6325
Szczegóły |
Tytuł |
6325 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6325 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6325 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6325 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ILUSTROWANE BIOGRAFIE WIELKICH KOMPOZYTOR�W
bRYCE MORRISON
LISZT
PRZE�O�Y�A EWA GABRY�
pOLSKIE wYDAWNICTWO MUZYCZNE KRAK�W 1999
Tytu� orygina�u: Liszt
(C) Bryce Morrison 1989.
This edition published in 1989 by Omnibus Press,
a division of Book Sales Limited.
All rights reserved. No part of this book may be reproduced in any form, by photocopying or by any
electronic or mechanical means, including information storage or retrieval systems, without permission
in writing from the publishers. Unauthorised reproduction of any part of this publication is an
infringement of copyright.
Spis tre�ci
S�owo wst�pne
Przedmowa
I. Wczesne lata: cudowne dziecko 13
II. Powr�t Liszta do Pary�a i burzliwy okres
romantyzmu 27
III. Paganini, Berlioz i Chopin 37
IV. Maria d'Agoult 48
V. Ucieczka od Marii 69
VI. Karolina von Sayn-Wittgenstein 81
VII. Kryzys i pocieszenie 98
VIII.La vie trifurquee~~ 105
IX. Lata ko�cowe 117
Wa�niejsze utwory Franciszka Liszta 128
Tw�rc� jest bardziej ten, kto ��czy w sobie w spos�b
rzadki i niezwyk�y szereg wybitnych w�a�ciwo�ci, ni� kto�
odznaczaj�cy si� jak�� jedn� cech� szczeg�ln�. To w�a�nie
�w stan napi�cia pomi�dzy tymi przeciwie�stwami jest
czym�, co stwarza prawdziw� pot�g� tw�rcz� (Anthony
sTORR)
Ka�de wielkie dzie�o rodzi si� z le dur desir de durer
[silnego pragnienia przetrwania - EG], z bezwzgl�dnej
wynalazczo�ci ducha w walce ze �mierci�, z nadziei prze-
�cigni�cia czasu pot�g� kreacji. "Jasno�� pada z nieba";
cztery s�owa i trik w postaci ciemniej�cego brzmienia.
Jednak przetrwa�y one trzy stulecia (George Steiner).
S�owo wst�Pne
Niniejsze zwi�z�e studium �ycia oraz epoki Franciszka
Liszta stanowi wa�ny przyczynek do istniej�cych ju� bio-
grafi genialnego kompozytora. Nie jest to szczeg�owe
chronologiczne relacjonowanie wydarze�, jak w innych
przypadkach, ale raczej do�� intryguj�cy przegl�d zna-
cz�cych zdarze� i sytuacji, jakie mia�y wp�yw na Liszta,
kszta�tuj�c jego z�o�on� i skomplikowan� osobowo��.
Spo�r�d wielkich postaci romantyzmu Liszt jest by�
mo�e jedynym artyst�, kt�ry wywar� najbardziej bezpo-
�redni wp�yw na wsp�czesnych mu oraz na ca�y kierunek
romantyczny. Liszt by� z pewno�ci� najwi�kszym nowato-
rem swego czasu, o czym �wiadcz� nie tylko jego wyst�py
publiczne maj�ce charakter pe�nych recitali - jak to si�
dzieje obecnie - bez udzia�u innych towarzysz�cych arty-
st�w, podczas kt�rych gra� bez nut, ale tak�e zastosowany
przez niego innowacyjny spos�b ustawienia fortepianu na
' estradzie koncertowej, jak r�wnie� wynalezienie i rozwi-
ni�cie nowej formy muzycznej - poematu symfonicznego.
Liszt by� niezmordowanym rzecznikiem nowej muzyki,
lansuj�c i wykonuj�c utwory tych, w kt�rych talent wie-
rzy� bez zastrze�e�.
Gratuluj� panu Morrisonowi pomys�u z zastosowaniem
obszernych cytat�w z pism Liszta i wsp�czesnych mu au-
tor�w. Przydaje to ksi��ce posmaku autentyczno�ci, jakiej
brak wielu innym biografiom kompozytora.
Dla czytelnika b�dzie to fascynuj�cy opis owego nie-
zr�wnanego okresu w historii muzyki, jaki stanowi�y lata
1811-1886.
Jorge Bolet
Przedmowa
Pisa� o Liszcie - to marzenie lub te� absolutny kosz-
mar dla biografa tego genialnego kompozytora. Niezwykle
utalentowany - najwyra�niej od urodzenia skazany na
to, aby zadziwia� i ol�niewa�; ju� od najm�odszych lat
zdradza� Liszt nadzwyczaj skomplikowan� natur�, prowo-
kuj�c� niemniej zr�nicowane opinie na sw�j temat.
�ycie i tw�rczo�� Liszta ��cz� si� z sob� w spos�b nie-
rozerwalny, budz�c niezrozumia�� wr�cz niech��, albo da-
lek� od uznania histeri�, lub te� daj�c pow�d do fanatycz-
nego uwielbienia.
Prostota - a jednocze�nie wyrafinowanie, naiwno��-
a zarazem przebieg�o��, ma�oduszno�� - a jednak wspa-
nia�omy�lno�� a� do przesady. Ta z�o�ono�� natury Liszta
wymaga�a zawsze pewnego rodzaju parasola ochronnego,
tak ze strony jego najgor�tszych zwolennik�w, jak i naj-
bardziej zaciek�ych wrog�w; zar�wno od nadgorliwych oraz
sentymentalnych obro�c�w jego rzekomego uduchowienia,
jak i od tych (jak np. Ernest Newman), kt�rym nadpobud-
liwa natura kaza�a reagowa� zbyt silnie na ow� b�yskot-
liw� i wyidealizowan� legend�. Nies�awne dzie�o pana
Newmana [zob. Bibliografia - EG] trudno uzna� za pr�b�
pastwienia si� nad delikwentem w sensie, powiedzmy,
ksi��ki Middletona Murry'ego Syn hobLety, b�d�cej stu-
dium o D. H. Lawrensie. Newman mimo wszystko nie
zamierza� upiec w�asnej pieczeni przy cudzym ogniu. Po-
wodowany jednak sentymentem, pr�bowa� przedstawi�
trudniejsze do przyj�cia, trwalsze, je�li nawet mniej przy-
jemne prawdy, uznaj�c sk�onno�� do oportunizmu i pew-
nej trywialno�ci u Liszta jako cechy wiod�ce.
Prawda jak zwykle le�y po�rodku, tak wi�c ryzykuj�c,
i� wydam si� niemodny poprzez uciekanie si� do psycholo-
gii, chcia�bym zasugerowa�, �e jakkolwiek Liszt tworzy�
niew�tpliwie w oparciu o pe�n� sprzeczno�ci, a jednak mo-
�liw� do zrozumienia mieszanin� religijnej gorliwo�ci oraz
podszytego pr�no�ci� mistrzostwa, to jednak prze�ywa�
poczucie g��bokiej niepewno�ci i dysharmonii wewn�trz-
nej. Fakty z jego �ycia dowodz� w spos�b przekonywaj�cy,
i� problem ten mo�na rozpatrywa� w �wietle raczej pozy-
tywnym ni� negatywnym.
Wcze�niej ni� wi�kszo�� artyst�w do�wiadcza Liszt du-
chowego rozdarcia, a jego tw�rcza natura sta�a si� w�a�ci-
wym kluczem umo�liwiaj�cym przetrwanie. W swej nie-
ustannie ewoluuj�cej sztuce kompozytor znalaz� ukojenie
oraz spos�b na symboliczne i zdecydowane roz�adowanie
owego tw�rczego niepokoju. Zmuszony do tworzenia w
niezwyk�ym zaiste tempie, z nadzwyczajn� energi� umia�
odzwierciedli� i skrystalizowa� w swej sztuce ka�dy ulot-
ny niuans swojego �ycia, ka�d� inspiracj� p�yn�c� ze swe-
go p�odnego intelektu i bogatej wyobra�ni. A je�li owoce
jego tw�rczo�ci w spos�b nieuchronny cechowa�a pewna
nier�wno�� i mniejsza perfekcja, ni� dajmy na to u Chopi-
na, to mo�na wszak�e uzna�, i� odzwierciedlaj� one wi�-
kszy rozmach, swobod� i szlachetno�� ducha.
