5750
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 5750 |
Rozszerzenie: |
5750 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 5750 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5750 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
5750 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Janina Wieczerska
Legenda o �azarzu Pokutniku
Osoby:
�azarz Pokutnik, wiek i zaw�d nieokre�lone, z wygl�du � inteligent oko�o
pi��dziesi�tki,
Andrzej Zabrzeski, lat 66, in�. agrotechnik
Kuzynka Ala, posta� epizodyczna
Grzelak, ko�cielny � posta� epizodyczna
Rzecz dzieje si� na cmentarzu w wiecz�r Wszystkich �wi�tych w r. 1999
Akt I
1.
(�piew najpierw wyciszony, potem skrzypni�cie ci�kich drzwi, na kr�tko s�ycha�
g�o�niej
�Dobry Jezu a nasz Panie�, stukni�cie zamykanych drzwi, �piew znowu
przyciszony...)
Zabrzeski: Alu, ja tylko wymieni� na grobach wypalone znicze i zaraz jad�. Je�li
mi chwil�
potowarzyszysz, to bym ci� podrzuci� do domu.
Ala: Nie, dzi�kuj�. Skoro nie chcesz zosta� na kolacji, to p�jd� jeszcze st�d do
cioci-babci
Urszulki. Przecie� ona MUSI wiedzie�, kto przyjecha�, kto nie. Zbyt krucha, �eby
chodzi� na cmentarz, ale umar�aby, jakby jeszcze dzi� jej nie opowiedzie�.
Zabrzeski: To zejd�my do wozu, odwioz� ci� do niej i wr�c�.
Ala: Co� ty, to �abi skok, nie warto.
Zabrzeski: Jednak... Ju� ciemno, musisz i�� przez zap�ocie, nie o�wietlone...
Ala: Daj spok�j, nasze zap�ocie to nie wasz Tr�jk�t Bermudzki. Chyba, �eby�
zajrza� do
ciotki.
Zabrzeski: Z�o�y�em uszanowanie przedpo�udniem, a chc� by� na dziesi�t� w domu.
Ala: To tym bardziej musz� i�� sama. Ciotka us�yszy auto, i zaraz: a kto ci�
przywi�z�, a
czemu nie wszed�... Jeszcze si� obrazi, wiesz, jakie s� ciotki.
Zabrzeski: Troch� zapomnia�em. No c�, moja mi�a, dzi�kuj� za go�cin� i do
zobaczenia w
przysz�ym roku. Jak B�g pozwoli.
Ala: Czemu by nie mia� pozwoli�? Wuj to zawsze... Trzymaj si�, wujku, i jed�
ostro�nie...
(Przera�liwy skowyt psa, pisk hamulc�w, potem szum ruszaj�cego auta)
Ala: Co si� tam sta�o?! Czekaj, kto� idzie od bramy, dowiemy si�.
2.
Ala: Prosz� pana, chyba psa kto� przejecha�?
�azarz: Tak, ostro ruszy�, no i po psie.
Ala: Ale bo te� kto przychodzi z psem na cmentarz... Wujku, to jeszcze raz: do
widzenia i
szcz�liwej drogi!
Zabrzeski: Do widzenia, dziecko i niech ci si� dobrze wiedzie.
(odg�os krok�w � lekkich, oddalaj�cych si�, ci�szych � zbli�aj�cych).
3.
Zabrzeski: Wie pan, ja tego psa przedtem widzia�em. Prawie szczeniak, kr�ci� si�
mi�dzy
autami ju� przed po�udniem, podczas procesji chyba te�...
�azarz: To pewnie rankiem kto� przejezdny go zostawi�. Po�o�y� wi�zank� na
grobie,
�wieczk� zapali� i szurr � uciek� psu.
Zabrzeski: Tak si� niestety robi. Ten i tak by� przyzwoity, bo da� psu szans�,
�e go kto�
przygarnie. M�g� go wyrzuci� w lesie.
�azarz: Wyrozumia�y z pana cz�owiek!
Zabrzeski: A co mi zostaje w moim wieku? Jakby pan mia� tyle lat co ja, te� by
pan by�
wyrozumia�y.
�azarz: Sk�d pan wie, �e nie jestem? I ile mam lat?
Zabrzeski: Istotnie, nie wiem. Nigdy pana tu nie spotka�em.
�azarz: Nie m�g� pan. Zatrzyma�em si� po drodze. Jestem fotografikiem,
zafascynowa�y
mnie cmentarne �wiat�a i chc� zrobi� ca�y cykl zdj��.
Zabrzeski: A warto! Wie pan, to jest co� niesamowitego. I to w�a�ciwie ca�kiem
nowe zjawisko,
to � bo ja wiem � od jakich� dwudziestu lat... Na Wszystkich �wi�tych �una bije
z
ka�dego cmentarza, ale i w inne �wi�ta zapala si� znicze � na Bo�e Narodzenie
np. prawie tak
jak dzi�... Nowa forma kultu. (brz�k upadaj�cych szkie�). Niech to! Ucho si�
urwa�o. Jak ja
si� teraz z tym pozbieram...
�azarz: Pomog� panu. Wezm� dwa du�e znicze, reszta si� zmie�ci i przy urwanym
uchu.
(dalej przy odg�osie zbieranych zniczy)
Zabrzeski: Cud, �e si� nic nie zbi�o...
�azarz: Pan te�, widz�, uleg� �nowej formie kultu�. Te znicze b�d� si� pali� do
pojutrza.
Zabrzeski: O to w�a�nie chodzi!
�azarz: Ale dlaczego? Zastanawia� si� pan nad tym?
Zabrzeski: Ha, i to wiele razy. I nie wiem, co o tym my�le�. Czy to jest jaki�
neopoganizm,
nawr�t do kultu przodk�w, czy odwrotnie, wzrost wiary w nie�miertelno�� duszy?
�azarz: Pan wierzy w nie�miertelno�� duszy?
Zabrzeski: A jak�e�? Jestem katolikiem. ��wi�tych obcowanie, grzech�w
odpuszczenie,
�ywot wieczny�...
�azarz: Amen. Przepraszam pana, ale ja pyta�em powa�nie.
Zabrzeski: Dobrze, �e pan przeprasza, bo niby dlaczego mia�bym odpowiada�
powa�nie
obcemu?
�azarz: Bo obcy.
Zabrzeski: To jest pewna racja. Czasem cz�owiek obcemu wi�cej powie ni� swojemu.
W
poci�gu, na przyk�ad...
�azarz: No, widzi pan... Przecie� mo�emy porozmawia� szczerze a
niezobowi�zuj�co, a
pan mnie zbywa formu�k�.
Zabrzeski: No, no, to nie formu�ka! To z Credo.
�azarz: Przecie� wiem. Ale pan to odb�bni�, w dodatku niepoprawnie.
