6226

Szczegóły
Tytuł 6226
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

6226 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 6226 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6226 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

6226 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Julian May Diamentowa Maska Tom II Trylogii Galaktycznej (Diamond Mask) Przek�ad Ewa Witecka Data wydania oryginalnego 1994 Data wydania polskiego 1998 Ka�da kultura ma tak� magi�, na jak� zas�uguje. Dudley Young: �Pocz�tki sacrum� Maska m�wi nam wi�cej ni� odkryta twarz. Oscar Wilde: �Intencje� Sancta Illusio, ora pro nobis. (�wi�ta Iluzjo, m�dl si� za nami). Franz Werfel: �Gwiazda nie narodzonego� Prolog KAUAI, HAWAJE, ZIEMIA, 12 SIERPNIA 2113 Wiedzia�, �e musi to by� co� w rodzaju cudu - mo�e nawet zaprogramowanego przez samego �wi�tego Jacka Bezcielesnego. M�awka nad moczarami Alakai usta�a, zachmurzone przez ca�y dzie� niebo przetar�o si� nagle, ods�aniaj�c wspania�y b��kit, nad szczytem Wasale ale daleko na wschodzie wykwit�a wielka t�cza... i zacz�� �piewa� jaki� ptak. Batege! Czy to m�g� by� w�a�nie ten ptak? Po czterech dniach daremnych poszukiwa�? Wysoki, chudy starzec pad� na kolana w b�oto, zsun�� z ramion rzemienie plecaka, pozwalaj�c, by polecia� w k�py ociekaj�cej wod� trawy. Mamroc�c co� we francusko-kanadyjskim dialekcie pomocnej Nowej Anglii, dr��cymi z podniecenia r�kami wyci�gn�� ma�y audiospektrograf z wodoodpornego pokrowca i uderzy� w klawisz z napisem ZAPIS. Ukryty ptak nadal �piewa�. Starzec nacisn�� nast�pny klawisz: SZUKA�. Komputer audiospektrografu por�wna� zarejestrowan� pie�� z trelami czterdziestu dw�ch tysi�cy czterystu dwudziestu dziewi�ciu ptasich gatunk�w (rdzennie ziemskich, egzotycznych, wprowadzonych, odtworzonych wymar�ych oraz zmienionych za pomoc� in�ynierii genetycznej), kt�re by�y wpisane do jego pami�ci. Potem zamruga�o s�owo ZNALEZIONY i na male�kim monitorze ukaza�o si� zdanie: �O�O-A�A (MOHO BRACCATUS). TYLKO NA WYSP KAUAI, ZIEMIA. GAT. B. RZ.�. M�czyzna mrukn��: - Tak, rzeczywi�cie wyst�pujesz bardzo rzadko. Nawet rzadziej od tego piekielnego kozodoja lub miniaturowej sikorki! Ale wreszcie ci� znalaz�em, p�tit merdeux, ty ma�y zasra�cu! Pie�� urwa�a si� i zamiast niej rozleg�o si� g�o�ne skrzeczenie. Czarny ptak z jaskrawo��tymi plamami wylecia� nagle z obwieszonych mchem krzew�w na lewo od �cie�ki, skierowa� si� w stron� odleg�ej o jakie� dwadzie�cia metr�w k�py kar�owatych drzew lehua makanoe i znikn�� w�r�d ga��zi. Starzec zdusi� w sobie j�k winy. Quel bondieu d�imbecile! Na Boga, co ze mnie za dure�! - Sp�oszy� ptaka nierozwa�nym pos�aniem telepatycznym! Wiedzia�, �e za dnia nie zdo�a odnale�� ledwie wyczuwalnej aury �ycia zbiega swoim s�abym metapsychicznym zmys�em poszukiwawczym. Teraz ca�a nadzieja w kamerze. Uwa�aj�c, by emitowa� tylko najbardziej uspokajaj�ce i przyjazne wibracje, po�piesznie schowa� audiospektograf, wyj�� z futera�u cyfrowy rejestrator obraz�w z doczepionym termicznym samonaprowadzaczem i zacz�� z niepokojem skanowa� korony drzew. K��by pary unosi�y si� do g�ry, przyci�gane przez tropikalne s�o�ce. S�odki any�kowy zapach jag�d mokihana miesza� si� z odorem gnij�cej ro�linno�ci. Moczary Alakai na wyspie Kauai w archipelagu Hawaj�w, p�askowy� le��cy na wysoko�ci tysi�ca dwustu metr�w, to niezwyk�e miejsce, najbardziej wilgotne na ziemi, gdzie roczny poziom opad�w cz�sto przekracza pi�tna�cie metr�w. Jest to jednocze�nie ojczyzna jednych z najrzadszych ziemskich ptak�w. Przyci�ga ona odwa�nych ludzkich ornitolog�w z ca�ego Imperium Galaktycznego. Starzec, nazwiskiem Rogatien Remillard, zna� dobrze wysp� Kauai. Po raz pierwszy przyby� na ni� w roku 2052. By� to rok narodzin jego stryjecznego prawnuka Jacka, zwany przez niego Ti-Jean. Ch�opczyk urodzi� si� z cia�em, kt�re wydawa�o si� ca�kowicie normalne. Teresa, matka Jacka (niech jej nieszcz�sna dusza spoczywa w pokoju), potrzebowa�a s�onecznego miejsca, by odzyska� si�y. Ukrywa�a si� bowiem d�ugo w zasypanym �niegiem Rezerwacie Megapod w Kolumbii Brytyjskiej, a Kauai zapewni�a doskona�e schronienie ca�ej tr�jce. Od tej pory Rogi wielokrotnie powraca� na go�cinn� wysp� - ostatni raz przed czterema dniami - z powod�w, kt�re wtedy wydawa�y si� bardzo wa�ne. No c�, mo�e po prostu wypi� ociupink� za du�o Wild Turkey, gdy oblewa� uko�czenie nast�pnej cz�ci swoich pami�tnik�w... Po alkoholu zawsze miewa� dobre pomys�y. Postanowi� wi�c uciec z miasta, zanim jego lylmicka nemezis dogoni go i zmusi do dalszej pracy. Jak dot�d spisa� si� diabelnie dobrze, je�li m�g� tak powiedzie� sam o sobie. Ale chyba jednak mia� do tego prawo, gdy� tylko jeden B�g wie, kiedy jaka� inna ludzka istota zechce przeczyta� to, co napisa�. I chocia� Rogi spi� si� jak bela, zachowa� do�� rozs�dku, �eby wrzuci� troch� ubra� i najniezb�dniejsze rzeczy do lataj�cego jajka, wgramoli� si� do �rodka i zaprogramowa� urz�dzenie nawigacyjne na automatyczny przelot z New Hampshire na Kauai. Dopiero wtedy straci� przytomno��. Kiedy si� obudzi� skacowany, stwierdzi�, �e jego pojazd wisi nieruchomo nad wysp�. Nie mia� jednak poj�cia, dlaczego jego pod�wiadomo�� wybra�a w�a�nie to szczeg�lne miejsce. A przecie� wcale si� tym nie zaniepokoi�. Od ponad dziesi�ciu lat zaniedbywa� swoje najwi�ksze niegdy� hobby, ornitologi�, a teraz przyszed� mu do g�owy wspania�y pomys�. Poleci na moczary Alakai, gdzie mo�e zobaczy i sfotografuje jedyny rodzimy hawajski gatunek ptaka, kt�rego jeszcze nigdy nie widzia�. Wyl�dowa� zatem w Kok� Lodge, wypo�yczy� niezb�dny ekwipunek i wyruszy� w drog�. A teraz, gdy znalaz� to p�ochliwe ptaszysko, mia�by je zgubi� przez w�asn� g�upot�? Czy�by wyp�oszy� ptaka w g��b bagiennych bezdro�y, dok�d nie b�dzie m�g� p�j�� jego �ladem z obawy, �e zab��dzi? Wiedzia�, �e w najlepszym wypadku mo�e uwa�a� si� za kiepskiego metapsychicznego operanta, pozbawionego ultrasensorycznych umiej�tno�ci poszukiwawczych, jakimi dysponowa�y znacznie od niego pot�niejsze umys�y. Mokrad�a Alakai s� bezludne i le�� daleko od ucz�szczanych szlak�w. Jak�e by si� czu� poni�ony i upokorzony, gdyby