5311

Szczegóły
Tytuł 5311
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

5311 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 5311 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5311 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

5311 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

PATRICK O'LEARY Drzwi numer trzy (Przek�ad: Ewa i Dariusz Wojtczakowie) Sen jest materi� utkan� z przestrzeni i czasu: w jego g��bi odnajdujemy swoje prawdziwe �ja�. Robert Bosnak A Little Course in Dreams (Podstawowy podr�cznik Jungowskiej teorii sn�w) Sny s� w pewnym sensie zawieszone w Czasie. Nie odmieniaj� si� przez czasy. Gregory Bateson Steps to an Ecology of Mind, 1985 Dla Kelly Dony Podzi�kowania Ksi��ka nie powstaje sama. Najgor�tsze podzi�kowania dla wszystkich, kt�rzy przyczynili si� do jej powstania: mojej �ony Claire; Kena Ethridge'a; moich przyjaci� ze Stowarzyszenia Pisarzy Detroit; Kathryn Cramer - mojej agentki; Susan Ann Protter oraz Davida Hartwella. Waszej m�dro�ci, poradom i wsparciu moja historia zawdzi�cza ostateczny kszta�t. Osobne podzi�kowania dla Ciebie, m�j drogi Czytelniku, bez kt�rego przychylno�ci ta ksi��ka nie zaistnieje. P.O. PROLOG W Hollywood spalili�my wehiku� czasu. Je�li �ycie jest filmem, nie mamy ju� szans na sequel, �ycie bowiem ma jednoznaczne zako�czenie. Prawdziwe. Czasami szcz�liwe. Nie wiem, dlaczego zdecydowa�em si� zacz�� opowie�� akurat od tego momentu, lecz w tym w�a�nie czasie i miejscu - Fabryce S�odkich Sn�w - zako�czy�em chyba najbardziej zwariowany rok w moim �yciu. Podsumowuj�c, by� to rok, kt�ry zreasumowany, brzmia�by rozpaczliwie niewiarygodnie, nawet jak na nag��wek z brukowca: ZAKOCHA�EM SI� W OBCEJ ISTOCIE, ODKRY�EM SEKRET ZAPOMNIANYCH SN�W, OCALI�EM ZIEMI� OD III WOJNY �WIATOWEJ I ZABI�EM SAMEGO SIEBIE. Mo�ecie sobie wyobrazi�, jak potwornie by�em zm�czony. Stali�my z moim nowym przyjacielem Saulem w szarej piwnicy zniszczonego magazynu jednego ze studi�w i przez okr�g�e, bursztynowe okienko pieca do spalania �mieci obserwowali�my, jak jego wynalazek trawi� p�omienie. Niezbyt imponuj�ce wyrko, na kt�rym obaj wyprawili�my si� przez most marze� w przysz�o��, p�on�o jak kartka papieru. Nie min�o du�o czasu - mo�e pi�� minut - gdy ca�e urz�dzenie rozpad�o si� w popi�. Wydarzenia ostatniego roku wydawa�y mi si� czyst� fantasmagori� i nawet teraz, gdy je wspominam, ogarnia mnie poczucie ich nierealno�ci. Dziwne, �e co� tak niezmiennego jak przesz�o�� mo�e nas zaskoczy�. Jak gdybym nigdy jej nie do�wiadczy�. Przyk�ad? W dzieci�stwie nie znosi�em Sinatry rycz�cego �obuzersko z g�o�nika motoroli mojego ojca, obecnie za� piosenki tego fascynuj�cego, przenikliwego barda melancholii wieku �redniego wr�cz koj� moj� dusz�. Jak ma�o wiemy... Najdotkliwsze przekle�stwo podr�y w czasie to rozchwianie poczucia realno�ci. Gdy opuszczam czasowe