Ponadto, cho� cz�sto prawd� jest, i� sztuka mo�e stano-
wi� namiastk� rzeczywisto�ci, fantazj� eskapisty niebez-
piecznie oddalonego od codziennych trosk, to jednak u Li-
szta sztuka i rzeczywisto�� by�y nierozdzielnie z sob�
zwi�zane, stanowi�y niezb�dn� "interanimacj�", podsy-
caj�c� sta�y przyp�yw i odp�yw idei tw�rczych, rado�� i
m�k� tworzenia. W tym szczeg�lnym przypadku nie czuj�
si� zatem usposobiony do kwestionowania s�ynnego po-
gl�du T.S. Eliota, i� "im doskonalszy artysta, tym bardziej
daje si� w nim wyodr�bni� istot�, kt�ra cierpi, i t�, kt�ra
tworzy". U Liszta g��wnym powodem do chwa�y jest z pe-
wno�ci� fakt, i� nie by� nigdy artyst� "doskona�ym".
To, �e kolosalna, poch�aniaj�ca moc energii praca tw�r-
cza Liszta oraz jego styl �ycia kosztowa�y go nieprawdopo-
dobnie wiele trudu i cierpie�, nasuwa si� jako dodatkowy
ironiczny wniosek. I cho� w przypadku wielu artyst�w
prawd� jest, i� tym, co w g��wnej mierze podziwiamy wie-
le lat p�niej, jest cz�sto kulminacja ogromnego osobistego
cierpienia, to Liszt, w r�wnym stopniu co kt�rykolwiek in-
ny kompozytor, stanowi tu wyj�tkowy i szczeg�lnie pasjo-
nuj�cy przypadek. Jego nag�e choroby i zamykanie si�
w sobie s� milcz�cym, lecz wymownym �wiadectwem sta-
nu jego umys�u, �atwo ulegaj�cego wstrz�som i zmiennym
nastrojom. Nie opuszczaj�ce kompozytora przez ca�e �ycie
wahania pomi�dzy sk�onno�ci� do upajania si� poklas-
kiem t�um�w a wycofywaniem w sfer� izolacji duchowej,
sta�y konflikt pomi�dzy indywidualn� a publiczn� stron�
jego natury, sytuuj� si� niezmiennie w centrum cz�stych
kryzys�w, jakie prze�ywa�. Jednym za� z najosobliwszych
i najg��bszych wytwor�w tej wewn�trznej udr�ki by�y owe,
a� do dzi� uznawane za kontrowersyjne, mroczne ekspery-
menty ostatnich lat jego �ycia - dziwna, "nawiedzona"
i surowo prorocza muzyka. Na stale powracaj�ce pytanie,
dotycz�ce owego zadziwiaj�cego wci�� przechodzenia od,
jak si� to m�wi, l'exuberance de coeur [wylewno�� - EG]
do l'amertume de coeur [zjadliwo�ci - EG], liczni wrogo-
wie Liszta odpowiadali pocz�tkowo lekcewa��cym tonem,
i� jest to niezbity dow�d sp�ycenia, b�d�cego pierwszym
krokiem ku staro�ci. A jednak Nuages gris, Unstern, czy
te� obie wersje La lugubre gondola (ju� same te tytu�y
�wiadcz� o poczuciu wewn�trznej pustki oraz osamotnie-
niu towarzysz�cym ostatnim latom Liszta) wyobra�aj�
�wiadom� podr� w nieznane; stanowi� odwa�ne akty wia-
ry i kreacj� tego, co kompozytor lubi� nazywa� swym mu-
zycznym �yciem pozagrobowym. Wed�ug s��w samego
kompozytora, ambicj� ko�cowych lat jego �ycia by�o si�g-
ni�cie mo�liwie jak najdalej w niezmierzon� sfer� przy-
sz�o�ci.
M�wi�c ju� teraz bardziej o tw�rcy ni� o cz�owieku
stwierdzi� nale�y, i� muzyka taka odzwierciedla r�wnie�
�wiadom� pr�b� zerwania z konwencj�. Obrzuciwszy b�o-
tem tak zagorza�ych konserwatyst�w, jak Brahms oraz
Mendelssohn, Liszt odwr�ci� si� na zawsze od tradycji i
z pe�n� znajomo�ci� rzeczy oraz umiej�tno�ci� przewidy-
wania - co patrz�c wstecz wydaje si� zadziwiaj�ce-
wyzwoli� si� z ogranicze�, jakie niesie z sob� r�wnowaga,
symetria i forma, eksperymentuj�c zamiast tego swobod-
nie z czym� tak nowym i zbyt szokuj�cym, aby o tym
wspomina� - jak atonalno��, asymetria, dysonans oraz
zdumiewaj�ce i pozornie przewrotne poczucie niedosko-
na�o�ci. Progresja i repetycja tworz�ce zasadnicz� cz��
takich przyk�adowo utwor�w, jak III Walc Mephisto, Me-
phisto Polha czy Bagatelle sans tonaLite, jedynie uzu-
pe�niaj� i ironicznie podkre�laj� muzyczn� magi� oraz po-
mys�ow� osobliwo�� ekspresji. W konfrontacji z ow� po-
zorn� dziwaczno�ci� charakteryzuj�c� Liszta, wsp�cze�ni
mu postrzegali go raczej jako niebezpiecznego wyznawc� ',
chaosu, nie uznaj�cego �adnych ogranicze�, ni� jako
przedstawiciela prawdziwej sztuki. Dopiero kompozytorzy
p�niejszej generacji, a zw�aszcza Debussy, Bart�k i Stra-
wi�ski, potrafili zdoby� si� na podziw nie tylko wobec
odwagi Liszta i jego proroczej si�y, lecz tak�e wobec ca�ko-
witej oboj�tno�ci na przeciwno�ci losu, niezale�nie od po-
noszonych koszt�w. Charakterystyczne dla Liszta indywi-
dualne metody komponowania bynajmniej nie niepokoi�y,
ani tym bardziej denerwowa�y tych, dla kt�rych rewolu-
cyjne zmiany wprowadzone do muzyki przez Debussy'ego
czy Strawi�skiego by�y po prostu faktami �ycia muzyczne-
go.
R�wnie� dopiero w naszych czasach umiano oceni� w
pe�niejszy spos�b wielostronno�� natury Liszta, cz�owieka,
kt�ry si�� czerpa� ze s�abo�ci, a kt�rego wielko�� wykwi-
ta�a z chaosu. Oczywi�cie, je�li wyobrazimy sobie Liszta
jako Don Juana, kt�remu przemoc� narzucono �wiado-
mo�� duchowych aspekt�w �ycia, lub te� jako m�a cnotli-
wego, prze�ladowanego przez mroczn� cz�� jego osobowo-
�ci, zbli�ymy si� bardziej do zrozumienia indywidualnego
i skomplikowanego charakteru jego tw�rczego geniuszu.
I
Wczesne lata:
cudowne dziecko
Wiele argument�w przemawia za tym, �e Liszt by� naj-
wi�kszym wirtuozem wszechczas�w, okres za� szczytowy
jego kariery (lata 1839-1847), okre�lany jest w historii
wykonawstwa jako niezr�wnany. Dzieci�stwo i wczesne
lata jego �ycia maj� zatem dla biografa szczeg�lne znacze-
nie. W tym bowiem okresie nale�y szuka� pocz�tk�w p�-
niejszej wielko�ci kompozytora, mimo �e Liszt nie by� chy-
ba kim�, kogo okre�la si� mianem Wunderkind, z kt�rego
pozostaje samo dziecko, a cudowno�� gdzie� si� ulatnia
(wed�ug sarkastycznego stwierdzenia Leopolda Godo-
wskiego). Jednak ju� wtedy zauwa�y� mo�na pewien nie-
pokoj�cy w�tek przeplataj�cy powierzchownie konwen-
cjonaln� narracj�. Schemat, wed�ug kt�rego potoczy�o si�
�ycie Liszta, ukszta�towa� si� wcze�nie, sugeruj�c wiele
niepokoj�cych aspekt�w klasycznej sytuacji cudownego
Liszta dziecka. Nawet �w wczesny i niezwyk�y sukces m�odocia-
nego artysty przys�oni�y cierpienia psychiczne wywo�ane
�yciem w nieustannym zgie�ku, bynajmniej nie przelotne
czy kr�tkotrwa�e.
Pochodzenie Liszta jest dot�d bli�ej nie znane. Cho�
w naiwno�ci ducha kompozytor wyobra�a� sobie, i� pocho-
dzi z w�gierskiej szlachty, bardziej prawdopodobne jest,
~" �e by� z wie�niaczego rodu. Dziad jego, Georg Adam Liszt
(urodzony w Edelsthal, ma�ej wiosce w pobli�u Bratys�a-
wy), by� trzykrotnie �onaty i mia� dwadzie�cioro pi�cioro
dzieci. Jego ojciec, r�wnie� Adam (1776-1827), pracowa�
jako rz�dca w Raiding, w maj�tku ksi�cia Esterhazyego,
po�o�onym oko�o pi��dziesi�t mil od Wiednia, z widokiem
na rozleg�e w�gierskie r�wniny, opisywanym jako "kultu-
ralny raj". Rzecz znamienna - Adam Liszt w wieku lat
dziewi�tnastu by� nowicjuszem w zakonie franciszkan�w,
zanim nie zosta� stamt�d wydalony ze wzgl�du na "zmien-
ny i pe�en sprzeczno�ci charakter". Wielkie umi�owanie
przeze� muzyki (zw�aszcza kompozycji Haydna i gry for-
tepianowej Hummla~`) nie wyda�o jednak plon�w, na sku-
tek prozaicznej konieczno�ci zarabiania na �ycie.
