5495
Szczegóły |
Tytuł |
5495 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5495 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5495 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5495 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BOB SHAW
UCIECZKA �WIAT�W
III TOM TRYLOGII OVERLAND
Cz�� I
POWR�T NA LAND
Rozdzia� 1
Podczas lotu, kt�ry trwa� d�u�ej ni� ca�y dzie�, samo-tny astronauta opada� od
kraw�dzi kosmosu po-przez tysi�ce mil stopniowo g�stniej�cej atmosfery. W
ko�cowym
stadium opadania jego cia�em zaw�adn�a si�a wiatru i ponios�a go daleko na
zach�d od
sto�ecznego miasta. Powodowany brakiem do�wiadczenia, a mo�e ch�ci� uwolnienia
si� od
kr�puj�cego go worka lotniczego, astronauta zbyt wcze�nie otworzy� spadochron.
Zrobi� to
dobre pi�tna�cie kilometr�w nad powierzchni� planety i w rezultacie znosi�o go
coraz dalej,
ku s�abo zaludnionym terenom za Bia�� Rzek�.
Toller Mara�uine Drugi, przez ostatnie osiem dni patroluj�cy okolic�, przez
silnie
powi�kszaj�c� lornetk� przygl�da� si� badawczo kremowej plamce spadochronu.
Wygl�da�a
jak tajemniczy obiekt, o blasku s�abszym ni� dzienne gwiazdy, pozornie umocowany
pod
ogromnym, �ukowatym obrze�em bli�niaczej planety, kt�ra wype�nia�a centrum
nieba. Ruch
statku powietrznego utrudnia� obserwacj�, lecz Toller wypatrzy� uczepion� lin
malutk� posta�
i poczu�, jak wzbiera w nim ciekawo��. Jakie wie�ci przynosi astronauta?
Sam fakt, �e ekspedycja trwa�a d�u�ej, ni� zak�adano, wydawa� si� Tollerowi
dobrym
znakiem. W ka�dym razie z ulg� zabierze w ko�cu astronaut� na pok�ad i odstawi
do Pr�du.
Patrolowanie terenu niemal pozbawionego cech charakterystycznych, kiedy nie ma
si� nic do
roboty pr�cz odwiedzania spragnionych towarzystwa robotnik�w rolnych, nie nale�y
do
zada� godnych �mia�ka. Toller pa�a� ��dz� powrotu do miasta, gdzie m�g�
przynajmniej
znale�� kompan�w i szklaneczk� przyzwoitego wina. Czeka�a na niego tak�e
Hariarma,
z�otow�osa pi�kno�� z Cechu Tkaczy. Przez wiele dni nie odst�powa� jej na krok i
co� mu
m�wi�o, �e rozkaz nadszed� w�a�nie wtedy, kiedy by�a ju� sk�onna mu ulec.
Statek sun�� lekko ze wschodni� bryz� i sporadyczna tylko pomoc silnik�w
odrzutowych wystarczy�a, by dotrzyma� tempa spadaj�cemu po uko�nej linii
astronaucie.
Pomimo cienia, kt�ry rzuca�a z g�ry eliptyczna pow�oka, upa� na g�rnym pok�adzie
wzmaga�
si� i Toller zaczyna� zdawa� sobie spraw�, �e dwunastoosobowa za�oga podobnie
jak on
marzy g��wnie o tym, �eby misja dobieg�a ko�ca. Szafranowe bluzy lotnicze
upstrzy�y si�
ciemnymi plamami potu. Toller westchn�� i zapatrzy� si� na sielski krajobraz
widoczny w
dole.
Sze��dziesi�t metr�w poni�ej gondoli przemyka�y pr��kowane pola uprawne, tworz�c
skomplikowane uk�ady pasm biegn�cych a� po lini� horyzontu. Od czasu migracji na
Overland min�o ju� ponad pi��dziesi�t lat i kolcor-ronia�scy farmerzy mieli
do�� czasu, aby
narzuci� polom swoj� wol� i zmieni� naturalny koloryt krajobrazu. Na
Overlandzie, gdzie nie
istnia�y pory roku, zbo�a, warzywa i owoce zdumiewa�y bogactwem i
r�norodno�ci�, a
ka�da ro�lina rozwija�a si� wed�ug w�asnego cyklu dojrzewania. Rolnicy do�o�yli
stara�, �eby
wyodr�bni� grupy daj�ce plony r�wnocze�nie i w ten spos�b ustali� sze�� termin�w
�niw w
roku, tak jak to si� tradycyjnie odbywa�o od zarania dziej�w w Starym �wiecie.
Ka�de pole
mieni�o si� jak t�cza, od delikatnej zieleni m�odych p�d�w po z�oto
dojrzewaj�cych k�os�w i
br�z r�ysk.
- Statek na po�udnie od nas, panie kapitanie! - krzykn�� sternik Niskodar. - Na
naszym
pu�apie, mo�e troch� wy�ej. Odleg�o�� oko�o trzech mil.
Toller odszuka� wzrokiem statek - ciemny odprysk na tle zasnutego purpur�
horyzontu
- po czym skierowa� na niego szk�a lornetki. Powi�kszony obraz wyjawi�, �e ma on
niebiesko-
��te oznakowanie S�u�b Podniebnych i fakt ten wywo�a� u Tollera lekkie
zdziwienie. W
ci�gu ostatnich o�miu dni kilkakrotnie mign�� mu statek, kt�ry patrolowa�
s�siedni,
po�udniowy sektor, zawsze jednak dzia�o si� to przy granicy strefy patrolowej,
szybko znikali
sobie nawzajem z oczu i nie wchodzili w drog�. Teraz jednak przybysz znajdowa�
si�
zdecydowanie wewn�trz przypisanego Tollerowi terytorium i najwyra�niej stawa� z
nim w
szranki, zachowuj�c si� tak, jak gdyby r�wnie� zamierza� przechwyci� wracaj�cego
astronaut�.
- Przygotujcie heliopis - rozkaza� porucznikowi Feero-wi, kt�ry sta� obok niego
przy
relingu. - Przeka�cie moje uszanowanie dow�dcy tego statku i porad�cie mu, by
zmieni� kurs.
Wykonuj� polecenia Kr�lowej i nie pozwol�, by kto� si� wtr�ca� albo mi
przeszkadza�.
- Rozkaz! - zakrzykn�� �wawo Feer wyra�nie zadowolony z incydentu cho� troch�
urozmaicaj�cego przeddzie�. Otworzy� schowek i wyj�� heliopis nowej, lekkiej
konstrukcji, z
posrebrzanymi p�ytkami luster zastosowanymi w miejsce konwencjonalnego,
szklanego
uk�adu warstwowego. Feer wymierzy� przyrz�d i zacz�� operowa� kluczem, kt�ry
zaklekota�
pracowicie. Przez jak�� minut� po tym, jak sko�czy�, nie wida� by�o �adnej
odpowiedzi, a�
naraz na odleg�ym statku ma�e s�oneczko zacz�o b�yska� gwa�townie.
�Przeddzie� dobry, kapitanie Maraquine� - nadesz�a migotliwa odpowied�. -
�Ksi�na
Yantara odwzajemnia wasze pozdrowienia. Postanowi�a osobi�cie przej�� dow�dztwo
nad
ca�� operacj�. Wasza dalsza obecno�� nie jest potrzebna. Niniejszym rozkazuj�
wam
niezw�ocznie uda� si� z powrotem do Pr�du�.
Toller st�umi� w�ciek�e przekle�stwa. Nigdy przedtem nie mia� okazji spotka�
ksi�nej
Yantary, lecz wiedzia�, �e nie tylko posiada stopie� kapitana powietrznego, ale
jest te�
wnuczk� Kr�lowej i ma zwyczaj pos�ugiwa� si� rodzinnymi koneksjami w celu
forsowania
swojej woli. W podobnej sytuacji niejeden dow�dca wycofa�by si� po czysto
symbolicznym
prote�cie, w obawie o swoj� karier�, jednak charakter Tollera nie pozwala� mu
pu�ci� p�azem
czego�, co ur�ga�o honorowi. D�o� znalaz�a r�koje�� szabli, niegdy� nale��cej do
jego
dziadka, a oczy pos�a�y gniewne spojrzenie w kierunku intruza, podczas gdy w
my�lach
uk�ada� odpowied� na w�adczy rozkaz ksi�nej.
- Kapitanie, czy �yczy pan sobie potwierdzi� odbi�r sygna�u?
Zachowanie porucznika Feera pozostawa�o nienaganne, ale ogniki w oczach
zdradza�y, �e napawa� si� widokiem Tollera mocuj�cego si� z trudn� decyzj�. Cho�
ni�szy
rang�, by� od niego nieco starszy i z ca�� pewno�ci� przychyla� si� do
powszechnej opinii, �e
Toller uzyska� stopie� kapitana w tak m�odym wieku dzi�ki wp�ywom rodziny.
