5311
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 5311 |
Rozszerzenie: |
5311 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 5311 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5311 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
5311 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
PATRICK O'LEARY
Drzwi numer trzy
(Przek�ad: Ewa i Dariusz Wojtczakowie)
Sen jest materi� utkan� z przestrzeni i czasu:
w jego g��bi odnajdujemy swoje prawdziwe �ja�.
Robert Bosnak
A Little Course in Dreams
(Podstawowy podr�cznik Jungowskiej teorii sn�w)
Sny s� w pewnym sensie zawieszone w Czasie. Nie odmieniaj� si� przez czasy.
Gregory Bateson
Steps to an Ecology of Mind, 1985
Dla Kelly Dony
Podzi�kowania
Ksi��ka nie powstaje sama. Najgor�tsze podzi�kowania dla wszystkich, kt�rzy
przyczynili si� do jej powstania: mojej �ony Claire; Kena Ethridge'a; moich
przyjaci� ze
Stowarzyszenia Pisarzy Detroit; Kathryn Cramer - mojej agentki; Susan Ann
Protter oraz
Davida Hartwella. Waszej m�dro�ci, poradom i wsparciu moja historia zawdzi�cza
ostateczny
kszta�t.
Osobne podzi�kowania dla Ciebie, m�j drogi Czytelniku, bez kt�rego przychylno�ci
ta
ksi��ka nie zaistnieje.
P.O.
PROLOG
W Hollywood spalili�my wehiku� czasu.
Je�li �ycie jest filmem, nie mamy ju� szans na sequel, �ycie bowiem ma
jednoznaczne
zako�czenie. Prawdziwe. Czasami szcz�liwe. Nie wiem, dlaczego zdecydowa�em si�
zacz��
opowie�� akurat od tego momentu, lecz w tym w�a�nie czasie i miejscu - Fabryce
S�odkich
Sn�w - zako�czy�em chyba najbardziej zwariowany rok w moim �yciu. Podsumowuj�c,
by�
to rok, kt�ry zreasumowany, brzmia�by rozpaczliwie niewiarygodnie, nawet jak na
nag��wek
z brukowca:
ZAKOCHA�EM SI� W OBCEJ ISTOCIE,
ODKRY�EM SEKRET ZAPOMNIANYCH SN�W,
OCALI�EM ZIEMI� OD III WOJNY �WIATOWEJ
I ZABI�EM SAMEGO SIEBIE.
Mo�ecie sobie wyobrazi�, jak potwornie by�em zm�czony.
Stali�my z moim nowym przyjacielem Saulem w szarej piwnicy zniszczonego
magazynu jednego ze studi�w i przez okr�g�e, bursztynowe okienko pieca do
spalania �mieci
obserwowali�my, jak jego wynalazek trawi� p�omienie. Niezbyt imponuj�ce wyrko,
na
kt�rym obaj wyprawili�my si� przez most marze� w przysz�o��, p�on�o jak kartka
papieru.
Nie min�o du�o czasu - mo�e pi�� minut - gdy ca�e urz�dzenie rozpad�o si� w
popi�.
Wydarzenia ostatniego roku wydawa�y mi si� czyst� fantasmagori� i nawet teraz,
gdy
je wspominam, ogarnia mnie poczucie ich nierealno�ci. Dziwne, �e co� tak
niezmiennego jak
przesz�o�� mo�e nas zaskoczy�. Jak gdybym nigdy jej nie do�wiadczy�. Przyk�ad? W
dzieci�stwie nie znosi�em Sinatry rycz�cego �obuzersko z g�o�nika motoroli
mojego ojca,
obecnie za� piosenki tego fascynuj�cego, przenikliwego barda melancholii wieku
�redniego
wr�cz koj� moj� dusz�. Jak ma�o wiemy...
Najdotkliwsze przekle�stwo podr�y w czasie to rozchwianie poczucia realno�ci.
Gdy
opuszczam czasowe kontinuum, mam wra�enie, �e moje zmys�y ulegaj�
rozregulowaniu.
Ustawicznie rewiduj� w�asn� przesz�o�� i wci�� odkrywam, �e we wspomnieniach
rezyduje
kto� zupe�nie mi obcy. Nijak nie potrafi� przewidzie� jego zachowania. Nazywam
ten stan
przeciwie�stwem deja vu.
Pozw�lcie, �e spr�buj� wyja�ni�.
Chocia� nie, w gruncie rzeczy to chyba niewykonalne... Zatem tylko poimprowizuj�
nieco na ten temat.
Nie potrzebuj� ju� wehiku�u czasu.
�Przeskakuj� bez niego.
Zwykle w przesz�o��.
Podczas pisania tych pi�ciu linijek mimowolnie cofn��em si� pi�ciokrotnie. B�d�c
ma�ym ch�opcem, wpatrywa�em si� w swoje odbicie na dnie ciemnej studni. Le��c w
hamaku
jako �wie�o upieczony student, marzy�em, by wzi�� udzia� w finale akademickiej
ligi
koszyk�wki i rzuci� zwyci�skiego kosza. By�em pijanym nastolatkiem, kt�ry
spadaj�c z d�bu
na plecy i niemal �ami�c sobie r�k�, bezsilnie obserwowa� oddalaj�ce si�,
pozbawione li�ci,
o�nie�one ga��zie. Mia�em dwa lata i p�aka�em w kojcu. I w ko�cu przypatrywa�em
si� swojej
najdziwniejszej pacjentce Laurze, gdy po raz pierwszy - niesamowicie ko�ysz�c
biodrami -
sz�a korytarzem do mojego gabinetu.
Nagle wr�ci�em do tera�niejszo�ci. Kartka, na kt�rej pisz�, rozmywa�a mi si�
przed
oczyma, a kiedy przyci�gn��em j� bli�ej, dostrzeg�em czerwonego ptaka. Ta�czy�
na
klawiaturze mi�dzy moimi r�koma, przechyla� g��wk� i �ypa� na mnie pytaj�co: �I
jak, jeste�
z powrotem?�
Jestem. Wr�ci�em.
Witamy w Cudownym �wiecie Podr�y w Czasie.
Stwierdzenie brzmi zupe�nie niewinnie, prawda? Przypomina zwyczajne
fantazjowanie.
Hmm, nie mam pewno�ci, czy wyra�am si� wystarczaj�co zrozumiale.
Wyobra�cie sobie, �e wasza przesz�o�� jest dla was dok�adnie tak� sam�
niewiadom�
jak przysz�o��. Co wtedy? Wyobra�cie sobie, �e nie przypominacie sobie w�asnych
wspomnie�, lecz prze�ywacie je po raz kolejny, tak jak si� zdarzy�y. Wasze
�tera�niejsze�
cia�a pozostaj� nieruchome, wy natomiast wnikacie w swoje poprzednie ja�nie. Co
gorsza,
tego procesu nie mo�na kontrolowa�. Mo�ecie �odlecie� w ka�dej chwili. Znikn��
na kilka
godzin, dni, nawet tygodni... Wracacie do punktu wyj�cia, jak gdyby nie up�yn�a
nawet
sekunda. Po ka�dym przeskoku w czasie przybywa wam nowe, odr�bne i przekonuj�co
realne
wspomnienie danej chwili, lecz wszystkie s� ze sob� pomieszane - cielesne
reminiscencje
nak�adaj� si� na siebie, szarpi�c wam nerwy w obrzydliwym galimatiasie dozna�:
Zimna Wilgotna Studnia/Guma Pi�ki Do Koszyk�wki/Sen/Hamak/Rosn�cy
Strach/�zy/Pe�ne Pieluchy/Pi�kna Kobieta
Rozumiecie ju�, dlaczego spalili�my wehiku� czasu? Nikomu nie �ycz� takich
do�wiadcze�, nawet wrogowi.
W pewnym sensie moja opowie�� b�dzie wi�c dla mnie takim samym objawieniem
jak dla was. Jestem niczym cz�owiek cierpi�cy na amnezj�, kt�ry z zapa�em ogl�da
film o
oficjalnych atrakcjach swego dotychczasowego �ycia: urodzinach, wakacjach,
uroczysto�ciach wr�czania �wiadectw, �lubach, pogrzebach (raczej nie robimy
zdj�� na
pogrzebach, prawda?). A zatem, m�j drogi Czytelniku, Ty zg��biasz moj� opowie��,
poniewa� pragniesz si� dowiedzie�, co si� zdarzy�o dalej, ja za� pisz� j�, by
odkry�, jak ca�a
historia si� zacz�a, by wr�ci� - fakt, �e kr�t� tras� - w niesamowit�
przysz�o��, w jakiej teraz
�yj�, do Nowego �wiata, pewnie r�wnie nieprawdopodobnego dla Ciebie, jak
przesz�o�� dla
mnie. Pami�tasz, �e mur berli�ski wydawa� nam si� niezniszczalny jeszcze na rok
przed
zburzeniem?
