7535
Szczegóły |
Tytuł |
7535 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7535 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7535 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7535 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ambrose Gwinett Bierce
Je�dziec na niebie
Bierce nale�y do najbardziej interesuj�cych i ekscentrycznych postaci literatury ameryka�skiej. Uchodzi za jednego z prekursor�w noweli fantastyczno-naukowej, a jego przesycone makabr�, pe�ne nieraz gorzkiego humoru utwory zapewniaj� mu nies�abn�c� poczytno��. Charakter tw�rczo�ci autora �Je�d�ca na niebie" zwi�zany jest w du�ej mierze z dziejami jego �ycia. Ambrose Gwinett Bierce urodzi� si� 24 czerwca 1842 roku w Meigs County, Ohio, USA, jako dziewi�te z kolei dziecko w rodzinie ubogiego farmera. Dzieci�stwo mia� ci�kie, a biografowie przypuszczaj�, ze obsesyjnie powracaj�cy w jego ponuro-humorystycznych opowiadaniach temat ojco- i matkob�jc�w jest w pewnym sensie wynikiem udr�k, jakich dozna� w latach ch�opi�cych. Wykszta�cenie otrzyma� czysto iluzoryczne (jeden rok Instytutu Wojskowego). Bra� udzia� w wojnie secesyjnej po stronie P�nocy, pocz�tkowo jako dobosz pu�kowy, p�niej awansowa� do stopnia oficera. Z tego okresu pochodz� jego najlepsze opowiadania. Po zdemobilizowaniu pracowa� jako stra�nik nocny w banku, potem szuka� szcz�cia w dziennikarstwie i by� redaktorem szeregu pism w San Francisco. �ycie prywatne Bierce'a obfitowa�o w kl�ski i tragedie, do czego w niema�ym stopniu przyczyni� s|; jego trudny charakter i mizantropii. W roku 1913 Bierce, prze�ywszy �mier� swoich dw�ch syn�w, jako stary, schorowany cz�owiek porzuci� cywilizacj�, kt�r� pogardza� i wyszydza�, i wyjecha� w nieznanym kierunku, prawdopodobnie do Meksyku. Od tej pory wszelki s�uch o nim zagin��. Biografowie przyjmuj� za dat� jego �mierci rok 1914. Za �ycia Bierce'a jego tw�rczo�� literacka znana by�a g��wnie w San Francisco i okolicach. Dopiero tajemnicze znikni�cie pisarza przyczynia si� do powstania �legendy Bierce'a", a z kolei � s�awy pisarskiej, kt�ra rozszerza si� na ca�� Ameryk� i Europ�.
AMBROSE BIERCE
JE�DZIEC NA NIEBIE
I INNE OPOWIADANIA
T�umaczy� JERZY KRZYSZTON
CZYTELNIK � 1960 Wydanie I
Tytu� orygina�u angielskiego
THE COLLECTED WRITINGS OF AMBROSE B1ERCE
Obwolut� projektowa� MARIAN STACHURSKI
SPIS RZECZY
Je�dziec na niebie
(A Horseman in the Sky)
Przy mo�cie nad Sowim Potokiem
(An Occurrence at Owl Creek Bridge)
Chickamauga
Zagin�� bez wie�ci
(One of the Missing)
Prze��cz Coultera
(The Affair at Coulter's Notch)
Coup de grace
Filozof
(Parker Adderson Philosopher)
Kwestia sumienia
(The Story of a Conscience)
Przygoda w Brownville
(An Adventure at Brownville)
Cz�owiek i w��
(The Man and the Snake)
Oczy pantery
(The Eyes of the Panther)
Okno zabite deskami
(The Boarded Window)
�mier� Halpina Fraysera
(The Death of Halpin Frayser)
Droga w �wietle ksi�yca
(The Moonlit Road)
Diagnoza
(A Diagnosis of Death)
Moxon i jego w�adca
(Moxon's Master)
Dra�stwo
(The Damned Thing)
Pasterz Hatta
(Haita the Shepherd)
Gr�b bez dna
(A Bottomless Grave)
Czesana krowa
(Curried Cow)
Moje ulubione morderstwo
(My Favorite Murder)
Oleum canis
(Oil of Dog)
JE�DZIEC NA NIEBIE
1
Dzia�o si� to w roku 1861, w zachodniej Wirginii. W przydro�nych krzakach wawrzynu le�a� �o�nierz w s�oneczne, jesienne popo�udnie. Wyci�gni�ty na brzuchu, czubki but�w wspiera� o ziemi�. G�owa osun�a mu si� na lewe rami�, prawa r�ka spoczywa�a bezw�adnie na karabinie. Gdyby nie normalna raczej poza i lekkie, rytmiczne poruszenia �adownicy na plecach, mo�na by pomy�le�, �e nie �yje. Zasn�� na posterunku. Je�liby go na tym przy�apano, wkr�tce by nie �y�, za takie przewinienie czeka�a go s�usznie kara �mierci.
K�pa wawrzyn�w, pod kt�r� spa� �o�nierz, ros�a na zakr�cie drogi, ta za�, zbiegaj�c stromo od po�udnia, skr�ca�a w tym miejscu raptownie na zach�d i prowadzi�a pod szczytem ze sto jard�w, dalej znowu skr�ca�a na po�udnie i zygzakiem mkn�a w d� w�r�d lasu. Nad drugim zakr�tem wznosi�a si� pot�na ska�a o �ci�tym, p�askim wierzcho�ku, g�ruj�ca nad dolin�, kt�r� wi�a si� droga. Ska�a wie�czy�a wysokie urwisko, kamie� lecia�by stamt�d z tysi�c st�p w d�, prosto na czubki sosen. �o�nierz le�a� na drugim kra�cu tego� urwiska. Gdyby w tej chwili nie spa�, mia�by przed sob� nie tylko widok fragmentu drogi i wynios�ej ska�y, ale i ca�ej przepa�ci. M�g�by od tego dosta� zawrotu g�owy.
Wsz�dzie doko�a ros�y lasy, tylko na samym dnie doliny otwiera�a si� ma�a ��ka, kt�r� przep�ywa� ledwie widoczny strumie�. Z tej wysoko�ci ��ka wygl�da�a jak zwyk�a p�achta, cho� w istocie mia�a z kilka akr�w. Ja�nia�a soczystsz� zieleni� ni� otaczaj�cy j� b�r. Dalej pi�trzy�y si� olbrzymie urwiska, po kt�rych w niepoj�ty spos�b wspina�a si� droga. Kszta�t doliny przypomina� w istocie zamkni�ty kocio� i nie mo�na si� by�o nadziwi�, kt�r�dy droga wesz�a i wysz�a, sk�d si� bra� i dok�d p�yn�� strumie� przecinaj�cy ��k� w dole.
Nie ma tak dzikiego i niedost�pnego zak�tka, kt�rego by ludzie nie zamienili na teren wojny; pi�� ukrytych w lesie pu�k�w piechoty federalnej biwakowa�o na dnie tego kot�a, kt�ry z wojskowego punktu widzenia stanowi� pu�apk�, gdy� wystarczy�o obsadzi� tylko pi��dziesi�cioma lud�mi oba wyj�cia, aby zamorzy� w nim g�odem ca�� armi�. �o�nierze odpoczywali teraz po ca�ej dobie marszu. O zmierzchu znowu rusz� w drog�, wespn� si� na urwisko, gdzie spa� w tej chwili ich niesumienny wartownik, i spuszczaj�c si� po drugim stoku grani spadn� oko�o p�nocy na ob�z nieprzyjacielski. Liczyli na zaskoczenie, gdy� droga wychodzi�a na ty�y obozu. W razie niepowodzenia znale�liby si� w nies�ychanie gro�nej sytuacji, a niepowodzenie by�oby nieuniknione, gdyby przypadek lub czujno�� nieprzyjaciela przedwcze�nie wyjawi�y ten manewr.
2
M�ody wartownik, �pi�cy w krzakach wawrzynu, nazywa� si� Carter Druse, pochodzi� z Wirginii. Mia� zamo�nych rodzic�w, by� jedynakiem i przywyk� do takich wyg�d, szlachetnych manier i wielkopa�skiego �ycia, na jakie pozwala�o bogactwo i dobry smak
w g�rzystych ost�pach zachodniej Wirginii. Dom jego znajdowa� si� zaledwie o kilka mil od obecnego posterunku.
Kt�rego� dnia przy �niadaniu Carter wsta� od sto�u i powiedzia� spokojnie, lecz powa�nie:
� Ojcze, do Grafton przyby� pu�k armii federalnej. Postanowi�em si� zaci�gn��.
