7267
Szczegóły |
Tytuł |
7267 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7267 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7267 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7267 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Janusz przymanowski
Fortele Jonatana Koota
ROZDZIA� I
Pod pr�d
Psssssy...
Bul - bul - bul - bul - bul.
Psssssy ...
Bul - bul - bul - bul - bul.
Syczenie dobiega�o spoza �ywop�otu, a bulgotanie od rzeki.
Na wodzie ukazywa�y si� b�belki, a za �ywop�otem nie ukazywa�o si� nic i nikt, cho� na pewno kto� tam musia�
siedzie�, skoro na czym� sycza�. Sycza� i na
dodatek �piewa� barytonem:
Paprz� brudasy rzek� B�brz�,
bul, bul, bul,
a wi�c uczynek dobry zr�b-�e,
bul, bul, bul.
�apa na pomp�, wentyl w fale,
bul, bul, bul,
bulgot przywabia najwspanialej,
bul, bul, bul.
Skoro m�cenie wody w modzie,
to ��wmy ryby w m�tnej wodzie.
Rzeka B�brza by�a m�tna i na dodatek kolorowa: po ��tobrunatnej wodzie wi�y si� b�yszcz�ce smugi o barwie
szpinaku podsma�anego na oleju samochodowym.
Dooko�a b�bli poja�nia�o troch�, zrobi�o si� przejrzy�ciej i podp�yn�y dwa lipienie, �eby chwyci� w skrzela
odrobin� tlenu. Ustawi�y si� jeden obok drugiego,
g�owami pod pr�d i lekko wachlowa�y p�etwami, by ich nie znosi�o.
Baryton zza �ywop�otu o�ywi� si� podczas refrenu:
Pierwszy p�ynie kara�,
potem cztery leszcze,
lin, sielawa z prawa,
Kocisko jakie� �apie ryby na dmuch i zamiast je po�era�, wrzuca do emaliowanego akwarium. Nic nie
rozumiem.
W�saty odwr�ci� si� i popatrzy� uwa�nie. Z�ote oczy przyciemnia�y, a wargi drgn�y ods�aniaj�c k�y ostre jak
no�e.
- Dzi�ciolina pijana i w dodatku nieuprzejma - rzek� pogardliwie. - Przypomnia�o mi si�, �e nie jad�em jeszcze
�niadania.
Skrzydlaty po�a�owa� zar�wno g�upiej zaczepki, jak zw�aszcza tego, �e wpakowa� si� w awantur�, b�d�c w
zasi�gu kociej �apy. Je�li ju� koniecznie chcia�
si� odezwa�, to trzeba by�o najpierw na jak�� ga��� podfrun��. �a�owa�, Iecz r�wnocze�nie z�o�� w nim
wzbiera�a, kt�rej nie m�g� pohamowa�.
- Nie ka�dy k�sa, kto w�sem trz�sa - rzek� kpi�co. Radzi�bym raczej co� z ryb, a nie z ptactwa, bo je�li tylko
zbli�ysz t� parszyw� mord�, to jak ci� dziobem
paln� mi�dzy w�sy...
- Wol� dr�b - obra�liwie odparowa� tamten. - Ryby s� zatrute i tak �mierdz�, �e bez kuracji w czystej wodzie...
- Tju, tju, pi-pi - za�mia� si� szyderczo Kowalik. - A ja jestem przykurzony szybkowi���cym cementem
wydymianym przez tamte kominy za rzek�. Je�li mnie
po�resz, to tak sobie podogonie zabetonujesz, �e Iewatywka z Miraxu nie pomo�e! - Najpierw ci� dobrze
wytrzepi�, ty narkomanie - 0�wiadczy� rybak. - A
potem odkurzaczem przejad�.
- Pi-pi, tju, tju I A jak ty my�lisz, kocino ciemna, czym ja si� wstawi�em, jak nie na�ogowymi kornikami,
szykoniami i baldurkami pr�gowanymi, przepitymi
azotoksem, kt�re Iekkomy�lnie zjad�em na �nladanie.
- �miesz mnie nazywa� kocin� ciemn�?
- A ty mnie dzi�ciolin�, chocia� m�j r�d Kowalik�w nie ma nic wsp�lnego z �adnym z tych zarozumia�ych
facet�w, podpieraj�cych si� ogonami I.
- O moim tygrysim obliczu mawiasz per parszywa morda?! - A ty nie bacz�c na bojowy dzi�b, per dr�b? I
Chod� no tu bli�ej, je�li ci� strach nie oblecia�.
- Mnie mia�by strach oblecie� na widok karykatury wr�bla ze �lepiami podmalowanymi do uszu? Do nag�ego
dobermana, do�� ju� tego I Gotuj... kie� ! - wyda�
rozkaz samemu sobie.
Nadesz�a bardzo niebezpieczna chwila dla obu os�b bior�cych udzia� w awanturze oraz dla mojej opowie�ci o
fortelach Jonatana Koota i dwu jego przyjaci�,
bowiem w tym momencie zawis�a nad ni� gro�ba ko�ca stanowczo zbyt blisko pocz�tku. Lecz oto nad drugim
brzegiem B�brzy zawarcza� �mig�owlec i niczym wielka
wa�ka powisn�� w miejscu, migoc�c parasolem wirnika. Wierzba protestowa�a wymachuj�c m�odymi ga��ziami
stercz�cymi ku g�rze, a p�acz�c starymi, powis�ymi
prawie do ziemi. Z kabiny, podtrzymywany szerokimi pasami, wychyla� si� obserwator z pot�n� Iornetk�, Iecz
zapewne nie dostrzeg� tego, czego szuka�, bo
da� znak pilotowi i �mig�owiec, unosz�c sw�j cienki ogon, przesun�� si� nieco dalej. Warkot jednak zamiast
ucichn�� wzm�g� si� jeszcze. Mkn�� od strony
miasta i coraz wyra�niej s�ycha� by�o wrzaski typu m�odzie�owego. Kot �ci�gn�� porozrywany kapelusz z
�ywop�otu.
- Pod sp�d ... w�a�! - rozkaza� i na wszelki wypadek zamaskowa� siebie i ptaka od strony szosy.
Czas ju� by� najwy�szy po temu, bo w sekund� p�niej zacz�y tu� ko�o nich przetr�bywa� motocykle z
puzonami wetkni�tymi w t�umiki, dosiadane przez dzikich
je�d�c�w, kt�rzy krzyczeli z wysoko�ci siode�:
- Bra� go!
- �apa� �obuza!
- �owi� gagatka!
- Capa� hultaja!
- Chwyta� huncwota!
- Trzyma� drania!
Dwaj sk��ceni, Iecz ukryci za jednym kapeluszem, wymienili podejrzliwe spojrzenia.
- Czy to nie pana goni�? S�dz�c z okre�le� chodzi o ptaka.
- Raczej o kogo�, kto �owi ryby w m�tnej wodzie, i to bez karty w�dkarskiej.
- Niech pan nie rozczapierza ogona jak wyl�kniona wrona.
- Pan te� niech swoim nie miota jak przestraszony idiota.
Obie ostatnie uwagi by�y s�uszne i na czasie, bowiem nadje�d�a� w�a�nie czerwony fiacik w wersji specjalnej
Afro-demo-lux ze zwijanym dachem, przeciws�onecznym
parasolem i ruchom� klap� baga�nika pe�ni�c� rol� wachlarza.
Na drzwiczkach bieli� si� napis SAM EX, a przy kierownicy siedzia� osobnik rodzaju Iudzkiego z min�
kierownicz� i nawo�ywa� przez g�o�nik:
- Ktokolwiek widzia� niegodziwca Owalnego, n�dznika bez czci i w�os�w, wyrodka wzrostu nikczemnego,
chuligana z napisami na plecach w j�zykach obcych, winien
natychmiast wskaza�, gdzie przebywa. Ktokolwiek udzieli schronienia wymienionemu wy�ej wyp�dkowi i
kreaturze...
Ptak przysun�� si� o p� skoku do kota, a kot o �wier� kroku do ptaka i obaj jeszcze dok�adniej os�onili si�
kapeluszem.
- Przest�pca chyba wyj�tkowo niebezpieczny - szepn�� jeden os�aniaj�c dzi�b skrzyd�em.
- Mi�dzynarodowy - odszepn�� drugi, w�sami nawet nie powiawszy. - Je�li zd��y� si� przebra� i
ucharakteryzowa�, to mo�e tak pr�dko go nie chwyc�. w mojej
rodzinie... Us�yszeli narastaj�ce wycie syreny, a w dziurach kapelusza zobaczyli szafirowe b�yski karetek
pogotowia. Przejecha�y trzy Iub cztery s�usznie
przewiduj�c, �e gdzie wielu goni, to paru si� rozbije. Potem by�a niewielka przerwa i sun�� samoch�d milicyjny
z wiruj�cym b��kitem na dachu, ale bez sygna�u,
�eby nie demaskowa� si� wobec przest�pcy.
