6064
Szczegóły |
Tytuł |
6064 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6064 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6064 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6064 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Anakreontyka
przy odebraniu czaszy wina
z pi�knych r�k od J.* W.* H.*, P.* W.*
przez J�zefa Bielawskiego
O wdzi�k�w zbiory,
Grzeczno�ci wzory,Panie, kr�lowe, boginie!
Niech wasze oko
Si�ga g��boko,Nie s�dz�c gracza po minie.
W�os mi ubieli�
I twarz podzieli�Srogi czas w r�ne zagony,
Lecz za t� szkod�
Da� mi w nagrod�Serdeczny upa� zwi�kszony.
Tak Hekla siwa
�niegiem pokrywaSwoje ogniste pieczary;
Wierzch ma pod lodem,
Zielona spodem,I wieczne karmi po�ary.
P�y� mi w potoku
Bachowy soku,R�k� przelany �yczliw�;
Ja, na cze�� wasz�
Pe�ni�c t� czasz�,Przygaszam ogie� oliw�
Bielawski do Anonima
[Do Juliana Ursyna Niemcewicza]
Soyons amifs Cinna, c'est moi qui t'en convie
Corneille
P�ki� mi� z ostrym pi�rkiem nie przestawa� goni�,
Wed�ug praw przyrodzenia musia�em si� broni�.
Dzi�, ludzko�� tylko czuj�c, ju� nie jestem srogi,
Oszcz�dzam tego, co mi rzuca miecz pod nogi.
D�u�szymi napa�ciami nie b�dziem si� dr�czy�:
P�niejszy w k��tni, pierwszy p�jd� ci� obr�czy�*,
A gdy nas mi�dzy wy�szych los malarzy sadzi,
��� z czernid�em dla drobnej zostawmy czeladzi.
Poprawia� twoje pisma nie jest w moim celu,
Ale przyjmij m� rad�, nowy przyjacielu,
Je�li�my od Minerwy dary wzi�li hojne,
Te upominki z-bi u�ycie przystojne:
W przysz�ym opiejmy czasie Sejm wieczy�cie s�ynny,
Pracowicie cnotliwy, u�ytecznie czynny,
Kt�ry nag�o�ci� dziwi�c nasze przeciwnik!,
Skruszy� p�ta, skarb zwi�kszy�, bitne stworzy� szyki.
On mimo gr�b, obietnic i chytrych forteli,
O�ciennych przodk�w naszych w�asno�ci� nie dzieli,
I ustaliwszy prawo na kszta�t kraju tarczy,
Resztami oszkodzonej Polski nie frymarczy.
On z osobistych uraz zrobiwszy ofiary,
Wygna� z Izby nieufno��, podejrzenia, swary;
Zgod� Kr�la, Senatu, i licznego Pos�a
Odetchn�a Ojczyzna, i g�ow� podnios�a.
Znajdziesz tam - wielbienia przyk�ady codzienne,
Lecz je�li raczej dzie�a chcesz �piewa� wojenne,
Oto ten, kt�ry odni�s� pod Sawaczem rany,
Z dziedzicznej waleczno�ci powszechnie kochany,
Na gro�ne Marsa pole z pierwsz� wiosn� bie�y,
Wiod�c z sob� ochoczej wybory m�odzie�y.
Znamy go z niecofno�ci i m�nych przymiot�w,
Wiemy, �e dla Ojczyzny dusz� wyla� got�w,
Gdy wi�c ka�e potrzeba w krwi broczy� or�e,
Lub szeroko zemszczony szlachetnie polez�,
Lub (co zdarzycie nieba) za odwa�ne czyny
Nie�miertelnymi czo�o przes�oni wawrzyny,
A d���c, gdzie wskazuje s�awy ch�� gor�ca,
Nieprzyjacielskie zamki z wierzchu ska� postr�ca,
Liczniejsze strwo�y hufce bieg�ym swoich ruchem
I szkodzi� chc�ce barki poskromi �a�cuchem.
Gdy go na kwieciem s�anej obaczemy drodze,
Za swym wozem przeciwnych ci�gn�cego Wodze,
Wtedy, pragn�c szcz�liwe uwieczni� pomnienia,
Piszmy dla B�stwa hymny i dla Ludu pienia.
Bilet do Wojciecha Miera
Je�li ci mam wyzna� szczerze,
Na twe wiersze, zacny Mierze,
Odpisa� mi niewygodnie:
By si� na to przysposobi�,
�eby twoim r�wne zrobi�,
Trzeba najmniej trzy tygodnie.
Z twych zalece�, nie z ochoty,
Poszl� ci dzi�me roboty -
D�ugie, kol�ce, zawi�e.
Twym si� pismom lepiej zdarza,
Podobne s� do Pisarza:
Malutkie, kr�tkie i mi�e.
* * *
By�e� przedtem rozumny, przyje�d�asz z rozumem,
By�e� wzi�ty z przymiot�w, wracasz z ozd�b t�umem,
I cho� na to przywilej nikomu nie dany,
Jako� od nas wyjecha�, tak wracasz kochany.
Ale ty z twojej strony przyznaj mi to. Hrabia,
�e twe przybycie dziwy w Warszawie wyrabia.
Ja, com niech�tnej muzy doznawa� nie�aski,
Com gorzej wiersze pisa� ni�eli Bielaski,
Czuj�c odmian� pi�ra mego oczewist�,
�miem si� ci�gn�� do ciebie z s�odkim Organist�,
Kt�ry przej�ty mnogim twoich pochwa� likiem,
Cho� nie my�la� warmi�skim zosta� kanonikiem,
Przecie� dziel�c s�uszno�ci swoje d�uto-�upem,
Czci� z rozumem biskupa i rozum z biskupem.
Powiedz jeszcze, po co� si� mia� do nas przenosi�,
Czyli robi� na s�aw�? Mia�e� jej tam dosy�.
Zw�aszcza komu, jak tobie, natura �askawa:
Nie ty gonisz za s�aw�, lecz za tob� s�awa.
Kto si� z losem rozprz�gnie, a z niecnot� zbraci,
Niechaj na �wiat pojedzie, a co naby�, straci.
Czyli patrze�, pod jakim ciosem Polska kona?
Stamt�d, Ksi���, przyby�e�, sk�d ona strapiona,
I czy w lew� pojedziesz, czy si� udasz w praw�,
Wsz�dzie na� zgotowan� zoczysz zgub� krwaw�.
* * *
...cnej pisania sztuki z dowcipem i gustem
Ty� pierwsze da� przyk�ady pod naszym Augustem.
Rz�dca ten, gdy swe pa�stwa bieg�ymi obdarza�,
Ciebie umia� wynale��, a innych postwarzai.
Gdy za� tw�j ka�dy wyraz wiele zawsze znaczy,
Biedne na�ladowniki zostawiasz w rozpaczy.
Pr�no si� onych pi�ro z twoim r�wna� sili:
Tysi�c by�o poet�w, a jeden Wirgili.
Twe nawiedzi� mieszkania natchnienie mi� wzywa:
Czasem dzielno�� do miejsca przywi�zana bywa.
Na domku, gdzie Maurycy ma spoczynek wieczny,
Bro� swoj� �o�nierz ostrz�c, staje si� waleczny.
Grubsze straci przes�dy i rozumu przetrze,
Kto ma szcz�cie fernejskie oddycha� powietrze.
Lecz kto si� tre�ciwymi chce rytmami ws�awi�,
Ten musi dzie� cho� jeden w Heilsbergu zabawi�.
* * *
C� za nag�e zmieniaj� noc w po�udnie �ony?!
Chwieje murem hucz�cej muzyka Bellony.
Ach, spi�y! ty� nam powr�t ojca og�osi�a,
Twoja nam melodyja dzi� nad wszystkie mi�a.
Augu�cie! niech twe oko w czo�ach naszych czyta.
Oto ni�sza kolanem Warszawa ci� wita.
Starcy i wiek w�tpliwy, i m�odzie�y roje
Podw�jne �ycie bior� przez ujrzenie twoje.
Wspomo�em n�dznych, z wi�nia zrzuciemy okowy,
Z rado�ci, �e� si� wr�ci� weso�y i zdrowy.
Przywozisz nam otuch� nieprzerwanej zgody,
Jaka zdobi� powinna pokrewne narody,
Za ni� pomoc o dobro wzajemne troskliwa
I d�ugie pomy�lno�ci ci�gn� si� ogniwa.
Szcz�sne i nam, i tobie niech b�d� zadatki
Sta�ej przyja�ni z synem nie�miertelnej matki,
Kt�ra, jak owa niegdy... pi�ro si� durnieje...
Chce j� r�wna� - r�wnego nic nie maj� dzieje!
Do Adama Naruszewicza
Szczygie�, mi�dzy kanarki w ptaszarni zamkniony,
S�abym g�osem przetwarza melodyjne tony;
Gdy si� ozwiesz, s�owiku, nuc� drudzy ptacy,
Lecz w rozpaczy zostawiasz zn�cone do pracy.
Tobie, poeto, s�awny dowcipem i gustem,
Nale�a�o si� rodzi� pod rzymskim Augustem,
Lecz jego r�wiennika fortuna �askawa
Chc�c uczci�, przenios�a ci� w czasy Stanis�awa.