Perspektywa
obejrzenia pojedynku dwojga uprzywilejowanych wyra�nie przypad�a porucznikowi do
gustu.
- Oczywi�cie, �e tak - sarkn�� Toller, staraj�c si� zatuszowa� w�asne
poirytownie. -
Jak brzmi nazwisko tej kobiety?
- Dervonai, panie kapitanie.
- �wietnie. Pomi� grzeczno�ci i zwr�� si� do niej per kapitanie Dervonai.
Odpowied�
jest nast�puj�ca: �Wasza uprzejma propozycja asysty nie przesz�a nie zauwa�ona,
ale w tym
przypadku obecno�� drugiego statku mo�e sta� si� bardziej przeszkod� ni� pomoc�.
Powr��cie do swoich /.ada� i nie utrudniajcie mi wykonywania bezpo�rednich
rozkaz�w
Kr�lowej�.
Kiedy za pomoc� wi�zek �wiat�a Feer przesy�a� s�owa Tollera, na jego w�skiej
twarzy
pojawi� si� wyraz zadowolenia. Nie s�dzi�, �e do bezpo�redniej konfrontacji
dojdzie lak
szybko. Min�a kr�tka chwila, zanim odpowiedziano seri� b�ysk�w.
�Wasza nieuprzejmo��, �eby nie rzec bezczelno��, r�wnie� nie przesz�a nie
zauwa�ona, ale powstrzymani si� od /ameldowania o tym mojej babce, je�li
wycofacie si�
bezzw�ocznie. Prosz� post�pi� roztropnie�.
- Arogancka suka! - Toller wyrwa� heliopis z r�k Feera, wycelowa� go i zacz��
stuka�
kluczem: �Post�puj� roztropnie. Lepiej je�li Kr�lowa dowie si� o mojej
nieuprzejmo�ci, ni� o
zdradzie, jak� pope�ni�bym przerywaj�c t� misj�. Dlatego le� radz� wam zaj�� si�
z powrotem
rob�tkami r�cznymi�.
- Rob�tkami r�cznymi! - odczytawszy wiadomo�� z ukosa porucznik Feer
zachichota�, odbieraj�c od Tollera heliopis. - Naszej letniczce si� to nie
spodoba, panie
kapitanie. Ciekawe, jaka b�dzie jej odpowied�.
- Oto i ona - odpar� Toller, podni�s�szy do oczu lornetk� w sam� por�, by
dostrzec
pi�ropusze strzelaj�ce z g��wnych silnik�w statku ksi�nej. -Albo ksi�na
opuszcza nas
fukaj�c ze z�o�ci, albo postanowi�a dotrze� do celu przed nami. Je�li to, co
s�ysza�em o
ksi�nej Yantarze, nie mija si� z prawd�, to... tak! B�dziemy mieli wy�cig.
- Ca�a naprz�d?
- A jak�eby inaczej? - rzuci� Toller. - I ka� ludziom za�o�y� spadochrony.
Na wzmiank� o spadochronach rozradowanie na twarzy Feera przemieni�o si� w
niepok�j.
- Chyba nie my�li pan, �e dojdzie do...
- Kiedy dwa statki wydzieraj� sobie ten sam kawa�ek nieba, wszystko mo�e si�
zdarzy� - odrzek� Toller z nut� jowialno�ci, karc�c delikatnie porucznika za
niew�a�ciw�
postaw�. - Podczas zderzenia nietrudno o �mier�, a ja wola�bym, by spotka�a ona
naszego
przeciwnika.
- Wed�ug rozkazu, panie kapitanie.
Feer odwr�ci� si� daj�c sygna� mechanikowi i w chwil� potem g��wne silniki
odrzutowe zawy�y, uzyskuj�c maksymaln� moc. Dzi�b d�ugiej gondoli podni�s� si�,
gdy ci�g
silnik�w pr�bowa� obr�ci� ca�ym statkiem doko�a �rodka ci�ko�ci, ale sternik
pr�dko
wyr�wna� kurs zmieniwszy k�t ustawienia silnik�w. Jedn� r�k� operowa� dr��kiem i
mechanizmami zapadkowymi, gdy� silniki nowego typu mia�y lekk� konstrukcj� z
nitowanych rur metalowych.
Nie tak dawno temu pojedynczy silnik zu�y�by ca�y zapas kryszta��w drzewa
brakka,
niszcz�c samo drzewo, a w rezultacie i tak by�by powolny i niewygodny w
obs�udze. �r�d�o
energii nadal stanowi�a wprawdzie mieszanka kryszta��w pikonu i halvellu, kt�re
od wiek�w
pobiera�y z gleby korzenie drzew brakka, obecnie jednak kryszta�y uzyskiwano
bezpo�rednio
z ziemi wed�ug metod rafinacji chemicznej wymy�lonej przez ojca Tollera,
Cassylla Mara-
�uine.
Chemia i metalurgia by�y kamieniem w�gielnym ogromnej fortuny i wp�yw�w
rodziny Mara�uine, co z kolei stanowi�o �r�d�o wi�kszo�ci konflikt�w mi�dzy
Tollerem a
jego rodzicami. Rodzice oczekiwali, �e syn zast�pi ojca i przejmie w�adz� nad
rodzinnym
imperium przemys�owym, ale w Tollerze ta perspektywa wzbudza�a przera�enie. W
kontaktach z rodzicami pojawi�y si� napi�cia od chwili, gdy Toller postanowi�
wst�pi� do
S�u�b Podniebnych w pogoni za przygodami. Ku jego rozczarowaniu jednak s�u�ba
nie
obfitowa�a w przygody, tote� za nic na �wiecie Toller nie pozwoli�by zepchn��
si� na bok w
obecnej sytuacji.
Ca�� uwag� skupi� na astronaucie, wci�� znajduj�cym si�
O mil� z ok�adem od pofalowanej powierzchni p�l uprawnych. Nie istnia� �aden
praktyczny pow�d, dla kt�rego mieliby �ciga� si� na miejsce jego
przypuszczalnego
l�dowania, ale gdyby Yantara sobie przypisa�a pierwsze�stwo, mog�oby to jej
doda�
animuszu. Toller przypuszcza�, �e ca�kowicie przypadkowo przechwyci�a wiadomo��,
jak�
rano tego dnia przekaza� heliopisem do pa�acu, i dla kaprysu postanowi�a przej��
dow�dztwo
w najciekawszym momencie nudnej jak dot�d misji.
Kiedy zastanawia� si�, czyby nie pos�a� jej ostatniego ostrze�enia, wzrokiem
natkn��
si� na ciemnogranatow� lini�, kt�ra pojawi�a si� na horyzoncie. Rzut oka przez
lornetk�
upewni� go w przekonaniu, �e jest to spory zbiornik wodny, a po sprawdzeniu na
mapie
stwierdzi�, �e widzi Jezioro Amblaraate. Mierzy�o prawie cztery mile, zatem
astronauta mia�
niewielkie szans� na to, by wyl�dowa� poza jego obrze�em. Przez �rodek jeziora
bieg� jednak
sznur ma�ych, nizinnych wysepek, spo�r�d kt�rych wprawny spadochroniarz bez
trudu
powinien wybra� dogodne miejsce do l�dowania.
Toller przywo�a� r�k� Feera i pokaza� mu map�.
- Zdaje si�, �e za�yjemy dzisiaj troch� ruchu - zacz��. -Te wysepki nie
wygl�daj� jak
place parad. Je�li naszemu zwiewnemu nasionku uda si� zapu�ci� korzenie na
jednej z nich,
zadanie wyrwania go stamt�d b�dzie wymaga�o nie lada umiej�tno�ci lotniczych.
Ciekawe,
czy nasza letniczka, jak j� ochrzcili�cie, nadal b�dzie pragn�a sobie przypisa�
ten zaszczyt.
- Najwa�niejsze, �eby pos�aniec z depeszami dotar� ca�o
I zdrowo do Kr�lowej - zauwa�y� Feer. - Czy to, kto go odbierze, ma jakiekolwiek
znaczenie?
Toller pos�a� mu szeroki u�miech.
- O tak, poruczniku. Ma to ogromne znaczenie.
