6846

Szczegóły
Tytuł 6846
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6846 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6846 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6846 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Rice Craig MAMY TU CUDOWN�... ZBRODNI� Tytu� orygina�u: �HAYING WONDERFUL CRIME� OSOBY (w kolejno�ci ich ukazywania si� na kartach ksi�ki) HELENA JUSTUS - stalowa spr�yna odziana w pi�kno JAKE JUSTUS - m�� adoruj�cy Helen�, o zdolno�ciach wp�dzania si� w trudne sytuacje JOHN J. MALONE - zahartowany w bojach adwokat do spraw kryminalnych z Chicago, kt�ry jest lojalny tylko w stosunku do Jake�a i Heleny DENNIS MORRISON - oszo�omiony nowo�eniec, kt�ry wyra�nie nie ma poj�cia, co si� dzieje BERTA MORRISON - kt�ra znika w noc po�lubn� ARTUR PETERSON - m�ody cz�owiek z Biura Zab�jstw SCHULTZ, O�BRIEN,BIRNBAUM - �trzej niepokonani policjanci, kt�rzy maj� wi�cej zalet osobistych ni� zalet umys�u WILDAVINE WILLIAMS - poetka, kt�rej �atwo przychodzi rymowanie, ale kt�rej nie�atwo zwalczy� strach ABNER PROUDFOOT - prawnik i w prostej linii nast�pca Simona Legree [Simon Legree - symbol sk�pstwa - przyp. thim.]. DR GROSHER - psycholog zwi�zany z policj� DR WILLIAM PUCKETT - lekarz z prowincjonalnego miasteczka, poczciwina, kt�ry okaza� si� twardzielem GLORIA GARDEN - kt�ra straci�a g�ow� HARRIS UWVRENCE - padlino�erca STANLEY SCZINSKY - dzielny i poj�tny taks�wkarz HOWIE LUTTS - szczur w ludzkiej sk�rze MR PRINCE - w�a�ciciel lombardu, kt�rego niezwykle �atwo mo�na nabra� MELVA ENGSTRAND - przyjaci�ka Berty, z mn�stwem informacji 1. Poranek nowo�e�ca W ci�gu dnia zawsze by�a jedna godzina, w czasie, kt�rej wierzy� bez zastrze�e� w piek�o. Nadchodzi�a bardzo wcze�nie rano, tu� przed wschodem s�o�ca. By� to czas cierpienia, strachu, l�k�w i czasami �alu, tortura marze� sennych p�jawy, p�snu, czas wspomnie�, kt�re pr�bowa� stale i stale zakopywa�, i czas przeczu� nadchodz�cej przysz�o�ci, o kt�rej nie chcia� my�le�. A do tego ten nieustaj�cy b�l g�owy i straszliwe, pal�ce pragnienie. Przekona� si�, �e gdyby tylko m�g� znowu usn�� i spa� jeszcze przez kilka godzin, obudzi�by si� i znowu by�by sob�, mo�e zdenerwowany, mo�e bez apetytu na �niadanie, lecz sob�. Po tych kilku godzinach m�g� znowu wyj�� na �wiat, by� czaruj�cym m�odym m�czyzn�, kt�rym w istocie by� i kt�ry potrafi czasem troch� wypi� na przyj�ciu (jednak niezbyt cz�sto i nie wychodz�c z ram), czasem przegra� w pokera (ale tylko czasem i nigdy za du�o). Tak, wi�c stale pr�bowa� z desperacj� z powrotem usn��, zamkn�� oczy i schowa� twarz w poduszk�. Niekiedy aspiryna i szklanka mleka pomaga�y, je�eli tylko potrafi� si� na tyle zmobilizowa�, �eby wyj�� z ��ka i powlec si� do lod�wki. Zawsze dzia�a�a te� butelka zimnego piwa, chocia�, gdy potem si� budzi�, mog�o to pozostawi� niemi�� kot�uj�c� si� sensacj� w �o��dku. W tej okropnej godzinie budzenia si� jego przemo�ne pragnienie, aby zn�w usn��, niewiele mia�o wsp�lnego z tym, jak si� b�dzie czu� wtedy, gdy w trzy, cztery godziny p�niej wyjdzie z ��ka. By�a to raczej desperacka pr�ba ucieczki od tego, co dr�czy�o jego umys�. Jednak ten ranek mia� by� ostatni. Z zamkni�tymi oczami obr�ci� si� na ��ku i zakry� ramieniem twarz przed �wiat�em. Zaczynaj�c od dzisiaj, od tego poranka, od tej chwili, przestaje pi�, b�dzie absolutnie trze�wy, b�dzie pi� tylko sok pomidorowy i piwo imbirowe. To nie by�a zwyk�a obietnica, kt�r� dawa� sobie maj�c kaca, a kt�r� �ama� o jedenastej przed po�udniem. Od dziewi�tnastego roku �ycia nic sobie nie rojji� z tych obietnic, b�d�c na tyle realist�, aby zdawa� sobie spraw�, jak ma�o one dla niego znacz�. Jednak teraz musi zosta� abstynentem z czystej konieczno�ci - musi to zrobi� po wczorajszym dniu. l z tego te� powodu wybra� si� wczoraj wieczorem na pija�stwo. Musia� tak zrobi�. Odj�� rami� od twarzy i powoli, z trudem otworzy� oczy. ��ko, na kt�rym le�a�, nie by�o jego. To nie by� jego pok�j. By�o to miejsce, kt�rego przedtem nigdy nie widzia�. Mimo �e to nie by� jego pok�j, by� jednak wspania�y. M�g� to stwierdzi� nawet w obecnym stanie cia�a i umys�u. Wyra�nie by� to pok�j hotelowy w jednym z najelegantszych i najdro�szych hoteli: kosztowne, nie rzucaj�ce si� w oczy meble, zas�ony z gustem dobrane do �cian, w�a�ciwie wybrane obrazy, wspania�e ��ko. Najwyra�niej minionej nocy spotka� jakich� czaruj�cych ludzi - chocia� teraz nie czu�by si� gorzej, nawet gdyby skuma� si� z bandziorami i obudzi� w jakim� zau�ku z twarz� na mokrym chodniku. Jednym z tych czaruj�cych ludzi by�a kobieta. Fio�kowo-r�owa satynowa ko�dra z pewno�ci� nie nale�a�a do wyposa�enia hotelu, jak nie nale�a�y pow�oczki poduszek zaopatrzone w monogramy. Kobieta z gustem, elegancka i bogata, kt�ra zabiera�a w podr� w�asn� po�ciel. Zastanawia� si�, czy ta kobieta by�a te� pi�kna, wra�liwa i niezam�na, ale wtedy przypomnia� sobie, �e to ju� teraz i tak nie ma dla niego �adnego znaczenia, a szczeg�lnie po wczorajszym dniu. Znowu zamkn�� oczy i u�wiadomi� sobie, i� musi dalej spa�, pr�buj�c udawa�, �e ci�gle jeszcze jest ciemno. Spa�, mocno spa� snem bez sennych marze�, snem nieprzerwanym, g��bokim. Oto, czego pragn��. Pr�bowa� my�le� o wszystkim, co by�o ciemne: o czarnym pluszu, o czarnym kocie, o hebanie, o dnie kopalni. Pr�bowa� wyobrazi� sobie, �e znajduje si� na wspania�ym prywatnym jachcie, najlepiej jego w�asnym, p�ynie do Hawany i s�yszy �agodny plusk fal. Pr�bowa� wyobrazi� sobie, �e jest w pokoju szpitalnym - nic powa�nego, na przyk�ad zwichni�cie kostki u nogi - bia�e �ciany, cisza. Piel�gniarki i lekarze troszcz� si� o niego, chroni�c go przed �wiatem. Pr�bowa� wyobrazi� sobie, �e znowu jest na farmie dziadka, w ma�ym pokoiku na poddaszu, �e jest ju� po zmierzchu i s�yszy �wierszcze pod szumi�cymi drzewami. Pr�bowa� tego wszystkiego po to, aby zapomnie� o minionej nocy. Zawsze by�o to niebezpieczne o tej okropnej, wczesnej godzinie �witu. Jednak tym razem nie m�g� zapomnie�. By� to jedyny poranek, gdy nie m�g� sobie pozwoli� na ponowne