7191

Szczegóły
Tytuł 7191
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7191 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7191 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7191 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KAROL MAY Z�OTA DOLINA TYTU� ORYGINA�U: DER WALDL�UFER II T�UMACZENIE: EWA KOWYNIA W Z�OTEJ DOLINIE Nocne ciemno�ci przechodz�ce ju� w szaro�� �witu otula�y welonem krajobraz, mo�na by�o dojrze� tylko jego rozleg�e zarysy. Na niebie, z kt�rego jedna po drugiej znika�y gwiazdy, odcina�y si� wyra�nie szczyty Sierra przypominaj�ce wie�e i fantastyczne blanki zamku o ostrych szpicach zwie�czonych g�st�, szar� mg��. Na zboczach Sierra czarne cienie znaczy�y g��bokie rozpadliny. U st�p g�r wznosi�a si� samotna ska�a jak wysuni�ty na czo�o bastion; by�a ca�kowicie odci�ta od masywu g�rskiego. Spod jej wierzcho�ka wyp�ywa�y z og�uszaj�cym hukiem masy wody, kt�re pieni�c si� spada�y w jakby nie maj�c� dna przepa��. Z tej strony osamotnionej ska�y o kszta�cie �ci�tej kuli, w pobli�u spadaj�cej wody znaczy�a si� krzywa linia kar�owatych wierzb i krzaczk�w bawe�ny. Od wierzcho�ka delty utworzonej przez Rio Gila do jej podstawy by�o niewiele ponad godzin�. Podstawa ta jednak by�a trzy razy bardziej rozci�gni�ta. Ciemno�ci ust�powa�y szaro�ci poranka. Zmrok opada� z postrz�pionych szczyt�w i ust�powa� miejsca niebieskawemu �wiat�u �witu. Jak na niewyra�nym jeszcze szkicu obrazu wynurza�y si� po kolei z ciemnego atramentu �witania wierzcho�ki g�rskie. W rozpadliny i w�wozy uformowanych na kszta�t schod�w kamiennych kolos�w wpada�o nieub�aganie coraz wi�cej �wiat�a. Na wierzcho�ku samotnej ska�y sta�y dwie roz�o�yste jod�y, kt�re jak niesamowite duchy rozpo�ciera�y swe pot�ne ramiona, pochylaj�c si� ku przepa�ci. U st�p drzew le�a� szkielet konia, na jego bia�ych ko�ciach wida� by�o jeszcze ozdoby, jakie kiedy� nosi�. Zbutwia�e resztki siod�a wala�y si� wok� jego pozbawionych cia�a bok�w. Jasno�� poranka, odnosz�ca wyra�niejsze zwyci�stwo nad mrokiem nocy, o�wietla�a niesamowite szczeg�y. Na s�upach ustawionych w pewnej odleg�o�ci od siebie powiewa�y na wietrze ludzkie w�osy, ludzkie czaszki le�a�y pouk�adane w stosach lub te� porozrzucane by�y po ziemi. Gdzieniegdzie tak�e wala�y si� szcz�tki broni wszelakiego rodzaju. Trofea te by�y oznak�, �e s�awny ze swych bohaterskich czyn�w w�dz india�ski, znalaz� tu miejsce ostatniego spoczynku, na szczycie naturalnej piramidy. Martwy w�dz wci�� panowa� nad r�wninami, na kt�rych tak cz�sto rozbrzmiewa� jego okrzyk wojenny, i przez kt�re gna� na swym koniu, kt�rego szkielet b�yszcza� teraz obok jego grobu, polerowany przez nocn� ros� i pal�ce s�o�ce dnia. Drapie�ne ptaki lata�y skrzecz�c nad samotne mogi��, zupe�nie jakby swym paskudnym g�osem chcia�y obudzi� tego, kt�ry zasn�� wiecznym snem i kt�rego d�o� ju� nigdy nie wymierzy ciosu maczug�, nie uchwyci no�a, aby przygotowa� dla nich krwawy posi�ek. Le��cy naprzeciw zamglonych g�r horyzont ukaza�a si� w bladym �wietle; r�owawe chmurki wznosi�y si� ku zenitowi. Podobny do pierwszej iskry rozpalaj�cego si� ogniska, z�oty promie� s�oneczny przebi� si� jak strza�a przez mrok Sierry, za nim pod��y�y nast�pne i ju� strumienie �wiat�a zala�y doliny jak migoc�cy i l�ni�cy dywan. Dzie� panowa� ju� niepodzielnie i tylko masyw g�rski otulony by� jeszcze nieprzeniknionym p�aszczem mg�y. Lecz tak�e i on przerywa� si� stopniowo a� w ko�cu poranny wiatr rozerwa� go jak faluj�c� zas�on�. K�aczki mg�y trzyma�y si� jeszcze przekornie li�ci krzew�w lub kapry�nie skaka�y ze szczytu na szczyt, to znowu ukazywa�y si� jako w�skie gard�o, u wej�cia kt�rych wida� by�o ofiary sk�adane w wielkich ilo�ciach przez Indian duchom g�r lub te� okrywa�y zdumionym oczom dzikie przepa�cie, do kt�rych spada�y pieni�ce si� wodospady, rozsiewaj�c nad grobem wodza wilgotny py� i tworz�c ulotne, migotliwe t�cze. U podn�a skalnej kuli, na kt�rej znajdowa�a si� wodzowska mogi�a, le�a�o ma�e jeziorko, prawie zupe�nie niewidoczne spod pieni�cej si� bujnie wodnej ro�linno�ci. Mi�dzy jeziorem a wznosz�cymi si� naprzeciwko stromymi ska�ami, pokrytymi zielonym p�aszczem w��knistej trawy, ci�gn�� si� w�ski, g��boki w�w�z niewidoczny prawie dla oka, poniewa� jego brzegi poro�ni�te by�y bladolistnymi wierzbami i b�yszcz�cymi srebrzy�cie osikami. Drzewa owe oplecione i poprzerastane by�y pn�czami wszelakiego rodzaju, jak gdyby sama natura w milczeniu, stara�a si� przeszkodzi� ludzkiemu oku i spojrze� w g��b w�wozu. Lecz sam widok ziaren piasku, specyficzny blask le��cych wko�o kamieni i w og�le jako�� pod�o�a zwraca�a uwag� do�wiadczonego gambusino. W�w�z ten by� w�a�nie ow� Z�ot� Dolin�, jak nazwa� to miejsce Marco Arelano, kt�ra kosztowa�a go �ycie. Jeszcze by�a noc, gdy Cuchillo dotar� w pobli�e bonanzy, lecz poniewa� ba� si�, �e w ciemno�ciach zgubi drog�, zrobi� post�j, aby poczeka� do �witu. Nie zapomnia� wprawdzie nic a nic z tego, jak wygl�da okolica, lecz mimo to chciwo�� doprowadza�a do dr�enia jego serce, krew pulsowa�a mu w uszach i przes�ania�a wzrok, a jego zwykle niezno�ne ostry wyraz twarzy jakby zmi�k� z ogarniaj�cego go wzruszenia. Nie by� jednak w stanie d�u�ej czeka� i by�o jeszcze zupe�nie ciemno, gdy stan�� w pobli�u wznosz�cej si� nad Z�ot� Dolin� skalnej kuli. G�sty welon opar�w mg�y przes�ania� ca�kowicie zar�wno w�w�z, jak i strome wzg�rze, ze znajduj�cym si� na nim grobowcem. G�uchy szum kaskady, kt�ry wci�� tak dobrze pami�ta�, oznacza�, �e nie zb��dzi� i doszed� do bonanzy, nie zapomnia� przecie�, �e w pobli�u placera spada w przepa�� wodospad. By� prawie ca�kowicie pewny, �e nikt w obozie nie spostrzeg� jego ucieczki i nie wierzy�, aby ktokolwiek wyruszy� w po�cig za nim, przy takim niebezpiecze�stwie ze strony Indian. Mimo to postanowi� wspi�� si� na piramid�, aby sprawdzi�, czy nie dzieje si� nic podejrzanego. Przedtem jednak musia� si� przekona�, czy placer znajduje si� w takim samym stanie, jak przed dwoma laty, gdy opu�ci� go, w nienaruszonym stania. Rozsun�� zielon� zas�on� i obj�� spojrzeniem w�w�z. R�nej wielko�ci krzemienie le�a�y na sobie pouk�adane w stosy i tak liczne, jak nad brzegiem morza i trzeba by by�o wielu