5722
Szczegóły |
Tytuł |
5722 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5722 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5722 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5722 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ILIA WARSZAWSKI
MI�O�� I CZAS
Je�li macie 26 lat i wasze �ycie osobiste stanowczo si� nie u�o�y�o, je�li
jeste�cie nie�miali, macie nieciekawy wygl�d zewn�trzny i prozaiczny zaw�d
ekonomisty-planisty, je�li jeste�cie w�a�cicielem �miesznego nazwiska Klarnet
wywodz�cego sw�j pocz�tek od jakiego� pospolitego muzykanta - pechowca, nie
wiadomo kiedy i w jaki spos�b osiad�ego na Rusi, je�li jeste�cie na tyle
skromni, by marzy� tylko o jednym pokoju we wsp�lnym mieszkaniu, ale
jednocze�nie wystarczaj�co trze�wo patrzycie na sprawy, by rozumie�, �e wasz
pobyt w miejskim mrowisku wcale nie b�dzie kr�tki, je�li zaczarowane s�owo
"mi�o��" budzi w was nadziej�, a nie wspomnienia - s�owem, je�li jeste�cie tym
kim�, kogo zamierzam uczyni� bohaterem mego opowiadania, to koniecznie musicie
mie� hobby.
Hobby to och�ap, kt�ry rzuca oboj�tny Los swym pasierbom po to, by nie
nadu�ywali jego cierpliwo�ci.
Nieistotne, jakie hobby wybierzecie. To ju� zale�y od waszych mo�liwo�ci,
�rodk�w i temperamentu. Przecie� je�li si� zastanowi�, to uporczywe i bezowocne
pr�by poprawienia odbioru program�w telewizyjnych odleg�ych stacji wcale nie s�
gorsze od kolekcjonowania okr�g�ych podstawek pod piwo czy hodowania cytryn na
parapecie. Wa�ne jest tylko jedno: �eby w czasie przerwy obiadowej m�c
powiedzie� kolegom z oboj�tn� min�, �e wczoraj Pary� nadawa� wspania�y film z
Sofi� Loren, lub do szklanek z herbat� takich samych biedak�w jak wy z oboj�tn�
min� nakroi� po plasterku pomarszczonej, zielonej cytrynki. (Wiecie, to wcale
nie najlepsza z tych, kt�re uda�o mi si� wyhodowa� w tym roku, wszystkie
pozosta�e musia�em jednak rozda�).
Jurij Klarnet po�wi�ca� ca�y sw�j wolny czas poszukiwaniu w eterze sygna��w
obcych pa�stw. W tym celu za 8 rubli zakupi� w komisie stary KWN z ekranem nieco
wi�kszym od koperty. Wyb�r telewizora nie zosta� jednak podyktowany sk�pstwem
czy te� brakiem �rodk�w obrotowych. Po prostu ka�dy, kto zna technik� odbierania
program�w odleg�ych stacji, wie, �e lepszego obrazu ni� na KWN nie uzyska si�
nigdzie. Kiedy pr�ba ustawienia na dachu, w charakterze reflektora anteny,
ocynkowanego koryta zosta�a z ca�� stanowczo�ci� udaremniona przez
administratora domu, Klarnet zmuszony by� plun�� na rady dawane w czasopismach i
zaj�� si� wynalazczo�ci�.
Ten wiecz�r, od kt�rego w�a�ciwie zaczyna si� moje opowiadanie, by� ko�cowym
etapem d�ugich poszukiwa�, rozmy�la� i niepowodze�. �cisn�wszy pomi�dzy kolanami
skomplikowan� a�urow� konstrukcj� z drutu, przypominaj�c� anten� radioteleskopu,
Klarnet przylutowywa� wyj�cie. Spieszy� si�, gdy� mia� nadziej�, �e jeszcze tego
wieczoru uda mu si� przeprowadzi� kilka wcze�niej obmy�lonych eksperyment�w. Jak
zawsze w takich wypadkach niespodziewanie przesta�a dzia�a� lutownica. Klarnet
zakl��, po�o�y� na pod�odze swoje dzie�o i z lutownic� w r�ce podszed� do
gniazdka.
W tym samym momencie co� trzasn�o i w pokoju zgas�o �wiat�o.
Klarnet wyrwa� wtyczk� z kontaktu i skierowa� si� ku sto�owi, na kt�rym powinny
by�y le�e� zapa�ki. Po drodze zahaczy� nog� o dywanik le��cy przy ��ku i z
impetem run�� na t� sam� paraboloid�, kt�r� z zapami�taniem dyletanta wykonywa�
przez dwa tygodnie.
Zakl�� jeszcze raz, namaca� w ciemno�ci zapa�ki i wyszed� na korytarz.
Tam tak�e by�o ciemno.
- Zn�w przepali�e� korki, dobry obywatelu? Dobry obywatel mimo woli wypu�ci� z
r�k zapalon� �wieczk�. G�os nale�a� do s�siada - emeryta, nudziarza, cz�owieka
nienawidz�cego ludzi, mi�o�nika surowego porz�dku. S�siad �y� samotnie i nudzi�
si� jak mops. Przez pierwsze dziesi�� dni po przyj�ciu emerytury znajdowa� si� w
stanie systematycznie narastaj�cego z�owrogiego wzburzenia, za� przez pozosta�e
dwadzie�cia w g��bokiej depresji. �ywi� si� nie wiadomo gdzie i chocia� mia� w
kuchni w�asny stolik, gospodarstwa �adnego nie prowadzi�. Raz w miesi�cu
przyje�d�a�a jego c�rka, mieszkaj�ca oddzielnie, kt�ra przywozi�a wypran�
bielizn� i zabiera�a kolejn� porcj� brudnej.
- Zn�w przepali�e� korki? - powt�rzy� Budi�ow. Klarnet zapali� now� zapa�k�.
- Zaraz sprawdz�.
Tymczasem zacz�y si� otwiera� liczne drzwi wychodz�ce na wsp�lny korytarz. Po
�cianach, w upiornym �wietle lampek, latarek i ogark�w �wiec, zacz�y biega�
pokraczne cienie. Awarie instalacji o�wietleniowej by�y zjawiskiem normalnym,
wi�c lokatorzy byli na nie przygotowani.
- Bo�e! - dr��cym g�osem powiedzia�a nauczycielka mieszkaj�ca w pobli�u kuchni.
- Co dzie� to samo! Przecie� w ko�cu s� chyba jakie� zasady wsp�ycia
obowi�zuj�ce wszystkich. Mam dwadzie�cia nie poprawionych klas�wek. - Zasady! -
parskn�� �miechem Budi�ow. - To tylko nasze mieszkanie pozbawione jest zasad. W
innym daliby par� razy po g�bie i od razu wiedzia�by, co to takiego zasady.
- Po g�bie nie ma co go bi� - zaoponowa� solidny baryton. - Teraz nie ma takiego
praw�, �eby bi� kogo� po g�bie. Trzeba zawiadomi� komisj� pojednawcz�.
- Dobra! - odgryz� si� Klarnet. - Lepiej niech mi kto� pomo�e przynie�� z kuchni
st�l.
- Widzisz go! - szturchn�� go palcem Budi�ow. - Nie, szanowny panie, sam
przepali�e� korki, wi�c sam taszcz st�, tu nie znajdziesz pomocnik�w.
Klarnet sapi�c przywlek� kuchenny st�, wywindowa� na niego taboret, a na
taboret krzes�o. Przewody elektryczne zosta�y zainstalowane jeszcze w tych
czasach, kiedy do pr�du odnoszono si� z takim samym strachem, jak w naszych
czasach do energii atomowej. Dlatego te� najwi�ksza �wi�to�� - korki - by�a
schowana przed nie wtajemniczonymi pod sufitem, na wysoko�ci czterech metr�w.
Nie po raz pierwszy naprawiaj�cy korki Klarnet poprosi� jeszcze o �aweczk� pod
nogi, kt�rej u�ywa�a cierpi�ca na reumatyzm nauczycielka, i zako�czywszy na niej
budow� piramidy wlaz� do g�ry.
Na chybi� trafi� odkr�ci� jeden z licznych kork�w i w odleg�ym ko�cu korytarza
rozleg� si� ryk:
- Ej! Kto si� tam bawi �wiat�em?!
- Przepraszam - powiedzia� Klarnet. - Przez przypadek wykr�ci�em nie t� grup�,
co trzeba. Prosz� mi po�wieci�, nic tu nie wida�!
Czyja� wsp�czuj�ca r�ka podnios�a do g�ry �wiec�. - Tak... - Klarnet wykr�ci�
jeszcze dwa korki. Wszystko jasne. Ma kto� mo�e kawa�eczek cynfolii?
- Czego?
- Szeberka z czekolady.
- My nie interesujemy si� czekolad� - powiedzia� Budi�ow.
- Niech pan poczeka, Jura, zaraz przynios�. Nauczycielka skierowa�a si� do
pokoju.
Kto wie, jak dalej potoczy�yby si� wydarzenia, gdyby Klarnet wykaza� wi�cej
ostro�no�ci w czasie opuszczania swej wie�y. Najwidoczniej jednak moment, kiedy
jego lewa noga straci�a oparcie, by� tym punktem zwrotnym, gdzie boja�liwy
Przypadek przekszta�ca si� w pewn� siebie Prawid�owo��. Run�wszy w d�, bole�nie
uderzy� g�ow� o brzeg sto�u, w wyniku czego zupe�nie ot�pia�. W innym wypadku
bowiem po powrocie do pokoju nie zacz��by wy�adowywa� z�o�ci na bogu ducha
winnej antenie. �aden zdrowo my�l�cy cz�owiek nie b�dzie przecie� depta� nogami
tego, nad czym z takim zapa�em pracowa� przez tyle wieczor�w.
Od tego ma�o produktywnego zaj�cia oderwa� go g�os stoj�cego w drzwiach
Budi�owa:
- A st� kto postawi na miejsce?
Nieprzyjemno�ci mijaj�, a hobby zostaje. Wie to ka�dy, poczynaj�c od m�odego
kolekcjonera znaczk�w, a ko�cz�c na starym mi�o�niku �piewaj�cych ptak�w, ka�dy,
w czyjej duszy pali si� po�eraj�ca wszystko nami�tno�� do zaj�� nie
przynosz�cych po�ytku.
Nic dziwnego wi�c, �e ju� nast�pnego dnia Klarnet gwi�d��c jak�� melodi�
usi�owa� usun�� nast�pstwa wczorajszego wybuchu gniewu. Niestety! Im wi�cej si�
stara�, tym mniej jego antena przypomina�a eleganck� paraboloid�.
Trudno powiedzie�, do jakiej kategorii powierzchni zaliczy�by j� specjalista od
topologii. By�o to bowiem co� w rodzaju zjedzonego przez g�sienice, skr�conego
li�cia. Kt� jest w stanie odgadn��, kiedy nadchodzi ta niepoj�ta i tajemnicza
chwila, w kt�rej zostaje dokonane odkrycie? Doprowadzony do rozpaczy cz�owiek
rzuca na piec grudk� kauczuku zmieszanego z siark�. I oto dokona� si� cud :
zosta� odkryty spos�b wulkanizacji kauczuku daj�cy pocz�tek przemys�owi
gumowemu. Neurastenik cierpi�cy na migren� od stukotu k� dzieci�cego roweru
okr�ca je rurkami lewatyw. Up�ywa kilka lat i szmer opon s�ycha� na wszystkich
drogach �wiata. Skromny ekonomista - planista pod��cza do przedpotopowego
telewizora skr�cony druciany koszyk i ...nic si� nie dzieje. Zdecydowanie nic.
Ekran nadal �wieci b��kitnym �wiat�em, ale obrazu. nie ma, cho� Klarnet kr�ci
anten� we wszystkie strony. Jak wy by�cie post�pili w takiej sytuacji?
Prawdopodobnie wyrwaliby�cie z gniazdka wtyczk� i poszli spa�. W�a�nie dlatego
prawo ci��enia, sputniki Marsa, rozpad radioaktywny, falowe w�a�ciwo�ci ,
elektronu i inne rzeczy nie zosta�y odkryte przez was. Obcy jest wam szlachetny
hazard badacza.
Klarnet zapali� papierosa i zamy�li� si�. Potem podporz�dkowuj�c si� jakiemu�
natchnieniu zacz�� mocniej skr�ca� anten� w spiral�. I nagle wszystko w cudowny
spos�b zmieni�o si�. Pocz�tkowo przez ekran zacz�y przebiega� czarne
b�yskawice, a potem w ich aureoli pojawi�a si� twarz dziewczyny. By�a ona
nieopisanie pi�kna. Pi�kna, gdyby bowiem by�o inaczej, targn�liby�my si� na
�wi�te prawa fantastyki. Nieopisanie, gdy� wszystko, co pi�kne, nie mo�e by�
opisane s�owami. Spr�bujcie opisa� tu��w Wenus, u�miech Giocondy, zapach ja�minu
czy s�owicze trele. Poeci w takich wypadkach uciekaj� si� do por�wna�, ale to
nic innego jak tylko trick. Obja�nienie jednych poj�� za pomoc� innych nic
nikomu nie daje. Ograniczmy si� do tego, �e by�a ona pi�kna. Jej str�j... Tu
zn�w zmuszony jestem przyzna� si� do swej bezsilno�ci. Ka�dy m�czyzna potrafi
przez dziesi�ciolecia pami�ta� kszta�t jakiego� g�upiego pieprzyka na ramieniu
ukochanej, ale nigdy nie jest w stanie powiedzie�, w jakim p�aszczu by�a
wczoraj.
- No i czego wytrzeszcza pan na mnie oczy? - zapyta�a dziewczyna. - Niech pan
nie wyobra�a sobie, �e to pan mnie odkry�. Po prostu kszta�t pa�skiej anteny
dobrze si� wpisuje w krzywizn� przestrzeni czasu. Inaczej by�by mnie pan nie
ujrza�, tak jak nie widzi pan w�asnych uszu.
Obserwuj� pana ju� od dawna. Ciekawie pan sobie �yje! Klarnet machinalnie
zerkn�� na boki i poczu� si� wyj�tkowo niezr�cznie. Co innego stan�� przed
kobiet� po starannych przygotowaniach, a co innego zosta� zaskoczonym znienacka
we w�asnym pokoju. Zdj�ta jeszcze przedwczoraj st�amszona bielizna wala�a si� na
pod�odze tu� obok nie zas�anego ��ka. Na stole obok lutownicy i kalafonii
le�a�a zat�uszczona gazeta z kawa�kami chleba i szkieletami w�dzonych rybek
resztkami z wczorajszej kolacji. Na parapecie sta�a bateria nie umytych butelek
po kefirze. Czort wie, czego tu nie by�o !
Klarnet zapi�� na piersiach kowbojsk� koszul�, wsun�� pod st� bose nogi w
znoszonych pantoflach i zdoby� si� na co�, co mia�o by� u�miechem.
- Tak? A czemu� to zawdzi�czam takie zainteresowanie moj� osob�?
Dziewczyna zachmurzy�a si�.
- Co pan tak porusza ustami? I tak pana nie us�ysz�. Prosz� odpowiada� na
pytania ruchami. Je�li tak - kiwnie pan g�ow�, a je�li nie - pokr�ci. Jasne?
- Jasne - z roztargnieniem powiedzia� Klarnet.
- Jasne czy nie?
Klarnet kiwn��.
- Teraz lepiej. Mo�e pan zbudowa� czasowy nadajnik radiowy?
- A co to takiego?
- Ale� pan t�py! Mo�e pan czy nie? Klarnet pokr�ci� g�ow�.
- Oczywi�cie! - u�miechn�a si� dziewczyna. - Sk�d mia�by pan umie�? Przecie� w
pa�skich czasach jeszcze ich nie by�o. Przedpotopowa technika. Poza tym nie ma
odpowiednich detali. B�d� musia�a go panu transmutowa�. Niech pan zmierzy
odleg�o�� centrum pa�skiej anteny od �rodka sto�u w pionie i w poziomie.
Rezultat niech pan napisze na kartce. Mierzy�, mam nadziej�, pan umie? Klarnet
pogrzeba� w skrzynce z narz�dziami i wydoby� z niej ta�m� miernicz�.
Dziewczyna obserwowa�a go z ironicznym u�miechem.
- Nie tak! Prosz� w my�li wyprowadzi� dwie prostopad�e. Tak! Prosz� zanotowa�!
Teraz do powierzchni sto�u. Doskonale! Niech pan poka�e, co panu wysz�o.
Klarnet podni�s� ku ekranowi kartk� z zanotowanymi cyframi.
- Przypu��my, �e si� pan nie pomyli� - skrzywi�a si�. Prosz� zabra� to �wi�stwo
ze sto�u. Telewizor mo�e pan odsun�� na brzeg. Ostro�nie! Niech pan nie obr�ci
anteny! Prosz� odsun�� si� i nie ba�. Raz, dwa, trzy!
Klarnet zrobi� kilka krok�w ku drzwiom i wtedy nad sto�em co� si� pojawi�o. Ni
to ob�ok, ni to s�oneczny zaj�czek, ni to...
Co, nie uda�o mu si� ustali�. Zapachnia�o spalenizn� i na starej ceracie zacz�a
rosn�� br�zowa plama. Wkr�tce buchn�� tak�e dym.
- Oferma! - powiedzia�a nieznajoma. - Nawet zmierzy� jak nale�y pan nie potrafi.
No, czego pan stoi? Niech pan to szybko zgasi!
Klarnet pomkn�� do kuchni w po�piechu zapomniawszy zamkn�� drzwi. Kiedy p�dem
wraca� z czajnikiem, przy drzwiach jego pokoju sta� ju� w�sz�cy Budi�ow.
- Po�ar u pana czy co?
- Nie. Niedopa�ek przepali� cerat�.
Budi�ow spr�bowa� wej��, ale Klarnet zatrzasn�� mu przed nosem drzwi i
przekr�ci� klucz.
St� ju� si� dobrze pali�. Klarnet wyla� na� czajnik wody, ale by�o jej za ma�o
i musia� biec po drugi.
- Wystarczy! - powiedzia�a dziewczyna. - S�yszy pan? Wystarczy, bo wszystko mi
pan zepsuje. Prosz� wzi�� nadajnik.
Klarnet wydoby� z wypalonej w stole dziury male�k� czarn� szkatu�k�.
- No, prosz� m�wi�.
- Co m�wi�? - zmiesza� si� Klarnet.
- Jak ma pan na imi�?
- Jura.
- Dobrze, niech b�dzie Jura. A wi�c tak, Jura: �adnych pyta�, bo b�d� musia�a
zerwa� wszelkie kontakty z panem. Wszystko, co powinien pan wiedzie�, powiem
sama.
A propos, mam na imi� Masza.
- Bardzo mi przyjemnie! - powiedzia� Klarnet. Masza uk�oni�a si� �miesznie.
- Znajdujemy si� w tym samym punkcie przestrzeni, ale jeste�my oddzieleni od
siebie pewnym okresem czasu, jakim - niewa�ne. Pan jest tam, a ja tu - w
przysz�o�ci. Jasne?
- Gdzie?! - zapyta� oszo�omiony Klarnet. - Gdzie si� pani znajduje?
- W Leningradzie, a gdzie�by?
- Prosz� wybaczy� - wymamrota� Klarnet - to jakby powiedzie�...
- �adnego jakby powiedzie�. Jestem historykiem-lingwist�, zajmuj� si� poezj�
dwudziestego wieku. Zgadza si� pan mi pom�c?
- Ja nigdy... w og�le...
- Ja tak�e nigdy nie rozmawia�am z takim... no, s�owem, pomo�e pan czy nie?
"Ale� ona natarczywa" - pomy�la� Klarnet, ale g�o�no powiedzia�:
- B�d� rad, je�li b�d� m�g� pani pom�c.
- To dobrze! - Masza u�miechn�a si� czaruj�co. A wi�c zgoda?
- Zgoda! - odpowiedzia� Klarnet i z �alem spojrza� na ekran. Ech !
Trzeba by�o kupi� wi�kszy telewizor.
- Doskonale! Teraz wyja�ni� panu, jaka b�dzie pa�ska rola.
- Tak jest! - powiedzia� Klarnet.
- Prosz� mi nie przerywa�. Widzi pan, �yj� w takich czasach, kiedy nie ma ju�
bibliotek, a jest tylko maszynowa pami��. Jest to oczywi�cie o wiele
wygodniejsze, ale kiedy trzeba odgrzeba� co� starszego, zaczynaj� si� k�opoty.
Zapytuj� o Pasternaka, a otrzymuj� jakie� bzdury o ukropie, selerze, s�owem, o
sk�adnikach zupy. Z B�okiem jeszcze gorzej. Miliony r�nych schemat�w
elektronicznych blok�w. Przecie� by�o nie by�o od czas�w, kiedy pisali, up�yn�o
dwa tysi�ce lat.
- Ile?!
Masza przygryz�a warg�.
- No i wygada�am si�! Tfu, g�upia! Teraz mo�esz si� spodziewa� nieprzyjemno�ci.
- Ja nikomu nie powiem - powiedzia� w porywie szlachetno�ci Klarnet. - S�owo
honoru, nie powiem!
- Ach, ale nieszcz�cie! - Masza przys�oni�a r�kami twarz. - Nam nie wolno
kontaktowa� si� z przesz�o�ci�. przecie� ja w tajemnicy przed wszystkimi. Nawet
Fiedi� odprawi�am, �eby w ca�kowitej tajemnicy...
- Kto to taki Fiedia? - Klarnetowi nie wiadomo czemu nie podoba�o si� to imi�.
- M�j laborant. Bardzo mi�y ch�opiec - Masza opu�ci�a r�ce i zn�w si�
u�miechn�a. - Niech pan sobie wyobrazi, ch�opiec jest zakochany we mnie do
utraty zmys��w, wi�c przez ca�y czas �azi mi po pi�tach. Ledwie si� go pozby�am.
Czasami gdzie� tam, ciut powy�ej przepony, zdarzaj� si� dziwne doznania. Nie
jest to b�l, to jaki� niezrozumia�y smutek.
I bardzo mili ch�opcy wcale nie wydaj� si� wtedy tacy mili, a ca�e ludzkie
�ycie, je�li si� zastanowi�...
- Dobra! - Masza zdecydowanie potrz�sn�a w�osami. Niech b�dzie, co ma by�!...
Tak wi�c potrzebna mi jest pomoc. Wypo�yczy pan w bibliotece B�oka i Pasternaka.
Wszystko, co jest. Zrozumia� pan?
- Tak, i co dalej?
- B�dzie pan czyta� na g�os.
- Po co?
- Och! - Masza potar�a palcami skronie. - Ale egzemplarz mi si� trafi�! Pan
b�dzie czyta�, a ja zanotuj�. Czy� to tak trudno zrozumie�?
- Nie, dlaczego - powiedzia� Klarnet - zrozumie� nie jest wcale trudno. Tylko ja
niezbyt wyra�nie czytam.
- To mnie najmniej niepokoi. A wi�c jutro o tej samej porze.
Obraz znikn��. Dopiero co dziewczyna by�a tu, a teraz ekran by� pusty,
beznadziejnie pusty. Sko�czy�a si� diabelska sztuczka, a wszystko, co po niej
zosta�o, to male�kie czarne pude�eczko oraz nadpalony st�.
Kiedy wiele razy powt�rzone w tych samych warunkach do�wiadczenie daje
niezmienny rezultat, to s� wszelkie podstawy, by uwa�a�, �e odkryte zale�no�ci
podporz�dkowane s� jakiemu� prawu.
Tak wi�c na przyk�ad je�li mi�o�nicy wczesnego chodzenia na rz�sach ustawiaj�
si� w d�ugich kolejkach przed kioskiem w bezp�odnym oczekiwaniu na cystern� z
piwem, je�li budowlani nieustraszenie kopi� rowy w wypiel�gnowanych gazonach
obna�aj�c sklerotyczny system krwiono�ny miasta, je�li rankami do ha�asu
tramwaju pod oknem do��cza si� sapanie drogowego walca, je�li budz�c si� pod
wp�ywem szczebiotu ptak�w nie mo�ecie doj�� do tego, czy to noc, czy dzie�,
wiedzcie: na dworze jest czerwiec.
Je�li na dworze jest czerwiec, a wy macie dwadzie�cia sze�� lat, je�li co
wiecz�r czytacie dziewczynie cudowne wiersze, je�li... Zreszt�, wystarczy!
I tak wszystko jasne.
Jaki� ohydny typ, ojciec literackich sztamp�w, powiedzia�, �e mi�o�� nie zna
granic. No i co z tego? Co innego nie zna� granic, a co innego m�c je pokona�
lub, jak wyrazi�by si� filozof, doprowadzi� do takiego rozwoju wydarze�, by
mi�o�� do siebie przekszta�ci�a si� w mi�o�� dla siebie. Przecie�, co by tam nie
m�wi�, dwa tysi�ce lat...
Macie ochot� na jeszcze jedn� wy�wiechtan� sentencj�? Prosz�! Nieszcz�cie
przychodzi z tej strony, z kt�rej najmniej si� go spodziewasz. Tym razem wesz�o
ono przez drzwi w osobie dozorcy, kt�ry pewnego wieczoru poprosi� Klarneta, by
bez chwili zw�oki zjawi� si� w administracji domu, gdzie czeka na niego komisja
pojednawcza w pe�nym sk�adzie.
Sk�ad, jak si� okaza�o, nie by� zn�w tak du�y: dw�ch ludzi, nie licz�c znanego
nam jui emeryta Budi�owa. Zobaczywszy Klarneta Budi�ow wpad� w podniecenie i
wyci�gn�� przed siebie praw� r�k�, przez co natychmiast sta� si� zadziwiaj�co
podobny do Cycerona demaskuj�cego Katylin�.
- Oto on, kochany! We w�asnej osobie! Przewodnicz�cy komisji przyg�adzi� siwe
w�sy i wzi�� ze sto�u kartk� zapisan� ko�lawymi literami.
- Tak... siadajcie, towarzyszu Klarnet. Klarnet usiad�.
- Dochodz� do nas sygna�y, �e u�ywa pan nie zarejestrowanej radiostacji. Czy to
prawda?
- Nie mam �adnej radiostacji - sk�ama� Klarnet.
- Ale� on k�amie! - patetycznie wykrzykn�� Budi�ow. Przecie� sam s�ysza�em, jak
nadaje! To otwartym, to zaszyfrowanym tekstem.
Przewodnicz�cy spojrza� pytaj�co na Klarneta. - To... ja czytam wiersze.
- Ale dlaczego na g�os? - zdziwi�a si� inteligentnie wygl�daj�ca kobieta.
- Tak si� je lepiej zapami�tuje.
- K�amie, k�amie! - �o��dkowa� si� s�siad. - Niech w takim razie powie, co tam u
siebie lutuje, dlaczego co chwila przepalaj� si� korki?
- No, towarzyszu Klarnet?
- Nie lutuj� niczego. Kiedy remontowa�em telewizor, to lutowa�em, ale teraz nie
lutuj�.
Przewodnicz�cy chrz�kn�� i zn�w przyg�adzi� w�sy.
- Tak... A wi�c tylko czytacie wiersze?
- Tylko wiersze.
- Jakie b�d� postanowienia? - popatrzy� na kobiet�, ale ta tylko wzruszy�a
ramionami.
- Trzeba by rewizj� zrobi� - powiedzia� Budi�ow. Z udzia�em �wiadk�w.
- Do tego nie mamy prawa - skrzywi� si� przewodnicz�cy. - A wy, towarzyszu
Klarnet, we�cie pod uwag� to, �e nikomu nie zabrania si� robi� telewizor�w i
radioodbiornik�w...
- I czyta� wierszy - z kpin� doda�a kobieta.
- I czyta� wierszy - przytakn�� przewodnicz�cy. - Ale je�eli to rzeczywi�cie
nadajnik radiowy... to zupe�nie inna sprawa. Trzeba zarejestrowa�. Dla pana
lepiej, a dla nas spokojniej. Zgoda?
- Zgoda - westchn�� - tylko �e ja nie mam �adnego nadajnika.
�wi�te, nieudolne, niewymy�lne k�amstwo! Ale co komu do s�owa honoru
nieopatrznie rzuconego w mglist� przysz�o��? Nie, Klarnet, nie tobie mierzy� si�
z wrogiem ludzi - Budi�owem, kt�ry nie takie rzeczy widzia�. �eby� nie wiadomo
co robi�, rozszyfruje ci�, niezawodnie ci� rozszyfruje! Czas si� zastanowi�,
czym si� to mo�e sko�czy�.
- Masza! - Klarnet m�wi� szeptem trwo�liwie spogl�daj�c na drzwi. - Zrozum,
Masza, ja tego po prostu nie prze�yj� - Co wi�c proponujesz?
- Nie wiem. We� mnie do siebie. Przecie� na pewno s� jakie� maszyny czasu.
- Nie ma takich maszyn - smutnie u�miechn�a si� Masza. - To bajki.
- Ale przecie� przes�a�a� mi nadajnik.
- To zupe�nie inna sprawa. Transmutacja. Ale przecie� ona jeszcze nie zosta�a u
was odkryta.
Klarneta nagle ol�ni�a my�l.
- Pos�uchaj, a ty by� nie mog�a?
- Co?
- Transmutowa� si� do mnie.
- Och! Zdajesz sobie spraw� z tego, co m�wisz?! Nie, to niemo�liwe!
- Ale dlaczego?!
- Przecie� powiedzia�am, �adnych kontakt�w z przesz�o�ci�. Nie wolno zmienia�
historii. Transmutacji w czasie dokonuje si� u nas co najwy�ej w granicach
stulecia, i to ze wszystkimi ograniczeniami. A tu... przecie� powrotu nie
b�dzie. Zosta� na zawsze nie wiadomo gdzie... - Wiadomo! B�dziesz ze mn�!
Masza rozp�aka�a si�.
- No co ty, Masze�ka?!
- A ty mnie nigdy nie przestaniesz kocha�? - zapyta�a wycieraj�c nos w male�k�
chusteczk�.
Wiecie, co si� odpowiada w podobnych wypadkach. W czerwcu wszystko odbywa si�
wed�ug raz na zawsze ustalonych praw. Oto nadci�gn�a chmura, lun�� deszcz,
patrzysz, a tu po kilku minutach zn�w grzeje s�o�ce.
- Nie mog� si� przecie� u was zjawi� z takim wygl�dem powiedzia�a Masza. -
Zdob�d� dla mnie kilka �urnali.
Czy zdarzy�o si� wam kiedy� obserwowa� kobiet� studiuj�c� fasony p�aszczy?
Takiego ca�kowitego oderwania si� od marnego �wiata, takiego ca�kowitego
pogr��enia si� w nirwanie nie uda�o si� osi�gn�� �adnemu jodze. Nie pr�bujcie w
tym czasie m�wi� do niej. B�dzie kiwa� g�ow�, ale mo�ecie by� pewni, �e nie
dociera do niej ani jedno s�owo.
- Odwr�� kartk�!
- Pos�uchaj, Masza... .
- To si� nie nadaje, nast�pna ! .
- Masza !
- Podnie� bli�ej, chc� si� przyjrze� uczesaniu.
- Masze�ka !
- Daj nast�pny �urnal.
Na wszystko nale�y patrze� filozoficznie, gdy� cierpliwo�� bywa stokrotnie
wynagradzana.
Klarnet przekona� si� o tym ju� nast�pnego dnia. - No, jak ci si� podobam?
Zbarania�. Poprzednio oszkalowa�em m�czyzn stwierdzaj�c, i� rzekomo nie s� oni
w stanie nale�ycie oceni� kobiecego stroju. Wnie�my. poprawk�: oceni� s� w
stanie, zapami�ta� - nie. Ale tu mia�a miejsce tak zdumiewaj�ca przemiana...
Po pierwsze, Klarnet stwierdzi�, �e dama treflowa jego serca zamieni�a si� w
karow�. Zmieni� si� zreszt� nie tylko kolor jej w�os�w. Widoczne przedtem czo�o
teraz przykryte by�o ufryzowan� grzywk�, podczas gdy ty� g�owy ostrzy�ony by� na
kr�tko.
Po drugie, zamiast jakiego� lu�nego stroju mia�a na sobie obcis�y sweterek.
A po trzecie...
Po trzecie - sp�dniczk� mini.
Nie wierzcie wr�bitom! Po to w�a�nie s� wr�bitami, �eby k�ama�. Nie, nigdy
ludzie nie zamieni� si� w bezz�bnych g�owaczy o w�t�ych ko�czynach, nie zamieni�
si�, bez wzgl�du na to, co o tym my�l� antropolodzy. Nie wiem, jak to wygl�da
gdzie� w Mg�awicy Kraba, ale na Ziemi para wspania�ych n�g zawsze b�dzie
wywo�ywa� podniecenie podobne do tego, jakie odczuwamy, kiedy przegl�damy tabel�
wygranych. Przyznajcie si�, czy kto� z was mimo znikomych szans nie marzy� w
duchu o g��wnej wygranej? Szcz�liwiec Klarnet. Nagroda ta dosta�a si� jemu,
jedynemu z trylion�w ludzi, kt�rzy urodzili si� i umarli w ci�gu tych dw�ch
tysi�cleci.
- No jak?
- Co� wspania�ego!
