7376

Szczegóły
Tytuł 7376
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7376 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7376 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7376 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Orson Scott Card P�omie� serca Przek�ad: Piotr W. Cholewa Tom pi�ty cyklu �Opowie�� o Alvinie Stw�rcy� Tytu� orygina�u: Heartfire Data wydania orygina�u: 1998 Data wydania polskiego: 2003 Spis tre�ci PODZI�KOWANIA G�SI DAMA DWORU MALOWANE PTAKI ZAMIESZANIE PURITY IMIONA OSKAR�ENIE KOSZ Z DUSZAMI POLOWANIE NA CZAROWNICE W NIEWOLI DOBRZY LUDZIE NIEWOLNICY DZIE� S�DU BUNT OJCOWIE I MATKI PODZI�KOWANIA Przy opracowaniu historii o Alvinie, kt�ry w�druje przez Ameryk�, szukaj�c wzor�w, jakie m�g�by wykorzysta� w budowie spo�ecze�stwa jednocze�nie silnego i wolnego, kilka ksi��ek okaza�o si� bezcennych. Najwa�niejsz� z nich by�o dzie�o Davida Hacketta Fischera Albion�s Seed: FourBritish Folkways in America (Oxford University Press 1989) � znakomita, wsparta solidn� argumentacj� prezentacja nieredukcjonistycznej teorii �r�de� ameryka�skiej kultury; na stronicach tej ksi��ki znalaz�em zar�wno obfito�� szczeg��w, jak i wspania�e rozumowanie przyczynowo-skutkowe, co bardzo mi pomog�o w przeniesieniu niniejszej powie�ci z etapu plan�w do etapu gotowego tekstu. Road to Division: Secessionists at Bay, 1776- 1854 (Oxford University Press 1990) Williama W. Freehlinga pozwoli�a mi pozna� �ycie codzienne, ma�o znane postacie historyczne, a tak�e sytuacj� ekonomiczn� i polityczn� Charlestonu w latach dwudziestych XIX wieku; potem mog�em przekszta�ci� to miasto w sw�j ameryka�ski �Camelot�. Founders and the Classics: Greece, Rome and the American Enlightenment (Harvard University Press 1994) pozwoli�a mi pozna� stosunek wykszta�conych przyw�dc�w ameryka�skich do klasycznych dzie� �aciny i greki, b�d�cej w owym czasie elementem tradycyjnej edukacji. Jak wiele razy wcze�niej, dzi�kuj� Clarkowi i Kathy Kiddom za udost�pnienie mi schronienia, gdzie mog�em energicznie zabra� si� do pisania tej ksi��ki. Dzi�kuj� tak�e Kathleen Bellamy i Scottowi J. Allenowi za ich pomoc, znacznie przekraczaj�c� wymagania i obowi�zki; Jane Brady i Geoffreyowi Cardowi za zestawienie danych z poprzednich cz�ci cyklu. G�SI Arthur Stuart sta� przy oknie warsztatu wypychacza zwierz�t i jak zahipnotyzowany wpatrywa� si� w wystaw�. Alvin Smith prawie ju� min�� nast�pn� przecznic�, nim zda� sobie spraw�, �e Arthur zosta� z ty�u. Zanim wr�ci�, wysoki bia�y m�czyzna zacz�� wypytywa� ch�opca. � Gdzie jest tw�j pan? Arthur nie spojrza� nawet na niego. Nie odrywa� wzroku od wypchanego ptaka upozowanego, jakby w�a�nie mia� wyl�dowa� na ga��zi. � Odpowiedz mi, ch�opcze, bo wezw� konstabla i... � On jest ze mn� � wtr�ci� si� Alvin. M�czyzna natychmiast zacz�� zachowywa� si� przyja�nie. � Mi�o to wiedzie�, przyjacielu. Ch�opak w tym wieku... Mo�na by s�dzi�, �e je�li jest wolny, rodzice naucz� go grzeczno�ci, kiedy zwraca si� do niego bia�y cz�owiek... � My�l�, �e widzi tylko tego ptaka na wystawie. � Alvin po�o�y� ch�opcu d�o� na ramieniu. � O co chodzi, Arthurze Stuart? Dopiero d�wi�k g�osu Alvina wyrwa� Arthura z oszo�omienia. � Jak on to zobaczy�? � Co? � zdziwi� si� m�czyzna. � Co zobaczy�? � zapyta� Alvin. � Jak ptak odpycha si� skrzyd�ami, zanim usi�dzie, a potem nieruchomieje jak pos�g. Nikt tego nie widzi. � O czym ten ch�opak opowiada? � nie zrozumia� m�czyzna. � �wietnie zna si� na ptakach � wyja�ni� Alvin. � My�l�, �e podziwia te wypchane okazy na wystawie. M�czyzna rozpromieni� si� z dumy. � Sam zajmuj� si� wypychaniem. Prawie wszystkie tutaj s� moje. Wreszcie Arthur odpowiedzia� mu bezpo�rednio. � Wi�kszo�� to zwyk�e martwe ptaki. Bardziej �ywo wygl�da�y, kiedy le�a�y jeszcze na polu, zestrzelone �rutem. Ale ten... i tamten � wskaza� pikuj�cego jastrz�bia � zrobi� je kto�, kto zna �ywe ptaki. Wypychacz przez chwil� spogl�da� na niego niech�tnie, jednak zaraz na jego twarz powr�ci� u�miech handlarza. � Podobaj� ci si�? To prace takiego Francuza, przedstawia si� John-James � wym�wi� podw�jne imi�, jakby to by� �art. � Czeladnicza robota i tyle. Te delikatne pozy... W�tpi�, czy druty d�ugo wytrzymaj�. Alvin u�miechn�� si� lekko. � Sam jestem czeladnikiem, ale moje dzie�a przetrwaj� d�ugo. � Nie chcia�em urazi� � zapewni� szybko m�czyzna. Straci� jednak zainteresowanie. Je�li Alvin by� zaledwie czeladnikiem w swym fachu, na pewno nie mia� do�� pieni�dzy, by cokolwiek kupi�. Poza tym w�drownemu rzemie�lnikowi na nic si� nie przyda wypchany ptak. � Czyli prace tego Francuza wycenia pan taniej? Wypychacz ptak�w si� zawaha�. � Dro�ej � przyzna�. � Cena spada, kiedy chodzi o dzie�o mistrza? � zdziwi� si� Alvin z niewinn� min�. Wypychacz zwierz�t spojrza� gniewnie. � Jego prace sprzedaj� komisowe i to on ustala cen�. W�tpi�, czy kto� je kupi. Ale on uwa�a si� za artyst�. Wypycha i ustawia ptaki, �eby je malowa�. Kiedy ju� sko�czy, samego ptaka sprzedaje. � Lepiej by porozmawia� z ptakami, zamiast zabija� � wtr�ci� Arthur Stuart. � Sta�yby nieruchomo, �eby m�g� je malowa�. Sta�yby dla cz�owieka, co widzi ptaki tak wyra�nie. Wypychacz przyjrza� si� ch�opcu z dziwn� min�. � Pozwalasz ch�opakowi m�wi� nieco zuchwale � zauwa�y�. � W Filadelfii, jak s�dzi�em, ludzie mog� m�wi� wprost � odpar� Alvin z u�miechem. Wypychacz zwierz�t zrozumia� w ko�cu, jak bardzo Alvin z niego drwi. � Nie jestem kwakrem, dobry cz�owieku, i ty te� nie � rzek�. Po czym wr�ci� do sklepu. Przez szyb� Alvin widzia�, jak od czasu do czasu zerka na nich z ukosa. � Chod�my, Arthurze Stuart, mamy si� spotka� z Verilym i Mikiem na obiedzie. Arthur zrobi� jeden krok... ale wci�� nie m�g� oderwa� wzroku od ptaka na ga��zi. � Chod�my, Arthurze, zanim on wyjdzie i ka�e nam odej�� sprzed sklepu. Nawet po tym ostrze�eniu musia� w ko�cu chwyci� ch�opca za r�k� i niemal si�� odci�gn�� od wystawy. Kiedy szli, Arthur by� wyra�nie zamy�lony. � Nad czym si� tak zastanawiasz? � spyta� Alvin. � Chc� porozmawia� z tym Francuzem. Musz� mu zada� jedno pytanie. Alvin wiedzia�, �e nie warto docieka�, jakie