5433
Szczegóły |
Tytuł |
5433 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5433 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5433 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5433 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eryk Remiezowicz
Ciemno jak cholera.
Sprowadzamy pierwszego. Wszyscy stoj�. Szef przylaz� i stoi, wi�c i my stoimy.
Tak to ju� jest z wielkimi projektami - m�cz� bardziej ni� ma�e.
- Jest! - wrzasn�� operator. Szef skrzywi� si� z niesmakiem. �aden dziw. Christian Nkutjechi, operator szesnastej
maszyny czasu Andersona, potrafi� g�osem wybija� szyby, a jak si� wzruszy� to i drzwi wy�amywa�. A teraz by�
najwyra�niej wzruszony.
- Panowie, pierwsza faza za nami. Rozpoczynamy faz� drug�. Oswajanie z szokiem kulturowym.
Powia�o zgroz�.
***
By�o ciemno jak cholera, gdyby nie mruganie powiekami czu�bym si� �lepy. Jednak mruganie upewnia�o mnie, �e mam
powieki. Wsadziwszy sobie palec w oko, upewni�em si�, �e reszta te� jest na miejscu. Z ty�u odezwa� si� skrzypi�cy
g�os:
- Z Ziemi?
- Tak. Co ja tu... ?.
- M�czyzna?
- Tak. Czy mog�... ?
- Imi� nazwisko, data urodzenia?
- Patryk Nachtmann, dziesi�ty marca tysi�c dziewi��set dziewi��dziesi�ty czwarty. Ale...?
- Z kt�rego roku? - cholera, nie zd��y�em zada� pytania. Zd��y�em si� za to w�ciec do bia�o�ci.
- Dwa tysi�ce dwudziesty sz�sty.
- Wed�ug jakiej rachuby?
- Zaraz, chwileczk�, mo�e mi pan co� wyt�umaczy? - stwierdzi�em, �e czas ju� przerwa� t� rozmow�.
- Nie. Wed�ug jakiej rachuby? - w skrzypieniu brzmia�o zniecierpliwienie.
- Jak mi pan nie powie, co si� tu dzieje, to nie b�d� odpowiada� - zagrozi�em.
- Prosz� bardzo - tym razem skrzypienie przes�czone by�o znudzeniem. - Dop�ki nie dostan� odpowiedzi, pan tu
zostanie. A wyt�umaczy� nic nie mog�, bo sam niewiele wiem. Mam zada� panu pytania i dosta� odpowiedzi. M�j
program obejmuje r�wnie� t� wypowied�, poniewa� stwierdzono, �e pytania, takie jak pa�skie pojawiaj� si� ci�gle.
Cholerny komputer. "A� ty, ma�", wycedzi�em przez z�by. �cisn��em z w�ciek�o�ci z�by i pi�ci, a potem odwr�ci�em
si�. Widok mia�em wprawdzie troch� rozmyty, ale po kr�tkim, intensywnym �zawieniu zdo�a�em zobaczy�, to co do
mnie skrzypia�o. Bydl� siedzia�o za biurkiem i wygl�da�o... staro. Mia�o kwadratowy �eb w kt�rym umieszczone by�o
sze�� lampek o r�nej wielko�ci i kolorze. Ca�kiem dobrze udawa�y one nos, oczy, uszy i usta, przy okazji daj�c
odrobink� �wiat�a. �eb osadzony by� na prostok�tnym tu�owiu, z kt�rego wystawa�y dwie r�ce, zako�czone czym�
przypominaj�cym c�gi. W jednej �apie "co�" trzyma�o d�ugopis. Do�u nie widzia�em, przes�ania�o go biurko. Typowy
robot. Podszed�em i kopn��em gnoja z ca�ej si�y w bok.
- Aua- zaskrzypia� robot ze znudzeniem.
Szczerze m�wi�c, przypuszczam, �e mnie bardziej zabola�o. B�l podzia�a� jednak na mnie uspokajaj�co. Zacz��em si�
rozgl�da� za jak�� skuteczniejsz� metod� uszkodzenia bydlaka.
Za�wieci�o �wiat�o. W tym samym momencie metalowe pud�o przesta�o miga� lampkami. Do pomieszczenia wszed�
spr�ysty m�odzieniec w b��kitnym mundurze.
- Czterdzie�ci dwie sekundy - powiedzia�. - Trzeci czas w historii. Gratuluj� wytrzyma�o�ci. To bydl� ma wita�
sprowadzonych z przesz�o�ci i wprowadza� ich w rzeczywisto�� dwudziestego sz�stego wieku, ale jako� si� nie
sprawdza. Niestety, szef naczyta� si� o sztucznej inteligencji i forsuje ten projekt. Witamy w przysz�o�ci. Przenie�li�my
pana, bo potrzebujemy pomocy, a istnieje szansa, �e mo�e pan nam jej udzieli�. Proponuje szczeg�y om�wi� w
przyjemniejszym otoczeniu. Pan pozwoli - pokaza� r�k� drzwi.
***
Wyci�gn��em biedaka ze szpon�w znieruchomia�ego ju� robota. Szef machn�� r�k�, co mia�o chyba oznacza�, �e mam
wykona� zadanie, przy kt�rym zawi�d� automat witaj�cy. Szef m�wi� w�a�nie do paru specjalist�w, kt�rzy grzecznie
potakiwali, i nie mia� czasu na pierdo�y, takie jak ja, lub zszokowany go�� z dwudziestego pierwszego wieku. Szybko
zrobi�em w my�lach przegl�d pomieszcze� stacji, kt�re nadawa�y si� do rozmowy. Co�, co przypomina�o mu
dwudziesty pierwszy wiek...
By�o takie miejsce - m�j pok�j mianowicie. Jestem �wie�o upieczonym historykiem-lingwist�. Dlatego znam jeszcze
do�� du�o j�zyk�w i zwyczaj�w z dawnych lat. Specjalnie dla potrzeb programu "R�ka Losu" �ci�gni�to kilkunastu
takich niespecjalist�w. Nigdy nie wiadomo kto wylezie z szesnastej maszyny Andersona.
Zaci�gn��em go tam mo�liwie szybko. Pobyt na korytarzach nic by mu nie da�. J�zyka nie zna�, urz�dze� nie umie
obs�ugiwa�, po�owy kobiet nie odr�ni�by od m�czyzn. Jego reakcji na spotkanie kogo� ze zmienion� genetyk�
wola�em nie obserwowa�. Na miejscu natychmiast otworzy�em lod�wk� i pocz�stowa�em go piwem Po wyk�adach z
historii dwudziestego wieku zacz��em stosowa� t� procedur� do uspokajania samego siebie, i stwierdzi�em, �e jest ona
zdumiewaj�co skuteczna.
