5400
Szczegóły |
Tytuł |
5400 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5400 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5400 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5400 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRZEJ DWOJGA IMION
STANIS�AW PRZEPIE�DZIECKI HERBU PCH�A
RUDA W B��KITNYM POLU
SZKO�A �YCIA
TOM I
Pracuj� w firmie kt�ra, polskimi metodami matematycznymi, w oparciu o
technik� komputerow� analizuje preferencje polskiego rynku lektorskiego i w
oparciu o ten ogromny materia� informatyczny zgromadzony w Tokyo, analizuje
teksty beletrystyczne zg�oszone do druku. Postanowi�em zrobi� przeciwnie:
napisa� tekst spe�niaj�cy w stopniu maksymalnym wymogi polskich
czytelnik�w. Co z tego wynik�o wida� poni�ej.
Autor i jego PC
Od Autora
Czas p�ynie. Czasu up�ywanie to dla nas ludzi przede
wszystkim odchodzenie tych, kt�rzy ju� do ko�ca odbyli sw�
podr� przez �ycie.
Cz�owiek to nie komputer, kt�ry opr�cz pami�ci ulotnej ma
pami�� trwa��. Wystarczy sze�ciominutowe wy��czenie
dop�ywu tlenu do naszego m�zgu aby zniszczy� bezpowrotnie
jego zasoby.
Patrz�c w rozgwie�d�ony firmament widzimy go takim
jakim by� przed milionami lat, ale nie mo�emy zobaczy� jego
tera�niejszo�ci.
Czas p�ynie. Czasu up�ywanie to tak�e zmiany w
spo�ecze�stwie. Ka�dy z nas rozpoczynaj�c sw� podr� przez
�ycie wpada jak kropla deszczu do ju� istniej�cej i p�yn�cej z
du�� pr�dko�ci� rzeki czasu. Nasza tera�niejszo��, to tylko
moment oddzielaj�cy przesz�o�� od przysz�o�ci. Gdyby�my
mogli spojrze� w nasz� ludzk� przesz�o�� tak �atwo jak w
przesz�o�� gwiazd, to okaza�oby si�, �e wiele zdarze� i
uk�ad�w na przestrzeni sze�ciu tysi�cy lat ludzkiej cywilizacji
wielokrotnie si� powtarza�o. Dysponuj�c t� wiedz�
mogliby�my sensownie kreowa� swoj� w�asn� przysz�o��,
unikaj�c wielu niepowodze�.
Niestety ta wiedza o rzeczywistym, indywidualnym �yciu
cz�owieka i o zasadach sensownego dzia�ania zawarta jest w
bardzo m�drych dysertacjach naukowych, kt�re le�� na
zakurzonych p�kach bibliotek i nikt ich nie czyta.
Autorzy tekst�w popularnych unikaj� tak prozaicznych
temat�w jak te proste zasady, przes�dzaj�ce o skutecznej
realizacji naszych zamierze�. Postanowi�em wi�c opowiedzie�
histori� prawdziw�, opisuj�c� zdarzenia rzeczywiste, kt�rych
analiza mo�e si� przyda� moim Rodakom w obecnych tak
trudnych czasach.
Poniewa� wielu bohater�w tej opowie�ci to ludzie jeszcze
�yj�cy, wi�c aby nie obarcza� ich k�opotami a prokurator�w
robot�, wszystkie dane personalne, finansowe i topograficzne
zosta�y zast�pione fikcyjnymi.
Rozdzia� I � Bojda
Nasz bohater Sta� Tar�owski urodzi� si� w 1921 roku, a
poniewa� wed�ug Leibniza, tw�rcy katolickiego optymizmu,
ka�de zdarzenie zawiera w sobie zamys� bo�y, a ka�dy skutek
swoj� przyczyn�, wi�c i narodziny naszego ch�opca musia�y
by� spowodowane wa�kimi przyczynami. By wyja�ni� je
cofniemy si� o kilkadziesi�t lat, wi�c a� o trzy pokolenia.
Dziadek Stasia, po kt�rym odziedziczy� on imi�, pochodzi�
ze zubo�a�ej szlachty. Mieszka� we Lwowie, przy ulicy
Ulman�w 6 i pe�ni� zaszczytn� funkcj� urz�dnika ziemskiego.
W tamtych dawnych czasach nie by�o naukowych metod
planowania rodziny, w wyniku czego g�owa rodu dorobi�a si�
w pocie czo�a sze�ciorga dzieci. Trzecim z kolei dzieckiem by�
Boles�aw, przysz�y ojciec naszego bohatera. On to w
dzieci�stwie nie potrafi� wypowiedzie� swojego imienia.
M�wi� �Bojda� i tak ju� zosta�o. Bolek w szkole powszechnej
nie nale�a� bynajmniej do prymus�w. Program trzeciej klasy
tak mu si� spodoba�, �e studiowa� go przez dwa kolejne lata.
Po uko�czeniu pierwszego szczebla o�wiatowego poszed�
w �lady starszego brata Kazimierza i zosta� oddany do
Kolegium Jezuickiego w �ydaczowie. Ojcowie Jezuici
stosowali specyficzne metody stymulowania ch�opc�w do
nauki i szafowali nimi szczodrze zar�wno w czasie lekcji, jak i
podczas co sobotnich rozlicze�. Dzi�ki temu Bolek przechodzi�
z klasy do klasy.
W�a�nie widzimy go, jak w pierwszy dzie� wakacji 1914
roku wraca razem ze swoim bratem poci�giem z �ydaczowa do
Lwowa. Pojazd sunie przez pi�kn� Glicj�. Ziemia tu jest marna
a wi�c p�l uprawnych nie wiele. Za to wok� wiele stromych
wzg�rz pokrytych krzewami, jar�w, przepastnych w�woz�w i
rw�cych strumieni.
Archeologiczne �wiadectwa zasiedlenia tej krainy pochodz�
sprzed 2500 lat. Skolonizowana zosta�a za panowania
Kazimierza Wielkiego, ale jeszcze przed narodzinami
Chrystusa ci�gn�y t�dy barwne karawany kupieckie. Tym
szlakiem przechodzi�y wyprawy Celt�w z zachodu i Scyt�w ze
wschodu. W 981 roku tereny te zaj�� W�odzimierz I, a po nim
przej�� je Boles�aw Chrobry. Co intryguj�ce, w XIII wieku
ci�gn�y przez Galicj� traktami handlowymi hordy tatarskie. W
stromych zboczach jest wiele wej�� do podziemnych tuneli.
Legenda g�osi, i� t�dy uciekali Rusini przed Tatarami. Ale jest
to tylko legenda, Tatarzy bowiem nie posiadali piechoty, a
konnica nie mog�a dzia�a� w tak g�rskim i lesistym terenie.
Pierwsi osadnicy, kt�rych potomkowie przetrwali do dzi�,
to ludzie z Wo�oszy, zamieszkuj�cy pierwotnie P�wysep
Ba�ka�ski. Dlatego do czas�w obecnych prze- trwa�y elementy
ba�ka�skiego zdobnictwa w galicyjsko-huculskim folklorze.
Nieurodzajna gleba, w konsekwencji sprzyjaj�ca powstawaniu
nieu�ytk�w oraz skaliste zbocza wzg�rz spowodowa�y, i�
kraina ta by�a niezbyt ch�tnie zasiedlana, co nie znaczy wcale,
�e jej dziki charakter nie wzbudza� po��dania i iskry zachwytu
w oczach ludzi znaj�cych inne, �atwiejsze sposoby
zarobkowania ni� praca na roli.
Ch�opcy wracaj� po dziesi�ciomiesi�cznym pobycie u
Ojc�w Jezuit�w. Na mijanych stacjach mn�stwo pi�knych
kobiet. Tam u Jezuit�w jedyne kobiety, na kt�re mo�na by�o
popatrze�, to �wi�te na obrazach w ko�ciele. W tej sytuacji
ka�da dziewczyna mi�dzy si�dmym a siedemdziesi�tym
rokiem �ycia jawi si� w ich �wiadomo�ci jako bajkowa
kr�lewna.
Wreszcie Lw�w. Jeszcze kr�tka jazda tramwajem,
oczywi�cie bez biletu i ju� obaj biegn� ulic� Ulman�w.
Wbiegaj� na podw�rze. W pobli�u studni c�rka s�siada
g��boko pochylona przesiewa przez sito jak�� kasz�.
- Cze�� Rachela! � krzyczy Kazik.
Bolek postanawia bardziej przyja�nie powita� Rachel� i
szczypie j� w wypi�ty ty�ek.
- Bucy szajgec! � drze si� Rachela i wali Bolka sitem po
g�owie. Pi�knie wyczyszczony, granatowy mundur ca�y
obsypany jest plewami.
