6689

Szczegóły
Tytuł 6689
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6689 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6689 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6689 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PARAMAHANSA YOGANANDA AUTOBIOGRAFIA JOGINA NEW AGE WYDAWNICTWO "NEW AGE" LUDZIOM DOBREJ WOLI UMIEJ�CYM MY�LE� SAMODZIELNIE AUTOBIOGRAFIA JOGINA Autor po�wi�ca t� ksi��k� pami�ci LUTHERA BURBANKA ameryka�skiego �wi�tego Ok�adk� projektowa�: Andrzej DAROWSKI (c) Copyright by Wydawnictwo "NEW AGE", 1993; Zakopane, Za Strugiem 29 Sk�ad: Zak�ad Sk�adu Tekst�w KRAgSET Krak�w, ul. Halicka 9 Druk: Drukarnia Kolejowa w Krakowie ul. Bosacka 6, i * PRZEDMOWA kt�r� napisa� W. Y. Evans-Wentz, M. A., D. Lii., D. Sc. Jesusa College Oxford - autor dzie�: The Tibetan Book of the Dead (Tybeta�ska Ksi�ga Umar�ych), Tibet a Great Yogi Milarepa (Wielki jogin Tybetu Milarepa), Tibetan Yoga and Secret Doctrines (Tybeta�ska joga i doktryny tajemne) itd. Szczeg�ln� warto�� autobiografii Yoganandy stanowi to, �e nale�y ona do nielicznych ksi��ek angielskich o m�drcach Indii napisanych nie przez dziennikarza lub cudzoziemca, lecz przez ich rodaka, kt�ry przeszed� przez te same �wiczenia - kr�tko m�wi�c, �e jest to ksi��ka o joginach napisana przez jogina, jako relacja naocznego �wiadka o niezwyk�ym �yciu i w�adzach wsp�czesnych hinduskich �wi�tych, ksi��ka ta ma znaczenie zar�wno aktualne jak i niezale�ne od czasu. Znakomitemu autorowi, kt�rego mia�em przyjemno�� spotyka� zar�wno w Indiach jak i w Ameryce, ka�dy czytelnik wyrazi swe uznanie i wdzi�czno��. W�r�d og�oszonych na Zachodzie dzie� niezwyk�y dokument jego �ycia nale�y niew�tpliwie do ksi��ek najpe�niej ods�aniaj�cych g��bi� hinduskiego umys�u i serca. Mia�em zaszczyt spotka� si� z jednym z m�drc�w, o kt�rych �yciu opowiada ta ksi��ka - z Sri Jukteswarem Giri. Podobizna tego czcigodnego �wi�tego znajduje si� na karcie tytu�owej mej ksi��ki: Tibetan Yoga and Secret Doctrines. Z Sri Jukteswarem zetkn��em si� po raz pierwszy w Puri, w Oryssie, nad Zatok� Bengalsk�. By� w�wczas kierownikiem spokojnej aszramy, po�o�onej blisko morza: zajmowa� si� g��wnie �wiczeniem duchowym m�odych uczni�w. W rozmowie objawia� �ywe zainteresowanie dobrobytem mieszka�c�w Stan�w Zjednoczonych, jak r�wnie� obywateli Anglii, wypytywa� mnie o r�ne odleg�e sprawy, w szczeg�lno�ci dotycz�ce Kalifornii i jego g��wnego ucznia Paramahansy Yoganandy, kt�rego w r. 1920 skierowa� jako swego wys�annika na Zach�d. Sri Jukteswar mia� szlachetn� twarz i g�os, mi�� powierzchowno�� i godnym by� uwielbienia, kt�rym go zwolennicy otaczali, ka�dy, kto go pozna�, niezale�nie od tego czy nale�a� do jego �rodowiska, �ywi� i dla niego najwy�szy szacunek. �ywo przypominam sobie jego wysok�, prost�, ascetyczn� posta�, ubran� w barwion� szafranem szat�, gdy sta� u wej�cia do pustelni, aby mnie powita�. W�osy jego by�y d�ugie i nieco kr�cone, a twarz okolona brod�. Cia�o jego by�o muskularne i mocne, lecz zarazem szczup�e i zgrabne, a jego ch�d by� energiczny. Za miejsce swego ziemskiego pobytu obra� �wi�te miasto Puri, dok�d t�umy pobo�nych Hindus�w przybywaj� w pielgrzymce do s�awnej �wi�tyni D�agannatha, "Pana �wiata". W Puri tak�e w 1956 r. Sri Jakteswar zamkn�� po raz ostatni swe oczy i odszed�, wiedz�c, �e inkarnacja jego dobiega triumfalnie ko�ca. Ciesz� si�, �e mog� za�wiadczy� o niezwyk�ym charakterze i �wi�to�ci Sri Jukteswara. Trzymaj�c si� z dala od t�umu, odda� si� bez zastrze�e� i w spokoju temu idea�owi �ycia, kt�ry obecnie ucze� jego Paramahansa Yogananda opisa� na wieki, W. Y. Evans-Wentz H l r PARAMAHANSA YOGANANDA, JOGIN ZA �YCIA I PO �MIERCI (Zamiast wst�pu do sz�stego wydania orygina�u) Paramahansa Yogananda wszed� w stan mahasamadhi (ostateczne �wiadome opuszczenie cia�a) w dniu 7 marca 1952 r. w Los Angeles w Kalifornii, po wyg�oszeniu przem�wienia na bankiecie ku czci ambasadora Indii H. B. Binay R. Sena. Odej�cie ukochanego jogina zosta�o opisane w "Se�f-Realization Magazine" z maja 1952 r. oraz w tygodniku "Times" z 4 sierpnia 1952 r. Wielki to nauczyciel �wiata warto�ci jogi jako naukowej metody urzeczywistnienia Boga w sobie nie tylko za �ycia, ale tak�e po �mierci. W ci�gu tygodni po jego odej�ciu niezmieniona jego twarz ja�nia�a boskim blaskiem, nie wykazuj�c �adnych oznak rozk�adu. Mr. Harry T. Rowe, dyrektor kaplicy przedpogrzebowej w Los Angeles (Forest Lawn Memoria� Park), gdzie czasowo z�o�ono cia�o wielkiego mistrza, nades�a� stowarzyszeniu Self Realization Fellowship list notarialnie potwierdzony, w kt�rym m. in. stwierdzi�: "Brak jakichkolwiek widzialnych oznak rozk�adu w martwym ciele Paramahansy Yoganandy stanowi najbardziej niezwyk�y przypadek w naszej praktyce... Nawet w dwana�cie dni po jego �mierci nie dostrze�ono �adnych przejaw�w fizycznego rozpadu w jego ciele... Sk�ra nie wykazywa�a �adnych zmian, a na tkankach nie by�o widzialnych oznak wyschni�cia. Ten stan doskona�ego przechowywania si� cia�a, o ile nam wiadomo z kroniki kostnicy, jest zupe�nie niezwyk�y. W chwili przyj�cia cia�a personel kostnicy spodziewa� si� dostrzec przez szklane wieko pokrywy zwyk�e oznaki post�puj�cego rozk�adu cia�a. Zdziwienie nasze by�o coraz wi�ksze, gdy mija� dzie� za dniem nie przynosz�c �adnych daj�cych si� zauwa�y� zmian w obserwowanym ciele. Cia�o Yoganandy pozostawa�o najwyra�niej w stanie nie podlegaj�cym zmianom... Cia�o nie emanowa�o nigdy zapachu w�a�ciwego rozk�adowi... wygl�d fizyczny Yoganandy w dniu 27 marca, to jest w chwili za�o�enia br�zowej pokrywy, by� taki sam jak w dniu 7 marca. W dniu 27 marca wygl�da� r�wnie �wie�o i tak samo nietkni�ty przez procesy rozk�adu jak w nocy swego zgonu. W dniu 27 marca nie by�o �adnych podstaw do twierdzenia, �e cia�o jego w jakiejkolwiek widzialnej formie uleg�o rozk�adowi. Na tej podstawie stwierdzamy ponownie, �e przypadek Paramahansy Yoganandy jest jedyny i wyj�tkowy w naszej praktyce". ROZDZIA� I Moi rodzice i pierwsze lata �ycia Od wiek�w charakterystyczn� cech� kultury Indii by�o i jest poszukiwanie prawd ostatecznych oraz zwi�zany z tym poszukiwaniem stosunek ucznia do swego Guru1. Moja w�asna �cie�ka doprowadzi�a mnie do m�drca o Chrystusowej postawie, kt�rego pi�kne �ycie doskonalone by�o