7048
Szczegóły |
Tytuł |
7048 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7048 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7048 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7048 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
NORAJT ROBERTS
WI�ZY
KRWI
Z angielskiego prze�o�y�a
Dobrza�ska-Gadowska
�wiat Ksi��ki
l
Tytu� orygina�u
BIRTHRIGHT
Projekt ok�adki
Ma�gorzata Karkowska
Zdj�cia na ok�adce
Flash Press Media
Redaktor prowadz�cy
Ewa Niepok�lczycka
Redakcja
Hanna Smoli�ska
Korekta
Joanna �azowska
Bo�enna Burzy�ska
Wszystkie postacie w tej ksi��ce s� fikcyjne. Jakiekolwiek
podobie�stwo do zdarze�, miejsc i os�b - �ywych czy umar�ych
jest ca�kowicie przypadkowe.
xr2t..u^'3^
Copyright � 2003 by Nora Roberts
Ali rights reserved
Copyright � forthe Polish translation by Anna Dobrza�ska-Gadowska, 2003
�wiat Ksi��ki
Warszawa 2004
Sk�ad i �amanie
Joanna Duchnowska
Druk i oprawa
GGP Media, P�Bneck
i& ISBN 83-7311-907-8
Nr 4059
Dla ukochanej Kayli, nowego �wiat�a mojego �ycia.
Nie potrafi� zliczy� swoich �ycze� dla Ciebie,
wi�c przede wszystkim i po prostu �ycz� Ci mi�o�ci.
Cala magia i rzeczywisto�� �ycia, wszystko,
co naprawd� si� liczy, bierze si� w�a�nie z mi�o�ci.
Prolog
Ten, kto daje dziecku zabawk�,
Sprawia, �e dzwonki dzwoni� w�r�d niebia�skich ulic,
Lecz ten, kto daje dziecku dom,
Buduj e pal�ce w Kr�lestwie, kt�re nadchodzi,
Ta za�, kt�ra daje dziecku �ycie,
Sprowadza Zbawiciela z powrotem na Ziemi�.
John Masefield
Poznaj siebie.
Inskrypcja na murach �wi�tyni Apollina w Delfach
12 grudnia 1974 roku
Douglas Edward Cullen bardzo chcia� siusiu. Zdenerwowa-
nie, ekscytacja i cola, kt�r� w McDonaldzie popi� hamburgera
i frytki, zam�wione przez mam� w nagrod� za grzeczne zacho-
wanie, w du�ej mierze przyczyni�y si� do tego, i� p�cherz trzy-
letniego ch�opca z trudem wytrzymywa� parcie.
Douglas przest�powa� wi�c z nogi na nog�, ofiara wysubli-
mowanej tortury. Serce �omota�o mu w piersi i czu�, �e je�eli
zaraz nie zacznie g�o�no krzycze� lub biega� w t� i z powro-
tem, po prostu eksploduje.
Douglas uwielbia� ogl�da� eksplozje na ekranie telewizora.
Tak czy inaczej, mama powiedzia�a mu, �e musi by� grzecz-
ny. �wi�ty Miko�aj doskonale wiedzia�, kt�rzy mali ch�opcy s�
grzeczni, a kt�rzy nie, i tym ostatnim wk�ada� do skarpety
bry�ki w�gla zamiast zabawek. Taki ju� mia� przykry zwy-
czaj... Douglas nie bardzo wiedzia�, co to jest w�giel, ale bar-
dzo, bardzo zale�a�o mu na nowych zabawkach. W�a�nie dla-
tego krzycza� i biega� tylko w my�lach, nie naprawd�. Nauczy�
go tego tata, aby ch�opiec radzi� sobie w trudnych sytuacjach,
wymagaj�cych specjalnej dawki grzeczno�ci.
Wielki ba�wan, kt�ry sta� tu� obok, u�miechn�� si� do niego.
Ba�wan by� bardzo gruby, jeszcze grubszy ni� ciocia Lucy.
Douglas nie mia� zielonego poj�cia, co jedz� ba�wany, ale ten
z pewno�ci� niczego sobie nie �a�owa�.
Jaskrawoczerwony nos Rudolfa, ulubionego renifera Doug-
lasa, zapala� si� i gas� raz po raz, a� przed oczami ch�opca za-
cz�y ta�czy� czerwone plamki. Usi�owa� liczy� je w taki sam
spos�b, jak robi� to Hrabia, jeden z bohater�w Ulicy Sezamko-
wej. Raz, dwa, trzy! Trzy czerwone plamki! Ha, ha, ha! Nieste-
ty, zbyt wielkie podniecenie sprawi�o, �e zacz�o go mdli�.
W centrum handlowym panowa� straszny ha�as, rozlegaj�ce
si� z g�o�nik�w kol�dy i gwiazdkowe piosenki niecierpliwi-
�y Douglasa, podobnie jak okrzyki innych dzieci i p�acz nie-
mowl�t.
Douglas wiedzia� wszystko o niemowl�tach, poniewa� od
trzech miesi�cy mia� ma�� siostrzyczk�. Kiedy takie dziecia-
ki p�aka�y, nale�a�o trzyma� je na r�kach i chodzi� z nimi po
pokoju, najlepiej �piewaj�c piosenki, albo ko�ysa� si� z nimi
w fotelu na biegunach i poklepywa� po pleckach, czekaj�c, a�
im si� odbije.
Niemowl�tom zwykle odbija�o si� bardzo g�o�no, ale nikt
nie wymaga� od nich, �eby za to przeprasza�y. A dlaczego?
Dlatego, �e niemowl�ta nie umiej� m�wi�! Proste, prawda?
Na szcz�cie w tej chwili Jessica nie p�aka�a, tylko spokoj-
nie spa�a w w�zku. W czerwonej sukieneczce z tym czym�
bia�ym i falbaniastym, naszytym z przodu, wygl�da�a zupe�nie
jak lalka.
Babcia nazywa�a Jessic� swoj� ma�� laleczk�, ale czasami
Jessica dar�a si� wniebog�osy i wtedy jej buzia stawa�a si�
czerwona i pomarszczona. Kiedy ju� zacz�a, nic nie mog�o jej
uspokoi�, ani �piewanie, ani spacery po pokoju, ani hu�tanie
w fotelu na biegunach.
Douglas by� zdania, �e wtedy wcale nie wygl�da�a jak lalka,
ale jak w�ciek�y, rozwrzeszczany potw�r. Gdy tak si� zacho-
wywa�a, mama by�a zbyt zm�czona, aby si� z nim bawi�.
Wcze�niej, zanim Jessica dosta�a si� do jej brzucha, nigdy nie
by�a zbyt zm�czona...
Cfasami Douglasowi wcale si� nie podoba�o, �e ma m�odsz�
siostr�, kt�ra ryczy, wali kup� w pieluch� i m�czy mamusi�,
ale zwykle Jessica by�a raczej w porz�dku. Lubi� na ni� patrze�
i z rozbawieniem obserwowa�, jak wymachuje n�kami w po-
wietrzu, a kiedy �apa�a go za palec, �mia� si� na ca�e gard�o.
Babcia cz�sto mu powtarza�a, �e musi si� opiekowa� Jes-
sica, bo w�a�nie takie jest zadanie starszych braci. Douglas
przej�� si� tym do tego stopnia, �e zdarza�o mu si� zasypia� na
pod�odze obok ��eczka ma�ej, tak na wszelki wypadek, gdyby
jakie� mieszkaj�ce w szafie potwory chcia�y j� w nocy po�re�,
zawsze jednak budzi� si� rano we w�asnym ��ku i wtedy za-
stanawia� si�, czy to wszystko mu si� przypadkiem nie przy-
�ni�o.
Kolejka przesun�a si� do przodu i Douglas z pewnym nie-
pokojem zerkn�� na u�miechni�te elfy, kr�c�ce si� w pobli�u
�wi�tego Miko�aja. Nie zrobi�y na nim szczeg�lnie dobrego
wra�enia, zupe�nie jak Jessica, kiedy si� wydziera�a...
Je�eli Jessica si� nie obudzi, �wi�ty Miko�aj nie we�mie jej
na kolana. Mama wystroi�a j� w czerwon� sukienk� specjal-
nie na t� okazj�, co Douglasowi wydawa�o si� g�upie, bo prze-
cie� Jessica nie umie nawet przeprosi�, kiedy jej si� odbije,
a c� dopiero powiedzie� �wi�temu Miko�ajowi, co chcia�aby
dosta� na Bo�e Narodzenie...
Za to on umie. Ma ju� trzy i p� roku i jest du�ym ch�opcem,
wszyscy tak m�wi�.
