6227
Szczegóły |
Tytuł |
6227 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6227 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6227 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6227 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Julian May
Magnificat
Tom III Trylogii Galaktycznej
(Magnificat)
Przek�ad Karolina Bober
Data wydania oryginalnego 1996
Data wydania polskiego 1998
Magnificat anima mea Dominum.
Et exsultavit spiritus meus in Deo salutari meo.
(Wielbi dusza moja Pana.
I rozradowa� si� duch m�j w Bogu, Zbawicielu moim.)
Ewangelia wg �w. �ukasza, l, 46-47
B�g rzek�: istnienie grzechu jest konieczne, ale wszystko b�dzie dobrze, i ka�dy obr�t rzeczy b�dzie dobry.
�w. Julian z Norwich
Jedynie mi�o�� scala nie niszcz�c.
Pierre Teilhard de Chardin
Prolog
KAUAI, HAWAJE, ZIEMIA
27 PA�DZIERNIKA 2113 ROKU
Na wyspach �wita�o. W g�stwinie g�rskiego lasu ohii ptaki apapane i drozdy �wiergota�y sennie, dostrajaj�c si� przed od�piewaniem matinaty. W wiejskim domu na zboczu nad Ska�� Rekina stary ksi�garz zwany wujkiem Rogim ziewn�� i przerwa� dyktowanie do transkrybera. Wyjrza� przez wielkie okno bawialni na ciemny, lekko wzburzony Pacyfik, rozpo�cieraj�cy si� niemal tysi�c metr�w poni�ej, chwyci� palcami nasad� swego d�ugiego, garbatego nosa i zamkn�� na chwil� oczy, zbieraj�c my�li. Na szaro-r�owym niebie zacz�� pojawia� si� zarys pobliskiej wyspy Niihau, a wzd�u� wybrze�a Kauai migota�y nieliczne �wiat�a wioski Kekaha.
Wuj Rogi by� chudym m�czyzn� o niesfornych, siwych lokach i twarzy mocno opalonej po trzymiesi�cznym pobycie na wyspach. Mia� na sobie jaskraw� koszulk� aloha i wymi�toszone bawe�niane spodnie. Ca�onocna praca nad pami�tnikami �miertelnie go wyczerpa�a, ale by� tak bliski uko�czenia tego tomu, �e nie m�g� przerwa� i i�� do ��ka.
Zosta�a mu tylko ostatnia strona.
Zn�w si�gn�� po mikrofon transkrybera, odchrz�kn�� i zacz�� nagrywa�:
Na Kaledonii sp�dzi�em z Jackiem i Doroth�e prawie sze�� tygodni, a� wytr�cili mnie z r�wnowagi (a tak�e wi�kszo�� Imperium Galaktycznego) o�wiadczaj�c, �e zamierzaj� si� pobra� latem 2078 roku. Wtedy wreszcie odzyska�em Wielki Karbunku�, kt�ry �wietnie si� spisa�. Wr�ci�em do mojego domu w New Hampshire i usi�owa�em wymy�li� prezent weselny dla tych niezwyk�ych kochank�w.
Czu�em si� wspaniale! Le bon Dieu by� w niebie, a w Imperium Galaktycznym wszystko uk�ada�o si� dobrze.
Rogi przyjrza� si� ekranowi transkrybera. Nie�le. Ca�kiem nie�le! Zn�w ziewn��.
Wa��cy dziesi�� kilogram�w kot rasy Main Coon, Marcel LaPlume IX, wkroczy� do pokoju i miaukn�� niemal sopranem. Rogi odpowiedzia� na telepatyczne powitanie zwierzenia znu�onym kiwni�ciem g�ow�.
Eh bien, mon brave chaton (a wi�c, koteczku), sko�czy�em kawa� historii rodzinnej. Do opowiedzenia mam ju� tylko najgorsz� cz��. Jeszcze jedna ksi��ka. Zostaniemy na Kauai, �eby j� napisa�, czy wr�cimy do New Hampshire?
Marcel przelewitowa� na biurko, usiad� obok transkrybera i wpatrzy� siew swojego pana ogromnymi, szaro-zielonymi oczami. Powiedzia�:
- Gor�co tu. Do domu.
Rogi roze�mia� si�. Hale Pohakumano znajdowa�o si� na tyle wysoko, �e jego mieszka�cy nie do�wiadczali najgorszego tropikalnego upa�u i wilgoci. Ale kot o kud�atym, szaro-czarnym futrze i wielkich, w�ochatych �apach by� przystosowany przez natur� do �nie�nego, p�nocnego klimatu, i nawet rado�� p�yn�ca z uganiania si� za gekonami i walk z kurakami z d�ungli wreszcie mu si� znudzi�a.
Do domu - powt�rzy� Marcel, wbijaj�c w Rogiego sowie, koercyjne spojrzenie.
- Batege, mo�e i masz racj�. - Antykwariusz podni�s� srebrny pisak korekcyjny, postuka� w monitor i podyktowa� ostatnie s�owo, zmieniaj�c �Kaledoni� z ostatniej strony na �Kallie�. Potem dotkn�� przycisk�w PLIK i DRUKUJ. - Tak, chyba czas ju� wraca� do Hanoweru, �eby sprawdzi�, czy w ksi�garni wszystko w porz�dku i nacieszy� si� ostatnimi jesiennymi li��mi. I od�o�y� moje pobo�ne �yczenia na p�k�, tam, gdzie ich miejsce. Nie mam powodu, �eby tu zostawa�. Musz� przesta� zachowywa� si� jak sentymentalny g�upiec.
Marcel pochyli� g�ow� w ge�cie milcz�cej zgody.
- Ona nie przyjedzie. Haunani i Tony na pewno j� zawiadomili, �e zatrzyma�em si� w jej domu. Gdyby chcia�a si� ze mn� zobaczy�, mia�aby mn�stwo okazji, �eby wpa��, niby przez przypadek.
Rogi zn�w wyjrza� przez okno, zapuszczaj�c nieudoln� sond� mi�dzy ludzkie aury pob�yskuj�ce w dole. Wi�kszo�� mieszka�c�w i wczasowicz�w w wiosce Kekaha wci�� spa�a, ich umys�y nie by�y strze�one, wi�c nawet tak niezdarny szperacz metapsychiczny jak Rogi m�g� szybko rozpozna� ich to�samo�ci.
�aden z tych umys��w nie nale�a� do Elaine Donovan, kobiety, kt�r� kocha� i straci� sto trzydzie�ci dziewi�� lat temu.
Poszukiwanie dalekowidzeniem na nic by si� nie przyda�o, bien sur. Rogi nie zada� wi�c sobie trudu sprawdzania �adnego z innych miasteczek. Elaine prawdopodobnie nie by�o na �adnej z Wysp Hawajskich - mo�e nawet nie przebywa�a na Ziemi.
Korzystanie z jej domu podczas pisania przedostatniego tomu pami�tnik�w okaza�o si� beznadziejnym pomys�em, chocia� w��czy� si� w to Duch Rodzinny i w jaki� tajemniczy spos�b wszystko zaaran�owa�. Rogi naprawd� my�la�, �e potraktuje oboj�tnie spanie w ��ku Elaine, gotowanie w jej kuchni, jedzenie na jej zastawie sto�owej, czy przechadzanie si� po ogrodzie z tropikalnymi ro�linami, kt�re zasadzi�a.
Ale nie pozosta� oboj�tny.
Ostatnimi laty Rogi widywa� j� do�� cz�sto w Tri-D i w durofilmowych gazetach, poniewa� by�a znanym mecenasem sztuki, zar�wno ludzkiej, jak i egzotycznej. Odm�adzaj�ce techniki Imperium Galaktycznego pozwoli�y jej zachowa� urod�. Mia�a te same srebrne oczy, rudawoz�ote w�osy i pi�kn� twarz, kt�ra porazi�a go jak grom z jasnego nieba ju� podczas ich pierwszego spotkania w 1974 roku.
Ciekawe, czy wci�� u�ywa perfum Bal d Versailles.
Dawno temu jego krety�ska duma uniemo�liwi�a ma��e�stwo, wi�c rozeszli si� ka�de w swoj� stron�. Po rozstaniu kocha� inne kobiety, ale �adna z nich nie mog�a si� r�wna� z ni�, Elaine Donovan, babk� Teresy Kendall i prababk� Marca Remillarda i jego m�odszego brata, mutanta Jacka.
Hawajska para zajmuj�ca si� domem powiedzia�a Rogiemu, �e Elaine nie by�a tu od ponad trzech lat. Ale to nic niezwyk�ego, m�wili. Jest bardzo zaj�t� osob�. Pewnego dnia wr�ci do Hale Pohakumano...
