6241
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6241 |
Rozszerzenie: |
6241 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6241 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6241 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6241 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Rafa� Klunder
NIEDZIELA
W ka�d� niedziel�, zaraz po mszy u J�zefa, na placu budowy robi�o si� t�oczno.
Zewsz�d �ci�gali spacerowicze: �ony w szpilkach, z p�askimi torbami na d�ugich
rzemykach, przewieszonymi w zgi�ciu r�ki; m�owie w lakierkach i
przykr�tkich spodniach z materia�u od od�wi�tnych gang�w, z marynarkami
przerzuconymi niedbale przez rami�, z palcem w p�telce; dziewczynki w
bufiastych sukienkach, spod kt�rych wystawa�y pokaleczone, ko�ciste kolana;
ch�opcy w miniaturowych garniturkach i bia�ych koszulach, zapi�tych na guzik
pod szyj�, z gumk� od procy dyndaj�c� u kieszeni.
- B�dzie wysoki na jedena�cie pi�ter, taki jak w wojew�dztwie - szeptali
dumnie, przechadzaj�c si� wok� ha�d smolistej ziemi, wspinaj�c si� na garby, by
lepiej widzie� wn�trze nory, kt�r� wyry�y stalowe koparki i zala�y betonow�
mazi� gruszki na radzieckich zi�ach. Podziwiali ustawione w choink�, jedna przy
drugiej, martwe p�yty, z kt�rych stercza�y poskr�cane badyle grubego,
zardzewia�ego drutu. G�o�no i w milczeniu marzyli, �eby tak dosta� przydzia�
albo chocia� wjecha� wind� - tak, b�dzie prawdziwa winda! - na najwy�sze
pi�tro i zjecha� na parter, zn�w wjecha�, zjecha�, wjecha�. Winda b�dzie mia�a
takie olbrzymie spr�yny, �e nawet gdy urw� si� stalowe liny, to i tak nic nikomu
si� nie stanie, bo b�dzie skaka� na tych spr�ynach tak d�ugo, a� przestanie.
Wyjrze� przez okno na samym szczycie i zobaczy� panoram� miasta, a� na pola
pegeeru, po wie�� ci�nie�, czerwony dach magistratu, mo�e nawet srebrz�ce si�
w oddali dachy fabryki, kt�r� zbudowali Francuzi. Ch�opcy wspinali si� na
cielska u�pionych maszyn, siadali na brudnym, pop�kanym skaju krzese�ek i
poruszali ga�kami manetek, wyobra�aj�c sobie, �e wprawiaj� te smoki w ruch.
Matki krzycza�y piskliwie, �e rozedr� spodnie, poplami� koszule, zab�oc� buty;
ojcowie zbierali si� w grupki i �ywo dyskutowali o pot�nych, wysokopr�nych
silnikach umorusanych w b�ocie i oleju.
- Maj� tak� si��, �e mog�yby wyrwa� z ziemi najwi�kszy kasztan w parku. Bez
niczego, z palcem w dupie - skr�cali z uznaniem usta w tr�bk�.
W po�udnie przyje�d�a�y jelcze ze wsi, przywo��c wycieczki dziwnych ludzi:
nieogolonych m�czyzn w pomi�tych ubraniach; ma�oletnich wyrostk�w z
przylizanymi do sk�ry w�osami, z kolorowymi grzebieniami wystaj�cymi z
tylnych kieszeni spodni; czterdziestoletnie, zakrywaj�ce usta pokrzywionymi
palcami babinki w br�zowych chustach i szarych sp�dnicach; �niade dziewcz�ta
w seledynowych, fioletowych sukniach i czarnych p�butach, wystraszone tak
bardzo, �e ba�y si� oddycha�. Dziwni ludzie ze wsi, tak jak miastowi, nie mogli
si� doczeka�, gdy stanie pierwsze pi�tro, potem drugie, trzecie, czwarte... - U nas
najwi�ksza cha�upa ma dwa pi�tra - pokazywali r�owe dzi�s�a - ale co to s� dwa
pi�tra? O, jedena�cie, to si� nazywa nowoczesno��!
Nieopodal sta� parterowy pawilon: poczta, rze�nik, kiosk z gazetami i bar
"Celineczka". Nowoczesny, z oknami na ca�� �cian�, wyko�czony w �rodku i
na zewn�trz ��tymi, kwadratowymi kafelkami. W niedziel� poczta, rze�nik i
kiosk by�y nieczynne, za to w barze zbierali si� m�czy�ni, czasami odwa�y�a
si� wej�� do �rodka kobieta. Nie, nie �eby pi�a, sta�a u boku m�a, przy d�ugim,
wysokim stole, kt�rego blat si�ga� do piersi, przys�uchiwa�a si� rozmowom z
kolegami. Rozmawiali wszyscy r�wnocze�nie, kilkadziesi�t os�b �ci�ni�tych
w ma�ej sali; nad g�owami kr��y� gwar, gwar i zaduch niedomytych cia�,
kwa�nego piwa, dymu z najta�szych papieros�w. Innych nie by�o. Zreszt� tylko
inteligenci pal� lepsze, perfumowane.
