Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 757 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
paulo coelho
Na brzegu rzeki
Wydawnictwo Drzewo Babel
Warszawa 1997
$piedry usiad�am
i p�aka�am...
Tom
$ca�o�� w #b tomach
PWZN
Print 6
Lublin 1999
`pa
Tutu� orygina�u:
Na margem do rio Piedra
eu sentei e chorei
Przedruku dokonano
na podstawie pozycji
wydanej przez
Wydawnictwo Drzewo Babel
Warszawa 1997
Prze�o�yli:
Basia St�pie�
Andrzej Kowalski
Redakcja techniczna
wersji brajlowskiej:
Tomasz Nurzy�ski
Piotr Kali�ski
Sk�ad, druk i oprawa:
PWZN Print 6 Sp. z o.o.
20_218 Lublin, Hutnicza 9
tel.�8�fax:
0_81 746_12_80
e-mail:
[email protected]
`st
`gw2
Wydawca dedykuje t� ksi��k� Male�kiej Marysi, kt�ra z ciekawo�ci� odkrywa
�wiat i gada, gada, gada...
`cp2
Dla I.C. i S.B., kt�rych wsp�lnota w mi�o�ci pozwoli�a mi dojrze� kobiece
oblicze Boga;
Moniki Antunez, wiernego druha mojej pracy, kt�ra rozja�nia �wiat
mi�o�ci� i entuzjazmem;
Paulo Rocco za rado�� bitew, kt�re wsp�lnie stoczyli�my i godno��
potyczek, kt�re prowadzili�my przeciw sobie;
Matthew Lore, bo nigdy nie zapomnia� pe�nych m�dro�ci s��w z ksi�gi I
Cing: "Wytrwa�o�� przynosi pomy�lny los".
`cp2
"A jednak wszystkie dzieci m�dro�ci przyzna�y jej s�uszno��."
Ewangelia �w. �ukasza, VII: 35
`ty
Od autora
`ty
Pewien hiszpa�ski misjonarz odwiedzaj�cy nieznan� wysp� napotka� tam
trzech azteckich kap�an�w.
- Powiedzcie mi, jak si� tu modlicie? - zapyta�.
- Znamy tylko jedn� modlitw� - rzek� jeden z Aztek�w. - Oto ona: "Bo�e,
Ty jeste� Tr�jc� i my jeste�my tr�jc�. Miej lito�� nad nami".
- To pi�kne s�owa - odpowiedzia� misjonarz. - Wszelako nie takiej
modlitwy B�g wys�ucha. Naucz� was innej, o wiele lepszej.
I nauczy� ich modlitwy chrze�cija�skiej, po czym podj�� sw� ewangeliczn�
w�dr�wk�. Po latach, gdy p�yn�� z powrotem do Hiszpanii, jego statek
ponownie przybi� do brzeg�w owej wyspy. Dostrzeg�szy z pok�adu trzech
znajomych kap�an�w, uczyni� gest powitania w ich stron�.
A wtedy trzej m�owie ruszyli ku niemu, st�paj�c po wodzie.
- Ojcze! Ojcze! - zawo�a� jeden z nich, zbli�aj�c si� do statku. - Naucz
nas, prosz�, raz jeszcze modlitwy, kt�rej B�g wys�ucha, albowiem nie
zdo�ali�my jej zapami�ta�!
- Nie warto - rzek� misjonarz, widz�c, �e sta� si� cud. W duchu za�
prosi� Boga, by mu wybaczy�, �e dot�d nie poj��, i� przemawia On przecie�
we wszystkich j�zykach.
Historia ta ilustruje dok�adnie to, co pragn� przekaza� czytelnikowi w
niniejszej powie�ci. Rzadko bowiem zdajemy sobie spraw�, �e �yjemy otoczeni
Niezwyk�o�ci�. Wok� nas codziennie dziej� si� cuda, Boskie znaki wytyczaj�
nam drog�, za� anio�y pr�buj� na wszelkie sposoby da� zna� o sobie. Jednak
nie zwracamy na to wi�kszej uwagi, poniewa� nauczono nas, �e jedynie kanony
i nakazy prowadz� do Boga. Nie jeste�my w stanie poj��, �e On jest wsz�dzie
tam, gdzie pozwalamy Mu wej��.
Oczywi�cie, �e tradycyjne praktyki religijne s� wa�ne, gdy� daj� nam
mo�liwo�� wsp�lnego prze�ywania kultu i modlitwy. Niemniej nigdy nie
powinni�my zapomina� o tym, i� doznanie duchowe jest nade wszystko
praktycznym do�wiadczaniem Mi�o�ci. A w Mi�o�ci nie ma �adnych regu�.
Cho�by�my trzymali si� wiernie podr�cznik�w, sprawowali nadz�r nad sercem,
post�powali zgodnie z g�ry ustalonym planem - wszystko to nie zda si� na
nic. Bowiem o wszystkim decyduje serce i ono ustanawia prawa.
Ka�dy z nas mia� okazj� do�wiadczy� tego na w�asnej sk�rze. Nieraz
zdarzy�o si� nam skar�y� we �zach: "Cierpi� z powodu mi�o�ci, kt�ra tego
niewarta". Cierpimy, bo czujemy, �e dajemy wi�cej, ni� otrzymujemy w
zamian. Cierpimy, bo nasza mi�o�� jest nie doceniana. Cierpimy, bo nie
udaje nam si� narzuci� naszych regu� gry.
Ale cierpimy przecie� daremnie, bo ju� w samej mi�o�ci tkwi ziarno
naszego rozkwitu. Im bardziej kochamy, tym bardziej zbli�amy si� do
duchowego poznania. Ludzie o�wieceni, o sercach rozpalonych Mi�o�ci�,
zawsze zwyci�ali przes�dy swojej epoki. �piewaj�c, �miej�c si�, modl�c na
g�os, ta�cz�c doznawali tego, co �wi�ty Pawe� zwyk� obdarza� mianem
"�wi�tego szale�stwa". Byli to ludzie szcz�liwi, poniewa� ten, kto kocha,
podbija �wiat - bez obawy, �e cokolwiek utraci. Prawdziwa mi�o�� to akt
ca�kowitego oddania.
"Na brzegu rzeki Piedry usiad�am i p�aka�am" jest ksi��k� o istocie owego
daru. Pilar i jej przyjaciel s� postaciami fikcyjnymi, symbolizuj�cymi
sprzeczno�ci, kt�re towarzysz� nam w poszukiwaniu Drugiego Cz�owieka.
Wcze�niej czy p�niej nadchodzi czas, by przezwyci�y� nasze l�ki, gdy�
droga duchowa wiedzie poprzez codzienne do�wiadczanie mi�o�ci.
Brat Tomasz Merton mawia�: "�ycie duchowe nie jest niczym innym, jak
w�a�nie mi�o�ci�. Kocha� wcale nie znaczy czyni� dobro, wspomaga� czy te�
chroni� kogo�, bowiem w ten spos�b traktujemy bli�niego jak zwyk�y
przedmiot, za� siebie samych postrzegamy jako istoty m�dre i szlachetne. A
to nie ma nic wsp�lnego z mi�o�ci�. Kocha� - znaczy po��czy� si� z drugim
cz�owiekiem i dostrzec w nim iskr� Boga".
Niechaj �zy Pilar na brzegu rzeki Piedry wiod� nas drog� ku temu
zespoleniu.
`rp
Paulo Coelho
`rp
`ty
Na brzegu rzeki Piedry...
`ty
...usiad�am i p�aka�am. Legenda g�osi, �e wszystko, co wpada do tej rzeki
- li�cie drzew, owady, pi�ra ptak�w - przemienia si� w kamienie
spoczywaj�ce na jej dnie. Ach, gdybym tak mog�a wyrwa� serce z mojej piersi
i wrzuci� je w nurt rzeki... Wtedy nie by�oby wi�cej b�lu, ani t�sknoty,
ani wspomnie�.
Na brzegu rzeki Piedry usiad�am i p�aka�am. Zimowy ch��d sprawi�, i�
czu�am delikatny dotyk sp�ywaj�cych po mojej twarzy �ez, i miesza�y si� one
z lodowat� wod� p�yn�c� u mych st�p. Gdzie� daleko rzeka ta zlewa si� z
inn�, a potem jeszcze z inn�, a� - z dala od mych oczu i mego serca -
wszystkie te wody wtapiaj� si� w morze.
Niech moje �zy pop�yn� hen, daleko, aby m�j ukochany nie dowiedzia� si�
nigdy, �e p�aka�am z jego powodu. Niech moje �zy pop�yn� hen, daleko, a
wtedy zapomn� rzek� Piedr�, klasztor, ko�ci� w Pirenejach, wszechobecn�
mg�� oraz �cie�ki, kt�re razem przeszli�my.
Zapomn� drogi, g�ry, pola z moich marze� - marze�, kt�rych si� wypar�am.
