71

Szczegóły
Tytuł 71
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

71 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 71 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

71 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TYTUL: Piaseczniki AUTOR: George R.R. Martin TLUM.: Daroslaw Torun OPRACOWAL : Fingolfin ([email protected]) ---------------------------------------------------------------- --------- Simon Kress mieszka� samotnie w obracaj�cym si� w ruin� dworze w�r�d su- chych, skalistych wzg�rz, 50 kilometr�w od miasta. Nie mia� wi�c s�siad�w, kt�rych m�g�by, niespodziewanie zmuszony przez interesy do wyjazdu, obarczy� swoimi zwierz�tami. Z soko�em-padlino�erc� nie by�o k�opotu - zagnie�dzi� si� w nieu�ywanej dzwonnicy i zwykle sam zdobywa� sobie po�ywienie. Pe�zacza Kress wygna� na zewn�trz i pozostawi� w�asnemu losowi - ma�y potworek b�dzie si� ob�era� skalnikami, �limakami i ptakami. Najwi�kszy problem stanowi�o akwarium, wype�nione najprawdziwszymi ziemskimi piraniami. W ko�cu Kress po prostu wrzuci� tam udziec wo�owy. Je�eli zosta�by zatrzymany d�u�ej, ni� si� spodziewa�, piranie mog�y po�era� si� wzajemnie. Robi�y to ju� przedtem. To go bawi�o. Niestety, tym razem zatrzymano go znacznie d�u�ej ni� oczekiwa�. Gdy wre- szcie wr�ci�, wszystkie ryby by�y martwe. Martwy by� r�wnie� sok�-padlino- �erca. Po�ar� go pe�zacz, wspi�wszy si� na dzwonnic�. Simon Kress si� ziry- towa�. Nast�pnego dnia polecia� �lizgaczem do Asgardu - podr� d�ugo�ci oko�o dwustu kilometr�w. Asgard by� najwi�kszym miastem Balduru, szczyci� si� r�w- nie� posiadaniem najstarszego i najwi�kszego kosmoportu. Kress lubi� impono- wa� przyjacio�om zwierz�tami, kt�re by�y niezwyk�e, interesuj�ce i drogie, a Asgard by� miejscem, gdzie mo�na je by�o kupi�. Jednak tym razem nie mia� szcz�cia. W�a�ciciel "Ksenopieszczoszk�w" zwin�� interes, w "t'Etherane - Sprzeda� Zwierz�t Domowych" usi�owano mu wcisn�� jeszcze jednego soko�a-padlino�erc�, a "Tajemnicze Wody" nie mia�y do zaofe- rowania nic bardziej egzotycznego ni� rekiny �wietliste, piranie i ka�amarni- ce paj�kowate. Kress ju� je wszystkie kiedy� mia� - teraz chcia� czego� nowe- go. Zmrok zasta� go spaceruj�cego po T�czowym Bulwarze, w poszukiwaniu miejsc, kt�rych dotychczas nie odwiedza�. Bulwar, le��cy w bezpo�rednim s�siedztwie portu kosmicznego, obrze�ony by� szeregami sklep�w nale��cych do firm impor- towych. Wielkie magazyny wabi�y d�ugimi, imponuj�cymi wystawami, z towarami spoczywaj�cymi na filcowych poduszkach na tle ciemnych, dodaj�cych tajemni- czo�ci wn�trzu zas�on. Pomi�dzy nimi t�oczy�y si� kantorki ze starzyzn� - - w�skie, obskurne sklepiki, kt�rych okna wystawowe by�y zawalone wszelkiego rodzaju pozabaldurskimi rupieciami. Potem, ju� bardzo blisko portu, natkn�� si� na sklep, kt�ry by� inny. Kress nigdy przedtem tu nie by�. Sklep zajmowa� niewielki, parterowy budynek, wci�- ni�ty mi�dzy euforia-bar a burdel-�wi�tyni� Si�str Tajemnicy. Im bli�ej ko�- ca, tym bardziej podejrzany stawa� si� T�czowy Bulwar. Sklep by� niezwyk�y. Frapuj�cy. Wystawy wype�nia�a mg�a, raz bladoczerwona, raz szara, jak prawdziwa, to zn�w po�yskuj�ca i z�ota. K��bi�a si�, wirowa�a i delikatnie ja�nia�a od wew- n�trz. Kress przelotnie dostrzega� na wystawie jakie� rzeczy - maszyny, dzie- �a sztuki, inne przedmioty, kt�rych nie potrafi� rozpozna�, gdy� niczemu nie m�g� si� dok�adnie przyjrze�. Mg�a kr��y�a wok� nich zmys�owo, ukazuj�c fragment to jednej, to nast�pnej rzeczy, potem zn�w osnuwaj�c wszystko. To by�o intryguj�ce. Gdy tak patrzy�, mg�a zacz�a formowa� si� w litery. Tylko jedno s�owo na- raz. Kress sta� i czyta�: WO I SHADE. IMPORT. ARTEFAKTY. SZTUKA. ZWIERZ�TA. I INNE. Litery si� zatrzyma�y. Poprzez mg�� Kress dostrzeg� jaki� ruch. To mu wys- tarczy�o. To oraz s�owo "zwierz�ta" w reklamie. Przerzuci� spacerow� pelery- n� przez rami� i wszed� do sklepu. Wewn�trz poczu� si� zdezorientowany. Pomieszczenie wygl�da�o na ogromne, znacznie wi�ksze, ni� m�g�by s�dzi� po stosunkowo umiarkowanej wielko�ci �cianie frontowej. By�o rozja�nione przy�mionym �wiat�em, ciche i spokojne. Sufit stanowi�a panorama gwiezdna, z mg�awicami spiralnymi, bardzo ciemna i realistyczna, bardzo pi�kna. Delikatne pod�wietlenie kontuar�w podkre�la�o walory wy�o�onych w nich przedmiot�w. Snuj�ca si� nisko mg�a wy�ciela�a pod- �og� niby dywan. Miejscami si�ga�a Kressowi niemal do kolan, przy ka�dym kro- ku wiruj�c wok� n�g. - Czym mog� panu ��u�y�? Kobieta zda�a si� wy�oni� prosto z mg�y. Wysoka, chuda i blada, ubrana w praktyczny, szary kombinezon i dziwn�, ma�� czapeczk�, przesuni�t� mocno na ty� g�owy. - Pani jest Wo czy Shade? - spyta� Kress. - Czy mo�e tylko ekspedientk�? - Jala Wo, do us�ug - odpowiedzia�a. - Shade nie widuje si� z klientami. Nie zatrudniamy ekspedient�w. - Macie ca�kiem spory sklep. Dziwne, �e nigdy przedtem o was nie s�ysza�em. - Tutaj, na Baldurze, otworzyli�my fili� dopiero niedawno. Mamy jednak sklepy na innych planetach. Co mog� panu sprzeda�? Mo�e dzie�o sztuki? Wygl�- da pan na kolekcjonera. Posiadamy wspania�e rze�by w krysztale z Nor T'alush. - Nie - powiedzia� Simon Kress. - Mam ju� wszystkie rze�by w krysztale, kt�re chc� mie�. Przyszed�em tu rozejrze� si� za jak�� maskotk�. - �yw�? - Tak. - Obc�? - Oczywi�cie. - Mamy do sprzedania przedrze�niacza. Ze �wiat�w Celii. Milutka ma�a ma�- pka. Nie tylko nauczy si� m�wi�, ale po pewnym czasie b�dzie na�ladowa� pa�- ski g�os, jego modulacj�, r�wnie� pa�skie gesty, nawet mimik� twarzy. - Milutka - powiedzia� Kress. - I pospolita. Takie cechy nie sa mi potrteb- ne. Ja chc� czego� egzotycznego. Naprawd� niezwyk�ego. I nie milutkiego. Nie cierpi� milutkich zwierz�t. Mam w tej chwili pe�zacza. Importowanego z Cotho. za niema�e pieni�dze. Od czasu do czasu karmi� go zb�dnym kocim pomiotem. Oto co my�l� na temat stworze� milutkich. Czy wyrazi�em si� dodtatecznie jasno? Wo u�miechn�a si� zagadkowo. - Czy mia� pan kiedy� zwierz� - spyta�a - kt�re