Zabrzeski: Jak, co niepoprawnie?
�azarz: Opu�ci� pan �cia�a zmartwychwstanie�.
Zabrzeski: E tam. Zreszt�, je�li ju� m�wi� szczerze, na co by nam by�o to biedne
cia�o w
za�wiatach?
�azarz: Wi�c nie przypadkowo pan te dwa s�owa opu�ci�. Freudowska pomy�ka,
klasyczna.
Nie lubi pan cia�a? Przecie� to te� stworzenie boskie.
Zabrzeski: Lubi�, p�ki silne i sprawne. Ale jak zaczyna skrzypie� i bole�... To
tu, prosz�
po�o�y� znicze, ja ju� je sobie poustawiam...
4.
�azarz: Pi�kny grobowiec. I stary.
Zabrzeski: Bo i rodzina stara. Ale renowacj� grobowca spaprali. Nie dopilnowali
kamieniarza,
pot�uk� stare tablice, a potem lament � ojej, jak by�a z domu prababka i
sk�d teraz wzi�� daty. Zdumiewaj�ce, takie ma�e miasta niby s� konserwatywne,
a wcale nie dbaj� o przesz�o��...
�azarz: Ale o groby dbaj�, nie zaprzeczy pan. Nawet na takim samotnym,
opuszczonym �
o, jak tamten � kto� dzi� chwasty wyrwa�, �wieczk� zapali�. Wracam do kwestii �
dlaczego?
Zabrzeski: My�l�, �e to jakie� poczucie solidarno�ci. �eby zmar�emu nie by�o
przykro, �e
samotny.
�azarz: A nie, �eby si� nie obrazi�, nie m�ci�?
Zabrzeski: Taka motywacja to by�by w�a�nie neopoganizm. Ug�aska�, przekupi�
zmar�ego
przodka, �eby przypadkiem nie robi� brzydkich szpas�w. Ja nawet nie wykluczam,
�e tu niejedna �wieczka si� pali, �eby ciotka albo dziadek si� nie pogniewali.
Ale og�lnie to chyba nie tak... M�g�by pan mi poda� tamt� wypalon�
lampk�? Dzi�kuj�. Za�o�� si�, �e postawi� j� kto� z potrzeby serca, z
przywi�zania
do stryja, a nie ze strachu przed nim. � O, i jeszcze tamt�. � Kto�, kto nie
mia� obowi�zku.
�azarz: Czy pan aby nie idealizuje bli�nich? Bez przesady mo�na powiedzie�, �e
tu w tej
chwili id� z dymem � albo wi�dn� w wi�zankach � ci�kie, ale to ci�kie tysi�ce.
I to wszystko z potrzeby serca? Nie na pokaz, �eby ludzie zobaczyli, na co
potomk�w
pana � zaraz, kto tam obok pochowany? � pana Majcherka sta�?
Zabrzeski: Faktycznie, Majcherkowie urz�dzili iluminacj�, niczym w Westminsterze
w
czasie koronacji. Ale, widzi pan, to te� nie jest taka sobie prostacka
ostentacja.
Ja zna�am starego Majcherka, on lubi� si� popisa�. Wi�c potomkowie, po
pierwsze, s� uwarunkowani genetycznie, po drugie i wa�niejsze � stroj� gr�b
wedle upodoba� dziadka. To dow�d wdzi�czno�ci, dziadek zrobi� du�o dobrego
dla rodziny.
�azarz: A jakby nie zrobi�?
Zabrzeski: To by si� pewnie nie wysilali. No, to tu ju� wszystko, przejdziemy
teraz na m�j
gr�b.
�azarz: Jak to � na pana gr�b? Przecie� pan �yje.
Zabrzeski (ze �miechem): No, tak troch� niezupe�nie, trzy �wierci do �mierci,
jak tu si�
m�wi. (Powa�niej) Przej�zyczy�em si�. Gr�b moich rodzic�w, rodze�stwa,
dziadk�w ze strony matki jest z tamtej strony ko�ci�ka. Nazwa�em go moim
tak dla skr�tu. Zreszt� we w�a�ciwym czasie faktycznie b�dzie moim.
�azarz: Wi�c dba pan o niego zawczasu?
Zabrzeski: Niech pan nie b�dzie z�o�liwy.
�azarz: Przepraszam, g�upio mi si� powiedzia�o.
Zabrzeski: Drobiazg. To ja w�a�ciwie powinienem przeprosi�, �e pana z sob�
ci�gam. Take�my
si� zagadali, a pan ma tu swoje sprawy.
�azarz: Mam, ale z panem mi ra�niej. Rozgl�dam si� przy okazji za obiektem. Nie
orientuje
si� pan, czy jest tu gdzie� ca�kiem �wie�y gr�b?
Zabrzeski: Nie zauwa�y�em. We Wszystkich �wi�tych nie ma pogrzeb�w.
�azarz: Nie musi by� dzisiejszy, wystarczy sprzed paru dni. � Co tak pan na mnie
spojrza�
jak na strzyg�?
Zabrzeski: Sk�d�e, gdzie tam. Tylko to tak jako� dziwnie zabrzmia�o.
�azarz: Pyta�em, bo mia�bym dobry kontrast: lawina czu�o�ci przy grobie i
chwasty zapomnienia
p�niej.
Zabrzeski: Chyba mizantrop z pana. Przypisa� mi pan, jakby to nazwa�, pr�no��
za�wiatow�,
a ja przecie� dbam o gr�b ze wzgl�du na nich. Nawet to, �e przewiduj�
tam miejsce dla siebie, to te� dla nich. My�my si�, prosz� pana, rozproszyli po
�wiecie, tu zosta�a tylko linia boczna, po k�dzieli. Wi�c ju� dawno uradzili�my
z siostr�, �e tu sobie spoczniemy. Jako, by tak rzec, magnes. Do pradziadk�w,
ciotecznych wujk�w nasze dzieci by nie przyje�d�a�y, a do nas b�d�. I swoje
dzieci przyucz�.
�azarz: Pomys�owe, nie powiem. Przed�u�y pan pami�� rodzinn� jeszcze o jedno
pokolenie.
Zabrzeski: Mo�e nawet o dwa? Za jaki� czas b�d� przyje�d�a� z wnukami, mo�e i
wnuki
si� przyzwyczaj�.
�azarz: Ci�gle si� zastanawiam, dlaczego panu tak na tym zale�y?
Zabrzeski (gniewnie): Bo ich kocha�em. Wszystkich. Na lito�� bosk�, czy to takie
trudne
do poj�cia?!
(milczenie, wiatr, szelest li�ci pod butami)
Akt II
5.
Zabrzeski: Skoro pan tak �askaw, �e mi towarzyszy...
�azarz: Pomy�la� pan: skoro facet si� nie chce odczepi�...
Zabrzeski: Pan to powiedzia�, zreszt� mi pan nie przeszkadza. A m�g�by pom�c �
gdyby
pan pozapala� znicze, a ja tymczasem poporz�dkuj� troch� ten chaos. Z jednej
strony, to cieszy, �e jacy� ludzie, nie krewni, te� po�o�� tu to kwiatek, to
znicz.
Ale z drugiej strony � p�yta wygl�da potem jak niesprz�tni�ty st� po kolacji.
(szuranie, brz�k itp. odg�osy porz�dkowania)
Zabrzeski: Prosz� mi poda� ten du�y. O, i najlepiej niech pan wyjmie wszystkie
od razu i
da mi reklam�wk�. Powrzucam to, co do jutra mo�e by� �mieciem. Babcia tak
zawsze robi�a. Specjalnie przychodzi�a wieczorem.
�azarz: Nie ba�a si�?
Zabrzeski: Mo�e si� i troch� ba�a, ale wa�niejsze by�o, �eby Edzinek mia�
�adnie. To by�
jej najstarszy syn, zmar� m�odo i babcia d�ugo nie mog�a si� pogodzi� z wyrokiem
boskim. Dopiero po wojnie, jak UB wzi�o jej drugiego syna, za AK.
P�aka�a, �e na pewno go bij�, i m�wi�a: Dobrze, �e cho� Edzinka omin�o to,
co cierpi Kaziczek.
�azarz: A bili?
Zabrzeski: Co, pan nie wie? Wr�ci� w 56, ze z�amanym nosem. I �yciorysem te�.
Doprawdy,
wujka Edka omin�o wiele cierpienia. To babci nic nie zosta�o oszcz�dzone.
Od pocz�tku wojny � czarna seria. Zmar�a jedyna c�rka � nasza matka, zaraz
potem wnuk. Babcia wtedy m�wi�a, �e mama zabra�a go do siebie. Prawie
w to wierz�, bo jakie by go czeka�o �ycie, sierot�, za komuny? Ole�ce i mnie
by�o dosy� ci�ko, a przecie� byli�my du�o starsi. Ale to by�o takie wdzi�czne,
kochane dziecko... Potem Kazik, harcerz-konspirator, musia� uciec do GG,
przez d�u�szy czas nie by�o wiadomo, co z nim. Tak zreszt� jak z naszym ojcem
� nie wiedzieli�my, �e dotar� do Andersa. Zosta� potem w Anglii i mia� racj�.
W 46, jak aresztowali Kazika, dziadek dosta� ataku serca. Zosta�a wdow�,
ale nawet wtedy nie traci�a ufno�ci, �e jeszcze wszystko si� na dobre obr�ci. W
og�le ufno�ci w �ad moralny: Hitler przegra, bo przecie� TAK by� nie mo�e.
Komuna padnie � bo przecie� TAK by� nie mo�e. Jeszcze si� wszyscy spotkamy
� bo przecie� TAK by� nie mo�e. To by� cz�owiek wielkiej wiary i
wielkiego serca... Moja matka te� taka by�a, nasze �ycie by�oby inne, gdyby
prze�y�a wojn�...
�azarz: A czy pan si� zastanawia�, jakie by�oby JEJ �ycie?
Zabrzeski: Pocz�tkowo nie. Pocz�tkowo wiele razy, rozpaczliwie chcia�em, �eby
by�a przy
mnie. Mo�na powiedzie�: pi�ciami bi�em we wrota �wi�tego Piotra i krzycza�em.
Ale te� i od samego pocz�tku mia�em �wiadomo��, �e wyrok boski jest
nieodwracalny. A jeszcze p�niej, ju� jako ca�kiem dojrza�y cz�owiek, poj��em,
�e cho�by by� odwracalny, to i tak nic z tego.
�azarz: Co znaczy: nic z tego? W jakim sensie?
Zabrzeski: Zaraz pan pojmie. Nie tak dawno mia�em osobliwy sen. Przyszed�em tu,
z
kwiatami, a z �aweczki � tej, tej, na kt�rej pan teraz przysiad� � wsta�a moja
matka. Ubrana by�a w letni�, be�ow� sukienk�, t�, kt�r� mia�a na sobie, kiedy
Francja skapitulowa�a, to zapami�ta�em. Wi�c wsta�a i m�wi: �Andrzejku,
wreszcie jeste�! Naczeka�am si� na ciebie. Zostaw te kwiaty, chod�my zaraz do
domu�. � �Ja ju� tu nie mieszkam, przenios�em si� do Wroc�awia�. � �A Ole�ka?�
� �Ole�ka mieszka w Gda�sku�. � �W Gda�sku! A ty we Wroc�awiu! To
ju� wygrali�my wojn�!� Mama zawo�a�a to z tak� rado�ci�, tak si� rozpromieni�a,
�e mi si� serce �cisn�o. Jak ja mam jej powiedzie�, �e wcale nie wygrali�my,
�e jedni poszli, drudzy weszli, �e naszego domu nie ma i w og�le nikogo,
nikogo, wszyscy ju� zmarli. Obj��em j� � by�a taka ciep�a, kochana jak dawniej
� i rozp�aka�em si� jak dziecko. I z tym p�aczem si� obudzi�em. Do rana potem
nie mog�em zasn��, wci�� dr�czy�y mnie my�li, co ja bym jej musia� opowiedzie�
o tych pi��dziesi�ciu latach bez niej. I troska, i zgryzota � czysto teoretyczna
oczywi�cie, ale uporczywa i dojmuj�ca, jak to bywa o trzeciej nad ranem
� jak ona by si� czu�a, jakby j� tu umie�ci� w tych naszych czasach. Kt�re
w dodatku ju� w�a�ciwie i naszymi nie s�...
�azarz: Tu ju� bym si� z panem nie zgadza�. P�ki �yjemy, ka�de czasy s� naszymi,
z definicji.
Cho� raz trafiaj� si� lata, kt�re nam nie pasuj�, raz takie, co pasuj�... Pa�ska
matka trafi�aby bardzo dobrze � nie tylko by�oby ju� po wojnie, ale i po
komunie...
Zabrzeski: Ale nic by nie by�o jak przed wojn�, w jej czasach. Prosz� pana, albo
pan udaje,
�e nie wie, o co chodzi, i tylko mnie podpuszcza, albo ma pan za ma�o wyobra�ni.
Pewnie i do�wiadczenia za ma�o. Pan jest m�odszy ode mnie, �y� ca�y
czas tylko w jednej epoce...
�azarz (�mieje si�): Jak to pozory myl�! Jestem du�o starszy, tylko z �aski
boskiej dobrze
si� trzymam.
