7376
Szczegóły |
Tytuł |
7376 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7376 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7376 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7376 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Orson Scott Card
P�omie� serca
Przek�ad: Piotr W. Cholewa
Tom pi�ty cyklu �Opowie�� o Alvinie Stw�rcy�
Tytu� orygina�u: Heartfire
Data wydania orygina�u: 1998
Data wydania polskiego: 2003
Spis tre�ci
PODZI�KOWANIA
G�SI
DAMA DWORU
MALOWANE PTAKI
ZAMIESZANIE
PURITY
IMIONA
OSKAR�ENIE
KOSZ Z DUSZAMI
POLOWANIE NA CZAROWNICE
W NIEWOLI
DOBRZY LUDZIE
NIEWOLNICY
DZIE� S�DU
BUNT
OJCOWIE I MATKI
PODZI�KOWANIA
Przy opracowaniu historii o Alvinie, kt�ry w�druje przez Ameryk�, szukaj�c
wzor�w,
jakie m�g�by wykorzysta� w budowie spo�ecze�stwa jednocze�nie silnego i wolnego,
kilka
ksi��ek okaza�o si� bezcennych. Najwa�niejsz� z nich by�o dzie�o Davida Hacketta
Fischera
Albion�s Seed: FourBritish Folkways in America (Oxford University Press 1989) �
znakomita,
wsparta solidn� argumentacj� prezentacja nieredukcjonistycznej teorii �r�de�
ameryka�skiej
kultury; na stronicach tej ksi��ki znalaz�em zar�wno obfito�� szczeg��w, jak i
wspania�e
rozumowanie przyczynowo-skutkowe, co bardzo mi pomog�o w przeniesieniu
niniejszej
powie�ci z etapu plan�w do etapu gotowego tekstu. Road to Division:
Secessionists at Bay, 1776-
1854 (Oxford University Press 1990) Williama W. Freehlinga pozwoli�a mi pozna�
�ycie
codzienne, ma�o znane postacie historyczne, a tak�e sytuacj� ekonomiczn� i
polityczn�
Charlestonu w latach dwudziestych XIX wieku; potem mog�em przekszta�ci� to
miasto w sw�j
ameryka�ski �Camelot�. Founders and the Classics: Greece, Rome and the American
Enlightenment (Harvard University Press 1994) pozwoli�a mi pozna� stosunek
wykszta�conych
przyw�dc�w ameryka�skich do klasycznych dzie� �aciny i greki, b�d�cej w owym
czasie
elementem tradycyjnej edukacji.
Jak wiele razy wcze�niej, dzi�kuj� Clarkowi i Kathy Kiddom za udost�pnienie mi
schronienia, gdzie mog�em energicznie zabra� si� do pisania tej ksi��ki.
Dzi�kuj� tak�e Kathleen Bellamy i Scottowi J. Allenowi za ich pomoc, znacznie
przekraczaj�c� wymagania i obowi�zki; Jane Brady i Geoffreyowi Cardowi za
zestawienie
danych z poprzednich cz�ci cyklu.
G�SI
Arthur Stuart sta� przy oknie warsztatu wypychacza zwierz�t i jak
zahipnotyzowany
wpatrywa� si� w wystaw�. Alvin Smith prawie ju� min�� nast�pn� przecznic�, nim
zda� sobie
spraw�, �e Arthur zosta� z ty�u. Zanim wr�ci�, wysoki bia�y m�czyzna zacz��
wypytywa�
ch�opca.
� Gdzie jest tw�j pan?
Arthur nie spojrza� nawet na niego. Nie odrywa� wzroku od wypchanego ptaka
upozowanego, jakby w�a�nie mia� wyl�dowa� na ga��zi.
� Odpowiedz mi, ch�opcze, bo wezw� konstabla i...
� On jest ze mn� � wtr�ci� si� Alvin.
M�czyzna natychmiast zacz�� zachowywa� si� przyja�nie.
� Mi�o to wiedzie�, przyjacielu. Ch�opak w tym wieku... Mo�na by s�dzi�, �e
je�li jest
wolny, rodzice naucz� go grzeczno�ci, kiedy zwraca si� do niego bia�y
cz�owiek...
� My�l�, �e widzi tylko tego ptaka na wystawie. � Alvin po�o�y� ch�opcu d�o� na
ramieniu. � O co chodzi, Arthurze Stuart?
Dopiero d�wi�k g�osu Alvina wyrwa� Arthura z oszo�omienia.
� Jak on to zobaczy�?
� Co? � zdziwi� si� m�czyzna.
� Co zobaczy�? � zapyta� Alvin.
� Jak ptak odpycha si� skrzyd�ami, zanim usi�dzie, a potem nieruchomieje jak
pos�g.
Nikt tego nie widzi.
� O czym ten ch�opak opowiada? � nie zrozumia� m�czyzna.
� �wietnie zna si� na ptakach � wyja�ni� Alvin. � My�l�, �e podziwia te wypchane
okazy na wystawie.
M�czyzna rozpromieni� si� z dumy.
� Sam zajmuj� si� wypychaniem. Prawie wszystkie tutaj s� moje.
Wreszcie Arthur odpowiedzia� mu bezpo�rednio.
� Wi�kszo�� to zwyk�e martwe ptaki. Bardziej �ywo wygl�da�y, kiedy le�a�y
jeszcze na
polu, zestrzelone �rutem. Ale ten... i tamten � wskaza� pikuj�cego jastrz�bia �
zrobi� je kto�,
kto zna �ywe ptaki.
Wypychacz przez chwil� spogl�da� na niego niech�tnie, jednak zaraz na jego twarz
powr�ci� u�miech handlarza.
� Podobaj� ci si�? To prace takiego Francuza, przedstawia si� John-James �
wym�wi�
podw�jne imi�, jakby to by� �art. � Czeladnicza robota i tyle. Te delikatne
pozy... W�tpi�, czy
druty d�ugo wytrzymaj�.
Alvin u�miechn�� si� lekko.
� Sam jestem czeladnikiem, ale moje dzie�a przetrwaj� d�ugo.
� Nie chcia�em urazi� � zapewni� szybko m�czyzna. Straci� jednak
zainteresowanie.
Je�li Alvin by� zaledwie czeladnikiem w swym fachu, na pewno nie mia� do��
pieni�dzy, by
cokolwiek kupi�. Poza tym w�drownemu rzemie�lnikowi na nic si� nie przyda
wypchany ptak.
� Czyli prace tego Francuza wycenia pan taniej?
Wypychacz ptak�w si� zawaha�.
� Dro�ej � przyzna�.
� Cena spada, kiedy chodzi o dzie�o mistrza? � zdziwi� si� Alvin z niewinn�
min�.
Wypychacz zwierz�t spojrza� gniewnie.
� Jego prace sprzedaj� komisowe i to on ustala cen�. W�tpi�, czy kto� je kupi.
Ale on
uwa�a si� za artyst�. Wypycha i ustawia ptaki, �eby je malowa�. Kiedy ju�
sko�czy, samego
ptaka sprzedaje.
� Lepiej by porozmawia� z ptakami, zamiast zabija� � wtr�ci� Arthur Stuart. �
Sta�yby
nieruchomo, �eby m�g� je malowa�. Sta�yby dla cz�owieka, co widzi ptaki tak
wyra�nie.
Wypychacz przyjrza� si� ch�opcu z dziwn� min�.
� Pozwalasz ch�opakowi m�wi� nieco zuchwale � zauwa�y�.
� W Filadelfii, jak s�dzi�em, ludzie mog� m�wi� wprost � odpar� Alvin z
u�miechem.
Wypychacz zwierz�t zrozumia� w ko�cu, jak bardzo Alvin z niego drwi.
� Nie jestem kwakrem, dobry cz�owieku, i ty te� nie � rzek�.
Po czym wr�ci� do sklepu. Przez szyb� Alvin widzia�, jak od czasu do czasu zerka
na nich
z ukosa.
� Chod�my, Arthurze Stuart, mamy si� spotka� z Verilym i Mikiem na obiedzie.
Arthur zrobi� jeden krok... ale wci�� nie m�g� oderwa� wzroku od ptaka na
ga��zi.
� Chod�my, Arthurze, zanim on wyjdzie i ka�e nam odej�� sprzed sklepu.
Nawet po tym ostrze�eniu musia� w ko�cu chwyci� ch�opca za r�k� i niemal si��
odci�gn�� od wystawy. Kiedy szli, Arthur by� wyra�nie zamy�lony.
� Nad czym si� tak zastanawiasz? � spyta� Alvin.
� Chc� porozmawia� z tym Francuzem. Musz� mu zada� jedno pytanie.
Alvin wiedzia�, �e nie warto docieka�, jakie to pytanie. Narazi�by si� tylko na
nieuniknion� odpowied�: �A dlaczego mam je zadawa� tobie? Ty nie wiesz�.
* * *
Verily Cooper i Mike Fink ju� jedli, kiedy Alvin i Arthur weszli do pensjonatu.
