6194
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6194 |
Rozszerzenie: |
6194 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6194 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6194 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6194 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Andrzej Pilipiuk
Zagadka Kuby Rozpruwacza
� Copyright by Wydawnictwo Fabryka S��w Sp. z o.o. Lublin 2003
Opracowanie graficzne i projekt ok�adki
Studio Wizualizacji GRAPHit
Pozna�, (�l) 856-00-39
Krzysztof Spycha�
Redakcja serii: Eryk G�rski, Robert �akuta
Korekta i redakcja: Katarzyna Pilipiuk
Ilustracje: Andrzej �aski
Sk�ad: Piotr �mia�ek
Wydanie I
ISBN 83-89011-34-4
Zawsze dost�pne w Salonach Empik
Zam�wienia hurtowe:
Firma Ksi�garska Jacek Olesiejuk
ul. Kolejowa 15/1Z 01-217 Warszawa
tel./fax: (22) 631-48-32
www.olesiejuk.pl, e-mail: [email protected]
Wszelkie prawa zastrze�one. Ali rights reserved.
Ksi��ka, ani �adna jej cze��, nie mo�e by� przedrukowywana, ani w jakikolwiek inny
spos�b reprodukowana, czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana
elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w �rodkach publicznego przekazu
bez pisemnej zgody wydawcy.
Wydawnictwo Fabryka S��w Sp. z o.o. Bursztynowa 17, 20-575 Lublin www.fabryka.pl, e-mail: [email protected]
Sk�ad, druk i oprawa: Drukarnia GS Sp. z o.o. Krak�w, (l 2) 260- I5-01
* * *
Spis tre�ci
Zagadka Kuby Rozpruwacza............................................9
Wycieczka.......................................................................34
Kostucha.........................................................................48
Wyprawa.........................................................................52
Wigilijna rozgrywka.......................................................67
Jakub W�drowycz i siedmiu krasnolud�w.....................91
Matryca.........................................................................122
Garnek z�ota..................................................................127
Weso�y szpital...............................................................136
G�owa............................................................................143
Tunel.............................................................................162
Spotkanie z narodem.....................................................168
Jakub w operze..............................................................176
Jakub na tropach yeti....................................................186
Ucze� szewca: majstersztyk.........................................214
Zamek...........................................................................218
Wiwat �wi�ta.................................................................226
Kot�ownia......................................................................233
My�l�cy Bimber............................................................240
Trzy �yczenia................................................................251
Rosyjska ruletka............................................................274
Tajemnica kwa�nego samogonu...................................314
�owy na M�otkowca.....................................................320
* * *
Zagadka Kuby Rozpruwacza
Niepublikowany r�kopis Artura Konan Dojla Z j�z. wielkobrytyjskiego prze�o�y� Andrzej Pilipiuk
Jakub W�drowycz wychyli� musztard�wk� pe�n� m�tnego p�ynu i u�miechn�� si� do swoich my�li. A my�li, im wi�cej pi�, tym stawa�y si� cieplejsze i klarowniejsze. Aparatura w k�cie cha�upy bulgota�a koj�co, powietrze wype�nia� subtelny zapach zacieru nastawionego na starym ziarnie i gnij�cych kartoflach. Kolor cieczy skapuj�cej do kanistra by� lekko br�zowy, wi�c egzorcysta pomy�la�, �e warto by doda� troch� jakiego� wybielacza, ale od pami�tnych przyg�d z prosiakami czu� pewien wstr�t do ace.
- Chlorem by zaprawi� - mrukn�� sam do siebie. - Tylko kto to potem zechce pi�?
Uczone rozwa�ania przerwa�a niespodziewana materializacja. W k�cie pomieszczenia zamigota�o, za�omota�o i wyros�a tam budka. Wygl�da�a jak telefoniczna, tylko mia�a przyciemniane szyby.
Jakub z szacunkiem popatrzy� na reszt� produktu w szklance.
- Cholera - powiedzia�. - Co za bimber. Zrobi�em ju� kiedy� taki, �e bia�e myszki lata�y, i taki od bia�ych piesk�w, taki od krasnoludk�w, i taki od r�owych s�oni, ale �eby budki telefoniczne?
Wewn�trz niej co� zabrz�cza�o. Egzorcysta wyci�gn�� z szuflady obrzyna i sprawdzi�, czy granat tkwi na miejscu w kieszeni. Drzwi budki otworzy�y si�. Ze �rodka wyszed� niski facet z poka�nym brzuszkiem, ubrany w obcis�y trykot. Jakub wypali� ze spluwy w sufit, a potem wskaza� wymownym gestem pod�og�.
- Lotnik, kryj si�! - wykrzykn�� zdanie zas�yszane w jakim� filmie.
Facet pos�usznie klapn��.
- A teraz gadaj, szpiegu, kto ci� nas�a�? A jak si� pomylisz, to zastrzel� - poci�gn�� leniwie za spust.
W klepisku obok g�owy przybysza pojawi�a si� dziura.
-Nie zabijaj - go�� odezwa� si� po polsku, tyle �e z bardzo
dziwnym akcentem. - Jestem historykiem. Ja tu z w�asnej woli.
- Historyk - mrukn�� Jakub. - Ja tam nauczycieli nie lubi�. Wnuka mi w szkole gn�bi�.
Nabi� strzelb� dwoma nowymi pociskami. Tym razem by�y to naboje na dzika. Wiadomo, nie jest �atwo zabi� agenta KGB...
- Ja nie jestem nauczycielem - wydar� si� le��cy. - Ja prowadz� badania historyczne!
- Tutaj? - W�drowycz parskn�� �miechem. - A ta budka to co, przerzutnik zeroprzestrzenny do teleportacji?
- W�a�ciwie nie powinienem m�wi� - go�� z niepokojem popatrzy� w wylot lufy.
-Czekaj... Jeste� historykiem i przylecia�e� badania robi�, ubrany jeste� jak strach na wr�ble, gadasz niby po naszemu, ale dziwnie, znaczy, �e to wehiku� czasu.
- Wolimy nazw� komunikator czasoprzestrzenny - facet stara� si� nada� swojemu g�osowi maksymalnie du�o godno�ci.
� Wstawaj, wstawaj - zezwoli� egzorcysta, - bo jeszcze pomy�lisz, �e u nas, w dwudziestym wieku, go�ci si� po pod�odze tarza... A wi�c, jaki jest temat twojej pracy?
- Spisuj� histori� rz�d�w Macieja W�drowycza i w tym celu chcia�em pozna� te� jego przodk�w...
Usiad� przy stole na krze�le. Jakub podsun�� mu musztard�wk�.
- A to ju� s�ysza�em, �e m�j wnuk b�dzie przyw�dc� ludzko�ci - powiedzia�.
Go�� ze zdumienia wytrzeszczy� oczy.
- No, przylaz� tu kiedy� taki go�y kulturysta, m�wi� �e jest uczniem od szewca... A, o - wskaza� d�oni� przez okno.
Metalowy, mocno ju� zardzewia�y ko�ciotrup sta� na polu w charakterze stracha na wr�ble.
- Prawdziwy terminator! - zdumia� si� historyk. - Nie wiedzia�em, �e kt�ry� zosta� wys�any do tej epoki.
- Do rzeczy - egzorcysta sprowadzi� go na ziemi�.
- Czego chcesz si� dowiedzie�?
Nala� do szklanki bimbru. Go�� �ykn�� i zakrztusi� si�.
- Co to jest? - zapyta� podejrzliwie.
- Bimber, zajzajer, berbelucha. Nie znacie tego?
- Spo�ywanie alkoholu etylowego zosta�o zakazane
- wyja�ni� przybysz.
- Hy, prohibicja jest? - ucieszy� si� Jakub. - To zawi��emy sp�k�. Przerzucisz mnie na miejsce, do twoich czas�w. Ja urz�dz� bimbrowni�, a zyskami si� podzielimy.
- Ludzko�� jest dumna, �e opanowa�a t� plag� - go�� ostro�nie odsun�� od siebie szklank�.
- Ty to w og�le kiedy� pi�e�?
- Nigdy, i nie zamierzam. Jakub westchn��.
- Czekaj, dam ci soku z malin.
Poszed� do spi�arki. Wyci�gn�� opr�nion� do po�owy butelk� soku i dope�ni� j� w�dk�. Wstrz�sn��, �eby ciecze dobrze si� wymiesza�y. Nala� historykowi do szklanki. Ten wypi� z wdzi�czno�ci�.
- A wiec. czeeo chcesz si� dowiedzie�? - zapyta�.
- Nie mog� zrozumie�, jakim cudem w ci�gu dw�ch pokole� tw�j wnuk wspi�� si� z tej rudery na szczyty w�adzy i zosta� dyktatorem ca�ej planety?
