5481
Szczegóły |
Tytuł |
5481 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5481 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5481 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5481 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
RYSZARD SAWWA
DRUGI �WIADEK OBRONY
Ray zacz�� schodzi� w dolin�, kiedy ju� wtargn�� do niej wieczorny ch��d g�rski.
Poszed� szybciej, �eby si� rozgrza�. Chcia� przy tym zd��y� na kolacj� w
schronisku. Spojrza� na zegarek. By�a ju� 18.00. Nowy dow�dca grupy kontrwywiadu
pu�kownik Alain Bradford by� bardzo wymagaj�cy, je�li chodzi o punktualno��.
W�a�ciwie wszyscy rozumieli, �e sprawy zasz�y ju� za daleko, �eby pokpiwa� sobie
z jego metod dzia�ania, ale te zakazy rozm�w na temat start�w sond i skrupulatna
"opieka" nad wszystkimi pi�cioma cz�onkami Zespo�u Startowego by�y trudne do
zniesienia.
Min�� ostatni zakr�t w lewo i doszed� do znaku kilometrowego. Jeszcze p�
godziny drogi i b�dzie w schronisku.
Jutrzejszy dzie� musi rozstrzygn�� o dalszym planie badania sektora 10. Start
b�dzie o 9.33. Taki czas ustalono dopiero w ostatniej chwili. O starcie
poinformowa� go sam Bradford. Pu�kownik wprowadzi� zreszt� bardzo osobliw�
metod� powiadamiania o momencie startu. Ju� wielokrotnie terminy by�y zmieniane
i nie ma �adnej pewno�ci, �e i ten jest prawdziwy. Ray u�miechn�� si�. Nie
wierzy�, aby to co� pomog�o. Je�li rzeczywi�cie chodzi o sabota�, to ci, kt�rzy
go przeprowadzaj�, maj� ogromne mo�liwo�ci. By� przekonany, i� NOL-e pojawiaj�ce
si� od czasu do czasu by�y dostatecznym dowodem na to, �e kto� sobie nie �yczy
rakiet w sektorze 10 i �e trzeba w ko�cu przesta� wysy�a� sondy kosmiczne w ten
rejon. Bradford nie dawa� si� jednak przekona� i twierdzi�, �e musi zdoby�
dowody zamierzonej akcji, a nie b�dzie opiera� si� li tylko na hipotezach.
Spojrza� na zegarek. Jeszcze kwadrans marszu. Regularna praca mechanizmu
dzia�a�a uspokajaj�co. Wszyscy cz�onkowie zespo�u byli ju� na granicy
wytrzyma�o�ci. psychicznej. W�a�ciwie wiadomo by�o, �e jutrzejszy eksperyment, w
razie niepowodzenia, musi by� dla tej grupy ludzi ostatnim przed d�u�szym
urlopem.
Ray przypomnia� sobie poprzedni� wycieczk� w to miejsce z ca�ym zespo�em. By�o
to w dwa dni po nieoczekiwanej anihilacji pierwszej sondy niedaleko sektora 10.
Ustawiono na kosmodromie nast�pn� sond�, a zesp� dosta� zezwolenie na niedalek�
wycieczk�. Wszyscy zauwa�yli wtedy ten Nierozpoznany Obiekt Lataj�cy. By� to
niewielki dysk z b�yszcz�cego materia�u, kt�ry uni�s� si� z odleg�o�ci oko�o 2
km od nich i bardzo szybko znikn�� w ob�okach. Dyskusje na temat pochodzenia
NOL-i odwr�ci�y natychmiast zainteresowanie przyjaci� od Raya i jego zegarka.
Ray znalaz� go przy �cie�ce prowadz�cej na szczyt. Musia� go kto� zgubi� co
najmniej kilka dni temu, bo by� nie nakr�cony. Nikt z obecnych jeszcze w
schronisku nie przyzna� si� do zguby i by�o jasne, �e nie ma sensu dalej szuka�
w�a�ciciela.
