Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7593 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Vince Flynn
PRZERWANE KADENCJE
Dom Wydawniczy REBIS poleca min.
thrillery:
Graham Masterton
KRZYWA SWEETMANA
G��D
OFIARA
GENIUSZ
KONDOR
Philip Kerr TRAKTAT MORDERCZO-FILOZOFICZNY
EZAW PI�CIOLETNI PLAN
Minette Walters RZE�BIARKA
Robert Bloch PSYCHOZA
Richard North Patterson WYROK OSTATECZNY MILCZ�CY �WIADEK
John S. Marr, John Baldwin JEDENASTA PLAGA
Nelson DeMille, Thomas B�ock MAYDAY
horrory:
Graham Masterton
KOSTNICA WOJOWNICY NOCY
RYTUA� DZIEDZICTWO
thrillery medyczne:
Robin Cook
EPIDEMIA
ZARAZA
MUTANT
CHROMOSOM 6
INWAZJA
GOR�CZKA
�MIERTELNY STRACH
NOSICIEL
ZAB�JCZA KURACJA SZKODLIWE INTENCJE
Richard Preston KRYPTONIM �KOBRA"
II HM
PRZERWANE KADENCJE
Prze�o�y� Maciej Kubicki
REBIS
DOM WYDAWNICZY REBIS POZNA� 2 00 0
't 00
�
Tytu� orygina�u Term Limits
Copyright � 1997 by Vince Flynn Ali rights resemed
Copyright � for the Pohsh edition by REBIS Pubhshing House Ltd., Pozna� 2000
Redaktor Renata Bubrowiecka
Konsultacja Jaros�aw Kotarski
Fotografia na ok�adce Medium
Wydanie I ISBN 83-7120-772-7
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. �migrodzka 41/49, 60-171 Pozna�
tel. 867-47-08, 867-81-40; fax 867-37-74
e-mail:
[email protected]
www.rebis.com.pl
Sk�ad: Grzegorz Ko�nierzak, tel. 0501 46-02-02 Druk: ABEDIK - Pozna�
Tomowi Clancy'emu, Robertowi Ludlumowi, Leonowi Urisowi, J. R. R. Tolkienowi i Ernestowi Hemingwayowi za zach�cenie mnie do �ycia w �wiecie marze�
� ;�>
Podzi�kowania
Kiedy zaczyna�em pisa� Przerwane kadencje, nie mia�em poj�cia, ilu ludzi zaanga�uje w to sw�j czas i talent. Jestem wdzi�czny im wszystkim, szczeg�lnie tym, kt�rzy podj�li nadzwyczajne wysi�ki, by podzieli� si� ze mn� swymi zdolno�ciami, fachow� wiedz� i przyja�ni�.
Danowi McQuillanowi, Paulowi Lukasowi, Liz Tr�cy, Mike'owi McFaddenowi, Kristin O'Garze, Judy 0'Donnell, Matthew O'Toole'owi oraz Tomowi i Valerie Tr�cym dzi�kuj� za utrzymywanie mnie na w�a�ciwym kursie.
Susie Moncur dzi�kuj� za rady i znakomite talenty redaktorskie. Jeanne Neidenbach i mojemu bratu Kevinowi -za dostarczanie �wie�ych manuskrypt�w. Mojemu przyjacielowi Dave'owi Warchowi za humor i talent fotograficzny. Mike'owi Andrewsowi, Mike'owi Dicksonowi, Mattowi Michalskiemu oraz Dave'owi, Danowi i Mary ze Stanton za entuzjazm i pomoc. Teresie McFarland i Maureen Ca-hi�l za to, �e tak wiele od nich zale�a�o.
Wiele zawdzi�czam tak�e wszystkim ksi�garniom, punktom sprzeda�y i czytelnikom z Minnesoty, kt�rzy mnie popierali. Wasze pozytywne uwagi zainspirowa�y mnie do podniesienia poprzeczki dla nast�pnych ksi��ek.
Dzi�kuj� agentom Secret Service, agentom specjalnym FBI oraz by�ym �o�nierzom si� specjalnych za czas, kt�ry mi po�wi�cili, opowiadaj�c o swym podziwu godnym �yciu. Bez was moja praca nie by�aby mo�liwa. Szczeg�lnie dzi�kuj� Dickowi Marcinko, �ywej legendzie, by�emu dow�dcy Navy SEAL, za kilka wskaz�wek.
W zasadzie to niemo�liwe, by pisarz odni�s� sukces w Nowym Jorku bez znakomitego agenta i doskona�ego wydawcy. Mia�em szcz�cie znale�� obydwu. Dzi�kuj� moim agentom Sloanowi Harrisowi i Nasoan Sheftel-Gomes � naprawd� jeste�cie najlepsi. Dzi�kuj� Emily Bestler i wszystkim z Pocket Books za realizacj� moich marze�.
W ko�cu chc� podzi�kowa� moim rodzicom za wsparcie, mi�o�� i zach�t�, kt�re znaczy�y dla mnie wi�cej ni� cokolwiek na �wiecie.
Uwa�amy za oczywiste, �e (...) ustanowione zosta�y mi�dzy lud�mi rz�dy, wywodz�ce swe sprawiedliwe uprawnienia ze zgody zarz�dzanych, �e ilekro� jaka� forma rz�du zaczyna gwa�ci� te zasady, nar�d ma prawo do jej zmiany lub zniesienia i do ustanowienia nowego rz�du, opartego na takich podstawach i organizuj�cego swe w�adze w takiej formie, jaka wydawa� si� b�dzie najbardziej w�a�ciwa dla zapewnienia jego bezpiecze�stwa i szcz�liwo�ci.
Thomas Jefferson, Deklaracja niepodleg�o�ci*
* Cyt. za: Historia pa�stwa i prawa, wyb�r tekst�w �r�d�owych, pod red. Bogdana Lesi�skiego, Ars boni et ae�ui, Pozna� 1995.
m___
�
W ciemno�ci ledwo by�o wida� zarysy ukrytej w�r�d drzew starej drewnianej chaty. Zas�ony by�y zaci�gni�te, na ganku nieruchomo le�a� pies. Cienkie pasmo dymu z komina odlatywa�o na zach�d, nad rolnicze obszary Ma-rylandu, i dalej, w kierunku Waszyngtonu. Przy kominku siedzia� samotny m�czyzna i spokojnie wrzuca� w p�omienie pliki papier�w.
Papiery te zawiera�y wyniki miesi�cy nudnej, drobiazgowej pracy. Ka�da kartka by�a notatk� z godzin inwigilacji, dog��bn� analiz� �ledzonych obiekt�w lub map� okolic metropolii. Dzi�ki nim m�czyzna wiedzia�, kiedy roznosz� gazety, kiedy je�d�� patrole policyjne, kto i kiedy wybiera si� na jogging, a tak�e - i to by�o najwa�niejsze -gdzie sypiaj� i kiedy si� budz� ci, kt�rych wzi�� na cel.
On i jego ludzie podkradali si� do nich miesi�cami. Czekali i obserwowali, cierpliwie badali plan dnia swoich przysz�ych ofiar i znajdowali ich s�abe punkty. Jego silne d�onie zbli�y�y si� do ognia i znieruchomia�y. Rozprostowa� palce, po czym nagle zacisn�� je w pi�ci. Ci, kt�rych teraz tropi�, wysy�ali go w r�ne, najbardziej ponure miejsca na �wiecie po to, by zabija� ludzi, kt�rych oni uznali za zagra�aj�cych bezpiecze�stwu narodowemu Stan�w Zjednoczonych Ameryki.
Dawno przesta� liczy�, ilu ludzi zabi� w s�u�bie kraju. Po prostu nigdy nie zaprz�ta� sobie g�owy takimi rachunkami. Ilukolwiek ich by�o, nie �a�owa� tych, kt�rych zabi�: byli to pozbawieni honoru psychopaci, mordercy niewinnych ludzi.
Samotny m�czyzna siedz�cy przed kominkiem by� su-perzab�jc�, eksporterem �mierci szkolonym i op�acanym przez rz�d Stan�w Zjednoczonych. Jego kr�tkie jasne w�o-
11
� - <
�
-w
X
sy rozb�ysn�y, gdy wpatrywa� si� w p�omienie coraz g��biej, a� rze�ki ogie� zamieni� si� w migotliw�, hipnotyczn� plam�. Jutro zabije po raz pierwszy na ziemi ameryka�skiej. Czasy, miejsca i cele zosta�y ju� wybrane. Nie minie doba i kurs ameryka�skiej polityki zmieni si� na zawsze.