- Hmm. Niech pomy�l� - powiedzia� Jakub. - Zapewne pomog�y mu odziedziczone po mnie spryt �yciowy oraz inteligencja - u�miechn�� si� skromnie.
- Siedemsettomowa encyklopedia powszechna podaje, �e mia� pan inteligencj� na poziomie 70 IQ przy normie sto.
� A to znasz?
Jakub wyci�gn�� z kieszeni ogryziony o��wek i szybko napisa� na blacie sto�u kilkadziesi�t cyfr.
- Liczba IT do pi��dziesi�tego miejsca po przecinku? - historyk wytrzeszczy� oczy.
- Chyba b�dziecie musieli poprawi� wasze encyklopedie - zachichota� egzorcysta. - S�uchaj, a ka�dy mo�e tak lata� w przesz�o��?
- Nie. Tylko uprawnieni. �eby odlecie�, trzeba mie� odpowiedni klucz kodowy. Poza tym istnieje patrol czasu. W ka�dej epoce ustanowiono specjalne plac�wki. Gdy kto� nieuprawniony pojawia si� na miejscu, od razu go likwiduj�...
- Cz�owiek cz�owiekowi wilkiem - mrukn�� Jakub.
- Ach, nie. To nie s� ludzie, tylko specjalne, sztucznie wyhodowane bioroboty. Oczywi�cie z zewn�trz, a nawet od �rodka, przypominaj� ludzi, tyle tylko, �e maj� zwi�kszon� odporno�� na urazy i infekcje.
- I nikt si� nie skapn��?
- No co ty. Przecie� s� nie do rozpoznania. Dopiero por�wnanie tkanek pod mikroskopem pozwoli�oby na wykrycie r�nic.
Egzorcysta poskroba� si� po g�owie.
- A ludziska nie widz�, �e podejrzane? Niby siedz�, nic nie robi�, a pieni�dze maj�?
- Och, na to te� jest metoda. Nasi agenci pracuj� w r�nych zawodach. Prowadz� sklepy, hotele i inne miejsca, gdzie mog� przybywa� podr�nicy w czasie, �eby nawi�za� z nimi kontakt bez wzbudzania podejrze�.
Go�� wychyli� w�a�nie, trzeci� szklank� soku. Patrzy� ju� niezbyt przytomnie.
- Co si� ze mn� dzieje? - zapyta�.
- A jak si� czujesz? - zaniepokoi� si� W�drowycz.
- Jakbym nic nie wa�y�...
-To tak zwany stan niewa�ko�ci. Bimber, bracie - pukn�� butelk� z sokiem.
- To przed tym uciekali nasi przodkowie?
- Bimber to si�a nap�dowa cywilizacji ludzkiej - wyja�ni� egzorcysta. - A tak w og�le, to z kt�rego jeste� wieku?
- Z dwudziestego sz�stego - wymamrota� go�� i klapn�� jak d�ugi na pod�og�.
- Co si� z t� ludzko�ci� zrobi�o? - pokr�ci� g�ow� egzorcysta. - Zupe�ny zanik odporno�ci. No, ale jak tyle pokole� nie pij�, to nic dziwnego.
Nakry� le��cego starym kocem i podszed� do budki telefonicznej. By�a zamkni�ta.
- Cholera - mrukn��, grzebi�c w kieszeni. Wyci�gn�� gar�� wytrych�w, ale to mu nie pomog�o,
bo w drzwiczkach nie by�o dziurki od klucza, tylko szczelina jak w automacie telefonicznym. Jakub zacz�� przetrz�sa� kieszenie �pi�cego. Znalaz� w nich wreszcie niedu�y prostok�t z dziwnego metalu. Gdy tylko wetkn�� go w odpowiednie miejsce, drzwi otworzy�y si� z trzaskiem. Wszed� do �rodka i popatrzy� uwa�nie na setki zegar�w, pokr�te� oraz prze��cznik�w.
- Kurde! - Przypomnia� sobie, jak kiedy�, w Warszawie, usi�owa� przejecha� si� wind�. Ale tam by�o tylko trzyna�cie guzik�w, a tu, na oko s�dz�c, dziesi�ciokrotnie wi�cej.
Nieoczekiwanie wypatrzy� ga�k�, a nad ni� w okienku
- Aha. Tego w�a�nie szuka�em.
Cofn�� si� na chwil� do cha�upy i zabra� kanister z bimbrem oraz zwitek poplamionych carskich banknot�w.
- Pora rusza� w drog�. Odwiedz� dziadka i razem wyko�czymy Mychaj�� Bardaka. Za�atwimy go w przesz�o�ci, to w tera�niejszo�ci skasuje wszystkich jego potomk�w. Nazw� to paradoksem dziadka - powiedzia� zadowolony.
Przymkn�� oczy i z ukontentowaniem wyobra�a� sobie �wiat pozbawiony Bardak�w. To b�dzie cudowne... Ustawi� pokr�t�o na jesie� 1888 roku i wcisn�� czerwony guzik.
Wra�enie rozpadania si� na atomy by�o nawet przyjemne.
Budka telefoniczna z trzaskiem wyl�dowa�a na pochy�ym dachu. Drzwi otworzy�y si� automatycznie i Jakub, kozio�kuj�c, potoczy� si� po czerwonych dach�wkach. Dopiero niski komin, starannie wymurowany z cegie�, zatrzyma� jego upadek. Uderzy� ca�ym cia�em, a �ciskana w r�ku blaszka wpad�a w czelu��.
- Cholera! - zakl�� egzorcysta.
Klucz kodowy odbi� si� od wewn�trznej �ciany komina, a potem rozleg� si� chlupot, jakby wpad� do jakiej� cieczy. W tym momencie klapa prowadz�ca na dach otworzy�a si� ze zgrzytem. W�drowycz ukry� si� pospiesznie za za�omem muru. Z otworu wygramoli�y si� dwie dziewczyny w obcis�ych kombinezonach. Stan�y przed wehiku�em i przez chwil� kontemplowa�y widok, wymieniaj�c uwagi. Nast�pnie jedna wsiad�a do �rodka i maszyna znikn�a.
- Stra�niczki czasu - wydedukowa� Jakub. - Kurde, zabra�a wehiku�. . .
Druga dziewczyna zesz�a do domu. Egzorcysta rozejrza� si�. W oko�o rudery i kamienice, jakie� szopy i przybud�wki sklecone z byle czego. Do�em, ulic�, przejecha�a doro�ka.
- Mo�e i jest rok 1888. Ale na Wojs�awice to mi nie wygl�da.
Podczo�ga� si� do kraw�dzi dachu i wychyliwszy zajrza� przez okno na poddasze. Pierwsz� rzecz�, kt�r� zauwa�y�, by�y trzy budki telefoniczne stoj�ce pod �cian�.
- Aha. Tu maj� swoj� baz� - szepn��.
W kominku wisia� spory gar, wewn�trz co� bulgota�o.
- Dobra, zabra� klucz i do domu - mrukn��. - Chlup-n�o pewnie w t� owsiank�...
Zacz�� podwa�a� ram� okienn�. W tym momencie do pomieszczenia wesz�o sze�� dziewczyn. Jedna wyci�gn�a go�� r�k� garnek z paleniska i nala�a g�stego puddingu do talerzy. Zacz�y je��. Jakub czeka�, a� kt�ra� zakrztusi si� blaszk�, ale nic takiego nie nast�pi�o. Zakl�� w�ciekle i po rynnie zsun�� si� na ziemi�. Nim stan�� na bruku, w jego g�owie dojrza� odpowiedni plan...
Z pami�tnika doktora Watsona
Pewnego sierpniowego wieczoru siedzieli�my przy kominku. Londyn z wolna od�ywa� po ca�odziennym upale. Nakr�ci�em zegarek.
- By� mo�e zainteresuje ci� to, m�j drogi Watsonie - Szerlok Holmes z�o�y� czytan� gazet� i poda� mi z u�miechem. - Opisano tu zaiste niezwyk�� zbrodni�...
Popatrzy�em na niego zaskoczony. U�miechn�� si� lekko i wprawnymi ruchami zacz�� nabija� fajk� jakim� zielonym �wi�stwem, kt�re ostatnio pali� zamiast tytoniu.
- O m�j Bo�e! - zawo�a�em, wczytuj�c si� w tre�� artyku�u.
-To zagadkowe - powiedzia� m�j przyjaciel, pykaj�c z fajki. - Zwr�� uwag�. Ofiar� by�a trzydziestoletnia hmm... kobieta publiczna o imieniu Mary. Zab�jca dopad� j� w jednym z zau�k�w dzielnicy �ajtczapel, gdzie zapewne czatowa�a na klient�w, aby sprowadza� ich z drogi cnoty.