Jeszcze we mnie tkwi wspomnienie owej magicznej chwili, momentu, w kt�rym
jedno "tak" lub jedno "nie" mog�o ca�kowicie odmieni� m�j los. Zdawa� by
si� mog�o, �e wydarzy�o si� to bardzo dawno temu. A przecie� up�yn��
zaledwie tydzie�, od kiedy odnalaz�am i utraci�am moj� mi�o��.
Na brzegu rzeki Piedry napisa�am t� histori�. D�onie mi marz�y, nogi
dr�twia�y i cz�sto zmuszona by�am przerywa� pisanie.
"Spr�buj po prostu �y�. Rozpami�tywanie jest zaj�ciem starc�w" - mawia�.
By� mo�e mi�o�� postarza nas przed czasem, albo odm�adza, kiedy po
m�odo�ci nie ma ju� �ladu. Ale jak zapomnie� tamte chwile? Pisz�, aby
przemieni� smutek w t�sknot�, a samotno�� we wspomnienia, aby potem, kiedy
sko�cz� ju� opowiada� t� histori�, m�c wrzuci� j� do rzeki Piedry, jak
powiedzia�a kobieta, kt�ra mnie przygarn�a. A wody - wed�ug s��w pewnej
�wi�tej - mog� ugasi� to, co napisa� ogie�.
Wszystkie historie mi�o�ci s� takie same.
`cp2
Ca�e dzieci�stwo i wiek m�odzie�czy sp�dzili�my razem. Potem on wyjecha�
daleko, tak jak wyje�d�aj� wszyscy ch�opcy z ma�ych miast. M�wi�, �e jedzie
pozna� �wiat, �e jego marzenia unosz� go daleko od p�l Sorii.
Przez par� lat nie mia�am od niego �adnych wie�ci. Od czasu do czasu
przychodzi� wprawdzie jaki� list, ale to by�o wszystko - nigdy ju� bowiem
nie powr�ci� do �wiata naszego dzieci�stwa.
Sko�czy�am szko��, przenios�am si� do Saragossy i dopiero wtedy odkry�am,
jak bardzo mia� racj�. Soria by�a male�k� mie�cin�, a jej jedyny s�awny
poeta powiedzia�, �e drog� wytycza si� id�c. Dosta�am si� na studia,
znalaz�am sobie narzeczonego. I rozpocz�am przygotowania do egzaminu
konkursowego na stanowisko urz�dnicze, kt�rego nie rozpisywano przez d�ugi
czas. Przyj�am posad� sprzedawczyni, by op�aci� studia, obla�am egzamin,
zerwa�am zar�czyny.
W tym czasie jego listy przychodzi�y cz�ciej, opatrzone znaczkami
pocztowymi z coraz to innych zak�tk�w �wiata. Zazdro�ci�am mu. Od
dzieci�stwa by� dla mnie jak starszy brat, kt�ry wie wszystko, przemierza
�wiat i pozwala rosn�� swym skrzyd�om - podczas gdy ja pr�bowa�am zapu�ci�
korzenie.
Do�� nieoczekiwanie jego listy zacz�y przychodzi� z jednego miejsca we
Francji, i pojawi� si� w nich B�g. W jednym z nich wyrazi� ch�� wst�pienia
do seminarium duchownego i po�wi�cenia �ycia modlitwie. Odpisa�am mu, by
jeszcze si� wstrzyma�, by zakosztowa� smaku wolno�ci, zanim podejmie tak
istotn� decyzj�.
Ale kiedy sko�czy�am pisa� m�j list, postanowi�am go podrze�. Kim by�am,
aby prawi� mu mora�y o wolno�ci czy obowi�zkach? On wiedzia�, co znacz� te
s�owa, ja nie.
Pewnego dnia dowiedzia�am si�, �e prowadzi wyk�ady. Zdziwi�am si�, gdy�
by� zbyt m�ody, aby naucza� czegokolwiek. Jednak przed dwoma tygodniami
napisa� mi, �e ma zabra� g�os przed niewielk� grup� s�uchaczy w Madrycie, i
�e bardzo mu zale�y na mojej obecno�ci.
Jecha�am cztery godziny z Saragossy do Madrytu, bo zapragn�am go znowu
zobaczy�. Chcia�am go pos�ucha�, posiedzie� w jakiej� kawiarni i
powspomina� czasy, gdy bawili�my si� razem i s�dzili�my, �e �wiat jest zbyt
du�y, aby m�c go objecha� wok�.
`ty
sobota 4 grudnia 1993
`ty
Wyk�ad odbywa� si� w miejscu bardziej oficjalnym, ni� sobie to
wyobra�a�am. Nie spodziewa�am si� r�wnie� a� tylu ludzi. W �aden spos�b nie
umia�am sobie tego wyt�umaczy�.
"Kto wie, mo�e przez te lata sta� si� s�awny?" - pomy�la�am przez chwil�.
O niczym takim nie pisa� w swoich listach. Mia�am nieprzepart� ochot�
porozmawia� z przyby�ymi i zapyta�, co ich tu przywiod�o. Niestety, brak�o
mi odwagi.
Moje zdziwienie jeszcze si� wzmog�o, kiedy go ujrza�am wchodz�cego na
sal�. W niczym nie przypomina� tamtego ch�opca, kt�rego zapami�ta�am - ale
jedena�cie lat mo�e ludzi zmieni�. Wydawa� si� znacznie przystojniejszy ni�
dawniej, a jego oczy by�y pe�ne blasku.
- Oddaje nam to, co by�o niegdy� nasze - powiedzia�a stoj�ca obok
kobieta.
Zabrzmia�o to zagadkowo.
- Ale co oddaje? - zapyta�am zaskoczona.
- To, co nam wcze�niej skradziono - wiar�.
- Nieprawda, on nam niczego nie oddaje - wtr�ci�a m�oda dziewczyna
siedz�ca obok mnie. - Oni nie mog� nam oddawa� tego, co ju� do nas nale�y.
- Po co wi�c pani tu przysz�a? - rzuci�a pierwsza z irytacj� w g�osie.
- Chc� go pos�ucha�. Pragn� dowiedzie� si�, co my�l� ludzie jego pokroju.
Ju� raz nas palili na stosie, kto wie, czy nie wpadnie im do g�owy zacz��
od nowa.
- On dzia�a samotnie - zauwa�y�a kobieta. - I robi to, co w jego mocy.
M�oda dziewczyna u�miechn�a si� ironicznie, po czym odwr�ci�a g�ow�,
ucinaj�c tym samym rozmow�.
- Jak na seminarzyst� ma du�o odwagi - ci�gn�a dalej kobieta, szukaj�c
zapewne poparcia w moich oczach.
Nie rozumia�am nic a nic, milcza�am jak zakl�ta, a� w ko�cu da�a mi
spok�j. M�oda dziewczyna siedz�ca obok mrugn�a do mnie porozumiewawczo,
jakbym by�a jej sprzymierze�cem. Moje milczenie wynika�o jednak z innego
powodu. Rozmy�la�am nad s�owami mojej rozm�wczyni. "Seminarzysta". To
niemo�liwe. Powiedzia�by mi przecie�.
Zacz�� m�wi�, ale nie potrafi�am si� skupi� na jego s�owach. "Powinnam
si� chyba by�a inaczej ubra�" - my�la�am, nie wiedz�c w�a�ciwie, dlaczego
mia�oby mi na tym zale�e�. Wkr�tce zauwa�y� mnie w�r�d zgromadzonych ludzi.
Pr�bowa�am odgadn�� jego my�li. Jakie sprawi�am na nim wra�enie? Jaka by�a
r�nica pomi�dzy osiemnastoletni� dziewczyn� a dwudziestodziewi�cioletni�
kobiet�?
`cp2
Jego g�os by� ci�gle ten sam, jego s�owa zmieni�y si�.
"Zawsze trzeba podejmowa� ryzyko. Tylko wtedy uda nam si� poj��, jak
wielkim cudem jest �ycie, gdy b�dziemy gotowi przyj�� niespodzianki, jakie
niesie nam los.