W�a�cicielk� by�a kwakierka, kobieta o zadziwiaj�cej tuszy i bardzo
ograniczonych talentach
kucharskich � jednak niewielkie wyrafinowanie swych da� rekompensowa�a ich
obfito�ci�. Co
wi�cej, jako kwakierka nie tylko z nazwy, pani Louder nie czyni�a �adnej r�nicy
mi�dzy
p�czarnym ch�opcem i trzema bia�ymi m�czyznami, z kt�rymi podr�owa�. Arthur
Stuart
siedzia� przy wsp�lnym stole z innymi; wprawdzie jeden z go�ci wyprowadzi� si�
tego samego
dnia, kiedy Arthur Stuart pierwszy raz siad� do posi�ku, jednak zachowywa�a si�
tak, jakby nawet
tego nie zauwa�y�a. Alvin stara� si� jej to wynagrodzi�, zabieraj�c Arthura ze
sob� na codzienne
wyprawy do lasu i na ��ki nad rzek�, gdzie zbierali dziki imbir, gruszyczk�,
mi�t� i tymianek, by
doprawi� jej potrawy. Z humorem przyjmowa�a zio�a sugeruj�ce krytyk� jej kuchni.
Dzisiaj
ziemniaki by�y ugotowane z gruszyczk�, kt�r� przynie�li wczoraj.
� Da si� zje��? � spyta�a, kiedy skosztowali pierwszy k�s.
Odpowiedzia� jej Verily; Alvin z b�og� min� prze�uwa� jedzenie.
� Madame, pani szczodro�� gwarantuje, �e trafi pani do nieba, ale to smak
dzisiejszych
ziemniak�w sprawi, �e poprosz� tam pani� o gotowanie.
Za�mia�a si� i zamachn�a na niego chochl�.
� Verily Cooper, g�adkousty adwokacie, czy�by� nie wiedzia�, �e kwakrzy nie
uznaj�
pochlebstw?
Wszyscy jednak zdawali sobie spraw�, �e cho� nie wierzy w pochlebstwa, wierzy w
serdeczno��, jaka si� za nimi kryje.
P�ki inni go�cie siedzieli jeszcze przy stole, Mike Fink zabawia� ich opowie�ci�
o swej
wizycie w Prostym Domu, gdzie Andrew Jackson szokowa� filadelfijsk� elit�,
sprowadzaj�c
swoich kumpli z Tennizy i Kennituck. Pozwala� im �u� tyto� i spluwa� na pod�og�
w salach,
kt�re dawniej st�sknionym za domem europejskim ambasadorom oferowa�y odrobin�
elegancji
Starego Kraju. Fink powt�rzy� histori�, kt�r� sam Jackson opowiada� tego dnia �
jak pewna
elegancka filadelfijsk� dama skrytykowa�a zachowanie jego towarzyszy. �To Prosty
Dom, a to s�
pro�ci ludzie�, o�wiadczy� Jackson. Gdy pr�bowa�a si� spiera�, doda�: �To jest
te� m�j dom
przez najbli�sze cztery lata, a to s� moi przyjaciele�. �Nie maj� �adnych
manier�, odpowiedzia�a
dama. �Maj� znakomite maniery�, odpar� jej na to Jackson. �Maniery Zachodu. Ale
s� lud�mi
tolerancyjnymi. Nie b�d� zwraca� uwagi na to, �e nawet nie spr�bowa�a pani
jedzenia, nie
�ykn�a dobrej whiskey z kukurydzy, nie splun�a ani razu, cho� ca�y czas
wygl�da pani, jakby
mia�a usta pe�ne czego� niesmacznego�.
Mike Fink �mia� si� d�ugo i g�o�no, a wraz z nim inni go�cie, cho� niekt�rych
rozbawi�a
wspomniana dama, a innych sam Jackson.
Arthur Stuart zada� pytanie, kt�re interesowa�o r�wnie� Alvina.
� Jak Andy Jackson mo�e cokolwiek za�atwi�, je�li Prosty Dom pe�en jest
rzecznych
szczur�w, wie�niak�w i innych takich?
� Kiedy co� ma by� zrobione, to jeden z nas, rzecznych szczur�w, idzie i robi to
dla
niego.
� Przecie� ludzie z rzeki nie umiej� czyta� ani pisa�.
� No... Stary Hickory sam za�atwia swoje czytanie i pisanie � wyja�ni� Mike. �
Posy�a
rzeczne szczury, �eby przekazywali wiadomo�ci albo przekonywali ludzi.
� Przekonywali? � powt�rzy� Alvin. � Mam nadziej�, �e nie u�ywaj� metod
przekonywania, co to je kiedy� chcia�e� na mnie wypr�bowa�.
Mike rykn�� �miechem.
� Jakby Hickory pozwoli� ch�opakom na takie sztuki, w Kongresie nie zosta�oby
pewno
nawet sze�� nos�w ani dwadzie�cioro uszu.
Wreszcie jednak opowie�ci o zabawach w Prostym Domu � albo o jego degradacji,
zale�nie od punktu widzenia � sko�czy�y si� i pozostali go�cie wyszli. Tylko
sp�nieni Alvin i
Arthur wci�� jedli, zdaj�c raport ze swych dzisiejszych dokona�.
Mike ze smutkiem pokr�ci� g�ow�, gdy Alvin zapyta�, czy mia� okazj� porozmawia�
z
Jacksonem.
� Och, zaprosi� mnie na pokoje, je�li o to ci chodzi. Ale rozmowa sam na sam...
nie,
raczej nie. Widzisz, Andy Jackson mo�e i jest prawnikiem, ale zna rzeczne
szczury i moje
nazwisko co� mu przypomnia�o. Dawna reputacja ci�gle mnie prze�laduje, Alvinie.
Przykro mi.
Alvin u�miechn�� si� tylko i machn�� r�k�.
� Przyjdzie taki dzie�, �e prezydent si� z nami spotka.
� To zreszt� i tak by�oby przedwczesne � zauwa�y� Verily. � Po co walczy� o
nadanie
ziemi, je�li nie wiemy nawet, do czego j� wykorzystamy?
� W�a�nie �e wiemy � odpar� Alvin, bawi�c si� w dziecinne przekomarzania.
� W�a�nie �e nie. � Verily u�miechn�� si� szeroko.
� Mamy zbudowa� miasto.
� Nie. Mamy nazw� dla miasta, ale nie mamy planu czy nawet idei miasta...
� To miasto Stw�rc�w!
� C�, by�oby mi�o, gdyby Czerwony Prorok wyja�ni� ci, co to znaczy.
� Pokaza� mi wszystko we wn�trzu wodnego gejzeru. Nie wiedzia�, co to znaczy,
tak jak
i ja nie wiem. Ale obaj widzieli�my miasto zbudowane ze szk�a i pe�ne ludzi.
Samo miasto
uczy�o ich wszystkiego.
� A w tym ca�ym widzeniu nie us�ysza�e� mo�e jakiej� wskaz�wki, co w�a�ciwie
mamy
ludziom m�wi�, �eby przyszli i pomogli nam w budowie?
� To znaczy, jak rozumiem, �e ty te� nie osi�gn��e� tego, co zaplanowali�my? �
domy�li� si� Alvin.
� Och, przegl�da�em ksi�gi w Bibliotece Kongresu � zapewni� Verily. � Znalaz�em
wiele odniesie� do Kryszta�owego Miasta, ale wi�kszo�� wi�za�a si� z
hiszpa�skimi
zdobywcami, kt�rzy uwa�ali, �e ma ono co� wsp�lnego ze �r�d�em m�odo�ci albo z
Siedmioma
Miastami Cebuli.
� Cebuli? � zdziwi� si� Arthur Stuart.
� Jedno ze �r�de� b��dnie uzna�o india�sk� nazw� �Cibola� za hiszpa�skie s�owo
oznaczaj�ce cebul�. Pomy�la�em, �e to zabawne. Ale trafia�em na same �lepe
zau�ki. Mimo to s�
tam interesuj�ce dane, kt�rych jednak nie potrafi� rozs�dnie zinterpretowa�.
� Nie chcia�bym czego� zinterpytownego nierozs�dnie � stwierdzi� Alvin.
� Nie baw si� ze mn� w dzikusa � skarci� go Verily. � Twoja �ona jest zbyt dobr�
nauczycielk�, by mog�a pozostawi� ci� w takiej ignorancji.
� Przesta�cie si� ze sob� dra�ni� � wtr�ci� stanowczo Arthur Stuart. � Co
takiego
znale�li�cie?
� Istnieje urz�d pocztowy w miejscowo�ci, kt�ra nazywa si� Kryszta�owe Miasto, w
stanie Tennizy.
� Pewnie jest te� takie, kt�re si� nazywa �r�d�o M�odo�ci � mrukn�� Alvin.
� W ka�dym razie uzna�em, �e to ciekawe.
� Dowiedzia�e� si� o nim czego� wi�cej?