- Podci�� jej gard�o dziwnym narz�dziem pozostawiaj�cym szarpane rany, mo�na powiedzie�, �e uci�� jej g�ow�
- uzupe�ni�em ponuro. - Nast�pnie rozpru� brzuch i rozw��czy� wn�trzno�ci naoko�o latarni.
- W�a�nie - mrukn�� Holmes. - Jak gdyby potrzebowa� �wiat�a. To jest w�a�nie dla mnie w tym najdziwniejsze. Mordercy wol� kry� si� w cieniu.
Zamy�li�em si� g��boko.
- S�dz�, przyjacielu, �e by� mo�e znam motywy jego zachowania - powiedzia�em.
Holmes pykn�� z fajeczki i spojrza� na mnie zaciekawiony.
- Mnie dot�d nic nie uda�o si� wydedukowa� - przyzna�.
- M�w prosz�, drogi Watsonie. Twoje cenne uwagi wielokrotnie wcze�niej naprowadza�y mnie na w�a�ciwy trop.
- Gdy s�u�y�em w armii na Bliskim Wschodzie, kilkakrotnie spotka�em miejscowych wr�bit�w, podaj�cych si� za potomk�w staro�ytnych Chaldejczyk�w. Odczytywali przysz�o��, czy te� raczej wmawiali naiwnym oficerom, �e potrafi� to zrobi�. S�ono ta us�uga kosztowa�a, ale nasi ch�opcy byli m�odzi, a przez to naiwni, jak to w ich wieku. Niejeden funt, kt�ry kr�lowa wyp�aci�a im w ramach �o�du, znikn�� w kieszeniach tych obszarpanych mag�w.
- Wedle jakiej metody wr�yli, bo dedukuj�, �e to jest klucz do powi�zania twojej opowie�ci z tym ohydnym morderstwem?
- Wr�yli z wn�trzno�ci zwierz�cych. Zabijali owc�, wyjmowali wn�trzno�ci,
rozci�gali je na ziemi, a potem z paruj�cych jeszcze kiszek i w�troby usi�owali odczyta� naszym oficerom przysz�e losy. W wi�kszo�ci przypadk�w, ze z�o�liw� rado�ci�, przepowiadali im szybki i tragiczny koniec, i rzeczywi�cie, wkr�tce przyszli Turcy, a wraz z nimi d�uma i tyfus. Wielu dzielnych ch�opc�w pozosta�o na wieczn� wart� po�r�d piask�w Bliskiego Wschodu.
Brwi Szerloka Holmesa unios�y si� lekko.
- Sugerujesz, drogi Watsonie, �e mamy tu do czynienia z cz�owiekiem, kt�ry usi�uje odczyta� przysz�o�� z ludzkich wn�trzno�ci?
- Tak s�dz�. Sam widzia�em kiedy� tu� po bitwie jednego z tych �prorok�w", jak na pobojowisku oprawia� tureckiego trupa.
- Czyli, mo�na powiedzie�, zagadka zosta�a rozwi�zana - u�miechn�� si� z zadowoleniem m�j przyjaciel. - Mordercy nale�y szuka� po�r�d przybysz�w z Lewantu, prowadz�cych salony wr�b. Musi to by� cz�owiek stosunkowo silny, zapewne dobrze zbudowany. Jak mniemam, w�r�d jego klienteli trafiaj� si� zblazowani arystokraci, zatem jego salon wr�b znajdowa� si� musi niedaleko Pa�acu Bakingam. Czy mo�esz mi poda� z powrotem �Tajmsa"?
Ochoczo spe�ni�em pro�b�. Przegl�da� przez chwil� stron� z og�oszeniami, a potem z u�miechem pykn�� z fajki.
- Archibaldus Dinozauropulos - Mag chaldejski. Naukowe przepowiadanie przysz�o�ci. Klientela z najwy�szych kr�g�w towarzyskich. Referencje. - odczyta� anons.
- Hmm - zamy�li�em si�. - Nazwisko wydaje mi si� greckie.
- Mo�esz wierzy� mojemu ogromnemu do�wiadczeniu, drogi Watsonie. Jestem pewien, �e to nasz ptaszek.
Poci�gn�� za sznur dzwonka, po czym skre�li� pospiesznie jaki� list.
- Prosz� przes�a� t� kartk� przez pos�a�ca inspektorowi Lestrade'owi - poleci� m�j przyjaciel, wr�czaj�c jej kopert� wraz z monet� dwudziestopensow�.
Wysz�a. Detektyw pykn�� z fajeczki.
- Mo�na powiedzie�, m�j drogi Watsonie, �e dzi�ki twojemu do�wiadczeniu wojskowemu uda�o nam si� schwyta� gro�nego zbrodniarza, nie ruszaj�c si� na krok z mieszkania...
Popatrzy�em na niego z podziwem.
- Ludzie b�d� mogli dzi� w nocy spa� spokojnie - powiedzia�em. - Ale sk�d pewno��, �e Lestrade go z�apie?
- Och, salon wr�b jest czynny od osiemnastej do dwudziestej. Nasz przyjaciel inspektor otoczy ze swoimi policjantami t� spelun� i wykurzy go jak borsuka z nory.
Od�o�y� wypalon� fajk� i z zadowoleniem uj�� w d�o� skrzypce. Gra� przez ca�y wiecz�r, wyra�nie rad z kolejnego sukcesu.
Siedzieli�my w�a�nie przy �niadaniu. Posmarowa�em grzank� mas�em i akurat unosi�em j� do ust, gdy zapuka�a pani Hudson. Przynios�a porann� gazet� i czajnik z herbat�. Nala�em sobie do fili�anki aromatycznego napoju. Holmes uj�� w d�o� gazet� i szybko przebieg� wzrokiem pierwsz� stron�. Zauwa�y�em, �e jego twarz spochmurnia�a.
- Zapewne ci� to zaciekawi - powiedzia�, podaj�c mi dziennik.
Uj��em �Tajmsa". Grub� czcionk� wybija� si� tytu�:
No�ownik powr�ci�! Od�o�y�em gazet� i doko�czy�em kanapk�.
- Zaatakowa� znowu - stwierdzi� Holmes. - Zmasakrowa� kolejn� upad�� kobiet�... Tym razem jego ofiara to niejaka Margaret, lat dwadzie�cia sze��. Wypru� jej tylko flaki.
- Czyli nie rozwlek� wn�trzno�ci po ziemi? - upewni�em si�.
-W�a�nie - mrukn��. - Poniewa� pisz� tu, �e podejrzewany o morderstwo Dinozauropulos zosta� wczoraj aresztowany i sp�dzi� noc w areszcie, my�l�, �e twoja teoria o wr�eniu z wn�trzno�ci tym samym upad�a... Co gorsza, ja ci�gle nie mam poj�cia, dlaczego on to robi. Musimy chyba zdoby� wi�cej informacji. Ale oto i Lestrade.
Inspektor wszed� do naszego mieszkania.
- Witam, panowie - powiedzia�. Pocz�stowany herbat�, usiad�.
- Oddali�cie mi wczoraj nied�wiedzi� przys�ug� - stwierdzi� ze z�o�ci�. - Aresztowa�em wam tego Dinozauropulosa. Trzymali�my go do rana na �ledztwie. Za�ama� si� zupe�nie. Przyzna� si� do wszystkiego. A tu o �wicie dowiadujemy si�, �e morderca znowu grasowa� po mie�cie. Co gorsza, w sprawie tego maga interweniowa�a osobi�cie kr�lowa Wiktoria. Jego aresztowanie omal nie doprowadzi�o do katastrofy naszej polityki zagranicznej.
- To on jest taki wa�ny? - zdziwi�em si�.
- Na podstawie jego przepowiedni opracowuje si� wytyczne dla ministerstwa spraw zagranicznych na ca�e dziesi�ciolecia naprz�d - wyja�ni� Lestrade. - M�j szef omal nie rozsta� si� ze stanowiskiem... I jeszcze ta druga zbrodnia. Morderca jest ci�gle na wolno�ci.
- Chyba powinni�my obejrze� miejsce zdarzenia, skoro ju� zostali�my w��czeni do tej przykrej sprawy - u�miechn�� si� Holmes. - Watsonie, nie widzia�e� gdzie� mojej laski?
Tako� po up�ywie kwadransa wysiedli�my z doro�ki w dzielnicy
�ajtczapel. W powietrzu unosi�a si� wo� wyziew�w wielkiego miasta. Policjanci ogrodzili teren i rozp�dzili gapi�w. Nakryta prze�cierad�em ofiara le�a�a ci�gle w miejscu, gdzie j� znaleziono.
