6274

Szczegóły
Tytuł 6274
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6274 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6274 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6274 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Natt Ruf �cieki gaz i pr�d REJESTR TOWARZYSKI Bogaci Harry Gant, prezes koncernu Gant Industries Amberson Teaneck, nie�yj�cy pirat korporacyjny Klasa �rednia i wy�sza �rednia Joan Fine, bia�a liberalna katoliczka Lexa Thatcher, wydawca "Rozmowy mi�dzymiastowej" < Za�oga �odzi podwodnej "Yabba-Dabba-Doo" Philo Dufresne, kapitan Morris Kazenstein, pierwszy oficer i wszechstronny �ydoame- ryka�ski geniusz Irma Rajamutti, g��wny mechanik Oliver, Heathcliff, Mowgli, Galahad i Ma�a Nell Kazenstein - za�oga maszynowni Dwadzie�cia Dziewi�� S��w na �nieg, podrzutek z plemienia Inuit Marshall Ali, kurdyjski nauczyciel Dwudziestu Dziewi�ciu S��w Norma Eckland, szef ��czno�ci Asta Wills, operatorka sonaru Osman Hamid, sternik Jael Bolivar, biolog pok�adowy Gant Industries - dyrektorzy i dzia� public relations Yanna Domingo, mened�er opinii publicznej Clayton Bryce, szef Kreatywnej Ksi�gowo�ci Whitey Caspian, in�ynier opinii publicznej C.D. Singh, lobbysta kongresowy Bartholomew Frum, praktykant Fouad Nassif, drugi praktykant Serafina Dufresne, 19-letnia c�rka Phila Dufresne (i Flory Daris) Rabi Thatcher, 7-letnia c�rka Phila Dufresne i Lexy Thatcher Ellen Leeuwenhoek, fotograf i reporterka �ledcza "Rozmo- wy mi�dzymiastowej" Toshiro Goodhead, striptizer Ernest G. Yogelsang, agent Wydzia�u do spraw Dzia�alno�ci Antyantyameryka�skiej FBI Klasa pracuj�ca, biedota i skrajna biedota Kit� Edmonds, 181-letnia kombatantka wojny secesyjnej, urodzona w Kanadzie Maxwell, weteran wojny o wolny handel w Afryce Subsaha- ryjskiej '07. Troubadour Penzias, drugi weteran wojny o wolny handel w Afryce Subsaharyjskiej '07. Wendy Mankiller, kapitan okr�tu podwodnego "Miasto Ko- biet" Pracownicy Biura Zoologii w Zak�adzie �ciek�w Komunal- nych miasta Nowy Jork Fatima Sigorski, kierowniczka zmiany Lenny Prohaska i Art Hartower z za�ogi May 23 Eddie Wilder, na przyuczeniu, za�oga May 23 Frankie Lonzo i Salvatore Condulucci, poganiacze ryb, Akwa- rium Miejskie, Nowy Jork Oscar Hill - pechowy skautmistrz Oblio Wattles - pechowy skaut Dziwnie si� czuj�, kiedy patrz� na wasze pokolenie. Wiecie, zawsze my�la�em, �e ka�da nast�pna generacja b�dzie pogodniejsza, bardziej post�powa i b�dzie mocniej wierzy� w pok�j i sprawiedliwo��. Ale m�j najm�odszy syn ma szesna�cie lat i m�wi: "Tato, jeste� taki ro- mantyczny i staro�wiecki. My�lisz, �e idzie ku dobremu, �e jest na- dzieja. Ale nikt z nas w to nie wierzy". A potem opowiada mi o tym, jak po�owa ludzi zemrze na AIDS, jak stopi si� czapa polarna, jak w trzydzie�ci lat znikn� wszystkie lasy tropikalne i ju� nie b�dzie tle- nu, co i tak nie ma znaczenia, bo w ci�gu siedmiu lat nast�pi nukle- arny holocaust, a je�li podchodz� do tych dat sceptycznie, m�wi, �e mo�e mi to obliczy� na swoim komputerze... Moim zdaniem, wk�a- dem nast�pnego pokolenia do kultury, o ile takowy zaistnieje, b�dzie odkrycie waszej walki o zmiany spo�eczne, walki prowadzonej bez ja- kiejkolwiek nadziei. W latach sze��dziesi�tych, wiecie, kiedy podska- kiwa�o si� na ziemi, ziemia spr�ynowa�a, jak nakazywa� Einstein. Wiedzieli�my, �e wygramy ka�d� bitw�, poniewa� ro�li�my z ka�dym dniem. Ka�dy dzie� by� nowy i romantycznie by�o tak sta� na kraw�- dzi Apokalipsy. Ale mo�e z tych dw�ch to wasza wizja jest bardziej re- alistyczna... Abbie Hoffman na Uniwersytecie Karoliny Po�udniowej, 1987 M�wi�, �e ludzie ju� nie wierz� w bohater�w. Niech ich szlag! Ty i ja, Max, my im przywr�cimy bohater�w. Roger Warci w filmie Mad Max ZASTRZE�ENIE Celem historii jest zrekonstruowanie przesz�o�ci w oparciu o jej mo- del przesz�y, a nie tera�niejszy. Ranke powiedzia�: "Wszystkie epoki s� r�wnie bliskie Panu". Historycy jednak, ze wszystkich si� staraj�c si� uciec, pozostaj� wi�niami w�asnej ery. Jak pisa� Emerson: "Nikt nie mo�e wyizolowa� si� z w�asnego czasu i w�asnego kraju ani zbu- dowa� modelu, w kt�rym nie odbi�yby si� edukacja, polityka, reli- gia, obyczaje i sztuka mu wsp�czesna. Cho�by by� najbardziej orygi- nalny i najbardziej tw�rczy, nie mo�e wymaza� ze swych pism wszystkich �lad�w my�li, w�r�d kt�rych dojrzewa�". Historyk wi�c, jak ka�dy, jest zamkni�ty na zawsze w pu�apce egocentrycznego os�- du, a jego grzechem pierworodnym jest "wsp�czesno��". Arthur M. Schlesinger, Jr., The Cycles of American History Poni�sza historia nie powinna by� traktowana jak powa�na pr�ba prognozowania, jaki te� b�dzie ten rok 2023, kiedy ju� do niego dojdzie. Przewidywanie przysz�ej historii jest z g�ry skaza- ne na przegran�, nie sprawia te� tyle przyjemno�ci co po prostu wymy�lenie wszystkiego od zera. "" opisuj� wi�c rok 2023 tak, jak widz� go dzisiaj - w roku 1990, w pokoju od podw�rka w Bostonie, gdzie rozpoczynam pisa� t� ksi��k�. Ca�kiem, ale to ca�kiem inny rok... �cieki 1 W kana�ach �ciekowych Nowego Jorku przypadkowo sk�pa�o si� kil- ka aligator�w, kilku ma�ych ch�opc�w i przynajmniej jeden ko�. Ch�opcy t ko� najwyra�niej nie byli tym zachwyceni - ale aligatory owszem. Robert Daley, The World Beneath The City Samotny cz�owiek na szczycie Nie mo�na byio powiedzie�, �e nikt go nie ostrzega�. Orle Gniazdo wbija�o si� w kopu�� nieba ponad ulicami mia- sta - jakie� osiemset metr�w od ziemi, z hakiem. Nie by�o do- st�pne dla wszystkich. Wi�kszo�� turyst�w odwiedzaj�cych Fe- niksa nie mia�a wst�pu powy�ej Platformy Prometeusza na dwie�cie pi�tym pi�trze. Ju� ona sama by�a atrakcyjniejszym punktem widokowym ni� proponowane turystom gdzie indziej na �wiecie - nawet na siedemsetmetrowym Minarecie Ganta w Atlancie. Tylko wybrani przyjaciele, partnerzy w interesach i politycy byli wpuszczani wy�ej, na otwarty taras na dwie�cie �smym pi�trze. W te dni, kiedy pogoda zapowiada�a si� nie�le, bez nag�ych atak�w wiatru gro��cych zdmuchni�ciem, mogli po- oddycha� sobie za darmo wilgotnym i rozrzedzonym powietrzem, sprzedawanym po siedem i p� dolara za litrow� butl� w skle- pie z pami�tkami na dole. Ale tylko Harry'emu Gantowi wolno by�o