644

Szczegóły
Tytuł 644
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

644 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 644 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

644 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Edmund Niziurski Naprz�d, Wspaniali! Wydawnictwo 86 PRESS ��d�, 1995 SPIS TRE�CI SPIS TRE�CI......................... 2 ROZDZIALI......................... 3 ROZDZIA�U........................ 5 ROZDZIA� III........................ 19 ROZDZIA� IV........................ 23 ROZDZIA� V........................ 31 ROZDZIA� VI........................ 47 ROZDZIA� VII........................ 55 ROZDZIA� VIII....................... 59 ROZDZIA� IX........................ 71 ROZDZIA� X........................ 97 ROZDZIA� XI........................ 106 ROZDZIA� XII........................ 119 ROZDZIA� XIII....................... 133 ROZDZIA� XIV....................... 143 ROZDZIA� XV........................ 148 ROZDZIA� I Od wrze�nia notuje w tym brulionie pewne zdarzenia z naszego szkolnego �ycia. Oczywi�cie nie b�d� one figurowa� w prawdziwej ksi��ce, kt�r� wkr�t- ce napisz�. Nie s� na tyle wa�ne ani �mieszne, ani straszne. Notuj� je po prostu tak sobie, dla treningu, �eby nabra� pisarskiej formy i wyrobi� sobie styl, a na- prawd� to czekam... Czekam, a raczej czyham, bo to jest niecierpliwe, czujne i pe�ne napi�cia czekanie, �eby co� okropnego zdarzy�o si� w naszym poczciwym miasteczku, w tych nudnych Odrzywo�ach. Oczywi�cie jest to uzale�nione przede wszystkim od pojawienia si� u nas od- powiedniego opryszka, opryszka przez bardzo du�e O. Tak, najpierw musi poja- wi� si� On, Wielki Z�y, z kt�rym mo�na si� b�dzie zmierzy�!... Nie wiem jesz- cze dok�adnie, kim on b�dzie. Mo�e gro�nym zbrodniarzem, mo�e szefem nie- bezpiecznej bandy, mo�e szpiegiem?... Jedno jest pewne, musi by� bardzo z�y i sprytny. Pewne poszlaki �wiadcz�, �e ju� si� sposobi. Podejrzewamy, �e ukrywa si� w starym browarze i montuje tam swoj� szajk�. Ten opuszczony browar przy �le- pej uliczce nad rzek� na pewno kryje wa�ne tajemnice. To nie s� podejrzenia wyssane z palca. Jednego wieczoru zakradli�my si� tam z latarkami i znale�li�my w piwnicy �wie�y niedopa�ek cygara. Sk�d si� wzi��? Przecie�, o ile nam wiadomo, nikt w Odrzywo�ach nie pali cygar. Innym razem oko�o dziesi�tej wieczorem zauwa�yli�my przed browarem za- parkowany samoch�d: czarny mercedes, z zagraniczn� rejestracj�. Co robi� taki w�z na tak n�dznej uliczce? Zaczaili�my si� pod p�otem i czekali�my. Po kilku- nastu minutach z browaru wyszed� wysoki chudy typ z cygarem w ustach, wytar� r�ce chusteczk� i odjecha�. Przenikn�li�my niezw�ocznie do wn�trza. Us�yszeli�my jakie� g�osy. Z piwnic pada� na schody md�y odblask �wiat�a. Po chwili zgas�. G�osy te� nagle umilk�y. Zbiegli�my na d�, ale tam ju� nikogo nie by�o. Czy�by w podziemiach by�y jakie� tajne przej�cia czy kryj�wki? Oczywi�cie, to nie s� jeszcze dostateczne poszlaki. Czekamy na dalszy rozw�j wypadk�w i prowadzimy �cis�� obserwacj� browaru... Ale nie b�jcie si�, to nie potrwa d�ugo. Wielki Z�y objawi si� na pewno. A nawet gdyby si� nie objawi�, to nic. W najgorszym razie wymy�l� go. Nie mog� zrobi� ch�opakom zawodu. Tak czy owak ksi��ka musi by� napisana. Gnat i Kleksik bardzo licz� na ni�, bo obieca�em w��czy� ich do akcji jako bohater�w. By� mo�e w��cz� tak�e Kw�kacza. To zale�y przede wszystkim od tego, czy opu- �ci go pech. Bo moi bohaterowie nie mog� mie� pecha i wszystko musi im si� udawa�. A Kw�kaczowi jak dot�d nic si� nie udaje, wi�c nie wiem, czy b�d� m�g� go wsadzi� do ksi��ki. Jedno w ka�dym razie jest pewne. Zadr�ycie, gdy j� przeczytacie. B�d� tam miejsca mro��ce krew w �y�ach, igranie ze �mierci�, podst�py i zasadzki, ucieczki i po�cigi, walki na pi�ci, trupy i rewolwery, kr�tko m�wi�c � te rzeczy � rozumiecie, co mam na my�li. A kiedy narobi si� du�o zamieszania, wtedy my bohatersko wkroczymy do akcji... Do takiej ksi��ki si� przygotowuj�, a tymczasem pisz� te notatki w brulionie. Co� trzeba pisa�, nie? Ojciec Kw�kacza to stale �wiczy na klarnecie, �eby mu palce nie zdr�twia�y, chocia� wyst�puje w orkiestrze tylko par� razy w roku, jak s� �wi�ta albo jak przyjedzie kto� wa�ny. Wi�c ja te� mog� sobie po�wiczy�. Ale przerw� natychmiast to pisanie, jak tylko objawi si� On, Wielki Z�y, Tajemniczy Zet, kt�ry ukrywa si� w starym bro- warze. ROZDZIA� II Nadawanie tytu�u �Wspania�ych" przyj�o si� w naszej klasie od czasu, gdy w kinie szed� film kowbojski Siedmiu Wspania�ych. Z pocz�tku mia�a to by� zgry- wa. Nasza klasa uwielbia zgrywy. Postanowiono wi�c dla zabawy nada� tytu�y Wspania�ych tym, kt�rzy si� odznaczali czym� wybitnym. Ale wkr�tce zabawa przesta�a by� zabaw�. Nie wiadomo sk�d zrobi�a si� z tego ca�kiem powa�na hi- storia. Tytu� nabra� mocy i zacz�� naprawd� co� znaczy�. Ju� tak si� utar�o, �e temu, kto go mia�, przys�ugiwa�y r�ne przywileje w klasie, no i automatycznie wchodzi� do komitetu redakcyjnego gazety. Jasne, �e w tej sytuacji wcale nie�atwo by�o go uzyska�. Tylko jeden Zyzio Gnacki, zwany Gnatem, nie mia� z tym �adnych trudno�ci. Ale z Gnatem spra- wa by�a jasna. Gnat by� po prostu najstarszy, najsilniejszy, a opr�cz tego cieszy� si� s�aw� teoretyka. Naprawd�, rzadko si� zdarza, �eby najsilniejszy typ w klasie by� zarazem najt�szym m�zgiem. Ale gdy to si� jakim� cudem zdarzy, powstaje w�a�nie taki fenomen jak Gnat. Nieszcz�liwy wypadek tu zawa�y�. Dwa lata temu Zyzio wy�o�y� si� fatalnie na Du�ej Krokwi w Zakopanem, gdzie podczas zimowych ferii �wiczy� nielegal- nie narciarskie skoki. Dozna� kontuzji kr�gos�upa i ca�y rok przele�a� unierucho- miony w specjalnym ��ku gipsowym. I wtedy w�a�nie uda�o mu si� przestudio- wa�, jak twierdzi, sto trzyna�cie ksi��ek naukowych, a w�r�d nich jedno niezwy- kle rzadkie i trudno dost�pne dzie�o, mianowicie Pedagogologi� dr Aleksandra Babi�skiego, by�ego cz�onka s�awnej paczki czworor�cznych ze szko�y im. Lin- dego w Warszawie, znanego w ko�ach uczniowskich pod przezwiskiem Alibaby1. Pedagogologia jest to jedyne dzie�o ujmuj�ce ca�o�� wiedzy o gogach i uczniach w ich wzajemnych stosunkach. Zawiera ono wszechstronn� analiz� �ycia szkolnego, a nadto specjalne studia