6946
Szczegóły |
Tytuł |
6946 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6946 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6946 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6946 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BORIS AKUNIN
PELAGIA I BIA�Y BULDOG
KRYMINA� PROWINCJONALNY
Prze�o�y�: Wiktor D�uski
Wydanie polskie: 2004
Cz�� pierwsza
PATRZAJCIE SI� PS�W
I
�mier� Hulaja
...Bo te� trzeba wam wiedzie�, �e na Jab�ecznego Zbawiciela, kiedy niebo powoli
zaczyna
zawraca� z lata na jesie�, miasto nasze ulega zwykle istnemu najazdowi cykad,
tak �e noc�
cho�by i chcia� cz�owiek zasn��, to nie za�nie � takie si� ze wszystkich stron
trele nios�, tak
niziusie�ko schodz� gwiazdy, a ksi�yc to ju� zawisa tu�-tu� nad dzwonnicami i
podobny si�
robi do jab�ka naszej s�ynnej ��mietanowej� odmiany, kt�r� kupcy tutejsi a� na
dw�r cesarski
dostarczaj� i nawet do Europy na wystawy wo��. Gdyby wypad�o komu� spojrze� na
nasz
Zawo��sk hen, z niebosk�onu, sk�d noc� promienie cia� niebieskich na nas
sp�ywaj�, to
szcz�liwiec taki ujrza�by pewnie obraz jakiego� zaczarowanego kr�lestwa: Rzeka
skrzy si�
leniwie, dachy po�yskuj�, latarnie gazowe migocz�, a nad ca�� t� gr� r�norakich
b�ysk�w
unosi si� srebrzysty d�wi�k ch�ru cykad.
Ale wr��my do w�adyki Mitrofaniusza. O przyrodzie bowiem wspomnieli�my tylko po
to, �eby wyja�ni�, czemu w tak� noc nie�atwo by zasn�� nawet cz�owiek
najzwyczajniejszy,
mniej troskami obci��ony ni� archijerej guberni. Nie przypadkiem ludzie
niech�tni, a ma ich
nawet �w dostojny pasterz, no bo kto ich nie ma, utrzymuj�, �e to w�a�nie
przewielebny, a
bynajmniej nie gubernator Antoni Antonowicz von Hagenau, prawdziwie w�ada
rozleg��
nasz� krain�.
Nawiasem m�wi�c � rozleg�a, bo rozleg�a, ale zaludniona nie zanadto. Prawdziwe
miasto
to bodaj jeden tylko Zawo��sk, inne za�, nawet i powiatowe, wygl�daj� na jakie�
rozro�ni�te
wioski, z gromadk� murowanych budynk�w urz�dowych wok� jedynego placu, z
niewielk�
�wi�ty�k� i setk� czy dwiema drewnianych dom�w krytych blach�, kt�r� od
niepami�tnych
czas�w maluje si� u nas, nie wiadomo czemu, koniecznie na zielono.
A i stolica guberni to �aden tam Babilon � w czasach, o kt�rych tu mowa, ca�a
jej ludno��
liczy�a dwadzie�cia trzy tysi�ce pi��set jedena�cie os�b p�ci obojga. Co prawda,
w tygodniu
po Przemienieniu, je�li nikt nie umrze, oczekiwano powi�kszenia liczby
tutejszych obywateli
o jeszcze dwie dusze, jako �e �ona zarz�dcy kancelarii gubernialnej Sztopsa oraz
mieszczanka
Safulina ju� donasza�y, a ta druga nawet wedle powszechnego zdania przenosi�a.
Zwyczaj prowadzenia �cis�ej ewidencji ludno�ci zapocz�tkowano u nas niedawno, za
tera�niejszej w�adzy, i to tylko w miastach. A ile narodku gdzie� tam po lasach
i b�otach sobie
biduje, to ju� jeden Pan B�g wie; jak kto chce, niech sam p�jdzie i policzy. Od
Rzeki po sam
Ural ci�gn� si� na setki wiorst g�uche, nieprzebyte knieje. S� tam i pustelnie
raskolnik�w, i
faktorie solne, a na brzegach ciemnych, g��bokich rzek, w wi�kszo�ci w og�le
bezimiennych,
�yje plemi� Zytiak�w, ludek spokojny i pos�uszny, ugryjskiego pochodzenia.
Jedyn� wzmiank� o dawnym �yciu naszej niezbyt znamienitej krainy znale�� mo�na w
Ksi�dze nowogrodzkiej, pi�tnastowiecznej kronice. Mowa tam o kupcu imieniem
Ropsza,
kt�rego w tutejszych lasach �poga�stwo dzikie go�obrzuche u�owiwszy�, na ofiar�
kamiennemu ba�wanowi Szyszydze g�owy pozbawi�o, od czego, uwa�a za stosowne
obja�ni�
kronikarz, �sczez� on�e Ropsza, ducha odda� i bez g�owy pogrzebion jest�.
By�y to wszelako czasy dawne, mityczne. A teraz jest u nas cicho i spokojnie,
nikt po
drogach nie �obuzuje, nie zabija i nawet wilki w lasach tutejszych dla obfito�ci
po�ywienia
wyra�nie t�ustsze s� i bardziej leniwe ni� w innych guberniach. Dobrze nam si�
�yje, daj tak
Bo�e ka�demu. A co do tego, co przygaduj� ludzie niech�tni naszemu
arcypasterzowi, to kto
naprawd� zawo��a�sk� krain� w�ada � czy w�adyka Mitrofaniusz, czy mo�e
gubernator
Antoni Antonowicz, czy te� wytrawni doradcy pana gubernatora albo zgo�a
gubernatorowa
Ludmi�a P�atonowna � my si� rozstrzyga� nie podejmujemy, bo to rzecz nie na nasz
rozum.
Powiemy tylko, �e stronnik�w i wyznawc�w przewielebny ma w Zawo��sku o wiele
wi�cej
ni� nieprzyjaci�.
Zreszt� ostatnimi czasy w zwi�zku z pewnymi wydarzeniami ci ostatni nabrali
�mia�o�ci i
g�owy podnie�li, co przysporzy�o Mitrofaniuszowi, opr�cz zwyk�ych powod�w do
bezsenno�ci, zwi�zanych z szalej�cymi cykadami, powod�w dodatkowych,
szczeg�lnych.
Dopiero� wi�c chmurzy� w�adyka swoje wysokie, trzema poprzecznymi zmarszczkami
przeci�te czo�o, dopiero� nas�pia� czarne, g�ste brwi.
Urodziwy jest na twarzy biskup zawo��ski, nie po prostu przystojny, ale zaiste
pi�kny, jak
przysta�oby nie pasterzowi nawet, tylko jakiemu� kniaziowi staroruskiemu czy
bizantyjskiemu archistrategowi. W�osy ma nasz w�adyka d�ugie, siwe, brod� te�
d�ug� i
jedwabist�, na razie wci�� na wp� czarn�, a w w�sach to nawet jednego siwego
w�oska nie
u�wiadczysz; spojrzenie przenikliwe, najcz�ciej mi�kkie i jasne, ale tym
straszniejsze, kiedy
si� zachmurzy gniewem i b�yskawice zacznie ciska�. W takich gro�nych chwilach
wyra�niej
rzucaj� si� w oczy i surowe zmarszczki wzd�u� ko�ci policzkowych, i orle
wygi�cie
wydatnego, rasowego nosa. G�os ma w�adyka g��boki, d�wi�czny, przelewaj�cy si�
nisko, tak
samo dobry do serdecznej rozmowy, jak do natchnionego kazania czy
pa�stwowotw�rczej
mowy na kolejnej sesji �wi�tego Synodu.
Za m�odych lat wyznawa� Mitrofaniusz pogl�dy ascetyczne. Chodzi� w habicie z
workowatego p��tna, udr�cza� cia�o nieustannymi postami, a nawet, powiadaj�,
nosi� pod
koszul� �elazne �a�cuchy. Dawno ju� jednak wyrzek� si� tych udr�cze�, uzna� je
za
powierzchowne, nieistotne, co gorsza � szkodz�ce prawdziwej pobo�no�ci.
Doszed�szy lat i
dost�piwszy m�dro�ci, sta� si� dla w�asnego i cudzego cia�a bardziej pob�a�liwy,
a co si�
tyczy codziennego stroju, to lubi� szczeg�lnie domowe sutanny z cienkiej
materii, granatowej
lub czarnej. Czasem, kiedy wymaga� tego autorytet biskupiej godno�ci,
przywdziewa�
fioletowy p�aszcz z kosztownego aksamitu, kaza� zaprz�ga� w sze�� koni paradn�
karet�, na
stopniach za� musieli koniecznie sta� dwaj pot�ni, g�stobrodzi braciszkowie w
zielonych
sutannach z galonami, wielce do liberii podobnych.
