6274
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6274 |
Rozszerzenie: |
6274 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6274 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6274 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6274 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Natt Ruf
�cieki gaz i pr�d
REJESTR TOWARZYSKI
Bogaci
Harry Gant, prezes koncernu Gant Industries
Amberson Teaneck, nie�yj�cy pirat korporacyjny
Klasa �rednia i wy�sza �rednia
Joan Fine, bia�a liberalna katoliczka
Lexa Thatcher, wydawca "Rozmowy mi�dzymiastowej"
< Za�oga �odzi podwodnej "Yabba-Dabba-Doo"
Philo Dufresne, kapitan
Morris Kazenstein, pierwszy oficer i wszechstronny �ydoame-
ryka�ski geniusz
Irma Rajamutti, g��wny mechanik
Oliver, Heathcliff, Mowgli, Galahad i Ma�a Nell Kazenstein -
za�oga maszynowni
Dwadzie�cia Dziewi�� S��w na �nieg, podrzutek z plemienia
Inuit
Marshall Ali, kurdyjski nauczyciel Dwudziestu Dziewi�ciu
S��w
Norma Eckland, szef ��czno�ci
Asta Wills, operatorka sonaru
Osman Hamid, sternik
Jael Bolivar, biolog pok�adowy
Gant Industries - dyrektorzy i dzia� public relations
Yanna Domingo, mened�er opinii publicznej
Clayton Bryce, szef Kreatywnej Ksi�gowo�ci
Whitey Caspian, in�ynier opinii publicznej
C.D. Singh, lobbysta kongresowy
Bartholomew Frum, praktykant
Fouad Nassif, drugi praktykant
Serafina Dufresne, 19-letnia c�rka Phila Dufresne (i Flory
Daris)
Rabi Thatcher, 7-letnia c�rka Phila Dufresne i Lexy Thatcher
Ellen Leeuwenhoek, fotograf i reporterka �ledcza "Rozmo-
wy mi�dzymiastowej"
Toshiro Goodhead, striptizer
Ernest G. Yogelsang, agent Wydzia�u do spraw Dzia�alno�ci
Antyantyameryka�skiej FBI
Klasa pracuj�ca, biedota i skrajna biedota
Kit� Edmonds, 181-letnia kombatantka wojny secesyjnej,
urodzona w Kanadzie
Maxwell, weteran wojny o wolny handel w Afryce Subsaha-
ryjskiej '07.
Troubadour Penzias, drugi weteran wojny o wolny handel
w Afryce Subsaharyjskiej '07.
Wendy Mankiller, kapitan okr�tu podwodnego "Miasto Ko-
biet"
Pracownicy Biura Zoologii w Zak�adzie �ciek�w Komunal-
nych miasta Nowy Jork
Fatima Sigorski, kierowniczka zmiany
Lenny Prohaska i Art Hartower z za�ogi May 23
Eddie Wilder, na przyuczeniu, za�oga May 23
Frankie Lonzo i Salvatore Condulucci, poganiacze ryb, Akwa-
rium Miejskie, Nowy Jork
Oscar Hill - pechowy skautmistrz
Oblio Wattles - pechowy skaut
Dziwnie si� czuj�, kiedy patrz� na wasze pokolenie. Wiecie, zawsze
my�la�em, �e ka�da nast�pna generacja b�dzie pogodniejsza, bardziej
post�powa i b�dzie mocniej wierzy� w pok�j i sprawiedliwo��. Ale
m�j najm�odszy syn ma szesna�cie lat i m�wi: "Tato, jeste� taki ro-
mantyczny i staro�wiecki. My�lisz, �e idzie ku dobremu, �e jest na-
dzieja. Ale nikt z nas w to nie wierzy". A potem opowiada mi o tym,
jak po�owa ludzi zemrze na AIDS, jak stopi si� czapa polarna, jak
w trzydzie�ci lat znikn� wszystkie lasy tropikalne i ju� nie b�dzie tle-
nu, co i tak nie ma znaczenia, bo w ci�gu siedmiu lat nast�pi nukle-
arny holocaust, a je�li podchodz� do tych dat sceptycznie, m�wi, �e
mo�e mi to obliczy� na swoim komputerze... Moim zdaniem, wk�a-
dem nast�pnego pokolenia do kultury, o ile takowy zaistnieje, b�dzie
odkrycie waszej walki o zmiany spo�eczne, walki prowadzonej bez ja-
kiejkolwiek nadziei. W latach sze��dziesi�tych, wiecie, kiedy podska-
kiwa�o si� na ziemi, ziemia spr�ynowa�a, jak nakazywa� Einstein.
Wiedzieli�my, �e wygramy ka�d� bitw�, poniewa� ro�li�my z ka�dym
dniem. Ka�dy dzie� by� nowy i romantycznie by�o tak sta� na kraw�-
dzi Apokalipsy. Ale mo�e z tych dw�ch to wasza wizja jest bardziej re-
alistyczna...
Abbie Hoffman na Uniwersytecie Karoliny Po�udniowej, 1987
M�wi�, �e ludzie ju� nie wierz� w bohater�w. Niech ich szlag! Ty i ja,
Max, my im przywr�cimy bohater�w.
Roger Warci w filmie Mad Max
ZASTRZE�ENIE
Celem historii jest zrekonstruowanie przesz�o�ci w oparciu o jej mo-
del przesz�y, a nie tera�niejszy. Ranke powiedzia�: "Wszystkie epoki
s� r�wnie bliskie Panu". Historycy jednak, ze wszystkich si� staraj�c
si� uciec, pozostaj� wi�niami w�asnej ery. Jak pisa� Emerson: "Nikt
nie mo�e wyizolowa� si� z w�asnego czasu i w�asnego kraju ani zbu-
dowa� modelu, w kt�rym nie odbi�yby si� edukacja, polityka, reli-
gia, obyczaje i sztuka mu wsp�czesna. Cho�by by� najbardziej orygi-
nalny i najbardziej tw�rczy, nie mo�e wymaza� ze swych pism
wszystkich �lad�w my�li, w�r�d kt�rych dojrzewa�". Historyk wi�c,
jak ka�dy, jest zamkni�ty na zawsze w pu�apce egocentrycznego os�-
du, a jego grzechem pierworodnym jest "wsp�czesno��".
Arthur M. Schlesinger, Jr., The Cycles of American History
Poni�sza historia nie powinna by� traktowana jak powa�na
pr�ba prognozowania, jaki te� b�dzie ten rok 2023, kiedy ju� do
niego dojdzie. Przewidywanie przysz�ej historii jest z g�ry skaza-
ne na przegran�, nie sprawia te� tyle przyjemno�ci co po prostu
wymy�lenie wszystkiego od zera. "" opisuj�
wi�c rok 2023 tak, jak widz� go dzisiaj - w roku 1990, w pokoju
od podw�rka w Bostonie, gdzie rozpoczynam pisa� t� ksi��k�.
Ca�kiem, ale to ca�kiem inny rok...
�cieki
1
W kana�ach �ciekowych Nowego Jorku przypadkowo sk�pa�o si� kil-
ka aligator�w, kilku ma�ych ch�opc�w i przynajmniej jeden ko�.
Ch�opcy t ko� najwyra�niej nie byli tym zachwyceni - ale aligatory
owszem.
Robert Daley, The World Beneath The City
Samotny cz�owiek na szczycie
Nie mo�na byio powiedzie�, �e nikt go nie ostrzega�.
Orle Gniazdo wbija�o si� w kopu�� nieba ponad ulicami mia-
sta - jakie� osiemset metr�w od ziemi, z hakiem. Nie by�o do-
st�pne dla wszystkich. Wi�kszo�� turyst�w odwiedzaj�cych Fe-
niksa nie mia�a wst�pu powy�ej Platformy Prometeusza na
dwie�cie pi�tym pi�trze. Ju� ona sama by�a atrakcyjniejszym
punktem widokowym ni� proponowane turystom gdzie indziej
na �wiecie - nawet na siedemsetmetrowym Minarecie Ganta
w Atlancie. Tylko wybrani przyjaciele, partnerzy w interesach
i politycy byli wpuszczani wy�ej, na otwarty taras na dwie�cie
�smym pi�trze. W te dni, kiedy pogoda zapowiada�a si� nie�le,
bez nag�ych atak�w wiatru gro��cych zdmuchni�ciem, mogli po-
oddycha� sobie za darmo wilgotnym i rozrzedzonym powietrzem,
sprzedawanym po siedem i p� dolara za litrow� butl� w skle-
pie z pami�tkami na dole. Ale tylko Harry'emu Gantowi wolno
by�o wej�� na sam szczyt: jeszcze dziewi��dziesi�t metr�w po
stalowej drabince zamkni�tej w iglicy cumowniczej Feniksa,
przez klap� w jej ko�cu, i wreszcie do wielkiej szklanej kuli -
Orlego Gniazda, najwy�szego punktu najwy�szej budowli, jak�
kiedykolwiek wzni�s� cz�owiek.