w ci�gu wiek�w. By� on jednym z tych wielkich mistrz�w, kt�rzy s� prawdziwym bogactwem Indii. Pojawiaj�c si� w ka�dym stuleciu stworzyli oni prawdziwe przedmurze, os�aniaj�ce ich kraj przed losem Babilonii i Egiptu. Najdawniejsze moje wspomnienia ��cz� si� z archaicznymi rysami mej poprzedniej inkarnacji. Pojawia�y si� w�r�d nich wyra�ne obrazy z odleg�ego �ycia jogina 2 w�r�d himalajskich �nieg�w. Te przeb�yski przesz�o�ci, dzi�ki jakiemu� bezwymiarowemu w�z�owi, pozwala�y mi zarazem mie� przeb�yski przysz�o�ci. Nie znik�y z mej pami�ci upokorzenia wynikaj�ce z bezsilno�ci niemowl�cego wieku. Pe�en roz�alenia u�wiadomi�em sobie, �e nie potrafi� chodzi� ani wypowiada� si� swobodnie. Podnosi�a si� we mnie fala gor�cej modlitwy, ilekro� zdawa�em sobie spraw� z mej cielesnej bezradno�ci. Silne moje �ycie emocjonalne przybiera�o w mych my�lach form� s��w r�nych j�zyk�w. W tym wewn�trznym pomieszaniu j�zyk�w m�j s�uch przyswaja� sobie stopniowo rozbrzmiewaj�ce doko�a d�wi�ki mego ojczystego j�zyka bengalskiego. Czaruj�cy jest kr�g niemowl�cego umys�u! - ograniczaj�cy si� zdaniem doros�ych do zabawek i palc�w u n�g. Psychologiczny ferment i to nie poddaj�ce si� cia�o doprowadza�y mnie cz�sto do uporczywego krzyku. Przypominam sobie og�lne oszo�omienie rodziny z powodu tej rozpaczy. Cisn� si� r�wnie� inne, szcz�liwsze wspomnienia: pieszczoty matki, pierwsze pr�by wysep-lenienia kilku s��w i stawiania niepewnych krok�w. Te pierwsze, triumfy, cho�-zwykle szybko si� o nich zapomina, s� jednak naturaln� podstaw� zaufania cz�owieka we w�asne si�y. Te moje tak daleko si�gaj�ce wspomnienia nie s� czym� wyj�tkowym. Wiadomo o wielu jpginach, �e zachowali nieprzerwan� �wiadomo�� siebie pomimo dramatycznego przej�cia przez �mier� i narodziny. Gdyby cz�owiek by� tylko cia�em, to utrata cia�a by�aby kresem jego poczucia to�samo�ci. Je�li jednak prorocy m�wi� prawd�, to w ci�gu tysi�cy lat cz�owiek w istocie swej ma nie�mierteln� natur�. Trwa�y o�rodek ludzkiego poczucia odr�bnego "ja" jest tylko przej�ciowo zwi�zany ze zmys�owym postrzeganiem. Chocia� wydaje si� to dziwne, wyra�na pami�� okresu niemowl�cego nie jest tak rzadka. W ci�gu podr�y po wielu krajach s�ysza�em mn�stwo tego rodzaju wspomnie� z ust prawdom�wnych m�czyzn i kobiet. Urodzi�em si� w styczniu 1893 roku w Gorakhpur, w p�nocno- -wschodniej Indii, w pobli�u Himalaj�w. Up�yn�o mi tam osiem pierwszych lat �ycia. By�o nas o�mioro dzieci: czterech ch�opc�w i cztery dziewcz�ta. Ja, Mukunda Lal Ghosh3, by�em drugim synem a czwartym dzieckiem. Ojciec i matka byli Bengalczykami z kasty kszatri�w4. Oboje obdarzeni byli �wi�tobliw� natur�. Tch wzajemna mi�o��, spokojna i szlachetna, nie wyra�a�a si� nigdy w spos�b p�ochy. Doskona�a harmonia rodzic�w by�a o�rodkiem spokoju w�r�d ruchu i zgie�ku o�miu �ywotnych dzieciak�w. Ojciec, Bhagabati Charan Ghosh, by� pe�en dobroci, powa�ny, a czasem surowy. Kochali�my go gor�co, lecz - my dzieci - zachowywali�my pe�en szacunku dystans. Jako wybitny matematyk i logik kierowa� on si� g��wnie swym intelektem. Matka by�a jednak kr�low� naszych serc i naucza�a nas tylko mi�o�ci�. Po jej �mierci ojciec przejawia� wi�cej ze swej wewn�trznej tkliwo�ci. Zauwa�y�em w�wczas, �e cz�sto jego spojrzenie przeistacza�o si� w spojrzenie mej matki. W obecno�ci matki wcze�nie zakosztowali�my gorzko-s�odkiej znajomo�ci z pismami �wi�tymi. Z opowie�ci Mahabharaty i Ramaja-ny5 czerpa�a ona obficie przyk�ady na poparcie wymaga� dyscypliny. Nauczanie i karanie sz�y r�ka w r�k�. Matka codziennie dawa�a wyraz szacunku dla ojca, ubieraj�c nas starannie po po�udniu na jego przywitanie, gdy wraca� z biura do domu. Zajmowa� on stanowisko wiceprezydenta Kolei Bengalsko- -Nad�pura�skiej, kt�ra by�a jedn� z najwi�kszych kompanii w Indiach. Praca jego wymaga�a podr�owania i dlatego w ci�gu mego dzieci�stwa rodzina nasza przebywa�a w kilku miastach. Matka mia�a hojn� d�o� dla potrzebuj�cych. Ojciec r�wnie� by� usposobiony do ludzi �yczliwie, jednak�e jego szacunek dla prawa i porz�dku rozci�ga� si� tak�e na bud�et. Pewnego razu w ci�gu dwu 10 tygodni matka wyda�a na �ywienie ubogich wi�cej ni� wynosi� miesi�czny doch�d ojca. - O jedno tylko ci� prosz�, utrzymaj dobroczynno�� w rozs�dnych granicach. - Nawet ta �agodna nagana z ust m�a by�a dla matki bolesna. Wezwa�a doro�k�, niczym nie daj�c pozna� dzieciom o nieporozumieniu. - Do widzenia. Odje�d�am do domu mej matki! - Staro�ytne ultimatum! Zdumieni, podnie�li�my lament. W tym momencie pojawi� si� nasz wujek, szeptem udzieli� ojcu jakiej� m�drej rady, przechowywanej niew�tpliwie od wiek�w. Ojciec wypowiedzia� kilka pojednawczych zda�, a matka ku naszemu szcz�ciu odes�a�a doro�k�. Tak si� sko�czy�o jedyne nieporozumienie pomi�dzy moimi rodzicami, jakie kiedykolwiek zauwa�y�em. Przypominam sobie jednak pewn� charakterystyczn� rozmow�: - Prosz� ci�, daj mi dziesi�� rupii dla nieszcz�liwej kobiety, kt�ra w�a�nie przysz�a. - U�miechem matka popiera�a pro�b�. - Dlaczego dziesi�� rupii? Wystarczy jedna - na swoje usprawiedliwienie ojciec doda�: - Gdy m�j ojciec i dziadek zmarli nagle, pozna�em po raz pierwszy smak ub�stwa. Ca�ym moim �niadaniem przed p�j�ciem do szko�y, oddalonej o kilka mil, by� ma�y banan. P�niej, na uniwersytecie, znalaz�em si� w takiej potrzebie, �e zwr�ci�em si� do bogatego s�dziego z pro�b� o pomoc w wysoko�ci jednej rupii na miesi�c. Odm�wi� mi, twierdz�c, �e i jedna rupia to du�o. - Jak�e gorzko wspominasz odmow� tej jednej rupii! - Serce matki pr�dko znajdowa�o argumenty. - Czy chcesz, aby tak�e ta kobieta wspomina�a z b�lem twoj� odmow� dziesi�ciu rupii, kt�rych pilnie potrzebuje? - Wygra�a�! - z nie�miertelnym gestem pokonanych ma��onk�w ojciec otwar� portfel. - Masz tu dziesi�� rupii. Daj jej to z moj� dobr� wol�. Na ka�d� now� propozycj� ojciec m�wi� najpierw "Nie". Jego postawa w stosunku do obcej kobiety, kt�ra tak szybko zdoby�a sobie �yczliwo�� matki, by�a przejawem zwyk�ej ostro�no�ci. Niech�� do wyra�ania natychmiastowej zgody - niech�� typowa dla francuskiego umys�u na Zachodzie - jest w rzeczywisto�ci honorowaniem zasady "nale�ytego namys�u". W s�dach swych ojciec by� bardzo rozumny i pe�en r�wnowagi. Je�li potrafi�em kt�r�kolwiek z mych licznych pr�b poprze� jednym lub dwoma s�usznymi argumentami, to zawsze umo�liwia� mi osi�gni�cie przedmiotu mych pragnie� - czy to wycieczki wakacyjnej, czy nowego roweru. 