by panu oddawa�o bosk� cze��? Kress skrzywi� si�. - Och, od czasu do czasu. Ja nie potrzebuj� uwielbienia, tylko rozrywki. - Nie zrozumia� mnie pan - powiedzia��, ci�gle z tym dziwnym u�miechem na ustach. - Mam na my�li bosk� cze�� zupe�nie dos�ownie. - O czym pani m�wi? - S�dz�, �e mam co� akurat dla pana. Prosz� i�� za mn�. Poprowadzi�a go pomi�dzy �wietlistymi kontuarami, potem wzd�u� d�ugiego, zasnutego mg�� przej�cia pod fa�szywymi gwiazdozbiorami. Przez �cian� z mg�y weszli do innej cz�ci sklepu i zatrzymali si� przed du�ym, plastykowym pojemnikiem. Akwarium - pomy�la� Kress. Wo przywo�a�a go gestem r�ki. Podszed� bli�ej i zobaczy�, �e si� myli�. To by�o terrarium. Wewn�trz znajdowa�a si� miniaturowa pustynia o powierzchni oko�o dw�ch metr�w kwadratowych. W s�abym, czerwonym �wietle jasny piasek po- �yskiwa� niezdecydowanym szkar�atem. Ska�y: bazalt, kwarc, granit. W ka�dym rogu pojemnika sta� zamek. Kress zamruga�, popatrzy� uwa�niej, zrobi� poprawk� - sta�y tylko trzy zamki. Czwarty obsun�� si�, by� potrzaskan�, �a�osn� ruin�. Pozosta�e trzy, wzniesione z kamienia i piasku, by�y nieforemne, ale nietkni�te. Na ich blan- kach, w zaokr�glonych portykach roi�y si� male�kie stworzenia. Kress przycis- n�� twarz do plastyku. - Owady? - spyta�. - Nie. Ta forma �ycia jest znacznie bardziej skomplikowana. R�wnie� inteli- gentniejsza. O wiele m�drzejsza od pa�skiego pe�zacza. To piaseczniki, tak si� nazywaj�. - Insekty - powiedzia� Kress. odsuwaj�c si� od pojemnika. - Nie obchodzi mnie jak bardzo s� skomplikowane. - Zrobi� niezadowolon� min�. - I niech pani �askawie nie pr�buje mnie og�upia� bajkami o ich inteligencji. S� zbyt ma�e, by posiada� cokolwiek ponad najprostsze zwi�zki m�zgowe. - Dziel� jedn�, wsp�ln� dla ca�ego rojowiska �wiadomo�� - powiedzia�� Wo. - Dla jednego zamku, w ich przypadku. W tym pojemniku s� w rzeczwisto�ci tylko trzy organizmy. Czwarty zmar�. Widzi pan, jego zamek jest zrujnowany. Kress spojrza� na pojemnik. - Wsp�lna �wiadomo��, tak? Intereseuj�ce. - Znowu si� skrzywi�. - Mimo wszystko to nic innego jak tylko przesadzonych rozmiar�w ferma mr�wcza. Mia�em nadziej� na co� lepszego. - One tocz� wojny. - Wojny? Hmmm. - Kress znowu przyjrza� si� pojemnikowi. - Prosz� zwr�ci� uwag� na kolory - powiedzia�a Wo, wskazuj�c stworzenia na najbli�szym zamku. Jedno z nich wspina�o si� na �cian� pojemnika. Kress obej- rza� je dok�adnie. W dalszym ci�gu widzia� w nim tylko owada. Male�kiego, d�ugo�ci paznokcia, sze�ciono�nego, z sze�cioma mikroskopijnymi oczkami osa- dzonymi wok� tu�owia. Gro�nie wygl�daj�ce szczypce rozwiera�y si� i zaciska- �y, a para d�ugich, delikatnych czu�k�w kre�li�a w powietrzu skomplikowane wzory. Czu�ki, szczypce, oczy i odn�a by�y smolistoczarne, jednak dominuj�- cym kolorem by� ciemnopomara�czowy, barwa pancerza. - To jest owad - powt�rzy� Kress. - To nie jest owad - upiera�a si� �agodnie Wo. - Gdy piasecznik osi�ga wi�- ksze rozmiary pancerny egzoszkielet jest zrzucany. Je�eli osi�ga wi�ksze roz- miary. W pojemniku tej wielko�ci jest to niemo�liwe. - Wzi�a Kressa pod �o- kie� i poprowadzi�a wok� pojemnika ku nast�pnemu zamkowi. - Prosz� tutaj spojrze� na kolory. Spojrza�. By�y inne. Te piaseczniki mia�y pancerz jasnoczerwony; czu�ki, szczypce, oczy i odn�a by�y ��te. Kress odszuka� wzrokiem trzeci zamek. Jego mieszka�cy byli biali, z czerwonymi dodatkami. - Hmmm - powiedzia�. - Tocz� wojny, jak ju� wspomnia�am - powiedzia�� Wo. - Zawieraj� nawet ro- zejmy i sojusze. To w�a�nie dzi�ki sojuszowi zosta� zniszczony czwarty w tym pojemniku zamek. Czarne stawa�y si� zbyt liczne, wi�c pozosta�e po��czy�y si�y, by je unicestwi�. Kress by� ci�gle sceptyczny. - Zabawne, bez w�tpienia. Ale owady r�wnie� tocz� wojny. - Owady si� nie modl� - powiedzia�a Wo. - Co? Wo u�miechn�a si� i wskaza�a na zamek. Kress przypatrzy� mu si� uwa�nie. W �cianie najwy�szej wie�y by�a wyrze�biona twarz. Rozpozna� j�. To by�a twarz Jali Wo. - Jak...? - Wy�wietli�am wewn�trz pojemnika m�j hologram i utrzymywa�am go tam przez kilka dni. Oblicze boga, rozumie pan? Piaseczniki maj� zal��kowe zdolno�ci psioniczne. Telepatia o niewielkim zasi�gu. Karmi� je, zawsze jestem w pobli- �u, a one mnie wyczuwaj� i czcz�, dekoruj�c swe budowle moj� twarz�. Jest na wszystkich zamkach, widzi pan? - Rzeczywi�cie by�a. Twarz Jali Wo na �cianach zamk�w by�� pogodna i spokojna. I pe�na �ycia. Kress zachwyci� si� artyzmem tych rze�b. - Jak one to robi�? - Przednie odn�a spe�niaj� jednocze�nie funkcj� r�k. Maj� nawet co� w ro- dzaju palc�w - trzy ma�e, gi�tkie wyrostki. Poza tym piaseczniki bardzo dob- rze wsp�pracuj�, zar�wno w walce, jak i w pracy. Prosz� pami�t�c, �e wszyst- kie osobniki tego samego koloru maj� wsp�ln� �wiadomo��. - Prosz� mi cos wi�cej o nich opowiedzie� - powiedzia� Kress. Wo u�miechn�a si�. - Mamka �yje wewn�trz zamku. Mamka to moje dla niej okre�lenie. Ta istota jest jednocze�nie �o��dkiem i rodzicielk�. Ma wielko�� pa�skiej pi�ci i jest niezdolna do ruchu. Osobiki ruchome to rbotnicy i wojownicy. W�adc� jest mam- ka, kr�lowa. W�a�ciwie ten podzia� na p�ci jest troch� myl�cy. Ka�dy zamek, rozpatrywany jako ca�o��, jest jednym, hermafrodycznym osobnikiem. - Co one jedz�? - Ruchomi jedz� papk� - wst�pnie przetrawione po�ywienie dost�pne wewn�trz zamku. Dostaj� je od mamki, kt�ra uprzednio kilka dni nad nim pracuje. Ich �o��dki nie znios�yby niczego innego, tak wi�c je�eli mamka umiera, one wszystkie wkr�tce r�wnie� gin�. A mamka... mamce jest wszystko jedno, co je. Nie b�dzie to dla pana specjalnie kosztowne. Resztki ze sto�u zupe�nie wys- tarcz�. - A �ywe po�ywienie? Wo wzruszy�a ramionami. - Tak, mamki zjadaj� ruchomych z innych zamk�w. - Jestem zaintrygowany - przyzna� Kress. - Gdyby tylko nie by�y takie ma�e. - Pa�skie mog� by� wi�ksze. Te piaseczniki s� ma�e. gdy� ten pojemnik jest niewielki. Dostosowuj� sw�j rozmiar do dost�pnej przestrzeni. Gdybym je prze- nios�� do czego� wi�kszego, zacz�yby rosn��. - Hmmm. Akwarium, w