- Koniec - rzek� kot odwieszaj�c kapelusz na a�ycz�. Odtr�biono ! Po tempie jazdy poznaj� w�z inspektora
Metodego Nowaka.
- Przyjedzie pata�ach po wszystkim - ptak prostowa� skrzyd�a. .
- Przeciwnie, bardzo do�wiadczony oficer. Zawsze przybywa na ostatku, by mie� wszystkie elementy potrzebne
do sporz�dzenia protoko�u. Pata�achy i, prosz�
wybaczy� okre�lenie, ��todzioby spiesz� si�, naruszaj� przepisy ruchu i w rezultacie zastaj� dopiero p�
przest�pstwa albo �wier�, nie m6wi�c o frajerach,
kt6rzy przyje�d�aj�c, zanim si� co� zacznie, mog� zupe�nie sp�oszy� zbrodniarzy i klops. w rodzinie mojej
znajomo�� tych problem�w...
- Ot6� to. Rzek� pan: znajomo��. Do�� d�ugo wymieniamy pogl�dy, a jeszcze si� nie znamy. Pan pozwoli Iekko
unosz�c skrzyd�a ptak sk�oni� si� godnie - Eryk
Kowalik.
- Bardzo mi mi�o. Jonatan Koot, kapitan rezerwy.
- Dwa razy o? o-o?
- Tak jest. Nazwisko nieco brytanizowane.
- Ale czyta si� po staropolsku - pochlebi� ptak. Czy pan pozwoli, panie kapitanie, �e �ykn� wody z pa�skiego
pojemnika?
- Bardzo prosz�. Kryszta�owo czysta - pan Jonatan wpar� si� grzbietem i nachyli� wiadro, by osobie nie b�d�cej
b�d� co b�d� bocianem �atwiej by�o si�gn��
dziobem.
- Wspania�a. Sk�d czerpana?
- Z tej samej rzeki, tyle tylko, �e powy�ej fabryki.
- Ot� to - rzek� pan Eryk i zastanowiwszy si� chwil� zapyta�. - Czy pan nie s�dzi, �e to dyrektor uciek� ze
stanowiska?
- �e goni� magistra in�yniera Sprytka? A niby za co?
- Za zatruwanie. Wo�a� przecie� ten facet przez megafon, �e ktokolwiek by widzia� niegodziwca...
- Ale owalnego.
- Podobno dyrektorzy ma�o chodz�, du�o jedz�, wi�c cz�sto tyj� i staj� si� owalni.
- Ale mimo wszystko nie m�wiliby kreatura i wyp�dek.
W stosunku do os�b powy�ej pewnego ni�ej ludzie nie u�ywaj� takich okre�le�, nawet gdyby by�y zgodne z
prawd�.
To musi by� kto� z podrz�dnego stanowiska...
- w takim razie chyba nie taki wielki zbrodniarz?
- By� mo�e. Zdarza si�, �e kundel zawini�, a kota goni�.
- Albo, �e myszy kradn�, a ludzie ustawiaj� strachy na ptaki. W niekt�rych krajach nawet wymordowywuj�, a
potem ob�a�� ich paj�ki, chrz�szcze i g�sienice.
- Powiem panu, panie Kowalik, �e wola�bym, �eby go nie z�apano. R�d nasz rozr�s� si� wspaniale, w�a�nie
dzi�ki nieuchwytno�ci pradziadka po linii matki,
s�ynnego kota...
- My tu sobie gadu-gadu - przerwa� ptak nie znosz�cy widocznie d�ugich wywod�w - a Owalnego ju� pewno
wypatrzyl i.
- Wypatrzyli ze �mig�owca, a motocykli�ci chapn�li.
- Ten elegant go pewno rozpozna�.
- Pogotowie na�o�y�o opatrunki.
- A pa�ski druh, inspektor Nowak, spisuje protok�.
- Raczej nale�a�oby go chyba okre�li� jako mego starego znajomego ni� przyjaciela - sprostowa� kapitan Koot i
westchn�� smutno. - Przy takiej szybko�ci
po�cigu trudno umkn��.
- Mo�na, ale nie nale�y si� spieszy� - g�os od strony wiadra by� wyra�ny cho� cichy.
Pan Kowalik �ypn�� lewym okiem na kube�, a prawym na pana Koota zdziwiony, �e mu si� baryton nagle w
tenor przemieni� i rzek�:
- Stwierdzenie oryginalne, lecz bezsensowne.
Pan Koot �ypn�� obu �lepiami na pana Kowalika i jeszcze bardziej zdumiony odpowiedzia�.
- To po c� pan je wypowiada?
- Nie ja przecie�, tylko pan.
- Kt�ry pan?
- Skoro m�wi� pan, to pan w�a�nie, bo jest nas tylko dwu, do stu niestrawnych omomi�k�w!
- Nie do��, �e facet m�wi idiotyzmy - pan Jonatan, �eby by�o obra�liwiej, zwraca� si� do emaliowanego kub�a -
to jeszcze stwierdza, �e s� bezsensowne, i
usi�uje wm�wi� we mnie, �e to ja powiedzia�em ! Do�� tego, dzi�ciolusie!
- Do�� tego, kocinasie.
Unios�a si� do ciosu �apa pazurzasta.
Cofn�� si� do sztychu �eb ostrodzioby.
- Stop ! - zawo�a� kto�, kto przez ca�y czas k��tni w najwy�szym po�piechu wychodzi� spoza wiadra. - Nie �aden
z pan�w, lecz ja m�wi�em i dalej twierdz�,
i� pragn�c uj�� po�cigowi rozwijaj�cemu du�� pr�dko��, nale�y w�asny ruch post�powy zredukowa� do
minimum. W�wczas od samego pocz�tku pozostajemy nie zauwa�eni
w tyle...
Koot i Kowalik przypatrywali si� m�wi�cemu z uwag�, stwierdzaj�c, i� jest to kto� owalny, pozbawiony
zar�wno sier�ci jak i pi�r, rozro�ni�ty raczej wszerz
ni� wzwy�, w zwi�zku z czym bez trudu mo�na by�o odczyta� r�nokolorowe napisy biegn�ce wok� jego
plec�w.
BUY - COMPRA - NOKYNANTE - ACHETEZ
oraz wymalowane w samym �rodku bardzo dziwne has�o
W�ASNY NIGDY NlE CIASNY
D�u�sz� chwil� trwa�o milczenie. Kowalik nie zna� a� tak j�zyk�w zagranicznych, by m�c zrozumie�, co zosta�o
napisane doko�a. Koot nie by� pewny, jak zaakcentowa�
francuskie "aszete". Obaj za� nie mieli ochoty przyzna�, �e nie pojmuj� sensu owych czterech s��w
umieszczonych po�rodku.
- Kradzie�? Gwa�t? W�amanie? - za�wierka� SkrzydIaty.
- Na zdolnego do napadu z broni� w �apie to on nie wygl�da - zamrucza� W�saty. - Mo�e chuliga�stwo?
- Nie - odpowiedzia� hurtem Owalny.
- Za niewinno��? - zakpi� pan Koot.
- Gada� natychmiast ca�� prawd� ! - wrzasn�� pan Kowalik. \ - �cigano mnie za przerwanie wykonywania pracy
w warunkach szkodliwych dla zdrowia, z kt�rego
wynik�o zdemaskowanie nadu�ycia w�adzy - niespiesznie wyja�ni� Owalny.
-Kto nadu�y�? - nie wytrzyma� kot.
- Kto przerwa�? - wrzasn�� ptak.
- w tej chwili pan mi przerwa� wyja�nianie. Przed kilkunastu minutami ja przerwa�em prac�. Natomiast wczoraj
nadu�y� w�adzy kierownik plac�wki SAMEXU...
Panowie Koot i Kowalik wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Ze sposobu, w jaki otwarli zar�wno paszcz�,
jak i dzi�b nale�y s�dzi�, �e mieli zamiar powiedzie�
co� w rodzaju "�adne kwiatki", "a to ci dopiero !" czy mo�e nawet "tam, do licha !", lecz nie wyg�osili �adnej z
tych opinii, poniewa� w g�rze znowu zawarcza�o.
- Lotnik ! - ostrzeg� kocur i podsadziwszy si� mocniej ni� poprzednio pod wiadro, d�wign�� je z jednego boku
pod sp�d... w�a� ! - rozkaza� Owalnemu i doda�.
- Wszechstronne maskowanie imitacyjne.
Przybysz rozp�aszczy� si� na ziemi, przesun�� bokiem i bez wi�kszego trudu wlaz� pod b��kitny kube�. Poniewa�
jednak mia� znacznie wi�ksz� �rednic� ni�
dno kub�a, wystawa� szeroko z ka�dej �wiata strony. Koot wyci�gn�� si� wi�C jak d�ugi i wystarczy�o go prawie
dooko�a. Jedyn� nie zas�oni�t� liter� Z przykry�
wygi�tym chytrze ogonem i mru�y� �lepia, udaj�c, �e niby tak si� opala w wiosennym s�o�cu.