Transkryber cicho zapiszcza� i wypu�ci� r�wny stosik ca�kowicie odzyskiwalnych plastikowych stron. Rogi, podobnie jak wi�kszo�� ludzi, wci�� nazywa� je papierem. Przejrza� wydruk, odczyta� niekt�re fragmenty, na przyk�ad o wczesnym etapie �ycia Dorothei Macdonald, o trudno�ciach, z jakimi musia�a si� zmaga�, o jej wielkim tryumfie i o tym, jak w ko�cu wbrew wszelkim nadziejom pozna�a bratni� dusz�.
- Musz� si� temu lepiej przyjrze� - powiedzia� do siebie. � C�est que�q�chose - ale� z nich dziwna para �wi�tych! Ma�a Diamentowa Maska i Bezcielesny Jack. - My�la� o nich z u�miechem, b��dz�c wzrokiem po ostatniej stronie.
Ale jego rozmarzenie znik�o, kiedy doszed� do ostatniego wersu. Nagle si� rozbudzi�, jakby co� okropnego uk�u�o go w serce.
Nie, cholera jasna! Nie uda mi si� za�atwi� tego happy endem. Mam opowiedzie� ca�� prawd� o naszej rodzinie. - Chwyci� mikrofon, skasowa� ostatnie zdanie, po czym wydrukowa� stron� i przeczyta� swoje dzie�o.
B�l �ci�gn�� mu twarz. Rogi rzuci� durofilm na biurko, powiedzia� co� nieprzyzwoitego w dialekcie canuckois, czyli kanadyjskim francuskim z pomocnej Nowej Anglii, i siedzia� chwil� ze spuszczon� g�ow�, zanim podni�s� wzrok na sufit.
- I m�wisz, �e nie mia�e� poj�cia, kim jest Fury, mon fantome?
Kot Marcel drgn��, po�o�y� uszy po sobie, ale si� nie ruszy�. Rogi nie m�wi� do niego, a on przyzwyczai� si� do ekscentrycznych monolog�w swojego pana.
- Naprawd� nie wiedzia�e�, kim jest potw�r? - w�ciekle wykrzykiwa� staruszek. - Jak, do diab�a, mog�e� tego nie wiedzie�? Wy Lylmicy jeste�cie podobno wszechmog�cymi Panami Imperium Galaktycznego, nieprawda�? Je�li nie wiedzia�e�, to tylko dlatego, �e nie chcia�e� wiedzie�!
Nikt mu nie odpowiedzia�. S�ycha� by�o tylko poranne trele ptak�w.
Nadal pomstuj�c, Rogi wyci�gn�� z kieszeni spodni klucze, chwiejnie wsta� i prowokacyjnie nimi potrz�sn��. L�ni�cy breloczek, ma�a kulka z czerwonego szk�a zamkni�ta w metalowej klatce, odbija� �wiat�o lampy stoj�cej na biurku.
- Odezwij si�, duchu! Odpowiedz na pytania. Je�li chcesz, �ebym sko�czy� te wspomnienia, lepiej przytargaj sw�j niewidzialny ty�ek na Ziemi� i wyja�nij, dlaczego nie zapobieg�e� ca�emu temu g�wnu! Nie chodzi mi tylko o Fury�ego, ale i o fiasko Mentalnego Cz�owieka i o wojn�. Dlaczego do tego dopu�ci�e�? B�g jeden wie, jak si� wtr�ca�e� i manipulowa�e� nami w tej grze.
Duch Rodzinny milcza�.
Rogi skuli� si� w fotelu i przycisn�� pi�ci do czo�a. Kot lekko wskoczy� mu na kolana i ociera� si� g�ow� o pier� swego pana.
Do domu, powiedzia�.
- Le fantome familier nie chce ze mn� rozmawia� - zauwa�y� smutno staruszek. Poci�gn�� mi�kkie uszka kota i podrapa� go pod brod�. Marcel zacz�� mrucze�. Nag�y moment o�ywienia min�� i Rogi poczu� przyt�aczaj�ce zm�czenie. - Do tej pory Wielki Karbunku� zawsze �ci�ga� tu tego �ajdaka. Co si� z nim dzieje, psiama�? Nie ponagla� mnie od paru tygodni.
Zaj�ty - powiedzia� g�os w jego umy�le. - I kiepsko si� czuje. Wr�ci p�niej, gdy b�dzie ci naprawd� potrzebny.
- Kto to? - zaskrzecza� Rogi, podnosz�c si� z fotela.
Ja, brachu. Malama. Mam do ciebie s��wko od twojego Lylmika. Chce, �eby� co� zrobi�, zanim wr�cisz do domu.
- O, �esz... Jakbym nie mia� do�� zmartwie�.
Hanakokolele Rogue! Zaufaj swojej akamai tutu. Wyjdzie to pami�tnikom na korzy��. Najpierw z�ap troch� moemoe, a potem wskakuj w jajko i le� do mnie. Lylmik przys�a� specjalnych go�ci. M�wi, �e ci par� rzeczy wyja�ni�.
- Kim do cholery s� ci go�cie?
Przyjdziesz po po�udniu, to si� dowiesz. Teraz �pij. Aloha oe mo�opuna.
- Malama?... Malama? - Rogi wyrzuci� z siebie ostatni, s�aby epitet. Dlaczego jego hawajska przyjaci�ka jest tak obrzydliwie tajemnicza? Co znowu planuje Duch Rodzinny i dlaczego za�atwia to za po�rednictwem kahuny?
Spa�, niecierpliwi� si� Marcel. Zeskoczy� z biurka i ruszy� do drzwi, potem zatrzyma� si� jeszcze i spojrza� na Rogiego.
- Ah bon, bon - mrukn�� staruszek, zupe�nie si� poddaj�c.
Niebo wyz�oci�o si�, w w�wozach pia�y dzikie koguty. Rogi zgasi� lamp�, wy��czy� transkryber i pod��y� za kotem. Klucze z Wielkim Karbunku�em, zapomniane, zosta�y na biurku i wygl�da�y ca�kiem zwyczajnie, z wyj�tkiem bladej iskierki w sercu czerwonego breloczka, przywodz�cego na my�l podobn�, lecz bardziej ponur� rzecz zakopan� w Hiszpanii.
Rogi spa� kiepsko; n�ka�y go sny o potworze Furym i jego zab�jczej pomocnicy, Hydrze. O drugiej po po�udniu poderwa� go poduszkowy budzik. Wklepa� sobie w twarz gol�cy p�yn, wzi�� prysznic, w�o�y� �wie�e spodnie i lepsz� koszul�, po czym poszed� do jajka zaparkowanego na l�dowisku przy kra�cu ogrodu.
Tony Opelu strzyg� mechanicznym sekatorem hibiskusowy �ywop�ot. Pomacha� r�k�.
- Siemanko, Rogi! Jedziesz do miasta? Przywi�z�by� akumulator do d�ipa, dobra? Dzi� rano mi zgas�.
- Nie ma sprawy.
- Dzi�ki. Jak tam ksi��ka?
- W�a�nie sko�czy�em fragment, nad kt�rym pracowa�em. Jutro odlatuj� na l�d, b�dziecie wreszcie mieli z Haunani spok�j. Bardzo mi by�o mi�o tu posiedzie�, ale st�skni�em si� za domem.
- Bywa - przyzna� Tony.
- Zostawi� kartk� dla Elaine. Pozdr�w j� ode mnie, kiedy si� z ni� zobaczysz. - Rogi wsiad� do jajka, zapali� i pojazd wbrew sile grawitacji wzbi� si� w powietrze.
Deszczowe chmury spowija�y wzg�rza, ale ni�sze stoki Kauai by�y zalane s�o�cem. Jajko przelecia�o nad kanionem Waimea, dziwaczn� szram� w ziemi, kt�r� Mark Twain nazwa� zminiaturyzowan� wersj� Wielkiego Kanionu Kolorado. Powy�ej znajdowa�y si� ciemne klify z lawy, w�wozy wyrze�bione w szkar�atnej laterytowej glebie i pokryte bujn� zieleni� granie z b�yszcz�cymi strumieniami i rozsianymi gdzieniegdzie wodospadami. Pilotowa� r�cznie, kieruj�c si� na po�udniowy wsch�d, obni�y� lot nad d�ungl�, kt�ra niegdy� by�a polem bujnie poro�ni�tym trzcin� cukrow�. Na wyspie uprawiano jeszcze troch� trzciny, ale wi�kszo�� mieszka�c�w zarabia�a na �ycie obs�ug� turyst�w. Jednak by�o tu kilka kolonii artyst�w i pisarzy oraz enklawy emeryt�w, kt�rzy wzgardzili odm�odzeniem i zamierzali umrze� w rajskiej okolicy, znalaz�y tu r�wnie� dom dwa zespo�y po�wi�caj�ce si� ochronie kultury wyspy i wystawiaj�ce podwodne spektakle, osiedli�o si� tu tak�e paru metapsychicznych uzdrowicieli, kt�rzy specjalizowali si� w �magii� huna ze staro�ytnej Polinezji.