Zegarek spisywa� si� nie�le i Ray by� z niego zadowolony. Id�c u�wiadomi� sobie,
�e wraz ze zbli�aj�cym si� terminem startu zaczyna si� denerwowa�. Ju� cztery
sondy przy starcie rozpad�y si� na py� metalowy bez jakiegokolwiek wybuchu, bez
�adnych �lad�w jakiegokolwiek dzia�ania. Wysy�ane do innych rejon�w Galaktyki z
tego samego kosmodromu startowa�y normalnie i ju� od kilku lat nadchodz� od nich
informacje o przebytych trasach. Sondy kosmiczne, bezza�ogowe, szybkie statki
fotonowe mia�y za zadanie nawi�za� ��czno�� z przypuszczalnymi innymi istotami
my�l�cymi i prze��czy� kontakt na Ziemi�. Wysy�ano je w ramach programu
odpowiedzi po wychwyceniu z szum�w Kosmosu wyra�nych sygna��w sztucznych.
�wiat�o w schronisku ju� si� pali�o, kiedy wszed� i zrzuci� plecak. W jadalni za
sto�em siedzia�a tylko jedna osoba. Chcia� usi��� przy innym stoliku, ale
zorientowa� si�, �e ten kr�tko ostrzy�ony, siwy m�czyzna w sportowym ubraniu -
to Bradford. Nie spodziewa� si� go tutaj. Mimo woli poczu�, �e zasycha mu w
gardle.
Podszed� do stolika Bradforda i zauwa�y�, �e ten te� musia� przed chwil� wr�ci�
z g�r.
Bradford u�miechn�� si� i zaprosi� Raya do stolika.
- Dobry wiecz�r panu, nie spodziewa� si� mnie pan tutaj, prawda ?
Ray by� zawsze szczery w stosunku do Bradforda.
- Tak, ma pan racj�, panie pu�kowniku, nie s�dzi�em, �e jestem szczeg�lnie przez
pana wyr�niony. Nie bardzo �atwo bym uwierzy�, �e akurat dzisiaj chcia� pan w
tym samym miejscu za�ywa� �wie�ego powietrza.
Bradford zareagowa� spokojnie.
- No c�, wie pan, �e mam swoje plany dzia�ania. Wola�bym takie, by�my
wsp�pracowali w innym uk�adzie zada�, ale sytuacja wymaga ode mnie specjalnych
krok�w. Musi pan zrozumie�, �e sondy s� bardzo drogie i rz�d wymaga od nas
wykrycia sprawc�w dywersji.
- I dlatego pewno szed� pan za mn� i �ledzi� mnie? Tylko nie rozumiem, jaki to
mia�oby sens.
- Widzi pan, mog� powiedzie� panu, �e jutrzejszy dzie� b�dzie decyduj�cy w
�ledztwie przez nas prowadzonym. Mog� r�wnie� zapewni� pana, �e nie szed�em za
panem i nie �ledzi�em. M�j cel przybycia tutaj by� inny. A jaki - mo�liwe, �e
wyja�ni� panu p�niej. Na razie chcia�bym jeszcze raz pana prosi�, aby dla dobra
�ledztwa nie czyni� pan pr�b kontaktowania si� z kimkolwiek do jutra do godziny
9.33. Niech pan nie s�dzi, �e jest pan, jak to pan powiedzia�, "szczeg�lnie
wyr�niony".
Nie. Inni cz�onkowie zespo�u te� b�d� absolutnie skutecznie odseparowani od
otoczenia.
Po kolacji okaza�o si�, �e b�d� spali z Bradfordem w jednym pokoju.
Ray by� zm�czony wspinaczk� i z przyjemno�ci� wyci�gn�� si� na tapczanie.
Zasypia� szybko i zapami�ta� tylko, �e Bradford m�wi� co� jeszcze o �ledztwie.
Ostatnie s�owa dotar�y do niego prawie wyprane z sensu. S�ysza� je, ale by�y to
tylko s�owa. M�g�by je podrzuca�, jak �ongler na arenie podrzuca jednakowe szare
pi�eczki, spadaj�ce bez d�wi�ku na pod�og� i podskakuj�ce do jego r�k, i znowu
podrzucane do g�ry.
- ... Wie pan, Ray, s�dz�, �e kto� z zespo�u bierze w tym udzia�. Ale kto? I
jakim cudem? Przecie� znamy ka�dy krok cz�onk�w zespo�u. Ten kto� musi
przekazywa� czasy startu w jaki� bardzo dowcipny spos�b...