Kowalik w pierwszej chwili mia� ochot� da� nura pod s�omiany kapelusz, lecz us�yszawszy s�owa Jonatana,
zarz�dzaj�ce wszechstronne maskowanie imitacyjne,
czyli na�laduj�ce, opanowa� si� i siad�szy na drewnianej r�czce pocz�� jak gdyby nigdy nic od�upywa� emali� z
blachy, udaj�c, �e szuka pod ni� dyrdoni
czteroplamk�w, orszo��w pr��kowanych czy zgo�a nawet stukaczy.
�mig�owiec nasun�� si� z wolna ponad t� wierzb� pochy�� o cz�ci p�d�w stercz�cych, a cz�ci p�acz�cych i
obserwator, przepatruj�cy teren przez lornetk�,
zameldowa� na ultrakr�tkich :
- Pi��set metr�w poni�ej mostu widz� nad rzek� kota, wiadro i ptaka... Jak mnie s�yszycie? Odbi�r.
- S�ysz� was dobrze - zaszele�ci�o w s�uchawkach. ��wia mi znajd�cie, a nie kota przy kuble i wr�ble. Naprz�d
le�!
Tak w�a�nie odpowiedzia� obserwatorowi �mig�owcowemu inspektor Metody Nowak, o czym zreszt� tych trzech
na ziemi dowiedzia�o si� znacznie p�niej. Tymczasem
za� po prostu spostrzegli, �e �mig�owiec, powisiawszy chwil� niezdecydowanie nad wierzb�, odlecia� wzd�u�
B�brzy w stron� Miasta.
- Pi-pi, tju-tju! Trzeba mle� tu, a nie tu - roze�mia� si� Kowal.ik i pomyliwszy w�a�ciw� kolejno�� dziobn�� kota
najpierw w ogon, a potem w czo�o, co przysz�o
mu tym �atwiej, . . obie te cz�ci cia�a znalaz�y si� tu� obok siebie na obrze�ku IZ plec�w Owalnego.
- Chyba odwrotnie - mrukn�� dziobni�ty i skrzywi� si� pod w�sem. - G�owa wa�niejsza, cho� ogon nie bez
znaczenia. - Przyg�adzi� sier�� wzd�u� szramy biegn�cej
od ucha do ucha, co trwa�o nie d�u�ej ni� dwie sekundy, a potem jak si� nie odwinie, jak nie palnie ptaka w to
miejsce, sk�d wyrastaj� skrzyd�a! - Ju�
nam mrruucza�, ju� nas miaauu, lecz m�j pomys� wroga zwiaauu.
- Czy mo�na zwia� wroga? - spyta� nie�mia�o Owalny przygl�daj�c si� niespokojnie panu Kowalikowi, kt�ry
palni�ty przyja�nie zrobi� dwa koz�y, wpad� w �ywop�ot
i teraz wypl�tywa� si� spomi�dzy kolc�w a�yczy.
- Mo�na - zapewni� go W�saty. - Niekt�rzy.., - tu przerwa�, chrz�kn�� znacz�co i raz jeszcze zacz��. - Niekt�rzy
zwiewaj� przed wrogiem, a ja wol� zwiewa�
wroga, gdzie pieprz ro�nie. Czy� nie tak?
Ostatnie s�owa by�y zwr�cone do Skrzydlatego, kt�ry skin�� dziobem twlerdz�co. Potem obaj panowie, Koot i
Kowalik,
.
obj�li si� lewym skrzyd�em i praw� �ap�, zrobili podw�jnie dumn� min� i rzekli ch�rem :
- Ale�my ze �mig�owca zrobili balona!
- Czy mog� wyle��? - spyta� Owalny spod kub�a:
- Wy�a� - przyzwoli� Kowalik.
-;-- Chwileczk� - powstrzyma� go Koot. - Czy panu ci�ko Iub niewygodnie?
- Ani. troch�. Rzek�bym raczej: niezr�cznie - odrzek� ten trzeci. - Zw�aszcza, �e chcia�bym si� przedstawi�, do
czego potrzebna mi prawa p�etwa, a potem
u�ciska� moich obro�c�w przy pomocy obu p�etw przednich.
- A czy mo�e pan chodzi� z tym wiadrem na plecach?
-".- Bez trudu...
- To dobrze.
- Ale wolno.
- To gorzej.
- Natomiast p�ywa�...
- No, no!
, potrafi� szybko.
- P�ywac - Wspaniale!
- Czy mog� teraz przedstawi� si� i u�ciska�?
- Jeszcze troch� cierpliwo�ci - poprosi� pan Koot. Najpierw zmienimy empe, przenosz�c je w g�r� rzeki powy�ej
obiektu zaludnionego.
- Zmie�ci si� do wiadra? - spyta� pan Kowalik.
- Co?
- Empe, kt�re mamy przenie��.
- Empe to znaczy miejsce postoju, ty dziobie cywilny roze�mia� si� pan Koot.
- Rzek� nie przep�yniemy, ty ogonie zdemobilizowany odpowiedzia� ptak. - Zatrzyma nas patrol milicji rzecznej
i b�dzie pyta�, gdzie karty p�ywackie, sk�d
to wiadro, co w tym wiadrze?
- Spytaj� r�wnie� niew�tpliwie, kto p�ynie pod wiadrem? - rzek� smutno Owalny.
Zamilkli wszyscy trzej na d�u�sz� chwil�.
~ , cigany koncentruj�c my�li schowa� si� prawie zupe�nie pod skorup�.
Skrzydlaty skoczy� na a�yczowy pniaczek i stoj�c g�ow� w d� postukiwa� dziobem w kor�, by mu krew do
m�zgu nap�yn�a i pobudzi�a my�lenie.
W�saty pocz�� spacerowa� tam i z powrotem. Lewa-prawa, lewa-prawa, raz-dwa, raz-dwa. Trzepota� po bokach
ogonem, zdradzaj�c tym wi�ksze zdenerwowanie, �e
od strony szosy niczym dalekie buczenie trzmiela pocz�o ju� dobiega� wycie syren - ani chybi wraca�y karetki
wioz�c pot�uczonych w po�cigu, a wi�c wkr�tce
mo�na si� by�o spodziewa� powt�rnego przelotu motocyklist�w.
Lewa-prawa, raz-dwa i nagle...
Psssssy - zasycza�a nadepni�ta niechc�cy pompka.
Bul-bul - bul - bul - bul - zap�cherzykowa�a woda.
Kocur zatrzyma� si�, spojrza� b��dnym wzrokiem mi�dzy nagie ga��zki �ywop�otu, w�r�d kt�rych ugrz�z�
przyniesiony przez wiatr plakat filmowy.
Owalny i Skrzydlaty, kt�rzy odwr�cili byli g�owy w t� stron�, gdzie zasycza�o i zab�blowa�o, spostrzegli, �e
bury ogon, o dziwnym, b��kitnawym odcieniu,
znieruchomia� w p� taktu, potem wolniutko uni�s� si� ku g�rze i jeszcze wolniej przybra� pi�kny kszta�t linii
poetycko zwanej przez matematyk�w sinusoid�.
Pan Koot obr�ci� ku nim oblicze wojskowo-triumfuj�ce i pog�adziwszy �apami swe zas�u�one w bojach w�sy,
pocz�� wydawa� rozkazy.
.
- Dwa patyki dzioobeem... �am!
- Do kub�a... wi��!
- Mi kapeluusz... wr�cz I Niczym w�drowne latarnie morskie wynurzy�y si� zza horyzontu karetki pogotowia.
Kapitan Koot spogl�da� bez I�ku wprost w ich szafirowe
migotanie.
- Na plaakaat... siad! - rozkaza� Kowalikowi umocowawszy papier na dwu patykach.
Niczym nadci�gaj�cy huragan porykiwa�y coraz bli�sze motocykle i w niskim tumanie spalin jak b�yskawice
przemyka�y eksplozje rur wysmrodowych.
- Ready to dive! - zawo�a� kapitan, wymawiaj�c z pi�knym szkockim akcentem: redy tu dajw. - Gotow k
pogru�e�ju! -powt�rzy� innymi s�owami z importu, bo
komendy podwodne elegancko jest wydawa� w j�zykach oceanicznych. - Aj, aj! - odpowiedzia� bezb��dnie
Owalny, gotuj�c si� do zanurzenia.
- Ma�a naprz�d! - skomenderowa� Koot zrozumiawszy, �e ma do czynienia z Iingwist�, czyli znawc� j�zyk�w,
b�d� te� marynarzem.
- Jest, ma�a naprz�d!
Grzmot motocykli przetoczy� si� szos� wzd�u� B�brzy, wpad� mi�dzy domy przedmie�cia, przemkn�� ulic�
mi�dzy Hipersamem a pa�acykiem Radiow�z�a, okr��y�
Plac Harmonijnego Rozwoju, a potem wy�lizn�� si� ulicami na most, by szuka� Owalnego po drugiej stronie
B�brzy, a mo�e nawet w osiedlu Nadciurkawskiej
Wytw�rni Cementu.