11 Od dzieci swych w pierwszych ich latach ojciec wymaga� �cis�ej dyscypliny, lecz i w stosunku do siebie przestrzega� postawy prawdziwie sparta�skiej. Nie bywa� na przyk�ad nigdy w teatrze; wytchnienia szuka� w r�nych duchowych �wiczeniach i w czytaniu Bhagawad Gity6. Unika� wszelkiego zbytku; w jednej parze starych but�w potrafi�by chodzi� tak d�ugo, a� sta�yby si� ca�kiem do niczego. Synowie jego kupowali samochody, gdy wesz�y w powszechne u�ycie, lecz on sam je�d��c stale codziennie do biura zadowala� si� tramwajem. Gromadzenie pieni�dzy dla zdobycia w�adzy obce by�o jego naturze. Kiedy� po reorganizacji banku miasta Kalkuty zrezygnowa� z nale�nych mu korzy�ci. Pragn�� po prostu w wolnym czasie wype�nia� obywatelski obowi�zek. W kilka lat po przej�ciu ojca na emerytur� buchalter angielski przeprowadzi� rewizj� ksi�g kompanii kolei Bengalsko-Nad�pura�s-kiej. Ze zdumieniem stwierdzi�, �e ojciec nigdy nie zg�asza� si� po nale�ne mu premie. - Wykonywa� prac� za trzech ludzi - o�wiadczy� buchalter kompanii. - Nale�y mu si� 125. 000 rupii (oko�o 41. 250 dolar�w) tytu�em odszkodowania. - Urz�dnicy wr�czyli ojcu czek na t� kwot�, on jednak tak ma�o o tym my�la�, �e zapomnia� o tym wspomnie� komukolwiek w rodzinie. Dopiero du�o p�niej zapyta� go o to m�j m�odszy brat, kt�ry zauwa�y� du�y depozyt w wykazie bankowym. - Po, co przejmowa� si� materialn� korzy�ci�? - odpowiedzia� ojciec. - Kto d��y do osi�gni�cia spokoju i r�wnowagi umys�u, ten ani nie wpada w rado�� z powodu korzy�ci, ani w przygn�bienie z powodu straty. Wie, �e cz�owiek przybywa na �wiat bez grosza i odchodzi z niego bez jednej rupii. We wczesnym okresie swego ma��e�skiego po�ycia rodzice moi zostali uczniami wielkiego mistrza Lahiri Mahasayi z Benaresu. Zwi�zek ten naturalnie wzmocni� ascetyczne usposobienie ojca. Matka uczyni�a kiedy� mej starszej siostrze szczeg�lne wyznanie: - Tw�j ojciec i ja �yjemy z sob� jak m�� i �ona tylko raz w roku w celu posiadania dzieci. Ojciec spotka� po raz pierwszy Lahiri Mahasay� przez Abinasza Babu7, pracownika kolei Bengalsko-Nad�pura�skiej. W Gorakhpur Abinasz Babu zaznajamia� moje m�ode uszy z porywaj�cymi opowie�ciami o wielu �wi�tych Indii. Opowiadania swe niezmiennie ko�czy� wyrazami najwy�szego ho�du i czci dla swego guru. - Czy s�ysza�e� kiedy� o niezwyk�ych okoliczno�ciach, w jakich tw�j ojciec zosta� uczniem Lahiri Mahasayi? 12 Siedzieli�my ja i Abinasz w gnu�ne letnie popo�udnie przy naszym domu, kiedy zada� mi on to intryguj�ce pytanie. Potrz�sn��em przecz�co g�ow� z u�miechem zaciekawienia. - Wiele lat temu, zanim jeszcze si� urodzi�e�, poprosi�em mego prze�o�onego, kt�rym by� tw�j ojciec, o tydzie� urlopu, abym m�g� odwiedzi� mojego guru w Benaresie. Tw�j ojciec wy�mia� ten zamiar. - Chce pan zosta� fanatykiem religijnym? - zapyta�. - Radz� skupi� si� na swej pracy. - Kiedy zasmucony szed�em do domu �cie�k� le�n�, spotka�em twego ojca w rikszy. Ojciec odes�a� s�u��cych z riksz� i poszed� pieszo obok mnie. Staraj�c si� pocieszy� mnie, wskazywa� mi korzy�ci d��enia do �wieckiej kariery. Lecz ja s�ucha�em go oboj�tnie. Serce moje nieustannie powtarza�o: "Lahiri Mahasaya, nie mog� �y�, nie widz�c ciebie!" �cie�ka nasza doprowadzi�a nas na skraj spokojnego pola, gdzie promienie niskiego, popo�udniowego s�o�ca rzuca�y jeszcze sw�j blask na faluj�c� wysok� dzik� traw�. Zamilkli�my obaj w podziwie, gdy nagle o kilka metr�w od nas ukaza�a si� posta� mego wielkiego guru8! - Bhabagati, jeste� zbyt twardy dla swych podw�adnych!- G�os jego zabrzmia� w naszych zdumionych uszach. I oto guru znikn�� r�wnie tajemniczo, jak si� zjawi�. Pad�szy na kolana krzykn��em: - Lahiri Mahasaya! Lahiri Mahasaya! - Tw�j ojciec sta� bez ruchu, oniemia�y przez d�u�sz� chwil�. - Abinasz, nie tylko daj� ci urlop, ale tak�e daj� go sobie, aby uda� si� jutro do Benaresu. Musz� pozna� twego wielkiego Lahiri Mahasay�, kt�ry potrafi si� dowolnie zmaterializowa�, aby wstawi� si� za tob�! Zabior� moj� �on� i poprosz� tego Mistrza, aby wtajemniczy� nas w sw� duchow� �cie�k�. Czy zaprowadzisz nas do niego? - Naturalnie! - Przepe�ni�a mnie rado�� z powodu tej cudownej odpowiedzi na moj� modlitw� i tak szybkiej a korzystnej zmiany zdarze�. Najbli�szego wieczoru twoi rodzice i ja wsiedli�my do poci�gu jad�cego do Benares. Nast�pnego dnia wynaj�li�my w�z konny, a potem musieli�my i�� w�skimi uliczkami, aby dosta� si� do ustronnego domu mojego guru. Wchodz�c do ma�ego salonu, sk�onili�my si� przed Mistrzem siedz�cym w swej zwyk�ej lotosowej postawie. Mistrz zamruga� swymi przeszywaj�cymi oczami i podni�s� je na twego ojca. - Bhabagati, jeste� zbyt twardy dla swych podw�adnych! - S�owa by�y dok�adnie takie same, jakich u�y� przed dwoma dniami na traw� zaros�ym polu. I doda�: - Rad jestem, �e pozwoli�e� Abinaszowi odwiedzi� mnie i �e ty wraz z �on� mu towarzyszycie. 13 - Ku ich rado�ci wtajemniczy� on twych rodzic�w w �wiczenia duchowe krija-jogi9. Tw�j ojciec i ja, jako bracia uczniowie, stali�my si� od pami�tnego dnia wizji bliskimi przyjaci�mi. Lahiri Mahasaya wyra�nie si� interesowa� tob�. Twoje �ycie na pewno b�dzie zwi�zane z jego: b�ogos�awie�stwo Mistrza nigdy nie zawodzi. Lahiri Mahasaya nied�ugo po moim urodzeniu opu�ci� ten �wiat, jego portret w ozdobnej ramie u�wi�ca� zawsze nasz o�tarz rodzinny w rozmaitych miastach, do kt�rych ojciec s�u�bowo si� przenosi�. Niejednego poranka i wieczoru mo�na by�o zasta� matk� i mnie w zaimprowizowanej kapliczce, pogr��onych w medytacji lub sk�adaj�cych w ofierze kwiaty zamoczone w wonnej pa�cie z drzewa sanda�owego. Kadzid�em i mirr� oraz naszymi zjednoczonymi sercami oddawali�my cze�� b�stwu, kt�re znalaz�o pe�ny wyraz w postaci Lahiri Mahasayi. Portret jego mia� ogromny wp�yw na moje �ycie. W miar� jak ros�em, ros�a tak�e ze mn� moja my�l o Mistrzu. W medytacji cz�sto widywa�em, jak jego podobizna wy�ania�a si� z ramki i przybrawszy �yw� posta� siada�a przede mn�. Gdy pr�bowa�em dotkn�� st�p tego �wietlistego cia�a, stawa�a si� z powrotem portretem. Gdy z wieku dzieci�cego przeszed�em w wiek ch�opi�cy, stwierdzi�em, �e Lahiri Mahasaya z ma�ego portreciku wci�ni�tego w