Nad Waszyngtonem wstawa�o s�o�ce, og�aszaj�c pocz�tek dnia, kt�ry mia� by� d�ugi i pracowity. Za dwadzie�cia cztery godziny mia�o si� odby� g�osowanie Izby Reprezentant�w w sprawie prezydenckiego projektu bud�etu, wi�c miasto ogarnia�o szale�stwo. Wszyscy - kongresmani, senatorowie, urz�dnicy, lobby�ci - podejmowali ostatnie wysi�ki, by poprawi� lub utr�ci� poszczeg�lne sk�adniki bud�etu. Wynik g�osowania by� niemo�liwy do przewidzenia, wi�c przyw�dcy obu partii wywierali nacisk na swych reprezentant�w, by ci g�osowali zgodnie z partyjnymi wskazaniami.
Nikt nie robi� tego bardziej zdecydowanie ni� Stu Gar-ret, szef prezydenckiego sztabu. Zbli�a�a si� dziewi�ta rano. Garret sta� w pokoju b��kitnym w Bia�ym Domu i jego z�o�� wzrasta�a z ka�d� sekund�, gdy patrzy�, jak prezydent czyta grupie przedszkolak�w wiersz o Humptym Dumptym. Powiedzia� przecie� prezydentowi, �e nie mo�e by� mowy o zdj�ciach z przedszkolakami, ale przewa�y�o zdanie Ann Moncur, sekretarza prasowego Bia�ego Domu. Garret nie zwyk� przegrywa� z nikim, nawet w najbardziej b�ahych sprawach, tym razem jednak Moncur kupi�a prezydenta pomys�em, by w ferworze walki o bud�et pokaza�, �e jest ponad brudnymi politycznymi handelkami Waszyngtonu.
Garret pracowa� przez ostatni miesi�c bez chwili wytchnienia. Stara� si� zebra� g�osy potrzebne do przepchni�cia bud�etu przez Izb�, gdy� jego odrzucenie znacznie zmniejszy�oby szans� ekipy prezydenckiej na reelekcj�. G�osowanie zapowiada�o si� na wyr�wnane, ale mieli plan ataku w ostatniej chwili, niemal rzutem na ta�m�. Jedyny problem polega� na tym, �e Garret potrzebowa� do tego prezydenta, kt�ry by telefonowa� ze swego biura, a nie siedzia� w pokoju b��kitnym i czyta� dzieci�ce rymowanki.
Jak wszystko w Bia�ym Domu, tak i to spotkanie zacz�-
12
lo si� p�niej, ni� planowano, i ju� przekroczy�o ramy przewidzianego na nie p�godzinnego okienka. Garret po raz dziesi�ty w ostatnich pi�ciu minutach zerkn�� na zegarek i stwierdzi�, �e ju� naprawd� wystarczy. Spojrza� w lewo i zauwa�y�, �e Ann Moncur stoi kilka metr�w od niego. Przysun�� si� do niej, prze�lizguj�c si� mi�dzy �cian� a kilkoma pracownikami Bia�ego Domu, poci�gn�� j� do ty�u i szepn�� na ucho:
� To najg�upszy numer, jaki wywin�a�. Je�li bud�et padnie, to po tobie. Ten cyrk trwa ju� o pi�tna�cie minut za d�ugo. Id� do gabinetu owalnego i je�li on tam nie przyjdzie za pi�� minut, wr�c� i osobi�cie wykopi� ci� na ulic�.
Moncur stara�a si� u�miechn�� i wygl�da� na zrelaksowan�. Rozejrza�a si� i zauwa�y�a, �e obserwuje ich kilku urz�dnik�w i wys�annik�w prasy. Skin�a g�ow� i poczu�a ulg�, gdy Garret wreszcie si� cofn�� i skierowa� ku drzwiom.
Michael O'Rourke zdecydowanym krokiem przemierza� hol Cannon House Office Building. W�a�nie min�a dziewi�ta i budynek by� pe�en ludzi, wi�c 0'Rourke stara� si� unika� spojrze�, aby nikt go nie zatrzyma�. Nie mia� ochoty na pogaw�dki. Nie przepada� za Waszyngtonem, a w�a�ciwie to nienawidzi� tego miasta. W po�owie holu skr�ci� do swego biura i zamkn�� za sob� drzwi.
W �rodku pi�ciu m�czyzn w ciemnych garniturach pi�o kaw�. O'Rourke szybko zerkn�� na sekretark�, ale zanim zd��y�a cokolwiek powiedzie�, zosta� otoczony przez m�czyzn.
� Kongresmanie 0'Rourke, czy m�g�bym zabra� panu chwilk�? Potrzebuj� tylko pi�ciu minut - prosi�, korpulentny m�czyzna stoj�cy najbli�ej drzwi, przepychaj�c si� do przodu. - Chcia�bym z panem porozmawia� o tym, jak pa�ska odmowa g�osowania za prezydenckim bud�etem dotknie farmer�w w pa�skim okr�gu.
Trzydziestodwuletni kongresman podni�s� r�ce.
� Panowie, tracicie czas. Ju� si� zdecydowa�em i nie b�d� g�osowa� za bud�etem. Mam sporo pracy, gdyby�cie wi�c zechcieli opu�ci� moje biuro...
Ca�a pi�tka zacz�a protestowa�, ale 0'Rourke otworzy�
13
drzwi i wskaza� na korytarz. M�czy�ni chwil� przepychali si�, si�gaj�c po swoje teczki, po czym zrezygnowani wyszli, by poszuka� nast�pnego kongresmana do urobienia. Za�ywny lobbysta zawr�ci� i spr�bowa� jeszcze raz:
- Rozmawia�em z moimi lud�mi w pana okr�gu. Powiedzieli, �e wielu farmer�w czeka na odszkodowania za nieurodzaj, a te odszkodowania s� w prezydenckim bud�ecie. - Poczeka� na reakcj� O'Rourke'a, ale si� nie doczeka�. - Je�li ten bud�et nie przejdzie, to nie chcia�bym by� w pa�skiej sk�rze podczas nast�pnych wybor�w.
O'Rourke spojrza� na m�czyzn� i kciukiem wskaza� drzwi.
- Mam naprawd� sporo pracy.
Lobbysta wiedzia� jednak, �e wa�ny b�dzie ka�dy g�os, i nie dawa� za wygran�:
- Panie O'Rourke, je�li zag�osuje pan przeciw prezydenckiemu bud�etowi, to Ameryka�skiemu Stowarzyszeniu Farmer�w nie pozostanie nic innego, jak w nast�pnych wyborach wspiera� pa�skiego przeciwnika.
O'Rourke skin�� g�ow� i powiedzia�:
- Nie�le pomy�lane, ale nie zamierzam si� ubiega� o ponowny wyb�r. - Machaj�c r�k� na po�egnanie, m�ody kon-gresman zamkn�� drzwi przed nosem lobbysty, po czym odwr�ci� si� do sekretarki Susan Chambers. Susan u�miechn�a si� i powiedzia�a:
- Przepraszam, Michael. M�wi�am im, �e nie masz wolnej chwili, ale uparli si�, �e poczekaj� tutaj i zobacz�, czy nie znajdziesz dla nich czasu.
- Nie musisz przeprasza�, Susan. - Michael opu�ci� sekretariat i wszed� do swego biura. Postawi� teczk� na krze�le za biurkiem i podni�s� plik r�owych notatek. - Czy Tom ju� przyszed�?! - zawo�a� w kierunku drzwi.
-Nie.
- Dzwoni�?
- Tak. Powiedzia�, �e skoro nie ma cienia szansy na to, by prezydent wyj�� z bud�etu fundusze na Zarz�d Elektryfikacji Wsi, zamierza za�atwi� kilka spraw i by� tu ko�o pierwszej.
14
Tom O'Rourke, m�odszy o dwa lata brat Michaela, by� szefem jego sztabu.
- Ciesz� si�, �e wszyscy jeste�cie tak optymistycznie nastawieni.
Susan podnios�a si� zza biurka i podesz�a do drzwi gabinetu.
- Michael, jeste�my po prostu realistami. Doceniam, �e starasz si� robi� to, co nale�y, ale problem polega na tym, �e tacy jak ty nie wygrywaj� w Waszyngtonie.
- Dzi�ki za zaufanie, Susan.
Susan popatrzy�a w przekrwione oczy O'Rourke'a.
- Michael, znowu gdzie� �azi�e� po nocy? 0'Rourke skin�� g�ow�. Susan ci�gn�a:
- To kawalerskie �ycie ci� zabije. Dlaczego w ko�cu nie o�enisz si� z t� twoj� cudown� dziewczyn�?
O'Rourke s�ysza� to ostatnio od wszystkich, ale wci�� nie by� got�w do ma��e�stwa. Mo�e w przysz�ym roku... gdy wyjedzie z Waszyngtonu. Westchn�� i powiedzia�:
- Susan, jestem Irlandczykiem, a my �enimy si� raczej p�no. Poza tym wcale nie mam pewno�ci, czy ona mnie zniesie.