- Jestem Erwin, mam ci wszystko wyt�umaczy�. Proponuj� nast�puj�cy tryb rozmowy - podle wykorzysta�em moment,
w kt�rym z lubo�ci� przechyli� piwo. - Ja m�wi�, ty przerywasz mi w odst�pach nie wi�kszych ni� minuta. Je�eli
zamiast odpowiada� kiwam lew� r�k�, to znaczy, �e problem wyja�ni� p�niej. Je�eli kiwam praw�, to znaczy, �e nie
ma to nic do rzeczy i wyja�ni� to jeszcze p�niej.
Oj, dobrze, �e w�a�nie pi� to piwo. Odstawi� je precyzyjnie na kant sto�u, zaciskaj�c na nim r�k� i wycedzi� przez
zaci�ni�te z�by:
- Robotem nie jeste�?
- Nie, wr�cz przeciwnie. Zaczn� od podstaw - postanowi�em szybko wykorzysta� ofiarowan� mi chwil� czasu i waln��
go po g�owie paroma osza�amiaj�cymi faktami. Zmi�kczony powinien by� �atwiejszy w obr�bce.
- Sk�d si� tu wzi��em?
Szybki by�. Nie da� mi szansy.
- Zabrali�my ci� z dwudziestego pierwszego wieku.
- Dlaczego?
- Nie wiemy - unios�em lew� r�k�. Popatrzy� na mnie dziwnie. - Mamy maszyn� czasu ale ma ona pewne trudne do
wyt�umaczenia w�a�ciwo�ci. Wiemy wprawdzie, �e masz rozwi�za� nasz problem, ale nie wiemy jak.
- Jak rozwi���, to wr�c� z powrotem?
Aua. Ale sobie wybra� pytanie.
- Nie, nie wr�cisz - w ko�cu uda�o mi si� go oszo�omi�. Oby nie za bardzo. - Ta maszyna tak dzia�a. W momencie, w
kt�rym ci� zabrali�my, powsta�a idealna kopia ciebie, i to w�a�nie ona �yje w twoim czasie, pami�taj�c jedynie
chwilowe zemdlenie. Ty nie mo�esz za� powr�ci�, bo natychmiast zginiesz. Tak po prostu jest, i nikt nie potrafi tego
zmieni�.
Zamilk�. Nie spodoba�o mu si�. Mnie te� by si� nie spodoba�o. Za jednym zamachem straci� ca�� rodzin�, przyjaci�,
ulubione miejsca - w�a�ciwie ca�e �ycie, to nie jest rzecz mi�a.
- Czego chcecie?
- Jeste� z dwa tysi�ce dwudziestego sz�stego, wi�c wiesz na czym polega�a Ekspansja.
Musia� wiedzie�. Nie by�o wtedy niczego wa�niejszego. Ziemia eksplodowa�a przeci��ona ludzkim mot�ochem. Bogaci
i pot�ni wzi�li �wiat za mord� i zacz�li zap�dza� karabinami niepos�usznych do hibernator�w. Opustosza� Tybet i
Ba�kany, przedmie�cia Kalkuty i Meksyku. Uciekali biali z RPA i czarni ze Szwecji, Kurdowie z Turcji i Rosjanie z
Ukrainy.
Budowano ogromne statki kosmiczne, pakowano do nich nieszcz�nik�w i wysy�ano na �lepo, licz�c na znalezienie
planety nadaj�cej si� do zamieszkania.
Podzia�a�o. T�ok dzia�a� na nas wyra�nie jak na lemingi. Nie by�a to metoda pi�kna, ale skuteczna. Mia�em tylko
nadziej�, �e nie zechc� wr�ci�.
- Pracowa�em w stoczniach ksi�ycowych. M�g�bym si� przyda�, je�eli wysy�acie nadal.
Uff, zapewne jaki� in�ynier. B�dzie �atwiej t�umaczy�.
- Nadal wysy�amy, ale ju� nie tak na �lepo. Wy posy�ali�cie statki do jakiej� gwiazdy, tam mieli sami zdecydowa�
czego chc�. Uzupe�ni� mas� reakcyjn� i dalej w drog�, czy za�o�y� koloni� i �y�. My post�pujemy inaczej. Wysy�amy
przodem sondy z wyposa�eniem i czekamy
- To musi strasznie trwa�? - spyta� Patryk otwieraj�c nast�pne piwo.
- Niekoniecznie - u�miechn��em si� z wy�szo�ci�. Mi�o jest wiedzie� wi�cej od bli�nich. - Mo�emy porusza� si� z
szybko�ci� wi�ksz� od �wiat�a.
- Jak ?
Powoli dochodzili�my do sedna sprawy. To by� nasz problem, i po to go sprowadzili�my.
- S�ysza�e� o paradoksie Dakiniewicza?
Nie s�ysza�. Ma�o kto s�ysza� przez d�ugi czas. Na tyle, na ile rozumiem fizyk�, opiera si� to na tym, �e grawiton,
cz�stka przenosz�ca oddzia�ywania grawitacyjne ma mas�. Dakiniewicz, chemik z zawodu zada� w dwudziestym wieku
pytanie: a co je�eli pole grawitacyjne nie pozwala uciec grawitonowi? Czarna dziura przyci�ga grawiton wysy�aj�c
grawiton. Ale drugi wys�any grawiton te� przyci�ga. Jak? Wysy�aj�c grawiton, rzecz jasna. I tak w k�ko a� do
niesko�czenie ma�ych odleg�o�ci. Fizycy z pasj� liczyli, kr�cili i mataczyli, ale �adnego wyniku nie byli do ko�ca
pewni.
- W ko�cu zdecydowano si� na przeprowadzenie do�wiadczenia - t�umaczy�em to wszystko Patrykowi. Kiwa� g�ow� ze
spokojnym wyrazem twarzy. - Polecieli za Plutona, tak w razie czego i zgnietli par� proton�w do odpowiedniej
g�sto�ci tworz�c mikroskopijn� czarn� dziur�. Wykorzystali zasad� dzia�ania silnika pozaodrzutowego. Wiesz o co
chodzi?
Pokiwa� g�ow�. Szcz�ciarz. Ja tego nigdy nie rozumia�em. Wiem, �e wykorzystuj� energi� zawart� w polu
grawitacyjnym S�o�ca i zasad� r�wno�ci masy bezw�adno�ciowej i grawitacyjnej, ale poj�� tego nigdy nie mog�em.
Wiem tyle, �e silnik tego typu pozwala lata� w oparciu o zewn�trzne �r�d�o energii i bardzo ma�e ilo�ci masy
reakcyjnej. Jego stworzenie pozwoli�o na wykorzystanie zasob�w Uk�adu S�onecznego.
- Eksperyment si� w zasadzie uda� - na gruncie historii czu�em si� ju� znacznie pewniej. - A� za bardzo. Pieprzn�o tak,
�e z Ziemi by�o wida�. Laboratorium i przera�liwie droga instalacja rozlecia�y si� po ca�ym Kosmosie razem z ca��
za�og�. Nikt nie wiedzia� co si� sta�o i dlaczego. Dopiero kilkadziesi�t lat p�niej dostali�my wiadomo��, �e fragmenty
stacji odnaleziono.
