5495

Szczegóły
Tytuł 5495
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5495 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5495 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5495 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BOB SHAW UCIECZKA �WIAT�W III TOM TRYLOGII OVERLAND Cz�� I POWR�T NA LAND Rozdzia� 1 Podczas lotu, kt�ry trwa� d�u�ej ni� ca�y dzie�, samo-tny astronauta opada� od kraw�dzi kosmosu po-przez tysi�ce mil stopniowo g�stniej�cej atmosfery. W ko�cowym stadium opadania jego cia�em zaw�adn�a si�a wiatru i ponios�a go daleko na zach�d od sto�ecznego miasta. Powodowany brakiem do�wiadczenia, a mo�e ch�ci� uwolnienia si� od kr�puj�cego go worka lotniczego, astronauta zbyt wcze�nie otworzy� spadochron. Zrobi� to dobre pi�tna�cie kilometr�w nad powierzchni� planety i w rezultacie znosi�o go coraz dalej, ku s�abo zaludnionym terenom za Bia�� Rzek�. Toller Mara�uine Drugi, przez ostatnie osiem dni patroluj�cy okolic�, przez silnie powi�kszaj�c� lornetk� przygl�da� si� badawczo kremowej plamce spadochronu. Wygl�da�a jak tajemniczy obiekt, o blasku s�abszym ni� dzienne gwiazdy, pozornie umocowany pod ogromnym, �ukowatym obrze�em bli�niaczej planety, kt�ra wype�nia�a centrum nieba. Ruch statku powietrznego utrudnia� obserwacj�, lecz Toller wypatrzy� uczepion� lin malutk� posta� i poczu�, jak wzbiera w nim ciekawo��. Jakie wie�ci przynosi astronauta? Sam fakt, �e ekspedycja trwa�a d�u�ej, ni� zak�adano, wydawa� si� Tollerowi dobrym znakiem. W ka�dym razie z ulg� zabierze w ko�cu astronaut� na pok�ad i odstawi do Pr�du. Patrolowanie terenu niemal pozbawionego cech charakterystycznych, kiedy nie ma si� nic do roboty pr�cz odwiedzania spragnionych towarzystwa robotnik�w rolnych, nie nale�y do zada� godnych �mia�ka. Toller pa�a� ��dz� powrotu do miasta, gdzie m�g� przynajmniej znale�� kompan�w i szklaneczk� przyzwoitego wina. Czeka�a na niego tak�e Hariarma, z�otow�osa pi�kno�� z Cechu Tkaczy. Przez wiele dni nie odst�powa� jej na krok i co� mu m�wi�o, �e rozkaz nadszed� w�a�nie wtedy, kiedy by�a ju� sk�onna mu ulec. Statek sun�� lekko ze wschodni� bryz� i sporadyczna tylko pomoc silnik�w odrzutowych wystarczy�a, by dotrzyma� tempa spadaj�cemu po uko�nej linii astronaucie. Pomimo cienia, kt�ry rzuca�a z g�ry eliptyczna pow�oka, upa� na g�rnym pok�adzie wzmaga� si� i Toller zaczyna� zdawa� sobie spraw�, �e dwunastoosobowa za�oga podobnie jak on marzy g��wnie o tym, �eby misja dobieg�a ko�ca. Szafranowe bluzy lotnicze upstrzy�y si� ciemnymi plamami potu. Toller westchn�� i zapatrzy� si� na sielski krajobraz widoczny w dole. Sze��dziesi�t metr�w poni�ej gondoli przemyka�y pr��kowane pola uprawne, tworz�c skomplikowane uk�ady pasm biegn�cych a� po lini� horyzontu. Od czasu migracji na Overland min�o ju� ponad pi��dziesi�t lat i kolcor-ronia�scy farmerzy mieli do�� czasu, aby narzuci� polom swoj� wol� i zmieni� naturalny koloryt krajobrazu. Na Overlandzie, gdzie nie istnia�y pory roku, zbo�a, warzywa i owoce zdumiewa�y bogactwem i r�norodno�ci�, a ka�da ro�lina rozwija�a si� wed�ug w�asnego cyklu dojrzewania. Rolnicy do�o�yli stara�, �eby wyodr�bni� grupy daj�ce plony r�wnocze�nie i w ten spos�b ustali� sze�� termin�w �niw w roku, tak jak to si� tradycyjnie odbywa�o od zarania dziej�w w Starym �wiecie. Ka�de pole mieni�o si� jak t�cza, od delikatnej zieleni m�odych p�d�w po z�oto dojrzewaj�cych k�os�w i br�z r�ysk. - Statek na po�udnie od nas, panie kapitanie! - krzykn�� sternik Niskodar. - Na naszym pu�apie, mo�e troch� wy�ej. Odleg�o�� oko�o trzech mil. Toller odszuka� wzrokiem statek - ciemny odprysk na tle zasnutego purpur� horyzontu - po czym skierowa� na niego szk�a lornetki. Powi�kszony obraz wyjawi�, �e ma on niebiesko- ��te oznakowanie S�u�b Podniebnych i fakt ten wywo�a� u Tollera lekkie zdziwienie. W ci�gu ostatnich o�miu dni kilkakrotnie mign�� mu statek, kt�ry patrolowa� s�siedni, po�udniowy sektor, zawsze jednak dzia�o si� to przy granicy strefy patrolowej, szybko znikali sobie nawzajem z oczu i nie wchodzili w drog�. Teraz jednak przybysz znajdowa� si� zdecydowanie wewn�trz przypisanego Tollerowi terytorium i najwyra�niej stawa� z nim w szranki, zachowuj�c si� tak, jak gdyby r�wnie� zamierza� przechwyci� wracaj�cego astronaut�. - Przygotujcie heliopis - rozkaza� porucznikowi Feero-wi, kt�ry sta� obok niego przy relingu. - Przeka�cie moje uszanowanie dow�dcy tego statku i porad�cie mu, by zmieni� kurs. Wykonuj� polecenia Kr�lowej i nie pozwol�, by kto� si� wtr�ca� albo mi przeszkadza�. - Rozkaz! - zakrzykn�� �wawo Feer wyra�nie zadowolony z incydentu cho� troch� urozmaicaj�cego przeddzie�. Otworzy� schowek i wyj�� heliopis nowej, lekkiej konstrukcji, z posrebrzanymi p�ytkami luster zastosowanymi w miejsce konwencjonalnego, szklanego uk�adu warstwowego. Feer wymierzy� przyrz�d i zacz�� operowa� kluczem, kt�ry zaklekota� pracowicie. Przez jak�� minut� po tym, jak sko�czy�, nie wida� by�o �adnej odpowiedzi, a� naraz na odleg�ym statku ma�e s�oneczko zacz�o b�yska� gwa�townie. �Przeddzie� dobry, kapitanie Maraquine� - nadesz�a migotliwa odpowied�. - �Ksi�na Yantara odwzajemnia wasze pozdrowienia. Postanowi�a osobi�cie przej�� dow�dztwo nad ca�� operacj�. Wasza dalsza obecno�� nie jest potrzebna. Niniejszym rozkazuj� wam niezw�ocznie uda� si� z powrotem do Pr�du�. Toller st�umi� w�ciek�e przekle�stwa. Nigdy przedtem nie mia� okazji spotka� ksi�nej Yantary, lecz wiedzia�, �e nie tylko posiada stopie� kapitana powietrznego, ale jest te� wnuczk� Kr�lowej i ma zwyczaj pos�ugiwa� si� rodzinnymi koneksjami w celu forsowania swojej woli. W podobnej sytuacji niejeden dow�dca wycofa�by si� po czysto symbolicznym prote�cie, w obawie o swoj� karier�, jednak charakter Tollera nie pozwala� mu pu�ci� p�azem czego�, co ur�ga�o honorowi. D�o� znalaz�a r�koje�� szabli, niegdy� nale��cej do jego dziadka, a oczy pos�a�y gniewne spojrzenie w kierunku intruza, podczas gdy w my�lach uk�ada� odpowied� na w�adczy rozkaz ksi�nej. - Kapitanie, czy �yczy pan sobie potwierdzi� odbi�r sygna�u? Zachowanie porucznika Feera