Pi�eczki skaka�y coraz pr�dzej i ros�a ich ilo��. Ray czu�, �e s� coraz ci�sze
i �e nie mo�e ich podrzuca�. To one zaczynaj� podbija� mu r�ce. Jest ich coraz
wi�cej i w ko�cu unosz� go nad Ziemi� i oddalaj� coraz dalej i dalej. Znikaj�
�wiat�a miast. I Ziemia staje si� te� ma��, szar� pi�eczk�. A doko�a rozci�ga
si� bezkresna, czarna pustka...
Ryk l�duj�cego helikoptera by� doskona�ym budzikiem. Bradford by� ju� ubrany w
sw�j mundur s�u�bowy i zamyka� walizk�, kiedy Ray zdecydowa� si� wsta�.
- Dzie� dobry panu, Ray, szybciutko jemy �niadanko i do pracy. Ju� godzina 6.
Na kosmodromie wyl�dowali w godzin� p�niej. Podziemne stanowisko dowodzenia
lotem by�o ju� przygotowane do startu. O godzinie 8, jak zwykle w dniu startu,
rozpocz�a si� odprawa u kierownika programu, profesora Jeansa.
Ray usiad� blisko koleg�w z zespo�u. Ka�dy mia� obok siebie "anio�a str�a".
Wszyscy "anio�owie" byli w mundurach �andarmerii kosmicznej, co oznacza�o, �e s�
na s�u�bie, i podkre�la�o wag� dnia. Tak by�o pierwszy raz. Ray widzia� wyra�nie
niepok�j na twarzach koleg�w. Ka�dy my�la� o tym samym. Co przyniesie dzisiejszy
start? I co przyniesie �ledztwo Bradforda? Patrzyli ukradkiem jeden na drugiego,
�owi�c spojrzenia koleg�w.
Jeans m�wi� kr�tko i zwi�le:
- Prosz� koleg�w! Dzisiejszy start z wielu wzgl�d�w b�dzie decyduj�cy, je�li
chodzi o dalszy program badania sektora 10, i mo�e by� bardzo wa�ki dla nas jako
dla konkretnego zespo�u ludzi. Wszyscy wiemy, �e prowadzone jest �ledztwo w
sprawie przyczyn poprzednich nieudanych start�w. Chocia� ja osobi�cie mam swoje
pogl�dy na t� spraw�, z materia��w zebranych przez koleg� Bradforda wynika, �e
niewykluczone jest wsp�dzia�anie kogo� z obecnych tu na sali w sabota�u. Spraw�
t� stawiam otwarcie z dw�ch powod�w. Po pierwsze - to jest ostatnia szansa dla
przypuszczalnego przest�pcy: ma jeszcze mo�no�� wycofania si� z g�ry. I po
drugie - je�eli si� nie wycofa, to b�dzie dzisiaj zidentyfikowany. Wtedy nie
b�dzie dla niego lito�ci. Poniesie surow� kar� za zdrad� ludzko�ci. Apeluj� wi�c
do niego, by wykorzysta� szans�. Je�eli ju� przekaza� czas startu, mo�e si�
zg�osi� do mnie i zmienimy program dnia, dla uniemo�liwienia sabota�u. Na pro�b�
pu�kownika Bradforda od godziny 8.30 zarz�dzam pe�n� gotowo�� startow� na ca�y
dzie�. Czas startu b�dzie og�oszony ca�ej za�odze kosmodromu na p� godziny
przed rozpocz�ciem odliczania i startem. W tej chwili czas startu zna tylko
Zesp� Startowy w sk�adzie 5 os�b. Prosz� o godz. 8.30 o zaj�cie stanowisk.
Dzi�kuj�.
Tak �ywych komentarzy nie by�o jeszcze nigdy, nigdy przecie� dotychczas nie
m�wi�o si� o sabota�ystach.
Bradford spojrza� na Raya i rzek� z u�miechem:
- Niech pan si� uspokoi, przecie� to chyba nie pan nas zdradza, prawda ?
Ray nie odpowiedzia�. Wsiedli obaj do windy i pojechali do sterowni.
O 8.20 Ray usiad� przy ekranie pulpitu sterowania silnikiem.
O 8.30 zapali�y si� przy stanowiskach czerwone napisy "Gotowo�� startowa".
