6850
Szczegóły |
Tytuł |
6850 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6850 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6850 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6850 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zbigniew Herbert
Zbi�r Wierszy
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Apollo i Marsjasz
Apollo i Marsjasz
w�a�ciwy pojedynek Apollona
z Marsjaszem
(s�uch absolutny
kontra ogromna skala)
odbywa si� pod wiecz�r
gdy jak ju� wiemy
s�dziowie
przyznali zwyci�stwo bogu
mocno przywi�zany do drzewa
dok�adnie odarty ze sk�ry
Marsjasz
krzyczy
zanim krzyk jego dojdzie
do jego wysokich uszu
wypoczywa w cieniu tego krzyku
wstrz�sany dreszczem obrzydzenia
Apollo czy�ci sw�j instrument
tylko z pozoru
g�os Marsjasza
jest monotonny
i sk�ada si� z jednej samog�oski
A
w istocie
opowiada
Marsjasz
nieprzebrane bogactwo
swego cia�a
�yse g�ry w�troby
pokarm�w bia�e w�wozy
szumi�ce lasy p�uc
s�odkie pag�rki mi�ni
stawy ��� krew i dreszcze
zimowy wiatr ko�ci
nad sol� pami�ci
wstrz�sany dreszczem obrzydzenia
Apollo czy�ci sw�j instrument
teraz do ch�ru
przy��cza si� stos pacierzowy Marsjasza
w zasadzie to samo A
tylko g��bsze z dodatkiem rdzy
to ju� jest ponad wytrzyma�o��
boga o nerwach z tworzyw sztucznych
�wirow� alej�
wysadzan� bukszpanem
odchodzi zwyci�zca
zastanawiaj�c si�
czy z wycia Marsjasza
nie powstanie z czasem
nowa ga���
sztuki - powiedzmy - konkretnej
nagle
pod nogi upada mu
skamienia�y s�owik
odwraca g�ow�
i widzi
�e drzewo do kt�rego przywi�zany by� Marsjasz
jest siwe
zupe�nie
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Brewiarz
Panie
wiem �e dni moje s� policzone
zosta�o ich niewiele
Tyle �ebym jeszcze zd��y� zebra� piasek
kt�rym przykryj� mi twarz
nie zd��� ju�
zado���uczyni� skrzywdzonym
ani przeprosi� tych wszystkich
kt�rym wyrz�dzi�em z�o
dlatego smutna jest moja dusza
�ycie moje
powinno zatoczy� ko�o
zamkn�� si� jak dobrze skomponowana sonata
a teraz widz� dok�adnie
nam moment przed cod�
porwane akordy
�le zestawione kolory i s�owa
jazgot dysonansu
j�zyki chaosu
dlaczego
�ycie moje
nie by�o jak kr�gi na wodzie
obudzonym w niesko�czonych g��biach
pocz�tkiem kt�ry ro�nie
uk�ada si� w s�oje stopnie fa�dy
by skona� spokojnie
u twoich nieodgadnionych kolan
Zbigniew Herbert
1998
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Dawni Mistrzowie
Dawni Mistrzowie
obywali si� bez imion
ich sygnatur� by�y
bia�e palce Madonny
albo r�owe wie�e
di citta sul mare
a tak�e sceny z �ycia
della Beata Umilita
roztapiali si�
w sogno
miracolso
crocifissione
znajdowali schronienie
pod powiek� anio��w
za pag�rkami ob�ok�w
w g�stej trawie raju
ton�li bez reszty
w z�otych niebosk�onach
bez krzyku przera�enia
bez wo�ania o pami��
powierzchni� ich obraz�w
s� g�adkie jak lustro
nie s� to lustra dla nas
s� to lustra wybranych
wzywam was Starzy Mistrzowie
w ci�kich chwilach zw�tpienia
sprawcie niech spadnie ze mnie
w�owa �uska pychy
niech pozostan� g�uchy
na pokuszenie s�awy
wzywam was Dawni Mistrzowie
Malarzu Deszczu Manny
Malarzu Drzew Haftowanych
Malarzu Nawiedzenia
Malarzu �wi�tej Krwi
Zbigniew Herbert
('Hermes, pies i gwiazdy')
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Domy przedmie�cia
W jesienne bezs�oneczne popo�udnie Pan Cogito
lubi odwiedza� brudne przedmie�cia. Nie ma -
m�wi - czystszego �r�d�a melancholii.