- W�tpliwe - powiedzia�a wiele lat temu jego mened�erka
opinii publicznej, kiedy pierwszy raz us�ysza� o Gnie�dzie. - Bar-
dzo w�tpliwe z punktu widzenia medi�w, �e zamierzasz je za-
trzyma� dla siebie.
- Dlaczego w�tpliwe? - Oboje ju� troch� wypili, a m�wi�a to
tonem raczej dra�nienia si� ni� ostrze�enia, ale wino i niefraso-
bliwo�� zawsze wyostrza�y mu uwag�.
- Pomy�l o aluzjach biblijnych. Praktycznie rzecz bior�c, pod-
k�adasz si� jakiemu� komuni�cie czy innemu komentatorowi
z telewizji.
- �e jak? l
- Zastan�w si�: pot�na istota stoj�ca na szczycie, ca�y �wiat J
le��cy u jej st�p... <
- Ach, to. Ale moment, w tej opowie�ci, zdaje mi si�, by�o !i
dw�ch mocnych facet�w na tej g�rze, nie jeden, wi�c mo�e...
- Nikt nie por�wna ci� do Jezusa, Harry.
- A to dlaczego?
- Bo Jezus nie pragn�� �adnej z tych rzeczy, kt�re st�d wida�,
a ty pragniesz wielu z nich. Po pi�ciu minutach od chwili kiedy
wlaz�e� do swego Gniazda, wymy�lisz trzy nowe linie produkt�w,
w kt�re warto by zainwestowa� - wszystkie dziko niepraktyczne,
wszystkie jako� tam niszcz�ce �rodowisko albo bezpiecze�stwo
spo�eczne i wszystkie bardzo zyskowne - przynajmniej do chwi-
li pojawienia si� pierwszych pozw�w s�dowych. Po kolejnych
pi�ciu minutach b�dziesz rozgl�da� si� za miejscem na nast�p-
ny budynek. Pewnie b�dziesz chcia�, �eby by� co najmniej dwa
razy taki. A jeszcze pi�� minut p�niej najpewniej si� porzygasz,
bo wiesz r�wnie dobrze jak ja, �e nie znosisz wysoko�ci.
To by�a prawda - nie znosi� wysoko�ci. Dziwne wyznanie jak
na w�a�ciciela dw�ch i p� superdrapaczy chmur i jak sztachet
w p�ocie pomniejszych wie�owc�w, ale tak by�o. Jego awersja do
podr�y lotniczych by�a legendarna: je�li ju� musia� jecha�, wo-
la� porusza� si� poci�giem, zbudowa� wi�c sie� ekspresowych ko-
lei B�yskawica ��cz�c� ponad sto miast, w�a�ciwie w pojedynk�
przyczyniaj�c si� do XXI-wiecznego rozkwitu ameryka�skich ko-
lei. Jednocze�nie Gant Industries doprowadzi�y technik� wirtu-
alnych telekonferencji do takiego poziomu, aby m�g� bra� udzia�
w posiedzeniach zarz�du w Singapurze,Tokio, Pradze i Caracas,
w og�le nie opuszczaj�c sta�ego l�du Manhattanu.
Nawet zbudowane ludzk� r�k� kaniony i szczyty jego rodzin-
nego miasta, symbolizuj�ce wszystko co najdro�sze sercu, nie
mog�y zwalczy� jego organicznego l�ku przestrzeni. Kiedy pa-
trzy� na p�nocny zach�d na jaskrawe skr�ty Arcadii Trumpa,
czy bli�ej na budynek Chryslera, kt�rego n�dzne siedemdziesi�t
siedem pi�ter r�wnie� do niego nale�a�o, albo na po�udnie
w stron� podw�jnego olbrzyma g�ruj�cego nad Battery, odczu-
wa� r�ne emocje, ale nie by�o w�r�d nich ch�ci, aby tam pospie-
szy� i z�apa� pierwsz� wind� na szczyt.
Ale Feniks to co innego. Feniks to nie tylko jego w�asno��,
ale jego dzie�o, najwy�sza budowla w historii �wiata. Gdy sta�
na jego wierzcho�ku (albo na szczycie Minaretu w Atlancie - po-
przedniej najwy�szej budowli w historii �wiata; cho� teraz ju�
nie bywa� tam zbyt cz�sto), postrzega� �wiat zupe�nie inaczej,
tak jakby wynosi�a go w niebo nie trywialna konstrukcja z beto-
nu i stali, ale si�a w�asnej woli - si�a, kt�rej nikt nie m�g�. si�
przeciwstawi�.
Tak.
Gwoli uczciwo�ci, sarkastyczny komentarz mened�era opinii
na temat rzygania prawie si� sprawdzi� - prawie. Oficjalne
otwarcie Feniksa odby�o si� w czerwcu 2015 roku, a miesi�c ten
wyr�ni� si� gwa�townymi burzami - burzami stulecia - na ca�ym
Wschodnim Wybrze�u. Kiedy katastrofi�ci piali ze zgroz� o znisz-
czeniu �wiatowego systemu pogodowego, Gant pewnego popo-
�udnia zaprosi� czo�owe postaci miasta na Platform� Promete-
usza, aby mogli "podziwia� darmowe fajerwerki".
Bateria t�umik�w przechy�u wbudowana w konstrukcj� wie-
�owca niemal neutralizowa�a wp�yw wiatru; mimo to poncz lek-
ko chlupa� w wazie, ale po odwiedzeniu bufetu, gdzie wszystkie
przek�ski naszpikowane by�y aviomarinem, go�cie uwa�ali to ra-
czej za rozrywk� ni� pow�d do md�o�ci.
- Ale teraz, Harry, nie wspina�bym si� do Gniazda - radzi�
Gantowi architekt. - Nie dzisiaj.
- Dlaczego? Obawiasz si� piorun�w?
- Nie piorun�w. Wiatru. Iglica jest du�o mniej stabilna ni�
reszta budynku.
- Nie widz� problemu - rzek� Gant. - O ile si� nie u�amie...
- Si� nie u�amie. Je�li wymachujesz w�dk� wte i wewte, te�
si� nie �amie, ale nie znaczy to, �e przyjemnie jest siedzie� na jej
ko�cu.
- Hmm. Dzi�ki za ostrze�enie. Zdaje si�, �e powinienem zje��
jeszcze kilka przek�sek.
Godzin� p�niej Gant ju� siedzia� w swej szklanej kuli, mio-
tany wiatrem jak baloniarz, kt�ry niechc�cy wlecia� w cyklon.
Aby prze�y�, uczepi� si� w�skiej por�czy, jedynego oparcia w ca-
�ym Orlim Gnie�dzie. Czu� podchodz�ce do gard�a wn�trzno�ci
i widzia� ju�, jak rozbryzguje resztki nadzianych aviomarinem
tartinek po ca�ej kuli. Uratowa�o go jedno przypadkowe spoj-
r�enie. Bogowie burzy obdarzyli go na chwil� doskona�ym wido-
kiem na otwarty taras, dziewi��dziesi�t metr�w ni�ej na dwie-
�cie �smym pi�trze, gdzie jasnow�osa fotograf, dla bezpiecze�-
stwa przywi�zana ta�m� uszczelniaj�c�, walczy�a z wiatrem, pr�-
buj�c wycelowa� obiektyw w szklan� kul�. Gant upozowa� si�
na tyle, na ile m�g� w ci�gu tych paru sekund: zwalczy� sw�j
zbuntowany �o��dek, stan�� mocno na nogach i przybra� poz�
cz�owieka nie znaj�cego wahania. Wok� niego eksplodowa�y
niebiosa; w tym samym momencie trzasn�a migawka.
Zdj�cie ukaza�o si� na ok�adce nast�pnego numeru "Rolling
Stone" z podpisem: HARRY DENNIS GANT: JE�DZIEC BU-
RZY NASZYCH CZAS�W. Chocia� o�wietlona b�yskawicami
twarz Ganta przypomina�a nieco pewnego upad�ego anio�a, kt�-
rego ostatnio widziano wa��saj�cego si� w okolicach �ysej G�ry,
nie zmienia�o to faktu, �e portret by� udany jak cholera. Od tam-
tej pory przesta� obawia� si� biblijnych aluzji, mimo i� sam zni-
�a� si� do korzystania z nich.
Dobry przyk�ad na to - a tak�e kolejny dow�d zdolno�ci prze-
widywania jego poprzedniego mened�era opinii - mo�na by�o
wypatrzy� w pewnej odleg�o�ci na p�nocnym kra�cu Manhatta-
nu, gdzie w�asn� drog� do s�awy pod��a� ultranowoczesny zik-
kurat.
