7527
Szczegóły |
Tytuł |
7527 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7527 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7527 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7527 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karl Hans Strobl
LAERTES
(Laertes)
Dyrektor powiadomi� telefonicznie sekretarza teatru, ten przekaza� natychmiast nies�ychan�
wiadomo�� re�yserowi, re�yser poda� to dalej Samielowi, Agacie i Kacprowi, Agata powiedzia�a o
tym koledze graj�cemu z ni� razem w jednej sztuce oraz podziwiaj�cemu j� ukradkiem zza kulis i
na podobie�stwo wodospadu, kt�ry rozpryskuj�c si� na wszystkie strony z �oskotem spada z grani,
szumia�a nowina przenikaj�c z dyrekcyjnych wy�yn najrozmaitszymi rozga��zieniami a� do
ostatnich pracowni robotnik�w teatralnych. Szeptano o tym pomi�dzy drugim i trzecim
opuszczeniem kurtyny, mi�dzy scenami "Zmroku" i "Pe�ni ksi�yca", pod mostem, na kt�rym
ukazywa� si� duch Agaty, za szczeciniastym grzbietem dzika i za... Nast�pnie nowina wyla�a si�
poza brzegi teatru na miasto i wprawi�a jego spo�eczno��, kt�rej serce pulsowa�o teatralnymi
rarytasami, w nerwowe podniecenie. W kawiarni "Stadttheater" kelner serwowa� do fili�anki ma�ej
czarnej dyskretnie ten najnowszy szlagier i oblicza� z wysoko w zdumieniu uniesionych brwi
klienta aktualny kurs swojego dzisiejszego napiwku. Koneserzy sztuki potrz�sali g�owami, a co
starsi spo�r�d nich nie mogli, raz wprawiwszy g�owy w ruch, ju� tego zaprzesta�, jakby szok
pos�yszanej nowiny przemieni� ich w hinduskie b�stwa. Nowina ta zrodzi�a ca�e mn�stwo temat�w
do konwersacji, przypuszcze�, aforyzm�w, dobrych i kiepskich anegdot, niczym kapelusz
iluzjonisty, z kt�rego wysypuj� si� naraz tasiemki, bukiety kwiat�w, bombonierki i kr�liki.
Przed po�udniem, o jedenastej, Josef Prinz poinformowa� dyrektora, �e jest got�w zagra�
Hamleta. Kiedy o trzeciej wchodzi� do domu, gospodyni oczekiwa�a go ze �wi�tecznie podw�jn�
warstw� szminki na twarzy i nieco krzywo w zdenerwowaniu podkre�lonymi brwiami. Czubki st�p
pali�y j� niemi�osiernie od pr�b utrzymania si� przez ca�y czas na palcach, a jej ramiona opada�y i
wznosi�y si� niczym skrzyd�a opuszczonego wiatraka: � S�ysz� w�a�nie, s�ysz�..., och, dech mi
zapiera... Czy to prawda, panie Prinz? Och, doprawdy, chce nas pan... nie wytrzymam... Chce pan
nas rzeczywi�cie zn�w obdarowa� swoim Hamletem? Och... ten monolog! Jak go pan
deklamowa�...!
Prinz sforsowa� skrzyd�a wiatraka i mi�dzy dwoma ich obrotami, tudzie� trzema
westchnieniami, dotar� do drzwi swego pokoju. Stoj�c ju� na progu odwr�ci� si� i przybieraj�c poz�
cezera rozdaj�cego we w�adanie ca�e po�acie �wiata odezwa� si� do gospodyni: � Dostanie pani
wej�ci�wk�. � Zamkn�� nast�pnie za sob� drzwi i zaryglowa�, jakby si� obawia� w�amania. Ale o
czwartej musia� otworzy� go�cowi teatralnemu, kt�ry przyni�s� mu tekst roli i ca�y bukiet
nietaktownych pyta� i aluzji. O pi�tej listonosz dostarczy� mu dwadzie�cia trzy bileciki w
delikatnych kolorach od lila do r�y, wonnych wszystkimi zapachami od pi�ma do heliotropu, z
naj�arliwszymi wyrazami najbardziej serdecznego uwielbienia i gor�cej t�sknoty za ujrzeniem go w
boskiej roli Hamleta.
