7449

Szczegóły
Tytuł 7449
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7449 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7449 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7449 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lois McMaster Bujold Barrayar Cykl: Barrayar tom 2 Prze�o�y�a Paulina Braitner Data wydania oryginalnego � 1991 Data wydania polskiego � 1996 Dla Anne i Paula Synopsis Podczas misji zwiadowczej na nowo odkrytej planecie grupa badawcza komandor Cordelii Naismith zosta�a zaatakowana przez oddzia� barrayarskich wojsk. Cordelia, schwytana przez osamotnionego dow�dc� Barrayarczyk�w, kapitana Arala Vorkosigana, musia�a zgodzi� si� na wsp�prac�, aby ocali� ci�ko rannego podporucznika Dubauera. Podczas w�dr�wki do barrayarskiego magazynu wojskowego dawni wrogowie zaprzyja�nili si� do tego stopnia, �e ostatecznie Cordelia pomog�a Vorkosiganowi odzyska� dow�dztwo nad zbuntowan� za�og�. Widz�c rozmiary ukrytego magazynu domy�li�a si�, �e Barrayarczycy zamierzaj� zaj�� dziewicz� dot�d planet�. Ju� na pok�adzie ich statku Vorkosigan o�wiadczy� si� jej, jednak zwa�ywszy mo�liwe polityczne konsekwencje planowanego przez Barrayar ataku na Escobar, najbli�szego sojusznika Kolonii Beta, oboje uznali, �e nale�y zaczeka�. Za�oga Cordelii, zamiast - zgodnie z jej rozkazem - uciec, wr�ci�a, pomagaj�c gromadce buntownik�w opanowa� statek Vorkosigana, �Genera�a Vorkrafta�; w wyniku ich dzia�a� jeden z oficer�w, podporucznik Koudelka, zosta� ci�ko ranny. Sp�acaj�c d�ug honorowy, Cordelia przed ucieczk� podst�pnie obezw�adni�a napastnik�w. Nied�ugo potem Cordelia Naismith, awansowawszy do stopnia kapitana, wype�niaj�c tajn� misj� wojskow�, znalaz�a si� w przestrzeni nie opodal Escobaru. Schwytana przez Barrayarczyk�w, trafi�a w r�ce sadystycznego admira�a Vorrutyera, kt�ry pr�bowa� j� zgwa�ci�, lecz w ostatniej chwili sier�ant Bothari poder�n�� mu gard�o. Ukrywaj�c si� w kabinie Vorkosigana Cordelia by�a �wiadkiem ca�kowitej kl�ski Barrayarczyk�w i �mierci nast�pcy tronu, ksi�cia Serga. Dopiero po rozmowie z Vorkosiganem, odkrywszy, i� ca�y czas wiedzia� on o przemyconej przez ni� tajnej broni, kt�ra przes�dzi�a losy wojny, Cordelia poj�a, �e inwazja na Escobar by�a tylko przykrywk� - prawdziwy cel wojny, zaplanowanej osobi�cie przez cesarza Ezara Vorbarr�, stanowi�o pozbycie si� ksi�cia Serga i ca�ego stronnictwa wojennego. Odes�ana wraz z jeszcze jedn� wi�niark�, poprzedni� ofiar� Vorrutyera, do obozu jenieckiego, Cordelia mimo swych protest�w zosta�a uznana za bohaterk�. Wkr�tce potem na planecie pojawi� si� Vorkosigan, przygotowuj�c ob�z do kapitulacji. Po rozmowie z nim Cordelia postanowi�a przed podj�ciem ostatecznej decyzji wr�ci� do domu, na Koloni� Beta. Tymczasem Escobarczycy, odebrawszy pierwsz� parti� wi�niarek, odes�ali Vorkosiganowi szesna�cie symulator�w macicznych, w kt�rych zamkni�to p�ody, noszone przez ofiary barrayarskich gwa�cicieli, w tym sier�anta Bothariego. Vorkosigan zobowi�za� si�, �e dopilnuje, by wszystkie dzieci bezpiecznie przysz�y na �wiat. Po powrocie na Koloni� Beta, witana jak przysta�o na bohaterk� Cordelia wpad�a w depresj�. Zdumieni jej zachowaniem prze�o�eni uznali, i� najprawdopodobniej zosta�a poddana praniu m�zgu przez Barrayarczyk�w i odes�ana do domu jako szpieg. Odkrywszy to, Cordelia obezw�adni�a przes�uchuj�c� j� lekark� i wykorzystuj�c swoj� nowo zdobyt� s�aw� uciek�a na Barrayar. Ju� jako ma��e�stwo lord i lady Vorkosigan asystowali w Cesarskim Szpitalu Wojskowym przy narodzinach c�reczki Bothariego, Eleny. Wezwani do Pa�acu Cesarskiego, z�o�yli wizyt� umieraj�cemu cesarzowi, kt�ry zmusi� Vorkosigana, by ten przyj�� po jego �mierci stanowisko regenta Barrayaru. Rozdzia� pierwszy Boj� si�. Cordelia odsun�a zas�ony w oknie salonu na trzecim pi�trze Pa�acu Vorkosigan�w i wyjrza�a na zalane promieniami s�o�ca ulice. D�ugi srebrny pojazd skr�ca� w�a�nie w p�kolisty podjazd przed budynkiem, mijaj�c naje�one szpikulcami ogrodzenie oraz importowane z Ziemi krzewy. Po chwili zahamowa�. To by� pojazd rz�dowy. Tylne drzwi otwar�y si� i ujrza�a m�czyzn� w zielonym mundurze. Mimo do�� kiepskiego k�ta widzenia Cordelia natychmiast rozpozna�a br�zow� g�ow� komandora Illyana, jak zawsze bez czapki. Po sekundzie oficer znikn�� jej z oczu, zas�oni�ty wystaj�cym portykiem. Przypuszczam, �e nie musz� si� martwi�, p�ki cesarska s�u�ba bezpiecze�stwa nie zjawi si� tu w �rodku nocy. Jednak�e w ustach wci�� jeszcze czu�a smak strachu. Czemu w og�le przyjecha�am tu, na Barrayar? Co zrobi�am ze sob�, ze swoim �yciem? Na korytarzu rozleg�y si� ci�kie kroki i drzwi salonu uchyli�y si� ze skrzypni�ciem. Sier�ant Bothari wsun�� g�ow� do �rodka. Na widok Cordelii mrukn�� z zadowoleniem: - Milady, czas na nas. - Dzi�kuj�, sier�ancie. Pu�ci�a zas�on� i odwr�ci�a si�, aby po raz ostatni sprawdzi� swoje odbicie w lustrze wisz�cym ponad archaicznym kominkiem. Trudno uwierzy�, �e miejscowi ludzie wci�� jeszcze pal� szcz�tki ro�linne po to, by uwolni� zmagazynowane w nich chemicznie ciep�o. Unios�a podbr�dek nad sztywnym ko�nierzem z bia�ej koronki, poprawi�a r�kawy �akietu i z roztargnieniem poruszy�a d�ug� szerok� sp�dnic�, przynale�n� kobietom z klasy Vor�w. Kasztanowej barwy tkanina idealnie odpowiada�a odcieniowi �akietu. Kolor ten doda� Cordelii otuchy - bardzo przypomina� jasny br�z jej starego kombinezonu Beta�skiego Zwiadu Astronomicznego. Przyg�adzi�a d�oni� rude w�osy, rozdzielone na �rodku i podtrzymywane par� emaliowanych grzebieni, i odrzuci�a je do ty�u. Kaskada lok�w opad�a jej do po�owy plec�w. Z bladej twarzy w lustrze spogl�da�y na ni� szare oczy. Nos odrobin� zbyt ko�cisty, podbr�dek nieco za d�ugi, w sumie jednak to dobra twarz, porz�dna, praktyczna. C�, je�li pragn�a wygl�da� delikatnie i filigranowo, wystarczy�o jedynie stan�� obok sier�anta Bothariego. Jego ci�ka dwumetrowa posta� wznosi�a si� nad ni�, rzucaj�c �a�obny cie�. Cordelia uwa�a�a si� za do�� wysok� kobiet�, jednak�e czubek jej g�owy si�ga� zaledwie do ramienia sier�anta. Bothari mia� twarz kamiennego gargulca, nieodgadnion�, czujn�, z wielkim stercz�cym nosem. Kr�tko po wojskowemu obci�te w�osy podkre�la�y kanciasto�� jego rys�w, nadaj�c mu wygl�d kryminalisty. Nawet elegancka liberia ksi�cia Vorkosigana - ciemnobr�zowa, ozdobiona srebrnymi symbolami rodu - nie by�a w stanie z�agodzi� zdumiewaj�cej brzydoty Bothariego. Niemniej to dobra twarz, jak najbardziej praktyczna. S�u��cy w liberii. C� za dziwaczny koncept. Czemu w�a�ciwie s�u�y�? Co powiesz na nasze �ycie, fortun� i �wi�ty honor? A to dopiero pocz�tek. Pozdrowi�a go serdecznym skinieniem g�owy w lustrze, po czym odwr�ci�a si� i ruszy�a w �lad za sier�antem przez labirynt korytarzy Pa�acu Vorkosigan�w. Musi jak najszybciej nauczy� si� rozk�adu pomieszcze�. To bardzo k�opotliwe zgubi� si� we w�asnym domu i prosi� stra�nika czy s�u��cego, by wskaza� jej drog�, szczeg�lnie w �rodku nocy, gdy by�a owini�ta jedynie w r�cznik. Kiedy� dowodzi�am statkiem kosmicznym. Naprawd�. Je�li potrafi�a poradzi� sobie z pi�cioma wymiarami wisz�c g�ow� w d�, z pewno�ci� zdo�a opanowa� zaledwie tr�jwymiarow� przestrze� w normalnej pozycji. Dotarli do szczytu szerokich kr�conych schod�w, opadaj�cych wdzi�cznie trzema biegami w d�, ku wy�o�onemu czarno-bia�ymi kamiennymi p�ytkami holowi. Cordelia pod��a�a lekko w �lad za ci�ko st�paj�cym Botharim. Szeroka sp�dnica sprawia�a, �e sama Cordelia mia�a wra�enie, jakby unosi�a si� w powietrzu, opadaj�c nieub�aganie w d� spirali. Na d�wi�k ich krok�w czekaj�cy w holu wysoki m�odzieniec z lask� uni�s� wzrok. Twarz porucznika Koudelki by�a r�wnie przystojna i symetryczna, jak Bothariego w�ska i nieprzyjazna. M�odzieniec u�miechn�� si� ciep�o do Cordelii. Nawet drobne linie b�lu w k�cikach oczu i ust nie zdo�a�y go postarzy�. Mia� na sobie polowy mundur imperialny, r�ni�cy si� jedynie insygniami od uniformu komandora Illyana. D�ugie r�kawy i wysoki ko�nierz kry�y sie� cienkich czerwonych blizn, oplataj�cych po�ow� jego cia�a, lecz Cordelia ujrza�a j� wyra�nie oczami duszy. Nagi, Koudelka m�g� s�u�y� za model pogl�dowy na wyk�adzie o budowie ludzkiego systemu nerwowego, bowiem ka�da blizna oznacza�a martwy nerw, zast�piony sztuczn� srebrn� nici�. Porucznik Koudelka nie przywyk� jeszcze do swojego nowego systemu nerwowego. M�w prawd�. Tutejsi chirurdzy to t�pi, niezdarni rze�nicy. Ich dzie�o z pewno�ci� nie dor�wnywa�o osi�gni�ciom medycyny beta�skiej. Cordelia nie pozwoli�a jednak, aby te my�li znalaz�y odbicie na jej twarzy. Porucznik odwr�ci� si� niezr�cznie i pozdrowi� Bothariego skinieniem g�owy. - Witaj, sier�ancie. Dzie� dobry, lady Vorkosigan. Nowe nazwisko nadal brzmia�o dziwnie w jej uszach. Mia�a wra�enie, �e do niej nie pasuje. U�miechn�a si� w odpowiedzi. - Dzie� dobry, Kou. Gdzie jest Aral? - Razem z komandorem Illyanem poszed� do biblioteki, aby ustali� najlepsze miejsce do zamontowania nowej zabezpieczonej konsoli komunikacyjnej. Zaraz powinni wr�ci�. O, w�a�nie nadchodz� - doda�, s�ysz�c kroki w korytarzu. Cordelia powiod�a wzrokiem za ruchem jego g�owy. Illyan, szczup�y, mi�y i uprzejmy, zdawa� si� jeszcze drobniejszy - wr�cz nik� - w cieniu m�czyzny w sile wieku odzianego we wspania�y galowy mundur Imperium. Oto pow�d, dla kt�rego przyby�a na Barrayar. Admira� lord Aral Vorkosigan, w stanie spoczynku. �ci�lej bior�c, to ostatnie by�o prawdziwe do wczoraj. Wczoraj ich �ycie nagle stan�o na g�owie. Za�o�� si� jednak, �e z czasem wyl�dujemy na czterech �apach. W kr�pej postaci Vorkosigana kry�a si� moc, jego ciemne w�osy by�y przypr�szone siwizn�. Ci�k� szcz�k� znaczy�a stara blizna w kszta�cie litery L. Porusza� si� ze st�umion� energi�, jego szare oczy spogl�da�y czujnie wok�, p�ki nie rozb�ys�y na widok Cordelii. - B�d� pozdrowiona, moja pani - zaintonowa�, ujmuj�c jej d�o�. S�owa zabrzmia�y oficjalnie, lecz w oczach, l�ni�cych niczym zwierciad�a, wyra�nie odbija�o si� prawdziwe uczucie. W lustrze jego oczu jestem naprawd� pi�kna, u�wiadomi�a sobie nagle Cordelia. Wygl�dam znacznie lepiej ni� w zwierciadle na �cianie. Odt�d powinnam tylko w nich si� przegl�da�. Jego masywna r�ka, sucha i gor�ca - c� za przyjemne, t�tni�ce �yciem ciep�o! - zamkn�a si� wok� ch�odnych w�skich palc�w Cordelii. M�j m��. To okre�lenie pasowa�o idealnie, przylegaj�c do niego r�wnie g�adko, jak d�o� Vorkosigana do jej w�asnej r�ki, cho� nowe nazwisko, lady Vorkosigan, nadal zdawa�o si� ze�lizgiwa� z jej ramion niczym �wie�o kupiony p�aszcz. Obserwowa�a Bothariego, Koudelk� i Vorkosigana, stoj�cych przez chwil� obok siebie. Gromada rannych, raz, dwa, trzy. I dama, kt�ra przy nich tkwi. Ci, kt�rzy prze�yli. Wszyscy trzej odnie�li niemal �miertelne rany podczas ostatniej wojny o Escobar. Kou ucierpia� na ciele, Bothari na umy�le, Vorkosigan otrzyma� cios prosto w dusz�. �ycie toczy si� dalej. Maszeruj b�d� zgi�. Czy w ko�cu wszyscy zaczniemy wraca� do zdrowia? Tak� mia�a nadziej�. - Gotowa, moja droga pani kapitan? - spyta� Vorkosigan swym ciep�ym barytonem z wyra�nym barrayarskim akcentem. - Bardziej gotowa ju� nie b�d�. Illyan i porucznik Koudelka ruszyli przodem. Koudelka drepta� niezgrabnie na uginaj�cych si� nogach obok �wawo maszeruj�cego komandora. Na ten widok Cordelia zmarszczy�a brwi. Uj�a rami� m�a i oboje pow�drowali w �lad za nimi, pozostawiaj�c Bothariego jego obowi�zkom domowym. - Jaki mamy plan zaj�� na najbli�szych kilka dni? - spyta�a. - C�, najpierw oczywi�cie audiencja - odpar� Vorkosigan. - Potem musz� spotka� si� z paroma osobami. Zajmie si� tym ksi��� Vortala. Za kilka dni odb�dzie si� g�osowanie po��czonych Rad i moje zaprzysi�enie. Od stu dwudziestu lat nie mieli�my regenta i B�g jeden wie, jakie ceremonie odkurz� na te okazje. Koudelka usiad� obok umundurowanego kierowcy, komandor Illyan zaj�� miejsce naprzeciwko Cordelii i Vorkosigana, ty�em do kierunku jazdy. W�z jest opancerzony, uzna�a Cordelia, widz�c niezwyk�� grubo�� zamykaj�cej si� nad ich g�owami przezroczystej os�ony. Na sygna� Illyana kierowca ruszy�, g�adko skr�caj�c w ulic�. Z zewn�trz nie dobiega� ich niemal �aden d�wi�k. - Regentka ma��onka - Cordelia smakowa�a to okre�lenie. - Czy tak brzmi m�j oficjalny tytu�? - Owszem, milady - odpar� Illyan. - Towarzysz� mu jakiekolwiek oficjalne obowi�zki? Illyan spojrza� na Vorkosigana, kt�ry rzek�: - Hm, tak i nie. Musimy uczestniczy� w wielu uroczysto�ciach - czy te� w twoim przypadku, u�wietni� je sw� obecno�ci�. Poczynaj�c od pogrzebu cesarza, niew�tpliwie ponurego wydarzenia dla wszystkich zainteresowanych - prawdopodobnie z wyj�tkiem samego Ezara Vorbarry. Z tym jednak trzeba poczeka�, by wyda� ostatnie tchnienie. Nie wiem, czy zaplanowa� ju� sobie, kiedy ma to nast�pi�. Ale niczego innego bym si� po nim nie spodziewa�. Kt�re imprezy chcesz traktowa� jako obowi�zki zale�y wy��cznie od ciebie. Przemowy, uroczysto�ci, wa�ne �luby, chrzciny i pogrzeby, witanie delegacji poszczeg�lnych okr�g�w - kr�tko m�wi�c, funkcje reprezentacyjne. Ksi�niczka wdowa Kareen wykonuje je z prawdziwym talentem. - Vorkosigan urwa�, widz�c przera�on� min� Cordelii, po czym doda� pospiesznie. - Albo, je�li wolisz, mo�esz prowadzi� ca�kowicie prywatne �ycie. W chwili obecnej masz po temu idealny pretekst - jego r�ka, opasuj�ca tali� �ony, w sekrecie pog�adzi�a jej wci�� jeszcze p�aski brzuch. - W istocie wola�bym nawet, aby� oszcz�dza�a si�y. Natomiast co do politycznego aspektu twojego stanowiska... By�bym bardzo rad, gdyby� zosta�a moj� ��czniczk� z ksi�niczk� wdow� i... m�odym cesarzem. Je�li zdo�asz, zaprzyja�nij si� z ni�. To kobieta zachowuj�ca niezwyk�� rezerw�. Wychowanie ch�opca jest kwesti� najwy�szej wagi. Nie wolno nam powt�rzy� b��d�w Ezara Vorbarry. - Mog� spr�bowa� - westchn�a. - Widz�, �e �ycie barrayarskich Vor�w to ci�ka praca. - Nie staraj si� przesadnie nagina�. Nie chcia�bym, aby� zmusza�a si� do czego�. Poza tym, istnieje jeszcze jeden aspekt sprawy. - Czemu mnie to nie dziwi? M�w dalej. Zawaha� si�, starannie dobieraj�c s�owa. - Kiedy nie�yj�cy ju� ksi��� Serg nazwa� ksi�cia Vortal� pseudo-post�powcem, w pewnym sensie mia� racj�. Szczeg�lnie bolesne wyzwiska zawsze zawieraj� w sobie krztyn� prawdy. Ksi��� Vortala stara� si� utworzy� parti� post�pow� wy��cznie spo�r�d cz�onk�w klas wy�szych. Jak mawia�, chodzi�o mu o ludzi, kt�rzy licz� si� w spo�ecze�stwie. Dostrzegasz drobn� luk� w jego rozumowaniu? - Mniej wi�cej rozmiar�w beta�skiego kanionu Hogartha? Owszem. - Jeste� Betank�, kobiet� o galaktycznej reputacji. - Daj spok�j. - Za tak� tu uchodzisz. Nie s�dz�, aby� u�wiadamia�a sobie w pe�ni, jak postrzegaj� ci� ludzie. Tak si� sk�ada, �e dla mnie to bardzo korzystne. - Mia�am nadziej�, �e znikn� ludziom z oczu. Nie przypuszcza�am, i� mog� si� tu sta� popularna po tym, jakie szkody wyrz�dzi�am waszej stronie na Escobarze. - To kwestia naszej kultury. Moi ludzie wybacz� niemal wszystko odwa�nemu �o�nierzowi. Za� ty ��czysz w sobie dwie przeciwstawne frakcje - wojskow� arystokracj� i progalaktyczny plebs. Naprawd� uwa�am, �e gdyby� zechcia�a rozegra� dla mnie t� parti�, zdo�a�bym przeci�gn�� na sw� stron� ca�y trzon Ligi Obro�c�w Ludu. - Wielkie nieba. Od jak dawna zastanawia�e� si� nad tym? - Nad samym problemem? Bardzo d�ugo. Rola, jak� mog�aby� odegra� w jego rozwi�zaniu, przysz�a mi do g�owy dopiero dzi�. - Chcia�by� zrobi� ze mnie figurantk�, kieruj�c� czym� w rodzaju partii konstytucyjnej? - Nie, nie. Wkr�tce z�o�� przysi�g� na m�j honor, nakazuj�c� unika� mi czego� takiego. Przekazanie ksi�ciu Gregorowi stanowiska cesarza bez oddania w�adzy narusza�oby ducha regenckiej przysi�gi. Pragn� jedynie... pragn� jedynie znale�� spos�b, aby �ci�gn�� w s�u�b� cesarza najlepszych ludzi ze wszystkich klas, grup j�zykowych i partii. W�r�d Vor�w jest po prostu zbyt ma�o utalentowanej m�odzie�y. Chcia�bym przekszta�ci� rz�d na wz�r wojska w jego najlepszym okresie, kiedy zdolno�ci zapewnia�y promocj� bez wzgl�du na pochodzenie. Cesarz Ezar usi�owa� przeprowadzi� podobne zmiany, wzmacniaj�c ministerstwa kosztem ksi���t, jednak�e sprawy posun�y si� za daleko. Teraz ksi���ta s� bezsilni, a ministerstwa - prze�arte korupcj�. Musi istnie� jaki� spos�b odzyskania r�wnowagi. Cordelia westchn�a. - Wygl�da na to, �e b�dziemy musieli zgodzi� si� na zachowanie rozbie�nych stanowisk wobec konstytucji. Mnie nikt nie mianowa� regentem Barrayaru. Ostrzegam ci� jednak, �e nie ustan� w pr�bach zmiany twojego zdania. Na te s�owa Illyan uni�s� brwi. Cordelia, czuj�c nag�� s�abo��, wyprostowa�a si� na siedzeniu, obserwuj�c przesuwaj�c� si� za oknami panoram� stolicy. Cztery miesi�ce temu nie po�lubi�a regenta Barrayaru. Wysz�a za m�� za zwyk�ego �o�nierza w stanie spoczynku. Owszem, po �lubie m�czy�ni podobno zawsze si� zmieniali, zazwyczaj na gorsze. Ale tak bardzo? Tak szybko? Nie do tych obowi�zk�w si� godzi�am, m�j panie. - Cesarz Ezar okaza� ci wczoraj prawdziwe zaufanie, mianuj�c ci� regentem. Nie wydaje mi si�, aby by� tak bezwzgl�dnym pragmatykiem, jakim mi go przedstawi�e� - zauwa�y�a. - Owszem. To oznaka zaufania. Powodowa�a nim jednak konieczno��. Nie dostrzeg�a� chyba znaczenia przekazania kapitana Negriego ksi�niczce. - A mia�o to jakie� znaczenie? - O tak. I to bardzo wyra�ne. Negri nadal b�dzie pe�ni� swe dawne obowi�zki szefa cesarskiej ochrony. Oczywi�cie jego raporty nie trafi� do czteroletniego ch�opca, lecz do mnie. Komandor Illyan pozostanie jedynie jego asystentem. - Vorkosigan i Illyan wymienili ironiczne skinienia g�owy. - Nie ma jednak �adnych w�tpliwo�ci co do lojalno�ci Negriego. Gdybym, powiedzmy, oszala� i pr�bowa� przej�� w�adz� nie tylko faktyczn�, ale i tytularn�, bez w�tpienia cesarz wyda� mu tajne rozkazy, aby w takim wypadku pozby� si� mnie. - No c�. Zapewniam ci�, �e absolutnie nie mam ochoty zosta� cesarzow� Barrayaru. To na wypadek, gdyby� si� nad tym zastanawia�. - Tak te� s�dzi�em. Samoch�d zatrzyma� si� przed bram� w kamiennym murze. Czterech wartownik�w dok�adnie zbada�o pojazd, sprawdzi�o przepustk� Illyana, po czym pozwoli�o im przejecha�. Wszyscy ci stra�nicy, tutaj, w Pa�acu Vorkosigana - przed czym nas strzeg�? Zapewne przed innymi Barrayarczykami w owym podzielonym na liczne frakcje krajobrazie politycznym. Nagle Cordelia przypomnia�a sobie jak�e barrayarskie powiedzenie, kt�rego u�y� kiedy� stary ksi���. W�wczas rozbawi�o j�, teraz jednak wzbudzi�o nag�y niepok�j. �Przy wszystkich tych stosach nawozu, gdzie� tu musi si� kry� jaki� ko�. Na Kolonii Beta w�a�ciwie nie znano koni, zachowa�o si� tylko kilka sztuk hodowanych w zoo. Przy wszystkich tych stra�nikach... Ale je�li nie jestem niczyim wrogiem, jak ktokolwiek mo�e �ywi� wrogie zamiary wobec mnie? Illyan, kt�ry wierci� si� niespokojnie na swym fotelu, przem�wi� wreszcie: - Proponowa�bym, milordzie - powiedzia� z wahaniem do Vorkosigana - wi�cej, nawet b�aga�bym, aby zmieni� pan zdanie i zgodzi� si� osi��� na sta�e w cesarskiej rezydencji. W ten spos�b �atwiej przysz�oby mi kontrolowa� problemy zwi�zane z bezpiecze�stwem pa�skiej osoby - a s� one tak�e moimi problemami. - U�miechn�� si� lekko, co nie pos�u�y�o jego wizerunkowi surowego oficera; zadarty nos sprawia�, �e u�miechni�ty komandor przypomina� rozradowanego szczeniaka. - O kt�rym apartamencie my�la�e�? - spyta� Vorkosigan. - C�, kiedy Gregor wst�pi na tron, wraz z matk� przeniesie si� do komnat cesarskich. W�wczas zwolni si� apartament Kareen. - Chcesz powiedzie� ksi�cia Serga - Vorkosigan spojrza� na niego ponuro. - Chyba wol� osi��� oficjalnie w Pa�acu Vorkosigan�w. M�j ojciec sp�dza teraz wi�cej czasu na wsi, w Posiad�o�ci. Nie przypuszczam, aby przeszkadza�a mu zamiana. - Nie mog� poprze� tego pomys�u. Oczywi�cie wy��cznie ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa. To najstarsza cz�� miasta. Tutejsze ulice tworz� prawdziwy labirynt. W okolicy przebiegaj� co najmniej trzy rodzaje starych tuneli, nale��cych do dawnych system�w kanalizacyjnych i transportowych. Poza tym wok� stoi zbyt wiele wysokich budynk�w, daj�cych widok na ca�� okolic�. Trzeba by sze�ciu pe�nych patroli, aby zapewni� cho�by pobie�n� ochron�. - Masz tylu ludzi? - Owszem, ale... - Zosta�my zatem przy Pa�acu Vorkosigan�w. - Widz�c rozczarowanie oficera, Vorkosigan doda� pocieszaj�co. - To mo�e nie pos�u�y naszemu bezpiecze�stwu, ale z pewno�ci� polepszy wizerunek. Doda nowej regencji aury wojskowej pokory. Powinno te� zmniejszy� nieco paranoiczne obawy przed przewrotem pa�acowym. I oto znale�li si� przed wspomnianym pa�acem. W por�wnaniu z cesarsk� siedzib� rezydencja Vorkosigan�w wydawa�a si� niewielka. Szerokie skrzyd�a wznosz�ce si� na dwa, a miejscami na cztery pi�tra, wie�czy�y liczne wie�e. Dodatki z przer�nych epok s�siadowa�y ze sob� tworz�c rozleg�e i male�kie dziedzi�ce, niekt�re symetryczne, inne dziwnie nieproporcjonalne i sprawiaj�ce wra�enie przypadkowo�ci. Wschodnia fasada by�a najbardziej jednorodna stylistycznie i ci�ka od kamiennych rze�b. Wzd�u� p�nocnej, za�amuj�cej si� pod dziwnymi k�tami, rozci�ga�y si� starannie zadbane klasyczne ogrody. Najstarsza cze�� pa�acu le�a�a na zachodzie, najnowsza - na po�udniu. Pojazd zahamowa� przed dwupi�trowym gankiem po po�udniowej stronie i Illyan mijaj�c kolejne posterunki poprowadzi� swych towarzyszy szerokimi kamiennymi schodami do rozleg�ego apartamentu na pi�trze. Powoli wspinali si� na g�r�, dostosowuj�c kroki do niezr�cznego marszu porucznika Koudelki. Koudelka pos�a� im przepraszaj�ce spojrzenie, po czym ponownie schyli� g�ow� skupiony - czy mo�e zawstydzony? Czy nie maj� tu windy? pomy�la�a z irytacj� Cordelia. Po drugiej stronie tego kamiennego labiryntu, w pokoju kt�rego okna wychodzi�y na p�nocne ogrody, bezsilny bia�y starzec le�a� w swym ogromnym staro�wieckim �o�u czekaj�c na �mier�... W przestronnym korytarzu na g�rze, wy�cie�anym dywanami i ozdobionym obrazami oraz licznymi stolikami, pe�nymi przer�nych drobiazg�w - Cordelia uzna�a, �e zapewne s� to drogocenne bibeloty - czeka� ju� na nich kapitan Negri. Rozmawia� w�a�nie zni�onym g�osem ze stoj�c� obok kobiet�. Cordelia pozna�a s�awnego - czy mo�e nies�awnego - szefa cesarskiej s�u�by bezpiecze�stwa zaledwie poprzedniego dnia; po historycznej rozmowie Vorkosigana z jeszcze nie �wi�tej pami�ci Ezarem Vorbarr�. Negri by� m�czyzn� o twardej twarzy, twardym ciele i kr�g�ej �ysej czaszce, kt�ry s�u�y� swemu cesarzowi cia�em i dusz� przez niemal czterdzie�ci lat, z�owrog� legend� o niezg��bionych oczach. Teraz nachyli� si� nad jej d�oni� i nazwa� j� milady. Moja pani - a jednak zabrzmia�o to szczerze. Kry�a si� w tym zwrocie nie wi�ksza ironia ni� w normalnym tonie kapitana. Czujna jasnow�osa kobieta - dziewczyna? - wysoka i silnie umi�niona, ubrana w zwyk�� cywiln� sukni� spogl�da�a na Cordeli� z ogromnym zainteresowaniem. Vorkosigan i Negri wymienili kr�tkie pozdrowienia w telegraficznym stylu m�czyzn, kt�rzy porozumiewaj� si� od tak dawna, �e zdo�ali wydestylowa� ze wszystkich grzeczno�ci czyst� esencj�. - A to jest panna Droushnakov. Negri nie tyle przedstawi� Cordelii sw� towarzyszk�, co dokona� oficjalnej identyfikacji. - Droushnakov, czyli kto? - spyta�a zdesperowana Cordelia. Najwyra�niej wszyscy opr�cz niej orientowali si�, co si� dzieje, cho� Negri nie przedstawi� tak�e porucznika Koudelki; Koudelka i Droushnakov przygl�dali si� sobie ukradkiem. - Nale�� do s�u�by Kancelarii Wewn�trznej, milady - Droushnakov z�o�y�a jej p�uk�on-p�dygni�cie. - A komu dok�adnie s�u�ysz, opr�cz kancelarii? - Ksi�niczce Kareen, milady. To m�j oficjalny tytu�. Na li�cie personelu kapitana Negriego figuruj� jako cz�onek ochrony pierwszej klasy. Trudno by�o stwierdzi�, kt�ry tytu� budzi� w niej wi�ksz� dum� i rado��. Cordelia podejrzewa�a, �e ten drugi. - Jestem pewna, �e musisz by� bardzo dobra, skoro tak ci� okre�li�. S�owa te wywo�a�y u�miech na twarzy dziewczyny. - Dzi�kuj�, milady. Staram si�. Wszyscy pod��yli w �lad za Negrim do le��cej tu� obok s�onecznej, du�ej komnaty. Jej liczne okna wychodzi�y na po�udnie. Cordelia zaciekawiona, zastanawia�a si�, czy eklektyczna mieszanina sprz�t�w stanowi zbi�r bezcennych antyk�w, czy mo�e drugorz�dnych rupieci. Nie potrafi�a tego stwierdzi�. Po drugiej stronie komnaty, na obitym ��tym jedwabiem szezlongu siedzia�a kobieta, obserwuj�ca z powag� zbli�aj�cych si� go�ci. Ksi�niczka wdowa Kareen by�a szczup��, znu�on� trzydziestolatk�. Mia�a pi�kne ciemne w�osy, u�o�one w mistern� fryzur�, natomiast jej szara suknia zosta�a skrojona z zadziwiaj�c� prostot�. Prostot� i elegancj�. Na pod�odze, rozci�gni�ty na brzuchu, le�a� ciemnow�osy ch�opiec, na oko czterolatek. Mrucza� co� do mechanicznego stegozaura wielko�ci kota, kt�ry mamrota� w odpowiedzi. Ksi�niczka poleci�a mu wsta� i wy��czy� zabawk�. Ch�opiec pos�usznie przycupn�� obok matki, cho� w d�oniach nadal �ciska� sk�rzanego zwierzaka. Cordelia z ulg� stwierdzi�a, �e m�ody ksi��� jest ubrany odpowiednio do swego wieku w wygodny str�j sportowy. Negri oficjalnym tonem przedstawi� Cordeli� ksi�niczce i ksi�ciu Gregorowi. Cordelia nie by�a pewna, czy powinna si� uk�oni�, dygn��, czy mo�e zasalutowa�. Ostatecznie sk�oni�a g�ow� jak wcze�niej Droushnakov. Gregor, powa�ny i milcz�cy, spojrza� na ni� zal�knionym wzrokiem, tote� pr�bowa�a u�miechn�� si� w najbardziej ujmuj�cy spos�b. Vorkosigan ukl�k� przed ch�opcem na jedno kolano - tylko Cordelia dostrzeg�a, jak gwa�townie prze�kn�� �lin� - i powiedzia�: - Czy wiesz kim jestem, ksi��� Gregorze? Gregor skuli� si� lekko, przywieraj�c do matki. Ksi�niczka skin�a g�ow�. - Lord Aral Vorkosigan - odpar� ch�opiec nie�mia�o. Vorkosigan przem�wi� �agodniejszym tonem, rozlu�niaj�c r�ce i staraj�c si� przybra� pogodniejsz� ni� zwykle min�. - Tw�j dziadek poprosi� mnie, abym zosta� twoim regentem. Czy kto� wyja�ni� ci, co to oznacza? Gregor w milczeniu potrz�sn�� g�ow�. Vorkosigan spojrza� na Negriego, z dezaprobat� unosz�c brwi. Kapitan nie zareagowa�. - Znaczy to, �e b�d� wykonywa� prac� twojego dziadka, p�ki nie doro�niesz na tyle, aby sam si� ni� zaj��. Nast�pi to, gdy sko�czysz dwadzie�cia lat. Przez nast�pnych szesna�cie lat b�d� opiekowa� si� tob� i twoj� matk� w zast�pstwie dziadka. Dopilnuj� te�, aby� zdoby� wykszta�cenie, kt�re pomo�e ci dobrze rz�dzi�. R�wnie dobrze, jak tw�j dziadek. Czy ten dzieciak w og�le wie, co oznacza rz�dzenie? Cordelia zauwa�y�a, �e Vorkosigan nie powiedzia� �w zast�pstwie twojego ojca�. Uwa�a�, �eby w og�le nie wspomnie� imienia ksi�cia. Wygl�da�o na to, i� Serg ju� wkr�tce zniknie z historii Barrayaru r�wnie doszcz�tnie, jak wcze�niej jego cia�o, unicestwione w bitwie na orbicie. - Na razie - ci�gn�� dalej Vorkosigan - musisz si� jedynie pilnie uczy� i s�ucha� polece� matki. Potrafisz to zrobi�? Gregor przytakn��, prze�ykaj�c �lin�. - My�l�, �e sobie poradzisz. - Vorkosigan odpowiedzia� kr�tkim skinieniem g�owy, identycznym jak to, kt�rym obdarza� swych oficer�w sztabowych, i wsta�. Ty chyba sobie te� poradzisz, Aralu, pomy�la�a Cordelia. - Poniewa� ju� pan tu jest - zacz�� Negri po kr�tkiej chwili ciszy upewniaj�c si�, �e nie wejdzie Vorkosiganowi w s�owo - chcia�bym, aby odwiedzi� pan centrum dowodzenia. Pragn��bym om�wi� z panem kilka raport�w. Najnowsze doniesienia z Darkoi wskazuj� na to, �e ksi��� Vorlakai ju� nie �y�, kiedy podpalono jego rezydencj�, co rzuca nowe �wiat�o - lub raczej cie� - na t� spraw�. Poza tym jest jeszcze problem odbudowy Ministerstwa Edukacji Politycznej. - Raczej demonta�u - mrukn�� Vorkosigan. - Wszystko jedno. No i, jak zwykle, najnowsza pr�ba sabota�u z Komarru... - Rozumiem. Chod�my. Cordelio... - Mo�e lady Vorkosigan zechcia�aby przez jaki� czas dotrzyma� mi towarzystwa? - odezwa�a si� jak na zawo�anie ksi�niczka Kareen. W jej g�osie zabrzmia�a leciutka nuta ironii. Vorkosigan pos�a� jej pe�ne wdzi�czno�ci spojrzenie. - Dzi�kuj�, milady. Kareen pog�adzi�a z roztargnieniem palcem swe pe�ne wargi. Kiedy m�czy�ni opu�cili komnat�, odpr�y�a si� lekko. - Doskonale. Mia�am nadziej�, �e zdo�amy pozna� si� bli�ej. - jej twarz o�ywi�a si� nieco, oczy uwa�nie obserwowa�y Cordeli�. Na przyzwalaj�cy gest matki ch�opiec zsun�� si� z szezlonga i co chwila ogl�daj�c si� za siebie wr�ci� do przerwanej zabawy. Droushnakov zmarszczy�a brwi. - Co si� sta�o temu porucznikowi? - spyta�a Cordeli�. - Porucznik Koudelka zosta� trafiony z pora�acza nerwowego - odpar�a sztywno Cordelia niepewna, czy osobliwy ton g�osu dziewczyny nie oznacza przypadkiem skrywanej dezaprobaty. - Rok temu, kiedy s�u�y� u Arala na �Generale Vorkrafcie�. Tutejsza neurochirurgia najwyra�niej nie dorasta do galaktycznych standard�w. Ugryz�a si� w j�zyk w obawie, �e gospodyni uzna to za krytyk�. Nie �eby ksi�niczka Kareen odpowiada�a za w�tpliwy poziom medycznej wiedzy na Barrayarze. - Ach, tak. Zosta� ranny jeszcze przed wojn� o Escobar? - W istocie mo�na by rzec, �e stanowi�o to pierwszy wystrza� wojny o Escobar. Cho� przypuszczam, �e wy nazwaliby�cie go ofiar� mimo woli. - Lady Vorkosigan - czy mo�e powinnam rzec: kapitan Naismith - by�a tam - wtr�ci�a ksi�niczka Kareen. - Tote� wie najlepiej. Cordelia nie potrafi�a odczyta� wyrazu twarzy gospodyni. Jak wiele s�ynnych raport�w Negriego trafi�o tak�e i do jej r�k? - C� za okropna tragedia! Najwyra�niej kiedy� by� bardzo wysportowany - zauwa�y�a stra�niczka. - Bo by� - Cordelia u�miechn�a si� nieco cieplej, opuszczaj�c nastroszone kolce. - W mojej opinii pora�acze nerwowe to paskudna bro�. Z roztargnieniem podrapa�a si� w martwe i nieczu�e miejsce na udzie, mu�ni�te zaledwie aur� pola pora�acza, kt�ra na szcz�cie nie przenikn�a podsk�rnego t�uszczu i nie uszkodzi�a mi�nia. Powinna by�a wyleczy� to sobie przed wyjazdem. - Prosz� usi���, lady Vorkosigan - ksi�niczka poklepa�a miejsce obok siebie, dopiero co zwolnione przez przysz�ego cesarza. - Drou, czy zechcia�aby� zabra� Gregora na drugie �niadanie? Droushnakov ze zrozumieniem skin�a g�ow�, jakby w owej prostej pro�bie zosta�a zawarta dodatkowa zakodowana wiadomo��. Zabra�a ch�opca i wysz�a, prowadz�c go za r�k�. Obie kobiety us�ysza�y jeszcze echo dziecinnego g�osu: - Droushie, czy m�g�bym dosta� krem�wk�? I jedn� dla Steggiego? Cordelia usiad�a ostro�nie, my�l�c o raportach Negriego i barrayarskiej dezinformacji, dotycz�cej niedawnej inwazji na Escobar. Escobar, s�siada i sprzymierze�ca Kolonii Beta... Bro�, kt�ra zabi�a ksi�cia Serga i zniszczy�a jego statek wysoko nad Escobarem, zosta�a przemycona przez barrayarsk� blokad� dzi�ki odwadze i po�wi�ceniu niejakiej kapitan Cordelii Naismith z Beta�skich Si� Ekspedycyjnych. Wszyscy o tym wiedzieli i nie musia�a za nic przeprasza�. Natomiast tajna historia, skrywane knowania najwy�szego barrayarskiego dow�dztwa - to w�a�nie by�o tak... zdradzieckie, zdecydowa�a Cordelia. Oto najlepsze okre�lenie. Niebezpieczne, niczym �le przechowywane odpady toksyczne. Ku zdumieniu Cordelii ksi�niczka Kareen nachyli�a si� ku niej, uj�a jej praw� r�k�, unios�a j� do ust i mocno poca�owa�a. - Poprzysi�g�am sobie - powiedzia�a - �e uca�uj� d�o�, kt�ra zabi�a Gesa Vorrutyera. Dzi�kuj� ci, dzi�kuj�. - W jej zduszonym g�osie brzmia�a szczero��. Wygl�da�o na to, �e ksi�niczka jest bliska �ez. Na twarzy Kareen Cordelia dostrzeg�a g��bok�, nieskrywan� wdzi�czno��. Po chwili gospodyni wyprostowa�a si�, na powr�t ch�odna i opanowana. - Dzi�kuj�. Niech ci� B�g b�ogos�awi. - Och... - Cordelia roztar�a poca�owane miejsce. - C�, ja... ten honor nale�y si� komu� innemu, milady. By�am obecna przy �mierci admira�a Vorrutyera, jednak to nie moja r�ka podci�a mu gard�o. D�onie Kareen zacisn�y si� na kolanach. Jej oczy rozb�ys�y. - Wi�c jednak to lord Vorkosigan go zabi�! - Nie! - usta Cordelii zbiela�y ze skrywanej z�o�ci. - Negri powinien by� przekaza� ci prawdziwy raport. To by� sier�ant Bothari. Ocali� mi wtedy �ycie. - Bothari? - Kareen wyprostowa�a si� gwa�townie. - Potw�r Bothari? Szalone narz�dzie Vorrutyera? - Nie mam nic przeciwko temu, aby to mnie obwiniano, bowiem gdyby prawda przedosta�a si� do opinii publicznej, musieliby skaza� go za bunt i morderstwo. Ta wersja wydarze� pozwoli�a sier�antowi unikn�� egzekucji. Ale... ale nie powinnam przypisywa� sobie jego zas�ug. Je�li chcesz, przeka�� mu twoje podzi�kowania. Nie jestem jednak pewna, czy w og�le pami�ta ca�e zdarzenie. Po wojnie, zanim zwolniono go z wojska, przeszed� drako�sk� terapi� - a przynajmniej to, co u was na Barrayarze uchodzi za terapi�. - Cordelia obawia�a si�, �e jej poziom by� por�wnywalny z neurochirurgi�. - Z tego za� co wiem, przedtem te� nie by� zupe�nie normalny. - Nie - potwierdzi�a Kareen. - Z ca�� pewno�ci� nie. S�dzi�am, �e by� pionkiem Vorrutyera. - Dokona� innego wyboru. My�l�, �e stanowi�o to najwi�kszy akt bohaterstwa, jaki kiedykolwiek widzia�am. Z g��bi trz�sawiska z�a i szale�stwa si�gn�� ku... - Cordelia urwa�a, wstydz�c si� rzec �ku zbawieniu�. Po chwili spyta�a: - Czy obwiniasz admira�a Vorrutyera za deprawacj� ksi�cia Serga? Skoro ju� postanowi�y wyja�ni� wszystko do ko�ca... Nikt nie wspomina o ksi�ciu. Jeszcze niedawno postanowi�, na skr�ty, poprzez krew, si�gn�� po koron�, a teraz po prostu... znikn��. - Ges Vorrutyer... - Kareen wy�amywa�a palce - znalaz� w Sergu godnego siebie przyjaciela. I zdolnego ucznia, towarzysza zboczonych zabaw. Mo�e nie wszystko by�o win� Vorrutyera. Nie wiem. Cordelia wyczuwa�a szczero�� w jej s�owach. Ksi�niczka doda�a cicho: - Kiedy zasz�am w ci���, Ezar ochrania� mnie przed Sergiem. Ostatni raz widzia�am mojego m�a na rok przed jego �mierci�. Mo�e ja te� nie b�d� ju� wspomina� o ksi�ciu? - Ezar by� pot�nym protektorem. Mam nadziej�, �e Aral spisze si� r�wnie dobrze. - Czy powinna wyra�a� si� o cesarzu w czasie przesz�ym? Wszyscy inni tak robili. Kareen nagle otrz�sn�a si� z zamy�lenia. - Herbaty, lady Vorkosigan? - spyta�a z u�miechem. Dotkn�a komunikatora ukrytego w cennej broszy na ramieniu i wyda�a rozkazy s�u�bie. Najwyra�niej prywatna audiencja dobieg�a ko�ca. Kapitan Naismith musi przywdzia� sk�r� lady Vorkosigan, pij�cej herbat� z ksi�niczk�. Gregor i jego stra�niczka zjawili si� w chwili, kiedy podano krem�wki i ch�opiec oczarowa� obie damy do tego stopnia, �e zdo�a� uprosi� je o drugie ciastko. Kareen stanowczo odm�wi�a mu trzeciego. Syn ksi�cia Serga sprawia� wra�enie zupe�nie normalnego ch�opca, cho� towarzystwo obcych wyra�nie go onie�miela�o. Cordelia obserwowa�a go z g��bokim zainteresowaniem. Macierzy�stwo. Wszystkim si� przytrafia�o. Jak trudne si� oka�e? - Co pani s�dzi o swym nowym domu, lady Vorkosigan? - zagadn�a uprzejmie ksi�niczka. Typowa rozmowa przy herbacie. �adnego ods�aniania uczu�. Nie przy dzieciach. Cordelia zastanowi�a si�. - Rezydencja wiejska na po�udniu, w Posiad�o�ci Vorkosigan�w jest po prostu cudowna. Wspania�e jezioro. Wi�ksze ni� jakikolwiek otwarty zbiornik wodny na ca�ej Kolonii Beta. A przecie� Aral traktuje je jak co� oczywistego. Wasza planeta jest niewiarygodnie pi�kna. Wasza planeta? Nie moja? W umy�le Cordelii s�owo �dom� nadal przywo�ywa�o has�o �Kolonia Beta�. A jednak mog�aby sp�dzi� wieki w obj�ciach Vorkosigana nad jeziorem. - Tutejsza stolica... c�, jest bez w�tpienia bardziej zr�nicowana, ni� jakiekolwiek miasto w do... Ni� na Kolonii Beta. Cho� - za�mia�a si� z zak�opotaniem - wsz�dzie widz� tylu �o�nierzy. Ostatnio tak wiele zielonych mundur�w otacza�o mnie w obozie jenieckim. - Czy nadal w pani oczach wygl�damy na wrog�w? - zapyta�a ksi�niczka. - Przestali�cie by� dla mnie wrogami, zanim jeszcze sko�czy�a si� wojna. Ju� wtedy ujrza�am w was jedynie zbi�r ofiar, dotkni�tych r�norodn� �lepot�. - Ma pani bystry wzrok, lady Vorkosigan - ksi�niczka wypi�a �yk herbaty, u�miechaj�c si� do swej fili�anki. - Bywa, �e w Pa�acu Vorkosigan�w tak�e panuje koszarowa atmosfera. Szczeg�lnie kiedy przebywa w nim ksi��� Piotr - skomentowa�a. - Wszyscy ci s�udzy w liberiach. Mam wra�enie, �e dostrzeg�am par� kobiet, przemykaj�cych gdzie� po k�tach, ale dot�d �adnej nie uda�o mi si� zagadn��. Bez w�tpienia to tutejsza specyfika. W beta�skiej s�u�bie sytuacja wygl�da�a inaczej. - Armia otwarta dla obu p�ci - wtr�ci�a Droushnakov. Czy�by w jej oczach zab�ys�a iskra zazdro�ci? - Kobiety i m�czy�ni s�u��cy razem. - Pob�r na podstawie test�w zdolno�ci - uzupe�ni�a Cordelia. - Wy��cznie. Oczywi�cie prace wymagaj�ce wi�kszej si�y fizycznej przypadaj� m�czyznom, ale nie ma w tym nic z tutejszej dziwnej obsesji. Stanowiska nie wi��� si� ze statusem spo�ecznym. - Szacunkiem - westchn�a Droushnakov. - C�, je�li ludzie oddaj� swe �ycie w s�u�b� spo�eczno�ci, powinni cieszy� si� szacunkiem - odpar�a spokojnie Cordelia. - Brakuje mi moich si�str-oficer�w, tak je chyba mo�na nazwa�. M�drych, inteligentnych kobiet, techniczek, przyjaci�ek, kt�re zosta�y w domu. - Zn�w to niebezpieczne s�owo, dom. - Opr�cz m�drych m�czyzn, musz� tu by� r�wnie inteligentne kobiety. Czemu si� ukrywaj�? Cordelia ugryz�a si� w j�zyk, bowiem nagle przysz�o jej na my�l, �e Kareen mo�e b��dnie potraktowa� t� ostatni� uwag� jako przycinek. Je�li jednak Kareen poczu�a si� ura�ona, zachowa�a to dla siebie, za� powr�t Arala i Illyana uratowa� Cordeli� przed dalszymi potencjalnymi gafami. Go�cie po�egnali si� uprzejmie i wr�cili do Pa�acu Vorkosigan�w. *** Tego wieczoru komandor Illyan zjawi� si� w pa�acu, prowadz�c ze sob� Droushnakov. Dziewczyna d�wiga�a w d�oni wielk� walizk� i rozgl�da�a si� ciekawie. - Kapitan Negri wyznaczy� pann� Droushnakov do ochrony regentki-ma��onki - wyja�ni� kr�tko Illyan. Aral z aprobat� skin�� g�ow�. P�niej Droushnakov wr�czy�a Cordelii zapiecz�towany li�cik na grubym kremowym papierze. Unosz�c brwi Cordelia z�ama�a piecz��. Pismo by�o drobne i eleganckie, podpis czytelny i pozbawiony wszelkich ozd�bek. Na pewno b�dzie ci odpowiada�a. Pozdrowienia. Kareen. Rozdzia� drugi Nast�pnego ranka Cordelia obudziwszy si� ujrza�a, �e Vorkosigan zd��y� ju� znikn��. Po raz pierwszy musia�a samotnie stawi� czo�o Barrayarowi bez wsparcia m�a. Postanowi�a po�wi�ci� ten dzie� zakupom - przysz�o jej to do g�owy, gdy poprzedniego wieczoru obserwowa�a Koudelk� wspinaj�cego si� mozolnie na kr�cone schody. Podejrzewa�a, �e Droushnakov b�dzie idealn� przewodniczk� w zaplanowanej przez ni� wyprawie. Ubra�a si� i ruszy�a na poszukiwania stra�niczki. Jej znalezienie okaza�o si� niezbyt trudne. Droushnakov siedzia�a w korytarzu tu� za drzwiami sypialni, na widok Cordelii zerwa�a si� na r�wne nogi. Dziewczyna naprawd� powinna nosi� mundur, stwierdzi�a w duchu Cordelia. Sukienka nadawa�a jej wysokiej postaci poz�r oci�a�o�ci. Cordelia zastanawia�a si�, czy jako regentka-ma��onka mog�aby odzia� s�u�b� w wymy�lon� przez siebie liberi�. Podczas �niadania zabawia�a si� wizjami kostiumu, kt�ry podkre�la�by godn� Walkirii urod� Droushnakov. - Czy wiesz, �e jeste� pierwsz� kobiet�-stra�nikiem jak� spotka�am na Barrayarze? - zauwa�y�a, unosz�c wzrok znad jajek, kawy i gotowanej na parze omaszczonej kaszy, stanowi�cej �elazny element ka�dego �niadania. - Jak trafi�a� do tej pracy? - No c�, nie jestem prawdziw� stra�niczk�, tak jak m�czy�ni w liberiach... Ach, i znowu ta magia munduru. -...jednak�e m�j ojciec i wszyscy trzej bracia s�u�� w wojsku. To, co robi�, jest najbli�sze bycia prawdziwym �o�nierzem, tak jak pani. Zwariowana na punkcie armii, podobnie jak ca�a reszta Barrayaru. - Tak? - Kiedy by�am m�odsza, trenowa�am d�udo, dla rozrywki. Okaza�am si� jednak za wysoka jak na kobiec� grup�. �adna z dziewcz�t nie by�a dla mnie r�wnym przeciwnikiem, poza tym same kata to okropne nudziarstwo. Bracia przemycali mnie ze sob� na zaj�cia w grupie m�czyzn. I dalej ju� posz�o. Jeszcze w szkole dwukrotnie zdoby�am tytu� mistrzyni Barrayaru. A potem, trzy lata temu, jeden z ludzi kapitana Negriego zwr�ci� si� do mojego ojca, oferuj�c mi prac�. Wtedy w�a�nie przesz�am szkolenie z broni�. Najwyra�niej ksi�niczka od lat prosi�a o to, by do stra�y przyj�� par� kobiet, mieli jednak k�opoty ze znalezieniem kogo�, kto przeszed�by wszystkie testy. Cho� - u�miechn�a si� nie�mia�o - damie, kt�ra zabi�a admira�a Vorrutyera, nie potrzeba raczej moich n�dznych us�ug. Cordelia ugryz�a si� w j�zyk. - Hm, mia�am wtedy szcz�cie. Poza tym, w tej chwili wola�abym trzyma� si� z dala od wszelkich fizycznych star�. Wiesz chyba, �e jestem w ci��y. - Owszem, milady. Przeczyta�am o tym w jednym z... -...raport�w kapitana Negriego - doko�czy�a Cordelia, wpadaj�c jej w s�owo. - Nigdy w to nie w�tpi�am. Prawdopodobnie dowiedzia� si� o mojej ci��y jeszcze przede mn�. - Tak, milady. - Czy jako dziecko zach�cano ci� do rozwijania twoich zainteresowa�? - Niespecjalnie. Wszyscy uwa�ali, �e jestem do�� dziwna - Droushnakov zmarszczy�a czo�o i Cordelia domy�li�a si�, �e poruszy�a nieprzyjemne wspomnienia. Z namys�em przyjrza�a si� dziewczynie. - Starsi bracia? Dziewczyna zerkn�a na ni� ze zdumieniem. - Owszem. - Tak przypuszcza�am. - A ja ba�am si� Barrayaru widz�c, jak traktuje swoich syn�w. Nic dziwnego, �e mieli k�opoty ze znalezieniem kogo�, kto zdo�a�by przej�� wszystkie testy. - Zatem odby�a� szkolenie w pos�ugiwaniu si� broni�. Doskonale. B�dziesz wi�c moim przewodnikiem podczas dzisiejszych zakup�w. Twarz Droushnakov przybra�a lekko sztuczny wyraz. - Tak, milady. Jakie stroje pani� interesuj�? - spyta�a uprzejmie, nie do ko�ca skrywaj�c rozczarowanie, jakie wzbudzi�y w niej zainteresowania �prawdziwej� kobiety-�o�nierza. - Gdzie mo�na kupi� porz�dn� lask� z ukryt� szpad�? Sztuczny entuzjazm znikn�� jak zdmuchni�ty. - Och, znam doskona�e miejsce. Chodz� tam oficerowie z klasy Vor�w oraz ksi���ta, kupuj�c sprz�t dla swoich ludzi. To znaczy... sama nigdy nie by�am w �rodku. Moja rodzina nie nale�y do Vor�w, wi�c oczywi�cie nie wolno nam posiada� osobistej broni. Tylko sprz�t wojskowy. Ale podobno to najlepszy sklep. *** Jeden z cz�onk�w stra�y ksi���cej zawi�z� je na miejsce. Cordelia, odpr�ona, ch�on�a widoki miasta, Droushnakov natomiast zachowa�a czujno��. Jej oczy bezustannie �ledzi�y przelewaj�cy si� wok� t�um. Cordelia mia�a wra�enie, �e niewiele ujdzie bystremu wzrokowi jej towarzyszki. Od czasu do czasu d�o� Droushnakov w�drowa�a ku r�koje�ci paralizatora, ukrytego wewn�trz jej haftowanego bolerka. Wreszcie skr�cili w schludn� w�sk� uliczk�. Po obu stronach wznosi�y si� stare budynki z rze�bionymi kamiennymi frontonami. Sklep z broni� by� oznaczony jedynie skromnym szyldem �Siegling�, wypisanym dyskretnymi z�otymi literami. Najwyra�niej je�li kto� nie wiedzia� gdzie trafi�, nie powinien tam wchodzi�. Ich kierowca zaczeka� na zewn�trz, podczas gdy Cordelia i Droushnakov wesz�y do �rodka. W wy�cie�anym grubym dywanem i obitym drewnem wn�trzu unosi� si� s�aby zapach zbrojowni; Cordelii przywi�d� on na my�l jej statek Zwiadu, znajomy element w obcym �wiecie. Ukradkiem przyjrza�a si� boazeriom, pr�buj�c oszacowa� ich warto�� i prze�o�y� na beta�skie dolary. Na Barrayarze drewno wydawa�o si� niemal r�wnie powszechne, co plastyk. Na �cianach, w eleganckich gablotach, wystawiono bro� osobist�, jak� m�g� mie� legalnie ka�dy cz�onek klas wy�szych. Opr�cz paralizator�w i broni my�liwskiej Cordelia ujrza�a imponuj�cy zestaw szpad i no�y; najwyra�niej surowe edykty cesarskie, znosz�ce pojedynki, zabrania�y jedynie u�ycia rapier�w, nie za� ich posiadania. Sprzedawca, starszy m�czyzna o w�skich oczach i kocich ruchach, wyszed� im na spotkanie. - Co mog� dla was zrobi�, moje panie? - spyta� uprzejmie. Cordelia przypuszcza�a, �e kobiety z klasy Vor�w musz� czasami odwiedza� to miejsce, aby kupi� prezenty dla swych krewnych p�ci m�skiej. Jednak�e sprzedawca tym samym tonem m�g� rzec �co mog� dla was zrobi�, moje dzieci?�. Lekcewa�enie wyra�one sam� mow� cia�a? Daj spok�j. - Szukam laski z ostrzem dla m�czyzny oko�o metra dziewi��dziesi�t dwa wzrostu. Powinna by� mniej wi�cej tej d�ugo�ci - doda�a, przypominaj�c sobie d�ugo�� r�k i n�g Koudelki. Wskaza�a na wysoko�� biodra. - Prawdopodobnie uruchamiana spr�yn�. - Tak jest, prosz� pani. - Sprzedawca znikn�� i po chwili wr�ci� z kawa�kiem misternie rze�bionego jasnego drewna. - Wygl�da... Sama nie wiem. - Fircykowato? Jak to dzia�a? Sprzedawca zademonstrowa� ukryt� spr�yn�. Drewniana os�ona odpad�a, ukazuj�c d�ugie cienkie ostrze. Cordelia wyci�gn�a r�k� i m�czyzna z pewnym wahaniem poda� jej bro�. Kilka razy poruszy�a szpad�, obejrza�a j� uwa�nie, po czym odda�a swej towarzyszce. - Co o tym s�dzisz? Droushnakov najpierw u�miechn�a si�, potem jednak z pow�tpiewaniem zmarszczy�a brwi. - Nie jest zbyt dobrze wywa�ona. - Zerkn�a niepewnie na sprzedawc�. - Pami�taj, pracujesz dla mnie, nie dla niego - wtr�ci�a Cordelia dostrzegaj�c w tym przejaw dzia�ania mechanizm�w klasowych. - Uwa�am, �e to nie najlepsze ostrze. - Wr�cz przeciwnie, to wspania�a darkoi�ska robota, prosz� pani - zaprotestowa� ch�odno sprzedawca. Cordelia z u�miechem odebra�a bro� stra�niczce. - Sprawd�my twoj� hipotez�. Nagle unios�a szpad� w gwa�townym salucie i ostro zaatakowa�a �cian�. Ostrze uwi�z�o w drewnie i Cordelia opar�a si� na nim ca�ym ci�arem. Brzeszczot p�k�. Z wdzi�cznym u�miechem odda�a sprzedawcy kawa�ki. - Jakim cudem utrzymujecie si� w bran�y, je�li wasi klienci nie do�ywaj� nast�pnych zakup�w? �Siegling� z pewno�ci� nie zyska� sobie reputacji sprzedaj�c podobne zabawki. Przynie� mi co� godnego �o�nierza, nie ozd�bk� dla alfonsa. - Prosz� pani - powiedzia� sztywno sprzedawca. - Musz� nalega�, aby pokry�a pani koszty uszkodzonego towaru. Cordelia odpar�a rozdra�niona: - Doskonale. Po�lij rachunek mojemu m�owi, admira�owi Aralowi Vorkosiganowi, zamieszka�emu w Pa�acu Vorkosigan�w. A skoro ju� przy tym jeste�my, mo�esz mu r�wnie� wyja�ni�, dlaczego usi�owa�e� wcisn�� podobny �mie� jego �onie - bosmanie. To ostatnie by�o jedynie domys�em, jednak�e zdziwienie maluj�ce si� w oczach m�czyzny powiedzia�o jej, �e s�usznie oceni�a jego wiek i ch�d. Sprzedawca uk�oni� si� g��boko. - Stokrotnie przepraszam, milady. My�l�, �e mam co� odpowiedniego, je�li milady zechce zaczeka�. Ponownie znikn�� i Cordelia westchn�a. - Kupowanie z automat�w jest zdecydowanie �atwiejsze. Przynajmniej jednak odwo�anie do Mitycznych W�adz Wy�szych dzia�a tu r�wnie dobrze, jak w domu. Nast�pna laska zrobiona by�a z prostego ciemnego drewna i wypolerowana g�adko jak at�as. Sprzedawca poda� j� z kolejnym uk�onem. - Trzeba nacisn�� tutaj, milady. Laska by�a znacznie ci�sza ni� poprzednia. Drewniana pow�oka odskoczy�a gwa�townie, uderzaj�c w �cian� po drugiej stronie pomieszczenia. Ju� samo to mog�o stanowi� niez�� bro�. Cordelia ponownie powiod�a wzrokiem wzd�u� ostrza. Dziwny delikatny wz�r wygrawerowany na klindze zamigota� lekko. Raz jeszcze zasalutowa�a �cianie, k�tem oka spogl�daj�c na sprzedawc�. - Czy straty s� wliczone do twojej pensji? - Prosz�, milady. - W jego oczach zab�ys�a satysfakcja. - Tego nie zdo�a pani z�ama�. Cordelia podda�a szpad� tej samej pr�bie, co poprzedni�. Tym razem ostrze zag��bi�o si� znacznie dalej, za� napieraj�c na nie ca�ym ci�arem zdo�a�a tylko lekko wygi�� kling�. Nawet wtedy czu�a jednak, �e daleko jej jeszcze do punktu krytycznego. Poda�a bro� Droushnakov, kt�ra obejrza�a j� czule. - Ta jest pi�kna, milady. Godna. - Z pewno�ci� cz�ciej b�dzie s�u�y�a jako laska, ni� jako szpada. Mimo wszystko, istotnie powinna by� godna. We�miemy j�. Kiedy sprzedawca pakowa� jej zakup, Cordelia przystan�a przed gablot� pe�n� inkrustowanych emali� paralizator�w. - My�li pani o jednym dla siebie, milady? - spyta�a Droushnakov. - Chyba nie. Barrayar ma ju� wystarczaj�co wielu �o�nierzy. Nie musi importowa� ich z Kolonii Beta. Nie przyby�am tu po to, by oddawa� si� wojaczce. Widzisz co�, co by ci� interesowa�o? Droushnakov powiod�a wok� t�sknym wzrokiem i potrz�sn�a g�ow�. Jej d�o� ponownie pow�drowa�a ku bolerku. - Sprz�t kapitana Negriego jest bezkonkurencyjny. Nawet �Siegling� nie ma na sk�adzie nic lepszego. Wy��cznie �adniejsze. *** Tego wieczoru do obiadu zasiedli bardzo p�no. Przy stole by�o ich troje: Vorkosigan, Cordelia i porucznik Koudelka. Nowy osobisty sekretarz Arala sprawia� wra�enie nieco zm�czonego. - Co robili�cie przez