pozostawa�o nienaganne, ale ogniki w oczach zdradza�y, �e napawa� si� widokiem Tollera mocuj�cego si� z trudn� decyzj�. Cho� ni�szy rang�, by� od niego nieco starszy i z ca�� pewno�ci� przychyla� si� do powszechnej opinii, �e Toller uzyska� stopie� kapitana w tak m�odym wieku dzi�ki wp�ywom rodziny. Perspektywa obejrzenia pojedynku dwojga uprzywilejowanych wyra�nie przypad�a porucznikowi do gustu. - Oczywi�cie, �e tak - sarkn�� Toller, staraj�c si� zatuszowa� w�asne poirytownie. - Jak brzmi nazwisko tej kobiety? - Dervonai, panie kapitanie. - �wietnie. Pomi� grzeczno�ci i zwr�� si� do niej per kapitanie Dervonai. Odpowied� jest nast�puj�ca: �Wasza uprzejma propozycja asysty nie przesz�a nie zauwa�ona, ale w tym przypadku obecno�� drugiego statku mo�e sta� si� bardziej przeszkod� ni� pomoc�. Powr��cie do swoich /.ada� i nie utrudniajcie mi wykonywania bezpo�rednich rozkaz�w Kr�lowej�. Kiedy za pomoc� wi�zek �wiat�a Feer przesy�a� s�owa Tollera, na jego w�skiej twarzy pojawi� si� wyraz zadowolenia. Nie s�dzi�, �e do bezpo�redniej konfrontacji dojdzie lak szybko. Min�a kr�tka chwila, zanim odpowiedziano seri� b�ysk�w. �Wasza nieuprzejmo��, �eby nie rzec bezczelno��, r�wnie� nie przesz�a nie zauwa�ona, ale powstrzymani si� od /ameldowania o tym mojej babce, je�li wycofacie si� bezzw�ocznie. Prosz� post�pi� roztropnie�. - Arogancka suka! - Toller wyrwa� heliopis z r�k Feera, wycelowa� go i zacz�� stuka� kluczem: �Post�puj� roztropnie. Lepiej je�li Kr�lowa dowie si� o mojej nieuprzejmo�ci, ni� o zdradzie, jak� pope�ni�bym przerywaj�c t� misj�. Dlatego le� radz� wam zaj�� si� z powrotem rob�tkami r�cznymi�. - Rob�tkami r�cznymi! - odczytawszy wiadomo�� z ukosa porucznik Feer zachichota�, odbieraj�c od Tollera heliopis. - Naszej letniczce si� to nie spodoba, panie kapitanie. Ciekawe, jaka b�dzie jej odpowied�. - Oto i ona - odpar� Toller, podni�s�szy do oczu lornetk� w sam� por�, by dostrzec pi�ropusze strzelaj�ce z g��wnych silnik�w statku ksi�nej. -Albo ksi�na opuszcza nas fukaj�c ze z�o�ci, albo postanowi�a dotrze� do celu przed nami. Je�li to, co s�ysza�em o ksi�nej Yantarze, nie mija si� z prawd�, to... tak! B�dziemy mieli wy�cig. - Ca�a naprz�d? - A jak�eby inaczej? - rzuci� Toller. - I ka� ludziom za�o�y� spadochrony. Na wzmiank� o spadochronach rozradowanie na twarzy Feera przemieni�o si� w niepok�j. - Chyba nie my�li pan, �e dojdzie do... - Kiedy dwa statki wydzieraj� sobie ten sam kawa�ek nieba, wszystko mo�e si� zdarzy� - odrzek� Toller z nut� jowialno�ci, karc�c delikatnie porucznika za niew�a�ciw� postaw�. - Podczas zderzenia nietrudno o �mier�, a ja wola�bym, by spotka�a ona naszego przeciwnika. - Wed�ug rozkazu, panie kapitanie. Feer odwr�ci� si� daj�c sygna� mechanikowi i w chwil� potem g��wne silniki odrzutowe zawy�y, uzyskuj�c maksymaln� moc. Dzi�b d�ugiej gondoli podni�s� si�, gdy ci�g silnik�w pr�bowa� obr�ci� ca�ym statkiem doko�a �rodka ci�ko�ci, ale sternik pr�dko wyr�wna� kurs zmieniwszy k�t ustawienia silnik�w. Jedn� r�k� operowa� dr��kiem i mechanizmami zapadkowymi, gdy� silniki nowego typu mia�y lekk� konstrukcj� z nitowanych rur metalowych. Nie tak dawno temu pojedynczy silnik zu�y�by ca�y zapas kryszta��w drzewa brakka, niszcz�c samo drzewo, a w rezultacie i tak by�by powolny i niewygodny w obs�udze. �r�d�o energii nadal stanowi�a wprawdzie mieszanka kryszta��w pikonu i halvellu, kt�re od wiek�w pobiera�y z gleby korzenie drzew brakka, obecnie jednak kryszta�y uzyskiwano bezpo�rednio z ziemi wed�ug metod rafinacji chemicznej wymy�lonej przez ojca Tollera, Cassylla Mara- �uine. Chemia i metalurgia by�y kamieniem w�gielnym ogromnej fortuny i wp�yw�w rodziny Mara�uine, co z kolei stanowi�o �r�d�o wi�kszo�ci konflikt�w mi�dzy Tollerem a jego rodzicami. Rodzice oczekiwali, �e syn zast�pi ojca i przejmie w�adz� nad rodzinnym imperium przemys�owym, ale w Tollerze ta perspektywa wzbudza�a przera�enie. W kontaktach z rodzicami pojawi�y si� napi�cia od chwili, gdy Toller postanowi� wst�pi� do S�u�b Podniebnych w pogoni za przygodami. Ku jego rozczarowaniu jednak s�u�ba nie obfitowa�a w przygody, tote� za nic na �wiecie Toller nie pozwoli�by zepchn�� si� na bok w obecnej sytuacji. Ca�� uwag� skupi� na astronaucie, wci�� znajduj�cym si� O mil� z ok�adem od pofalowanej powierzchni p�l uprawnych. Nie istnia� �aden praktyczny pow�d, dla kt�rego mieliby �ciga� si� na miejsce jego przypuszczalnego l�dowania, ale gdyby Yantara sobie przypisa�a pierwsze�stwo, mog�oby to jej doda� animuszu. Toller przypuszcza�, �e ca�kowicie przypadkowo przechwyci�a wiadomo��, jak� rano tego dnia przekaza� heliopisem do pa�acu, i dla kaprysu postanowi�a przej�� dow�dztwo w najciekawszym momencie nudnej jak dot�d misji. Kiedy zastanawia� si�, czyby nie pos�a� jej ostatniego ostrze�enia, wzrokiem natkn�� si� na ciemnogranatow� lini�, kt�ra pojawi�a si� na horyzoncie. Rzut oka przez lornetk� upewni� go w przekonaniu, �e jest to spory zbiornik wodny, a po sprawdzeniu na mapie stwierdzi�, �e widzi Jezioro Amblaraate. Mierzy�o prawie cztery mile, zatem astronauta mia� niewielkie szans� na to, by wyl�dowa� poza jego obrze�em. Przez �rodek jeziora bieg� jednak sznur ma�ych, nizinnych wysepek, spo�r�d kt�rych wprawny spadochroniarz bez trudu powinien wybra� dogodne miejsce do l�dowania. Toller przywo�a� r�k� Feera i pokaza� mu map�. - Zdaje si�, �e za�yjemy dzisiaj troch� ruchu - zacz��. -Te wysepki nie wygl�daj� jak place parad. Je�li naszemu zwiewnemu nasionku uda si� zapu�ci� korzenie na jednej z nich, zadanie wyrwania go stamt�d b�dzie wymaga�o nie lada umiej�tno�ci lotniczych. Ciekawe, czy nasza letniczka, jak j� ochrzcili�cie, nadal b�dzie pragn�a sobie przypisa� ten zaszczyt. - Najwa�niejsze, �eby pos�aniec z depeszami dotar� ca�o I zdrowo do Kr�lowej - zauwa�y� Feer. - Czy to, kto go odbierze, ma jakiekolwiek znaczenie? Toller pos�a� mu szeroki u�miech. - O tak, poruczniku. Ma to ogromne znaczenie. Opar� si� o reling gondoli i rozkoszuj�c si� ch�odnym, wzbieraj�cym strumieniem powietrza patrzy�, jak drugi statek zbli�a si� po zbie�nym