6172
Szczegóły |
Tytuł |
6172 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6172 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6172 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6172 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
GWIEZDNE WOJNY
UCZE� JEDI
UKRYTA PRZESZ�O��
Jude Watson
T�umaczy�a
Dorota �ywno
EGMONT
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
Tytu� orygina�u: Star Wars: Jedi Apprentice The Hidden Pas�
All rights reserved. �1999 Lucasfilm Ltd. &� Used under authorization. First published by Scholastic Inc., USA 1999 � for the Polish edition Egmont Sp. z o.o.
All rights reserved. No part of this publication may be reproduced, stored in a retrieval system, or transmitted in any form or by any means, electronic, mechanical, photocopying, recording or otherwise, without the prior written permission of the copyright owner.
Projekt ok�adki: Madalina Stefan. Ilustracja na ok�adce: Cliff Nielsen. Redakcja: Jacek Drewnowski
Pierwsze wydanie polskie: Egmont Polska 1999 00-810 Warszawa, ul. Srebrna 16, tel. 625-50-05
ISBN 83-237-0742-1 Druk: �ZGraf. ��d�
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
ROZDZIA� 1
Obi-Wan Kenobi szed� przez ruchliwy miejski rynek w Banderze. Chcia�by zatrzyma� si� i kupi� kawa�ek owocu muja, lecz Qui-Gon Jinn ani na chwil� nie zwalnia� kroku. Mistrz Obi-Wana przemierza� zat�oczone ulice p�ynnie niczym rzeka, pozornie bez lawirowania i kluczenia toruj�c sobie drog� kosztem jak najmniejszego wysi�ku. Obi-Wan czu� si� jak oci�a�y piaskoczo�g przy zwinnym gwiezdnym my�liwcu.
Bardzo si� stara� dotrzyma� kroku swojemu mistrzowi. Mia� z nim w�a�nie wyruszy� na pierwsz� oficjaln� misj�. Rycerz Jedi oci�ga� si� z wzi�ciem Obi-Wana pod opiek� jako swego ucznia. Wprawdzie mieli za sob� wsp�lne bitwy i przygody, Qui-Gon jednak si� waha�. Dopiero po ostatniej przygodzie, kiedy razem spojrzeli �mierci w oczy w g��bokich tunelach bandorskiej kopalni, podj�� decyzj�, aby go szkoli�.
Obi-Wan wci�� nie by� pewny, co mistrz o nim s�dzi. Qui-Gon by� skrytym m�czyzn�, kt�ry nie dzieli� si� swymi my�lami, dop�ki nie by�o to konieczne. Niewiele te� wiedzia� o czekaj�cej ich misji. B�dzie musia� jednak zdoby� si� na cierpliwo�� i zaczeka�, a� mistrz wyjawi mu szczeg�y. Tymczasem na wargi cisn�o mu si� nies�ychanie wa�ne pytanie, kt�rego nie mia� �mia�o�ci zada�: czy Qui-Gon wie, �e dzi� s� jego urodziny?
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
Tego dnia ko�czy� trzyna�cie lat. Dla ucznia Jedi by�o to wa�ne wydarzenie; teraz oficjalnie by� ju� Padawanem. Tradycyjnie z okazji tych urodzin nie urz�dzano hucznej uroczysto�ci, lecz cich� ceremoni� po��czon� z zadum� i medytacjami. Obi-Wan wiedzia�, �e nieod��czn� cz�ci� tej samej tradycji by� wa�ny prezent, kt�ry mia� otrzyma� od swego mistrza.
Qui-Gon nie wspomnia� o nim tego poranka, ani podczas posi�ku, ani w trakcie przygotowa� do podr�y, ani w drodze do l�dowiska. Przez ca�y ten czas ledwie rzuci� trzy s�owa. Czy�by zapomnia�? Mo�e nie wiedzia�?
Obi-Wan mia� wielk� ochot� przypomnie� o tym Qui-Gonowi, lecz ich znajomo�� by�a zbyt �wie�a. Nie chcia�, �eby mistrz pomy�la� sobie, �e jest zach�anny albo samolubny lub, co gorsza, natr�tny.
Zreszt� Yoda na pewno uprzedzi�by Qui-Gona; Obi-Wan wiedzia�, �e dwaj mistrzowie Jedi pozostawali w sta�ym kontakcie. Czekaj�ca ich misja mog�a by� jednak tak wa�na, �e Yoda te� zapomnia�.
Omin�li ostatniego sprzedawc�, skr�cili w zau�ek i dotarli do stanowiska startowego. W dow�d wdzi�czno�ci dla nich gubernatorka Bandomeer postara�a si�, aby mieli czym odlecie� i znalaz�a ma�y statek handlowy, kt�rego pilot zgodzi� si� zabra� ich na Gal�. Obi-Wan zdawa� sobie spraw�, �e z chwil� wej�cia na pok�ad rozmowy skupi� si� wok� przysz�ej misji. Czy powinien teraz powiedzie� Qui-Gonowi, �e dzi� s� jego urodziny?
Stoj�cy przed nimi wysoki, niezgrabny pilot �adowa� na sw�j statek skrzynie transportowe. Obi-Wan pozna� po d�ugich, gi�tkich r�kach, �e by� Phindianinem. Przyspieszy� kroku, �eby podej�� do pilota, lecz Qui-Gon po�o�y� mu d�o� na ramieniu.
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
- Zamknij oczy - poleci�.
Obi-Wan j�kn�� w duchu. Tylko nie teraz! Wiedzia�, �e mistrz zamierza mu zada� klasyczne �wiczenie Jedi: �Skupienie na chwili obecnej daje wiedz�". W �wi�tyni zawsze doskonale sobie z nim radzi�, tego poranka by� jednak roztargniony i ledwo pami�ta� o czymkolwiek poza w�asnymi urodzinami.
- Co widzisz? - spyta� Qui-Gon.
Z zamkni�tymi oczami Obi-Wan zbiera� my�li, jakby by�y pi�rkami na porywistym wietrze. Chwyta� obserwacje w locie, przypominaj�c sobie rzeczy, kt�re odnotowa� jego wzrok, lecz nie umys�.
- Ma�y statek transportowy z g��bok� rys� na prawej burcie i kilkoma wgnieceniami w spodzie kokpitu. Phin-dia�ski pilot w czapce lotniczej, goglach i z brudnymi paznokciami. Dwana�cie gotowych do za�adunku Skrzynek transportowych, jedna torba lotnicza, jeden medpakiet...
- A hangar? - zagadn�� �agodnie Qui-Gon.
Stary kamienny budynek z trzema stanowiskami startowymi. Wzd�u� �ciany biegn� pionowe rysy, trzy metry poni�ej sklepienia na lewo usi�uje rosn�� zielone pn�cze z jednym fioletowym kwiatem cztery metry w d� od...
- Sze�� metr�w - poprawi� go surowo mistrz. -Otw�rz oczy.
Obi-Wan podni�s� powieki. Przenikliwe, b��kitne oczy Qui-Gona patrzy�y na niego badawczo, jak zawsze wywo�uj�c w nim uczucie, jakby w��czy� po ziemi �wietlnym mieczem albo mia� poplamion� koszul�.
- Czy co� rozprasza twoj� uwag�, Obi-Wanie?
- Moja pierwsza oficjalna misja, mistrzu. Chc� si� dobrze spisa�.
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
- Co ma by�, b�dzie - odpar� neutralnie Mistrz Jedi. Czeka�, nie odrywaj�c oczu od twarzy Obi-Wana. Uczniowi nie wolno by�o ok�amywa� swego mistrza, zataja� przed nim prawdy, ani nawet lekko si� z ni� rozmija�.
- Obi-Wan stara� si� nie kr�ci� i nie odrywa� spojrzenia od Qui-Gona. - By� mo�e rozprasza mnie co� bardziej osobistego.
W oczach mistrza zamigota�y nagle weso�e ogniki. -Aha. Mo�e urodziny?
Ch�opiec pokiwa� g�ow� mimo woli u�miechaj�c si� szeroko.
- Oczekujesz zatem prezentu. - Qui-Gon zmarszczy� brwi.
Wi�c jednak zapomnia�! Jednak ju� po chwili mistrz w�o�y� r�k� do kieszeni, a kiedy j� stamt�d wyj��, ukrywa� co� w du�ej, silnej d�oni.
Obi-Wan patrzy� wyczekuj�cym wzrokiem. Mistrzowie zwykle tygodniami lub miesi�cami zastanawiali si� nad swoim prezentem. Cz�sto udawali si� do odleg�ych zak�tk�w po kryszta� uzdrawiaj�cy lub koc czy te� peleryn� od tkaczy z planety Pasmin, kt�rzy wytwarzali niezwykle ciep�e odzienie z materia�u tak lekkiego, �e wydawa�o si� prawie niewa�kie.