Rozpocz�o si� czekanie. Ray zarz�dzi� sprawdzenie uk�ad�w sterowania i si�owych
silnika. Przez godzin� zd��y� zrobi� to 2 razy. Program sprawdzania zna� na
pami��.
Zbli�a� si� start. Zgodnie z planem o godz. 9.00 niski g�os syreny i pulsuj�ce
napisy "Operacja startowa" og�osi�y pocz�tek eksperymentu. Ray poprawi� si� w
fotelu i spojrza� na stanowiska pozosta�ych cz�onk�w zespo�u. Wydawa�o mu si�,
�e widzia� na ich twarzach zdziwienie. Czy�by nie znali prawdziwego momentu
startu? Przycisn�� d�wigni� "Paliwo". Wiedzia�, �e zaczyna si� pompowanie
p�ynnego deuteru do olbrzymich zbiornik�w sondy. Po dziesi�ciu minutach na
drukarce automatu kontroluj�cego wyskoczy� napis "Pompowanie zako�czone".
W��czy� rozruch. Teraz zaczyna dzia�a� uranowy zap�on. Nie by�o �adnych
zak��ce�. Og�osi� alarm startowy. Nikt nie ma prawa wychodzi� z bunkr�w
kosmodromu. Otworzy� zaw�r zasilacza i deuter zacz�� si� s�czy� w ognisko
reakcji rozszczepiania j�der uranu. Gwa�towny wzrost jasno�ci w przyciemnionych
szybach kontrolnych ze szk�a o�owiowego Potwierdzi� wskazania przyrz�d�w. Silnik
fotonowy zacz�� dzia�a�.
Cyfrowy wska�nik czasu zbli�a� si� do stanu zerowego. Setne cz�ci sekund miga�y
zielonkawym �wiat�em. Kiedy naciska� klawisz "Start", zamkn�� oczy. Teraz pompy
na pe�nych obrotach powinny wt�oczy� deuter do dyszy i sonda powinna oderwa� si�
od p�yty startowej. Ogromna moc silnika wyrzuci j� daleko poza Uk�ad S�oneczny.
Kiedy obejrza� si�, zobaczy�, �e za nim sta� Bradford i przez szyby ochronne
patrzy� na stanowisko startowe. Rayowi dr�a�y r�ce. Wsta� i wiedzia� ju�, co
zobaczy na starcie. Zamiast ryku startuj�cej rakiety na kosmodromie panowa�a
cisza.
Nawet nie zak�ada� kombinezonu ochronnego. Po awariach sondy nigdy nie by�o
�ladu promieniowania radioaktywnego. Pierwszy dobieg� do tego, co by�o przed
chwil� sond� kosmiczn�, pot�nym statkiem o masie kilkuset ton, a teraz
przedstawia�o sob� widok, kt�ry wywo�ywa� po prostu weso�o��. Nie m�g� si�
powstrzyma� od g�o�nego �miechu. Widzia�, �e twarz
Bradforda poczerwienia�a z w�ciek�o�ci, ale pu�kownik si� szybko opanowa� i po
chwili te� si� zacz�� �mia�. Na miejscu sondy by�a niewielka piramidka
metalowego py�u. Nie by�o nawet co analizowa�.
Bradford zwr�ci� si� do cz�onk�w zespo�u: - Prosz� pan�w. Bardzo prosz� ze mn�.
W gabinecie profesora Jeansa ju� znajdowa�o si� kilku oficer�w w mundurach.
Bradford przedstawi� im pi�ciu cz�onk�w Zespo�u Startowego. Zabra� g�os jeden z
oficer�w - generalny prokurator ministerstwa:
- Panowie! Rozpoczniemy teraz posiedzenie s�du. Mam nadziej�, �e rozstrzygn� si�
na nim i wyja�ni� pewne sprawy zwi�zane z dywersj�, kt�rej ostatni przyk�ad
przed chwil� obserwowali�my. Oddaj� g�os pu�kownikowi Bradfordowi, kt�ry od
d�u�szego czasu prowadzi� �ledztwo w tej sprawie. Bradford wsta� z krzes�a,
podszed� do Jeansa, poprosi� go o klucze i wr�ci� z wyj�t� z kasy pancernej
teczk� pe�n� dokument�w.