dni, aby je policzy�. Ka�dy inny cz�owiek, lecz nie poszukiwacz z�ota, da�by si� oszuka� widokowi zgromadzonych w w�wozie kamieni, kt�re swoim wygl�dem przypomina�y zeszklone minera�y le��ce u st�p wulkan�w. Jednak�e gambusino umia� rozpozna� czysty metal pod pow�ok� z gliny, czyste z�oto naniesione przez wod� z g�r na nizin�. Przez szpar� uczynione przez Cuchilla w zielonej zas�onie wpad� promie� s�o�ca i z niepozornych kamieni trysn�y niezliczone tajemnicze b�yski. Przed oczami dr��cego z ��dzy bandyty le�a� przebogaty skarb, najbogatszy skarb, jaki kiedykolwiek widzia�o w tej dziczy ludzkie oko i jakiego nie tkn�a dot�d ludzka r�ka. Cuchillo opu�ci� pn�cza i pod��y� w stron� ska�y. Gdy wycie�czony Arab wlecze si� przez rozpalone pustkowia pustyni nie znajduj�c w swoim buk�aku ani kropli orze�wiaj�cej wody dla swych wysuszonych pragnieniem ust; gdy samum � ten gor�cy wiatr Sahary wyci�gaj�c z jego organizmu resztk� wilgotno�ci; potem gdy wreszcie ju� na granicy �mierci, widzi na horyzoncie zielony zagajnik palmowy i opary nad oaz� � wtedy rozkosz i rado�� jakie go ogarniaj�, r�wnaj� si� nieomal ob��dowi. Podobnie dzia�o si� z Cuchillem, gdy ujrza� z�oty skarb. Pokona� zbocze i wspi�� si� na piramid� jak w gor�czce; dr�a� na ca�ym ciele, a przed oczyma mia� mg��, kt�ra uniemo�liwia�a mu ostro�� widzenia. Musia� usi���, jednak zrobi� to tak, by ani na moment nie traci� z oczu Z�otej Doliny. ��I takie bogactwa mia�bym odst�powa� innym! � wymrucza� sam do siebie. � Nie i po tysi�ckro� nie! Marco Arellano musia� umrze�, dlaczego inni mieliby �y�? Dzi�ki nim dotar�em bezpiecznie na miejsce; lecz teraz ju� ich nie potrzebuj� i stworz� okazj�, aby ich wszystkich unicestwili. Uni�s� r�k� do oczu, w kt�rych tak pulsowa�a krew z podniecenia, �e mia� wra�enie, jakby przed jego twarz� przesuwa�y si� purpurowe, p�omienne ko�a. D�u�szy czas trwa�o, aby jego wzrok odzyska� dawn� jasno��. Teraz wreszcie m�g� wsta� i rzuci� wzrokiem na rozci�gaj�c� si� przed nim w dole okolic�. ��Jestem sam, ca�kowicie sam i mog� Przerwa� w �rodku zdania, bo jego wzrok zatrzyma� si� na jakim� przedmiocie i po dok�adniejszej obserwacji g�o�no i przeci�gle krzykn�� ze zdziwienia. Woda spadaj�ca za skaln� kul�, tworzy�a nad przepa�ci� zrobiony niby z p�ynnego srebra most, spada�a potem w nieregularnych odst�pach i tam w�a�nie za pieni�cymi si� kaskadami b�ysn�o jasne, o�lepiaj�ce �wiat�o, pochodz�ce od z�otego bloku wypolerowanego wod� przez kilkaset lat. Glansowany bez przerwy wilgotnym py�em blok pojawi� si� w ca�ym, zapieraj�cym dech w piersi blasku. By� dwa razy wi�kszy od orzecha kokosowego i zdawa�o si�, �e zaraz runie swym ci�arem w d�, uwalniaj�c si� z przytrzymuj�cego go krzemienia. Cuchillo usi�owa� pochwyci� go wyci�gaj�c rami� na ca�� d�ugo��. Wlepiaj�c bez przerwy rozszerzone chciwo�ci� oczy w skarb, za kt�ry mo�na by by�o kupi� kr�lestwo. Pochyli� si� nad przepa�ci�, lecz nie m�g� go dosi�gn��. Nie by� w stanie z�apa� tchu i wydawa�o si�, �e zaraz si� udusi, gdyby nie to, �e poddany gwa�townym emocjom krzykn�� po raz drugi, jeszcze bardziej nieartyku�owanie ni� poprzednio, i dostarczy� powietrza swym �ci�ni�tym p�ucom. Jak tygrys dos�ownie po�era oczami nie podejrzewaj�c� niczego ofiar�, tak oczy Cuchillo wlepia�y si� w bezcenny blok z�ota, nad kt�rym na wysoko�ci ska�y zakorzeni� si� pie� m�odej, zielonej jode�ki. ��Musi by� m�j! Z tego miejsca jest to niemo�liwe, musz� sprawdzi�, czy dam rad� dosta� si� do jod�y. Przymocuj� do niej lasso i wtedy spuszcz� si� w d�. Naprz�d; jeszcze �aden �miertelnik nie posiada� takiej ilo�ci z�ota! Zbieg� p�dem z piramidy. By� tak podniecony, �e nie us�ysza� pospiesznego t�tentu koni, nie dostrzeg� tak�e czterech je�d�c�w skr�caj�cych za nast�pn� ska��. Don Esteban, Diaz, Baraja i Oroche, ani na chwil� nie stracili z oczu �lad�w Cuchillo. Szczeg�lnie Diaz, ten straszliwy morderca Indian, sw� bystro�ci� wprawi� w niebywa�e zdumienie trzech pozosta�ych. Przez ca�y czas on i Arechiza jechali przodem. ��Jak my�licie, se?or Diaz, � zapyta� don Esteban � do�cigniemy go, zanim przyb�dzie do bonanzy? ��Tego nie mog� powiedzie�, bo nie wiem gdzie ta bonanza jest. Wiem tylko tyle, �e nie ma nad nami du�ej przewagi. Popatrzcie! Jego ko� zgni�t� tu troch� gliny, zosta� jeszcze py�. Przed p� godzin� odwr�ci� si� wiatr. Gdyby py� ten le�a� tu przez ca�y czas, wiatr by�by go zwia�. A zatem min�o najwy�ej p� godziny od jego bytno�ci w tym miejscu. ��Jeste�cie wybitnym tropicielem, se?or Diaz, ekspedycja ma wam wiele do zawdzi�czenia. Gdy tylko zdob�dziemy z�oto, podlicz� was inaczej ni� pozosta�ych. Diaz potrz�sn�� g�ow�. ��Przy��czy�em si� do was nie z powodu bonanzy, lecz aby wykorzysta� ka�d� nadarzaj�c� si� okazj� do zamienienia z czerwonosk�rymi paru s��w. Wasze z�oto mnie nie bierze; istnieje chyba tylko po to, aby zmieni� m�czyzn w kobiety; demoralizowa� ich, oddawa� ich we w�adanie na�ogu i r�ce diab�a. Rezygnuj� z mojej cz�ci. We�cie j� dla siebie lub rozdajcie mi�dzy innych! To samo z�oto by�o tematem rozmowy mi�dzy pozosta�ymi dwoma szubrawcami � Baraj� i Oroche. ��Jak my�lcie, se?or Baraja, � rzek� mandolinista � z jakiego powodu don Esteban �ciga tego Cuchillo, zamiast zosta� w obozie, gdzie nasza obecno�� jest tak niezb�dna? ��Hm, w rzeczy samej, mam swoje zdanie na ten temat. Zanim wyruszyli�ny spyta�em o to starego Benita, a przecie� wiecie, �e ten vaquero ma zazwyczaj dobry wgl�d w spraw�. ��A jaki pogl�d ma w tej sprawie? ��Uwa�a, �e Cuchillo to sko�czony �ajdak, kt�ry niewart jest tego, aby tacy dzielni i uczciwi ludzie jak my obdarzali go zaufaniem. ��Ca�kowicie si� z tym zgadzam! ��Cuchillo wykorzysta� zamieszanie w trakcie walki, kt�r� zreszt� sam spowodowa�, aby si� ulotni�. I dok�d m�g� si� uda�? ��My�l�, �e do bonanzy. ��Oczywi�cie! Albo ma zamiar ca�kiem si� od nas uwolni�, aby zatrzyma� z�oto tylko dla siebie, albo chce zagarn�� cz�� z�ota zanim odda nam placer do dyspozycji. ��Niech go diabli porw�! ��Nie diabli, ale my, se?or Oroche, bo w�a�nie to le�y w zamiarach don Estebana. Ten Diaz to sprytny facet, kt�ry umie nawet na tym kamienistym pod�o�u odnale�� �lad, jakby by� wyryty najwytrawniejszymi