Zabrzeski: Je�li tak, to pierwsze przypuszczenie jest s�uszne �
�azarz: �e pana podpuszczam? Po co bym mia�...
Zabrzeski: A, tego to ja w�a�nie wie wiem. Nie powiem, �e mnie pan naci�ga na
zwierzenia,
bo sam mam ochot� gada�. Ale rozmawiamy ju� chyba dobre 20 minut,
pan przecie� mia� robi� zdj�cia, a nawet aparatu nie wyj��.
�azarz: U licha, rzeczywi�cie, zostawi�em w aucie. Nie szkodzi, jeszcze zd���.
Ale � pan
za to chcia� by� na dziesi�t� we Wroc�awiu...
Zabrzeski: Jeszcze zd���. Podejd�my do bramy, pan we�mie aparat z wozu, a ja
wyrzuc�
reklam�wk� do pojemnika.
(Kroki)
6.
(G�uche trza�ni�cie zamykanych drzwi, brz�k kluczy)
Zabrzeski: Pochwalony, panie Grzelak. Co to, fajrant?
Grzelak: A, to pan dyrektor! Pochwalony. Ano, fajrant. Powiedzia�em babinkom, �e
ju� si�
dosy� na�piewa�y, jutro te� s� wypominki, otworz� im z rana. Ale �e te� pan
jeszcze tutaj, o tej porze?
Zabrzeski: Zaraz jad�, tylko ostatni� zdrowa�k� zm�wi�. co tam u pana?
Grzelak: Stara bieda, tak si� pcha. Ale aut to si� dzisiaj nazje�d�a�o! Jeszcze
wi�cej ni� w
zesz�ym roku. Bogac� si� ludzie! Tylko sumienia im nie przybywa.
Zabrzeski: Czemu pan tak my�li?
Grzelak: A cho�by i przed p�godzin�. Go�� przejecha� psa, i nic, nawet nie
wyszed� z wozu.
Musia�em za hycla robi�, odci�gn�� biednego kundla na pobocze. Jutro, za
dnia, gdzie� zakopi�. A u pana jak? Wszyscy zdrowi? Dzieci, wnuki?
Zabrzeski: Odpuka�, zdrowi.
Grzelak: Zdrowie najwa�niejsze. Dobrej drogi �ycz�.
Zabrzeski: Prosz� pozdrowi� �on�.
Grzelak: Ucieszy si�, �e pan dyrektor pami�ta�! Do widzenia. Cholerne drzwi,
znowu si�
opu�ci�y.
(szarpanina z drzwiami i kluczami)
7.
�azarz: Us�ysza�em, �e ko�cielny tytu�uje pana dyrektorem. S�awny pan tutaj!
Zabrzeski: E, to tak przez grzeczno�� i przyzwyczajenia. Dziadek by� dyrektorem,
ojciec
do wojny te�, wi�c my�l�, �e ka�dy Zabrzeski musi.
�azarz: Gdzie byli dyrektorami, je�li wolno spyta�?
Zabrzeski: U siebie, tutaj. Jakby by�o jasno, to by pan nawet zobaczy� zak�ady.
Fabryka
konserw owocowych i warzywnych. Nie �adne tam Pudliszki, ale ambitna. (ze
�miechem) Szablak, tzn. fasolk� szparagow�, mieli�my lepsz� od Pudliszek. A i
z kalafiorami byli�my na najlepszej drodze (znowu si� �mieje).
�azarz: A teraz?
Zabrzeski: Suszarnia zbo�a. Punkt us�ugowy. Plajta i ruina. Jedna wielka poruta!
�azarz: Ale� to pana porusza!
Zabrzeski: A pewnie! Dobrze, �e ojciec tego nie widzia�. Ju� m�wi�em, wiedzia�
co robi,
kiedy zostawa� w Anglii. Tam mia� przynajmniej wok� siebie towarzyszy broni...
�azarz: Rzuci�em okiem na nazwiska i daty na grobie i my�la�em, �e jest tu
pochowany...
Zabrzeski: Bo jest. Sprowadzili�my urn� z prochami. � Je�li pan chce zrobi�
widok og�lny,
to panu poka�� takie miejsce, sk�d najlepiej... Tylko musia�by si� pan wdrapa�
na grobowiec Chodorowicz�w...
�azarz: Je�li pan pozwoli, sfotografuj� najpierw wasz...
Zabrzeski: Prosz�, jak pan chce.
(kroki)
8.
�azarz: Gdyby pan przesun�� troszeczk� te chryzantemy. Zaciemniaj� napis. Pa�ski
ojciec
to Micha�, dobrze si� domy�li�em?
Zabrzeski: Dobrze.
(pstrykanie)
�azarz: Prosz� pana, za��my niemo�liwe. Gdyby pa�ski ojciec teraz wr�ci�, to
m�g�by
przecie� odzyska� te wasze mini-Pudliszki.
Zabrzeski: A gdzie tam! Ju� si� nimi podzielili burmistrz z pa�stwowym paserem.
Jeden
potem sprzeda� na dzia�ki kumotrom, a drugi jakiemu� szmondakowi z Ameryki.
Ojca by na takie co� szlag trafi�. Czym pr�dzej pow�drowa�by znowu w te
swoje nieobesz�e dale.
�azarz: Tak pan sobie wyobra�a za�wiaty? Jako nieobesz�e dale?
Zabrzeski: R�nie. Ju� pan wie, �e wcze�nie si� spotka�em ze �mierci�, musia�em
si� zastanawia�,
jako� sobie wyobra�a� to ��wi�tych obcowanie�...
�azarz: Bo w �wi�tych obcowanie pan wierzy?
Zabrzeski: Tak. Im d�u�ej �yj�, tym bardziej. Dok�adnie: im wi�cej mam bliskich
po tamtej
stronie. Im moja wyspa mniejsza, tym tamte realniejsze.
�azarz: No wi�c jak: nieobesz�e dale czy wyspy szcz�liwe?
Zabrzeski: Dlaczego nie jedno i drugie? Wieczno�� jest wielka, wszystko si� w
niej zmie�ci.
M�j ojciec jeszcze by� m�ody, kiedy zostawi� t� tutejsz� rodzinn� wysp� i
wybra� now�, kombatanck�. Wida� wi�zy z lat �o�nierskich by�y silniejsze ni�
z lat �dyrektorskich�. Mo�na wi�c sobie wyobrazi�...
�azarz: Nie wszystko...
Zabrzeski: Ale prawie. Wi�c i to, �e w za�wiatach szuka miejsca, gdzie stoczy�by
zwyci�skie
bitwy, wygra� wojn�.
�azarz: Albo wyprodukowa� kalafiory lepsze ni� z Pudliszek.