za�ni�cie. Z j�kiem uni�s� si� na ��ku i opu�ci� nogi przez jego kraw�d�. Mia� zimne r�ce i stopy; przez moment dr�a�, czuj�c, �e jest prawie chory. Lecz jego umys� by� teraz cudownie trze�wy. Przebycie pierwszych kilku krok�w by�o zawsze trudne, potem umys� i stopy zacz�y znowu wsp�pracowa�. Przeszed� przez pok�j i spojrza� na swoje odbicie w lustrze nad toaletk�. Wygl�da� koszmarnie. Jego szczup�a, przystojna twarz by�a szaroblada, ciemne w�osy potargane i t�uste, a na policzku widnia� niewielki siniak - pewnie wyr�n�� w co�, upadaj�c na chodnik. Jego lekko wypuk�e jasnoniebieskie oczy by�y przekrwione i szeroko rozwarte. Jednak jego gospodarz mia� doskona�y gust, je�li chodzi o dob�r pi�am. Jego gospodarz mia� te� wspania�y gust, je�li chodzi o dob�r szlafrok�w. Podni�s� le��cy u st�p ��ka br�zowy brokatowy szlafrok, za�o�y� go i przewi�za� si� ozdobnym sznurem. Potem poszed� do �azienki, spryska� twarz zimn� wod� i zaczesa� do ty�u w�osy. Jeszcze si� troch� chwia� na nogach, ale teraz zn�w prezentowa� si� nie�le. W drugim pokoju czeka�a kawa. Czu� jej zapach. Otworzy� drzwi i sta� przez chwil�, pr�buj�c przypomnie� sobie, kiedy, gdzie i w jaki spos�b spotka� si� z tymi, kt�rzy si� w nim znajdowali. Na sofie w niedba�ej pozie siedzia�a najpi�kniejsza blondynka, jak� kiedykolwiek widzia�, i pi�a z kubka paruj�c� kaw�. Jej w�osy by�y proste i l�ni�ce, koloru czystego z�ocistego miodu. Twarz o delikatnych rysach mia�a �wie�� jasn� cer�. By�a wysoka, mia�a d�ugie nogi i by�a bardzo zgrabna. Mia�a na sobie bladozielon� sukni� koktajlow� i pantofle przybrane strusimi pi�rami. Kiedy wszed�, u�miechn�a si� do niego i powiedzia�a: - Halo, we� sobie troch� kawy. M�czyzna rozpar�y na drugim ko�cu sofy by� masywnie zbudowany, ko�cisty i wygl�da� topornie. Mia� rozczochrane rude w�osy i nieoczekiwanie niebieskie oczy; by� piegowaty i u�miecha� si� przyja�nie. Uni�s� wzrok i powiedzia�: - Mog� si� za�o�y�, �e okropnie si� czujesz, ch�opcze. Trzecia osoba nawet nie drgn�a. By� to niski m�czyzna, masywnie zbudowany, z szerokimi ramionami. Kto� bawi� si� przodem jego koszuli w gr� w krzy�yki i k�ka, a jego krawat zarzucony by� za ucho. Mia� czerwon� i spocon� okr�g�� twarz, a na czo�o opada� mu kosmyk czarnych w�os�w. Jego zarost gwa�townie domaga� si� golenia. Dono�nie chrapa�, prawie le��c w wygodnym fotelu. Blondynka nala�a kubek kawy i wyci�gn�a r�k�. - Siadaj, jestem Helena Justus. To m�j m��, Jake Justus. Prowadzi saloon w Chicago, wygra� go w zak�adzie. A tam jest John J. Malone, najlepszy adwokat do spraw kryminalnych w czterdziestu o�miu stanach [Gdy Rice Craigj pisa�a ksi�k�, Stany Zjednoczone liczy�y razem czterdzie�ci osiem stan�w - przyp. t�um.] Je�eli pan kiedy� pope�ni morderstwo, to niech si� pan zwr�ci do niego. M�ody m�czyzna wzi�� kaw�, wymaca� krzes�o i rzek�: - Jestem Dennis Morrison. Bardzo dzi�kuj�, �e mnie tutaj przyprowadzili�cie. Ja... - �ykn�� troch� kawy i nagle odstawi� kubek na st�, podskoczy� i wykrzykn��: - Moja �ona! - Ona panu odpu�ci - powiedzia� g�adko Jake.- One zawsze to robi�. - Pan nie rozumie - rzek� Dennis Morrison. - My�my si� w�a�nie wczoraj pobrali. O czwartej po po�udniu. Byli�my na obiedzie... Potem przyszli�my tutaj, do hotelu - zauwa�y�, �e ma�y m�czyzna o czerwonej twarzy, John J. Malone, w�a�nie si� zbudzi� i patrzy� na niego m�drymi, nieomal kpi�cymi oczkami - Berta musia�a si� rozpakowa�, a ja poczu�em si� dziwnie... No, nie powiem, �ebym by� zak�opotany, ale... O, do diab�a, no, wie pan, co mam na my�li. Blondynka, Helena, u�miechn�a si� do niego ze zrozumieniem, a jej m��, Jake Justus, powiedzia� ciep�o: - Oczywi�cie, �e rozumiem. - No, wi�c...- j�ka� si� dalej m�ody cz�owiek - no wi�c pomy�la�em, �e musz� si� napi�... l pomy�la�em te�, �e ona pewnie zechce zosta� sama. No, wie pan. Zszed�em wi�c na d� do baru na drinka. �ykn��em dwa. Potem spotka�em jakich� ludzi, l znowu �ykn��em dwa. A p�niej... - przerwa� marszcz�c brwi - p�niej to ju� nie jestem pewny, co si� sta�o. Pami�tam jakie� wyst�py artystyczne w jakim� nocnym klubie, ale te wyst�py nie by�y zbyt dobre. Potem jechali�my gdzie� taks�wk�. Tak, to pami�tam, ale nie pami�tam, w jaki spos�b was spotka�em, ani te�, jak tu si� dosta�em, i w og�le nic...-przerwa� i wykrzykn��: - Berta! - M�ody cz�owieku - rzek� John J. Malone. - To, czego pan teraz potrzebuje, to jest w�a�nie drink. W �azience mamy jeszcze troch� bourbonu. Wla� do szklanki p�tora cala trunku, poda� mu i doda�: - Ja sam nigdy nie by�em �onaty, ale zar�czam panu, �e to wszystko za�atwia. Dennis Morrison podzi�kowa�. - Dzi�kuj� - i wypi�. Alkohol sp�yn�� mu przez gard�o jak woda, lecz w �rodku zap�on�� jak ogie�. Jednak jego nerwy uspokoi�y si� i poczu� si� prawie normalnie. Wzdrygn�� si� i wykrztusi�: �guhhhh�. - No, widzi pan-wtr�ci�a bystro blondynka - ju� si� pan lepiej czuje. Uda�o mu si� do niej u�miechn��. - Wiem, �e to zabrzmi g�upio - powiedzia� - ale gdzie my�my si� spotkali? - Na dole, w recepcji - odpar�a. - Pr�bowa� pan ukra�� lilie z hotelowego kwietnika i zabra� je na g�r� jako prezent dla najpi�kniejszej dziewczyny na �wiecie, jednak trudno panu by�o dogada� si� w tej sprawie z urz�dnikiem w recepcji. Wygl�da�o na to, �e nie da pan sobie rady, wi�c zaopiekowali�my si� panem. - O...- rzek� Dennis Morrison. Spu�ci� oczy na dywan.