kontinuum, mam wra�enie, �e moje zmys�y ulegaj� rozregulowaniu. Ustawicznie rewiduj� w�asn� przesz�o�� i wci�� odkrywam, �e we wspomnieniach rezyduje kto� zupe�nie mi obcy. Nijak nie potrafi� przewidzie� jego zachowania. Nazywam ten stan przeciwie�stwem deja vu. Pozw�lcie, �e spr�buj� wyja�ni�. Chocia� nie, w gruncie rzeczy to chyba niewykonalne... Zatem tylko poimprowizuj� nieco na ten temat. Nie potrzebuj� ju� wehiku�u czasu. �Przeskakuj� bez niego. Zwykle w przesz�o��. Podczas pisania tych pi�ciu linijek mimowolnie cofn��em si� pi�ciokrotnie. B�d�c ma�ym ch�opcem, wpatrywa�em si� w swoje odbicie na dnie ciemnej studni. Le��c w hamaku jako �wie�o upieczony student, marzy�em, by wzi�� udzia� w finale akademickiej ligi koszyk�wki i rzuci� zwyci�skiego kosza. By�em pijanym nastolatkiem, kt�ry spadaj�c z d�bu na plecy i niemal �ami�c sobie r�k�, bezsilnie obserwowa� oddalaj�ce si�, pozbawione li�ci, o�nie�one ga��zie. Mia�em dwa lata i p�aka�em w kojcu. I w ko�cu przypatrywa�em si� swojej najdziwniejszej pacjentce Laurze, gdy po raz pierwszy - niesamowicie ko�ysz�c biodrami - sz�a korytarzem do mojego gabinetu. Nagle wr�ci�em do tera�niejszo�ci. Kartka, na kt�rej pisz�, rozmywa�a mi si� przed oczyma, a kiedy przyci�gn��em j� bli�ej, dostrzeg�em czerwonego ptaka. Ta�czy� na klawiaturze mi�dzy moimi r�koma, przechyla� g��wk� i �ypa� na mnie pytaj�co: �I jak, jeste� z powrotem?� Jestem. Wr�ci�em. Witamy w Cudownym �wiecie Podr�y w Czasie. Stwierdzenie brzmi zupe�nie niewinnie, prawda? Przypomina zwyczajne fantazjowanie. Hmm, nie mam pewno�ci, czy wyra�am si� wystarczaj�co zrozumiale. Wyobra�cie sobie, �e wasza przesz�o�� jest dla was dok�adnie tak� sam� niewiadom� jak przysz�o��. Co wtedy? Wyobra�cie sobie, �e nie przypominacie sobie w�asnych wspomnie�, lecz prze�ywacie je po raz kolejny, tak jak si� zdarzy�y. Wasze �tera�niejsze� cia�a pozostaj� nieruchome, wy natomiast wnikacie w swoje poprzednie ja�nie. Co gorsza, tego procesu nie mo�na kontrolowa�. Mo�ecie �odlecie� w ka�dej chwili. Znikn�� na kilka godzin, dni, nawet tygodni... Wracacie do punktu wyj�cia, jak gdyby nie up�yn�a nawet sekunda. Po ka�dym przeskoku w czasie przybywa wam nowe, odr�bne i przekonuj�co realne wspomnienie danej chwili, lecz wszystkie s� ze sob� pomieszane - cielesne reminiscencje nak�adaj� si� na siebie, szarpi�c wam nerwy w obrzydliwym galimatiasie dozna�: Zimna Wilgotna Studnia/Guma Pi�ki Do Koszyk�wki/Sen/Hamak/Rosn�cy Strach/�zy/Pe�ne Pieluchy/Pi�kna Kobieta Rozumiecie ju�, dlaczego spalili�my wehiku� czasu? Nikomu nie �ycz� takich do�wiadcze�, nawet wrogowi. W pewnym sensie moja opowie�� b�dzie wi�c dla mnie takim samym objawieniem jak dla was. Jestem niczym cz�owiek cierpi�cy na amnezj�, kt�ry z zapa�em ogl�da film o oficjalnych atrakcjach swego dotychczasowego �ycia: urodzinach, wakacjach, uroczysto�ciach wr�czania �wiadectw, �lubach, pogrzebach (raczej nie robimy zdj�� na pogrzebach, prawda?). A zatem, m�j drogi Czytelniku, Ty zg��biasz moj� opowie��, poniewa� pragniesz si� dowiedzie�, co si� zdarzy�o dalej, ja za� pisz� j�, by odkry�, jak ca�a historia si� zacz�a, by wr�ci� - fakt, �e kr�t� tras� - w niesamowit� przysz�o��, w jakiej teraz �yj�, do Nowego �wiata, pewnie r�wnie nieprawdopodobnego dla Ciebie, jak przesz�o�� dla mnie. Pami�tasz, �e mur berli�ski wydawa� nam si� niezniszczalny jeszcze na rok przed zburzeniem? Przesz�o��, jak s�dz�, przypomina zapomniany sen, nie ko�cz�ce si� kr�lestwo dozna�, kt�re tkwi w nas wszystkich. Ta historia faktycznie si� zdarzy�a. Co do tego nie ma �adnych w�tpliwo�ci. Je�li nie przetrwa wspomnienie, przetrwa doznanie. Tylko gdzie? Gdzie je przechowujemy? Ile� nie�wiadomych l�k�w i nadziei narodzi�o si� w snach, kt�re zapomnieli�my? Jak wielki skarb spoczywa w g��bi naszych umys��w, czekaj�c, a� go odkopiemy? Podczas podr�y w przesz�o�� nauczy�em si�, �e w ka�dym drzemi� w ukryciu alternatywne �wiaty, kt�re wi��� nas i obci��aj� niewidzialnymi ni�mi grawitacji, cho� pozostaj� poza nasz� �wiadomo�ci�. Te tajemne miejsca - kt�rych poznanie dane jest jedynie nielicznym - s� prawdziwym �r�d�em naszej to�samo�ci. Kiedy wehiku� czasu zacz�� si� pali�, poczu�em d�awienie w gardle. Co� zacz�o mi �wita�. - W porz�dku? - spyta� Saul, male�ki �ysy cz�owieczek, kt�ry sta� obok mnie i pali� cygaro. Spojrza�em na niego. - Przypomnia�em sobie co�, o czym nie my�la�em od lat. - Tak. Skoki w czasie wyzwalaj� r�ne wspomnienia. M�wi�c obrazowo, zeskrobuj� p�kle z twojego kad�uba. - Mam wra�enie, �e zdarzy�o si� to wczoraj. - Wiem. Przykre wspomnienie? Skin��em g�ow�. - Mia�em osiemna�cie lat. Siedzia�em sam w salonie i patrzy�em w ogie�. Ojciec przyszed� do domu wcze�niej, a mo�e ja zamarudzi�em do p�na. Tak czy owak, nie spodziewa� si� mnie tam zobaczy�. Zrobi� co� strasznie dziwnego. Usiad� obok mnie na tapczanie i zacz�� mi prawi�... - prze�kn��em �lin� - no, komplementy. Stwierdzi�, �e jest ze mnie bardzo dumny. �e w pracy chwali si� mn� przez ca�y czas. Powiedzia�, �e nazywa mnie swoim �bystrzakiem�. M�wi�, jak ogromnie si� cieszy, �e cho� jeden z jego ch�opc�w zamierza sko�czy� college. Saul uni�s� brwi. - Co w tym przykrego? - Nie rozumiesz. W jego oddechu wyczu�em d�in. Ma�y cz�owieczek wzruszy� ramionami. - Nie pierwszy raz facet musia� sobie �ykn��, �eby... no wiesz... - Nie - odpar�em. - Nie o to mi chodzi. Ojciec by� zdenerwowany. Zmieszany. Pr�bowa� przypodoba� mi si�, poniewa� nie chcia�, �ebym zdradzi� go przed matk�. - Czu�em, �e moje wyja�nienia nie brzmi� dla Saula zbyt sensownie. - Nie pi� od pi�ciu lat. Matka odgra�a�a si�, �e go opu�ci, je�li znowu wypije, wi�c to by�o przekupstwo. - Ach tak. - Us�ysza�em wtedy s�owa, na kt�re syn zawsze wyczekuje od ojca. Tyle �e by�y nieszczere. Przez