to pytanie. Narazi�by si� tylko na nieuniknion� odpowied�: �A dlaczego mam je zadawa� tobie? Ty nie wiesz�. * * * Verily Cooper i Mike Fink ju� jedli, kiedy Alvin i Arthur weszli do pensjonatu. W�a�cicielk� by�a kwakierka, kobieta o zadziwiaj�cej tuszy i bardzo ograniczonych talentach kucharskich � jednak niewielkie wyrafinowanie swych da� rekompensowa�a ich obfito�ci�. Co wi�cej, jako kwakierka nie tylko z nazwy, pani Louder nie czyni�a �adnej r�nicy mi�dzy p�czarnym ch�opcem i trzema bia�ymi m�czyznami, z kt�rymi podr�owa�. Arthur Stuart siedzia� przy wsp�lnym stole z innymi; wprawdzie jeden z go�ci wyprowadzi� si� tego samego dnia, kiedy Arthur Stuart pierwszy raz siad� do posi�ku, jednak zachowywa�a si� tak, jakby nawet tego nie zauwa�y�a. Alvin stara� si� jej to wynagrodzi�, zabieraj�c Arthura ze sob� na codzienne wyprawy do lasu i na ��ki nad rzek�, gdzie zbierali dziki imbir, gruszyczk�, mi�t� i tymianek, by doprawi� jej potrawy. Z humorem przyjmowa�a zio�a sugeruj�ce krytyk� jej kuchni. Dzisiaj ziemniaki by�y ugotowane z gruszyczk�, kt�r� przynie�li wczoraj. � Da si� zje��? � spyta�a, kiedy skosztowali pierwszy k�s. Odpowiedzia� jej Verily; Alvin z b�og� min� prze�uwa� jedzenie. � Madame, pani szczodro�� gwarantuje, �e trafi pani do nieba, ale to smak dzisiejszych ziemniak�w sprawi, �e poprosz� tam pani� o gotowanie. Za�mia�a si� i zamachn�a na niego chochl�. � Verily Cooper, g�adkousty adwokacie, czy�by� nie wiedzia�, �e kwakrzy nie uznaj� pochlebstw? Wszyscy jednak zdawali sobie spraw�, �e cho� nie wierzy w pochlebstwa, wierzy w serdeczno��, jaka si� za nimi kryje. P�ki inni go�cie siedzieli jeszcze przy stole, Mike Fink zabawia� ich opowie�ci� o swej wizycie w Prostym Domu, gdzie Andrew Jackson szokowa� filadelfijsk� elit�, sprowadzaj�c swoich kumpli z Tennizy i Kennituck. Pozwala� im �u� tyto� i spluwa� na pod�og� w salach, kt�re dawniej st�sknionym za domem europejskim ambasadorom oferowa�y odrobin� elegancji Starego Kraju. Fink powt�rzy� histori�, kt�r� sam Jackson opowiada� tego dnia � jak pewna elegancka filadelfijsk� dama skrytykowa�a zachowanie jego towarzyszy. �To Prosty Dom, a to s� pro�ci ludzie�, o�wiadczy� Jackson. Gdy pr�bowa�a si� spiera�, doda�: �To jest te� m�j dom przez najbli�sze cztery lata, a to s� moi przyjaciele�. �Nie maj� �adnych manier�, odpowiedzia�a dama. �Maj� znakomite maniery�, odpar� jej na to Jackson. �Maniery Zachodu. Ale s� lud�mi tolerancyjnymi. Nie b�d� zwraca� uwagi na to, �e nawet nie spr�bowa�a pani jedzenia, nie �ykn�a dobrej whiskey z kukurydzy, nie splun�a ani razu, cho� ca�y czas wygl�da pani, jakby mia�a usta pe�ne czego� niesmacznego�. Mike Fink �mia� si� d�ugo i g�o�no, a wraz z nim inni go�cie, cho� niekt�rych rozbawi�a wspomniana dama, a innych sam Jackson. Arthur Stuart zada� pytanie, kt�re interesowa�o r�wnie� Alvina. � Jak Andy Jackson mo�e cokolwiek za�atwi�, je�li Prosty Dom pe�en jest rzecznych szczur�w, wie�niak�w i innych takich? � Kiedy co� ma by� zrobione, to jeden z nas, rzecznych szczur�w, idzie i robi to dla niego. � Przecie� ludzie z rzeki nie umiej� czyta� ani pisa�. � No... Stary Hickory sam za�atwia swoje czytanie i pisanie � wyja�ni� Mike. � Posy�a rzeczne szczury, �eby przekazywali wiadomo�ci albo przekonywali ludzi. � Przekonywali? � powt�rzy� Alvin. � Mam nadziej�, �e nie u�ywaj� metod przekonywania, co to je kiedy� chcia�e� na mnie wypr�bowa�. Mike rykn�� �miechem. � Jakby Hickory pozwoli� ch�opakom na takie sztuki, w Kongresie nie zosta�oby pewno nawet sze�� nos�w ani dwadzie�cioro uszu. Wreszcie jednak opowie�ci o zabawach w Prostym Domu � albo o jego degradacji, zale�nie od punktu widzenia � sko�czy�y si� i pozostali go�cie wyszli. Tylko sp�nieni Alvin i Arthur wci�� jedli, zdaj�c raport ze swych dzisiejszych dokona�. Mike ze smutkiem pokr�ci� g�ow�, gdy Alvin zapyta�, czy mia� okazj� porozmawia� z Jacksonem. � Och, zaprosi� mnie na pokoje, je�li o to ci chodzi. Ale rozmowa sam na sam... nie, raczej nie. Widzisz, Andy Jackson mo�e i jest prawnikiem, ale zna rzeczne szczury i moje nazwisko co� mu przypomnia�o. Dawna reputacja ci�gle mnie prze�laduje, Alvinie. Przykro mi. Alvin u�miechn�� si� tylko i machn�� r�k�. � Przyjdzie taki dzie�, �e prezydent si� z nami spotka. � To zreszt� i tak by�oby przedwczesne � zauwa�y� Verily. � Po co walczy� o nadanie ziemi, je�li nie wiemy nawet, do czego j� wykorzystamy? � W�a�nie �e wiemy � odpar� Alvin, bawi�c si� w dziecinne przekomarzania. � W�a�nie �e nie. � Verily u�miechn�� si� szeroko. � Mamy zbudowa� miasto. � Nie. Mamy nazw� dla miasta, ale nie mamy planu czy nawet idei miasta... � To miasto Stw�rc�w! � C�, by�oby mi�o, gdyby Czerwony Prorok wyja�ni� ci, co to znaczy. � Pokaza� mi wszystko we wn�trzu wodnego gejzeru. Nie wiedzia�, co to znaczy, tak jak i ja nie wiem. Ale obaj widzieli�my miasto zbudowane ze szk�a i pe�ne ludzi. Samo miasto uczy�o ich wszystkiego. � A w tym ca�ym widzeniu nie us�ysza�e� mo�e jakiej� wskaz�wki, co w�a�ciwie mamy ludziom m�wi�, �eby przyszli i pomogli nam w budowie? � To znaczy, jak rozumiem, �e ty te� nie osi�gn��e� tego, co zaplanowali�my? � domy�li� si� Alvin. � Och, przegl�da�em ksi�gi w Bibliotece Kongresu � zapewni� Verily. � Znalaz�em wiele odniesie� do Kryszta�owego Miasta, ale wi�kszo�� wi�za�a si� z hiszpa�skimi zdobywcami, kt�rzy uwa�ali, �e ma ono co� wsp�lnego ze �r�d�em m�odo�ci albo z Siedmioma Miastami Cebuli. � Cebuli? � zdziwi� si� Arthur Stuart. � Jedno ze �r�de� b��dnie uzna�o india�sk� nazw� �Cibola� za hiszpa�skie s�owo oznaczaj�ce cebul�. Pomy�la�em, �e to zabawne. Ale trafia�em na same �lepe zau�ki. Mimo to s� tam interesuj�ce dane, kt�rych jednak nie potrafi� rozs�dnie zinterpretowa�. � Nie chcia�bym czego� zinterpytownego nierozs�dnie � stwierdzi� Alvin. � Nie baw si� ze mn� w dzikusa � skarci� go Verily. � Twoja �ona jest zbyt dobr� nauczycielk�, by mog�a pozostawi� ci� w takiej ignorancji. � Przesta�cie si� ze sob� dra�ni� � wtr�ci� stanowczo Arthur Stuart. � Co takiego znale�li�cie? � Istnieje urz�d pocztowy w miejscowo�ci, kt�ra nazywa si� Kryszta�owe Miasto, w