Bowiem ka�dego dnia wraz z dobrodziejstwami s�o�ca B�g obdarza nas
chwil�, kt�ra jest w stanie zmieni� to wszystko, co jest przyczyn� naszych
nieszcz��. I ka�dego dnia udajemy, �e nie dostrzegamy tej chwili, �e ona
wcale nie istnieje. Wmawiamy sobie z uporem, �e dzie� dzisiejszy podobny
jest do wczorajszego i do tego, co ma dopiero nadej��. Ale cz�owiek uwa�ny
na dzie�, w kt�rym �yje, bez trudu odkrywa magiczn� chwil�. Mo�e by� ona
ukryta w tej porannej porze, kiedy przekr�camy klucz w zamku, w przestrzeni
ciszy, kt�ra zapada po wieczerzy, w tysi�cach i jednej rzeczy, kt�re wydaj�
si� nam takie same. Ten moment istnieje naprawd�, to chwila, w kt�rej
sp�ywa na nas ca�a si�a gwiazd i pozwala nam czyni� cuda. Tylko niekiedy
szcz�cie bywa darem, najcz�ciej trzeba o nie walczy�. Magiczna chwila
dnia pomaga nam dokonywa� zmian, sprawia, i� ruszamy na poszukiwanie
naszych marze�. I cho� przyjdzie nam cierpie�, cho� pojawi� si� trudno�ci,
to wszystko jest jednak ulotne i nie pozostawi po sobie �ladu, a z czasem
b�dziemy mogli spojrze� wstecz z dum� i wiar� w nas samych.
Biada temu, kto nie podj�� ryzyka. Co prawda nie zazna nigdy smaku
rozczarowa� i utraconych z�udze�, nie b�dzie cierpia� jak ci, kt�rzy pragn�
spe�ni� swoje marzenia, ale kiedy spojrzy za siebie - bowiem zawsze dogania
nas przesz�o�� - us�yszy g�os w�asnego sumienia: "A co uczyni�e� z cudami,
kt�rymi Pan B�g obsia� dni twoje? Co uczyni�e� z talentem, kt�ry powierzy�
ci Mistrz? Zakopa�e� te dary g��boko w ziemi, gdy� ba�e� si� je utraci�. I
teraz zosta�a ci jedynie pewno��, �e zmarnowa�e� w�asne �ycie".
Biada temu, kto us�yszy te s�owa. Bo uwierzy� w cuda, dopiero gdy
magiczne chwile �ycia odesz�y na zawsze."
`cp2
Kiedy sko�czy� m�wi�, otoczy� go wianuszek s�uchaczy. Sta�am z boku pe�na
niepokoju, jakie wra�enie wywr� na nim po tylu latach. Czu�am si� jak ma�e
dziecko - nieufna, zazdrosna o jego nowych przyjaci� i z�a, bo po�wi�ca�
im wi�cej uwagi ni� mnie.
W ko�cu podszed� do mnie i zarumieni� si�. Nie by� to ju� ten sam
m�czyzna, kt�ry jeszcze przed chwil� perorowa� z tak� powag�. Z wolna
zamienia� si� w ch�opca, kt�ry niegdy� chowa� si� ze mn� w pustelni
�wi�tego Saturnina i ca�ymi godzinami opowiada� o swoich marzeniach, by
przemierzy� �wiat dooko�a - a w tym samym czasie nasi rodzice wzywali
policj�, s�dz�c, �e potopili�my si� w rzece.
- Witaj, Pilar - powiedzia�.
Poca�owa�am go nie�mia�o w policzek. Mog�am mu powiedzie� kilka mi�ych
s��w. Mog�am poskar�y� si�, �e by�am znu�ona, czekaj�c tyle czasu w t�umie.
Mog�am przypomnie� jak�� zabawn� anegdot� z naszego dzieci�stwa. Mog�am
powiedzie�, �e jestem z niego dumna, widz�c, jak podziwiaj� go inni. Mog�am
wyja�ni�, �e �piesz� si� na ostatni autobus do Saragossy.
|Mog�am. Nigdy nie zdo�amy zrozumie� sensu tego s�owa, gdy� w ka�dej
chwili naszego �ycia istniej� sytuacje, kt�re mog�y si� wydarzy�, ale z
jakich� powod�w si� nie wydarzy�y. Istniej� magiczne chwile, kt�re cho�
mijaj� nie zauwa�one, to jednak niewidzialna R�ka Opatrzno�ci zmienia
bezpowrotnie nasz los.
I to w�a�nie sta�o si� teraz. Zamiast tego wszystkiego, co mog�am zrobi�,
wypowiedzia�am zdanie, kt�re par� tygodni p�niej przywiod�o mnie na brzeg
tej rzeki i sprawi�o, �e dzi� pisz� te s�owa.
- Mo�emy napi� si� kawy? - spyta�am wtedy.
A on odwr�ci� g�ow� w moj� stron� i przyj�� propozycj�, kt�r� zes�a� mu
los.
- Musz� koniecznie z tob� porozmawia�. Jutro mam kolejny wyk�ad w Bilbao.
Wynaj��em nawet samoch�d.
- W�a�ciwie powinnam wr�ci� do Saragossy - odrzek�am, nie zdaj�c sobie
sprawy, �e zatrzaskiwa�am za sob� ostatnie drzwi umo�liwiaj�ce ucieczk�.
Ale w u�amku sekundy - mo�e dlatego, �e poczu�am si� znowu dzieckiem, a
mo�e dlatego, �e to nie my piszemy najlepsze scenariusze naszego �ycia -
powiedzia�am:
- Za par� dni nadchodzi �wi�to Matki Boskiej Niepokalanego Pocz�cia. Mog�
ci wi�c towarzyszy� do Bilbao i stamt�d wr�ci� do domu.
Korci�o mnie, �eby zapyta� o "seminarzyst�".
- Mam wra�enie, i� chcia�aby� o co� jeszcze mnie zapyta� - powiedzia�,
jakby czyta� w moich my�lach.
- Tak - odrzek�am niepewnie, jednak w ostatniej chwili brak�o mi
�mia�o�ci. - Przed wyk�adem pewna kobieta powiedzia�a, �e oddajesz jej to,
co kiedy� do niej nale�a�o.
- Ach, to nic wa�nego.
- Ale dla mnie to jest wa�ne. Nic nie wiem o twoim �yciu i dziwi mnie, �e
tak wielu ludzi tu przysz�o.
U�miechn�� si� i odwr�ci� w stron� swoich s�uchaczy.
- Chwileczk� - chwyci�am go za rami�. - Nie odpowiedzia�e� na moje
pytanie.
- To dla ciebie nic ciekawego, Pilar.
- Nie szkodzi. Chcia�abym jednak wiedzie�.
Wzi�� g��boki oddech i poprowadzi� mnie w drugi koniec sali.
- Wszystkie trzy wielkie religie monoteistyczne tego �wiata - judaizm,
katolicyzm i islam - s� m�skie. M�czy�ni s� w nich kap�anami, oni tak�e
trzymaj� piecz� nad dogmatami wiary i ustanawiaj� prawa.
- A wi�c co tamta kobieta mia�a na my�li?
Zawaha� si� przez chwil�, ale w ko�cu odrzek�.
- Tylko to, �e mam nieco inny pogl�d na te sprawy. Wierz� w kobiece
oblicze Boga.
Odetchn�am z ulg�, moja rozm�wczyni musia�a si� myli�. Nie m�g� by�
seminarzyst�, poniewa� seminarzy�ci nie mog� mie� odmiennych pogl�d�w.
- Znakomicie to wyja�ni�e� - doda�am uspokojona.
`cp2
Dziewczyna, kt�ra mrugn�a do mnie porozumiewawczo na sali, czeka�a nie
opodal drzwi wej�ciowych.
- S�dz�, �e nale�ymy do tej samej tradycji - powiedzia�a na m�j widok. -
Mam na imi� Brida.
- Nie wiem, o czym m�wisz - odrzek�am nieco zaskoczona.
- Jasne, �e wiesz - za�mia�a si�.
Wzi�a mnie pod r�k� i poci�gn�a za sob� tak szybko, �e nie by�o ju�
czasu na dalsze wyja�nienia. Wiecz�r by� ch�odny i w�a�ciwie nie
wiedzia�am, co mam ze sob� pocz�� do nast�pnego dnia.
- Dok�d idziemy? - zapyta�am.
- Do pomnika Bogini - odrzek�a nieco tajemniczo.
- Szukam taniego hoteliku na noc.
- Nie b�j si�, co� p�niej znajdziemy.
Wola�am wprawdzie usi��� w jakie� kawiarni, porozmawia� troch� i
dowiedzie� si� o nim jak najwi�cej, ale nie chcia�am wdawa� si� z ni� w
niepotrzebne dyskusje. Pozwoli�am jednak, by poprowadzi�a mnie alej�
Kastylijsk�, gdy� przyjemnie by�o przypomnie� sobie Madryt po latach.
Do�� nieoczekiwanie zatrzyma�a si� po�rodku alei i wskaza�a na niebo.
- Sp�jrz - wykrzykn�a.
Ksi�yc w pe�ni prze�witywa� pomi�dzy konarami bezlistnych drzew.
- Jest pi�kny - przyzna�am.
Lecz ona ju� nie s�ucha�a. Rozkrzy�owa�a szeroko ramiona, odwr�ci�a
d�onie do nieba i sta�a nieruchomo, kontempluj�c ksi�yc.
