7048

Szczegóły
Tytuł 7048
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7048 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7048 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7048 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

NORAJT ROBERTS WI�ZY KRWI Z angielskiego prze�o�y�a Dobrza�ska-Gadowska �wiat Ksi��ki l Tytu� orygina�u BIRTHRIGHT Projekt ok�adki Ma�gorzata Karkowska Zdj�cia na ok�adce Flash Press Media Redaktor prowadz�cy Ewa Niepok�lczycka Redakcja Hanna Smoli�ska Korekta Joanna �azowska Bo�enna Burzy�ska Wszystkie postacie w tej ksi��ce s� fikcyjne. Jakiekolwiek podobie�stwo do zdarze�, miejsc i os�b - �ywych czy umar�ych jest ca�kowicie przypadkowe. xr2t..u^'3^ Copyright � 2003 by Nora Roberts Ali rights reserved Copyright � forthe Polish translation by Anna Dobrza�ska-Gadowska, 2003 �wiat Ksi��ki Warszawa 2004 Sk�ad i �amanie Joanna Duchnowska Druk i oprawa GGP Media, P�Bneck i& ISBN 83-7311-907-8 Nr 4059 Dla ukochanej Kayli, nowego �wiat�a mojego �ycia. Nie potrafi� zliczy� swoich �ycze� dla Ciebie, wi�c przede wszystkim i po prostu �ycz� Ci mi�o�ci. Cala magia i rzeczywisto�� �ycia, wszystko, co naprawd� si� liczy, bierze si� w�a�nie z mi�o�ci. Prolog Ten, kto daje dziecku zabawk�, Sprawia, �e dzwonki dzwoni� w�r�d niebia�skich ulic, Lecz ten, kto daje dziecku dom, Buduj e pal�ce w Kr�lestwie, kt�re nadchodzi, Ta za�, kt�ra daje dziecku �ycie, Sprowadza Zbawiciela z powrotem na Ziemi�. John Masefield Poznaj siebie. Inskrypcja na murach �wi�tyni Apollina w Delfach 12 grudnia 1974 roku Douglas Edward Cullen bardzo chcia� siusiu. Zdenerwowa- nie, ekscytacja i cola, kt�r� w McDonaldzie popi� hamburgera i frytki, zam�wione przez mam� w nagrod� za grzeczne zacho- wanie, w du�ej mierze przyczyni�y si� do tego, i� p�cherz trzy- letniego ch�opca z trudem wytrzymywa� parcie. Douglas przest�powa� wi�c z nogi na nog�, ofiara wysubli- mowanej tortury. Serce �omota�o mu w piersi i czu�, �e je�eli zaraz nie zacznie g�o�no krzycze� lub biega� w t� i z powro- tem, po prostu eksploduje. Douglas uwielbia� ogl�da� eksplozje na ekranie telewizora. Tak czy inaczej, mama powiedzia�a mu, �e musi by� grzecz- ny. �wi�ty Miko�aj doskonale wiedzia�, kt�rzy mali ch�opcy s� grzeczni, a kt�rzy nie, i tym ostatnim wk�ada� do skarpety bry�ki w�gla zamiast zabawek. Taki ju� mia� przykry zwy- czaj... Douglas nie bardzo wiedzia�, co to jest w�giel, ale bar- dzo, bardzo zale�a�o mu na nowych zabawkach. W�a�nie dla- tego krzycza� i biega� tylko w my�lach, nie naprawd�. Nauczy� go tego tata, aby ch�opiec radzi� sobie w trudnych sytuacjach, wymagaj�cych specjalnej dawki grzeczno�ci. Wielki ba�wan, kt�ry sta� tu� obok, u�miechn�� si� do niego. Ba�wan by� bardzo gruby, jeszcze grubszy ni� ciocia Lucy. Douglas nie mia� zielonego poj�cia, co jedz� ba�wany, ale ten z pewno�ci� niczego sobie nie �a�owa�. Jaskrawoczerwony nos Rudolfa, ulubionego renifera Doug- lasa, zapala� si� i gas� raz po raz, a� przed oczami ch�opca za- cz�y ta�czy� czerwone plamki. Usi�owa� liczy� je w taki sam spos�b, jak robi� to Hrabia, jeden z bohater�w Ulicy Sezamko- wej. Raz, dwa, trzy! Trzy czerwone plamki! Ha, ha, ha! Nieste- ty, zbyt wielkie podniecenie sprawi�o, �e zacz�o go mdli�. W centrum handlowym panowa� straszny ha�as, rozlegaj�ce si� z g�o�nik�w kol�dy i gwiazdkowe piosenki niecierpliwi- �y Douglasa, podobnie jak okrzyki innych dzieci i p�acz nie- mowl�t. Douglas wiedzia� wszystko o niemowl�tach, poniewa� od trzech miesi�cy mia� ma�� siostrzyczk�. Kiedy takie dziecia- ki p�aka�y, nale�a�o trzyma� je na r�kach i chodzi� z nimi po pokoju, najlepiej �piewaj�c piosenki, albo ko�ysa� si� z nimi w fotelu na biegunach i poklepywa� po pleckach, czekaj�c, a� im si� odbije. Niemowl�tom zwykle odbija�o si� bardzo g�o�no, ale nikt nie wymaga� od nich, �eby za to przeprasza�y. A dlaczego? Dlatego, �e niemowl�ta nie umiej� m�wi�! Proste, prawda? Na szcz�cie w tej chwili Jessica nie p�aka�a, tylko spokoj- nie spa�a w w�zku. W czerwonej sukieneczce z tym czym� bia�ym i falbaniastym, naszytym z przodu, wygl�da�a zupe�nie jak lalka. Babcia nazywa�a Jessic� swoj� ma�� laleczk�, ale czasami Jessica dar�a si� wniebog�osy i wtedy jej buzia stawa�a si� czerwona i pomarszczona. Kiedy ju� zacz�a, nic nie mog�o jej uspokoi�, ani �piewanie, ani spacery po pokoju, ani hu�tanie w fotelu na biegunach. Douglas by� zdania, �e wtedy wcale nie wygl�da�a jak lalka, ale jak w�ciek�y, rozwrzeszczany potw�r. Gdy tak si� zacho- wywa�a, mama by�a zbyt zm�czona, aby si� z nim bawi�. Wcze�niej, zanim Jessica dosta�a si� do jej brzucha, nigdy nie by�a zbyt zm�czona... Cfasami Douglasowi wcale si� nie podoba�o, �e ma m�odsz� siostr�, kt�ra ryczy, wali kup� w pieluch� i m�czy mamusi�, ale zwykle Jessica by�a raczej w porz�dku. Lubi� na ni� patrze� i z rozbawieniem obserwowa�, jak wymachuje n�kami w po- wietrzu, a kiedy �apa�a go za palec, �mia� si� na ca�e gard�o. Babcia cz�sto mu powtarza�a, �e musi si� opiekowa� Jes- sica, bo w�a�nie takie jest zadanie starszych braci. Douglas przej�� si� tym do tego stopnia, �e zdarza�o mu si� zasypia� na pod�odze obok ��eczka ma�ej, tak na wszelki wypadek, gdyby jakie� mieszkaj�ce w szafie potwory chcia�y j� w nocy po�re�, zawsze jednak budzi� si� rano we w�asnym ��ku i wtedy za- stanawia� si�, czy to wszystko mu si� przypadkiem nie przy- �ni�o. Kolejka przesun�a si� do przodu i Douglas z pewnym nie- pokojem zerkn�� na u�miechni�te elfy, kr�c�ce si� w pobli�u �wi�tego Miko�aja. Nie zrobi�y na nim szczeg�lnie dobrego wra�enia, zupe�nie jak Jessica, kiedy si� wydziera�a... Je�eli Jessica si� nie obudzi, �wi�ty Miko�aj nie we�mie jej na kolana. Mama wystroi�a j� w czerwon� sukienk� specjal- nie na t� okazj�, co Douglasowi wydawa�o si� g�upie, bo prze- cie� Jessica nie umie nawet przeprosi�, kiedy jej si� odbije, a c� dopiero powiedzie� �wi�temu Miko�ajowi, co chcia�aby dosta� na Bo�e Narodzenie... Za to on umie. Ma ju� trzy i p� roku i jest du�ym ch�opcem, wszyscy tak m�wi�. Mama przykucn�a i z u�miechem zajrza�a mu w oczy. Kie- dy zapyta�a, czy nie chce mu