5677

Szczegóły
Tytuł 5677
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5677 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5677 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5677 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Katarzyna i Karolina Urba�skie WIELKA NAGRODA Burza przybiera�a na sile. B�ysk, grzmot.... i kolejny piorun, niczym ma�o wykwalifikowany krawiec, przeszy� niebosk�on Krainy Ca�kiem Du�ego Smoka. Deszcz pada� od d�u�szego czasu i wygl�da�o na to, �e wcale nie mia� zamiaru przesta�. W miasteczku Pod Zgni�� Strzech� pogoda ju� od kilku dni dawa�a si� we znaki i zak��ca�a codzienny tryb �ycia jego mieszka�c�w. Skutki ulewy najbardziej odczuwali drobni handlarze i pocz�tkuj�cy ko�odzieje, kt�rzy w �aden spos�b nie mogli pozby� si� towaru. Nawet ciesz�ce si� zazwyczaj wielkim powodzeniem przepaski biodrowe z autografem w�adcy nie znalaz�y dzisiaj nabywcy, nie wspominaj�c ju� o "Wspania�ych Smoczych Ozorkach Trolla zwanego Nieporadnym". Na ulicach miasta panowa�a pustka. Nikt nie zaryzykowa� wyj�cia na zewn�trz, doszed�szy wcze�niej do wniosku, i� lepiej jest ju� by� katowanym filozoficznymi rozwa�aniami wuja czy pradziada, ni� wystawi� nos na tak� ulew�. Ksi�yc, usuni�ty na bok, z dala od rozszala�ych piorun�w, ze spokojem obserwowa� senn� krain�. Ju� na pocz�tku warty, jego b��dny wzrok przyku�y dwie postaci, kt�re chroni�c si� przed deszczem, zasiad�y pod olbrzymim drzewem rosn�cym w samym centrum okolicznej polany. Warto wspomnie�, i� by�a ona miejscem niezwyk�ym, gdy� tylko tam istnia�a mo�liwo�� ujrzenia niesamowitych kamieni posiadaj�cych zdolno�� deklamowania wierszy z pami�ci. Ponadto wystawia�y one raz do roku "Wielki Festiwal Skrzaciej Poezji �piewanej". G��wnym i charakterystycznym motywem ka�dego utworu by� refren "Uha- ha!", podczas kt�rego wskazane by�o dono�ne tupanie wszelkimi ko�czynami i uderzenie si� kuflem miodu ze swym s�siadem. W�a�nie ta cz�� widowiska cieszy�a si� najwi�kszym uznaniem publiczno�ci, za ka�dym razem licznie �ci�gaj�cej w to miejsce. Tymczasem przyjrzyjmy si� bli�ej tajemniczym osobnikom. Polan� wstrz�sn�� kolejny grzmot, a b�ysk rozja�ni� na chwil� ca�� okolic�. - odezwa�a si� jedna z postaci siedz�cych pod drzewem. G�os mia�a sm�tny niczym wie�niak, kt�ry licz�c taczki z nawozem, doliczy� si� o jedn� za ma�o. Ach, Keelan! Przesta� ju�! Rozpraszasz moje my�li! W�a�nie rozwa�a�em...uh! Nie cierpi� tego kapelusza!- m�wi�c to, druga z przebywaj�cych pod drzewem postaci nerwowym ruchem poprawi�a obszerne nakrycie g�owy, kt�re w najmniej spodziewanym momencie zsun�o jej si� na oczy. By� to do�� nietypowy kapelusz- olbrzymi, szpiczasty, z niewiarygodnie du�ym rondem. Za zielon� wst�g�, kt�r� by� owini�ty, znajdowa�o si� strusie pi�ro, aktualnie lekko oklapni�te z powodu deszczu. W�a�ciciel tego dziwnego nakrycia g�owy poruszy� si� niespokojnie i po chwili zastanowienia przykucn�� bli�ej pnia. By� to wysoki, chudy m�odzieniec o wygl�dzie ch�ystka z kaprawymi oczkami, nosem niczym dzi�b kruka i wiekiem w sam raz pozwalaj�cym na podj�cie nauki w Uczelni Zg��biania Tajnik�w Wiedzy Magicznej Na Podstawie Wykres�w i Diagram�w. Jego str�j budzi� pewne, g��bsze refleksje. Ju� na pierwszy rzut oka wida� by�o, i� cz�owiek ten pochodzi z dalekich stron, by� mo�e zza Smoczego Morza? Ubi�r jego by� typowy dla Pielgrzyma, kogo� obcego i zagubionego, kogo�, kto w k�ko zadaje sobie jedno pytanie: "Co ja tu w og�le robi� i gdzie jest ten facet, kt�ry mia� na mnie czeka� przy tawernie?" Mocniejszy powiew wiatru ockn�� przysypiaj�cego przybysza. Ten zatrz�s� si� z zimna i owin�� szczelniej sw� d�ug� szat�. Narzuci� te� kaptur, co stanowi�o nie lada wyczyn, gdy� ch�opak mia� ju� na g�owie �w wielki kapelusz. Ca�a jego posta� przywo�ywa�a na my�l ma�o przekonywuj�cego kuglarza lub pocz�tkuj�cego fakira. Kolejny grzmot wstrz�sn�� okolic�, a b�ysk podra�ni� przekrwione oczy podr�nika zwanego Keelanem. .- stwierdzi� bez wi�kszego zdziwienia. By� o wiele ni�szy od swego przyjaciela. Jego twarz wydawa�a si� by� wyryta z kamienia, nigdy nie zmienia�a swego wyrazu, kt�ry przedstawia� lekkie rozczarowanie przemieszane z czym� na podobie�stwo niemi�ego zaskoczenia. G�ow� jego, do�� szczelnie, okrywa�a pilotka, za� szyj� chroni� od wiatru wysoko postawiony ko�nierz. Ca�y Keelan prezentowa� si� do�� tajemniczo. Patrz�c na tego osobnika, mia�o si� to dziwne uczucie, �e lepiej si� nie przygl�da� i p�j�� sobie zanim zobaczy si� co�, czego wola�oby si� nigdy nie widzie�. Nagle , zupe�nie niespodziewanie, bez �adnego ostrze�enia polan� wstrz�sn�� kolejny grzmot, kt�ry rozbudzi� drzemi�cych pod drzewem w�drowc�w. * Aaaaagh! Nie wytrzymam tego ani chwili d�u�ej! Przecie� nie by�o b�ysku, kt�ry zapowiedzia�by zbli�aj�cy si� grzmot! To niesprawiedliwe! Nawet nie zd��y�em zatka� sobie uszu! Jeszcze troch�, a wpadn� w nerwic�, dostan� zawa�u albo osiwiej� i dalsz� cz�� zadania b�dziesz musia� wykona� sam...A tak w og�le....- przem�wienie m�odzie�ca zak��ci�, zsuni�ty gwa�townie na oczy, kapelusz. I sta�o si�! Tok my�lenia ch�opaka zosta� ponownie przerwany. By�a to jedna z tych rzeczy, kt�rych �w m�odzian, nie nachalnej urody, nie lubi� najbardziej. Powodowa�o ca�kowit� dekoncentracj� i musia�a min�� bardzo d�uga chwila zanim powr�ci� tok rozumowania i wszystko by�o jak dawniej. * Eee....o czym to ja m�wi�em?- zapyta� m�odzian z nadziej� w g�osie, wykonuj�c przy tym seri� niezidentyfikowanych ruch�w r�koma, maj�cych na celu ods�oni�cie oczu. * To tylko grzmot, Renny. �pij dalej, wtedy czas mija o wiele szybciej.- odezwa� si� Keelan, st�umionym przez ko�nierz kapoty, g�osem. Mocny powiew wiatru zatrz�s� ga��ziami i kilka drobnych listk�w spad�o na g�owy schronionych pod drzewem przyjaci�. Renny poprawi� sw�j kapelusz i postanowi� zagadn��. Mia�y to by� jakie� pokrzepiaj�ce s�owa....po chwili namys�u powiedzia�: * Ale pada!...zmokli�my chyba do suchej nitki...- M�odzian odkaszln�� nerwowo, a poniewa� Keelan si� nie odzywa�, spr�bowa� jeszcze raz. * S�uchaj Keelan...deszcz zaraz przejdzie...chyba. Ruszymy dalej...zreszt� burza ju� si� ko�czy....