- To k�amstwo i dobrze o tym wiesz. Ona ci� uwielbia. M�wi ci to kobieta. Widz�, jak na ciebie patrzy tymi wielkimi br�zowymi oczami. Jeste� dla niej tym jedynym, wi�c nie popsuj tego. Nie ma zbyt wielu takich jak ona. - Chambers poklepa�a go po brzuchu. - Mam nadziej�, �e opinia najlepszej partii w Waszyngtonie nie uderzy�a ci do g�owy.
O'Rourke zmarszczy� brwi i pokr�ci� g�ow�.
- Bardzo �mieszne.
Chambers roze�mia�a si� i wysz�a.
- Ciesz� si�, �e tak ci� to rusza, Susan. Nie ��cz mnie z nikim. W po�udnie mam spotkanie i do tego czasu nie chc�, by mi przeszkadzano.
- A je�li zadzwoni tw�j dziadek albo Liz?
- Te� nie. Nie chc�, by mi przeszkadzano. 0'Rourke zatrzasn�� drzwi i usiad� za biurkiem.
Gdy prezydent wszed� do swego gabinetu, zasta� tam Garreta i administratora bud�etu Marka Dicksona. Siedzieli na kanapie, zastanawiaj�c si�, jaki b�dzie wynik g�osowania, i staraj�c si� wymy�li�, kogo jeszcze mogliby przeci�gn�� na sw� stron�. Stevens wiedzia�, �e jego szef sztabu jest w pieskim nastroju, a nie mia� si� na k��tni�. Postanowi� wi�c roz�adowa� sytuacj� i przyj�� rozkazy. Id�c w ich kierunku, zdj�� marynark�, rzuci� j� na inn� kanap� i klasn�� w d�onie.
- W porz�dku, Stu, jestem tylko tw�j przez reszt� dnia. Powiedz, czego ode mnie chcesz.
Garret popatrzy� na niego i da� znak, by usiad�. Garret i Dickson byli w biurze od sz�stej i uk�adali ostateczn� list� potencjalnych zwolennik�w. Do g�osowania zosta� zaledwie dzie�, a oni byli pewni tylko 209 g�os�w. Opozycja za� mia�a 216, a dziesi�ciu kongresman�w wci�� by�o niezdecydowanych. Przed Garretem le�a�a kartka papieru z dwiema kolumnami nazwisk opatrzonymi nag��wkami: �Niezdecydowani" i �Mo�liwi odst�pcy". W pierwszej kolumnie widnia�o dziesi�� nazwisk, w drugiej � sze��. Obie znacznie si� skurczy�y w ostatnim tygodniu, w miar� jak zbli�a�o si� g�osowanie.
� Dobra, Jim. Pos�uchaj, jaka jest sytuacja. �Nikt opr�cz Stu Garreta nie m�wi� do prezydenta po imieniu. - Musimy to dzisiaj za�atwi�. Basset i Koslowski s� teraz na wzg�rzu i odgrywaj� dobrego i z�ego gliniarza przed tymi, kt�rzy chcieliby siedzie� po obu stronach jednocze�nie. Chcemy zacz�� szturm przed po�udniem.
Tom Basset by� przewodnicz�cym Izby, a Jack Koslowski przewodnicz�cym Komisji Kredyt�w.
16
� Naprawd� mo�emy to zrobi�? - spyta� prezydent. Garret odchyli� si� na krze�le, spl�t� r�ce na karku
i u�miechn�� si�.
� O jedenastej Tom Basset spotka si� z kongresmanem Moore'em i po tym spotkaniu Frank Moore og�osi, �e popiera bud�et.
� Ile to nas b�dzie kosztowa�o?
� Tylko z dziesi�� milion�w.
� Chcecie upolowa� Franka Moore'a za dziesi�� milion�w? Dla niego to nie wi�cej ni� kieszonkowe. � Prezydent pokr�ci� g�ow�. - Jak chcecie go dosta� tak tanio?
Z u�miechu Garreta przeb�yskiwa�a pewno�� siebie.
� Zwr�cili�my si� o pomoc z zewn�trz, �eby Moore uzna� nasze racje.
� Jak� pomoc?
Garret zamilk� na d�u�sz� chwil�, po czym beznami�tnie odpowiedzia�:
� Arthur Higgins postara� si� o kilka zdj�� kongresma-na z pewn� m�od� dam�.
Arthur Higgins. W ca�ym Waszyngtonie nie by�o osoby owianej wi�ksz� tajemnic�. Stevens powa�nie w�tpi�, czy poznanie jakichkolwiek szczeg��w jest w jego interesie. Arthur Higgins by� pot�n� i legendarn� postaci� elity w�adzy Waszyngtonu i wielu stolic �wiata. Czterdzie�ci lat kierowa� najtajniejszym wydzia�em CIA, przy czym oficjalnie nigdy nie istnia� ani Higgins, ani ca�y jego wydzia�. Higgins by� autorem i wykonawc� kilku najdelikatniejszych i najbardziej niebezpiecznych tajnych operacji, jakie agencja podejmowa�a od czasu kulminacji zimnej wojny. Kilka lat temu, w czasie walki o w�adz�, zmuszono go do opuszczenia CIA. To, w jaki spos�b potem wykorzystywa� sw�j czas i zdolno�ci, by�o przedmiotem plotek powtarzanych w najwi�kszej tajemnicy.
Stevens zerkn�� znad kartki i spyta�:
� Chcecie zaszanta�owa� Franka Moore'a?
� Mo�na tak powiedzie�... - U�miechn�� si� Garret.
� A ja nie chc� zna� �adnych szczeg��w, prawda?
� Tak. � Garret skin�� g�ow�. � Po prostu uwierz mi, �e
17
Moore nie b�dzie widzia� innego wyj�cia ni� g�osowanie po naszej my�li.
Stevens spowa�nia� i pokiwa� g�ow�.
- Wola�bym, �eby�cie nast�pnym razem powiadomili mnie, zanim co� takiego rozpoczniecie.
- Zrozumiano. - Po kr�tkiej ciszy Garret wr�ci� do bie��cego zadania. - Jim, chcia�bym, �eby� popracowa� nad kilkoma potencjalnymi odst�pcami. Nasi ludzie wytypowali dw�ch z sze�ciu i s�dz�, �e dadz� nam swe g�osy, je�li obiecasz nie popiera� ich przeciwnik�w w nast�pnych wyborach. Musimy mie� w sumie co najmniej dziewi�ciu z tych szesnastu, bo jak nie, to bud�et padnie i mo�emy si� po�egna� z przysz�orocznymi wyborami.
- Co z potencjalnymi odst�pcami po naszej stronie? -zapyta� prezydent.
- Tym si� nie martw. Je�li kt�ry� z tych gnojk�w si� wychyli, to Koslowski obetnie ka�dego centa z dotacji federalnej dla jego okr�gu. U nas nie b�dzie zdrajc�w.
Jack Koslowski opr�cz pe�nienia funkcji przewodnicz�cego Komisji Kredyt�w Izby zajmowa� si� te� pilnowaniem dyscypliny w szeregach swojej partii, bezpardonowo �ami�c opornych. By� powszechnie znany jako jeden z najtwardszych graczy w Waszyngtonie i niemal wszyscy si� go bali.
- Chcia�bym, �eby� dzi� rano wykona� kilka mi�ych domowych telefon�w do pierwszorocznych kongresman�w i powiedzia� im, jak wiele znaczy�by dla ciebie i kraju ich g�os. Mo�e nawet zapro� ich na lunch. - Propozycja spotka�a si� z grymasem prezydenta, ale Garret ci�gn��: -Wiem, �e nie lubisz si� zadawa� z posp�lstwem, ale je�li nie uda ci si� przeci�gn�� tych ch�opak�w na nasz� stron�, to podczas wybor�w czeka ci� ca�owanie r�nych ty�k�w. -Garret przerwa�, daj�c prezydentowi czas na przywo�anie nieprzyjemnych wspomnie� z trasy kampanii. - Je�li wszystko p�jdzie dobrze z Moore'em, czego jestem pewien, to chc� zwo�a� konferencj� prasow� w samo po�udnie i postaram si� zmusi� reszt� tych facet�w, by si� okre�lili. Ponarzekaj troch� na impas w Kongresie, powiedz co� o tym, �e nie mo�esz zacz�� dzie�a naprawy tego pa�stwa, je�li ci
18
nie uchwal� bud�etu. Znasz to. Dzi� w nocy napisa�em dla ciebie mow� i chcia�bym, aby�my j� razem przejrzeli, gdy sko�czysz rozmowy telefoniczne. - W rzeczywisto�ci mow� napisa� jeden z jego ludzi, ale Stu Garret nie dba� specjalnie o takie szczeg�y jak docenienie czyjej� pracy.
- Co ma odpowiedzie�, gdy zaczn� go pyta�, czy kupujemy g�osy? - zapyta� Dickson.