- Wiadomo�� przysz�a z Pegasi 51. To jedna z pierwszych kolonii. Jedyne pi��dziesi�t lat �wietlnych st�d. Wiadomo��
przysz�a te� po pi��dziesi�ciu latach. Spory fragment laboratorium wyr�n�� w ich planet�. Znale�li ziemskie
oznaczenia i my�leli, �e chcemy zacz�� wojn�.
- Za�agodzili�cie konflikt? - spyta� Patryk.
Zero przej�cia. Albo ma �elazne nerwy, albo nic nie rozumie. Zdecydowa�em si� na pierwsze - go�� wygl�da� na
poj�tnego.
- Wys�ano jakie� przeprosiny. Ale nikt specjalnie nie zwraca� na to uwagi. Policzyli mianowicie dok�adnie czas w
jakim od�amki osi�gn�y planet� Skrzyd�o Pegaza i wysz�o im, �e to kilka dni. Rozpocz�a si� frustruj�ca swoj�
powolno�ci� wymiana list�w na odleg�o�� pi��dziesi�ciu lat �wietlnych. Jednocze�nie zacz�to budowa� nast�pne
urz�dzenia i prowadzi� coraz wi�cej oblicze�. Odpalili�my kilkana�cie eksperymentalnych sond i czekali�my na efekty.
Wkr�tce przysz�y odpowiedzi. Dzia�a�o! Okaza�o si�, �e podczas do�wiadczenia maj�cego na celu zbadanie paradoksu
Dakiniewicza powtarzamy w niewielkiej skali Wielki Wybuch. Przez moment przestrze� rozszerza si� znacznie
szybciej ni� �wiat�o i unosi ze sob� nasze statki. Wys�ali�my t� technologi� innym i dysponujemy w chwili obecnej
ca�kiem sensownym systemem komunikacji mi�dzygwiezdnej.
Przerwa�em. Patryk w�a�nie obudzi� si� i patrzy� na mnie p�przytomnie. Powinienem mu chyba da� si� wyspa�.
***
Wyspa�em si� u Erwina. Rano cos zjedli�my i magiel zacz�� si� od nowa. Tym razem by�o ich dw�ch. Do��czy� jaki�
czarnow�osy chudy facecik z nerwowym tikiem. Wygl�da� normalnie, tylko te blizny na przedramionach by�y jakie�
takie dziwne. Go�� zacz�� mi t�umaczy� wszystko od nowa. Erwin robi� za t�umacza. Fizyk nawet si� nie przedstawi�.
Najpierw zacz�� rysowa� jakie� kulki, a mi�dzy nimi kreski. Dopisa� par� wzor�w i spyta�, czy rozumiem. Nie
rozumia�em, ale nie chcia�em si� przyznawa�. Co go to obchodzi. Kiwa�em g�ow�, powtarzaj�c od czasu do czasu
kawa�ki, z tego co opowiada� chudy.
Chyba uznali, �e zrozumia�em, bo przeszli do rzeczy. Erwin zacz�� m�wi� bardzo powoli, upewniaj�c si�, �e rozumiem
ka�de s�owo.
- Nie mo�emy pohamowa� superpozycji Wszech�wiata i ba�ki no�nej. Wytworzona w eksplozji przestrze� ma inny
zestaw sta�ych fizycznych, kt�ry miesza si� z naszym. Nasz Wszech�wiat jest du�o wi�kszy i superpozycja do tej pory
nie by�a jeszcze problemem, ale nied�ugo si� stanie. Mo�e uniemo�liwi� �ycie na Ziemi. I to ty masz znale��
rozwi�zanie.
Popatrzy� na mnie i westchn��. Usiad� naprzeciwko mnie pochyli� g�ow�, wymamrota� co� i zacz�� od nowa.
- W ilu stopniach wrze woda?
- W stu.
- Ju� nie. Temperatura wrzenia wody podnios�a si� o kilka setnych. To tylko jeden przyk�ad tego co si� dzieje.
Wszystkie sta�e fizyczne, na kt�rych opiera si� nasze �ycie i nasz �wiat zaczynaj� si� zachowywa� podobnie. W ko�cu
mo�e przyj�� zmiana, kt�ra uniemo�liwi nasze istnienie.
- Nie mo�ecie tego powstrzyma�? - troch� mnie zaniepokoi�.
- Mo�emy. Wystarczy zatrzyma� Ekspansj�, i powoli zaczyna si� o tym m�wi�. Ale to b�dzie ci�ki orzech do
zgryzienia. Poza tym, pami�tasz pod jakim has�em wyruszali�my w Kosmos?
- Dopasowa� �wiat do ludzko�ci, a nie ludzko�� do �wiata - s�ysza�em to miliony razy. Mieli�my te plakaty wsz�dzie,
nawet w pr�ni co� wisia�o.
- W�a�nie. I to jest twoja rola. Twoja i pozosta�ej dw�jki. Musicie spowodowa�, �eby nowy powstaj�cy Wszech�wiat
nie miesza� w naszym. Rozumiesz?
Rozumia�em troch�, ale tyle co nic. Bez sensu to wszystko by�o. Woda wrz�ca w sto i p�, zamiast w stu stopniach.
Przecie� to niemo�liwe. Bzdury jakie� wymy�laj�. Jedno tylko mnie ciekawi�o:
- Dlaczego ja?
Erwin popatrzy� zak�opotany na sufit.
- Naciski administracyjne. Nie wiedzieli�my co zrobi�, i kto� wpad� na pomys� losowego wyszukania odpowiednich
os�b. U�yli�my szesnastej maszyny czasu Andersona, no i jeste�. Sprowadzili�my jeszcze dwie osoby, poznasz je
nied�ugo.
- Dlaczego jeszcze dwie?
Erwin z drugim popatrzyli na siebie. Nast�pnie Erwin powiedzia� po cichu:
- Szef tak zarz�dzi�. Plotka g�osi, �e tyle wysz�o jego �onie w tarota, ale pewno�ci nie ma.
- Dobrze, dajcie te rysunki, zobacz� co z tego wyjdzie - mia�em nadziej�, �e si� ich obu w ten spos�b pozb�d�. Uda�o
si�. Poszli, obiecuj�c dalsze materia�y.
***
Uskrzydlony sukcesami w u�wiadamianiu dwudziestowiecznych podj��em si� przeprowadzenia wst�pnych rozm�w z
now� sprowadzon�. Dotychczas pracowa�o z ni� ju� trzech i wszyscy twierdzili, �e nie s� w stanie jej nic wyt�umaczy�.
Pierwsze wra�enie by�o bardzo korzystne. Dziewcz� by�o wprost urocze. Blond w�osy, ostre rysy, �liczna figura.