O p� do sz�stej odwiedzi� go wraz z zapadni�ciem pierwszego zmroku przyjaciel Gustav
Rietschl. Zasta� Hamleta ubranego w szary kostium, z krwawymi plamami zachodz�cego s�o�ca na
piersi i plecach, w zamy�leniu trzymaj�cego wyci�gni�t� przed siebie szpad�. Lustro odbija�o raz
jeszcze ca�� t� scen�, ale jako� niewyra�nie, matowo, bez �ycia i sztucznie.
� S�ycha�, �e masz zamiar zn�w zagra� Hamleta.
� Tak, zdecydowa�em si� na to. Dyrektor bardzo na mnie nalega�, poniewa� chce otworzy�
ca�y cykl szekspirowski, no a ja... dlaczego w�a�ciwie nie mia�bym zn�w zagra� Hamleta. Moja
najlepsza rola... jakie to �mieszne!
� Je�eli sam pozbiera�e� si� po tamtej historii, no to dlaczego nie mia�by� go zagra�
powt�rnie? Jasne.
� Tak... to mi ju� przesz�o. � Prinz zwolni� wygi�t� w pa��k kling�, kt�ra zad�wi�cza�a
lekko. Krwawe plamy na piersi i plecach szarza�y powoli, rozp�ywaj�c si� i gubi�c w ciemno�ci.
Rietschl spogl�da� na w�skie, ciemne pasemko klingi wybiegaj�ce z d�oni Hamleta w
ciemno�� pokoju niczym ostrze woli kieruj�cej si� w niewiadome. � Ile to ju� b�dzie lat?
� Mo�esz by� szcz�liwy, �e nie musia�e� liczy� lat. Pi�� d�ugich lat zes�ania z najlepszych
wy�yn mojej sztuki.
� Mo�na by pomy�le�, �e ka�da powt�rka nieodwo�alnie wtr�ci ci� w tamten stary koszmar.
� Ale� sk�d, m�j drogi, takie humory... A mo�e s�dzisz, �e moje sumienie... Chcesz mo�e
powiedzie�, �e to by� w�wczas wi�cej ani�eli tylko nieszcz�liwy wypadek...
� Ale�... uspok�j si�, Prinz! Wydaje mi si� jednak, �e wci�� ci� to jeszcze dr�czy. Twoje
�wczesne zdenerwowanie bardzo ci rozstroi�o nerwy.
� Tak, to by�o straszne, kiedy on tak przede .mn� le�a�. Krew na jego kaftanie i mojej
szpadzie. �mier�, ale nie sfingowana, gdzie potem cz�owiek si� podnosi i w uk�onach przyjmuje
oklaski publiczno�ci, to by�a rzeczywista �mier�. Par� raptownych konwulsji, drgn�� jeszcze raz i
drugi... i ju� nie s�ysza� wiwatuj�cych ludzi. Te oklaski by�y straszne. Oni niczego nie przeczuwali i
oklaskiwali triumf sztuki aktorskiej. Fortynbras musia� m�wi�, gdy nam mowa zamar�a na ustach.
Gospodyni przynios�a lamp�, zadowolona, �e znalaz�a pretekst, aby wtargn�� do Prinza.
Wszelako jej umizgi i zintensyfikowana kolorystyka twarzy niczego nie wsk�ra�y. Kiedy wysz�a
nad�sana, Hamlet po�o�y� szpad� na stole: � Przypadek, stary, po prostu nieszcz�liwy przypadek.
Niedopatrzenie rekwizytora i �mier� stan�a pomi�dzy nami. Przysi�gam ci, �e to by� przypadek.
� Nikt w to nie w�tpi.
� Od tamtego czasu u�ywam w�asnej broni, o kt�rej wiem na pewno, �e jest t�pa i
nieszkodliwa. � Zacz�� wwierca� szpic szpady w otwart� d�o�, jak gdyby chcia� przekona�
s�dziego o swojej niewinno�ci. � A mimo to... kiedy krzy�uj� si� na scenie, przechodz� mnie
dreszcze i ca�a moja sztuka szermiercza jest akurat tyle warta co i pierwszego lepszego statysty.
� Zauwa�y�em to.
� Zauwa�y�e� to? No wi�c! By� mo�e zauwa�y�a to i publiczno��. I wiesz, w og�le nie czuj�
si� od tamtego czasu w pe�nej formie. Krytycy mnie oszcz�dzaj�. Ale nie chc� wi�cej �ebra� o
oklaski. Jak zagram Hamleta, b�d� wolny. Musz� zn�w stan�� przed Laertesem, musz� zobaczy�
jak si� podnosi i u�miecha, dopiero wtedy, rozumiesz, dopiero wtedy uwolni� si� od tego upiora.