literami. ��Tak� ma prac� � rzuci� Oroche, przerzucaj�c strz�py p�aszcza przez rami� w spos�b jak najbardziej malowniczy. � Ka�dy musi si� zna� na swoim rzemio�le i s�dz�, �e i ja w moim nie jestem partaczem, co m�g�bym wam i teraz udowodni�! Baraja s�ucha� uwa�nie. Oroche podawa� si� za znakomitego gambusino. Czy rzeczywi�cie teraz by� w stanie udowodni� prawdziwo�� swoich s��w? ��Ka�dy wie, �e jeste�cie jednym z naj�wietniejszych poszukiwaczy z�ota, se?or Oroche i oczywi�cie cieszy mnie, �e zaraz potwierdzicie czynem, to co o was m�wi�, bo zbli�amy si� do bonanzy. ��Sami si� przekonacie, don Baraja � odpowiedzia� mile po�echtany Oroche potrz�saj�c dumnie lokami. � Przypatrzcie si� rodzajowi struktur tych kamieni, to zaraz zobaczycie co� interesuj�cego. Baraja rozejrza� si� uwa�nie. ��Niestety nic nie widz�. ��Wcale mnie to nie dziwi, bo nie jeste�cie gambusino, kt�rego oko jest wy�wiczone w obserwowaniu takich zjawisk. Je�li mnie zmys�y nie myl�, to znajdujemy si� w okolicy, kt�ra jest wyj�tkowo zasobna w z�oto i je�li kto� mia�by na to czas, mo�liwe, �e znalaz�by tu wiele, wiele z�ota. ��Mo�e bonanza jest ju� ca�kiem blisko! ��Bardzo prawdopodobne. Zauwa�yli�cie, jaki czujny sta� si� Diaz? Nie widzi nic poza tropem i jedzie wolniej i ostro�niej ni� przedtem. W tym momencie rozleg� si� pierwszy krzyk Cuchilla. Czterech je�d�c�w zatrzyma�o si�. ��Co to by�o? � spyta� don Esteban. ��Czy�by by� to ludzki g�os? � odpowiedzia� pytaniem Diaz. ��Nie znam �adnego zwierz�cia, kt�re by tak krzycza�o. Krzyk powt�rzy� si�. ��To cz�owiek, � stwierdzi� Arechiza � ale znajduj�cy si� w stanie najwy�szego podniecenia, prawie w ekstazie. Echo uniemo�liwia stwierdzenie jego miejsca pobytu. ��Z ca�� pewno�ci� jest gdzie� blisko. Zosta�cie tutaj don Estebanie, a ja rozejrz� si� po okolicy. Trzeba zachowa� ca�kowit� ostro�no��. Skierowa� konia za najbli�sz� ska��, sk�d mia� doskona�y widok na skaln� kul� i okolic� od strony, z kt�rej przyjecha�. Natychmiast ujrza� co� nies�ychanie wa�nego � siwka Cuchilla. Zwierz� sta�o mi�dzy piramid� a Z�ot� Dolin�; nie by�o przywi�zane, co znaczy�o, �e jego pan jest w pobli�u. Kilkoma susami Diaz zbli�y� si� do niego, wzi�� go za uzd� i zaprowadzi� za ska��. ��Don Esteban! Tutaj, ju� pan podejrzewa, kto to tak wrzeszcza�? ��Cuchillo! ��Tak. By� to okrzyk szcz�cia, znalaz� bonanz� i z rado�ci zapomnia� o ostro�no�ci. ��Gdzie on jest? ��Tego nie wiem. ��Wi�c musimy go poszuka�. Zsiadamy z koni i obejdziemy t� ska��. W ten spos�b z pewno�ci� natkniemy si� na niego. ��To nie jest konieczne, wcale nie musimy obchodzi� tej mogi�y. Mamy jego �lad i pod��ymy za nim. To wystarczy. Zsiedli z koni. Zeskoczyli z koni, przywi�zali je i poszli za Diazem krok za krokiem tropem st�p Cuchilla, kt�rych �adne inne oko by nie dojrza�o. Gdy przechodzili ko�o placera, Oroche mimowolnie zatrzyma� si� nie mog�c oderwa� wzroku od ziemi. ��Co jest, se?or Oroche? � spyta� Baraja. ��Co� nies�ychanie wa�nego. Obejrzyjcie sobie te szczeliny w skale! ��Dlaczego? ��Nic wam si� nie rzuca w oczy? ��Nie. Widz� tylko piasek, kt�ry wyp�uka�a w niej woda. ��No, se?or Baraja, jestem gambusino i daj� g�ow�, �e ten piasek zawiera przynajmniej pi�tna�cie procent z�ota. ��Ach! Musimy zwr�ci� don Estebanowi na to uwag�! ��Co wam wpad�o do g�owy! Te szczeliny s� g��bokie. Kt� mo�e wiedzie� ile funt�w z�otego py�u zawieraj�. Chcecie mu zrobi� taki prezent? ��Macie racj�, se?or Oroche; jestem g�upi! ��Potraktujcie to, jako dow�d mojej szczeg�lnej przyja�ni do was, �e podzieli�em si� z wami tym odkryciem. Nikt inny nie mo�e si� o tym dowiedzie�. Dla dw�ch jest wi�cej do podzia�u ni� dla czterech albo i wi�cej. Pojechali za reszt�. Propozycja Baraji, aby podzieli� si� odkryciem z Arechiza, mia�a jedynie na celu wypr�bowanie towarzysza, kt�ry teraz w�cieka� si�, �e nie zachowa� tego tylko dla siebie. Jeden by� przecie� wart drugiego. ��Sta�! � rozleg� si� nag�e g�os Diaza. Ujrza� Cuchilla, kt�ry w�a�nie schodzi� z piramidy z zamiarem udania si� do swojego konia. Zawo�any stan�� przera�ony na widok �cigaj�cych go ludzi; potem jednak odwr�ci� si�, pr�buj�c ucieczki. Tylko zaskoczeniu nale�y przypisa�, �e powa�y� si� na tak g�upi krok, kt�ry od razu zdradzi� pow�d oddalenia si� z obozu. Za jego plecami szcz�kn�y dwa kurki. Don Esteban i Diaz unie�li bro� do strza�u. ��Cuchillo, st�jcie, bo strzelam! � rozkaza� hrabia. Zdradliwy przewodnik ekspedycji odwr�ci� si�. Jego oczy p�on�y nie wiadomo czy z nienawi�ci i ch�ci zemsty czy z w�ciek�o�ci, �e zosta� tak niespodziewanie nakryty. ��Czego szukacie? ��Was. Podejd�cie bli�ej! ��Nie mam z wami nic wi�cej do czynienia! ��Ale my mamy! Podejd�cie bli�ej, m�wi� po raz ostatni! Je�li my�licie, �e �artuj�, to zaraz b�dziecie si� mogli przekona�, �e jest inaczej. Cuchillo zbli�y� si� z oci�ganiem. ��Dlaczego wczoraj wieczorem wymkn�li�cie si� z obozu? ��Wymkn��em si�? Ale� sk�d, don Estebanie. Odjecha�em otwarcie i swobodnie, a je�li tego od razu nie zauwa�yli�cie, to nie jest to moja wina, lecz wasza. ��Oczywi�cie nie zamierzam si� z wami k��ci�, Cuchillo, ale jedno jest pewne: kto bez mojego pozwolenia opuszcza ob�z, oboj�tne otwarcie czy w tajemnicy, jest zdrajc� i jako taki zostanie przeze mnie potraktowany! ��W�a�nie dlatego, �e widziano we mnie zdrajc�, postanowi�em opu�ci� ob�z. Jestem cz�owiekiem, dzi�ki kt�remu ekspedycja mia�a wej�� w posiadanie milion�w i nie mam najmniejszej ochoty pozwala� na to, aby m�wiono o mnie, �e naprowadzi�em Indian na wasz �lad. ��Dobrze! Jeste�cie cz�owiekiem, kt�ry obieca� nam miliony. Gdzie jest bonanza? ��Jeszcze jej nie znalaz�em. ��K�amiecie! ��Nie! ��Przypomnijcie sobie Cuchillo! Gdy was zatrudnia�em, da�em wam do zrozumienia, �e ka�da, nawet najmniejsza zdrada b�dzie surowo karana. Przywo�uj� was do rozs�dku, poniewa� wasze �ycie wisi na w�osku! Gdzie jest bonanza? ��Musz� dopiero jej poszuka�! ��No to szukajcie! Daj� wam na to dok�adnie pi�� minut. Po tym czasie, je�li nie poka�ecie nam placera, sko�czymy z wami. ��Na nic wam si� to nie przyda, bo beze nigdy nie znajdziecie Z�otej Doliny. ��Tak my�licie? � za�mia� si� szyderczo don Esteban. � Byli�cie tak nieostro�ni i opisali�cie