-Nie wiem, co o mnie my�licie po tym, co zrobi�em w moj� noc po�lubn�. - Nic o tym nie my�limy - rzek� Jake Justus. - W nasz� noc po�lubn� Helena siedzia�a w ciupie za pirack� jazd�. - l za to, �e potem trzepn�am policjanta na s�u�bie - dorzuci�a z dum� Helena. - Nast�pnej nocy Jake utopi� si� w bimbrze z Po�udnia i wr�ci� do domu dopiero po osiemnastu godzinach. - Koniec wspomnie� - przerwa� John J. Malone zm�czonym g�osem. - Ten m�odzieniec chce wr�ci� do siebie, do swojej m�odej �ony. l c� on jej powie? Dennis Morrison spojrza� na niego, j�kn��, ukry� twarz w d�oniach i powiedzia�: - Jestem zwyk�ym wszarzem. - O tym nie m�wi si� pannie m�odej - powiedzia�a stanowczo Helena. - Pan zosta� uprowadzony. - i mia� pan atak amnezji - doda� John J. Malone. - Porwano pana si�� - uzupe�ni� Jake. Zapanowa�a kr�tka cisza. Helena wsta�a, u�miechn�a si� i powiedzia�a: - A zreszt�, u diab�a, niech jej pan powie prawd�, l tak b�dzie jej wszystko jedno. Wszyscy p�jdziemy razem z panem i przekonamy j�, �e to prawda. M�ody cz�owiek podni�s� wzrok, a w jego oczach zab�ysn�� promyk nadziei. - P�jdziecie? Naprawd�? - Jasne - odpar�a Helena. - Ale wpierw niech si� pan ubierze. Nie zabierzemy pana do �ony w pi�amie Jake�a. - Jeste�cie dla mnie tacy dobrzy - rzek�. - l doprawdy nie wiem, czemu to dla mnie robicie. - Poniewa� pan jest taki �adny - powiedzia�a Helena - poniewa� my jeste�my tacy uprzejmi i poniewa� pan jest taki bezradny. A teraz niech pan ju� idzie i wci�gnie spodnie. Wsta� z trudem i powl�k� si� do sypialni. Jake czeka�, a� wyjdzie, i zwr�ci� si� ostro do Heleny: - Pos�uchaj, nie przyjechali�my do Nowego Jorku po to, �eby miesza� si� w cudze k�opoty! Helena d�ugo na niego patrzy�a, wreszcie powiedzia�a spokojnie: - Nie, nie przyjechali�my. Mamy do�� w�asnych. Jake odwr�ci� wzrok i troch� zblad�. Malone znowu wsta�, I zatoczy� si� do okna i z obrzydzeniem wyjrza� na Pi�t� Alej�, dziesi�� pi�ter w d�. - Nie lubi� Nowego Jorku - powiedzia� nieszcz�liwym g�osem. - Chc� wraca� do domu. Otworzy�y si� drzwi do sypialni i wszed� Dennis Morrison. By� blady, lecz u�miechni�ty. Marynarka �le na nim le�a�a, ale mimo to wygl�da� elegancko. - Naprawd�, nie martwi� si� zbytnio tym, co pomy�li Berta - rzek�, ale w jego g�osie brakowa�o przekonania. - Jednak chce pan, �eby�my wszyscy z panem poszli i potwierdzili pa�sk� opowie�� - powiedzia�a Helena. - Okay. Zrobimy, wi�c z tego przedstawienie. Jake i Malone podeszli za ni� do drzwi. M�ody cz�owiek powstrzyma� ich tam z r�k� na klamce. - Nie chc�, �eby�cie my�leli... - przerwa� - to znaczy, chc�, �eby�cie zrozumieli... - zacz�� znowu. - Bo widzicie, Berta... Nagle kto� za�omota� do drzwi. Jake i Helena spojrzeli na siebie i Jake otworzy�. Na zewn�trz sta�o dw�ch policjant�w i detektyw hotelowy. Popatrzyli wpierw na Jake�a i Malone�a, a potem przenie�li wzrok na m�odego cz�owieka i jeden z policjant�w rzek�: - Kt�ry to Dennis Morrison? - Ja. Dlaczego? - odezwa� si� m�ody cz�owiek. Policjanci spojrzeli po sobie i jeden z nich powiedzia� cicho: - Okay, a wi�c ten ch�opak z windy mia� racj�. Zwr�ci� si� do Dennisa Morrisona: - Pan zajmuje apartament 713? Dennis Morrison skin�� g�ow�. - Jest pan �onaty? Dennis Morrison znowu skin�� g�ow�. - Berta, co... Czy z ni� wszystko w porz�dku? - Obawiam si�, �e nie - odrzek� policjant. Jego g�os by� surowy, cho� brzmia� uprzejmie. - Przykro mi, ch�opcze, ale obawiam si�, �e ona nie �yje. Zapanowa�a cisza, kt�r� przerwa� okrzyk Dennisa Morrisona: - O Bo�e, nie! Zblad� �miertelnie i jego twarz straci�a wszelki wyraz. Zatoczy� si�. Helena wyci�gn�a r�k�, chwyci�a go pod rami�, spojrza�a na policjanta i powiedzia�a: - Nie pora na g�upie dowcipy. Dennis Morrison wyrwa� si�. Wlepi� wzrok w policjanta i krzykn��: - Nie! - We� si� w gar��, ch�opie - rzek� policjant; teraz jego g�os brzmia� bardzo �agodnie. - Jest mi cholernie przykro, ch�opcze, ale obawiam si�, �e ona zosta�a zamordowana. 2. Formalna identyfikacja - Gdybym nie wyszed� - powiedzia� bezbarwnym g�osem Dennis Morrison. - Gdybym nie zostawi� jej samej. Ja tylko zszed�em na d� napi� si�. Gdybym tylko zaraz wr�ci� na g�r�, mo�e ocali�bym j�... Mo�e obroni�bym j� przed nim... To by� pewnie w�amywacz. A mo�e jaki� szaleniec? To nie m�g� by� nikt inny. Przecie� wszyscy kochali Bert�. Przecie� nikt nie chcia� jej zabi�. Tylko jaki� bandyta. - G��boko westchn�� i znowu zacz��: - Gdybym nie wyszed�. Gdybym nie zostawi� jej samej... - Do�� tego - przerwa�a ostro Helena. - Teraz jest pan ju� du�ym ch�opcem. - Jej twarz by�a blada, oczy du�e, ciemne i podkr��one. U�miechn�a si� do niego. - Ale�... dopiero co pobrali�my si� - rzek�. - Zaledwie wczoraj, l ona chcia�a si� troch� rozpakowa�, a ja poszed�em na d� napi� si� i tam spotka�em jakich� ludzi. Gdybym jej nie opu�ci�, nic by si� nie sta�o. M�g�bym z nim walczy� - jego g�os pozbawiony by� �ladu emocji. - Lepiej co� sobie �yknij, ch�opcze - poradzi� John J. Malone. Wetkn�� r�k� w poduszki na sofie i wyci�gn�� butelk� d�inu, kt�r� ukryt� pod p�aszczem zabra� ze sob� do apartamentu Heleny i Jake�a. Nigdzie w pobli�u nie by�o �adnej szklanki, poda�, wi�c m�odemu cz�owiekowi butelk�. - Dzi�kuj� - powiedzia� mechanicznie Dennis Morrison. dr�a�, znowu zacz��, jakby kto� opu�ci� ig�� na p�yt� gramofonow�. - To szale�stwo. Dlaczego w�a�nie nam to si� zdarzy�o? Byli�my ma��e�stwem dopiero od wczoraj. My nawet nie... no, wie pan, co mam na my�li. Berta w og�le nie mia�a wrog�w. Ona by�a taka s�odka. Wszyscy j� kochali. Dlaczego ten potw�r w�ama� si� w�a�nie do tego pokoju w ca�ym hotelu? Dlaczego my? Byli�my ma��e�stwem dopiero od wczoraj. Gdybym tylko nie zostawi� jej-samej... - Je�li si� nie zamkniesz - rzek� ponuro Jake Justuj - to dostaniesz w pysk. Dennis Morrison spojrza� na niego i powiedzia�: - Przepraszam... - Potem zerkn�� na zamkni�te drzwi do sypialni. - Cholera, dlaczego oni wreszcie z tym nie sko�cz�? - westchn�� i j�kn��: - Berta! Otworzy�y si� drzwi i wszed� m�ody m�czyzna z Biura Zab�jstw, Artur Peterson. By� szczup�y i niezbyt wysoki. Jego jasne w�osy przerzedza�y si� na zaokr�glonej czaszce, mia� cer� o niezdrowym ��tym kolorze i nosi� okulary z grubymi szk�ami. Lecz jego oczy patrzy�y przyja�nie i przez moment wydawa� si� zak�opotany m�wi�c do cz�owieka, kt�ry zosta� wdowcem, zanim min�a noc po�lubna. - Niech mi pan powie - spyta� Dennis Morrison - czy ona by�a?... _ Nje - odpar� Artur Peterson - to nie by�o to. - Nawet uda�o mu si� przez chwil� nie patrze� na Dennisa Morrisona. - Pa�ska �ona by�a bardzo bogata, prawda? - Przypuszczam, �e mia�a du�o pieni�dzy - odpar� Dennis Morrison. - Nigdy jej o to nie pyta�em. Artur Peterson spojrza� w sufit i rzek�: - Przykro mi, �e sprawiam panu teraz k�opot tymi