By� utalentowanym muzykiem-amatorem; gra� na fortepianie i wiolon-
czeli w dworskiej orkiestrze pod kierownictwem Haydna [przyp. t�um.].
Matka Liszta, Anna Lager (1788-1866), pochodz�ca z po-
�udnia Niemiec, po�lubi�a Adama Liszta w wieku trzy-
dziestu lat. B�d�c bez w�tpienia wzorow� �on� i matk�,
pozostawa�a raczej w cieniu m�a, spe�niaj�c jedynie rol�
pomocnicz� w jego �yciu i w b�yskotliwej biografii, jak� �w
rych�o wyobrazi� sobie dla swojego syna ("Synu m�j, do
wielkich rzeczy jeste� przeznaczony! Zrealizujesz artysty-
czne cele, kt�rych urok wabi� mnie na pr�no w m�odo-
�ci").
Franciszek Liszt urodzi� si� w Raiding [Doborjan] 22
pa�dziernika 1811 r. - w "roku komety", co stanowi�o
trafn� w tym wypadku zapowied� niezwyk�ej i b�yskotli-
wej kariery. W wieku sze�ciu lat ma�y Liszt, ku ogromnej
rado�ci ojca, przejawia� obsesyjne wr�cz zami�owanie do
muzyki, w szczeg�lno�ci za� do fortepianu. Potrafi� czyta�
nuty na d�ugo przed poznaniem alfabetu. To, co dla in-
nych dzieci wymaga�o mozolnej har�wki ponad si�y, jemu
dostarcza�o wielu cudownych prze�y�, a posta� Beethove-
na sta�a si� dla� szczeg�lnym i wiele znacz�cym przy-
k�adem. Na skutek nadmiernej wra�liwo�ci przejawiaj�cej
si� u ch�opca od wczesnego dzieci�stwa, barwne i pe�ne
emocji wczesne lata jego �ycia zak��ci�a nag�a choroba,
kt�ra pojawi�a si� nieoczekiwanie, i w r�wnie niewyja�nio-
ny spos�b ust�pi�a.
W wieku lat dziewi�ciu Liszt wykona� koncert Ferdi-
nanda Riesa oraz swobodn� fantazj� w�asnej kompozycji*
z takim powodzeniem, �e zosta�a podj�ta inicjatywa rozpi-
sania subskrypcji, aby wspom�c dalsz� nauk� ch�opca.
Wkr�tce te� konieczno�ci� sta�o si� rozejrzenie za szer-
szym polem dzia�ania ni� prowincjonalne miasteczko Rai-
ding. Szczeg�lnie Wiede� wydawa� si� kulturaln� Mekk�,
i wed�ug Sir W. H. Hadowa** reprezentowa� jeden z
trzech naj�wietniejszych okres�w w historii (opr�cz Aten
czas�w Peryklesa i el�bieta�skiej Anglii). Zacz�to poszuki-
wa� dla Liszta odpowiednich nauczycieli. Zwr�cono si�
r�wnie� i do Hummla, kt�rego stawki by�y jednak zbyt
wysokie, na skutek czego nie znalaz� si� on na kartach hi-
* By�a to improwizacja na temat duetu Don Juana i Zerliny z opery Don
Juan Mozarta oraz menueta z Septetu Beethovena.
storii muzyki jako nauczyciel Liszta. Niestrudzony Carl
Czerny, kt�ry uczy� od rana do wieczora, a opr�cz tego
skomponowa� ponad tysi�c opus�w, by� bardziej wielkodu-
szny, a zarazem spostrzegawczy. Pocz�tkowo odm�wi�
wprawdzie przyj�cia Liszta do grona swych uczni�w, p�-
niej jednak, po us�yszeniu jego gry, szybko zmieni� zdanie.
Gr� ch�opca uzna� z pocz�tku za-
do�� nieporz�dn�, niechlujn�, chaotyczn�; mia� te� [Liszt] tak s�abe po-
j�cie o palcowaniu, �e przebiera� palcami ca�kiem dowolnie po ca�ej kla-
wiaturze. Lecz pomimo to w zdumienie wprawi� mnie talent, jakim ob-
darzy�a go Natura.
Zdolno�ci Liszta, naturalne i jeszcze we wczesnych la-
tach jego �ycia nale�ycie nie rozwini�te, zadziwia�y ju�
jednak sw� nadzwyczajno�ci�. Czerny zaj�� si� wi�c ener-
gicznie swym m�odym i niezdyscyplinowanym podopiecz-
nym. Po raz pierwszy w �yciu Liszt by� bardziej krytyko-
wany ni� chwalony, a jego m�odzie�cza �atwo�� gry zo-
sta�a nale�ycie ukierunkowywana, cho� nie bez silnych
opor�w ze strony ch�opca. Kompozytor Szko�y bieg�o�ci nie
tolerowa� odczytywania tekstu nutowego jedynie w przy-
bli�eniu. Z czasem te� Liszt zacz�� docenia� wyczerpuj�cy
re�im elementarnych gam i pasa�y. W p�niejszym okre-
sie, pod wp�ywem r�norakich inspiracji, zw�aszcza za�
"diabelskich sztuczek" Paganiniego, Liszt uzupe�ni� i zna-
cznie przewy�szy� ograniczone umiej�tno�ci techniczne,
jakie zdoby� u Czernego, tworz�c podstawy jednej z naj-
bardziej nadludzkich rodzaj�w techniki pianistycznej
wszech czas�w.
Post�py Liszta by�y nadzwyczaj szybkie i wkr�tce Czer-
ny m�g� ju� stwierdzi�: "Nigdy dot�d nie mia�em tak gorli-
wego, utalentowanego i pracowitego ucznia. Po up�ywie
zaledwie roku mog�em ju� pozwoli� na jego wyst�p publi-
czny; niewielu artyst�w wzbudzi�o w Wiedniu podobny en-
tuzjazm". Oko�o roku 1822 gra fortepianowa Liszta nie
by�a ju� jedynie czym� w rodzaju b�yskotliwego czytania
a vista, a jego dwa koncerty wywo�a�y nie tylko wzmianki
o "ma�ym Herkulesie, kt�ry jakby spad� z ob�ok�w", ale
tak�e odpowiada�y niezwykle skrupulatnym wymaganiom
i idea�om nauczyciela. Pod wzgl�dem talentu por�wnywa-
no Liszta z m�odym Mozartem i Beethovenem. Z tego te�
czasu pochodzi historia o "poca�unku mistrza z Bonn". Owe
"artystyczne chrzciny", odnosz�ce si� raczej do prywatnej
ni� publicznej okoliczno�ci, mia�y miejsce po wykonaniu
przez Liszta pierwszej cz�ci' Koncertu C-dur Beethovena.
Kompozytor by� najwyra�niej tak wzruszony, �e uca�owa�
Liszta w czo�o, m�wi�c: "Id�, ch�opcze! Nale�ysz do naj-
szcz�liwszych ludzi, daj�c rado�� i szcz�cie innym. Nie
spos�b wyobrazi� sobie czego� lepszego i pi�kniejszego
w �yciu".
Sukces odniesiony w Wiedniu by� zar�wno dla ojca, jak
i dla syna czym� wi�cej ni� tylko przyjemno�ci�. Nale�a�o
jednak pomy�le� o zdobywaniu coraz to nowych miast.
Chodzi�o za� w szczeg�lno�ci o Pary�. Najg��bszym pra-
gnieniem Adama Liszta by�o, aby jego syn m�g� studiowa�
w paryskim Konserwatorium. Niestety, po dalszych tryum-
fach en route czeka�o go przykre zaskoczenie, niwecz�ce
przedwczesne nadzieje. Do Konserwatorium nie przyjmo-
wano cudzoziemc�w i dyrektor szko�y, Cherubini, nie chcia�
odst�powa� od regu�, nawet dla kogo� takiego jak Liszt.
Wszelako owe biurokratyczne przepisy nie sta�y si� prze-
szkod� dla jego kariery. Kilka odpowiednio sformu�owa-
nych list�w w�gierskiej arystokracji wystarczy�o, aby od-
by� si� recital Liszta wobec elity towarzyskiej Pary�a.