jaki� czas wpatrywali�my si� w p�omienie. W�wczas jeszcze nie znalem s��w, kt�rych ojcowie nie potrafi� powiedzie� synom, cho� bezwzgl�dnie powinni to zrobi�. Teraz ju� je znam. - Mo�e i tak - rzuci� cicho Saul. - A mo�e chodzi�o o co� zupe�nie innego. Przez Saula stale robi�em strasznie g�upie miny. S�dz�, �e bawi�o go moje zaskoczenie. - Niby co? Podni�s� gruby palec wskazuj�cy i wyg�osi� typowe dla siebie, pozornie bezsensowne o�wiadczenie, kt�re zacz��em traktowa� jako codzienny chleb podr�nik�w w czasie. - Nie zwracaj uwagi na m�czyzn� za kotar�! Wyrycza� to zdanie tak g�o�no, �e odbi�o si� echem po ca�ej piwnicy. Nie mog�em powstrzyma� �miechu. Poprawiwszy mi nastr�j, Saul otworzy� klap� pieca i wpu�ci� do piwnicy podmuch gor�cego powietrza. Cofn��em si�. We wn�trzu pieca dostrzeg�em ju� tylko czerwone w�gle i popi�. Zatrzasn�� w�az. Chmura - srebrnego popio�u unios�a si� w promieniach s�o�ca i osiad�a na czubku poczerwienia�ej g�owy Saula. Opu�ci�em r�k� i �agodnie star�em popi�. Na jego czole pozosta�a szara smuga. Gest ten wyda� mi si� niezwykle symboliczny, niczym ostatni punkt programu naszej wyprawy, puenta kolejnego etapu podr�y, kt�rej z pewno�ci� bym nie rozpocz��, gdyby ostrze�ono mnie przed wszystkimi jej konsekwencjami. I, wierzcie mi, nade wszystko mia�em ochot� natychmiast trzasn�� obcasami i wr�ci� do Kansas, czy te� - w moim przypadku - do Detroit. Planowa�em bezterminowy urlop od wszystkiego. W ka�dym razie do czasu, a� ponownie posklejam swoj� roztrzaskan� psychik�. Pragn��em domu, normalno�ci, samych zwyczajnych rzeczy. Po szalonym roku w p�dz�cej g�rskiej kolejce, kt�r� sta�o si� moje �ycie, pragn��em jedynie odpoczynku. - No c�, to koniec - o�wiadczy�em z westchnieniem. Kiedy wypowiedzia�em naprawd� g�upi� uwag�, ma�y cz�owieczek o imieniu Saul spojrza� na mnie z pogard�, jak to mia� w zwyczaju. Powinienem by� ju� wiedzie�, �e w kwestii podr�y w czasie niewiele jest pewnik�w. - Doktorku - rzuci� z przek�sem. Niczym naganiacz z weso�ego miasteczka przesun�� j�zykiem cygaro w przeciwleg�y k�cik ust, po czym zapatrzy� si� w ogie� i popio�y. - Niczego jeszcze nie widzia�e�. Jak zwykle mia� racj�. Tej nocy zacz�a si� �Wielka Metamorfoza�. I �wiat, jaki znamy, przeobrazi� si� w Nowy �wiat. ROZDZIA� PIERWSZY Kiedy jeszcze ze sob� rozmawiali�my, pewnego dnia moja matka spyta�a mnie: �Sk�d, u diab�a, b�dziesz wiedzia�, �e kogo� wyleczy�e�?� Podchwytliwe pytanie dla absolwenta psychologii. Zawiera�o w sobie ca�e kr�lestwo rodzicielskiej dezaprobaty - przebieg�e podra�nienie mojej dumy, sceptycyzm pobo�nej katoliczki wobec ka�dej formy �wieckiego zbawienia, ukryt� reprymend� za to, �e porzuci�em swoje �powo�anie� (w�a�nie opu�ci�em seminarium), i oczywi�cie irlandzk� nieufno�� w stosunku do �wiata pozbawionego cierpienia. Nasze spory okaza�y si� najlepsz� z mo�liwych inicjacj� moich