- Meszygene freia! � rewan�uje si� Bolek.
Ch�opcy wchodz� do mieszkania. W salonie znajduje si�
mama. Zaczyna si� �ciskanie i ca�owanie. Schodami zbiegaj�
dwie siostry. Wrzask jest coraz wi�kszy. Wszyscy m�wi� a nikt
nie s�ucha. Nastr�j rado�ci udziela si� wszystkim zebranym.
Nagle ha�as si� urywa. Do pokoju wkroczy� ojciec...
- Dzie� dobry tatusiu!
- Poka�cie cenzury.
Ch�opcy wyci�gaj� z tornistr�w �wiadectwa. Pan Stanis�aw
nak�ada na nos cwikier i powoli, dok�adnie zaczyna studiowa�
podane mu dokumenty. Wreszcie, tym samym, surowym tonem
m�wi:
- Batiary jedne! Sta� was tylko na stopnie dostateczne?! Ju�
ja z wami porozmawiam.
Ton jest gro�ny, jednak wszyscy doskonale wiedz�, �e pan
Stanis�aw jest w si�dmym niebie. Znowu obaj ch�opcy przeszli
do nast�pnej klasy. Powraca ciep�a, rodzinna atmosfera. Ojciec
sadowi si� za sto�em i m�wi:
- Jutro jest niedziela, wi�c pojedziemy do Janowa odwiedzi�
wujostwo.
Jan�w to ma�a mie�cina o godzin� drogi kolej� od Lwowa.
Le�y on nad cudownym stawem. Na jego brzegu wznosi si�
g�ra zwana Kr�lewsk�. Tam w swoim czasie ucztowa� kr�l Jan
Kazimierz. W Janowie mieszkaj� pa�stwo Krukowscy.
Tar�owscy jad� kolej�. Lokomotywa sypie iskrami i rozwija
niebagateln� szybko�� 40 kilometr�w na godzin�. Wreszcie
upragniony Jan�w. Ca�a rodzina wysiada. Przed stacj� stoj�
dwie bryczki. Tar�owscy �aduj� si� do nich i po niespe�na
dziesi�ciu minutach witaj� si� z rodzin� Krukowskich w ich
domu.
Tadeusz Krukowski przez d�ugie lata pracowa� jako rz�dca
w maj�tkach hrabiego �osia. Obecnie mieszka w Janowie i
pe�ni funkcj� urz�dnika s�dowego. Z lud�mi z folwarku
utrzymuje bliskie kontakty.
Po zjedzeniu drugiego �niadania ca�e towarzystwo jedzie do
maj�tku ziemskiego. Dla m�odych Tar�owskich, wychowanych
w mie�cie, pobyt na wsi to przys�owiowy raj na ziemi. Ju� na
miejscu zaproszono doros�ych do sali recepcyjnej. Jest to
dawny poklasztorny reflektarz. Tu odbywaj� si� powa�ne
rozmowy, g��wnie na tematy stricte polityczne. Domoro�li
politycy za�arcie dyskutuj�, pal� cygara, rozmawiaj� z
damami. Panie w swoim gronie rozwa�aj� sprawy przyziemne.
W ten oto spos�b towarzystwo sp�dza czas w oczekiwaniu na
niedzielny wyjazd do ko�cio�a na sum�.
M�odzi Tar�owscy szalej� po ca�ym folwarku. W�a�nie
wyci�gn�li z wozowni furk�. Jest to miniatura ch�opskiego
wozu drabiniastego. Bolek wsiad� do pojazdu, a Kazik je�dzi
po ca�y podw�rku. Po chwili nast�puje zmiana r�l i zabawa
trwa dalej. W�a�nie podjechali pod ganek. Na nim czekaj� na
wyjazd do ko�cio�a m�ode latoro�le Krukowskich. S� ubrane w
pi�kne sukienki o pastelowych kolorach, kt�re zosta�y uszyte z
kretonu we Lwowie.
- Siadajcie dziewczyny na furk�, to was przewieziemy! �
krzyczy Bolek.
- Nie mo�emy siada�, bo pobrudzimy nasze pi�kne sukienki
� odpowiada Hania, najstarsza z nich.
- Nie musicie siada� � t�umaczy Bolek. Przykucniecie na
furce i b�dziecie r�koma trzyma�y si� drabinek.
Hania i �rednia Jadzia decyduj� si� na t� przeja�d�k�.
Wskakuj� na w�z. Ch�opcy staj� przy dyszlu. W�a�nie co�
Bolkowi wpad�o do oka, wi�c mrugn��. Kazik tylko u�miechn��
si� pod nosem. Ruszyli naprz�d. Najpierw powolutku,
ostro�nie, p�niej troszk� pr�dzej. Objechali ca�e podw�rze.
Dotarli do stajni i obory. Tam, na ko�cu, na w�skim przej�ciu,
mi�dzy drzwiami obory a do�em, gdzie zbiera�y si� produkty
przemiany materii poczciwych producentek mleka, furka
wykona�a ostry wira� i obie dziewczyny ju� si� k�pi� po pas w
gnojowicy. Po tym zdarzeniu starszy Kazik poczu� wielk�
ochot� zwiedzenia okolicznych p�l i las�w, a Bolek zosta� na
miejscu. W dziesi�� minut p�niej pan Stanis�aw Tar�owski
dowiedzia� si� o haniebnych wyczynach syn�w i powiedzia� do
m�odszego z nich stanowczo.
- Bojda, musimy porozmawia�.
Ojciec zaprowadzi� syna do drewutni. Tutaj z�apa� jedn� r�k�
za ucho ch�opca, a drug� za koniec s�katego kija. Na tym
najgorszym ze �wiat�w wed�ug Voltaire�a, ka�dy kij ma dwa
ko�ce, wi�c pan Stanis�aw zacz�� rytmicznie przyk�ada� drugi
koniec lagi do cielesnej pow�oki Bolka w tym miejscu, w
kt�rym plecy sw� szlachetn� nazw� trac�. Egzekucja trwa�a
do�� d�ugo. Od tego dnia Bolek naby� dziwnych
przyzwyczaje�. Jada� na stoj�co, a sypia� na brzuchu. A kiedy
tydzie� zacz�� chyli� si� ku ko�cowi, w domu przy ulicy
Ulman�w 6 rozleg� si� gro�ny g�os ojca.
- Bojda, do gabinetu!
Bolek obawia� si�, �e tatu� zechce kontynuowa� tak mi�o
rozpocz�t� w drewutni rozmow�. W zwi�zku z tym do gabinetu
wszed� nie sam, lecz z dusz� na ramieniu. Ojciec powiedzia�
stanowczo.
- Dzisiaj jest sobota.
- Tak jest, tatusiu!
- A wi�c jutro b�dzie niedziela...
- Tak tatusiu.
- Przesta� z tym: tak, tak i s�uchaj, co si� do ciebie m�wi.
Jutro pojedziesz do Janowa i przeprosisz tam wszystkich za
to, co�cie z tym drugim batiarem uczynili.
Dusza Bolka zacz�a si� przemieszcza� na swoje normalne
miejsce. Przewidywania ludzkie nie zawsze si� sprawdzaj�.
Jednak tym razem by�o wszystko zgodne z sugestiami ojca. Na
drugi dzie� rzeczywi�cie by�a niedziela i Bolek pojecha� do
Janowa.
Po kr�tkiej podr�y poci�giem, a nast�pnie
kilkuminutowym marszu pieszym, ch�opiec ju� wbiega na
podw�rze pa�stwa Krukowskich. Przed wej�ciem do domu stoi
bryczka. Na niej figluj� dwie m�odsze latoro�le Krukowskich.
- Cze�� smarkule! � wo�a Bolek.
- Dzie� dobry doros�emu panu! � odpowiadaj� uni�enie
dziewczynki, a Jadwiga
dodatkowo pyta:
- A jak tam ty�ek? Boli jeszcze?
Bolek ju� wbiega do domu. W salonie siedzi ciocia Lina
- Dzie� dobry ciociu! Ja bardzo przepraszam za to, co si�
sta�o...
- G�upstwo � m�wi ciocia. - M�odym ludziom diabe�ek
zawsze podszeptuje co� niem�drego.
Do salonu wkracza wujek Tadeusz. Jest ubrany w czarny
tu�urek i wystrojony jak na pogrzeb.
- Dzie� dobry wujku!. Przyjecha�em, �eby przeprosi� za to,
co si� sta�o.
- G�upstwo, nie ma o czym m�wi�. Ju� zapomnieli�my o
tym. Niestety musimy jecha� na sum� do ko�cio�a, ale zosta�.
Na obiad b�dzie pieczony indyk.
- Tak jest wujku, zostan�!