Przesz�o��, jak s�dz�, przypomina zapomniany sen, nie ko�cz�ce si� kr�lestwo
dozna�, kt�re tkwi w nas wszystkich. Ta historia faktycznie si� zdarzy�a. Co do
tego nie ma
�adnych w�tpliwo�ci. Je�li nie przetrwa wspomnienie, przetrwa doznanie. Tylko
gdzie? Gdzie
je przechowujemy? Ile� nie�wiadomych l�k�w i nadziei narodzi�o si� w snach,
kt�re
zapomnieli�my? Jak wielki skarb spoczywa w g��bi naszych umys��w, czekaj�c, a�
go
odkopiemy? Podczas podr�y w przesz�o�� nauczy�em si�, �e w ka�dym drzemi� w
ukryciu
alternatywne �wiaty, kt�re wi��� nas i obci��aj� niewidzialnymi ni�mi
grawitacji, cho�
pozostaj� poza nasz� �wiadomo�ci�. Te tajemne miejsca - kt�rych poznanie dane
jest jedynie
nielicznym - s� prawdziwym �r�d�em naszej to�samo�ci.
Kiedy wehiku� czasu zacz�� si� pali�, poczu�em d�awienie w gardle. Co� zacz�o
mi
�wita�.
- W porz�dku? - spyta� Saul, male�ki �ysy cz�owieczek, kt�ry sta� obok mnie i
pali�
cygaro.
Spojrza�em na niego.
- Przypomnia�em sobie co�, o czym nie my�la�em od lat.
- Tak. Skoki w czasie wyzwalaj� r�ne wspomnienia. M�wi�c obrazowo, zeskrobuj�
p�kle z twojego kad�uba.
- Mam wra�enie, �e zdarzy�o si� to wczoraj.
- Wiem. Przykre wspomnienie? Skin��em g�ow�.
- Mia�em osiemna�cie lat. Siedzia�em sam w salonie i patrzy�em w ogie�. Ojciec
przyszed� do domu wcze�niej, a mo�e ja zamarudzi�em do p�na. Tak czy owak, nie
spodziewa� si� mnie tam zobaczy�. Zrobi� co� strasznie dziwnego. Usiad� obok
mnie na
tapczanie i zacz�� mi prawi�... - prze�kn��em �lin� - no, komplementy.
Stwierdzi�, �e jest ze
mnie bardzo dumny. �e w pracy chwali si� mn� przez ca�y czas. Powiedzia�, �e
nazywa mnie
swoim �bystrzakiem�. M�wi�, jak ogromnie si� cieszy, �e cho� jeden z jego
ch�opc�w
zamierza sko�czy� college.
Saul uni�s� brwi.
- Co w tym przykrego?
- Nie rozumiesz. W jego oddechu wyczu�em d�in.
Ma�y cz�owieczek wzruszy� ramionami.
- Nie pierwszy raz facet musia� sobie �ykn��, �eby... no wiesz...
- Nie - odpar�em. - Nie o to mi chodzi. Ojciec by� zdenerwowany. Zmieszany.
Pr�bowa� przypodoba� mi si�, poniewa� nie chcia�, �ebym zdradzi� go przed matk�.
- Czu�em, �e moje wyja�nienia nie brzmi� dla Saula zbyt sensownie. - Nie pi� od
pi�ciu lat.
Matka odgra�a�a si�, �e go opu�ci, je�li znowu wypije, wi�c to by�o przekupstwo.
- Ach tak.
- Us�ysza�em wtedy s�owa, na kt�re syn zawsze wyczekuje od ojca. Tyle �e by�y
nieszczere.
Przez jaki� czas wpatrywali�my si� w p�omienie. W�wczas jeszcze nie znalem s��w,
kt�rych ojcowie nie potrafi� powiedzie� synom, cho� bezwzgl�dnie powinni to
zrobi�. Teraz
ju� je znam.
- Mo�e i tak - rzuci� cicho Saul. - A mo�e chodzi�o o co� zupe�nie innego.
Przez Saula stale robi�em strasznie g�upie miny. S�dz�, �e bawi�o go moje
zaskoczenie.
- Niby co?
Podni�s� gruby palec wskazuj�cy i wyg�osi� typowe dla siebie, pozornie
bezsensowne
o�wiadczenie, kt�re zacz��em traktowa� jako codzienny chleb podr�nik�w w
czasie.
- Nie zwracaj uwagi na m�czyzn� za kotar�! Wyrycza� to zdanie tak g�o�no, �e
odbi�o si� echem po ca�ej
piwnicy. Nie mog�em powstrzyma� �miechu. Poprawiwszy mi nastr�j, Saul otworzy�
klap� pieca i wpu�ci� do piwnicy podmuch gor�cego powietrza. Cofn��em si�. We
wn�trzu
pieca dostrzeg�em ju� tylko czerwone w�gle i popi�.
Zatrzasn�� w�az. Chmura - srebrnego popio�u unios�a si� w promieniach s�o�ca i
osiad�a na czubku poczerwienia�ej g�owy Saula. Opu�ci�em r�k� i �agodnie star�em
popi�. Na
jego czole pozosta�a szara smuga. Gest ten wyda� mi si� niezwykle symboliczny,
niczym
ostatni punkt programu naszej wyprawy, puenta kolejnego etapu podr�y, kt�rej z
pewno�ci�
bym nie rozpocz��, gdyby ostrze�ono mnie przed wszystkimi jej konsekwencjami. I,
wierzcie
mi, nade wszystko mia�em ochot� natychmiast trzasn�� obcasami i wr�ci� do
Kansas, czy te�
- w moim przypadku - do Detroit. Planowa�em bezterminowy urlop od wszystkiego. W
ka�dym razie do czasu, a� ponownie posklejam swoj� roztrzaskan� psychik�.
Pragn��em
domu, normalno�ci, samych zwyczajnych rzeczy. Po szalonym roku w p�dz�cej
g�rskiej
kolejce, kt�r� sta�o si� moje �ycie, pragn��em jedynie odpoczynku.
- No c�, to koniec - o�wiadczy�em z westchnieniem. Kiedy wypowiedzia�em
naprawd� g�upi� uwag�, ma�y cz�owieczek o imieniu Saul spojrza� na mnie z
pogard�, jak to
mia� w zwyczaju. Powinienem by� ju� wiedzie�, �e w kwestii podr�y w czasie
niewiele jest
pewnik�w.
- Doktorku - rzuci� z przek�sem. Niczym naganiacz z weso�ego miasteczka
przesun��
j�zykiem cygaro w przeciwleg�y k�cik ust, po czym zapatrzy� si� w ogie� i
popio�y. - Niczego
jeszcze nie widzia�e�.
Jak zwykle mia� racj�.
Tej nocy zacz�a si� �Wielka Metamorfoza�. I �wiat, jaki znamy, przeobrazi� si�
w
Nowy �wiat.
ROZDZIA� PIERWSZY
Kiedy jeszcze ze sob� rozmawiali�my, pewnego dnia moja matka spyta�a mnie:
�Sk�d, u diab�a, b�dziesz wiedzia�, �e kogo� wyleczy�e�?� Podchwytliwe pytanie
dla
absolwenta psychologii. Zawiera�o w sobie ca�e kr�lestwo rodzicielskiej
dezaprobaty -
przebieg�e podra�nienie mojej dumy, sceptycyzm pobo�nej katoliczki wobec ka�dej
formy
�wieckiego zbawienia, ukryt� reprymend� za to, �e porzuci�em swoje �powo�anie�
(w�a�nie
opu�ci�em seminarium), i oczywi�cie irlandzk� nieufno�� w stosunku do �wiata
pozbawionego cierpienia.
Nasze spory okaza�y si� najlepsz� z mo�liwych inicjacj� moich do�wiadcze�
zawodowych. Dzi�ki nim dowiedzia�em si�, �e rozstrzygaj�cym elementem rozmowy
jest nie
wypowiedziany, zgrabnie omini�ty szczeg�, �e s�owa mog� przybiera� r�ne
odcienie i
znaczenia, �e najwa�niejsze s� takie figury retoryczne, jak zaprzeczenie,
podst�p czy celowe
unikanie konflikt�w. Matka wyczuli�a mnie na niewidzialn� choreografi� starcia,
kt�re
toczymy, s�dz�c, �e tylko rozmawiamy. Wiele lat zabra�o mi rozszyfrowanie jej
zadziwiaj�cej
gry s��w. W tym sensie, j� pierwsz� podda�em psychoanalizie. Dzi�ki matce
odkry�em, �e
nikt nie jest tym, kim si� wydaje, i nikt nie m�wi tego, co naprawd� my�li,
zw�aszcza je�li ci�
kocha.
W ka�dym razie na tamto pytanie odpowiedzia�em w spos�b moim zdaniem
absolutnie przekonuj�cy:
To jest nauka, mamo! Lekarze orientuj� si�, kiedy ich pacjenci s� wyleczeni. Ja
te�
b�d� wiedzia�.