Trafiali si� oczywi�cie i tacy, co cichaczem wyrzekali na sybaryckie nawyczki
przewielebnego i zami�owanie do wystawno�ci, ale nawet oni nie os�dzali go zbyt
surowo,
pami�taj�c o jego wysokim pochodzeniu i o tym, �e od dziecka by� nawyk�y do
zbytku i
dlatego nie przywi�zywa� do niego jakiego� szczeg�lnego znaczenia, nie raczy�
zauwa�a�, jak
wyra�a� si� biskupi sekretarz, ojciec Serafini Starowny.
Urodzi� si� zawo��ski przewielebny w znakomitej, zbli�onej do dworu rodzinie,
uko�czy�
Korpus Pazi�w, po czym wst�pi� do kawalerii gwardii (a by�o to jeszcze za
panowania
Miko�aja Paw�owicza). �ycie prowadzi� takie, jakie zwykli wie�� m�odzi ludzie z
jego sfery, i
je�li r�ni� si� czym� od r�wie�nik�w, to bodaj tylko pewn� sk�onno�ci� do
filozofowania,
zreszt� nie tak znowu rzadk� w�r�d wykszta�conych i wra�liwych m�odzie�c�w. W
pu�ku
uwa�ano �filozofa� za dobrego koleg� i chwackiego kawalerzyst�, dow�dztwo go
lubi�o,
awansowa�o, tak �e ko�o trzydziestki poszed�by pewnie w pu�kowniki, ale akurat
trafi�a si�
kampania krymska. B�g wie, co si� objawi�o przysz�emu biskupowi zawo��skiemu w
pierwszej jego sprawie bojowej, konnej potyczce pod Ba�ak�aw�, wiadomo tylko, �e
wyzdrowiawszy po ranie od szabli, wi�cej ju� broni do r�ki wzi�� nie chcia�.
Poda� si� do
dymisji, po�egna� z rodzin� i wkr�tce odby� nowicjat w jednym z najodleglejszych
od stolicy
monaster�w. Jednak jeszcze dzi�, zw�aszcza kiedy odprawia w �wi�tyni nabo�e�stwo
z okazji
kt�rego� z dwunastu wielkich �wi�t albo przewodniczy na zebraniu w konsystorzu,
�atwo
sobie wyobrazi�, jak gromko podawa� swym u�anom komend�: �Szwaaadron, szaaableee
w
d�o�! Maaarsz, marsz!�
Cz�owiek nieprzeci�tny na ka�dym polu si� wyr�ni, tote� nied�ugo wi�d�
Mitrofaniusz
anonimowe �ycie w zapad�ym klasztorze. Jak przedtem zosta� najm�odszym dow�dc�
szwadronu w ca�ej lekkokonnej brygadzie, to i teraz tak si� z�o�y�o, �e zosta�
najm�odszym z
biskup�w prawos�awnych. Mianowany do nas, do Zawo��ska, najpierw wikariuszem, a
potem
ju� gubernialnym arcypasterzem, wykaza� si� tak� m�dro�ci� i gorliwo�ci�, �e
wkr�tce
wezwano go do stolicy i powo�ano na wysok� godno�� ko�cieln�. Wielu wr�y�o
Mitrofaniuszowi w najbli�szej przysz�o�ci bia�y k�obuk metropolity, ale on, ku
zdumieniu
wszystkich, jeszcze raz zboczy� z ubitej drogi � ni st�d, ni zow�d poprosi�, by
go zn�w
pos�ano w nasz� g�usz�, i cho� d�ugo pr�bowano mu to wyperswadowa�, to ku
rado�ci
Zawo��an odprawiono go z Bogiem, a on ju� nigdy nie opuszcza� tutejszej
skromnej,
oddalonej od stolicy katedry.
Ale co z tego, �e oddalonej. Dawno wiadomo, �e im dalej od stolicy, tym do Pana
Boga
bli�ej. A stolica i przez tysi�c wiorst potrafi dosi�gn��, je�li jej, wysoko
rozsiad�ej, daleko
widz�cej, strzeli do g�owy taka fantazja.
I przez tak� w�a�nie fantazj� nie spa� tej nocy w�adyka, bez przyjemno�ci
s�uchaj�c
uprzykrzonego cykadowego crescendo. Sto�eczna fantazja mia�a twarz i nazwisko,
by�a
bowiem inspektorem Synodu i nazywa�a si� Bubiencow, i w�a�nie rozmy�laj�c o tym,
jak by
tu utrze� nosa temu z�owrogiemu jegomo�ciowi, przewielebny ju� setny raz
przewraca� si� z
boku na bok na mi�kkiej, kaczym puchem nabitej pierzynie, post�kiwa�, wzdycha�,
a czasem
nawet wydawa� z siebie �a�o�liwe: �Och!�
�o�e w biskupiej sypialni by�o szczeg�lne, starodawne, z el�bieta�skich jeszcze
czas�w
pochodz�ce, ze wspartym na czterech s�upach baldachimem w postaci
rozgwie�d�onego
nieba. W czasach wspomnianego ju� zapa�u do ascezy Mitrofaniusz spa� doskonale i
na
s�omie, i na go�ych deskach, dop�ki nie doszed� do wniosku, �e umartwianie to
g�upota i na
nic si� nie zda, bo przecie� nie po to Pan ulepi� nasze cia�o na sw�j obraz i
podobie�stwo, by
si� nad nim zn�ca�, a do tego nie przystoi arcypasterzowi popisywa� si� przed
podlegaj�cym
mu duchowie�stwem i narzuca� mu samoudr�cze�, do kt�rych nie wszyscy wszak maj�
duchowy poci�g i kt�rych zreszt� regu�a ko�cielna nie wymaga. W dojrza�ym wieku
zacz��
przewielebny sk�ania� si� coraz bardziej do zdania, �e prawdziwe pr�by niebo
zsy�a na
cz�owieka nie w sferze fizjologicznej, lecz duchowej, a niszczenie cia�a nie
zawsze poci�ga za
sob� zbawienie duszy. Dlatego biskupie komnaty urz�dzone s� nie gorzej od
gubernatorskiego domu, st� w refektarzu jest nawet niepor�wnanie lepszy, a w
sadzie
jab�kowym � pierwszym w ca�ym mie�cie � stoj� altanki, rotundy i nie brak te�
fontanny.
Spokojnie tam, cieni�cie, dobrze si� rozmy�la, niech�tni za� niech tam sobie
szepcz�, c� �
z�ego j�zora nie wsadzisz do wora.
A z perfidnym kontrolerem Bubiencowem oto jak post�pi� nale�y � umy�li� w�adyka.
Nasamprz�d napisa� do Petersburga do Konstantego Pietrowicza o wszystkich
wyczynach
jego zaufanego nuncjusza i o tym, jakie nieszcz�cia mog� z tych sztuczek
wynikn�� dla
Cerkwi. Oberprokurator to cz�owiek rozumny. Mo�e si� nad tym zastanowi. Ale do
listu si�
nie ogranicza�, tylko koniecznie wezwa� na rozmow� gubernatorow� Ludmi��
P�atonown� �
przem�wi� jej do sumienia, zawstydzi�. Kobieta z niej dobra i uczciwa. Powinna
si�
opami�ta�.
I wszystko si� u�o�y. Jakie to proste.
Ale chocia� ju� sercu ul�y�o, sen wci�� nie przychodzi�, a winien temu by� nie
okr�g�y
ksi�yc ani nawet nie cykady.
Znaj�c swoj� natur� i maj�c zwyczaj najstaranniej, do ostatniej �rubki,
sprawdza� prac�
jej mechanizmu, Mitrofaniusz zacz�� kalkulowa�, co to za robak go gryzie i nie
dozwala
rozumowi otoczy� si� ob�okiem snu. Gdzie przyczyna?
Czy�by dzisiejsza rozmowa z szurni�t� nowicjuszk�, szlachcianeczk�, kt�rej
odm�wiono
postrzy�yn zakonnych? W�adyka nie patyczkowa� si� z ni�, paln�� prosto z mostu:
�Ty, c�rko
moja, nie potrzebujesz najs�odszego Niebia�skiego Oblubie�ca, tak tylko ci si�
zdaje. Tobie
najzwyczajniejszego narzeczonego trzeba, z urz�dniczego stanu, a jeszcze lepiej
� oficera. Z
w�sami!� Rzecz jasna, nie nale�a�o tak... Skutkiem by� atak histerii i d�ugie
handryczenie si�.
No, ale mniejsza o to, g�upstwo. Co jeszcze?
Trzeba by�o podj�� nieprzyjemn� decyzj� w sprawie ojca ekonoma z monasteru
Bogojawle�skiego. Za burdy po pijanemu i rozpustne odwiedzanie kobiet z�ej
konduity
winowajca zosta� skazany na usuni�cie z klasztoru i przywr�cenie do stanu
�wieckiego. Teraz
zacznie si� pisanina � i do ekscelencji, i do Synodu. Ale i to by�a zwyk�a
sprawa, nie w niej
kry�a si� przyczyna niepokoju.