si� siusiu, Douglas potrz�sn�� g�ow�. Mama u�miecha�a si�, ale mia�a zm�czon� twarz i Douglas si� obawia�, �e je�eli p�jd� teraz do �azienki, to ca�kiem mo�liwe, �e ju� nie wr�c� do kolejki i wtedy on nie zobaczy z bliska �wi�tego Miko�aja... Lekko �cisn�a mu r�k� i powiedzia�a, �e ju� nied�ugo. Douglas chcia� dosta� pojazd z kolekcji Hot Wheels, G.I. Joe, gara� firmy Fisher-Price, kilka matchbox�w i du�y, ��ty bul- do�er, taki sam jak ten, kt�ry jego przyjaciel Mitch dosta� na urodziny. Jessica by�a jeszcze za ma�a, �eby bawi� si� prawdziwymi zabawkami, wi�c dostawa�a tylko takie tam dziewczy�skie rzeczy, jak �mieszne ubranka i pluszowe zwierzaki. W og�le dziewczynki by�y raczej nudne, a co dopiero m�wi� o takich zupe�nie malutkich... Mimo to Douglas zamierza� wspomnie� �wi�temu Miko- �ajowi o Jessic�. Chcia�, �eby o niej pami�ta�, kiedy b�dzie wchodzi� przez komin do ich domu. Mama rozmawia�a z kim� znajomym, ale Douglas nie s�u- cha�. Rozmowy doros�ych po prostu go nie interesowa�y, zw�aszcza teraz, gdy kolejka znowu si� posun�a i wreszcie do- strzeg� �wi�tego Miko�aja. �wi�ty by� postawny, nie mo�na powiedzie�. W pierwszej chwili Douglas troch�, si� go nawet przestraszy�, bo wydawa�o mu si�, �e na obrazkach w ksi��eczkach i komiksach nie by� a� taki wielki. Siedzia� na tronie przed swoim warsztatem, otoczo- ny licznym orszakiem elf�w, renifer�w i ba�wan�w. Wszystko si� rusza�o - g�owy, ramiona, r�ce i nogi... I wszyscy u�mie- chali si� bardzo, bardzo szeroko... �wi�ty Miko�aj mia� okropnie d�ug� brod�, kt�ra prawie za- s�ania�a mu twarz, a gdy si� roze�mia� - ho, ho, ho - strasznie, strasznie g�o�no, Douglas poczu� si� tak, jakby jaka� zimna, pot�na d�o� mocno �cisn�a jego p�cherz. �wiate�ka b�yska�y, jakie� dziecko zanosi�o si� p�aczem, elfy si� u�miecha�y, troch� nieprzyjemnie, szczerze m�wi�c... Douglas zacz�� powtarza� sobie w my�li, �e jest ju� du�ym ch�opcem, naprawd� du�ym ch�opcem, kt�ry wcale nie boi si� �wi�tego Miko�aja. Mama lekko poci�gn�a go za r�k� i powiedzia�a, �eby pod- szed� do �wi�tego i usiad� mu na kolanach. Ona tak�e si� u�miecha�a. Douglas zrobi� jeden krok naprz�d, potem drugi, ale nogi troch� mu si� trz�s�y. �wi�ty Miko�aj wzi�� go pod pachy i podni�s�. Weso�ych �wi�t! By�e� grzecznym ch�opcem? Przera�enie �cisn�o serce Douglasa jak stalowa obr�cz. Elfy przysun�y si� bli�ej, czerwony nos Rudolfa b�yska�, ba�wan zwr�ci� ku niemu wielk�, okr�g�� g�ow� i u�miechn�� si� szeroko i okropnie... Pot�nie zbudowany m�czyzna w czerwonym kostiumie mocno trzyma� ch�opca i malutkimi, w�skimi oczami wpatry- wa� si� w jego twarz. Dojuglas wrzasn��, szarpn�� si�, spad� z kolan �wi�tego Mi- ko�aja na pod�og�, bole�nie st�uk� �okie� i zsiusia� si� w majtki. Ludzie pochylali si� nad nim, ich g�osy tworzy�y tward�, co- raz ni�sz� kopu��... Douglas skuli� si� i rozp�aka� �a�o�nie. Nagle tu� przy nim znalaz�a si� mama. Przygarn�a go do siebie, przytuli�a i powiedzia�a, �e nic si� nie sta�o, wszystko w porz�dku. Szybko wyj�a chusteczk� i otar�a kilka kropel krwi, kt�re pociek�y Douglasowi z nosa po zderzeniu z po- sadzk�. Poca�owa�a go, pog�aska�a i wcale nie skrzycza�a za to, �e zmoczy� spodnie. Douglas wtuli� g�ow� w jej brzuch, chwy- taj�c powietrze otwartymi ustami. Mama obj�a go i podnios�a, �eby m�g� wygodnie oprze� g�ow� na jej ramieniu. Mrucz�c pieszczotliwe s�owa, odwr�ci�a si� powoli. I wtedy krzykn�a. I rzuci�a si� przed siebie, zupe�nie jakby oszala�a. Przytulony do niej Douglas spojrza� w d� i zobaczy�, �e w�zek Jessiki jest pusty. 10 l l l l',,*, f \ .t, CZʌ� I Wielki ci�ar Gdziekolwiek staniemy na powierzchni rzeczy, odkryjemy, ze kto� ju� tam by� przed nami Henry David Thoreau T Budowa na wydzielonym terenie o nazwie Antietam Creek stan�a w chwili, gdy szufla koparki Billy'ego Youngera wydo- by�a z ziemi pierwsz� czaszk�. Dla samego Billy'ego, kt�ry tkwi� w kabinie maszyny, spo- cony jak ruda mysz w lipcowym upale, by�a to nieprzyjemna niespodzianka. Jego �ona by�a zdecydowanie przeciwna budo- wie osiedla na tej dzia�ce i tego ranka jak zwykle ostrym g�osem wyg�osi�a zwi�z�y wyk�ad na ten temat, podczas gdy Billy stara� si� zje�� �niadanie w postaci sadzonych jaj z pa- r�wkami. Je�li chodzi o Billy'ego, to szczerze m�wi�c, problem zabu- dowy Antietam Creek g�wno go obchodzi�. Praca to praca, a poza tym Dolan bardzo przyzwoicie p�aci� swoim ludziom. Prawie w pe�ni rekompensowa�o to nieustanne narzekania Missy. Jej ujadanie odebra�o mu apetyt, a przecie� m�czyzna musi zje�� porz�dne �niadanie, skoro ma przez reszt� dnia zasuwa� w pocie czo�a... To, co zd��y� prze�kn��, zanim Missy przy- pi�a si� do niego, dos�ownie stan�o mu w gardle i teraz kisi�o si� tam w tym niezno�nym, wilgotnym upale. Billy wcisn�� hamulec i z przyjemno�ci� pomy�la�, �e przy- najmniej koparka nie suszy mu g�owy za to, �e stara si� dobrze wykonywa� swoj� prac�. Nic nie sprawia�o mu wi�kszej satys- fakcji ni� �wiadomo��, �e wielkie ostrze maszyny raz po raz g��boko wgryza si� w ziemi�, wyszarpuj�c z niej pot�ne k�sy, ale wyniesienie ponad powierzchni� sczernia�ej, ziej�cej pusty- mi oczodo�ami czaszki, kt�ra wydawa�a si� szczerzy� do niego nieliczne pie�ki z�b�w w bia�ym blasku letniego poranka, to 15 zupe�nie inna sprawa... Wa��cy prawie sto pi�tna�cie kilogra- m�w Billy wrzasn�� jak przera�ona dziewczyna i zeskoczy� z siedzenia z lekko�ci� baletnicy. Koledzy drwili potem z niego przez par� dni, a� wreszcie Billy musia� rozkwasi� nos najlepszemu kumplowi, aby po- nownie wzbudzi� we wszystkich szacunek dla swojej m�sko- �ci. Tak czy inaczej, tego lipcowego ranka rzuci� si� p�dem przez teren budowy z t� sam� szybko�ci� i determinacj� (i pra- wie tak� sam� zr�czno�ci�), jakie w latach szkolnych demon- strowa� na boisku. Kiedy Billy odzyska� oddech i g�os, przeka- za� wiadomo�� szefowi swojego odcinka, ten za� poszed� prosto do Ronalda Dolana. Zanim na miejsce przyby� szeryf, zaciekawieni robotnicy wydobyli z ziemi jeszcze par� ko�ci. Pos�ano po lekarza s�do- wego, a zesp� redakcyjny dzia�u wiadomo�ci lokalnej telewi- zji zjawi� si� na budowie, aby