kursie. Odleg�o�� by�a jeszcze zbyt du�a, by m�g� dostrzec cz�onk�w za�ogi nawet przez lornetk�, jednak wiedzia�, �e na pok�adzie s� same kobiety. Kr�lowa Daseene osobi�cie dopatrzy�a, by pozwolono kobietom wst�powa� do S�u�b Podniebnych. I cho� mia�o to miejsce podczas stanu zagro�enia dwadzie�cia sze�� lat wcze�niej, kiedy istnia�a gro�ba inwazji ze Starego �wiata, tradycja przetrwa�a a� po ten dzie�. Z przyczyn praktycznych zaniechano jednak tworzenia za��g mieszanych. Sp�dziwszy wi�ksz� cz�� czynnej s�u�by po drugiej stronie Overlandu, Toller nie mia� wcze�niej okazji zetkn�� si� z kt�rym� z nielicznych statk�w z �e�sk� za�og�, i ciekawi�o go, czy p�e� ma jaki� zauwa�alny wp�yw na technik� sterowania. Jak si� spodziewa�, obydwa statki dotar�y do Jeziora Amblaraate w chwili, gdy astronauta znajdowa� si� jeszcze wysoko ponad nimi. Toller oceni�, na kt�rej z wysepek najprawdopodobniej nast�pi l�dowanie, rozkaza� zej�� na trzydzie�ci metr�w i zatacza� ko�a ponad tr�jk�tnym skrawkiem zieleni. Ku jego irytacji Yantara przyj�a podobn� taktyk�, zajmuj�c pozycj� po przeciwnej stronie okr�gu. Oba statki kr�ci�y si� jakby przymocowane do niewidzialnej osi, a pulsuj�cy huk silnik�w zak��ca� spok�j ptak�w gnie�d��cych si� na ziemi. - Marnotrawstwo kryszta��w - burkn�� Toller. - Karygodne marnotrawstwo - przytakn�� Feer i pozwoli� sobie na leciutki u�mieszek na wspomnienie, �e kwatermistrz S�u�b ju� nieraz udziela� jego dow�dcy reprymendy za zu�ywanie zapas�w pikonu i halvellu najszybciej w ca�ej flocie z powodu nier�wnego stylu latania. - Powinno si� t� kobiet� odsun�� od lot�w i... - Toller urwa� widz�c, �e odgadn�wszy najwyra�niej ich �yczenia astronauta raptownie zwin�� cz�� czaszy spadochronu, zwi�kszaj�c pr�dko�� i zaostrzaj�c k�t opadania. - Schodzimy w d� z maksymaln� pr�dko�ci� - rozkaza� Toller. - U�y� wszystkich czterech armatek kotwicznych, gdy tylko dotkniemy ziemi. Musimy wyl�dowa� przy pierwszym podej�ciu. U�miech powr�ci� mu na usta, gdy zauwa�y�, �e w tym najwa�niejszym momencie znale�li si� na zach�d od wyspy, tak �e wystarczy� pojedynczy manewr, by ustawi� si� w pozycji do l�dowania pod wiatr. Ko�o fortuny wyra�nie obr�ci�o si� przeciw Vantarze. Kiedy jednak zerkn�� ponownie na statek ksi�nej, z przera�eniem stwierdzi�, �e zarzuci�a ona dotychczasowy tor lotu i schodzi ostro w kierunku wyspy, niew�tpliwie z zamiarem wykonania nieprzepisowego l�dowania z wiatrem. - Suka - zakl�� pod nosem. - G�upia suka. Bezradnie przygl�da� si�, jak statek Yantary z szybko�ci� wspomagan� sprzyjaj�c� bryz� przeci�� ni�sze pok�ady powietrza i par� w kierunku �rodka wysepki. Za szybko, pomy�la�. Kotwice nie wytrzymaj� napi�cia! Ob�oki dymu zak��bi�y si� po obu stronach gondoli, kiedy kil dotkn�� trawy i armatki strzeli�y w ziemi� grotami kotwic. Balon zako�ysa� si�, gdy statek gwa�townie wytraci� pr�dko��. Przez chwil� wygl�da�o na to, �e nie ziszcz� si� ponure przewidywania Tollera, a potem p�k�y obie liny kotwiczne po lewej stronie gondoli. Statek po�o�y� si� na burt� i obr�ci� raptownie wyrywaj�c z ziemi tyln� kotwic�. Zerwa�by si� na dobre, gdyby jedna z cz�onki� za�ogi nie zacz�a b�yskawicznie wydawa� liny jedynej pozosta�ej kotwicy, zmniejszaj�c tym samym jej napi�cie. Wbrew oczekiwaniom lina nie p�k�a i utrzyma�a ci�ar statku. W tej chwili sta�o si� jasne, �e Tollerowi nie uda si� zamierzony manewr l�dowania - hu�taj�c i ko�ysz�c si� statek Yantary zagradza� mu drog�. - Przerwa� l�dowanie! - rykn�� Toller. - W g�r�! Ca�a w g�r�! G��wne silniki odezwa�y si� natychmiast i tak, jak podczas �wicze� stan�w zagro�enia, cz�onkowie za�ogi, kt�rzy nie byli niczym zaj�ci, pop�dzili na ruf�, �eby j� obci��y� i pom�c przechyli� dzi�b w g�r�. Cho� operacja zapobiegawcza odby�a si� szybko i sprawnie, bezw�ad ton gazu pod pow�ok�, kt�ra ci��y�a u g�ry, spowolni� reakcj� statku. Przez koszmarnie wyd�u�aj�ce si� sekundy szed� on starym kursem, zagradzaj�cy drog� balon r�s� w oczach i dopiero po chwili linia horyzontu zacz�a sun�� w d� w ��wim tempie. Ze swojego miejsca z boku mostka Toller dostrzeg� w przelocie posta� d�ugow�osej ksi�nej Yantary. Obraz ten w mgnieniu oka przes�oni�a krzywizna pow�oki drugiego statku przemykaj�ca tak blisko, �e m�g� rozr�ni� pojedyncze szwy klin�w i linki no�ne. Wstrzymuj�c oddech Toller zapragn�� nagle wraz ze swoim statkiem unie�� si� pionowo w g�r�. Gdy zaczyna� ju� wierzy�, �e uda�o si� unikn�� zderzenia, z do�u dobieg� dono�ny trzask. Ten niski, rozedrgany, oskar�ycielski d�wi�k nie pozostawia� �adnych z�udze�. Przeorali kilem czubek balonu Yantary. Skierowa� wzrok na ruf� i ujrza� wynurzaj�cy si� spod gondoli statek ksi�nej. W pow�oce z impregnowanego p��tna pu�ci�y co najmniej dwa szwy i gaz no�ny buchn�� w atmosfer�. Cho� powa�ne, rozdarcie nie by�o na tyle niefortunne, by doprowadzi� do katastrofy. Balon zapad� si�, zmarszczy�, a zawieszona pod spodem gondola opad�a lekko na ziemi�. Toller wyda� rozkaz podj�cia normalnego lotu i wykonania dodatkowego okr��enia w celu podej�cia do l�dowania. Podczas manewru mia� wraz z za�og� doskona�� widoczno��; w milczeniu patrzyli, jak zawieszony na uwi�zi statek ksi�nej opada w d� i haniebnie znika pod zapadaj�c� si� pow�ok�. Kiedy sta�o si� jasne, �e nikt nie zginie ani nie ucierpi, odpr�enie wywo�a�o u�miech Tollera. Id�c w jego �lady Feer i reszta za�ogi dali si� ponie�� weso�o�ci si�gaj�cej granic histerii, gdy astronauta, o kt�rego obecno�ci niemal zapomniano, sp�yn�� nagle na scen� wydarze� i z pe�n� komizmu niezdarno�ci� zako�czy� lot siedzeniem w b�ocie. - Nic nas teraz nie nagli, wi�c przeprowad�cie bezb��dne, pokazowe l�dowanie - odezwa� si� Toller do Feera. -Zejd�my powolutku w d�. Zgodnie z poleceniem statek majestatycznie ustawi� si� pod wiatr, po czym spocz�� na ziemi z ledwo wyczuwalnym wstrz�sem. Jak tylko armatki kotwiczne zabezpieczy�y gondol�, Toller przeskoczy� przez reling i stan�� w trawie. Spod fa�d przebitej pow�oki usi�owa�y wydosta� si� podw�adne Yantary. Udaj�c, �e ich nie dostrzega, Toller skierowa� swe kroki prosto do astronauty. Ten, podni�s�szy