5400

Szczegóły
Tytuł 5400
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5400 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5400 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5400 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANDRZEJ DWOJGA IMION STANIS�AW PRZEPIE�DZIECKI HERBU PCH�A RUDA W B��KITNYM POLU SZKO�A �YCIA TOM I Pracuj� w firmie kt�ra, polskimi metodami matematycznymi, w oparciu o technik� komputerow� analizuje preferencje polskiego rynku lektorskiego i w oparciu o ten ogromny materia� informatyczny zgromadzony w Tokyo, analizuje teksty beletrystyczne zg�oszone do druku. Postanowi�em zrobi� przeciwnie: napisa� tekst spe�niaj�cy w stopniu maksymalnym wymogi polskich czytelnik�w. Co z tego wynik�o wida� poni�ej. Autor i jego PC Od Autora Czas p�ynie. Czasu up�ywanie to dla nas ludzi przede wszystkim odchodzenie tych, kt�rzy ju� do ko�ca odbyli sw� podr� przez �ycie. Cz�owiek to nie komputer, kt�ry opr�cz pami�ci ulotnej ma pami�� trwa��. Wystarczy sze�ciominutowe wy��czenie dop�ywu tlenu do naszego m�zgu aby zniszczy� bezpowrotnie jego zasoby. Patrz�c w rozgwie�d�ony firmament widzimy go takim jakim by� przed milionami lat, ale nie mo�emy zobaczy� jego tera�niejszo�ci. Czas p�ynie. Czasu up�ywanie to tak�e zmiany w spo�ecze�stwie. Ka�dy z nas rozpoczynaj�c sw� podr� przez �ycie wpada jak kropla deszczu do ju� istniej�cej i p�yn�cej z du�� pr�dko�ci� rzeki czasu. Nasza tera�niejszo��, to tylko moment oddzielaj�cy przesz�o�� od przysz�o�ci. Gdyby�my mogli spojrze� w nasz� ludzk� przesz�o�� tak �atwo jak w przesz�o�� gwiazd, to okaza�oby si�, �e wiele zdarze� i uk�ad�w na przestrzeni sze�ciu tysi�cy lat ludzkiej cywilizacji wielokrotnie si� powtarza�o. Dysponuj�c t� wiedz� mogliby�my sensownie kreowa� swoj� w�asn� przysz�o��, unikaj�c wielu niepowodze�. Niestety ta wiedza o rzeczywistym, indywidualnym �yciu cz�owieka i o zasadach sensownego dzia�ania zawarta jest w bardzo m�drych dysertacjach naukowych, kt�re le�� na zakurzonych p�kach bibliotek i nikt ich nie czyta. Autorzy tekst�w popularnych unikaj� tak prozaicznych temat�w jak te proste zasady, przes�dzaj�ce o skutecznej realizacji naszych zamierze�. Postanowi�em wi�c opowiedzie� histori� prawdziw�, opisuj�c� zdarzenia rzeczywiste, kt�rych analiza mo�e si� przyda� moim Rodakom w obecnych tak trudnych czasach. Poniewa� wielu bohater�w tej opowie�ci to ludzie jeszcze �yj�cy, wi�c aby nie obarcza� ich k�opotami a prokurator�w robot�, wszystkie dane personalne, finansowe i topograficzne zosta�y zast�pione fikcyjnymi. Rozdzia� I � Bojda Nasz bohater Sta� Tar�owski urodzi� si� w 1921 roku, a poniewa� wed�ug Leibniza, tw�rcy katolickiego optymizmu, ka�de zdarzenie zawiera w sobie zamys� bo�y, a ka�dy skutek swoj� przyczyn�, wi�c i narodziny naszego ch�opca musia�y by� spowodowane wa�kimi przyczynami. By wyja�ni� je cofniemy si� o kilkadziesi�t lat, wi�c a� o trzy pokolenia. Dziadek Stasia, po kt�rym odziedziczy� on imi�, pochodzi� ze zubo�a�ej szlachty. Mieszka� we Lwowie, przy ulicy Ulman�w 6 i pe�ni� zaszczytn� funkcj� urz�dnika ziemskiego. W tamtych dawnych czasach nie by�o naukowych metod planowania rodziny, w wyniku czego g�owa rodu dorobi�a si� w pocie czo�a sze�ciorga dzieci. Trzecim z kolei dzieckiem by� Boles�aw, przysz�y ojciec naszego bohatera. On to w dzieci�stwie nie potrafi� wypowiedzie� swojego imienia. M�wi� �Bojda� i tak ju� zosta�o. Bolek w szkole powszechnej nie nale�a� bynajmniej do prymus�w. Program trzeciej klasy tak mu si� spodoba�, �e studiowa� go przez dwa kolejne lata. Po uko�czeniu pierwszego szczebla o�wiatowego poszed� w �lady starszego brata Kazimierza i zosta� oddany do Kolegium Jezuickiego w �ydaczowie. Ojcowie Jezuici stosowali specyficzne metody stymulowania ch�opc�w do nauki i szafowali nimi szczodrze zar�wno w czasie lekcji, jak i podczas co sobotnich rozlicze�. Dzi�ki temu Bolek przechodzi� z klasy do klasy. W�a�nie widzimy go, jak w pierwszy dzie� wakacji 1914 roku wraca razem ze swoim bratem poci�giem z �ydaczowa do Lwowa. Pojazd sunie przez pi�kn� Glicj�. Ziemia tu jest marna a wi�c p�l uprawnych nie wiele. Za to wok� wiele stromych wzg�rz pokrytych krzewami, jar�w, przepastnych w�woz�w i rw�cych strumieni. Archeologiczne �wiadectwa zasiedlenia tej krainy pochodz� sprzed 2500 lat. Skolonizowana zosta�a za panowania Kazimierza Wielkiego, ale jeszcze przed narodzinami Chrystusa ci�gn�y t�dy barwne karawany kupieckie. Tym szlakiem przechodzi�y wyprawy Celt�w z zachodu i Scyt�w ze wschodu. W 981 roku tereny te zaj�� W�odzimierz I, a po nim przej�� je Boles�aw Chrobry. Co intryguj�ce, w XIII wieku ci�gn�y przez Galicj� traktami handlowymi hordy tatarskie. W stromych zboczach jest wiele wej�� do podziemnych tuneli. Legenda g�osi, i� t�dy uciekali Rusini przed Tatarami. Ale jest to tylko legenda, Tatarzy bowiem nie posiadali piechoty, a konnica nie mog�a dzia�a� w tak g�rskim i lesistym terenie. Pierwsi osadnicy, kt�rych potomkowie przetrwali do dzi�, to ludzie z Wo�oszy, zamieszkuj�cy pierwotnie P�wysep Ba�ka�ski. Dlatego do czas�w obecnych prze- trwa�y elementy ba�ka�skiego zdobnictwa w galicyjsko-huculskim folklorze. Nieurodzajna gleba, w konsekwencji sprzyjaj�ca powstawaniu nieu�ytk�w oraz skaliste zbocza wzg�rz spowodowa�y, i� kraina ta by�a niezbyt ch�tnie zasiedlana, co nie znaczy wcale, �e jej dziki charakter nie wzbudza� po��dania i iskry zachwytu w oczach ludzi znaj�cych inne, �atwiejsze sposoby zarobkowania ni� praca na roli. Ch�opcy wracaj� po dziesi�ciomiesi�cznym pobycie u Ojc�w Jezuit�w. Na mijanych stacjach mn�stwo pi�knych kobiet. Tam u Jezuit�w jedyne kobiety, na kt�re mo�na by�o popatrze�, to �wi�te na obrazach w ko�ciele. W tej sytuacji ka�da dziewczyna mi�dzy si�dmym a siedemdziesi�tym rokiem �ycia jawi si� w ich �wiadomo�ci jako bajkowa kr�lewna. Wreszcie Lw�w. Jeszcze kr�tka jazda tramwajem, oczywi�cie bez biletu i ju� obaj biegn� ulic� Ulman�w. Wbiegaj� na podw�rze. W pobli�u studni c�rka s�siada g��boko pochylona przesiewa przez sito jak�� kasz�. - Cze�� Rachela! � krzyczy Kazik. Bolek postanawia bardziej