5648

Szczegóły
Tytuł 5648
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5648 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5648 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5648 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Bartek �widerski Ciemna strona - Ile spo�r�d tych stosunk�w odby�e� z dziwkami? - Ze dwa, g�ra trzy. Nie mam poj�cia, czy to dobry wynik jak na du�ego ch�opca w moim wieku. Mo�e powinienem si� wstydzi�, nie wiem, z nikim dot�d o tym nie rozmawia�em. W ka�dym razie jeszcze niedawno odpowied� brzmia�aby: zero, co na pewno wypada poni�ej �redniej. Do czego ta cwana bestia zmierza. Chce mnie sprowokowa�? Wyprowadzi� z r�wnowagi? - Jakiego typu to by�y kobiety? - Jezu, Zygmunt, jak to jakiego? To by�y kurwy, dziwki, dupodaje - zawo�a�em. - Prostytutki r�ni� si� tylko cenami, nigdy dot�d nie s�ysza�em o �adnej typologii. - Niepotrzebnie si� denerwujesz. Upraszczaj�c, wystarczy mi w�a�nie cena, kt�ra jednoznacznie za�wiadczy o jako�ci ich us�ug. A tak�e o urodzie, temperamencie i wszystkich innych parametrach atrakcyjno�ci. Nie mam racji? Chodzi�em do niego od niedawna, a ju� zaczyna� mnie dra�ni� bezosobow�, profesjonaln�, ch�odn� poprawno�ci�. Odnosi� si� do mnie jak marnie op�acany belfer obserwuj�cy spod oka psoc�ce dziecko. Ze �le skrywanym i nieuzasadnionym poczuciem wy�szo�ci. Ach, gdybym tak m�g� wymieni� nazw� ekskluzywnego hotelu, w kt�rego murach rozegra�yby si� moje przygody. Opowiedzie� o pi�knych kobietach branych przy kanonadach kork�w od szampana i trzaskach banderol wydawanej rozrzutnie mamony. Mija�oby si� to jednak z prawd�. A to ona stanowi�a kryterium. - No c�, trudno wszystko od razu ocenia�, uwzgl�dni�... - zagryz�em warg� czuj�c, �e si� pl�cz�. - Dobrze wiesz, �e nie to z�oto, co si� �wieci i odwrotnie. Jak w tej bajce: poca�ujesz �ab�, a okazuje si�, �e to kr�lewna. Patrzy� zach�caj�co bezosobowymi oczyma, u�miechaj�c si�. - �ab�, Tomek? - To by�a metafora. Czy wraz z osobowo�ci� usuwaj� Intelom zdolno�� abstrakcyjnego my�lenia? Po chwili dorzuci�em bez przekonania: - Przepraszam, Zygmunt. - Nie szkodzi. S�dz�, �e nieprzypadkowo wspomnia�e� o brzydocie. Dlaczego w�a�nie �aba? Czy�by z powierzchowno�ci� tych... kobiet by�o a� tak �le? Podnios�em ze stolika szklank� i upi�em �yk mineralnej z niespodziank�. Od razu poczu�em si� lepiej. - Ty i ta twoja nie�miertelna psychoanaliza. No dobra. Powiem prawd�, b�dziesz fika� kozio�ki z uciechy. Oba podstarza�e kurwiszony przelecia�em w bramie, zatykaj�c nos i czytaj�c z nud�w list� lokator�w. Zadowoli�y si� sum�, kt�r� nie op�aci�bym pi�ciu minut twojego cennego czasu, daruj to por�wnanie. Najgorsze, �e po wszystkim nie wiedzia�em, czy chce mi si� �mia�, czy p�aka�. Zapad�a chwila milczenia. Potem mnie dopad�. - Obie? A m�wi�e� o trzech. Z niewra�liwymi g�upkami nie rozmawiam. - No, dobrze - rzek� zaznaczaj�c co� w notesie. - Rozumiem, �e r�wnie dobrze mog�o by� ich wi�cej, po prostu