ramk� przemieni� si� w mym umy�le w �yw� �wielist� posta�. Cz�sto modli�em si� do niego w chwilach pr�by lub zak�opotania i znajdowa�em w sobie jego uspokajaj�c� wskaz�wk�. Z pocz�tku smuci�em si�, �e on ju� fizycznie nie �yje. Gdy jednak zacz��em odkrywa� jego utajon� wszechobecno��, przesta�em nad tym bole�. Cz�sto pisa� on do tych spo�r�d swych uczni�w, kt�rzy bardzo pragn�li go zobaczy�: dlaczego chcesz widzie� moje cia�o i ko�ci, kiedy zawsze jestem w zasi�gu twej kutasthy (duchowego wzroku). Gdy mia�em oko�o 8 lat, dozna�em dzi�ki fotografii Lahiri Mahasayi cudownego uleczenia. Prze�ycie to wzmog�o moj� mi�o�� do niego. W czasie pobytu mojej rodziny w Tezapur, w Bengali, zachorowa�em na azjatyck� choler�. O �yciu moim ju� zw�tpiono, lekarze byli bezradni. Czuwaj�ca zapami�tale przy moim ��ku matka nakaza�a mi patrze� na portret Lahiri Mahasayi, kt�ry wisia� na �cianie nad moj� g�ow�. - Pochyl si� przed nim we czci, chocia� w my�li! - Matka wiedzia�a, �e nie mam si� na to, abym m�g� podnie�� d�onie ze czci�. - Je�li naprawd� oka�esz mu sw� mi�o�� i cze�� i je�li w duszy swej przed nim ukl�kniesz, �ycie twe b�dzie uratowane! Spojrza�em na fotografi� i ujrza�em o�lepiaj�ce �wiat�o, kt�re obj�o moje cia�o i ca�y pok�j. Moje nudno�ci i inne nie daj�ce si� opanowa� objawy choroby znik�y, by�em zdr�w. Od razu poczu�em si� 14 dostatecznie silny, aby si� pochyli� i dotkn�� st�p matki w dow�d uznania dla jej niezmierzonej wiary w swego guru. Matka pochyla�a g�ow� raz za razem przed ma�ym portretem. - O wszechmocny Mistrzu, dzi�ki ci za twe �wiat�o, kt�re uleczy�o mi syna! Zrozumia�em, �e i ona dostrzeg�a �wietlisty blask, dzi�ki kt�remu momentalnie wyzdrowia�em ze �miertelnej zwykle choroby. Jednym z najcenniejszych przedmiot�w, jakie posiadam, jest w�a�nie ta fotografia, podarowana ojcu przez samego Lahiri Mahasa-y�; przekazuje ona jego �wi�te wibracje. Fotografia ta posiada niezwyk�y rodow�d. S�ysza�em jej histori� od Kali Kumar Roya, kt�ry by� bratem-uczniem mojego ojca. Wed�ug tej opowie�ci Mistrz nie chcia� si� fotografowa�. Pomimo protestu zrobiono raz jego zdj�cie wraz z grup� os�b, w kt�rej znajdowa� si� tak�e Kali Kumar Roy. Jak�e jednak by� zdumiony fotograf, gdy na kliszy, na kt�rej by� wyra�ny obraz wszystkich uczni�w, nie by�o postaci Lahiri Mahasayi, lecz tylko bia�a plama w odpowiednim miejscu. Nad faktem tym szeroko dyskutowano. Jeden z uczni�w, Ganga Dhar Babu, kt�ry by� do�wiadczonym fotografem, che�pi� si�, �e jemu nie m�g�by si� wymkn�� obraz Mistrza. Najbli�szego ranka, gdy guru siedzia� na drewnianej �awie w lotosowej postawie, Ganga Dhar Babu przyby� z aparatem. W celu zachowania wszelkich �rodk�w ostro�no�ci zrobi� dwana�cie zdj��. Wnet przekona� si�, �e na ka�dej kliszy by�o zdj�cie �awy i parawanu, kt�ry znajdowa� si� poza ni�, lecz zn�w brakowa�o postaci Mistrza. Upokorzony w swej dumie Ganga Dhar Babu ze �zami odszuka� guru, lecz min�o wiele godzin zanim Lahiri Mahasaya przerwa� swe milczenie znamiennymi s�owami: - Jestem duchem. Czy� twoja kamera mo�e sfotografowa� wszechobecne niewidzialne? - Wiem, �e tego nie potrafi�! Jednak�e, �wi�ty Panie, tak bardzo pragn� mie� zdj�cie cielesnej �wi�tyni, w kt�rej, jak si� mym nieudolnym oczom wydaje, Duch ten w pe�ni przebywa. - W takim razie przyjd� jutro rano. B�d� ci pozowa�. I zn�w fotograf nastawi� sw�j aparat. Tym razem �wi�ta posta� nie zakryta tajemnicz� zas�on� by�a wyra�na i ostra na kliszy. Nigdy poza tym Mistrz nie pozowa� do fotografii, w ka�dym razie - ja takiej nie widzia�em. Reprodukcja tej fotografii le�y w�a�nie przede mn�. Z pi�knych rys�w Lahiri Mahasayi, o szczeg�lnym charakterze, nie mo�na 15 okre�li� do jakiej rasy nale�a�. Jego wewn�trzna rado�� wynikaj�ca ze zjednoczenia si� z Bogiem jest tylko s�abo zaznaczona w zagadkowym u�miechu. Jego oczy, aby zaznaczy� formalne zwr�cenie si� ku zewn�trznemu �wiatu, s� na wp� zamkni�te. Nie pomny marnych powab�w ziemi, by� w ka�dej chwili w pe�ni �wiadomy duchowych problem�w cz�owieka, kt�ry w swym poszukiwaniu przybywa� do niego po pomoc. Niebawem po uleczeniu dzi�ki sile portretu Mistrza mia�em duchowe widzenie, kt�re wywar�o na mnie silne wra�enie. Pewnego ranka, siedz�c na ��ku, pogr��y�em si� w g��bokim marzeniu. "Co te� znajduje si� poza ciemno�ci� zamkni�tych oczu?" Ta badawcza my�l zaw�adn�a pot�nie moim umys�em. Nagle niezmierny b�ysk �wiat�a pojawi� si� przed mym wewn�trznym wzrokiem. Boskie postacie �wi�tych, siedz�ce w g�rskich jaskiniach w medytacyjnej postawie, tworzy�y jakby miniaturowe obrazy kinematograficznego filmu rzucone na du�y ekran promieniowania wewn�trz mego czo�a. - Kim jeste�cie? - zapyta�em g�o�no. - Jeste�my himalajskimi joginami. - Niepodobna opisa� tej niebia�skiej odpowiedzi. Serce moje przenika� dreszcz zachwytu. - Ach, pragn� p�j�� w Himalaje i sta� si� do was podobnym! Widzenie znik�o, lecz srebrzyste promienie rozprzestrzenia�y si� w coraz szerszych kr�gach do niesko�czono�ci. - C� to za cudowna jasno��? - Jestem Ihswar�10. Jestem �wiat�em. - By� to jakby g�os szemrz�cych ob�ok�w. - Chc� si� z tob� zjednoczy�! Z tej zanikaj�cej powoli boskiej ekstazy zachowa�em trwa�e d��enie do szukania Boga. "On jest wieczyst�, nieustannie odnawiaj�c� si� Rado�ci�!" Pami�� tego pozosta�a mi na d�ugo od dnia zachwycenia. Jeszcze jedno wczesne wspomnienie wy�ania si� z mej pami�ci, do dzi� dnia mam blizn� po tym, co si� w�wczas sta�o. Pewnego dnia wcze�nie rano siedzia�em z moj� starsz� siostr� Urn� pod drzewem neem w ogrodzie w Gorakhpur. Siostra moja pomaga�a mi w nauce elementarza bengals-kiego, w chwilach gdy odrywa�em wzrok od papug jedz�cych tu� obok dojrza�e owoce margazy. Urna narzeka�a na czyrak na nodze i przynios�a naczynie z ma�ci�. Odrobin� ma�ci posmarowa�em sobie przedrami�. - Po co u�ywasz lekarstwa na zdrowe rami�? - Widzisz, siostro, czuj�, �e jutro b�d� mia� czyrak. Pr�buj� ma�ci na tym miejscu, na kt�rym pojawi si� czyrak. 