Kiedy ucich�o i sko�owaciali przechodnie, wydobywaj�c palce z uszu, rozejrzeli si� przytomniej doko�a, to
pewien ry�y ch�opiec o imieniu Zefiryn, wetkn�wszy
nos mi�dzy pr�ty mostowej balustrady, zawo�a�:
- Ojej, okr�t podwodny.
Doro�li spojrzeli w t� stron� i zacz�li wydziwia�:
- Jaki tam okr�t! Stare wiadro.
- Ma niebieski kiosk nawigacyjily - upiera� si� ch�opak.
- Wiadro poobt�ukiwane i kot na nim oparty.
- Jaki nie ogolony kapitan! - wo�a� z podziwem Zefiryn.
- Kot w kapeIuszu i z ptakiem na rondzie.
- Co to znaczy? I . Gdzie milicja rzecznp - krzykn�� jeden gruby i �ysy. - Kiedy ja nale�a�em do harcerzy, takich
nieporz�dk�w nie by�o.
- Chuligany! Kota topi�! Na pomoc! - piszcza�a pani w srebrnym Iisie na szyi i w wi�niowym kapeluszu na
g�owie, ze zdenerwowania wierc�c dziury w asfalcie
ko�cem parasolki, kt�r� trzyma�a w r�ku.
Pod filarami warkn�� silnik. Motor�wka OM wyp�yn�a na spotkanie podejrzanego kota.
- Tu Pacyfika, tu Pacyfika - s�ycha� by�o a� na mo�cie, jak dow�dca patrolu krzyczy w mikrofon radiostacji
pok�adowej. - Tu Pacyfika do Nowaka. Na kursie
NOP... Powtarzam: NOP z kotem na pok�adzie.
- Przesta�cie si� drze�, Wojtasik, do tego radia! - zawo�a� inspektor Nowak, kt�ry w�a�nie cichutko nadjecha� by�
na most i wysiad�szy z wozu sta� przy
balustradzie.
Spostrzeg�szy inspektora za�oga �odzi zasalutowa�a, z czego skorzysta� silnik i zgas�. Zrobi�o si� ciszej i
spokojniej.
- Co za NOP, powiedzcie wy mi, Wojtasik.
- Koduj� zgodnie z rozkazem.
- A po co? Wy ju� nie do radia przecie�, tylko bezpo�rednio do mnie. A tu saml swoi...
inspektor rozejrza� si�, obsalutowa� oddzielnie ka�d� jedn� osob� ze stoj�cych doko�a, a wszyscy z u�miechem
oddawali uk�ony, bowiem w ca�ym mle�cie nie
by�o postaci r�wnie lubianej i popularnej. Kog� bowiem Metody nie �ledzi�?
Kog� nie zatrzymywa� do wyja�nienia? Czyjego� mienia nie chroni�? Kog� do kolegium nie kierowa�? �e
pomin� miIczeniem sprawy powa�nlejsze.
- Walcie, Wojtasik, klirem. Sami swoi - powt�rzy�.
- Czym wali�, obywatelu inspektorze? - pyta� dow�dca patrolu wodnego, ale sternik, m�ody i niedo�wiadczony,
ju� wyci�gn�� pa�k� i tak ustawi� motor�wk�,
by przeci�� drog� nadp�ywaj�cemu wiadru.
- Ale fajnie! B�dzie naparzana! - ucieszy� si� Zefiryn wtykaj�c mi�dzy pr�ty balustrady ju� nie tylko nos, Iecz
ca�� g�ow�. - Pewno t.amci torped� odpal�.
- Klirem, czyli otwartym tekstem - wyja�nia� tymczasem Nowak. - Co za NOP, gdzie ten NOP?
- Nierozpoznany Obiekt P�ywaj�cy. Melduj�, �e w�a�nie podp�ywa.
- Jaki� on nierozpoznany? - spokojnie poucza� podw�adnego inspektor. - Robicie, Wojtasik, studia zaoczne i tak
si� wam wzrok zepsu�, �e liter nie widzicie?
Spojrza� dow�dca patrolu rzecznego i a� si� zarumieni� ze wstydu. Spojrza� i schowa� pa�k�. Spojrza�a pani w
kapeluszu i westchn�a z ulg�. Spojrza� �ysy
grubas, co nale�a� do harcerzy i zasycza� z rozpaczy, �e taki niespostrzegawczy.
No i naturalnie wszyscy czworo, �e pominiemy inne obecne przy tym osoby, pomy�leli zgodnie: co inspektor, to
inspektor, ledwo przyjecha�, a ju� sytuacj�
wyja�ni�!
Ludzie ruszyli ka�dy w swoj� stron�. Ch�opiec najd�u�ej sta� przy balustradzie, bo cho� i on przeczyta� Film
Polski na afiszu przymocowanym do dwu patyk�w
stercz�cych nad kub�em, to �al mu by�o, �e nie dojdzie na rzece do starcia, - Pewno "Kota w butach" kr�c�? -
spyta� w ko�cu pana Nowaka.
- W butach czy bez, ale film z kotem kr�c� - odpowiedzia� inspektor i w ramach opieki OM nad dzie�mi
zaproponowa�: - Chcesz si� przejecha�?
- Jak na sygnale, to chc� - Zefiryn pokra�nia� ze szcz�cia.
Pan Nowak te� si� ucieszy�, bowiem sam bardzo lubi� je�dzi� na sygnale i rad by�, gdy m�g� irobi� komu�
przyjemn.o��, co podczas �cigania przest�pc�w nie
zawsze, niestety, jest mo�liwe. Odjechali wi�c bucz�c i b�yskaj�c, a motor�wka zakotwiczy�a z powrotem pod
mostem. Tu� obok niej, mi�dzy filarami, przep�yn�o
wiadro, prawie ca�e emaliowane na b��kitno. Kot oparty o kab��k zasalutowa� �ap� do kapelusza, na kt�rego
rondzie siedzia� ptak. Skrzydlaty zezuj�c w stron�
w�adzy do�� nerwowo podziobywa� s�omian� plecionk�: co spojrzy w lewo, to dzi�bnie w prawo, co zerknie w
prawo, to szarpnie w Iewo.
- Popatrz! - powiedzia� m�odziutki sternik do posterunkowego Wojtasika, kiedy tamci ich min�li. - Ten kot
zasuwa a� po tylne kolana w wodzie.
- No to co?
- No to na czym on stoi? Ja robi� modele p�ywaj�cych �agl�wek i statk�w, to wiem, �e na czym� musi sta�.
- Cz�owieku! Lepiej we� si� za silnik, �eby ci nie gas�, jak salutujesz. Przecie� to film i on mo�e sta�, na czym
chce.
Ostatnie s�owa ju� z oddali chwyci�o odwr�cone w ty� ucho kapitana Koota. Sylwetka mostu mala�a za ruf�.
- Niech pan przestanie, panie Eryku, szarpa� t� s�om� oraz moj� czupryn�, kt�ra jest tu� pod kapeluszem - rzek�
pan Jonatan. - Niebezpiecze�stwo min�o.
Potem pog�adzi� w�sy, zrobi� surow� min� i miaukn�wszy przez z�by, poda� komend� w obu oceanicznych/
j�zykach:
- Wsp�ywat'! Take her up!
W tym miejscu nale�y koniecznie przypomnie�, �e rozkaz wynurzenia wym�wi� po angielsku - tejk her ap - z
pi�knym akcentem szkockim.
Owalny wystawi� g�ow� i zawo�a�.
- Aj, aj, kapitanie! - co oznacza�o, �e rozkaz zrozumia� i wykonuje.
Stoprriowo ca�a zielonkawa tarcza wynurzy�a si� ponad wod�.
Kapitan Koot strzepn�� kolejno obiema tylnymi �apami i pocz�� suszy� �ydki na s�onku, spaceruj�c wok� wiadra
rozko�ysanym krokiem Iwa morskiego. Stawia�
stopy uwa�nie, po�rodku p�ytek, z kt�rych sk�ada� si� pok�ad, uwa�a�, by nie nadepn�� linii ��cz�cych, z czego
mo�na wnioskowa�, IZ by� w dobrym humorze,
bowiem czyni� tak tylko osoby nie maj�ce wi�kszych zmartwie�.
Kowalik jako jedyny zwyk�y marynarz wzi�� si� do czyszczenia pok�adu i trzeba przyzna�, �e zdrapywanie
diiobem farby sz�o mu do�� sprawnie. Na pocz�tek
usuwa� co drug� liter�, i ju� wkr�tce zosta�o.
BYOPAOYATAHTZ
Nawet przebieg�y inspektor Nowak nie rozpozna�by w tym napisie dawnych czterech s��w, kt�re w r�nych
j�zykach �wiata zach�ca�y do kupowania. Zreszt� inspektor,
most i Miasto, podobnie jak chory na suchoty �ywop�ot z a�yczy i ukryta przy nim pompka, wszystko to
pozosta�o daleko za nimi w dole rzeki.