Rozpocz��em wyk�ad. Podszkoli�em si� ostatnio z fizyki i ze swad� opowiada�em o grawitonach i inflacjach. Po paru
minutach stwierdzi�em, �e m�wi� dla siebie, bo Madeleine mnie nie s�ucha. Przerwa�em.
- Jeste� �onaty? - spyta�a.
Zatka�o mnie. Ja tu o prawdach Wszech�wiata, a ona takie pytania.
- Jestem - odpowiedzia�em.
- Aha - Madeleine zacz�a si� rozgl�da� dooko�a. Mia�em wra�enie, �e zastanawia si� na jaki kolor przemalowa�
�ciany.
- Nie chcesz si� dowiedzie� po co tu przyby�a�?
- Tak, oczywi�cie - odpar�a lekko roztargniona. Patrzy�a wprawdzie na mnie, ale tak naprawd� przeze mnie. Zacz��em
od nowa. Tym razem nie wznosi�em si� jednak na szczyty elokwencji, a m�wi�em powoli obserwuj�c reakcje mojej
rozm�wczyni. Przy "mo�emy lata� szybciej ni� �wiat�o" popatrzy�a na mnie zaciekawiona.
- Czyta�am o tym - oznajmi�a z dum�. - Dzi�ki temu mo�na podr�owa� w przesz�o��. Robicie to ju�?
- Tak i nie. Obserwujemy przesz�o�� ale w inny spos�b.
- Jaki?
- Sami nie wiemy.
Rozczarowa�em j�. Pomys� obserwowania przesz�o�ci spodoba� si� jej.
- Mo�emy wr�ci� do naszego problemu? - spyta�em.
- Oczywi�cie.
- No wi�c, korzystamy z tego, �e przestrze� mo�e rozszerza� si� szybciej ni� porusza si� �wiat�o.
Pochyli�a g�ow� w prawo. �liczne mia�a te oczy.
- No dobrze - zgodzi�a si�. - Ale nie zaczyna si� zdanie od no wi�c.
Zd�awi�em w sobie komentarz. Postanowi�em pomin�� dalsze fizykalne szczeg�y i przej�� do sedna.
- Robimy wybuch i rozdymamy przestrze�, ona za� porywa nasze statki ze sob�.
- Jak fala na morzu? - spyta�a.
- Dok�adnie - ul�y�o mi troch�. - Wiesz, �e fala nios�c statek w ko�cu uderza w l�d. Fala nowej przestrzeni miesza si� z
nasz� i zmienia nasze otoczenie.
- Przecie� morze a Kosmos to dwie r�ne rzeczy - Madeleine patrzy�a na �wiat bardzo trze�wo. - Jak mo�na to
por�wnywa�?
No to od nowa. Tym razem przerwa�a mi p�niej.
- Pi ma zmienia� swoj� warto��? Jak? I co to zmienia?
- Po kolei. Wiesz, �e mieszamy ze sob� dwa Wszech�wiaty...
- Jak mo�ecie zrobi� drugi Wszech�wiat, to czemu si� do niego nie przenosicie?
- No nie, my nie tworzymy nowego, tylko na�ladujemy zjawisko kt�re wyst�pi�o przy tworzeniu naszego
Wszech�wiata...
- Jak tylko naszego, to czemu si� powtarza przy innych?
Musz� przyzna�, �e zacz��em wierzy� w to, �e Madeleine rozwi��e nasze problemy. Naprawd� stara�a si� i zadawa�a
du�o ciekawych pyta�. Wola�bym jednak, �eby zadawa�a je komu� innemu. Zacz��em od nowa.
- Widzisz my tworzymy bardzo ma�� czarn� dziur�...
- Nic nie widz�. W �yciu nie widzia�am czarnej dziury. Moz� zrobicie jak�� wycieczk�?
- Czarnej dziury nie da si� zobaczy�.
- To sk�d wiecie, �e istnieje?
Za�atwi�a mnie. Nieci�g�o�� Dakiniewicza istnia�a bardzo kr�tko, a towarzysz�ce jej zawirowania czasoprzestrzeni
uniemo�liwia�y dokonanie jakichkolwiek sensownych pomiar�w.
- No dobrze, w takim razie bierzemy par� cz�stek elementarnych...
- Erwin - wsta�a i po�o�y�a mi r�k� na ramieniu. - Jestem ju� troch� zm�czona. Porozmawiajmy o tym jutro dobrze?
Naprawd� ciekawie m�wisz, ale ja nie mog� si� skoncentrowa�.
Przysi�g�em sobie zostawi� Madeleine innym. Po kilku nast�pnych spotkaniach prawdopodobnie sam zw�tpi�bym w
istniej�c� fizyk�. Podobno Johannes, trzeci sprowadzony by� jeszcze gorszy. Mia� dobrze ponad siedemdziesi�t lat i na
wi�kszo�� wywod�w odpowiada� kr�tkim: "Wymys�y jakie� panowie. Za d�ugo �yj�, �eby mnie takie bajki
opowiada�."
Jak tylko otwarto nasze biuro poszed�em tam i oznajmi�em, �e praca z Patrykiem poch�ania mi zbyt wiele czasu.
Poprosi�em o zwolnienie ze wsp�pracy z Madeleine i Johannesem, na co si� zgodzono. Gnany wyrzutami sumienia
poszed�em porozmawia� z Patrykiem. Siedzia� w�a�nie na kanapie i czyta�. Na m�j widok od�o�y� ksi��k�.
- S�uchaj, a po co my wysy�amy ca�y czas takie ilo�ci ludzi? - spyta�. - Powinni�my ju� dawno byli wyr�wna� ju�
przyrost naturalny i wysy�anie?
- Owszem, wyr�wnali�my. Ale tylko wyr�wnali�my. I musimy wysy�a� coraz wi�cej, bo przyrost ro�nie.
- �e co?
- Wszystko przez tych cholernych Chi�czyk�w - warkn��em. - Ledwo wyr�wnali�my przyrost i wysy�anie w
dwudziestym drugim, to usun�li prawie wszystkie bariery demograficzne. Ja nie wierzy�em, �e mo�na si� tak szybko
rozmna�a�!
Patryk patrzy� na mnie jako� dziwnie. Chyba troch� straci�em kontrol� nad sob�.
- Sami Chi�czycy? - spyta� w ko�cu.
- Nie, nie sami - przyzna�em ponuro. - W kilkunastu miejscach pojawili si� telewizyjni prorocy z rozwianym w�osem i
plikiem statystyk. Zacz�li opisywa�, jak to Chi�czycy wkr�tce zaczn� panowa� na Ziemi�, Wszech�wiatem, apelowali
do poczucia obowi�zku i dumy narodowej i tym podobne.
- Pomog�o?