16 - Ty ma�y k�amco! - Siostro, nie nazywaj mnie k�amc�, dop�ki nie zobaczysz, co b�dzie jutro rano. - Oburzy�em si� do g��bi. Urna bez wra�enia powt�rzy�a trzy razy sw� obelg�. Twarda decyzja zabrzmia�a w mym g�osie, gdy powoli jej odpowiedzia�em: - M�wi� ci, �e jutro przez pot�g� mej woli b�d� mia� du�y czyrak na ramieniu w tym w�a�nie miejscu, a tw�j czyrak zrobi si� dwa razy wi�kszy, ni� jest teraz. Rano na wskazanym przez mnie miejscu znajdowa� si� okaza�y czyrak, a czyrak Umy mia� dwa razy wi�ksze rozmiary. Z krzykiem siostra pobieg�a do matki. "Mukunda sta� si� czarnoksi�nikiem!" Matka pouczy�a mnie powa�nie, abym nigdy nie u�ywa� pot�gi s��w na czyj�� szkod�. Pami�tam zawsze o tej radzie i przestrzegam jej. Czyrak m�j zosta� zoperowany przez chirurga. Znaczna blizna do dzi� pozosta�a po ci�ciu lekarza. Na mym prawym przedramieniu nosz� sta�� przestrog� przed pot�g� s�owa ludzkiego. Te proste i na poz�r nieszkodliwe s�owa, wypowiedziane do Umy z g��bokim skupieniem, mia�y do�� utajonej sify, aby wybuch�y jak bomba i spowodowa�y wyra�ne i przy tym szkodliwe skutki. P�niej zrozumia�em, �e tej wybuchowej, wibracyjnej pot�gi mowy mo�na m�drze u�ywa� do uwalniania �ycia od trudno�ci i dzi�ki temu dzia�a� bez �ajania drugich i pozostawiania blizn. 11 Rodzina nasza przenios�a si� do Lahore w Pend�abie. Otrzyma�em tam obraz Bo�ej Matki w postaci Bogini Kali12, u�wi�ca� on ci�g dalszy z przerwanej strofy: i ma�� kapliczk� na balkonie naszego domu. Zrodzi�o si� we mnie niezachwiane przekonanie, �e ka�d� moj� modlitw� w tym �wi�tym miejscu uwie�czy spe�nienie. Gdy pewnego dnia sta�em tam z Um�, obserwowa�em dwa latawce unosz�ce si� nad dachem domu znajduj�cego si� po przeciwnej stronie bardzo w�skiej uliczki. - C�e� si� tak zaduma� - Urna pchn�a mnie figlarnie. - My�l� w�a�nie o tym, jakie to cudowne, �e Boska Matka daje mi wszystko, o co j� poprosz�. - To mo�e by ci da�a te dwa latawce! - Moja siostra za�mia�a si� drwi�co. - Dlaczego by nie? - Zacz��em si� w milczeniu modli�. W Indiach uprawia si� zabaw� z latawcami maj�cymi sznurek pokryty klejem. Ka�dy z uczestnik�w zabawy stara si� odci�� trzymany przez przeciwnika sznurek. Uwolniony latawiec p�ynie ponad dachami; jest du�o uciechy, gdy si� go schwyta. Gdy Unia 17 znajdowa�a si� ze mn� na balkonie, wydawa�o si� niemo�liwe, aby kt�rykolwiek uwolniony latawiec m�g� dosta� si� w nasze r�ce, ich sznurki zwisa�y naturalnie nad dachami. Uczestnicy zabawy po drugiej stronie uliczki rozpocz�li sw� gr�. Jeden sznurek zosta� przeci�ty; latawiec natychmiast pop�yn�� w moj� stron�. Na chwil� zatrzyma� si� wskutek os�abni�cia podmuchu wiatru, co wystarczy�o, aby sznurek zaczepi� si� o kaktus na dachu przeciwleg�ego domu i utworzy�a si� doskona�a p�tla pozwalaj�ca go schwyta�. Wr�czy�em zdobycz Umie. - To tylko by� niezwyk�y przypadek, a nie odpowied� na twoj� modlitw�. Je�li drugi latawiec przyleci do ciebie, to wtedy uwierz�. - Czarne oczy siostry wyra�a�y jednak wi�cej zdumienia ani�eli jej s�owa. Modli�em si� nadal, coraz intensywniej. Gwa�towne szarpni�cie drugiego gracza sprawi�o, �e nagle straci� sw�j latawiec. Unosi� si� on teraz ku mnie. Ta�cz�c na wietrze. M�j sprzymierzeniec kaktus jeszcze raz zatrzyma� sznurek latawca i pom�g� do utworzenia si� koniecznej p�telki, kt�ra pozwoli�a mi schwyta� latawiec. Po raz drugi z�o�y�em trofeum w r�ce Urny. - Rzeczywi�cie, Boska Matka wys�uchuje ci�! Jest to dla mnie zbyt tajemnicze! - Siostra umkn�a jak sp�oszona �ania. �l J q ROZDZIA� 2 �mier� mojej matki i mistyczny amulet Najwi�kszym pragnieniem mej matki by�o ma��e�stwo mego starszego brata. - Ach, gdy ujrz� twarz �ony Anananty, b�d� si� czu�a jak w niebie! - Cz�sto s�ysza�em, jak matka wyra�a�a w tych s�owach sw�j silny hinduski sentyment dla ci�g�o�ci rodziny. Mia�em jedena�cie lat, gdy Ananta zosta� zar�czony. Matka przebywa�a w Kalkucie i z rado�ci� pilnowa�a przygotowa� do �lubu. Ojciec pozosta� ze mn� w naszym domu w Bareilly w p�nocnej Indii, dok�d zosta� przeniesiony po dwu latach pobytu w Lahore. Ju� przedtem by�em �wiadkiem wspania�ych obrz�d�w �lubnych, gdy wychodzi�y za m�� dwie moje siostry, Roma i Urna, jednak�e w stosunku do Ananty, najstarszego syna, plany by�y szczeg�lnie wyszukane. Matka wita�a licznych krewnych, kt�rzy co dzie� przyje�d�ali do Kalkuty z odleg�ych miejscowo�ci. Umieszcza�a ich wygodnie w wielkim, nowo nabytym domu przy 50 Amherest street. Wszystko by�o przygotowane - przysmaki na uczt� weseln�, jasny tron, na kt�rym brat mia� by� przeniesiony do domu narzeczonej, rz�dy kolorowych �wiate�ek, wielkie tekturowe s�onie i wielb��dy, orkiestry - angielska, szkocka i hinduska, zawodowi aktorzy do rozweselania go�ci. Kap�ani do wykonania staro�ytnych obrz�d�w. Ojciec i ja w uroczystym nastroju mieli�my w odpowiednim momencie przy��czy� si� do rodziny na sam obrz�d. Na kr�tko przed tym wielkim dniem mia�em jednak z�owr�bne widzenie. By�o to o p�nocy w Bareilly. Spa�em obok ojca na dziedzi�cu naszego bungalowu, ale nagle zbudzi�em si� pod wp�ywem szczeg�lnego trzepotania siatki przeciw moskitom, zawieszonej nad ��kiem. Odchyli�a si� w�t�a zas�ona i ujrza�em ukochan� posta� mej matki. - Zbud� ojca! - szepta�a matka. - Wsiadajcie do pierwszego mo�liwego poci�gu o godzinie czwartej rano i �pieszcie do Kalkuty, je�li chcecie mnie jeszcze zobaczy�. - Widmowa posta� rozwia�a si�. - Ojcze, ojcze! Matka umiera! - Przera�enie w moim g�osie natychmiast go poderwa�o. Wyszlocha�em nieszcz�sn� wiadomo��. 19 GURRU GHOSH Matka Paramahansy Yoganandy. BHAGABATI CHARAN GHOSH Ojciec Paramahansy Yoganandy, ucze� Lahiri Mahasayi. O l u O u Yogananda (stoi) w okresie nauki w szkole �redniej, ze swym bratem ANANT�. UMA. Starsza siostra Yoganandy jako m�oda dziewczyna. Najstarsza siostra ROMA (z lewej strony) i m�odsza siostra NALINI z Yogananda przed ich domem w Kalkucie. - To tylko halucynacje! - W charakterystyczny spos�b ojciec zaprzeczy� nowej sytuacji. - Matka jest w doskona�ym zdrowiu. Je�li otrzymamy jakie� z�e wiadomo�ci, pojedziemy jutro. - Nigdy sobie nie wybaczysz, je�li nie pojedziesz zaraz! - Bole�� sprawi�a, �e doda�em z gorycz�: - Ani ja ci nigdy nie przebacz�. Smutny poranek przyni�s� s�owa telegramu - Matka niebezpiecznie chora; ma��e�stwo od�o�one; przyje�d�ajcie natychmiast. Wyjecha�em z ojcem oszala�y z b�lu. Jeden z mych wuj�w spotka� nas w drodze na stacji w�z�owej, na kt�rej mieli�my si� przesiada� z poci�gu na poci�g. Poci�g dudni�c zbli�a� si�, szybko rosn�c nam w oczach. Z wewn�trznego chaosu, w jakim si� znajdowa�em, zrodzi�o si� nagle postanowienie rzucenia si� na