5677
Szczegóły |
Tytuł |
5677 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5677 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5677 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5677 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Katarzyna i Karolina Urba�skie
WIELKA NAGRODA
Burza przybiera�a na sile. B�ysk, grzmot.... i kolejny
piorun, niczym ma�o wykwalifikowany krawiec, przeszy� niebosk�on
Krainy Ca�kiem Du�ego Smoka. Deszcz pada� od d�u�szego czasu i
wygl�da�o na to, �e wcale nie mia� zamiaru przesta�.
W miasteczku Pod Zgni�� Strzech� pogoda ju� od kilku dni
dawa�a si� we znaki i zak��ca�a codzienny tryb �ycia jego
mieszka�c�w. Skutki ulewy najbardziej odczuwali drobni handlarze i
pocz�tkuj�cy ko�odzieje, kt�rzy w �aden spos�b nie mogli pozby� si�
towaru. Nawet ciesz�ce si� zazwyczaj wielkim powodzeniem przepaski
biodrowe z autografem w�adcy nie znalaz�y dzisiaj nabywcy, nie
wspominaj�c ju� o "Wspania�ych Smoczych Ozorkach Trolla zwanego
Nieporadnym".
Na ulicach miasta panowa�a pustka. Nikt nie zaryzykowa�
wyj�cia na zewn�trz, doszed�szy wcze�niej do wniosku, i� lepiej jest
ju� by� katowanym filozoficznymi rozwa�aniami wuja czy pradziada,
ni� wystawi� nos na tak� ulew�.
Ksi�yc, usuni�ty na bok, z dala od rozszala�ych piorun�w, ze
spokojem obserwowa� senn� krain�. Ju� na pocz�tku warty, jego b��dny
wzrok przyku�y dwie postaci, kt�re chroni�c si� przed deszczem,
zasiad�y pod olbrzymim drzewem rosn�cym w samym centrum okolicznej
polany. Warto wspomnie�, i� by�a ona miejscem niezwyk�ym, gdy� tylko
tam istnia�a mo�liwo�� ujrzenia niesamowitych kamieni posiadaj�cych
zdolno�� deklamowania wierszy z pami�ci. Ponadto wystawia�y one raz
do roku "Wielki Festiwal Skrzaciej Poezji �piewanej". G��wnym i
charakterystycznym motywem ka�dego utworu by� refren "Uha- ha!",
podczas kt�rego wskazane by�o dono�ne tupanie wszelkimi ko�czynami i
uderzenie si� kuflem miodu ze swym s�siadem. W�a�nie ta cz��
widowiska cieszy�a si� najwi�kszym uznaniem publiczno�ci, za ka�dym
razem licznie �ci�gaj�cej w to miejsce.
Tymczasem przyjrzyjmy si� bli�ej tajemniczym osobnikom.
Polan� wstrz�sn�� kolejny grzmot, a b�ysk rozja�ni� na chwil� ca��
okolic�.
- odezwa�a si� jedna z postaci siedz�cych pod
drzewem. G�os mia�a sm�tny niczym wie�niak, kt�ry licz�c taczki z
nawozem, doliczy� si� o jedn� za ma�o.
Ach, Keelan! Przesta� ju�! Rozpraszasz moje my�li! W�a�nie
rozwa�a�em...uh! Nie cierpi� tego kapelusza!- m�wi�c to, druga z
przebywaj�cych pod drzewem postaci nerwowym ruchem poprawi�a
obszerne nakrycie g�owy, kt�re w najmniej spodziewanym momencie
zsun�o jej si� na oczy. By� to do�� nietypowy kapelusz- olbrzymi,
szpiczasty, z niewiarygodnie du�ym rondem. Za zielon� wst�g�, kt�r�
by� owini�ty, znajdowa�o si� strusie pi�ro, aktualnie lekko
oklapni�te z powodu deszczu.
W�a�ciciel tego dziwnego nakrycia g�owy poruszy� si�
niespokojnie i po chwili zastanowienia przykucn�� bli�ej pnia. By�
to wysoki, chudy m�odzieniec o wygl�dzie ch�ystka z kaprawymi
oczkami, nosem niczym dzi�b kruka i wiekiem w sam raz pozwalaj�cym
na podj�cie nauki w Uczelni Zg��biania Tajnik�w Wiedzy Magicznej Na
Podstawie Wykres�w i Diagram�w. Jego str�j budzi� pewne, g��bsze
refleksje. Ju� na pierwszy rzut oka wida� by�o, i� cz�owiek ten
pochodzi z dalekich stron, by� mo�e zza Smoczego Morza? Ubi�r jego
by� typowy dla Pielgrzyma, kogo� obcego i zagubionego, kogo�, kto w
k�ko zadaje sobie jedno pytanie: "Co ja tu w og�le robi� i gdzie
jest ten facet, kt�ry mia� na mnie czeka� przy tawernie?"
Mocniejszy powiew wiatru ockn�� przysypiaj�cego przybysza.
Ten zatrz�s� si� z zimna i owin�� szczelniej sw� d�ug� szat�.
Narzuci� te� kaptur, co stanowi�o nie lada wyczyn, gdy� ch�opak mia�
ju� na g�owie �w wielki kapelusz. Ca�a jego posta� przywo�ywa�a na
my�l ma�o przekonywuj�cego kuglarza lub pocz�tkuj�cego fakira.
Kolejny grzmot wstrz�sn�� okolic�, a b�ysk podra�ni�
przekrwione oczy podr�nika zwanego Keelanem.
.- stwierdzi� bez wi�kszego zdziwienia. By� o wiele
ni�szy od swego przyjaciela. Jego twarz wydawa�a si� by� wyryta z
kamienia, nigdy nie zmienia�a swego wyrazu, kt�ry przedstawia�
lekkie rozczarowanie przemieszane z czym� na podobie�stwo niemi�ego
zaskoczenia. G�ow� jego, do�� szczelnie, okrywa�a pilotka, za� szyj�
chroni� od wiatru wysoko postawiony ko�nierz. Ca�y Keelan
prezentowa� si� do�� tajemniczo. Patrz�c na tego osobnika, mia�o si�
to dziwne uczucie, �e lepiej si� nie przygl�da� i p�j�� sobie zanim
zobaczy si� co�, czego wola�oby si� nigdy nie widzie�.
Nagle , zupe�nie niespodziewanie, bez �adnego ostrze�enia
polan� wstrz�sn�� kolejny grzmot, kt�ry rozbudzi� drzemi�cych pod
drzewem w�drowc�w.
* Aaaaagh! Nie wytrzymam tego ani chwili d�u�ej! Przecie� nie
by�o b�ysku, kt�ry zapowiedzia�by zbli�aj�cy si� grzmot! To
niesprawiedliwe! Nawet nie zd��y�em zatka� sobie uszu! Jeszcze
troch�, a wpadn� w nerwic�, dostan� zawa�u albo osiwiej� i dalsz�
cz�� zadania b�dziesz musia� wykona� sam...A tak w og�le....-
przem�wienie m�odzie�ca zak��ci�, zsuni�ty gwa�townie na oczy,
kapelusz. I sta�o si�! Tok my�lenia ch�opaka zosta� ponownie
przerwany. By�a to jedna z tych rzeczy, kt�rych �w m�odzian, nie
nachalnej urody, nie lubi� najbardziej. Powodowa�o ca�kowit�
dekoncentracj� i musia�a min�� bardzo d�uga chwila zanim powr�ci�
tok rozumowania i wszystko by�o jak dawniej.
* Eee....o czym to ja m�wi�em?- zapyta� m�odzian z nadziej� w
g�osie, wykonuj�c przy tym seri� niezidentyfikowanych ruch�w r�koma,
maj�cych na celu ods�oni�cie oczu.
* To tylko grzmot, Renny. �pij dalej, wtedy czas mija o
wiele szybciej.- odezwa� si� Keelan, st�umionym przez ko�nierz
kapoty, g�osem.
Mocny powiew wiatru zatrz�s� ga��ziami i kilka drobnych
listk�w spad�o na g�owy schronionych pod drzewem przyjaci�. Renny
poprawi� sw�j kapelusz i postanowi� zagadn��. Mia�y to by� jakie�
pokrzepiaj�ce s�owa....po chwili namys�u powiedzia�:
* Ale pada!...zmokli�my chyba do suchej nitki...- M�odzian
odkaszln�� nerwowo, a poniewa� Keelan si� nie odzywa�, spr�bowa�
jeszcze raz.
* S�uchaj Keelan...deszcz zaraz przejdzie...chyba. Ruszymy
dalej...zreszt� burza ju� si� ko�czy....- Jego wypowied� przerwa�
kolejny grzmot. Nawa�nica rozp�ta�a si� na dobre i w�a�nie odbywa�
si� jej punkt kulminacyjny. Wszystko wydawa�o si� wirowa� woko�o.