- Stanowczo zaprzeczy�. Powiedz im, �e owszem, jest kilku kongresman�w z rejon�w znajduj�cych si� w nag�ej potrzebie, kt�rzy s� pewni, �e ich okr�gi otrzymaj� r�ne formy pomocy. Zaprzeczaj, zaprzeczaj, zaprzeczaj! To si� za kilka dni sko�czy i prasa zajmie si� czym� innym. Je�li zaczn� si� czepia� jakich� b�ahych cz�ci projektu ustawy, to po prostu jako� si� wywi�, sp�jrz na zegarek i zako�cz konferencj�. Powiedz, �e musisz si� spotka� z dyplomatami z kt�rej� z by�ych republik Zwi�zku Radzieckiego. -Garret szybko co� zanotowa�. - Zanim zaczniesz, b�d� mia� dla ciebie gotow� wym�wk�.
Prezydent pokiwa� g�ow�. By� zawodowym politykiem, a Garret by� jednym z najlepszych manipulator�w w tym fachu. Je�li chodzi�o o sterowanie opini� publiczn�, wierzy� mu ca�kowicie.
Garret skierowa� palec wskazuj�cy na list� kongresman�w.
- W porz�dku, skupmy si� na naszej grze. G�wno mnie obchodzi, co pomy�li prasa, byleby�my tylko dostali bud�et. - Wzi�� pi�ro i zakre�li� trzy nazwiska z grupy potencjalnych odst�pc�w. - Patrz, Jim, ci trzej ch�opcy s� takimi wie�niakami, na jakich wygl�daj�. To typy w rodzaju Pan Smith jedzie do Waszyngtonu, ca�kiem jak Jimmy Stewart w filmie. Ca�a tr�jka jest po raz pierwszy w Izbie. S� pe�ni idea��w, wi�c my�l�, �e je�li ich wezwiesz i uderzysz w ton wodza naczelnego, to p�jd� za nami. Powiedz im co� w twoim starym stylu: �Rzym nie powsta� w jeden dzie� i my te� nie zmienimy tego pa�stwa w jedn� noc".
Prezydent pokiwa� g�ow�, daj�c do zrozumienia, �e pojmuje, czego si� od niego wymaga.
- Nast�pni dwaj to ci, o kt�rych ci m�wi�em. Je�li obie-
19
camy nie wspiera� ich oponent�w w nast�pnych wyborach, to dadz� nam swe g�osy. Chc� tylko osobistej gwarancji od ciebie... Powiedzieli, �e nie wierz� mi na s�owo. - Garret g�o�no si� za�mia�. � Mo�ecie sobie wyobrazi�?
Prezydent i Dickson r�wnie� zachichotali. Garret kontynuowa�:
- Ta ostatnia republikanka jest naprawd� �wirusk� i nie jestem wcale pewny, czy wejdzie do tej gry. Koslowski chcia�, by jej nazwisko by�o na li�cie, bo jest z okr�gu s�siaduj�cego z jego okr�giem w Chicago. To czarna nowi-cjuszka w Izbie i cholernie si� jej boj�. Jest ci�ta na sprawy rasowe. Nazwie rasist� ka�dego, ale to naprawd� ka�dego. Nazwa�aby rasist� i papie�a, gdyby mia�a okazj�. My�l�, �e w zamian za sw�j g�os b�dzie chcia�a, by j� zaprosi� na kilka najwa�niejszych uroczysto�ci oraz umie�ci� j� w najwa�niejszych komisjach. Wtedy b�dzie mia�a okazj� nazwa� rasistami naszych najwi�kszych sponsor�w i wprowadzi� ich w cholerne zak�opotanie. Wola�bym nie mie� z ni� do czynienia.
Prezydent masowa� palce.
- To dlaczego jest na li�cie? - zapyta�.
- M�wi�em ci przecie�, to Jack tu j� umie�ci� na wypadek, gdyby�my na gwa�t potrzebowali g�osu. Nie b�dziemy z ni� gada�, je�eli nie oka�e si� to absolutnie konieczne. Zacznijmy od naszej tr�jki nowicjuszy.
Pierwszy na li�cie by� Michael 0'Rourke. Prezydent podni�s� pi�ro i wycelowa� w jego nazwisko.
- Michael 0'Rourke... Gdzie ja s�ysza�em to nazwisko? Garret popatrzy� na swego szefa i pokr�ci� z pow�tpiewaniem g�ow�.
- Nie mam poj�cia. Jest niezale�nym nowicjuszem z Minnesoty. - Garret zerkn�� do swych notatek. - Zanim zosta� wybrany, pracowa� dla senatora Olsona. Sko�czy� Univer-sity of Minnesota, gdzie gra� w hokeja. Po studiach zaci�gn�� si� do marines i walczy� w Zatoce Perskiej. By� tam dow�dc� dru�yny, kt�ra prowadzi�a obserwacj� cel�w za liniami wroga. Pono� pewnego razu w pobli�u jego stanowiska zestrzelono pilota koalicji, po czym 0'Rourke i jego
20
ludzie pospieszyli mu z pomoc� i odpierali ataki ca�ej kompanii �o�nierzy irackich do czasu pojawienia si� odsieczy. Dosta� Srebrn� Gwiazd�.
- Jestem pewien, �e gdzie� ju� s�ysza�em to nazwisko � mrucza� do siebie prezydent.
- M�g� pan o nim czyta� w gazetach � wtr�ci� si� Mark Dickson. � Dziennikarze rubryk towarzyskich uznali go ostatnio za najlepsz� parti� w Waszyngtonie.
Stevens kilka razy uderzy� pi�rem w le��cy przed nim papier.
- Masz racj�. Kilka tygodni temu przy�apa�em sekretarki, jak wzdycha�y nad jego zdj�ciem. Bardzo przystojny m�ody cz�owiek, chyba mogliby�my to wykorzysta�. Co jeszcze o nim wiemy?
Garret przejrza� notatki, kt�re sporz�dzi� dla niego asystent.
- Ma trzydzie�ci dwa lata i pochodzi z Grand Rapids. Jego rodzina wiele znaczy w przemy�le drzewnym. - Brwi Garreta unios�y si�, gdy spojrza� na szacowan� warto�� 0'Rourke Timber Company. - Maj� ca�kiem powa�ne pieni�dze. W ka�dym razie m�wi, �e nie zag�osuje za przyj�ciem twojego bud�etu, je�li nie zostan� obci�te fundusze na Zarz�d Elektryfikacji Wsi.
Prezydent roze�mia� si� i zapyta�:
- Czy to jedyna rzecz, kt�ra mu si� nie podoba?
- Nie. - Garret pokr�ci� g�ow�. - M�wi, �e wszystko to �mierdzi, ale mo�e si� pod tym podpisa� tylko wtedy, gdy obetniesz fundusze na elektryfikacj� wsi.
Prezydent skrzywi� si�, s�ysz�c s�owo ��mierdzi".
- To �mieszne. Straciliby�my po�ow� z tych g�os�w, kt�re ju� mamy, a w zamian nie zyskaliby�my wi�cej ni� kilka.
- W�a�nie.
- Dobra, zadzwo�my do niego i zobaczmy, jaki b�dzie odwa�ny, kiedy poczuje na szyi oddech prezydenta. - Ste-vens nacisn�� guzik na konsoli. - Betty, czy mog�aby� mnie po��czy� z kongresmanem O'Rourkiem?
- Tak, prosz� pana. Stevens zerkn�� znad telefonu.
21
- Co mi jeszcze mo�esz o nim powiedzie�?
- Niewiele. To niewiadoma. Za�o�� si�, �e to grzeczny staro�wiecki ch�opak z ma�ego miasta i gdy tylko us�yszy tw�j g�os, b�dzie tak zachwycony, �e potulnie zmieni zda-
nie.
0'Rourke by� zatopiony w my�lach, gdy przez interkom dotar� do niego g�os Susan. Doko�czy� zdanie, nad kt�rym pracowa�, i wcisn�� guzik.
- Tak, co jest, Susan?
- Michael, na pierwszej linii czeka prezydent.
- Bardzo �mieszne, Susan. M�wi�em przecie�, �e nie chc�, by mnie niepokojono. Powiedz, prosz�, prezydentowi, �e chwilowo jestem bardzo zaj�ty. Przedzwoni� do niego po lunchu.
- Michael, ja nie �artuj�. Na pierwszej linii czeka prezydent.
0'Rourke za�mia� si� cicho.
- Susan, a� tak si� nudzisz?
- M�wi� powa�nie, jest na linii pierwszej. O'Rourke zerkn�� na migocz�ce �wiate�ko i nacisn�� je.
- Halo, tu kongresman 0'Rourke.
Prezydent siedzia� za biurkiem, a Stu Garret i Mark Dickson s�uchali rozmowy przez s�uchawki. Us�yszawszy g�os O'Rourke'a, prezydent z entuzjazmem powiedzia�:
- Halo, kongresman 0'Rourke?