stanie Tennizy. � Pewnie jest te� takie, kt�re si� nazywa �r�d�o M�odo�ci � mrukn�� Alvin. � W ka�dym razie uzna�em, �e to ciekawe. � Dowiedzia�e� si� o nim czego� wi�cej? � Pocztmistrzem jest pan Crawford, kt�ry nosi r�wnie� tytu�y burmistrza i... to ci si� spodoba, Alvinie: Bia�ego Proroka. Mike Fink parskn�� �miechem, lecz Alvin wcale si� nie ucieszy�. � Bia�y Prorok. Jakby chcia� ustawi� si� przeciwko Tenska-Tawie. � Powiedzia�em ju� wszystko, co wiem � zako�czy� Verily. � A co wam uda�o si� osi�gn��? � Jestem w Filadelfii od dw�ch tygodni, a niczego jeszcze nie osi�gn��em � stwierdzi� Alvin. � My�la�em, �e miasto Benjamina Franklina mo�e mnie czego� nauczy�. Ale Franklin nie �yje, �adna specjalna muzyka nie rozbrzmiewa na ulicach, �adna m�dro�� nie unosi si� wok� jego grobu. Tutaj narodzi�a si� Ameryka, ale nie wydaje mi si�, �eby wci�� tu �y�a. Ameryka mieszka teraz tam, gdzie dorasta�em... W Filadelfii pozosta� tylko rz�d Ameryki. To tak jakby znale�� �wie�e �ajno na drodze. To nie ko�, ale m�wi ci, �e ko� jest gdzie� blisko. � Potrzebowa�e� dw�ch tygodni w Filadelfii, �eby to odkry�? � zdziwi� si� Mike Fink. Verily popar� go. � M�j ojciec mawia� � rzek� Verily � �e je�li masz kontakt z rz�dem, to jakby� patrzy�, �e kto� sika ci do buta. Ten kto� poczuje si� lepiej, ale ty na pewno nie. � Mo�emy sobie odpocz�� od tej ca�ej filozofii? � zaproponowa� Alvin. � Dosta�em list od Margaret. � By� jedynym, kt�ry zwraca� si� do �ony pe�nym imieniem; wszyscy inni nazywali j� Peggy. � Z Camelotu. � Nie jest ju� w Appalachee? � spyta� Mike Fink. � Ca�a agitacja za utrzymaniem niewolnictwa w Appalachee dociera z kolonii Korony. Dlatego Margaret tam w�a�nie wyruszy�a. � Po mojemu kr�l raczej nie pozwoli, �eby Appalachee zakaza�o niewolnictwa � stwierdzi� Mike. � Zdawa�o mi si�, �e ta wielka wojna w ubieg�ym stuleciu ostatecznie przypiecz�towa�a niezale�no�� Appalachee � przypomnia� Verily. � A teraz pewno niekt�rzy potrzebuj� nast�pnej, �eby ustali�, czy Czarni mog� by� wolni � odpar� Alvin. � Dlatego Margaret jest w Camelocie. Ma nadziej� uzyska� audiencj� u kr�la i przem�wi� w sprawie pokoju i wolno�ci. � Jedyny czas, kiedy nar�d cieszy si� jednym i drugim � o�wiadczy� Verily � to kr�tki okres radosnego wyczerpania po wygranej wojnie. � Ponury ch�op z ciebie jak na kogo�, kto jeszcze nikogo nie zabi� � oceni� Mike Fink. � Jakby panna Larner chcia�a porozmawia� z Arthurem Stuartem, to czekam tutaj � wtr�ci� z u�miechem Arthur. Mike Fink demonstracyjnie klepn�� go po g�owie. Arthur parskn�� �miechem � ostatnio by� to jego ulubiony �art; wykorzystywa� fakt, �e otrzyma� to samo imi� co kr�l Anglii w�adaj�cy na uchod�stwie w niewolniczych hrabstwach Po�udnia. � Ma te� powody, by wierzy�, �e jest tam m�j m�odszy brat � doda� Alvin. Na t� wie�� Verily spu�ci� g�ow� i gniewnie zacz�� si� bawi� resztkami jedzenia na talerzu, a Mike Fink wbi� wzrok w przestrze�. Obaj mieli wyrobion� opini� na temat brata Alvina. � I w�a�ciwie sam nie wiem... � doko�czy� Alvin. � Czego nie wiesz? � zapyta� Verily. � Czy pojecha� tam i do��czy� do niej. Ona nie chce, oczywi�cie, bo si� jej wydaje, �e kiedy Calvin i ja si� zejdziemy, ja umr�. Mike u�miecha� si� z�owrogo. � Nie obchodzi mnie, jaki ten ch�opak ma talent. Ale niech tylko spr�buje. � Margaret nie m�wi�a, �e to on mnie zabije � zauwa�y� Alvin. � Po prawdzie to nie m�wi�a nawet, �e umr�. Ale tak si� domy�lam. Nie chce mnie tam, dop�ki nie b�dzie pewna, �e Calvin wyjecha� z miasta. Ale ja te� chcia�bym si� spotka� z kr�lem. � Nie wspominaj�c nawet o spotkaniu z �on� � doko�czy� Verily. � Przyda�oby si� par� dni przy niej. � I nocy � mrukn�� Mike. Alvin uni�s� brew i Mike u�miechn�� si� g�upkowato. � Najwa�niejsza sprawa � ci�gn�� Alvin � to czy mog� tam bezpiecznie zabra� Arthura Stuarta. W koloniach Korony nielegalne jest przywo�enie do kraju wolnej osoby maj�cej w �y�ach cho�by jedn� szesnast� krwi Czarnych. � Mo�esz udawa�, �e to tw�j niewolnik � zaproponowa� Mike. � A je�li tam umr�? Albo mnie aresztuj�? Nie chc� ryzykowa�, �e Arthur zostanie skonfiskowany i sprzedany. To zbyt niebezpieczne. � Wi�c nie jed� tam � stwierdzi� kr�tko Verily. � Kr�l zreszt� i tak nie ma poj�cia o budowie Kryszta�owego Miasta. � Wiem � zgodzi� si� Alvin. � Ja te� nie mam. Ani nikt inny. � Mo�e to nie do ko�ca prawda � rzuci� Verily z u�mieszkiem. Alvin si� zniecierpliwi�. � Nie kpij sobie, Verily. Co wiesz? � Nic, czego by� sam ju� nie wiedzia�, Alvinie. Budowanie Kryszta�owego Miasta musi si� sk�ada� z dw�ch etap�w. Pierwszy to Stwarzanie i wszystko z tym zwi�zane. W tym nie pomog� ci ani ja, ani �aden inny �miertelnik. Drugi etap to s�owo �miasto�. Niewa�ne, czego jeszcze dokonasz, ale b�dzie to miejsce, gdzie ludzie mieszkaj� razem. To znaczy, �e musz� by� jakie� rz�dy i prawa. � Musz� by�? � zapyta� �a�osnym tonem Mike. � Albo co� innego, co spe�nia te same zadania � m�wi� dalej Verily. � I ziemia, podzielona, �eby ludzie mieli gdzie mieszka�. A ludzie b�d� g�odni. Musz� sia� i zbiera� lub sprowadza� �ywno��. Musz� tka� lub kupowa� materia�y, budowa� domy, szy� ubrania. Kto� b�dzie bra� �lub, kto� musi go udzieli�, je�li si� nie myl�. Ludzie b�d� mieli dzieci, wi�c potrzebne s� szko�y. Niewa�ne, jakimi wizjonerami stan� si� mieszka�cy, i tak wci�� b�d� potrzebowali dach�w i dr�g, je�li nie oczekujesz, �e wszyscy zaczn� lata�. Alvin opar� si� na krze�le i zamkn�� oczy. � U�pi�em ci� czy my�lisz? � zapyta� Verily. � My�l�, �e w�a�ciwie nie mam bladego poj�cia, do czego si� bior� � odpar� Alvin, nie otwieraj�c oczu. � Bia�y Morderca Harrison by� mo�e najohydniejszym cz�owiekiem, jakiego pozna�em, ale przynajmniej umia� zbudowa� miasto na pustkowiu. � �atwo jest zbudowa� miasto, je�li tak ustalisz zasady, by �li ludzie si� bogacili i nikt nie kara� ich za wyst�pki. W takie miejsce sama chciwo�� �ci�gnie ci mieszka�c�w, je�li tylko zdo�asz �y� obok nich. � Co� takiego powinno si� te� uda� z przyzwoitymi lud�mi. � Powinno i uda�o si�. � Gdzie? � dopytywa� si� Mike Fink. � Nigdy nie s�ysza�em o takim mie�cie. � To przynajmniej setka