Polana by�a szara od piasku, ga��zie i li�cie, gdzieniegdzie tak�e
�aby, przelatywa�y nad g�ow� zdezorientowanego Renny'ego.
Wtem, w�r�d tego zgie�ku, odezwa� si� ludzki g�os, nie
nale��cy do �adnego z przyjaci�. Dochodzi� od strony Ognistego Lasu
i po chwili nie by�o w�tpliwo�ci do kogo nale�a�, bowiem na polan�
wytoczy� si� miejscowy wie�niak. By� to kr�py cz�owiek o rumianej
twarzy i oczkach niczym dwa ziarenka grochu. Rozejrza� si� woko�o i
siorbn�� z, trzymanego w r�ce, kufla.. Po chwili, po�r�d licznych,
niekontrolowanych czkni��, zabe�kota�:
* Uha- ha...chiiik! Uha- chiiik- ha, bracie! chiiik!......-
Powiedzia�, po czym zamachn�� si� kuflem. Trafi� w pustk�, zakr�ci�
si� chwiejnie i upad�. Za moment zn�w by� na nogach, a jego kufel
l�ni� w �wietle ksi�yca. Wie�niak wzruszy� ramionami, szybko
opr�ni� swe naczynie i niepewnym krokiem uda� si� w stron�
Ognistego Lasu.
Renny przygl�da� si� temu w ot�pieniu. Po chwili odezwa� si�
zamy�lonym g�osem:
* Hmm....To naprawd� dziwne miejsce...., prawda Keelan?-
Odpowiedzi� by� jedynie szum deszczu i wycie wiatru..., a mo�e
czego� jeszcze. M�odzieniec wola� nie docieka� co to by�o, gdy�
bardziej od dziwnych odg�os�w, zaniepokoi�o go milczenie Keelana.
Spr�bowa� jeszcze raz:
* Hej Keelan! Widzia�e� jego kufel? Fajny by�, no nie?...- I
tym razem tak�e cisza. Renny, lekko ju� zniecierpliwiony, poprawi�
kapelusz i rozejrza� si� wko�o. Po bli�szych i dalszych ogl�dzinach
doszed� do zadziwiaj�cego wniosku: Keelan znikn��! Na dodatek pod
drzewem nie by�o ju� ani kawa�ka suchego miejsca. Renny westchn�� i
usiad� na trawie. Wpad� w panik�
Chyba tak to ju� jest, �e w ka�dej niezwyk�ej Krainie musi
si� znale�� cho�by jedno miejsce, jaka� male�ka mie�cina,
szczeg�lnie upodobana przez mag�w, czarnoksi�nik�w, z�oczy�c�w,
szubrawc�w i kaznodziei. Znajduje si� ona najcz�ciej w jakim�
zacisznym zak�tku, gdzie nikogo nie dziwi� lataj�ce �aby i zawody
skrzaciego stepowania w b�ocie. Takie w�a�nie jest miasteczko Pod
Zgni�� Strzech�., miejsce obfituj�ce w skandale, na kt�re wszyscy
tylko czekaj�. Najcz�ciej dotycz� one mag�w i czarnoksi�nik�w,
prowadz�cych ze sob� ci�g�� rywalizacj� o zakl�cia. Prze�cigaj� si�
w ich wymy�laniu, a potem wypr�bowuj� je na czym popadnie.
Gdyby jaki� dociekliwy osobnik pokusi� si� zapyta�
przypadkowego mieszka�ca Zgni�ej Strzechy o najg�o�niejszy skandal
ostatnich dni, ten z pewno�ci� opowiedzia�by mu histori�
Szczerbatego- ostatniej ofiary niecnych poczyna� mag�w. Cz�owiek ten
od zawsze cieszy� si� du�ym szacunkiem w�r�d mieszka�c�w. Nale�a� do
tego typu ludzi, o kt�rych bez obawy mo�na by�o powiedzie� "r�wny
go��" i postawi� kufel miodu w tawernie "Pod Obruszonym Smokiem".
By� znany ze swej uczynno�ci i dobroci.. Ch�tnie pomaga� innym, ale
tylko pod warunkiem, �e sam na tym zyska�. Mieszka� wraz z �on� na
obrze�ach mie�ciny, gdzie prowadzi� ma�e gospodarstwo. Zajmowa� si�
hodowl� �wi� i trzeba przyzna�, �e mia� z tego niema�e korzy�ci.
Co roku w miasteczku odbywa�y si� "�wi�skie Zawody Karciane"-
nale�a�y one do tradycji. Mieszka�cy Zgni�ej Strzechy nie wyobra�ali
sobie Dnia Piosenki M�wionej bez tych zawod�w. Za ka�dym razem
dostarcza�y one wiele emocji i rado�ci, pomimo i� zwyci�zca by�
wszystkim znany ju� przed rozpocz�ciem pojedynku. Od wielu lat
g��wn� nagrod� odbiera�a ta sama �winia, podopieczna Szczerbatego,
pieszczotliwie przez niego nazywana Wodzis�awem.
�ycie Szczerbatego up�ywa�o spokojnie. Mia� kochaj�c� �on�,
�wini� i og�lnie by� szcz�liwym cz�owiekiem. Ponadto wywodzi� si� z
bardzo starego rodu Szczerbatych. Twierdzi� te�, �e nazwisko od
zawsze przynosi�o mu szcz�cie. Nazwa rodu, z kt�rego pochodzi�, nie
by�a jednak przypadkowa. Przodek Szczerbatego by� bardzo rozrywkowym
cz�owiekiem, a jego �ycie stanowi�o wybuchow� mieszank� biesiad,
zabaw pod go�ym niebem i wielu kufli miodu. To on by� pomys�odawc�
konkursu "Wypij za dw�ch- wi�cej zyskasz", kt�ry sta� si� tradycj� w
karczmie "Pod Obruszonym Smokiem" Na jednej z takich biesiad dosz�o
do niemi�ego incydentu. Przodek Szczerbatego wypi� za dw�ch....i nic
nie zyska�. Zosta� zdyskwalifikowany za "picie z 10 kufli
jednocze�nie, pot�uczenie jednego i pomaganie sobie nosem". W
rezultacie k�amliwy uczestnik wda� si� w b�jk� z barmanem, pot�uk�
kolejne dwa kufle i wybi� sobie przednie z�by. Od tamtej pory
nazywano go Szczerbatym, a przydomek ten przechodzi� z pokolenia na
pokolenie. Wszystko dzia�o si� zgodnie z teori� Kanark'a, kt�ry
twierdzi�, �e "cechy nabyte podczas �ycia jednostki s� przekazywane
kolejnym pokoleniom i cho�by� nie wiem, co robi�, to i tak je
odziedziczysz". Wszyscy z rodu Szczerbatych mieli wi�c od urodzenia
ubytki dw�ch przednich z�b�w. Jednak, jak si� okaza�o, nic nie jest
wieczne- nawet szczerba.
Pewnego pi�knego poranka Szczerbaty, budz�c si�, stwierdzi� z
niema�ym przestrachem, i� jego szczerba znikn�a , a na jej miejscu
pojawi�y si� dwa ��te z�by. To wydarzenie stanowi�o pocz�tek ko�ca
naszego wie�niaka. Jak p�niej udowodniono, wszystkiemu winien by�
jeden z pocz�tkuj�cych mag�w, kt�ry bawi� si� zakl�ciami nieopodal
gospodarstwa. Z jego nieudolnych t�umacze� wynika�o, �e wiatr, kt�ry
tego dnia by� wyj�tkowo silny, musia� przywia� jego zakl�cia a� w
okolice domu Szczerbatego. W �adnym kodeksie karnym nie by�o
najmniejszej wzmianki o tym, jak post�powa� z wiatrem, w zwi�zku z
tym sprawa z czasem ucich�a. Szczerbaty za� zosta� zmuszony do
zap�acenia kary grzywny za "zastraszanie obywateli miasteczka i
rzucanie niestosownych uwag pod adresem wiatru".
Kolejnym nieszcz�ciem jakie nawiedzi�o dom Szczerbatego by�o
odej�cie �wini. Nieszcz�liwie zakochana w wieprzu z s�siedztwa,
odm�wi�a dalszej wsp�pracy i opu�ci�a swego opiekuna, pozostawiaj�c
mu stosy d�ug�w do sp�acenia, gdy� ostatnimi czasy do�� du�o
przegra�a w karty. Wkr�tce potem, w �lad za �wini�, uda�a si� �ona
Szczerbatego. Stwierdzi�a, �e jej m�� bardzo niekorzystnie
prezentuje si� bez ubytk�w i przeprowadzi�a si� do innej osady.