Malama Johnson by�a jedn� z takich os�b.
Jej malowniczy dom, myl�co skromny z zewn�trz, znajdowa� si� nad zatok� Kukuiula, par� kilometr�w na zach�d od ludnego miasteczka Poipu, niedaleko ziemskiej rezydencji Jona Remillarda i Dorothei Macdonald. Na l�dowisku przed domem Malamy nie by�o innych jajek, tylko sportowy zielony lotus, samoch�d naziemny z dyskretnym narodowym logo na przedniej szybie, zaparkowany w cieniu grewilli obok starej toyoty pickupa w�a�cicielki.
Rogi wysiad� ze swojego pojazdu i pr�bowa� dalekowidzeniem sprawdzi� wn�trze domu. Ale Malama ustawi�a nieprzenikaln� barier�, a do jego umys�u dociera�o besztanie w pid�inie, kt�rego Hawajczycy uwielbiali u�ywa� mi�dzy sob�:
Co jest, podgl�daczu? O manierach to ju� zapomnia�e�, co? E komo mai wikiwiki!
Zawstydzony, zastuka� do tylnych, szklanych drzwi i wszed� do pustej kuchni.
- Aloha, tutu!
Malama Johnson odezwa�a si� doskona�a standardow� angielszczyzn�:
- Jeste�my na lanai, Rogi. Chod� do nas.
Mijaj�c ch�odne, pi�knie urz�dzone pokoje, dotar� do ocienionej werandy po drugiej stronie domu. Panowa� tam p�mrok, unosi�y si� mi�e wonie, a widok na morze by� wspania�y. Oty�a kahuna poderwa�a si�, �eby go u�ciska� i uca�owa� w oba policzki. By�a ubrana w kr�lewskie bia�e muumuu i kilka sznur�w rzadkich z�otych muszelek z Niihau.
- Cloud i Hagen przylecieli wczoraj z San Francisco - powiedzia�a, wskazuj�c dwoje go�ci.
Rogi prze�kn�� zdumienie.
- Hej. Ciesz� si�, �e zn�w was widz�.
M�odzieniec i dziewczyna, oboje jasnow�osi, skin�li g�owami, ale nie wstali z rattanowych foteli; s�czyli z wysokich kubk�w mro�ony sok owocowy. Ich ubrania by�y nieskalanie czyste i eleganckie: ona nosi�a �nie�nobia�y bawe�niany str�j safari i wysokie bia�e buty z ko�lej sk�ry, on bia�� koszulk� Lacoste�a, bia�e spodnie i bia�e buty Top-Siders. Jak wszyscy Remillardowie, Rogi r�wnie� wiedzia�, kim s�, ale nikt nie zna� ich naprawd� dobrze. Zawsze bardzo pow�ci�gliwie wypowiadali si� o pocz�tkach swego �ycia. Ich obecno�� na Kauai w tych szczeg�lnych okoliczno�ciach by�a dla staruszka sporym szokiem.
Ponaglony przez Malam� usiad�. Na niskim stoliku z drewna akacji hawajskiej sta�a taca z nietkni�tym talerzem pupus - hawajskich przek�sek - i dwa dzbanki z napojami, jeden do po�owy opr�niony, drugi pe�ny. Kahuna nala�a z tego pe�nego i poda�a szklank� Rogiemu. Nap�j mia� wyczuwalny procent rumu, wi�c Rogi wypi� go z wdzi�czno�ci�. Pij�c przygl�da� si� m�odym ludziom. Mieli niewiele ponad trzydzie�ci lat. Na ustach Cloud Remillard, kt�ra patrzy�a na morze, b��ka� si� niewyra�ny u�miech. Jej brat Hagen mia� nieprzeniknion� twarz; nie pr�bowa� udawa� serdeczno�ci.
Rogi zdoby� si� na niezr�czn� pr�b� okazania uprzejmo�ci.
- A wi�c, dzieci, Duch Rodzinny zmusi� was, �eby�cie pomog�y mi pisa� pami�tniki?
Odpowied� Hagena Remillarda zabrzmia�a ch�odno i formalnie, a jego umys� by� szczelnie os�oni�ty.
- Zwr�ci� si� do nas Lylmik, w swej zwyk�ej, bezcielesnej postaci. Kaza� nam tu przyjecha� i opowiedzie� ci pewne wydarzenia, kt�re nast�pi�y podczas naszego plioce�skiego wygnania.
- To... zapewne jest bardzo interesuj�ce. - Rogi u�miechn�� si� ostro�nie.
Wiesz, �e ca�a nasza grupa zosta�a przes�uchana przez Dyrektoriat Naukowy Pa�stwa Ludzko�ci, gdy tylko przekroczyli�my wrota czasu. - Hagen nie patrzy� staremu ksi�garzowi w oczy. - Wtedy poinstruowano nas, aby�my nie ujawniali szczeg��w plioce�skich przej��, czego skrupulatnie przestrzegali�my. Nawet teraz bardzo niewielu ludzi wie, �e my dwoje byli�my po�r�d tych, kt�rzy powr�cili.
- Z ulg� przyj�li�my oficjalny pretekst, �eby nie wypowiada� si� na temat naszej to�samo�ci - wyja�ni�a Cloud. - Wiedzieli�my, �e je�li do wiadomo�ci publicznej nie przedostan� si� co barwniejsze szczeg�y naszych prehistorycznych przyg�d, b�dzie mniejsze prawdopodobie�stwo, �e naszym �yciem zainteresuj� si� media, a tak nasza grupa by�a tylko kr�tk� sensacj�. Wiesz: �Powr�t podr�uj�cych w czasie!� Hip hip, hura... I nast�pny fragment wiadomo�ci. M�j m��, Kuhal, znosi� to ci�ej, ale poniewa� mi�dzy jego ras� a lud�mi nie ma wi�kszych r�nic, w ko�cu si� przyzwyczai�. Zlecano nam pewne prace zwi�zane z naszym warunkowym przyst�pieniem do Wsp�lnoty, wi�c udawa�o nam si� �y� we wzgl�dnym spokoju - a� do teraz.
- Istota, kt�ra odwo�a�a zamykaj�cy nam usta rozkaz Dyrektoriatu - podj�� Hagen - przedstawi�a si� jako Atoning Unifex (Pokutuj�cy Unifex), przyw�dca Zgromadzenia Nadzorczego Imperium. Cloud i ja z pocz�tku byli�my bardzo przestraszeni. Ale kiedy Lylmik m�wi�, oboje doznali�my szokuj�cego wra�enia deja vu. Po znikni�ciu Unifexa byli�my zdezorientowani - nie, przera�eni! - i zastanawiali�my si�, czy to by�o wsp�lne z�udzenie, koszmar, z kt�rego obudzimy si� z krzykiem. Nied�ugo potem rozkazy Lylmika zosta�y potwierdzone przez Pierwszego Magnata Pa�stwa Ludzko�ci i przez Kierownika Planetarnego Ziemi. Obie kobiety zada�y sobie trud, by u�wiadomi� nam, jak niezwyk�y zaszczyt nas spotka�. - Twarz m�odego cz�owieka wykrzywi�a si� sardonicznie.
- Zgodzili�my si� przyjecha� tu i porozmawia� z tob�, bo okaza�o si�, �e je�li odm�wimy, zostaniemy zmuszeni koercj� - doda�a Cloud. Jej g�os by� niski, ale ciep�y i nie wyczuwa�o si� w nim urazy. - A jej do�� ju� do�wiadczyli�my w naszym �yciu.
- Rozpoznali�cie zatem Unifexa? - zapyta� mi�kko Rogi. Wiecie, kim naprawd� jest?
- Wiedzia�am prawie od razu - powiedzia�a Cloud. - Zawsze by�am z nim silniej zwi�zana ni� m�j brat. Kiedy to sobie u�wiadomi�am, dozna�am... wstrz�su. Hagen nie chcia� uwierzy�.
- Unifex to Marc Remillard - powiedzia� Rogi. - Wasz ojciec.