Z kolistego fundamentu zajmuj�cego kilka kwarta��w wy-
mar�ej dzielnicy, wzwy� wielkimi stopniami pi�a si� g�ra czy��-
cowa ze stali okrytej p�prze�roczystym czarnym szk�em. Tego
pa�dziernikowego dnia zr�wna�a si� niemal z koron� Feniksa;
na Dzie� Dzi�kczynienia mia�a by� jeszcze wy�sza, a Orle Gniaz-
do - o tyle w�a�nie ni�sze. Do ko�ca dziesi�ciolecia, o ile to zale-
�a�o od Harry'ego Ganta, mia�a przekroczy� wysoko�� mili.
Nazwa� to Babel. Nowa Wie�a Babel, na uko�czeniu po niemal
pi�ciu tysi�cach lat przerwy w budowie. Ni�sze pi�tra do wyna-
j�cia - specjalny cennik, po szczeg�y prosimy zadzwoni�.
- Czy nie kusi pan losu tak� nazw�? - dziennikarze co chwi-
l� zadawali takie pytania, daj�c mu tym samym darmow� rekla-
m� wart� wiele milion�w dolar�w. - Nie obawia si� pan, �e histo-
ria mo�e si� powt�rzy�?
- Ani troch� - odpowiada� Gant. - Mamy now� er�, panie
i panowie. Je�eli ciekawi was moje zdanie na temat historii,
uwa�am, �e tak naprawd� B�g wstrzyma� realizacj� babilo�skie-
go projektu, poniewa� chcia� zaczeka� na grup� fachowc�w, kt�-
ra wykona to jak nale�y.
Nowa era: �wiatowym j�zykiem by� teraz angielski, podzielo-
ny na tysi�ce dialekt�w, kt�re rozwija�y si� i mno�y�y z ka�dym
dniem. Ludzko�� szturmowa�a niebo w ognistych rydwanach do-
mowej produkcji, powracaj�c z niesamowitymi opowie�ciami.
A B�g... je�li jeszcze nie czu� si� Amerykaninem, gotowym i ch�t-
nym do poparcia ameryka�skich osi�gni��, to Gant i jego De-
partament Opinii Publicznej szybko by to z Nim za�atwili.
W kana�ach z Eddiem Wilderem (i Teddym Mayem)
No dobra, pewnie, �e sprawy nie wygl�da�y tak rado�nie na
dnie ulicznych kanion�w, gdzie niekt�re fragmenty chodnika nie
ogl�da�y �wiat�a s�onecznego od dziesi�cioleci, a piesi, w przeci-
wie�stwie do Feniksa nie posiadaj�cy wbudowanych t�umik�w
przechy�u, radzili sobie jak mogli z mikrotajfunami rycz�cymi
na otwartych przestrzeniach mi�dzy drapaczami chmur. Ale nie
by� to wystarczaj�cy pow�d, aby nie cieszy� si� �yciem.
We�my takiego Eddiego Wildera, z Moose Hollow w stanie
Maine, kt�ry tego ranka wyruszy� do nowej pracy z charaktery-
styczn� spr�ysto�ci� kroku, znamionuj�c� przysz�ego zdobywc�
�wiata. W eleganckim zielono-bia�ym uniformie Zak�adu �cie-
k�w Komunalnych, wysiad� z metra na skrzy�owaniu Broadwayu
z Trzydziest� Czwart� i przystan��, by si� pogapi�.
Moose Hollow by�o jednym z najbardziej poszkodowanych
technologicznie miejsc w Stanach Zjednoczonych (jak zanoto-
wano w "USA Today" na pierwszej strome dzia�u "�ycie"), a Ed-
die by� pierwszym od trzech pokole� cz�onkiem swej rodziny,
kt�ry odwiedzi� kiedykolwiek miasto wi�ksze ni� Bangor, tak
wi�c wszystko wydawa�o mu si� �wie�e i ekscytuj�ce. Elektrycz-
ni Murzyni sprzedawali gazety, wyposa�one w osprz�t antykoli-
zyjny taks�wki pl�sa�y w unikach na zat�oczonych ulicach, a mo-
nolityczna architektura przes�ania�a horyzont we wszystkich kie-
runkach.
Harry Gant by�by dumny, je�li nie zaskoczony, faktem, �e Ed-
diemu w�r�d budynk�w Manhattanu najbardziej podoba� si� Fe-
niks Ganta. Oczywi�cie, gdyby z g�upia frant zapyta� Eddiego
Wildera, powiedzia�by, �e to Empire State Building. Nie wie-
dzia�, �e nie ma ju� Empire State Building - od Bo�ego Narodze-
nia roku 2006, kiedy to wypchany po brzegi boeing 747-400 do-
sta� meteorytem zaraz po starcie z lotniska Newark i w spos�b
niekontrolowany, z wielkim hukiem przelecia� nad rzek� Hud-
son.
Znany kronikarz katastrof - Tad Winston Peller opisa� ca�y
wypadek z klinicznymi detalami w bestsellerze "Chicken Little*
i Lot 52", lecz Eddie Wilder nigdy tego nie przeczyta�, poniewa�
w Moose Hollow nie by�o ani ksi�garni, ani biblioteki. Podobnie,
z uwagi na to, �e jedyny dziennik w Hollow - "Hollow Point" -
zajmowa� si� wy��cznie sprawami zabijania i konsumpcji mi�sa
du�ych zwierz�t, Eddie nigdy nie mia� dost�pu do zapowiedzi
prasowych, w kt�rych obiecuj�cy magnat przemys�owy Harry
Gant przysi�g� odbudowa� ten historyczny obiekt w rekordowym
czasie, ale "uwsp�cze�niony, pod now� nazw�, i w ka�d� stron�
dwa razy wi�kszy". Pomy�ka Eddiego by�a wi�c zrozumia�a.
A �e Feniks troch� nie zgadza� si� w proporcjach z budowl�
na czarno-bia�ej poczt�wce, kt�r� jego pradziadek zakupi� wra-
caj�c do domu z wojny w Korei? Wiadomo, w rzeczywisto�ci
wszystko wydaje si� wi�ksze ni� na zdj�ciach - oceni� Eddie.
Je�li Eddie mia�by jakie� pretensje do Feniksa, to chodzi�oby
o Elektryczne Billboardy, wielkie migaj�ce �wietlne tablice za-
wieszone w trzech czwartych wysoko�ci - dla niego by�a to pro-
fanacja historycznej budowli. Billboardy by�y cztery, po jednym
na ka�dej �cianie. Mierzy�y po jakie� dwadzie�cia pi�ter. Cztery
reklamy przeskakiwa�y w prawo co pi�tna�cie minut, tak wi�c
kiedy logo Coca-Coli �wieci�o na zach�d, wiadomo by�o, �e jest
pomi�dzy pi�tna�cie po a wp� do. Reklama widoczna w tej
chwili na wschodniej stronie by�a dla Eddiego niezrozumia�a, co
tylko pog��bia�o jego irytacj�: jak �art, na kt�ry by� za g�upi.
Przypomina�a stron� wydart� z gigantycznego kalendarza, ale
nie by�o daty, tylko liczba: 997, czerwona na bia�ym tle.
- Nie denerwuj si� - us�ysza� Eddie. - Nikt nie wie, o co tu
chodzi, nawet Harry.
Odwr�ci� si� i zobaczy� kobiet� mniej wi�cej swojego wzro-
stu, o pospolitej urodzie, ale z kurzymi �apkami wok� oczu i ust,
charakteryzuj�cymi osob� o pogodnym usposobieniu. Jej w�osy,
r�wnie� proste, nieciekawego br�zowego koloru, spi�te by�y
w d�ugi ko�ski ogon. Wygl�da�a na oko�o czterdzie�ci lat. Mi�dzy
palcami jej prawej d�oni �arzy� si� papieros, w lewej za� lu�no
zwisa�a najnowsza obrazkowa historia wydawnictwa Marvel-D.C.
- "Powr�t Joanny d'Arc".
* Chicken Little - kresk�wka Disneya z roku 1943. Kurczak Chicken Little
i jego przyjaciele wpadaj� w panik� na wiadomo��, �e niebo spadnie im na g�o-
wy (wszystkie przypisy opracowa� t�umacz).
Normalnie Eddie najpierw zapyta�by o komiks, by� bowiem
fanem Spidermana, kt�rego kolejne odcinki zamawia� za zali-
czeniem pocztowym, teraz jednak znalaz� si� w Nowym Jorku
i jak najszybciej chcia� si� dostosowa� do tutejszych zwyczaj�w.
Wi�c zamiast tego wskaza� papierosa i z wielkomiejsk� obceso-
wo�ci� (przynajmniej tak� mia� nadziej�) rzek�:
- Nie powinna pani tego pali�.
Odpowiedzia�a wypuszczaj�c k��b dymu, kulturalnie - nie
wprost w twarz Eddiego, ale tak jakby chcia�a powiedzie�, �e
w tych s�owach nie ma nic nowego - nic, czego by sama starannie
i powoli nie rozwa�y�a.