Wujostwo wychodz�. S�ycha� skrzypienie resor�w bryczki
i oddalaj�cy si� tupot ko�ski. Po chwili u s�siad�w pieje kogut.
Bolek ju� tego nie s�yszy. Jest poch�oni�ty rozwi�zywaniem
trudnych oblicze� matematycznych. Policzy� raz, sprawdzi�,
policzy� drugi raz i wynik jest ten sam. No, bo wujostwo maj�
trzy c�rki, a do ko�cio�a pojecha�y dwie, a wi�c w czelu�ciach
przepastnego domu znajdowa� musi si� najstarsza i
naj�adniejsza Hania. Bolkowi jeszcze brz�cz� w uszach s�owa
ojca: �Przepro� tam wszystkich!�. Ch�opak wbiega po
schodach na poddasze, naciska klamk� i otwiera drzwi do
pokoju dziewczyny, jednak orientuje si�, �e pope�nia wielki
nietakt. Z powrotem zamyka drzwi i grzecznie puka.
- Wejd�, wejd�! � wo�a Hania.
Bolek wchodzi. Dziewczyn� rano bola�a g�owa, wi�c dla
tego nie pojecha�a ze wszystkimi do ko�cio�a. Teraz stoi przy
oknie w szaro srebrzystym szlafroczku. Bolek podchodzi do
niej i od razu przyst�puje do przeprosin. Przeprosi� raz...,
przeprosi� drugi raz. Trzecie przeprosiny wypad�y na
wysoko�ci szyi. Teraz rozchyli� po�y szlafroczka i po kolei
przeprosi� obie okr�g�o�ci. Z Hani� dzieje si� co� dziwnego.
Bolek spojrza� na twarz dziewczyny. Oczy ma wp�
przymkni�te. Ka�dy baran by si� zorientowa�, �e jest
zm�czona. Bolek wzi�� j� na r�ce i po�o�y� na ��ku. Sam
poczu� te� ogromne zm�czenie. Chcia� s� po�o�y� obok Hani,
ale na panie�skim, do�� w�skim ��ku, by�o to niemo�liwe.
Zacz��, wi�c w miar� mo�liwo�ci odpoczywa� aktywnie. A
kiedy sko�czy�, �wiat uleg� drastycznej zmianie. �ciany si�
zaokr�gli�y i podesz�y bli�ej ��ka. Meble straci�y swoje ostre,
wyraziste kontury. Wok� panowa�a cisza, z daleka s�ycha�
by�o pianie koguta.
Bolek czu� w skroniach silne t�tno swego pulsu. W pokoju
panowa�a cisza. S�ycha� by�o dok�adnie oddech �pi�cej Hani.
Po chwili zrobi�o si� szaro, a p�niej ciemno. Nagle, przez
m�zg Bolka przebieg�a parali�uj�ca my�l. On tutaj za�nie i w
takim stanie zastanie go wujostwo.
Wsta� z ��ka, zapi�� mundur szkolny, po cichu wyszed� z
pokoju. Zszed� po schodach na d�, ale zamiast przez podw�rko
uda� si� na rynek i stamt�d najkr�tsz� drog� p�j�� na stacj�,
boj�c si� spotkania z wujostwem, wybra� kierunek przeciwny.
Przeszed� przez ogr�d kwiatowy, dum� pana Tadeusza,
nast�pnie przez warzywnik i wyszed� na cich� uliczk�.
Przeszed� przez obej�cie s�siad�w Wandycz�w i znalaz� si�
nad stawem. Wszystko dooko�a by�o inne ni� zawsze, i
piaszczysto�� �cie�ki, i przejrzysto�� powietrza. Przy k�adce
uwi�zana by�a ��dka, w niej siedzia�o dw�ch ch�opc�w. Jeden z
nich gra� na flecie, a drugi �piewa� surowym, ale pi�knym
tenorem: �poci�uj mene jeszczo, poci�uj ostatnyj raz�.
Wszystkie te normalne zjawiska by�y odbierane przez Bolka w
jaki� inny, szczeg�lnie pi�kny spos�b. Nie orientowa� si� w
tym, �e ka�dy m�ody ch�opak, po pierwszym kontakcie z
kobiet� w ten oto spos�b celebruje sw� pozorn� doros�o��.
Na stacji trzeba by�o czeka� p� godziny na odjazd poci�g.
Do Bolka podesz�o dw�ch �yd�w.
- Ny, mo�e jak�� robot� ma pan dla nas? My mo�emy
wszystko. My mo�emy zanie�� list, mo�emy za�atwi� spraw�,
w s�dzie nawet mo�emy �wiadczy�...
- Mam dla was w kieszeni dwa ku�aki.
�ydzi si� zabrali. Bolek spaceruje po peronie. Wok� roztacza
si� senna Galicja. Zbli�a� si� koniec czerwca.
Nikt nie przypuszcza�, �e za par� dni, w dalekim Sarajewie
nast�pca tronu najwi�kszej pot�gi �wiata, Monarchii Austro-
W�gierskiej wraz ze swoj� ma��onk� przenios� si� na �ono
Abrahama.
Wreszcie na stacj� przyjecha� poci�g z Jaworowa. Bolek
wsiad� do niego i ju� po godzinie biegnie po ulicach Lwowa.
Wpada p�dem na podw�rze, przy ulicy Ulman�w 6. Jego
rodzice w�a�nie wychodz� na spacer.
- By�e� w Janowie?
- By�em.
- I przeprosi�e� tam wszystkich?
- Tak tatusiu, przeprosi�em.
- No, a co nowego u wujostwa?
- Jak dotychczas nic nowego - powiedzia� w z�� godzin�
Bolek.
Wreszcie nadszed� 28 czerwca. W Sarajewie hukn�y
strza�y, a w Galicji wszyscy domoro�li politycy pocz�li snu�
rozwa�ania o tym, co im przyniesie przysz�o��. Nastroje s�
oczywi�cie wspania�e. Wszyscy s� bowiem obywatelami
najpot�niejszego �wcze�nie mocarstwa �wiata. Dom
Habsburg�w sprawowa� swe rz�dy od Budapesztu, poprzez
Wiede�, Niderlandy, Hiszpani�, a� po ba�niowy Meksyk.
Pot�ga Austro-W�gier jest ogromna. Je�li b�dzie wojna to taka
jak wszystkie dotychczasowe. Austria oczywi�cie zwyci�y, co
poci�gnie za sob� awanse, podwy�ki pensji i wiele innych
ca�kiem przyjemnych nast�pstw.
Jest 23 lipca. Austria kieruje ultimatum do Serbii, 25-go
zostaj� zerwane stosunki dyplomatyczne, a trzy dni p�niej
wybucha wojna mi�dzy Austri� a Serbi�. Mi�dzy 1 a 4 sierpnia
wszystkie pa�stwa wszystkim pa�stwom wok� wypowiadaj�
wojn�. Wojna ci�gle jeszcze mo�e si� ograniczy� do jednego,
wschodniego teatru walki. Przekszta�cenie tej kampanii w
czteroletnie zmagania ca�ego �wczesnego �wiata, w kataklizm,
kt�rego ofiarami b�dzie wiele milion�w istnie� ludzkich, a
trzykrotnie wi�cej stanie si� do�ywotnimi kalekami, zosta�o
zadecydowane w batalii, jaka rozpocz�a si� jeszcze przed 28
lipca, a wi�c zanim jeszcze pad�y pierwsze strza�y na froncie
serbskim. Bitwa przes�dzaj�ca o �wiatowym charakterze
konfliktu zosta�a stoczona na froncie francusko -angielskim.
A by�o to tak...
W 1870 roku Francja przegra�a wojn� z Prusami. Chc�c si�
na przysz�o�� zabezpieczy� zawar�a szereg sojuszy.
Najwa�niejszy by� pakt francusko-rosyjski.
Niemcy ju� od 1874 roku szykuj� si� do kolejnej wojny.
Der Nachrichtendienst wysy�a mn�stwo swoich agent�w do
Francji. Agenci ze znan� niemieck� solidno�ci� penetruj�
francuskie mo�liwo�ci pod wzgl�dem militarnym. Dzi�ki tej
mr�wczej pracy wywiadowczej, szef sztabu niemieckiego
genera� Helmut von Moltke opracowuje szczeg�owy plan
strategiczny przysz�ej wojny. Jest on wielokrotnie
unowocze�niany i w roku 1914 mamy do czynienia z wersj� 13
B. Wersje te ma�o si� mi�dzy sob� r�ni�. Zasadnicza idea
pozostaje ta sama. Nale�y energicznie uderzy� na zach�d, ku
Francji, stosuj�c na wschodnim froncie jedynie obron�
pozycyjn�. Po szybkim pokonaniu Francji wszystkie si�y maj�
by� skierowane na wsch�d, gdzie w kolejnych bitwach z Rosj�
Carsk� wymuszony zostanie pok�j, warunkuj�cy Niemcom
dwie istotne kwestie: swobodny dost�p kapita�u niemieckiego
do Rosji i wycofanie si� jej ze wszystkich dzia�a� na Bliskim
Wschodzie. Takie skromne ustalenia, w pe�ni
satysfakcjonowa�y Niemc�w. Francuzi oczywi�cie te� nie
zasypiaj� gruszek w popiele. W Deuxi�me Bureau, przy ulicy
Saint Dominique 14 przyj�to jednak zupe�nie inn� taktyk�.
