5939
Szczegóły |
Tytuł |
5939 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5939 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5939 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5939 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ostatnio w tej serii:
ANDREIMAKINE ZBRODNIA OLGI ARBELINY
ANGELACARTER
CZARNA WENUS
MARTIN AMIS INFORMACJA
Wkr�tce:
PHILIP ROTH TEATR SABATA
WAR�AMSZA�AMOW WISZERA
AMOSOZ NIE M�W NOC
Prze�o�y�a z hebrajskiego Agnieszka Jawor
CZYTELNIK Warszawa 2000
Redaktor serii Aleksandra Ambros
Tytu� orygina�u hebrajskiego Al tagidi laila
Don't Cali It Night � Amos Oz 1994
Opracowanie graficzne Zbigniew Czarnecki
Redaktor
Katarzyna Heidrich-�urkowska
Redaktor techniczny Maria Le�niak
Korekta ' Anna Pi�tkowska - ;
� Copyright for the Polish translation by Agnieszka Jawor, 2000
� Copyright for the Polish edition
by Sp�dzielnia Wydawnicza �Czytelnik",
Warszawa 2000
ISBN 83-07-02767-5
O si�dmej wieczorem siedzi na balkonie swojego mieszkania na trzecim pi�trze, patrzy, jak ga�nie dzie�, i czeka: co obiecuj� ostatnie promienie �wiat�a, a co zdo�aj� przynie��?
Przed sob� ma puste podw�rze, a na nim skrawek trawnika, oleandry, �awk� i zaniedban� altan� z bugenwilli. Podw�rze ko�czy si� kamienn� �cian�, w kt�rej widoczny jest zarys zamurowanego wej�cia. Kamienie w wype�nieniu s� nowsze, ja�niejsze, wydaj� mu si� teraz nieco l�ejsze ni� pierwotny budulec. Zza muru wyrastaj� dwa cyprysy. W wieczornym �wietle nie s� zielone, lecz czarne. Dalej rozpo�cieraj� si� nagie wzg�rza: tam jest pustynia. Tam wzbija si� czasem szary tuman, chwil� dr�y, przegina si�, rwie i s�abnie. By wr�ci� w innym miejscu.
Niebo szarzeje. Chmury p�yn� spokojnie. Jedna z nich odbija s�abo blask zachodz�cego s�o�ca. Z balkonu nie wida� zachodu. Ptaszek na murku jest tak poruszony, jakby nie m�g� pomie�ci� w sobie tego, co w�a�nie us�ysza�. A ty?
Sp�ywa noc. W miasteczku zapalaj� si� lampy uliczne i �wiat�a w oknach, porozdzielane ciem-
no�ci�. Wiatr nasila si� i przynosi zapach ognisk i kurzu. W ksi�ycowej po�wiacie wzg�rza przyoblekaj� mask� �mierci, przestaj� by� sob�, s� tylko cichymi tonami. To miejsce to koniec �wiata. Nie jest mu tutaj �le: ju� zrobi�, co m�g�, teraz czeka.
Z t� my�l� opuszcza balkon, wchodzi do �rodka, siada i k�adzie bose stopy na stoliku w salonie. Ci�kie d�onie po bokach fotela ci��� ku ch�odnej pod�odze. Nie w��cza telewizji i nie zapala �wiat�a. Biegn�c� w d� ulic� przemkn�� ze szmerem opon samoch�d. Psy za nim szczekaj�. Kto� gra na fujarce. Nie jest to pe�na melodia, a tylko proste gamy, powtarzane pozornie bez zmian. Podobaj� mu si� te d�wi�ki. W g��bi domu przez jego pi�tro przeje�d�a winda. Bez zatrzymania. Spikerka w radiu s�siad�w m�wi chyba w obcym j�zyku, ale teraz i to nie jest pewne. M�ski g�os na schodach o�wiadcza: Nie ma mowy. Odpowiada mu inny m�czyzna: Nie, to nie, ale nie odchod�, to przyjdzie samo.
Kiedy na moment cichnie szmer lod�wki, s�ycha� �wierszcze w wadi. Jakby zszywa�y cisz�. Lekki podmuch rozwiewa zas�ony, szele�ci gazet� na p�ce, o�ywia pok�j, wprawia w dr�enie kwiatek w doniczce, uchodzi drugim oknem i wraca na pustyni�. Na moment krzy�uje ramiona. Sprawia mu to przyjemno��, przypomina smak letnich wieczor�w w prawdziwym mie�cie, mo�e w Kopenhadze, gdzie sp�dzi� kiedy� dwa dni. Tam noc nie spada�a gwa�townie, lecz �agodnie g�adzi�a miasto, okryte woalem zmierzchu przez trzy czy
cztery godziny. Zdawa� si� mog�o, �e wiecz�r chce dosi�gn�� i musn�� brzask. Ochryp�e d�wi�ki jednego z wielu rozbrzmiewaj�cych dzwon�w przypomina�y kaszel. �agodny deszczyk spina� wieczorne niebo z wodami cie�niny i kana��w. W deszczu przejecha� tramwaj. By� o�wietlony i pusty. Chyba dostrzeg� m�od� dziewczyn�, konduktork�, pochylon� nad motorniczym, jej palce spoczywa�y na grzbiecie jego d�oni. Tramwaj znikn��, i zn�w ten deszczyk, tak jakby wieczorne �wiat�o nie pochodzi�o spoza niego, tylko z niego. Kropelki deszczu ��czy�y si� z wodn� mgie�k� nad fontann� na bocznym placu, kt�rej spokojn� wod� pod�wietlano przez ca�� noc. Na obrze�u fontanny drzema� pijany, niechlujny m�czyzna. By� niem�ody, siwiej�ca g�owa opada�a mu nisko na pier�. Nogi w butach, ale bez skarpetek, zanurzy� w wodzie. Nie porusza� si�.
Kt�ra mo�e by� godzina?
Nachyla si� w ciemno�ci, by spojrze� na zegarek, widzi fosforyzuj�ce wskaz�wki i nie wie ju�, co chcia� sprawdzi�. Mo�e tak si� zaczyna powolne staczanie si� z b�lu w smutek. Psy zn�w zaczynaj� ujada�, tym razem w�ciekle, zawzi�cie. Szczekaj� na podw�rzach i pustych placach, prosz�, nawet od strony wadi i dalej, z dalekiej ciemno�ci, ze wzg�rz s�ycha� psy pasterskie Beduin�w, i te bezpa�skie, mo�e zwietrzy�y lisa, szczekanie przechodzi w wycie, nast�pne mu odpowiada, przenikliwe, pe�ne rozpaczy: wszystko stracone. Taka jest w�a�nie pustynia w letni� noc: Odwieczna. Oboj�tna. Szklista. Nie martwa i nie �ywa. Obecna.
Spogl�da na wzg�rza ze �rodka, zza szklanych drzwi balkonu i zza kamiennego muru, ko�cz�cego podw�rze. Czuje wdzi�czno��, nie do ko�ca wie za co. Czy dzi�kuje tym wzg�rzom? Ma sze��dziesi�t lat i szerok�, nieco prostack� twarz galijskiego ch�opa, na kt�rej stale go�ci podejrzliwy grymas niedowierzania, z odcieniem skrywanej chytro�ci. Zdobi� j� szpakowate w�osy, strzy�one tu� przy sk�rze, i siwiej�cy, szacowny w�s. Jest postawny i w ka�dym wn�trzu robi wra�enie, jakby wype�nia� sob� wi�ksz� przestrze�, ni� w rzeczywisto�ci zajmuje jego cia�o. Prawie zawsze mru�y lewe oko, nie porozumiewawczo, tylko jakby w skupieniu wpatrywa� si� w owada lub drobny przedmiot. Siedzi w fotelu rze�ki i odpr�ony, jak po d�ugim �nie. Uznaje ciche zwi�zki pustyni i ciemno�ci. Innych wieczorem zaprz�taj� rozrywki, krz�tanina, skrucha. On za to ch�tnie przyjmuje t� chwil�, wcale nie jest dla niego pusta. W tej chwili pustynia jest s�uszna, a �wiat�o ksi�yca na miejscu. W oknie naprzeciw ostro �wiec� pojedyncze gwiazdy nad wzg�rzami. Cicho m�wi: Jest czym oddycha�.
Dopiero wieczorem, kiedy upa� zel�eje, mog� odetchn��. Kolejny zwariowany dzie� min��. Wci�� tylko goni� czas. Od �smej rano do za kwadrans druga w szkole � dwie godziny w klasie humanistycznej, kolejne dwie � powt�rzenia do matury, i jeszcze godzina z dzie�mi imigrant�w z Rosji, my�l�cych o wszystkim, tylko nie o wygnaniu Szechiny. Na lekcji o Bialiku �liczna Ina czy Nina rzuci�a: S�owa u niego biblijne, sentyment po Lermontowie, anachroniczna poezja, I wyg�osi�a dwa wersy po rosyjsku, chcia�a chyba da� mi poj�cie o poezji, w kt�rej gustuje. Przerwa�am jej, chocia� i mnie troch� ju� obrzyd� Bia-lik. Z trudem si� powstrzyma�am, �eby jej nie powiedzie�, �e jak dla mnie, ta ca�a Szechina mo�e ju� sobie zosta� na tym wygnaniu.
Na mojej wolnej godzinie, od jedenastej pi�tna�cie, usiad�am sobie w czytelni przy klimatyzatorze i chcia�am si� przygotowa� do nast�pnej lekcji, ale wezwali mnie do pokoiku zast�pcy dyrektorki, �ebym porozmawia�a z jedn� z m�odych nauczycielek, obra�on� przez starsz� sta�em kole�ank�. Przyzna�am po trosze racj� ka�dej z nich,
proponuj�c, �eby sobie wybaczy�y i zamkn�y ten rozdzia�. Zdumiewaj�ce, jak te bana�y, a zw�aszcza wypowiedziane w odpowiednim momencie i z sympati� dla obu stron s�owo �wybacza�", rozrzewniaj� i prowadz� do zgody. Takie bzdurne gadanie leczy uraz�, mo�e dlatego, �e w�a�nie bzdurne gadanie j� wywo�a�o.
Zjad�am w biegu falafel zamiast obiadu, �eby zd��y� na drug� pi�tna�cie na spotkanie w Radzie Robotniczej. Szli�my tam, �eby ich pozyska� dla koncepcji o�rodka. Plac ko�o �wiate� by� pusty i p�on�� od upa�u. Na �rodku zasuszonego klombu rozmarynu tkwi� bez ruchu, wsparty na motyce, starszawy, t�gi imigrant w okularach i czarnym, we�nianym berecie. Jakby zemdla� stoj�c. Tak�e s�o�ce nad jego g�ow� omdlewa�o w ognistej mg�awicy. O czwartej, godzin� po czasie, przyjecha� z Tel Awiwu adwokat Awrahama Orvieto, Ro� Arbel, m�ody ch�opak, s�odki rozpieszczony dzieciak, kt�rego matka zmusi�a do odgrywania roli biznesmena. Siedzieli�my z nim w kawiarni California, s�uchaj�c zawi�ych wywod�w o stronie finansowej projektu. Za kwadrans pi�ta wzi�am go do urz�du miasta, �eby pozna� naszego skarbnika � lepi�am si� ju� od potu, spod pach czu�am kwa�nawy, obcy zapach � a stamt�d do biura po�rednictwa Mukiego, kt�ry mia� przygotowa� opis projektu, ale nie przygotowa�, za to m�wi� przez p� godziny o sobie i o tym, czego nie kojarzy nasz rz�d. By� w koszulce z krzykliwym nadrukiem nowej grupy rockowej �zy Szatana. Potem centrum pedagogiczne, apteka ko�o
10
�wiate�, i jeszcze nieca�y kwadrans przed zamkni�ciem zd��y�am do sklepu, odebra�am �elazko z naprawy i pobra�am pieni�dze. Wr�ci�am do domu po zmroku, padaj�c ze zm�czenia i z gor�ca. Zasta�am go w salonie, siedzia� w fotelu w ciemno�ci i w ciszy. Zn�w strajk protestacyjny, �ebym czasem nie zapomnia�a, �e p�aci samotno�ci� za moje za�atanie. Ten obrz�d przebiega wed�ug mniej wi�cej sta�ych regu�: zasadniczo ja jestem winna temu, �e jest mi�dzy nami pi�tna�cie lat r�nicy. On zasadniczo wybacza, bo nie jest egoist�.
Kolacj� zrobi� sam: Jeste� zm�czona, Noa, usi�d�, obejrzyj dziennik. Usma�y� jajecznic� z cebul�, skomponowa� geometryczn� sa�atk�, na-kroi� czarnego chleba i poda� na drewnianej tacy z serami i plasterkami rzodkiewek, specjalnie naci�tych w ten spos�b, �eby przypomina�y p�czki r�. I czeka� na uznanie, jakby by� hrabi� To�stojem, kt�ry i tym razem zdo�a� w�asnymi r�koma rozpali� piec w ch�opskiej chacie.
Po dzienniku zagotowa� wod�, nala� nam herbaty zio�owej, wsun�� mi poduszki pod g�ow� i pod nogi i nastawi� p�yt�. Schuberta. �mier� i dziewczyna. Ale kiedy przysun�am sobie telefon i zadzwoni�am do Mukiego, �eby spyta�, czy opis projektu gotowy, i do Ludmira, a potem do Lin-dy sprawdzi� co� w zwi�zku z rejestracj�, jego szlachetno�� prys�a. Podni�s� si�, sprz�tn�� i zmy� naczynia, w milczeniu poszed� do siebie i zamkn�� drzwi, tak jakbym go mia�a �ciga�. Gdyby nie ta manifestacja, mo�e wzi�abym prysznic i posz�a-
bym mu opowiedzie�, co si� zdarzy�o, poradzi� si�, zreszt� nie wiem. Nie lubi�, kiedy m�wi tak, jakby wiedzia� najlepiej, gdzie tkwi b��d w naszym projekcie, czego i komu w �adnym razie nie powinnam by�a powiedzie�, a jeszcze bardziej nie lubi�, kiedy milczy, s�ucha i stara si� nie straci� w�tku, jak cierpliwy wujaszek, po�wi�caj�cy cenny czas na opowie�� ma�ej dziewczynki o tym, co wystraszy�o jej lalk�.
Pi�tna�cie po dziesi�tej, po zimnym i gor�cym prysznicu, pad�am jak k�oda na ��ko i pr�bowa�am si� skupi� na ksi��ce o objawach uzale�nienia. Z jego pokoju s�czy�a si� audycja BBC. Wydarzenia ze �wiata. W ostatnim czasie co noc nastawia Londyn, jak Menachem Begin w latach, kiedy zamkn�� si� w domu. Czy czeka na jak�� wiadomo��, kt�r� tu si� przed nami ukrywa? Szuka innej interpretacji? Czy za ich po�rednictwem rozmawia z samym sob�? Mo�e tylko pr�buje zasn��. Jego bezsenno�� przenika do mnie, gdy �pi�, i p�oszy te troch� sn�w, kt�re mog�abym mie�.
By�am nieprzytomnie zm�czona. Okulary, �wiat�o i ksi��ka gdzie� odp�yn�y. Jeszcze dotar� do mnie jak spod wody odg�os jego krok�w w przedpokoju � szed� boso, pewnie na palcach, �eby mi nie przeszkadza� � otwarcie lod�wki, kran, gaszenie kolejnych �wiate�, zamkni�cie drzwi wej�ciowych, ciche bezsenne w�dr�wki, kt�re od lat wywo�uj� we mnie l�k, �e w domu jest kto� obcy. Po p�nocy zdawa�o mi si�, �e uchyla drzwi, i przy ca�ym swoim zm�czeniu poczu�am, �e ulegam w obliczu jego smutku. Ju� prawie
12
powiedzia�am �tak", ale on si� oddali� na palcach, mo�e wyszed� na balkon, nie zapalaj�ce �wiat�a. W letnie noce balkon dobrze mu robi. A mo�e tego wszystkiego wcale nie by�o � kroki, drzwi, jego �al przenikaj�cy przez �ciany nikn� we mgle � mo�e ju� spa�am. Mia�am dzi� ci�ki dzie�, a jutro po szkole nast�pna narada u Mukiego Pele-ga, i mo�e pojad� do Beer Szewy, za�atwi� w ko�cu t� rejestracj�. Musz� spa�, rano powinnam by� bardziej wypocz�ta ni� dzi�. Jutro zn�w ci�ki dzie�. I ten upa�. I czas, kt�ry mija.
Tym razem nie przemkn�a za �cian� w drodze na ostatnie pi�tro, lecz stan�a, otworzy�a si� z lekkim zgrzytem i zaraz si� zatrzasn�a, i pojecha�a dalej. Zimny i cichy jak gekon, kamiennym wzrokiem wodz�cy w ciemno�ci za pstrym owadem, brz�cz�cym w kr�gu �wiat�a � tak j� przyjmuj�. Szelest jej sp�dnicy, przep�yw energii woli poprzedzaj�cy ruch, jej ruchy, stukot obcas�w mi�dzy progiem windy a drzwiami i ju� obr�t zamka: bez chwili wahania klucz w jej d�oni trafia prosto do dziurki.
Obesz�a kolejne pokoje, m�wi�c do mnie tym swoim d�wi�cznym, dziewcz�cym g�osem, nie ko�cz�c zacz�tych zda�. Przesz�a ca�e mieszkanie, pozapala�a �wiat�a w przedpokoju, kuchni, �azience i w salonie nad moj� g�ow�, rozsnu�a delikatny tren perfum z kapryfolium, wytyczy�a przed sob� alej� �wiate�, jakby w��cza�a lampy na pasie startowym lotniska, �eby m�c wyl�dowa�. Ca�y dom mruga� o�lepiony.
Kiedy dotar�a do mnie, rzuci�a na st� w salonie kosz z zakupami, teczk�, z kt�r� chodzi do szko�y, i dwie wypchane siatki i spyta�a: Czemu siedzisz
14
po ciemku, Teo? I sama sobie odpowiedzia�a: Znowu zasn��e�, przepraszam, �e ci� obudzi�am. Chocia� w�a�ciwie powiniene� mi podzi�kowa�, inaczej nie zasn��by� w nocy.
Nachyli�a si�, musn�a wargami moje w�osy w przelotnym, kumplowskim poca�unku i zaraz zdj�a ze stolika moje nogi i zamierza�a usi���, ale nie, zrzuci�a buty, okr�ci�a si�, a wraz z ni� cienka sp�dnica w b��kitne romby, zajrza�a do kuchni i przynios�a wod� sodow� w wysokich szklankach. Powiedzia�a: Umieram z pragnienia, wypi�a, otar�a usta grzbietem d�oni, jak ma�a dziewczynka, i spyta�a: Co tam nowego? Zn�w si� zerwa�a, w��czy�a telewizor i dopiero wtedy na moment spocz�a na por�czy fotela, ju� mia�a si� do mnie przytuli�, a jednak si� nie przytuli�a, tylko jakby unosz�c kurtyn�, odrzuci�a na bok jasne w�osy, �eby nie zas�ania�y jej oczu, i powiedzia�a: Pos�uchaj, jaki mia�am zwariowany dzie�.
Przerwa�a. Nagle pukn�a si� dwoma palcami w czo�o i odskoczy�a na drugi fotel. Moment, Teo, musz� wykona� dwa kr�tkie telefony, mo�e masz ch�� zrobi� sa�atk�? Od rana prawie nic nie jad�am, tylko falafel, po prostu umieram z g�odu, poczekaj chwil�, zaraz b�d� wolna i pogadamy. Wzi�a aparat na kolana, gdzie rozkloszowana sp�dnica uk�ada�a si� w kr�g�� dolin�, i przylgn�a do niego na godzin�. Wci�� rozmawiaj�c, bezwiednie poch�on�a ca�� kolacj�, kt�r� jej przygotowa�em i poda�em. Nadawa�a przez telefon na przemian rady, wra�enia i pochopne s�dy, pogryzaj�c tylko w tych kr�tkich chwilach, gdy dawa�a
15
swoim rozm�wcom czas na obron�. Zauwa�y�em, �e par� razy powiedzia�a: Daj sobie spok�j, no co ty, a tak�e: Sk�d, id�, nie roz�mieszaj mnie, i: �wietnie, super, trzeba si� tego trzyma� obiema r�kami. Jej r�ce s� du�o starsze od niej samej, a spracowane palce lekko ju� pokurczone. Sk�ra si� marszczy, a grzbiety d�oni, kt�re przywodz� na my�l grudki ziemi, pokrywa mozaika plamek pigmentu i niebieskawych �y�ek. Tak jakby jej faktyczny wiek zosta� na razie wyparty z cia�a do d�oni, gdzie gromadz� si� cierpliwe si�y wi�dni�cia, czyhaj�c na moment s�abo�ci.
Potem za drzwiami �azienki przez jakie� dwadzie�cia minut s�ysza�em szum wody i jej m�ody g�os, �piewaj�cy piosenk� sprzed lat o czerwonej i bia�ej r�y, p�niej suszark� do w�os�w i otwieranie szufladki w szafce ko�o prysznica. Po dwudziestu minutach, wymyta i pachn�ca, wysz�a w jasnoniebieskim, bawe�nianym szlafroczku i powiedzia�a: Padam z n�g, jestem wyko�czona, porozmawiamy jutro rano. Nie wydawa�a mi si� zm�czona, tylko lekka, dobrze si� czu�a w swoim ciele, jej biodra �y�y, oddycha�y i o�ywia�y cienki szlafroczek. Powiedzia�a: Dobranoc, Teo, nie gniewaj si�, ty te� nie k�ad� si� p�no. I znowu: Ale� to by� zwariowany dzie�. Zamkn�a za sob� drzwi. Jeszcze przez kilka chwil szele�ci�a kartkami ksi��ki i widocznie trafi�a na jaki� zabawny fragment, bo roze�mia�a si� cicho. Kwadrans p�niej zgasi�a �wiat�o.
Jak zwykle zapomnia�a dokr�ci� kran pod prysznicem, z przedpokoju s�ysza�em cienki strumy-
16
czek. Poszed�em tam i dokr�ci�em kurek troch� za mocno, zakr�ci�em te� past� do z�b�w, zgasi�em �wiat�o w �azience i przeszed�em przez ca�e mieszkanie, gasz�c po niej wszystkie �wiat�a.
W jednej chwili potrafi zasn��, jak kochana przez wszystkich dziewczynka, kt�ra odrobi�a lekcje, sprz�tn�a sw�j k�cik, pami�ta�a o zdj�ciu spinek do w�os�w i ma pewno��, �e wszystko jest w porz�dku, �e wszystkim dogodzi�a, �e jutro znowu b�dzie nowy dzie�. Jest w zgodzie ze sob�, z ciemno�ci�, z pustyni� na ko�cu podw�rza, za dwoma cyprysami, ze zmi�tym prze�cierad�em, wci�ni�tym mi�dzy uda, i z haftowanym Ja�kiem, kt�ry w g��bokim u�pieniu mocno przyciska do piersi. Jej sen sprawia, �e budzi si� we mnie poczucie krzywdy, a mo�e tylko zwyk�a zazdro��. Z�oszcz� si�, dobrze wiedz�c, �e nie ma powodu do gniewu, tyle �e ta �wiadomo�� nie zmniejsza rozgoryczenia, tylko mnie irytuje jeszcze bardziej.
Usiad�em przy swoim biurku w podkoszulku
1 nastawi�em Radio Londyn. Mi�dzy wiadomo�ciami nadali program o �yciu i mi�o�ciach Almy Mahler. Spikerka powiedzia�a, �e �wiat m�czyzn nie by� w stanie jej zrozumie� i widzia� w niej kogo� innego, ni� by�a naprawd�, a potem opisa�a, jaka naprawd� by�a Alma Mahler. Zamkn��em jej usta w p� zdania na potwierdzenie, �e �wiat m�czyzn nie zmieni� si� na lepsze, i boso poszed�em do kuchni pobuszowa� w lod�wce. W�a�ciwie chodzi�o mi tylko o �yk zimnej wody, ale �agodne �wiat�o s�cz�ce si� z wn�trza lod�wki wch�on�o mnie. �eby go nie utraci� i nie siedzie� w ciemno-
2 � Nie m�w noc 17
�ci, nala�em sobie ch�odnego wina i odkroi�em tr�jk�cik sera. Tymczasem z�apa�em si� na tym, �e robi� porz�dki na p�kach. Dwukrotnie pow�cha�em otwarty kartonik mleka. Nie dowierza�em mleku ani swojemu w�chowi. Wyrzuci�em do �mieci par�wki, kt�rych kolor wyda� mi si� podejrzany. Jogurty uszeregowa�em z ty�u wed�ug dat przydatno�ci i poprzek�ada�em jajka, likwiduj�c odst�py w pojemniku. Zawaha�em si� chwil� nad s�oiczkiem z tu�czykiem, a� wybra�em kompromis: przykry�em go cienk� foli�. Z bocznej szafki wyj��em butelki z sokiem i wod� sodow� i ustawi�em je w drzwiach lod�wki, dope�niaj�c r�wny szereg. Systematycznie przejrza�em szuflad� z warzywami, a p�niej kosz z owocami. Z wielkim trudem zwalczy�em w sobie ch�� ataku na zamra�alnik. Ruszy�em na palcach przez przedpok�j, a� pod jej drzwi: je�li mnie wzywa, to jestem, a je�li nie, spr�buj� chocia� pochwyci� tchnienie jej snu, mo�e udzieli mi si� jaka� cz�stka z tej obfito�ci.
Stamt�d na balkon, na sp�owia�e krzes�o, troch� przypominaj�ce babciny fotel.
Noc jest niemal bezchmurna. Srebrzysta po�wiata, subtelna i zimna, spowija ca�� ziemi�. Kt�ra nie oddycha. Dwa cyprysy jak ciosane z bazaltu. Wzg�rza o ksi�ycowych kszta�tach otula ksi�ycowy wosk. Gdzieniegdzie mg�a wy�ania ksi�ycowe istoty, a w cienistych dolinach k�adzie si� cie�. Cyka� �wierszcz, dotar�o to do mnie dopiero, kiedy przesta�. Co b��dnie s�dzili m�czy�ni o Almie Mahler i jaka by�a naprawd�? Je�li w
18
og�le istnieje odpowied� na to pytanie, usz�a mojej uwagi. Prawdopodobnie pytanie nie ma sensu, jest czysto formalne, w zasadzie nie da si� na nie udzieli� odpowiedzi. Obecno�� nagich wzg�rz w mroku pozbawia znaczenia s�owa takie jak �prawdopodobnie" czy �w zasadzie" i wyczerpuje pytanie, co w tobie zobaczy�em, Noa, i co ty widzisz we mnie. Dam sobie spok�j. Za��my, �e widzisz we mnie to, co ja widz� czasem, gdy patrz� na pustyni�. A ja w tobie? Powiedzmy: kobiet� pi�tna�cie lat m�odsz� ode mnie, w kt�rej pulsuje j�dro �ycia, pulsuje rytmicznie, protoplazmicznie od czas�w, gdy nie by�o na �wiecie s��w ani w�tpliwo�ci. Poza tym zdarza si� czasem, �e ca�kiem niezamierzenie chwytasz nagle za serce. Chwytasz za serce jak koci�. Jak piskl�.
Dawno temu orientowa�em si� troch� w mapie gwiazd. Nauczy�em si� tego w wojsku, a nawet wcze�niej, w ruchu m�odzie�owym. W bezchmurne noce wci�� potrafi� rozpozna� oba Wozy i Gwiazd� Polarn�. Co do planet, nadal umiem je znale��, ale ju� nie pami�tam, kt�ra z nich to Jowisz, kt�ra Wenus, a kt�ra Mars. W tej idealnej ciszy wszystko stan�o w miejscu i nawet planety, zm�czone, przerwa�y swoj� w�dr�wk�. Zdaje si�, �e noc b�dzie zawsze. �e gwiazdy to otworki w stropie, nad kt�rym jest wy�sze pi�tro, �wietliste sople jasno�ci tamtych p�on�cych sklepie�. Kurtyna si� uniesie, Ziemia sk�pie si� w blasku i wszystko stanie si� jasne. Albo sp�onie.
W domu jest dobra lornetka, na drugiej p�ce od lewej, za po�ciel�. M�g�bym si� podnie��,
19
p�j�� po ni� i wr�ci� na balkon, �eby zobaczy� co� wi�cej. Z tej lornetki, kt�r� zostawi� jej Neche-mia, m�g� kiedy� korzysta� jej kuzyn Joszko. Albo Gorowoj Podgl�dacz. Par� takich przedmiot�w jeszcze si� wala po domu. Reszty ju� nie ma. Trafi�a na �mietnik. Jeste� bardziej rozpieszczony ni� on, powiedzia�a mi kiedy� w gniewie, jeszcze gorszy neandertalczyk. I przerwa�a. Nigdy tego nie powt�rzy�a. Nawet kiedy si� k��cimy, �wietnie panuje nad sob�, nade mn� te�, pilnuje si�, nie zdejmuje nogi z hamulca. Ja te� uwa�am i wiem, gdzie przebiega granica: tr�caj�c si� kruchymi kieliszkami, cofamy je zawczasu.
Ze wschodu, od strony g�r, nadci�gn�� przenikliwy, pustynny wiatr. Tnie jak ostra, zimna kosa. Pustkowie sekretnie oddycha. Py� i kamie� tworz� w ciemno�ci g�adk� tafl� spokojnej wody. Robi si� ch�odno. Jest prawie druga. Nie jestem �pi�cy, ale nie zapalaj�c �wiat�a, p�jd� do siebie, rozbior� si� i po�o�� do ��ka. Radio Londyn doniesie mi o tym, czego tu jeszcze nie wiemy. Jak si� ma �wiat tej nocy? Konflikty plemienne w Namibii. Powodzie w Bangladeszu. Znaczny wzrost liczby samob�jstw w Japonii. Co b�dzie dalej? Poczekam i zobacz�. B�dzie muzyka punkowa. Brutalna, przenikliwa, szorstka i ��dna krwi, z Londynu, we �rod�, o drugiej pi�tna�cie nad ranem.
Obudzi�am si� przed sz�st� rano, wi�c zd��y�am przygotowa� opis projektu. Muki Peleg go przejrzy, a Lin da zaofiarowa�a pomoc przy przepisywaniu. W po�udnie wy�l� go Awrahamowi Orvieto, z kopi� dla prezydenta miasta i dla skarbnika. Komu jeszcze powinnam to wys�a�? Musz� znale�� kogo�, kto si� na tym zna. Mo�e zdob�d� jaki� statut na wz�r, posiedz� nad nim i wszystkiego si� dowiem. A mo�e mimo wszystko poradzi� si� Teo? On tylko na to czeka, jak my�liwy. Przecie� z g�ry przewidzia�, �e jestem zbyt s�aba, �eby ud�wign�� to zadanie. Z g�ry wiedzia�, �e po tylu a tylu potkni�ciach i niepowodzeniach przyjd� prosto do niego. Jest do�� taktowny, aby na razie milcze� i stara� si� nie wtr�ca�. M�dry pedagog. Zachowuje si� jak doros�y, kt�ry pozwala dziecku wspina� si�, gdzie tylko zechce, a sam czuwa za jego plecami, trzymaj�c obie d�onie na wysoko�ci bioder malucha, tak �eby m�c go z�apa�, zanim upadnie.
Opis projektu zacz�am od kr�tkiej informacji o narodzinach pomys�u. Mimo �e okre�lenie �narodziny pomys�u" wyda�o mi si� nietrafne, lep-
szego nie znalaz�am. Nasz siedemnastoletni ucze� zgin�� w wyniku nieszcz�liwego wypadku po za�yciu narkotyk�w. W�r�d nauczycieli kr��� sprzeczne wersje okoliczno�ci tragedii. Zainteresowa�am si� tym ch�opcem, chocia� w�a�ciwie tak si� z�o�y�o, �e zamieni�am z nim tylko kilka s��w. Immanuel Orvieto by� spokojnym uczniem. Jednym z trzech ch�opc�w na trzydzie�ci dziewcz�t w klasie humanistycznej. W ostatnich latach znik-n�a nie�mia�a m�odzie�. Wszyscy nasi uczniowie s� ha�a�liwi na przerwach, za to na lekcjach dukaj� z wielkim trudem. Znu�eni i nieobecni, patrz� na mnie i na Flauberta z rozbawieniem i lekcewa�eniem, jakby�my si� starali sprzeda� im za wszelk� cen� bajeczki o bocianie. Immanuel mia� w sobie co�, co zawsze mi nasuwa�o my�l o zimie. Pewnego razu nie odda� na czas pracy o Agnonie. Na przerwie zatrzyma�am go i spyta�am dlaczego. Spu�ci� wzrok, jakbym pyta�a, czy jest w kim� zakochany, i odpowiedzia� nie�mia�o, �e to opowiadanie nie by�o mu zbyt bliskie. Przerwa�am mu ostro, kto m�wi o blisko�ci, chodzi o wype�nienie obowi�zku. Nie znalaz� odpowiedzi, chocia� bez lito�ci trzyma�am go jeszcze dobr� chwil�, zanim powiedzia�am ch�odno: W porz�dku. Przynie� w ci�gu tygodnia.
Po dziesi�ciu dniach odda� mi prac�. By�o to kr�tkie wypracowanie, sformu�owane ostro�nie, jakby szeptem. Pod zako�czeniem napisa� w nawiasie uwag� od siebie: Chocia� to obowi�zek, w ko�cu znalaz�em w tym tek�cie co�, co by�o mi bliskie.
Kiedy� go zapyta�am, dlaczego nigdy nie zg�asza si� na lekcji, przecie� ma co� do powiedzenia, chcia�abym go czasem us�ysze� � i zn�w musia� si� chwil� namy�la�, zanim wydusi� z l�kiem i wahaniem, �e jego zdaniem m�wienie to pu�apka. Na kr�tko przed �wi�tem Pesach przedstawi�am w klasie opini�, �e Jehuda Amichai chcia� wyrazi� sw�j sprzeciw wobec wojen w og�le. Nagle st�umionym g�osem, jakby m�wi� przez sen, ni to stwierdzi�, ni to zapyta�: To, czego chcia� albo nie, chyba przes�ania wiersz?
Postanowi�am, �e musz� znale�� troch� czasu i spr�bowa� go sk�oni� do m�wienia.