No c� - odpar�a z wyrozumia�ym westchnieniem - nie mam w�tpliwo�ci, �e nauczysz
si� na swoich niepowodzeniach. Zawsze si� zastanawia�em, czy dla tego
b�ogos�awie�stwa
mojej matki nie powinienem znale�� miejsca na �cianie gabinetu, w kt�rym panowa�
wieczny
ba�agan. Wszyscy pacjenci komentuj� moje wyobra�enie o wystroju wn�trz,
zawieraj�ce si�
w zasadzie: �Zostaw dan� rzecz tam, gdzie upad�a�. Nie mam w�tpliwo�ci, �e jest
to z mojej
strony zwyczajna niechlujno��, kt�r� rozwin��em w sobie jako syndrom
uniezale�nienia si�
od op�tanego czysto�ci� domu rodzinnego. Potwierdzi�bym b�ogos�awie�stwo u
notariusza,
oprawi� w ramki i powiesi� nad akwarium obok moich dyplom�w. Oficjalne
za�wiadczenie o
niepowodzeniach. M�g�bym te� wpisa� na wizyt�wce: �John Donelly, magister
psychologii,
pedagog, licencjonowany terapeuta, ekskatolik, specjalista od niepowodze�.
W zawoalowany spos�b staram si� powiedzie�, �e b�dzie to opowie�� o moim
najwi�kszym niepowodzeniu.
Laura pojawi�a si� wiosn� 1990 roku. Stwierdzenie, �e by�a najbardziej niezwyk��
pacjentk�, jak� kiedykolwiek mia�em, by�oby ogromnym niedopowiedzeniem. Fakt, �e
jej nie
wyleczy�em, nie ma tu nic do rzeczy. W�a�ciwie dokona�a dla mnie tego, co zawsze
stara�em
si� zrobi� dla wszystkich moich pacjent�w: na zawsze zmieni�a spos�b mojego
my�lenia,
odczuwania i �ycia. Podzieli�a moj� egzystencj� na dwa historyczne okresy: przed
Laur� i po
Laurze. Nie by�a ani pierwsz�, ani jedyn� pacjentk�, w kt�rej si� zakocha�em,
lecz j�jedn�
pragn��em zabi�.
Prywatn� praktyk� prowadzi�em w�wczas ju� od pi�ciu lat. Jest to bardzo stosowne
okre�lenie dla terapii. W moim zawodzie cz�sto czuj� si� jak praktykant czy
amator. Stale si�
ucz�. Terapia jestjazzemnauk:cechujej�swobodnaforma, nieschematyczno�� i w
wielkiej
mierze improwizacja. Dla rzadkich, s�odkich moment�w, kiedy zwyci�a
synchronizacja i
harmonia, trzeba zmarnowa� mn�stwo czasu. Nic dziwnego, �e spo�ecze�stwo
podejrzliwie
traktuje moj� profesj� i sytuuje j� po�r�d tak nieprzyjemnych zaj��, jak
stomatologia i
hydraulika.
Zwykle ludzie trafiaj� do mnie, gdy osi�gn� swego rodzaju stan krytyczny.
Najcz�stsze przyczyny to utrata pracy, rozw�d, depresja, maltretowanie, na�ogi.
Wpatruj � si�
we mnie smutnymi, przepe�nionymi b�lem oczyma albo b�yskaj� oszo�omionymi,
b�agalnymi
u�miechami. S� rozgoryczeni i obwiniaj� siebie lub w k�ko uprzejmie zapewniaj�,
�e nie
maj� poj�cia, dlaczego tu trafili: przecie� problemy ma ich wsp�ma��onek, nie
oni.
Jednak zdecydowanie najtrudniejsi pacjenci to ci, kt�rzy przychodz� odr�twiali,
nie�wiadomi swych m�czarni. W najlepszym razie s� w stanie przyzna�, �e �ycie
wymkn�o
im si� spod kontroli. Praca z nimi wymaga ogromnego skupienia. Nie ka�� im
rozdrapywa�
ran, w�wczas bowiem nie wr�ciliby na kolejne spotkanie. A ja chc� im pom�c, mo�e
nawet
bardziej ni� oni sami. Znam ich dobrze - wiem, �e po prostu staraj� si� prze�y�
i w ten spos�b
zupe�nie rezygnuj� z �ycia. T�umi�c �al, odbieraj� sobie r�wnie� szans� na
rado��. Wchodz�
w ich mroczne wn�trze i m�wi�, �e istnieje wyj�cie z tej sytuacji. Ja si�
wydosta�em.
Powtarzam im, �e rado�� i cierpienie nie wykluczaj� si� wzajemnie, lecz
wyp�ywaj� z tego
samego �r�d�a. Odetnijcie �r�de�ko, a w�wczas nie b�dziecie co prawda cierpie�,
lecz
r�wnocze�nie z waszego �ycia zniknie tak�e szcz�cie.
Pacjenci wchodz� do mojego gabinetu i usadawiaj� si� naprzeciwko mnie w mi�kkim
niebieskim fotelu. Obok nich stoi pude�ko z chusteczkami, przede mn�
(niewidoczny dla
nich) zegarek... Siadaj� wraz z chaosem, w kt�ry zmieni�o si� ich �ycie, i
czekaj�, a�
dokonam dla nich cudu. My�l�, �e natychmiast im pomog�. Od pocz�tku usi�uj� mnie
zauroczy�, gaw�dzimy, opowiadaj� mi rozkoszne historyjki, a� ko�czy irn si�
przygotowana
liczba dowcip�w i - niczym prezenter wiadomo�ci, kt�ry zbyt szybko odczyta�
wszystkie
informacje - zaczynaj� odczuwa� wielk� pustk� mojego zegara, jego bij�ce serce
oraz
ogromn�, ziej�c� ran�, kt�ra zagoi si� jedynie w�wczas, gdy zdecyduj� si� przede
mn�
otworzy� i by� sob�. By� sob�... jak�e strasznie si� tego boimy, jak starannie
tego unikamy...
Ta w�a�nie niech�� zmusza ludzi do najmniej naturalnego spotkania z mo�liwych:
dwie obce sobie osoby rozmawiaj� w gabinecie o najintymniejszych problemach
jednej z
nich. C�. Zadaniem przyjaci� jest akceptacja. Rodziny za wszelk� cen� staraj�
si� zachowa�
twarz. Dla s�siad�w licz� si� g��wnie pozory, ksi�y za� interesuj� absoluty
moralne. Na
terapeut� spada zatem co�, z czym nikt inny nie chce mie� do czynienia:
konfrontacja. I
dlatego wi�kszo�� os�b traktuje mnie jako ostatni� desk� ratunku. Przychodz�! w
�wietle
wsp�lnie szukamy rzeczy utraconych w ciemno�ciach.
S�ucham. M�wi�. Zach�cam i razem wyznaczamy bezpieczn� p�aszczyzn�
porozumienia: w po�owie drogi mi�dzy dylematami wewn�trznymi pacjenta a presj�
otaczaj�cej go rzeczywisto�ci. Niemal fizycznie czuj�, jak moi pacjenci borykaj�
si� ze sob�,
decyduj�c si� na kolejny gest odwagi, pocz�tkowo wobec mnie, potem dopiero wobec
siebie.
Jakim typem terapeuty jestem? Hmm, powiedzia�bym, �e korzystam z r�nych metod.
Podstawowa wywodzi si� z psychologii g��bi, odkry� Freuda i jego entuzjast�w.
Wierz� w
zawarto�� i konstrukcj� ludzkiej pod�wiadomo�ci oraz w korzy�ci p�yn�ce z
analizy sn�w. Do
diab�a, wierz� we wszystko, co przynosi rezultaty - od prozacu po wy�adowanie
krzykiem.
Najwa�niejsze jest indywidualne podej�cie do pacjenta, nie teorie. Przyznam si�
jednak, �e
najwi�kszy nacisk podczas terapii k�ad� na koncepcj� Carla Junga, dla kt�rego
mam olbrzymi
szacunek. Cho� nie jestem typowym �jungist�� i nie zajmowa�em si� naukowo jego
dzie�ami,
staram si� wprowadza� w �ycie jego idee. Nieustannie zaskakuje mnie ich
efektywno�� w
mojej codziennej pracy. Jego metody s� rzeczywi�cie skuteczne - zbyt cz�sto
obserwowa�em
ich koj�cy wp�yw na czyj�� roztrzaskan� psychik�, by w�tpi� w prawdziwo��
spostrze�e�
Junga. Terapeuta ma do dyspozycji wiele przetestowanych strategii, jednak teorie
Junga, w
mojej opinii, docieraj� g��biej, lecz� intensywniej i szybciej regeneruj� po
urazie. Z
do�wiadczenia wiem, �e dzia�aj�. Koniec reklamy.