Domy przedmie�cia o podkr��onych oknach
domy kaszl�ce cicho
dreszcze tynku
domy o rzadkich w�osach
chorej cerze
tylko kominy marz�
chuda skarga
dochodzi do brzegu lasu
na brzeg wielkiej wody
chcia�bym wam wymy�la� imiona
nape�nia� zapachem Indii
ogniem Bosforu
gwarem wodospad�w
domy przedmie�cia o zapadni�tych skroniach
domy �uj�ce sk�rk� chleba
zimne jak sen paralityka
kt�rych schody s� palm� kurzu
domy stale na sprzeda�
zajazdy nieszcz�cia
domy kt�re nigdy nie by�y w teatrze
szczury dom�w przedmie�cia
zaprowad�cie je nad brzeg oceanu
niech usi�d� w gor�cym piasku
niech ogl�daj� noc podzwrotnikow�
niech fala ich nagrodzi burzliw� owacj�
jak przystoi tylko zmarnowanym �ywotom
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Do Ryszarda Krynickiego - list
Niewiele zostanie Ryszardzie naprawd� niewiele
z poezji tego szalonego wieku na pewno Rilke Eliot
kilku innych dostojnych szaman�w kt�rzy znali sekret
zaklinania s��w formy odpornej na dzia�anie czasu bez czego
nie ma frazy godnej pami�tania a mowa jest jak piasek...
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Guziki
Pami�ci kapitana
Edwarda Herberta
Tylko guziki nieugi�te
przetrwa�y �mier� �wiadkowie zbrodni
z g��bin wychodz� na powierzchni�
jedyny pomnik na ich grobie
s� aby �wiadczy� B�g policzy
i ulituje si� nad nimi
lecz jak zmartwychsta� maj� cia�em
kiedy s� lepk� cz�stk� ziemi
przelecia� ptak przep�ywa ob�ok
upada li�� kie�kuje �laz
i cisza jest na wysoko�ciach
i dymi mg�� katy�ski las
tylko guziki nieugi�te
pot�ny g�os zamilk�ych ch�r�w
tylko guziki nieugi�te
guziki z p�aszczy i mundur�w
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Jonasz
I nagotowa� Pan ryb� wielk�
�eby po�kn�a Jonasza
Jonasz syn Ammitaja
uciekaj�c od niebezpiecznej misji
wsiad� na okr�t p�yn�cy
z Joppen do Tarszisz
potem by�y rzeczy wiadome
wiatr wielki burza
za�oga wyrzuca Jonasza w g��boko�ci
morze staje od burzenia swego
nadp�ywa przewidziana ryba
trzy dni i trzy noce
modli si� Jonasz w brzuchu ryby
kt�ra wyrzuca go w ko�cu
na such� ziemi�
wsp�czesny Jonasz
idzie jak kamie� w wod�
je�li trafi na wieloryba
nie ma czasu westchn��
uratowany
post�puje chytrzej
ni� biblijny kolega
drugi raz nie podejmuje si�
niebezpiecznej misji
zapuszcza brod�
i z daleka od morza
z daleka od Niniwy
pod fa�szywym nazwiskiem
handluje byd�em i antykami
agenci Lewiatana
daj� si� przekupi�
nie maj� zmys�u losu
s� urz�dnikami przypadku
w schludnym szpitalu
umiera Jonasz na raka
sam dobrze nie wiedz�c
kim w�a�ciwie by�
parabola
przy�o�ona do g�owy jego
ga�nie
i balsam przypowie�ci
nie ima si� jego cia�a
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Kamyk
Kamyk jest stworzeniem
doskona�ym
r�wnym samemu sobie
pilnuj�cy swych granic
wype�niony dok�adnie
kamiennym sensem
o zapachu kt�ry niczego nie przypomina
niczego nie p�oszy nie budzi po��dania
jego zapa� i ch��d
s� s�uszne i pe�ne godno�ci
czuj� ci�ki wyrzut
kiedy go trzymam w d�oni
i cia�o jego szlachetne
przenika fa�szywe ciep�o
- Kamyki nnie daj� si� oswoi�
do ko�ca b�d� na nas patrze�
okiem spokojnym bardzo jasnym
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Kot
Jest ca�y czarny, lecz ogon ma elektryczny.
