3002

Szczegóły
Tytuł 3002
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3002 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3002 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3002 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stephen King Road Virus jedzie na p�noc www.StephenKing.one.pl Prze�o�y�: ZBIGNIEW A. KR�LICKI *** Co mog� powiedzie� o Stephenie Kingu? Nie b�d� m�wi� o jego powie�ciach, poniewa� wi�kszo�� z was ju� czyta�a je wszystkie, wi�kszo�� z was widzia�a tak�e filmy nakr�cone na podstawie jego ksi��ek, s�ucha�a ta�m, a mo�e nawet ma magnetyczne ozd�bki na lod�wk�, podkoszulki i B�g wie jakie jeszcze rekwizyty zwi�zane z jego tw�rczo�ci�. Nie b�d� m�wi� tak�e o mniejszych utworach, jedynie wspomn�, �e niekt�re z nich (wymieni� jedno, na przyk�ad "Zdolny ucze�") w dalszym ci�gu s� uwa�ane za jedne z najlepszych ameryka�skich opowiada�, kropka. Nie b�d� m�wi� o opracowaniach krytycznych Kinga, takich jak liczne rzeczowe i obrazoburcze wst�py, eseje i autobiograficzna "Danse Macabre". Nie b�d� si� rozwodzi� o jego zas�ugach dla sztuki czytania, jak r�wnie� dla wolno�ci my�li i wyrazu. I w ko�cu, nie zamierzam udowadnia� oczywistego faktu, �e to on w latach siedemdziesi�tych dos�ownie z niczego stworzy� nowoczesny horror. C� wi�c mog� rzec o tym facecie? W�a�ciwie lepiej po prostu si� zamkn� (bez oklask�w, prosz�) i pozwol� panu Kingowi robi� to, co umie najlepiej: niech roz�o�y przed wami swoje przeno�ne ognisko, pochyli si� nad nim tak, by p�omienie ta�czy�y na jego twarzy, i opowie wam piekieln� histori�. Al Sarrantonio *** Richard Kinnell nie przestraszy� si�, kiedy po raz pierwszy ujrza� ten obraz na podw�rkowej wyprzeda�y w Rosewood. By� zafascynowany i uzna�, �e mia� szcz�cie znale�� co� bardzo ciekawego, ale czy przestraszony? Nie. Dopiero p�niej ("kiedy by�o ju� za p�no" - jak m�g�by napisa� w jednej ze swoich ciesz�cych si� osza�amiaj�cym powodzeniem powie�ci) u�wiadomi� sobie, �e w bardzo podobny spos�b podchodzi� za m�odu do pewnych zakazanych narkotyk�w. Pojecha� do Bostonu, by wzi�� udzia� w organizowanym przez nowoangielski PEN sympozjum na temat "Gro�ba popularno�ci". Kinnell przekona� si�, �e PEN zawsze wymy�la� takie tematy - co nawet by�o pocieszaj�ce. Przejecha� trzysta pi��dziesi�t kilometr�w z Derry zamiast polecie� samolotem, poniewa� utkn�� z intryg� swojej najnowszej powie�ci i potrzebowa� troch� czasu, �eby w spokoju nad ni� popracowa�. Na sympozjum wzi�� udzia� w dyskusji panelowej, podczas kt�rej ludzie, co to powinni mie� wi�cej oleju w g�owie, wypytywali go sk�d bierze pomys�y i czy kiedy� sam si� przestraszy�. Opu�ci� miasto, jad�c Tobin Bridge, a potem wjecha� na Route 1. Kiedy zastanawia� si� nad jakim� problemem, nigdy nie podr�owa� pe�n� autostrad�, gdy� wprowadza�a go ona w rodzaj snu na jawie. Relaksuj�cego, lecz niezbyt tw�rczego. Natomiast konieczno�� przystawania i ruszania na skrzy�owaniach zwyk�ej drogi dzia�a�a jak ziarna piasku w ostrydze, wytwarzaj�c stan aktywno�ci umys�owej a czasem nawet per��. Podejrzewa�, �e recenzenci nie u�yliby tego s�owa. W jednym z ubieg�orocznych numer�w "Esquire" Bradley Simons rozpocz�� recenzj� "Koszmarnego miasta" w taki spos�b: "Richard Kinnell, kt�ry pisze tak, jak Jeffery Dahmer gotuje dozna� nowego ataku tw�rczych bole�ci. Sw�j ostatni p��d zatytu�owa� >>Koszmarne miasto<<". Route 1 przejecha� przez Revere, Malden, Everett i wybrze�em do Newburyport. Za Newbury troch� na po�udnie od granicy mi�dzy Massachusetts a New Hamphire znajdowa�o si� miasteczko Rosewood. Mniej wi�cej dwa kilometry od centrum miasteczka zobaczy� tandetnie wygl�daj�ce przedmioty, roz�o�one na trawniku pi�trowego domku. Oparta o piecyk elektryczny w kolorze awokado sta�a tabliczka z napisem" "Wyprzeda� podw�rkowa". Po obu stronach drogi sta�y zaparkowane samochody, tworz�c jedno z tych przew�e�, przeklinanych przez podr�nych, na kt�rych nie dzia�a magia podw�rkowych wyprzeda�y. Kinnell lubi� podw�rkowe wyprzeda�e, a szczeg�lnie kartony starych ksi��ek, jakie czasem mo�na by�o na nich znale��. Przejecha� przez przew�enie, zaparkowa� audi na ko�cu szeregu samochod�w skierowanych ku Maine i New Hampshire, a potem poszed� pieszo. Mniej wi�cej tuzin os�b kr�ci�o si� na zagraconym trawniku niebieskoszarego domku. Po lewej stronie cementowego chodnika sta� du�y telewizor z n�kami opartymi na papierowych popielniczkach, kt�re wcale nie chroni�y trawnika. Na nim znajdowa�a si� tabliczka z napisem: ZAPYTAJ O CEN� - MO�E CI� ZASKOCZY. Z tylnej �cianki odbiornika odchodzi� przew�d elektryczny, po��czony z przed�u�aczem, kt�ry nikn�� w uchylonych frontowych drzwiach. Na ogrodowym fotelu obok telewizora siedzia�a gruba kobieta, w cieniu parasola z napisem CINZANO na kolorowym, z�bkowanym pokryciu. Obok niej sta� stolik karciany, z pude�kiem cygar, notesem i kolejn� r�cznie pisan� tabliczk�. Ta g�osi�a: WSZYSTKIE P�ATNO�CI GOT�WK�. �ADNYCH ZWROT�W. Telewizor by� w��czony i nastawiony na popo�udniow� oper� mydlan�, w kt�rej dwoje m�odych ludzi najwyra�niej nosi�o si� z zamiarem uprawiania bardzo niebezpiecznego seksu. Gruba kobieta zerkn�a na Kinnella i zn�w na telewizor. Patrzy�a na� przez chwil�, a potem ponownie spojrza�a na przyby�ego. Tym razem lekko rozchyli�a usta. Ach, pomy�la� Kinnell, rozgl�daj�c si� za kartonem po alkoholu, pe�nym starych ksi��ek, kartonem, kt�ry powinien gdzie� tu by�, wielbicielka. Nie znalaz� �adnych ksi��ek, ale zobaczy� obraz, oparty o desk� do prasowania i przytrzymywany przez dwa plastikowe kosze na bielizn�. Zapar�o mu dech. Natychmiast zapragn�� go mie�. Podszed� do niego z przesadn� swobod� i przykl�kn��. Obraz by� akwarel�, bardzo dobr� technicznie. Kinnella to nie obchodzi�o - wcale nie interesowa� si� technik� (fakt wci�� zauwa�any przez krytyk�w jego w�asnych ksi��ek). W dzie�ach sztuki podoba�a mu si� mu si� ich zawarto��, im bardziej niepokoj�ca tym lepiej. A ten obraz w tej kategorii zas�ugiwa� na najwy�sz� ocen�. Kinnell kl�kn�� mi�dzy dwoma koszami na bielizn�, wype�nionymi istn� d�ungl� ma�ych przedmiot�w, po czym powi�d� palcami po szkle zas�aniaj�cym malowid�o. Przez chwil� rozgl�da� si� wok�, szukaj�c podobnych obraz�w, ale nie znalaz� - tylko