do�wiadcze� zawodowych. Dzi�ki nim dowiedzia�em si�, �e rozstrzygaj�cym elementem rozmowy jest nie wypowiedziany, zgrabnie omini�ty szczeg�, �e s�owa mog� przybiera� r�ne odcienie i znaczenia, �e najwa�niejsze s� takie figury retoryczne, jak zaprzeczenie, podst�p czy celowe unikanie konflikt�w. Matka wyczuli�a mnie na niewidzialn� choreografi� starcia, kt�re toczymy, s�dz�c, �e tylko rozmawiamy. Wiele lat zabra�o mi rozszyfrowanie jej zadziwiaj�cej gry s��w. W tym sensie, j� pierwsz� podda�em psychoanalizie. Dzi�ki matce odkry�em, �e nikt nie jest tym, kim si� wydaje, i nikt nie m�wi tego, co naprawd� my�li, zw�aszcza je�li ci� kocha. W ka�dym razie na tamto pytanie odpowiedzia�em w spos�b moim zdaniem absolutnie przekonuj�cy: To jest nauka, mamo! Lekarze orientuj� si�, kiedy ich pacjenci s� wyleczeni. Ja te� b�d� wiedzia�. No c� - odpar�a z wyrozumia�ym westchnieniem - nie mam w�tpliwo�ci, �e nauczysz si� na swoich niepowodzeniach. Zawsze si� zastanawia�em, czy dla tego b�ogos�awie�stwa mojej matki nie powinienem znale�� miejsca na �cianie gabinetu, w kt�rym panowa� wieczny ba�agan. Wszyscy pacjenci komentuj� moje wyobra�enie o wystroju wn�trz, zawieraj�ce si� w zasadzie: �Zostaw dan� rzecz tam, gdzie upad�a�. Nie mam w�tpliwo�ci, �e jest to z mojej strony zwyczajna niechlujno��, kt�r� rozwin��em w sobie jako syndrom uniezale�nienia si� od op�tanego czysto�ci� domu rodzinnego. Potwierdzi�bym b�ogos�awie�stwo u notariusza, oprawi� w ramki i powiesi� nad akwarium obok moich dyplom�w. Oficjalne za�wiadczenie o niepowodzeniach. M�g�bym te� wpisa� na wizyt�wce: �John Donelly, magister psychologii, pedagog, licencjonowany terapeuta, ekskatolik, specjalista od niepowodze�. W zawoalowany spos�b staram si� powiedzie�, �e b�dzie to opowie�� o moim najwi�kszym niepowodzeniu. Laura pojawi�a si� wiosn� 1990 roku. Stwierdzenie, �e by�a najbardziej niezwyk�� pacjentk�, jak� kiedykolwiek mia�em, by�oby ogromnym niedopowiedzeniem. Fakt, �e jej nie wyleczy�em, nie ma tu nic do rzeczy. W�a�ciwie dokona�a dla mnie tego, co zawsze stara�em si� zrobi� dla wszystkich moich pacjent�w: na zawsze zmieni�a spos�b mojego my�lenia, odczuwania i �ycia. Podzieli�a moj� egzystencj� na dwa historyczne okresy: przed Laur� i po Laurze. Nie by�a ani pierwsz�, ani jedyn� pacjentk�, w kt�rej si� zakocha�em, lecz j�jedn� pragn��em zabi�. Prywatn� praktyk� prowadzi�em w�wczas ju� od pi�ciu lat. Jest to bardzo stosowne okre�lenie dla terapii. W moim zawodzie cz�sto czuj� si� jak praktykant czy amator. Stale si� ucz�. Terapia jestjazzemnauk:cechujej�swobodnaforma, nieschematyczno�� i w wielkiej mierze improwizacja. Dla rzadkich, s�odkich moment�w, kiedy zwyci�a synchronizacja i harmonia, trzeba zmarnowa� mn�stwo czasu. Nic dziwnego, �e spo�ecze�stwo podejrzliwie traktuje moj� profesj� i sytuuje j� po�r�d tak nieprzyjemnych zaj��, jak stomatologia i