Zabrzeski (�mieje si�): Czemu by nie? Cho� to by raczej pasowa�o do dziadka. Za
to babcia,
a i matka tworzy�yby z zapa�em w�a�nie te wyspy szcz�liwe, gdzie wszystko
by�oby tak jak na ziemi, tylko lepsze. Ju� widz� babci� na progu, jak m�wi
�chod�cie, dzieci, chod�cie, czekam, ju� wszystko gotowe�.
�azarz: Ale nie doczeka�aby si� tych, co wybrali nieobesz�e dale.
Zabrzeski: Dlaczego? Przecie� w za�wiatach, gdzie nie ma cia�a i czasu, mo�na
r�wnocze�nie
by� w wielu miejscach...
�azarz: No, no, sprytnie pan to wykombinowa�.
Zabrzeski: Nie sprytnie, tylko logicznie. To� i tu na ziemi, bywamy duchem i tu
i tam naraz.
Ja np. w tej chwili rozmawiam z panem, ale r�wnocze�nie z �on�. T�umacz�
jej, �e im p�niej, tym bardziej pusto na drogach, wi�c bezpieczniej.
�azarz: Tylko czy ona s�yszy?
Zabrzeski: A, to ju� zupe�nie inna sprawa. Te� mam ca�� teori�, zreszt� nie bez
zwi�zku z
cmentarn� iluminacj�. � Chod�my ju� do grobowca Chodorowicz�w, bo si�
rozgadam bez ko�ca i we�mie mnie pan za wariata.
�azarz: Nie wezm�, zapewniam. A skoro pan si� niepokoi, �e �ona si� niepokoi, to
ju�
dajmy sobie spok�j z tamtym grobowcem i z uj�ciem og�lnym. Przys�a� panu odbitki
tego, co napstryka�em?
Zabrzeski: Bez urazy, ale...
�azarz: Ale pan mi nie chce da� adresu. Przepraszam. O panu wiem prawie
wszystko, a
sam si� nie przedstawi�em. �azarz Pokutnik.
Akt III
Zabrzeski: Osobliwe!
�azarz: Dlaczego? Znam osobliwsze nazwiska.
Zabrzeski: Ja te�. Wi�c mi nie o nazwisko. Imi�! Jak �yj�, nie spotka�em nikogo,
kogo by
tak ochrzczono.
�azarz: No tak, �le si� kojarzy.
Zabrzeski: By rzec prawd�, istotnie. W Ewangelii jest dw�ch �azarzy, jeden
�ebrak z
przypowie�ci, kto chce �ebraka za patrona? A drugi...
�azarz: �Ju� cuchnie� � powiedzia�a Marta. O to panu chodzi?
Zabrzeski. Ten naturalistyczny szczeg� jako� bardziej si� trzyma pami�ci ni�
wskrzeszenie.
�azarz: Ma�o�� ludzka. Wielbili wskrzesiciela, a brzydzili si� wskrzeszonym. I
to zreszt�
nieprawda, �e cuchn��. Jan to doda� dla efektu. Jan w og�le sporo poprzekr�ca�,
on ju� taki by�.
Zabrzeski: Jak pan mo�e tak bez szacunku o Ewangeli�cie!
�azarz: �eby pan poczyta�, co bibli�ci o nim wypisuj�, to by si� pan nie
gorszy�.
Zabrzeski: C�, uczeni w pi�mie ju� w ewangeliach nie mieli dobrej prasy. Wi�c
co pana
zdaniem Jan poprzekr�ca�?
�azarz: Przede wszystkim rzecz najistotniejsza. S�owa Marty �ty� jest
zmartwychwstanie i
�ywot�, wie pan, to gor�ce wyznanie wiary. Marta to naprawd� powiedzia�a, ale
PO wskrzeszeniu brata. Nie PRZED. Dlatego Jezus zap�aka�: �e ci najbli�si mu
ludzie, przed kt�rymi odkry� serce i prawd�, pozostali �lepi i g�usi. Marta
wierzy�a,
�e Jezus czyni cuda, ale w Jego nauk� nie. W ka�dym razie nie w �ywot
wieczny.
Zabrzeski: Ja odwrotnie. Bardziej wierz� w �ywot wieczny ni� w cuda.
�azarz: To we wskrzeszenie �azarza pan nie wierzy?
Zabrzeski: Musz�, przecie� jestem katolikiem. Nawet mnie ciekawi, co si� z nim
potem
sta�o.
�azarz: Ukrywa� si�. Jan pisze na koniec: ��ydzi chcieli go zabi�. Ale wnet
mieli do��
zamieszania w Jerozolimie. �azarz odczeka� w g�rach, a potem wr�ci� do Betanii
i pozosta� tam do �mierci siostry.
Zabrzeski: Kt�rej?
�azarz: Marty oczywi�cie. Maria posz�a za Mistrzem do Jerozolimy i s�uch o niej
zagin��.
Zabrzeski: W og�le o ilu� to s�uch zagin��... A przecie� chcia�oby si�
wiedzie�...
�azarz: Je�li pan naprawd� chce wiedzie�... Ale jeste�my chyba ca�kiem sami na
cmentarzu,
nikogo nie zgorszymy, jak si�dziemy i zapalimy...
Zabrzeski: Najwy�szy czas, ju� zaczyna�em popada� w nerwowo��.
(trzask zapalniczek, westchnienie ulgi palacza po d�ugim niepaleniu)
�azarz: Wi�c �azarz, jak m�wi�em, schowa� si� w g�rach. Marta, jak zwykle
praktyczna,
znalaz�a spos�b, by przesy�a� mu jedzenie i wiadomo�ci. �azarz dowiedzia� si�
tedy o M�ce i Zmartwychwstaniu. I popad� w rozpacz: u�wiadomi� sobie, jakim
by� n�dznym, pod�ym niewdzi�cznikiem. Przecie� Mistrz go wybra�, powo�a� na
koronnego �wiadka, a on uciek� jak ostatni tch�rz. By� gorszy od Piotra i
Tomasza,
bo Piotr si� zapar� w chwili s�abo�ci, a niewierny Tomasz, gdy ujrza�,
powiedzia�:
�Pan m�j i B�g m�j�. �azarz za� do�wiadczy� na sobie �aski, by� �ywym
dowodem zwyci�stwa nad �mierci� i co? Pozosta� nieczu�y jak byle poganiacz
os��w albo faryzeusz. To przecie� on powinien sta� pod krzy�em obok Jana i
Matki, on powinien biec do Grobu z Piotrem... We wstydzie i rozpaczy zacz�� bi�
g�ow� w ska�y tej swojej jaskini, by� bliski samob�jstwa. I wtedy przyszed� do
niego Zmartwychwsta�y. �Nie dodawaj do grzechu niewdzi�czno�ci jeszcze grzechu
rozpaczy� � powiedzia�. Panie, wyznacz mi pokut�, �ebym, kiedy nadejdzie
czas, m�g� stan�� czysty przed Tob� � prosi� �azarz. I Pan spe�ni� jego pro�b�.