zwyczajne graty z podw�rkowej wyprzeda�y, figurki postaci ze z�o�onymi r�kami i graj�ce w karty psy. Ponownie popatrzy� na oprawion� w ramki akwarel� i w my�lach ju� przenosi� walizk� na tylne siedzenie audi, �eby m�c swobodnie wsun�� obraz do baga�nika. Akwarela przedstawia�a m�odego cz�owieka za kierownic� sportowego samochodu - mo�e marki Grand Am, mo�e GTX, w ka�dym razie ze sk�adanym dachem - jad�cego o zachodzie s�o�ca po Tobin Bridge. Z�o�ony dach zmieni� czarny w�z w namiastk� kabrioletu. M�odzieniec opar� lew� r�k� na drzwiach, a praw� niedbale trzyma� kierownic�. Poprzecinane r�owymi �y�kami niebo za jego plecami by�o mas� ��ci i szaro�ci, jak siniak. M�odzian mia� d�ugie blond w�osy, opadaj�ce mu na niskie czo�o. U�miecha� si�, a jego rozchylone wargi nie ukazywa�y z�b�w, lecz k�y. A mo�e s� spi�owane, pomy�la� Kinnell. Mo�e ma to by� ludo�erca. Spodoba�o mu si� to, ten pomys� kanibala jad�cego o zachodzie s�o�ca po Tobin Bridge. W samochodzie Grand Am. Wiedzia�, co powiedzia�aby na to wi�kszo�� jego s�uchaczy podczas panelowej dyskusji PEN: Och tak, idealne zdj�cie dla Richa Kinnella, pewnie potrzebuje go dla inspiracji, jako pi�rka do po�askotania zm�czonej starej gardzieli i wywo�ania kolejnego ataku tw�rczej aktywno�ci. Lecz ci go�cie to zwyczajni ignoranci, przynajmniej w kwestii jego tw�rczo�ci. Co wi�cej, oni cenili sobie t� ignorancj�, piel�gnowali j�, jak niekt�rzy ludzie z niewiadomego powodu ceni� sobie i rozpieszczaj� g�upie z�o�liwe pieski, szczekaj�ce na go�ci i czasem gryz�ce po nogach gazeciarza. Ten obraz nie poci�ga� go dlatego, �e by� pisarzem. Wprost przeciwnie, pisa� opowiadania grozy, poniewa� lubi� takie rzeczy jak ten obraz. Wielbiciele przysy�ali mu r�ne upominki - przewa�nie obrazy - a on wi�kszo�� z nich wyrzuca�, nie dlatego, �e by�y kiepskie, lecz dlatego, �e okazywa�y si� m�cz�ce i nazbyt dos�owne. Jedna wielbicielka z Omaha przys�a�a mu ma�� ceramiczn� g��wk� wrzeszcz�cej z przera�enia ma�py, wystaj�c� z lod�wki, i t� zatrzyma�. By�a niezbyt zr�cznie wykonana, ale zestawienie pobudza�o jego wyobra�ni�. Ten obraz r�wnie�, nawet silniej. Znacznie silniej. Gdy wyci�gn�� r�k�, chc�c zaraz, natychmiast, pochwyci� go, wzi�� pod pach� i zg�osi� zamiar kupna , us�ysza� za plecami g�os: - Czy pan Richard Kinnell? Drgn�� i si� odwr�ci�. Gruba kobieta sta�a tuz za nim, zas�aniaj�c wi�kszo�� krajobrazu. Nim podesz�a, umalowa�a usta i teraz jej wargi krzywi�y si� w krwawym u�miechu. - Tak to ja - odpar�, odwzajemniaj�c u�miech. Spojrza�a na obraz. - Powinnam wiedzie�, �e podejdzie pan prosto do niego - rzek�a afektowanym tonem. - To takie do pana podobne. - Prawda? - odpar� ze swym najszczerszym u�miechem. - Ile pani za niego chce? - Czterdzie�ci pi�� dolar�w - odpar�a. - B�d� z panem szczera, zacz�am od siedemdziesi�ciu, ale nikt si� nim nie interesowa�, wi�c obni�y�am cen�. Je�li przyjdzie pan jutro, pewnie kupi go pan za trzydzie�ci. U�miech nabra� przera�aj�cych rozmiar�w. W k�cikach rozci�gni�tych ust Kinnell dostrzeg� male�kie kropelki szarej �liny. - Nie s�dz�, abym chcia� tak ryzykowa� - rzek�. - Zaraz wypisz� pani czek. U�miech ci�gle si� poszerza� i kobieta wygl�da�a teraz jak groteskowa parodia Johna Watersa. Boska Shirley Temple. - W�a�ciwie nie powinnam przyjmowa� czek�w, ale dobrze - powiedzia�a tonem nastolatki zgadzaj�cej si� w ko�cu na seks z ch�opakiem. - A kiedy wyjmie pan pi�ro, czy m�g�by pan z�o�y� autograf dla mojej c�rki? Ma na imi� Michela. - Jakie pi�kne imi� - rzek� odruchowo Kinnell. Wzi�� obraz i poszed� za grub� kobiet� do stolika karcianego. W stoj�cym obok telewizorze nami�tn� m�od� par� chwilowo zast�pi�a starsza pani, opychaj�ca si� p�atkami zbo�owymi. - Michela czyta�a wszystkie pana ksi��ki - oznajmi�a gruba kobieta. - Sk�d do licha, bierze pan te swoje zwariowane pomys�y? - Nie mam poj�cia - odpar� Kinnell, u�miechaj�c si� szerzej ni� kiedykolwiek. - Po prostu przychodz� mi do g�owy. Czy to nie dziwne? Kobieta prowadz�ca ogrodow� wyprzeda� nazywa�a si� Judy Diment i mieszka�a w s�siednim domu. Kiedy Kinnell zapyta�, czy mo�e przypadkiem wie, kim jest artysta, powiedzia�a, �e oczywi�cie. Obraz namalowa� Bobby Hastings, i w�a�nie z jego powodu sprzedawa�a rzeczy Hastings�w. - To jedyny obraz, kt�rego nie spali� - oznajmi�a. - Biedna Iris! To jej naprawd� mi �al. Nie s�dz�, �eby George specjalnie si� przejmowa�. Wiem na pewno, �e nie rozumia�, dlaczego chcia�a sprzeda� ten dom. - Przewr�ci�a oczami w szerokiej, spoconej twarzy, robi�c star� jak �wiat min�, typu "mo�esz sobie wyobrazi�?". Wzi�a czek Kinnella, kiedy wydar� go z ksi��eczki, a potem poda�a mu notatnik, a potem poda�a mu notatnik, w kt�rym mia�a spisane wszystkie sprzedawane przedmioty i ceny, jakie za nie uzyska�a. - Prosz� zrobi� to dla Micheli - powiedzia�a. - Gor�cy i ze �mietank�, dobrze? Afektowany u�miech powr�ci�, jak stary znajomy, kt�rego mia�e� nadziej� ju� nigdy nie zobaczy� - Uhm - mrukn�� Kinnell i skre�li� swoj� standardow� wiadomo�� "dzi�ki za to, �e jeste� moj� wielbicielk�". Po dwudziestu pi�ciu latach sk�adania autograf�w nie musia� ju� patrze� na papier ani my�le�, o tym co robi. - Prosz� opowiedzie� mi o tym obrazie i o Hastingsach. Judy Diment z�o�y�a pulchne ramiona na piersi, jak kobieta maj�ca zaprezentowa� swoj� ulubion� histori�. - Bobby mia� zaledwie dwadzie�cia trzy lata, kiedy zabi� si� tej wiosny. Mo�e pan w to uwierzy�? No, wie pan, by� typem zapoznanego geniusza, ale wci�� mieszka� z rodzicami. - Przewr�ci�a oczami, ponownie pytaj�c Kinnella, czy mo�e w to uwierzy�. - Mia� chyba z siedemdziesi�t lub osiemdziesi�t obraz�w i mn�stwo szkicownik�w. Trzyma� je w piwnicy. - Podbr�dkiem wskaza�a na domek, a potem spojrza�a na obraz wampirycznego m�odzie�ca, jad�cego o zachodzie s�o�ca po Tobin Bridge. - Iris, mama Bobby'ego, m�wi�a, �e przewa�nie by�y okropne, o wiele gorsze od tego. Na sam widok w�os je�y� si� na g�owie. - Zni�y�a g�os do szeptu, zerkn�wszy na kobiet� ogl�daj�c� zdekompletowane srebra sto�owe Hastings�w i bogat� kolekcj� starych plastikowych kubk�w z McDonalda, ozdobionych motywami z filmu "Kochanie zmniejszy�em dzieciaki". Wi�kszo�� z nich zawiera�a jakie� seksualne motywy. - O, nie - rzek� Kinnell. - Najgorsze