Szczerbaty tymczasem utwierdzi� si� w przekonaniu, i�
wszystkiemu winien jest brak szczerby. Ponadto nie sta� go by�o na
sp�acenie wszystkich d�ug�w dawnej mistrzyni "�wi�skich Zawod�w
Karcianych", wi�c wyprowadzi� z gospodarstwa i osiedli� gdzie� pod
miasteczkiem. Podobno wszed� w korzystny uk�ad z le�nikami: on
wyplata� im koszyki, a oni dostarczali mu resztki swego po�ywienia.
Po odej�ciu Szczerbatego ludno�� Zgni�ej Strzechy zacz�a si�
zastanawia�, czy kolejne "�wi�skie Zawody Karciane" powinny si�
odby�. Po d�ugich godzinach o�ywionej dyskusji i wielu litrach miodu
zadecydowano, i� zostan� one odwo�ane na jaki� czas. Lecz czym
by�aby osada Pod Zgni�� Strzech� bez swych widowiskowych zawod�w?
Pusta niczym kufel bez zaciek�w z miodu i smutna jak miauczenie
g�odnego kota, zamkni�tego za kar� w beczce, a co najwa�niejsze- nie
zwabi�aby corocznych bywalc�w i turyst�w. W�jt Zgni�ej Strzechy-
niejaki S�dziwiec Ryjowaty, doszed� do wniosku, �e konieczny jest
powr�t do przesz�o�ci, do starych tradycji i obyczaj�w.....do �wi�ta
Farbowania Baran�w.
Minuty mija�y, a Keelan si� nie pojawia�. Burza powoli
odchodzi�a na zach�d. Grzmoty stawa�y si� coraz rzadsze, wiatr
mala�. Zaczyna�o �wita� i wydawa� by si� mog�o, �e najgorsze ju�
min�o. Ale nie dla wszystkich. Renny by� niespokojny, znikni�cie
przyjaciela bardzo go irytowa�o. Zupe�nie nie wiedzia�, co powinien
teraz zrobi�.
* Keelan nigdy tak si� nie zachowywa�...chocia�....czy�by
chodzi�o o ten incydent z sow� Puszczykiem?- zastanawia� si�
m�odzian.- Taaak....Keelan bardzo to p�niej prze�ywa�. Nie da�
sobie wyt�umaczy�, �e to nie by�a jego wina. Przecie� ta g�upia sowa
sama wlaz�a na katapult� ze skrzacim nawozem...- Renny otrz�sn�� si�
z nieprzyjemnych my�li i zacz�� kr��y� wok� drzewa. Keelan nadal
si� nie pojawia�.
Po dziewi�tnastym okr��eniu pnia m�odzieniec postanowi�
dzia�a�. Stwierdzi�, �e bezczynne czekanie nic dobrego nie
przyniesie, a chodzenie w k�ko przyprawi�o go ju� o md�o�ci. Na
dodatek niemi�e wspomnienia z przesz�o�ci nadal nie dawa�y mu
spokoju.
* Eh! Dlaczego ten g�upi Puszczyk musia� wyj�� z tego
ca�o?..- powiedzia� przez zaci�ni�te z�by Renny. W ostatniej chwili
zd��y� podtrzyma� zsuwaj�cy si� na oczy kapelusz.
* Nie m�g� tak po prostu odej�� do tej swojej Krainy Wiecznie
Roze�mianych i Sytych Puszczyk�w? Jego rehabilitacja tak drogo nas
kosztowa�a!- Ch�opak poczu� si� bardzo s�abo, zakr�ci�o mu si� w
g�owie, a ca�y �wiat wirowa� mu przed oczami. Postanowi� usi��� i
zebra� my�li. Nie m�g� zrozumie�, dlaczego Keelan tak po prostu go
zostawi�...przecie� mieli misj�, plan, nad kt�rym d�ugo pracowali...
M�odzieniec postanowi� zaryzykowa� i najg�o�niej jak tylko m�g�,
zakrzykn��:
* Keeeeeeeeeelan!
Nagle us�ysza� tu� obok siebie g�os przyjaciela:
* No i o co chodzi? O co tyle krzyku, Renny? Cz�owiek nawet
spokojnie nie mo�e p�j�� za potrzeb�, �eby zaraz tragedii nie by�o.
Zupe�nie jak u mnie w domu! Ten deszcz tak pada� i pada�, �e mnie
zacz�� p�cherz uciska�...a ty zaraz dramat uk�adasz...- stwierdzi�
Keelan i naci�gn�� na g�ow� swoj� pilotk�.
* Keelan! To ty �yjesz? Nie zgin��e� rozszarpany przez
zdzicza�e trolle i rozjuszone chochliki...?- pyta� zdezorientowany
Renny.
* Jakie trolle? Jakie chochliki? Gdzie? Tu? Przecie� tutaj
nikogo nie ma! NIC TU NIE MA! Widzisz tu kogo�, bo ja nie!- potok
s��w wym�wionych jednym tchem skutecznie zapowietrzy� cz�owieka w
pilotce. M�odzie�cowi natomiast, jak zwykle w takich chwilach,
kapelusz opad� na oczy.
* O wypraszam sobie! A ja to co? Grzyb?- odezwa� si� cichy,
lecz wyra�nie oburzony g�os.
* Kto to powiedzia�? H�?- zapytali zgodnym ch�rem Renny i
Keelan .
* Hej ty! Kamie�!- rozleg� si� kolejny, troch� g�bczasty
g�os. Przywodzi� na my�l stepowanie w kaloszach po rozmi�k�ym
piachu.
* Do mnie m�wisz?- zapyta� hardo, nie kto inny, jak pierwszy
g�os.
* Taaa.....Nie pozwalaj sobie za du�o! To, �e bierzesz udzia�
w festiwalu "Skrzaciej Poezji �piewanej" wcale nie oznacza, �e
jeste� lepszy! Jak grzyb, to od razu gorszy?- g�os dochodzi� z
okolic trawy, dok�adnie z jednego kawa�ka, na kt�rym r�s� sobie
spokojnie muchomor. Nieopodal niego le�a�, do�� poka�nych rozmiar�w,
kamie�.
* To my nie jeste�my tu sami? Kamienie i muchomory te� m�wi�?
Ale jak?- chcieli wiedzie� Renny i Keelan. Tymczasem kamie� i grzyb
zdawali si� nie zwraca� na nich uwagi.
* Hej grzybie! Wydaje mi si�, �e wszystko ju� sobie
wyja�nili�my! A je�li masz jakie� zastrze�enia, to podaj tylko
godzin� i miejsce...- ci�gn�� dalej kamie�.
* Ha! Dobrze! Jutro o tej samej porze i w tym samym miejscu!
Na razie i tak nie planuj� �adnego wyjazdu...- odpowiedzia� z
zamy�leniem grzyb.
* A wi�c ustalone! Tylko si� nie sp�nij! Hej! A wy dok�d?-
zaciekawi� si� kamie�, gdy Renny i jego towarzysz zacz�li si� powoli
wycofywa� spod drzewa.
* My? My ju� sobie p�jdziemy...Nie b�dziemy przeszkadza�.
Przecie� i tak jeste�my sp�nieni! PRAWDA, Renny?- znacz�co zapyta�
cz�owiek w pilotce.
* Eeee....co? Ach tak! Jak ty o wszystkim pami�tasz!- zacz��
niezdarnie Renny. Wtem potkn�� si� o co� i ci�ko upad� na ziemi�.
Szybko wsta�, otrzepa� p�aszcz i spojrza� pod nogi. Twarz mu
zbiela�a. W trawie le�a� najzwyklejszy kamie�.
* Oj! Przepraszam bardzo!- wyb�ka� Renny pod nosem.
* Nie szkodzi, przyjacielu!- odpowiedzia� kamie� - A tak przy
okazji, czy m�g�by� mnie podrzuci� w inne miejsce? Gdzie� w okolice
tego du�ego wzg�rza? By�bym wdzi�czny!- wrzasn�� dono�nym g�osem w
�lad za oddalaj�cym si� Renny'm.
Keelan, nie zastanawiaj�c si� zbyt d�ugo, pu�ci� si� p�dem za
przyjacielem. Deszcz, kt�ry nadal pada�, zdecydowanie utrudnia� ca�y
maraton. W pewnym momencie cz�owiek w pilotce straci� z oczu swego
przyjaciela. Ten natomiast wyl�dowa� z po�lizgiem na mokrej trawie,
gdzie si�owa� si� jaki� czas ze swym kapeluszem, a gdy u�o�y� go na
w�a�ciwym miejscu, wsta� i rozejrza� si�. Po chwili ujrza� Keelana
w�r�d trawy. Cz�owiek w pilotce zm�czony biegiem wy�o�y� si� na
murawie i �apa� nerwowo powietrze, pomagaj�c sobie przy tym r�kami.
