7344

Szczegóły
Tytuł 7344
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7344 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7344 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7344 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Joanne Bertin Ostatni Lord Smok The Last Dragonlord Przek�ad: Maciej Pintara Samowi � dlatego �e si� nie �mia�. Prolog Burza zbli�a�a si�. Mag s�ysza� grzmoty i�wycie wichru w�wierzcho�kach sosen. Zawodz�c cicho, ukl�kn�� przed kamiennym o�tarzem. Uni�s� srebrn� czar� i�popatrzy� na scen� widoczn� na tle czarnego atramentu. Zobaczy� miotany falami galar. Wiatr szarpa� proporcami na dziobie i�rufie. Cho� kolory by�y niewyra�ne, wiedzia�, �e to kr�lewska purpura. Wzburzona rzeka Uildodd pociemnia�a, w�jej wodach odbija�o si� o�owiane niebo. Jeszcze troch�... Jeszcze tylko troch�... Teraz! Szybko odstawi� czar� i�chwyci� n�. Drug� r�k� z�apa� za w�osy ch�opca, kt�ry le�a� na o�tarzu, zwi�zany i�zakneblowany. Nie zwa�aj�c na przera�enie w�oczach ofiary, wprawnym ruchem odchyli� g�ow� ch�opaka do ty�u i�przeci�gn�� ostrzem po jego gardle. Nie przestawa� przy tym zawodzi�. Nadstawi� kamienn� mis�, by �ciek�a do niej gor�ca krew. Nie baczy� na to, �e plami mu palce. Kiedy naczynie by�o pe�ne, skin�� g�ow�. S�uga �ci�gn�� zw�oki z�o�tarza. Monotonne zawodzenie sta�o si� g�o�niejsze, bardziej niecierpliwe. Mag otworzy� szkatu�k� stoj�c� obok czary. Najpierw wydoby� ma�y, drewniany model galara i�owin�� go w�purpurowy jedwab. Drewno i�tkanina pochodzi�y z�rzecznego statku, kt�ry obserwowa� wcze�niej w�g��bi magicznej czary. Zanurzy� je we krwi. Potem wyj�� ma�� buteleczk�. Nala� do misy trzy krople wody z�rzeki Uildodd. Krew wzburzy�a si� niczym morze podczas sztormu. Nawa�nica by�a coraz bli�ej. Niebo pociemnia�o. Grzmia�o. Fale w�misie ros�y. Stateczek wyciosany z�drewna obraca� si�, jakby popycha�a go niewidzialna r�ka. Mag patrzy� z�zadowoleniem, jak pierwsze karmazynowe fale zalewaj� ruf� galara. Podni�s� g�os i�wypowiedzia� �miertelne zakl�cie. Wolno wyci�gn�� palec i�z satysfakcj� nacisn�� drewno. Rufa zanurzy�a si� we krwi. Ma�e fale zalewa�y stateczek, a�on wci�� popycha� go w�d�. Male�ki galar znikn�� pod powierzchni� i�ju� nie wyp�yn��. Pie�� maga zako�czy�a si� nut� tryumfu. Odst�pi� od o�tarza i�dopiero teraz zda� sobie spraw�, �e nagle zrobi�o si� zimno. � Posprz�taj tu � rozkaza� s�udze, gdy ten poda� mu mokry r�cznik do wytarcia zakrwawionych r�k. Zszed� ze wzg�rza. Na dole le�a�a jego tunika. Kiedy j� podni�s�, wypad� z�niej srebrny �a�cuch na szyj�. Mag z�apa� go w�powietrzu. Zanim w�o�y� ozdob�, przez chwil� obraca� w�palcach ci�kie ogniwa. U�miechn�� si�. Wkr�tce ci�nie �a�cuch w�k�t. Raz na zawsze. Na ziemi� spad�y pierwsze krople deszczu. 1 �uska szybuj�cego smoka zal�ni�a w�zachodz�cym s�o�cu, gdy skierowa� si� w�stron� zamku na szczycie g�ry. W�locie obrzuci� spojrzeniem dolin� le��c� w�cieniu skalnego urwiska. Machn�� pot�nymi skrzyd�ami i�odwr�ci� si�. Czerwony smok wygl�da� pi�knie i�gro�nie, kiedy bezszelestnie sun�� wprost do celu. Przy l�dowaniu w�krystalicznie czystym powietrzu rozleg� si� zgrzyt pazur�w o�kamienne pod�o�e. Wielki smok znikn�� w�czerwonej mgle. Kiedy si� rozwia�a, na skale sta� wysoki m�czyzna. Linden odgarn�� w�osy z�czo�a. Szumia�o mu w�uszach od d�ugiego lotu i�magicznego procesu Przemiany. Ruszy� przez l�dowisko ku schodom prowadz�cym do Smoczej Twierdzy. Postawi� nog� na pierwszym stopniu i�us�ysza� starczy, lecz wci�� mocny g�os: � Lordzie Smoku! Przystan�� i�spojrza� w�g�r�. U�szczytu schod�w sta� stary kir. Jego srebrzysta sier�� po�yskiwa�a w�ostatnich promieniach s�o�ca, a�kr�tki pysk by� pozbawiony wyrazu. Sirl, osobisty s�u��cy Pani, w�adczyni Smoczej Twierdzy i�Ludzi Smok�w, pozdrowi� go gestem. � Pani ci� wzywa � oznajmi�. Linden skin�� r�k� i�wbieg� na schody. D�ugie nogi �wawo nios�y go w�g�r�. Przeskakuj�c po trzy stopnie naraz, zastanawia� si�, po co zosta� wezwany. Nie zdarzy�o si� to od bardzo dawna. Kiedy znalaz� si� na g�rze, czekaj�cy kir sk�oni� si�. � Prosz� za mn�, Lordzie Smoku. Odwr�ci� si� i�ruszy� przodem. Zdziwiony Linden wszed� do Twierdzy. Id�c przez bia�e marmurowe korytarze, nie zamienili ani s�owa. Drog� o�wietla�y kule zimnego ognia wisz�ce w�powietrzu; zapali�o je wcze�niej kilku Lord�w Smok�w. W�ko�cu dotarli do wie�y, gdzie mie�ci�y si� komnaty w�adczyni. Sirl otworzy� drzwi sali, sk�oni� si� i�wpu�ci� Lindena. Zamkn�� drzwi i�stan�� za nim. R�wnie� to pomieszczenie o�wietla�y bia�e, ogniste kule. Ich blask odbija� si� w�pi�ciu �cianach pokrytych z�ocist� tkanin�. Cztery z�nich zdobi�y wizerunki smok�w unosz�cych si� pod b��kitnym niebem, na tle zachodz�cego s�o�ca, w�r�d g�rskich szczyt�w lub mi�dzy gwiazdami. Na pi�tej widnia�a scena my�liwska: stado ps�w osaczaj�cych jelenia i�trzech m�czyzn biegn�cych przez las. Mo�e to wspomnienie po jakim� okresie �ycia Pani sprzed Przemiany? Linden w�tpi�, czy kiedykolwiek si� dowie. �cienne motywy by�y jedynymi dekoracjami w�sk�po umeblowanej komnacie; kilka stoj�cych tu sprz�t�w zdawa�o si� gin�� w�rozleg�ej przestrzeni. Pani siedzia�a na drewnianym fotelu z�wysokim oparciem. Zaciska�a d�ugie palce na fili�ance herbaty, jakby chcia�a ogrza� sobie d�onie. W�zimnym �wietle wygl�da�a nierealnie. Jej jasne oczy sprawia�y wra�enie bezbarwnych. Skin�a r�k�. Linden kroczy� przez sal� i�przygl�da� si� jej. Wiedzia�, �e by�a bardzo m�oda, kiedy po raz pierwszy przesz�a Przemian�; mia�a w�wczas zaledwie pi�tna�cie lat. Nale�a�a do kobiet, kt�re wolno si� starzej�. Zastanawia� si�, ile stuleci prze�y�a. Na jej twarzy widnia�y dopiero pierwsze, delikatne �lady zmarszczek. Ale po przesz�o sze�ciu wiekach �ycia on te� wci�� wygl�da� na dwadzie�cia osiem lat. Odruchowo dotkn�� czerwonego znamienia na prawej skroni i�powiece. By�o jego Pi�tnem, podobnie jak papierowa blado�� by�a Pi�tnem Pani. Nienawidzi� swojej skazy, dop�ki nie dowiedzia� si�, co oznacza: jest jednym z�by�ych wielkich smok�w � w�adc�w i�zarazem s�ug ludzko�ci. Po prostu Lordem Smokiem. Linden