namalowa� po tym jak zacz�� si� narkotyzowa� - ci�gn�a Judy Diament. - Kiedy umar�... znale�li ponad sto fiolek, w kt�rych sprzedaje si� kokain�. Czy narkotyki to nie okropno��, panie Kinnell? - Z ca�� pewno�ci�. - W ka�dym razie podejrzewam, �e po prostu osi�gn�� kres swoich mo�liwo�ci... i nie m�wi� tego ironicznie. Wyni�s� wszystkie swoje obrazy i szkice, chyba tylko opr�cz tego jednego, na podw�rze z ty�u domu i spali�. A potem powiesi� si� w piwnicy. Do koszuli przyczepi� sobie kartk� z wiadomo�ci�. G�osi�a: "Nie mog� ju� znie�� tego, co si� ze mn� dzieje". Czy to nie straszne, panie Kinnell? Czy to nie najstraszniejsza rzecz, o jakiej pan s�ysza�? - Tak - odpar� Kinnell, w miar� szczerze. - Prawie. - Jak ju� powiedzia�am, moim zdaniem, gdyby George mia� co� do powiedzenia, to w dalszym ci�gu mieszka�by w tym domu - odrzek�a Judy Diment. Wzi�a kartk� papieru z autografem Kinnella, po�o�y�a ja obok czeku i pokr�ci�a g�ow�, jakby zdumiona podobie�stwem podpis�w. --M�czy�ni s� dziwni. - Naprawd�? - Och tak, znacznie mniej wra�liwi. Pod koniec �ycia z Bobby'ego Hastingsa zosta�a tylko sk�ra i ko�ci. I stale by� brudny... �mierdzia� z daleka... bo wci�� nosi� t� sam� koszulk�. Z obrazkiem zespo�u Led Zeppelin. Mia� przekrwione oczy, na policzkach szczecin�, kt�r� trudno by�oby nazwa� zarostem, i pryszcze na twarzy, jakby zn�w by� nastolatkiem. A jednak ona kocha�a go, bo matczyna mi�o�� nie zwraca uwagi na takie rzeczy. Kobieta, kt�ra ogl�da�a srebra i szklanki, podesz�a do nas z kompletem serwetek z motywami "Gwiezdnych wojen". Pani Diment wzi�a od niej pi�� dolar�w, a potem starannie odnotowa�a sum� pod pozycj�: JEDEN TUZIN RӯOWYCH SERWETEK i zn�w spojrza�a na Kinnella. - Wyjechali do Arizony - ci�gn�a - do rodzic�w Iris. Wiem, �e George szuka tam pracy we Flagstaff... jest rysownikiem... ale nie wiem, czy ju� jak�� znalaz�. Je�li tak, to pewnie nigdy nie zobaczymy ich w Rosewood. Ona... Iris... przygotowa�a wszystkie rzeczy na sprzeda� i powiedzia�a mi, �e mog� zatrzyma� sobie dwadzie�cia procent za fatyg�. Reszt� prze�l� jej przekazem. Nie b�dzie tego wiele. Westchn�a. - Ten obraz jest �wietny - rzek� Kinnell. - Taak, szkoda, �e spali� inne, gdy� wi�kszo�� pozosta�ych rzeczy to typowy syf sprzedawany na wyprzeda�ach, niech mi pan wybaczy �acin�. Co to takiego? Kinnell odwr�ci� obraz. Z ty�u by� przyklejony szeroki pas ta�my klej�cej. - My�l�, �e tytu�. - Jak brzmi? Chwyci� obraz za boki i przytrzyma� tak, �eby sama mog�a przeczyta�. W ten spos�b p��tno znalaz�o si� na wysoko�ci jego oczu i przyjrza� mu si� uwa�nie. Ponownie uj�a go prostota i niesamowita wymowa pomys�u: ch�opiec za kierownic� sportowego wozu, ch�opak z paskudnym, aroganckim u�miechem, ods�aniaj�cym jeszcze paskudniejsze z�by. Pasuje, pomy�la�. Je�li kiedykolwiek jaki� tytu� pasowa� do obrazu to na pewno ten. - "Road Virus jedzie na p�noc" - przeczyta�a. - Jako� nie zauwa�y�am tego napisu, kiedy moi ch�opcy wynosili rzeczy. S�dzi pan, �e to tytu�? - Na pewno. Kinnell nie m�g� oderwa� oczu od u�miechni�tego blondyna. Ja co� wiem, m�wi� ten u�miech. Wiem co�, o czym ty nigdy si� nie dowiesz. - No, c�, chyba nie mam w�tpliwo�ci, �e ten kto go namalowa�, by� na�pany po uszy - powiedzia�a gniewnie. Ze szczerym gniewem, pomy�la� Kinnell. - Nic dziwnego, �e si� zabi� i z�ama� matce serce. - Ja te� musz� rusza� na p�noc - rzek� Kinnell, bior�c obraz pod pach�. - Dzi�kuj� za... - Panie Kinnell? - Tak? - Czy mog� zobaczy� pa�skie prawo jazdy? - Najwidoczniej nie widzia�a w tym ��daniu niczego niew�a�ciwego ani zabawnego. - Powinnam zapisa� jego numer na odwrocie pa�skiego czeku. Kinnell postawi� obraz, �eby wyj�� portfel. - Jasne. Prosz�. Kobieta, kt�ra kupi�a serwetki z motywami "Gwiezdnych wojen", przystan�a po drodze do samochodu, by popatrze� na jak�� mydlan� oper� w stoj�cym na trawniku telewizorze. Teraz zerkn�a na obraz, kt�ry Kinnell opar� na swojej �ydce. - Uch - powiedzia�a. - Komu potrzebne takie okropie�stwo? My�la�abym o nim za ka�dym razem po zgaszeniu �wiat�a. - A co w tym z�ego? - zapyta� Kinnell. Trudy, ciotka Kinnella, mieszka�a w Wells, le��cym blisko dziesi�� kilometr�w na p�noc od granicy mi�dzy Maine a New Hampshire. Kinnell wybra� zjazd okr��aj�cy jasnozielon� wie�� wodoci�gow� Wells, t� z zabawnym napisem czerwonymi literami: CHRO� ZIELE� MAINE, PRZYJED� Z PIENI�DZMI, i pi�� minut p�niej skr�ci� na podjazd prowadz�cy do �adnego ma�ego domku, bez �adnych zapadaj�cych si� w trawnik telewizor�w na papierowych popielniczkach, tylko z bujnym g�szczem kwiat�w ciotki Trudy. Kinnell chcia� si� wysika�, a nie mia� ochoty robi� tego w przydro�nej toalecie, skoro m�g� przyjecha� tutaj, a ponadto mia� zamiar od�wie�y� rodzinne plotki. Ciotka Tudy zna�a naj�wie�sze. Od niej mo�na si� by�o dowiedzie� wszystkiego. Poza tym, rzecz jasna, chcia� pokaza� jej sw�j nowy nabytek. Wysz�a mu naprzeciw, u�cisn�a i obsypa�a patentowymi ptasimi ca�uskami, po kt�rych otrz�sa� si� tak samo jak wtedy, kiedy by� dzieckiem. - Chcesz co� zobaczy�? - zapyta�. - Zaraz spadn� ci kapcie. - Czaruj�cy pomys� - powiedzia�a ciotka Trudy i zaplot�a ramiona na piersi, spogl�daj�c na niego z rozbawieniem. Otworzy� baga�nik i wyj�� obraz. Rzeczywi�cie zrobi� na niej wra�enie, ale nie takie, jakiego oczekiwa�. Zblad�a jak �ciana - jeszcze nigdy nie widzia� u nikogo takiej reakcji. - Okropny - o�wiadczy�a napi�tym, opanowanym g�osem. - Obrzydliwy. Rozumiem, co ci si� w nim podoba, Richie, ale to, czym ty si� bawisz, na tym obrazie ukazane jest na serio. B�d� dobrym ch�opcem i schowaj go z powrotem do baga�nika. A kiedy dojedziesz do rzeki Saco, mo�e zatrzymasz si� w jakim� punkcie widokowym i ci�niesz go w przepa��? Rozdziawi� usta. Ciotka Trudy mocno zaciska�a wargi, �eby powstrzyma� ich dr�enie, a jej d�ugie i szczup�e d�onie teraz nie tylko obejmowa�y �okcie, ale �ciska�y je kurczowo, jakby utrzymuj�c w miejscu. W tym momencie wygl�da�a nie na sze��dziesi�t jeden, lecz na dziewi��dziesi�t jeden lat. - Ciociu? - powiedzia� czule Kinnell, nie wiedz�c co si� dzieje. - Ciociu co si� sta�o? - To - odpar�a, wyci�gaj�c praw� r�k� i wskazuj�c ni� na obraz. - Dziwi� si�, �e taki wra�liwy cz�owiek jak ty sam tego nie wyczuwa. No