Gdy �pi na s�o�cu, jest najczarniejsz� rzecz�, jak� sobie mo�na
wyobrazi�. Nawet we �nie �apie przera�one myszki. Pozna�
to po pazurkach, kt�re wyrastaj� mu z �apek. Jest strasznie
mi�y i niedobry. Zrywa z drzew ptaszki, zanim dojrzej�.
Zbigniew Herbert
('Hermes, pies i gwiazdy')
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Krasnoludki
Krasnoludki rosn� w lesie. Maj� specyficzny zapach i
bia�e brody. Wyst�puj� pojedynczo. Gdyby si� da�o zebra�
ich gar��, ususzy� i powiesi� nad drzwiami - mo�e mieliby�my spok�j.
Zbigniew Herbert
('Hermes, pies i gwiazdy')
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Matka
_
_ Upad� jej z kolan k��bek w��czki. Rozwija� si� w po�piechu i ucieka� na o�lep. Trzyma�a pocz�tek �ycia. Owija�a na palec serdeczny jak pier�cionek, chcia�a uchroni�. Toczy� si� po ostrych pochy�o�ciach, czasem pi�� si� pod g�r�. Przychodzi� spl�tany i milcza�. Nigdy ju� nie powr�ci na s�odki tron jej kolan.
Wyci�gni�te r�ce �wiec� w ciemno�ci jak stare miasto
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Mitteleuropa
Nie wiadomo czy z miesa czy z pierza
ku czemu to wszytko zmierza
Mitteleuropa
niby swieci i gasnie
zupelnie jakby z basni
Ezopa
Znalazl sie cesarz oto
niejaki Habsburg Otto
calkiem porzadny czlowiek
sa jeszcze w zapasie Bourboni
lecz serio mowiac oni
nie calkiem ten-tego
Wiec ludzi gniewa lub cieszy
ta igraszka dla rzeszy
nagle wyjscie w potrzebie
pojawia sie nad widnokregiem
sunie niebieskim kregiem
jakby ksiezyc po niebie
Niech jeszcze troche poswieci
kolorowa zabawka dzieci
sen nostalgiczny staruszkow
lecz mowiac calkiem szczerze
ja w to wszystko nie wierze
(i zwierzam wam sie na uszko)
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Modlitwa ludzi wolnych
Id� dok�d poszli tamci do ciemnego kresu
po z�ote runo nico�ci twoj� ostatni� nagrod�
Id� wyprostowany w�r�d tych co na kolanach
w�r�d odwr�conych plecami i obalonych w proch
ocala�e� nie po to aby �y�
masz ma�o czasu trzeba da� �wiadectwo
b�d� odwa�ny gdy rozum zawodzi b�d� odwa�ny
w ostatecznym rachunku jedynie to si� liczy
a Gniew tw�j bezsilny niech b�dzie jak morze
ilekro� us�yszysz g�os poni�onych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpicl�w kat�w tchorzy - oni wygraj�
p�jd� na tw�j pogrzeb i z ulg� rzuc� grud�
a kornik napisze tw�j u�adzony �yciorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebacza� w imieniu tych kt�rych zdradzono o �wicie
strze� si� jednak dumy niepotrzebnej
ogl�daj w lustrze sw� b�aze�sk� twarz
powtarzaj: zosta�em powo�any - czy� nie by�o lepszych
strze� si� osch�o�ci serca kochaj �r�d�o zaranne
ptaka o nieznanym imieniu d�b zimowy
�wiatlo na murze splendor nieba
one nie potrzebuj� twego ciep�ego oddechu
s� po to aby m�wi�: nikt ci� nie pocieszy
czuwaj - kiedy �wiat�o na g�rach daje znak - wsta� i id�
dop�ki krew obraca w piersi twoj� ciemn� gwiazd�
powtarzaj stare zakl�cia ludzko�ci bajki i legendy
bo tak zdob�dziesz dobro kt�rego nie zdob�dziesz
powtarzaj wielkie s�owa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustyni� i gin�li w piasku
a nagrodz� ci� za to tym co maj� pod r�k�
ch�osta �miechu zab�jstwem na �mietniku
Id� bo tylko tak b�dziesz przyj�ty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodk�w: Gilgamesza, Hektora, Rolanda
Obro�c�w kr�lestwa bez kresu i miasta popio��w
B�d� wierny Id�
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Nied�wiedzie
_
_"...dzielny Mi�, Kubu� Puchatek,
nasz P.P. (Przyjaciel Prosiaczka),
sympatyczny T.K. (Towarzysz Kr�lika),
poczciwy P.K. i Z.O. (Pocieszyciel K�apouchego i Znalazca Ogona),..."