wej�� na sam szczyt: jeszcze dziewi��dziesi�t metr�w po stalowej drabince zamkni�tej w iglicy cumowniczej Feniksa, przez klap� w jej ko�cu, i wreszcie do wielkiej szklanej kuli - Orlego Gniazda, najwy�szego punktu najwy�szej budowli, jak� kiedykolwiek wzni�s� cz�owiek. - W�tpliwe - powiedzia�a wiele lat temu jego mened�erka opinii publicznej, kiedy pierwszy raz us�ysza� o Gnie�dzie. - Bar- dzo w�tpliwe z punktu widzenia medi�w, �e zamierzasz je za- trzyma� dla siebie. - Dlaczego w�tpliwe? - Oboje ju� troch� wypili, a m�wi�a to tonem raczej dra�nienia si� ni� ostrze�enia, ale wino i niefraso- bliwo�� zawsze wyostrza�y mu uwag�. - Pomy�l o aluzjach biblijnych. Praktycznie rzecz bior�c, pod- k�adasz si� jakiemu� komuni�cie czy innemu komentatorowi z telewizji. - �e jak? l - Zastan�w si�: pot�na istota stoj�ca na szczycie, ca�y �wiat J le��cy u jej st�p... < - Ach, to. Ale moment, w tej opowie�ci, zdaje mi si�, by�o !i dw�ch mocnych facet�w na tej g�rze, nie jeden, wi�c mo�e... - Nikt nie por�wna ci� do Jezusa, Harry. - A to dlaczego? - Bo Jezus nie pragn�� �adnej z tych rzeczy, kt�re st�d wida�, a ty pragniesz wielu z nich. Po pi�ciu minutach od chwili kiedy wlaz�e� do swego Gniazda, wymy�lisz trzy nowe linie produkt�w, w kt�re warto by zainwestowa� - wszystkie dziko niepraktyczne, wszystkie jako� tam niszcz�ce �rodowisko albo bezpiecze�stwo spo�eczne i wszystkie bardzo zyskowne - przynajmniej do chwi- li pojawienia si� pierwszych pozw�w s�dowych. Po kolejnych pi�ciu minutach b�dziesz rozgl�da� si� za miejscem na nast�p- ny budynek. Pewnie b�dziesz chcia�, �eby by� co najmniej dwa razy taki. A jeszcze pi�� minut p�niej najpewniej si� porzygasz, bo wiesz r�wnie dobrze jak ja, �e nie znosisz wysoko�ci. To by�a prawda - nie znosi� wysoko�ci. Dziwne wyznanie jak na w�a�ciciela dw�ch i p� superdrapaczy chmur i jak sztachet w p�ocie pomniejszych wie�owc�w, ale tak by�o. Jego awersja do podr�y lotniczych by�a legendarna: je�li ju� musia� jecha�, wo- la� porusza� si� poci�giem, zbudowa� wi�c sie� ekspresowych ko- lei B�yskawica ��cz�c� ponad sto miast, w�a�ciwie w pojedynk� przyczyniaj�c si� do XXI-wiecznego rozkwitu ameryka�skich ko- lei. Jednocze�nie Gant Industries doprowadzi�y technik� wirtu- alnych telekonferencji do takiego poziomu, aby m�g� bra� udzia� w posiedzeniach zarz�du w Singapurze,Tokio, Pradze i Caracas, w og�le nie opuszczaj�c sta�ego l�du Manhattanu. Nawet zbudowane ludzk� r�k� kaniony i szczyty jego rodzin- nego miasta, symbolizuj�ce wszystko co najdro�sze sercu, nie mog�y zwalczy� jego organicznego l�ku przestrzeni. Kiedy pa- trzy� na p�nocny zach�d na jaskrawe skr�ty Arcadii Trumpa, czy bli�ej na budynek Chryslera, kt�rego n�dzne siedemdziesi�t siedem pi�ter r�wnie� do niego nale�a�o, albo na po�udnie w stron� podw�jnego olbrzyma g�ruj�cego nad Battery, odczu- wa� r�ne emocje, ale nie by�o w�r�d nich ch�ci, aby tam pospie- szy� i z�apa� pierwsz� wind� na szczyt. Ale Feniks to co innego. Feniks to nie tylko jego w�asno��, ale jego dzie�o, najwy�sza budowla w historii �wiata. Gdy sta� na jego wierzcho�ku (albo na szczycie Minaretu w Atlancie - po- przedniej najwy�szej budowli w historii �wiata; cho� teraz ju� nie bywa� tam zbyt cz�sto), postrzega� �wiat zupe�nie inaczej, tak jakby wynosi�a go w niebo nie trywialna konstrukcja z beto- nu i stali, ale si�a w�asnej woli - si�a, kt�rej nikt nie m�g�. si� przeciwstawi�. Tak. Gwoli uczciwo�ci, sarkastyczny komentarz mened�era opinii na temat rzygania prawie si� sprawdzi� - prawie. Oficjalne otwarcie Feniksa odby�o si� w czerwcu 2015 roku, a miesi�c ten wyr�ni� si� gwa�townymi burzami - burzami stulecia - na ca�ym Wschodnim Wybrze�u. Kiedy katastrofi�ci piali ze zgroz� o znisz- czeniu �wiatowego systemu pogodowego, Gant pewnego popo- �udnia zaprosi� czo�owe postaci miasta na Platform� Promete- usza, aby mogli "podziwia� darmowe fajerwerki". Bateria t�umik�w przechy�u wbudowana w konstrukcj� wie- �owca niemal neutralizowa�a wp�yw wiatru; mimo to poncz lek- ko chlupa� w wazie, ale po odwiedzeniu bufetu, gdzie wszystkie przek�ski naszpikowane by�y aviomarinem, go�cie uwa�ali to ra- czej za rozrywk� ni� pow�d do md�o�ci. - Ale teraz, Harry, nie wspina�bym si� do Gniazda - radzi� Gantowi architekt. - Nie dzisiaj. - Dlaczego? Obawiasz si� piorun�w? - Nie piorun�w. Wiatru. Iglica jest du�o mniej stabilna ni� reszta budynku. - Nie widz� problemu - rzek� Gant. - O ile si� nie u�amie... - Si� nie u�amie. Je�li wymachujesz w�dk� wte i wewte, te� si� nie �amie, ale nie znaczy to, �e przyjemnie jest siedzie� na jej ko�cu. - Hmm. Dzi�ki za ostrze�enie. Zdaje si�, �e powinienem zje�� jeszcze kilka przek�sek. Godzin� p�niej Gant ju� siedzia� w swej szklanej kuli, mio- tany wiatrem jak baloniarz, kt�ry niechc�cy wlecia� w cyklon. Aby prze�y�, uczepi� si� w�skiej por�czy, jedynego oparcia w ca- �ym Orlim Gnie�dzie. Czu� podchodz�ce do gard�a wn�trzno�ci i widzia� ju�, jak rozbryzguje resztki nadzianych aviomarinem tartinek po ca�ej kuli. Uratowa�o go jedno przypadkowe spoj- r�enie. Bogowie burzy obdarzyli go na chwil� doskona�ym wido- kiem na otwarty taras, dziewi��dziesi�t metr�w ni�ej na dwie- �cie �smym pi�trze, gdzie jasnow�osa fotograf, dla bezpiecze�- stwa przywi�zana ta�m� uszczelniaj�c�, walczy�a z wiatrem, pr�- buj�c wycelowa� obiektyw w szklan� kul�. Gant upozowa� si� na tyle, na ile m�g� w ci�gu tych paru sekund: zwalczy� sw�j zbuntowany �o��dek, stan�� mocno na nogach i przybra� poz� cz�owieka nie znaj�cego wahania. Wok� niego eksplodowa�y niebiosa; w tym samym momencie trzasn�a migawka. Zdj�cie ukaza�o si� na ok�adce nast�pnego numeru "Rolling Stone" z podpisem: HARRY DENNIS GANT: JE�DZIEC BU- RZY NASZYCH CZAS�W. Chocia� o�wietlona b�yskawicami twarz Ganta przypomina�a nieco pewnego upad�ego anio�a, kt�- rego ostatnio widziano wa��saj�cego si� w okolicach �ysej G�ry, nie zmienia�o to faktu, �e portret by� udany jak cholera. Od tam- tej pory przesta� obawia� si� biblijnych aluzji, mimo i� sam zni- �a� si� do korzystania z nich. Dobry przyk�ad na to - a tak�e kolejny dow�d zdolno�ci prze- widywania jego poprzedniego mened�era opinii - mo�na by�o wypatrzy� w pewnej odleg�o�ci