5514

Szczegóły
Tytuł 5514
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5514 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5514 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5514 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Henryk Sienkiewicz W Pustyni i w puszczy Rozdzia� 1 Wiesz, Nel - m�wi� Sta� Tarkowski do swojej przyjaci�ki, ma�ej Angielki - wczoraj przyszli zabtie (policjanci) i aresztwali �on� dozorcy Smaina i jej troje dzieci - t� Fatm�, kt�ra ju� kilka razy przychodzi�a do biura do twojego ojca i do mego. A ma�a, podobna do �licznego obrazka Nel podnios�a swe zielonawe oczy na Stasia i zapyta�a na wp� ze zdziwieniem, a na wp� ze strachem: - Wzi�li j� do wi�zienia? - Nie, ale nie pozwolili jej wyjecha� do Sudanu i przyjecha� urz�dnik, kt�ry jej b�dzie pilnowa�, by ani krokiem nie wyruszy�a z Port-Saidu. - Dlaczego? Sta�, kt�ry ko�czy� rok czternasty i kt�ry sw� o�mioletni� towarzyszk� kocha� bardzo, ale uwa�a� za zupe�ne dziecko, rzek� z min� wielce zarozumia��: - Jak dojdziesz do mego wieku, to b�dziesz wiedzia�a wszystko, co si� dzieje nie tylko wzd�u� kana�u, od Port-Saidu do Suezu, ale i w ca�ym Egipcie. Czy ty nic nie s�ysza�a� o Mahdim? - S�ysza�am, �e jest brzydki i niegrzeczny. Ch�opiec u�miechn�� si� z politowaniem. - Czy jest brzydki - nie wiem. Suda�czycy utrzymuj�, �e jest pi�kny. Ale powiedzie�, �e jest niegrzeczny, o cz�owieku, kt�ry wymordowa� ju� tylu ludzi, mo�e tylko dziewczynka o�mioletnia, w sukience, ot! takiej - do kolan! - Tatu� mi tak powiedzia�; a tatu� wie najlepiej. - Powiedzia� ci tak dlatego, �e inaczej by� nie zrozumia�a. Do mnie by si� tak nie wyrazi�. Mahdi jest gorszy ni� ca�e stado krokodyli. Rozumiesz? Dobre mi powiedzenie: "niegrzeczny", tak si� m�wi do niemowl�t. Lecz ujrzawszy zachmurzon� twarz dziewczynki umilk�, a potem rzek�: - Nel! wiesz, �e nie chcia�em ci zrobi� przykro�ci; przyjdzie czas; �e i ty b�dziesz mia�a czternasty rok. Obiecuj� ci to na pewno. - Aha! - odpowiedzia�a z zatroskanym wejrzeniem - a je�eli Mahdi wpadnie przedtem do Port-Saidu i mnie zje? - Mahdi nie jest ludo�erc�, wi�c ludzi nie zjada, tylko ich morduje. Do Port- Saidu te� nie wpadnie, a gdyby nawet wpad� i chcia� ci� zabi�, pierwej mia�by ze mn� do czynienia. O�wiadczenie to oraz �wist; z jakim Sta� wci�gn�� nosem powietrze, nie zapowiadaj�cy nic dobrego dla Mahdiego, uspokoi�y znacznie Nel co do w�asnej osoby. - Wiem - odrzek�a. -Ty by� mnie nie da�. Ale dlaczego nie puszczaj� Fatmy z Post-Saidu? - Bo Fatma jest cioteczn� siostr� Mahdiego. M�� jej, Smain, o�wiadczy� rz�dowi egipskiemu w Kairze, �e pojedzie do Sudanu, gdzie przebywa Mahdi, i wyrobi wolno�� dla wszystkich Europejczyk�w, kt�rzy wpadli w jego r�ce. - To Smain jest dobry? - Czekaj. Tw�j i m�j tatu�, kt�rzy znali doskonale Smaina, nie mieli wcale do niego zaufania i ostrzegali Nubara pasz�, by mu nie ufa�. Ale rz�d zgodzi� si� wys�a� Smaina i Smain bawi od p� roku u Mahdiego. Je�cy jednak nie tylko nie wr�cili, ale przysz�a z Chartumu wiadomo��, �e mahdy�ci obchodz� si� z nimi coraz okrutniej, a �e Smain, nabrawszy od rz�du pieni�dzy, zdradzi�. Przysta� ca�kiem do Mahdiego i zosta� mianowany emirem. Ludzie powiadaj�, �e w tej okropnej bitwie, w kt�rej poleg� jenera� Hicks, Smain dowodzi� artyleri� Mahdiego i on to podobno nauczy� mahdyst�w obchodzi� si� z armatami, czego przedtem, jako dzicy ludzie, wcale nie umieli. Ale Smainowi chodzi teraz o to, by wydosta� z Egiptu �on� i dzieci, tote� gdy Fatma, kt�ra widocznie z g�ry wiedzia�a, co zrobi Smain, chcia�a cichaczem wyjecha� z Port-Saidu, rz�d aresztowa� j� teraz razem z dzie�mi. - A co rz�dowi przyjdzie z Fatmy i jej dzieci? - Rz�d powie Mahdiemu: "Oddaj nam je�c�w, a my oddamy ci Fatm�..." Na razie rozmowa urwa�a si�, albowiem, uwag� Stasia zwr�ci�y ptaki lec�ce od strony Echtum om Farag ku jezioru Menzaleh. Lecia�y one do�� nisko i w przezroczym powietrzu wida� by�o wyra�nie kilka pelikan�w z zagi�tymi na grzbiety szyjami, poruszaj�cych z wolna ogromnymi skrzyd�ami. Sta� pocz�� zaraz na�ladowa� ich lot, wi�c zadar� g�ow� i bieg� przez kilkana�cie krok�w grobl�, machaj�c roz�o�onymi r�koma. - Patrz! lec� i czerwonaki! - zawo�a�a nagle Nel. Sta� zatrzyma� si� w jednej chwili, gdy� istotnie za pelikanami, ale nieco wy�ej, wida� by�o zawieszone na b��kicie jakby dwa wielkie, r�owe i purpurowe kwiaty. - Czerwonaki! Czerwonaki! - One wracaj� pod wiecz�r do swoich siedzib na wysepkach - rzek� ch�opiec. - Ach; gdybym mia� strzelb�! - Po c� by� mia� do nich strzela�? - Kobiety takich rzeczy nie rozumiej�. Ale p�jd�my dalej, mo�e zobaczymy ich wi�cej. To powiedziawszy wzi�� dziewczynk� za r�k� i poszli ku pierwszej za Port-Saidem kana�owej przystani, za nimi za� nad��a�a Murzynka Dinah, niegdy� piastunka ma�ej Nel. Szli wa�em oddzielaj�cym wody jeziora Menzaleh od kana�u, przez kt�ry przep�ywa� w tej chwili, prowadzony przez pilota, du�y parowiec angielski. Zbli�a� si� wiecz�r. S�o�ce sta�o jeszcze do�� wysoko, ale przetoczy�o si� ju� na stron� jeziora. S�onawe jego wody poczyna�y l�ni� z�otem i drga� odblaskami pawich pi�r. Po arabskim brzegu ci�gn�a si�, jak okiem si�gn��, p�owa piaszczysta pustynia - g�ucha, z�owroga, martwa. Mi�dzy szklanym, jakby obumar�ym niebem a bezmiarem pomarszczonych piask�w nie by�o �ladu �ywej istoty Podczas gdy na kanale wrza�o �ycie, kr�ci�y si� �odzie, rozlega�y si� �wisty parowc�w, a nad Menzaleh migota�y w s�o�cu stada mew i dzikich kaczek - tam, na arabskim brzegu, by�a jakby kraina �mierci. Tylko w miar� jak s�o�ce zni�aj�c si� stawa�o si� coraz czerwie�sze, piaski pocz�y przybiera� barw� liliow�, tak�, jak� jesieni� maj� wrzosy w polskich lasach. Dzieci id�c ku przystani ujrza�y jeszcze kilka czerwonak�w, do kt�rych �mia�y si� ich oczy, po czym Dinah o�wiadczy�a, �e Nel musi wraca� do domu. W Egipcie po dniach, kt�re nawet w czasie zimy cz�sto bywaj� upalne, nast�puj� noce bardzo zimne, a �e zdrowie Nel wymaga�o wielkiej ostro�no�ci, ojciec jej, pan Rawlison, nie pozwala�, by dziewczynka znajdowa�a si� po zachodzie s�o�ca nad wod�. Zawr�cili wi�c ku miastu, na kt�rego kra�cu sta�a w pobli�u kana�u willa