7638
Szczegóły |
Tytuł |
7638 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7638 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7638 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7638 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jurij Andruchowycz
Moskowiada. Powie��
Przek�ad Przemys�aw Tomanek
'O^i
wydawnictwo^ zarne
Wo�owiec 2000
Tytu� orygina�u: MOSKOWIADA. POW1STZACHIW
Projekt ok�adkiistrontytu�owych: KAMILTARGOSZ Zdj�cie na ok�adce: � WOJCIECH WILCZYK Zdj�cie AUTORA pochodzi z archiwum rodzinnego
PRi HELVETIA
;CEU
Ksi��ka zosta�a wydana dzi�ki pomocy SZWAJCARSKIEJ FUNDACJI DLA KULTURY PRO HELVETIA (PROGRAM WSCH�D-ZACH�D), OSI-ZUG FOUNDATION, OSI CENTER FOR PUBUSHING DEVELOPMENT i FUNDACJI IM. STEFANA BATOREGO, w ramach CENTRAL EUROPEAN UNIVERSITY EAST TRANSLATES EASTPROJECT.
Copyright � by JURIJ ANDRUCHOWYCZ, 1999
Copyright � for the Polish edition by WYDAWNICTWO CZARNE, 1999
Copyright � for the Polish translation by PRZEMYS�AW TOMANEK, 1999
Przek�ad przejrza�a: TATIANA HO�Y�SKA Redakcja: MONIKA SZNAJDERMAN Projekt typograficzny i sk�ad komputerowy:
ROBERT OLE� � DESIGN PLUS, Krak�w, tel./fax (012) 430-30-41 Druk i oprawa:
ZAK�AD POLIGRAFII INSTYTUTU TECHNOLOGII EKSPLOATACJI,
ul. K. Pu�askiego 6, Radom
ISBN 83-87391-20-4
WYDAWNICTWO CZARNE S.C. Wo�owiec 11,38-307 S�kowa tel. 090318711 fax 018 353 63 60
Wo�owiec 2000
Wydanie I
Ark. wyd. 8; ark. druk. 12,5
^;
JURIJ ANDRUCHOWYCZ (1960) urodzi� si� i mieszka w Stanis�awowie na Ukrainie. Prozaik, eseista, poeta i t�umacz. Zadebiutowa� w 1985 roku tomem wierszy Niebo i ploszczi. Kolejne ksi��ki poetyckie Andruchowycza: Seredmi-stia (1989) i Ekzotyczni ptachy i roslyny (1991) utrwali�y jego pozycj� jako jednego z prekursor�w nowego nurtu w poezji ukrai�skiej. Trzy jego powie�ci ukaza�y si� po raz pierwszy na �amach kijowskiego miesi�cznika �Suczasnist"': w roku 1992 Rekreaciji (drugie wydanie 1997; poi. tytu�: Rekreacje), w roku 1993 Moskowiada. Powist' �achiw (drugie wydanie 1997) i w roku 1996 Perwerzija (nowe wydanie 1997).
W 1987 roku wraz z Wiktorem Neborakiem i Oleksan-drem Irwa�cem za�o�y� grup� poetyck� BuBaBu.
Jest tak�e redaktorem (wraz z Jurijem Izdrykiem) pism literackich jeszcze do niedawna wydawanych w Stanis�awowie: �Czetwer" i �Perewa�".
W Polsce ukaza�y si� Rekreacje (1994, drugie wydanie 1996) i zbi�r esej�w Erz-herz-perc (1996).
niech i tym razem nic u nas nie upoluj�
Hryhorij Czubaj
JYlieszkasz na sz�stym pi�trze, �ciany poobwiesza�e� Kozakami i dzia�aczami Zachodnio-Ukrai�skiej Republiki Ludowej, z okna widzisz moskiewskie dachy, sm�tne topolowe aleje, wie�y telewizyjnej w Ostankino nie widzisz � wida� j� z pokoj�w, znajduj�cych si� po drugiej stronie korytarza � ale jej blisko�� odczuwasz w ka�dej chwili; promieniuje z niej co� bardzo usypiaj�cego, jakie� wirusy znu�enia i apatii, i dlatego rano w �aden spos�b nie mo�esz si� obudzi�, przechodzisz od jednego widzenia sennego do nast�pnego, jak z kraju do kraju. �pisz zapami�tale, najcz�ciej do jedenastej, p�ki Uzbek za �cian� nie w��czy na ca�y regulator odurzaj�cej orientalnej muzyki �adin pa�ka, dwa struna". Przeklinaj�c bez z�o�ci nasz� nieszcz�sn� histori�, przyja�� narod�w i uk�ad zwi�zkowy dwudziestego drugiego roku, u�wiadamiasz sobie: d�u�ej spa� nie mo�na. Tym bardziej �e �yd za inn� �cian� powr�ci� ju� z wyprawy po sklepach, kolejny raz nakupiwszy, powiedzmy, rajstop dla swojej niezliczonej starozakonnej rodziny z Birobid�anu, dla wszystkich jej pokole�. Teraz w poczuciu dobrze spe�nionego obowi�zku zasi�dzie do pisania nowych wierszy w �redniowiecznym j�zyku jidisz i rzeczywi�cie je napisze � ca�ych siedem wierszy przed obiadem, i jeszcze trzy po po�udniu. I wszystkie one zostan� wydrukowane w czasopi�mie �Sowietisch Heimland" jako �ywe �wiadectwo bezustannej troski pa�stwa o kultur� ma�ych narod�w.
Zyd za �cian� �ywo i dotkliwie przypomina ci, sukinsynu, o tym, �e i ty powiniene� co� robi� � kupowa� rajtki, pisa� wiersze. Ty jednak le�ysz w ��ku i po raz kolejny studiujesz portret dyktatora Petruszewycza, a orientalna muzyka za �cian� staje si� coraz bardziej nami�tna i monotonna, cieknie jak woda w kana�ach irygacyjnych, jest to zreszt� wielki marsz z wielb��dami i s�oniami, bawe�niane plantacje, blues dla mafii konopnej.
I ty, ukrai�ski poeta Otto von R, fizycznie wr�cz czujesz, jak gryzie ci� sumienie, jak wy�era w tobie coraz wi�ksze dziury, a� wreszcie kiedy� wyjdziesz na korytarz akademika zupe�nie podziurawiony, przezroczysty i nawet �aden Ka�muk nie przywita si� z tob�.
Ale nie ma na to rady � twoje wiersze pozosta�y zapewne w powietrznych przestrzeniach Ukrainy, bo te moskiewskie okaza�y si� zbyt nieprzenikliwe dla ich s�o-wiczych ton�w.
Po korytarzu ju� od dawna �a�� tubylcze postacie, �ci�lej m�wi�c, s� to pisarze, i to w dodatku pisarze z �najdalszych zak�tk�w" Zwi�zku Radzieckiego, tyle �e nie przypominaj� tw�rc�w literatury, lecz raczej literackie postacie. I to postacie literatury grafoma�skiej, wypich-conej wedle nudnych przepis�w wielkiej tradycji realistycznej.
Rozr�niasz ich pisarskie g�osy � a ka�dy z nich, je�li wierzy� referencjom z miejsc poprzedniej dzia�alno�ci, �obdarzony jest w�asnym niepowtarzalnym g�osem, kt�rego nie mo�na pomyli� z �adnym innym" � ot� te niepowtarzalne korytarzowe g�osy m�wi� co� do siebie, krzy�uj� si�, przecinaj�, kopuluj�, donosz�, �e kipi czajnik, wy�piewuj� �nie-syp-mi-soli--na-ran�", cytuj� Wysockiego (�wanieckiego), zapraszaj� kogo� na �niadanie, informuj�, �e lafirynda z zaocznych (drugie pi�tro, pok�j 303) nocowa�a dzisiaj w 727, i temu podobne.
10
W nierozerwalnym dialektycznym zespoleniu z g�osami pozostaj� te� zapachy � bukiet zsypu akademika, przetrawionego alkoholu i spermy. Sycz� patelnie, brz�cz� wiadra, klucze, trzaskaj� drzwi, bo � nawiasem m�wi�c � dzi� sobota i nie ma wyk�ad�w, wi�c �adne �cierwo nie zmusi mnie, �ebym robi� co�, na co nie mam ochoty. I niech wszyscy id� do diab�a.