Michael pochyli� si� na krze�le, gdy us�ysza� znajomy g�os prezydenta.
- Tak, to ja.
- M�wi prezydent. Jak si� pan czuje?
- Dzi�kuj�, panie prezydencie, dobrze. A pan? - 0'Rourke przymkn�� oczy i pomy�la�, �e Susan mog�aby go teraz s�ysze�.
- Czu�bym si� du�o lepiej, gdybym m�g� przekona� niekt�rych z was do poparcia mojego bud�etu.
- Te� tak my�l�, panie prezydencie. - Grzeczna odpowied� O"Rourke'a pad�a po kr�tkim namy�le.
- Wie pan, pochodzi pan z cudownej cz�ci naszego kraju. Jeden z moich wsp�lokator�w w Dartmouth mia� chatk� w pobli�u Grand Rapids. Pewnego lata sp�dzi�em tam wspania�y tydzie�. Tylko te cholerne komary, kt�re mog�yby podnie�� cz�owieka w �rodku nocy i wynie�� z domu, gdyby nie uwa�a�.
- Tak, czasami s� bardzo nieprzyjemne. - G�os O'Rour-ke'a nie zdradza� cienia emocji.
Prezydent zacz�� zwi�ksza� nacisk, m�wi�c tak, jakby od lat byli przyjaci�mi.
- Dobrze, Michael. Dzwoni�, by ci powiedzie�, �e naprawd� potrzebuj� twojego g�osu. A zanim odpowiesz �tak" albo �nie", chc� ci przedstawi� kilka spraw. Robi� to, co robi�, ponad dwadzie�cia pi�� lat, ale doskonale pami�tam, jak by�em pierwszy raz w Izbie. Przyby�em tu pe�en ��ci i octu. Chcia�em zmieni� to miejsce... Zamierza�em by� tym jedynym, innym ni� wszyscy. Szybko jednak zauwa�y�em, �e je�li nie naucz� si� bra� pospo�u dobrego i z�ego, to nigdy niczego nie dokonam. By�em tam, gdzie teraz jeste� ty, Michael, i wiem, przez co przechodzisz. Pami�tam moje pierwsze g�osowanie nad bud�etem prezydenckim. By�y w nim takie punkty, �e chcia�o mi si� wymiotowa�. Walczy�em z nim do czasu, gdy kilku starszych facet�w wzi�o mnie na bok i przekona�o, �e nigdy nie b�dzie bud�etu, z kt�rym bym si� ca�kowicie zgadza�. Spojrza�em na to z innej strony i po g��bszej analizie zauwa�y�em, �e akceptuj� oko�o osiemdziesi�ciu procent zapis�w tego bud�etu. Izba Reprezentant�w liczy czterystu trzydziestu pi�ciu cz�onk�w i nie ma sposobu, by sporz�dzi� bud�et, z kt�rym zgadza�by si� ka�dy. Wiem, �e chcia�by� rozwi�zania ZEW, i � m�wi�c uczciwie � przez dwadzie�cia lat te� chcia�em zniszczy� ten przekl�ty program, ale, Michael, do cholery, tu wci�� trwa wojna. Gdybym storpedowa� ZEW, to m�j bud�et zaton��by szybciej ni� Titanic. W teorii wi�c zgadzam si� z tob�, �e ZEW musi odej��, ale w realnym �wiecie musz� i�� na kompromisy, je�li chc� przepchn�� inne projekty, kt�re uczyni� m�j kraj lepszym miejscem do �ycia. ZEW jest w�a�nie jedn� z tych brzydkich rzeczy, na kt�re
23
�
�
I
musia�em si� zgodzi�, by osi�gn�� to, co najlepsze dla kraju. - Prezydent przerwa� dla wi�kszego efektu, lecz O'Rour-ke milcza�. - Michael, czy rozumiesz sytuacj�, w jakiej si� znajduj�? Nigdy nie b�d� m�g� przedstawi� bud�etu, kt�ry uszcz�liwi�by wszystkich. Chc�, by� zapyta� siebie, czy jeste� realist�... To ja bior� wszystko na siebie, to ja kieruj� tym przedstawieniem, lecz je�li ten bud�et nie przejdzie, to moje mo�liwo�ci postawienia tego kraju na nogi zostan� powa�nie ograniczone. Prosz� ci� o wielk� przys�ug�... By�em kiedy� w twojej sytuacji. Chc�, by� zignorowa� te dwadzie�cia procent, kt�re ci si� nie podobaj�, i pom�g� mi przeg�osowa� bud�et. Je�li do nas do��czysz, to mog� ci zagwarantowa� d�ug� karier� polityczn�. - Ste-vens przerwa�, by da� rozm�wcy czas na przemy�lenie tego, jak prezydent Stan�w Zjednoczonych m�g�by mu pom�c w karierze. - Co ty na to, Michael? Mog� jutro liczy� na tw�j g�os?
Zapad�a d�uga niezr�czna cisza. O'Rourke przeklina� si� za to, �e odebra� telefon. Nie chcia� si� teraz wdawa� w dyskusj� z prezydentem. Zgodnie ze swym zwyczajem przeszed� wi�c do sedna:
� Panie prezydencie, w pa�skim bud�ecie jest bardzo ma�o punkt�w, kt�re mi si� podobaj�. Zag�osuj� jutro �nie" i nic tego nie zmieni. Przepraszam, �e zmarnowa�em pa�ski czas, podejmuj�c t� rozmow�.
Nie czekaj�c na odpowied�, O'Rourke od�o�y� s�uchawk�.
Prezydent siedzia� za biurkiem i z niedowierzaniem patrzy� na telefon. Zerkn�� na Garreta i zapyta�:
- On tak po prostu od�o�y� s�uchawk�?
- Facet musi by� idiot�. Z ca�� pewno�ci� nie zagrzeje tu miejsca. Nie przejmuj si� tym, powiem Koslowskiemu, �eby si� nim zaj��. - Garret podni�s� si� i ruszy� w kierunku drzwi. - Zaraz wracam. Mark, przypilnuj, �eby zadzwoni� do Dreyera i Hamptona. Jim, oni chc� tylko twego ustnego zapewnienia, �e nie poprzesz ich przeciwnik�w w przysz�orocznych wyborach. Wracam za pi�� minut.
Garret szed� korytarzem, ignoruj�c wszystkich na swej drodze. Wszed� do swego gabinetu, zamkn�� drzwi i podszed� do biurka. Zanim si�gn�� po telefon, wzi�� paczk� marlboro 100, wyj�� papierosa i wsun�� w usta. Zapali�, zaci�gn�� si� g��boko dwa razy i poczu�, jak dym wype�nia mu p�uca. Prezydent nie pozwala� pali� w Gabinecie Owalnym, wi�c Garret stara� si� mniej wi�cej co godzin� znale�� wym�wk�, by si� wymkn�� do swego biura. Podni�s� s�uchawk� i wystuka� numer bezpo�redniej linii do biura Jacka Koslowskiego. Us�ysza� szorstki g�os po drugiej stronie:
- Taak.
- Jack, tu Stu. Jak leci?
- Trzymamy si�. Tym razem nikt nie wy�amie si� z szereg�w. Teraz wy i Tom musicie zrobi� swoje.
- Do po�udnia Tom dostanie Moore'a, ale wci�� kilka os�b z tamtej strony musia�oby do nas przeskoczy�.
- O kim my�lisz?
- Chcia�bym, �eby� si� wzi�� za tego pajaca O'Rourke'a. Prezydent w�a�nie pr�bowa� go podej�� i pad�. Stevens
25
wyg�osi� pi�ciominutow� przemow�, a O'Rourke si� po niej roz��czy�.
- Nie sraj. Roz��czy� si� ze Stevensem? - Koslowski si� roze�mia�, ale Garretowi wcale nie by�o do �miechu, wi�c powt�rzy�:
- We� si� do niego i to porz�dnie, a je�li jeszcze jakie� nazwisko przyjdzie ci do g�owy, to musi to by� za�atwione do po�udnia.
- Roze�l� ch�opc�w i zobacz�, co si� da zrobi�. Dam ci zna�, jak tylko si� czego� dowiem.
Obaj od�o�yli s�uchawki.
Kongresman O'Rourke siedzia� za biurkiem, czyta� dokumenty i dyktowa� notatki, gdy drzwi jego gabinetu nagle si� otwar�y. Znajomo wygl�daj�cy dobrze ubrany szczup�y m�czyzna przedosta� si� przez sekretariat i zbli�a� si� do biurka Michaela.
- Bardzo pana przepraszam. M�wi�am temu panu, �e nie przyjmuje pan dzi� go�ci - powiedzia�a Susan poirytowanym g�osem.
M�czyzna zrobi� krok naprz�d.