Min�li r�wnie� fabryk� chemiczn�, kt�rej kolumny, kot�y i retorty opl�tane rurami przywodzi�y na my�l bitw�
przedpotopowych gad�w. Dwie srebrne tr�by spe�za�y
do B�brzy po betonowej skorupie. Jedna z mlaskaniem ssa�a wod� tworz�c wir na powierzchni, a druga w ciszy
wypluwa�a jady o barwie szpinaku sma�onego na
spuszczonej z karteru oliwie. Powy�ej tr�b oba brzegi rzeki zielenia�y weso�o.
Kapitan Koot wskaza� �ap� pi�kny zagajnik i uznawszy wida�, �e sytuacja nie wymaga�a ju� wydawania
rozkaz�w, zaproponowa�:
- Mo�e tam zatrzymamy si� na noc?
- Mo�na - kiwn�� dziobem Kowalik.
- Doskonale - odrzek� Owalny i przesta� pracowa� p�etwami, bowiem ogromn� przyjemno�� spraVvia�o mu
p�ywanie w czystej wodzie, a wi�c nie spieszy� si� na
brzeg.
S�o�ce sta�o ju� nisko. Korzystaj�c z resztek dziennej bryzy, wiej�cej z wody ku I�dowi, z wolna �eglowali na
afiszu filmowym do zatoczki ocienionej brzozami
i klonami, jarz�bin� i topolami. Ka�de drzewo powiewa�o ku nim inn� zieleni�, ka�de wita�o ich innym szumem
li�ci.
ROZDZIA� II
Qpowie�� egzotyczna
W godzin� po zachodzie s�o�ca ockn�a si� bryza nocna, wiej�ca od l�du w stron� rzeki, poruszy�a li�cie
klonowe, przypominaj�ce rozcapierzone, ostropazure
�apy kacze, na topoli do serduszek podobne, a na brzozie przeczesa�a ga��zki zwisaj�ce ku ziemi niczym zielone
w�osy. Szmer wiatru obudzi� drzewa, a drzewa
obudzi�y Skrzydlatego, kt�ry drzema� siedz�c na pniu jarz�binowym nad brzegiem zatoczki.
- Co�� by ssi� sskonssumowa�o - �wisn�� w ciemno��.
- Z przyjemno�ci� - przy�wiadczy� mu Owalny, kt�ry si� ockn�� z drzemki na wodzie.
- Konspiracja pod kapeluszem, maskowanie, ucieczka, zdrapywanie pok�adu, wypuszczenie ryb na wczasy do
czyst�j wody, a wszystko o suchym dziobie.
- Przykro mi, �e to z mojej przyczyny, ale tak ju� jest, �e im wi�ksza przygoda, tym mniej jedzenia.
- Wol�, jak mi kto� szczerze m�wi : masz dzi�br to se kup.
A ten wredny W�sacz najpierw nas wypytywa�, co kto lubi, rozbudzi� apetyty, a potem da� nura w krzaki i do tej
pory... Kowalik ju� tak si� rozz�o�ci�, �e
dech straci� i urwa� w p� zdania.
- Nie mog�o by� inaczej - �agodne t�umaczenie miesza�o si� z pluskiem drobnej fali. - Gdyby najpierw da� nura
w krzaki, to potem...
- Potem, przedtem! Co to ma do rzeczy? G�odny jestem!
- To potem - powt�rzy� cierpliwie Owalny - nie m�g�by nas wypytywa�, co kto lubi.
- Chyba, �e zza krzak�w - rozleg� si� aksamitny baryton i spomi�dzy drzew wyszed� pan Koot d�wigaj�cy co�
du�ego na plecach.
Nikt mu nie odpowiedzia�, bo ten na jarz�binie by� rozz�oszczony, a tamten w wodzie zawstydzony.
Jonatan zwali� w�r z plec�w, rozprostowa� �apy, a potem nad sam� wod� i tu� obok jarz�biny zacz�� uk�ada�
jakie� patyki. Poniewa� zar�wno Skrzydlaty, jak
i Owalny milczeli, to on nieg�o�no pod�piewywa� sobie pod w�sem :
Idzie kocur borem lasem przymieraj�c z g�odu czasem.
- Niech kocur przymiera, jak ma ochot� - �wierkn�� cichutko Eryk sam do siebie - ale ja mam do�� g�odnych
przyg�d i pryskam o �wicie.
Chleba, soli nie �a�owa�, a w�drowca pocz�stowa�.
Chocia� kocur obszarpany, jednak idzie mi�dzy pany.
Skrzydlaty poczu� si� nieco dotkni�ty �piewaniem czworonoga. "Je�li ju� kto ma �piewa�, to przecie� my, ptaki"
pomy�la� i w celach konkurencyjnych za�wista�.
Oj dana, moja dana, byle przetrwa� do rana.
w dole b�ysn�a iskierka, uros�a w p�omyk, kt�ry trzaskaj�c weso�o przemieni� si� w p�omie�, a nawet �ci�lej
m�wi�c w dwa p�omienie, bowiem wody zatoczki
odbija�y ogie� rozpalony przez pana Koota z suchych patyczk�w tu� nad brzegiem.
Lepsza w domu groch, kapusta ni� na wojnie kura t�usta.
Lepsza w domu kapu�cina ni� na wojnie kurcz�cina.
Jonatan �piewaj�c zwrotk� tej bardzo starej piosenki wojskowej roz�ciela� na murawie Inian� serwetk� i
rozstawia� na niej r�ne butle, s�oje i puszki, rozk�ada�
zawini�tka.
- Co to? - nie wytrzyma� pan Kowalik, gdy �cich�y ostatnie tony.
- �ywno��.
- Kradziona?
- Grzeczniej by�oby spyta�, czy �ci�gni�ta - rzek� Owalny, kt�ry podp�yn�� by� do brzegu, a nawet wyszed� w
jednej trzeciej na wilgotn� od rosy traw�.
- Sk�d�e! - roze�mia� si� pan Koot. - Mam p� etatu w Hipersamie jako starszy myszo��w-szczuro�ap.
Powiedzia�em kierowniczce, �e urz�dzam kolacj� dla dwu
koleg�w i prosi�bym o jak�� zaliczk�, no a poniewa� za trzy dni, w czwartek, maj� p�aci� premi� kwartaln� oraz
dodatek kwalifikacyjny za znajomo�� j�zyk�w
obcych...
- Nie powie mi pan, �e oni maj� w Hipersamie jakie� smaczne owady w rodzaju omiomi�k�w, pe�cik�w czy
zgniotk�w, nie m�wi�c ju� o prz�dziorkach czy kosarzach
z gatunku paj�k�w �ownych - rzek� z niepokojem Skrzydlaty sfruwaj�c na obrus.
- Ale pan przecie� jada orzeszki, wi�c wzi��em troch� Iaskowych, troch� w�oskich oraz na pr�b� s�oiczek
francuskich �limak�w.
- Pi-pi - uradowa� si� Kowalik.
- Hm, hm - chrz�kn�� Owalny.
- A dla pana sa�atka, kapustka, kalafiorek, nie morskie, niestety, Iecz bardzo smaczne, oraz na deser...
- Co� jeszcze na deser? - zdziwi� si� domniemany przest�pca.
- Jedyny produkt z alg oceanicznych, jaki posiadamy, czyli agar-agar. " - Agar-agar? I Nie wiem, jak mam
wyrazi� sw� wdzi�czno��!
- Jak pan nie wie, to niech pan nie wyra�a - przerwa� ptak. - Jedzmy.
- K�s cierpliwo�ci - poprosi� gospodarz uczty wskazuj�c butelk� z ciemnozielonego szk�a. - Czy kt�ry� z pan�w
ma mo�e otwieracz?
- Dzi�b mam - rzek� pan Kowalik i tak r�bn��, �e kapsel tylko �wisn�� w powietrzu.
Zaszele�ci�y b�belki, zabulgota�a rozlewana woda mineralna.
- Panowie! - rzek� kapitan Koot unosz�c musztard�wk� w obu �apach i Iekko zab�bni� ogonem po pustym
wiadrze na znak, �e prosi o cisz�. - Nic tak nie zbli�a
jak wsp�lnie prze�yta przygoda. Godzina w akcji wi�cej m�wi o charakterze stworzenia ni� rok znajomo�ci z
widzenia i ze s�yszenia.
Chcia�bym, by�cie mi m�wili per ty i mam ochot� m�wi� wam po imieniu. Nim rozpoczniemy uczt�, kto� z nas
powinien zaproponowa� bruderszaft, wi�c mo�e pozwolicie,
�e ja jako gospodarz...
- Bruderszafty proponuje si� z g�ry w d� - wtr�ci� pan Kowalik - wi�c raczej ja...
- Lub mo�e ja, jako najstarszy - doda� niespodzianie Owalny.
- Zgoda, zgoda! - uspokoi� kapitan. - Wszyscy proponuj�, wszyscy pij�.
Zadzwoni�y szklanice, zatrzaska�y w powietrzu m�skie ca�usy, zwane bu�kami z dubelt�wki ze wzgl�du na ich
parzysto�� i ha�a�liwo��.