- Jego wypowied� przerwa� kolejny grzmot. Nawa�nica rozp�ta�a si� na dobre i w�a�nie odbywa� si� jej punkt kulminacyjny. Wszystko wydawa�o si� wirowa� woko�o. Polana by�a szara od piasku, ga��zie i li�cie, gdzieniegdzie tak�e �aby, przelatywa�y nad g�ow� zdezorientowanego Renny'ego. Wtem, w�r�d tego zgie�ku, odezwa� si� ludzki g�os, nie nale��cy do �adnego z przyjaci�. Dochodzi� od strony Ognistego Lasu i po chwili nie by�o w�tpliwo�ci do kogo nale�a�, bowiem na polan� wytoczy� si� miejscowy wie�niak. By� to kr�py cz�owiek o rumianej twarzy i oczkach niczym dwa ziarenka grochu. Rozejrza� si� woko�o i siorbn�� z, trzymanego w r�ce, kufla.. Po chwili, po�r�d licznych, niekontrolowanych czkni��, zabe�kota�: * Uha- ha...chiiik! Uha- chiiik- ha, bracie! chiiik!......- Powiedzia�, po czym zamachn�� si� kuflem. Trafi� w pustk�, zakr�ci� si� chwiejnie i upad�. Za moment zn�w by� na nogach, a jego kufel l�ni� w �wietle ksi�yca. Wie�niak wzruszy� ramionami, szybko opr�ni� swe naczynie i niepewnym krokiem uda� si� w stron� Ognistego Lasu. Renny przygl�da� si� temu w ot�pieniu. Po chwili odezwa� si� zamy�lonym g�osem: * Hmm....To naprawd� dziwne miejsce...., prawda Keelan?- Odpowiedzi� by� jedynie szum deszczu i wycie wiatru..., a mo�e czego� jeszcze. M�odzieniec wola� nie docieka� co to by�o, gdy� bardziej od dziwnych odg�os�w, zaniepokoi�o go milczenie Keelana. Spr�bowa� jeszcze raz: * Hej Keelan! Widzia�e� jego kufel? Fajny by�, no nie?...- I tym razem tak�e cisza. Renny, lekko ju� zniecierpliwiony, poprawi� kapelusz i rozejrza� si� wko�o. Po bli�szych i dalszych ogl�dzinach doszed� do zadziwiaj�cego wniosku: Keelan znikn��! Na dodatek pod drzewem nie by�o ju� ani kawa�ka suchego miejsca. Renny westchn�� i usiad� na trawie. Wpad� w panik� Chyba tak to ju� jest, �e w ka�dej niezwyk�ej Krainie musi si� znale�� cho�by jedno miejsce, jaka� male�ka mie�cina, szczeg�lnie upodobana przez mag�w, czarnoksi�nik�w, z�oczy�c�w, szubrawc�w i kaznodziei. Znajduje si� ona najcz�ciej w jakim� zacisznym zak�tku, gdzie nikogo nie dziwi� lataj�ce �aby i zawody skrzaciego stepowania w b�ocie. Takie w�a�nie jest miasteczko Pod Zgni�� Strzech�., miejsce obfituj�ce w skandale, na kt�re wszyscy tylko czekaj�. Najcz�ciej dotycz� one mag�w i czarnoksi�nik�w, prowadz�cych ze sob� ci�g�� rywalizacj� o zakl�cia. Prze�cigaj� si� w ich wymy�laniu, a potem wypr�bowuj� je na czym popadnie. Gdyby jaki� dociekliwy osobnik pokusi� si� zapyta� przypadkowego mieszka�ca Zgni�ej Strzechy o najg�o�niejszy skandal ostatnich dni, ten z pewno�ci� opowiedzia�by mu histori� Szczerbatego- ostatniej ofiary niecnych poczyna� mag�w. Cz�owiek ten od zawsze cieszy� si� du�ym szacunkiem w�r�d mieszka�c�w. Nale�a� do tego typu ludzi, o kt�rych bez obawy mo�na by�o powiedzie� "r�wny go��" i postawi� kufel miodu w tawernie "Pod Obruszonym Smokiem". By� znany ze swej uczynno�ci i dobroci.. Ch�tnie pomaga� innym, ale tylko pod warunkiem, �e sam na tym zyska�. Mieszka� wraz z �on� na obrze�ach mie�ciny, gdzie prowadzi� ma�e gospodarstwo. Zajmowa� si� hodowl� �wi� i trzeba przyzna�, �e mia� z tego niema�e korzy�ci. Co roku w miasteczku odbywa�y si� "�wi�skie Zawody Karciane"- nale�a�y one do tradycji. Mieszka�cy Zgni�ej Strzechy nie wyobra�ali sobie Dnia Piosenki M�wionej bez tych zawod�w. Za ka�dym razem dostarcza�y one wiele emocji i rado�ci, pomimo i� zwyci�zca by� wszystkim znany ju� przed rozpocz�ciem pojedynku. Od wielu lat g��wn� nagrod� odbiera�a ta sama �winia, podopieczna Szczerbatego, pieszczotliwie przez niego nazywana Wodzis�awem. �ycie Szczerbatego up�ywa�o spokojnie. Mia� kochaj�c� �on�, �wini� i og�lnie by� szcz�liwym cz�owiekiem. Ponadto wywodzi� si� z bardzo starego rodu Szczerbatych. Twierdzi� te�, �e nazwisko od zawsze przynosi�o mu szcz�cie. Nazwa rodu, z kt�rego pochodzi�, nie by�a jednak przypadkowa. Przodek Szczerbatego by� bardzo rozrywkowym cz�owiekiem, a jego �ycie stanowi�o wybuchow� mieszank� biesiad, zabaw pod go�ym niebem i wielu kufli miodu. To on by� pomys�odawc� konkursu "Wypij za dw�ch- wi�cej zyskasz", kt�ry sta� si� tradycj� w karczmie "Pod Obruszonym Smokiem" Na jednej z takich biesiad dosz�o do niemi�ego incydentu. Przodek Szczerbatego wypi� za dw�ch....i nic nie zyska�. Zosta� zdyskwalifikowany za "picie z 10 kufli jednocze�nie, pot�uczenie jednego i pomaganie sobie nosem". W rezultacie k�amliwy uczestnik wda� si� w b�jk� z barmanem, pot�uk� kolejne dwa kufle i wybi� sobie przednie z�by. Od tamtej pory nazywano go Szczerbatym, a przydomek ten przechodzi� z pokolenia na pokolenie. Wszystko dzia�o si� zgodnie z teori� Kanark'a, kt�ry twierdzi�, �e "cechy nabyte podczas �ycia jednostki s� przekazywane kolejnym pokoleniom i cho�by� nie wiem, co robi�, to i tak je odziedziczysz". Wszyscy z rodu Szczerbatych mieli wi�c od urodzenia ubytki dw�ch przednich z�b�w. Jednak, jak si� okaza�o, nic nie jest wieczne- nawet szczerba. Pewnego pi�knego poranka Szczerbaty, budz�c si�, stwierdzi� z niema�ym przestrachem, i� jego szczerba znikn�a , a na jej miejscu pojawi�y si� dwa ��te z�by. To wydarzenie stanowi�o pocz�tek ko�ca naszego wie�niaka. Jak p�niej udowodniono, wszystkiemu winien by� jeden z pocz�tkuj�cych mag�w, kt�ry bawi� si� zakl�ciami nieopodal gospodarstwa. Z jego nieudolnych t�umacze� wynika�o, �e wiatr, kt�ry tego dnia by� wyj�tkowo silny, musia� przywia� jego zakl�cia a� w okolice domu Szczerbatego. W �adnym kodeksie karnym nie by�o najmniejszej wzmianki o tym, jak post�powa� z wiatrem, w zwi�zku z tym sprawa z czasem ucich�a. Szczerbaty za� zosta� zmuszony do zap�acenia kary grzywny za "zastraszanie obywateli miasteczka i rzucanie niestosownych uwag pod adresem wiatru". Kolejnym nieszcz�ciem jakie nawiedzi�o dom Szczerbatego by�o odej�cie �wini. Nieszcz�liwie zakochana w wieprzu z s�siedztwa, odm�wi�a dalszej wsp�pracy i opu�ci�a swego opiekuna, pozostawiaj�c mu stosy d�ug�w do sp�acenia, gdy� ostatnimi czasy do�� du�o przegra�a w karty. Wkr�tce potem, w �lad za �wini�, uda�a si� �ona Szczerbatego. Stwierdzi�a, �e jej m�� bardzo niekorzystnie prezentuje si� bez ubytk�w i przeprowadzi�a si� do innej osady. Szczerbaty tymczasem utwierdzi� si� w przekonaniu, i� wszystkiemu winien jest brak szczerby. Ponadto nie sta� go by�o na sp�acenie wszystkich d�ug�w dawnej mistrzyni "�wi�skich Zawod�w Karcianych", wi�c wyprowadzi� z gospodarstwa i osiedli� gdzie� pod miasteczkiem. Podobno wszed� w korzystny uk�ad z le�nikami: on wyplata� im koszyki, a oni dostarczali mu resztki swego po�ywienia. Po odej�ciu Szczerbatego ludno�� Zgni�ej Strzechy zacz�a si� zastanawia�, czy kolejne "�wi�skie Zawody Karciane" powinny si� odby�. Po d�ugich godzinach o�ywionej dyskusji i wielu litrach miodu zadecydowano, i� zostan� one odwo�ane na jaki� czas. Lecz czym by�aby osada Pod Zgni�� Strzech� bez swych widowiskowych zawod�w? Pusta niczym kufel bez zaciek�w z miodu i smutna jak miauczenie g�odnego kota, zamkni�tego za kar� w beczce, a co najwa�niejsze- nie zwabi�aby corocznych bywalc�w i turyst�w. W�jt Zgni�ej Strzechy- niejaki S�dziwiec Ryjowaty, doszed� do wniosku, �e konieczny jest powr�t do przesz�o�ci, do starych tradycji i obyczaj�w.....do �wi�ta Farbowania Baran�w. Minuty mija�y, a Keelan si� nie pojawia�. Burza powoli odchodzi�a na zach�d. Grzmoty stawa�y si� coraz rzadsze, wiatr mala�. Zaczyna�o �wita� i wydawa� by si� mog�o, �e najgorsze ju� min�o. Ale nie dla wszystkich. Renny by� niespokojny, znikni�cie przyjaciela bardzo go irytowa�o. Zupe�nie nie wiedzia�, co powinien teraz zrobi�. * Keelan nigdy tak si� nie zachowywa�...chocia�....czy�by chodzi�o o ten incydent z sow� Puszczykiem?- zastanawia� si� m�odzian.- Taaak....Keelan bardzo to p�niej prze�ywa�. Nie da� sobie wyt�umaczy�, �e to nie by�a jego wina. Przecie� ta g�upia sowa sama wlaz�a na katapult� ze skrzacim nawozem...- Renny otrz�sn�� si� z nieprzyjemnych my�li i zacz�� kr��y� wok� drzewa. Keelan nadal si� nie pojawia�. Po dziewi�tnastym okr��eniu pnia m�odzieniec postanowi� dzia�a�. Stwierdzi�, �e bezczynne czekanie nic dobrego nie przyniesie, a chodzenie w k�ko przyprawi�o go ju� o md�o�ci. Na dodatek niemi�e wspomnienia z przesz�o�ci nadal nie dawa�y mu spokoju. * Eh! Dlaczego ten g�upi Puszczyk musia� wyj�� z tego ca�o?..- powiedzia� przez zaci�ni�te z�by Renny. W ostatniej chwili zd��y� podtrzyma� zsuwaj�cy si� na oczy kapelusz. * Nie m�g� tak po prostu odej�� do tej swojej Krainy Wiecznie Roze�mianych i Sytych Puszczyk�w? Jego rehabilitacja tak drogo nas kosztowa�a!- Ch�opak poczu� si� bardzo s�abo, zakr�ci�o mu si� w g�owie, a ca�y �wiat wirowa� mu przed oczami. Postanowi� usi��� i zebra� my�li. Nie m�g� zrozumie�, dlaczego Keelan tak po prostu go zostawi�...przecie� mieli misj�, plan, nad kt�rym d�ugo pracowali... M�odzieniec postanowi� zaryzykowa� i najg�o�niej jak tylko m�g�, zakrzykn��: * Keeeeeeeeeelan! Nagle us�ysza� tu� obok siebie g�os przyjaciela: * No i o co chodzi? O co tyle krzyku, Renny? Cz�owiek nawet spokojnie nie mo�e p�j�� za potrzeb�, �eby zaraz tragedii nie by�o. Zupe�nie jak u mnie w domu! Ten deszcz tak pada� i pada�, �e mnie zacz�� p�cherz uciska�...a ty zaraz dramat uk�adasz...- stwierdzi� Keelan i naci�gn�� na g�ow� swoj� pilotk�. * Keelan! To ty �yjesz? Nie zgin��e� rozszarpany przez zdzicza�e trolle i rozjuszone chochliki...?- pyta� zdezorientowany Renny. * Jakie trolle? Jakie chochliki? Gdzie? Tu? Przecie� tutaj nikogo nie ma! NIC TU NIE MA! Widzisz tu kogo�, bo ja nie!- potok s��w wym�wionych jednym tchem skutecznie zapowietrzy� cz�owieka w pilotce. M�odzie�cowi natomiast, jak zwykle w takich chwilach, kapelusz opad� na oczy. * O wypraszam sobie! A ja to co? Grzyb?- odezwa� si� cichy, lecz wyra�nie oburzony g�os. * Kto to powiedzia�? H�?- zapytali zgodnym ch�rem Renny i Keelan . * Hej ty! Kamie�!- rozleg� si� kolejny, troch� g�bczasty g�os. Przywodzi� na my�l stepowanie w kaloszach po rozmi�k�ym piachu. * Do mnie m�wisz?- zapyta� hardo, nie kto inny, jak pierwszy g�os. * Taaa.....Nie pozwalaj sobie za du�o! To, �e bierzesz udzia� w festiwalu "Skrzaciej Poezji �piewanej" wcale nie oznacza, �e jeste� lepszy! Jak grzyb, to od razu gorszy?- g�os dochodzi� z okolic trawy, dok�adnie z jednego kawa�ka, na kt�rym r�s� sobie spokojnie muchomor. Nieopodal niego le�a�, do�� poka�nych rozmiar�w, kamie�. * To my nie jeste�my tu sami? Kamienie i muchomory te� m�wi�? Ale jak?- chcieli wiedzie� Renny i Keelan. Tymczasem kamie� i grzyb zdawali si� nie zwraca� na nich uwagi. * Hej grzybie! Wydaje mi si�, �e wszystko ju� sobie wyja�nili�my! A je�li masz jakie� zastrze�enia, to podaj tylko godzin� i miejsce...- ci�gn�� dalej kamie�. * Ha! Dobrze! Jutro o tej samej porze i w tym samym miejscu! Na razie i tak nie planuj� �adnego wyjazdu...- odpowiedzia� z zamy�leniem grzyb. * A wi�c ustalone! Tylko si� nie sp�nij! Hej! A wy dok�d?- zaciekawi� si� kamie�, gdy Renny i jego towarzysz zacz�li si� powoli wycofywa� spod drzewa. * My? My ju� sobie p�jdziemy...Nie b�dziemy przeszkadza�. Przecie� i tak jeste�my sp�nieni! PRAWDA, Renny?- znacz�co zapyta� cz�owiek w pilotce. * Eeee....co? Ach tak! Jak ty o wszystkim pami�tasz!- zacz�� niezdarnie Renny. Wtem potkn�� si� o co� i ci�ko upad� na ziemi�. Szybko wsta�, otrzepa� p�aszcz i spojrza� pod nogi. Twarz mu zbiela�a. W trawie le�a� najzwyklejszy kamie�. * Oj! Przepraszam bardzo!- wyb�ka� Renny pod nosem. * Nie szkodzi, przyjacielu!- odpowiedzia� kamie� - A tak przy okazji, czy m�g�by� mnie podrzuci� w inne miejsce? Gdzie� w okolice tego du�ego wzg�rza? By�bym wdzi�czny!- wrzasn�� dono�nym g�osem w �lad za oddalaj�cym si� Renny'm. Keelan, nie zastanawiaj�c si� zbyt d�ugo, pu�ci� si� p�dem za przyjacielem. Deszcz, kt�ry nadal pada�, zdecydowanie utrudnia� ca�y maraton. W pewnym momencie cz�owiek w pilotce straci� z oczu swego przyjaciela. Ten natomiast wyl�dowa� z po�lizgiem na mokrej trawie, gdzie si�owa� si� jaki� czas ze swym kapeluszem, a gdy u�o�y� go na w�a�ciwym miejscu, wsta� i rozejrza� si�. Po chwili ujrza� Keelana w�r�d trawy. Cz�owiek w pilotce zm�czony biegiem wy�o�y� si� na murawie i �apa� nerwowo powietrze, pomagaj�c sobie przy tym r�kami. Wygl�da� jak poka�nych rozmiar�w rzadki okaz �ysego �uka. I by� w�ciek�y. * Co ty zrobi�e�! Mieli�my wyj�� z tego z twarz�! A teraz...- wysapa� - Jak to wygl�da�o?! Uciekali�my od grzyba i kamienia! Mieli�my nie wzbudza�....tych...nooo....podejrze�! Nie wzbudza� podejrze�!- zakrzykn�� i, po raz drugi tego dnia, zapowietrzy� si�. * Tak, wiem, ale....temu kamieniowi �le z oczu patrzy�o....- broni� si� zmieszany Renny. Spu�ci� g�ow� i nerwowo skuba� koniec swej szaty. Keelan usiad� na trawie, zdj�� pilotk� i przetar� czo�o r�kawem p�aszcza. * Dobrze ju�. Zapomnijmy o tym! Poka� mi teraz ten afisz. Chyba go jeszcze masz? Nie zgubi�e�, prawda?- zapyta� z obaw� w g�osie. �wi�to Farbowania Baran�w od wiek�w obfitowa�o w liczne atrakcje. G��wn� z nich by�o niezwyk�e widowisko sportowe, kt�re ka�dego lata przyci�ga�o olbrzymie liczby gapi�w i naiwnych marzycieli, chc�cych spr�bowa� swych si� w najwa�niejszych konkurencjach. Zawody by�y ogromnym wydarzeniem w ca�ej krainie i ju� na wiele tygodni przed ich rozpocz�ciem rozwieszano og�oszenia i afisze zapowiadaj�ce to niecodzienne widowisko. Uczestniczy� m�g� ka�dy, jednak nale�a�o spe�ni� kilka warunk�w. Zawodnik nie m�g� by� starszy ni� 200 lat, co wzbudza�o protesty Podstarza�ego Szamana. Broda nie mog�a by� d�u�sza ni� dwa metry, poza tym delikwent pragn�cy wzi�� udzia� w turnieju, pod �adnym pozorem nie m�g� by� daltonist�, a zawodnicy lubuj�cy si� w racuchach z sosem pomidorowym byli z g�ry zdyskwalifikowani. Widowisko Farbowania Baran�w co roku wzbudza�o wiele emocji. G��wnym tego powodem by�a nagroda: 1000 smoczych monet, 100 darmowych taczek nawozu skrzaciego, a tak�e u�cisk r�ki kr�la. Zadziwiaj�ce by�o jedno zjawisko. Co roku powtarza�a si� ta sama sytuacja. Zwyci�zca, b�d�c pod wp�ywem wielkiej euforii, pod��a� najpierw po odbi�r pieni�dzy, p�niej odholowa� 100 taczek nawozu na swoje gospodarstwo i....na tym si� ko�czy�o. Jakim� dziwnym zbiegiem okoliczno�ci nigdy nie dochodzi�o do zrealizowania trzeciej wygranej- u�cisku r�ki w�adcy Krainy Ca�kiem Du�ego Smoka. Ka�dy ze szcz�liwc�w mia� jakie� wyt�umaczenie. Mi�tos�aw Podejrzliwy, zwyci�zca turnieju sprzed dw�ch lat, t�umaczy� si�, �e zostawi� ziemniaki na ogniu i je�li zaraz nie wr�ci, to mo�e si� po�egna� z obiadem. Witek Zak�amany, ubieg�oroczny szcz�liwy posiadacz 100 darmowych taczek nawozu skrzaciego, �ali� si�, �e ma w domu schorowan� te�ciow�, i je�li zaraz nie wr�ci, to �ona si� z nim rozwiedzie. Faktem natomiast by�o, i� te�ciowa Witka Zak�amanego by�a jedn� z jego rywalek w zawodach i cieszy�a si� dobrym zdrowiem. Wszyscy czekali ze zniecierpliwieniem, jaki przebieg b�d� mia�y tegoroczne uroczysto�ci odbywaj�ce si� w osadzie Pod Zgni�� Strzech�. Kto zostanie zwyci�zc�? I czy dojdzie do u�cisku r�ki kr�la? Renny si�gn�� w g��biny swej szaty i wydoby� z nich pakunek owini�ty w �niadaniowy papier. Odwin�� go z wyra�nym namaszczeniem i po chwili �wiat�o dzienne ujrza�, do�� zniszczony, egzemplarz ksi��ki pt. "Biesiada, czyli jak urz�dzi� st� na przyj�cie". Mi�dzy ok�adk� a pierwsz� stron� poradnika, z�o�ony w czworo, znajdowa� si� stary afisz. * Jak to? Nie zwr�ci�e� jej do biblioteki?- zapyta� Keelan. * A mia�em? My�la�em, �e to ty j� zwr�cisz!- odpowiedzia� zdumiony m�odzieniec i zaraz si� obrazi�. Bardzo nie lubi�, gdy mu wmawiano rzeczy, kt�rych nie pami�ta�. * Zaraz! Przecie� to ty mia�e� j� przy sobie przez ca�y czas. Przeczyta�e� j� ju� chyba z sze�� razy, a mo�e i wi�cej! Przed wypraw� trzeba by�o zwr�ci�.- stanowczo stwierdzi� Keelan. Ca�a ta sytuacja powoli zaczyna�a mu dzia�a� na nerwy. Na dodatek deszcz nadal si�pi�. * Dobrze. Oddam j� jak tylko wr�cimy...., ale to ty b�dziesz si� t�umaczy�- powiedzia� cz�owiek w pilotce. Renny tymczasem si� rozpromieni�. * Niech b�dzie! Pami�taj tylko, �e gdyby nie tak ksi��ka, to nigdy nie wiedzieliby�my o turnieju! Przecie� to w niej by� afisz!- zakrzykn�� z nieukrywan� dum� w g�osie m�odzian. Potrz�sa� przy tym ksi��k�, kt�ra zd��y�a ju� si� pewnie przyzwyczai� do takiego traktowania, a kolejne zagi�cia i nadszarpni�cia nie robi�y na niej wra�enia. Widz�c to, Keelan powiedzia� karc�cym tonem: * Uwa�aj, Renny, bo za chwil� nie b�dziemy mieli co odda� do biblioteki!- Na te s�owa, ch�opak ostro�nie otworzy� poradnik, z kt�rego na mokr� traw� wypad�o kilka kartek. Znacz�ce chrz�kni�cie jego przyjaciela dawa�o do zrozumienia, i� czas �art�w dawno ju� si� sko�czy�. Renny natomiast rzuci� si� gwa�townie do ratowania kolejnych stronic ksi��ki rozwiewanych na wszystkie strony przez wiatr. Burza znacznie si� oddali�a. Jednak deszcz nie mia� zamiaru p�j�� w jej �lady. Od czasu do czasu s�ycha� by�o jeszcze st�umione grzmoty, kt�re przywodzi�y na my�l odg�osy wydawane przez g�odnego myszoskoczka, zamkni�tego w pude�ku. W czasie, gdy m�odzian ugania� si� po polu za kartkami rozwiewanymi przez silny wiatr, Keelan postanowi� rzuci� okiem na stary afisz. Si�gn�� po kartk� staraj�c si� jednocze�nie opanowa� dr��c� z przej�cia r�k�, przytrzymuj�c j� drug� d�oni�. Renny nadal biega� po trawie z kilkoma kartkami pod pach�, a gdy wydawa�o si�, �e z�apie kolejne, tamte wymyka�y si� mu i rozwiewa�y na wszystkie strony. Keelan, widz�c to, pokr�ci� ze wsp�czuciem, g�ow� i zabra� si� do czytania. * Kartka po przej�ciach....- mrukn�� pod nosem cz�owiek w pilotce, rozprostowuj�c pogi�ty afisz. Rzeczywi�cie, nie prezentowa� si� on zbyt efektownie. Opr�cz zwyk�ych pogi�� nosi� tak�e �lady sosu pomidorowego, wygl�da�o na to, �e wielbiciele racuch�w w sosie pomidorowym wzi�li odwet. Ponadto afisz by� przeterminowany. Og�asza� turniej sprzed co najmniej 4 lat. Tekst na plakacie by� do�� oficjalny, lecz z pewno�ci� oddawa� atmosfer� ca�ego przedsi�wzi�cia: - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Je�li jeste�cie znudzeni zwyk�ym, szarym �yciem w osadzie, szukacie wra�e�, uwa�acie, �e w�dzenie kie�basy jest najgorsz� rzecz� na �wiecie i nie bierzecie udzia�u corocznych zawodach fermentacji pomidor�w...Spr�bujcie swych si� w turnieju "Farbowania Baran�w"- najwi�kszym wydarzeniu tego lata! Je�li tylko Ty i Tw�j towarzysz czujecie si� na si�ach, by stan�� oko w oko z mistrzami, zg�o�cie si� do najbli�szego punktu zapis�w i z��cie swoje podpisy! W ZAWODACH MOG� BRA� UDZIA� WSZYSCY!* *warunki: Wiek poni�ej 200 lat, Broda nie d�u�sza ni� dwa metry, Daltoni�ci- zdyskwalifikowani, Wielbiciele racuch�w w sosie pomidorowym- zdyskwalifikowani, - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Keelan prze�ledzi� tekst kilkakrotnie. Wszystko wydawa�o mu si� jasne i klarowne. Z nieukrywanym zadowoleniem kiwn�� g�ow� i spojrza� jeszcze raz na kartk�. "....w zawodach mog� bra� udzia� wszyscy...". To mu si� podoba�o, w�a�nie to lubi�- jasno i konkretnie. * Gdyby wszyscy byli tacy bezstronni, �wiat by�by pi�kny- pomy�la� z rozrzewnieniem i rozprostowa� kartk� na kolanie. Nagle jego wzrok przyku�a niewielka notatka, znajduj�ca si� pod tekstem. Litery by�y tak ma�e, �e Keelan mia� bardzo du�y problem z ich odczytaniem. Nie spuszczaj�c wzroku z afiszu, si�gn�� w g��biny swego p�aszcza i po chwili wyci�gn�� star�, odrapan� lup�. Wida� by�o, �e przesz�a ona wiele i gdyby potrafi�a m�wi�, zatrudniono by j� w jakiej� tawernie, gdzie w nocnych godzinach opowiada�aby niestworzone historie. Jednak by�a to najzwyklejsza lupa i w�a�nie w tej chwili pomaga�a swemu panu w rozwik�aniu tekstu. Cz�owiek w pilotce przetar� zm�czone oczy i od�o�y� afisz, a szk�o powi�kszaj�ce odes�a� z powrotem w g��biny p�aszcza. Gdyby wyraz jego twarzy m�g� si� zmieni�, prawdopodobnie przedstawia�by teraz zamy�lenie, ewentualnie skupienie.....Odchrz�kn�� nerwowo i zawo�a�: * Renny! Chyba mamy problem.... * Czekaj! Jeszcze tylko jedna....mam!- odpowiedzia� z wyra�n� satysfakcj� m�odzieniec. Ruszy� po�piesznym krokiem w kierunku przyjaciela i po chwili run�� na ziemi�. Le�a� nieruchomo z zamkni�tymi oczami, trzymaj�c kurczowo mokre i pogniecione kartki. * Hej, Renny! Nie wyg�upiaj si�! Wstawaj natychmiast!- zakrzykn�� zniecierpliwiony Keelan. * To pewnie znowu jaki� kamie�! I co teraz b�dzie?!- zawy� dono�nym g�osem m�odzieniec. * To tylko mokra trawa...- zacz�� cz�owiek w pilotce. Deszcz nadal pada�. Widocznie zdecydowa� si� na d�u�szy pobyt. Je�li tak dalej b�dzie, turniej zostanie pewnie odwo�any...- pomy�la� Keelan. Po chwili do��czy� do niego Renny i stali chwil� w milczeniu. M�odzian, aby przerwa� niezr�czn� cisz�, chrz�kn�� i powiedzia�: * Rzeczywi�cie, mia�e� racj�! To by�o tylko b�oto i trawa, a ju� si� ba�em... Renny w�o�y� wszystkie mokre i do�� zab�ocone kartki do ok�adki, zawin�� w porwany papier �niadaniowy, a ca�y pakunek schowa� za pazuch�. Cz�owiek w pilotce �ledzi� jego poczynania z nieukrywanym napi�ciem. M�odzieniec wyczu�, i� czego� si� od niego oczekuje, wi�c zapyta�: * O co chodzi...? Keelan poda� mu afisz i w milczeniu obserwowa� swego przyjaciela. M�odzian �ledzi� wzrokiem kolejne wyrazy, zatrzymywa� si� na chwil�, w celu zanalizowania jaki� niejasno�ci. Kiedy dotar� do ko�ca tekstu, spojrza� na koleg� pytaj�cym wzrokiem. * Sp�jrz na ma�y dopisek pod tekstem....- podpowiedzia� Keelan. * "....daltoni�ci- zdyskwalifikowani"- odczyta� dr��cym g�osem, ch�opak. Ogie� w starym kominku powoli dogasa�. W zawieszonym nad nim, czarnym od sadzy kocio�ku zawrza�o niepokoj�co. By� to jeden z tych sygna��w ostrzegawczych, kt�rych nie powinno si� lekcewa�y�, je�li chcia�o si� oczywi�cie unikn�� nieprzyjemnych konsekwencji. Ju� po chwili, niczym z gro�nego i przedwcze�nie rozbudzonego wulkanu, z kocio�ka wyp�yn�a po�owa jego tajemniczej zawarto�ci i skutecznie ugasi�a palenisko. W kominku zaskwiercza�o, a w ca�ej komnacie powia�o zgaszonym w�glem. Po chwili wo� ta dotar�a tak�e do nozdrzy niewielkiej postaci siedz�cej na drewnianej �awie i studiuj�cej jak�� ksi�g�. Fergal, bo tak nazywa� si� gospodarz domu, w�a�ciciel kominka, kocio�ka i ugaszonych w�glik�w, podni�s� oczy znad opas�ego tomu, poci�gn�� nosem i rozejrza� si� woko�o. Prawie natychmiast jego lekko zezowaty wzrok pad� na legowisko, znajduj�ce si� ko�o kosza na brudn� bielizn�. Fergal zmru�y� oczy, si�gn�� do g��bin swej szaty i po chwili wydoby� ze� okulary o bardzo grubych, niczym denka od butelek, szk�ach oprawionych w czarne ramki. Na�o�y� je na nos i spojrza� raz jeszcze na koc ko�o kosza. Westchn�� g�o�no i pokr�ci� wsp�czuj�co g�ow�. * Eh! Przecie� tyle razy o tym rozmawiali�my Corneliusie! Pami�tasz? Nie zanieczyszczamy powietrza wsp�lokatorom, zw�aszcza gdy znajduj� si� w danym momencie w tym samym pomieszczeniu!- rzek� karc�cym tonem Fergal. Gdy nie us�ysza� odpowiedzi, zdj�� okulary, westchn�� i powr�ci� do studiowania swej ksi�gi. Raz mru�y�, raz znowu wytrzeszcza� oczy, wyt�a� wzrok i wodzi� palcem po stronicy. Na pr�no. Ma�e literki z�o�liwie zlewa�y si� w jedn� ca�o�� i w �aden spos�b nie dawa�y si� odszyfrowa�. Wyra�nie zniecierpliwiony Fergal zamkn�� ksi�g� i rzuci� wzrokiem w kierunku legowiska, z kt�rego nie dobiega� �aden odg�os. * Eh! Dlaczego akurat mnie musia� trafi� si� tak niepos�uszny kocur!- doda� pod nosem, staraj�c si� jednocze�nie, aby jego uwaga nie dotar�a do uszu Corneliusa. Ten za�, jak na wypchanego szopa pracza przysta�o, le�a� na kocu z niezmienionym wyrazem pyska, szczerz�c swe ��te z�by. Fergal tymczasem poci�gn�� nosem i skrzywi� si�. Nagle rzuci� si� w stron� kominka, a ju� po chwili komnat� wstrz�sn�� krzyk starca. * O nie! Moja zupa jarzynowa! Znowu to samo! Zapomnia�em o obiedzie!- zakrzykn�� niezadowolony Fergal i pokr�ci� z niesmakiem siw� g�ow�. Mia� wielk� ochot� skarci� kogo� za t� chwil� nieuwagi i stracony posi�ek. * No c� Corneliusie...- zacz�� starzec rzeczowym tonem - twoja cz�� zupy zn�w ulecia�a. Je�li chcesz, mog� si� z tob� podzieli� swoj� porcj�...