- Niech go szlag! - Hagen zerwa� si� na nogi i zacz�� chodzi� po lanai jak lew w klatce. - Odczuli�my wielk� ulg�, kiedy zamkn�y si� za nami wrota czasu, a w�adze Imperium zatar�y �lady! Cloud, ja i reszta my�leli�my, �e wreszcie jeste�my wolni. Tata zosta� uwi�ziony sze�� milion�w lat wcze�niej, wraz z tym szale�cem Aikenem Drumem, i nie m�g� ju� nam zrobi� krzywdy.
- Nigdy nie zamierza� by� okrutny - mrukn�a Cloud.
Hagen napad� na ni�:
- Nigdy nie widzia� w nas my�l�cych, czuj�cych istot ludzkich. Byli�my tylko obiektami jego wielkiego eksperymentu. - Odwr�ci� si� do Rogiego i Malamy. - Wiecie, jak nazywa� go za plecami jego gang zramola�ych rozbitk�w z Rebelii? Abaddon - Anio� Piekie�! W ko�cu prawie wszyscy wyparli si� jego i jego szale�czego planu Mentalnego Cz�owieka.
- Papa te� si� wycofa� - przypomnia�a bratu Cloud. - W przeciwnym wypadku nie wys�a�by nas z powrotem przez wrota czasu.
W�ciek�o�� Hagena nagle zgas�a, pozosta�a tylko beznadzieja. Opad� na fotel.
- Teraz odkrywamy, �e nasz ojciec jednak wygra�. Nie tylko cudownym sposobem prze�y� sze�� milion�w lat, ale uda�o mu si� r�wnie� przekszta�ci� we W�adc� Imperium Galaktycznego! Niech B�g ma w opiece nasze dzieci. - Podni�s� pe�ne nienawi�ci oczy na Rogiego i Malam�. - Niech B�g ma w opiece was wszystkich.
- Unifex odpokutowa� - powiedzia�a �agodnie Hawajka. - Przez te wszystkie nie ko�cz�ce si� lata pr�bowa� odkupi� swoje zbrodnie. Odbywa� kar� nie tylko w tej galaktyce, ale i w innej - z kt�rej przyby�y ludy Tanu i Firvulagow. Nie wiem prawie nic o jego plioce�skiej dzia�alno�ci ani o jego p�niejszych dokonaniach w galaktyce Duat, ale wszystko, co robi� dla ras Drogi Mlecznej wysz�o nam na dobre. Za�o�y� Imperium i prowadzi� je krok po kroku. Dzi�ki niemu sze�� zros�ych Umys��w poszczeg�lnych ras �yje bezpiecznie we Wsp�lnocie - a tysi�ce innych jest niemal gotowych do przy��czenia si� do konfederacji galaktycznej.
- Szkoda, �e nie zaj�� si� swoj� star�, rodzim� planet� - rzek� gorzko Hagen. - �e nie przeciwdzia�a� naturalnym kataklizmom, plagom, g�odom, wojnom - nie wspominaj�c o Rebelii Metapsychicznej. Jego lylmickie ja sta�o z boku, podczas gdy jego wcze�niejsze ja omal nie zniszczy�o galaktycznej cywilizacji.
Malama tylko si� u�miechn�a.
- Najwa�niejsze powi�zania czasoprzestrzenne s� niezmienialne, a przesz�o��, przysz�o�� i tera�niejszo�� przechodz� jedna w drug�, tworz�c ca�o��. Nie mo�na zmieni� historii. Unifex zachowywa� si� tak, jak musia� - a jednak jego czyny by�y i s� wynikiem wolnej woli. My, w naszych dzia�aniach, te� mamy woln� wol�, a to oddzia�uje na Wielk� Rzeczywisto�� i powoduje, �e nie wiemy, jak si� ona rozwinie.
Hagen za�mia� si� pogardliwie.
- I B�g jest w niebie, a na �wiecie wszystko si� dobrze uk�ada?
- Mo�liwe - rzek�a Malama.
Par� minut siedzieli w milczeniu. Potem zn�w odezwa� si� Hagen.
- Co� mi w�a�nie wpad�o do g�owy. Lylmicy to najbli�sza Mentalnemu Cz�owiekowi rasa, jak� wytworzy�a nasza galaktyka, ale prze�ywaj� okres schy�kowy i czeka ich wyga�ni�cie. O co si� za�o�ycie, �e papa pr�bowa� zmodyfikowa� ewolucj� Lylmik�w podobnie, jak chcia� zmodyfikowa� nasz� - i mu si� nie uda�o!
Rogi wzruszy� ramionami.
- Nikt nie wie nic o historii Lylmik�w.
Mo�e - ci�gn�� powoli m�ody cz�owiek - papa teraz, gdy jest o sze�� milion�w lat m�drzejszy, zamierza powr�ci� do pocz�tkowego planu... I ma z powrotem w gar�ci swoje pierwsze obiekty do�wiadczalne.
- M�wisz jak g�upiec! - krzykn�a Cloud na brata. - Konsylium nigdy nie dopu�ci�oby do wznowienia projektu Mentalnego Cz�owieka - nawet przez samego arcylylmika.
- Za�o�y�aby� si� o w�asne �ycie? - odszczekn�� Hagen. - Znowu?
- Istnieje pewien spos�b, w jaki wy dwoje mo�ecie temu zapobiec - powiedzia� nagle Rogi. - Oczywi�cie gdyby Hagen mia� racj�, co jest ma�o prawdopodobne.
- Jaki? - zapytali oboje.
- Opowiedzcie mi wszystko, co wiecie o planie Marca, a ja opublikuj� to w czwartym tomie pami�tnik�w. Historia Mentalnego Cz�owieka nigdy nie zosta�a ujawniona w ca�o�ci. Konsylium zatai�o szczeg�y, prawdopodobnie �eby chroni� spok�j i porz�dek w Imperium.
- Zatem by�e� przy ko�cu Rebelii Metapsychicznej? - zapyta�a Cloud.
- Tak. Oficjalnie Rebelianci walczyli o wyzwolenie ludzko�ci spod w�adzy Imperium i jego Wsp�lnoty. Ale Marc postanowi� wypowiedzie� wojn� g��wnie dlatego, �e by� wkurzony, bo jego najwi�ksze marzenie zosta�o spisane na straty. Wywo�a� ogromn� wrzaw�, kiedy przerwano prace nad projektem Mentalnego Cz�owieka, oskar�a� obcych magnat�w i ich lojalnych ludzkich wsp�pracownik�w o konspiracj� maj�c� na celu pozbawienie naszej rasy mo�liwo�ci dokonania wielkiego prze�omu genetycznego. Wo�a�, �e Imperium obawia si�, i� ludzko�� mentalnie przero�nie ca�� reszt� ras, a jedynym rozwi�zaniem by� wybuch, do kt�rego frakcja Rebeliant�w d��y�a od bardzo dawna. Wielu normalnych wierzy�o, �e projekt Mentalnego Cz�owieka zapewni ich dzieciom mo�liwo�� wyro�ni�cia na metapsychicznych operant�w. Ale Marc i jego ludzie nigdy nie wyja�nili szerszej publiczno�ci, w jaki dok�adnie spos�b mia� si� dokona� ten cud.
- Nie o�mieli� si� - burkn�� Hagen. - Zlinczowaliby go.
Cloud powiedzia�a:
- Min�o wiele lat, zanim Hagen i ja wreszcie odkryli�my, co planowa� papa. Kiedy nasza matka dowiedzia�a si� prawdy... c�, wiesz, co si� sta�o.
- Nie, nie wiem - odpar� Rogi. - A przynajmniej nie do ko�ca. Powiedzcie mi! Pom�cie mi opowiedzie� t� histori� ca�emu Imperium Galaktycznemu. Po to w�a�nie zostali�cie tu przys�ani. Nie rozumiem, dlaczego Unifex nie podaje mi tych informacji osobi�cie, ale z pewno�ci� ma swoje powody.
- To by� jego najwi�kszy grzech - o�wiadczy�a Malama Johnson spokojnie. - Wi�kszy, ni� doprowadzenie do wojny i spowodowanie �mierci tych wszystkich ludzi. W g��bi serca Marc s�dzi�, �e wojna przeciwko Imperium Galaktycznemu i jego Wsp�lnocie jest uzasadniona, zreszt� tak samo uwa�ali jego zwolennicy. Ale z Mentalnym Cz�owiekiem rzecz si� mia�a inaczej. Wiedzia�, �e to by�o z�e, ale nie m�g� si� oprze� straszliwej atrakcyjno�ci tego pomys�u okazji, �eby osobi�cie spowodowa� wielki krok naprz�d w ludzkiej ewolucji mentalnej i fizycznej.
Troje pozosta�ych s�ucha�o w milczeniu.