- Masz racj�, nie powinnam. -1 doda�a puszczaj�c oko: - Nie
gap si� zbyt d�ugo. Nie chcia�by� si� sp�ni� do pracy.
A potem zesz�a z kraw�nika i unios�a r�k�; taks�wka prze-
mkn�a zwinnie wok� zaparkowanej na drugiego furgonetki
i zahamowa�a przed ni�. Dopiero gdy kobieta wsiad�a do niej
i odjecha�a, Eddie zda� sobie spraw�, �e nosi�a taki sam uniform
jak jego.
"Nie chcia�by� si� sp�ni�..." Sprawdzi� adres na wyci�gni�-
tym z kieszeni formularzu i ruszy� na zach�d w kierunku rzeki.
Ceglany budynek mieszcz�cy Biuro Zoologii Zak�adu �ciek�w
Komunalnych sta� przy Jedenastej Alei, naprzeciwko Centrum
Kongresowego imienia Jacoba Jawitsa. Eddie dotar� na czas i za-
meldowa� si� w okienku, gdzie zarejestrowa�a go kierownik
zmiany - Fatima Sigorski.
- B�dziesz w za�odze May 23. Twoimi wsp�pracownikami s�
Joan Fine, Art Hartower i Lenny Prohaska. - Przesun�a w jego
kierunku par� jakby plastykowych przywieszek dla ps�w. - Pa-
mi�taj, aby nosi� to zawsze podczas pracy.
- Po co?
- Na wypadek gdyby� zakwalifikowa� si� na wcze�niejsz�
emerytur� w spos�b utrudniaj�cy identyfikacj�.-Wskaza�a p�-
otwarte drzwi w g��bi holu. - Pok�j odpraw. B�dzie tam Proha-
ska i Hartower. Hartower jest chudy i �ysawy, w �rednim wieku,
wygl�da jak facet z Urz�du Skarbowego. Prohaska tak samo, tyl-
ko �e ma cyrkonie w nosie. Jest z Kalifornii.
- A pani Fine?
- Pani Fine aktualnie siedzi zamelinowana w toalecie.
-Aha.
Pok�j odpraw wygl�da� jak jedna z mniejszych sal w kinie
typu multiplex. Czerwone plastikowe krzese�ka naprzeciwko
ma�ego ekranu holograficznego. Eddie naliczy� oko�o trzydzie-
stu os�b, wszyscy w mniej lub bardziej znoszonych uniformach
Zak�adu �ciek�w Komunalnych. Zdaje si�, �e by� jedynym no-
wym. Hartower i Prohaska stali pod oprawionym w ramk� bar-
dzo starym zdj�ciem, wsp�lnie czytaj�c dzisiejszego "New York
Timesa". Fotografia, przedstawiaj�ca chyba pijaczka wy�a��ce-
go ze studzienki kanalizacyjnej, najwyra�niej zajmowa�a hono-
rowe miejsce na �cianie.
Eddie podszed� i przedstawi� si� swoim nowym kolegom.
A potem spyta�, wskazuj�c g�ow� dziwne zdj�cie:
- Kto to?
- Teddy May - odrzek� Prohaska, ruszaj�c nozdrzami tak, �e
zamigota�a cyrkonia.
- Najwi�kszy cz�owiek, jaki kiedykolwiek brodzi� w fekaliach
miasta - doda� Hartower. - Bo�e pob�ogos�aw go i daj wieczny
odpoczynek.
- Co on ma z prawym okiem?
- Wypadek przy pracy - powiedzia� Prohaska. - Ugotowa� je
sobie, wczo�guj�c si� do kana�u serwisowego, aby naprawi� dziu-
rawy przew�d parowy, jednocze�nie go�ymi r�kami walcz�c
z dwoma aligatorami...
- Aligatorami? - zdziwi� si� Eddie.
- ...a potem, za�atwiwszy t� spraw�, wyszed� na zewn�trz,
gdzie by�o minus dwadzie�cia stopni, a z powodu zimnego wiatru
jeszcze ze dwadzie�cia mniej, bo to si� dzia�o zim�. Ten skok
temperatury sparali�owa� mi�nie i nerwy w jego powiece.
- Poczekaj! - przerwa� Eddie. -Aligatory w kana�ach? Czy to
nie jest opowie��?
- Jaka opowie��?
- No wiesz... ksi��ka tego go�cia, co go nie mo�na by�o foto-
grafowa�.
- Czyta�e� jak�� ksi��k� tego go�cia, co go nie mo�na by�o fo-
tografowa�?
- No nie. Nikt nigdy nie czyta� tej ksi��ki. A zreszt� nie czy-
tam ksi��ek. Ale nawet w Hollow wszyscy znaj� Opowie��.
- S�uchaj - rzek� Hartower. - Teddy May naprawd� to prze�y�.
- I co, w Biurze Zoologii to w�a�nie si� robi? Poluje na aliga-
tory?
- Nie b�d� �mieszny. Teddy May i jego dru�yna wyko�czyli
ostatniego gdzie� w latach trzydziestych.
- Co prawda - uzupe�ni� Hartower - sporadycznie znajduje si�
pojedyncze osobniki Gavialis gangeticus gdzie� pomi�dzy dzielni-
cami Little India i Little Pakistan, czasem od wielkiego dzwonu
mo�e by� nawet Crocodilus niloticus, ale aligator�w nie ma.
Fatima Sigorski wesz�a do pokoju odpraw i zaklaska�a w d�o-
nie.
- Dobra, wszyscy siada�. Zaczynamy!
- Chod� z nami - powiedzieli Prohaska i Hartower, prowadz�c
Eddiego do trzech siedze� najbardziej z ty�u. Znajoma kobieta
z ko�skim ogonem wesz�a, kiedy Fatima ju� zamierza�a zamkn��
drzwi. Eddie nawet tutaj poczu� tyto�, mimo i� ca�y budynek by�
na ka�dym rogu oznakowany zakazem palenia.
- O! Znam j�. Kto to taki?
- To jeszcze jedna osoba z naszej za�ogi - wyja�ni� Prohaska.
- Joan Fine. - I doda� tonem konspiratora: - Poprzednio Joan
Gant.
- Gant?
- By�a �ona tego miliardera - doda� Hartower - ale tak�e nie-
prawowita c�rka z prob�wki siostry Ellen Fine, tej zbuntowanej
zakonnicy, kt�ra w latach zerowych prowadzi�a Katolick� Kru-
cjat� Feministyczn�.
- Krucjat� Feministyczn�?
- No wiesz: lesbije pal�ce habity i domagaj�ce si� pozwole-
nia papie�a na wy�wi�canie ich i posiadanie dzieci.
- Aha - rzek� Eddie, kt�ry pierwszy raz o tym s�ysza�. - No
to, jak jej matka by�a pedalsk� zakonnic�, a m�� miliarderem, to
co ona robi w �ciekach?
- Czyni pokut�.
Wszyscy zd��yli ju� usi���. Fatima Sigorski ponownie zakla-
ska�a, uciszaj�c towarzystwo.
- Mam tu wst�pn� wersj� raportu taktycznego na bie��cy
miesi�c - zagai�a, wyci�gaj�c Elektryczny Notatnik. - Jak zwy-
kle s� tu i dobre, i z�e wiadomo�ci. Pewne prace prowadzone
w naszej cz�ci Brooklynu ca�kowicie wyeliminowa�y Serrasal-
mus nattereri *, kt�re zal�g�y si� gdzie� pod parkiem Slope.
Z drugiej strony, wczoraj dziadek pewnego kuba�skiego restau-
ratora zosta� na �mier� pora�ony pr�dem w kibelku w suterenie,
prawdopodobnie przez Electrophorus electricus**. Nie by�o �ad-
nych �wiadk�w i policja my�li, �e to jaki� kant z ubezpiecze-
* Serrasalmits nattereri - pirania.
** Electrophorus electricus - w�gorz elektryczny.
21
l
niem, wi�c przed podj�ciem dzia�a� zaczekamy na oficjalne po-
twierdzenie. Niemniej je�eli wybieracie si� w okolice pod Hisz-
pa�skim Harlemem, najlepiej w��cie gumowe buty do bioder...
Joan Fine siedzia�a z przodu i �a�owa�a, �e nie mo�e zapali�.