mi dok�adnie ca�� okolic�. Mam j� teraz jak na d�oni ze wszystkimi szczeg�ami. Bonanza jest tutaj, id� o zak�ad, �e nie dalej ni� w promieniu najwy�ej stu krok�w. Gdy tylko z wami sko�czymy, zaczniemy szuka� i znajdziemy z�oto. Cuchillo zazgrzyta� z�bami. ��Nie znajdziecie! ��Oszcz�d�cie sobie waszych g�upich twierdze�! Macie tylko trzy minuty! Widzicie, jakich dobrych strzelc�w przyprowadzi�em z sob�! Diaz, Baraja i Oroche mierzyli w zdrajc�, gotowi w ka�dej chwili, na jedno s�owo don Estebna, skorzysta� z broni. Cuchillo wyci�gn�� ostatni atut. . � Czy i dzisiaj chcecie splami� sobie r�ce krwi�, jak wtedy noc� w Elanchore, gdzie wasza szwagierka, hrabina Luiza de Me� ��Tak � przerwa� mu gwa�townie Arechiza � zamierzam was zabi�, tak jak wy tego biednego Arellano, aby samemu wej�� w posiadanie bonanzy! D�onie Cuchilla zacisn�y si� w pi�ci; a usta mu dr�a�y; wygl�da� jak dzikie zwierz�, kt�re zamierza si� rzuci� na swego �miertelnego wroga. W�ciek�o�� ogarn�a go w takim stopniu, �e straci� reszt� rozs�dku. ��Nie potrzebuj� was ok�amywa�. Arellano by� na tyle g�upi, �e zdradzi� mi po�o�enie bonanzy i musia� za to zap�aci�. To zrozumia�e i ka�dy na moim miejscu by tak post�pi�. Ale to by� obcy, gdy tymczasem dona Luiza de Mediana by�a wasz� szwagierka i� ��Milczcie! ��Nie, nie b�d� milcza�. Jeste�my na wolnym stepie, a nie na pirackim statku, gdzie niewykonanie waszego rozkazu grozi�o �mierci�. Teraz nazywam si� Cuchillo a nie Juan i nie mam wobec was �adnych zobowi�za� jak wtedy, gdy rozkazali�cie mi zasztyletowa� hrabin�. M�wi� wam, Diaz, Baraja i Oroche, �e �e� ��Milczcie! � rozkaza� ponownie Arechiza, dr��c z w�ciek�o�ci � inaczej� ���e ten cz�owiek � ci�gn�� niezra�ony Cuchillo podnosz�c g�os � jest hrabi� ANtonio de Mediana, kt�ry kaza� zamordowa� swoje w�asn� szwagierk� a jej syna, ma�ego Fabiana de Media, nie bacz�c na nic wyda� na pastw� morzu� Rozleg� si� strza� don Estebana. CuchillO m�wi�c nie spuszcza� oczu ze wskazuj�cego palca hrabiego, gotowego w ka�dej chwili nacisn�� spust i gdy ten to uczyni�, rzuci� si� w bok. Kula przelecia�a obok jego g�owy. ��Strzelajcie, strzelajcie! � rozkaza� Arechiza pozosta�ym. Baraja i Oroche byli zdecydowani wykona� rozkaz, lecz przeszkodzi� im w tym Diaz. Jednym ruchem wytraci� im bro� z r�ki i skoczy� mi�dzy don Estebana i Cuchilla, aby zapobiec wymianie strza��w. ��Sta�, ani jednego strza�u wi�cej! � krzykn��. ��Zabij� go! � pieni� si� Arechiza. ��R�bcie co chcecie, skoro taka jest wasza wola, lecz najpierw se?or Cuchillo odpowie mi na par� pyta�! ��Co, sprzeciwiacie mi si�, Diaz? ��Nie. Przesz�o�� i wszystko co macie z Cuchillo nic mnie nie obchodzi; ale w zwi�zku z bonanz� musz� si� dowiedzie� paru rzeczy. ��Pytajcie! � odrzek� uspokojony Arechiza, nie podejrzewaj�c do czego zmierza Diaz. Ten opar� kolb� strzelby na ziemi, po�o�y� d�onie na jej wylocie i wpar� si� mocno, szeroko rozstawionymi nogami w ziemi�. W swym malowniczym stroju i w tej pozycji wygl�da� jak kto�, kto doskonale wie czego chce. ��Se?or Cuchillo, my�l�, �e mnie troch� znacie! Zapytany zdecydowa� si� nie odpowiada�. Wola� pozna� najpierw zamiary Diaza. ��Jestem cz�owiekiem, � ci�gn�� Diaz � kt�ry ma zawsze kulk� dla czerwonosk�rego, lecz nigdy nie by� s�dzi� bia�ego, je�li ten pozwoli� mu robi� to co mu si� podoba. M�wi� to, by was uspokoi�. Nie chc� tak�e szuka� bonanzy, poniewa� my�l�, �e nie mam �adnego prawa do posiadania cho�by najmniejszej jej cz�ci. Ale jedno mo�ecie mi chyba powiedzie�: czy Marco Arellano, wiedzia� o niej przed wami? ��Tak. ��Dlaczego sam jej nie wysadzi�? ��Indianie mu przeszkodzili. ��Tak wi�c podzieli� si� tajemnic� z wami? ��Tak. ��I wzi�� was ze sob� na wsp�lnika? ��Tak jest. Znowu musieli�my ucieka� i� po drodze zgin��. ��Zgin��! To niewiele, lecz zarazem bardzo du�o. Czy mo�e wiecie, �e mia� syna? ��My�licie o Tiburcio Arellano? Wiecie przecie�, �e go znam! ��Oczywi�cie, se?or Cuchillo. Nie stawiam mo�e pyta� tak, jak inni, ale to nie ma nic do rzeczy. Sadz�, �e kr�cili�cie si� sporo po �wiecie. Znacie wi�c prawo g�r, prawo sawanny i niepisan� umow� wszystkich uczciwych i prawych gambusino? ��No my�l�! ��Dobrze! Wi�c wiecie tak�e, �e ka�da bonanza bezsprzecznie nale�y do tego, kto ja odkry�, z wyj�tkiem przypadku, gdy eksploatacja jej zosta�a mu uniemo�liwiona i opu�ci� j�. Wtedy ma do niej prawo nast�pny, kt�ry j� tak samo odkry� � rozumiecie chyba � odkry�! ��Co chcecie przez to powiedzie�, se?or Diaz? ���e my nie wyruszyli�my na poszukiwanie bonanzy, lecz po to aby dotrze� do tej, a to jest wielka r�nica. Nie mieli�cie prawa zdradza� tajemnicy don Estebanowi, poniewa� ona nie do was nale�y, a do spadkobiercy Marka Arellano. ��Do Tiburcia? � spyta� zdumiony Cuchillo. ��Do Tiburcia! � z si�� potwierdzi� Diaz. ��Czy�cie oszaleli, se?or? ��Jestem tak ca�kowicie przy zdrowych zmys�ach, �e nawet wasze miliony nie s� w stanie zachwia� moim rozs�dkiem. ��Marco Arellano uczyni� mnie wsp�w�a�cicielem swojej tajemnicy, mog� wi�c zrobi� z tym, co mi si� podoba. ��Mylicie si� � odpowiedzia� Diaz ze spokojem, jakby chodzi�o o rzecz najzupe�niej oboj�tn�. � Marco Arellano nie podarowa� wam tej tajemnicy, tylko j� wam powierzy�! Gdyby�cie byli godni jego zaufania, to w przypadku eksploatacji bonanzy otrzymaliby�cie z�oto nie w formie nale�nej wam prawnie cz�ci, ale w formie � wysokiego wprawdzie � lecz tylko wynagrodzenia. Poprzez zamordowanie Marco Arellano stali�cie si� nieprawnym w�a�cicielem tajemnicy. Z bonanzy nale�y wam si� najwy�ej tylko tyle, ile zechce wam ofiarowa� Tiburcio za to, �e powiedzieli�cie mu o Dolinie. Niniejszym o�wiadczam, to tylko do niego nale�y placer. Gdyby�cie byli prawym cz�owiekiem, Cuchillo, to nie my�leliby�cie wcze�niej o �adnej ekspedycji, zanim nie porozmawialiby�cie o tym z nim! ��Rzeczywi�cie jeste�cie tak bardzo przy zdrowych zmys�ach, �e macie ich chyba wi�cej ni� inni ludzie! � szydzi� Cuchillo mimo swego krytycznego po�o�enia, w jakim si� znajdowa�. ��Je�li macie na uwadze uczciwo�� czy sumienie, to ca�kowicie si� z wami zgadzam � odpowiedzia� zimno Diaz. � Ja na waszym miejscu, uczyni�bym w�a�nie tak, jak powiedzia�em. Mo�ecie wprawdzie robi� co