* * *
Nied�wiedzie dziel� si� na brunatne, bia�e oraz �apy, g�ow� i tu��w.
Mordy maj� dobre, a oczki ma�e. One lubi� bardzo �akomstwo.
Do szko�y nie chc� chodzi�, ale spa� w lesie - to prosz� bardzo.
Jak maj� ma�o miodu, to �api� si� r�kami za g�owy i s� takie
smutne, takie smutne, �e nie wiem.
Dzieci, kt�re kochaj� Kubusia Puchatka, da�yby im wszystko,
ale po lesie chodzi my�liwy i celuje z fuzji mi�dzy tych dwoje oczu.
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Pan Cogito a ruch my�li
My�li chodz� po g�owie
m�wi wyra�enie potoczne
wyra�enie potoczne
przecenia ruch my�li
wi�kszo�� z nich
stoi nieruchomo
po�rodku nudnego krajobrazu
szarych pag�rk�w
wysch�ych drzew
czasem dochodz�
do rw�cej rzeki cudzych my�li
staj� na brzegu
na jednej nodze
jak g�odne czaple
ze smutkiem
wspominaj� wysch�e �r�d�a
kr�c� si� w k�ko
w poszukiwaniu ziaren
nie chodz�
bo nie zajd�
nie chodz�
bo nie ma dok�d
siedz� na kamieniu
za�amuj� r�ce
pod chmurnym
niskim
niebem
czaszki
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Pan Cogito i wyobra�nia
1
Pan Cogito nigdy nie ufa�
sztuczkom wyobra�ni
fortepian na szczycie Alp
gra� mu fa�szywe koncerty
nie ceni� labirynt�w
sfinks napawa� go odraz�
mieszka� w domu bez piwnic
luster i dialektyki
d�ungle sk��bionych obraz�w
nie by�y jego ojczyzn�
unosi� si� rzadko
na skrzyd�ach metafory
potem spada� jak Ikar
w obj�cia Wielkiej Matki
uwielbia� tautologie
t�umaczenie idem per idem
�e ptak jest ptakiem
niewola niewol�
n� jest no�em
�mier� �mierci�
kocha�
p�aski horyzont
lini� prost�
przyci�ganie ziemi
2
Pan Cogito b�dzie zaliczony
do gatunku minores
oboj�tnie przyjmie wyrok
przysz�ych badaczy litery
u�ywa� wyobra�ni
do ca�kiem innych cel�w
chcia� z niej uczyni�
narz�dzie wsp�czucia
pragn�� poj�� do ko�ca
- noc Pascala
- natur� diamentu
- melancholi� prorok�w
- gniew Achillesa
- szale�stwa ludob�jc�w
- sny Marii Stuart
- strach neandertalski
- rozpacz ostatnich Aztek�w
- d�ugie konanie Nietzschego
- rado�� malarza z Lascaux
- wzrost i upadek d�bu
- wzrost i upadek Rzymu
zatem o�ywia� zmar�ych
dochowa� przymierza
wyobra�nia Pana Cogito
ma ruch wahad�owy
przebiega precyzyjnie
od cierpienia do cierpienia
nie ma w niej miejsca
na sztuczne ognie poezji
chcia�by pozosta� wierny
niepewnej jasno�ci
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Pan Cogito obserwuje w lustrze swoj� twarz
Kto pisa� nasze twarze na pewno ospa
kaligraficznym pi�rem znacz�c swoje "o"
lecz po kim mam podw�jny podbr�dek
po jakim �ar�oku gdy ca�a moja dusza
wzdycha�a do ascezy dlaczego oczy
osadzone tak blisko wszak to on nie ja
wypatrywa� w�r�d chaszczy najazdu Wened�w
uszy zbyt odstaj�ce dwie muszle ze sk�ry
zapewne spadek po praszczurze kt�ry �owi� echo
dudni�cego pochodu mamut�w przez stepy
czo�o niezbyt wysokie my�li bardzo ma�o
- kobiety z�oto ziemia nie da� si� str�ci� z konia -
ksi��� my�la� za nich a wiatr ni�s� po drogach
darli palcami mury i nagle z wielkim krzykiem
spadali w pr�ni� by powr�ci� we mnie
a przecie� kupowa�em w salonach sztuki
pudry mikstury ma�cie
szminki na szlachetno��
przyk�ada�em do oczu marmur ziele� Veronese'a
Mozartem naciera�em uszy
doskonali�em nozdrza woni� starych ksi��ek
przed lustrem twarz odziedziczon�
worek gdzie fermentuj� dawne mi�sa
��dze i grzechy �redniowieczne
paleolityczny g��d i strach
jab�ko upada przy jab�oni
w �a�cuch gatunk�w spi�te cia�o
tak to przegra�em turniej z twarz�
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Pijacy
Pijacy s� to ludzie, kt�rzy pij� do dna i duszkiem.