I tak stopniowo wnikasz w rzeczywisto��, pami�taj�c, �e gor�cej wody mo�e ju� nie by�, �e lafirynda z 303 nocowa�a nie w 727, jak b��dnie g�oszono na korytarzu, lecz w 729, �e kt�ry� z Czecze�c�w (a najpewniej wszyscy Czecze�cy razem wzi�ci) wy�omota� wczoraj w windzie nauczyciela wuefu Jasz�, �e rosyjski poeta Je�ewikin mieszkaj�cy w przeciwleg�ym skrzydle wczoraj po raz pi�ty pojawi� si� w telewizji i w swym wyst�pieniu dziewi�-ciokrotnie u�y� s�owa DUCHOWO��, osiem razy natomiast wyciera� wierzchem d�oni pot ze skacowanego czo�a, �e warto by zadzwoni� do domu, �e we wtorek rozpocznie si� sesja Rady Najwy�szej, �e ukrai�ski przek�ad Sonet�w do Orfeusza jest chyba najwierniejszym jaki znasz, �e drugi rok twojej moskiewskiej biografii dobiega ko�ca, a ty do dzi� nie zd��y�e� jeszcze odwiedzi� baru piwnego na Fonwizina, pami�taj�c o wszystkich tych absolutnie nie zwi�zanych ze sob� rzeczach, jak r�wnie� o mn�stwie innych rzeczy, w �aden spos�b nie zwi�zanych z poprzednimi, mimo wszystko wstajesz i � pokr�ciwszy si� chwil� w samych majtkach po pokoju, rzuciwszy okiem na wci�� ten sam beznadziejny pejza� za oknem z tymi samymi topolami i ci�kimi, mrocznymi, deszczowymi chmurami, zmuszasz si� do �wicze� fizycznych � raz, dwa � dop�ki nie zabol� mi�nie, zupe�nie jakby do tego sprowadza�o si� jedyne uzasadnienie istnienia twojego i ca�ej Moskwy, co wi�cej � w og�le twojego istnienia na �wiecie. Nawiasem m�wi�c, dosy� marnego istnienia, kt�re Ten Kto� w G�rze m�g�by zlekcewa�y�,
11
gdyby nie tych kilka udanych wers�w w paru w zasadzie nieudanych wierszach, co i tak, rzecz jasna, jest niczym wobec wielkiej sprawy narodowej.
A oto niekt�re ze wspomnianych postaci. Ich to g�osy tak rozdra�ni�y ci� rano, �e teraz mo�esz si� z nimi policzy�, von F. Postaraj si� przedstawi� je mo�liwie jak naj-zgry �li wiej, stary.
Prosz� bardzo. Dwie kobiety, dwa kwiaty z najg��bszych prowincji Wielkorosji. Dwie poetessy, czy te� raczej dwie poetki, nie, przepraszam � dwaj poeci, bo obecnie w ich �rodowisku do dobrego tonu nale�y powtarzanie za Cwietajew� � Achmatow� (Gorenko?), �e s�owo �poeta" nie ma rodzaju �e�skiego, w zwi�zku z czym ja, stary zboczeniec, oczyma wyobra�ni widz� ju� ca�y ten babiniec z dorodnymi penisami i � co najwa�niejsze � z j�drami w odpowiednim miejscu.
Ale nie w tym rzecz. Oto dwie kobiety z dwu r�wnie zapad�ych i r�wnie oddalonych od Moskwy ca�kiem r�nych Rosji. Dwie zazule-�ab�dzice, z kt�rych jedna jest troch� po czterdziestce, a drugiej czterdziestka niebawem stuknie. Kt�ra� z nich jest m�atk�, a kt�ra� nie, ale kt�ra � zapomnia�em.
To ekspozycja. Teraz rozwini�cie. Obie zbyt wiele z�o�y�y w ofierze na tym o�tarzu. Dosta� si� tutaj ka�da z nich pragn�a przez po�ow� �ycia. Trafi� do Moskwy na ca�e dwa lata! Trafi� do Moskwy, gdzie niew�tpliwie zostan� w ko�cu zauwa�one i wyniesione pod niebiosa! Trafi� do Moskwy, aby pozosta� w niej na wieki! By� w niej pochowan� (skremowan�!). Trafi� do Moskwy, gdzie genera��w, sekretarzy, cudzoziemc�w, patriot�w, bioenergoterapeut�w od cholery! A co najwa�niejsze � pe�no banan�w!
12
Takie marzenia pojawiaj� si� wraz z dojrzewaniem p�ciowym. I w�adczo towarzysz� ca�emu �yciu.
Dla osi�gni�cia takiego celu warto by�o przej�� przez wszystkie piekielne kr�gi zasranych prowincji. Snu� intrygi. Wydzwania�. Cz�stowa�. Sypia� z impotentami.
Po wielu latach pora�ek i rozpaczy � zi�ci�o si�! Sta�o si�! Przyje�d�aj� niemal r�wnocze�nie, niezale�nie od siebie przemierzywszy niez�y szmat rosyjskiej r�wniny. Zawieraj� znajomo�� bez cienia ob�udy, naprawd� jest im bardzo mi�o, sta�y si� przecie� �siostrami w szcz�ciu". Ju� pierwsza wymiana zdawkowych uwag ujawnia wsp�lne upodobania: Jesienin, a nie Pasternak, Rubcow, a nie Brodski, m�odzie�owe sukienki z poliestru: z przodu i na plecach wymy�lny karczek, w szwach karczku z przodu kieszonki z zamkiem b�yskawicznym, na plecach wewn�trzny fa�dzik, no i pasek jako niezb�dne dope�nienie wszystkiego. Jeszcze tego samego dnia, podniecone s�odkim przeczuciem totalnej zmiany na lepsze, id� razem pod Puszkina � z�o�y� kwiaty, tak po prostu, od siebie. Bo obie kochaj� Puszkina, a nawet uwa�aj� go za najwi�kszego rosyjskiego poet�, za swego mistrza. Puszkin w zadumie przygl�da si� czubkom swoich but�w. W dole, pod nim, ch�opcy w szarych mundurach i czarnych beretach t�uk� jakich� nie strzy�onych mason�w, kt�rzy sami siebie nazywaj� �zwi�zkiem demokratycznym". Oburzone w imieniu Puszkina prowincjuszki jad� zameldowa� si� w akademiku.
Komendant okazuje si� by� Czuczmekiem, �ci�lej m�wi�c, Dagesta�czykiem, ale do�� m�odym jeszcze Da-gesta�czykiem: fizycznie dobrze rozwini�ty, ramiona szerokie, pier� bez w�tpienia pokryta bujnym w�osiem, trzydzie�ci cztery lata, jako� udaje mu si� do ka�dej pu�ci� oko, ale tak by druga tego nie dostrzeg�a, z�by r�wne, czarne oczy, Ramazanow Murtaza, a mo�e nawet ca�kiem na odwr�t: Murtazajew Ramazan.
13
Ramazan (Murtaza?) proponuje pokoje na sz�stym pi�trze. Ka�dy mo�e sta� si� ich mieszkaniem. Jest pok�j z oknami na monopolowy, ale jest te� z oknami na warzywny. Jest pok�j z parkietem z klepki najnowszego typu. Jest te� pok�j z rozbitym oknem. Jest jeden tu� przy toalecie. Ka�dy na sw�j spos�b n�c�cy.
Ale jest wariant, na kt�ry obie przystaj� bez wahania. To tak zwany �segment", dwa s�siaduj�ce ze sob� pokoje oddzielone od reszty �wiata wsp�lnym przedpokojem. Doskonale] Wprowadzaj� si� i od razu jedna drug� zaprasza na herbat�. I rozmawiaj� do p�nej nocy o Puszkinie,
0 Jelcynie, recytuj� z pami�ci swoje wiersze, wymieniaj� komplementy, nast�pnie w�asne tomiki, wydane w obwodowych wydawnictwach na papierze makulaturowym. I najmniejszej nawet aluzji do mi�o�ci lesbijskiej.
Tak oto doszli�my do kulminacji.
A rozwi�zanie? Im dalej, tym silniej dociera do ka�dej z nich, �e pope�ni�y horrendalne g�upstwo. �Segment" okaza� si� pu�apk�. Pu�apk� na g�upie krowy, kt�re B�g jeden raczy wiedzie� po jak� choler� przywlok�y si� do tego bajzlu. Ich najwi�ksze nieszcz�cie polega na tym, �e nie doros�y do seksu grupowego. To dlatego nie udaje im si� jednak uwie�� ani genera�a, ani Dagesta�czyka.
1 w ten spos�b, kontroluj�c si� nawzajem, �yj� zupe�nie jak mniszki, w�ciekaj�c si� po cichu i zgrzytaj�c z�bami, a niegdysiejsza prawdziwa przyja�� przeradza si� w ledwie skrywan�, z ka�dym dniem bardziej oczywist�, bezdenn� i czarn� nienawi��.