Ch�opiec natychmiast zyska� przydomek le petit Liszt*,
staj�c si� ulubie�cem Pary�a, a recital jego wywo�a� takie
poruszenie, �e wie�ci o nim przedosta�y si� przez szczelnie
zamkni�te drzwi Konserwatorium, docieraj�c przez kana�
La Manche do Londynu, gdzie kr��y�y ju� pog�oski o "fe-
nomenie muzycznym". Liszt odegra� sw�j recital z pami�-
ci, co by�o nie lada wyczynem, wytykanym mu p�niej
przez nieprzyjazn� krytyk� jako przejaw zarozumia�o�ci
i powierzchowno�ci. Tak wi�c, na swej artystycznej drodze
poznawa� Liszt zar�wno blaski, jak i cienie sukcesu. I nie
ma si� co dziwi�, �e "�smy cud �wiata", kt�ry w wieku lat
trzynastu skomponowa� ju� oper� (Don Sanche), prowo-
kowa� w r�nym stopniu wrogo��, jak i s�owa zachwytu.
* Wg innych �r�de� Le petit Litz. Stanis�aw Szenic (Franciszek Liszt, PIW,
seria "Ludzie �ywi" 17, Warszawa 1969, s. 38) podaje, i� "Francuzi z wrodzonym
im darem przekr�cania cudzoziemskich nazwisk zrobili z ma�ego W�gra le pe-
tit Litz. Pod tym nazwiskiem sta� si� na d�ugie lata ulubie�cem salon�w pary-
skich" [przyp. t�um.].
Schemat przysz�ych wydarze� zacz�� powoli nabiera�
kszta�t�w, i w tym w�a�nie czasie Liszt otrzyma� pierwszy
z�o�liwy anonim.
Dla potwierdzenia statusu "najwi�kszego wykonawcy
obecnej doby" niezb�dna by�a wszak�e wyprawa Liszta do
Londynu. Mimo i� koncerty, w kt�rych wyst�powa� m�odo-
ciany artysta, stanowi�y rodzaj sk�adanek z udzia�em oso-
bliwie nieraz dobranych artyst�w (w tym wszechobecnej
Miss Symonds, kt�rej specjalno�ci� by�y wokalne popisy
w stylu pie�ni Yes, this is the Indian drum [Tah, to jes
indyjski b�ben] i When thy bosom [Gdy twa pier�], to jed-
nak sukces sta� si� i tym razem jego udzia�em. Liszt
otrzyma� astronomiczne honorarium w wysoko�ci 100 fun-
t�w, co w roku 1824 by�o kwot� bezprecedensow�. Zdo�a�
nawet prze�ama� brytyjsk� niech�� w stosunku do cudow-
nych dzieci i ich wczesnych osi�gni��, czego rezultatem
by� koncert przed kr�lem Jerzym IV w Windsorze.
Wkr�tce jednak osobliwy i pod wieloma wzgl�dami nie-
normalny spos�b �ycia Liszta zacz�� przynosi� ujemne
skutki. Kolosalne, lecz stosunkowo �atwo zdobyte powo-
dzenie okaza�o si� naraz czym� p�ytkim. W wieku lat pi�t-
nastu ch�opiec sta� si� pos�pny, przygn�biony i sk�onny do
introspekcji, a prowadzony przeze� pami�tnik zawiera�
rozwlek�e nauki i cytaty ze �w. Paw�a i �w. Augustyna,
jak np.: "Traci� czas - to jedna z najgorszych wad na tym
�wiecie. �ycie jest tak kr�tkie, ka�da chwila tak cenna,
a jednak �yjemy w taki spos�b, jak gdyby �ycie mia�o trwa�
wiecznie"; lub: "Niewiele jest rzeczy, kt�re same w sobie
s� niemo�liwe. Brak nam jedynie pilno�ci, nie za� �rod-
k�w do osi�gni�cia powodzenia".
Ku niema�ej konsternacji ojca, Franciszek Liszt wycofa�
si� z �ycia publicznego. Ogarn�o go ogromne pragnienie,
aby wie�� �ycie religijne, spokojne i pe�ne kontemplacji,
znajduj�ce zdumiewaj�ce potwierdzenie jego dzieci�cej wia-
ry w to, i� "nie ma nic bardziej oczywistego ni� niebo, i nic
prawdziwszego ni� mi�osierdzie boskie". P�niejsze powo-
dzenie w Pary�u (m.in. udane wystawienie opery Don
Sanche w 1825 roku) nie zdo�a�o zachwia� jego postano-
wieniem i przez reszt� swego d�ugiego i burzliwego �ycia
artysta by� cz�owiekiem, kt�ry w jednej chwili znajdowa�
upodobanie w samotno�ci, kiedy indziej za� t�skni� do sza-
lej�cych za nim t�um�w.
Opera Don Sanche, kt�rej partytura zagin�a, a kt�r�
odnaleziono dopiero w 1903 roku, napisana jest - co nie
dziwi - w stylu �wczesnego nauczyciela kompozycji Lisz-
ta, Ferdinanda Paera. Wraz z Allegro di bravura i Scher-
zem g-moll (odkrytym przez Busoniego w r.1909) oraz pa-
roma innymi utworami nale�y do najwcze�niejszych kom-
pozycji Liszta. Scherzo, skomponowane w kilka godzin,
zawiera w sobie zal��ek idei, kt�ra p�niej znalaz�a sw�j
najwierniejszy wyraz w IX Rapsodii w�gierskiej (1885).
Co wa�niejsze,12 etiud op. 1 tworzy podstaw� - czy te�
prototyp - p�niejszych, pot�nych i piekielnie trudnych
Etiud transcendentalnych (Etudes d'execution transcen-
dante), cho� ich b�yskotliwa witalno�� w stylu Czernego
daje niewielkie poj�cie o rewolucyjnej �mia�o�ci i blasku
p�niejszych dokona� Liszta. Nale�y podkre�li�, i� zal��ki
najprawdziwszego geniuszu kompozytora potrzebowa�y
szczeg�lnie wiele czasu, aby si� rozwin��. Przyk�adem te-
go s� wspomniane Etiudy w liczbie dwunastu, kt�rych
zbi�r, tworz�cy op.1, zosta� w spos�b wielce pompatyczny
opracowany w roku 1838, by nast�pnie uzyska� ostatecz-
n�, pe�n� poloru i udoskonalon� wersj� w 1851 roku. Ich
przemo�ny wp�yw daje si� odczu� w dwunastu Etiudach
transcendentalnych op. 11 (1897-1905) Siergieja Lapuno-
wa, dedykowanych pami�ci Franciszka Liszta. Lapunow
faktycznie skar�y� si�, i� ulegaj�c silnym wp�ywom Liszta
zatraci� w�asn� indywidualno��. Fascynuj�cy, daj�cy si�
�atwo rozpozna� jako s�owia�ski styl Lapunowa, cho�
w sumie zbyt wyra�nie wywodz�cy si� od Liszta, znalaz�
sw� kulminacj� w utworze b�d�cym wyrazem ho�du w sto-
sunku do w�gierskiego tw�rcy, zatytu�owanym Elegie en
memoire de Franz Liszt.
Wracaj�c jednak do kompozycji Liszta wspomnie� wy-
pada, i� styl wszystkich trzech wersji Etiud zosta�-
rzecz wielce u�yteczna dla zainteresowanych - por�wna-
ny przez Humphreya Searle [zob. Bibliografia - EG], a I
i III wersja interesuj�co nagrane na jednej p�ycie [CRD
1058-9] przez Thomasa Rajn�. Wed�ug sugestii Searle'a
burzliwy i gwa�towny charakter etiud bardziej brawuro-
wych, jak Etiuda nr 2 a-moll, nr 4 (Mazeppa), nr 6 (Vi-
sion), nr 7 (Eroica), nr 8 (Wilde Jagd), nr 10 f moll i nr 12
(Chasse-neige), przeciwstawiony jest liryzmowi i marzy-
cielskiej prostocie Etiudy nr 3 (Paysage), subtelnej orna-
mentyce Etiudy nr 9 (Ricordanza), czy pe�ni harmonicznej
i �mia�emu charakterowi Etiudy nr 11 (Harmonies du
soir). R�wnie� i s�awna z powodu wysokich wymaga� te-
chnicznych Etiuda nr 5 (Feux foLlets) odznacza si� w za-
sadzie pe�n� liryzmu wirtuozeri�. Tak wi�c, okre�lenie
"transcendante" kryje w sobie w r�wnym stopniu wirtuo-
zeri� typu poetyckiego, co wirtuozeri� techniczn�. Mo�e
r�wnie� oznacza� radykalny krok naprz�d w stosunku do
klasycznych etiud pedagogicznych Czernego. Zadedykowa-
nie Czernemu przez Liszta jego dwunastu Etiud transcen-
dentalnych jest dowcipnym, a zarazem czu�ym ho�dem dla
Czernego-nauczyciela, w mniejszym za� stopniu dla kom-
pozytora.