Przyj�� postaw� szermiercz� i dokona� kilku wypad�w w kierunku niewidzialnego wroga.
Wszelako szpada opad�a zaraz, jakby w ge�cie zw�tpienia w ostateczne zwyci�stwo: � By�e�
wtedy... nieprawda�, by�e� przy mnie, kiedy le�a�em w gor�czce? Co ja takiego w tym delirium
m�wi�em? To znaczy, o czym w og�le w�wczas fantazjowa�em?
� To by�y same urywki, najcz�ciej z Hamleta. Sporo by�o o Ofelii, ale i o Laertesie.
Nazywa�e� j� jej prawdziwym imieniem i miesza�e� rzeczywisto�� z dramatem. Tak, by�o w tym
co� z �ycia, bo my�l�, �e plotka ��cz�ca ciebie i t� Wille nie by�a ca�kiem tak bezpodstawna.
� Bzdura!
� A wi�c jednak nie? My�la�em tak, bo przecie� odesz�a zaraz potem dyscyplinarnie z teatru.
Ludzie opowiadali sobie o tym i niekt�rzy twierdzili, �e dosz�o mi�dzy wami do wielkiego krachu z
powodu Tiefenbacha, kt�ry gra� Laertesa.
� Bzdura! Bzdura!
� To zdawa�o ci� jednak wtedy niepokoi�. M�wi�e�... no tak, ale to by�y fantazje w gor�czce.
� Tylko i wy��cznie. By�em nieprzytomny i m�j umys� miesza� wszystko, co tylko
zarejestrowa� w tej sprawy. Dzi�kuj� ci... ale nie m�w o tym wi�cej, w og�le b�dzie najlepiej, jak
nie b�dziemy ju� do tego wraca�. Powsta�, duchu mojego ojca, p�jdziemy zaklina� demona
alkoholu..
Wyszli mijaj�c w korytarzu od�wi�tnie wymalowan� gospodyni� i zachowuj�c wynios��
postaw� kr�l�w oraz nieodgadnione milczenie spiskowc�w, zjawili si� w niedost�pnej dla
zwyk�ych klient�w salce na ty�ach lokalu "Blaue Affengattin", gdzie oddali si� seansowi
spirytusowemu.
Pr�by do "Hamleta" przeprowadzono tym razem bardzo gruntownie. Prinz stoj�c z
zaci�ni�tymi wargami, blady i zdecydowany na scenie, t�pi� ka�e niedoci�gni�cie i wszyscy dr�eli
na my�l, �e mog�aby si� powt�rzy� historia z pierwszej pr�by. Z�apa� wtedy nie do��
przyk�adaj�cego si� do swojej pracy statyst�, wymierzy� mu dwa policzki i pchn�� pot�nie na
kulisy, gdzie ten, skowycz�c z b�lu, upad� do st�p Poloniusza. Statysta zaskar�y� co prawda nie
przebieraj�cego w �rodkach Hamleta, ale pozostali wystrzegali si� teraz �ci�gni�cia za siebie
w�asnym niedbalstwem nieobliczalnego gniewu Prinza. Jego postawa, niesamowita w swoim
zas�pieniu, wprowadza�a na pr�bach przygn�biaj�cy nastr�j. Anegdoty opowiadano sobie ju� tylko
ukradkiem po k�tach; zdawa�y si� one nie mie� �adnego dost�pu do Prinza odbijaj�c si� od niego
sp�oszone i zawstydzone, jakby natrafia�y w nim na co�, czego sens wykracza� daleko poza
rzeczywisto�� sceny.