- Co o tym s�dzisz, Watsonie? - zapyta� Szerlok. Unios�em prze�cierad�o i przez d�u�sz� chwil� bada�em wzrokiem cia�o.
- Uderzenie zadano prawdopodobnie od ty�u - zauwa�y�em. - Ostrze wysz�o z przodu, wyrywaj�c krta�... Nast�pnie zbrodniarz rozpru� brzuch kobiety, dobieraj�c si� do �o��dka. Wyci�gn�� te� cz�� jelit i porozcina� je...
Opu�ci�em p��tno i odszed�em na stron�, gdzie m�j �o��dek pozby� si� �niadania. Gdy wr�ci�em, Szerlok Holmes bada� lup� �lady na oble�nie brudnej �cianie pobliskiej kamienicy.
- Uderzenia zadano ze straszliw� si�� - powiedzia� w zadumie. - Krew chlapn�a a� tutaj.
- O ile to krew z naszego morderstwa - Lestrade wzruszy� ramionami. - R�wnie dobrze mo�e by� z zesz�ego tygodnia. Tu takie rzeczy cz�sto si� zdarzaj�...
- Zastanawia mnie stopie� rozk�adu zw�ok - powiedzia�em dezynfekuj�c prze�yk zawarto�ci� niedu�ej pier-si�wki. - Wygl�daj�, jakby le�a�y tu co najmniej trzy dni.
-Nie, niemo�liwe - odpar� Lestrade. - Przedwczoraj przechodzi� t�dy patrol policji. Zauwa�yliby cia�o, jak mniemam.
- A kto je znalaz�?
- Jaki� lekarz. Chyba Szwajcar, poda� takie niemieckie nazwisko. Co� jakby Einstein, tak, Frank Einstein.
-Zosta� zatrzymany? - zapyta� m�j przyjaciel. - A mo�e chocia� przes�uchany? Lestrade wzruszy� ramionami. � Ale� po co?
- Mia� fartuch i stetoskop na szyi - wyja�ni� inspektor. - Na fartuchu by�y �lady krwi, wida� �wie�o po operacji szed� do domu.
- To faktycznie brzmi "prawdopodobnie - kiwn�� g�ow� Holmes. - No c�, dzi�kujemy, Lestrade. Nic wi�cej nie uda si� z tego wydedukowa� - gestem obj�� wal�ce si� rudery i cia�o le��ce na ulicy. - Kto� sprz�tnie te zw�oki?
- Tak, koroner podjedzie po po�udniu i je�li jeszcze b�d� le�a�y, zabierze je do kostnicy rz�dowej.
Opu�cili�my to ponure miejsce. Tu� ko�o doro�ki zaczepi�a nas ruda ulicznica o bezczelnym spojrzeniu.
- Hej, detektywi, nie mieliby�cie ochoty rozwik�a� kilku zagadek? - Przeci�gn�a si� lubie�nie i bezwstydnie. Zamierzy�em si� na ni� lask�, a Holmes prze�egna� si� odruchowo i splun��.
- To plugastwo trzeba by wywiesza� do nogi - warkn��. - Niszcz� wi�zi rodzinne i demoralizuj� m�odzie�.
- Czy�by� sympatyzowa� z naszym nieuchwytnym morderc�? - wyrazi�em zdumienie.
- Przecie� m�wi�, drogi Watsonie, powiesi�, a nie wypruwa� wn�trzno�ci - odpar� z godno�ci�. - Zastan�wmy si� raczej nad kolejn� teori�. Czy co� ci przychodzi do g�owy?
- Mam pewn� sugesti� - powiedzia�em. - W ostatnim numerze miesi�cznika chirurgicznego �Lancet" opisywano teori� o zast�powaniu chorych narz�d�w wewn�trznych cz�owieka zdrowymi, pobranymi od niedawno zmar�ych.
- Fascynuj�ce. Nie wiesz czasem, czy ju� weszli w etap pr�b?
- Szczerze m�wi�c, niezbyt pami�tam. To �wie�a teoria, z pewno�ci� wymaga jeszcze wielu bada�, ale je�li si� powiod�, staniemy przed zgo�a osza�amiaj�cymi perspektywami. Czyta�em te� polemik�, w kt�rej kto� stwierdza�, �e narz�dy w zw�okach obumieraj� nazbyt szybko, zatem do cel�w transplantacji niezb�dne b�d� organy pochodz�ce z bardzo �wie�ych cia� albo nawet z ludzi jeszcze �yj�cych.
Szerlok kiwn�� g�ow� i zapali� fajk�.
- Je�li pr�by si� powiod�, da to fantastyczne mo�liwo�ci kryminalistom - powiedzia�. - Tysi�ce nowych, fascynuj�cych zbrodni. Czy przypuszczasz, drogi Watsonie, �e ten morderca to jaki� prekursor transplantologii i wycina z cia� narz�dy, aby eksperymentalnie wszywa� je jakim� innym obiektom naukowym?
- Tego nie da si� stwierdzi�, dop�ki nie zbadamy dok�adnie, czy z cia�a czego� nie wyci�to - odpar�em. - Gdy zagl�da�em, chyba wszystko by�o na swoim miejscu, a to, czego brakowa�o, le�a�o na ulicy. Czyli mo�na powiedzie�, �e na miejscu zdarzenia by� komplet.
M�j przyjaciel posmutnia�.
- Czyli teoria o transplantatorze-zab�jcy upada - mrukn��. � Zatem spr�bujmy wydedukowa� co� nowego.
Cho� dedukowali�my wsp�lnie a� do wieczora, wspomagaj�c si� ginem dla zwi�kszenia dedukcji, nie doszli�my do �adnych wniosk�w. Wreszcie przed udaniem si� na spoczynek, Holmes powiedzia� ze z�o�ci�:
- Mamy za ma�o danych. Chod�my spa�, a jutro, gdy b�dzie kolejna ofiara, dowiemy si� mo�e, o co tu chodzi.
Kolejna ofiara, nosz�ca przed �mierci� imi� Susan, zosta�a wypatroszona r�wnie sprawnie jak poprzednie. Jej wn�trzno�ci sp�ywa�y malownicz� kaskad� po schodach.
- Hmm - powiedzia� Holmes, pykaj�c z fajki. - To mi wygl�da na robot� psychopaty.
- Dlaczego? - zainteresowa� si� Lestrade.
- To proste, inspektorze. Ofiary dobierane s� zupe�nie przypadkowo. Nic ich nie ��czy.
- S� w podobnym wieku, wszystkie s� blondynkami i uprawiaj� t� sam� profesj�"- zauwa�y�em.
Holmes u�miechn�� si� z pob�a�aniem.
- Nie s� w zbli�onym wieku. Pierwsza mia�a trzydzie�ci lat, druga dwadzie�cia sze��, a ta dwadzie�cia siedem.
- Mo�e kolejna b�dzie mia�a dwadzie�cia osiem? - zamy�li� si� Lestrade.
- E, bzdury - powiedzia� Holmes. - R�wnie dobrze mo�e wybiera� coraz wy�sze albo coraz ni�sze... Zab�jca zn�w nie zostawi� �adnych �lad�w.
- Zaraz, a to odbicie zakrwawionej d�oni na drzwiach domu? - przypomnia�em.
- Ach, tak. O ile to d�o� zab�jcy.
- A niby czyja? - zdziwi� si� Lestrade.
- Jaki� przechodzie� m�g� potkn�� si�, wpa�� w ka�u�� krwi, a potem ubrudzon� r�k� obetrze� o deski - wyja�ni� Holmes. - M�j drogi Lestrade, pami�taj o dedukcji. Powiniene� zawsze przewidywa� wszelkie mo�liwe warianty rozwoju sytuacji... Nie mamy �adnego punktu zaczepienia. Poza tym te straszliwe obra�enia. To na pewno by�a robota psychopaty.
- Jak na psychopat�, nie�le zna si� na anatomii - powiedzia�em, �wiec�c ma��, r�czn� latark� karbidow� do wn�trza opr�nionej jamy brzusznej ofiary. - Chyba brakuje jednej nerki.
- Hmmm - mrukn�� Holmes. - To by potwierdza�o teori� o transplantatorze.
- Jakim plantatorze? - zainteresowa� si� policjant.
- A nic, tak mi si� powiedzia�o - odrzek� m�j przyjaciel. - A wi�c, w�a�ciwie nie mamy prawie �adnych �lad�w.
Popatrzy�em pod nogi.
- Czekajcie - powiedzia�em, - zwr��cie uwag� na te plamy. Wygl�daj�, jakby kto� wdepn�� w ka�u�� krwi, a potem poszed� w tamt� stron�.
Holmes podni�s� nogi i popatrzy� na podeszwy but�w.
- To nie ja - stwierdzi�.