Mitrofaniusz pomy�la� jeszcze troch�, pomaca� sam w sobie, zabawi� si� w ciep�o-
zimno,
jak bywa�o w dzieci�stwie, i nagle zrozumia�: list od ciotki, genera�owej
Tatiszczewej, to jest
w�a�nie ten robak, co go gryzie. A� sam si� zdziwi�, ale serce od razu
potwierdzi�o � ciep�o,
ba, gor�co! Niby g�upstwo, a w duszy co� spokoju nie daje. No to jak, wzi��?
Przeczyta�?
Usiad� na ��ku, zapali� �wiec�, za�o�y� pince-nez. Gdzie ten list? O, jest, na
nocnym
stoliku.
�Mi�y m�j Misza � pisa�a staruszka, Maria Afanasjewna, z przyzwyczajenia
nazywaj�c
krewniaka dawno zapomnianym �wieckim imieniem � jak zdrowie? Da�a Ci spok�j
podagra
przekl�ta? Przyk�adasz li�cie kapu�ciane, jak Ci kaza�am? Nieboszczyk Apoloniusz
Niko�ajewicz zawsze m�wi�, �e...� Dalej nast�powa� obszerny opis cudownych
w�a�ciwo�ci
kapusty ogrodowej i przewielebny niecierpliwie prze�lizgn�� si� po linijkach,
pisanych
r�wnym, staro�wieckim pismem. Oczy zatrzyma�y si� na nieprzyjemnym nazwisku.
�Zn�w
mnie odwiedzi� W�odzimierz Lwowicz Bubiencow. A czeg� to o nim nie wygadywali,
�e
niby oczajdusza i prawie morderca! Przyjemny m�ody cz�owiek, spodoba� mi si�.
Bezpo�redni, bez fanaberii i na psach si� rozumie. Wiesz, �e on, okazuje si�,
jest ze mn�
spokrewniony przez Striechnin�w? Moja babcia, Adelajda Siekandrowna, secundo
voto...�
Nie, nie, to te� nie to, id�my dalej.
Aha, tutaj: �...Ale to wszystko do sprawy nie nale�y, a pisa�am tylko dlatego,
�e ze
s�abo�ci serca zwleka�am z przej�ciem do najwa�niejszego. Ledwie si� wezm� w
gar��, na
duchu umocni�, znowu �zy p�yn� jak dwa strumyki, i r�ka dr�y, i w piersi zimno
�ciska. Pisz�
do Ciebie, Misza, nie ot tak sobie. Wielkie mam zmartwienie, i to takie, �e ty
jeden mnie
zrozumiesz, a inni tylko patrze�, jak wy�miej�, powiedz�: ca�kiem rozum straci�a
stara
wariatka. Sama bym chcia�a do Ciebie przyjecha�, ale si�y nie ma, chocia� droga
niby
niedaleka. Le�� jak k�oda i nic, tylko p�acz� i p�acz�. Wiesz sam, ile lat, ile
si� i �rodk�w w to
w�o�y�am, �eby doprowadzi� do ko�ca dzie�o, kt�remu Apoloniusz Niko�ajewicz
�ycie
po�wi�ci��. (W tym miejscu w�adyka pokiwa� g�ow�, jako �e do sprawy, kt�rej
wujaszek
nieboszczyk �ycie po�wi�ci�, odnosi� si� sceptycznie). �Dowiedz si� wi�c,
przyjacielu m�j, co
za nikczemno�� zdarzy�a si� u mnie w Drozdowce. Jaki� dra�, i to nie inaczej,
tylko kto� ze
swoich, podsypa� trucizny do miseczki Hulajowi i �apajowi. �apaja, �e m�odszy,
emetykiem
uratowa�am, �mierci wydar�am, ale Hulaju� m�j zgas�. Ca�� noc cierpia�, rzuca�
si�, ludzkimi
�zami p�aka� i patrzy� na mnie tak �a�o�nie: poratuj, niby, matu�, w tobie ca�a
moja nadzieja.
Nie uratowa�am. Ju� nad ranem zaskowycza� bole�nie, przekr�ci� si� na bok i
ducha wyzion��.
Pad�am bez przytomno�ci i powiadaj�, �e trzy godziny w tym stanie przeby�am,
nawet i
doktor z miasta zd��y� przyjecha�. A teraz le�� ca�kiem s�aba, ale najwi�cej ze
strachu.
Przecie� to spisek, Michasiu, nikczemny spisek. Kto� chce zg�adzi� moje
dzieciaczki, a z nimi
i mnie, staruch�. Na Boga Wszechmog�cego b�agam Ci�, przyje�d�aj. I nie z
pociech�
pastersk�, ja jej nie potrzebuj�, tylko �eby przeprowadzi� �ledztwo. Wszyscy
m�wi�, �e taki
masz dar � ka�dego drania na wskro� widzisz i ka�d� zbrodnicz� intryg�
przenikniesz. A czy
mo�na sobie wyobrazi� bardziej bezecny uczynek? Naprawd�, przyje�d�aj, poratuj.
Wieczn�
twoj� wielbicielk� b�d�, a w testamencie szczodry legat umieszcz�, czy to na
�wi�tyni�, czy
to na klasztor jaki�, czy to na sieroty�. Na samym ko�cu listu ciotka
przechodzi�a z tonu
familiarnego na oficjalny i pe�en szacunku: �Polecaj�c si� ojcowskiej uwadze,
arcypasterskim
modlitwom i o biskupie b�ogos�awie�stwo b�agaj�c, pozostaj� oddan� s�ug� Waszej
Przewielebno�ci, Maria Tatiszczewa�.
Tu chyba wypada�oby wyja�ni� spraw� daru, o kt�rym pisa�a genera�owa
Tatiszczewa, a
kt�ry duchownej osobie biskupiej rangi jakby niezupe�nie przystoi. Tak czy
inaczej, w�r�d
innych, wznio�lejszych zalet przypisywano w�adyce r�wnie� drogocenny, rzadko
spotykany
talent rozwi�zywania wszelakich najbardziej nawet zawik�anych zagadek, zw�aszcza
maj�cych przest�pcze t�o. Mo�na powiedzie�, �e Mitrofaniusz �ywi� prawdziw�
nami�tno��
do takiej gimnastyki umys�owej, i zdarza�o si� nieraz, �e w�adze policyjne,
nawet z s�siednich
guberni, pokornie prosi�y go o rad�, kiedy mia�y do czynienia z jakim�
zagmatwanym
�ledztwem. Biskup zawo��ski w duchu bardzo szczyci� si� swoj� s�aw�, ale z
niezupe�nie
czystym sumieniem � po pierwsze dlatego, �e duma niew�tpliwie zalicza�a si� do
uczu�
czczych i marnych, po drugie za� z jeszcze jednej przyczyny, kt�r� pominiemy
milczeniem,
jako �e zna� j� tylko on sam i jeszcze pewna osoba.
Wieczorem, po pierwszej lekturze listu, pro�ba cioci, �eby p�dzi� do jej maj�tku
dla
zbadania okoliczno�ci �mierci Hulaja, rozbawi�a przewielebnego. R�wnie� i teraz,
ponownie
przeczytawszy to or�dzie, pomy�la� sobie: bzdury, bredzi starowina. Pole�y
dzie�, dwa i
wstanie.
W�adyka zgasi� �wiec�, po�o�y� si�, ale serce wci�� nie dawa�o spokoju.
Spr�bowa�
pomodli� si� o wyzdrowienie cioci. Wiadomo, �e nocnej modlitwie bli�ej do
Najwy�szego.
Nawet Z�otousty pisze, �e Pan nasz najbardziej te w�a�nie sobie umi�owa�, kt�re
�w spokojny
czas odmawiasz, obficie nieraz p�acz�c�.
Modlitwa jednak wysz�a jaka� taka bez duszy, sam tylko papuzi s�owotok, a tego
w�adyka
nie uznawa�. Nawet za pokut� nigdy na nikogo nie nak�ada� odmawiania modlitw,
uwa�a� to
za �wi�tokradztwo. Pacierz, co tylko przez usta przechodzi, serca nie tkn�wszy,
to w og�le
�aden pacierz.
No dobrze, niech Pelagia tam jedzie � zdecydowa� Mitrofaniusz. Niech wyja�ni, co
si�
sta�o z tym przekl�tym Hulajem.
I od razu mu ul�y�o. Ani cykady nie dr�czy�y ju� duszy dr��cym wielog�osem,
tylko
ko�ysa�y do snu, ani ksi�yc oczu nie o�lepia�, lecz jakby omywa� twarz ciep�ym
mlekiem.