wszystkimi pytaniami, ale pan rozumie, �e to normalna rutyna. Pan nie jest specjalnie bogaty, prawda? - M�j Bo�e - rzek� Dennis Morrison - sugeruje pan, �e o�eni�em si� z ni� dla pieni�dzy? - Nic podobnego - odpar� szybko blady m�odzieniec. - Jednak pan po niej dziedziczy, prawda? Dennis Morrison odpar�: - Nie mam poj�cia. John J. Malone nie m�g� ju� tego d�u�ej wytrzyma�. Wyst�pi� do przodu i powiedzia�: - Je�eli ma pan zamiar teraz przepytywa� tego m�odego cz�owieka, nalegam, �eby by� przy tym obecny jego adwokat. Helena wyszepta�a: - Brawo, Malone. Cz�owiek z Biura Zab�jstw spojrza� na niego i powiedzia�: - Istotnie. A kto jest jego adwokatem? - Ja - o�wiadczy� John J. Malone i wci�gn�� g��boko powietrze. - To �wietnie - rzek� Artur Peterson. - l jest pan na miejscu, a zatem mo�emy jecha� dalej - uni�s� cienkie brwi - zak�adaj�c, �e pan istotnie jest adwokatem. - Jestem cholernie najlepszym adwokatem, jaki kiedykolwiek pojawi� si� od czas�w Porcjusz�w - odpar� John J. Malone nieco ochryple. - l je�eli b�dzie pan pr�bowa� zastraszy� mojego klienta, to lepiej niech si� pan na przysz�o�� trzyma z daleka od miejskiego zoologu, poniewa� zrobi� z pana tak� ma�p�, �e b�d� pana goni� z siatkami na motyle. - Wy�uska� butelk� d�inu spod poduszki i doda�: - A mo�e si� napijemy? - Nie, dzi�kuj� - rzek� Artur Peterson krzywi�c si�. - Alkohol to dla mojego �o��dka trucizna. - Rutynowe pytania - oznajmi� John J. Malone .- Tylko na takie pozwalam mu odpowiada�. Rutynowe pytania dotyczy�y detali, gdzie Dennis Morrison przebywa� minionej nocy i dlaczego. Cz�owiek z Biura Zab�jstw patrzy� z rosn�c� sympati�, lecz nie za bardzo rosn�c�. Potem otworzy�y si� drzwi do sypialni i wszyscy spojrzeli w tym kierunku. Wyszed� z nich lekarz s�dowy, D. Royale St. Blaise, wysoki, ciemny, wygl�daj�cy na bardzo zm�czonego. Zignorowa� obecnych w pokoju, z wyj�tkiem Artura Petersona, i powiedzia� z zawodow� skrupulatno�ci�: - Pi�kna robota odci�cia g�owy. Chirurg nie zrobi�by tego lepiej. Oczywi�cie ona zmar�a mniej wi�cej dwie godziny przedtem. B�d� musia� przeprowadzi� dodatkowe badania, aby dok�adnie ustali� przyczyn� zgonu. Ale to by�a pi�kna robota. G�ow� odci�to czysto i r�wno jak... - zda� sobie spraw� z obecno�ci wdowca i doda� szybko: - Och, bardzo przepraszam. - Co si� w�a�ciwie sta�o? - zapyta� Dennis Morrison. - Kto� do niej zatelefonowa� - odpar� Artur Peterson. - Nikt nie odpowiada�, ale ten kto�, kto zadzwoni�, by� pewien, �e ona jest w pokoju, i poradzi�, �eby sprawdzi�, dlaczego nie odbiera telefonu. Poszed� detektyw hotelowy. Zasta� drzwi nie zamkni�te na klucz, wszed� i znalaz� mrs Morrison w ��ku, zakryt� po brod�, prawie do nosa. Nie �y�a. Mia�a odci�t� g�ow�. Starali si� nie patrze� na siebie. Jake instynktownie si�gn�� po r�k� Heleny, ale cofn�� si�. Dennis Morrison wsta�. - Ale dlaczego Berta? - zapyta�. Si�gn�� do lewej kieszeni marynarki po papierosy, poszuka� w prawej kieszeni, potem w kieszeniach wewn�trznych. Nagle zesztywnia�. - To nie jest moja marynarka - o�wiadczy�. - No, no... prosz� pana! - powiedzia� Artur Peterson. - Nie zabawiajmy si� w takie gierki. - Nie - rzek� Dennis Morrison. - Niech pan spojrzy. M�j Bo�e, ona nawet �le na mnie le�y. Poruszy� ramionami. Marynarka rzeczywi�cie �le le�a�a. Z jednej kieszeni wyj�� papiero�nic� z wygrawerowanymi literami G.P.Z., si�gn�� do innej kieszeni i wyj�� z niej trzy niebieskie ksi�eczki zapa�ek, z wydrukowanymi na nich czerwonymi literami G.P.Z., potem wygrzeba� z wewn�trznej kieszeni portfel z czarnej sk�ry, z monogramem, nabity posk�adanymi banknotami. Monogram sk�ada� si� z liter O.P.Z., lecz nie by�o w portfelu wizyt�wek ani niczego, co mog�oby wskaza�, do kogo nale�a�. Nie by�o w nim nawet prawa jazdy. - T� marynark� mia� pan na sobie, kiedy zabrali�my pana ze sob� na g�r� - rzek� Jake Justus. - Wiem, poniewa� sam j� z pana zdejmowa�em. Dennis Morrison zdawa� si� go nie s�ucha�. Spojrza� w lewo, nagle si�gn�� do kieszeni na piersiach i wyj�� chustk�. - To nie jest moja marynarka, ale chustka jest moja. Popatrzcie. - Na chustce by�y wyszyte litery D.M. - Dennis Morrison. Sta� przez chwil�, patrz�c na ni� w milczeniu. - Pos�uchaj no, przyjacielu - powiedzia� bezbarwnym g�osem Artur Peterson. - Musi pan to zrobi� wcze�niej czy p�niej, ale tak samo mo�e pan to zrobi� zaraz, a to lepsze ni� chodzi� potem do kostnicy. Musi pan j� zidentyfikowa�. - Dobrze - zgodzi� si� Dennis Morrison. Wsta�. - Co mam robi�? Wydawa�o si�, �e jest oszo�omiony. Artur Peterson i lekarz s�dowy spojrzeli na siebie i lekarz powiedzia�: - Po prostu spojrzy pan na ni�, i to wszystko. To tylko zwyk�a formalno�� i nie zabierze wi�cej czasu ni� sekunda. Niech pan tylko spojrzy na jej twarz. Niech si� pan nie boi, nie wygl�da strasznie. B�dziemy razem z panem. To tylko formalna identyfikacja. - Dobrze - powt�rzy� Dennis Morrison. - Gdzie ona jest? Automatycznie ruszy� w kierunku drzwi do sypialni. Royale St. Blaise chwyci� go za rami� i zacz�� mamrota� wyrazy wsp�czucia, kt�re od dawna tkwi�y w jego pami�ci jak u ka�dego lekarza s�dowego. Drzwi zamkn�y si� za nimi. Jeden z dw�ch umundurowanych policjant�w mrukn��: - Za�o�� si� o dwa dolary, �e si� zerzyga. - Drugi odburkn��: - Przyjmuj�. Wygl�da na twardziela. Poza tym ten lekarz tak j� u�o�y�, �e nawet nie wida�, i� ma odci�t� g�ow�. Drzwi sypialni otworzy�y si� z trzaskiem. Ukaza� si� Dennis Morrison, jego twarz nie by�a blada, by�a upiornie szara. Mia� oczy wytrzeszczone i pociemnia�e ze zgrozy. - Ale� to nie jest Berta - powiedzia�. - To wcale nie ona - zacisn�� d�o� na klamce - to kto� inny. - Jego g�os niemal zmieni� si� w krzyk: - Gdzie jest Berta?! Gdzie ona jest? 3. Malone bierze problem morderstwa w swoje r�ce - O sz�stej czterdzie�ci pi�� wieczorem - powiedzia� Malone - jest poci�g do Chicago. - Zerkn�� na Helen� i doda� stanowczo: - Jad� nim. Czeka� z nadziej�, �e us�yszy jak�� odpowied�, lecz nie doczeka� si�. Wydawa�o si�, �e nawet nie zdawa�a sobie sprawy, �e siedzi obok niej. Patrzy�a na male�k� plamk� na