Ojciec uni�s� lwi� g�ow�, popatrzy� na syna i odpar�:
� C�, m�j panie, id�... Cokolwiek si� zdarzy, r�b, co uwa�asz za sw�j obowi�zek. Wirginia, kt�r� zdradzi�e�, musi si� obej�� bez ciebie. Je�li prze�yjemy t� wojn�, to jeszcze na ten temat porozmawiamy. Stan zdrowia twojej matki, o czym ci� lekarz powiadomi�, nie rokuje nadziei. W najlepszym razie nie pozostanie w�r�d nas d�u�ej ni� par� tygodni, ale czas ten jest drogi. Lepiej nie m�ci� jej spokoju.
Wi�c Carter Druse, z szacunkiem pok�oniwszy si� ojcu, kt�ry odda� mu uk�on ze wspania�� kurtuazj�, maskuj�c� z�amane serce � porzuci� dom rodzinny i poszed� na wojaczk�. Honor jego i odwaga, �mia�o�� i po�wi�cenie wpr�dce zdoby�y mu uznanie koleg�w i dow�dc�w; tym w�a�nie walorom i pewnej znajomo�ci terenu zawdzi�cza�, �e powierzono mu ryzykowne zadanie na najbardziej wysuni�tej plac�wce. Jednak�e zm�czenie okaza�o si� silniejsze ni� obowi�zek i Carter zasn��. Jaki� to dobry lub z�y anio� przyszed� obudzi� go we �nie � kt� to wie? �aden ruch, �aden szelest nie naruszy� g��bokiej ciszy popo�udnia, gdy niewidzialny wys�annik losu pochyli� si� nad nim i szepn�� mu do ucha tajemnicze zakl�cie przebudzenia, kt�rego nie wypowiedzia�y nigdy ludzkie usta ani nie utrwali�a �adna ludzka pami��. Carter spokojnie podni�s� g�ow� i spojrza� przez maskuj�ce go krzaki wawrzynu, instynktownie zaciskaj�c d�o� na karabinie.
Ogarn�� go przejmuj�cy zachwyt. Oto na kolosalnym piedestale urwiska � nieruchomy na samym kra�cu p�askiej ska�y i odci�ty wyra�nie na niebie � sta� imponuj�cy dostoje�stwem pos�g je�d�ca. Je�dziec trzyma� si� na koniu prosto i po wojskowemu, ale ze swobod� wyciosanego w marmurze helle�skiego boga. Szary mundur harmonizowa� z eterycznym t�em, cie� �agodzi� i t�umi� po�ysk ekwipunku i uprz�y, sier�� konia l�ni�a matowo. Praw� r�k� przytrzymywa� �za szyjk�" karabin wsparty na ��ku siod�a, niewidoczn� lew� � prawdopodobnie �ci�ga� wodze. Profil konia rysowa� si� ostro na tle nieba, wymierzony w przestrze� ku przeciwleg�ym urwiskom. Je�dziec mia� g�ow� lekko odwr�con�, wida� by�o tylko zarys czo�a i brody; spogl�da� w g��b doliny. Wyd�wigni�ta pod niebo pos�gowa grupa nabra�a w oczach �o�nierza heroicznych, kolosalnych niemal kszta�t�w.
Nawiedzi�o Cartera przedziwne uczucie, �e przespa� ca�� wojn� i spogl�da w�a�nie na szlachetne dzie�o sztuki wzniesione na cyplu skalnym ku upami�tnieniu bohaterskiej przesz�o�ci, w kt�rej jemu przypad�a nies�awna rola. Wyzwoli�o go spod uroku drgnienie konia, kt�ry cofa� si� nieco od skraju przepa�ci; je�dziec trwa� w bezruchu. Carter, przywo�any do przytomno�ci i �wiadom gro�by sytuacji, ostro�nie przepchn�� bro� przez zaro�la, zarepetowa�, przysun�� kolb� do policzka i naprowadzi� muszk� na pier� je�d�ca. Jedno poci�gni�cie cyngla i Carter Druse mia�by sumienie spokojne. W tej�e chwili je�dziec odwr�ci� g�ow� i spojrza� w kierunku ukrytego przeciwnika � popatrzy� mu jakby prosto w twarz, w same oczy, w samo serce, dzielne i wra�liwe.
Czy� tak strasznie zabi� wroga na wojnie � wroga, co wpad� na trop tajnego manewru, od kt�rego zawis�o bezpiecze�stwo towarzyszy � wroga, kt�rego wiedza
stawa�a si� bardziej gro�na ni� liczebno�� ca�ej jego armii? Carter Druse poblad� i dygota� na ca�ym ciele, zrobi�o mu si� s�abo. Pos�gowa grupa zamigota�a mu w oczach, czarne kszta�ty je�d�ca i konia harcowa�y dziko zataczaj�c kr�gi na p�omienistym niebie. Wypu�ci� karabin z d�oni, powoli opad� twarz� w li�cie. Ten dzielny cz�owiek i t�gi wojak by� bliski omdlenia z nadmiaru prze�y�.
Stan �w nie trwa� d�ugo. W jednej chwili Carter podni�s� g�ow�, r�ce zacisn�y si� na broni, palec szuka� cyngla; umys�, serce i oczy mia� czyste, sumienie i rozs�dek � zdrowe. Nie m�g� liczy�, �e we�mie wroga do niewoli; zaalarmowany pomkn��by zaraz z fataln� wie�ci� do swojego obozu. �o�nierz mia� prosty obowi�zek � musi zastrzeli� go z ukrycia, bez ostrze�enia; nie daj�c mu ni chwili na skupienie si� przed �mierci�, nawet na cich� modlitw� � musi go pos�a� na tamten �wiat. Ale nie � jeszcze jest nadzieja; m�g� przecie� niczego nie zauwa�y�, mo�e podziwia tylko wspania�o�� krajobrazu. Mo�e zawr�ci zaraz spokojnie tam, sk�d przyby�. W chwili odjazdu da si� spostrzec, czy co� wie. Ca�kiem mo�liwe, �e uwag� jego przykuwa... Carter odwr�ci� g�ow� i spojrza� w b��kitn� g��bi�, jak gdyby na dno przezroczystego morza. Zobaczy� pe�zn�ce w�ykiem po ��ce figurki ludzi i koni � jaki� g�upi dow�dca pozwala� �o�nierzom poi� konie na otwartej przestrzeni, na pe�nym widoku z tuzina wierzcho�k�w!
Carter przeni�s� wzrok z doliny i wtopi� go w je�d�ca na niebie. Zn�w naprowadzi� karabin, lecz tym razem mierzy� w konia. W pami�ci d�wi�cza�y mu s�owa ojca, wypowiedziane w chwili rozstania: �Cokolwiek si� zdarzy, r�b, co uwa�asz za sw�j obowi�zek". Uspokoi� si�. Lekko zacisn�� z�by, nie drgn�� mu �aden musku�, nie czu� nerw�w jak �pi�ce dziecko, oddycha� r�wno i wolno, powstrzymuj�c oddech przy celowaniu. Zwyci�y� w nim obowi�zek; dusza powiedzia�a cia�u: �Uspok�j si�, b�d� cicho." Strzeli�.
3
Oficer armii federalnej, kt�ry szukaj�c przyg�d czy te� chc�c zaznajomi� si� z terenem opu�ci� ukryty w dolinie biwak i zaw�drowa� na skraj polany u st�p urwiska, przystan�� w�a�nie i zastanawia� si�, czy warto i�� dalej. O �wier� mili przed nim � cho� zdawa�o si�, �e w odleg�o�ci rzutu kamieniem � wyrasta� spo�r�d sosen ogromny masyw skalny, kt�ry pi�� si� tak wysoko, �e oficerowi zakr�ci�o si� w g�owie, gdy popatrzy� na gin�cy w b��kicie postrz�piony wierzcho�ek. Ska�a rysowa�a si� prostopadle na tle nieba i odleg�ych, zasnutych mgie�k� wzg�rz, wisia�a wprost nad czubkami sosen na dnie przepa�ci. Podnosz�c wzrok ku zawrotnej wy�ynie oficer ujrza� niesamowite zjawisko � cz�owiek na koniu zje�d�a� niebem w dolin�!
Mocno osadzony w siodle i wyprostowany po wojskowemu je�dziec �ci�ga� cugle hamuj�c w p�dzie rumaka. D�ugie w�osy je�d�ca falowa�y na wietrze jak kita, r�ce ton�y w chmurze ko�skiej grzywy. Cia�o konia by�o napi�te, jak by ka�de uderzenie kopyta walczy�o z oporn� ziemi�. Galopowa� dziko, lecz jeszcze na oczach oficera wyrzuci� do przodu nogi, jak gdyby po skoku. Ale� to by� lot!
Widok zjawy je�d�ca na niebie nape�ni� oficera zdumieniem i trwog�, uwierzy� niemal, �e objawi�a mu si� nowa Apokalipsa. Nie wytrzyma� tylu wzrusze�, nogi ugi�y si� pod nim i upad� na ziemi�. Nieomal w tej�e chwili us�ysza� trzask ga��zi, kt�ry zamar� bez echa, i nasta�a zupe�na cisza.