Qui-Gon wcisn�� Obi-Wanowi w gar�� g�adki, okr�g�y kamyk.
- Znalaz�em go dawno temu. By�em wtedy prawie w twoim wieku.
Ch�opiec grzecznie przyjrza� si� kamykowi. Czy mia� jak�� moc?
- Znalaz�em go w Rzece �wiat�a na mojej rodzinnej planecie - doda� Qui-Gon.
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
No i ...? zaciekawi� si� Obi-Wan. Mistrz jednak milcza�. Ch�opiec zda� sobie spraw�, �e prezent by� dok�adnie tym, na co wygl�da�: kamieniem.
Qui-Gon nie by� zwyczajnym mistrzem. Obi-Wan wiedzia� o tym, wi�c spojrza� jeszcze raz na podarunek. �cisn�� otoczak w d�oni. Kamyk by� g�adki, wypolerowany i mi�y w dotyku, a kiedy pada�o na niego s�o�ce, w jego l�ni�coczarnej g��bi wida� by�o ciemnoczerwone �y�ki. Obi-Wan u�wiadomi� sobie, �e kamie� jest pi�kny.
Podni�s� wzrok na Qui-Gona. - Dzi�kuj�, mistrzu. B�d� go strzec jak skarbu.
- Czy dope�ni�e� ju� urodzinowego obrz�du Podawana? - zagadn�� Rycerz Jedi. - Tylko pami�taj�c o przesz�o�ci, mo�emy wyci�ga� nauk� z tera�niejszo�ci.
W dzie� swoich trzynastych urodzin ka�dy Padawan musi sp�dzi� jaki� czas na refleksji, odwo�a� si� zar�wno do dobrych, jak i z�ych wspomnie� i zastanowi� si� nad nimi.
- Nie mia�em czasu, mistrzu - przyzna� Obi-Wan.
Jego misja na Bandomeer obfitowa�a w niebezpiecze�stwa; mi�dzy innymi porwano go i porzucono na platformie g�rniczej. Qui-Gon wiedzia�, �e nie mia� czasu. Dlaczego wi�c pyta�?
- Tak, czas ucieka - rzek� beznami�tnie Mistrz Jedi. - Trzeba go jednak goni�. Chod�my, pilot czeka.
Obi-Wan powl�k� si� za Qui-Gonem, walcz�c z uczuciem beznadziejno�ci. Czy kiedykolwiek zdo�a zadowoli� swojego nowego mistrza? Kiedy ju� mu si� zdawa�o, �e Qui-Gon obdarzy� go zaufaniem, straci� grunt pod nogami. Teraz u�wiadomi� sobie, �e jedyn� rzecz� jak� mistrz go rzeczywi�cie obdarzy�, by� kamyk.
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
ROZDZIA� 2
Dwie minuty - zawo�a� pilot, kiedy si� zbli�yli. -Ko�cz� �adowanie.
- Nazywam si� Qui-Gon Jinn, a to Obi-Wan Keno-bi - przedstawi� ich obu rycerz Jedi.
- Tak, wielka niespodzianka, Jedi nietrudno zauwa�y� - mrukn�� pilot, podnosz�c karton.
- A ty si� nazywasz... - wyczekuj�co zawiesi� g�os Qui-Gon.
- Pilot. M�j zaw�d to moje imi�. - Istota mia�a typowe dla Phindian ��te oczy w czerwone smugi, jak r�wnie� zwisaj�ce do kolan r�ce.
- Jeste� Phindianinem - zauwa�y� Obi-Wan. - M�j przyjaciel... pewna znana mi osoba jest Phindianinem. Nazywa si� Guerra. - Guerra by� jednym z niewolnik�w na platformie g�rniczej, gdzie wi�ziono Obi-Wana. Omal nie zgin��, aby ocali� mu �ycie.
- Mam go zna�? - burkn�� Pilot. - Wydaje ci si�, �e znam ka�dego Phindianina w galaktyce?
- Oczywi�cie, �e nie - odpowiedzia� speszony Obi -Wan. By� zaskoczony grubia�stwem pilota. Mo�na by pomy�le�, �e go czym� obrazi�.
- Pozw�l mi wi�c �adowa�, a sam wejd� do �rodka -rzuci� szorstko Pilot.
- Chod�my - poleci� Qui-Gon.
8
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
Obi-Wan powl�k� si� za mistrzem do kokpitu, gdzie obaj zaj�li swoje miejsca.
- Na nasz� pierwsz� wsp�ln� misj� Yoda wybra� spraw�, kt�ra jego zdaniem b�dzie zwyk�� formalno�ci� - oznajmi� Qui-Gon. - Oczywi�cie, Yoda r�wnie� mawia, �e: �je�li na zwyk�� formalno�� liczysz, w nadziejach si� zawiedziesz".
Obi-Wan si� u�miechn��. - Lepiej niczego nie oczekiwa�, niech ka�da chwila ci� zaskakuje - powiedzia�. Nauczono go tego w �wi�tyni.
Qui-Gon pokiwa� g�ow�. - Gal� od lat rz�dzi dynastia Beju-Tallah, kt�ra zdo�a�a zjednoczy� �wiat pe�en g��bokich plemiennych nienawi�ci. �yj� tam trzy plemiona -miejskie, podg�rskie i nadmorskie. Przez lata w�adcy z rodu Tallah ulegli zepsuciu. Ograbili planet� z bogactw, a lud jest bliski buntu. Stara kr�lowa zdaje sobie z tego spraw�. Zamiast wi�c przekaza� tron swemu synowi, ksi�ciu Beju, zgodzi�a si� na elekcj�. Lud wybierze jednego z trzech kandydat�w, w�r�d kt�rych jest r�wnie� ksi���. Beju wi�kszo�� �ycia sp�dzi� w odosobnieniu, poniewa� kr�lowa obawia�a si� o jego �ycie, jest jednak przygotowany do roli w�adcy i spieszno mu zasi��� na tronie.
- Wybory wydaj� si� m�drym rozwi�zaniem - za uwa�y� Obi-Wan.
Tak, zawsze jest m�drzej przystosowa� si� do zmian - zgodzi� si� Qui-Gon. - Mimo to niekt�rzy wci�� si� opieraj�. Na przyk�ad ksi��� Beju. Chodz� s�uchy, �e nie jest zadowolony z konieczno�ci poddania swojej kandydatury pod powszechne g�osowanie. Jego zdaniem w�adza na Gali nale�y mu si� z racji urodzenia. B�dziemy tam strzec pokoju i pilnowa�, �eby wybory przebieg�y bez zak��ce�.
Q3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
- Czy cokolwiek wskazuje na to, aby ksi��� co� zamierza�? - spyta� Obi-Wan.
- Yoda twierdzi, �e nie. Powiedzia� te� jednak, �e niepowinni�my na tym polega�. - Qui-Gon westchn��.
- Typowa rozmowa z Yoda. Powinni�my by� wi�c przygotowani na wszystko.
Pilot wszed� do sterowni i usiad� w fotelu. Nachyli� si�, �eby wprowadzi� kurs do komputera nawigacyjnego.
- Wysadz� was na Gali i polec� dalej - oznajmi�. - Nie kr��cie si� teraz i sied�cie cicho.
Qui-Gon i Obi-Wan zamienili si� rozbawionymi spojrzeniami. Czy�by wi�z� ich najbardziej nieuprzejmy pilot w galaktyce?
Statek wystartowa� i po chwili Bandomeer sta�a si� zaledwie kolejn� planet�, szarym �wiatem na ciemnoniebieskim tle kosmosu. Obi-Wan wpatrywa� si� w jej obraz na ekranie widokowym. ycie przyjaci�, kt�rych tam pozna�, potoczy si� dalej swym torem.
- Ciekawe, co robi Si Treemba? - wyszepta�.
- Pewnie wtyka nos w nie swoje sprawy - odpar� Qui-Gon. Obi-Wan wiedzia� jednak, �e Rycerz Jedi te� lubi Si Treemb�. Jego arkonia�ski przyjaciel wykaza� si� wierno�ci� i odwag�.
- Razem z ClafH� b�d� mieli na Bandomeer pe�ne r�ce roboty - zauwa�y� Qui-Gon, wspominaj�c imi� kolejnej przyjaci�ki. - Trzeba jeszcze wiele wysi�ku, �eby planeta odtworzy�a swoje naturalne zasoby.
- Brak mi r�wnie� Guerry - westchn�� Obi-Wan. By� wiernym przyjacielem.
