �ycie przemkn��o mi przed oczyma. I to nie tylko w wyobra�ni, ale i na jawie. Nie
mog�em p��niej niczego zmieni�, gdy� zmiana istnieje jedynie jako ��cznik po mi�dzy odmiennymi
chwilami czasu. A dla mnie �ycie jest w�a�nie niesko�czon� chwil�, trwaj�c� sto dziesi�� lat. I w taki
spos�b ten okropny moment staje si� niezmienny i nieunikniony.
4 marca 2060 roku pochylam si�, zrywam ro�lin� tempo, odrywam szeroki, zielony li�� i wk�adam
go do ust. Jego smak jest s�odki i gorzki zarazem, �elazisty i nieprzyjemny. Prze�uwam li�� i po�ykam go.
Tempo w�druje mi do �o��dka, strawione przenika do krwi i dociera do m�zgu. I wtedy zachodz� zmiany,
kt�rych nawet ludzie m�drzejsi ode mnie nie rozumiej�. I nigdy nie b�d� mogli tego zrozumie�, a w
ka�dym razie nie przed dniem 2 grudnia 2150 roku, po kt�rym jest ju� tylko nico��. Moje cia�o istnieje w
obiektywnym strumieniu czasu, aby dojrze�, ze starze� si�, podupa�� na zdrowiu i umrze�, ale m�j umys�
zosta� wy rzucony poza czas, aby prze�ywa� wszystkie chwile jak jedn�.
Przypominam to deja vu, a poniewa� zdarzy�o si� 4 marca 2060 roku, zd��y�em prze�y� ju�
dwadzie�cia lat. To jest w�a�nie punkt wyj�ciowy tempo- �wiadomo�ci w obiektywnym strumieniu
czasu. Ale obiektywny up�yw czasu nie ma nic wsp�lnego z tym, co si� dzieje...
J�zyk, tak jak i te wydumane przyk�ady, nie wystarcza. Wi�c kolejne u�yteczne k�amstwo: w
obiektywnym strumieniu czasu jestem normaln� istot� ludzk�, a� do owego 4 marca prze�ywaj�c� ka�d�
chwil� poprzednich dwudziestu lat �ycia po kolei i w porz�dku, chwila po chwili...
Teraz, 4 marca 2060 roku, moja �wiadomo�� rozprzestrzenia si� w dwu kierunkach biegu czasu.
Naprz�d - a� do 2 grudnia 2150 i mojej �mierci oraz w przesz�o�� - a� do 3 kwietnia 2040 roku i
moich urodzin. Czasoprzestrze� 4 marca zmieni�a przesz�o��, tak jak i zmieni�a przysz�o��, rozwijaj�c
tempo- �wiadomo�� a� po kra�ce mojej egzystencji.
Ale raz przesz�o�� si� zmieni�a. Miniony czas przesta� istnie� i oto wy�aniam si� z brzucha matki;
niemowl�, dziecko, m�odzieniec, starzec, w wi�ziennej celi i w szpitalu psychiatrycznym, konaj�cy w�r�d
bieli czystych prze�cierade�...
I...
Oto ja, okruch intelektu stanowi�cy moj� �wiadomo��, kt�ra istnieje gdzie� poza przestrzeni� i poza
czasem. Obiektywny czas trwania moje go �ycia to sto dziesi�� lat, chocia� z mojego punktu widzenia
jestem nie�miertelny - �wiadomo�� mojej w�asnej �wiadomo�ci nigdy nie u stanie. Jestem
niemowl�ciem, jestem dzieckiem, jestem m�odzie�cem, jestem starcem konaj�cym w�r�d bieli czystych
prze�cierade�. Jestem wszystkimi okresami swojego �ycia, zawsze b�d� tymi okresami, zawsze by�em
tymi okresami w miejscu, gdzie trwa m�j intelekt, w wiecznej chwili oderwanej od czasu...