kt�rym trzyma�em piranie jest dwukrotnie wi�ksze. Mo�na by je oczy�ci�, wype�ni� piaskiem... - Firma Wo i Shade wszystkim si� zajmie. B�dziemy to sobie poczytywali za przyjemno��. - Oczywi�cie spodziewam si� i� otrzymam cztery nietkni�te zamki. - Oczywi�cie - powiedzia�� Wo. Zacz�li si� targowa� o cen�. Trzy dni p�niej Jala Wo, wraz z u�pionymi piasecznikami oraz robotnikami, kt�rzy mieli si� zaj�� ich osadzeniem w pojemniku, pojawi�a si� w posiad�o�ci Simona Kressa. Jej asystenci byli obycmi, nale��cymi do zupe�nie nieznanej Kressowi rasy - przysadzistymi szerokimi dwunogami o czterech ramionach i wy- �upiastych, wielo�renicowych oczach. Ich sk�ra by�a gruba i szorstka, pozna- czona na ca�ym ciele dziwnymi, pofa�dowanymi, naje�onymi wyrostkami plamami. Ale byli bardzo silni i dobrze pracowali. Wo wydawa�a im polecenia w �piewnym j�zyku, kt�rego Kress nigdy dotychczas nie s�ysza�. Wszystkie prace zosta�y uko�czone w ci�gu jednego dnia. Akwarium po pira- niach przeniesiono na �rodek bardzo obszernego salonu, wyskrobano do czysta i do dw�ch trzecich wysoko�ci wype�niono piaskiem i od�amkami ska�. Ze wszystkich stron, dla wygody ogl�daj�cego, ustawiono kanapy. Nast�pnie zain- stalowano o�wietlenie - specjalny system, nie tylko zapewnij�cy piasecznikom ich ulubione czerwone �wiat�o, ale tak�e daj�cy mo�liwo�� wy�wietlania we wn�trzu pojemnika hologram�w. Na szczycie zamontowano mocn� pokryw� ze s�u- ��cym do karmienia otworem. - T�dy b�dzie pan m�g� je karmi� bez konieczno�ci zdejmowania pokrywy - wy- ja�ni�a Jala Wo. - To wyeliminuje ryzyko ucieczki kt�rego� z nich. W pokryw� wmontowane by�y r�wnie� urz�dzenia klimatyzacyjne, maj�ce utrzy- mywy� wewn�trz pojemnika odpowiedni� wilgotno��. - Powietrze powinno by� suche, ale nie za suche - powiedzia�a Wo. Po uko�czeniu monta�u jeden z czteror�kich robotnik�w wszed� do pojemnika i wykopa� w ka�dym rogu g��bok� dziur�. Jego kolega wr�czy� mu u�pione mamki, wyjmuj�c je, jedn� po drugiej, z mro�nego wn�trza kasety, w kt�rej zosta�y przyniesione. Nie by�o w nich nic szczeg�lnego. Kress uzna�, �e najbardziej przypominaj� po�y�kowany, na wp� zepsuty puc surowego mi�sa. Z ustami. Robotnik zakopa� je, po jednej w ka�dym rogu pojemnika. Potem pokrywa zos- ta�a ostatecznie umocowana i robotnicy wyszli. - Ciep�o wyrwie mamki z u�pienia - powiedzia�a Wo. - Za kilka dni ruchomi zaczn� si� wykluwa� i wychodzi� na powierzchni�. Prosz� im nie �a�owa� po�y- wienia. B�d� potrzebowali du�o si�y, zanim si� przyzwyczaj� do �ycia. S�dz�, �e zamki powinny zacz�� rosn�� za jakie� trzy tygodnie. - A moja twarz? Kiedy zaczn� rze�bi� moj� twarz? - Prosz� w��czy� hologram po up�ywie oko�o miesi�ca. I by� cierpliwym. Je- �eli b�szie pan mia� jakie� w�tpliwo�ci, prosz� do nas dzwoni�. Firma Wo i Shade jest na pa�skie us�ugi. - Uk�oni�a si� i wysz�a. Kress podszed� z powrotem do pojemnika i pstrykn�� prze��cznikiem. Pustynia by�a cicha i spokojna. Niecierpliwie zab�bni� palcami w plastyk, potem wzru- szy� ramionami. Czwartego dnia Kressowi wyda�o si�, i� dostrzega ruch w g��bi piasku, ja- kie� delikatne, podziemne przesuni�cia. Pi�tego dnia zobaczy� pierwszego piasecznika, samotnego bia�ego. Sz�stego dnia naliczy� ich ju� tuzin, bia�ych, czerwonych i czarnych. Poma- ra�czowe si� sp�nia�y. Wrzuci� przez otw�r w pokrywie na p� przegni�e resz- tki swoich posi�k�w. Piaseczniki od razu je wyczu�y, ruszy�y w ich stron� i zacz�y odci�ga� do swoich rog�w. Nie walczy�y. Kress by� nieco rozczarowany, ale zdecydowa�, �e da im troch� czasu. Pomara�czowe piaseczniki pojawi�y si� �smego dnia. Do tego czasu inne ju� zacz�y znosi� ma�e kamyki i budowa� niezgrabne fortyfikacje. Ci�gle nie wal- czy�y. By�y jeszcze male�kie, dwukrotnie mniejsze, ni� te, kt�re Kress wi- dzia� w sklepie Wo. Pomy�la� jednak, �e rosn� bardzo szybko. Zamki zacz�y wyrasta� w po�owie drugiego tygodnia. Zorganizowane bataliony przyci�ga�y do swych rog�w ci�kie bry�y piaskowca i granitu, inne szczypcami i ko�czynami przepycha�y tam piasek. Kress kupi� par� powi�kszaj�cych gogli, dzi�ki kt�rym m�g� obserwowa� ich prac� na terenie ca�ego pojemnika. Kr��y� i kr��y� wzd�u� wysokich, plastykowych �cian i patrzy�. To by�o fascynuj�ce. Zamki by�y nieco zbyt bezbarwne i jednolite w stosunku do tego, czego by so- bie �yczy�, ale znalaz� na to rad�. Nast�pnego dnia wrzuci� wraz z po�ywie- niem troch� obsydianu i okruchy barwionego szk�a. W ci�gu kilku godzin pia- seczniki wkomponowa�y to w mury. Jako pierwszy zosta� uko�czony zamek czarnych, nied�ugo potem stan�y for- tece bia�ych i czerwonych. Pomara�czowe by�y ostatnie, jak zwykle. Kress za- biera� swoje posi�ki do salonu i jad�, siedz�c na kanapie, by m�c bez przerwy prowadzi� obserwacj�. Lada godzina spodziewa� si� wybuchu pierwszej wojny. By� rozczarowany. Mija�y dni, zamki wyrasta�y coraz wy�ej, by�y coraz roz- leglejsze. Kress oddala� si� od pojemnika jedynie po to, by za�atwi� potrzeby fizjologiczne i odpowiedzie� na pilne, dotycz�ce interes�w telefony.Jednak wojna nie wybucha�a. Rozdra�nienie Kressa ros�o coraz bardziej. W ko�cu przesta� je karmi�. Dwa dni po tym, jak po�ywienie przesta�o spada� z ich pustynnego nieba cztery czarne piaseczniki otoczy�y i zaci�gn�y do swojej mamki jednego poma- ra�czowego. Najpierw go okaleczy�y, odcinaj�c szczypce, czu�ki i ko�czyny, potem przez g��wn� bram� wnios�y do swego miniaturowego zamczyska. Ju� stam- t�d nie wyszed�. Godzin� p�niej ponad czterdzie�ci pomara�czowych przema- szerowa�o przez pustyni� i zaatakowa�o r�g czarnych. By�y bardzo nieliczne w por�wnaniu z wysypuj�cymi si� z g��bi zamku obro�cami. Walka zako�czy�a si� ich rzezi�. Zabici i zdychaj�cy stali si� po�ywieniem dla mamki. Kress, uszcz�liwiony, gratulowa� sobie pomys�owo�ci. Gdy nast�pnego dnia wrzuci� resztki swego obiadu natychmiast mi�dzy trzema rogami rozgorza�a o nie walka. Bia�e odnios�y wielkie zwyci�stwo. Od tego dnia wojny wybucha�y jedna po drugiej. Niemal miesi�c po dostarczeniu