- Wiernym? - Qui-Gon nachmurzy� si�. - Wyda� ci� w r�ce stra�y. Omal przez niego nie zgin��e�.
10
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
- Ale w ko�cu mnie ocali� - przypomnia� Obi-Wan. - Wprawdzie stra�nicy zrzucili mnie z platformy kopalni, ale Guerra dopilnowa�, �ebym spad� na sie�.
- Mia�e� szcz�cie, Obi-Wanie. Moc pomog�a ci wyl�dowa� bezpiecznie. Nie, nie mog� si� z tob� zgodzi� co do twojego przyjaciela. Je�li kto� twierdzi, �e nie wolno mu ufa�, zazwyczaj dobrze jest o tym pami�ta�. Nie utrzymuj�, �e Guerra jest z�y, ale ja z pewno�ci� wystrzega�bym si� takiej osoby.
Nagle statek skr�ci� i przechyli� si� niepokoj�co.
- Ojej! Przepraszam, bardzo dziwna szczelina w przestrzeni - powiedzia� Pilot. - Za du�o gadacie tam z ty�u. Czas w��czy� hipernap�d.
Statek wskoczy� w nadprzestrze� i Bandomeer znik�a w smugach gwiazd. Obi-Wan poczu� dreszcz emocji; rozpocz�� swoj� pierwsz� oficjaln� misj�.
Byli w po�owie drogi na Gal�, kiedy na pulpicie sterowniczym zacz�o uporczywie mruga� �wiate�ko alarmowe i rozleg�o si� brz�czenie.
- Nie przejmujcie si� - uspokoi� ich Pilot. - To tylko ma�y wyciek paliwa.
- Wyciek paliwa? - spyta� Qui-Gon. Niespodziewanie ostrzegawcze piszczenie przesz�o w g�o�ny ryk syreny.
- Ojejku, przepraszam. - Pilot wy��czy� wska�nik. -Musz� opu�ci� nadprzestrze� i wyl�dowa� na najbli�szej planecie. - Szybko wprowadzi� dane do komputera nawigacyjnego. - aden problem - doda�, po�wistuj�c przez z�by.
11
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
Statek z dygotem wszed� w normaln� przestrze�. Natychmiast o�y� komunikator.
- Zidentyfikujcie si�! - pad�o ��danie z g�o�nika.
- Ten �wiat nie jest przyjazny - mrukn�� Pilot.
- Co to za planeta? - spyta� Qui-Gon.
- Zamkni�ta dla statk�w z zewn�trz - wymamrota� Pilot.
- Zidentyfikujcie si� albo was zestrzelimy! - grzmia� g�os.
- Znajd� wi�c inn� planet�! - zasugerowa� ze z�o�ci� Qui-Gon, wyprowadzany poma�u z cierpliwo�ci.
- Nag�y wypadek - Pilot nachyli� si� do komunikatora.
- Mamy nag�y wypadek na pok�adzie, l rycerzy Jedi! To nag�y wypadek dotycz�cy Jedi! Prosz� o zezwolenia na l�dowanie...
- Nie udzielam zezwolenia! Powtarzam: nie udzielam zezwolenia!
Qui-Gon rzuci� okiem na ekran. - Gdzie jeste�my? Musimy znajdowa� si� w pobli�u Gali. Ten uk�ad powinien by� zamieszkany; na pewno mo�emy wyl�dowa� gdzie indziej!
- Nieprawda! - krzykn�� Pilot, raptownie skr�caj�c w prawo.
Nieprawda? Obi-Wan drgn��, s�ysz�c to wyra�enie. Jego przyjaciel Guerra cz�sto go u�ywa�.
- A to dlaczego? - spyta� Qui-Gon.
Nagle pojawi�y si� dwa gwiezdne my�liwce i rozdzieli�y szyk, �eby zaj�� ich z bok�w. Laserowe dzia�a otworzy�y ogie�.
- Poniewa� nas atakuj�! - wrzasn�� Pilot.
12
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
ROZDZIA� 3
Na widok mkn�cych w ich stron� my�liwc�w Pilot zacz�� wykonywa� manewry unikowe. Obi-Wan wpad� na konsolet�.
- Chyba potrafi� ich zgubi�! - krzykn�� Phindianin, gdy statek zako�ysa� si� pod ostrza�em laser�w.
- Przesta�! - wrzasn�� Qui-Gon. Skoczy� naprz�d i wyrwa� mu z r�k stery. - G�upi jeste�? Ten pojazd nie zdo�a si� wymkn�� dw�m my�liwcom!
- Jestem dobrym pilotem! - zawo�a� podniecony Pilot. - A ty nie mo�esz pos�u�y� si� swoj� Moc�?
Qui-Gon popatrzy� na niego gro�nie, a potem pokr�ci� g�ow�. - Nie zdzia�am cudu - rzek� stanowczo. -My�liwce eskortuj� nas na d�. Je�li nie polecisz ich �ladem, zestrzel� nas.
Pilot niech�tnie przej�� stery. Gwiezdne my�liwce zatoczy�y �uk i lecia�y z obu stron statku, wskazuj�c mu drog�. Kiedy ukaza�o si� l�dowisko, zaczeka�y, p�ki nie by�y pewne, �e statek zbli�a si� do powierzchni planety, po czym odlecia�y.
Pilot poma�u posadzi� transportowiec. Qui-Gon podszed� do ekran�w widokowych, �eby si� lepiej rozejrze� po stanowisku l�dowania. - Statek otaczaj� roboty zab�jcy -oznajmi�.
13
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
- To nie brzmi dobrze - rzuci� nerwowo Pilot. - Mam kilka miotaczy i granat protonowy...
- Nie - przerwa� mu Qui-Gon. - Nie b�dziemy walczy�. One maj� nas pilnowa� do czasu, gdy kto� nie przyb�dzie. Nie zaatakuj� nas.
- Nie by�bym taki pewny - stwierdzi� Pilot, przygl�daj�c si� Jedi.
- Jestem gotowy, mistrzu - rzek� Obi-Wan.
- W takim razie, chod�. - Qui-Gon uruchomi� d�wigni� opuszczaj�c� trap i wyszed� na zewn�trz. Obi-Wan szybko pod��y� jego �ladem. Pilot przyczai� si� w wej�ciu.
Roboty zab�jcy odwr�ci�y si� w ich stron�, lecz nie otworzy�y ognia z wbudowanych miotaczy. - Widzisz, maj� nas tylko eskortowa� - oznajmi� cicho Qui-Gon. -Nie wykonuj �adnych raptownych ruch�w.
Obi-Wan kroczy� po rampie, nie spuszczaj�c robot�w z oczu. By�y to maszyny do zabijania, zaprojektowane i zaprogramowane tak, aby walczy�y bez skrupu��w i nie dba�y o konsekwencje. Na jakim �wiecie wyl�dowali?
Kiedy stan�li u podn�a trapu, Qui-Gon powoli podni�s� r�ce. - Jeste�my Jedi... - zacz��, lecz przerwa� mu strza� z miotacza. Roboty zab�jcy ruszy�y do ataku.
Obi-Wan us�ysza� szelest peleryny Qui-Gona. Mistrz skoczy�, wykona� obr�t i wyl�dowa� na pobliskiej stercie starych metalowych skrzy�. Obi-Wan te� nie sta� w miejscu ; bez namys�u przeskoczy� nad g�owami pierwszego szeregu robot�w. Wyszarpn�� zza pasa �wietlny miecz, w��czy� go i zobaczy� dodaj�ce otuchy b��kitne �wiat�o.
S�ysza�, jak z warczeniem i zgrzytem przegub�w roboty obracaj� si�, �eby lepiej mierzy� do celu. Jedi mieli nad nimi przewag�; byli du�o szybsi i zwinniejsi. Obi-Wan
14
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
stwierdzi�, �e pos�uguj�c si� Moc� i w�asnymi zmys�ami potrafi przewidzie� ruchy maszyn.
Qui-Gon zeskoczy� ze skrzyni, jednym ciosem przecinaj�c trzy roboty. Metalowe g�owy spad�y z grzechotem i potoczy�y si� po posadzce, zdumione korpusy zadr�a�y, a potem run�y na ziemi�.
Obi-Wan rozr�ba� pierwszego robota na prawo i wykorzysta� zamach, �eby wykona� piruet i zbi� z n�g drugiego. Ten zachwia� si�, usi�uj�c wycelowa� bro�, gdy Obi-Wan przeci�� mu szczud�owate ko�czyny �wietlnym mieczem. Natychmiast po upadku robota m�ody Jedi zdruzgota� p�ytk� sterownicz� na jego piersi. Nieczynna maszyna znieruchomia�a.