� Zachowuje si� tak, jak gdyby inscenizowa� misterium po�wi�cone w�asnej �mierci �
szepn�� kr�l Klaudiusz do Gustava Rietschla, kt�ry gra� rol� ducha ojca Hamleta. M�ody aktor
graj�cy Laertesa, kt�ry dopiero od dw�ch lat by� w zespole, zdoby� si� na niebezpieczne pytanie o
wypadek, jaki przytrafi� si� jego poprzednikowi. Ta ciekawo�� odbi�a si� niczym pi�eczka od muru
milczenia, jakim odgrodzi� si� w tej kwestii od niego Rietschl. Zadowoli� si� musia� tym, co m�g�
wydoby� przy popo�udniowym taroku od kr�la Klaudiusza, a by�y to jedynie niesp�jne okruchy
plotek, barokowe zaiste strz�py, �mia�e przypuszczenia i z�o�liwe aluzje. Ale i tak wystarczy�o to,
co us�ysza�, aby wprawi� go w stan wzmo�onego podniecenia i lubie�nej niemal rozkoszy, �e oto
wchodzi w �lady naznaczone przekle�stwem i dostoje�stwem �mierci. W swoich fantazjach widzia�
Prinza spowitego w tajemnice i zagadki, ka�de jego s�owo przyprawia�o go o przyjemnie
�askocz�ce dreszcze odrazy. Pomi�dzy jednym swoim wyj�ciem na scen� a drugim, Klaudiusz
szepn�� mu tak, aby inni nie dos�yszeli: � M�wi�, ale trzymaj o tym j�zyk za z�bami, �e to nie by�
wtedy przypadek, ale... no wi�c, �e by�o to celowe, bo Tiefenbach z �wczesn� Ofeli�... � W tym
momencie wywo�ano kr�la na scen�, tak �e Laertes sam musia� zapu�ci� si� w czarodziejski g�szcz
hipotez. Jego nerwowe podniecenie i nami�tno�ci ros�y tym bardziej, im osobliwszym wydawa�o
mu si� zrz�dzenie losu, kt�ry mia� go niebawem doprowadzi� do skrzy�owania szpad z morderc�.
Sytuacja ta wci�ga�a go niczym przepa��, i wydawa� si� sam sobie tak interesuj�cy, jak
poskromiciel jakiego� niebywa�ego niebezpiecze�stwa, kt�re dla swej niezrozumia�o�ci jawi si�
wielkie i pi�kne. St�d te� i nie m�g� sobie nast�pnie miejsca znale�� i zw�tpi� w sprawiedliwo��
bosk�, kiedy na dzie� przed przedstawieniem poczu� oznaki nadci�gaj�cego silnego przezi�bienia.
Pomimo, �e cz�� miesi�cznej ga�y utopi� natychmiast w koniaku, gor�czka po�o�y�a go ju� po
po�udniu do ��ka, a lekarz odj�� mu resztki nadziei co do uczestnictwa w wielkim prze�yciu
jutrzejszego wieczoru.
W nie mniejsz� alternacj� popadli dyrektor i sekretarz teatru. Oni tak�e przeklinaj�c fataln�
pogod� nie uwzgl�dniaj�c� terminarza przedstawie� si�gn�li w swojej rozpaczy po koniak. Przy
pi�tym kieliszku sekretarz zaproponowa�, aby zast�pi� Leartesa jakim� pomniejszym aktorem.
Dyrektor przeciwstawi� mu jednak zdecydowanie swoje kontrargumenty, �e mianowicie Prinz
nigdy... nigdy..., ale to przenigdy... nie �cierpia�by obsadzenia tej roli byle jakim� aktorzyn�: �
Przecie� on chce si� poniek�d zrehabilitowa�, zagra� ol�niewaj�co i pokaza� wszystko, na co go
sta�. To po prostu niemo�liwe.
Przy si�dmym kieliszku wreszcie rozwi�zanie problemu zaja�nia�o nagle pe�nym blaskiem:
� Hildemann z Pragi jako zmiennik! � wrzasn�� sekretarz podnosz�c si� do po�owy z
obci�gni�tego aksamitem fotela.
� Hildemann z Pragi! � zawt�rowa� mu gromko dyrektor.
Polecieli z propozycj� do Prinza, kt�ry z pos�pn� min� Hamleta wyrazi� swoj� zgod�.
� Hildemann z Pragi to dobre rozwi�zanie � potwierdzi� Gustav Rietschl staraj�cy si�
rozwia� w�tpliwo�ci przyjaciela, kt�rego nag�a zmiana obsady Laertesa wytr�ci�a mimo wszystko
nieco z r�wnowagi.
� Hildemann to sprawdzony aktor, nie b�dziesz musia� .robi� z nim wcze�niej pr�by. Gra�
ju� z najlepszymi i mo�esz na nim polega�.
Hildemann wyrazi� zgod� i obieca� zjawi� si� na czas, kr�tko przed samym przedstawieniem,
bowiem na wcze�niejszy przyjazd nie pozwala�y mu jego w�asne terminy. Dzie� przedstawienia
prze�y� Prinz ca�y w nerwach.