hydraulika. Zwykle ludzie trafiaj� do mnie, gdy osi�gn� swego rodzaju stan krytyczny. Najcz�stsze przyczyny to utrata pracy, rozw�d, depresja, maltretowanie, na�ogi. Wpatruj � si� we mnie smutnymi, przepe�nionymi b�lem oczyma albo b�yskaj� oszo�omionymi, b�agalnymi u�miechami. S� rozgoryczeni i obwiniaj� siebie lub w k�ko uprzejmie zapewniaj�, �e nie maj� poj�cia, dlaczego tu trafili: przecie� problemy ma ich wsp�ma��onek, nie oni. Jednak zdecydowanie najtrudniejsi pacjenci to ci, kt�rzy przychodz� odr�twiali, nie�wiadomi swych m�czarni. W najlepszym razie s� w stanie przyzna�, �e �ycie wymkn�o im si� spod kontroli. Praca z nimi wymaga ogromnego skupienia. Nie ka�� im rozdrapywa� ran, w�wczas bowiem nie wr�ciliby na kolejne spotkanie. A ja chc� im pom�c, mo�e nawet bardziej ni� oni sami. Znam ich dobrze - wiem, �e po prostu staraj� si� prze�y� i w ten spos�b zupe�nie rezygnuj� z �ycia. T�umi�c �al, odbieraj� sobie r�wnie� szans� na rado��. Wchodz� w ich mroczne wn�trze i m�wi�, �e istnieje wyj�cie z tej sytuacji. Ja si� wydosta�em. Powtarzam im, �e rado�� i cierpienie nie wykluczaj� si� wzajemnie, lecz wyp�ywaj� z tego samego �r�d�a. Odetnijcie �r�de�ko, a w�wczas nie b�dziecie co prawda cierpie�, lecz r�wnocze�nie z waszego �ycia zniknie tak�e szcz�cie. Pacjenci wchodz� do mojego gabinetu i usadawiaj� si� naprzeciwko mnie w mi�kkim niebieskim fotelu. Obok nich stoi pude�ko z chusteczkami, przede mn� (niewidoczny dla nich) zegarek... Siadaj� wraz z chaosem, w kt�ry zmieni�o si� ich �ycie, i czekaj�, a� dokonam dla nich cudu. My�l�, �e natychmiast im pomog�. Od pocz�tku usi�uj� mnie zauroczy�, gaw�dzimy, opowiadaj� mi rozkoszne historyjki, a� ko�czy irn si� przygotowana liczba dowcip�w i - niczym prezenter wiadomo�ci, kt�ry zbyt szybko odczyta� wszystkie informacje - zaczynaj� odczuwa� wielk� pustk� mojego zegara, jego bij�ce serce oraz ogromn�, ziej�c� ran�, kt�ra zagoi si� jedynie w�wczas, gdy zdecyduj� si� przede mn� otworzy� i by� sob�. By� sob�... jak�e strasznie si� tego boimy, jak starannie tego unikamy... Ta w�a�nie niech�� zmusza ludzi do najmniej naturalnego spotkania z mo�liwych: dwie obce sobie osoby rozmawiaj� w gabinecie o najintymniejszych problemach jednej z nich. C�. Zadaniem przyjaci� jest akceptacja. Rodziny za wszelk� cen� staraj� si� zachowa� twarz. Dla s�siad�w licz� si� g��wnie pozory, ksi�y za� interesuj� absoluty moralne. Na terapeut� spada zatem co�, z czym nikt inny nie chce mie� do czynienia: konfrontacja. I dlatego wi�kszo�� os�b traktuje mnie jako ostatni� desk� ratunku. Przychodz�! w �wietle wsp�lnie szukamy rzeczy utraconych w ciemno�ciach. S�ucham. M�wi�. Zach�cam i razem wyznaczamy bezpieczn� p�aszczyzn� porozumienia: w po�owie drogi mi�dzy dylematami wewn�trznymi pacjenta a presj� otaczaj�cej go rzeczywisto�ci. Niemal fizycznie czuj�, jak moi pacjenci borykaj� si� ze