Oficer podni�s� si� dygocz�c na ca�ym ciele. Ocuci� go z oszo�omienia b�l zadrapanej �ydki. Oficer opanowa� si� i pobieg� p�dem daleko w skos od podn�a ska�y, gdzie spodziewa� si� znale�� je�d�ca; niczego naturalnie nie znalaz�, gdy� po�pieszy� w odwrotnym kierunku. W przelotnej chwili, gdy ujrza� podniebn� galopad�, wdzi�k i swoboda cudownego zjawiska tak urzek�y jego wyobra�ni�, �e nie przysz�o mu na my�l, i� szlak niebia�skiej kawalerii wiedzie prosto w d� i ko�czy si� u samego podn�a ska�y. W p� godziny p�niej wr�ci� do obozu.
Oficer �w by� m�drym cz�owiekiem; wiedzia�, �e nie nale�y opowiada� prawdy, kt�rej nikt nie da wiary. Nie wspomnia� ni s�owem o tym, co widzia�. Kiedy jednak dow�dca zagadn�� go, czy w czasie swojej wycieczki nie odkry� czego�, co mo�e pos�u�y� ekspedycji, oficer odpar�:
� Tak jest, panie pu�kowniku. �adna droga nie wiedzie od po�udnia w g��b doliny.
Dow�dca, lepiej poinformowany, u�miechn�� si�.
4
Po oddaniu strza�u szeregowy Carter Druse na�adowa� bro� i le�a� dalej na czatach. Nie min�o dziesi�� minut, gdy skradaj�c si� ostro�nie, podpe�z� do niego sier�ant. Carter nie spojrza� nawet na sier�anta, le�a� bez ruchu nie reaguj�c na jego przybycie.
� Strzela�e�? � szepn�� sier�ant.
� Tak.
� Do kogo?
� Do konia. Sta� na tamtej skale, prawie przy samej kraw�dzi. A teraz go nie ma, jak pan widzi. Zlecia� w przepa��.
�o�nierz mia� twarz blad�, ale nie zdradza� innych oznak podniecenia. Gdy udzieli� odpowiedzi, odwr�ci� oczy i milcza�. Sier�ant nie rozumia�.
� S�uchaj no, Druse � powiedzia� po chwili � nie ma sensu robi� tajemnicy. Rozkazuj� ci z�o�y� meldunek. Siedzia� kto� na koniu?
� Tak.
� No?
� M�j ojciec.
Sier�ant wsta� z ziemi i poszed� przed siebie.
� Bo�e �wi�ty! � powiedzia�.
PRZY MO�CIE NAD SOWIM POTOKIEM
1
Na mo�cie kolejowym w p�nocnej Alabamie sta� cz�owiek wpatrzony w nurt potoku, rw�cy o dwadzie�cia st�p ni�ej. R�ce mia� wykr�cone do ty�u, przeguby zwi�zane sznurem. Powr�z, kt�rego p�tl� zarzucono mu na szyj�, zwisa� lu�no, przytwierdzony do mocnych bierwion krzy�uj�cych si� nad jego g�ow�. Par� desek u�o�onych na podk�adach kolejowych dawa�o oparcie skaza�cowi i oprawcom: dw�m szeregowym z armii federalnej pod wodz� sier�anta, kt�ry w cywilu m�g� by� z powodzeniem pomocnikiem szeryfa. Nie opodal, na tym�e prowizorycznym pomo�cie, sta� oficer w pe�nej gali, z broni� u boku. By� w stopniu kapitana. Na obu kra�cach mostu widnieli dwaj wartownicy z karabinami trzymanymi przepisowo na tak zwanej �podp�rce". Bro� trzymana pionowo przy lewym boku wspiera�a si� zamkiem o przedrami� przyci�ni�te do piersi. Ta rygorystyczna i nienaturalna postawa zmusza�a do wypr�ania si�. Wartownicy nie mieli zapewne obowi�zku interesowa� si� tym, co dzieje si� na �rodku mostu, strzegli tylko wst�pu na k�adk� biegn�c� obok szyn.
Na prawym brzegu potoku nie wida� by�o �ywej duszy; tor kolejowy mkn�� prosto w las przez jakie� sto jard�w, potem skr�ca� gubi�c si� z oczu. Zapewne gdzie� dalej rozstawiono czaty. Na lewym brzegu wznosi� si� �agodny pag�rek, ukoronowany palisad�, z kt�rej wystawa�a gardziel mosi�nej armaty, panuj�cej nad mostem. W pniach palisady wydr��ono r�wnie� strzelnice. W po�owie zbocza mi�dzy mostem a fortem oczekiwali widzowie � kompania piechoty stoj�ca w szeregu, na spocznij, z broni� u nogi. Lufy karabin�w wspiera�y si� lekko o praw� pier�, r�ce mieli skrzy�owane na �o�ach. Na prawym skrzydle oddzia�u sta� porucznik, z�o�y� d�onie na r�koje�ci szpady, opartej ostrzem o ziemi�. Kompania zwr�cona twarz� do mostu przypatrywa�a si� kamienna, nieporuszona. Wartownicy odwr�ceni ku brzegom potoku trwali jak pos�gi zdobi�ce most. Kapitan sta� w milczeniu, z za�o�onymi r�kami, obserwuj�c prac� podkomendnych, lecz nie przerywaj�c im �adnym gestem. �mier� posiada dostoje�stwo, gdy nadchodzi zapowiedziana, witaj� j� z szacunkiem i ceremoni� nawet ci, kt�rzy s� z ni� za pan brat. Wedle zasad wojskowej etykiety milczenie i bezruch stanowi� wyraz powa�ania.
Cz�owiek, kt�ry nawi�za� blisk� znajomo�� ze stryczkiem, wygl�da� na oko�o trzydzie�ci pi�� lat. By� to cywil i s�dz�c z ubioru, prawdopodobnie plantator. Rysy mia� szlachetne � prosty nos, mocne usta, szerokie czo�o; zaczesane do ty�u ciemne w�osy opada�y mu na ko�nierz doskonale skrojonego anglezu. Nosi� w�sy, brod� bez faworyt�w przyci�t� w szpic; w du�ych ciemnoszarych oczach go�ci� �agodny wyraz � niespodziewany u kogo�, kto trafi� na szubienic�. Widocznie nie by� to pospolity zbrodniarz. Liberalny kodeks wojskowy dba o to, aby przywilej powieszenia przys�ugiwa� najrozmaitszym osobom, nie wykluczaj�c d�entelmen�w.
Sko�czono przygotowania. Dwaj szeregowi odeszli na bok, ka�dy odci�gn�� swoj� desk�. Sier�ant obr�ci� si� do kapitana, zasalutowa�, po czym wymin�� go i stan�� tu� za plecami dow�dcy, kt�ry z kolei odst�pi� na bok. W rezultacie skazaniec i sier�ant znale�li si� na dw�ch przeciwnych kra�cach deski, przerzuconej przez trzy wi�zad�a mostu. Koniec, na kt�rym sta� cywil, urywa� si� tu� przed czwartym wi�zad�em. Desk� r�wnowa�y� przedtem ci�ar kapitana, teraz za� sier�anta. Na znak pierwszego drugi odst�pi o krok, k�adka si� przechyli i skazaniec runie w d�. Urz�dzenie to przemawia�o mu do gustu jako proste i skuteczne. Twarzy skaza�ca nie zakryto ani nie zawi�zano oczu. Patrzy� chwil� na �niesta�y grunt" pod nogami, a� pow�drowa� spojrzeniem ku rw�cej wodzie potoku, p�dz�cego szale�czo u jego st�p. Wpad�o mu w oczy ta�cz�ce w kipieli polano, �ledzi�, jak niesie je nurt. Jak�e wolno si� posuwa�o! Co za gnu�ny potok!
Zamkn�� oczy, aby skupi� ostatnie my�li na �onie i dzieciach. Woda poz�ocona wczesnym s�o�cem, w g�rze potoku l�gn�ce si� u brzeg�w opary, fort, �o�nierze, polano niesione pr�dem � rozprasza�y jego my�li. U�wiadomi� sobie, �e znowu co� mu przeszkadza. W my�l o najbli�szych wdziera� si� jaki� natr�tny i niepoj�ty d�wi�k � ostry, wyra�ny, metaliczny jak odg�os m�ota na kowadle. Zastanawia� si�, co to tak dzwoni i sk�d nadchodzi �w d�wi�k � z daleka czy z bliska? Odg�os powtarza� si� regularnie, ale w tak powolnym rytmie jak �a�obny dzwon. Na ka�de uderzenie czeka� z niecierpliwo�ci� i � sam nie wiedzia� dlaczego � z obaw�. Coraz to d�u�sze pauzy doprowadza�y go do sza�u. Ka�dy d�wi�k by� jak d�gni�cie no�em. Ba� si�, �e zacznie krzycze�. To tykota� jego zegarek.