przyja�nie powita� Rachel� i szczypie j� w wypi�ty ty�ek. - Bucy szajgec! � drze si� Rachela i wali Bolka sitem po g�owie. Pi�knie wyczyszczony, granatowy mundur ca�y obsypany jest plewami. - Meszygene freia! � rewan�uje si� Bolek. Ch�opcy wchodz� do mieszkania. W salonie znajduje si� mama. Zaczyna si� �ciskanie i ca�owanie. Schodami zbiegaj� dwie siostry. Wrzask jest coraz wi�kszy. Wszyscy m�wi� a nikt nie s�ucha. Nastr�j rado�ci udziela si� wszystkim zebranym. Nagle ha�as si� urywa. Do pokoju wkroczy� ojciec... - Dzie� dobry tatusiu! - Poka�cie cenzury. Ch�opcy wyci�gaj� z tornistr�w �wiadectwa. Pan Stanis�aw nak�ada na nos cwikier i powoli, dok�adnie zaczyna studiowa� podane mu dokumenty. Wreszcie, tym samym, surowym tonem m�wi: - Batiary jedne! Sta� was tylko na stopnie dostateczne?! Ju� ja z wami porozmawiam. Ton jest gro�ny, jednak wszyscy doskonale wiedz�, �e pan Stanis�aw jest w si�dmym niebie. Znowu obaj ch�opcy przeszli do nast�pnej klasy. Powraca ciep�a, rodzinna atmosfera. Ojciec sadowi si� za sto�em i m�wi: - Jutro jest niedziela, wi�c pojedziemy do Janowa odwiedzi� wujostwo. Jan�w to ma�a mie�cina o godzin� drogi kolej� od Lwowa. Le�y on nad cudownym stawem. Na jego brzegu wznosi si� g�ra zwana Kr�lewsk�. Tam w swoim czasie ucztowa� kr�l Jan Kazimierz. W Janowie mieszkaj� pa�stwo Krukowscy. Tar�owscy jad� kolej�. Lokomotywa sypie iskrami i rozwija niebagateln� szybko�� 40 kilometr�w na godzin�. Wreszcie upragniony Jan�w. Ca�a rodzina wysiada. Przed stacj� stoj� dwie bryczki. Tar�owscy �aduj� si� do nich i po niespe�na dziesi�ciu minutach witaj� si� z rodzin� Krukowskich w ich domu. Tadeusz Krukowski przez d�ugie lata pracowa� jako rz�dca w maj�tkach hrabiego �osia. Obecnie mieszka w Janowie i pe�ni funkcj� urz�dnika s�dowego. Z lud�mi z folwarku utrzymuje bliskie kontakty. Po zjedzeniu drugiego �niadania ca�e towarzystwo jedzie do maj�tku ziemskiego. Dla m�odych Tar�owskich, wychowanych w mie�cie, pobyt na wsi to przys�owiowy raj na ziemi. Ju� na miejscu zaproszono doros�ych do sali recepcyjnej. Jest to dawny poklasztorny reflektarz. Tu odbywaj� si� powa�ne rozmowy, g��wnie na tematy stricte polityczne. Domoro�li politycy za�arcie dyskutuj�, pal� cygara, rozmawiaj� z damami. Panie w swoim gronie rozwa�aj� sprawy przyziemne. W ten oto spos�b towarzystwo sp�dza czas w oczekiwaniu na niedzielny wyjazd do ko�cio�a na sum�. M�odzi Tar�owscy szalej� po ca�ym folwarku. W�a�nie wyci�gn�li z wozowni furk�. Jest to miniatura ch�opskiego wozu drabiniastego. Bolek wsiad� do pojazdu, a Kazik je�dzi po ca�y podw�rku. Po chwili nast�puje zmiana r�l i zabawa trwa dalej. W�a�nie podjechali pod ganek. Na nim czekaj� na wyjazd do ko�cio�a m�ode latoro�le Krukowskich. S� ubrane w pi�kne sukienki o pastelowych kolorach, kt�re zosta�y uszyte z kretonu we Lwowie. - Siadajcie dziewczyny na furk�, to was przewieziemy! � krzyczy Bolek. - Nie mo�emy siada�, bo pobrudzimy nasze pi�kne sukienki � odpowiada Hania, najstarsza z nich. - Nie musicie siada� � t�umaczy Bolek. Przykucniecie na furce i b�dziecie r�koma trzyma�y si� drabinek. Hania i �rednia Jadzia decyduj� si� na t� przeja�d�k�. Wskakuj� na w�z. Ch�opcy staj� przy dyszlu. W�a�nie co� Bolkowi wpad�o do oka, wi�c mrugn��. Kazik tylko u�miechn�� si� pod nosem. Ruszyli naprz�d. Najpierw powolutku, ostro�nie, p�niej troszk� pr�dzej. Objechali ca�e podw�rze. Dotarli do stajni i obory. Tam, na ko�cu, na w�skim przej�ciu, mi�dzy drzwiami obory a do�em, gdzie zbiera�y si� produkty przemiany materii poczciwych producentek mleka, furka wykona�a ostry wira� i obie dziewczyny ju� si� k�pi� po pas w gnojowicy. Po tym zdarzeniu starszy Kazik poczu� wielk� ochot� zwiedzenia okolicznych p�l i las�w, a Bolek zosta� na miejscu. W dziesi�� minut p�niej pan Stanis�aw Tar�owski dowiedzia� si� o haniebnych wyczynach syn�w i powiedzia� do m�odszego z nich stanowczo. - Bojda, musimy porozmawia�. Ojciec zaprowadzi� syna do drewutni. Tutaj z�apa� jedn� r�k� za ucho ch�opca, a drug� za koniec s�katego kija. Na tym najgorszym ze �wiat�w wed�ug Voltaire�a, ka�dy kij ma dwa ko�ce, wi�c pan Stanis�aw zacz�� rytmicznie przyk�ada� drugi koniec lagi do cielesnej pow�oki Bolka w tym miejscu, w kt�rym plecy sw� szlachetn� nazw� trac�. Egzekucja trwa�a do�� d�ugo. Od tego dnia Bolek naby� dziwnych przyzwyczaje�. Jada� na stoj�co, a sypia� na brzuchu. A kiedy tydzie� zacz�� chyli� si� ku ko�cowi, w domu przy ulicy Ulman�w 6 rozleg� si� gro�ny g�os ojca. - Bojda, do gabinetu! Bolek obawia� si�, �e tatu� zechce kontynuowa� tak mi�o rozpocz�t� w drewutni rozmow�. W zwi�zku z tym do gabinetu wszed� nie sam, lecz z dusz� na ramieniu. Ojciec powiedzia� stanowczo. - Dzisiaj jest sobota. - Tak jest, tatusiu! - A wi�c jutro b�dzie niedziela... - Tak tatusiu. - Przesta� z tym: tak, tak i s�uchaj, co si� do ciebie m�wi. Jutro pojedziesz do Janowa i przeprosisz tam wszystkich za to, co�cie z tym drugim batiarem uczynili. Dusza Bolka zacz�a si� przemieszcza� na swoje normalne miejsce. Przewidywania ludzkie nie zawsze si� sprawdzaj�. Jednak tym razem by�o wszystko zgodne z sugestiami ojca. Na drugi dzie� rzeczywi�cie by�a niedziela i Bolek pojecha� do Janowa. Po kr�tkiej podr�y poci�giem, a nast�pnie kilkuminutowym marszu pieszym, ch�opiec ju� wbiega na podw�rze pa�stwa Krukowskich. Przed wej�ciem do domu stoi bryczka. Na niej figluj� dwie m�odsze latoro�le Krukowskich. - Cze�� smarkule! � wo�a Bolek. - Dzie� dobry doros�emu panu! � odpowiadaj� uni�enie dziewczynki, a Jadwiga dodatkowo pyta: - A jak tam ty�ek? Boli jeszcze? Bolek ju� wbiega do domu. W salonie siedzi ciocia Lina - Dzie� dobry ciociu! Ja bardzo przepraszam za to, co si� sta�o... - G�upstwo � m�wi ciocia. - M�odym ludziom diabe�ek zawsze podszeptuje co� niem�drego. Do salonu wkracza wujek Tadeusz. Jest ubrany w czarny tu�urek i wystrojony jak na pogrzeb. - Dzie� dobry wujku!. Przyjecha�em, �eby przeprosi� za to, co si� sta�o. - G�upstwo, nie ma o czym m�wi�. Ju� zapomnieli�my o tym. Niestety musimy jecha� na sum� do ko�cio�a, ale zosta�. Na obiad b�dzie pieczony indyk. - Tak jest wujku, zostan�! Wujostwo wychodz�. S�ycha� skrzypienie resor�w bryczki i oddalaj�cy si� tupot ko�ski. Po chwili u s�siad�w pieje kogut. Bolek ju� tego nie s�yszy. Jest poch�oni�ty rozwi�zywaniem trudnych oblicze� matematycznych. Policzy� raz, sprawdzi�, policzy� drugi raz i wynik jest ten sam. No, bo wujostwo maj� trzy c�rki, a do ko�cio�a pojecha�y dwie, a wi�c w czelu�ciach przepastnego domu znajdowa� musi si� najstarsza i naj�adniejsza Hania. Bolkowi jeszcze brz�cz� w uszach s�owa ojca: �Przepro� tam wszystkich!