c�, najwyra�niej rzeczywi�cie co� czu�, inaczej nie wyci�gn��by ksi��eczki czekowej. Ciotka Trudy jednak wyczuwa�a cos innego... albo co� wi�cej. Odwr�ci� p��tno �eby je obejrze� (przedtem pokazywa� je ciotce, wi�c by�o zwr�cone do niego spodem, z przyklejon� ta�ma) i ponownie na nie spojrza�. To, co zobaczy�, by�o niczym podw�jny cios w pier� i w brzuch. Obraz zmieni� si� - to by� cios numer jeden. Nieznacznie, ale wyra�nie si� zmieni�. U�miech jasnow�osego m�odzie�ca poszerzy� si�, ukazuj�c wi�cej spi�owanych z�b�w kanibala. A oczy zmru�y�y si� jeszcze wyra�niej, nadaj�c twarzy paskudniejszy i bardziej arogancki wyraz. Ten szeroki u�miech, ukazuj�cy mn�stwo ostrych k��w, te zmru�one i zezuj�ce oczy... same subiektywne odczucia. W takich sprawach �atwo mo�na si� pomyli�, a przecie� nie przyjrza� si� a� tak dok�adnie temu obrazowi, zanim go kupi�. Ponadto rozprasza�a go pani Diment, kt�ra zapewne potrafi�aby nam�wi� mosi�n� ma�p� do zakupu prezerwatyw. By� jednak jeszcze cios numer dwa, a ten nie wydawa� si� subiektywnym odczuciem. W ciemno�ciach baga�nika audi m�ody blondyn odwr�ci� lew� r�k�, t� opart� o drzwiczki wozu, tak �e teraz Kinnell widzia� na niej tatua�, niemo�liwy do zauwa�enia wcze�niej. I owini�ty pn�czem sztylet z zakrwawionym ko�cem. Poni�ej s�owa. Kinnell odczyta� "�mier� przed..." i doszed� do wniosku, �e nie trzeba by� wielkim powie�ciopisarzem, �eby si� domy�li�, jak brzmi trzecie, niewidoczne s�owo. "�mier� przed nies�aw�" to w ko�cu typowy napis, jaki m�g� nosi� na ramieniu m�czyzna w takim samochodzie. A na drugim pikowego asa albo palm�, pomy�la� Kinnell. - Nie podoba ci si�, prawda, ciociu? - zapyta�. - Owszem - odpar�a i zrobi�a co� dziwniejszego: odwr�ci�a si� udaj�c, �e spogl�da na ulic� (pust� i senn� w gor�cym popo�udniowym s�o�cu), aby nie patrze� na malowid�o. - Prawd� m�wi�c, ciocia go nienawidzi. A teraz schowaj go i wejd� do domu. Za�o�� si�, �e chcesz skorzysta� z �azienki. Gdy tylko schowa� obraz do baga�nika, ciocia Trudy niemal natychmiast odzyska�a dobry humor. Rozmawiali o matce Kinnella (w Pasademie), jego siostrze (w Boston Rouge) i by�ej �onie Sally (w Nashua). Sally by�a ufologiem, prowadzi�a schronisko dla zwierz�t w ogromnej przyczepie kempingowej i co miesi�c wydawa�a dwie gazetki. Jedna pod tytu�em "Ocaleni" zawiera�a horoskopy i podobno prawdziwe opowie�ci o zjawiskach parapsychologicznych, a w drugiej, zatytu�owanej "Go�cie", zamieszcza�a relacje ludzi, kt�rzy spotkali przybysz�w z kosmosu. Kinnell ju� nie je�dzi� na konwenty mi�o�nik�w fantasy i horroru. Jak czasem m�wi� ludziom, jedna Sally wystarczy mu na ca�e �ycie. Kiedy cioteczka Trudy odprowadzi�a go do samochodu by�a czwarta trzydzie�ci; uprzejmie odrzuci� nieuniknione zaproszenie na obiad. - Je�li wyrusz� teraz, wi�kszo�� powrotnej drogi do Derry przejad� za dnia. - W porz�dku - powiedzia�a. - I przepraszam, �e tak krytycznie wypowiedzia�am si� o obrazie. To oczywiste, �e ci si� podoba. Zawsze lubi�e� takie... niezwyk�e rzeczy. Po prostu wywar� na mnie dziwne wra�enie. Ta okropna twarz. - Wzdrygn�a si�. - jakbym na niego patrzy�a... a on na mnie. Kinnell u�miechn�� si� i poca�owa� ja w czubek nosa. - Ty te� masz wybuja�� wyobra�ni�, kochana. - Oczywi�cie, to rodzinne. Na pewno nie chcesz przed odjazdem jeszcze raz skorzysta� z �azienki? Pokr�ci� g�ow�. - Naprawd� nie dlatego tu wpad�em. - Ach tak? A dlaczego? U�miechn�� si�. - Poniewa� ty wiesz, kto jest grzeczny, a kto nie. I nie obawiasz si� dzieli� t� wiedza. - No, jed� ju� - odrzek�a, lekko go popychaj�c, wyra�nie zadowolona. - Na twoim miejscu chcia�abym jak najszybciej znale�� si� w domu. Wola�abym, �eby to paskudztwo nie jecha�o po ciemku za moimi plecami, nawet zamkni�te w baga�niku. Widzia�e� jego z�by? Brr! Wyjecha� na autostrad�, rezygnuj� z widok�w na rzecz szybko�ci jazdy, po czym dojecha� a� do restauracji Graya zanim postanowi� ponownie spojrze� na obraz. W pewien spos�b udzieli� mu si� niepok�j ciotki, jak zaka�na choroba, chocia� nie s�dzi�, �eby w tym tkwi� problem. Po prostu teraz nieco inaczej odbiera� przes�anie obrazu. Restauracja oferowa�a typowe przysmaki - hamburgery Roy Rogers i lody TCBY - a tak�e ma�e za�miecone miejsce piknikowe i na ty�ach wybieg dla piesk�w. Kinnell zaparkowa� obok furgonetki z rejestracj� z Missouri, zrobi� g��boki wdech i wypu�ci� powietrze z p�uc. Zabawne, �e pojecha� do Bostonu, aby znale�� jaki� pomys� do swojej nowej ksi��ki o gremlinach. Przez ca�� drog� w tamt� stron� uk�ada� odpowiedzi na pewne trudne pytania, kt�re mog�y pod jego adresem pa�� podczas dyskusji panelowej, ale nie pad�y. Kiedy us�yszeli, �e nie ma poj�cia, sk�d bior� si� jego pomys�y, i �e owszem, czasem sam siebie przera�a, chcieli ju� tylko si� dowiedzie�, jak zdoby� agenta. A teraz wracaj�c nie by� w stanie my�le� o niczym innym jak tylko o tym przekl�tym obrazie. Czy on zn�w si� zmieni�? Je�li tak... je�eli blondyn przesun�� r�k� w taki spos�b, �e Kinnell zdo�a odczyta� ca�y wytatuowany napis, to mo�e powinien napisa� artyku� do jednego z magazyn�w Sally. Do licha, cztery artyku�y. Je�li natomiast si� nie zmieni�... co wtedy? Czy�by mia� halucynacje? Za�amanie nerwowe? Co za bzdury. Jego �ycie by�o ca�kowicie uporz�dkowane i czu� si� doskonale. A przynajmniej do czasu, kiedy fascynacja tym obrazem nie zacz�a przeradza� si� w co� innego, co� gro�niejszego. - Pieprzy� to, po prostu nie przyjrza�e� mu si� dok�adnie za pierwszym razem - powiedzia� g�o�no, wysiadaj�c z samochodu. No, mo�e. Nie by�by to pierwszy raz, gdy jego umys� wypaczy� percepcj�. To r�wnie� nale�a�o do specyfiki zawodu, kt�ry uprawia�. Czasem wyobra�nia stawa�a si� troch�... zbyt... - Bujna - rzek� Kinnell i otworzy� baga�nik. Wyj�� obraz, spojrza� na� i w ci�gu tych dziesi�ciu sekund, kiedy przygl�da� mu si� z zapartym tchem, naprawd� zacz�� si� ba� --w taki sam spos�b, w jaki obawiasz si� nag�ego grzechotu w chaszczach albo widoku owada, kt�ry z pewno�ci� ci� u��dli, je�li go sprowokujesz. Jasnow�osy kierowca z�owrogo u�miecha� si� do niego - tak, w�a�nie do niego, Kinnell by� tego pewny - ukazuj�c a� po dzi�s�a te swoje spi�owane z�by ludo�ercy. Oczy mia� b�yszcz�ce i rozbawione. A Tobin Bridge znik�. Tak samo jak