Ale krzywi� si�, bo na dnie widz� zn�w siebie.
Przez szyjk� butelki obserwuj� dalekie �wiaty.
Gdyby mieli silniejsz� g�ow� i wi�cej smaku, byliby astronomami.
Zbigniew Herbert
('Hermes, pies i gwiazdy')
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Podr� do Krakowa
Jak tylko poci�g ruszy�
zacz�� wysoki brunet
i tak m�wi do ch�opca
z ksi��k� na kolanach
- kolega lubi czyta�
- A lubi� - odpowie tamten
czas szybciej leci
w domu zawsze robota
tu w oczy nikogo nie kole
-No pewnie macie racje
a co czytacie teraz
- Ch�op�w - odpowie tamten -
bardzo �yciowa ksi��ka
tylko troch� za d�uga
i w sam raz na zim�
Wesele tak�e czyta�em
to jest wlasciwie sztuka
bardzo trudno zrozumie�
za du�o os�b
Potop to co innego
czytasz i jakby� widzia�l
dobra - powiada - rzecz
prawie tak dobra jak kino
Hamlet - obcego autora
te�z bardzo zajmuj�cy
tylko ten ksianzke dunski
troch�e za wielki mazgaj
tunel
ciemno w poci�gu
rozmowa sie nagle urwa�a
umilk� prawdziwy komentarz
na bia�ych marginesach
�lad palc�w i ziemi
znaczony twardym paznokciem
zachwyt i pot�pienie
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Powr�t prokonsula
_
_Postanowi�em wr�ci� na dw�r cesarza
jeszcze raz spr�buj� czy mo�na tam �y�
m�g�bym pozosta� tutaj w odleg�ej prowincji
pod pe�nymi s�odyczy li��mi sykomoru
i �agodnymi rz�dami chorowitych nepot�w
gdy wr�c� nie mam zamiaru zas�ugiwa� si�
b�d� bi� brawo odmierzon� porcj�
u�miecha� si� na uncje marszczy� brwi dyskretnie
nie dadz� mi za to z�otego �a�cucha
ten �elazny wystarczy
postanowi�em wr�ci� jutro lub pojutrze
nie mog� �y� w�r�d winnic wszystko tu nie moje
drzewa s� bez korzeni domy bez fundament�w
deszcz szklany kwiaty pachn� woskiem
o puste niebo ko�acze suchy ob�ok
wi�c wr�c� pojutrze w ka�dym razie wr�c�
trzeba b�dzie na nowo u�o�y� si� z twarz�
z doln� warg� aby umia�a pow�ci�gn�� pogard�
z oczami aby by�y idealnie puste
i z nieszcz�snymi podbr�dkiem zaj�cem mej twarzy
kt�ry dr�y gdy wchodzi dow�dca gwardii
jednego jestem pewien wina z nim pi� nie b�d�
kiedy zbli�y sw�j kubek spuszcz� oczy
i b�d� udawa� �e z z�b�w wyci�gam resztki jedzenia
cesarz zreszt� lubi odwag� cywiln�
do pewnych granic do pewnych rozs�dnych granic
to w gruncie rzeczy cz�owiek tak jak wszyscy
i ju� bardzo zm�czony sztuczkami z trucizn�
nie mo�e pi� do syta nieustanne szachy
ten lewy kielich dla Druzjusza w prawym umoczy� wargi
potem pi� tylko wod� nie spuszcza� oka z Tacyta
wyj�� do ogrodu i wr�ci� gdy ju� wynios� cia�o
Postanowi�em wr�ci� na dw�r cesarza
mam naprawd� nadziej� �e jako� to si� u�o�y
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Przedmioty
Przedmioty martwe s� zawsze w porz�dku i nic im, niestety, nie mo�na zarzuci�. Nie uda�o mi si� nigdy zauwa�y� krzes�a, kt�re przest�puje z nogi na nog�, ani ��ka, kt�re staje d�ba. Tak�e sto�y, nawet kiedy s� zm�czone, nie odwa�� si� przykl�kn��. Podejrzewam, �e przedmioty robi� to ze wzgl�d�w wychowawczych, aby wci�� nam wypomina� nasz� niesta�o��.