Mitrofaniusz przymkn�� powieki, wyg�adzi� zmarszczki na surowym czole. Zasn��.
* * *
Z okazji Przemienienia Pa�skiego, nazywanego tak�e Jab�ecznym Zbawicielem, w
cerkwi
domowej od rana �wi�cono p�ody. To �wi�to, z dwunastu wielkich przecie� nie
najwi�ksze,
Mitrofaniusz lubi� za barwno�� i mi�� Bogu lekkomy�lno��. Sam nabo�e�stwa nie
odprawia�,
sta� z ty�u i z boku, na archijerejskim podwy�szeniu, sk�d lepiej wida� i
ozdobion� jab�kami
cerkiew, i liczn� publiczno��, i diakon�w w specjalnych �jab�ecznych� ornatach �
niebieskich
ze z�otym, naszywanych motywami z li�ci i owoc�w. �piewacy s�ynnego ch�ru
biskupiego,
zszed�szy si� z obu stron, hukn�li katawasij�, ale to tak, �e ci�ki kryszta�owy
�yrandol pod
bia�ym sklepieniem d�wi�cznie zadygota� t�czowymi wisiorkami. Ojciec Amfiteatrow
zacz��
�wi�ci� jab�ka: �Panie Bo�e nasz, dozw�l wierz�cym w Ciebie cieszy� si� dzie�ami
Twoimi i
sam pob�ogos�aw s�owem swoim le��ce tu p�ody...�
Dobrze.
Nabo�e�stwo na Przemienienie jest nied�ugie, radosne. W �wi�tyni pachnie
�wie�o�ci� i
sokiem, bo ka�dy przyszed� z w�asnym koszykiem jab�ek. Ko�o Mitrofaniusza na
stoliku te�
sta� srebrny p�misek z ogromnymi, czerwonymi, ananasowymi �carskimi� jab�kami z
biskupiego sadu, soczystymi, s�odkimi, pachn�cymi. Kogo przewielebny obdarzy,
tego
szczeg�lnie wyr�ni i osobliw� mu oka�e przychylno��.
Mitrofaniusz pos�a� kulawego s�u�k� przy biskupim pastorale do lewego ch�ru,
gdzie
sta�y rz�dem stateczne mniszki, kt�rym jako pobo�ne �wiczenie zlecono nauczanie
w
diecezjalnej szkole dla dziewcz�t. Pos�aniec szepn�� na ucho kierowniczce,
wysokiej, chudej
siostrze Krystynie, �e w�adyka jab�uszkiem obdarowa� raczy, a ta obejrza�a si� i
schyli�a w
dzi�kczynnym pok�onie. Na prawo od niej sta�a chyba (od ty�u nie od razu mo�na
by�o
rozpozna�) siostra Emilia, wyk�adaj�ca arytmetyk�, geografi� i jeszcze kilka
przedmiot�w.
Potem krzywoboka siostra Olimpiada, odpowiedzialna za S�owo Bo�e. Dalej dwie
jednakowo
przygarbione Ambrozja i Apolinaria, co to nie rozr�nisz, kt�ra jest kt�ra;
jedna wyk�ada�a
gramatyk� i histori�, druga � u�yteczne roboty r�czne. A na ko�cu, tu� przy
�ciance, sta�a
sobie niewysoka, chudziutka siostra Pelagia (literatura i gimnastyka). Tej to
nie spos�b z
�adn� inn� pomyli�: apostolnik przekrzywiony, a z boku � dla mniszki wstyd,
rzecz
niedopuszczalna � kosmyk rudych w�os�w sterczy i w promieniu s�o�ca miedzi�
po�yskuje.
Mitrofaniusz zn�w, kt�ry� to ju� raz, westchn��, pow�tpiewaj�c, czy nie pomyli�
si�,
udzieliwszy w swoim czasie Pelagii b�ogos�awie�stwa na postrzy�yny zakonne. Nie
pob�ogos�awi� nie m�g� � panna ma za sob� wielki smutek i ci�k� pr�b�, jak� nie
ka�da
dusza by wytrzyma�a � ale okropnie ju� niemnisiego jest usposobienia: za �ywa,
na miejscu
nie usiedzi, ciekawska, w ruchach �adnej stateczno�ci. No, przecie� sam taki
jeste�, stary
durniu � napomnia� si� przewielebny i jeszcze raz, jeszcze smutniej, westchn��.
Kiedy siostry ustawi�y si� w kolejce, by dosta� od przewielebnego po jab�ku,
w�adyka
ka�d� wyr�ni�: tej da� r�k� do poca�owania, tamt� po g�owie leciutko pog�aska�,
do innej
zn�w u�miechn�� si� po prostu, a z ostatni�, Pelagi�, casus si� wydarzy�.
Nast�pi�a, niezgraba
jedna, ojcu diakonowi na nog�, odskoczy�a, przepraszaj�c, w r�ce klasn�a i
bach! � �okciem
prosto w p�misek. �oskot, brz�k srebra po kamiennej pod�odze, na wszystkie
strony tocz� si�
rado�nie czerwone jab�uszka, a ch�opcy ze szk�ki cerkiewnej, kt�rym to ca�kiem
si� nie
nale�y, bo �obuziaki z nich i urwisy, ju� rozchwytali drogocenne carskie
ananasowe, niczego
nie zostawili ludziom godnym, zas�u�onym, kt�rzy za Pelagi� na swoj� kolej
czekali. I stale
tak z ni� jest: nie mniszka, tylko jedno utrapienie piegowate.
Mitrofaniusz poruszy� wargami, ale od wym�wki si� powstrzyma�, bo to przecie� i
�wi�tynia Bo�a, i �wi�to.
Pob�ogos�awi� tylko i powiedzia�:
� Schowaj no kosmyk, wstyd. I id� do biblioteki. B�d� z tob� m�wi�.
* * *
� Wyobrazi� sobie osio�, �e jest k�usakiem, j�� wi�c chrapy rozdyma� i wali�
kopytem w
ziemi�. � Tak zacz�� rozmow� przewielebny. � �Wszystkich przegoni�! � rycza�. �
Najszybszy jestem, naj�wawszy!� I tak przekonuj�co rycza�, �e wszyscy wok�
uwierzyli i
zacz�li powtarza�: �Ten nasz osio� to wcale nie osio�, tylko najczystszej w
�wiecie krwi
argamak. Trzeba go teraz wystawia� do wy�cig�w, �eby wszystkie co do jednej
nagrody
zdoby��. I od tej pory osio� �ycia nie mia�, bo gdzie tylko jakie� gonitwy si�
odbywa�y, to jego
zaraz za uzd� i do biegania ci�gn�. �Jazda � wo�aj� � k�apouchy, nie zawied�!�
Takie to
wspania�e �ycie os�owi przypad�o.
Mniszka, od dawna ju� nawyk�a do biskupich przypowie�ci, s�ucha�a w skupieniu.
Gdyby
tak kto� mimochodem na ni� spojrza�, powiedzia�by: m�odziutka panna � twarz
czysta, o
mi�ym owalu, budz�ca sympati� i z pozoru naiwna. Ale to mylne wra�enie bra�o si�
z
zadartego nosa i uniesionych zdziwieniem brwi, a ciekawskie, okr�g�e, ciemne
oczy patrzy�y
zza takich�e okr�g�ych okular�w wcale a wcale nie prostodusznie i wida� by�o po
tych
oczach, �e to nie �adna dzierlatka: i nacierpie� si� zd��y�a, i po�y�, i
porozmy�la� o tym, co
prze�y�a. �wie�o�� za� i m�ody wygl�d bra�y si� z bia�ej cery, cz�sto
towarzysz�cej rudym
w�osom, i z nieust�pliwych pieg�w, rozsypanych po buzi jak pomara�czowe
paciorki.
� Powiedz no mi wi�c, Pelagio, czego si� tyczy ta przypowie��?
Siostra zamy�li�a si�. Z odpowiedzi� si� nie spieszy�a. Male�kie bia�e r�czki
mimowolnie
si�gn�y do wisz�cej u pasa p��ciennej torebki, a w�adyka, kt�ry wiedzia�, �e
Pelagii my�li si�
najlepiej z rob�tk� w r�ce, zezwoli�:
� We� druty, mo�na.
Skwapliwie zaszczeka�y ostre stalowe druty i Mitrofaniusz zmarszczy� brwi,
przypomniawszy sobie, jakie ohydne wytwory pojawiaj� si� na �wiecie z przyczyny
tych z
pozoru zr�cznych palc�w. Na �wi�t� Wielkanoc siostra ofiarowa�a archijerejowi
bia�y
szaliczek z literami �ChZm� tak krzywymi, jakby zd��y�y ju� sobie porz�dnie
podpi�.
� Dla kogo to? � nieufnie spyta� w�adyka.
� Dla siostry Emilii. Paseczek, a puszcz� po nim fryz z czaszek z piszczelami.