- Nie rozumiecie, drogie wnucz�ta? - Malama rozpostar�a ramiona, obejmuj�c ich umys�y leczniczym huna. - Unifex za bardzo si� wstydzi, �eby o tym m�wi�. Nawet teraz.
1
Z PAMI�TNIK�W ROGATIENA REMILLARDA
Nast�pnego dnia polecia�em do domu, do Nowej Anglii. W��czy�em autopilota i przespa�em wi�ksz� cz�� drogi z kotem skulonym u mojego boku. Dziwne, ale po rozmowie z c�rk� i synem Marca nie n�ka�y mnie z�e sny, za co przypuszczalnie mog� dzi�kowa� Malamie Johnson. B�g jeden wie, �e nigdy ju� nie b�d� w stanie my�le� o Marcu - czy Duchu Rodzinnym - tak samo jak przedtem, zanim nieszcz�ni Cloud i Hagen ods�onili przede mn� na Kauai te wszystkie okropie�stwa.
Obudzi�em si�, gdy jajko o�wiadczy�o, �e jeste�my blisko domu i poprosi�o o dalsze instrukcje nawigacyjne. Czu�em si� ca�kiem zno�nie. Wybra�em wi�c wycieczkow� tras� tysi�c dwie�cie metr�w nad Hanowerem w New Hampshire. Poranek by� prze�liczny, a stare miasteczko uniwersyteckie nad rzek� Connecticut wygl�da�o uroczo, dzi�ki jesiennym li�ciom, kt�re rozk�ada�y si� w dole jak wielobarwny pi�ropusz.
U�wiadomi�em sobie, �e jestem g�odny jak wilk. W okolicy mojego mieszkania znajdowa�o si� z p� tuzina kampusowych jad�odajni. Ju� otwiera�em usta, �eby wyda� komend� l�dowania, kiedy nagle wpad�o mi do g�owy, gdzie mam ochot� zje�� �niadanie.
Zwyk�e przypadkowe odkrycie.
Akurat.
Zaprogramowa�em pojazd na autopilota� do Bretton Woods i po paru minutach znale�li�my si� o dziewi��dziesi�t kilometr�w na p�nocny wsch�d i wyl�dowali�my na stanowisku dla jajek przy starym hotelu �White Mountain�, kt�ry przycupn�� u st�p G�ry Waszyngtona; by� to ogromny drewniany budynek, pomalowany na bia�o, a dachy na szczytowych skrzyd�ach i wie�yczkach mia� jaskrawoczerwone. Kiedy jajko l�dowa�o, zapowiedzia�em si� przez komunikator i uzyska�em potwierdzenie, �e hotel z rado�ci� przyjmie obywatela Remillarda na �niadanie.
Dla przyzwoito�ci zaciemni�em kopu�� jajka, a potem skorzysta�em z wyg�dki, u�y�em gol�cego p�ynu, uczesa�em si� i przywdzia�em star� sztruksow� marynark�. Gdy ju� by�em gotowy, otworzy�em puszk� jedzenia dla Marcela i wrzuci�em j� razem z kotem do podr�nej klatki. Gdy si� zorientowa�, �e mam zamiar wyj�� bez niego, telepatyczne wyrazi� oburzenie.
- Przykro mi, staruszku. Do hotelowej restauracji nie wolno wprowadza� zwierz�t. To stary jankeski obyczaj.
Gdy wysiada�em z jajka, Marcel wyda� z siebie gorzki syk �wiadcz�cy o tym, �e poczu� si� zdradzony. G�upie zwierz�. Kiedy te cholerne koty przyznaj�, �e raison d�etre rasy ludzkiej nie jest pokorna s�u�ba kotowatym?
Przeszed�em przez ogrody, gdzie kwit�y jeszcze chryzantemy, dalie i zimowe bratki, i powoli wkroczy�em w g��wne drzwi hotelu. W tak znajomej edwardia�skiej atmosferze popu�ci�em wodze nostalgii. Nie by�em tu ju� od trzydziestu lat, ale stary budynek, pi�knie odrestaurowany i subtelnie podrasowany innowacjami technicznymi, umo�liwiaj�cymi przyjmowanie go�ci przez ca�y rok i dostosowanie si� do potrzeb innych ni� ludzka ras, wygl�da� prawie dok�adnie tak, jak go zapami�ta�em. W holu t�oczyli si� tury�ci, zar�wno ludzie jak i egzotycy, wielu z nich planowa�o wjazd na G�r� Waszyngtona antyczn� kolejk� z�bat�.
Wyszed�em na werand�, sk�d rozci�ga� si� wspania�y widok na pasmo g�rskie Presidential Range, jeszcze nie przypr�szone �niegiem. Ni�sze stoki stanowi�y o�lepiaj�c� mozaik� ciemnozielonych iglak�w i z�oto-szkar�atnych klon�w cukrowych.
Wspomnienia przyt�oczy�y mnie jak psychiczna lawina. W�a�nie tu, w 2078 roku odby� si� �lub Jacka i Doroth�e, a ja podawa�em obr�czki i po raz drugi w �yciu zabi�em cz�owieka. A w roku 2082, kiedy po raz ostatni sta�em na tej g�rze, by� ze mn� m�j bratanek Denis.
Denis. I ten drugi.
Ale nie �mia�em jeszcze o tym my�le�. Wszed�em wi�c do �rodka, zjad�em wy�mienite �niadanie, a potem wr�ci�em do jajka, gdzie Marcel zem�ci� si� za moj� perfidi� w odwieczny koci spos�b. Nie zada�em sobie trudu, �eby go zbeszta�, w��czy�em tylko na pe�ne obroty pok�adowy od�wie�acz powietrza i polecia�em do domu. Musia�em zabra� si� do pisania, nawet je�eli Rodzinny Duch zdecydowa�by si� odm�wi� mi pomocy.
Do hotelu �White Mountain� sprowadzi�o mnie co� wi�cej ni� przypadek.
W m�odo�ci, zanim jeszcze otworzy�em ksi�garni�, pracowa�em tam przy obs�udze zjazd�w. M�j bratanek Denis, kt�ry zacz�� traktowa� mnie jak ojca, gdy odszed� m�j brat bli�niak Don, po raz pierwszy odwiedzi� hotel w 1974 roku. Mia� wtedy siedem lat. Pojechali�my buchaj�c� dymem kolejk� z�bat� na szczyt G�ry Waszyngtona, i tam poznali�my Elaine Donovan, a tak�e dokonali�my radosnego odkrycia, �e na Ziemi opr�cz nas s� jeszcze inni ludzie o wy�szych zdolno�ciach operanckich.
Pi�tna�cie lat p�niej, kiedy s�u�y�em do mszy w katolickiej kaplicy w pobliskim Bretton Woods, us�ysza�em telepatycznie krzyk �mierci mojego pod�ego brata. Co gorsza, do�wiadczy�em wtedy ostatniego wybuchu gwa�townej nienawi�ci, jak� Don czu� do mnie lecz r�wnie� do siebie samego, co by�o naprawd� dziwne. Podczas jego pogrzebu odebra�em niepokoj�ce wiadomo�ci od Denisa, kt�ry by� w�wczas profesorem w Dartmouth College w Hanowerze i jednym z najs�awniejszych badaczy zjawisk metapsychicznych. M�j bratanek obwinia� si� za to, �e nie zapobieg� �mierci ojca, a tak�e twierdzi�, �e Don zosta� zamordowany, a mnie grozi �miertelne niebezpiecze�stwo. Nalega�, �ebym zamieszka� blisko niego. Przede wszystkim pragn�� mnie chroni�, ale uwa�a� r�wnie�, �e mo�e mi pom�c w osi�gni�ciu pe�nego metapotencja�u.
Nie chcia�em opuszcza� hotelu �White Mountain�. Mia�em prac�, w kt�rej si� sprawdza�em i kt�ra mnie cieszy�a, poza tym nikt w hotelu nie wiedzia�, �e jestem metapsychicznym operantem, a to bardzo mi odpowiada�o. W ko�cu jednak Denis przekona� mnie, �ebym do niego przyjecha�. Przeprowadzi�em si� do Hanoweru i zosta�em w�a�cicielem antykwariatu, kt�ry nazwa�em �The Eloquent Page�. Jednak od tego czasu zwi�zek mi�dzy Denisem i mn� sta� si� bardziej wieloznaczny i k�opotliwy.
Szczerze kocha�em przybranego syna. Jednak�e w g��bi serca ba�em si� ogromnej si�y jego umys�u - podobnie jak w�asnych metafunkcji. Obawa, cho� kompletnie nieracjonalna, by�a zakorzeniona g��boko w mojej �wiadomo�ci. Nigdy nie zdo�a�em si� z niej otrz�sn��.