wam si� �ywnie podoba, lecz ja wiem, �e Marco Arellano pierwszy odkry� bonanz� i zgin�� z waszej r�ki. Uwa�am, �e teraz jest w�asno�ci� jego syna Tiburcia i nie targn� si� na najmniejsze ziarenko z�ota! ��Czy m�wicie to tak tylko dla siebie samego, czy mo�e macie zamiar broni� domniemanych praw Tiburcia Arellano? � nie wytrzyma� w ko�cu Arechiza, przys�uchuj�cy si� do tej pory z napi�ciem ca�ej rozmowie. ��Arellanowie nie s� ze mn� spokrewnieni. Nie musz� si� m�ci� ani za �mier� Marka, ani walczy� o prawa jego syna. Zostan� wi�c z wami tak d�ugo, dop�ki nie b�dziecie mnie nak�ania� do niczego, co mia�oby prowadzi� do zdobycia z�ota. Moja bro� zatem nie zmusi Cuchilla do zdradzenia wam, gdzie jest bonanza! Cuchillo odetchn�� z ulg�; Baraja i Oroche patrzyli ze zdumieniem na cz�owieka, wyjawiaj�cego tak niepoj�te pogl�dy, lecz nie powiedzia� ani s�owa. Lecz don Esteban powiedzia�, a jego g�os waha� si� mi�dzy szyderstwem a gniewem: ��Podziwiam was, se?or Diaz. Lecz wy Cuchillo, nie jeste�cie w lepszej sytuacji ni� przed chwil�. Gdzie jest bonanza? Wasze pi�� minut w�a�nie min�o! Na dany znak Baraja i Oroche ponownie unie�li strzelby. Diaz wycofa� si� i zaj�� si� uwa�n� obserwacj� okolicy; by�o mu najzupe�niej oboj�tnie, czy morderca dostanie kul� w �eb czy nie. Jeden z koni stoj�cych za skalnym za�omem parskn�� cicho; Cuchillo us�ysza� to i ju� wiedzia�, gdzie znajduje si� jego rumak. Zmierzy� okiem odleg�o��, kt�r� musia�by przebiec. Lecz Arechiza by� godnym przeciwnikiem. Tak�e i on s�ysza� parskni�cie i gdy zauwa�y� spojrzenie Cuchilla od razu wiedzia�, jakie ma zamiary. Zagrodzi� mu drog� sk�adaj� si� do strza�u. ��Nawet nie my�lcie o tym, �e mo�ecie si� wymkn��! Gdzie jest bonanza? ��Nie wiem! � upiera� si� Cuchillo zgrzytaj�c z�bami. Zostawi� karabin przytroczony do siod�a konia i by� ca�kowicie bezbronny w obliczu wycelowanych w niego strzelb. ��A mimo to, � potwierdzi� Arechiza � za chwil� albo si� dowiemy, gdzie ona jest, albo po was! Licz� do trzech, potem strzelam. Cuchillo my�la� uporczywie nad jakim� rozwi�zaniem. Pot wyst�pi� na czo�o, lecz milcza�. ��Dwa! Zrobi�o mu si� czarno przed oczami. Z jednego musia� zrezygnowa� ze z�ota albo z �ycia, a obydwie te rzeczy mia�y dla niego tak� sam� warto��. ��Tt�! ��Sta�! � zaskrzecza�. � Powiem wam! ��Ani sekundy za wcze�nie, Cuchillo � za�mia� si� don Esteban. � To musi by� niezwyk�y placer, skoro z w�asnej, nieprzymuszonej woli dopu�cili�cie �mier� tak blisko siebie! Cuchillo nic nie odpowiedzia�. Jak we �nie podszed� do zielonej kurtyny zakrywaj�cej Z�ote Dolin� i rozsun�� pn�cza. ��Tu, tak blisko? � spyta� zaskoczony Arechiza i zerkn�� przez szpar�. W nast�pnej chwili sta� przy nim Baraja i Oroche. Wszyscy trzej wydali g�o�ny okrzyk ze wzruszenia na widok, zapieraj�cego dech w piersiach bogactwa. Don Esteban sta� �miertelnie blady nad nimi, gdy rzucili si� na ziemi� grzebi�c chciwie w piasku. Opisy i zachwyty Cuchilla obudzi�y w nim wielkie nadzieje; lecz takiej ilo�ci najczystszego, doskona�ego kruszcu nie oczekiwa�. Zabrak�o mu tchu; serce bi�o gwa�townie; nogi ugina�y si� pod nim i musia� uczepi� si� ga��zi, aby si� nie przewr�ci�. Wtem zauwa�y�, �e Baraja i Oroche zacz�li nape�nia� sobie kieszenie piaskiem. ��Sta�! Ten skarb nie nale�y tylko do was. Od��cie to! Oroche wsta�. Zgubi� p�aszcz i kapelusz. D�ugi i chudy sta� przed Arechiz� jak duch, tak bardzo podniecenie wykrzywi�o jego rysy. ��Don Esteban, za ka�dy z tych kamieni zap�ac� wam kropl� mojej krwi. Pijcie j� dop�ki nie umr�, ale zezw�lcie mi na rozkosz posiadania raz pe�nych kieszeni! Tak�e i Baraja podni�s� si� z ziemi. ��Se?or, obliczcie, ile mi si� nale�y! Nie rusz� si� ani na krok z tego miejsca, dop�ki nie uzyskam mojej cz�ci! W oczach obydw�ch m�czyzn pojawi� si� �w ponury blask, jaki zwykle jest zwiastunem ob��du. Opanowa� ich ju� bez nadziei ratunku ten mroczny duch, kt�ry wed�ug poda� p�nocnoameryka�skich ukrywa si� za deadly dust � �miertelnym py�em, aby w ko�cu dopa�� ka�dego i ogo�oci� go z wszelkich ludzkich uczu�. Chocia� sam w stanie najwy�szego podniecenia, don Esteban umia� rozpozna� niebezpiecze�stwo, jakie mu teraz grozi�o z ich strony. Opanowa� si� i wyci�gn�� pistolet. ��Kto natychmiast nie od�o�y z�ota, zostanie zastrzelony! Wszyscy wiedzieli, �e nie ma z nim �art�w, lecz strach nie by� wi�kszy ni� ��dza posiadania uwodzicielskiego kruszcu. ��Strzelajcie. My tak�e mamy bro�. Unie�li strzelby. Sytuacja Arechizy by�a nie do pozazdroszczenia, ale, gdy musia� wykaza� si� przytomno�ci� umys�u, w momencie wr�ci�o mu ca�e opanowanie. ��Ten, kto ma zamiar stoczy� tutaj walk� rezygnuje tym samym ze szcz�cia posiadania bogactw, kt�rych m�g�by mu pozazdro�ci� niejeden w�adca. Od��cie bro� i opr�nijcie kieszenie. Ob�adujemy nasze konie ile si� da, jutro we�miemy reszt� i ka�dy otrzyma tyle, ile zdo�a ud�wign��. Podzia�a�o to na obydw�ch m�czyzn jak uspakajaj�cy eliksir. Oni, kt�rzy zdolni byli jedynie do tch�rzliwych i podst�pnych czyn�w, z ��dzy z�ota, zdobyli si� na odwag� otwartego stawiania warunk�w. Mimo to niech�tnie pozbyli si� zdobyczy, zanim przecisn�li si� przez szpar� w pn�czach. Gdy Arechiza obejrza� si�, zobaczy� tylko Diaza siedz�cego na skale i czyszcz�cego najspokojniej w �wiecie bro�. ��Gdzie jest Cuchillo? ��Quien sabe, kto to wie? � odpowiedzia� oboj�tnie. Don Esteban spojrza� na niego rozgniewany. ��Nie wiecie? Nie mo�ecie powiedzie�, �e uciek�? Diaz podni�s� si� i popatrzy� mu prosto w oczy. ��Czy by� moim wi�niem, don Estebanie? ��Naszym, wi�c tak�e i waszym! ��Mylicie si�, se?or. Odk�d wiem, �e bonanza nie do nas nale�y, nie znam �adnego powodu, z kt�rego mia�bym si� zajmowa� tym, co dotyczy z�ota. Ju� wam m�wi�em i przyznacie sami, �e nie ma potrzeby dalej o tym rozprawia�. Jest mi najzupe�niej oboj�tne, co zamierzacie, prosz� tylko o to, aby�cie nie anga�owali mnie w nic, co wi��e si� z eksploatacj� doliny! ��Rozmawia� z wami? ��Nie. Podszed� do konia, wsiad� i odjecha�. To wszystko, co wiem. Na wie�� o ponownej ucieczce Cuchilla, Arechiza nie potrafi� ukry� w�ciek�o�ci, ale pr�dko si� opanowa�. Spokojne i pewne siebie zachowanie nieprzekupnego Diaza wzbudzi�o w nim uczucie