Otworzy� oczy i ujrza� znowu potok w dole. �Gdyby uda�o mi si� oswobodzi� r�ce � my�la� � to zrzuci�bym p�tl� i skoczy� do wody. �eby mnie nie trafili, pop�yn��bym nurkiem; wydosta�bym si� na brzeg, zaszy� w las i wr�ci� do domu. Dzi�ki Bogu, �ona i male�stwa
znajduj� si� poza ich zasi�giem, tam jeszcze nie dotarli."
Kiedy owe my�li b�yska�y pod czaszk� skaza�ca � kapitan skin�� na sier�anta. Sier�ant zeskoczy� z k�adki.
2
Peyton Farquhar, zamo�ny plantator, wywodzi� si� ze starej rodziny, ciesz�cej si� w Alabamie wielkim szacunkiem. Jako w�a�ciciel niewolnik�w, a co za tym idzie � polityk, by� naturalnie prawdziwym secesjonist�, �arliwie oddanym sprawie Po�udnia. Bezwzgl�dne okoliczno�ci, o kt�rych nie ma potrzeby tu opowiada�, nie pozwoli�y mu zaci�gn�� si� do walecznej armii, tocz�cej mordercze boje zako�czone upadkiem Corinthu; cierpia� wi�c przez sromotny los, t�skni� za dzia�aniem, bogatszym �yciem �o�nierza, za okazj� do wyr�nienia si�. Czu�, �e okazja go nie ominie, tak jak nie omija nikogo w czas wojny. Na razie robi�, co m�g�. Nie upokarza�a go �adna s�u�ba dla dobra Po�udnia, nie przera�a�o �adne ryzyko, byle mo�liwe do podj�cia dla cywila, kt�ry w g��bi duszy by� �o�nierzem i przynajmniej po cz�ci zgadza� si� z otwarcie szelmowskim powiedzonkiem, �e w mi�o�ci i na wojnie wszystko uchodzi.
Pewnego wieczoru, kiedy Farquhar z �on� siedzieli na �awce przed domem, do bramy podjecha� �o�nierz w szarym mundurze i poprosi� o �yk wody. Pani Farquhar pobieg�a po ni�, uszcz�liwiona, �e mo�e mu us�u�y�. M�� jej zbli�y� si� tymczasem do zakurzonego je�d�ca i skwapliwie wypytywa� o nowiny z frontu.
� Jankesi naprawiaj� tory kolejowe � powiedzia� �o�nierz � i przygotowuj� si� do nowej ofensywy. Dotarli do mostu nad Sowim Potokiem, wyreperowali go i na p�nocnym brzegu wznie�li palisad�. Wsz�dzie porozlepiali ostrze�enia, podpisane przez ich komendanta, z kt�rych wynika, �e ka�da osoba cywilna przy�apana na naruszaniu ca�o�ci kolei, most�w, tuneli czy poci�g�w zostanie bezwzgl�dnie powieszona. Widzia�em ten plakat.
� Ile jest st�d do mostu nad Sowim Potokiem? � spyta� Farquhar.
� Ze trzydzie�ci mil.
� Czy po tej stronie nie ma �adnych oddzia��w?
� Tylko pikieta przy torze kolejowym, jakie� p� mili przed mostem, i samotny wartownik u wej�cia na most.
� Przypu��my, �e jaki� cywil z zami�owaniem do szubienicy ominie pikiet� i dajmy na to... pokona wartownika � powiedzia� Farquhar u�miechaj�c si� � to co wtedy mo�e zdzia�a�?
�o�nierz zastanowi� si�.
� By�em tam przed miesi�cem � odpar�. � Zauwa�y�em, �e wiosenne wody nanios�y stert� drewna pod ostatni filar mostu. Do tej pory drewno na pewno wysch�o i pali si� jak paku�y.
Pani Farquhar przynios�a kubek. �o�nierz wypi�, podzi�kowa� jej wylewnie, sk�oni� si� m�owi i odjecha�. W godzin� p�niej, po zapadni�ciu zmroku, powt�rnie min�� plantacj� wracaj�c na p�noc, tam sk�d si� pojawi�. By� to nieprzyjacielski wywiadowca.
3
Spadaj�c w d� mi�dzy wi�zad�a mostu Peyton Farquhar straci� przytomno��, jak gdyby zmar� na miejscu. Z tego stanu zbudzi� go � po ca�ych wiekach, jak mu si� zdawa�o � b�l wywo�any ostrym uciskiem gard�a, uczucie duszenia si�. Rozchodz�ce si� od szyi przenikliwe dreszcze targa�y ka�dym w��knem jego cia�a, mkn�y po systemie rozga��zie� z niepoj�t� cz�stotliwo�ci� jak strumienie pulsuj�cego ognia rozgrzewaj�ce do niezno�nej temperatury. Pod czaszk� czu� st�ony ucisk. Doznaniom tym nie towarzyszy�a �adna my�l. Rozs�dek uleg� ju� za�mieniu, zosta�a tylko zdolno�� odczuwania, a czucie samo stanowi�o m�czarni�. Mia� �wiadomo�� ruchu. Ogarni�ty �wietln� mg�awic�, stanowi�c ledwie jej ogniste j�dro wolne od ci�aru materii � szybowa� po niepoj�tym �uku niczym ogromne wahad�o. Naraz ze straszliw� raptowno�ci� �wiat�o strzeli�o w g�r� w g�o�nym plusku; uczu� przera�liwy szum w uszach, otoczy� go ch��d i mrok. O�y�a w nim zdolno�� my�lenia; wiedzia�, �e powr�z p�k� i oto wpad� do potoku. Nie zad�awi� si�, gdy� p�tla �ciska�a szyj� i nie wpuszcza�a wody do p�uc. By� powieszonym i umrze� na dnie rzeki! � roz�mieszy�a go ta my�l. Otworzy� w ciemno�ciach oczy i ujrza� nad sob� przeb�ysk �wiat�a, ale jak�e odleg�y, jak�e niedost�pny! Wci�� ton��, gdy� �wiat�o nik�o mu z oczu coraz bardziej, a� zosta� ledwie promyk. Potem zacz�o rosn��, rozja�nia� si�, wi�c pozna�, �e unosi si� ku powierzchni � pozna� ze wstr�tem, gdy� tu, w g��binie, by�o mu tak przyjemnie. �Wisie� i ton�� � my�la� � to si� nawet op�aci; ale nie mam ochoty da� si� zastrzeli�. Nie, nie dam si� zastrzeli�; to ju� niesprawiedliwe".
Nie czu� wysi�ku, ale ostry b�l w przegubach u�wiadomi� mu, �e stara si� wyswobodzi� r�ce. Po�wi�ci� tym zmaganiom uwag�, nie troszcz�c ci�, co z tego wyniknie, jak pr�niak obserwuj�cy sztuk� kuglarza. Co za wspania�y wysi�ek! Co za niezr�wnana, co za nadludzka si�a! Ach, to pi�kne osi�gni�cie! Brawo! P�ta opad�y; wyswobodzone ramiona podp�yn�y w g�r�, d�onie zamajaczy�y w rosn�cym �wietle. Obserwowa� je z obudzon� ciekawo�ci�, jak najpierw jedna, potem druga wpi�a si� w p�tl� zaci�ni�t� na szyi. Palce zdar�y j� i odrzuci�y precz: odp�yn�a faluj�c jak w�� wodny. �Dajcie p�tl�, dajcie j�!" Zdawa�o mu si�, �e wo�a tak do swoich r�k, gdy� ze zdj�ciem p�tli przysz�a najokropniejsza m�czarnia, jakiej dot�d zazna�. Szyja bola�a go strasznie; g�ow� trawi� ogie�; ledwie trzepocz�ce serce da�o nagle pot�nego susa pr�buj�c wyskoczy� gard�em. Ca�e cia�o pr�y�o si� i wi�o w niezno�nej bole�ci. Ale niepos�uszne r�ce nie zwa�a�y na rozkaz. Mocno odpychaj�c wod� szybkimi ruchami, ci�gn�y go gwa�tem na powierzchni�. Czu�, �e wynurza g�ow�; s�o�ce o�lepi�o go zupe�nie; pier� unios�a si� spazmatycznie i w ostatecznej udr�ce p�uca zaczerpn�y pot�ny haust powietrza, kt�re natychmiast wydar�o si� krzykiem!