- M�wcie mi Jonatan.
- Eryk.
- A mnie Biki.
Zar�wno W�saty, jak i Skrzydlaty, us�yszawszy to dziwne imi�, przypomnieli sobie, �e nie znaj� nazwiska
Owalnego, jak r�wnie� nazwy kraju, z kt�rego pochodzi.
Tak�e to najstarsze�stwo wydawa�o im si� w�tpliwe.
Nikt jednak o nic nie zapyta�, bowiem rzeczywi�cie byli bardzo g�odni.
W kwadrans p�niej, gdy si� ju� nasycili i podziobuj�c, pogryzaj�c, po�uwaj�c dla przyjemno�ci osuszali trzeci�
butelk� wody mineralnej, znowu mieli ochot�
zapyta�, lecz przypomnieli sobie na czas, �e stw�r kulturalny nie porusza nad obrusem �adnej sprawy, kt�ra
mog�aby si� okaza� dra�liwa dla kogokolwiek
z obecnych, wi�c tylko wymieniali kr�tkie uwagi o jako�ci potraw.
- �limaczki, �e pi�rka liza�!
- Agar-agar z wyj�tkowo smacznych krasnorost�w.
- Wy�mienity pasztet z... puszki - Jonatan w ostatniej
chwili ugryz� si� w j�zyk i przemilcza�, �e z drobiu, w obawie, by nie urazi� Eryka ptako�erstwem. - No i maj
wyj�tkowo pogodny.
Kapitan zr�cznie zmieni� temat, s�dz�c nie bez racji, i� nawet w mieszanym towarzystwie powietrzno-wodno-
l�dowym pogoda stanowi temat stosunkowo bezpieczny.
- Rosy poranne w maju do�� bywaj� dokuczliwe, Iecz ju� w godzin� czy dwie po wschodzie mo�na si� wygrza�
na s�onku - prowadzi� konwersacj� i wreszcie zagadn��.
A jak pr�dy wst�puj�ce? Jak lato� u was nad lasem kumulusy obrodzi�y?
- Kumulusy dla bocian�w - odrzek� Eryk. - Ja tam nie mam czasu kr��y� po pr�nicy.
- Ale to jednak pi�kne. Gdybym mia� skrzyd�a...
- Pi-pi-pi, tju-tju-tju, hi-hi-hi! - nie wytrzyma� Kowalik.
- Czemu si� �miejesz? - spyta� Jonatan z Iekka ura�ony.
- Bo wyobrazi�em sobie, hi, hi, kota w Iocie, pi-pi. Oj, bo spadn� z tej jarz�biny.
Koot wspar� �eb na �apie i milcza�.
- Co ci� zatka�o? -,-- spyta� Kowalik.
- Usi�uj� sobie wyobrazi� dobrze wychowanego ptaka i nie mog�.
- Lataj�cy kot? - rzek� Biki pragn�c za�egna� niebezpiecze�stwo sprzeczki. - A c� w tym dziwnego?
- W�a�nie paru moich koleg�w z wojska, ongi� komandos�w, Iata na liniach komunikacyjnych, w tajnej misji
zapobiegania porywaniu samolot�w - wyja�ni� Jonatan.
- w razie czego rzucaj� si� z pazurami.
- No i w kosmos tak�e nie ptak pierwszy polecia�, Iecz czworon�g - wtr�ci� Biki, zbyt p�no spostrzegaj�c, �e
si� nieco zagalopowa�.
- To prawda - rzek� ch�odno kapitan. - Lecz nie s�dz�, Biki, by� czu� si� solidarny z ka�dym gadem.
- Przepraszam za gaf� - rzek� Owalny - Iecz polski maj jest dla mnie miesi�cem ch�odnym, wci�� jeszcze nie
rozbudzi�em si� na dobre i dlatego strzeli�em
takie g�upstwo.
- Pierwszy powinien by� polecie� kot - stwierdzi� z przekonaniem Jonatan. - Powiedzia�by po powrocie ca��
prawd�, gdy� ka�dy z nas jest niezale�ny. W odr�nieniu
od niekt�rych innych czworonog�w, czyni�cych wszystko, byle si� przypodoba�. Nie pierwszy to i nie ostatni
b��d przez Iudzi pope�niony.
Na zgodnym wymienianiu owych Iicznych b��d�w min�a im reszta posi�ku i dopiero po kolacji, sprz�tn�wszy
wszystko starannie, kapitan Koot poprawi� patyki
w ogniu i Iizn�wszy serka homogenizowanego odezwa� si� w te s�owa:
- Drogi Biki! Spytany o przyczyn� po�cigu i charakter przest�pstwa, czy te� �ci�lej: przest�pstwa
domniemanego, powiedzia�e� nam, �e chodzi�o o przerwanie
pracy, wykonywanej w warunkach szkodliwych dla zdrowia, z czego wynik�o, wynik�o...
- Wynik�o zdemaskowanie nadu�ycia w�adzy przez kierownika Samexu - podpowiedzia� Biki pluskaj�c Iekko
p�etwami po wodzie rudej od blasku p�omieni.
- Czy zechcia�by� nam wyja�ni�, jak to by�o?
- Szczerze i jasno - rzek� Eryk. - Tak, �eby ka�dy prosty ptak m�g� zrozumie�. Zrozumie� nawet po sutej kolacji
i do tego noc�, kiedy wszystkie porz�dne
stworzenia �pi�. Albo i nie �pi� - doda� spostrzeg�szy, �e ostatnim zdaniem Jonatan m�g�by si� poczu� dotkni�ty.
- Drodzy koledzy i wybawcy! - rzek� Biki. - Od dawna winienem wam t� opowie�� i je�li nie z�o�y�em
wyja�nie� ju� po drodze, to tylko dlatego, �e wy mieli�cie
g�owy nad, a ja - pod wod�.
- Tak by�o - przy�wiadczy� Jonatan uk�adaj�c si� nieco bli�ej ognia i opieraj�c na �apach �eb oznaczony uko�n�
szram�.
- Wystarczy wst�p�w - podgoni� Eryk. - Do rzeczy, stary. Wal na prze�aj do celu: co� ty przeskroba�, �e moto-
cykle, �mig�owce, milicja...
Skrzydlaty ba� si�, �e wkr�tce sen go zmorzy, a bardzo chcia� us�ysze� to, co najciekawsze, i dlatego tak pili�.
- Przed miesi�cem rozpocz��em prac� w Samexie jako
reklama pe�nowarto�ciowego, czteroosobowego, lecz niezbyt du�ego samochodu - rozpocz�� Owalny. -
Siedzia�em sobie cichutko w wannie, a kiedy kt�ry� z klient�w
mia� w�tpliwo�ci, czy zmie�ci si� do wozu z �on� i dwojgiem dzieci lub te�, co gorsza, z t�g� te�ciow�, to
kierownik otwiera� drzwi do �azienki i ja wyp�ywa�em
ukazuj�c napis: " W�asny nigdy nie ciasny". T�umacz przek�ada� to na j�zyk zagraniczny, a ja obraca�em si�
odpowiednio i nabywca sam ju� odczytywa� na
obrze�u mej tarczy. BUY albo NOKYNAllTE, ACH ETEZ lub COM PRA, czyli �e kupi� powinien.
w tym miejscu Jonatan g�asn�� w�sa i z aprobat� poruszy� ogonem, pragn�c podkre�li�, �e docenia bezb��dn�
wymow� angielskiego "baj", rosyjskiego "pokupajtie",
francusk�ego "aszete" oraz w�oskiego "kompra".
Eryk maskowa� brak znajomo�ci j�zyk�w przeczesuj�c dziobem pi�ra cytrynowego sweterka na piersi oraz
brzegi kamizelki marengo. .
- w �azience by�o clemno, bo firma oszcz�dza�a na elektryczno�ci, a chlorowana woda podje�d�a�a myd�em,
gdy� kierownik w domu oszcz�dza� gazu i pod pozorem
konieczno�ci reprezentacyjnych k�pa� si� po godzinach na terenie s�u�bowym wraz z liczn� rodzin� i krewnymi
- ci�gn�� opowie�� Biki. - Nie grymasi�em jednak
i co dzie� przed �sm� przychodzi�em do pracy, bowiem pieni�dze by�y mi potrzebne jak woda. A mo�e nawet
jeszcze bardziej... / Tu Owalny zamilk� na chwil�,
a Erykowi spogl�daj�cemu z ga��zi zdawa�o si�, �e co� b�ysn�o w jego oku. Je�li to nawet by�a �za, a nie rosa, to
strz�sn�� j� tak pr�dko do zatoczki,
�e nim Jonatan dostrzeg�, rozpu�ci�a si� w cieple odbitych p�omyk�w .
- Wczoraj wieczorem kierownik k�pa� cioci�, z zawodu krawcow�, kt�rej rozsypa�o si� tyle szpilek przed
salonem, �e posz�y naraz dwie d�tki w jego wozie.
Zapasowe ko�o mia� jedno, wi�c po�yczy� drugie z egzemplarza wystawowego, a dzi& rano mnie podstawiono
jako pe-o-ko.