Cokolwiek by nie powiedzie� o niezawodnej, b�yskotli
wej wirtuozerii Liszta, rozbie�no�� pomi�dzy widomymi
oznakami zewn�trznej aprobaty, a wewn�trznym osa-
motnieniem dr�czy�a go w dalszym ci�gu. Jakkolwiek jego~
trzecia wizyta w Londynie w roku 1827 przynios�a mu';
wielki sukces (na jego wyst�pie obecny by� m.in. Ignacy
Moscheles, przeci�tny, cho� g�o�ny pod�wczas pianista i
kompozytor), to jednak poczucie powo�ania do stanu du-.
chownego wzrasta�o w nim silniej ni� kiedykolwiek. Wro-''
dzona weso�o�� ust�pi�a miejsca klasztornej stateczno�ci
a umi�owanie towarzystwa i aplauzu publiczno�ci zast�-
pi�a sk�onno�� do izolacji. Zdrowie ch�opca, o dochodach
ju� nawet nie wspominaj�c, coraz bardziej nara�one by�o ;
na szwank. Tak wi�c Adam Liszt zmuszony by� podj��,
stanowcze kroki i pro�b� syna, "by pozwoli� mu �y� �wi�-
tobliwie i, by� mo�e, umrze� �mierci� m�cze�sk�", skwito-
wa� ch�odno i roztropnie:
To �e kto� znalaz� w czym� upodobanie, nie musi wcale oznacza�, i�
jest do tego powo�any. Mamy wystarczaj�ce dowody na to, �e twoim ~
prawdziwym powo�aniem jest muzyka, nie za� religia. Kochaj Boga tak
mocno, jak tylko potrafisz, b�d� dobrym i oddanym synem, a w�wczas
wzniesiesz si� na szczytowe wy�yny w sztuce, do kt�rej przeznaczy� ci�
Wszechmocny.
Wed�ug sugestii lekarzy, kt�rzy zalecili im zmian� miej-
sca pobytu, ojciec i syn udali si� do Boulogne~. W zdro-
wym klimacie Franciszek szybko odzyska� si�y i pogod�
ducha, natomiast okrutnym, ironicznym zrz�dzeniem losu
jego ojciec zachorowa� na tyfus. Zmar� w Boulogne w 1827
roku, wypowiadaj�c wszak�e przed �mierci� znamienne,
a zarazem prorocze s�owa, zanotowane skrupulatnie przez
syna:
Powiedzia�, �e mam dobre serce i nie brak mi inteligencji, ale oba-
wia si�, �e kobiety skomplikuj� mi �ycie i b�d� wywiera� na mnie nad-
mierny wp�yw. Przepowiednia ta by�a czym� osobliwym, jako �e w�w-
czas, maj�c lat szesna�cie, nie mia�em poj�cia o kobietach, i w swej
naiwno�ci poprosi�em mego spowiednika o wyja�nienie mi sz�stego
i dziewi�tego przykazania, gdy� ba�em si�, �e mog� je �ama�, nie zdaj�c
sobie nawet z tego sprawy.
Miasto po�o�one w p�nocnej Francji przy uj�ciu rzeki Liane do kana�u
La Manche, znane te� pod nazw� Boulogne-sur-Mer [przyp. t�um.].
II
Powr�t Liszta do Pary�a
i burzliwy okres romantyzmu
Liszt g��boko i dotkliwie odczu� �mier� ojca. �al po jego
stracie dzieli�a z nim matka, kt�ra po tym smutnym wy-
darzeniu do��czy�a do ch�opca w Pary�u. �mier� ojca, kt�-
rego Franciszek okre�li� kiedy� czule jako cz�owieka o "in-
tuicyjnym uporze i wytrwa�o�ci", pog��bi�a uczucie niepe-
wno�ci i wewn�trznej pustki ch�opca.
Kiedy �mier� pozbawi�a mnie ojca... i zacz��em zastanawia� si� nad
tym, czym mog�aby by� sztuka i jaki musi by� artysta, poczu�em si�
przyt�oczony og�ln� niemo�no�ci� urzeczywistnienia czegokolwiek; u-
czucie to ogarnia�o mnie coraz bardziej i przeszkadza�o my�le� w spo-
s�b, kt�ry uwa�a�em za najw�a�ciwszy. Pr�cz tego, nie znajduj�c ani
jednego wsp�czuj�cego s�owa ze strony kogokolwiek o mentalno�ci od-
powiadaj�cej mojemu sposobowi my�lenia, czy to w�r�d zadowolonych
z siebie czo�owych postaci towarzystwa, czy - w mniejszym stopniu-
artyst�w trwaj�cych bezczynnie w wygodnej postawie oboj�tno�ci, nie
maj�cych poj�cia o celach, ku kt�rym d��y�em, ani o mo�liwo�ciach, ja-
kimi czu�em si� obdarowany, nasz�o mnie uczucie silnego rozgorycze-
nia w stosunku do sztuki, takiej jaka jawi�a mi si� przed oczyma: upod-
lona i zdegradowana do poziomu mniej lub bardziej intratnego intere-
su, b�d�ca �r�d�em rozrywki dla dystyngowanego towarzystwa.
Wola�bym by� czymkolwiek innym ani�eli muzykiem na �o�dzie wysoko
postawionych os�b, traktowanym przez nich protekcjonalnie i op�aca-
nym jak sztukmistrz, czy te� "uczony" pies Munito. Niech mu ziemia
lekk� b�dzie!
Liszt popad� w tak wielkie przygn�bienie i mizantropi�,
�e rozesz�a si� nawet pog�oska o jego �mierci, a w jednej
z gazet ukaza� si� nekrolog: "Franciszek Liszt, urodzony
22 X 1811, zmar� w Pary�u w r. 1828".
Wszelako dla zaspokojenia potrzeb materialnych m�o-
dzieniec zmuszony by� podj�� obowi�zki nauczyciela. "Bie-
da - jak si� wyrazi� - �w odwieczny mediator mi�dzy
cz�owiekiem a z�em, wyrwa�a mnie z mojej samotno�ci
i medytacji, wprowadzaj�c niejednokrotnie w towarzystwo
ludzi, od kt�rych zale�a� los m�j i matki".
Dla kilkunastoletniego m�odzie�ca Pary� lat dwudzies-
tych i trzydziestych XIX w. by� miejscem uderzaj�cym do
g�owy jak mocne wino. b�d�c rodzajem groteskowej ma-
skarady towarzyskiej, stanowi� aren�, na kt�rej zawierano
i zrywano tymczasowe zwi�zki r�wnie �atwo, jak zmienia-
no partner�w do ta�ca. Nic wi�c dziwnego, �e w tym sta-
nie rzeczy cyniczny Heine m�g� wykrzykn��: "Ilekro� nasz
kochany B�g nudzi si� w niebie, otwiera okno i spogl�da
na bulwary Pary�a".
To w�a�nie przede wszystkim sfery artystyczne szczy-
ci�y si� faktem bycia ponad prawami moralnymi, stano-
wi�c �ywy dow�d powiedzenia, i� "artysta mo�e pozwoli�
sobie na to, aby by� niemoralnym". Owa palais royale
by�a czym� zgo�a odleg�ym od klasztornego i kontempla-
cyjnego �ycia, kt�re by�o tak wielkim pragnieniem Liszta.
Franciszek wkroczy� w �w �wiat, jakkolwiek jego powo-
dzenie w tamtejszych kr�gach uwarunkowane by�o pew-
nymi zastrze�eniami natury nie tyle spo�eczno-towarzy-
skiej, co muzycznej. Jego wykonanie Koncertu h-moll "we-
terana" Hummla nie zyska�o zwyczajowej aprobaty.
Francois Joseph Fetis, pisz�c dla "La Revue Musicale"
wyst�pi� z ostr� w tonie i znamienn� co do tre�ci repry-
mend�, kt�ra odzwierciedla�a nieodpowiedni - jego zda-
niem - charakter �wczesnego �ycia Liszta.
Jaka szkoda, �e naturalne zdolno�ci p. Liszta wykorzystywane s�
wy��cznie do przekszta�cania muzyki w tworzywo dla oszust�w i magi-k�w. Nie do tego przecie� owa czaruj�ca sztuka jest przeznaczona...
Powinien korzysta� Pan z chwili, w kt�rej Pa�skie, wci�� jeszcze "dzie-
wicze", zdolno�ci pozwalaj� na odpowiednie ukierunkowanie talentu.
Winien Pan cofn�� si� o krok wstecz i by� pierwszym w�r�d m�odych
pianist�w, maj�c odwag� wyrzec si� b�yskotliwych b�ahostek na ko-
rzy�� post�p�w, kt�re maj� o wiele wi�ksze znaczenie. Czyni�c tak, uj-
rzy Pan wkr�tce owoce swego dzia�ania.
Ciekawe, �e Fetis zarzuca� Lisztowi w�a�nie brak powa-
gi, nad czym ten tak niedawno ubolewa�.
Nic dziwnego, �e bez najmniejszych stara� ze swojej
strony Liszt przyci�ga� ku sobie najbogatszych uczni�w.
Nale�a�a do nich siedemnastoletnia c�rka ministra prze-
mys�u i handlu Karola X, hrabianka Karolina de Saint-
-Cricq, najwa�niejsza spo�r�d otaczaj�cych go dam ze
�wiata literatury i filozofii. Podobnie jak wiele p�niej-
szych s�awnych zwi�zk�w Liszta, znajomo�� ta zacz�a si�
od konwersacji na powa�ne tematy, aby nast�pnie prze-
kszta�ci� si� w nami�tn� mi�o��. Lekcewa��c �wczesne
konwenanse, Liszt zakocha� si� w hrabiance bez pami�ci.
Romans nauczyciela fortepianu i panny ze szlachetnego
rodu by� w�wczas nie do pomy�lenia, tote� lekcje Karoliny
- idylla trwaj�ca nieraz do p�nych godzin nocnych-
zosta�y raptownie przerwane. Liszta zawezwano przed ob-
licze dostojnego pana hrabiego, kt�ry ch�odno podzi�kowa�
mu za dotychczasow� prac�, po czym bez pardonu odpra-
wi�. Karolin� wys�ano do klasztoru i w przeci�gu kilku
miesi�cy wydano bezpiecznie - i odpowiednio - za m��,
za bogatego ziemianina hrabiego d'Artigaux. M�odzie�cza
nami�tno�� Liszta wypali�a si� w gwa�townym uniesieniu.
Trudno przeceni� wp�yw owego upokorzenia na jego uczu-
cia oraz wrodzone poczucie dumy. W pewnym sensie arty-
sta nigdy nie otrz�sn�� si� z tego romantycznego niepowo-
dzenia, kt�re by�o dosadnym przypomnieniem jego niskiej,
pozycji spo�ecznej, i jeszcze bardziej bolesnym dowodem
surowo�ci �wczesnego porz�dku spo�ecznego. Na poz�r
snob, p�aszcz�cy si� przed wielkimi tego �wiata, sta� si�
Liszt niezmordowanym bojownikiem walcz�cym o prawa
dla artyst�w, gwa�townie reaguj�cym, ilekro� kwestiono-
wano jego status spo�eczny. B�d�c jakby prekursorem
E. M. Forstera*, przekonanego o arystokracji odwa�nych
* Angielski powie�ciopisarz i krytyk literacki (1879-1970), autor m.in. po-
wie�ci Pok�j z widokiem (1908), Domostwo pani Wilcox (1910), Droga do Indii
(1923). Tw�rczo�� Forstera ��czy precyzyjn� obserwacj� spo�eczn� z uog�lnia-
j�c� metafor� filozoficzn� [przyp. t�um.].
i wra�liwych, Liszt szybko doszed� do wniosku, i� "sta� si�
szlachetnym - to co� znacznie wi�cej, ni� by� szlachetnie
urodzonym".
�atwo na tej podstawie zauwa�y�, �e Liszt dojrza� ju�
w�wczas do tego, aby sta� si� buntownikiem. Fakt, i� za-
wiedzione nadzieje i nieszcz�liwa mi�o�� zbieg�y si� w
czasie z pocz�tkiem romantyzmu i rewolucj� 1830 roku,
okaza� si� szcz�liwym zrz�dzeniem losu dla potomno�ci;
Liszt, typowe dziecko swych czas�w, by� ju� got�w, aby
-wyp�yn�� w blasku ca�ej swej witalno�ci i nowatorskiego
geniuszu. I mimo niepowodze�, jakie sta�y si� p�niej jego
udzia�em, artysta nigdy ju� nie pozwoli� sobie na to, aby
popa�� raz jeszcze w podobny stan negacji i apatii.
Zbyt proste, tworzone na dora�ny u�ytek definicje ro-
mantyzmu, okre�laj�ce go jako "przydawanie osobliwego
charakteru pi�knu" lub te� jako "renesans cudu", jakkol-
wiek niewystarczaj�ce, aby odda� istot� zjawiska, suge-
ruj� co� w rodzaju kolosalnego fermentu energii maj�cej
w�a�nie wydosta� si� na powierzchni�. W ka�dym razie,
w Pary�u roku 1827 narasta�o niezadowolenie ze starego
porz�dku, z jego sztywnym trzymaniem si� czysto powierz-
chownych regu�, formalno�ci i etykiety. Dla Wiktora Hugo
nie by�o -
�adnych regu� ani wzor�w, lub raczej �adnych innych zasad, pr�cz po-
wszechnego umi�owania natury, kt�ra zawiera w sobie ca�� sztuk� -
oraz pr�cz specjalnych praw, kt�re dla ka�dego dzie�a sztuki wynikaj�
z warunk�w istnienia w�a�ciwych danemu tematowi. Te pierwsze s�
odwieczne, subiektywne i trwa�e, drugie za� - zmienne, powierzchow-
ne, s�u��ce wy��cznie do jednorazowego u�ytku.
�atwo zrozumie�, i� tego rodzaju credo przemawia�o
w spos�b oczywisty do m�odego Liszta, ��cz�c w sobie to,
czego nauczy� si� od ksi�dza de Lamennais*, z silnymi
wp�ywami religijnymi i romantycznymi oraz aktualn� w�w-
czas popularno�ci� saintsimonizmu. Wszystko to pomog�o
mu przezwyci�y� uczucie niepowodzenia, zamieniaj�c je
w tryumf. To w�a�nie de Lamennais widzia� w sztuce mo-
ralne rozwi�zanie trapi�cych ludzko�� nieszcz��, Saint-
* Hugues Felicite Robert de Lamennais (1782-1854), pisarz francuski,
ksi�dz, ideolog tzw. socjalizmu chrze�cija�skiego. Wyst�powa� jako rzecznik od-
nowy Ko�cio�a w duchu egalitaryzmu i demokratyzmu. Katolicyzm, zdaniem
Lamennais'a, winien zerwa� sojusz z monarchami i stan�� po stronie uciskane-
go ludu, zgodnie z duchem Ewangelii [przyp. t�um.].
-Simon za� d��y� do "zjednoczenia cia�a i umys�u oraz
u�wi�cenia jednego przez drugie". W filozofi Saint-Simo-
na istnia�o sze�� podstawowych zasad: "poprawa jako�ci
ludzkiego �ycia drog� szerzenia wiedzy naukowej; reorga-
nizacja spo�ecze�stwa wed�ug zasady, �e praca, nie za�
pochodzenie, decyduje o miejscu w hierarchii spo�ecznej;
praca na rzecz emancypacji kobiet; zakaz lenistwa; r�wny
podzia� d�br; ~~humanizacja~~ religii".
Takie pragmatyczne stanowisko by�o przeciwie�stwem
niezdecydowanej postawy poetyckiej, arnoldia�skiego*,
w oddali rysuj�cego si� horyzontu lub mo�liwo�ci. Trudno
nazwa� to przypadkiem "w�dr�wki mi�dzy �wiatem umar-
�ych a �wiatem zbyt bezsilnych, aby si� urodzi�", czy te�
przypadkiem przysz�ej epoki - "szcz�liwszej niestety ni�
nasza - epoki, kt�rej m�dro�� pozbawiona b�dzie bezdu-
szno�ci, a swoboda frywolno�ci". Liszt instynktownie wy-
* Od nazwiska Matthew Arnolda (1822-1888), angielskiego filozofa kultu-
ry, krytyka literackiego poety i pedagoga kt�ry w swej estetyzuj�cej i klasycy-
stycznej koncepcji dzie�a sztuki przeciwstawia� zar�wno szkole romantycznej,
jak i utylitaryzmowi spo�eczno-moralnemu formu�� "sweetness and lighty ["s�o-
dycz i �wiat�o"1- autonomiczny idea� �adu, pi�kna i harmonii [przyp. t�um.].
czuwa� najbli�sze mu prawdy rzeczywiste, kt�rym nie po-
trafi� si� oprze�, i solidaryzowa� si� z opiniami de Lamen-
nais i Saint-Simona na temat artyst�w:
... pe�ni�c rol� kap�an�w, przedstawicieli rz�du, kt�rzy poprzez g��bi�
i szcz�cie swych my�li, harmonie, obrazy, rze�by - winni budzi�, pod-
syca� i kszta�towa� w sercach ludzi trwa�� sympati� ku temu, co szla-
chetne i dobre.