por�wnawcze, socjologiczne i psycho- logiczne, a zw�aszcza charakterologiczne oparte na wynikach d�ugoletnich bada� i w�asnych do�wiadczeniach autora. Epokowa donios�o�� tego dzie�a Alibaby po- lega na tym, �e po raz pierwszy przedstawia ono naukowo zagadnienia szkolne z pozycji uczni�w, a nie gog�w. Czytelnik zainteresowany pedagogologia znajdzie obszerny wyk�ad na ten temat w ksi��ce E. Niziurskiego Spos�b na Alcybiadesa Szczeg�lnie cenna dla m�odzie�y jest druga cz�� rozprawy, a mianowicie Pe- dagogologia stosowana. Zawiera ona praktyczne przepisy post�powania wzgl�- dem gog�w i wo�nych, r�ne skuteczne sposoby i tricki gwarantuj�ce bezpieczne poruszanie si� w labiryncie budy. Niestety, ksi��ka ta jest dawno wyczerpana i zupe�nie nieosi�galna zar�wno w ksi�garniach jak w bibliotekach. Gnat wyja�ni� nam, �e ca�y nak�ad zosta� �na pniu" wykupiony przez gog�w i w du�ej cz�ci zniszczony. Nieliczne za� oca- la�e egzemplarze s� skrz�tnie ukrywane jako wysoce szkodliwe i niebezpieczne dla m�odzie�y. W�tpliwe jest tak�e, czy kiedykolwiek uka�e si� drugie wydanie. Tym bardziej zazdro�cimy Gnatowi, �e mia� szcz�cie przestudiowa� to dzie�o i �e umia� tak celnie korzysta� ze� w codziennej praktyce. Gdy tylko pojawi� si� w naszej klasie, od razu zaimponowa� wszystkim swoj� znajomo�ci� gogicznych rzeczy. �adne zagranie nie by�o mu obce. Z ka�dej sytuacji wychodzi� obron- n� r�k�. Cho� nowy, czu� si� w �ywiole szkolnym jak ryba w wodzie. Nic wi�c dziwnego, �e z miejsca zosta� obwo�any Wspania�ym. Kleksikowi nie posz�o ju� tak �atwo. Nie b�d�c si�aczem, ani nie maj�c za sob� studi�w teoretycznych musia� wywalcza� tytu� Wspania�ego z wielkim mozo�em i trudem przez ca�e dwa lata szkolne. Najpierw dzi�ki upartemu treningowi zosta� mistrzem tenisa sto�owego, a po- tem cz�onkiem kadry szkolnej w siatce. Z kolei uzyska� najlepszy czas szko�y w p�ywaniu stylem klasycznym (a w dowolnym zaj�� drugie miejsce). Wreszcie z ostatnich wakacji wr�ci� niesamowicie obkuty zoologicznie i za- cz�� si� popisywa� niezwyk�� znajomo�ci� zwierz�t, zw�aszcza egzotycznych, zmusza� wszystkich do publicznych dysput i odnosi� w nich druzgoc�ce zwyci�- stwa. Jeden Gnat dotrzyma� mu z pocz�tku placu, ale nawet i on zosta� wkr�tce zagi�ty haniebnie. A by�o to tak. Kleksik wyzwa� Gnata na publiczn� dysput� o wielb��dach i z miejsca zastrzeli� go pytaniem: � Czy wiesz, dlaczego wielb��dy potrafi� tak d�ugo wytrzyma� bez picia? � No... bo magazynuj� wod� w organizmie � odpowiedzia� niepewnie Gnat. � My�lisz, �e maj� jakie� zbiorniki? � u�miechn�� si� szyderczo Kleksik. � No... nie � odpar� zak�opotany Gnat � po prostu gromadz� wod� w �o- ��dku. .. to znaczy w fa�dach �o��dka. � Nie roz�mieszaj mnie, stary � powiedzia� Kleksik. � Paln��e� wi�ksze g�upstwo. W �o��dku nie mo�na nic magazynowa�, �o��dek jest do trawienia, a nie do magazynowania. Gnat poczerwienia�. � No, to gdzie magazynuj�, jak nie w �o��dku? � W og�le nie magazynuj�. � Jak to, nie magazynuj�? � Nie magazynuj�, bo nie potrzebuj�... One robi� wod�. � Fabrycznie? � Chemicznie. � Sodow�? � zadrwi� Gnat. � Zwyczajn�. H2O � odpar� zimno Kleksik. � Poruszaj�c ogonem? � Raczej garbem. Surowiec jest w garbie. � Kompromitujesz si� bracie, w garbie wielb��d ma t�uszcz! � Tak jest. I w�a�nie z tego t�uszczu robi wod�. � Oszala�e�?! � Ka�dy chemik ci powie, �e z t�uszczu mo�na otrzyma� wod�. Przez utle- nianie. Wielb��d w�a�nie utlenia. Chcesz si� za�o�y�? Ale, o dziwo, Gnat nie chcia�. Wtedy wszyscy�my zrozumieli, �e zosta� za- gi�ty. Na lekcji biologii spytali�my pani� Paluchow�, jak to naprawd� jest z tymi wielb��dami, i okaza�o si�, �e Kleksik mia� racj�. � Sk�d wiedzia�e�? � zapyta� w�ciek�y Gnat. � Obcowa�em blisko z wielb��dami podczas wakacji � odpar� Kleksik i od- dali� si� z tajemnicz� min�. Gnata bardzo dotkn�a ta pora�ka. W tym okresie nie uznawa� poza sob� in- nych autorytet�w i nie m�g� przebole� wy�szo�ci zoologicznej Kleksika. Wkr�t- ce po tym po szkole rozesz�y si� pog�oski, �e Kleksik podczas wakacji przebywa� w Mombasie w Afryce Wschodniej, gdzie je�dzi� na wielb��dach. Kleksik wprawdzie nie potwierdza� tych wie�ci, ale im tak�e nie zaprzecza�. Robi� dalej tajemnicze miny, a co wi�cej niby od niechcenia zacz�� wtr�ca� do rozmowy r�ne s�owa z narzecza murzy�skiego suahili. By�o jasne, �e chce za wszelk� cen� uzyska� tytu� Wspania�ego. Gnat oczywi�cie uwa�a� to wszystko za bezczelny bluff, a kiedy w dodatku dosz�a go wie��, jakoby Kleksik mia� w Kenii stryja, kt�ry zajmuje si� �owieniem dzikich zwierz�t do ogrod�w zoologicznych, i jakoby Kleksik czynnie uczestni- czy� w tych �owach, nie wytrzyma� d�u�ej. Dopad� Kleksika na przerwie i zapyta� z niebezpiecznym b�yskiem w oczach: � Czy nie za mocno zagra�e�? � Nie rozumiem � odpar� spokojnie Kleksik. � Ten bluff nie przejdzie. Odszczekasz wszystko! � Jaki bluff? � Nie masz tam �adnego stryja. � Mam � odpar� twardo Kleksik. � W Mombasie? � Gnat przycisn�� go do �ciany. Kleksik zrobi� zdziwion� min�. � No... ja przecie� nie m�wi�, �e w Mombasie... � Ale wszyscy m�wi�. � Czy to moja wina, �e rozpu�cili plotki? � Twoja, bo nie zaprzeczy�e�, robi�e� tajemnicze miny i b�ka�e� co� po mu- rzy�sku. Naumy�lnie, bo chcia�e�, �eby wszyscy my�leli, �e by�e� w Afryce. Przy- znaj, �e te wiadomo�ci wyssa�e� z encyklopedii. � Nie... Ja naprawd� obcowa�em z wielb��dami... lwami... a nawet z ty- grysami. � ��esz! � S�owo daj�. Mam stryja w ogrodzie zoologicznym. � W klatce? � zadrwi� Gnat. � Nie. W dyrekcji. On jest dietetykiem. Ustala jad�ospis dla zwierz�t. � Uwa�aj, bo ci� sp�aszcz�. � To szczera prawda. Sp�dzi�em u niego wakacje, w ogrodzie zoologicznym w Warszawie i karmi�em dzikie zwierz�ta. � Do�� tych bajeczek! � To nie bajeczki. � Jakie masz dowody? � Mam pch�y. � Co?! � Na skutek ci�g�ego obcowania z drapie�nikami zosta�em uci��liwie za- pchlony � wyja�ni� Kleksik i podrapa� si� ostentacyjnie w nog�, a my spostrze- gli�my oniemiali, �e z tej nogi skoczy�a na nas pch�a. Cofn�li�my si� odruchowo i przypomnieli�my sobie, �e istotnie od wakacji pojawi�y si� w szkole jakie� podejrzanie du�e pch�y. � Wi�c to od ciebie te pch�y? � zapyta�em. � Ode mnie � przyzna� Kleksik. � Jak mo�esz tolerowa� podobne