- �ledztwo w sprawie sabota�u rozpocz�li�my rok temu po anihilacji sondy w
pobli�u sektora 10. Od tego czasu zebrali�my pewne dane o faktach, kt�re
obci��aj� jednego z tu obecnych. Chcia�bym, �eby nam wyja�ni� te fakty, i je�eli
to mu si� uda, pom�g� nam stwierdzi� swoj� niewinno��. Uznali�my, �e obro�c�
mo�e by� tylko osoba fachowo pozostaj�ca na tym samym lub wy�szym ni� on
poziomie. Obrony podj�� si� profesor Jeans. Ale przejd�my do sprawy.
Ray by� pewien, �e to niedorzeczne oskar�enie nie mo�e si� opiera� na solidnych
podstawach. Ale niepok�j udzieli� si� i jemu, i jego kolegom. Wiedzia�, �e to,
co tu si� rozgrywa, zapami�taj� na d�ugo.
Bradford kontynuowa�:
- Po pierwsze, grupa specjalist�w z Instytutu Fizyki Teoretycznej stwierdzi�a,
�e zniszczenie sond nie by�o rezultatem znanego nam na Ziemi procesu fizycznego
i �e nie mog�o by� rezultatem pracy silnika fotonowego. To stwierdzenie nie
ulega najmniejszej w�tpliwo�ci. Czy panowie si� z tym zgadzaj�?
To by�o oczywiste i Ray te� kiwn�� g�ow�.
- Z tego wniosek, �e mamy do czynienia z si�ami obcymi, niwecz�cymi nasz wysi�ek
eksploracji sektora 10, a jest mo�liwe, �e maj�cymi r�wnie� inne, bardziej
gro�ne plany. Tego z g�ry nie mo�na przewidzie�. Po drugie, Dow�dztwo Obrony
kosmicznej stwierdzi�o pojawienie si� NOL-i zawsze bezpo�rednio przed startem
sondy do sektora 10. S� na to dowody. Mam zdj�cia NOL-i z odpowiednimi datami.
Prosz�, oto one.
Ray zobaczy� na zdj�ciach znane z pami�tnej wycieczki w g�ry kszta�ty nie
rozpoznanych obiekt�w. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e zdj�cia by�y autentyczne.
- Czy panowie zgadzaj� si� na stwierdzenie, �e Oni musieli by� informowani o
ka�dym starcie sondy do sektora 10?
Ray poczu�, �e Bradford zbli�a si� do momentu decyduj�cego. Wtedy zamknie sie�,
z kt�rej ju� ofiara nie b�dzie si� zdolna wydosta�.
Logika fakt�w by�a niepodwa�alna. Tym niemniej czu�, �e gdzie� musi tkwi� b��d w
koncepcjach Bradforda. Ale fakty kaza�y odpowiedzie� "tak".
- A teraz przechodz� do meritum sprawy. - Bradford zacz�� m�wi� wolniej. - Czy
panowie zauwa�yli, �e prowadzili�my pi�� pr�b sond, nie licz�c anihilacji
pierwszej sondy poza granicami Uk�adu S�onecznego, i �e ta liczba zgadza si� z
ilo�ci� cz�onk�w Zespo�u Startowego?
Ray zaczyna� rozumie�, dlaczego zabroniono im wszelkich dyskusji i wymiany
pogl�d�w i informacji na temat start�w. Bradford kontynuowa�:
- Tak, prosz� pan�w, to nas kosztowa�o bardzo drogo, ale musieli�my zdoby�
nieodparte dowody.
Ray czu�, �e Bradford ju� zacz�� zaciska� p�tl�. Ale na czyjej szyi ? Popatrzy�
na twarze koleg�w. Zna� ich od dawna. To niemo�liwe, �eby kt�ry� z nich pope�ni�
zdrad�. By� tego absolutnie pewien i w tej chwili. By� ich pewien, jak by�
pewien siebie. Ju� teraz wiedzia�, �e za chwil� padn� s�owa oskar�enia,
wiedzia�, �e oskar�ony nie zdo�a wyrwa� si� z zastawionej pu�apki, i wiedzia�,
�e zn�w Bradford mia� racj�, s�dz�c, �e najlepszym obro�c� mo�e by� Jeans. To
by� jedyny mo�liwy �wiadek obrony. Wielekro� zauwa�y�, jak profesor zbija�
wspaniale wygl�daj�ce hipotezy w kilku zdaniach wypowiedzianych kr�tko i
zwi�le, tym mi�ym, cichym i ciep�ym g�osem. Nawet jego przeciwnicy naukowi
odnosili si� do niego z ogromnym szacunkiem. Teraz Jeans przegl�da� szczeg�owe
zeznania cz�onk�w zespo�u, zebrane przed kilkoma dniami przez Bradforda.