Jestem ca�kiem dobrym psychologiem, poniewa� mam prawdziwy dar. Instynktown�
hiperczujno��, kt�rej nauczy�em si� sam, by przetrwa� dzieci�stwo. System
wczesnego
ostrzegania, kt�rym pos�ugiwa�em si�, oceniaj�c nastroje mojej matki - ucieka�em
przedjej
dezaprobat�, przemierza�em labirynt jej tajemniczych i niewypowiedzianych ��da�.
Na
pierwszy rzut oka potrafi� zinterpretowa� usposobienie danej osoby. Mimo �e jest
to bardzo
neurotyczna pozosta�o�� po mojej m�odo�ci, umiej�tno�� ta znakomicie sprawdza
si� w mojej
profesji.
Albo raczej... sprawdza�a si� a� do pierwszej wizyty Laury. Jej po prostu nie
uda�o mi
si� �zinterpretowa�. I chocia� ta opowie�� by�a absolutnie niewiarygodna, nie
przywodzi�a
na my�l �adnych typowych zaburze�, nie zawiera�a �adnych subtelnych aluzji do
ponurych
sekret�w, kt�rych odkrywanie zazwyczaj zabiera mi kilka miesi�cy. Nie
dostrzeg�em, by
pacjentka oszukiwa�a sam� siebie, nie by�a te� przebieg�a �, szczerze m�wi�c,
nie mia�em
poj�cia, co ta zachwycaj�ca, dobrze przystosowana do �ycia os�bka robi w moim
gabinecie w
ch�odne majowe popo�udnie. Nie potrafi�em nawet odgadn�� jej etnicznego
pochodzenia -
by�a wysoka, ciemnow�osa, mia�a br�zow� sk�r� Indianki, zielone oczy w
azjatyckim
kszta�cie migda��w oraz poci�g�� angielsk� twarz i taki� podbr�dek. W gruncie
rzeczy, ju�
sama ta genetyczna niepowtarzalno�� powinna sk�oni� mnie do stwierdzenia, �e to
stworzenie
(ci�gle j� tak nazywam) jest w jakim� sensie �nie z tego �wiata�. W ka�dym razie
pocz�tkowo
widzia�em przed sob� jedynie m�od� kobiet�, promieniej�c� wdzi�kiem i spokojem -
pi�kno��
reprezentuj�c� mieszank� ras.
Mia�a niezwykle g��boki g�os. Najpierw my�la�em, �e to z powodu przezi�bienia,
lecz
jego barwa nie zmieni�a si� ani o ton podczas trzydziestu kilku sesji, kt�re
odbyli�my. Chcia�a
si� ze mn� spotyka� raz w tygodniu. Bez namys�u zgodzi�a si� na moje honorarium
-
siedemdziesi�t dolar�w za pi��dziesi�t minut - po czym wbi�a we mnie przenikliwe
zielone
oczy i o�wiadczy�a, �e ma tylko jeden warunek: Nie wolno mi o niej nikomu m�wi�.
Nikomu!
- M�owi? Krewnym? - spyta�em. Potrz�sn�a g�ow�. Nie
o to jej chodzi�o. Mia�em nie m�wi� absolutnie nikomu. Nawet psychiatrze
klinicznemu. Wyja�ni�em, �e jego zgoda b�dzie potrzebna, by przepisa� jej
ewentualne
lekarstwa. Nie, nikomu! Spyta�em wi�c, co mam zrobi� w razie wypadku.
U�miechn�a si�
tylko i wzruszy�a ramionami. Z pewno�ci� rozumia�a, �e w zwi�zku z
ubezpieczeniem musz�
za�o�y� kartotek� i wpisa� jej dane. Gdy to powiedzia�em, w�ciek�a si�.
Pochyli�a si� do
przodu w niebieskim fotelu. - Nikomu. Nawet mojemu szefowi. �adnemu ze
wsp�pracownik�w. �adnemu z moich przyjaci�. Ani matce, ani mojej �yciowej
partnerce.
Nikomu. Doda�a, �e nie b�dzie problem�w z ubezpieczeniem, poniewa� zap�aci
got�wk�.
- Po co ta tajemniczo��? - spyta�em, pr�buj�c roz�adowa� napi�cie. - To
oczywiste, �e
tre�� naszych spotka� pozostanie mi�dzy nami. M�g�bym jednak chcie�, na
przyk�ad,
skonsultowa� si� z koleg� po fachu, by rzuci� pomocne �wiat�o na pani problemy.
Nie
musimy wspomina� pani imienia.
- Nie mam �adnych problem�w - odpar�a ze smutnym u�miechem.
- Lauro - ci�gn��em rozs�dnie - skoro ich pani nie ma... do czego w takim razie
mnie
pani potrzebuje?
Pokiwa�a g�ow�, akceptuj�c logik� mojego wywodu. Obj�a si� r�koma i przez
chwil�
zmaga�a ze sob�.
- Dali mi rok. W tym czasie mam przekona� jedn� zdrow� na umy�le osob�, �e
m�wi� prawd�. Je�li uda mi si�... b�d� mog�a zosta�.
Problemy i migracyjne? Czy�by jej wiza traci�a wa�no��?
- Zosta�? - spyta�em.
Nie odpowiedzia�a, ale powieki zadr�a�y jej lekko, jak gdyby w ten spos�b
stara�a si�
przekaza� przygn�biaj�c� informacj� niemo�liw� do wypowiedzenia s�owami. Wtedy
po raz
pierwszy opu�ci�o j� typowe dla niej opanowanie i zrozumia�em, jak wiele ta
sprawa dla niej
znaczy. Nagle uspokoi�a si� i podj�a:
- C�, s�dz�, �e... potrzebuj� pana, aby mi pan uwierzy�. Jedynym moim problemem
jest czas. Mam tylko rok. A w�a�ciwie jedena�cie miesi�cy.
Zauwa�y�em, �e s�owo �czas� wypowiedzia�a z osobliwym naciskiem i przysz�o mi do
g�owy, �e znaczy ono dla niej co� zupe�nie innego ni� dla reszty ludzi.
- Co ma pani na my�li, m�wi�c: �tylko rok�?
- Wtedy wr�c� po mnie.
- Kto? - spyta�em.
W�tpi�, czy potrafi� w pe�ni odda� s�owami wra�enie, jakie zrobi�a na mnie jej
odpowied�. Chyba powinienem w�wczas krzykn��: �Eureka�, gdy� w�a�nie odkry�em
sedno
problemu. Niestety, pomy�la�em co� zupe�nie innego, rzecz z pozoru absurdaln�:
�Ta kobieta
m�wi prawd�.
- Kto wr�ci? - powt�rzy�em.
- Holokowie - odrzek�a Laura.
- Holokowie?
- Stworzenia - wyja�ni�a tonem osoby, kt�ra nie oczekuje, �e si� jej uwierzy - z
innego �wiata.
Podczas d�ugiego milczenia, kt�re potem zapad�o, przypomnia�em sobie Pie��
Bernadetty, film o m�odej dziewczynie z Lourdes (w tej roli Jennifer Jones).
Promiennie
niewinna, miewa wizje Matki Boskiej i, cytuj�c Mari�, kt�ra m�wi o niepokalanym
pocz�ciu,
potrafi rozbroi� t�um inkwizytor�w, zawodowych sceptyk�w z rz�du i ko�cio�a.
Rzecz by�a
teologicznie problematyczna, a ju� na pewno niemo�liwa do poj�cia dla takiej
nieokrzesanej
ch�opskiej dziewczyny.
P�niej przypomnia�em sobie niedawne objawienia Matki Boskiej w Jugos�awii. W
ma�ym wiejskim ko�ci�ku ludzie kl�kali i wpatrywali si� przez kilka minut w
punkt na
�cianie, zachwyceni widokiem, kt�rego inni nie dostrzegali. Po pewnym czasie
znienacka
intonowali ch�rem Modlitw� Pa�sk�, ofiarowuj�c si� p�j�� za tym: �...kt�ry jest
w Niebie...�.
Wi�c dlaczego nie Obcy? Jimmy Carter widzia� UFO. John Lennon r�wnie�. I tysi�ce
innych ludzi. Carl Jung nazwa� lataj�ce spodki Nowoczesnym Mitem, �psychiczn�
konkretyzacj��, technologicznym symbolem mandali, kt�ry t�skni�ca za �pe�ni��
pod�wiadomo�� projektuje ponad materialn� rzeczywisto�ci�. Podobnie, je�li
popatrzysz
wystarczaj�co d�ugo na dwubarwny kafelkowy uk�ad szachownicy, w twoim umy�le
powstaj�
rozmaite przypadkowe kszta�ty geometryczne. Tak samo t�sknimy za sensem. I nic w
tym
dziwnego. Znam osobi�cie wiele smutnych ofiar mechanicystycznego materializmu
naszej
zachodniej kultury, w kt�rej �atwo o pieni�dze, trudniej natomiast o czyste
powietrze, wod�,
cisz�, rozs�dne tempo egzystencji oraz luksus wiedzy - cel naszego �ycia.