nie masz si� czym chwali�. Czy s�usznie konstatuj�, �e twoje przygody z prostytutkami nie usatysfakcjonowa�y ci� seksualnie? Bystry ch�opak, umie doda� dwa do dw�ch. - Tak jakby, Zig. Troch� przeszkadza� mi ich przesadzony makija� i niemodne fryzury... Do cholery, zrozum, te potwory nawet nie przypomina�y kobiet. Prymitywne, grube, pomarszczone, stare smoczyce, kt�re mia�y g�os Roda Stewarda, luki w uz�bieniu i nie my�y si� od roku. Szklanka w moim r�ku pocz�a si� trz���. - Wi�c co sk�oni�o ci�... - Ty mi powiedz! - Chwyci�em jego biurko i wyrzuci�em za okno. Wyobra�nia to jednak �wietna rzecz; w istocie chwyci�em tylko sw�j guzik, poluzowa�em ko�nierz i opad�em z powrotem na fotel. - My�l�, �e masz przed sob� masochist�. Gdybym by� niedorozwini�tym nosoro�cem, kopuluj�cym z bezkszta�tnymi bry�ami mi�sa dla przyjemno�ci, najlepsza terapia by nie pomog�a. Beznadziejny przypadek. Ale ja nie czu�em przyjemno�ci. W ka�dym razie nie w sensie dos�ownym. - Opowiedz, jak to by�o i co dok�adnie wtedy odczuwa�e�. - Aha, przerzucamy si� na introspekcjonizm. Pami�taj, caro, �e ma to sens tylko przy pe�nym zaufaniu do prawdom�wno�ci pacjenta. I szczerej ch�ci wsp�pracy z jego strony. - Nie m�g�by� dla odmiany troch� jej wykaza�? - Zygmunt, nie ka� mi teraz nurza� si� w tych brudach - poprosi�em, uspokajaj�c si� nieco. Nienawidzi�em palanta (palanta-mutanta - haha), ale jak na razie jedynie jego klinika zatrudnia�a Inteli. Za� ka�dy z tych chodz�cych m�zg�w by� sto razy lepszy od tradycyjnego psychiatry, to znaczy od normalnego faceta o w�asnej, po��daj�cej dominacji osobowo�ci. - Nic nie zmienisz, je�li nie spojrzysz prawdzie w oczy - powiedzia�. - Tamte sprawy przemieli�em w g�owie na wszystkie strony, co zrodzi�o kup� nieweso�ych wniosk�w. - I w�a�nie o tym powinni�my... - Nie, o godny nosicielu wspania�ego imienia, pozw�l od�o�y� to na nast�pn� wizyt�. A teraz zajmijmy si� czym� mi�ym: opowiem ci sw�j ostatni sen. Spodoba ci si�, cho� nie ma w nim skrzy�, marchewek i poci�g�w wje�d�aj�cych do tuneli. Jestem w nim za to ja jako dziecko, z powrotem ma�y ch�opiec, buszuj�cy pod sto�em na przyj�ciu u rodzic�w. No, ale zaczn� od pocz�tku... Pogwizduj�c rano przy goleniu pozwoli�em mym my�lom igra� wok� semantyczno-logicznych paradoks�w. Bardzo pouczaj�ca rozrywka. Nawet je�li rozumowanie nie jest uczciwe, nawet je�li nic praktycznego z niego nie wynika. Zabawa polega na wprawianiu w zak�opotanie znajomych, kt�rym walnie si� co� szczeg�lnie perfidnego w czasie niewinnej rozmowy na bankiecie. Odkryli to ju� sofi�ci pi��set lat przed Chrystusem, utrzymuj�c si� wr�cz z demonstrowania podw�jnych twierdze�, amfibolii i innych chytrych pu�apek na zdrowy rozs�dek. W moim przypadku ofiar� jest od niedawna pewien cwany Intel. A samo rozumowanie? No wi�c dzi� wygl�da ono tak: zastan�wmy si�, czym jest m�cze�stwo? M�cze�stwo jest to dobrowolne oddanie zdrowia lub �ycia w s�usznej sprawie, na przyk�ad dla ratowania