Opar� si� o reling gondoli i rozkoszuj�c si� ch�odnym, wzbieraj�cym strumieniem
powietrza patrzy�, jak drugi statek zbli�a si� po zbie�nym kursie. Odleg�o��
by�a jeszcze zbyt
du�a, by m�g� dostrzec cz�onk�w za�ogi nawet przez lornetk�, jednak wiedzia�, �e
na
pok�adzie s� same kobiety. Kr�lowa Daseene osobi�cie dopatrzy�a, by pozwolono
kobietom
wst�powa� do S�u�b Podniebnych. I cho� mia�o to miejsce podczas stanu zagro�enia
dwadzie�cia sze�� lat wcze�niej, kiedy istnia�a gro�ba inwazji ze Starego
�wiata, tradycja
przetrwa�a a� po ten dzie�. Z przyczyn praktycznych zaniechano jednak tworzenia
za��g
mieszanych. Sp�dziwszy wi�ksz� cz�� czynnej s�u�by po drugiej stronie
Overlandu, Toller
nie mia� wcze�niej okazji zetkn�� si� z kt�rym� z nielicznych statk�w z �e�sk�
za�og�, i
ciekawi�o go, czy p�e� ma jaki� zauwa�alny wp�yw na technik� sterowania.
Jak si� spodziewa�, obydwa statki dotar�y do Jeziora Amblaraate w chwili, gdy
astronauta znajdowa� si� jeszcze wysoko ponad nimi. Toller oceni�, na kt�rej z
wysepek
najprawdopodobniej nast�pi l�dowanie, rozkaza� zej�� na trzydzie�ci metr�w i
zatacza� ko�a
ponad tr�jk�tnym skrawkiem zieleni. Ku jego irytacji Yantara przyj�a podobn�
taktyk�,
zajmuj�c pozycj� po przeciwnej stronie okr�gu. Oba statki kr�ci�y si� jakby
przymocowane
do niewidzialnej osi, a pulsuj�cy huk silnik�w zak��ca� spok�j ptak�w
gnie�d��cych si� na
ziemi.
- Marnotrawstwo kryszta��w - burkn�� Toller.
- Karygodne marnotrawstwo - przytakn�� Feer i pozwoli� sobie na leciutki
u�mieszek
na wspomnienie, �e kwatermistrz S�u�b ju� nieraz udziela� jego dow�dcy
reprymendy za
zu�ywanie zapas�w pikonu i halvellu najszybciej w ca�ej flocie z powodu
nier�wnego stylu
latania.
- Powinno si� t� kobiet� odsun�� od lot�w i... - Toller urwa� widz�c, �e
odgadn�wszy
najwyra�niej ich �yczenia astronauta raptownie zwin�� cz�� czaszy spadochronu,
zwi�kszaj�c pr�dko�� i zaostrzaj�c k�t opadania.
- Schodzimy w d� z maksymaln� pr�dko�ci� - rozkaza� Toller. - U�y� wszystkich
czterech armatek kotwicznych, gdy tylko dotkniemy ziemi. Musimy wyl�dowa� przy
pierwszym podej�ciu.
U�miech powr�ci� mu na usta, gdy zauwa�y�, �e w tym najwa�niejszym momencie
znale�li si� na zach�d od wyspy, tak �e wystarczy� pojedynczy manewr, by ustawi�
si� w
pozycji do l�dowania pod wiatr. Ko�o fortuny wyra�nie obr�ci�o si� przeciw
Vantarze. Kiedy
jednak zerkn�� ponownie na statek ksi�nej, z przera�eniem stwierdzi�, �e
zarzuci�a ona
dotychczasowy tor lotu i schodzi ostro w kierunku wyspy, niew�tpliwie z zamiarem
wykonania nieprzepisowego l�dowania z wiatrem.
- Suka - zakl�� pod nosem. - G�upia suka. Bezradnie przygl�da� si�, jak statek
Yantary
z szybko�ci� wspomagan� sprzyjaj�c� bryz� przeci�� ni�sze pok�ady powietrza i
par� w
kierunku �rodka wysepki. Za szybko, pomy�la�. Kotwice nie wytrzymaj� napi�cia!
Ob�oki
dymu zak��bi�y si� po obu stronach gondoli, kiedy kil dotkn�� trawy i armatki
strzeli�y w
ziemi� grotami kotwic. Balon zako�ysa� si�, gdy statek gwa�townie wytraci�
pr�dko��. Przez
chwil� wygl�da�o na to, �e nie ziszcz� si� ponure przewidywania Tollera, a potem
p�k�y obie
liny kotwiczne po lewej stronie gondoli. Statek po�o�y� si� na burt� i obr�ci�
raptownie
wyrywaj�c z ziemi tyln� kotwic�. Zerwa�by si� na dobre, gdyby jedna z cz�onki�
za�ogi nie
zacz�a b�yskawicznie wydawa� liny jedynej pozosta�ej kotwicy, zmniejszaj�c tym
samym jej
napi�cie. Wbrew oczekiwaniom lina nie p�k�a i utrzyma�a ci�ar statku. W tej
chwili sta�o si�
jasne, �e Tollerowi nie uda si� zamierzony manewr l�dowania - hu�taj�c i
ko�ysz�c si� statek
Yantary zagradza� mu drog�.
- Przerwa� l�dowanie! - rykn�� Toller. - W g�r�! Ca�a w g�r�!
G��wne silniki odezwa�y si� natychmiast i tak, jak podczas �wicze� stan�w
zagro�enia, cz�onkowie za�ogi, kt�rzy nie byli niczym zaj�ci, pop�dzili na ruf�,
�eby j�
obci��y� i pom�c przechyli� dzi�b w g�r�. Cho� operacja zapobiegawcza odby�a si�
szybko i
sprawnie, bezw�ad ton gazu pod pow�ok�, kt�ra ci��y�a u g�ry, spowolni� reakcj�
statku.
Przez koszmarnie wyd�u�aj�ce si� sekundy szed� on starym kursem, zagradzaj�cy
drog� balon
r�s� w oczach i dopiero po chwili linia horyzontu zacz�a sun�� w d� w ��wim
tempie.
Ze swojego miejsca z boku mostka Toller dostrzeg� w przelocie posta� d�ugow�osej
ksi�nej Yantary. Obraz ten w mgnieniu oka przes�oni�a krzywizna pow�oki
drugiego statku
przemykaj�ca tak blisko, �e m�g� rozr�ni� pojedyncze szwy klin�w i linki no�ne.
Wstrzymuj�c oddech Toller zapragn�� nagle wraz ze swoim statkiem unie�� si�
pionowo w
g�r�. Gdy zaczyna� ju� wierzy�, �e uda�o si� unikn�� zderzenia, z do�u dobieg�
dono�ny
trzask. Ten niski, rozedrgany, oskar�ycielski d�wi�k nie pozostawia� �adnych
z�udze�.
Przeorali kilem czubek balonu Yantary.
Skierowa� wzrok na ruf� i ujrza� wynurzaj�cy si� spod gondoli statek ksi�nej. W
pow�oce z impregnowanego p��tna pu�ci�y co najmniej dwa szwy i gaz no�ny buchn��
w
atmosfer�. Cho� powa�ne, rozdarcie nie by�o na tyle niefortunne, by doprowadzi�
do
katastrofy. Balon zapad� si�, zmarszczy�, a zawieszona pod spodem gondola opad�a
lekko na
ziemi�.
Toller wyda� rozkaz podj�cia normalnego lotu i wykonania dodatkowego okr��enia w
celu podej�cia do l�dowania. Podczas manewru mia� wraz z za�og� doskona��
widoczno��; w
milczeniu patrzyli, jak zawieszony na uwi�zi statek ksi�nej opada w d� i
haniebnie znika
pod zapadaj�c� si� pow�ok�. Kiedy sta�o si� jasne, �e nikt nie zginie ani nie
ucierpi,
odpr�enie wywo�a�o u�miech Tollera. Id�c w jego �lady Feer i reszta za�ogi dali
si� ponie��
weso�o�ci si�gaj�cej granic histerii, gdy astronauta, o kt�rego obecno�ci niemal
zapomniano,
sp�yn�� nagle na scen� wydarze� i z pe�n� komizmu niezdarno�ci� zako�czy� lot
siedzeniem
w b�ocie.
- Nic nas teraz nie nagli, wi�c przeprowad�cie bezb��dne, pokazowe l�dowanie -
odezwa� si� Toller do Feera. -Zejd�my powolutku w d�.
Zgodnie z poleceniem statek majestatycznie ustawi� si� pod wiatr, po czym
spocz�� na
ziemi z ledwo wyczuwalnym wstrz�sem. Jak tylko armatki kotwiczne zabezpieczy�y
gondol�,
Toller przeskoczy� przez reling i stan�� w trawie. Spod fa�d przebitej pow�oki
usi�owa�y
wydosta� si� podw�adne Yantary. Udaj�c, �e ich nie dostrzega, Toller skierowa�
swe kroki
prosto do astronauty. Ten, podni�s�szy si� na nogi, sk�ada� le��c� w nie�adzie
czasz�
spadochronu. Widz�c nadchodz�cego Tollera wyprostowa� si� i zasalutowa�. By�
szczup�ym
m�odzie�cem o jasnej karnacji i wygl�dzie piskl�cia, kt�re niedawno wyfrun�o z
rodzinnego
gniazda. W rzeczywisto�ci, co bardzo Tollerowi imponowa�o, odby� on podr� w
obie strony
przez mi�dzyplanetarn� pustk�, rozci�gaj�c� si� mi�dzy bli�niaczymi planetami.