� No, no � uspokoi� si� biskup. � Wi�c co z przypowie�ci�?
� Tak sobie my�l� � westchn�a Pelagia � �e to o mnie, grzesznej. T� alegori�
chcia�e�,
ojcze, powiedzie�, �e ze mnie taka zakonnica jak z os�a r�czy k�usak. I taki
niemi�osierny s�d
o mnie st�d powzi��e�, �e w �wi�tyni jab�ka rozsypa�am.
� A rozsypa�a� rozmy�lnie? �eby w �wi�tyni rwetesu narobi�? No, przyznaj si�. �
Mitrofaniusz spojrza� zakonnicy w oczy, ale zawstydzi� si�, bo wyczyta� w nich
�agodny
wyrzut. � No dobrze, dobrze, ja tylko tak... A moja przypowie�� nie tego si�
tyczy, nie
zgad�a�. Co to jest w nas, ludziach, za urz�dzenie, �e ka�da rzecz, ka�de
wypowiedziane
s�owo koniecznie chcemy wzi�� do siebie? To pycha, c�rko moja. I nie taki z
ciebie rzadki
ptak, �ebym ja przypowie�ci o tobie uk�ada�.
W�adyka rozz�o�ci� si� nagle, r�ce za�o�y� za plecy i przeszed� si� po
bibliotece, kt�rej
warto chyba po�wi�ci� troch� uwagi.
W biskupiej bibliotece panowa� idealny porz�dek, a zajmowa� si� ni� sekretarz
Starowny,
pracownik, w pe�nej zgodzie ze swoim nazwiskiem, wielce skrupulatny. Na �rodku
najd�u�szej �ciany (tej, na kt�rej nie by�o okien ani drzwi) sta�a szafa z
dzie�ami
teologicznymi i patrologicznymi, kryj�ca w sobie pobo�ne ksi�gi w j�zykach
cerkiewnos�owia�skim, �aci�skim, greckim i hebrajskim. Po lewej stronie sta�y
szeregiem
szafy z hagiografi�, z �ywotami �wi�tych prawos�awnych i rzymskokatolickich; po
prawej �
prace z historii Cerkwi, liturgiki i kanoniki. Specjalne miejsce, przypominaj�c
o poprzedniej
pasji przewielebnego, zajmowa�a wielka szafa z traktatami po�wi�conymi ascezie.
Mie�ci�y
si� w niej tak�e drogocenne bia�e kruki w rodzaju pierwszych wyda� Zamku
wewn�trznego
Teresy z Avila czy Ozdoby duchowych za�lubin Ruysbroecka Cudownego. Na wielkim
stole,
zajmuj�cym ca�� d�ugo�� komnaty, le�a�y stosy zszywek rosyjskich i zagranicznych
gazet i
czasopism, przy czym najbardziej honorowe miejsce okupowa�y �Zawo��skie
Wiadomo�ci
Diecezjalne�, gubernialna gazeta, kt�r� w�adyka redagowa� osobi�cie.
Literatura niereligijna za�, z najrozmaitszych dziedzin, od matematyki po
numizmatyk� i
od botaniki po mechanik�, sta�a na mocnych d�bowych p�kach, szczelnie
zas�aniaj�cych trzy
pozosta�e �ciany sali bibliotecznej. Ze wszystkich rodzaj�w lektury w�adyka
unika� tylko
beletrystyki, uwa�aj�c j� za ma�o po�yteczn�. Jest na tym �wiecie wystarczaj�co
du�o cud�w,
zagadek i niepowtarzalnych historii, wymy�lonych przez niebia�skiego Tw�rc� �
powiada�
czasem biskup � tote� ludzie �miertelni nie maj� po co wymy�la� dla zabawy
w�asnych
�wiat�w i ludzik�w, bo tak czy inaczej w por�wnaniu z zamys�em Bo�ym wyjdzie to
ubogo i
nieciekawie. Co prawda siostra Pelagia spiera�a si� z w�adyk� i powo�ywa�a na
to, �e skoro
ju� Pan nasz zasia� w duszy ludzkiej pragnienie tw�rczo�ci, to ju� On lepiej
wie, czy jest jaki�
sens i po�ytek w uk�adaniu powie�ci. No, ale tej dysputy teologicznej nie
rozpocz�li
Mitrofaniusz i jego duchowa c�ra, zacz�a si� o wiele wcze�niej, nie oni te� j�
doko�cz�.
Stan�wszy przed Pelagi�, pokornie czekaj�c�, kiedy jej preceptorowi duchowemu
przejdzie to niezrozumia�e rozdra�nienie, Mitrofaniusz zapyta� nagle:
� A czemu to nos b�yszczy? Zn�w si� piegi ma�ci� z dmuchawca smarowa�o? Godna to
Chrystusowej oblubienicy rzecz takimi marno�ciami si� zajmowa�? Przecie� rozumna
z
ciebie kobieta. To� to b�ogos�awiony Diadoch naucza: �Zdobi�ca cia�o swoje
cia�olubstwem
grzeszy, a ono� znamieniem niedowiarstwa jest�.
Z �artobliwego tonu przewielebnego Pelagia odgad�a, �e chmurka odp�yn�a, i
odpowiedzia�a dziarsko:
� Z twego Diadocha, ojcze, by� znany wstecznik. To� on i my� si� zakazywa�. Jak
tam
jest w jego Kefalii powiedziane? �Wstrzemi�liwo�ci gwoli nale�y �a�ni si�
wystrzega�, jako
�e cia�o nasze s�abnie od rozkosznej tej mokro�ci�.
Mitrofaniusz zmarszczy� brwi.
� A ja ci naka�� sto pok�on�w do samej ziemi wybi�, �eby� bez szacunku o
staro�ytnym
m�czenniku nie m�wi�a. A o ozdabianiu cia�a s�usznie on naucza.
Zmiesza�a si� Pelagia i wda�a w d�ugie usprawiedliwienia, �e z piegami, uchowaj
Bo�e,
nie dla cielesnej urody wojuje, tylko z pobo�nej gorliwo�ci: bo co to za
zakonnica z
piegowatym nosem.
� No, no... � Biskup nieufnie pokiwa� g�ow�, wci�� jeszcze oci�gaj�c si� z
przej�ciem do
g��wnej sprawy.
Od zuchwa�o�ci do pokory i z powrotem siostra Pelagia zawsze przechodzi�a
b�yskawicznie, a� nad��y� by�o trudno. Teraz te�, b�ysn�wszy oczkami, bardzo ju�
�mia�o
zapyta�a:
� A czy to dla pieg�w mnie w�adyka wezwa�?
I zn�w Mitrofaniusz nie zdecydowa� si� powiedzie� o najwa�niejszym. Zakaszla�,
jeszcze
raz przeszed� si� po bibliotece. Zapyta�, co tam u uczennic w szkole. Pilne s�?
Ch�tne do
nauki? Czy siostry nie ucz� ich jakich� niepotrzebnych rzeczy, co to w �yciu nie
pomog�, a
przeszkodz� tylko?
� Dochodz� mnie s�uchy, �e zacz�a� je uczy� p�ywania. Na co to? M�wi�, �e�
podobno
na Rzece k�pielisko kaza�a skleci� i pluskasz si� tam razem z nimi. Czy to
dobrze?
� P�ywa� dziewczynki musz� koniecznie, bo po pierwsze to wzmacnia zdrowie i
gibko��
cz�onk�w rozwija, a po drugie smuk�o�� wyrabia � odpowiedzia�a siostra. � One
przecie� z
biednych rodzin si� wywodz�, wi�kszo�� to panny bez posagu. Jak podrosn�,
narzeczonych
trzeba b�dzie im znale��... Ale przecie�, ojcze, nie w sprawie szko�y mnie
wezwa�e�. O
szkole rozmawiali�my trzy dni temu, o p�ywaniu te�.
Pelagia by�a nie z takich, co to je mo�na d�ugo za nos wodzi�, i dlatego
Mitrofaniusz
opowiedzia� wreszcie o tym, co minionej nocy przed snem wymy�li�.
� Tym os�em, o kt�rym ci opowiedzia�em, jestem ja sam. Ulegaj�c twoim pro�bom, a
jeszcze bardziej � w�asnej czczej pr�no�ci, kt�ra pasterzowi zgo�a nie
przystoi, trzymam
przed wszystkimi w tajemnicy, �e prawdziwym asem od wydobywania tego, co ukryte
i
schowane za niby oczywistym, nie ja, stary dure�, jestem, tylko ty, cicha
zakonnica Pelagia.
A ode mnie, jak od tego �asego na s�aw� os�a, wszyscy oczekuj� cud�w i nowych
odkry�.
Teraz ju� nikt nie uwierzy, je�li og�osz�, �e to wszystko twoim rozumem si�
dokonywa�o, a ja
ci tylko �wiczenia pobo�ne naznacza�em...