- Ja te� nie - Lestrade zlustrowa� swoje kamaszki.
- Mo�e chod�my tym tropem - zaproponowa�em. Poszli�my. Na ko�cu �cie�ki �lad�w znajdowa�y si�
drzwi, na kt�rych ju� wcze�niej wypatrzyli�my odcisk zakrwawionej r�ki. Upa�kane krwi� buty sta�y na progu.
- Ha! - rzek� Holmes. - Czyli jednak nie wszed� do �rodka.
- Pewnie go nie wpu�cili - zauwa�y� przytomnie Lestrade. - �aden porz�dny obywatel mieszkaj�cy w tej dzielnicy nie wpu�ci�by pod sw�j dach mordercy.
- W tej dzielnicy nie mieszkaj� porz�dni obywatele, ale rozumiem, co chcia�e� powiedzie� - u�miechn�� si� Szerlok. - Skoro tutaj nie wszed�, to znaczy, �e poszed� gdzie� dalej. No i szukaj wiatru w polu.
- Mo�e co� wydedukujemy z tych but�w? - zaproponowa� Lestrade.
Detektyw u�miechn�� si� szeroko.
- Widz�, �e zaczynasz my�le� - powiedzia� z uznaniem. - Ano zabierzmy je na komisariat.
Ustawili�my buciory na stole s�u��cym do ogl�dzin denat�w i narz�dzi zbrodni.
- Co mo�na o nich powiedzie�? - mrukn�� Holmes. - Po pierwsze, strasznie niezgrabne.
- S� z kauczuku - doda�em. - ��czonego z jak�� przemys�ow� w��knin�.
- To chyba kiepski gatunkowo filc - zauwa�y� Lestrade. - Ale owo tworzywo nie jest kauczukiem. Znam si�
na tym, bo kiedy� walczy�em z jego przemytem. Zreszt�, mo�na da� do analizy albo por�wna�...
Po chwili przyni�s� swoje kauczukowe kalosze. Faktycznie by�y inne w dotyku. "
- Czy istniej� jakie� substancje mog�ce zast�pi� kauczuk? - zapyta� inspektora m�j przyjaciel.
- Niestety nie, dlatego przemyt jest tak op�acalny. Kiwn��em powa�nie g�ow�.
- Czyli to musi by� zupe�nie nowe tworzywo - mrukn�� Holmes. - Dziwny ten but...
- Faktycznie, do�� pokraczny - przyzna�em.
- Jednak wygl�da na wyr�b przemys�owy.
- Zaraz, zobaczmy, czy w �rodku nie ma czasem nazwiska w�a�ciciela - b�ysn��em pomys�em.
W pi�� minut p�niej Lestrade wype�nia� list go�czy za niebezpiecznym zab�jc�, nosz�cym s�owia�skie nazwisko Stomil Olsztyn.
Jakub zapakowa� wyci�t� nerk� do pude�ka.
Sami sprawd�cie. One nie s� lud�mi. - Nabazgra� na kartce i z�o�ywszy podpis, zamkn�� paczk�. Nalepi� na niej gar�� polskich znaczk�w skarbowych i z pewnym wysi�kiem wcisn�� do skrzynki na listy.
- Ciekawe, czy dzi� w nocy znowu zaatakowa�? - zastanawia�em si�, skubi�c z�bami grzank�.
- Hmm - mrukn�� Holmes. - Niewykluczone. - Roz�o�y� poranne wydanie �Tajmsa". - O, mia�e� racj�. Jest tu artyku�. Znowu rozpru� dwie kobiety. Zaw�d wiadomy, kolor w�os�w rudy. A my�la�em, �e on zabija tylko blondynki.
- By� mo�e rude kobiety maj� lepsze nerki do przeszczepiania - zauwa�y�em.
- A fig�, przyjacielu - odezwa� si� Szerlok. - Nerka, kt�ra zagin�a, w�a�nie si� znalaz�a.
- Gdzie? - zaciekawi�em si�.
- W redakcji gazety �Pal Mcii". To obala twoj� teori� o przeszczepach. Trzeba wymy�li� nowy motyw.
- Hmmm. A co ona robi�a w redakcji?
- Przysz�a poczt� - Holmes pykn�� z fajki. - To oznacza, �e kt�ry� z dziennikarzy jest ludo�erc�.
- Ludo�erca w Londynie? - wyrazi�em zdumienie.
- To chyba niemo�liwe.
- Skoro s� na Nowej Zelandii, kt�ra jest nasz� koloni�, to dlaczego nie ma ich by� w metropolii? A wi�c dziennikarz-ludojad. Hmm. Mo�esz mi poda� skoroszyt z wycinkami prasowymi?
Przynios�em pos�usznie.
- Oto nasz ptaszek - Szerlok wskaza� jedno z nazwisk.
- Edward Malone. Przed kilku laty bra� udzia� w wyprawie profesora Challengera do Ameryki Po�udniowej. Natrafili tam na plemi� pitekantrop�w, jedz�cych ludzkie mi�so. Tak wi�c poszlaki wskazuj� na niego.
- A jak mu to udowodnimy?
- B�dzie nam potrzebna �wie�a ludzka nerka. Zwabimy go w pu�apk�.
- Sk�d mam wzi�� ludzk� nerk�? Szerlok u�miechn�� si� lekko.
- Przyjacielu, przecie� jeste� lekarzem. Wytnij komu�. Poskroba�em si� po g�owie.
- Co� wymy�l� - obieca�em. Holmes ponownie roz�o�y� gazet�.
- O, tu pisz�, �e zab�jca razem z nerk� przys�a� list.
- Do kogo adresowany?
- Do redakcji. Popatrz, jaki spryciarz. Kryje swojego przyjaciela Malone'a. Ale to nic. Aresztujemy obu, jego i tego Stomila. "
- To imi� brzmi jak rosyjskie - zauwa�y�em.
- Czekaj, co by�o w tym li�cie? Aha. Pisz�, �e zab�jca zjad� drug� nerk�. Napisa� o tym do nich. A list podpisa� Jakub W�drowycz. Dedukuj� �e zab�jca wys�a� nerk� do redakcji �eby odsun�� od siebie podejrzenia. Na pewno nie zjad� drugiej, bo na miejscu zdarzenia brakowa�o tylko jednej. Chyba �e przegapili�my jakie� zw�oki...
- W�drowycz! Ciekawe, co to mo�e znaczy�? To chyba po serbsku albo w jakim� r�wnie egzotycznym j�zyku.
- Redaktor naczelny odcyfrowa� je za pomoc� s�ownika wyraz�w obcych jako Rozpruwacz.
- Kuba Rozpruwacz - mrukn��em. - Co� mi si� zdaje, �e b�d� kolejne ofiary...
- Popatrz, jaki sprytny! - wykrzykn�� Holmes. - Nazywa si� Stomil Olsztyn, a tymczasem podpisuje si� pseudonimem...
Ostatnia stra�niczka spo�r�d tych, kt�re jad�y pudding feralnego dnia, gdy Jakub przyby� do Londynu, sta�a pod latarni�. Egzorcysta podkrad� si� po cichutku.
- Te, ma�a, chcesz si� zabawi�? - zada� po angielsku pytanie pods�uchane ko�o s�siedniej latarni.
- A masz, dziadu, pieni�dze? - odpowiedzia�a bezczelnie. Przez kontekst zrozumia�. Pokaza� jej sturublowy
banknot.
- Nie zadaj� si� z Rosjanami - skrzywi�a pogardliwie wargi.
Uderzy� bagnetem od ka�asznikowa w szyj�, przecinaj�c kr�gos�up. Zr�cznie rozerwa� ubranie i wypru� flaki. W m�tnym �wietle gazowej latarni grzeba� w jelitach. Nigdzie nie by�o jednak ani �ladu przekl�tej blaszki!
- Kopsnij w�trob�, kole� - rozleg� si� sympatyczny g�os. Jakub, kt�ry prze��czy� si� w�a�nie na telepati�, zrozumia� go bez trudu.
Wyciacha� narz�d i poda� mu. Przybysz zr�cznie zawin�� organ w gazet�.
- Kto� ty? - zagadn�� egzorcysta bardziej pro forma ni� z ciekawo�ci.
- Doktor Wiktor Frank Einstein.
- Tw�j wnuk b�dzie fizykiem - u�miechn�� si� Jakub. - Po co ci ten och�ap? Lisy futerkowe trzymasz?
- Nie. Chc� o�ywi� martw� materi�.
- To kiepsko si� nadaje do twoich cel�w. Szybki rozk�ad, syntetyczne g�wno - wyja�ni� W�drowycz. - Ale powodzenia.
- A ty, czego szukasz? Kamieni ��ciowych?