Obi-Wan jednak bieg� ju� w stron� nast�pnych robot�w. Wyczuwa� za sob� ruchy Qui-Gona i wiedzia�, �e mistrz spycha automaty pod rozsypuj�cy si� mur l�dowiska. Walcz�c, tn�c mieczem, stale si� poruszaj�c, Obi-Wan zdo�a� zaj�� roboty z boku, dzi�ki czemu m�g� zap�dzi� tam, gdzie �yczy� sobie Qui-Gon.
Kiedy Jedi uda�o si� przyprze� je do �ciany, zosta�y jeszcze tylko cztery. Walcz�c rami� w rami�, Obi-Wan i Qui-Gon uchylali si� od nieustannego ognia miotaczy i nag�ym ruchem uderzyli na roboty, przecinaj�c im szczud�owate nogi. Cztery maszyny run�y na ziemi�, a Qui-Gon jeszcze raz je zaatakowa�, �eby si� upewni�, �e nie wstan�.
Odwr�ci� si�, �eby spojrze� na Obi-Wana. W b��kitnych oczach mia� ogie�.
- Wi�c to nie by�a eskorta. Myli�em si�. Bywa. Obi-Wan otar� pot z twarzy r�kawem tuniki i wsun�� miecz �wietlny za pasek.
15
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
- B�d� o tym pami�ta� - rzek� z u�miechem. Qui-Gon odwr�ci� si�, przeszukuj�c hangar z ponur� min�. - Gdzie ten przekl�ty Pilot?
Phindianin znikn��.
Qui-Gon wszed� po trapie do statku. Pulpit sterowniczy nie dzia�a�, trafiony salw� z miotacza.
- Musieli rozkaza� jednemu z robot�w, aby to zrobi�, gdy reszta walczy�a - stwierdzi� zas�piony Mistrz Jedi.
- Teraz nie mo�emy odlecie�.
Qui-Gon wyj�� komunikator. Wystuka� wsp�rz�dne, aby skontaktowa� si� z Yoda, urz�dzenie jednak nie dzia�a�o.
- Widocznie na tej planecie przerwano ��czno��
- mrukn��. - Najwyra�niej nie �ycz� sobie ingerencji.
- Co zrobimy, mistrzu?
- Musimy spyta� Pilota - odpar� Qui-Gon.
- Ale jak go znajdziemy?
Rycerz Jedi zacisn�� usta. - Nie martw si�. On sam nas znajdzie.
16
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
ROZDZIA� 4
Opu�cili stanowisko l�dowania i pod��yli w�sk�, kr�t� uliczk� do centrum miasta. Qui-Gon poleci� Obi-Wanowi przys�oni� twarz kapturem.
- Z pewno�ci� jeste�my na Phindarze - szepn�� Mistrz Jedi. -Wszyscy mijani byli Phindianami i wiem, �e Gala jest niedaleko. To chyba Laressa, ich stolica. Nie s�dz�, aby na tej planecie go�ci�o wielu obcych. Musimy si� postara� nie rzuca� w oczy. Schowaj r�ce pod peleryn�.
Obi-Wan pos�usznie wykona� polecenie. - Mistrzu, czemu uwa�asz, �e Pilot nas znajdzie? Sk�d wiesz?
- Nie wyl�dowali�my tu przypadkowo.
Obi-Wan uwa�a�, �e by� to zupe�ny przypadek, ale mia� do�� rozumu w g�owie, �eby o tym nie wspomina�. Skupi� na otoczeniu uwag�, kt�rej teraz nic ju� nie rozprasza�o. Pu�ci� w niepami�� urodziny i wszystkie inne sprawy, koncentruj�c si� wy��cznie na obserwowaniu ruch�w swojego mistrza. W miar� jak zbli�ali si� do centrum miasta i t�um g�stnia� na ulicach, w Qui-Gonie zachodzi�a zmiana. Zwykle ju� sam� postaw� przyci�ga� oczy; Mistrz Jedi by� wysokim, pot�nie zbudowanym m�czyzn� o zwinnych ruchach.
Na tej planecie jednak porusza� si� inaczej. Zatraci� cechy, kt�re czyni�y go wyj�tkowym i wl�k� si� noga w nog� z t�umem. Obi-Wan patrzy� i wyci�ga� nauk�. On r�wnie� zr�wna� tempo z otaczaj�cymi go Phindianami.
17
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
Zerka� na to samo, co oni, odwraca� wzrok i patrzy� przed siebie, wszystko w rytmie ruch�w przechodni�w. Dostrzeg�, �e Qui-Gon robi to samo. Spojrzenie mistrza straci�o wyraz g��bokiego skupienia, lecz Obi-Wan wiedzia�, �e Jedi ch�onie wszystko wzrokiem.
Phindaru by� dziwnym �wiatem. Jego mieszka�cy nosili zgrzebne ubrania i Obi-Wan widzia�, �e cz�sto je �atano. Ruchome napisy na ekranach sklep�w g�osi�y: DZISIAJ BRAK TOWARU, albo: ZAMKNI�TE DO NAJBLI�SZEJ DOSTAWY. Phindianie rzucali okiem na tablice, wzdychali i ci�gn�li dalej z pustymi koszami na zakupy. Przed zamkni�tymi na g�ucho sklepami tworzy�y si� kolejki, jakby Phindianie �udzili si�, �e wkr�tce zostan� otworzone. Wsz�dzie pe�no by�o robot�w zab�jc�w, kt�re zgrzyta�y przegubami i kr�ci�y g�owami. L�ni�ce, srebrne �migacze p�dzi�y grz�skimi, niebrukowanymi ulicami, lekcewa��c przepisy ruchu drogowego i pieszych, kt�rzy pr�bowali przej�� na drug� stron�.
T�um przenika�o jakie� uczucie i Obi-Wan pos�u�y� si� Moc�, �eby wyj�� mu naprzeciwko i je zrozumie�. Co czuli ci przechodnie?
- Strach - zauwa�y� cicho Qui-Gon. - Jest wsz�dzie.
Nagle na chodniku zjawi�o si� trzech Phindian w d�ugich do ziemi srebrnych p�aszczach i ciemnych, poch�aniaj�cych promienie s�o�ca maskach. Kroczyli rami� przy ramieniu, a reszta czym pr�dzej schodzi�a im z drogi na grz�sk� ulic�. Zdumiony Obi-Wan zwolni� kroku; przechodnie uciekli tak szybko i bez namys�u, si�� nawyku wchodz�c w b�oto: Phindianie w metalicznych p�aszczach nie stracili rezonu, zaj�li ca�y chodnik, jakby mieli do tego prawo.
18
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
Qui-Gon szarpn�� mocno Obi-Wana za peleryn� i obaj szybko zeszli z brukowanej �cie�ki na zab�ocon� ulic�. M�czy�ni w srebrnych okryciach przeszli obok.
Kiedy tylko si� oddalili, pozostali Phindianie bez s�owa wr�cili na chodnik. Zn�w zacz�li zagl�da� do sklep�w i odwraca� si� po stwierdzeniu, �e niczego tam nie ma na sprzeda�.
- Zwr�ci�e� uwag�, �e niekt�rzy s� jacy� dziwni? -wyszepta� Qui-Gon. - Sp�jrz na ich twarze.
Obi-Wan przyjrza� si� przechodniom i dostrzeg� ich rezygnacj� i rozpacz. Powoli jednak zda� sobie spraw�, �e twarze niekt�rych Phindian nie wyra�a�y niczego. W ich oczach malowa�a si� dziwna pustka.
- Tu si� dzieje co� niedobrego - zauwa�y� cicho Qui-Gon. - To co� wi�cej ni� strach.
Nagle zza zakr�tu wypad� z rykiem wielki z�oty �migacz. Phindianie na ulicy szybko si� rozbiegli, a ci, kt�rzy szli chodnikiem, przywarli plecami do �cian budynk�w.
Obi-Wan czu� promieniuj�c� z pojazdu Ciemn� Stron� Mocy. Qui-Gon lekko dotkn�� jego ramienia, daj�c mu znak, �eby wycofa� si� szybko i bezg�o�nie. Weszli w zau�ek, sk�d przyjrzeli si� przelatuj�cemu �migaczowi.
Za sterami siedzia� kierowca w srebrnym p�aszczu, a z ty�u dwoje pasa�er�w. Oboje nosili d�ugie okrycia ze z�otej tkaniny. Phindianka mia�a prze�liczne pomara�czowe oczy ze z�otymi smu�kami barwy swojego p�aszcza. Siedz�cy obok niej m�czyzna by� masywniejszy ni� wi�kszo�� Phindian i mia� d�ugie, muskularne r�ce. Nie nosi� lustrzanej maski i arogancko omiata� ulic� spojrzeniem ma�ych oczu koloru spi�u.