Odzyska� pe�n� wra�liwo�� zmys��w, kt�re sta�y si� nadnaturalnie czujne i bystre. W straszliwym zaburzeniu organizmu co� tak je wydoskonali�o, �e notowa�y rzeczy nigdy nie dostrzegane. S�ysza�, jak kropelki wody b�bni� rozpryskuj�c si� na jego twarzy. Gdy spojrza� w las na brzegu potoku, widzia� ka�de drzewo z osobna, ka�dy li�� i �y�kowanie ka�dej blaszki � widzia� wr�cz owady na li�ciach: szara�cze, mieni�ce si� muchy, szare paj�ki rozpinaj�ce sie� mi�dzy ga��zkami. Dostrzega� rozszczepione kolory w ka�dej kropli rosy na milionowych �d�b�ach trawy. Brz�czenie komar�w ta�cz�cych nad wirami strumienia, trzepot skrzyde� wa�ek, uderzenia n�ek owadzich na wodzie, jak wiose� unosz�cych ��d� � wszystko to tworzy�o uchwytn� muzyk�. Ryba przemkn�a mu przed oczami, s�ysza�, z jakim impetem rozcina wod�.
Wynurzy� si� na powierzchni�, p�yn�c z pr�dem po-toku; za chwil� stanowi� jakby o�, wok� kt�rej �wiat widzialny okr�ca� si� powoli; ujrza� most, palisad� fortu, �o�nierzy na mo�cie, kapitana, sier�anta, dw�ch szeregowc�w � swoich ciemi�ycieli. Sylwetki ich odcina�y si� na b��kitnym niebie. Krzyczeli, wymachiwali r�kami, pokazuj�c na niego. Kapitan wyrwa� pistolet, ale nie strzela�; tamci nie posiadali broni. Wygl�dali groteskowo i strasznie, kszta�ty mieli przeogromne.
Raptem us�ysza� ostry strza�, co� �mign�o w wod�, a� bryzgi polecia�y mu w twarz. Znowu hukn�o j spostrzeg� wartownika z wymierzon� strzelb�, z lufy unosi� si� ob�oczek sinego dymu. Spoziera� prosto w oko �o�nierza, wpatrzone we� przez szczerbin� celownika. Widzia� szar� �renic�. Przypomnia�o mu si�, co gdzie� wyczyta�, �e najlepsi strzelcy maj� szare oczy, kt�re s� najprzenikliwsze. A jednak ten chybi�.
Przeciwny pr�d porwa� Farquhara i obr�ci� go znowu twarz� w stron� lasu; fort mia� za plecami. D�wi�k czystego, wysokiego g�osu nastrojonego na monotonn� nut� rozleg� si� za nim i nadbieg� skro� potoku z tak� wyrazisto�ci�, �e przenikn�� i przyt�umi� wszystko inne, nawet bulgotanie wody w uszach. Farquhar, cho� nie �o�nierz, do�� cz�sto bywa� w obozach wojskowych, aby wiedzie�, jak straszn� wymow� ma ten spokojny, przewlek�y za�piew z mocnym przydechem; porucznik na brzegu przyst�pi� do dzia�ania. Jak�e zimno i bezlito�nie � z jak� r�wn� i dostojn� intonacj�, zwiastuj�c� i narzucaj�c� ludziom spok�j � z jak dok�adnie odmierzonymi pauzami pada�y te okrutne s�owa:
� Kompania, baczno��!... Z�� si�!... Got�w!... Cel!... Pal!...
Farquhar da� nura � tak g��boko, jak tylko m�g�. Woda hucza�a mu w uszach niczym �oskot Niagary,. a jednak us�ysza� st�umiony grzmot salwy i wznosz�c si� zn�w ku powierzchni napotka� b�yszcz�ce kawa�ki metalu, osobliwie sp�aszczone; ko�ysz�c si�, wolno opada�y w g��b. Niekt�re przywiera�y na chwil� do jego twarzy i r�k, by zaraz sp�yn�� w�druj�c na dno. Jeden utkwi� mu za ko�nierzem. By� nieprzyjemnie ciep�y, Farquhar wyrwa� go stamt�d.
Kiedy �api�c powietrze wychyn�� na powierzchni�, spostrzeg�, �e znajdowa� si� d�ugi czas pod wod�; pr�d uni�s� go znacznie bli�ej ku ocaleniu. �o�nierze ko�czyli w�a�nie �adowa� bro�; metalowe stemple b�ysn�y w s�o�cu wszystkie na raz, gdy je wyci�gn�li z luf, podnie�li ku g�rze i wcisn�li w osady. Dwaj wartownicy znowu bezskutecznie dali ognia.
Farquhar widzia� to wszystko przez rami�; p�yn�� teraz �ywo z pr�dem. Umys� jego pracowa� tak jak r�ce i nogi � z b�yskawiczn� szybko�ci�.
�Oficer nie powt�rzy b��du � my�la�. � Zbyt kurczowo trzyma� si� regulaminu. Przecie� salwa znaczy tyle, co pojedynczy strza�, tak samo �atwo da� przed ni� nurka. Chyba wyda� ju� rozkaz, �eby strzelali na w�asn� r�k�. Bo�e ratuj, nie potrafi� unikn�� wszystkich kul z osobna!"
Straszliwy plusk rozleg� si� tu� obok, a po nim g�o�ny szum, jak by wraca� diminuendo przez powietrze do fortu, a� skona� w eksplozji, kt�ra ca�y potok wzburzy�a do g��bi! P�achta wody wygi�a si� nad nim, run�a w d�, o�lepiaj�c go i dusz�c! Armata przy��czy�a si� do gry. Gdy otrz�sn�� g�ow� z kipieli, us�ysza� wysoko szum pocisku, kt�ry zboczy� z toru i po chwili druzgota� z trzaskiem konary lasu za rzek�.
�Wi�cej tego nie zrobi� � pomy�la�. � Nast�pnym razem u�yj� kartacza. Musz� uwa�a� na armat�; dym mnie uprzedzi, detonacja przychodzi za p�no, wlecze si� za pociskiem. To dobre dzia�o."
Raptem uczu�, �e kr�ci si� w k�ko, wiruj�c jak b�k. Woda, brzegi, las, odleg�y ju� most, fort i �o�nierze � wszystko zmiesza�o si� i zatar�o. Przedmioty zast�powa�a tylko barwa; nic nie widzia� pr�cz cienkich kolorowych obr�czy. Wpad� w wir, kt�ry ni�s� go i kr�ci� z tak� chy�o�ci�, �e Farquhar dostawa� md�o�ci i zawrot�w g�owy. Po paru chwilach wyrzuci�o go na �wir � na lewy, po�udniowy brzeg potoku � za wyst�p skalny, kt�ry kry� go przed okiem nieprzyjaci�. Raptownie wytr�cony z p�du otar� sobie sk�r� na r�ce i to wr�ci�o mu si�y. Zap�aka� z rado�ci. Zanurzy� palce w piasek, gar�ciami sypa� go na siebie i g�o�no mu b�ogos�awi�. Piasek przypomnia� mu diamenty, rubiny, szmaragdy, nic pi�kniejszego nie umia� sobie wyobrazi�. Drzewa na brzegu ros�y niby ogromne krzewy w ogrodzie,- zauwa�y�, jak symetrycznie s� posadzone, wdycha� wo� ich kwiecia. Niezwyk�e r�owe �wiat�o widnia�o mi�dzy pniami, ga��zie gra�y na wietrze jak harfy eolskie. Nie mia� ch�ci ucieka� dalej � wola� pozosta� w tym czarownym ustroniu, dop�ki go nie schwytaj�.
Wytr�ci� go z marze� gwizd i grzmot kartacza, kt�ry rozerwa� si� wysoko w�r�d ga��zi. Rozczarowany kanonier pos�a� mu pocisk na po�egnanie. Farquhar zerwa� si�, wdar� na stromy brzeg i zanurzy� si� w las.
W�drowa� ca�y dzie�, wytyczaj�c szlak wed�ug s�o�ca. Puszcza by�a chyba bezkresna; nie natrafi� nigdzie na �adn� przesiek� ani nawet na dr�k� le�nika. Nie mia� poj�cia, �e mieszka w tak dzikiej okolicy. Kry�o si� w tym co� zagadkowego.
O zmierzchu rozbola�y go nogi, poczu� si� znu�ony i zg�odnia�y. My�l o �onie i dzieciach przynagla�a go do marszu. Znalaz� wreszcie drog�, kt�ra prowadzi�a go we w�a�ciwym kierunku. By�a szeroka i prosta jak ulica, a jednak wygl�da�a na nieucz�szczan�. Nie graniczy�y z ni� pola, nikt w s�siedztwie nie mieszka�. Gdyby cho� pies zaszczeka� zwiastuj�c osiedle ludzkie." Czarne �ciany drzew bieg�y prosto po obu stronach, ��cz�c si� w punkt na horyzoncie: przypomina� si� szkolny wykres perspektywy. Nad drog�, w szczelinie nieba, �wieci�y obco wielkie, z�ote gwiazdy, ugrupowane w niezwyk�e konstelacje. By� przekonany, �e stanowi� uk�ad, w kt�rym kryje si� z�o�liwa wr�ba. Z obu �cian lasu dobywa�y si� osobliwe zgie�ki; kilka-kro� wyra�nie us�ysza� szepty w obcej mowie.