Pu�kownik wyj�� nast�pny dokument.
- Ot� przy kolejnych startach niekt�rzy z was znali prawdziwe czasy start�w
sond, a inni fa�szywe i dopiero na kilka godzin przed startem dowiadywali si� o
czasie prawdziwym. Ray czu�, jak krew zaczyna mu pulsowa� w skroniach. Rozumia�
teraz obecno�� Bradforda w schronisku. To dlatego by� tak dobrze pilnowany.
Bradford zwr�ci� si� do niego:
- Tylko jeden z was, pan Ray Miller, zna� dok�adne czasy start�w sond do sektora
10 we wszystkich pi�ciu przypadkach. Tylko pan m�g� informowa� o najlepszym
momencie dokonania zniszczenia sond przy starcie. Oskar�am pana o zdrad�. Czy
pan przyznaje si� do winy?
Ray nie widzia� szansy ratunku. Wsta� z miejsca. Czu� na sobie wzrok swoich
przyjaci�. Widzia� ich zdumienie i przede wszystkim niedowierzanie. To mu
doda�o odwagi. Nigdy nie by� m�wc�. J�kaj�c si� i czerwieni�c powiedzia� tylko
to, co m�g�. Prawd�.
- Jestem zaskoczony tym oskar�eniem. Przysi�gam, �e nie mia�em i nie mam nic
wsp�lnego z informowaniem tych, kt�rzy niszcz� sondy. Nie przyznaj� si� do winy,
bo winny nie jestem. Kiedy sko�czy�, nogi ju� mu odmawia�y pos�usze�stwa. Siad�
ci�ko na fotel.
Zn�w zacz�� m�wi� Bradford:
- Wobec tak jawnych dowod�w winy wnosz�, by s�d, niezale�nie od wyparcia si�
oskar�onego, uzna� go za winnego. Ray s�ysza� jak przez wat� g�os generalnego
prokuratora.
- Udzielam g�osu profesorowi Jeansowi, kt�ry wyst�puje jako �wiadek obrony. Czy
pan si� zgadza, panie Miller, na kandydatur� profesora Jeansa?
Ray nie pozna� w�asnego g�osu, kiedy odpar�:
- Tak jest, panie prokuratorze.
- Czy pan chce co� powiedzie� w obronie oskar�onego, profesorze Jeans?
Profesor skin�� g�ow� i patrz�c w okno zacz��:
- Panie Bradford, pa�ska metoda wykrycia przest�pcy zawiera b��d logiczny.
Dlaczego pan nie dopuszcza my�li, �e niekoniecznie cz�onek Zespo�u Startowego
informowa� obcych? Przy takim za�o�eniu nie powinien pan podawa� nikomu z
cz�onk�w zespo�u Startowego prawdziwego terminu i gdyby wtedy sabota� si� nie
uda�, mia�by pan dopiero prawo wyci�gn�� te wnioski, kt�re pan wyci�gn��. Ale
gdyby si� uda�? Zreszt� w tych obu przypadkach by�aby podejrzana jeszcze jedna
osoba.
Bradford zerwa� si� z fotela.
- Co pan ma na my�li, panie profesorze? Wypraszam sobie tego rodzaju insynuacje.
To przecie� �mieszne podejrzewa� mnie. - Prosz� siada�, panie pu�kowniku. Pan
profesor rozumuje zupe�nie poprawnie.
Prokurator generalny odebra� g�os Bradfordowi i poprosi� Jeansa, aby ten
kontynuowa�.
- Jak pan widzi, panie pu�kowniku, pa�ska pu�apka na zdrajc� nie by�a absolutnie
szczelna.