- Ano, jedna kobitka po�kn�a tak� fiku�n� blaszk�, kt�ra jest mi potrzebna...
- To ty wypatroszy�e� je wszystkie?
- Jasne. Urobi�em si� po �okcie i g�wno...
- Czekaj, kiedy po�kn�a?
- B�dzie gdzie� z pi�� dni.
- Ty durny, dawno ju� to wydali�a. Jakub paln�� si� w czo�o, a� zadudni�o.
-Jasne! Sprawdz� w wychodku. Dzi�ki - u�cisn�� d�o� nieznajomego, po czym rozeszli si� do swoich zaj��.
Tego wieczora s�ynny detektyw zaszed� do biura swojego przyjaciela, inspektora Lestrade'a.
- Czym mog� s�u�y�? - Oficer na jego widok u�miechn�� si� znacz�co i wyci�gn�� z szuflady flaszk� whisky. Wypili, zak�sili, wypili na drug� nog�.
- Domy�lam si� ju�, kim jest Rozpruwacz - spokojnie powiedzia� Holmes.
-Ach tak. Aresztowali�my Malone'a i profesora Challengera. Dostali lekki �omot pa�ami i teraz obci��aj� si� nawzajem, Malone zezna�, �e profesor w Ameryce Po�udniowej jad� ma�pie mi�so i narzeka�, i� smakuje podobnie jak ludzkie, co znaczy, �e zna� jego smak. Profesor opowiedzia�, jak Malone upiek� i spo�y� przedstawiciela Pitecantropus erectus. Ale od czasu, gdy ich zapud�owali-�my, Rozpruwacz rozpru� kolejn� kobiet�.
- Czyli maj� alibi... Jak poszukiwania Stomila?
- W martwym punkcie, ale dali�my zna� wszystkim posterunkowym.
- Mam nowy trop. Tym razem uderzymy w sam cel. Brwi policjanta unios�y si� do g�ry.
-Kto?
- G�upio powiedzie�, ale Rozpruwaczem jest doktor Watson.
- Co� podobnego. Sk�d wiesz?
- No c�. Po pierwsze, nie ma alibi na czas �adnego z morderstw.
- My�la�em, �e mieszkaj� panowie razem.
- Owszem, ale w jego cz�ci mieszkania jest dodatkowe wyj�cie. Zapewne wymyka� si� nocami... polowa�.
- Rozumiem. Czy s� jakie� poszlaki dodatkowe? -Ca�a masa. Ci�gle kierowa� �ledztwo na fa�szywe
tory. Najpierw bredzi� o wr�eniu z wn�trzno�ci, co doprowadzi�o do aresztowania pana Dinozauropulosa. Potem o przeszczepach narz�d�w wewn�trznych. To oczywi�cie bzdura, odci�tej r�ki nie mo�na przyszy�, a co dopiero nerk�!
P�niej doprowadzi� do aresztowania cenionego profesora i jego zacnego przyjaciela dziennikarza, wreszcie te buty znalezione na miejscu zbrodni. Jak przebiegle odkry� w ich wn�trzu nazwisko w�a�ciciela! Ale przejrza�em jego pod�� gr�. Pewnie sam je tam podrzuci�...
- Faktycznie, to wystarczy, �eby go skaza� - ucieszy� si� Lestrade. - Wezm� dziesi�ciu ludzi i idziemy po niego...
Jakub wynurzy� si� z wychodka, dzier��c nieciekawie umazan� srebrn� blaszk�.
- No - powiedzia�. - Pora wraca�. Wsiad� do budki stoj�cej z lewej.
- Cholera - mrukn��. - Jak tu skoczy� do domu? Rozejrza� si� w zadumie po wn�trzu.
- Tak na ch�opski rozum powinno gdzie� tu by� ustrojstwo do ustawiania stacji docelowej. O, na przyk�ad to.
Na niedu�ym ekranie p�on�y literki.
- Lon-dyn - przesylabizowa�. - Aha, czyli ten historyk za dych� chcia� lecie� ode mnie do Londynu i dlatego wszystko si� pokie�basi�o. Dat� ustawi�em, a miejsca nie... Czyli teraz trza dat� i nazw� wsi.
Pod ekranikiem znajdowa�a si� niedu�a klawiatura. Jakub wpisa� �Stary Majdan". Na tarczy ustawi� dat� i godzin�. Wcisn�� czerwony guzik i po chwili ze wzruszeniem ogl�da� stare, znajome, zaro�ni�te paj�czynami k�ty swojej cha�upy.
- Dobrze wr�ci� do siebie - westchn��. - A �e z Bardakami nie wysz�o, to nawet i lepiej. Gdybym nie mia� wrog�w, nudno by by�o na tej emeryturze...
W pi�� minut p�niej obudzi� si� historyk.
- Mog� da� ci wody, ale uwierz mojemu do�wiadczeniu, klin najlepiej klinem wybija�.
Egzorcysta nala� mu szklank� bimbru.
- Rany, gdzie jest klucz kodowy? - Historyk pomaca� si� po kieszeni. - Pom� mi szuka�, bez tego nie wr�c� do domu...
- Spoko. Siedzi pewnie w drzwiach tej twojej budki. Chyba wczoraj zapomnia�e� wyj��...
- Ach tak...
Podszed� do maszyny czasu i wyci�gn�� blaszk� za wystaj�cy koniec. Potem podejrzliwie popatrzy� na swoje palce i poci�gn�� nosem, a jego twarz przybra�a wyraz udr�ki. Jakub uda�, �e niczego nie zauwa�y�.
- Zdaje si�, �e masz jakie� pytania - u�miechn�� si�. - Je�li jeste� got�w, to we� d�ugopis i notuj...
Epilog
Sierpie� 1918 r.
Doktor Watson trz�s�c� si� d�oni� wyry� na murze celi trzydziest� kresk� rocznicow�... Wr�ci� do stolika i d�ugo wodzi� pi�rem po po��k�ych nieco kartkach.
- Wiesz, nie rozumiem ci� - odezwa� si� ze swojej pryczy Tom, stary przemytnik, zapud�owany, jak i Watson, na do�ywocie za skasowanie kilku celnik�w. - Facet ci� wpakowa� do pierdla na ca�e �ycie, a ty opisujesz jego dokonania...
- Wpakowa� - przyzna� niech�tnie doktor. - Ale to mimo wszystko by� geniusz. Nie chc�, aby ludzko�� o nim zapomnia�a.
- Moim zdaniem, to ten ca�y tw�j Holmes by� Rozpruwaczem - mrukn�� szmugler. - To dziwne, �e zab�jca przesta� mordowa� akurat tego dnia, kiedy ci� zapuszkowali.
- Sam chcia�bym wiedzie�, dlaczego przesta� - westchn�� Watson.
Drzwi celi otworzy�y si� z hukiem. Stan�� w nich stra�nik. W r�ce trzyma� paczk�.
- Te, Rozpruwacz, jest dla ciebie przesy�ka.
Rzuci� mu pakunek i wyszed�. Doktor rozerwa� szary papier i wysypa� na stolik pi�� egzemplarzy autorskich. Tom uni�s� jeden do oczu.
- �Przygody Szerloka Holmesa" - przeczyta� tytu�.
- Dlaczego podpisane Artur Konan Dojl? To przecie� twoja ksi��ka...
-Musia�em u�y� pseudonimu - westchn�� Watson.
- Wydawca nie chcia� si� zgodzi�...
- Ja tam na handlu literatur� si� nie znam, ale moim zdaniem ludziska ch�tniej kupowaliby ksi��ki podpisane Kuba Rozpruwacz...
* * *
Wycieczka
W�a�ciwie Jakub W�drowycz nie lubi� podr�owa�. A po pami�tnych przygodach w Moskwie nabra� ostatecznego wstr�tu do wyjazd�w zagranicznych. Tak przynajmniej m�wi�. Prawda by�a troch� inna. Mimo od�o�onych znacznych kapita��w ba� si� je�dzi� za granic�, gdy� nie zna� obcych j�zyk�w. M�wi� wprawdzie biegle po rosyjsku, ukrai�sku i troch� w jidysz, ale ju� na przyk�ad niemiecki stanowi� dla niego istn� tabula rasa, a angielski by�a to ca�kowita terra incognito.
Oczywi�cie podczas wojny musia� si� z okupantami dogadywa�, ale w�wczas by�y troch� inne czasy. Wi�kszo�� napotkanych Niemc�w na widok jego wyszczerzonych z�b�w, ob��du w oczach i zachlapanego krwi� a� po r�koje�� majchra w �apie, �ci�le wykonywa�a polecenia wydawane po polsku. Gdy tylko nast�pi� krach poprzedniego ustroju, osiemdziesi�cioletni w�wczas Jakub natychmiast sprawi� sobie paszport.