piasecznik�w przez Jal� Wo Kress w��czy� projektor holograficzny i jego twarz zmaterializowa�a si� wewn�trz pojemnika. Obraca�a si� powoli wok� osi, by wszystkie cztery zamki by�y r�wno obdzie- lone jego spojrzeniem. T� swoj� podobizn� Kress uwa�a� za raczej udan� - wie- rnie odtwarza�a jego szelmowski u�miech, szerokie usta, pe�ne policzki. B��- kitne oczy b�yszcza�y, siwe w�osy by�y starannie u�o�one w modne p�kola, brwi cienkie i zakre�lone w wyrafinowany spos�b. Wkr�tce piaseczniki wzi�y si� do pracy. W czasie, w kt�rym jego oblicze promieniowa�o z nieba, Kress karmi� je niezwykle obficie. Wojny usta�y. Wszelka aktywno�� zosta�a skierowana ku tworzeniu o�tarzy. Twarze Kressa wy�oni�y si� z mur�w zamk�w. Z pocz�tku wszystkie cztery rze�by wydawa�y si� by� takie same. Jednak wraz z post�pem pracy, Kress zacz�� zauwa�a� subtelne r�nice w technice i wykona- niu. Czerwone piaseczniki by�y najbardziej tw�rcze - u�y�y male�kich kawa�k�w �upka dla oddania siwizny jego w�os�w. Idol bia�ych wydawa� mu si� m�ody i czupurny, za� twarz wyrze�biona przez czarne, jakkolwiek doskonale, linia po linii, wierna, uderzy�a go dobroci� i m�dro�ci�. Pomara�czowe piaseczniki jak zwykle by�y ostatnie i najgorsze. Wojny nie by�y dla nich pomy�lne i ich za- mek, w por�wnaniu z innymi, wygl�da� do�� n�dznie. Podobizna, kt�r� rze�bi�y by�a toporna i pozbawiona �ycia i zanosi�o si� na to, �e zamierzaj� j� tak� zostawi�. Kress poczu� si� g��boko ura�ony, gdy zauwa�y�, �e przesta�y nad ni� pracowa�, nic jednak nie m�g� na to poradzi�. Gdy wszystkie piaseczniki uko�czy�y swe rze�by, wy��czy� holograf i zdecy- dowa�, �e nadszed� czas, by urz�dzi� przyj�cie. Jego przyjaciele b�d� zbul- wersowani. Pomy�la�, �e m�g�by nawet zainscenizowa� dla nich wojn�. Mrucz�c rado�nie pod nosem zabra� si� do uk�adania listy go�ci. Przyj�cie by�o ogromnym sukcesem. Kress zaprosi� trzydzie�ci os�b: garstk� bliskich, dziel�cych jego upodoba- nia przyjaci�, kilka by�ych kochanek oraz kolekcj� konkurent�w w interesach i rywali politycznych, kt�rzy nie mogli sobie pozwoli� na zignorowanie jego zaproszenia. Wiedzia�, �e niekt�rzy z nich b�d� pogn�bieni czy nawet obra�e- ni jego piasecznikami. Liczy� na to. Uwa�a� przyj�cie za nieudane, je�eli chocia� jeden z go�ci nie wyszed� z niego w�ciek�y. Pod wp�ywem chwili doda� do niego nazwisko Jali Wo. - Je�li pani chce, niech pani przyprowadzi ze sob� Shade'a - powiedzia�, przekazuj�c jej zaproszenie. Fakt, i� Wo je przyj�a nieco go zaskoczy�. - Shade nie b�dzie obecny - doda�a. - Nie bierze udzia�u w imprezach towa- rzyskich. Ja natomiast ch�tnie sprawdz� na miejscu jak si� sprawuj� pa�skie piaseczniki. Zam�wi� bardzo wystawne potrawy. Gdy wreszcie zamar�y ostatnie rozmowy, a wi�kszo�� go�ci by�a do md�o�ci opita winem i objedzona przysmakami, zaszo- kowa� wszystkich osobi�cie zbieraj�c do wielkiej miski resztki ze sto�u. - Chod�cie wszyscy - powiedzia�. - Chcia�bym was przedstawi� moim najnow- szym ulubie�com. Nios�c misk� przed sob�, poprowadzi� ich do salonu. Piaseczniki spe�ni�y jego najbardziej wypieszczone nadzieje. G�odzi� je przez ostatnie dwa dni i teraz by�y w bardzo bojowym nastroju. Na oczach st�oczonych wok� pojemnika go�ci, przewiduj�co wyposa�onych przez Kressa w powi�kszaj�ce gogle, stoczy�y o wrzucone jedzenie wspania�� walk�. Po jej zako�czeniu Kress naliczy� prawie sze��dziesi�t trup�w. Czerwone i bia�e, kt�re ostatnio zawar�y rozejm, zdoby�y wi�ksz� cz�� �upu. - Kress, jeste� obrzydliwy - powiedzia�� Cath m'Lane. �y�� z nim przez pewien czas dwa lata wcze�niej, a� jej ckliwy sentymentalizm niemal dopro- wadzi� go do ob��du. - To by�a g�upota z mojej strony, �e znowu tu przysz�am. My�la�am, �e mo�e si� zmieni�e�, chcesz przeprosi�. - Nigdy mu nie wybaczy�a jego zachowania po tym, jak pe�zacz zjad� jej niezwykle milutkiego pieska. - Nigdy wi�cej mnie nie zapraszaj, Simon. Wymaszerowa��, odprowadzona przez swego aktualnego kochanka i wybuchy ch�- ralnego �miechu. Pozostali go�cie mieli mn�stwo pyta�. - Gdzie� zdoby� te stworzenia? - chcieli wiedzie�. - W firmie Wo i Shade, Import - odpowiedzia�, uprzejmym gestem wskazuj�c Jal� Wo, kt�ra przez wi�kszo�� wieczoru trzyma�a si� na uboczu i milcza�a. - Dlaczego udekorowa�y mury zamk�w twymi podobiznami? - Poniewa� jestem dla nich �r�d�em wszelkiego dobra. Przecie� mnie znacie od tej strony, prawda? - Wzbudzi�o to szereg zduszonych chichot�w. - Czy b�d� znowu walczy�? - Oczywi�cie, ale nie dzisiaj. Nie martwcie si�. B�d� nast�pne przyj�cia. Jad Rakkis, ksenobiolog-amator, zacz�� m�wi� o innych spo�ecznych owadach i wojnach, jakie one tocz�. - Te piaseczniki s� zabawne, ale nie ma w nich nic szczeg�lnego. Powinni�- cie poczyta� na przyk�ad o ziemskich czerwonych mr�wkach. - Piaseczniki nie s� owadami - powiedzia�a ostro Jala Wo, ale Rakkis by� na fali i nikt nie zwraca� na jej s�owa najmniejszej uwagi. Kress u�miechn�� si� do niej i wzruszy� ramionami. Malada Blane zaproponowa�a, aby przy okazji nast�pnej wojny robi� zak�ady. Wszyscy temu przyklasn�li i rozpocz�li o�ywion�, niemal godzinn� dyskusj� na temat zasad i stawek. W ko�cu go�cie zacz�li si� rozchodzi�. Jala Wo by�a ostatnia. - Tak wi�c - powiedzia� Kress, gdy zostali sami - wygl�da na to, �e moje piaseczniki s� przebojem. - Rozwijaj� si� ca�kiem dobrze. Ju� teraz s� wi�ksze ni� moje. - Tak, z wyj�tkiem pomara�czowych. - Zauwa�y�am. Wydaj� si� stosunkowo nieliczne i ich zamek jest w op�akanym stanie. - No c�. kto� musi przegrywa� - powiedzia� Kress. - Pomara�czowe najp�- niej si� wyklu�y i urz�dzi�y. Teraz to si� na nich odbija. - Przepraszam - powiedzia�a Wo - mog� zapyta�, czy wystarczaj�co pan karmi swoje piaseczniki? Kress wzruszy� ramionami. - Poszcz� czasami. Dzi�ki tamu s� bardziej zawzi�te. Zmarszczy�a brwi. - Nie ma potrzeby ich g�odzi�. Niech im pan pozwoli walczy� w ich w�asnym czasie i z w�asnych powod�w. Walka le�y w ich naturze i b�dzie pan �wiadkiem niezwykle subtelnych i z�o�onych konflikt�w. Ci�g�e, wywo�ywane