Wyra�anie oraz wywo�ywanie emocji sta�o si� nowym
idea�em, wywodz�cym si� w mniejszym stopniu z jednej,
�atwo daj�cej si� okre�li� przyczyny, w wi�kszym za�
z istotnej i ca�kowitej zmiany powszechnie obowi�zuj�cych
pogl�d�w na �wiat "prywatnej" �wiadomo�ci, �wiat indy-
widualizmu. Indywidualist�w, kt�rzy odno�nie do ka�dego
z aspekt�w �ycia spo�ecznego zadawali sobie pytanie: "ja-
kie ma to znaczenie dla mnie?" Zasadnicza warto�� sztuki
mia�a ju� odt�d polega� raczej na jej sile oddzia�ywania
ni� na logice czy elegancji formy; has�em dnia sta�o si�
raczej stawianie pyta�, ni� rozwi�zywanie najg��bszych
�yciowych dylemat�w. Nade wszystko za� sztuka mia�a
wyra�a� emocje, �w "nadmiar wznios�ych uczu�", tak uko-
chany przez Wordswortha, przy czym rzadko kiedy zda-
rza� si� artysta tak obdarowany przez natur� jak Liszt
artysta, kt�ry by� w stanie wyrazi� tego rodzaju filozofi�
w muzyce. Tw�rczy niepok�j przybra� nawet takie rozmia-
ry, �e pr�by uciszenia go podobne by�y usi�owaniom za~
trzymania rw�cego potoku. Nieub�agany impet i si�a owe-
go ruchu zmiata�y wszystko, co by�o przedtem.
Wa�ne, by zda� sobie tak�e spraw� z tego, �e w I po-
�owie XIX wieku Pary� stanowi� centrum romantycznego
ruchu, i �e w tej "wsp�lnocie egzaltowanych dusz" Liszt
sta� si� artyst� par exceLlence romantycznym. Wiktor Hu-
go, Alfred de Musset, George Sand, Honoriusz Balzak, Al-
phonse de Lamartine, Teofil Gautier, Aleksander Dumas
Alfred de Vigny - wszyscy byli zafascynowani nowym ru~
chem, za� Delacroix, Coubert i Daumier wyra�ali w malar-
stwie nie mniej zdecydowane zerwanie z przesz�o�ci�,
W dziedzinie muzyki Berlioz, Chopin i Paganini mieli wy-
wrze� pot�ny wp�yw na m�odego, zapalonego i wra�liwe-
go Liszta, kt�ry poczuwszy si� naraz bezpiecznie w swym
nowym otoczeniu, znalaz� sprzymierze�c�w, kt�rych m�g�
na�ladowa�, a z czasem nawet przewy�sza�.
Pod wp�ywem takich bod�c�w i atmosfery, na�adowanej
jak "taniec na wulkanie", cierpienia Liszta znik�y jak za
dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki. Artysta wpad� w wir
nieustannej aktywno�ci. Zacz�� komponowa� (nie uko�-
czon� jednak w efekcie) Symfoni� rewolucyjn�, a nag�a
i gwa�towna ��dza wiedzy sprawi�a, �e narzuci� sobie pro-
gram indywidualnych studi�w, kt�re z pewno�ci� zniech�-
ci�yby wszystkich, z wyj�tkiem najbardziej wytrwa�ych
entuzjast�w.
M�j umys� i palce pracuj� jak dwaj pot�pie�cy. Homer, Biblia, Pla-
ton, Locke Byron, Hugo, Lamartine, Chateaubriand, Beethoven, Bach,
Hummel, Mozart, Weber - wszyscy oni otaczaj� mnie wko�o. Studiuj�
ich dzie�a, medytuj� nad nimi, poch�aniam je z pasj�. Nadto �wicz� po
cztery lub pi�� godzin (tercje, seksty, oktawy, tryle, repetycje, kadencje
etc.). Je�li nie oszalej� - zobaczysz, �e stan� si� prawdziwym ar-
tyst�...*
To przej�cie od depresji ku radosnej egzaltacji wystar-
czy�o Lisztowi, by wyrazi� swe polityczne sympatie z ty-
pow� dla� brawur�. Stan�wszy pewnego razu twarz�
w twarz z kr�lem Ludwikiem Filipem (nazywanym "kr�-
lem mieszcza�skim z racji jego demonstracyjnie okazywa-
nego, acz czysto powierzchownego egalitaryzmu), Liszt-
na stwierdzenie kr�la, i� wiele si� zmieni�o, odpar�: "Tak,
Sire, ale nie na lepsze". Ta zuchwa�o�� kosztowa�a go
utrat� Legii Honorowej .**
Koniec ko�cem, Liszt zyska� nie tylko swe miejsce
w otaczaj�cym go �rodowisku, rozumiej�c wa�n� rol�,
jak� m�g� odegra� w nowym i szybko rozwijaj�cym si� ru-
chu, lecz tak�e niezb�dny impuls do dzia�ania, dzi�ki
wp�ywom, kt�rym artysta nie by� w stanie si� oprze�. Naj-
wa�niejszym z nich by� wp�yw Paganiniego, kt�ry pojawi�
si� w Pary�u w roku 1831, sprawiaj�c, i� wyobra�nia Li-
szta i jego horyzonty muzyczne uleg�y ca�kowitej i trwa�ej
przemianie.
Nie spos�b przeceni� oddzia�ywania owego fenomenal-
nego wirtuoza na m�odego i wielce wra�liwego Liszta. Nie-
mal natychmiast ujrza� on rol� wirtuoza w zupe�nie no-
wym �wietle. Tandetne i b�aze�skie sztuczki w�oskiego
skrzypka uleg�y w umy�le Liszta transformacji w absolut-
nie wznios�y klimat uczuciowy. Wirtuoz sta� si� naraz
kim�, kto mo�e sprawi�, "aby dusza przem�wi�a. Jedynie
w�wczas stanie si� on arcykap�anem sztuki, a jego boskie
uniesienie spowoduje, i� martwe litery nabior� �ycia i zna-
czenia, a jego wargi odkryj� tajemnice sztuki dla poto-
mno�ci".
* Z listu F. Liszta do Piotra Wolffa z 8 V 1831 r. Cyt. za: S. Szenic, op. cit.,
** Pe�niejszy obraz sytuacji przedstawia opis owej sceny w biografii kompo-
zytora pi�ra S. Szenica, op. cit., s. 146: "Pewnego dnia zwiedzaj�c wystaw� for-
tepian�w urz�dzon� przez Pleyela, Liszt zasiad� do jednego z instrument�w
i zacz�� gra�, aby go wypr�bowa�. W otoczeniu kilku dworak�w wszed� na to
kr�l Ludwik Filip. Spostrzeg�szy Liszta podszed� do niego i wda� si� w pogaw�d-
k�. "Czy przypomina pan sobie - spyta� w czasie rozmowy - �e jako ma�y
ch�opiec grywa� pan u mnie, gdy by�em jeszcze ksi�ciem Orlea�skim? Jak wiele
si� od tego czasu zmieni�o." - "Tak, Sire - brzmia�a odpowied� - ale nie na
lepsze". Jak opowiadano, kr�l Ludwik Filip, kt�ry s�yn�� z dobroduszno�ci, po-
czu� si� tymi s�owami dotkni�ty i w�asnor�cznie skre�li� naszego artyst� z listy
os�b podanych do odznaczenia Krzy�em Legii Honorowej. Nied�ugo trwa�a zre-
szt� z�o�� kr�lewska; artysta otrzyma� �w order w roku 1845" [przyp. t�um.].
Z coraz wi�kszym zapa�em Liszt odrzuca� od siebie
wszelkie w�tpliwo�ci co do swej przysz�ej roli wirtuoza,
kt�rego w dalszym ci�gu uwa�a� za kogo�, kto -
powo�any jest do tego, aby kaza� przem�wi� emocjom i p�aka�, �piewa�
i wzdycha� - aby o�ywi� je w swej �wiadomo�ci. Wirtuoz wyra�a na-
mi�tno�ci, kt�re wydobywa na powierzchni� w ca�ym ich blasku. Potra-
fi tchn�� �ycie w pogr��one w letargu cia�o, nape�ni� je �arem, o�ywi�
pulsem wdzi�ku i gracji; przeszy� iskr� wyrwan� przez Prometeusza
z cia�a Jowisza. Musi on sprawi�, by forma, kt�r� stworzy�, wzbi�a si�.
ku niebiosom; musi uzbroi� j� w skrzydlat� bro�; spowodowa�, by roz-
kwit�a wonnym kwieciem, i nada� jej tchnienie �ycia.