Ale o ile Fatima Sigorski mog�a przymkn�� oko na sporadyczne-
go papierosa w damskiej toalecie, podczas odprawy nie tolero-
wa�a nawet �ucia gumy. Jedynym �rodkiem na odpr�enie by�
wi�c dla Joan r�aniec, kt�ry przez ca�y czas przesuwa�a w kie-
szeni. Dosta�a go od matki w dniu swej pierwszej spowiedzi;
i chocia� Joan w konfesjonale przyzna�a si� do m�odzie�czej po-
gardy dla teologii rzymskokatolickiej, zatrzyma�a sobie r�aniec,
traktuj�c go jako amulet na szcz�cie. Paciorki by�y z taniego
akrylu, krzy�yk za to z prawdziwego srebra, wykuty przez pewn�
reformowan� karmelitank�, kt�ra dorabia�a sobie jako znako-
mity kowal. Korona cierniowa Chrystusa by�a misternie wyrze�-
biona laserowym rylcem, a gdy trzyma�o si� j� przed silnym
�wiat�em, rzutowa�a na �cian� Naj�wi�tsz� Tajemnic� Katolic-
kich Feministek, wypisan� ognistymi literami z punkcik�w wiel-
ko�ci g��wki od szpilki.
"G�upcy spiesz� tam, gdzie anio�y z obaw� wchodz�. B�g g�up-
cami nas czyni za nasze gwa�ty".
Joan pomy�la�a kiedy�, �e by�oby to odpowiednie motto tak-
�e dla Biura Zoologii Zak�adu �ciek�w Komunalnych. Oczywi-
�cie dlatego wzi�a t� prac�.
- Teraz sprawa dotycz�ca dzisiejszego zadania specjalnego:
niestety, mamy potwierdzenie istnienia nowego gatunku, o kt�-
rym wspomina�am w pi�tek. Mo�na �ciemni� �wiat�a? - O�wie-
tlenie pos�usznie przygas�o. - Materia�, kt�ry obejrzycie - rzek�a
Fatima - zosta� nakr�cony przez za�og� May 67 bezpo�rednio
przed tym, jak wszyscy nieodwo�alnie zakwalifikowali si� na
wcze�niejsz� emerytur�. Pu�� ta�m�.
Odsun�a si�, a ekran rozb�ysn�� tr�jwymiarowym obrazem.
Punkt widzenia stanowi�a sta�a automatyczna kamera skierowa-
na w stron� rufy jednego z opancerzonych kutr�w patrolowych
Zak�adu �ciek�w Komunalnych, p�yn�cego jednym z wi�kszych
kana��w. Od razu by�o wida�, �e co� jest nie tak: s�dz�c po spie-
nionej wodzie za ruf�, sternik albo walczy� z silnym pr�dem, al-
bo, co bardziej prawdopodobne, ucieka� przed czym� na pe�nym
gazie. Kiedy kuter po�o�y� si� w zwrot, s�ycha� by�o serie strza-
��w karabinowych, a tak�e pistoletowych - to cz�onkowie gin�cej
za�ogi May 67 opr�niali magazynki, celuj�c w m�tn� wod�. Bez-
skutecznie - nagle z kilwateru wychyn�o co� ogromnego, roz-
wieraj�c z�bat� paszcz� jak nadzian� �yletkami przepa��. Wi-
dzowie z krzykiem skulili si� w siedzeniach, gdy potw�r wysko-
czy� z ekranu w nieskazitelnym tr�jwymiarowym uj�ciu, ale ni-
gdy nie wyl�dowa�. Dok�adnie w tym momencie, zapewne na
u�amek sekundy przed urwaniem kamery ze statywu, monta�y-
sta zap�tli� nagranie, tak �e moloch zawis� w p� skoku, porusza-
j�c si� w prz�d i w ty�, jakby prezentowa� si� podczas badania.
- Carcharodon carcharias - powiedzia�a Fatima Sigorski, gdy
przera�eni pracownicy odzyskali kontenans. - Potwierdzenie
z Bronx Zoo. Nie mamy pewno�ci, jak si� tam dosta�, ale szefo-
stwo jest przekonane, �e kto� spu�ci� do �ciek�w zwierz� domo-
we. Albo mo�e jest to kolejny dowcip �wirus�w z Wydzia�u Ich-
tiologii na uniwerku.
- Kurwa, to jest rekin ludojad! - wykrzykn�� zszokowany Ed-
die.
Na d�wi�k jego g�osu Joan Fine obejrza�a si�. Eddie ju� do
po�owy zerwa� si� z krzes�a i zatrzyma� si�, dr��c, podczas gdy
Prohaska i Hartower pr�bowali go usadzi� z powrotem.
- Cicho! - sykn�� nerwowo Prohaska. - Cicho i zachowuj si�!
Chcesz zarobi� nagan� ju� pierwszego dnia?
Joan u�miechn�a si�. Eddie pewnie i tak b�dzie j� wkurza�,
ale nie mog�a nie polubi� kogo�, kto by� na tyle niewinny, �e od-
zywa� si� bez taktu - i nie u�ywa� eufemizm�w, kt�rych prawdo-
podobnie nawet nie zna�.
Fatima jednak tego nie doceni�a.
- To jest Carcharodon carcharias - powt�rzy�a tonem repry-
mendy, z naciskiem na wszystkie twarde �aci�skie sp�g�oski. -
Carcharodon carcharias przystosowany do alternatywnego �rodo-
wiska. Ufam, �e wszyscy zapami�taj� t� nazw� na wypadek spo-
tkania jakiego� reportera. Jest tylko jedna rzecz w kana�ach na
mniej liter ni� sze�� i nie jest to "rekin".
- Przepraszam - powiedzia� Eddie. - Przepraszam, ale wygl�-
da jak...
- Ponadto dyrekcja w dalszym ci�gu zaleca praktyk� nada-
wania nazw kodowych wyr�niaj�cym si� osobnikom z poszcze-
g�lnych gatunk�w. Cho� nic nie sugeruje, �e jest wi�cej ni� je-
den - ja mam nadziej�, �e nie - ustalono, �e osobniki z gatunku
Carcharodon b�dziemy nazywa� od marek piwa. To - wskaza�a
podryguj�cy hologram - jest Meisterbrau. Tak� nazw� chc� s�y-
sze� podczas waszych rozm�w w przerwie - nie �mieszek, nie
Szcz�ki II i nie Mackie Majcher, ale Meisterbrau. Czy wyra�am
si� jasno?
Eddie niewyra�nie skin�� g�ow�.
- Dost�pne nam informacje wskazuj�, �e Meisterbrau �ero-
wa� w kompleksie tuneli wok� wymiennika pod Times S�uare.
Wszystkie za�ogi Maya, z maksymalnym uzbrojeniem, maj� tam
si� skoncentrowa�. Szefowie za��g: pami�tajcie, by kwitowa� od-
bi�r uzbrojenia i pobra� po jednym Murzynie z magazynu. Ma-
my dzi� wysoki poziom metanu i innych substancji, nape�nijcie
wi�c butle tlenowe. To wszystko. Na pok�ad, powodzenia i b�d�-
cie ostro�ni. No i uwa�ajcie na s�ownictwo.
Plan na przedpo�udnie
Kulturalny, bezcielesny g�os przem�wi� z nadgarstka Har-
ry'ego Ganta:
- Kwadrans po �smej, prosz� pana.
Gant podci�gn�� r�kaw, ujawniaj�c twarz Dicka Tracy'ego po-
mniejszon� do wymiar�w kwarcowego zegarka. Pog�adzi� kciu-
kiem niedogolony podbr�dek detektywa.
- To ty, Toby?
- Tak, prosz� pana. Przys�a�a mnie pani Domingo. Czas zej��
na d�, prosz� pana.
- Toby, co mam dzisiaj w planie na przedpo�udnie?
- O dziewi�tej wyg�asza pan mow� w Szkole Medialno-Tech-
nicznej Ganta dla Szczeg�lnie Uzdolnionych Nastoletnich Imi-
grant�w. Nast�pnie uczestniczy pan w spotkaniu grupy kryzyso-
wej w Departamencie Opinii Publicznej, dotycz�cym pirata Phi-
la Dufresne. No i oczywi�cie problemu Murzyn�w.
- Ach, tego - powiedzia� Gant. - Toby?
- S�ucham?
- Czy masz co� szczeg�lnego na dzisiaj, o czym powinienem
pami�ta�? Nie s�u�bowego, sprawd� w informacjach prywatnych.
- Tak, prosz� pana. - Na tarasie dwie�cie �smego pi�tra Auto-
matyczny Pomocnik podrapa� si� po g�owie �niadym palcem. Po-
tem rzek�: - Mo�e my�li pan o rocznicy swojego �lubu, prosz�
pana. To znaczy, dzisiaj by�aby rocznica, gdyby pan jeszcze by�...
- Jasne! - Gant strzeli� palcami. - Dzie� przed Halloween, to
�mieszne, �e mog�em o tym zapomnie�.
- Pana eks�ona - doda� Toby - ma tak�e w przysz�ym miesi�-
cu urodziny. Czterdzieste czwarte. Pan za� ko�czy w przysz�ym
tygodniu czterdzie�ci trzy.