podziwu. ��Wi�c tak�e nie wiecie, w jakim kierunku odjecha�? ��Do obozu. ��Znowu szykuje jak�� zdrad�. Gdyby uda� si� w stron� g�r, to mo�na by by�o podejrzewa�, �e zamierza tu wr�ci� po naszym odje�dzie. Ale poniewa� wr�ci� na r�wnin�, przypuszczam, �e chce tu nas�a� Indian. Musimy jak najszybciej si� st�d ulotni�. Przyprowad�cie konie! Baraja i Oroche wype�nili polecenie; rozpostarto koce i za�adowano w nie tyle z�ota, ile mog�y unie�� konie. ��Se?or Diaz, zechcecie po�yczy� nam swoj� szkap�? � spyta� Arechiza. ��Nie do tego celu � odpowiedzia� Diaz. � Rozporz�dzajcie mn� w ka�dej dziedzinie, tylko nie w tej! Mimo wszystko przyw�dca ekspedycji nie m�g� wzbudzi� w sobie uczucia gniewu na tego cz�owieka. Diaz by� najwybitniejsz� osobisto�ci� w ca�ym oddziale, do tego tak bardzo wyr�ni� si� we wczorajszej walce, �e surowo�� by�aby tutaj nie na miejscu. Ob�adowano konie z�otem i don Esteban ju� zamierza� dosi��� konia, gdy rozleg� si� okrzyk, kt�ry wprawi� go w dr�enie. ��Sta�! � zabrzmia� g�os podobny do grzmotu przetaczaj�cego si� po chmurnym niebie. Czterej m�czy�ni spojrzeli do g�ry. W g�rze, na piramidzie, na samym brzegu jej najwy�szej kraw�dzi sta� wysoki, barczysty olbrzym z pot�n� strzelb� gotow� do strza�u. ��To ten, co tak g�adko sprz�tn�� tygrysa! � krzykn�� przera�ony Baraja. � Co on tu robi? Obserwowa� nas i zamierza obrabowa�! Po lewej i prawej stronie st�p pot�nego my�liwego pojawi�y si� spomi�dzy kamieni dwie lufy. ��Nie rusza� si� z miejsca, bo was zastrzelimy! � zagrzmia� g�os z g�ry. ��Czego od nas chcecie? � zapyta� Diaz, kt�ry wprawdzie by� zaskoczony tak jak inni, ale nie straci� zimnej krwi. ��Dw�ch rzeczy: cz�owieka, kt�rego nazywacie Estebanem Arechiza, a nast�pnie placera, z kt�rego nie nale�y do was ani jedno ziarenko! ��Jakim prawem ��dacie tego od nas? ��Esteban Arechiza ma stan�� przed s�dem sawanny, a Z�ota Dolina nale�y do Tiburcia Arellano, syna jej odkrywcy. ��Czy Tiburcio jest z wami? ��Tak. ��Niech si� poka�e! Fabian de Mediana wsta�. Okrzyk przera�enia wyrwa� si� z piersi Arechizy, Baraji i Oroche. Uznali, �e Tiburcio nie �yje, �e utopi� si� w odm�tach katarakt, a teraz ujrzeli go wyprostowanego, w pe�ni zdrowia i si� stoj�cego na szczycie ska�y. ��Bonanza nale�y do mnie! Kto chce temu zaprzeczy�? � zawo�a�. ��Macie racj� nale�y si� tylko wam! � odpowiedzia� Diaz. � Dlatego, jeszcze zanim wiedzia�em, �e jeste�cie tutaj, nie ruszy�em ani okruszynki. Reszt� mo�ecie za�atwi� z tymi se?ores. ��Dobrze, a wi�c jest trzech na trzech! � da� si� s�ysze� ponownie g�os Kanadyjczyka. � Z�azi� z koni! Arechiza nie powiedzia� do tej pory ani s�owa. Widok tego, kt�rego mia� za martwego porazi� go i rozpaczliwie szuka� wyj�cia z tej trudnej sytuacji, w kt�r� tak nieoczekiwanie si� wpakowa�. Jasne by�o, �e ci trzej �cigali go od samej hacjendy szukaj�c zemsty. Wiedzia�, jakim szacunkiem cieszy si� Tiburcio; przy cysternie widzia� przekonuj�cy przyk�ad odwagi, zdecydowania i zr�czno�ci, jaki dali dwaj pozostali; a do tego wszystkiego dosz�o jeszcze i to, �e nie m�g� wi�cej liczy� na Diaza. Z bezradno�ci wi�c nie przerywa� dot�d my�liwemu. ��Nie macie �adnego prawa ��da� tego od nas. Na sawannie panuje prawo pierwszego, a my przybyli�my tu przed wami. ��A Marco Arellano jeszcze wcze�niej. ��Nie �yje ju�; jego prawa sko�czy�y si� wraz z jego �mierci�. ��Okryli�cie bonanz� czy zostali�cie do niej przyprowadzeni? ��Przyprowadzeni. ��Przez kogo? ��Przez Cuchilla. ��Gdzie on jest? ��Ulotni� si�. ��Gdyby�cie sami odkryli placer, wzi�liby�my wasze pretensje pod uwag�; ale tak nie jest. Powtarzam wi�c m�j rozkaz; z�azi� z koni wraz ze z�otem! �aden z nich nie uczyni� najmniejszego gestu wskazuj�cego na to, �e zamierzaj� pos�ucha� rozkazu. ��Po raz ostatni, z koni! Don Esteban przygotowywa� si� do dalszych pertraktacji, ale by�o ju� za p�no. Ze skalnej kuli gruchn�y dwa strza�y, par� chwil potem trzeci i gdy Kanadyjczyk trzyma� w szachu stoj�cych na dole, konie ob�adowane szlachetnym metalem pad�y trafione prosto mi�dzy oczy. Arechiza automatycznie uni�s� swoj� strzelb�, do tej pory opuszczon� luf� w d�, poniewa� zdawa� sobie spraw�, �e ka�dy ruch broni� poczytany jako zagro�enie m�g� go kosztowa� �ycie. ��Opu�� bro�! � zagrzmia� Bois�rose. Don Esteban natychmiast pos�ucha�. Mia� naprzeciw siebie ludzi, kt�rym nie dorasta� do pi�t. Teraz tak�e i Pepe wynurzy� si� ze swojej bezpiecznej kryj�wki na szczycie piramidy. By�emu miquelete pocz�o si� nudzi� przy trwaj�cych, jego zdaniem za d�ugo, pertraktacjach. ��Santa Lauretta, ale� w tym kraju wszystko d�ugo si� wlecze. Pozw�l, �e ja si� tym zajm�, Bois�rose! I pochylaj�c si� ku stoj�cym w dole, ci�gn��: ��No, to za�atwione! Teraz my mamy do was s��wko, panie hrabio Atonio de Mediana. Oskar�amy was o porwanie dziecka i mord pope�niony na waszej szwagierce, hrabinie Luizie. Staniecie przed naszym s�dem; pozostali mog� odej�� sk�d przyszli! Oroche i Baraja znikn�li w jednej chwili za piramid�. Widok obydw�ch my�liwych a szczeg�lnie Fabiana, na kt�rego �ycie si� targn�li, zrobi� na nich tak wstrz�saj�ce wra�enie, �e natychmiast poznali na nowo warto�� �ycia i czym pr�dzej skorzystali z danego im nieoczekiwanie pozwolenia. Jeszcze przecie� nie wszystko by�o stracone i je�li oddaliliby si� tak niewiele od bonanzy, jak to by�o mo�liwe, to mogliby obserwowa� zaj�cia i mo�e nadarzy�aby si� okazja do zdobycia chocia� niewielkiej ilo�ci z�ota. Diaz walczy� ze sprzecznymi uczuciami. Wynurzenia Cuchilla odkry�y w �yciu don Estebana ciemne strony. Nie mia� powodu nie wierzy� oskar�eniom, kt�re miota� z piramidy Pepe, lecz wewn�trzny g�os przemawia� na korzy�� dotychczasowego przyw�dcy. By� on niezwyk�ym cz�owiekiem, zawsze stawia� Diaza ponad innymi i w ka�dym razie liczy� teraz na jego wsparcie. Czy� m�g� zawie�� jego zaufanie? Nic jeszcze nie zosta�o udowodnione. Diaz postanowi�, �e umo�liwi mu ucieczk�. ��Czy ja tak�e mog� odej��? � krzykn�� w g�r�. ��Tak jest. ��Z moim koniem? ��Tak, nie d�wiga z�ota. Wsiadajcie! Diaz podszed� do konia i gdy udawa�, �e sprawdza siod�o i uprz��, szeptem zakomunikowa� sw�j plan Arechizie. Trzy strzelby by�y ca�y czas wycelowane w d�; lecz Diaz wiedzia�, �e