miast � wyja�ni� Verily. � M�wi� o Nowej Anglii, oczywi�cie. A szczeg�lnie o Massachusetts. Za�o�onym przez purytan�w, by sta�o si� ich Syjonem, krain� czystej religii za oceanem na zachodzie. Przez ca�e �ycie, dorastaj�c w Anglii, s�ysza�em opowie�ci o tym, jak doskona�a jest Nowa Anglia, jak czysta i pobo�na, �e nie ma tam bogatych ni biednych, ale wszyscy korzystaj� z dar�w Niebios i ludzie wolni s� od pokus �wiata. �yj� w pokoju i r�wno�ci, w krainie najsprawiedliwszej ze wszystkich, kt�re istnia�y na ziemi Pana naszego. Alvin pokr�ci� g�ow�. � Verily, je�li Arthur nie mo�e odwiedzi� Camelotu, mog� si� za�o�y�, �e tak samo ja i ty nie powinni�my si� wybiera� do Nowej Anglii. � Tam nie ma niewolnictwa. � Wiesz, o co mi chodzi. Tam wieszaj� za czary. � Nie jestem czarownikiem. Ty te� nie. � Wed�ug nich jeste�my. � Tylko je�li b�dziemy robili jakie� heksy albo wykorzystywali ukryt� moc � t�umaczy� Verily. � Z pewno�ci� zdo�amy si� powstrzyma� na czas potrzebny, by odkry�, w jaki spos�b stworzyli tak wielki kraj wolny od wa�ni i ucisku, wype�niony mi�o�ci� bo��. � Niebezpiecznie � uzna� Alvin. � Zgoda! � zawo�a� Mike. � Musieliby�my zwariowa�, �eby tam jecha�. Czy nie stamt�d przyby� ten adwokat, Daniel Webster? On wie o tobie, Alvinie. � Jest teraz w Carthage City i zarabia pieni�dze na ludziach zepsutych � przypomnia� Alvin. � Tak by�o, kiedy ostatnio o nim s�yszeli�my. Ale mo�e pisa� listy. Mo�e si� wybra� do domu. Co� mo�e si� nam nie uda�. Arthur Stuart spojrza� na Mike�a. � Co� mo�e si� nie uda�, nawet kiedy le�ysz we w�asnym ��ku w niedziel�. W ko�cu Alvin uni�s� powieki. � Musz� si� uczy� � rzek�. � Verily ma racj�. Nie wystarczy nauczy� si� Stwarzania. Musz� pozna� te� sztuk� rz�dzenia, budowy miast i ca�� reszt�. Musz� nauczy� si� wszystkiego o wszystkim, a im d�u�ej tu siedz�, tym bardziej zostaj� z ty�u. Arthur Stuart zrobi� sm�tn� min�. � Czyli nie zobacz� kr�la... � Je�li o mnie chodzi � pocieszy� go Mike � to ty jeste� prawdziwym Arthurem Stuartem i masz takie samo prawo jak on, �eby by� kr�lem na tej ziemi. � Chcia�em, �eby pasowa� mnie na rycerza. Alvin westchn��. Mike przewr�ci� oczami. Verily poklepa� ch�opca po ramieniu. � Dzie�, kiedy kr�l nobilituje ch�opca mieszanej krwi... � A m�g�by pasowa� tylko moj� bia�� po�ow�? � zapyta� Arthur Stuart. � Jakbym tak dokona� m�nego czynu? S�ysza�em, �e w�a�nie wtedy zostaje si� rycerzem. � Stanowczo pora ju� rusza� do Nowej Anglii � stwierdzi� Alvin. � M�wi� ci, �e mam z�e przeczucia � upiera� si� Mike Fink. � Ja te� � przyzna� Alvin. � Ale Verily ma racj�. Stworzyli dobry kraj i ci�gn� tam dobrzy ludzie. � A czemu nie wybierzemy si� do tego miasteczka w Tennizy, co to nazywa si� Kryszta�owe Miasto? � Mo�e tam w�a�nie ruszymy, kiedy sko�czymy ju� z Now� Angli�. � Optymista z ciebie � roze�mia� si� Verily. * * * Spakowali wi�kszo�� rzeczy, zanim jeszcze po�o�yli si� spa�. Zreszt� niewiele musieli w�o�y� do swoich toreb. Kiedy cz�owiek w podr�y ma jedynie konia, kt�ry niesie jego i baga�, zupe�nie inaczej ocenia, co musi wozi� z miejsca na miejsce, ni� kto� podr�uj�cy wozem albo z orszakiem s�ug i jucznych zwierz�t. Aby nie zam�czy� wierzchowca, bierze w�a�ciwie niewiele wi�cej, ni� m�g�by nie�� piechur. Alvin zbudzi� si� jeszcze przed �witem, ale w czasie raptem dw�ch oddech�w zda� sobie spraw� z nieobecno�ci Arthura Stuarta. Okno by�o otwarte, a cho� zajmowali pok�j na najwy�szym pi�trze, wiedzia�, �e to by ch�opaka nie powstrzyma�o. Arthur wierzy� chyba, �e grawitacja winna mu jest przys�ug�. Verily i Mike spali, ale ju� wiercili si� w ��kach. Alvin obudzi� ich i poprosi�, by osiod�ali i objuczyli konie, gdy on p�jdzie na poszukiwanie. Mike za�mia� si� tylko. � Pewno znalaz� sobie jak�� dziewczyn�, kt�r� chce uca�owa� na do widzenia. Alvin spojrza� na niego zaszokowany. � O czym ty m�wisz? Mike by� r�wnie zdziwiony. � �lepy jeste�? Albo g�uchy? Arthurowi zmienia si� g�os. Jest ju� o w�os od zostania m�czyzn�. � Skoro o w�osach mowa � wtr�ci� Verily � to my�l�, �e cie� na jego g�rnej wardze ju� wkr�tce stanie si� szczotk�. Powiem szczerze, moim zdaniem na jego twarzy ju� teraz ro�nie wi�cej w�os�w ni� na twojej, Alvinie. � Nie zauwa�y�em te�, �eby twoja by�a szczeg�lnie zdobna w w�sy � odparowa� Alvin. � Gol� si�. � Ale d�ugi czas mija mi�dzy jednym a drugim Bo�ym Narodzeniem. Musz� i��. Pewnie wr�c�, zanim sko�czycie �niadanie. Po drodze Alvin zajrza� jeszcze do kuchni, gdzie pani Louder wyrabia�a ciasto. � Nie widzieli�cie mo�e dzisiaj Arthura Stuarta? � zapyta�. � A kiedy zamierzali�cie mnie uprzedzi�, �e wyje�d�acie? � Kiedy zaczniemy si� zbiera� po �niadaniu � zapewni� j� Alvin. � Nie pr�bowali�my si� wymkn��, to �adna tajemnica, �e si� spakowali�my. Dopiero wtedy zauwa�y�, �e policzki ma mokre od �ez. � Pani Louder, nie my�la�em, �e tak si� przejmiecie. To przecie� pensjonat, prawda? A go�cie przychodz� i odchodz�. Westchn�a g�o�no. � Jak dzieci... � A czy dzieci od czasu do czasu nie powracaj� do gniazda? � Je�li to ma by� obietnica, to mo�e moimi g�upimi �zami nie zmieni� pieczywa w solone ciasteczka � powiedzia�a. � Obiecuj�, �e nigdy nie sp�dz� nocy w Filadelfii gdzie indziej, tylko u pani. Chyba �e moja �ona i ja kiedy� si� tu osiedlimy; b�dziemy wam przysy�a� na �niadanie nasze dzieci, by�my mogli si� wylegiwa� do p�na. Za�mia�a si�. � Pan nasz ciebie stwarza� dwa razy d�u�ej ni� innych, Alvinie Smith, bo tyle czasu trzeba, �eby wcisn�� do �rodka te twoje figle. � Figle same si� wciskaj�. Taka ich natura. Dopiero wtedy pani Louder przypomnia�a sobie o pytaniu Alvina. � Co do Arthura Stuarta, to kiedy wysz�am po drewno, przy�apa�am go, jak schodzi� z drzewa pod �cian�. � I nie obudzili�cie mnie? Czemu�cie go nie zatrzymali? Zignorowa�a to ukryte oskar�enie. � Zanim poszed�, wcisn�am mu w r�k� zimnego racucha. Powiedzia�, �e musi za�atwi� jak�� spraw�, zanim rankiem wyjedziecie. � No, przynajmniej wygl�da, �e ma zamiar wr�ci�. � Rzeczywi�cie. Ale gdyby nie, to nie jeste� przecie� jego panem, jak s�dz�. � � To, �e nie jest moj� w�asno�ci�, nie oznacza jeszcze, �e nie jestem za