/-j pi�tku na sobot� �ni�o mi si�, �e jad�em kolacj� z kr�lem Ukrainy Olelkiem Drugim (Do�gorukim-Rurykowiczem). Siedzimy sobie we dw�jk� przy artystycznie zastawionym stole w barokowej loggii z b��kitnego kamienia, od czasu do
14
czasu dyskretnie pojawiaj� si� s�u��cy, przewa�nie Hindusi albo Chi�czycy, z poz�acanymi tryzubami na wy�ogach frak�w, niepostrze�enie zmieniaj� p�miski i talerze, potrawy, no�e, widelce, szczypce do �amania pancerzy skorupiak�w, pincety do wydobywania ma��y, skalpele do rozcinania �ab i r�wnie niepostrze�enie, bez zb�dnych odg�os�w si� oddalaj�. Z loggii roztacza si� wspania�y widok: w dole s�o�ce zdaje si� osiada� gdzie� na wodach jasnego jeziora, a niedost�pne szczyty Alp albo � jak ju� idziemy na ca�o�� � samych Pirenej�w wybuchaj� blaskiem, odbijaj�c ostatnie promienie zachodz�cego s�o�ca. My za� z kr�lem popijamy najrozmaitsze wykwintne wina, koniaki, nalewki oraz starki i gaw�dzimy sobie o tym i owym.
� Wasza Kr�lewska Mi�o�� � zwracam si� do niego z ca�ym szacunkiem � W�adco i Rz�dco Rusi-Ukrainy, Wielki Ksi��� Kijowski i Czernihowski, Kr�lu Halicki i Wo�y�ski, Hospodarze Pskowski, Przemyski i Koziaty�s-ki, Herzogu Dnieprodzier�y�ski, Perwomajski i Iljiczows-ki, Wielki Chanie Krymski i Izmailski, Baronie Berdy-czowski, Obydwu Bukowin i Besarabii, a tak�e Nowej Askanii i Kachowki Zwierzchniku, Dzikiego Pola i Czarnego Lasu Archiseniorze, Kozak�w Do�skich, Berdia�s-kich i Krzyworozkich Hetmanie i Patronie, Hucu��w i Bojk�w Niezmordowany Owczarzu, Panie Wszego Ludu Ukrainnego z Tatarami i Pieczyngami w��cznie, jak r�wnie� z Ma�ochoch�ami i Barszczojadami, ze wszystkimi Mo�dawianami i Zaprzeda�cami w Ziemi Naszej B�d�cymi, Wielkiej oraz Ma�ej S�obo�a�szczyzny, a tak�e Wewn�trznego i Zewn�trznego Tmutorakania Patronie i Pasterzu, potomku przes�awnego rodu tysi�cletniego, s�owem, Monarcho nasz wspania�y i dostojny, Wasza Mi�o��, czy nie by�oby �yczeniem Waszym na wieki zapisa� si� z�otymi zg�oskami w pami�ci powszechnej i wszechludzkiej?
� Chcio�byk � powiada Olelko Drugi � jeno bez jakie postempowania?
15
� A bez takie postempowania � odpowiadam � bez jakie wszytcy kr�le s�awy wiecznej nieprzemijaj�co i zacnie dost�pili.
� To mo�e bez prowadzone wojny? � zapytuje Olel-ko, �ci�gaj�c swoje tysi�cletnie brwi i rasowe czo�o marszcz�c.
� Bez wojny to i dure� mo�e, Panie m�j, i prezydent potrafi.
� Tedy bez prawa mondre i u�o�enia roztropne, przywileje i deklaracje sprawiedliwe � zgaduje Olelko.
� I to do dupy, Wasza Mi�o��, dla takich rzeczy to szale�cy istniej� albo pos�owie w parlamencie � dalej staram si� go zaintrygowa�.
� To ju� chyba bez wielo�� szkandaln� ma��onek i na�o�nic, bez pija�stwa huczne i bijatyki zadziorne, bez rozkosze i ob�arstwa nieumiarkowane oraz insze niepowa�ne niepotrzebno�ci?
� I to ju� by�o, Wielki Ksi���, komuch�w i tak nie przewy�szycie � morduj� go jak mog�.
� No to nie mencz�e mie i powiadej, bez jakie tedy postempowania? � troch� prosi, a troch� ju� nakazuje Olelko Drugi.
S�u��cy Malaj uprz�ta ostatnie talerze, waz� z �ywymi, jeszcze piszcz�cymi, nie dojedzonymi ostrygami, puste butelki po ma�mazji, imiglikosie i keller-geistrze. Natomiast s�uga Etiopczyk przynosi �wiece w br�zowych kandelabrach oraz hebanowe pude�ko, po brzegi wype�nione cygarami najlepszych gatunk�w. Nadchodzi zmierzch. Sk�d� z alpejskich po�onin dolatuj� aromatyczne zapachy. U st�p loggii szemrze fontanna, a mo�e �r�d�o. Dw�jka ma�ych Murzynk�w prowadzi pod r�ce �lepego starca-bandurzyst�. My z kr�lem zapalamy, a bandurzysta, usiad�szy na kamiennym wyst�pie obok p�askorze�by z ta�cz�cym faunem, ledwie s�yszalnie przebiera palcami po strunach. Na niebiosach pojawiaj� si� pierwsze gwiazdy.
16
� To powiadaj�e, draniu, co �e� chcia� mnie na-rai�?! � zaczyna kipie� kr�l, rozdra�niony moim znacz�cym pykaniem z cygara.
� B�d�cie, Wasza Niepodzielno��, cierpliwi i pob�a�liwi � powiadam na to. � Starajcie si� nawet g�wnia-nego, nikczemnego robaczka nie obrazi�. W niedziel� b�d�cie zawsze na mszy �wi�tej, ale i o codziennych modlitwach nie zapominajcie. Darujcie, Panie, biednym maj�tki swoje, rozdawajcie u�miechy wdowom i sierotom, bezdomnych szczeni�t nie zabijajcie. My�li swe kierujcie na rzeczy wielkie i pi�kne, takie jak na przyk�ad moja poezja. Czytajcie poezje moje, spo�ywajcie cia�o moje, pijcie krew moj�. Ufundujcie mi, Wasza Mi�o��, stypendium, powiedzmy, w markach i wy�lijcie mnie w podr� dooko�a �wiata. Po p� roku Najja�niejszy otrzyma ode mnie taki panegiryk, �e ponad wszystkich monarch�w Was wyniesie. Minie kolejne p� roku � lud Ukrainy za��da Waszego powrotu i w wyniku pomy�lnie przeprowadzonego referendum wjedziecie do Kijowa bia�ym cadillakiem. Zaprawd�, zaprawd� powiadam Warn: ufundujcie mi stypendium!
�lepy bandurzysta co� sobie ci�gle gra, gada, opowiada. W dole woda w wiecznie zielonych zaro�lach mirtu szumi i wzywa w podr� dooko�a �wiata. Gwiazdy na niebiosach robi� si� coraz wi�ksze, s� coraz bli�sze, mo�na nawet rozr�ni� na nich jakie� miasta, ba�niowe manza-nillowe lasy, niezwyk�e pa�ace, kolumny, wie�e. Ich blask obiecuje tak wiele, �e chcia�oby si� wyskoczy� z loggii na �eb na szyj� i � jak powiedzia� poeta � umrze� cho�by troszeczk�.
� Bo nie ma na tym �wiecie nic tak niepotrzebnego, bezsensownego i komicznego jak dobra poezja, ale r�wnocze�nie nie ma na tym �wiecie nic, co by by�o tak niezb�dne, znacz�ce i doskona�e jak ona w�a�nie, Wasza Arcy-ukrai�sko��. Raczcie zwa�y�, Panie, na histori� wszystkich
17
wielkich narod�w, a sami przekonacie si�, �e jest to historia ich poezji. Zwa�cie r�wnie� na histori� narod�w niewielkich. Tych, kt�rych jutro ju� nie b�dzie. Zwa�cie i odpowiedzcie mi, prosz�: kto komu jest bardziej potrzebny � kr�lowie poetom czy poeci kr�lom? C� warci s� kr�lowie bez poet�w? Czy� nie istniej� z Bo�ej �aski kr�lowie tylko dlatego i tylko po to, by utrzymywa� poet�w z Bo�ej laski?
Szumi� platany w g�stniej�cym mroku, pal� si� �wiece nier�wnym p�omieniem, dzwoni� klasztory, �piewaj� id�ce dziewcz�ta. Nieznane wieczorne ptaki, mo�e nawet i nietoperze, lataj� wok� loggii. Z dalekich g�r dolatuj� s�odko-niepokoj�ce wonie.
Kr�l dopija dobrze zmro�onego szampana z kielicha na wysokiej maso�skiej n�ce i rzecze � z wolna, m�drze, znacz�co:
� A wiesz, jak po hiszpa�sku b�dzie chuj?
�Jak, Wasza Mi�o��? � pytam bezmiernie zaciekawiony.
� Pinga! � wo�a kr�l i klaszcze w d�onie. W�wczas dwaj senegalscy dr�gale chwytaj� mnie za
ramiona i wyrzucaj� z loggii w d�. Lec�c, przypominam sobie znienacka, �e prawdziwe jego nazwisko brzmi: �Andegawe�ski". Kalecz�c sobie mord� o wiecznozielo-ne zaro�la, s�ysz�, jak �lepy bandurzysta z siwym kosmykiem gorzko zaszlocha�.