Usilnie
poszukujemy dowod�w jakiego� wy�szego porz�dku. Zar�wno w sferach duchowych, jak
i w
�wiecie fizycznym. I chyba nie wszyscy �wiadkowie s� oszustami, naiwnymi
prostakami,
ofiarami losu lub Kalifomijczykami.
- M�wi pani o Obcych? - spyta�em dla pewno�ci.
- Zgadza si�.
D�uga przerwa. Zacz��em macha� r�koma. Chyba z ich pomoc� pr�bowa�em nada� jej
s�owom sens.
- Obcy pani powiedzieli... �e je�li zdo�a mnie pani przekona�... wtedy... mo�e
pani...
tu zosta�?
Kiwn�a g�ow�.
- Zosta� na Ziemi - doda�em dla jasno�ci. Pokiwa�a g�ow�.
O rany! Zakaszla�em.
- Cofnijmy si� troch� w czasie. Prosz� mi powiedzie�, gdzie si� pani urodzi�a.
- W innym �wiecie.
- Pani matka i ojciec...
Nie mam matki. Mam dw�ch ojc�w. Mojego ziemskiego ojca nigdy nie pozna�am.
Podobno pochodzi� w�a�nie z Detroit. Natomiast drugim by� stillner. Odpowiednik
tutejszego
konduktora poci�gu. - Zawaha�a si�. - Na imi� ma Sukamon. - D�u�sza pauza. - Ja
nazywa�am
go Suki. - Przechyli�a g�ow� i u�miechn�a si�. - Stale nawijasz w�osy na palec
- zauwa�y�a
poufale.
- Przeszkadza ci to? - spyta�em.
- Nie. Nawet mi si� podoba. Taki troch� dziecinny gest. Mog� ci� nazywa� John? A
mo�e wolisz �doktorze�?
- Jak sobie �yczysz - odpowiedzia�em. Bardzo d�uga przerwa.
- Na pewno zastanawiasz si�, dlaczego wybra�am ciebie. Rzeczywi�cie, dr�czy�o
mnie to pytanie. Nie trzeba by� jasnowidzem, by zgadn��.
- Widzia�am tw�j wyk�ad pod tytu�em Sny i pami��. Uzna�am, �e jeste�
inteligentny i
wra�liwy.
- Dzi�kuj�. U�miechn�a si�.
- Nigdy nie s�ysza�am, �eby sny por�wnywano do instalacji hydraulicznej. Albo na
przyk�ad psychoz� do zaparcia.
- To moja ulubiona teoria. - Wzruszy�em ramionami. Od lat zastanawia�em si� nad
tym problemem: skoro - co potwierdzaj� najnowsze badania - sny s� �ci�le
zwi�zane z
pami�ci�, to dlaczego tak wiele z nich zapominamy? M�j wyk�ad w nieco
humorystyczny
spos�b sugerowa�, �e by� mo�e sny s� odpowiednikiem pami�ci RAM (pami�ci
operacyjnej):
spe�niaj� swoje zadanie, po czym znikaj�, dzia�aj�c niczym bufor, kt�ry opr�nia
si� podczas
wylogowania (czyli przebudzenia). Nie nauczyli�my si� ich sejwowa�
(zapami�tywa�),
prawdopodobnie dlatego, �e s� programem zarz�dzaj�cym, nie za� tre�ci�:
umys�owym
systemem dziesi�tnym Deweya. W ten spos�b mo�na wyt�umaczy�, dlaczego wydaj� si�
r�wnocze�nie znacz�ce i nieuchwytne, uporz�dkowane i pogmatwane, bogate w
symbole, a
jednak zaszyfrowane. Przedstawmy t� kwesti� inaczej: jaki sens mia�by dla was
dramat,
gdyby�cie mogli czyta� jedynie didaskalia, a nie dialogi. �Kurtyna. Kr�l wchodzi
z prawej.
Roztargniony, szepcze do siebie. Pal� si� �wiece. Eksplozja�. I tak dalej. Moja
teoria
sugerowa�a, �e sny s� indeksem, nie za� tekstem. Zosta�a przyj�ta przez
s�uchaczy na weso�o i
s�dzi�em, �e w pe�ni sobie na ich rozbawienie zas�u�y�a. Pochlebi�o mi, �e
Laurze przypad�a
do gustu.
Szczeg�lnie spodoba�a mi si� jedna z twoich tez: �Otwarty mys� jest najlepszym
ubezpieczeniem zdrowia psychicznego�. Zastanawia�am si�, czy praktykujesz to, co
g�osisz.
Polubi�em ten g��boki g�os, kt�ry zdawa� si� wibrowa� w jej piersi, zanim si� z
niej
wydoby�. Mia� w sobie co� optymistycznego Laura pachnia�a te� inaczej ni�
kobiety, kt�re
zna�em. Nie m�wi� o perfumach. Mam na my�li wo� - cho� zabrzmi to absurdalnie -
dzikiego
zwierz�cia. Jednak podczas tej pierwszej sesji najbardziej uderzy�o mnie jej
ogromne
opanowanie. Absolutny spok�j. Nie by�o to typowe dla psychopat�w, narcystyczne
zadowolenie z siebie. Po prostu spok�j, �adnych pretensji. Jej zachowanie
skojarzy�o mi si� z
lud�mi, kt�rzy do�wiadczyli w �yciu kra�cowego upodlenia i strachu. Cz��
spo�r�d os�b,
kt�re prze�y�y ob�z koncentracyjny, charakteryzuje takie w�a�nie straszliwe
opanowanie,
�wiadomo��, �e: �Nic, co mi zrobisz, nie mo�e by� gorsze od tego, czego ju�
do�wiadczy�em�. Podobnie zachowuj� si� niekt�rzy Indianie. I Laura.
- Bardzo si� staram zachowa� otwarty umys� - wyja�ni�em.
- To dobrze. I zgadzasz si� na m�j warunek? Przemy�la�em jej pytanie. Wtedy
jeszcze
nie wiedzia�em, jakie to b�dzie trudne.
- Oczywi�cie.
Przez chwil� patrzy�a na mnie badawczo, po czym zdj�a bluzk�. Nie nosi�a
biustonosza. Jej piersi by�y opalone i pe�ne. Zapatrzy�em si� na jej sutki.
Idealne br�zowe
kwadraty.
- Lauro, prosz� - powiedzia�em.
- Chcia�am ci pokaza� co�, czego nigdy przedtem nie widzia�e�. S�dzi�am, �e mo�e
dzi�ki temu �atwiej ci b�dzie uwierzy� w moj� opowie��.
To by�a pierwsza z wielu podobnych niespodzianek. Laura tak mnie zaszokowa�a, �e
upu�ci�em papierosa, kt�ry potoczy� si� w fa�dy fotela. Musia�em ukl�kn��,
wyszarpn��
poduszki, zgasi� pomara�czowe drobiny �aru i wygrzeba� niedopa�ek. Cieszy�em si�
z chwili
przerwy. Nie by�em w stanie wyobrazi� sobie chirurga, kt�ry dokonuje tak
potwornego
zabiegu na kobiecym ciele. Siadaj�c, stara�em si� nie zakrztusi�. Gdy usadowi�em
si�
ponownie w fotelu, zauwa�y�em, �e ju� si� ubra�a. Zapali�em kolejnego salema.
Odchrz�kn��em.
- Kto ci to zrobi�, Lauro?
- Nikt, nie przesz�am operacji. Urodzi�am si� z takimi sutkami. Wasze geny maj�
fraktaln� struktur� organiczn�, a geny Holok�w kszta�tem przypominaj� kryszta�.
Wy
��czycie si� w pary i tworzycie... osobliwe hybrydy. Czy wprawi�am ci� w
zak�opotanie?
Przepraszam. - U�miechn�a si�, sugeruj�c, �e dopiero teraz uzmys�owi�a sobie
niezwyk�o��
sytuacji. - Wi�cej tego nie zrobi�.
ROZDZIA� DRUGI
Obraz kwadrat�w na tych �licznych piersiach tkwi� w mojej g�owie przez kilka
tygodni i d�ugo nie pozwala� zasn��. Kt�rego� ranka przy �niadaniu t�po
wpatrywa�em si� w
sw�j kubek z kaw�, a przez m�j umys� p�dzi�y absurdalne opowie�ci Laury.
�Stillner? Zagi�ta przestrze�? �adnych istot rodzaju �e�skiego? Atmosfera w
postaci
zielonej galaretki? Filmy pami�ciowe? Suki? Dziesi�� wymiar�w?�
Jak, do diab�a, mia�em nada� temu sens?
- Znowu to robisz - poinformowa�a mnie z kuchni Nancy. Chodzi�o jej o to, �e
gapi�
si� na kaw�: zawsze tak robi�, gdy nie potrafi� zostawi� w gabinecie jakiej�
sprawy.
Z Nancy mieszka�em od mniej wi�cej roku. By�a inteligentn�, niezwykle
systematyczn� kobiet�, co nie zawsze mi odpowiada�o.