Dokucza� mu b�l szyi, obmacuj�c j� pozna�, �e straszliwie spuch�a. Sznur musia� zostawi� na niej czarn� pr�g�. Czu�, �e oczy mu st�a�y; nie m�g� ich ju� zamkn��. J�zyk sko�owacia� z pragnienia; chc�c ul�y� mu w gor�czce, wysun�� go z ust na zimne powietrze. Jaka� mi�kka murawa wy�cieli�a nieucz�szczany szlak � nie czu� ju�, �e st�pa po ziemi!
Zapewne mimo b�lu musia� w marszu zapa�� w sen, gdy� teraz widzi ca�kiem inny obraz � by� mo�e wyzwoli� si� po prostu z widziade�. Stoi u wr�t domu. Nic si� nie zmieni�o, jasno tu i pi�knie w porannym s�o�cu. Musia� w�drowa� calutk� noc. Otwiera furtk�, zbli�a si� szerok�, jasn� �cie�k� i widzi, jak migocz� kobiece suknie; �ona, jak�e �wie�a, spokojna i cudna, zst�puje z werandy, aby go powita�. Przystan�a na �cie�ce i czeka z u�miechem niewys�owionej rado�ci, ma w sobie niedo�cig�y urok i godno��. Och, jaka� ona pi�kna! Skacze ku niej z otwartymi ramionami. Ju� przytula j� do piersi, kiedy og�uszaj�cy cios spada mu na kark; o�lepiaj�co bia�e �wiat�o tryska wok� z hukiem, jak wybuch pocisku � i nastaje zupe�na ciemno�� i cisza.
Peyton Farquhar nie �y�; cia�o jego, z przerwanym stosem pacierzowym, ko�ysa�o si� �agodnie pod prz�s�ami mostu nad Sowim Potokiem.
CHICKAMAUGA*
W s�oneczne popo�udnie ma�y ch�opczyk wymkn�� si� z surowego domu na polanie i nie zauwa�ony przez nikogo zapu�ci� si� w las. Cieszy� si� swobod�, podnieca�a go rado�� wyprawy w nieznane. Odezwa� si� w nim bowiem duch przodk�w, kt�rzy od tysi�cleci dokonywali wiekopomnych odkry� i podboj�w, a na miejscu swoich zwyci�stw wznosili obozy � miasta z ciosanego kamienia. Przemierzyli od kolebki swego narodu dwa kontynenty i przez wielkie morze przedostali si� na trzeci, przekazuj�c z pokolenia na pokolenie tradycj� walki i panowania.
Sze�cioletni ch�opczyk by� synem ubogiego farmera. Ojciec jego w m�odo�ci walczy� z nagimi dzikusami i pod sztandarem swego kraju dotar� a� do stolicy cywilizowanego ludu na dalekim po�udniu. Nawet w wiejskiej ciszy nie zamar� w nim duch �o�nierski. Ojciec kocha� si� w batalistycznych, ilustrowanych ksi��kach, a synek by� na tyle poj�tny, �e wystruga� sobie pa�asz. Z or�em w d�oni, jak przysta�o na syna walecznego narodu, naciera� w lesie na nieprzyjaciela, fechtowa� si� za�arcie, przybieraj�c szermiercze pozy podpatrzone na ilustracjach. Wr�g cofa� si� w pop�ochu i rozzuchwalony napastnik pope�ni� cz�sty na wojnie b��d � w pogoni za nieprzyjacielem zap�dzi� si� za daleko. Szeroki i bystry strumie� zast�pi� mu drog�, gdy tymczasem wr�g z niepoj�t� �atwo�ci� umkn�� na drugi brzeg. Ale nieustraszony zwyci�zca nie da� si� zbi� z tropu; duch rasy, kt�ra przemierzy�a ocean, �y� niew�tpliwie w jego male�kiej piersi. Skacz�c po g�azach przedosta� si� przez strumie�, spad� na ariergard� nieprzyjaciela i wyci�� j� w pie�.
Gdy ju� wygra� bitw�, roztropno�� wymaga�a, aby zawr�ci� do g��wnego obozu. Niestety, jak wi�kszo�� s�awnych zdobywc�w i jak najs�awniejszy z nich, nie potrafi� �okie�zna� wojennej ��dzy ani poj��, �e nie wolno kusi� losu ponad miar�."
Oddala� si� od strumienia i raptem natkn�� si� oko w oko na nowego i pot�niejszego wroga � strzyg�c uszami na �cie�ce zuchwale sta� s�upka kr�lik! Ch�opczyk krzykn�� z przera�enia i na o�lep rzuci� si� do ucieczki. P�aka� wzywaj�c nieartyku�owanymi d�wi�kami matk�, kaleczy�y go ciernie i g�ogi. Serce trzepota�o mu ze strachu, zadyszany i o�lepiony �zami zab��ka� si� w lesie. B��dzi� jeszcze ponad godzin� w�r�d zaro�li i krzak�w, wreszcie pokonany znu�eniem po�o�y� si� mi�dzy dwoma g�azami niedaleko strumienia, przytuli� do siebie drewnian� szabelk� i pochlipuj�c zasn��. �piewa�y nad nim weso�o ptaki le�nej skrzecza�y wiewi�rki harcuj�ce po drzewach, gdzie� w oddali zadudni� dziwny grzmot. A na ma�ej farmie biali i czarni ludzie w pop�ochu przeszukiwali zagrody i pola, matka rozpacza�a za zaginionym dzieckiem.
Up�yn�o wiele godzin, zanim obudzi� go ch��d. Malec ba� si� nocy, ale wypocz�� sobie, wi�c ju� nie p�aka�. Zacz�� przedziera� si� przez zaro�la i wydosta� si� wreszcie z g�stwiny. Ujrza� strumie� i �agodny stok pag�rka z rzadka poro�ni�ty drzewami � wszystko zasnuwa� ju� zmierzch. Z wody wstawa�y przezroczyste i upiorne opary, kt�re odstraszy�y malca � zamiast przedosta� si� przez strumie�, zawr�ci� w stron� ciemnego boru. Raptem spostrzeg� dziwnie poruszaj�cy si� kszta�t. Wyda�o mu si�, �e to jaki� wielki zwierz � pies, �winia � nie umia� go nazwa�, a mo�e i nied�wied�. Nied�wiedzia widzia� na obrazku, nie wiedzia� o nim nic z�ego i pragn�� go kiedy� spotka�. Przygl�da� mu si� z ciekawo�ci�, ale nieporadne ruchy tego dziwnego zwierza powiedzia�y mu, �e to nie jest nied�wied�, i ogarn�� go l�k. Sta� z zapartym tchem, gdy tamten zbli�a� si� pomale�ku. Widz�c, �e nie ma d�ugich gro�nych uszu kr�lika, malec zacz�� nabiera� odwagi, wyczuwa� co� znajomego w kulawym, niezgrabnym chodzie. Zanim rozpozna� go ostatecznie, zauwa�y�, �e za tym pierwszym wlok� si� inni, �e pe�no ich wsz�dzie, �e ca�y stok roi si� od nich, a wszyscy pe�zn� do strumienia.
Byli to ludzie. Posuwali si� na czworakach, pe�zli na r�kach, wlok�c za sob� bezw�adne nogi, szli na kolanach; usi�uj�c wsta� padali jak d�udzy na ziemi�. Pojedynczo, parami, w ma�ych grupach uparcie ci�gn�li ku wodzie, padaj�c, podnosz�c si�, zostaj�c w tyle. Sz�y ich ca�e tuziny, ca�e setki, a coraz to nowe szeregi wynurza�y si� z czarnego boru. Zupe�nie jak by sama ziemia rusza�a si� i pe�z�a do strumienia. Czasem kt�ry� odpad� i le�a� bez ruchu. By� martwy. Niekt�rzy robili dziwne gesty, wznosili i opuszczali r�ce, chwytali si� za g�ow�, sk�adali d�onie jak przed o�tarzem.