Wygl�da� jak poka�nych rozmiar�w rzadki okaz �ysego �uka. I by�
w�ciek�y.
* Co ty zrobi�e�! Mieli�my wyj�� z tego z twarz�! A teraz...-
wysapa� - Jak to wygl�da�o?! Uciekali�my od grzyba i kamienia!
Mieli�my nie wzbudza�....tych...nooo....podejrze�! Nie wzbudza�
podejrze�!- zakrzykn�� i, po raz drugi tego dnia, zapowietrzy� si�.
* Tak, wiem, ale....temu kamieniowi �le z oczu patrzy�o....-
broni� si� zmieszany Renny. Spu�ci� g�ow� i nerwowo skuba� koniec
swej szaty. Keelan usiad� na trawie, zdj�� pilotk� i przetar� czo�o
r�kawem p�aszcza.
* Dobrze ju�. Zapomnijmy o tym! Poka� mi teraz ten afisz.
Chyba go jeszcze masz? Nie zgubi�e�, prawda?- zapyta� z obaw� w
g�osie.
�wi�to Farbowania Baran�w od wiek�w obfitowa�o w liczne
atrakcje. G��wn� z nich by�o niezwyk�e widowisko sportowe, kt�re
ka�dego lata przyci�ga�o olbrzymie liczby gapi�w i naiwnych
marzycieli, chc�cych spr�bowa� swych si� w najwa�niejszych
konkurencjach. Zawody by�y ogromnym wydarzeniem w ca�ej krainie i
ju� na wiele tygodni przed ich rozpocz�ciem rozwieszano og�oszenia i
afisze zapowiadaj�ce to niecodzienne widowisko.
Uczestniczy� m�g� ka�dy, jednak nale�a�o spe�ni� kilka
warunk�w. Zawodnik nie m�g� by� starszy ni� 200 lat, co wzbudza�o
protesty Podstarza�ego Szamana. Broda nie mog�a by� d�u�sza ni� dwa
metry, poza tym delikwent pragn�cy wzi�� udzia� w turnieju, pod
�adnym pozorem nie m�g� by� daltonist�, a zawodnicy lubuj�cy si� w
racuchach z sosem pomidorowym byli z g�ry zdyskwalifikowani.
Widowisko Farbowania Baran�w co roku wzbudza�o wiele emocji.
G��wnym tego powodem by�a nagroda: 1000 smoczych monet, 100
darmowych taczek nawozu skrzaciego, a tak�e u�cisk r�ki kr�la.
Zadziwiaj�ce by�o jedno zjawisko. Co roku powtarza�a si� ta
sama sytuacja. Zwyci�zca, b�d�c pod wp�ywem wielkiej euforii,
pod��a� najpierw po odbi�r pieni�dzy, p�niej odholowa� 100 taczek
nawozu na swoje gospodarstwo i....na tym si� ko�czy�o. Jakim�
dziwnym zbiegiem okoliczno�ci nigdy nie dochodzi�o do zrealizowania
trzeciej wygranej- u�cisku r�ki w�adcy Krainy Ca�kiem Du�ego Smoka.
Ka�dy ze szcz�liwc�w mia� jakie� wyt�umaczenie. Mi�tos�aw
Podejrzliwy, zwyci�zca turnieju sprzed dw�ch lat, t�umaczy� si�, �e
zostawi� ziemniaki na ogniu i je�li zaraz nie wr�ci, to mo�e si�
po�egna� z obiadem. Witek Zak�amany, ubieg�oroczny szcz�liwy
posiadacz 100 darmowych taczek nawozu skrzaciego, �ali� si�, �e ma w
domu schorowan� te�ciow�, i je�li zaraz nie wr�ci, to �ona si� z nim
rozwiedzie. Faktem natomiast by�o, i� te�ciowa Witka Zak�amanego
by�a jedn� z jego rywalek w zawodach i cieszy�a si� dobrym zdrowiem.
Wszyscy czekali ze zniecierpliwieniem, jaki przebieg b�d�
mia�y tegoroczne uroczysto�ci odbywaj�ce si� w osadzie Pod Zgni��
Strzech�. Kto zostanie zwyci�zc�? I czy dojdzie do u�cisku r�ki
kr�la?
Renny si�gn�� w g��biny swej szaty i wydoby� z nich pakunek
owini�ty w �niadaniowy papier. Odwin�� go z wyra�nym namaszczeniem i
po chwili �wiat�o dzienne ujrza�, do�� zniszczony, egzemplarz
ksi��ki pt. "Biesiada, czyli jak urz�dzi� st� na przyj�cie". Mi�dzy
ok�adk� a pierwsz� stron� poradnika, z�o�ony w czworo, znajdowa� si�
stary afisz.
* Jak to? Nie zwr�ci�e� jej do biblioteki?- zapyta� Keelan.
* A mia�em? My�la�em, �e to ty j� zwr�cisz!- odpowiedzia�
zdumiony m�odzieniec i zaraz si� obrazi�. Bardzo nie lubi�, gdy mu
wmawiano rzeczy, kt�rych nie pami�ta�.
* Zaraz! Przecie� to ty mia�e� j� przy sobie przez ca�y czas.
Przeczyta�e� j� ju� chyba z sze�� razy, a mo�e i wi�cej! Przed
wypraw� trzeba by�o zwr�ci�.- stanowczo stwierdzi� Keelan. Ca�a ta
sytuacja powoli zaczyna�a mu dzia�a� na nerwy. Na dodatek deszcz
nadal si�pi�.
* Dobrze. Oddam j� jak tylko wr�cimy...., ale to ty b�dziesz
si� t�umaczy�- powiedzia� cz�owiek w pilotce. Renny tymczasem si�
rozpromieni�.
* Niech b�dzie! Pami�taj tylko, �e gdyby nie tak ksi��ka, to
nigdy nie wiedzieliby�my o turnieju! Przecie� to w niej by� afisz!-
zakrzykn�� z nieukrywan� dum� w g�osie m�odzian. Potrz�sa� przy tym
ksi��k�, kt�ra zd��y�a ju� si� pewnie przyzwyczai� do takiego
traktowania, a kolejne zagi�cia i nadszarpni�cia nie robi�y na niej
wra�enia. Widz�c to, Keelan powiedzia� karc�cym tonem:
* Uwa�aj, Renny, bo za chwil� nie b�dziemy mieli co odda� do
biblioteki!- Na te s�owa, ch�opak ostro�nie otworzy� poradnik, z
kt�rego na mokr� traw� wypad�o kilka kartek. Znacz�ce chrz�kni�cie
jego przyjaciela dawa�o do zrozumienia, i� czas �art�w dawno ju� si�
sko�czy�. Renny natomiast rzuci� si� gwa�townie do ratowania
kolejnych stronic ksi��ki rozwiewanych na wszystkie strony przez
wiatr.
Burza znacznie si� oddali�a. Jednak deszcz nie mia� zamiaru
p�j�� w jej �lady. Od czasu do czasu s�ycha� by�o jeszcze st�umione
grzmoty, kt�re przywodzi�y na my�l odg�osy wydawane przez g�odnego
myszoskoczka, zamkni�tego w pude�ku.
W czasie, gdy m�odzian ugania� si� po polu za kartkami
rozwiewanymi przez silny wiatr, Keelan postanowi� rzuci� okiem na
stary afisz. Si�gn�� po kartk� staraj�c si� jednocze�nie opanowa�
dr��c� z przej�cia r�k�, przytrzymuj�c j� drug� d�oni�. Renny nadal
biega� po trawie z kilkoma kartkami pod pach�, a gdy wydawa�o si�,
�e z�apie kolejne, tamte wymyka�y si� mu i rozwiewa�y na wszystkie
strony. Keelan, widz�c to, pokr�ci� ze wsp�czuciem, g�ow� i zabra�
si� do czytania.
* Kartka po przej�ciach....- mrukn�� pod nosem cz�owiek w
pilotce, rozprostowuj�c pogi�ty afisz. Rzeczywi�cie, nie prezentowa�
si� on zbyt efektownie. Opr�cz zwyk�ych pogi�� nosi� tak�e �lady
sosu pomidorowego, wygl�da�o na to, �e wielbiciele racuch�w w sosie
pomidorowym wzi�li odwet. Ponadto afisz by� przeterminowany.
Og�asza� turniej sprzed co najmniej 4 lat.
Tekst na plakacie by� do�� oficjalny, lecz z pewno�ci�
oddawa� atmosfer� ca�ego przedsi�wzi�cia:
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - -
Je�li jeste�cie znudzeni zwyk�ym, szarym �yciem w osadzie,
szukacie wra�e�, uwa�acie, �e w�dzenie kie�basy jest najgorsz�
rzecz� na �wiecie i nie bierzecie udzia�u corocznych zawodach
fermentacji pomidor�w...Spr�bujcie swych si� w turnieju "Farbowania
Baran�w"- najwi�kszym wydarzeniu tego lata!