Czyli wiejskie piosneczki zadmiesz na fujarze,
Czyli na lirze zagrasz, kt� lepiej doka�e?
Horacego nast�pco! Komu� to zaszczytem
B�dzie, gdy ci� z uprzejmym r�wnam Teokrytem?
Wielu si� pnie za tob�, k�dy droga �liska,
Zdradzaj�c, spadaj�cych daje w po�miewiska.
Ten, kt�ry chcia� sto s��ni buja� nad soko�em,
Potkn�� si� i w szkaradnym b�ocie ryje czo�em.
Nie zra�ony przyk�adem i ja stawi� stopy
Na podw�jnym pag�rku wdzi�cznej Kalijopy,
Je�li mi r�k� podasz, dzielny przewodniku,
Kieruj�c moje kroki po twoim chodniku*.
Wybij si� nad ob�oki, potem tak wysoko,
�e ci� ledwie me dojrzy przyt�pione oko.
Ja chc� wieniec przybarwi� pachni�cymi zio�ki.
Po najbli�szym nadziomku zbieraj�c fijo�ki,
Ty sobie po najwy�szym parnasowym g�azie
Na bystrolotnym rze�ko galopuj Pegazie.
Ja, s�aby, upragnionej wkr�tce dojd� mety,
Gdy mi�dzy piechotnymi zliczysz mi� poety.
Do Adama Naruszewicza
o poznaniu bezimiennika
Si�dmego w�a�nie kiedym lustru do�y�,
Kto� mi weso�e da� na bukiet pienie,
Ale imienia swego nie po�o�y�,
Chc�c mi galante sprawi� zatrudnienie.
Tak� w�tpliwo�� w momencie rozwin�,
Gdy� okoliczno�� wydaje go wszelka.
Pr�no si� tai, znam ja t� ptaszyn�:
Z g�osu - s�owika, z swywoli - wr�belka...
Do Aleksandra Linowskiego
Niechaj postrach i trwoga w m�odych m�ach ro�nie
Trzymaj�cych w zamkni�ciu swe �onki zazdro�nie,
Je�li z daru Lampsaku boga, jak z Minerwy,
Tak silne wzi��e� cia�a, jak umys�u nerwy.
Do Antoniego Nag�owskiego
Kiedy si� promie� najwi�cej sili
Naszego boga karoce,S�a�e� mi wczoraj o takiej chwili
Ufnej przyja�ni owoce.
Wdzi�cznie przyjmuj� twej weny p�ody,
T�umaczu cnego Woltera,B�dziesz �y� d�ugo, lecz s�ysz� wprzody:
Jedna cz�� twoja umiera.
Z rozw�dk� wdowa zgon ten sprawi�y,
I dziewcz�, i cudza �ona,Pomocy zatem krzepliwej si�y
Od mego szukaj patrona.
Niech mu twa Muza hymny zanuci,
Jak czyni pobo�na rzesza:On twoim nerwom �ywo�� przywr�ci,
Wszak�e umar�ych on wskrzesza.
Do Franciszka Dionizego Knia�nina
Nieomylnego pewny b�d�c zdania,
A wzi�wszy pienia na uwagi szalki,
Daleki gniewu, daleki kochania,
Rozs�dzasz Muzy, mniemane rywalki.
Lecz idyjskiego przygoda pasterza,
Smutna s�dziemu, nieufnym ci� czyni,
Przeto, Knia�ninie, twa ostro�no�� zmierza
�adnej zwyci�stwa nie przyzna� bogini
Od tych natchnione Helikonek wieszcze
Jednakim, twierdzisz, ozdobione darem,
I czyni�cego kroki nowe jeszcze
Z bieg�ym sarmackim chcesz r�wna� Pindarem.
Niech ma pierwsze�stwo dawniejszy poeta:
My�li on g�rno, wyra�a si� sztucznie:
Do�� b�dzie dla mnie wysoka zaleta,
Je�li mnie wliczy mi�dzy swoje ucznie.
Do genera�owej Zofii Wittowej
przeje�d�aj�cej przez Warszaw� do w�d
�liczna Zofijo! twoje nawiedziny
Wiod� mi na my�l obalon� Troj�.
Z podobnej ona zgin�a przyczyny:
Jak�e si� s�usznie o Kamieniec boj�!
Czy mi si� zdaje, czy tysi�ce koni
Widz� spocone i ludu w kurzawie
Krzycz�ce t�umy: "Do broni! do broni!"
I ju� o Dniestru my�l�ce przeprawie?
To by wynik�o, i zuchwa�e Traki
Za uwi�zione swych krain zaszczyty
Pewnie by nasze nape�nili szlaki:
Buja�by ogie�, miecz by�by dobyty.
Lecz Abdul Hamid skromniej troch� czyni,
M�drszy ju� teraz, ucierpiawszy szkod�:
L�ka si�, by go wielkiej Monarchini
Nasz Zadunajski nie przywi�d� za brod�.
Ani Albano, ani Gwido Reni
Maj�c poj�cie szerokie i �ywe
Tak cudnie z �wiat�em nie ��czyli cieni,
Jakie widziemy twe wdzi�ki prawdziwe.
Szkoda, �e lube rozgoniwszy bogi,
Zniszczy� wspania�e i weso�e �wi�tki,
A na ich miejsce, �w Konstantyn srogi,
Twarde i smutne wprowadzi� obrz�dki.
Bo gdyby Olimp mia� Jowisza jeszcze,
Ujrzeliby�my rozkoszne przemiany:
Z�ote na ciebie la�yby si� deszcze,
Kl�ka�by Cio�ek przed twymi kolany.
S� mi�dzy nami Kleopatry usta,
Liwij� znamy, cho� dawno nie �yje;
Chc�c ci� uwieczni�, z rozkazu Augusta,
Ju� bieg�y Le Brun twe popiersie ryje.
Doko�czy� pos�g pozw�l mi �askawie,
A wnet si� zr�cznym kamiennikiem stan�,
Pigmalijona wyprzedziwszy prawie,
Na r�wn� jemu zas�u�� przygan�.
Precz inne drogi wywodz�ce z cienia!
Mymi si� tylko chcia�bym ws�awi� d�oty,
Podam tw� pi�kno�� wiekom do uczczenia,
Ale tw� pi�kno��, nie krawcze roboty.
Czemu, stoliczne rzucaj�c zabawy,
Zbyt spieszne kroki ku tym zwracasz warom,
Przez niezbadalne gdzie panuj� sprawy
Wraz ogie� z wod� skalistym pieczarom?
Do twych powab�w, do tylu przymiot�w,
Kt�re� tam serce od wzdycha� si� wzbroni?
Od ich napa�ci, od Kupida grot�w,
Cnota ci� swoim puklerzem zas�oni.
Cnota? hm! s�owo wielkie i paradne,
Ale ni� s�odycz �ycia bywa truta;
Chcesz - li jej wiedzie� okre�lenie �adne,
Porad� si� o tym cnotliwego Bruta.
Na tw�j Warszawa odjazd roz�alona,
Jednak przeze mnie te �yczenia jawi:
Niech ci� szcz�liwe prowadz� znamiona,
Niech drog� stado przeleci �urawi.
A kt�rekolwiek zocz� ci� narody,
Ci, co Tamiz�, ci, co Rodan pij�,
Sporni: lecz na to pe�ni b�d� zgody:
Mniej ceni� m�dro�� ni� Filo - Sofij�...
Do Jasia o fryzowaniu
Jasiu, ja lekce twego nie wa�� rzemios�a,
Moda potrzeb� jego po �wiecie roznios�a.
Obacz busta, portrety i dawne kroniki,
Wsz�dzie twoje grzebieniem s�yn� poprzedniki.
Spod ich r�ki najm�drsze wychodz� peruki,
Spod ich r�ki trefione pyszni� si� nieuki.
Ozdoby Watykanu, zaszczyty Sorbony,
Wszystko si� schyla pod ich kutas ubielony.
S�dziowie parlamentu, prawniki, doktory
Nie s� jak tylko pukl�w i harbejtl�w zbiory.
Z zachowanych szcz�liwie tej sztuki dowod�w
Widziemy kolej rzeczy i dzieje narod�w,
Czyli k�dy gust kwitn�� lub czyli kraj kt�ry
Z grubo�ci czy prostoty nie nosi� fryzury.
Oboja p�e� takowej u�ywa ozdoby,
Lecz kobiety bogatsze w pi�kno�ci sposoby.
Patrz na ten mnogi orszak rozlicznych tupet�w,
Tu samych przez si� fryzur, a tam spod kornet�w,
Tu w miesi�c, tam w promienie, tu z w�oskimi kwiaty,
Tu wcale wylizano, �wdzie tor kosmaty,
Tu z girland�, tam z pi�rem, �wdzie z ma�ym strojem,
To z szpilk�, to z so�tanem, z hafteczk�, z zawojem.
Wszystko to dzie�a, Jasiu, twojej wielkiej sztuki,
Po nich my pomniem dziad�w, nas pomn� prawnuki.
Lecz nie dosy� na samej zr�czno�ci i wprawie,
Aby swe imi� poda� wiekopomnej s�awie;
Trzeba mie� gust szczeg�lny, co przystoi komu,
Przenika� stan umys�u, zna� zdarzenia domu.