�. Ch�opak wbiega po schodach na poddasze, naciska klamk� i otwiera drzwi do pokoju dziewczyny, jednak orientuje si�, �e pope�nia wielki nietakt. Z powrotem zamyka drzwi i grzecznie puka. - Wejd�, wejd�! � wo�a Hania. Bolek wchodzi. Dziewczyn� rano bola�a g�owa, wi�c dla tego nie pojecha�a ze wszystkimi do ko�cio�a. Teraz stoi przy oknie w szaro srebrzystym szlafroczku. Bolek podchodzi do niej i od razu przyst�puje do przeprosin. Przeprosi� raz..., przeprosi� drugi raz. Trzecie przeprosiny wypad�y na wysoko�ci szyi. Teraz rozchyli� po�y szlafroczka i po kolei przeprosi� obie okr�g�o�ci. Z Hani� dzieje si� co� dziwnego. Bolek spojrza� na twarz dziewczyny. Oczy ma wp� przymkni�te. Ka�dy baran by si� zorientowa�, �e jest zm�czona. Bolek wzi�� j� na r�ce i po�o�y� na ��ku. Sam poczu� te� ogromne zm�czenie. Chcia� s� po�o�y� obok Hani, ale na panie�skim, do�� w�skim ��ku, by�o to niemo�liwe. Zacz��, wi�c w miar� mo�liwo�ci odpoczywa� aktywnie. A kiedy sko�czy�, �wiat uleg� drastycznej zmianie. �ciany si� zaokr�gli�y i podesz�y bli�ej ��ka. Meble straci�y swoje ostre, wyraziste kontury. Wok� panowa�a cisza, z daleka s�ycha� by�o pianie koguta. Bolek czu� w skroniach silne t�tno swego pulsu. W pokoju panowa�a cisza. S�ycha� by�o dok�adnie oddech �pi�cej Hani. Po chwili zrobi�o si� szaro, a p�niej ciemno. Nagle, przez m�zg Bolka przebieg�a parali�uj�ca my�l. On tutaj za�nie i w takim stanie zastanie go wujostwo. Wsta� z ��ka, zapi�� mundur szkolny, po cichu wyszed� z pokoju. Zszed� po schodach na d�, ale zamiast przez podw�rko uda� si� na rynek i stamt�d najkr�tsz� drog� p�j�� na stacj�, boj�c si� spotkania z wujostwem, wybra� kierunek przeciwny. Przeszed� przez ogr�d kwiatowy, dum� pana Tadeusza, nast�pnie przez warzywnik i wyszed� na cich� uliczk�. Przeszed� przez obej�cie s�siad�w Wandycz�w i znalaz� si� nad stawem. Wszystko dooko�a by�o inne ni� zawsze, i piaszczysto�� �cie�ki, i przejrzysto�� powietrza. Przy k�adce uwi�zana by�a ��dka, w niej siedzia�o dw�ch ch�opc�w. Jeden z nich gra� na flecie, a drugi �piewa� surowym, ale pi�knym tenorem: �poci�uj mene jeszczo, poci�uj ostatnyj raz�. Wszystkie te normalne zjawiska by�y odbierane przez Bolka w jaki� inny, szczeg�lnie pi�kny spos�b. Nie orientowa� si� w tym, �e ka�dy m�ody ch�opak, po pierwszym kontakcie z kobiet� w ten oto spos�b celebruje sw� pozorn� doros�o��. Na stacji trzeba by�o czeka� p� godziny na odjazd poci�g. Do Bolka podesz�o dw�ch �yd�w. - Ny, mo�e jak�� robot� ma pan dla nas? My mo�emy wszystko. My mo�emy zanie�� list, mo�emy za�atwi� spraw�, w s�dzie nawet mo�emy �wiadczy�... - Mam dla was w kieszeni dwa ku�aki. �ydzi si� zabrali. Bolek spaceruje po peronie. Wok� roztacza si� senna Galicja. Zbli�a� si� koniec czerwca. Nikt nie przypuszcza�, �e za par� dni, w dalekim Sarajewie nast�pca tronu najwi�kszej pot�gi �wiata, Monarchii Austro- W�gierskiej wraz ze swoj� ma��onk� przenios� si� na �ono Abrahama. Wreszcie na stacj� przyjecha� poci�g z Jaworowa. Bolek wsiad� do niego i ju� po godzinie biegnie po ulicach Lwowa. Wpada p�dem na podw�rze, przy ulicy Ulman�w 6. Jego rodzice w�a�nie wychodz� na spacer. - By�e� w Janowie? - By�em. - I przeprosi�e� tam wszystkich? - Tak tatusiu, przeprosi�em. - No, a co nowego u wujostwa? - Jak dotychczas nic nowego - powiedzia� w z�� godzin� Bolek. Wreszcie nadszed� 28 czerwca. W Sarajewie hukn�y strza�y, a w Galicji wszyscy domoro�li politycy pocz�li snu� rozwa�ania o tym, co im przyniesie przysz�o��. Nastroje s� oczywi�cie wspania�e. Wszyscy s� bowiem obywatelami najpot�niejszego �wcze�nie mocarstwa �wiata. Dom Habsburg�w sprawowa� swe rz�dy od Budapesztu, poprzez Wiede�, Niderlandy, Hiszpani�, a� po ba�niowy Meksyk. Pot�ga Austro-W�gier jest ogromna. Je�li b�dzie wojna to taka jak wszystkie dotychczasowe. Austria oczywi�cie zwyci�y, co poci�gnie za sob� awanse, podwy�ki pensji i wiele innych ca�kiem przyjemnych nast�pstw. Jest 23 lipca. Austria kieruje ultimatum do Serbii, 25-go zostaj� zerwane stosunki dyplomatyczne, a trzy dni p�niej wybucha wojna mi�dzy Austri� a Serbi�. Mi�dzy 1 a 4 sierpnia wszystkie pa�stwa wszystkim pa�stwom wok� wypowiadaj� wojn�. Wojna ci�gle jeszcze mo�e si� ograniczy� do jednego, wschodniego teatru walki. Przekszta�cenie tej kampanii w czteroletnie zmagania ca�ego �wczesnego �wiata, w kataklizm, kt�rego ofiarami b�dzie wiele milion�w istnie� ludzkich, a trzykrotnie wi�cej stanie si� do�ywotnimi kalekami, zosta�o zadecydowane w batalii, jaka rozpocz�a si� jeszcze przed 28 lipca, a wi�c zanim jeszcze pad�y pierwsze strza�y na froncie serbskim. Bitwa przes�dzaj�ca o �wiatowym charakterze konfliktu zosta�a stoczona na froncie francusko -angielskim. A by�o to tak... W 1870 roku Francja przegra�a wojn� z Prusami. Chc�c si� na przysz�o�� zabezpieczy� zawar�a szereg sojuszy. Najwa�niejszy by� pakt francusko-rosyjski. Niemcy ju� od 1874 roku szykuj� si� do kolejnej wojny. Der Nachrichtendienst wysy�a mn�stwo swoich agent�w do Francji. Agenci ze znan� niemieck� solidno�ci� penetruj� francuskie mo�liwo�ci pod wzgl�dem militarnym. Dzi�ki tej mr�wczej pracy wywiadowczej, szef sztabu niemieckiego genera� Helmut von Moltke opracowuje szczeg�owy plan strategiczny przysz�ej wojny. Jest on wielokrotnie unowocze�niany i w roku 1914 mamy do czynienia z wersj� 13 B. Wersje te ma�o si� mi�dzy sob� r�ni�. Zasadnicza idea pozostaje ta sama. Nale�y energicznie uderzy� na zach�d, ku Francji, stosuj�c na wschodnim froncie jedynie obron� pozycyjn�. Po szybkim pokonaniu Francji wszystkie si�y maj� by� skierowane na wsch�d, gdzie w kolejnych bitwach z