szyny pod poci�g. Czu�em si� ju� osierocony i nie mog�em znie�� mojej pustki w �wiecie. Kocha�em matk�, jak si� kocha najdro�szego przyjaciela na ziemi. Jej czarne oczy, daj�ce zawsze pociech�, stanowi�y moj� najpewniejsz� ochron� w ma�ych tragediach dzieci�cego wieku. - Czy ona jeszcze �yje? - zatrzyma�em si�, aby zada� wujowi to ostatnie pytanie. - Oczywi�cie �e �yje! - Dojrza� on od razu rozpacz na mej twarzy. A ja, cho� z trudem, uwierzy�em mu. Gdy wreszcie dotarli�my do naszego domu w Kalkucie, mogli�my si� ju� zetkn�� z osza�amiaj�c� tajemnic� �mierci. Popad�em w stan niemal martwoty. Min�y lata zanim w mym sercu pogodzi�em si� z losem. Szturmowa�em do samych bram nieba i krzyk m�j wywo�a� wreszcie Bosk� Matk�. S�owa jej uleczy�y w ko�cu moj� j�trz�c� si� ran�: - �ycie za �yciem czuwa�am nad tob� w tkliwo�ci wielu matek! Sp�jrz i zobacz w moim spojrzeniu dwoje czarnych oczu, utraconych pi�knych oczu, kt�rych szukasz! Zaraz po ceremoniach krematoryjnych wr�ci�em z ojcem do Bareilly. Codziennie wczesnym rankiem odbywa�em ku pami�ci mej matki patetyczn� pielgrzymk� pod wielkie drzewo szeoli, kt�re ocienia�o g�adki zielono��ty trawnik przed naszym bungalowem. W chwilach poetyckiego nastroju wyobra�a�em sobie, �e bia�e kwiaty szeoli rozsiewaj� si� w ch�tnej samoofierze po zielonym o�tarzu. Cz�sto przez �zy i ros� obserwowa�em dziwne, z innego �wiata pochodz�ce �wiat�o, kt�re wynurza�o si� z innego �witu. Chwyta�a mnie za serce intensywna t�sknota za Bogiem. Odczuwa�em pot�ne przyci�ganie ku Himalajom. Odwiedzi� nas w Bareilly jeden z kuzyn�w, kt�ry dopiero co podr�owa� przez pewien czas po �wi�tych g�rach. Skwapliwie 22 s�ucha�em jego opowiada� o wysokog�rskich miejscach pobytu jogi-n�w i swamich13. - Uciekajmy w Himalaje! - Wypowiedzia�em g�o�no sw� my�l pewnego dnia wobec Dwarki Prasada, ma�ego syna miejscowego w�a�ciciela ziemskiego, lecz s�owa te wpad�y w nie�yczliwe ucho. Wyjawi� on m�j plan starszemu bratu, kt�ry w�a�nie przyby� odwiedzi� ojca. Zamiast lekko za�artowa� z powodu tego niepraktycznego pomys�u ma�ego ch�opca, Ananta postanowi� mnie wy�mia�. - A gdzie masz pomara�czow� szat�? Przecie� bez niej nie mo�esz by� swamim! S�owa te wzbudzi�y we mnie niewyt�umaczalny dreszcz. Wywo�a�y w mej wyobra�ni wyra�ny obraz mej w�dr�wki po Indiach w postaci mnicha. By� mo�e wzbudzi�y wspomnienie z minionego �ycia; w ka�dym razie zacz��em rozumie�, z jak� naturaln� �atwo�ci� m�g�bym nosi� szat� tego staro�ytnego mniszego zakonu. Kiedy� rano w czasie rozmowy z Dwark� poczu�em w sobie mi�o�� do Boga rosn�c� we mnie jak lawina. Towarzysz m�j tylko cz�ciowo zwraca� uwag� na potok moich s��w, a ja by�em ca�ym sercem zas�uchany w siebie. Uciek�em w to popo�udnie do doliny Naini u st�p Himalaj�w. Ananta zorganizowa� zdecydowan� pogo� za mn�; zosta�em zmuszony do smutnego powrotu do Bareilly. Jedyn� dozwolon� mi pielgrzymk� pozosta�a moja zwyczajowa przechadzka o �wicie pod drzewo szeoli. Serce moje by�o pogr��one w p�aczu za utracon� matk�, ludzk� i bosk�. Strata, jak� w �yciu rodziny spowodowa�a �mier� matki, by�a niepowetowana. W ci�gu pozosta�ych czterdziestu lat swego �ycia ojciec ju� nigdy si� ponownie nie o�eni�. Obj�wszy trudn� rol� ojca-matki w gromadce swych dzieci, sta� si� wyra�nie bardziej tkliwy i �atwiej dost�pny. Ze spokojem i zrozumieniem rozwi�zywa� r�ne problemy rodzinne. Po powrocie z biura usuwa� si� jak pustelnik do swego pokoju, gdzie �wiczy� krija-jog� ze s�odk� pogod� ducha. W wiele lat po �mierci matki pr�bowa�em zaanga�owa� angielsk� piel�gniark�, kt�ra by zapewni�a ojcu nieco wi�cej wygody w zakresie r�nych drobiazg�w �ycia. Ojciec jednak odm�wi�. - Us�ugiwanie w stosunku do mnie sko�czy�o si� razem z �yciem twej matki. - Oczy jego patrzy�y w dal z nies�abn�cym przywi�zaniem. - Nie chc� us�ug od �adnej innej kobiety. W czterna�cie miesi�cy po odej�ciu matki dowiedzia�em si�, �e pozostawi�a dla mnie donios�e zlecenie. Ananta by� obecny przy �o�u 23 �mierci i zanotowa� jej s�owa. Cho� matka prosi�a o przekazanie mi ich w rok po jej zgonie, brat zwleka�. Niebawem mia� wyjecha� z Bareilly do Kalkuty, aby o�eni� si� z wybran� mu przez matk� dziewczyn�14. Pewnego wieczora poprosi� mnie do siebie. - Mukunda, zwleka�em dot�d z udzieleniem ci dziwnej wiadomo�ci. - W g�osie Ananty brzmia�a nuta rezygnacji. - Ba�em si�, �e rozpali ona twe pragnienie opuszczenia domu. Ty jednak tak czy owak p�oniesz boskim zapa�em. Gdy ostatnio z�apa�em ci� w drodze do Himalaj�w, powzi��em stanowcze postanowienie. Nie mog� nadal odk�ada� spe�nienia mego uroczystego przyrzeczenia. - Brat wr�czy� mi ma�e pude�eczko i przekaza� s�owa matki: - Niech te s�owa b�d� mym ostatnim b�ogos�awie�stwem, kochany m�j synu Mukunde! - powiedzia�a matka. - Nadesz�a godzina, w kt�rej musz� opowiedzie� o kilku niezwyk�ych zdarzeniach, jakie zasz�y po twoim urodzeniu. Po raz pierwszy dowiedzia�am si� o przeznaczonej ci �cie�ce, gdy by�e� niemowl�ciem w moich ramionach. Zanios�am ci� wtedy do domu mego guru w Benaresie. Niemal ca�kowicie zas�oni�ta przez ci�b� uczni�w, zaledwie mog�am dojrze� Lahiri Mahasay� siedz�cego w g��bokiej medytacji. Kiedy ci� lekko poklepywa�am, modli�am si� r�wnocze�nie, aby wielki guru zwr�ci� na ciebie uwag� i pob�ogos�awi�. Gdy moja milcz�ca pobo�na pro�ba stawa�a si� coraz bardziej intensywna, otwar� on oczy i skin�� na mnie, abym si� zbli�y�a. Inni usun�li si� z drogi; pochyli�am si� do �wi�tych st�p. M�j mistrz posadzi� ci� na swych kolanach i po�o�y� sw� d�o� na twym czole, dokonuj�c twego duchowego chrztu. - Matuchno, tw�j syn b�dzie joginem. Jak jaka� duchowa maszyna poprowadzi on wiele dusz do kr�lestwa bo�ego. Serce moje podskoczy�o z rado�ci, gdy ujrza�am, �e tajemnicza moja modlitwa zosta�a wys�uchana przez wszystkowiedz�cego guru. Ju� na kr�tko przed twym urodzeniem powiedzia� mi on, �e p�jdziesz jego �cie�k�. P�niej, m�j synu, znane mi by�o, jak i twej siostrze Romie, twoje widzenie wielkiego �wiat�a, gdy z s�siedniego pokoju obserwowa�y�my ci�, jak siedzia�e� bez ruchu na ��ku, twarzyczka twoja by�a roz�wietlona, a tw�j g�os, gdy m�wi�e� o p�j�ciu w Himalaje w poszukiwaniu Boga, rozbrzmiewa� �elazn� stanowczo�ci�. W ten spos�b, drogi synu, sta�o si� wiadome, �e twoja droga daleka jest od ambicji