"W co ja si� wpakowa�am? - m�wi�am sobie w duchu. - Przyjecha�am na
odczyt, a znalaz�am si� w alei Kastylijskiej w towarzystwie tej ob��kanej
kobiety. Na dodatek jutro wyje�d�am z nim do Bilbao".
- Zwierciad�o Bogini Ziemi! - wyszepta�a z zamkni�tymi oczami dziewczyna.
- Wska� nam nasz� moc i spraw, aby m�czy�ni nas rozumieli. Ty, kt�ry w
niebiosach rodzisz si�, �wiecisz, umierasz i zmartwychwstajesz, to ty
objawi�e� nam cykl nasienia i owocu.
Wyci�gn�a ramiona ku niebu i przez d�u�szy czas sta�a nieruchomo.
Mijaj�cy nas przechodnie patrzyli spod oka i �miali si� ukradkiem, ale ona
nie zwraca�a na to najmniejszej uwagi. Za to ja, stoj�c u jej boku,
umiera�am ze wstydu.
- Musia�am to uczyni�, aby Bogini wzi�a nas pod swoje opieku�cze
skrzyd�a - rzek�a, kiedy z�o�y�a ju� ho�d ksi�ycowi.
- Przepraszam, o czym ty w�a�ciwie m�wisz?
- O tym samym, co tw�j przyjaciel, tyle �e w prawdziwych s�owach.
Poczu�am �al do siebie, �e nie s�ucha�am uwa�niej wyk�adu, bo tak
naprawd� nie mia�am bladego poj�cia, o czym on m�wi�.
- My dobrze znamy kobiece oblicze Boga - powiedzia�a dziewczyna, kiedy
ruszy�y�my dalej. - My, kobiety, rozumiemy i kochamy Wielk� Matk�. Za nasz�
wiedz� zap�aci�y�my prze�ladowaniami i p�on�cymi stosami, jednak uda�o nam
si� przetrwa� i dotrze� do jej tajemnic.
Stosy. Czarownice. Spojrza�am baczniej na t� dziewczyn�. By�a �adna,
mia�a d�ugie, rude w�osy si�gaj�ce do pasa.
- Kiedy m�czy�ni wyruszali na polowanie, my pozostawa�y�my w jaskiniach,
w brzuchu Matki, opiekuj�c si� dzie�mi. Tam w�a�nie Wielka Matka nauczy�a
nas �y�. M�czyzna �y� w ci�g�ym ruchu, a my, pozostaj�c niezmiennie w
�onie Matki, spostrzeg�y�my, �e z nasion wyrastaj� ro�liny - i
podzieli�y�my si� naszym odkryciem z m�czyznami. Upiek�y�my pierwszy
chleb, aby ich nakarmi�. Ulepi�y�my pierwszy dzban, aby mogli ugasi�
pragnienie. I poj�y�my cykl tworzenia, gdy� nasze cia�o powiela�o rytm faz
ksi�yca.
Nagle zatrzyma�a si�.
- Oto Ona.
Spojrza�am. W centralnym punkcie placu, roj�cym si� od samochod�w,
tryska�a fontanna, a po�rodku sta� pos�g kobiety w rydwanie zaprz�gni�tym w
lwy.
- To plac Cybeli - powiedzia�am, chc�c pochwali� si�, �e znam Madryt.
Dziesi�tki razy widzia�am t� rze�b� na kartach pocztowych. Lecz dziewczyna
wcale mnie nie s�ucha�a. Sta�a na �rodku ulicy, pr�buj�c przedrze� si�
przez potok samochod�w.
- P�jd�my tam! - krzycza�a, wymachuj�c ramionami.
Postanowi�am j� dogoni� tylko po to, aby poda�a mi nazw� jakiego� hotelu.
Ca�e to szale�stwo zaczyna�o mnie nu�y� i chcia�am ju� by� sama.
Do fontanny dotar�y�my niemal r�wnocze�nie - ja z mocno bij�cym sercem,
ona z promiennym u�miechem na ustach.
- Woda! - krzykn�a. - To w�a�nie woda jest jej uciele�nieniem.
- Podaj mi, prosz�, nazw� jakiego� taniego hoteliku.
W tej samej chwili Brida zanurzy�a obie d�onie w fontannie.
- Zr�b to samo - powiedzia�a zach�caj�co. - Dotknij tafli wody.
- Ani mi si� �ni. Ale nie przeszkadzaj sobie. Ja id� na poszukiwanie
noclegu.
- Prosz�, zaczekaj jeszcze chwil�.
Wyj�a z torebki ma�y flet i zacz�a gra�. Muzyka p�yn�ca z instrumentu
zdawa�a si� mie� wr�cz hipnotyczne dzia�anie. Ha�as ulicy stawa� si� coraz
bardziej daleki, a moje serce nagle si� uspokoi�o. Usiad�am na brzegu
fontanny i ogl�daj�c na niebie ksi�yc w pe�ni, ws�uchiwa�am si� w d�wi�ki
fletu i szmer wody. Co� mi m�wi�o - cho� dok�adnie tego nie rozumia�am - �e
tu w�a�nie znajdowa�a si� cz�stka mej kobiecej natury.
Nie wiem, jak d�ugo gra�a, ale kiedy sko�czy�a, odwr�ci�a si� w stron�
fontanny.
- Cybela jest jednym z wciele� Wielkiej Matki - rzek�a dziewczyna. - To
ona sprawuje piecz� nad plonami, ochrania miasta i przywraca kobiecie rol�
kap�anki.
- Kim ty w�a�ciwie jeste�? - zapyta�am. - I dlaczego tak ci zale�a�o na
mojej obecno�ci?
Spojrza�a mi w oczy i rzek�a:
- Jestem tym, kim s�dzisz, �e jestem. Wyznaj� kult Ziemi.
- Ale czego chcesz ode mnie? - nalega�am.
- Potrafi� czyta� z twoich oczu. Potrafi� czyta� w twoim sercu. Zakochasz
si� i b�dziesz cierpie�.
- Ja?
- Dobrze wiesz, o czym m�wi�. Widzia�am, w jaki spos�b patrzy� na ciebie.
On ci� kocha.
Mia�am coraz g��bsze prze�wiadczenie, �e ta kobieta jest szalona.
- I w�a�nie dlatego poprosi�am, �eby� posz�a ze mn� - ci�gn�a dalej. -
To wa�na osoba. I ma prawo m�wi� te wszystkie bzdury, bo wierzy w Wielk�
Matk�. Nie pozw�l, aby zab��dzi�. Pom� mu.
- Nie wiesz nawet, co m�wisz. Zagubi�a� si� ju� w swych urojeniach -
rzuci�am, przedzieraj�c si� ponownie przez strumie� samochod�w.
I przyrzek�am sobie wymaza� z pami�ci s�owa, kt�re wysz�y z jej ust.
`ty
niedziela 5 grudnia 1993
`ty
Zatrzymali�my si� na kaw� w przydro�nym barze.
- �ycie nauczy�o ci� wielu rzeczy - powiedzia�am, pr�buj�c nawi�za� jako�
rozmow�.
- Nauczy�o mnie, �e mo�emy si� uczy� nieustannie. Nauczy�o mnie tak�e, �e
zawsze mo�na co� zmieni� - odrzek� - Nawet je�li wydaje si� to niemo�liwe.
Wyra�nie unika� rozmowy. Podczas dw�ch godzin jazdy a� do tamtego baru na
skraju drogi prawie nie zamienili�my ani s�owa.
Na pocz�tku pr�bowa�am przywo�a� wsp�lne wspomnienia z dzieci�stwa, ale
on wykazywa� jedynie uprzejme zainteresowanie. Tak naprawd� wcale mnie nie
s�ucha� i wci�� zadawa� te same pytania.
Co� by�o nie tak. By� mo�e i czas, i odleg�o�� odsun�y go na zawsze od
mojego �wiata. "M�wi o magicznych chwilach - my�la�am w duchu - lecz jest
mu wszystko jedno, jak potoczy�y si� losy Carmen, Santiago czy Marii". �y�
ju� w innym �wiecie, a Soria sta�a si� jedynie odleg�ym obrazem zatrzymanym
w czasie. Przyjaciele z dzieci�stwa zastygli w dzieci�stwie, a znajomi
starcy nigdy nie umarli, tak jak dwadzie�cia par� lat temu.
Zaczyna�am �a�owa�, �e przysta�am na t� podr�. A kiedy w barze po raz
kolejny zmieni� temat, postanowi�am ju� wi�cej nie nalega�.
Pozosta�e dwie godziny drogi do Bilbao by�y prawdziw� m�k�. On prowadzi�
samoch�d, a ja spogl�da�am bezmy�lnie przez okno. I �adne z nas nie
pr�bowa�o nawet zatuszowa� rosn�cego skr�powania. W wynaj�tym samochodzie
nie by�o radia, zatem jedynym rozwi�zaniem by�o pokorne znoszenie tej
okropnej ciszy.