Obi-Wan nie potrzebowa� �wi�tynnej lekcji, �eby wyt�a� uwag�. Ch�on�� otoczenie czujnymi zmys�ami. Qui-Gon mia� racj�, dzia�o si� co� bardzo niedobrego. M�wi� mu to ka�dy dostrze�ony szczeg�. Tu panoszy�o si� z�o.
19
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
Z�oty �migacz znikn�� za rogiem, omal nie potr�caj�c ma�ej dziewczynki, kt�r� rozpaczliwie ci�gn�a matka. Obi-Wan odprowadzi� pojazd os�upia�ym wzrokiem.
- Chod� - zawo�a� Qui-Gon. - P�jdziemy na targ. Przeszli na drug� stron� ulicy i znale�li si� na du�ym placu.
Rynek pod go�ym niebem przypomina� te, jakie Obi-Wan widywa� na Bandomeer i Coruscant, chocia� w tutejszych licznych straganach nie by�o na sprzeda� niczego opr�cz kilku skrawk�w nieprzydatnego z�omu i nielicznych zgni�ych jarzyn.
Pomimo to targ roi� si� od t�umu Phindian. Obi-Wan nie mia� poj�cia, co mogli kupowa�. W witrynie sklepu po drugiej stronie placu zobaczy� robotnika, kt�ry w��czy� tablic� informacyjn�. B�ysn�� czerwony napis: CHLEB.
T�um nagle rzuci� si� w po�piechu do sklepu i w ci�gu kilku sekund powsta�a kolejka, kt�ra wi�a si� dooko�a rynku.
Obi-Wan i jego mistrz omal si� nie zgubili w �cisku. Wtem kto� wyr�s� u boku Qui-Gona.
- Jak to mi�o zn�w zobaczy� Jedi - rzek� uprzejmym tonem Pilot, jakby podziwia� pogod�. - Chod�cie za mn�.
20
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
ROZDZIA� 5
Oui-Gon poszed� za Pilotem; Obi-Wan pod��y� w �lad za nimi. Nie mia� poj�cia, sk�d mistrz wiedzia�, �e Phindianin ich znajdzie, ani dlaczego ufa� jego przewodnictwu.
Pilot gna� w susach kr�tymi zau�kami i w�skimi bocznymi ulicami. Bieg� szybko, cz�sto ogl�daj�c si� na boki albo podnosz�c wzrok ku dachom, jakby si� obawia�, �e kto� ich �ledzi. Obi-Wan by� przekonany, �e kilkakrotnie zatoczyli ko�o. Wreszcie Pilot zatrzyma� si� przed kawiarenk� o tak brudnej witrynie, �e nie wida� by�o przez ni� wn�trza.
Uchyli� drzwi i szybko wpu�ci� ich do �rodka. Po chwili oczy Obi-Wana przyzwyczai�y si� do p�mroku. Na �cianach wisia�o kilka halolampek, lecz nie przyczynia�y si� one nadmiernie do rozproszenia ciemno�ci. Tu i tam w sali sta�o p� tuzina pustych stolik�w, w drzwiach wisia�a wyblak�a zielona zas�ona.
Pilot odsun�� kotar� i omijaj�c ciasn�, zagracon� kuchni�, zaprowadzi� Jedi do mniejszej sali na zapleczu. Pomieszczenie �wieci�o pustkami, je�li nie liczy� samotnego klienta, kt�ry siedzia� plecami do �ciany w najdalszej od wej�cia wn�ce.
Klient wsta� i roz�o�y� d�ugie, phindia�skie ramiona.
- Obawan!
To by� Guerra, przyjaciel Obi-Wana!
21
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
Pomara�czowe oczy rozja�ni�a mu rado��. - Przyszed�e� wreszcie, przyjacielu! Jestem szcz�liwy, �e ci� widz�, nie k�ami�!
- Ja te� - odpar� Obi-Wan. -l zaskoczony.
- Ot, niespodzianka! - za�mia� si� Guerra. - To jednak nie moja robota. Nieprawda. Sk�ama�em! Zdaje si�, �e pozna�e� ju� mojego brata, Paxxi Derid�.
Pilot u�miechn�� si� do nich. - Mia�em zaszczyt przywie�� was tutaj. Dobra podr�, prawda?
Oui-Gon uni�s� brwi i spojrza� na swego ucznia. Weseli bracia Derida zachowywali si�, jakby Jedi przyj�li zaproszenie na przyjacielsk� wizyt�, a nie zostali porwani, ostrzelani, a potem pozostawieni w�asnemu losowi.
Mistrz wszed� do sali. - Zatem Pilot celowo spu�ci� paliwo.
- Prosz�, m�w mi Paxxi, Jedi-Gonie - powiedzia� przyja�nie Phindianin. - Oczywi�cie, �e spu�ci�em paliwo. Nie spodziewali�my si� waszej zgody na podr� na Phindar.
- Wiedzia�e� o tym? - Obi-Wan spyta� Guerr�.
- Nie, nie wiedzia�em - odpar� szczerze Phindianin.
- Nieprawda. Sk�ama�e� - powiedzia� Paxxi, szturchaj�c brata w �ebra.
- To prawda, rzeczywi�cie sk�ama�em! - przyzna� Guerra. - Schowa�em si� w �adowni statku. Kiedy uciek�em z platformy g�rniczej, znale�li si� tacy, kt�rzy chcieli mnie z powrotem zap�dzi� do pracy w kopalni. Ja jednak t�skni�em za Phindarem. Oto wi�c jestem!
- Czemu wi�c si� ukrywa�e�? - spyta� Obi-Wan. - l dla czego, skoro jeste�cie rodowitymi Phindianami, po prostu nie wyl�dowali�cie?
- Dobre pytanie, bardzo m�dre - powiedzia� szczerze Guerra. - Po pierwsze, jest blokada. A po drugie,
22
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
przest�pcy s� tu wyj�tkowo �le widziani, nawet je�li s� tubylcami.
- Jeste� przest�pc�? - Obi-Wan nie m�g� w to uwierzy�.
- O, tak, ale niegro�nym.
- Nieprawda, bracie! Za twoj� g�ow� wyznaczono cen�! - zachichota� Paxxi. - Za moj� r�wnie�! Roboty zab�jcy maj� rozkaz strzela� do nas bez ostrze�enia!
- Racja! - przytakn�� Guerra. - Po raz pierwszy zn�w si� nie mylisz!
- Kto wyznaczy� nagrod� za wasze g�owy? - zaciekawi� si� Qui-Gon. Obi-Wan zauwa�y�, �e bracia Derida jednocze�nie irytuj� i �miesz� jego mistrza. - l dlaczego?
Syndykat - odpar� Guerra. Jego sympatyczna twarz spowa�nia�a. - Pot�na organizacja przest�pcza, kt�ra zaw�adn�a Phindarem. Tutejsza sytuacja jest bardzo z�a, Jedi. Z pewno�ci� zauwa�yli�cie to nawet podczas tak kr�tkiego pobytu. Syndykat rozpocz�� blokad� planety; nikomu nie wolno odlecie� i nikomu l�dowa�. S�dzili�my jednak, �e nawet oni nie odwa�� si� zatrzyma� dw�ch Jedi w opa�ach. My�leli�my, �e pozwol� wam wyl�dowa�, nabra� paliwa i odlecie�. Wtedy ja i m�j brat mogliby�my wymkn�� si� ukradkiem i zosta� na Phindarze. �atwy plan! - winszowa� sobie Guerra. -Bardzo m�dry! Nieprawda - poprawi� si�, rzucaj�c okiem na Qui-Gona. - Sta�o si� inaczej...
- Rzeczywi�cie, inaczej - wtr�ci� Obi-Wan. - Przede-wszystkim, napad�y nas roboty zab�jcy, a teraz utkn�li�my na Phindarze i nie mo�emy odlecie�.
- Aha, pomy�la�em o tym! - zawo�a� Guerra. - Rzeczywi�cie wygl�da na to, �e utkn�li�cie. Niemniej jednak, wprawdzie Syndykat �ci�le nadzoruje g��wny port
23
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
kosmiczny, zawsze s� sposoby, �eby opu�ci� planet�, je�li ma si� do�� pieni�dzy.
- Jeste�my Jedi - rzuci� zniecierpliwiony Obi-Wan.
- Nie mamy du�o pieni�dzy. Mo�e to wy powinni�cie zap�aci�, skoro to wasza wina, �e tu ugrz�li�my.
- Racja! Powinni�my zap�aci�! S�ysza�e�, Paxxi?
- spyta� rozbawiony Guerra. Chwycili si� z bratem za ramiona i parskn�li sobie g�o�nym �miechem w twarz.