wypolerowanej powierzchni baru, jakby to by� ksi�yc odbijaj�cy si� w tafli jeziora Minnetoka albo Wenus widziana przez teleskop obserwatorium Yerkes [Malone t�skni do Chicago i wszystko kojarzy mu si� z tym miastem - przyp t�um] Wyci�gn�� r�k�, star� plamk� i powiedzia�: - Dzisiaj wieczorem. Sz�sta czterdzie�ci pi��. Wieczorem. Westchn�a i przenios�a wzrok na ma�� plamk� po piwie, kt�ra z tej odleg�o�ci mog�a by� jeziorem Michigan, widzianym ze szczytu Palmolive Building. Malone odwr�ci� si� do barmana, kiwn�� r�k� i zam�wi�: - Jeszcze dwa. Ze strony Heleny ci�gle jeszcze nie by�o �adnej reakcji. Z jej twarzy i wzroku wyczyta� co�, co mu si� nie podoba�o. Widywa� Helen� w r�nych okoliczno�ciach i w r�nych nastrojach. Z blad� twarz� i b�yszcz�cymi oczami w dniu, kiedy pewien jej przyjaciel mia� zosta� oskar�ony i aresztowany za morderstwo. By�o to wtedy, gdy zobaczy� j� po raz pierwszy; mia�a na sobie bladoniebiesk� sukni�, na niej futro i kalosze na nogach, i w�a�nie wtedy spotka�a Jake Justusa, by�ego reportera i agenta prasowego. A wtedy w�a�nie mia�a taki dziwny wyraz twarzy. Na policzkach pojawi�y si� s�abe rumie�ce, �wiadcz�ce o tym, �e ona i Jake zakochali si� w sobie. Widywa� j� r�wnie� przestraszon�, szcz�liw�, i tego dnia, kiedy si� pobrali - zachwycon�. Widywa� j� przera�on�, desperacko odwa�n�, gdy Jake znikn�� (mo�e porwany albo te� zamordowany!). Widzia� jej pi�kn� twarz jako twarz patrycjuszki, brudn�, umazan� sadzami, z paj�czynami wpl�tanymi w rozczochrane w�osy, widzia� j� szcz�liw�, zmartwion�, zamy�lon� i smutn�, weso��, pijan�, p�acz�c�, w�ciek��, sympatyczn� i nudn�, ale nigdy tak� jak teraz: nieobecn� i jak�� odleg��. Zap�aci� za piwo, wypi�, odchrz�kn�� i zacz�� na nowo: - Przyjecha�em tutaj - powiedzia� g�o�no - podst�pnie zwabiony. To telefon od ciebie, wczoraj po po�udniu, zwabi� mnie do Nowego Jorku. Powiedzia�a�, �e masz problemy i �e natychmiast potrzebujesz pomocy. Powiedzia�a�, �e sp�dz� w Nowym Jorku wspania�y urlop, �e b�dzie cudownie, i powiedzia�a� te�: �Mamy tu wspania��...�- przerwa�, �eby napi� si� piwa i zapali� wygas�e cygaro. - Jad�, wi�c do Nowego Jorku, psuj�c sobie randk� z czaruj�c� m�od� damulk�. �api� poci�g i przyje�d�am, l co zastaj�? - Czeka� przez chwil�. M�g� tak m�wi�, jakby gada� do kogo�, kto siedzi w drugim pokoju i kto na niego w og�le nie zwraca najmniejszej uwagi. Znowu przep�uka� gard�o i kontynuowa�: - Dzi� rano, pi�tna�cie po si�dmej, wysiad�em z poci�gu. Ty i Jake wyszli�cie po mnie na dworzec. W tym momencie mog� zignorowa� fakt, �e oboje mieli�cie na sobie stroje wieczorowe. Udali�my si� do hotelu, w kt�rym spodziewa�em si� znale�� wygodne ��ko. Zamiast tego znalaz�em jakiego� obcego pijaka, kt�ry teraz ma na sumieniu morderstwo. - Prychn�� g�o�no. - Nie mog�em po�o�y� si� spa�, nie mog�em zje�� �niadania, w poci�gu chlapn��em tylko troch� obrzydliwej w�dki, a pomi�dzy Buffalo i Albany straci�em w pokera dwadzie�cia cztery dolary. - Ju� nie wspomnia�, �e straci teraz pieni�dze na powr�t do Chicago. Nad tym mo�na si� zastanowi� p�niej. - l - m�wi� dalej - wracam do Chicago dzisiaj wieczorem o sz�stej czterdzie�ci pi��. - Spojrza� na pi�kny profil Heleny, odliczy� dziesi�tk� i doda� z w�ciek�o�ci�: - No, i co ty na to powiesz? Helena skrzywi�a si� i powiedzia�a: - W�a�nie zastanawiam si�, gdzie jest Berta Morrison. - Nie wiem - odpar� Malone. - l nic mnie to nie obchodzi. A w og�le, kim, do diab�a, jest ta Berta Morrison? Pchn�a ku niemu le��c� przy jej �okciu gazet�. Zerkn��, pr�buj�c udawa�, �e nic go to nie obchodzi, ale nag��wek by� troch� dla niego za du�y i mimo woli przeczyta�: KTO WIDZIA� T� KOBIET�? - �Nigdy w �yciu jej nie widzia�em� - odpowiedzia� ponuro Malone. Spojrza� na trzy fotografie Berty Morrison, z domu Berty Lutts. W wieku lat siedmiu pulchne, t�po wygl�daj�ce dziecko. Berta w stroju maturalnym, przysadzista, t�po wygl�daj�ca dziewczynka. Berta w �lubnej sukni, twarz okr�g�a, t�po wygl�daj�ca kobieta. GDZIE JEST BERTA MORRISON? - pyta� dalej nag��wek. - �Nie mam najmniejszego poj�cia� - odrzek� Malone nag��wkowi. Nie chcia� ju� dalej czyta�, lecz nie m�g� si� oprze�. Spojrza� jeszcze raz na dwie kolumny fotografii twarzy i potrz�sn�� smutno g�ow�. B�dzie cholernie trudno kogokolwiek przekona�, �e m�ody Morrison nie o�eni� si� dla pieni�dzy z Bert� Lutts. Zacz�� czyta�. Berta Lutts przez trzydzie�ci trzy lata swego �ycia nie przyci�ga�a niczyjej uwagi, potem, w ostatniej chwili, odbi�a sobie wszystko za jednym zamachem. Nie zalicza�a si� do najbogatszych dziewcz�t na �wiecie i nigdy nie pojawia�a si� w Social Register. Nigdy te� nie by�a debiutantk� i nigdy nie wymienia� jej w swoich artyku�ach Winchell [Znany ameryka�ski dziennikarz - przyp t�um]. . Jej zdj�cia, a� do teraz, nigdy nie pojawia�y si� w gazetach. Posiada�a jednak kilka cadillac�w, mia�a szofera i pokoj�wk�, mieszka�a w komfortowym apartamencie, posiada�a kredyt w najlepszych sklepach. Mia�a mn�stwo akcji A.T. & S., olbrzymie posiad�o�ci w Brooklynie, nie zaspokojone pragnienie �ycia i �adnych przyjaci�. By�o wiele takich dziewcz�t jak Berta Lutts. Urodzi�y si� t�pe, t�u�ciutkie ojcom, kt�rzy zarobili kup� forsy i m�drze j� inwestowali. Dobrze je karmiono, dbano o nie, prostowano im z�by, chroniono oczy, stosuj�c kosztowne okulary, ale nigdy nie ucz�szcza�y do ekskluzywnych szk� ani te� nie nale�a�y do snobistycznych stowarzysze� dla dziewcz�t. Ros�y, �eby kupowa� drogie stroje, z dobrymi metkami, stroje, kt�re nigdy na nich dobrze nie le�a�y, a poza tym nigdy nie mia�y okazji ich nosi�. Zwykle m�odo zostawa�y sierotami. Tatko rozstawa� si� z �yciem na skutek nadmiernego wysi�ku przy robieniu forsy, a mamusia umiera�a z wyczerpania, �yj�c u boku takiego papcia. Kilka z nich zaj�o si� biznesem i zrobi�y jeszcze wi�cej forsy. Inne wynajmowa�y sobie towarzystwo i zostawa�y wiecznymi turystkami. Niekt�re spotyka�y troskliwe piel�gniarki i stawa�y si� chronicznymi inwalidkami. Jeszcze inne zak�ada�y tweedowe marynarki, wk�ada�y ci�kie buciory i