Inaczej si� ubiera panna na wydaniu,
Inaczej m�oda w modnym m�atka kochaniu,
Inszy wer�et m�� nosi, gdy k�dziory swemi
Gach pudruje po krzes�ach, kanapie i ziemi.
Strojna na bal, a lekko chce by� uczesana
Jejmo��, k�dy� na pewn� godzin� wezwana.
Inaczej si� fryzuje z wczorajszego rada,
Inaczej, kiedy komu wojn� wypowiada
Lub kiedy od le��cej na sofie dzie� ca�y
Ma wzdychania i rozpacz s�ysze� gach niesta�y.
Innej g�owy chce dokt�r, innej metr do ta�ca,
Innej �o�nierz, a innej od dworu pos�a�ca;
Dwa razy trzeba ubra� m�odego pra�ata:
W dzie� ubrany wyje�d�a, w noc w negli�u lata.
W�a�ciw� z tych ka�demu da� nale�y posta�.
Tyle to umie� trzeba, by fryzerem zosta�!
St�d te� jest, �e pierwsze�stwo przed znacznymi dzie�y
Wasze roboty, s�usznie, od wiek�w zaj�y.
Nikt si� nie �mie na swoim pokaza� urz�dzie,
P�ki z wami na radzie osobnej nie b�dzie.
Autory, pacyjenty i ministry czasem
Czekaj� przed pokojem, gdzie wchodz� z kutasem.
Skoro tylko otworz� domy i pa�ace,
I pierwszy do d�u�nika lichwiarz zako�ace,
Bie�y zbielona rota dzia�ania gor�ca,
Szulery, kredytory, balwierze potr�ca,
A przez stosunki trafne i sposoby nowe
Gotuje miastu wzory i pi�kno�ci dniowe,
Kt�re potem w swe id�c rz�dy, gdzie kto mo�e,
Ozdabiaj� ratusze, pa�ace i lo�e.
Jasiu, po twej zdatno�ci ja nie w�tpi� cale,
�e kiedy� poprzednik�w twych wyr�wnasz chwale;
I to w�a�nie, co moj� ch�� �yczliw� sk�ania,
Da� ci jakowy� obraz twego powo�ania.
Gdy mnie za� kiedy z dobrej zaczeszesz ochoty,
Niech zwierzchnia znakiem b�dzie wewn�trznej prostoty
Do Jana Komarzewskiego
genera�a
By� czas, w kt�rym ptasz�tom nie stawiano sid�a,
P��cien morze nie zna�o, nie gryz� ko� w�dzid�a,
W� nie zna� co nieca�o��, co w jarzmie niedola,
Miedza wszystkim �yznego nie szpeci�a pola,
Spokojny zwierz nape�nia� niegwa�cone bory,
Snem si� rze�wi� �miertelnik nie szed� za zapory,
Karmi�y nas wymiona, owoce, pasieki;
Znikn�� Saturn i z�ote min�y z nim wieki.
Przekl�ty ten, kto naprz�d oddzielno�� ulubil;
Kto pierwszy p�ot ogrodzi�, nar�d ludzki zgubi�!
Najdawniejsze podobno zasia�a k�opoty
Maj�ca oczko �ywe, w�osek bladoz�oty;
Temu si� j� utrzyma� najd�u�ej poszcz�ci,
Kto mia� pazur, z�b ostry i �yliste pi�ci.
O pola si� zacz�to pyta� potem: czyje?
Wspiera�y przyw�aszczenia kamienie i kije;
Lecz najwi�cej chciwo�ci� kruszcu cz�owiek zgrzeszy�,
Wyrwa� go z �ona ziemi, by nim swoje przeszy�.
Nic si� tym nie zbogaci�, tyle tylko zyska�,
�e si� cz�ciej krwi� swoj� i bratersk� spryska�.
Odt�d wieki �elazne nic nie ubezpiecza,
Sprawiedliwo�� na ko�cu przemieszkuje miecza,
A narody tym prawem rz�dz� si� przez dzi�ki,
Kt�re im nada� racz� miedziane paszcz�ki.
P�ki zr�czno��, porywczo��, odwaga i si�y
Os�b, granic, swobody statecznie broni�y,
Takimi obdarzony przymiotami hojnie,
Polak �y� napastnik! przymusza� spokojnie.
Dzi� mn�stwo wynalazk�w dawny spos�b znios�o
I ju� uczone tylko wojna jest rzemios�o;
Gdy wy�szo�� waleczno�ci przemys�y wydar�y,
S�abi du�szych przemoc� i olbrzym�w kar�y.
Umia�a twoja bystro�� te prawdy oceni�,
Postrzeg�e�, co utrzyma�, co przysta�o zmieni�.
Do �adu wprowadzenia kr�tsze bior�c drogi,
Roztrz�s�e� wojownik�w uwagi, przestrogi.
Za ko�czyny krajowe ch�� nios�a ci� �ywa,
Korzysta� z wynalazk�w pruskiego Gradywa,
A z tych najdoskonalszych upatruj�c wzor�w,
Gwa�towno�� nacierania i pewno�� odpor�w,
Co ruch ma da� rychlejszy, co zw�tlonych krzepi�,
W twego hufce narodu starasz si� przeszczepi�.
W g�rnej obro�c�w stanu mieszczony kolei,
Nie omyli�e� naszej o tobie nadziei.
Ju� powaga i rz�dno��, i szybkie obroty
Reszt� dawniej maj�ce ozdobi�y roty.
Przez tw�j doz�r, ustawy, zabiegi starowne
Sta�o si� wojsko nasze liczniejszemu r�wne.
Do Juliana Ursyna Niemcewicza
["Odci�cie" imieniem J�zefa Bielawskiego]
Przodka naszych Ursyn�w niech inny wy�ledzi,
Czyli on by� pokrewnym, czy wodzem nied�wiedzi;
Jego potomek, ufny w swej niezgrabnej �apie,
Zawsze przeciw mnie mruczy i zawsze mnie drapie.
Apostata z imienia, kameleon z czyn�w,
Adiutant i czerniciel szachr�w Lukiesyn�w,
-piero mnie pysznymi tytu�ami kadzi
I znowu w czasie bitwy w jakie� s�oje sadzi.
�ycz�: "ostro�nie z ogniem", i ten raz ci radz�
Pokorniej troszk� m�wi� o mojej odwadze.
Mo�e� ty jeszcze nie by� twojej matki synem,
Kiedym ja nieprzyjaci� razi� pod Kistrynem,
I cho� mnie upowa�nia w�os od dawna siwy,
-t�d mi krzepka r�ka i duch nieleniwy.
Pier� moja, r�wnie t�ga jak Tarpejska Ska�a,
Nigdy si� nikczemno�ci� strach�w nie wzdryga�a,
A gdy si� - mej Rzezi my�l twoja zacieka,
Uwa� to non plus ultra dowcipu cz�owieka:
Znajdziesz tam czyny wszystkie malowane godnie,
Bezwinnych ucierpienia i tyran�w zbrodnie.
O twoich tak�e mowach s�ysze� mi si� da�o,
�e� i ty nieprzytomnych atakowa� �mia�o,
Ale jak tylko zbrojne wesz�y cudzoziemce,
Jam zosta�, a Niemcewicz uciek� mi�dzy Niemce.
Chcesz-li mi wi�c pochlebia�, daj wonne kadzid�o,
Nie mianuj mnie Hetmanem: to nazwisko zbrzyd�o.
Wtenczas ci� mojej laski zaszczyc� promykiem,
Kiedy mnie parnasowym nazwiesz Naczelnikiem,
Bo to imi�, cho� nowe, lecz zas�ug� wzi�te,
B�dzie dla wszystkich wiek�w i �wietne, i �wi�te.
Do Kajetana W�gierskiego
Adieu
Ju� odje�d�asz, W�gierski, za �ukowskie bory,
Gdzie �adne dziewcz� domu wyrz�dza honory,
Ca�uj, kt�re si� godzi uca�owa�, cz�onki
Tej, co wierno�ci� zna�sze wyr�wna ma��onki.
Ni j� straszne przysi�gi, ni grodzcy pisarze
Przez kontrakt z Urz�dowskim umie�cili w parze,
Ale �agodna pi�kno�� nad �wi�te �a�cuchy
Silniejszym sprz�ga w�z�em ich cia�a i duchy.
Szczero�� jej obyczaj�w, si�a przymilenia,
Wdzi�k�w �ywo�� ustawne wzniecaj� pragnienia.
Nie bez obrony jednak fawor�w udziela,
Nie dopuszczaj�c Sytu, Nud�w przyjaciela.
O, po trzykro� szcz�liwy dziel�cy z ni� �o�e,
Cz�sto pragnie, ma czasem, przeto zawsze mo�e,
A nawet przy niemocy g�adka r�k� d�wignie.
Jed�, a wracaj weselszy, niech zawi�� ostygnie,
Kt�ra wiersz w potajemnej uknowawszy zdradzie,
Pe�en jadu i fa�sz�w, dzi� na tw�j karb k�adzie.
Nie uwierz�, by tw�j styl, galantemu bliski,
Na s�odk� p�e� smol�ce mia� rzuca� pociski.
Ku wierzcho�kom Dw�jg�ry �cie�ka wiedzie nie ta:
Nigdy dam �aden z lepszych nie szarpn�� poeta.
Smutny tylko Boileau, co si� wiecznie d�sa�,
Starym z�bem na koniec i damy pok�sa�.
Ten przyk�ad nie do wzoru i nik�� mia� mod�,
Wiesz - li jego nago�ci w dzieci�stwie przygod�?
Gdy j�dora to za nos, to za ogon skuba�,
Gniewny mu ptak instrument rozkoszy udziuba�*.
Orfeusz... czemu� ��czy� tak odleg�e czyny,
P�ki stanie chrze�cijan b�d� bernardyny;
I zaszczyty Karmelu trwa� b�d� do woli.
Upadli, hej, upadli! synowie Lojoli,
Wszak z ich strony bywa�y Watykanu gromy
I zdawnia�e niewiasty, i �wiat niewidomy.
Przeciw nim by�y m�odsze, zatem gin� marnie.
Czcijmy damy, bo i nas r�wny los ogarnie.
A czyjekolwiek pi�ro z nimi si� podra�ni,
Zal�kniony, od jego uciek�bym przyja�ni.
Do Ksi�cia Marcina Lubomirskiego
Ksi���! gdyby� w Atenach �y� lub w dawnym Rzymie,
Wiekopomnej by s�awie podano twe imi�.
Stawniejsi prawodawcy czynili ustawy,
A�eby lud mia� zawsze publiczne zabawy.
Czuli dobrze, �e cz�owiek jest zwierzem spo�ecznym,
�e niespokojnym, p�ochym, nudnym, niestatecznym.
Chc�c wi�c uobyczai� i zg�adzi� te wady,
Naznaczali rozrywki, gry, uczty, biesiady.
Ty, Ksi���, my�l ich pelnisz, dotkn��e� spr�yny,
Kt�r� kraj zwyk� nat�a�, gdy bliski ruiny.
Gry sprawiedliwe wielki ruch pieni�dzom da�y,
Znaczne sumy z twych bal�w w stolicy kr��a�y.
Jakie� st�d, zacny Ksi���, odnosisz korzy�ci?
Pr�ne nudy, niewdzi�czno��, procesa, zawi�ci.
Lecz �e� ludu bo�yszcze, na to nie dbaj wcale:
Daj widowiska, szczwania, muzyk�, foksale.
Do Ksi�cia Repnina
pie�� [dla podkomendnych]
Ju� oko suche promieniem skromnym
W now� si� dol� wpatruje,Ju� serce szcz�ciem j�te przytomnym
Trosk�w minionych nie czuje.
Ju� nam fortuna ulepsza rzeczy:
Dot�d jeste�my jej mili,Tego nas bacznej odda�a pieczy,
Kogo�my sobie �yczyli.
Ci zag��bieni w ludzko�ci sztuce.
Ci wa��c s�uszno�� na szali,Inni w marsowej biegli nauce.
Pami�tne imi� zyskali.
Rzadko je w jednej mieszcz�c osobie
Niebo swe dary rozdziela;Tym cnotom. Ksi���, z��czonym w tobie,
Winni�my nasze wesela.
Czy trzeba Turk�w ogromnych w boju
Prze�ama� zap�d szalony,Czy do trwa�ego zmusi� pokoju
Straszliwe sobie Teutony;
Czy dzieciom, �wie�o przysposabianym.
Los ugruntowa� bezpieczny,Ty� jest do tego zr�cznie wybranym:
Czynny, �agodny, waleczny.
Zniszczy�e� smutki, zgoi�e� rany
Tw� roztropno�ci� przedziwn�;Pi�knie ci, kiedy� w laury ubrany,
Pi�knie z ga��zk� oliwn�.
Sprawco rado�ci, przyjm nas w twe �ono,
Niech ci� otoczy to ko�o,Niech s�usznej pe�ne wdzi�czno�ci grono
Ta�czy i �piewa weso�o.
Wkr�tce, zros�ymi krzepcy si�ami,
Rozkuwszy kratne haremy,Z uwolnionymi s�o�ca c�rami
Hasa� w Stambule b�dziemy.
Do mi�o�ci
Mi�o�ci! nad naszymi poka� lito�� j�ki!
A �e, b�d�c cz�owiekiem, wi�zy twoje znosz� -
Spraw tw� rozkosz tak d�ug�, jak s� twoje m�ki,
Lub tak kr�tkie twe m�ki, jak s� twe rozkosze!
Do Panny Tekli
Skarby szacownych twoich przymiot�w
Kt� godnie zdo�a oceni�?
Na tym papierze dzi� jestem got�w
Cho� niekt�re z nich wymieni�.
Pomimo nud�w codziennych zbiory,
Zabawy nasze cukrujesz;
Tam si� najmilsze zdaj� wieczory,
K�dy si� i ty znajdujesz.
Dzia�ania twoje czy� zwa�� s�owa?
C� w tobie nie jest zaletne?
Zawsze rozs�dkiem tchn�ca rozmowa,
Zawsze czynienia szlachetne.
My�li pogodnych czo�o znak daje,
Kolory twarzy dziecinne,
Oczka m�wi�ce, a obyczaje
Przystojne, lube, niewinne.
M�odsi ci�, starsi i ci kochamy,
Co nas lat chyl� ci�ary.
Kocham, w mych u�cieoh, roz�miesza damy,
S�dz�ce, �em ju� zbyt stary.
Od lod�w �ysa, �niegami siwa,
W �rodku pe�na ogni�w Hekla
Jest r�wnienniczka moja prawdziwa;
Niech temu zawierzy Tekla.
Do Wojciecha Miera
bawi�cego na wsi
Zazdro�ci naszej godne twe chwile,
Wie�niaku, kt�ry, lepszym wyborem,
W odleg�ych w�o�ciach bawisz si� mile,
Z niw�, sadami, ��k� i borem.
Tam, wolen troski, w my�lach swobodny,
Wdzi�czniejsz� rzeczy ogl�dasz posta�,
Tam �atwo toczy dowcip tw�j p�odny
Rymy w pami�ci maj�ce zosta�.
Cieniowe g�ry i �yse ska�y,
A niecierpliwym pyszne potokiem,
Je�li chcesz, by ci rozrywk� da�y,
Masz je pod twoim codziennie okiem.
Pierwszym ci skrzyd�em p�dzi� poczyna
Zefir powietrze natchnione woni�,
Kt�r� wyciska z siebie drzewina
I zi�ka pe�ne balsam�w roni�.
Kiedy pasterka s�o�cem zbrukana
Nieuczonymi wywodzi tony,
Jak jest od ch�opc�w prze�ladowana,
Nie jest�e� wtedy wi�cej wzruszony,
Ni� kiedy Fryne z naj�tym w�osem,
Co na cal bielu z rumie�cem bierze,
Sztucznie a przykro �wiczonym g�osem
Wiersz na paryskiej nuci operze?
Dalekim biegiem znu�one wody,
Kr�tki spoczynek bior�ce w stawie,
R�nych kolor�w, r�nej urody
Chowaj� rybki ku twej zabawie.
Ta si� zgubi�a, ta chwyta znowu,
Ile im w�dk� zapu�cisz razy.
Nadpotrzebnego chciwe ob�owu,
�mieszne �akomc�w daj� obrazy.
Je�li ci� n�ci ptastwa �owienie,
Pod staro�ytnym ukryty klonem,
Skoro wystawisz rozkoszy cienie,
Latacze twoim staj� si� plonem.
A gdy, mi�o�nik zapami�ta�y,
Cietrzew nieborak w te padnie sid�a.
Pomnij, aby ci� nie upl�ta�y
Podobnie kiedy� jakie pie�cid�a.
Zaj�czek ci si� �atwo dostanie,
Cho� patrzy zawsze i s�yszy z dala,
Z wiatrem o r�czo�� graj�ce �anie
Niech tw�j ra�niejszy o��w obala.
Lecz niech ma pok�j nied�wied� mrukliwy
I dzik, kt�ry si� upornie broni:
Jak on jest srogi, jak on jest m�ciwy,
Tobie podobny dozna� Adoni.
Jak�e ty czasy trawisz fortunne,
Cieszy ci� widok coraz to nowy,
Jedne nimfeczki jeszcze bezrunne,
Drugim si� sypie w�osek trzonowy.
Onych prostota, przyjemnie p�ocha,
�al, boja��, rado�� oznacza krzykiem.
Wierzysz, gdy kt�ra m�wi, �e kocha,
Bo dusza nad jej mieszka j�zykiem.
Z nimi wy�cigiem przemierzasz b�onie:
Kt�ra ci� ubiec chc�cego mo�e,
Na jej zwyci�skim przypinasz �onie
Tw� w�asn� r�k� zrywane r�e.
Na wsi jest tylko rozkosz prawdziwa,
Tam lud niewinny, szczery, rzetelny,
Tam rado�� mieszka i czu�o�� �ywa,
Do wsi zrodzony ka�dy �miertelny!
Patrz, jak ten bogacz szcz�sny z pozor�w,
W mie�cie go wi��e b�yszcz�ca dola,
Lecz mimo zbytk�w i z�ota wor�w,
I nudnych syt�w t�skni do pola,
Zwozi murawy, zasadza gaje
Wpo�r�d kosztownej w mie�cie struktury.
A cho� si� od niej oddala� zdaje,
Przema�pia jednak dzie�a natury.