Kiedy sko�czyli, Guerra otar� �zy z oczu. - �wietny dowcip, Obi-Wanie. Bardzo �mieszny. Nie mamy pieni�dzy. Nie martwcie si� jednak, prosz�. Wiemy, jak zdoby� pieni�dze. Du�o pieni�dzy. Mo�emy to zrobi� bez trudu. No, niezupe�nie, mo�emy potrzebowa� niewielkiej pomocy Jedi.
- Ach, tak - rzek� niefrasobliwie Qui-Gon. Wbi� w Gu-err� przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu. - Wreszcie dotarli�my do sedna sprawy. Mo�e powiedzieliby�cie nam, po co naprawd� nas tu �ci�gn�li�cie... i dlaczego chcecie, �eby�my zostali?
24
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
ROZDZIA� 6
Guerra u�miechn�� si� do Qui-Gona. - Zaczekaj, przyjacielu. Czy�by� chcia� powiedzie�, �e ci� oszukali�my? Ja mia�bym oszuka� mojego przyjaciela Obi-Wana? Jak to mo�liwe? Qui-Gon czeka�.
- Ojejku, mo�e rzeczywi�cie oszuka�em. Ale mia�em bardzo wa�ny pow�d!
- Jaki? - spyta� Obi-Wan. - Tylko tym razem m�w ca�� prawd�.
- Nigdy niczego nie ukrywam przed Obi-Wanem -zapewni� go Guerra. - Ojej, mo�e nieprawda. Teraz jednak powiem prawd�, szlachetni Jedi. Od czego mam zacz��?
- Mo�e powiedzia�by� nam, dlaczego wydano na ciebie wyrok �mierci - zasugerowa� Qui-Gon. - To by�by dobry pocz�tek.
- Szczera prawda! C�, przypuszczam, �e Syndykat nazwa�by mnie z�odziejem - zacz�� Guerra. -Pozosta�ych r�wnie�.Nie z�odziejem! - wtr�ci� Paxxi -Bojownikiem o wolno��, kt�ry kradnie! Racja, dzi�kuj� ci, bracie - rzek� Guerra, sk�adaj�c mu uk�on. - Oto kim jestem. M�j brat r�wnie�. Widzicie, wszystko jest pod kontrol� Syndykatu - dostawy �ywno�ci, surowc�w, lek�w, ciep�a, wszystkiego, czego Phindianom potrzeba do �ycia. Zrozumia�e, �e w takiej sytuacji trzeba znale�� tak� metod� kupna i sprzeda�y towar�w, kt�rej Syndykat nie nadzoruje.
- Czarny rynek - wtr�ci� Qui-Gon.
25
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
- Racja, mo�na tak to uj�� - przytakn�� mu Guerra, kiwaj�c g�ow�. - Tu troch� ukradniemy, tam troch� sprzedamy. Ale wszystko dla dobra ludu!
- l w�asnego zysku - doda� Qui-Gon.
- To r�wnie�. Mamy cierpie� dotkliwiej ni� dotychczas? - spyta� Paxxi. - Syndykatowi jednak si� to nie podoba; je�li mamy kra��, musimy to robi� dla nich. Na to si� nie zgadzamy.
- Dlaczego nasz talent mia�by s�u�y� bandzie rabusi�w? - oburzy� si� Guerra, uderzaj�c pi�ci� w st�. - Oczywi�cie sami jeste�my z�odziejami. Ale uczciwymi!
- Racja, bracie! - powiedzia� Paxxi. - l nie jeste�my mordercami i dyktatorami.
Racja, bracie! - Guerra pokiwa� g�ow�. - Dlatego musimy wyzwoli� nasz� ukochan� planet� z r�k tych potwor�w. Przyw�dca Syndykatu nazywa si� Banntu. To gangster bez sumienia, cierpienie innych sprawia mu przyjemno��! - Pomara�czowe oczy Guerry wyra�a�y smutek. - Przykro mi to m�wi�, ale jego asystentka Terra nie jest lepsza. Wprawdzie jest pi�kna, lecz serce ma zimne i z�e.
- To z pewno�ci� Phindianie, kt�rych widzieli�my w z�otym �migaczu - powiedzia� Obi-Wan.
Nosili z�ote p�aszcze? - spyta� Paxxi. - Tak, to oni. Guerra i Paxxi popatrzyli po sobie ze smutkiem i potrz�sn�li g�owami; opu�ci�a ich weso�o��.
-A ci Phindianie, kt�rych widzieli�my na ulicy? - spyta� Qui-Gon. - Ci o pustych twarzach?
Paxxi i Guerra zn�w zamienili �a�osne spojrzenia. Guerra westchn��.
- Odnowieni - wyszepta�. - To takie smutne.
- W�a�nie - zgodzi� si� Paxxi.
26
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
- To metoda ostatecznej kontroli - wyja�ni� Guerra. - S�yszeli�cie o czyszczeniu pami�ci?
Obi-Wan pokiwa� g�ow�.
- W ten spos�b przeprogramowuje si� roboty. Meto da ta usuwa wszelkie �lady ich pami�ci i umiej�tno�ci, �eby mo�na by�o ponownie je zaprogramowa�.
Guerra przytakn�� mu skinieniem g�owy.
- Syndykat wynalaz� urz�dzenie pozwalaj�ce robi� to samo z Phindianami, kt�rych uwa�a za wrog�w albo m�cicieli. Po usuni�ciu wspomnie� porzuca si� ich na innej planecie, w jakim� okropnym miejscu. Ofiary tego zabiegu trac� pami�� tego, kim s� i co potrafi�. Dla cz�onk�w Syndykatu to rodzaj zabawy; robi� nawet zak�ady, jak d�ugo dana osoba prze�yje. Za takim nieszcz�nikiem pod��a robosonda i przekazuje holoobraz z miejsca akcji. Wi�kszo�� nie prze�ywa.
Rysy Qui-Gona st�a�y. Obi-Wan widywa� ju� przedtem ten wyraz na jego twarzy, wyraz �wiadcz�cy o tym, jak g��boko mistrza oburza�y niesprawiedliwo�� i czyste okrucie�stwo.
- Nie wszyscy s� wywo�eni poza planet� - powiedzia� cicho Paxxi. - Ich los jest chyba najsmutniejszy. Na Phindarze pe�no jest pozbawionych korzeni os�b, kt�re nie pami�taj� swoich bliskich ani najdro�szych. Nie pami�taj� tego, co kiedy� potrafili. S� bezradni. Teraz wielu Phindian mija na ulicy swoich ojc�w, �ony i dzieci, i ich nie poznaje. Widzicie wi�c, �e Syndykat nie cofnie si� przed niczym - stwierdzi� Guerra. - l tu przechodzimy do sedna sprawy, mianowicie do tego, jak mogliby�cie nam pom�c.
- Je�li m�drzy Jedi b�d� tak uprzejmi - doda� Paxxi.
- Widzieli�cie napisy w sklepach i na targu. Braki wszystkiego tworzy Syndykat. To spos�b kontrolowania
27
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
czasu, podobnie jak proces odnawiania jest metod� kontrolowania umys��w. Niedobory wywo�ano sztucznie. Je�li ludzie ca�y dzie� stoj� w kolejce tylko po to, �eby wykarmi� rodziny, nie maj� czasu si� buntowa�. Czy kiedykolwiek czego� starcza? Sk�d�e, dobra s� odmierzane tak starannie, �e nast�pnego dnia zn�w trzeba sta� w kolejce.
- Syndykat zgromadzi� zapasy wszystkiego, czego potrzebujemy - doko�czy� Paxxi. - �ywno��, lekarstwa, materia�y budowlane, wszystko to le�y ukryte w magazynach. Wiemy o tym.
Cz�� znajduje si� w olbrzymich sk�adach w podziemiach ich siedziby, tutaj w Laressie - stwierdzi� Guer-ra. - Rozumiecie ju�, do czego zmierzamy? Je�li uda nam si� okra�� magazyn, poka�emy ludowi, �e Syndykat pozbawia go �ywno�ci i lek�w, a wtedy wybuchnie bunt! Potrzebujemy tylko waszej pomocy. Widzia�em w kopalni, �e Jedi potrafi� wywiera� wp�yw na umys�y. Obawan przekona� dozorc�w, �eby wpu�cili go do magazynu. Tutaj m�g�by zrobi� to samo!