- Przeddzie� dobry, kapitanie - odezwa� si� m�ody astronauta. - Melduje si�
kapral
Steenameert. Przywo�� pilne depesze dla Jej Wysoko�ci.
- Spodziewam si� - odpar� Toller z u�miechem. - Mam rozkaz dostarczy� was
bezzw�ocznie do Pr�du, my�l� jednak, �e mo�emy poczeka�, a� pozb�dziecie si�
tego
kombinezonu. Chodzenie z mokrym ty�kiem nie nale�y chyba do przyjemno�ci.
Steenameert odwzajemni� u�miech, doceniaj�c spos�b, w jaki Toller sprowadzi�
rozmow� na nieoficjalny tor.
- Nie by�o to moje najlepsze l�dowanie.
- Kiepskie l�dowanie zdarzy�o si� nie tylko wam, kapralu - odrzek� Toller,
zerkaj�c
ponad ramieniem Steenamerta. Yantara, wysoka, ciemnow�osa kobieta, zbli�a�a si�
do nich
zamaszystym krokiem, a jej posta� o wydatnym biu�cie wygl�da�a tym bardziej
imponuj�co,
�e ksi�na sz�a gniewnie wyprostowana. Tu� za ni� pod��a�a ni�sza, pulchniejsza
dama w
mundurze porucznika, z trudem dotrzymuj�c kroku swojej prze�o�onej. Toller
ponownie
skupi� uwag� na Steenameercie. Wzbiera�o w nim uczucie podziwu, gdy pomy�la� o
donios�o�ci podr�y, jak� odby� ten ch�opak. Mimo m�odego wieku Steenameert mia�
mo�no�� widzie� i do�wiadczy� rzeczy, o kt�rych on m�g� zaledwie pomarzy�.
Zazdro�ci�
mu, a zarazem by� ciekaw, jakich odkry� dokonano w trakcie pierwszej wyprawy na
Land,
pierwszej od czasu kolonizacji Overlandu pi��dziesi�t lat temu.
- Powiedzcie mi, kapralu - zagadn�� - jak wygl�da Stary �wiat?
Na twarzy Steenameerta odbi�o si� wahanie.
- Depesze s� tajne, kapitanie.
- Mniejsza o depesze. Tak miedzy nami, kapralu, co tam widzieli�cie? Jak tam
jest?
Usi�uj�c wydosta� si� z jednocz�ciowego kombinezonu, Steenameert u�miechn�� si�
z wdzi�czno�ci�. Wyra�nie czu� potrzeb� opowiedzenia o swoich przygodach.
- Same ogromne, puste miasta! Miasta, przy nich Pr�d to ma�a wioska! I wszystkie
puste.
- Puste?! A co z...
- Panie Maraquine! - Ksi�na Yantara znajdowa�a si� od nich wci�� o dobre
kilkana�cie krok�w, jednak jej silny g�os zmusi� Tollera do urwania w p� s�owa.
-Do czasu
oficjalnego wydalenia ze S�u�b Podniebnych za umy�lne uszkodzenie statku
powietrznego Jej
Wysoko�ci przejmuj� dow�dztwo na pa�skim statku. Niech si� pan uwa�a za
aresztowanego.
Arogancja i brak rozs�dku w s�owach ksi�nej odebra�y Tollerowi mow�, szarpn�a
nim taka w�ciek�o��, �e od razu zorientowa� si�, i� musi j� okie�zna�. Uzbrojony
w
naj�agodniejszy u�miech obr�ci� si� do ksi�nej i natychmiast po�a�owa�, �e ich
spotkanie nie
nast�pi�o w innych okoliczno�ciach. Jej twarz nale�a�a do tych, kt�re nape�niaj
� m�czyzn
bezbrze�nym zachwytem, a kobiety bezgraniczn� zazdro�ci�. Kr�g�a, ozdobiona
szarymi
oczami, doskona�a w ka�dym calu odr�nia�a Yantar� od wszystkich kobiet, kt�re
Toller mia�
okazj� pozna� w swoim dotychczasowym �yciu.
- Czego tak szczerzycie z�by? - parskn�a Yantara. -Nie s�yszeli�cie, co
powiedzia�am?
- Prosz� si� nie wyg�upia�, kapitanie - odpar� Toller odsuwaj�c swe �ale na bok.
-
Potrzebujecie pomocy przy naprawie waszego statku?
Yantara pos�a�a w�ciek�e spojrzenie swojej porucznik, kt�ra w�a�nie stan�a u
jej
boku, po czym powr�ci�a wzrokiem do twarzy Tollera.
- Panie Mara�uine, pan chyba nie rozumie powagi sytuacji. Jest pan aresztowany.
- Pos�uchajcie, kapitanie - westchn�� Toller. - Zachowali�cie si� g�upio, ale na
szcz�cie obesz�o si� bez powa�nych szk�d, wi�c nie ma potrzeby spisywa�
oficjalnego
raportu. Id�my ka�de swoj� drog� i zapomnijmy o tym niefortunnym incydencie.
- Chcia�by pan tego, prawda?
- Lepsze to, ni� przed�u�anie tej ob��dnej farsy. D�o� Yantary pow�drowa�a do
kolby
pistoletu u pasa.
- Powtarzam, jest pan aresztowany, panie Mara�uine. Nie mog�c uwierzy� w to, co
si� dzieje, Toller instynktownie chwyci� r�koje�� szabli.
Na usta Yantary wype�z� lodowaty u�mieszek.
- C� takiego mo�e pan zdzia�a� tym zabawnym zabytkiem?
- Skoro pytacie, to wam powiem - rzuci� Toller beztrosko. - Nim zd��ycie unie��
pistolet, odetn� wam g�ow� i gdyby wasza porucznik zachowa�a si� na tyle
nieroztrop19
nie, by mi grozi�, spotkaj� podobny los. Ponadto, gdyby�cie nawet mieli ze sob�
jeszcze kilkoro ludzi... i gdyby uda�o im si� wystrzeli� i przeszy� mnie kulami,
to i tak
dopad�bym ich i po�o�y� trupem. Mam nadziej�, �e wyra�am si� jasno, kapitanie
Dervonai.
Wykonuj� bezpo�rednie rozkazy Jej Wysoko�ci i je�li ktokolwiek stanie mi na
drodze, ca�a
sprawa zako�czy si� rozlewem krwi. Tak to si� w�a�nie przedstawia. -
Przemawiaj�c
dobrotliwym tonem Toller obserwowa� uwa�nie, jakie wra�enie jego s�owa wywr� na
Yantarze. Jego odziedziczona po dziadku postura �ywo przypomina�a czasy, kiedy
kasta
wojskowych dominowa�a w kolcorronia�skim spo�ecze�stwie. Ale cho� g�rowa� nad
ksi�n�
wzrostem i wa�y� dwa razy wi�cej, wcale nie mia� pewno�ci, �e wszystko p�jdzie
po jego
my�li. Yantara sprawia�a wra�enie osoby nieprzywyk�ej do ulegania cudzej woli
niezale�nie
od okoliczno�ci.
Na chwil� zapad�o napi�te milczenie, a Tollera przenikn�a dog��bna �wiadomo��,
�e
ca�a jego przysz�o�� zawis�a na w�osku. Naraz Yantara wybuchn�a radosnym
�miechem.
- Tylko si� mu przyjrzyj! - zawo�a�a szturchaj�c swoj� towarzyszk�. -- Zaczynam
wierzy�, �e on wszystko traktuje jak najbardziej powa�nie. - Porucznik zrobi�a
zaskoczon�
min�, ale po chwili uda�o jej si� przywo�a� na usta s�aby u�miech.
- Bo to jest wielce powa�na...
- Gdzie si� podzia�o wasze poczucie humoru, Tollerze Mara�uine? - uci�a
Yantara. -
No tak, teraz sobie przypominam, �e zawsze brali�cie siebie zbyt powa�nie.
Toller poczu� si� zbity z tropu.
- Sugerujecie, �e spotkali�my si� ju� kiedy�? Yantara zn�w wybuchn�a �miechem.
- Czy nie pami�tacie, kapitanie, jak wasz ojciec zabiera� was do pa�acu na
obchody
Dnia Migracji, gdy byli�cie mali? Ju� wtedy paradowali�cie z szabl�, chc�c
upodobni� si� do
swojego s�awnego dziadka.