niego odpowiedzialny. � Nie m�wi�am o prawach. Wyrazi�am prost� prawd�. Nie jest ci pos�uszny jak ch�opiec, ale jak m�czyzna, kt�ry chce ci sprawi� rado��. Czyni co� nie dlatego, �e ty rozkazujesz, ale dlatego �e zgadza si�, i� powinien. � Ale to jest prawda dla wszystkich ludzi i wszystkich pan�w. A nawet niewolnik�w. � Chc� powiedzie�, �e nie robi tego, co robi, z l�ku przed tob� � wyja�ni�a pani Louder. � Dlatego nie wypada ci z�o�ci� si� na niego. Nie masz takiego prawa. Dopiero wtedy Alvin u�wiadomi� sobie, �e jest troch� zagniewany na Arthura Stuarta za to wyj�cie bez uprzedzenia. � Wci�� jest m�ody � przypomnia�. � A ty niby co, siwobrody starzec z przygarbionym grzbietem? � roze�mia�a si�. � Id�, poszukaj go. Arthur Stuart nigdy nie zdaje sobie sprawy z niebezpiecze�stwa, jakie dniem i noc� czyha na ch�opca z jego rodu. � Ani z zagro�e�, kt�re zakradaj� si� od ty�u. � Alvin poca�owa� j� w policzek. � Nie pozw�lcie, �eby te bu�eczki znikn�y, zanim wr�c�. � Twoja to sprawa, nie moja, kiedy postanowisz wr�ci� � odpar�a. � Kt� mo�e wiedzie�, jak g�odni b�d� dzi� rano inni? Na to Alvin zanurzy� tylko palec w m�ce, nakre�li� jej bia�y pasek na nosie i ruszy� do drzwi. Pokaza�a mu j�zyk, ale nie star�a m�ki. � B�d� klaunem, je�li tego chcesz ode mnie! � krzykn�a za nim. * * * By�o jeszcze za wcze�nie, �eby sklep by� otwarty. Alvin jednak poszed� prosto do wypychacza zwierz�t. Jak� inn� spraw� m�g� za�atwia� Arthur Stuart? Pomys� Mike�a, �e Arthur pozna� jak�� dziewczyn�, nie wydawa� si� rozs�dny. Ch�opiec prawie nigdy nie opuszcza� Alvina, wi�c nie mia� po temu okazji, nawet gdyby ju� dor�s� na tyle, by pr�bowa�. Ulice by�y zat�oczone � farmerzy z okolicy zwozili towary na targ, ale sklep�w jeszcze nie otwierano. Gazeciarze i listonosze wype�niali swe misje, w�zki mleczarzy klekota�y w zau�kach, dostarczaj�c nabia� do kuchni. Panowa� gwar, ale by� to �wie�y gwar poranka. Nikt jeszcze nie krzycza�, s�siedzi si� nie k��cili, domokr��cy nie zachwalali towar�w, �aden wo�nica nie wykrzykiwa�, by ludzie zeszli mu z drogi. I �aden Arthur nie sta� przed wystaw� sklepu z wypchanymi zwierz�tami. Ale dok�d jeszcze m�g�by p�j��? Dr�czy�o go jakie� pytanie i nie spocznie, p�ki nie znajdzie odpowiedzi. Ale przecie� nie wypychacz zna� t� odpowied�, prawda? To francuski malarz ptak�w, John-James. A gdzie� we wn�trzu sklepu musia�a by� ukryta notatka z jego adresem. Czy�by Arthur naprawd� okaza� si� tak nierozs�dny, by... Rzeczywi�cie, okno by�o otwarte, a pod nim ustawione dwie skrzynki i beczka. Arthurze Stuart, wcale nie jest lepiej by� wzi�tym za z�odzieja ni� za niewolnika... Alvin podszed� do drzwi na podw�rze. Przekr�ci� ga�k�. Poruszy�a si� lekko, ale nie do��, by odsun�� zapadk�. A wi�c zamkni�te... Opar� si� o drzwi i przymkn�� oczy, szukaj�c swym przenikaczem, a� znalaz� wewn�trz sklepu p�omie� serca. Tam wi�c by� Arthur Stuart, jaskrawy �yciem, gor�cy od przygody. Jak tyle ju� razy wcze�niej, Alvin �a�owa�, �e nie ma daru Margaret, nie potrafi zajrze� w p�omie� serca i dowiedzie� si� czego� o przysz�o�ci i przesz�o�ci, czy nawet o my�lach w chwili obecnej... Teraz by si� to przyda�o. Nie odwa�y� si� wo�a� Arthura � jego g�os zaalarmowa�by kogo� i ch�opiec prawie na pewno zosta�by schwytany. Wypychacz zwierz�t mieszka� prawdopodobnie nad sklepem albo w jednym z pobliskich dom�w. Dlatego Alvin si�gn�� przenikaczem do zamka, by zbada�, jak jest zbudowany. Stara konstrukcja, marnie dopasowana. Wyg�adzi� szorstkie powierzchnie, usun�� brud i rdz�. Zmiana kszta�tu element�w by�a �atwiejsza ni� ich przesuni�cie, wi�c tam gdzie dwie p�askie cz�ci styka�y si�, nie pozwalaj�c na otworzenie zapadki, zmieni� je na uko�ne. Metal wp�yn�� w nowe kszta�ty, a� obie p�aszczyzny mog�y �atwo przesuwa� si� wzgl�dem siebie. Wtedy przekr�ci� ga�k�, a zapadka odskoczy�a bezg�o�nie. Nie otwiera� jednak drzwi, gdy� najpierw musia� si� zaj�� zawiasami. By�y bardziej nier�wne i bardziej zabrudzone ni� zamek. Czy w�a�ciciel w og�le korzysta z tego wyj�cia? Alvin wyr�wna� wi�c i oczy�ci� r�wnie� zawiasy. Teraz, kiedy przekr�ci� ga�k� i pchn�� drzwi, jedynym d�wi�kiem by� szelest wiatru wpadaj�cego do wn�trza. Arthur Stuart sta� przy warsztacie wypychacza. W r�kach trzyma� s�jk� i lekko g�adzi� jej pi�ra. Uni�s� g�ow� i spojrza� na Alvina. � Nawet nie jest martwa � powiedzia� cicho. Alvin dotkn�� ptaka. Tak, pozosta�o w nim troch� ciep�a; wyczuwa� uderzenia serca. �rucina, kt�ra go og�uszy�a, wci�� tkwi�a w czaszce. M�zg by� uszkodzony i ptak wkr�tce zdechnie, nawet je�li �adna z ran nie oka�e si� �miertelna. � Znalaz�e� to, po co przyszed�e�? Adres malarza? � Nie � odpar� zasmucony ch�opak. Alvin natychmiast wzi�� si� do pracy nad ptakiem. Suni�cie przenikaczem przez �ywe stworzenie, dokonywanie tu i tam niewielkich poprawek by�o zadaniem delikatniejszym ni� przemiany metalu. Pomaga�o, �e trzyma� zwierz�, �e m�g� go dotyka�, gdy pracowa�. Krew z m�zgu wkr�tce sp�yn�a do �y�, a uszkodzone arterie si� zasklepi�y. Tkanki pod o�owianymi kulkami goi�y si� szybko, wypychaj�c je z cia�a. Nawet ta wbita w czaszk� obluzowa�a si� i wypad�a. S�jka nastroszy�a pi�ra i spr�bowa�a wyrwa� si� Alvinowi. � I tak j� zabij� � stwierdzi�. � Dlatego j� wypu�cimy � odpar� Arthur. Alvin westchn��. � Wtedy staniemy si� z�odziejami, prawda? � Okno jest otwarte � zauwa�y� ch�opiec. � S�jka mo�e wyfrun��, kiedy ten cz�owiek przyjdzie rano do sklepu. Pomy�li, �e sama uciek�a. � A jak sk�onimy ptaka, �eby to zrobi�? Arthur spojrza� na niego jak na kogo� niespe�na rozumu, po czym nachyli� si� nad s�jk� stoj�c� nieruchomo na blacie. Zacz�� szepta� do niej tak cicho, �e Alvin nie zrozumia� s��w. Potem zagwizda� kilka razy ostro, po ptasiemu. S�jka wznios�a si� w powietrze i trzepocz�c ha�a�liwie, zacz�a fruwa� dooko�a. Alvin uchyli� si� przed ni�. � Nie uderzy w ciebie � uspokoi� go rozbawiony Arthur. � Chod�my st�d � odpar� kr�tko Alvin. Wyprowadzi� ch�opca przez tylne drzwi. Kiedy je zamkn��, przytrzyma� jeszcze ga�k� w d�oni, przywracaj�c cz�ciom zamka ich w�a�ciwy kszta�t. Wypychacz zwierz�t sta� u wylotu