sob�, decyduj�c si� na kolejny gest odwagi, pocz�tkowo wobec mnie, potem dopiero wobec siebie. Jakim typem terapeuty jestem? Hmm, powiedzia�bym, �e korzystam z r�nych metod. Podstawowa wywodzi si� z psychologii g��bi, odkry� Freuda i jego entuzjast�w. Wierz� w zawarto�� i konstrukcj� ludzkiej pod�wiadomo�ci oraz w korzy�ci p�yn�ce z analizy sn�w. Do diab�a, wierz� we wszystko, co przynosi rezultaty - od prozacu po wy�adowanie krzykiem. Najwa�niejsze jest indywidualne podej�cie do pacjenta, nie teorie. Przyznam si� jednak, �e najwi�kszy nacisk podczas terapii k�ad� na koncepcj� Carla Junga, dla kt�rego mam olbrzymi szacunek. Cho� nie jestem typowym �jungist�� i nie zajmowa�em si� naukowo jego dzie�ami, staram si� wprowadza� w �ycie jego idee. Nieustannie zaskakuje mnie ich efektywno�� w mojej codziennej pracy. Jego metody s� rzeczywi�cie skuteczne - zbyt cz�sto obserwowa�em ich koj�cy wp�yw na czyj�� roztrzaskan� psychik�, by w�tpi� w prawdziwo�� spostrze�e� Junga. Terapeuta ma do dyspozycji wiele przetestowanych strategii, jednak teorie Junga, w mojej opinii, docieraj� g��biej, lecz� intensywniej i szybciej regeneruj� po urazie. Z do�wiadczenia wiem, �e dzia�aj�. Koniec reklamy. Jestem ca�kiem dobrym psychologiem, poniewa� mam prawdziwy dar. Instynktown� hiperczujno��, kt�rej nauczy�em si� sam, by przetrwa� dzieci�stwo. System wczesnego ostrzegania, kt�rym pos�ugiwa�em si�, oceniaj�c nastroje mojej matki - ucieka�em przedjej dezaprobat�, przemierza�em labirynt jej tajemniczych i niewypowiedzianych ��da�. Na pierwszy rzut oka potrafi� zinterpretowa� usposobienie danej osoby. Mimo �e jest to bardzo neurotyczna pozosta�o�� po mojej m�odo�ci, umiej�tno�� ta znakomicie sprawdza si� w mojej profesji. Albo raczej... sprawdza�a si� a� do pierwszej wizyty Laury. Jej po prostu nie uda�o mi si� �zinterpretowa�. I chocia� ta opowie�� by�a absolutnie niewiarygodna, nie przywodzi�a na my�l �adnych typowych zaburze�, nie zawiera�a �adnych subtelnych aluzji do ponurych sekret�w, kt�rych odkrywanie zazwyczaj zabiera mi kilka miesi�cy. Nie dostrzeg�em, by pacjentka oszukiwa�a sam� siebie, nie by�a te� przebieg�a �, szczerze m�wi�c, nie mia�em poj�cia, co ta zachwycaj�ca, dobrze przystosowana do �ycia os�bka robi w moim gabinecie w ch�odne majowe popo�udnie. Nie potrafi�em nawet odgadn�� jej etnicznego pochodzenia - by�a wysoka, ciemnow�osa, mia�a br�zow� sk�r� Indianki, zielone oczy w azjatyckim kszta�cie migda��w oraz poci�g�� angielsk� twarz i taki� podbr�dek. W gruncie rzeczy, ju� sama ta genetyczna niepowtarzalno�� powinna sk�oni� mnie do stwierdzenia, �e to stworzenie (ci�gle j� tak nazywam) jest w jakim� sensie �nie z tego �wiata�. W ka�dym razie pocz�tkowo widzia�em przed sob� jedynie m�od� kobiet�, promieniej�c� wdzi�kiem i spokojem - pi�kno�� reprezentuj�c� mieszank� ras. Mia�a niezwykle g��boki g�os. Najpierw my�la�em, �e