- Teraz jestem gotowa.
Mi�o�� nie jest tak nierozs�dna, jak si� zwyk�o m�wi�. Pod�wiadomie czuje ona,
�e przestan� dzwoni� weselne dzwony, pogr��y si� w mroku pa�ac, przeminie pe�na
szcz�cia noc i nadejdzie, jak si� trafnie wyrazi� pewien poeta, b�ogos�awiony
dzie� trosk.
Niekt�re z tych trosk ju� wcze�niej da�y o sobie zna� Klarnetowi.
- A propos, Masze�ka - powiedzia� niedba�ym tonem nie zapomnij zabra� ze sob�
dow�d osobisty.
- Co?
- Dokument stwierdzaj�cy twoj� to�samo��.
- G�uptasie! Jaki dokument mo�e stwierdzi� to�samo��? Ja to ja - z dum� obr�ci�a
si� profilem - a dokument to papier. W�tpi�, czy by�by� zadowolony z takiej
zamiany. Oto pierwsza niespodzianka, Klarnet! ;,Co to za obywatelka nocuje u
was?"
"To - moja �ona". "Jest zameldowana?". "Nie, widzi pan, ona zgubi�a dow�d
osobisty". "W takim razie pozwoli pan, �e zerkn� na za�wiadczenie o zagubieniu
dokumentu?". "Wie pan, my�my jeszcze nie zd��yli". "Poprosz� wi�c o jaki�
dokument stwierdzaj�cy to�samo��". "Ale� co pan?! Cz�owiek jest niepowtarzalny,
czy� wi�c jaki� papierek..." No tak...
- A dyplom?
- Jaki dyplom? - zdziwi�a si� Masza.
- Uczy�a� si� gdzie�?
- Oczywi�cie!
- W takim razie za�wiadczenie o uko�czeniu.
- Nie rozumiem, o czym ty m�wisz? - Masza wyd�a usta. - Je�li si� rozmy�li�e�,
to od razu powiedz, a nie... nie...
Straszna to rzecz kobiece �zy. Do diab�a z nimi, wszelkimi papierkami ! Ca�y ich
worek niewart jest jednej male�kiej �ezki. Pomy�la�by kto, �e to takie wa�ne -
dyplom.
"Wydany w trzy tysi�ce dziewi��set jakim� tam roku" Tfu, przepadnij! Dobra, co�
tam wymy�limy!
- Nie trzeba, Masze�ka! �le mnie zrozumia�a�. Po prostu nasze czasy maj� swoje
osobliwo�ci. Wyznaczmy dzie�.
- A dlaczego nie jutro?
- Jutro? Hmm... jutro. Widzisz, ja musz� si� troch� przygotowa�. Wzi�� urlop i w
og�le...
- W takim razie kiedy?
- Zaraz zobaczymy - Klarnet wyj�� z notesu kalendarz. Dzi� mamy czwartek. A wi�c
w sobot�. Sobot� dwudziestego dziewi�tego czerwca. - Zakre�li� czerwonym
o��wkiem dat�. - Zgadzasz si�?
- Dobrze! Do tego czasu nam�wi� Fiedi�.
- Co ma z tym wsp�lnego Fiedia?
- Sama sobie nie poradz�. Przecie� ja jestem tylko lingwist�, a tu trzeba tak
u�o�y� program transmutacji, �eby nie by�o niewypa�u.
No c�, skoro Fiedia to Fiedia. Klarnetowi sprawi�o to nawet satysfakcj�.
- Potrzebne s� mi jakie� punkty orientacyjne kontynuowa�a Masza - ale nie takie,
jak ostatnim razem. Powinno to by� odludne miejsce, gdzie nie ma pojazd�w i
pieszych, a poza tym wszystko musi odby� si� p�nym wieczorem. Wiesz co;
spotkamy si� przy Miedzianym Je�d�cu o jedenastej wieczorem.
- To on jeszcze u was stoi?
- A jak�e! Um�wili�my si�?
- Um�wili�my! - z rado�ci� powiedzia� Klarnet. - Przy Miedzianym Je�d�cu o
jedenastej wieczorem w sobot� dwudziestego dziewi�tego czerwca. Nie zapomnisz?
- Takich rzeczy si� nie zapomina. No, ca�uj�!
Ten kto nigdy nie wychodzi� na spotkanie na d�ugo przed ustalon� godzin�, godny
jest po�a�owania. Prawdziwa mi�o�� przesz�a bowiem obok nie musn�wszy go nawet
skrajem swych �nie�nobia�ych szat.
...Zbli�a�a si� ta godzina, w kt�rej bia�a noc oddaje bezbronne miasto we w�adz�
czarom.
Po stygn�cym asfalcie sun�y na sabat m�ode wied�my w kr�tkich niemowl�cych
koszulkach. W podsieniach pl�sa�y konaj�ce ze zm�czenia diabl�ta z zawieszonymi
na piersiach odbiornikami tranzystorowymi: stary �obuz ze zsuni�tym do ty�u
beretem na g�owie, pod kt�rym odgadywa�o si� eleganckie r�ki, utykaj�c na lewe
kopyto d�wiga� ci�ki magnetofon. Zgi�ta j�dza z kosturem nios�a pod pach� na
p� wypatroszonego koguta w kolorowym plastikowym woreczku. Marcepanowe
rostralne kolumny podpiera�y bia�or�ow� marmolad� nieba, parowiec z cukru ci��
landrynkow� g�ad� Newy pozostawiaj�c za ruf� spieniony strumie� szampana. Nad
dachami wieczorna bryza gna�a na stracenie puszyste jagni�ta, za� wypucowany do
po�ysku gmach Admiralicji skrzy� si� w promieniach zachodz�cego s�o�ca. A tam
gdzie odurzaj�ce zapachy wlewa�y si� do rzeki z szyjki placu Senackiego,
majaczy�a ogromna etykieta w�dki z Miedzianym Je�d�cem na stoj�cym d�ba koniu.