Toller zdawa� sobie spraw�, �e ksi�na kpi z niego, lecz je�li chcia�a w ten
spos�b
ust�pi� zachowuj�c twarz, potrafi� to �cierpie�. Wszystko by�o lepsze ni�
kontynuowanie tej
niepotrzebnej dyskusji.
- Musz� przyzna�, �e was nie pami�tam - odrzek�. - Podejrzewam, �e przyczyny
trzeba by si� doszukiwa� w tym, �e wasz wygl�d uleg� wi�kszej zmianie ni� m�j.
Yantara potrz�sn�a g�ow�, ignoruj�c ukryty komplement.
- Nie. Po prostu macie s�ab� pami��. No dobrze, a co tam z naszym astronaut�?
Dla
przej�cia go jeszcze kilka minut temu gotowi byli�cie narazi� bezpiecze�stwo
dw�ch statk�w.
Toller odwr�ci� si� do Steenameerta, kt�ry z zainteresowaniem przys�uchiwa� si�
wymianie zda�.
- Wejd�cie na pok�ad mojego statku i ka�cie kucharzowi przygotowa� jaki�
posi�ek.
Steenameert zasalutowa�, pochwyci� spadochron i poszed� ci�gn�c go za sob�.
- Jak si� spodziewam, spytali�cie go, dlaczego wyprawa trwa�a d�u�ej, ni�
zak�adano?
- rzuci�a Yantara mimochodem, jak gdyby wcale nie dosz�o mi�dzy nimi do starcia.
- Nie mylicie si�. - Toller nie za dobrze wiedzia�, jak post�powa� z ksi�n�,
postanowi� jednak przybra� mo�liwie najbardziej nieoficjalny i przyjazny ton. -
Wed�ug niego
Land �wieci pustkami. Opowiada� o opustosza�ych miastach.
- Opustosza�ych! A co si� sta�o z tymi tak zwanymi Nowymi Lud�mi?
- Wyja�nienie, je�li w og�le istnieje, zawarte jest w depeszach.
- W takim razie powinnam si� zobaczy� jak najszybciej z Jej Wysoko�ci�, moj�
babk�. - Aluzja do kr�lewskiego pochodzenia by�a zupe�nie zb�dna. Toller
zrozumia�, �e jest
to ostrze�enie przed zbytnim spoufalaniem si� z ksi�n�.
- I ja musz� jak najszybciej wraca� do Pr�du - odpar� staraj�c si�, by
zabrzmia�o to
energicznie. - Naprawd� nie potrzebujecie pomocy przy naprawie statku?
- Pewnie �e nie. Z szyciem uporamy si� przed ma�onoc�, a potem w drog�.
- Jest jeszcze co� - rzek� Toller, gdy Yantara odwraca�a si�, by odej��. -
�ci�le rzecz
bior�c nasze statki zderzy�y si�, wi�c powinni�my sporz�dzi� raport. Co o tym
my�licie?
Ksi�na spojrza�a mu prosto w oczy.
- Ta papierkowa robota jest raczej nu��ca, czy� nie tak?
- Strasznie nu��ca. - Toller u�miechn�� si� i zasalutowa�. - Do widzenia,
kapitanie.
Przygl�da� si�, jak ksi�na i jej m�odszy oficer odchodz� w stron� swojego
statku, po
czym zawr�ci� i ruszy� z powrotem do w�asnego pojazdu. Ogromna tarcza
bli�niaczej planety
wype�nia�a niebo w g�rze, a kurcz�cy si� �wietlny sierp na obr�bie jej tafli
zapowiada�, �e do
codziennego za�mienia zwanego ma�onoc� zosta�a nieca�a godzina. Kiedy si�
rozstali, Toller
zda� sobie spraw�, jak bardzo pozwoli� Yantarze sob� manipulowa�. Gdyby to
m�czyzna
zachowa� si� tak nierozs�dnie w powietrzu, a arogancko na ziemi, Toller
zbeszta�by go
siarczy�cie i ca�a sprawa z powodzeniem mog�aby si� sko�czy� pojedynkiem. Bez
w�tpienia
oskar�y�by go r�wnie� w oficjalnym raporcie. A tak, uroda ksi�nej odebra�a mu
odwag� i
oszo�omi�a. Zachowa� si� jak nieopierzony m�okos. Cho� w g��wnej kwestii
zatriumfowa� nad
Yantar�, spogl�daj�c wstecz nabiera� coraz bardziej prze�wiadczenia, �e r�wnie
mocno
pragn�� wywrze� na niej dobre wra�enie jak spe�ni� sw�j obowi�zek.
Kiedy dochodzi� do statku, przy ka�dej z czterech kotwic stali ju� cz�onkowie
za�ogi
przygotowuj�c si� do odlotu. Wspi�wszy si� po szczeblach na boku gondoli
przeskoczy�
przez reling, potem przystan�� i spojrza� w stron� spoczywaj�cego na ziemi
statku ksi�nej.
Za�oga krz�ta�a si� na lego pok�adzie, odczepia�a pow�ok� i pod czujnym okiem
ksi�nej
Yantary rozk�ada�a j� na trawie. Porucznik Feer przystan�� obok Tollera.
- Sta�y ci�g a� do Pr�du, kapitanie?
Je�li si� kiedy� o�eni�, pomy�la� Toller, to na pewno z t� kobiet�.
- Panie kapitanie, pyta�em...
- Jasne, �e sta�y ci�g a� do Pr�du - rzuci� Toller. -l sprowad�cie kaprala
Steenameerta
do mojej kajuty. Chc� porozmawia� z nim w cztery oczy.
Znalaz�szy si� w swojej kajucie z ty�u pok�adu g��wnego Toller czeka�, a�
wprowadz�
astronaut�. Statek o�y� ponownie, osprz�t i wr�gi kad�uba odzywa�y si� niekiedy
skrzypi�cym
g�osem, gdy ca�a konstrukcja dostosowywa�a si� do nacisk�w powstaj�cych podczas
lotu pod
wiatr. Toller usiad� przy biurku i zacz�� bawi� si� w roztargnieniu przyrz�dami
nawigacyjnymi. Nie potrafi� op�dzi� si� od my�li o ksi�nej Yantarze. Jak m�g�
zapomnie� o
spotkaniu w dzieci�stwie? Pami�ta� tylko, �e w wieku, kiedy gardzi� towarzystwem
dziewcz�t, rzeczywi�cie ci�gano go wbrew jego woli na obchody Dnia Migracji.
Jednak
nawet wtedy bez w�tpienia zauwa�y�by Yantar� po�r�d chichocz�cych, drobnych
istot, kt�re
hasa�y po pa�acowych ogrodach.
Rozmy�lania przerwa� mu Steenameert, gdy zapuka� i wszed� do ciasnego
pomieszczenia, ocieraj�c z brody resztki jedzenia.
- Pan mnie wzywa�, kapitanie.
- Tak. Przerwano nam rozmow� w bardzo ciekawym punkcie. Opowiedzcie mi wi�cej
o tych pustych miastach. Nie natkn�li�cie si� tam na �adnych ludzi?
Steenameert potrz�sn�� g�ow�.
- Nie widzieli�my �ywej duszy, panie kapitanie. Nic, tylko tysi�ce szkielet�w.
Nowi
Ludzie wygin�li. Wygl�da na to, �e zaraza obr�ci�a si� przeciwko nim i zmiot�a
ich z
powierzchni planety.
- W�drowali�cie daleko poza granice Kolcorronu?
- Nie, nie zapuszczali�my si� daleko, najwy�ej do dwustu mil. Jak pan wie,
kapitanie,
dysponowali�my jedynie trzema statkami podniebnymi, nie mieli�my �adnego statku
z
p�dnikiem poprzecznym, w naszych podr�ach musieli�my wi�c polega� na wiatrach.
Ale to,
co zobaczy�em, zupe�nie mi wystarczy�o. Po jakim� czasie wezbra�o we mnie dziwne
uczucie:
mia�em pewno��, �e tam nikogo nie ma. Najpierw rzucili�my kotwic� kilka
kilometr�w od
starej stolicy, Ro-Atabri. Znajdowali�my si� w samym sercu samego pradawnego
Kolcorronu. Gdyby na Landzie �yli ludzie, w�a�nie tam powinni�my ich znale��. To
si�
rozumie samo przez si�. - Steenameert m�wi� z zapa�em, jak gdyby mia� w tym sw�j
interes,
by przekona� Tollera o prawdziwo�ci w�asnych obserwacji.
- Pewnie macie racj�, kapralu - przytakn�� Toller. -Chyba, �e ma to co�
wsp�lnego z
ptertami. Uczono mnie, �e najdotkliwiej nawiedzi�y Kolcorron, a antypody nie
mia�y z nimi
wi�kszego k�opotu.
Steenameert zacz�� m�wi� z jeszcze silniejszym zaci�ciem.