go oszcz�dz�. Wspi�� si� na konia i spi�� ostrogi tak gwa�townie, �e jednym susem znalaz� si� przy don Estebanie. W nast�pnym momencie ten ju� siedzia� przed nim, bezpieczny za jego szerokimi plecami. Obci��ony podw�jnym ci�arem ko�, znikn�� wkr�tce w szalonym p�dzie za ska�ami. * * * Gdy Bois�rose, Pepe Dormillonowi i Fabianowi uda�o si� szcz�liwie wymkn�� z r�k Indian, uznali, �e ich pierwszym zadaniem jest jak najszybsze odnalezienie bonanzy. By�a ona miejscem, do kt�rego zd��ali mordercy hrabiny de Mediana i Marka Arellano. ��Powiedz m�j synu, czy znajdziesz ten placer? � zapyta� Bois�rose. ��Oczywi�cie! Mam przy sobie plan, kt�ry przekaza�a mi matka. Jest bardzo dobry i dok�adny, tak �e �adna pomy�ka nie jest mo�liwa. ��Mo�esz nam go pokaza�? Fabian wyci�gn�� schowan� pieczo�owicie pod ubraniem kartk� papieru. Wszyscy usiedli na ziemi i ch�opak zacz�� obja�nia� rysunek: ��Ta linia tutaj oznacza Rio Gila, p�yn�c� ze wschodu na zach�d. W tym miejscu tworzy ona dwa ramiona, z kt�rych lewe zachowuje jej pierwotny kierunek, a prawe skr�ca na p�noc przecinaj�c le��cy tam masyw g�rski, po czym wraca na po�udniowy zach�d ��cz�c si� ponownie z lewym. W ten spos�b powstaje tr�jk�t, w kt�rego g�rnym rogu le�� G�ry Mgliste. Dzisiaj w nocy przep�yn�li�my ko�o miejsca, gdzie Gila si� rozdziela i teraz znajdujemy si� przy lewym ramieniu, w pobli�u punktu, gdzie znowu ��czy si� z prawym. Gdy wi�c p�jdziemy w g�r� rzeki, dotrzemy do g�r od strony przeciwnej tej, gdzie le�y ob�z poszukiwaczy z�ota. Wewn�trz rogu, kt�ry op�ywa prawe rami� na po�udniowy zach�d, le�y ko�o siebie pi�� wzniesie�, kt�re tutaj zosta�y zaznaczone. �rodkowe z nich skierowane stromo ku zachodowi tworzy skaln� �cian�, po kt�rej spada w przepa�� wodospad. Naprzeciwko wznosi si� grobowiec pewnego india�skiego wodza, od kt�rego oddalona najwy�ej o trzydzie�ci krok�w, na wsch�d znajduje si� Z�ota Dolina, ukryta za g�st� �cian� z wierzb i osik. Niedaleko stamt�d le�y ma�e jeziorko, kt�rego powierzchnia jest tak dok�adnie pokryta wodn� ro�linno�ci�, �e prawie nie wida� wody. Tak m�j przybrany ojciec opisa� placer matce zanim wyruszy� do Tubac, aby po raz drugi odwiedzi� kraj Apaczy, a ten rysunek, dok�adnie zgadza si� z opisem i znajdziemy bonanz� tak pewnie, jak znajdujemy nasz n� si�gaj�c za pasek. Bois�rose popatrzy� z namys�em przed siebie. ��A zatem znajdujemy si� � rzek� wreszcie po zastanowieniu � na po�udniowy zach�d od placem, a ob�z Meksykan�w na po�udniowy wsch�d. Je�li si� nie myl�, to poszukiwacze z�ota s� tak samo daleko od Z�otej Doliny jak my. Wydaje mi si�, �e wczoraj wieczorem pobili Indian i jest wielce prawdopodobne, �e wszyscy lub przynajmniej paru z nich wyruszy�o ju� do bonanzy. W zwi�zku z tym nie mamy czasu do stracenia, je�li chcemy by� tam przed nimi. ��Te� jestem tego zdania � zgodzi� si� Pepe. � Zatem po�pieszmy si�! W obecnej chwili nie mieli si� czego obawia� ani ze strony Meksykan�w, ani ze strony Indian, kt�rych ob�z le�a� jeszcze dalej na wsch�d od obozu ekspedycji; zachowuj�c zatem zwyk�e �rodki ostro�no�ci pod��yli w stron� owych pi�ciu wzniesie� zaznaczonych na planie Fabiana i po kr�tkim czasie dotarli do pierwszego z nich. Tych pi�ciu olbrzym�w przylega�o �ci�le do siebie, tylko ich wierzcho�ki by�y rozdzielone. S�o�ce ju� od dawna sta�o wysoko i o�wietla�o swym jasnym �wiat�em okolic� tak, �e wida� by�o wszystko a� po najdalszy horyzont. Bez s�owa, d�ugimi krokami trzej my�liwi pod��ali pr�dko naprz�d. Pierwsze wzniesienie mieli ju� za sob�, wkr�tce tak�e drugie, gdy wtem id�cy przodem Fabian zatrzyma� si� nagle i wskaza� r�k� na spadaj�c� z wysoko�ci kaskad�. ��Popatrzcie na wodospad! Stoj�ce naprzeciwko s�o�ce rzuca�o migoc�cy blask na mas� tocz�cej si� w d� wody i mi�dzy hakiem wody a skaln� �cian� tworzy�o cudown� gr� za�amuj�cych si� �wiate� o wszystkich kolorach t�czy, kt�re we wspania�ym chaosie, dr��c bieg�y to w g�r� to w d�, goni�y si�, krzy�owa�y, bawi�y si� w berka, ucieka�y ofiaruj�c widok, od kt�rego trudno by�o oderwa� oczy. Przez par� minut my�liwi stali bez ruchu obserwuj�c pyszne widowisko, gdy Fabian znowu uni�s� r�k�. ��A tam jest mogi�a wodza. Widzicie szkielet konia i zdobi�ce go trofea? Za mogi�� znajduje si� bonanza. W tej samej chwili, z wierzcho�ka piramidy doszed� ich jaki� odg�os. Zacz�li nads�uchiwa�. Odleg�o�� by�a zbyt du�a, aby mogli us�ysze� i rozpozna� krzyk Cuchilla. Mieli zbyt du�o do�wiadczenia, aby teraz kt�ry� z nich odwa�y� si� odezwa�; przeciwnie starali si� zachowa� jak najciszej i w napi�ciu czekali czy krzyk si� nie powt�rzy. Cuchillo krzykn�� po raz drugi, potem nasta�a cisza. ��To cz�owiek � rzek� Pepe. ��W ka�dym razie nie zwierz� � odpowiedzia� Kanadyjczyk. � A co ty my�lisz Fabianie? Masz m�odszy i wra�liwszy s�uch. ��To by� cz�owiek, ale nie wo�aj�cy na kogo�. By� to okrzyk albo b�lu, albo niezwyk�ej rado�ci. Nie jestem w stanie rozr�ni�, kt�ry z nich mia� tu miejsce, poniewa� jeste�my zbyt daleko. ��Ten cz�owiek odnalaz� bonanz� i krzykn� tak g�o�no ze wzruszenia � przypuszcza� Pepe Dormillon. Bois�rose potrz�sn�� g�ow�. ��Synu, gdzie mo�e znajdowa� si� ten, kt�ry dwa razy tak g�o�no wrzasn��? Stary, prostoduszny Kanadyjczyk nie zaniecha� �adnej okazji, aby si� przekona�, �e jego przybrany syn rzeczywi�cie zas�u�y� na miano doskona�ego rastreadora, jakim si� cieszy�. Fabian przejrza� jego zamiar i u�miechn�� si�. ��Nie ma go przy bonanzie � odpowiedzia� � lecz przy grobowcu wodza. W innym wypadku ledwie by�my go us�yszeli. Mia� racj�. Mi�dzy nimi a skaln� kul� le�a�o niewielkie, rozleg�e wzniesienie, spoza kt�rego wygl�da�a tylko g�rna cz�� grobowca. Piramida i wzg�rze odbi�yby drgania powietrza, gdyby Cuchillo znajdowa� si� w dole. ��Dobrze! A co dla nas z tego wynika, synu? ���e mo�e nas dojrze�, je�li ma dobry wzrok, podczas gdy my nie b�dziemy w stanie go rozpozna�. ��Prawid�owo. Gdy spojrzy w nasz� stron�, zauwa�y trzy punkty zbli�aj�ce si� w jego stron�. Poniewa� tu nie znajdziemy �adnej os�ony, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko spr�bowa� dotrze� do wzg�rza tak szybko, jak to mo�liwe staraj�c si� i�� tu� obok siebie. Przez par� sekund b�dzie widzia� tylko