Malec nie wszystko z tego zauwa�y�; na to trzeba by�oby starszego obserwatora; widzia� tylko, �e s� to m�czy�ni, a jednak raczkuj� jak niemowl�ta, i nie ba� si� ich wcale, cho� byli jako� obco poubierani. Swobodnie porusza� si� w�r�d nich, zagl�da� im w twarze z dzieci�c� ciekawo�ci�. Mieli blade i pstrokate oblicza, czerwone stru�ki i plamy na policzkach. Przypominali mu klowna, kt�rego latem widzia� w cyrku, i patrz�c na nich, �mia� si�. A oni pe�zli i pe�zli, okaleczeni, skrwawieni, nie bacz�c na jego �miech. Dla malca by�o to weso�e widowisko. Czarni niewolnicy ojca dla zabawy chodzili nieraz na czworakach, a malec uje�d�a� ich �na niby" jak konie. Podbieg� z ty�u do jednego z pe�zaj�cych i zwinnie wskoczy� mu na plecy. Tamten zary� nosem w ziemi�, wierzgn�� nie gorzej ni� narowisty �rebak i malec wylecia� z siod�a. Tamten obejrza� si� za siebie ukazuj�c twarz pozbawion� dolnej szcz�ki � krwaw� jam�, okolon� strz�pkami sk�ry i kawa�eczkami ko�ci. Nienaturalnie stercz�cy nos, brak policzk�w i zaciek�e oczy nadawa�y mu wygl�d wielkiego drapie�nego ptaka zbroczonego na piersi krwi� swojej ofiary. Malec podni�s� si� z ziemi, ranny potrz�sn�� mu pi�ci� przed nosem. Ch�opiec przestraszy� si�, uciek� za drzewo i zacz�� powa�niej patrze� na to, co si� dzieje. I tak niezdarna rzesza wlok�a si� powoli i bole�ciwie w ohydnej pantomimie � w�drowa�a zboczem pag�rka jak chmara wielkich czarnych chrz�szczy � bezszelestnie, w g��bokiej absolutnej ciszy.
Niesamowity krajobraz zacz�� si� rozja�nia�. Przez pasmo lasu za strumieniem przenika�o dziwne, krwawe �wiat�o, konary drzew odcina�y si� na purpurowym tle jak czarna koronka. �una o�wietli�a ca�y poch�d. Po po�yskliwej trawie wlok�y si� za pe�zn�cymi monstrualne cienie, przedrze�niaj�ce ka�dy ich ruch. W czerwonym �wietle wyst�pi�y tym wyra�niej krwawe rany, wyblad�e twarze powlok�y si� rdz�, sprz�czki i guziki mundur�w rzuca�y krwiste b�yski. Coraz wspanialsza �una poci�gn�a malca, pomaszerowa� zboczem wraz ze sw� straszn� kompani�. Wkr�tce wyprzedzi� wszystkich. Z drewnianym pa�aszem w d�oni wysun�� si� na czo�o i uroczy�cie prowadzi� defilad�, dostosowuj�c krok do swoich �o�nierzy, bacz�c, czy nie �ami� szereg�w. Zaiste, nie widziano jeszcze takiej armii z takim wodzem na czele.
Straszliwy poch�d powoli zbli�a� si� do strumienia pochy�ym zboczem, na kt�rym poniewiera� si� porzucony rynsztunek � zrolowane koce, ci�kie tornistry, zniszczone karabiny, s�owem to, co zostawia za sob� cofaj�ca si� armia. Ale ma�y w�dz nie kojarzy� sobie tego z niczym. Dolinka, kt�r� p�yn�� strumie�, by�a stratowana przez ludzi i konie, p�askie brzegi zamieni�y si� w grz�skie b�oto. Bardziej do�wiadczony obserwator zauwa�y�by, �e �lady id� w obu kierunkach; kto� przeszed� t�dy dwukrotnie � w ataku i w odwrocie. Kilka godzin temu tysi�ce �o�nierzy przemierzy�y las, a w�r�d nich i ci strace�cy. Kiedy malec spa�, sz�a t�dy tyraliera za tyralier�, batalion za batalionem � omal go nie stratowali we �nie. Nie obudzi� go huk i gwar. Niemal o rzut kamieniem od miejsca, w kt�rym zasn��, �o�nierze stoczyli bitw�, a on spa� nie s�ysz�c ani palby karabin�w, ani �oskotu armat, ani gromkich rozkaz�w i wrzawy. Przespa� ca�� bitw�, z drewnianym pa�aszem kurczowo zaci�ni�tym w r�ce, jakby przez nie�wiadom� solidarno�� z walcz�cymi, ale tak niewra�liwy na wspania�y b�j, jak ci, co padli na polu chwa�y.
Nad s�upem ognia za lasem unosi�a si� chmura dymu, blask po�aru odbija� si� od niej i nasyci� swoim kolorytem ca�y krajobraz. Nadwodne mg�y mieni�y si� z�oci�cie, strumie� po�yskiwa� szkar�atem, z wody wystawa�y czerwone g�azy. Ale to by�a krew na kamieniach, splamili je ranni przedostaj�c si� po nich przez strumie�. Ch�opiec spieszy� do po�aru, przeskoczy� zwinnie po g�azach i na drugim brzegu obejrza� si� za swoj� armi�. Nadci�ga�a w�a�nie nad strumie�. Silniejsi roz�o�yli si� ju� plackiem na brzegu zanurzaj�c twarze w potoku. Kilku le��cych nad wod� wygl�da�o tak, jak by mieli same karki bez g��w. Malec wytrzeszczy� oczy ze zdumienia, nawet jego ch�onna wyobra�nia nie potrafi�a si� pogodzi� z przejawem podobnej �ywotno�ci. Byli to ci, kt�rym po zaspokojeniu pragnienia nie starczy�o si�, aby d�wign�� si� znad wody, g�owy powpada�y im do strumienia, potopili si�. W�dz obj�� wzrokiem ca�� sw� kalek� armi�, kt�ra jeszcze �ci�ga�a nad brzeg � bardzo wielu zosta�o po drodze. Dla zach�ty pomacha� im czapk� i z u�miechem wskaza� wyci�gni�tym pa�aszem �un� przewodni� � s�up ognisty, ku kt�remu ich wi�d�.
Ufaj�c wierno�ci swoich �o�nierzy min�� o�wietlony po�arem zagajnik, przedosta� si� przez ogrodzenie na pola i pobieg� podskakuj�c, przekomarzaj�c si� z w�asnym cieniem, dop�ki nie znalaz� si� w pobli�u gorej�cego rumowiska. Pustka doko�a. Na ca�ym polu nie wida� by�o �ywej duszy, ale ch�opiec nie dba� o to wcale. Bawi� go po�ar. Na�laduj�c igraj�ce p�omienie malec ta�czy� rado�nie, chcia� dorzuci� do ognia wszystko, co tylko znalaz�, ale �ar trzyma� go z daleka i nie udawa�o mu si� trafi� do celu. W rozpaczy cisn�� w ogie� sw�j pa�asz � skapitulowa� przed pot�g� �ywio�u. Zako�czy� tym sw� karier� wojskow�.
Kiedy zmienia� pozycj�, uderzy� go dziwnie znajomy wygl�d stoj�cych na uboczu zabudowa�, jak gdyby kiedy� ju� mu si� �ni�y. Przypatrywa� si� im w zdumieniu i raptem ca�a plantacja z otaczaj�cym j� lasem okr�ci�a si� jak na �rubie. Jego ma�y �wiat wykona� p� obrotu; bieguny kompasu zmieni�y si�... W gorej�cym budynku pozna� sw�j dom!
Chwil� sta� zupe�nie oszo�omiony, a potem zacz�� biec potykaj�c si� doko�a pogorzeliska. W blasku po�ogi natkn�� si� na kobiece zw�oki. Zabita le�a�a z rozrzuconymi r�kami, w gar�ciach zaciskaj�c traw�. Mia�a potargany str�j, blad� twarz, czarne k�dziory zlepione krwi�. Wi�ksza cz�� czo�a by�a zerwana, a z otworu wylewa� si� m�zg, szar� spienion� mas� pokryt� rojem szkar�atnych b�belk�w � dzie�o od�amka pocisku.
Malec zacz�� op�ta�czo wymachiwa� r�kami. Be�kota� co� niesamowitym g�osem, kt�ry przypomina� zarazem pisk ma�py i bulgotanie indora � przera�liw�, bezduszn�, i�cie diabelsk� mow�. Ch�opczyk by� g�uchoniemy.
A potem sta� bez ruchu, z dr��cymi wargami, patrz�c na szcz�tki u swoich st�p.
ZAGIN�� BEZ WIE�CI
Hieronim Searing, �o�nierz armii genera�a Shermana, kt�ra zajmowa�a w�a�nie pozycje w okolicy Kennesaw Mountain w stanie Georgia, odwr�ci� si� od grupki oficer�w, z kt�rymi przed chwil� rozmawia� �ciszonym g�osem, przekroczy� p�ytk� lini� okop�w i znikn�� w lesie. �o�nierze w okopach odprowadzili go wzrokiem, rozumiej�c, �e temu dzielnemu cz�owiekowi powierzono jakie� niebezpieczne zadanie. Hieronim Searing, chocia� zwyk�y strzelec, zosta� przydzielony do sztabu dywizji, gdzie figurowa� w rejestrach jako ordynans. Pod t� funkcj� kryj� si� najrozmaitsze obowi�zki. Ordynans mo�e by� go�cem, sekretarzem, czy�cibutem � wszystkim. Mo�e spe�nia� czynno�ci nie przewidziane rozkazem ani regulaminem, zale�nie od swoich zdolno�ci, od protekcji, od przypadku. Szeregowy Searing, niezr�wnany strzelec, m�ody, �mia�y, bystry i nie znaj�cy strachu � by� wywiadowc�. Dow�dca dywizji nie lubi� wykonywa� rozkaz�w na �lepo, nie wiedz�c, co si� dzieje na jego przedpolu � nawet w�wczas, gdy dywizja nie wykonywa�a samodzielnych zada�, tylko dzia�a�a wsp�lnie z ca�� armi�. Nie zadowala�y go te� normalne �r�d�a informacji: dow�dca korpusu, patrole, stra�e przednie, chcia� wiedzie� wi�cej. St�d w�a�nie wywodzi�a si� rola Hieronima Searinga, cz�owieka o niezwyk�ej odwadze, �wietnego trapera o sokolim wzroku i znanej prawdom�wno�ci. Tym razem otrzyma� on proste instrukcje: podej�� jak najbli�ej do stanowisk nieprzyjaciela i wybada�, co tylko si� da.
Wkr�tce dotar� do najdalej wysuni�tej plac�wki. �o�nierze po dw�ch, po czterech le�eli okopani w p�ytkich nieckach, lufy karabin�w wystawa�y spo�r�d zielonych ga��zi, kt�rymi zamaskowali stanowiska. Las ci�gn�� si� nieprzerwanie, tak dostojny i cichy, �e bez wysi�ku wyobra�ni trudno by�o sobie u�wiadomi�, i� pe�no w nim zbrojnych ludzi, skupionych i czujnych � �e jest to las, w kt�rym czai si� gro�ba bitwy. Searing przypad� na chwil� w jednym ze stanowisk, aby poinformowa� �o�nierzy o swoich zamiarach, po czym wype�z� ukradkiem naprz�d i wkr�tce znikn�� im z oczu w g�stych zaro�lach.
� Przepad� z kretesem � powiedzia� jeden z �o�nierzy. � Szkoda, �e nie zostawi� mi karabinu,, to przynajmniej tamci by do nas z niego nie strzelali.
Searing pe�z� naprz�d, wykorzystuj�c ka�d� os�on�. Wzrok jego przenika� wsz�dzie, s�uch reagowa� na ka�dy d�wi�k. Wstrzymywa� oddech, a gdy tylko trzasn�a mu pod kolanem ga��zka, zamiera� wtulony w ziemi�. By�o to �mudne, ale i fascynuj�ce przedsi�wzi�cie. Searing nie zdradza� jednak �adnych objaw�w podniecenia, puls mia� tak regularny, nerwy tak opanowane, jak gdyby zastawia� sid�a na wr�bla.
�Czas p�ynie � pomy�la� � ale nie zapu�ci�em si� chyba bardzo daleko, bo jeszcze �yj�."
U�miechn�� si� ubawiony takim sposobem okre�lania odleg�o�ci i podkrada� si� dalej. Raptem rozp�aszczy� si� na ziemi i le�a� bez ruchu d�ugie minuty. Przez szczelin� w�r�d zaro�li dostrzeg� ��ty kopczyk gliny � jedno ze stanowisk nieprzyjaciela. Wreszcie ostro�nie uni�s� g�ow� cal po calu, potem d�wign�� si� na �okciach, wpatrzony nieustannie w gliniasty pa-g�reczek. Po chwili skulony pomkn�� naprz�d z karabinem w r�ce. Nie pomyli� si� � wr�g si� wycofa�.
Searing postanowi� upewni� si� o tym ca�kowicie, zanim z�o�y tak wa�ny raport. Skokami przedosta� si� przez lini� opuszczonych stanowisk, przemyka� od drzewa do drzewa, licz�c, �e mo�e si� natkn�� na maruder�w. Las si� sko�czy� i Searing ujrza� przed sob� plantacj�. By�o to jedno z owych nieszcz�snych opuszczonych gospodarstw z ostatnich lat wojny, zaro�ni�te g�ogiem, brzydkie i wymar�e � p�oty po�amane, zabudowania puste, czarne dziury zamiast drzwi i okien. Searing przyczai� si� w sosnowym zagajniku i rozejrza� bacznie. Spostrzeg� jak�� ruder� na pag�rku � �wietny punkt obserwacyjny. Pobieg� tam szybko przez pole i sad. By�a to szopa na czterech s�upach, z kt�rej niewiele zosta�o pr�cz dachu; pod�oga si� zawali�a, deski i belki tworzy�y niesamowit� pl�tanin�, s�upy pochyli�y si� pod ci�arem dachu. Ca�a budowla wygl�da�a tak, jak by mia�a run�� za dotkni�ciem palca.
Searing wdrapa� si� na rumowisko desek i belek, sk�d mia� wspania�y widok na dolin� i odleg�y o p� mili grzebie� g�rski. Stroma droga, wiod�ca przez prze��cz, roi�a si� od wojska. By�a to tylna stra� wycofuj�cej si� armii nieprzyjacielskiej. Na lufach karabin�w po�yskiwa�o poranne s�o�ce.
Searing nie mia� ju� nic wi�cej do roboty, powinien by� natychmiast wr�ci� do sztabu i zda� raport. Ale patrz�c na szar� kolumn� konfederat�w, pn�c� si� mozolnie g�rsk� drog�, nie m�g� si� oprze� pokusie. Mia� karabin z precyzyjnym celownikiem, zaopatrzony w lunetk�, i zachcia�o mu si� pos�a� im pi�kny �adunek o�owiu. Nie wp�ynie to wprawdzie na przebieg i ostateczny rezultat wojny, ale �o�nierz jest od tego, aby zabija�. A dobremu �o�nierzowi wchodzi to w krew. Searing' zarepetowa� karabin i odbezpieczy� spust.
Zosta�o jednak postanowione w zaraniu dziej�w, �e strzelec Searing nie zamorduje nikogo w �w s�oneczny, letni poranek ani te� nie obwie�ci odwrotu konfederat�w. Od niepami�tnych czas�w wypadki tak si� uk�ada�y w tej cudownej mozaice, kt�rej wyra�niejsze fragmenty zwykli�my nazywa� histori� � �e zamierzony post�pek Searinga naruszy�by harmoni� kompozycji. Zapobieg�a temu powo�ana do ochrony wieczystych plan�w Pot�ga, sprowadzaj�c na �wiat przed jakimi� dwudziestoma pi�cioma laty niemowl� p�ci m�skiej, urodzone w ma�ej podkarpackiej wiosce. Pod jej opiek� niemowl� wzros�o, wykszta�ci�o si�, nabra�o zami�owa� do wojaczki i we w�a�ciwym czasie zosta�o oficerem artylerii. Okoliczno�ci tak si� u�o�y�y, �e �w oficer dopu�ci� si� naruszenia dyscypliny i musia� ucieka� przed kar� z rodzinnego kraju. Los skierowa� go do Nowego Orleanu (zamiast do Nowego Jorku), gdzie na przystani oczekiwa� go oficer werbunkowy. Przyj�to go do wojska, dano mu awans i w rezultacie dowodzi� bateri� artyleryjsk� konfederat�w, kt�ra sta�a w�a�nie w odleg�o�ci jakich� dw�ch mil od miejsca, w kt�rym Hieronim Searing, wywiadowca armii federalnej, szykowa� si� do strza�u. Wszystko zosta�o przemy�lane � ka�dy krok w �yciu obu tych ludzi, w �yciu ich bli�nich i przodk�w, a tak�e przodk�w ich przodk�w, wszystko sz�o ku temu, aby osi�gn�� zamierzony rezultat. Gdyby cokolwiek w tym ogromnym systemie powi�za� uleg�o przeoczeniu, szeregowy Searing owego ranka wypali�by w �lad za wycofuj�cymi si� konfederatami i prawdopodobnie by chybi�. Tak si� jednak z�o�y�o, �e kapitan artylerii nie maj�c nic lepszego do roboty w oczekiwaniu na swoj� kolej wymarszu zabawia� si� wycelowywaniem dzia�a na prawo w skos w stron� grzbietu pag�rka, gdzie zdawa�o mu si�, �e dostrzeg� grupk� nieprzyjacielskich oficer�w. Da� ognia. Pocisk poszybowa� za daleko. W chwili gdy Hieronim Searing k�ad� palec na cynglu i wpatruj�c si� w odleg�� kolumn� konfederat�w rozwa�a�, gdzie najlepiej pos�a� kul�, aby �on� pozbawi� m�a albo dziecko � ojca, albo matk� � syna, da B�g, wszystko za jednym zamachem � w powietrzu rozleg� si� szum podobny do skrzyde� wielkiego ptaka. Zani