- Ani troch�. Jak przekonali paru ba�wan�w z g�ry do zapom�g, ulg podatkowych, te� nie dali rady. Niestety pos�u�yli
si� teori� mem�w i wprowadzili mod� na dzieci. By�a to s�omka, kt�ra z�ama�a grzbiet wielb��da. Przyrost naturalny
zacz�� rosn�� i to w niez�ym tempie. Mi�dzy innymi dlatego tak ci�ko b�dzie zatrzyma� Ekspansj�.
- Ty co� bujasz. Moda na dzieci? I to mia�oby dzia�a�?
- To by� tylko jedne z czynnik�w Patryk, ale okaza� si� decyduj�cy. Zastan�w si� - �yjemy d�u�ej, poziom �ycia i
medycyny jest du�o wy�szy ni� w Twoich czasach. Wielodzietno�� nie oznacza degradacji ekonomicznej i nie
ogranicza mo�liwo�ci kobiety je�li chodzi o prac�. Zawsze mo�e zacz�� dwadzie�cia lat p�niej. Sama ci��a te� nie jest
ju� taka k�opotliwa.
- To dlaczego si� tak w�ciekasz?
By�o po mnie wida�? Naprawd� powinienem zacz�� �wiczy� samokontrol�.
- Bo mam trzech syn�w i �on�, kt�ra chce c�rki i nalega �eby�my spr�bowali jeszcze raz. Opr�cz tego mam jeszcze
s�siada, kt�ry dorobi� si� sz�stki potomstwa, i chwali si� ni� na wszystkich imprezach - wybuch�em. - A ja nie mam
ochoty i�� w kierat jakiego� koncernu, �eby na wszystko zarobi�. Dobrze mi z tym co mam.
Przybysz systemu jeszcze chyba do ko�ca nie poj��, natomiast zrozumia� czemu m�wi� przez z�by. Jedyn� jego reakcj�
by�a lataj�ca w d� i w g�r� grdyka. U�wiadomi� sobie zapewne, �e by� mo�e jego to te� czeka.
***
Wiedzia�em ju� po co tu jestem. Mieli problem z nap�dem mi�dzygwiezdnym, i liczyli na mnie. Przynosili ksi��ki,
organizowali wyk�ady, i b�agali o �lad pomys�u. Ale ja by�em spawaczem! Przegl�da�em te papiery i filmy z coraz
wi�ksz� rozpacz�. To dzia�a�o, ale w spos�b zupe�nie dla mnie obcy. Jak oni mogli tworzy� za ka�dym razem nowy
Wszech�wiat?
A ju� zupe�nie nie rozumia�em jak mnie sprowadzili. Czemu sprowadzili akurat mnie? Spyta�em o to Erwina. W
odpowiedzi dosta�em niewielk� ksi��eczk� pod tytu�em "Maszyny czasu Andersona - to co wiemy." Strasznie cienka
by�a ta ksi��ka. Zrozumia�em tyle:
Swego czasu szesnasta maszyna Andersona narobi�a strasznego ba�aganu. Prawie takiego jak sam Anderson, o kt�rym
nikt nic nie wie. Mieszka� sobie w Gijon w Hiszpanii i nie przeszkadza� nikomu. Niestety, w p�niejszych badaniach
wysz�o, �e nikt nie wiedzia� gdzie pracowa�, nikt nie zna� jego przyjaci� ani rodziny, a badania wszelkiego typu spis�w
ludno�ci guzik dawa�y. Prawdopodobnie dlatego, �e wiedziano jedynie, �e nazywa� si� Anderson. R. Anderson, jak
g�osi�a kartka na drzwiach.
Na kartce pisa�o: "Mo�ecie si� ju� w�ama� i sprawdzi� po co mi to wszystko by�o. R. Anderson". Asturyjskiej policji
kamie� spad� z serca, bo mieli na to ochot� ju� od paru tygodni. Anderson kupowa� potworne ilo�ci narz�dzi ze stali
ocynkowanej, miedzianych blach i drutu, �elatyny i wody destylowanej. W mniejszych, ale nadal znacznych ilo�ciach
kupowa� mini� i biel tytanow�. Opr�cz tego je�dzi� cz�sto po Hiszpanii, wracaj�c zazwyczaj z kawa�ami rzadkich i
trudno dost�pnych metali i zwi�zk�w chemicznych. Podejrzewano go r�wnie� o w�amania do lokalnego ZOO, ale poza
lekko oszo�omionym gorylem nie by�o �adnych dowod�w. Nocami sk�ada� to wszystko dostarczaj�c s�siadom
rozrywki. Cich� jednak zawsze tu� przed przyjazdem policji. Wszyscy marzyli, �eby go zrewidowa� ale nie mogli, bo
ci�gle szukali jego akt.
Anderson zezwoli� im na to, wi�c wle�li. Okaza�o si�, �e w mieszkaniu stoi szesna�cie dziwnych konstrukcji. Na
najbli�szej widnia�a kartka, kt�rej zawarto�� s�ynna jest po dzi� dzie�:
"Zbudowa�em maszyn� czasu. Regu�y u�ywania:
1. Z przesz�o�ci mo�na zabra� dowolny przedmiot czy te� osob�, i nic si� nie stanie. Rzecz si� rozdwoi, wy wr�cicie z
duplikatem, w przesz�o�ci nic si� nie zmieni.
2. Przysz�o�� mo�na zobaczy� na 16,7 sekundy w prz�d, dalej staje si� rozmyta. Obserwacja ta nie jest jednak
doskonale �cis�a, i nikt nie wie, jak obliczy� odchylenia.
3. Przysz�o�� mo�na jedynie obserwowa�. Nie istnieje mo�liwo�� jakiejkolwiek ingerencji.
4. W przesz�o�� mo�ecie pr�bowa� ingerowa� i nic wam to nie da. Zawsze wydarzy si� sekwencja zdarze� losowych,
kt�re zniweluj� wasz� ingerencj� do zera. Jeste�cie ograniczeni do obserwacji.
5. Nie wiecie, i nie rozumiecie jak to dzia�a. Nie rozbiera� bo si� zepsuje."
Gliniarze zabezpieczyli znalezisko i zawo�ali kogo� z tamtejszego uniwersytetu. Najpierw opieprzy� ich z g�ry na d�
za zawracanie im g�owy, potem dla jaj wsadzi� jednorazowy aparat fotograficzny do jednej z maszyn i wys�a� w 1938 w
czasy wojny domowej. Zdj�cie obieg�o ca�y �wiat.
Maszyny dzia�a�y. Niekt�re by�y do�� du�e, �eby w nich przewozi� ludzi. Historia sta�a si� nagle jednym z
najpopularniejszych przedmiot�w, jako �e ka�dy liczy� na mo�liwo�� wycieczki. Co bogatsi kombinowali nad
sprowadzeniem Kleopatry, wzgl�dnie Spartakusa, zale�nie od gustu. Pi�knym planom po�o�y�a kres Komisja
Wsp�lnoty Europejskiej do Spraw Czasu Przesz�ego Po�o�yli na maszynach �ap�, i podr� w czasie wymaga�a
osiemnastomiesi�cznego biegania z papierami.
Pewnego dnia postanowiono jedn� z maszyn rozebra�, �eby sprawdzi� jak dzia�a. Pad�o na szesnast�. Rozk�adali j� p�
roku dokumentuj�c wszystko. Z�o�yli z powrotem. Bydl� dzia�a�o, owszem. Losowo. Nikt nie wiedzia�, gdzie zaniesie
szesnasta maszyna czasu Andersona.
Tej w�a�nie maszyny u�yli, �eby nas troje sprowadzi�. Ha, los tak chcia�. Mo�e rzeczywi�cie cos pomo�emy.
***
Odpalenia przeprowadzano nadal. Stwierdzili�my, �e skoro nie maj� pomys��w, to poka�emy im jak to wygl�da.
Widok jest zawsze imponuj�cy. Widzia�em to ju� trzy razy, pierwszym razem w podstaw�wce, i zawsze mia�em
wra�enie, �e co� si� zaraz spieprzy z hukiem. Jak na instalacj� wysy�aj�c� miliony ludzi w Kosmos wygl�da�o to
wszystko podejrzenie krucho.
W �rodku wisia�a spirala z nadprzewodz�cego drutu. Wpuszczano do niej troch� pr�du, a ona w podzi�ce generowa�a
pole magnetyczne odpychaj�ce wszystko z zewn�trz, a �ciskaj�ce cz�stki wewn�trz.
To by�o ostatnie co zapami�ta�em z wycieczki z podstaw�wki. Zaraz potem zacz�li�my si� z koleg� kopa� po kostkach,
i fizyk wyrzuci� nas z sali widokowej. To w po��czeniu z urod� pani od historii zadecydowa�o o wyborze mojego
kierunku studi�w.
Druga wycieczka by�a w trakcie studi�w, i zupe�nie co innego mia�em wtedy na g�owie. Usi�owa�em pogodzi� nauk� z
wielk� mi�o�ci� i r�ne to dawa�o efekty. Ale widok mnie zafascynowa�. Dooko�a zapami�tanej wcze�niej spirali
wisia�y gigantyczne kratownice obwieszone ob�ymi bry�ami lodu obleczonymi w cienki metal. Nikt nie budowa�
specjalnych hibernator�w. Zamra�a�o si� delikwenta i wyrzuca�o w Kosmos daj�c niewielk� ochron� przed
uszkodzeniami mechanicznymi. Zimno by�o za darmo, a je�liby w statek trafi�o co� wi�kszego, to �adne os�ony nie
pomog�.
Do kratownic dorzucano jeszcze kilka silnik�w manewrowych, l�downik�w i par� maszyn do odmra�ania. Ustawi� w
pozycji, zagnie�� grawitacj� kilka elektron�w i jazda! Lecimy do nowego wspania�ego �wiata.
Nie mia�em nigdy okazji ogl�da� pocz�tku lotu pionierskiego, na planet� rozpoznan�, ale nie zamieszkan�. Kratownica
jest wtedy wi�ksza, ale ma za to mniej ludzi. Wi�ksz� cz�� obj�to�ci zajmuj� skrzynie ze sprz�tem i automatycznymi
minizak�adami przemys�owymi.
T�umaczy�em to ca�ej tr�jce. Patrzyli zafascynowani w ekran widokowy.
Przylecieli�my ma�ym wycieczkowcem u�ywanym specjalnie do przewozu grubych ryb, wyposa�onym w
nieprawdopodobnie kosztowne urz�dzenia do obserwacji otaczaj�cego kosmosu, daj�ce obraz nieodr�nialny od
rzeczywistego. Na pok�adzie opr�cz nas czworga by� tylko pilot. Ustawili�my si� w bezpiecznej odleg�o�ci,
receptorami w kierunku roju emigranckich statk�w i czekali�my.
Zacz�o si� niewielkim rozb�yskiem w �rodku spirali. Przez moment by�a to jedynie niewielka jasna kropka, ledwo
zauwa�alna na tle gwiazd. Potem zacz�a rosn��. Ros�a coraz szybciej rozszerzaj�c si� najpierw niezauwa�alnie, aby w
chwil� potem zaj�� ca�y ekran. Zawsze poch�ania� i pora�a� mnie ten moment, kiedy niezauwa�alny nagle punkt
eksplodowa� rozsy�aj�c promieniowanie i tysi�ce ludzi.
Patrzyli�my w czw�rk� podziwiaj�c widowisko. Twierdz�, �e widok ten powinien by� obowi�zkowy dla wszystkich,
kt�rzy twierdz�, �e cz�owiek jest niczym wobec Kosmosu.
***
Zawie�li nas i pokazali jaki� wybuch. Nie powiem, pocz�tek z tymi wszystkimi statkami, by� nawet ciekawy.
Wygl�da�o troch� jak moja stocznia. A potem wybuch�o. Erwin by� strasznie zachwycony, ale ja lepsze rzeczy
widzia�em w kinie. Wr�cili�my spokojnie do stacji.
Nast�pnego dnia Erwin przyszed� o sz�stej rano. Rozgor�czkowany by�, �e hej. Nawet mi si� nie da� przebra�.
Wyci�gn�� mnie z ��ka w samych gaciach i zacz�� ob�ciskiwa�.
-Wiedzia�em, �e ci si� uda! - dar� mi si� do ucha. - Od pocz�tku w ciebie wierzy�em! Dopracujemy jeszcze tw�j pomys�
i zn�w b�dzie mo�na bezpiecznie odpala�!
Zupe�nie nie wiedzia�em o co mu chodzi. Zanim zd��y�em zapyta� poci�gn�� nie ze r�k� otwieraj�c drzwi. Mia�em
wra�enie, �e mi t� r�k� wyrwie. Zaj�ty b�lem w ramieniu nie protestowa�em, kiedy ci�gn�� mnie przez korytarze.
Dziwne, ale nikt specjalnie nie zwraca� uwagi na m�j wygl�d.
Dotarli�my do du�ej sali, wypchanej po brzegi publiczno�ci�. Erwin wci�gn�� mnie na podium. Sta�em sam w gaciach
naprzeciwko kilkudziesi�ciu ludzi, z kt�rych wi�kszo�� to byli pewnie znani na ca�y �wiat naukowcy, politycy i
przedsi�biorcy. Po chwili do��czy� do mnie Johannes. Wygl�da� na jeszcze bardziej zdziwionego ode mnie, cho�
ubrany by� lepiej. Czekali�my na Madeleine.