Z bli�ej niewyja�nionych przyczyn dokument takowy zosta� mu wydany. Widocznie urz�dnicy, zawaleni stertami poda� przegapili fakt i� wioskowy egzorcysta by� wielokrotnie notowany
za k�usownictwo, a tak�e profanacj� grob�w. Z dokumentem w kieszeni i motyk� w r�ce przekopa� kawa�ek swojego sadu, a wydobywszy z ziemi pewn� ilo�� s�oik�w po powid�ach wype�nionych r�nymi banknotami ruszy� do Warszawy. Ze stolicy wr�ci� ca�kiem zadowolony. Dopiero w przeddzie� kolejnego wyjazdu, pewnego grudniowego poranka gruchn�a po wsi wie��:
- Jakub W�drowycz jedzie do Egiptu!
Jakub nie zawi�d� kumpli i pojawi� si� w gospodzie. Oczekiwano go niecierpliwie. Gdy wreszcie przyszed� zaci�gni�to go do stolika. Od razu pojawi�y si� butelki z piwem.
- Nu, opowiadaj - powiedzia� Tomasz, nalewaj�c do kufla.
- Co mam opowiada�, jak jeszcze nie pojecha�em?
- Nie zamydlaj oczu. Gadaj.
Jakub poskroba� si� z frasunkiem po g�owie.
- Egipt le�y w Afryce. S� tam piramidy i mumie.
Paru co bardziej nerwowych go�ci bluzn�o wi�zankami, bo o tym to ju� s�yszeli w telewizji. Kumple Jakuba zacz�li ich la� po mordach. Wywi�za�a si� og�lna bijatyka. Gdy wreszcie emocje opad�y i mo�na by�o s�ucha� dalej, okaza�o si� �e Jakub przyw�aszczy� sobie cztery butelki i znikn�� w zamieszaniu. Wi�chy polecia�y znowu, ale tym razem oby�o si� bez r�koczyn�w.
Jakub W�drowycz zazwyczaj mia� pecha, je�li chodzi o kontakty ze s�u�bami mundurowymi. Milicja przymyka�a lub prze�ladowa�a na inne sposoby. Wojska Ochrony Pogranicza strzela�y do niego, gdy w m�odo�ci zajmowa� si� szmuglem. Le�nicy tak�e obrzydzali �ycie. Ba, nawet kolejni proboszczowie z Wojs�awic lubili ciska� na niego
kl�twy. Teraz tak�e trafili si� dwai z�o�liwi celnicy.
Z bli�ej nie wyja�nionego powodu najpierw d�ugo wodzili spojrzeniami po jego ubiorze. Jakub by� tym nieco poirytowany, tym bardziej �e nie rozumia� ich zainteresowania. Ubrany by� tak jak zwykle. Mia� na sobie waciak z doszytymi dodatkowymi kieszeniami, portki z p��tna workowego z kawa�em sznura zast�puj�cym pasek, podgumowane walonki, a na g�owie karaku�ow� papach�.
- Prosz� otworzy� walizk� - za��da� ten z w�sami.
Jakub nie lubi� rewizji, gdy� w przesz�o�ci konfiskowano mu ca�� mas� rzeczy takich jak nielegalnie przechowywana bro�, kostki trotylu, kt�rymi pali� w piecu, czy siedemnastowieczne ikony. Tym razem jednak pos�ucha�. Celnicy wywalili ga�y. W walizce by�o niewiele rzeczy, ale zebrany asortyment zaskoczy� ich ca�kowicie. Bochenek chleba zawini�ty w szmat�, p� litra dziwnej m�tnej cieczy o zapachu zbli�onym do w�dki, wyostrzony jak brzytew bagnet, para do�� wonnych kapci, zwitek cienkiego drutu, �wieczka, rozsypuj�ca si� ze staro�ci ksi��ka oraz drewniany ko�ek. Na dnie walizki przyklejono butaprenem map� Egiptu wyci�t� ze szkolnego atlasu historycznego.
- To wszystko? - zdziwi� si� celnik bez w�s�w.
- Aha - powiedzia� Jakub. - A co za ma�o?
Celnik wzruszy� ramionami. Jakub zamkn�� walizk� i ruszy� naprz�d. W�a�nie przechodzi� pomi�dzy zupe�nie niewinnie wygl�daj�cymi s�upkami, gdy w��czy� si� alarm. Egzorcysta pad� p�asko na pod�og�. Wybuch�o nieliche zamieszanie. Szcz�liwie w chwili gdy nikt na niego nie patrzy�, zdo�a� wyci�gn�� z kieszeni odrapany rewolwer i wepchn�� go pod lad�, na kt�rej sprawdzano walizki. Nie min�o specjalnie du�o czasu i znalaz� si� w ciasnym pomieszczeniu w towarzystwie obu celnik�w.
Wachmani przeszukali go gruntownie. Ze szwu nogawki spodni wyci�gn�li metrowy kawa�ek linki hamulcowej
- A to do czego? - zaciekawi� si� jeden z m�czyzn podnosz�c z wyra�nym obrzydzeniem link�. By�a nasmarowana woskiem �eby nie zardzewia�a.
- Na pieski - wyja�ni� egzorcysta dobrodusznie.
- Jakie pieski? Co to ma, do cholery....
- Jestem ubogim emerytem. �api� bezdomne psy, dusz� link� i zjadam.
Drugi celnik rzuci� si� w stron� ubikacji, ale nie zd��y�.
- �adnie to tak? Konfiskujemy. W�a�ciwie to takich jak pan nie nale�y wypuszcza� za granic�, bo wstydu narobi�.
W tej chwili, do pokoju, wpad� inny facet w mundurze.
- Z�apali�my jednego z fa�szyw� walut�! - zaraportowa�.
- Fajt - powiedzia� pierwszy celnik wskazuj�c Jakubowi drzwi. - Tym razem si� panu upiek�o.
Przechodz�c ko�o niego egzorcysta ze zr�czno�ci� kieszonkowca zw�dzi� swoj� link� hamulcow� i brzeszczot. Omijaj�c podejrzane s�upki, wpu�ci� j� sobie z powrotem w szew spodni.
Palanty - pomy�la� pod adresem kontroli.
Pochyli� si� i udaj�c, �e zawi�zuje but, co wobec faktu i� mia� na nogach walonki, by�o niezbyt zr�cznym wybiegiem, popatrzy� za swoim rewolwerem. Poskroba� si� po g�owie i doszed� do wniosku, �e le�y za daleko, �eby mo�na by�o si� po niego wr�ci� bez zwr�cenia uwagi. T�um stopniowo wypchn�� go do poczekalni. Westchn�� i podda� si�. Nawet nie by�o mu specjalnie �al. Ostatecznie w domu mia� jeszcze kilka pistolet�w, a niewykluczone �e tam w Egipcie te� mieli takie wredne, piszcz�ce s�upki.
Pierwsz� rzecz�, kt�r� Jakub zrobi� po wyl�dowaniu i zej�ciu na pas startowy, by�o rozpi�cie waciaka. Nikt go wcze�niej nie uprzedzi�.
Osiemdziesi�t lat wcze�niej, gdy chodzi� do szko�y, wbijano mu do g�owy, �e w Afryce jest gor�co, ale nigdy w to do ko�ca nie uwierzy�, a poza tym zd��y� zapomnie�. Wyszed� na ulic� i rozejrza� si� uwa�nie. S�dzi�, i� wprawdzie nastawiali tu cha�up od metra, ale piramidy s� na tyle du�e, �e b�dzie je wida� zza dom�w. Niestety, jak si� okaza�o, przeczucie tym razem zawiod�o go.
Zaraz jednak pojawi�a si� okazja zasi�gni�cia j�zyka. Zza rogu wyszed� ch�opiec, na oko s�dz�c tubylec. Na widok Jakuba stan�� jak wryty i wytrzeszczy� swoje ciemne jak noc oczy.
- Gdzie tu s� piramidy? - zagadn�� go przyja�nie egzorcysta.
Oczywi�cie zapyta� po polsku. Ch�opiec w odpowiedzi wyda� z siebie spor� porcj� zupe�nie niezrozumia�ych d�wi�k�w. W�drowycz poskroba� si� po g�owie, a potem powt�rzy� pytanie po rosyjsku, ukrai�sku i w jidysz. Odpowied� za ka�dym razem by�a tak samo niezrozumia�a. To zaczyna�o by� denerwuj�ce.
- Piramidy - wrzasn�� na araba trac�c resztk� cierpliwo�ci. - Gadaj gdzie s�!
Tym razem uzyska� zadowalaj�c� odpowied�, bo ch�opiec przera�ony wrzaskami dziwnie ubranego cudzoziemca o p�on�cych gniewem oczach, wskaza� r�k� kierunek.