JVrzywi�c si� i spluwaj�c, w�ciekle samego siebie nienawidz�c, przypominasz sobie tamten sen, pr�buj�c wym�czy� na pod�odze dzienn� dawk� �wicze� si�owych. Jak mo�na tak si� sprzedawa�! Bezpardonowo, bezczelnie, cynicznie. �Ufundujcie mi, Wasza Suwerenno��, stypendium, ufundujcie mi sty..." C� za pod�e i n�dzne lokajstwo ducha, c� za sprostytuowanie wewn�trzne!
18
Nareszcie sprawa z mi�niami za�atwiona. Teraz pozostaje zebra� niezb�dne pod prysznicem manatki i triumfalnie zjecha� wind� w podziemia akademika, gdzie brygada posinia�ych po przebytej odrze sprz�taj�cych (Sasza, Sierio�a i Arutiun) ma swoj� niezawodn� kanciap�, nie tyle mo�e do pracy, co do wypoczynku. Ale co oni maj� tu do rzeczy?
W korytarzu z daleka machasz r�k� do kogo� nieznajomego (to znaczy znajomego, ale nie zidentyfikowanego, poniewa� znajduje si� na samym ko�cu przeciwleg�ego skrzyd�a, dobrych dwie�cie metr�w od ciebie). Nieznajomy odpowiada ci takim samym machni�ciem, r�wnie� ledwie ci� rozpoznaj�c. Nastr�j si� poprawia. Na wind� wcale nie trzeba czeka� d�ugo � najwy�ej pi�� minut. Jad�c w d�, ogl�dasz na �cianach i pod�odze rozmaite napisy, rysunki, wydrapane wyznania � dawne, niedawne i ca�kiem nowe, krew nauczyciela wuefu Jaszy, wy�o-motanego wczoraj za to, �e ma �wielkom dup�", albo za co� w tym rodzaju.
Winda to dla mieszka�c�w akademika szczeg�lna okazja, by sobie zaszale�, i to w jaki� niezwyk�y i oryginalny spos�b. O tym, �e Czecze�cy lubi� niszczy� w niej swoich wrog�w, wiadomo wszystkim, z dzielnicowymi w��cznie. O tym, �e trzech recydywist�w, z kt�rych jeden jest s�uchaczem seminarium poetyckiego, drugi za� studentem seminarium duchownego, przelecia�o w niej m�od� zdoln� dramatopisark� z Nowokuzniecka, te� wiadomo wszystkim, z wyj�tkiem dzielnicowych. Ale o tym, czego dokona� pisarz jakucki Wasia Mocza�kin, wiedz� jedynie wtajemniczeni. Wasia Mocza�kin mianowicie, tw�rca i pionier jakuckiej literatury radzieckiej, student czwartego roku i hodowca jeleni honoris causa, schla� si� pewnego razu be�tem jak �winia i przekroczy� na parterze pr�g windy. Nacisn�wszy guzik z numerem odpowiedniego pi�tra (a Wasi Mocza�kinowi, prawd�
19
m�wi�c, wisia�o, na kt�rym pi�trze wysi�dzie, albowiem wsz�dzie przyjmowano go jak brata i kochano), Wasia � wyra�aj�c si� g�rnolotnie � pop�yn�� w g�r�. Jednak pod wp�ywem nieod��cznych przy tym zmian kinetycznych nie tyle nie utrzyma� si� na nogach, co nawet wr�cz wywali� si�, czy te� � jak powiedzia�by poeta Je�ewikin � wypierdoli� si�. Mia�o to miejsce o dziewi�tej wieczorem, a o dziewi�tej rano Wasia wci�� jeszcze znajdowa� si� w tej�e windzie, jako �e wypierdoliwszy si� o dziewi�tej wieczorem, w tej samej chwili szcz�liwie zasn�� i w tym stanie przeje�dzi� w g�r�-w d� calusie�-k� noc. Co prawda o p� do pierwszej w nocy nie bardziej trze�wy ni� Wasia bia�oruski powie�ciopisarz Jer-mo�ajczyk usi�owa� wyci�gn�� druha z windy i u�o�y� gdzie� po chrze�cija�sku, ale pr�ba zako�czy�a si� tym, �e Wasia porz�dnie narzyga� na Jermo�ajczykowy ko�nierz, i ten, machn�wszy r�k� na jakiekolwiek zasady moralne, powl�k� si� zanocowa� u Alki z amputowan� praw� piersi�. I dopiero rano, mniej wi�cej o p� do dziesi�tej, tarmoszeniem uda�o si� wreszcie dobudzi� Wasi� Mocza�kina. Sta�o si� to na parterze, dok�adnie tam, gdzie poprzedniego wieczora rozpocz�a si� jego ba�niowa podr� w pionie. Dochodz�c do przytomno�ci po ci�kim �nie hodowcy, Wasia wype�z� jednak z windy i potoczy� si� wita� nowy dzie� w barze piwnym na Fonwizina.
Ale oto i ty, Otto von F., jeste� ju� na parterze. Teraz z windy na lewo i schodami w d�; mo�e i dla ciebie wystarczy gor�cej wody w zaplutej i odrapanej �a�ni z prysznicami.
W szatni jak zwykle jest ciemno i kiedy starasz si� wymaca� ko�o drzwi zamaskowany paj�czyn� prze��cznik, dostrzegasz, czy te� raczej wyczuwasz, �e poruszy�a si� kupa starych szmat w k�cie przedsionka. Kupa rusza si� coraz bardziej nerwowo, energiczniej, jakby co najmniej
20
tuzin szczur�w z tuneli metra, o kt�rych tyle ostatnio pisze si� w gazetach, znalaz�o tam sobie schronienie. Ale skudlona brodata g�ba, kt�ra wraz z rozb�yskiem �wiat�a elektrycznego wychyn�a z �achman�w, rozp�dza twoje biologiczne strachy i w�tpliwo�ci: Iwan Nowakowski, zwany Nowokainem, inna wersja: Wania Kain, prze�ladowany i upo�ledzony (to jest w po�lad przemieniony] literat, wydawca i kulturolog, kloszard, przez ostatnich pi�tna�cie lat pr�buje waletowa� w akademiku, w tym celu wzi�� nawet cerkiewny �lub w Marjinej Roszczy z zameldowan� w akademiku epileptyczk� Wasylis� (czwarty rok, seminarium wariat�w), jednak ma��e�stwo to nosi wyra�ne znamiona fikcyjno�ci, jako �e Nowokain przewa�nie organizuje sobie nocleg pod prysznicami albo w suszarni. Powiadaj�, �e Wasylis� bi�a go po g�owie lamp� biurow�. Jeszcze inni powiadaj�, �e nie lamp�, lecz lutownic�, i nie po g�owie, a wpycha�a mu j� do ty�ka. Tak czy inaczej po ulicach posuwa si� on lekko rozko�ysanym krokiem apoplektyka. Przy czym, jak zawsze gadatliwy, cytuje swe w�asne wiersze i og�asza wci�� nowe projekty wydawnicze.
� S�ysz, kupi zborniczek � wyci�ga spod kupy szmat star� onanistyczn� d�o�, w kt�rej �ciska egzemplarz szarej kserokopii � Wielikolepnyje stichi, Niko�aj Pa�kin, rup stojat, iz nich dewianosto kopiejek awtoru...
Przygl�dasz si� poplamionej mi�kkiej ok�adce: Sierija �Russkaja idieja". Osnowana w 19... g. Niko�aj PA�KIN. Rasp�e�a kosu bierieza. Nowyje stichi. Izdatielstwo �Trietij Rim". Na ok�adce widnieje brzoza, przekre�lona gwiazda Dawida i dziarski dwug�owy orze�, kt�ry � jak si� zdaje � zaraz wzbije si� w powietrze i pofrunie, p�osz�c okoliczn� podniebn� faun� z anio�ami w��cznie potworn� nienaturalno�ci� swojego image'u. W czasie kiedy Wania bezustannie o czym� g�ago�i, to jest cytuje i �artuje, udaje ci si� przeczyta� pierwsz� strof�:
21
Rossija krowju izosz�a... Za czto, ska�ytie, Boga radi, Tierzajut Russkowo Orla ludy, stierwaczi i bladi?!
Z rosn�cym zachwytem przechodzisz do nast�pnej:
Za czto, Priba�tika, skazy, Swiatuju Rus' tak nienawidisz? Zam�, Eston'1 Litwa, dro�y� Ty russkij chuj jeszczo uwidiszl
Ale nie wiedzie� czemu s�owo �chuj" kto� przekre�li� i napisa� nad nim s�owo �miecz", potem i ono zosta�o przekre�lone i kto� nad nim napisa� �czo�g". W milczeniu oddajesz poezj� Nowokainowi. Idziesz si� wyk�pa�, ostro�nie i wysoko podnosz�c nogi, przeskakujesz brudne, lodowate ka�u�e na szczerbatej pod�odze �a�ni. No-wakowski zn�w nurkuje pod �achmany, aby tam spa� dalej albo te� za�ywa� jakiej� innej rozkoszy, rozkoszy samozaspokojenia na przyk�ad.