bosto�skie drapacze chmur na drugim planie. I zach�d s�o�ca. Obraz by� teraz prawie czarny, a samoch�d i niesamowitego kierowc� o�wietla�a tylko jedna latarnia, rzucaj�ca ��taw� po�wiat� na jezdni� i chromowan� mask�. Kinnell mia� wra�enie, �e samoch�d (by� zupe�nie pewny, �e to marka Grand Am) znajduje si� na skraju ma�ego miasteczka przy Route 1 i by� przekonany, �e zna to miasteczko - sam przejecha� przez nie kilka godzin temu. - Rosewood - mrukn��. - To Rosewood. Jestem pewny. "Road Virus" oczywi�cie zmierza� na p�noc, jad�c Route 1 tak jak on. Lewa r�ka blondyna w dalszym ci�gu opiera�a si� na drzwiczkach, ale zn�w wr�ci�a do poprzedniej pozycji, tak �e Kinnell ju� nie widzia� tatua�u. Wiedzia� jednak, �e on tam jest... naprawd�? Tak, m�g�by si� za�o�y�. Blondyn wygl�da� jak wielbiciel zespo�u Metallica, zbieg�y z domu wariat�w dla niebezpiecznych przest�pc�w. - Jezu - szepn�� Kinnell i wydawa�o si�, �e to s�owo wydoby�o si� nie z jego ust. Nagle opu�ci�y go wszystkie si�y, wyciekaj�c jak woda z dziurawego wiadra, i ci�ko usiad� na kraw�niku oddzielaj�cym parking od wybiegu dla piesk�w. W jednej chwili zrozumia�, czego brakowa�o ca�ej jego tw�rczo�ci: prawdy o tym, jak ludzie reaguj�, staj�c oko w oko z czym�, czego nie daje si� racjonalnie wyt�umaczy�. Wra�enie, �e wykrwawiasz si� na �mier�... tylko w wyobra�ni. - Nic dziwnego, �e facet, kt�ry to namalowa�, pope�ni� samob�jstwo - wykrztusi� gapi�c si� na obraz, na z�o�liwy u�miech i to spojrzenie, zarazem bystre i t�pe. "Do koszuli przyczepi� sobie kart� z wiadomo�ci� - powiedzia�a pani Diment. - Nie mog� ju� znie�� tego co si� ze mn� dzieje. Czy to nie straszne, panie Kinnell?" Tak, to rzeczywi�cie straszne. Naprawd� straszne. Wsta�, trzymaj�c obraz za g�rn� kraw�d�, i pomaszerowa� przez wybieg dla ps�w. Czujnie spogl�da� pod nogi, wypatruj�c pozostawionych przez zwierz�ta min. Nie patrzy� na malowid�o. Nogi trz�s�y mu si� i ugina�y, ale jako� utrzymywa�y jego ci�ar. Tu� przed nim, w pobli�u pasa zieleni i ty��w restauracji, przechadza�a si� �adna dziewczyna w bia�ych szortach i czerwonym szopie. Prowadzi�a cocker-spaniela na smyczy. Zacz�a si� u�miecha� do Kinnella, gdy nagle co� w jego twarzy natychmiast star�o jej u�miech. Pospiesznie skr�ci�a w lewo. Spaniel nie chcia� i�� tak szybko, jak go ci�gn�a, kaszl�cego, za sob�. W�t�e sosny za parkiem porasta�y zbocze opadaj�ce ku b�otnistemu stawkowi, cuchn�cemu butwiej�cymi ro�linami i zwierz�cymi szcz�tkami. Dywan sosnowych igie� by� stref� ra�enia, bombardowan� wszelkiego rodzaju �mieciami: opakowaniami po hamburgerach, papierowymi kubkami po napojach bezalkoholowych, serwetkami TCBY, puszkami po piwie, pustymi butelkami po winie, niedopa�kami papieros�w. Zauwa�y� zu�yty kondom, le��cy jak martwy �limak obok podartych majteczek z wyszytym na nich kaligraficzn� kursyw� s�owem WTOREK. Teraz, kiedy znalaz� si� tutaj, zaryzykowa� ponowny rzut oka na obraz. Przygotowa� si� na nast�pn� zmian� - a nawet na to, �e zobaczy samoch�d w ruchu, jak w filmie w telewizji - ale nie ujrza� nic takiego. Bo te� nie by�o to potrzebne, zrozumia� Kinnell. Twarz blondyna zupe�nie wystarcza�a. Ten niesamowity u�miech. Te ostre k�y. Ta twarz m�wi�a: Hej, stary, wiesz co? Mam do�� tej pieprzonej cywilizacji. Jestem przedstawicielem prawdziwego pokolenia X. Nast�pne tysi�clecie siedzi tutaj, za kierownic� tej szybkiej czadowej fury. Na widok tego obrazu cioteczka Trudy poradzi�a Kinnellowi, �eby cisn�� go do rzeki Saco. Mia�a racj�. Saco zosta�o prawie trzydzie�ci pi�� kilometr�w za nim, ale... - To wystarczy - rzek�. - My�l�, �e tu b�dzie dobrze. Podni�s� obraz nad g�ow�, jak facet pokazuj�cy jakie� sportowe trofeum fotografom prasowym, a potem cisn�� nim w d� zbocza. Akwarela przekozio�kowa�a dwukrotnie, rama zamigota�a w promieniach zamglonego s�o�ca, a potem uderzy�a w drzewo. Szk�o si� rozbi�o. Obraz upad� na ziemi� i zsun�� si� jak na �lizgawce po suchym, us�anym szpilkami zboczu. Wyl�dowa� w bajorze i tylko jeden jego r�g stercza� z g�stej k�py trzcin. Pozosta�o po nim jedynie troch� pot�uczonego szk�a, kt�re zdaniem Kinnella doskonale pasowa�o do reszty �mieci. Odwr�ci� si� i poszed� do samochodu, w my�lach ju� szukaj�c kielni. Postanowi� zamurowa� ten incydent w specjalnej osobnej niszy... Nagle u�wiadomi� sobie, �e tak w�a�nie post�puje wi�kszo�� ludzi, kt�rzy zetkn� si� z czym� takim. �garze i mitomani przesy�ali swoje wymys�y do magazyn�w w rodzaju "Ocaleni" i nazywali je prawd�, natomiast ci, kt�rzy rzeczywi�cie zetkn�li si� z jakimi� parapsychologicznymi fenomenami, siedzieli cicho i starali si� o tym zapomnie�. A przecie� je�li w twoim �yciu zaczynaj� pojawia� si� takie p�kni�cia, musisz co� z tym zrobi�. W przeciwnym razie b�d� si� poszerza� i pr�dzej czy p�niej wszystko runie. Kinnell rozejrza� si� i zobaczy� t� �adn� dziewczyn�, kt�ra niespokojnie przygl�da�a mu si� z bezpiecznej odleg�o�ci. Kiedy zobaczy�a, �e na ni� patrzy, odwr�ci�a si� i ruszy�a w kierunku restauracji, zn�w ci�gn�c za sob� cocker-spaniela i usilnie staraj�c si� nie ko�ysa� biodrami. Wydaje ci si�, �e jestem stukni�ty, prawda �licznotko? - pomy�la� Kinnell. Zauwa�y�, �e zostawi� otwarty baga�nik, kt�ry zia� pustk� niczym otwarte usta. Zatrzasn�� klap�. Ty i po�owa czytelnik�w w Ameryce. Nie jestem jednak stukni�ty. Wcale nie. Po prostu pope�ni�em b��d, to wszystko. Zatrzyma�em si� przy ogrodowej wyprzeda�y, kt�r� powinienem omin��. Ka�demu mo�e si� zdarzy�. Tobie te�. A ten obraz? - Jaki obraz? - zapyta� sam siebie Rich Kinnell gor�cego letniego wieczoru i spr�bowa� si� u�miechn��. - Nie widz� tu �adnego obrazu. Wskoczy� za kierownic� audi i zapu�ci� silnik. Spojrza� na wska�nik paliwa i zobaczy�, �e ma mniej ni� p� baku. B�dzie musia� zatankowa�, zanim dojedzie do domu, ale pomy�la�, �e zrobi to gdzie� dalej. W tym momencie chcia� jak najszybciej oddali� si� od miejsca, gdzie porzuci� obraz. Na przedmie�ciach Derry Kansas Street staje si� Kansas Road. Zbli�aj�c si� do granicy miasta (gdzie krajobraz jest ju� typowo wiejski), zmienia si� w Kansas Lane. Nied�ugo potem Kansas Lane biegnie mi�dzy dwoma s�upami z polnych kamieni. Asfalt przechodzi w �wir. Jedna z najruchliwszych ulic Derry dwana�cie