Rosj� Carsk� wymuszony zostanie pok�j, warunkuj�cy Niemcom dwie istotne kwestie: swobodny dost�p kapita�u niemieckiego do Rosji i wycofanie si� jej ze wszystkich dzia�a� na Bliskim Wschodzie. Takie skromne ustalenia, w pe�ni satysfakcjonowa�y Niemc�w. Francuzi oczywi�cie te� nie zasypiaj� gruszek w popiele. W Deuxi�me Bureau, przy ulicy Saint Dominique 14 przyj�to jednak zupe�nie inn� taktyk�. Ch�opcy od �w. Dominiki nie lubi� bawi� si� w tak� �mudn� robot�, jak to robi� Niemcy u nich. Oni po prostu zainstalowali kilka wtyczek w Generalnym Sztabie niemieckim i za ci�kie pieni�dze kupuj� ka�d� now� wersj� planu �Schlieffen-Moltke�. Znaj�c szczeg�owo plany niemieckie orientuj� si� doskonale, �e warunkiem koniecznym spe�nienia tych marze� jest b�yskawiczna wojna na froncie zachodnim. Jak bowiem jasno wynika z plan�w niemieckich, pa�stwa centralne nie mog� sobie pozwoli� na zbyt d�ugie odk�adanie ofensywy na wschodzie. Wersja b�yskawicznej wojny na zachodzie jest mo�liwa tylko wtenczas, gdy jedynym przeciwnikiem b�dzie Francja. Francuzi znaj� niemieckie plany od lat, ale przez wrodzon� skromno�� nie informuj� o tym Anglik�w. Kiedy jednak s�owo staje si� cia�em, to jest 28 lipca 1914 roku, delegacja Ministerstwa Spraw Zagranicznych Francji pakuje do teczki prezent dla Anglik�w i jedzie do Londynu. Tam, po kr�tkich rozmowach we francuskiej ambasadzie dochodzi do spotkania z Anglikami w Foreign Office. Francuzi prezentuj� sojusznikom dok�adne kopie planu �Schlieffen � Moltke nr 12�. Nast�pnie t�umacz�, �e wystarczy �eby Anglia opowiedzia�a si� po stronie francuskiej i zasymulowa�a przerzut korpusu ekspe- dycyjnego przez kana�, a Niemcy w og�le na zach�d nie uderz�. Wynika to jasno z postanowie� przed�o�onego planu. Anglicy zachwyceni, gratuluj� Francuzom �wietnej roboty wywiadowczej. Poklepuj� ich po plecach, wznosz� toasty i na tym si� ko�czy. Francuzi po raz kolejny t�umacz�, �e potrzebna jest natychmiastowa reakcja Anglii, bo wojna mo�e wybuchn�� lada dzie�. Anglicy m�wi�: �ale� tak�, �jak najbardziej�, �oczywi�cie� i nic nie robi�. Francuzi pertraktuj� ju� z pozycji �na kolanach�, a Anglicy ci�gle zapewniaj� ich o niez�omnym sojuszu. Francuzi powt�rnie t�umacz�, �e wojna mo�e wybuchn�� w ka�dej chwili, a Anglicy znowu swoje. - No to dlaczego nic nie robicie � pytaj� Francuzi - Jak to nic nie robimy ? Przecie� wszystko jest jasne. My si� ze wszystkim zgadzamy. Teraz tylko parlament to przyjmie , kr�l podpisze i za�atwione. Problem polega na tym, �e Francuzi w tej swojej dyplomacji pope�niaj� ogromny b��d. Ograniczenie wojny do jednego frontu, to jest wschodniego stanowi dla nich optymalne rozwi�zanie. Francja, nie b�d�c niepokojona na w�asnym terenie zmaganiami wojennymi, przestawi ca�y sw�j przemys� na produkcj� zbrojeniow� i b�dzie pomaga� Carskiej Rosji. Taka kilkuletnia pomoc zapewni Francji dobrobyt na wiele kolejnych pokole�. Tak wygl�da optymalna wersja dla Francji. Ale nie dla Anglii. Anglicy s� w istotny spos�b zainteresowani zniszczeniem pot�gi pruskiej. Jednak�e dla nich sojusz z Francj� oznacza sprzymierzenie w walce z Niemcami na francuskiej ziemi. To Francja przecie� od lat za�mieca ca�� Afryk� P�nocn� swymi marnymi, ale niezwykle tanimi wyrobami. Indochiny s� zalewane produktami francuskiego przemys�u, a st�d tylko krok do per�y korony brytyjskiej, a mianowicie do Indii. Kapita� francuski penetruje kraje Ameryki �rodkowej i �aci�skiej rozpoczynaj�c od newralgicznego punktu, jakim jest Panama. Wojna ograniczona jedynie do wschodniego teatru walk spowoduje, �e w jej wyniku Francja, b�d�ca mocarstwem, przerodzi si� w supermocarstwo. Do tego Anglicy dopu�ci� nie mog�, a wi�c spokojnie s�uchaj� francuskich wywod�w i czekaj�. W tej bitwie nie bierze udzia�u wojsko, nie hucz� armaty, a rozmowy tocz� si� w dobrze strze�onych zacisznych gabinetach. Na zewn�trz wi�c nie s�ycha� nawet szeptu. Niemcy ws�uchuj� si� w t� londy�sk� cisz�. Dla niemieckiego ucha brzmi ona, jak najpi�kniejsza muzyka Wagnera, ale to nie �Z�oto Renu�, lecz raczej mg�a leniwej Tamizy wr�y Niemcom spe�nienie ich marze�. Nie mog� oni inaczej odczyta� angielskiego milczenia, jak tylko jako zupe�ny desint�ressment w stosunku do spraw kontynentu. W ko�cu po dok�adnym, precyzyjnym rozwa�eniu sprawy, b�d�c ca�kowicie pewni angielskiej neutralno�ci, Prusy uderzaj� poprzez Luksemburg i Belgi� na Francj�. Dochodzi do walki. Jest mn�stwo trup�w i rannych. Propaganda po obu stronach podgrzewa atmosfer�. � No � m�wi� Anglicy - teraz to ju� na pewno nikt nie wycofa si� z walki� i natychmiast wypowiadaj� Prusom wojn�, mimo braku zobowi�za� formalnych wzgl�dem pa�stw sprzymierzonych. Niemcy ju� teraz rozumiej�, �e �zostali wpuszczeni w maliny�, ale na odwr�t jest ju� za p�no. Chc�c ratowa� plan strategiczny i pokona� swego zachodniego przeciwnika musz� maksymalnie nasili� dzia�ania przeciwko Francji. To uniemo�liwia wsparcie wojsk austriackich. Rosjanie uzyskuj� chwilow� przewag�. Austriacy dostaj� lanie i trzeciego wrze�nia wojska carskie zajmuj� Lw�w. Jak wiadomo fortuna ko�em si� toczy. Po kilku miesi�cach sytuacja na frontach zmienia si�. 2 maja 1915 roku rusza ofensywa pa�stw centralnych. W po�owie czerwca wojska austriackie podchodz� pod Lw�w. W domu przy ulicy Ulman�w 6 pan Stanis�aw Tar�owski za�o�y� r�ce do ty�u i spaceruje powoli, przemierzaj�c kilkakrotnie d�ugo�� gabinetu. Przechadzka ta trwa ju� d�u�sz� chwil�, co �wiadczy o g��bokim rozwa�aniu wa�kich problem�w. W ko�cu pan Stanis�aw podchodzi do drzwi, otwiera je i wo�a. - Kazik, Bojda do mnie! Ch�opcy wchodz� do gabinetu. Ojciec ponownie zaczyna sw�j spacer. Po chwili zatrzymuje si� i m�wi. - Jak Austriacy uciekali to, na szcz�cie jeszcze nie podlegali�cie poborowi, ale obecnie b�dzie gorzej. Je�li oni zn�w tu przyjd�, to Kazik rozpocznie zaszczytn� s�u�b� w cesarsko-kr�lewskiej armii. Tobie Bojda grozi to samo za par� miesi�cy. Zupe�nie wystarczy, �e najstarszy brat Mietek, nie wiadomo po co, szuka guza na froncie. We�miecie ca�� tward� got�wk�, jaka jest w tej chwili w domu i wycofacie si� razem z Rosjanami. W dzie� deszczowy