- Drugim najistotniejszym z odkry�, jakich dokonali�my na Landzie, jest
bezbarwno�� ptert, podobnie jak na Overlandzie. Chyba powr�ci�y do swego
neutralnego
stanu, panie kapitanie. Przypuszczam, �e sta�o si� tak, gdy� trucizna, jak�
zaatakowa�y ludzi,
spe�ni�a ju� swoje zadanie. Obecnie pterty �yj� w stanie gotowo�ci do walki z
ka�dymi
istotami, kt�re zagro�� drzewom brakka, ale bez powodu nie atakuj�.
- Naprawd� zajmuj�ce - stwierdzi� Toller, lecz jego uwag� rozproszy�a ta�cz�ca w
wyobra�ni twarz ksi�nej
Yantary. �W jaki spos�b zaaran�owa� nast�pne spotkanie?� zastanawia� si�. �Ile
to
mo�e potrwa�?�
- Moim zdaniem - ci�gn�� Steenameert - w obecnej sytuacji nast�pnym logicznym
posuni�ciem by�oby przygotowanie odpowiedniej ekspedycji, wiele dobrze
wyposa�onych
statk�w z osadnikami na pok�adzie i wys�anie ich, aby�my na nowo zapanowali nad
Starym
�wiatem, tak jak to przepowiedzia� kr�l Pr�d.
Toller ju� wcze�niej pod�wiadomie zauwa�y�, �e jak na wojskowego Steenameert
wyra�a si� niezwykle wytwornie, a tak�e ma lepsze wykszta�cenie, ni� mo�na by
oczekiwa�.
Przyjrza� mu si� z nowym zainteresowaniem.
- Du�o o tym rozmy�lali�cie, prawda? - spyta�. - Chcieliby�cie wr�ci� na Land?
- Tak jest, panie kapitanie! - G�adka sk�ra na twarzy Steenameerta zar�owi�a
si�
lekko. - Je�li Kr�lowa Dase-cne postanowi wys�a� flot� na Land, pierwszy zg�osz�
si� na
ochotnika. A je�li pan, panie kapitanie, by�by te� sk�onny polecie�, czu�bym si�
zaszczycony
s�u��c pod pana rozkazami.
Toller zaduma� si� nad tym, a wyobra�nia podsun�a mu ponury obraz garstki
statk�w
kr�c�cych si� bez celu po�r�d ton�cych w trawie ruin, w kt�rych spoczywaj�
miliony
ludzkich szkielet�w. Wizja ta straci�a do reszty sw�j urok, gdy pomy�la�, �e nie
ma w niej
miejsca dla Yantary. Gdyby polecia� na Land, �yliby dos�ownie w r�nych
�wiatach. Nie
m�g� wyj�� ze zdziwienia, kiedy u�wiadomi� sobie, �e przyznaje ksi�nej tak
donios�e
miejsce w swoich planach, zw�aszcza i� nie ma po temu �adnych podstaw. Stanowi�o
to miar�
wy�omu, jaki powsta� w murach jego emocjonalnej niezale�no�ci.
- Niestety, nie pomog� dosta� si� wam z powrotem na Stary �wiat - odrzek�. -
Zdaje
si�, �e b�d� do�� zaj�ty tu, na Overlandzie.
Rozdzia� 2
Wszed�szy na frontowe schody swojego domu po�o�onego w p�nocnej cz�ci Pr�du
lord Cas-syll Mara�uine odetchn�� g��boko, z przyjemno�ci�. W powietrzu unosi�
si�
s�odkawy, orze�wiaj�cy zapach deszczu, kt�ry spad� nad ranem, co sprawi�o, �e
lord
po�a�owa�, i� musi sp�dzi� pierwsze godziny dnia w dusznych komnatach
kr�lewskiej
rezydencji. Pa�ac by� oddalony niewiele ponad mil� - marmury w kolorze r�y
l�ni�y spoza
zwartej linii drzew. Z ch�ci� uda�by si� tam piechot�, lecz obecnie miewa� coraz
mniej czasu,
by rozkoszowa� si� prostymi przyjemno�ciami. Kr�lowa Daseene w podesz�ym wieku
sta�a
si� niezwykle dra�liwa i Cassyll nie �mia� irytowa� jej sp�nianiem si� na
audiencj�.
Zbli�y� si� do czekaj�cego powozu i skin�wszy g�ow� wo�nicy wdrapa� si� do
�rodka.
Pojazd ruszy� natychmiast. Zaprz�ony by� w cztery niebieskoro�ce, symbolizuj�ce
uprzywilejowan� pozycj� Cassylla w spo�ecze�stwie kolcor-ronia�skim. Jeszcze
pi�� lat temu
prawo zabrania�o posiadania powozu ci�gni�tego przez wi�cej ni� jednego niebies-
koro�ca,
gdy� zwierz�ta te odgrywa�y nieprzeci�tn� rol� w rozwoju gospodarczym planety.
Nawet
teraz cztery niebieskoro�ce w zaprz�gu stanowi�y rzadko��.
Ekwipa� podarowa�a mu kr�lowa, tote� Cassyll politycznie u�ywa� go wtedy, gdy
jecha� do niej z wizyt�, mimo l/, �ona i syn zarzucali mu niekiedy, �e staje si�
zbyt wygodny.
Wys�uchiwa� ich krytyki w dobrej wierze, cho� nam zaczyna� podejrzewa�, �e
istotnie rodzi
si� w nim upodobanie do luksusu i wygodnego trybu �ycia. Zami�owanie i poci�g do
przyg�d,
cechuj�ce jego ojca, najwyra�niej omin�y jedno pokolenie Maraquine'�w i
ujawni�y si� w
m�odym Tollerze. Niejeden raz Cassyll o ma�o nie wda� tu� w sprzeczk� z synem z
powodu
jego nierozwagi i staro�wieckiego zwyczaju noszenia szabli, lecz nigdy nie po-
/woli� za
bardzo ponie�� si� emocjom. Gdzie� w pod�wiadomo�ci �ywi� bowiem przekonanie, �e
powoduje nim /�y,dro�� o cze��, jak� syn obdarza posta� swojego dawno
nie�yj�cego,
bohaterskiego dziadka.
Rozmy�laj�c tak Cassyll przypomnia� sobie, �e ch�opak dowodzi� statkiem, kt�ry
powr�ci� wczorajszego zadnia z depeszami o wynikach wyprawy na Land.
Teoretycznie hy�y
one tajne, jednak sekretarz Cassylla zd��y� ju� przek�si� mu wiadomo��, i� na
Starym
�wiecie nie ma �ywej duszy i jest on wolny od �mierciono�nej odmiany ptert, k l
ora zmusi�a
ludzko�� do ucieczki przez mi�dzyplanetarn� pustk�. Kr�lowa Daseene natychmiast
zwo�a�a
narad� wy-Iminych doradc�w, a fakt, �e Cassyll mia� tak�e w niej ue/estniczy�,
pomaga�
zgadn��, w kt�r� stron� biegn� jej my�li. Cassyll by� ekspertem od produkcji, a
w tej sytuacji
pojecie produkowania jednoznacznie odnosi�o si� do stero-wc�w, co zarazem
oznacza�o, �e
Daseene pragnie zasiedli� Stary �wiat i sta� si� w ten spos�b pierwsz�
w�adczyni� w historii
panuj�c� na dw�ch planetach r�wnocze�nie.
Cassyll czu� instynktown� odraz� do podboj�w, umocnion� przez fakt, i� jego
ojciec
zginaj w nieudanej pr�bie zawojowania trzeciej planety lokalnego uk�adu.
Jednak�e w tym
przypadku przeciwno�ci natury filozoficznej lub humanitarnej nie wchodzi�y w
gr�.
Bli�niaczy �wiat Over-landu nale�a� do jego narodu legalnie, tytu�em
dziedziczenia i skoro
nie by� zamieszkany przez jaki� lud, kt�ry trzeba by sobie podporz�dkowa� lub
wymordowa�,
nie widzia� �adnych moralnych przeciwwskaza� wobec kolejnej mi�dzyplanetarnej
migracji.
Je�li o niego chodzi, jedynym pytaniem wymagaj�cym odpowiedzi by�a sprawa skali
takiego
przedsi�wzi�cia. Musia� wiedzie�, ile statk�w podniebnych pragnie wys�a� kr�lowa
Daseene i
jak szybko to nast�pi.
�Toller z pewno�ci� b�dzie chcia� wzi�� udzia� w ekspedycji� pomy�la� Cassyll.
�Nie
uniknie ona niebezpiecze�stw, ale �wiadomo�� tego tylko utwierdzi go w
postanowieniu�.