`cp2
- Zapytajmy, gdzie jest dworzec autobusowy - powiedzia�am, gdy tylko
zjechali�my z autostrady. - Wiem, �e istnieje st�d bezpo�rednie po��czenie
z Saragoss�.
By�a to pora sjesty i ulice by�y niemal wyludnione. Min�li�my jakiego�
m�czyzn�, potem spaceruj�c� par�, on jednak nie zatrzyma� si�, by spyta� o
drog�.
- Wiesz, gdzie to jest? - zagadn�am po chwili.
- Ale co?
Zupe�nie nie zwraca� uwagi na to, co m�wi�am. Nagle poj�am, co by�o
powodem naszego milczenia. Bo o czym w�a�ciwie mo�na rozmawia� z kobiet�,
kt�ra nigdy nie zapu�ci�a si� w daleki �wiat? Jaki jest sens przebywania z
kim�, kto czuje l�k przed nieznanym, kto przedk�ada stabiln� prac� oraz
tradycyjne ma��e�stwo ponad wszystko? A ja - nieszcz�sna - wci��
opowiada�am mu o tych samych znajomych z dzieci�stwa, o zakurzonych
wspomnieniach z nic nie znacz�cej mie�ciny, i jedynie o tym mog�am m�wi�.
- Mo�esz mnie tu zostawi� - rzek�am, gdy dojechali�my do miejsca
przypominaj�cego centrum miasta. Stara�am si� zachowywa� naturalno��, lecz
tak naprawd� czu�am si� g�upio, infantylnie i by�am znu�ona.
Nie zatrzyma� samochodu.
- Musz� z�apa� autobus do Saragossy - nalega�am.
- Pos�uchaj, jestem tu po raz pierwszy. Nie wiem, gdzie si� znajduje m�j
hotel. Nie wiem, gdzie odb�dzie si� wyk�ad. Nie wiem tak�e, gdzie jest
dworzec autobusowy.
- Nie b�j si�, jako� sobie sama poradz�.
Zwolni� nieco, ale nie zatrzyma� si�.
- Chcia�bym... - pr�bowa� co� powiedzie�.
Ju� po raz drugi nie ko�czy� zdania. Wyobra�a�am sobie, co m�g� mi
powiedzie�: podzi�kowa� za towarzyszenie mu w podr�y, przes�a�
pozdrowienia dla przyjaci� i w delikatny spos�b zako�czy� t� przeci�gaj�c�
si� fars�.
- Zale�y mi bardzo, aby� dzi� wieczorem posz�a ze mn� na wyk�ad - rzek�
wreszcie.
By�am zdumiona. Mo�e stara� si� po prostu zatrze� wra�enie ci�kiej
atmosfery, panuj�cej podczas podr�y?
- Chcia�bym bardzo, aby� tam posz�a ze mn� - powt�rzy�.
By�am mo�e zwyk�� dziewczyn� z prowincji, kt�ra nie ma nic ciekawego do
powiedzenia, nie posiada tak�e owego blasku i elegancji kobiety z miasta.
Jednak �ycie w ma�ym prowincjonalnym miasteczku, cho� nie daje kobiecie
obycia i poloru - uczy, jak s�ucha� g�osu serca i pos�ugiwa� si� intuicj�.
A teraz ku mojemu zaskoczeniu intuicja podpowiada�a mi, i� s�owa mojego
przyjaciela s� szczere.
Odetchn�am z ulg�. Oczywi�cie, nie mia�am najmniejszej ochoty i�� na
jaki� wyk�ad, ale przynajmniej wygl�da�o na to, �e odzyskiwa�am
przyjaciela, kt�ry znowu zaprasza� mnie do wsp�lnych przyg�d, znowu chcia�
dzieli� ze mn� i troski, i rado�ci.
- Dzi�kuj� za zaproszenie - odpowiedzia�am. - Ale nie mam pieni�dzy na
hotel. Poza tym musz� wr�ci� na uczelni�.
- Ja mam troch� pieni�dzy. Mo�emy przecie� poprosi� o pok�j z dwoma
��kami.
Zauwa�y�am, �e pomimo panuj�cego ch�odu zacz�� si� poci�. A serce
wysy�a�o mi sygna�y ostrzegawcze, kt�rych nie potrafi�am odczyta�. W moich
my�lach zapanowa� zupe�ny chaos, kt�ry wyp�oszy� niedawne uczucie rado�ci.
Niespodziewanie zatrzyma� samoch�d i spojrza� mi w oczy.
Nikt nie potrafi k�ama�, nikt nie potrafi niczego ukry�, je�li patrzy
komu� prosto w oczy. A ka�da kobieta posiadaj�ca cho� odrobin� wra�liwo�ci
potrafi czyta� z oczu zakochanego m�czyzny. Nawet je�li przejawy tej
mi�o�ci bywaj� czasem absurdalne.
Natychmiast wr�ci�y do mnie s�owa rudow�osej dziewczyny wypowiedziane
przy fontannie.
I cho� mog�o si� to wydawa� nieprawdopodobne, by�a to prawda.
Nigdy w �yciu nie przysz�oby mi do g�owy, �e po tylu latach pami�� o nas
w nim przetrwa�a. Byli�my dzie�mi, dorastali�my razem i odkrywali�my �wiat,
trzymaj�c si� za r�ce. Kocha�am go - o ile dziecko potrafi poj��, czym jest
mi�o��. Ale zdarzy�o si� to dawno temu, jakby w innym �yciu, i nale�a�o do
epoki, kiedy niewinno�� otwiera serce na to, co w �yciu najlepsze.
Dzi� stali�my si� doro�li i odpowiedzialni, a dziecinne sprawy pozosta�y
tylko dziecinnymi sprawami.
I znowu spojrza�am mu prosto w oczy. Nie mog�am, a mo�e nie chcia�am
uwierzy� w to, co si� teraz dzia�o.
- Przede mn� jeszcze tylko jeden wyk�ad, a potem b�dzie 8 grudnia i
�wi�to Niepokalanego Pocz�cia. Chcia�bym zabra� ci� w g�ry - ci�gn�� dalej.
- Musz� ci koniecznie co� pokaza�.
Ten b�yskotliwy m�czyzna, kt�ry jeszcze niedawno opowiada� o magicznych
chwilach w �yciu, sta� teraz przede mn� i zachowywa� si� jak sztubak.
Dzia�a� zbyt po�piesznie i nieporadnie, brakowa�o mu pewno�ci siebie, a
jego propozycje by�y a� nadto niejasne. Przykro by�o na niego patrze�.
Wysiad�am z samochodu i opar�am si� o mask�. Patrzy�am beznami�tnie na
opustosza�� ulic�. Zapali�am papierosa i stara�am si� o niczym nie my�le�.
Mog�am gra�, udawa�, �e nic nie rozumiem. Mog�am tak�e spr�bowa� przekona�
sam� siebie, �e by�a to tylko i wy��cznie propozycja przyjaciela w imi�
dawnej przyja�ni. Bardzo mo�liwe, �e podr�owa� ju� zbyt d�ugo i po prostu
zacz�o mu si� pl�ta� w g�owie. A mo�e to ja przesadza�am?
Wyskoczy� z samochodu i stan�� obok mnie.
- Pragn�, aby� by�a ze mn� na dzisiejszym wyk�adzie - poprosi� raz
jeszcze. - Ale je�li odm�wisz, zrozumiem to.
Wspaniale. �wiat obr�ci� si� wok� w�asnej osi i wr�ci� do punktu
wyj�cia. Wcale nie by�o tak, jak s�dzi�am jeszcze przed chwil� - teraz ju�
nie nalega�, ju� by� sk�onny pozwoli� mi odjecha�. Zakochany m�czyzna nie
post�puje w ten spos�b.
Poczu�am si� g�upio, a jednocze�nie odetchn�am z ulg�. Tak. Mog�am
przecie� po�wi�ci� mu jeden dzie�. Wsp�lnie zjemy kolacj�, napijemy si�
wina - tego nie pr�bowali�my, b�d�c dzie�mi. By�aby to wymarzona okazja,
�eby zapomnie� o bzdurach, kt�re przy�mi�y mi umys� par� minut temu, by
prze�ama� lody, jakie dzieli�y nas od chwili wyjazdu z Madrytu.
Ostatecznie jeden dzie� nie stanowi� dla mnie wi�kszej r�nicy.
Przynajmniej b�d� mia�a co opowiada� przyjaci�kom.
- Tylko pami�taj. Dwa oddzielne ��ka - powiedzia�am nieco �artobliwym
tonem. - P�acisz tak�e za kolacj�, bo ja ci�gle jestem studentk�, wi�c nie
mam grosza przy duszy.
Zanie�li�my do hotelu nasze baga�e i udali�my si� piechot� do miejsca, w
kt�rym mia� si� odby� wyk�ad. Przyszli�my troch� za wcze�nie, wi�c
postanowili�my usi��� w pobliskiej kawiarni.