ukl�kn�� przed Pani�. Opar� d�onie na udach i�sk�oni� si� tak g��boko, �e niemal dotkn�� czo�em pod�ogi. W�ten tradycyjny spos�b plemi� Yerrin�w wita�o swego w�adc�. � Pani? � przem�wi�. Przygl�da�a mu si� przez d�u�sz� chwil�. Potem powiedzia�a: � Tak. Mia�am racj�. Ty b�dziesz trzeci. Linden lekko zmarszczy� brwi, kiedy Sirl poda� mu fili�ank� herbaty. O�co jej chodzi, u...? Nagle przypomnia� sobie i�zrozumia�. Lleld, najmniejsza z�Ludzi Smok�w, sp�ni�a si� tego ranka na �niadanie. Bez przerwy papla�a o�swoich domys�ach i�zas�yszanych nowinach. Bardziej zreszt� o�tych pierwszych. Linden wy�miewa� si� z�niej, ale teraz dzi�kowa� bogom, �e si� z�nianie za�o�y�. Dziwnym trafem przepowiednie Lleld sprawdzi�y si�, a�on nie mia� zamiaru rozstawa� si� z�pewn� pi�kn� brosz�. Pani zastuka�a d�ugimi, bia�ymi palcami w�fili�ank�. � Jeszcze nigdy nie zasiada�e� w�trybunale, prawda, Lindenie? Wi�c mo�e nadszed� czas, ma�y... � Zachichota�a i�zamilk�a. � Dobrze wiesz, o�czym m�wi�, ty zuchwa�y draniu! � doko�czy�a z�u�miechem. Linden st�umi� �miech, podnosz�c fili�ank� do ust. Mierzy� prawie dwa metry bez but�w; nikt w�Smoczej Twierdzy nie dor�wnywa� mu wzrostem. Pani ledwo si�ga�a mu do piersi. Ale prze�y� dopiero sze�� wiek�w i�by� najm�odszym Cz�owiekiem Smokiem. Dlatego nazywano go �ma�ym�. Co smutniejsze, by� te� zapewne ostatnim Lordem Smokiem. � Chyba ju� s�ysza�e�, �e dzisiaj wczesnym rankiem przyby� pos�aniec z�Cassori, prawda? Linden przytakn��. � Lleld wspomina�a o�tym przy �niadaniu. Dowiedzia�a si� od s�u�by. Chodzi o�regencj�? My�la�em, �e to ju� za�atwione, a�utoni�cie kr�lowej okaza�o si� nieszcz�liwym wypadkiem. Nie przeprowadzono �ledztwa? � Przeprowadzono. Ale nie znaleziono niczego podejrzanego. A�teraz, po zako�czeniu okresu �a�oby, wszyscy my�leli�my, �e ksi��� Beren zostanie zatwierdzony jako regent. Tymczasem Rada Cassori podzieli�a si�. Nie osi�gni�to porozumienia i�wielu arystokrat�w zaczyna si� niepokoi�. Na szcz�cie pos�aniec zd��y� przyby�, zanim ja i�Saethe udali�my si� na obrady z�prawdziwymi smokami. Rzeczywi�cie! Jutro Pani i�Saethe � Rada Ludzi Smok�w � maj� omawia� z�prawdziwymi smokami niepokoj�c� sytuacj�: od czas�w Pierwszej Przemiany Lindena nie pojawi� si� �aden nowy Cz�owiek Smok. I�nic nie wskazywa�o, by ten stan rzeczy mia� si� zmieni�. To t�umaczy�o po�piech, z�jakim Pani chcia�a wybra� s�dzi�w do trybuna�u � je�li i�tym razem Lleld mia�a racj�. � Wi�kszo�� cz�onk�w cassorijskiej rodziny kr�lewskiej ju� nie �yje, prawda? � zapyta� Linden g�o�no. Wygl�da�o na to, �e zawis�a nad ni� jaka� kl�twa. Nigdy przedtem nie zetkn�� si� z�czym� podobnym. � Tak. Zosta� tylko ma�y ksi��� Rann i�jego dw�ch wuj�w: ksi��� Beren, kt�ry ro�ci sobie prawo do tronu, i�Peridaen, ksi��� krwi, kt�ry wnosi sprzeciw. Linden w�zamy�leniu poci�gn�� �yk herbaty. Jeszcze jeden domys� Lleld znalaz� potwierdzenie. � Zatem cassorijski pos�aniec przyby� z�pro�b�, by sp�r rozstrzygn�� trybuna� Ludzi Smok�w? � Gdy Pani skin�a g�ow�, u�miechn�� si�. � Lleld domy�li�a si� tego. Przewidzia�a r�wnie�, �e w�roli arbitr�w wyst�pi� Kief i�Tarlna, bo s� Cassorijczykami i�ju� wcze�niej pe�nili t� funkcj�. � Lleld jest stanowczo za sprytna � parskn�a Pani. � Kiedy� bardzo si� pomyli. Ale tym razem mia�a racj�. Istotnie, do Cassori udadz� si� Kief i�Tarlna. Postanowi�am, �e trzecim s�dzi� b�dziesz ty. � Pani odstawi�a pust� fili�ank� na niski stolik obok fotela. Sirl natychmiast j� zabra�. Linden stara� si� za wszelk� cen� zachowa� oboj�tny wyraz twarzy. Wsp�lna misja z�Tarlna, kt�ra przy ka�dej okazji beszta�a go za brak godno�ci, nie licuj�cy w�jej mniemaniu z�pozycj� Lorda Smoka? To dopiero uciecha! Zastanawia� si�, czym sobie zas�u�y� na ten �zaszczyt�. Lecz jako Lord Smok mia� obowi�zek zasiada� w�trybunale. Tylko dlaczego w�a�nie on � Yerrin z�pochodzenia, w�dodatku najm�odszy i�najmniej do�wiadczony z�Ludzi Smok�w? To prawda, m�wi po cassorijsku; zdolno�ci j�zykowe zdawa�y si� typow� cech� Ludzi Smok�w. Ale s� inni, bardziej do�wiadczeni od niego. Chyba powinien zosta� wybrany kto� z�tamtych? Ugryz� si� w�j�zyk. � Wyruszycie jutro rano � oznajmi�a Pani. � Poniewa� czas nagli, wszyscy troje dokonacie Przemiany i�polecicie tam. Dw�r nie opu�ci� jeszcze miasta na lato; pretendenci do tronu b�d� was oczekiwa� w�pa�acu kr�lewskim w�Casnie. � Pani u�miechn�a si�. � Wiem, �e wola�by� dosi��� Shana ni� odby� t� podr� na skrzyd�ach. Obawiam si� jednak, �e Cassorijczycy nie mog� czeka�. � Gestem kaza�a Lindenowi wsta�. Poda� jej rami�, kiedy podnios�a si� z�fotela. Wyszli z�komnaty. Zatrzymali si� w�progu sali balowej, �eby popatrze� na ta�ce. Zaczyna�y si� co wiecz�r po kolacji. Pani wspar�a si� na jego ramieniu i�lekko kiwa�a g�ow� w�rytm muzyki. � Pani... � odezwa� si� Linden. � Czy wolno spyta�, dlaczego wybra�a� w�a�nie mnie? Kief i�Tarlna s� Cassorijczykami, ja nie. A�zatem...? Przez chwil� zastanawia�a si� nad odpowiedzi�. � Mia�am przeczucie, �e to b�dzie dobry wyb�r, ma�y � odrzek�a w�ko�cu. Od tancerzy od��czy� si� jej duszobli�niak, Kelder. Kiedy podszed�, wyci�gn�a do niego r�k�. Zaprosi� j� do ta�ca. Odwr�ci�a si� do Lindena. � Ale czy bardziej ty przys�u�ysz si� tej sprawie, czy ta sprawa tobie, tego nie wiem � rzuci�a przez rami�. W drodze do swoich komnat Linden spotka� Lleld. Sz�a korytarzem w�przeciwnym kierunku. � Cze��, ma�y � pozdrowi�a go z�u�miechem. Przystan��, by z�ni� pogaw�dzi�. � Nazywanie mnie �ma�ym� sprawia ci wielk� frajd�, prawda? � zapyta�. Nie m�g� powstrzyma� u�miechu; g�rowa� nad ni� niczym wie�a. Bol�czk� Lleld by� jej niski wzrost. Pod tym wzgl�dem Lady Smok przypomina�a dziesi�cioletnie dziecko. � Nie jeste� dzi� na ta�cach? � Ach, nie... � odpar�a. � Mam co innego do roboty. Ale powiedz mi... mia�am racj�? � Absolutn� racj� � przyzna�. Westchn�a z��alem. � Szkoda, �e si� nie za�o�yli�my. � Chcia�aby� � odrzek� z�przek�sem. Unios�a g�ow�. � Wi�c b�dziesz trzecim s�dzi�? Roze�mia� si�. � Zn�w zgad�a�, ruda karlico. Mam tylko nadziej�, �e to nie potrwa zbyt d�ugo. � I�nie b�dzie zbyt nudne, co? Debaty