przeprowadzi� wywiad z Billym, Dolanem i wszystkimi, kt�rzy mieli ochot� wype�ni� czas przeznaczony na wieczorne informacje. Wiadomo�� roznios�a si� po mie�cie z szybko�ci� b�yskawi- cy. Ludzie zacz�li m�wi� o morderstwie, masowym grobie, se- ryjnych mordercach. Ka�dy robi�, co m�g�, aby do�o�y� swoje trzy grosze do plotek, gdy wi�c w ko�cu ko�ci zosta�y poddane ogl�dzinom i szczeg�owym badaniom, i uznane za bardzo sta- re, cz�� mieszka�c�w nie wiedzia�a, czy cieszy� si� z tego, czy ubolewa� nad takim rozwi�zaniem problemu. Jednak dla Dolana, kt�ry mia� za sob� etap pisania poda� i petycji w sprawie przekszta�cenia dziewiczych pi��dziesi�ciu akr�w podmok�ego, lesistego gruntu w teren budowlany, wiek wykopanych ko�ci nie mia� najmniejszego znaczenia - samo ich istnienie budzi�o w nim podobne uczucia jak wrz�d na sie- dzeniu. Kiedy za� dwa dni p�niej Lana Campbell, prawniczka, kt�- ra niedawno przeprowadzi�a si� do miasteczka, usiad�a po przeciwnej stronie jego biurka, za�o�y�a nog� na nog� i obda- rzy�a go pe�nym zadowolenia z siebie u�miechem, Dolan mu- sia� zmobilizowa� ca�� si�� woli, aby nie wymierzy� jej prawe- go sierpowego prosto w t� �liczn� buzi�. - Nakaz s�dowy wydaje mi si� ca�kowicie klarowny i zro- zumia�y - powiedzia�a, nie przestaj�c si� u�miecha�. Lana Campbell nale�a�a do grupy najzagorzalszych prze- ciwnik�w budowy, w tej chwili mia�a wi�c oczywisty pow�d do satysfakcji. - Nakaz s�dowy jest zb�dny. Przerwa�em prace, w pe�ni wsp�pracuj� z policj� i komisj� planowania. - Wobec tego uznajmy to za dodatkowe zabezpieczenie. Komisja planowania naszego okr�gu daje ci sze��dziesi�t dni na sporz�dzenie raportu i przekonanie jej cz�onk�w, �e powi- niene� kontynuowa� budow�. - Dobrze znam te wszystkie kruczki, skarbe�ku. Firma Do- lana buduje domy w okr�gu od czterdziestu sze�ciu lat. M�wi� do niej �skarbe�ku", �eby j� rozdra�ni�. Poniewa� obydwoje �wietnie o tym wiedzieli, Lana tylko si� u�miech- n�a. - Towarzystwo Historyczne i Ochrony Przyrody poleci�o mi zaj�� si� t� spraw�, wi�c wykonuj� swoj� prac�. Miejsce znaleziska odwiedz� w najbli�szych dniach naukowcy z Wy- dzia��w Archeologii i Antropologii Uniwersytetu Maryland. Jako reprezentuj�cy ich prawnik, zwracam si� do ciebie, aby� pozwoli� im usun�� szcz�tki z terenu budowy i podda� je bada- niom. - Reprezentuj�cy ich prawnik, adwokat... - Dolan, pot�nie zbudowany m�czyzna z ogorza�� twarz�, z typowo irlandz- kimi rysami, odchyli� si� do ty�u w fotelu. Jego g�os ocieka� sarkazmem. - Zaj�ta z ciebie damulka... Zatkn�� kciuki za szelki. Dolan zawsze nosi� czerwone szel- ki i b��kitn� koszul�. Uwa�a� ten str�j za pewnego rodzaju uni- form, deklaracj� przynale�no�ci do grupy zwyczajnych, ci�ko pracuj�cych ludzi, tych, kt�rzy w�asnymi r�kami stworzyli swoje miasto i okr�g. Niezale�nie od sumy, jaka znajdowa�a si� na jego koncie bankowym, a zna� j� co do centa, by� zdania, �e nie potrzebuje imponowa� ubiorem. Dolan nadal je�dzi� zwyk�ym pikapem, oczywi�cie wyprodukowanym w Stanach. W przeciwie�stwie do tej �adnej prawniczki, urodzi� si� i wychowa� w Woodsboro i lepiej od niej wiedzia�, czego po- trzebuj� mieszka�cy miasteczka. Nie mia� te� cienia w�tpliwo- �ci, �e w�a�nie on najlepiej wie, co jest dobre dla Woodsboro. By� przecie� cz�owiekiem, kt�ry patrzy� w przysz�o�� i po- trafi� zadba� o swoje miasto, znajomych i przyjaci�. 17 16 - Oboje mamy ma�o czasu, wi�c przejd�my do rzeczy. - Lana by�a pewna, �e tym razem uda jej si� zetrze� pe�en sa- mozadowolenia u�mieszek z twarzy Dolana. - Nie mo�esz budowa�, zanim miejsce zostanie zbadane, zabezpieczone i oczyszczone. Naukowcy musz� pobra� pr�bki, aby to zrobi�. Wszelkie wydobyte z ziemi przedmioty nie przedstawiaj� dla ciebie �adnej warto�ci. Okazanie ch�ci wsp�pracy w tej spra- wie pomog�oby poprawi� wizerunek twojej firmy w oczach opinii publicznej i rozwi�za� problemy, o kt�rych oboje dobrze wiemy... - Moim zdaniem, nie s� to �adne problemy. - Dolan roz- �o�y� du�e, pokryte odciskami d�onie. - Ludzie potrzebuj� do- m�w, miasto potrzebuje miejsc pracy, a budowa Antietam Creek spe�nia te potrzeby. Nazywa si� to post�p, paniusiu. - Trzydzie�ci nowych dom�w. Wi�kszy ruch na drogach, kt�re nie s� do tego przystosowane, zat�oczone szko�y, utrata otwartej przestrzeni, czystego powietrza, krajobraz�w... Jego u�miech i lekcewa��ce zdrobnienie nie doprowadzi�y Lany do stanu wrzenia, za to powtarzane od d�u�szego czasu argumenty jak najbardziej. Odetchn�a g��boko i powoli wypu- �ci�a powietrze z p�uc. - Miejscowa spo�eczno�� sprzeciwia�a si� rozpocz�ciu tej budowy w imi� czego�, co nazywa si� jako�ci� �ycia, ale to inna kwestia - powiedzia�a dobitnie. - Tak czy inaczej, dop�ki specjali�ci nie zbadaj� ko�ci i nie okre�l� ich wieku, nie masz prawa ruchu. - Postuka�a palcem w nakaz s�dowy. - Twojej firmie na pewno zale�y na przyspieszeniu procesu bada�. B�- dziesz chcia� op�aci� koszty... - Op�aci�... No, w�a�nie, pomy�la�a Lana. I kto teraz jest g�r�? - Jeste� w�a�cicielem terenu, wi�c tak�e i te przedmioty na- le�� do ciebie. - Zadba�a, by dok�adnie pozna� wszystkie to- warzysz�ce sprawie okoliczno�ci. - Zdajesz sobie chyba spra- w�, �e b�dziemy walczy� przeciwko kontynuowaniu budowy, zasypiemy ci� nakazami s�dowymi i raportami, i nie damy ci ruszy� z miejsca, a� ta sprawa zostanie ostatecznie rozwi�zana. Lepiej zap�aci�, panie Dolan - rzuci�a, podnosz�c si� z krzes- �a. - Twoi prawnicy udziel� ci tej samej rady. Lana starannie zamkn�a za sob� drzwi biura Dolana i do- piero wtedy u�miechn�a si� szeroko, od ucha do ucha. Wysz�a na zewn�trz, odetchn�a dusznym, gor�cym powietrzem i ro- zejrza�a si� po Main Street. Z trudem powstrzyma�a si� od wykonania radosnego ta�ca na �rodku g��wnej ulicy Woodsboro, t�umacz�c sobie, �e jej pozycja wymaga odpowiednio dystyngowanego zachowania, ale raz podskoczy�a na chodniku, zupe�nie jak dziesi�cioletnia dziewczynka. Teraz by�o to jej miasto, jej spo�eczno��, jej dom... Uzna�a je za swoje, kiedy dwa lata wcze�niej przenios�a si� tutaj z Baltimore. Woodsboro by�o przyjemnym miasteczkiem, zanurzonym w tradycji i historii, �yj�cym ploteczkami, chronionym przed wielkomiejskim rozrostem obecno�ci� widocznego w oddali �a�cucha g�r Blue Ridge. Przeprowadzka do Woodsboro by�a prawdziwym wyzna- niem wiary i ufno�ci ze strony m�odej kobiety urodzonej i wy- chowanej w du�ym mie�cie, lecz po stracie m�a Lana nie wy- obra�a�a sobie dalszego �ycia w Baltimore. �mier� Steve'a og�uszy�a j� jak pot�ny cios w g�ow�. Min�o ponad p� roku, nim si� pod�wign�a, wzi�a si� w gar�� i zmobilizowa�a si�y, aby zmierzy� si� z �yciem. A �ycie stawia�o okre�lone wymagania, pomy�la�a teraz. Bardzo t�skni�a za Steve'em, w jej sercu nadal by�a pustka, ko- lejne dni zia�y ch�odem i rozpacz�, lecz Lana wiedzia�a, �e musi oddycha� i w miar� normalnie funkcjonowa�. Mia�a prze- cie� Tylera, swoje dziecko, swojego synka. Sw�j skarb. Nie mog�a zwr�ci� mu ojca, mog�a jednak do�o�y� wszel- kich stara�, aby zapewni� spokojne, dobre dzieci�stwo. I Tyler mia� tutaj do�� miejsca, aby swobodnie biega�, oraz psa, kt�ry biega� razem z nim. Mia� r�wnie� s�siad�w i przyja- ci�, no i matk�, gotow� zrobi� wszystko, �eby by� bezpieczny i szcz�liwy. Lana spojrza�a na zegarek. Dzi� Tyler wybiera� si� po zaj�- ciach w przedszkolu do swojego najlepszego przyjaciela, Bro- cka. Lana postanowi�a, �e za jak�� godzin� zadzwoni do mat- ki Brocka, Jo. Tak na wszelki wypadek, aby si� upewni�, �e wszystko jest w porz�dku. Przystan�a na skrzy�owaniu, czekaj�c na zielone �wiat�o. Ruch by� niewielki, jak to w ma�ym mie�cie. 18 19 Lana nie wygl�da�a na dziewczyn� z ma�ego miasta. Jeszcze stosunkowo niedawno starannie dobiera�a stroje, by pasowa�y do wizerunku ambitnej, robi�cej karier� prawniczki, pracuj�- cej dla jednej z najwi�kszych kancelarii w Baltimore, potem za� dosz�a do wniosku, �e co prawda rozpoczyna praktyk� w prowincjonalnej dziurze, licz�cej zaledwie cztery tysi�ce mieszka�c�w, ale nie ma �adnego powodu, aby ubiera�a si� gorzej. Teraz mia�a na sobie letni kostium z pi�knego, b��kitnego lnu. Klasyczny kr�j doskonale podkre�la� jej delikatn� budow� i poczucie estetyki. W�osy, prosta, jasna kurtyna, omiata�y kra- w�d� delikatnie zarysowanej szcz�ki �adnej, m�odzie�czej twa- rzy. Mia�a okr�g�e niebieskie oczy, kt�rych wyraz cz�sto myl- nie brano za naiwno��, lekko zadarty nos i pi�knie wykrojone wargi. Wesz�a do �Bezcennych stronic", u�miechn�a si� do sto- j�cego za kontuarem m�czyzny i wreszcie wykona�a sw�j zwyci�ski taniec. Roger Grogan zdj�� okulary do czytania i uni�s� srebrzyste krzaczaste brwi. By� szczup�ym, pe�nym wigoru siedemdzie- si�ciopi�ciolatkiem, a jego twarz przywodzi�a Lanie na my�l przebieg�ego, cho� dobrotliwego krasnoludka. Ubrany by� w bia�� koszul� z kr�tkimi r�kawami, na czo�o za� opada�a mu grzywa srebrzy�cie bia�ych w�os�w. - Wygl�dasz na bardzo zadowolon� z siebie - przem�wi� chropowatym, niskim g�osem. - Na pewno widzia�a� si� z Ro- nem Dolanem... - Dos�ownie przed chwil�! - Lana jeszcze raz okr�ci�a si� w miejscu i opar�a �okcie na ladzie. - �a�uj, �e nie poszed�e� ze mn�, Roger. Warto by�o zobaczy� jego twarz... - Jeste� dla mego zbyt surowa. - Roger pog�aska� palcem czubek nosa Lany. - Dolan po prostu robi, co musi. Kiedy Lana przekrzywi�a g�ow� i spojrza�a na niego spod lekko �ci�gni�tych brwi, Roger si� roze�mia�. - Nie twierdz� przecie�, �e si� z nim zgadzam - rzek�. - Ch�opak ma nieco tward� g�ow�, podobnie jak jego ojciec, na- tomiast nie posiada do�� zdrowego rozs�dku, aby zrozumie�, �e je�eli jaka� spo�eczno�� jest do tego stopnia podzielona, to warto powa�nie zastanowi� si� nad przyczyn� tej rozbie�no- �ci zda�. - Teraz b�dzie musia� powa�nie si� nad tym zastanowi� - rzuci�a Lana. - Zbadanie tych ko�ci spowoduje du�e op�nie- nie budowy osiedla. Je�eli b�dziemy mie� szcz�cie, testy wy- ka��, �e wykopaliska s� wystarczaj�co stare, aby przyci�gn�� uwag� �rodk�w masowego przekazu, mo�e nawet w skali ca�ego kraju. Niewykluczone, �e budowa stanie na wiele mie- si�cy, kto wie, mo�e nawet lat. - Dolan jest r�wnie uparty jak ty. Ju� i tak uda�o ci si� rzu- ci� mu kilka k��d pod nogi... - On twierdzi, �e to, co robi, nazywa si� post�pem - mruk- n�a Lana. - I nie jest pod tym wzgl�dem osamotniony. - Osamotniony czy nie, bardzo si� myli. Nie mo�na rozsa- dza� dom�w jak sadzonek. Z naszych szacunkowych danych wynika, �e... Roger podni�s� d�o�. - Mnie nie musisz nawraca�, moja droga. - No, tak... - Lana westchn�a lekko. - Kiedy otrzymamy wyniki bada� archeologicznych, zobaczymy, co b�dzie. Nie mog� si� ju� doczeka�. Tak czy inaczej, im wi�ksze op�nienie budowy, tym wi�ksze straty Dolana. Natomiast my zyskujemy czas na zebranie odpowiedniej sumy. Mam nadziej�, �e Dolan przemy�li wszystko i jednak sprzeda teraz teren Towarzystwu Historycznemu i Ochrony Przyrody. Lana odgarn�a w�osy za uszy. - Mo�e pozwolisz zaprosi� si� na lunch, co? - U�miechn�a si�. - Mogliby�my uczci� dzisiejsze zwyci�stwo. - A mo�e pozwoli�aby�, �eby jaki� m�ody, przystojny cz�o- wiek zaprosi� ci� na lunch, co? - Nie, bo to ty podbi�e� moje serce, nie �aden m�ody, przy- stojny cz�owiek! - Roze�mia�a si�, �wiadoma, �e przesadza, ale tylko odrobin�. - Zreszt�, dajmy sobie spok�j z lunchem, najlepiej spakujmy si� i ucieknijmy razem na Arub�... Roger zachichota�. Ma�o brakowa�o, a by�by si� zarumieni�. Straci� �on� w tym samym roku, co Lana m�a i cz�sto si� za- stanawia�, czy to nie dlatego ��cz�ca ich wi� sta�a si� tak silna. 21 20 Podziwia� inteligencj� Lany, jej up�r w d��eniu do celu, jej ogromne po�wi�cenie dla syna. Mia� wnuczk�, kt�ra by�a mniej wi�cej w jej wieku. Tak, mia� wnuczk�, gdzie� w dale- kim �wiecie... - Ca�e miasto by oniemia�o, prawda? - Parskn�� �mie- chem. - By�by to najwi�kszy skandal od chwili, gdy pastora metodyst�w przy�apano na gor�cym uczynku z dyrygentk� ch�ru... Niestety, niestety, mam sporo nowych tytu��w, kt�re musz� wprowadzi� do katalogu. W�a�nie dosta�em przesy�k� z ksi��kami, wi�c nie mam czasu ani na lunch, ani na wyciecz- k� na wyspy tropikalne. - Nie wiedzia�am, �e masz �wie�� dostaw�. To jedna z no- wych ksi��ek? - Lana wzi�a do r�ki ksi��k� i uwa�nie obej- rza�a ok�adk�. Roger zajmowa� si� handlem bia�ymi krukami, a jego malut- ki sklepik by� �wi�tyni�, w kt�rej oddawa� cze�� rzadko spoty- kanym, cennym ksi��kom. Wn�trze jak zawsze pachnia�o star� sk�r�, gazetami i wod� toaletow� Old Spice, kt�rej Roger u�y- wa� od blisko sze��dziesi�ciu lat. Antykwariat z ksi��kami nie by� czym� zwyk�ym w tak nie- wielkim miasteczku jak Woodsboro. Lana wiedzia�a, �e wi�k- szo�� klient�w Rogera przyje�d�a do niego z daleka, cz�sto z do�� odleg�ych miejscowo�ci. - Jest pi�kna - powiedzia�a, g�adz�c palcem sk�rzany grzbiet. - Gdzie j� znalaz�e�? - Na wyprzeda�y wielkiej biblioteki w Chicago. - Roger drgn��, s�ysz�c jaki� d�wi�k na ty�ach sklepu. - Razem z ni� kupi�em kilka jeszcze cenniejszych... Otworzy�y si� drzwi oddzielaj�ce sklep i schody od miesz- kania na pi�trze. Lana ujrza�a, jak twarz Rogera rozja�nia u�miSch, i odwr�ci�a si�. Oczy mia� ciemnobr�zowe i w tej chwili chmurne, podobnie jak wyraz warg, w�osy bardzo ciemne, tu i �wdzie roz�wietlone s�o�cem, rysy wyraziste, regularne, twarz sk�adaj�c� si� z g��- bokich dolin i wzg�rz. By�a to twarz stanowi�ca odbicie du- �ych mo�liwo�ci intelektualnych i si�y woli, pomy�la�a Lana. Zdolny, b�yskotliwy i uparty - oto, jak oceni�a go na pierwszy rzut oka. Mo�e jednak przyczyn� jej os�du by�o to, �e w�a�nie tak opisa� swego wnuka Roger. Sprawia� wra�enie, jakby dopiero przed chwil� wsta� z ��ka i w niedba�ym po�piechu wci�gn�� d�insy, ale to sprawia�o, �e wygl�da� bardzo seksownie. Po plecach przebieg� jej przyjemny dreszcz, jakiego nie czu�a ju� od bardzo dawna. - Doug! - w g�osie Rogera brzmia�a duma, rado�� i mi- �o��. - Zastanawia�em si� ju�, kiedy zejdziesz na d�. Wybra�e� odpowiedni moment, ch�opcze. To jest Lana, opowiada�em ci o niej. Lana Campbell, m�j wnuk, Doug Cullen. - Mi�o ci� pozna�. - Lana wyci�gn�a r�k�. - Przeprowa- dzi�am si� do Woodsboro ju� jaki� czas temu, ale jak dot�d nie by�o nam dane si� spotka�... U�cisn�� d�o� Lany i spojrza� jej prosto w oczy. - Jeste� t� prawniczk�, prawda? - Tak jest, przyznaj� si�. Wpad�am, �eby powiedzie� Roge- rowi o nowej sytuacji na budowie osiedla Dolana, no i oczy- wi�cie spr�bowa� go poderwa�. D�ugo zostaniesz w mie�cie? - Jeszcze nie wiem... Ma�om�wny facet, pomy�la�a. Trzeba podej�� go z innej strony. - Du�o podr�ujesz, kupuj�c i sprzedaj�c stare ksi��ki. - U�miechn�a si�. - To musi by� fascynuj�ce... - Lubi� t� prac�. Znowu chwila milczenia. - Nie wiem, co zrobi�bym bez Douga - wtr�ci� Roger. - Nie jestem ju� w stanie je�dzi� tak du�o jak dawniej. Doug ma nos do tego biznesu, jest urodzonym antykwariuszem. Gdyby nie on, przeszed�bym ju� na emerytur�, �eby zanudzi� si� na �mier�... - Macie wsp�lne zainteresowania, co musi dawa� wam obu mn�stwo satysfakcji, razem prowadzicie firm�. - Poniewa� Douglas sprawia� wra�enie znudzonego rozmow�, zwr�ci�a si� do jego dziadka. - C�, Roger, skoro znowu da�e� mi kosza, najlepiej zrobi�, je�eli wr�c� do pracy. Zobaczymy si� na spo- tkaniu jutro wieczorem? - Na pewno. - Mi�o by�o ci� pozna�, Doug. - Mnie tak�e. Do zobaczenia. Kiedy za Lan� zamkn�y si� drzwi, z piersi Rogera wyrwa�o, si� ci�kie westchnienie. . . ..i 23 22 - Do zobaczenia? Nie sta� ci� na nic wi�cej, chocia� to taka atrakcyjna kobieta? �amiesz mi serce, ch�opcze. - Na g�rze nie ma ani grama kawy. Zero kawy, tragedia. Nie ma kawy, nie ma intelektu. Dobrze, �e nie straci�em umie- j�tno�ci pos�ugiwania si� prostymi zdaniami. - W pokoju z ty�u stoi dzbanek �wie�o zaparzonej kawy. - Roger z niesmakiem wskaza� kciukiem znajduj�ce si� za jego plecami drzwi. - Ta dziewczyna jest inteligentna, �adna i inte- resuj�ca - doda� z naciskiem. -1 wolna. - Nie szukam kobiety. - Doug zmierza� ju� w kierunku drzwi, g��boko poruszony cudownym aromatem kawy. Nape�ni� kubek gor�cym napojem, sparzy� j�zyk przy pierw- szym �yku i odetchn�� z ulg�. Wiedzia�, �e teraz znowu mo�e spokojnie patrze� w przysz�o��. Poci�gn�� drugi �yk i zerkn�� na dziadka. - Niez�a laseczka jak na Woodsboro. - A ju� my�la�em, �e ani ci w g�owie takie przyziemne sprawy. Przyjrza�e� si� jej? - Przygl�da� si� a widzie� to dwie r�ne sprawy. - Doug u�miechn�� si�, co zupe�nie odmieni�o jego twarz. - Dziewczyna umie si� ubra�, ale to jeszcze nie znaczy, �e mo�esz nazywa� j� �laseczk�". - Nie mia�em na my�li nic z�ego. - Douglas nie kry� rozba- wienia oburzeniem dziadka. - Nie mia�em te� poj�cia, �e to twoja dziewczyna. - Gdybym by� teraz w twoim wieku, na pewno by ni� by�a. - Dziadku, wiek nie ma �adnego znaczenia. - O�ywiony kaw� Doug obj�� Rogera ramieniem. - Ruszaj do ataku, m�wi� ci. Nie pogniewasz si�, je�eli p�jd� na g�r�? Musz� doprowa- dzi� si� do porz�dku i pojecha� do mamy. - Jasne, jasne... - Roger machn�� r�k�. � Do zobaczenia... � mrukn��, kiedy Doug poszed� w kierunku schod�w. - Do zoba- czenia, te� mi co�... �a�osne, naprawd�. Callie Dunbrook wyssa�a z puszki reszt� dietetycznej pepsi i znowu skoncentrowa�a si� na zmaganiach z zasadzkami ruchu ulicznego w Baltimore. �le zaplanowa�a powr�t z Filadelfii, gdzie przebywa�a na trzymiesi�cznym urlopie naukowym, te- raz widzia�a to doskonale. Kiedy jednak odebra�a telefon z pro�b� o konsultacj�, nie pomy�la�a ani o czasie, jaki poch�onie podr� do Baltimore, ani o tym, �e mo�e znale�� si� w mie�cie w godzinach szczytu. Szczerze m�wi�c, dopiero teraz przypomnia�a sobie, jak wy- gl�da obwodnica Baltimore Beltway w dni powszednie o szes- nastej pi�tna�cie... Trudno, musi sobie z tym poradzi�. Zacz�a od energicznego naci�ni�cia klaksonu i wepchni�cia swojego starego, ukochanego land-rovera w widniej�cy mi�- dzy sznurami samochod�w przesmyk, dopasowany raczej do wymiar�w zabawki ni� sporego wozu, w najmniejszym stopniu nie przejmuj�c si� losem i uczuciami sun�cego za ni� kierowcy. Przez siedem tygodni nie uczestniczy�a w �adnych pracach wykopaliskowych i teraz sama my�l o takiej mo�liwo�ci przy- prawia�a j� o radosny zawr�t g�owy. Callie zna�a Leo Green- bauma wystarczaj�co dobrze, aby rozpozna� nut� t�umionego podniecenia w jego g�osie. I do�� dobrze, by nie w�tpi�, �e Leo nigdy nie poprosi�by j� o przyjazd do Baltimore, gdyby ko�ci, jakie mia�a podda� badaniu, nie by�y wyj�tkowo interesuj�cy- mi ko��mi. Poniewa� a� do tego ranka nie dotar�y do niej �adne po- g�oski o znalezisku w stanie Maryland, Callie czu�a, �e musia�o ono okaza� si� du�� niespodziank� dla jej koleg�w. Dobry Bo�e, wiele da�aby za nowy projekt... By�a sprag- niona przyzwoitej, ci�kiej pracy jak pustynia wody. Co tu ukrywa�, kona�a z nud�w. Mia�a dosy� pisania artyku��w do naukowych czasopism, czytania tekst�w innych archeolog�w, drukowanych w tych samych czasopismach, oraz prowadzenia wyk�ad�w. Jej zdaniem, archeologia nie mia�a nic wsp�lnego z przesiadywaniem w salach wyk�adowych i publikowaniem prac. Uwa�a�a, �e zosta�a powo�ana do tego, aby kopa�, mie- rzy�, pra�y� si� w s�o�cu, ton�� w deszczu i b�ocie i stanowi� po�ywk� dla komar�w oraz innych insekt�w. W�a�nie tak wy- obra�a�a sobie raj. Kiedy stacja radiowa, kt�rej s�ucha�a, zacz�a nadawa� ser- wis informacyjny, Callie w��czy�a odtwarzacz CD. Wiadomo- �ci ze �wiata nie mog�y pom�c w wydostaniu si� z paskud- nych, wielokilometrowych kork�w, natomiast ostry, twardy rock jak najbardziej. 25 24 Lit Z g�o�nik�w zagrzmia� utw�r zespo�u Metallica i Callie od razu poczu�a si� lepiej. Postuka�a palcami w kierownic�, chwyci�a j� mocniej i prze- bi�a si� do nast�pnego przesmyku. Jej z�ocistobr�zowe oczy b�yska�y zadziorme zza ciemnych szkie�. Mia�a d�ugie w�osy, poniewa� wygodniej by�o �ci�gn�� je gumk� z ty�u i wcisn�� pod czapk� ni� cz�sto przycina�, modelowa� i marnowa� czas w salonie fryzjerskim. Poza tym posiada�a do�� zdrowej pr�- no�ci, aby wiedzie�, �e prosta, si�gaj�ca ramion linia w�os�w koloru miodu podkre�la jej urod�. Pod�u�ne, migda�owe oczy uwa�nie obserwowa�y �wiat spod prawie prostych, ciemnych brwi, a twarz, w miar� jak Callie zbli�a�a si� do trzydziestki, z �adnej stawa�a si� coraz bardziej atrakcyjna i interesuj�ca. Gdy si� u�miecha�a, w jej opalonych policzkach i tu� nad prawym k�cikiem ust pojawia�y si� wy- ra�ne do�eczki. �agodnie wykrojony podbr�dek bynajmniej nie ujawnia� ce- chy, kt�r� jej by�y m�� nazywa� bez ogr�dek o�lim uporem. Z drugiej strony, ona mog�aby dok�adnie to samo powiedzie� o nim, co zreszt� robi�a przy ka�dej nadarzaj�cej si� okazji. Lekko nacisn�a peda� hamulca i prawie nie zmniejszaj�c pr�dko�ci, wjecha�a na parking. Biuro Leonarda G. Greenbau- ma znajdowa�o si� w dziesi�ciopi�trowym stalowym pudle, kt�re w oczach Callie nie mia�o kompletnie �adnych zalet este- tycznych. Dobrze chocia�, �e tutejsze laboratorium badawcze mog�o poszczyci� si� najlepszymi pracownikami technicznymi i najlepszym sprz�tem w skali kraju. Zaparkowa�a na jednym z miejsc dla go�ci, pchn�a drzwicz- ki i wyskoczy�a prosto na mi�kki, grz�ski asfalt. Co za upa�! Zanim dotar�a do wej�cia, jej uwi�zione w adidasach stopy za- cz�y*Si� poci�. Recepcjonistka zmierzy�a wchodz�c� bacznym spojrzeniem. Zobaczy�a szczup�� kobiet� o sylwetce lekkoatletki, z twarz� przes�oni�t� rondem brzydkiego s�omianego kapelusika i ol- brzymimi ciemnymi okularami w metalowych oprawkach. - Doktor Dunbrook do doktora Greenbauma - rzuci�a Calhe. - Prosz� si� podpisa�, o, tutaj... - Dziewczyna poda�a iden- tyfikator dla go�cia. - Trzecie pi�tro. Callie zerkn�a na zegarek i ruszy�a w stron� windy. Doje- cha�a na miejsce zaledwie czterdzie�ci pi�� minut p�niej, ni� planowa�a, ale solidny hamburger, kt�ry poch�on�a w drodze, by� ju� tylko wspomnieniem. Poczu�a g��d. Ciekawe, czy uda jej si� wyci�gn�� Lea do jakiego� baru... Po chwili znalaz�a si� na trzecim pi�trze i przedstawi�a si� nast�pnej recepcjonistce. Tym razem poproszono j�, aby zacze- ka�a. Callie pad�a na krzes�o i pomy�la�a, �e z czekaniem radzi so- bie ostatnio ca�kiem nie�le, na pewno lepiej ni� do niedawna. W ko�cu czy to jej wina, �e ca�y zapas cierpliwo�ci zwykle zu- �ywa�a w pracy, w zwi�zku z czym odczuwa�a brak tej cechy w innych dziedzinach �ycia? Zreszt�, czym si� tu przejmowa� - mo�e i by�a troch� nie- cierpliwa, ale co z tego... Na szcz�cie Leo nie kaza� jej d�ugo czeka�. Nim si� spostrzeg�a, ju� szed� ku niej szybkim, zabawnym krokiem. Troch� jak piesek rasy corgi - kr�tkie, mocno umi�- nione nogi wydawa�y si� wyprzedza� reszt� cia�a. Leo mia� metr siedemdziesi�t dwa wzrostu, by� o jakie� pi�� centy- metr�w ni�szy od Callie i chlubi� si� bujn� grzyw� ciemno- br�zowych w�os�w, kt�re bezwstydnie farbowa�. Szczup�a, poci�g�a twarz by�a ogorza�a, orzechowe oczy wiecznie zmru- �one za prostok�tnymi, pozbawionymi oprawek szk�ami. Jak zwykle ubrany w br�zowe, torbiaste spodnie i koszul� z wy- gniecionej bawe�ny. Z ka�dej kieszeni wystawa�y jakie� pa- piery. Podszed� do Callie i poca�owa� j�- by� jedynym z jej znajo- mych p�ci m�skiej, kt�remu wolno by�o pozwoli� sobie na taki gest. ^ - �wietnie wygl�dasz, Blondie. - Ty te� nie najgorzej. - Jak tam podr�? - Okropna - warkn�a. - Lepiej postaraj si�, �ebym nie �a- �owa�a straconego czasu i nerw�w. - Och, my�l�, �e me b�dziesz �a�owa�a. Rodzice zdrowi? - zapyta�, prowadz�c j� do swojego gabinetu. - Tak, wszystko u nich w porz�dku. Wyrwali si� na dwa ty- godnie do Maine. Jak Clara? 26 27 Pokr�ci� g�ow� i u�miechn�� si� na my�l o �onie. - Ma nowe hobby, garncarstwo. Dam g�ow�, �e na Bo�e Narodzenie dostan� wyj�tkowo paskudny wazon... - A dzieciaki? - Ben dalej bawi si� akcjami, a Mellisa staje na g�owie, �eby po��czy� macierzy�stwo z prac� stomatologa. Sam nie wiem, jak to mo�liwe, �e taki czubek jak ja ma takie normalne dzieci... - To zas�uga Clary - u�wiadomi�a mu, wchodz�c do gabi- netu. Spodziewa�a si�, �e Leo zaprowadzi j� do jednego z po- mieszcze� laboratoryjnych, ale z przyjemno�ci� rozejrza�a si� po s�onecznym, du�ym pokoju. - Ju� zapomnia�am, jaki masz tu przytulny k�cik. Nie czu- jesz potrzeby, �eby wyrwa� si� gdzie� w pole i troch� pogrze- ba� w ziemi? - Od czasu do czasu mnie nachodzi, nie da si� tego unik- n��, ale wtedy ucinam sobie drzemk� i po przebudzeniu znowu czuj� si� normalnie. Lecz tym razem... Sp�jrz na to. Leo otworzy� szuflad� biurka i wyj�� z niej ko�� w zaplom- bowanej torebce. Callie wzi�a znalezisko do r�ki, zatkn�a ciemne okulary za dekolt koszulki i uwa�nie obejrza�a ko��. - Wygl�da mi na cz�� ko�ci goleniowej. Bior�c pod uwag� wielko�� i kszta�t, najprawdopodobniej nale�a�a do m�odej ko- biety. Bardzo dobrze zachowana. - Najbli�sze okre�lenie wieku na podstawie ogl�dzin? - Pochodzi z zachodniej cz�ci Marylandu, tak? Znaleziono j� na terenie, kt�ry przecina strumie� albo rzeczka, tego jestem pewna. Wola�abym nie okre�la� wieku na podstawie wst�p- nych ogl�dzin. Masz pr�bki gleby i raport o sk�adzie warstw ziem' prawda? - Jasne. No, Blondie, zaryzykuj. - Jezu... - Zmarszczy�a brwi, obracaj�c plastikow� torebk� w palcach. Jedn� stop� zacz�a wybija� o pod�og� jaki� w�asny, wewn�trzny rytm. - Nie znam tamtego terenu... Na podstawie wst�pnych ogl�dzin, bez bada�, powiedzia�abym, �e ko�� po- chodzi z cia�a osoby pogrzebanej trzysta, mo�e pi��set lat temu, niewykluczone jednak, �e jest starsza. Wszystko zale�y od rozwarstwienia gleby, g��boko�ci z�� szlamu, ukszta�towa- ni� terenu... - Siedzia�a nieruchomo, ze wzrokiem utkwionym w ko�ci. Jej instynkt budzi� si� powoli. - W Marylandzie sto- czono wiele bitew podczas wojny secesyjnej, prawda? Ale ta ko�� jest starsza, prawdopodobnie znacznie starsza... Nie nale- �a�a do jednego z rebeliant�w, o nie... - Jest starsza, masz racj� - przytakn�� z u�miechem. - Star- sza o mniej wi�cej pi�� tysi�cy lat... Callie poderwa�a g�ow� do g�ry i spojrza�a na niego ze zdu- mieniem. - Wynik badania metod� rozpadu cz�steczek w�gla - o�wiadczy�, podsuwaj�c jej teczk�. Przebieg�a wzrokiem trzy ciasno zadrukowane strony. Zwr�- ci�a uwag�, �e Leo kaza� wykona� badanie dwukrotnie, na trzech r�nych pr�bkach. Kiedy znowu podnios�a g�ow�, na twarzy Lea nadal malowa� si� wariacki u�miech. - Cholera jasna!-powiedzia�a. 28 Callie zgubi�a si� po drodze do Woodsboro. Leo poda� jej dok�adne wskaz�wki, ale kiedy ogl�da�a map�, dostrzeg�a skr�t, to znaczy co�, co powinno by� drog� na skr�ty. Ka�da logicznie my�l�ca osoba wzi�aby to za skr�t i prawdopodob- nie w�a�nie na to liczy� podst�pny kartograf. Callie od dawna mia�a na pie�ku z tw�rcami map. W zasadzie nie przeszkadza�o jej, �e si� zgubi�a, poniewa� w ko�cu zawsze znajdowa�a w�a�ciw� drog�, a d�u�szy objazd pozwoli� troch� zapozna� si� z okolic�. �agodne, wspaniale zielone wzg�rza wylewa�y si� na roz- leg�e pola uprawne. Tu i �wdzie spomi�dzy zieleni wyziera�y srebrzyste ska�y, do z�udzenia przypominaj�ce pot�ne, powy- krzywiane knykcie i zagi�te ko�ci palc�w. Id�c za tymi skojarzeniami, pomy�la�a o dawnych, prehisto- rycznych rolnikach, kt�rzy wydzierali tej ziemi plony za po- moc� prymitywnych narz�dzi, staraj�c si� uczyni� z tego re- gionu swoje miejsce. M�czyzna, kt�ry w�a�nie teraz jecha� przez pole traktorem firmy John Deere, mia� wobec nich powa�ny d�ug, chocia� na pewnfo nigdy nie przysz�o mu to do g�owy, kiedy ora� ziemi�, zasiewa� i zbiera�. W�a�nie dlatego postanowi�a pomy�le� o nich za niego, w jego imieniu. Dosz�a do wniosku, �e ta cz�� Mary landu wydaje si� ca�- kiem przyjemnym miejscem do �ycia i pracy. Wy�sze wzg�rza poro�ni�te by�y lasem, wspinaj�cym si� ku jasnob��kitnemu niebu. Stoki pag�rk�w zbiega�y ku dolinom, doliny wznosi�y si� ku stokom, nadaj�c terenowi ciekawy cha- rakter, tworz�c cienie i otwieraj�c si� ku nowym przestrzeniom. S�o�ce wyz�aca�o wysokie po pas zbo�e, wydobywa�o ca�kiem nowe odcienie z zielonej trawy ��k i l�ni�o na kaszta- nowej sier�ci zabawnie podskakuj�cego �rebaka. Tu i �wdzie sta�y stare domy, wzniesione z wydobywanego w okolicy ka- mienia, a tak�e znacznie nowsze i wi�ksze budynki mieszkalne oraz segmenty z ceg�y lub gotowych element�w. Na ogrodzonych metalow� siatk� albo drewnianymi p�otami ��kach pas�y si� znu�one upa�em krowy. Pola obrze�one by�y lasami, na ich skraju ros�y spl�tane za- ro�la, krzewy sumaku i dzikiej mimozy. Dalej zaczyna�y si� pag�rki, miejscami wyra�nie skaliste. Droga wi�a si� i zakr�- ca�a wzd�u� strumienia, a rosn�ce po obu jej stronach drzewa tworzy�y hakowate, cieniste sklepienie. Ograniczona wartko p�yn�cym strumieniem i ostro wznosz�c� si� �cian� granitu i piaskowca, by�a naturalnym, utworzonym si�ami przyrody korytarzem. Callie przejecha�a oko�o pi�tnastu kilometr�w, nie napoty- kaj�c �adnego samochodu. Chwilami dostrzega�a w�r�d drzew domy, jedne zbudowane nisko na zboczach, inne stoj�ce tak blisko drogi, �e gdyby kto� otworzy� drzwi, mog�aby go prawie dotkn��. W okolicy nie brakowa�o pi�knych letnich ogrod�w, usia- nych barwnymi plamami. Wydawa�o si�, �e mieszka�cy tej cz�ci stanu Maryland maj� szczeg�lne upodobanie do lilii ty- grysich i malw. Spostrzeg�a w�a, grubego jak jej r�ka w przegubie, kt�ry bez po�piechu przemie�ci� si� na drug� stron� drogi, i poma- ra�czowego jak dojrza�a dynia kota, czaj�cego si� za krzakiem na zakr�cie. Wystukuj�c palcami jednej d�oni rytm utworu wy- konywanego przez Dave'a Matthewsa i jego zesp�, zacz�a si� zastanawia�, jaki by�by wynik spotkania kota z w�em. Po chwili wahania dosz�a do wniosku, �e postawi�aby na zwyci�- stwo kota. Pokona�a zakr�t i zobaczy�a kobiet�, wyjmuj�c� poczt� z ciemnoszarej skrzynki, ustawionej tu� przy drodze. W�a�ci- cielka z roztargnieniem unios�a r�k�, pozdrawiaj�c kierowc� przeje�d�aj�cego auta. Callie odpowiedzia�a takim samym ge- stem i pomkn�a dalej, mijaj�c kolejne pasma blasku i cie- nia. Kiedy droga wyprostowa�a si�, przy�pieszy�a, zostawiaj�c 31 30 za sob� farmy, przydro�ny motel i rozsiane po obu stronach domy. W miar� jak zbli�a�a si� do granic Woodsboro, domy mno�y�y si�, lecz tu wydawa�y si� mniejsze. W mie�cie zwol- ni�a na �wiat�ach, jednych z dw�ch zestaw�w, kt�rymi mog�o poszczyci� si� Woodsboro, i z ulg� zauwa�y�a pizzeri� na rogu ulic Main i Mountain Laurel. Tu� obok znajdowa� si� sklep z alkoholami. Dobrze wiedzie�, pomy�la�a, ruszaj�c na zielo- nym �wietle. Przypomniawszy sobie wskaz�wki Lea, skr�ci�a w Main i skierowa�a si� na zach�d. Stoj�ce po obu stronach ulicy bu- dynki sprawia�y bardzo solidne wra�enie i niew�tpliwie by�y stare. Zbudowane z ceg�y i drewna, prawie wszystkie mia�y urocze, zabudowane ganeczki. Uliczne latarnie wystylizowano na dawne lampy powozowe, chodniki wybrukowane by�y ceg- ��. Domy zdobi�y wisz�ce doniczki z pi�knymi kwiatami, umo- cowane na parapetach lub hakach, a tak�e nieruchome przy bezwietrznej pogodzie narodowe flagi i kolorowe transparenty, obwieszczaj�ce �wi�ta i uroczysto�ci. Przechodni�w by�o tu niewielu, nieliczne samochody nie- spiesznie sun�y ulicami. I dobrze, pomy�la�a Callie. W�a�nie tak powinno wygl�da� miasteczko na ameryka�skiej prowincji. Dostrzeg�a kawiarni�, sklep z artyku�ami metalowymi, nie- wielk� bibliotek� i jeszcze mniejszy antykwariat, kilka ko- �cio��w, dwa banki oraz kilka przedsi�biorstw i instytucji, re- klamuj�cych swoje us�ugi ma�ymi, dyskretnymi tablicami i neonami. Zanim dotar�a do drugich �wiate�, plan zachodniej cz�ci Woodsboro mia�a ju� w g�owie. Na skrzy�owaniu skr�ci�a w prawo i wyjecha�a z miasta. Lasy znowu zbli�y�y si� do drogi, g�ste, cieniste i tajemnicze. Pokona�a pierwsze wzniesienie, ujrza�a przed sob� g�ry i ju� wiedzia�a, �e dotar�a na miejsce. Zwolni�a i zjecha�a na pobocze obok tablicy z napisem: OSIEDLE MIESZKANIOWE W ANTIETAM CREEK DOLAN I SYN, FIRMA BUDOWLANA Callie zatrzyma�a w�z, chwyci�a aparat fotograficzny, zarzu- ci�a na rami� niewielk� torb� i wysiad�a. Rozejrza�a si� do- oko�a, badaj�c wzrokiem teren budowy. Dzia�ka Antietam Creek by�a du�a i s�dz�c po wygl�dzie wykopanej pod fundamenty ziemi, do�� podmok�a. Drzewa - stare d�by, wysokie topole i klony ros�y g��wnie od zachodu i po�udnia, na brzegu strumienia, os�aniaj�c Antietam Creek przed wzrokiem ciekawskich. Cz�� dzia�ki nie nadawa�a si� do wykorzystania, poniewa� strumie� rozlewa� si� tam szero- ko, tworz�c ma�e jeziorko. Z mapki, kt�r� naszkicowa� dla niej Leo wynika�o, �e jeziorko nosi nazw� Oczko Simona. Callie pomy�la�a, �e ch�tnie dowiedzia�aby si�, kim by� Si- mon i dlaczego jeziorko nazwano jego imieniem. Po drugiej stronie drogi znajdowa�a si� farma - zniszczone zabudowania gospodarcze, stary dom z kamienia i zardzewia�e, wyra�nie za- niedbane maszyny. Zauwa�y�a du�ego br�zowego psa, wyci�g- ni�tego na ziemi pod rzucaj�cym g�sty cie� drzewem. Kiedy poczu� na sobie jej spojrzenie, podni�s� si� i usiad�, przyja�nie machaj�c ogonem. - Nie, nie wstawaj! - odezwa�a si� Callie. - Za gor�co dzi� na towarzyskie pogaw�dki... Powietrze pulsowa�o letni� cisz�, na jej niepowtarzalne brzmienie sk�ada�o si� brz�czenie much, szelest poruszanych wiatrem li�ci i �d�be� trawy, upa� i samotno��. Callie podnios�a aparat, zrobi�a kilka zdj�� i mia�a w�a�nie przeskoczy� przez prowizoryczne ogrodzenie, oddzielaj�ce j� od terenu budowy, gdy dobieg� j� szum silnika nadje�d�aj�cego samochodu. Podobnie jak land-rover, by� to w�z z czteroko�owym nap�- dem, ale jak�e inny od jej ukochanego auta. Samoch�d, kt�ry zatrzyma� si� na poboczu w pobli�u, nale�a� do tych ma�ych, zgrabnych i, zdaniem Callie, przeznaczonych dla wdzi�cznych dziewczynek maszyn, kt�re w ostatnich latach zacz�y powoli wypiera� z rynku solidne terenowe auta. Ten by� jaskrawoczer- wony, b�yszcz�cy i czy�ciutki, jakby przed chwil� wyjecha� z firmowego sklepu. Kobieta, kt�ra z niego wysiad�a, wygl�da�a podobnie - by�a dziewcz�ca, niew�tpliwie atrakcyjna i �wie�utka. Z fal� g�ad- kich, jasnych w�os�w, ubrana w przewiewne ��te spodnie i top, przywodzi�a na my�l promie� s�o�ca. - Doktor Dunbrook? - Lana u�miechn�a si� mi�o. - Zgadza si�. Pani Campbell? - Tak jest, Lana Campbell. - Kobieta wyci�gn�a r�k� i z entuzjazmem potrz�sn�a d�oni� Callie. - Bardzo mi mi�o 32 33 pani� pozna�. Przepraszam, �e musia�a pani na mnie czeka�, ale mia�am drobne komplikacje z pomoc� do dziecka... - Nic nie szkodzi, przyjecha�am dos�ownie przed chwil�. - Cieszymy si�, �e znaleziskiem z Antietam Greek wreszcie zainteresowa� si� kto� o pani reputacji i do�wiadczeniu. Nie, nie. - Lana potrz�sn�a g�ow�, widz�c uniesione brwi Callie. - Wcze�niej nigdy o pani nie s�ysza�am, przyznaj� si� od razu. W og�le prawie nic nie wiem o badaniach archeologicznych, ale ucz� si�, i to szybko... - Spojrza�a na odgrodzony grubym sznurem fragment terenu. - Kiedy dowiedzieli�my si�, �e te ko�ci maj� kilka tysi�cy lat... - �My", to znaczy stowarzyszenie historyczne i przyrodni- cze, kt�re pani reprezentuje? - wesz�a jej w s�owo Callie. - Tak. W tej cz�ci okr�gu znajduje si� kilka miejsc o szczeg�lnym znaczeniu historycznym, ze wzgl�du na wojn� secesyjn�, wojn� o niepodleg�o�� Stan�w, kultur� rdzennych mieszka�c�w Ameryki. � Lana odgarn�a w�osy za ucho czub- kiem palca i Callie dostrzeg�a b�ysk obr�czki na r�ce. - Towa- rzystwo Historyczne i Ochrony Przyrody oraz du�a grupa mieszka�c�w Woodsboro i okolicznych teren�w od pewnego czasu wsp�lnie walcz� przeciwko budowie tego osiedla. Poten- cjalne problemy, jakie pojawi� si� w wyniku powstania oko�o trzydziestu nowych dom�w mieszkalnych, a co za tym idzie mniej wi�cej pi��dziesi�ciu samochod�w, pi��dziesi�ciorga dzieci, kt�rym trzeba b�dzie zapewni� godziwe warunki do nauki i... Callie podnios�a r�k�. - Nie musi mnie pani przekonywa�, zreszt� polityka lokal- na to nie moja sprawa. Przyjecha�am, �eby dokona� wst�pnych ogl�dzin terenu pod wykopaliska, oczywi�cie za zezwoleniem inwestora, czyli w�a�ciciela firmy Dolan, kt�ry wyra�a ch�� wsp�pracy, przynajmniej na razie. - Nie na d�ugo. - Lana zacisn�a usta. - Dolanowi zale�y na doprowadzeniu budowy do ko�ca. Utopi� ju� w tej inwestycji mn�stwo pieni�dzy, podpisa� nawet umowy sprzeda�y na trzy domy, wi�c sama pani rozumie, �e... - To tak�e nie m�j problem - przerwa�a jej Callie, przeska- kuj�c przez p�ot. - Mog� natomiast zapewni�, �e Dolan b�dzie mia� k�opoty, je�eli spr�buje zablokowa� czy utrudnia� prace wykopaliskowe. Mo�e woli pani poczeka� na mnie tutaj? Teren jest b�otnisty, zabrudzi pani buty... Lana zawaha�a si�, smutnym spojrzeniem zmierzy�a ulubio- ne sanda�y i ostro�nie przesz�a za Callie na drug� stron� ogro- dzenia. - Powie mi pani co� o ca�ym tym przedsi�wzi�ciu? Co b�- dziecie tutaj robili? - W tej chwili zamierzam troch� si� rozejrze�, zrobi� zdj�- cia, pobra� par� pr�bek, naturalnie tak�e za zgod� w