si� na nogi, sk�ada� le��c� w nie�adzie czasz� spadochronu. Widz�c nadchodz�cego Tollera wyprostowa� si� i zasalutowa�. By� szczup�ym m�odzie�cem o jasnej karnacji i wygl�dzie piskl�cia, kt�re niedawno wyfrun�o z rodzinnego gniazda. W rzeczywisto�ci, co bardzo Tollerowi imponowa�o, odby� on podr� w obie strony przez mi�dzyplanetarn� pustk�, rozci�gaj�c� si� mi�dzy bli�niaczymi planetami. - Przeddzie� dobry, kapitanie - odezwa� si� m�ody astronauta. - Melduje si� kapral Steenameert. Przywo�� pilne depesze dla Jej Wysoko�ci. - Spodziewam si� - odpar� Toller z u�miechem. - Mam rozkaz dostarczy� was bezzw�ocznie do Pr�du, my�l� jednak, �e mo�emy poczeka�, a� pozb�dziecie si� tego kombinezonu. Chodzenie z mokrym ty�kiem nie nale�y chyba do przyjemno�ci. Steenameert odwzajemni� u�miech, doceniaj�c spos�b, w jaki Toller sprowadzi� rozmow� na nieoficjalny tor. - Nie by�o to moje najlepsze l�dowanie. - Kiepskie l�dowanie zdarzy�o si� nie tylko wam, kapralu - odrzek� Toller, zerkaj�c ponad ramieniem Steenamerta. Yantara, wysoka, ciemnow�osa kobieta, zbli�a�a si� do nich zamaszystym krokiem, a jej posta� o wydatnym biu�cie wygl�da�a tym bardziej imponuj�co, �e ksi�na sz�a gniewnie wyprostowana. Tu� za ni� pod��a�a ni�sza, pulchniejsza dama w mundurze porucznika, z trudem dotrzymuj�c kroku swojej prze�o�onej. Toller ponownie skupi� uwag� na Steenameercie. Wzbiera�o w nim uczucie podziwu, gdy pomy�la� o donios�o�ci podr�y, jak� odby� ten ch�opak. Mimo m�odego wieku Steenameert mia� mo�no�� widzie� i do�wiadczy� rzeczy, o kt�rych on m�g� zaledwie pomarzy�. Zazdro�ci� mu, a zarazem by� ciekaw, jakich odkry� dokonano w trakcie pierwszej wyprawy na Land, pierwszej od czasu kolonizacji Overlandu pi��dziesi�t lat temu. - Powiedzcie mi, kapralu - zagadn�� - jak wygl�da Stary �wiat? Na twarzy Steenameerta odbi�o si� wahanie. - Depesze s� tajne, kapitanie. - Mniejsza o depesze. Tak miedzy nami, kapralu, co tam widzieli�cie? Jak tam jest? Usi�uj�c wydosta� si� z jednocz�ciowego kombinezonu, Steenameert u�miechn�� si� z wdzi�czno�ci�. Wyra�nie czu� potrzeb� opowiedzenia o swoich przygodach. - Same ogromne, puste miasta! Miasta, przy nich Pr�d to ma�a wioska! I wszystkie puste. - Puste?! A co z... - Panie Maraquine! - Ksi�na Yantara znajdowa�a si� od nich wci�� o dobre kilkana�cie krok�w, jednak jej silny g�os zmusi� Tollera do urwania w p� s�owa. -Do czasu oficjalnego wydalenia ze S�u�b Podniebnych za umy�lne uszkodzenie statku powietrznego Jej Wysoko�ci przejmuj� dow�dztwo na pa�skim statku. Niech si� pan uwa�a za aresztowanego. Arogancja i brak rozs�dku w s�owach ksi�nej odebra�y Tollerowi mow�, szarpn�a nim taka w�ciek�o��, �e od razu zorientowa� si�, i� musi j� okie�zna�. Uzbrojony w naj�agodniejszy u�miech obr�ci� si� do ksi�nej i natychmiast po�a�owa�, �e ich spotkanie nie nast�pi�o w innych okoliczno�ciach. Jej twarz nale�a�a do tych, kt�re nape�niaj � m�czyzn bezbrze�nym zachwytem, a kobiety bezgraniczn� zazdro�ci�. Kr�g�a, ozdobiona szarymi oczami, doskona�a w ka�dym calu odr�nia�a Yantar� od wszystkich kobiet, kt�re Toller mia� okazj� pozna� w swoim dotychczasowym �yciu. - Czego tak szczerzycie z�by? - parskn�a Yantara. -Nie s�yszeli�cie, co powiedzia�am? - Prosz� si� nie wyg�upia�, kapitanie - odpar� Toller odsuwaj�c swe �ale na bok. - Potrzebujecie pomocy przy naprawie waszego statku? Yantara pos�a�a w�ciek�e spojrzenie swojej porucznik, kt�ra w�a�nie stan�a u jej boku, po czym powr�ci�a wzrokiem do twarzy Tollera. - Panie Mara�uine, pan chyba nie rozumie powagi sytuacji. Jest pan aresztowany. - Pos�uchajcie, kapitanie - westchn�� Toller. - Zachowali�cie si� g�upio, ale na szcz�cie obesz�o si� bez powa�nych szk�d, wi�c nie ma potrzeby spisywa� oficjalnego raportu. Id�my ka�de swoj� drog� i zapomnijmy o tym niefortunnym incydencie. - Chcia�by pan tego, prawda? - Lepsze to, ni� przed�u�anie tej ob��dnej farsy. D�o� Yantary pow�drowa�a do kolby pistoletu u pasa. - Powtarzam, jest pan aresztowany, panie Mara�uine. Nie mog�c uwierzy� w to, co si� dzieje, Toller instynktownie chwyci� r�koje�� szabli. Na usta Yantary wype�z� lodowaty u�mieszek. - C� takiego mo�e pan zdzia�a� tym zabawnym zabytkiem? - Skoro pytacie, to wam powiem - rzuci� Toller beztrosko. - Nim zd��ycie unie�� pistolet, odetn� wam g�ow� i gdyby wasza porucznik zachowa�a si� na tyle nieroztrop19 nie, by mi grozi�, spotkaj� podobny los. Ponadto, gdyby�cie nawet mieli ze sob� jeszcze kilkoro ludzi... i gdyby uda�o im si� wystrzeli� i przeszy� mnie kulami, to i tak dopad�bym ich i po�o�y� trupem. Mam nadziej�, �e wyra�am si� jasno, kapitanie Dervonai. Wykonuj� bezpo�rednie rozkazy Jej Wysoko�ci i je�li ktokolwiek stanie mi na drodze, ca�a sprawa zako�czy si� rozlewem krwi. Tak to si� w�a�nie przedstawia. - Przemawiaj�c dobrotliwym tonem Toller obserwowa� uwa�nie, jakie wra�enie jego s�owa wywr� na Yantarze. Jego odziedziczona po dziadku postura �ywo przypomina�a czasy, kiedy kasta wojskowych dominowa�a w kolcorronia�skim spo�ecze�stwie. Ale cho� g�rowa� nad ksi�n� wzrostem i wa�y� dwa razy wi�cej, wcale nie mia� pewno�ci, �e wszystko p�jdzie po jego my�li. Yantara sprawia�a wra�enie osoby nieprzywyk�ej do ulegania cudzej woli niezale�nie od okoliczno�ci. Na chwil� zapad�o napi�te milczenie, a Tollera przenikn�a dog��bna �wiadomo��, �e ca�a jego przysz�o�� zawis�a na w�osku. Naraz Yantara wybuchn�a radosnym �miechem. - Tylko si� mu przyjrzyj! - zawo�a�a szturchaj�c swoj� towarzyszk�. -- Zaczynam wierzy�, �e on wszystko traktuje jak najbardziej powa�nie. - Porucznik zrobi�a zaskoczon� min�, ale po chwili uda�o jej si� przywo�a� na usta s�aby u�miech. - Bo to jest wielce powa�na... - Gdzie si� podzia�o wasze poczucie humoru, Tollerze Mara�uine? - uci�a Yantara. - No tak, teraz sobie przypominam, �e zawsze brali�cie siebie zbyt powa�nie. Toller poczu� si� zbity z tropu. - Sugerujecie, �e spotkali�my si� ju� kiedy�? Yantara zn�w wybuchn�a �miechem. - Czy nie pami�tacie, kapitanie, jak wasz ojciec zabiera� was do pa�acu na obchody Dnia Migracji, gdy byli�cie mali? Ju� wtedy