regencyjne zazwyczaj takie s�, wiesz o�tym. I�czasami ci�gn� si� ca�ymi latami. Szkoda, �e to niejedna z�opowie�ci twojego przyjaciela Ottera, prawda? By�oby du�o ciekawiej. Jedna z�opowie�ci Ottera... Tylko tego mu jeszcze brakuje opr�cz towarzystwa Tarlny! � Co ja ci zrobi�em, �e mi tak �le �yczysz, lady Mayhem? Lleld u�miechn�a si�. � Lepiej ju� p�jd�, robi si� p�no. Linden ruszy� do siebie, kr�c�c g�ow�. Co ta Lleld zn�w wymy�li�a? Mia�a podejrzanie niewinn� min�. Kiedy dotar� do swoich komnat, jego osobisty s�uga Varn prawie sko�czy� pakowanie. Sirl musia� go zawiadomi�. Varn podni�s� wzrok. � Ch�opcy ju� �pi�. Czekali, jak d�ugo mogli, �eby si� po�egna�, ale... � U�miechn�� si� i�roz�o�y� r�ce. � Powiedz im, �e bardzo mi przykro � odrzek� Linden. Szczerze �a�owa�, bo uwielbia� bli�niak�w swego s�ugi. Kir o�z�ocistej sier�ci zapi�� ostatni� sprz�czk� sk�rzanej torby i�wyprostowa� si�. � B�dzie im brakowa� walk na poduszki � powiedzia� smutno. � Cho� musz� wyzna�, �e przekupili Lleld, �eby si� do nich przy��czy�a. Ma wzi�� udzia� w�nast�pnej wielkiej bitwie. Chyba dali jej pierniki... Tak mi si� zdaje. Linden parskn�� �miechem. � Doprawdy? A�to diab�y wcielone! Teraz rozumiem, gdzie by�a Lleld. Dzi�ki za ostrze�enie. Och... Mam nadziej�, �e nied�ugo wr�c�. � Oby � rzek� Varn i�w�o�y� do podr�nego kufra ma�� harf� Lindena. Linden siedzia� na szerokiej, kamiennej balustradzie balkonu. Dziesi�� krok�w za nim znajdowa�y si� otwarte drzwi komnaty. Patrzy� w�noc, oddycha� ch�odnym powietrzem i�napawa� si� zapachem callithy kwitn�cej w�ogrodzie poni�ej. Varn dawno temu poszed� do domu, do �ony i�dzieci. Lindenowi pozosta�o ju� tylko jedno przed udaniem si� na spoczynek; wcze�niejsza uwaga Lleld podsun�a mu pewien pomys�. Zamkn�� oczy i�przygotowa� si� do �rzucenia wezwania na wiatr�, jak mawiano w�r�d Ludzi Smok�w. Pozwoli� dryfowa� swoim my�lom w�poszukiwaniu kontaktu. S�ysza� cichy szum morza, szelest wiatru w��aglach i�plusk fal wok� kad�uba statku. Ku swemu zdumieniu musia� si� wysili�, by nawi�za� ��czno��; Otter by� du�o dalej ni� si� spodziewa�. Odleg�o�� okaza�a si� zbyt wielka; kontakt rwa� si�. Ju� mia� zrezygnowa�, gdy poczu� nag�y przyp�yw mocy. Co to, do...? Potem zrozumia�: jego cel jest na pok�adzie statku. A�nag�y przyp�yw magicznej mocy musia� oznacza� blisk� obecno�� merling�w: p�ryb, p�ludzi, zamieszkuj�cych morskie g��biny. Cz�sto p�yn�y za statkami ca�ymi dniami. W�jaki� spos�b ich magiczna moc zwi�kszy�a jego w�asn�. Natychmiast skorzysta� z�okazji. � Otterze! � odezwa� si�. � To ty, Lindenie?! To naprawd� ty! � nadesz�a pe�na zachwytu odpowied�. Linden u�miechn�� si�. � We w�asnej osobie, stary przyjacielu. Rano opuszczam Smocz� Twierdz�. � Szybko opowiedzia� bardowi wszystko, czego si� dowiedzia�. � Polec� na miejsce w�smoczej postaci. Pomy�la�em, �e potem mogliby�my odby� wsp�ln� podr�. Wr�ci�bym po Shana i�spotkaliby�my si� tam, gdzie jeste�. Albo raczej tam, dok�d zmierzasz. � Wi�c nie bierzesz Shana! � zdziwi� si� Otter. � Powiedzia�e� mu ju�, �e zostaje w�domu? Chcia�bym to zobaczy�. Linden skrzywi� si� na my�l, jak jego llysanyi�ski ogier przyjmie to do wiadomo�ci. � Chyba zaczekam do rana. Pewnie mnie pogryzie. Dok�d si� teraz udajesz! � Mo�esz mi wierzy� lub nie, ale my r�wnie� p�yniemy do wielkiego portu Casna � odrzek� Otter. W wewn�trznym g�osie barda zabrzmia�a chytra nuta, kt�r� Linden tak dobrze zna�. Otter chcia� kogo� rozdra�ni�. Linden zastanawia� si�, kto ma by� ofiar�. � Co robisz na morzu! � spyta�. � Przez kilka ostatnich miesi�cy bawi�em u�krewnego w�Thalnii. Mo�e go pami�tasz: to kupiec handluj�cy we�n�. Nazywa si� Redhawk. Najlepsza przyjaci�ka jego syna, Ravena, jest kapitanem statku handlowego i�cz�onkiem bogatej kupieckiej rodziny Erdon�w z�Thalnii. Poprosi�em, �eby zabra�a mnie na pok�ad; ju� nie mog�em usiedzie� na miejscu. Zgodzi�a si�, wi�c wyp�yn��em z�ni�. � Redhawk! Raven! � Linden my�la� przez chwil�. � A�tak! Przypominam sobie. Zw�aszcza ma�ego, rudego ch�opca. Kocha� konie. W umy�le Lindena rozleg� si� chichot Ottera. � Ma�ego?! Ten ch�opak jest teraz prawie twojego wzrostu! I�ku rozpaczy ojca nadal ma bzika na punkcie koni. Szkoda, �e nie p�ynie ze mn�. Szybko znale�liby�cie wsp�lny j�zyk. Linden skin�� g�ow�, zapominaj�c jak zwykle, �e Otter go nie widzi. A�jednak czu� si� tak, jakby bard sta� tu� obok. � A�po co podr�ujesz do Casny? � To po prostu pierwszy p�nocny port, do kt�rego ma zawin�� �Morska Mg�a�. Zamierza�em uda� si� do Smoczej Twierdzy i�wyci�gn�� ci� na wsp�ln� w�dr�wk�. Biedna Maurynna; kiedy si� dowiedzia�a, chcia�a mi towarzyszy� za wszelk� cen�. Namawia�a swojego wuja, czyli g�ow� rodziny, �eby zleci� jej podr� handlow� l�dem, ale niestety nie mia� dla niej nic takiego. Linden by� ciekaw, kim jest Maurynna. Po chwili domy�li� si�, �e to kapitan statku. A�po brzmieniu wewn�trznego g�osu Ottera odgad�, kto jest ofiar� barda. � Co ty knujesz? � spyta�. � Niech ci� o�to g�owa nie boli, ch�opie. O�bogowie, nie widzieli�my si� kawa� czasu! Linden westchn��. Zapomnia�, jak d�ugo ci�gn� si� lata zwyk�ym �miertelnikom. Cz�ci� magii Ludzi Smok�w by�o to, �e nie odczuwali up�ywu czasu, dop�ki nie obudzi�a si� smocza po�owa ich duszy. Lata mija�y im z�szybko�ci� dni. B�ogos�awie�stwo i�zarazem przekle�stwo. Rozmasowa� skronie. Nawet mimo pomocy magii merling�w zaczyna�a go bole� g�owa. � Kief i�Tarlna te� lec� � powiedzia�. Na moment ogarn�� go smutek. Mia� nadziej�, �e Otter tego nie wyczuje. � Tarlna, h�? Pechowiec z�ciebie. Ale Maurynna b�dzie zachwycona! Tr�jka Ludzi Smok�w w�Casnie! Linden uni�s� brwi. Sta� si� podejrzliwy. � Ach taki A�kiedy zawiniecie do portu? � My�l�, �e za kilka tygodni, ale nie jestem pewien. Mo�e wcze�niej. Podobno p�yniemy w�dobrym tempie. Opu�cili�my Assantik zaledwie dwa dni temu. Szukali�my Wielkiego Pr�du, jak to okre�li�a Maurynna. A, prawda... Mog� ci� prosi� o�przys�ug�, Lindenie? No prosz�. Wysz�o szyd�o z�worka. � Oczywi�cie. O�co chodzi? � Czy m�g�bym ci j� przedstawi�? Pali si�, �eby ci� pozna�. O bogowie! Bez