Pow�z dotar� wkr�tce do rzeki i skr�ci� na zach�d w kierunku Mostu Lorda Glo,
g��wnego traktu, wiod�cego do pa�acu. W ci�gu kilku minut, kiedy znajdowali si�
na kr�tym
bulwarze, Cassyll ujrza� dwa nap�dzane par� powozy, z kt�rych �aden nie zosta�
wyprodukowany w jego fabrykach. Po raz wt�ry z�apa� si� na tym, �e �a�uje, i�
nie ma wi�cej
czasu, by przeprowadzi� odpowiednie eksperymenty z tym rodzajem nap�du. Trzeba
by
jeszcze by�o wprowadzi� wiele usprawnie�, zw�aszcza je�li chodzi
O przenoszenie mocy, a czas mu up�ywa� na zarz�dzaniu przemys�owym imperium
rodziny Maraquine'�w.
Kiedy pow�z przeje�d�a� przez bogato zdobiony most, pa�ac wy�oni� si� dok�adnie
na
wprost niego. By� to prostok�tny budynek, kt�rego symetri� narusza�o lewe
skrzyd�o
I wie�a zbudowane przez Daseene jako pomnik ku czci jej m�a. Gwardzi�ci przy
bramie g��wnej zasalutowali na widok powozu Cassylla. O tak wczesnej porze
zaledwie
cztery pojazdy parkowa�y na g��wnym dziedzi�cu i Cassyll od razu zauwa�y�
karetk� S�u�b
Podniebnych, kt�r� je�dzi� Hartan Drumme, starszy doradca techniczny Szefa
Obrony
Powietrznej. Zaskoczony dostrzeg� samego Bartana wa��saj�cego si� wok� niej.
Maj�c
pi��dziesi�t lat Drumme wci�� l r/yma� si� prosto i jedynie nieznaczne
zesztywnienie lewego
i n mienia - pozosta�o�� po starej ranie odniesionej w bitwie - nie pozwala�o mu
porusza� si� z
m�odzie�cz� spr�ysto�ci�. Intuicja podszepn�a Cassyllowi, �e fiartan czeka, by
sit; z nim
spotka�, zanim rozpocznie si� oficjalne zebranie. - Przeddzie� dobry! - zawo�a�
Cassyll
gramol�c si� z powozu. - Szkoda, �e ja nie mam chwili czasu, by pospacerowa� i
zaczerpn��
�wie�ego powietrza.
Cassyll! - Bartan u�miechn�� si� podchodz�c, by u�cisn�� mu d�o�.
Wiek niewiele zmieni� jego okr�g��, ch�opi�c� twarz. (Jo�ci� na niej nieustannie
niefrasobliwy u�mieszek, kt�ry ii ludzi spotykaj�cych go po raz pierwszy
wywo�ywa� mylne
wra�enie, i� maj� do czynienia z ignorantem. Jednak l>i/ez te wszystkie lata
Cassyll nauczy�
si� ceni� Bartana za gi�tki, t�gi umys�.
Czekasz na mnie? -- spyta�.
Bardzo dobrze! - odpar� Bartan unosz�c brwi. - Sk�d wiesz?
Czai�e� si� jak ma�y �obuziak kr�c�cy si� ko�o piekarni. Co si� sta�o, Bartanie?
Przespacerujmy si� troch�, zosta�o jeszcze kilka minut do rozpocz�cia zebrania.
-
Bartan poprowadzi� go w ustronn� cz�� dziedzi�ca, gdzie zas�oni� ich klomb
kwitn�cych
w��cznik�w.
Czy b�dziemy spiskowa� przeciw Kr�lowej? - zachi-diota� Cassyll.
W pewnym sensie sprawa jest r�wnie powa�na - odpar� Bartan zatrzymuj�c si�. -
Cassyl�u, jak wiesz, moje Nliinowisko to naukowy doradca dyrektora S�u�b
Podnieb29
nych. Ale wiesz tak�e, �e tylko dlatego, i� prze�y�em wypraw� na Farland,
oczekuje
si� po mnie jakiej� magicznej wiedzy o wszystkim, co dzieje si� na niebie, i
b�d� s�u�y� rad�
Jej Wysoko�ci w sprawach specjalnej wagi, a zw�aszcza w tych, kt�re mog�
stanowi�
zagro�enie dla kr�lestwa.
- Niepokoisz mnie, Bartanie - powiedzia� Cassyll. - Czy to ma jaki� zwi�zek z
Landem?
- Nie, z inn� planet�.
- Z Farlandem! M�w szybko, cz�owieku! - Cassylla zmrozi� nag�y dreszcz
niepokoju,
kiedy w g�owie zakie�kowa�a mu ta straszliwa my�l. Farland by� trzeci� planet�
lokalnego
uk�adu, poruszaj�c� si� wok� s�o�ca po orbicie dwa razy wi�kszej ni� orbita
pary Land-
Overland i przez wi�ksz� cz�� kolcorronia�skiej historii nie by� niczym wi�cej
ni�
nieszkodliw�, zielon� plamk� zdobi�c� nocne niebo. A� nagle, dwadzie�cia sze��
lat temu,
szereg dziwacznych wydarze� zaowocowa� wys�aniem tam jednego statku. Po
wystartowaniu
z Overlandu �Kolcorron� przeby� miliony mil niebezpiecznej pr�ni, by dotrze� do
ostatniej
planety uk�adu. Wyprawa zako�czy�a si� fiaskiem, ojciec Cassylla nie by�
jedynym, kt�ry
zgin�� na tej wilgotnej, deszczowej planecie, i tylko troje uczestnik�w
powr�ci�o nios�c ze
sob� niepokoj�ce wie�ci.
Na Farlandzie mieszka�a rasa o tak wysokim stopniu rozwoju, �e za jednym
zamachem byliby w stanie unicestwi� ca�� cywilizacj� overlandzk�. Szcz�liwie
dla Kolcor-
ronian Farlandczycy byli zaj�ci swoimi sprawami, a rz�dz�ca planet� grupa
symbonitow, istot
hiperinteligentnych ukrytych w m�zgach niczego nie podejrzewaj�cych Far-
�andczyk�w, nie
interesowa�a si� Overlandem. Taka mentalno�� stanowi�a nierozwi�zywaln� zagadk�
dla
zaborczych z natury Kolcorronian i cho� lata zlewa�y si� w dekady up�ywaj�ce bez
�adnych
oznak agresji ze strony tajemniczej trzeciej planety, to strach przed nag�ym,
mia�d��cym
atakiem wci�� ko�ata� si� w sercu niejednego Overland-czyka. Strach ten, jak
Cassyll
Mara�uine mia� okazj� si� przekona�, nigdy nie przestawa� dr��y� ich umys��w.
- Z Farlandem? - Bartan pos�a� mu dziwny u�miech. -Nie, ja m�wi� o jeszcze innej
planecie, o czwartej planecie.
W ciszy, jaka zapad�a po tych s�owach, Cassyll badawczo przygl�da� si� twarzy
przyjaciela, tak jakby stanowi�a ona zagadk�, kt�r� trzeba by�o rozwi�za�.
- To chyba �art? Twierdzisz, �e odkry�e� nast�pn� planet�?
- To nie ja dokona�em tego odkrycia. - Bartan pokr�ci� smutno g�ow�. - A nawet
�aden z moich technik�w. Zrobi�a to kobieta, kopistka z archiwum w Grain Quay.
Ona mi j�
pokaza�a.
- A co to ma za znaczenie, kto j� pierwszy zobaczy�? - odpar� Cassyll. - Rzecz w
tym,
�e masz niezwykle ciekawe, naukowe odkrycie do... - urwa� uprzytomniwszy sobie,
�e
przecie� nie wys�ucha� jeszcze do ko�ca tej historii. - Dlaczego chmurzysz
czo�o, stary
przyjacielu?
- Kiedy Divare opowiada�a mi o tej planecie, nadmieni�a, �e jest ona koloru
niebieskiego. Z pocz�tku pomy�la�em, �e musia�a si� pomyli�. Sam wiesz, jak du�o
niebieskich gwiazd mieni si� na niebie. Setki. Spyta�em wi�c, jakiego teleskopu
potrzeba, by
j� dostrzec wyra�nie, a ona mi na to, �e mo�e by� bardzo s�aby. W
rzeczywisto�ci,
powiedzia�a, mo�na j� nawet ogl�da� go�ym okiem. I mia�a racj�, Cassyllu.
Pokaza�a mi j�
ostatniej nocy, niebiesk� planet�, wyra�nie widoczn� bez pomocy przyrz�d�w
optycznych,
nisko nad zachodnim horyzontem tu� po zachodzie s�o�ca.
Cassyll zmarszczy� brwi. ft - Sprawdzi�e� j� przez teleskop?
- Tak. Nawet przy u�yciu zwyczajnych wojskowych przyrz�d�w mo�na dostrzec jej
poka�n� tarcz�. To jest j planeta, nie ma co do tego �adnych w�tpliwo�ci.