Wszystko przygotowywa�o si� do uczty weselnej.
Klarnet szed� po dywanie topolowego puchu, a na jedwabnych poduszkach klomb�w
rozchyla�y dla� swe listki fio�ki, ufne jak oczy ukochanej.
Przeczuwam Ci�. Lata p�yn�
Wci�� w tej samej postaci przeczuwam Ci�.
Gruntowne zapoznanie si� z tw�rczo�ci� B�oka wysz�o na dobre memu bohaterowi.
...Ten kto nie wystawa� na miejscu spotkania d�u�ej, ni� powinien, nie wie, co
to takiego m�ki mi�o�ci. Ok�ama�a... Nie ma gorszego s�owa na �wiecie.
Smutno jest deszczowym rankiem w Leningradzie, och, jak smutno! Wszystko wydaje
si� obrzydliwe: i wyszczerzone z�by konia, i szydercze krzyki mew, i zgarbione
sylwetki przechodni�w, i pluj�cy czarnym dymem holownik wlok�cy za sob� brudn�
bark�, i pokryta krost� deszczu rzeka, i podobne do �wie�ych mogi� klomby z
niedbale posadzonymi kwiatami, i g�upie pnie drzew, na kt�rych siedz� goli
m�czy�ni z idiotycznymi wios�ami.
Przykro jest z pustk� w duszy wraca� samotnie do mieszkania, gdzie czeka kolacja
na dwie osoby i wi�dn� ju� nikomu niepotrzebne r�e - ach, jak przykro!
Handlarzu! W twoich r�kach sekret zapomnienia, nalej mi z tej beczki du�y kufel
wina! Ach, jeszcze nie sprzedajecie? Prosz� mi wybaczy�, wiecznie myl� epoki.
...Ile razy mo�na naciska� klawisz wywo�ania? No, dzi�ki bogu! Na ekranie
pojawi�a si� m�odzie�cza twarz okolona w�osami.
- No? - zapyta� popatrzywszy nieprzyja�nie na Klarneta. Najwidoczniej by� to
Fiedia.
- Gdzie Masza ?
- Pan powinien lepiej wiedzie�.
- Ona nie przyby�a.
- Niemo�liwe - zachmurzy� si� ch�opak. - Sam uk�ada�em program. Maksymalny
rozrzut w czasie nie powinien przekracza� pi�ciu minut.
- Mimo to nie ma jej. Czeka�em dziesi�� godzin. Fiedia podrapa� si� po potylicy.
- Zaraz sprawdz�. Jaki wczoraj u was by� dzie�?
- Sobota dwudziestego dziewi�tego czerwca, niech pan patrzy! - Klarnet podni�s�
ku ekranowi kalendarz, na kt�rym czerwonym o��wkiem zaznaczona by�a upragniona
data.
- A rok?
- Tysi�c dziewi��set sze��dziesi�ty dziewi�ty. Fiedia wetkn�� nos w jakie�
notatki. Kiedy w ko�cu podni�s� g�ow�, jego twarz by�a wykrzywiona.
- Idiota! - powiedzia� cicho i z�owieszczo. - Przegapi� swoje szcz�cie, zakuty
�eb! Sobota dwudziestego dziewi�tego czerwca! Szukaj jej teraz we wczorajszym
dniu. Rozumiesz? Ka�dego dnia we wczorajszym.
Obraz znikn��.
Klarnet z roztargnieniem zerkn�� na tekturowy prostok�t, kt�ry wci�� jeszcze
obraca� w r�kach, i zdr�twia�. To by� zesz�oroczny kalendarz!
Odt�d co wiecz�r mo�na zobaczy� w Leningradzie brodatego, niedbale ubranego
cz�owieka, kt�ry wpatruje si� z uwag� w twarze napotkanych kobiet. Idzie zawsze
t� sam� drog�, obok Gie�dy na Wasiliewskiej Wyspie, przez Pa�acowy Most, wzd�u�
fasady Admiralicji, i wychodzi pod pomnik. Tam stoi przez jaki� czas, a potem
wraca t� sam� tras�. Rankami, kiedy si� budzi, wydaje mu si�, �e wczoraj tu
by�a. Nie, nie wydaje si� mu. Pami�ta jej poca�unki, poza tym s� dziesi�tki
rzeczy �wiadcz�ce o tym, �e to nie sen. I tak jest ka�dego ranka. P�acze, a �zy
kapi� do szklanki z herbat�, kt�r� wypija �piesz�c si� do pracy.
Niekiedy widuje si� go w towarzystwie zachmurzonego cz�owieka w podesz�ym wieku.
- Rozumiesz, Budi�ow - m�wi - cz�owiek nie mo�e �y� wczorajszym dniem. Nie mo�na
by� sytym po obiedzie, kt�ry zjad�o si� dzie� wcze�niej. Jaki po�ytek z tego, �e
ca�owa�a ci� wczoraj? Cz�owiek potrzebuje wszystkiego dzi�. Zrozumia�e�?
- Dobra, chod�my do domu, marzycielu. Uwa�aj, nie potknij si�!
Budi�ow bierze go pod r�k� i prowadzi, podczas gdy m�czyzna pl�cz�cym si�
j�zykiem mamrocze wiersze:
Noc, r�w, apteka, �wiat�o b�yska,
Wyblak�y bezsensowny �wiat,
I cho�by� do�y� do stu lat
Jak by�o, pozostanie wszystko.
I wtedy Budi�owowi nie wiadomo czemu te� chce si� p�aka�.