- Eee? - wymamrota�em. - Och, przepraszam.
- Kto to jest tym razem?
- Nikt. Nic takiego. Co? - U�miecha�a si�. - Tylko pacjentka.
- Twardy orzech? - spyta�a, poprawiaj�c fryzur� w lustrze.
- S�uchaj, nie m�wmy o tym, okej? - Okej - odpar�a.
- Dzi�ki. Naprawd�, to nic wielkiego.
- Nie ma sprawy.
Ponownie zapatrzy�em si� w kubek z kaw�.
- �adna? - spyta�a.
Bardzo - odpowiedzia�em bez namys�u. Podnios�em wzrok. Nie u�miecha�a si�. -
Prawda jest taka, Nancy, �e chc� o tym porozmawia�, ale nie mog�.
Nie mo�esz? - Cz�sto rozmawia�a ze mn� w taki spos�b, jakby mnie przes�uchiwa�a.
Z chirurgiczn� precyzj� dr��y�a ka�d� kwesti�, a� odkry�a w niej wszelkie skazy.
- Zawar�em umow�. Obieca�em dyskrecj�.
- To typowa procedura? Co si� stanie, je�li b�dziesz musia�
om�wi� jej problemy z lekarzem klinicznym?
Za�mia�em si� cierpko.
- Ona nie ma problem�w.
Nancy si�gn�a ponad sto�em i pog�aska�a m�j palec wskazuj�cy. By� to jej
ostatni
czu�y gest, jaki pami�tam. By�em jednak zbyt zaabsorbowany, aby go zauwa�y�.
- Dobrze si� czujesz?
Popatrzy�em na ni�. W�a�ciwie mia�em ochot� z ni� porozmawia�.
- Widzia�a� kiedy� UFO? Parskn�a i spyta�a:
- To podchwytliwe pytanie?
- Nie. Wielu praktycznych ludzi je widzia�o. Popatrzy�a na mnie zmru�onymi
oczyma.
- Nie chcia�em tak tego uj��. - Nazywa�em j� praktyczn�, gdy by�em na ni�
zdenerwowany. S�owo z naszego prywatnego szyfru. My�la�em w�wczas: �Jeste�
osch�a i
pozbawiona wyobra�ni. Wszystko, co m�wisz, musi by� idealnie logiczne i
doprowadzasz
mnie tym do szale�stwa!� Kto� kiedy� powiedzia�, �e zakochujemy si� w tych
samych
cechach, kt�re p�niej doprowadzaj� nas do w�ciek�o�ci. - Naprawd�! - nalega�em.
- Nie
�artuj�.
Na twarzy Nancy pojawi�a si� czu�o�� i zmartwienie, na kt�rych okazywanie
pozwala�a sobie niezwykle rzadko. Przypomnia�em sobie, za co j� kiedy�
pokocha�em.
- O co chodzi, John? - spyta�a.
- Powiem ci kt�rego� dnia. Nie teraz.
Wysz�a z pokoju, ja za� dalej wpatrywa�em si� w kubek. Diagnoza. Diag - nic.
Diag -
nikt. By�em do niczego. Suki. Dziesi�� wymiar�w. Ko�o, kt�re wygl�da jak rura.
Dwa
wymiary: do �rodka i na zewn�trz oraz na zewn�trz i do �rodka. Atmosfera w
postaci zielonej
galaretki. Galaretka? Bo�e Drogi.
Potem przypomnia�em sobie pewien sen.
Lub raczej cz�� zapomnianego snu. Co dziwne, nie �ni�em go poprzedniej nocy,
ale
kilka tygodni, a mo�e nawet miesi�cy temu. Nie mia�em pewno�ci co do porz�dku
zdarze�,
wi�c nie wiem, czy poni�szy fragment pojawi� si� na pocz�tku, w �rodku czy te�
na ko�cu
snu. Sta�em w kolejce i poci�em si� pod jaskrawymi �wiat�ami w bia�ym pokoju,
kt�ry
pachnia� cytrynowo - limonow� galaretk�.
- Obr�ci� si� w prawo - powiedzia� g��boki damski g�os przez ukryty g�o�nik.
By�o nas dwunastu. Wykonali�my polecenie i wtedy zobaczy�em, �e wszyscy
jeste�my nadzy. Pami�tam stoj�cych w szeregu nagich m�czyzn dzier��cych wielkie
puchary
nape�nione moczem. Czekali�my na r�ne testy, pochylali�my si� i nadymali�my
policzki, a
lekarz sprawdza�, czy nie mamy przepukliny. Doszed�em do wniosku, �e chyba
zostali�my
powo�ani do wojska. Znajdowali�my si� w zaparowanym pokoju, na bia�ych kaflach,
zaciskali�my pi�ci przed genitaliami i czekali�my, a� komisja os�dzi, czy
nadajemy si� do
s�u�by.
- Obr�ci� si� w lewo - rozkaza� kobiecy g�os. Wykonali�my polecenie.
- Numer trzy... wyst�p.
Zapanowa�a cisza. Spojrza�em z ukosa pod �wiat�o, pr�buj�c rozpozna� s�abo
widoczne postaci za ciemnymi szybami na przeciwleg�ej �cianie.
- Numer trzy? - powt�rzy�a kobieta.
Nie wiem dlaczego, ale zda�em sobie spraw�, �e ma na my�li mnie, wi�c szybko
zrobi�em krok do przodu. Czu�em si� za�enowany jak ma�y ch�opiec.
- Nazwisko? - spyta�a. - Doktor John - odpar�em. - Prosz� poda� pe�ne nazwisko.
Wiedzia�em, �e kiepsko zacz��em.
- Doktor John Donelly - powiedzia�em, krzywi�c si�.
- Wiek?
- Czterdzie�ci lat.
- Religia?
- Brak. - Nie by�em ca�kowicie szczery, poniewa� nie
utraci�em jeszcze do ko�ca wiary. Uzna�em jednak pytanie za binarne i wybra�em
odpowied� bli�sz� prawdy.
- Seksualne preferencje?
- Brunetki - odrzek�em, my�l�c o kolorze w�os�w �onowych Nancy.
- Stereo czy mono? - sprecyzowa�a.
Zala�a mnie fala niepokoju. Nie opracowa�em tego pytania! Czu�em, �e rozm�wczyni
czeka na moj� odpowied� i po konfunduj�cej analizie termin�w, pomy�la�em: �Co
tam, do
cholery, mam pi��dziesi�t procent szans, �e trafi�.
- Mono - powiedzia�em.
- Ostatni stosunek seksualny? - spyta�a. Intensywnie si� zastanawia�em. Zawsze
mia�em k�opoty z datami. W dodatku, ta sprawa tkwi�a niczym zadra mi�dzy Nancy i
mn�.
- Co jest dzisiaj?
- Pierwszy dzie� z reszty twojego �ycia - odpar�a. Z sali �ledczych dotar� do
mnie
zduszony chichot.
- Pi�� miesi�cy temu, co najmniej - obliczy�em.
- Wojna?
- Nie, nie, dzi�kuj�.
Za szyb� odbywa�a si� st�umiona dyskusja, jak gdyby kto� trzyma� r�k� na
mikrofonie. Nagle pad�o stamt�d pytanie:
- Jeste� tch�rzem czy pacyfist�?
- Tak. - By�em dumny z tej odpowiedzi. Potwierdzone - odezwa� si� m�ski g�os.
- Bohaterowie? - spyta�a.
- Yossarian. Van Morrison. Lennon. Jung. Monk. Greene...
- To jest kolor - przerwa�a.
Wybi�a mnie z rytmu. Zamierza�em wymieni� kogo� innego, kogo� wa�nego. Mia�em
jego nazwisko na ko�cu j�zyka. Facet z brod�. Martwy �yd. Widzia�em jego
podobizn� na
kartach bejsbolowych i statuetkach. Gra� z Lambsami. Woodmaker? Czy tak si�
nazywa�?
Nie. Co� z mi�o�ci�. Ojciec go kocha�, matka za� sypia�a z innym m�czyzn�.
Cholera, ta
kobieta doprowadza�a mnie do sza�u! Dlaczego mi przerwa�a?
- Ostatnie pytanie. Prosz� si� dobrze zastanowi�. Tak d�ugo, jak pan potrzebuje.
Pytanie jest podchwytliwe.
�adnie z ich strony, �e mnie ostrzegali. Czeka�em. Pytanie jednak nie pad�o.
Skorzysta�em z okazji i wyobrazi�em sobie moj� rozm�wczyni� nag� za szk�em,
patrzyli�my
na siebie. Pomy�la�em, �e jest pi�kna. Jej g�os z pewno�ci� taki by�. Spojrza�em
w d�,
przera�ony, �e dostrze�e erekcj�. Nie znajdowa�em dyskretnego sposobu zakrycia
si�.