bli�niego. Gdy umierasz za kogo�, jeste� �wi�tym. Umierasz z w�asnej, nieprzymuszonej woli. A wi�c jeste� samob�jc�... To jak mo�esz by� �wi�tym? Albo tak: Zygmunt, zn�w cytujesz Freuda? On przecie� nie �yje. Powo�ujesz si� na co�, czego nie ma. M�wisz bez sensu... Freud, hm, Freud... czy to on m�wi� o kr�lob�jstwie? Nie, to Frazer, za� Freud... - Opowiada�em ci ju�, jak umar� m�j ojciec? - Nie, Tomku. Ch�tnie tego wys�ucham. - Historia jest przednia. Gdybym by� pisarzem, wykorzysta�bym j� w opowie�ci o sk�pstwie, ob�udzie i z�o�liwo�ci przedmiot�w martwych. Zatytu�owa�bym "Przywara i kara", co o tym my�lisz? Rymuje si�, brzmi dwuznacznie, a poza tym nawi�zuje do literackiej klasyki i do postaci mitologicznej. - Do Ikara? Ten poczciwy Intel nie by� wcale g�upi. - Zgad�e�, Zig. Stwierdzam, �e twoje zainteresowania literackie wykraczaj� poza "Die Traumdeutung" i skrzywdzi�em ci� zarzucaj�c ci brak poczucia humoru. Ale do rzeczy... Zacznijmy od przywary. - Zacznijmy, je�li oczywi�cie pozwolisz, od na�o�enia kulkowego stymulatora. M�wi�e�, �e go polubi�e�? - Dobra, dobra! Wsun��em g�ow� w p�kolist� obr�cz zako�czon� ruchomymi kulami. Urz�dzenie zacz�o powolnymi ruchami masowa� moje skronie; w za�o�eniu mia�o mi pom�c my�le�. A w rzeczywisto�ci? Tak jak ka�de urz�dzenie: raz dzia�a�o, raz nie. - No wi�c s�uchaj. M�j stary by� cholernym skner�. Z wiekiem to si� pogarsza�o. D�ugo �y�em w prze�wiadczeniu, �e ten "nieustraszony �owca towar�w przecenionych" jest skazany wy��cznie na g�odow� emerytur�. A po jego �mierci - szok: dostaj� w spadku udzia�y paru pot�nych przedsi�biorstw, konta w banku i klucze do sejfu. Wychodzi na jaw prawda o jego forsie. Dzi�ki niej tu jestem, inaczej nie by�oby mnie na ciebie sta�. Tak, Zig; znamy si� tylko dzi�ki mojemu ojcu, z ca�� pewno�ci� by� cz�owiekiem wyj�tkowym. Zamy�li�em si�, Intel milcza� taktownie. - Musia� by� bardzo zakochany w swoim wizerunku po�wi�caj�cego si� dla wszystkich samarytanina i wykorzystywanego n�dzarza. Z w�a�ciwej perspektywy zobaczy�em to dopiero, gdy umar�. Dop�ki ojciec �y�, stara�em si� mu pomaga�, tu nie mam sobie nic do zarzucenia. Wspiera�em starego finansowo - cho� to ja potrzebowa�em wsparcia - a tak�e t�umaczy�em mu g�upot� paranoicznego oszcz�dzania. Nie warto czyta� przy �wiecy, nawet je�eli zapalenie �ar�wki oznacza promilowy przyrost rachunku za pr�d; mo�na czasem zaszale� i kupi� sobie nowy beret zamiast nosi� na g�owie p�wiekow� szmat�... No, ale jak to bywa ze zwariowanymi emerytami - praktycznie, groch o �cian�. Na pewne sprawy w og�le nie by�o rady. Nie mia�em na przyk�ad poj�cia, �e od niepami�tnych czas�w �pi na starym, jeszcze spr�ynowym, rozklekotanym materacu kupionym przez jego dziadka. Ju� dawno temu sta� si� on bezu�yteczn� kup� �mierdz�cego szmelcu... - O, nie�adnie tak m�wi� o w�asnym dziadku! - ...ledwo przypominaj�c� materac. M�wi� o materacu. - Aha - Zig wyszczerzy� k�y. Dziwne, przysi�g�bym, �e to by� �art. - Nie przerywaj. No wi�c po �mierci ojca odkryto na jego ciele zadrapania, rany spowodowane ostrymi, metalowymi elementami wystaj�cymi z tego materaca. Musia� si� z nimi m�czy�, a by�by pewnie zdolny znosi� to jeszcze d�u�ej, byleby nie wydawa� na nowy mebel. Sta�o si� inaczej. Pewnej nocy przewracaj�c si� z boku na bok na swoim madejowym �o�u, uwolni� i odblokowa� kt�r�� z rozklekotanych spr�yn. Zardzewia�y drut z �atwo�ci� przeszed� przez pow�oczk� materaca, przetart� pi�am� i wbi� si� w brzuch ojca. Musia� bardzo cierpie�, nie umar� bynajmniej od razu. Skr�cony drut uwi�z� w jego wn�trzno�ciach i uniemo�liwia� mu poruszanie, a wo�a� o pomoc, niestety, nikt z s�siad�w nie us�ysza�. Kona� w piekielnych b�lach do bia�ego rana. Jestem pewien, �e wystarczaj�co odkupi�o to jego sk�pstwo, a tak�e grzeszki paru pokole� naprz�d. Przerwa�em i u�y�em chustek le��cych ko�o por�czy. Mimo wszystko, by�a to ci�gle sprawa bolesna. - Pisali o tym w brukowcach: "Jak sobie po�cieli�, tak si� wyspa�", albo: "D�gni�ty s�omianym spr�ynowcem". Przy ustalaniu napisu na nagrobku zgodzili�my si� jednak z bratem na klasyczn� formu�k�: "Nie mu B�g wybaczy". Jestem pewien, �e tak si� sta�o. W ciszy s�ycha� by�o mysie skrobanie o��wka Zygmunta. Po chwili podni�s� znad notesu wypuk�e, przero�ni�te czo�o. - S�dz�, �e makabryczne okoliczno�ci �mierci ojca maj� wp�yw na twoje �ycie seksualne - powiedzia� powa�nie. Roze�mia�em si�. - Wiem, co kombinujesz, ale nie s�dz�, Zig. Z pewno�ci� nie. Zacz��em stroni� od ��ka na d�ugo przed t� histori�. Opowiedzia�em ci j� tak tylko... - Wierz mi, wiem, co m�wi� - by� teraz jak sowa, kt�ra ujrza�a t�ust�, obiecuj�c� mysz. - Daj mi troch� czasu, a z pewno�ci� to udowodni�. Jednym z element�w terapii by� zarz�dzony przez doktora Z. kosmiczny relaks. Raz w tygodniu przemierza�em skocznym krokiem powierzchni� Ksi�yca, wzniecaj�c fontanny bia�ego py�u i podziwiaj�c gwiazdy. Ciekawe, czy w makromakiecie zainstalowanej w studio kliniki zbudowali r�wnie� t� ciemn� stron� satelity? W�tpi�. Neopozytywni empirycy nie wierz� w �adne ciemne strony. Naukowcy! Po wczorajszej rozmowie z Zygmuntem nie potrafi�em si� odpr�y�. To, co sam mu powiedzia�em, nie dawa�o mi spokoju. Szkoda, ka�da minuta w studiu s�ono mnie kosztowa�a. W ko�cu wibruj�cy d�wi�k dzwonka zasygnalizowa� koniec kosmicznego relaksu i mi�dzy Ziemi� a Gwiazd� Polarn� (b��dnie umieszczon� obok) zamigota� napis "WYJ�CIE". Okr�g�e drzwi prowadzi�y do znajomego gabinetu. - Witam, Tomek. Jak si� dzi� czujesz? - W porz�dku. A ty? - spyta�em, otrzepuj�c stopy z piasku i sadowi�c si� w fotelu. - Dzi�kuj�, ja r�wnie�. To mi�o, �e spyta�e�. A teraz, je�li pozwolisz, chcia�bym od razu udzieli� ci paru odpowiedzi. Chyba wpad�em na rozwi�zanie zagadki pod kryptonimem "Pigalle". - Zdaje si�, �e wiem, co masz na my�li. - Postanowi�em powi�za� j� z jednym z twoich sn�w. - Bardzo ciekawe, m�w dalej. - Usi�d� wygodnie, nie zak�adaj but�w i po�� stopy na dywaniku. Ustawi�e� si�� i szybko�� masa�u? W takim razie zaczynam. W tym �nie zjawia si�, je�li pami�tasz, pewne wspomnienie z dzieci�stwa. W okresie bodaj przedszkolnym, na przyj�ciach urz�dzanych przez twoich rodzic�w mia�e� k�opotliwy zwyczaj. Wbiega�e� pod st�. - Owszem, ale nikogo wtedy nie wprawia�o to w zak�opotanie. By�em ma�ym brzd�cem i robi�em to ci�gle, lecz moje nurkowanie pod blatem wszyscy brali tylko za idiotyczn�, niewinn� zabaw�... G�owa pe�na rozkosznych wspomnie�, my�li zasnute l�ni�cym py�em nadmuchanym przez czas... Wreszcie co� mi�ego. - Twoje figle nie by�y zabaw�. Sen ujawni� g��bsz� warstw� tego do�wiadczenia. - Ha, ale ja by�em ju� na tyle przebieg�y, �e dobrze o tym wiedzia�em - zauwa�y�em. - Robi�em to zupe�nie �wiadomie. Pami�tam, �e z magiczn�, rozkoszn� si�� przyci�ga� mnie nie wz�r na dywanie; pod st� wabi�y mnie za�o�one nogi zasiadaj�cych wok� kobiet. Doros�e, zadbane, opalone nogi. Bo�e, mog�em sp�dzi� ca�y wiecz�r badaj�c ka�dy ich centymetr! Wbiega�em tam, by prze�ywa� dreszcz emocji, zawr�t g�owy spowodowany blisko�ci� kobiecych st�p. Pami�tam wyra�nie opalone palce ods�oni�te przez przewiewne, letnie sanda�y i s�odki zapach cia� m�odych przyjaci�ek mojej mamy. Strasznie mnie bra�y te stopy, zreszt� zosta�o mi to do dzi�. - Nawet nie wiesz, jak bardzo. We �nie przewija� si� zw�aszcza jeden detal, kt�ry musz� tu potraktowa� jako symbol. Czerwony lakier na paznokciach. - A tak. Mieli�my wszak pocz�tek wieku, posthippizm i kobiety obowi�zkowo malowa�y paznokcie u n�g. Rzeczywi�cie, na og� na czerwono. - Przejd�my wi�c do pa�, z kt�rymi mia�e� przyjemno��, cho� to nie najlepsze s�owo, dwadzie�cia lat p�niej. Tanie prostytutki. Czy nie dostrzegasz zastanawiaj�cej zbie�no�ci? Pomy�la�em chwil�. - Cholera, racja! Wszystkie mia�y czerwone paznokcie u n�g... - A widzisz! Dzi�, gdy �adna szanuj�ca si� modnisia tego nie robi, upatrzy�e� sobie w czelu�ciach podejrzanych bram kobiety maluj�ce paznokcie. Symbol seksu. To by� ten pod�wiadomy magnes pchaj�cy ci� w ich ramiona. A przy okazji, dam ci gotow� recept� na przysz�o��. Chodzi o problemy z impotencj�. Kobiece stopy o polakierowanych paznokciach; rzeczywi�cie... strasznie ci� bior�. Wygl�da to na trwa�� zale�no��. Spojrza�em z wdzi�czno�ci�. Cokolwiek powiedzie�, ma �eb. - Dzi�ki, Zygmunt. - Nie ma za co. Po prostu nazywam rzeczy po imieniu. - To rzeczywi�cie upraszcza spraw�, prawda? - rzuci�em zamy�lony. - To za�atwia spraw� - odpar� Intel. Otworzy�em oczy i podrapa�em si� po skroni. Przeeci��gn����em si�. W��czy�em cichutko CD i wci�� le��c za�o�y�em r�ce pod g�ow�. Resztki snu ko�acz�ce mi si� pod czaszk�, bujane teraz muzyk� wymaga�y ocalenia. Ju�, ju� pogr��a�y si� nieub�agan� i coraz cia�niejsz� spiral� w otch�ani niepami�ci. A sen by� zbyt ciekawy, bym pozwoli� mu ulecie�. Przezwyci�aj�c przemo�n� ch�� do pozostania w bezruchu, si�gn��em po le��ce na stole kartk� i d�ugopis. Skoncentrowa�em