kilometr�w od centrum zmienia si� w dru�k� wiod�c� na niewielki pag�rek i w ksi�ycowe letnie noce l�ni jak co� wzi�te z poematu Alfreda Noyesa. Na szczycie wzg�rza stoi kanciasty budynek ze zwyk�ych desek, z lustrzanymi oknami - stajnia zamieniona w gara�, z anten� satelitarn� wycelowana w gwiazdy. Pewien reporter z "Derry News" kiedy� �artobliwie nazwa� go "domem wzniesionym ci�k� krwawic�" - bynajmniej nie mia� na my�li trudu w�o�onego w jego budow�. Richard Kinnell po prostu nazywa� ten budynek domem. Czu� si� tak, jakby od chwili, gdy rano wsta� i opu�ci� hotel w Bostonie, min�� co najmniej tydzie�. �adnych ogrodowych wyprzeda�y, pomy�la� spogl�daj�c na ksi�yc. Nigdy wi�cej �adnych ogrodowych wyprzeda�y. - Amen - powiedzia� i ruszy� w kierunku domu. Pewnie powinien wprowadzi� samoch�d do gara�u, ale do licha z tym. Teraz potrzebowa� tylko drinka, lekkiego posi�ku - czego� z mikrofal�wki - a potem snu. Najlepiej takiego bez �adnych sn�w. Nie m�g� si� ju� doczeka� ko�ca tego dnia. W�o�y� kluczyk do zamka, przekr�ci� i wystuka� 3817, by uciszy� ostrzegawcze popiskiwanie alarmu przeciww�amaniowego. Zapali� �wiat�o w przedpokoju, przeszed� przez drzwi, zamkn�� je za sob�, zacz�� si� odwraca�, i wtedy zobaczy�, co wisi na �cianie w miejscu, gdzie zaledwie dwa dni temu znajdowa� si� zbi�r oprawionych w ramki ok�adek jego powie�ci. Wrzasn�� tylko w my�lach. A jego ust wydoby� si� jedynie g�o�ny �wist wypuszczanego powietrza. Us�ysza� stukni�cie i g�o�ny brz�k, z jakim klucze wypuszczone z jego bezw�adnej r�ki upad�y na dywan. "Road Virus jedzie na p�noc" ju� nie le�a� w krzakach na ty�ach restauracji Graya. Wisia� na �cianie jego domu. I zn�w si� zmieni�. Samoch�d sta� teraz zaparkowany na podw�rzu przed domem, przed kt�rym trwa�a wyprzeda� ogrodowa. Wsz�dzie le�a�y r�ne przedmioty - szk�o, meble, ceramiczne figurki(owczarki szkockie pal�ce fajki, go�e niemowl�ta, mrugaj�ce rybki), lecz teraz po�yskiwa�y w �wietle tego samego trupio bladego ksi�yca, kt�ry unosi� si� na niebie nad domem Kinnella. Telewizor te� tam sta� i wci�� by� w��czony, rzucaj�c w�asn� blad� po�wiat� na traw� oraz to, co le�a�o dalej, obok przewr�conego ogrodowego fotela. Judy Diment by�a r�wnie�, ale nie ca�a. Po chwili Kinnell zobaczy� reszt�. Jej g�owa le�a�a na desce do prasowania. Martwe oczy l�ni�y jak pi��dziesi�cicent�wki w ksi�ycowym blasku. Tylne �wiat�a samochodu Grand Am by�y smug� czerwono r�owej akwareli. Dopiero wtedy Kinnell spojrza� na tyln� tabliczk� rejestracyjn� wozu. Widnia�y na niej dwa s�owa wymalowane w staroangielskim: ROAD VIRUS. Doskonale pasuje, pomy�la� sennie Kinnell. To nie on, lecz jego samoch�d. Chocia� w wypadku takiego faceta zapewne nie ma �adnej r�nicy. - To niemo�liwe - szepn��, wiedz�c, �e nie ma racji. Mo�e przytrafi�oby si� to komu� mniej podatnemu na takie rzeczy, ale jemu si� zdarzy�o. Gapi�c si� na obraz, przypomnia� sobie tabliczk� na stoliku karcianym Judy Diment. WSZYSTKIE P�ATNO�CI GOT�WK� - g�osi�a (chocia� od niego pani Diment przyj�a czek, na wszelki wypadek spisuj�c tylko numer jego prawa jazdy). Ale by�o tam napisane jeszcze co�. �ADNYCH ZWROT�W Kinnell przeszed� obok obrazu do salonu. Czu� si� jak obcy we w�asnym ciele i wydawa�o mu si�, �e cz�� jego umys�u rozpaczliwie szuka tej kielni, z kt�rej skorzysta� wcze�niej. Najwyra�niej gdzie� j� posia�. W��czy� telewizor, a potem stoj�cy na odbiorniku tuner satelitarny Toshiby. Prze��czy� na V-14, lecz przez ca�y czas czu� na swych plecach spojrzenie m�odzie�ca z obrazu, kt�ry jakim� cudem zdo�a� dotrze� tu pierwszy. - Pewnie zna� skr�t - rzek� Kinnell i si� roze�mia�. Na tej wersji obrazu prawie nie widzia� blondyna, tylko tkwi�c� za kierownic� rozmazana smug�, kt�r� uzna� za m�odzie�ca. Road Virus zako�czy� swoje sprawy w Rosewood. Czas rusza� na p�noc. Nast�pny przystanek... Zamkn�� t� my�l za grubymi stalowymi drzwiami, zanim zdo�a� jej si� przyjrze�. - W ko�cu mog�em sobie to wszystko wyobrazi� - powiedzia� do pustego pokoju. Zamiast uspokoi�, w�asny chrapliwy i lekko dr��cy g�os jeszcze bardziej go wystraszy�. - To mo�e by�... Nie m�g� doko�czy�. W tym momencie mia� w my�lach tylko stara piosenk�, imituj�c� pseudohipisowski styl utworu Sinatry z pocz�tku lat pi��dziesi�tych: "To mo�e by� pocz�tek czego� WIELKIEGO...". S�cz�ca si� za stereofonicznych g�o�nik�w telewizora melodia nie by�a �piewana przez Sinatr�, lecz przez Paula Simona, z akompaniamentem gitar. Bia�e komputerowe litery na niebieskim tle g�osi�y: WITAJCIE W AMERYKA�SKIEJ SIECI NEWSWIRE. Poni�ej widnia�a instrukcja, ale Kinnell nie musia� jej czyta�. Od dawna korzysta� z Newswire i zna� procedury na pami��. Wybra� odpowiedni� opcj�, wystuka� numer swojej karty kredytowej, a potem 508. - Zam�wi�e� Newswire dla (kr�tka pauza) �rodkowego i p�nocnego Massachusetts - rozleg� si� elektroniczny g�os. - Dzi�kujemy za... Kinnell z powrotem rzuci� s�uchawk� na wide�ki i sta� patrz�c na symbol New England Newswire, nerwowo prztykaj�c palcami. - No ju� - mamrota�. - Szybciej, szybciej. Ekran zamigota� i niebieskie t�o zmieni�o si� w zielone. Zacz�� przewija� si� tekst- co� o po�arze domu w Taunton. Potem ostatni skandal na psich wy�cigach i bie��ca prognoza pogody - pogodnie i ciep�o. Kinnell zacz�� si� uspokaja� i zastanawia�, czy wchodz�c, naprawd� widzia� obraz na �cianie, czy te� by�o to z�udzenie wywo�ane m�cz�c� podr�, kiedy telewizor przera�liwie zapiszcza� i na ekranie pojawi� si� napis: WIADOMO�� Z OSTATNIEJ CHWILI. Przygl�da� si� linijkom przesuwaj�cego si� tekstu. NENphAUGI19/8:40P MIESZKANKA ROSEWOOD ZOSTA�A BRUTALNIE ZAMORDOWANA, GDY POMAGA�A NIEOBECNEJ PRZYJACIӣCE. TRZYDZIESTOO�MIOLETNIA JUDY DIMENT ZNALEZIONO OKRUTNIE OKALECZON� NA TRAWNIKU PRZED DOMEM JEJ S�SIAD�W, W KT�RYCH IMIENIU PROWADZI�A OGRODOW� WYPRZEDA�. NIE S�YSZANO �ADNYCH KRZYK�W I PANI� DIMENT ZNALEZIONO DOPIERO O �SMEJ, KIEDY S�SIAD Z NAPRZECIWKA PRZYSZED� POSKAR�Y� SI� NA ZBYT G�O�NO GRAJ�CY TELEWIZOR. S�SIAD DAVID GRAVES POWIEDZIA�, �E PANI DIMENT ZOSTA�A �CI�TA. "JEJ G�OWA LE�A�A NA DESCE DO PRASOWANIA" - O�WIADCZY�. "TO BY�A NAJSTRASZNIEJSZA RZECZ JAK� WIDZIA�EM W �YCIU. GRAVES M�WI, �E NIE S�YSZA� �ADNYCH ODG�OS�W WALKI, TYLKO GRAJ�CY TELEWIZOR I NIED�UGO PRZED TYM, JAK