tego �wiata. Dalsze potwierdzenie tego mia�am 24 w najdziwniejszym zdarzeniu tego �ycia - zdarzeniu, kt�re teraz zmusza mnie do tego zlecenia na �o�u �mierci. By�a to rozmowa z pewnym m�drcem w Pend�abie. Gdy rodzina nasza mieszka�a w Lahore, pewnego poranka s�u��cy wpad� nagle do mego pokoju. - Pani, przyszed� jaki� dziwny sadhu15. Chce koniecznie si� widzie� z matk� Mukundy. Te proste s�owa poruszy�y mnie dog��bnie; wysz�am natychmiast powita� go�cia. Pochylaj�c si� do jego st�p, czu�am, �e przede mn� stoi prawdziwy m�� bo�y. - Matko - powiedzia� - Wielcy Mistrzowie �ycz� sobie, aby� dowiedzia�a si�, �e tw�j pobyt na ziemi nie b�dzie d�ugi. Najbli�sza twoja choroba b�dzie ostatni�. (Gdy dzi�ki tym s�owom odkry�em, �e matka mia�a tajemn� wiedz� o kr�tko�ci swego �ycia, zrozumia�em po raz pierwszy, dlaczego tak bardzo spieszy�a si� z ma��e�stwem Ananty. Chocia� zmar�a przed jego �lubem, to naturalnie jej macierzy�skie �yczenie towarzyszy�o obrz�dowi). Zapad�o milczenie, w ci�gu kt�rego nie czu�am zaniepokojenia, lecz tylko wibrowanie wielkiego spokoju. W ko�cu przem�wi� on do mnie ponownie: - Masz by� stra�nikiem pewnego srebrnego amuletu - kontynuowa� niezwyk�y sadhu. - Nie dam ci go dzisiaj, aby ci da� dow�d prawdziwo�ci mych s��w, talizman zmaterializuje si� w twoich d�oniach podczas twej jutrzejszej medytacji. Na �o�u �mierci musisz pouczy� swego najstarszego syna Anant�, aby przechowa� amulet przez jeden rok, a potem wr�czy� go twemu drugiemu synowi. Mukunda zrozumie znaczenie talizmanu od wielkich istot. Powinien go otrzyma� w czasie, kiedy b�dzie got�w, by wyrzec si� wszelkich �wiatowych d��e� i rozpocz�� gor�ce poszukiwania Boga. Po pewnej ilo�ci lat, gdy spe�ni swe zadanie, amulet zniknie. Cho�by by� schowany w najbardziej ukrytym miejscu, powr�ci tam, sk�d pochodzi. Ofiarowa�am mu ja�mu�n� i sk�oni�am si� przed nim z wielk� czci�. Nie przyj�wszy ofiary oddali� si� b�ogos�awi�c mnie. Nast�pnego wieczoru, gdy siedzia�am ze z�o�onymi r�kami podczas medytacji, srebrny amulet zmaterializowa� si� w moich d�oniach, tak jak to sadhu przyrzek�. Poczu�am jego lekkie ch�odne dotkni�cie. - Strzeg�am go zazdro�nie przez przesz�o dwa lata, a teraz pozostawiam go pod opiek� Ananty. Nie martw si� z powodu mnie, m�j wielki guru poprowadzi mnie w ramiona Niesko�czonego. �egnaj, moje dzieci�. Matka �wiata b�dzie si� tob� opiekowa�... 25 Blask o�wiecenia zst�pi� na mnie, gdym posiad� ten amulet - obudzi�o si� we mnie wiele u�pionych wspomnie�. Talizman, okr�g�y i osobliwy sw� staro�ytno�ci�, pokryty by� sanskryckimi literami. Zrozumia�em, �e pochodzi od nauczycieli z poprzednich �ywot�w, kt�rzy niewidzialnie kieruj� moimi krokami. Naturalnie, mia� on jeszcze dalsze znaczenie, lecz nie ods�ania si� w pe�ni duszy amuletu17. Jak w ko�cu talizman znik� w bardzo nieszcz�liwych okoliczno�ciach mego �ycia i jak strata jego sta�a si� zwiastunem znalezienia guru, nie b�d� opisywa� w tym rozdziale. Jednak�e ma�y ch�opiec, kt�remu udaremniono pr�by dotarcia do Himalaj�w, codziennie podr�owa� daleko na skrzyd�ach swego amuletu. m U ROZDZIA� 3 �wi�ty o dw�ch cia�ach - Ojcze, czy pozwolisz mi wyjecha� na wycieczk� do Benaresu, je�li ci przyrzekn�, �e sam dobrowolnie powr�c� do domu? Ojciec rzadko hamowa� moje �ywe zami�owanie do podr�y. Pozwala� mi, nawet w�wczas gdy by�em ma�ym ch�opcem, zwiedza� wiele miast i miejsc pielgrzymkowych. Zwykle towarzyszy� mi jeden lub kilku moich przyjaci�, mogli�my te� podr�owa� wygodnie pierwsz� klas�. Stanowisko ojca w Kompanii kolejowej by�o bardzo dogodne dla prowadz�cej koczowniczy tryb �ycia naszej rodziny. Ojciec przyrzek� mi, �e moj� pro�b� we�mie pod uwag�. Nast�pnego dnia wezwa� mnie do siebie i wr�czy� mi bilet na przejazd z Bareilly do Benaresu i z powrotem, pewn� ilo�� rupii i dwa listy. - Mam pewn� spraw� do mego przyjaciela - Kedar Nath Babu w Benaresie. Niestety zgubi�em jego adres. Jestem jednak przekonany, �e potrafisz mu dor�czy� ten list z pomoc� naszego wsp�lnego przyjaciela Swamiego Pranabanandy. Swami, kt�ry jest moim bratem--uczniem, osi�gn�� wysoki poziom duchowy. Towarzystwo jego przyniesie ci po�ytek; ten drugi list jest listem polecaj�cym ci� jemu. Oczy ojca zadrga�y, gdy doda�: "pami�taj, aby� wi�cej nie ucieka� z domu". Wyruszy�em w drog� z entuzjazmem moich dwunastu lat (chocia� czas nigdy nie zmniejszy� mej rozkoszy ogl�dania nowych krajobraz�w i obcych twarzy). Przybywszy do Benaresu uda�em si� natychmiast do domu Swamiego. Drzwi frontowe by�y otwarte; wszed�szy, dotar�em do d�ugiego pokoju, jakby hallu, na drugim pi�trze. Siedzia� w nim na lekkim podwy�szeniu, w lotosowej postawie, do�� krzepki m�czyzna, maj�cy tylko opask� na biodrach. Jego g�owa i twarz bez zmarszczek by�y wygolone ca�kowicie; pi�kny u�miech igra� na jego ustach. Aby rozproszy� niepokoj�ce mnie my�li, pozdrowi� mnie jak starego przyjaciela: - Baba anand (b�d� szcz�liwy, m�j drogi). - Powitanie to wypowiedzia� serdecznie d�wi�cznym g�osem. Ukl�k�em i dotkn��em jego st�p. 27 - Czy jeste� Swami Pranabananda? Przytakn��. - Jeste� synem Bhagabattiego? - Powiedzia� to zanim zdo�a�em wyj�� list ojca z kieszeni. Zaskoczony tym wr�czy�em mu jednak list polecaj�cy, cho� wydawa� si� zbyteczny. - Naturalnie, u�atwi� ci porozumienie si� z Kadarem Nath Babu. �wi�ty jeszcze raz zadziwi� mnie swoim jasnowidzeniem. Spojrza� na list i powiedzia� kilka serdecznych zda� o moim ojcu. - Widzisz, ja mam dwie emerytury. Jedn� dzi�ki poparciu twego ojca, u kt�rego kiedy� pracowa�em jako urz�dnik kolejowy. Drug� dzi�ki poparciu Ojca Niebieskiego, dla kt�rego zako�czy�em sumiennie wszystkie swe ziemskie obowi�zki �yciowe. Zdanie to by�o dla mnie bardzo niejasne. - Jak� emerytur�, panie, jOtrzymujesz od Ojca Niebieskiego? Czy rzuca ci pieni�dze? Swami roze�mia� si�. - Mam na my�li niezg��biony pok�j - nagrod� za wiele lat g��bokiej medytacji. Nigdy teraz nie pragn� pieni�dzy. Nieliczne moje materialne potrzeby s� ca�kowicie zaspokojone. P�niej sam zrozumiesz znaczenie drugiej emerytury. Przerywaj�c nagle nasz� rozmow� �wi�ty sta� si� powa�ny i nieruchomy. Otoczy�a go atmosfera Sfinksa. Z pocz�tku oczy jego zab�ys�y, jakby obserwowa� co� z zainteresowaniem, potem zamgli�y si�. Poczu�em si� zm�czony jego ma�om�wno�ci�; nie