Mama przykucn�a i z u�miechem zajrza�a mu w oczy. Kie-
dy zapyta�a, czy nie chce mu si� siusiu, Douglas potrz�sn��
g�ow�. Mama u�miecha�a si�, ale mia�a zm�czon� twarz
i Douglas si� obawia�, �e je�eli p�jd� teraz do �azienki, to
ca�kiem mo�liwe, �e ju� nie wr�c� do kolejki i wtedy on nie
zobaczy z bliska �wi�tego Miko�aja...
Lekko �cisn�a mu r�k� i powiedzia�a, �e ju� nied�ugo.
Douglas chcia� dosta� pojazd z kolekcji Hot Wheels, G.I. Joe,
gara� firmy Fisher-Price, kilka matchbox�w i du�y, ��ty bul-
do�er, taki sam jak ten, kt�ry jego przyjaciel Mitch dosta� na
urodziny.
Jessica by�a jeszcze za ma�a, �eby bawi� si� prawdziwymi
zabawkami, wi�c dostawa�a tylko takie tam dziewczy�skie
rzeczy, jak �mieszne ubranka i pluszowe zwierzaki. W og�le
dziewczynki by�y raczej nudne, a co dopiero m�wi� o takich
zupe�nie malutkich...
Mimo to Douglas zamierza� wspomnie� �wi�temu Miko-
�ajowi o Jessic�. Chcia�, �eby o niej pami�ta�, kiedy b�dzie
wchodzi� przez komin do ich domu.
Mama rozmawia�a z kim� znajomym, ale Douglas nie s�u-
cha�. Rozmowy doros�ych po prostu go nie interesowa�y,
zw�aszcza teraz, gdy kolejka znowu si� posun�a i wreszcie do-
strzeg� �wi�tego Miko�aja.
�wi�ty by� postawny, nie mo�na powiedzie�. W pierwszej
chwili Douglas troch�, si� go nawet przestraszy�, bo wydawa�o
mu si�, �e na obrazkach w ksi��eczkach i komiksach nie by� a�
taki wielki. Siedzia� na tronie przed swoim warsztatem, otoczo-
ny licznym orszakiem elf�w, renifer�w i ba�wan�w. Wszystko
si� rusza�o - g�owy, ramiona, r�ce i nogi... I wszyscy u�mie-
chali si� bardzo, bardzo szeroko...
�wi�ty Miko�aj mia� okropnie d�ug� brod�, kt�ra prawie za-
s�ania�a mu twarz, a gdy si� roze�mia� - ho, ho, ho - strasznie,
strasznie g�o�no, Douglas poczu� si� tak, jakby jaka� zimna,
pot�na d�o� mocno �cisn�a jego p�cherz.
�wiate�ka b�yska�y, jakie� dziecko zanosi�o si� p�aczem,
elfy si� u�miecha�y, troch� nieprzyjemnie, szczerze m�wi�c...
Douglas zacz�� powtarza� sobie w my�li, �e jest ju� du�ym
ch�opcem, naprawd� du�ym ch�opcem, kt�ry wcale nie boi si�
�wi�tego Miko�aja.
Mama lekko poci�gn�a go za r�k� i powiedzia�a, �eby pod-
szed� do �wi�tego i usiad� mu na kolanach. Ona tak�e si�
u�miecha�a.
Douglas zrobi� jeden krok naprz�d, potem drugi, ale nogi
troch� mu si� trz�s�y. �wi�ty Miko�aj wzi�� go pod pachy
i podni�s�.
Weso�ych �wi�t! By�e� grzecznym ch�opcem?
Przera�enie �cisn�o serce Douglasa jak stalowa obr�cz.
Elfy przysun�y si� bli�ej, czerwony nos Rudolfa b�yska�,
ba�wan zwr�ci� ku niemu wielk�, okr�g�� g�ow� i u�miechn��
si� szeroko i okropnie...
Pot�nie zbudowany m�czyzna w czerwonym kostiumie
mocno trzyma� ch�opca i malutkimi, w�skimi oczami wpatry-
wa� si� w jego twarz.
Dojuglas wrzasn��, szarpn�� si�, spad� z kolan �wi�tego Mi-
ko�aja na pod�og�, bole�nie st�uk� �okie� i zsiusia� si� w majtki.
Ludzie pochylali si� nad nim, ich g�osy tworzy�y tward�, co-
raz ni�sz� kopu��... Douglas skuli� si� i rozp�aka� �a�o�nie.
Nagle tu� przy nim znalaz�a si� mama. Przygarn�a go do
siebie, przytuli�a i powiedzia�a, �e nic si� nie sta�o, wszystko
w porz�dku. Szybko wyj�a chusteczk� i otar�a kilka kropel
krwi, kt�re pociek�y Douglasowi z nosa po zderzeniu z po-
sadzk�.
Poca�owa�a go, pog�aska�a i wcale nie skrzycza�a za to, �e
zmoczy� spodnie. Douglas wtuli� g�ow� w jej brzuch, chwy-
taj�c powietrze otwartymi ustami. Mama obj�a go i podnios�a,
�eby m�g� wygodnie oprze� g�ow� na jej ramieniu.
Mrucz�c pieszczotliwe s�owa, odwr�ci�a si� powoli.
I wtedy krzykn�a. I rzuci�a si� przed siebie, zupe�nie jakby
oszala�a.
Przytulony do niej Douglas spojrza� w d� i zobaczy�, �e
w�zek Jessiki jest pusty.
10
l l
l l',,*,
f \
.t,
CZʌ� I
Wielki ci�ar
Gdziekolwiek staniemy na powierzchni rzeczy,
odkryjemy, ze kto� ju� tam by� przed nami
Henry David Thoreau
T
Budowa na wydzielonym terenie o nazwie Antietam Creek
stan�a w chwili, gdy szufla koparki Billy'ego Youngera wydo-
by�a z ziemi pierwsz� czaszk�.
Dla samego Billy'ego, kt�ry tkwi� w kabinie maszyny, spo-
cony jak ruda mysz w lipcowym upale, by�a to nieprzyjemna
niespodzianka. Jego �ona by�a zdecydowanie przeciwna budo-
wie osiedla na tej dzia�ce i tego ranka jak zwykle ostrym
g�osem wyg�osi�a zwi�z�y wyk�ad na ten temat, podczas gdy
Billy stara� si� zje�� �niadanie w postaci sadzonych jaj z pa-
r�wkami.
Je�li chodzi o Billy'ego, to szczerze m�wi�c, problem zabu-
dowy Antietam Creek g�wno go obchodzi�. Praca to praca,
a poza tym Dolan bardzo przyzwoicie p�aci� swoim ludziom.
Prawie w pe�ni rekompensowa�o to nieustanne narzekania
Missy.
Jej ujadanie odebra�o mu apetyt, a przecie� m�czyzna musi
zje�� porz�dne �niadanie, skoro ma przez reszt� dnia zasuwa�
w pocie czo�a... To, co zd��y� prze�kn��, zanim Missy przy-
pi�a si� do niego, dos�ownie stan�o mu w gardle i teraz kisi�o
si� tam w tym niezno�nym, wilgotnym upale.
Billy wcisn�� hamulec i z przyjemno�ci� pomy�la�, �e przy-
najmniej koparka nie suszy mu g�owy za to, �e stara si� dobrze
wykonywa� swoj� prac�. Nic nie sprawia�o mu wi�kszej satys-
fakcji ni� �wiadomo��, �e wielkie ostrze maszyny raz po raz
g��boko wgryza si� w ziemi�, wyszarpuj�c z niej pot�ne k�sy,
ale wyniesienie ponad powierzchni� sczernia�ej, ziej�cej pusty-
mi oczodo�ami czaszki, kt�ra wydawa�a si� szczerzy� do niego
nieliczne pie�ki z�b�w w bia�ym blasku letniego poranka, to
15
zupe�nie inna sprawa... Wa��cy prawie sto pi�tna�cie kilogra-
m�w Billy wrzasn�� jak przera�ona dziewczyna i zeskoczy�
z siedzenia z lekko�ci� baletnicy.
Koledzy drwili potem z niego przez par� dni, a� wreszcie
Billy musia� rozkwasi� nos najlepszemu kumplowi, aby po-
nownie wzbudzi� we wszystkich szacunek dla swojej m�sko-
�ci. Tak czy inaczej, tego lipcowego ranka rzuci� si� p�dem
przez teren budowy z t� sam� szybko�ci� i determinacj� (i pra-
wie tak� sam� zr�czno�ci�), jakie w latach szkolnych demon-
strowa� na boisku. Kiedy Billy odzyska� oddech i g�os, przeka-
za� wiadomo�� szefowi swojego odcinka, ten za� poszed�
prosto do Ronalda Dolana.
Zanim na miejsce przyby� szeryf, zaciekawieni robotnicy
wydobyli z ziemi jeszcze par� ko�ci. Pos�ano po lekarza s�do-
wego, a zesp� redakcyjny dzia�u wiadomo�ci lokalnej telewi-
zji zjawi� si� na budowie, aby przeprowadzi� wywiad z Billym,
Dolanem i wszystkimi, kt�rzy mieli ochot� wype�ni� czas
przeznaczony na wieczorne informacje.