Ale nie znalaz�am. Zapomnia�am. Odk�ada�am to. Mam trzy klasy, prowadz� dwa ko�a literackie, w tym specjalne ko�o dla imigrant�w. Wsz�dzie jest po czterdziestu uczni�w i niemal wszyscy nic tylko siedz� t�po i cierpi�. Po tylu latach ja te� w�a�ciwie mam troch� dosy�. Ju� od dawna nie staram si� nawet zapami�ta� ich imion. Ucz� prawie same dziewczyny, prawie wszystkie przez ca�e lato chodz� w jasnych, obszarpanych szortach, obci�tych przy samym kroczu, i prawie wszystkie maj� na imi� Tali. Zreszt� w ka�dej klasie mam jedn� tak�, kt�ra stale i wci�� poprawia mnie niezmordowanie z Tali na Tal, albo odwrotnie, z Tal na Tali.
Prawda jest taka, �e a� do tamtej tragedii nie wiedzia�am o Immanuelu Orvieto nawet tyle, ile wiedzia�y konsultantka i wychowawczyni: �e mia� dziesi�� lat, kiedy zamieszka� tu, w Tel Kedar, z ciotk�, star� pann�, urz�dniczk� w banku. �e
23
jego matka zgin�a kilka lat temu w uprowadzonym samolocie linii Olympic. �e ojciec mieszka w Nigerii i jest doradc� wojskowym. W pokoju nauczycielskim kr��y�a mglista opowie�� o tym, �e by� zakochany, czy te� wpl�ta� si� w jak�� histori� ze starsz� od siebie dziewczyn� z Ejlatu, chyba uzale�nion�, mo�e nawet rozprowadzaj�c� narkotyki. Przed tragedi� s�ucha�am tego jednym uchem, bo pok�j nauczycielski pe�en jest wszelkich plotek. Jak zreszt� ca�e miasteczko.
Znaleziono go niedaleko opuszczonej kopalni miedzi, w pobli�u Ejlatu. Wcze�niej znikn�� z domu ciotki i nie by�o go dziesi�� dni. Spad� ze ska�y. A mo�e skoczy�. Z�ama� kr�gos�up, prawdopodobnie kona� samotnie przez ca�y dzie� i p� nocy u podn�a ska�y, zanim usz�o z niego �ycie. Miejmy nadziej�, �e podczas tych wielogodzinnych m�czarni by! nieprzytomny, ale nie mamy co do tego pewno�ci. M�wiono, �e przedtem kto� poda� mu narkotyki, a mo�e sam je za�y� albo zosta� do tego sk�oniony. Pr�bowa�am nie s�ucha� tych rozm�w, kt�rym zawsze tu towarzyszy przej�ty ton, grymasy oburzonej cnoty i cie� skrywanej rado�ci, patrzcie, co znaczy cicha woda, patrzcie, o nas te� m�wi� w wiadomo�ciach, w ko�cu nawet nas ponios�y wiry �ycia, od rana pod szko�� kr�ci si� znana dziennikarka i fotograf, ale dyrekcja zdecydowa�a, �e nikt z nas nie udzieli wywiadu i wszyscy mamy odpowiada�: bez komentarza.
Pogrzeb przek�adano dwukrotnie, bo ojciec si� sp�nia�. Tymczasem po dw�ch dniach zmar�a tak�e ciotka, urz�dniczka. W pokoju nauczyciel-
24
skim m�wi�o si� o wylewie i o poczuciu winy, a tak�e o przeznaczeniu. Takie tam g�ganie, stara�am si� tego nie s�ucha�. Prawd� powiedziawszy, ojciec Immanuela od pocz�tku budzi� we mnie niech��: ojciec, nie ojciec, handlarz broni�, z Nigerii, na pewno ma mn�stwo pretensji, na pewno wini wy��cznie nas. Nietrudno wyrokowa� z daleka, �atwo skojarzy� par� przes�anek i na tej podstawie wyci�gn�� og�lny wniosek. Wyobra�a�am sobie, �e wygl�da jak by�y bojownik Palmachu, zamo�ny, stanowczy, pe�en wszelkich cn�t. Postanowi�am nie i�� z delegacj� nauczycieli, kt�rzy przed pogrzebem chcieli go odwiedzi� w hotelu Kedar. Raczy� tu w ko�cu przyjecha� z d�ungli afryka�skiej tylko po to, �eby nas obwinia� o nieszcz�cie, kt�re spotka�o jego syna. Dlaczego nie widzieli�my, nie zareagowali�my, to nie do pomy�lenia, �e nikt z grona pedagogicznego... Ostatecznie mimo wszystko posz�am, mo�e dlatego, �e pami�ta�am, jak ten wyl�kniony dzieciak sta� przede mn� w milczeniu, zreszt� do�� kr�puj�cym, jakby schodzi� pod wp�ywem wstydu na w�asne dno, po czym si� znowu wynurzy� i powiedzia� mi niemal szeptem, �e jego zdaniem m�wienie to pu�apka. Zawar� w tych s�owach niemy krzyk, a ja go nie dos�ysza�am, a mo�e dos�ysza�am, ale zlekcewa�y�am. Broni�am si� przed przekonaniem, �e gdybym z nim porozmawia�a, gdybym tylko spr�bowa�a si� zbli�y�... Przyznawa�am to w duchu i zaraz sobie przeczy�am, wzruszaj�c ramionami: te� co�, zwariowa�a�, daj spok�j. W ko�cu na kilka godzin przed pogrzebem Immanuela i jego ciotki
25
jednak posz�am razem z innymi na spotkanie z Awrahamem Orvieto. Tam, w hotelowym pokoju, to si� zacz�o i od tamtej pory poch�ania mnie bez reszty.
By�a jeszcze historia z psem. Immanuel Orvie-to mia� ponurego psa, kt�ry zawsze trzyma� si� na odleg�o��. Od rana le�a� w rzadkim, tamaryszko-wym lasku, nie tyle rosn�cym, co raczej wyrodniej�cym naprzeciw bramy liceum, i czeka�, a� ch�opak sko�czy lekcje. Je�li kto� rzuci� w niego kamieniem, wstawa� oci�ale, wl�k� si� kilka metr�w dalej i zn�w k�ad� si� i czeka�. Po tragedii pies zacz�� co rano wchodzi� do �rodka, do klasy, nie zwracaj�c uwagi na tumult na korytarzach. Mia� wylenia�a sier�� i oklapni�te uszy, a opuszczonym nisko pyskiem niemal dotyka! zakurzonej pod�ogi. Nikt nie �mia� go wygania� ani dokucza� mu w czasie trwania �a�oby. Ani po jej zako�czeniu. Przez ca�e przedpo�udnie le�a� bez ruchu, z�o�ywszy smutny, tr�jk�tny �eb na przednich �apach. Znalaz� sobie sta�e miejsce w k�cie, obok kosza na �mieci. Je�li na przerwie kto� rzuci� mu p� bu�ki, a nawet plasterek kie�basy, nawet si� nie fatygowa�, �eby pow�cha� jedzenie. Nie reagowa�, gdy si� do niego zwracano.
Spojrzenie jego br�zowych, zacnych oczu budzi�o lito��. Zmusza�o, �eby odwr�ci� wzrok. Pod koniec dnia nauki, podkulaj�c �a�o�nie ogon, wymyka� si� na zewn�trz i znika� do nast�pnego ranka, do pierwszego dzwonka o �smej. By� to stary pies bedui�ski w kolorze tutejszego py�u: p�owo-szary. Zakurzony. Teraz, po wszystkim, wydaje
26
mi si�, �e by� do tego niemy, bo nie przypominam sobie, �eby kiedykolwiek zaszczeka� czy chocia�by zaskomla�.
Kiedy� ogarn�a mnie ch��, �eby go wzi�� do domu, umy�, nakarmi�, rozbawi�. Serce mi si� �cisn�o na my�l o jego niezmiennym przywi�zaniu do ch�opca, kt�ry nie wr�ci. Je�li dam mu na �y�eczce mleka, sprowadz� weterynarza i wy�ciel� dla niego skrzynk� w korytarzu, mo�e z czasem si� przyzwyczai i da si� pog�aska�. Teo ma wstr�t do ps�w, ale na pewno ust�pi, bo jest przecie� ust�pliwy. Gdybym tylko wiedzia�a, co zrobi�, �eby zrozumia�, jak mi ci��y to jego przemo�ne liczenie si� ze mn�. Ju� widz�, jak znowu mru�y lewe oko, jak pod srebrzystym w�sem emerytowanego majora brytyjskiego leciutko dr�� mu wargi: S�uchaj, Noa, je�li to dla ciebie wa�ne, i tak dalej. Wi�c zrezygnowa�am z psa, kt�ry by� zreszt� stworzeniem dosy� odpychaj�cym i prawd� m�wi�c, nijak nie okazywa� potrzeby nowej przyja�ni.
Pewnego ranka zosta� potr�cony przez samoch�d, a mimo to wszed� do klasy r�wno z pierwszym dzwonkiem. Mia� potrzaskane tylne �apy. Wygl�da�y jak po�amane patyki. Zawl�k� si� na sta�e miejsce i le�a� tam jak zwykle. Nawet nie zaskomla�. Postanowi�am wezwa� s�u�by weterynaryjne, �eby go usun�li, ale po lekcjach znikn��, a nazajutrz nie wr�ci�. S�dzili�my, �e doczo�ga� si� do jakiej� kryj�wki i tam skona�. Kiedy dwa miesi�ce p�niej wyszli�my o pierwszej w nocy z zabawy szkolnej, po powitaniu, skeczach, po-
27
cz�stunku i przem�wieniu dyrektorki, zn�w si� pojawi� ten pies, a raczej szkielet psa, ko�cisty i ko�lawy. Podskakuj�c na przednich �apach i wlok�c sparali�owan� tyln� po�ow� cia�a, przeszed� w �wietle latarni ko�o za�mieconego lasku naprzeciw bramy, wype�zn�� z mroku i w mroku znikn��. Chyba �e to nie by� on. M�g� to by� tylko cie�.
Awraham Oryieto przywita� nas na stoj�co, wsparty plecami o drzwi balkonu, z kt�rego wida� by�o dr��ce w rozpalonym powietrzu szczyty g�r na wschodzie. Na podw�jnym hotelowym ��ku le�a�a niewielka walizka. By�a zamkni�ta. Na stole dwie cytryny. Letnia marynarka z cienkiej jasnej tkaniny na oparciu krzes�a. By� to niski, drobny m�czyzna, w�ski w ramionach, o ogorza�ej, usianej zmarszczkami twarzy i przerzedzonych, siwiej�cych w�osach. Wygl�da� jak spracowany hutnik na emeryturze. Nie tak wyobra�a�am sobie doradc� wojskowego czy te� mi�dzynarodowego handlarza broni�. Zdziwi�am si� zw�aszcza, kiedy nie czekaj�c na zwyczajowe kon-dolencje, zaczai m�wi� o konieczno�ci chronienia innych uczni�w przed narkomani�. M�wi� bezbarwnym g�osem, niepewnie, jakby ba� si�, �e nas rozgniewa. Chcia� wiedzie�, czy Immanuel by� jedynym naszym uczniem, kt�ry wpad� w na��g, i prosi�, �eby mu opowiedzie�, jak si� o tym dowiedzieli�my.
Zapad�a kr�puj�ca cisza, bo tak naprawd�, je�li pomin�� plotki w pokoju nauczycielskim, nic nie wiedzieli�my a� do tragedii. Wicedyrektor, j�kaj�c si� z ugrzecznienia, wyrazi� przypuszczenie,
28
�e Immanuel si�gn�� po narkotyki dopiero w Ej-lacie, pod koniec, kiedy znikn��, czyli mniej wi�cej w ostatnich dniach. Ciotka te� nie zauwa�y�a przecie� �adnej niepokoj�cej zmiany, chocia� w�a�ciwie nie wiadomo. Ojciec odpowiedzia� na to, �e prawdopodobnie na zawsze pozostaniemy w niewiedzy. Zn�w zapad�o milczenie. Tym razem przeci�ga�o si�. Awraham Orvieto przy�o�y� do policzk�w �ylaste, zbr�zowia�e, ch�opskie d�onie o stwardnia�ych palcach, po czym z powrotem z�o�y� je na kolanach. Wicedyrektor zaczai co� m�wi� i dok�adnie w tym samym momencie odezwa� si� Orvieto. Zapyta�, kto z nas zna� Imma-nuela bli�ej, to znaczy kto go zna� najlepiej. Wicedyrektor wymrucza� co� niewyra�nie i zapad�a cisza. Kelner, m�ody Beduin w bia�ej muszce, �niady i smuk�y jak pi�kna dziewczyna, wtoczy� do pokoju nakryty bia�ym obrusem w�zek z owocami, serami i napojami. Oryieto podpisa� rachunek i do�o�y� zwini�ty banknot. Dwukrotnie powiedzia�: Prosz�, ale nikt nie tkn�� pocz�stunku. Nagle zwr�ci� si� do mnie cicho: Pani jest Noa, on lubi� pani lekcje, interesowa� si� literatur�.
By�am tak zaskoczona, �e nie zaprzeczy�am. Wymrucza�am par� bana��w, wra�liwy ch�opiec, skryty, taki dosy� zamkni�ty. Ojciec u�miechn�� si� do mnie tak, jak to robi� ludzie do tego nie-nawykli: jakby uchyla� zas�on�, ukazuj�c pi�kne wn�trze, a w nim bibliotek�, lichtarz i ogie� w kominku, lecz zaraz j� opu�ci�, jakby tego wszystkiego nie by�o.
Pewnego ranka, w sze�� tygodni p�niej, Aw-
29
raham Orvieto zjawi� si� podczas du�ej przerwy w pokoju nauczycielskim, �eby poprosi� o pomoc w realizacji pewnego pomys�u. Zamierza� przeznaczy� jak�� sum� na za�o�enie tu, w Tel Kedar, niewielkiego o�rodka odwykowego dla uzale�nionej m�odzie�y z ca�ego Izraela. Chcia� w ten spos�b uczci� pami�� swojego syna. Tel Kedar to spokojne miasteczko, pustynia mo�e pom�c, widok bezkresnych przestrzeni sk�ania do zadumy, mo�e da si� uratowa� chocia� kilkoro. Liczy si� ze sprzeciwem mieszka�c�w i dobrze go rozumie, czemu by jednak nie spr�bowa�, przedstawimy nasze za�o�enia i rozwiejemy obawy.
Zdziwi�am si�, kiedy zwr�ci� si� w�a�nie do mnie, chocia� nie by�am wychowawczyni� Imma-nuela, czybym si� nie podj�a stworzenia nieformalnego zespo�u, kt�rego zadaniem b�dzie przeprowadzenie wst�pnego rozeznania i sporz�dzenie listy problem�w mog�cych wywo�a� konflikt z mieszka�cami. On sam bywa w Izraelu rzadko, raz na kilka miesi�cy, ale jego adwokat, Ro� Ar-bel, b�dzie stale do mojej dyspozycji. Je�li odm�wi�, przyjmie to ze zrozumieniem i poszuka kogo� innego.
Dlaczego akurat ja?
Widzi pani, powiedzia� i zn�w u�miechn�� si� do mnie, jakby uchyla� zas�on� z kominkiem i lichtarzem, przecie� on tylko pani� lubi� z ca�ej szko�y. Kiedy� opisa� mi w li�cie, jak da�a mu pani o��wek. Napisa� ten list o��wkiem, kt�ry mu pani da�a.
Nie przypomina�am sobie �adnego o��wka.
30
A jednak si� tego podj�am. Chyba pod wp�ywem jakiego� niejasnego impulsu, aby podtrzyma� wi� z Immauelem i jego ojcem. Jak� wi�? I dlaczego podtrzyma�? Co podtrzyma�? Kiedy Awraham Orvieto m�wi� o nie istniej�cym o��wku, dostrzeg�am w nim cie� podobie�stwa, nie do syna, lecz do osoby spotkanej wiele lat temu. Jego twarz, przygarbione ramiona, a zw�aszcza ciep�y g�os, zw�aszcza spos�b, w jaki dobiera� i ��czy� s�owa, zwrot �sk�ania do zadumy", wszystko to przypomina�o mi poet� Ezr� Zussmana. Pozna�am go w sanatorium Kasy Chorych na g�rze Ka-naan. Pod wiecz�r, kiedy niebo zmienia�o barwy, siadywali�my z ojcem, ciotk� Chum�, Zussma-nem i jego �on� na trawiastym zboczu, a niewidzialny wiatr owiewa� g�ry. Ojciec na w�zku inwalidzkim, sparali�owany od pasa w d�, wygl�da� jak pi�ciarz albo zapa�nik, kt�ry zestarza� si� i nabra� cia�a. Mia� szerok�, nieprzyst�pn� twarz, swoim ci�arem mia�d�y� napr�one do granic siedzenie w�zka, w ogromnej d�oni �ciska�, jak granat gotowy do rzutu, czarny tranzystor. Pozbawione czucia kolana okrywa� ciemny, we�niany koc, a ze �ci�gni�tych ramion emanowa�a agresja, jakby skamienia�, zadaj�c cios niewidzialnemu wrogowi. Otaczali�my go na le�akach, wystawiaj�c twarze do �wiat�a na pograniczu nieba i g�r Galilei, a� ust�pi�o zmierzchowi. Ezra Zuss-man pokaza� nam swoje wiersze w r�kopisie. By�y dalekie od naszej poezji g��wnego nurtu i porusza�y mnie jak d�wi�ki harfy. Kt�rego� wieczoru powiedzia�: Wiersz to iskra uwi�ziona w okruchu
szk�a, bo s�owa to okruchy szk�a. Zaraz u�miechn�� si� smutno i przeprosi� za to por�wnanie. Potem sko�czy� si� urlop, Zussmanowie po�egnali si� z nami po cichu, jakby usprawiedliwiali si� bez s��w, �e nas opuszczaj�, i pojechali w swoj� stron�. Nast�pnego dnia ojciec w niepoj�tym ataku gniewu roztrzaska� przeno�ne radio i odwioz�y�my go z ciotk� Chum� taks�wk� do domu. Kilka tygodni p�niej znalaz�am w gazecie niewielk� notk� o �mierci poety Ezry Zussmana i posz�am do ksi�garni w Netami po jego tomik. Nie zna�am tytu�u, a sprzedawca o nim nie s�ysza�. Ciotka Chuma kupi�a ojcu nowe radio. Wytrzyma�o ze dwa tygodnie.
Postawi�am Awrahamowi Orvieto warunek, �e nie przyjm� �adnej zap�aty za swoj� prac�. Wys�ucha� mnie w milczeniu. Min�y trzy tygodnie i dosta�am przekaz pocztowy. Odt�d co miesi�c przysy�a przez mecenasa Arbela trzysta dolar�w i pozostawia mi decyzj�, ile z tej kwoty przeznaczy� na biuro i pokrycie koszt�w przejazd�w, a ile na wynagrodzenie za m�j czas, po�wi�cony tej sprawie. Czterokrotnie bez skutku prosi�am Ro-na Arbela, �eby wstrzyma� te przekazy.
Teo mnie ostrzega�: Dziecko, pakujesz si� w tarapaty, taki uk�ad pieni�ny oznacza nieprzyjemno�ci, mo�e nawet problemy. Trudno uwierzy�, �e cz�owiek my�l�cy praktycznie, handlowiec bywa�y w �wiecie, post�puje w ten spos�b wy��cznie z roztargnienia. Je�li rzeczywi�cie chodzi mu tylko o uczczenie pami�ci syna, dlaczego nie zarejestruje fundacji? Ze skarbnikiem i z ksi�go-
wo�ci�? Je�li natomiast zamierza zainwestowa� i stworzy� prywatny o�rodek, zamkni�t� klinik� dla dzieci z bogatych dom�w, co� w rodzaju ciep�ego gniazdka dla elitarnych kuku�ek, w�wczas trzysta dolar�w miesi�cznie to grosze w stosunku do tego, ile b�dziesz dla niego warta, je�li zmi�kczysz mieszka�c�w. Wykorzystuj� ci�, Noa, a ty nie chcesz tego zrozumie�. A w og�le, to od kiedy zak�adasz jakie� o�rodki? Przytu�ki dla nieprzystosowanych? Przecie� ludzie si� na to nie zgodz�, nie ma szans, kto chcia�by mie� palarni� haszyszu pod samym domem?
Odpowiedzia�am: Teo. Jestem ju� du�a.
Zmru�y� oko i zamilk�.
Wyszed� do przedpokoju i zacz�� prasowa� koszule.
Oczywi�cie mia� racj�. Ca�e miasto jest przeciw. Kto� napisa� w lokalnej gazecie, nie podaj�c nazwiska, �e nie pozwolimy z siebie zrobi� wysypiska �mieci dla ca�ego kraju. Tylu rzeczy musz� si� uczy� od podstaw. Termin�w, kt�rych s�ucha�am jednym uchem w radiu albo je omija�am w gazecie, operacje, koszty, kapita� za�o�ycielski, stowarzyszenie, rada nadzorcza, bud�etowanie. Jest to dosy� zawi�e, ale ju� mi si� zaczyna podoba�. Czterdziestopi�ciolatka znajduje nowy sens �ycia � mam tytu� na artyku� w kolorowym dodatku pi�tkowym. Mia�am ju� propozycj� wywiadu w popo�udni�wce, ale odm�wi�am. Nie wiedzia�am, czy taki wywiad pomo�e, czy zaszkodzi sprawie. Tylu rzeczy b�d� si� musia�a nauczy�. I naucz� si�.
32
3 � Nie m�w noc
33
Czasem sobie powtarzam w trzeciej osobie: Bo Noa potrafi. Bo to dobry uczynek. Poza mn� w naszym zespole s� jeszcze trzy osoby: Malachi Peleg, znany w ca�ym miasteczku jako Muki, Lud-mir i Linda Danino. Linda, astmatyczna rozw�dka i wielbicielka sztuki, zg�osi�a si� na ochotnika, �eby by� blisko Mukiego. Pisze na komputerze, na tym polega jej wk�ad. Muki Peleg przy��czy� si� do nas przez wzgl�d na mnie. Zrobi�by to, nawet gdybym zak�ada�a szko�� dla wron. Co do Ludmira, eks-pracownika firmy energetycznej, to jest on ha�a�liwym, egzaltowanym cz�onkiem r�nych wrogich elitom w�adzy gremi�w na rzecz r�wno�ci, przeciwnikiem kamienio�om�w i dyskotek. Zapami�tale pi�tnuje wadliwe oznakowanie ulic i z pasj� redaguje cotygodniow� rubryk� �G�os wo�aj�cy na puszczy" w naszej gazecie. Przez ca�e lato przechadza si� po mie�cie w szerokich szortach koloru khaki i w zu�ytych klapkach na starczych, �ylastych i opalonych nogach. Ilekro� mnie widzi, rzuca, jak ustalone has�o, zdanie: Cicha Noa brzegi rwie, chichocze i m�wi: Nie z�o�� si�, moja �liczna, ja tylko �artowa�em.
Ca�a odpowiedzialno�� w�a�ciwie spoczywa na mnie. To trwa ju� od kilku tygodni; biegam po delegaturach Ministerstw: Spraw Socjalnych, Zdrowia i Edukacji, szarpi� za r�kaw Lig� do Walki z Narkomani�, oblegam Fundacj� na Rzecz M�odzie�y Zagro�onej, nak�aniam kuratorium i komitet rodzicielski, b�agam Agencj� Rozwoju, zamieszczam odpowiedzi w prasie lokalnej i �cigam nasz� pani� prezydent miasta, Bat Szew�,
34
kt�ra jak dot�d nie zgadza si� nawet na umieszczenie tego projektu w porz�dku obrad. Cztery razy je�dzi�am do Jerozolimy, dwukrotnie do Tel Awiwu. Co tydzie� pielgrzymuj� do urz�d�w w Beer Szewie. Tu, w Tel Kedar, znajomi i przyjaciele zacz�li ju� na mnie patrzy� z ironi� i trosk�. W pokoju nauczycielskim m�wi�: Noa, na co ci to, co ci� op�ta�o, nic z tego i tak nie wyjdzie. A ja odpowiadam: Zobaczymy.
Nie mam pretensji do znajomych i przyjaci�. Gdyby inna nauczycielka wpad�a nagle na pomys� stworzenia u nas, powiedzmy, kliniki chor�b zaka�nych, by�abym pewnie zdumiona albo z�a. Tymczasem nasza prezydent miasta wzrusza tylko ramionami, Rada Robotnicza mnie zbywa, rodzice s� nieprzychylni, Muki Peleg wykorzystuje ka�d� chwil�, pr�buj�c zawr�ci� mi w g�owie opowie�ciami o tym, co dostaje od kobiet i co tylko on jeden potrafi da� im w zamian, a Ludmir mnie werbuje do komitetu na rzecz likwidacji kamienio�om�w. W miejskiej bibliotece jest ju� ma�a p�eczka, na kt�rej bibliotekarka zbiera dla mnie literatur� na temat metod odwyku. Na p�eczce kto� przyklei� kartk�: rezerwacja dla �pun-ki Noi.
Teo milczy, bo o to prosi�am.
A ja robi� swoje: ucz� si�.
35
Miasteczko powsta�o niedawno. Jest niewielkie, liczy osiem, mo�e dziewi�� tysi�cy mieszka�c�w. Najpierw by�o tu ogrodzone osiedle dla rodzin �o�nierzy z baz wojskowych. W latach siedemdziesi�tych prowadzono w okolicy wiercenia, a �e wyniki by�y obiecuj�ce, zrodzi� si� plan stworzenia miasta. Dalsze wiercenia przynios�y rozczarowanie, nadzieje posz�y w niepami�� i przerwano budow� miasteczka. G��wn� ulic�, alej� Herzla, wytyczono z rozmachem: sze�� pasm ruchu ci�gnie si� wzd�u� wyra�nie zarysowanej na skalistej r�wninie linii g�r. W pasie oddzielaj�cym jezdnie, zasypanym czerwonym, naniesionym z daleka kurzem, zasadzono palmy. Zn�caj� si� nad nimi silne wiatry. Po obu stronach alei, w �elaznych klatkach owini�tych p��tnem dla ochrony przed burzami piaskowymi, sadzonki wianow�ostki wci�� w�tpi� w sens swego istnienia na �asce zraszaczy. Od g��wnej alei odchodzi na wsch�d i zach�d kilkana�cie bli�niaczych ulic, kt�re nazwano na cze�� premier�w i prezydent�w. Na ka�dej z nich stoj� rz�dem zielone latarnie i zamocowane w r�wnych odst�pach �awki,
te� zielone. S� jeszcze skrzynki pocztowe, przystanki autobusowe i oznakowane przej�cia dla pieszych. Chocia� ruch jest niewielki.