na p�nocnym kra�cu Manhatta- nu, gdzie w�asn� drog� do s�awy pod��a� ultranowoczesny zik- kurat. Z kolistego fundamentu zajmuj�cego kilka kwarta��w wy- mar�ej dzielnicy, wzwy� wielkimi stopniami pi�a si� g�ra czy��- cowa ze stali okrytej p�prze�roczystym czarnym szk�em. Tego pa�dziernikowego dnia zr�wna�a si� niemal z koron� Feniksa; na Dzie� Dzi�kczynienia mia�a by� jeszcze wy�sza, a Orle Gniaz- do - o tyle w�a�nie ni�sze. Do ko�ca dziesi�ciolecia, o ile to zale- �a�o od Harry'ego Ganta, mia�a przekroczy� wysoko�� mili. Nazwa� to Babel. Nowa Wie�a Babel, na uko�czeniu po niemal pi�ciu tysi�cach lat przerwy w budowie. Ni�sze pi�tra do wyna- j�cia - specjalny cennik, po szczeg�y prosimy zadzwoni�. - Czy nie kusi pan losu tak� nazw�? - dziennikarze co chwi- l� zadawali takie pytania, daj�c mu tym samym darmow� rekla- m� wart� wiele milion�w dolar�w. - Nie obawia si� pan, �e histo- ria mo�e si� powt�rzy�? - Ani troch� - odpowiada� Gant. - Mamy now� er�, panie i panowie. Je�eli ciekawi was moje zdanie na temat historii, uwa�am, �e tak naprawd� B�g wstrzyma� realizacj� babilo�skie- go projektu, poniewa� chcia� zaczeka� na grup� fachowc�w, kt�- ra wykona to jak nale�y. Nowa era: �wiatowym j�zykiem by� teraz angielski, podzielo- ny na tysi�ce dialekt�w, kt�re rozwija�y si� i mno�y�y z ka�dym dniem. Ludzko�� szturmowa�a niebo w ognistych rydwanach do- mowej produkcji, powracaj�c z niesamowitymi opowie�ciami. A B�g... je�li jeszcze nie czu� si� Amerykaninem, gotowym i ch�t- nym do poparcia ameryka�skich osi�gni��, to Gant i jego De- partament Opinii Publicznej szybko by to z Nim za�atwili. W kana�ach z Eddiem Wilderem (i Teddym Mayem) No dobra, pewnie, �e sprawy nie wygl�da�y tak rado�nie na dnie ulicznych kanion�w, gdzie niekt�re fragmenty chodnika nie ogl�da�y �wiat�a s�onecznego od dziesi�cioleci, a piesi, w przeci- wie�stwie do Feniksa nie posiadaj�cy wbudowanych t�umik�w przechy�u, radzili sobie jak mogli z mikrotajfunami rycz�cymi na otwartych przestrzeniach mi�dzy drapaczami chmur. Ale nie by� to wystarczaj�cy pow�d, aby nie cieszy� si� �yciem. We�my takiego Eddiego Wildera, z Moose Hollow w stanie Maine, kt�ry tego ranka wyruszy� do nowej pracy z charaktery- styczn� spr�ysto�ci� kroku, znamionuj�c� przysz�ego zdobywc� �wiata. W eleganckim zielono-bia�ym uniformie Zak�adu �cie- k�w Komunalnych, wysiad� z metra na skrzy�owaniu Broadwayu z Trzydziest� Czwart� i przystan��, by si� pogapi�. Moose Hollow by�o jednym z najbardziej poszkodowanych technologicznie miejsc w Stanach Zjednoczonych (jak zanoto- wano w "USA Today" na pierwszej strome dzia�u "�ycie"), a Ed- die by� pierwszym od trzech pokole� cz�onkiem swej rodziny, kt�ry odwiedzi� kiedykolwiek miasto wi�ksze ni� Bangor, tak wi�c wszystko wydawa�o mu si� �wie�e i ekscytuj�ce. Elektrycz- ni Murzyni sprzedawali gazety, wyposa�one w osprz�t antykoli- zyjny taks�wki pl�sa�y w unikach na zat�oczonych ulicach, a mo- nolityczna architektura przes�ania�a horyzont we wszystkich kie- runkach. Harry Gant by�by dumny, je�li nie zaskoczony, faktem, �e Ed- diemu w�r�d budynk�w Manhattanu najbardziej podoba� si� Fe- niks Ganta. Oczywi�cie, gdyby z g�upia frant zapyta� Eddiego Wildera, powiedzia�by, �e to Empire State Building. Nie wie- dzia�, �e nie ma ju� Empire State Building - od Bo�ego Narodze- nia roku 2006, kiedy to wypchany po brzegi boeing 747-400 do- sta� meteorytem zaraz po starcie z lotniska Newark i w spos�b niekontrolowany, z wielkim hukiem przelecia� nad rzek� Hud- son. Znany kronikarz katastrof - Tad Winston Peller opisa� ca�y wypadek z klinicznymi detalami w bestsellerze "Chicken Little* i Lot 52", lecz Eddie Wilder nigdy tego nie przeczyta�, poniewa� w Moose Hollow nie by�o ani ksi�garni, ani biblioteki. Podobnie, z uwagi na to, �e jedyny dziennik w Hollow - "Hollow Point" - zajmowa� si� wy��cznie sprawami zabijania i konsumpcji mi�sa du�ych zwierz�t, Eddie nigdy nie mia� dost�pu do zapowiedzi prasowych, w kt�rych obiecuj�cy magnat przemys�owy Harry Gant przysi�g� odbudowa� ten historyczny obiekt w rekordowym czasie, ale "uwsp�cze�niony, pod now� nazw�, i w ka�d� stron� dwa razy wi�kszy". Pomy�ka Eddiego by�a wi�c zrozumia�a. A �e Feniks troch� nie zgadza� si� w proporcjach z budowl� na czarno-bia�ej poczt�wce, kt�r� jego pradziadek zakupi� wra- caj�c do domu z wojny w Korei? Wiadomo, w rzeczywisto�ci wszystko wydaje si� wi�ksze ni� na zdj�ciach - oceni� Eddie. Je�li Eddie mia�by jakie� pretensje do Feniksa, to chodzi�oby o Elektryczne Billboardy, wielkie migaj�ce �wietlne tablice za- wieszone w trzech czwartych wysoko�ci - dla niego by�a to pro- fanacja historycznej budowli. Billboardy by�y cztery, po jednym na ka�dej �cianie. Mierzy�y po jakie� dwadzie�cia pi�ter. Cztery reklamy przeskakiwa�y w prawo co pi�tna�cie minut, tak wi�c kiedy logo Coca-Coli �wieci�o na zach�d, wiadomo by�o, �e jest pomi�dzy pi�tna�cie po a wp� do. Reklama widoczna w tej chwili na wschodniej stronie by�a dla Eddiego niezrozumia�a, co tylko pog��bia�o jego irytacj�: jak �art, na kt�ry by� za g�upi. Przypomina�a stron� wydart� z gigantycznego kalendarza, ale nie by�o daty, tylko liczba: 997, czerwona na bia�ym tle. - Nie denerwuj si� - us�ysza� Eddie. - Nikt nie wie, o co tu chodzi, nawet Harry. Odwr�ci� si� i zobaczy� kobiet� mniej wi�cej swojego wzro- stu, o pospolitej urodzie, ale z kurzymi �apkami wok� oczu i ust, charakteryzuj�cymi osob� o pogodnym usposobieniu. Jej w�osy, r�wnie� proste, nieciekawego br�zowego koloru, spi�te by�y w d�ugi ko�ski ogon. Wygl�da�a na oko�o czterdzie�ci lat. Mi�dzy palcami jej prawej d�oni �arzy� si� papieros, w lewej za� lu�no zwisa�a najnowsza obrazkowa historia wydawnictwa Marvel-D.C. - "Powr�t Joanny d'Arc". * Chicken Little - kresk�wka Disneya z roku 1943. Kurczak Chicken Little i jego przyjaciele wpadaj� w panik� na wiadomo��, �e niebo spadnie im na g�o- wy (wszystkie przypisy opracowa� t�umacz). Normalnie Eddie najpierw zapyta�by o komiks, by� bowiem fanem Spidermana, kt�rego kolejne odcinki zamawia� za zali- czeniem pocztowym, teraz jednak znalaz� si� w Nowym Jorku i jak najszybciej chcia� si� dostosowa� do tutejszych zwyczaj�w. Wi�c zamiast tego