� Pocztmistrzem jest pan Crawford, kt�ry nosi r�wnie� tytu�y burmistrza i... to
ci si�
spodoba, Alvinie: Bia�ego Proroka.
Mike Fink parskn�� �miechem, lecz Alvin wcale si� nie ucieszy�.
� Bia�y Prorok. Jakby chcia� ustawi� si� przeciwko Tenska-Tawie.
� Powiedzia�em ju� wszystko, co wiem � zako�czy� Verily. � A co wam uda�o si�
osi�gn��?
� Jestem w Filadelfii od dw�ch tygodni, a niczego jeszcze nie osi�gn��em �
stwierdzi�
Alvin. � My�la�em, �e miasto Benjamina Franklina mo�e mnie czego� nauczy�. Ale
Franklin
nie �yje, �adna specjalna muzyka nie rozbrzmiewa na ulicach, �adna m�dro�� nie
unosi si� wok�
jego grobu. Tutaj narodzi�a si� Ameryka, ale nie wydaje mi si�, �eby wci�� tu
�y�a. Ameryka
mieszka teraz tam, gdzie dorasta�em... W Filadelfii pozosta� tylko rz�d Ameryki.
To tak jakby
znale�� �wie�e �ajno na drodze. To nie ko�, ale m�wi ci, �e ko� jest gdzie�
blisko.
� Potrzebowa�e� dw�ch tygodni w Filadelfii, �eby to odkry�? � zdziwi� si� Mike
Fink.
Verily popar� go.
� M�j ojciec mawia� � rzek� Verily � �e je�li masz kontakt z rz�dem, to jakby�
patrzy�, �e kto� sika ci do buta. Ten kto� poczuje si� lepiej, ale ty na pewno
nie.
� Mo�emy sobie odpocz�� od tej ca�ej filozofii? � zaproponowa� Alvin. � Dosta�em
list od Margaret. � By� jedynym, kt�ry zwraca� si� do �ony pe�nym imieniem;
wszyscy inni
nazywali j� Peggy. � Z Camelotu.
� Nie jest ju� w Appalachee? � spyta� Mike Fink.
� Ca�a agitacja za utrzymaniem niewolnictwa w Appalachee dociera z kolonii
Korony.
Dlatego Margaret tam w�a�nie wyruszy�a.
� Po mojemu kr�l raczej nie pozwoli, �eby Appalachee zakaza�o niewolnictwa �
stwierdzi� Mike.
� Zdawa�o mi si�, �e ta wielka wojna w ubieg�ym stuleciu ostatecznie
przypiecz�towa�a
niezale�no�� Appalachee � przypomnia� Verily.
� A teraz pewno niekt�rzy potrzebuj� nast�pnej, �eby ustali�, czy Czarni mog�
by�
wolni � odpar� Alvin. � Dlatego Margaret jest w Camelocie. Ma nadziej� uzyska�
audiencj� u
kr�la i przem�wi� w sprawie pokoju i wolno�ci.
� Jedyny czas, kiedy nar�d cieszy si� jednym i drugim � o�wiadczy� Verily � to
kr�tki
okres radosnego wyczerpania po wygranej wojnie.
� Ponury ch�op z ciebie jak na kogo�, kto jeszcze nikogo nie zabi� � oceni� Mike
Fink.
� Jakby panna Larner chcia�a porozmawia� z Arthurem Stuartem, to czekam tutaj �
wtr�ci� z u�miechem Arthur.
Mike Fink demonstracyjnie klepn�� go po g�owie. Arthur parskn�� �miechem �
ostatnio
by� to jego ulubiony �art; wykorzystywa� fakt, �e otrzyma� to samo imi� co kr�l
Anglii w�adaj�cy
na uchod�stwie w niewolniczych hrabstwach Po�udnia.
� Ma te� powody, by wierzy�, �e jest tam m�j m�odszy brat � doda� Alvin.
Na t� wie�� Verily spu�ci� g�ow� i gniewnie zacz�� si� bawi� resztkami jedzenia
na
talerzu, a Mike Fink wbi� wzrok w przestrze�. Obaj mieli wyrobion� opini� na
temat brata
Alvina.
� I w�a�ciwie sam nie wiem... � doko�czy� Alvin.
� Czego nie wiesz? � zapyta� Verily.
� Czy pojecha� tam i do��czy� do niej. Ona nie chce, oczywi�cie, bo si� jej
wydaje, �e
kiedy Calvin i ja si� zejdziemy, ja umr�.
Mike u�miecha� si� z�owrogo.
� Nie obchodzi mnie, jaki ten ch�opak ma talent. Ale niech tylko spr�buje.
� Margaret nie m�wi�a, �e to on mnie zabije � zauwa�y� Alvin. � Po prawdzie to
nie
m�wi�a nawet, �e umr�. Ale tak si� domy�lam. Nie chce mnie tam, dop�ki nie
b�dzie pewna, �e
Calvin wyjecha� z miasta. Ale ja te� chcia�bym si� spotka� z kr�lem.
� Nie wspominaj�c nawet o spotkaniu z �on� � doko�czy� Verily.
� Przyda�oby si� par� dni przy niej.
� I nocy � mrukn�� Mike.
Alvin uni�s� brew i Mike u�miechn�� si� g�upkowato.
� Najwa�niejsza sprawa � ci�gn�� Alvin � to czy mog� tam bezpiecznie zabra�
Arthura Stuarta. W koloniach Korony nielegalne jest przywo�enie do kraju wolnej
osoby maj�cej
w �y�ach cho�by jedn� szesnast� krwi Czarnych.
� Mo�esz udawa�, �e to tw�j niewolnik � zaproponowa� Mike.
� A je�li tam umr�? Albo mnie aresztuj�? Nie chc� ryzykowa�, �e Arthur zostanie
skonfiskowany i sprzedany. To zbyt niebezpieczne.
� Wi�c nie jed� tam � stwierdzi� kr�tko Verily. � Kr�l zreszt� i tak nie ma
poj�cia o
budowie Kryszta�owego Miasta.
� Wiem � zgodzi� si� Alvin. � Ja te� nie mam. Ani nikt inny.
� Mo�e to nie do ko�ca prawda � rzuci� Verily z u�mieszkiem.
Alvin si� zniecierpliwi�.
� Nie kpij sobie, Verily. Co wiesz?
� Nic, czego by� sam ju� nie wiedzia�, Alvinie. Budowanie Kryszta�owego Miasta
musi
si� sk�ada� z dw�ch etap�w. Pierwszy to Stwarzanie i wszystko z tym zwi�zane. W
tym nie
pomog� ci ani ja, ani �aden inny �miertelnik. Drugi etap to s�owo �miasto�.
Niewa�ne, czego
jeszcze dokonasz, ale b�dzie to miejsce, gdzie ludzie mieszkaj� razem. To
znaczy, �e musz� by�
jakie� rz�dy i prawa.
� Musz� by�? � zapyta� �a�osnym tonem Mike.
� Albo co� innego, co spe�nia te same zadania � m�wi� dalej Verily. � I ziemia,
podzielona, �eby ludzie mieli gdzie mieszka�. A ludzie b�d� g�odni. Musz� sia� i
zbiera� lub
sprowadza� �ywno��. Musz� tka� lub kupowa� materia�y, budowa� domy, szy�
ubrania. Kto�
b�dzie bra� �lub, kto� musi go udzieli�, je�li si� nie myl�. Ludzie b�d� mieli
dzieci, wi�c
potrzebne s� szko�y. Niewa�ne, jakimi wizjonerami stan� si� mieszka�cy, i tak
wci�� b�d�
potrzebowali dach�w i dr�g, je�li nie oczekujesz, �e wszyscy zaczn� lata�.
Alvin opar� si� na krze�le i zamkn�� oczy.
� U�pi�em ci� czy my�lisz? � zapyta� Verily.
� My�l�, �e w�a�ciwie nie mam bladego poj�cia, do czego si� bior� � odpar�
Alvin, nie
otwieraj�c oczu. � Bia�y Morderca Harrison by� mo�e najohydniejszym cz�owiekiem,
jakiego
pozna�em, ale przynajmniej umia� zbudowa� miasto na pustkowiu.
� �atwo jest zbudowa� miasto, je�li tak ustalisz zasady, by �li ludzie si�
bogacili i nikt
nie kara� ich za wyst�pki. W takie miejsce sama chciwo�� �ci�gnie ci
mieszka�c�w, je�li tylko
zdo�asz �y� obok nich.
� Co� takiego powinno si� te� uda� z przyzwoitymi lud�mi.
� Powinno i uda�o si�.
� Gdzie? � dopytywa� si� Mike Fink. � Nigdy nie s�ysza�em o takim mie�cie.