Ziele�ce s� przygn�bione, bo z pustyni wdziera si� wiatr i smaga je biczami kurzu. Mimo to mizerne trawniczki przed domami, a tak�e nieliczne krzewy oleandr�w i r� jako� sobie daj� rad�. Wichry i upa� trawi� r�wne szeregi cztero-i sze�ciopi�trowych blok�w. Ka�dy blok ma od frontu balkony zaopatrzone w �aluzje lub okna przesuwne w aluminiowych ramach. Chocia� budynki pierwotnie tynkowano na bia�o, teraz s� brudnoszare: z biegiem lat przybra�y barwy pustyni, tak jakby pr�bowa�y si� w ni� wtopi� i w ten spos�b u�agodzi� nieco gniewne �wiat�o i kurz. Na dachach po�yskuj� lusterka term s�onecznych, jakby miasteczko zwraca�o si� po swojemu do pal�cego s�o�ca, �eby je udobrucha�.
Pomi�dzy osiedlami zosta�y du�e odst�py. Mo�e przed laty grasowa� tutaj dotkni�ty udarem s�onecznym architekt, kt�ry w malignie zaprojektowa� dzielnic� ton�c� w zieleni, uwzgl�dni� wolne przestrzenie na parki i na sady, kwitn�ce mi�dzy blokami? Tymczasem te puste place nadal zajmuje pustynia, upstrzona stosami rupieci i krzakami, kt�re przekroczy�y granic� dziel�c� �wiat ro�lin od przyrody nieo�ywionej. Rosn� tu pojedyncze tamaryszki i eukaliptusy, ofiary s�onego wiatru i spiekoty, pochylone ku wschodowi i przez to przypominaj�ce obarczonych tobo�kami uchod�c�w, skamienia�ych podczas ucieczki.
P�nocno-zachodni� cz�� miasta zajmuje dziel-
37
nica willowa, z�o�ona z oko�o stu domk�w. Wi�kszo�� wykorzystuje naturalny spadek terenu. Nie znajdzie si� tu p�askich, pokrytych pap� dach�w. Kr�luj� czerwone dach�wki, poszarza�e po kolejnym lecie. Kilka drewnianych dom�w zbudowano na wz�r chat g�ralskich. S� te� inne, z czerwonawego kamienia z Galilei, w stylu w�oskim albo hiszpa�skim, z wyst�pami, gzymsami, �ukami, owalnymi oknami, a nawet t�skni�cymi do las�w i ��k kogutkami na zwie�czeniu dachu. Mieszkaj� tu zamo�ni biznesmeni, oficerowie, dyrektorzy, in�ynierowie i eksperci.
Po przeciwleg�ej stronie, w cz�ci po�udniowo--wschodniej, w�skim w�wozem biegnie wyboista szosa, uszkadzana przez ruchome piaski. Po�o�one s� przy niej zak�ady ceramiczne i metalowe, niedu�a fabryka pralek, a dalej szopy, magazyny, blaszaki i wiaty z azbestu, budynki bez fundament�w z go�ych p�yt betonowych i desek. To skupisko wszelkich warsztat�w. S� tu �lusarnie, stolarnie, elektryka i blacharstwo samochodowe, anteny, naprawa telewizor�w, hydraulika i termy s�oneczne. Poszczeg�lne zabudowania oddzielaj� poprzewracane, pordzewia�e i przysypane piachem p�oty z siatki. Kurz wok� wiat st�a� od ropy i g�stych smar�w. Przez ca�e lato unosi si� tu fetor moczu i od�r palonej gumy. S�o�ce p�onie jaskrawo, szkli�cie. Dalej, na spadku, mie�ci si� cmentarzysko samochod�w, a za nim cmentarz miejski. Tu szosa ko�czy si� rz�dem ska� zwie�czonych podw�jnym ogrodzeniem. M�wi si�, �e kryj� one niedost�pn� dolin�, pe�n� tajnych urz�-
38
dze�. Za dolin� jest jeszcze jeden �a�cuch ciemnych ska�. Tam, w grotach i jaskiniach, znajduj� schronienie kozice, kt�re czasem si� pokazuj� na horyzoncie, po czym kryj� si� za zas�on� zmierzchu. S� tam nory lis�w, jamki skorpion�w i �mij. A jeszcze dalej ci�gn� si� ska�y wapienne, stoki z �upk�w poznaczone w�wozami i ciemne rumowiska skalne, si�gaj�ce a� do granicy spieczonych g�r. Czasem otula je dr��cy opar, a czasem nie-bieszcz� si� z dala, �udz�co przypominaj�c nie tyle g�ry, co chmury, kt�re wznios�y si� z niewidocznego morza i szybko do niego wr�c�.
Sze�� razy dziennie przyje�d�a autobus z Beer Szewy i staje na przystanku przy centrum handlowym, na placu nazywanym przez wszystkich �ko�o �wiate�", chocia� jego w�a�ciwa nazwa to plac Irvinga Koszicy. Przyje�d�aj�cy z Beer Szewy wysiadaj�, kierowca wchodzi na cappuccino i papierosa do Californii, a przez te dwadzie�cia minut na przystanku zbieraj� si� ch�tni na wyjazd do miasta. Ko�o placu rozci�ga si� nieutwardzony parking, a wiecznie unosz�cy si� nad nim mia�ki, szary kurz powleka cienkim woalem sklepy, biura i restauracje. Plac wyznaczaj� cztery wielopi�trowe budynki w stylu nadmorskim, dwa banki i odnowione kino Paris, kilka kawiarni, b�d�cych jednocze�nie restauracjami, i zaniedbany klub bilardowy, gdzie mie�ci si� tak�e Lotto. Wszystko to wok� kwadratu, wy�o�onego na przemian czerwon� i szar� kostk�. Na samym �rodku placu wznosi si� s�up z go�ego betonu. Jest to pomnik ku czci poleg�ych. Po jego czterech stronach za-
39
sadzono cztery cyprysy. Jeden usech�. Literami z czarnego metalu wypisano na s�upie: �Chluba twoja, o Izraelu, na twoich wzg�rzach poleg a"*. W ostatnim s�owie brak przedostatniej litery. Poni�ej zamocowano marmurow� tablic�, przypominaj�c� tablice przykaza�. Jest na niej dwadzie�cia jeden nazwisk, od Aflalo Josefa do Szumina Giory Georga. Tablica p�k�a w poprzek, w szczelinie ro�nie pow�j. Ko�o pomnika stoi zbiornik z wod� zdatn� do picia. Na postumencie z cementu wyryto po hebrajsku i angielsku werset: �Nu�e, wszyscy, kt�rzy macie pragnienie, p�jd�cie do w�d � pami�ci Donii i Adalberta Cesnik, 5743".Trzy kraniki pochylaj� si� nad odp�ywem. Dwa z nich p�acz�.
W zbiorowisku blaszanych szyld�w na dachu banku wyr�nia si� ogromne has�o: �Wype�ni�em dzi� kupon LOTTO". Na ostatnim pi�trze budynku na lewo od urz�du miasta, naprzeciw Kasy Chorych, mie�ci si� firma Teo. Nazywa si� �Urbanistyka". Na tym samym pi�trze jest te� gabinet dentystyczny doktor�w: Dresdnera i Nira, a za nim kancelaria Dubiego Weizmana, bieg�ego rewidenta i notariusza, gdzie mo�na zrobi� ksero i uzyska� pe�n� obs�ug� zwi�zan� z dokumentami. W wolnych chwilach Dubi maluje gwaszem pejza�e pustynne. Pi�� jego prac pokazano kiedy� na wystawie zbiorowej w prywatnej galerii w Herzlii.
* Wszystkie przek�ady cytat�w biblijnych pochodz� z Biblii w wyd. Brytyjskiego i Zagranicznego Towarzystwa Biblijnego, Warszawa 1975 (przyp. dum.).
40
Na �cianie biura, w ramce zdobionej muszelkami, wisi powi�kszenie wzmianki z gazety �Ha'aretz", gdzie wymienia si� jego nazwisko. Doktor Nir wspina si� po ska�ach, a �ona doktora Dresdnera jest dalek� krewn� piosenkarki, kt�ra wyst�powa�a u nas dwa lata temu, zim�, i rozdawa�a fanom swoje fotosy z autografem.
Na schodach Rady Robotniczej usiad�o obok siebie dw�ch niem�odych Beduin�w. Obaj s� w d�insach. Jeden nosi koszulk� Beitaru, a drugi ma na sobie co