zau�ka. � Co tu robicie? � Mamy nadziej� was znale��, drogi panie � odpar� spokojnie Alvin, nie cofaj�c d�oni. � Z r�k� na ga�ce moich drzwi? � zapyta� m�czyzna lodowato podejrzliwym tonem. � Nie odpowiedzieli�cie na pukanie. Pomy�la�em, �e nie s�yszeli�cie, tak jeste�cie zaj�ci prac�. Chcemy tylko zapyta�, gdzie znajdziemy tego malarskiego czeladnika. Francuza. Johna- Jamesa. � Wiem, czego chcieli�cie � o�wiadczy� wypychacz. � Odsu�cie si� od drzwi, bo zawo�am konstabla. Alvin i Arthur cofn�li si�. � To za ma�o � stwierdzi� w�a�ciciel warsztatu. � Kr�cicie si� przy tylnych drzwiach... Sk�d mam wiedzie�, �e nie chcecie waln�� mnie w g�ow� i okra��, kiedy tylko je otworz�? � Gdyby taki by� nasz plan, m�j panie, le�eliby�cie ju� na ziemi, a ja mia�bym w r�ku klucze. � A wi�c wszystko sobie przemy�leli�cie! � Zdaje mi si�, �e to wam si� roi plan kradzie�y. A potem oskar�acie innych, �e chc� zrobi� to, co�cie sami przed chwil� wymy�lili. W�a�ciciel gniewnie wyj�� klucz z kieszeni i wsun�� go do zamka. Zapar� si�, by przekr�ci� mocno, spodziewaj�c si� oporu zardzewia�ego �elaza. Dlatego wyra�nie si� zatoczy�, gdy klucz nie stawi� oporu, a drzwi uchyli�y si� bezszelestnie. Mo�e obejrza�by zamek i zawiasy, ale w tej w�a�nie chwili s�jka, kt�ra przez ca�� noc powoli kona�a na stole, zatrzepota�a gwa�townie przed jego twarz� i wyfrun�a na dw�r. � Nie! � krzykn�� wypychacz zwierz�t. � To trofeum pana Ridleya! Arthur Stuart za�mia� si� g�o�no. � Marne trofeum, skoro jeszcze lata. Wypychacz zwierz�t sta� w progu i spogl�da� za s�jk�. Po chwili przyjrza� si� Alvinowi i Arthurowi. � Wiem, �e macie z tym co� wsp�lnego � o�wiadczy�. � Nie wiem co. Nie wiem te�, w jaki spos�b, ale zaczarowali�cie tego ptaka. � Ale� sk�d! � zapewni� Alvin. � Kiedy tu przyszed�em, nie mia�em poj�cia, �e trzymacie tam �ywe ptaki. My�la�em, �e zajmujecie si� tylko martwymi. � To prawda! Ten ptak by� martwy! � John-James � przypomnia� Alvin. � Chcemy go zobaczy�, zanim wyjedziemy z miasta. � Dlaczego mia�bym wam pomaga�? � Bo poprosili�my. I nic was to nie kosztuje. � Nie kosztuje? A jak niby wyt�umacz� si� panu Ridleyowi? � Powiecie mu, �eby si� upewni�, czy ptak jest zabity, zanim go do was przyniesie � zaproponowa� Arthur Stuart. � Nie �ycz� sobie s�ucha� takich rzeczy od czarnego ch�opaka � oznajmi� wypychacz zwierz�t. � Je�eli nie potrafisz dopilnowa� tego ma�ego, nie powiniene� wprowadza� go mi�dzy d�entelmen�w. � Tak zrobi�em? � zdziwi� si� Alvin. � Co zrobi�e�? � Wprowadzi�em go mi�dzy d�entelmen�w? Wci�� czekam na przejaw uprzejmo�ci, kt�ra mnie przekona, �e mo�ecie si� do nich zalicza�. Wypychacz zwierz�t spojrza� na niego ze z�o�ci�. � John-James Audubon wynajmuje pok�j w pensjonacie Wolno��. Ale nie znajdziecie go tam o tej porze. Do po�udnia szuka ptak�w. � A wi�c dobrego dnia � po�egna� si� Alvin. � Mogliby�cie od czasu do czasu naoliwi� zamek i zawiasy. B�d� wtedy w lepszym stanie. Wypychacz zwierz�t zrobi� zdziwion� min�. Gdy skr�cali z zau�ka na ulic�, wci�� jeszcze otwiera� i zamyka� swe ciche drzwi na oczyszczonych zawiasach. � I po wszystkim � stwierdzi� Alvin. � Przed wyjazdem nie znajdziemy ju� twojego Johna-Jamesa Audubona. Arthur Stuart popatrzy� na niego zaskoczony. � A dlaczego nie? Zagwizda� kilka razy. S�jka sfrun�a z g�ry, usiad�a mu na ramieniu. Arthur szepta� do niej i pogwizdywa� przez chwil�. Ptak wskoczy� na g�ow� ch�opca, potem � ku zdumieniu Alvina � na Alvina rami�, na g�ow� i dopiero potem odlecia� nad ulic�. � Dzi� rano na pewno jest nad rzek� � o�wiadczy� Arthur Stuart. � G�si si� tam karmi� w drodze na po�udnie. Alvin rozejrza� si� niepewnie. � Mamy jeszcze lato. Jest gor�co. � Ale nie na p�nocy. Wczoraj s�ysza�em dwa stada. � Ja tam nic nie s�ysza�em. Arthur Stuart tylko wyszczerzy� z�by w u�miechu. � My�la�em, �e przesta�e� s�ysze� ptaki � powiedzia� Alvin. � Wtedy, kiedy odmieni�em ci� w rzece. My�la�em, �e straci�e� ten talent. Ch�opiec wzruszy� ramionami. � Straci�em. Ale przypomnia�em sobie, jak to by�o. Ca�y czas s�ucha�em. � I to wraca? Arthur pokr�ci� g�ow�. � Musz� si� zastanawia�. Nie przychodzi samo, jak kiedy�. To ju� nie jest talent. To... � Umiej�tno��? � podpowiedzia� Alvin. � Co� mi�dzy pragnieniem a wspomnieniem. � S�ysza�e� krzyk g�si, a ja nie. A mam bardzo dobry s�uch, Arthurze. Arthur u�miechn�� si� znowu. � Co innego s�ysze�, a co innego s�ucha�. * * * Kilku m�czyzn ze strzelbami polowa�o nad rzek� na g�si. �atwo jednak mo�na si� by�o domy�li�, kt�ry z nich jest Johnem-Jamesem Audubonem. Nawet gdyby nie zauwa�yli szkicownika wewn�trz otwartego plecaka, nawet gdyby nie by� dziwacznie ubrany we francusk�, przesadzon� wersj� kostiumu ameryka�skiego trapera � uszyt� ze sk�r jeleni � i tak by wiedzieli, kt�ry to my�liwy. Odpowied� wskazywa� prosty test: by� jedynym, kt�ry znalaz� g�si. Celowa� w�a�nie do jednej, p�yn�cej po rzece. � Panie Audubon! � krzykn�� bez zastanowienia Alvin. � Wstydu nie macie? Audubon obejrza� si� zaskoczony. To jego nag�e poruszenie czy mo�e wo�anie Alvina sp�oszy�o ptaki, prowadz�cy g�sior zag�ga� i wystartowa�, ociekaj�c wod� � z pocz�tku nieco chwiejnie, ale zaraz pofrun�� p�ynnie, z kroplami sp�ywaj�cymi mu ze skrzyde� srebrzyst� kaskad�. Po chwili wszystkie g�si tak�e wzlecia�y nad rzek�. Audubon uni�s� strzelb�, lecz zakl�� i odwr�ci� si� do Alvina, nadal z wymierzon� broni�. � Pour quoi, imbecile! � Chcecie mnie zastrzeli�? Francuz z wahaniem opu�ci� luf� i przypomnia� sobie angielski, w tej chwili niezbyt p�ynny. � Mam to pi�kne stworzenie w oku, gdyby nie ty, cz�owieku z otwarta g�ba! � Przepraszam, ale nie mog�em uwierzy�, �e zastrzelicie g� na wodzie. � Czemu nie? � Bo... bo to niesportowo. � Pewno, �e niesportowo! � W miar� jak Audubon rozgrzewa� si� w dyskusji, jego angielski wyra�nie si� poprawia�. � Nie jestem tutaj dla sportu! Rozejrzyj si� wsz�dzie, monsieur, i powiedz, jakiej bardzo wa�nej rzeczy nie widzisz. � Nie ma pan psa � stwierdzi� Arthur Stuart. � Tak! Le gar�on noir zrozumia�! Nie mog� strzela� do ptaka w powietrzu, bo jak mog� wtedy ptaka zabra�? On spada, skrzyd�o