wpad� po pachy w jak�� pe�n� b�ota dziur� i musia� wzywa� na pomoc pracownik�w rezerwatu. Je�eli jednak zachowa ostro�no�� i oddali si� tylko o kilka krok�w od �cie�ki, mo�e uda mu si� sfotografowa� uciekiniera. Min�� jeziorko okolone br�zowymi, bia�ymi i pomara�czowymi porostami, a potem spojrza� przez okienko kamery. Lecz �wietlisty kr��ek detektora termicznego na pr�no �wieci� blad�, zielon� po�wiat�. W umy�le poszukiwacza rozpacz zaj�a miejsce rado�ci. Zgubi� ostatniego ptaka z hawajskiej Listy Gatunk�w Zagro�onych tylko dlatego, �e nie potrafi kontrolowa� swoich kulej�cych zdolno�ci mentalnych... Ale nie! Dieu du Ciel, naprawd� jest! Uciekinier poruszy� si� dostatecznie szybko, by termiczny samonaprowadzacz na podczerwie�, znaj�c jego parametry, zdo�a� go odnale��. Ptak siedzia� ukryty za pniem miniaturowego drzewka. Oko detektora zap�on�o triumfalnym szkar�atem. Starzec wy��czy� urz�dzenie, ostro�nie zn�w zmieni� pozycj� i wyra�nie zobaczy� ptaka w wizjerze kamery. By�o to klocowate czarne stworzenie, d�ugie na dwadzie�cia centymetr�w; patrzy�o na cz�owieka dzikim wzrokiem z ga��zi kar�owatego drzewa lehua. P�ki jaskrawo��tych pi�r zdobi�y g�rn� cz�� jego n�g jak damskie majtki, wystaj�ce spod znacznie ciemniejszego stroju. Ptak machn�� ostro zako�czonym ogonem, jakby si� rozz�o�ci�, �e kto� m�ci mu spok�j. Ornitologa-amatora zala�a fala rado�ci. By� to ostatni z autentycznych, nie za� sztucznie odtworzonych hawajskich ptak�w, a jego nazwa, trudne do wym�wienia s�owo o�o-a�a!, �mieszy�a angloj�zycznych Ziemian. Nie posiadaj�c si� z rado�ci, starzec po�piesznie ustawi� teleobiektyw, a potem przycisn�� guzik aktywatora wideo. Zanim jednak zd��y� zrobi� drugie zdj�cie, ptak zn�w zaskrzecza� ostrzegawczo (cz�owiekowi wyda�o si�, �e s�yszy szydercz� nut� w tym wo�aniu), rozpostar� skrzyd�a i odlecia� w kierunku g�ry Waialeale. Nowa �awica ciemnych chmur wytoczy�a si� ze wschodu i t�cza znikn�a. Za jakie� pi�tna�cie minut s�o�ce zajdzie za las ko�lawych kar�owatych drzewek i hawajska noc zapadnie r�wnie szybko i nagle jak zwykle. Starzec dotkn�� przycisku z napisem DRUK. Po kilku sekundach durofilmowa fotografia ze wspania�ymi kolorowymi szczeg�ami wysun�a si� z kamery do jego r�ki. Wtedy dziwnie oboj�tnie wpatrzy� si� w drogocenne zdj�cie, po czym z westchnieniem rozpi�� swoj� nieprzemakaln� kurtk� i w�o�y� trofeum do kieszeni koszuli. Jaki� g�os przem�wi� do niego z przesyconego par� wodn� powietrza: Co si� dzieje, wuju Rogi? Po tak wielkim triumfie opanowa�a ci� melancholia? Zaskoczony Rogatien Remillard podni�s� wzrok, a potem odburkn�� bez entuzjazmu: - Merde de merde... - po czym przeszed� z francuskiego na angielski: - Nie pozwolisz mi obchodzi� w spokoju moich sto sze��dziesi�tych �smych urodzin, co, Duchu? G�os odpar� z �agodnym wyrzutem: Zrobi�e� to, i w dodatku otrzyma�e� pi�kny prezent. - Nie, to niemo�liwe! - wykrzykn�� starzec z oburzeniem. - Nie �ci�gn��e� tutaj tego biednego ptaszka tylko po to, �ebym m�g� go znale��... Oczywi�cie, �e nie. Za kogo mnie uwa�asz? - Czy�by! Uwa�am ci� za cholernego natr�ta, mon cherfant�me, i nie bez powodu. Nie min�� jeszcze tydzie�, odk�d wy��czy�em transkryber, a ty ju� nie dajesz mi spokoju. No, zaprzecz, �e chcesz mnie nak�ania�, bym wr�ci� do pisania pami�tnik�w. - Nie zaprzeczam, wuju Rogi. I zdaj� sobie spraw�, �e ci�ko ci to idzie. Ale nie wolno ci przerywa� pisania kroniki rodzinnej. Musisz j� zako�czy� jeszcze w tym roku. - Co ci tak spieszno? Czy twoja przekl�ta lylmicka kryszta�owa kula przewiduje, �e kopn� w kalendarz przed Nowym Rokiem? To dlatego tak mnie poganiasz? Podejrzewa�em to ju� od uko�czenia rozdzia�u o Interwencji. Ty i twoje wielkie plany! O co chodzi rym razem? Zamierzasz wycisn�� m�j biedny stary m�zg jak cytryn�, a potem wyrzuci� go na �mietnik, gdy osi�gniesz to, co chcesz? Bzdura. Ile razy mam ci powtarza�? Nie podlegasz normalnemu ludzkiemu procesowi starzenia si� i degeneracji organizmu. Posiadasz kompleks samoodm�adzaj�cych si� gen�w, tak jak wszyscy inni Remillardowie. - Z wyj�tkiem Ti-Jeana! - warkn�� Rogi. - Zreszt�... zawsze mog� zgin�� w jakim� wypadku, kt�ry ty i twoja banda w�cibskich galaktycznych szperaczy przewidujecie, i st�d taki szalony po�piech. Ciemne chmury zn�w przes�oni�y niebo. Wiechy turzycy i trawy makaloa zafalowa�y w pot�niej�cym wietrze. Nied�ugo ponownie lunie deszcz. Rogi odwr�ci� si� plecami do strony, z kt�rej dobiega� bezcielesny g�os i poszed� po sw�j plecak, z chlupotem brodz�c w b�ocie. Podni�s� obryzgany b�otem, ociekaj�cy wod� baga�. - Ty cholerny poganiaczu niewolnik�w! Gdybym naprawd� ci� obchodzi�, zrobi�by� co� z tym �wi�stwem! - warkn��. Plecak w jednej chwili zn�w by� czysty, suchy, sztywny i tak kolorowy, jak w dniu, w kt�rym Rogi kupi� go w sklepie ze sprz�tem sportowym w Hanowerze, w New Hampshire, przed osiemdziesi�cioma czterema laty. Inicja�y w�a�ciciela znowu zdobi�y klamr� ze zwyczajnego czarnego plastiku, kt�ra teraz sprawia�a wra�enie odlanej z czystego z�ota. - To prawdziwy popis! - Starzec wybuchn�� �miechem. - Ale i tak ci dzi�kuj�. Duch odpar�: De rien, nie ma za co! Uznaj to za niewielk� przys�ug�. Prezent urodzinowy. Hau �oli la hanau. Rogi jednak spochmurnia�. - M�wi�c powa�nie, tyle czasu po�wi�cam na pisanie, �e moja ksi�garnia mo�e zbankrutowa�. Chc� ci te� powiedzie�, �e ponowne prze�ywanie tej zamierzch�ej historii wprawia mnie w coraz g��bsz� depresj�. S� tam rzeczy, o kt�rych wola�bym zapomnie�. A gdyby� ty mia� cho� odrobin� dumy, zrobi�by� to samo. Istota znana Rogiemu jako Duch Rodziny Remillard�w, a Imperium Galaktycznemu jako Atoning Unifex, W�adca Lylmik�w, przez kilka minut milcza�a. Chodzi o to - podj�a w ko�cu - �e prawda o Remillardach i ich najbli�szych wsp�pracownikach musi by� dost�pna dla wszystkich umys��w w Galaktyce. Od samego pocz�tku usi�owa�em ci to wyja�ni�. Jeste� wyj�tkow� osob�, wuju Rogi. Wiesz o sprawach, kt�rych istnienia historycy Imperium Galaktycznego nawet nie podejrzewaj�, o sprawach, o kt�rych ja sam nie mam poj�cia... na przyk�ad, kim by� z�owrogi umys� zwany Fury. Starzec, kt�ry w czasie tej przemowy