Je�li tylko Ty i Tw�j towarzysz czujecie si� na si�ach, by
stan�� oko w oko z mistrzami, zg�o�cie si� do najbli�szego punktu
zapis�w i z��cie swoje podpisy!
W ZAWODACH MOG� BRA� UDZIA� WSZYSCY!*
*warunki:
Wiek poni�ej 200 lat,
Broda nie d�u�sza ni� dwa metry,
Daltoni�ci- zdyskwalifikowani,
Wielbiciele racuch�w w sosie pomidorowym- zdyskwalifikowani,
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - -
Keelan prze�ledzi� tekst kilkakrotnie. Wszystko wydawa�o mu
si� jasne i klarowne. Z nieukrywanym zadowoleniem kiwn�� g�ow� i
spojrza� jeszcze raz na kartk�. "....w zawodach mog� bra� udzia�
wszyscy...". To mu si� podoba�o, w�a�nie to lubi�- jasno i konkretnie.
* Gdyby wszyscy byli tacy bezstronni, �wiat by�by pi�kny-
pomy�la� z rozrzewnieniem i rozprostowa� kartk� na kolanie. Nagle
jego wzrok przyku�a niewielka notatka, znajduj�ca si� pod tekstem.
Litery by�y tak ma�e, �e Keelan mia� bardzo du�y problem z ich
odczytaniem. Nie spuszczaj�c wzroku z afiszu, si�gn�� w g��biny
swego p�aszcza i po chwili wyci�gn�� star�, odrapan� lup�. Wida�
by�o, �e przesz�a ona wiele i gdyby potrafi�a m�wi�, zatrudniono by
j� w jakiej� tawernie, gdzie w nocnych godzinach opowiada�aby
niestworzone historie. Jednak by�a to najzwyklejsza lupa i w�a�nie w
tej chwili pomaga�a swemu panu w rozwik�aniu tekstu.
Cz�owiek w pilotce przetar� zm�czone oczy i od�o�y� afisz, a
szk�o powi�kszaj�ce odes�a� z powrotem w g��biny p�aszcza. Gdyby
wyraz jego twarzy m�g� si� zmieni�, prawdopodobnie przedstawia�by
teraz zamy�lenie, ewentualnie skupienie.....Odchrz�kn�� nerwowo i
zawo�a�:
* Renny! Chyba mamy problem....
* Czekaj! Jeszcze tylko jedna....mam!- odpowiedzia� z wyra�n�
satysfakcj� m�odzieniec. Ruszy� po�piesznym krokiem w kierunku
przyjaciela i po chwili run�� na ziemi�. Le�a� nieruchomo z
zamkni�tymi oczami, trzymaj�c kurczowo mokre i pogniecione kartki.
* Hej, Renny! Nie wyg�upiaj si�! Wstawaj natychmiast!-
zakrzykn�� zniecierpliwiony Keelan.
* To pewnie znowu jaki� kamie�! I co teraz b�dzie?!- zawy�
dono�nym g�osem m�odzieniec.
* To tylko mokra trawa...- zacz�� cz�owiek w pilotce. Deszcz
nadal pada�. Widocznie zdecydowa� si� na d�u�szy pobyt. Je�li tak
dalej b�dzie, turniej zostanie pewnie odwo�any...- pomy�la� Keelan.
Po chwili do��czy� do niego Renny i stali chwil� w milczeniu.
M�odzian, aby przerwa� niezr�czn� cisz�, chrz�kn�� i powiedzia�:
* Rzeczywi�cie, mia�e� racj�! To by�o tylko b�oto i trawa, a
ju� si� ba�em...
Renny w�o�y� wszystkie mokre i do�� zab�ocone kartki do
ok�adki, zawin�� w porwany papier �niadaniowy, a ca�y pakunek
schowa� za pazuch�. Cz�owiek w pilotce �ledzi� jego poczynania z
nieukrywanym napi�ciem. M�odzieniec wyczu�, i� czego� si� od niego
oczekuje, wi�c zapyta�:
* O co chodzi...?
Keelan poda� mu afisz i w milczeniu obserwowa� swego
przyjaciela. M�odzian �ledzi� wzrokiem kolejne wyrazy, zatrzymywa�
si� na chwil�, w celu zanalizowania jaki� niejasno�ci. Kiedy dotar�
do ko�ca tekstu, spojrza� na koleg� pytaj�cym wzrokiem.
* Sp�jrz na ma�y dopisek pod tekstem....- podpowiedzia�
Keelan.
* "....daltoni�ci- zdyskwalifikowani"- odczyta� dr��cym
g�osem, ch�opak.
Ogie� w starym kominku powoli dogasa�. W zawieszonym nad nim,
czarnym
od sadzy kocio�ku zawrza�o niepokoj�co. By� to jeden z tych
sygna��w ostrzegawczych, kt�rych nie powinno si� lekcewa�y�, je�li
chcia�o si� oczywi�cie unikn�� nieprzyjemnych konsekwencji. Ju� po
chwili, niczym z gro�nego i przedwcze�nie rozbudzonego wulkanu, z
kocio�ka wyp�yn�a po�owa jego tajemniczej zawarto�ci i skutecznie
ugasi�a palenisko. W kominku zaskwiercza�o, a w ca�ej komnacie
powia�o zgaszonym w�glem.
Po chwili wo� ta dotar�a tak�e do nozdrzy niewielkiej postaci
siedz�cej na drewnianej �awie i studiuj�cej jak�� ksi�g�. Fergal, bo
tak nazywa� si� gospodarz domu, w�a�ciciel kominka, kocio�ka i
ugaszonych w�glik�w, podni�s� oczy znad opas�ego tomu, poci�gn��
nosem i rozejrza� si� woko�o. Prawie natychmiast jego lekko zezowaty
wzrok pad� na legowisko, znajduj�ce si� ko�o kosza na brudn�
bielizn�. Fergal zmru�y� oczy, si�gn�� do g��bin swej szaty i po
chwili wydoby� ze� okulary o bardzo grubych, niczym denka od
butelek, szk�ach oprawionych w czarne ramki. Na�o�y� je na nos i
spojrza� raz jeszcze na koc ko�o kosza. Westchn�� g�o�no i pokr�ci�
wsp�czuj�co g�ow�.
* Eh! Przecie� tyle razy o tym rozmawiali�my Corneliusie!
Pami�tasz? Nie zanieczyszczamy powietrza wsp�lokatorom, zw�aszcza
gdy znajduj� si� w danym momencie w tym samym pomieszczeniu!- rzek�
karc�cym tonem Fergal. Gdy nie us�ysza� odpowiedzi, zdj�� okulary,
westchn�� i powr�ci� do studiowania swej ksi�gi. Raz mru�y�, raz
znowu wytrzeszcza� oczy, wyt�a� wzrok i wodzi� palcem po stronicy.
Na pr�no. Ma�e literki z�o�liwie zlewa�y si� w jedn� ca�o�� i w
�aden spos�b nie dawa�y si� odszyfrowa�. Wyra�nie zniecierpliwiony
Fergal zamkn�� ksi�g� i rzuci� wzrokiem w kierunku legowiska, z
kt�rego nie dobiega� �aden odg�os.
* Eh! Dlaczego akurat mnie musia� trafi� si� tak niepos�uszny
kocur!- doda� pod nosem, staraj�c si� jednocze�nie, aby jego uwaga
nie dotar�a do uszu Corneliusa. Ten za�, jak na wypchanego szopa
pracza przysta�o, le�a� na kocu z niezmienionym wyrazem pyska,
szczerz�c swe ��te z�by.
Fergal tymczasem poci�gn�� nosem i skrzywi� si�. Nagle rzuci�
si� w stron� kominka, a ju� po chwili komnat� wstrz�sn�� krzyk
starca.
* O nie! Moja zupa jarzynowa! Znowu to samo! Zapomnia�em o
obiedzie!- zakrzykn�� niezadowolony Fergal i pokr�ci� z niesmakiem
siw� g�ow�. Mia� wielk� ochot� skarci� kogo� za t� chwil� nieuwagi i
stracony posi�ek.
* No c� Corneliusie...- zacz�� starzec rzeczowym tonem -
twoja cz�� zupy zn�w ulecia�a. Je�li chcesz, mog� si� z tob�
podzieli� swoj� porcj�...- rzek� cicho, po czym nie doczekawszy si�
odpowiedzi, westchn�� i si�gn�� do kredensu. By� to bardzo masywny
mebel. Ka�d� szuflad� czy szafeczk� zdobi� motyw "Muchomorowych
skrzat�w", pochodz�cy ze starej dzieci�cej bajki. I tak na
drzwiczkach g�rnej szafeczki widnia� skrzat jedz�cy obiad ze swymi
przyjaci�mi: purchawk� i poszyciem le�nym. Z kolei ma jednej z
szuflad obrazek przedstawia� muchomora, kt�ry �ali si� przyjacio�om,
i� zosta� rozdeptany. Tekst pod rysunkiem g�osi�: "Kto obiadu nie
je, ten potem kuleje". Kredens prezentowa� si� dosy� tandetnie, lecz
z pewno�ci� dodawa� uroku ca�emu pomieszczeniu.
Gdy Fergal otworzy� drzwiczki jednej z szafek, momentalnie
wypad�y na niego niezliczone ilo�ci papierk�w, r�nych kartek z
zapisanymi na nich, tajemniczymi przepisami. Starzec zrzuci� je ze
swej szaty, a jedn�, kt�ra akurat nawin�a mu si� pod r�k�, po�o�y�
w widocznym miejscu, ko�o imbryczka.
* ...Szarlotka! Musz� jutro pami�ta� o zrobieniu szarlotki!-
stwierdzi� i wr�ci� do penetracji kredensu w celu znalezienia
talerza do zupy. Wywr�ci� kilka znajduj�cych si� tam flakonik�w i
ma�ych buteleczek z tajemniczym p�ynem, dwie nawet st�uk�, a ich
zawarto�� rozla�a si� na kamienn� posadzk�. Po chwili w komnacie
rozni�s� si� nieprzyjemny zapach.
* Corneliusieee...przecie� tyle razy o tym rozmawiali�my!
Swoje potrzeby za�atwiamy na podw�rku.- rzek� lekko obruszony
Fergal, po czym zamkn�� drzwiczki kredensu.
* Hmm...za kar� nie zjesz mojej cz�ci obiadu. Aha! Mam kilka
spraw do za�atwienia w miasteczku. Chcesz i�� ze mn�?- zagadn��
starzec. Nie otrzyma� jak zwykle odpowiedzi, wi�c za�o�y�, �e jego
przyjaciel �pi. Narzuci� na siebie d�ugi, przeciwdeszczowy p�aszcz,
nasun�� mocno kaptur na g�ow�, po czym nasadzi� na� du�y szpiczasty
kapelusz.
* B�d� grzeczny! Do widzenia- rzuci� jeszcze w kierunku
legowiska i skierowa� si� do drzwi.
* Ach! O ma�o bym zapomnia�! Podstarza�y Szaman prosi� mnie o
mocz do analizy! Moje nerki ostatnio �le si� sprawuj�...- zauwa�y�
Fergal i wr�ci� do kredensu, sk�d wyj�� jedn� z buteleczek stoj�cych
najbli�ej.
Pogoda nie zmienia�a si�. Ci�gle pada� deszcz, a ciemne
chmury widnia�y na niebosk�onie.
* Wspaniale...- rzek� z zadowoleniem Fergal. Masywne,
drewniane drzwi zamkn�y si� za nim, ukazuj�c przybit� gwo�dziami
tabliczk�. Napis na niej g�osi�: "Fergal- mag od pogody".
Keelan i Renny szli w milczeniu. M�odzian nie m�g� otrz�sn��
si� z szoku. Mruga� bez przerwy swymi kaprawymi oczkami i chwilowo
prezentowa� si� bardzo niekorzystnie. Win� nale�y zapewne obarczy�
ma�o inteligentny wyraz twarzy, kt�ry wykwit� na obliczu ch�opaka.
Keelan tymczasem zachowywa� wzgl�dny spok�j. Szed� zdecydowanym
krokiem, a w d�oni trzyma� zwini�ty afisz. Milczenie stawa�o si�
bardziej uci��liwe ni� deszcz i b�oto, kt�rego wok� by�o pe�no.
Renny, nie mog�c wytrzyma� narastaj�cego napi�cia, wybuchn��:
* No dobrze! Dojdziemy do miasteczka, zapytamy o punkt
zapis�w i co dalej? Kapelusz ch�opaka nasi�k� wod� i prezentowa� si�
ma�o efektownie. Na dodatek strusie pi�rko doszcz�tnie oklap�o i
�askota�o Renny'ego w nos. Ch�opak zamachn�� si� niecierpliwie i
odtr�ci� je na bok, lecz ono wr�ci�o ze zdwojon� si�� i uk�u�o
m�odziana w oko, kt�re momentalnie sta�o si� jeszcze bardziej
kaprawe.
* Au!- wrzasn�� m�odzieniec i obrazi� si�. Keelan spojrza� na
niego z wyrzutem i stwierdzi�:
* Renny, to nie jest czas na zabawy! Musimy dosta� si� do
miasteczka...
Wypowied� cz�owieka w pilotce przerwa� zniecierpliwiony i
ci�gle jeszcze lekko obruszony g�os ch�opaka:
* Do miasteczka? Przecie� my nie wiemy, w kt�r� stron�
pod��a�! Idziemy na o�lep i stwarzamy pozory! Tu jest tylko jakie�
pole i pe�no b�ota!
* Agh!- zakrzykn�� ch�opak, mocuj�c si� uci��liwym pi�rkiem.
* W takim razie proponuj� zapyta� o drog� tych wie�niak�w...-
zauwa�y� Keelan rzeczowo. Renny burkn�� co� p�g�bkiem pod adresem
pi�rka i spojrza� przed siebie. W znacznej odleg�o�ci od przyjaci�
sta�o dw�ch miejscowych rolnik�w.
* Chodzi ci o tych dw�ch kr�pych osobnik�w, kt�rzy pod��aj�
pospiesznym krokiem w naszym kierunku z grabiami i motykami w r�ce?-
wola� upewni� si� Renny. Wie�niacy mieli bardzo dziwny wyraz twarzy,
kt�ry z pewno�ci� mo�na by okre�li� mianem nieprzyjaznego. Na
dodatek ca�y czas co� wykrzykiwali i gestykulowali r�koma zaopatrzonymi w
narz�dzia pracy.
* Chyba nas ju� zauwa�yli i pr�buj� si� przywita�. Chod�my do
nich, podobno lubi�, gdy okazuje si� im zainteresowanie- stwierdzi�
cz�owiek w pilotce i ruszy� pewnym krokiem, przedzieraj�c si� przez
b�oto. Renny niezdecydowanie pod��y� za nim.
* Skoro chc� si� przywita�, to po co im grabie...- burkn��
pod nosem i wzruszy� ramionami. Ca�a jego szata i buty umazane by�y
b�otem, a na dodatek wsz�dzie wala�y si� jakie� patyki, korzonki i
niezidentyfikowane ro�liny, kt�re przykleja�y si� do podeszwy z
ka�dym kolejnym krokiem.
W ko�cu przyjaciele przedarli si� przez b�oto i stan�li na
trawie, gdzie ch�opak zacz�� wyciera� swe buty. Keelan tymczasem
zwr�ci� si� do wie�niak�w, kt�rzy z ot�pieniem przygl�dali si�
poczynaniom m�odziana. Jeden z nich wychrypia�:
* O �esz! Moje sadzonki....- i spojrza� w kierunku pola. To,
co kiedy� stanowi�o prowizoryczne grz�dki, teraz zamieni�o si� w
istne bagno, zaorane na dodatek �ladami dw�ch towarzyszy. Wie�niak
przeni�s� sw�j b��dny wzrok na Renny'ego, kt�ry z obrzydzeniem
wyd�ubywa� z podeszwy resztki sadzonek. Gdy sko�czy�, wydawa� si�
by� ca�kowicie usatysfakcjonowany. Wsta�, poprawi� kapelusz i
spojrza� z u�miechem na nieznajomych. Oni tymczasem stali z
rozdziawionymi ustami, a gdy Keelan do nich zagadn��, odwr�cili si�
bardzo powoli, podpieraj�c si� nawzajem.
* Witam! Potrzebuj� informacji. Jak doj�� do osady Pod Zgni��
Strzech�? Z g�ry dzi�kuj�!- odezwa� si� uprzejmie cz�owiek w pilotce
i wyczekuj�co przygl�da� si� wie�niakom. Jeden z nich, cz�owiek o
twarzy starej i brudnej niczym pi�ta chochlika z plemienia Brudnych
Pi�t, otrz�sn�� si� z ot�pienia, spojrza� na swoje buty i wskaza�
r�k� w�a�ciwy kierunek. Keelan, wyra�nie zadowolony, podzi�kowa� i
ruszy� w stron� osady. M�odzian w kapeluszu pobieg� za nim,
przytrzymuj�c jedn� r�k� swe obszerne nakrycie g�owy, a drug�
uci��liwe pi�rko. Za chwil� stali si� tylko dwoma ma�ymi punkcikami
na horyzoncie, ale i one szybko znikn�y przes�oni�te �cian�
deszczu.