Ch�opcy od �w. Dominiki nie lubi� bawi� si� w tak� �mudn�
robot�, jak to robi� Niemcy u nich. Oni po prostu zainstalowali
kilka wtyczek w Generalnym Sztabie niemieckim i za ci�kie
pieni�dze kupuj� ka�d� now� wersj� planu
�Schlieffen-Moltke�. Znaj�c szczeg�owo plany niemieckie
orientuj� si� doskonale, �e warunkiem koniecznym spe�nienia
tych marze� jest b�yskawiczna wojna na froncie zachodnim.
Jak bowiem jasno wynika z plan�w niemieckich, pa�stwa
centralne nie mog� sobie pozwoli� na zbyt d�ugie odk�adanie
ofensywy na wschodzie. Wersja b�yskawicznej wojny na
zachodzie jest mo�liwa tylko wtenczas, gdy jedynym
przeciwnikiem b�dzie Francja. Francuzi znaj� niemieckie plany
od lat, ale przez wrodzon� skromno�� nie informuj� o tym
Anglik�w.
Kiedy jednak s�owo staje si� cia�em, to jest 28 lipca 1914
roku, delegacja Ministerstwa Spraw Zagranicznych Francji
pakuje do teczki prezent dla Anglik�w i jedzie do Londynu.
Tam, po kr�tkich rozmowach we francuskiej ambasadzie
dochodzi do spotkania z Anglikami w Foreign Office. Francuzi
prezentuj� sojusznikom dok�adne kopie planu �Schlieffen �
Moltke nr 12�. Nast�pnie t�umacz�, �e wystarczy �eby Anglia
opowiedzia�a si� po stronie francuskiej i zasymulowa�a
przerzut korpusu ekspe- dycyjnego przez kana�, a Niemcy w
og�le na zach�d nie uderz�. Wynika to jasno z postanowie�
przed�o�onego planu.
Anglicy zachwyceni, gratuluj� Francuzom �wietnej roboty
wywiadowczej. Poklepuj� ich po plecach, wznosz� toasty i na
tym si� ko�czy. Francuzi po raz kolejny t�umacz�, �e potrzebna
jest natychmiastowa reakcja Anglii, bo wojna mo�e wybuchn��
lada dzie�. Anglicy m�wi�: �ale� tak�, �jak najbardziej�,
�oczywi�cie� i nic nie robi�. Francuzi pertraktuj� ju� z pozycji
�na kolanach�, a Anglicy ci�gle zapewniaj� ich o niez�omnym
sojuszu.
Francuzi powt�rnie t�umacz�, �e wojna mo�e wybuchn�� w
ka�dej chwili, a Anglicy znowu swoje.
- No to dlaczego nic nie robicie � pytaj� Francuzi
- Jak to nic nie robimy ? Przecie� wszystko jest jasne. My
si� ze wszystkim zgadzamy. Teraz tylko parlament to
przyjmie , kr�l podpisze i za�atwione.
Problem polega na tym, �e Francuzi w tej swojej
dyplomacji pope�niaj� ogromny b��d. Ograniczenie wojny do
jednego frontu, to jest wschodniego stanowi dla nich optymalne
rozwi�zanie. Francja, nie b�d�c niepokojona na w�asnym
terenie zmaganiami wojennymi, przestawi ca�y sw�j przemys�
na produkcj� zbrojeniow� i b�dzie pomaga� Carskiej Rosji.
Taka kilkuletnia pomoc zapewni Francji dobrobyt na wiele
kolejnych pokole�. Tak wygl�da optymalna wersja dla Francji.
Ale nie dla Anglii. Anglicy s� w istotny spos�b zainteresowani
zniszczeniem pot�gi pruskiej. Jednak�e dla nich sojusz z
Francj� oznacza sprzymierzenie w walce z Niemcami na
francuskiej ziemi. To Francja przecie� od lat za�mieca ca��
Afryk� P�nocn� swymi marnymi, ale niezwykle tanimi
wyrobami. Indochiny s� zalewane produktami francuskiego
przemys�u, a st�d tylko krok do per�y korony brytyjskiej, a
mianowicie do Indii. Kapita� francuski penetruje kraje Ameryki
�rodkowej i �aci�skiej rozpoczynaj�c od newralgicznego
punktu, jakim jest Panama. Wojna ograniczona jedynie do
wschodniego teatru walk spowoduje, �e w jej wyniku Francja,
b�d�ca mocarstwem, przerodzi si� w supermocarstwo. Do tego
Anglicy dopu�ci� nie mog�, a wi�c spokojnie s�uchaj�
francuskich wywod�w i czekaj�.
W tej bitwie nie bierze udzia�u wojsko, nie hucz� armaty, a
rozmowy tocz� si� w dobrze strze�onych zacisznych
gabinetach. Na zewn�trz wi�c nie s�ycha� nawet szeptu.
Niemcy ws�uchuj� si� w t� londy�sk� cisz�. Dla niemieckiego
ucha brzmi ona, jak najpi�kniejsza muzyka Wagnera, ale to nie
�Z�oto Renu�, lecz raczej mg�a leniwej Tamizy wr�y
Niemcom spe�nienie ich marze�. Nie mog� oni inaczej
odczyta� angielskiego milczenia, jak tylko jako zupe�ny
desint�ressment w stosunku do spraw kontynentu. W ko�cu po
dok�adnym, precyzyjnym rozwa�eniu sprawy, b�d�c
ca�kowicie pewni angielskiej neutralno�ci, Prusy uderzaj�
poprzez Luksemburg i Belgi� na Francj�. Dochodzi do walki.
Jest mn�stwo trup�w i rannych. Propaganda po obu stronach
podgrzewa atmosfer�.
� No � m�wi� Anglicy - teraz to ju� na pewno nikt nie
wycofa si� z walki� i natychmiast wypowiadaj� Prusom wojn�,
mimo braku zobowi�za� formalnych wzgl�dem pa�stw
sprzymierzonych. Niemcy ju� teraz rozumiej�, �e �zostali
wpuszczeni w maliny�, ale na odwr�t jest ju� za p�no. Chc�c
ratowa� plan strategiczny i pokona� swego zachodniego
przeciwnika musz� maksymalnie nasili� dzia�ania przeciwko
Francji. To uniemo�liwia wsparcie wojsk austriackich.
Rosjanie uzyskuj� chwilow� przewag�. Austriacy dostaj� lanie
i trzeciego wrze�nia wojska carskie zajmuj� Lw�w.
Jak wiadomo fortuna ko�em si� toczy. Po kilku miesi�cach
sytuacja na frontach zmienia si�. 2 maja 1915 roku rusza
ofensywa pa�stw centralnych. W po�owie czerwca wojska
austriackie podchodz� pod Lw�w.
W domu przy ulicy Ulman�w 6 pan Stanis�aw Tar�owski
za�o�y� r�ce do ty�u i spaceruje powoli, przemierzaj�c
kilkakrotnie d�ugo�� gabinetu. Przechadzka ta trwa ju� d�u�sz�
chwil�, co �wiadczy o g��bokim rozwa�aniu wa�kich
problem�w. W ko�cu pan Stanis�aw podchodzi do drzwi,
otwiera je i wo�a.
- Kazik, Bojda do mnie!
Ch�opcy wchodz� do gabinetu. Ojciec ponownie zaczyna
sw�j spacer. Po chwili zatrzymuje si� i m�wi.
- Jak Austriacy uciekali to, na szcz�cie jeszcze nie
podlegali�cie poborowi, ale obecnie b�dzie gorzej. Je�li oni
zn�w tu przyjd�, to Kazik rozpocznie zaszczytn� s�u�b� w
cesarsko-kr�lewskiej armii. Tobie Bojda grozi to samo za
par� miesi�cy. Zupe�nie wystarczy, �e najstarszy brat Mietek,
nie wiadomo po co, szuka guza na froncie. We�miecie ca��
tward� got�wk�, jaka jest w tej chwili w domu i wycofacie si�
razem z Rosjanami.
W dzie� deszczowy i ponury na stacji Persenk�wka w
brudnym towarowym wagonie na stercie �o�nierskich
plecak�w, siedzi Kazik, ko�o niego le�y Bolek. Tym eszelonem
ewakuuje si� pu�k kozak�w. Dla niezbyt zorientowanych w
militariach wyja�niamy, �e kozacy to nie okre�lenie
narodowo�ci, ale broni, kt�ra odpowiada w wojsku polskim,
lekkiej kawalerii. Kozacy bardzo serdecznie przyj�li ch�opc�w,
nakarmili ich groch�wk� i usadowili na swoich baga�ach.
Teraz �o�nierze siedz� w dole na pod�odze i �piewaj� na kilka
g�os�w dumk� o Jermaku.
Bolek zamkn�� oczy, a pod czaszk� k��bi� mu si� tabuny
my�li. Jest mu ogromnie smutno, bo przecie� zostawia nie
wiadomo na jak d�ugo wszystkich bliskich i miasto, w kt�rym
up�yn�o jego dzieci�stwo. Z drugiej strony dla m�odego
ch�opca taka podr� w nieznane to szczyt marze�. Bolek
wyobra�a sobie mn�stwo zdarze�, kt�re mog� go spotka� w tej
podr�y. Oczywi�cie to on jest bohaterem tych wszystkich
przyg�d i oczywi�cie wychodzi z nich zwyci�sko. W miar�
up�ywu czasu przychodz� mu do g�owy coraz mniej weso�e
my�li. Taka podr� to przecie� ogromne niebezpiecze�stwo.
Bolek wpada w minorowy nastr�j. Na szcz�cie poci�g rusza.
W otwartych drzwiach wagonu, na tle ja�niej�cego jeszcze
nieba wida� znan� sylwet� Wysokiego Zamku. Poci�g
przeje�d�a bez zatrzymania przez dworzec g��wny i kieruje si�
na p�noc. Dopiero w Rawie Ruskiej skr�caj� na wsch�d.
Monotonny stukot k� usypia Bolka.
Wbrew naj�mielszym przewidywaniom jego podr� trwa�
b�dzie kilka lat. Przez Ukrain� przejechali bez zatrzymania si�
poci�gu. W centralnej Rosji sp�dzili trzy miesi�ce. Potem
podr�owali na drugi koniec �wiata i znale�li si� w Mand�urii.
W Harbinie przez p�tora roku Bolek ucz�szcza� do polskiego
liceum i tam zda� matur�. Po maturze ch�opcy urz�dzili sobie
trwaj�c� trzy miesi�ce wycieczk� do Japonii. Po powrocie
dowiedzieli si�, �e na Syberii powstaje polskie wojsko. Podr�
z Harbina do armii Hallera trwa�a trzy kolejne miesi�ce. W
ko�cu zameldowali si� w pu�ku i zostali wcieleni do wojska.
Chrzest bojowy przeszed� Bolek na Syberii w bitwie z
Czechami. Droga z Syberii do W�adywostoku trwa� ponad dwa
miesi�ce. Wreszcie ich zaokr�towano i wyruszyli morzem do
kraju.
Statek p�yn�� przez Nagasaki, Singapur do Kolombo. Tutaj,
na Cejlonie, �o�nierzom po raz pierwszy pozwolono zej�� na
sta�y l�d. W Zatoce Ade�skiej czekali trzy dni na pozwolenie
wej�cia na teren Morza Czerwonego. Upa� by� niemi�osierny i
nie mo�na by�o si� przed nim ukry�. Nast�pny post�j wypad� w
Port Saydzie. Okr�t do�adowano makuchami, a wojsko
�cie�niono w taki spos�b, �e spa� mo�na by�o tylko na boku.
Bolek wspomina podr� przez Morze �r�dziemne jako
najgorsz� makabr�. W Tangerze roz�adowano okr�t i zn�w
powr�ci�y normalne warunki. Zatoka Biskajska, znana
po�eraczka okr�t�w, przywita�a ich �redniej klasy sztormem.
Wszystkich zm�czy�a choroba morska.
Wreszcie Anglia. W Dover nie pozwolili wojsku zej�� na
l�d, poniewa� statek mia� tu sta� tylko trzy godziny.
Tymczasem cumowa� cztery doby. W Londynie spotka�a ich
niezbyt mi�a niespodzianka. Angielscy robotnicy odmawiaj�
�adowania w�gla na statek, poniewa� wiezie on wojsko
przeciwko pierwszemu socjalistycznemu pa�stwu na �wiecie.
W ko�cu �o�nierze sami �aduj� w�giel, w wyniku, czego dwaj
ulegaj� wypadkowi i pozostaj� w Londynie.
Wojsko jest ju� zaokr�towane pi�ty tydzie� i nie zna
aktualnej sytuacji w Polsce. Wiedz� tylko, �e po zwyci�skiej
ofensywie, kt�ra zaprowadzi�a nasze wojska a� pod Kij�w,
obecnie Polacy s� w odwrocie a linia frontu przebiega przez
polskie ziemie. Szczeg��w jednak nie znaj�. To, co wiedz�
u�wiadamia ka�demu �o�nierzowi, �e nasz� jedyn� szans� jest,
aby armia genera�a Hallera jak najpr�dzej znalaz�a si� na polu
walki. W momencie gdy statek mija cie�niny du�skie i wchodzi
na Ba�tyk napi�cie nerwowe wzrasta. �o�nierze czuj�, �e ju� za
moment powitaj� ich na ojczystej ziemi rodacy. Rzeczywisto��
wygl�da troch� inaczej. Statek przybija do brzegu w�r�d
nocnych ciemno�ci do jakiego� nabrze�a w nieznanym porcie.
�o�nierze po ciemku schodz� na l�d. Niekt�rzy kl�kaj� i ca�uj�
rodzinn� ziemi�. Inni pytaj� ca�uj�cych, sk�d wiedz�, �e to
ziemia ojczysta - przecie� nikt nie wie gdzie si� znajduj�.
Formowanie kolumny marszowej w ciemno�ciach trwa w
niesko�czono��. W ka�dej czw�rce, lewy zdejmuje pas, robi z
niego p�tl� i zak�ada poprzednikowi na przedrami�. Inaczej by
si� pogubili. Wreszcie pada oczekiwana komenda: �Naprz�d
marsz!�. �o�nierze czuj� pod stopami twarde, betonowe
nabrze�e. Po chwili schodz� na drog� gruntow�. Maszeruj� ju�
przesz�o godzin�. Teraz id� przez jakie� krzaki. Na tle nieba
wida� wierzcho�ki drzew. Zm�czenie coraz wi�ksze. Wreszcie
upragniony odpoczynek. Siadaj� na ziemi i po ciemku �ci�gaj�
buty, aby poprawi� onuce. I znowu marsz trwaj�cy dwie
godziny. Poprzedniej nocy nikt nie spa� z wielkich emocji,
teraz senno�� ogarnia wszystkich. Marsz przed�u�a si� w
niesko�czono��. Na horyzoncie zaczyna szarze�. Niekt�rzy
�o�nierze zasypiaj� w trakcie marszu. Taki �pi�cy �o�nierz, je�li
si� potknie o byle co, od razu si� przewraca.
Wojsko wchodzi na nasyp kolejowy i teraz marsz odbywa
si� wzd�u� tor�w. Po chwili wida� zarys stacji kolejowej. Napis
zamalowano czarn� farb�. Oficerowie zatrzymuj� kolumn�.
�o�nierze siadaj� na ziemi i od razu zasypiaj�; Ledwie zmru�yli
oczy, a ju� s� budzeni. Faktycznie, min�o p�torej godziny. Z
oddali zbli�a si� poci�g towarowy. Zatrzymuje si�, wojsko
�aduje si� do wagon�w. Poci�g rusza. Wszyscy zasypiaj�.
Poci�g staje w lesie. Nieliczni posiadacze zegark�w informuj�
koleg�w, �e jest ju� po�udnie, wi�c spali co najmniej sze��
godzin. Najbardziej przytomni bior� mena�ki od swoich
koleg�w i id� po obiad do kuchni polowych stoj�cych w lesie.
Po chwili wracaj� z pe�nymi mena�kami, wsiadaj� i poci�g
rusza. Po zjedzeniu posi�ku cz�� �o�nierzy znowu zasypia.
Pozostali patrz� przez otwarte drzwi wagon�w towarowych.
Ju� teraz wszyscy s� pewni, �e znajduj� si� w Polsce.
Niekt�rym wydaje si�, �e s�ysz� huk armat. Jednak to tylko
z�udzenie. Powoli zapada wiecz�r. Poci�g ponownie staje w
lesie. �o�nierze wychodz� i otrzymuj� suchy prowiant. Na
ka�d� dw�jk� przypada jedna mi�sna konserwa i p� chleba.