jeden punkt, a potem znikniemy za wzniesieniem. Gdyby wiedzieli, jak bardzo Cuchillo jest w tej chwili zaj�ty zupe�nie innymi sprawami, uznaliby te �rodki ostro�no�ci za ca�kiem zbyteczne. Lecz jako do�wiadczeni my�liwi nie mogli inaczej. Doszli do st�p wzg�rza, po czym wspi�li si� na nie. Teraz mogli, ukryci za ska�ami, bez przeszk�d i dok�adnie obserwowa� skaln� kul�. Cuchillo w�a�nie bieg� w d�; wida� go by�o bardzo wyra�nie i Fabian, kt�ry mia� lepszy wzrok, obja�ni� pozosta�ych: ��Cuchillo! ��Ten morderca? � zawo�a� Pap�. � Santa Lauretta, b�dziemy mieli tego szubrawca natychmiast! Naprz�d przyjaciele, skaczemy! ��Powoli Pepe! Wiesz mo�e, kto tam jeszcze siedzi za tym grobowcem? ��Zaraz si� przekonamy, gdy tam p�jdziemy � odrzek� by�y sternik, kt�ry jako Hiszpan, mia� o wiele gor�tszy temperament ni� dzia�aj�cy zawsze z namys�em Kanadyjczyk. ��B�dzie na to p�niej mn�stwo czasu. Poczekajmy lepiej czy nikt si� wi�cej nie poka�e! Zastygli w dotychczasowej pozycji. Przez d�ugi czas nie dzia�o si� nic niepokoj�cego i ju� Pepe zacz�� si� niecierpliwi�, gdy wtem Cuchillo wyszed� zza dolnej cz�ci skalnej kuli dosiad� konia i oddali� si� galopem. ��Mam go zastrzeli�, Bois�rose? � spyta� Pepe unosz�c strzelb�. ��Nie. Musimy z nim pogada� zanim umrze. Zostaw go. B�dziemy mieli jego �lad! Dormillon opu�ci� bro�. Cuchillo znikn�� w w�wozie, ci�gn�cym si� mi�dzy g�rami. Poczekali jeszcze jaki� czas; lecz potem nic ju� nie by�o w stanie powstrzyma� Pepe. ��Idziecie ze mn�, czy sam mam si� tam wspi��? Bois�rose rozejrza� si� badawczo, po czym odpowiedzia�: ��B�dziemy ci� os�ania� Pepe na ca�ej przestrzeni mi�dzy nami a grobowcem. Skacz i wejd� na g�r�. Sprawd�, czy za tym india�skim monumentem nikogo nie ma i daj nam znak, co mamy robi�. My tymczasem zostaniemy tutaj, aby ci pom�c w razie potrzeby. Ledwie sko�czy� m�wi�, gdy Pepe ju� by� w drodze. Jak kozica zeskoczy� po zboczu wzniesienia, biegiem dotar� do piramidy i wdrapa� si� na ni�. Wychyliwszy g�ow� nad kraw�d�, rozejrza� si� ostro�nie, aby si� przekona�, czy rzeczywi�cie nikogo na niej nie ma, po czym wdrapa� si� do ko�ca. Tam pochyli� si� i przeczo�ga� si� na przeciwn� stron�, sk�d mo�na by�o dojrze� Z�ot� Dolin�. Od razu zauwa�y� Diaza, kt�ry teraz, ca�kowicie sam siedzia� w dole na kamieniu i czy�ci� bro�. Poza nim nie by�o wida� nikogo; dlatego Pepe da� znak swym towarzyszom na wzg�rzu, �e mog� do niego do��czy�. Po chwili stali ju� u jego boku. ��Znacie tego cz�owieka, se?or Fabian? � spyta� Dormillon. ��Diaz! � powiedzia� zdumiony Tiburcio. � Diaz i Cuchillo! Jak mog� si� znie�� uczciwo�� i z�o? ��Uczciwo��? Meksykanin i uczciwy? � rzuci� Pepe. ��Tak. Ziemia jeszcze nie nosi�a odwa�niejszego i uczciwszego cz�owieka ni� Diaz. Niech si� dzieje co chce, ale ja nigdy si� nie zgodz� na to, aby spad� mu cho� jeden w�os z g�owy. Ale gdzie jest jego ko�? Bois�rose przeszed� na drug� stron� skalnej p�yty. ��Chod� tutaj synu, je�li chcesz go zobaczy�! Fabian podszed� a zaraz potem zbli�y� si� Pepe. ��Cztery konie, a wi�c musi by� czterech je�d�c�w! ��Tak, m�j synu, i je�li mnie zmys�y nie myl�, to widz� tu t� koby��, kt�ra nad Salto de Agua nosi�a cz�owieka, kt�ry kaza� si� zwa� don Esteban de Arechiza. ��Rzeczywi�cie! Musi by� gdzie� w pobli�u a z nim dwaj pozostali. Ale dok�d poszli? ��Z pewno�ci� tam, gdzie spogl�da Diaz; bo je�li kto� na kogo� czeka, to nie odwraca si� przecie� plecami w kierunku, z kt�rego ten mo�e nadej�� � odpowiedzia� spostrzegawczy Kanadyjczyk. ��A wi�c ci trzej s� za t� �cian� z wierzb i topoli, kt�r� my� ach, ojcze, Pepe, teraz rozpoznaj� to miejsce! Za t� zielon� zas�on� znajduje si� Z�ota Dolina; to jest tak pewne, jak to, �e tu stoimy! ��A wi�c znale�li j� i teraz przeszukuj�. ��I rabuj�. ��Nie, synu. Nie maj� niczego, do czego mo�na by by�o za�adowa� z�oto, tylko koce, a te zosta�y przy koniach. Poza tym jest jeszcze pytanie, czy rzeczywi�cie tam s�, a je�li tak, to czy jest to bonanza. ��Dlaczego? Jestem przekonany, �e Z�ota Dolina nie znajduje si� nigdzie indziej tylko tutaj. ��Powiedz sam, synu, czy wtedy ten Diaz siedzia�by tutaj i tak beztrosko czy�ci� sw�j karabin. ��Ojcze, nie znasz tego cz�owieka. Dla niego nic nie ma warto�ci poza skalpem Indianina. Czerwonosk�rzy zabili mu kiedy� �on� i dzieci. Od tego czasu nie robi nic innego ni� �ciganie czerwonych. A jego brak zainteresowania mo�e mie� tak�e inny pow�d. ��Ca�kiem mo�liwe i je�li� padnij, padnij! Nadchodz�! Bois�rose wyszepta� to w tym samym momencie, gdy ze Z�otej Doliny wynurzyli si� don Esteban i reszta bandyt�w. ��Antonio de Mediana � szepn�� Pepe. � Santa Lauretta, spotykamy go w odpowiednim czasie i miejscu. Nie powinien skar�y� si� na Pepe, miquelete z Elanchove. ��Baraja i Oroche! � dorzuci� Fabian. ��Ci dwaj szubrawcy, kt�rzy przy mo�cie mierzyli do ciebie z broni � uzupe�ni� Bois�rose. Arechiza i Diaz k��cili si�, do my�liwych dochodzi�o ka�de s�owo. ��Widzisz ojcze, � powiedzia� cicho Fabian � �e on sobie nic nie robi z tego z�ota? ��W�a�nie powiedzia�: �Odk�d wiem, �e bonanza nie do nas nale�y�. Co chcia� przez to powiedzia�? ��Czy�by wiedzia�, �e odkry� j� Marco Arellano, jak nam opowiada�e�, don Fabianie? � spyta� szeptem �Dormillon. ��Mo�liwe! W ka�dym razie b�dziemy musieli wyja�ni� ten punkt. ��My�leli, �e Cuchillo wr�ci� do obozu, aby �ci�gn�� im na kark Indian. Oczywi�cie ten morderca poszed� w g�ry, aby przy nadarzaj�cej si� okazji wr�ci� do bonanzy. S�uchajcie! Przyprowadzaj� konie, aby zawin�� z�oto w derki! Le��c p�asko na ziemi obserwowali ca�e zaj�cie. ��Co robimy Fabianie? � spyta� Bois�rose. ��Hrabia nie mo�e si� nam wymkn��, ojcze! ��To pewne � zgodzi� si� Pepe. � �wi�ta Panienko, dzi�kuj� ci, �e odda�a� go w moje r�ce! Dzisiaj si� przekona, co to znaczy wys�a� Pepe �piocha do Presidio Tubac na po��w tu�czyk�w! ��Pepe, zrobicie tylko to, co my dwaj uznamy za s�uszne � ostrzeg� go Fabian. ��S�uszna jest tylko kula, ostrze no�a albo kawa�ek lassa owini�ty wok� jego szyi, aby jego oddech sta� si� nieco kr�tszy. ��Obrabowa� mnie i jest morderc� mojej matki, to prawda. A mimo to nie mog� zapomnie�, �e jest bratem mojego ojca. Postawimy go przed s�dem i musimy post