g�odem wojny s� poni�aj�ce i pozbawione finezji. Kress odp�aci� jej r�wnie wyra�nym niezadowoleniem. - Jest pani w moim domu, Wo, i tutaj ja decyduj�, co jest poni�aj�ce. Kar- mi�em piaseczniki tak, jak pani radzi�a i nie chcia�y walczy�. - Musi si� pan uzbroi� w cierpliwo��. - Nie - odpowiedzia� Kress. - Przecie� jestem ich panem i bogiem. Dlaczego mia�bym czeka�, a� nabior� na co� ochoty? Nie walczy�y dostatecznie cz�sto by mnie zadowoli�. Skorygowa�em to. - Rozumiem. Przedyskutuj� t� spraw� z Shade'em. - To nie jest pani zmartwienie. Ani jego. - Wobec tego nie pozostaje nic innego, jak �yczy� panu dobrej nocy - powie- dzia�a Wo z rezygnacj�. Potem jednak, nak�adaj�c p�aszcz, obdarzy�a go pe�nym dezaprobaty spojrzeniem. - Niech pan obserwuje swoje twarze - ostrzeg�a. - Niech pan uwa�nie obser- wuje swoje twarze. Po jej wyj�ciu Kress, zaintrygowany, podszed� do pojemnika i przyjrza� si� zamkom. Jego podobizny tkwi�y na swoich miejscach, jak zawsze. Mo�e tylko... - szybko na�o�y� powi�kszaj�ce gogle. Nawet wtedy r�nica by�a trudna do uch- wycenia. Wyda�o mu si�, �e wyraz rze�bionych twarzy zmieni� si� nieco, �e u�miech zosta� lekko wykrzywiony, tak, i� pojawi� si� w nim cie� pod�o�ci. By�a to bardzo subtelna zmiana, je�eli w og�le cokolwiek si� zmieni�o. W ko�- cu Kress doszed� do wniosku, i� wra�enie powsta�o pod wp�ywem s��w Jali Wo i postanowi� wi�cej nie zaprasza� jej na swe przyj�cia. W ci�gu nast�pnych kilku miesi�cy Kress wraz z garstk� najbli�szych znajo- mych spotykali si� co tydzie� na, jak lubili to nazywa� "grach wojennych". Teraz, gdy min�a ju� pocz�tkowa fascynacja piasecznikami, Kress wi�cej cza- su po�wi�ca� na interesy i obowi�zki towarzyskie - kosztem obserwacji pojem- nika. Jednak w dalszym ci�gu lubi� urz�dza� dla przyjaci� jedn� czy dwie wojny. Utrzymywa� swych kombatant�w w ci�g�ej gotowo�ci, na kraw�dzi g�odu. Wyra�nie si� to odbi�o na pomara�czowych, kt�rych liczba tak znacznie si� zmniejszy�a, �e Kress zacz�� si� zastanawia� czy ich mamka jeszcze �yje. Ale inne mia�y si� ca�kiem nie�le. Czasami w nocy, gdy nie m�g� zasn��, zabiera� butelk� wina do ciemnego, o�- wietlonego jedynie czerwon� po�wiat� znad pustyni salonu. Pi� i godzinami w samotno�ci wpatrywa� si� w pojemnik. Zwykle gdzie� toczy�a si� walka, a je�e- li nawet nie, to z �atwo�ci� j� wywo�ywa�, wrzucaj�c do �rodka troch� jedze- nia. Podczas cotygodniowych spotka� zacz�li, jak to sugerowa�a Malada Blane, ro- bi� zak�ady. Kress wygra� sporo, stawiaj�c na bia�e, kt�re sta�y si� najsil- niejsz� i najbardziej liczn� koloni� w pojemniku. Posiada�y tak�e najwi�kszy zamek. Pewnego razu Kress odsun�� pokryw� i wrzuci� jedzenie nie, jak zwykle, na �rodek pola bitewnego, ale w pobli�e ich zamku. W ten spos�b pozosta�e piaseczniki, chc�c mie� w og�le cokolwiek do jedzenia, musia�y ten zamek za- atakowa�. Pr�bowa�y. Bia�e broni�y si� wspaniale. Kress wygra� od Jada Rak- kisa sto standart�w. Rakkis traci� na tych zak�adach spore sumy niemal co tydzie�. Ro�ci� sobie pretensje do rozleg�ej wiedzy o piasecznikach, utrzymuj�c i� od czasu pierw- szego przyj�cia du�o na ich temat przeczyta�. Kress podejrzewa�, �e by�y to tylko puste przechwa�ki, bo kiedy przychodzi�o do zak�ad�w zwykle nie dopisy- wa�o mu szcz�cie. Kress r�wnie� usi�owa� dowiedzie� si� czego� o piaseczni- kach. W chwili nag�ej ciekawo�ci po��czy� si� z miejscow� bibliotek� i stara� si� ustali� z jakiego �wiata piaseczniki pochodz�. Jednak takiego has�a w ka- talogu w og�le nie by�o. Planowa� zadzwoni� do Wo i spyta� j� o to, ale poja- wi�y si� inne sprawy i kwestia pochodzenia piasecznik�w umkn�a mu z pami�ci. W ko�cu Rakkis, po miesi�cu, w czasie kt�rego jego straty si�gn�y tysi�ca standart�w, zjawi� si� na spotkaniu, nios�c pod pach� ma�e plastykowe pude�- ko. W �rodku znajdowa�o si� przypominaj�ce paj�ka stworzenie, pokryte delika- tnym, z�otym w�osem. - Paj�k piaskowy - oznajmi�. - Z Cathaday. Dzi� po po�udniu dosta�em go od t'Etherane. Zwykle usuwaj� im worki jadowe, ale ten jest nietkni�ty. Przyjmu- jesz zak�ad, Simon? Chc� odzyska� moje pieni�dze. Stawiam tysi�c standart�w, �e m�j paj�k piaskowy poradzi sobie z twoimi piasecznikami. Kress przyjrza� si� zamkni�temu w plastykowym pude�ku zwierz�ciu. Piasecz- niki uros�y i by�y, jak to s�usznie Wo powiedzia�a, dwukrotnie wi�ksze ni� jej w�asne - jednak przy tym stworzeniu wygl�da�y jak kar�y. Poza tym ono posiada�o jad, a piaseczniki nie. By�o ich jednak strasznie du�o. Ponadto ich wojny wewn�trzne ostatnio zacz�y ju� by� nieco nu��ce. Odmiana, jak� nios�o ze sob� to wyzwanie zaintrygowa�a Kressa. - W porz�dku - powiedzia�. - Jeste� g�upcem, Jad. Oddzia�y piasecznik�w b�d� nap�ywa�y tak d�ugo, a� ten tw�j ohydny stw�r b�dzie martwy. - To ty jeste� g�upcem, Simon - odpowiedzia� Rakkis z usmiechem. - Catha- dayski paj�k �ywi si� g��wnie stworzeniami, kt�re �yj� zagrzebane w jakich� norach czy szczelinach i - tylko patrz uwa�nie - p�jdzie prosto do tych zam- k�w i po�re mamki. Po�r�d og�lnego �miechu Kress straci� nagle humor. Tego nie wzi�� pod uwa- g�. - Zaczynajmy ju� wreszcie - powiedzia� z irytacj�. Uzupe�ni� sobie szklan- k� do pe�na. Paj�k by� zbyt du�y, by m�g� si� zmie�ci� w otworze �ywieniowym. Dw�ch z go�ci pomog�o Rakkisowi odsun�� pokryw� i Malada Blane wr�czy�a mu jego pu- de�ko. Wytrz�sn�� paj�ka do pojemnika. Potworek wyl�dowa� na miniaturowej wydmie tu� przed zamkiem czerwonych. Straci� orientacj� i sta� przez chwil� nieruchomo, tylko jego �uchwy pracowa�y bez przerwy, a odn�a podrygiwa�y wyzywaj�co. - No, dalej - ponagli� go Rakkis. Wszyscy zebrali si� ciasnym kr�giem wo- k� pojemnika. Kress odszuka� i na�o�y� swoje gogle. Je�eli mia� straci� tysi�c standart�w, chcia� przynajmniej dobrze widzie� co si� dzieje. Piaseczniki zauwa�y�y intruza. W ca�ym zamku w jednej chwili zamar� wszelki ruch. Ma�e czerwone stworzenia sta�y zmro�one, patrz�c. Paj�k ruszy� w stron� obiecuj�cej, zacienionej bramy. Z g�ruj�cej nad wszystkim