i ponury na stacji Persenk�wka w brudnym towarowym wagonie na stercie �o�nierskich plecak�w, siedzi Kazik, ko�o niego le�y Bolek. Tym eszelonem ewakuuje si� pu�k kozak�w. Dla niezbyt zorientowanych w militariach wyja�niamy, �e kozacy to nie okre�lenie narodowo�ci, ale broni, kt�ra odpowiada w wojsku polskim, lekkiej kawalerii. Kozacy bardzo serdecznie przyj�li ch�opc�w, nakarmili ich groch�wk� i usadowili na swoich baga�ach. Teraz �o�nierze siedz� w dole na pod�odze i �piewaj� na kilka g�os�w dumk� o Jermaku. Bolek zamkn�� oczy, a pod czaszk� k��bi� mu si� tabuny my�li. Jest mu ogromnie smutno, bo przecie� zostawia nie wiadomo na jak d�ugo wszystkich bliskich i miasto, w kt�rym up�yn�o jego dzieci�stwo. Z drugiej strony dla m�odego ch�opca taka podr� w nieznane to szczyt marze�. Bolek wyobra�a sobie mn�stwo zdarze�, kt�re mog� go spotka� w tej podr�y. Oczywi�cie to on jest bohaterem tych wszystkich przyg�d i oczywi�cie wychodzi z nich zwyci�sko. W miar� up�ywu czasu przychodz� mu do g�owy coraz mniej weso�e my�li. Taka podr� to przecie� ogromne niebezpiecze�stwo. Bolek wpada w minorowy nastr�j. Na szcz�cie poci�g rusza. W otwartych drzwiach wagonu, na tle ja�niej�cego jeszcze nieba wida� znan� sylwet� Wysokiego Zamku. Poci�g przeje�d�a bez zatrzymania przez dworzec g��wny i kieruje si� na p�noc. Dopiero w Rawie Ruskiej skr�caj� na wsch�d. Monotonny stukot k� usypia Bolka. Wbrew naj�mielszym przewidywaniom jego podr� trwa� b�dzie kilka lat. Przez Ukrain� przejechali bez zatrzymania si� poci�gu. W centralnej Rosji sp�dzili trzy miesi�ce. Potem podr�owali na drugi koniec �wiata i znale�li si� w Mand�urii. W Harbinie przez p�tora roku Bolek ucz�szcza� do polskiego liceum i tam zda� matur�. Po maturze ch�opcy urz�dzili sobie trwaj�c� trzy miesi�ce wycieczk� do Japonii. Po powrocie dowiedzieli si�, �e na Syberii powstaje polskie wojsko. Podr� z Harbina do armii Hallera trwa�a trzy kolejne miesi�ce. W ko�cu zameldowali si� w pu�ku i zostali wcieleni do wojska. Chrzest bojowy przeszed� Bolek na Syberii w bitwie z Czechami. Droga z Syberii do W�adywostoku trwa� ponad dwa miesi�ce. Wreszcie ich zaokr�towano i wyruszyli morzem do kraju. Statek p�yn�� przez Nagasaki, Singapur do Kolombo. Tutaj, na Cejlonie, �o�nierzom po raz pierwszy pozwolono zej�� na sta�y l�d. W Zatoce Ade�skiej czekali trzy dni na pozwolenie wej�cia na teren Morza Czerwonego. Upa� by� niemi�osierny i nie mo�na by�o si� przed nim ukry�. Nast�pny post�j wypad� w Port Saydzie. Okr�t do�adowano makuchami, a wojsko �cie�niono w taki spos�b, �e spa� mo�na by�o tylko na boku. Bolek wspomina podr� przez Morze �r�dziemne jako najgorsz� makabr�. W Tangerze roz�adowano okr�t i zn�w powr�ci�y normalne warunki. Zatoka Biskajska, znana po�eraczka okr�t�w, przywita�a ich �redniej klasy sztormem. Wszystkich zm�czy�a choroba morska. Wreszcie Anglia. W Dover nie pozwolili wojsku zej�� na l�d, poniewa� statek mia� tu sta� tylko trzy godziny. Tymczasem cumowa� cztery doby. W Londynie spotka�a ich niezbyt mi�a niespodzianka. Angielscy robotnicy odmawiaj� �adowania w�gla na statek, poniewa� wiezie on wojsko przeciwko pierwszemu socjalistycznemu pa�stwu na �wiecie. W ko�cu �o�nierze sami �aduj� w�giel, w wyniku, czego dwaj ulegaj� wypadkowi i pozostaj� w Londynie. Wojsko jest ju� zaokr�towane pi�ty tydzie� i nie zna aktualnej sytuacji w Polsce. Wiedz� tylko, �e po zwyci�skiej ofensywie, kt�ra zaprowadzi�a nasze wojska a� pod Kij�w, obecnie Polacy s� w odwrocie a linia frontu przebiega przez polskie ziemie. Szczeg��w jednak nie znaj�. To, co wiedz� u�wiadamia ka�demu �o�nierzowi, �e nasz� jedyn� szans� jest, aby armia genera�a Hallera jak najpr�dzej znalaz�a si� na polu walki. W momencie gdy statek mija cie�niny du�skie i wchodzi na Ba�tyk napi�cie nerwowe wzrasta. �o�nierze czuj�, �e ju� za moment powitaj� ich na ojczystej ziemi rodacy. Rzeczywisto�� wygl�da troch� inaczej. Statek przybija do brzegu w�r�d nocnych ciemno�ci do jakiego� nabrze�a w nieznanym porcie. �o�nierze po ciemku schodz� na l�d. Niekt�rzy kl�kaj� i ca�uj� rodzinn� ziemi�. Inni pytaj� ca�uj�cych, sk�d wiedz�, �e to ziemia ojczysta - przecie� nikt nie wie gdzie si� znajduj�. Formowanie kolumny marszowej w ciemno�ciach trwa w niesko�czono��. W ka�dej czw�rce, lewy zdejmuje pas, robi z niego p�tl� i zak�ada poprzednikowi na przedrami�. Inaczej by si� pogubili. Wreszcie pada oczekiwana komenda: �Naprz�d marsz!�. �o�nierze czuj� pod stopami twarde, betonowe nabrze�e. Po chwili schodz� na drog� gruntow�. Maszeruj� ju� przesz�o godzin�. Teraz id� przez jakie� krzaki. Na tle nieba wida� wierzcho�ki drzew. Zm�czenie coraz wi�ksze. Wreszcie upragniony odpoczynek. Siadaj� na ziemi i po ciemku �ci�gaj� buty, aby poprawi� onuce. I znowu marsz trwaj�cy dwie godziny. Poprzedniej nocy nikt nie spa� z wielkich emocji, teraz senno�� ogarnia wszystkich. Marsz przed�u�a si� w niesko�czono��. Na horyzoncie zaczyna szarze�. Niekt�rzy �o�nierze zasypiaj� w trakcie marszu. Taki �pi�cy �o�nierz, je�li si� potknie o byle co, od razu si� przewraca. Wojsko wchodzi na nasyp kolejowy i teraz marsz odbywa si� wzd�u� tor�w. Po chwili wida� zarys stacji kolejowej. Napis zamalowano czarn� farb�. Oficerowie zatrzymuj� kolumn�. �o�nierze siadaj� na ziemi i od razu zasypiaj�; Ledwie zmru�yli oczy, a ju� s� budzeni. Faktycznie, min�o p�torej godziny. Z oddali zbli�a si� poci�g towarowy. Zatrzymuje si�, wojsko �aduje si� do wagon�w. Poci�g rusza. Wszyscy zasypiaj�. Poci�g staje w lesie. Nieliczni posiadacze zegark�w informuj� koleg�w, �e jest ju� po�udnie, wi�c spali co najmniej sze�� godzin. Najbardziej przytomni bior� mena�ki od swoich koleg�w i id� po obiad do kuchni polowych stoj�cych w lesie. Po chwili wracaj� z pe�nymi mena�kami, wsiadaj� i poci�g rusza. Po zjedzeniu posi�ku cz�� �o�nierzy znowu zasypia. Pozostali patrz� przez otwarte drzwi wagon�w towarowych. Ju� teraz wszyscy s� pewni, �e znajduj� si� w Polsce. Niekt�rym wydaje si�, �e s�ysz� huk armat. Jednak to tylko z�udzenie. Powoli zapada wiecz�r. Poci�g ponownie staje w lesie. �o�nierze wychodz� i otrzymuj� suchy