�
�Skoro tak drogie by�o ci ziemskie �ycie, to daj� ci go w obfito�ci. Id� i g�o�
Prawd� a� do sko�czenia �wiata�. �azarz, kt�ry w owej chwili nie pragn��
niczego,
jak tylko by� przy Mistrzu, wykrzykn��: �Odtr�casz mnie na dziesi�tki wiek�w!�
Wtedy Jezus u�miechn�� si� i z�agodzi� wyrok. Raz na sto lat �azarz mia�by
szans� wyzwolenia. Je�li znajdzie m�czyzn�, kt�ry go poprosi o wskrzeszenie
kogo�, �azarz b�dzie mia� moc uczynienia cudu. I je�li go dokona, ujrzy oblicze
Pa�skie.
Zabrzeski: Ciekawa legenda. I ja ju� si� nawet domy�lam, co by�o dalej. �azarz
b��ka� si�
po �wiecie i na schy�ku ka�dego wieku cieszy� si�, �e to ju� koniec pokuty. ale
okazywa�o si�, �e nie ma ch�tnych na cud. Nikt nie chcia� powrotu zmar�ych.
Ogl�da�em kiedy� podobny moralitet �redniowieczny. Fars� w�a�ciwie, bardzo
zjadliw�. Ale to niemo�liwe.
�azarz: Co niemo�liwe? Moc wskrzeszania czy brak ch�tnych?
Zabrzeski: Na temat mocy si� nie wypowiadam. Ale zwyczajnie, po ludzku, nie
wyobra�am
sobie, �eby nikt nie chcia�... Ta farsa, o kt�rej wspomnia�em, by�a nie tylko
niesmaczna, ale i nieprawdziwa. Ja si� zgadzam, �e m�oda wdowa mog�a
nie chcie� powrotu m�a-starucha, syn-spadkobierca � ojca sknery. Ale �azarz
musia�by tylko znale�� matk� nad trumn� dziecka czy dziecko osierocone
przez matk�...
�azarz: Nieuwa�nie pan s�ucha�. Petentem, �e tak to nazw�, mia� by� MʯCZYZNA.
Zabrzeski (z uraz�): M�czy�ni te� maj� serce!
�azarz: Zgoda. Ale przyzna pan, �e to ogranicza powa�nie szanse. A jeszcze
trzeba doda�,
�e �azarz m�g� podj�� pr�b� wyzwolenia tylko raz na sto lat i to przed adwentem,
w tej ciemnej porze, kiedy ludzie si� najbardziej boj� zmar�ych... Sam pan te
�wiat�a wok� wi�za� z poga�stwem.
Zabrzeski: Tylko cz�ciowo. Ja to rozumiem jako sygna� w za�wiaty, �e pami�tamy
i
chcemy, �eby o nas pami�tali.
�azarz: �eby babcia nie przesta�a czasem czeka� na progu domku z malwami i
s�onecznikami?
Zabrzeski: Z floksami i ostr�kami.
�azarz: Wi�c nie chcia�by pan przywo�a� jej z powrotem na �wiat. Domy�lam si�,
�e rodzic�w
te�... Ale widz� tu napis �Aleksandra z Zabrzeskich�... Odesz�a dwa lata
temu, na �wiecie przez ten czas niewiele si� zmieni�o...
Zabrzeski: Dosy� si� zmieni�o przedtem. Prosz� pana, ja sobie nasze �ycie tak
przeno�nie
wyobra�am jako wyspy w wielkiej rzece czasu. Najpierw s� ma�e, potem si�
rozrastaj�, przybywaj� im jakie� p�wyspy, po��czenia z innymi. Ale od pewnego
momentu czas zaczyna dzia�a� przeciw nam, nurt przenosi na drugi brzeg
ludzi, widoki, rzeczy, sprawy. Coraz ich wi�cej tam, coraz mniej tu. Moja
siostra
zosta�a sama na ma�ym skrawku. Wydawa�o si�, �e sobie radzi, by�a aktywna
zawodowo, publikowa�a, mia�a uczni�w, w og�le by�a to �niewiasta
m�na� jak m�wi Pismo. A jednak straci�a ca�� odporno��, tak jak swego czasu
babcia. Nikt si� nie spodziewa�, a tu jedno g�upie zapalenie p�uc...
�azarz: Ale przecie�, przypuszczam, mia�a dzieci, wnuki. Jak pan.
Zabrzeski: W�a�nie. Dzieci si� usamodzielniaj�, maj� swoje wyspy. Wie pan,
stwierdzi�em
rzecz przedziwn�: kiedy przestajemy by� komu� potrzebni, to i on w jaki� spos�b
przestaje by� nam potrzebny.
�azarz: Rozumiem, �e pan m�wi z do�wiadczenia. Ale gdyby tak teraz obok pana
stan��
najm�odszy braciszek? Jemu by�by pan d�ugo, d�ugo potrzebny... I kocha go pan
jeszcze teraz, po tylu latach.
Zabrzeski: A c� pan mnie tak podpytuje, jakby pan szuka� �petenta� dla tego
pokutuj�cego
�azarza?
�azarz: Jak to, to pan si� jeszcze nie domy�li�?
Zabrzeski: Niby czego?
�azarz: �e to JA jestem �azarzem?
Zabrzeski (po sekundach milczenia): No nie! Zaraz... Niech zapal� drugiego
papierosa. Pan
nie mo�e by� �azarzem! Pan, wygl�da pan, m�wi, jak wsp�czesny inteligent.
Nawet Freuda pan wspomnia�. Nie, no...
�azarz: A c� pan sobie wyobra�a�? �e pokutuj�cy �azarz to b�dzie starzec z
rozwichrzon�
brod�? Mistrz by� mi�osierny, da� mi wszystko co trzeba, �eby przetrwa�.
Niezniszczalne,
zdrowe cia�o. Ogromnie pojemn� pami��. I poj�tno��, dar przystosowania
si�. Nigdy d�u�ej ni� trzy dni nie uczy�em si� nowego j�zyka.
Zabrzeski: N�c�ce! Sam chcia�bym... Pan jest aktorem �wicz�cym rol�? Trenuj�cym
si��
sugestii?
�azarz: Mo�e pan tak my�le�, je�li z tym panu wygodniej. Ale to nie zmieni
faktu.
Zabrzeski: Jakiego faktu? Przecie� nie wm�wi mi pan, �e �azarzowi nie uda�o si�
przez
dwa tysi�ce lat nikogo wskrzesi�!
�azarz: Nie chc� panu wm�wi�, tylko przekona�.
Zabrzeski: E tam.