pana Rawlisona - i w chwili gdy s�o�ce zanurzy�o si� w morzu, znale�li si� pod dachem. Niebawem przyby� te� zaproszony na obiad in�ynier Tarkowski, ojciec Stasia - i ca�e towarzystwo, wraz z Francuzk�, nauczycielk� Nel, pani� Olivier, zasiad�o do sto�u: Pan Rawlison, jeden z dyrektor�w kompanii Kana�u Sueskiego, i W�adys�aw Tarkowski, starszy in�ynier tej�e kompanii, �yli od wielu lat w naj�ci�lejszej przyja�ni. Obaj byli wdowcami, ale pani Tarkowska, rodem Francuzka, zmar�a z chwil� przyj�cia na �wiat Stasia, to jest przed laty przesz�o trzynastu, matka za� Nel zgas�a na suchoty w Heluanie, gdy dziewczynka mia�a lat trzy. Obaj wdowcy mieszkali w s�siednich domach w Port-Saidzie i z powodu swych zaj�� widywali si� codziennie. Wsp�lne nieszcz�cie zbli�y�o ich jeszcze bardziej do siebie i umocni�o zawart� poprzednio przyja��. Pan Rawlison pokocha� Stasia jak w�asnego syna, a za� pan Tarkowski by�by skoczy� w ogie� i wod� za ma�� Nel. Po uko�czeniu dziennych prac najmilszym dla nich odpoczynkiem by�a rozmowa o dzieciach, ich wychowaniu i przysz�o�ci. Podczas podobnych rozm�w najcz�ciej bywa�o tak, �e pan Rawlison wychwala� zdolno�ci, energi� i dzielno�� Stasia, a pan Tarkowski unosi� si� nad s�odycz� i anielsk� twarzyczk� Nel. I jedno, i drugie by�o prawd�. Sta� by� troch� zarozumia�y i troch� che�pliwy, ale uczy� si� doskonale, i nauczyciele szko�y angielskiej, do kt�rej chodzi� w Port- Saldzie, przyznawali mu istotnie niezwykle zdolno�ci. Co do odwagi i zaradno�ci, odziedziczy� j� po ojcu, albowiem pan Tarkowski posiada� te przymioty w wysokim stopniu i w znacznej cz�ci im w�a�nie zawdzi�cza� obecne swe stanowisko. W roku 1863 bi� si� bez wytchnienia w ci�gu jedenastu miesi�cy. Nast�pnie ranny, wzi�ty do niewoli i skazany na Sybir, uciek� z g��bi Rosji i przedosta� si� za granic�. By� ju� przed p�j�ciem do powstania sko�czonym in�ynierem, jednak�e rok jeszcze po�wi�ci� na studia hydrauliczne, a nast�pnie otrzyma� posad� przy kanale i w ci�gu kilku lat - gdy poznano jego znajomo�� rzeczy, energi� i pracowito�� - zaj�c wysokie stanowisko starszego in�yniera. Sta� urodzi� si�, wychowa� i doszed� do czternastego roku �ycia w Port-Saidzie, nad kana�em, wskutek czego in�ynierowie, koledzy ojca, nazywali go "dzieckiem pustyni". P�niej, b�d�c ju� w szkole, towarzyszy� czasem ojcu lub panu Rawlisonowi, w czasie wakacji i �wi�t, w wycieczkach, jakie z obowi�zku musieli czyni� od Port-Saidu a� do Suezu dla rewizji rob�t przy wale i przy pog��bianiu �o�yska kana�u. Zna� wszystkich - zar�wno in�ynier�w i urz�dnik�w komory, jak i robotnik�w, Arab�w i Murzyn�w. Kr�ci� i wkr�ca� si� wsz�dzie, wyrasta�, gdzie go nie posiali, robi� d�ugie wycieczki wa�em, je�dzi� ��dk� po Menzaleh i zapuszcza� si� nieraz do�� daleko. Przeprawia� si� na brzeg arabski i dorwawszy si� do czyjego b�d� konia, a z braku konia - do wielb��da, a nawet i os�a, udawa� farysa w pustyni; s�owem, jak si� wyra�a� pan Tarkowski, "bobrowa�" wsz�dzie i ka�d� woln� od nauki chwil� sp�dza� nad wod�. Ojciec nie sprzeciwia� si� temu, wiedz�c, �e wios�owanie, konna jazda i ci�g�e �ycie na �wie�ym powietrzu wzmacnia zdrowie ch�opca i rozwija w nim zaradno��. Jako� Sta� wy�szy by� i silniejszy, ni� bywaj� ch�opcy w jego wieku, a do�� mu by�o spojrze� w oczy; by odgadn��, �e w razie jakiego wypadku pr�dzej zgrzeszy zbytkiem zuchwa�o�ci ni� boja�ni�. W czternastym roku �ycia by� jednym z najlepszych p�ywak�w w Port-Saidzie, co niema�o znaczy�o, albowiem Arabowie i Murzyni p�ywaj� jak ryby. Strzelaj�c z karabink�w ma�ego kalibru - i tylko kulami, do dzikich kaczek i do egipskich g�si, wyrobi� sobie niechybn� r�k� i oko. Marzeniem jego by�o polowa� kiedy� na wielkie zwierz�ta w Afryce �rodkowej; chciwie te� s�ucha� opowiada� Suda�czyk�w zaj�tych przy kanale, kt�rzy spotykali si� w swej ojczy�nie z wielkimi drapie�nikami i grubosk�rnymi. Mia�o to i t� korzy��, �e uczy� si� zarazem ich j�zyk�w. Kana� Sueski nie do�� by�o przekopa�, trzeba go jeszcze i utrzyma�, gdy� inaczej piaski z pusty�, le��cych po obu jego brzegach, zasypa�yby go w ci�gu roku. Wielkie dzie�o Lessepsa wymaga ci�g�ej pracy i czujno�ci. Tote� do dzi� dnia nad pog��bieniem jego �o�yska pracuj� pod dozorem bieg�ych in�ynier�w pot�ne maszyny i tysi�ce robotnik�w. Przy przekopaniu kana�u pracowa�o ich dwadzie�cia pi�� tysi�cy. Dzi�, wobec dokonanego dzie�a i ulepszonych nowych maszyn, potrzeba ich znacznie mniej, jednak�e liczba ich jest dotychczas dosy� znaczna. Przewa�aj� w�r�d nich ludzie miejscowi, nie brak jednak i Nubijczyk�w, i Suda�czyk�w, i Somalis�w, i rozmaitych Murzyn�w mieszkaj�cych nad Bia�ym i Niebieskim Nilem, to jest w okolicach, kt�re przed powstaniem Mahdiego zaj�� by� rz�d egipski. Sta� �y� ze wszystkimi za pan brat, a maj�c, jak zwykle Polacy, nadzwyczajn� zdolno�� do j�zyk�w, pozna�, sam nie wiedz�c jak i kiedy, wiele z ich narzeczy. Urodzony w Egipcie, m�wi� po arabsku jak Arab. Od Zanzibaryt�w, kt�rych wielu s�u�y�o za palacz�w przy maszynach, wyuczy� si� rozpowszechnionego wielce w ca�ej Afryce �rodkowej j�zyka ki-swahili, umia� nawet rozm�wi� si� z Murzynami z pokole� Dinka i Szylluk, zamieszkuj�cych poni�ej Faszody nad Nilem. M�wi� pr�cz tego biegle po angielsku, po francusku i po polsku, albowiem ojciec jego, gor�cy patriota, dba� o to wielce, by ch�opiec zna� mow� ojczyst�. Sta�, oczywi�cie, uwa�a� mow� t� za najpi�kniejsz� w �wiecie i uczy� jej, nie bez powodzenia, ma�� Nel. Nie m�g� tylko dokaza� tego, aby jego imi� wymawia�a Sta�, nie "Stes". Nieraz te� przychodzi�o mi�dzy nimi z tego powodu do nieporozumie�; kt�re trwa�y jednak dop�ty tylko, dop�ki w oczach dziewczyny nie zaczyna�y �wieci� �ezki. W�wczas "Stes" przeprasza� j� - i bywa� z�y na samego siebie. Mia� jednak brzydki zwyczaj m�wi� z lekcewa�eniem o jej o�miu latach i przeciwstawia� im sw�j powa�ny wiek i do�wiadczenie. Utrzymywa�, �e ch�opiec, kt�ry ko�czy lat czterna�cie, je�li nie jest jeszcze zupe�nie doros�ym, to przynajmniej nie jest ju� dzieckiem, a natomiast zdolny ju� jest do wszelkiego rodzaju czyn�w bohaterskich, zw�aszcza je�li ma w sobie krew polsk� i francusk�. Pragn�� te� najgor�cej, �eby kiedykolwiek zdarzy�a si� sposobno�� do takich czyn�w, szczeg�lniej w obronie Nel. Oboje wynajdywali rozmaite niebezpiecze�stwa i Sta� musia� odpowiada� na jej pytania, co by zrobi�, gdyby na przyk�ad wlaz� do jej domu przez okno krokodyl maj�cy dziesi�� metr�w albo skorpion tak du�y jak pies. Obojgu ani na chwil� nie przychodzi�o do g�owy, �e wkr�tce gro�na rzeczywisto�� przewy�szy wszelkie ich fantastyczne przypuszczenia. Rozdzia� 2 Tymczasem w domu czeka�a ich podczas obiadu dobra nowina. Panowie Tarkowski i Rawlison byli zaproszeni przed kilku tygodniami, jako biegli in�ynierowie, do obejrzenia i oceny rob�t prowadzonych przy ca�ej sieci kana��w w prowincji El- Fajum, w okolicach miasta Medinet, blisko jeziora Karoun oraz wzd�u� rzeki Jussef i Nilu. Mieli tam zabawi� ko�o miesi�ca i uzyskali na to urlopy od w�asnej kompanii. Poniewa� zbli�a�y si� �wi�ta Bo�ego Narodzenia, wi�c obaj nie chc�c rozstawa� si� z dzie�mi postanowili, �e Sta� i Nel pojad� tak�e do Medinet. Po us�yszeniu tej nowiny dzieci omal nie wyskoczy�y ze sk�ry z rado�ci. Dotychczas zna�y miasta le��ce wzd�u� kana�u, a mianowicie Izmail� i Suez, poza kana�em za� - Aleksandri� i Kair, pod kt�rym ogl�da�y wielkie piramidy i Sfinksa. Ale by�y to kr�tkie wycieczki, gdy wyprawa do Medinet-el-Fajum wymaga�a ca�ego dnia jazdy kolej� wzd�u� Nilu na po�udnie, a potem od El-Wasta na zach�d, ku Pustyni Libijskiej. Sta� zna� Medinet z opowiada� m�odszych in�ynier�w i podr�nik�w, kt�rzy je�dzili tam na polowanie na wszelkiego rodzaju ptactwo wodne oraz na wilki z pustyni i hieny. Wiedzia�, �e jest to osobna wielka oaza le��ca po lewym brzegu Nilu, ale niezale�na od jego wylew�w i maj�ca sw�j w�asny system wodny, utworzony przez jezioro Karoun, przez Bahr-Jussef i przez ca�� wi� drobnych kana��w. Ci, kt�rzy oaz� t� widzieli, m�wili, �e jakkolwiek kraina ta nale�y do Egiptu, jednak�e, oddzielona od niego pustyni�, tworzy odr�bn� ca�o��. Tylko rzeka Jussef wi��e, rzek�by�, niebieskim cienkim sznurkiem t� okolic� z dolin� Nilu. Wielka obfito�� w�d, �yzno�� gleby i wspania�a ro�linno�� tworz� z niej jakby raj ziemski, a rozleg�e ruiny miasta Krokodilopolis �ci�gaj� tam setki ciekawych podr�nik�w. Stasiowi jednak u�miecha�y si� g��wnie brzegi jeziora Karoun z rojami ptactwa i wyprawy na wilki do pustynnych wzg�rz Guebel- el-Sedment. Ale wakacje jego zaczyna�y si� dopiero za kilka dni, poniewa� za� rewizja rob�t przy kana�ach by�a spraw� piln� i starsi panowie nie mogli traci� czasu, u�o�yli si� przeto, �e wyjad� niezw�ocznie, a dzieci wraz z pani� Olivier w tydzie� p�niej. I Nel, i Sta� mieli ochot� jecha� zaraz, ale Sta� nie �mia� o to prosi�. Pocz�li natomiast wypytywa� o rozmaite sprawy tycz�ce podr�y i z nowymi wybuchami rado�ci przyj�li wiadomo��, �e nie b�d� mieszkali w niewygodnych, utrzymywanych przez Grek�w hotelach, ale w namiotach dostarczonych przez Towarzystwo Podr�nicze Cooka. Tak zwykle urz�dzaj� si� podr�ni, kt�rzy z Kairu wyje�d�aj� na d�u�szy nawet pobyt do Medinet. Cook dostarcza namiot�w, s�u�by, kucharzy, zapas�w �ywno�ci, koni, os��w, wielb��d�w i przewodnik�w, tak �e podr�nik nie potrzebuje o niczym my�le�. Jest to wprawdzie do�� kosztowny spos�b podr�owania, ale panowie Tarkowski i Rawlison nie mieli potrzeby si� z tym liczy�, wszelkie bowiem wydatki ponosi� rz�d egipski, kt�ry ich zaprosi�, jako bieg�ych, do oceny i rewizji prac przy kana�ach. Nel, kt�ra nad wszystko w �wiecie lubi�a je�dzi� na wielb��dzie, otrzyma�a obietnic� od ojca, �e dostanie osobnego, garbatego wierzchowca, na kt�rym wraz z pani� Olivier albo z Dinah, a czasem i ze Stasiem, b�dzie bra�a udzia� we wsp�lnych wycieczkach w bli�sze okolice pustyni i do Karoun. Stasiowi przyrzek� pan Tarkowski, �e pozwoli mu kiedy noc� p�j�� na wilki - i �e je�eli przyniesie dobre �wiadectwo szkolne, to dostanie prawdziwy angielski sztucer i wszelkie potrzebne dla my�liwego przybory. Poniewa� Sta� pewny by� cenzury, wi�c od razu zacz�� uwa�a� si� za posiadacza sztucera i obiecywa� sobie dokona� z nim rozmaitych zdumiewaj�cych i wiekopomnych czyn�w. Na takich projektach i rozmowach zeszed� uszcz�liwionym dzieciom obiad. Stosunkowo najmniej zapa�u okazywa�a do zamierzonej podr�y pani Olivier, kt�rej nie chcia�o si� rusza� z wygodnej willi w Port-Saidzie i kt�r� przestrasza�a my�l zamieszkania przez kilka tygodni w namiocie, a zw�aszcza zamiar wycieczek na wielb��dach. Zdarzy�o si� jej ju� kilkakrotnie pr�bowa� podobnej jazdy, jak to zwykle robi� przez ciekawo�� Europejczycy zamieszkali w Egipcie, i zawsze te pr�by wypada�y niepomy�lnie. Raz wielb��d podni�s� si� za wcze�nie, gdy jeszcze nie zasiad�a si� dobrze na siodle, i skutkiem tego stoczy�a si� przez jego grzbiet na ziemi�. Innym razem nie nale��cy do lekkono�nych dromader utrz�s� j� tak, �e przez dwa dni nie mog�a przyj�� do siebie, s�owem, o ile Nel po dwu lub trzech przeja�d�kach, na kt�re pozwoli� pan Rawlison, zapewnia�a, �e nie ma nic rozkoszniejszego na �wiecie, o tyle pani Olivier zosta�y przykre wspomnienia. M�wi�a, �e to jest dobre dla Arab�w albo dla takiej kruszynki jak Nel, kt�ra nie wi�cej si� utrz�sie ni� mucha, kt�ra by siad�a na garbie wielb��da, ale nie dla os�b powa�nych i niezbyt lekkich, a zarazem maj�cych pewn� sk�onno�� do niezno�nej choroby morskiej. Lecz co do Medinet-el-Fajum mia�a i inne obawy. Oto w Port-Saidzie, zar�wno jak w Aleksandrii, Kairze i ca�ym Egipcie, nie m�wiono o niczym wi�cej, tylko o powstaniu Mahdiego i o okrucie�stwach derwisz�w. Pani Olivier nie wiedz�c dok�adnie, gdzie le�y Medinet, zaniepokoi�a si�, czy to nie b�dzie zbyt blisko od mahdyst�w, i wreszcie pocz�ta wypytywa� o to pana Rawlisona. Lecz on u�miechn�� si� tylko i rzek�: - Mahdi oblega w tej chwili Chartum, w kt�rym broni si� jenera� Gordon. Czy pani wie, jak daleko z Medinet do Chartumu? - Nie mam o tym �adnego poj�cia. - Tak mniej wi�cej jak st�d do Sycylii - obja�ni� pan Tarkowski. - Mniej wi�cej - potwierdzi� Sta�. - Chartum le�y tam, gdzie Nil Bia�y i Niebieski schodz� si� i tworz� jedn� rzek�. Dzieli nas od niego ogromna przestrze� Egiptu i ca�a Nubia. Nast�pnie chcia� doda�, �e cho�by Medinet le�a�o bli�ej od kraj�w zaj�tych przez powstanie, to przecie on tam b�dzie ze swoim sztucerem, ale przypomniawszy sobie, �e za podobne przechwa�ki dosta� ju� nieraz bur� od ojca - umilk�. Starsi panowie pocz�li jednak rozmawia� o Mahdim i o powstaniu, by�a to bowiem najwa�niejsza dotycz�ca Egiptu sprawa. Wiadomo�ci spod Chartumu by�y z�e. Dzikie hordy oblega�y ju� miasto od p�tora miesi�ca; rz�dy egipski i angielski dzia�a�y powolnie. Odsiecz zaledwie wyruszy�a i obawiano si� powszechnie, �e mimo s�awy, m�stwa i zdolno�ci Gordona wa�ne to miasto wpadnie w r�ce barbarzy�c�w. Tego zdania by� i pan Tarkowski, kt�ry podejrzewa�, �e Anglia �yczy sobie w duszy, by Mahdi odebra� Sudan Egiptowi po to, by p�niej odebra� go Mahdiemu i uczyni� z tej ogromnej krainy posiad�o�� angielsk�. Nie podzieli� si� jednak pan Tarkowski tymi podejrzeniami z panem Rawlisonem nie chc�c ura�a� jego uczu� patriotycznych. Pod koniec obiadu Sta� j�� wypytywa�, dlaczego rz�d egipski zabra� wszystkie kraje le��ce na po�udnie od Nubii, a mianowicie Kordofan, Darfur i Sudan a� do Albert-Nianza - i pozbawi� tamtejszych mieszka�c�w wolno�ci. Pan Rawlison postanowi� mu to wyt�umaczy�: z tej przyczyny, �e wszystko, co czyni� rz�d egipski, to czyni� z polecenia Anglii, kt�ra rozci�gn�a nad Egiptem protektorat i w rzeczywisto�ci rz�dzi�a nim, jak sama chcia�a. - Rz�d egipski nie zabra� tam nikomu wolno�ci rzek� - ale j� setkom tysi�cy, a mo�e i milionom ludzi przywr�ci�. W Kordofanie, w Darfurze i w Sudanie nie by�o w ostatnich czasach �adnych pa�stw niezale�nych. Zaledwie tu i �wdzie jaki� ma�y w�adca ro�ci� sobie prawo do niekt�rych ziem i zagarnia� je wbrew woli ich mieszka�c�w, przemoc�. Przewa�nie jednak by�y one zamieszka�e przez niezawis�e pokolenia Arabo-Murzyn�w, to jest przez ludzi maj�cych w sobie krew obu tych ras. Pokolenia te �y�y w ustawicznej wojnie. Napada�y na siebie wzajem i zabiera�y sobie konie, wielb��dy, byd�o rogate i przede wszystkim niewolnik�w. Pope�niano przy tym wiele okrucie�stw. Ale najgorsi byli kupcy poluj�cy na ko�� s�oniow� i niewolnik�w. Utworzyli oni jakby osobn� klas� ludzi, do kt�rej nale�eli wszyscy niemal naczelnicy pokole� i zamo�niejsi kupcy. Ci czynili zbrojne wyprawy daleko w g��b Afryki, grabi�c wsz�dy k�y s�oniowe i chwytaj�c tysi�ce ludzi: m�czyzn, kobiet i dzieci. Niszczyli przy tym wsie i osady, pustoszyli pola, przelewali rzeki krwi i zabijali bez lito�ci wszystkich opornych. Po�udniowe strony Sudanu, Darfuru i Kordofanu oraz kraje nad g�rnym Nilem a� po jeziora - wyludni�y si� w niekt�rych okolicach prawie zupe�nie. Lecz bandy arabskie zapuszcza�y si� coraz dalej, tak �e ca�a �rodkowa Afryka sta�a si� ziemi� �ez i krwi. Ot� Anglia, kt�ra, jak ci wiadomo, �ciga po ca�ym �wiecie handlarzy niewolnik�w, zgodzi�a si� na to, by rz�d egipski zaj�� Kordofan, Darfur i Sudan, by� to bowiem jedyny spos�b zmuszenia tych grabie�c�w do porzucenia tego obrzydliwego handlu i jedyny spos�b utrzymania ich w ryzie. Nieszcz�liwi Murzyni odetchn�li; napady i grabie�e usta�y, a ludzie pocz�li �y� pod jakim takim prawem. Ale oczywi�cie taki stan rzeczy nie podoba� si� handlarzom, wi�c gdy znalaz� si� mi�dzy nimi Mohammed-Achmed, zwany dzi� Mahdim, kt�ry pocz�� g�osi� wojn� �wi�t� pod pozorem, �e w Egipcie upada prawdziwa wiara Mahometa, wszyscy rzucili si� jak jeden cz�owiek do broni.. I oto rozpali�a si� ta okropna wojna, kt�ra, przynajmniej dotychczas, bardzo �le idzie Egipcjanom. Mahdi pobi� we wszystkich bitwach wojska rz�dowe, zaj�� Kordofan, Darfur, Sudan; hordy jego oblegaj� obecnie Chartom i zapuszczaj� si� na p�noc a� do granic Nubii. - A czy mog� doj�� a� do Egiptu? - zapyta� Sta�. - Nie - odpowiedzia� pan Rawlison. - Mahdi zapowiada wprawdzie, �e zawojuje ca�y �wiat, ale jest to dziki cz�owiek, kt�ry o niczym nie ma poj�cia. Egiptu nie zajmie nigdy, gdy� nie pozwoli�aby na to Anglia. - Je�li jednak wojska egipskie zostan� zupe�nie zniesione? - W�wczas wyst�pi� wojska angielskie, kt�rych nie zwyci�y� nigdy nikt. - A dlaczego Anglia pozwoli�a Mahdiemu zaj�� tyle kraj�w? - Sk�d wiesz,. �e pozwoli�a - odpowiedzia� pan Rawlison. - Anglia nie �pieszy si� nigdy, albowiem jest wieczna. Dalsz� rozmow� przerwa� s�u��cy Murzyn, kt�ry oznajmi�, �e przysz�a Fatma Smainowa i b�aga o pos�uchanie. Kobiety na Wschodzie zajmuj� si� sprawami prawie wy��cznie domowymi i rzadko nawet wychodz� z harem�w. Tylko ubo�sze udaj� si� na targi lub pracuj� w polach, jak to czyni� �ony fellach�w, to jest wie�niak�w egipskich. Ale i te przes�aniaj� w�wczas twarze. Jakkolwiek w Sudanie, z kt�rego pochodzi�a Fatma, zwyczaj ten nie bywa przestrzegany i jakkolwiek przychodzi�a ona ju� poprzednio do biura pana Rawlisona, jednak�e przyj�cie jej, zw�aszcza o tak p�nej porze i do prywatnego domu, wywo�a�o pewne zdziwienie. - Dowiemy si� czego� nowego o Smainie - rzek� pan Tarkowski. - Tak - odpowiedzia� pan Rawlison daj�c zarazem zna� s�u��cemu, aby wprowadzi� Fatm�. Jako� po chwili wesz�a wysoka, m�oda Sudanka, z twarz� zupe�nie nie os�oni�t�, o bardzo ciemnej cerze i przepi�knych, lubo dzikich i troch� z�owrogich oczach. Wszed�szy pad�a zaraz na twarz, a gdy pan Rawlison kaza� jej wsta�, podnios�a si�; ale pozosta�a na kl�czkach. - Sidi - rzek�a - niech Allach b�ogos�awi ciebie, twoje potomstwo, tw�j dom i twoje trzody! - Czego ��dasz? - zapyta� in�ynier. - Mi�osierdzia, ratunku i pomocy w nieszcz�ciu, o panie! Oto jestem uwi�ziona w Port-Saidzie i zatrata wisi nade mn� i nad mymi dzie�mi. - M�wisz, �e� uwi�ziona, a przecie� mog�a� tu przyj��, a do tego w nocy. - Odprowadzili mnie tu zabtiowie, kt�rzy we dnie i w nocy pilnuj� mego domu, i wiem, �e maj� rozkaz poucina� nam wkr�tce g�owy. - M�w jak niewiasta roztropna - odpowiedzia� wzruszaj�c ramionami pan Rawlison. - Jeste� nie w Sudanie, ale w Egipcie, gdzie nie zabijaj� nikogo bez s�du, wi�c mo�esz by� pewna, �e w�os nie spadnie z g�owy ani tobie, ani twoim dzieciom. Lecz ona pocz�a go b�aga�, by wstawi� si� za ni� jeszcze raz do rz�du, wyjedna� jej pozwolenie na wyjazd do Smaina: "Anglicy tak wielcy jak ty, panie (m�wi�a), wszystko mog�. Rz�d w Kairze my�li, �e Smain zdradzi�, a to jest nieprawda! Byli