prowiant. Na ka�d� dw�jk� przypada jedna mi�sna konserwa i p� chleba. Ju� formuje si� kolumna marszowa. Po chwili pada komenda: Naprz�d marsz! Dow�dcy narzucaj� tak ostre tempo, �e ju� po p� godziny wszyscy s� zm�czeni. Za kolumn� wojska jad� wiejskie wozy. Gdy kt�ry� �o�nierz s�abnie i zostaje w tyle, a zdarza si� to cz�sto, zostaje zabrany na w�z by odpocz��, zebra� si�y i zn�w do��czy� do kolumny. Zm�czenie narasta. Wychodz� z lasu na pofa�dowany teren. Marsz trwa ju� trzy godziny. Wojsko jest potwornie zm�czone i �pi�ce. Zn�w niekt�rzy zasypiaj� w marszu i potykaj�c si� na drodze, padaj�. Dow�dcy informuj�, �e nale�y zachowa� absolutn� cisz�, poniewa� w tej chwili maszeruj� drog� rokadow� na ty�ach naszych pozycji, a pozycje nieprzyjaciela s� tu�, tu�. Blisko�� wroga wszystkich o�ywia. Ju� nikt nie zasypia. Maszeruj� dalej. Teraz kolumna czw�rkowa przeistacza si� w pojedynczy szereg. �o�nierze trzymaj� si� za r�ce jak w przedszkolu i tak docieraj� do transzei. Jest ona p�ytka, wi�c id� mocno pochyleni i co chwil� kt�ry� przewraca si� w b�oto zalegaj�ce dno. Rozkazy s� przekazywane szeptem wzd�u� strzeleckiego okopu, a brzmi� one: �Nie spa�, pilnowa�, w ka�dej chwili mo�e by� natarcie. Moskale znajduj� si� o czterysta metr�w przed wami�. �o�nierze z broni� gotow� do strza�u czuwaj� i wpatruj� si� w ciemno��. Tak mijaj� minuty, a wszystkim wydaje si�, �e to ca�a wieczno��. W ko�cu wojsko zasypia. Bolek czuje, �e kto� go bije pi�ciami po plecach. Otwiera oczy. Ju� �wita. Okazuje si�, �e po grzbiecie t�ucze go dow�dca plutonu. Dziwnie brzmi� przekle�stwa wypowiadane szeptem do ucha. - Nie �pijcie, skurwysyny! Moskale w ka�dej chwili mog� tu by� i wymorduj� nas zanim si� obudzicie. Wojsko obudzone przez dow�dc�w czuwa. Niekt�rzy bardzo cichutko otwieraj� bagnetami konserwy i zaczynaj� �niadanie. Godziny mijaj�, a sowieckiego natarcia nie wida�. Zbli�a si� po�udnie. Nagle na przedpolu, dok�adnie mi�dzy polsk� a sowieck� pozycj�, jedzie na koniu nasz ��cznik. Jako� nikt do niego nie strzela. Najodwa�niejsi strzelcy staj� w rowie strzeleckim i przygl�daj� si� temu, co ma miejsce po stronie bol- szewik�w. Niekt�rzy opuszczaj� okopy i zaczynaj� spacerowa� po przedpolu. Wreszcie wojsko z gromkim wrzaskiem �Hura� biegnie czterysta metr�w do przodu i zdobywa opuszczone przez nieprzyjaciela pozycje. �o�nierze zbieraj� przedmioty pozostawione przez Moskali. Atmosfera jest bardzo radosna. Podje�d�aj� kuchnie polowe i wszyscy jedz� posi�ek. W momencie, gdy batalion Bolka spokojnie zjada posi�ek, na przedpolu Warszawy toczy s� najwi�ksza bitwa tej wojny. Stosunek si� wynosi 3:1 na korzy�� bolszewik�w. W tej sytuacji Polacy nie posiadaj� odwod�w i praktycznie ca�e wojsko jest w walce. St�d konieczno�� ci�g�ych przerzut�w oddzia��w. �o�nierze sko�czyli posi�ek. Zbi�rka. Zn�w formuje si� kolumna. Marsz rozpoczyna si� o godzinie drugiej po po�udniu i trwa z przerwami do sz�stej wieczorem. Na odpoczynek ma wystarczy� p� godziny. Wreszcie dostaj� czarn� kaw� i po kawa�ku chleba. Znowu marsz. Ju� nikt nie liczy godzin i wszyscy s� potwornie znu�eni. Tempo marszu coraz bardziej spada. Oficerowie poganiaj� �o�nierzy, a sami ledwo trzymaj� si� na nogach. Zaczyna �wita�. Znowu kr�tki odpoczynek, podczas kt�rego dow�dcy t�umacz�, �e ich batalion ma przed sob� ogromnie wa�ne zadanie. Ofensywa polska, kt�ra wysz�a znad Wieprza rozbi�a g��wne si�y sowieckie na przedpolach Warszawy. Wojsko polskie naciera spod stolicy na wsch�d. Na p�nocnych terenach Polski pozosta�o mn�stwo oddzia��w sowieckich. Nasze dow�dztwo spodziewa si� kontrataku z p�nocy na po�udnie. Je�li to natarcie trafi na ods�oni�t� flank� to nasze wojska mog� znale�� si� w okr��eniu. Pu�k, w kt�rym s�u�y Bolek ma za zadanie zahamowa� to ewentualne kontruderzenie. Si�y polskie s� dziesi�ciokrotnie mniejsze od pot�gi nieprzyjaciela, a wi�c Polacy musz� zaj�� tak� pozycj�, kt�ra cho� cz�ciowo zniweluje sowieck� przewag�. W tej chwili zosta�o im do przej�cia ju� tylko dziesi�� kilometr�w. Musz� wytrzyma� i zaj�� pozycj�, zanim nadejdzie kontruderzenie sowieckie. I znowu marsz. Wreszcie na p�ywi docieraj� do wytyczonego celu. Dow�dcy obja�niaj� sytuacj�. Pierwszy, i trzeci batalion, w kt�rym s�u�y Bolek, maj� zablokowa� przej�cie mi�dzy dwoma jeziorami. Na lewo od jednego z akwen�w ci�gn� si� moczary. Na prawo od drugiego rozpo�ciera si� szerokie pole minowe. Nadej�cia kontruderzenia sowieckiego spodziewano si� dopiero wieczorem. W zwi�zku z tym �o�nierze maj� kilka godzin na odpoczynek. Zaraz pojawi� si� wozy z jedzeniem i amunicj�. Przyb�dzie tak�e pluton cekaem�w. Do pozycji zbli�a si� kuchnia polowa i �o�nierze jedz� ciep�y posi�ek. Po spo�yciu go natychmiast zapadaj� w sen. Pr�by budzenia nie przynosz� �adnych rezultat�w. W tej sytuacji dow�dcy przyjmuj� na siebie funkcj� obserwator�w. Nieprzyjaciela spodziewaj� si� za kilka godzin, wi�c niech sobie wojsko troch� po�pi. Po p� godzinie obserwatorzy widz� na horyzoncie jaki� ruch. Wszyscy skupiaj� wzrok w tym kierunku. Teraz ju� nie wiadomo, czy tam rzeczywi�cie co� si� dzia�o, czy to by�o z�udzenie. Po kilku minutach s�ycha� pojedyncze, dalekie wystrza�y. Obecnie przez lornetki wida� ju� wyra�nie, �e nieprzyjaciel jest w odleg�o�ci trzech kilometr�w od polskiej pozycji, a wi�c daleko poza zasi�giem broni strzeleckiej. Dow�dcy budz� wojsko. Woz�w z amunicj� nie wida�, a �o�nierze maj� tyle naboi, ile mie�ci si� w �adownicach, to znaczy ka�dy powinien mie� w sze�ciu �adownicach dziewi��dziesi�t �adunk�w. Faktycznie �rednio maj� po sze��dziesi�t. Wzd�u� transzei podawany jest rozkaz: �celownik 3! Celowa� w pas! Nie strzela� bez rozkazu!�. Teraz ju� nieuzbrojonym okiem wida� tyralier� rosyjsk�. Czerwonoarmi�ci znajduj� si� oko�o p�tora kilometra od polskich pozycji, ale ich szyk jest rozci�gni�ty. Pojedynczy �o�nierze id� daleko od siebie. Na polskiej pozycji wzrasta napi�cie. Jednak nie jest to strach. Normalny stosunek w natarciu powinien wynosi�: trzech nacieraj�cych na jednego broni�cego si�. A tymczasem, wed�ug polskiej oceny nacieraj�cych jest tylu, ilu Polak�w broni�cych pozycji. Sytuacja zmienia si� jednak diametralnie. Nieprzyjaciel wchodz�c mi�dzy jeziora z konieczno�ci �cie�nia szeregi. Po chwili ju� nacieraj� w trzech tyralierach, jedna za drug�. Jest ich coraz wi�cej. Gdy czo�owa linia atakuj�cych osi�ga odleg�o�� siedmiuset metr�w Polacy otwieraj� ogie�. Nieprzyjaciel jest ci�gle poza polem skutecznego ra�enia. Oficerowie krzycz�: �Przerwa� ogie�!