zapchlenie! � oburzy� si� Gnat. � Nie mog� si� tego pozby� � westchn�� Kleksik. � To s� specjalne pch�y, wyj�tkowo odporne na azotoks, chyba jakie� mutanty. � To straszne, mnie te� ju� chyba gryz�! � Gnat podrapa� si� nerwowo za ko�nierzem. � Zdaje ci si� � uspokoi� go Kleksik. � To s� pch�y lwie i nie �eruj� na ludziach. Krew ludzka im nie smakuje. � Jak to, przecie� na tobie �eruj�. � Na mnie �eruj�, bo w moich �y�ach p�ynie krew podobna do lwiej � o�wiadczy� Kleksik. � Taki wyskok natury � doda� skromnie ogl�daj�c sobie paznokcie. � E, zgrywasz si�! � Gnat spojrza� na niego podejrzliwie. � Zaraz was przekonam � powiedzia� Kleksik, po czym sprawnie wydoby� sobie z r�kawa pch�� i wpu�ci� j� Kw�kaczowi do ucha. � Co robisz?! Oszala�e�! � Kw�kacz wzdrygn�� si� przera�ony. � Nie b�j si�! Ona ci nic nie zrobi. Ona si� tob� brzydzi! Istotnie, ku naszemu zdziwieniu pch�a wcale nie ugryz�a Kw�kacza, lecz od- skoczy�a od niego ze wstr�tem � tak nam si� przynajmniej wydawa�o. Kw�kacz przygryz� wargi. Bo chyba mimo wszystko by�o mu przykro, �e ta pch�a go nie ugryz�a. On te� chcia�by mie� krew podobn� do lwiej... Po tym eksperymencie kwestia lwiego pochodzenia Kleksikowych pche� prze- sta�a budzi� jakiekolwiek w�tpliwo�ci. Nikt te� nie odwa�y� si� wypomina� K�ek- sikowi zapchlenia, przeciwnie, wszyscy go podziwiali. Mo�na powiedzie�, �e je- go pch�y zyska�y powszechne uznanie, zw�aszcza po tym, co si� zdarzy�o w ty- dzie� p�niej. Ot� w tydzie� p�niej dzi�ki pchle Kleksik dokona� s�awnego czynu, kt�ry wreszcie zapewni� mu upragniony tytu� Wspania�ego. Zdarzy�o si� to w nocy podczas gwa�townej wichury. Kleksik obudzi� si� wte- dy oko�o pierwszej uk�szony pot�nie przez jedn� ze swych pche�. Obudzi� si� i zobaczy� czerwon� �un� w oknie. To pali�a si� budka str�a na budowie, ko�o magazyn�w po przeciwnej stronie ulicy. Kleksik wyskoczy� z ��ka i narobi� alar- mu. Nie czekaj�c, a� przyjedzie stra� ogniowa, wybieg� z domu i rzuci� si� na ratunek. Najpierw wyci�gn�� z budki zaczadzonego i chyba troch� podgazowa- nego str�a, a nast�pnie uruchomi� ga�nic� pianow� i zapobieg� przerzuceniu si� ognia na magazyny. Czyn K�eksika wywo�a� og�lny podziw w ca�ym mie�cie, nie m�wi�c ju� o szkole. Pan dyrektor na apelu osobi�cie u�cisn�� K�eksikowi r�k�, a potem odby� z nim serdeczn� rozmow� w gabinecie... W trakcie tej rozmowy wyzna�, �e jeden szczeg� w tej ca�ej historii dra�ni go i psuje mu wra�enie, a mianowicie pch�a. Rzecz uros�a do miary problemu, gdy zapowiedzieli sw�j przyjazd dzienni- karze z gazety wojew�dzkiej. Dyro uzna�, �e przed dopuszczeniem dziennikarzy do K�eksika nale�y co� zrobi� z t� pch��, gdy� insekt ten w �adnym wypadku nie nadaje si� do opublikowania. Bohater nie powinien mie� pche�. Nie pomog�y t�u- maczenia K�eksika, �e to s� specjalne lwie pch�y. Dyro by� nieub�agany. Orzek�, �e nale�y ustali� bardziej buduj�cy pow�d Kleksikowego zbudzenia si� w no- cy i poda� rzecz pod rozwag� gogicznego cia�a. Pani Tromboniowa, nauczyciel- ka geografii, podsun�a wersj�, �e Kleksik w og�le nie spa� jeszcze o pierwszej godzinie, bo jako pilny ucze� powtarza� ukszta�towanie pionowe Europy. Dyro odrzuci� jednak t� sugesti�, gdy� mog�aby wywo�a� wra�enie, �e nauczyciele od- rzywolscy przem�czaj� m�odzie� nauk�. Po kr�tkiej naradzie zgodzono si�, �e ucze� Kleksik musia� po prostu �le spa� tej nocy, a pani Czupurska od wuefu zauwa�y�a, �e poprzedniego dnia p�nym wieczorem szed� w telewizji niedozwolony dla m�odzie�y film pt. Urodzony pod z�� gwiazd� i st�d chyba ten niespokojny sen ucznia K�eksika. Za��dano wi�c wy- ja�nie� od bohatera w tej kwestii. Kleksik przyzna� ze skruch�, �e istotnie ogl�da� ten film i stwierdzi� potem u siebie pewien nieokre�lony niepok�j. Sprawa wygl�- da�a niby na za�atwion�, ale po o�ywionej dyskusji i t� wersj� odrzucono, gdy� nie wypada�o, aby taki bohaterski ucze� jak Kleksik ogl�da� niedozwolone filmy. Postanowiono wi�c poszuka� innej przyczyny niespokojnego snu ucznia Kleksi- ka i zapytano go, czy przypadkiem nie najad� si� czego� przed p�j�ciem do ��ka. Kleksik odchrz�kn��, nieco zak�opotany, poprosi� o dyskrecje i wyzna� m�nie, �e owszem, tu� przed snem zjad� po kryjomu korniszony w occie oraz �wiartk� tortu przygotowanego na imieniny cioci. Nauczycielom z pocz�tku zrobi�o si� bardzo md�o, a potem uznali jednog�o�nie, �e opublikowanie tej rewelacji rzuci�oby fa- talny cie� na bohatera i wywo�a�oby szkodliwe efekty wychowawcze. Zgodzono si� te�, �e lepiej nie rozgrzebywa� sprawy i przyj��, �e Kleksik obudzi� si� wtedy z powodu z�ego snu. Zapytano wi�c Kleksika, czy co� mu si� �ni�o w nocy. Kleksik odpowiedzia� twierdz�co, lecz wzdryga� si� przed podaniem szczeg��w. Wreszcie, przyci�ni�- ty o�wiadczy� wstydliwie, �e �ni� mu si�... w�a�nie Dyro, a konkretnie, �e zosta� sp�aszczony przez Dyra. Zaskoczony Dyro za��da� sprecyzowania tego okre�lenia i Kleksik sprecyzowa�, �e Dyro sp�aszczy� go mechanicznie, a mianowicie przeje- cha� go walcem drogowym. Dyro stropi� si� i powiedzia�, �e to jest bezsensowny sen, w og�le nie do przyj�cia. Kleksik zgodzi� si� z tym ca�kowicie i zapropono- wa�, by mimo wszystko powr�ci� do pch�y. Ale Dyro sprzeciwi� si� stanowczo. W ko�cu po d�u�szej dyskusji ustalono, �e Kleksika obudzi�o skrzypienie okna, gdy� jako ch�opiec �yj�cy w my�l wskaza� higieny spa� przy otwartym oknie. I ta wersja zosta�a podana do publicznej wia- domo�ci. Wkr�tce po tym w gazecie ukaza� si� artyku� o dzielnej postawie odrzy- wolskiego ucznia, a obraz Kleksika z ga�nic� pianow� na tle szalej�cego po�aru ozdobi� jako przeciwpo�arowy plakat wszystkie miasta i wsie naszego wojew�dz- twa. Nikogo te� nie zdziwi�o, �e Kleksik zosta� przez klas� mianowany Wspa- nia�ym. A poniewa� otrzyma� jednocze�nie od stra�y ogniowej specjalny dyplom uznania, by� wi�c pierwszym Wspania�ym Dyplomowanym i takiego te� odt�d u�ywa� tytu�u. Ze mn� by�a jeszcze gorsza sprawa. Nie mia�em si�y Gnata ani jego na- ukowych wiadomo�ci, nie zab�ys�em r�wnie� bohaterskim czynem jak Kleksik. W og�le nie wyr�nia�em si� niczym specjalnym spo�r�d klasowego bractwa, chyba tylko tym, �e pisa�em weso�e wypracowania z polskiego, a kiedy je czy- ta�em na lekcji, zdarza�o mi