Zbigniew Herbert
('Hermes, pies i gwiazdy')
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Przes�anie Pana Cogito
Id� dok�d poszli tamci do ciemnego kresu
po z�ote runo nico�ci twoj� ostatni� nagrod�
id� wyprostowany w�r�d tych co na kolanach
w�r�d odwr�conych plecami i obalonych w proch
ocala�e� nie po to aby �y�
masz ma�o czasu trzeba da� �wiadectwo
b�d� odwa�ny gdy rozum zawodzi b�d� odwa�ny
w ostatecznym rachunku jedynie to si� liczy
a Gniew tw�j bezsilny niech b�dzie jak morze
ilekro� us�yszysz g�os poni�onych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpicl�w kat�w tch�rzy - oni wygraj�
p�jd� na tw�j pogrzeb i z ulg� rzuc� grud�
a kornik napisze tw�j u�adzony �yciorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebacza� w imieniu tych kt�rych zdradzono o �wicie
strze� si� jednak dumy niepotrzebnej
ogl�daj w lustrze sw� b�aze�sk� twarz
powtarzaj: zosta�em powo�any - czy� nie by�o lepszych
strze� si� osch�o�ci serca kochaj �r�d�o zaranne
ptaka o nieznanym imieniu d�b zimowy
�wiat�o na murze splendor nieba
one nie potrzebuj� twego ciep�ego oddechu
s� po to aby m�wi�: nikt ci� nie pocieszy
czuwaj - kiedy �wiat�o na g�rach daje znak - wsta� i id�
dop�ki krew obraca w piersi twoj� ciemn� gwiazd�
powtarzaj stare zakl�cia ludzko�ci bajki i legendy
bo tak zdob�dziesz dobro kt�rego nie zdob�dziesz
powtarzaj wielkie s�owa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustyni� i gin�li w piasku
a nagrodz� ci� za to tym co maj� pod r�k�
ch�ost� �miechu zab�jstwem na �mietniku
id� bo tylko tak b�dziesz przyj�ty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodk�w: Gilgamesza Hektora Rolanda
obro�c�w kr�lestwa bez kresu i miasta popio��w
B�d� wierny Id�
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Przes�uchanie Anio�a
Kiedy staje przed nimi
w cieniu podejrzenia
jest jeszcze ca�y
z materii �wiat�a
eony jego w�os�w
spi�te s� w pukiel
niewinno�ci
po pierwszym pytaniu
policzki nabiegaj� krwi�
krew rozprowadzaj�
narz�dzia i interrogacja
�elazem trzcin�
wolnym ogniem
okre�la si� granice
jego cia�a
uderzenie w plecy
utrwala kr�gos�up
mi�dzy ka�u�� a ob�okiem
po kilku nocach
dzie�o jest sko�czone
sk�rzane gard�o anio�a
pe�ne jest lepkiej ugody
jak�e pi�kna jest chwila
gdy pada na kolana
wcielony w win�
nasycony tre�ci�
j�zyk waha si�
mi�dzy wybitymi z�bami
a wyznaniem
wieszaj� go g�ow� w d�
z w�os�w anio�a
�ciekaj� krople wosku
tworz�c na pod�odze
prost� przepowiedni�
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Pude�ko zwane wyobra�ni�
Zastukaj palcem w �cian� -
z d�bowego klocka
wyskoczy
kuku�ka
wywo�a drzewa
jedno i drugie
a� stanie
las
za�wistaj cienko -
a pobiegnie rzeka
mocna ni�
kt�ra zwi��e g�ry z dolinami
chrz�knij znacz�co -
oto miasto
z jedn� wie��
szczerbatym murem
i domkami ��tymi
jak kostki do gry
teraz
zamknij oczy
spadnie �nieg
zgasi
zielone p�omyki drzew
wie�� czerwon�
pod �niegiem jest noc
z b�yszcz�cym zegarem na szczycie
sow� krajobrazu.