C� to za nagroda, �e przynajmniej tu, w brudnych podziemiach, zanieczyszczonych plwocinami, pomyja-mi, k�pkami starych w�os�w, istnieje gor�ca woda, co za drive kompletnie niedost�pny umys�om wielu ch�opskich i proletariackich pisarzy � my� si� przy u�yciu myd�a, my� z�by! Jak�e chcia�oby si� zosta� tu na wieki! Zapomnie� o wszystkim, zamkn�� oczy i odda� si� wodzie niczym kochance. Wi�kszo�� wierszy stworzy�e� w�a�nie w gor�cej wodzie. Bo to w gor�cej wodzie jeste� w stanie by� wielkim, dobrym, genialnym i samym sob� jednocze�nie. A oni wszyscy niech id� w choler�.
Za �cian� � w damskiej �a�ni � ci�g�e �miechy i chichoty. Wra�enie takie, jakby ich tam by�o ze czterdzie�ci tysi�cy. Czemu one, kiedy si� myj�, zawsze tak wrzeszcz�, przekl�te lesby? Ani s�owa nie mo�na zrozumie� z tego na
22
wp� ptasiego pisku � jakby dziewczyny podczas k�pieli pos�ugiwa�y si� jakim� innym, im tylko znanym j�zykiem. Tajemnicz� mow� pradawnych czas�w matriarchatu. Przepe�nion� pogardliw� wy�szo�ci� wobec n�dznego m�skiego pomiotu z jego capimi potrzebami i upodobaniami. To dlatego tak nie lubi�, kiedy jakie� pod�e nasienie o naturze w�a�ciciela niewolnik�w pr�buje podgl�da� b�d� te�, co gorsza, pakuje si� do nich w czasie sakralnych ablucji. Takie rzeczy s� surowo karane, jak w okultyzmie karze si� podst�pn� kradzie� wiedzy tajemnej. Suzdalski poeta Kostia Sierosztanow, tw�j kolega z roku, napisa� nawet wiersz o tym, jak to rozw�cieczone dziewuchy obla�y wrz�tkiem jego ch�opi�c� czuprynk� za to, �e podgl�da� je, gdy chlapa�y si� w wiejskiej �a�ni. Niez�y wiersz wyszed�, najlepszy z ca�ego tomiku. Wiersz-wspomnienie, wskrzeszenie utraconego czasu. Bardzo to prze�y� ten Kostia Sierosztanow.
Ale oto g�osy za �cian� stopniowo milkn�, a wraz z nimi cichnie szum wody. Prawdopodobnie rytua� dobieg� ko�ca, magiczny seans zako�czono i pora zmieni� j�zyk. Kto� tam jednak musia� zosta�, bo mimo wszystko s�yszysz, jak cieknie woda z jednego co najmniej kranu.
A potem rozlega si� �piew. Samotny g�os kobiecy i wi�cej nic. Jaka� niezwyk�a pie��, nie z tych, kt�re, jak to bywa, pod�piewuj� sobie dziewczyny w przyp�ywie m�odych uczu� i wio�nianych marze�. Nie, to co� zupe�nie innego, to nawet nie pie��, a jakie� niesamowite upajanie si� swoim g�osem, tym najdoskonalszym spo�r�d wszystkich instrument�w muzycznych (nie�le powiedziane, von R, ale to Lorca). Pod wp�ywem tego wszystkiego � gor�cej wody, muzyki i w�asnej wielko�ci � pogr��asz si� w nadnaturalnym odr�twieniu, g�os zza �ciany dr�czy ci� �wietlist� m�k�, niczym filipi�ski masa�, ka�d� najmniejsz� nawet kom�rk�; w�a�ciwie dawno ju� pora wychodzi�, ale ty nie mo�esz, nie mo�esz! A c� to za syrena? Zalepi� uszy myd�em, czy co? Ale im d�u�ej to trwa,
23
\
tym mocniej czujesz, �e ci� usidlono. G�os jest wci�� obok, nie daje spokoju, rani i wabi. W ko�cu u�wiadamiasz sobie, �e nie ma wyj�cia.
Obok g�ry �achman�w, pod kt�r� gmera si� przygnieciony �yciowym �niefartem" Wania Kain, wy�lizgujesz si� do szatni, woda �cieka z ciebie strumieniami, a serce dok�ada wszelkich stara�, aby wyskoczy� przez gard�o. Owijasz si� przywiezionym z domu wielkim, w�ochatym r�cznikiem w egzotyczne wzory. O lambada, madonna, cetcalcoatl, po-pocatepetl! Komu� innemu nie uwierzy�by�...
Uchylasz ostro�nie drzwi do podziemnego korytarza (a ten g�os, g�os s�ycha� nawet tutaj, c� za z�uda-u�uda--uda!). P�mrok, wok� �ywego ducha. Dlatego w prawo! � rozkazuje z pude�ka czaszki, a raczej gdzie� z okolic pachwiny, tw�j osobisty feldmarsza�ek. W prawo i skokami, nie wi�cej ni� dziesi�� skok�w korytarzem. Pozostawiasz za sob� mokre �lady. Kanciapa sprz�taj�cych zamkni�ta na cztery spusty � no pewnie, dzisiaj sobota, jaki� to ci�ki debil siedzia�by tutaj?
A oto i nast�pne drzwi, za nimi jaskinia, w kt�rej �yje ten uwi�ziony przez smoka g�os. Wchodzisz zdecydowanie, jak na egzekucj�. Dalej ju� ma�o co rejestrujesz, chyba tylko udaje ci si� zdziwi�, �e damska �a�nia urz�dzona jest tak samo jak m�ska, tak jakby kobiety nale�a�y do tego samego biologicznego gatunku. Ju� w szatni usi�ujesz wypl�ta� si� z r�cznika, ale w �aden spos�b nie mo�esz go z siebie zrzuci�. Bo uparcie zwisa na twoim ko�ku, pl�cze si� mi�dzy nogami, w tym momencie stanowisz dla niego idealny wieszak, ale wreszcie uwalniasz si� i przeskakujesz przez pasiast� selw�, kt�ra opad�a na betonow� pod�og�.
Ona stoi pod prysznicem plecami do ciebie, mydlana woda sp�ywa po niej pachn�cymi strugami, jej sk�ra jest z�otawo-czekoladowo-jedwabista, a nogi jak m�ode tropikalne drzewa. Podchodzisz najbli�ej jak to mo�liwe, k�adziesz jej r�ce na ramiona. �piew si� urywa.
24
W zamian s�ycha� leciutki zduszony okrzyk, co� niby wydech. Szkoda, �e� zamilk�a, ptaszyno. Bo gdyby� �piewa�a dalej, urz�dziliby�my sobie tutaj co� ca�kiem innego, co� nieludzkiego, niebia�skiego i niesamowitego. Szkoda, �e zamilk�a�. Trzeba ci� b�dzie za to zje��.
Polewasz j� z jakich� flakon�w � szamponem, myd�em w p�ynie; zraszasz j� i siebie zawarto�ci� jaskrawych, aromatycznych, po�udniowych flakon�w, namydlasz j� ca�� i cho� strugi wody natychmiast sp�ukuj� z niej wszystkie twoje wysi�ki, ona staje si� �liska i przestaje cokolwiek widzie�. Wtedy zanurzasz g�ow� w jej praczar-ne w�osy, a ona, ani razu nie spojrzawszy za siebie, powoli, ale pos�usznie pochyla si� w prz�d. I jest to zaproszenie. Albo wyzwanie. Czarna orchidea wpuszcza ci�. Wewn�trzne b�yskawice zdaj� si� rozsadza� ci czaszk�, bo w�a�nie zacz��e�. Szkoda, �e przesta�a �piewa�.
I w tych piekielno-gor�cych strumieniach, pod tym odwiecznym wodospadem razem wyko�ysujecie jaki� afryka�ski rytm. Nie czujesz oporu, ale zach�ty te� nie czujesz � oddaje si� tak, jak oddaj� si� niewolnice, chocia� nie mo�esz wiedzie�, jak oddaj� si� niewolnice, mo�e w�a�nie z oporami albo z zach�t�. Ale ju� po chwili s�yszysz, �e wr�ci� jej g�os. Nie ten, kt�rym �piewa�a, ale jednak �ywy, tajemniczy. Mo�e nawet jeszcze gor�tszy. Jest w nim co� b�agalnego, wr�cz modlitewnego. I w�a�nie ten g�os, jego pojawienie si�, drgaj�ce w nim ��danie, sprawia, �e przestajesz panowa� nad sob� i ju� nie potrafisz wstrzymywa� si�, odwleka�. Ta orchidea ci� zniszczy, roztopi, rozgniecie...