� To przynajmniej setka miast � wyja�ni� Verily. � M�wi� o Nowej Anglii,
oczywi�cie. A szczeg�lnie o Massachusetts. Za�o�onym przez purytan�w, by sta�o
si� ich
Syjonem, krain� czystej religii za oceanem na zachodzie. Przez ca�e �ycie,
dorastaj�c w Anglii,
s�ysza�em opowie�ci o tym, jak doskona�a jest Nowa Anglia, jak czysta i pobo�na,
�e nie ma tam
bogatych ni biednych, ale wszyscy korzystaj� z dar�w Niebios i ludzie wolni s�
od pokus �wiata.
�yj� w pokoju i r�wno�ci, w krainie najsprawiedliwszej ze wszystkich, kt�re
istnia�y na ziemi
Pana naszego.
Alvin pokr�ci� g�ow�.
� Verily, je�li Arthur nie mo�e odwiedzi� Camelotu, mog� si� za�o�y�, �e tak
samo ja i
ty nie powinni�my si� wybiera� do Nowej Anglii.
� Tam nie ma niewolnictwa.
� Wiesz, o co mi chodzi. Tam wieszaj� za czary.
� Nie jestem czarownikiem. Ty te� nie.
� Wed�ug nich jeste�my.
� Tylko je�li b�dziemy robili jakie� heksy albo wykorzystywali ukryt� moc �
t�umaczy�
Verily. � Z pewno�ci� zdo�amy si� powstrzyma� na czas potrzebny, by odkry�, w
jaki spos�b
stworzyli tak wielki kraj wolny od wa�ni i ucisku, wype�niony mi�o�ci� bo��.
� Niebezpiecznie � uzna� Alvin.
� Zgoda! � zawo�a� Mike. � Musieliby�my zwariowa�, �eby tam jecha�. Czy nie
stamt�d przyby� ten adwokat, Daniel Webster? On wie o tobie, Alvinie.
� Jest teraz w Carthage City i zarabia pieni�dze na ludziach zepsutych �
przypomnia�
Alvin.
� Tak by�o, kiedy ostatnio o nim s�yszeli�my. Ale mo�e pisa� listy. Mo�e si�
wybra� do
domu. Co� mo�e si� nam nie uda�.
Arthur Stuart spojrza� na Mike�a.
� Co� mo�e si� nie uda�, nawet kiedy le�ysz we w�asnym ��ku w niedziel�.
W ko�cu Alvin uni�s� powieki.
� Musz� si� uczy� � rzek�. � Verily ma racj�. Nie wystarczy nauczy� si�
Stwarzania.
Musz� pozna� te� sztuk� rz�dzenia, budowy miast i ca�� reszt�. Musz� nauczy� si�
wszystkiego o
wszystkim, a im d�u�ej tu siedz�, tym bardziej zostaj� z ty�u.
Arthur Stuart zrobi� sm�tn� min�.
� Czyli nie zobacz� kr�la...
� Je�li o mnie chodzi � pocieszy� go Mike � to ty jeste� prawdziwym Arthurem
Stuartem i masz takie samo prawo jak on, �eby by� kr�lem na tej ziemi.
� Chcia�em, �eby pasowa� mnie na rycerza.
Alvin westchn��. Mike przewr�ci� oczami. Verily poklepa� ch�opca po ramieniu.
� Dzie�, kiedy kr�l nobilituje ch�opca mieszanej krwi...
� A m�g�by pasowa� tylko moj� bia�� po�ow�? � zapyta� Arthur Stuart. � Jakbym
tak
dokona� m�nego czynu? S�ysza�em, �e w�a�nie wtedy zostaje si� rycerzem.
� Stanowczo pora ju� rusza� do Nowej Anglii � stwierdzi� Alvin.
� M�wi� ci, �e mam z�e przeczucia � upiera� si� Mike Fink.
� Ja te� � przyzna� Alvin. � Ale Verily ma racj�. Stworzyli dobry kraj i ci�gn�
tam
dobrzy ludzie.
� A czemu nie wybierzemy si� do tego miasteczka w Tennizy, co to nazywa si�
Kryszta�owe Miasto?
� Mo�e tam w�a�nie ruszymy, kiedy sko�czymy ju� z Now� Angli�.
� Optymista z ciebie � roze�mia� si� Verily.
* * *
Spakowali wi�kszo�� rzeczy, zanim jeszcze po�o�yli si� spa�. Zreszt� niewiele
musieli
w�o�y� do swoich toreb. Kiedy cz�owiek w podr�y ma jedynie konia, kt�ry niesie
jego i baga�,
zupe�nie inaczej ocenia, co musi wozi� z miejsca na miejsce, ni� kto�
podr�uj�cy wozem albo z
orszakiem s�ug i jucznych zwierz�t. Aby nie zam�czy� wierzchowca, bierze
w�a�ciwie niewiele
wi�cej, ni� m�g�by nie�� piechur.
Alvin zbudzi� si� jeszcze przed �witem, ale w czasie raptem dw�ch oddech�w zda�
sobie
spraw� z nieobecno�ci Arthura Stuarta. Okno by�o otwarte, a cho� zajmowali pok�j
na
najwy�szym pi�trze, wiedzia�, �e to by ch�opaka nie powstrzyma�o. Arthur wierzy�
chyba, �e
grawitacja winna mu jest przys�ug�.
Verily i Mike spali, ale ju� wiercili si� w ��kach. Alvin obudzi� ich i
poprosi�, by
osiod�ali i objuczyli konie, gdy on p�jdzie na poszukiwanie.
Mike za�mia� si� tylko.
� Pewno znalaz� sobie jak�� dziewczyn�, kt�r� chce uca�owa� na do widzenia.
Alvin spojrza� na niego zaszokowany.
� O czym ty m�wisz? Mike by� r�wnie zdziwiony.
� �lepy jeste�? Albo g�uchy? Arthurowi zmienia si� g�os. Jest ju� o w�os od
zostania
m�czyzn�.
� Skoro o w�osach mowa � wtr�ci� Verily � to my�l�, �e cie� na jego g�rnej
wardze
ju� wkr�tce stanie si� szczotk�. Powiem szczerze, moim zdaniem na jego twarzy
ju� teraz ro�nie
wi�cej w�os�w ni� na twojej, Alvinie.
� Nie zauwa�y�em te�, �eby twoja by�a szczeg�lnie zdobna w w�sy � odparowa�
Alvin.
� Gol� si�.
� Ale d�ugi czas mija mi�dzy jednym a drugim Bo�ym Narodzeniem. Musz� i��.
Pewnie
wr�c�, zanim sko�czycie �niadanie.
Po drodze Alvin zajrza� jeszcze do kuchni, gdzie pani Louder wyrabia�a ciasto.
� Nie widzieli�cie mo�e dzisiaj Arthura Stuarta? � zapyta�.
� A kiedy zamierzali�cie mnie uprzedzi�, �e wyje�d�acie?
� Kiedy zaczniemy si� zbiera� po �niadaniu � zapewni� j� Alvin. � Nie
pr�bowali�my
si� wymkn��, to �adna tajemnica, �e si� spakowali�my.
Dopiero wtedy zauwa�y�, �e policzki ma mokre od �ez.
� Pani Louder, nie my�la�em, �e tak si� przejmiecie. To przecie� pensjonat,
prawda? A
go�cie przychodz� i odchodz�.
Westchn�a g�o�no.
� Jak dzieci...
� A czy dzieci od czasu do czasu nie powracaj� do gniazda?
� Je�li to ma by� obietnica, to mo�e moimi g�upimi �zami nie zmieni� pieczywa w
solone ciasteczka � powiedzia�a.
� Obiecuj�, �e nigdy nie sp�dz� nocy w Filadelfii gdzie indziej, tylko u pani.
Chyba �e
moja �ona i ja kiedy� si� tu osiedlimy; b�dziemy wam przysy�a� na �niadanie
nasze dzieci,
by�my mogli si� wylegiwa� do p�na.
Za�mia�a si�.
� Pan nasz ciebie stwarza� dwa razy d�u�ej ni� innych, Alvinie Smith, bo tyle
czasu
trzeba, �eby wcisn�� do �rodka te twoje figle.
� Figle same si� wciskaj�. Taka ich natura.
Dopiero wtedy pani Louder przypomnia�a sobie o pytaniu Alvina.
� Co do Arthura Stuarta, to kiedy wysz�am po drewno, przy�apa�am go, jak
schodzi� z
drzewa pod �cian�.
� I nie obudzili�cie mnie? Czemu�cie go nie zatrzymali?
Zignorowa�a to ukryte oskar�enie.
� Zanim poszed�, wcisn�am mu w r�k� zimnego racucha. Powiedzia�, �e musi
za�atwi�
jak�� spraw�, zanim rankiem wyjedziecie.
� No, przynajmniej wygl�da, �e ma zamiar wr�ci�.
� Rzeczywi�cie. Ale gdyby nie, to nie jeste� przecie� jego panem, jak s�dz�. �
� To, �e nie jest moj� w�asno�ci�, nie oznacza jeszcze, �e nie jestem za niego
odpowiedzialny.
� Nie m�wi�am o prawach. Wyrazi�am prost� prawd�. Nie jest ci pos�uszny jak
ch�opiec,
ale jak m�czyzna, kt�ry chce ci sprawi� rado��. Czyni co� nie dlatego, �e ty
rozkazujesz, ale
dlatego �e zgadza si�, i� powinien.
� Ale to jest prawda dla wszystkich ludzi i wszystkich pan�w. A nawet
niewolnik�w.
� Chc� powiedzie�, �e nie robi tego, co robi, z l�ku przed tob� � wyja�ni�a pani
Louder.
� Dlatego nie wypada ci z�o�ci� si� na niego. Nie masz takiego prawa.
Dopiero wtedy Alvin u�wiadomi� sobie, �e jest troch� zagniewany na Arthura
Stuarta za
to wyj�cie bez uprzedzenia.
� Wci�� jest m�ody � przypomnia�.
� A ty niby co, siwobrody starzec z przygarbionym grzbietem? � roze�mia�a si�. �
Id�,
poszukaj go. Arthur Stuart nigdy nie zdaje sobie sprawy z niebezpiecze�stwa,
jakie dniem i noc�
czyha na ch�opca z jego rodu.
� Ani z zagro�e�, kt�re zakradaj� si� od ty�u. � Alvin poca�owa� j� w policzek.
� Nie
pozw�lcie, �eby te bu�eczki znikn�y, zanim wr�c�.
� Twoja to sprawa, nie moja, kiedy postanowisz wr�ci� � odpar�a. � Kt� mo�e
wiedzie�, jak g�odni b�d� dzi� rano inni?
Na to Alvin zanurzy� tylko palec w m�ce, nakre�li� jej bia�y pasek na nosie i
ruszy� do
drzwi. Pokaza�a mu j�zyk, ale nie star�a m�ki.
� B�d� klaunem, je�li tego chcesz ode mnie! � krzykn�a za nim.
* * *
By�o jeszcze za wcze�nie, �eby sklep by� otwarty. Alvin jednak poszed� prosto do
wypychacza zwierz�t. Jak� inn� spraw� m�g� za�atwia� Arthur Stuart? Pomys�
Mike�a, �e Arthur
pozna� jak�� dziewczyn�, nie wydawa� si� rozs�dny. Ch�opiec prawie nigdy nie
opuszcza�
Alvina, wi�c nie mia� po temu okazji, nawet gdyby ju� dor�s� na tyle, by
pr�bowa�.
Ulice by�y zat�oczone � farmerzy z okolicy zwozili towary na targ, ale sklep�w
jeszcze
nie otwierano. Gazeciarze i listonosze wype�niali swe misje, w�zki mleczarzy
klekota�y w
zau�kach, dostarczaj�c nabia� do kuchni. Panowa� gwar, ale by� to �wie�y gwar
poranka. Nikt
jeszcze nie krzycza�, s�siedzi si� nie k��cili, domokr��cy nie zachwalali
towar�w, �aden wo�nica
nie wykrzykiwa�, by ludzie zeszli mu z drogi.
I �aden Arthur nie sta� przed wystaw� sklepu z wypchanymi zwierz�tami.
Ale dok�d jeszcze m�g�by p�j��? Dr�czy�o go jakie� pytanie i nie spocznie, p�ki
nie
znajdzie odpowiedzi. Ale przecie� nie wypychacz zna� t� odpowied�, prawda? To
francuski
malarz ptak�w, John-James. A gdzie� we wn�trzu sklepu musia�a by� ukryta notatka
z jego
adresem. Czy�by Arthur naprawd� okaza� si� tak nierozs�dny, by...
Rzeczywi�cie, okno by�o otwarte, a pod nim ustawione dwie skrzynki i beczka.
Arthurze
Stuart, wcale nie jest lepiej by� wzi�tym za z�odzieja ni� za niewolnika...
Alvin podszed� do drzwi na podw�rze. Przekr�ci� ga�k�. Poruszy�a si� lekko, ale
nie do��,
by odsun�� zapadk�. A wi�c zamkni�te...
Opar� si� o drzwi i przymkn�� oczy, szukaj�c swym przenikaczem, a� znalaz�
wewn�trz
sklepu p�omie� serca. Tam wi�c by� Arthur Stuart, jaskrawy �yciem, gor�cy od
przygody. Jak
tyle ju� razy wcze�niej, Alvin �a�owa�, �e nie ma daru Margaret, nie potrafi
zajrze� w p�omie�
serca i dowiedzie� si� czego� o przysz�o�ci i przesz�o�ci, czy nawet o my�lach w
chwili obecnej...
Teraz by si� to przyda�o.
Nie odwa�y� si� wo�a� Arthura � jego g�os zaalarmowa�by kogo� i ch�opiec prawie
na
pewno zosta�by schwytany. Wypychacz zwierz�t mieszka� prawdopodobnie nad sklepem
albo w
jednym z pobliskich dom�w.
Dlatego Alvin si�gn�� przenikaczem do zamka, by zbada�, jak jest zbudowany.
Stara
konstrukcja, marnie dopasowana. Wyg�adzi� szorstkie powierzchnie, usun�� brud i
rdz�. Zmiana
kszta�tu element�w by�a �atwiejsza ni� ich przesuni�cie, wi�c tam gdzie dwie
p�askie cz�ci
styka�y si�, nie pozwalaj�c na otworzenie zapadki, zmieni� je na uko�ne. Metal
wp�yn�� w nowe
kszta�ty, a� obie p�aszczyzny mog�y �atwo przesuwa� si� wzgl�dem siebie. Wtedy
przekr�ci�
ga�k�, a zapadka odskoczy�a bezg�o�nie.
Nie otwiera� jednak drzwi, gdy� najpierw musia� si� zaj�� zawiasami. By�y
bardziej
nier�wne i bardziej zabrudzone ni� zamek. Czy w�a�ciciel w og�le korzysta z tego
wyj�cia?
Alvin wyr�wna� wi�c i oczy�ci� r�wnie� zawiasy. Teraz, kiedy przekr�ci� ga�k� i
pchn�� drzwi,
jedynym d�wi�kiem by� szelest wiatru wpadaj�cego do wn�trza.
Arthur Stuart sta� przy warsztacie wypychacza. W r�kach trzyma� s�jk� i lekko
g�adzi� jej
pi�ra. Uni�s� g�ow� i spojrza� na Alvina.
� Nawet nie jest martwa � powiedzia� cicho.
Alvin dotkn�� ptaka. Tak, pozosta�o w nim troch� ciep�a; wyczuwa� uderzenia
serca.
�rucina, kt�ra go og�uszy�a, wci�� tkwi�a w czaszce. M�zg by� uszkodzony i ptak
wkr�tce
zdechnie, nawet je�li �adna z ran nie oka�e si� �miertelna.
� Znalaz�e� to, po co przyszed�e�? Adres malarza?
� Nie � odpar� zasmucony ch�opak.
Alvin natychmiast wzi�� si� do pracy nad ptakiem. Suni�cie przenikaczem przez
�ywe
stworzenie, dokonywanie tu i tam niewielkich poprawek by�o zadaniem
delikatniejszym ni�
przemiany metalu. Pomaga�o, �e trzyma� zwierz�, �e m�g� go dotyka�, gdy
pracowa�. Krew z
m�zgu wkr�tce sp�yn�a do �y�, a uszkodzone arterie si� zasklepi�y. Tkanki pod
o�owianymi
kulkami goi�y si� szybko, wypychaj�c je z cia�a. Nawet ta wbita w czaszk�
obluzowa�a si� i
wypad�a.
S�jka nastroszy�a pi�ra i spr�bowa�a wyrwa� si� Alvinowi.
� I tak j� zabij� � stwierdzi�.
� Dlatego j� wypu�cimy � odpar� Arthur. Alvin westchn��.
� Wtedy staniemy si� z�odziejami, prawda?
� Okno jest otwarte � zauwa�y� ch�opiec. � S�jka mo�e wyfrun��, kiedy ten
cz�owiek
przyjdzie rano do sklepu. Pomy�li, �e sama uciek�a.
� A jak sk�onimy ptaka, �eby to zrobi�?
Arthur spojrza� na niego jak na kogo� niespe�na rozumu, po czym nachyli� si� nad
s�jk�
stoj�c� nieruchomo na blacie. Zacz�� szepta� do niej tak cicho, �e Alvin nie
zrozumia� s��w.
Potem zagwizda� kilka razy ostro, po ptasiemu.
S�jka wznios�a si� w powietrze i trzepocz�c ha�a�liwie, zacz�a fruwa� dooko�a.
Alvin
uchyli� si� przed ni�.
� Nie uderzy w ciebie � uspokoi� go rozbawiony Arthur.
� Chod�my st�d � odpar� kr�tko Alvin.
Wyprowadzi� ch�opca przez tylne drzwi. Kiedy je zamkn��, przytrzyma� jeszcze
ga�k� w
d�oni, przywracaj�c cz�ciom zamka ich w�a�ciwy kszta�t.
Wypychacz zwierz�t sta� u wylotu zau�ka.
� Co tu robicie?