- Pragn� ci co� podarowa� - powiedzia�, wr�czaj�c mi ma�y czerwony
woreczek.
Otworzy�am go natychmiast. W �rodku zobaczy�am stary i nieco ju� z�arty
rdz� medalik z wizerunkiem Matki Boskiej z jednej strony i Naj�wi�tszym
Sercem Jezusa z drugiej.
- To kiedy� nale�a�o do ciebie - doda�, widz�c zdziwienie na mojej
twarzy.
Moje serce znowu zacz�o bi� na alarm.
- Pewnego dnia - je�li dobrze pami�tam by�a to jesie�, taka jak dzi�, a
my mieli�my mo�e po dziesi�� lat - siedzieli�my razem na tym placu, na
kt�rym r�s� wielki d�b. W�a�nie mia�em ci co� powiedzie�. Co�, do czego
przygotowywa�em si� ju� od tygodni. Ale kiedy tylko zacz��em m�wi�,
niespodziewanie powiedzia�a�, �e zgubi�a� sw�j medalik w pustelni �wi�tego
Saturnina i poprosi�a�, abym go odszuka�.
Pami�ta�am. Jak�e mog�abym nie pami�ta�!
- Uda�o mi si� odnale�� zgub�, ale kiedy powr�ci�em na plac, nie mia�em
ju� odwagi, aby wypowiedzie� te s�owa, kt�re tyle razy powtarza�em sobie w
duchu. I obieca�em sobie wtedy solennie, �e oddam ci ten medalik tylko
wtedy, kiedy b�d� m�g� doko�czy� zdanie, kt�re nieopatrznie przerwa�a�
tamtego jesiennego dnia, przed dwudziestoma laty. D�ugo stara�em si�
wymaza� je z pami�ci, ale to zdanie wci�� jest we mnie �ywe. I nie mog� ju�
d�u�ej z nim �y�.
Odstawi� nie dopit� fili�ank� mocnej kawy, zapali� papierosa i przez
d�u�sz� chwil� wpatrywa� si� w jaki� niewidoczny punkt na suficie. W ko�cu
spojrza� mi w oczy.
- Owo nie doko�czone zdanie jest bardzo proste - rzek�. - Kocham ci�.
`cp2
"Bywa czasem, �e ogarnia nas bezgraniczne uczucie smutku, kt�rego nie
potrafimy opanowa�. Spostrzegamy, �e magiczna chwila tego dnia dawno ju�
min�a, a my jej wcale nie wykorzystali�my. A wtedy �ycie jakby ukrywa
przed nami ca�y sw�j kunszt, ca�y urok.
Powinni�my zawsze s�ucha� ma�ego dziecka, kt�rym niegdy� byli�my - i
kt�re wci�� jeszcze w sobie nosimy. Ono dobrze wie, co to s� magiczne
chwile. I cho� cz�sto udaje nam si� zag�uszy� jego p�acz, to jednak nigdy
nie zdo�amy st�umi� jego g�osu.
To dziecko, kt�rym byli�my, ci�gle jest w nas obecne. Szcz�liwe s� te
male�kie istoty, bowiem do nich nale�y Kr�lestwo Niebieskie.
Je�li nie narodzimy si� na nowo, je�li nie uda nam si� spojrze� na nasze
�ycie raz jeszcze, z dziecinn� prostot� i entuzjazmem - to gubimy sens
�ycia.
Ludzko�� wymy�li�a wiele sposob�w samob�jstwa. Ci, kt�rzy pr�buj�
u�mierci� swoje cia�o, zniewa�aj� Boskie przykazania na r�wni z tymi,
kt�rzy pr�buj� u�mierci� swoj� dusz�, cho� zbrodnia tych ostatnich jest
mniej widoczna dla ludzkich oczu.
Wys�uchajmy tego, co m�wi nam dziecko ukryte w naszej duszy. Nie wstyd�my
si� go. Nie pozw�lmy, aby si� l�ka�o, �e jest samotne, bo nie dociera do
nas jego g�os.
Bodaj raz dajmy mu szans�, aby pokierowa�o naszym losem. To dziecko wie
dobrze, jak ka�dy dzie� mo�e si� r�ni� od drugiego.
Sprawmy, aby poczu�o si� znowu kochane. Sprawmy mu przyjemno��, nawet
je�li wymaga�oby to od nas post�powania, od kt�rego odwykli�my, kt�re mo�e
uchodzi� za �mieszne w oczach innych ludzi.
Pami�tajcie, �e m�dro�� ludzi jest szale�stwem w oczach Boga. Je�li
pos�uchamy g�osu dziecka, kt�re mieszka w naszej duszy, oczy nasze znowu
nabior� blasku. A je�li nie utracimy wi�zi z tym dzieckiem, to nigdy ju�
nie utracimy wi�zi z �yciem."
`cp2
�wiat wok� mnie nabra� jaskrawych barw. Poczu�am, �e g�o�niej m�wi� i
zda�am sobie spraw�, �e z hukiem odstawiam na st� fili�ank�.
Ca�a grupa, mo�e dziesi�cioosobowa, przysz�a tutaj na kolacj� zaraz po
wyk�adzie. Wszyscy m�wili niemal jednocze�nie, przekrzykiwali nawzajem, a
ja u�miecha�am si� tylko - u�miecha�am si�, bo by� to naprawd� ca�kiem
odmienny wiecz�r. Pierwszy od wielu lat, kt�rego z g�ry nie zaplanowa�am.
Jakie to szcz�cie!
Kiedy par� dni temu wyrusza�am do Madrytu, by�am zupe�nie innym
cz�owiekiem. Z �atwo�ci� potrafi�am panowa� nad moimi uczuciami i
zachowaniem. I nagle wszystko si� zmieni�o. By�am tutaj, w mie�cie, w
kt�rym nigdy wcze�niej nie posta�a moja stopa, cho� znajdowa�o si� zaledwie
o trzy godziny drogi od mojego rodzinnego miasta. Przy tym stole zna�am
zaledwie jedn� osob�, ale wszyscy traktowali mnie jak star� znajom�. By�am
zaskoczona sama sob�, gdy� okaza�o si�, �e mog�am normalnie rozmawia�,
popija� wino i �wietnie si� bawi�.
A znalaz�am si� tu, bo ca�kiem nieoczekiwanie �ycie przywr�ci�o mnie
�yciu. Poczucie winy, l�k i wstyd odesz�y w k�t. Im d�u�ej przebywa�am w
obecno�ci mojego przyjaciela, im uwa�niej s�ucha�am jego s��w - tym mocniej
przekonywa�am si�, jak bardzo mia� racj�, m�wi�c, �e s� w �yciu chwile, w
kt�rych trzeba podj�� ryzyko i da� si� ponie�� szale�stwu.
"Siedz� ca�ymi dniami nad ksi��kami i zeszytami, by nadludzkim wysi�kiem
zaku� si� w�asnor�cznie w kajdany - my�la�am w duchu. - W ko�cu do czego
jest mi potrzebna posada w urz�dzie? Co mi ona da wi�cej jako cz�owiekowi,
jako kobiecie?
Nic. Przecie� nie po to przysz�am na �wiat, by tkwi� za biurkiem,
pomagaj�c jakim� s�dziom w prowadzeniu procedur s�dowych!
Ale nie. Nie powinnam my�le� o moim �yciu w ten spos�b. Przecie� ju�
wkr�tce b�d� musia�a do niego powr�ci�, jeszcze przed niedziel�".
Powoli chyba wino dawa�o zna� o sobie. W ko�cu kto nie pracuje, ten nie
je.
"Przecie� to tylko sen, kt�ry zaraz pry�nie" - pociesza�am si�.
Ale jak d�ugo jeszcze mog� go przeci�ga�? Po raz pierwszy przebieg�a mi
przez g�ow� my�l, aby towarzyszy� mu w tej wyprawie w g�ry. Przed nami by�
przecie� d�ugi �wi�teczny weekend.
- Kim ty jeste�? - zagadn�a mnie pi�kna kobieta siedz�ca z nami przy
stole.
- Jego przyjaci�k� z dzieci�stwa - odpowiedzia�am.
- A czy on dokonywa� ju� tych wszystkich nieprawdopodobnych czyn�w, b�d�c
dzieckiem? - pyta�a dalej.
- Jakich czyn�w?
G�o�ne rozmowy przy stole stawa�y si� mniej dono�ne.
- No chyba wiesz? - naciska�a. - Mam na my�li cuda.
- On zawsze by� dobrym m�wc� - odpowiedzia�am po�piesznie, nie wiedz�c
tak naprawd�, co mia�a na my�li.
Wszyscy wraz z nim wybuchn�li �miechem - a ja nie mia�am poj�cia, co ich
tak rozbawi�o. Jednak wyborne wino dawa�o mi du�o swobody i zwalnia�o z
konieczno�ci panowania nad sytuacj�.
Zamilk�am, rozejrza�am si� dooko�a, wtr�ci�am co� od rzeczy, co
natychmiast wylecia�o mi z g�owy. I znowu zacz�am rozwa�a� propozycj�
wsp�lnego sp�dzenia �wi�tecznych dni.
Dobrze mi tu by�o, dobrze by�o poznawa� nowych, interesuj�cych ludzi,
kt�rzy potrafili z poczuciem humoru rozprawia� o powa�nych sprawach. To
cudownie dzia�a�o na moj� wyobra�ni�, gdy� mia�am wra�enie, �e uczestnicz�
w �wiatowym �yciu. Przynajmniej tej nocy nie musia�am ju� by� kobiet�,
kt�ra ogl�da �wiat przez pryzmat telewizji i gazet.
B�d� mia�a co opowiada�, gdy wr�c� do Saragossy. Ale gdybym przyj�a
zaproszenie i wyjecha�a z nim w g�ry, wtedy przez calutki rok �y�abym
nowymi wspomnieniami.
Dochodzi�am do wniosku, �e mia� racj�, nie zwa�aj�c na moje nudne
opowie�ci o Sorii. I poczu�am ogromn� lito�� nad sob�, gdy� u�wiadomi�am
sobie, �e od lat szufladki mojej pami�ci przechowuj� dok�adnie te same
historie.
- Mo�e jeszcze odrobin� wina? - zapyta� mnie nieznajomy, nieco szpakowaty
m�czyzna, dolewaj�c mi szkar�atnego trunku do kieliszka.
Z przyjemno�ci� wypi�am kolejn� lampk� wina i pomy�la�am z �alem o tym,
jak niewiele b�d� mog�a w przysz�o�ci opowiada� moim dzieciom i wnukom.
- Licz� na ciebie - szepn�� tak cicho, abym tylko ja mog�a go us�ysze�. -
Pojedziemy razem a� do Francji?
Kolejne kieliszki wina sprawi�y, �e mia�am odwag� m�wi� to, co le�a�o mi
na sercu.
- Tak, pod warunkiem, �e mi wyja�nisz do ko�ca jedn� rzecz - odpar�am.
- Nie wiem, co masz na my�li.
- To, co powiedzia�e� mi w kawiarni przed odczytem.
- M�wisz o medaliku?
- Nie - odrzek�am, patrz�c mu w oczy i staraj�c si� za wszelk� cen�
zachowa� pozory osoby trze�wej. - To, co powiedzia�e� mi wtedy.
- Porozmawiamy o tym p�niej.
Tamto wyznanie mi�o�ci. Nie znale�li�my dot�d czasu, aby o tym spokojnie
porozmawia�.
- Je�li chcesz, �ebym pojecha�a z tob�, musisz mnie wreszcie wys�ucha� -
rzek�am.
- Nie chc� tu o tym rozmawia� - uci�� kr�tko. - Teraz jest pora zabawy.
- Wyjecha�e� z Sorii b�d�c jeszcze m�odym ch�opcem - obstawa�am uparcie
przy swoim. - Jestem jedynie pomostem ��cz�cym ci� z rodzinn� ziemi�.
Dzi�ki mnie �y�e� zawsze blisko swoich korzeni, a to dodawa�o ci si� do
dalszej drogi. I to wszystko. Tu nie mo�e by� mowy o mi�o�ci. �adn� miar�.
S�ucha� mnie bez s�owa. A� w ko�cu kto� go zawo�a�, prosz�c o rad�, i nie
uda�o nam si� doko�czy� zacz�tej rozmowy.
"Przynajmniej postawi�am sprawy jasno - powiedzia�am sama do siebie. -
Taka mi�o�� jak ta nie mo�e istnie�, chyba �e w bajkach dla dzieci. Bo w
prawdziwym �yciu mi�o�� musi by� mo�liwa. Nawet je�li nie jest od razu
wzajemna, mi�o�� zdo�a przetrwa� jedynie wtedy, je�li istnieje iskierka
nadziei - bodaj najmniejsza - �e zdob�dziemy z czasem ukochan� osob�. A
reszta jest czyst� fantazj�".
Jakby czyta� w moich my�lach, wzni�s� toast w moim kierunku z drugiego
kra�ca sto�u:
- Za mi�o��! - zawo�a�.
On tak�e wydawa� si� by� na lekkim rauszu, dlatego postanowi�am czym
pr�dzej skorzysta� ze sposobno�ci.
- Za m�drc�w, kt�rzy zdolni s� poj��, �e czasem mi�o�� bywa dziecinad� -
powiedzia�am.
- M�drzec jest m�drcem tylko dlatego, �e kocha. Za� g�upiec jest g�upcem,
bo wydaje mu si�, �e mi�o�� zrozumia� - odrzek�.
Wszyscy poj�li w lot jego aluzj� i natychmiast rozgorza�a przy stole
�ywio�owa dyskusja o mi�o�ci. Ka�dy mia� na ten temat wyrobione zdanie i
ka�dy za�arcie go broni�. Pop�yn�o wiele butelek wina, nim nasta� spok�j.
W ko�cu kto� zauwa�y�, �e jest ju� bardzo p�no, a w�a�ciciel pragnie
zamkn�� lokal.
- Mamy przed sob� pi�� dni �wi�t - krzykn�� kto� przy s�siednim stole. -
I je�li w�a�ciciel chce wcze�niej zamkn��, to tylko dlatego, �e rozmawiacie
na zbyt powa�ne tematy!
Wszyscy wybuchn�li gromkim �miechem - wszyscy opr�cz niego.
- A w jakim miejscu mo�na dyskutowa� wy��cznie na powa�ne tematy? -
zapyta� m�j przyjaciel.
- W ko�ciele! - odpad ten sam, mocno ju� podpity go��. Tym razem ca�a
sala pok�ada�a si� ze �miechu.
M�j towarzysz wsta�. Pomy�la�am, �e go pobije. Wszyscy bowiem
powr�cili�my duchem do naszych m�odzie�czych lat, gdy b�jki, prowokacyjne
poca�unki i pieszczoty na oczach wszystkich, zbyt ha�a�liwa muzyka i
szybkie samochody stanowi�y nieod��czn� cz�� dobrze sp�dzonego wieczoru.
Tymczasem uczyni� co� zupe�nie nieoczekiwanego: wzi�� mnie za r�k� i
poci�gn�� do drzwi wyj�ciowych.
- Lepiej b�dzie, jak sobie ju� p�jdziemy - powiedzia�. - Robi si� p�no.
`cp2
Deszcz pada na Bilbao i deszcz pada na ca�� ziemi�. Kto kocha, musi umie�
zgubi� si� i odnale��. On akurat potrafi� dobrze r�wnowa�y� obie te
umiej�tno�ci, i podczas drogi powrotnej do hotelu by� pe�en rado�ci, nuci�
nawet pod nosem jak�� piosenk�.
Son los locos que inventaron el amor
(To szale�cy wymy�lili mi�o��)
Wino szumia�o mi jeszcze w g�owie, jednak powoli wraca�a �wiadomo��.
Musz� panowa� nad sob�, abym jutro by�a w stanie ruszy� z nim w drog�.
Nie b�dzie to wcale trudne, gdy� nie jestem ju� zakochana. Ten, kto
potrafi poskromi� swoje serce, potrafi podbi� ca�y �wiat.
`cp2
Con un poema y un trombon� a desvelarte el corazon...�
(Wierszem i puzonem,� o�ywi� twoje serce�)
`cp2
"Wola�abym nie poskramia� serca - my�la�am w duchu. - Gdybym da�a mu si�
ponie�� bodaj przez par� dni, to krople sp�ywaj�cego po mojej twarzy
deszczu mia�yby inny smak. Gdyby mi�o�� by�a prost� spraw�, mogliby�my i��
teraz przytuleni do siebie, a s�owa piosenki opowiada�yby histori� naszej
mi�o�ci. Gdybym nie musia�a wraca� do Saragossy, pragn�abym, aby ten b�ogi
stan odurzenia winem nigdy nie min��. Bez obaw mog�abym si� do niego
przytuli�, poca�owa�, m�wi� i s�ucha� tych s��w, kt�re zazwyczaj szepcz�
sobie zakochani".
Ale nie. Nie mog�am.
Nie chcia�am.
"Salgamos a volar, guierida mia" - m�wi piosenka. Niech zatem tak si�
stanie. Wyjedziemy i oderwiemy si� od ziemi, ale na moich warunkach.
Jeszcze nie wiedzia�, �e przyjmuj� jego zaproszenie. Dlaczego podj�am to
ryzyko? Poniewa� w tej chwili by�am pijana i znu�ona dniami podobnymi do
siebie.