poprawia� rzemienie plecaka, znieruchomia� i spojrza� z niedowierzaniem przez rami�. - Nie wiesz, kim by� Fury? Wi�c jednak nie jeste� wszechwiedz�cy? Rogi, Rogi, ile razy mam ci powtarza�, �e nie jestem Bogiem, ani nawet jakim� metapsychicznym anio�em-kronikarzem - pomimo g�upiego przydomka, jakim mnie obdarzono! Jestem tylko Lylmikiem, kt�ry sze�� milion�w lat temu by� cz�owiekiem. I pozosta�o mi bardzo ma�o czasu. - Jesus! - Rogi otworzy� szeroko oczy, bo nagle wszystko zrozumia�. - Ty! To wcale nie ja. Ty... Ponownie zacz�o pada�, ale tym razem nie by�a to �agodna m�awka, kt�ra zazwyczaj si�pi nad moczarami Alakai, ale prawdziwa tropikalna ulewa. Rogi sta� nieruchomo jak pos�g pod strugami deszczu, oszo�omiony s�owami niewidzialnego rozm�wcy. Zapomnia� nawet naci�gn�� na g�ow� kaptur nieprzemakalnej kurtki. Strumienie wody sp�ywa�y mu po mokrych siwych w�osach do oczu. - Wi�c to ty - powt�rzy�. - Ach, monfils, dlaczego nie powiedzia�e� mi o tym wcze�niej, kiedy przyby�e� do mnie podczas zimowego karnawa�u, po tylu latach milczenia? Czemu pozwoli�e� mi si� w�cieka�, opiera� twoim �yczeniom, robi� z siebie durnia? Umys� W�adcy Lylmik�w wzni�s� przezroczysty psychokrearywny parasol nad Rogim, ale zmieszane z deszczem �zy nadal sp�ywa�y po policzkach starca. Niezdarnie wyci�gn�� r�k� w puste powietrze. Duch zaproponowa�: Jaskinia Keaku jest w pobli�u. Schro�my si� tam. Rogi nie wyczu� najmniejszego poruszenia, ale nagle znalaz� si� w pieczarze, kt�rej wej�cie kry�a zas�ona z paproci. Siedzia� na zwietrza�ym bloku lawy naprzeciwko ma�ego, p�on�cego jasno ogniska z ga��zek hapu �u. Na zewn�trz nad wysokim p�askowy�em szala�a burza tropikalna, ale starzec zn�w by� ca�kiem suchy. Co wi�cej, ogromny �al, kt�ry dot�d �ciska� mu serce, znikn�� i ogarn�� go g��boki spok�j. Zda� sobie spraw�, �e niezwyk�a istota, kt�ra go nawiedza�a, odk�d sko�czy� pi�� lat - istota, kt�r� kocha� i kt�rej si� obawia� jednocze�nie - jeszcze raz wywar�a wp�yw na jego umys�, usuwaj�c emocje, mog�ce pokrzy�owa� jej plany. Lawowa pieczara, do kt�rej przeni�s� go Duch, miejsce staro�ytnych misteri�w, �wi�tych dla rdzennych Hawajczyk�w, by�a niemal niedost�pna dla piechur�w. �aden turysta, ornitolog czy botanik-hobbysta, kt�ry przybywa� na moczary Alakai, nigdy nie odwa�y� si� odwiedzi� tego miejsca. By�o ono kapu - zakazane - i podobno chronione przez pot�nych hawajskich operant�w, wywodz�cych si� od czarownik�w kahuna przyby�ych tu ze staro�ytnej Polinezji. Dotychczas Rogi tylko raz wszed� do Jaskini Keaku, nieca�e pi��dziesi�t dziewi�� lat temu. Tamtego jesiennego dnia 2054 roku, tu� po uzyskaniu przez Pa�stwo Ludzko�ci pe�nego cz�onkostwa w federacji galaktycznej, Rogi wraz z kilkunastoletnim wtedy Markiem Remillardem i m�odym Jackiem Bezcielesnym polecieli na Alakai rhostatkiem w towarzystwie kahuny Malamy Johnson. Zamierzali zabra� st�d prochy matki ch�opc�w, kt�re zosta�y ukryte przed rokiem zgodnie z uroczystym nakazem Malamy. Rogi i ch�opcy znale�li pieczar� udekorowan� wie�cami przepi�knych hawajskich kwiat�w i pachn�cych jag�d. Skrzynka z prochami Teresy Kendall by�a tak czysta i sucha jak wtedy, gdy j� tam pozostawili. Siedz�c teraz w �wi�tej jaskini, wiedz�c, �e niewidoczny W�adca Lylmik�w jest gdzie� w pobli�u, starzec zn�w poczu� any�kow� wo� moldhany. Przypomnia� sobie Marca, silnego, zdrowego szesnastolatka, i Ti-Jeana, pozornie tylko nad wiek rozwini�te dziecko, kl�cz�cych przed wypolerowan� skrzyneczk� z sosnowego drewna. Poprosili Rogiego, by zani�s� urn� do czekaj�cego rhostatku, poniewa� to on opiekowa� si� ich matk� podczas najwi�kszego kryzysu w jej �yciu. Rozsypali prochy nad poro�ni�tymi tropikaln� ro�linno�ci� g�rami i w�wozami. Tego dnia niebo zdobi�y ol�niewaj�ce t�cze. W p�niejszych latach Bezcielesny Jack cz�sto wraca� na wysp� Kauai, by odwiedzi� swoj� serdeczn� przyjaci�k� Malam�, a� wreszcie tam zamieszka�. Sprowadzi� te� do tego miejsca na Ziemi, kt�re ukocha� nad wszystko, �wie�o po�lubion� ma��onk�. Natomiast noga Marca Remillarda ju� nigdy nie posta�a na Kauai. - Cieszysz si�? - zapyta� nagle Rogi. - Cieszysz si�, �e zbli�a si� kres twojego �ycia? Po d�u�szym milczeniu duch odpowiedzia�: Obawia�em si�, �e b�d� musia� �y� a� do ko�ca czas�w. Na szcz�cie do tego nie dosz�o, cho� B�g wie, �e naprawd� na to zas�u�y�em. - Bzdury! Przecie� szczerze wierzy�e�, �e Rebelia Metapsychiczna by�a moralnie usprawiedliwiona. Do diab�a, ja r�wnie�! Wtedy wielu porz�dnych ludzi mia�o powa�ne w�tpliwo�ci co do Wsp�lnoty. Mo�e nie tak wielkie, by wypowiedzie� jej wojn�, ale... G��wny pow�d, dla kt�rego stan��em na czele Rebelii, nie mia� nic wsp�lnego z kontrowersjami, jakie budzi�a Wsp�lnota. Rozpocz��em wojn� mi�dzygwiezdn�, poniewa� Imperium pot�pi�o m�j plan Cz�owieka Mentalnego... poniewa� odrzuci�o moj� wizj� przy�pieszenia mentalnego i fizycznego rozwoju ludzko�ci. Ze mn� Wsp�lnota by�aby tylko jednym z kilku mo�liwych rozwi�za�. Zaskoczony Rogi oderwa� wzrok od ogniska. - To prawda! Wiesz, �e nigdy dok�adnie nie wiedzia�em, o co chodzi�o z tym Cz�owiekiem Mentalnym. Duch odpar� ironicznie: Ani wi�kszo�� z moich towarzyszy-rebeliant�w. Gdyby wiedzieli, mo�e by za mn� nie poszli. - A projekt Cz�owieka Mentalnego by�... by� tak b��dny, �e... Nie b��dny, Rogi. Z�y... A to du�a r�nica. Up�yn�o wiele lat, zanim zda�em sobie spraw�, jak potworny by� m�j plan, nim zrozumia�em, jak wielk� katastrof� moja duma i arogancja mog�y �ci�gn�� na galaktyk�. - Do tego nie dosz�o - powiedzia� bardzo cicho Rogi. Nie. Ale odczuwa�em ogromn� potrzeb� odpokutowania za krzywd�, jak� wyrz�dzi�em ewoluuj�cemu Umys�owi Wszech�wiata. M�j pobyt w Galaktyce Duat by� cz�ciow� rekompensat�, lecz niepe�n�. Z�o dokona�o si� tutaj, w Drodze Mlecznej. Praca w tamtej galaktyce podnieca�a mnie, dawa�a mi satysfakcj� - a nawet sprawia�a mi rado�� - poniewa� Elizabeth dzieli�a j� ze mn� i pomog�a mi zrozumie� w pe�ni moje w�asne serce. Moja ja�� nie by�a zintegrowana przed spotkaniem Elizabeth; tak naprawd� nie mia�em poj�cia o mi�o�ci. - Nie zgadzam si� z tob� - odpar� uparcie starzec. - Jack te� by si� nie zgodzi�. Ale Duch nie