paradowali�cie z szabl�, chc�c upodobni� si� do swojego s�awnego dziadka. Toller zdawa� sobie spraw�, �e ksi�na kpi z niego, lecz je�li chcia�a w ten spos�b ust�pi� zachowuj�c twarz, potrafi� to �cierpie�. Wszystko by�o lepsze ni� kontynuowanie tej niepotrzebnej dyskusji. - Musz� przyzna�, �e was nie pami�tam - odrzek�. - Podejrzewam, �e przyczyny trzeba by si� doszukiwa� w tym, �e wasz wygl�d uleg� wi�kszej zmianie ni� m�j. Yantara potrz�sn�a g�ow�, ignoruj�c ukryty komplement. - Nie. Po prostu macie s�ab� pami��. No dobrze, a co tam z naszym astronaut�? Dla przej�cia go jeszcze kilka minut temu gotowi byli�cie narazi� bezpiecze�stwo dw�ch statk�w. Toller odwr�ci� si� do Steenameerta, kt�ry z zainteresowaniem przys�uchiwa� si� wymianie zda�. - Wejd�cie na pok�ad mojego statku i ka�cie kucharzowi przygotowa� jaki� posi�ek. Steenameert zasalutowa�, pochwyci� spadochron i poszed� ci�gn�c go za sob�. - Jak si� spodziewam, spytali�cie go, dlaczego wyprawa trwa�a d�u�ej, ni� zak�adano? - rzuci�a Yantara mimochodem, jak gdyby wcale nie dosz�o mi�dzy nimi do starcia. - Nie mylicie si�. - Toller nie za dobrze wiedzia�, jak post�powa� z ksi�n�, postanowi� jednak przybra� mo�liwie najbardziej nieoficjalny i przyjazny ton. - Wed�ug niego Land �wieci pustkami. Opowiada� o opustosza�ych miastach. - Opustosza�ych! A co si� sta�o z tymi tak zwanymi Nowymi Lud�mi? - Wyja�nienie, je�li w og�le istnieje, zawarte jest w depeszach. - W takim razie powinnam si� zobaczy� jak najszybciej z Jej Wysoko�ci�, moj� babk�. - Aluzja do kr�lewskiego pochodzenia by�a zupe�nie zb�dna. Toller zrozumia�, �e jest to ostrze�enie przed zbytnim spoufalaniem si� z ksi�n�. - I ja musz� jak najszybciej wraca� do Pr�du - odpar� staraj�c si�, by zabrzmia�o to energicznie. - Naprawd� nie potrzebujecie pomocy przy naprawie statku? - Pewnie �e nie. Z szyciem uporamy si� przed ma�onoc�, a potem w drog�. - Jest jeszcze co� - rzek� Toller, gdy Yantara odwraca�a si�, by odej��. - �ci�le rzecz bior�c nasze statki zderzy�y si�, wi�c powinni�my sporz�dzi� raport. Co o tym my�licie? Ksi�na spojrza�a mu prosto w oczy. - Ta papierkowa robota jest raczej nu��ca, czy� nie tak? - Strasznie nu��ca. - Toller u�miechn�� si� i zasalutowa�. - Do widzenia, kapitanie. Przygl�da� si�, jak ksi�na i jej m�odszy oficer odchodz� w stron� swojego statku, po czym zawr�ci� i ruszy� z powrotem do w�asnego pojazdu. Ogromna tarcza bli�niaczej planety wype�nia�a niebo w g�rze, a kurcz�cy si� �wietlny sierp na obr�bie jej tafli zapowiada�, �e do codziennego za�mienia zwanego ma�onoc� zosta�a nieca�a godzina. Kiedy si� rozstali, Toller zda� sobie spraw�, jak bardzo pozwoli� Yantarze sob� manipulowa�. Gdyby to m�czyzna zachowa� si� tak nierozs�dnie w powietrzu, a arogancko na ziemi, Toller zbeszta�by go siarczy�cie i ca�a sprawa z powodzeniem mog�aby si� sko�czy� pojedynkiem. Bez w�tpienia oskar�y�by go r�wnie� w oficjalnym raporcie. A tak, uroda ksi�nej odebra�a mu odwag� i oszo�omi�a. Zachowa� si� jak nieopierzony m�okos. Cho� w g��wnej kwestii zatriumfowa� nad Yantar�, spogl�daj�c wstecz nabiera� coraz bardziej prze�wiadczenia, �e r�wnie mocno pragn�� wywrze� na niej dobre wra�enie jak spe�ni� sw�j obowi�zek. Kiedy dochodzi� do statku, przy ka�dej z czterech kotwic stali ju� cz�onkowie za�ogi przygotowuj�c si� do odlotu. Wspi�wszy si� po szczeblach na boku gondoli przeskoczy� przez reling, potem przystan�� i spojrza� w stron� spoczywaj�cego na ziemi statku ksi�nej. Za�oga krz�ta�a si� na lego pok�adzie, odczepia�a pow�ok� i pod czujnym okiem ksi�nej Yantary rozk�ada�a j� na trawie. Porucznik Feer przystan�� obok Tollera. - Sta�y ci�g a� do Pr�du, kapitanie? Je�li si� kiedy� o�eni�, pomy�la� Toller, to na pewno z t� kobiet�. - Panie kapitanie, pyta�em... - Jasne, �e sta�y ci�g a� do Pr�du - rzuci� Toller. -l sprowad�cie kaprala Steenameerta do mojej kajuty. Chc� porozmawia� z nim w cztery oczy. Znalaz�szy si� w swojej kajucie z ty�u pok�adu g��wnego Toller czeka�, a� wprowadz� astronaut�. Statek o�y� ponownie, osprz�t i wr�gi kad�uba odzywa�y si� niekiedy skrzypi�cym g�osem, gdy ca�a konstrukcja dostosowywa�a si� do nacisk�w powstaj�cych podczas lotu pod wiatr. Toller usiad� przy biurku i zacz�� bawi� si� w roztargnieniu przyrz�dami nawigacyjnymi. Nie potrafi� op�dzi� si� od my�li o ksi�nej Yantarze. Jak m�g� zapomnie� o spotkaniu w dzieci�stwie? Pami�ta� tylko, �e w wieku, kiedy gardzi� towarzystwem dziewcz�t, rzeczywi�cie ci�gano go wbrew jego woli na obchody Dnia Migracji. Jednak nawet wtedy bez w�tpienia zauwa�y�by Yantar� po�r�d chichocz�cych, drobnych istot, kt�re hasa�y po pa�acowych ogrodach. Rozmy�lania przerwa� mu Steenameert, gdy zapuka� i wszed� do ciasnego pomieszczenia, ocieraj�c z brody resztki jedzenia. - Pan mnie wzywa�, kapitanie. - Tak. Przerwano nam rozmow� w bardzo ciekawym punkcie. Opowiedzcie mi wi�cej o tych pustych miastach. Nie natkn�li�cie si� tam na �adnych ludzi? Steenameert potrz�sn�� g�ow�. - Nie widzieli�my �ywej duszy, panie kapitanie. Nic, tylko tysi�ce szkielet�w. Nowi Ludzie wygin�li. Wygl�da na to, �e zaraza obr�ci�a si� przeciwko nim i zmiot�a ich z powierzchni planety. - W�drowali�cie daleko poza granice Kolcorronu? - Nie, nie zapuszczali�my si� daleko, najwy�ej do dwustu mil. Jak pan wie, kapitanie, dysponowali�my jedynie trzema statkami podniebnymi, nie mieli�my �adnego statku z p�dnikiem poprzecznym, w naszych podr�ach musieli�my wi�c polega� na wiatrach. Ale to, co zobaczy�em, zupe�nie mi wystarczy�o. Po jakim� czasie wezbra�o we mnie dziwne uczucie: mia�em pewno��, �e tam nikogo nie ma. Najpierw rzucili�my kotwic� kilka kilometr�w od starej stolicy, Ro-Atabri. Znajdowali�my si� w samym sercu samego pradawnego Kolcorronu. Gdyby na Landzie �yli ludzie, w�a�nie tam powinni�my ich znale��. To si� rozumie samo przez si�. - Steenameert m�wi� z zapa�em, jak gdyby mia� w tym sw�j interes, by przekona� Tollera o prawdziwo�ci w�asnych obserwacji. - Pewnie macie racj�, kapralu - przytakn�� Toller. -Chyba, �e ma to co� wsp�lnego z ptertami. Uczono mnie, �e najdotkliwiej nawiedzi�y Kolcorron, a antypody nie mia�y z nimi wi�kszego k�opotu. Steenameert zacz�� m�wi� z jeszcze silniejszym zaci�ciem. - Drugim najistotniejszym z odkry�, jakich dokonali�my na Landzie, jest bezbarwno�� ptert, podobnie jak na Overlandzie. Chyba powr�ci�y do swego neutralnego stanu, panie kapitanie. Przypuszczam, �e sta�o si� tak, gdy� trucizna, jak� zaatakowa�y ludzi, spe�ni�a ju� swoje zadanie. Obecnie pterty �yj� w stanie gotowo�ci do walki z ka�dymi istotami, kt�re zagro�� drzewom brakka, ale bez powodu nie atakuj�. - Naprawd� zajmuj�ce - stwierdzi� Toller, lecz jego uwag� rozproszy�a ta�cz�ca w wyobra�ni twarz ksi�nej Yantary. �W jaki spos�b zaaran�owa� nast�pne spotkanie?� zastanawia� si�. �Ile to mo�e potrwa�?� - Moim zdaniem - ci�gn�� Steenameert - w obecnej sytuacji nast�pnym logicznym posuni�ciem by�oby przygotowanie odpowiedniej ekspedycji, wiele dobrze wyposa�onych statk�w z osadnikami na pok�adzie i wys�anie ich, aby�my na nowo zapanowali nad Starym �wiatem, tak jak to przepowiedzia� kr�l Pr�d. Toller ju� wcze�niej pod�wiadomie zauwa�y�, �e jak na wojskowego Steenameert wyra�a si� niezwykle wytwornie, a tak�e ma lepsze wykszta�cenie, ni� mo�na by oczekiwa�. Przyjrza� mu si� z nowym zainteresowaniem. - Du�o o tym rozmy�lali�cie, prawda? - spyta�. - Chcieliby�cie wr�ci� na Land? - Tak jest, panie kapitanie! - G�adka sk�ra na twarzy Steenameerta zar�owi�a si� lekko. - Je�li Kr�lowa Dase-cne postanowi wys�a� flot� na Land, pierwszy zg�osz� si� na ochotnika. A je�li pan, panie kapitanie, by�by te� sk�onny polecie�, czu�bym si� zaszczycony s�u��c pod pana rozkazami. Toller zaduma� si� nad tym, a wyobra�nia podsun�a mu ponury obraz garstki statk�w kr�c�cych si� bez celu po�r�d ton�cych w trawie ruin, w kt�rych spoczywaj� miliony ludzkich szkielet�w. Wizja ta straci�a do reszty sw�j urok, gdy pomy�la�, �e nie ma w niej miejsca dla Yantary. Gdyby polecia� na Land, �yliby dos�ownie w r�nych �wiatach. Nie m�g� wyj�� ze zdziwienia, kiedy u�wiadomi� sobie, �e przyznaje ksi�nej tak donios�e miejsce w swoich planach, zw�aszcza i� nie ma po temu �adnych podstaw. Stanowi�o to miar� wy�omu, jaki powsta� w murach jego emocjonalnej niezale�no�ci. - Niestety, nie pomog� dosta� si� wam z powrotem na Stary �wiat - odrzek�. - Zdaje si�, �e b�d� do�� zaj�ty tu, na Overlandzie. Rozdzia� 2 Wszed�szy na frontowe schody swojego domu po�o�onego w p�nocnej cz�ci Pr�du lord Cas-syll Mara�uine odetchn�� g��boko, z przyjemno�ci�. W powietrzu unosi� si� s�odkawy, orze�wiaj�cy zapach deszczu, kt�ry spad� nad ranem, co sprawi�o, �e lord po�a�owa�, i� musi sp�dzi� pierwsze godziny dnia w dusznych komnatach kr�lewskiej rezydencji. Pa�ac by� oddalony niewiele ponad mil� - marmury w kolorze r�y l�ni�y spoza zwartej linii drzew. Z ch�ci� uda�by si� tam piechot�, lecz obecnie miewa� coraz mniej czasu, by rozkoszowa� si� prostymi przyjemno�ciami. Kr�lowa Daseene w podesz�ym wieku sta�a si� niezwykle dra�liwa i Cassyll nie �mia� irytowa� jej sp�nianiem si� na audiencj�. Zbli�y� si� do czekaj�cego powozu i skin�wszy g�ow� wo�nicy wdrapa� si� do �rodka. Pojazd ruszy� natychmiast. Zaprz�ony by� w cztery niebieskoro�ce, symbolizuj�ce uprzywilejowan� pozycj� Cassylla w spo�ecze�stwie kolcor-ronia�skim. Jeszcze pi�� lat temu prawo zabrania�o posiadania powozu ci�gni�tego przez wi�cej ni� jednego niebies- koro�ca, gdy� zwierz�ta te odgrywa�y nieprzeci�tn� rol� w rozwoju gospodarczym planety. Nawet teraz cztery niebieskoro�ce w zaprz�gu stanowi�y rzadko��. Ekwipa� podarowa�a mu kr�lowa, tote� Cassyll politycznie u�ywa� go wtedy, gdy jecha� do niej z wizyt�, mimo l/, �ona i syn zarzucali mu niekiedy, �e staje si� zbyt wygodny. Wys�uchiwa� ich krytyki w dobrej wierze, cho� nam zaczyna� podejrzewa�, �e istotnie rodzi si� w nim upodobanie do luksusu i wygodnego trybu �ycia. Zami�owanie i poci�g do przyg�d, cechuj�ce jego ojca, najwyra�niej omin�y jedno pokolenie Maraquine'�w i ujawni�y si� w m�odym Tollerze. Niejeden raz Cassyll o ma�o nie wda� tu� w sprzeczk� z synem z powodu jego nierozwagi i staro�wieckiego zwyczaju noszenia szabli, lecz nigdy nie po- /woli� za bardzo ponie�� si� emocjom. Gdzie� w pod�wiadomo�ci �ywi� bowiem przekonanie, �e powoduje nim /�y,dro�� o cze��, jak� syn obdarza posta� swojego dawno nie�yj�cego, bohaterskiego dziadka. Rozmy�laj�c tak Cassyll przypomnia� sobie, �e ch�opak dowodzi� statkiem, kt�ry powr�ci� wczorajszego zadnia z depeszami o wynikach wyprawy na Land. Teoretycznie hy�y one tajne, jednak sekretarz Cassylla zd��y� ju� przek�si� mu wiadomo��, i� na Starym �wiecie nie ma �ywej duszy i jest on wolny od �mierciono�nej odmiany ptert, k l ora zmusi�a ludzko�� do ucieczki przez mi�dzyplanetarn� pustk�. Kr�lowa Daseene natychmiast zwo�a�a narad� wy-Iminych doradc�w, a fakt, �e Cassyll mia� tak�e w niej ue/estniczy�, pomaga� zgadn��, w kt�r� stron� biegn� jej my�li. Cassyll by� ekspertem od produkcji, a w tej sytuacji pojecie produkowania jednoznacznie odnosi�o si� do stero-wc�w, co zarazem oznacza�o, �e Daseene pragnie zasiedli� Stary �wiat i sta� si� w ten spos�b pierwsz� w�adczyni� w historii panuj�c� na dw�ch planetach r�wnocze�nie. Cassyll czu� instynktown� odraz� do podboj�w, umocnion� przez fakt, i� jego ojciec zginaj w nieudanej pr�bie zawojowania trzeciej planety lokalnego uk�adu. Jednak�e w tym przypadku przeciwno�ci natury filozoficznej lub humanitarnej nie wchodzi�y w gr�. Bli�niaczy �wiat Over-landu nale�a� do jego narodu legalnie, tytu�em dziedziczenia i skoro nie by� zamieszkany przez jaki� lud, kt�ry trzeba by sobie podporz�dkowa� lub wymordowa�, nie widzia� �adnych moralnych przeciwwskaza� wobec kolejnej mi�dzyplanetarnej migracji. Je�li o niego chodzi, jedynym pytaniem wymagaj�cym odpowiedzi by�a sprawa skali takiego przedsi�wzi�cia. Musia� wiedzie�, ile statk�w podniebnych pragnie wys�a� kr�lowa Daseene i jak szybko to nast�pi. �Toller z pewno�ci� b�dzie chcia� wzi�� udzia� w ekspedycji� pomy�la� Cassyll. �Nie uniknie ona niebezpiecze�stw, ale �wiadomo�� tego tylko utwierdzi go w postanowieniu�. Pow�z dotar� wkr�tce