Jak wielu geniuszy, Denis Remillard by� bardzo przystojny. Szczup�y, o delikatnej budowie, swoim sposobie bycia wywo�ywa� wra�enie osoby �agodnej i nie�mia�ej - dop�ki nie spojrza�e� mu prosto w niebieskie oczy i nie poczu�e� koercyjnej mocy, kt�ra si� w nich kry�a. W takiej chwili mog�e� my�le�, �e tw�j szkielet nagle przemieni� si� w p�yn i wys�cza si� przez sparali�owane palce u n�g.
Osi�gni�cia intelektualne Denisa by�y nawet cudowniejsze ni� jego metapsychiczne talenty. Otrzyma� Nagrod� Nobla w dziedzinie medycyny psychiatrycznej, a jego ksi��ki i monografie sta�y si� klasyk� i s� wysoko cenione nawet teraz, trzydzie�ci lat po jego �mierci. Podobnie jak sam Denis.
Za jego namow� w 2013 roku w hotelu �White Mountain� odby� si� Kongres Metapsychologii; on te� w du�ym stopniu odpowiada� za fatalny koniec imprezy. Prominenci metapsychologii przybyli do New Hampshire z ca�ego �wiata na spotkanie, kt�re okaza�o si� ich ostatnim dorocznym zjazdem. W pierwszych latach dwudziestego pierwszego wieku byli zwalczan� mniejszo�ci�, obawiali si� atak�w i niezrozumienia ze strony wrogich normalnych, zniech�conych pozorn� niezdolno�ci� ludzkiej rasy do �ycia w pokoju i przyja�ni, ale wci�� �ywili nadziej�, �e zdo�aj� jako� wykorzysta� swoje wielkie mentalne moce dla dobra ca�ej ludzko�ci.
Ostatniego wieczoru Kongresu operand mieli zje�� kolacj� w widowiskowym �Domku na szczycie� na G�rze Waszyngtona... Tam te� mieli umrze�. Inni historycy, opr�cz mnie samego, opowiadali, jak operancki szaleniec Kieran O�Connor konspirowa� z m�odszym bratem Denisa, Victorem, �eby zamordowa� uczestnik�w Kongresu. Niepowodzenie spisku niekt�rzy ludzie przypisywali szcz�liwemu zbiegowi okoliczno�ci, inni agresywnemu metakoncertowi umys��w zaatakowanych delegat�w.
We wspomnieniach napisa�em, co naprawd� si� sta�o. Niekt�rzy z obl�onych operant�w u�ywali swych mocy jako broni. Ale potem, po��czeni przez Denisa, odparli pokus� mentalnego zaatakowania napastnik�w. To Denis zintegrowa� ich umys�y i umys�y niezliczonych innych istot ludzkich dobrej woli, zar�wno operant�w, jak i nonoperant�w - w dobrowolny mentalny zwi�zek, kt�ry zrzesza� m�zgi ca�ego �wiata. Ten unikatowy metakoncert mi�o�ci, zapowiadaj�cy inny, wi�kszy, stworzony przez Jacka i Doroth�e w 2083 roku, trwa� zaledwie par� minut. Ale to wystarczy�o.
Planeta Ziemia pokaza�a obserwuj�cemu Imperium, �e jej niedojrza�y, k��tliwy Umys� wart jest uratowania. Na niebie nad G�r� Waszyngtona - i nad ka�dym wi�kszym skupiskiem ludno�ci w �wiecie - zaroi�o si� od obcych statk�w kosmicznych, a ludzka rasa chc�c nie chc�c przyst�pi�a do konfederacji galaktycznej.
Ja r�wnie� si� do tego przyczyni�em, podobnie jak pewien Lylmik. Ale Wielka Interwencja nigdy nie dosz�aby do skutku, gdyby nie pomoc mojego bratanka Denisa.
Et maintenant la le�on louche a sa fin. Zbli�a, si� koniec lekcji.
2
HANOWER, NEW HAMPSHIRE, ZIEMIA
2 LUTEGO 2078 ROKU
Kompozytor rudalm�w, MulMul Ziml, wyl�dowa� swoim pojazdem po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko ksi�garni �The Eloquent Page�, wygramoli� si� na zewn�trz i sta� przez chwil� w �niegu, absorbuj�c lokaln� ziemsk� aur� i chichocz�c w bezwstydnym uniesieniu, gwa�townie pobudzony przez ca�� sytuacj�. Ziemia zim�! Prawdziwe gniazdo klanu Remillard�w! By�o to niepowtarzalne. Wspania�e. Niemal�e nie do zniesienia!
Obcy hermafrodyta obawia� si�, �e teraz, sze��dziesi�t lat po Wielkiej Interwencji, miejsce pracy i mieszkanie Rogatiena Remillarda mog�o zosta� zr�wnane z ziemi� albo zmodernizowane. Ale nie... Patrzy� na okaza�y, stary, trzypi�trowy budynek. Ok�adzina �cian w stylu federalnym po�yskiwa�a w g�sto padaj�cym �niegu, w oknach b�yszcza�o weso�e �wiat�o (g�rne mia�y zielone okiennice), a spadzisty metalowy dach by� mi�kko otulony �niegiem. Jakie� to pobudzaj�ce. Jak�e ludzkie! Mo�na by�oby z miejsca skomponowa� dobry rudalm opisuj�cy t� jedn� scen�. (Ale niestety, je�li chcia�o si� sprzeda� swoje dzie�o na lukratywnym rynku Pa�stwa Ludzko�ci, lub w�asnej, bardziej wyczulonej na pi�kno rasie Gi, leitmotiv powinien mie� bardziej mi�dzygatunkowe przes�anie i styl.)
S�o�ce planety od d�u�szego czasu by�o na niebie. Coraz wi�cej krystalicznych p�atk�w ta�czy�o w zmro�onej atmosferze, b�yszcza�o w promieniach latarni i reflektor�w przeje�d�aj�cych samochod�w. Siatki topi�ce pracowa�y pe�n� par�, �eby umo�liwi� pieszym i pojazdom poruszanie si� po chodnikach i jezdniach, ale �wie�y �nieg pokry� ju� grubo nagie ga��zie drzew i inne niechronione powierzchnie. Dziewi�ciocentymetrowa warstwa puchu le�a�a na ma�ej plamie zamarzni�tego trawnika przed ksi�garni�, pobieli�a wybetonowan� �cie�k� i wiecznie zielone krzewy wok� schod�w prowadz�cych do budynku.
Ptasie cia�o muzyka Gi spowija� wynaj�ty kombinezon �rodowiskowy, spod przezroczystej zabezpieczaj�cej maski spogl�da�y ogromne, ��te oczy. Istota uzna�a, �e nocny widok miasta jest tak zachwycaj�cy, �e niemal sprawia b�l, szczeg�lnie gdy delektowa�a si� nim przez obw�d zmys�owy, ale teraz zacz�a dr�e� i odczuwa� pocz�tki odmro�e� w stopach i niezwykle wra�liwych zewn�trznych genitaliach. Nie pomog�o nawet zaprogramowanie kombinezonu na najwy�sz� temperatur�. Gi z oci�ganiem stwierdzi�, �e zebra� ju� do�� zewn�trznych obraz�w. Czas na rozmow� i przeprowadzenie ekstrakcji sensorycznej.
MulMul Ziml nieuwa�nie wszed� na Main Street. Cudem uda�o mu si� omin�� pozbawiony skaner�w, stary samoch�d naziemny, pe�en student�w Dartmouth, kt�ry z piskiem opon zahamowa� na mokrym kraw�niku, aby go nie przejecha�. Turbina zaj�cza�a, klakson gwa�townie zatr�bi�. Ca�kowit� win� za niedosz�� katastrof� ponosi� Gi, kt�ry modli� si� o przebaczenie do Kosmicznej Ca�o�ci, niezdarnie gramol�c si� na chodnik po przeciwnej stronie. Na szcz�cie ludzcy pasa�erowie pojazdu nie byli metapsychicznymi operantami, wi�c nie zdenerwowa� ich mentalny krzyk przera�enia MulMula.
Drzwi ksi�garni otworzy�y si�, wyjrza� ludzki m�ski operant, emanuj�c falami niepokoju.
- Bo�e! Nic ci nie jest?
- Wszystko w porz�dku, wszystko w porz�dku - zapiszcza� Gi. - Ach, jak mi�o, �e pytasz! Pope�ni�em wielkie g�upstwo, nie obliczaj�c pr�dko�ci zbli�aj�cego si� pojazdu przed pr�b� przej�cia przez ulic�, ale zapomnia�em, jak szybko je�dzicie wy, Ziemianie.