- Tak, tak. Toby, powiedz pani Domingo, �e ju� schodz�. Po-
wiedz tak�e, �e b�d� chcia� sze�ciu Telewizor�w jako wsparcie
medialne w tej szkole o dziewi�tej.
- Tak, prosz� pana - odpowiedzia� Pomocnik i wyszed�. Gant
siedzia� w Gnie�dzie jeszcze przez chwil�, my�l�c o Joan. Wspo-
mnienie o niej zabarwione by�o �agodnym �alem, ale bez z�o�ci.
Ostatnie wie�ci g�osi�y, �e wykonywa�a jak�� brudn� fizyczn�
prac� i prowadzi�a schronisko dla bezdomnych gdzie� na Bowe-
ry. Skromne wykorzystanie jej zdolno�ci... ale i tak si� u�miech-
n��, bo my�li o Joan nasun�y mu my�li o przesz�o�ci w og�le,
a my�lenie o przesz�o�ci w og�le powodowa�o, �e my�la� o sobie
- o tym powie�ciowym spe�nieniu ameryka�skiego snu, jakim
by�o jego �ycie.
Harry Dennis Gant, urodzony w roku 1980 na tylnym siedze-
niu rozwalaj�cej si� toyoty, na przydro�nym parkingu niedaleko
rogatki Jersey. Matka by�a budowla�cem, ojciec nauczycielem,
oboje bezrobotni i bezdomni w czasie narodzin Harry'ego, a ta
zdychaj�ca toyota by�a ich ostatni� w�asno�ci�. I zaczynaj�c od
takich nizin - XX-wiecznego odpowiednika narodzin w kurnej
chacie, jak lubi� my�le� Gant - sp�jrzmy, kim sta� si� w ci�gu
zaledwie czterdziestu trzech lat. Sp�jrzmy, ile zmieni� na �wie-
cie, a przecie� to jeszcze nie koniec. Nawet jeszcze nie po�owa.
Mi�o�� w�asna i mi�o�� do ojczyzny zap�on�y w g��bi serca
Harry'ego Ganta, zagrzewaj�c go do rozpocz�cia nowego dnia.
Cieszy� si�, �e �yje; cieszy� si�, �e otrzyma� taki cudowny dar -
dar natchnienia - w�a�nie przed przemow�, jak� mia� wyg�osi�
wobec wybitnie zdolnej m�odzie�y za nieca�� godzin�.
Z szacunkiem skin�� g�ow� wielkiemu miastu w dole, pod-
ni�s� klap� w pod�odze Orlego Gniazda i zacz�� schodzi� po dra-
bince.
Wst�p do problemu Murzyn�w
Problem Murzyn�w trapi�cy koncern Gant Industries nie po-
winien by� mylony z problemem Afroamerykan�w, po prostu
dlatego �e nie by�o ju� �adnych Afroamerykan�w, a przynaj-
mniej nie tylu, by stanowili �uorum na przeci�tnym przyj�ciu.
Na prze�omie wiek�w Czarna Zaraza, kt�rej pochodzenie i przy-
czyna w dalszym ci�gu pozostawa�y ca�kiem nieznane, zamieni-
�a centra miast ameryka�skich w wymar�e grody, wymiot�a Nige-
ri� i kilkadziesi�t innych pa�stw subsaharyjskich i rzuci�a
skromn� gar�� ocala�ych w paniczn� ucieczk� do najodleglej-
szych i najlepiej ukrytych zak�tk�w globu. S�awny kronikarz ka-
tastrof Tad Winston Peller po�wi�ci� jej rozchwytywany bestsel-
ler pod tytu�em: "Podobno zacz�o si� w Idaho. Opowie�� o Czar-
nej Pandemii roku 2004". Ta popularna ksi��ka pos�u�y�a jako
kanwa nie mniej ni� siedmiu serialom, pomin�wszy ju� cotygo-
dniow� telenowel� science fiction pod tytu�em "Czarne serce
i Czerwona Planeta", o rodzinie kochaj�cych jazz astronaut�w,
kt�rzy ocaleli z pomoru, poniewa� podczas wybuchu epidemii
znajdowali si� na Marsie.
Ale to ju� zupe�nie inna historia. Problem Murzyn�w nie mia�
nic wsp�lnego z zaraz� czy telewizj� kablow�; by�o to zjawisko
rodem z marketingu konsumenckiego.
Samodzielnie Poruszaj�cy si� Android - pr�bnie wypuszczo-
ny na rynek w roku 2003 przez firm� nale��c� do grupy Di-
sneya i nast�pnie produkowany masowo przez �wie�o powsta�e
Gant Industries, pocz�tkowo zosta� zauwa�ony jako tani sub-
stytut dla przemys�owej si�y roboczej..Pierwsze Androidy, za-
projektowane bardziej pod k�tem funkcjonalno�ci ni� estety-
ki, by�y tylko z grubsza podobne do cz�owieka, ale Harry Gant,
przewiduj�c ju� czasy, w kt�rych jego Pomocnicy dost�pni b�-
d� dla gospodarstw domowych, a nie tylko kopal� i fabryk, na-
lega� na bardziej wyrafinowane wzornictwo. I tak od roku 2010
mo�na by�o naby� Automatycznego Pomocnika w szerokiej ga-
mie realistycznych odcieni sk�ry i o rozmaitej budowie cia�a.
Gant, kt�ry wierzy� g��boko, �e nale�y klientom oferowa� r�-
norodno��, z ca�� pewno�ci� nie kaza� swoim dystrybutorom
promowa� jednego modelu kosztem innego. By� zaskoczony tak
jak wszyscy inni, kiedy wariant AS204 - Tw�j Automatyczny
Pomocnik w dyskretnym kolorze czarnym - zacz�� si� nagle
sprzedawa� dziesi�� razy lepiej ni� wszystkie inne wersje w su-
mie.
Przez d�ugi czas nie wygl�da�o to na problem z opini� pu-
bliczn�. Ludzie nie mieli nic przeciwko temu, a w istocie byli
dziwnie zadowoleni z nag�ej obfito�ci Pomocnik�w, uprzejmych
i pracowitych. W reklamie korporacyjnej warto�ciow� kart� do
wykorzystania jest zwyk�a ludzka sk�onno�� do niezauwa�ania
lub unikania rzeczy bardzo brzydkich lub nieprzyjemnych,
w ko�cu wi�c androidy AS204 post�powa�y jak armia Sidney�w
Poitiers i Hattie McDaniels wys�anych, aby wyrugowa� z ludz-
kiej pami�ci Czarn� Zaraz�; ale drug� stron� tej karty jest ryzy-
ko obudzenia ukrytego poczucia winy. Kiedy wi�c Gant us�ysza�,
�e pewna spadkobierczyni C�r Rewolucji Ameryka�skiej zam�-
wi�a trzy setki Pomocnik�w do wykorzystania w swoim parku
rozrywki, maj�cym imitowa� czasy sprzed wojny secesyjnej, u�y�
swych wp�yw�w reklamodawcy w celu zatuszowania tej sprawy
w mediach.
Nie m�g� jednak powstrzyma� codziennej ameryka�skiej mo-
wy. Filolog z uniwersytetu w Oxfordzie, trzymany na smyczy
przez Departament Opinii Publicznej Ganta, oceni�, �e wyra�e-
nie "Elektryczny Murzyn" wesz�o do potocznego j�zyka gdzie�
pomi�dzy rokiem 2014 a 2016.
"Elektryczny Murzyn", to nieprzyjemne przezwisko, nie do��
�e by�o oznak� pogardy dla zmar�ych, to jeszcze przywo�ywa�o
takie obrazy, kt�rych Gant Industries wcale nie chcia�y kojarzy�
ze swoim zaawansowanym technologicznie produktem. Zacz�o
si� pojawia� w druku i na wizji par� lat temu, kilka razy u�yte
w r�nych publikacjach o zasi�gu krajowym i sprytnie przemy-
cone do jednego z wieczornych talk-shows, na co Vanna Domin-
go z miejsca zareagowa�a powodzi� gniewnych faks�w i gro�ba-
mi wycofania reklam. Na chwil� problem jakby si� ulotni�, aby
powr�ci� wraz z pewnym country-metalowym zespo�em z Dela-
ware, kt�ry wyda� przebojowy kompakt zatytu�owany "Elek-
tryczni Murzyni na neonowej prerii". Do sierpnia tego roku na-
wet "Wall Street Journal" zdo�a� ju� u�y� owego wyra�enia, i to
w tytule, a wi�c walka o niewprowadzanie go do dziennikarskich
s�ownik�w wygl�da�a na przegran�.
I taki w�a�nie by� problem Murzyn�w. Harry Gant pierwszy
zwr�ci� uwag�, �e nie jest to wielki k�opot. Sprzeda� jak dot�d
nie ucierpia�a w najmniejszym stopniu, a ludzie byli zadowole-
ni ze swoich Pomocnik�w, jakkolwiek tam by ich nazywali.