Drzwi otworzy�y si�, wszed� jaki� mundurowy. Podszed� do jednego z m�czyzn siedz�cych w pierwszym rz�dzie i
wyszepta� mu co� do ucha. Wa�niak rozpl�t� le��ce na brzuchu d�onie, wsta� i oznajmi�:
- Pani Madeleine przyjdzie za p� godziny, po doko�czeniu porannej toalety. Sugeruj� tymczasow� rozmow� z
pozosta�� dw�jk� naszych bohater�w. Panowie, jako szef projektu "R�ka losu" pragn� wam pogratulowa� i
podzi�kowa� w imieniu ca�ej ludzko�ci. Wtajemniczcie nas w szczeg�y waszej genialnej idei.
Popatrzy�em os�upia�y na Johannesa. On popatrzy� na mnie.
- O co chodzi? - spyta�em. Najch�tniej dorzuci�bym jeszcze co� brzydkiego, ale gacie uniemo�liwia�y mi
rozw�cieczenie si�. Ciekawe, czy Erwin specjalnie mnie tu tak przyprowadzi�.
Tym razem zdziwi� si� wa�niak.
- Jak to co chodzi? St�umili�cie pa�stwo efekt superpozycji! Nie do ko�ca, ale o wyra�ny procent. Na pewno uda nam
si� go st�umi� ca�kowicie. Jak uda�o wam si� to zrobi�?
Nie wiedzia�em ja, nie wiedzia� Johannes. Zrobi�o si� dziwnie. Wszyscy mieli ju� przygotowane mowy gratulacyjne, a
spotkanie nagle z galowego sta�o si� robocze. Zacz�li nas wypytywa�. Co wtedy robili�my? Co mieli�my przy sobie?
Co jedli�my w ci�gu ostatnich dni? A przede wszystkim, regularnie co kilka minut kto� pyta�: jak to zrobili�cie? Chyba
my�leli, �e nas zaskocz� i si� zdradzimy.
Na szcz�cie po kilku kwadransach przysz�a Madeleine. Rzucili si� j� wypytywa�, ale po kr�tkiej rozmowie
zrezygnowali i zaproponowali przeprowadzenie dalszych bada�.
***
Fajnie si� teraz na stacji zrobi�o. Testowali�my wszystko co przysz�o do g�owy. Jedyny sensowny wynik polega� na
tym, �e efekt superpozycji redukowa� si� tym lepiej, im mniejszym statkiem lecieli sprowadzeni. Bomba. Mniej wi�cej
co miesi�c przylatywa� nowy zesp� z nowymi genialnymi i coraz dziwniejszymi pomys�ami. My, t�umacze byli�my
jedynym sta�ym elementem na stacji. Na szcz�cie by�o w�r�d nas troje, kt�rzy lubili gra� w bryd�a. Nuda nam nie
grozi�a.
I tak t�ukli�my w�a�nie sz�st� godzin� w bryd�a. Kawa, piwo, mleko, dym z papieros�w i dyskusje. Nie tylko o bryd�u.
G��wnie o naszych trzech go�ciach i ich tajemniczym wp�ywie. Ka�da osoba z naszej stacji mia�a w taki, czy inny
spos�b do czynienia z efektem Trzy. Wygra�em w�a�nie wylicytowanego popartyjnego szlemika na dwudziestu sze�ciu
punktach, co pogr��y�o przeciwnik�w w rozpaczy. O�mielony sukcesem postanowi�em wyrzuci� z siebie to, co
dr�czy�o mnie od pocz�tku:
- Wiecie, najzabawniejsze jest, �e nikt z tej tr�jki nic z tego nie pojmuje. Madeleine kiwa g�ow�, bo jest sympatyczn�
dziewczyn� i nie chce nam robi� przykro�ci, ale jest zbyt praktyczna, �eby si� przejmowa� nami, albo lotami w
Kosmos. Johannes �yje do po�owy w przesz�o�ci i jest �wi�cie przekonany, �e dzi� jest jak wtedy. Patryk wygl�da
jakby rozumia�, i chyba nawet stara si� zrozumie�, ale on jest nadto pewny w�asnej wizji Wszech�wiata, �eby m�g�
nam co� pom�c.
Przeciwnicy dochodzili w�a�nie do tego, jak nas mogli po�o�y�, m�j partner kiwa� jedynie g�ow� nad absurdalno�ci� tej
sytuacji. Grali�my dalej. Raz na wozie, raz pod wozem, jak to bywa, gdy graj� bryd�y�ci o podobnych umiej�tno�ciach.
W miar� up�ywu czasu rozgrywka robi�a si� coraz weselsza. To kto� nie zauwa�y� asa, to kto� skontrowa� partnera. Ja
natomiast przegra�em gr�, kt�r� nale�a�o wygra�. Uda�o mi si� przekona samego siebie, �e przeciwnik ma dziewi�tk�, a
mia� waleta. Tak te� t�umaczy�em si� partnerowi. Ten rechota� jedynie g�o�no. Przeciwnicy natomiast t�umaczyli mi
fa�szywie wsp�czuj�cym g�osem;
- Wszech�wiat nie kieruje si� twoimi przekonaniami. Naszymi te� nie. Wiem, pi�knie by by�o, gdyby Twoje dog��bne
przekonanie zmienia�o obrazki na kartach, ale tak nie jest.
- Cicho! - warkn��em - W�a�nie obudzi� si� we mnie geniusz!
�ci�gn��em na siebie zainteresowane spojrzenia. Pomys� mia�em, by� idiotyczny, ale co� musia�em tym weso�kom
powiedzie�.
- Tr�jka jest tak g��boko przekonana o tym, �e Wszech�wiat nie mo�e si� zmienia�, �e blokuj� tym efekt superpozycji!
Rozumiecie?
- Znaczy, oni nie chc�, �eby to si� sta�o, i dlatego to si� nie dzieje? Banalne - komentarz siedz�cej po lewej
przeciwniczki nie by� specjalnie pochlebny.
- Nie! - pomys� wydawa� mi si� coraz lepszy. Mieszanie piwa z kaw� i wysi�kiem umys�owym daje ciekawe efekty. -
Chcenie nic nie daje. Tu chodzi o przekonanie, o niewzruszon� pewno�� co do w�asnego pomys�u na sens �wiata. My
wszyscy z dwudziestego sz�stego wieku wiemy, �e Wszech�wiat si� zmienia i akceptujemy to. A oni nie wiedz�, bo
urodzili si� dawno temu. Co wi�cej, nie chc�, albo nie potrafi� tego zrozumie�, wi�c kiwaj� g�owami, a po cichu my�l�
swoje. S� na tyle pewni swego, �e powstrzymuj� zmiany w naszym �wiecie.
Moi wsp�gracze pokiwali g�ow� z szacunkiem nale�nym ka�demu �wirowi. Rozdano karty i zatopili�my si� w grze.
Przerzucali�my karty do momentu, w kt�rym dziadek zasn�� w czasie rozgrywki. Uznali�my to za sygna�, �e czas
ko�czy�.