MODKRY� ZW�OKI, G�O�NY WARKOT SAMOCHODU, PRAWDOPODOBNIE WYPOSA�ONEGO W T�UMIK Z WATY SZKLANEJ, POSPIESZNIE ODJE�D�AJ�CEGO W KIERUNKU ROUTE 1. PODEJRZEWA SI�, I� TEN POJAZD M�G� NALE�E� DO ZAB�JCY... Nie ma co podejrzewa� - to fakt. G�o�no sapi�c, prawie dysz�c, Kinnell wr�ci� do przedsionka. Obraz wci�� tam wisia�, ale ponownie si� zmieni�. Teraz pokazywa� dwa jasne kr�gi - �wiat�a reflektor�w - a za nimi niewyra�ny zarys samochodu. Jedzie dalej, przemkn�o przez g�ow� Kinnellowi i natychmiast zwr�ci� si� my�lami ku cioteczce Trudy - s�odkiej cioci Trudy, kt�ra zawsze wiedzia�a, kto by� grzeczny, a kto nie. Cioci Trudy, kt�ra mieszka�a zaledwie sze��dziesi�t kilometr�w od Rosewood. - Bo�e, prosz�, Bo�e, po�lij go drog� wzd�u� brzegu - rzek� Kinnell, wyci�gaj�c r�k� do obrazu. Czy to zadzia�a�a jego wyobra�nia, czy te� �wiat�a lekko oddali�y si� od siebie, jakby samoch�d naprawd� jecha� w jego kierunku? Powoli, jak minutowa wskaz�wka r�cznego zegarka? - Po�lij go drog� wzd�u� wybrze�a. Zerwa� obraz ze �ciany i wbieg� z nim z powrotem do salonu. Oczywi�cie, kominek by� zas�oni�ty, gdy� mia�y up�yn�� jeszcze co najmniej dwa miesi�ce, zanim zacznie si� na nim pali�. Kinnell kopniakiem odsun�� os�on� i rzuci� obraz na palenisko, rozbijaj�c szk�o - kt�re raz ju� rozbi� ko�o restauracji Graya. Potem ruszy� do kuchni, zastanawiaj�c si�, co zrobi, je�li i to nie poskutkuje. Musi, pomy�la�. Poskutkuje, bo musi, i nie ma o czym gada�. Pootwiera� kuchenne szafki i grzeba� w nich, rozsypuj�c p�atki, rozrywaj�c torebk� z sol�, wywracaj�c butelk� z octem. Rozbi�a si� na blacie, atakuj�c ostrym zapachem jego oczy i nos. Nie tutaj. Tutaj nie by�o tego, czego szuka�. Pobieg� do schowka, zajrza� do �rodka i nie znalaz� nic poza plastikowym wiadrem i pojemnikiem "O Cedar". Potem spojrza� na p�k� obok suszarki. Tam sta�, obok brykiet�w. Pojemnik z p�ynnym gazem. Chwyci� go i pobieg� z powrotem, zerkn�wszy na wisz�cy na �cianie w kuchni telefon. Chcia� przystan�� i zadzwoni� do cioteczki Trudy. Ona nie zwa�a�aby na wiarygodno�� relacji, gdyby jej ulubiony siostrzeniec zatelefonowa� i kaza� jej natychmiast opu�ci� dom, uczyni�aby to... a je�li blondyn ruszy�by za ni�? Zacz�� j� �ciga�? Zrobi�by to. Kinnell by� tego pewny. Przebieg� przez salon i przystan�� przed kominkiem. - Jezu - szepn��. - Jezu, nie. Na obrazie pod rozbitym szk�em nie by�o ju� �wiate� zbli�aj�cego si� samochodu. Grand Am znajdowa� si� na ostrym zakr�cie, kt�ry m�g� by� tylko ramp� zjazdu z autostrady. Blask ksi�yca zmienia� czarny bok auta w p�ynn� satyn�. W tle wznosi�a si� wie�a wodoci�gowa i w �wietle ksi�yca wyra�nie mo�na by�o odczyta� s�owa. CHRO� ZIELE� MAINE, g�osi�y. PRZYJED� Z PIENI�DZMI. Kinnell nie trafi� w obraz pierwszym strumieniem p�ynnego gazu. R�ce mocno mu dr�a�y i aromatyczny p�yn tylko sp�yn�� po szkle, zamazuj�c czarn� mask� "Road Virusa". Nabra� tchu, wycelowa� i nacisn�� ponownie. Tym razem p�ynny gaz trafi� w poszarpana dziur� wybit� przez ruszt i sp�yn�� do akwareli, wnikaj�c w farb�, kt�ra sp�yn�a, zmieniaj�c opon� goodyear w smolist� �z�. Kinnell wyj�� ozdobn� zapa�k� z dzbanuszka na gzymsie kominka, zapali� j� i wetkn�� w dziur� w szkle. Obraz zaj�� si� od nich. Pozosta�e w ramie szk�o pociemnia�o i rozsypa�o si� w deszczu iskier. Kinnell zdusi� je butem, zanim zaj�� si� od nich dywan. Podszed� do telefonu i wystuka� numer ciotki Trudy, nie zdaj�c sobie sprawy z tego, �e p�acze. Po trzecim dzwonku odezwa�a si� automatyczna sekretarka. - Halo - powiedzia�a cioteczka. - Wiem, �e takie teksty zach�caj� w�amywaczy, ale pojecha�am do Kennebunk, obejrze� nowy film z Harrisonem Fordem. Je�li zamierzasz si� w�ama�, prosz�, nie zabieraj moich porcelanowych �winek. Je�li chcesz zostawi� wiadomo��, zr�b to po sygnale. Kinnell zaczeka�, a potem, staraj�c si� m�wi� pewnym g�osem, rzek�: - Tu Richie, ciociu Trudy. Zadzwo� do mnie, jak wr�cisz, dobrze? Oboj�tnie o kt�rej godzinie. Roz��czy� si�, spojrza� na telewizor i ponownie wezwa� Newswire, tym razem wybieraj�c kod rejonu Maine. Podczas gdy komputery na drugim ko�cu przetwarza�y jego zam�wienie, zn�w podszed� do kominka i przegarn�� pogrzebaczem poczernia�y, poskr�cany obraz. Wok� unosi� si� okropny smr�d, w por�wnaniu z kt�rym zapach octu by� jak perfumy, ale Kinnell stwierdzi�, �e to mu nie przeszkadza. Obraz sp�on��, rozsypa� si� w proch, a to by�o tego warte. A je�li wr�ci? - Nie wr�ci - powiedzia�, od�o�y� pogrzebacz i podszed� do telewizora. - Na pewno nie wr�ci. A jednak za ka�dym razem, gdy przygotowywana by�a nowa porcja tekstu, podchodzi�, by sprawdzi�. Obraz by� tylko kupk� popio�u na kominku... w wiadomo�ciach za� nie by�o ani s�owa o starszej pani zamordowanej w pobli�u Wells, Saco i Kennebunk. Kinnell sprawdza� dalej, niemal spodziewaj�c si� zobaczy� komunikat: JAD�CY Z OGROMN� SZYBKO�CI� GRAND AM WPAD� DZI� WIECZOREM DO KINA W KENNEBUNK, ZABIJAJ�C CO NAJMNIEJ DZIESI�� OS�B, ale nie by�o takiej wiadomo�ci. Za pi�tna�cie jedenasta zadzwoni� telefon. Kinnell natychmiast podni�s� s�uchawk�. - Halo? - Tu Trudy, kochany. Wszystko w porz�dku? - Tak, �wietnie. - Mam wra�enie, �e nie - powiedzia�a. - G�os ci dr�y i... brzmi dziwnie. Co si� sta�o? O co chodzi? - A potem, sprawiaj�c, �e dreszcz przebieg� mu po plecach, doda�a: - To przez ten obraz, z kt�rego si� cieszy�e�, prawda? Ten przekl�ty obraz! Nie wiadomo dlaczego troch� uspokoi�o go to, �e odgad�a... Poza tym, oczywi�cie, z ulg� us�ysza�, �e jest bezpieczna. - No, c�, mo�e - rzek�. - Przez ca�� drog� mia�em z�e przeczucia, wi�c spali�em go. Na kominku. Ona si� dowie o Judy Diment, ostrzega� go wewn�trzny g�os. Nie ma anteny satelitarnej za dwadzie�cia tysi�cy dolar�w, ale przenumeruje "Union-Leader", a ta wiadomo�� b�dzie na pierwszej stronie. Doda dwa do dw�ch. Nie jest g�upia. Tak, niew�tpliwie by�a to prawda, ale dalsze wyja�nienia mog� poczeka� do rana, kiedy b�dzie mniej wystraszony... Kiedy znajdzie spos�b, by my�le� o "Road Virusie", nie trac�c g�owy... I b�dzie mia� pewno��, �e ju� jest po wszystkim. - To dobrze! - powiedzia�a z naciskiem. - I powiniene� rozrzuci� popi�! - Zamilk�a na chwil�, a kiedy si� zn�w odezwa�a, m�wi�a �ciszonym g�osem. - Martwi�e� si� o mnie, mam