Ju� formuje si� kolumna marszowa. Po chwili pada komenda:
Naprz�d marsz! Dow�dcy narzucaj� tak ostre tempo, �e ju� po
p� godziny wszyscy s� zm�czeni. Za kolumn� wojska jad�
wiejskie wozy. Gdy kt�ry� �o�nierz s�abnie i zostaje w tyle, a
zdarza si� to cz�sto, zostaje zabrany na w�z by odpocz��,
zebra� si�y i zn�w do��czy� do kolumny.
Zm�czenie narasta. Wychodz� z lasu na pofa�dowany teren.
Marsz trwa ju� trzy godziny. Wojsko jest potwornie zm�czone
i �pi�ce. Zn�w niekt�rzy zasypiaj� w marszu i potykaj�c si� na
drodze, padaj�. Dow�dcy informuj�, �e nale�y zachowa�
absolutn� cisz�, poniewa� w tej chwili maszeruj� drog�
rokadow� na ty�ach naszych pozycji, a pozycje nieprzyjaciela
s� tu�, tu�. Blisko�� wroga wszystkich o�ywia. Ju� nikt nie
zasypia. Maszeruj� dalej. Teraz kolumna czw�rkowa
przeistacza si� w pojedynczy szereg. �o�nierze trzymaj� si� za
r�ce jak w przedszkolu i tak docieraj� do transzei. Jest ona
p�ytka, wi�c id� mocno pochyleni i co chwil� kt�ry� przewraca
si� w b�oto zalegaj�ce dno. Rozkazy s� przekazywane szeptem
wzd�u� strzeleckiego okopu, a brzmi� one: �Nie spa�,
pilnowa�, w ka�dej chwili mo�e by� natarcie. Moskale
znajduj� si� o czterysta metr�w przed wami�.
�o�nierze z broni� gotow� do strza�u czuwaj� i wpatruj� si�
w ciemno��. Tak mijaj� minuty, a wszystkim wydaje si�, �e to
ca�a wieczno��. W ko�cu wojsko zasypia.
Bolek czuje, �e kto� go bije pi�ciami po plecach. Otwiera
oczy. Ju� �wita. Okazuje si�, �e po grzbiecie t�ucze go dow�dca
plutonu. Dziwnie brzmi� przekle�stwa wypowiadane szeptem
do ucha.
- Nie �pijcie, skurwysyny! Moskale w ka�dej chwili mog� tu
by� i wymorduj� nas zanim si� obudzicie.
Wojsko obudzone przez dow�dc�w czuwa. Niekt�rzy
bardzo cichutko otwieraj� bagnetami konserwy i zaczynaj�
�niadanie. Godziny mijaj�, a sowieckiego natarcia nie wida�.
Zbli�a si� po�udnie. Nagle na przedpolu, dok�adnie mi�dzy
polsk� a sowieck� pozycj�, jedzie na koniu nasz ��cznik. Jako�
nikt do niego nie strzela. Najodwa�niejsi strzelcy staj� w rowie
strzeleckim i przygl�daj� si� temu, co ma miejsce po stronie
bol- szewik�w. Niekt�rzy opuszczaj� okopy i zaczynaj�
spacerowa� po przedpolu. Wreszcie wojsko z gromkim
wrzaskiem �Hura� biegnie czterysta metr�w do przodu i
zdobywa opuszczone przez nieprzyjaciela pozycje. �o�nierze
zbieraj� przedmioty pozostawione przez Moskali. Atmosfera
jest bardzo radosna. Podje�d�aj� kuchnie polowe i wszyscy
jedz� posi�ek.
W momencie, gdy batalion Bolka spokojnie zjada posi�ek,
na przedpolu Warszawy toczy s� najwi�ksza bitwa tej wojny.
Stosunek si� wynosi 3:1 na korzy�� bolszewik�w. W tej
sytuacji Polacy nie posiadaj� odwod�w i praktycznie ca�e
wojsko jest w walce. St�d konieczno�� ci�g�ych przerzut�w
oddzia��w.
�o�nierze sko�czyli posi�ek. Zbi�rka. Zn�w formuje si�
kolumna. Marsz rozpoczyna si� o godzinie drugiej po po�udniu
i trwa z przerwami do sz�stej wieczorem. Na odpoczynek ma
wystarczy� p� godziny. Wreszcie dostaj� czarn� kaw� i po
kawa�ku chleba. Znowu marsz. Ju� nikt nie liczy godzin i
wszyscy s� potwornie znu�eni. Tempo marszu coraz bardziej
spada. Oficerowie poganiaj� �o�nierzy, a sami ledwo trzymaj�
si� na nogach. Zaczyna �wita�. Znowu kr�tki odpoczynek,
podczas kt�rego dow�dcy t�umacz�, �e ich batalion ma przed
sob� ogromnie wa�ne zadanie. Ofensywa polska, kt�ra wysz�a
znad Wieprza rozbi�a g��wne si�y sowieckie na przedpolach
Warszawy.
Wojsko polskie naciera spod stolicy na wsch�d. Na
p�nocnych terenach Polski pozosta�o mn�stwo oddzia��w
sowieckich. Nasze dow�dztwo spodziewa si� kontrataku z
p�nocy na po�udnie. Je�li to natarcie trafi na ods�oni�t� flank�
to nasze wojska mog� znale�� si� w okr��eniu.
Pu�k, w kt�rym s�u�y Bolek ma za zadanie zahamowa� to
ewentualne kontruderzenie. Si�y polskie s� dziesi�ciokrotnie
mniejsze od pot�gi nieprzyjaciela, a wi�c Polacy musz� zaj��
tak� pozycj�, kt�ra cho� cz�ciowo zniweluje sowieck�
przewag�.
W tej chwili zosta�o im do przej�cia ju� tylko dziesi��
kilometr�w. Musz� wytrzyma� i zaj�� pozycj�, zanim
nadejdzie kontruderzenie sowieckie.
I znowu marsz. Wreszcie na p�ywi docieraj� do
wytyczonego celu. Dow�dcy obja�niaj� sytuacj�. Pierwszy, i
trzeci batalion, w kt�rym s�u�y Bolek, maj� zablokowa�
przej�cie mi�dzy dwoma jeziorami. Na lewo od jednego z
akwen�w ci�gn� si� moczary. Na prawo od drugiego
rozpo�ciera si� szerokie pole minowe. Nadej�cia
kontruderzenia sowieckiego spodziewano si� dopiero
wieczorem. W zwi�zku z tym �o�nierze maj� kilka godzin na
odpoczynek. Zaraz pojawi� si� wozy z jedzeniem i amunicj�.
Przyb�dzie tak�e pluton cekaem�w.
Do pozycji zbli�a si� kuchnia polowa i �o�nierze jedz�
ciep�y posi�ek. Po spo�yciu go natychmiast zapadaj� w sen.
Pr�by budzenia nie przynosz� �adnych rezultat�w. W tej
sytuacji dow�dcy przyjmuj� na siebie funkcj� obserwator�w.
Nieprzyjaciela spodziewaj� si� za kilka godzin, wi�c niech
sobie wojsko troch� po�pi.
Po p� godzinie obserwatorzy widz� na horyzoncie jaki�
ruch. Wszyscy skupiaj� wzrok w tym kierunku. Teraz ju� nie
wiadomo, czy tam rzeczywi�cie co� si� dzia�o, czy to by�o
z�udzenie. Po kilku minutach s�ycha� pojedyncze, dalekie
wystrza�y. Obecnie przez lornetki wida� ju� wyra�nie, �e
nieprzyjaciel jest w odleg�o�ci trzech kilometr�w od polskiej
pozycji, a wi�c daleko poza zasi�giem broni strzeleckiej.
Dow�dcy budz� wojsko. Woz�w z amunicj� nie wida�, a
�o�nierze maj� tyle naboi, ile mie�ci si� w �adownicach, to
znaczy ka�dy powinien mie� w sze�ciu �adownicach
dziewi��dziesi�t �adunk�w. Faktycznie �rednio maj� po
sze��dziesi�t. Wzd�u� transzei podawany jest rozkaz:
�celownik 3! Celowa� w pas! Nie strzela� bez rozkazu!�.
Teraz ju� nieuzbrojonym okiem wida� tyralier� rosyjsk�.
Czerwonoarmi�ci znajduj� si� oko�o p�tora kilometra od
polskich pozycji, ale ich szyk jest rozci�gni�ty. Pojedynczy
�o�nierze id� daleko od siebie.
Na polskiej pozycji wzrasta napi�cie. Jednak nie jest to
strach. Normalny stosunek w natarciu powinien wynosi�:
trzech nacieraj�cych na jednego broni�cego si�. A tymczasem,
wed�ug polskiej oceny nacieraj�cych jest tylu, ilu Polak�w
broni�cych pozycji. Sytuacja zmienia si� jednak diametralnie.