Bufetowa od czasu do czasu przekrzykiwa�a go�ci: - Pomidorowa raz! Trzy
setki pod �ledzika! - gwar cich� na jeden moment, po czym zn�w robi�o si�
ra�niej. Raz po raz odchodzi� od sto�u ten czy �w i chwiejnym krokiem kierowa�
si� do toalety. Wej�cie zas�oni�te by�o ci�k�, wi�niowego koloru kotar�, za
kt�r� sta� stolik, na stoliku talerzyk, na talerzyku b�yszcza�y
pi��dziesi�ciogroszowe monety. Pilnowa�a ich stara kobieta bez twarzy, za
dodatkow� z�ot�wk� mo�na by�o kupi� pi�tna�cie centymetr�w papieru
toaletowego, ani kawa�ka wi�cej - zawsze wybucha�y o to awantury, wiadomo,
pijani czasami staj� si� niepotrzebnie agresywni. W �rodku wisia� fetor, zdrowy
cz�owiek wytrzyma bez oddechu oko�o minuty. W kabinach zamykanych na
druciany skobel buzowa� jarmark ohydy: �ciany pe�ne dziur wielko�ci
ludzkiego oka, malunki kopuluj�cych ludzkich karykatur, z gigantycznymi
genitaliami, brunatne arabeski i odciski upapranych palc�w. Za �cian�, skulony i
zdenerwowany, czai� si� zawsze cz�owiek, kt�ry oddawa� si� swej chorej
rozkoszy.
Tymczasem dzieci bawi�y si� na zje�d�alni. Matki - te, kt�re nie mia�y odwagi
wej�� do baru - natr�tnie krzycza�y, �e podr� spodnie na wyszczerbionych,
zadartych r�k� wandala kraw�dziach blachy. Sp�oszone dzieci bieg�y do
poniemieckiego schronu, w kt�rym podobno zamurowano tajemn� komnat�.
Schronu nie zasypano - b�dzie potrzebny, gdy wybuchnie wojna; komendant
miejskiej obrony cywilnej, kierownik liceum, zarz�dza� niekiedy konserwacj� -
gdy przychodzi� nakaz z wojew�dztwa. Robotnicy wprawiali wtedy �elazne
drzwi i zak�adali wielkie k��dki, ale po pewnym czasie zawsze kto� zdo�a�
wyrwa� zawiasy z betonu.
- Jakiej potrzeba si�y, �eby ruszy� te drzwi - dziwili si� niekt�rzy.
Pewnego dnia wkopano w ziemi� blaszane rury, aby wietrzy� si� zygzakowaty
kana�. Przez te rury dobywa� si� na powierzchni� od�r st�chlizny i ludzkich
fekali�w, sto�kowate daszki wygl�da�y z pl�taniny trawy jak dojrza�e grzyby. Na
ceglanych schodach prowadz�cych stromo do wej�cia trzy metry pod ziemi�,
w�r�d k�pek mchu i trawy, chwast�w przeciskaj�cych si� pomi�dzy ceg�ami,
le�a�y kawa�ki pot�uczonych butelek, przet�uszczona p�achta szarego papieru po
w�dzonych szprotkach, pusta konserwa po mielonce, z r�ow� g��wk� �wini na
obwolucie. Niekiedy, gdy t�ok w barze i gwar nie pozwala�y spokojnie napi� si�
piwa, m�czy�ni k�adli na schodach stare gazety i siadali na nich w
od�wi�tnych spodniach, podci�gaj�c nogawki do po�owy �ydki, �eby nie
wypcha� kolan.
Raz, p�nym wieczorem wpad� do schronu pijak - zabi� si�, m�wiono, �e na
�mier�. Nazajutrz przyjechali robotnicy i przez tydzie� zak�adali nad
przepa�ci� stalow� siatk�, splecion� jak p�ot, wspart� na czterech �elaznych
szynach. Tak� siatk� trudno by�o zdoby� - znik�a wkr�tce, �mier� tamtego
cz�owieka wry�a si� g��boko w pami�� mieszka�c�w, od uderzenia wypad�o z
czaszki oko.