pozwoli� si� pocieszy�. Kiedy zako�czyli�my prac� w Galaktyce Duat, Elizabeth by�a zm�czona i gotowa do odej�cia, ci�gn��. Prosi�a mnie, �ebym wyruszy� wraz z ni� do spokoju i �wiat�o�ci Kosmicznej Wszechjedno�ci... ale nie mog�em si� na to zdoby�. Co� kaza�o mi wr�ci� tu, na Ziemi�. Zupe�nie sam, odci�ty od wszystkich kochaj�cych mnie umys��w i koj�cej Wsp�lnoty, kt�r� pozna�em w Galaktyce Duat, podj��em si� zadania, kt�re uzna�em za moj� prawdziw� pokut�: asystowania przy dojrzewaniu naszego w�asnego Umys�u Galaktycznego. Przez te wszystkie lata, kt�re zdawa�y si� nie mie� ko�ca, wyprowadza�em jedn� obiecuj�c� planet� za drug� ze stanu barbarzy�stwa do cywilizacji, z dziko�ci do altruizmu. Oczywi�cie nie mog�em do niczego zmusi� rozwijaj�cych si� ras z Drogi Mlecznej. Pomaga�em tylko w nieuniknionym rozwoju Umys�u �wiatowego, kt�ry zawsze towarzyszy ewolucji �ycia. Pope�ni�em wiele fatalnych b��d�w. Rogi, czy mo�esz zrozumie� n�kaj�ce mnie w�tpliwo�ci, l�k, i� za�lepi�a mnie jeszcze wi�ksza pycha ni� przedtem? Nie... widz�, �e nie jeste� w stanie tego zrozumie�. Zreszt�, to niewa�ne, mon oncle. Tylko uwierz mi. To by�y straszne czasy. Le Bon Dieu by� tak samo milcz�cy i niewidoczny dla mnie, jak dla ka�dej innej materialnej istoty. Zadawa�em sobie pytanie, czy nie pope�niam nowego grzechu pychy uwa�aj�c, �e moja pomoc jest komukolwiek potrzebna. Czy pomaga�em Umys�owi Galaktycznemu, czy po prostu wtr�ca�em si� w proces ewolucji tak samo jak wtedy, gdy usi�owa�em stworzy� Cz�owieka Mentalnego? W naszej galaktyce jest tyle planet zamieszkanych przez istoty my�l�ce! A przecie� tak niewiele - tak �a�o�nie ma�o - zdo�a�o osi�gn�� spo�eczn� i mentaln� dojrza�o�� pod moim przewodnictwem, a jeszcze mniej uzyska�o wy�sze moce mentalne prowadz�ce do Wsp�lnoty. W ko�cu jednak, mo�e raczej wbrew moim wysi�kom ni� w ich rezultacie, odnios�em sukces. Lylmicy byli pierwszymi umys�ami, kt�re si� Zros�y, ja za� uzna�em t� ras� za swoj� w�asn�. A potem, po wielu latach, Krondaku r�wnie� osi�gn�li ten sam poziom rozwoju. Po tym wszystkim powsta� ogromny rozziew mi�dzy nimi a pozosta�ymi rasami. Zl�k�em si�, �e moje raczkuj�ce Imperium Galaktyczne jest skazane na stagnacj� i �mier�. Lecz le divin humoriste, Boski �artowni�, mimo �e to wcale nie by�o �atwe, wyni�s� pomy�lnie rozwijaj�c� si� ras� Gi do metapsychicznej operatywno�ci, czym Krondaku byli g��boko zgorszeni, a nied�ugo potem Umys� ma�ych, mi�ych Poltrojan r�wnie� dojrza�. Simbiari zostali przyj�ci do Imperium jako nast�pni, chocia� byli niedoskonale Zro�ni�ci. Potem nagle wydawa�o si�, �e nast�pi�a istna eksplozja istot rozumnych, dojrzewaj�cych na planetach. Wprawdzie nie by�y jeszcze gotowe do tego, aby sta� si� cz�onkami Imperium, ale poczyni�y wielkie post�py. Jednym z mniej prawdopodobnych kandydat�w z tej grupy by� rodzaj ludzki. Maj�c w�asne informacje, uniewa�ni�em decyzj� wstrzymuj�c� Interwencj� na Ziemi. W rezultacie wybuch�a Rebelia Metapsychiczna, katastrofa, kt�ra zamieni�a si� w sukces. A teraz Umys� tej galaktyki stoi u progu nowej, wielkiej ekspansji, kt�rej nawet nie mo�esz sobie wyobrazi�... - Opowiesz mi o niej? - zapyta� Rogi. Nie mog�. Odegra�em ju� swoj� rol� w tym dramacie niemal do ko�ca i widzenie proleptyczne zawodzi mnie coraz cz�ciej, gdy� zbli�a si� kres mego istnienia. Pomoc w napisaniu historii twojej rodziny jako przestrogi dla przysz�ych pokole�, b�dzie ostatni� cz�stk� mojej osobistej interwencji. Od tej pory inni b�d� kierowa� losem Umys�u Galaktycznego i doprowadz� go do pe�nej Wsp�lnoty, kt�ra jest tak bardzo, bardzo blisko. Atoning Unifex umilk�. Starzec dorzuci� do ognia nar�cze p�d�w drzewiastych paproci. Wydawa�o si�, �e k��by dymu odsuwaj� si� od pewnego miejsca w pobli�u wej�cia do jaskini. K�tem oka (gdy� jego mentalny wzrok nic nie postrzega�) Rogi od czasu do czasu zauwa�a� stoj�c� tam widmow� posta�. - Co dalej, mon fant�me! Chcesz mnie przenie�� do New Hampshire przez szar� otch�a�, tak jak ostatnim razem, na Denali? A mo�e wola�by� napisa� histori� Diamentowej Maski tu, na Kauai? - Wiesz, �e tak! - rozpromieni� si� Rogi. - Przecie� ona i Ti-Jean w�a�nie tu sp�dzili sw�j miesi�c miodowy. Duch zauwa�y�: Ale atak Hydr te� wydarzy� si� tutaj. Rogi zmarszczy� czo�o. - Cholera jasna! Musia�e� mi o nich przypomina�?! - Poszpera� na o�lep w bocznej kieszeni plecaka, wyj�� star� manierk� w sk�rzanym futerale i poci�gn�� du�y �yk whisky. - �eby dobrze opisa� pocz�tki �ycia Dorothee, b�d� musia� opowiedzie� o tych cholernych zboczonych �ajdakach. Na samo wspomnienie o nich robi mi si� niedobrze. - Wypi� jeszcze. Duch powiedzia�: Mog� wyleczy� twoje zaburzenia gastryczne znacznie lepiej ni� alkohol, je�li oczywi�cie mi na to pozwolisz. Rogi za�mia� si� nerwowo. - I b�dziesz m�g� te� nape�ni� mi czaszk� snami o Furym, prawda? Duch odpar� sucho: Sam mia�em z nimi do czynienia, o ile sobie przypominasz. Otocz� ci� mentaln� tarcz� ochronn�... - Ej! Do cholery, zaczekaj chwil�! Mog� to zrobi�, kiedy b�dziesz spa�, �eby� nie poczu� wtargni�cia moich my�li. Nawet nie tkn� wszystkich twoich cennych neuroz, musisz jednak pozwoli� mi na wprowadzenie filtra sn�w. Okaza�bym si� najwi�kszym z niewdzi�cznik�w, gdyby twoje pisarskie wysi�ki �ci�gn�y na ciebie niepok�j i znowu zmusi�y ci� do nadu�ywania alkoholu. Nie b�dziesz mia� koszmar�w, obiecuj� ci to. My, Lylmicy, jeste�my najlepszymi redaktorami we wszech�wiecie. - Czy�by? W takim razie, gdzie si� podziewali�cie w tamtych gor�cych dniach, kiedy Fury i jego Hydry paso�ytowa�y na naszych umys�ach jak wampiry? Nasza interwencja by�aby w�wczas niewskazana. Zbrodnie tamtych istot, cho� ohydne, okaza�y si� niezb�dne do ewolucji Wy�szej Rzeczywisto�ci, tak samo zreszt� jak Rebelia Metapsychiczna. - Mam w nosie Wy�sz� Rzeczywisto�� albo Ni�sz� - o�wiadczy� zm�czonym tonem starzec, podnosz�c zn�w do ust manierk�. Rogi... - W porz�dku! R�b swoje i doprowad� m�j m�zg do porz�dku, �ebym si� nie zafajda� po wywleczeniu tamtych strasznych wspomnie�. Nie wa� si� jednak u�atwia� mi pracy, pod��czaj�c mnie do program�w Wsp�lnoty czy innych lylmickich g�upstw. Zjawa, tkwi�ca dot�d przy pociemnia�ym wej�ciu do pieczary, zbli�y�a si� do ogniska. Zafascynowany Rogi patrzy�, jak dym owija si� wok� jej niewidzialnej postaci. Kiedy lylmicki umys� przem�wi� do niego uspokajaj�co, a whisky zrobi�a swoje, starcowi nagle zapar�o dech w piersi. Wyda�o mu si�, �e na moment dojrza� przelotnie twarz pewnego m�czyzny - twarz, kt�r� pami�ta� a� za dobrze. Zerwa� si� na r�wne nogi, wykrzykuj�c czyje� imi� i pr�buj�c wzi�� w ramiona bledn�cy kszta�t, ale obj�� tylko k��b dymu. Zapiek�y go oczy. Si�gn�� wi�c do kieszeni po kolorow� chusteczk� do nosa, wysmarka� si�, po czym znowu opad� na skaliste pod�o�e. Duch powiedzia�: Vas-y doucement, mon oncle bien-aime! Spokojnie, drogi wujaszku! My�l tylko o swoich pami�tnikach. Kiedy je sko�czysz, b�d� m�g� odej�� w pokoju. Starzec przetar� oczy. - Batege! Kto by pomy�la�, �e b�d� si� rozczula� nad tob�? Nad przekl�tym wymys�em mojej zapijaczonej wyobra�ni! Denis i Paul zawsze twierdzili, �e nie jeste� niczym innym. Merde alors, to ma dla mnie wi�cej sensu ni� te kosmiczne bzdury, kt�re mi tu serwowa�e�. Uwierz w nie, je�li poprawi ci to humor. - To ja zadecyduj�, w co b�d� wierzy�! - mrukn�� przewrotnie Rogi, po czym zapyta�: - Jak ci si� zdaje, gdzie mia�bym zabra� si� do pisana? W starym domu Kendall�w w Poipu? Mam lepszy pomys�. Co powiesz na chat� Elaine Donovan w pobli�u Pohakumano? Stoi na tyle wysoko, �eby nie dokucza� ci upa�, a nie spotkasz tam �adnych sp�dzaj�cych urlop Remillard�w, kt�rzy mogliby ci przeszkadza�? Dom znajduje si� na odludziu, jest w doskona�ym stanie - pe�nomocnicy ju� si� o to postarali - cho� Elaine nie by�a w nim od wielu lat. B�dzie ci tam bardzo wygodnie i znacznie spokojniej ni� w Hanowerze w lecie. - Elaine... - Twarz Rogiego st�a�a. - Nie wiedzia�em, �e ma domek letniskowy na Kauai. No tak, przecie� to babka Teresy. Sprowadz� z New Hampshire tw�j transkryber i inne rzeczy osobiste, kt�rych mo�esz potrzebowa�. Nawet twojego kota Marcela, je�li zechcesz. - Ja... wola�bym nie pracowa� w chacie Elaine. Duch spyta�: My�l o niej nadal sprawia ci b�l? - Nie, ju� nie. Wi�c zamieszkaj w jej domku. Wiesz, �e nie mia�aby nic przeciwko temu. Starzec westchn��. Zreszt�, jakie to teraz ma znaczenie? - W porz�dku. Zrobi�, co zechcesz. Przetransportuj moje rzeczy, starego Futrzaka r�wnie�. Oraz prowiant i trunki. - Przeci�gn�� si�, by ul�y� obola�ym mi�niom. Na zewn�trz by�o ciemno cho� oko wykol i la� deszcz. - Jak my�lisz, m�g�bym sp�dzi� noc w tej jaskini? A chcesz? - Dobrze si� tu czuj�. Metabezpiecznie! - Rogi wzruszy� ramionami. - Je�eli mam zosta� na wyspie, b�d� chyba musia� poprosi� Malam� Johnson, �eby opowiedzia�a mi o niej co� wi�cej. To dziwne, ale kiedy przywie�li�my tu prochy Teresy po mszy �a�obnej w St. Raphael na polach trzciny cukrowej, Malama my�la�a, �e ju� tu kiedy� by�e�. [�miech]. Ci kahuna za du�o wiedz�. S� nienormalnym typem ludzkiego metapsychicznego operanta, jak powie ci ka�dy ewaluator Krondaku... A teraz zr�b sobie co� do jedzenia i prze�pij si� troch�. Musz� si� zaj�� innymi sprawami, dlatego opuszcz� ci� na jaki� czas. Zabior� ci� st�d rano. - Doskonale - odpar� Rogi i otworzy� plecak. Wiedzia�, �e Duch Rodziny Remillard�w znikn�� nagle, cho� jego zmys�y niczego nie wykry�y. Pokiwa� g�ow�, wyj�� pakieciki utrwalonego promieniami gamma prowiantu oraz miniaturow� kuchenk� mikrofalow� i zaj�� si� przyrz�dzaniem kolacji po kauaia�sku z kurzych �apek, gotowanego ry�u, ciastka ananasowego i ponczu lilikoi. Jedz�c zrozumia�, co go przyci�gn�o na Kauai. Oczywi�cie ptaki. Ta wyspa zawsze dzia�a jak magnes na ornitolog�w-amator�w takich jak on sam. I jak Dorothee Macdonald, bohaterka nast�pnej cz�ci jego pami�tnik�w. Tak, to przez ni� tu trafi� - mo�e pod wp�ywem jej wspomnie� ukrytych g��boko w jego w�asnej pod�wiadomo�ci. Dorothee. �wi�ta Iluzja. Kobieta, kt�ra zawsze nosi�a jak�� mask�, nawet w m�odo�ci, gdy jeszcze nie zas�ania�a twarzy. Gdy le�a� ju� otulony �piworem, ognisko zgas�o, a ulewny deszcz od�wie�y� powietrze, Rogatien Remillard pozwoli�, by uko�ysa�a go do snu spokojna atmosfera Jaskini Keaku. Dym rozwia� si� i powietrze pachnia�o s�odko. O dziwo, nie by�a to wo� jag�d mokihana, lecz pewnych staro�wieckich perfum zwanych Bal�a Versailles. Sk�d znam ten zapach? - zastanawia� si� sennie Rogi. Mo�e to magia huna! A mo�e Duch i Dorothee nadal zabawiaj� si� moim umys�em? Chwil� p�niej ju� spa�. Nie �ni� wszak�e o potworze zwanym Fury i jego pomocnicach-Hydrach, ani nawet o Diamentowej Masce. Zamiast tego przy�ni�a mu si� kobieta o srebrzystych oczach i w�osach koloru truskawki, kt�ra po raz pierwszy u�miechn�a si� do niego na szczycie Mount Washington w New Hampshire, na d�ugo przed tym, zanim Ziemia dowiedzia�a si� o istnieniu Imperium Galaktycznego. By� to s�odki sen, wolny od wyrzut�w sumienia. Rankiem Rogi zupe�nie o nim zapomnia�. 1 Z PAMIETNIK�W ROGATIENA REMILLARDA Wsp�lnota! Bo�e, jak my, Ziemianie, bali�my si� jej, pomimo wysi�k�w Paula, Ti-Jeana i Dorothee. Niema�o normalnych nadal ma w�tpliwo�ci - ja r�wnie�. Jestem mniejszo�ci�, sk�adaj�c� si� tylko z jednej osoby: jedynego nie z��czonego ze Wsp�lnot� metapsychika. Nadal jestem Rebeliantem. Ostatnim ludzkim operantem, kt�ry unika pociech Wsp�lnoty, graj�cym na nosie Zjednoczonej Noosferze i odrzucaj�cym te wszystkie magiczne, mistyczne bzdury, kt�re Imperium zwala na niefrasobliwe umys�y uczestnicz�ce w Teilhardowskiej ultracerebracji. Wszyscy inni ludzcy operand �yj� we Wsp�lnocie. Nawet ci dziwni m�odzi ludzie, zbiegowie z Plioce�skiego Wygnania - a s� w�r�d nich moi krewni - przeszli inicjacj� i zapisali si� jako warunkowi cz�onkowie Wsp�lnoty. Ale nie ja. Nie, nigdy! Niewiele znacz�, ale to, co mam, rzeczywi�cie jest pierwszorz�dnej jako�ci. Co wi�cej, Imperium nic nie mo�e na to poradzi�. A� do chwili, gdy ponownie pojawi� si� Duch mojej Rodziny i na nowo podj��em pisanie pami�tnik�w, s�dzi�em, �e Afirmanci Jednomy�lno�ci po prostu mnie przeoczyli. Nie jestem przecie� pot�nym metapsychikiem, tylko skromnym starym ksi�garzem, kt�ry niecz�sto korzysta ze swoich niewielkich mocy... chyba, �e naprawd� zostanie