Druty przesta�y pobrz�kiwa�, w karych oczach zab�ys�y iskierki.
� Co si� sta�o, ojcze? Chyba nie w naszej guberni, bobym wiedzia�a. Znowu, jak w
zesz�e
zapusty, kto� skarbiec cerkiewny okrad�? � spyta�a siostra bardzo zaciekawiona.
� A mo�e,
nie daj B�g, osob� duchown� zg�adzili? Jakie �wiczenie zada mi tym razem wasza
przewielebno��?
� Nie, cz�owiek �aden nie zgin��. � Mitrofaniusz odwr�ci� si� zmieszany. � O co
innego
chodzi. Ale jednak o przest�pstwo. W ka�dym razie nie dla policji to sprawa...
Opowiem ci, a
ty na razie pos�uchaj. Potem powiesz, co my�lisz. No, ale r�b na drutach. R�b i
s�uchaj...
Podszed� do okna i m�wi� dalej, ca�y czas patrz�c w sad i raz po raz postukuj�c
palcami
po ramie okiennej.
� Niedaleko st�d, jakie� osiem wiorst, le�y maj�teczek Marii Afanasjewny
Tatiszczewej,
mojej dalekiej ciotki. To ju� wiekowa staruszeczka, ale kiedy�, dawno temu,
uchodzi�a za
jedn� z pierwszych petersburskich pi�kno�ci. Pami�tam, ma�ym ch�opcem by�em, jak
do nas
przyje�d�a�a. Weso�a, m�oda, grywa�a ze mn� w warcaby... Za m�� wysz�a za
oficera,
dow�dc� pu�ku, �y�a z nim po r�nych dalekich garnizonach, a kiedy on przeszed�
w stan
spoczynku, osiedlili si� tutaj, w Drozdowce. By� �w Apoloniusz Niko�ajewicz,
teraz ju�
�wi�tej pami�ci, nami�tnym psiarzem. Mia� pierwsz� psiarni� w ca�ej guberni. I
charty
trzyma�, i go�cze, i legawe. Raz kupi� szczeniaka za ca�e tysi�c rubli, taki by�
z niego
zapaleniec. Ale uwa�a�, �e to wszystko jeszcze ma�o, umy�li� sobie, �e ras�
jak�� szczeg�ln�
wyhoduje, jakiej dot�d nie znano. I ca�� reszt� �ycia z tym projektem si� para�.
Ras� t� nazwa�
�bia�y rosyjski buldog�. Od zwyk�ego buldoga r�ni si� on ma�ci� � ca�y jest
bia�y jak mleko,
odznacza si� wyj�tkowo sp�aszczonym profilem (psiarze maj� na to specjalny
termin, ale
wylecia� mi z g�owy) i jeszcze jak�� niebywa�� faflasto�ci� (tak si� m�wi, kiedy
wargi s�
obwis�e). Ale g��wna osobliwo��, rodzynek tego wszystkiego, polega na tym, �eby
ca�kiem
bia�y pies mia� prawe ucho br�zowe. Nie pami�tam, jaki w tym sens, ma to co�
wsp�lnego z
he�mami... Zdaje si�, �e kiedy Apoloniusz Niko�ajewicz s�u�y� w kawalergardach,
mieli tam
w szwadronie taki zwyczaj, �e he�my zak�adali z lekka na bakier. I w�a�nie ucho
ma t�
zawadiacko�� przypomina�. Aha, jeszcze zapomnia�em, �e tego psa winna tak�e
cechowa�
wyj�tkowa �linowato��, nie wiem ju�, dla jakiego praktycznego po�ytku. Og�lnie
bior�c �
potw�r, jakiego d�ugo by szuka�. A oto co robi� wuj Apoloniusz: do wszystkich
pa�skich
dom�w w ca�ej Rosji, gdzie tylko trzymano buldogi, da� zna�, �eby wyrodk�w
albinos�w nie
topi�, jak to si� zazwyczaj robi, tylko niezw�ocznie je odsy�a� do genera�a
majora
Tatiszczewa, kt�ry wybrakowane szczeniaki wykupi za dobr� cen�. Bia�e
szczeniaki, do tego
jeszcze z br�zowym uchem, w�r�d buldog�w rodz� si� bardzo rzadko. Ju� nie
pami�tam,
chocia� wiele razy s�ysza�em i od wuja, i od ciotki... mo�e jeden na sto miot�w.
No wi�c,
jednym s�owem, zbiera� wujek Apoloniusz tych niewydarze�c�w, hodowa� i jedne z
drugimi
krzy�owa�. Wychodzi�y z tego szczeniaki zwyczajne, rude, ale od czasu do czasu
te� bia�e z
burym uchem, i to ju� cz�ciej ni� zwykle, powiedzmy � jeden na dziesi�� miot�w.
Te znowu
od��cza� i krzy�owa�, a jeszcze pilnowa�, �eby takie wi�cej faflaste i �linowate
by�y.
Najgorzej rzecz si� mia�a z tym przekl�tym uchem. Przez nie to szczeg�lnie du�o
szczeniak�w trzeba by�o brakowa�. I tak to sz�o, miot po miocie. Nim wujaszek
ducha
wyzion��, ju� mocno si� przybli�y� do spe�nienia swoich marze�, ale wci��
jeszcze znajdowa�
si�, by tak rzec, w p� drogi. Umieraj�c, nakaza� �onie doprowadzi� rozpocz�te
dzie�o do
ko�ca. A z Marii Afanasjewny ma��onka by�a � zaiste � tylko oz�oci�. W swoim
czasie ze
�wiatowej czarodziejki sta�a si� mateczk�-komendantow�, a potem i dziedziczk�. I
to bez
fa�szu, z serca i ch�ci. Taki ju� mia�a od Pana Boga kobiecy talent. Gdyby jej
m�� na �o�u
�mierci polecenia nie zostawi�, mo�e by i usch�a, nie da�aby smutkowi rady. A
tak to nic, ju�
dwadzie�cia lat we wdowim stanie i wci�� mocna, czynna, usposobienia ra�nego.
Wszystkie
rozmowy, wszystkie my�li � tylko o psach. Ja ju� nawet pomstowa�em na ten jej
przesadny
zapa� i strofowa�em j� � nie s�ucha. M�wi� kiedy� � nie na powa�nie, tak tylko
dokuczaj�c:
�Cioteczko, a je�li do cioteczki sam Lucyfer przyjdzie i o jej dusz�
chrze�cija�sk� poprosi w
zamian za najczystsz� bia�� ras�, odda cioteczka?� �B�g z tob�, Misza �
odpowiada � co te�
ty wygadujesz!� I nagle zamilk�a, zamy�li�a si�. To ju�, powiem ci, Pelagio, nie
�arty! Tak
czy inaczej, ci�gn�a dalej prac� m�a nieboszczyka, staraj�c si� wyhodowa�
rosyjskiego
bia�ego buldoga, i niema�o w tej sprawie dokona�a. Zw�aszcza co si� tyczy
faflasto�ci,
p�askomordzia i �linowato�ci. Z uchem posz�o jej gorzej. Ca�kiem idealnych
egzemplarzy
uzbiera�o si� wszystkiego trzy. Dziad wabi�cy si� Hulaj, stary ju�, na dziewi�ty
rok mu
posz�o. Potem jego syn �apaj, czterolatek. I dwa, trzy miesi�ce temu, ku rado�ci
starowinki,
urodzi� si� Hulaja wnuk, nazwa�a go Chapajem. Taki si� uda� pod ka�dym wzgl�dem
wzorowy, �e ciocia wszystkie inne psy, nie do�� doskona�e, kaza�a potopi�, �eby
rasy nie
psu�y, a na rozp�odek zostawi�a tylko te trzy. Och, zapomnia�em o jeszcze jednym
istotnym
punkcie: s� krzywo�ape, a nosy maj� r�owe, czarno nakrapiane. To te� wa�na
cecha...
Tu w�adyka poczu� si� ca�kiem g�upio, zmiesza� i spojrza� spod oka na swoj�
s�uchaczk�.
Ta porusza�a wargami, liczy�a oczka. Zdziwienia nie okazywa�a.
� A w og�le to masz, przeczytaj. Wczoraj list dosta�em. Je�li powiesz, �e
staruszka
bredzi, �e w g�owie jej si� pomiesza�o, to odpisz� co� uspokajaj�cego i po
wszystkim.
Mitrofaniusz wyj�� z r�kawa sutanny list i poda� Pelagii. Siostra palcem
przycisn�a
okulary do nasady nosa i zacz�a czyta�. A przeczytawszy, zapyta�a z niepokojem:
� Komu by si� chcia�o psy tru�? I po co?
Spyta�a tak powa�nie, �e w�adyce ul�y�o i od razu przesz�o mu zmieszanie.