- Wejd� do �rodka, zanim obaj odmrozimy sobie bizounes powiedzia� z rozdra�nieniem m�czyzna. - Przypuszczam, �e przys�a�a ci� Doroth�e.
- Tak, przemi�a Kierownik... Gi przerwa�, zamar� na chwil�, po czym zapiszcza� z rado�ci. - To ty! Wujek Rogi!
Ksi�garz westchn�� i zamkn�� za go�ciem drzwi.
- Wszyscy w miasteczku tak mnie nazywaj�. Ty te� mo�esz si� tak do mnie zwraca�. Zdejmij te rzeczy i usi�d� przy piecu ze mn� i z moim koleg�. Opowiedz nam o tej operze, czy co tam innego piszesz.
Jeden k�t ksi�garni zajmowa�o antyczne urz�dzenie do ogrzewania z kutego �elaza oraz kilka krzese�. By�y tam r�wnie� lampy do czytania i stolik z ekspresem do kawy. Inny ludzki samiec, s�abo metapsychiczny, podobnie jak Rogi, siedzia� sobie, pij�c co� z kubka wielkimi haustami. Mia� przyja�nie nastrojony umys�, a na jego kolanach spoczywa� okaz zwierz�cia domowego.
MulMul si� zawaha�.
- Na pewno nie b�dziecie mieli nic przeciwko temu, abym si� rozebra�? Niekt�rzy Ziemianie nie czuj� si� najlepiej w obecno�ci nieubranych cz�onk�w mojej rasy.
Ksi�garz si� za�mia�.
- Do diab�a, nie. Rozbieraj si�. �eby zaszokowa� mnie i Kyle�a trzeba czego� wi�cej, ni� golutkiego Gi. Powie� kombinezon na wieszaku i zdejmij buty. Wiem, �e nie gardzicie kaw�, wi�c zaraz zaparz� �wie�� i gor�c�. Dobrze ci zrobi.
Rogi poszed� na ty� ksi�garni, a MulMul rozebra� si� nie�mia�o, potrz�sn�� zlepionym upierzeniem i rozplata� szypu�ki j�drowe oraz dodatkowe sutki.
- Urz�dnik w agencji wynajmu w kosmicznym porcie Anticosti zapewnia� mnie, �e w tym odzieniu b�dzie mi ciep�o nawet przy najzimniejszej pogodzie - zauwa�y� Gi - ale obawiam si�, �e kombinezon jest uszkodzony. Palce u n�g posinia�y mi z zimna, i sp�jrzcie tylko, jak wygl�da m�j biedny fallus.
Drugi m�czyzna chyba lekko zachichota� nad swym drinkiem, ale szybko si� opanowa� i ze wsp�czuciem pokiwa� g�ow�. By� to pot�nie zbudowany okaz o bujnych br�zowych w�osach i rumianej cerze.
- Aweel, obywatelu, to prawdziwy skandal. Nie mo�na ufa� dzisiejszemu personelowi. Koniecznie zr�b awantur�, kiedy wr�cisz, a prawdopodobnie zwr�c� ci pieni�dze.
- Och, ani mi si� �ni uskar�a� si�!
- Do licha, oczywi�cie, �e musisz z�o�y� za�alenie - pouczy� go Rogi, wracaj�c z paruj�c� fili�ank�, kt�r� w�o�y� w wyd�u�one, niemal humanoidalne d�onie Gi. - Kiedy jeste� na Ziemi, musisz si� zachowywa� jak jej mieszka�cy. Walcz o swoje prawa! Usi�d� tu sobie, przypiecz paluszki u n�g i powiedz, czego ode mnie chcesz. Zamierzam dzi� zamkn�� ksi�garni� wcze�niej z powodu �niegu... Przy okazji, to m�j stary przyjaciel Kyle Macdonald. Nie przeszkadza ci, �e tu z nami jest?
- Naturalnie �e nie! - wymamrota� MulMul Ziml. - Dziadek pani Kierownik! Pozna� ci� to dla mnie ogromny zaszczyt. - Egzotyk opad� na wskazane krzes�o i wyci�gn�� swoje du�e, czteropalczaste stopy w kierunku pieca. C� to za ulga, by� znowu w cieple! A gor�cy nap�j by� naprawd� wy�mienity. Szczodra dawka alkoholu wzbogacona by�a jeszcze mas�em i spor� porcj� syropu klonowego. Gi wyrazi� wdzi�czno��, a potem przedstawi� si�, chocia� z op�nieniem.
Jak mo�e wyja�ni�a Kierownik Macdonald, jestem kompozytorem. Specjalizuj� si� w rudalmie - artystycznej formie muzycznej, kt�r� niekt�rzy krytycy nazywaj� �cantata virtuale�. Ostatnio rudalmy cieszy�y si� spor� popularno�ci� w�r�d ludzkich meloman�w. Nie s� to dzie�a prawdziwie operowe, lecz raczej pe�nozmys�owe impresje na temat wydarze� lub scen, wirtualnie zrealizowane dla operanckiej publiczno�ci. Wykonuje sieje przy akompaniamencie ch�ru Gi.
- I teraz komponujesz utw�r o geologicznej modyfikacji Kaledonii - powiedzia� Rogi.
- W�a�nie! Nieod��czna ekscytacja towarzysz�ca wydarzeniu oraz uczestnictwo tak znakomitych istot jak Jon i Marc Remillardowie - wywo�uje wra�enie naturalno�ci� w widowni zar�wno Gi, jak i ludzkiej.
- Moja wnuczka Dorrie i paru innych kolesi te� lekko si� przyczynili do uratowania Kallie - wtr�ci� Kyle Macdonald z ch�odnym u�miechem.
- Tak, oczywi�cie! Ojej... Nie mia�em na my�li niczego innego. Zw�aszcza �e Kierownik Dorothea Macdonald i kaledo�ski zesp� geofizyk�w wykazali ch�� wsp�pracy i podzielili si� ze mn� w�asnymi wspomnieniami z katastrofy, kt�rej zapobiegli. Niestety nie by�em w stanie pozna� wspomnie� Jona i Marca Remillard�w. Zdaje si�, �e obecnie s� zaj�ci innymi sprawami. Kierownik zasugerowa�a, �ebym zamiast do nich zwr�ci� si� do ciebie, wuju Rogi, skoro by�e� tam podczas wypadku i cieszysz si� tak bliskim zwi�zkiem z bohaterskimi bra�mi Remillardami.
- Umm. - Stary ksi�garz spojrza� z pow�tpiewaniem.
- Jak�e nadzwyczajne musia�o by� to wyzwanie! - pia� hermafrodyta. - Wykorzystywanie mocy umys��w w metakoncercie do rozpuszczenia wst�puj�cego pi�ropusza magmowego, kt�ry grozi� zniszczeniem kolonii!
- Nie pi�ropusza - poprawi� Rogi. - Diatremy. To ca�kiem co innego. W czasie erupcji pi�ropusza nie ma diament�w.
Ogromne oczy Gi b�yszcza�y w ekstazie.
- I c� za klimat nada wirtualnemu utworowi ten deszcz klejnot�w! Ogl�da�em w mediach zdj�cia z tego wydarzenia, oczywi�cie, ale ty by�e� naocznym �wiadkiem...
Rogi potrz�sn�� g�ow�.
- Widzia�em wybuch tylko na monitorze w bunkrze obserwator�w. Ale i tak by�o to niez�e przedstawienie.
- Gdyby� zechcia� podzieli� si� z innymi swoimi wra�eniami, tw�j wk�ad w ca�� kompozycj� by�by nieoceniony. Pani Kierownik powiedzia�a, �e by�e� �wiadkiem przybycia Marca Remillarda na Kaledoni�, i przekona�e� go, aby w��czy� si� do operacji geofizycznej. A jego udzia� w tym wydarzeniu jest dla mnie najwa�niejszy.
Gi wyj�� jaki� ma�y przedmiot z opierzonego otworu pod pach� i poda� przedmiot Rogiemu. Urz�dzenie przypomina�o lotk� do badmintona z w�skim, g�bczastym czubkiem.
- Ten pe�nosensoryczny ekstraktor szybko wch�onie twoje wspomnienia dotycz�ce tamtych zdarze�. Proces jest ca�kowicie bezbolesny. W�o�ymy tylko mi�kki koniec do twojego ucha, a ja b�d� ci zadawa� pytania...
- Chwileczk�! - wybuchn�� Rogi, podrywaj�c si� z krzes�a. Nikt nie b�dzie mi sondowa� umys�u. Nikt!