zap�dzony w kozi r�g. Ale to nie dlatego uciek�em. W ostatnim stadium tej gry zdaj� sobie spraw�, �e m�j pozorny immunitet zawdzi�czam wy��cznie Duchowi Rodziny Remillard�w. Pozwoli� mi unikn�� sieci Wsp�lnoty tylko dlatego, �eby najbardziej oburzaj�ce czyny, kt�rych by�em �wiadkiem lub w kt�rych uczestniczy�em, nie zosta�y poddane os�dowi publicznemu zbyt wcze�nie, jak na pewno by si� sta�o, gdyby zmuszono mnie do Afirmacji i wyprania podczas inicjacji wszystkich brud�w ukrytych w moim umy�le. Wcze�niej, zw�aszcza w pierwszych decyduj�cych dziesi�cioleciach po Rebelii Metapsychicznej, po prostu jeszcze nie nadesz�a odpowiednia pora na ujawnienie rewelacji zawartych w tych pami�tnikach. Rodzina Remillard�w - nawet ci, kt�rzy wtedy ju� nie �yli lub w inny spos�b zostali usuni�ci ze sceny - znaczy�a zbyt wiele w tej kosmicznej grze, by kto� taki jak ja oczerni� j� cho�by przypadkiem. Teraz te wszystkie zastrze�enia przesta�y mie� znaczenie. Mog� ujawni� w tej kronice nawet najbardziej skandaliczne wyczyny mojej rodziny, poniewa� misja Atoninga Unifexa, W�adcy Lylmik�w i za�o�yciela co najmniej dw�ch Imperi�w Galaktycznych wreszcie zbli�a si� do ko�ca. Zapewniono mnie, �e niezliczone miliardy jeszcze nie narodzonych istot przeczytaj� moje pami�tniki, cho� B�g jeden wie, co z nimi zrobi�. Nie powiedziano mi, jakie to b�dzie mia�o konsekwencje dla mnie samego, ich autora, gdy kronika mojej rodziny zostanie opublikowana i szyd�o wyjdzie z worka. C�est une bizarrerie formidable, mats c�est comme ca et pas autrement! (To kosmiczna bzdura, ale jest tak i nie inaczej). I chyba lepiej o tym nie my�le�. 2 HANOWER, NEW HAMPSHIRE, ZIEMIA 9 MAJA 2062 Dziewi�tna�cie dni przed dokonaniem morderstw w Szkocji, troch� po drugiej w nocy z poniedzia�ku na wtorek, Fury kr��y� wok� kampusu Dartmouth College. Tylko od czasu do czasu jaki� pojazd naziemny przeje�d�a� North College Road przed Szko�� Metapsychologii. Pieszych nie by�o. Eleganckie budynki metakompleksu wznosi�y si� na zalesionym zboczu wzg�rza. Wiosenne listki roz�o�ystych klon�w cukrowych i wysokich zmutowanych wi�z�w po�yskiwa�y w blasku lamp ulicznych o staro�wieckich kszta�tach, ustawionych wzd�u� brukowanych uliczek. W gmachu zarz�du ja�nia�y tylko dwa okna i jeszcze kilka na pierwszym pi�trze Laboratorium Bada� Cerebroenergetycznych, po�o�onego nieco wy�ej na zboczu. Powsta�o ono nieca�e dwa lata temu dzi�ki szczodrej (i nadal kontrowersyjnej) subwencji Fundacji Rodziny Remillard�w. Fury zatrzyma� si� na moment, by przyjrze� si� tej scenie. Dawno temu, przed Wielk� Interwencj�, w wal�cym si�, blaszanym baraku, przeznaczonym do natychmiastowej rozbi�rki, schroni� si� niedawno za�o�ony Departament Metapsychologii, a akademicy z bardziej naukowych dziedzin spogl�dali na jego pracownik�w z konsternacj� i du�� doz� niepokoju. W tamtych dniach Szko�a Metapsychologii w Dartmouth by�a jedn� z pierwszych plac�wek badawczych, prowadz�cych poszukiwania wy�szych mocy mentalnych w Ludzkim Pa�stwie Imperium Galaktycznego i ulubionym przedmiotem obserwacji Fury�ego. Tej nocy misja potwora by�a jeszcze bardziej nagl�ca. Fury zdo�a� przenikn�� do biur zarz�du. Zmys�y zwyczajnych ludzi, podobnie jak metafunkcje ludzkich operant�w i istot egzotycznych oraz sensory automatycznego systemu bezpiecze�stwa i robot�w-dozorc�w nie zdo�a�y zauwa�y� obecno�ci wirtualnej istoty. W oddzielnym pokoju monstrum znalaz�o Denisa Remillarda, nie starzej�cego si� emerytowanego profesora metapsychologii Dartmouth College, kt�ry by� �yw� legend�. Z g�ow� opart� na r�kach spa� smacznie przy biurku, a na jego wiecznie m�odej twarzy malowa� si� lekki u�miech. Zasn�� podczas pisania komentarzy na durofilmowym wydruku jakiego� rozdzia�u swojej ostatniej ksi��ki zatytu�owanej �Zbrodnicze szale�stwo w umy�le operanta�. Przez ostatnie pi�� lat badania te zajmowa�y profesorowi Remillardowi wi�kszo�� czasu z powod�w, kt�re Fury zna� a� nazbyt dobrze. �wietlny napis WIADOMO�� CZEKA migota� na biurkowym komunikatorze nie zauwa�ony - mo�e by�a to pro�ba Lucille Cartier, �ony profesora, �eby wr�ci� do domu i poszed� spa�. Chocia� Lucille by�a nieprzeci�tn� osob�, nigdy by si� nie odwa�y�a przerwa� m�owi pracy telepatycznym wezwaniem. Fury zauwa�y�, �e sny Denisa s� zwyczajne, nawet banalne. Dotyczy�y hodowli dziwacznych odmian orchidei w jego domowej cieplarni. Sko�czony dure�! Innej nocy Fury m�g�by wtargn�� do my�li Denisa, aby na w�asnej sk�rze pozna� straszliwe m�czarnie, jakie ob��d mo�e sprawi� osobowo�ci metapsychicznej... ale nie teraz. Mia� do wykonania wa�niejsze zadanie. Przeczyta� �wie�o napisany rozdzia� ksi��ki, chwil� wy�miewa� najgorsze b��dy, a potem u�y� terminalu osobistego komputera profesora, �eby dotrze� do �ci�le tajnego dossier bada� cerebroenergetycznych dotycz�cych ca�ej galaktyki. Nie maj�c s�yszalnego g�osu, potw�r z pomoc� psychokinezy w��czy� mikrofon wej�ciowy. Nauczy� si� tej sztuczki i wielu innych, obserwuj�c Bezcielesnego Jacka. W utajnionym, zabezpieczonym przed zniszczeniem pliku, chronionym zastrze�eniem DOST�P OGRANICZONY Z ROZKAZU LUDZKIEGO MAGISTRATU, znajdowa� si� referat o badaniach prowadzonych obecnie w Edynburgu przez Roberta i Viole Strachan�w oraz Rowan Grant. Fury studiowa� te dane z rosn�cym przera�eniem. Niech ich diabli! Pod��ali w tym w�a�nie kierunku, kt�rego si� obawia�. Potw�r przekl�� okoliczno�ci, kt�re uniemo�liwi�y mu wcze�niejsze dotarcie do tego sprawozdania. Je�eli szkoccy naukowcy zdo�aj� opublikowa� rezultaty swoich bada�, jest bardzo prawdopodobne, �e ryzykowny cerebroenergetyczny projekt Marca oznaczony kryptonimem E15 upadnie z powodu wrzawy na temat bezpiecze�stwa operanta, jaka si� wtedy podniesie. Trzeba temu przeszkodzi�. Zniszczenie niebezpiecznych danych i zast�pienie ich nieszkodliwymi informacjami b�dzie �atwe. Znacznie trudniej przyjdzie ukry� t� manipulacj� tak, �eby tr�jka Szkot�w nic nie zauwa�y�a i nie wznieci�a alarmu - ale Fury mia� pomys� na uporanie si� z tym k�opotem. Najpierw jednak trzeba sprawdzi� post�py E15. Zatar�szy wszelkie �lady nielegalnego dost�pu do komputera Denisa Remillarda, Fury obrzuci� �pi�cego