W istocie jednak Harry Gant mia� si� jeszcze wiele dowie-
dzie� o Elektrycznych Murzynach i k�opotach, jakie mog� spowo-
dowa�.
Tlmex przedstawia
Joan zawiesi�a r�aniec na szyi razem z psimi znaczkami. Po-
mimo wieloletniej roz��ki z Ko�cio�em, do codziennego trudu
przygotowywa�a si� z takim nabo�e�stwem, �e m�g�by by� z nie-
go dumny nawet jezuita. Traktowa�a przy tym sprz�t i uzbrojenie
jak �wi�te relikwie. Ta poranna intensywna krz�tanina zawsze
prowokowa�a Prohask� do uwag - dla niego �cieki to by�a po pro-
stu praca, chocia� dobrze p�atna z uwagi na ryzyko.
- Gotowa na nast�pny tydzie� walki z si�ami ciemno�ci? -
spyta� wskazuj�c krzy�yk. - Wiesz, ta religia ju� wymar�a...
- Wiem - odrzek�a Joan, zaci�gaj�c suwak syntetycznego
kombinezonu, kt�ry, mia�a nadziej�, ochroni j� przed �rodkami
chemicznymi i zanieczyszczeniami, gdy spadnie z pok�adu. -
A w co ty teraz wierzysz, Lenny?
- Na imi� ma Pan. - Pokaza� jej skamienia�y kawa�ek drew-
na. - Ekologicznie uzasadniony poga�ski kult drzew.
Joan si� za�mia�a.
- Kult drzew. To rzeczywi�cie bardzo pomocne tam w g�wnie,
co? Poza tym czy sam nie m�wi�e� mi, �e Teddy May by� katoli-
kiem?
- Jasne. W tamtych czasach, kiedy walczyli z aligatorami za
pomoc� strzelb kalibru 5,6 mm i trutki na szczury.
- A wi�c jestem tradycjonalistk�. - Wzi�a butl� z tlenem ze
stojaka i przypi�a sobie do plec�w. Za plecami s�ysza�a, jak Har-
tower szkoli niech�tnego Eddiego.
- Granaty przypinasz na pasie, o tak. Nie dotykaj ich, chyba
�e to sprawa �ycia i �mierci, jasne? Teraz...
- Chwila - przerwa� Eddie. - Chwila moment. Wiem, jak si�
u�ywa obrzyna, ale te inne... czy nie powinienem najpierw p�j��
na jaki� kurs szkoleniowy? Na poligon, czy co�?
- Biuro Zoologii nie ma kasy na szkolenia. Jedna czwarta pie-
ni�dzy, jakie otrzymuje od dyrekcji, idzie na sprz�t i amunicj�,
a pozosta�e trzy czwarte na ubezpieczenia. Sp�jrz na to z tej stro-
ny: je�li nieodwo�alnie zakwalifikujesz si� na wcze�niejsz� eme-
rytur�, bo nie wiedzia�e�, jak z czym� post�powa�, po �mierci
twoja rodzina dostanie zajebi�cie wielkie odszkodowanie...
Joan podesz�a do klatki mieszcz�cej sprz�t, aby wyfasowa�
cztery zestawy.
- Potrzebny b�dzie te� klucz do Pomocnika - powiedzia�a,
przeci�gaj�c swoj� kart� zwi�zkow� pod czytnikiem. M�ody fa-
cet w klatce ze sprz�tem poda� jej klucz bez s�owa. By� studen-
tem historii sztuki na Columbia University, pracowa� tu na p�
etatu, �eby mie� na czynsz, i uwa�a�, �e na sta�e do Zak�adu �cie-
k�w przychodz� tylko wariaci. Lepiej wi�c nie wdawa� si� z ta-
kimi lud�mi w rozmowy.
Zak�adowi Automatyczni Pomocnicy przechowywani byli z ty-
�u magazynu, za cz�ciami zapasowymi do silnik�w kutr�w. Joan
odnalaz�a egzemplarz, do kt�rego pasowa� klucz, i odblokowa�a
kryptonitowy zamek mocuj�cy go do �ciany. By�a to starsza wer-
sja modelu AS204, skonstruowana gdy in�ynierowie Ganta jesz-
cze eksperymentowali z po��czeniami stawowymi; chocia� pr�bo-
wali odwzorowa� naturalny zakres ruch�w, model ten czasami
wykonywa� zaskakuj�ce czynno�ci, na przyk�ad zgina� �okcie
w odwrotn� stron�. Jego pow�oka, zu�yta przez lata s�u�by w nie-
przyjaznym �rodowisku, bardziej przypomina�a sk�r� �wi�sk�
ni� ludzk�. Joan nigdy nie mog�a si� zdecydowa�, jaki typ Po-
mocnik�w woli: czy te stare modele, czy nowe, niemal nieodr�-
nialne od ludzi. Mo�e �adne. Gdzie� tam B�g Lewicowiec burzy�
si� w og�le przeciwko automatyzacji.
- Harpo 115 - powiedzia�a Joan, odczytuj�c imi� i numer Po-
mocnika z jego blaszki identyfikacyjnej. -Wstawaj.
Otworzy� oczy; za sztucznymi t�cz�wkami koloru czekolady
kry�a si� para kamer wizyjnych. Skupi� na niej wzrok i u�miech-
n�� si� szeroko, jakby po latach spotka� najdro�szego sercu przy-
jaciela.
- Dzie�doberek! - pozdrowi� j�. Jak wszystkie Pomocniki,
m�wi� przez zaci�ni�te z�by, maskuj�c w ten spos�b brak j�zyka,
zast�pionego Elektryczn� Puszk� G�osow�. - Czy� nie pi�kny
dzi� dzie�?
- Harpo 115, czy pami�tasz w og�le jaki� dzie�, kt�ry nie by�-
by pi�kny?
Pomocnik by� prostym modelem do prac fizycznych, w stop-
niu minimalnym oprogramowanym do rozm�w, poszerzy� wi�c
tylko sw�j u�miech i rzek�:
- Dzie�doberek! Hej ho! P�d�my do pracy!
Joan w towarzystwie Pomocnika wr�ci�a do Hartowera, Pro-
haski i Eddiego, kt�ry w ko�cu obwiesi� si� sprz�tem, ale i tak
czu� si� z nim nieszczeg�lnie. Zjechali wind� towarow� do przy-
stani, betonowego doku na sztucznej zatoczce znajduj�cej si�
jakie� dwana�cie metr�w pod Centrum Jacoba Jawitsa. By�o tu
siedem kutr�w, czyli p�askodennych �ajb pokrytych pancerzem,
ze szperaczami i kamerami holograficznymi zainstalowanymi na
dziobie i rufie. Weszli na ten z namazanym bia�� farb� na belce
dziobowej napisem "May 23".
Prohaska zapu�ci� silnik, Hartower zluzowa� cumy, a Joan
sprawdzi�a zawarto�� apteczki. Mieli dosy� gazy i �rodka dezyn-
fekuj�cego, aby poradzi� sobie nawet z powa�nym krwawieniem
z nosa; co do gro�niejszych wypadk�w pozostawa�a nadzieja, �e
zdarz� si� bezpo�rednio pod szpitalem.
- Podziwiaj, dop�ki mo�esz - powiedzia� Hartower, widz�c,
w jaki spos�b Eddie patrzy na zatoczk�. - Tu woda jest w po�o-
wie czysta. Pompuje si� dodatkow�, aby kutry nie osiada�y. W tu-
nelach problemem jest nie brak, lecz nadmiar. Widzia�e� kiedy�
rzek� ludzkich fekali�w?
Eddie zdecydowa� si� nie odpowiada� na to pytanie. Zauwa-
�ywszy wielko�� tunelu, w kierunku kt�rego sterowa� Prohaska,
rzek� jednak:
- Nie wiedzia�em, �e b�d� a� takie wielkie.
- Kiedy� nie by�y - wyja�ni� Prohaska. - W czasach Teddy'ego
Maya mo�na by�o przez wszystkie przej�� na piechot� albo prze-
czo�ga� si�, bez �odzi i innego sprz�tu. Niekt�re drugorz�dne tu-
nele dalej s� takie ma�e. Ale budynki rosn�, coraz wi�cej �cie-
k�w sp�ywa do systemu, g��wne kana�y trzeba wi�c co rok po-
szerza�...
- ...a potem - kontynuowa� Hartower - w latach dziewi��dzie-
si�tych nasta� sza� na in�ynieri� genetyczn� i wszystko si� tu po-
chrzani�o. W ka�dym k�cie szwenda�y si� jakie� stwory i z dnia
na dzie� robi�y te cwane sztuczki ewolucyjne, przystosowuj�c
si� do warunk�w na dole. St�d wzi�o si� Biuro Zoologii.