si� czasem roz�mieszy� do �ez ca�� klas�. Niestety, by�y przewa�nie nie na temat i nigdy nie dostawa�em za nie pi�tek. Tak wi�c nie zanosi�o si� wcale, �e zostan� Wspania�ym, przynajmniej do czasu, a� napisz� t� ksi��k�, o kt�rej wspomnia�em na wst�pie. Ksi��ka by�a jednak dopiero w pla- nie, a ca�� moj� tw�rczo�� jak dot�d stanowi�y te notatki w brulionie. Ale nie pokazywa�em ich nikomu, nawet mojemu najbli�szemu druhowi Gnatowi, wi�c nikt nie wiedzia�, jaka jest ich warto��... Zreszt� w�tpi�, czy ch�opaki by si� na nich poznali. Na pewno powiedzieliby, �e wcale nie by�o tak, jak pisz�, i �e s� niepodobni do siebie, a mo�e nawet by si� obrazili, bo ka�dy widzi siebie inaczej i chce wygl�da� jak najlepiej. Dlatego wola�em im nie pokazywa�... no i talenty moje pozosta�y nieznane. Zrezygnowa�em wi�c z ubiegania si� o tytu� w tym roku i przesta�em ju� o nim my�le�, gdy nagle za�wita�a mi niespodziewana szansa. Na pocz�tku wrze�nia og�oszono, �e za miesi�c odb�dzie si� telewizyjny tur- niej miast: �Odrzywo�y kontra Lipki". M�odzie� te� mia�a bra� w nim udzia� wyst�puj�c w wielkim �uizie dotycz�cym historii i geografii naszego regionu. W zwi�zku z tym odby�y si� w obu odrzywolskich szko�ach eliminacje w ce- lu wy�onienia kandydata do walki z Lipkami. Zacz�to od eliminacji klasowych. W naszej klasie mieli si� zmierzy� z sob� Gnat i Ela Melasi�ska, czyli Elamela. Ale Gnat ucz�szcza� w�a�nie na kurs motorowy LOK, a nadto przygotowywa� si� do lekkoatletycznych zawod�w junior�w w Okaesie, czyli Odrzywolskim Klubie Sportowym, wi�c zrezygnowa� i zaproponowa� mnie na swoje miejsce. Ponie- wa� wi�kszo�� m�skiej po�owy klasy stanowili pi�karze z paczki drugorocznego Chrz�szcza, a ci nie kwapili si� do �adnych wyst�p�w poza pi�karskimi, prze- to Dyro nie maj�c wielkiego wyboru zgodzi� si�, aczkolwiek bez entuzjazmu, na moj� kandydatur�. Zreszt� i tak Elamela by�a faworytk�, a mnie wstawiono raczej dla formalno�ci. Ale wtedy w�a�nie los zacz�� mnie poklepywa� �yczliwie po plecach, jak to okre�li� p�niej Gnat. Zupe�nie nieprzyzwoicie zacz�� mnie poklepywa�, co by�o zgo�a nie fair wzgl�dem moich szlachetnych rywali. Kt� m�g� bowiem przewi- dzie�, �e cudownie obkuta Elamela z�apie akurat gryp�? Biedaczka przyst�pi�a do eliminacji z wysok� gor�czk� i wkr�tce zacz�a tak bredzi� od rzeczy, �e musiano j� pospiesznie wycofa�, a ja przeszed�em fuksem do nast�pnej tury. I zn�w mia- �em przys�owiowy �ut szcz�cia. W nast�pnej turze uda�o mi si� pokona� jednym punktem Tadeusza Gorylasa z si�dmej B. Z kolei, ju� jako przedstawiciel ca�ej naszej budy, zmierzy�em si� z Defonsia- kiem, to znaczy z reprezentantem szko�y im. Konstantego Ildefonsa Ga�czy�skie- go, czyli Defonsiarni. By� to bardzo gro�ny Defonsiak, niejaki Cypa��o, zwany pospolicie Grubym Cypkiem, geniusz pod ka�dym wzgl�dem i naczelny redaktor organu prasowego Defonsiak�w. Nie dawano mi w tym �uizie �adnych szans, ale i tym razem los poklepa� mnie uprzejmie po �opatce. Eliminacje odby�y si� na pocz�tku pa�dziernika, w nowo otwartym Domu Kultury. W�a�nie niedawno pod��czono �w szacowny budynek do elektrociep�owni i tak si� z�o�y�o, �e akurat w dniu naszych wyst�p�w dzielni palacze urz�dzili pr�b� sprawno�ci instalacji. Pr�ba wypad�a doskonale, w ci�gu p� godziny temperatura na sali osi�gn�a 30 stopni. Ju� pierwszym naszym od- powiedziom konkursowym towarzyszy�y podejrzane strza�y. To wilgotne klepki parkietu p�ka�y z trzaskiem. Jednocze�nie sal� zacz�a zasnuwa� mg�a. To �wie�e tynki parowa�y po�piesznie, a wraz z nimi zacz�o parowa� i jury. Pierwsza nie wytrzyma�a pani Bary�owska ze szko�y Defonsiak�w. Mia�a s�a- be serce i wyniesiono j� omdla��. Wstyd powiedzie�, ale to mnie od razu podnio- s�o na duchu. Bary�owska by�a fanatyczn� Defonsiaczk� i zauwa�y�em, �e podpo- wiada�a Cypkowi, gdy znajdowa� si� w kropce. Drug� ofiar� palaczy sta� si� sam dyrektor Domu Kultury, bo�yszcze pa�, wymuskany i nienaganny magister Fu- mowicz. Gdy ociera� pot z czo�a, odlepi�a mu si� peruka i upad�a mi�dzy krzes�a, a oczom zdumionych widz�w ukaza�a si� �ysina wielka i okropnie dymi�ca... Parowa� te� Gruby Cypek... Ja jeden nie parowa�em. Jestem okropny chu- dzielec tudzie� zmarzluch i czu�em si� w tej ciep�ej parze wcale nie�le. A Gruby Cypek parowa�. J�ka� si� coraz bardziej i gubi�. Zdawa�o si�, �e razem z potem wyparowuj� jego wiadomo�ci. Wypi� ca�� karafk� wody, ale to mu nic nie po- mog�o, przeciwnie, nap�cznia� jeszcze bardziej i parowa� dwa razy szybciej. Pa- mi�tam jego twarz nabrzmia�� i czerwon� jak pomidor oraz jego przera�one oczy. Biedak, zdawa� sobie spraw�, �e paruje fatalnie i patrzy� na mnie z nadziej�, �e ja te� mo�e zaczn� w ko�cu parowa�. Ale ja nie parowa�em i to go za�ama�o do reszty. Przegra�. Tak wi�c zosta�em mianowany przedstawicielem Odrzywo��w na ten teletur- niej. Gdy szed�em do szko�y, ludzie ogl�dali si� za mn� i m�wili: �patrzcie, to ten Tomcio Okist, syn okulisty, kt�ry b�dzie walczy� z Lipkami". A mnie oblaty- wa� strach. Wiedzia�em, �e wszyscy bardzo licz� na mnie i �e n�dzny b�dzie m�j los, gdy zawiod� ich zaufanie. Wi�c ju� z samego strachu, �eby si� nie zb�a�ni�, wzi��em si� do wkuwania. Bo zdawa�em sobie spraw�, �e dotychczas wygrywa- �em fuksem, a naprawd� to poziom mojej wiedzy jest �a�osny i n�dzny. Zacz��em wi�c pospiesznie pompowa� w siebie brakuj�ce wiadomo�ci, a ca�e Odrzywo�y mi pomaga�y. Nie mog�em po po�udniu wyrwa� si� nawet na chwil� z domu, bo zaraz na ulicy podnosi�y si� krzyki: � Patrzcie, obija si� �obuz, a czas leci! � On chce nas skompromitowa�! � Gdzie si� p�tasz?! Do domu! � Wkuwaj, smarkaczu! � A spr�buj tylko nie wygra�! Kiedy pr�bowa�em da� nog�, oburzeni przechodnie rzucali si� za mn� w po- �cig, �apali mnie i odstawiali do chaty. Kontrolowany przez tysi�ce oczu, osaczony zewsz�d i zaszczuty, chc�c nie chc�c musia�em si� uczy�. Sam pan dyrektor Obe- ronowicz osobi�cie sprawdza� co dzie� moje post�py. Nic wi�c dziwnego, �e gdy nadszed� wreszcie dzie� turnieju, zakasowa�em na oczach ca�ej Polski reprezentanta Lipk�w i zosta�em bohaterem Odrzywo��w. Bo ju� by�o z nami krucho, Lipki prowadzi�y w wi�kszo�ci konkurencji i dopiero moje zwyci�stwo, jak powiedzia� Dyro, odwr�ci�o