� to jednak nic nie pomaga, strza��w jest coraz wi�cej. Dow�dcy rozumiej�, co si� �wieci, przecie� Polacy za chwil� wyczerpi� ca�� amunicj�. Nast�pnie Rosjanie zar�n� bezbronnych �o�nierzy. Jedyn� rad� jest natychmiastowy kontratak. Dow�dca batalionu, 66-letni kapitan, kt�ry przez ca�e �ycie s�u�y� w pruskiej armii, zamiast komendy: �Bagnet na bro�!� krzyczy: �Bajonet auf�, ale Polacy doskonale rozumiej�, o co chodzi. S�ycha� szcz�k zak�adanych bagnet�w i komend�: �Powsta�! Naprz�d, krokiem marsz!�. Polacy zrywaj� si�, wybiegaj� z rowu i formuj� tyralier�. Nieprzyjaciel znajduje si� w odleg�o�ci sze�ciuset metr�w. Teraz Moskale oddaj� pojedyncze strza�y podchwytowe. Taka strzelanina ma na celu jedynie wywo�anie efektu psychologicznego, a z dystansu sze�ciuset metr�w jest w og�le nieszkodliwa. Jednak w�r�d �o�nierzy robi to wra�enie. Polska tyraliera post�puje r�wnym marszem do przodu, ale wszyscy zaczynaj� si� bardzo ba�. Jednak jest to dziwny rodzaj strachu. Moskali jest znacznie wi�cej ni� Polak�w, a ka�dy krok przybli�a do �mierci. Strach ro�nie do monstrualnych rozmiar�w, a� dziwne, �e to przeogromne uczucie wype�niaj�ce ca�e cia�o nie zabija cz�owieka swoj� si��. Odleg�o�� zmala�a do czterystu metr�w. Moskale zaczynaj� g�sto strzela�. Ju� kilku Polak�w upad�o. Strach, kt�ry przedtem ju� by� ogromny, teraz przekracza ludzkie wyobra�enie. Jednak polska tyraliera si� nie za�amuje. Nagle co� zaczyna si� dzia� w szeregach nieprzyjaciela. �rodkowe wybrzuszenie sowieckiej tyraliery przerzedza si�. To cz�� �o�nierzy zaczyna ucieka�. W ostatnim szeregu id� funkcjonariusze GPU z nagantami, wi�c do ty�u ucieka� nie mog�, dlatego sowieci uciekaj� na boki, kryj�c si� za plecami koleg�w. Ju� nie ma rosyjskiej tyraliery. Na obu brzegach jezior czerniej� dwie kupy radzieckiego wojska. Gdyby Polacy mieli CKM-y, mogliby wyt�uc Moskali w ci�gu kilku minut. Ale nie maj�, bo wed�ug wszelkich przewidywa� natarcie mia�o nast�pi� dopiero wieczorem. Tak, wi�c win� za brak broni maszynowej ponosz� bolszewicy. W lewej grupie Moskali oficerowie pr�buj� podnie�� �o�nierzy do dalszego ataku, ale prawa strona ju� ucieka. Polacy krzycz� �Hura!� i przechodz� z marszu do biegu. Po kr�tkiej pogoni bolszewicy znikaj�. W�r�d Polak�w euforia. Wszyscy chc� opowiada� o swoich prze�yciach. Niestety brak s�uchaczy. �o�nierze tworz� grupy, a oficerowie szablami te grupy rozganiaj�. Wszyscy si� �miej�. W ko�cu pada komenda: - Padnij! Kopa� wn�ki. �o�nierze powoli zasypiaj�. Oficerowie krzycz�, kopi� w podeszwy, ale to nie daje �adnego rezultatu. Nadje�d�a konny ��cznik i informuje o sytuacji. Natarcie bolszewickie si� za�ama�o. Teraz nasze kontrnatarcie z flanki grozi bolszewikom odci�ciem i dlatego oni tak szybko uciekaj�. Trzeba natychmiast poderwa� wojsko i kontynuowa� pogo�, bo jak tylko bolszewicy si� od nas oderw�, to natychmiast si� okopi�. Pada komenda: - Powsta�, naprz�d marsz! Polacy id� pofa�dowan� ��k�, ograniczon� z lewej strony lasem. Las wchodzi zakosami w ��k�. Zza kolejnego zakosu odzywa si� rkm sowiecki. Ca�y polski batalion strzela do jednego gniazda zu�ywaj�c resztki amunicji. polscy oficerowie krzycz�: - Przerwa� ogie�! Jeden z obs�ugi erkaemu jest zabity drugi ranny. Dow�dca trzeciej kompanii, w kt�rej s�u�y Bolek wzywa go jako t�umacza. Po przes�uchaniu rannego �o�nierza zostaje on oddany pod opiek� Bolkowi. Za nast�pnym zakosem lasu stoi jedenastu bolsze- wik�w. Teraz Bolek prowadzi ju� dwunastu je�c�w. Pr�dko�� naszego natarcia spada do dw�ch kilometr�w na godzin�. Oficerowie zatrzymuj� tyraliery, a Bolek dostaje rozkaz odprowadzenia je�c�w do dow�dztwa pu�ku. Jest to �adnych par� kilometr�w, Bolek jest piekielnie zm�czony. Wreszcie po d�ugim, m�cz�cym marszu dociera do dow�dztwa pu�ku. Po chwili wchodzi do zabudowa� jakiego� folwarku, gdzie mie�ci si� sztab. Przez podw�rze przechodzi w�a�nie major Kalina oficer z dow�dztwa dywizji, kt�ry w jakich� sprawach znajduje si� teraz w sztabie pu�ku. Widzi Bolka prowadz�cego dwunastu je�c�w, podbiega do niego i pyta: - To ty sam wzi��e� wszystkich do niewoli? - Melduj� pos�usznie, �e oni sami si� pchali do niewoli. - Dobrze, dobrze nie b�d� taki skromny. Je�cy zostaj� odprowadzeni, a major Kalina zabiera Bolka na swoj� kwater�, aby ugo�ci� bohatera. Wprowadza go do izby, gdzie ca�ym wyposa�eniem jest stolik artyleryjski i ��ko majora. Bolka sadza przy stoliku, a sam wychodzi do s�siedniej izby, aby przygotowa� przyj�cie. Zapasy �rodk�w spo�ywczych, jakie posiada pan major sk�adaj� si� z jednej puszki sardynek, chleba sprzed trzech dni i resztek w�dki w butelce p�litrowej. Major przynosi to wszystko do pokoju, w kt�rym pozostawi� Bolka, ale pok�j jest pusty. Po d�u�szych poszukiwaniach okazuje si�, �e Bolek zasn�� i spad� z krzes�a na pod�og�. Zostaje przywo�any ordynans pana majora i we dw�ch przenosz� Bolka na ��ko. Nakrywaj� kocem i Bolek natychmiast zasypia. Po pi�ciu godzinach major go budzi. Bolek zrywa si� z ��ka staje na baczno�� i chce si� meldowa�, ale widzi, �e oczy majora robi� si� okr�g�e jak talary. Id�c za jego wzrokiem patrzy na poduszk�. Ca�a poduszka jest zakrwawiona. - Dlaczego baranie nie powiedzia�e�, �e jeste� ranny?. W moment p�niej zjawiaj� si� dwie sanitariuszki i banda�uj� Bolkowi g�ow� rozci�t� na d�ugo�ci pi�tnastu centymetr�w. Pewnie dosta� szabl� � my�li major. Po chwili Bolek solidnie obanda�owany siedzi przy stole. Major otwiera sardynki i zaczyna si� uczta. Z trzech os�b b�d�cych w izbie tylko Pan B�g wie, jak dosz�o do zranienia Bolka. A sprawa wygl�da�a zupe�nie prozaicznie. Bolek siedzia� przy stoliku artyleryjskim, kt�ry jest obity blach�, aby mo�na do niej r�wno przyklei� map� bia�kiem jaja