do rzeki i skr�ci� na zach�d w kierunku Mostu Lorda Glo, g��wnego traktu, wiod�cego do pa�acu. W ci�gu kilku minut, kiedy znajdowali si� na kr�tym bulwarze, Cassyll ujrza� dwa nap�dzane par� powozy, z kt�rych �aden nie zosta� wyprodukowany w jego fabrykach. Po raz wt�ry z�apa� si� na tym, �e �a�uje, i� nie ma wi�cej czasu, by przeprowadzi� odpowiednie eksperymenty z tym rodzajem nap�du. Trzeba by jeszcze by�o wprowadzi� wiele usprawnie�, zw�aszcza je�li chodzi O przenoszenie mocy, a czas mu up�ywa� na zarz�dzaniu przemys�owym imperium rodziny Maraquine'�w. Kiedy pow�z przeje�d�a� przez bogato zdobiony most, pa�ac wy�oni� si� dok�adnie na wprost niego. By� to prostok�tny budynek, kt�rego symetri� narusza�o lewe skrzyd�o I wie�a zbudowane przez Daseene jako pomnik ku czci jej m�a. Gwardzi�ci przy bramie g��wnej zasalutowali na widok powozu Cassylla. O tak wczesnej porze zaledwie cztery pojazdy parkowa�y na g��wnym dziedzi�cu i Cassyll od razu zauwa�y� karetk� S�u�b Podniebnych, kt�r� je�dzi� Hartan Drumme, starszy doradca techniczny Szefa Obrony Powietrznej. Zaskoczony dostrzeg� samego Bartana wa��saj�cego si� wok� niej. Maj�c pi��dziesi�t lat Drumme wci�� l r/yma� si� prosto i jedynie nieznaczne zesztywnienie lewego i n mienia - pozosta�o�� po starej ranie odniesionej w bitwie - nie pozwala�o mu porusza� si� z m�odzie�cz� spr�ysto�ci�. Intuicja podszepn�a Cassyllowi, �e fiartan czeka, by sit; z nim spotka�, zanim rozpocznie si� oficjalne zebranie. - Przeddzie� dobry! - zawo�a� Cassyll gramol�c si� z powozu. - Szkoda, �e ja nie mam chwili czasu, by pospacerowa� i zaczerpn�� �wie�ego powietrza. Cassyll! - Bartan u�miechn�� si� podchodz�c, by u�cisn�� mu d�o�. Wiek niewiele zmieni� jego okr�g��, ch�opi�c� twarz. (Jo�ci� na niej nieustannie niefrasobliwy u�mieszek, kt�ry ii ludzi spotykaj�cych go po raz pierwszy wywo�ywa� mylne wra�enie, i� maj� do czynienia z ignorantem. Jednak l>i/ez te wszystkie lata Cassyll nauczy� si� ceni� Bartana za gi�tki, t�gi umys�. Czekasz na mnie? -- spyta�. Bardzo dobrze! - odpar� Bartan unosz�c brwi. - Sk�d wiesz? Czai�e� si� jak ma�y �obuziak kr�c�cy si� ko�o piekarni. Co si� sta�o, Bartanie? Przespacerujmy si� troch�, zosta�o jeszcze kilka minut do rozpocz�cia zebrania. - Bartan poprowadzi� go w ustronn� cz�� dziedzi�ca, gdzie zas�oni� ich klomb kwitn�cych w��cznik�w. Czy b�dziemy spiskowa� przeciw Kr�lowej? - zachi-diota� Cassyll. W pewnym sensie sprawa jest r�wnie powa�na - odpar� Bartan zatrzymuj�c si�. - Cassyl�u, jak wiesz, moje Nliinowisko to naukowy doradca dyrektora S�u�b Podnieb29 nych. Ale wiesz tak�e, �e tylko dlatego, i� prze�y�em wypraw� na Farland, oczekuje si� po mnie jakiej� magicznej wiedzy o wszystkim, co dzieje si� na niebie, i b�d� s�u�y� rad� Jej Wysoko�ci w sprawach specjalnej wagi, a zw�aszcza w tych, kt�re mog� stanowi� zagro�enie dla kr�lestwa. - Niepokoisz mnie, Bartanie - powiedzia� Cassyll. - Czy to ma jaki� zwi�zek z Landem? - Nie, z inn� planet�. - Z Farlandem! M�w szybko, cz�owieku! - Cassylla zmrozi� nag�y dreszcz niepokoju, kiedy w g�owie zakie�kowa�a mu ta straszliwa my�l. Farland by� trzeci� planet� lokalnego uk�adu, poruszaj�c� si� wok� s�o�ca po orbicie dwa razy wi�kszej ni� orbita pary Land- Overland i przez wi�ksz� cz�� kolcorronia�skiej historii nie by� niczym wi�cej ni� nieszkodliw�, zielon� plamk� zdobi�c� nocne niebo. A� nagle, dwadzie�cia sze�� lat temu, szereg dziwacznych wydarze� zaowocowa� wys�aniem tam jednego statku. Po wystartowaniu z Overlandu �Kolcorron� przeby� miliony mil niebezpiecznej pr�ni, by dotrze� do ostatniej planety uk�adu. Wyprawa zako�czy�a si� fiaskiem, ojciec Cassylla nie by� jedynym, kt�ry zgin�� na tej wilgotnej, deszczowej planecie, i tylko troje uczestnik�w powr�ci�o nios�c ze sob� niepokoj�ce wie�ci. Na Farlandzie mieszka�a rasa o tak wysokim stopniu rozwoju, �e za jednym zamachem byliby w stanie unicestwi� ca�� cywilizacj� overlandzk�. Szcz�liwie dla Kolcor- ronian Farlandczycy byli zaj�ci swoimi sprawami, a rz�dz�ca planet� grupa symbonitow, istot hiperinteligentnych ukrytych w m�zgach niczego nie podejrzewaj�cych Far- �andczyk�w, nie interesowa�a si� Overlandem. Taka mentalno�� stanowi�a nierozwi�zywaln� zagadk� dla zaborczych z natury Kolcorronian i cho� lata zlewa�y si� w dekady up�ywaj�ce bez �adnych oznak agresji ze strony tajemniczej trzeciej planety, to strach przed nag�ym, mia�d��cym atakiem wci�� ko�ata� si� w sercu niejednego Overland-czyka. Strach ten, jak Cassyll Mara�uine mia� okazj� si� przekona�, nigdy nie przestawa� dr��y� ich umys��w. - Z Farlandem? - Bartan pos�a� mu dziwny u�miech. -Nie, ja m�wi� o jeszcze innej planecie, o czwartej planecie. W ciszy, jaka zapad�a po tych s�owach, Cassyll badawczo przygl�da� si� twarzy przyjaciela, tak jakby stanowi�a ona zagadk�, kt�r� trzeba by�o rozwi�za�. - To chyba �art? Twierdzisz, �e odkry�e� nast�pn� planet�? - To nie ja dokona�em tego odkrycia. - Bartan pokr�ci� smutno g�ow�. - A nawet �aden z moich technik�w. Zrobi�a to kobieta, kopistka z archiwum w Grain Quay. Ona mi j� pokaza�a. - A co to ma za znaczenie, kto j� pierwszy zobaczy�? - odpar� Cassyll. - Rzecz w tym, �e masz niezwykle ciekawe, naukowe odkrycie do... - urwa� uprzytomniwszy sobie, �e przecie� nie wys�ucha� jeszcze do ko�ca tej historii. - Dlaczego chmurzysz czo�o, stary przyjacielu? - Kiedy Divare opowiada�a mi o tej planecie, nadmieni�a, �e jest ona koloru niebieskiego. Z pocz�tku pomy�la�em, �e musia�a si� pomyli�. Sam wiesz, jak du�o niebieskich gwiazd mieni si� na niebie. Setki. Spyta�em wi�c, jakiego teleskopu potrzeba, by j� dostrzec wyra�nie, a ona mi na to, �e mo�e by� bardzo s�aby. W rzeczywisto�ci, powiedzia�a, mo�na j� nawet ogl�da� go�ym okiem. I mia�a racj�, Cassyllu. Pokaza�a mi j� ostatniej nocy, niebiesk� planet�, wyra�nie widoczn� bez pomocy przyrz�d�w optycznych, nisko nad zachodnim horyzontem tu� po zachodzie s�o�ca. Cassyll zmarszczy� brwi. ft - Sprawdzi�e� j� przez teleskop? - Tak. Nawet przy u�yciu zwyczajnych wojskowych przyrz�d�w mo�na dostrzec jej poka�n� tarcz�. To