kart�, tak, �e, koniec ko�cem, wygrali�my. Dosta�em r�ne nagrody za m�j wyst�p, ale najbardziej ucieszy�a mnie jedna: nominacja na Wspania�ego w naszej klasie. By�o nas wi�c teraz w sumie trzech Wspania�ych. W�a�ciwie to my�leli�my, �e b�dzie nas czterech. Liczyli�my na Ma�ka Kw�kacza zwanego Kw�kusiem. By� ambitny i dzielny. Mia� warunki. Ale nic mu nie wychodzi�o! Tego ch�opaka prze�ladowa� wyj�tkowy pech... Jego szlachetne w intencjach czyny obraca�y si� przeciwko niemu. Same �a�osne wpadki, jak ta z t� zm�czon� kobiet� w ciem- nych okularach spiesz�c� do poci�gu z ogromnym tobo�em i ci�k� waliz�, kt�rej Kw�kacz ochoczo zaofiarowa� pomoc. Zadyszana niewiasta skwapliwie obarczy- �a go ca�ym baga�em, a potem tak si� rozzuchwali�a, �e gdy opada� z si� i ustawa�, k�u�a go parasolem przynaglaj�c do po�piechu. Ale na tym nie koniec. Kiedy zla- ny potem Kleksik dobywaj�c reszty si� dotar� wreszcie na dworzec, zatrzyma� go milicyjny radiow�z. Okaza�o si�, �e w tobole i w walizie by�y same kradzione rze- czy nale��ce do znanego w naszym mie�cie muzyka Piszczyna-Swiergockiego, do kt�rego mieszkania dokonano w�a�nie tego dnia bezczelnego w�amania. Niewia- sta w ciemnych okularach gdzie� si� ulotni�a a biedny Kw�ku� mia� du�y problem, jak przekona� milicj�, �e nie jest z�odziejem. Nie zniech�cony bynajmniej niepowodzeniem pierwszych pr�b, po wakacjach zg�osi� ponownie swoj� kandydatur�. Twierdzi�, �e ca�e lato dzia�a� charytatywnie jako Niewidzialna R�ka nios�c bli�nim dyskretn� pomoc. Ale je�li w naszej oko- licy rzeczywi�cie grasowa�a jaka� Niewidzialna R�ka, to widocznie przesadzi�a z t� dyskrecj�, bo jako� nikt jej nie zauwa�y� i nie zapami�ta�, tak, �e Kw�ku� nie m�g� przedstawi� ani �wiadk�w ani innych dowod�w swojego �niewidzialnego" dzia�ania. My�leli�my, �e teraz da ju� za wygran�, ale on zadziwi� nas swoim uporem. � Zobaczycie! I tak zostan� Wspania�ym! � powiedzia� i... i rzeczywi�cie tym razem zrobi� co�, co przez cztery dni elektryzowa�o nasz� szko��, ba, ca�e miasto! A �eby mie� �wiadk�w swojego wyczynu wtajemniczy� nas z g�ry we wszystko. Pami�tam, zaci�gn�� nas na pierwszej przerwie w mroczny zau�ek korytarza, rozejrza� si�, czy nikt nie pods�uchuje i oznajmi� dramatycznym szeptem: � Rozpoczynam akcj� pod kryptonimem �Sajgon"! Je�li przyrzekniecie, �e nie pi�niecie nikomu ani s�owa, zdradz� wam niekt�re szczeg�y. U�miechn�li�my si� na po�y drwi�co na po�y pob�a�liwie. Nikt nie bra� na serio s��w nieudacznika. � Jasne, �e nic nie pi�niemy � uspokoi� go rozbawiony Gnat. � Nie ma problemu, m�w! � To b�dzie co� zupe�nie ekstra! � K�kusiowi oczy si� za�wieci�y. � Ju� wszystko obmy�li�em. Wiecie, �e za trzy dni odchodzi ten transport do Wietnamu? Wiedzieli�my doskonale. Przez d�ugi czas w naszym mie�cie trwa�a zbi�rka pieni�na na zakup lek�w i sprz�tu medycznego dla tego kraju. W naszej szkole by�a siedziba komitetu organizuj�cego t� akcj�. Od paru dni gotowe ju� do drogi dary czeka�y w suterenie szko�y na wysy�k�. Ale co to wszystko mia�o wsp�lnego z przedsi�wzi�ciem Kw�kusia? Spojrzeli�my na niego zdziwieni. � Wst�pcie do mnie wieczorem. Co� wam poka��. Tylko g�by na k��dk�! � powiedzia� tajemniczo. Zaintrygowani zaszli�my do niego po kolacji, Kw�ku� zaprowadzi� nas do piwnicy i pokaza� nam du�� skrzyni� zaopatrzon� w nalepki: Fragile! Nie rzuca�! � Zrobi�em j� �ci�le wed�ug wzoru � powiedzia�. � Kapujecie teraz? � Nic nie kapujemy � odpar� Gnat. � Takie same skrzynie s� w suterenie szko�y. � I co z tego? � Do��cz� moj� do tamtych i pojedzie do Wietnamu. � Pusta? � Wcale nie b�dzie pusta. � A co do niej wsadzisz? � Siebie � odpar� Kw�ku�. Os�upieli�my. � Chcesz wyjecha� w skrzyni?! � wykrztusi�em. � Tak jest. Robi� skok do Wietnamu i b�d� tam walczy�. Legalnie by mnie nie wypu�cili, wi�c postanowi�em przemyci� si� w tej skrzyni. B�d� rok w Wiet- namie, potem wr�c�. A co, zatka�o was! � u�miechn�� si� zadowolony. � Oszala�e� chyba! Naprawd� chcesz to zrobi�?! � przerazi� si� Gnat. � Naprawd�. � Zastan�w si�, ch�opie, przecie� wszystkie skrzynie s� w ewidencji. Od razu si� po�api�, �e jest o jedn� skrzyni� za du�o. � W�tpi�. Raczej pomy�l�, �e si� pomylili. Co innego, gdyby brakowa�o jed- nej skrzyni, ale tak? Od przybytku g�owa nie boli. Zobaczycie, �e si� uda. � Nie wytrzymasz tyle dni w takiej skrzyni � zauwa�y� Kleksik � ty wiesz, jak d�ugo jedzie si� do Wietnamu? Chyba z miesi�c. � Miesi�c? Co najmniej dwa miesi�ce! � stwierdzi� Gnat. � Nie my�l� ca�y czas siedzie� w tej skrzyni � wzruszy� ramionami Kw�- ku�. � Jak tylko za�aduj� mnie na statek, wydostan� si� z niej i ukryj� w �adowni albo gdzie� na pok�adzie. Zabieram z sob� odpowiednie narz�dzia � pokaza� nam m�otek, pi�k�, obc��ki i jakie� d�uta. � Mam tak�e troch� �ywno�ci, konserwy, puszki z sokiem i kanister z wod�. Powinno wystarczy� na tydzie�. � A potem? � Potem b�d� ju� na statku i jako� sobie zorganizuj� prowiant. Do was mam tylko jedn� pro�b�, �eby�cie pomogli umie�ci� mnie z t� skrzyni� w suterenie szkolnej... Spojrzeli�my po sobie. � Nie b�dziemy si� do tego miesza� � mrukn�� Gnat. � Dlaczego? Macie pietra? � Nie, ale uwa�amy, �e nie masz �adnych szans. To jest pomys� szczeniacki. Kw�ku� przygryz� wargi. � No tak... mog�em si� tego spodziewa�. Po prostu nie chcecie, �ebym je- cha�. Boicie si�... � Powiedzia�em, �e si� nie boimy! � krzykn�� zdenerwowany Gnat. � Boicie si�, �ebym was nie zakasowa� � zasapa� Kw�ku�. � Nie chcecie, �ebym zosta� Wspania�ym. Bo wiecie, �e kiedy mi si� uda, zostan� najwspanial- szym Wspania�ym. Nie b�dzie takiego drugiego Wspania�ego w Odrzywo�ach! � G�upi jeste� � mrukn�� Gnat. � �a�uj�, �e wam powiedzia�em... Id�cie teraz do Dyra i donie�cie mu!... � Nie b�j si�. Nikomu nie powiemy � wycedzi� spokojnie Gnat � ale nie ra- dzimy ci robi� tego skoku. Stanowczo odradzamy... Zastan�w si� dobrze! Cze��! Wybiegli�my z piwnicy. � My�lisz, �e on naprawd� zapakuje si� do tej skrzyni i pojedzie? � zapyta- �em Gnata. � E, zgrywa si�... � mrukn�� Gnat. � Chcia�, �eby�my go podziwiali za ten pomys� i b�agali, �eby zosta�... � A ja wam m�wi�, �e on mo�e to zrobi�! � powiedzia� Kleksik. � To jest uparty wariat! Postanowi� zosta� Wspania�ym za wszelk� cen�! � Technicznie