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Rozmy�lania o ojcu
Jego gro�na twarz w chmurze nad wodami dzieci�stwa
(tak rzadko trzyma� w r�ku moja ciep�� g�ow�)
podany do wierzenia win nie przebaczaj�cy
karczowa� bowiem lasy i prostowa� �cie�ki
wysoko ni�s� latarni� gdy weszli�my w noc
my�la�em �e usi�d� po jego prawicy
i rozdziela� b�dziemy �wiat�o od ciemno�ci
i s�dzi� naszych �ywych
-- sta�o si� inaczej
tron jego wi�z� na w�zku sprzedawca starzyzny
i hipoteczny wyci�g map� naszych w�o�ci
urodzi� si� po raz drugi drobny bardzo kruchy
sk�rze prze�roczystej chrz�stkach bardzo nik�ych
pomniejsza� swoje cia�o abym m�g� je przyj��
w niewa�nym miejscu jest cie� pod kamieniem
on sam ro�nie we mnie jemy nasze kl�ski
wybuchamy �miechem
gdy m�wi� jak ma�o trzeba
aby si� pojedna�
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: �cie�ka
Nie byla to sciezka prawdy lecz po prostu sciezka
z rudym korzeniem w poprzek igliwiem po boku
a las byl pelen jagod i duchow niepewnych
nie byla to sciezka prawdy bowiem nagle
tracila swa jednosc i odtad juz w zyciu
cele nasze niejasne
Na prawo bylo zrodlo
jesli wybrac zrodlo szlo sie po stopniach mroku
w coraz glebsza ciemnosc wiodl na oslep dotyk
do matki elementow ktora uczcil Tales
by w koncu pojednac sie z wilgotnym sercem rzeczy
z ciemnym ziarnem przyczyny
Na lewo bylo wzgorze
dawalo ono spokoj i poglad ogolny
granice lasu jego ciemna mase
bez poszczegolnych lisci pnia poziomki
kojacej wiedzy ze las jest jednym z wielu lasow
Czy naprawde nie mozna miec zarazem
zrodla i wzgorza idei i liscia
i przelac wielosc bez szatanskich piecow
ciemnej alchemii zbyt jasnej abstrakcji
legend reg. id 03815
title Sciezka
author Zbigniew Herbert
lang. org. Polish
vol. title Napis
__
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Testament
Zapisuj� czterem �ywio�om
to co mia�em na nied�ugie w�adanie
ogniowi - my��
niech kwitnie ogie�
ziemi kt�r� kocha�em za bardzo
cia�o moje ja�owe ziarno
a powietrzu s�owa i r�ce
i t�sknoty to jest rzeczy zb�dne
to co zostanie
kropla wody
niech kr��y mi�dzy
ziemi� niebem
niech b�dzie deszczem przezroczystym
paproci� mrozu p�atkiem �niegu
niech nie doszed�szy nigdy nieba
ku �ez dolinie mojej ziemi
powraca wiernie czysta�, rosa�,
cierpliwie krusz�c tward� gleb�
wkr�tce zwr�c� czterem �ywio�om
to co mia�em na nied�ugie w�adanie
- nie powr�c� do �r�d�a spokoju
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Uk�ada�a swe w�osy
Uk�ada�a swe w�osy przed snem
i przed lustrem trwa�o to niesko�czenie d�ugo
mi�dzy jednym a drugim zgi�ciem r�ki w �okciu
mija�y epoki z w�os�w wysypywali sie cicho
�olnierze drugiej legii zwanej Augusta Antoniniana
towarzysze Rolanda artylerzy��i spod Verdun
mocnymi palcami
upewnia�a glorie nad swoj� g�ow�
trwa�o to tak d�ugo
�e kiedy wreszcie
rozpocze�a swoj rozko�ysany
marsz ku mnie
serce moje tak dot�d pos�uszne
stan�o
i na skorze pojawi�y sie
grube ziarna soli
Zbigniew Herbert
('Napis')