Ray odetchn�� z ulg�. Widzia� weso�o�� na twarzy przyjaci�. Jeans jeszcze raz
dowi�d� swych mo�liwo�ci. Ale to nie by� koniec.
- Zreszt�, panie Bradford, ja pana nie podejrzewam. Twierdz�, �e nikt z nas tu
obecnych nie dopu�ci� si� zdrady. Chcia�em tylko wykaza�, �e myli� si� pan w
za�o�eniach i nies�usznie oskar�y� mojego pracownika. Na pewno go pan jeszcze
dzisiaj przeprosi. Mam pewn� hipotez� na temat wydarze� zwi�zanych z sondami do
sektora 10. Powsta�a ona podczas przegl�dania zezna�, kt�re zebra� pan Bradford.
Dzi�kuj� mu za dok�adn� robot�. Je�eli hipoteza b�dzie s�uszna, a mam nadziej�;
�e uda nam si� to udowodni�, to przede wszystkim b�dzie to zas�uga pu�kownika
Bradforda.
Raya ubawi� widok uspokajaj�cego si� Bradforda. Jeans wiedzia�, jak pozyska�
sobie pu�kownika, graj�c na jego poczuciu dumy zawodowej.
- Prosz� pan�w - ci�gn�� profesor - wyobra�cie sobie na moment, �e przez sektor
10 przebiega jaki� wa�ny szlak teletransmisyjny lub ��czno�ci
mi�dzygalaktycznej. To oczywi�cie jest moja fantazja, ale pomo�e nam w
zrozumieniu sensu wydarze�. I nagle okazuje si�, �e pojawia si� tam rakieta
fotonowa, znakomicie zak��caj�ca transmisj� chmur� pozostawionej za sob� energii
elektromagnetycznej. S�u�ba ��czno�ci stwierdza zak��cenia. Stwierdza, �e
rakieta nie s�ucha rozkaz�w powrotu wydanych w j�zyku pogl�dowym. Stwierdza, �e
jest bez istot �ywych. Nie ma czasu na jej odholowanie. Co wtedy by�cie,
panowie, zrobili? Pami�tajcie, �e mo�e to by� bardzo wa�ne ��cze. A w�a�nie. To
samo, co zrobili Oni. Po prostu zlikwidowali zak��cenie na ��czu. Ale Oni
wiedz�, �e b�dziemy na pewno wysy�ali rakiety dalej, nie domy�laj�c si� powodu
ich zniszczenia. Co zatem robi�? Po prostu zostawiaj� informatora, kt�ry ich
zawiadamia o ka�dym nast�pnym starcie, i niszcz� rakiety, rozumiej�c, �e w ko�cu
domy�limy si�, i� nie nale�y im przeszkadza�, i przestaniemy wysy�a� sondy do
sektora 10. A teraz pytanie, jak zdobywali informacj� o startach?
- Panie profesorze - przerwa� prokurator generalny - zbyt dobrze pana znam i
zbyt pana szanuj�, by uwa�a� za �mieszne to, co pan m�wi. Ale widz�, �e kolega
Bradford jest wyra�nie weso�y. Czy ma pan cho�by najmniejsze poszlaki, nie m�wi�
ju� o dowodach, �e hipoteza mo�e by� prawdziwa?
- Panie prokuratorze, je�eli to, co powiedzia�em, nie jest na razie mo�liwe do
sprawdzenia, to to, co chc� powiedzie�, ma du�e szanse potwierdzenia faktami.
Ray widzia�, �e wszyscy s�uchaj� profesora w najwi�kszym napi�ciu.
- Prosz� o pozwolenie zadania kilku pyta� panu Millerowi. - Bardzo prosz�,
profesorze - odpar� prokurator.
- Ray, czy przypominasz sobie dobrze swoj� wycieczk� w g�ry po anihilacji
pierwszej sondy w sektorze 10?
- Tak jest, panie profesorze.
- Czy widzia�e�, wracaj�c, NOL-a!
- Tak, widzia�em bardzo dobrze. Startowa�, kiedy wraca�em do schroniska.
- Czy wydarzy�o ci si� podczas wycieczki co� niezwyk�ego?
- Nie, nic takiego sobie nie przypominam.
- Ray, czy wr�ci�e� z tym samym wyposa�eniem, z kt�rym wyszed�e� ?