- rzek� cicho, po czym nie doczekawszy si� odpowiedzi, westchn�� i si�gn�� do kredensu. By� to bardzo masywny mebel. Ka�d� szuflad� czy szafeczk� zdobi� motyw "Muchomorowych skrzat�w", pochodz�cy ze starej dzieci�cej bajki. I tak na drzwiczkach g�rnej szafeczki widnia� skrzat jedz�cy obiad ze swymi przyjaci�mi: purchawk� i poszyciem le�nym. Z kolei ma jednej z szuflad obrazek przedstawia� muchomora, kt�ry �ali si� przyjacio�om, i� zosta� rozdeptany. Tekst pod rysunkiem g�osi�: "Kto obiadu nie je, ten potem kuleje". Kredens prezentowa� si� dosy� tandetnie, lecz z pewno�ci� dodawa� uroku ca�emu pomieszczeniu. Gdy Fergal otworzy� drzwiczki jednej z szafek, momentalnie wypad�y na niego niezliczone ilo�ci papierk�w, r�nych kartek z zapisanymi na nich, tajemniczymi przepisami. Starzec zrzuci� je ze swej szaty, a jedn�, kt�ra akurat nawin�a mu si� pod r�k�, po�o�y� w widocznym miejscu, ko�o imbryczka. * ...Szarlotka! Musz� jutro pami�ta� o zrobieniu szarlotki!- stwierdzi� i wr�ci� do penetracji kredensu w celu znalezienia talerza do zupy. Wywr�ci� kilka znajduj�cych si� tam flakonik�w i ma�ych buteleczek z tajemniczym p�ynem, dwie nawet st�uk�, a ich zawarto�� rozla�a si� na kamienn� posadzk�. Po chwili w komnacie rozni�s� si� nieprzyjemny zapach. * Corneliusieee...przecie� tyle razy o tym rozmawiali�my! Swoje potrzeby za�atwiamy na podw�rku.- rzek� lekko obruszony Fergal, po czym zamkn�� drzwiczki kredensu. * Hmm...za kar� nie zjesz mojej cz�ci obiadu. Aha! Mam kilka spraw do za�atwienia w miasteczku. Chcesz i�� ze mn�?- zagadn�� starzec. Nie otrzyma� jak zwykle odpowiedzi, wi�c za�o�y�, �e jego przyjaciel �pi. Narzuci� na siebie d�ugi, przeciwdeszczowy p�aszcz, nasun�� mocno kaptur na g�ow�, po czym nasadzi� na� du�y szpiczasty kapelusz. * B�d� grzeczny! Do widzenia- rzuci� jeszcze w kierunku legowiska i skierowa� si� do drzwi. * Ach! O ma�o bym zapomnia�! Podstarza�y Szaman prosi� mnie o mocz do analizy! Moje nerki ostatnio �le si� sprawuj�...- zauwa�y� Fergal i wr�ci� do kredensu, sk�d wyj�� jedn� z buteleczek stoj�cych najbli�ej. Pogoda nie zmienia�a si�. Ci�gle pada� deszcz, a ciemne chmury widnia�y na niebosk�onie. * Wspaniale...- rzek� z zadowoleniem Fergal. Masywne, drewniane drzwi zamkn�y si� za nim, ukazuj�c przybit� gwo�dziami tabliczk�. Napis na niej g�osi�: "Fergal- mag od pogody". Keelan i Renny szli w milczeniu. M�odzian nie m�g� otrz�sn�� si� z szoku. Mruga� bez przerwy swymi kaprawymi oczkami i chwilowo prezentowa� si� bardzo niekorzystnie. Win� nale�y zapewne obarczy� ma�o inteligentny wyraz twarzy, kt�ry wykwit� na obliczu ch�opaka. Keelan tymczasem zachowywa� wzgl�dny spok�j. Szed� zdecydowanym krokiem, a w d�oni trzyma� zwini�ty afisz. Milczenie stawa�o si� bardziej uci��liwe ni� deszcz i b�oto, kt�rego wok� by�o pe�no. Renny, nie mog�c wytrzyma� narastaj�cego napi�cia, wybuchn��: * No dobrze! Dojdziemy do miasteczka, zapytamy o punkt zapis�w i co dalej? Kapelusz ch�opaka nasi�k� wod� i prezentowa� si� ma�o efektownie. Na dodatek strusie pi�rko doszcz�tnie oklap�o i �askota�o Renny'ego w nos. Ch�opak zamachn�� si� niecierpliwie i odtr�ci� je na bok, lecz ono wr�ci�o ze zdwojon� si�� i uk�u�o m�odziana w oko, kt�re momentalnie sta�o si� jeszcze bardziej kaprawe. * Au!- wrzasn�� m�odzieniec i obrazi� si�. Keelan spojrza� na niego z wyrzutem i stwierdzi�: * Renny, to nie jest czas na zabawy! Musimy dosta� si� do miasteczka... Wypowied� cz�owieka w pilotce przerwa� zniecierpliwiony i ci�gle jeszcze lekko obruszony g�os ch�opaka: * Do miasteczka? Przecie� my nie wiemy, w kt�r� stron� pod��a�! Idziemy na o�lep i stwarzamy pozory! Tu jest tylko jakie� pole i pe�no b�ota! * Agh!- zakrzykn�� ch�opak, mocuj�c si� uci��liwym pi�rkiem. * W takim razie proponuj� zapyta� o drog� tych wie�niak�w...- zauwa�y� Keelan rzeczowo. Renny burkn�� co� p�g�bkiem pod adresem pi�rka i spojrza� przed siebie. W znacznej odleg�o�ci od przyjaci� sta�o dw�ch miejscowych rolnik�w. * Chodzi ci o tych dw�ch kr�pych osobnik�w, kt�rzy pod��aj� pospiesznym krokiem w naszym kierunku z grabiami i motykami w r�ce?- wola� upewni� si� Renny. Wie�niacy mieli bardzo dziwny wyraz twarzy, kt�ry z pewno�ci� mo�na by okre�li� mianem nieprzyjaznego. Na dodatek ca�y czas co� wykrzykiwali i gestykulowali r�koma zaopatrzonymi w narz�dzia pracy. * Chyba nas ju� zauwa�yli i pr�buj� si� przywita�. Chod�my do nich, podobno lubi�, gdy okazuje si� im zainteresowanie- stwierdzi� cz�owiek w pilotce i ruszy� pewnym krokiem, przedzieraj�c si� przez b�oto. Renny niezdecydowanie pod��y� za nim. * Skoro chc� si� przywita�, to po co im grabie...- burkn�� pod nosem i wzruszy� ramionami. Ca�a jego szata i buty umazane by�y b�otem, a na dodatek wsz�dzie wala�y si� jakie� patyki, korzonki i niezidentyfikowane ro�liny, kt�re przykleja�y si� do podeszwy z ka�dym kolejnym krokiem. W ko�cu przyjaciele przedarli si� przez b�oto i stan�li na trawie, gdzie ch�opak zacz�� wyciera� swe buty. Keelan tymczasem zwr�ci� si� do wie�niak�w, kt�rzy z ot�pieniem przygl�dali si� poczynaniom m�odziana. Jeden z nich wychrypia�: * O �esz! Moje sadzonki....- i spojrza� w kierunku pola. To, co kiedy� stanowi�o prowizoryczne grz�dki, teraz zamieni�o si� w istne bagno, zaorane na dodatek �ladami dw�ch towarzyszy. Wie�niak przeni�s� sw�j b��dny wzrok na Renny'ego, kt�ry z obrzydzeniem wyd�ubywa� z podeszwy resztki sadzonek. Gdy sko�czy�, wydawa� si� by� ca�kowicie usatysfakcjonowany. Wsta�, poprawi� kapelusz i spojrza� z u�miechem na nieznajomych. Oni tymczasem stali z rozdziawionymi ustami, a gdy Keelan do nich zagadn��, odwr�cili si� bardzo powoli, podpieraj�c si� nawzajem. * Witam! Potrzebuj� informacji. Jak doj�� do osady Pod Zgni�� Strzech�? Z g�ry dzi�kuj�!- odezwa� si� uprzejmie cz�owiek w pilotce i wyczekuj�co przygl�da� si� wie�niakom. Jeden z nich, cz�owiek o twarzy starej i brudnej niczym pi�ta chochlika z plemienia Brudnych Pi�t, otrz�sn�� si� z ot�pienia, spojrza� na swoje buty i wskaza� r�k� w�a�ciwy kierunek. Keelan, wyra�nie zadowolony, podzi�kowa� i ruszy� w stron� osady. M�odzian w kapeluszu pobieg� za nim, przytrzymuj�c jedn� r�k� swe obszerne nakrycie g�owy, a drug� uci��liwe pi�rko. Za chwil� stali si� tylko dwoma ma�ymi punkcikami na horyzoncie, ale i one szybko znikn�y przes�oni�te �cian� deszczu. Wie�niacy stali w grobowym milczeniu. W ko�cu starszy oderwa� wzrok od swych but�w i zd�awionym g�osem zwr�ci� si� do swego kolegi: * Na smocz� lito��! Widzia�e� tego w pilotce!? Co to by�o... Na to drugi, nie odrywaj�c wzroku od horyzontu, wybe�kota�: * Nie mam smoczego poj�cia...Nie przygl�da�em si�. A ty? * Ja te� nie...