Zawstydzi�em si�, nie do�wiadczy�em czego� takiego od szko�y podstawowej, gdy
w�asna
m�sko�� zdradzi�a mnie pod prysznicem po lekcji wuefu. Moje cia�o zawsze mnie
kr�powa�o.
Jestem zbudowany jak Bobby Jones, stary napastnik filadelfijskiej �76�: blady,
d�ugi, chudy i
nieco s�katy. Chcia�em jak najpr�dzej ukry� si� w ciemno�ci. Co zabiera�o tej
kobiecie tyle
czasu?
- Tak? - spyta�em.
- Tak? - powt�rzy�a. - Czy to jest pa�ska odpowied�? - Nie! - zaprotestowa�em.
- Pa�ska odpowied� brzmi zatem: �Nie�? Zarumieni�em si�.
- Mog�aby pani powt�rzy� pytanie? Powt�rzy�a.
- Czyta� pan B��kitn� Ksi�g�? Czy pan czyta� B��kitn� Ksi�g�?
By�em strasznie zak�opotany. Us�ysza�em dwa pytania. Czy w tej dwoisto�ci tkwi�a
podchwytliwo��? Czy mia�em odpowiedzie� dwukrotnie? B��kitna Ksi�ga? Musia�em j�
czyta�! Ka�dy przeczyta� w swoim �yciu przynajmniej jedn� ksi��k� w b��kitnej
oprawce. A
mo�e chodzi�o o dwie ksi�gi, obie b��kitne? Ten test nie by� uczciwy.
- Potrzebuj� wi�cej czasu - j�kn��em.
Dzi�kuj�. Mo�e pan do��czy� do pozosta�ych. Z ulg� odwr�ci�em si�. by zaj��
miejsce
w kolejce. Pomy�la�em, �e og�lnie rzecz bior�c, posz�o mi nie�le. Wtedy w�a�nie
zauwa�y�em, �e wszyscy m�czy�ni w kolejce patrz� na mnie. W dodatku wszyscy oni
byli
mn�!
- Tak - zako�czy�a kobieta o g��bokim g�osie. - On jest wybra�cem.
Tyle zapami�ta�em z ca�ego snu. Wspomnienie by�o �ywe - potrafi�em nawet
rozpozna� g�os kobiety jako g�os Laury, chocia� by� nieco zniekszta�cony.
Problem w tym, �e
m�g�bym przysi�c, i� �ni�o mi si� to kilka miesi�cy (tak!) przed spotkaniem
mojej niezwyk�ej
pacjentki. Jak to mo�liwe?
Zadzwoni� telefon i moja energiczna wsp�lokatorka natychmiast odebra�a.
- Do ciebie, morsie! - zawo�a�a z drugiego pokoju. �Mors� by�o czu�ym
przezwiskiem, kt�rym ochrzci�a mnie na pierwszej randce ze wzgl�du na moje
podobie�stwo
do Nie�yj�cego Beatlesa, o czym przes�dza�y g��wnie okulary. W ostatnich kilku
miesi�cach
przydomek nabra� cierpkiego i kpi�cego zabarwienia - mia�o to zapewne co�
wsp�lnego z
typow� dla mnie powolno�ci�. Nancy dosz�a chyba do przekonania, �e mors jest
najbardziej
flegmatycznym ze stworze� i... no c�, to d�uga historia.
Kiedy podnios�em s�uchawk�, zobaczy�em za oknem siw� mew�, kt�ra grzeba�a w
otwartym �mietniku na rogu asfaltowego parkingu za naszym mieszkaniem. Paskudne
ptaszyska. Rozmowa, kt�r� nast�pnie odby�em, powinna by�a zapa�� mi g��boko w
pami��.
Przypominam sobie, �e dzwoni� m�j brat Hogan. Niestety, niewiele wi�cej
pami�tam. Wiem
jednak, �e gdy si� roz��czy�em, zdr�twia�a mi noga, ucho bola�o mnie od
przyciskania
s�uchawki, g�os Nancy za� wydawa� si� dochodzi� z wielkiej odleg�o�ci, z innej
strefy
czasowej i, zbli�aj�c si�, nabiera� g�o�no�ci niczym nadje�d�aj�cy poci�g.
Prawdopodobnie w
og�le nie s�ysza�em mojej przyjaci�ki, p�ki nie zawo�a�a mojego imienia po raz
trzeci.
- John? John? Na mi�o�� bosk�, John, o co chodzi?
- Eee? - wymamrota�em. - Och, o moj� mam�. Wygl�da na to, �e b�d� musia� si� z
ni� zobaczy�.
Uspokojona westchn�a i rozpocz�a sw�j poranny rytua�: systematycznie wypycha�a
liczne kieszenie br�zowej akt�wki prawniczymi bloczkami, dokumentami,
podr�cznikami,
kodeksami.
- My�la�am, �e zawarli�cie uk�ad - rzuci�a w otwarte wn�trzno�ci akt�wki,
karmi�c j�
niczym g�odnego zwierzaka prac�, kt�r� zabiera�a do domu regularnie, by oderwa�
si� od
naszych gorzkich k��tni podczas ostatnich wsp�lnych miesi�cy.
- Uk�ad? - spyta�em oszo�omiony. - Czy mama i ja kiedykolwiek osi�gn�li�my
porozumienie w jakiej� sprawie?!
Wiedzia�em, �e nie uda mi si� zby� Nancy. Ona nigdy si� nie poddawa�a. Od
pewnego
czasu ��czy�y nas jedynie takie dyskusje. Tylko tyle pozosta�o z naszej mi�o�ci.
W tym
trudnym okresie odbywali�my je cz�sto i zawzi�cie. Mieli�my zapewne nadziej�, i�
nawet
je�li nie zdo�amy uratowa� naszego zwi�zku, rozstaniemy si� ze z�udzeniem, �e
nie
utracili�my niczego cennego. �e po prostu przerwali�my t� nie ko�cz�c� si�
debat�.
Od�o�y�a teczk�, odrzuci�a na rami� niezbyt d�ugie br�zowe w�osy i �mia�o
popatrzy�a
mi w oczy.
- Powiedzia�e� mi kiedy� - o�wiadczy�a, uk�adaj�c dowody dla �awy przysi�g�ych -
�e
spotykacie si� jedynie w�wczas, kiedy nie macie innego wyj�cia.
- Jest umieraj�ca - odpar�em. - Nie mam wyboru. Gdybym by� bardziej przytomny,
mo�e doceni�bym to, co si�
p�niej zdarzy�o. Wtedy bowiem Nancy po raz pierwszy w �yciu o�wiadczy�a, �e
jest
jej przykro. Uciekamy si� do tego osobliwego nawyku, kiedy s�yszymy, �e kto�
poni�s� jak��
znaczn� strat�. Zawsze uwa�a�em ten spos�b dzielenia b�lu za dziwaczny - dajemy
przecie�
do zrozumienia, �e czujemy si� wsp�odpowiedzialni za co�, czego nie zrobili�my.
Jednak w
nast�pnych miesi�cach mia�em us�ysze� podobne s�owa wiele razy i w ko�cu
zaskoczy�o
mnie odkrycie, �e naprawd� pomagaj�.
- Przykro mi, John - powiedzia�a Nancy.
ROZDZIA� TRZECI
Bez trudu uda�o mi si� zag�uszy� bolesne my�li o stanie mojej matki. Sprawy
Laury
zajmowa�y m�j umys� r�wnie intensywnie jak bol�cy z�b, kt�ry stale i wbrew sobie
dra�nimy
j�zykiem. Laura nie by�a ju� tylko kolejn� pacjentk�. Sta�a si� moj� prywatn�
obsesj�,
j�trz�cym szyfrem, kt�ry by�em zdecydowany z�ama� zar�wno ze wzgl�du na siebie,
jak i na
ni�. Jej sprawa rozpocz�a si� przecie� jako zwyczajna zagadka, lecz w kr�tkim
czasie
zmieni�a si� w podr� do piek�a.
Laura. Jak mog�a siedzie� w moim gabinecie, g�adzi� zakurzone ro�liny, wpatrywa�
si� w nie�ad przepe�nionych popielniczek, stos�w nie doko�czonej roboty
papierkowej,
zwariowanych malowide�, wie� styropianowych kubk�w... i od niechcenia, bez
najmniejszych
emocji opowiada� tak przera�aj�ce historie?
O jej ojcu:
- Wszystkie informacje o moim ziemskim ojcu czerpi� z kr�tkiego filmu
pami�ciowego, kt�ry nakr�cili o nim Holokowie. Pami�tam, �e ojciec mia�
odr�twia�� twarz,
a oni przeprowadzali eksperymenty na jego ciele. Wygl�da� jak pacjent na fotelu
dentystycznym. By� �ysy. Nosi� podkolan�wki z podwi�zkami. �lini� si�.