Ale ona robi co� tak niezwyk�ego, wykonuje jaki� wewn�trzny, niewyczuwalny ruch, zmienia co� tam, w sobie; zna wszelkie odwieczne sztuczki, zdolna dziewczynka, pilnie si� uczy�a, finezyjne kap�anki mi�o�ci na specjalnej niedost�pnej wyspie przygotowywa�y j� dla czarnosk�rego d�ugonogiego ksi�cia, kochali si� na li�ciach
25
palmowych, i to co� jest dla ciebie szans� wytrwania. Ale g�os, ten g�osi Chyba jednak wyko�czy ci�, nie pozwoli przebiec tej sawanny do ko�ca, jakby nale�a�o. Wnika w ciebie jak wodny opar, w twoj� sk�r�, o wiele ja�niejsz� �rodkowoeuropejsk� sk�r�. I teraz � ostatnia deska ratunku � zacisn�� oczy, bo i dla oczu za du�o jest tego wszystkiego: i gwiazd pod czaszk�, b�yskawic i tej czekolady, i tych gor�cych potok�w prosto z nieba. Jednak nawet pod zamkni�tymi powiekami to wci�� o�ywa, pulsuje. Dr�ysz jak wulkan i s�ysz�c w�asny g�os, pojmujesz: to ju�. Szkoda, �e� zacz�a �piewa�.
...W szatni ponownie owijasz si� r�cznikiem. Zlizujesz z warg resztki czekolady. Wygl�dasz na korytarz niemal pewnie, chocia� w duchu konstatujesz ze zdziwieniem, jak �atwo i bezkompromisowo wszystko wr�ci�o na swoje miejsce. Kul�c si� pod �cian�, kilkoma skokami wracasz do m�skiej strefy wszech�wiata. Skaczesz jednak nie tylko przez ostro�no��. Raczej jak my�liwy, kt�ry zwyci�sk� strza�� powali� w�a�nie z�ot� �ani�.
Po raz drugi witasz si� z Nowokainem, kt�ry zn�w rozkud�any wygrzebuje si� ze swojego legowiska i proponuje �stichi". Wieszasz r�cznik na ko�ku. W �a�ni pojawi�o si� tymczasem kilku Mongo��w. Parskaj� jak konie, zmywaj�c z �ylastych ramion py� Wielkiego Stepu. Galopowali ca�y tydzie�, wie�li hramot� od chana, m�odzi z�baci je�d�cy. Krzywonodzy �ucznicy.
Jeszcze raz namydlasz ca�e cia�o. I wtedy s�yszysz, jak tam, za �cian�, ona znowu zaczyna �piewa�...
lYozczarowanie na wieki zamieszka�o w tych �cianach, kt�re zreszt� nigdy nie pokryj� si� tablicami pami�tkowymi. Ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, �e jest to dom, w kt�rym p�kaj� �by. Tutejsze tematy s� tak jednorodne i powta-
26
rzalne, �e najpewniej musi tu chodzi� o mit. Albo o schemat z dwoma, trzema wariantami. Oto jeden z nich.
Siedemnastoletni liryczny m�odzieniec, nazwijmy go S�awa, pisze rymowane strofy, kt�re uwiecznia w brulionie i przechowuje w tajnej skrytce pod rezerwuarem w ubikacji. Tytu�y wierszy to zazwyczaj romantyczne imiona kobiece: �Aelita", �Consuela", �Angotea", �Isado-ra", �Lolita". Niew�tpliwie kryje si� za nimi jedna i ta sama istota, przewa�nie Lusia albo Niusia, dziewczyna z tej samej klasy, kt�ra nawet nie domy�la si�, �e jest na �wiecie co� takiego jak sublimacja.
Przychodzi dzie�, kiedy m�odzieniec po kryjomu wysy�a strofy z kobiecymi imionami, owe duchowe polucje, na konkurs do moskiewskiego instytutu. Z pocz�tkiem wiosny na obliczu S�awy pojawiaj� si� pryszcze i piegi, i wtedy w�a�nie przychodzi odpowied� z Moskwy. Mdlej�c z niecierpliwo�ci, m�odzian rozrywa kopert� i dowiaduje si�, �e jego udzia� w konkursie zosta� uwie�czony sukcesem. W podpisie figuruje s�ynne we wszystkich republikach nazwisko, kt�re zna ze szkolnych wypis�w, co sprawia, �e nasz liryk wprost baranieje ze szcz�cia.
Latem porzuca sw�j zawszony, zapyzia�y, zapuszczony Partyza�sk czy Muchomorsk, miasto chemik�w, i wyrusza na podb�j Moskwy. Zdj�cie Lusi-Niusi przechowuje w najbardziej nieoczekiwanych miejscach.
Oczywi�cie udaje mu si� dosta� do instytutu. Ale na tym te� ko�czy si� ca�a poezja. A dalej to ju� nawet nie proza. Wiersze posz�y precz, bo tak zechcia� Ten, Kto je dyktuje. Mi�o�� do Lusi wyczerpa�a si�, poniewa� S�awa poj��, �e ona tak�e chodzi do ubikacji. Na wyk�adach i seminariach nawet muchy zdychaj� z nud�w. Do zwiedzania rozmaitych �ydowskich teatr�w albo czytania za�li-nionego Mere�kowskiego po prostu nie zosta� stworzony. Ile� mo�na podziwia� cerkiew Wasilija B�ogos�awionego czy mauzoleum Lenina, a poza tym, co tam mo�na po-
27
\
dziwi�c? S�awa zdobywa za to co� innego: surow� jak macocha, z akademik�w wyniesion� lekcj� rzeczywisto�ci. Tygodniami nie opuszcza swojego pi�tra, a je�li ju�, to tylko po to, �eby przywlec dla kumpli bimbru od Wietnamczyk�w albo z pobliskiej bazy miejskich taks�wek. �pi czasem pod zsypem, czasem z g�ow� w umywalce i nogami na p�noc. Alka z amputowan� praw� piersi� robi z niego m�czyzn�, w wyniku czego on na d�ugo traci wszelk� ochot�. Natomiast W�odzimierz z Daugawpil-su, weteran ruchu m�odzie�owego i pielgrzymek na Wsch�d, rozbudza w nim bezsenny poci�g do haszyszu. Na trzecim roku liryczny S�awa przypomina ju� rozdeptanego przez los pederast� o obola�ym ciele i wyczerpanej duszy. Czasem kradnie jaki� och�ap z cudzego gara we wsp�lnej kuchni. Bije od niego trwa�y od�r moczu i najta�szego tytoniu. Do pi�tego roku stara si� jeszcze co� z czym� zrymowa�, ale niezmiennie wychodzi z tego jakie� g�wno. Zawsze zreszt� by�o g�wnem, jak w tym kawale o Czukczy. Nadchodzi dzie�, kiedy got�w jest podci�� sobie �y�y. No ale to nic, nic.
Istnieje te� wariant �narodowych" (to znaczy niero-syjskich) poet�w. Jakim� cudem te kaukaskie or�y stadami dostaj� si� na uczelni� i ca�e te stada przechodz� przez wszystkie pi�� lat studi�w. Co tak naprawd� robi�, nie wie nikt, ale gdyby na przyk�ad komu� przysz�o do g�owy, �e mog� pisa� wiersze, o�mieszy�by si� na amen. Oni kupuj�: magnetofony, sk�rzane kurtki, dziewczyny, pistolety, granaty, gaz parali�uj�cy, p�aszcze, budynki, d�insy, ziemi�, koniaki; mercedesy od czasu do czasu przerzucaj� do domu, za wysokog�rskie grzbiety, po Wo-jenno-Gruzi�skiej Drodze. Urz�dzaj� pijatyki, nigdy nie trac�c g�owy, ale od male�kich rado�ci te� nie stroni�, tote� zmuszaj� dwumetrowe dziwki z Teatru M�d pod kierownictwem Zajcewa do stawania na uszach. We wszystkim, co robi�, pozostaj� prawdziwymi d�ygitami z dziada
28
pradziada, przestrzegaj�cymi kodeksu honorowego, wiernymi odwiecznej etyce aksaka��w i szarijatu. Je�eli na przyk�ad w o�miu ch�opa spuszczaj� w windzie �omot jednemu o jasnych w�osach, to nigdy bez powodu, ale wy��cznie z uwagi na d�ihad i wy�sz� sprawiedliwo��. Jednak i nad nimi unosi si� j�k rozczarowania, bo przecie� wszystkich jasnow�osych nie wy�omoczesz, wszystkich mercedes�w nie wykupisz i wszystkich modelek nie przelecisz. Tote� zielona muzu�ma�ska t�sknota spowija ich zm�czone i pokryte bliznami czo�a.