u mnie wczoraj kupcy arabscy, kt�rzy przyjechali z Souakimu, a przedtem kupowali gum� i ko�� s�oniow� w Sudanie, i donie�li mi, �e Smain le�y chory w El-Faszer i wzywa mnie wraz z dzie�mi do siebie, by je pob�ogos�awi�..." - Wszystko to jest tw�j wymys�, Fatmo - przerwa� pan Rawlison. Lecz ona zacz�a zaklina� si� na Allacha, �e m�wi prawd�, a nast�pnie m�wi�a, i� je�li Smain wyzdrowieje - to wykupi niezawodnie wszystkich je�c�w chrze�cija�skich, je�li za� umrze, to ona, jako krewna wodza derwisz�w, �atwo znajdzie do niego przyst�p i uzyska, co zechce. Niech jej tylko pozwol� jecha�, albowiem serce w jej piersiach skowyczy z t�sknoty za m�em. Co ona, nieszcz�sna niewiasta, zawini�a rz�dowi i chedywowi? Czy to jej wina i czy mo�e za to odpowiada�, �e ma nieszcz�cie by� krewn� derwisza Mohammeda-Achmeda? Fatma nie �mia�a wobec "Anglik�w" nazwa� swego krewnego Mahdim, poniewa� znaczy to: odkupiciel �wiata - wiedzia�a za�, �e rz�d egipski uwa�a go za buntownika i oszusta. Ale bij�c wci�� czo�em i wzywaj�c niebo na �wiadectwo swej niewinno�ci i niedoli, pocz�a p�aka� i zarazem wy� �a�o�nie, jak czyni� na Wschodzie niewiasty po stracie m��w lub syn�w. Nast�pnie rzuci�a si� znowu twarz� na ziemi�, a raczej na dywan, kt�rym przykryta by�a posadzka i czeka�a w milczeniu. Nel, kt�rej chcia�o si� troch� spa� pod koniec obiadu, rozbudzi�a si� zupe�nie, a maj�c poczciwe serduszko chwyci�a r�k� ojca i ca�uj�c j� raz po razu, pocz�a prosi� za Fatm�: - Niech jej tatu� pomo�e! - niech jej pomo�e! Fatma za�, rozumiej�c widocznie po angielsku, ozwa�a si� w�r�d �ka�, nie odrywaj�c twarzy od dywanu: - Niech ci� Allach b�ogos�awi, kwiatku rajski, rozkoszy Omaja, gwiazdko bez zmazy! Jakkolwiek Sta� by� w duszy bardzo zawzi�ty na mahdyst�w, jednak�e wzruszy� si� tak�e pro�b� i b�lem Fatmy. Przy tym Nel wstawia�a si� za ni�, a on ostatecznie zawsze chcia� tego, czego chcia�a Nel - wi�c po chwili ozwa� si� niby do siebie, ale tak, by s�yszeli go wszyscy: - Ja, gdybym by� rz�dem, pozwoli�bym Fatmie odjecha�. - Ale poniewa� nie jeste� rz�dem - odpowiedzia� mu pan Tarkowski - lepiej zrobisz nie wdaj�c si� w to, co do ciebie nie nale�y. Pan Rawlison mia� r�wnie� lito�ciw� dusz� i odczuwa� po�o�enie Fatmy, ale uderzy�y go w jej s�owach rozmaite rzeczy, kt�re wyda�y mu si� prostym k�amstwem. Maj�c prawie codzienne stosunki z komor� w Izmaili wiedzia� dobrze, �e �adne nowe �adunki gumy ani ko�ci s�oniowej nie przechodzi�y w ostatnich czasach przez kana�. Handel tymi towarami usta� prawie zupe�nie. Kupcy arabscy nie mogli te� wraca� z le��cego w Sudanie miasta El-Faszer, gdy� mahdy�ci w og�le z pocz�tku nie dopuszczali do siebie kupc�w, a tych, kt�rych mogli z�apa�, rabowali i zatrzymywali w niewoli. By�o to te� rzecz� niemal pewn�, �e opowiadanie o chorobie Smaina jest k�amstwem. Lecz poniewa� oczki Nel patrzy�y wci�� b�agalnie na tatusia, wi�c ten nie chc�c zasmuci� dziewczynki rzek� po chwili do Fatmy: - Fatmo, pisa�em ju� do rz�du na twoj� pro�b�, ale bez skutku. A teraz s�uchaj. Jutro z tym oto mehendysem (in�ynierem), kt�rego tu widzisz, wyje�d�amy do Medinet-el-Fajum; po drodze zatrzymamy si� przez jeden dzie� w Kairze, albowiem chedyw chce rozm�wi� si� z nami o kana�ach prowadzonych od Bahr-Jussef i da� nam co do nich polecenia. W czasie rozmowy postaram si� przedstawi� mu twoj� spraw� i uzyska� dla ciebie jego �ask�. Ale nic wi�cej uczyni� nie mog� i nie przyrzekam. Fatma podnios�a si� i wyci�gn�wszy obie r�ce na znak dzi�kczynienia, zawo�a�a: - A wi�c jestem ocalona! - Nie, Fatmo - odpowiedzia� pan Rawlison - nie m�w o ocaleniu, albowiem powiedzia�em ci ju�, �e �mier� nie grozi ani tobie, ani twoim dzieciom. Czy jednak chedyw pozwoli na tw�j odjazd, nie r�cz�, albowiem Smain nie jest chory, ale jest zdrajc�, kt�ry zabrawszy rz�dowe pieni�dze nie my�li wcale o wykupieniu je�c�w od Mohammeda-Achmeda. - Smain jest niewinny, panie, i le�y w El-Faszer powt�rzy�a Fatma - a gdyby on sprzeniewierzy� si� nawet rz�dowi, to ja przysi�gam przed tob�, moim dobroczy�c�, �e je�li pozwol� mi wyjecha�, p�ty b�d� b�aga� Mohammeda-Achmeda, p�ki nie wyprosz� waszych je�c�w. - A wi�c dobrze. Obiecuj� ci raz jeszcze, �e wstawi� si� za tob� do chedywa. Fatma pocz�a bi� pok�ony. - Dzi�ki ci, sidi! Jeste� nie tylko pot�ny, ale i sprawiedliwy. A teraz b�agam ci� jeszcze, aby� pozwoli� s�u�y� nam sobie jak niewolnikom. - W Egipcie nikt nie mo�e by� niewolnikiem - odpowiedzia� z u�miechem pan Rawlison. - S�u�by mam dosy�, a z twoich us�ug nie mog� korzysta� jeszcze i dlatego, �e jak ci powiedzia�em, wyje�d�amy wszyscy do Medinet i mo�e by�, �e pozostaniemy tam a� do ramazanu. - Wiem, panie, albowiem powiedzia� mi to dozorca Chadigi, ja za�, dowiedziawszy si� o tym, przysz�am nie tylko b�aga� ci� o pomoc, ale by ci powiedzie� tak�e, �e dwaj ludzie z mego pokolenia Dangal�w, Idrys i Gebhr, s� wielb��dnikami w Medinet i �e uderz� przed tob� czo�em, gdy tylko przyb�dziesz, ofiaruj�c na twe rozkazy siebie i swe wielb��dy. - Dobrze, dobrze - odpowiedzia� dyrektor - ale to sprawa kompanii Cooka, nie moja. Fatma uca�owawszy r�ce obu in�ynier�w i dzieci wysz�a b�ogos�awi�c szczeg�lniej Nel. Dwaj panowie milczeli przez chwil�, po czym pan Rawlison rzek�: - Biedna kobieta... ale k�amie tak, jak tylko na Wschodzie k�ama� umiej� - i nawet w jej o�wiadczeniach wdzi�czno�ci brzmi jaka� fa�szywa nuta. - Niezawodnie - odpowiedzia� pan Tarkowski ale co prawda, to czy Smain zdradzi�, czy nie zdradzi�, rz�d nie ma prawa zatrzymywa� jej w Egipcie, gdy� ona nie mo�e odpowiada� za m�a. - Rz�d nie pozwala teraz nikomu z Suda�czyk�w wyje�d�a� bez osobnego pozwolenia do Souakimu i do Nubii, wi�c zakaz nie dotyka tylko Fatmy. W Egipcie znajduje si� ich wielu, przychodz� tu bowiem dla zarobku, a mi�dzy nimi jest pewna liczba nale��cych do pokolenia Dangal�w, to jest tego, z kt�rego pochodzi Mahdi. Oto na przyk�ad nale�� do niego, pr�cz Fatmy, Chadigi i ci dwaj wielb��dnicy z Medinet. Mahdy�ci nazywaj� Egipcjan Turkami i prowadz� z nimi wojn�, ale i mi�dzy tutejszymi Arabami znalaz�oby si� sporo zwolennik�w Mahdiego, kt�rzy by ch�tnie do niego uciekli. Zaliczy� trzeba do nich wszystkich fanatyk�w; wszystkich dawnych stronnik�w Arabiego paszy i wielu spo�r�d klas najubo�szych. Bior� oni za z�e rz�dowi, �e podda� si� ca�kiem wp�ywom angielskim, i twierdz�, �e religia na tym cierpi. B�g wie, ilu uciek�o ju� przez pustyni�, omijaj�c zwyk�� drog� morsk� na Souakim, wi�c rz�d dowiedziawszy si�, �e Fatma chce tak�e zmyka�, przykaza� j� pilnowa�. Za ni� tylko i za jej dzieci, jako za krewnych samego Mahdiego, mo�e b�dzie mo�na odzyska� je�c�w. - Czy istotnie ni�sze klasy w Egipcie sprzyjaj� Mahdiemu? - Mahdi ma zwolennik�w nawet w wojsku, kt�re mo�e dlatego bije si� tak �le. - Ale jakim sposobem Suda�czycy mog� ucieka� przez pustyni�? Przecie to tysi�ce mil? - A jednak t� drog� sprowadzono niewolnik�w do Egiptu. - S�dz�, �e dzieci Fatmy nie wytrzyma�yby takiej podr�y. - Chce te� j� sobie skr�ci� i jecha� morzem do Souakimu. - W ka�dym razie biedna kobieta... Na tym sko�czy�a si� rozmowa. A w dwana�cie godzin p�niej "biedna kobieta" zamkn�wszy si� starannie w domu z synem dozorcy Chadigiego szepta�a mu ze zmarszczonymi brwiami i ponurym spojrzeniem swych pi�knych oczu: - Chamisie, synu Chadigiego, oto s� pieni�dze. Pojedziesz dzi� jeszcze do Medinet i oddasz Idrysowi to pismo, kt�re na moj� pro�b� napisa� do niego �wi�tobliwy derwisz Bellali... Dzieci tych mehendys�w s� dobre, ale je�li nie uzyskam pozwolenia na wyjazd, to nie ma innego sposobu. Wiem, �e mnie nie zdradzisz... Pami�taj, �e ty i tw�j ojciec pochodzicie tak�e z pokolenia Dangal�w, w kt�rym urodzi� si� wielki Mahdi. Rozdzia� 3 Obaj in�ynierowie wyjechali nazajutrz a noc do Kairu, gdzie mieli odwiedzi� rezydenta angielskiego i by� na pos�uchaniu u wicekr�la. Sta� oblicza�, �e mo�e im to zaj�� dwa dni, i pokaza�o si�, �e obliczenia jego by�y trafne, gdy� trzeciego dnia wieczorem otrzyma� od ojca, ju� z Medinet, nast�puj�c� depesz�: "Namioty przygotowane. Macie wyruszy� z chwil� rozpocz�cia twoich wakacji. Fatmie daj zna� przez Chadigiego, �e nie mogli�my dla niej nic zrobi�.." Podobn� depesz� otrzyma�a r�wnie� pani Olivier, kt�ra te� zaraz rozpocz�a przy pomocy Murzynki Dinah przygotowania podr�ne. Sam ich widok rozradowa� serca dzieci. Lecz nagle zaszed� wypadek, kt�ry popl�ta� wszelkie przewidywania i m�g� nawet ca�kiem powstrzyma� wyjazd. Oto w dniu, w kt�rym zacz�y si� zimowe wakacje Stasia, a w wigili� wyjazdu, pani� Olivier uk�si� podczas jej drzemki popo�udniowej w ogrodzie skorpion. Jadowite te stworzenia nie bywaj� zwykle w Egipcie zbyt niebezpieczne, tym razem jednak uk�ucie mog�o si� sta� wyj�tkowo zgubnym. Skorpion pe�zn�� po g�rnym oparciu p��ciennego krzes�a i uk�u� pani� Olivier w szyj�, w chwili gdy przycisn�a go g�ow�; �e za� poprzednio cierpia�a ona na r�� w twarzy, wi�c zachodzi�a obawa, �e choroba si�; powt�rzy. Wezwano natychmiast lekarza, kt�ry przyby� jednak dopiero po dwu godzinach, gdy� by� zaj�ty gdzie indziej. Szyja, a nawet i twarz by�y ju� opuchni�te, po czym zjawi�a si� gor�czka ze zwyk�ymi objawami zatrucia. Lekarz o�wiadczy�, �e nie mo�e by� mowy w tych warunkach o wyje�dzie, i kaza� chorej po�o�y� si� do ��ka - wobec tego dzieciom grozi�o sp�dzenie �wi�t Bo�ego Narodzenia w domu: Trzeba odda� sprawiedliwo�� Nel, �e w pierwszych zw�aszcza chwilach wi�cej my�la�a o cierpieniach: swej nauczycielki ni� o utraconych przyjemno�ciach w Medinet. Pop�akiwa�a tylko po k�tach na my�l, �e nie zobaczy ojca a� po kilku tygodniach. Sta� nie przyj�� wypadku z tak� sam� rezygnacj� i wyprawi� naprz�d depesz�, a potem list z zapytaniem, co maj� robi�. Odpowied� przysz�a po dwu dniach. Pan Rawliso porozumia� si� naprz�d z doktorem i dowiedziawszy si� od niego, �e dora�ne niebezpiecze�stwo jest usuni�te i �e tylko z obawy odnowienia si� r�y nie pozwala na wyjazd pani Olivier z Port- Saldu, zapewni� przede wszystkim doz�r i opiek� dla niej, a nast�pnie dopiero przes�a� dzieciom pozwolenie na podr� wraz z Dinah. Ale poniewa� Dinah; mimo ca�ego; przywi�zania do Nel, nie umia�aby sobie da� rady na kolejach i w hotelach, przeto przewodnikiem i skarbnikiem w czasie drogi mia� by� Sta�. �atwo zrozumie�, jak by� dumny z tej roli i z jak rycerskim animuszem zar�cza� ma�ej Nel, �e jej w�os z g�owy nie spadnie, jakby rzeczywi�cie droga do Kairu i do Medinet przedstawia�a jakiekolwiek trudno�ci lub niebezpiecze�stwa. Wszystkie przygotowania by�y ju� poprzednio uko�czone, wi�c dzieci wyruszy�y tego samego dnia kana�em do Izmaili, a z Izmaili kolej� do Kairu, gdzie mia�y przenocowa�, nazajutrz za� jecha� do Medinet. Opuszczaj�c Izmail� widzia�y jezioro Timsah, kt�re Sta� zna� poprzednio, albowiem pan Tarkowski, zapalony w wolnych od zaj�� chwilach my�liwy, bra� go tam czasem z sob� na ptactwo wodne. Nast�pnie droga sz�a wzd�u� Wadi-Toumilat, tu� przy kanale s�odkiej wody id�cym od Nilu do Izmaili i Suezu. Przekopano ten kana� jeszcze przed Sueskim, inaczej bowiem robotnicy pracuj�cy nad wielkim dzie�em Lessepsa pozbawieni by byli ca�kiem wody zdatnej do picia. Ale wykopanie go mia�o jeszcze i inny pomy�lny skutek: oto kraina, kt�ra by�a poprzednio ja�ow� pustyni�, zakwit�a na nowo, gdy przeszed� przez ni� pot�ny i o�ywczy strumie� s�odkiej wody. Dzieci mog�y dostrzec po lewej stronie z okien wagon�w szeroki pas zielono�ci, z�o�ony z ��k, na kt�rych pas�y si� konie, wielb��dy i owce i z p�l uprawnych, mieni�cych si� kukurydz�, prosem, alfalf� i innymi gatunkami ro�lin pastewnych. Nad brzegiem kana�u wida� by�o wszelkiego rodzaju studnie, w kszta�cie wielkich k� opatrzonych wiadrami lub w kszta�cie zwyk�ych �urawi, czerpi�ce wod�, kt�r� fellachowie rozprowadzali pracowicie po zagonach lub rozwozili beczkami na w�zkach ci�gnionych przez bawo�y. Nad runi� zb� buja�y go��bie, a czasem zrywa�y si� ca�e stada przepi�rek. Po brzegach kana�u przechadza�y si� powa�nie bociany i �urawie. W dali, nad glinianymi chatami fellach�w, wznosi�y si� jak pi�ropusze korony palm daktylowych. Natomiast na p�noc od linii kolejowej ci�gn�a si� szczera pustynia, ale niepodobna do tej, kt�ra le�a�a po drugiej stronie Kana�u Sueskiego. Tamta wygl�da�a jak r�wne dno morskie, z kt�rego uciek�y wody, a zosta� tylko pomarszczony piasek, tu za� piaski by�y bardziej ��te, pousypywane jakby w wielkie kopce pokryte na zboczach k�pami szarej ro�linno�ci. Mi�dzy owymi kopcami, kt�re gdzieniegdzie zmienia�y si� w wysokie wzg�rza, le�a�y obszerne doliny, w�r�d kt�rych od czasu do czasu wida� by�o ci�gn�ce karawany. Z okien wagonu dzieci mog�y dojrze� ob�adowane wielb��dy id�ce d�ugim sznurem, jeden za drugim, przez piaszczyste roz�ogi. Przed ka�dym wielb��dem szed� Arab w czarnym p�aszczu i bia�ym zawoju na g�owie. Ma�ej Nel przypomnia�y si� obrazki z Biblii, kt�re ogl�da�a w domu, przedstawiaj�ce Izraelit�w wkraczaj�cych do Egiptu za czas�w J�zefa. By�y one zupe�nie takie same. Na nieszcz�cie, nie mog�a przypatrywa� si� dobrze karawanom, gdy� przy oknach z tej strony wagonu siedzieli dwaj oficerowie angielscy i zas�aniali jej widok. Lecz zaledwie powiedzia�a to Stasiowi, on zwr�ci� si� z wielce powa�n� min� do oficer�w i rzek� przyk�adaj�c palec do kapelusza: - D�entelmeni, czy nie zechcecie zrobi� miejsca tej ma�ej miss, kt�ra pragnie przypatrywa� si� wielb��dom? Obaj oficerowie przyj�li z tak� sam� powag� propozycj� i jeden z nich nie tylko ust�pi� miejsca ciekawej miss, ale podni�s� j� i postawi� na siedzeniu przy oknie. A Sta� rozpocz�� wyk�ad: - To jest dawna kraina Goshen, kt�r� faraon odda� J�zefowi dla jego braci Izraelit�w. Niegdy�, i jeszcze w staro�ytno�ci, szed� tu kana� wody s�odkiej, tak �e ten nowy jest tylko przer�bk� dawnego. Ale p�niej poszed� w ruin� i kraj sta� si� pustyni�. Teraz ziemia poczyna by� zn�w �yzna. - Sk�d to d�entelmenowi wiadomo? - zapyta� jeden z oficer�w. - W moim wieku takie rzeczy si� wie - odrzek� Sta� - a pr�cz tego niedawno profesor Sterling wyk�ada� nam o Wadi-Toumilat. Jakkolwiek Sta� m�wi� bardzo biegle po angielsku, jednak�e odmienny nieco jego akcent zwr�ci� uwag� drugiego oficera, kt�ry zapyta�: - Czy ma�y d�entelmen nie jest Anglikiem? - Ma�� jest miss Nel, nad kt�r� ojciec jej powierzy� mi w drodze opiek�, a ja nie jestem Anglikiem, lecz Polakiem i synem in�yniera przy kanale. Oficer u�miechn�� si� s�ysz�c odpowied� czupurnego ch�opaka i rzek�: - Bardzo ceni� Polak�w. Nale�� do pu�ku jazdy, kt�ry za czas�w Napoleona kilkakrotnie walczy� z polskimi u�anami, i tradycja ta stanowi dotychczas jego chwa�� i zaszczyt<SUP>1</SUP>. - Mi�o mi pana pozna� - odpowiedzia� Sta�. I rozmowa posz�a dalej �atwo, albowiem oficerowie bawili si� widocznie: Pokaza�o si�, �e obaj jad� tak�e z Port-Saidu do Kairu dla widzenia si� z ambasadorem angielskim i po ostatnie instrukcje co do d�ugiej podr�y, kt�ra ich niebawem czeka�a. M�odszy z nich by� doktorem wojskowym, ten za�, kt�ry rozmawia� ze Stasiem, kapitan Glen, mia� z rozporz�dzenia swego rz�du jecha� z Kairu przez Suez do Mombassa i obj�� w zarz�d ca�y kraj przyleg�y do tego portu i ci�gn�cy si� a� do nieznanej krainy Samburu. Sta�, kt�ry z zami�owaniem czytywa� podr�e po Afryce, wiedzia�, �e Mombassa le�y o kilka stopni za r�wnikiem i �e kraje przyleg�e, jakkolwiek zaliczone ju� do sfery interes�w angielskich, s� jeszcze naprawd� ma�o znane, zupe�nie dzikie, pe�ne s�oni, �yraf, nosoro�c�w, bawo��w i wszelkiego rodzaju antylop, z kt�rymi wyprawy i wojskowe, i misjonarskie, i kupieckie zawsze si� spotykaj�: Zazdro�ci� te� kapitanowi Glenowi z ca�ej duszy i zapowiedzia�, �e musi go w Mombassa odwiedzi� i zapolowa� z nim na lwy lub bawo�y. - Dobrze, ale prosz� o odwiedziny z t� ma�� miss odpowiedzia� �miej�c si� kapitan Glen i ukazuj�c na Nel, kt�ra w tej chwili odesz�a od okna i siad�a przy nim. - Miss Rawlison ma ojca - odpowiedzia� Sta� - a ja jestem tylko w drodze jej opiekunem. Na to zwr�ci� si� �ywo drugi oficer i zapyta�: - Rawlison? - czy nie jeden z dyrektor�w kana�u i ten kt�ry ma brata w Bombaju? - W Bombaju mieszka m�j stryjek - odpowiedzia�a Nel podnosz�c w g�r� paluszek. - A wi�c tw�j stryjek, darling, jest �onaty z moj� siostr�. Ja nazywam si� Clary Jeste�my powinowaci i prawdziwie rad jestem, �em ci� spotka� i pozna�, ma�y, kochany ptaszku. I doktor rzeczywi�cie by� rad. M�wi�, �e zaraz po przybyciu do Port-Saidu rozpytywa� si� o pana Rawlisona, ale w biurach dyrekcji powiedziano mu, �e wyjecha� na �wi�ta. Wyrazi� te� �al, �e statek, kt�rym maj� jecha� z Glenem do Mombassa, wychodzi z Suezu ju� za kilka dni, skutkiem czego nie b�dzie m�g� wpa�� do Medinet. Poleci� tylko Nel pozdrowi� ojca i obieca� napisa� do niej z Mombassa. Obaj oficerowie zaj�li si� teraz przewa�nie rozmow� z Nel, tak �e Sta� pozosta� troch� na boku. Za to na wszystkich stacjach pojawia�y si� ca�ymi tuzinami mandarynki, �wie�e daktyle, a nawet i wyborne sorbety. Pr�cz Stasia i Nel - korzysta�a z nich tak�e Dinah, kt�ra przy wszystkich swych przymiotach odznacza�a si� niepowszednim �akomstwem. W ten spos�b pr�dko zesz�a dzieciom droga do Kairu. Przy po�egnaniu oficerowie uca�owali r�czki i g��wk� Nel i u�cisn�li prawic� Stasia, przy czym kapitan Glen, kt�remu rezolutny ch�opiec bardzo si� podoba�, rzek� na wp� �artem, na wp� naprawd�: - S�uchaj, m�j ch�opcze! Kto wie, gdzie, kiedy i w jakich okoliczno�ciach mo�emy si� jeszcze spotka� w �yciu. Pami�taj jednak, �e zawsze mo�esz liczy� na moj� �yczliwo�� i pomoc. - I wzajemnie! - odpowiedzia� z pe�nym godno�ci uk�onem Sta�. Rozdzia� 4 Zar�wno pan Tarkowski, jak pan Rawlison, kt�ry kocha� nad �ycie swoj� ma�� Nel, ucieszyli si� bardzo z przybycia dzieci. M�oda parka powita�a te� z rado�ci� ojc�w, ale zaraz pocz�a si� rozgl�da� po namiotach, kt�re by�y ju� zupe�nie wewn�trz urz�dzone i gotowe na przyj�cie mi�ych go�ci. Okaza�o si�, �e s� wspania�e, podw�jne, podbite jedne niebiesk�, drugie czerwon� flanel�, wy�o�one na dole woj�okiem i obszerne jak du�e pokoje. Kompania, kt�rej chodzi�o o opini� wysokich urz�dnik�w Towarzystwa Kana�owego, do�o�y�a wszelkich stara�, by im by�o dobrze i wygodnie. Pan Rawlison obawia� si� pocz�tkowo, czy d�u�szy pobyt pod namiotem nie zaszkodzi zdrowiu Nel, i je�li si� na to zgodzi�, to tylko dlatego; �e w razie niepogody zawsze mo�na by�o przenie�� si� do hotelu. Teraz jednak, rozejrzawszy si� dok�adnie we wszystkim na miejscu, doszed� do przekonania, �e dni i noce sp�dzane na �wie�ym powietrzu stokro� b�d� dla jego