to z powodu przezi�bienia, lecz jego barwa nie zmieni�a si� ani o ton podczas trzydziestu kilku sesji, kt�re odbyli�my. Chcia�a si� ze mn� spotyka� raz w tygodniu. Bez namys�u zgodzi�a si� na moje honorarium - siedemdziesi�t dolar�w za pi��dziesi�t minut - po czym wbi�a we mnie przenikliwe zielone oczy i o�wiadczy�a, �e ma tylko jeden warunek: Nie wolno mi o niej nikomu m�wi�. Nikomu! - M�owi? Krewnym? - spyta�em. Potrz�sn�a g�ow�. Nie o to jej chodzi�o. Mia�em nie m�wi� absolutnie nikomu. Nawet psychiatrze klinicznemu. Wyja�ni�em, �e jego zgoda b�dzie potrzebna, by przepisa� jej ewentualne lekarstwa. Nie, nikomu! Spyta�em wi�c, co mam zrobi� w razie wypadku. U�miechn�a si� tylko i wzruszy�a ramionami. Z pewno�ci� rozumia�a, �e w zwi�zku z ubezpieczeniem musz� za�o�y� kartotek� i wpisa� jej dane. Gdy to powiedzia�em, w�ciek�a si�. Pochyli�a si� do przodu w niebieskim fotelu. - Nikomu. Nawet mojemu szefowi. �adnemu ze wsp�pracownik�w. �adnemu z moich przyjaci�. Ani matce, ani mojej �yciowej partnerce. Nikomu. Doda�a, �e nie b�dzie problem�w z ubezpieczeniem, poniewa� zap�aci got�wk�. - Po co ta tajemniczo��? - spyta�em, pr�buj�c roz�adowa� napi�cie. - To oczywiste, �e tre�� naszych spotka� pozostanie mi�dzy nami. M�g�bym jednak chcie�, na przyk�ad, skonsultowa� si� z koleg� po fachu, by rzuci� pomocne �wiat�o na pani problemy. Nie musimy wspomina� pani imienia. - Nie mam �adnych problem�w - odpar�a ze smutnym u�miechem. - Lauro - ci�gn��em rozs�dnie - skoro ich pani nie ma... do czego w takim razie mnie pani potrzebuje? Pokiwa�a g�ow�, akceptuj�c logik� mojego wywodu. Obj�a si� r�koma i przez chwil� zmaga�a ze sob�. - Dali mi rok. W tym czasie mam przekona� jedn� zdrow� na umy�le osob�, �e m�wi� prawd�. Je�li uda mi si�... b�d� mog�a zosta�. Problemy i migracyjne? Czy�by jej wiza traci�a wa�no��? - Zosta�? - spyta�em. Nie odpowiedzia�a, ale powieki zadr�a�y jej lekko, jak gdyby w ten spos�b stara�a si� przekaza� przygn�biaj�c� informacj� niemo�liw� do wypowiedzenia s�owami. Wtedy po raz pierwszy opu�ci�o j� typowe dla niej opanowanie i zrozumia�em, jak wiele ta sprawa dla niej znaczy. Nagle uspokoi�a si� i podj�a: - C�, s�dz�, �e... potrzebuj� pana, aby mi pan uwierzy�. Jedynym moim problemem jest czas. Mam tylko rok. A w�a�ciwie jedena�cie miesi�cy. Zauwa�y�em, �e s�owo �czas� wypowiedzia�a z osobliwym naciskiem i przysz�o mi do g�owy, �e znaczy ono dla niej co� zupe�nie innego ni� dla reszty ludzi. - Co ma pani na my�li, m�wi�c: �tylko rok�? - Wtedy wr�c� po mnie. - Kto? - spyta�em. W�tpi�, czy potrafi� w pe�ni odda� s�owami wra�enie, jakie zrobi�a na mnie jej odpowied�. Chyba powinienem w�wczas krzykn��: �Eureka�, gdy� w�a�nie odkry�em sedno problemu. Niestety, pomy�la�em co� zupe�nie innego, rzecz z pozoru absurdaln�: �Ta kobieta m�wi prawd�. - Kto wr�ci? - powt�rzy�em. - Holokowie - odrzek�a Laura. - