7442

Szczegóły
Tytuł 7442
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7442 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7442 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7442 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tom Clancy T�cza Sze�� Tom drugi T�umaczy�: Krzysztof Soko�owski i Andrzej Zieli�ski Data wydania: 1998 Data wydania oryginalnego: 1998 Tytu� orygina�u: Rainbow Six Spis tre�ci: 20 Kontakty 21 Rozw�j 22 Przeciwdzia�anie 23 Czuwanie 24 Obyczaje 25 Wsch�d s�o�ca 26 Rozwi�zania 27 Spos�b przenoszenia 28 W �wietle dnia 29 Po burzy 30 Perspektywy 31 Ruch 32 Krwawe �niwo 33 Igrzyska 34 Igrzyska trwaj� 35 Maraton 36 Wysokie loty 37 Gasn�cy p�omie� 38 Rozwi�zanie 39 Harmonia Epilog Wiadomo�ci 20 Kontakty Zdawa�a sobie spraw� z tego, �e choruje. Nie by�a pewna jak ci�ko, ale widzia�a, �e czuje si� bardzo �le. Mimo podawanych jej �rodk�w u�mierzaj�cych b�l, Mary Bannister by�a jeszcze na tyle przytomna, by si� ba�, �e ci�ko choruje. W szpitalu by�a do tej pory tylko raz, kiedy zwichn�a kostk� i ojciec obawia� si�, �e mo�e by� z�amana, a teraz le�a�a w szpitalnym ��ku z kropl�wk� przy boku, w jej prawym ramieniu tkwi�a ig�a ��cz�ca cia�o z kropl�wk� i sam ten widok j� przerazi�, cho� narkotyki niemal ca�kowicie j� otumania�y. Nie wiedzia�a, jakie �rodki jej podaj�. Doktor Killgore powiedzia�, �e otrzymuje p�yny celem niedopuszczenia do odwodnienia organizmu i co� jeszcze, tak powiedzia�, prawda? Potrz�sn�a g�ow�, bardzo chcia�a odzyska� przytomno�� umys�u, wszystko sobie przypomnie�. Opu�ci�a nogi na pod�og� po prawej stronie ��ka i wsta�a chwiejnie. Dr�a�a na ca�ym ciele. Pochyli�a si�, by sprawdzi�, co wisi na urz�dzeniu do podawania kropl�wki. Mia�a k�opoty ze skupieniem wzroku, zbli�y�a twarz do tych r�nych woreczk�w i stwierdzi�a, �e opisane s� nazwami, kt�rych nie potrafi zrozumie�. Wyprostowa�a si�, pr�bowa�a skrzywi� twarz w namy�le, ale nie do ko�ca si� jej to uda�o. Rozejrza�a si� po sali. Drugie ��ko oddzielone by�o czym�, co przypomina�o wysok� na p�tora metra ceglan� �ciank� i sta�o puste. Dostrzeg�a umieszczony na przeciwleg�ej �cianie telewizor, w tej chwili wy��czony. Kafelkowa pod�oga ch�odzi�a jej bose stopy. Drewniane drzwi zamyka�y si� nie na klamk�, lecz na zamek - by�y to zwyk�e szpitalne drzwi, ale tego, oczywi�cie, nie wiedzia�a. Nie dostrzeg�a ani �ladu telefonu. Czy w szpitalnych salach znajduj� si� telefony? Czy jest w szpitalu? Wygl�da�o to jak szpital, sprawia�o wra�enie szpitala, ale dziewczyna zdawa�a sobie spraw� z tego, �e my�li wolniej ni� zazwyczaj. Czu�a si� zupe�nie tak, jakby za du�o wypi�a - nie tylko fizycznie �le; nie panowa�a te� nad cia�em i mia�a wra�enie, �e co� jej zagra�a. Wiedzia�a, �e musi co� zrobi�, cho� nie mia�a poj�cia, co. Przez chwil� sta�a nieruchomo, rozwa�aj�c ten problem, po czym uj�a uchwyt urz�dzenia kropl�wki i ruszy�a w stron� drzwi. Na szcz�cie mechanizm kropl�wki zasilany by� z baterii, a nie z gniazdka. Stela� toczy� si� g�adko na gumowych ko�ach. Drzwi, jak si� okaza�o, nie by�y zamkni�te. Otworzy�a je i dyskretnie rozejrza�a si� po korytarzu. Nie dostrzeg�a nikogo. Ruszy�a przed siebie, ci�gn�c kropl�wk�. Ani po jednej, ani po drugiej stronie korytarza nie znalaz�a stanowisk piel�gniarek, ale specjalnie jej to nie zmartwi�o. Skr�ci�a w prawo, pchaj�c kropl�wk� przed sob�. Szuka�a czego�, cho� na dobr� spraw� nie wiedzia�a nawet, czego. Skupi�a wzrok i pr�bowa�a kolejnych drzwi. Znajdowa�a wy��cznie ciemne pokoje, �mierdz�ce �rodkami dezynfekuj�cymi. Dotar�a do ko�ca korytarza. Te drzwi oznaczone by�y symbolem T-9, a w pokoju, do kt�rego prowadzi�y nie by�o ��ek, lecz biurko i komputer. Monitor �wieci�, co oznacza�o, �e komputer jest w��czony. Podesz�a bli�ej i obejrza�a go sobie dok�adnie. Pecet, a ona wiedzia�a, jak pracowa� na pececie. Dostrzeg�a modem. A wi�c mo�e... co w�a�ciwie? Przez dobrych kilka minut sta�a nieruchomo, pogr��ona w my�lach. Wreszcie u�wiadomi�a sobie, �e mo�e przecie� wys�a� wiadomo�� ojcu. Pi�tna�cie metr�w i jedno pi�tro dalej Ben Farmer najpierw odwiedzi� toalet�, potem nala� sobie kawy, a teraz opad� na kr�cone krzes�o i wr�ci� do lektury "Bio-Watch". O trzeciej nad ranem w budynku panowa�, oczywi�cie, �wi�ty spok�j. Tato, nie wiem gdzie w�a�ciwie jestem. M�wi�, �e podpisa�am zezwolenie na jakie� testy medyczne, nowe lekarstwo czy co�, ale teraz czuj� si� bardzo kiepsko i w�a�ciwie nie wiem, dlaczego. Pod��czyli mnie do czego�, ig�a w ramieniu i czuj� si� kiepsko i... Farmer sko�czy� lektur� artyku�u na temat efektu cieplarnianego i zabra� si� do sprawdzania podopiecznych. Komputer przerzuca� na monitor obrazy z kolejnych w��czonych kamer, wszyscy chorzy grzecznie le�eli w ��kach, zaraz... ...Nie wszyscy. Co jest? - zdumia� si�, czekaj�c na kolejny przegl�d kamer. Nie wychwyci� kodu nieobecnego pacjenta. Trwa�o to oko�o minuty i ju� wiedzia�... o cholera, sala T-4 by�a pusta. To dziewczyna, prawda? Obiekt K4, Mary Jaka�tam. Gdzie j� ponios�o, do diab�a? W��czy� obserwacj� bezpo�redni� i przejrza� korytarze. Nikogo nie znalaz�. Nikt nie pr�bowa� przedrze� si� przez drzwi do reszty kompleksu. Oba przej�cia zosta�y zamkni�te i by�y wyposa�one w alarm. Gdzie, do cholery, s� ci lekarze? Na stanowisku by�a teraz jaka� baba, Lani Co�tam, nikt jej nie lubi�, cholerna suka. Killgore te� za ni� nie przepada�, inaczej nie mia�aby raz za razem nocnego dy�uru. Palacheck, tak si� baba nazywa�a. Ciekawe sk�d pochodzi? Czeszka? Podni�s� do ust mikrofon. - Doktor Palacheck, doktor Palacheck, prosz� skontaktowa� si� z ochron� - nada� przez g�o�niki kompleksu. W trzy minuty p�niej zadzwoni� telefon. - Doktor Palacheck. Co si� dzieje? - Obiekt K4 wybra�a si� na spacer. Nie mam jej na kamerach. - Ju� id�. Prosz� zawiadomi� doktora Killgore'a. - Tak jest. - Stra�nik wystuka� odpowiedni numer z pami�ci. - O co chodzi? - us�ysza� w s�uchawce znajomy g�os. - M�wi Ben Farmer. K4 znik�a z sali. W�a�nie jej szukamy. - Dobra, zadzwo�cie kiedy j� znajdziecie. - Po��czenie zosta�o przerwane. Killgore najwyra�niej nie przej�� si� znikni�ciem tej Mary. Je�li spr�buje wyj�� z budynku, kto� z pewno�ci� j� zauwa�y. * * * Na ulicach Londynu nadal by�o t�oczno. Iwan Pietrowicz Kirilienko mieszka� blisko ambasady, do pracy chodzi� wi�c piechot�. Chodniki wype�niali �piesz�cy si� przechodnie - Brytyjczycy s� z regu�y lud�mi uprzejmymi, londy�czycy wydaj� si� jednak p�dzi� gdzie� bezustannie. Na uzgodnionym rogu znalaz� si� dok�adnie o �smej dwadzie�cia. Zatrzyma� si�, czekaj�c na zmian� �wiate�. W lewej d�oni trzyma� konserwatywny dziennik "Daily Telegraph". Podmiany dokonali p�ynnie. Nie pad�o ani s�owo, dwukrotne stukni�cie w �okie� powiedzia�o mu, �e ma rozlu�ni� palce, by pozwoli� na wymian� jednego egzemplarza gazety na drugi. Odby�o si� to nisko, poni�ej poziomu talii, dzi�ki czemu nikt z przechodni�w nie m�g� niczego zauwa�y�. T�um os�oni� ich te� przed kamerami, kt�re mog�y zosta� rozmieszczone na dachach dom�w stoj�cych przy tym ruchliwym skrzy�owaniu. Rezydent z trudem powstrzymywa� u�miech. Praca w terenie zawsze sprawia�a mu przyjemno��. Mimo zajmowanej obecnie wysokiej pozycji nadal lubi� codzienn� prac� szpiega. Udowadnia� samemu sobie, �e nadal jest r�wnie dobry jak ci m�odzi, kt�rzy dzi� dla niego pracowali. Po kilku sekundach zmieni�o si� �wiat�o i m�czyzna w ciemnym p�aszczu oddali� si� szybko, trzymaj�c w d�oni gazet�. Od ambasady Kirilienk� dzieli�y jeszcze dwie przecznice. Przeszed� przez �elazn� bram�, wszed� do budynku, omin�� stanowisko stra�nika i uda� si� prosto do swego gabinetu na pierwszym pi�trze. Powiesi� p�aszcz na umocowanym na drzwiach wieszaku i natychmiast otworzy� le��c� na biurku gazet�. Dmitrij Arkadijewicz, jak si� okaza�o, potrafi� dotrzyma� s�owa. W gazecie znajdowa�y si� dwie g�sto zapisane kartki. Agent terenowy CIA, John Clark, przebywa� obecnie w Hereford w Anglii, dowodz�c now� mi�dzynarodow� jednostk� antyterrorystyczn� o nazwie T�cza, w sk�ad kt�rej wchodzi�o od dziesi�ciu do dwudziestu �o�nierzy: Anglik�w, Amerykan�w i przedstawicieli innych narodowo�ci. Fakt jej istnienia by� tajny, znany tylko garstce najwy�ej postawionych cz�onk�w rz�d�w. �ona Clarka pracowa�a jako piel�gniarka w miejscowym szpitalu og�lnym. W�r�d spo�eczno�ci Hereford, zw�aszcza ludzi pracuj�cych w bazie SAS, jego oddzia� cieszy� si� bardzo dobr� opini�. T�cza zaliczy�a trzy operacje: w Bernie, pod Wiedniem i hiszpa�skim Parku �wiatowym. W ramach ka�dej z nich mia�a do czynienia z terrorystami - Kirilienko zwr�ci� uwag� na fakt, �e Popow zarzuci� obowi�zuj�cy niegdy� termin "elementy post�powe" - i za ka�dym razem poradzi�a sobie z nimi r�wnie b�yskawicznie co skutecznie, dzia�aj�c pod przykrywk� miejscowych jednostek policyjnych. Oddzia� mia� dost�p do ameryka�skiego sprz�tu, kt�ry u�yty zosta� w Hiszpanii, co zosta�o zarejestrowane przez dziennikarzy i pokazane w telewizji. Popow rekomendowa� zdobycie tych materia��w, najlepiej chyba przez attache wojskowego. Raport by� zwi�z�y, zawiera� mn�stwo u�ytecznych informacji i m�g� okaza� si� bardzo przydatny. Dobra zap�ata za informacje, kt�rych dostarczy� w zamian. * * * - No i jak, zdarzy�o si� co� dzi� rano? - spyta� dow�dc� grupy obserwacyjnej Cyril Holt. - Nie - odpowiedzia� inny funkcjonariusz Pi�tki. - Ni�s� gazet�, kt�r� zawsze nosi i to w tej samej r�ce. Chodnik by� jednak bardzo zat�oczony. Do wymiany mog�o doj��, ale je�li dosz�o, to my�my jej nie widzieli. Mamy do czynienia z zawodowcem, prosz� pana - przypomnia� dow�dca grupy operacyjnej zast�pcy dyrektora S�u�by Bezpiecze�stwa. * * * Popow siedzia� w poci�gu jad�cym do Hereford. Kapelusz z szerokim rondem po�o�y� na kolanach. Mog�o si� wydawa�, �e czyta gazet�, lecz w rzeczywisto�ci przerzuca� kopie napisanego z pojedynczym odst�pem dokumentu, kt�ry w�a�nie dosta� z Moskwy. Z przyjemno�ci� stwierdzi�, �e Kirilienko potrafi� dotrzyma� s�owa. Ka�dy dobry rezydent dotrzymywa� s�owa. Tak wi�c teraz, siedz�c samotnie w wagonie pierwszej klasy poci�gu Intercity odchodz�cego ze stacji Paddington, Popow poznawa� �yciorys Johna Clarka, a by� to �yciorys niew�tpliwie imponuj�cy. Jego byli pracodawcy w Moskwie niew�tpliwie po�wi�cili mu sporo uwagi. W�r�d otrzymanych od Kirilienki materia��w znajdowa�y si� trzy zdj�cia, jedno z nich ca�kiem dobrej jako�ci, najwyra�niej zrobione w Moskwie, w gabinecie samego przewodnicz�cego KGB. Nie �a�owano te� czasu na rozpracowanie jego rodziny. Dwie c�rki, jedna w szkole w Stanach Zjednoczonych, druga, z zawodu lekarka, wysz�a za m�� za Domingo Chaveza, innego terenowego agenta CIA. Niespe�na trzydziestoletni Domingo Estebanowicz r�wnie� spotka� si� z Go�owk� i najwyra�niej by� sta�ym partnerem Clarka. Dwaj byli �o�nierze jednostek specjalnych... Czy Chavez te� przyjecha� do Anglii? Lekarka... �atwo b�dzie sprawdzi�. Clark i jego partner zostali okre�leni jako znakomici, do�wiadczeni terenowi agenci wywiadu. Obaj p�ynnie w�adali rosyjskim - niew�tpliwie ko�czyli wojskow� szko�� j�zykow� w Monterey, w Kalifornii. Wed�ug raportu Chavez uko�czy� studia i zdoby� magisterium na wydziale stosunk�w mi�dzynarodowych Uniwersytetu George'a Masona w Waszyngtonie - studia niew�tpliwie op�aci�a mu CIA. Obaj nie s� wi�c zwyk�ymi agentami, to wykszta�ceni ludzie. I m�odszy jest m�em lekarki! Przeprowadzone przez nich, znane operacje... atliczno, pomy�la� Popow. Dwie znakomite operacje przeprowadzone przy pomocy Rosjan. A tak�e, przed dziesi�ciu laty, wyci�gni�cie �ony i c�rki Gierasimowa z ZSRR, plus kilka akcji, w kt�rych Clark bra� pewnie udzia�, ale nie spos�b by�o to potwierdzi�... "wy�mienity" - to s�owo powtarza�o si� regularnie. Sam Popow przez przesz�o dwadzie�cia lat by� agentem terenowym, wi�c doskonale wiedzia�, co mu imponuje. Clark by� niew�tpliwie gwiazd� w Langley i niew�tpliwie protegowa� tego Chaveza, kt�ry najwyra�niej zdecydowa� si� p�j�� wygodn�, szerok� �cie�k� wykarczowan� przez te�cia? Interesuj�ce. * * * Znale�li j� za dwadzie�cia czwarta, pisz�c� co� na komputerze, powoli i niezdarnie. Drzwi otworzy� Bob Farmer. Najpierw dostrzeg� stela� kropl�wki, a potem ramiona opi�te szpitaln� pi�am�. - O, dzie� dobry - powiedzia� nie bez wsp�czucia. - Poszli�my sobie na spacer, prawda? - Chcia�am powiedzie� tacie, gdzie jestem - wyja�ni�a Mary Bannister. - Naprawd�? E-mailem? - Oczywi�cie. - Dziewczyna u�miechn�a si�. - �wietnie, ale teraz ju� wr�cimy do pokoju, dobrze? - Jasne. - Mary by�a najwyra�niej zm�czona. Farmer pom�g� jej wsta�. Wyszli na korytarz. Podtrzymywa� j� w talii, inaczej by si� przewr�ci�a. Na szcz�cie nie musieli i�� daleko. Po�o�y� j� na ��ko w sali numer 4 i przykry� kocem. Wy��czy� wi�kszo�� �wiate�, pozostawiaj�c pok�j w niemal ca�kowitej ciemno�ci, po czym odszuka� w�druj�c� korytarzami doktor Palacheck. - Mo�emy mie� k�opoty - powiedzia�. - O co chodzi? - spyta�a. - Znalaz�em j� przy komputerze w T-9. Twierdzi, �e wys�a�a e-mail do ojca. - Co? - Lekarka wyra�nie si� zaniepokoi�a. - Tak przynajmniej twierdzi. O, cholera! - zakl�a w my�lach Palacheck. - Co wie? - spyta�a. - Zapewne niewiele. W ka�dym razie nikt z naszych pacjent�w nie ma poj�cia o lokalizacji obiektu. - Przez okno wida� by�o wy��cznie poro�ni�te lasem wzg�rza. Przy budynku nie by�o nawet parkingu. Numery rejestracyjne samochod�w mog�yby dostarczy� interesuj�cych informacji. T� cz�� operacji zaplanowano bardzo uwa�nie. - Jest jaki� spos�b na wycofanie listu, kt�ry wys�a�a? - M�g�by by�, gdyby�my znali jej has�o i serwer, w kt�ry si� wlogowa�a - powiedzia� Farmer. Doskonale pos�ugiwa� si� komputerem. Wszyscy w firmie doskonale pos�ugiwali si� komputerami. - Spr�buj�, kiedy si� obudzi... Powiedzmy, za cztery godziny? - Mo�emy odwo�a� polecenie wysy�ki? Stra�nik pokr�ci� g�ow�. - Bardzo w�tpi�. Niewiele program�w pocztowych na to pozwala. Nie instalowali�my oprogramowania AOL, wy��cznie Eudor�. Kiedy w Eudorze wyda si� komend� "wys�a� natychmiast", list zostaje wys�any. Idzie wprost na sie�, a na sieci... Nie ma nawet o czym m�wi�. - Killgore dostanie sza�u. - Tak, prosz� pani - przytakn�� by�y marin�. - Mo�e dobrze by�oby zabezpieczy� dost�p do komputer�w has�em. - Nie mia� zamiaru wyja�nia�, �e na chwil� odszed� od monitor�w, i �e to wszystko jego wina. C�, nie przygotowano go na tak� mo�liwo�� i dlaczego, cholera, nie zamykaj� pokoi, do kt�rych pacjenci nie powinni wchodzi�? A w og�le to dlaczego nie zamykaj� pacjent�w w ich pokojach? Wida� rozpu�cili ich pijacy z pierwszej grupy testowej. �aden z tych w��cz�g�w nie wiedzia� nawet, jak obchodzi� si� z komputerem, w og�le nie zamierzali robi� nic i nikomu nie przysz�o do g�owy, �e nowa grupa zwierz�t do�wiadczalnych mo�e wykaza� wi�cej inicjatywy. No c�, nie takie ju� b��dy widzia� w swej bogatej karierze. Dobrze przynajmniej, �e nikt z nich nie mia� poj�cia, gdzie si� znajduje, nie znali nawet nazwy firmy, do kt�rej nale�a� teren i budynki. W ko�cu co K4 mog�a komukolwiek powiedzie�? Nic, Farmer nie mia� co do tego �adnych w�tpliwo�ci. Ale ta Palacheck pod jednym przynajmniej wzgl�dem mia�a niew�tpliw� racj�. Doktor Killgore wkurzy si� jak cholera. * * * Wiejski lunch jest w Anglii instytucj� narodow�. Sk�ada si� z chleba, sera, sa�aty, ma�ych pomidor�w, sosu chutney i kawa�k�w mi�sa - w tym przypadku indyka - oczywi�cie z dodatkiem piwa. Popow polubi� go ju� podczas pierwszego pobytu w Wielkiej Brytanii. Po drodze pozby� si� krawata i przebra�, by m�c uchodzi� za przedstawiciela klasy pracuj�cej. - A, dzie� dobry! - Hydraulik z u�miechem dosiad� si� do stolika. Nazywa� si� Edward Miles. By� wysoki, pot�nie zbudowany, ramiona mia� wytatuowane. Popow wiedzia�, �e to taki brytyjski zwyczaj, popularny zw�aszcza w�r�d �o�nierzy. - Widz�, �e zacz�� pan beze mnie? - Co s�ycha�? - Nic nadzwyczajnego. Naprawi�em term� w jednym z dom�w. Dla Francuza, z tych nowych. �on� ma, �e tylko pozazdro�ci�. Widzia�em jego zdj�cie. Sier�ant chyba. - Naprawd�? - Popow ugryz� kanapk�. - Aha. Jeszcze nie sko�czy�em. Po po�udniu musz� te� zrobi� co� z ch�odziark� do wody w ich sztabie. Cholera, one maj� chyba z pi��dziesi�t lat. Pewnie b�d� musia� w�asnor�cznie dorobi� cz�ci, �eby naprawi� ten z�om. Nie mo�na ich kupi�. Producent zbankrutowa� ca�e lata temu. - Miles zabra� si� do lunchu, zr�cznie oddzielaj�c sk�adniki i formuj�c z nich zgrabne kanapki. - Biurokracja rz�dowa wsz�dzie jest taka sama - zauwa�y� Popow. - Racja. A w dodatku m�j pomocnik zadzwoni�, �e jest chory. ��e jak pies. Cholera, kiedy cz�owiek wreszcie odpocznie? - C�, mo�e moje narz�dzia pomog� - pocieszy� Milesa Rosjanin. Przez chwil� gaw�dzili o sporcie, sko�czyli lunch i hydraulik zaprowadzi� go do swojego samochodu, ma�ej niebieskiej furgonetki na rz�dowych numerach rejestracyjnych. Narz�dzia Popowa pow�drowa�y do ty�u. Samoch�d pojecha� w stron� g��wnej bramy bazy w Hereford. Wartownik przepu�ci� go, nie zwracaj�c uwagi na pasa�er�w. - No i widzisz, �eby dosta� si� do �rodka, musisz tylko zna� w�a�ciwego faceta. - Anglik jak dziecko cieszy� si� z tego zwyci�stwa nad systemem bezpiecze�stwa bazy, kt�ry, wed�ug wojskowych oznacze�, znajdowa� si� w stanie "czarnym", czyli na najni�szym poziomie alarmu. - Zdaje si�, �e faceci z IRA drzemi� przy kominku. No i rzeczywi�cie nie powinni zaczyna� z facetami z bazy. Nie op�aca si� ci�gn�� lwa za ogon. - Chyba rzeczywi�cie. O SAS wiem tylko to, co zobaczy�em w telewizji. Nie da si� zaprzeczy�, �e wygl�daj� gro�nie. - Wystarczy tylko na nich popatrzy�, jak chodz� i w og�le. Oni wiedz�, �e s� lwami. A ci nowi s� dok�adnie tacy sami, niekt�rzy m�wi� nawet, �e lepsi. Zaliczyli trzy akcje, telewizja ich pokazywa�a. Tych palant�w w Parku �wiatowym za�atwili jak trzeba, nie? Budynek administracji cywilnej bazy by� tak typowy, �e nie r�ni� si� chyba nawet od swoich odpowiednik�w w Rosji. Ze �cian schodzi�a farba, beton parkingu by� nier�wny i sp�kany. Podw�jne drzwi wej�ciowe od ty�u zamyka�y si� na zamek z gatunku tych, kt�re dziecko bez problemu otworzy�oby spink� do w�os�w. Najgro�niejsz� broni� znajduj�c� si� w �rodku by� pewnie �rubokr�t. Miles zatrzyma� samoch�d i gestem zaprosi� go�cia, by wszed� za nim do �rodka. Pok�j hydraulika tak�e wygl�da� typowo: tanie biurko do odwalania papierkowej roboty, zniszczone krzes�o obrotowe z siedzeniem wytartym tak, �e przez pop�kany plastik wy�azi�a g�bka oraz stela�, na kt�rym wisia�y narz�dzia. S�dz�c po wytartej farbie i porysowanej stali najnowsze z nich liczy�y sobie dobre pi�� lat. - Pozwalaj� panu samemu kupowa� sobie narz�dzia? - spyta� Popow, by nie wypa�� z roli. - Musz� przedstawi� szefowi zaopatrzenia zapotrzebowanie z uzasadnieniem. Na og� przyzwoity z niego facet, a ja nie prosz� o nic, czego naprawd� nie potrzebuj�. - Miles podni�s� le��c� na biurku karteczk�. - Chc�, �ebym jeszcze dzi� zreperowa� im t� ch�odziark�. Nie mog� pi� Coca-Coli? - Zastanawia� si� przez chwil�. - To co, idzie pan ze mn�? - zaproponowa�. - Czemu nie? - Popow wsta� i ruszy� w kierunku drzwi. W pi�� minut p�niej �a�owa� podj�tej decyzji. Przy wej�ciu do sztabu sta� uzbrojony �o�nierz. Kwatera T�czy by�a dobrze strze�ona, a w �rodku mo�e przecie� trafi� na samego Iwana Timofiejewicza Clarka. Miles zatrzyma� samoch�d. Z budy wyj�� narz�dzia. - Potrzebuj� ma�ego francuza - powiedzia�. Popow otworzy� p��cienn� torb� i wyj�� z niej nowiutki dwunastocalowy klucz Rigid. - Dobry b�dzie? - spyta�. - Doskona�y. - Anglik gestem zaprosi� go do �rodka. - Dzie� dobry, kapralu - powiedzia� do stra�nika, kt�ry odpowiedzia� mu uprzejmym skinieniem g�owy, ale si� nie odezwa�. Popow by� autentycznie zdumiony. W Rosji zabezpieczenie by�oby znacznie bardziej szczelne. No, ale przecie� to Anglia i stra�nik z ca�� pewno�ci� doskonale zna� hydraulika. W ka�dym razie uda�o mu si� dosta� do �rodka. Ca�ym wysi�kiem woli zmusza� si�, by nie rozgl�da� si� dooko�a i nie sprawia� wra�enia zdenerwowanego. Miles natychmiast przyst�pi� do pracy. Odkr�ci� p�yt� czo�ow�, odstawi� j� i w skupieniu zacz�� studiowa� wn�trze ch�odziarki do wody. Wyci�gn�� r�k� po klucz i Rosjanin natychmiast mu go poda�. - �adnych luz�w... Ale jest nowiutki, wi�c nale�a�o si� tego spodziewa� - stwierdzi�. Zacisn�� klucz na rurce, przekr�ci�, wyci�gn�� odcinek rurki i przyjrza� mu si� pod �wiat�o. - A tak, to potrafi� naprawi�. Cholerny cud - stwierdzi�. Opad� na kolana i zacz�� szuka� czego� w torbie z narz�dziami. - Po prostu si� zatka�a - wyja�ni�. - Zobacz pan, to osad z ostatnich trzydziestu lat. Popow pos�usznie zajrza� do �rodka. Nic nie dostrzeg�, rurka rzeczywi�cie by�a zatkana. Miles przeczy�ci� j� wk�adaj�c �rubokr�t z jednej, a potem z drugiej strony i wciskaj�c go mocno do �rodka. - Zdaje si�, �e wreszcie b�dziemy mieli czyst� wod� na kaw� - powiedzia� jaki� g�os. - Mam nadziej�, �e rzeczywi�cie, prosz� pana. Popow podni�s� wzrok i serce omal nie stan�o mu w piersi. Zobaczy� Iwana Timofiejewicza Clarka we w�asnej osobie, jakby �ywcem wyj�tego z akt KGB. Wysoki, pi��dziesi�t par� lat, u�miechni�ty, w garniturze i krawacie, kt�ry z jakiego� powodu wydawa� si� do niego nie pasowa�. Skin�� Amerykaninowi uprzejmie g�ow�, opu�ci� wzrok na narz�dzia i w duchu modli� si�: "Spadaj, cholero". - Dobrze. To powinno wystarczy�. - Miles zamocowa� odcinek rurki z powrotem, u�ywaj�c do tego klucza, kt�ry poda� mu Popow. Wsta� i prze�o�y� plastikow� d�wigni�. Pop�yn�a brudna woda. - Wystarczy poczeka� jakie� pi�� minut, prosz� pana - powiedzia� do Clarka - to rura si� przeczy�ci. - Doskonale - ucieszy� si� Amerykanin i odszed�. - Ca�a przyjemno�� po mojej stronie. - I, zwracaj�c si� do Popowa doda�: - To by� ich szef, pan Clark. - Naprawd�? Bardzo uprzejmy. - Rzeczywi�cie, fajny facet. - Hydraulik odczeka� kilka minut i rzeczywi�cie, z ch�odziarki pop�yn�a czysta woda. - No, ta robota za�atwiona. Dobry klucz - stwierdzi�, oddaj�c go Popowowi. - Ile kosztuj� te pa�skie narz�dzia? - Klucz w prezencie od firmy. - Naprawd�? Dzi�kuj�, przyjacielu. - Kiedy wracali do samochodu, po drodze mijaj�c wartownika, hydraulik nie przestawa� si� u�miecha�. Nast�pnie przejechali si� po bazie. Popow spyta�, gdzie mieszka Clark i Anglik pos�usznie skr�ci� w lewo, wje�d�aj�c do cz�ci bazy, gdzie mie�ci�y si� kwatery oficerskie. - Niez�y dom, prawda? - spyta�. - Rzeczywi�cie, na oko bardzo wygodny. - Dom mia� jakie� sto metr�w kwadratowych powierzchni, zbudowany z br�zowej ceg�y z dachem z dach�wki. Z ty�u znajdowa� si� ogr�d. - Kiedy go remontowali, sam robi�em hydraulik� - pochwali� si� Miles. - Aha, jest i pani domu. Popow dostrzeg� wysok� kobiet� w stroju piel�gniarki, wsiadaj�c� do samochodu. Zapami�ta� rysy jej twarzy. - Maj� c�rk�, kt�ra pracuje jako lekarka w tym samym szpitalu, w kt�rym ona jest piel�gniark� - ci�gn�� Anglik. - Jest w ci��y. Zdaje si�, �e to �ona jednego z oficer�w. Bardzo podobna do matki: wysoka, jasnow�osa, �adna... Nawet bardzo �adna. - Gdzie mieszkaj�? - Gdzie� tam... Chyba. - Miles machn�� r�k� na zach�d. - Dom oficerski, taki jak ten, tylko troch� mniejszy. * * * - A wi�c co ma pan nam do zaoferowania? - spyta� nadinspektor policji. Bill Henriksen lubi� Australijczyk�w. Zawsze zmierzali wprost do celu. Rozmowa toczy�a si� w stolicy Australii, Canberze. Brali w niej udzia� najwy�si rang� oficerowie policji i oddzia��w specjalnych. - No wi�c, po pierwsze, wszyscy panowie wiecie, sk�d si� wzi��em. - Upewni� si� wcze�niej czy jego s�u�ba w FBI i opinie o firmie s� dobrze znane. - Wiecie, �e wsp�pracuj� z FBI, a czasami nawet z Delt� w Fort Bragg. Mam wi�c kontakty, dobre kontakty, w niekt�rych przypadkach zapewne lepsze od waszych - pochwali� si�, uznaj�c, �e to niewielkie ryzyko. - Nasz SAS jest znakomity - zauwa�y� jeden z dow�dc�w. - Wiem. - Henriksen skin�� g�ow� i u�miechn�� si�. - Kilkakrotnie mia�em przyjemno�� z nimi pracowa�, kiedy by�em jeszcze w ZOZ. Dwukrotnie w Perth, raz w Quantico i raz w Fort Bragg. Ich szefem by� w�wczas brygadier Philip Stocker. Przy okazji, co u niego s�ycha�? - Trzy lata temu przeszed� na emerytur�. - W ka�dym razie Phil mnie zna. To dobry fachowiec, jeden z najlepszych w swej dziedzinie. - Bill Henriksen po�o�y� na te s�owa szczeg�lny nacisk. - Wracaj�c do sprawy: czym mog� si� wam przys�u�y�? Wsp�pracuj� z wszystkimi wa�niejszymi dostawcami sprz�tu. Mog� skontaktowa� was z wytw�rc� w sprawie tego nowego MP-10, kt�ry nasi ludzie bardzo polubili. Opracowano go dla potrzeb FBI, bo zdecydowali�my, �e dziewi�� milimetr�w to za ma�o. Nowa dziesi�ciomilimetrowa amunicja to zupe�nie nowy rozdzia� w historii H&K. Ale... bro� dla was mo�e w ko�cu �ci�gn�� ka�dy. Ja robi� tak�e interesy z E-Systems, Collinsem, Fredericks-Anders, Micro-Systems, Halliday Inc i innymi wielkimi firmami elektronicznymi. Wiem, co si� dzieje w dziedzinie sprz�tu komunikacyjnego i inwigilacyjnego. Mog� wam pom�c i mog� za�atwi� sprz�t po dobrych cenach. Moi ludzie pomog� wam tak�e w zapoznaniu si� z nim samym i z jego obs�ug�. S�u�yli w Delcie i ZOZ, g��wnie podoficerowie. Jest w�r�d nich starszy sier�ant z O�rodka Treningowego Operacji Specjalnych w Fort Bragg, Dick Voss. W swojej dziedzinie nie ma r�wnych sobie na �wiecie i teraz pracuje dla mnie. - Spotka�em go - skin�� g�ow� major australijskiego SAS. - Rzeczywi�cie, jest bardzo dobry. - Wracaj�c do tego, co mog� dla was zrobi�: Jak wszyscy wiecie, w Europie terrory�ci ostatnio si� uaktywnili. To zagro�enie musicie potraktowa� powa�nie w zwi�zku z wasz� olimpiad�. Wasi ludzie z SAS nie potrzebuj� rad ani ode mnie, ani od nikogo innego, przynajmniej w kwestii taktyki, ale moja firma mo�e dostarczy� wam najnowocze�niejszy elektroniczny sprz�t komunikacyjny i inwigilacyjny. Znam ludzi, kt�rzy dostosowuj� standardowe wyroby do naszych potrzeb i z ca�� pewno�ci� chcieliby�cie mie� co� takiego. Mog� dopilnowa�, �eby�cie dostali to, co wam potrzebne i przeszkoli� waszych ludzi. Na �wiecie nie ma drugiej firmy z naszym do�wiadczeniem. Odpowiedzia�a mu cisza, ale Henriksen bez problemu czyta� w my�lach tych ludzi. Dzia�ania terroryst�w, kt�re - jak wszyscy - mogli obserwowa� w telewizji, z pewno�ci� da�y im do my�lenia. Musia�y. Pracuj�cym w tym zawodzie ludziom p�acono za my�lenie z wyprzedzeniem i za wyszukiwanie zagro�e�, rzeczywistych, a cho�by i urojonych. Przyznanie prawa do organizacji olimpiady by�o wielkim sukcesem ich pa�stwa, sama za� olimpiada stanowi�a najbardziej presti�owy cel atak�w terrorystycznych, o czym dobitnie przekonali si� Niemcy w Monachium, w 1972 roku. Atak Palesty�czyk�w z Czarnego Wrze�nia rozpocz�� terrorystyczny mecz na serio i spowodowa�, �e reprezentacja Izraela zawsze strze�ona by�a odrobin� lepiej ni� wszystkie inne, nie licz�c ju� w�asnych komandos�w udaj�cych, powiedzmy, zapa�nik�w. Nikt nie pragn�� powt�rzenia si� historii z Monachium. Najnowsze terrorystyczne akcje w Europie wzmog�y �wiadomo�� zagro�enia na ca�ym �wiecie, nigdzie jednak nie by�a ona tak �ywa jak w Australii, w kraju wyj�tkowo wra�liwym na punkcie przest�pczo�ci. Ca�kiem niedawno w�a�nie tu szaleniec zastrzeli� kilkunastu niewinnych ludzi, w tym dzieci, co spowodowa�o, �e parlament australijski wyda� prawo zakazuj�ce posiadania broni. - Co wie pan o tych zdarzeniach w Europie? - spyta� oficer SAS. Henriksen znacz�co zerkn�� na rozm�wc�. - Wi�kszo�� z tego, co wiem, jest, pan przecie� rozumie, tajna. - Wszyscy obecni zostali dopuszczeni do materia��w tajnych - odpar� policjant. - Dobrze, zgoda, ale... jakby to powiedzie�, ja sam nie mam oficjalnego dost�pu... A co tam, do diab�a. Ten oddzia� do walki z terrorystami nazywa si� T�cza. Operacja jest tajna, �o�nierze to g��wnie Amerykanie i Brytyjczycy, ale jest kilku z innych pa�stw NATO. Stacjonuj� w Zjednoczonym Kr�lestwie, w Hereford. Dowodzi nimi Amerykanin z CIA, nazywa si� John Clark. To powa�ny go�� i jego ludzi te� nie wolno lekcewa�y�. Trzy przeprowadzone operacje posz�y im jak z�oto. Maj� dost�p do ameryka�skiego sprz�tu, helikopter�w i tak dalej, oraz dysponuj� najwyra�niej dyplomatycznym pozwoleniem na dzia�anie w ca�ej Europie, na zaproszenie tych kraj�w, kt�re akurat popad�y w k�opoty. Czy wasz rz�d rozmawia� z kim� na ich temat? - Wiemy o ich istnieniu - przyzna� dow�dca policji. - To, co pan powiedzia�, jest prawdziwe we wszystkich szczeg�ach. Szczerze przyznam, �e nie zna�em nazwiska dow�dcy. Mo�e pan powiedzie� nam co� wi�cej o tym cz�owieku? - Nigdy nie spotka�em si� z nim osobi�cie, wiem tylko, jak� opini� si� cieszy. To do�wiadczony agent terenowy, pracuje bezpo�rednio z dyrektorem CIA. Z tego co wiem, zna go osobi�cie tak�e prezydent. Mo�na wi�c oczekiwa�, �e b�dzie dysponowa� doskona�ym wywiadem, a jego personel operacyjny... trzeba przyzna�, �e pokazali co potrafi�, prawda? - Jak cholera - nie wytrzyma� major. - Nie widzia�em roboty tak wyko�czonej jak ta w Parku �wiatowym. Poradzili sobie lepiej, ni� ludzie odbijaj�cy przed laty ambasad� ira�sk� w Londynie. - Wy poradziliby�cie sobie r�wnie dobrze - stwierdzi� Henriksen. I nie by� to bynajmniej czczy komplement. Australijski SAS oparty by� na wzorach brytyjskich. Cho� nie mia� wielu okazji pokaza� co potrafi, wsp�lne �wiczenia w Fort Bragg udowodni�y klas� jego �o�nierzy. - Kt�ry dywizjon, majorze? - "Szable" - odpowiedzia� oficer. - Pami�tam majora Boba Fremonta i... - Jest teraz naszym pu�kownikiem. - Doprawdy? Nie wiedzia�em. Powinienem lepiej si� orientowa�. Facet jest naprawd� ostry. Doskonale dogadywali si� z Gusem Wernerem. - Henriksen zamilk� na chwil�. - No, w ka�dym razie wiecie, z czym do was przychodz�, panowie. I ja, i moi ludzie wiemy, o co toczy si� gra. Mamy kontakty potrzebne zar�wno w kwestiach operacyjnych, jak i wyposa�enia. Mamy dost�p do najnowocze�niejszego sprz�tu. I mo�emy pojawi� si� w trzy do czterech dni od otrzymania zaproszenia. - Dzi�kujemy, �e zdecydowa� si� pan nas odwiedzi� - powiedzia� policjant wstaj�c. Rzeczywi�cie, trudno by�o nie lubi� Australijczyk�w, a ich kraj zachowa� si� praktycznie w stanie dziewiczym. W wi�kszo�ci by� przecie� pustyni�, gdzie hodowano nawet wielb��dy, kt�re czu�y si� dobrze wy��cznie tu i w krajach arabskich. Henriksen przeczyta� kiedy�, �e - cud nad cuda - Jefferson Davies pr�bowa� hodowa� wielb��dy na ameryka�skim po�udniowym zachodzie, ale nic z tego nie wysz�o, by� mo�e dlatego, �e ich pocz�tkowe stado by�o za ma�e. Nie potrafi� odpowiedzie� sobie na pytanie, czy nazwa� to pechem, czy nie. Wielb��dy nie �y�y w obu tych krajach w stanie naturalnym, a w dzie�o natury nie nale�a�o si� w zasadzie wtr�ca�. Z drugiej strony konie i os�y te� nie �y�y w Ameryce w stanie naturalnym, a jemu bardzo podoba�a si� my�l o stadach mustang�w galopuj�cych po prerii, pod warunkiem, oczywi�cie, �e ich populacj� kontrolowa�yby drapie�niki. Nie, u�wiadomi� sobie Henriksen, Australia nie by�a krajem prawdziwie dziewiczym. Psy dingo, tutejsi drapie�cy, pojawi�y si� wraz z cz�owiekiem i wymordowa�y lub wypar�y torbacze. Na my�l o tym poczu� nieokre�lony smutek. Na tym kontynencie �y�o stosunkowo niewielu ludzi, lecz mimo to uda�o im si� jednak zaburzy� jego ekosystem. By� mo�e to kolejny dow�d twierdzenia, �e ludziom po prostu nie spos�b ufa�, nawet je�li rozproszyli si� na wielkim terytorium. Projekt jest wi�c potrzebny tak�e tu. Bill Henriksen �a�owa� tak�e, �e nie mo�e pozosta� w Australii jeszcze kilka dni. By� zapalonym p�etwonurkiem, a nigdy jeszcze nie widzia� Wielkiej Rafy Koralowej, jednego z najwspanialszych na �wiecie przyk�ad�w naturalnego pi�kna. C�, by� mo�e za par� lat... - pomy�la�, patrz�c na otaczaj�cych go ludzi. Czy mo�e ich traktowa� jak r�wnych sobie? Uzna�, �e nie. Byli konkurentami, rywalami w d��eniu do opanowania planety, lecz - w odr�nieniu od niego samego - nie zamierzali jej s�u�y�. No, by� mo�e nie wszyscy. Mo�e i niekt�rzy kochali natur� tak jak on, ale, niestety, nie by�o ju� czasu na ich zidentyfikowanie, trzeba wi�c by�o automatycznie zakwalifikowa� ich jako wrog�w i zmusi� do zap�acenia ceny. Wielka szkoda. * * * Skip Bannister niepokoi� si� od �adnych kilku tygodni. Zawsze sprzeciwia� si�, by c�rka jecha�a do Nowego Jorku. Nowy Jork zbyt by� odleg�y od Gary w Indianie. Jasne, prasa donosi�a, �e w tym strasznym mie�cie nad Hudsonem ilo�� przest�pstw zdecydowanie si� zmniejszy�a, ale pozostawa�o ono nadal zbyt cholernie wielkie i zbyt cholernie anonimowe, by mieli w nim mieszka� zwykli ludzie, a zw�aszcza samotne dziewczyny. Dla niego Mary na zawsze pozosta� mia�a ma�� dziewczynk�, r�ow�, zasmarkan�, ha�a�liw� istotk�, pami�tk� po �onie, kt�ra osieroci�a sze�cioletnie dziecko. Mary na zawsze pozosta� mia�a dziewczynk�, kt�rej trzeba by�o budowa� domki dla lalek, sk�ada� kolejne coraz wi�ksze rowerki, kupowa� kolejne coraz wi�ksze ubranka, p�aci� za kolejne coraz dro�sze szko�y, a� wreszcie ten ma�y radosny ptaszek rozwin�� skrzyd�a i wylecia� z gniazda, kieruj�c si� wprost do Nowego Jorku, okropnego ha�a�liwego miejsca, a� kipi�cego od okropnych, ha�a�liwych ludzi. Skip nie histeryzowa� jednak, podobnie jak nie histeryzowa�, kiedy jego c�reczka umawia�a si� z ch�opakami, kt�rzy wcale mu si� nie podobali. Po prostu my�la�a po swojemu, jak wszystkie dziewczyny w jej wieku. I nagle znik�a. Skip Bannister nie mia� poj�cia co robi�. Zacz�o si� od tego, �e nie telefonowa�a przez pi�� pe�nych dni. No wi�c on zadzwoni� do niej, na nowojorski numer. Nikt nie podnosi� s�uchawki. No c�, mo�e posz�a na randk�, mo�e pracowa�a d�u�ej? Zadzwoni�by do niej do pracy, ale jako� nigdy nie da�a mu numeru. Zawsze jej ust�powa�. Pewnie �le robi�, ale z drugiej strony, kto wie? Podobno post�powali tak wszyscy samotni ojcowie. A teraz jego c�rka znik�a. Wydzwania� do niej o ka�dej porze dnia i nocy, ale nikt nie podnosi� s�uchawki. Po kolejnym tygodniu powa�nie si� zaniepokoi�. Odczeka� jeszcze par� dni i zadzwoni� na policj�, by zg�osi� zagini�cie. By�o to doprawdy przykre prze�ycie. Funkcjonariusz, z kt�rym wreszcie uda�o mu si� porozmawia�, zadawa� mu bardzo nieprzyjemne pytania dotycz�ce prowadzenia si� c�rki, by po jaki� dwudziestu minutach wyja�ni�, �e "wie pan, m�ode kobiety w�a�ciwie zawsze si� tak zachowuj� i w�a�ciwie to zawsze odnajduj� si� w ko�cu, bezpieczne, bo wie pan, na tym w�a�nie polega proces dojrzewania, chc� same sobie udowodni�, �e s� niezale�ne". Stan�o na tym, �e gdzie� tam w Nowym Jorku, w jakiej� teczce lub w postaci pliku komputerowego zapisano: Bannister, Mary Eileen, p�e� �e�ska, zaginiona. Nowojorska policja nie uzna�a tej sprawy za na tyle wa�n�, by wys�a� kogo� do jej mieszkania w Upper West Side, �eby si� chocia� rozejrza�. Skip Bannister zrobi� to osobi�cie. Spotka� si� wy��cznie z dozorc�, kt�ry spyta� go bez wst�p�w, czy ma zamiar zabra� rzeczy c�rki, kt�rej nie widzia� od dawna, a wkr�tce trzeba b�dzie zap�aci� czynsz za kolejny kwarta�. W tym momencie Skip - w�a�ciwie James Thomas - Bannister spanikowa�, uda� si� na najbli�szy komisariat policji, by osobi�cie zg�osi� zagini�cie c�rki i za��da� podj�cia jaki� dzia�a�. Poinformowano go, �e, niestety, trafi� pod niew�a�ciwy adres, ale owszem, protok� zagini�cia da si� spisa�, czemu nie? Nast�pnie pi��dziesi�cioparoletni detektyw powt�rzy� mu niemal s�owo w s�owo lekcj�, kt�rej udzielono mu ju� przez telefon. Prosz� pana, przecie� min�o zaledwie par� tygodni. Nie mamy raportu o znalezieniu zw�ok kobiety podobnej do pa�skiej c�rki, wi�c prawdopodobnie �yje i dobrze si� ma, w ko�cu w dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu procentach wypadk�w mamy do czynienia z dziewcz�tami pragn�cymi rozwin�� skrzyd�a, zakosztowa� swobody. Pan rozumie, o czym m�wi�? James T. "Skip" Bannister odpar�, oczywi�cie: "Nie moja Mary", ale policjant nie udawa� nawet, �e mu wierzy. "Prosz� pana, wszyscy tak m�wi�, ale w dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu procentach przypadk�w - nie, �le m�wi�, statystyka jest jeszcze bardziej korzystna - tak to si� w�a�nie ko�czy i strasznie mi przykro, ale nie mamy ludzi, �eby sprawdza� ka�de takie doniesienie. Niestety, tak to wygl�da, prosz� pana. Niech pan wraca do domu i czeka na telefon". Skip zastosowa� si� do tej rady. Wraca� do Gary w�ciek�y gniewem, kt�ry rodzi si� z paniki. Kiedy wszed� do domu, na automatycznej sekretarce mia� sze�� wiadomo�ci. Odtworzy� je jak najszybciej si� da�o, ale �adna nie pochodzi�a od Mary. Jak wi�kszo�� Amerykan�w dysponowa� komputerem osobistym. Kupi� go wprawdzie powodowany bardziej kaprysem ni� rzeczywist� potrzeb� i rzadko u�ywa�. Tego dnia, jak co dzie�, w��czy� go jednak i wszed� na Internet, sprawdzi�, czy nie ma nowej poczty elektronicznej. Tego ranka, wreszcie, znalaz� list od c�rki. Klikn�� mysz� i zobaczy� go na kolorowym monitorze... ...i dopiero wtedy naprawd� si� przestraszy�. Mary nie wiedzia�a, gdzie jest? Eksperymenty medyczne? Najgorsze wydawa�o mu si� jednak to, �e list napisany by� chaotycznie i z b��dami. A przecie� jego c�rka dostawa�a w szkole dobre stopnie. Odr�cznie pisa�a �adnie i czytelnie. Jej listy czyta�o si� jak teksty z porannej gazety - przepe�nione uczuciem, oczywi�cie, ale zwarte, logiczne i czytelne. A ten list mog�a napisa� zdolna trzylatka. I te liter�wki... a przecie� na kursach maszynopisania Mary mia�a same pi�tki. I co teraz? Jego dziewczynka znik�a... Z listu wynika, �e mo�e by� w niebezpiecze�stwie. �o��dek �cisn�� mu si� w ma�� gor�c� kul�, serce bi�o tak mocno i szybko, jakby chcia�o wyskoczy� z piersi. Czu�, �e si� poci. Zamkn�� oczy, skupi� si� jak jeszcze nigdy w �yciu. Wzi�� ksi��k� telefoniczn�. Na pierwszej stronie znalaz� numery alarmowe. Wykr�ci� jeden z nich. - FBI - powiedzia� kobiecy g�os. - Czym mog� s�u�y�? 21 Rozw�j Ostatni z alkoholik�w wci�� �y�, kiedy Killgore uzna�, �e nie mia� ju� najmniejszej szansy na prze�ycie, w ten spos�b jednak tylko odroczy� nieuniknione. Mia� na imi� Henry, by� czterdziestoletnim Murzynem, wygl�daj�cym tylko dwadzie�cia lat starzej. Wszystkim, kt�rzy chcieli go s�ucha�, opowiada�, �e jest weteranem, pi� jak smok, a jednak - o cudzie! - w�troba okaza�a si� niemal nieuszkodzona. W dodatku jego system immunologiczny dzielnie walczy� z Sziw�. Killgore doszed� do wniosku, �e facet pochodzi� z samej g�ry puli gen�w, cho� w ko�cu na nic mu si� to nie przyda�o. Dobrze by�oby mie� jego histori�, dowiedzie� si�, jak d�ugo �yli jego rodzice, ale kiedy doszli wreszcie do tego wniosku, z Henrym nie by�o ju� w�a�ciwie kontaktu. Teraz wyniki chemicznych bada� krwi wskazywa�y bez najmniejszych w�tpliwo�ci, �e jest skazany na �mier� - we wszystkich znacz�cych kategoriach wyniki by�y grubo poza granicami normy. W�troba podda�a si� w ko�cu Sziwie. Lekarz, kt�ry nadal �y� g��boko w duszy doktora Killgore'a, �a�owa�, �e pacjentowi si� nie uda�o. Mo�e w ten spos�b manifestuje si� m�j sportowy duch, pomy�la�, id�c do pokoju, w kt�rym le�a� chory. - No i jak tam, Harry? - spyta�. - Kiepsko, doktorze, cholernie kiepsko. �o��dek mi si� rozrywa. Na strz�py. - Czujesz co�? - zdumia� si� Killgore. Co za niespodzianka! Henry dostawa� ju� dwana�cie miligram�w morfiny dziennie, dawk� �mierteln� dla zdrowego m�czyzny. Chorzy jakim� cudem byli w stanie prze�y� tak�, a nawet wi�ksze dawki narkotyku. - Czuj�. - Henry skrzywi� si�. - Dobra, zaraz ci to za�atwi�. - Lekarz wyj�� z kieszeni strzykawk� oraz fiolk� Dilaudidu. Dwa do czterech miligram�w uchodzi�o za pot�n� dawk� w przypadku normalnego cz�owieka. Uzna�, �e czterdzie�ci go nie zawiedzie. Henry wystarczaj�co wiele ju� wycierpia�. Nape�ni� strzykawk�, przycisn�� t�oczek, upewniaj�c si�, �e nie pozosta�y w strzykawce b�belki powietrza, w�o�y� ig�� w urz�dzenie do kropl�wki i wcisn�� w nie ca�� zawarto��. Henry zd��y� tylko westchn�� z zachwytu. Niemal natychmiast twarz mu znieruchomia�a, oczy otworzy�y si� szeroko, �renice rozwar�y, nie odczu� nawet spowodowanej �rodkiem b�ogo�ci. W dziesi�� sekund p�niej Killgore dotkn�� sztywnej arterii szyjnej. Nie wyczu� nic, pacjent przesta� oddycha� niemal natychmiast. Tylko po to, by upewni� si�, lekarz przy�o�y� s�uchawk� do piersi nieszcz�nika. Serce, oczywi�cie, nie pracowa�o. - Dzielnie walczy�e�, przyjacielu - powiedzia� do trupa. Od��czy� kropl�wk�, wy��czy� elektroniczny system podawania znieczulenia i zarzuci� zmar�emu prze�cierad�o na twarz. Tak oto odszed� ostatni z pijaczk�w. Wi�kszo�� z nich pad�a wcze�niej, ale nie Henry. Sukinsyn walczy� do ko�ca, ponad wszelkie spodziewanie. Killgore zastanowi� si� przelotnie, czy nie nale�a�o wypr�bowa� na nim kt�rej� ze szczepionek. B niemal na pewno uratowa�aby mu �ycie, no ale w�wczas mieliby na karku zdrowego jak ko� pijaczka, a Projektu nie stworzono przecie� dla tego typu ludzi. Kto w�a�ciwie mia� z nich jaki� po�ytek, oczywi�cie opr�cz w�a�cicieli sklep�w monopolowych? Wyszed� z pokoju, wzywaj�c po drodze piel�gniarza. Za pi�tna�cie minut Henry mia� si� sta� ulatuj�cym w powietrze popio�em, a sk�adniki chemiczne jego cia�a, opadaj�c z deszczem, pos�u�� za naw�z dla traw i drzew. Kto� jego pokroju tylko tyle wnie�� m�g� w rozw�j �wiata. Nast�pnie przyszed� czas na odwiedziny u Mary, K4. - Jak tam? - spyta� j�. - Dobrze - odpowiedzia�a sennym g�osem. Gdyby nie ocean morfiny, z pewno�ci� czu�aby b�l. - Wybra�a� si� wczoraj na spacerek? - Killgore sprawdzi� jej puls. Dziewi��dziesi�t dwa, nadal silny i regularny. C�, powa�ne objawy mia�y pojawi� si� nieco p�niej, lecz Mary z pewno�ci� nie wytrzyma tak d�ugo jak Henry. - Chcia�am napisa� do taty, �e wszystko w porz�dku. - S�dzisz, �e si� o ciebie martwi? - Nie mia�am z nim kontaktu, od kiedy si� tu znalaz�am, i pomy�la�am... - W tym momencie dziewczyna zasn�a. - Jasne, pewnie, my�la�a� - powiedzia� do nieprzytomnej lekarz. - Ju� my dopilnujemy, �eby to si� wi�cej nie powt�rzy�o. - Zmieni� program kropl�wki, zwi�kszaj�c dawki morfiny o pi��dziesi�t procent. To powinno zatrzyma� j� w ��ku. Dziesi�� minut p�niej by� ju� na dworze. Szed� na p�noc, po chwili dostrzeg� zaparkowan� tam gdzie zawsze furgonetk� Bena Farmera. Wn�trze budynku �mierdzia�o ptakami i by�y po temu powody, cho� przypomina�o raczej stajni�. Wszystkie wej�cia zabarykadowane zosta�y tak ciasno, �e nie spos�b by�o wsun�� r�ki do �rodka, a ze �rodka nie m�g� wydosta� si� �aden ptak. Przeszed� wzd�u� ich szeregu i wreszcie znalaz� Farmera w towarzystwie jednego z ulubie�c�w. - Nadgodziny? - spyta�. - Na to wygl�da - zgodzi� si� ochroniarz. - Chod�, Festus. - Sowa gniewnie zatrzepota�a skrzyd�ami i bez wysi�ku przeby�a niespe�na dwa metry dziel�ce j� od chronionego r�kawic� przedramienia. - Wygl�da na to, �e wydobrza�a�. - Nie sprawia wra�enia szczeg�lnie przyjaznej - zauwa�y� lekarz. - Festus potrafi by� gro�ny. Z sowami w og�le �le si� pracuje. - By�y marine odni�s� ptaka na grz�d� i wyszed�, zamykaj�c za sob� drzwi. - Nie nale�� do najinteligentniejszych drapie�nik�w. Niemal nie spos�b ich oswoi�. Z Festusem nie mam nawet zamiaru pr�bowa�. - Po prostu go wypu�cisz? - Tak. Pewnie pod koniec tygodnia. Festus by� ze mn� przez dwa miesi�ce, ale skrzyd�o jest ju� ca�kowicie wyleczone. Moim zdaniem powinien wr�ci� na wolno�� i znale�� sobie jak�� stodo�� pe�n� t�ustych myszy. - To jego uderzy� samoch�d? - Nie, Niccolo, wielk� sow� rogat�. Festus zapl�ta� si� pewnie w przewody wysokiego napi�cia. Po prostu nie patrzy�, gdzie leci, bo z oczami chyba nie ma �adnych problem�w. Pod tym jednym wzgl�dem ptaki nie r�ni� si� od ludzi: te� potrafi� wpakowa� si� w g�wno. Zestawi�em mu z�amane skrzyd�o i, je�li wolno mi to powiedzie� o sobie, zrobi�em naprawd� dobr� robot�. - Farmer u�miechn�� si� z wyra�nym zadowoleniem. - Tyle �e Festus nie za bardzo umie dzi�kowa�. - Ben, jeste� w tym tak cholernie dobry, �e powiniene� zosta� lekarzem. W piechocie morskiej by�e� sanitariuszem? - Zwyk�ym szeregowcem. Sanitariuszy dostajemy z Marynarki. - �o�nierz zdj�� ci�k� sk�rzan� r�kawic�, chwil� gimnastykowa� palce, po czym za�o�y� j� z powrotem. - Przyjecha� pan dowiedzie� si� o Mary? - spyta�. - Co w�a�ciwie zasz�o? - Szczerze? Wyszed�em si� wysika�, wr�ci�em, zabra�em si� do pisma, kt�re czyta�em wcze�niej, a kiedy spojrza�em w monitor, ju� jej nie by�o. Moim zdaniem w��czy�em alarm jakie� dziesi�� minut po jej znikni�ciu. Spieprzy�em spraw�, doktorze, i teraz si� do tego przyznaj�. - My�l�, �e nie sta�o si� nic naprawd� z�ego. - Pewnie rzeczywi�cie, ale gdyby tak przenie�� ten komputer do pokoju, w kt�rym drzwi zamykaj� si� na zamek? - Farmer przeszed� do ko�ca pomieszczenia, otworzy� kolejne drzwi. - Hej, Baron! - zawo�a� i w chwil� p�niej na r�kawicy usiad� jastrz�b. - O, jeste�, przyjacielu. Got�w do powrotu na wolno��, prawda? Poszuka� sobie smacznych zaj�czk�w? Prawdziwie szlachetne ptaki, pomy�la� Killgore. Oczy mia�y zimne, bystre, porusza�y si� zdecydowanie, z pe�n� �wiadomo�ci� celu i cho� cel ten ich ofiarom m�g� wydawa� si� okrutny, c�... Takie s� prawa natury. Ptaki drapie�ne zapewnia�y jej r�wnowag�, eliminuj�c osobniki s�abe, okaleczone i g�upie, lecz przecie� by�o w nich co� wi�cej, co� nies�ychanie arystokratycznego. Wzbija�y si� w niebo, z g�ry spogl�da�y na �wiat i decydowa�y, kto b�dzie �y�, a kto umrze. Zupe�nie jak on i jego ludzie, ale w oczach ludzi nie odbija�o si� a� tyle charakteru. Musia� u�miechn�� si� do Barona, kt�ry wkr�tce mia� znale�� si� na wolno�ci, szybowa� w�r�d pr�d�w wznosz�cych nad Kansas... - Czy b�d� m�g� wci�� to robi�, kiedy zacznie si� Projekt? - spyta� Farmer, sadzaj�c jastrz�bia na jego grz�dzie. - Dlaczego pytasz, Ben? - S� tacy, co m�wi�, �e kiedy zacznie si� Projekt, nie b�d� ju� m�g� trzyma� ptak�w, �e to ingerencja w ekosystem. Cholera, przecie� wiem, jak si� nimi opiekowa�. Wie pan, ptaki drapie�ne w niewoli �yj� dwa razy d�u�ej ni� na wolno�ci. Dobrze, rozumiem, jako� zak��ca to porz�dek, ale... - Bob, w og�le nie musisz si� o to martwi�. Rozumiem i ciebie, i jastrz�bie. Wiesz, nawet je lubi�. - To prawdziwe inteligentne bomby natury, doktorze. Uwielbiam je obserwowa�. A kiedy co� im si� stanie, umiem si� nimi zaopiekowa�. - �wietnie dajesz sobie rad�. Te ptaki sprawiaj� wra�enie stuprocentowo zdrowych. - Bo i powinny. Dobrze je karmi�. �api� �ywe myszy, one lubi� je�� na ciep�o. - Podszed� do sto�u, zdj�� r�kawic� i powiesi� j� na haczyku. - Tak czy tak, porann� robot� ju� wykona�em. - No to wracaj do domu. Dopilnuj�, by komputer w tym pokoju zosta� zabezpieczony. Lepiej, �eby nasze obiekty nie robi�y sobie ju� spacerk�w. - Tak jest. A jak tam Henry? - Nie �yje. - Tak mi si� wydawa�o, �e ju� na niego czas. Ostatni z pijak�w, co? - Killgore pokiwa� g�ow�. - C�, szkoda faceta. Twardy by�, bez dw�ch zda�. - Masz racj�, ale taki ju� jest ten �wiat, nie? - Jasne jak s�o�ce. Szkoda, �e nie mo�emy od�o�y� cia�a dla �cierwojad�w. One te� musz� je��, chocia� obyczaje maj� raczej obrzydliwe. - Wyszli na zewn�trz. - Do zobaczenia wieczorem, doktorze. Killgore wyszed� za nim, gasz�c po drodze �wiat�a. Nie, Benowi Farmerowi nie spos�b by�o zabroni� trzymania ptak�w. Kr�lowie polowali z soko�ami i to dzi�ki ich sokolnikom �wiat dowiedzia� si�, jak te drapie�ne ptaki �yj� i jak poluj�. Pasowa� do Wielkiego Planu Natury. Problem w tym, �e Projekt mia� w�r�d swych cz�onk�w ekstremist�w jak ci, kt�rzy nie �yczyli sobie lekarzy, poniewa� lekarze ingeruj� w natur� - leczenie ludzi by�o tak� w�a�nie ingerencj�, umo�liwiaj�c� im szybsze mno�enie si� i w perspektywie czasu kolejne zak��cenie r�wnowagi. Jasne, za sto, ale raczej za dwie�cie lat odtworzy si� mo�e populacja Kansas, ale nie wszyscy przecie� pozostan� w Kansas. Nie, rozprosz� si�, by odkrywa� na nowo rejony g�rskie, bagna, puszcz� amazo�sk�, afryka�sk� sawann�, a potem wr�c� do Kansas, by opowiedzie� wszystkim, czego si� dowiedzieli, pokaza� filmy przedstawiaj�ce natur� w akcji. Bardzo cieszy�a go ta perspektywa. Jak wi�kszo�� cz�onk�w Projektu wr�cz �y� Discovery Channel. Tyle jest jeszcze rzeczy nie podanych, tyle rzeczy nie zrozumianych. Podobnie jak inni chcia� dowiedzie� si� wszystkiego, pozna� wszystkie mechanizmy dzia�ania natury. Ambitny cel, by� mo�e nawet niewykonalny, ale je�li im si� nie uda, uda si� ich dzieciom. Lub dzieciom ich dzieci, wychowywanym i kszta�conym tak, by podziwiali natur� w ca�ej jej chwale. Oni wszyscy b�d� podr�owali, wszyscy zmieni� si� w badaczy. Ciekawe, co pomy�l� sobie ci ludzie, kt�rych wy�le si� do wymar�ych miast. By� mo�e to nawet dobry pomys�? Niech poznaj�, ile b��d�w pope�ni� cz�owiek i jak nauczy� si� wreszcie, by ich nie pope�nia�. Mo�e sam poprowadzi tak� wypraw�? Nowy Jork, wspania�a lekcja pod tytu�em: "Nie wolno nam tego robi�!" Min� dziesi�tki, mo�e nawet setki lat, nim budynki zaczn� si� wali� z powodu korozji ich stalowych szkielet�w i braku obs�ugi. Cz�ci kamienne pozostan�, oczywi�cie, na zawsze, ale by� mo�e ju� za par� lat w Central Parku pojawi� si� jelenie. Padlino�ernym przez jaki� czas nie�le si� b�dzie wiod�o. Mn�stwo cia� do zjedzenia... A mo�e i nie. Na pocz�tku trupy b�dzie si�, oczywi�cie, grzeba� w cywilizowany spos�b, ale w ci�gu paru tygodni system si� zawali, a ludzie nadal b�d� umiera�, najprawdopodobniej we w�asnych ��kach, a potem... No oczywi�cie, szczury! Najbli�szy rok mia� by� najlepszym w szczurzej historii �wiata. Tylko ze szczurami jest tak, �e, by �y�, potrzebuj� cz�owieka. �ywi� si� �mieciami, odpadkami cywilizacji, s� wysoko wyspecjalizowanymi paso�ytami, wi�c co dalej po wielkim �arciu w przysz�ym roku? Co si� stanie z populacj� szczur�w? Pewnie �ywi� si� nimi b�d� psy i koty, i wkr�tce wytworzy si� jaka� tam r�wnowaga, nie maj�c jednak do dyspozycji milion�w produkuj�cych �mieci ludzi w ci�gu kolejnych czterech-pi�ciu lat szczury zaczn� wymiera�. Interesuj�cy problem dla jednego z zespo��w polowych. Jak szybko zmniejsza� si� b�dzie populacja szczur�w i jaki poziom minimalny osi�gnie? Zbyt wielu ludzi w Projekcie interesowa�o si� wielkimi zwierz�tami. Wszyscy kochaj� wilki i pumy, wspania�e i pi�kne drapie�niki zabijane przez ludzi, poniewa� trzebi�y stada ich zwierz�t domowych. Kiedy sko�czy si� jednak ustawianie pu�apek i wysypywanie trucizny, wilki i pumy poradz� sobie doskonale, co jednak z pomniejszymi zwierz�tami? Co ze szczurami? Nimi najwyra�niej nikt si� nie przejmowa�, a przecie� one te� s� cz�ci� ekosystemu, prawda? Do studiowania natury nie da si� zaprz�c kryteri�w estetycznych, bo gdyby si� da�o, jak usprawiedliwi� zab�jstwo Mary Bannister, Obiektu K4? �adna, bystra, przyjem