wie�y oboj�tnie patrzy�o na niego oblicze Simona Kressa. Natychiast wybuch�a burza aktywno�ci. Najbli�sze piaseczniki uformowa�y si� w dwa kliny i poprzez piasek run�y ku paj�kowi. Coraz wi�cej wojownik�w wysypywa�o si� z wn�trza zamku i tworzy�o potr�jny szereg, strzeg�cy zej�cia ku podziemnej komnacie, w kt�rej �y�a mamka. Z pustyni w po�piechu nadci�gali wezwani do walki zwiadowcy. Bitwa zosta�a przyj�ta. Szar�uj�ce piaseczniki dosi�gn�y paj�ka. Szczypce uchwyci�y odn�a, wbi�y si� w tu��w, zacisn�y. Czerwoni wojownicy wbiegali po z�otych nogach na ple- cy napastnika. K�sali i darli. Jeden z nich dotar� do oka i rozci�� je cie- niutkimi ��tymi czu�kami. Kress u�miechn�� si� i wskaza� to Rakkisowi. Jednak piaseczniki by�y ma�e i nie mia�y jadu. I paj�k si� nie zatrzymywa�. Jego nogi strzepywa�y atakuj�cych, rozrzucaj�c ich na wszystkie strony. Ocie- kaj�ce trucizn� szcz�ki odnajdywa�y innych, wypuszczaj�c po�amane, sztywnie- j�ce zw�oki. Ju� przesz�o tuzin piasecznik�w le�a�o martwych. Paj�k posuwa� si� wci�� dalej i dalej. Przeszed� prosto przez potr�jn� lini� stra�nik�w przed zamkiem. Szeregi zamkn�y si� wok� niego, pokry�y go, rzucaj�c si� do desperackiej walki. Kress zauwa�y�, �e kt�ry� z oddzia��w odci�� jedn� z jego n�g. Cz�� obro�c�w wchodzi�a na wie�e zamku i skaka�a, l�duj�c na drgaj�cym, faluj�cym k��bowisku poni�ej. Paj�k, zupe�nie niewidoczny pod mas� roj�cej si� czerwieni, wpe�z� jednak w ciemno�� bramy i znikn��. Jad Rakkis odetchn�� g��boko, By� wyra�nie blady. - Cudownie - powiedzia� czyj� g�os. Malada Blane jako� dziwnie, z g��bi gard�a zachichota�a. - Patrz! - powiedzia�a Idi Noreddian, poci�gaj�c Kressa za r�kaw. Byli tak zaj�ci tym, co si� dzia�o w rogu czerwonych, �e nie zwracali naj- mniejszej uwagi na pozosta�� cz�� pojemnika. Jednak teraz zamek by� spokoj- ny, piaski puste, us�ane tylko trupami piasecznik�w i teraz zobaczyli. W pobli�e zamku czerwonych zosta�y podci�gni�te trzy armie. Sta�y zupe�nie nieruchomo, w idealnym porz�dku, szereg za szeregiem. Pomara�czowa, bia��, czarna. Czeka�y, by zobaczy� kto wyjdzie z ciemno�ci. Simon Kress si� u�miechn��. - Kordon sanitarny - powiedzia�. - Sp�jrz, z �aski swojej, na pozosta�e zamki, Jad. Rakkis spojrza� i zakl��. Oddzia�y piasecznik�w piaskiem i kamieniami zale- pia�y bramy. Je�eli paj�kowi uda si� jako� wyj�� ca�o z bitwy z czekaj�cymi armiami, nie b�dzie mia� �atwego dost�pu do wn�trza tych zamk�w. - Powinienem by� przynie�c cztery paj�ki - powiedzia� Rakkis. - Jednak mimo wszystko wygra�em. M�j paj�k jest teraz tam, na dole i z�era twoj� pieprzon� mamk�. Kress nie odpowiedzia�. Czeka�. W ciemno�ciach co� si� poruszy�o. Nagle czerwone piaseczniki zacz�y wylewa� si� z bramy szerokim strumie- niem. Szybko wdrapywa�y si� na mury zamku i rozpoczyny�y napraw� dokonanych przez paj�ka zniszcze�. Czekaj�ce armie rozsypa�y si� i wycofa�y do swych rog�w. - Jad - powiedzia� Kress - my�l�, �e jeste� troch� zaskoczony tym, kto z�era kogo. Tydzie� p�niej Rakkis przyni�s� cztery cienkie srebrne w�e. Piaseczniki rozprawi�y si� z nimi bez wi�kszych trudno�ci. Potem pr�bowa� z du�ym czarnym ptakiem, kt�ry zjad� ponyd trzydzie�ci bia- �ych piasecznik�w i miotaj�c si� niemal doszcz�tnie zniszczy� ich zamek. Jed- nak w ko�cu jego skrzyd�� si� zm�czy�y, a piaseczniki, ilekro� wyl�dowa�, atakowa�y go du�ymi si�ami. Nast�pnym ich przeciwnikiem by�y owady - opancerzone �uki, niewiele r�ni�- ce si� od nich samych. Jednak g�upie, okropnie g�upie. Po��czone si�y poma- ra�czowych i czarnych z�ama�y i rozproszy�y ich szyk i wyr�n�y jednego po drugim. Rakkis zacz�� dawa� Kressowi weksle. Mniej wi�cej w tym czasie Kress zn�w spotka� Cath m'Lane. Sta�o si� to pod- szas kolacji, kt�r� spo�ywa� w swojej ulubionej restauracji w Asgardzie. Za- trzyma� si� na chwil� przy jej stoliku, opowiedzia� o swych grach wojennych i zaprosi� j�, by si� do nich przy��czy�a. Poczerwienia�a, potem odzyska�a nad sob� kontrol� i sta�a si� lodowata. - Kto� wreszcie musi ci� powstrzyma�, Simon - powiedzia�a. - My�l�, �e to b�d� ja. Kress wzruszy� ramionami, zaj�� si� znakomitym jedzeniem i nie my�la� wi�- cej o jej gro�bie. A� do chwili, gdy, tydzie� p�niej, u jego drzwi stan�a niewysoka, t�ga kobieta i pokaza�a mu odznak� policyjn�. - Wp�yn�o do nas za�alenie - powiedzia�a. - Czy ma pan terrarium z niebez- piecznymi owadami, Kress? - To nie s� owady - odpowiedzia�, gotuj�c si� wewn�trznie. - Prosz�, poka�� pani. Gdy zobaczy�a piaseczniki, potrz�sn�a g�ow�. - Nie da rady, to nie przejdzie. Co pan w og�le wie o tych stworzeniach? Czy wie pan z jakiego �wiata pochodz�? Czy zosta�y zatwierdzone przez rad� ekologiczn�? Czy ma pan na nie pozwolenie? Doniesiono nam, �e one s� mi�so- �erne, prawdopodobnie niebezpieczne. Zawiadomiono nas r�wnie�, i� s� obda- rzone ograniczon� �wiadomo�ci�. A w og�le sk�d pan je wzi��? - Kupi�em u Wo i Shade'a - odpowiedzia� Kress. - Nigdy o nich nie s�ysza�am. Prawdopodobnie przemycili je, wiedz�c, �e nasi ekolodzy nigdy by ich nie zatwierdzili. Nie, Kress, to nie przejdzie. Mam zamiar skonfiskowa� ten pojemnik i da� go do zniszczenia. I mo�e si� pan r�wnie� spodziewa� kary pieni�nej. Kress zaproponowa� jej sto standart�w w zamian za zapomnienie o nim i jego piasecznikach. Kobieta prychn�a. - Teraz b�d� musia�a do zarzut�w przeciwko panu doda� pr�b� przekupstwa. Nie dawa�a si� przekona� a� do chwili, w kt�rej podni�s� ofert� do dw�ch tysi�cy standart�w. - Wie pan, to nie b�dzie �atwe - powiedzia��. - Trzeba na nowo wype�ni� formularze, wymyza� zapisy. Poza tym sporo czasu zajmie wydobycie od ekolo- g�w fa�szywego zezwolenia. Nie wspominaj�c ju� o wnosz�cym za�alenie. Co b�- dzie, je�li ona znowu zadzwoni? - J� prosz� zostawi� mnie - powiedzia� Kress. - Prosz� j� zostawi� mnie. Pomy�la� o tym wszystkim przez chwil�. Jeszcze tego wieczora wykona� kilka telefon�w. Przede wszystkim zadzwoni� do "t'Etherane - Sprzeda� Zwierz�t Domowych". - Chcia�bym kupi� psa - powiedzia�. - Szczeniaka. T�usty handlarz popatrzy� na niego os�upia�ym wzrokiem. - Szczeniaka? To zupe�nie do ciebie niepodobne, Simon. Ale zajrzyj do nas. Mamy wspania�y wyb�r. - Chc� szczeniaka �ci�le okre�lonego rodzaju - powiedzia� Kress. - Zapisuj, przedyktuj� ci jak on ma wygl�da�. Nast�onie wypuka� numer Idi Noreddian. - Idi - powiedzia� - chc�, �eby� zjawi�a si� dzi� u mnie ze sprz�tem holo- wizyjnym. Mam ochot� zarejstrowa� pewn� walk�. Jako prezent dla jednej z mo- ich przyjaci�ek. Tej nocy, po zrobieniu nagrania, Kress nie k�ad� si� do p�na. Wch�on�� w swym sensorium nowy, kontrowersyjny spektakl dramatyczny, przygotowa� sobie niewielk� przek�sk�, wypali� jedno czy dwa cygara i upora� si� z butelk� wina. Czuj�c si� bardzo z siebie zadowolony, przeszed� ze szklank� w r�ku do salonu. �wiat�a by�y wygaszone. Cienie, zrodzone z czerwonej po�wiaty nad terra- rium, p�on�y chorobliwym, gor�czkowym blaskiem. Podszed�, by spojrze� na swe kr�lestwo, ciekaw, jak czarne radzi�y sobie z napraw� zamku. Szczeniak obr�- ci� go w ruin�. Odbudowa post�powa�a ca�kiem sprawnie. Gdy Kress przez powi�kszaj�ce gogle przygl�da� si� pracy, jego wzrok zahaczy� o twarz na wie�y. Zdumia�a go. Odsun�� si�, zamruga�, poci�gn�� pot�ny �yk wina i zn�w spojrza�. Twarz, kt�r� widzia� by�a wci�� jego twarz�. Ale zupe�nie nieprawdziw�, wy- krzywion�. Policzki by�y spasione jak u wieprza, u�miech zmieni� si� w z�o�- liwy grymas. Wygl�da� nieprawdopodobnie podle. Zaniepokojony, zacz�� okr��a� pojemnik, by przyjrze� si� innym zamkom. Ka�da z twarza by�a nieco r�na, ale wszystkie mia�y zdecydowanie t� sam� wy- mow�. Pomara�czowe pomin�y wszelkie szczeg�y, ale i tak rezultatem by�o oblicze potwora - pe�ne brutalno�ci usta, bezduszne oczy. Czerwone obdarzy�y go satanicznym, krzywym u�mieszkiem. W k�cukach ust cza- i�o si� co� dziwnego i nieprzyjemnego. Bia�e, jego faworyci, wyrze�bi�y okrutnego boga-p�g��wka. Z w�ciek�o�ci� cisn�� szklank� z winem o �cian�. - Jak �mia�y�cie - wysycza� resztk� oddechu. - Przez tydzie� nie dostanie- cie nic do �arcia! Ja was naucz�. Przyszed� mu do g�owy pomys�. Wybieg� z salonu, aby po chwili wr�ci� z za- bytkowym �elaznym mieczem blisko metrowej d�ugo�ci, o wci�� jeszcze ostrym sztychu. U�miechn�� si�, stan�� tu� przy �cianie pojemnika i odsun�� pokryw� znad jednego rogu. Si�gn�� w d� i d�gn�� stoj�cy w tym rogu zamek bia�ych. Potem zacz�� macha� mieczem tam i z powrotem, rozwalaj�c mury, kru�ganki, wie�e. Gramol�ce si� piaseczniki zosta�y zasypane piaskiem i kamieniami. Drobnym ruchem nadgarstka unicestwi� bezczeln�, uw�aczaj�c� karykatur�, w kt�r� piaseczniki zmieni�y jego twarz. Potem zawiesi� miecz nad ciemn�, pro- wadz�c� ku komnacie mamki jam� i opu�ci� go z ca�� si��. Us�yszy� mi�kkie mla�ni�cie i poczu� op�r. Bia�e piaseczniki zadr�a�y i upad�y. Usatysfakcjo- nowany, wyci�gn�� miecz z powrotem. Patrzy� przez chwil� na swe dzie�o, zastanawiaj�c si� czy zabi� mamk�. Os- trze miecza by�o wilgotne i �liskie. Jednak po chwili bia�e piaseczniki zn�w zacz�y si� porusza�. Chwiejnie i powoli, ale jednak si� rusza�y. Przygotowa� si� do zasuni�cia pokrywy nad tym rogiem i przej�cia do nast�p- nego zamku, gdy poczu�, �e po jego r�ce co� pe�znie. Wrzasn��, wypu�ci� miecz i gwa�townie przeci�gn�� drug� r�k� po sk�rze. Piasecznik spad� na dywan. Zmia�d�y� go obcasem, depcz�c w�ciekle jeszcze d�ugo po tym, jak sta� si� on tylko bezkszta�tn� mas�. Trz�s�c si� z obrzy- dzenia po�piesznie zamkn�� i zabezpieczy� pokryw�. Wybieg�, by wzi�� prysznic i dok�adnie si� obejrza�. Ubranie, kt�re mia� na sobie, starannie wygotowa�. Jaki� czas p�niej, po kilku szklankach wina, wr�ci� do salonu. By� troch� zawstydzony przera�eniem, jakie ten piasecznik w nim wzbudzi�. Ale na ponowne otwieranie pojemnika nie mia� najmniejszej ochoty. Od tej chwili pokrywa b�- dzie stale zamkni�ta. Musia� jednak jako� ukara� pozosta�e zamki. Postanowi� poszuka� pomys�u w nast�pnej szklance wina. Gdy j� sko�czy�, sp�yn�o na niego natchnienie. U�miechn�� si�, podszed� do pojemnika i wpro- wadzi� kilka poprawek w systemie reguluj�cym wilgotno�� powietrza. Zanim usn�� na kanapie, �ciskaj�c w d�oni now� szklank� wina, zamki kruszy- �y si�, rozmywa�y pod strugami deszczu. Obudzi�o go gniewne walenie do drzwi wej�ciowych. Usiad�, wci�� podpity, z czaszk� trzeszcz�c� od b�lu. Kac po winie jest zawsze najgorszy, pomy�la�. Wsta� i chwiejnym krokiem poszed� do przedpokoju. Przed drzwiami sta�a Cath m'Lane. - Ty bydlaku - powiedzia�a. Twarz mia�a zapuchni�t� i poznaczon� �ladami �ez. - P�aka�am przez ca�� noc. Ale nigdy wi�cej, Simon, nigdy wi�cej. - Spokojnie - szepn��, trzymaj�c si� za g�ow�. - Mam kaca. Kln�c odepchn�a go na bok i wesz�a do domu. Zza rogu wylaz� pe�zacz, jakby chc�c si� dowiedzie� co to za ha�asy. Splun�a na niego i wbieg�a do salonu. Kress bezskutecznie usi�owa� j� dogoni�. - Sta� na chwil� - powiedzia� Kress. - Dok�d... nie mo�esz... Zatrzyma� si� nagle, skamienia�y z przera�enia. Cath w lewym r�ku trzyma�a ci�ki m�otek. - Nie - powiedzia�. Posz�a prosto ku terrarium. - Bardzo lubisz te urocze stworzonka, prawda Simon? To mo�esz sobie z nimi mieszka�! - Cath! - wrzasn��. Chwyciwszy m�otek w obie d�onie, skierowa�a go z ca�� si�� na �cian� pojem- nika. Odg�os uderzenia niemal rozsadzi� Kressowi czaszk�. Jednak plastyk wyt- rzyma�. Znowu si� zamierzy�a. Tym razem rozleg� si� trzask i na �cianie pojawi�a si� sie� cienkich linii. Kress rzuci� si� na ni�, gdy podnosi�a m�otek do trzeciego uderzenia. Mocu- j�c si�, upadli na pod�og� i kilkakrotnie si� przetoczyli. Cath wypu�ci�� m�otek i z�apa�a Kressa za gard�o, usi�uj�c dusi�. Wywin�� si� i uk�si� j� do krwi w rami�. W ko�cu stan�li niepewnie na nogi, dysz�c ci�ko. - Powiniene� si� teraz zobaczy�, Simon - powiedzia�a ponuro. - Krew kapie ci z ust. Wygl�dasz jak jeden z tych twoich ulubie�c�w. Jak ci si� podoba ten smak? - Wyno� si� - powiedzia�. Zauwa�y� miecz, le��cy na pod�odze, tam, gdzie go wczoraj rzuci�. Podni�s� go po�piesznie. - Wyno� si� - powt�rzy�, wywijaj�c nim dla dodania wagi s�owom. - Nie pr�buj podchodzi� do pojemnika. Za�mia�a si�. - Nie odwa�ysz si� - powiedzia�a i schyli�a si�, by podnie�� m�otek. Kress wrzasn�� i pchn��. Zanim w pe�ni u�wiadomi� sobie, co si� sta�o, �e- lazne ostrze g�adko przesz�o przez pier� Cath. Spojrza�a na niego zaskoczona, potem opu�ci�a wzrok ku mieczowi. Kress odskoczy�. - Nie chcia�em... - zaskomli�. - Ja chcia�em tylko... Krwawi�a, umiera��, ale jakims cudem utrzymywa�a si� na nogach. - Ty potworze - zdo�a�a wycharcze� pe�nymi krwi ustami. Okr�ci�a si� i os- tatkiem si� rzuci�a na pojemnik. Nadwer�ona �ciana p�k�a i Cath m'Lane run�- �a, przysypana lawin� piasku, b�ota i od�amk�w plastyku. Kress histerycznie, cieniutko zapiszcza� i wskoczy� na kanap�. Z rumowiska na �rodku pod�ogi zacz�y si� wygrzebywa� piaseczniki. Przecho- dzi�y po ciele Cath. Kilka z nich ruszy�o na zwiad w poprzek dywanu. Za nimi posz�y inne. Kress patrzy�, jak formuje si� kolumna - �ywy, faluj�cy prostok�t. Id�ce w jej �rodku piaseczniki co� nios�y, co� �liskiego i bezkszta�tnego, kawa� pul- suj�cego, surowego mi�sa wielko�ci ludzkiej g�owy. Kolumna ruszy�a naprz�d, oddalaj�c si� od pojemnika. Kress nie wytrzyma� i uciek�. A� do p�nego popo�udnia nie m�g� zebra� do�� odwagi, by wr�ci�. Uciekaj�c pobieg� do �lizgacza i niemal chory ze strachu, polecia� do naj- bli�szego miasta, le��cego w odleg�o�ci oko�o 50 kilometr�w. Tam, wreszcie bezpieczny, wszed� do jakiej� ma�ej restauracyjki, wypi� kilka fili�anek kawy zagryzaj�c tabletkami na kaca, zam�wi� do�� obfite �niadanie i stopniowo od- zyska� r�wnowag�. To by� straszliwy poranek, ale dramatyzowanie tego, co zasz�o, niczego nie za�atwia�o. Zam�wi� jeszcze jedn� kaw� i z ch�odnym racjonalizmem rozwa�y� swoj� sytuacj�. Cath m'Lane zgin�a z jego r�ki. Czy m�g� o tym zameldowa�, broni�c si�, �e to by�o niezamierzone i przypadkowe? Raczej nie. Ostatecznie przebi� j� na wylot, a poza tym tej policjantce powiedzia�, �eby osob�, kt�ra wnios�a za- �alnie zostawi�a jemu. Musi pozby� si� wszelkich obci��aj�cych dowod�w. Mia� nadziej�, �e m'Lane nie powiedzia�a nikomu, dok�d si� tego ranka wybiera. Najprawdopodobniej nie powiedzia�a. Jego podarunek m�g� do niej nie wcze�niej ni� p�nym wieczorem. Stwierdzi�a, �e ca�� noc p�aka�a. By�a sama, gdy si� u niego zjawi�a. Bardzo dobrze; ma jedno cia�o i jeden �lizgacz, kt�rych si� b�dzie musia� pozby�. Pozostawa�y jeszcze piaseczniki. One mog� sprawi� nieco wi�ksze trudno�ci. Bez w�tpienia do tej pory wszystkie ju� zd��y�y uciec. Wyobrazi� je sobie w ca�ym domu, w jego ��ku, w ubraniach, roj�ce si� w jego jedzeniu i dosta� g�siej sk�rki. Wysi�kiem woli opanowa� parali�uj�c� odraz�. Przypomnia� so- bie, �e ich zabicie nie powinno by� takie trudne. Nie musi przecie� �ciga� ka�dego z osobna. Tylko cztery mamki, to wszystko. Powinno si� uda�. Mamki by�y du�e, widzia� przecie�. Odnajdzie je i zabije. Zanim polecia� z powrotem do domu odwiedzi� kilka sklep�w. Kupi� mocny, okrywaj�cy ca�e cia�o kombinezon, kilka torebek u�ywanej przy usuwaniu skal- nik�w trucizny w tabletkach oraz kanister z rozpylaczem, zawieraj�cy niele- galnie silny pestycyd. Kupi� r�wnie� magnetyczne urz�dzenia holownicze. Po wyladowaniu metodycznie zabra� si� do rzeczy. Przede wszystkim holem magnetycznym podczepi� do swego �lizgacza �lizgacz Cath. Przy jego przeszu- kiwaniu po raz pierwszy tego dnia u�miechn�o si� do niego szcz�cie. Na przednim siedzeniu le�a� kryszta�, zawieraj�cy zrobiony przez Idi Noreddian holograficzny zapis walki szczeniaka z piasecznikami. Ten kryszta� by� jednym z powod�w do zmartwienia. Gdy �lizgacze by�y gotowe, w�o�y� kombinezon i wszed� do domu po cia�o Cath. Nie by�o go. Starannie ponak�uwa� szybko wysychaj�cy piasek, jednak nie mog�o by� w�t- pliwo�ci - cia�o znikn�o. Czy�by Cath jeszcze �y�a i zdo�a�a odczo�ga� si� gdzie� w bok? W�tpliwe, jednak postanowi� przeszuka� dom. Pobie�na inspekcja nic nie da�a - nie znalaz� cia��, nie znalaz� r�wnie� piasecznik�w. Nie mia� czasu na bardziej dok�adne poszukiwania, gdy� tu� przed drzwiami tkwi� obci�- �aj�cy go �lizgacz. Postanowi� spr�bowa� jeszcze raz p�niej. Oko�o siedemdziesi�t kilometr�w na p�noc od jego posiad�o�ci le�a�o pasmo aktywnych wulkan�w. Polecia� tqm, holuj�c �lizgacz Cath. Nad najwi�kszym z dymi�cych sto�k�w wy��cza� magnesy, a potem przygl�da� si�, jak �lizgacz zni- ka w jeziorze lawy. Zmierzcha�o ju�, gdy wr�ci� do domu. To mu pozwala�o na zrobienie przerwy. Rozwa�a� przez chwil� mo�liwo�� powrotu do miasta i sp�dzenia tam nocy, jed- nak szybko z tego pomys�u zrezygnowa�. Mia� przed sob� sporo pracy. Jeszcze nie by� bezpieczny. Rozrzuci� wok� domu truj�ce tabletki. Nikt nie b�dzie tego uwa�a� za po- dejrzane. Kress zawsze mia� problemy ze skalnikami. Gdy si� z tym upora�, odbezpieczy� kanister z pestycydem i wr�ci� do domu. Przeszed� ca�y budynek, pok�j po pokoju, wsz�dzie w��czaj�c �wiat�a. Zat- rzyma� si� w salonie, by wrzuci� piasek i okruchy plastyku z powrotem do roz- bitego pojemnika. Tak jak si� obawia�, wszystkie piaseczniki uciek�y. Zamki by�y skurczone i wyko�lawione, rozmyte potopem, kt�ry na nie spu�ci�. To, co z nich zosta�o wysychaj�c szybko si� rozpada�o. Zmarszczy� brwi i szuka� dalej, z kanistrem przytroczonym do ramion. Na cia�o Cath m'Lane natkn�� si� na dnie swej najg��bszej piwnicy. Le�a�o rozci�gni�te u st�p stromych schod�w, z ko�czynami powykr�canymi jakby od upadku. Jego sk�ra roi�a si� od bia�ych piasecznik�w. Gdy Kress przygl�da� si� tej scenie, cia�o drgn�o, przesuwaj�c si� po zaro�ni�tej bru- dem pod�odze. Za�mia� si� i przekr�ci� regulator nat�enia �wiat�a do maksimum. W prze- ciwleg�ym rogu, mi�dzy dwoma stojakami na wino, przycupn�� niewielki, ziemny zamek z ciemn� dziur� u podstawy. Na �cianie piwnicy Kress zauwa�y� niewyra�- ny zarys swojej twarzy. Cia�o zn�w drgn�o, przesuwaj�c si� kilka centymetr�w w stron� zamku. Kress nagle wyobrazi� sobie czekaj�c� niecierpliwie