w�tpienia jeszcze jedna, kt�ra poluje na kochanka � Lorda Smoka. Mia� nadziej�, �e nie b�dzie zbyt wylewna. Ale skoro to przyjaci�ka Ottera, nie wypada odm�wi�. � Prosz� bardzo. � Musz� ci� z�g�ry uprzedzi�, �e jeste� jednym z�jej bohater�w. Uwielbia opowie�ci o�Lordach Smokach, o�Bramie i�Rani i�o Wojnie Kelnethijskiej. Spe�ni si� jej marzenie. Nie tylko jeste� Lordem Smokiem, ch�opie, ale r�wnie� krewnym Brama. Walczy�e� rami� w�rami� z�nim i�z Rani. Linden skrzywi� si�. Zapowiada si� gorzej ni� zwykle. � Kief i�Tarlna... � Otter zawaha� si� na moment. � Wsp�czuj� ci, Lindenie. To b�dzie dla ciebie przykre, prawda? Linden zwiesi� g�ow�. Chocia� w�Smoczej Twierdzy otacza�y go same pary, jako� udawa�o mu si� to ignorowa�. Je�li mia� tego do��, zawsze m�g� uciec do przyjaci� w�pobliskich wioskach lub wybra� si� konno w�g�ry. Ale w�Ga�nie b�dzie mia� tylko dwoje znajomych � Kiefa i�Tarln�. Nale�eli do najlepiej dobranych par w�Twierdzy. Ich bliska obecno�� to jak sypanie soli w�otwart� ran�. Cho� mo�e w�Casnie spotka kogo�, kto pomo�e mu cho� na chwil� zapomnie� o�tym. Powinien by� przewidzie�, �e bard pami�ta o�jego samotno�ci. Pr�bowa� to zlekcewa�y�. � Przynajmniej to nie ja jestem zwi�zany z�Tarln�. �eby zmieni� temat, powt�rzy� Otterowi, co wcze�niej m�wi�a Lleld. Bard roze�mia� si�. � Tak powiedzia�a? A�to ma�a diablica! B�dziesz mia� do�� k�opot�w z�Tarln�. Niepotrzebny ci z�o�liwy mag. � Chyba wola�bym maga � odrzek� Linden. Poczu�, �e moc s�abnie; grupa merling�w musia�a si� rozproszy�. � Nie uda mi si� d�u�ej utrzyma� kontaktu, Otterze. � Rozumiem. Mam ci� szuka� w�pa�acu, kiedy zawiniemy do portu? Znaj� mnie tam. Wiele razy gra�em dla kr�lowej Desii. � Tak. Do zobaczenia. � Linden przerwa� po��czenie i�j�kn��. Pod czaszk� czu� b�l, ale wo� kwiat�w callithy podzia�a�a na niego koj�co. D�ugo wpatrywa� si� w�nocne niebo. Nethuryn nie mia� poj�cia, kto wsun�� mu wiadomo�� pod drzwi. Mo�e Joreda? Czasami jej przepowiednie si� sprawdza�y. Anonimowe ostrze�enie wygl�da�o na prawdziwe. �Zimnooki wysy�a za tob� swojego wilka�. Nethurynowi trz�s�y si� r�ce, gdy w�k�ko czyta� to zdanie. � Bogowie, miejcie mnie w�opiece � szepn�� w�ko�cu stary mag. Rozejrza� si� szybko po swej wygodnej kwaterze. Wiedzia�, kto go �ciga i�czego chce. Wiedzia� nawet, kto jest tym �wilkiem�. Czarno-bia�y kot miaukn�� i�otar� si� o�jego kostki. Chcia� zwr�ci� na siebie uwag�. Nie doczekawszy si� pieszczot, wbi� pazury w�szat� swojego pana. Szarpni�cie wyrwa�o starca z�zamy�lenia. � Och, przepraszam ci�, Merro... Przez d�ugi czas by�o nam tu dobrze, ale teraz... � Zachwia� si� i�chwyci� oparcia krzes�a. � Teraz musimy ucieka�. Tylko gdzie si� ukry�? Pelnar nie jest na tyle pot�nym pa�stwem, by zapewni� mu bezpieczne schronienie... Zrozpaczony osun�� si� na pod�og�. Mo�e lepiej si� podda�? Jest ju� stary, bezu�yteczny, prawie pozbawiony mocy magicznej... Merro wskoczy� mu na r�ce i�zamrucza� z�zachwytem. Co si� stanie z�Merro, je�li zgin�? � pomy�la� Nethuryn, patrz�c, jak koci �eb ociera si� o�jego rami�. Stary mag wzi�� g��boki oddech. � Nie u�atwimy mu zadania, prawda, ma�y? O�nie! B�dzie musia� nas znale��. Znale�� i... sam wiesz. Nethuryn postawi� kota na ziemi, podni�s� si� niezgrabnie i�zabra� do pracy. 2 Linden zacisn�� z�by. Obieca� sobie, �e nie da si� wyprowadzi� z�r�wnowagi. Zignorowa� Tarln� i�podszed� do okna ma�ej sali spotka�. Na zewn�trz Varn i�inni s�udzy przenosili ich baga�e na odleg�e urwisko, sk�d odbywa�y si� odloty. Patrzy� na uwijaj�ce si� ma�e sylwetki. I�zn�w policzy� do dziesi�ciu, �eby nie �yczy� im upuszczenia pakunk�w Tarlny do zielonej doliny poni�ej. Potem powiedzia�: � M�wi� po raz ostatni, Tarlno: nie w�o�� na podr� ceremonialnych szat. Kiedy b�dziemy w�Cassori, owszem. Ale nie dzi�. � Mo�na by pomy�le�, �e si� ich wstydzisz! � odpar�a z�oburzeniem. Odwr�ci� si� do niej. � Nie wstydz� si�. Jestem daleki od tego. S� po prostu piekielnie niewygodne! � Za�o�y� r�ce na piersi i�wpatrywa� si� w�ni�. Tarlna odwzajemni�a gniewne spojrzenie. Sta�a na wprost niego z�r�kami na biodrach. Jasne loki mia�a zaczesane do ty�u, niebieskie oczy p�on�y. Oddycha�a ci�ko. Wiedzia�, �e obmy�la jak�� ci�t� ripost�. Rzuci� wszystko na szal�. � A�je�li b�dzie pada�? � zapyta� z�niewinn� min�. � Jedwab si� zniszczy. Niebieskie oczy zw�zi�y si�. Linden zastanawia� si�, czy nie zacz�� ucieka�. Je�li Tarlna domy�li si�, �e stroi sobie z�niej �arty... Nagle od drzwi dobieg� g�os Kiefa: � On ma racj�, kochanie. Najpierw tam wyl�dujmy. Na formalno�ci przyjdzie czas p�niej � wszed� do �rodka z�u�miechem. � Prawda, Lindenie? Linden mrukn�� i�skin�� g�ow�. Drobny Kief wygl�da� m�odziej od niego, cho� by� du�o starszy. Z�tego tytu�u sta� na czele trzyosobowej delegacji. Tarlna przenios�a wzrok na swego duszobli�niaka. Kief u�miechn�� si� i�wzruszy� ramionami. Podesz�a bli�ej. Linden ruszy� ku drzwiom. Kiedy wymyka� si� za pr�g, do jego uszu dotar�o przyciszone pytanie Tarlny, wypowiedziane z�owrogim tonem: � Dlaczego stan��e� po jego stronie?! Stara� si� jak najszybciej oddali� od miejsca nieuchronnego wybuchu w�ciek�o�ci. Na podw�rzu odetchn�� z�ulg�. Nagle przypomnia� sobie, �e jeszcze nie powiedzia� Shanowi o�odlocie. Obejrza� si� t�sknie na Twierdz�. Wola�by si� zmierzy� z�Tarln� ni� ze swoim ogierem. W kamiennych stajniach panowa� ch��d i�p�mrok. Pachnia�o tu �wie�ym sianem. Linden przystan�� na chwil� i�odetchn�� g��boko. Zamkn�� oczy; ta wo� wywo�ywa�a u�niego wiele wspomnie� o�Bramie i�Rani. Otworzy� oczy, u�miechn�� si� lekko i�poszed� dalej. Zatrzyma� si� przy przegrodzie Shana. By�a pusta. � Shan! � zawo�a�. W drzwiach prowadz�cych na wybieg ukaza� si� czarny �eb. Ogier zar�a� na powitanie i�wkroczy� do �rodka. Nadstawi� uszu, a�w jego ciemnych oczach zastyg� wyraz wyczekiwania. Opu�ci� �eb ponad drzwiami przegrody, �eby go podrapa�. Linden spe�ni� jego nieme �yczenie. O�bogowie, on my�li, �e wybieramy si� na przeja�d�k�! Odchrz�kn��. � Pos�uchaj, Shan. W�Cassori jest pewien problem... Ko� przechyli� �eb i�zamruga�. Zar�a�, a�potem