� Ch�tnie bym z nim jeszcze po�wiczy� � odezwa� si� wieczorem do garderobianego
przypasuj�c sobie szpad�. Wyszed� na scen� przed pust� jeszcze widowni� i przechadza� si� po niej
nerwowo. Podchodzi� co chwil� do udrapowanego w zwiewne szaty ducha przyjaciela i powtarza�
bez przerwy:
� Taki jestem zdenerwowany, prosz�, nie zostawiaj mnie samego.
� Nie ma si� co dziwi�, masz dzisiaj trem�.
� Trema?.. Powiedzia�bym raczej, �e strach mnie ogarn��... diabli zreszt� wiedz�, co... Czy
Hildemann ju� jest?
� Nie wiem, ale musi ju� tu by�.
Prinz powr�ci� zn�w do swojego spaceru po wype�nionej martw� zgroz� scenie. Przemierza�
j� od kurtyny po skraj zamkowego tarasu i z powrotem jak gdyby chcia� swymi krokami wdepta�
dr�cz�c� go samotno�� pod deski pod�ogi. Stra�e zacz�y wychodzi� na scen�. Aktorzy opierali
halabardy o wymalowane wie�e poprawiaj�c jeszcze cholewy u but�w i kryzy na szyjach. Hamlet
zadr�a� na widok cieni, jakie rzuca�y ich postacie na dekoracj�, niczym przed zjawami z za�wiat�w.
Z o�ywiaj�cej nap�ywaj�c� publiczno�ci� widowni nie odczuwa� tym razem zwyk�ego przyp�ywu
si�y i wewn�trznego spokoju. Wzbiera�y w nim obawy, kt�rych �r�d�a stara� si� w sobie st�umi�.
Dzwonek na rozpocz�cie przedstawienia wyrwa� go z rozmy�la� i z nag�ym przestrachem
stwierdzi�, �e zaczyna �a�owa� tego, co si� ju� nieodwo�alnie rozpocz�o. Zacz�o go m�czy�
pytanie, dlaczego w�a�ciwie zgodzi� si� na t� okropn� sztuk�, pe�n� nieprzyjemnych wspomnie� i
roj�c� si� od krwawych postaci; targaj�cy nim niepok�j stara� si� sobie wyt�umaczy� faktem
wyd�u�aj�cej si� nieobecno�ci Hildemanna. Je�eli nie przyjedzie, to przecie� trzeba b�dzie w
ostatniej chwili zerwa� przedstawienie, co by�oby dla� wybawieniem ze wszystkich dr�cz�cych do
teraz l�k�w. Wszelako po pierwszej ods�onie stan�� przed nim w kulisach cie�:
� Pan Hildemann?
� Pan Prinz?
Ojciec Hamleta za�artowa� sobie ze sp�nienia.
� Och, na mnie mo�na polega�. Skoro powiedzia�em, �e zjawi� si� na czas, to jest to pewne.
� Czy nie prze�wiczyliby�my szybko jeszcze ostatniej sceny?
� Walki? Nie wydaje mi si� to konieczne. Pan jest dobrym szermierzem, a przekona si� pan,
�e i mnie nic nie brakuje w tym wzgl�dzie. Na pewno nam to wyjdzie...
Laertes po�egna� si� z Poloniuszem i Ofeli�. Jego ostrze�enie przed Hamletem brzmia�o
sucho i urz�dowo, tym niemniej emanowa�o z niego jakie� dziwne napi�cie. Potem znikn�� i kiedy
Hamlet, kt�rym straszliwy niepok�j miota� z k�ta w k�t, chcia� go odszuka�, okaza�o si�, �e zapad�
si� jakby pod ziemi�; mo�na by�o s�dzi�, i� rzeczywi�cie jest w tej chwili po drugiej stronie morza.
Udr�ka szarpa�a dusz� Hamleta w scenie z duchem ojca. Niesamowito�� i upiorno�� tej tak mu
przecie� dobrze znanej sceny podzia�a�a na niego niczym trucizna; ledwie zwl�k� si� za kulisy z
czerwonymi plamami przed oczyma i szumem w uszach. .
Publiczno�� zdawa�a si� z niejasn� zgroz� dostrzega� l�k Hamleta zakl�ty w p�ta aktorskiej
sztuki. Widzowie czekali na objawienie mistycznych wydarze�, na osobliw� symbioz� teatru i
rzeczywisto�ci, i przypisywali unosz�ce si� w powietrzu napi�cie niezr�wnanej grze aktorskiej
Prinza.