- odpowiedzia� pierwszy z wie�niak�w i ruszy� niepewnym krokiem przed siebie. Zaraz za nim powl�k� si� jego towarzysz. Barman zwany Niepoczytalnym, cz�owiek o rumianej, przyjaznej twarzy i policzkach niczym dwa racuchy w sosie pomidorowym, robi� poranne porz�dki w swej tawernie "Pod Obruszonym Smokiem". Ustawi� wszystkie kufle na blacie, kt�ry uprzednio wyczy�ci� szmat� od pod�ogi i teraz zabiera� si� za wycieranie talerzy i pozosta�ych naczy�. Z kuchni, gdzie urz�dowa�a �ona Niepoczytalnego, dochodzi�y r�norodne zapachy, przywo�uj�ce na my�l wszystko, czego w �aden spos�b nie mo�na by�o skojarzy� z jedzeniem. Niepoczytalny sko�czy� wycieranie ostatniego kufla i ustawi� go na w�a�ciwym miejscu, szmat� za� wsadzi� sobie za ko�nierz koszuli i zabra� si� do spo�ywania posi�ku przygotowanego przez �on�. Gdy sko�czy�, wytar� starannie usta i r�ce. W tawernie pojawili si� pierwsi go�cie, a w�r�d nich sta�y klient- Troll zwany Nieporadnym. Barman, widz�c jego niemraw� min�, zagadn��: * Hej, Nieporadny! Jak idzie handel "Smoczymi Ozorkami"? Ten spojrza� na niego z przygn�bieniem, poci�gn�� ze swego kufla i odpowiedzia�: * Przez ten deszcz straci�em sta�ych klient�w...Daj mi co� do jedzenia. Barman rzuci� polecenie w kierunku kuchni. Nigdy nie pyta� Nieporadnego, dlaczego nie je swoich "Smoczych Ozork�w". Poza tym nie mia� zwyczaju dog��bnie si� nad czym� zastanawia�, wychodzi� po prostu z za�o�enia, �e tak ju� jest. Troll zwany Nieporadnym zd��y� ju� zje�� swe wysokokaloryczne �niadanie i zagadn��: * Dzi�ki, Niepoczytalny. Wiesz, �e ja jak zwykle na kredyt...ekhem! Troll odchrz�kn�� nieporadnie i skierowa� si� w stron� drzwi, gdy nagle dogoni� go okrzyk barmana: * Wychodzisz ju�? To wywie� na drzwiach t� kartk�, bo mi nie chce si� na taki deszcz wychodzi� - m�wi�c to, rzuci� Nieporadnemu zwini�ty arkusz. Ten, pr�buj�c go z�apa�, potkn�� si� i wywr�ci� o sw�j w�zek ze "Wspania�ymi Smoczymi Ozorkami". Ca�a sala wybuchn�a �miechem, a barman wyciera� sw� szmat�, �zawi�ce z rozbawienia oczy. Troll zwany Nieporadnym za�mia� si� krzywo i szybko wycofa� na ulic�. Chwil� by�o go jeszcze s�ycha� za drzwiami, jak mocowa� si� z karteczk� barmana. G�osi�a ona, i� w tym miejscu znajduje si� "punkt zapis�w" na Turniej Farbowania Baran�w. W tawernie robi�o si� t�oczno, jak zwykle o tej porze. Barman zwany Niepoczytalnym u�miechn�� si� pod nosem z zadowoleniem i pomy�la�: * Taaak.....Zapowiada si� kolejny dobry dzie�. Dwaj przyjaciele dotarli do osady, gdy nad Krain� Ca�kiem Du�ego Smoka zago�ci� niemrawy �wit. Byli z siebie bardzo zadowoleni, zw�aszcza Renny, kt�ry zd��y� si� ju� upora� z uci��liwym pi�rkiem i aktualnie postanowi� nie zwraca� na nie uwagi. Keelan tymczasem z zaciekawieniem rozgl�da� si� woko�o. Ulice by�y w�skie, zia�y pustk� i w niczym nie przypomina�y tych z rodzinnego miasta. Budynki natomiast stanowi�y wynik ci�kiej pracy rzemie�lnika, maj�cego do dyspozycji jedynie �opat�, fur� kamieni i dwie spracowane r�ce. Ca�a mie�cin� mo�na by nawet okre�li� mianem "malowniczej", gdyby nie jeden fakt, kt�rego w �adne spos�b nie da�o si� nie zauwa�y�. Mianowicie wszystkie strzechy by�y zgni�e. Rozmy�lania cz�owieka w pilotce przerwa� okrzyk Rennego. * Hej, Keelan! Zobacz, co znalaz�em!- wyra�nie z siebie zadowolony m�odzian wskazywa� na jeden z afiszy, kt�rych pe�no by�o na ulicy. Keelan podszed� do niego, rozwijaj�c sw�j stary plakat. Po bli�szych ogl�dzinach, stwierdzi� z u�miechem. * Jeste�my we w�a�ciwym miejscu Renny! Uda�o si�! Na te s�owa obaj przyjaciele u�cisn�li sobie d�onie, a Renny powiedzia�; * Teraz musimy tylko znale�� punkt zapis�w i po�owa misji za nami! Hmmm....mo�e zapytamy tego dobrego cz�owieka z w�zkiem?- zauwa�y� ch�opak i poprawi� sw�j kapelusz. Keelan odchrz�kn��, schowa� afisz w g��biny p�aszcza, nastawi� ko�nierz i podszed� do Trolla zwanego Nieporadnym. Do Renny'ego dotar�a tymczasem wo� sma�onych ozork�w i m�odzian wnet zda� sobie spraw�, jak bardzo jest g�odny. Troll od d�u�szego ju� czasu obserwowa� z nadziej� dwie postacie i pr�bowa� wywrze� dobre wra�enie. * A mo�e sma�onego ozorka...?- zakrzykn�� w stron� zbli�aj�cego si� Keelana. Ten za� uprzejmie odkrzykn��: * Nie, dzi�kuj�! Potrzebuj� informacji. Poszukuj� punktu zapis�w na Turniej Farbowania Baran�w, wiesz co� o tym? * Dobry cz�owieku, nie musisz tak wrzeszcze�, s�ysz� ci�...- stwierdzi� lekko obruszony Troll Nieporadny, pakuj�c z powrotem wyeksponowane do sprzeda�y ozorki. Gdy sko�czy�, spojrza� na Keelan'a, lecz zaraz tego po�a�owa�. Chwyci� sw�j w�zek i z niezwyk�� pr�dko�ci� pod��y� przed siebie. Za chwil� ulic� wstrz�sn�� �omot upadaj�cego w�zka ze sma�onymi ozorkami. Renny podbieg� do zdezorientowanego cz�owieka w pilotce i zapyta�: * O co mu chodzi�o? Ale zreszt� niewa�ne! Widzia�em przed chwil� handlarza sprzedaj�cego przepaski biodrowe, mo�e kupimy sobie na pami�tk�? Wiesz, musz� co� zawie�� dla rodziny, a to spodoba�oby si� mojej babci....- doko�czy� niepewnie m�odzian, widz�c przyt�aczaj�cy wzrok swego przyjaciela. * Dobrze, zapomnij o tym! Znalaz�em te� co�, co si� na pewno zainteresuje! Patrz!- odpowiedzia� ch�opak ukazuj�c tabliczk� z napisem "punkt przyj��". Keelan o�ywi� si� na ten widok. * Renny, sk�d to wzi��e�?!- zakrzykn�� i swoim zwyczajem, zapowietrzy� si�. * Ha! Zdj��em z jakich� drzwi!- odpar� z dum� m�odzieniec. Cz�owiek w pilotce wyda� z siebie zd�awiony okrzyk i zachwia� si� na nogach. Renny obserwowa� go z idiotycznym wyrazem twarzy i strusim pi�rkiem oklapni�tym na oczy. Keelan zebra� my�li i wycedzi� s�owa przenikliwym g�osem, jakby zwraca� si� do ma�ego dziecka. * Renny....z kt�rych drzwi to wzi��e�? Pami�tasz? Ch�opak wyra�nie obruszy� si� na te s�owa. * Oczywi�cie! Chod�my!