Wie�niacy stali w grobowym milczeniu. W ko�cu starszy oderwa�
wzrok od swych but�w i zd�awionym g�osem zwr�ci� si� do swego
kolegi:
* Na smocz� lito��! Widzia�e� tego w pilotce!? Co to by�o...
Na to drugi, nie odrywaj�c wzroku od horyzontu, wybe�kota�:
* Nie mam smoczego poj�cia...Nie przygl�da�em si�. A ty?
* Ja te� nie...- odpowiedzia� pierwszy z wie�niak�w i ruszy�
niepewnym krokiem przed siebie. Zaraz za nim powl�k� si� jego
towarzysz.
Barman zwany Niepoczytalnym, cz�owiek o rumianej, przyjaznej
twarzy i policzkach niczym dwa racuchy w sosie pomidorowym, robi�
poranne porz�dki w swej tawernie "Pod Obruszonym Smokiem". Ustawi�
wszystkie kufle na blacie, kt�ry uprzednio wyczy�ci� szmat� od
pod�ogi i teraz zabiera� si� za wycieranie talerzy i pozosta�ych
naczy�. Z kuchni, gdzie urz�dowa�a �ona Niepoczytalnego, dochodzi�y
r�norodne zapachy, przywo�uj�ce na my�l wszystko, czego w �aden
spos�b nie mo�na by�o skojarzy� z jedzeniem.
Niepoczytalny sko�czy� wycieranie ostatniego kufla i ustawi�
go na w�a�ciwym miejscu, szmat� za� wsadzi� sobie za ko�nierz
koszuli i zabra� si� do spo�ywania posi�ku przygotowanego przez
�on�. Gdy sko�czy�, wytar� starannie usta i r�ce.
W tawernie pojawili si� pierwsi go�cie, a w�r�d nich sta�y
klient- Troll zwany Nieporadnym. Barman, widz�c jego niemraw� min�,
zagadn��:
* Hej, Nieporadny! Jak idzie handel "Smoczymi Ozorkami"?
Ten spojrza� na niego z przygn�bieniem, poci�gn�� ze swego
kufla i odpowiedzia�:
* Przez ten deszcz straci�em sta�ych klient�w...Daj mi co� do
jedzenia.
Barman rzuci� polecenie w kierunku kuchni. Nigdy nie pyta�
Nieporadnego, dlaczego nie je swoich "Smoczych Ozork�w". Poza tym
nie mia� zwyczaju dog��bnie si� nad czym� zastanawia�, wychodzi� po
prostu z za�o�enia, �e tak ju� jest.
Troll zwany Nieporadnym zd��y� ju� zje�� swe wysokokaloryczne
�niadanie i zagadn��:
* Dzi�ki, Niepoczytalny. Wiesz, �e ja jak zwykle na kredyt...ekhem!
Troll odchrz�kn�� nieporadnie i skierowa� si� w stron�
drzwi, gdy nagle dogoni� go okrzyk barmana:
* Wychodzisz ju�? To wywie� na drzwiach t� kartk�, bo mi nie
chce si� na taki deszcz wychodzi� - m�wi�c to, rzuci� Nieporadnemu
zwini�ty arkusz. Ten, pr�buj�c go z�apa�, potkn�� si� i wywr�ci� o
sw�j w�zek ze "Wspania�ymi Smoczymi Ozorkami". Ca�a sala wybuchn�a
�miechem, a barman wyciera� sw� szmat�, �zawi�ce z rozbawienia oczy.
Troll zwany Nieporadnym za�mia� si� krzywo i szybko wycofa�
na ulic�. Chwil� by�o go jeszcze s�ycha� za drzwiami, jak mocowa�
si� z karteczk� barmana. G�osi�a ona, i� w tym miejscu znajduje si�
"punkt zapis�w" na Turniej Farbowania Baran�w.
W tawernie robi�o si� t�oczno, jak zwykle o tej porze. Barman
zwany Niepoczytalnym u�miechn�� si� pod nosem z zadowoleniem i
pomy�la�:
* Taaak.....Zapowiada si� kolejny dobry dzie�.
Dwaj przyjaciele dotarli do osady, gdy nad Krain� Ca�kiem
Du�ego Smoka zago�ci� niemrawy �wit. Byli z siebie bardzo
zadowoleni, zw�aszcza Renny, kt�ry zd��y� si� ju� upora� z
uci��liwym pi�rkiem i aktualnie postanowi� nie zwraca� na nie uwagi.
Keelan tymczasem z zaciekawieniem rozgl�da� si� woko�o. Ulice by�y
w�skie, zia�y pustk� i w niczym nie przypomina�y tych z rodzinnego
miasta. Budynki natomiast stanowi�y wynik ci�kiej pracy
rzemie�lnika, maj�cego do dyspozycji jedynie �opat�, fur� kamieni i
dwie spracowane r�ce. Ca�a mie�cin� mo�na by nawet okre�li� mianem
"malowniczej", gdyby nie jeden fakt, kt�rego w �adne spos�b nie da�o
si� nie zauwa�y�. Mianowicie wszystkie strzechy by�y zgni�e.
Rozmy�lania cz�owieka w pilotce przerwa� okrzyk Rennego.
* Hej, Keelan! Zobacz, co znalaz�em!- wyra�nie z siebie
zadowolony m�odzian wskazywa� na jeden z afiszy, kt�rych pe�no by�o
na ulicy. Keelan podszed� do niego, rozwijaj�c sw�j stary plakat. Po
bli�szych ogl�dzinach, stwierdzi� z u�miechem.
* Jeste�my we w�a�ciwym miejscu Renny! Uda�o si�!
Na te s�owa obaj przyjaciele u�cisn�li sobie d�onie, a Renny
powiedzia�;
* Teraz musimy tylko znale�� punkt zapis�w i po�owa misji za
nami! Hmmm....mo�e zapytamy tego dobrego cz�owieka z w�zkiem?-
zauwa�y� ch�opak i poprawi� sw�j kapelusz. Keelan odchrz�kn��,
schowa� afisz w g��biny p�aszcza, nastawi� ko�nierz i podszed� do
Trolla zwanego Nieporadnym. Do Renny'ego dotar�a tymczasem wo�
sma�onych ozork�w i m�odzian wnet zda� sobie spraw�, jak bardzo jest
g�odny.
Troll od d�u�szego ju� czasu obserwowa� z nadziej� dwie
postacie i pr�bowa� wywrze� dobre wra�enie.
* A mo�e sma�onego ozorka...?- zakrzykn�� w stron� zbli�aj�cego si� Keelana. Ten
za� uprzejmie odkrzykn��:
* Nie, dzi�kuj�! Potrzebuj� informacji. Poszukuj� punktu
zapis�w na Turniej Farbowania Baran�w, wiesz co� o tym?
* Dobry cz�owieku, nie musisz tak wrzeszcze�, s�ysz� ci�...-
stwierdzi� lekko obruszony Troll Nieporadny, pakuj�c z powrotem
wyeksponowane do sprzeda�y ozorki. Gdy sko�czy�, spojrza� na
Keelan'a, lecz zaraz tego po�a�owa�. Chwyci� sw�j w�zek i z
niezwyk�� pr�dko�ci� pod��y� przed siebie. Za chwil� ulic�
wstrz�sn�� �omot upadaj�cego w�zka ze sma�onymi ozorkami. Renny
podbieg� do zdezorientowanego cz�owieka w pilotce i zapyta�:
* O co mu chodzi�o? Ale zreszt� niewa�ne! Widzia�em przed
chwil� handlarza sprzedaj�cego przepaski biodrowe, mo�e kupimy sobie
na pami�tk�? Wiesz, musz� co� zawie�� dla rodziny, a to spodoba�oby
si� mojej babci....- doko�czy� niepewnie m�odzian, widz�c przyt�aczaj�cy wzrok
swego przyjaciela.
* Dobrze, zapomnij o tym! Znalaz�em te� co�, co si� na pewno
zainteresuje! Patrz!- odpowiedzia� ch�opak ukazuj�c tabliczk� z
napisem "punkt przyj��". Keelan o�ywi� si� na ten widok.
* Renny, sk�d to wzi��e�?!- zakrzykn�� i swoim zwyczajem,
zapowietrzy� si�.
* Ha! Zdj��em z jakich� drzwi!- odpar� z dum� m�odzieniec.
Cz�owiek w pilotce wyda� z siebie zd�awiony okrzyk i zachwia� si� na
nogach. Renny obserwowa� go z idiotycznym wyrazem twarzy i strusim
pi�rkiem oklapni�tym na oczy. Keelan zebra� my�li i wycedzi� s�owa
przenikliwym g�osem, jakby zwraca� si� do ma�ego dziecka.
* Renny....z kt�rych drzwi to wzi��e�? Pami�tasz?