Wiadomo�� roznios�a si� po mie�cie z szybko�ci� b�yskawi-
cy. Ludzie zacz�li m�wi� o morderstwie, masowym grobie, se-
ryjnych mordercach. Ka�dy robi�, co m�g�, aby do�o�y� swoje
trzy grosze do plotek, gdy wi�c w ko�cu ko�ci zosta�y poddane
ogl�dzinom i szczeg�owym badaniom, i uznane za bardzo sta-
re, cz�� mieszka�c�w nie wiedzia�a, czy cieszy� si� z tego,
czy ubolewa� nad takim rozwi�zaniem problemu.
Jednak dla Dolana, kt�ry mia� za sob� etap pisania poda�
i petycji w sprawie przekszta�cenia dziewiczych pi��dziesi�ciu
akr�w podmok�ego, lesistego gruntu w teren budowlany, wiek
wykopanych ko�ci nie mia� najmniejszego znaczenia - samo
ich istnienie budzi�o w nim podobne uczucia jak wrz�d na sie-
dzeniu.
Kiedy za� dwa dni p�niej Lana Campbell, prawniczka, kt�-
ra niedawno przeprowadzi�a si� do miasteczka, usiad�a po
przeciwnej stronie jego biurka, za�o�y�a nog� na nog� i obda-
rzy�a go pe�nym zadowolenia z siebie u�miechem, Dolan mu-
sia� zmobilizowa� ca�� si�� woli, aby nie wymierzy� jej prawe-
go sierpowego prosto w t� �liczn� buzi�.
- Nakaz s�dowy wydaje mi si� ca�kowicie klarowny i zro-
zumia�y - powiedzia�a, nie przestaj�c si� u�miecha�.
Lana Campbell nale�a�a do grupy najzagorzalszych prze-
ciwnik�w budowy, w tej chwili mia�a wi�c oczywisty pow�d
do satysfakcji.
- Nakaz s�dowy jest zb�dny. Przerwa�em prace, w pe�ni
wsp�pracuj� z policj� i komisj� planowania.
- Wobec tego uznajmy to za dodatkowe zabezpieczenie.
Komisja planowania naszego okr�gu daje ci sze��dziesi�t dni
na sporz�dzenie raportu i przekonanie jej cz�onk�w, �e powi-
niene� kontynuowa� budow�.
- Dobrze znam te wszystkie kruczki, skarbe�ku. Firma Do-
lana buduje domy w okr�gu od czterdziestu sze�ciu lat.
M�wi� do niej �skarbe�ku", �eby j� rozdra�ni�. Poniewa�
obydwoje �wietnie o tym wiedzieli, Lana tylko si� u�miech-
n�a.
- Towarzystwo Historyczne i Ochrony Przyrody poleci�o
mi zaj�� si� t� spraw�, wi�c wykonuj� swoj� prac�. Miejsce
znaleziska odwiedz� w najbli�szych dniach naukowcy z Wy-
dzia��w Archeologii i Antropologii Uniwersytetu Maryland.
Jako reprezentuj�cy ich prawnik, zwracam si� do ciebie, aby�
pozwoli� im usun�� szcz�tki z terenu budowy i podda� je bada-
niom.
- Reprezentuj�cy ich prawnik, adwokat... - Dolan, pot�nie
zbudowany m�czyzna z ogorza�� twarz�, z typowo irlandz-
kimi rysami, odchyli� si� do ty�u w fotelu. Jego g�os ocieka�
sarkazmem. - Zaj�ta z ciebie damulka...
Zatkn�� kciuki za szelki. Dolan zawsze nosi� czerwone szel-
ki i b��kitn� koszul�. Uwa�a� ten str�j za pewnego rodzaju uni-
form, deklaracj� przynale�no�ci do grupy zwyczajnych, ci�ko
pracuj�cych ludzi, tych, kt�rzy w�asnymi r�kami stworzyli
swoje miasto i okr�g. Niezale�nie od sumy, jaka znajdowa�a
si� na jego koncie bankowym, a zna� j� co do centa, by� zdania,
�e nie potrzebuje imponowa� ubiorem. Dolan nadal je�dzi�
zwyk�ym pikapem, oczywi�cie wyprodukowanym w Stanach.
W przeciwie�stwie do tej �adnej prawniczki, urodzi� si�
i wychowa� w Woodsboro i lepiej od niej wiedzia�, czego po-
trzebuj� mieszka�cy miasteczka. Nie mia� te� cienia w�tpliwo-
�ci, �e w�a�nie on najlepiej wie, co jest dobre dla Woodsboro.
By� przecie� cz�owiekiem, kt�ry patrzy� w przysz�o�� i po-
trafi� zadba� o swoje miasto, znajomych i przyjaci�.
17
16
- Oboje mamy ma�o czasu, wi�c przejd�my do rzeczy. -
Lana by�a pewna, �e tym razem uda jej si� zetrze� pe�en sa-
mozadowolenia u�mieszek z twarzy Dolana. - Nie mo�esz
budowa�, zanim miejsce zostanie zbadane, zabezpieczone
i oczyszczone. Naukowcy musz� pobra� pr�bki, aby to zrobi�.
Wszelkie wydobyte z ziemi przedmioty nie przedstawiaj� dla
ciebie �adnej warto�ci. Okazanie ch�ci wsp�pracy w tej spra-
wie pomog�oby poprawi� wizerunek twojej firmy w oczach
opinii publicznej i rozwi�za� problemy, o kt�rych oboje dobrze
wiemy...
- Moim zdaniem, nie s� to �adne problemy. - Dolan roz-
�o�y� du�e, pokryte odciskami d�onie. - Ludzie potrzebuj� do-
m�w, miasto potrzebuje miejsc pracy, a budowa Antietam
Creek spe�nia te potrzeby. Nazywa si� to post�p, paniusiu.
- Trzydzie�ci nowych dom�w. Wi�kszy ruch na drogach,
kt�re nie s� do tego przystosowane, zat�oczone szko�y, utrata
otwartej przestrzeni, czystego powietrza, krajobraz�w...
Jego u�miech i lekcewa��ce zdrobnienie nie doprowadzi�y
Lany do stanu wrzenia, za to powtarzane od d�u�szego czasu
argumenty jak najbardziej. Odetchn�a g��boko i powoli wypu-
�ci�a powietrze z p�uc.
- Miejscowa spo�eczno�� sprzeciwia�a si� rozpocz�ciu tej
budowy w imi� czego�, co nazywa si� jako�ci� �ycia, ale to
inna kwestia - powiedzia�a dobitnie. - Tak czy inaczej, dop�ki
specjali�ci nie zbadaj� ko�ci i nie okre�l� ich wieku, nie masz
prawa ruchu. - Postuka�a palcem w nakaz s�dowy. - Twojej
firmie na pewno zale�y na przyspieszeniu procesu bada�. B�-
dziesz chcia� op�aci� koszty...
- Op�aci�...
No, w�a�nie, pomy�la�a Lana. I kto teraz jest g�r�?
- Jeste� w�a�cicielem terenu, wi�c tak�e i te przedmioty na-
le�� do ciebie. - Zadba�a, by dok�adnie pozna� wszystkie to-
warzysz�ce sprawie okoliczno�ci. - Zdajesz sobie chyba spra-
w�, �e b�dziemy walczy� przeciwko kontynuowaniu budowy,
zasypiemy ci� nakazami s�dowymi i raportami, i nie damy ci
ruszy� z miejsca, a� ta sprawa zostanie ostatecznie rozwi�zana.
Lepiej zap�aci�, panie Dolan - rzuci�a, podnosz�c si� z krzes-
�a. - Twoi prawnicy udziel� ci tej samej rady.
Lana starannie zamkn�a za sob� drzwi biura Dolana i do-
piero wtedy u�miechn�a si� szeroko, od ucha do ucha. Wysz�a
na zewn�trz, odetchn�a dusznym, gor�cym powietrzem i ro-
zejrza�a si� po Main Street.
Z trudem powstrzyma�a si� od wykonania radosnego ta�ca
na �rodku g��wnej ulicy Woodsboro, t�umacz�c sobie, �e jej
pozycja wymaga odpowiednio dystyngowanego zachowania,
ale raz podskoczy�a na chodniku, zupe�nie jak dziesi�cioletnia
dziewczynka. Teraz by�o to jej miasto, jej spo�eczno��, jej
dom... Uzna�a je za swoje, kiedy dwa lata wcze�niej przenios�a
si� tutaj z Baltimore.
Woodsboro by�o przyjemnym miasteczkiem, zanurzonym
w tradycji i historii, �yj�cym ploteczkami, chronionym przed
wielkomiejskim rozrostem obecno�ci� widocznego w oddali
�a�cucha g�r Blue Ridge.