- Miejmy nadziej�, �e masz sprawny system immunologicz-
ny - doda� Prohaska. - W tunelach �a�� sobie bakterie, co nawet
�aci�skich nazw jeszcze nie maj�.
Po tej kwestii zapad�a cisza, a Eddie odczuwa� coraz wi�kszy
brak entuzjazmu do nowej pracy. Automatyczny Pomocnik sta�
na dziobie, co trzy sekundy wykonuj�c nosem pe�n� analiz� che-
miczn� atmosfery. Kiedy wp�yn�li g��biej do tunelu, Hartower
zwr�ci� uwag� Eddiego na po�yskuj�ce obiekty k��bi�ce si�
w kilwaterze �odzi.
- Teraz to ju� siedzimy w g�wnie, co, m�ody?
Za nimi p�yn�y inne kutry, ale w tym miejscu rozproszy�y
si�, ka�dy pod��aj�c do celu inn� drog�. Znajdowali si� sami
w�r�d fekali�w. Prohaska w��czy� wszystkie szperacze i podwod-
ne reflektory.
- Gdzie jeste�my? - zapyta�a Joan. Wyci�gn�a sw�j komiks
i kartkowa�a go.
- Elektryczny Merkator m�wi, �e pod skrzy�owaniem Czter-
dziestej Trzeciej i Dziewi�tej, p�yniemy na wsch�d w stron� Wy-
miennika Times S�uare.
- No to musicie uwa�a�. Gdzie� tutaj jest wodospad.
Eddie klepn�� Joan po ramieniu.
- S�uchaj no, na wypadek gdybym dosta� jakiej� choroby al-
bo czego� i nie m�g� ci� ju� zapyta�, czy to prawda, �e by�a� �o-
n� miliardera?
- Kto ci to powiedzia�? - spyta�a Joan. Prohaska niewinnie po-
gwizdywa� przy sterze, Hartower zatopi� si� w najnowszym felieto-
nie Mobila na stronie z komentarzami "Timesa". - Chyba nie plot-
kowa�e� z dwoma pozosta�ymi cz�onkami za�ogi, co? Tymi, co przy-
si�gli, �e nie b�d� ju� chlapa� ozorami o moim �yciu osobistym?
- Nie powiedzieli�my ani s�owa - sk�ama� Hartower, a Auto-
matyczny Pomocnik zawo�a�, jak zawsze wesolutko:
- Metan, hola hej! W tunelu b�dzie zaraz �miertelne st�e-
nie metanu!
Prohaska sprawdzi� czytnik na pasku. Ciek�okrystaliczny wy-
�wietlacz pokazywa� w�a�nie zdech�ego ciek�okrystalicznego ka-
narka wypadaj�cego ze swego ciek�okrystalicznego gniazdka.
- Prawda. Wszyscy maski w��.
Kiedy oddychali ju� tlenem z butli, Eddie cokolwiek znie-
kszta�conym g�osem ponowi� pytanie:
- Czy to prawda?
Joan westchn�a ci�ko, po czym skin�a g�ow�. Prostolinij-
no�� Eddiego nie by�a ju� taka przyjemnie �wie�a.
- O kurde! - Eddie dr��y� dalej. -Wysz�a� za niego dla forsy?
Prohaska parskn�� �miechem.
- Joan nie interesuje si� pieni�dzmi, przynajmniej dla nich
samych. Ostentacyjne bogactwo sprzeciwia si� jej politycznym
pogl�dom.
- Co nie znaczy - doda� Hartower - �e po �lubie z Harrym
Gantem nie wskoczy�a w zupe�nie inn� stawk� podatkow�. Ale
podstawowym czynnikiem motywuj�cym by�a najpewniej jego
historyczna donios�o��.
- ...no i oczywi�cie mi�o��. Tak jak w serialu...
- E, panowie! - zareagowa�a Joan. - Wiecie dobrze, �e mog�
skasowa� was obu jedn� r�k�, wi�c mo�e zmienimy temat, co?
- Jego historyczna co?
- Historyczna donios�o�� - wyja�ni� Prohaska. - Decyzja Gan-
ta, gdzie zje�� �niadanie, mia�a wi�kszy wp�yw na bieg dziej�w
ni� �yciowe decyzje wi�kszo�ci innych ludzi. A Joan zawsze
chcia�a zapisa� si� w historii...
- Tak jak jej matka - rzek� Hartower. - Chocia� lepiej z wi�k-
szym powodzeniem.
- Ot� to. Ta Katolicka Krucjata Feministyczna to by�a jedna
wielka kl�ska.
- I dlatego w�a�nie papie� w dalszym ci�gu jest posiadaczem
fiuta.
- Dosy�! - ostrzeg�a Joan, si�gaj�c po puszk� ze �rodkiem
przeciw gadom. - Nigdy ju� nie id� z wami pi�, wy kutasy. Przy-
si�gam na Boga.
- Hej, hej, to nie nasza wina, �e ju� po trzech piwach si� roz-
gadujesz. Poza tym uwa�am, �e ca�y ten szajs o naprawianiu
�wiata jest uroczy. �mieszny i naiwny, ale uroczy.
Joan wycelowa�a w niego rozpylacz. Hartower kucn��. Eddie
Wilder uni�s� r�k�, chc�c powstrzyma� walk�, i wtedy niewi-
dzialna orkiestra r�bn�a fortissimo "Bolero" Ravela, nap�dza-
j�c wszystkim od metra strachu.
- Przepraszam, przepraszam - odezwa� si� Eddie. Gmera�
przy okrytym kombinezonem wybrzuszeniu na nadgarstku.
- Co za cholera?! - wrzasn�� Prohaska, kt�ry prawie wyr�n��
�odzi� w �cian� tunelu. - Kto� przemyci� tu dzisiaj orkiestr� de-
t�?
- To prezent na po�egnanie od kumpli - odrzek� Eddie. - Ti-
mex model Philharmonic. Kupili go w sprzeda�y wysy�kowej
w L.L.Bean.
Na dziobie kutra Automatyczny Pomocnik wskazywa� co� r�-
k� i co� m�wi�, ale w�r�d grzmotu tr�b nikt go nie us�ysza�.
- Mo�e gra� dziesi�� klasycznych melodii - kontynuowa� Ed-
die. - Ma sze��dziesi�t cztery g�osy.
- To s�ycha� - odrzek� Hartower. - Pytanie brzmi: czy mo�esz
co� zrobi�, �eby si� wszystkie w choler� zamkn�y?
- Staram si� - odpowiedzia� Eddie. Pr�bowa� przypomnie�
sobie po�o�enie przycisku wyciszaj�cego muzyk�, ale zanim zdo-
�a�, z wody wylaz� rekin i go zjad�.
Pot�ga my�lenia pozytywnego (I)
Vanna Domingo czeka�a w aneksie parkingowym Feniksa,
wraz z Ruchomymi Telewizorami, kt�re zam�wi� Gant. Telewizo-
ry - Automatyczni Pomocnicy z zamontowanymi zamiast g��w
ekranami telewizji o wysokiej rozdzielczo�ci, przystosowanymi
do odbioru kabl�wki - mogli z pozoru wydawa� si� makabrycz-
nym pomys�em, na jaki m�g�by wpa�� Ren� Magritte, gdyby
pracowa� dla Zenitha. W rzeczywisto�ci Gant, zatrudniaj�c naj-
lepsz� czesk� firm� wzornicz�, do�o�y� wszelkich stara�, aby by-
li raczej komiczni ni� przera�aj�cy. Da�o si� to osi�gn�� przede
wszystkim przez zabawne ubrania. Je�li wierzy� sprzeda�y pr�b-
nej, konserwatywna klasa �rednia Ameryki by�a gotowa, ba,
wr�cz �asa na urz�dzenie domowe w stroju kowbojskim potra-
fi�ce zmywa�, wyciera� i odk�ada� naczynia na p�k�, odbieraj�c
r�wnocze�nie jeden z pi�ciuset pasjonuj�cych kana��w telewizji
kablowej.
Telewizory, kt�re z my�l� o wyk�adzie przyprowadzi�a ze sob�
Yanna Domingo, ubrane by�y jak astronauci z misji Apollo. Oj-
ciec Harry'ego cz�sto z dum� wspomina�, �e by� �wiadkiem
transmisji pierwszego l�dowania na Ksi�ycu, a nawet sam Har-
ry mia� lekki sentyment dla osi�gni�� NASA, cho� sam nigdy by
nie zainwestowa� w program podboju kosmosu. Wysoko��.
- Witaj - pozdrowi� Vann� Gant, wysiadaj�c ze swej prywat-
nej windy.
- Dzie� dobry panu. - Z pokor� sk�oni�a g�ow� jak wasal.
Gant uda�, �e tego nie zauwa�a. O ile wierzy�, �e hierarchiczne
zasady protokolarne wymaga�y pewnego szacun