Mia�yby wi�cej role zalety,
Nigdy by� z tamtych nie wyszed� kraj�w,
Gdybym ci przes�a� wierne portrety
Tutejszych przywar i obyczaj�w.
Obfite �niwo! Lecz zamys� taki
Mojej nie zdobi weso�ej liry,
Innym, gorzkawe lubi�cym smaki,
Zostawiam nudne kre�li� satyry.
Szacuj statecznie wiejskie przybytki,
Gdzie ci� przychylne trzymaj� losy,
Gdzie trzy boginie* na twe po�ytki
Karmi� owoce, kwiaty i k�osy.
Lecz kiedy roku podlejsza pora
Za oddalonym s�o�cem nadbiegnie,
Pocznie ci� dziwi� d�ugo�� wieczora,
�nieg obna�one ga��zie zegnie;
Kiedy rozleg�e na sto mil �awy
Same na sobie rzeki u�ciel�,
Wtenczas ku murom zbli� si� Warszawy,
Niech i stoliczni tob� si� dziel�.
Albo lapo�skie zaprz�gaj renny,
Kt�re ci� w szybkiej przy�lizn� sani,
Albo z odwagi chc�c by� imienny,
W Mongolfijera nawied� nas bani.
Przypis
Korzystaj z Frank�w latania daru,
Im te wynale�� przysta�o dziwy,
Maj�cym z siebie najmniej ci�aru.
Wiesz - li pocz�tek ich osobliwy?*
Pan, co przed wieki Olimpem w�ada�,
Liczne po �wiecie tworz�c narody,
Chemicznym one porz�dkiem sk�ada�
Z ognia, powietrza, ziemi i wody.
Przysz�a wi�c kolej Frank�w dzia�ania,
Ci, gdy �ywio�y dwa pierwsze wzi�li,
W lot, nie czekaj�c reszty dodania,
Z r�k si� swojego tw�rcy wymkn�li.
Epitalame Dorantowi i Klimenie
czyli mi�o�� z��czona
Precz st�d frasunki, precz troski, mozo�y!
Dzie� nam zaja�nia� nad inne weso�y,
Godziny jego Dorant pilnie liczy,
Wiecz�r mu wi�cej obieca� s�odyczy,
A kiedy dni�ce �wiat�o w morzu zgas�o,
Niesie Jutrzenka dla kochank�w has�o.
Klimena, smutna i od strachu zblad�a,
Idzie ci�gniona mi�dzy prze�cierad�a.
Raz j� ciekawo�� nowej rzeczy �udzi,
Drugi raz trwoga ognie w �y�ach studzi.
Spoczynek znikn��, snu daremnie szuka,
Uszko na warcie, a serduszko puka.
Najwi�cej umys� zak��ca spokojny
Toczenie krwawej i nieznanej wojny:
Bez sekundanta, bez tarczy, bez broni,
C� j� od razu srogiego zas�oni?!
Gotuj si�, dziewcz�, na cacan� m�k�:
Ju� mi�o�� wiedzie Doranta za r�k�,
Ju� drzwi skrzypn�y, k�dy spoczywa�a;
Swawolny ch�opiec leci gdyby strza�a,
Jednym zamachem odchylaj�c lotno
Kitajk�, at�as i dym�, i p��tno.
Chciwym po�era okiem wszystkie cuda:
Z r�y kolanka, z alabastru uda.
Przy �licznych u�ciech swe usta po�o�y�,
Sze�� razy kona� i sze�� razy o�y�.
Klimena, grotem Kupidyna pchni�ta,
Podnosi w niebo zemdlone ocz�ta.
Krzyk zapalonej miluchncj twarzyczki
�wiadczy, �e szczup�e do rozkoszy drzwiczki
Szcz�liwa paro, miej uciechy trwa�e,
Niech ci si� nocy zawsze zdaj� ma�e!
Nie przepisze was nikt szczerym kochaniem,
Ani go��bki mi�osnym szemraniem.
Ani si� tak bluszcz ko�o drzewa wije,
Jak Dorant ko�o Klimeninej szyje,
Ani ostryga tak �ci�le zamkni�ta,
Jak �ci�le wasze splecione no��ta.
Dzi�kujcie niebu za takie przymioty:
Anieli r�wnej nie znaj� pieszczoty.
Epitalamion
Franciszkowi Ksaweremu Branickiemu
Hetmanowi W. Koronnemu,
i Teodorze Ksi�niczce Jab�onowskiej
Herkulesowym �ladem d���c do zas�ugi,
Dziedzic i jego m�stwa, i jego maczugi,
Branicki, niezwi�d�ymi pragn�cy laurami
Skronie swoje uwie�cza�, pogardzi� mirtami.
Nad wonie ws�awiaj�ce meka�skie jarmarki
Przyjemniejszy mu zapach saletry i siarki.
Nad harmonij� sztucznej przek�ada� muzyki
Tr�by, kot�y i paszcz�k spi�olitych ryki.
Marsa czci�, jemu tylko podoba� si� ��da�,
N a cyterejskie b�stwa wysoko pogl�da�.
Jak na ziemi o pierwszo�� bywaj� rozruchy,
Tak nami�tno�� porusza nie�miertelnych duchy.
Ca�y Olimp �a�osne wzi�wszy na si� cery,
Spieszy na Branickiego skar�y� do Wenery:
"O ,bogini! zakre�le� w�adzy niecierpliwa,
Tobie ho�dowa� winna ka�da dusza �ywa.
Twoja moc w zimnej piersi wodnych gospodarzy
Nieugaszone ognie, kiedy zechce, �arzy.
Ty� synowi Alkmeny u cudnej Ijoli
Kaza�a s�u�ebniczej kosztowa� niewoli.
Innym dawca swobody, sam d�wiga� kajdany,
W b�lu znajdowa� rozkosz i pie�ci� swe rany.
Ty� Marsa odzbroi�a barki tryumfalne,
Przepaliwszy mi�o�ci� jego serce stalne.
On na swoich k�dziorach twoje nosi� wst�gi,
Wi�y w jego szyszaku gniazda twe zaprz�gi.
Zniesiesz-li Branickiego naganne opory?
Pr�ino go sobie pragn� godnych ojc�w cory.
Pr�ino sk�adne Dryjady i bielsze od �nieg�w
l �cz� Nimfy strzeg�ce nadwi�la�skich brzeg�w.
Ten, g�uchy na ich pro�by, na koniu si� miga:
Albo �o�nierzy trudzi, albo �ubry �ciga.
Wielcy m�owie daj� niechc�cy przyk�ady,
Mierniejsi na�laduj� ich cnoty i wady.
Niebezpieczny ten nar�w, gdy ujdzie bezkarnie.
Naj�wawszych oboj�tno�� junak�w ogarnie.
Dobre plemi� zaginie, zostan� straszyd�a,
Przepadn� twe �wi�tnice, ofiary, kadzid�a!"
U czu�a Cypru pani g��bok� uraz�
I przemy�la naprawi� w�adzy swojej skaz�.
Swego wi�c Kupidyna przywo�awszy z bliska.
Bierze ch�opca na �ono, ca�uje i �ciska,
Swawolnym pozwalaj�c poigra� paluszkiem
Z cz�ciami, kt�re taj� ziemianki fartuszkiem,
A gdy t� �agodno�ci� uczynno�� w nim wznieca,
�ali si� na Hetmana i zemst� zaleca.
"B�dziesz wpr�dce zemszczona!" - Kupido zakrzykn��,
jeszcze raz uca�owa�, uskubn�� i znikn��,
A dla matki rozkaz�w i z w�asnej ochoty,
Wybijaj�c si� wy�ej nad Ikara loty,
Ko�ysze si� nad Polsk�, wybieraj�c z wielu,
Z kt�rego by m�g� miejsca wymierzy� do celu.
Nikt z S�awian�w nie przeszed� jab�onowskich s�awy:
Maj� w swym domu mitry, krzes�a i bu�awy.
Ich wysokimi czyny nape�nione dzieje,
W nich strapiona ojczyzna zwyk�a mie� nadziej�.
Ch�tnie mieszcz� u siebie Gradywa z Pallad�,
Znani w polu si�ami i w senacie rad�.
jazon po morzach b��dzi� dla z�otego runa,
Im te dary w dom nios�a przyjazna fortuna.
R�wny przodkom Antoni nowe wzi�� fawory,
Gdy go nieba zrz�dzi�y ojcem Teodory.
Czy ona melodyjne daje s�ysze� tony -
Czyj�e g�os tak przenika, czyj tak jest pieszczony?
Czyli te� ra�n� n�k� skoczne toczy ta�ce -
Wdzi�czniejszych nie widzia�y dawne Polski kra�ce.
Wszystkie ku sobie oczy, wszystkie serca zwraca,
Przyn�cone powabem respektem ukraca.
Kupido, na Hetmana nios�c chytre sid�a,
Usiad� naprz�d na czole u tego pie�cid�a.
Pomy�lno�ci zasadzkom upatruj�c z g�rki,
postrzega dwa per�owe pod szyj� pag�rki;
Tam si� spuszcza i bawi. Wierz�, �e nie nudzi�.
Nie mia�a takich psycha, kt�r� on u�udzi�.
A czekaj�c nadej�cia wspania�ej zdobyczy,
W tak lubym miejscu d�ugo bawi� sobie �yczy.
Idzie w�dz wieIkomy�lny, zadumiony ca�y
O przyn�tach zwyci�stwa i pi�kno�ci chwa�y,
Gdy Kupido ukryty, drogiej zemsty chciwy,
Z nat�onej we� strza�� wypuszcza ci�ciwy.
Szerz�cych si� p�omieni sprawiwszy zadatki
Trzpiot skrzydlaty z u�miechem polecia� do matki.
Co za dziwna w momencie sta�a si� odmiana,
Kt� by si� nie u�ali� patrz�c na Hetmana?
jak okropny b�l cierpi, jak przy st�pkach wzdycha.
Nie widz�c Teodory, z pragnienia usycha.
Rycerz, co si� ni bomby, ni miny nie boi.
Traci swoj� odwag�, kiedy przy niej stoi.
Cz�sto usta kochanie t�umacz� milczeniem,
Smia�o�� przed dwuwyk�adnym dr�y czasem wejrzeniem.
Chce swe b��dy wetowa� i m�wi, i mniema,
�e nad Cypryd� b�stwa mo�niejszego nie ma.
Jej pos�gi s�oniowe, jej mogolskie gumy
I zapala� arabskie przyrzeka perfurny.
Uweselona Wenus z takiego widoku
W lazurowym na ziemi� szybuje ob�oku,
A widz�c, �e w�dz na jej skinienie gotowy,
Tymi, umartwionego, pocieszy�a s�owy:
"Gdy ci�kim do�wiadczeniem pozna�e� si� z gruntu,
�e przeciw mnie podnosi� nie nale�y buntu,
Wkr�tce wi�c Teodor� oddam ci na zgod�,
Maj�c� imi�, dowcip, bogactwa, urod�."
Przyk1asn�li bogowie. Po sko�czeniu k��tni
Febus o przeznaczeniach zabrz�kn�� na lutni
I przytomne Kameny dziel�c na dwa ch�ry
Prosi�, aby wokalne trzyma�y mu wt�ry.
Ch�r I
Spiewajmy Branickiego waleczne przymioty:
Gdy ma w pi�ci kordelas, lew mu nie jest srogi.
Ch�r II
Zanu�my Jab�onowskiej znakomite cnoty:
Lew z�o�ywszy sierdzisto�� liza�by jej nogi.
Ch�r I
Alcydes siedmio�bistej hydry krew wys�czy�,
Ta rnia�a sto g��w, kt�r� Branicki u�mierzy�.
Ch�r II
Jak �liczn� dusz� Jowisz w �liczne cia�o w��czy�,
Kto ksi�niczki nie widzia�, s�owopl by nie wierzy�.
Ch�r I
Jego dom na najwyuze zas�uguje wzgl�dy,
Pierwsze w swojej ojczy�nie posiada urz�dy.
Ch�r II
Nar�d, kt�ry grzeczno�ci� i rozumem s�ynie,
Gnie kolano przed t� krwi�, co w jej �y�ach p�ynie.
Ch�r I
Wierno�� go stale szczyci i mi�o�� ojczyzny.
Odwa�niejszy od niego chyba si� narodzi.
Ch�r II
Milszej od niej nie wyda� Lechit�w kraj �yzny,
Jej dobro� nieszcz�liwym gorzko�� losu s�odzi.
Ch�r I
On wybornej m�odzie�y szykuj�c tysi�ce,
Ludzkiego pokolenia ,poskromi morderce.
Ch�r II
Ta upewni zwyci�stwo przez mod�y gor�ce.
Od niej bra� b�dzie prawa bohatera serce.
Ch�r I
I s�siedzi skromniejsi, i kraj by�by ca�y,
Gdyby Polak mia� zawsze takie jenera�y.
Ch�r II
Gdyby te oczka w�ad�y, jak s� godne, �wiatem,
Nikt by si� ubroczonym nie chlubi� bu�atem.
Razem
Zniszczcie, wielcy bogowie, przysi�gi dziel�ce
Dzie� ten, kt�ry utwierdzi najszcz�liwsze zwi�zki,
A w zamian przemieniajcie godziny w miesi�ce,
Gdy po�lubione b�d� spe�nia� obowi�zki.
Przepisa�y wyrok�w nieomylne ksi�gi,
Jak maj� uczci� bogi t� par� ozdobn�:
Przydadz� im dostatk�w, godno�ci, pot�gi
I syna ojcu, c�r� matuni podobn�.
Radniej b�dziem opiewa� nad wojenne wrzawy
Ich z��czonym ci�arem st�oczone murawy,
A kt�rejkolwiek darni u�yj� na �o�e,
Ziemia ta rodzi� b�dzie lilije i ro�e.
Epitalamion Hipolitowi i Belinie
czyli mi�o�� nowych ma��onk�w
Niech b�dzie tobie dzi� po�wi�cona
Nowego poety wena,Czcigodna paro, dzisiaj sprz�ona
Pod mi�e jarzmo Hymena.
Przes�awnych przodk�w, dawno�ci rodu,
Niesk�pych Plutusa dar�wAni dzie� wy�szych czyni� wywodu
Nie wchodzi do mych zamiar�w.
Dziejopis niegdy� cn�t waszych likiem
Potomno�� b�dzie budowa�:Mnie Muzy da�y lekkim p�dzlikiem
Rozkosze tylko malowa�.
Oto swe Wenus sieje promienie,
Z ni� gwiazd weso�a gromada,Dyjanna le�ne porzuca cienie,
Ale od zawi�ci blada.
Muszona w zwyk�ej w�z p�dzi� dobie,
S�abszym �wiate�kiem po�yska.Na wyrokami przej�te sobie
Niech�tnie patrz�c igrzyska.
Noc t� przychyln� wita �yczliwie
Hipolit, pe�en p�omienia,Z celem swych ��da� pragn�cy chciwie
Naj�ci�lejszego z��czenia.
Czeka go Mi�o�� u swego tronu
I ten dla niego przeznacza,Nienawistnego gdzie pawilonu
Ju� cie� Belin� otacza.
Tam si� ochoczy Hipolit spieszy.
Umys� nadziej� upaja,Serce si� bliskim tryumfem cieszy
I sw�j bieg tak�e podwaja.
I kiedy stan�� przy swojej mecie,
Gdzie tylu wdzi�k�w s� sk�ady,I swej �renicy w pierwszym impecie
Wszystkie rozgrodzi� zawady;
Nad �licznym lilij dziwi si� zbiorem,
Tu z nimi r�e ja�niej�,Tu z�oty warkocz z m�odszym k�dziorem*
S�odk� go wabi� kolej�.
T� natarczywo�� Belina gani
Prosz�c, aby si� u�mierzy�,C� to za �oskot?... Nie trw� si�, pani:
Guzik* to w sufit uderzy�.
Pierwszy raz wtedy Belina widzi
Ciekawy przymiot cz�owieka;Oko niewinne patrze� si� wstydzi,
A kry� go nie chce powieka.
Na �up si� luby wszystko dostawa,
Co dot�d pilnie strze�ono.Id� do skutk�w ma��e�skie prawa,
Puszczaj si�, z gazy zas�ono.
Lecz ty, Pertundo* kt�rej wezwanie
Nie by�o wtenczas daremne,Podszeptujesz mi owe spotkanie,
Owe s�odycze tajemne.
Z jak� �wawo�ci� gwa�tem si� wdziera
Mi�dzy skaliste szczelinyW�� m�odociany, gdy si� rozbiera
Z swej przesz�orocznej �upiny.
Z tak� Hipolit moc� pragnienia
Wszystkie swe si�y nat�a,Sprawuje przykro��, s�yszy syknienia
I z wielkim trudem zwyci�a.
Prze�ladowane a� do umoru
Dziewictwo gubi szkar�aty;Ej, gdyby pr�bki tego koloru!
Bra� go b�dziemy na szaty.
Modnym barwieniom zare�skie damy
Dziwniejsze daj� nazwiska.Czemu� purpury nosi� nie mamy,
Kt�r� pieszczota wyciska*.
Przeci�g nied�ugi, znowu si� pie�ci
Co moment szcz�liwsza para,Wi�cej ma uciech, a mniej bole�ci:
Zgodniejsza przypada miara.
Na kszta�t zarzystej pa�aj� ceg�y,
Z przerwan� my�li osnow�.Dusze si� skrytym manowcem zbieg�y
I czyni� sk�adk� na now�.
�adne tam nie s� stracone chwile,
Cho� kt�ra mniej jest ognista,Wnet j� Hipolit zape�nia mile
I z odpoczynku korzysta.
To swej Beliny wdzi�ki cz�stymi
Ca�owaniami okrywa,To lube usta rozognionymi
Odetchnieniami przerywa.
Biodra stalowe taka zabawa
Do czyn�w �ywszych poduszcza,A sam Kupido na stra�y stawa
I Morfeusza nie puszcza.
Pr�no ci liczba pyszni� si� ka�e,
Dydelfie, znany ze dwiema*,Co nasz Hipolit jednym doka�e,
Ty nie doka�esz obiema.
Ju� zmordowan� pi�kno�� znojowe
Obficie zrosi�y deszcze,Ju� dawno wesz�o S�o�ce kwietniowe,
A ten i jeszcze, i jeszcze.