� Mamy nadziej� was znale��, drogi panie � odpar� spokojnie Alvin, nie cofaj�c
d�oni.
� Z r�k� na ga�ce moich drzwi? � zapyta� m�czyzna lodowato podejrzliwym tonem.
� Nie odpowiedzieli�cie na pukanie. Pomy�la�em, �e nie s�yszeli�cie, tak
jeste�cie zaj�ci
prac�. Chcemy tylko zapyta�, gdzie znajdziemy tego malarskiego czeladnika.
Francuza. Johna-
Jamesa.
� Wiem, czego chcieli�cie � o�wiadczy� wypychacz. � Odsu�cie si� od drzwi, bo
zawo�am konstabla.
Alvin i Arthur cofn�li si�.
� To za ma�o � stwierdzi� w�a�ciciel warsztatu. � Kr�cicie si� przy tylnych
drzwiach...
Sk�d mam wiedzie�, �e nie chcecie waln�� mnie w g�ow� i okra��, kiedy tylko je
otworz�?
� Gdyby taki by� nasz plan, m�j panie, le�eliby�cie ju� na ziemi, a ja mia�bym w
r�ku
klucze.
� A wi�c wszystko sobie przemy�leli�cie!
� Zdaje mi si�, �e to wam si� roi plan kradzie�y. A potem oskar�acie innych, �e
chc�
zrobi� to, co�cie sami przed chwil� wymy�lili.
W�a�ciciel gniewnie wyj�� klucz z kieszeni i wsun�� go do zamka. Zapar� si�, by
przekr�ci� mocno, spodziewaj�c si� oporu zardzewia�ego �elaza. Dlatego wyra�nie
si� zatoczy�,
gdy klucz nie stawi� oporu, a drzwi uchyli�y si� bezszelestnie.
Mo�e obejrza�by zamek i zawiasy, ale w tej w�a�nie chwili s�jka, kt�ra przez
ca�� noc
powoli kona�a na stole, zatrzepota�a gwa�townie przed jego twarz� i wyfrun�a na
dw�r.
� Nie! � krzykn�� wypychacz zwierz�t. � To trofeum pana Ridleya!
Arthur Stuart za�mia� si� g�o�no.
� Marne trofeum, skoro jeszcze lata.
Wypychacz zwierz�t sta� w progu i spogl�da� za s�jk�. Po chwili przyjrza� si�
Alvinowi i
Arthurowi.
� Wiem, �e macie z tym co� wsp�lnego � o�wiadczy�. � Nie wiem co. Nie wiem te�,
w jaki spos�b, ale zaczarowali�cie tego ptaka.
� Ale� sk�d! � zapewni� Alvin. � Kiedy tu przyszed�em, nie mia�em poj�cia, �e
trzymacie tam �ywe ptaki. My�la�em, �e zajmujecie si� tylko martwymi.
� To prawda! Ten ptak by� martwy!
� John-James � przypomnia� Alvin. � Chcemy go zobaczy�, zanim wyjedziemy z
miasta.
� Dlaczego mia�bym wam pomaga�?
� Bo poprosili�my. I nic was to nie kosztuje.
� Nie kosztuje? A jak niby wyt�umacz� si� panu Ridleyowi?
� Powiecie mu, �eby si� upewni�, czy ptak jest zabity, zanim go do was
przyniesie �
zaproponowa� Arthur Stuart.
� Nie �ycz� sobie s�ucha� takich rzeczy od czarnego ch�opaka � oznajmi�
wypychacz
zwierz�t. � Je�eli nie potrafisz dopilnowa� tego ma�ego, nie powiniene�
wprowadza� go mi�dzy
d�entelmen�w.
� Tak zrobi�em? � zdziwi� si� Alvin.
� Co zrobi�e�?
� Wprowadzi�em go mi�dzy d�entelmen�w? Wci�� czekam na przejaw uprzejmo�ci,
kt�ra mnie przekona, �e mo�ecie si� do nich zalicza�.
Wypychacz zwierz�t spojrza� na niego ze z�o�ci�.
� John-James Audubon wynajmuje pok�j w pensjonacie Wolno��. Ale nie znajdziecie
go tam o tej porze. Do po�udnia szuka ptak�w.
� A wi�c dobrego dnia � po�egna� si� Alvin. � Mogliby�cie od czasu do czasu
naoliwi� zamek i zawiasy. B�d� wtedy w lepszym stanie.
Wypychacz zwierz�t zrobi� zdziwion� min�. Gdy skr�cali z zau�ka na ulic�, wci��
jeszcze
otwiera� i zamyka� swe ciche drzwi na oczyszczonych zawiasach.
� I po wszystkim � stwierdzi� Alvin. � Przed wyjazdem nie znajdziemy ju� twojego
Johna-Jamesa Audubona.
Arthur Stuart popatrzy� na niego zaskoczony.
� A dlaczego nie?
Zagwizda� kilka razy. S�jka sfrun�a z g�ry, usiad�a mu na ramieniu. Arthur
szepta� do
niej i pogwizdywa� przez chwil�. Ptak wskoczy� na g�ow� ch�opca, potem � ku
zdumieniu
Alvina � na Alvina rami�, na g�ow� i dopiero potem odlecia� nad ulic�.
� Dzi� rano na pewno jest nad rzek� � o�wiadczy� Arthur Stuart. � G�si si� tam
karmi� w drodze na po�udnie.
Alvin rozejrza� si� niepewnie.
� Mamy jeszcze lato. Jest gor�co.
� Ale nie na p�nocy. Wczoraj s�ysza�em dwa stada.
� Ja tam nic nie s�ysza�em.
Arthur Stuart tylko wyszczerzy� z�by w u�miechu.
� My�la�em, �e przesta�e� s�ysze� ptaki � powiedzia� Alvin. � Wtedy, kiedy
odmieni�em ci� w rzece. My�la�em, �e straci�e� ten talent.
Ch�opiec wzruszy� ramionami.
� Straci�em. Ale przypomnia�em sobie, jak to by�o. Ca�y czas s�ucha�em.
� I to wraca?
Arthur pokr�ci� g�ow�.
� Musz� si� zastanawia�. Nie przychodzi samo, jak kiedy�. To ju� nie jest
talent. To...
� Umiej�tno��? � podpowiedzia� Alvin.
� Co� mi�dzy pragnieniem a wspomnieniem.
� S�ysza�e� krzyk g�si, a ja nie. A mam bardzo dobry s�uch, Arthurze.
Arthur u�miechn�� si� znowu.
� Co innego s�ysze�, a co innego s�ucha�.
* * *
Kilku m�czyzn ze strzelbami polowa�o nad rzek� na g�si. �atwo jednak mo�na si�
by�o
domy�li�, kt�ry z nich jest Johnem-Jamesem Audubonem. Nawet gdyby nie zauwa�yli
szkicownika wewn�trz otwartego plecaka, nawet gdyby nie by� dziwacznie ubrany we
francusk�,
przesadzon� wersj� kostiumu ameryka�skiego trapera � uszyt� ze sk�r jeleni � i
tak by
wiedzieli, kt�ry to my�liwy. Odpowied� wskazywa� prosty test: by� jedynym, kt�ry
znalaz� g�si.
Celowa� w�a�nie do jednej, p�yn�cej po rzece.
� Panie Audubon! � krzykn�� bez zastanowienia Alvin. � Wstydu nie macie?
Audubon obejrza� si� zaskoczony. To jego nag�e poruszenie czy mo�e wo�anie
Alvina
sp�oszy�o ptaki, prowadz�cy g�sior zag�ga� i wystartowa�, ociekaj�c wod� � z
pocz�tku nieco
chwiejnie, ale zaraz pofrun�� p�ynnie, z kroplami sp�ywaj�cymi mu ze skrzyde�
srebrzyst�
kaskad�. Po chwili wszystkie g�si tak�e wzlecia�y nad rzek�. Audubon uni�s�
strzelb�, lecz zakl��
i odwr�ci� si� do Alvina, nadal z wymierzon� broni�.
� Pour quoi, imbecile!
� Chcecie mnie zastrzeli�?
Francuz z wahaniem opu�ci� luf� i przypomnia� sobie angielski, w tej chwili
niezbyt
p�ynny.
� Mam to pi�kne stworzenie w oku, gdyby nie ty, cz�owieku z otwarta g�ba!
� Przepraszam, ale nie mog�em uwierzy�, �e zastrzelicie g� na wodzie.
� Czemu nie?
� Bo... bo to niesportowo.
� Pewno, �e niesportowo! � W miar� jak Audubon rozgrzewa� si� w dyskusji, jego
angielski wyra�nie si� poprawia�. � Nie jestem tutaj dla sportu! Rozejrzyj si�
wsz�dzie,
monsieur, i powiedz, jakiej bardzo wa�nej rzeczy nie widzisz.
� Nie ma pan psa � stwierdzi� Arthur Stuart.
� Tak! Le gar�on noir zrozumia�! Nie mog� strzela� do ptaka w powietrzu, bo jak
mog�
wtedy ptaka zabra�? On spada, skrzyd�o si� �amie, po co on mi teraz? Strzelam na
wodzie, potem
chlap, chlap i mam g�.
� Bardzo praktyczne � przyzna� Alvin. � Gdyby�cie byli g�odni i potrzebowali tej
g�si
do jedzenia.
� Jedzenie! � wykrzykn�� Audubon. � Czy wygl�dam jak cz�owiek g�odny?
� Mo�e troch� chudy. Ale pewnie mogliby�cie po�ci� dzie� czy dwa, nie padaj�c z
g�odu.
� Nie rozumiem ci�, Monsieur Americain. Et je ne veux pas te comprendre. Id�cie
sobie.
Audubon ruszy� brzegiem w d� rzeki, w kierunku gdzie odlecia�y g�si.
� Panie Audubon! � zawo�a� za nim Arthur Stuart.
� Musz� was zastrzeli�, zanim odejdziecie? � odpowiedzia� Francuz za�amany.
� Mog� sprowadzi� je z powrotem � o�wiadczy� Arthur.
Audubon odwr�ci� si� do niego.
� Wo�asz g�si? � Z kieszeni kurtki wyci�gn�� drewniany wabik. � Ja wo�am g�si
te�.
Ale kiedy to s�ysz�, my�l�: Sacre Dieu! Ta g� umiera! Odlatujmy st�d! I
odlatuj�.
Arthur Stuart podszed� bli�ej. Zamiast odpowiedzie�, zacz�� wydawa� dziwne
d�wi�ki z
krtani i przez nos. Nie by�o to typowe przywo�ywanie g�si � nikt nie zwr�ci�by
na ten g�os
uwagi. Nie by�o to nawet na�ladownictwo g�siego krzyku. A jednak by�o co�...
g�siego w tym
be�kocie, kt�ry wydobywa� si� ch�opcu z ust. Zreszt� wcale nieg�o�no. Po chwili
ptaki wr�ci�y,
�lizgaj�c si� nad powierzchni� wody.
Audubon uni�s� strzelb� do ramienia. Arthur natychmiast zmieni� g�os, g�si
odfrun�y od
brzegu i wyl�dowa�y daleko na wodzie.
Rozczarowany Audubon spojrza� gniewnie na Alvina i Arthura.
� Kiedy to obrazi�em ciebie albo kalafiorowat� twarz twojej brzydkiej matki?
Kt�ra z
paskudnych, �mierdz�cych filadelfijskich prostytutek by�a twoj� siostr�? A mo�e
to le bon Dieu
urazi�em? Notre Pere Celeste, za co musz� tak pokutowa�?
� Nie sprowadz� tutaj g�si, je�li chce je pan tylko zastrzeli� � o�wiadczy�
Arthur.
� A na co mi one, jak nie zastrzel� ani jednej?
� Pan nie chce jej je��. Chce j� pan tylko namalowa�. Czyli nie musi by� martwa.
� Jak mog� malowa� ptaka, kiedy on nie stoi w jednym miejscu! � krzykn��
Audubon. I
nagle co� sobie u�wiadomi�. � Wiecie, jak si� nazywam. Wiecie, �e maluj�. Ale ja
was nie
znam.
� Jestem Alvin Smith, a to m�j podopieczny Arthur Stuart.
� Podpieczony? Jaki to niewolnik?
� Podopieczny. Nie jest niewolnikiem. Ale jest pod moj� opiek�.
� A kto mn� si� zaopiekuje i przed wami dwoma obroni? Dlaczego nie mo�ecie by�
zwyk�ymi z�odziejami, co to zabior� moje pieni�dze i uciekn�?
� Arthur ma do was pytanie.
� Oto moja odpowied�: odejd�cie! Departez!
� A gdybym nak�oni� t� g�, �eby sta�a przed panem nieruchomo, bez zabijania? �
zaproponowa� Arthur.
Audubon mia� ju� odpowiedzie� co� ostro, kiedy wreszcie zda� sobie spraw�, co
w�a�ciwie obserwowa� przed chwil�: widzia�, jak Arthur przywo�uje g�si.
� Jeste�, jak to u was m�wi�, osob� z talentem? Wo�aczem g�si�w?
� G�si � poprawi� uprzejmie Alvin.
Arthur pokr�ci� g�ow�.
� Po prostu lubi� ptaki.
� Ja te� lubi� ptaki � odpar� Audubon. � Ale one jako� nie czuj� do mnie
sympatii.
� Bo je pan zabija, a nawet nie jest pan g�odny � wyja�ni� ch�opiec.
Malarz przyjrza� mu si� skonsternowany. W ko�cu podj�� decyzj�.
� Mo�esz zrobi�, �eby g� sta�a tu nieruchomo?
� Mog� j� poprosi�. Ale musi pan od�o�y� strzelb�.
Audubon natychmiast opar� bro� o drzewo.
� I roz�adowa�.
� My�lisz, �e z�ami� obietnic�?
� Niczego pan nie obieca�.
� No dobrze! � j�kn�� Audubon. � Przyrzekam na gr�b mojej matki.
� Co pan przyrzeka? � zapyta� podejrzliwie Arthur.
� Przyrzekam, �e �adnego strzelania do g�si! Pas de strzelanie do g�si!
� Nawet z padu, cokolwiek to znaczy. �adnego strzelania do �adnych ptak�w, przez
ca�y
dzie� � upiera� si� Arthur.
� Nie �padu�, niedouczony ch�opczyku. J�ai dit �pas de�. Rien! �adnego
strzelania do
g�si, tak powiedzia�em. � I doda� pod nosem: � Tous les sauvages du monde sont
ici
aujourd�hui.
Alvin zachichota�.
� I strzelania do dzikus�w tak�e nie, je�li wam to nie przeszkadza.
Audubon spojrza� na niego z�y i zak�opotany.
� Parlez-vous fran�ais?
� Je ne parle pas fran�ais � odpar� Alvin, przypominaj�c sobie to zdanie z kilku
ci�kich lekcji, jakich udzieli�a mu Margaret, nim zrezygnowa�a z nauczenia go
jakiegokolwiek
j�zyka poza angielskim. Wcze�niej porzuci�a ju� �acin� i grek�. Z wypowiedzi
Francuza
zrozumia� jednak s�owo sauvage, gdy� s�ysza� je cz�sto we francuskim forcie
Detroit, kiedy jako
ch�opiec przebywa� tam z Ta-Kumsawem.
� C�est vrai � mrukn�� Audubon. Po czym doda� g�o�no: � Sk�adam obietnic�,
kt�rej
chcecie. Sprowad� mi g�, co stanie na miejscu do malowania.
� Odpowie pan na moje pytanie? � upewni� si� Arthur Stuart.
� Tak, oczywi�cie.
� Ale to b�dzie prawdziwa odpowied�, nie takie g�upie nic, co to zwykle doro�li
m�wi�
dzieciom?
� Chwileczk� � obruszy� si� Alvin.
� Ty nie � zapewni� szybko Arthur, lecz Alvin nie wyzby� si� podejrze�.
� Tak � przyrzek� ze znu�eniem Audubon. � Zdradz� ci wszystkie tajemnice
wszech�wiata.
Ch�opiec kiwn�� g�ow� i przeszed� do miejsca, gdzie brzeg rzeki wznosi� si�
najwy�ej.
Zanim jednak zawo�a� g�, obejrza� si� jeszcze.
� Gdzie ten ptak ma stan��? � zapyta�.
Audubon roze�mia� si�.
� Dziwny z ciebie ch�opak � stwierdzi�. � Czy to jest to, co Amerykanie nazywaj�
przechwa�kami?
� On si� nie przechwala � uspokoi� go Alvin. � Naprawd� musi wiedzie�, gdzie
chcecie, �eby ta g� stan�a.
Audubon potrz�sn�� g�ow�, rozejrza� si�, sprawdzi� k�t padania promieni
s�onecznych i
gdzie jest najbli�szy ocieniony skrawek ziemi, �eby m�g� usi��� do pracy.
Dopiero wtedy
wskaza� miejsce, gdzie ptak mia� mu pozowa�.
� Dobrze � zgodzi� si� Arthur Stuart.
Odwr�ci� si� w stron� rzeki i zabe�kota� znowu, g�o�niej. G�os ni�s� si� nad
wod�. G�si
poderwa�y si� w powietrze i podfrun�y do brzegu, l�duj�c na wodzie lub na ��ce.
Prowadz�cy
g�sior jednak opad� obok Arthura, kt�ry zaprowadzi� go do miejsca wskazanego
przez malarza.
Arthur spojrza� niecierpliwie na Francuza. Audubon sta� nieruchomo, z
rozdziawionymi
ustami, i patrzy�, jak g�sior zajmuje pozycj� i nieruchomieje niczym pos�g.