- Do�� - przerwa� mu stanowczo Qui-Gon. - Po pierwsze, Rycerze Jedi nie s� z�odziejami. Po drugie, mamy w�asn� misj�. Nie przybyli�my tu po to, �eby si� miesza� w problemy innej planety. A tak dla ciekawo�ci, jak zamierzacie wynie�� wszystkie �upy bez walki? I czemu s�dzicie, �e ta akcja przetr�ci kr�gos�up tak pot�nej organizacji przest�pczej? Przecie� Syndykat niew�tpliwie dysponuje olbrzymimi sumami. Dlaczego obrabowanie jednego sk�adu mia�oby cokolwiek zmieni�?
- Aha! Doskonale, Jedi-Gonie. Bystry jeste�, ca�kiem jak Obi-Wan! - Guerra pocz�stowa� Qui-Gona przyjacielskim kuksa�cem. - Porozmawiajmy. Po pierwsze mu-
28
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
sz� wam powiedzie�, �e magazyn z pewno�ci� ma jeszcze jedno wej�cie. Jak inaczej mo�naby ukradkiem wnosi� i wynosi� stamt�d towary? Wystarczy wi�c, �e wejdziemy do �rodka i znajdziemy drugie drzwi. Proste! Wszystko wyniesiemy!
- To nie takie proste - zauwa�y� Qui-Gon.
Ale chyba warto zaryzykowa� - upiera� si� Guerra.
- Musz� wam powiedzie� co� jeszcze. Wiemy, �e opr�cz �ywno�ci, lek�w i broni w magazynie jest r�wnie� skarbiec. A w nim ca�y maj�tek Syndykatu!
- Skarbiec - powt�rzy� Qui-Gon. - To oznacza wzmocnione stra�e.
- Racja! - przytakn�� uradowany Guerra. - Ale Paxxi i ja mamy klucz!
- Sk�d go wzi�li�cie? - zaciekawi� si� Obi-Wan.
- H�, h�! On pyta, sk�d! - za�mia� si� Guerra.
- H�, h�! To d�uga historia! - odpar� jego brat.
- Wiemy te�, jak si� dosta� do budynku - doda� Guerra. - Widzicie? �atwizna. To jak, p�jdziecie?
- Wyja�nijmy co� sobie - przerwa� mu Qui-Gon z niedowierzaniem. - Chcecie, �eby dwaj Jedi pomogli dw�m pospolitym z�odziejom ukra�� skarb bandzie gangster�w?
Obi-Wan milcza�. Zgadza� si� ze swoim mistrzem. To nie by�a misja w stylu Jedi. Yoda nigdy by tego nie pochwali�. Lubi� Guerr�, niemniej jednak cieszy� si�, �e Qui-Gon zaprotestowa�.
- W�a�nie tak! - zawo�a� Phindianin, nie trac�c weso�o�ci w obliczu rozdra�nienia Mistrza Jedi.
- Zaczekaj, bracie, powinni�my co� jeszcze wyja�ni�
- oznajmi� Paxxi. - Powinni�my zapewni� Jedi, �e zdecydowanie bardziej nam zale�y na wyzwoleniu naszego ludu ni� na zrabowaniu skarbu.
29
Q3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
- Tak, oczywi�cie! Chocia� nie zaprzecz�, �e ma�y skarb pom�g�by...
Przerwa� mu ha�as dobiegaj�cy z kafejki. Paxxi szybko wybieg� z sali, �eby zbada� sytuacj�. Po chwili wr�ci�.
- Bardzo mi przykro. Obawiam si�, �e pora zmyka�. Zdaje si�, �e roboty zab�jcy szukaj� nas wszystkich!
30
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
ROZDZIA� 7
Oui-Gon zerwa� si� na nogi. - Czy s� tu tylne drzwi? - Mamy co� lepszego, Jedi-Gonie - odpowiedzia� Guerra. -Prosz� za mn�.
Podszed� do kominka, przycisn�� co�, czego Oui-Gon nie zauwa�y�, i �ciana si� odsun�a. Za ni� ukaza� si� otw�r.
Z kawiarenki dobieg� �oskot. - Czas si� chyba po�pieszy� - powiedzia� niefrasobliwie Guerra. - Ty pierwszy, Paxxi. Wska� drog� Obi-Wanowi.
Phindianin w�lizn�� si� do otworu, Obi-Wan i Oui-Gon poszli w jego �lady. Guerra wszed� ostatni, zamykaj�c za sob� przej�cie.
Po�rodku ka�dego kamiennego stopnia znajdowa�o si� wg��bienie powsta�e przez setki lat pod naciskiem krok�w. Paxxi wspina� si� szybko; Obi-Wan depta� mu po pi�tach. Na szczycie schod�w przecisn�� si� przez krat� i znikn��.
Po wyj�ciu na zewn�trz Oui-Gon stwierdzi�, �e zgodnie z przypuszczeniami, znajduje si� na dachu. Wylot tajnych schod�w zamaskowano jako cz�� systemu wywietrznik�w. Guerra zasun�� z powrotem krat�.
Mistrz Jedi zbli�y� si� do kraw�dzi dachu i przykl�kn��. Po�o�y� si� na brzuchu, a potem podczo�ga� kilka cali naprz�d, �eby wyjrze�.
Ulice w dole patrolowa�y poruszaj�ce si� sztywno roboty zab�jcy. Kierowali nimi ubrani na srebrno stra�nicy
31
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
Syndykatu, kt�rzy wymachiwali miotaczami. Chmary automat�w wchodzi�y do jednego sklepu lub zak�adu po drugim, po drodze wyrzucaj�c na ulic� krzes�a, sto�y, p�ki i rzeczy osobistego u�ytku. Przypomina�y stado owad�w, kt�re oczyszczaj� miasto. Ka�dy Phindianin, kt�ry mia� nieszcz�cie znale�� si� na ulicy, szybko ucieka�, �eby roboty zab�jcy albo stra�nicy Syndykatu nie pocz�stowali go uderzeniem kolby miotacza lub wy�adowaniem piki energetycznej.
- Nie wygl�da na to, �eby czegokolwiek szukali -szepn�� Oui-Gon do le��cego obok Guerry. - Chc� raczej wprowadzi� terror.
- Racja, Jedi-Gonie! - przytakn�� mu boja�liwie Phindianin. -l robi� to skutecznie.
Oui-Gon zamar� w bezruchu. - Kroki - szepn�� towarzyszowi do ucha. - Kto� wchodzi po zewn�trznych schodach.
- Czas i�� - powiedzia� Guerra i odsun�� si� od kra w�dzi dachu.
Gestami nakazali Obi-Wanowi i Paxxiemu zachowa� cisz�. Dzi�ki swym d�ugim, muskularnym r�kom bracia lekko przeskoczyli na drugi dach. Oui-Gon spojrza� na ucznia. Przepa�� mi�dzy dachami by�a szeroka. Je�li Obi-Wan nie zdo�a jej przeskoczy� o w�asnych si�ach, b�dzie musia� wzi�� go na plecy.
Bezg�o�nie zada� pytanie: dasz rad�? Obi-Wan natychmiast skin�� g�ow�. Po raz kolejny Qui-Gonowi zaimponowa� nieomylny instynkt m�odego Podawana. Obi-Wan wydawa� si� zawsze wiedzie�, czego od niego oczekiwa�.
Ch�opiec waha� si� tylko przez u�amek sekundy. Oui-Gon widzia�, jak gromadzi Moc wok� siebie. Potem szybkimi, d�ugimi krokami podbieg� do kraw�dzi dachu i skoczy�. Dzi�ki Mocy i w�asnej sile wyl�dowa� bezpiecznie po drugiej stronie.
32
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
Qui-Gon da� susa za nim. Odwaga Obi-Wana cz�sto imponowa�a mu nie mniej ni� jego instynkt.
Bracia Derida byli ju� na �rodku drugiego dachu, odpychaj�c si� od pod�o�a d�ugimi r�kami, �eby zwi�kszy� pr�dko��. Guerra rzuci� wzrok za siebie, chc�c sprawdzi�, czy Jedi id� za nimi.
Qui-Gon i Obi-Wan dogonili ich i w czterech przeskoczyli na dach nast�pnego domu. Na szczycie wznosi� si� budynek niewielkiej elektrowni. Uciekinierzy schowali si� za ni�. Stali przez chwil�, wyt�aj�c s�uch, maj�c nadziej�, �e po�cig nie dotar� a� tutaj.
Us�yszeli jednak, �e kto� wskoczy� na dach. Prze�ladowca nie by� jeszcze widoczny, ale nadchodzi�. Paxxi wyda� cichy j�k. Szybko i bezszelestnie przeszli na koniec dachu. Guerra pierwszy dotar� do kraw�dzi i z�apa� za gzyms, szykuj�c si� do skoku.
Wtem kto� znienacka schwyci� go za szyj�. Guerra zacharcza�. Qui-Gon b�yskawicznie si� odwr�ci�, got�w zaatakowa� phindia�sk� kobiet�, kt�ra dusi�a Guerr�.