zaczyna�y zajmowa� si� hodowl� ps�w. Niekt�re z nich przenosi�y si� do Po�udniowej Kalifornii, stawa�y si� dewotkami, daj�c swoje nazwiska i pieni�dze niewielkim stowarzyszeniom bez �rodk�w finansowych lub ma�ym salkom zebra� religijnych o tak egzaltowanych nazwach, jak �Stowarzyszenie Lawendowej Lilii�. Organizowa�y kluby bryd�owe, stawa�y si� robotnicami pracuj�cymi za darmo, a czasem, na szcz�cie, interesowa�y si� polityk�. Od czasu do czasu zostawa�y cz�onkiniami Klub�w Samotnych Serc (^trakcyjny m�czyzna, lat 42, wykszta�cony, kt�ry podr�owa� po ca�ym �wiecie, chcia�by spotka� pani�, kt�r� interesuje dyskusja o poezji�). A niekiedy jaka� z nich wychodzi�a za ma�. Bogate stare panny, kt�re stawa�y si� starymi pannami ju� w wieku czternastu lat. Berta Morrison, z domu Lutts, by�a jedn� z nich. - Wspania�e rozwi�zanie dla �owcy fortun - skomentowa�a Helena. - Tylko, �e zawsze tak si� dziwnie sk�ada, �e kiedy bogata trzydziestotrzyletnia sierota wychodzi za m�� za biednego, ale czaruj�cego m�odego m�czyzn�, w jakie� dziesi�� tygodni p�niej zostaje znaleziona gdzie� w Nebrasce. A w tym wypadku zdarzy�o si� inaczej, i to nie ma sensu. - Nie interesuje mnie to - odpar� sztywno Malone. - Nawet mnie to nie zaciekawi�o. - A ja - o�wiadczy�a sztywno Helena - nie m�wi� do ciebie. - Zerkn�a na gazet� i skrzywi�a si�: - Spotkali si� i pokochali. Mog�o tak by�. Przecie� m�g� si� z ni� o�eni� nie dlatego, �e mia�a pieni�dze. Niemniej jednak pobrali si�. Potem, w czasie nocy po�lubnej, ten facet dosta� napadu wstydliwo�ci i wyszed�, aby si� zala� i nie wraca� do hotelu. Potem zjawia si�, maj�c na sobie marynark� wieczorow�, kt�ra nale�y do kogo� zupe�nie obcego o inicja�ach G.P.Z., ale z jego w�asn� chustk� w kieszeni na piersiach. - l nawet porz�dnie z�o�on� - uzupe�ni� Malone. Helena milcza�a przez chwil�. - A mo�e to by�o tak: mo�e kto� wsypa� mu co� do drinka, aby go obrabowa�, i zabra� mu marynark�. To mog�oby t�umaczy�, w jaki spos�b straci� w�asn� marynark�. - A potem zjawia si� jaki� magik w dobrze skrojonej wieczorowej marynarce i wciska na ramiona naszego bohatera now� marynark� - mrukn�� ponuro Malone. - Poza tym on powiedzia�, �e w jego portfelu nie by�o du�o pieni�dzy, podczas gdy portfel tego O.P.Z. wypchany by� dziesi�ciodolarowymi banknotami. - W porz�dku - zgodzi�a si� Helena - wobec tego znajd� inne wyja�nienie. - To nie moja sprawa - odpar� Malone. By� zm�czony pr�bami przyci�gni�cia uwagi barmana i si�gn�� po piwo Heleny. - Obudzi� si� rano pe�en �alu, �e zostawi� swoj� m�od� �on� sam� - powiedzia�a Helena. - Ale jego �wie�o po�lubiona �ona znikn�a. Malone, gdzie ona, u licha, mo�e by�? - Wr�ci�a do domu, do mamusi - odpar� Malone. - Przecie� ona jest sierot� - przypomnia�a Helena. Ma�y prawnik westchn��: - Ta uwaga ma prowadzi� do starego wodewilowego dowcipu, ale gdybym nawet mia� walczy� o w�asne �ycie, nie przypomn� sobie, jak to dalej sz�o... Czy ty mo�esz si� wreszcie zamkn�� i przesta� mnie m�czy�? - Podni�s� g�os i krzykn�� do barmana: - Od�� wreszcie ten �Racing Form� [Biuletyn wy�cig�w konnych - przyp. t�um.] i zacznij interesowa� si� klientami! - To nie jest �Racing Form� - rzek� barman. - To �The New Republic�. �yczy pan sobie czego�, sir? - �ycz� sobie czterolistnej koniczynki - rzek� Malone. - Ale skoro ju� pan tu jest, to prosz� nam poda� dwa piwa, a na zagrych� podw�jn� �ytni�wk�. - Tak, sir - rzek� barman. By� to m�ody cz�owiek, wysoki, szczup�y, z melancholijnymi oczami i m�wi� z bosto�skim akcentem. Zacz�� nape�nia� szklanki, nagle zorientowa� si� i spojrza� pytaj�co na Malone�a. - S�ysza� pan - rzek� ochryple Malone - �e tam, sk�d pochodz�, zawsze do piwa pijemy �ytni�wk�? Jestem chicagowskim gangsterem i strzelam do ludzi, kt�rzy nie obs�uguj� mnie jak nale�y. A teraz dawaj ju� te drinki. - Tak, sir - powiedzia� barman. - Trz�s�cymi r�koma szurn�� szklankami przez bar i szybko uciek� do �The New Republic�. - To jest - warkn�� Malone - zwyk�a cholerna knajpa. - To nie jest knajpa - sprostowa�a Helena - to bar koktajlowy. A ty zachowujesz si� jak �obuz i powiniene� si� wstydzi�. - Zapali�a papierosa. - Malone, co si� mog�o wydarzy� ostatniej nocy? Panna m�oda znika. Na jej miejscu pojawia si� pi�kna kobieta, ci�gle jeszcze nie zidentyfikowana, ubrana w eleganck� nocn� koszul�, z pi�knie odci�t� g�ow�. - Rzuci�a okiem na gazet� i doda�a: - Z g�ow� odci�t� po �mierci. Zosta�a uduszona i wida� by�o, �e rozpaczliwie walczy�a. Na ca�ym ciele mia�a pe�no zadrapa� i siniak�w. - P�ynie z tego najlepsza nauka - powiedzia� ponuro Malone - �eby� nigdy nie walczy�a, kiedy kto� ci� dusi. B�dziesz mia�a siniaki. - Znikn�a ca�a bi�uteria Berty - kontynuowa�a bezlito�nie Helena - tak jak i sama Berta. Gdzie ona jest? O co tu w og�le chodzi? - Dajesz mi takie problemy do rozwi�zania - j�kn�� ma�y prawnik - o jedenastej rano. - Dennisa Morrisona zatrzymano w �ledztwie - m�wi�a. - Malone, czy oni mog� tak przetrzymywa� tego biednego m�odego cz�owieka w wi�zieniu? - Zapytaj ich - odrzek� Malone pij�c �ytni�wk� - albo zapytaj o to jego adwokata. - Ale przecie� to ty jeste� jego adwokatem - przypomnia�a mu Helena. Malone odstawi� szklank� i spojrza� na ni�: - To jest Nowy Jork, a nie Chicago. - Czysta bzdura - rzek�a Helena. - Poza tym nie musisz przecie� chodzi� do s�du, nawet nie musisz i�� na policj�. Po prostu musisz tylko znale�� Bert�, dowiedzie� si�, kto jest dusicielem, kto odci�� g�ow� tej nieznanej kobiecie, i wyci�gn�� Dennisa Morrisona z wi�zienia. - Dzi� wieczorem o sz�stej czterdzie�ci pi�� - powiedzia� stanowczo Malone - znajd� si� w poci�gu do Chicago. - Zapali� cygaro. - Cholernie zabawna historia z t� wieczorow� marynark�. - Stwierdzi�, �e czas ju� zmieni� temat rozmowy. - A gdzie jest Jake? - Nie wiem - odpowiedzia�a Helena. Pr�bowa�a bez powodzenia powiedzie� to tak, aby zabrzmia�o: �Nic mnie to nie obchodzi�. Malone popatrzy� na ni�, otworzy� usta, �eby co� powiedzie�, ale zaraz je zamkn��. Co� - nie wiedzia�, co - by�o nie w porz�dku. Nie chcia� przyzna�, jak