- Przepraszam za naj�cie, kongresmanie O'Rourke. Jestem jednym z doradc�w przewodnicz�cego Koslowskiego. Przewodnicz�cy ma dla pana propozycj� i chcia�by, aby pan j� rozwa�y�. Zale�y mu na natychmiastowej odpowiedzi.
Michael przechyli� si� na krze�le i przypomnia� sobie, gdzie widzia� ciemnow�osego m�czyzn�. Przesun�� wzrok z doradcy Koslowskiego na sekretark�.
- Dzi�kuj�, Susan, przyjm� tego pana.
Susan wycofa�a si� z gabinetu i zamkn�a drzwi. Doradca przewodnicz�cego podszed� do biurka i wyci�gn�� r�k�. O'Rourke u�cisn�� j�, nie wstaj�c z miejsca.
- Kongresmanie 0'Rourke, nazywam si� Anthony Va-nelli.
0'Rourke po�o�y� dyktafon za stosami papier�w i powiedzia�:
- Prosz�, panie Vanelli, niech pan siada. � Opowiadano mu ju� o tej postaci i w�tpi�, by mia�a to by� przyjacielska wizyta.
26
Vanelli usiad� na jednym z krzese� naprzeciw biurka i za�o�y� nog� na nog�.
- Panie 0'Rourke, zosta�em przys�any tutaj, by si� dowiedzie�, czy wci�� ma pan zamiar g�osowa� przeciwko prezydenckiemu bud�etowi. Je�li tak, to chcia�bym us�ysze�, co mo�emy zrobi�, by zmieni� pan zdanie.
- Zak�adam, �e wie pan, �e rozmawia�em dzi� rano z prezydentem.
- Tak, ale czas ucieka i chcemy wiedzie�, kto jest z nami, a kto przeciw nam.
0'Rourke pochyli� si� i po�o�y� r�ce na biurku.
- Moje stanowisko by�o od pocz�tku jasne. Zag�osuj� �nie", je�li prezydent nie obetnie funduszy przeznaczonych dla Zarz�du Elektryfikacji Wsi.
- W porz�dku, przejd�my wi�c do sedna. �yjemy w realnym �wiecie, a w tym �wiecie Zarz�d Elektryfikacji Wsi b�dzie nadal istnia�. Po prostu tak ju� jest. Musi pan si� pogodzi� z drobiazgami i skoncentrowa� na ca�o�ci. Nie mo�e pan przecie� rozwali� ca�ego bud�etu tylko dlatego, �e jakie� drobiazgi si� panu nie podobaj�.
- Daleki jestem od uznania pi�ciuset milion�w dolar�w za drobiazg. Czy naprawd� nie mo�ecie zrozumie�, �e uwa�am wi�kszo�� prezydenckiego bud�etu za bubel, a koncentruj� si� na Zarz�dzie Elektryfikacji Wsi tylko dlatego, �e jest to tak �atwy cel? Przecie� musicie si� zgodzi� z prost� logik�: je�li tworzy si� jak�� instytucj� w celu rozwi�zania konkretnego problemu, to powinna ona by� zlikwidowana, gdy problem zniknie. Od ponad dwudziestu lat ca�a ameryka�ska wie� jest zelektryfikowana, a my wci�� doimy podatnik�w na p� miliarda dolar�w rocznie tylko po to, by senatorowie i kongresmani mogli wysy�a� kie�bas� wyborcz� elektoratowi. Utrzymywanie takiego stanu jest przest�pstwem w sytuacji, gdy prezydent przewiduje sto miliard�w dolar�w deficytu. - 0'Rourke zerkn�� na biurko i upewni� si�, �e dyktafon dzia�a.
Vanelli wsta� i zacz�� si� przechadza� po gabinecie. Po chwili spojrza� na O'Rourke'a i rzuci�:
- M�wili, �e jeste� czubkiem, i mieli racj�.
27
�
- Przepraszam, co pan powiedzia�? - zapyta� O'Rourke, u�miechaj�c si� do siebie i patrz�c na plecy Vanellego.
Vanelli odwr�ci� si� i majestatycznie podszed� z pow tem do biurka.
- Do�� tego pieprzenia, Mik�. Nie jestem tu po to, b; gada� z tob� o teoriach politycznych albo dyskutowa�, co jest, a co nie jest moralne. Tylko frajerzy tacy jak ty i twoi przyjaciele trac� na to czas.
- Panie Vanelli, nie przypominam sobie, �ebym pozwoli� panu zwraca� si� do mnie po imieniu.
- Pos�uchaj, Mik�, Miki czy te� kutasie. B�d� do ciebie m�wi�, jak b�d� chcia�. Jeste� tylko ma�ym naiwnym kon-gresmanem, nowicjuszem, kt�ry my�li, �e na wszystkim si� zna. Mamy mniej wi�cej tyle samo lat, ale jeste�my z r�nych �wiat�w: ja jestem realist�, a ty - idealist�. Wiesz, gdzie s� ideali�ci w tym mie�cie? Nigdzie ich nie ma! Absolutnie nigdzie! Wys�ali mnie tu, by da� ci ostatni� szans�: albo do��czysz si� do dru�yny prezydenta, albo jeste� sko�czony. Wyb�r jest prosty. Pomagasz nam i przewodnicz�cy Koslowski przypilnuje, by jakie� dodatkowe pieni�dze trafi�y do twego okr�gu. Odmawiasz - za rok ci� tu nie ma.
0'Rourke popatrzy� na stoj�cego za biurkiem m�czyzn� i powoli si� podni�s�. Prawie dwumetrowy, wa��cy sto kilogram�w kongresman lekko si� u�miechn��.
- Co pan ma dok�adnie na my�li, m�wi�c, �e mnie tu nie b�dzie? - zapyta�.
Vanelli cofn�� si� o krok i odpowiedzia�:
- Albo grasz w naszej dru�ynie, albo zrujnujemy twoj� karier�. Przewodnicz�cy Koslowski przypilnuje, by obci�� ka�dy cent przeznaczony dla twojego okr�gu. Nasi ludzie ju� teraz ryj� w twojej przesz�o�ci. Je�li co� znajd�, rozpowszechnimy to, a je�li nie, to co� zmontujemy. Mamy swoich ludzi w prasie. Mo�emy ci� zrujnowa� w tydzie�. Ju� nie b�dziemy udawali mi�ych go�ci. - Vanelli pogrozi� palcem O'Rourke'owi. - Wychodz� do poczekalni, a ty pomy�l o swojej karierze, zrujnowanej przez jedno g�upie g�osowanie. Za pi�� minut wr�c� po odpowied�.
Yanelli skierowa� si� ku drzwiom. 0'Rourke si�gn�� lew�
28
r�k� po dyktafon i kciukiem w��czy� przewijanie ta�my. Male�kie urz�dzenie zacz�o piszcze�, gdy ta�ma si� cofa�a. Vanelli us�ysza� znajomy d�wi�k i odwr�ci� si�, by zobaczy�, sk�d pochodzi. Michael w��czy� odtwarzanie. Z pude�ka rozleg� si� g�os Vanellego: �Nasi ludzie ju� teraz ryj� w twojej przesz�o�ci. Je�li co� znajd�, rozpowszechnimy to, a je�li nie, to co� zmontujemy. Mamy swoich ludzi w prasie. Mo�emy ci� zrujnowa� w tydzie�".
Vanelli podbieg� do biurka i si�gn�� po dyktafon.
� Za kogo ty si�, do cholery, uwa�asz?! � krzykn��. 0'Rourke �wiczy� chwyty judo tysi�ce razy, gdy by�
w marines. Praw� r�k� chwyci� wyci�gni�t� r�k� Vanelle-go i szybkim ruchem wykr�ci� mu j� tak, �e wewn�trzna strona przegubu by�a skierowana ku sufitowi. Gdy nast�pnie przegi�� wykr�con� d�o� ku �okciowi, Vanelli pad� z b�lu na kolana i wycharcza�:
� Pu�� mnie wreszcie i daj mi t� cholern� ta�m�. O'Rourke zwi�kszy� nacisk i Vanelli zaskowycza�.
� Pos�uchaj, Vanelli. To, �e jeste� z Chicago i masz w�oskie nazwisko, nie znaczy jeszcze, �e jeste� twardzielem. Jeste� doradc� kongresmana, a nie boj�wkarzem mafii.
Vanelli podni�s� praw� r�k� i si�gn�� do wykr�conego i nadgarstka, ale O'Rourke poci�gn�� nadgarstek o centymetr i r�ka Vanellego opad�a na pod�og�, a on sam zaj�cza�.
� S�uchaj, g�wniarzu! � powt�rzy� 0'Rourke. � Nie wiem, za kogo si� uwa�asz, �e przychodzisz tu i mnie straszysz, ale je�li ty albo ten �mieciarz, tw�j szef, jeszcze raz si� do mnie przyczepicie, to b�dziecie mieli na ty�ku FBI, 60 minut i ka�d� wi�ksz� agencj� prasow� w kraju. Rozumiesz? -Vanelli zwleka� z odpowiedzi�, wi�c 0'Rourke zwi�kszy� nacisk i powt�rzy� pytanie: - Rozumiesz?