O gwa�cie dokonanym na niej:
- Nie nale�y identyfikowa� tego z gwa�tem. Holokowie byli jak dzieci zabawiaj�ce
si� w gry doros�ych. Zmieniali si� przy mnie. U�ywali rozmaitych instrument�w
fallicznych.
Najgorszy by� metal, naj�atwiej znios�am plastik. W�a�ciwie by�o ca�kiem
zabawnie. Tak
bardzo si� skupiali, �e nawet starali si� symulowa� odg�osy, jakie wydaj� ludzie
podczas
stosunku. Mieli jednak dziwne g�osy, wi�c d�wi�ki brzmia�y osobliwie ptasio i
komicznie.
O jej zabawkach:
- Nigdy nie dosta�am porz�dnej lalki. Holokom uda�o si� wykona� oczy i usta,
lecz
zamiast w�os�w zabawka mia�a zwoje drutu, kt�ry przecina� mi palce, je�li
schwyci�am go
zbyt mocno. Nie wiedz�, jak wa�na jest sk�ra. Nie maj� poj�cia o zmy�le dotyku.
O swoich prze�ladowcach:
- Odnosi�am wra�enie, �e urodzili si� bez jakiego� organu lub zmys�u. Wyobra�
sobie, �e pr�bujesz s�ucha� muzyki, nie posiadaj�c uszu. S� tacy niezdarni.
Je�li maj� na
ciebie ochot� bior�. �api� za rami� i p�ki nie krzykniesz, nie przychodzi im do
g�owy, �e ci�
rani�. A wtedy znowu zaczynaj� si� ciebie ba� i wpychaj� ci� na kilka dni do
Sali Sn�w.
Albo co� takiego:
- Holokowie stale �pi�. Potrafi� godzinami pozostawa� w bezruchu. Czasami
zastanawia�am si�, czy nie poruszam si� dla nich zbyt szybko. Mo�e po prostu nie
mog� mnie
zobaczy�... Wiesz, jak skrzyde�ka kolibra.
Skrzyde�ka kolibra! Ka�da sesja bombardowa�a m�j umys� takimi szczeg�owymi,
niesamowitymi historyjkami. Laura wyg�asza�a je bez zastanowienia, bez emocji,
jak gdyby
takie rzeczy zdarza�y si� wszystkim. Ani jej niedba�y ton, ani niezwyk�o�� i
obco�� opowie�ci
w �aden spos�b nie �agodzi�y okropno�ci, kt�re opisywa�a. Skr�ca�o mnie, gdy ich
s�ucha�em.
A im wi�cej Laura opowiada�a o swojej niewoli, tym bardziej w�tpi�em, czy zdo�a
si� z niej
uwolni�. Je�li bowiem (czego by�em pewien) jej Obcy stanowili jedynie
�wspomnienie
zast�pcze� strzeg�ce jej psychiki przed wypartym urazem, jak�� to okropn�
rzeczywisto��
ukrywa�y jej fantazje?
Nigdy nie zapomn� pewnego ch�opca, kt�rego leczy�em. Siedmiolatek ca�e �ycie
sp�dzi� w piwnicy. W ciemnej skrzyni. Karmiono go przez szpar�. W ko�cu policja
zatrzyma�a jego rodzic�w. Jedno z nich pope�ni�o samob�jstwo, drugie postawiono
w stan
oskar�enia. Ch�opiec by� bardzo nie�mia�y, jego oczy z trudem przystosowywa�y
si� do
�wiat�a. Posy�a� mi nieznaczne, niezobowi�zuj�ce u�miechy i zawsze by� wdzi�czny
i
zaskoczony, �e po�wi�cam mu swoj� uwag�. Poddawa�em go terapii podczas
pierwszego
roku, kt�ry sp�dza� w rodzinie zast�pczej. Chocia� brakowa�o mu podstawowych
umiej�tno�ci, jakie posiada wi�kszo�� dzieci w jego wieku, by� poj�tnym uczniem
i robi�
szybkie post�py. Przez sze�� miesi�cy osi�gn�li�my sporo: ju� �mia� si�, uczy�,
malowa�
obrazki, �piewa� piosenki. Mia� si� dobrze, a� pewnego dnia dowiedzia� si�, �e
inne dzieci nie
dorasta�y w ciemno�ciach - tak jak on. Okropno�� tej wiedzy, kt�r� musia�em mu w
ko�cu
osobi�cie przekaza�, tak go przyt�oczy�a, �e... Jak by to uj��? Za�ama� si� na
moich oczach. I
nigdy wi�cej si� do mnie nie odezwa�. Nie mog�em go za to wini�. Przez kilka
tygodni
usi�owa�em postawi� Laurze diagnoz�, Rozmy�la�em. �e tak powiem, naostrzy�em
moje
profesjonalne narz�dzia. Przejrza�em wszystkie - zazwyczaj przydatne - cienkie
b��kitne
ksi��eczki, standardowe podr�czniki, tak zwan� bibli� terapeut�w. Bez skutku.
Zastanawia�em si� (nieco bez�adnie i po omacku, niczym ma�pa szukaj�ca owoc�w na
drzewie) nad symptomami i kondycj� Laury, Donik�d nie dotar�em. Za ka�dym razem
ko�czy�em w �lepych uliczkach b�d� na szlakach, kt�re nagle zmienia�y si� w
bezdro�a.
Codziennie odbywa�em ze sob� frustruj�ce debaty dotycz�ce Laury. Wyobra�a�em
sobie, �e pytania zadaje mi moja przyjaci�ka Nancy, kt�ra z ramienia
prokuratury
specjalizowa�a si� w weryfikacji procesowych strategii obrony, opartych na
hipotetycznej
chorobie psychicznej oskar�onego. Pierwszy raz spotkali�my si� w�a�nie w s�dzie.
Pochlebi�o
mi, gdy zosta�em poproszony o zeznawanie jako rzeczoznawca w zast�pstwie mojego
szefa,
kt�ry czym� si� zatru�. Nancy wykaza�a w�wczas bezzasadno�� postawionej przeze
mnie
diagnozy. Poczu�em si� tak poni�ony, �e ju� nigdy nie zg�osi�em si� na bieg�ego.
Od tego
czasu, ilekro� zastanawiam si� nad szczeg�lnie trudnym przypadkiem, dyskutuj� o
nim w
my�lach w�a�nie z Nancy.
- Przypadek pograniczny? - spyta�a, marszcz�c czo�o.
- Nie - odpar�em z przekonaniem.
- Zatem zwyczajne zaburzenia charakteru ?
- Do diab�a, o ka�dym mo�na powiedzie�, �e miewa tego typu problemy...
- Zaburzenia nastroju?
- O ile zauwa�y�em, pacjentka nie miewa nastroj�w.
- Depresja? Euforia? Stany maniakalne? Przesadna wylewno��?
- Wykluczone.
- Zaburzenia cech osobowo�ci?
- By� mo�e.
- Problemy w pracy?
- Ma to szcz�cie, �e nie musi pracowa�. Niezale�na i maj�tna.
Nancy u�miechn�a si� z wy�szo�ci�.
- Zawsze podejrzewa�am, �e bogacze s� pomyleni. Pocieszaj�ca my�l. Miewa
urojenia
lub halucynacje?
- Oczywi�cie.
- Aha. Wia� mo�e osobowo�� psychotyczna... Urojenia przynajmniej przez miesi�c?
- Tak.
- Wyra�ne omamy s�uchowe albo wzrokowe?
- Drugorz�dne, niewidoczne. Lecz je�li wspomnienia zwi�zane z dorastaniem na
obcej planecie si� licz�, powiedzia�bym, �e tak.
- A wi�c urojenia? Typ schizoidalny?
- Tak. Nie. - Westchn��em w my�lach. - Jest na to zbyt p�ynna.
- P�ynna?
- Schizofrenicy s� wr�cz nieprawdopodobnie konkretni. Pytasz takiego, jak si�
czuje,
a ten odpowiada: �Czuj� siebie, gdy dotykam si� r�koma�. - Potar�em czo�o. - A
jednak
jeste�my blisko. Sprawd� w ksi��ce �typ schizoidalny�.
Nancy otworzy�a ma�y b��kitny podr�cznik.
- Okej. Definicja. - Odczyta�a g�o�no: - �Osobowo�ci schizoidalna... Pacjent
wykazuje przynajmniej cztery z nast�puj�cych objaw�w: 1. Utrzymuj�ce si� przez
d�ugi czas
osobliwej wyobra�enia na jaki� temat?�
- Tak.
- �2. Dziwaczne przekonania b�d� przyk�ady my�lenia magicznego, na przyk�ad:
telepatia, sz�sty zmys�, przekonanie, �e innym osobom udzielaj� si� uczucia
chorego i tak
dalej?�
- Tak.
- �3. Niezwyk�e do�wiadczenia percepcji, takie jak: urojenia, wyczuwanie
obecno�ci
jakiej� si�y lub osoby w rzeczywisto�ci nieobecnej (na przyk�ad: �Odnosi�em
wra�enie, �e
moja zmar