niewykonalne! � potrz�sn�� g�ow� Gnat. A jednak tego samego dnia, w kt�rym odjecha�y dary dla Wietnamu, znikn�� Kw�ku�. Bardzo chcieli�my by� przy �adowaniu skrzy� na ci�ar�wk�, nieste- ty nie uda�o si�. Za�adowano skrzynie wczesnym rankiem i gdy przyszli�my do szko�y, ju� ich nie by�o. Odjecha�y, a Kw�ku� nie zjawi� si� na lekcjach... Nie by�o go tak�e w domu. Wieczorem rodzice, podejrzewaj�c now� ucieczk� Ma�ka, zawiadomili milicj�, a Kw�kaczowa oskar�y�a nas, �e maczali�my w tym palce. Zaprzeczyli�my stanowczo. Mimo to wzi�to nas nazajutrz na przes�uchanie do Komendy. Byli�my w kropce. Nie wiedzieli�my, czy mamy prawo zdradzi� tajemnic� Kw�kusia. Nie zdradzili�my. W szkole zapytali�my brata Ma�ka, czyli Kw�kacza M�odszego, czy wie to samo co my. Okaza�o si�, �e wie jeszcze wi�cej. Pochwali� si�, �e wieczorem pomaga� bratu nie�� skrzyni� do szko�y. � Potem ustawili�my skrzyni� przy wej�ciu i Maciek wlaz� do niej... A ja zabi�em wieko � wyzna� z dum�. � I zostawi�e� Ma�ka w skrzyni pod drzwiami? � zdziwili�my si�. � Na tym polega� ca�y plan. Zostawi�em t� skrzyni� pod drzwiami, a potem zatelefonowa�em do wo�nej, �e wys�a�em do szko�y ostatni� skrzyni� z lekami dla Wietnamu i �e nale�y do��czy� j� do pozosta�ych. � Jak to... i wo�na nie pozna�a po g�osie, �e dzwoni jaki� mikrus? � Przedstawi�em si� jako pani doktor Waciakowa z komitetu. Maciek napisa� mi na kartce, co mam powiedzie�. � Mocno zagrane � zauwa�y�em. � Poszed� na ca�ego � mrukn�� Gnat. � Ryzyk fizyk. � No i uda�o si�? � zapyta� podniecony Kleksik. � Tak � odpar� Kw�kacz M�odszy. � Wo�na nic nie podejrzewa�a. Wzi�a syna i zi�cia, zanie�li skrzyni� do sutereny i ustawili przy innych. Gdera�a tylko potem, s�ysza�em, bo schowa�em si� w krzakach, �e ci, co przywie�li t� skrzyni�, mogli j� od razu zanie��, a nie zostawi� pod drzwiami. � Niesamowita historia � pokr�ci� g�ow� Gnat. � Tw�j brat mia� tym razem nadzwyczajne szcz�cie. Takie numery rzadko kiedy wychodz�. � Chyba pech nareszcie odwr�ci� si� od Ma�ka � zauwa�y� Kleksik. � Jak s�dzicie, domy�la si�, �e on wyby� w tej skrzyni? � Nie domy�la si� � powiedzia� Kw�kacz M�odszy. � Nie wpadnie im to do g�owy. Starzy nie maj� fantazji. Je�li nic nie pi�niemy, sami nigdy do tego nie dojd�. Ja nic nie pisn�. Przysi�g�em Ma�kowi. A wy? � My te� nie pi�niemy � odburkn�� zirytowany Gnat i odeszli�my szybko. Ja osobi�cie wcale nie by�am taki pewny, �e nie pisn�. Z powodu cienkiej �ciany. W naszym bloku �ciany s� bardzo cienkie i s�ysza�em ci�gle p�acz pani Kw�kaczowej. Daremnie pocieszano j�, �e Maciek wr�ci. Zawsze przecie� wra- ca�, najdalej po trzech dniach. Biedna matka tym razem mia�a z�e przeczucia. By�a pewna, �e ta ostatnia ucieczka nie jest tak niewinna jak poprzednie. Utwierdzi� j� w tym przekonaniu list, kt�ry znalaz�a w skrzynce: Kochani Rodzice! Musia�em wyjecha� na rok w wa�nej sprawie. Jak wr�c�, b�dziecie dumni ze mnie. Nie martwcie si� i nie szukajcie mnie. �ciskam Was mocno. Maciek Naprawd� nie wiem, czy bym w ko�cu nie pisn��. Mam czu�e serce, a Kw�ka- czowa rozpacza�a tak bardzo, �e chyba bym si� za�ama� i wyzna� jej ca�� prawd�, lecz oto na czwarty dzie� rozesz�a si� wie��, �e Maciek ju� jest w domu. Podobno przywioz�a go milicyjna warszawa. Tylko tyle. �adnych innych szczeg��w. Natychmiast po lekcjach pobiegli�my do Kw�kacz�w, ale matka nie chcia�a nas wpu�ci�. Dopiero na drugi dzie� dopadli�my Kw�kusia na ulicy, gdy z kwa�n� min� maszerowa� do szko�y. � Wi�c jednak przyskrzynili ci�! � pokiwa� g�ow� ze wsp�czuciem Gnat. � Nikt mnie nie przyskrzyni� � oburzy� si� Kw�ku�. � No, to czemu przypisa� to szcz�cie, �e ci� znowu widzimy? � Nie uwierzycie, jak wam powiem! Spotka�a mnie niesamowita przygoda! � C� takiego? � Ukradziono mnie. � Jak to �ukradziono"? � Podczas prze�adunku w Gdyni z�odzieje ukradli t� skrzyni�. Nie wiem do- k�adnie, w jakich okoliczno�ciach, bo w�a�nie spa�em... Budz� si� i czuj�, �e jako� dziwnie si� ko�ysz�. Z pocz�tku my�la�em, �e ju� p�yn� na statku, ale zo- baczy�em przez szpary zielon� trawk� i drzewo. Bardzo mnie to zdziwi�o. Potem us�ysza�em rozmow� tych z�odziei. Domy�li�em si�, �e zosta�em ukradziony i �e nios� mnie do swojej meliny w Chylonii... � Zawsze trafiasz na jakich� z�odziei � zauwa�y�em podejrzliwie. � Przy poprzednim skoku m�wi�e�, �e ukradli ci plecak z �ywno�ci� i dlatego musia�e� wr�ci�. � Czy to moja wina, �e stale mnie prze�laduj� elementy przest�pcze? � j�kn�� Kw�ku� i poci�gn�� nosem. Nabawi� si� wida� kataru w tej skrzyni. Machn��em r�k�. � Opowiadaj dalej! Maciek wytar� nos i ci�gn�� dalej: � No wi�c, jak zrozumia�em, co si� sta�o, dosta�em g�siej sk�rki. Ale opa- nowa�em si� szybko i postanowi�em wydoby� si� ze skrzyni. Nie namy�laj�c si� wiele chwyci�em moj� pi�k� i zacz��em pi�owa� deszczu�ki. Z�odzieje us�yszeli zgrzyt, postawili skrzyni� na ziemi i patrzyli na ni� zdumieni. Wtedy ja wyt�- �y�em wszystkie si�y, wywali�em plecami wieko i wyskoczy�em. Zrobi�o to do�� mocne wra�enie na z�odziejach. Jeden dosta� ataku serca, a drugi popad� w os�u- pienie. � I uciek�e�? � Ja? Ucieka�? � skrzywi� si� Kw�ku�. � Wi�c co zrobi�e�? � Obezw�adni�em przest�pc�w i odda�em ich w r�ce milicji. � Technicznie raczej trudne � zauwa�y� z pow�tpiewaniem Gnat. � Zale�y dla kogo. Zreszt�, jak powiedzia�em, jeden z tych przest�pc�w do- sta� ataku serca i nie liczy� si�, a drugi trwa� w os�upieniu. Da�em mu wi�c ko- z�a w �o��dek. Zachwia� si�. Wtedy pomaca�em go w szcz�k�... Usiad� na zie- mi i rozgl�da� si� oszo�omiony. Chcia�em go dalej zaprawia�, a� do skutku, ale ju� nadbiegli ludzie... Pomogli mi przytrzyma� opryszk�w i wezwali milicj�. Po obejrzeniu opryszk�w milicjanci o�wiadczyli, �e s� to znani z�odzieje portowi, a potem z wdzi�czno�ci odwieziono mnie gratisowo do chaty. No i zn�w jestem z wami. Widz�, �e jako� nie cieszycie si�. � O... owszem, cieszymy si� � wyj�ka�em oszo�omiony � tylko... � Tylko co? � Jako� trudno mi to sobie wyobrazi�... � Ty, Tomciu, masz niedow�ad wyobra�ni... W�tpi�, czy kiedykolwiek uda ci si� skleci� t� ksi��k�. � Gdyby by�o, jak m�wisz � powiedzia�em � na pewno pisaliby o twoim wyczynie w gazecie... A tymczasem nic nie pisz�. � Bo milicjanci zachowali �cis�� dyskrecj�. � Niby