bardzo go to martwi�o. Tylko dwoje ludzi na �wiecie naprawd� szczerze kocha�: Jake�a i Helen�. Helena kaza�a mu przyjecha�, poniewa� dzia�o si� co� naprawd� powa�nego. Ale co to, u diab�a, by�o? l dlaczego nie chcia�a mu powiedzie�? Przypomnia� sobie, �e gdyby istnia� jaki� pow�d, na pewno powiedzia�aby mu o tym. A tymczasem nie ma sensu zadawa� pyta�. - Jake wychodzi - powiedzia�a nagle Helena - i nie ma go przez ca�e godziny. M�wi, �e to interesy i �e powie mi p�niej. Ale co to mo�e by�? l dlaczego upiera si�, aby jeszcze nie wyje�d�a� z Nowego Jorku? Przecie� mieli�my tu zosta� tylko tydzie� albo dwa. - Potrzeba du�o czasu, �eby zwiedzi� Radio City - mrukn�� Malone. Helena parskn�a i nic nie odpowiedzia�a. Czy�by to by�a jaka� inna kobieta? Niemo�liwe, pomy�la� Malone, patrz�c na Helen�. By� pewien, �e nie by�o �adnej innej kobiety na �wiecie... Tak, w istocie, taka kobieta jeszcze si� nie narodzi�a, kobieta, kt�ra mog�aby rywalizowa� z Helen�. A Jake czci� j� od pierwszego dnia, kiedy jego oczy na niej spocz�y, od dnia, w kt�rym zamordowano Ingleharta i kiedy mia�a na sobie t� bladoniebiesk� satynow� sukni�, futro i kalosze, a na dodatek �wiartk� d�inu w bocznej kieszeni szybkiego samochodu. Nie, tu nie wchodzi�a w gr� inna kobieta. - A poza tym on si� z jakiego� powodu zamartwia - powiedzia�a Helena. - Tego jestem pewna. - To tylko twoja wyobra�nia - rzek� Malone. Zda� sobie spraw�, �e gdy wysiada� z poci�gu, Jake wygl�da� na zmartwionego. On te� by� tego pewien. Jakie� zmartwienia finansowe? W�tpliwe. Kasyno w Chicago nie mia�o d�ug�w i doskonale prosperowa�o. Gdyby jednak Jake mia� jakie� k�opoty finansowe, nie by�by tutaj, w Nowym Jorku, wr�ci�by szybko do Chicago, �eby tam dzia�a�. Co takiego, u diab�a, martwi�o Jake�a, �e nie chcia� o tym powiedzie� Helenie? A mo�e by� szanta�owany? Nie, to te� absurd. Nie mia� na sumieniu �adnych grzech�w, nie pope�ni� �adnych przest�pstw, o kt�rych nie powiedzia�by Helenie. Jedno by�o pewne, nie by�o sensu i�� do Jake�a i powiedzie�: �S�uchaj no, co, u diab�a, si� z tob� dzieje?� Kiedy Jake mia� co� do powiedzenia, m�wi� to po swojemu i w odpowiedniej chwili. Tymczasem... - Poci�g do Chicago jest...- zacz�� znowu. - ...o sz�stej czterdzie�ci pi��, dzi� wieczorem - doko�czy�a kwa�no Helena. - l ju� to s�ysza�am. Ma�y prawnik westchn��. Jak�e on chcia� ju� p�j�� na ten poci�g. Lecz istnia� pewien nieszcz�sny fakt, i� straci� w pokera pieni�dze na powrotn� drog�. A je�li chodzi o finanse, nie by�a to najlepsza pora, aby wybiera� si� w jak�kolwiek podr�. Kiedy otrzyma� telefon od Heleny, siedzia� w swoim biurze i patrzy� z zachwytem na prze�liczn� niewielk� bransoletk�, kt�ra kosztowa�a go dok�adnie po�ow� wszystkich pieni�dzy, jakie posiada�, l rozmy�la� o czekaj�cej go tego wieczoru randce z czaruj�c� dziewczyn�, tancerk� w kasynie. Z �alem zerwa� randk� i zwr�ci� bransoletk�. Potem kupi� koszul�, p� litra taniej �ytni�wki i bilet do Nowego Jorku. A po morderczej partii pokera zosta�o mu tylko dziewi�� dolar�w. Naturalnie, Helena m�wi�a mu, �e zwr�ci za przejazd, ale oczywi�cie odm�wi�, m�wi�c jej, �e ma tyle forsy, i� nie wie, co z ni� zrobi�. Wiedzia�, �e mu nie uwierzy�a, ale i tak nie spodziewa� si�, �eby mu uwierzy�a. Oczywi�cie, m�g� wys�a� telegram do Joe�ego Anio�a i poprosi� go, aby przys�a� mu pieni�dze na bilet powrotny. Mo�e lepiej, by zaraz to zrobi�... Jego rozmy�lania przerwa� g�os: - Ach, tutaj jeste�cie. Urz�dnik w recepcji powiedzia� mi, �e znajd� was w barze. By� to Dennis Morrison. Sprawia� wra�enie bardzo zm�czonego. Ci�gle mia� na sobie t� tajemnicz� marynark�, a jego ciemne w�osy by�y potargane, jakby przeczesywa� je palcami. Oczy mia� lekko podpuchni�te, podkr��one i czerwone. - Wypu�cili mnie - powiedzia� ochryp�ym g�osem - lecz czu�em, �e nie wierz� w ani jedno moje s�owo. Powiedzcie mi, co ja mam teraz robi�? - Si�� - odpar� powa�nie Malone - i napi� si�. Potrzebuje pan tego. Barman przechyli� si� przez bar i powiedzia�: - Och, czy to nie ten d�entelmen, kt�ry... Malone spojrza� na niego zimno i rzuci� gro�nie: - W Chicago, kiedy trafiamy na zbyt ciekawych barman�w... Barman zwia� po raz drugi. - Przesta� go straszy� - oburzy�a si� Helena - to jest pod�e. - Ja go nie lubi� - stwierdzi� Malone. Przesun�� si� na s�siedni sto�ek tak, �e Dennis m�g� usi�� mi�dzy nimi. Poci�g do Chicago, przypomnia� sobie. Sz�sta czterdzie�ci pi��. Telegrafowa� do Joe�ego Anio�a po pieni�dze. Nie miesza� si� do tej sprawy. Unika� oskar�aj�cego wzroku Heleny i pr�bowa� nie patrze� na bardzo przystojn� i bardzo m�od� twarz Dennisa Morrisona. - Oni jeszcze nie znale�li Berty - powiedzia� Dennis. - l nie zidentyfikowali tej drugiej kobiety. Nikt nie wie, co si� sta�o z Bert�. Gdzie ona jest? Policja mi nie wierzy. M�wi� wam, oni mi nie wierz�-rozejrza� si� dooko�a zagubiony. - Nie wiem, czemu zawracam wam tym g�ow�. Spotka�em was dopiero dzi� rano. Ale ja nie mam innych przyjaci� na �wiecie. - Ukry� twarz w d�oniach. Malone zdusi� niedopa�ek cygara, wyj�� z kieszeni nowe i zacz�� powoli z uwag� odwija�. Jutro wieczorem te� jest poci�g do Chicago o sz�stej czterdzie�ci pi��, a poza tym jeszcze w og�le nie zwiedzi� Nowego Jorku. Nie �eby mia� zamiar anga�owa� si� w t� spraw�... Jednak nie zaszkodzi udzieli� troch� dobrych rad temu m�odemu cz�owiekowi. Poza tym, je�eli Helena jest zainteresowana t� spraw�, to mo�e odwr�ci ona jej uwag� i przestanie zamartwia� si� Jake�iem. Roztropnie, nie patrz�c na Helen�, powiedzia�: - Drogi ch�opcze, nie musi si� pan o nic martwi�. Nie mo�e pan znajdowa� si� w lepszych r�kach. A teraz chod�my do bocznego stolika i pogadajmy o tym. 4. Niefortunny brak wiedzy Jake Justus czeka� w wygodnym fotelu w recepcji hotelu. Wreszcie ujrza� Helen� i Malone�a wychodz�cych z windy i kieruj�cych si� w stron� baru. Nawet o tak wczesnej, porannej godzinie, zm�czony i roztrz�siony, mo�e po raz dwutysi�czny m�g� si� przekona�, jaka Helena jest pi�kna. Widzia�, jak wszystkie g�owy odwracaj� si�, patrz�c na ni�, kiedy przechodzi