� Chce pan rysowa� kijkiem w b�ocie? � zapyta� Arthur. Dopiero wtedy Audubon
zauwa�y�, �e papier i farby zosta�y w worku. Podbieg� do baga�u, zatrzymuj�c si�
co chwil�, by
si� upewni�, �e g�sior wci�� jest na miejscu.
� Zapomnia�e�, �e dzi� rano mieli�my opu�ci� Filadelfi�? � zapyta� Alvin, kiedy
Audubon znalaz� si� poza zasi�giem s�uchu.
Arthur spojrza� na niego z wyrazem tak morderczej pogardy, do jakiej zdolna jest
tylko
twarz dorastaj�cego ch�opca.
� Mo�esz wyjecha�, kiedy tylko zechcesz.
Z pocz�tku Alvin uzna�, �e ch�opiec m�wi mu, by jecha� sam i go zostawi�. Ale
natychmiast poj��, �e Arthur jedynie stwierdza fakt: Alvin m�g� wyjecha� z
Filadelfii, kiedy
chcia�, wi�c nie ma znaczenia, czy nast�pi to dzi� rano, czy p�niej.
� Verily i Mike b�d� si� martwi�, je�li zaraz nie wr�cimy.
� Nie chc�, �eby umiera�y ptaki.
� To bo�e zadanie, widzie� ka�d� spadaj�c� jask�k�. Nie s�ysza�em, by og�asza�,
�e to
stanowisko jest wolne.
Arthur nad�sa� si� i nie odpowiedzia� ju� ani s�owem. Po chwili wr�ci� Audubon,
usiad�
na trawie pod drzewem i zacz�� miesza� farby, by uzyska� kolory g�siego
upierzenia.
� Chc� patrze�, jak pan maluje � o�wiadczy� Arthur.
� Nie lubi�, kiedy kto� zagl�da mi przez rami�.
Arthur wymrucza� co� i g�sior zacz�� odchodzi�.
� Dobrze! � zawo�a� rozgor�czkowany Audubon. � Patrz, jak maluj�, patrz na
ptaka,
patrz na s�o�ce w niebie, a� o�lepniesz! Co tylko chcesz!
Arthur Stuart wymamrota� co� do g�siora, a ptak natychmiast pocz�apa� z powrotem
na
miejsce.
Alvin pokr�ci� g�ow�. Czyste wymuszenie. Gdzie si� podzia�o to �agodne dziecko,
kt�re
zna� od tak dawna?
DAMA DWORU
Peggy przez ca�y ranek stara�a si� opanowa� l�k przed spotkaniem z lady
Guinevere
Ashworth. Jako jedna ze starszych dam pokojowych kr�lowej Mary, mia�a u dworu
pewne
wp�ywy; co wa�niejsze, by�a �on� lorda kanclerza, Williama Ashwortha. Jej m��
przyszed�
wprawdzie na �wiat jako trzeci syn nauczyciela, ale dzi�ki inteligencji,
b�yskotliwo�ci i
niespo�ytej energii wyr�ba� sobie drog� do znakomitej edukacji, dobrego
ma��e�stwa i
wysokiego urz�du. Lord William nie mia� z�udze� co do w�asnego pochodzenia � w
dniu �lubu
przyj�� nazwisko rodowe �ony.
Kobieta jest jednak kobiet�, niezale�nie od swej rodziny czy urz�du m�a,
powtarza�a
sobie Peggy. Kiedy p�cherz lady Ashworth si� wype�nia, anio�owie nie zmieniaj�
cudownie jego
zawarto�ci w wino i nie zlewaj� do butelek, cho� s�ysz�c, jakim tonem wymawia
si� jej imi� w
Camelocie, mo�na by si� tego spodziewa�. By� to ten poziom towarzyski, do
kt�rego Peggy
nigdy nie aspirowa�a, nawet nie interesowa�a si� nim. W�a�ciwie nie zna�a
odpowiedniego
sposobu zwracania si� do c�rki markiza. Kiedy zastanawia�a si�, czy kogo� nie
spyta�, zaraz
przypomina�a sobie, �e jako dobra republikanka powinna nie tylko u�ywa�
niew�a�ciwych form,
ale wr�cz czyni� to ostentacyjnie. W ko�cu i Jefferson, i Franklin nieodmiennie
m�wili o kr�lu
jako �panu Stuarcie�, a nawet zwracali si� do niego w ten spos�b w oficjalnej
korespondencji
mi�dzy g�owami pa�stw. Plotka g�osi�a jednak, �e urz�dnicy z ministerstwa
�t�umacz��
wszystkie listy tak, by wyst�pi�y w nich w�a�ciwe formy, i w ten spos�b unikaj�
mi�dzynarodowych zatarg�w.
Je�li w og�le istnia�a nadzieja unikni�cia wojny zagra�aj�cej narodom Ameryki,
mo�e
ona zale�e� od rozmowy Peggy z lady Ashworth, poniewa� lady Guinevere nie tylko
mia�a
wysok� pozycj� towarzysk� � niekt�rzy twierdzili, �e sama kr�lowa pyta j� o rad�
w sprawach
stroju � lecz by�a tak�e liderk� najbardziej znacz�cej organizacji
antyniewolniczej w koloniach
Korony, Kobiety przeciwko Prawom W�asno�ci Os�b. Zgodnie z panuj�c� tu mod�,
organizacj�
zwykle okre�lano skr�tem Kaprawo � wyj�tkowo niefortunnie, zdaniem Peggy,
zw�aszcza dla
klubu powszechnie szanowanych dam.
Tak wiele mo�e zale�e� od porannego spotkania... Wszystkie inne �cie�ki ko�czy�y
si�
�lepymi zau�kami. Po miesi�cach sp�dzonych w Appalachee Peggy zda�a sobie
spraw�, �e
naciski na utrzymanie niewolnictwa w Nowych Hrabstwach pochodz� z kolonii
Korony. Rz�d
kr�la pobrz�kiwa� szabelk�, zar�wno w przeno�ni, jak i dos�ownie, by kongres
appalachijski
dok�adnie rozumia�, jak� danin� krwi przyjdzie zap�aci� za zniesienie
niewolnictwa.
Jednocze�nie unia ze Stanami Zjednoczonymi by�a niemo�liwa, dop�ki niewolnictwo
pozostawa�o legalne gdziekolwiek w Appalachee. A najprostszy kompromis,
polegaj�cy na
umo�liwieniu secesji proniewolniczym Nowym Hrabstwom Tennizy, Cherriky i
Kenituck, by�
polityczn� niemo�liwo�ci� w samym Appalachee.
Rezultat, kt�rego Peggy najbardziej si� obawia�a, polega�by na ust�pstwie Stan�w
Zjednoczonych i dopuszczeniu Nowych Hrabstw jako stan�w niewolniczych. Takie
zatrucie
ameryka�skiej wolno�ci zniszczy kraj � by�a tego pewna. A secesj� Nowych Hrabstw
uwa�a�a
za odrobin� tylko lepsze rozwi�zanie, gdy� wtedy wi�kszo�� Czarnych w Appalachee
pozostanie
pod batem nadzorcy. Nie; jedynym sposobem unikni�cia wojny i zachowania cho�by
iskry
przyzwoito�ci w�r�d lud�w Ameryki by�oby przekonanie kolonii Korony do zgody na
to, by ca�e
Appalachee, razem z Nowymi Hrabstwami, zawar�o uni� ze Stanami Zjednoczonymi, co
prowadzi�oby do delegalizacji niewolnictwa w ca�ym kraju.
Przyjaciele abolicjoni�ci �miali si�, gdy Peggy przedstawia�a t� mo�liwo��.
Nawet jej
m��, Alvin, by� pe�en w�tpliwo�ci, cho� w listach oczywi�cie zach�ca�, by
post�powa�a tak, jak
uzna za s�uszne. Po setkach rozm�w z m�czyznami i kobietami w ca�ym Appalachee,
a w
ostatnich tygodniach w Camelocie, Peggy sama miewa�a chwile zw�tpienia. P�ki
jednak istnia�a
cho� iskra nadziei, b�dzie si� stara�a rozpali� j� w jak�� zno�n� przysz�o��.
Gdy� przysz�o��, jak�
dostrzega�a w p�omieniach serc ludzi wok� siebie, by�a nie do zniesienia. Musi
by� pewna, i�
zrobi�a wszystko co tylko mo�liwe, by zapobiec wojnie � wojnie, po kt�rej ziemia
Ameryki
przesi�knie krwi�, i kt�rej wynik wcale nie jest przes�dzony.
Tak wi�c mimo strachu Peggy nie mia�a wyboru: musia�a z�o�y� t� wizyt�. Bo nawet
je�li
nie przekona lady Ashworth i jej klubu Kaprawo do sprawy emancypacji, mo�e
przynajmniej za
jej po�rednictwem uzyska� audiencj� u kr�la i przedstawi� swe pogl�dy
bezpo�rednio monarsze.
Perspektywa rozmowy z kr�lem budzi�a mniejszy l�k ni� spotkanie z lady Ashworth.
Z
lud�mi wykszta�conymi Peggy mog