racj�? Poniewa� pokaza�e� mi go. - Tak, troch�. - Ale teraz ju� czujesz si� lepiej? Opar� si� wygodniej i zamkn�� oczy. To prawda, tak by�o. - Uhm. Jak film? - Dobry. Harrison Ford cudownie wygl�da w mundurze.. no, gdyby tylko pozby� si� tego do�ka w brodzie... - Dobranoc, ciociu Trudy. Porozmawiamy jutro. - Naprawd�? - Tak - odpar�. - Tak my�l�. Od�o�y� s�uchawk�, zn�w podszed� do kominka i przegarn�� popi� pogrzebaczem. Zauwa�y� kawa�ek zderzaka i poszarpany fragment drogi, ale nic wi�cej. Najwidoczniej ogie� zrobi� swoje. Czy nie tak zwykle zabija si� wys�annik�w z�a? Oczywi�cie. Sam kilkakrotnie wykorzysta� ten spos�b, najbardziej widowiskowo w "Odje�dzie" - powie�ci o nawiedzonej stacji kolejowej. - No w�a�nie - mrukn��. - P�o�, ma�y, p�o�. Pomy�la� o drinku, kt�ry sobie obieca�, ale przypomnia� mu si� rozlany ocet (kt�ry do tej pory zapewne wsi�k� w rozsypane p�atki - co za zestawienie). Postanowi� po prostu p�j�� na g�r�. W ksi��ce - na przyk�ad napisanej przez Richarda Kinnella - po czym� takim, co mu si� zdarzy�o, nie by�oby mowy o spaniu. S�dzi�, �e w prawdziwym �yciu nie b�dzie mia� z tym problemu. Zdrzemn�� si� ju� pod prysznicem, oparty o �cian�, maj�c w�osy nas�czone szamponem, w strumieniach wody uderzaj�cej w jego pier�. Zn�w by� na ogrodowej wyprzeda�y, a w stoj�cym na papierowych popielniczkach telewizorze pokazywali Judy Diment. Znowu mia�a g�ow� na ramionach, lecz Kinnell dostrzeg� niezgrabne szwy na�o�one przez anatomopologa; jak okropny naszyjnik okalaj�cy jej szyj�. - Ostatnie wiadomo�ci z Newswire - powiedzia�a i Kinnell, kt�ry zawsze mia� realistyczne sny, widzia� jak szwy na jej szyi napinaj� si� i luzuj�, kiedy m�wi�a. - Bobby Hastings spali� wszystkie swoje obrazy, w��cznie z pa�skim, panie Kinnell... a on nale�y do pana, jak na pewno ju� pan wie. �adnych zwrot�w, widzia� pan tabliczk�. C�, powinien pan si� cieszy�, �e przyj�am czek. Spali� wszystkie swoje obrazy, tak na pewno to zrobi�, pomy�la� Kinnell w wodnym �nie. Nie m�g� znie�� tego, co si� z nim dzia�o, tak napisa� w li�cie, a kiedy dochodzisz do takiego punktu, nic ci� nie powstrzyma przed wrzuceniem do ogniska wszystkich dzie�. Po prostu w "Road Virus jedzie na p�noc" zawar�e� co� szczeg�lnego, prawda, Bobby? Zapewne zupe�nie przypadkowo. By�e� utalentowany, od razu to dostrzeg�em, ale talent nie mia� nic wsp�lnego z tym, co si� dzia�o na tym obrazie - Niekt�re rzeczy przetrwaj� wszystko - powiedzia�a Judy Diment w telewizji. - Wci�� wracaj�, oboj�tnie, jak usilnie pr�bujesz si� ich pozby�. Wracaj� jak wirusy. Kinnell wyci�gn�� r�k� i zmieni� kana�, ale widocznie na wszystkich nadawali na okr�g�o "Judy Diment Show". - Mo�na powiedzie�, �e zrobi� dziur� w piwnicy wszech�wiata - ci�gn�a. - M�wi� o Bobbym Hastingsie. I w�a�nie to z niej wyjecha�o. �adne, no nie? W tym momencie Kinnell po�lizgn�� si�, nie tak, by straci� r�wnowag�, ale wystarczaj�co, by si� ockn��. Otworzy� oczy, skrzywi� si�, gdy natychmiast zapiek�y go od szamponu ("Prell" sp�yn�� mu grubymi smugami po twarzy, kiedy drzema�), i podstawi� z�o�one d�onie pod strumienie wody, �eby go zmy�. Zrobi� to raz i zamierza� zrobi� ponownie, kiedy us�ysza� co�.. g�uchy przeci�g�y warkot. Nie b�d� g�upi, powiedzia� sobie. S�yszysz szum prysznica. Wyobra�nia p�ata ci figle. A mo�e nie. Kinnell wyci�gn�� r�k� i zakr�ci� wod�. Wci�� s�ysza� przeci�g�y warkot. G�uchy i dono�ny. Dobiega� z zewn�trz. Wyszed� spad prysznica i, ociekaj�c wod�, przeszed� przez sypialni� na pierwszym pi�trze. We w�osach mia� tyle szamponu, �e wygl�da�, jakby posiwia�, drzemi�c... jakby osiwia� pod wp�ywem snu o Judy Diment. Dlaczego w og�le zatrzyma�em si� przy tej ogrodowej wyprzeda�y? - zadawa� sobie pytanie, ale nie zna� na nie odpowiedzi. Pewnie nikt jej nie zna�. G�uchy warkot narasta�, gdy Kinnell podchodzi� do okna wychodz�cego na podjazd - l�ni�cy w blasku letniego ksi�yca jak co� z wiersza Alfreda Noyesa. Kiedy odchyli� zas�on� i spojrza�, przy�apa� si� na tym, �e my�li o swojej by�ej �onie Sally, kt�r� pozna� na �wiatowym Konwencie Fantasy w 1978 roku. O Sally, kt�ra w przyczepie kempingowej wydawa�a teraz dwa pisemka, jedno zatytu�owane "Ocaleni", a drugie "Go�cie". Gdy patrzy� na podjazd, oba te tytu�y po��czy�y si� w umy�le Kinnella, jak podw�jny obraz w stereoskopie. Mia� go�cia, kt�ry najwidoczniej ocala�. Grand Am sta� niedbale zaparkowany przed domem, a w nieruchomym nocnym powietrzu unosi�a si� bia�a mgie�ka z jego podw�jnej chromowanej rury wydechowej. Ozdobny napis z ty�u by� wyra�nie widoczny. Drzwi od strony kierowcy by�y otwarte i nie tylko: plama �wiat�a na schodach wskazywa�a na to, �e frontowe drzwi domu Kinnella r�wnie� otwarto na o�cie� Zapomnia�em je zamkn��, pomy�la� Kinnell, ocieraj�c szampon z czo�a d�oni�, w kt�rej nagle straci� czucie. I zapomnia�em zresetowa� alarm przeciww�amaniowy... chocia� jemu i tak nie sprawi�oby to �adnej r�nicy. No, c�, by� mo�e zmusi� go, by omin�� cioteczk� Trudy - to ju� co� - lecz w tym momencie ta my�l wcale go nie pociesza�a. Ocaleni. Basowy warkot wielkiego silnika, co najmniej 442, cztery ga�niki, przeszlifowane cylindry, wtrysk palowa. Powoli odwr�ci� si� na zdr�twia�ych nogach, nagi m�czyzna z namydlon� g�ow� i - tak jak si� spodziewa� - ujrza� obraz wisz�cy nad ��kiem. Ukazywa� stoj�cy na podje�dzie samoch�d z otwartymi drzwiami po stronie kierowcy i dwie chmury dymu unosz�ce si� z chromowanych rur wydechowych. Patrz�c pod tym k�tem, widzia� tak�e frontowe drzwi, stoj�ce otworem, i d�ugi cie� m�czyzny, padaj�cy na pod�og� przedpokoju. Ocaleni. Ocaleni i go�cie. Teraz s�ysza� g�os krok�w na schodach. Ci�kie kroki, kt�re wyra�nie wskazywa�y na to, �e przybysz nosi motocyklowe buciory. Ludzie z wytatuowanymi na przedramionach napisami �MIER� PRZED NIES�AW� zawsze nosili motocyklowe buciory i zawsze palili camele bez filtra. Tak nakazywa�o niepisane prawo I n�. B�dzie mia� d�ugi n�, ostry n� - w�a�ciwie bardziej podobny do maczety - kt�rym jednym zr�cznym ruchem mo�na obci�� komu� g�ow�. I b�dzie si� u�miecha�, pokazuj�c te spi�owane z�by ludo�ercy. Kinnell wiedzia� o tym. W ko�cu by� cz�owiekiem obdarzonym wyobra�ni�. Nikt nie musi pokazywa� mu tego czarno na bia�ym. - Nie - szepn��, nagle u�wiadam