Przeprowadzka do Woodsboro by�a prawdziwym wyzna-
niem wiary i ufno�ci ze strony m�odej kobiety urodzonej i wy-
chowanej w du�ym mie�cie, lecz po stracie m�a Lana nie wy-
obra�a�a sobie dalszego �ycia w Baltimore. �mier� Steve'a
og�uszy�a j� jak pot�ny cios w g�ow�. Min�o ponad p� roku,
nim si� pod�wign�a, wzi�a si� w gar�� i zmobilizowa�a si�y,
aby zmierzy� si� z �yciem.
A �ycie stawia�o okre�lone wymagania, pomy�la�a teraz.
Bardzo t�skni�a za Steve'em, w jej sercu nadal by�a pustka, ko-
lejne dni zia�y ch�odem i rozpacz�, lecz Lana wiedzia�a, �e
musi oddycha� i w miar� normalnie funkcjonowa�. Mia�a prze-
cie� Tylera, swoje dziecko, swojego synka. Sw�j skarb.
Nie mog�a zwr�ci� mu ojca, mog�a jednak do�o�y� wszel-
kich stara�, aby zapewni� spokojne, dobre dzieci�stwo.
I Tyler mia� tutaj do�� miejsca, aby swobodnie biega�, oraz
psa, kt�ry biega� razem z nim. Mia� r�wnie� s�siad�w i przyja-
ci�, no i matk�, gotow� zrobi� wszystko, �eby by� bezpieczny
i szcz�liwy.
Lana spojrza�a na zegarek. Dzi� Tyler wybiera� si� po zaj�-
ciach w przedszkolu do swojego najlepszego przyjaciela, Bro-
cka. Lana postanowi�a, �e za jak�� godzin� zadzwoni do mat-
ki Brocka, Jo. Tak na wszelki wypadek, aby si� upewni�, �e
wszystko jest w porz�dku.
Przystan�a na skrzy�owaniu, czekaj�c na zielone �wiat�o.
Ruch by� niewielki, jak to w ma�ym mie�cie.
18
19
Lana nie wygl�da�a na dziewczyn� z ma�ego miasta. Jeszcze
stosunkowo niedawno starannie dobiera�a stroje, by pasowa�y
do wizerunku ambitnej, robi�cej karier� prawniczki, pracuj�-
cej dla jednej z najwi�kszych kancelarii w Baltimore, potem
za� dosz�a do wniosku, �e co prawda rozpoczyna praktyk�
w prowincjonalnej dziurze, licz�cej zaledwie cztery tysi�ce
mieszka�c�w, ale nie ma �adnego powodu, aby ubiera�a si�
gorzej.
Teraz mia�a na sobie letni kostium z pi�knego, b��kitnego
lnu. Klasyczny kr�j doskonale podkre�la� jej delikatn� budow�
i poczucie estetyki. W�osy, prosta, jasna kurtyna, omiata�y kra-
w�d� delikatnie zarysowanej szcz�ki �adnej, m�odzie�czej twa-
rzy. Mia�a okr�g�e niebieskie oczy, kt�rych wyraz cz�sto myl-
nie brano za naiwno��, lekko zadarty nos i pi�knie wykrojone
wargi.
Wesz�a do �Bezcennych stronic", u�miechn�a si� do sto-
j�cego za kontuarem m�czyzny i wreszcie wykona�a sw�j
zwyci�ski taniec.
Roger Grogan zdj�� okulary do czytania i uni�s� srebrzyste
krzaczaste brwi. By� szczup�ym, pe�nym wigoru siedemdzie-
si�ciopi�ciolatkiem, a jego twarz przywodzi�a Lanie na my�l
przebieg�ego, cho� dobrotliwego krasnoludka.
Ubrany by� w bia�� koszul� z kr�tkimi r�kawami, na czo�o
za� opada�a mu grzywa srebrzy�cie bia�ych w�os�w.
- Wygl�dasz na bardzo zadowolon� z siebie - przem�wi�
chropowatym, niskim g�osem. - Na pewno widzia�a� si� z Ro-
nem Dolanem...
- Dos�ownie przed chwil�! - Lana jeszcze raz okr�ci�a si�
w miejscu i opar�a �okcie na ladzie. - �a�uj, �e nie poszed�e� ze
mn�, Roger. Warto by�o zobaczy� jego twarz...
- Jeste� dla mego zbyt surowa. - Roger pog�aska� palcem
czubek nosa Lany. - Dolan po prostu robi, co musi.
Kiedy Lana przekrzywi�a g�ow� i spojrza�a na niego spod
lekko �ci�gni�tych brwi, Roger si� roze�mia�.
- Nie twierdz� przecie�, �e si� z nim zgadzam - rzek�. -
Ch�opak ma nieco tward� g�ow�, podobnie jak jego ojciec, na-
tomiast nie posiada do�� zdrowego rozs�dku, aby zrozumie�,
�e je�eli jaka� spo�eczno�� jest do tego stopnia podzielona, to
warto powa�nie zastanowi� si� nad przyczyn� tej rozbie�no-
�ci zda�.
- Teraz b�dzie musia� powa�nie si� nad tym zastanowi� -
rzuci�a Lana. - Zbadanie tych ko�ci spowoduje du�e op�nie-
nie budowy osiedla. Je�eli b�dziemy mie� szcz�cie, testy wy-
ka��, �e wykopaliska s� wystarczaj�co stare, aby przyci�gn��
uwag� �rodk�w masowego przekazu, mo�e nawet w skali
ca�ego kraju. Niewykluczone, �e budowa stanie na wiele mie-
si�cy, kto wie, mo�e nawet lat.
- Dolan jest r�wnie uparty jak ty. Ju� i tak uda�o ci si� rzu-
ci� mu kilka k��d pod nogi...
- On twierdzi, �e to, co robi, nazywa si� post�pem - mruk-
n�a Lana.
- I nie jest pod tym wzgl�dem osamotniony.
- Osamotniony czy nie, bardzo si� myli. Nie mo�na rozsa-
dza� dom�w jak sadzonek. Z naszych szacunkowych danych
wynika, �e...
Roger podni�s� d�o�.
- Mnie nie musisz nawraca�, moja droga.
- No, tak... - Lana westchn�a lekko. - Kiedy otrzymamy
wyniki bada� archeologicznych, zobaczymy, co b�dzie. Nie
mog� si� ju� doczeka�. Tak czy inaczej, im wi�ksze op�nienie
budowy, tym wi�ksze straty Dolana. Natomiast my zyskujemy
czas na zebranie odpowiedniej sumy. Mam nadziej�, �e Dolan
przemy�li wszystko i jednak sprzeda teraz teren Towarzystwu
Historycznemu i Ochrony Przyrody.
Lana odgarn�a w�osy za uszy.
- Mo�e pozwolisz zaprosi� si� na lunch, co? - U�miechn�a
si�. - Mogliby�my uczci� dzisiejsze zwyci�stwo.
- A mo�e pozwoli�aby�, �eby jaki� m�ody, przystojny cz�o-
wiek zaprosi� ci� na lunch, co?
- Nie, bo to ty podbi�e� moje serce, nie �aden m�ody, przy-
stojny cz�owiek! - Roze�mia�a si�, �wiadoma, �e przesadza,
ale tylko odrobin�. - Zreszt�, dajmy sobie spok�j z lunchem,
najlepiej spakujmy si� i ucieknijmy razem na Arub�...
Roger zachichota�. Ma�o brakowa�o, a by�by si� zarumieni�.
Straci� �on� w tym samym roku, co Lana m�a i cz�sto si� za-
stanawia�, czy to nie dlatego ��cz�ca ich wi� sta�a si� tak silna.
21
20
Podziwia� inteligencj� Lany, jej up�r w d��eniu do celu,
jej ogromne po�wi�cenie dla syna. Mia� wnuczk�, kt�ra by�a
mniej wi�cej w jej wieku. Tak, mia� wnuczk�, gdzie� w dale-
kim �wiecie...
- Ca�e miasto by oniemia�o, prawda? - Parskn�� �mie-
chem. - By�by to najwi�kszy skandal od chwili, gdy pastora
metodyst�w przy�apano na gor�cym uczynku z dyrygentk�
ch�ru... Niestety, niestety, mam sporo nowych tytu��w, kt�re
musz� wprowadzi� do katalogu. W�a�nie dosta�em przesy�k�
z ksi��kami, wi�c nie mam czasu ani na lunch, ani na wyciecz-
k� na wyspy tropikalne.
- Nie wiedzia�am, �e masz �wie�� dostaw�. To jedna z no-
wych ksi��ek? - Lana wzi�a do r�ki ksi��k� i uwa�nie obej-
rza�a ok�adk�.