si� �amie, po co on mi teraz? Strzelam na wodzie, potem chlap, chlap i mam g�. � Bardzo praktyczne � przyzna� Alvin. � Gdyby�cie byli g�odni i potrzebowali tej g�si do jedzenia. � Jedzenie! � wykrzykn�� Audubon. � Czy wygl�dam jak cz�owiek g�odny? � Mo�e troch� chudy. Ale pewnie mogliby�cie po�ci� dzie� czy dwa, nie padaj�c z g�odu. � Nie rozumiem ci�, Monsieur Americain. Et je ne veux pas te comprendre. Id�cie sobie. Audubon ruszy� brzegiem w d� rzeki, w kierunku gdzie odlecia�y g�si. � Panie Audubon! � zawo�a� za nim Arthur Stuart. � Musz� was zastrzeli�, zanim odejdziecie? � odpowiedzia� Francuz za�amany. � Mog� sprowadzi� je z powrotem � o�wiadczy� Arthur. Audubon odwr�ci� si� do niego. � Wo�asz g�si? � Z kieszeni kurtki wyci�gn�� drewniany wabik. � Ja wo�am g�si te�. Ale kiedy to s�ysz�, my�l�: Sacre Dieu! Ta g� umiera! Odlatujmy st�d! I odlatuj�. Arthur Stuart podszed� bli�ej. Zamiast odpowiedzie�, zacz�� wydawa� dziwne d�wi�ki z krtani i przez nos. Nie by�o to typowe przywo�ywanie g�si � nikt nie zwr�ci�by na ten g�os uwagi. Nie by�o to nawet na�ladownictwo g�siego krzyku. A jednak by�o co�... g�siego w tym be�kocie, kt�ry wydobywa� si� ch�opcu z ust. Zreszt� wcale nieg�o�no. Po chwili ptaki wr�ci�y, �lizgaj�c si� nad powierzchni� wody. Audubon uni�s� strzelb� do ramienia. Arthur natychmiast zmieni� g�os, g�si odfrun�y od brzegu i wyl�dowa�y daleko na wodzie. Rozczarowany Audubon spojrza� gniewnie na Alvina i Arthura. � Kiedy to obrazi�em ciebie albo kalafiorowat� twarz twojej brzydkiej matki? Kt�ra z paskudnych, �mierdz�cych filadelfijskich prostytutek by�a twoj� siostr�? A mo�e to le bon Dieu urazi�em? Notre Pere Celeste, za co musz� tak pokutowa�? � Nie sprowadz� tutaj g�si, je�li chce je pan tylko zastrzeli� � o�wiadczy� Arthur. � A na co mi one, jak nie zastrzel� ani jednej? � Pan nie chce jej je��. Chce j� pan tylko namalowa�. Czyli nie musi by� martwa. � Jak mog� malowa� ptaka, kiedy on nie stoi w jednym miejscu! � krzykn�� Audubon. I nagle co� sobie u�wiadomi�. � Wiecie, jak si� nazywam. Wiecie, �e maluj�. Ale ja was nie znam. � Jestem Alvin Smith, a to m�j podopieczny Arthur Stuart. � Podpieczony? Jaki to niewolnik? � Podopieczny. Nie jest niewolnikiem. Ale jest pod moj� opiek�. � A kto mn� si� zaopiekuje i przed wami dwoma obroni? Dlaczego nie mo�ecie by� zwyk�ymi z�odziejami, co to zabior� moje pieni�dze i uciekn�? � Arthur ma do was pytanie. � Oto moja odpowied�: odejd�cie! Departez! � A gdybym nak�oni� t� g�, �eby sta�a przed panem nieruchomo, bez zabijania? � zaproponowa� Arthur. Audubon mia� ju� odpowiedzie� co� ostro, kiedy wreszcie zda� sobie spraw�, co w�a�ciwie obserwowa� przed chwil�: widzia�, jak Arthur przywo�uje g�si. � Jeste�, jak to u was m�wi�, osob� z talentem? Wo�aczem g�si�w? � G�si � poprawi� uprzejmie Alvin. Arthur pokr�ci� g�ow�. � Po prostu lubi� ptaki. � Ja te� lubi� ptaki � odpar� Audubon. � Ale one jako� nie czuj� do mnie sympatii. � Bo je pan zabija, a nawet nie jest pan g�odny � wyja�ni� ch�opiec. Malarz przyjrza� mu si� skonsternowany. W ko�cu podj�� decyzj�. � Mo�esz zrobi�, �eby g� sta�a tu nieruchomo? � Mog� j� poprosi�. Ale musi pan od�o�y� strzelb�. Audubon natychmiast opar� bro� o drzewo. � I roz�adowa�. � My�lisz, �e z�ami� obietnic�? � Niczego pan nie obieca�. � No dobrze! � j�kn�� Audubon. � Przyrzekam na gr�b mojej matki. � Co pan przyrzeka? � zapyta� podejrzliwie Arthur. � Przyrzekam, �e �adnego strzelania do g�si! Pas de strzelanie do g�si! � Nawet z padu, cokolwiek to znaczy. �adnego strzelania do �adnych ptak�w, przez ca�y dzie� � upiera� si� Arthur. � Nie �padu�, niedouczony ch�opczyku. J�ai dit �pas de�. Rien! �adnego strzelania do g�si, tak powiedzia�em. � I doda� pod nosem: � Tous les sauvages du monde sont ici aujourd�hui. Alvin zachichota�. � I strzelania do dzikus�w tak�e nie, je�li wam to nie przeszkadza. Audubon spojrza� na niego z�y i zak�opotany. � Parlez-vous fran�ais? � Je ne parle pas fran�ais � odpar� Alvin, przypominaj�c sobie to zdanie z kilku ci�kich lekcji, jakich udzieli�a mu Margaret, nim zrezygnowa�a z nauczenia go jakiegokolwiek j�zyka poza angielskim. Wcze�niej porzuci�a ju� �acin� i grek�. Z wypowiedzi Francuza zrozumia� jednak s�owo sauvage, gdy� s�ysza� je cz�sto we francuskim forcie Detroit, kiedy jako ch�opiec przebywa� tam z Ta-Kumsawem. � C�est vrai � mrukn�� Audubon. Po czym doda� g�o�no: � Sk�adam obietnic�, kt�rej chcecie. Sprowad� mi g�, co stanie na miejscu do malowania. � Odpowie pan na moje pytanie? � upewni� si� Arthur Stuart. � Tak, oczywi�cie. � Ale to b�dzie prawdziwa odpowied�, nie takie g�upie nic, co to zwykle doro�li m�wi� dzieciom? � Chwileczk� � obruszy� si� Alvin. � Ty nie � zapewni� szybko Arthur, lecz Alvin nie wyzby� si� podejrze�. � Tak � przyrzek� ze znu�eniem Audubon. � Zdradz� ci wszystkie tajemnice wszech�wiata. Ch�opiec kiwn�� g�ow� i przeszed� do miejsca, gdzie brzeg rzeki wznosi� si� najwy�ej. Zanim jednak zawo�a� g�, obejrza� si� jeszcze. � Gdzie ten ptak ma stan��? � zapyta�. Audubon roze�mia� si�. � Dziwny z ciebie ch�opak � stwierdzi�. � Czy to jest to, co Amerykanie nazywaj� przechwa�kami? � On si� nie przechwala � uspokoi� go Alvin. � Naprawd� musi wiedzie�, gdzie chcecie, �eby ta g� stan�a. Audubon potrz�sn�� g�ow�, rozejrza� si�, sprawdzi� k�t padania promieni s�onecznych i gdzie jest najbli�szy ocieniony skrawek ziemi, �eby m�g� usi��� do pracy. Dopiero wtedy wskaza� miejsce, gdzie ptak mia� mu pozowa�. � Dobrze � zgodzi� si� Arthur Stuart. Odwr�ci� si� w stron� rzeki i zabe�kota� znowu, g�o�niej. G�os ni�s� si� nad wod�. G�si poderwa�y si� w powietrze i podfrun�y do brzegu, l�duj�c na wodzie lub na ��ce. Prowadz�cy g�sior jednak opad� obok Arthura, kt�ry zaprowadzi� go do miejsca wskazanego przez malarza. Arthur spojrza� niecierpliwie na Francuza. Audubon sta� nieruchomo, z rozdziawionymi ustami, i patrzy�, jak g�sior zajmuje pozycj� i nieruchomieje niczym pos�g. � Chce pan rysowa� kijkiem w b�ocie? � zapyta� Arthur. Dopiero wtedy Audubon zauwa�y�, �e papier i farby zosta�y w worku. Podbieg� do baga�u, zatrzymuj�c si� co