powiedzia� mi jeszcze, jak mam odnale�� przyjaciela ojca. Troch� niespokojnie rozejrza�em si� po pustym pokoju, w kt�rym opr�cz nas nie by�o nic. Znu�ony m�j wzrok zatrzyma� si� na jego drewnianych sanda�ach, le��cych pod jego siedzeniem. - Ma�y panie18, nie niepok�j si�, cz�owiek, kt�rego chcesz zobaczy�, przyjdzie do ciebie w ci�gu p� godziny! - Jogin czyta� w mym umy�le - rzecz w tym momencie nie taka trudna! I zn�w zapad� w nieprzeniknione milczenie. Niebawem zegarek wskaza� mi, �e trzydzie�ci minut min�o. Swami przebudzi� si�. - S�dz�, �e Kadar Nath Babu zbli�a si� do drzwi. Us�ysza�em, �e kto� idzie po schodach do g�ry. Opanowa�o mnie nagle zdumienie i chaos my�li: Jak�e si� to mog�o sta�, �e przyjaciel ojca zosta� wezwany w to miejsce bez pomocy pos�a�ca? Przecie� od chwili mego przybycia swami nie rozmawia� z nikim opr�cz mnie! Natychmiast wybieg�em z pokoju i zbieg�em po schodach. W po�owie schod�w spotka�em smuk�ego, maj�cego �adn� cer� cz�owieka �redniego wzrostu. Zdawa�o si�, �e bardzo si� spieszy. 28 � - Czy pan jest Kedar Nath Babu? - zapyta�em z podnieceniem w g�osie. - Tak. Czy jeste� synem Bhagabatiego, kt�ry tu czeka na mnie? U�miecha� si� do mnie przyja�nie. - Panie, jak to si� sta�o, �e pan tu przyszed�? - Odczuwa�em jeszcze mocn�, cho� ju� opadaj�c� fal� zdumienia z powodu jego zagadkowego przybycia. - Wszystko jest dzisiaj tajemnicze! Przed nieca�� godzin� sko�czy�em sw� k�piel w Gangesie, gdy zbli�y� si� do mnie Swami Pranabananda. Nie mam poj�cia, sk�d on wiedzia�, �e tam jestem. - Syn Bhagabatiego czeka na ciebie u mnie w pokoju - powiedzia�. - Czy mo�esz p�j�� ze mn�? - Ch�tnie si� zgodzi�em. Gdy szli�my obok siebie, Swami pomimo swych drewnianych sanda��w dziwnie mnie wyprzedza�, chocia� ja nosz� wygodne buciki. - Ile czasu potrzeba na doj�cie st�d do mego domu? - Pranabananda nagle si� zatrzyma�, aby mi zada� to pytanie. - Oko�o p� godziny. - Mam jeszcze co� do za�atwienia. - Spojrza� na mnie zagadkowo. - Musz� ci� wyprzedzi�. Zastaniesz mnie w domu, gdzie razem z synem Bhagabatiego b�dziemy ci� oczekiwa�! Zanim mog�em co� odpowiedzie�, szybko oddali� si� i znikn�� w t�umie. Szed�em tu tak szybko, jak tylko mog�em. Wyja�nienie to tylko spot�gowa�o moje zdumienie. Zapyta�em, jak d�ugo zna Swamiego. - Spotkali�my si� kilka razy w ostatnim roku, ale to by�o ju� do�� dawno. Bardzo si� ucieszy�em, spotykaj�c go dzi� ponownie po k�pieli. - Nie mog� uwierzy� w�asnym uszom! Czy postrada�em zmys�y? Czy go pan spotka� w wizji, czy te� faktycznie go widzia�, dotykaj�c jego r�ki, s�ysz�c odg�os jego krok�w? - Nie rozumiem, o co ci chodzi! - Kedar oburzy� si� gniewnie. - Ja nie k�ami�. Czy� nie rozumiesz, �e tylko od Swamiego mog�em si� dowiedzie�, �e czekasz na mnie w tym miejscu? - Przecie� ten cz�owiek, Swami Pranabananda, przez ca�y czas by� przed mymi oczyma, od momentu gdy przyszed�em do niego przed godzin�. - Wyjawi�em bez namys�u ca�� spraw�. Otwar� szeroko oczy. - Czy �yjemy w tych materialistycznych czasach, czy te� �nimy? Nigdy si� nie spodziewa�em, �e b�d� w mym �yciu �wiadkiem takiego cudu! My�la�em, �e nasz Swami jest zupe�nie zwyczajnym cz�owiekiem, a teraz widz�, �e potrafi zmaterializowa� si� w drugie cia�o i dzia�a� w nim. - Weszli�my obaj do pokoju �wi�tego. 29 - Patrz, oto te same sanda�y, kt�re mia� na stopach nad rzek� - szeptem powiedzia� mi Kedar Nath Babu. - Ubrany by� tylko w opask�, t� sam�, kt�r� teraz na nim widz�. Kiedy go�� pochyli� si� przed nim w uk�onie, �wi�ty zwr�ci� si� do mnie z �artobliwym u�miechem: - Czemu jeste� taki zdumiony? Subtelna jedno�� zjawiskowego �wiata nie jest tajemnic� dla prawdziwego jogina. Ja bezpo�rednio widz� swych uczni�w w odleg�ej Kalkucie i rozmawiam z nimi. Potrafi� oni tak samo pokonywa� ka�d� przeszkod� grubej materii. Zapewne w celu spot�gowania duchowego zapa�u, jaki p�on�� w mojej m�odej piersi, Swami raczy� opowiedzie� mi o swej zdolno�ci s�yszenia i widzenia na odleg�o��, niczym w astralnym radiu i telewizji 19. Jednak�e zamiast entuzjazmu odczu�em tylko mro��cy l�k. Poniewa� przeznaczone mi by�o podj�� poszukiwanie Boga pod opiek� innego guru - Sri Jukteswara, kt�rego jeszcze nie spotka�em - nie odczuwa�em pragnienia, aby uzna� Pranabanand� za swego nauczyciela. Spogl�da�em na niego niepewnie, nie wiedz�c, czy mam przed sob� jego samego, czy te� jego sobowt�ra. Mistrz stara� si� rozwia� m�j niepok�j, darz�c mnie spojrzeniem budz�cym poryw duszy oraz opowiadaj�c mi o swoim guru. - Lahiri Mahasaya by� najwi�kszym joginem, jakiego kiedykolr wiek zna�em, by� samym b�stwem w postaci cielesnej. Je�li ucze�, snu�em w�asne refleksje, potrafi wed�ug swej woli materializowa� drugie cia�o, to jaki cud by�by niemo�liwy dla jego Mistrza? - Opowiem wam, jak bezcenn� jest pomoc guru. Ka�dej nocy przeprowadza�em razem z drugim uczniem o�miogodzinn� medytacj�, w ci�gu dnia musieli�my pracowa� jako urz�dnicy kolejowi. Stwierdziwszy, �e trudno mi jest wykonywa� obowi�zki urz�dnicze, zapragn��em odda� wszystek m�j czas Bogu. W ci�gu o�miu lat wytrwale medytowa�em codziennie przez po�ow� nocy. Mia�em niezwyk�e wyniki, pot�ne duchowe postrzeganie o�wieci�o m�j umys�. Zawsze jednak pozostawa�a delikatna zas�ona pomi�dzy mn� a Niesko�czonym. Nawet przy nadludzkim wysi�ku stwierdza�em, �e odm�wione mi zosta�o ostateczne, ju� nierozerwalne zjednoczenie. Pewnego wieczoru z�o�y�em wizyt� Lahiri Mahasayi i prosi�em go o jego boskie wstawiennictwo za mn�. Naprzykrza�em mu si� ca�� noc. - Boski guru, moja udr�ka jest tak wielka, �e nie mog� d�u�ej �y�, nie mog� spotka� mego Wielkiego Ukochanego twarz� w twarz! - C� mog� zrobi�? Musisz medytowa� g��biej! 30 Odwo�uj� si� do ciebie, boski m�j Mistrzu! Widz� ci� zmaterializowanego przede mn� w fizycznym ciele; pob�ogos�aw mnie, abym m�g� ci� ogl�da� w twej niesko�czonej postaci. Lahiri Mahasaya wyci�gn�� d�o� i b�ogos�awi� mi - Mo�esz teraz i�� i medytowa�. Wstawi�em si� za tob� u Brahamy!20 Niezmiernie podniesiony na duchu powr�ci�em do domu. Tej�e nocy podczas medytacji osi�gn��em tak gor�co upragniony cel mego �ycia. Teraz nieustannie za�ywam szcz�cia duchowej emerytury. Od tego dnia �adna zas�ona z�udy nie przes�oni�a przed mym wzrokiem darz�cego mnie pe�ni� szcz�cia Stw�rcy. Twarz Pranabanandy ja�nia