- Twoje szcz�cie - powiedzia� Jakub. - A teraz zapami�taj sobie. Je�li mnie oszuka�e�, to wr�c� tu, spal� ciebie i twoj� rodzin�.
Arab pokiwa� g�ow� i znikn��. Jakub szed� i szed�, a� wreszcie z niewielkiego wzniesienia zobaczy�, daleko za miastem, trzy zamglone sylwetki.
- Takie ma�e? - skrzywi� si�. - Przereklamowane. Zanim dotar� na miejsce by�o ju� do�� p�no. Stragany
z pami�tkami pozamykano, wielb��dnicy wr�cili do dom�w.
Egipski wachman �azi� woko�o. Na widok Jakuba przystan�� na chwil� zdziwiony, a potem poszed� dalej.
W�drowycz zacz�� okr��a� budowl� wypatruj�c pilnie jakiego� wej�cia. Niebawem znalaz�. Wdrapa� si� po wykonanych na potrzeby turyst�w schodkach i stan�� przed solidn� krat� ze spor� k��dk�.
-Zamkni�te, psiakrew - stwierdzi�. - Cholera, i na kiego grzyba jecha�em taki kawa�?
Popatrzy�, czy nie wida� gdzie� stra�nika, ale ten musia� by� akurat po innej stronie. Zdj�� walonki, wyci�gn�� z buta brzeszczot, po czym zacz�� pi�owa� k�od�. Zgrza� si� przy tej robocie bardziej ni� podczas w�dr�wki przez miasto, �ci�gn�� wi�c waciak i pozosta� w swojej kurtce mundurowej SS. Parokrotnie przerywa� robot� i rozp�aszcza� si� na kamieniach, bowiem wachman z karabinem, obchodz�c budowl�, co jaki� czas pojawia� si� na widoku.
Wreszcie k��dka p�k�a. Odczepi� prymitywny alarm i zag��bi� si� w trzewia budowli. Pierwszych par� metr�w wrednie stromego korytarza przeby� w ca�kowitych ciemno�ciach, a potem zapali� �wiec�. W jej �wietle spostrzeg� wisz�ce �ar�wki, ale nie znalaz� nigdzie kontaktu, a ba� si� wraca� do wej�cia z uwagi na stra�nika. Ruszy� wi�c w g��b. Wn�trze piramidy rozczarowa�o go dokumentnie. Spodziewa� si� malowide� na �cianach i tekst�w hieroglificznych, tymczasem wsz�dzie napotyka� go�y mur. Niebawem dotar� do rozga��zienia. Jeden chodnik prowadzi� do g�ry, drugi opada� w d�. Po chwili wahania podrepta� do g�ry. Min�� jeszcze jedno rozga��zienie i znalaz� si� w komorze grobowej.
- Nu �adno - powiedzia� sobie. - Ano zobaczymy teraz, jak taki faraon wygl�da.
Naszykowa� na wszelki wypadek osikowy ko�ek i drut, po czym wspi�wszy si� na palce zajrza� do sarkofagu. By� pusty!
Usiad� sobie w k�cie komory grobowej i urwawszy pi�tk� od chleba, posili� si� nieco. Popi� �ykiem bimbru, a potem popatrzy� na zegarek. By�a dwudziesta trzecia z minutami. Ziewn��.
- Nu, skarb�w poszukam jutro - postanowi�. Wdrapa� si� do sarkofagu i pod�o�ywszy sobie pod
g�ow� walizk� nakry� si� waciakiem. Z walizki wydoby� ksi��k�. Dzie�o by�o stare jak �wiat, to znaczy wydano je jeszcze przed pierwsz� wojn�. Brakowa�o ok�adki i strony tytu�owej, za to tre�� odnosi�a si� do Egiptu. Jakub za�o�y� okulary i zacz�� czyta�, sylabizuj�c z trudem, bo przez ostatnich kilka lat nie mia� do czynienia z literatur� i teraz okaza�o si�, �e zapomnia� troch� alfabetu. Doktor Smith zapali� dwana�cie �wiec.
- Uhr hakau seczech � wyszepta�. Odpowiedzia�o mu milczenie.
- Powsta� kt�ry tu le�ysz. Niech moc twojej nienawi�ci przywr�ci ci� dzisiaj do �wiata �ywych.
Mumia drgn�a i jej martwe oczy otworzy�y si� powoli... Jakub przerwa� lektur� i ziewn��.
- Ano trzeba b�dzie i�� spa� - powiedzia� sam do siebie. Zgasi� �wieczk� i niebawem zapad� w sen. Ockn�� si�
na skutek szarpni�cia. Otworzy� oczy i mrugn�� kilkakrotnie, aby wyostrzy� obraz. Jak zwykle po przebudzeniu chcia�o mu si� pi� wi�c poci�gn�� solidny �yk z flaszki. Potrz�sa� nim jaki� kundel.
- Poszed�! Le�e�! - wrzasn�� na niego Jakub.
Stw�r przesta� nim trz��� i wyprostowa� si�. W�wczas egzorcysta stwierdzi�, �e jest to cz�owiek z g�ow� psa.
- Przebudzi�e� si� synu... Jakub wywali� na niego ga�y.
- Schla�em si� czy co? - zapyta� sam siebie po polsku. - S�uchaj, ten psi �eb to maska?
Wylaz� z sarkofagu i rozejrza� si� p�przytomnie po krypcie. Tym razem by�a jasno o�wietlona, a w �cianie widnia�y z�ote wrota. Brwi egzorcysty unios�y si� lekko do g�ry. Podszed� i poskroba� drzwi bagnetem. Tak jak si� domy�la�, z�oto stanowi�o jedynie cienk� warstewk� na drewnianym podk�adzie.
- Tandeta - parskn��.
- Przekrocz t� bram�, synu - zach�ci� go psiog�owy. Jakub popatrzy� na niego niech�tnie
- Gadasz po polsku, to pewnie jeste� z naszych, spod Czarnobyla? Znaczy promieniowanie ci� tak poprzestawia�o?
Anubis poskroba� si� po g�owie.
- Z Czarnobyla? - upewni� si�.
- No, elektrownia. Po wybuchu? Ile masz lat, co?
- Jestem wieczny...
- G��wka boli, lekarz kaza� przytakiwa�. Zje�d�aj, co? Ni lubi� �wir�w.
Naci�� bagnetem wrota. Uda�o mu si� oderwa� spory kawa�ek kruszcu. W tym momencie otworzy�y si�. Zajrza� przez nie jaki� stw�r z g�ow� ptaka.
- A ty kto? - zaciekawi� si� Jakub. - Te� mutas czarnobylski?
Intruz wykona� r�k� gest. Ten z g�ow� kundla rozpu�ci� si� w powietrzu, a po chwili znikn�y tak�e drzwi. Jakubowi zosta� w r�ce kawa�ek z�otej blachy. Upchn�� �up byle jak w walizce i wstawi� j� za sarkofag, po czym znowu u�o�y� si� do snu. Nic mu si� nie �ni�o.
Buty sporego stada ameryka�skich turyst�w zatupota-�y na kamiennej pod�odze. Prowadzi� ich przewodnik, wyja�ni�
- Oto komora grobowa faraona Cheopsa. W tym sarkofagu przed czterema tysi�cami lat z�o�ono jego cia�o... - urwa� w po�owie zdania, widz�c drzemi�cego w skrzyni Jakuba.
Tury�ci st�oczyli si� woko�o podekscytowani.
- To oryginalna mumia, czy atrapa?
- Dziwny ubi�r, zrekonstruowano go wedle wykopalisk? B�ysn�y flesze. Jakub ockn�� si�
- Nie po oczach, cholera! - wrzasn��. Wygramoli� si� z trumny i rozepchn�wszy turyst�w,
oddali� si� z godno�ci�. O walizce przypomnia� sobie dopiero na zewn�trz. Usi�owa� po ni� wr�ci�, ale wachmani przy wej�ciu go nie wpu�cili. Chcieli bilet�w, a bariera j�zykowa by�a zbyt du�a, aby m�g� cokolwiek zrozumie�. Obrzuci� ich finezyjnymi polskimi przekle�stwami i zniech�cony ruszy� dalej. Ostatecznie walizka i tak by�a stara, a to w nocy o z�ocie tylko mu si� �ni�o.
Jakie� cztery dni p�niej Jakub W�drowycz wysiad� z poci�gu na stacji w Luksorze. Walonki, spi�te drutem, przerzuci� przez rami�. Papacha stercza�a z cholewy jednego z nich, w drugim mia� butelk� z reszt� arabskiego, daktylowego samogonu. Kilka drobiazg�w upchn�� po kies