jest j planeta, nie ma co do tego �adnych w�tpliwo�ci. - Lecz... - Cassyll nawet nie kry� zak�opotania maluj�cego si� mu na twarzy. - Dlaczego nie zauwa�ono jej wcze�niej? Na ustach Bartana pojawi� si� zn�w ten sam dziwny u�miech. - Jedyna odpowied�, jakiej ci mog� udzieli�, to ta, �e wcze�niej nie mo�na jej by�o zaobserwowa�, gdy� jej tam nie by�o. - Przecie� to przeczy ca�ej naszej wiedzy na temat astronomii. S�ysza�em, �e niekiedy nowe gwiazdy pojawiaj� si� tu i tam, nawet je�li ich �ywot nie jest d�ugi, ale w jaki spos�b nowy �wiat m�g� tak po prostu zmaterializowa� si� na naszym niebie? - Kr�lowa Daseene nie omieszka zada� mi identycznego pytania - odpar� Bartan. - B�dzie te� chcia�a wiedzie�, od jak dawna jest on na niebie, i odpowiem jej, �e nie wiem. A potem spyta, co trzeba w zwi�zku z tym zrobi�, i zn�w nie b�d� wiedzia�, i wtedy zacznie si� zastanawia�, jaki te� to po�ytek z doradcy, kt�ry nic nie wie... - S�dz�, �e niepotrzebnie si� zamartwiasz - pocieszy� go Cassyll. - Kr�lowa najprawdopodobniej potraktuje to wydarzenie jako do�� ciekawe zjawisko astronomiczne. Co ka�e ci my�le�, �e ta niebieska planeta stanowi jakiekolwiek zagro�enie? Bartan zamruga� oczami. - Moje przeczucie. Instynkt. Nie powiesz chyba, �e ona ci� nie niepokoi. - Jestem ni� �ywo zainteresowany. Chcia�bym, �eby� mi j� pokaza� dzi� wieczorem, lecz dlaczego mia�bym si� niepokoi�? - Bo... - Bartan zerkn�� w niebo, jakby tam szuka� natchnienia. - Cassyllu, to nie jest normalne! To jest nienaturalne, jaki� omen, zapowied� czego�, co ma si� wydarzy�. Cassyll wybuchn�� �miechem. - Bartanie, przecie� jeste� najmniej przes�dnym cz�owiekiem, jakiego znam! A m�wisz tak, jakby ten w�drowny �wiat ukaza� si� na firmamencie tylko po to, by prze�ladowa� w�a�nie ciebie. - C�... - Bartan u�miechn�� si� z przymusem przybieraj�c ponownie wygl�d m�odzie�ca. - Pewnie masz racje.. Powinienem by� od razu przyj�� z tym do ciebie. Dopiero kiedy Berise umar�a, zrozumia�em, �e w du�ej mierze dzi�ki niej udawa�o mi si� unikn�� hu�tawki nastroj�w. Cassyll przytakn�� wsp�czuj�co, jak zwykle z trudem u�wiadamiaj�c sobie, �e Berise Drumme nie �yje jui� od czterech lat. Ciemnow�osa, tryskaj�ca energi�, nieugi�ta Berise sprawia�a wra�enie, jakby mia�a �y� wiecznie, ale w ci�gu kilku godzin zabra�a j� jedna z tych tajemniczych chor�b bez przyczyny, kt�re wci�� na nowo u�wiadamiaji� medykom, jak znikoma jest ich wiedza. - Jej �mier� by�a dla nas wszystkich ci�kim ciosem -powiedzia� Cassyll. - Wci�� pijesz. - Tak. - Bartan dostrzeg� zmartwienie w oczach Cassy.1-la i po�o�y� mu r�k� na ramieniu. - Lecz ju� nie tak, jak wtedy, kiedy po raz pierwszy spotka�em twego ojca. Nie m�g�bym tego zrobi� Berise. Teraz wystarczy mi szklaneczka, mo�e dwie, cierpnika przed snem. - Przyjd� do mnie dzi� wieczorem i przynie� dobry teleskop. Wychylimy puchar czego� rozgrzewaj�cego i popatrzymy na t� planet�. I czeka ci� jeszcze jedno zadanie: musimy jako� j� nazwa�. - Cassyll poklepa� przyjaciela p�o plecach i skinieniem g�owy wskaza� na �ukowate wej�cie dlo pa�acu daj�c mu do zrozumienia, �e czas ju�, by udali si� na spotkanie z Kr�low�. Znalaz�szy si� wewn�trz mrocznego budynku skierowaili si� prosto do komnaty przyj��, przemierzaj�c niemal puste korytarze. Za czas�w kr�la Chakkella pa�ac by� siedzib� rz�du i zazwyczaj roi�o si� tu od urz�dnik�w. Lecz Daseene osadzi�a administracj� pa�stwow� w oddzielnych budynkach i traktowa�a pa�ac jak swoj� prywatn� rezydencj�. Jedynie wybrane zagadnienia, na przyk�ad obrona powietrzna, kt�r� Kr�lowa interesowa�a si� specjalnie, dost�powa�y zaszczytu jej osobistej uwagi. Przy drzwiach komnaty dwaj ostiariusze sp�ywaj�cy potem pod ci�arem tradycyjnej zbroi z drzewa brakka rozpoznali nadchodz�cych m�czyzn i natychmiast ich przepu�cili. Upa� w komnacie by� niezno�ny, Cassyll z trudem �apa� powietrze. W podesz�ym wieku Kr�lowa Daseene nieustannie narzeka�a, �e jest jej zimno, zatem w u�ywanych przez ni� pomieszczeniach utrzymywano wysok� temperatur�, dla wi�kszo�ci ludzi absolutnie nie do wytrzymania. Jedyn� osob� w komnacie by� lord Sectar, skarbnik kr�lewski zajmuj�cy si� kontrol� bud�etu pa�stwa. Jego obecno�� stanowi�a jeszcze jeden dow�d na to, �e Kr�lowa planuje przej�� Stary �wiat. Lord by� postawnym m�czyzn� oko�o sze��dziesi�tki, o szerokich barach, obwis�ych policzkach i rumianej twarzy, kt�ra w panuj�cej duchocie zmieni�a kolor na karmazynowy. Przywita� ich skinieniem g�owy i wskazuj�c bez s�owa na pod�og�, gdzie zainstalowano rury ciep�ownicze, przewr�ci� oczami, po czym otar� kropelki potu z czo�a i podszed� do lekko uchylonego okna. Cassyll zareagowa� na t� kr�tk� pantomim� przesadnym wzruszeniem ramion, maj�cym wyra�a� bezradno�� i usiad� na jednej z amfiteatralnie ustawionych �aw zwr�conych w stron� kr�lewskiego tronu. Od razu powr�ci� my�l� do tajemnicy niebieskiej planety. Pomy�la�, �e chyba zbyt �atwo oswoi� si� ze zjawiskiem, o kt�rym opowiedzia� mu Bartan. Jak to mo�liwe, by jaka� planeta tak po prostu zmaterializowa�a si� w pobliskich rejonach kosmosu? Skoro na niebie pojawiaj� si� nowe gwiazdy, mo�na przypuszcza�, �e niekiedy gwiazdy r�wnie� znikaj�, rozpadaj�c si� w wyniku eksplozji i zostawiaj� po sobie �lady w postaci planet. Cassyll by� sobie w stanie wyobrazi� takie �wiaty tu�aj�ce si� w ciemno�ciach mi�dzygwiezdnej pustki, lecz prawdopodobie�stwo, by jeden z nich przy��czy� si� do lokalnego systemu, wydawa�o mu si� niemal r�wne zeru. Mo�liwe, �e powodem braku nale�ytego zdziwienia by� fakt, i� tak naprawd�, w g��bi serca nie wierzy� w istnienie niebieskiej planety. Przecie� chmura gazu mo�e w pewnych warunkach przybra� wygl�d cia�a sta�ego. Cassyll powsta�, gdy herold otworzy� drzwi i uderzy� w pod�og� okut� metalem lask�, oznajmiaj�c przybycie Kr�lowej. Daseene wesz�a do komnaty, odprawi�a dwie damy dworu, towarzysz�ce jej a� do samych drzwi, i zbli�y�a si� do tronu. Pomimo i� by�a szczup�a i drobnej postury, pozornie przygnieciona ci�arem zielonych jedwabnych szat, spos�b, w jaki da�a zebranym znak, by usiedli, oznajmia� niepodwa�aln