- Lecz... - Cassyll nawet nie kry� zak�opotania maluj�cego si� mu na twarzy. -
Dlaczego nie zauwa�ono jej wcze�niej?
Na ustach Bartana pojawi� si� zn�w ten sam dziwny u�miech.
- Jedyna odpowied�, jakiej ci mog� udzieli�, to ta, �e wcze�niej nie mo�na jej
by�o
zaobserwowa�, gdy� jej tam nie by�o.
- Przecie� to przeczy ca�ej naszej wiedzy na temat astronomii. S�ysza�em, �e
niekiedy
nowe gwiazdy pojawiaj� si� tu i tam, nawet je�li ich �ywot nie jest d�ugi, ale w
jaki spos�b
nowy �wiat m�g� tak po prostu zmaterializowa� si� na naszym niebie?
- Kr�lowa Daseene nie omieszka zada� mi identycznego pytania - odpar� Bartan. -
B�dzie te� chcia�a wiedzie�, od jak dawna jest on na niebie, i odpowiem jej, �e
nie wiem. A
potem spyta, co trzeba w zwi�zku z tym zrobi�, i zn�w nie b�d� wiedzia�, i wtedy
zacznie si�
zastanawia�, jaki te� to po�ytek z doradcy, kt�ry nic nie wie...
- S�dz�, �e niepotrzebnie si� zamartwiasz - pocieszy� go Cassyll. - Kr�lowa
najprawdopodobniej potraktuje to wydarzenie jako do�� ciekawe zjawisko
astronomiczne. Co
ka�e ci my�le�, �e ta niebieska planeta stanowi jakiekolwiek zagro�enie?
Bartan zamruga� oczami.
- Moje przeczucie. Instynkt. Nie powiesz chyba, �e ona ci� nie niepokoi.
- Jestem ni� �ywo zainteresowany. Chcia�bym, �eby� mi j� pokaza� dzi� wieczorem,
lecz dlaczego mia�bym si� niepokoi�?
- Bo... - Bartan zerkn�� w niebo, jakby tam szuka� natchnienia. - Cassyllu, to
nie jest
normalne! To jest nienaturalne, jaki� omen, zapowied� czego�, co ma si�
wydarzy�.
Cassyll wybuchn�� �miechem.
- Bartanie, przecie� jeste� najmniej przes�dnym cz�owiekiem, jakiego znam! A
m�wisz tak, jakby ten w�drowny �wiat ukaza� si� na firmamencie tylko po to, by
prze�ladowa� w�a�nie ciebie.
- C�... - Bartan u�miechn�� si� z przymusem przybieraj�c ponownie wygl�d
m�odzie�ca. - Pewnie masz racje.. Powinienem by� od razu przyj�� z tym do
ciebie. Dopiero
kiedy Berise umar�a, zrozumia�em, �e w du�ej mierze dzi�ki niej udawa�o mi si�
unikn��
hu�tawki nastroj�w.
Cassyll przytakn�� wsp�czuj�co, jak zwykle z trudem u�wiadamiaj�c sobie, �e
Berise
Drumme nie �yje jui� od czterech lat. Ciemnow�osa, tryskaj�ca energi�, nieugi�ta
Berise
sprawia�a wra�enie, jakby mia�a �y� wiecznie, ale w ci�gu kilku godzin zabra�a
j� jedna z
tych tajemniczych chor�b bez przyczyny, kt�re wci�� na nowo u�wiadamiaji�
medykom, jak
znikoma jest ich wiedza.
- Jej �mier� by�a dla nas wszystkich ci�kim ciosem -powiedzia� Cassyll. - Wci��
pijesz.
- Tak. - Bartan dostrzeg� zmartwienie w oczach Cassy.1-la i po�o�y� mu r�k� na
ramieniu. - Lecz ju� nie tak, jak wtedy, kiedy po raz pierwszy spotka�em twego
ojca. Nie
m�g�bym tego zrobi� Berise. Teraz wystarczy mi szklaneczka, mo�e dwie, cierpnika
przed
snem.
- Przyjd� do mnie dzi� wieczorem i przynie� dobry teleskop. Wychylimy puchar
czego� rozgrzewaj�cego i popatrzymy na t� planet�. I czeka ci� jeszcze jedno
zadanie:
musimy jako� j� nazwa�. - Cassyll poklepa� przyjaciela p�o plecach i skinieniem
g�owy
wskaza� na �ukowate wej�cie dlo pa�acu daj�c mu do zrozumienia, �e czas ju�, by
udali si� na
spotkanie z Kr�low�.
Znalaz�szy si� wewn�trz mrocznego budynku skierowaili si� prosto do komnaty
przyj��, przemierzaj�c niemal puste korytarze. Za czas�w kr�la Chakkella pa�ac
by� siedzib�
rz�du i zazwyczaj roi�o si� tu od urz�dnik�w. Lecz Daseene osadzi�a
administracj�
pa�stwow� w oddzielnych budynkach i traktowa�a pa�ac jak swoj� prywatn�
rezydencj�.
Jedynie wybrane zagadnienia, na przyk�ad obrona powietrzna, kt�r� Kr�lowa
interesowa�a si�
specjalnie, dost�powa�y zaszczytu jej osobistej uwagi.
Przy drzwiach komnaty dwaj ostiariusze sp�ywaj�cy potem pod ci�arem tradycyjnej
zbroi z drzewa brakka rozpoznali nadchodz�cych m�czyzn i natychmiast ich
przepu�cili.
Upa� w komnacie by� niezno�ny, Cassyll z trudem �apa� powietrze. W podesz�ym
wieku
Kr�lowa Daseene nieustannie narzeka�a, �e jest jej zimno, zatem w u�ywanych
przez ni�
pomieszczeniach utrzymywano wysok� temperatur�, dla wi�kszo�ci ludzi absolutnie
nie do
wytrzymania.
Jedyn� osob� w komnacie by� lord Sectar, skarbnik kr�lewski zajmuj�cy si�
kontrol�
bud�etu pa�stwa. Jego obecno�� stanowi�a jeszcze jeden dow�d na to, �e Kr�lowa
planuje
przej�� Stary �wiat. Lord by� postawnym m�czyzn� oko�o sze��dziesi�tki, o
szerokich
barach, obwis�ych policzkach i rumianej twarzy, kt�ra w panuj�cej duchocie
zmieni�a kolor
na karmazynowy. Przywita� ich skinieniem g�owy i wskazuj�c bez s�owa na pod�og�,
gdzie
zainstalowano rury ciep�ownicze, przewr�ci� oczami, po czym otar� kropelki potu
z czo�a i
podszed� do lekko uchylonego okna.
Cassyll zareagowa� na t� kr�tk� pantomim� przesadnym wzruszeniem ramion,
maj�cym wyra�a� bezradno�� i usiad� na jednej z amfiteatralnie ustawionych �aw
zwr�conych
w stron� kr�lewskiego tronu. Od razu powr�ci� my�l� do tajemnicy niebieskiej
planety.
Pomy�la�, �e chyba zbyt �atwo oswoi� si� ze zjawiskiem, o kt�rym opowiedzia� mu
Bartan.
Jak to mo�liwe, by jaka� planeta tak po prostu zmaterializowa�a si� w pobliskich
rejonach
kosmosu? Skoro na niebie pojawiaj� si� nowe gwiazdy, mo�na przypuszcza�, �e
niekiedy
gwiazdy r�wnie� znikaj�, rozpadaj�c si� w wyniku eksplozji i zostawiaj� po sobie
�lady w
postaci planet. Cassyll by� sobie w stanie wyobrazi� takie �wiaty tu�aj�ce si� w
ciemno�ciach
mi�dzygwiezdnej pustki, lecz prawdopodobie�stwo, by jeden z nich przy��czy� si�
do
lokalnego systemu, wydawa�o mu si� niemal r�wne zeru. Mo�liwe, �e powodem braku
nale�ytego zdziwienia by� fakt, i� tak naprawd�, w g��bi serca nie wierzy� w
istnienie
niebieskiej planety. Przecie� chmura gazu mo�e w pewnych warunkach przybra�
wygl�d cia�a
sta�ego.
Cassyll powsta�, gdy herold otworzy� drzwi i uderzy� w pod�og� okut� metalem
lask�,
oznajmiaj�c przybycie Kr�lowej. Daseene wesz�a do komnaty, odprawi�a dwie damy
dworu,
towarzysz�ce jej a� do samych drzwi, i zbli�y�a si� do tronu. Pomimo i� by�a
szczup�a i
drobnej postury, pozornie przygnieciona ci�arem zielonych jedwabnych szat,
spos�b, w jaki
da�a zebranym znak, by usiedli, oznajmia� niepodwa�aln