jedynaczki korzystniejsze ni� przebywanie w zat�ch�ych pokojach miejscowych hotelik�w. Sprzyja�a temu i prze�liczna pogoda. Medinet, czyli El-Medine, otoczone naok� piaszczystymi wzg�rzami Pustyni Libijskiej, ma klimat o wiele lepszy od Kairu i nie na pr�no zwie si� "krain� r�". Z powodu ochronnego po�o�enia i obfito�ci wilgoci w powietrzu noce nie bywaj� tam wcale tak zimne jak w innych cz�ciach Egiptu, nawet po�o�onych daleko dalej na po�udnie. Zima bywa wprost rozkoszna, a od listopada rozpoczyna si� w�a�nie najwi�kszy rozw�j ro�linno�ci. Palmy daktylowe, oliwki, kt�rych w og�le jest ma�o w Egipcie, drzewa figowe, pomara�czowe, mandarynki, olbrzymie rycynusy, granaty i rozmaite inne ro�liny po�udniowe pokrywaj� jednym lasem t� rozkoszn� oaz�. Ogrody zalane s� jakby olbrzymi� fal� akacyj, bz�w i r�, tak �e w nocy ka�dy powiew przynosi upajaj�cy ich zapach. Oddycha si� tu pe�n� piersi� i "nie chce si� umiera�", jak m�wi� miejscowi mieszka�cy. Podobny klimat ma tylko le��cy po drugiej stronie Nilu, lecz znacznie na p�noc, Heluan, chocia� brak mu tej bujnej ro�linno�ci. Ale Heluan ��czy� si� dla pana Rawlisona z �a�osnym wspomnieniem, tam bowiem umar�a matka Nel. Z tego powodu wola� Medinet - i patrz�c obecnie na rozja�nion� twarz dziewczynki obiecywa� sobie w duchu zakupi� tu w nied�ugim czasie grunt z ogrodem, wystawi� na nim wygodny angielski dom i sp�dza� w tych b�ogos�awionych stronach wszystkie urlopy, jakie b�dzie m�g� uzyska�, a po uko�czeniu s�u�by przy kanale mo�e nawet zamieszka� tu na sta�e. By�y to jednak plany na dalek� przysz�o�� i nie ca�kiem jeszcze stanowcze. Tymczasem dzieci kr�ci�y si� od chwili przyjazdu wsz�dzie jak muchy, pragn�c jeszcze przed obiadem obejrze� wszystkie namioty oraz os�y i wielb��dy naj�te na miejscu przez Cooka. Pokaza�o si� jednak, �e zwierz�ta by�y na odleg�ym pastwisku i �e zobaczy� je b�dzie mo�na dopiero jutro. Natomiast przy namiocie pana Rawlisona Nelly i Sta� spostrzegli z przyjemno�ci� Chamisa, syna Chadigiego, swego dobrego znajomego z Port-Saidu. Nie nale�a� on do s�u�by Cooka i pan Rawlison by� nawet zdziwiony spotkawszy go w El-Medine, ale poniewa� u�ywa� go poprzednio do noszenia narz�dzi, przyj�� go i teraz jako ch�opca do posy�ek i wszelkiego rodzaju pos�ug. Obiad wieczorny okaza� si� wyborny, gdy� stary Kopt, pe�ni�cy ju� od lat wielu obowi�zki kucharza w kompanii Cooka, chcia� popisa� si� swoj� sztuk�. Dzieci opowiada�y o znajomo�ci, jak� zawar�y w czasie drogi z dwoma oficerami, co szczeg�lniej zaj�o pana Rawlisona, kt�rego brat Ryszard, �onaty z siostr� doktora Clarego, przebywa� rzeczywi�cie od wielu lat w Indiach. Poniewa� by�o to ma��e�stwo bezdzietne, wi�c �w stryjaszek kocha� bardzo swoj� ma�� synowic�, kt�r� zna� przewa�nie tylko z fotografii - i wypytywa� o ni� starannie we wszystkich swoich listach. Obu ojc�w zabawi�o r�wnie� zaproszenie, jakie otrzyma� Sta� od kapitana Glena do Mombassa. Ch�opak bra� je zupe�nie powa�nie i obiecywa� sobie stanowczo, �e kiedy� musi odwiedzi� swego nowego przyjaciela za r�wnikiem. Dopiero pan Tarkowski musia� mu t�umaczy�, �e urz�dnicy angielscy nigdy nie zostaj� d�ugo na urz�dzie w tej samej miejscowo�ci, a to z powodu zab�jczego klimatu Afryki, i �e nim on Sta� - doro�nie, kapitan b�dzie ju� na dziesi�tej z rz�du posadzie albo nie b�dzie go wcale na �wiecie. Po obiedzie ca�e towarzystwo wysz�o przed namioty, gdzie s�u�ba poustawia�a sk�adane krzes�a p��cienne, a dla starszych pan�w przygotowa�a syfony z wod� sodow� i brandy. By�a ju� noc, ale nadzwyczaj ciep�a, a poniewa� przypada�a pe�nia ksi�yca, wi�c jasno by�o jak we dnie. Bia�e mury budynk�w miejskich naprzeciw namiot�w �wieci�y zielono, gwiazdy skrzy�y si� na niebie, a w powietrzu rozchodzi� si� zapach r�, akacyj i heliotrop�w. Miasto ju� spa�o. W ciszy nocnej s�ycha� by�o tylko niekiedy dono�ne g�osy �urawi, czapli i flaming�w, przelatuj�cych znad Nilu w stron� jeziora Karoun. Nagle jednak rozleg�o si� g��bokie, basowe szczekanie psa, kt�re zdziwi�o Stasia i Nel, zdawa�o si� bowiem wychodzi� z namiotu, kt�rego nie zwiedzili, przeznaczonego na sk�ad siode�, narz�dzi i rozmaitych podr�nych przybor�w. - Co to za ogromny musi by� pies. Chod�my go zobaczy� - rzek� Sta�. Pan Tarkowski pocz�� si� �mia�, a pan Rawlison strz�sn�� popi� z cygara i rzek�, r�wnie� �miej�c si�: - Well! na nic nie zda�o si� zamkni�cie. Po czym zwr�ci� si� do dzieci: - Jutro - pami�tajcie - jest Wigilia i ten pies mia� by� niespodziank� przeznaczon� przez pana Tarkowskiego dla Nel, ale poniewa� niespodzianka pocz�a szczeka�, zmuszony jestem zapowiedzie� j� ju� dzi�. Us�yszawszy to Nel wdrapa�a si� w jednej chwili na kolana pana Tarkowskiego i obj�a go za szyj�, nast�pnie przeskoczy�a na ojcowskie: - Tatusiu, jaka ja jestem szcz�liwa! jaka szcz�liwa! U�ciskom i poca�unkom nie by�o ko�ca; wreszcie Nel, znalaz�szy si� na w�asnych nogach, pocz�a zagl�da� w oczy panu Tarkowskiemu: - Mister Tarkowski... - Co, Nel? - Bo je�li ja ju� wiem, �e on tam jest, to czy ja mog� go dzi� zobaczy�? - Wiedzia�em - zawo�a� z udanym oburzeniem pan Rawlison - �e ta ma�a mucha nie poprzestanie na samej nowinie. A pan Tarkowski zwr�ci� si� do syna Chadigiego i rzek�: - Chamisie, przyprowad� psa. M�ody Suda�czyk znikn�� za namiotem kuchennym i po chwili ukaza� si� zn�w, prowadz�c olbrzymie zwierz� za obro��. A Nel a� si� cofn�a. - Oj! - zawo�a�a chwytaj�c ojca za r�k�. Sta� natomiast wpad� w zapa�: - Ale� to lew, nie pies! - Nazywa si� Saba (lew) - odpowiedzia� pan Tarkowski. - Nale�y on do rasy mastyf�w, to za� s� najwi�ksze psy na �wiecie. Ten ma dopiero dwa lata, ale istotnie jest ogromny. Nie b�j si�, Nel, gdy� �agodny jest jak baranek. Tylko �mia�o! Pu�� go; Chamisie. Chamis pu�ci� obro��, za kt�r� przytrzymywa� brytana, a �w poczuwszy, �e jest wolny, pocz�� macha� ogonem, �asi� si� do pana Tarkowskiego, z kt�rym pozna� si� ju� dobrze poprzednio, i poszczekiwa� z rado�ci. Dzieci patrzy�y z podziwem przy blasku ksi�yca na jego pot�ny okr�g�y �eb ze zwieszonymi wargami, na grube �apy, na pot�n� posta� przypominaj�c� naprawd� posta� lwa p�owo-��t� ma�ci� ca�ego cia�a. Nic podobnego nie widzia�y dot�d w