przytakn�� g�ow�. � Chodzi o�wyb�r regenta. Mam by� jednym z�s�dzi�w, kt�rzy rozstrzygn� sp�r... Ogier zar�a� rado�nie. Najwyra�niej by� zachwycony perspektyw� dalekiej podr�y. Linden cofn�� si� przezornie. � Musz� polecie� do Casny, co oznacza... Zd��y� odskoczy�, zanim wielki �eb wystrzeli� do przodu. Mocne ko�skie z�by k�apn�y tu� obok jego ramienia. � Przykro mi, ale to rozkaz Pani. Wiesz, �e wola�bym pojecha� na tobie... Shan obr�ci� si�, zadar� ogon i�zamacha� nim obra�liwie. � Ani si� wa�...! � Linden popatrzy� na kup� �wie�ego �ajna. Shan znikn�� za drzwiami na wybieg. � A�czego si� spodziewa�e�, Lordzie Smoku? � rozleg� si� czyj� g�os. � Skoro si� upieracie, �eby dosiada� Llysanyin�w... Linden obejrza� si� i�zobaczy� Chailena, g��wnego stajennego. Kir patrzy� na niego z�wyrzutem. � Wiesz, panie, �e trudno b�dzie z�nim wytrzyma� do twojego powrotu � ci�gn�� Chailen. � Ilekro� go zostawiasz, ch�opcy stajenni traktuj� czyszczenie jego przegrody jak kar�. � Kir westchn��. � A�co tam, do diab�a! Przynajmniej troch� si� rozruszaj�... Ale przyszed�em powiedzie�, �e Varn ci� szuka, panie. Wszystko gotowe. Id�c ubit� �cie�k�, Linden zobaczy� znajom� sylwetk�. Czeka�a na niego przy kamiennych schodach prowadz�cych w�d�, na skalne l�dowisko. � Przysz�a� zobaczy�, jak odlatujemy? � Przysz�am zobaczy�, co z�ciebie zosta�o po spotkaniu z�Shanem � odrzek�a Lleld i�obejrza�a go od st�p do g��w. � Jako� uda�o ci si� wykr�ci�. Nabra�e� wprawy. Linden skrzywi� si�. Kiedy� nie rozsta�by si� z�ogierem tak szybko. � Tym razem ja mam dla ciebie wiadomo�� � oznajmi�. � Pami�tasz Ottera? Wr�ci tu ze mn�. Klasn�a w�d�onie z�zachwytu. � To wspaniale! Zawsze opowiada historie o�z�ych magach. � To nie b�dzie jedna z�nich � uprzedzi�. � Nie nud�! Ta mo�e by� jeszcze lepsza. Zanim zd��y� odpowiedzie�, kto� zawo�a� go z�l�dowiska. � Musz� i��! � Zbieg� szybko po szerokich stopniach. � Zaczekaj, ma�y! � zawo�a�a za nim. � Stawiam m�j sztylet z�kryszta�ow� r�koje�ci� przeciw twojej broszy, �e... � Nie! � odkrzykn��. � Przy moim szcz�ciu na pewno przegram! Lleld parskn�a �miechem. Linden pokr�ci� g�ow�. Ach, ta Lleld i�jej pomys�y! Dotar� na miejsce w�chwili, gdy Kief podchodzi� do kraw�dzi urwiska. Wiatr z�doliny zdmuchn�� z�twarzy niskiego Lorda Smoka g�ste, ciemne w�osy. Kief pochyli� si� i�poprawi� pasy spinaj�ce baga�e. Powiedzia� co� do s�u��cego � kira � ale Linden nie dos�ysza� s��w. S�uga pobieg� z�powrotem. Kief uni�s� sze�ciopalczaste d�onie i�zamkn�� oczy. Na jego szczup�ej twarzy odmalowa� si� wyraz napi�cia. Powietrze wok� rozb�ys�o i�otoczy�a go czerwona mg�a. Jego cia�o zadr�a�o i�rozp�yn�o si�. Ob�ok pociemnia� i�rozwia� si�. Na urwisku pozosta� br�zowy smok. Jedno uderzenie serca p�niej przykucn�� na kraw�dzi przepa�ci. Wyci�gn�� przedni� �ap� o�sze�ciu palcach i�zacisn�� pazury na mocnych, sk�rzanych pasach baga�y. Przyci�gn�� tobo�ki bli�ej, umie�ci�: mi�dzy przednimi �apami i�skoczy� z�urwiska. Rozpostar� skrzyd�a i�poszybowa� do g�ry, zataczaj�c kr�gi. Podbiegli s�udzy z�rzeczami Tarlny. Kiedy si� wycofali, zaj�a miejsce Kiefa. Przez chwil� patrzy�a na swego duszobli�niaka unosz�cego si� na wietrze. Linden r�wnie� podni�s� wzrok. Br�zowy smok nie porusza� teraz skrzyd�ami. Szybowa� lotem �lizgowym, zataczaj�c leniwie kr�gi, i�czeka� na reszt�. � �ycz� szcz�cia, Lindenie. Za plecami rozpozna� g�os Pani. Zawt�rowa� jej inny, g��bszy. Obejrza� si�. Pani i�Kelder stali obok siebie. Wspiera�a si� na ramieniu swojego duszobli�niaka z�przechylon� g�ow�. � Czuj�, �e w�tej sprawie jest co�, co musisz zrobi�, Lindenie, ale nie wiem co. Chcia�abym... Przerwa� jej d�wi�czny okrzyk. Tarlna przybra�a ju� posta� jasno��tego smoka i�skoczy�a z�urwiska. Varn i�inni s�udzy nie�li pakunki Lindena. � Id�, ma�y � powiedzia�a Pani. � Jeszcze raz �ycz� ci szcz�cia. I�miej oczy otwarte. Linden pobieg� na miejsce. Varn pom�g� mu przy baga�u. Potem s�uga szybko klasn�� w�d�onie, szepn�� �powodzenia� i�p�dem zawr�ci�. Linden zauwa�y� z�rozbawieniem, �e wszyscy cofn�li si� du�o dalej ni� przedtem. Miejcie lito��, przecie� nie jestem a� taki wielki, pomy�la�. Wyrzuci� z�g�owy wszystkie my�li i�skoncentrowa� si� tylko na Przemianie. Czu�, jak jego umys� i�cia�o rozp�ywaj� si�. Przez chwil� by� w�stanie niewa�ko�ci, jakby przesta� istnie�. Gdyby w�tym momencie co� mu przeszkodzi�o lub jakie� ostrze przebi�oby jego mglist� pow�ok�, by�oby po nim. Wstrz�sn�� nim dreszcz strachu � stary, dobry znajomy towarzysz�cy podniecaj�cemu cudowi Przemiany. Potem � sam nie wiedzia� kiedy � uczucie nico�ci znikn�o. Zn�w si� zmaterializowa�. Pokr�ci� d�ug� szyj�. Mo�e jednak jest wielki; zajmowa� niemal dwukrotnie wi�cej miejsca ni� tamci. Sk�ra pokryta czerwon� hask�, barw� jego Pi�tna, zal�ni�a w�s�o�cu. Podni�s� pazurami pakunki i�otworzy� paszcz�, by posmakowa� wiatr. Potem skoczy�. Oczarowa� go aksamitny, czu�y dotyk powietrza wype�niaj�cego skrzyd�a. Machn�� nimi kilka razy i�dosta� si� w�ten sam pr�d, co Kief i�Tarlna. Wzlecia� ku letniemu, ciep�emu s�o�cu. Smoczymi zmys�ami czu� w�powietrzu smak miodu i�wina. Zadar� �eb i�zatr�bi�. Kief i�Tarlna odpowiedzieli mu. Ich g�osy odbi�y si� echem po�r�d g�r. Smocza tr�jka wznios�a si� wy�ej i�poszybowa�a na po�udnie. 3 Maurynna wysz�a z�kajuty i�potrz�sn�a g�ow�, �eby si� rozbudzi� na dobre. W�nocy mia�a dziwny sen; szkoda, �e si� rozwia�, kiedy otworzy�a oczy. Pozosta�o po nim tylko niewyra�ne wspomnienie. Odetchn�a g��boko morskim, s�onym powietrzem rze�kiego poranka. Zawsze najbardziej lubi�a t� por� dnia. Zw�aszcza od czasu, gdy zosta�a kapitanem na w�asnym statku. Zerkn�a na szerokie z�ote bransolety na nadgarstkach, symbolizuj�ce jej stopie�. Wci�� nie mog�a w�to uwierzy�. W�ci�gu dw�ch lat awansowa�a z�pierwszego oficera na kapitana; nigdy nie my�la�a, �e to nast�pi tak szybko. Po trzech pierwszych samodzielnych rejsach jeszcze si� do tego nie przyzwyczai�a. Czasami budzi�a si� w�nocy i�zdawa�o si� jej, �e wci�� �ni: prezent od wuja Kesselandta w�postaci �Morskiej Mg�y� i�udzia� w�rodzinnym interesie! To nie mo�e by� prawda! Potem u�wiadamia�a sobie, �e to jednak rzeczywisto�� i�rozpiera�o j� szcz�cie. Watr zwia� jej na twarz d�ugie, czarne w�osy. Odgarn�a je do ty�u i�pozdrowi�a marynarzy na pok�adzie. Potem unios�a g�ow� i�pomacha�a tym na g�rze, pracuj�cym przy takielunku. Wysoko, na grotmaszcie trzepota� proporzec Erdon�w � srebrny delfin na tle zielonego morza. � Wszystko w�porz�dku, panie Remon? � zawo�a�a do pierwszego oficera na g�rnym pok�adzie. Remon spojrza� w�d� ponad relingiem, nie wypuszczaj�c z�d�oni ko�a sterowego. � Tak jest, kapitanie. Kara melduje, �e noc ma by� spokojna, a�wiatr pomy�lny. Tylko tak dalej, a�dop�yniemy do Cassori kilka dni wcze�niej. � Dzi�kuj�, panie Remon. Mam nadziej�, �e tak b�dzie. � Zadowolona z��ycia Maurynna ruszy�a przed siebie, mru��c oczy przed s�o�cem �wiec�cym od dziobu i�sterburty. Jak na razie rejs przebiega� dobrze. A�tyle by�o protest�w ze strony starszych wsp�lnik�w! Uwa�ali, �e dziewi�tnastoletnia dziewczyna � Maurynna upiera�a si�, �e ju� prawie dwudziestoletnia � jest za m�oda, by powierzy� jej tak odpowiedzialne zadanie. Mia�a ochot� skaka� z�rado�ci, ale w�por� przypomnia�a sobie, �e to nie przystoi kapitanowi. Opar�a si� o�wypolerowany reling i�zacz�a nuci�. Drzwi kajuty Ottera otworzy�y si� i�yerri�ski bard wygramoli� si� na zewn�trz z�szerokim ziewni�ciem. Na widok Maurynny u�miechn�� si�. � Co� taki zaspany? � zagadn�a. � Nie wypocz��e� w�nocy? Poszed�e� do ��ka wcze�niej ni� ja. � Rozmawia�em z�przyjacielem � odrzek�. � Obudzi� mnie i�potem nie mog�em zmru�y� oka. � U�miechn�� si� jeszcze szerzej. � Kto? � spyta�a zaciekawiona. � Remon? Wiedzia�a, �e to niemo�liwe. Pierwszy oficer rzadko k�ad� si� spa� p�n� noc�; musia� zrywa� si� o��wicie, by stan�� za sterem. A�poza tym... na twarzy barda b��ka� si� zagadkowy u�miech. Rozejrza� si�. � Pi�kny poranek, prawda? Chyba przejd� si� po pok�adzie. Zagrodzi�a mu drog�. � Dop�ki mi nie powiesz, nie ma mowy. � Poci�gn�a go za siw� brod�. � Dra�nisz si� ze mn�! Zawsze masz w�oczach ten sam wyraz... Przesta�! Uda� ura�onego. � Ranisz mnie, Rynno. Znam ci� od dziecka i... � Ot� to. Za dobrze si� znamy, Otterze! Opar� si� o�reling, popatrzy� w�dal nad falami i�roze�mia� si�. Maurynna odwr�ci�a si� ty�em do wiatru. Postanowi�a zaczeka�. Za jej plecami za�oga stawia�a nast�pny �agiel, pod�piewuj�c. Ch�ralnemu zawodzeniu towarzyszy�o skrzypienie lin i�trzepot p��tna. Obejrza�a si�, s�ysz�c ostatnie �hej!�. B��kitny �agiel wyd�� si� na wietrze. �Morska Mg�a� ra�no skoczy�a do przodu. Otter chwyci� si� relingu. Maurynna zachwia�a si� na rozko�ysanym pok�adzie, ale uda�a, �e nawet tego nie zauwa�y�a. � No wi�c...? Co to za tajemniczy przyjaciel? Otter ostro�nie rozlu�ni� chwyt. � Pami�tasz tamtego kapitana, kt�ry powiedzia� nam w�Assantiku, �e kr�lowa Cassori nie �yje? � Aaa... masz na my�li Gajjiego. To stara wiadomo��; Gajji by� w�Cassori dawno temu. To smutne, �e taki pi�kny galar zaton�� podczas sztormu, ale co to ma wsp�lnego z�twoim przyjacielem? � Bardzo wiele. Otter u�miechn�� si� i�zamilk�. Najwyra�niej liczy� na to, �e b�dzie go b�aga�a o�dalszy ci�g. Ale nie odezwa�a si�. Popatrzy� na ni� po ojcowsku i�o�wiadczy� z�figlarnym b�yskiem w�oczach: � Dowiesz si�, kiedy b�dziemy w�Casnie. Pr�bowa�a g�o�no zaprotestowa�, ale ostrzegawczo uni�s� d�o�. � A�ilekro� zagrozisz, �e przeci�gniesz mnie pod kilem, ka�� ci czeka� jeszcze d�u�ej. Hmm... Mo�e a� do twoich urodzin? Maurynnie zapar�o dech z�oburzenia. A�niech go szlag trafi! Wiedzia�, �e nie b�dzie przepytywa�a za�ogi, z�kim rozmawia�. Straci�aby szacunek. By�a bardzo m�odym kapitanem i�musia�a zachowywa� si� z�godno�ci�. � Ty... ty... Do diab�a z�tob�! �e te� zgodzi�am si� zabra� na pok�ad takiego z�o�liwego, nieu�ytego, antypatycznego yerri�skiego barda! � Rozcapierzy�a palce, by chwyci� go za brod�. Ale Otter dobrze wiedzia�, co Maurynna naprawd� my�li. Potrafi� to wyczyta� z�jej weso�ych oczu. Warkn�� co� nieprzyzwoitego po assantika�sku i�odskoczy� do ty�u. Opar� si� z�powrotem o�reling i�roze�mia�. Nie. Oczywi�cie, �e nie przepyta za�ogi. Postanowi�a jednak dobrze nas�uchiwa�. A�nu� kt�remu� z�marynarzy wymknie si� s��wko na temat nocnej rozmowy Ottera? Ci�gle nie dawa�o jej to spokoju. Z�kt�rym �eglarzem m�g� rozmawia�? Co takiego us�yszeli w�porcie, o�czym ona nie wiedzia�a? I�dlaczego tego marynarza tak obchodzi�o to, co dzieje si� w�Cassori? Wdrapa�a si� na g�rny pok�ad i�wystawi�a twarz do wiatru, �eby och�on��. No trudno... pociesza�a si�. Bez wzgl�du na to, jak� niespodziank� szykuje Otter tym razem, warto zaczeka�. Zawsze tak jest. Tylko czy stale musi si� ze mn� dra�ni�? 4 Na przedpolach Casny zebra�y si� t�umy. Gapie czekaj�cy na przylot Ludzi Smok�w t�oczyli si� za szeregiem stra�nik�w pa�acowych w�purpurowych strojach, kt�rzy odgradzali znaczn� po�a� ��ki od ciekawskich. Kaftany �o�nierzy wygl�da�y jak plamy krwi na tle trawy. Flagi w�kolorach z�ota, b��kitu i�purpury zwisa�y sm�tnie w�gor�cym, dusznym powietrzu. Obywatele ze wszystkich warstw spo�ecznych poszturchiwali si� i�pokrzykiwali na siebie. Sprzedawcy wina przepychaj�cy si� przez ci�b� robili �wietny interes. Zdawa�o si�, �e ca�e miasto wyleg�o na b�onia, by zobaczy� legendarne postacie. Kas Althume sta� pod baldachimem ksi�cia Peridaena i�cieszy� si�, �e mo�e korzysta� z�cienia. Dzi�kowa� bogom, �e jego pozycja zapewnia mu ten komfort; piastowa� godno�� Lorda Stewarda zarz�dzaj�cego ksi���cymi dobrami. Dzi�ki temu nie musia� stercze� w�t�umie na skwarze. �a�owa� tylko, �e publicznie nie mo�e usi��� obok ksi�cia. Od stania bola�a go stara rana na udzie. Rozmasowa� j� lekko. � Noga zn�w ci dokucza? � zapyta� ksi���. Althume wzruszy� ramionami. � To bez znaczenia. Wa�ne jest co innego; sp�jrz na tych g�upc�w. �cisk jak na jarmarku � skrzywi� si� pogardliwie i�przysun�� bli�ej. � Ci durnie a� si� pal� do powitania tych, kt�rzy od wiek�w trzymaj� si� od nich z�daleka. Ale si� ciesz�... Teraz Peridaen wzruszy� ramionami. � Oni si� nie licz�. Je�li Bractwo si� postara, nast�pi zmierzch ery Ludzi Smok�w i�raz na zawsze przestan� si� wtr�ca� do spraw zwyk�ych �miertelnik�w. S�dzisz, �e tw�j cz�owiek dotar� ju� do Pelnaru? � Poi? Wyruszy� natychmiast, jak tylko sta�o si� jasne, �e nie da si� unikn�� wezwania Ludzi Smok�w. Je�li nie zajd� �adne nieprzewidziane okoliczno�ci, wkr�tce b�dzie na miejscu � odrzek� Althume. � Cho� odnalezienie tego, czego szukamy, mo�e mu zaj�� troch� czasu. Od lat nie mia�em �adnych wie�ci o�Nethurynie. Siedz�ca po prawej r�ce Peridaena Anstella, baronowa Colrane, zapyta�a: � Kas, naprawd� my�lisz, �e po jego powrocie b�dziesz w�stanie rozlu�ni�...? � Cicho, Anstello � upomnia� j� ksi���. � Nie uciszaj mnie, Peridaenie � �achn�a si�. � Nie jestem dzieckiem. S�u�ba nas nie us�yszy. Stoj� za daleko i�za du�y tu gwar. � Z�pewno�ci� nie us�yszy nas �aden zwyk�y �miertelnik � przyzna� Althume. � Ale mo�e Ludzie Smoki potrafi� czyta� w�my�lach. Nie zapominaj, �e to jedna z�wielu rzeczy, kt�rych jeszcze o�nich nie wiemy. Lepiej uwa�a�. Anstella nie odezwa�a si�. Althume spojrza� w�stron� pobliskiego baldachimu chroni�cego przed s�o�cem grup� arystokratycznej m�odzie�y. Jego wzrok spocz�� na kobiecie. Mia�a te same delikatne rysy i�kasztanowe w�osy co baronowa. O�ile jednak starsza z�nich nosi�a na g�owie wymy�lnie upi�t� wst��k� symbolizuj�c� wdow�, rozpuszczone loki dziewczyny opada�y lu�no na ramiona. M�oda kobieta wygl�da�a na znudzon�, podczas gdy jej towarzyszki papla�y z�podnieceniem. Przygl�da�a si� im, pogardliwie wydymaj�c wargi. Ale Althume wiedzia�, �e ta oboj�tno�� jest pozorna. Zdradza�y j� r�ce � bez przerwy obraca�a pier�cionki na palcach; w�istocie by�a podekscytowana jak wszyscy. � Widz�, �e Sherrine nie podziela og�lnego zapa�u � powiedzia� i�poci�gn�� �yk zio�owego wina ze srebrnego pucharu. � Wie, jak nale�y si� zachowywa�. Tym rozgadanym dzierlatkom wok� niej brak godno�ci! � odpar�a z�oburzeniem Anstella. � Nauczy�am j� dobrych manier. A�tamtym bez w�tpienia marzy si�, �eby zdoby� Lorda Smoka na kochanka. A zatem nie wyczu�a sarkazmu w�jego s�owach; zreszt� nie spodziewa� si� tego. Anstella zbyt cz�sto widzia�a i�s�ysza�a tylko to, co chcia�a. Mimo swojego oddania mia�a w�skie horyzonty, co czyni�o j� ma�o u�yteczn� dla Bractwa. Szkoda, �e Peridaen upatrzy� sobie w�a�nie j�. � A�je�li s�dziami oka�� si� same kobiety? � zapyta� Peridaen. � Ile� wtedy pop�ynie �ez rozczarowania! Westchn�� i�z udanym przej�ciem po�o�y� r�k� na sercu. Wielki ametystowy wisior na jego piersi zaiskrzy� czerwono w�s�o�cu. Althume u�miechn�� si� pow�ci�gliwie. � Nawet w�wczas zjawi� si� tu Ludzie Smoki p�ci m�skiej. O�ile wiem, nie lubi� si� rozstawa� ze swoimi duszobli�niaczkami. S�dziny z�pewno�ci� zabra�yby ze sob� swoich towarzyszy �ycia. Mo�emy mie� zatem sz�stk� go�ci. � O�bogowie! � westchn�a z�niezadowoleniem baronowa. � A� tylu? � Wyd�a wargi zupe�nie jak c�rka. � Uspok�j si�. Najprawdopodobniej przyleci tylko czw�rka. Podejrzewam, �e b�dzie jedna para s�dziowska, a�trzeci s�dzia przyb�dzie po prostu z�osob� towarzysz�c� � wyja�ni� Althume. � Wi�c te idiotki b�d� mia�y szans� � stwierdzi� Peridaen, g�aszcz�c si� po brodzie. � W�tpi�. Podobno nie spos�b uwie�� Lorda Smoka, kt�ry ma swoj� duszobli�niaczk�. � Althume zn�w poci�gn�� �yk wina. � Szkoda. To mog�oby wywo�a� rozd�wi�k w�ich szeregach. Peridaen poprawi� si� w�fotelu i�skin�� na pazia z�tac� s�odyczy. Ch�opiec natychmiast przybieg� na wezwanie. Ksi��� wybra� co� dla siebie. Pa� pocz�stowa� pozosta�ych i�wycofa� si� dyskretnie. � Dobrze wyszkolony � pochwali� Althume. � Pilnuj� tego. � Peridaen popatrzy� na ��k�. � Hmm... Szkoda, �e nawet twoja magia nie wystarczy do przyrz�dzenia napoju mi�osnego, kt�ry pom�g�by usidli� Lorda Smoka. Do diab�a! Zupe�nie zapomnia�em! Poniewa� nie wiemy, czy oni potrafi� wyczu� magi�, b�dziesz musia� si� wstrzyma� z... A�to co?! Rann tutaj? Tego ju� za wiele! Biega tak, �e nikt nie uwierzy w�jego chorob�. Kas? Althume poczu� si� dotkni�ty uwag�, �e brak mu magicznej mocy do zastawienia pu�apki na Lorda Smoka. Ze z�o�ci� spojrza� w�kierunku namiotu ksi�nej Alinyi, tymczasowej regentki Cassori. Ma�y ksi��� bawi� si� ze swoim wilczurem. � Dopilnuj�, �eby dostawa� wi�cej mikstury � warkn��. � Widocznie nie za�y� dzisiejszej porannej dawki. Ale to si� nie powt�rzy. Peridaen mrukn�� z�irytacj�: � Wci�� nie mog� uwierzy�, �e Desia podpisa�a ten dokument. Gdybym wiedzia�... � Naprawd� nie wiedzia�e�, �e na wypadek swojej �mierci wyznaczy na regenta Berena? � zapyta� Althume. � Nie mia�em poj�cia. Od dawna nie spotka�a mnie taka paskudna niespodzianka � Peridaen skrzywi� si�. Althume wzruszy� ramionami. To prawda, �e sprawy przyj�y niepomy�lny obr�t, ale to dawa�o mu okazj� wprowadzenia w��ycie jeszcze ambitniejszego planu. Zawsze trzeba by� gotowym. W�r�d t�umu rozleg�y si� okrzyki. Uni�s� g�ow�. Podnieceni ludzie wskazywali na niebo. Przys�oni� d�oni� oczy i�spojrza� na p�noc. Po chwili dostrzeg� w�powietrzu trzy punkciki. Rozejrza� si�, ale nie zauwa�y� wi�cej. � O�ile pami�tam, m�wi�e�, �e b�dzie ich co najmniej czworo � odezwa�a si� Anstella. Althume nie mia� poj�cia, czy jest zadowolona, czy wr�cz przeciwnie. Nie odpowiedzia�. Przygl�da� si� nadlatuj�cym smokom i�dziwi� si�. Dwa z�nich � jeden br�zowy, drugi ��ty � szybowa�y obok siebie. Mimo i� w�por�wnaniu z�lud�mi wydawa�y si� du�e, w�obecno�ci trzeciego wygl�da�y jak kar�y. Tamten by� wielki, ciemnoczerwony i�trzyma� si� z�ty�u. W�s�o�cu po�yskiwa�a �uska. Ca�a tr�jka z�wdzi�kiem jask�ek zatoczy�a ko�o nad t�umem i�na chwil� przes�oni�a s�o�ce. Kiedy cie� przesun�� si� nad nim, Althume poczu� podmuch powietrza wywo�any ruchem pot�nych skrzyde�. Proporce zatrzepota�y, �eby zaraz zn�w opa��. Ludzie z�krzykiem schylili g�owy, cho� smoki by�y wysoko w�g�rze. Wyl�dowa�y na trawie daleko od t�umu. Wypu�ci�y z�przednich �ap pakunki i�z�o�y�y skrzyd�a. Potem niezgrabnie rozesz�y si� w�r�ne strony, wyrywaj�c pazurami ziemi�. ��ty wyra�nie utyka�; praw� tyln� �ap� mia� mniejsz� od lewej. Stan�y daleko od siebie. Z pomocy wci�� nie nadlatywa� �aden