Roger zajmowa� si� handlem bia�ymi krukami, a jego malut-
ki sklepik by� �wi�tyni�, w kt�rej oddawa� cze�� rzadko spoty-
kanym, cennym ksi��kom. Wn�trze jak zawsze pachnia�o star�
sk�r�, gazetami i wod� toaletow� Old Spice, kt�rej Roger u�y-
wa� od blisko sze��dziesi�ciu lat.
Antykwariat z ksi��kami nie by� czym� zwyk�ym w tak nie-
wielkim miasteczku jak Woodsboro. Lana wiedzia�a, �e wi�k-
szo�� klient�w Rogera przyje�d�a do niego z daleka, cz�sto
z do�� odleg�ych miejscowo�ci.
- Jest pi�kna - powiedzia�a, g�adz�c palcem sk�rzany
grzbiet. - Gdzie j� znalaz�e�?
- Na wyprzeda�y wielkiej biblioteki w Chicago. - Roger
drgn��, s�ysz�c jaki� d�wi�k na ty�ach sklepu. - Razem z ni�
kupi�em kilka jeszcze cenniejszych...
Otworzy�y si� drzwi oddzielaj�ce sklep i schody od miesz-
kania na pi�trze. Lana ujrza�a, jak twarz Rogera rozja�nia
u�miSch, i odwr�ci�a si�.
Oczy mia� ciemnobr�zowe i w tej chwili chmurne, podobnie
jak wyraz warg, w�osy bardzo ciemne, tu i �wdzie roz�wietlone
s�o�cem, rysy wyraziste, regularne, twarz sk�adaj�c� si� z g��-
bokich dolin i wzg�rz. By�a to twarz stanowi�ca odbicie du-
�ych mo�liwo�ci intelektualnych i si�y woli, pomy�la�a Lana.
Zdolny, b�yskotliwy i uparty - oto, jak oceni�a go na pierwszy
rzut oka. Mo�e jednak przyczyn� jej os�du by�o to, �e w�a�nie
tak opisa� swego wnuka Roger.
Sprawia� wra�enie, jakby dopiero przed chwil� wsta� z ��ka
i w niedba�ym po�piechu wci�gn�� d�insy, ale to sprawia�o, �e
wygl�da� bardzo seksownie.
Po plecach przebieg� jej przyjemny dreszcz, jakiego nie
czu�a ju� od bardzo dawna.
- Doug! - w g�osie Rogera brzmia�a duma, rado�� i mi-
�o��. - Zastanawia�em si� ju�, kiedy zejdziesz na d�. Wybra�e�
odpowiedni moment, ch�opcze. To jest Lana, opowiada�em ci
o niej. Lana Campbell, m�j wnuk, Doug Cullen.
- Mi�o ci� pozna�. - Lana wyci�gn�a r�k�. - Przeprowa-
dzi�am si� do Woodsboro ju� jaki� czas temu, ale jak dot�d nie
by�o nam dane si� spotka�...
U�cisn�� d�o� Lany i spojrza� jej prosto w oczy.
- Jeste� t� prawniczk�, prawda?
- Tak jest, przyznaj� si�. Wpad�am, �eby powiedzie� Roge-
rowi o nowej sytuacji na budowie osiedla Dolana, no i oczy-
wi�cie spr�bowa� go poderwa�. D�ugo zostaniesz w mie�cie?
- Jeszcze nie wiem...
Ma�om�wny facet, pomy�la�a. Trzeba podej�� go z innej
strony.
- Du�o podr�ujesz, kupuj�c i sprzedaj�c stare ksi��ki. -
U�miechn�a si�. - To musi by� fascynuj�ce...
- Lubi� t� prac�.
Znowu chwila milczenia.
- Nie wiem, co zrobi�bym bez Douga - wtr�ci� Roger. - Nie
jestem ju� w stanie je�dzi� tak du�o jak dawniej. Doug ma nos do
tego biznesu, jest urodzonym antykwariuszem. Gdyby nie on,
przeszed�bym ju� na emerytur�, �eby zanudzi� si� na �mier�...
- Macie wsp�lne zainteresowania, co musi dawa� wam obu
mn�stwo satysfakcji, razem prowadzicie firm�. - Poniewa�
Douglas sprawia� wra�enie znudzonego rozmow�, zwr�ci�a si�
do jego dziadka. - C�, Roger, skoro znowu da�e� mi kosza,
najlepiej zrobi�, je�eli wr�c� do pracy. Zobaczymy si� na spo-
tkaniu jutro wieczorem?
- Na pewno.
- Mi�o by�o ci� pozna�, Doug.
- Mnie tak�e. Do zobaczenia.
Kiedy za Lan� zamkn�y si� drzwi, z piersi Rogera wyrwa�o,
si� ci�kie westchnienie. . . ..i
23
22
- Do zobaczenia? Nie sta� ci� na nic wi�cej, chocia� to taka
atrakcyjna kobieta? �amiesz mi serce, ch�opcze.
- Na g�rze nie ma ani grama kawy. Zero kawy, tragedia.
Nie ma kawy, nie ma intelektu. Dobrze, �e nie straci�em umie-
j�tno�ci pos�ugiwania si� prostymi zdaniami.
- W pokoju z ty�u stoi dzbanek �wie�o zaparzonej kawy. -
Roger z niesmakiem wskaza� kciukiem znajduj�ce si� za jego
plecami drzwi. - Ta dziewczyna jest inteligentna, �adna i inte-
resuj�ca - doda� z naciskiem. -1 wolna.
- Nie szukam kobiety. - Doug zmierza� ju� w kierunku
drzwi, g��boko poruszony cudownym aromatem kawy.
Nape�ni� kubek gor�cym napojem, sparzy� j�zyk przy pierw-
szym �yku i odetchn�� z ulg�. Wiedzia�, �e teraz znowu mo�e
spokojnie patrze� w przysz�o��. Poci�gn�� drugi �yk i zerkn��
na dziadka.
- Niez�a laseczka jak na Woodsboro.
- A ju� my�la�em, �e ani ci w g�owie takie przyziemne
sprawy. Przyjrza�e� si� jej?
- Przygl�da� si� a widzie� to dwie r�ne sprawy. - Doug
u�miechn�� si�, co zupe�nie odmieni�o jego twarz.
- Dziewczyna umie si� ubra�, ale to jeszcze nie znaczy, �e
mo�esz nazywa� j� �laseczk�".
- Nie mia�em na my�li nic z�ego. - Douglas nie kry� rozba-
wienia oburzeniem dziadka. - Nie mia�em te� poj�cia, �e to
twoja dziewczyna.
- Gdybym by� teraz w twoim wieku, na pewno by ni� by�a.
- Dziadku, wiek nie ma �adnego znaczenia. - O�ywiony
kaw� Doug obj�� Rogera ramieniem. - Ruszaj do ataku, m�wi�
ci. Nie pogniewasz si�, je�eli p�jd� na g�r�? Musz� doprowa-
dzi� si� do porz�dku i pojecha� do mamy.
- Jasne, jasne... - Roger machn�� r�k�. � Do zobaczenia... �
mrukn��, kiedy Doug poszed� w kierunku schod�w. - Do zoba-
czenia, te� mi co�... �a�osne, naprawd�.
Callie Dunbrook wyssa�a z puszki reszt� dietetycznej pepsi
i znowu skoncentrowa�a si� na zmaganiach z zasadzkami ruchu
ulicznego w Baltimore. �le zaplanowa�a powr�t z Filadelfii,
gdzie przebywa�a na trzymiesi�cznym urlopie naukowym, te-
raz widzia�a to doskonale.
Kiedy jednak odebra�a telefon z pro�b� o konsultacj�, nie
pomy�la�a ani o czasie, jaki poch�onie podr� do Baltimore,
ani o tym, �e mo�e znale�� si� w mie�cie w godzinach szczytu.
Szczerze m�wi�c, dopiero teraz przypomnia�a sobie, jak wy-
gl�da obwodnica Baltimore Beltway w dni powszednie o szes-
nastej pi�tna�cie...
Trudno, musi sobie z tym poradzi�.
Zacz�a od energicznego naci�ni�cia klaksonu i wepchni�cia
swojego starego, ukochanego land-rovera w widniej�cy mi�-
dzy sznurami samochod�w przesmyk, dopasowany raczej do
wymiar�w zabawki ni� sporego wozu, w najmniejszym stopniu
nie przejmuj�c si� losem i uczuciami sun�cego za ni� kierowcy.
Przez siedem tygodni nie uczestniczy�a w �adnych pracach
wykopaliskowych i teraz sama my�l o takiej mo�liwo�ci przy-
prawia�a j� o radosny zawr�t g�owy. Callie zna�a Leo Green-
bauma wystarczaj�co dobrze, aby rozpozna� nut� t�umionego
podniecenia w jego g�osie. I do�� dobrze, by nie w�tpi�, �e Leo
nigdy nie poprosi�by j� o przyjazd do Baltimore, gdyby ko�ci,
jakie mia�a podda� badaniu, nie by�y wyj�tkowo interesuj�cy-
mi ko��mi.