Nieprzyjaciel wchodz�c mi�dzy jeziora z konieczno�ci �cie�nia
szeregi. Po chwili ju� nacieraj� w trzech tyralierach, jedna za
drug�. Jest ich coraz wi�cej. Gdy czo�owa linia atakuj�cych
osi�ga odleg�o�� siedmiuset metr�w Polacy otwieraj� ogie�.
Nieprzyjaciel jest ci�gle poza polem skutecznego ra�enia.
Oficerowie krzycz�: �Przerwa� ogie�!� to jednak nic nie
pomaga, strza��w jest coraz wi�cej. Dow�dcy rozumiej�, co si�
�wieci, przecie� Polacy za chwil� wyczerpi� ca�� amunicj�.
Nast�pnie Rosjanie zar�n� bezbronnych �o�nierzy. Jedyn� rad�
jest natychmiastowy kontratak. Dow�dca batalionu, 66-letni
kapitan, kt�ry przez ca�e �ycie s�u�y� w pruskiej armii, zamiast
komendy: �Bagnet na bro�!� krzyczy: �Bajonet auf�, ale
Polacy doskonale rozumiej�, o co chodzi. S�ycha� szcz�k
zak�adanych bagnet�w i komend�: �Powsta�! Naprz�d,
krokiem marsz!�. Polacy zrywaj� si�, wybiegaj� z rowu i
formuj� tyralier�. Nieprzyjaciel znajduje si� w odleg�o�ci
sze�ciuset metr�w.
Teraz Moskale oddaj� pojedyncze strza�y podchwytowe.
Taka strzelanina ma na celu jedynie wywo�anie efektu
psychologicznego, a z dystansu sze�ciuset metr�w jest w og�le
nieszkodliwa. Jednak w�r�d �o�nierzy robi to wra�enie. Polska
tyraliera post�puje r�wnym marszem do przodu, ale wszyscy
zaczynaj� si� bardzo ba�. Jednak jest to dziwny rodzaj strachu.
Moskali jest znacznie wi�cej ni� Polak�w, a ka�dy krok
przybli�a do �mierci. Strach ro�nie do monstrualnych
rozmiar�w, a� dziwne, �e to przeogromne uczucie
wype�niaj�ce ca�e cia�o nie zabija cz�owieka swoj� si��.
Odleg�o�� zmala�a do czterystu metr�w. Moskale zaczynaj�
g�sto strzela�. Ju� kilku Polak�w upad�o. Strach, kt�ry
przedtem ju� by� ogromny, teraz przekracza ludzkie
wyobra�enie. Jednak polska tyraliera si� nie za�amuje. Nagle
co� zaczyna si� dzia� w szeregach nieprzyjaciela. �rodkowe
wybrzuszenie sowieckiej tyraliery przerzedza si�. To cz��
�o�nierzy zaczyna ucieka�. W ostatnim szeregu id�
funkcjonariusze GPU z nagantami, wi�c do ty�u ucieka� nie
mog�, dlatego sowieci uciekaj� na boki, kryj�c si� za plecami
koleg�w. Ju� nie ma rosyjskiej tyraliery.
Na obu brzegach jezior czerniej� dwie kupy radzieckiego
wojska. Gdyby Polacy mieli CKM-y, mogliby wyt�uc Moskali
w ci�gu kilku minut. Ale nie maj�, bo wed�ug wszelkich
przewidywa� natarcie mia�o nast�pi� dopiero wieczorem. Tak,
wi�c win� za brak broni maszynowej ponosz� bolszewicy.
W lewej grupie Moskali oficerowie pr�buj� podnie��
�o�nierzy do dalszego ataku, ale prawa strona ju� ucieka.
Polacy krzycz� �Hura!� i przechodz� z marszu do biegu. Po
kr�tkiej pogoni bolszewicy znikaj�. W�r�d Polak�w euforia.
Wszyscy chc� opowiada� o swoich prze�yciach. Niestety brak
s�uchaczy. �o�nierze tworz� grupy, a oficerowie szablami te
grupy rozganiaj�. Wszyscy si� �miej�. W ko�cu pada komenda:
- Padnij! Kopa� wn�ki.
�o�nierze powoli zasypiaj�. Oficerowie krzycz�, kopi� w
podeszwy, ale to nie daje �adnego rezultatu. Nadje�d�a konny
��cznik i informuje o sytuacji. Natarcie bolszewickie si�
za�ama�o. Teraz nasze kontrnatarcie z flanki grozi bolszewikom
odci�ciem i dlatego oni tak szybko uciekaj�. Trzeba
natychmiast poderwa� wojsko i kontynuowa� pogo�, bo jak
tylko bolszewicy si� od nas oderw�, to natychmiast si� okopi�.
Pada komenda:
- Powsta�, naprz�d marsz!
Polacy id� pofa�dowan� ��k�, ograniczon� z lewej strony
lasem. Las wchodzi zakosami w ��k�. Zza kolejnego zakosu
odzywa si� rkm sowiecki. Ca�y polski batalion strzela do
jednego gniazda zu�ywaj�c resztki amunicji. polscy oficerowie
krzycz�:
- Przerwa� ogie�!
Jeden z obs�ugi erkaemu jest zabity drugi ranny. Dow�dca
trzeciej kompanii, w kt�rej s�u�y Bolek wzywa go jako
t�umacza. Po przes�uchaniu rannego �o�nierza zostaje on
oddany pod opiek� Bolkowi. Za nast�pnym zakosem lasu stoi
jedenastu bolsze- wik�w. Teraz Bolek prowadzi ju� dwunastu
je�c�w. Pr�dko�� naszego natarcia spada do dw�ch kilometr�w
na godzin�. Oficerowie zatrzymuj� tyraliery, a Bolek dostaje
rozkaz odprowadzenia je�c�w do dow�dztwa pu�ku. Jest to
�adnych par� kilometr�w, Bolek jest piekielnie zm�czony.
Wreszcie po d�ugim, m�cz�cym marszu dociera do dow�dztwa
pu�ku. Po chwili wchodzi do zabudowa� jakiego� folwarku,
gdzie mie�ci si� sztab.
Przez podw�rze przechodzi w�a�nie major Kalina oficer z
dow�dztwa dywizji, kt�ry w jakich� sprawach znajduje si�
teraz w sztabie pu�ku. Widzi Bolka prowadz�cego dwunastu
je�c�w, podbiega do niego i pyta:
- To ty sam wzi��e� wszystkich do niewoli?
- Melduj� pos�usznie, �e oni sami si� pchali do niewoli.
- Dobrze, dobrze nie b�d� taki skromny.
Je�cy zostaj� odprowadzeni, a major Kalina zabiera Bolka
na swoj� kwater�, aby ugo�ci� bohatera. Wprowadza go do
izby, gdzie ca�ym wyposa�eniem jest stolik artyleryjski i ��ko
majora. Bolka sadza przy stoliku, a sam wychodzi do s�siedniej
izby, aby przygotowa� przyj�cie. Zapasy �rodk�w
spo�ywczych, jakie posiada pan major sk�adaj� si� z jednej
puszki sardynek, chleba sprzed trzech dni i resztek w�dki w
butelce p�litrowej. Major przynosi to wszystko do pokoju, w
kt�rym pozostawi� Bolka, ale pok�j jest pusty. Po d�u�szych
poszukiwaniach okazuje si�, �e Bolek zasn�� i spad� z krzes�a
na pod�og�. Zostaje przywo�any ordynans pana majora i we
dw�ch przenosz� Bolka na ��ko. Nakrywaj� kocem i Bolek
natychmiast zasypia.
Po pi�ciu godzinach major go budzi. Bolek zrywa si� z
��ka staje na baczno�� i chce si� meldowa�, ale widzi, �e oczy
majora robi� si� okr�g�e jak talary. Id�c za jego wzrokiem
patrzy na poduszk�. Ca�a poduszka jest zakrwawiona.
- Dlaczego baranie nie powiedzia�e�, �e jeste� ranny?.
W moment p�niej zjawiaj� si� dwie sanitariuszki i
banda�uj� Bolkowi g�ow� rozci�t� na d�ugo�ci pi�tnastu
centymetr�w. Pewnie dosta� szabl� � my�li major. Po chwili
Bolek solidnie obanda�owany siedzi przy stole. Major otwiera
sardynki i zaczyna si� uczta.
Z trzech os�b b�d�cych w izbie tylko Pan B�g wie, jak
dosz�o do zranienia Bolka. A sprawa wygl�da�a zupe�nie
prozaicznie. Bolek siedzia� przy stoliku artyleryjskim, kt�ry
jest obity blach�, aby mo�na do niej r�wno przyklei� map�
bia�kiem jaja kurzego. Blacha na bokach jest poodrywana.