Vanelli skin�� g�ow� i zacz�� rz�zi�. 0'Rourke postawi� magnetofon na biurku, przykl�kn�� i z�apa� Vanellego za szyj�. Popatrzy� mu w oczy i zimnym g�osem powiedzia�:
� Je�li jeszcze raz wejdziesz mi w drog�, to nie sko�czy si� na wykr�ceniu r�ki.
29
Garret wpad� do Gabinetu Owalnego. Ca�y ranek biega� mi�dzy swym pokojem a gabinetem prezydenta, podkrada� zaci�gni�cia si� dymem i krzycza� do s�uchawki telefonu. Podszed� do prezydenta i Dicksona.
- Mam znakomite wiadomo�ci. Moore jest z nami. Prezydent machn�� pi�ci� w powietrze i ca�a tr�jka
wyda�a okrzyk zwyci�stwa.
- Jim, my�l�, �e powinni�my od�o�y� konferencj� prasow� do pierwszej.
- Wiesz, �e tego nienawidz�. Mog� powiedzie�, �e jeste�my s�abo zorganizowani.
Garret chwyci� czyst� kartk� papieru i po�o�y� j� na stole. W lewym g�rnym rogu napisa� �209", a w prawym � �216".
- Dzi� rano mieli�my dwie�cie dziewi�� g�os�w przeciw dwustu szesnastu. Od tego czasu wzi�li�my Moore'a, Rei-linga i jednego z tych wie�niak�w, a jeszcze Dreyer i Hamp-ton przejd� na nasz� stron�. To jest dla nich minus dwa, dla nas - plus pi��. Mamy
wi�c remis po dwie�cie czterna�cie. - Nagle Garret krzykn��: - Bo�e! Kocham to napi�cie! Wygl�da, �e wygramy to cholerstwo.
Prezydent i Dickson u�miechn�li si�.
- Rozumiem, dok�d zmierzasz, Stu - powiedzia� prezydent. - Chcia�by� zmieni� konferencj� w ma�e og�oszenie zwyci�stwa.
- W�a�nie. Je�li poczekamy do pierwszej, to my�l�, �e Jack i Tom zbior� do�� g�os�w, by da� nam troch� luzu. Z biura Toma by� ju� przeciek, �e Moore si� zdecydowa�. Reszta hazardzist�w b�dzie teraz jak najszybciej ubija�a interesy.
Prezydent spojrza� na Garreta z u�miechem i powiedzia�:
- Stu, zr�b co trzeba, �eby to przenie�� z dwunastej na pierwsz�, ale staraj si� by� delikatny dla panny Moncur.
Garret przytakn�� i wyszed�, by wszystkiego dopilnowa�. Oczywi�cie, �e b�dzie delikatny dla Ann Moncur... mniej wi�cej tak jak pi�ciolatek dla swego trzyletniego braciszka. By� w swoim �ywiole. Zwyci�stwo by�o tu�-tu� i zrobi teraz wszystko, by wygra�. Nie ma czasu na cackanie si�
30
I
z kruchymi osobowo�ciami nadwra�liwych, politycznie poprawnych wsp�pracownik�w. On by� frontowcem, a oni nale�eli zaledwie do formacji pomocniczych. Zawsze zastanawia�o go, �e ludzie, kt�rzy najbardziej narzekali, zazwyczaj starali si� te� usprawiedliwi� swoje post�powanie. Ludzie w okopach nigdy nie narzekali, po prostu ca�y czas mieli wyniki. Taki by� Koslowski. Nie przejmowa� si�, czy to, co robi�, by�o �adne: pilnowa�, �eby robota by�a wykonana. Tak�e ich nowy sprzymierzeniec Arthur Higgins by� taki: �adnego pieprzenia, �adnego narzekania, tylko wyniki. Zanotowa� w pami�ci, by podzi�kowa� Mike'owi Nan-ce'owi, doradcy do spraw bezpiecze�stwa narodowego, za przygotowanie tej sprawy. Bo�e, jak dobrze si� spisa� z Frankiem Moore'em. To mo�e przechyli� szal�.
I
_*�$,�
Prezydent sta� ze �wit� w przedpokoju za Pokojem Prasowym Bia�ego Domu. S�ycha� stamt�d by�o, jak Ann Mon-cur wyja�nia�a dziennikarzom, �e prezydent ma pracowite popo�udnie i nie b�dzie m�g� odpowiedzie� na zbyt wiele pyta�. Stevens by� nieco zdenerwowany. Ju� prawie cztery miesi�ce min�y od jego ostatniej konferencji prasowej, a idylla z pras� sko�czy�a si� jeszcze dawniej, mniej wi�cej w �rodku drugiego roku urz�dowania. Przez pierwsze p�tora roku nie grozi�o mu ze strony dziennikarzy �adne niebezpiecze�stwo. Prasa popiera�a go w wyborach, a on w zamian zapewnia� bezprecedensowo szeroki dost�p do siebie. Wszystko zacz�o si� psu�, gdy niekt�rzy dziennikarze przypomnieli sobie, �e ich praca polega na opisywaniu fakt�w i informowaniu opinii publicznej. Ujawniono kilka afer, ale zanim zamieni�y si� w pe�nokrwiste historie, wkroczy� Stu Garret i zdusi� niebezpiecze�stwo w zarodku. Dokumenty zosta�y zniszczone, ludziom zap�acono za milczenie lub k�amstwa i wszystkiemu zaprzeczono, twierdz�c, �e jest to sztuczka opozycji maj�ca na celu oczernienie prezydenta. Kiedy skandale w ko�cu przycich�y, Garret opracowa� now� strategi� kontakt�w z mediami: prezydent mia� teraz gra� zranionego, zdradzonego i zachowywa� dystans. Stevens ch�tnie przysta� na plan swego szefa sztabu i nowa strategia zacz�a cz�ciowo dzia�a�.
Niekt�rzy przedstawiciele prasy nadal szanowali prezydenta i t�sknili za stosunkami z pierwszego roku jego urz�dowania, do�wiadczeni reporterzy natomiast nie dali si� zwie�� pozorom. Zbyt wiele dokument�w znikn�o w tajemniczy spos�b, zbyt wiele os�b zmieni�o swe wersje wy-
32
darze� w ci�gu jednej nocy. Stara gwardia zbyt d�ugo tu pracowa�a, by da� si� nabra� na udawan� izolacj� prezydenta. Dla tych cynicznych obserwator�w zawodowi politycy nie robili nic, co by nie by�o wykalkulowane. Je�li prezydent izolowa� si� od prasy, to nie dlatego �e zranione zosta�y jego uczucia, ale poniewa� mia� co� do ukrycia.
Garret odci�gn�� prezydenta na bok i przypomina� mu, kt�rych reporter�w powinien unika� podczas spotkania.
- Jim, nie zapomnij: nie wi�cej ni� cztery pytania i pod �adnym pozorem nie zauwa�aj Raya Holtza z �Post" i Shir-ley Thomas z �Times".
Prezydent kiwn�� g�ow�. Garret chwyci� go za rami� i zacz�� prowadzi� w kierunku podium.
- B�d� tu, gdyby kto� zap�dzi� ci� do naro�nika, i pami�taj: tylko cztery pytania, potem musisz si� spotka� z premierem Ukrainy. Je�li b�d� marudzi�, �e tak kr�tko, to si� u�miechnij i powiedz, �e jest ci bardzo przykro, ale i tak jeste� ju� sp�niony.
Prezydent u�miechn�� si� do Garreta.
- Stu, spokojnie, ju� to kiedy� robi�em.
- Wiem o tym i dlatego jestem nerwowy. - Garret odwzajemni� u�miech.
Ann Moncur wci�� m�wi�a do zebranych, gdy zauwa�y�a, �e reporterzy patrz� na co� po jej prawej stronie. Spojrza�a tam i zobaczy�a prezydenta stoj�cego w ma�ym przej�ciu.
- Dzie� dobry, panie prezydencie. Czy zechce pan przej�� prowadzenie konferencji?
Prezydent wskoczy� na dwa ma�e stopnie i szed� w kierunku podium z wyci�gni�t� praw� r�k�.
- Dzi�kuj�, Ann.
Podali sobie r�ce i Moncur do��czy�a do stoj�cych pod �cian� Stu Garreta i Marka Dicksona. Fotografowie robili zdj�cia, a prezydent uk�ada� notatki. Po kr�tkiej chwili odchrz�kn�� i popatrzy� wok�. Z lekkim u�miechem pozdrowi� przedstawicieli prasy:
- Dzie� dobry.