- stwierdzi� i pod��y� w d� ulicy. W�adca Krainy Ca�kiem Du�ego Smoka przysypia� w swym poka�nych rozmiar�w tronie. Mimo wielu usilnych stara� nie m�g� d�u�ej powstrzyma� opadaj�cych powiek, kt�re z ka�d� chwil� stawa�y si� coraz ci�sze. Kr�l Noirin ziewn�� rozdzieraj�co, opar� g�ow� na swej wypiel�gnowanej d�oni zaopatrzonej w liczne pier�cienie i zapad� w drzemk�. S�u�ba zebrana na sali przysypia�a po k�tach i ju� tylko nieliczni pr�bowali si� skupi� i zrozumie� dowcipy opowiadane przez Trolla zwanego Szczebiotliwym. Korona kr�la Noirina powoli zsuwa�a mu si� na prawe oko, a z gard�a w�adcy wyrwa�y si� przeci�g�e chrapni�cia. Drzwi na przeciwleg�ym ko�cu sali nieprzyjemnie zaskrzypia�y i ju� po chwili w ca�ej komnacie rozleg�y si� czyje� niepewne kroki. W�adca Noirin leniwie uni�s� lew� powiek�. To samo pr�bowa� zrobi� z praw�. Lecz zsuni�ta na oko korona skutecznie utrudnia�a t� czynno��. * Ehmm....- zacz�� niepewnie cz�owiek, w kt�rym kr�l natychmiast rozpozna� swego doradc� Orflamh'a. * Taaa?...- odpar� bez entuzjazmu w�adca, ko�cz�c sw� wypowied� przeci�g�ym ziewni�ciem. * Bardzo przepraszam, �e przeszkadzam w poobiedniej drzemce, ale sprawa, z kt�r� przychodz�....- kontynuowa� Orflamh, staraj�c si� jednocze�nie zwr�ci� na siebie uwag� przysypiaj�cego kr�la. Polega�o to na zamaszystym gestykulowaniu r�koma i nerwowym przest�powaniu z nogi na nog�. * Jeste� pewien, drogi starcze?- przerwa� mu Noirin i z trudem zd�awi� cisn�ce si� na usta ziewni�cie. * H�?- zapyta� zdezorientowany Orflamh i zastyg� w p� ruchu, prezentuj�c bardzo dziwn� poz�. * Hmmm...zapyta�em, czy jeste� pewien, �e sprawa, z kt�r� tu przychodzisz jest...hmmm...wa�na - wyja�ni� �askawie senny w�adca. Jego lewa powieka zacz�a niepokoj�co opada�. Widz�c to, doradca szybko oznajmi�: * Chodzi o �wi�to Farbowania Baran�w, a raczej jego brak!- Orflamh skuba� nerwowo r�g swej szaty i co chwila strzepywa� z niej niewidzialne paprochy. Na te s�owa w�adca Noirin natychmiast oprzytomnia�. Wyprostowa� si� na swym tronie i jednym zdecydowanym ruchem g�owy poprawi� przekrzywion� koron�. * Trzeba by�o tak od razu!- oznajmi� z wyrzutem i �wawo wyskoczy� ze swego tronu. Wcisn�� os�upia�emu doradcy ber�o do r�ki, rzuci� mu na ramiona sw�j kr�lewski p�aszcz i energicznym krokiem skierowa� si� do drzwi. Orflamh pomkn�� tu� za nim. * Starcze, zanie� to do mojej komnaty, a potem zwo�aj wszystkich m�drc�w do G�uchej Sali! Trzeba zorganizowa� narad�!- zauwa�y� wspania�omy�lnie kr�l Noirin pod��aj�c d�ugim korytarzem. Nagle zatrzyma� si�, a ob�adowany Orflamh w ostatniej chwili zd��y� wyhamowa� i w rezultacie wyl�dowa� na ziemi. * Aha! O ma�y w�os zapomnia�bym o najwa�niejszym! Powiadom Szczebiotliwego ,�e go zwalniam!- rzuci� w�adca w stron� doradcy i znikn�� za drzwiami jednej z komnat. Renny i Keelan z uwag� przygl�dali si� niewielkiemu szyldowi zawieszonemu tu� nad wej�ciem do tawerny. * Pod Obruszonym Smokiem- odczyta� powoli m�odzieniec w kapeluszu i spojrza� pytaj�cym wzrokiem na swego towarzysza. Ten odwzajemni� spojrzenie i machn�� r�k� jakby w ten spos�b usi�owa� odrzuci� z�e my�li. Zdecydowanym ruchem pchn�� drzwi i wszed� do �rodka. Uderzy� ich w oczy mrok panuj�cy w pomieszczeniu. Przez d�u�sz� chwil� obaj przyjaciele stali w progu mrugaj�c bezradnie powiekami. Drzwi tawerny zamkn�y si� za nimi bezszelestnie, a ma�y dzwoneczek uwieszony tu� nad wej�ciem oznajmi� przybycie nowych go�ci. Renny zaszura� niepewnie nogami i zrobi� krok do ty�u. Oczy powoli przyzwyczaja�y si� do panuj�cej ciemno�ci i dopiero teraz przyjaciele zauwa�yli, i� wzrok wszystkich zebranych w sali zwr�cony jest w�a�nie na nich. Nagle, niczym spod ziemi, pojawi�a si� przed nimi kelnerka. By�a to m�oda dziewczyna o rudych w�osach splecionych w warkocze i nienaturalnie wielkich przednich z�bach. Jej zezowate oczy spogl�da�y raz na Keelana, raz na przera�onego Renny'ego. W ko�cu sw�j pytaj�cy wzrok zatrzyma�a na drugim osobniku. * Eee...- zacz�� onie�mielony ch�opak. * Co poda�?!- zakrzykn�a zniecierpliwiona kelnerka, trzymaj�c w jednej r�ce notesik, a w drugiej o��wek. * Dzi�kujemy....- odpowiedzia� m�odzian i szybkim ruchem r�ki poprawi� sw�j kapelusz. * Za co?- zapyta�a szczerze zdziwiona dziewczyna, a jej zez w jednej chwili sta� si� jeszcze bardziej rozbie�ny. W tawernie panowa�a dziwna atmosfera, wszystkie rozmowy, dyskusje i k��tnie prowadzone do tej pory momentalnie ucich�y, a go�cie z zapartym tchem czekali na dalszy rozw�j wypadk�w. Renny spojrza� z rozpacz� na cz�owieka w pilotce, a ten rozumiej�c aluzj� ch�opaka, wyja�ni� z naciskiem w g�osie: * Na razie nie z�o�ymy �adnego zam�wienia. Dzi�kujemy .Szukamy natomiast cz�owieka przyjmuj�cego zapisy na Turniej Farbowania Baran�w!- ostatnie s�owa Keelan wykrzycza� triumfalnym tonem, rozgl�daj�c si� po sali. Go�cie natychmiast wr�cili do przerwanych k��tni, rozm�w i dyskusji i zdawali si� nie zwraca� na Keelana uwagi. * Czy mog�aby� wskaza� nam drog� do niego?- zapyta� cz�owiek w pilotce, wpatruj�c si� w zwr�cone na niego oko kelnerki. * H�?- zacz�a zdezorientowana dziewczyna i szybko przenios�a wzrok na m�odziana w kapeluszu. * Zapytajcie Barmana Niepoczytalnego...prosto i za pierwszym stolikiem w lewo...- odpowiedzia�a, po�piesznie oddalaj�c si� w kierunku kuchni. * Hej, Keelan! Ona m�wi�a do Ciebie czy do mnie?- zacz�� zaciekawiony Renny, otrzepuj�c sw�j p�aszcz i kapelusz z kropel deszczu. * Niewa�ne! Zaraz...jak ona powiedzia�a? Prosto i w lewo, tak?- zapyta� zamy�lony Keelan i nie czekaj�c na odpowied�, ruszy� przed siebie. Tawerna urz�dzona by�a w stylu my�liwskim. Wsz�dzie wisia�y r�ne trofea, r�g jednoro�ca, wypchana g�owa myszoskoczka, a nawet pi�ta chochlika z Plemienia Brudnych Pi�t. Na jednej ze �cian wspania�omy�lnie wyeksponowano r�ne portrety. Jeden z nich, zdecydowanie najwi�kszy, prezentowa� oblicze kr�la Noirina opatrzone najbardziej wymuszonym u�miechem, jaki m�odzian w kapeluszu kiedykolwiek ogl�da�. Podpis g