Kiedy Bolek zasn��, spadaj�c z krzes�a o t� blach� rozci�� sobie
g�ow�.
Po zako�czonej uczcie major m�wi:
- Teraz musisz wraca� do kompanii, ale ju� moja g�owa w
tym, �eby nagroda ci� nie min�a. Za godzin� rusza w�z z
amunicj�, a wi�c do kompanii pojedziesz na tym wozie.
Droga powrotna odbyta na wozie amunicyjnym trwa
kr�tko. Na miejscu okazuje si�, �e bataliony s� w ca�kiem
innym miejscu, ni� to, w kt�rym Bolek rozsta� si� z jednostk�.
Polacy zalegaj� na brzegu lasu. Przed nimi szeroka ��ka.
S�o�ce �wieci od strony Polak�w. Wed�ug raportu otrzymanego
przez dow�dc� batalionu, w kt�rym s�u�y Bolek ci Moskale,
kt�rzy uciekali niedawno przed naszym wojskiem po starciu
mi�dzy jeziorami to tylko cz�� cofaj�cej si� armii
bolszewickiej, a wi�c prawdopodobnie wojsko polskie znajduje
si� miedzy dwoma formacjami cofaj�cych si�
czerwonoarmist�w.
Po nieca�ej godzinie przewidywania te sprawdzaj� si�. Na
��k� wchodz� tyraliery kozackie. Kozacy maszeruj� nie wprost
na Polak�w zalegaj�cych brzeg lasu, lecz sko�nie do ich linii.
Znajduj� si� w odleg�o�ci oko�o czterystu metr�w a s�o�ce
�wieci im w oczy. Polacy k�ad� celny ogie� z broni
strzeleckiej, bo innej nie maj�. Kozacy patrz�c pod s�o�ce nie
widz� polskich stanowisk, wi�c nie odpowiadaj� ogniem tylko
przy�pieszaj� kroku. Po chwili znikaj� z pola widzenia polskich
�o�nierzy. Oficerowie ostrzegaj�, aby nikt nie wa�y� si�
podnie�� oraz by zachowa� bezwzgl�dn� cisz�. Daleko na
przedpolu w odleg�o�ci sze�ciuset metr�w przesuwaj� si�
sylwetki ostatnich Kozak�w.
Bolek i wszyscy inni �o�nierze dw�ch s�siaduj�cych ze
sob� kompanii le�� dobrze ukryci w wysokim poszyciu le�nym.
Czas mija, skowronki �piewaj�, nic si� nie dzieje. �o�nierze
czuj� si� zupe�nie bezpiecznie. Sjesta trwa.
Nagle w odleg�o�ci zaledwie trzydziestu metr�w wida�
buty nast�pnej kozackiej tyraliery. Za pierwsz� posuwa si�
druga. Te tyraliery, tak jak i poprzednie maszeruj� sko�nie do
skraju polskiej obrony. Polacy le��c na ziemi widz� tylko buty
kozackie, kt�re s� coraz bli�ej i bli�ej. Na szcz�cie dla Bolka
wchodz� w las w miejscu gdzie zalega s�siednia kompania.
S�ycha� krzyki, pojedyncze strza�y a p�niej wrzaski polskich
�o�nierzy dobijanych bagnetami.
�o�nierze z kompanii Bolka nie niepokojonej przez
atakuj�cych kozak�w staraj� si� ukry� wr�cz pod ziemi�.
Wydaje si� im, �e nawet bicie serca mo�e doj�� do uszu
kozak�w. Ale tak oczywi�cie si� nie dzieje. Po chwili wszystko
ucicha. Dow�dca kompanii Bolka podnosi swoich �o�nierzy i
kieruje ich w miejsce gdzie przed chwil� rozegra�a si� tragedia.
Sytuacja jest bardzo gro�na, w ka�dej chwili mo�na
spodziewa� si� nadej�cia nast�pnych pododdzia��w
sowieckich. Udziela si� pomocy rannym. Nie ma czasu na
grzebanie zabitych.
Kompania Bolka i niedobitki z s�siedniej kompanii
wycofuj� si� w g��b lasu. Wojsko kryje si� w wysokich
krzewach leszczyny, ale napi�cie po prze�ytej tragedii jest tak
du�e, �e nikt nie �pi. Mijaj� minuty, ptaki zaczynaj� �piewa� a
to informuje, �e w pobli�u nikogo nie ma. Mijaj� godziny,
wreszcie zostaj� wys�ani obserwatorzy na brzeg lasu. Po chwili
melduj�, �e wida� jakie� wojsko. Okazuje si�, �e to pierwsza
kompania z ich batalionu, kt�ra zmyli�a kierunek i dopiero
teraz dociera do dw�ch pozosta�ych. Batalion nie posiada
�adnych informacji, ani o po�o�eniu wojsk nieprzyjaciela ani o
pozycji w�asnej s�u�by ty��w a ��czno�� z kwatermistrzostwem
pu�ku warunkuje prowadzenie wszelkich dzia�a� bojowych.
Nagle w odleg�o�ci dw�ch kilometr�w pojawia si� polski
konny ��cznik. Oficerowie strzelaj� z pistolet�w a�eby zwr�ci�
uwag� ��cznika na siebie. ��cznik s�ysz�c wystrza�y
przy�piesza biegu i po chwili znika z pola widzenia. Poniewa�
nale�y przy- puszcza�, �e ��cznik po dostarczeniu meldunku
b�dzie wraca� t� sam� drog�, a wi�c jedna kompania rozstawia
si� w poprzek przewidywanej drogi powrotu ��cznika.
Po up�ywie p� godziny rzeczywi�cie ��cznik wraca i
zostaje zatrzymany. Po doprowadzeniu do zast�pcy dow�dcy
batalionu wr�cza mu map�, a nast�pnie po nakre�leniu pozycji
wojsk w�asnych przekazuje rozkaz:. �Wszystkie pododdzia�y, a
wi�c tak�e wasz batalion ma szybkim marszem wyj�� na
spodziewany kierunek odwrotu wojsk sowieckich grupy
p�noc, rozwin�� si� w poprzek osi marszu i zablokowa� ten
kierunek�.
Batalion formuje kolumn� marszow� i marszem
ubezpieczonym pokonuje szesna�cie kilometr�w. Po
osi�gni�ciu nakazanej pozycji rozwija si� w poprzek
spodziewanej osi marszu nieprzyjaciela i przechodzi do
obrony. Oznacza to, �e ka�dy �o�nierz musi wykopa� wn�k
strzelecki, zamaskowa� go i pozostawa� w pe�nej gotowo�ci
bojowej.
�o�nierze s� bardzo zm�czeni szybkim marszem. Na
zm�czenie fizyczne nak�adaj� si� tragiczne wspomnienia
niedawnego boju. Ponaglani ��agodnymi� s�owami dow�dc�w,
z kt�rych co drugie s�owo zaczyna si� od litery �k� w ko�cu
wykonuj� wn�ki i maskuj� si�. Niestety ostatnia cz�� rozkazu
to jest zachowanie pe�nej gotowo�ci bojowej nie zostaje
wykonana, o czym �wiadczy g�o�ne chrapanie.
Dow�dcy biegaj� wzd�u� linii obrony. Kopi� �o�nierzy w
podeszwy but�w. Przemawiaj� do nich najczulszymi s�owami.
Niekt�rzy strzelcy odpowiadaj� nawet �tak jest, wedle
rozkazu� i �pi� dalej.
Sytuacja jest bardzo gro�na. bo wojska sowieckie wycofuj�
si� niezwykle szybkimi marszami. B�j mo�e si� rozpocz�� w
ka�dej chwili. Zast�pca dow�dcy batalionu wzywa dow�dc�w
kompanii na narad� i od razu rzeczowo bez zb�dnych wst�p�w
zaczyna.
- Jak panowie wiecie, ju� w XV wieku specjali�ci od taktyki
zauwa�yli, �e ka�dy cz�owiek, a wi�c tak�e oficer ma oczy
umieszczone z przodu. Z tego powodu dow�dca pododdzia�u,
aby m�g� nim skutecznie dowodzi� musi si� znajdowa� z ty�u.
W tej chwili musimy ubezpieczy� batalion przez wysuni�cie do
przodu obserwator�w. Tych naszych �pi�cych sus��w nie ma
sensu wysy�a� do przodu, bo b�d� spali tam tak samo dobrze
jak �pi� tutaj. W tej sytuacji zmuszony jestem z�ama�
poprzednio wymienion� zasad�. Musimy, panowie, sami
ubezpieczy� nasze wojsko. Jest nas czterech, dw�ch niech
p�jdzie dwa kilometry do przodu, ja zabezpiecz� lew� flank�, a
dow�dca trzec