Gi cofn�� si�, zmieszany.
- Ale...
- Nie zmusisz mnie te� koercj�! Kiedy trzeba, potrafi� stworzy� bardzo mocn� zas�on� mentaln�. I mam gdzie�, czy przys�a�a ci� Doroth�e, czy nie. Do diab�a z twoj� wirtualn� operetk� czy cholera wie czym, je�li oznacza to wpieprzanie si� w m�j umys�!
Nadwra�liwy egzotyk wyda� z siebie rozdzieraj�cy serce sopranowy skowyt i opad� powoli na pod�og�, tworz�c potargany stos pi�r i dr��cych pierwsze - i drugorz�dnych organ�w p�ciowych.
- Nie chcia�em... Nie mia�em zamiaru... Och, wybacz mi! Melodyjny g�os sta� si� chrapliwy, a ogromne oczy wywr�ci�y si� do �rodka g�owy i Gi zemdla�.
- Patrz, czego narobi�e�, ty niezdaro. - Kyle Macdonald zrzuci� z kolan kota Marcela i ukl�k� przy le��cym obcym. Nie potrafi� zlokalizowa� �adnego z serc Gi w masie puszystych pi�r, sutk�w i zewn�trznych jajnik�w, wi�c sprawdzi� mu puls na d�ugiej, cienkiej szyi. - Nie mog�e� by� taktowniejszy? Wielkie ptaki s� potwornie delikatne! Czasami padaj� trupem dla podkre�lenia swego zdania.
- Cholera. - Skonsternowany ksi�garz pom�g� swemu szkockiemu przyjacielowi podnie�� Gi na krzes�o. Powieki zaczyna�y trzepota�. - Nie chcia�em zrani� jego uczu�. Ale, psiama�, teraz nie przepuszczam przez barier� umys�ow� nawet cz�onk�w rodziny.
- On ci� nie chcia� sondowa�, p�g��wku. Jego zabaweczka zapami�tuje tylko wspomnienia, kiedy cz�owiek o nich my�li. Nie ma �adnego myszkowania ani przymuszania, jak w przypadku mechanicznych sond umys�owych. Psst! Stworzonko chyba wraca do siebie.
- Hej, naprawd� bardzo ci� przepraszam - powiedzia� Rogi do egzotycznego kompozytora. - Nie chcia�em ci� tak �upn��.
MulMul Ziml otworzy� oczy i zdo�a� dr��co si� u�miechn��.
- To nie twoja wina, wujku Rogi. Psychika Gi niestety jest bardzo krucha. Obiektywnie zdajemy sobie spraw�, �e nadmiernie emfatyczny dyskurs w�r�d ludzi jest czym� zwyczajnym i nie musi koniecznie oznacza� �miertelnej wrogo�ci, ale...
- �le ci� zrozumia�em - t�umaczy� si� Rogi. Podni�s� z pod�ogi ekstraktor pe�nosensoryczny. Z rado�ci� zrobi� to, o co mnie prosi�e�, je�li tylko obiecasz, �e b�dziesz si� trzyma� spraw dotycz�cych wybuchu. - Wskaza� na Kyle�a. - M�j kolega dopilnuje, �eby twoje pytania by�y uczciwe. Dobrze?
- Wspaniale! - Gi, cudownie uzdrowiony, zerwa� si� z krzes�a. Jego pseudosutkowa otoczka, kt�ra sta�a si� woskowo blada, kiedy zemdla�, teraz uros�a w entuzjastyczn� czeresienk�, a jej organ wprowadzaj�cy nabrzmia� z rado�ci oczekiwania. - Odpr� si�, usi�d� wygodnie - Znakomicie! Pomog� ci w�o�y� ekstraktor. Teraz b�d� przywo�ywa� kolejne wydarzenia, a ty zamknij oczy i spr�buj szybko prze�y� je ponownie, jak we �nie najawie. Nie martw si� o szczeg�y, urz�dzenie je uchwyci. Gotowy?
- Chyba tak. - Rogi mia� zrezygnowan� min�.
- Ju�! - Gi przycupn�� przed Rogim i przem�wi� z �agodn� koercj�. Kyle Macdonald, u�miechaj�c si� szata�sko za ich plecami, porusza� palcami, parodiuj�c dyrygenta orkiestry. - Pomy�l o tym, jak ty i Jon Remillard pierwszy raz wyl�dowali�cie na Kaledonii i poznali�cie szczeg�y sejsmicznego niebezpiecze�stwa, kt�re grozi�o planecie.
- Obud� si�, ch�opie - powiedzia� Kyle. - Ju� po wszystkim, a tw�j mi�y opierzony przyjaciel odlecia� uszcz�liwiony. Obieca�, �e przy�le ci fragment rudalmu, kiedy tylko go wyprodukuje.
Rogi st�kn�� i si� przeci�gn��.
- Putain! Niech no tylko ta dzierlatka Doroth�e wpadnie w moje r�ce, to jej podzi�kuj� za nas�anie na mnie tego wielop�ciowego indyka... Sp�jrz na dywanik! Dopiero co wr�ci� z pralni.
- Zachowujesz si� jak zbzikowany zrz�da. Gi troszk� ponios�o. Muzyka tych ptak�w jest wspania�a, a ich wirtualne wizje jedyne w swoim rodzaju. To fascynuj�ce, jak udaje im si� wszystko zaprawia� erotycznym blaskiem. Nie mog� si� doczeka�, co zrobi� z deszczu diament�w na Kallie.
- Masz trzy mo�liwo�ci. - Nie przestaj�c marudzi�, Rogi zwin�� dywanik z fluorescencyjn� r�ow� plam� spermy. - Na mi�o�� bosk�, Kyle, doro�nij. Wirtualne porno by�o stare ju� wtedy, kiedy ciebie jeszcze nie by�o na �wiecie.
- Rudalmy Gi to nic takiego. �adnych �askocz�cych kombinezon�w ani podniecaj�cych kask�w czy innych przedmiot�w osobistego u�ytku. Kiedy� z Mash� za�apali�my si� na przedstawienie w Zugmipl. Wszystko by�o bardzo gustownym wytworem nieskr�powanego umys�u.
Rogi chrz�kn�� i spojrza� przez okno ksi�garni na g�stniej�cy �nieg.
- Ten Gi nie... Nie pr�bowa� �adnych sztuczek z moimi innymi wspomnieniami, kiedy grzeba� mi w m�zgu?
- Ani troch�. Sta�em przy was ca�y czas i pilnowa�em twojej mentalnej integralno�ci. Jedyne wspomnienia, kt�re przywo�ywa�, by�y zwi�zane z erupcj�. A zreszt� o co ci chodzi? Nikt nie da�by nawet pensa za �mieci z twojej czaszki.
- Zdziwi�by� si�, gdyby� wiedzia�, jak cenne sad�a niekt�rych odpar� ponuro Rogi.
- Nikogo nie obchodzi, czy jeste� Rebeliantem. Podobnie jak nikogo nie obchodzi, czy ja pisz� moje male�kie powie�ci fantasy lej�c na Imperium. Jeste�my ploteczkami, ch�opcze, nie zauwa�y nas ani Magistrat, ani Konsylium. Chyba �e... Czy to przez t� histori� z Furym robisz w gacie?
Rogi odwr�ci� si� i chwyci� klapy zniszczonej tweedowej marynarki Szkota.
- Teraz ty mnie pos�uchaj, �mierdz�cy baranimi podr�bkami g�upku! W zesz�ym tygodniu musia�em by� niespe�na rozumu, �e ci o tym wypapla�em. Musisz przysi�c, �e nie powiesz o tym �ywej duszy!
Kyle Macdonald podni�s� wzrok.
- Pu�� mnie. Kopni�ty jeste�? Ty i te wasze rodzinne sekrety.
Rogi pu�ci� przyjaciela i przem�wi� cicho, ze �mierteln� powag�.
- M�wi�c ci o Furym zdradzi�em tajemnic� rodzinn�. Galaktyczny Magistrat wie o tym �ajdaku wszystko - r�wnie� to, �e prawdopodobnie jest on cz�onkiem dynastii Remillard�w. Wiedz� o tym r�wnie� Lylmiccy Nadzorcy. Ale ukryli dowody zbrodni i zamierzaj� zachowa� milczenie, �eby chroni� reputacj� magnat�w z rodziny Remillard�w.
- A ja uwa�am, �e to grzech i skandal! Po co to kry�?
- Chc�, �eby Paul, Anne i inni prowsp�lnotowi cz�onkowie rodziny pozostali na swoich stanowiskach.
- Ach, tak? - Kyle zdj�� z wieszaka grube, zimowe palto i