� No w�a�nie, po co? Sama rozwa�. Ciocia Maria to staruszka bogata,
spadkobierc�w jej
nie brakuje. Dzieci poumiera�y, zostali wnuk i wnuczka, ksi��� i ksi�niczka
Tielianowowie.
I jeszcze mn�stwo dalszych krewnych, jacy� pieczeniarze, przyjaciele
najrozmaitsi. Dobra z
niej kobieta, ale swarliwa. I ma jedn� uprzykrzon� mani�: prawie co tydzie�
wzywa z miasta
notariusza i na nowo testament przerabia. Jak si� na kogo� rozz�o�ci � wykre�la
go z ostatniej
woli, jak kto� jej dogodzi � powi�ksza mu legat. To mi w�a�nie w g�owie siedzi.
Gdyby tak
sprawdzi�, mi�a Pelasiu, kogo ona tam ostatni raz w testamencie wzbogaci�a. Albo
na odwr�t:
na kogo si� pogniewa�a i wydziedziczeniem grozi. Innego sensu w tym dzikim psim
trucicielstwie nie widz�, jak tylko to, �e kto� umy�li� sobie w ten spos�b sam�
staruszk� do
mogi�y wp�dzi�. Widzisz przecie�, jak si� z powodu tego psa pochorowa�a. A gdyby
oba
pad�y, toby�my i cioci� Mari� pochowali. Co my�lisz o mojej hipotezie � z
niepokojem spyta�
biskup swoj� przenikliw� wychowank�. � Czy w og�le prawdopodobna?
� Obawa uzasadniona i przyczyna ca�kiem prawdopodobna, inna nawet mi do g�owy
nie
przychodzi � zgodzi�a si� zakonnica, ale doda�a: � Chocia�, oczywi�cie, trzeba
by na miejscu
posiedzie�. Mo�e i jaka� inna przyczyna by si� znalaz�a. A du�y ma ciocia waszej
wielebno�ci maj�tek?
� Du�y. Posiad�o�� rozleg�a, utrzymana wzorowo. Lasy, ��ki, m�yny, len, owies �
pierwsza klasa. Do tego i kapita�, papiery warto�ciowe w banku. Nie zdziwi�bym
si�, gdyby
wszystko razem miliona si�ga�o.
� A znasz, ojcze, spadkobierc�w? To� to moc pod�o�ci trzeba mie� w sobie, �eby
tak�
rzecz zamierzy�. Tak sobie my�l�, �e zwyczajnie zabi� � grzech by by� wcale nie
mniejszy.
� Ty na to z Bo�ego stanowiska patrzysz i dobrze robisz. Ale ludzkim prawom
daleko do
Bo�ych. Jakby tak po prostu zabi�, to przecie� policja dopytywa� si� zacznie: a
kto, a po co?
W ko�cu i na katorg� mo�na trafi�. A pieski otru� to grzech na ludzki rozum
niedu�y, z
prawnego punktu widzenia w og�le �aden, staruszk� za� takim sposobem zabi� mo�na
jeszcze
pewniej ni� no�em albo kul�.
Pelagia zamacha�a r�kami, a� jej rob�tka spad�a na pod�og�.
� W ludzkim sensie to te� wielki grzech, bardzo wielki! Nawet gdyby ta Maria
Afanasjewna diabelskim pomiotem by�a i kto� przez ni� skrzywdzony chcia�
rachunki
wyr�wna�, to co mu Bo�e stworzenia winne?! Pies to istota ufna, przywi�zuje si�
do
cz�owieka, a od Pana naszego i wierno�ci�, i darem kochania tak szczodrze jest
obdarzony, �e
nawet ludziom by si� przyda�o od niego pouczy�. Ja my�l�, w�adyko, �e zabi� psa
to jeszcze
gorzej ni� cz�owieka zg�adzi�.
� No, ty mi tu z takim poga�stwem nie wyje�d�aj! � hukn�� przewielebny. � �ebym
tego
wi�cej nie s�ysza�! Patrzcie j�, �yw� dusz� ze stworzeniem niemym por�wnuje!
� I co z tego, �e nieme � nie ust�powa�a uparta mniszka. � A psu w oczy ojciec
zagl�da�?
Ot, cho�by w�asnemu �ukowi, co przy bramie na �a�cuchu siedzi? A prosz� zajrze�.
�uk ma
w oczach wi�cej duszy i �ycia ni� ojca bezcenny Starowny w swoich m�tnych
�lepkach!
W�adyka ju� usta otworzy�, �eby da� folg� s�usznemu gniewowi, ale si� pohamowa�.
W
ostatnim czasie walczy� z grzechem surowo�ci serca, i nieraz z powodzeniem.
� Psom podw�rzowym w oczy zagl�da� nie mam kiedy � sucho, z godno�ci� przem�wi�
biskup. � A Starownemu daj spok�j, akuratny jest i pilny, a �e trudno mu si� do
duszy dobra�,
no to ju� taki jego charakter. I sprzecza� si� z tob� nie b�d�, zw�aszcza o
oczywiste rzeczy.
Jedno mi powiedz: zrobisz to, o co prosz�?
� Zrobi�, ojcze � pok�oni�a si� zakonnica.
� No, to masz �wiczenie zakonne. Jed� do Drozdowki. Od razu, teraz. Przeka�esz
cioci
Marii moje b�ogos�awie�stwo i pismo, kt�re ci dam. Uspok�j staruszk�. A
najwa�niejsze �
wyja�nij, co si� tam u nich dzieje. Je�li wykryjesz jaki� z�y zamiar �
udaremnij. A zreszt�, co
ci� b�d� uczy�, sama wiesz. I dop�ki prawdy nie dojdziesz, nie wracaj.
� W�adyko � wzdrygn�a si� Pelagia. � Ja w sobot� mam lekcje w szkole.
� To na lekcje przyjedziesz, a potem znowu do Drozdowki. No, dosy�, id�. Podejd�
tylko,
pob�ogos�awi�.
* * *
Zanim siostra Pelagia wyruszy do maj�tku genera�owej Tatiszczewej, musimy poda�
pewne obja�nienia geograficzne, bez kt�rych cz�owiekowi w Zawo��sku niebywa�emu
bardzo
trudno b�dzie uwierzy�, a nawet po prostu zrozumie�, jak mog�o si� wydarzy�
wszystko to,
co p�niej nast�pi�o.
G��wn� postaci� tej historii jest Rzeka, najwspanialsza i najs�ynniejsza nie
tylko w Rosji,
ale i w ca�ej Europie. Stolica guberni stoi na jej lewym brzegu, nad g��bokim
jarem. Nurt jest
tu z obu stron �ci�ni�ty ska�ami i dlatego s�ynna ze swego majestatycznego biegu
Rzeka na
czas pewien traci w tym miejscu stanowczo��, przechodzi z roztargnionej
powolno�ci w cwa�,
pieni si� bia�ymi falami, ko�uje ciemnymi wirami i od wiek�w oblega Zawo��a�skie
Urwisko,
podcinaj�c zdradzieckimi aproszami wysoki, przewieszony brzeg. Jakie� pi��
wiorst ni�ej
lewobrze�na stromizna stopniowo opada, przechodzi w piaszczyst� nizin�, wobec
czego
Rzeka zaczyna si� czu� swobodniej i odpoczywaj�c po wymuszonym biegu, rozlewa
si�
szeroko prawie na wiorst�.
Ta chwila ulgi nie trwa jednak d�ugo � w�a�nie tam, gdzie le�y Drozdowka, uparty
brzeg
zn�w ostro staje d�ba; pa�ski dw�r i sad wznosz� si� wysoko nad wod�, przez co
otwieraj�cy
si� st�d widok s�usznie uchodzi za najpi�kniejszy w ca�ej okolicy.
Tak wi�c droga siostry Pelagii wiod�a na po�udnie, przez rogatk� kaza�sk�, na
ci�gn�cy
si� wzd�u� Rzeki Trakt Astracha�ski, pos�usznie trzymaj�cy si� wszystkich jej
kapry�nych
zawijas�w i nigdy nieoddalaj�cy si� od niej na wi�cej ni� pi�� wiorst.
Nim opu�ci�a swoj� izdebk� w biskupim pa�acu, po klasztornemu nazywan� cel�,
Pelagia
z dawnego, zabobonnego nawyku otworzy�a Ewangeli� i wskaza�a palcem pierwszy
lepszy
werset. �wiczenie tym razem dosta�a niegro�ne i, mo�na nawet powiedzie�,
niepowa�ne, ale
taki ju� mia�a zwyczaj. Wszak�e werset �w (z Listu �wi�tego Paw�a Aposto�a do
Filipian)
okaza� si� wcale nieprzypadkowy, zawiera� w sobie ni to podpowiedz, ni to
ostrze�enie:
�Patrzajcie si� ps�w, patrzajcie si� z�ych pracownik�w�.