dlaczego? � Prosi�em ich o to. Zapomnia�e�, �e moja podr� w skrzyni by�a nielegalna, wola�em wi�c unikn�� rozg�osu. Wystarczy mi, �e klasa mianuje mnie Wspania- �ym. Zas�u�y�em chyba... Niestety, klasa by�a innego zdania. Opowiadanie Kw�kusia wyda�o si� wszyst- kim niewiarygodne. Maciek by� bardzo rozgoryczony t� nieufno�ci� klasy, wi�c, �eby go pocieszy�, nadali�my mu tymczasowo nieoficjalny tytu� P�wspania�ego i przyj�li�my go do komitetu redakcyjnego gazety. Mia� prowadzi� dzia� tury- styczny. Szczerze m�wi�c istotnie spotka�a go niesprawiedliwo��. Gdyby by� dziew- czyn�, na pewno ju� dawno zosta�by Wspania�ym. Do dziewczyn przyk�ada si� inn� miar�. Ju� siedem uzyska�o ten tytu�. Wystarczy, �e kt�ra� je�dzi na motorowerze i od razu �Wspania�a". U nas nie ma ch�opaka, kt�ry by nie robi� popisowej �semki na prawdziwym motorze, a ni- komu nawet przez my�l nie przejdzie, �eby robi� z tego wielk� histori�. A Przy- pora Brunhilda to posz�a o p�nocy na cmentarz, posiedzia�a pi�� minut przy gro- bowcu Ordynata i te� od razu nadano jej tytu�. Inne te� chcia�y chodzi�, ale dali�my im nauczk�. Kiedy dowiedzieli�my si�, �e nast�pnej nocy ma p�j�� B�benk�wna, natychmiast przyst�pili�my do kontrak- cji. Ojciec Kw�kacza jest kominiarzem i ma cylinder. Wi�c Gnat zaproponowa�, �eby Kw�ku� zaczai� si� w tym cylindrze za grobowcem Ordynata. W cylindrze i d�ugiej pelerynie. I ze �wiec� dymn� schowan� pod peleryn�. Gdy B�benk�w- na pojawi si� na cmentarzu, Kw�kacz mia� wyj�� zza grobowca i kroczy� wolno naprzeciw... Nic nie mia� robi�, tylko kroczy�. Dopiero gdyby si� nie przel�k�a, mia� zapali� �wiec� i machaj�c peleryn� wypuszcza� dym. Ale, tak jak przewi- dzieli�my, nie potrzebowa� wypuszcza� dymu ani niczym macha�, bo B�benk�w- na, jak tylko zobaczy�a dziwn� posta� na �cie�ce, uciek�a z okropnym krzykiem. Widzieli�my to wszystko zza pobliskiego drzewa, gdzie stali�my ukryci. A po- tem ca�e Odrzywo�y opowiada�y, �e na cmentarzu o p�nocy straszy duch Ordy- nata w cylindrze. A te dziewczyny, co czeka�y przy bramie na B�benk�wn�, �eby �wiadczy� o jej wspania�o�ci, to znaczy komisja, te� uciek�y razem ze Wspania- �� Przypor� Brunhilda. Ich krzyki s�ycha� by�o a� na drugim ko�cu miasta. Inna rzecz, �e i Kw�ku� uciek�... bo w chwil� potem stan�� w bramie zadyszany, uty- t�any w b�ocie i bez cylindra. Nie wiadomo, co go przestraszy�o i dlaczego ucieka�. On sam nie chcia� si� do niczego przyzna�, m�wi�, �e po�lizn�� si� i przewr�ci� na mokrej �cie�ce. Ale, czy by�by si� po�lizn��, gdyby nie ucieka�? W�tpliwe. No i nie wr�ci�by bez cylindra. M�wi�, �e wiatr mu go porwa� gdzie� w krzaki i �e nie m�g� znale��. Ale to by�a nieprawda. Bo zaraz poszli�my sprawdzi� i zoba- czyli�my, �e cylinder le�y na �rodku �cie�ki. Niezale�nie od tego przykrego incydentu akcja osi�gn�a sw�j cel. �Wspania- �o��" dziewczyn zosta�a ostatecznie skompromitowana. Od tej pory nikt w klasie nie bierze powa�nie ich tytu��w. Wszyscy zrozumieli, �e one s� na taryfie ulgowej i �e naprawd� liczymy si� tylko my. ROZDZIA� III Tak jest, tylko my trzej w oczach szko�y liczyli�my si� jako Wspaniali, ale w g��bi duszy czuli�my, �e nam te� te tytu�y niezupe�nie si� nale�� i od pocz�tku dr�czy�a nas zasadnicza w�tpliwo�� co do naszej wspania�o�ci. Bo tak naprawd� to przecie� nie zaliczyli�my jeszcze �adnego faktycznie wielkiego czynu i, co tu owija� w bawe�n�, w uzyskaniu tytu�u walnie dopom�g� nam los! Czuli�my si� troch� jak szachi�ci, kt�rym w grze dano fory. No, bo czy to by�a zas�uga Gnata, �e mia� kondycj� atlety? �e le��c w gipsie jak mumia i w�ciekaj�c si� z nud�w na�yka� si� tylu teoretycznych m�dro�ci? A Kleksik? Przecie� obudzi� si� w nocy z powodu �lwiej pch�y" i dlatego zauwa�y� po�ar. Po prostu szcz�liwy przypadek. To prawda, �e nie straci� g�owy i popisa� si� zimn� krwi�, ale jak jest nas w klasie dwudziestu ch�opa, wszyscy zachowaliby si� podobnie. Albo ja... czy przebrn��bym eliminacje zwyci�sko, gdyby nie gor�czka Elameli i �pomoc" elektrociep�owni? Oczywi�cie nie m�wili�my o tym mi�dzy sob�. To nale�a�o do wstydliwych temat�w i poruszanie ich by�o uwa�ane za przejaw z�ego smaku. A jednak nie mo- gli�my zag�uszy� niepokoju. Nawiedza� nas zw�aszcza w chwilach odpoczynku, gdy zm�czeni szkoln� aktywno�ci�, szukali�my wytchnienia w Azylu. Azylem nazywali�my schowek pod schodami. Znajdowa�a si� tam kupa wy- godnych rupieci: kanapa ze spr�ynami na wierzchu, wiklinowe, dziurawe, trzesz- cz�ce fotele, stare wyp�owia�e flagi oraz miot�y brzozowe, kt�re przesz�y na eme- rytur� i kt�re chorowita wo�na P�kosiowa u�ywa�a ju� tylko jako ostatniego argu- mentu przy uciszaniu szkolnego bractwa. Tam urz�dzili�my sobie intymn� kwa- ter�. Z dala od szkolnego gwaru oddawali�my si� s�odkiemu spoczywaniu na lau- rach. W �wietle pi�tnastowatowej �ar�wki grali�my w durnia, opowiadali�my so- bie kawa�y i plotki szkolne, �miali�my si� z nowych dziwactw Pelmana, naszego chemika i z kapeluszy pani Czupurskiej. Lecz coraz cz�ciej zdarza�o si�, �e kiedy tak za�ywali�my relaksu w Azylu i kto� z nas opowiada� drak� albo kawa�, milk� nagle w po�owie opowiadania, bo spostrzega�, �e kumple go wcale nie s�uchaj� i my�l� o czym� innym. I siedzieli�my milcz�cy ju� a� do dzwonka. S�ycha� by�o tylko j�ki spr�yn starej kanapy i czasem trzeszczenie miot�y, a my my�leli�my, �e to trzeszcz� na- sze laury, na kt�rych wygodnie spoczywamy. A kiedy czasem lampka zamigota�a, mieli�my g�upie uczucie, �e to nasza aureola wspania�o�ci niebezpiecznie za�mie- wa si� i migocze, jakby ju� wkr�tce mia�a zgasn��. A� wreszcie Gnat o�mieli� si� kiedy� prze�ama� to milczenie i wyrazi� nasze l�ki kr�tko: � Panowie, co� trzeba robi�! Nie uwa�acie, �e my jeste�my Wspaniali na kredyt? Ale co mo�na by�o zrobi�? Nieraz po lekcjach w��czyli�my si� po ulicach, ko�o bogatszych sklep�w, a zw�aszcza �Jubilera" i nawiedza�y nas okrutne my- �li. Patrzyli�my, czy jaki� lito�ciwy przechodzie� nie st�ucze szyby wystawowej i nie zrabuje czego�, �eby�my mogli rzuci� si� za nim w pogo� i oczywi�cie z�a- pa�. Albo wychodzili�my na strych domu Gnata, najwy�szej kamienicy w mie�cie i wygl�dali�my z nadziej� przez okienko, �e mo�e gdzie� si� pali i �e mo�na b�- dzie