Hamlet pojawi� si� przy rampie i sk�oni� si�, kredowo blady i z .dr��cymi d�o�mi, przed
rozentuzjazmowan� widowni�. Potem zn�w rzuci� si� szuka� Hildemanna, wszelako bez rezultatu.
Rietschl �ci�gn�� z siebie przebranie ducha i wygl�da� teraz jak naczelnik plemienia Beduin�w.
Poda� r�k� Prinzowi chc�c go uspokoi�, ale ten chwyci� go i omal nie przewr�ci� w rozp�dzie:
� S�uchaj, s�uchaj, to przecie� nie jest Hildemann... ,No, wybacz, a kt� m�g�by to by�...
� To nie jest Hildemann. Znam go z fotografii...
� A ja go znam osobi�cie i powiadam ci, �e to jest Hildemann.. .
� Czy ty nie widzisz cz�owieku, czy na Boga nie widzisz, jak spod jego twarzy ci�gle wy�azi
druga, inna? To tak wygl�da, jak gdyby mia� dwie warstwy na twarzy. Jedna twarz walczy z drug�
usi�uj�c j� przydusi�... ale ta druga i tak si� w ko�cu przebije...
� Czy to przypadkiem z obawy przed przezi�bieniem nie wypi�e� za du�o koniaku...
� Na mi�o�� bosk�! Czy nikt tego nie widzi? ...Czy nikt nie widzi, �e on mnie nienawidzi? W
scenie z Ofeli�... jaki grymas wykrzywi� mu twarz, jakie mia� oczy, kiedy m�wi� o Hamlecie. To
nie jest gra, to prawdziwa nienawi��... bez os�onek... No i gdzie on si� zaszy�? Chcia�bym z nim
pom�wi�.
� O tej jego drugiej twarzy?
� Ach, nie �artuj sobie. Prosz� ci�, nie zostawiaj mnie... b�d� w pobli�u. Blisko mnie. Chc�
ci co� strasznego powiedzie�... ja... ja si� boj�.
Rietsch zacz�� si� obawia�, �e Prinz nie zechce wyj�� na scen� i trzeba b�dzie przerwa�
przedstawienie; po przyjacielsku stara� si� go uspokoi�. Spektakl toczy� si� dalej. Przekonany przez
przyjaciela Hamlet gra� tragedi� cz�owieka skazanego, kt�ry przed ka�ni� skrywa si� w samym
sobie, aby nast�pnie odreagowa� trawi�cy go l�k zewn�trznie poprzez walenie pi�ciami o �ciany.
Monolog na temat bytu i niebytu zawieszony by� pomi�dzy biegunami melancholijnej oboj�tno�ci i
pieni�cej si� agresji. Ostatnie zdania wydoby�y si� z ust Hamleta z trudem i niewyra�nie. Na
podbr�dku pojawi�y si� dwie cieniutkie stru�ki krwi sp�ywaj�ce z rozci�tych z�bami warg. Tak
z�owrogo nikt si� tu jeszcze nie �mia�; tak d�wi�cznego i ostrego szyderstwa jeszcze na tej scenie
nie s�yszano. Publiczno�� szala�a z zachwytu, widzia�a si� wci�gni�t� w akcj�, sama z lubo�ci�
czu�a w sobie jego m�ki, tak jak chirurg odczuwa przenosz�cy si� na jego w�asne ko�ci chrz�st
operacyjnej pi�ki podczas zabiegu amputacyjnego.
Mi�dzy jednym a drugim aktem podszed� do Hamleta lekarz teatralny:
� Co pan dzisiaj wyrabia? Przecie� pan si� dos�ownie ca�y spala.
Prinz roze�mia� si� tylko na to, odsun�� go i pobieg� razem z Rietschelem szuka� Hildemanna.
Jego l�k udziela� si� stopniowo i pozosta�ym aktorom, przedstawienie za� zacz�o jakby wykracza�
poza wymiary teatralnej fikcji. Dramat dr�a� w swych fundamentach, a aktorzy spogl�dali po sobie
w przerwach jak gdyby dopiero teraz poznawali rzeczywisty sens i w�a�ciw� prawd� granej przez
siebie sztuki.
� Niech go pan szuka, prosz� go szuka�! � krzycza� do inspicjenta, re�ysera,
garderobianego, i wszyscy szukali Laertesa.