inny smok. � Nie rozumiem... � powiedzia� Althume. Czu� dziwne niezadowolenie. Pomyli� si�. W�dodatku pospieszy� na skraj ocienionej przestrzeni i�przygl�da� si� Ludziom Smokom jak ca�a ta g�upia gawied�. Wprawdzie Peridaen i�Anstella zrobili to samo, ale by�a to ma�a pociecha. � Brakuje jeszcze jednego. Gdzie on jest? Powinna by� przynajmniej czw�rka. W t�umie zn�w rozleg�y si� krzyki. Ka�dego ze smok�w otoczy�a czerwona mg�a. Po chwili na polu sta�y trzy ludzkie postacie. Jedna z�nich g�rowa�a wzrostem i�postur� nad pozosta�ymi. Althume zauwa�y� na plecach wysokiego m�czyzny d�ugi warkocz klanu Yerrin�w. Nagle zrozumia� i�zdr�twia�. � Chc� sprawdzi�, kim oni s�, Peridaenie. Je�li ten Lord Smok jest tym, kim podejrzewam... Ksi��� zrobi� zdumion� min�, ale skin�� g�ow�. � Jako kandydat na regenta, musz� chyba powita� naszych... dostojnych go�ci � parskn��. � Tak wypada. Nikt si� nie zdziwi, je�li b�dziesz mi towarzyszy�. Ale o�co ci... � Je�eli mam racj�, ci g�upcy �atwo wpadn� w�nasze sid�a. � Na wspomnienie w�tpliwo�ci ksi�cia Althume zn�w poczu� z�o��. Zobaczymy, czy Lord Smok zdo�a stawi� czo�o mojej magii! � B�d� dla nich serdeczny � doda� g�o�no. � Bez obaw; to nie potrwa d�ugo. 5 Sherrine wesz�a do swojej sypialni i�zdziwi�a si�, �e jest tu tak ciemno. By�o jej duszno, suknia klei�a si� do cia�a, od upa�u bola�a j� g�owa. Marzy�a o�k�pieli. � Tandavi! � zawo�a�a. Cisza. Sherrine leciutko zmarszczy�a brwi. By� to twarzowy, wystudiowany grymas, kt�ry wiele razy �wiczy�a przed lustrem. Gdzie ta g�upia s�u��ca? Nic jeszcze nie zrobi�a od jej wyj�cia. Nawet nie ods�oni�a okien. Zapomnia�a si� i�wykrzywi�a twarz na widok nie za�cielonego ��ka. Na haftowanych fotelach wci�� wala�y si� suknie, kt�re wcze�niej przymierza�a. Jej ulubiona, z�ciemnozielonego jedwabiu, le�a�a na kafelkach pod�ogi. Podnios�a j� i�rzuci�a na fotel. Durna krowa! Jak �mie wychodzi�, zanim... Ach, prawda! Przecie� pozwoli�am jej p�j�� na ��k�. Ta g�upiutka g�ska tak si� pali�a, �eby zobaczy� Lord�w Smok�w, �e... Sherrine parskn�a pogardliwie. By�a zadowolona, �e jest ponad to. Od wczoraj, kiedy pos�aniec doni�s�, �e spodziewani go�cie zrobili sobie przerw� w�podr�y na p�noc od Casny, w�k�ko s�ysza�a tylko o�Ludziach Smokach. A�g�upia Tandavi papla�a o�tym jak wszyscy inni dworscy durnie. Sherrine z�trudem �ci�gn�a przez g�ow� bladoniebiesk� sukni� i�upu�ci�a na pod�og�. Niech Tandavi j� podniesie. Usiad�a w�bieli�nie na puchowej ko�drze i�zrzuci�a satynowe pantofelki. Ale� powsta�o zamieszanie, kiedy te wszystkie pustog�owe fl�dry zobaczy�y, w�kogo zamieni� si� czerwony smok! Bez w�tpienia Tandavi wr�ci, wy�piewuj�c hymny pochwalne na cze�� Lindena Rathana. Ale Sherrine musia�a przyzna� w�duchu, �e jest przystojny. Zastanawia�a si� nad tym, gdy otwiera�a rze�bion� szkatu�k� stoj�c� na nocnym stoliku. Wyj�a torebk� lawendy na b�l g�owy i�przy�o�y�a do nosa. Zamkn�a oczy i�oddycha�a g��boko. Zapach przyni�s� jej ulg�. Szkoda, �e to Lord Smok. Nie, �eby j� to zra�a�o � wr�cz odwrotnie; w�przeciwie�stwie do matki Sherrine nie by�a fanatyczn� cz�onkini� Bractwa Krwi. Traktowa�a je jak narz�dzie do zdobycia w�adzy, nic wi�cej. Przypomnia�a sobie wygl�d Lindena Rathana: wysoki, barczysty, z�jasnymi w�osami do ramion. Kiedy si� odwr�ci�, dostrzeg�a na jego karku d�ugi warkocz klanu. Yerri�scy m�czy�ni nigdy go nie obcinali. Wyobrazi�a sobie, �e zanurza palce w�jego rozpuszczonych w�osach. U�miechn�a si�; zawsze mia�a s�abo�� do przystojnych blondyn�w. A�Linden Rathan z�pewno�ci� do nich nale�a�, mimo swojego znamienia. Romans z�nim m�g�by by� przyjemny. Wszystkie dworskie damy zzielenia�yby z�zazdro�ci! Pomys� spodoba� si� jej. Szkoda, �e nie mo�e wprowadzi� go w��ycie. Matka dosta�aby sza�u, a�Sherrine nie znios�aby tego. Ciche pukanie wyrwa�o jaz zamy�lenia. Drzwi uchyli�y si� i�do komnaty zajrza�a Tandavi. � Wybacz mi, pani... � zacz�a nie�mia�o. � My�la�am, �e zd��� wr�ci� przed... Sherrine nie by�a w�wyrozumia�ym nastroju. � Jak �mia�a� zostawi� moj� sypialni� w�takim stanie?! Z do�u dobieg�y dziwne odg�osy. Zmarszczy�a brwi i�zacz�a nas�uchiwa�. Zdziwiony, lecz pe�en szacunku g�os zarz�dcy domu; stuk obcas�w na posadzce � wi�cej ni� jednego m�czyzny; szmer satynowych pantofelk�w; przyt�umiony gwar rozm�w w�salonie. Rozpozna�a kobiecy g�os. Co matka robi tu, w�miejskiej rezydencji? Mieszka przecie� z�ksi�ciem Peridaenem. Dlaczego tam nie wr�ci�a? O�bogowie! Chyba si� nie pok��cili i�nie przenosi si� tutaj?! Sherrine ogarn�a z�o��. Odk�d matka zamieszka�a z�ksi�ciem w�jego posiad�o�ci za rzek�, Sherrine sta�a si� pani� domu w�miejskiej rezydencji Colran�w. Uwa�a�a j� ju� za swoj� w�asno��. Nie u�miecha�o jej si� ponowne ust�powanie miejsca matce. A�matka z�pewno�ci� tego za��da. Jeszcze inne g�osy... Chyba nawet wie, czyje. Wi�c to spotkanie przed wizyt� w�pa�acu! Tylko jeden pow�d konferencji z�udzia�em matki, ksi�cia Peridaena i�jego �prawej r�ki� przyszed� jej do g�owy � przybycie do Casny Ludzi Smok�w. Zatem... to narada Bractwa Krwi. I nawet nie pomy�leli, �eby j� zaprosi�! W�jej w�asnym domu! Sherrine zacisn�a pi�ci, a� paznokcie wbi�y si� jej w�d�onie. Co za zniewaga! Potem u�miechn�a si� lekko. Skoro jest pani� tego domu, powinna chyba odegra� rol� uroczej gospodyni, prawda? Skin�a na Tandavi. � Przynie� mi miednic� z�zimn� wod� i��wie�� sukni�. Musz� przywita� go�ci. W drodze do miejskiego domu, kt�ry jedna z�arystokratek odda�a do jego dyspozycji, Linden zastanawia� si� nad tym, czego si� do tej pory dowiedzia�. Ksi��� Peridaen, brat nie�yj�cej kr�lowej, przebywa� jaki� czas poza krajem. Odbywa� podr� do Pelnaru i�wr�ci� do Cassori kilka dni po �mierci siostry. We w�a�ciwym czasie, pomy�la� z�ironi� Linden. Z�pewno�ci� nie by�o to na r�k� jego rywalowi, Berenowi � ksi�ciu Silvermarch, drugiemu wujowi ma�ego ksi�cia Ranna. Wuj ten, cho� zaproszony na pok�ad galara, nie wzi�� udzia�u w�rejsie tamtego feralnego dnia. Wiedzia�, co robi, zn�w z�ironi� pomy�la� Linden. W normalnych warunkach regentem zosta�by automatycznie Peridaen. Ale t