profesora ostatnim pogardliwym spojrzeniem, a potem wymkn�� si� z budynku administracji. Chwil� p�niej zjawi� si� na pierwszym pi�trze Laboratorium Bada� Cerebroenergetycznych. Tam, w zastawionym sto�ami i rz�dami aparatury pomieszczeniu, zobaczy� dw�ch naukowc�w ca�kowicie poch�oni�tych prac�. Starszy, bardzo wysoki, pot�nie zbudowany, dwudziestoczteroletni m�czyzna nazywa� si� Marc Remillard i by� wnukiem s�ynnego Denisa. Powierzono mu katedr� Bada� Cerebroenergetycznych imienia Marie Madeleine Fabre w Dartmouth College, gdy� uwa�ano, cho� z pewnymi zastrze�eniami, �e ma najpot�niejsze zmys�y dalekiego zasi�gu, a tak�e metakoercyjne i metakreatywne zdolno�ci w ca�ym Pa�stwie Ludzko�ci. W�a�nie otrzyma� nominacj� na Wielkiego Mistrza i Magnata w Konsylium. Jednak zgoda na to, tak jak potwierdzenie jego statusu mentalnego, nadal pozostawa�y w zawieszeniu. Fury musia� dopiero rozstrzygn��, czy Marc jest jego przeciwnikiem, czy te� potencjalnym sprzymierze�cem w wielkim planie, kt�ry zamierza� wykona�. Ten cz�owiek-zagadka siedzia� teraz przy konsoli ostatniego modelu mikromanipulatora analitycznego marki Xiang i wpatrywa� si� w monitor holograficzny. Kask kontrolny niemal nikn�� w jego zmierzwionych czarnych w�osach, a dwie kr�tkie, podobne do ro�k�w anteny stercza�y pionowo nad skroniami, upodabniaj�c go do m�odego Mefistofelesa. G��boko osadzone oczy naukowca mia�y �wietlist� szar� barw� wypolerowanej stali, brwi rozpo�ciera�y si� nad nimi jak ptasie skrzyd�a, zbiegaj�c si� tu� nad orlim nosem, charakterystycznym dla tak wielu cz�onk�w rodziny Remillard�w. Marc narzuci� wyblak��, zielon� twilow� koszul� na bia�y, bawe�niany podkoszulek, nosi� te� postrz�pione d�insy i zab�ocone buty sportowe Gokey chukka. Przy jednej z kieszeni wisia� zaczepiony ma�y sztuczny owad, w kt�rym Fury rozpozna� czarn� muszk� numer 18. Nieoficjalnym koleg� Marca, r�wnie� odzianym w podniszczony str�j sportowy, by� siedz�cy na wysokim sto�ku dziesi�cioletni ch�opiec. Od czasu do czasu pr�bowa� wyt�umaczy� starszemu bratu, co robi �le, ale ten uparcie go ignorowa�. Jon Remillard by� cudownym dzieckiem, prochronistycznym mutantem o najwy�szym wsp�czynniku inteligencji ze wszystkich istot Imperium Galaktycznego - cho� nie ka�dy si� z tym zgadza� - oczywi�cie opr�cz Lylmik�w. Marc i inni Remillardowie nie wiedzieli, czy powinni uzna� tego niezwyk�ego ch�opca za potencjalnego �wi�tego, czy te� za najwi�kszego w �wiecie szkodnika. Dla Fury�ego to nieszcz�sne dziecko by�o Wielkim Wrogiem, kt�rego b�dzie musia� kiedy� zniszczy�, bez wzgl�du na cen�. Na pod�odze obok mikromanipulatora le�a�y dwie w�dki w futera�ach oraz para podniszczonych p��ciennych toreb. Najwidoczniej bracia przyszli do laboratorium zaraz po wieczornym po�owie ryb na muszki, uznaj�c, �e powinni tej nocy jeszcze popracowa�. Niewidoczny obiekt ich zainteresowania poddawany by� obr�bce we wn�trzu maszyny za pomoc� mikroskopijnych narz�dzi kontrolowanych transmisjami telepatycznymi kasku kontrolnego Marca Remillarda. Miniaturowy synorganiczny wzmacniacz intraventikularny (SWI), mierz�cy mniej ni� milimetr d�ugo�ci, by� jednocze�nie komputerem i stymulatorem funkcji wewn�trzwydzielniczych. Mia� zosta� wprowadzony, wraz z podobnymi, cho� nieco odmiennymi przyrz�dami, do pustych przestrzeni w ludzkim m�zgu. Zasilane z zewn�trz SWI mog�y pobudza� procesy neurochemiczne i wywo�ywa� inne g��bokie zmiany w funkcjonowaniu m�zgu, wzmacniaj�c jego zdolno�ci mentalne. Rezultat dzia�ania tych niezwyk�ych urz�dze� niewtajemniczeni nazywali ��adowaniem umys�u�, a metapsychiczni profesjonali�ci - wzmocnieniem cerebroenergetycznym. Zafascynowany Fury zbli�y� si� do tej niedobranej pary i przyjrza� podzielonemu na dwie cz�ci monitorowi holograficznemu nad konsol�. Z lewej strony widnia� powi�kszony dwustukrotnie obraz SWI, kt�ry wygl�da� jak ko�lawy, bezlistny krzak z mn�stwem spl�tanych cienkich ga��zek. Wisia�o na nich kilka tuzin�w r�nobarwnych przedmiot�w zwanych inicjatorami elektrochemicznymi (JEC), bardzo podobnych do dziwacznych ozd�b choinkowych. Jeden z inicjator�w otacza� czerwony kr�g. Jeszcze bardziej powi�kszony obraz tego niezwyk�ego urz�dzenia, otwarty niczym drogocenne jajko Faberge, wype�nia� praw� stron� monitora. Male�kie pr�bniki i pseudo�ywe miniaturowe narz�dzia kierowane my�lami Marca wtargn�y do wn�trza obiektu. Obok tego obrazu migota�y nieprzerwanie analizy graficzne i numeryczne wyj�cia IEC. Uczony w�a�nie pr�bowa� dok�adniej dostroi� program �wie�o zmodyfikowanego, galolantanowego modu�u, kt�ry kontrolowa� kompleksowe rezultaty neurostymulacji m�zgu przez inicjator chemiczny. - Ten przekszta�cony glom nie dopasuje si� do wprowadzonych przez ciebie zmian w progamie SWIKOM - o�wiadczy� dziesi�ciolatek, kiedy jego brat zako�czy� kolejn� mozoln� modyfikacj�. - Zobacz, co si� dzieje z symulowanymi funkcjami NMDA. To naprawd� zawodzi. - Ferm� ta foutue gueule, ti-morveux - odpar� uprzejmie Marc. - Je m �en branie de ton opinion. (Zamknij g�b�, ty cholerny szczeniaku. Mam gdzie� twoj� opini�). Nowe, fascynuj�ce francuskie przekle�stwo odwr�ci�o na chwil� uwag� ch�opca. - Co robisz z moj� opini�? Gdzie j� masz? - zapyta� z rozja�nion� twarz�. - To chyba co� naprawd� obscenicznego! Powiedz mi, Marco! Albo po prostu otw�rz sw�j umys�, �ebym m�g� to przet�umaczy�. - Nie ma mowy, ty utrapiony smarkaczu - Marc u�miechn�� si� z�o�liwie. W tym samym czasie inny poziom jego umys�u wprowadza� dalsze zmiany programu w modyfikowanym urz�dzeniu. - Prosz�! Przekle�stwa w j�zyku ojczystym to ostatni krzyk mody w�r�d student�w Dartmouth College. Ja naprawd� musz� dobrze zna� francuski �argon. To zwi�ksza m�j presti� i rekompensuje fakt, �e jestem znacznie m�odszy od koleg�w z pierwszego roku. - Zapytaj wuja Rogiego. To on mnie tego nauczy�. - Ale wuj nie chce mi wyjawi� naprawd� interesuj�cych dawnych wulgaryzm�w. M�wi, �e b�d� musia� poczeka�, a� stan� si� nastolatkiem. W dodatku nie potrafi� wydoby� z niego tych pasjonuj�cych przekle�stw. Jego umys� jest wyj�tkowo nieprzenikliwy dla infiltracji redaktywnej, mimo �e wuj nale�y do s�abych metaoperant�w. Oczywi�cie