Kiedy dosz�o do sceny jego powrotu w czwartym akcie, odnalaz� si� nagle, wszed� na scen� i
zimno w��czy� si� w gr� jakby nie zauwa�aj�c, �e pozostali aktorzy zbli�ali si� do niego z wyra�n�
obaw�. Omawiaj�c z kr�lem Klaudiuszem mord na Hamlecie zachowywa� spok�j i pewno�� siebie,
wydawa� si� jedynie emanowa� jak�� potajemn� rado��, �e oto spe�ni si� co�, na co z ut�sknieniem
czeka� od dawna. Hamlet, wspieraj�c si� ci�ko na ramieniu przyjaciela, przys�uchiwa� si� zza
sceny szczeg�om zamachu, i zdawa� by si� mog�o, �e s�yszy je po raz pierwszy i musi je dopiero w
sobie przetrawi�. Jego niepok�j ust�pi� teraz miejsca jakiemu� g�uchemu ot�pieniu. Ale akcja
toczy�a si� niepowstrzymanie dalej. Hamlet t�skni� do przerwy mi�dzy aktami. Przed�u�ano j� teraz
nawet dla niego i rozkoszowa� si� ni� niczym odroczeniem terminu egzekucji; w milczeniu
przechadza� si� z Rietschlem pomi�dzy pag�rkami grob�w, kt�re usypano na deskach
przygotowuj�c nast�pn� scen�.
Laertes natkn�� si� na Hamleta przy grobie Ofelii. By�o to zdarzenie, kt�re zgroz� przej�o
widowni�. Rozgorza�a w otwartym grobie straszliwa walka, Hamlet uszed� z niej z pustk� w oczach
i s�aniaj�c si� niemal po ziemi. Aplauz widowni zdusi� strach, ale tylko Laertes wyszed� pok�oni�
si� na scen�. Dziwne sprawia� wra�enie swoimi d�ugimi r�kami, obijaj�cymi si� wok� cia�a, i
osobliwym �miechem na twarzy, tak nie przystaj�cym do ca�ej tej sceny. Hamlet tymczasem
przywar� za kulisami do przyjaciela:
� To jest �mier� � wykrztusi� z siebie. � To jest �mier�.
� Ale� bzdura, wytrzymaj tylko i b�dzie po wszystkim.
� Jest po wszystkim... tak, bo to przecie� �mier�. Z�apa�a mnie ju� i pu�ci�a raz jeszcze. Czy
nie widzia�e� tej drugiej twarzy, jaka wylaz�a na wierzch podczas walki? Czu�em, gdy znalaz�em si�
u u�cisku Laertesa, �e... nie oddycha. Cz�owieku, on nie oddycha!
� Musisz zaraz po przedstawieniu po�o�y� si� do ��ka. Masz gor�czk�. Zbyt mocno to
prze�ywasz. Wspomnienia s� jeszcze nazbyt silne.
� Tak, o�y�y na nowo i zgubi� mnie. Tan Laertes zabije mnie. Ja ju� nie chc� na scen�...
Dyrektor i re�yser rzucili si� na Hamleta. Pocz�li kruszy� jego op�r i wypchn�li go w ko�cu z
kulis.
� Panie Prinz! � zawo�a� inspicjent. . � Zaraz! � Wr�ci� si� i chwyci� Rietschla za rami�
przyci�gaj�c go do siebie:
� Musz� ci to powiedzie�, zanim wyjd�. Kto� to musi wiedzie�. S�uchaj! To nie by� wtedy
przypadek. To sta�o si� z rozmys�em... to by� mord... Laertes zosta� zamordowany. Ja go zabi�em.
� Panie Prinz!
� Id� ju�.
Hamlet wyszed� na scen� do Horacja. Laertes znajdowa� si� w pobli�u, gdzie� za kulisami
czekaj�c na swoje wej�cie. By� niewidoczny, ale wiedziano, �e gdzie� tu jest, i �e nic nie
powstrzyma go przed wtargni�ciem na scen� w stosownym momencie. Rietschl, wstrz��ni�ty
l�kiem o przyjaciela i jego nag�ym wyznaniem, nie wa�y� si� szuka� Laertesa. Przykuty tym
wszystkim do swojego miejsca �ledzi� spowolnia�� na scenie akcj�, widzia� jak Hamlet przeci�ga
poszczeg�lne jej fragmenty, s�ysza� jak cedzi wolno swoje s�owa. Dwaj stra�acy stoj�cy za nim
komentowali mi�dzy sob� wydarzenia na scenie, gdzie panowa� pe�en napi�cia nastr�j, pot�guj�cy
si� z ka�d� chwil� i sprawiaj�cy, �e wszyscy czekali rozwi�zania akcji niczym wybawienia z
wielkiego niebezpiecze�stwa.