wskaza� papierosa i z wielkomiejsk� obceso- wo�ci� (przynajmniej tak� mia� nadziej�) rzek�: - Nie powinna pani tego pali�. Odpowiedzia�a wypuszczaj�c k��b dymu, kulturalnie - nie wprost w twarz Eddiego, ale tak jakby chcia�a powiedzie�, �e w tych s�owach nie ma nic nowego - nic, czego by sama starannie i powoli nie rozwa�y�a. - Masz racj�, nie powinnam. -1 doda�a puszczaj�c oko: - Nie gap si� zbyt d�ugo. Nie chcia�by� si� sp�ni� do pracy. A potem zesz�a z kraw�nika i unios�a r�k�; taks�wka prze- mkn�a zwinnie wok� zaparkowanej na drugiego furgonetki i zahamowa�a przed ni�. Dopiero gdy kobieta wsiad�a do niej i odjecha�a, Eddie zda� sobie spraw�, �e nosi�a taki sam uniform jak jego. "Nie chcia�by� si� sp�ni�..." Sprawdzi� adres na wyci�gni�- tym z kieszeni formularzu i ruszy� na zach�d w kierunku rzeki. Ceglany budynek mieszcz�cy Biuro Zoologii Zak�adu �ciek�w Komunalnych sta� przy Jedenastej Alei, naprzeciwko Centrum Kongresowego imienia Jacoba Jawitsa. Eddie dotar� na czas i za- meldowa� si� w okienku, gdzie zarejestrowa�a go kierownik zmiany - Fatima Sigorski. - B�dziesz w za�odze May 23. Twoimi wsp�pracownikami s� Joan Fine, Art Hartower i Lenny Prohaska. - Przesun�a w jego kierunku par� jakby plastykowych przywieszek dla ps�w. - Pa- mi�taj, aby nosi� to zawsze podczas pracy. - Po co? - Na wypadek gdyby� zakwalifikowa� si� na wcze�niejsz� emerytur� w spos�b utrudniaj�cy identyfikacj�.-Wskaza�a p�- otwarte drzwi w g��bi holu. - Pok�j odpraw. B�dzie tam Proha- ska i Hartower. Hartower jest chudy i �ysawy, w �rednim wieku, wygl�da jak facet z Urz�du Skarbowego. Prohaska tak samo, tyl- ko �e ma cyrkonie w nosie. Jest z Kalifornii. - A pani Fine? - Pani Fine aktualnie siedzi zamelinowana w toalecie. -Aha. Pok�j odpraw wygl�da� jak jedna z mniejszych sal w kinie typu multiplex. Czerwone plastikowe krzese�ka naprzeciwko ma�ego ekranu holograficznego. Eddie naliczy� oko�o trzydzie- stu os�b, wszyscy w mniej lub bardziej znoszonych uniformach Zak�adu �ciek�w Komunalnych. Zdaje si�, �e by� jedynym no- wym. Hartower i Prohaska stali pod oprawionym w ramk� bar- dzo starym zdj�ciem, wsp�lnie czytaj�c dzisiejszego "New York Timesa". Fotografia, przedstawiaj�ca chyba pijaczka wy�a��ce- go ze studzienki kanalizacyjnej, najwyra�niej zajmowa�a hono- rowe miejsce na �cianie. Eddie podszed� i przedstawi� si� swoim nowym kolegom. A potem spyta�, wskazuj�c g�ow� dziwne zdj�cie: - Kto to? - Teddy May - odrzek� Prohaska, ruszaj�c nozdrzami tak, �e zamigota�a cyrkonia. - Najwi�kszy cz�owiek, jaki kiedykolwiek brodzi� w fekaliach miasta - doda� Hartower. - Bo�e pob�ogos�aw go i daj wieczny odpoczynek. - Co on ma z prawym okiem? - Wypadek przy pracy - powiedzia� Prohaska. - Ugotowa� je sobie, wczo�guj�c si� do kana�u serwisowego, aby naprawi� dziu- rawy przew�d parowy, jednocze�nie go�ymi r�kami walcz�c z dwoma aligatorami... - Aligatorami? - zdziwi� si� Eddie. - ...a potem, za�atwiwszy t� spraw�, wyszed� na zewn�trz, gdzie by�o minus dwadzie�cia stopni, a z powodu zimnego wiatru jeszcze ze dwadzie�cia mniej, bo to si� dzia�o zim�. Ten skok temperatury sparali�owa� mi�nie i nerwy w jego powiece. - Poczekaj! - przerwa� Eddie. -Aligatory w kana�ach? Czy to nie jest opowie��? - Jaka opowie��? - No wiesz... ksi��ka tego go�cia, co go nie mo�na by�o foto- grafowa�. - Czyta�e� jak�� ksi��k� tego go�cia, co go nie mo�na by�o fo- tografowa�? - No nie. Nikt nigdy nie czyta� tej ksi��ki. A zreszt� nie czy- tam ksi��ek. Ale nawet w Hollow wszyscy znaj� Opowie��. - S�uchaj - rzek� Hartower. - Teddy May naprawd� to prze�y�. - I co, w Biurze Zoologii to w�a�nie si� robi? Poluje na aliga- tory? - Nie b�d� �mieszny. Teddy May i jego dru�yna wyko�czyli ostatniego gdzie� w latach trzydziestych. - Co prawda - uzupe�ni� Hartower - sporadycznie znajduje si� pojedyncze osobniki Gavialis gangeticus gdzie� pomi�dzy dzielni- cami Little India i Little Pakistan, czasem od wielkiego dzwonu mo�e by� nawet Crocodilus niloticus, ale aligator�w nie ma. Fatima Sigorski wesz�a do pokoju odpraw i zaklaska�a w d�o- nie. - Dobra, wszyscy siada�. Zaczynamy! - Chod� z nami - powiedzieli Prohaska i Hartower, prowadz�c Eddiego do trzech siedze� najbardziej z ty�u. Znajoma kobieta z ko�skim ogonem wesz�a, kiedy Fatima ju� zamierza�a zamkn�� drzwi. Eddie nawet tutaj poczu� tyto�, mimo i� ca�y budynek by� na ka�dym rogu oznakowany zakazem palenia. - O! Znam j�. Kto to taki? - To jeszcze jedna osoba z naszej za�ogi - wyja�ni� Prohaska. - Joan Fine. - I doda� tonem konspiratora: - Poprzednio Joan Gant. - Gant? - By�a �ona tego miliardera - doda� Hartower - ale tak�e nie- prawowita c�rka z prob�wki siostry Ellen Fine, tej zbuntowanej zakonnicy, kt�ra w latach zerowych prowadzi�a Katolick� Kru- cjat� Feministyczn�. - Krucjat� Feministyczn�? - No wiesz: lesbije pal�ce habity i domagaj�ce si� pozwole- nia papie�a na wy�wi�canie ich i posiadanie dzieci. - Aha - rzek� Eddie, kt�ry pierwszy raz o tym s�ysza�. - No to, jak jej matka by�a pedalsk� zakonnic�, a m�� miliarderem, to co ona robi w �ciekach? - Czyni pokut�. Wszyscy zd��yli ju� usi���. Fatima Sigorski ponownie zakla- ska�a, uciszaj�c towarzystwo. - Mam tu wst�pn� wersj� raportu taktycznego na bie��cy miesi�c - zagai�a, wyci�gaj�c Elektryczny Notatnik. - Jak zwy- kle s� tu i dobre, i z�e wiadomo�ci. Pewne prace prowadzone w naszej cz�ci Brooklynu ca�kowicie wyeliminowa�y Serrasal- mus nattereri *, kt�re zal�g�y si� gdzie� pod parkiem Slope. Z drugiej strony, wczoraj dziadek pewnego kuba�skiego restau- ratora zosta� na �mier� pora�ony pr�dem w kibelku w suterenie, prawdopodobnie przez Electrophorus electricus**. Nie by�o �ad- nych �wiadk�w i policja my�li, �e to jaki� kant z ubezpiecze- * Serrasalmits nattereri - pirania. ** Electrophorus electricus - w�gorz elektryczny. 