�azarz: Niech mi pan pozwoli m�wi�, a� pan sko�czy papierosa. Potem mi pan albo
odbierze
g�os, albo zostawi.
Zabrzeski: Co tu z panem robi�? Dobra.
�azarz: Wi�c po pierwsze, to nie by�o dwa tysi�ce lat, tylko dziewi�tna�cie
sprzyjaj�cych
miesi�cy na tym obszarze czasu. Przez pierwsze trzy wieki zreszt� wcale nie
pr�bowa�em.
Chcia�em si� przys�u�y� Panu, szerzy� Jego nauk�, �wiadczy�. �wiadczy�
zreszt� Pawe� mi zabroni�. Wyda�em mu si� podejrzany, �onego czasu� nie
by�o go w Betanii. Wi�c je�li m�wi�em o sobie, to jako o kim� innym. Po
zburzeniu
Jerozolimy zaw�drowa�em do Aleksandrii � okropne, diabelskie miasto, jeszcze
gorsze ni� Rzym. W Rzymie by�em do edyktu Konstantyna. Kiedy chrze�cija�stwo
sta�o si� religi� pa�stwow�, zrozumia�em, �e to ju� nie dla mnie, ruszy�em
mi�dzy pogan, na p�noc. Spodziewa�em si�, �e wykorzystam cud wskrzeszenia
dla dobra misji. B��d! Dla tych Wiking�w powracaj�cy zmar�y m�g� by�
tylko upiorem. To samo zreszt� przydarzy�o mi si� w Chinach � oni w og�le nie
pojmowali, o czym m�wi�.
Zabrzeski: W Chinach? Jak si� pan, to znaczy, ten pa�ski �azarz, znalaz� w
Chinach?
�azarz: Awanturnicza historia. U schy�ku XV wieku by�em astrologiem Gonzag�w. Ku
rado�ci Sforz�w, kt�rzy wiecznie ostrzyli sobie z�by na Mantu�, m�ody Gonzaga
zosta� �miertelnie ranny w zasadzce, zastawionej dla odmiany przez d�Est�w.
Obieca�em staremu Gonzadze, �e mu wskrzesz� syna. Idealna sytuacja, cud mia�by
wszystkie pozory ozdrowienia, m�odzieniec by�by wolny od trupiej aury...
C�, kiedy mediola�czycy mieli swoich szpieg�w, Estowie za� przejmowali tajn�
korespondencj� Sforz�w. W rezultacie, nim m�ody ksi��� wyzion�� ducha, Sforzowie
mnie porwali, Estowie chcieli odbi� dla siebie.
Zabrzeski: A to czemu?
�azarz: Renesans, prosz� pana, to by�a straszna epoka, bardziej zabobonna ni�
pobo�ne
�redniowiecze. Nekromancja, okultyzm, astrologia, magia, alchemia, co tylko.
Uwa�ali mnie za czarownika i chcieli z�apa� dla swoich cel�w. Cudem uciek�em,
w Genui wsiad�em na portugalski statek, ale nie�atwo uciec zbirom dwu pot�nych
rod�w. Dopiero w Chinach by�em bezpieczny. Bezpieczny, ale te� pilnowany.
Uprzedzam pytanie: dlaczego by�em cenny. Przez szesna�cie wiek�w zg��bi�em
wiele nauk i rzemios�, a niczego nie zapomnia�em... Do Europy wr�ci�em
akurat na rewolucj� francusk�, wprawdzie bardzo bogaty, ale dwa stulecia mi
przelecia�y.
Zabrzeski: Po rzezi terroru �azarz mia�by tysi�ce �petent�w�...
�azarz: Znowu b��d. W okresach rzezi, wojny, zarazy szerzy si� szalona ch��
zachowania
�ycia � swojego, i pogarda dla �mierci � cudzej. Dlatego ponios�em kl�sk� w XIV
wieku, w czasie �czarnej �mierci�. A poza tym XVIII wiek to by� ju� wiek
niedowiarstwa...
Zabrzeski: Mimo wszystko rachunek mi si� nie zgadza. Mi�dzy V a XIII wiekiem
zdarza�y
si� i epoki czy oazy pokoju...
�azarz: Zdarza�y si�. I dlatego by�em dwa razy szcz�liwie �onaty, nie mog�em
wyzwoli�
si� kosztem �ony i ma�ych dzieci. Raz koniec wieku zasta� mnie na pustkowiu,
dwa razy zamykano mnie w klasztorze, dwa razy pope�ni�em b��d taktyczny, raz
trafi�em na g�upca, ech, powie�� by mo�na napisa�...
Zabrzeski: Ju� pan napisa� czy w�a�nie pisze?
�azarz: Pan mi ci�gle nie wierzy!
Zabrzeski: Oczywi�cie, �e nie wierz�, jak�e�... Ale niech pan m�wi, to
zajmuj�ce. Jako
eksperyment my�lowy, materia� do medytacji. Wi�c dotarli�my do XIX wieku.
�azarz: Fin de siecle zasta� mnie we Wiedniu. By�em ju� bardzo zrozpaczony, wi�c
i nieostro�ny,
za du�o gada�em. Uznali, �em mente captus, sam Freud si� mn� zaj��. Z
wariatkowa wypu�ci� mnie dopiero w 1903, z diagnoz� �hipertrofia pop�du
autodestrukcji
na bazie kazirodczej mi�o�ci do siostry�. Przed dalsz� kuracj� uciek�em
do Galicji.
Zabrzeski: Aha!
�azarz: Co �aha�? Aha, rozumiem. Najpierw mnie pan bra� za aktora, potem za
romansopisarza,
a teraz za schizofrenika.
Zabrzeski: Nie, no nie a� tak, ale...
�azarz: B�agam pana, niech mi pan uwierzy. Ja ju� naprawd� mam dosy� tego
�wiata.
Dwudziesty wiek by� przera�aj�cy, ale dwudziesty pierwszy to co� zgo�a
niewyobra�alnego.
Klonowanie. Wrzask informatyczny. Wirtualne �ycie. W wymy�lo-
nej rzeczywisto�ci, z wymy�lonymi lud�mi. Zamiast z bliskimi, cz�owiek b�dzie
siedzia� w he�mie przed ekranem. Nawet p�aka� po kim� nie b�dzie mia�. Sam si�
stanie, cholera, wirtualny. Nie chc� doczeka� wieku fa�szywych prorok�w. Chc�
by� przy Zbawicielu!
Zabrzeski: Niech pan si� uspokoi, mo�e nie b�dzie tak �le! Ja pana rozumiem, ja
si� te�
boj�, nawet nie tego, co przyjdzie, ale co jest. Jestem niepotrzebny, nie
nad��am.