przez hol recepcji, i ten widok wzbudzi� w nim ciep�e uczucie. Mia�a na sobie co� w bladoniebieskim kolorze, na l�ni�ce w�osy na�o�y�a kapelusz z szerokim rondem, a na ramiona niedbale zarzuci�a futro. Pr�bowa� wyobrazi� sobie, �e widzi j� teraz po raz pierwszy, ten delikatny, bezb��dny profil, blad� cer�, pi�kne w�osy i cudowne, d�ugie, szczup�e nogi. Zda� sobie spraw�, �e gdyby rzeczywi�cie teraz zobaczy� j� po raz pierwszy, zaraz poszed�by za ni�. Z wielkim wysi�kiem nie uczyni� tego, natomiast czeka�, a� ona i Malone znikn� mu z pola widzenia, natychmiast potem wsta� i podszed� do windy z paczk� w szarym papierze pod pach�. Siedzia� ju� w recepcji od dw�ch godzin, trzymaj�c t� paczk�, kt�r� otrzyma� od urz�dnika w recepcji, i czekaj�c, a� Helena wyjdzie i b�dzie m�g� wjecha� na g�r�, by j� otworzy�. Nigdy przedtem nie mia� przed Helen� tajemnic, l teraz te� nie chcia� ich mie�, ale to by�o konieczne, planowa�, by by�a to niespodzianka. Jake zamkn�� za sob� drzwi i przekr�ci� klucz. Potem usiad� i wlepi� wzrok w paczk�. W �rodku z pewno�ci� jest list. Dok�adnie wiedzia�, jak si� zaczyna. Szanowny mr Justus. Dzi�kujemy panu, �e pozwoli� nam pan zapozna� si� z pa�sk� powie�ci� �Morderstwo mangusty�, kt�r� przeczytali�my z wielkim zainteresowaniem. Jednak�e czujemy, �e... Wiedzia� te�, jak si� ko�czy:...B�dzie nam bardzo mi�o zapozna� si� z pa�skimi przysz�ymi pracami, jakie nam pan przy�le. Wiedzia�, poniewa� mia� ju� w portfelu cztery takie listy, wszystkie zaczynaj�ce si� i ko�cz�ce w taki sam spos�b. Jedyn� r�nic� by�o to, �e mia�y r�ne firmowe nag��wki, podpisy i mo�e inne s�owa nast�puj�ce po tym Jednak�e... A mo�e powinien rzuci� to wszystko i wr�ci� do domu? Do Chicago? Jake zamkn�� oczy i wyobrazi� sobie szar�, ponur� stacj� przy La Salle Street, jak by ona wygl�da�a we wczesnych godzinach rannych... Na dworze zimno, beznadziejnie, pewnie leje, pewnie jest ciemno i ha�a�liwie pod �el� [Elevated railroad - kolej nadziemna biegn�ca nad ulicami - przyp. t�um.], kiedy taks�wka b�dzie jecha�a przez LOP [�The Loop - p�tla. G��wna dzielnica handlowa w centrum Chicago, zajmuj�ca siedem kwarta��w wok� g��wnej State Street. Nazwa pochodzi od otaczaj�cej ten obszar p�tli kolei nadziemnej - przyp t�um.]. podskakuj�c na zdezelowanym bruku Van Buren Street. Ale na Michigan Boulevard b�dzie m�g� zobaczy� unosz�c� si� nad jeziorem delikatn� mgie�k�, a drzewa w Grant Park b�d� teraz puszcza�y pierwsze bladozielone listeczki. Tylko, �e oni jeszcze nie mogli wraca� do Chicago. Gdyby teraz wr�ci�, nigdy nie m�g�by wyt�umaczy� Helenie, dlaczego upiera� si�, aby pozosta� przez tyle tygodni w Nowym Jorku i dlaczego tak cz�sto, bez wyja�nienia, by� nieobecny przez tyle godzin. Nie m�g�by te� sprawi� Helenie niespodzianki, kiedy zamiast paczki zostawionej w recepcji znajdzie list zaczynaj�cy si� od s��w: Szanowny mr Justus. Chcemy wyda� pa�sk� ksi�k� i... Jake Justus westchn��, wyj�� scyzoryk i zacz�� przecina� sznurki opasuj�ce paczk� z maszynopisem. Zawsze istnia� jaki� cie� szansy, �e wewn�trz b�dzie list bez owego s�owa jednak�e. Mo�e zamiast tego b�dzie: Je�eli poczyni pan pewne zmiany... W tym wypadku pisa�by tak szybko, �e papier zapali si� pod pi�rem. Zmieni wszystko, co tylko zechc�. Je�li chodzi o �cis�o��, zmieni�by ka�de przekl�te s�owo maszynopisu z wyj�tkiem Napisa� Jake Justus, na stronie tytu�owej i dw�ch s��w dedykacji. Te dwa s�owa to Dla Heleny, nad kt�rymi my�la� i kombinowa� przez tydzie�. Pr�bowa� r�nych wersji: Mojej cudownej, wyrozumia�ej �onie i Dla najpi�kniejszej dziewczyny na �wiecie, a nawet eksperymentowa� z dedykacj� w formie wiersza zaczynaj�cego si� od Cokolwiek pisz�, cokolwiek robi�, jest dzi�ki Tobie. Od tego zwr�ci� si� w kierunku czysto literackiej dedykacji: Tej, kt�ra wie, lub w formie bana�u: Tobie, Gwiazdo Przewodnia. Pewnego razu, w ci�gu tygodnia, w barze Loop skomponowa� wspania�� dedykacj�, by z niej p�niej pami�ta� jedn� linijk� Jeste� �wiat�em moich dziewi�ciu �ywot�w, kt�ra nast�pnego dnia wyda�a mu si� bez sensu; a potem co� tam by�o o nogach Heleny, b�d�cych najpi�kniejszymi od dziesi�ciu milion�w lat. P�niej doszed� do wniosku, �e to jednak nie by�o takie bez sensu, ale to ju� nie mia�o znaczenia. Napisa� to na papierowej serwetce, kt�r� wracaj�c do domu, zgubi� w taks�wce. Po tym do�wiadczeniu zdecydowa� si� na zwyk�e Dla Heleny. A poza tym naprawd� znaczy�o to: kocham ci�, kocham ci�, kocham ci�. l niewa�ne, jakimi s�owami by�o to wyra�one. Sko�czy� przecinanie sznurk�w i rozdar� gruby br�zowy papier. Dwie strony maszynopisu wysun�y si� i sp�yn�y na pod�og�. Jedna z nich by�a czysta, poza dedykacj� Dla Heleny. Druga rozpoczyna�a si� napisem Rozdzia� pierwszy i dalej: W powiatowym wi�zieniu nasta� ciemny, ponury, pos�pny dzie�. Jake podni�s� je i wcisn�� z powrotem pod gumk� opasuj�c� maszynopis. Przez chwil� trzyma� w r�ce nie otwarty list, nast�pnie wsta� i poszed� do �azienki nala� sobie drinka. Wr�ci�, usiad� w wygodnym fotelu, zapali� papierosa i poci�gn�� d�ugi, powolny �yk ze szklanki. Teraz otworzy� list. Z pewnymi zmianami...-to by�oby tak dobre, jak przyj�cie maszynopisu. W ci�gu minionych miesi�cy przerobi�em ju� t� ksi�k� cztery razy, pomy�la� Jake i u�miechn�� si� cierpko. Morderstwo mangusty nosi�o wpierw tytu� Pami�tniki reportera - napisa� Jake Justus. Wydawca �A� napisa�: Mamy jednak�e wra�enie, �e tom pa�skich osobistych wspomnie� obecnie nie by�by... l sugerowa�, i� ten materia� powinien zosta� w��czony w jak�� powie��. Jake wypo�yczy� maszyn� do pisania i lokal, gdzie napisa� W mrokach wi�zienia - powie��, napisa� Jake Justus. Wydawca �B� napisa�: Mamy jednak�e wra�enie, �e chocia� przedstawieni bohaterowie s� interesuj�cy, to brak w�a�ciwej intrygi wi���cej ich ze sob�... Jake doda� zab�jstwo, kradzie� bi�uterii, po�ar i katastrof� kolei nadziemnej na North Side. Wydawca �C� napisa�: Mamy jednak�e wra�enie, �e chocia� jest to interesuj�ca historia, to bohaterowie nie s� zbyt przekonuj�cy, a poza tym brak w niej w�tku mi�osnego... J