21 l niem, wi�c przed podj�ciem dzia�a� zaczekamy na oficjalne po- twierdzenie. Niemniej je�eli wybieracie si� w okolice pod Hisz- pa�skim Harlemem, najlepiej w��cie gumowe buty do bioder... Joan Fine siedzia�a z przodu i �a�owa�a, �e nie mo�e zapali�. Ale o ile Fatima Sigorski mog�a przymkn�� oko na sporadyczne- go papierosa w damskiej toalecie, podczas odprawy nie tolero- wa�a nawet �ucia gumy. Jedynym �rodkiem na odpr�enie by� wi�c dla Joan r�aniec, kt�ry przez ca�y czas przesuwa�a w kie- szeni. Dosta�a go od matki w dniu swej pierwszej spowiedzi; i chocia� Joan w konfesjonale przyzna�a si� do m�odzie�czej po- gardy dla teologii rzymskokatolickiej, zatrzyma�a sobie r�aniec, traktuj�c go jako amulet na szcz�cie. Paciorki by�y z taniego akrylu, krzy�yk za to z prawdziwego srebra, wykuty przez pewn� reformowan� karmelitank�, kt�ra dorabia�a sobie jako znako- mity kowal. Korona cierniowa Chrystusa by�a misternie wyrze�- biona laserowym rylcem, a gdy trzyma�o si� j� przed silnym �wiat�em, rzutowa�a na �cian� Naj�wi�tsz� Tajemnic� Katolic- kich Feministek, wypisan� ognistymi literami z punkcik�w wiel- ko�ci g��wki od szpilki. "G�upcy spiesz� tam, gdzie anio�y z obaw� wchodz�. B�g g�up- cami nas czyni za nasze gwa�ty". Joan pomy�la�a kiedy�, �e by�oby to odpowiednie motto tak- �e dla Biura Zoologii Zak�adu �ciek�w Komunalnych. Oczywi- �cie dlatego wzi�a t� prac�. - Teraz sprawa dotycz�ca dzisiejszego zadania specjalnego: niestety, mamy potwierdzenie istnienia nowego gatunku, o kt�- rym wspomina�am w pi�tek. Mo�na �ciemni� �wiat�a? - O�wie- tlenie pos�usznie przygas�o. - Materia�, kt�ry obejrzycie - rzek�a Fatima - zosta� nakr�cony przez za�og� May 67 bezpo�rednio przed tym, jak wszyscy nieodwo�alnie zakwalifikowali si� na wcze�niejsz� emerytur�. Pu�� ta�m�. Odsun�a si�, a ekran rozb�ysn�� tr�jwymiarowym obrazem. Punkt widzenia stanowi�a sta�a automatyczna kamera skierowa- na w stron� rufy jednego z opancerzonych kutr�w patrolowych Zak�adu �ciek�w Komunalnych, p�yn�cego jednym z wi�kszych kana��w. Od razu by�o wida�, �e co� jest nie tak: s�dz�c po spie- nionej wodzie za ruf�, sternik albo walczy� z silnym pr�dem, al- bo, co bardziej prawdopodobne, ucieka� przed czym� na pe�nym gazie. Kiedy kuter po�o�y� si� w zwrot, s�ycha� by�o serie strza- ��w karabinowych, a tak�e pistoletowych - to cz�onkowie gin�cej za�ogi May 67 opr�niali magazynki, celuj�c w m�tn� wod�. Bez- skutecznie - nagle z kilwateru wychyn�o co� ogromnego, roz- wieraj�c z�bat� paszcz� jak nadzian� �yletkami przepa��. Wi- dzowie z krzykiem skulili si� w siedzeniach, gdy potw�r wysko- czy� z ekranu w nieskazitelnym tr�jwymiarowym uj�ciu, ale ni- gdy nie wyl�dowa�. Dok�adnie w tym momencie, zapewne na u�amek sekundy przed urwaniem kamery ze statywu, monta�y- sta zap�tli� nagranie, tak �e moloch zawis� w p� skoku, porusza- j�c si� w prz�d i w ty�, jakby prezentowa� si� podczas badania. - Carcharodon carcharias - powiedzia�a Fatima Sigorski, gdy przera�eni pracownicy odzyskali kontenans. - Potwierdzenie z Bronx Zoo. Nie mamy pewno�ci, jak si� tam dosta�, ale szefo- stwo jest przekonane, �e kto� spu�ci� do �ciek�w zwierz� domo- we. Albo mo�e jest to kolejny dowcip �wirus�w z Wydzia�u Ich- tiologii na uniwerku. - Kurwa, to jest rekin ludojad! - wykrzykn�� zszokowany Ed- die. Na d�wi�k jego g�osu Joan Fine obejrza�a si�. Eddie ju� do po�owy zerwa� si� z krzes�a i zatrzyma� si�, dr��c, podczas gdy Prohaska i Hartower pr�bowali go usadzi� z powrotem. - Cicho! - sykn�� nerwowo Prohaska. - Cicho i zachowuj si�! Chcesz zarobi� nagan� ju� pierwszego dnia? Joan u�miechn�a si�. Eddie pewnie i tak b�dzie j� wkurza�, ale nie mog�a nie polubi� kogo�, kto by� na tyle niewinny, �e od- zywa� si� bez taktu - i nie u�ywa� eufemizm�w, kt�rych prawdo- podobnie nawet nie zna�. Fatima jednak tego nie doceni�a. - To jest Carcharodon carcharias - powt�rzy�a tonem repry- mendy, z naciskiem na wszystkie twarde �aci�skie sp�g�oski. - Carcharodon carcharias przystosowany do alternatywnego �rodo- wiska. Ufam, �e wszyscy zapami�taj� t� nazw� na wypadek spo- tkania jakiego� reportera. Jest tylko jedna rzecz w kana�ach na mniej liter ni� sze�� i nie jest to "rekin". - Przepraszam - powiedzia� Eddie. - Przepraszam, ale wygl�- da jak... - Ponadto dyrekcja w dalszym ci�gu zaleca praktyk� nada- wania nazw kodowych wyr�niaj�cym si� osobnikom z poszcze- g�lnych gatunk�w. Cho� nic nie sugeruje, �e jest wi�cej ni� je- den - ja mam nadziej�, �e nie - ustalono, �e osobniki z gatunku Carcharodon b�dziemy nazywa� od marek piwa. To - wskaza�a podryguj�cy hologram - jest Meisterbrau. Tak� nazw� chc� s�y- sze� podczas waszych rozm�w w przerwie - nie �mieszek, nie Szcz�ki II i nie Mackie Majcher, ale Meisterbrau. Czy wyra�am si� jasno? Eddie niewyra�nie skin�� g�ow�. - Dost�pne nam informacje wskazuj�, �e Meisterbrau �ero- wa� w kompleksie tuneli wok� wymiennika pod Times S�uare. Wszystkie za�ogi Maya, z maksymalnym uzbrojeniem, maj� tam si� skoncentrowa�. Szefowie za��g: pami�tajcie, by kwitowa� od- bi�r uzbrojenia i pobra� po jednym Murzynie z magazynu. Ma- my dzi� wysoki poziom metanu i innych substancji, nape�nijcie wi�c butle tlenowe. To wszystko. Na pok�ad, powodzenia i b�d�- cie ostro�ni. No i uwa�ajcie na s�ownictwo. Plan na przedpo�udnie Kulturalny, bezcielesny g�os przem�wi� z nadgarstka Har- ry'ego Ganta: - Kwadrans po �smej, prosz� pana. Gant podci�gn�� r�kaw, ujawniaj�c twarz Dicka Tracy'ego po- mniejszon� do wymiar�w kwarcowego zegarka. Pog�adzi� kciu- kiem niedogolony podbr�dek detektywa. - To ty, Toby? - Tak, prosz� pana. Przys�a�a mnie pani Domingo. Czas zej�� na d�, prosz� pana. - Toby, co mam dzisiaj w planie na przedpo�udnie? - O dziewi�tej wyg�asza pan mow� w Szkole Medialno-Tech- nicznej Ganta dla Szczeg�lnie Uzdolnionych Nastoletnich Imi- grant�w. Nast�pnie uczestniczy pan w spotkaniu grupy kryzyso- wej w Departamencie Opinii Publicznej, dotycz�cym pirata Phi- la Dufresne. No i oczywi�cie problemu Murzyn�w. - Ach, tego - powiedzia� Gant. - Toby? - S�ucham? - Czy masz co� szczeg�lnego na dzisiaj, o czym powinienem pami�ta�? Nie s�u�bowego, sprawd� w informacjach prywatnych. - Tak, prosz� pana. - Na tarasie dwie�cie �smego pi�tra Auto- matyczny Pomocnik podrapa� si� po g�owie �niadym palcem. Po- tem rzek�: - Mo�e my�li pan o rocznicy swojego �lubu, prosz� pana. To znaczy, dzisiaj by�aby rocznica, gdyby pan jeszcze by�... - Jasne! - Gant strzeli� palcami. - Dzie� przed Halloween, to �mieszne, �e mog�em o tym zapomnie�. - Pana eks�ona - doda� Toby - ma tak�e w przysz�ym miesi�- cu urodziny. Czterdzieste czwarte. Pan za� ko�czy w przysz�ym tygodniu czterdzie�ci trzy. - Tak, tak. Toby, powiedz pani Domingo, �e ju� schodz�. Po- wiedz tak�e, �e b�d� chcia� sze�ciu Telewizor�w jako wsparcie medialne w tej szkole o dziewi�tej. - Tak, prosz� pana - odpowiedzia� Pomocnik i wyszed�. Gant siedzia� w Gnie�dzie jeszcze przez chwil�, my�l�c o Joan. Wspo- mnienie o niej zabarwione by�o �agodnym �alem, ale bez z�o�ci. Ostatnie wie�ci g�osi�y, �e wykonywa�a jak�� brudn� fizyczn� prac� i prowadzi�a schronisko dla bezdomnych gdzie� na Bowe- ry. Skromne wykorzystanie jej zdolno�ci... ale i tak si� u�miech- n��, bo my�li o Joan nasun�y mu my�li o przesz�o�ci w og�le, a my�lenie o przesz�o�ci w og�le powodowa�o, �e my�la� o sobie - o tym powie�ciowym spe�nieniu ameryka�skiego snu, jakim by�o jego �ycie. Harry Dennis Gant, urodzony w roku 1980 na tylnym siedze- niu rozwalaj�cej si� toyoty, na przydro�nym parkingu niedaleko rogatki Jersey. Matka by�a budowla�cem, ojciec nauczycielem, oboje bezrobotni i bezdomni w czasie narodzin Harry'ego, a ta zdychaj�ca toyota by�a ich ostatni� w�asno�ci�. I zaczynaj�c od takich nizin - XX-wiecznego odpowiednika narodzin w kurnej chacie, jak lubi� my�le� Gant - sp�jrzmy, kim sta� si� w ci�gu zaledwie czterdziestu trzech lat. Sp�jrzmy, ile zmieni� na �wie- cie, a przecie� to jeszcze nie koniec. Nawet jeszcze nie po�owa. Mi�o�� w�asna i mi�o�� do ojczyzny zap�on�y w g��bi serca Harry'ego Ganta, zagrzewaj�c go do rozpocz�cia nowego dnia. Cieszy� si�, �e �yje; cieszy� si�, �e otrzyma� taki cudowny dar - dar natchnienia - w�a�nie przed przemow�, jak� mia� wyg�osi� wobec wybitnie zdolnej m�odzie�y za nieca�� godzin�. Z szacunkiem skin�� g�ow� wielkiemu miastu w dole, pod- ni�s� klap� w pod�odze Orlego Gniazda i zacz�� schodzi� po dra- bince. Wst�p do problemu Murzyn�w Problem Murzyn�w trapi�cy koncern Gant Industries nie po- winien by� mylony z problemem Afroamerykan�w, po prostu dlatego �e nie by�o ju� �adnych Afroamerykan�w, a przynaj- mniej nie tylu, by stanowili �uorum na przeci�tnym przyj�ciu. Na prze�omie wiek�w Czarna Zaraza, kt�rej pochodzenie i przy- czyna w dalszym ci�gu pozostawa�y ca�kiem nieznane, zamieni- �a centra miast ameryka�skich w wymar�e grody, wymiot�a Nige- ri� i kilkadziesi�t innych pa�stw subsaharyjskich i rzuci�a skromn� gar�� ocala�ych w paniczn� ucieczk� do najodleglej- szych i najlepiej ukrytych zak�tk�w globu. S�awny kronikarz ka- tastrof Tad Winston Peller po�wi�ci� jej rozchwytywany bestsel- ler pod tytu�em: "Podobno zacz�o si� w Idaho. Opowie�� o Czar- nej Pandemii roku 2004". Ta popularna ksi��ka pos�u�y�a jako kanwa nie mniej ni� siedmiu serialom, pomin�wszy ju� cotygo- dniow� telenowel� science fiction pod tytu�em "Czarne serce i Czerwona Planeta", o rodzinie kochaj�cych jazz astronaut�w, kt�rzy ocaleli z pomoru, poniewa� podczas wybuchu epidemii znajdowali si� na Marsie. Ale to ju� zupe�nie inna historia. Problem Murzyn�w nie mia� nic wsp�lnego z zaraz� czy telewizj� kablow�; by�o to zjawisko rodem z marketingu konsumenckiego. Samodzielnie Poruszaj�cy si� Android - pr�bnie wypuszczo- ny na rynek w roku 2003 przez firm� nale��c� do grupy Di- sneya i nast�pnie produkowany masowo przez �wie�o powsta�e Gant Industries, pocz�tkowo zosta� zauwa�ony jako tani sub- stytut dla przemys�owej si�y roboczej..Pierwsze Androidy, za- projektowane bardziej pod k�tem funkcjonalno�ci ni� estety- ki, by�y tylko z grubsza podobne do cz�owieka, ale Harry Gant, przewiduj�c ju� czasy, w kt�rych jego Pomocnicy dost�pni b�- d� dla gospodarstw domowych, a nie tylko kopal� i fabryk, na- lega� na bardziej wyrafinowane wzornictwo. I tak od roku 2010 mo�na by�o naby� Automatycznego Pomocnika w szerokiej ga- mie realistycznych odcieni sk�ry i o rozmaitej budowie cia�a. Gant, kt�ry wierzy� g��boko, �e nale�y klientom oferowa� r�- norodno��, z ca�� pewno�ci� nie kaza� swoim dystrybutorom promowa� jednego modelu kosztem innego. By� zaskoczony tak jak wszyscy inni, kiedy wariant AS204 - Tw�j Automatyczny Pomocnik w dyskretnym kolorze czarnym - zacz�� si� nagle sprzedawa� dziesi�� razy lepiej ni� wszystkie inne wersje w su- mie. Przez d�ugi czas nie wygl�da�o to na problem z opini� pu- bliczn�. Ludzie nie mieli nic przeciwko temu, a w istocie byli dziwnie zadowoleni z nag�ej obfito�ci Pomocnik�w, uprzejmych i pracowitych. W reklamie korporacyjnej warto�ciow� kart� do wykorzystania jest zwyk�a ludzka sk�onno�� do niezauwa�ania lub unikania rzeczy bardzo brzydkich lub nieprzyjemnych, w ko�cu wi�c androidy AS204 post�powa�y jak armia Sidney�w Poitiers i Hattie McDaniels wys�anych, aby wyrugowa� z ludz- kiej pami�ci Czarn� Zaraz�; ale drug� stron� tej karty jest ryzy- ko obudzenia ukrytego poczucia winy. Kiedy wi�c Gant us�ysza�, �e pewna spadkobierczyni C�r Rewolucji Ameryka�skiej zam�- wi�a trzy setki Pomocnik�w do wykorzystania w swoim parku rozrywki, maj�cym imitowa� czasy sprzed wojny secesyjnej, u�y� swych wp�yw�w reklamodawcy w celu zatuszowania tej sprawy w mediach. Nie m�g� jednak powstrzyma� codziennej ameryka�skiej mo- wy. Filolog z uniwersytetu w Oxfordzie, trzymany na smyczy przez Departament Opinii Publicznej Ganta, oceni�, �e wyra�e- nie "Elektryczny Murzyn" wesz�o do potocznego j�zyka gdzie� pomi�dzy rokiem 2014 a 2016. "Elektryczny Murzyn", to nieprzyjemne przezwisko, nie do�� �e by�o oznak� pogardy dla zmar�ych, to jeszcze przywo�ywa�o takie obrazy, kt�rych Gant Industries wcale nie chcia�y kojarzy� ze swoim zaawansowanym technologicznie produktem. Zacz�o si� pojawia� w druku i na wizji par� lat temu, kilka razy u�yte w r�nych publikacjach o zasi�gu krajowym i sprytnie przemy- cone do jednego z wieczornych talk-shows, na co Vanna Domin- go z miejsca zareagowa�a powodzi� gniewnych faks�w i gro�ba- mi wycofania reklam. Na chwil� problem jakby si� ulotni�, aby powr�ci� wraz z pewnym country-metalowym zespo�em z Dela- ware, kt�ry wyda� przebojowy kompakt zatytu�owany "Elek- tryczni Murzyni na neonowej prerii". Do sierpnia tego roku na- wet "Wall Street Journal" zdo�a� ju� u�y� owego wyra�enia, i to w tytule, a wi�c walka o niewprowadzanie go do dziennikarskich s�ownik�w wygl�da�a na przegran�. I taki w�a�nie by� problem Murzyn�w. Harry Gant pierwszy zwr�ci� uwag�, �e nie jest to wielki k�opot. Sprzeda� jak dot�d nie ucierpia�a w najmniejszym stopniu, a ludzie byli zadowole- ni ze swoich Pomocnik�w, jakkolwiek tam by ich nazywali. W istocie jednak Harry Gant mia� si� jeszcze wiele dowie- dzie� o Elektrycznych Murzynach i k�opotach, jakie mog� spowo- dowa�. Tlmex przedstawia Joan zawiesi�a r�aniec na szyi razem z psimi znaczkami. Po- mimo wieloletniej roz��ki z Ko�cio�em, do codziennego trudu przygotowywa�a si� z takim nabo�e�stwem, �e m�g�by by� z nie- go dumny nawet jezuita. Traktowa�a przy tym sprz�t i uzbrojenie jak �wi�te relikwie. Ta poranna intensywna krz�tanina zawsze prowokowa�a Prohask� do uwag - dla niego �cieki to by�a po pro- stu praca, chocia� dobrze p�atna z uwagi na ryzyko. - Gotowa na nast�pny tydzie� walki z si�ami ciemno�ci? - spyta� wskazuj�c krzy�yk. - Wiesz, ta religia ju� wymar�a... - Wiem - odrzek�a Joan, zaci�gaj�c suwak syntetycznego kombinezonu, kt�ry, mia�a nadziej�, ochroni j� przed �rodkami chemicznymi i zanieczyszczeniami, gdy spadnie z pok�adu. - A w co ty teraz wierzysz, Lenny? - Na imi� ma Pan. - Pokaza� jej skamienia�y kawa�ek drew- na. - Ekologicznie uzasadniony poga�ski kult drzew. Joan si� za�mia�a. - Kult drzew. To rzeczywi�cie bardzo pomocne tam w g�wnie, co? Poza tym czy sam nie m�wi�e� mi, �e Teddy May by� katoli- kiem? - Jasne. W tamtych czasach, kiedy walczyli z aligatorami za pomoc� strzelb kalibru 5,6 mm i trutki na szczury. - A wi�c jestem tradycjonalistk�. - Wzi�a butl� z tlenem ze stojaka i przypi�a sobie do plec�w. Za plecami s�ysza�a, jak Har- tower szkoli niech�tnego Eddiego. - Granaty przypinasz na pasie, o tak. Nie dotykaj ich, chyba �e to sprawa �ycia i �mierci, jasne? Teraz... - Chwila - przerwa� Eddie. - Chwila moment. Wiem, jak si� u�ywa obrzyna, ale te inne... czy nie powinienem najpierw p�j�� na jaki� kurs szkoleniowy? Na poligon, czy co�? - Biuro Zoologii nie ma kasy na szkolenia. Jedna czwarta pie- ni�dzy, jakie otrzymuje od dyrekcji, idzie na sprz�t i amunicj�, a pozosta�e trzy czwarte na ubezpieczenia. Sp�jrz na to z tej stro- ny: je�li nieodwo�alnie zakwalifikujesz si� na wcze�niejsz� eme- rytur�, bo nie wiedzia�e�, jak z czym� post�powa�, po �mierci twoja rodzina dostanie zajebi�cie wielkie odszkodowanie... Joan podesz�a do klatki mieszcz�cej sprz�t, aby wyfasowa� cztery zestawy. - Potrzebny b�dzie te� klucz do Pomocnika - powiedzia�a, przeci�gaj�c swoj� kart� zwi�zkow� pod czytnikiem. M�ody fa- cet w klatce ze sprz�tem poda� jej klucz bez s�owa. By� studen- tem historii sztuki na Columbia University, pracowa� tu na p� etatu, �eby mie� na czynsz, i uwa�a�, �e na sta�e do Zak�adu �cie- k�w przychodz� tylko wariaci. Lepiej wi�c nie wdawa� si� z ta- kimi lud�mi w rozmowy. Zak�adowi Automatyczni Pomocnicy przechowywani byli z ty- �u magazynu, za cz�ciami zapasowymi do silnik�w kutr�w. Joan odnalaz�a egzemplarz, do kt�rego pasowa� klucz, i odblokowa�a kryptonitowy zamek mocuj�cy go do �ciany. By�a to starsza wer- sja modelu AS204, skonstruowana gdy in�ynierowie Ganta jesz- cze eksperymentowali z po��czeniami stawowymi; chocia� pr�bo- wali odwzorowa� naturalny zakres ruch�w, model ten czasami wykonywa� zaskakuj�ce czynno�ci, na przyk�ad zgina� �okcie w odwrotn� stron�. Jego pow�oka, zu�yta przez lata s�u�by w nie- przyjaznym �rodowisku, bardziej przypomina�a sk�r� �wi�sk� ni� ludzk�. Joan nigdy nie mog�a si� zdecydowa�, jaki typ Po- mocnik�w woli: czy te stare modele, czy nowe, niemal nieodr�- nialne od ludzi. Mo�e �adne. Gdzie� tam B�g Lewicowiec burzy� si� w og�le przeciwko automatyzacji. - Harpo 115 - powiedzia�a Joan, odczytuj�c imi� i numer Po- mocnika z jego blaszki identyfikacyjnej. -Wstawaj. Otworzy� oczy; za sztucznymi t�cz�wkami koloru czekolady kry�a si� para kamer wizyjnych. Skupi� na niej wzrok i u�miech- n�� si� szeroko, jakby po latach spotka� najdro�szego sercu przy- jaciela. - Dzie�doberek! - pozdrowi� j�. Jak wszystkie Pomocniki, m�wi� przez zaci�ni�te z�by, maskuj�c w ten spos�b brak j�zyka, zast�pionego Elektryczn� Puszk� G�osow�. - Czy� nie pi�kny dzi� dzie�? - Harpo 115, czy pami�tasz w og�le jaki� dzie�, kt�ry nie by�- by pi�kny? Pomocnik by� prostym modelem do prac fizycznych, w stop- niu minimalnym oprogramowanym do rozm�w, poszerzy� wi�c tylko sw�j u�miech i rzek�: - Dzie�doberek! Hej ho! P�d�my do pracy! Joan w towarzystwie Pomocnika wr�ci�a do Hartowera, Pro- haski i Eddiego, kt�ry w ko�cu obwiesi� si� sprz�tem, ale i tak czu� si� z nim nieszczeg�lnie. Zjechali wind� towarow� do przy- stani, betonowego doku na sztucznej zatoczce znajduj�cej si� jakie� dwana�cie metr�w pod Centrum Jacoba Jawitsa. By�o tu siedem kutr�w, czyli p�askodennych �ajb pokrytych pancerzem, ze szperaczami i kamerami holograficznymi zainstalowanymi na dziobie i rufie. Weszli na ten z namazanym bia�� farb� na belce dziobowej napisem "May 23". Prohaska zapu�ci� silnik, Hartower zluzowa� cumy, a Joan sprawdzi�a zawarto�� apteczki. Mieli dosy� gazy i �rodka dezyn- fekuj�cego, aby poradzi� sobie nawet z powa�nym krwawieniem z nosa; co do gro�niejszych wypadk�w pozostawa�a nadzieja, �e zdarz� si� bezpo�rednio pod szpitalem. - Podziwiaj, dop�ki mo�esz - powiedzia� Hartower, widz�c, w jaki spos�b Eddie patrzy na zatoczk�. - Tu woda jest w po�o- wie czysta. Pompuje si� dodatkow�, aby kutry nie osiada�y. W tu- nelach problemem jest nie brak, lecz nadmiar. Widzia�e� kiedy� rzek� ludzkich fekali�w? Eddie zdecydowa� si� nie odpowiada� na to pytanie. Zauwa- �ywszy wielko�� tunelu, w kierunku kt�rego sterowa� Prohaska, rzek� jednak: - Nie wiedzia�em, �e b�d� a� takie wielkie. - Kiedy� nie by�y - wyja�ni� Prohaska. - W czasach Teddy'ego Maya mo�na by�o przez wszystkie przej�� na piechot� albo prze- czo�ga� si�, bez �odzi i innego sprz�tu. Niekt�re drugorz�dne tu- nele dalej s� takie ma�e. Ale budynki rosn�, coraz wi�cej �cie- k�w sp�ywa do systemu, g��wne kana�y trzeba wi�c co rok po- szerza�... - ...a potem - kontynuowa� Hartower - w latach dziewi��dzie- si�tych nasta� sza� na in�ynieri� genetyczn� i wszystko si� tu po- chrzani�o. W ka�dym k�cie szwenda�y