si�. T�em snu by�a wie�. S�omiane strzechy, polne drogi, pas�ce si� byd�o i rozczochrani ludzie. Jest wiecz�r, ch�opi schodz� si� z pola do stod�, by po z�o�eniu narz�dzi zawita� w karczmie. I jest Zygmunt, cholerny Intel, kt�ry czeka na nich siedz�c na przydro�nym p�ocie. Pasuje tam jak pi�� do nosa. Zaparty obcasami o belk�, zadowolony z siebie, trzyma na kolanach tabliczk� i teleskopow� wskaz�wk�. Zatrzymuje grupk� ch�op�w, przedstawia si� i zaczyna im co� t�umaczy�. Wy�uszcza im chyba swoje rolnicze pomys�y, popukuj�c wskaz�wk� o pokryt� schematami tablic�: jak przerobi� cep, �eby lepiej m��ci�, jak trzyma� kos�, �eby si� nie m�czy�. Ch�op�w zrazu to peszy; potem s�uchaj�c dziwnej wymowy i widz�c cudaczny, zniekszta�cony �eb Intela, zaczynaj� si� wierci� i rzuca� docinki. Po chwili w powietrzu pachnie ju� gotowo�ci� na wszystko. Sprawia to l�k przed nieznanym, ura�ona duma i upodobanie do bijatyk. Padaj� okrzyki: "Cudak!", "Z piek�a rodem musi", "Kosy w graby, ch�opy!". W zacie�niaj�cym si� wok� Zygmunta kr�gu gro�nych twarzy mo�na wyczu� nienawistn� ksenofobi�. Ju� po chwili w ch�opskich �apach wa�� si� kamienie. Ich przera�aj�cy furkot jest ostatni� rzecz�, jak� pami�tam. Ufff... to dopiero koszmar. Sk�adaj�c kartk� zastanawiam si�, jak m�j sen zinterpretuje jego g��wny bohater. Ja nie mam sensownego pomys�u. - Obieca�em ci co�. Pami�tasz nasz� rozmow� o wypadku twojego ojca? - Owszem - sadowi�c si� g��biej w fotelu, podda�em si� dyskretnej akupunkturze. �a�owa�em, �e w og�le mu o tamtym powiedzia�em. - Uda�o mi si� uchwyci� jej zwi�zek z seksem. Ale zacznijmy od tego, �e nie powiedzia�e� mi w�wczas prawdy. Prosz�, nie przecz. To zrozumia�e, �e mi nie ufa�e�. Ani mnie nie docenia�e�. Na szcz�cie domy�li�em si� paru rzeczy, a potem wszystko zacz�o bardzo �adnie gra�. Znowu poczu�em si�, jak t�usta mysz obw�chiwana przez g�odn� sow�. Ale swoj� drog�, do czego on zmierza? - Wiem dok�adnie, dlaczego potrafisz uprawia� seks wy��cznie wtedy, gdy musisz za niego zap�aci�. - Ju� mi to wyja�ni�e�... chodzi o czerwone paznokcie! - To by� pierwszy pomys�. Wyst�puje jednak i drugi czynnik. T�umaczy on r�wnie� twoje wizyty w klinice. Zdj�� okulary i zamy�lony wsun�� do ust jeden z plastykowych zausznik�w. - Siedz� na szpilkach, Zig - powiedzia�em z wymuszonym u�miechem. Nie s�dz�, �eby doceni� dwuznaczno�� tej uwagi. - Chodzi o to, by powtarzaj�ce si� p�atne us�ugi i psychiczne korzy�ci, jakie z nich czerpiesz, uzasadni�y morderstwo. Po grzbiecie przebieg�o mi stado mr�wek. Nie lubi� mocnych s��w. - Wszystko to razem wskazuje na fakt, i� to ty zabi�e� swego ojca. To ty wsun��e� mu do materaca ow� zaostrzon� spr�yn�. Czyn ten zmusza teraz ciebie do ci�g�ych i morderczych zabieg�w kompensuj�cych poczucie winy. Jednocze�nie twoje superego lub - by unikn�� freudowskich zawi�o�ci - gn�bi�ce ci� wyrzuty sumienia, domagaj� si� najwy�szego wymiaru kary. Dyskomfort psychiczny ust�puje, gdy poddasz