- Jak to? - nie poj�� Eryk. - Co za pe-o-ko?
- Pe�ni�cego obowi�zki ko�a.
- �ywe stworzenie zamiast stalowej felgi i gumowej d�tki? Zamiast ko�a? - oburzy� si� Jonatan.
- l to jeszcze tylnego - doda� Biki. - Schowa�em si� ca�y pod skorup� i podtrzymuj�c tyln� o� samochodu
cierpia�em fizycznie i moralnie, bowiem wszyscy
w sklepie bardzo �mierdzieli papierosami, a kierownik, straszliwy nikotyniarz, zapalaj�cy jednego ekstra-
krzepkiego od drugiego super-wonnego, m�wi�.
"Nic mu nie b�dzie. Zreszt� tylko etatowi podpadaj� pod ochron� pracy, a nie umowy zIecone, i to jeszcze ze
zwierz�tami". Sekretarka szczerzy�a z�by, nie
wyjmuj�c z ust importowanego papierosa play-baba i dogadywa�a przypochlebnie: "Hi, hi, hi! No pewno".
- Wredna szczurzyca - mrukn�� Jonatan.
- Niech j� �ma ze�pa! - zakl�� Eryk.
- Nie wiem, co by si� ze mn� sta�o, gdyby nie panna Zosia, pracuj�ca u nas jako goniec, kt�ra zwil�a�a mi g�ow�
i p�etwy oraz ogon, udaj�c, �e podlewa kwiaty,
a nawet zerwa�a i wsun�a pod skorup� li�� z palmy i tak ju� konaj�cej w tytoniowym dymie. Jako� bym pewno
dotrwa� do przywiezienia k� z wulkanizacji,
gdyby nie t�gi klient, kt�ry pragn�� zakupi� wi�ksz� parti� naszych samochod�w w wersji Afro-demo-lux,
obejrza� dok�adnie model wystawowy, postuka� w moj�
tarcz� i oblizawszy wargi spyta�, czy Samex do wszystkich egzemplarzy dodaje obiad? Rozumiecie? Zapuka� i
zapyta�, a potem usiad� na przednim siedzeniu.
Wiatr przesta� gmera� w Ii�ciach, woda przesta�a liza� brzeg i zrobi�o si� tak cicho, �e us�yszeli szelest
przygasaj�cego ognia.
- Kierownik jeszcze nie poj��, o co chodzi, i zacz�� co� b�ka� na temat uroczystego bankietu, ale ja nie mia�em
ani chwili do stracenia. Nawet najbardziej
��dnemu got�wki stworzeniu nie jest ona potrzebna, gdy zostanie zjedzone.
Gwa�townie...
- My, koty, jeste�my na szcz�cie niezbyt smaczne mrukn�� cicho Jonatan.
- Gwa�townie wysun��em p�etwy i ogon, odepchn��em si� mocno i upad�em na p�ask. O� z g�uchym hukiem
r�bn�a w tarcz�. Kierownik skoczy� podtrzymywa� Afro-demo-luxa,
a klient wypad� naprzeciw. Odbili si� od siebie niczym dwie kule bilardowe. Jeden �ci�� z n�g pani� sekretark� i
zaklinowa� si� pod biurkiem, a drugi paln�wszy
w palm� wjecha� z ni� razem do wn�trza Afro-demo i drzwi za sob� zatrzasn��, co jeszcze raz udowodni�o, i�
jest to samoch�d �adowny. Da�em drapa, nie patrz�c
nawet, gdzie kt�ry...
- Bardzo s�usznie - odetchn�� kapitan Koot. - S� sytuacje, z kt�rych natychmiast nale�y wycofa� si� i oderwa� od
przeciwnika stosuj�c b�yskawiczny manewr
odwrotowy.
- Czyli wia� ile mocy w skrzyd�ach - uzupe�ni� prostodusznie Kowalik.
- Tylko w wodzie moje p�etwy przypominaj� skrzyd�a westchn�� Biki. - Na l�dzie nie mia�em szans, tym
bardziej �e kierownik przez telefon ju� wzywa� pomocy,
przedstawiaj�c mnie jako chuligana, kt�ry spowodowa� konflikt mi�dzynarodowy, przest�pc� dzia�aj�cego na
szkod� Samexu, a nawet terroryst�, kt�remu tylko
przypadkiem nie uda�o si� porwa� post�powego przedstawiciela kraju zaprzyja�nionego.
- Oszczerca - stwierdzi� Jonatan. - N ikczemny oszczerca. Sam przecie� wszystkiemu winien.
- Sam? - zdziwi� si� Eryk.
- Jasne. Gdyby nie k�pa� ciotki krawcowej w s�u�bowej wannie, toby nie z�apa� podw�jnej pany, nie nadu�y�by
w�adzy po�yczaj�c ko�a i wstawiaj�c na jego
miejsce naszego owalnego przyjaciela.
- Fakt. Jasne... - skin�� dziobem Skrzydlaty i doda�: Kichaj na ten Samex i Iataj z nami... To znaczy p�ywaj -
sprostowa�. - Pomo�esz mu �owi� ryby... No
i czemu ty, Jonatan, w�sem ruszasz, ogonem kiwasz?
Koot, kt�ry rzeczywi�cie dawa� znaki Kowalikowi, by powstrzyma� si� od nie przemy�lanych propozycji, zosta�
zmuszony do wyja�nienia.
- Nie dysponuj�, niestety, �adnymi oszcz�dno�ciami, a chyba s�ysza�e�, je�li� tego nie przespa�: Bikiemu
pieni�dze s� potrzebne jak mleko.
- Przypu��my nawet, �e jak paj�ki czy chrz�szcze, ale gdy czego� nie ma, to si� trzeba obej��. C�, ty,
na�ogowcem jeste�? W�dka, karty, wy�cigi? - Eryk
zwr�ci� si� wprost ku wodzie.
- Ale sk�d�e... - odpowiedzia� cicho Owalny.
- No to o co chodzi? Po co ci tak gwa�townie forsa?
- Nie wiem, czy b�dziecie mieli cierpliwo�� mnie wys�ucha�. Bo �eby to wyja�ni�, musia�bym zacz�� z daleka.
- Cho�by od czas�w, kiedy jeszcze nie znano kaloryfer�w i, jak m�j dziadek opowiada�, wsz�dzie by�y wielkie
piece, a na nich miejsca dla kot�w, ile chcesz.
Jonatan podci�gn�� grubsz� ga��zk�, opar� o kamie� i skoczywszy wszystkimi czterema �apami, z�ama�
wyschni�te drewno.
- Posiedzimy, pos�uchamy - m�wi� wsuwaj�c ko�te suszu w �ar - a rankiem podrzemiemy.
- Pi-pi, ��mieszszne zwyczaje - �wisn�� Kowalik, ale poniewa�, jak si� rzek�o, by� ciekawy, to stan�� sobie
wygodnie g�ow� na d� i przytwierdzi�. - Zaczynaj
z daleka, nawet stamt�d, gdzie pieprz ro�nie. Jeste�my bardzo cierpliwi, ale zaczynaj natychmiast, bo ja na
przyk�ad mog� przesta�...
- Co przesta�? - pragn�� wyja�ni� Koot.
- Przesta� by� cierpliwy, do stu tysi�cy z�amanych dziob�w!
- Gdzie pieprz ro�nie i banan dojrzewa, gdzie bataty podobne do tutejszych powoj�w rozwijaj� swe bia�e i
czerwone p�ki, gdzie mi�dzy sk�rzastymi Ii��mi
chlebowc�w wisz� owoce wielkie jak g�owa Iudzka i pasaty szemrz� w koronach palm kokosowych...
- Od batatu i pasatu wracaj, bracie, do tematu - Eryk u�o�y� z�o�liwy wierszyk. - Ja tam ceni� szczero�� i
zwi�z�o��.
- Tam w�a�nie przed trzydziestu Iaty...
- Trzydziestu? To ma by� szczero��, smarkaczu?
- Przed trzydziestu. W mojej rodzinie Chelonides�w, ��wi morskich, �yje si� sporo ponad setk�, wi�c nic
dziwnego, �e b�d�c wobec pan�w smarkaczem, jestem
jednak najstarszy.
- Najpierw ��dasz zwi�z�o�ci - zwr�ci� si� kapitan Koot do Kowalika - a potem sam przeszkadzasz. Je�li nie
b�dziesz hamowa� dzioba, drogi Eryku, zyskasz
miano choIeryka.
- Tam w�a�nie przed ponad �wier�wieczem - podj�� raz jeszcze Owalny - pozna�em bosmana Dobromierza,
kt�ry uchroni� mnie od straszliwej �mierci, i zamieszka�em
w jego kajucie na starym parowcu pod Iiberyjsk� bander�. P�ywali�my t� �ajb� po morzach i oceanach,
zataczaj�c si� od portu do portu, p�ki dno nie przerdzewia�o
na wylot, i to podczas tajfunu. W�wczas mia�em mo�no�� sp�aci� cz�� d�ugu wdzi�czno�ci, wynosz�c bosmana
poprzez stada rekin�w na brzeg wyspy koralowej...