Wr�ci�em do kwatery i usiad�em do komputera. W��czy�em grata, wszed�em na list� dyskusyjn� dotycz�c� efektu
Trzech i opisa�em w szczeg�ach swoj� teori�. Dodam, �e ekran lekko mi si� dwoi�, a zamykaj�c oczy popada�em
natychmiast w leki p�sen. Chyba dlatego przedstawi�em swoj� teori� w spos�b sp�jny i przekonuj�cy.
Nazajutrz dyskusja rozszala�a si� straszliwa. Teoria by�a tak bzdurna i og�lna, �e ka�dy m�g� si� na jej temat
wypowiedzie�. Oczywi�cie, pod koniec dnia dyskusja dotyczy�a ju� r�wnie� optymalnej ilo�ci dzieci, dopuszczalnych
zmian genetycznych, zu�ywania si� S�o�ca i wszystkich innych mo�liwych, niezwi�zanych ze spraw� temat�w.
Dosta�em jednak wiadomo�� od profesora Heinemanna, kt�ry potraktowa� mnie powa�nie i zaprosi� na spotkanie.
Heinemann powszechnie znany by� jako specjalista od dziwnych i pokr�conych, ale dzia�aj�cych pomys��w.
Zaproszono go za Stacj� Zewn�trzn� w nadziei, �e zn�w dokona cudu.
Heinemann pasjami eksperymentowa� ze swoim wygl�dem zewn�trznym. Przyj�� mnie w jednoramiennym
podkoszulku i futrzanych spodenkach z jedn�, ale si�gaj�c� p� �ydki nogawk�. W�osy otaczaj�ce jego �ysin� postawi�,
na samej za� �ysinie pyszni� si� tatua� przedstawiaj�cy odpalanie statk�w emigracyjnych.
Rozmow� zacz�� od tego, �e usiad� na biurku i pomajta� nogami.
- Wie pan, �e pa�ska teoria t�umaczy, dlaczego superpozycja ca�kowicie zanika je�eli wysy�amy sprowadzonych na
statkach zdalnie sterowanych? Nie ma nikogo, kto by wierzy� w nasz� teori�, i Tr�jka mo�e dzia�a� spokojnie.
Zeskoczy�, popatrzy� mi w oczy z odleg�o�ci pi�ciu centymetr�w i wyszepta�:
- Jak ja �a�uj�, �e to nie ja na to wpad�em. A by�em tak blisko.
Odskoczy� ode mnie i zacz�� chodzi� dooko�a mojego krzes�a machaj�c palcem wskazuj�cym lewej r�ki.
- Zawsze wydawa�o mi si�, �e ja�� i �wiadomo�� s� procesami zachodz�cymi w naszym m�zgu na poziomie
oddzia�ywa� mi�dzy cz�stkami subatomowymi. Ale jak si� o tym przekona�? Na Ziemi, w�r�d ci�g�ego t�oku,
wykrycie pojedynczych s�abych emanacji nie mo�e si� powie��. Funduszy na badania w Kosmosie te� nigdy nie
mog�em wydoby�.
- Inna ciekawostka - stan�� i pokaza� palcem na sufit. - Co pana uderzy�o najbardziej w naszej tr�jce? Opr�cz ich
totalnego niezrozumienia paradoksu Dakiniewicza.
- Wszyscy s� z pierwszej fazy ekspansji.
- Dlaczego to takie wa�ne? - palec nadal wskazywa� na sufit.
- �eby wierzyli w mo�liwo�� podr�y nad�wietlnych. Jeszcze by nam fal� no�n� spowolnili.
Odwr�ci� si� do mnie:
- Pan jest historykiem-lingwist�. Wida� od razu, umys� �cis�y. Rozumie pan, �e umieszczamy Tr�jk� w niewielkich
pojazdach i pozwalamy fali uderzeniowej przej�� przez nich. S�abiutkie sygna�y z ich �wiadomo�ci wtapiaj� si� w fal�,
dopasowuj�c j� do naszego Wszech�wiata. O to panu chodzi�o w pa�skim li�cie?
- Mniej wi�cej.
- Czas przekona� do tego reszt� �wiata. Pan przedstawi to na sieci, ja p�jd� maltretowa� biurokrat�w.
Po kilku miesi�cach, po straszliwych k��tniach, procesach o prawa autorskie, niezliczonych wywiadach i publikacjach
wysz�o na nasze. Import twardog�owych z dwudziestego pierwszego wieku sta� si� wa�na cz�ci� naszej gospodarki. W
sk�ad ka�dej za�ogi wchodzi� teraz co najmniej jeden Mistrz Woli, bo tak nazwano �w nowy zaw�d. Ekspansja trwa�a
nadal i mia�a trwa�.
***
Min�o czterdzie�ci lat. Sta�em na mostku, zawadzaj�c podoficerom i m�druj�c si� na ka�dy temat. Wszyscy jednak
tolerowali mnie na razie w milczeniu. Bycie s�aw� i zbawc� ma swoje zalety. Plus honorarium od firm emigracyjnych...
ech, mia�em ja szcz�cie. C�reczki te� uda�y si� cudownie. Od razu dwie! Uda�o si� wprawdzie dopiero trzecim razem,
ale co tam! Niech s�siad zazdro�ci.
- Panie profesorze - g�os seneszala statku ocieka� szacunkiem. - Prosimy do kom�r, do rodziny. Zaraz b�dziemy rusza�.
Je�li to kogo interesuj� - emigruj�. Za�o�yli pierwszy uniwersytet na Golkondzie. Potrzebuj� znanego profesora historii.
Mia�em robi� za nazwisko podkre�laj�ce wa�no�� ich prac. Mo�e nawet od czasu do czasu zrobi� co� sam, kto wie? Z
nud�w ludzie robi� dziwne rzeczy.
Na mostku tutejszy pojawi� si� Mistrz Woli. By� to zgarbiony, zasuszony, utykaj�cy dziadek. Podszed�em do niego i
powoli, wyra�nie pogratulowa�em mu uczestnictwa w locie pozauk�adowym. Spyta�em, jak podoba mu si� praca.
Odpowiedzia� jak oczekiwa�em:
- Panie, ja tam si� nie znam! Siedz� jak ka��, patrz�, cho� ciemno jak cholera i tak sobie wspominam dawne czasy. A
oni wszyscy tacy szcz�liwi.
Rozejrza� si� podejrzliwie dooko�a, poczym da� mi zna� r�k�, �ebym si� pochyli�. Wyszepta� mi prosto do ucha:
- Panu powiem, ale niech pan nie rozg�asza. Mnie to ich gadanie o tym, �e �wiat si� zmienia jakie� dziwne si� wydaje.
No bo panie jak to - �eby �adunek elektronu si� zmienia�? Niemo�liwe!
By� doskona�y. Wr�y�em mu d�ugie lata na stanowisku. Ach, zgrzybie� tak cudownie!