Takie w�a�nie jest �ycie w tym zakl�tym rewirze, literackim akademiku, wymy�lonym przez system w celu usprawiedliwienia i samozadowolenia, w tym sze�cio-pi�trowym labiryncie po�rodku przera�aj�cej stolicy, w gnij�cym sercu na wp� martwego imperium. Bo chocia� rosyjski poeta Je�ewikin powiada, �e ma orgazm na sam d�wi�k s�owa �imperium", to jednak wszystko, co dobre, kiedy� si� ko�czy i ty, Ottonie von R, na w�asnym grzbiecie odczuwasz, jak imperium trzeszczy w szwach, jak roz�a�� si� na wszystkie strony kraje i narody, a ka�dy z nich nabiera teraz znaczenia ca�ego kosmosu albo co najmniej kontynentu.
Nawet z w�dk� s� coraz wi�ksze problemy. Nie wiadomo dlaczego � po raz pierwszy w rosyjskiej historii � nie starcza jej dla wszystkich. Trzeba j� zdobywa� kosztem wielogodzinnego stania w kolejce, poszturchiwa�, k��tni, kosztem wyrzecze� i po�wi�ce�. By� mo�e ca�� w�dk� w imperium wypijaj� teraz jakie� kremlowskie olbrzymy, a mo�e magazynowana jest w tamtejszych przepastnych piwnicach na czarn� godzin�, podczas gdy plebsowi, to znaczy narodowi, cho� w rzeczywisto�ci to ani nar�d, ani nawet plebs, dostaj� si� marne kropelki z trudem wypluwane przez przemys� spo�ywczy. Zab�jstwa w kolejkach po w�dk� sta�y si� czym� tak zwyczajnym, jak � weterani marszu na Berlin nie pozwol� sk�a-
29
I
ma� � frontowa �mier� od wra�ej kuli. W�dka sta�a si� absolutem, naj�wi�tszym celem, bosk� walut�, �wi�tym Graalem, diamentami Golkondy, z�otem ca�ego �wiata.
P�tora roku temu, p�n� jesieni�, przewraca�e� si� w ��ku do trzeciej w nocy, w �aden spos�b nie mog�c zasn��, jednak nie przez jakie� tam poetyckie fanaberie, jak na przyk�ad mi�o��, nostalgia, Weltschmerz, kosmiczna t�sknota, somnambulizm i temu podobne, ale z jakiego� innego powodu, kt�ry nawet nie zas�uguje na t� nazw�. Ale us�yszawszy delikatne stukanie do drzwi, pomy�la�e�, �e zupe�nie s�usznie uczyni�e�, nie zasypiaj�c. Bo � jak ci� kiedy� poinformowano � w tym akademiku, gdzie nawet �ciany i krzes�a przesi�k�y tani�, o�liz�� rozpust�, jest wiele takich w�drownych panienek, kt�re nocami po prostu chodz� od drzwi do drzwi, szukaj�c sobie ukochanego. Szczeg�lnie przyci�ga je sz�ste pi�tro, gdzie zamieszkuj� bogate cz�onki. To znaczy cz�onkowie bratnich zwi�zk�w pisarzy, zw�aszcza z republik Azji �rodkowej i Zakaukazia, biegli w kamasut-rze. A ka�dy z nich ma przy tym w�asny, osobny pok�j, czyli �yje w surowej m�skiej samotno�ci. W nocy nie trzeba wi�c prze�azi� z ��ka do ��ka, aby wszystkich r�wno obdzieli� mi�o�ci�, jak to si� zdarza na ni�szych pi�trach, w pokojach studenckich. Pr�cz tego mieszka�cy sz�stego pi�tra s� zazwyczaj starzy i dobrzy, mo�na u nich pomieszka� nawet z tydzie�, je�eli jest cienko z kas� albo szuka ci� po wszystkich burdelach dzielnicowa milicja. Tak wi�c na sz�stym pi�trze pojawia�y si� epizodyczne dziewczyny z nieznanych stron, poderwane w piwiarniach albo sklepach spo�ywczych, prawdziwe przyjaci�ki i muzy bogatych po�udniowych akyn�w*, od kt�rych jednak pewne-
Akyn � lud. poeta-improwizator, wykonuj�cy swe utwory przy akompaniamencie instrumentu muz. Tw�rczo�� akyn�w rozpowszechniona by�a w�r�d tur. narod�w b. ZSRR.
30
r
go tragicznego dnia odchodzi�y nagle, zabieraj�c sobie co� konkretnego na pami�tk�.
Doszed�e� zatem, Ottonie von F., w swej bezsenno�ci do wniosku, �e przysz�a kolej na ciebie i to stukanie o trzeciej w nocy oznacza, �e za chwil� b�dziesz mia� go�cia, i bardzo prawdopodobne, �e nawet ju� z francusk� chorob�. Otworzywszy drzwi, ujrza�e� jednak nie m�od� w�drowniczk� z t�ustymi w�osami i czerwonymi jak sztandar wargami, a do�� mi�ego na oko, ale nie mniej pijanego ch�opaczka.
� Komandu � powiedzia� ch�opaczek � wybacz, �e tak p�no. Ale bardzo chce mi si� w�dki.
� I to wszystko? � zapyta�e�, Ottonie von R, zawiedziony w swoich oczekiwaniach.
� Kamandir, daj mi sko�czy�. Ja, na przyk�ad, mam na imi� Rus�an. A ty?
� Iwan � odpowiedzia�e�, Ottonie von F.
� Wania, daj mi powiedzie�. Chc� p�j�� po w�dk� do bazy taks�wek. O, tu s� pieni�dze � pokaza� zwitek banknot�w, jakby mog�o to mie� jakie� znaczenie. � Ale portiernia zamkni�ta. Oblecia�em wszystkie pi�tra, tylko ty mnie wpu�ci�e�, kamandir. Tylko ty wi�c zostajesz.
� Ach, tak? � zapyta�e� sceptycznie.
� Daj mi sko�czy�. Ja z twojego pokoju wyjd� do bazy taks�wek.
� Ty z mojego pokoju to wyjdziesz w chuj � pad�a odpowied�.
� Nie no, ty nic nie jarzysz, kamandir, bredzisz co�. Ko�o twojego okna wisi drabina przeciwpo�arowa, kapujesz? I ja zejd� � pokaza� r�kami i troch� nogami, jak b�dzie schodzi�. � S�u�y�em w desancie, kumasz? Tobie te� mog� przynie��. Spoko.
Jeszcze przez chwil� si� waha�e�, ale pewny siebie u�miech i mocna postura Rus�ana zrobi�y swoje.
� Le� � zdoby�e� si� na odwag�.
31
� Prawdziwy z ciebie m�czyzna, kamandir, od razu pozna�em � stwierdzi� Rus�an.
Podszed� do okna, otworzy� je na o�cie� i lodowate listopadowe powietrze, przesi�kni�te zapachami jesiennych deszczy, martwych li�ci, zapuszczonych cmentarzy, wierszami Puszkina, s�owem � zapachami p�nej moskiewskiej jesieni, zala�o pok�j, sprawiaj�c, �e zacz��e� rozciera� zmarzni�te cia�o i dygota�.
� No, z�a� ju�! -� zawo�a�e�.
Rus�an wyprostowa� si� na parapecie, machn�� do ciebie r�k� i zrobi� szeroki krok w noc. Wyjrza�e� w �lad za nim. Wisia� ju� na drabinie przeciwpo�arowej, niczym pijany cyrkowy akrobata, kt�ry wypr�bowuje nerwy g�upkowatej publiczno�ci, zawis� na prawo od twojego okna, jeszcze chwila � i stan�� nogami na szczeblach.
� Hej, a jak zamierzasz wr�ci�? � przypomnia�e� sobie.
� Czy� ty kompletnie nic nie zajarzy�, kamandir? Oczywi�cie, �e przez twoje okno! To d�ugo nie potrwa, migiem tam i z powrotem...
Drabina zadudni�a metalicznie pod jego butami. Wcale zr�cznie jak na pijanego schodzi� po niej w d�. Wida�, �e w desancie nie nale�a� do ostatnich. Ale ty w my�lach przeklina�e� ca�y �wiat: b��kaj�ce si� dziewczyny z ich niewczesnymi amorami, swoj� bezsenno�� i m�odego obro�c� ojczyzny ze sk�onno�ci� do alkoholizmu, przez kt�rego przyjdzie ci jeszcze co najmniej dwadzie�cia minut tkwi� przy oknie.