� Ten Hamlet, jak on dzisiaj gra, to� to dech w piersi zapiera!
� Tak, gra... gra jakby na �mier� i �ycie.
Nagle Laertes stan�� po�rodku. Rietschl widzia�, jak oczy wszystkich, aktor�w i widz�w,
zwr�ci�y si� ku niemu, a nast�pnie, jakby cofaj�c si� przed nim, szuka�y oparcia w Hamlecie.
Struktura dramatu zarysowa�a si� jak rysuj� si� mury wysokiej wie�y pod naporem szalej�cej burzy,
kt�re co prawda nie gro�� jeszcze zawaleniem, ale pokazuj� wyra�nie dr�enie budowli targanej
�ywio�em. Laertes sta� w�r�d dworzan smuk�y, gi�tki, u�miechni�ty, i Rietschlowi wyda�o si�
naraz, �e rzeczywi�cie mo�e to nie by� Hildemann. Bawi� si� kling� pr�buj�c jej spr�ysto�ci i
przez chwil� mog�o si� zdawa�, �e kre�li jakie� znaki w powietrzu. .
Rozpocz�a si� walka. Klingi spotka�y si� i zwi�za�y w swoim ta�cu sycz�c niczym �mije i
b�yskaj�c w�r�d pchni�� i parad. Szuka�y si� szybko i zdradziecko, czaj�c si� i brutalnie � dwoje
�ywych stworze� walcz�cych ze sob� na skraju przepa�ci. Walka zacz�a si� wyd�u�a� ponad
zwyk�y po temu czas. Podczas gdy re�yser t�umaczy� co� rozgor�czkowany Fortynbrasowi, Rietschl
zorientowa� si� z przera�eniem, �e Hamlet broni si� naprawd� przed zasypuj�cym go lawin� cios�w
Laertesem. Wok� walcz�cych utworzy�y si� grupki widz�w spo�r�d wyl�knionych aktor�w, a
nawet niemi staty�ci o�ywili si� wyra�nie.
Wtem Rietschl ujrza�, jak Laertes podw�jnym pchni�ciem dosi�gn�� piersi Hamleta, a
nast�pnie z u�miechem wolnym ruchem cofn�� szpad�. Hamlet potkn�� si�, wyprostowa�, si�gn��
r�kami do szyi i run�� na plecy. Zaciskaj�c w konwulsjach d�onie z�apa� za brzeg sukni kr�lowej i
przewr�ci� si� rz꿹c na bok.
� Kurtyna! Kurtyna! � krzycza� re�yser, a lekarz teatralny o ma�o co nie przewr�ci�
Rietschla biegn�c do le��cego. W czasie, gdy re�yser uspokaja� przed opuszczon� ju� kurtyn�
zdezorientowan� publiczno�� i m�wi�c o drobnym, ubolewania godnym wypadku, prosi� o
zdyscyplinowane opuszczenie widowni, lekarz bada� gruntownie le��c� na scenie ofiar�.
Hamlet by� martwy.
� Laertes, Laertes... gdzie jest Hildemann! � wo�a� dyrektor, a komisarz policji rzuci� si�
mi�dzy kulisy szukaj�c aktora. Ale Laertes znikn�� bez �ladu.
Goniec pocztowy przedar� si� w tej chwili przez zbiegowisko lamentuj�cych kobiet i
milcz�cych m�czyzn z telegramem w d�oni do dyrektora. Telegram zawiera� zaskakuj�c�
wiadomo��. Poci�g, kt�rym Hildemann chcia� przyjecha� na wieczorne przedstawienie, wykolei�
si� w po�owie drogi wskutek p�kni�cia szyn. Zgin�y dwie osoby, a kilka pozosta�ych odnios�o
ci�kie obra�enia. Gdy na najbli�szej stacji uda�o si� tylko ustali� to�samo�� ofiar, naczelnik stacji
uzna� za sw�j obowi�zek powiadomi� dyrektora, �e Hildemann nie przyjedzie, bowiem zgin��
podczas wypadku.
prze�o�y� Marek Zybura