Poniewa� a� do tego ranka nie dotar�y do niej �adne po-
g�oski o znalezisku w stanie Maryland, Callie czu�a, �e musia�o
ono okaza� si� du�� niespodziank� dla jej koleg�w.
Dobry Bo�e, wiele da�aby za nowy projekt... By�a sprag-
niona przyzwoitej, ci�kiej pracy jak pustynia wody. Co tu
ukrywa�, kona�a z nud�w. Mia�a dosy� pisania artyku��w do
naukowych czasopism, czytania tekst�w innych archeolog�w,
drukowanych w tych samych czasopismach, oraz prowadzenia
wyk�ad�w. Jej zdaniem, archeologia nie mia�a nic wsp�lnego
z przesiadywaniem w salach wyk�adowych i publikowaniem
prac. Uwa�a�a, �e zosta�a powo�ana do tego, aby kopa�, mie-
rzy�, pra�y� si� w s�o�cu, ton�� w deszczu i b�ocie i stanowi�
po�ywk� dla komar�w oraz innych insekt�w. W�a�nie tak wy-
obra�a�a sobie raj.
Kiedy stacja radiowa, kt�rej s�ucha�a, zacz�a nadawa� ser-
wis informacyjny, Callie w��czy�a odtwarzacz CD. Wiadomo-
�ci ze �wiata nie mog�y pom�c w wydostaniu si� z paskud-
nych, wielokilometrowych kork�w, natomiast ostry, twardy
rock jak najbardziej.
25
24
Lit
Z g�o�nik�w zagrzmia� utw�r zespo�u Metallica i Callie od
razu poczu�a si� lepiej.
Postuka�a palcami w kierownic�, chwyci�a j� mocniej i prze-
bi�a si� do nast�pnego przesmyku. Jej z�ocistobr�zowe oczy
b�yska�y zadziorme zza ciemnych szkie�. Mia�a d�ugie w�osy,
poniewa� wygodniej by�o �ci�gn�� je gumk� z ty�u i wcisn��
pod czapk� ni� cz�sto przycina�, modelowa� i marnowa� czas
w salonie fryzjerskim. Poza tym posiada�a do�� zdrowej pr�-
no�ci, aby wiedzie�, �e prosta, si�gaj�ca ramion linia w�os�w
koloru miodu podkre�la jej urod�.
Pod�u�ne, migda�owe oczy uwa�nie obserwowa�y �wiat spod
prawie prostych, ciemnych brwi, a twarz, w miar� jak Callie
zbli�a�a si� do trzydziestki, z �adnej stawa�a si� coraz bardziej
atrakcyjna i interesuj�ca. Gdy si� u�miecha�a, w jej opalonych
policzkach i tu� nad prawym k�cikiem ust pojawia�y si� wy-
ra�ne do�eczki.
�agodnie wykrojony podbr�dek bynajmniej nie ujawnia� ce-
chy, kt�r� jej by�y m�� nazywa� bez ogr�dek o�lim uporem.
Z drugiej strony, ona mog�aby dok�adnie to samo powiedzie�
o nim, co zreszt� robi�a przy ka�dej nadarzaj�cej si� okazji.
Lekko nacisn�a peda� hamulca i prawie nie zmniejszaj�c
pr�dko�ci, wjecha�a na parking. Biuro Leonarda G. Greenbau-
ma znajdowa�o si� w dziesi�ciopi�trowym stalowym pudle,
kt�re w oczach Callie nie mia�o kompletnie �adnych zalet este-
tycznych. Dobrze chocia�, �e tutejsze laboratorium badawcze
mog�o poszczyci� si� najlepszymi pracownikami technicznymi
i najlepszym sprz�tem w skali kraju.
Zaparkowa�a na jednym z miejsc dla go�ci, pchn�a drzwicz-
ki i wyskoczy�a prosto na mi�kki, grz�ski asfalt. Co za upa�!
Zanim dotar�a do wej�cia, jej uwi�zione w adidasach stopy za-
cz�y*Si� poci�.
Recepcjonistka zmierzy�a wchodz�c� bacznym spojrzeniem.
Zobaczy�a szczup�� kobiet� o sylwetce lekkoatletki, z twarz�
przes�oni�t� rondem brzydkiego s�omianego kapelusika i ol-
brzymimi ciemnymi okularami w metalowych oprawkach.
- Doktor Dunbrook do doktora Greenbauma - rzuci�a
Calhe.
- Prosz� si� podpisa�, o, tutaj... - Dziewczyna poda�a iden-
tyfikator dla go�cia. - Trzecie pi�tro.
Callie zerkn�a na zegarek i ruszy�a w stron� windy. Doje-
cha�a na miejsce zaledwie czterdzie�ci pi�� minut p�niej, ni�
planowa�a, ale solidny hamburger, kt�ry poch�on�a w drodze,
by� ju� tylko wspomnieniem. Poczu�a g��d. Ciekawe, czy uda
jej si� wyci�gn�� Lea do jakiego� baru...
Po chwili znalaz�a si� na trzecim pi�trze i przedstawi�a si�
nast�pnej recepcjonistce. Tym razem poproszono j�, aby zacze-
ka�a.
Callie pad�a na krzes�o i pomy�la�a, �e z czekaniem radzi so-
bie ostatnio ca�kiem nie�le, na pewno lepiej ni� do niedawna.
W ko�cu czy to jej wina, �e ca�y zapas cierpliwo�ci zwykle zu-
�ywa�a w pracy, w zwi�zku z czym odczuwa�a brak tej cechy
w innych dziedzinach �ycia?
Zreszt�, czym si� tu przejmowa� - mo�e i by�a troch� nie-
cierpliwa, ale co z tego...
Na szcz�cie Leo nie kaza� jej d�ugo czeka�.
Nim si� spostrzeg�a, ju� szed� ku niej szybkim, zabawnym
krokiem. Troch� jak piesek rasy corgi - kr�tkie, mocno umi�-
nione nogi wydawa�y si� wyprzedza� reszt� cia�a. Leo mia�
metr siedemdziesi�t dwa wzrostu, by� o jakie� pi�� centy-
metr�w ni�szy od Callie i chlubi� si� bujn� grzyw� ciemno-
br�zowych w�os�w, kt�re bezwstydnie farbowa�. Szczup�a,
poci�g�a twarz by�a ogorza�a, orzechowe oczy wiecznie zmru-
�one za prostok�tnymi, pozbawionymi oprawek szk�ami. Jak
zwykle ubrany w br�zowe, torbiaste spodnie i koszul� z wy-
gniecionej bawe�ny. Z ka�dej kieszeni wystawa�y jakie� pa-
piery.
Podszed� do Callie i poca�owa� j�- by� jedynym z jej znajo-
mych p�ci m�skiej, kt�remu wolno by�o pozwoli� sobie na taki
gest. ^
- �wietnie wygl�dasz, Blondie.
- Ty te� nie najgorzej.
- Jak tam podr�?
- Okropna - warkn�a. - Lepiej postaraj si�, �ebym nie �a-
�owa�a straconego czasu i nerw�w.
- Och, my�l�, �e me b�dziesz �a�owa�a. Rodzice zdrowi? -
zapyta�, prowadz�c j� do swojego gabinetu.
- Tak, wszystko u nich w porz�dku. Wyrwali si� na dwa ty-
godnie do Maine. Jak Clara?
26
27
Pokr�ci� g�ow� i u�miechn�� si� na my�l o �onie.
- Ma nowe hobby, garncarstwo. Dam g�ow�, �e na Bo�e
Narodzenie dostan� wyj�tkowo paskudny wazon...
- A dzieciaki?
- Ben dalej bawi si� akcjami, a Mellisa staje na g�owie,
�eby po��czy� macierzy�stwo z prac� stomatologa. Sam nie
wiem, jak to mo�liwe, �e taki czubek jak ja ma takie normalne
dzieci...
- To zas�uga Clary - u�wiadomi�a mu, wchodz�c do gabi-
netu.
Spodziewa�a si�, �e Leo zaprowadzi j� do jednego z po-
mieszcze� laboratoryjnych, ale z przyjemno�ci� rozejrza�a si�
po s�onecznym, du�ym pokoju.
- Ju� zapomnia�am, jaki masz tu przytulny k�cik. Nie czu-
jesz potrzeby, �eby wyrwa� si� gdzie� w pole i troch� pogrze-
ba� w ziemi?
- Od czasu do czasu mnie nachodzi, nie da si� tego unik-
n��, ale wtedy ucinam sobie drzemk� i po przebudzeniu znowu
czuj� si� normalnie. Lecz tym razem... Sp�jrz na to.
Leo otworzy� szuflad� biurka i wyj�� z niej ko�� w zaplom-
bowanej torebce. Callie wzi�a znalezisko do r�ki, zatkn�a
ciemne okulary za dekolt koszulki i uwa�nie obejrza�a ko��.
- Wygl�da mi na cz�� ko�ci goleniowej. Bior�c pod uwag�
wielko�� i kszta�t, najprawdopodobniej nale�a�a do m�odej ko-
biety. Bardzo dobrze zachowana.
- Najbli�sze okre�lenie wieku na podstawie ogl�dzin?
- Pochodzi z zachodniej cz�ci Marylandu, tak? Znaleziono
j� na terenie, kt�ry przecina strumie� albo rzeczka, tego jestem
pewna. Wola�abym nie okre�la� wieku na podstawie wst�p-
nych ogl�dzin. Masz pr�bki gleby i raport o sk�adzie warstw
ziem' prawda?
- Jasne. No, Blondie, zaryzykuj.
- Jezu... - Zmarszczy�a brwi, obracaj�c plastikow� torebk�
w palcach. Jedn� stop� zacz�a wybija� o pod�og� jaki� w�asny,
wewn�trzny rytm. - Nie znam tamtego terenu... Na podstawie
wst�pnych ogl�dzin, bez bada�, powiedzia�abym, �e ko�� po-
chodzi z cia�a osoby pogrzebanej trzysta, mo�e pi��set lat
temu, niewykluczone jednak, �e jest starsza. Wszystko zale�y
od rozwarstwienia gleby, g��boko�ci z�� szlamu, ukszta�towa-
ni� terenu... - Siedzia�a nieruchomo, ze wzrokiem utkwionym
w ko�ci. Jej instynkt budzi� si� powoli. - W Marylandzie sto-
czono wiele bitew podczas wojny secesyjnej, prawda? Ale ta
ko�� jest starsza, prawdopodobnie znacznie starsza... Nie nale-
�a�a do jednego z rebeliant�w, o nie...
- Jest starsza, masz racj� - przytakn�� z u�miechem. - Star-
sza o mniej wi�cej pi�� tysi�cy lat...
Callie poderwa�a g�ow� do g�ry i spojrza�a na niego ze zdu-
mieniem.
- Wynik badania metod� rozpadu cz�steczek w�gla -
o�wiadczy�, podsuwaj�c jej teczk�.
Przebieg�a wzrokiem trzy ciasno zadrukowane strony. Zwr�-
ci�a uwag�, �e Leo kaza� wykona� badanie dwukrotnie, na
trzech r�nych pr�bkach. Kiedy znowu podnios�a g�ow�, na
twarzy Lea nadal malowa� si� wariacki u�miech.
- Cholera jasna!-powiedzia�a.
28
Callie zgubi�a si� po drodze do Woodsboro. Leo poda� jej
dok�adne wskaz�wki, ale kiedy ogl�da�a map�, dostrzeg�a
skr�t, to znaczy co�, co powinno by� drog� na skr�ty. Ka�da
logicznie my�l�ca osoba wzi�aby to za skr�t i prawdopodob-
nie w�a�nie na to liczy� podst�pny kartograf.
Callie od dawna mia�a na pie�ku z tw�rcami map.
W zasadzie nie przeszkadza�o jej, �e si� zgubi�a, poniewa�
w ko�cu zawsze znajdowa�a w�a�ciw� drog�, a d�u�szy objazd
pozwoli� troch� zapozna� si� z okolic�.
�agodne, wspaniale zielone wzg�rza wylewa�y si� na roz-
leg�e pola uprawne. Tu i �wdzie spomi�dzy zieleni wyziera�y
srebrzyste ska�y, do z�udzenia przypominaj�ce pot�ne, powy-
krzywiane knykcie i zagi�te ko�ci palc�w.
Id�c za tymi skojarzeniami, pomy�la�a o dawnych, prehisto-
rycznych rolnikach, kt�rzy wydzierali tej ziemi plony za po-
moc� prymitywnych narz�dzi, staraj�c si� uczyni� z tego re-
gionu swoje miejsce.
M�czyzna, kt�ry w�a�nie teraz jecha� przez pole traktorem
firmy John Deere, mia� wobec nich powa�ny d�ug, chocia� na
pewnfo nigdy nie przysz�o mu to do g�owy, kiedy ora� ziemi�,
zasiewa� i zbiera�. W�a�nie dlatego postanowi�a pomy�le�
o nich za niego, w jego imieniu.
Dosz�a do wniosku, �e ta cz�� Mary landu wydaje si� ca�-
kiem przyjemnym miejscem do �ycia i pracy.
Wy�sze wzg�rza poro�ni�te by�y lasem, wspinaj�cym si� ku
jasnob��kitnemu niebu. Stoki pag�rk�w zbiega�y ku dolinom,
doliny wznosi�y si� ku stokom, nadaj�c terenowi ciekawy cha-
rakter, tworz�c cienie i otwieraj�c si� ku nowym przestrzeniom.
S�o�ce wyz�aca�o wysokie po pas zbo�e, wydobywa�o
ca�kiem nowe odcienie z zielonej trawy ��k i l�ni�o na kaszta-
nowej sier�ci zabawnie podskakuj�cego �rebaka. Tu i �wdzie
sta�y stare domy, wzniesione z wydobywanego w okolicy ka-
mienia, a tak�e znacznie nowsze i wi�ksze budynki mieszkalne
oraz segmenty z ceg�y lub gotowych element�w.
Na ogrodzonych metalow� siatk� albo drewnianymi p�otami
��kach pas�y si� znu�one upa�em krowy.
Pola obrze�one by�y lasami, na ich skraju ros�y spl�tane za-
ro�la, krzewy sumaku i dzikiej mimozy. Dalej zaczyna�y si�
pag�rki, miejscami wyra�nie skaliste. Droga wi�a si� i zakr�-
ca�a wzd�u� strumienia, a rosn�ce po obu jej stronach drzewa
tworzy�y hakowate, cieniste sklepienie. Ograniczona wartko
p�yn�cym strumieniem i ostro wznosz�c� si� �cian� granitu
i piaskowca, by�a naturalnym, utworzonym si�ami przyrody
korytarzem.
Callie przejecha�a oko�o pi�tnastu kilometr�w, nie napoty-
kaj�c �adnego samochodu. Chwilami dostrzega�a w�r�d drzew
domy, jedne zbudowane nisko na zboczach, inne stoj�ce tak
blisko drogi, �e gdyby kto� otworzy� drzwi, mog�aby go prawie
dotkn��.
W okolicy nie brakowa�o pi�knych letnich ogrod�w, usia-
nych barwnymi plamami. Wydawa�o si�, �e mieszka�cy tej
cz�ci stanu Maryland maj� szczeg�lne upodobanie do lilii ty-
grysich i malw.
Spostrzeg�a w�a, grubego jak jej r�ka w przegubie, kt�ry
bez po�piechu przemie�ci� si� na drug� stron� drogi, i poma-
ra�czowego jak dojrza�a dynia kota, czaj�cego si� za krzakiem
na zakr�cie. Wystukuj�c palcami jednej d�oni rytm utworu wy-
konywanego przez Dave'a Matthewsa i jego zesp�, zacz�a si�
zastanawia�, jaki by�by wynik spotkania kota z w�em. Po
chwili wahania dosz�a do wniosku, �e postawi�aby na zwyci�-
stwo kota.
Pokona�a zakr�t i zobaczy�a kobiet�, wyjmuj�c� poczt�
z ciemnoszarej skrzynki, ustawionej tu� przy drodze. W�a�ci-
cielka z roztargnieniem unios�a r�k�, pozdrawiaj�c kierowc�
przeje�d�aj�cego auta. Callie odpowiedzia�a takim samym ge-
stem i pomkn�a dalej, mijaj�c kolejne pasma blasku i cie-
nia. Kiedy droga wyprostowa�a si�, przy�pieszy�a, zostawiaj�c
31
30
za sob� farmy, przydro�ny motel i rozsiane po obu stronach
domy.
W miar� jak zbli�a�a si� do granic Woodsboro, domy
mno�y�y si�, lecz tu wydawa�y si� mniejsze. W mie�cie zwol-
ni�a na �wiat�ach, jednych z dw�ch zestaw�w, kt�rymi mog�o
poszczyci� si� Woodsboro, i z ulg� zauwa�y�a pizzeri� na rogu
ulic Main i Mountain Laurel. Tu� obok znajdowa� si� sklep
z alkoholami. Dobrze wiedzie�, pomy�la�a, ruszaj�c na zielo-
nym �wietle.
Przypomniawszy sobie wskaz�wki Lea, skr�ci�a w Main
i skierowa�a si� na zach�d. Stoj�ce po obu stronach ulicy bu-
dynki sprawia�y bardzo solidne wra�enie i niew�tpliwie by�y
stare. Zbudowane z ceg�y i drewna, prawie wszystkie mia�y
urocze, zabudowane ganeczki. Uliczne latarnie wystylizowano
na dawne lampy powozowe, chodniki wybrukowane by�y ceg-
��. Domy zdobi�y wisz�ce doniczki z pi�knymi kwiatami, umo-
cowane na parapetach lub hakach, a tak�e nieruchome przy
bezwietrznej pogodzie narodowe flagi i kolorowe transparenty,
obwieszczaj�ce �wi�ta i uroczysto�ci.
Przechodni�w by�o tu niewielu, nieliczne samochody nie-
spiesznie sun�y ulicami. I dobrze, pomy�la�a Callie. W�a�nie
tak powinno wygl�da� miasteczko na ameryka�skiej prowincji.
Dostrzeg�a kawiarni�, sklep z artyku�ami metalowymi, nie-
wielk� bibliotek� i jeszcze mniejszy antykwariat, kilka ko-
�cio��w, dwa banki oraz kilka przedsi�biorstw i instytucji, re-
klamuj�cych swoje us�ugi ma�ymi, dyskretnymi tablicami
i neonami. Zanim dotar�a do drugich �wiate�, plan zachodniej
cz�ci Woodsboro mia�a ju� w g�owie.
Na skrzy�owaniu skr�ci�a w prawo i wyjecha�a z miasta.
Lasy znowu zbli�y�y si� do drogi, g�ste, cieniste i tajemnicze.
Pokona�a pierwsze wzniesienie, ujrza�a przed sob� g�ry i ju�
wiedzia�a, �e dotar�a na miejsce.
Zwolni�a i zjecha�a na pobocze obok tablicy z napisem:
OSIEDLE MIESZKANIOWE W ANTIETAM CREEK
DOLAN I SYN, FIRMA BUDOWLANA
Callie zatrzyma�a w�z, chwyci�a aparat fotograficzny, zarzu-
ci�a na rami� niewielk� torb� i wysiad�a. Rozejrza�a si� do-
oko�a, badaj�c wzrokiem teren budowy.
Dzia�ka Antietam Creek by�a du�a i s�dz�c po wygl�dzie
wykopanej pod fundamenty ziemi, do�� podmok�a. Drzewa -
stare d�by, wysokie topole i klony ros�y g��wnie od zachodu
i po�udnia, na brzegu strumienia, os�aniaj�c Antietam Creek
przed wzrokiem ciekawskich. Cz�� dzia�ki nie nadawa�a si�
do wykorzystania, poniewa� strumie� rozlewa� si� tam szero-
ko, tworz�c ma�e jeziorko. Z mapki, kt�r� naszkicowa� dla niej
Leo wynika�o, �e jeziorko nosi nazw� Oczko Simona.
Callie pomy�la�a, �e ch�tnie dowiedzia�aby si�, kim by� Si-
mon i dlaczego jeziorko nazwano jego imieniem. Po drugiej
stronie drogi znajdowa�a si� farma - zniszczone zabudowania
gospodarcze, stary dom z kamienia i zardzewia�e, wyra�nie za-
niedbane maszyny. Zauwa�y�a du�ego br�zowego psa, wyci�g-
ni�tego na ziemi pod rzucaj�cym g�sty cie� drzewem. Kiedy
poczu� na sobie jej spojrzenie, podni�s� si� i usiad�, przyja�nie
machaj�c ogonem.
- Nie, nie wstawaj! - odezwa�a si� Callie. - Za gor�co dzi�
na towarzyskie pogaw�dki...
Powietrze pulsowa�o letni� cisz�, na jej niepowtarzalne
brzmienie sk�ada�o si� brz�czenie much, szelest poruszanych
wiatrem li�ci i �d�be� trawy, upa� i samotno��. Callie podnios�a
aparat, zrobi�a kilka zdj�� i mia�a w�a�nie przeskoczy� przez
prowizoryczne ogrodzenie, oddzielaj�ce j� od terenu budowy,
gdy dobieg� j� szum silnika nadje�d�aj�cego samochodu.
Podobnie jak land-rover, by� to w�z z czteroko�owym nap�-
dem, ale jak�e inny od jej ukochanego auta. Samoch�d, kt�ry
zatrzyma� si� na poboczu w pobli�u, nale�a� do tych ma�ych,
zgrabnych i, zdaniem Callie, przeznaczonych dla wdzi�cznych
dziewczynek maszyn, kt�re w ostatnich latach zacz�y powoli
wypiera� z rynku solidne terenowe auta. Ten by� jaskrawoczer-
wony, b�yszcz�cy i czy�ciutki, jakby przed chwil� wyjecha�
z firmowego sklepu.
Kobieta, kt�ra z niego wysiad�a, wygl�da�a podobnie - by�a
dziewcz�ca, niew�tpliwie atrakcyjna i �wie�utka. Z fal� g�ad-
kich, jasnych w�os�w, ubrana w przewiewne ��te spodnie
i top, przywodzi�a na my�l promie� s�o�ca.
- Doktor Dunbrook? - Lana u�miechn�a si� mi�o.
- Zgadza si�. Pani Campbell?
- Tak jest, Lana Campbell. - Kobieta wyci�gn�a r�k�
i z entuzjazmem potrz�sn�a d�oni� Callie. - Bardzo mi mi�o
32
33
pani� pozna�. Przepraszam, �e musia�a pani na mnie czeka�,
ale mia�am drobne komplikacje z pomoc� do dziecka...
- Nic nie szkodzi, przyjecha�am dos�ownie przed chwil�.
- Cieszymy si�, �e znaleziskiem z Antietam Greek wreszcie
zainteresowa� si� kto� o pani reputacji i do�wiadczeniu. Nie,
nie. - Lana potrz�sn�a g�ow�, widz�c uniesione brwi Callie. -
Wcze�niej nigdy o pani nie s�ysza�am, przyznaj� si� od razu.
W og�le prawie nic nie wiem o badaniach archeologicznych,
ale ucz� si�, i to szybko... - Spojrza�a na odgrodzony grubym
sznurem fragment terenu. - Kiedy dowiedzieli�my si�, �e te
ko�ci maj� kilka tysi�cy lat...
- �My", to znaczy stowarzyszenie historyczne i przyrodni-
cze, kt�re pani reprezentuje? - wesz�a jej w s�owo Callie.
- Tak. W tej cz�ci okr�gu znajduje si� kilka miejsc
o szczeg�lnym znaczeniu historycznym, ze wzgl�du na wojn�
secesyjn�, wojn� o niepodleg�o�� Stan�w, kultur� rdzennych
mieszka�c�w Ameryki. � Lana odgarn�a w�osy za ucho czub-
kiem palca i Callie dostrzeg�a b�ysk obr�czki na r�ce. - Towa-
rzystwo Historyczne i Ochrony Przyrody oraz du�a grupa
mieszka�c�w Woodsboro i okolicznych teren�w od pewnego
czasu wsp�lnie walcz� przeciwko budowie tego osiedla. Poten-
cjalne problemy, jakie pojawi� si� w wyniku powstania oko�o
trzydziestu nowych dom�w mieszkalnych, a co za tym idzie
mniej wi�cej pi��dziesi�ciu samochod�w, pi��dziesi�ciorga
dzieci, kt�rym trzeba b�dzie zapewni� godziwe warunki do
nauki i...
Callie podnios�a r�k�.
- Nie musi mnie pani przekonywa�, zreszt� polityka lokal-
na to nie moja sprawa. Przyjecha�am, �eby dokona� wst�pnych
ogl�dzin terenu pod wykopaliska, oczywi�cie za zezwoleniem
inwestora, czyli w�a�ciciela firmy Dolan, kt�ry wyra�a ch��
wsp�pracy, przynajmniej na razie.
- Nie na d�ugo. - Lana zacisn�a usta. - Dolanowi zale�y na
doprowadzeniu budowy do ko�ca. Utopi� ju� w tej inwestycji
mn�stwo pieni�dzy, podpisa� nawet umowy sprzeda�y na trzy
domy, wi�c sama pani rozumie, �e...
- To tak�e nie m�j problem - przerwa�a jej Callie, przeska-
kuj�c przez p�ot. - Mog� natomiast zapewni�, �e Dolan b�dzie
mia� k�opoty, je�eli spr�buje zablokowa� czy utrudnia� prace
wykopaliskowe. Mo�e woli pani poczeka� na mnie tutaj? Teren
jest b�otnisty, zabrudzi pani buty...
Lana zawaha�a si�, smutnym spojrzeniem zmierzy�a ulubio-
ne sanda�y i ostro�nie przesz�a za Callie na drug� stron� ogro-
dzenia.
- Powie mi pani co� o ca�ym tym przedsi�wzi�ciu? Co b�-
dziecie tutaj robili?
- W tej chwili zamierzam troch� si� rozejrze�, zrobi� zdj�-
cia, pobra� par� pr�bek, naturalnie tak�e za zgod� w