Noc, jak ju� wspominali�my, by�a o�liz�a i zimna. Gdzie� w podw�rkach wyszczekiwa�y swoj� w�ciek�o�� proimperialne psy. Czas p�yn�� powoli, z nud�w nawet si� ubra�e�, a potem wypali�e� ze dwa papierosy. Gdzie� ni�ej niespodziewanie zabrzmia� wrzaskliwy kobiecy g�os: �Suka ty pasledniajal". Potem brz�kn�o rozbite szk�o, da�y si� s�ysze� g�uche uderzenia, jakby kto� czyj�� g�ow� wbija� w �cian� gwo�dzie, a p�niej niski
32
m�ski g�os poinformowa�: �Dura ty, Zinka, wied' lubluja tiebial". Potem wszystko ucich�o.
A� wreszcie us�ysza�e� jeszcze raz dudnienie drabiny. Wraca� Rus�an.
Pokonywa� pi�tro za pi�trem i mniej wi�cej pomi�dzy czwartym i pi�tym zatrzyma� si�, �eby troch� odpocz��. Zadar� g�ow� i zobaczy� ciebie, wychylonego z okna.
� Ju� jestem, kamandir � o�wiadczy� rado�nie. � Wybacz, �e tak d�ugo. Wyobra� sobie, �e nawet w bazie nie by�o. Sp�oszyli ich tam dzisiaj reketierzy. No to ja do Wo�odii, a u Wo�odii te� ni cholery. Trzeba by�o bra� od Wietnamczyka po dwadzie�cia pi��. Sko�nooki sukinsyn! Zabi�bym! No, ale nic, zaraz sobie walniemy, Wania...
I znowu ruszy� po drabinie do g�ry. Na wysoko�ci sz�stego pi�tra przystan��, odsapn�� troch�, poprawi� w kieszeni butelk�, �eby przypadkiem nie wypad�a. A potem zrobi� szeroki krok z drabiny na parapet. Ale poprzednim razem by�o to znacznie prostsze: by�o za co z�apa� r�kami, by�o na czym zawisn��. Teraz przed nim by�a tylko �ciana i �liski, w�ski, blaszany gzyms, na kt�rym m�g�by oprze� stopy. Zd��y�e� poda� mu r�k�, ale nie zd��y�e� z�apa� wy�lizguj�cych si� palc�w. Ca�ym cia�em zachwia� si�, przez moment jeszcze balansowa� nad przepa�ci� niczym anio�, kt�ry chce wzlecie� w powietrze. Potem by� tylko d�ugi, g�o�ny krzyk. I upadek z wysoko�ci sz�stego pi�tra. I �mier�.
A ty biega�e�, kogo� budzi�e�, kto� wezwa� pogotowie i gliniarzy � wszystko to nie mia�o ju� �adnego znaczenia. Wszystko odbywa�o si� jak we �nie. Albo jak w banalnym melodramacie.
O Rus�anie Wspania�y � m�wi�e� � jak�e od�a�uj� twoj� �mier�, bracie m�j?! By�e� nieustraszony, przywyk�e� zawsze by� pierwszym, mia�e� za sob� mn�stwo skok�w ze spadochronem! Kocha�y ci� wszystkie znajome dziewczyny, a te, kt�rych nie zna�e�, pada�y ci do st�p!
33
Rozja�nia�o ci� wewn�trzne �wiat�o, Rus�anie Przepi�kny, a twoje mi�nie mia�y cudown� moc! I gdybym by� peda�em, za wszelk� cen� chcia�bym przespa� si� z tob�, m�j bracie! C�e� ty narobi�, Rus�anie Zwyci�ski, czemu� opu�ci� ten g�upi �wiat, na kt�rym pr�no szuka� czego� tak doskona�ego jak ty?!
Potem odby�e� szereg rozm�w ze �ledczymi psami, by�o wyja�nianie okoliczno�ci, w�szenie, sapanie, podnoszenie �apy, machanie ogonem, pr�ba os�du spo�ecznego. Ale nie w tym rzecz.
Czemu zamykacie drzwi portierni, mia�e� raczej ochot� zapyta�. Czemu m�oda artystyczna dusza, niedawny komandos, musi w waszym kurewskim kraju ryzykowa� �ycie dla butelki w�dki? Dlaczego tak prze�mierdli�cie zniewoleniem? Dlaczego wolno�ci zostawiacie tak ma�o, �e wystarcza jej tylko na upadek z sz�stego pi�tra? Czemu teraz z takim uporem tylko mnie obwiniacie o jego �mier�, jakby�cie chcieli, �ebym jednak zap�aci� za ni�, wyskakuj�c w ko�cu z tego samego okna?
Ale pytania te zawis�y w powietrzu. Bo nawet oni sami, �ledcze psy, kt�rym m�g�by� te pytania postawi�, dzisiaj nie potrafili udzieli� na nie odpowiedzi. Imperium zmienia�o sk�r� jak w��, weryfikowa�o powszechne totalitarne wyobra�enia, dyskutowa�o, pozornie zmienia�o prawa i warunki �ycia, improwizowa�o na temat hierarchii warto�ci. Imperium igra�o z wolno�ci�, s�dz�c, �e w ten spos�b przetrwa w odnowionej postaci. Ale nie warto by�o zmienia� sk�ry. Okaza�o si�, �e nie by�o drugiej. Wi�c teraz, wylaz�szy z poprzedniej, stare kurwisz-cze kona w m�kach.
W ko�cu wszyscy odczepili si� od ciebie. Udowodni�e� swoje prawo do winy. �ledcze psy warcza�y z niedosi�nej odleg�o�ci, bezsilnie k�api�c sztucznymi szcz�kami.
Po trzech miesi�cach, w zimie, p�nym wieczorem, co� tam przy biurku dopisywa�e� na maszynie, kiedy nag-
34
le us�ysza�e�, jak stamt�d, z zewn�trz, co� uderzy�o w okno. Niemo�liwe, �eby by�a to �nie�ka, pomy�la�e�, nie m�g� to by� r�wnie� kamie�, bo kt� zdo�a�by dorzuci� �nie�k�, kamie�, grudk� ziemi, czapk�, butelk�, ksi��k�, r�kawiczk� czy cokolwiek innego na wysoko�� sz�stego pi�tra? Ale kiedy w znajomy spos�b zadudni�a drabina przeciwpo�arowa ko�o okna, rozsun��e� zas�ony. Za oknem by� Rus�an.
�Wania�wyszepta� samym ruchem warg�wpu�cisz?
Wygl�da� prawie tak samo jak wtedy, by� tylko ��ta-woblady, z czarnymi kr�gami wok� oczu, z cieniutk� czerwon� stru�k�, �ciekaj�c� z k�cika ust a� poni�ej podbr�dka.
Otworzy�e� okno.
� Na wszystkich pi�trach okna pozaklejane, tylko u ciebie nie � poinformowa� Rus�an, siadaj�c na parapecie.
� Nie zimno ci? � zapyta�e�. � Przecie� jest zima.
� Nie jest mi zimno. Jest mi nijako � pad�a odpowied�.
� A w og�le, to jak tam jest?
� Kiedy� sam si� dowiesz. Wszystko inaczej ni� sobie tutaj wyobra�acie.
� W niez�ym stanie si� zachowa�e�.
� Dzi�ki. W desancie nauczyli mnie pada�.
� Po co przyszed�e�?
� Ci�gnie do znajomego miejsca. Znajome zapachy. Ty. Przypomnia�em sobie o tobie.
� Dzi�kuj�. A propos, nie nazywam si� Wania.
� Wiem, Wania.
� G�upio wysz�o z t� �mierci�, nie? � zagadn��e�. Rus�an machn�� r�k�:
� Nic nie zmieni�a na tym �wiecie. M�j ojciec jest gnanym re�yserem. Dosta� nagrod�.
; � Mo�e napijesz si� w�dki? ' � Dzi�kuj�, nie u�ywam.
� Zapomnia�em...
35
� Niewa�ne. Dzisiaj odlatuj� do Symferopola. Tam mieszka moja dziewczyna. Rano pomy�li, �e si� jej przy�ni�em.
� Chcesz moj� ciep�� kurtk�? Mam drug�.
� Daj spok�j, kamandir] Ja nie czuj� zimna. Wszystko mi jedno. Nawet nie wyobra�asz sobie, jak bardzo mo�e by� wszystko jedno.
Ale w pokoju zrobi�o si� zimno i on to zrozumia�.
� Nie b�d� ci przeszkadza�. Bywaj. Mo�e kiedy� si� spotkamy.
� Jasne. Chocia� nie wierzy�em, �e istniejecie...
� Istniejemy? � z pow�tpiewaniem pokr�ci� g�ow�. � Kt� to mo�e wiedzie�? Widzisz, by�e� ostatni� osob�, jak� widzia�em za �ycia. Zosta�e� mi pod powiekami na wieki. Tw�j wizerunek. Je�eli z bliska przyjrzysz si� moim �renicom, zobaczysz samego siebie. My�la�em, �e zd��ysz mnie chwyci� za r�k�...
� Wybacz, stary.
� Niewa