swoj� grzeszn� osob� torturze zast�pczej. Na przyk�ad kopulacji za pieni�dze ze star�, odra�aj�c� prostytutk�. Obserwowa�em go w niemym podziwie. Zygmunt za�o�y� spokojnie okulary, okr�ci� fotel i zapatrzy� si� na wierzcho�ki drzew ko�ysz�ce si� za oknem. - Mam nadziej�, �e leczenie u mnie nie jest ju� przejawem podobnego masochizmu. W gr� wchodzi raczej ch�� optymalnego wykorzystania pieni�dzy zdobytych tak drastyczn� metod�. Chocia�... Mi�dzy sosnami �miga�y rude wiewi�rki. - Zygmunt, czy ty masz zainstalowany gdzie� tutaj wykrywacz k�amstw, jakie� urz�dzenie, o kt�rym nie wiem? - zachrypia�em. - Tak, tutaj - spojrza� na mnie i popuka� si� w skro�. Obr�ci� si� znowu w stron� okna. - Powiem ci co� jeszcze. Nie zrobi�e� tego, by przechwyci� fortun� twojego taty, cho� i wcze�niej �wietnie o niej wiedzia�e�. Tu te� nie by�e� ze mn� szczery. Po fakcie pod�wiadomie pr�bujesz jako� zracjonalizowa� sw� zbrodni�, przypisuj�c j� swojej dziedzicznej chciwo�ci. Ale to nie tak. Zawini�a raczej �lepa nienawi�� do autorytet�w; zdradzi� j� tw�j ostatni sen. To on naprowadzi� mnie na w�a�ciwy trop. Uzmys�owi� mi, jak bardzo pragniesz mojej �mierci. Nie jestem wprawdzie twoim ojcem, ale poprzez symboliczne odwzorowanie mo�emy... Zabij, ale nie nud�! To znaczy... bez przesady! - Zygmunt, co w�a�ciwie masz zamiar z tym zrobi�? - spyta�em. - Jeszcze nie wiem. Patrzyli�my na siebie w milczeniu. W ko�cu podni�s� si� z miejsca i zacz�� zdejmowa� fartuch. - Na razie odepnij, prosz�, pasy. Doko�czymy t� rozmow� na dworze. My�l�, �e �wie�e powietrze dobrze zrobi nam obu. Dzisiaj pierwszy dzie� wiosny, wiesz? - W porz�dku, Zig - mrukn��em uwalniaj�c si� z klamer. W nast�pnej sekundzie d�uga ig�a wyj�ta z zacisku w moim fotelu tkwi�a w odwr�conym karku Intela. A jednak! Brak ego okaza� si� w ko�cu zawodowym minusem - doktorowi Z. zabrak�o instynktu samozachowawczego. A ja nie mog�em ryzykowa�. Umie�ci�em cia�o w swoim fotelu - przyznaj�, �e ta roszada sprawi�a mi niek�aman� rado��, i przypi��em je pasami. Nie zwlekaj�c d�u�ej, wyszed�em w lekarskim kitlu na korytarz. Dopiero za progiem kliniki, gdy by�em ju� bezpieczny, poczu�em uderzenie rze�kiej, wiosennej aury. Krzewy po obu stronach alejki pachnia�y bzem. Wprawdzie sztucznym, ale intensywnie. Winszuj�c sobie trze�wo�ci umys�u pomy�la�em, �e psychoterapeutyczne wizyty i wydane na nie pieni�dze nie posz�y na marne. Ujawniaj�c popl�tane w�tki zawi�ej gry sprzecznych motyw�w, Zygmunt rozsup�a� bolesny w�ze� zaci�ni�ty w moim sercu. A ta czerwie� sp�ywaj�ca z jego karku... Za�o�� si�, �e we wspomnieniach w zestawieniu z czerwonym lakierem wypadnie ob��dnie! �ycie nabra�o sensu. Czu�em wr�cz eufori�. Umar� Intel, niech �yje Intel... ekt! Wiwat psychoanaliza! Znowu jak w m�odo�ci zapragn��em um�wi� si� z dziewczyn�. Korci�o mnie te�, �eby odszuka� w ksi��ce telefonicznej numer mojej by�em nauczycielki z og�lniaka i z�o�y� jej wizyt�. Ciemna strona Ksi�yca zal�ni�a nowym blaskiem.