walczy� bohatersko z ogniem i wyci�ga� zaczadzone dzieci z po�aru. Albo spacerowali�my po mo�cie, zaklinaj�c w duchu nielicznych przechodni�w, �eby kt�ry� z nich zechcia� �askawie zrobi� salto do rzeki i topi� si�, aby�my mogli skutecznie pospieszy� mu z pomoc�. Ale jako� nikt nie chcia� kra��, podpala� ani skaka� do wody. Owszem, pewnego razu jeden go�� skoczy� z mostu, uszcz�li- wiony Gnat za nim, ale sko�czy�o si� na tym, �e to on wyratowa� Gnata, a nie Gnat jego. Bo facet okaza� si� zapalonym p�ywakiem wyczynowcem, niejakim Kiszk�, mistrzem Okaesu, z braku basenu trenuj�cym w ten spos�b. W tym stanie rzeczy ostatni� nadziej� wi�zali�my ze starym browarem, ale cierpliwo�� nasza by�a na wyczerpaniu, bo nawet tam nic si� ciekawego nie dzia�o. Tak wi�c sta�o si� jasne, �e�my si� wmanewrowali w nader nieprzyjemn� sytuacj� i to z naszej w�asnej winy. Wszystko dlatego, �e za bardzo si� reklamowali�my, za bardzo chcieli�my zwr�ci� na siebie uwag�, no i teraz jeste�my jak na cenzurowanym, stali�my si� osobami publicznymi i piekielnie publiczna b�dzie te� nasza kompromitacja i kl�- ska. Za du�o narobili�my szkolnemu bractwu apetytu na rych�e zdemaskowanie Wielkiego Z�ego i to teraz zem�ci�o si�... Oczekuj� od nas B�g wie czego, a tu nic... kompletnie nic! Wi�c zaczynaj� nas lekcewa�y�. I to jest najgorsze! Pierw- sze oznaki lekcewa�enia pojawi�y si� ju� w zesz�ym tygodniu. Chcieli�my dla relaksu stukn�� w siatk� i poszli�my do sali wuefu, a tam by� ten szajbus Umilak z si�dmej C. Gra� z paroma f�flami. Kazali�my mu spada�, a on nie chcia�. Po raz pierwszy o�mieli� si� stawia� op�r. I to kto! Taki gnojek, takie zero! Ucze- pi� si� jak szympans siatki i plu� na nas! Musieli�my go si�� odrywa�. Potem dla porz�dku przetrzepali�my typka. Ale nic nie pomog�o. M�ciwy g��b opublikowa� nazajutrz w gazecie �ciennej paszkwil pod tytu�em: Ma�a oda do tak zwanych Wspania�ych A oto jak brzmia� ten haniebny tekst: Ko� si� �mieje! Wy do pi�ki?! To ju� lepsza draka! Pitka bowiem jest dla ludzi w typie Umilaka. A wy, �ajzy Gnackiego, lepiej ju� �apcie Z�ego, jak nie potraficie robi� nic lepszego! Mia� czelno�� co� podobnego wysmarowa� i przyklei� na naszej gazecie! Od razu zebra� si� t�um gapi�w. Czytali chichocz�c g�upio, a nikt nie stan�� w naszej obronie. Oczywi�cie rozp�dzili�my brutalnie gapi�w, a potem zdarli�my to wierszy- d�o, ale co to pomog�o? Ujma na honorze pozosta�a. I tego dnia zrozumieli�my, �e zje�d�amy po r�wni pochy�ej w d�. Nasza z takim trudem zdobyta pozycja Wspa- nia�ych stan�a pod znakiem zapytania i wkr�tce nie b�dzie warta funta k�ak�w! Pustka si� wok� nas zrobi�a. Bractwo zbiera�o si� po k�tach i szepta�o, a gdy podchodzili�my, wszyscy od razu milkli. Wiedzieli�my, �e o nas m�wi�. I nic przyjemnego. Tote� zdziwili�my si� bardzo, gdy w ostatni poniedzia�ek wrze�nia do Azylu, gdzie w�a�nie radzili�my jak wyj�� z do�ka, wpad� zadyszany Kleksik i wysapa� zadyszany: � Uszy... uszy do g�ry, panowie, nie jest... z nami tak �le, jak my�limy... S� jeszcze tacy... tacy, co a� si� pal�, �eby przyst�pi�... �eby przyst�pi� do nas! � Co ty bredzisz? � Gnat zmarszczy� brwi. � Nie bredz�, zg�osi� si�... zg�osi� si� cz�owiek... Chce by� kandydatem do naszego klubu. � Kto?! � Taki jeden z si�dmej B. Nie znacie go. On jest nowy. Przenie�li go z Zatru- chla. � Nie opowiadaj g�upich kawa�k�w � splun�� Gnat. � Powa�nie m�wi�. Jest nowy kandydat. � To jaki� wariat � mrukn��em. � No... nie wiem... � poci�gn�� nosem Kleksik � troch� dziwny typ, to fakt... przyzna�, �e jest na li�cie skierowanych na badanie do psychologa, ale nie robi wra�enia regularnego czubka. Zreszt� sami os�d�cie. Przyprowadzi�em go. Jest za drzwiami. � Obejrzymy typka, co Zyziu? To mo�e by� ciekawe � powiedzia�em. � Tylko nie przestraszcie si� � uprzedzi� Kleksik. � On ma n�dzn� pow�ok� cielesn�. � Garbaty? � zainteresowa�em si�. � No nie! � zaprzeczy�. � Kulawy? Zezowaty? � Nie. � Tylko co? � Taki og�lnie chuchrowaty. � Jeszcze gorzej ni� Tomcio? � Gnat spojrza� na mnie z�o�liwie. � Zewn�trzna pow�oka cielesna nie decyduje o warto�ciach cz�owieka � wycedzi�em zimno � mog� sypn�� przyk�adami z historii. � Tak jest! � poparli mnie K�ku� i Kleksik. � Dobra � mrukn�� Gnat. � Nie b�d� zwraca� uwagi na jego nico�� ciele- sn�, je�li oka�e si� wspania�y... hm... duchem. Dawajcie tego wymoczka! ROZDZIA� IV Mimo tego wielkodusznego o�wiadczenia znakomity teoretyk Zyzio nie m�g� ukry� grymasu niesmaku, gdy nowy kandydat na Wspania�ego stawi� si� przed nami. Nieborak robi� fatalne wra�enie. Faktycznie wygl�da� jeszcze gorzej ni� ja. Znacznie gorzej. Kompletny zdechlak. Wida� urwa� si� prosto z wuefu na boisku, bo mia� na sobie kostium gimnastyczny, kt�ry bezlito�nie obna�a� wszystkie ana- tomiczne szczeg�y jego n�dznej budowy, patyczkowate no�yny, w�skie ramionka i wystaj�ce �opatki. A do tego okropne okulary w drucikowej oprawce i ta blada, tr�jk�tna twarzyczka. I te uszy stercz�ce jak u wilka, w�osy na je�a, spiczasta broda, w og�le ca�y jaki� by� spiczasty chyba z powodu nadzwyczajnej chudo�ci i o wiele za ma�y jak na si�dmoklasist�, p�tora metra na oko, mo�e ciut wi�cej. Tylko oczy mia� du�e jak lemur wari, bardzo okr�g�e i bardzo b�yszcz�ce. Przez d�u�sz� chwil� nikt si� nie odezwa�. W milczeniu taksowali�my cherlaka a on taksowa� nas �uj�c gum�. W ko�cu Gnat chcia� co� powiedzie�, ale dosta� tiku pod okiem, co mu si� zdarza�o tylko w momentach zupe�nego obrzydzenia, wi�c zamacha� tylko r�k�, jakby chcia� odegna� od siebie przykr� zjaw�, a ja od razu zrozumia�em, �e wymoczek jest bez szans, �e jest z g�ry przekre�lony i �e nie b�dzie normalnej procedury sprawdzania kandydata, bo Zyzio postanowi� go z miejsca sp�awi�. Ale nie docenili�my typa. By� wida� przyzwyczajony do silnego wra�enia, jakie wywo�ywa� w nowej szkole, bo bez cienia zak�opotania wyplu� gum� i przy- lepi� sobie za uchem. � To na potem � powiedzia� i obr�ci� si� do Zyzia. � Ty pewnie jeste� ten teoretyk najbardziej wspania�y i nazywasz si� Gnat. � Dok�adnie � wycedzi� lodowato Zyzio. � Podobno robicie pr�by na wspania�o��, nawet z dziewczynami, wi�c po- my�la�em. .. � To tylko taka zabawa � przerwa� mu Gnat. � Lubi� si� bawi� � oznajmi� f�fel � zw