Biki sam spostrzeg�, �e wspomnienia zbyt go wzruszaj�, a rytm opowiadania jak pr�d morski unosi zbyt daleko
od portu, wi�c tak klepn�� p�etw�, �e kr�gi
rozbieg�y si� po wodzie zatoczki, a par� kropeI zasycza�o i poczernia�o w �arze ogniska.
- Nic szczeg�lnego - stwierdzi�, zanim bryzgi zd��y�y sta� si� ob�oczkami pary. - Jedna przygoda z tysi�ca.
P�ywali�my potem na wielu r�nych statkach,
a w ostatnich Iatach, ku ogromnemu zadowoleniu Dobromierza, ju� tylko na polskich, w niczym do tamtej
pierwszej �ajby nie podobnych, na kt�rych nawet ja
traktowany by�em jak pe�noprawny cz�onek za�ogi, mia�em ksi��eczk� marynarsk�, bezp�atne Ieczenie, prawo
do urlopu oraz klimatyzowane akwarium w kajucie
bosmana.
- Tak, tak - skin�� �bem Jonatan. - Mam paru koIeg�w z wojska, kt�rzy p�ywaj� na etatach kot�w okr�towych.
Bardzo chwal� warunki pracy.
- Kiedy Dobromierz szed� na emerytur�, pozwolono mu zabra� to akwarium wraz ze mn�. Zamieszkali�my na
pi�terku w domu z ogr�dkiem, przekonani, �e teraz
ja b�d� sobie czyta�, a on konstruowa� r�ne wynalazki, kt�re ju� dawno ma wymy�lone, i pop�yniemy przez
�ycie bez burz i sztorm�w. Nieszcz�cie przysz�o
jednak z zupe�nie niespodziewanej strony.
- Nuda czy w�da? - spyta� Kowalik. - A mo�e nuda i w�da?
- Odezwa�y si� stare rany - kapitan Koot w zadumie przeczesa� �ap� sier�� na �bie w tym miejscu, przez kt�re
bieg�a uko�na szrama, ods�aniaj�c b��kitnawy
odcie� w�r�d szarej czu pryny.
- Dzieci - rzek� Biki.
- Wrzeszcza�y? - zagadn�� domy�lnie Skrzydlaty. - Zawsze wrzeszcz�, nawet jak przyjd� do Iasu.
- Ciska�y? - pr�bowa� zgadn�� W�saty. - Dzieci s�siad�w, zza p�otu kamieniami.
- Nie. W�asne dzieci Dobromierza, doros�e ju� i mieszkaj�ce w r�nych miastach, kt�rym p�ywaj�c posy�a�
prezenty z ka�dego portu, a one odpowiada�y serdecznymi
�yczeniami i zaproszeniami, �eby kiedy� do nich przyjecha�.
No a kiedy zosta� emerytem i przesta� s�a� prezenty, to zgadujecie pewnie, co by�o dalej.
- Ani �ycze�, ani zaprosze� - rzek� Jonatan.
Wygl�da�o, �e jeszcze par� s��w powie, �e co� dorzuci z w�asnych do�wiadcze�, ale tylko machn�� tyln� �ap� i
zaduma� si� smutno.
- Jasne! - z pewnym op�nieniem poj�� Eryk. - Chrup im w dzi�b! - zakl��, jak umia� najt�ej.
- Kiedy Dobromierz zmarkotnia�, a potem chud� i chmurnia� z dnia na dzie�, nie mog�em d�u�ej na to patrze� i
przyj��em prac� w Samexie. Bosman nie wiedzia�
o niczym, my�la�, �e w dni powszednie p�ywam sobie po prostu po rzece przedpo�udniami, a my�my z pann�
Zosi� kupowali w komisach r�ne zagraniczne drobiazgi
i wysy�ali przez poczt� dzieciom Dobromierza na�laduj�c jego podpis na Iistach.
Ju� zacz�y nadchodzi� pierw~ze poczt�wki z �yczeniami i zaproszeniami, �eby kiedy� przyjecha�, ju�
Dobromierz powesela� i nabra� apetytu, lecz teraz, po
dzisiejszej awanturze... Nawet nie mog� szuka� pracy gdzie indziej, skoro inspektor Nowak jest ju� na tropie!
Kapitan Koot od d�u�szej chwili klepa� si� p0 biodrach nie brz�cz�c jednak bilonem, a potem na piersi szuka�
portfela, lecz pod sier�ci� nie znalaz� nic
pr�cz wyp�owia�ych buretek order�w bojowych.
Pragn�c usprawiedliwi� jako� swoje niespokojne ruchy, zerkn�� na zegarek i rzek�:
- Nie po dzisiejszej, Iecz po wczorajszej awanturze.
Ju� wtorek, dawno po p�nocy. Wkr�tce zacznie �wita�. Kowalik tak by� wzruszony, �e nie skorzysta� z okazji,
by zaproponowa� udanie si� na spoczynek.
- Fakt. Jasne. Chcia�e� dobrze, ale nie mo�esz. Takie jest �ycie. Zosta� z nami, zapomnij o starym bosmanie.
- Jak�e bym m�g�! - zaprotestowa� oburzony Biki.
- No to pruj B�brz� do du�ej rzeki, du�� rzek� do morza, morzem do oceanu, a tam znajdziesz swoich rodzic�w,
krewnych...
- Rodzice zgin�li tragicznie przed moim urodzeniem, a z krewnych nikt nie zosta� - powiedzia� cicho Owalny i
po chwili milczenia powt�rzy� szeptem: - Nikt...
Po raz drugi tej nocy wiatr ucich�, zamilk�a woda, Iecz teraz nawet ogie� przesta� szele�ci�. Wszyscy trzej
s�yszeli w�asne serca i krew w �y�ach p�yn�c�.
D�ugo nikt nic nie m�wi�, bowiem s� chwile, w kt�rych nie wolno pyta�.
Cisz� przerwa� jedyny maj�cy po temu prawo :
- Moje weso�e imi� jest skr�tem nazwy przekl�tej wyspy, w kt�rej piasku zosta�em zniesiony. Po wydaniu na ni�
wyroku �mierci statki zabra�y ludzi, wszystkich
167 mieszka�c�w, pozostawiaj�c nie�wiadome niczego ptaki i motyle, ssaki, p�azy i gady. Dobromierz, kt�rego
losy tam zanios�y na pok�adzie jednego z przerdzewia�ych
okr�t�w wojennych, r�wnie� skazanych na zag�ad�, w�o�y� mnie z gar�ci� rozgrzanego piachu do swej czapki.
ffCO wy tam gwizdn�li�cie, bosmanie ?" - spyta�
go genera�. "Ratuj� przed pa�sk� bomb� pewnego nie narodzonego jeszcze ��wia" odrzek� mu Dobromierz,
wsiadaj�c do szalupy i wy�wista� genera�a na swym
mosi�nym gwizdku bosma�skim. My�l�, �e teraz rozumiecie, czemu traktuj� go nie tylko jak przyjacieIa, lecz
ojca i nigdy nie porzuc�.
Biki Chelonides zamilk� na chwil�, zapewne by opanowa� wzruszenie, a potem, po raz drugi tej nocy, trzepn��
p�etw� o wod� i twardym g�osem doko�czy�.
- w lipcu 1946 roku wybuch�a bomba atomowa na wyspie Bikini. Zgin�y wszystkie zwierz�ta, cho� nigdy
niczym nie obrazi�y ludzi. Moi rodzice i krewni zostali
zgnieceni wod�, kt�ra na moment sta�a si� twardsza ni� kamie�.
W wiele jeszcze Iat p�niej gin�y ptaki w chmurach radioaktywnego py�u, a ryby w zatrutej wodzie.
Ogie� zgas�. Zg�stnia�y struchla�e ciemno�ci. Kowalik nie widzia� czubka swego dzioba, a Koot na ko�cach
w�s�w czu� ci�ar mroku. Nadesz�a chwiIa tak parszywa
i smutna, �e ka�demu chcia�oby si� samego siebie z�apa� za kark i da� takiego kopa...
l w�a�nie w�wczas za B�brz�, tu� nad horyzontem, poszarza�o nieco, poja�nia�o. Wszyscy trzej obr�cili g�owy w
tym kierunku, �eby sprawdzi�, czy im si� nie
zdaje.
Nie, teraz ju� ta szaro�� wygi�a si� ku g�rze ust�puj�c miejsca per�owej smudze z dwiema kroplami : b��kitu i
r�owo�ci, zapowiadaj�cymi �wit.
Zawsze bowiem po najciemniejszej nocy przychodzi dzie�, po mroku s�o�ce, a kiedy trafia si� godzina parszywa
i smutna, trzeba zacisn�� dzi�b, wysun�� pazury
i przeczeka� j�, przeczeka�...
ROZDZIA� III
W�ZE� KOOTYJSKI
Kiedy S�o�ce