nigdy nie podda�bym go koercji mentalnej... - Spok�j! Prawie sko�czy�em to dra�stwo! - warkn�� Marc. - I tak nie b�dzie dobrze dzia�a�o. Za bardzo si� oddali�e� od moich pierwotnych parametr�w infuzji. W�a�nie to usi�owa�em ci powiedzie� - nie ust�powa� ch�opiec. - Zaprogramowanie inicjator�w chemicznych na m�j spos�b zapewni nam bardziej efektywne sprz�enie zwrotne do SWIKOM-u trzeciej komory m�zgowej, kiedy wszystkie dwadzie�cia sze�� male�stw zacznie dzia�a�. Aha... no, w�a�nie. Nareszcie sko�czy�em. - Ale� Marco... Nie zwa�aj�c na wyja�nienia i obiekcje malca, umys� Marca powiedzia� do maszyny: Zintegruj i skonsoliduj wszystkie modyfikacje. Otw�rz pr�bn� �cie�k� do SWIKOM-u. Na�aduj j� energi�. Przygotuj si� do Trybu Pierwszego Symulacji Operacyjnej IEC. A teraz zaczynaj, draniu! Ch�opiec pokiwa� g�ow�, gdy analizator zacz�� modelowanie operacji cerebroenergetycznej. - W porz�dku, uzyskasz lepsze sprz�enie zwrotne, ale jednocze�nie zak��cisz dzia�anie uk�adu limbicznego m�zgu - powiedzia� ponuro. - Zdestabilizujesz r�wnowag� mentaln� modelowego operatora cerebroenergetycznego, kiedy wzro�nie jego kreatywno��. Sp�jrz, co si� dzieje ze wsp�czynnikiem NMDA! Wiesz, �e ta konfiguracja E15 jest ju� kra�cowa dla bezpiecze�stwa operatora. Wprowadzona przez ciebie zmiana b�dzie kropl�, kt�ra przeleje czar�! - Daj mu chocia� jedn� szans�, do cholery! Dopiero zacz�� dzia�a�. Ale nie min�y nawet trzy minuty symulacji, a monitor ju� pokaza�, �e ka�dy operator CE, kt�rego analogowy umys� b�dzie zawiera� zmodyfikowany SWI, zapadnie na ostr� posta� schizofrenii - i, co bardzo prawdopodobne, b�dzie miewa� te� ataki epilepsji. Fury zakl�� bezg�o�nie. Marc za� j�kn�� i mrukn��: - Witajcie w G�wnianym Mie�cie. - M�wi�em ci, �e tak si� stanie - odezwa� si� ch�opiec. - Symulowany m�zg cierpi na grand mai i jest sko�czonym �wirem. Marc zatrzyma� komputer, zdj�� kask kontrolny i pomasowa� obola�e skronie. - Wygl�da na to, �e jednak mia�e� racj�, maluchu. Pr�bowa�em osi�gn�� za du�o i o wiele za szybko w tej konfiguracji... powinienem by� trzyma� si� pierwotnej koncepcji, kt�r� wy�ni�e� dzi� wieczorem nad rzek�, zamiast pr�bowa� j� udoskonali�. No, a teraz wszystko schrzanili�my. Prawie pi�� godzin pracy na nic. - Zacznij od pocz�tku - ponagli� go Jon. - Zetrzyj program, poczynaj�c od �cie�ki CAH 83.4. Nadal b�dziemy mogli zwi�kszy� kreatywno�� dzi�ki wsp�czynnikowi przekraczaj�cemu trzydzie�ci, je�li przeprogramujemy glom i ustawimy wlewniki IEC na m�j spos�b. Marc zerkn�� na chronograf na nadgarstku i drgn�� z zaskoczenia. - Na Boga! Ju� prawie wp� do drugiej, a ty masz jutro trzy seminaria! Grand�mere Lucille mnie zabije, je�li si� dowie, �e tak d�ugo ci� tu trzyma�em. Musimy zostawi� to tak, jak jest, dzieciaku. Wracaj do akademika. Sam mo�esz zetrze� informacje z umys��w robot�w-portier�w. Na twarzy ch�opca odmalowa�o si� rozczarowanie. - Ja naprawd� chc� zobaczy�, czy to b�dzie dzia�a�o. Wiesz, �e zawsze �pi� d�u�ej ni� naprawd� potrzebuj�. Pozw�l mi w�o�y� kask kontrolny! Mog� przecie� zmienia� program znacznie szybciej ni� ty. Prosz�! - O nie, nic z tego. Wiesz, �e nie wolno ci u�ywa� tego urz�dzenia. Oficjalnie jeste� w tym laboratorium tylko obserwatorem, nawet je�li Tom C�tkowana Sowa pozwoli� ci swobodnie po nim w�drowa�. - Wujek Tom nigdy si� nie dowie. Zreszt� nie robimy nic z�ego. To tylko niewielkie naruszenie przepis�w college�u. Mniejsze od pozostawania po godzinach. Kiedy Marc waha� si�, Fury przekl�� puryta�skie, sztywne zasady m�odego naukowca wraz z jego uporem i dum� - nie chcia� przecie� przyzna�, �e jego m�odszy brat mia� jednak racj�. Potw�r by� zainteresowany rezultatami eksperymentu tak samo, jak ten wstr�tny dzieciak. Albowiem d�ugofalowe plany Fury�ego wymaga�y, by komponenty Hydry mia�y dost�p do tego pot�nego cerebroenergetycznego sprz�tu, a je�li bracia Remillardowie dokonali prze�omowego odkrycia w pracach nad E15, b�dzie musia� natychmiast wyko�czy� szkockich szkodnik�w. Czy metakoercja podzia�a na Marca? By� ju� bardzo zm�czony po d�ugich godzinach nieprzerwanej koncentracji i mo�e bardziej sk�onny do ust�pstw - zwa�ywszy, �e pro�ba ch�opca tylko w niewielkim stopniu narusza�a przepisy. Wprawdzie Wielkiemu Wrogowi nigdy nie pozwolono u�y� mikromanipulatora, ale zna� wszystkie niuanse dzia�ania tego skomplikowanego urz�dzenia nawet lepiej ni� sam Marc. Dziecko na pewno nie uszkodzi przyrz�du i nic sobie nie zrobi. Fury powiedzia� w my�li: Daj Jackowi kask kontrolny manipulatora. Marc zamruga�, zakl�� zm�czonym g�osem i poda� malcowi he�m. Zacz�� wstawa� z krzes�a przed konsol�. Jack zeskoczy� ze sto�ka z okrzykiem rado�ci. - Zosta� tu, Marco. Nie musisz odchodzi�. Odciele�ni� si�, �eby w pe�ni skoncentrowa� si� na robocie! Starszy brat siedzia� nieruchomo, z kamienn� twarz� i szczelnie zamkni�tym umys�em, a Jon Remillard - Bezcielesny Jack - zacz�� si� odciele�nia� na jego oczach. Jack urodzi� si� z cia�em normalnego niemowl�cia, ale zanim sko�czy� trzy lata, jego zmutowane geny dokona�y metamorfozy, kt�ra by�a jednocze�nie przera�aj�ca i wspania�a. Przeskakuj�c miliony lat ewolucji sta� si� tym, czym inni ludzie stan� si� ostatecznie w dalekiej przysz�o�ci: istot�, kt�r� Marc nazwa� Cz�owiekiem Mentalnym. Ani Marc, ani nikt inny nie wiedzia�, jak ch�opiec czuje si� w swojej wyj�tkowej sytuacji; zawsze bowiem z u�miechem odpowiada� wymijaj�co na pytania o sw�j umys� czy o zdrowie mentalne, a sondowaniu mechanicznemu czy metapsychicznemu nie poddawa� si�. Opr�cz rodziny Remillard�w tylko garstka ludzi wiedzia�a o niesamowitych w�a�ciwo�ciach Jacka, bo cho� mia� wspania�y intelekt, emocjonalnie i spo�ecznie pozosta� dzieckiem, i by� jak dziecko wra�liwy. Jack instynktownie przywdzia� normaln� ludzk� posta� wtedy, gdy jego stan si� ustabilizowa�. Przebranie to oszcz�dza�o wra�liwo�� innych ludzi, a jemu samemu umo�liwia�o funkcjonowanie w spo�ecze�stwie, gdy� nie odsuwano si� od niego i nie traktowano jak nieludzkiego mutanta. Utrzymywa� sztuczne cia�o ch�opca niemal przez ca�y czas, nawet podczas snu. C

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!