Ledwie ci� przecie� puszcza, Belino,
Nigdy rozkosz� niesyty.Chodzi� nie mo�esz, pod oczkiem sino -
Zbytk�w m�owskich zaszczyty.
Ach! pomnij, �e to na ca�e �ycie,
Nie za� na chwil� te gody,I strze� si� takiej, o Hipolicie,
Jaka mnie czeka, przygody.
Wieszcza matrona, gdy mnie, dziecin�,
Na pierwszym �wietle ujrza�a,R�wn� Sybilli maj�ca min�,
Tak� mi przysz�o�� opia�a.
"Znajcie, rodzice, b�stwa szczodroty,
Kt�re was darz� tym synem,Nie tkn� tych nigdy Jowisza groty
Skroni bronionych wawrzynem.
Niech na gin�cej �odzi si� p�awi,
Id�c za morze po runa,Delfin mu swego grzbietu nadstawi
I z pa�stw uniesie Neptuna.
Gdzie o�owiane sypi�c si� grady
Dzie� sobie czyni� w �elazie,Niech i tam swoje zostawia �lady,
Mars go wyd�wignie w tym razie.
Ale z per�owym pieszcz�c si� �onem
Niech wzgl�du miary nie traci,Bo jedwabnego robaczka* zgonem
Uciechy niegdy� przyp�aci."
Widzia� Achilles, �e mu spod Troi
Powrotu Parki nie da�y;Drobne si� serce przeznacze� boi,
Lecz on nie przesta� by� �mia�y.
Chocia� i mego ko�ca przyczyny
Ju� mi odkry�y niebiosy,Szukam odwa�nie onej godziny.
Ani si� �al� na losy.
* * *
Gdy si� dwie szcz�sne zejd� planety na niebie,
Rokuj� st�d �miertelni pomy�lno�� dla siebie.
Pu��my wodze nadziei: widziane s� w parze
Dobroci� i m�dro�ci� s�awne luminarze.
O, Dnieprze! tobie trwa�ym niech b�dzie zaszczytem,
�e� ich zbli�enie twoim u�atwi� korytem.
Je�li po nieszkodliwej w�d twoich g��binie
Los�w ojczyzny mojej ulepszenie p�ynie,
Wzgl�d b�d� mia� dla ciebie, a� do �ycia kresu,
Wi�kszy, ni� Indy Janie maj� dla Gangesu.
* * *
...gdy w m�odo�ci czasu niezmierne szczodroty
Matka rzeczy na �ywe sypa�a istoty,
Innym moc i or�e rozda�a w posagi,
Cz�owiek z troch� �wiate�ka sta� w �rodku nich nagi.
Zdawa�o si�, �e posta� najprz�d zginie nasza:
Lew j� klem, s�o� ogromem, w� rogiem przestrasza.
S�aby zwierz, ale kt�ry wzi�� roztropno�� w podzia�,
Zjad� wo�u, wsiad� na s�onia, lwi� sk�r� si� odzia�.
Go��bki
Raz, gdy para go��bk�w uprzejmie si� kocha,
S�odko im wszystkie p�yn�y godziny,
Ale potem samiczk� ch�� uj�a p�ocha
Odleg�e zwiedzi� krainy."Co czynisz, siostrzyczko luba? -
Rzek� go��bek rozrzewniony -Z twojej nieobecno�ci moja b�dzie zguba;
Jak si� �miesz sama puszcza� w nieznajome strony?
Ach! jak nad rozstaniem si� pomy�lenie smutne.
Lecz nie dla ciebie, bo ty serce masz okrutne.
Niech ci ten zamys� zmieni� trudy, niewygody,
Cz�ste w podr�ach przygody.Zatrzymaj si� przynajmniej, a� zwyk�� kolej�
Czasu por� swym tchnieniem zefiry ogrzej�.
Niedawno kruk na d�binieWr�y� przysz�e nieszcz�cia jakowej� ptaszynie.
Wszystko mi odt�d niemi�o,
Nigdy nie b�d� weso�y.
Nic mi si� nie b�dzie �ni�o,
Tylko klatki, tylko siatki,
Tylko strzelce i soko�y."
Tak zbawienne przek�adaniePowinno by�o b��dne naprostowa� zdanie,
Lecz samiczki ciekawo��, niespokojno�� g�owy
Sprawi�y, �e wzgardzi�a rozs�dnymi s�owy.
Rzek�a: "Niechaj si� o mnie braciszek nie boi.
Kto rad zawsze w domu siedzie�,
Niewiele ten ma powiedzie�,Kr�tka podr� pragnienia moje zaspokoi.
B�d� si� mia�a czym bawi�,
Gdy ci rz�dem zaczn� prawi�
Rozliczne moje zdarzenia:
Jakie przeby�am krainy,
Jakie widzia�am stworzenia,
To mi si� w szare godziny,
A to zdarzy�o w poranku,
Jakby� tam sam by�, kochanku.B�d� mi zdr�w." �cisn�wszy si� zatem skrzyde�kami,
Porosili dziobki �zami.Leci precz w�drowniczka. Niebo si� zachmurza.
I przymusza j� my�le� o jakiej zachronie
Gwa�tami gro��ca burza,Lecz jedno tylko drzewo by�o w tamtej stronie,
Nie dosy� li�ciem odziane.
Ucierpia�a od b�yskot�w,
Przel�k�a si� huku grzmot�w,
Wszystkie pi�rka by�y zlane.Deszcz usta�, osusza si�, jak mo�e, nieboga,
I widzi, �e jest grochem posypana droga,
Przy niej go��b na posadzie.Chce si� do niego spu�ci�, nie my�l�c o zdradzie,
A gdy na te pon�ty nieuwa�nie leci,
Wpada w rozstawione sieci.
Sie� ta ju� by�a zbutwia�a:
Gdy si� w�drowna ptaszyna
Silnie w niej rzuca� poczyna,Utraciwszy co� z pi�rek, przecie� si� wyrwa�a,
Dobyta z miejsc chytro�ci, umyka co si�y,
Wtem s�yszy jaki� szelest za sob� niemi�y.
Obejrzy si�, a� tu kaniaZ okrutnymi szponami tu�, tu� j� dogania.
O w�os co nie zgin�a.Los pomy�lny sprawi�,
�e srogi orlik lecia� z innej strony pola
I bitw� kani� zabawi�;Lecz nie tu go��bicy ko�czy si� niedola:
D�ugim torem zm�czona, bez picia, bez jad�a,
Ze strachu ledwie �ywa, na stodo�� pad�a.
Ch�op, kt�ry swego zbo�a zjadacz�w nie lubi�,
Zr�cznym rzuceniem kamieniaTylko co go��bicy do reszty nie ubi�.
Ta, kln�c swoj� ciekawo��, swoje oddalenia,
Zal�kniona, schorza�a, podskubana, zmok�a,
Ledwie n�ki za sob� do domu przywlok�a.
O wy! kt�rych dusze tkliwe
��czy sprzyjanie wzajemne,
Porzu�cie drogi daremne,A p�d�cie razem z sob� momenta szcz�liwe!
A gdyby si� podr�e kiedy spodoba�y,
Niech b�d� te podr�e do najbli�szych granic.
Znajdziecie w sobie �wiat ca�y,
A reszt� rachujcie za nic.
Kocha�em i ja niegdy�, i tego p�omienia
Mi�e mi dot�d wspomnienia.Wtedy za skarby kr�l�w, za niebieskie sfery,
Nie by�bym si� chcia� rozsta� z polem i muraw�
Deptanym n�k� �askaw�I o�wieconym mojej oczkami Glicery.
O! gdyby jeszcze taka przysz�a chwila kt�ra!
Pewnie bym do kochania o�mieli� si� got�w:
Czyli� nie ma blisko mnie wdzi�k�w i przymiot�w?
Czyli� mojej mi�o�ci min�a ju� pora?
Hymn do Apollina
[Imieniem J�zefa Bielawskiego]
O, najja�niejszy z bog�w! za twoje szczodroty
Kto ci dzi�kowa� rozpocznie,Wyzna, �e innych niebian mniej pewne istoty*,
Twoja nas krzepi widocznie.
Bez ciebie le�a�aby wiecznym kryta cieniem
Ca�a natura okrzep�a,By�by okr�g zdr�twia�ym i wody kamieniem,
�wiat bez wilgoci, bez ciep�a.
Ty sam rzetelnym wszelkich jeste� ojcem twor�w
I twoja nimi moc w�ada,Ty rzeczom twych rozlicznych po�yczasz kolor�w,
Kt�re noc pr�no wykrada.
D�wignione w g�r� morza i ziemskie kruszyny*,
W��czonym* grzane twym duchem,Staj� si� upi�knione, z twych dar�w przyczyny,
Postaci�, �yciem i ruchem.
Nie tylko ci�gniesz, stroisz i o�wiecasz ziemi�,
Bieg jej kieruj�c do mety,Jeszcze nad inne ludzkie ulubiwszy plemi�
Sam natchn�� raczysz poety.
Je�li ci� z r�ku moich ofiara oddana
I mod�y wzrusz� gor�ce,Us�ysz �askawie pro�by twojego kap�ana,
A pro�by z serca id�ce.
Oto m�� sprawiedliwy, niebezpiecze�stw bliski,
Okropna bole�� go dr�czy,Z milcz�c� cierpliwo�ci� znosi swe uciski,
A smutny nad nim lud j�czy.