Ch�opak wyra�nie obruszy� si� na te s�owa.
* Oczywi�cie! Chod�my!- stwierdzi� i pod��y� w d� ulicy.
W�adca Krainy Ca�kiem Du�ego Smoka przysypia� w swym poka�nych rozmiar�w tronie.
Mimo wielu usilnych stara� nie m�g� d�u�ej powstrzyma� opadaj�cych powiek, kt�re
z ka�d� chwil� stawa�y si� coraz ci�sze. Kr�l Noirin ziewn�� rozdzieraj�co,
opar� g�ow� na swej wypiel�gnowanej d�oni zaopatrzonej w liczne pier�cienie i
zapad� w drzemk�.
S�u�ba zebrana na sali przysypia�a po k�tach i ju� tylko nieliczni pr�bowali si�
skupi� i zrozumie� dowcipy opowiadane przez Trolla zwanego Szczebiotliwym.
Korona kr�la Noirina powoli zsuwa�a mu si� na prawe oko, a z gard�a w�adcy
wyrwa�y si� przeci�g�e chrapni�cia. Drzwi na przeciwleg�ym ko�cu sali
nieprzyjemnie zaskrzypia�y i ju� po chwili w ca�ej komnacie rozleg�y si� czyje�
niepewne kroki. W�adca Noirin leniwie uni�s� lew� powiek�. To samo pr�bowa�
zrobi� z praw�. Lecz zsuni�ta na oko korona skutecznie utrudnia�a t� czynno��.
* Ehmm....- zacz�� niepewnie cz�owiek, w kt�rym kr�l natychmiast rozpozna� swego
doradc� Orflamh'a.
* Taaa?...- odpar� bez entuzjazmu w�adca, ko�cz�c sw� wypowied� przeci�g�ym
ziewni�ciem.
* Bardzo przepraszam, �e przeszkadzam w poobiedniej drzemce, ale sprawa, z kt�r�
przychodz�....- kontynuowa� Orflamh, staraj�c si� jednocze�nie zwr�ci� na siebie
uwag� przysypiaj�cego kr�la. Polega�o to na zamaszystym gestykulowaniu r�koma i
nerwowym przest�powaniu z nogi na nog�.
* Jeste� pewien, drogi starcze?- przerwa� mu Noirin i z trudem zd�awi� cisn�ce
si� na usta ziewni�cie.
* H�?- zapyta� zdezorientowany Orflamh i zastyg� w p� ruchu, prezentuj�c bardzo
dziwn� poz�.
* Hmmm...zapyta�em, czy jeste� pewien, �e sprawa, z kt�r� tu przychodzisz
jest...hmmm...wa�na - wyja�ni� �askawie senny w�adca. Jego lewa powieka zacz�a
niepokoj�co opada�. Widz�c to, doradca szybko oznajmi�:
* Chodzi o �wi�to Farbowania Baran�w, a raczej jego brak!-
Orflamh skuba� nerwowo r�g swej szaty i co chwila strzepywa� z niej niewidzialne
paprochy. Na te s�owa w�adca Noirin natychmiast oprzytomnia�. Wyprostowa� si� na
swym tronie i jednym zdecydowanym ruchem g�owy poprawi� przekrzywion� koron�.
* Trzeba by�o tak od razu!- oznajmi� z wyrzutem i �wawo wyskoczy� ze swego
tronu. Wcisn�� os�upia�emu doradcy ber�o do r�ki, rzuci� mu na ramiona sw�j
kr�lewski p�aszcz i energicznym krokiem skierowa� si� do drzwi. Orflamh pomkn��
tu� za nim.
* Starcze, zanie� to do mojej komnaty, a potem zwo�aj wszystkich m�drc�w do
G�uchej Sali! Trzeba zorganizowa� narad�!- zauwa�y� wspania�omy�lnie kr�l Noirin
pod��aj�c d�ugim korytarzem. Nagle zatrzyma� si�, a ob�adowany Orflamh w
ostatniej chwili zd��y� wyhamowa� i w rezultacie wyl�dowa� na ziemi.
* Aha! O ma�y w�os zapomnia�bym o najwa�niejszym! Powiadom
Szczebiotliwego ,�e go zwalniam!- rzuci� w�adca w stron� doradcy i znikn�� za
drzwiami jednej z komnat.
Renny i Keelan z uwag� przygl�dali si� niewielkiemu szyldowi zawieszonemu tu�
nad wej�ciem do tawerny.
* Pod Obruszonym Smokiem- odczyta� powoli m�odzieniec w kapeluszu i spojrza�
pytaj�cym wzrokiem na swego towarzysza. Ten odwzajemni� spojrzenie i machn��
r�k� jakby w ten spos�b usi�owa� odrzuci� z�e my�li. Zdecydowanym ruchem pchn��
drzwi i wszed� do �rodka.
Uderzy� ich w oczy mrok panuj�cy w pomieszczeniu. Przez d�u�sz� chwil� obaj
przyjaciele stali w progu mrugaj�c bezradnie powiekami. Drzwi tawerny zamkn�y
si� za nimi bezszelestnie, a ma�y dzwoneczek uwieszony tu� nad wej�ciem oznajmi�
przybycie nowych go�ci.
Renny zaszura� niepewnie nogami i zrobi� krok do ty�u. Oczy powoli
przyzwyczaja�y si� do panuj�cej ciemno�ci i dopiero teraz przyjaciele zauwa�yli,
i� wzrok wszystkich zebranych w sali zwr�cony jest w�a�nie na nich. Nagle,
niczym spod ziemi, pojawi�a si� przed nimi kelnerka. By�a to m�oda dziewczyna o
rudych w�osach splecionych w warkocze i nienaturalnie wielkich przednich z�bach.
Jej zezowate oczy spogl�da�y raz na Keelana, raz na przera�onego Renny'ego. W
ko�cu sw�j pytaj�cy wzrok zatrzyma�a na drugim osobniku.
* Eee...- zacz�� onie�mielony ch�opak.
* Co poda�?!- zakrzykn�a zniecierpliwiona kelnerka, trzymaj�c w jednej r�ce
notesik, a w drugiej o��wek.
* Dzi�kujemy....- odpowiedzia� m�odzian i szybkim ruchem r�ki poprawi� sw�j
kapelusz.
* Za co?- zapyta�a szczerze zdziwiona dziewczyna, a jej zez w jednej chwili sta�
si� jeszcze bardziej rozbie�ny. W tawernie panowa�a dziwna atmosfera, wszystkie
rozmowy, dyskusje i k��tnie prowadzone do tej pory momentalnie ucich�y, a go�cie
z zapartym tchem czekali na dalszy rozw�j wypadk�w. Renny spojrza� z rozpacz� na
cz�owieka w pilotce, a ten rozumiej�c aluzj� ch�opaka, wyja�ni� z naciskiem w
g�osie:
* Na razie nie z�o�ymy �adnego zam�wienia. Dzi�kujemy
.Szukamy natomiast cz�owieka przyjmuj�cego zapisy na Turniej Farbowania
Baran�w!- ostatnie s�owa Keelan wykrzycza� triumfalnym tonem, rozgl�daj�c si� po
sali. Go�cie natychmiast wr�cili do przerwanych k��tni, rozm�w i dyskusji i
zdawali si� nie zwraca� na Keelana uwagi.
* Czy mog�aby� wskaza� nam drog� do niego?- zapyta� cz�owiek w pilotce,
wpatruj�c si� w zwr�cone na niego oko kelnerki.
* H�?- zacz�a zdezorientowana dziewczyna i szybko przenios�a wzrok na m�odziana
w kapeluszu.
* Zapytajcie Barmana Niepoczytalnego...prosto i za pierwszym stolikiem w
lewo...- odpowiedzia�a, po�piesznie oddalaj�c si� w kierunku kuchni.
* Hej, Keelan! Ona m�wi�a do Ciebie czy do mnie?- zacz�� zaciekawiony Renny,
otrzepuj�c sw�j p�aszcz i kapelusz z kropel deszczu.
* Niewa�ne! Zaraz...jak ona powiedzia�a? Prosto i w lewo, tak?- zapyta�
zamy�lony Keelan i nie czekaj�c na odpowied�, ruszy� przed siebie.
Tawerna urz�dzona by�a w stylu my�liwskim. Wsz�dzie wisia�y r�ne trofea, r�g
jednoro�ca, wypchana g�owa myszoskoczka, a nawet pi�ta chochlika z Plemienia
Brudnych Pi�t. Na jednej ze �cian wspania�omy�lnie wyeksponowano r�ne portrety.
Jeden z nich, zdecydowanie najwi�kszy, prezentowa� oblicze kr�la Noirina
opatrzone najbardziej wymuszonym u�miechem, jaki m�odzian w kapeluszu
kiedykolwiek ogl�da�. Podpis g