si� jakie� stwory i z dnia na dzie� robi�y te cwane sztuczki ewolucyjne, przystosowuj�c si� do warunk�w na dole. St�d wzi�o si� Biuro Zoologii. - Miejmy nadziej�, �e masz sprawny system immunologicz- ny - doda� Prohaska. - W tunelach �a�� sobie bakterie, co nawet �aci�skich nazw jeszcze nie maj�. Po tej kwestii zapad�a cisza, a Eddie odczuwa� coraz wi�kszy brak entuzjazmu do nowej pracy. Automatyczny Pomocnik sta� na dziobie, co trzy sekundy wykonuj�c nosem pe�n� analiz� che- miczn� atmosfery. Kiedy wp�yn�li g��biej do tunelu, Hartower zwr�ci� uwag� Eddiego na po�yskuj�ce obiekty k��bi�ce si� w kilwaterze �odzi. - Teraz to ju� siedzimy w g�wnie, co, m�ody? Za nimi p�yn�y inne kutry, ale w tym miejscu rozproszy�y si�, ka�dy pod��aj�c do celu inn� drog�. Znajdowali si� sami w�r�d fekali�w. Prohaska w��czy� wszystkie szperacze i podwod- ne reflektory. - Gdzie jeste�my? - zapyta�a Joan. Wyci�gn�a sw�j komiks i kartkowa�a go. - Elektryczny Merkator m�wi, �e pod skrzy�owaniem Czter- dziestej Trzeciej i Dziewi�tej, p�yniemy na wsch�d w stron� Wy- miennika Times S�uare. - No to musicie uwa�a�. Gdzie� tutaj jest wodospad. Eddie klepn�� Joan po ramieniu. - S�uchaj no, na wypadek gdybym dosta� jakiej� choroby al- bo czego� i nie m�g� ci� ju� zapyta�, czy to prawda, �e by�a� �o- n� miliardera? - Kto ci to powiedzia�? - spyta�a Joan. Prohaska niewinnie po- gwizdywa� przy sterze, Hartower zatopi� si� w najnowszym felieto- nie Mobila na stronie z komentarzami "Timesa". - Chyba nie plot- kowa�e� z dwoma pozosta�ymi cz�onkami za�ogi, co? Tymi, co przy- si�gli, �e nie b�d� ju� chlapa� ozorami o moim �yciu osobistym? - Nie powiedzieli�my ani s�owa - sk�ama� Hartower, a Auto- matyczny Pomocnik zawo�a�, jak zawsze wesolutko: - Metan, hola hej! W tunelu b�dzie zaraz �miertelne st�e- nie metanu! Prohaska sprawdzi� czytnik na pasku. Ciek�okrystaliczny wy- �wietlacz pokazywa� w�a�nie zdech�ego ciek�okrystalicznego ka- narka wypadaj�cego ze swego ciek�okrystalicznego gniazdka. - Prawda. Wszyscy maski w��. Kiedy oddychali ju� tlenem z butli, Eddie cokolwiek znie- kszta�conym g�osem ponowi� pytanie: - Czy to prawda? Joan westchn�a ci�ko, po czym skin�a g�ow�. Prostolinij- no�� Eddiego nie by�a ju� taka przyjemnie �wie�a. - O kurde! - Eddie dr��y� dalej. -Wysz�a� za niego dla forsy? Prohaska parskn�� �miechem. - Joan nie interesuje si� pieni�dzmi, przynajmniej dla nich samych. Ostentacyjne bogactwo sprzeciwia si� jej politycznym pogl�dom. - Co nie znaczy - doda� Hartower - �e po �lubie z Harrym Gantem nie wskoczy�a w zupe�nie inn� stawk� podatkow�. Ale podstawowym czynnikiem motywuj�cym by�a najpewniej jego historyczna donios�o��. - ...no i oczywi�cie mi�o��. Tak jak w serialu... - E, panowie! - zareagowa�a Joan. - Wiecie dobrze, �e mog� skasowa� was obu jedn� r�k�, wi�c mo�e zmienimy temat, co? - Jego historyczna co? - Historyczna donios�o�� - wyja�ni� Prohaska. - Decyzja Gan- ta, gdzie zje�� �niadanie, mia�a wi�kszy wp�yw na bieg dziej�w ni� �yciowe decyzje wi�kszo�ci innych ludzi. A Joan zawsze chcia�a zapisa� si� w historii... - Tak jak jej matka - rzek� Hartower. - Chocia� lepiej z wi�k- szym powodzeniem. - Ot� to. Ta Katolicka Krucjata Feministyczna to by�a jedna wielka kl�ska. - I dlatego w�a�nie papie� w dalszym ci�gu jest posiadaczem fiuta. - Dosy�! - ostrzeg�a Joan, si�gaj�c po puszk� ze �rodkiem przeciw gadom. - Nigdy ju� nie id� z wami pi�, wy kutasy. Przy- si�gam na Boga. - Hej, hej, to nie nasza wina, �e ju� po trzech piwach si� roz- gadujesz. Poza tym uwa�am, �e ca�y ten szajs o naprawianiu �wiata jest uroczy. �mieszny i naiwny, ale uroczy. Joan wycelowa�a w niego rozpylacz. Hartower kucn��. Eddie Wilder uni�s� r�k�, chc�c powstrzyma� walk�, i wtedy niewi- dzialna orkiestra r�bn�a fortissimo "Bolero" Ravela, nap�dza- j�c wszystkim od metra strachu. - Przepraszam, przepraszam - odezwa� si� Eddie. Gmera� przy okrytym kombinezonem wybrzuszeniu na nadgarstku. - Co za cholera?! - wrzasn�� Prohaska, kt�ry prawie wyr�n�� �odzi� w �cian� tunelu. - Kto� przemyci� tu dzisiaj orkiestr� de- t�? - To prezent na po�egnanie od kumpli - odrzek� Eddie. - Ti- mex model Philharmonic. Kupili go w sprzeda�y wysy�kowej w L.L.Bean. Na dziobie kutra Automatyczny Pomocnik wskazywa� co� r�- k� i co� m�wi�, ale w�r�d grzmotu tr�b nikt go nie us�ysza�. - Mo�e gra� dziesi�� klasycznych melodii - kontynuowa� Ed- die. - Ma sze��dziesi�t cztery g�osy. - To s�ycha� - odrzek� Hartower. - Pytanie brzmi: czy mo�esz co� zrobi�, �eby si� wszystkie w choler� zamkn�y? - Staram si� - odpowiedzia� Eddie. Pr�bowa� przypomnie� sobie po�o�enie przycisku wyciszaj�cego muzyk�, ale zanim zdo- �a�, z wody wylaz� rekin i go zjad�. Pot�ga my�lenia pozytywnego (I) Vanna Domingo czeka�a w aneksie parkingowym Feniksa, wraz z Ruchomymi Telewizorami, kt�re zam�wi� Gant. Telewizo- ry - Automatyczni Pomocnicy z zamontowanymi zamiast g��w ekranami telewizji o wysokiej rozdzielczo�ci, przystosowanymi do odbioru kabl�wki - mogli z pozoru wydawa� si� makabrycz- nym pomys�em, na jaki m�g�by wpa�� Ren� Magritte, gdyby pracowa� dla Zenitha. W rzeczywisto�ci Gant, zatrudniaj�c naj- lepsz� czesk� firm� wzornicz�, do�o�y� wszelkich stara�, aby by- li raczej komiczni ni� przera�aj�cy. Da�o si� to osi�gn�� przede wszystkim przez zabawne ubrania. Je�li wierzy� sprzeda�y pr�b- nej, konserwatywna klasa �rednia Ameryki by�a gotowa, ba, wr�cz �asa na urz�dzenie domowe w stroju kowbojskim potra- fi�ce zmywa�, wyciera� i odk�ada� naczynia na p�k�, odbieraj�c r�wnocze�nie jeden z pi�ciuset pasjonuj�cych kana��w telewizji kablowej. Telewizory, kt�re z my�l� o wyk�adzie przyprowadzi�a ze sob� Yanna Domingo, ubrane by�y jak astronauci z misji Apollo. Oj- ciec Harry'ego cz�sto z dum� wspomina�, �e by� �wiadkiem transmisji pierwszego l�dowania na Ksi�ycu, a nawet sam Har- ry mia� lekki sentyment dla osi�gni�� NASA, cho� sam nigdy by nie zainwestowa� w program podboju kosmosu. Wysoko��. - Witaj - pozdrowi� Vann� Gant, wysiadaj�c ze swej prywat- nej windy. - Dzie� dobry panu. - Z pokor� sk�oni�a g�ow� jak wasal. Gant uda�, �e tego nie zauwa�a. O ile wierzy�, �e hierarchiczne zasady protokolarne wymaga�y pewnego szacun