III
Paganini, Berlioz i Chopin
Kr�tki rzut oka na posta� Paganiniego szybko wyja�ni
eufori� Liszta oraz fakt, i� urokowi skrzypka uleg�a naj-
mniej subtelna strona jego wra�liwej natury. Pewne podo-
bie�stwo - je�li idzie o wczesn� karier� obu artyst�w-
jest czym� oczywistym, jakkolwiek w przypadku Pagani-
niego w gr� wchodzi�o okrucie�stwo rodzic�w, spotykaj�ce
si� z biern� uleg�o�ci� ze strony ch�opca, co szcz�liwie
by�o Lisztowi oszcz�dzone.
Rodzice Paganiniego odznaczali si� bezwzgl�dn�, po-
zbawion� skrupu��w ambicj� typu komercjalnego, po��-
czon� z religijn� hipokryzj�. Doprowadzi�o to z jednej
strony do sukces�w wirtuoza otoczonego aur� niesamowi-
to�ci, z drugiej za� przynios�o tragiczne w skutkach nast�p-
stwa. W �yciu Paganiniego fikcja miesza�a si� nieustannie
z rzeczywisto�ci�, za� jego s�abe zdrowie i nadmierna po-
budliwo�� nerwowa by�y cen�, kt�r� artysta musia� za-
p�aci� za sw�j "sukces". D���c do spektakularnych efe-
kt�w, sta� si� wkr�tce Paganini doskona�ym tworzywem,
z kt�rego buduje si� marzenia, zw�aszcza nadaj�ce si� na
sprzeda�. Czerwono-��ty str�j oraz niebiesko zabarwione
okulary wirtuoza podkre�la�y jego trupi� blado��. M�wio-
no, i� niekt�rzy ludzie czynili znak krzy�a, gdy przysz�o
im si� niechc�cy zetkn�� zbyt blisko ze skrzypkiem.
Twierdzono te�, �e s�awna struna G instrumentu Pagani-
niego zrobiona by�a z jelita jego w�asnej �ony. Inni, ule-
gaj�c og�lnej histerii twierdzili, i� widz� diab�a pro-
wadz�cego r�k� artysty podczas gry. Podobnych history-
jek o rozmaitych groteskowych wyczynach Paganiniego
by�o ca�e mn�stwo.
Paganini odznacza� si� bezgranicznym egotyzmem, za-
chowuj�c si� wobec wszystkich w spos�b zdumiewaj�co
grubia�ski. Podziwiano wielce ci�te odpowiedzi i powierz-
chowny dowcip skrzypka, nie zdradzaj�ce wszak�e wyso-
kiej inteligencji. Warto przytoczy� wiele m�wi�cy fakt, i�
podczas gdy Schubert otrzyma� ogromn� sum� 575 funt�w
za ponad tysi�c kompozycji, to Paganini zarobi� t� sam�
kwot� za osiem koncert�w, na kt�rych wyst�pi� w ci�gu
ostatnich, tragicznych lat �ycia wiede�skiego mistrza.
Absurdalno�� i wulgarno�� cechuj�ce ow� epok� skry-
stalizowa�y si� w postaci krzykliwej pogoni za sensacj�
oraz ra��cej niesprawiedliwo�ci. Gdy Schubert le�a� zapo-
mniany - noszono r�kawiczki a la Paganini i tylko kon-
kurencyjna atrakcja w postaci niedawno nabytej �yrafy do
zoo zmusi�a wirtuoza do odwo�ania swojego koncertu. Po-
dobnie jak jo jo czy hula-hoop, skrzypce sta�y si� szale�-
stwem dnia, a czo�owe postacie wytwornego towarzystwa
szybko porzuci�y swe dotychczasowe zaj�cia, np. rob�tki
r�czne, na korzy�� bardziej wyczerpuj�cej aktywno�ci [gry
na skrzypcach - EG]. Nawet Rossini utrzymywa�, i� gra
Paganiniego to jedno z trzech wydarze� w jego weso�ym
sk�din�d �yciu, kt�re przyprawi�y go o p�acz. Inne - to
niepowodzenie jego pierwszej opery [Weksel ma��e�ski
wystawionej w 1810 r. - EG] oraz strata nadziewanego
truflami, wyrzuconego przypadkowo za burt� podczas
przeja�d�ki �odzi�, indyka.
Pod ow� fasad� pozor�w kry� si� jednak nieszcz�sny;
schorowany cz�owiek. Mo�na chyba wybaczy� wyrafinowa-~
ne okrucie�stwo, do jakiego bywa� czasem zdolny Pagani-
ni, je�li si�gnie si� po jego s�ynny pami�tnik zawieraj�cy
na przestrzeni dziewi�ciu dni nast�puj�ce wzmianki: Pur-
gativo, riposo, purgativo, vomi-purga, vomitivo, purgativo
etc." ["czyszczenie, chwila wytchnienia, czyszczenie, wy-
mioty, czyszczenie, wymioty, czyszczenie"]. Interesuj�ce
mo�e by� tu r�wnie� przytoczenie okre�lenia kompozycji
Paganiniego w jednym ze wsp�czesnych s�ownik�w muzy-
cznych jako "pozbawione g��bi emocjonalnej", w innym za�
jako "s�abe i pospolite". Smutnym lecz istotnym �wiadec-
twem tego, co dzia�o si� w jego duszy, jest dosadne okre-
�lenie wirtuoza, �e jego sukcesy pomniejsza ich nadmiar.
24 kaprysy budz� odwieczn�, cho� niech�tn� fascynacj�
u nieustraszonych skrzypk�w, natomiast Moto perpetuo
z jego legendarn� ilo�ci� nut oraz Koncerty straci�y z bie-
giem czasu sw�j wspania�y blask.
Liszt, czuj�c sw� przewag� jako kompozytor, szybko
zda� sobie spraw� z tego, �e mo�e pisa� utwory fortepiano-
we dor�wnuj�ce diabolicznym kompozycjom Paganiniego,
natomiast przewy�szaj�ce je sw� muzyczn� g��bi� i war-
to�ci�. Nic dziwnego wi�c, �e pierwszymi owocami owego
zdecydowanego wp�ywu by�y Six grandes etudes de Paga-
nini, uko�czone w roku 1837 (poddane za� gruntownej
przer�bce w r. 1851), na rok przed skomponowaniem ma-
lowniczych i b�yskotliwych Dw�ch etiud koncertowych-
Waldesrauschen i Gnomenreigen, oraz trzy lata przed po-
wstaniem 12 etiud transcendentalnych~`. W Etiudach wg
Paganiniego efekty specyficznie skrzypcowe - skoki w La
Campanelli, czy smyczkowe sautille w arped�iowanych
akordach Etiudy nr 4 - zosta�y mistrzowsko prze-
kszta�cone w przepyszne efekty pianistyczne. Utwory te,
wraz z m.in. Symfoni� Faustowsk�, Sonat� h-moll, Sym-
foni� Dantejsk�, Totentanz, Etiud� "Ab Irato", Walcami
"Mefisto" i Polk� - to znakomite przyk�ady "terribilita"
[w�. okropno��, zgroza), gdzie naturalna substancja muzy-
czna zabarwiona jest elementem makabry i melodramatu.
Element ten, w po��czeniu z niezwyk�� jako�ci� brzmie-
nia, kt�re rozkoszuje si� w�asnym bogactwem i zawarte
jest w pewnej mierze we w�oskim okre�leniu "sprezzatu-
ra" [sprezzare - gardzi�, lekcewa�y�], daje si� wychwyci�
mniej lub wi�cej we wszystkich tych kompozycjach. Trze-
ba dopiero pos�u�y� si� wyobra�ni� historyczn�, aby w pe�-
ni zda� sobie spraw� z si�y oddzia�ywania np. Grande fan-
tasy sur la cLochette - p�niej w znacznie udoskonalonej
i wyrafinowanej postaci jako najbardziej znana La Cam-
panella. Demoniczny wp�yw paganiniego zwi�ksza�o jesz-
cze zastosowanie przeniesionych do techniki pianistycz-
nej pomys��w uwa�anych za wy��czn� domen� skrzypiec.
Dzi�
przyjmujemy za rzecz naturaln� b�yskotliwe kaskady
oktaw i repetycje d�wi�k�w, w�wczas jednak tego rodzaju
trudno�ci techniczne uwa�ano w zasadzie za niemo�liwe
do pokonania, nawet na nowych fortepianach �wczesnej
epoki.
I tu zapewne tkwi� podstawy muzyki p�niejszej gene-
; racji, jak Gaspard de la nuit Ravela,
gdzie �wczesna dia-
boliczno�� uleg�a przedziwnej zmianie w spos�b, o jakim
nie ma