Ray zastanawia� si� przez chwil�, przebieg� w my�lach ca�� tras� wycieczki.
Jedynym faktem, kt�ry sobie przypomnia�, by�o znalezienie zegarka, ale przecie�
nie o to chodzi profesorowi.
- Panie profesorze, mog� doda� tylko, �e znalaz�em zegarek. Wyci�gn�� r�k� i
pokaza� go profesorowi oraz prokuratorowi. - Szuka�em w�a�ciciela w schronisku,
ale musia� wyjecha� wcze�niej i nie wiedzia�, �e znalaz�em zgub�.
- Bardzo dzi�kuj�, Ray, wierz�, �e nic innego ci si� nie wydarzy�o. A teraz,
prosz� pan�w, prosz� s�ucha� uwa�nie. Czy wszyscy zgadzaj� si� z moim
twierdzeniem, �e NOL-e pojawiaj�ce si� przed startem mog� mie� co� wsp�lnego z
niszczeniem rakiet? Dzi�kuj�. Ja te� my�l�, �e mog�. Poza tym twierdz�, �e
musieli mie� czas na anihilacj� sond. A przecie� my�my widzieli, �e przy starcie
nikt nic przy sondach nie robi�. Nie by�o na p�ycie startowej nikogo. D�ugo si�
zastanawia�em, jak to wyja�ni�. Jedyne wyt�umaczenie, zn�w troch� fantastyczne,
b�dzie takie. Twierdz�, �e w momencie startu zatrzymywali czas na kosmodromie.
Nasz czas biologiczny i przyrz�dowy. Zapewne panowie sobie przypominaj�
zak��cenia naszych chronometr�w i ich op�nienie o oko�o 20 minut po ka�dym
sabota�u? Twierdz�, �e ich informator musia� mie� czas synchroniczny z nimi.
Ray, prosz�, ch�opcze, powiedz, kt�ra jest u ciebie godzina?
A jednak pytanie Jeansa nie roz�mieszy�o nikogo. Ray nagle przypomnia� sobie, �e
to by�o za ka�dym razem. Tak. Na pewno.
- Na moim zegarku, panie profesorze, jest 10.42.
- Dzi�kuj�, m�j drogi. Na zegarku, kt�ry masz na r�ce, jest 10.42. A kt�ra jest
godzina u pan�w? - profesor zwr�ci� si� do pozosta�ych obecnych.
Na pozosta�ych zegarkach by�a godzina 10.22.
- Dzi�kuj� panom. S�dz�, �e 20 minut im wystarczy�o. Rzucili granat
grawitacyjny. Zatrzymali nasz czas i anihilowali sond�.
Ray ju� wiedzia�. Zawsze dziwi� si�, �e po awariach sond zegarki koleg�w i
chronometr synchronizuj�cy pokazywa�y czas niezgodny z radiowym o oko�o 20
minut. Jego zegarek nie wykazywa� tej r�nicy. Jego zegarek? Wsta� z miejsca,
zdj�� go z r�ki i poda� profesorowi. Ten po�o�y� zegarek na stole i zn�w zacz��
m�wi�:
- Prosz� s�du i tu obecnych. Zupe�nie oficjalnie, po uzgodnieniu z Rz�dem
o�wiadczam, �e zawieszamy pr�by z sondami do sektora l0. Co si� za� tyczy
zako�czenia �ledztwa, to my�l�, �e nam pomo�e drugi �wiadek obrony.
Profesor wskaza� le��cy na stole zegarek.
- Twierdz�, �e to jest ich informator. I s�dz�, �e mamy na to dow�d. Dzi�kuj�
panu prokuratorowi za udzielenie mi g�osu. Prokurator og�osi� zako�czenie
posiedzenia, wszyscy skierowali si� do sto�u. Jeans mia� racj�. Dow�d by�
znacznie wcze�niej. Na stole, zamiast zegarka, le�a�o troch� metalowego py�u.
Jeans nachyli� si� nad sto�em i zdmuchn�� py�.
Kiedy jeszcze raz sprawdzono zegarki z czasem radiowym, okaza�o si�, �e na
zniszczenie informatora tym razem wystarczy�o NOL-om ju� tylko 6 minut.