- Guerra, to ja! Kaadi! - powiedzia�a Phindianka.
- K-k-aaa... - wyrz�zi� Guerra.
- Ojej, przepraszam. - Wypu�ci�a jego szyj� z u�cisku. - Chcia�am ci� tylko zatrzyma�. Biegasz tak szybko!
- Najwyra�niej nie do�� szybko! - oznajmi� weso�o Paxxi. - Ca�e szcz�cie! T�sknili�my za tob� Kaadi.
Guerra, Paxxi i Kaadi obj�li si� d�ugimi ramionami i u�ciskali trzykrotnie, aby okaza� sobie wielk� czu�o��. Przysun�li twarze blisko do siebie i przez d�ug� chwil� u�miechali si� do siebie promiennie.
33
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
- Nasi dobrzy przyjaciele, Jedi-Gon i Obi-Wan, a to Kaadi, r�wnie� nasza dobra przyjaci�ka - przedstawi� ich Guerra, rozcieraj�c sobie kark.
- Qui-Gon i Obi-Wan - poprawi� go Mistrz Jedi.
- Tak w�a�nie powiedzia�em - odpar� Guerra. - Ojciec Kaadi jest w�a�cicielem tej kafejki, gdzie omal nas nie z�apano. Lokal od dawna s�u�y� rebeliantom za miejsce spotka�. Ona r�wnie� walczy z Syndykatem.
Kaadi u�miechn�a si� szeroko. By�a drobn� kobiet� o kruczoczarnych w�osach i ��tych oczach z zielonymi �y�kami. -Up�ynniam dobra. Potrzebne wam zapasowe cz�ci do �migacza? Mo�e akumulator?
- Nie, dzi�kujemy - odpar� uprzejmie Qui-Gon. Najwyra�niej na tej planecie bez przerwy otaczali go z�odzieje.
Jakie� wie�ci o twoim zacnym ojcu Nuucie? - spyta� wsp�czuj�co Paxxi, spuszczaj�c g�ow�, aby m�c spojrze� kobiecie prosto w oczy.
Kaadi przesta�a si� u�miecha� i pokr�ci�a g�ow�. -Je�li zginie, chyba dowiemy si� o tym. Dostaniemy jak�� wiadomo��.
Guerra i Paxxi milczeli przez chwil�. Wyci�gn�li r�ce do szczup�ej Kaadi i ka�dy z nich obj�� j� jednym d�ugim ramieniem.
- Jej ojciec jest jednym z odnowionych - wyja�ni� Guerra. - Wys�ano go na Alb�.
Qui-Gon wsp�czuj�co pokiwa� g�ow�. Na Albie szala�a krwawa, chaotyczna wojna domowa.
Kaadi popatrzy�a na niego jasnymi, ��tozielonymi oczami. - Tak, tam jest strasznie. Mimo to by� Phindia-ninem to mie� nadziej�.
34
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
- Tak - wyszepta� Qui-Gon. - Nigdy nie wolno wam jej traci�.
- Pozw�lcie mi teraz wyja�ni�, dlaczego was �ciga�am. Musz� ostrzec braci Derida, �e ich zauwa�ono. Syndykat wie, �e wr�cili�cie i zdwoi� wysi�ki, aby was pojma�.
- Nie boimy si� - odpar� Guerra. - Nieprawda. Sk�ama�em!
- Chcesz powiedzie�, �e przyczyn� ca�ego tego zamieszania na dole byli Guerra i Paxxi? - spyta� Qui--Gon.
Kaadi potrz�sn�a g�ow�. - Nie tylko oni. Stra�e szukaj� r�wnie� Jedi, a tak�e wszystkich, kt�rych uznano za buntownik�w. Terra i Banntu zaczynaj� masowe aresztowania. Przybywa jaki� wa�ny go��, wi�c chc� si� upewni�, �e nikt im nie sprawi k�opot�w. Og�osili, �e ka�dy sabota� albo zak��cenie porz�dku b�d� karane �mierci� lub odnowieniem, nawet w przypadku samego podejrzenia.
- Kto przybywa? - zaciekawi� si� Qui-Gon.
- Ksi��� Beju z planety Gala - odpowiedzia�a Kaadi Qui-Gon i Obi-Wan popatrzyli po sobie.
- Nasi szpiedzy donosz� o planowanym sojuszu
- powiedzia�a powa�nie Phindianka. - Syndykat sfinansuje kampani� ksi�cia na rzecz odzyskania w�adzy na Gali. Ksi��� ju� stworzy� sztuczny niedob�r bacty na swojej planecie.
- To straszne - powiedzia� Obi-Wan.
Qui-Gon musia� mu przyzna� racj�. Bacta by�a cudem medycyny, zdolnym wyleczy� nawet najci�sze obra�enia. -Ranni na Gali b�d� niepotrzebnie cierpie� -zauwa�y�.
- Tak, ksi��� nie ma sumienia, ca�kiem jak Banntu i Terra - stwierdzi�a Kaadi. Przez chwil� �ciska�a d�o�
35
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
Guerry. - Przykro mi o tym m�wi�. Teraz ksi��� wr�ci na Gal� z bact� z Phindaru. W oczach swojego ludu b�dzie uchodzi� za bohatera, a potem zjawi si� Syndykat i przejmie w�adz� na Gali, tak jak to zrobi� na Phindarze. Tak sobie to zaplanowali.
- P�niej zagarn� ca�y uk�ad, jedn� planet� po drugiej, pos�uguj�c si� fa�szywymi brakami niezb�dnych d�br i kasowaniem pami�ci. - doko�czy� cicho Guerra.
- Roboty zab�jcy wymorduj� opozycj�, a reszta zostanie odnowiona. -Zerkn�� na Qui-Gona. Widzieli�my, jak szybko taka metoda potrafi zadzia�a�.
By� to okrutny i wyrachowany plan. Mistrz Jedi zdawa� sobie spraw�, �e Guerra przypuszalnie mia� racj�, twierdz�c, �e podb�j Gali b�dzie dopiero pierwszym krokiem.
Dotychczas stara� si� trzyma� z daleka od intryg Paxxiego i Guerry, teraz jednak zrozumia�, �e gra toczy�a si� o stawk� znacznie wa�niejsz� ni� pocz�tkowo s�dzi�. Gdyby uda�o im si� wyrwa� Phindar z r�k Syndykatu, jego misja na Gali by�aby �atwiejsza. Razem z Obi-Wanem mieli dopilnowa�, aby dosz�o tam do wolnych wybor�w.
Chodzi�o o co� jeszcze. Qui-Gon poczu� w sercu rosn�cy gniew. Dzielno�� Kaadi w obliczu nieszcz�cia, jakie spotka�o jej ojca, poruszy�a w nim czu�� strun�. Nawet Guerra i Paxxi go wzruszyli. Pod mask� b�azenady bracia skrywali dotkliwy b�l i on go wyczuwa�. T�tni�a w nich �ywa Moc, silna i czysta. Nie wiedzia�, czy mo�e im w pe�ni zaufa�, lecz by� pewny, �e zas�uguj� na jego pomoc.
Czasami przeznaczenie samo ci� znajduje, przypomnia� sobie Qui-Gon. - Pomo�emy wam - oznajmi� Phindianom. Zanim bracia zdo�ali co� powiedzie�, przerwa� im gestem. -Musicie mi jednak co� przyrzec.
36
O3.Ucze� Jedi-Jude Watson-Ukryta przesz�o��
- Cokolwiek zechcesz, Jedi-Gonie - obieca� Guerra.
- Zawsze b�dziecie mi m�wi� szczer� prawd� - rozkaza� surowo Qui-Gon. - Nie b�dziecie przede mn� ukrywa� �adnych informacji, ubarwia� ich ani wypacza�. B�dziecie przestrzega� regu�y Jedi, kt�ra nakazu je m�wi� rzeteln�, szczer� prawd�.
- Tak, Jedi-Gonie! - po�piesznie zapewni� go Guerra, a tymczasem Paxxi energicznie kiwa� g�ow�. - Nawet za sto ksi�yc�w nie ok�ama�bym ci� znowu!
- Mniejsza o t� setk� ksi�yc�w - odpar� Qui-Gon. - Zr�b tylko to, co ci ka��.
Obi-Wan zerkn�� pytaj�co na mistrza. Qui-Gon widzia�, �e ch�opiec nie rozumie jego decyzji. On zbyt sztywno trzyma� si� zasad. Niemniej jednak p�jdzie za swoim mistrzem.
- Lepiej dzia�a� szybko - powiedzia� Guerra. - Powinni�my si� w�ama� do siedziby Syndyk