Kt� si� kiedy na s�uszno�� Repnina u�ali?
Powszechnie czczony, kochany,Gdy mordem i rozbojem Europa si� kali,
On jest cnotliwym uznany.
Ca�y dla swej ojczyzny wiek przep�dzi� w znoju.
Nie masz w tym �yciu zaka�y,S�awny wojn� i s�awny zrobieniem pokoju*,
W przyja�ni wierny i sta�y.
Sierotom i ub�stwu w�asno�� swoj� dzieli,
Innym los przykry os�adza.Wtedy si� wielki umys� najwi�cej weseli,
Gdy cudze krzywdy nagradza.
Ju� ten ksi��� zas�u�y� na szacunek wieczny,
A to ciekawych pytanie,Czy on jest wi�cej ludzki, czy wi�cej waleczny,
Nierozwiazalnym* zostanie.
Apollinie! ty pierwszy niszczenia choroby
Odkry�e� sekret g��boki,Ty� te synowi swemu zaleci� sposoby
Miesza� zdrowi�ce zi� soki.
Kieruj lekarzy r�k�, przez twoje natchnienia
Nieomylne im daj zdanie;Niech ten, kt�ry tak wielu za�mierzyl cierpienia,
Sam teraz cierpie� przestanie.
Jaros�awowi Potockiemu
Rozrywek, uciech, igrzyska
Przychylnym go�ciom nie zbraniaPa� Daszowskiego siedliska,
Godny czci, godny kochania.
By ta osada weso�a
Podobn� by�a do raju,Trzeba w ni� przywie�� anio�a
Z prawego brzegu Dunaju.
Jele� przegl�daj�cy si�
Razu pewnego w prze�roczystej wodzie
Przypatruj�c si� jele� swej urodzie,Sam si� dziwi� cudno�ci rosochatych rog�w,
Lecz widz�c swoje nogi, cienkie jak badyle,
Gorzko narzeka� na bog�w:"Gdzie proporcyja? g�owa tyla! nogi tyle?
Me rogi mi� r�wnaj� z wysokimi krzaki,
Lecz mi� ta sucho�� n�g szpeci."
A wywieraj�c �al taki,Obejrzy si�, a� tu do� obces ogar leci;
Nie bardzo dalej psiarnia cieka rozpuszczona.
Strach go w g��boki las niesie,Lecz r�czo�� jego nieco jest sp�niona,
Bo mu si� w g�stym rogi zawadzaj� lesie.
Uciek� ci przeci�, ale mu ogary
Podziurawi�y mocno szarawary.
Kto kocha w rzeczach pi�kno�� i zysk�w si� wstydzi,
Cz�stokro� si� takimi pi�kno�ciami zgubi,
Jak ten jele�, co swymi nogami si� brzydzi,
A szkodn� ozdob� lubi.
* * *
Ju� dawno carogrodzkie st�ka�y kowad�a
W or�e przeginaj�c lemiesze i radia.
Ju� gro�ne bisurmany z wynios�ymi duchy
Nios� w okr�ty miecze, p�ta i �a�cuchy.
Wiatry, jakby zes�ane od stron Mekki, wiej�,
�o�nierza nape�niaj�c szcz�liw� nadziej�.
Leci ogromna flota po morskiej przestrzeni,
Las maszt�w r�nie powietrze, wios�o nurty pieni.
* * *
Kto pragnie pospolite opatrzy� po�ytki,
Nieprzyzwoite smutnym niech wyt�pi zbytki.
Gn� si� sto�y pod srebrem, w galonach lokaje,
T�ocz� nam sok Bachusa Hotentot�w kraje,
Lekkomy�lno�ci naszej Brabant siatki stawia,
Robaczkom wzi�te �upy Francuz nam wyprawia,
A bracia niebronieni w srogiej j�cz� doli!
Wolno�� nasza na obcej gruntuje si� woli.
Ojczyzna uszczerbiona. O s�awo! po tobie
W najgrubszej by nam chodzi� przysta�o �a�obie.
Niech wzgardz� obywatel te kosztowne szaty,
Te zgraje s�u�ebnik�w, ten poz�r bogaty,
Kt�re od Azy Jan�w swe wzi�y pocz�tki,
Gdzie s� niepewne wolno��, �ycie i maj�tki.
Dzi�kuj� za z�otog��w i wol� pod kirem
By� swobodnym szlachcicem ni� wielkim wezyrem.
Nieludzko nas obdarli opiekuni srodzy,
Nie udajmy bogacz�w, kiedy�my ubodzy.
Jedni frantostwem, drudzy przez u�ycie wios�a,
Inni dostatki ci�gn� z handlu i rzemios�a;
My, na �rodku �elaznej wychowani ziemi,
Umiemy ku� or�e, zr�cznie w�ada� niemi:
Mo�na z �elazem w r�ku zni�y� pysznych z�otem,
Wi�cej krwi� w roku naby� ni� ci w sto lat potem.
Lis kusy
Stary lis, co sto razy by� peregrynantem,
Podw�jn� prawie chytro�� da�a mu natura;
Wielki zjadacz kr�lik�w, wielki �apikura,
Gdy szed�, na mil� wko�o czu� go by�o frantem;
Lecz i na� dopust bo�y spad� jednego razu:
Dobrze odwietrzonemu nie umkn�� �elazu.
�ycie z ratowa�, ale ogona postrada�.
My�li, jakby tu pokry� tak sromotn� wad�.
W�a�nie te� wtedy lisy mia�y rad�;
Poszed� na ni�, g�os zabra� i w ten spos�b gada�:
"Bracia, p�ki przes�dy b�d� nami rz�dzi�,
Nie mo�emy, tylko b��dzi�.�e nasz dziad nosi� ogon, i my go nosiemy:
Innej przyczyny nie ma. Lecz gdy w rzecz wejrzemy,
Na c� on si� przyda, prosz�?
Pr�no si� po prochu szasta
Albo si� w b�ocie zachlasta,
Wi�c ja z miejsca mego wnosz�,�eby tych nadpotrzebnych pozby� si� ci�ar�w."
Kto� mu rzek�: "Przyrodzenia nie gardziemy dar�w,
Mo�emy jednak p�j�� za twym przyk�adem;
Ale obr�� no si� zadem!"
A� tu zaraz pe�no huku,jak si� wezm� �mia� wszyscy do rozpuku.
"Ach, jaki� teraz nielusy!*
A pfe, kurta, a pfe, kusy!"Szpetno�� si� jego pokaza�a jawna;
Tajemne cz�ci nie mia�y zas�ony.
Lisy wi�c nosz� ogony,
Jak nosi�y z dawien dawna.
List do Irydy
Od niebieskiej pi�kniejsza kolor�w obr�czy,
Ciebie, Irydo, wielbi� pod imieniem t�czy;
Zbiorze wdzi�k�w; te innym oszcz�dnie rozda�a,
Na ciebie z rozrzutno�ci� natura wyla�a.
Do kogo pisz�, ka�da z twych rywalek zgad�a.
Ty w�tpisz? Porad� - �e si� natychmiast zwierciad�a.
Je�li twoja ostro�no�� schlebnym go rozumie,
Rad� si� czystego �r�d�a, to zmy�la� nie umie.
Macie, W�oszy, Wenery pos�g przednio ryty
I obraz, gdzie jest duch jej pod farb� ukryty.
Pysznicie si�, i s�usznie; my si� pyszni� mamy
S�uszniej, maj�c pi�kniejsze w naszym kraju damy.
Z ciebie by staro�ytni, Irydo, malarze
Kszta�tno�� bior�c, bogini� wstawili w o�tarze.
Nie tylko jest czu�ych serc �liczno�� twoja celem,
Jeszcze jeste� wybornym grzeczno�ci modelem;
Tobie nasz ho�d nale�y, tobie pe�na chwa�a.
Nie b�d� nazbyt cnotliwa, b�dziesz doskona�a.
Skromno�ci daj�c dow�d przez politowanie,
Po gaiku biegaj�c, mijasz inne panie.
�adnie si� wydawa�y:zszed�szy si� na ko�cu,
Tak przy tobie pogas�y jak gwiazdy przy s�o�cu.
To dzi� d�u�ej ni� wczora kilk� minutami,
Ogl�daj�c si� na ci�, �wieci�o nad nami
Sam widzia�em, widzia�em, gdy� si� na upa�y
Skar�y�a, w tym momencie zefiry zawia�y.
Je�eli fa�sz utwierdzam, o, grono dziewi�ci
Dziewcz�t, spraw, niech p�nocnym m�j wiersz lodem tr�ci.
-�c wolno��, mi�o�ci znaj�c dobrze wniki,
Na kt�re ona wp�dza swoje ho�downiki,
Umy�li�em nie kocha� a� do �ycia kresu.
Mam ja serce z �elaza, lecz ty masz z magnesu!
W��cznia moj� rozrywk�, mieszkaniem las dziki,
Prze�laduj� szkodliwe �ubry, �osie, dziki,
A� dot�d sama srogo�� m� zabaw� by�a.
Ty� mnie pierwsza, Irydo, wzdycha� nauczy�a.
Co to jest?gdy ci� ujrz�, zaraz kolor mieni�:
Albo