Czy ja panu m�wi�em, �e jestem agrotechnikiem? Mia�em osi�gni�cia w
hodowli nowych odmian, mi�dzy innymi fasoli. (�mieje si�) Fasola to wida�
obsesja rodzinna. A teraz z ca�� moj� wiedz� mog� da� si� wypcha� i pomalowa�
na zielono. Pokroj� kody, poklonuj� i b�d� mieli, co si� zamarzy. Mrozoodporne
banany i kartofle jak dynie. Ale to w ko�cu nie jest pow�d do rozpaczy.
Wirtualnego �wiata ju� nie do�yj�...
�azarz: Pan nie, ale ja tak. Je�li mi pan odm�wi pomocy.
Zabrzeski: Nie mog� panu pomaga� cudzym kosztem.
�azarz: Ja jestem bogaty, przeka�� panu numery moich kont w Szwajcarii.
Zabrzeski: Apage, satanus! Tylko bez przekupstwa. Za kogo pan mnie ma?
�azarz: Za kogo�, kto dba o bliskich. Ch�opczyk b�dzie mia� beztroskie �ycie.
Zabrzeski: Ch�opczyk? Wi�c pan sobie upatrzy� Krzysia?
�azarz: Dla innych ju� pan nie widzi sensu powrotu. Ale Krzy� mia� niespe�na dwa
latka,
malutk� wysp�, by trzyma� si� pa�skiego por�wnania. To co dla nas jest niszcz�c�
inwazj� nowo�ci, dla niego by�oby fascynuj�cym poszerzaniem �wyspy�.
Niech pan wspomni w�asn� m�odo�� � jak pana podnieca�y odkrycia, mo�liwo�ci.
�ycie m�czy, ale mimo to jest DAREM. Ka�dy ksi�dz panu to powie.
Zabrzeski: E tam, ksi�dz...
�azarz: Ale� pa�ska matka te� by tak powiedzia�a. Gdyby my�la�a inaczej, to by i
was zabra�a.
Zabrzeski: By�y chwile, kiedy si� o to modli�em.
�azarz: Ale przechodzi�y, prawda? A niech pan sobie wyobrazi: ma pan od teraz
przy sobie
wdzi�czne, kochane dziecko �sam pan tak o nim m�wi�. Dom o�ywa, do
Krzysia ci�gn� wnuki pana i siostry, wyspy ��cz� si� w archipelag. Archipelag
odporny na wirtualne szale�stwa, bo wszyscy maj� ogromnie wiele serca dla tego
tajemniczego niby-sieroty.
Zabrzeski: Brednie, niech pan przestanie!
�azarz: Je�li brednie, to co panu szkodzi powiedzie�: prosz�, �azarzu, pom�dl
si� o jego
powr�t?
Zabrzeski: Prosz�, niech si� pan modli. I tak z tego nic nie b�dzie.
�azarz: Domine, exandi orationem meam (dalej cicho i niewyra�nie a� do:) Amen.
(Cisza, napi�cie)
Zabrzeski: M�wi�em... Chod�my ju�, koniec fantazjowania. Zaraz � a to co?
�azarz (cicho): Pi�ro. Leci z g�ry. To znak. Odm�wi� powrotu.
Zabrzeski (krzyczy): Nie, tego ju� za du�o! Kiczowate sztuczki! Ty, ty �
kuglarzu, oszu�cie!
Po co� to robi�, ten ca�y cyrk? To okrutne. Ja wci�� m�wi�em, �e nie wierz�,
a wida� jednak wierzy�em. Zat�skni�em, �eby stan�� przy mnie ch�opczyk w
niebieskim ubranku z ko�nierzykiem S�owackiego. Chwyci� m�j wskazuj�cy
palec ufn� �apk�, powiedzia� �Isiu cie da-da�... I poszliby�my, jak dawniej...
�azarz: Jezu, zmi�uj si� nade mn�!
Zabrzeski: A ju�, akurat!
(szybkie kroki odchodz�cego)
�azarz (zdyszany, za Zabrzeskim): Niech pan poczeka... Ja nie chcia�em z pana
zadrwi�,
niech mnie r�ka boska... Ja si� te� tego ba�em, dwa razy ju�... to, co nazywa�em
�b��dem taktycznym�. Umarli te� maj� woln� wol�... Ale teraz my�la�em, �e na
koniec tysi�clecia czas si� wype�ni�...
Zabrzeski: Odczep si� wreszcie, pajacu, wariacie, hyclu! � Hyclu? O, tu ma pan
tego kundla!
Jego sobie wskrzeszaj!
�azarz: Psa?!
Zabrzeski (zgry�liwie, spokojniej): O ile dobrze zapami�ta�em, nie by�o
powiedziane, �e to
musi by� koniecznie cz�owiek.
�azarz (zaskoczony): Wielki Bo�e, nie by�o! zaraz... Biedna psina, ju� sztywna.
Zabrzeski: A kl�kaj sobie, mamrocz...
(kr�tka cisza)
�azarz: Amen.
(Radosne skomlenie psa)
Zabrzeski: Nie! Teraz powiem, �e JA zwariowa�em...
�azarz (spokojnie, z wysi�kiem): Nie zwariowa� pan. Teraz ja mog� powiedzie� �a
m�wi�em�.
Dzi�kuj� panu. Jednak mi pan pom�g�. Zabierze go pan, prawda?
Zabrzeski: Oczywi�cie, przecie� garnie si� jak szalony. Ale �e do mnie, nie do
pana?
�azarz: Instynkt zwierz�cy. Wie, �e �ycie jest przy panu. �egnam, id� do wozu.
Mimo
wszystko nie chcia�bym rozsypa� si� w proch na �rodku ulicy.
Zabrzeski: Dzi�kuj�. Nie wiem, co m�wi�. Przepraszam za te wyzwiska. Do
widzenia.
�azarz: Gorsze s�ysza�em. Do zobaczenia. Cho� my�l�, �e nie tak pr�dko.
(kroki, trzask drzwiczek samochodu)
Zabrzeski: No, wskakuj, kundlu. �mieszny ty jeste�... Trzeba ci� jako� nazwa�.
�a... �azik.
�azik, siad! Nie szalej, spokojnie. Za dwie godziny b�dziesz w domu. Tak,
piesku, b�dziesz mia� dom. W�a�ciwie to nie najgorzej si� obr�ci�o � �aden z
nas nie b�dzie po drugim d�ugo p�aka�... Zaraz, �siad� m�wi�em. Zas�aniasz mi
lusterko. Chc� zobaczy�, co z tamtym. Nie w��cza silnika. �wiate� te�.
(kr�tka cisza)
Zabrzeski: Pan si� nad nim zlitowa�.
Muzyka � mog� by� wariacje na temat arii Sarastra
z �Czarodziejskiego fletu�
(�P�jdziemy d�oni� w d�o� jak brat
Ufni, rado�ni w lepszy �wiat�)