Czasem w szybie jednego z pi�ciu czteropi�trowych blok�w ustawionych w
podkow� wok� pawilonu, schronu, zje�d�alni i placu budowy, b�ysn�o s�o�ce -
otwiera�o si� okno, pojawia�a si� poduszka i nad ni� wpatrzona przed siebie
g�owa. Przez okna wygl�dali wszyscy: kobiety, m�czy�ni i dzieci; szczeg�lnie
w niedziel� ��czy�o ich nieme ogl�danie przybywaj�cych zewsz�d gapi�w, kt�rzy
zachowywali si� tak, jakby nigdy nie widzieli buduj�cego si� wie�owca. S�siadki
szepta�y, �e to przechodzi ludzkie poj�cie, co ci wsiarze wyrabiaj�.
- No, nasi to jeszcze p� biedy, ale �eby zwozi� ludzi autobusami? Dlaczego nikt
tego nie zabroni? Gdzie jest w�adza? Pij� tylko i szcz� po klatkach, �e przej��
nie mo�na, od smrodu.
Tylko z niekt�rych okien wida� by�o schody do schronu - nieliczni mogli
zobaczy�, co dzieje si� na dole. Inni musieli wyj�� z domu, zabra� psa na
spacer, przej�� si� po kraw�dzi nad przepa�ci�, �eby zobaczy� pij�cych. Dzieci
robi�y to odwa�nie, nie boj�c si�, �e spadn�, trzyma�y tylko mocniej i kr�cej ni�
zazwyczaj psa na smyczy; doro�li byli ostro�niejsi, zatrzymywali si� o p�
kroku od brzegu i wolno, uwa�nie wychylali g�owy, po czym cofali je i zn�w
wychylali, cofali i wychylali. Gdy intruz�w zbiera�o si� zbyt wielu lub gdy
zagl�dali zbyt cz�sto, z do�u dobiega� ryk najohydniejszych s��w. Dzieci
natychmiast ucieka�y w pop�ochu, czasem polecia� za nimi kamie�; doro�li
odpowiadali r�wnie wulgarnym stekiem przekle�stw. Czasem przyjecha�a
milicyjna warszawa, lecz nie by�o zakazu, nie by�o podstaw prawnych - nikt si�
nie bi�.
Pewnej niedzieli zebra�o si� wok� schronu zbiegowisko. Co� widocznie dzia�o
si� na dole, bo ludzie, zwabieni tumultem i podnieceniem, biegli ze wszystkich
stron, nawo�ywali jeden drugiego, dobieg�szy, pochylali si� nad przepa�ci�,
pchali si� na siebie, w ka�dej chwili mog�o doj�� do tragedii. Co chwila
wybucha� gromki �miech. W dole, w�r�d odpadk�w le�eli na betonie p�nadzy
kobieta i m�czyzna. - Ruchaj� si�! - rozleg� si� krzyk jakiego� m�czyzny, po
czym zn�w zagrzmia�a fala weso�o�ci. - Zakleszczyli si� jak psy! Ona ma
szcz�ko�cisk! - znowu �miech. - Te, uwa�aj, �eby ci nie u�ar�a! M�czyzna
pr�bowa� si� podnie��, lecz musia� by� mocno pijany, bo za ka�dym razem
przewraca� si� na cia�o kobiety. Ona tymczasem, widocznie nie zdaj�c sobie
sprawy z obecno�ci t�umu, szarpa�a go za szyj� i wo�a�a: - Kazik, chod�! Mia�a
wywleczon� pod szyj� bluzk� i zrolowan� na brzuchu sp�dnic�, on mia�
skr�powane spodniami nogi u st�p. On i ona, ona i on - para kochank�w, kt�rym
miasteczko nie szcz�dzi�o szyderstw. - To jest g�upia Zocha, a ten Kazik to ma
bab�. Le�ta powiedzie� jego babie!
Po schodach zszed� na d� m�ody m�czyzna, wida� kolega Kazika, gdy�
poirytowany krzykn�� do t�umu: - Co si� gapicie, jak te sroki w gnat? Kazik, ty
g�upcze, schowaj t� fujar�, bo ca�e miasto si� z ciebie �mieje - z ca�ych si�
odci�gn�� chwiej�ce si� cia�o kolegi, znikli obaj w ciemnej jamie schronu. Po
chwili, zdawa�o si�, kobieta oprzytomnia�a, bo zerwawszy si� na nogi, w
pop�ochu pod��y�a za m�czyznami, ludzie trzymali si� od �miechu za brzuchy.
Przepychali si� jeszcze przez jaki� czas, rzucali k��liwe uwagi, jeszcze
wybucha� �miech, ale ju� rzadziej i s�abiej, i ciszej. Zwolna powraca�a nuda
�wi�tego dnia niedzielnego. Spaceruj�cy wracali na plac budowy, gdzie rodzi�a
si� przysz�o��, gdzie naprawd� by�o co podziwia�. Nad przepa�ci� pozostali
tylko najbardziej cierpliwi. Mo�e wydarzy si� co� niesamowitego.
Rafa� Klunder, Gold Coast, sierpie� 1999.