Dziennikarze grzecznie odpowiedzieli i lekki u�miech
33
prezydenta zamieni� si� w szeroki. Stevens wiedzia�, jak kierowa� t�umem, a jego najbardziej efektywnym narz�dziem by� nie�miertelny u�miech. Wi�kszo�� obecnych nie wiedzia�a jednak, �e by� wy�wiczony. Za spraw� Stu Gar-reta w tej administracji niewiele rzeczy dzia�o si� przypadkiem. I tym razem u�miech prezydenta odni�s� zamierzony efekt i wi�kszo�� obecnych odwzajemni�a go.
- Zwo�a�em t� konferencj�, by og�osi� zwyci�stwo obywateli Ameryki. W ostatnim tygodniu administracja walczy�a z partyjniactwem, dezinformacj�, parlamentarnym klinczem i brakiem trzydziestu dw�ch g�os�w potrzebnych do pomy�lnego przej�cia mojego bud�etu przez Izb� Reprezentant�w. Dzi� w po�udnie mamy ich dwie�cie dwadzie�cia, co wystarczy, by niewielk� r�nic� wygra� g�osowanie. By�bym niewdzi�cznikiem, gdybym przy tej okazji nie podzi�kowa� szanownemu przewodnicz�cemu Izby, panu Thomasowi Bassetowi, za ca�� ci�k� prac�, kt�r� wykona�, by mo�liwe by�o uchwalenie tego bud�etu. Jego wysi�ek pomo�e zrobi� kolejny krok na drodze do wprowadzenia tego kraju na drog� szybkiego odrodzenia ekonomicznego. -Prezydent zerkn�� na zegarek, po czym zn�w zwr�ci� si� do reporter�w: - Przepraszam, ale m�j dzisiejszy terminarz jest bardzo napi�ty i jestem ju� godzin� sp�niony. Mam tylko kilka minut na kr�tkie pytania.
R�ce natychmiast si� unios�y i kilkunastu reporter�w zacz�o wykrzykiwa� swe pytania. Prezydent obr�ci� si� w prawo i szuka� znajomej twarzy Jima Lestera, korespondenta sieci ABC. Lester siedzia� na skraju krzes�a z podniesion� r�k� i karnie czeka� na wezwanie. Stevens wskaza� w jego kierunku i wypowiedzia� jego nazwisko. Reporterzy uciszyli si�, a Lester podni�s� si� z krzes�a.
- Panie prezydencie, dzi� rano wiedzieli�my, �e na pewno macie oko�o dwustu dziesi�ciu g�os�w. Sk�d wzi�li�cie tak szybko brakuj�ce dziesi��? Czy s� to g�osy kongresma-n�w uprzednio zdecydowanych g�osowa� przeciw pa�skiemu bud�etowi?
- Tak... brakuj�ce dziesi�� g�os�w znale�li�my tak szybko, poniewa� tutaj, na tym wzg�rzu, jest wielu ludzi, kt�-
34
rzy wiedz�, �e jest to dobry bud�et, niezale�nie od tego, co m�wi opozycja. W tym kraju jest wielu ludzi potrzebuj�cych ulgi, kt�r� on im zapewnia. Znalaz�o si� kilku kon-gresman�w, kt�rzy po przyjrzeniu si� temu bud�etowi zauwa�yli, �e ma�odusznie by�oby nie g�osowa� za nim.
Prezydent odwr�ci� g�ow� od Lestera i r�ce natychmiast zn�w pow�drowa�y w g�r�. Stevens skierowa� sw�j wzrok i palec w stron� kolejnej przyjaznej twarzy � Lizy William-son z Associated Press.
- Panie prezydencie, czy przy tak niewielkiej przewadze w Izbie nie boi si� pan, �e projekt ten b�dzie mia� jeszcze trudniejsz� przepraw� w Senacie, gdzie opozycja zajmuje wi�kszo�� miejsc?
Stevens odpowiedzia� bez zw�oki � pytanie by�o przewidywane i odpowied� na nie przygotowana.
- Nie bardzo. Amerykanie chc� tego bud�etu i nasi senatorowie o tym wiedz�. Zrobi� to, co w�a�ciwe, i uchwal� go. - Stevens zacz�� si� rozgl�da� za nast�pnym reporterem, zanim sko�czy� odpowiada� na to pytanie. W g�rze by�o jeszcze wi�cej r�k, a prezydent tym razem znalaz� Micka Turnera z CNN.
- Panie prezydencie, pomy�lne przej�cie bud�etu przez g�osowanie w Izbie b�dzie politycznym Austerlitz pa�skiej administracji. Jak bardzo, pa�skim zdaniem, poprawi to wasz� pozycj� w negocjacjach handlowych z Japo�czykami, kt�re maj� si� odby� w przysz�ym miesi�cu?
- Tak... Japo�czycy tradycyjnie odchodz� od sto�u w lepszym po�o�eniu, ni� byli, gdy przy nim siadali. Jest w tym troch� ironii, bior�c pod uwag� fakt, �e w ostatnich latach maj� stale rosn�c� nadwy�k� w handlu z nami. Nasz deficyt handlowy szkodzi ameryka�skim miejscom pracy. Dostarczamy produkty wysokiej jako�ci, a Japo�czycy odmawiaj� nam otwarcia swoich rynk�w. Ten deficyt dusi nasz� ekonomi�, uniemo�liwiaj�c jej osi�gni�cie pe�nego potencja�u, a co najwa�niejsze � p�acimy za� miejscami pracy. Nie ma w�tpliwo�ci, �e uchwalenie bud�etu b�dzie dla Japo�czyk�w sygna�em, �e w ko�cu jeste�my zdecydowani na odwr�cenie tych z�ych tendencji, kt�rym poprzednia
35
�
�
*#*�
administracja pozwoli�a si� wymkn�� spod kontroli. Mam czas na jeszcze jedno pytanie.
Gdy Stevens m�wi�, stara� si� obj�� wzrokiem ca�� galeri� prasow�. Zauwa�y� osza�amiaj�c� brunetk� siedz�c� w sekcji rezerwowanej zazwyczaj dla prasy zagranicznej. Poniewa� wyborcy ma�o dbali o sprawy zagraniczne, uzna� wi�c, �e b�dzie bezpieczny, gdy wywo�a w�a�nie j�. Wskaza� na ty� pokoju:
- M�oda dama w tylnym rz�dzie.
Prezydent spodziewa� si� us�ysze� zagraniczny akcent i by� nieco zaskoczony, gdy dziennikarka przem�wi�a doskona�ym angielskim.
� Panie prezydencie, Liz Scarlatti z �Washington Re-ader". Kongresman Michael 0'Rourke z Minnesoty powiedzia�, �e cho� uwa�a, �e w pa�skim bud�ecie jest � cytuj� � �wi�cej kie�basy wyborczej ni� w sklepie w�dliniarskim" � koniec cytatu � to i tak zag�osowa�by za nim, gdyby pan zamkn�� Zarz�d Elektryfikacji Wsi, kt�ry kosztuje podatnik�w oko�o pi�ciuset, siedmiuset milion�w dolar�w rocznie. Instytucja ta powsta�a w 1935 roku w celu zelektryfikowania ameryka�skiej wsi... Moje pytanie jest nast�puj�ce: Panie prezydencie, wiem, �e przyw�dcy naszego kraju s� bardzo zaj�ci, ale czy pan lub ktokolwiek w Waszyngtonie nie zauwa�y�, �e ca�a ameryka�ska wie� jest od ponad dwudziestu lat zelektryfikowana? A teraz, skoro pan ju� to wie, co zamierza pan zrobi� w celu zako�czenia tego zb�dnego programu?
Wielu reporter�w na sali zacz�o chrz�ka�. Z wymuszonym u�miechem prezydent si�gn�� po sw�j najlepszy spos�b - metod� starego kumpla.
� Tak, panno Scarlatti, po pierwsze, ten bud�et jest jednym z najszczuplejszych wys�anych przez prezydenta na wzg�rze w ostatnich dwudziestu latach.
Dziennikarze wygl�dali na za�enowanych. Nawet cynicy poczuli si� niedobrze, s�ysz�c pust� retoryk� prezydenta. Przez pierwszy rok to by�o nawet mi�e, ale sta�o si� ju� m�cz�ce.
- A po drugie, stara�em si� zamkn�� ZEW od chwili, gdy
36
obj��em urz�d. Twarde fakty s� jednak takie, �e gdybym to zrobi�, to m�j bud�et nigdy nie wyszed�by nawet z komisji. Zanim prezydent przeszed� do dalszej cz�ci, ognista brunetka krzykn�a z tylnego rz�du:
- Panie prezydencie! Czy nie uwa�a pan za jeszcze twardszy fakt tego, �e pana bud�et zak�ada stumiliardowy deficyt, a pan stale finansuje zb�dne agencje federalne? Nie m�wi�c ju� o tym, �e nie robi pan nic, �eby kontrolowa� wzrost koszt�w p