Jednak to znu�enie na pewno minie. I zapragn� wr�ci� do Saragossy -
miasta, kt�re wybra�am, by w nim �y�. Czeka�y tam na mnie studia, czeka�
egzamin konkursowy. Czeka� i przysz�y m��, kt�rego musz� spotka�, ale
przecie� nie b�dzie to trudne.
Przede mn� spokojne �ycie z dzie�mi i wnukami, sta�y doch�d i urlop raz
do roku. Nie zna�am jego koszmar�w, ale zna�am swoje. Nie potrzebowa�am
nowych. Te, kt�re ju� mia�am, w zupe�no�ci mi wystarczaj�.
Nigdy nie mog�abym zakocha� si� w kim� takim jak on. Zna�am go zbyt
dobrze, �yli�my za d�ugo obok siebie, nie by�y mi obce ani jego s�abo�ci,
ani obawy. I nie potrafi�am podziwia� go bezgranicznie, jak inni.
Wiedzia�am, �e mi�o�� jest jak tama. Je�li pozwolisz, aby przez szczelin�
s�czy�a si� stru�ka wody, to w ko�cu rozsadza ona mury i nadchodzi taka
chwila, w kt�rej nie zdo�asz opanowa� �ywio�u. A kiedy mury run�, mi�o��
zaw�adnie wszystkim. I nie ma wtedy sensu zastanawia� si�, co jest mo�liwe,
a co nie, i czy zdo�amy zatrzyma� przy sobie ukochan� osob�. Kocha� - to
utraci� panowanie nad sob�.
Nie. Nie mog�am dopu�ci� do p�kni�cia muru. Nawet najmniejszego.
- Chwileczk�!
M�j przyjaciel natychmiast przesta� �piewa�. Gdzie� w oddali mokry
trotuar odbija� echo szybkich krok�w.
- Chod�my! - powiedzia�, poci�gaj�c mnie za sob�.
- Prosz� poczeka�! - zawo�a� za nami jaki� cz�owiek - Musz� z panem
pom�wi�.
- To nie do nas - stwierdzi�. - Chod�my do hotelu.
Jednak chodzi�o o nas: wok� nie by�o �ywego ducha. Moje serce zacz�o
�omota� jak oszala�e. Alkohol wyparowa� ze mnie niczym kamfora.
Przypomnia�am sobie, �e Bilbao le�y w Kraju Bask�w i �e zamachy
terrorystyczne s� tu na porz�dku dziennym. Kroki zbli�a�y si� coraz
bardziej.
- Szybciej - ponagli� mnie i jeszcze przy�pieszy� kroku.
Ale by�o ju� za p�no. Posta� cz�owieka przemok�ego od st�p do g��w
wynurzy�a si� z ciemno�ci.
- Na mi�o�� Bosk�, zatrzymajcie si�, prosz�! - rzek� nieznajomy m�czyzna
b�agalnym g�osem.
By�am przera�ona. Rozpaczliwie rozgl�da�am si� za jak�� kryj�wk� albo
policyjnym samochodem, kt�ry by cudem wyr�s� spod ziemi. Instynktownie
jeszcze mocniej uczepi�am si� jego r�ki ale on j� delikatnie odsun��.
- Na Boga! - rzek� m�czyzna. - Dowiedzia�em si�, �e przebywa pan w tym
mie�cie. Potrzebuj� pa�skiej pomocy. Chodzi o mojego syna!
Nieznajomy rozp�aka� si� i ukl�kn�� na ziemi.
- Bardzo prosz�! B�agam!
M�czyzna westchn�� g��boko, spu�ci� nisko g�ow� i przymkn�� oczy. Przez
d�u�sz� chwil� kl�cza� w milczeniu. S�ycha� by�o tylko szum deszczu
pomieszanego z �kaniem nieznajomego.
- Id� do hotelu, Pilar, i po�� si� spa�. Wr�c� dopiero nad ranem.
`ty
poniedzia�ek 6 grudnia 1993
`ty
Mi�o�� jest pe�na pu�apek. Kiedy chce da� zna� o sobie - o�lepia �wiat�em
i nie pozwala dojrze� cieni, kt�re to �wiat�o tworzy.
- Sp�jrz na ziemi� wok� nas - rzek� m�j przyjaciel. - Po��my si� tutaj
i poczujmy, jak bije serce naszej planety.
- Nie, nie chc� pobrudzi� jedynego ubrania, jakie ze sob� zabra�am -
odrzek�am.
Przechadzali�my si� po wzg�rzach poro�ni�tych drzewami oliwkowymi. Po
wczorajszym deszczu w Bilbao poranne s�o�ce wydawa�o mi si� nierzeczywistym
snem. Nie mia�am s�onecznych okular�w - zreszt� niewiele wzi�am ze sob�,
bo przecie� planowa�am wr�ci� do Saragossy jeszcze tego samego dnia. Spa�am
w koszuli, kt�r� mi po�yczy�, a w ma�ym sklepiku obok hotelu kupi�am jaki�
podkoszulek, aby m�c przynajmniej upra� ten, kt�ry mia�am na sobie.
- Ju� chyba opatrzy�o ci si� to samo ubranie, kt�re ci�gle nosz� -
za�artowa�am, by sprawdzi�, czy jaki� banalny frazes zdo�a przywo�a� mnie
do rzeczywisto�ci.
- Ciesz� si�, �e jeste� tu ze mn�.
Nie pr�bowa� ju� m�wi� o mi�o�ci, odk�d wr�czy� mi medalik, ale by� w
znakomitym nastroju i wydawa�o si�, �e znowu ma osiemna�cie lat. Szed�
obok, jak ja sk�pany w jasno�ci tego poranka.
- Po co w�a�ciwie chcesz tam jecha�? - zapyta�am, wskazuj�c pasmo
Pirenej�w na horyzoncie.
- Bo za tymi g�rami le�y Francja - odrzek� �artobliwie.
- Uczy�am si� geografii. Pragn� jedynie wiedzie�, dlaczego tam jedziemy.
Przez chwil� nic nie m�wi� i nie przestawa� si� u�miecha�.
- Aby� mog�a zobaczy� pewien dom. Kto wie, mo�e ci si� spodoba?
- Je�li chcesz zabawi� si� w po�rednika nieruchomo�ci, to daj sobie
spok�j! Nie mam pieni�dzy.
By�o mi wszystko jedno, czy dotr� do jakie� ma�ej wioski w Nawarze, czy
we Francji. Jedno by�o pewne - nie mia�am najmniejszej ochoty sp�dzi� �wi�t
w Saragossie.
"Widzisz? - s�ucha�am, jak m�j rozs�dek przemawia� do serca. - Jednak
jeste� zadowolona, �e przyj�a� zaproszenie. Zmieni�a� si� i nawet tego nie
zauwa�y�a�".
Ale� sk�d, wcale si� nie zmieni�am. Mo�e tylko by�am troch� bardziej
rozlu�niona.
- Sp�jrz na kamienie, le��ce na ziemi. S� okr�g�e i g�adkie. Wygl�daj�
niczym nadmorskie kamyczki wyg�adzone wod�, cho� morze nigdy nie dotar�o do
p�l Nawarry. To stopy wie�niak�w, stopy pielgrzym�w, stopy poszukiwaczy
przyg�d nada�y kszta�t tym kamieniom - rzek�. - Zmieni�y si� i one, i
w�drowcy.
- Czy wiedz�, kt�r� posiadasz, zawdzi�czasz podr�om?
- Nie. To zas�uga misterium Objawienia.
Niewiele rozumia�am i nawet nie stara�am si� zg��bi� sensu jego s��w.
By�am ca�kowicie zauroczona s�onecznym �wiat�em, wiejskim krajobrazem i
o�nie�onymi wierzcho�kami g�r w oddali.
- Dok�d teraz idziemy? - zapyta�am.
- Donik�d. Po prostu napawamy si� urokiem poranka, s�o�ca i krajobrazu.
Czeka nas d�uga podr� samochodem.
Przez chwil� jakby si� waha�, w ko�cu jednak zada� mi pytanie:
- Czy zachowa�a� medalik?
- Tak - uci�am kr�tko i przy�pieszy�am kroku. Nie chcia�am, by dotyka�
tego tematu, ba�am si�, �e st�umi rado�� i rozproszy beztrosk� tych
cudownych chwil.
Z oddali wy�oni�o si� ma�e miasteczko. Na spos�b wielu �redniowiecznych
osad zawieszone by�o na szczycie zbocza, wi�c nawet z daleka mogli�my
dojrze� iglic� ko�cio�a i ruiny starego zamczyska.
- Chod�my tam - poprosi�am.
Zawaha� si�, ale w ko�cu przysta� na moj� pro�b�. Po drodze dostrzeg�am
ma�� kapliczk� i mia�am ochot� do niej zajrze�. Wprawdzi