Najwidoczniej by�o to jednak ostrze�enie, bo przy wyj�ciu z miasta, zaraz za
szlabanem,
objawi� si� Pelagii omen ju� bez w�tpienia z�y. Kiedy, mianowicie, obejrzawszy
si�, ustali�a,
�e w pobli�u nikogo nie wida�, wyj�a z torebki u pasa, tej, w kt�rej trzyma�a
rob�tk�,
male�kie lusterko i zacz�a ogl�da� sobie nos � czy uparte piegi nie wyblak�y
cho� troch� od
ma�ci z dmuchawca? A� tu nagle w przydro�nych krzakach rozleg� si� szelest i
wy�oni�y si� z
nich dwie baby, co nie wiadomo czemu zesz�y z traktu. Siostra Pelagia chcia�a
schowa� r�k�
za plecy, ale zrobi�a to tak niezr�cznie, �e lusterko jej wypad�o. Podnios�a;
oj, niedobrze: dwie
rysy na krzy�, a wiadomo, co to za znak. Niczego dobrego on nie zapowiada.
Z�e znaki, wbrew regule zakonnej, Pelagia traktowa�a powa�nie, i to nie z
nieuctwa, tylko
dlatego, �e wielokrotnie si� przekonywa�a, i� nieprzypadkowo lud je przez d�ugie
wieki
wyr�ni� i zliczy�. Tak jak si� w takim wypadku nale�y, wzi�a w palce
garsteczk� py�u,
rzuci�a j� przez lewe rami�, zrobi�a znak krzy�a (czego nigdy nie czyni�a bez
powodu),
zm�wi�a modlitw� do Tr�jcy �wi�tej i posz�a dalej.
O sprawach niepokoj�cych rozmy�la� nie chcia�a (a w�a�ciwie to nic takiego nie
by�o),
mia�a przed sob� mo�e i male�k�, ale przecie� budz�c� ciekawo�� przygod�, tote�
nastr�j
siostrzyczki, na chwil� przygaszony zniszczeniem lusterka, szybko si� poprawi�,
tym bardziej
�e panowa�a ta czarowna letnia pogoda, kiedy dojrza�e s�o�ce wyz�aca powietrze
jak mi�d,
niebo jest wysokie, ziemia szeroka, a wszystko wok� przesyca bujne �ycie i
rozkoszne
znu�enie. Zreszt� � co tu opisywa�, wszyscy i tak wiedz�, jak wygl�da pi�kny
sierpniowy
dzie�, kt�ry dopiero co przechyli� si� na drug� po�ow�.
Zaraz na pierwszej wior�cie Pelagii dopisa�o szcz�cie: podsadzi� j� na fur�
ch�op
staruszek. Drogi mamy w guberni nowe, r�wne, sunie sobie cz�owiek g�adko jak po
lodzie,
dojecha�a wi�c Pelagia w pe�nym komforcie, na mi�kkim sianie, do samego skr�tu z
Traktu
Astracha�skiego w stron� Drozdowki.
Tutaj, na samym rozwidleniu, trafi� si� jeszcze jeden omen, ale taki, �e
gorszego cz�owiek
sam by nie wymy�li�. Zszed�szy z fury i pob�ogos�awiwszy staruszka, Pelagia
zobaczy�a na
poboczu gromadk� ludzi, t�ocz�cych si� wok� jakiego� wozu i co� tam w milczeniu
ogl�daj�cych. Z wrodzonej ciekawo�ci nie mog�a przej�� oboj�tnie obok takiego
wydarzenia,
posz�a wi�c popatrze�, co to za dziwo. Przecisn�a si� mi�dzy wie�niakami i
pielgrzymami,
przymru�y�a oczy zza okular�w: ot, najzwyklejszy przypadek podr�ny, o� si�
z�ama�a. Ale
przy uszkodzonej furmance stercza� czemu� sprawnik i dw�ch st�jkowych st�ka�o,
nasadzaj�c
ko�o na �wie�o zr�bany i jako tako zastrugany m�ody d�bek. Sprawnik by� znajomy,
kapitan
Pachom Siergiejewicz Nieruszaj�o z pobliskiego czarnojarskiego powiatu, a w
bryczce le�a�o
co� d�ugawego, przykrytego brezentem.
� Co to tam, kapitanie, topielec? � spyta�a Pelagia, przywitawszy si� i na
wszelki
wypadek prze�egnawszy brezent.
� Nie, mateczko, gorsza sprawa � z zagadkow� min� odpowiedzia� sprawnik,
wycieraj�c
chusteczk� malinow� �ysin�. � Rzeka dw�ch nieboszczyk�w wyrzuci�a. Bez g��w.
M�czyzna i m�ody ch�opak. Tak sobie na piaseczku le�eli, jeden przy drugim.
Patrze� tylko,
jaka okazja! �ledztwo b�dzie, z urz�du. W�a�nie wioz� ich do guberni na
identyfikacj�. Cho�
jak tam ich identyfikowa�, sam czort nie dojdzie. Prosz� wybaczy�, wyrwa�o mi
si�.
�Czorta� Pelagia strz�sn�a z ramienia, �eby si� nie przylepi�, i prze�egna�a
tym razem
ju� sam� siebie, nie nieboszczyk�w.
� To nie nasi � powiedzia� kto� w t�umie. � U nas, �eby tak ludzi mordowa�, to
jak �wiat
�wiatem w zwyczaju nie by�o.
� Tak � zgodzi� si� kto� w t�umie. � Nie inaczej, tylko z Ni�niego ich
przynios�o, nie�le
tam u nich �obuzuj�.
Pogl�d ten zyska� powszechn� aprobat�, bo Zawo��anie za tymi z Ni�niego nie
przepadaj�, uwa�aj�c ich za narodek z�odziejski i nikczemny.
� Panie kapitanie, a pokaza�by pan, co za ludzie. Mo�e, akuracik, poznamy �
poprosi�
jeden brodaty w porz�dnym kaftanie, stateczny jaki� cz�owiek, od razu wida�, �e
nie z samej
ciekawo�ci na truposzy chce zerkn��.
Kilku innych popar�o pro�b�, a baby, chocia� wyda�y z siebie par� och�w, to tak
raczej
dla przyzwoito�ci.
Sprawnik na�o�y� urz�dow� czapk�, pomy�la� chwilk� i �askawie si� zgodzi�.
� No c�, poka��. Mo�e i rzeczywi�cie...
Pachom Siergiejewicz �ci�gn�� przykrycie i Pelagia odwr�ci�a si� od razu, bo
trupy by�y
ca�kiem go�e � mniszce na co� takiego patrze� nie przystoi. Zd��y�a tylko
zauwa�y�, �e lewa
r�ka wielkiego, w�ochatego trupa ko�czy si� � tam gdzie powinien by� nadgarstek
�
obr�banym kikutem.
� Oj, Bo�e m�j, ch�opaczek to ca�kiem malutki! � zakrzycza�a jedna z bab. � To�
m�j
Afo�ka taki sam.
Pelagia d�u�ej nie patrzy�a, bo jak �wiczenie, to �wiczenie, i przez przysi�ek
pomaszerowa�a do Drozdowki.
Zrobi�o si� nieco duszno, a z ziemi zacz�� si� unosi� jaki� opar, jak to bywa w
gor�cy
dzie� przed deszczem. Pelagia przyspieszy�a kroku, popatruj�c na niebo, po
kt�rym sun�a,
p�czniej�c szybko, kulista, mocno nabita chmura. Z przodu widnia�o ogrodzenie
parku, a nad
drzewami zielenia� dach du�ego domu, ale by�o do niego jeszcze troszk� daleko.
Nic, nie rozpuszcz� si� � powiedzia�a sobie mniszka, ale w nastroju by�a ju�
zupe�nie
innym ni� przedtem. Siostr� Pelagi� miota�o niegodne uczucie � zawi��. To
przynajmniej
prawdziwa sprawa! � my�la�a, przypominaj�c sobie, z jakim namaszczeniem Pachom
Siergiejewicz wypowiedzia� smaczne s�owo ��ledztwo�.
Tamtemu przypad�o straszn� tajemnic� rozgryza�, jej za� � rozezna� si�, od czego
skona�
ciociny faflasty. A to ci �wiczenie zada� w�adyka!
II
Chmury nad Zawo��skiem
Niech siostra Pelagia idzie na razie pod szybko ciemniej�cym niebem ku �elaznej
bramie
drozdowskiego parku, my tymczasem cofniemy si� nieco, �eby obja�ni� pewne
tajemnice
naszej gubernialnej polityki, a tak�e przedstawi� osobisto�ci, kt�rym wypadnie
odegra�
kluczow� rol� w tej m�tnej i zawik�anej historii.
M�wili�my ju�, �e gubernia zawo��ska jest rozleg�a, ale le�y daleko od