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: U wr�t doliny
Po deszczu gwiazd
na ��ce popio��w
zebrali si� wszyscy pod stra�� anio��w
z ocala�ego wzg�rza
mo�na obj�� wzrokiem
ca�e becz�ce stado dwunog�w
naprawd� jest ich niewielu
doliczaj�c nawet tych kt�rzy przyjd�
z kronik bajek i �ywot�w �wi�tych
ale do�� tych rozwa�a�
przenie�my si� wzrokiem
do gard�a doliny
z kt�rego dobywa si� krzyk
po �wi�cie eksplozji
po �wi�cie ciszy
ten g�os bije jak �r�d�o �ywej wody
jest to jak nam wyja�niaj�
krzyk matek od kt�rych od��czaj� dzieci
gdy� jak si� okazuje
b�dziemy zbawieni pojedynczo
anio�owie str�e s� bezwzgl�dni
i trzeba przyzna� maj� ci�k� robot�
ona prosi
-schowaj mnie w oku
w d�oni w ramionach
zawsze byli�my razem
nie mo�esz mnie teraz opu�ci�
kiedy umar�am i potrzebuj� czu�o�ci
starszy anio�
z u�miechem t�umaczy nieporozumienie
staruszka niesie
zw�oki kanarka
(wszystkie zwierz�ta umar�y troch� wcze�niej)
by� taki mi�y - m�wi z p�aczem
wszystko rozumia�
kiedy powiedzia�am -
g�os jej ginie w�r�d og�lnego wrzasku
nawet drwal
kt�rego trudno pos�dza� o takie rzeczy
stare zgarbione ch�opisko
przyciska siekier� do piersi
- ca�e �ycie by�a moja
teraz te� b�dzie moja
�ywi�a mnie tam
wy�ywi tu
nikt nie ma prawa
- powiada -
nie oddam
ci kt�rzy jak si� zdaje
bez b�lu poddali si� rozkazom
id� spu�ciwszy g�owy na znak pojednania
ale w zaci�ni�tych pi�ciach chowaj�
strz�py list�w wst��ki w�osy uci�te
i fotografie
kt�re jak s�dz� naiwnie
nie zostan� im odebrane
tak to oni wygl�daj�
na moment
przed ostatecznym podzia�em
na zgrzytaj�cych z�bami
i �piewaj�cych psalmy
Zbigniew Herbert
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Zasypiamy w s�owach
Zasypiamy na s�owach
budzimy si� w s�owach
czasem s� to �agodne
proste rzeczowniki
las albo okr�t
odrywaj� si� od nas
las odchodzi szybko
za lini� horyzontu
okr�t odp�ywa
bez �ladu i przyczyny
niebezpieczne s� s�owa
ktore wypad�y z ca�o�ci
urywki zda� sentencji
pocz�tki refrenu
zapomnianego hymnu
"zbawieni b�d� ci kt�rzy..."
"pamietaj aby�..."
lub "jak"
drobna i k�uj�ca szpilka
co spaja�a
najpi�kniejsz� zgubion�
metafor� �wiata
trzeba �ni� cierpliwie
w nadziei �e tre�� si� dope�ni
�e brakuj�ce s�owa
wejd� w kalekie zdania
i pewno�� na kt�r� czekamy
zarzuci kotwic�
Zbigniew Herbert
('Napis' (1969))
Autor: Zbigniew Herbert
Tytul: Z technologii �ez
W obecnym stanie wiedzy tylko �zy fa�szywe nadaj� si� do obr�bki i dalszej produkcji. �zy prawdziwe s� gor�ce, wskutek czego bardzo trudno oddzieli� je od twarzy. Po doprowadzeniu do stanu sta�ego okaza�o si�, �e s� bardzo kruche. Nad problemem eksploatacji �ez prawdziwych g�owi� si� technolodzy.
�zy fa�szywe przed mro�eniem poddaje si� zabiegowi destylacji, gdy� z natury s� m�tne i doprowadza si� je do stanu, w kt�rym pod wzgl�dem czysto�ci nie ust�puj� prawie �zom prawdziwym. S� bardzo twarde, bardzo trwa�e i nadaj� si� nie tylko do ozd�b, ale tak�e do krajania szk�a.
Zbigniew Herbert
('Hermes, pies i gwiazdy')