kurzego. Blacha na bokach jest poodrywana. Kiedy Bolek zasn��, spadaj�c z krzes�a o t� blach� rozci�� sobie g�ow�. Po zako�czonej uczcie major m�wi: - Teraz musisz wraca� do kompanii, ale ju� moja g�owa w tym, �eby nagroda ci� nie min�a. Za godzin� rusza w�z z amunicj�, a wi�c do kompanii pojedziesz na tym wozie. Droga powrotna odbyta na wozie amunicyjnym trwa kr�tko. Na miejscu okazuje si�, �e bataliony s� w ca�kiem innym miejscu, ni� to, w kt�rym Bolek rozsta� si� z jednostk�. Polacy zalegaj� na brzegu lasu. Przed nimi szeroka ��ka. S�o�ce �wieci od strony Polak�w. Wed�ug raportu otrzymanego przez dow�dc� batalionu, w kt�rym s�u�y Bolek ci Moskale, kt�rzy uciekali niedawno przed naszym wojskiem po starciu mi�dzy jeziorami to tylko cz�� cofaj�cej si� armii bolszewickiej, a wi�c prawdopodobnie wojsko polskie znajduje si� miedzy dwoma formacjami cofaj�cych si� czerwonoarmist�w. Po nieca�ej godzinie przewidywania te sprawdzaj� si�. Na ��k� wchodz� tyraliery kozackie. Kozacy maszeruj� nie wprost na Polak�w zalegaj�cych brzeg lasu, lecz sko�nie do ich linii. Znajduj� si� w odleg�o�ci oko�o czterystu metr�w a s�o�ce �wieci im w oczy. Polacy k�ad� celny ogie� z broni strzeleckiej, bo innej nie maj�. Kozacy patrz�c pod s�o�ce nie widz� polskich stanowisk, wi�c nie odpowiadaj� ogniem tylko przy�pieszaj� kroku. Po chwili znikaj� z pola widzenia polskich �o�nierzy. Oficerowie ostrzegaj�, aby nikt nie wa�y� si� podnie�� oraz by zachowa� bezwzgl�dn� cisz�. Daleko na przedpolu w odleg�o�ci sze�ciuset metr�w przesuwaj� si� sylwetki ostatnich Kozak�w. Bolek i wszyscy inni �o�nierze dw�ch s�siaduj�cych ze sob� kompanii le�� dobrze ukryci w wysokim poszyciu le�nym. Czas mija, skowronki �piewaj�, nic si� nie dzieje. �o�nierze czuj� si� zupe�nie bezpiecznie. Sjesta trwa. Nagle w odleg�o�ci zaledwie trzydziestu metr�w wida� buty nast�pnej kozackiej tyraliery. Za pierwsz� posuwa si� druga. Te tyraliery, tak jak i poprzednie maszeruj� sko�nie do skraju polskiej obrony. Polacy le��c na ziemi widz� tylko buty kozackie, kt�re s� coraz bli�ej i bli�ej. Na szcz�cie dla Bolka wchodz� w las w miejscu gdzie zalega s�siednia kompania. S�ycha� krzyki, pojedyncze strza�y a p�niej wrzaski polskich �o�nierzy dobijanych bagnetami. �o�nierze z kompanii Bolka nie niepokojonej przez atakuj�cych kozak�w staraj� si� ukry� wr�cz pod ziemi�. Wydaje si� im, �e nawet bicie serca mo�e doj�� do uszu kozak�w. Ale tak oczywi�cie si� nie dzieje. Po chwili wszystko ucicha. Dow�dca kompanii Bolka podnosi swoich �o�nierzy i kieruje ich w miejsce gdzie przed chwil� rozegra�a si� tragedia. Sytuacja jest bardzo gro�na, w ka�dej chwili mo�na spodziewa� si� nadej�cia nast�pnych pododdzia��w sowieckich. Udziela si� pomocy rannym. Nie ma czasu na grzebanie zabitych. Kompania Bolka i niedobitki z s�siedniej kompanii wycofuj� si� w g��b lasu. Wojsko kryje si� w wysokich krzewach leszczyny, ale napi�cie po prze�ytej tragedii jest tak du�e, �e nikt nie �pi. Mijaj� minuty, ptaki zaczynaj� �piewa� a to informuje, �e w pobli�u nikogo nie ma. Mijaj� godziny, wreszcie zostaj� wys�ani obserwatorzy na brzeg lasu. Po chwili melduj�, �e wida� jakie� wojsko. Okazuje si�, �e to pierwsza kompania z ich batalionu, kt�ra zmyli�a kierunek i dopiero teraz dociera do dw�ch pozosta�ych. Batalion nie posiada �adnych informacji, ani o po�o�eniu wojsk nieprzyjaciela ani o pozycji w�asnej s�u�by ty��w a ��czno�� z kwatermistrzostwem pu�ku warunkuje prowadzenie wszelkich dzia�a� bojowych. Nagle w odleg�o�ci dw�ch kilometr�w pojawia si� polski konny ��cznik. Oficerowie strzelaj� z pistolet�w a�eby zwr�ci� uwag� ��cznika na siebie. ��cznik s�ysz�c wystrza�y przy�piesza biegu i po chwili znika z pola widzenia. Poniewa� nale�y przy- puszcza�, �e ��cznik po dostarczeniu meldunku b�dzie wraca� t� sam� drog�, a wi�c jedna kompania rozstawia si� w poprzek przewidywanej drogi powrotu ��cznika. Po up�ywie p� godziny rzeczywi�cie ��cznik wraca i zostaje zatrzymany. Po doprowadzeniu do zast�pcy dow�dcy batalionu wr�cza mu map�, a nast�pnie po nakre�leniu pozycji wojsk w�asnych przekazuje rozkaz:. �Wszystkie pododdzia�y, a wi�c tak�e wasz batalion ma szybkim marszem wyj�� na spodziewany kierunek odwrotu wojsk sowieckich grupy p�noc, rozwin�� si� w poprzek osi marszu i zablokowa� ten kierunek�. Batalion formuje kolumn� marszow� i marszem ubezpieczonym pokonuje szesna�cie kilometr�w. Po osi�gni�ciu nakazanej pozycji rozwija si� w poprzek spodziewanej osi marszu nieprzyjaciela i przechodzi do obrony. Oznacza to, �e ka�dy �o�nierz musi wykopa� wn�k strzelecki, zamaskowa� go i pozostawa� w pe�nej gotowo�ci bojowej. �o�nierze s� bardzo zm�czeni szybkim marszem. Na zm�czenie fizyczne nak�adaj� si� tragiczne wspomnienia niedawnego boju. Ponaglani ��agodnymi� s�owami dow�dc�w, z kt�rych co drugie s�owo zaczyna si� od litery �k� w ko�cu wykonuj� wn�ki i maskuj� si�. Niestety ostatnia cz�� rozkazu to jest zachowanie pe�nej gotowo�ci bojowej nie zostaje wykonana, o czym �wiadczy g�o�ne chrapanie. Dow�dcy biegaj� wzd�u� linii obrony. Kopi� �o�nierzy w podeszwy but�w. Przemawiaj� do nich najczulszymi s�owami. Niekt�rzy strzelcy odpowiadaj� nawet �tak jest, wedle rozkazu� i �pi� dalej. Sytuacja jest bardzo gro�na. bo wojska sowieckie wycofuj� si� niezwykle szybkimi marszami. B�j mo�e si� rozpocz�� w ka�dej chwili. Zast�pca dow�dcy batalionu wzywa dow�dc�w kompanii na narad� i od razu rzeczowo bez zb�dnych wst�p�w zaczyna. - Jak panowie wiecie, ju� w XV wieku specjali�ci od taktyki zauwa�yli, �e ka�dy cz�owiek, a wi�c tak�e oficer ma oczy umieszczone z przodu. Z tego powodu dow�dca pododdzia�u, aby m�g� nim skutecznie dowodzi� musi si� znajdowa� z ty�u. W tej chwili musimy ubezpieczy� batalion przez wysuni�cie do przodu obserwator�w. Tych naszych �pi�cych sus��w nie ma sensu wysy�a� do przodu, bo b�d� spali tam tak samo dobrze jak �pi� tutaj. W tej sytuacji zmuszony jestem z�ama� poprzednio wymienion� zasad�. Musimy, panowie, sami ubezpieczy� nasze wojsko. Jest nas czterech, dw�ch niech p�jdzie dwa kilometry do przodu, ja zabezpiecz� lew� flank�, a dow�dca trzec