chwil�, by si� upewni�, �e g�sior wci�� jest na miejscu. � Zapomnia�e�, �e dzi� rano mieli�my opu�ci� Filadelfi�? � zapyta� Alvin, kiedy Audubon znalaz� si� poza zasi�giem s�uchu. Arthur spojrza� na niego z wyrazem tak morderczej pogardy, do jakiej zdolna jest tylko twarz dorastaj�cego ch�opca. � Mo�esz wyjecha�, kiedy tylko zechcesz. Z pocz�tku Alvin uzna�, �e ch�opiec m�wi mu, by jecha� sam i go zostawi�. Ale natychmiast poj��, �e Arthur jedynie stwierdza fakt: Alvin m�g� wyjecha� z Filadelfii, kiedy chcia�, wi�c nie ma znaczenia, czy nast�pi to dzi� rano, czy p�niej. � Verily i Mike b�d� si� martwi�, je�li zaraz nie wr�cimy. � Nie chc�, �eby umiera�y ptaki. � To bo�e zadanie, widzie� ka�d� spadaj�c� jask�k�. Nie s�ysza�em, by og�asza�, �e to stanowisko jest wolne. Arthur nad�sa� si� i nie odpowiedzia� ju� ani s�owem. Po chwili wr�ci� Audubon, usiad� na trawie pod drzewem i zacz�� miesza� farby, by uzyska� kolory g�siego upierzenia. � Chc� patrze�, jak pan maluje � o�wiadczy� Arthur. � Nie lubi�, kiedy kto� zagl�da mi przez rami�. Arthur wymrucza� co� i g�sior zacz�� odchodzi�. � Dobrze! � zawo�a� rozgor�czkowany Audubon. � Patrz, jak maluj�, patrz na ptaka, patrz na s�o�ce w niebie, a� o�lepniesz! Co tylko chcesz! Arthur Stuart wymamrota� co� do g�siora, a ptak natychmiast pocz�apa� z powrotem na miejsce. Alvin pokr�ci� g�ow�. Czyste wymuszenie. Gdzie si� podzia�o to �agodne dziecko, kt�re zna� od tak dawna? DAMA DWORU Peggy przez ca�y ranek stara�a si� opanowa� l�k przed spotkaniem z lady Guinevere Ashworth. Jako jedna ze starszych dam pokojowych kr�lowej Mary, mia�a u dworu pewne wp�ywy; co wa�niejsze, by�a �on� lorda kanclerza, Williama Ashwortha. Jej m�� przyszed� wprawdzie na �wiat jako trzeci syn nauczyciela, ale dzi�ki inteligencji, b�yskotliwo�ci i niespo�ytej energii wyr�ba� sobie drog� do znakomitej edukacji, dobrego ma��e�stwa i wysokiego urz�du. Lord William nie mia� z�udze� co do w�asnego pochodzenia � w dniu �lubu przyj�� nazwisko rodowe �ony. Kobieta jest jednak kobiet�, niezale�nie od swej rodziny czy urz�du m�a, powtarza�a sobie Peggy. Kiedy p�cherz lady Ashworth si� wype�nia, anio�owie nie zmieniaj� cudownie jego zawarto�ci w wino i nie zlewaj� do butelek, cho� s�ysz�c, jakim tonem wymawia si� jej imi� w Camelocie, mo�na by si� tego spodziewa�. By� to ten poziom towarzyski, do kt�rego Peggy nigdy nie aspirowa�a, nawet nie interesowa�a si� nim. W�a�ciwie nie zna�a odpowiedniego sposobu zwracania si� do c�rki markiza. Kiedy zastanawia�a si�, czy kogo� nie spyta�, zaraz przypomina�a sobie, �e jako dobra republikanka powinna nie tylko u�ywa� niew�a�ciwych form, ale wr�cz czyni� to ostentacyjnie. W ko�cu i Jefferson, i Franklin nieodmiennie m�wili o kr�lu jako �panu Stuarcie�, a nawet zwracali si� do niego w ten spos�b w oficjalnej korespondencji mi�dzy g�owami pa�stw. Plotka g�osi�a jednak, �e urz�dnicy z ministerstwa �t�umacz�� wszystkie listy tak, by wyst�pi�y w nich w�a�ciwe formy, i w ten spos�b unikaj� mi�dzynarodowych zatarg�w. Je�li w og�le istnia�a nadzieja unikni�cia wojny zagra�aj�cej narodom Ameryki, mo�e ona zale�e� od rozmowy Peggy z lady Ashworth, poniewa� lady Guinevere nie tylko mia�a wysok� pozycj� towarzysk� � niekt�rzy twierdzili, �e sama kr�lowa pyta j� o rad� w sprawach stroju � lecz by�a tak�e liderk� najbardziej znacz�cej organizacji antyniewolniczej w koloniach Korony, Kobiety przeciwko Prawom W�asno�ci Os�b. Zgodnie z panuj�c� tu mod�, organizacj� zwykle okre�lano skr�tem Kaprawo � wyj�tkowo niefortunnie, zdaniem Peggy, zw�aszcza dla klubu powszechnie szanowanych dam. Tak wiele mo�e zale�e� od porannego spotkania... Wszystkie inne �cie�ki ko�czy�y si� �lepymi zau�kami. Po miesi�cach sp�dzonych w Appalachee Peggy zda�a sobie spraw�, �e naciski na utrzymanie niewolnictwa w Nowych Hrabstwach pochodz� z kolonii Korony. Rz�d kr�la pobrz�kiwa� szabelk�, zar�wno w przeno�ni, jak i dos�ownie, by kongres appalachijski dok�adnie rozumia�, jak� danin� krwi przyjdzie zap�aci� za zniesienie niewolnictwa. Jednocze�nie unia ze Stanami Zjednoczonymi by�a niemo�liwa, dop�ki niewolnictwo pozostawa�o legalne gdziekolwiek w Appalachee. A najprostszy kompromis, polegaj�cy na umo�liwieniu secesji proniewolniczym Nowym Hrabstwom Tennizy, Cherriky i Kenituck, by� polityczn� niemo�liwo�ci� w samym Appalachee. Rezultat, kt�rego Peggy najbardziej si� obawia�a, polega�by na ust�pstwie Stan�w Zjednoczonych i dopuszczeniu Nowych Hrabstw jako stan�w niewolniczych. Takie zatrucie ameryka�skiej wolno�ci zniszczy kraj � by�a tego pewna. A secesj� Nowych Hrabstw uwa�a�a za odrobin� tylko lepsze rozwi�zanie, gdy� wtedy wi�kszo�� Czarnych w Appalachee pozostanie pod batem nadzorcy. Nie; jedynym sposobem unikni�cia wojny i zachowania cho�by iskry przyzwoito�ci w�r�d lud�w Ameryki by�oby przekonanie kolonii Korony do zgody na to, by ca�e Appalachee, razem z Nowymi Hrabstwami, zawar�o uni� ze Stanami Zjednoczonymi, co prowadzi�oby do delegalizacji niewolnictwa w ca�ym kraju. Przyjaciele abolicjoni�ci �miali si�, gdy Peggy przedstawia�a t� mo�liwo��. Nawet jej m��, Alvin, by� pe�en w�tpliwo�ci, cho� w listach oczywi�cie zach�ca�, by post�powa�a tak, jak uzna za s�uszne. Po setkach rozm�w z m�czyznami i kobietami w ca�ym Appalachee, a w ostatnich tygodniach w Camelocie, Peggy sama miewa�a chwile zw�tpienia. P�ki jednak istnia�a cho� iskra nadziei, b�dzie si� stara�a rozpali� j� w jak�� zno�n� przysz�o��. Gdy� przysz�o��, jak� dostrzega�a w p�omieniach serc ludzi wok� siebie, by�a nie do zniesienia. Musi by� pewna, i� zrobi�a wszystko co tylko mo�liwe, by zapobiec wojnie � wojnie, po kt�rej ziemia Ameryki przesi�knie krwi�, i kt�rej wynik wcale nie jest przes�dzony. Tak wi�c mimo strachu Peggy nie mia�a wyboru: musia�a z�o�y� t� wizyt�. Bo nawet je�li nie przekona lady Ashworth i jej klubu Kaprawo do sprawy emancypacji, mo�e przynajmniej za jej po�rednictwem uzyska� audiencj� u kr�la i przedstawi� swe pogl�dy bezpo�rednio monarsze. Perspektywa rozmowy z kr�lem budzi�a mniejszy l�k ni� spotkanie z lady Ashworth. Z lud�mi wykszta�conymi Peggy mog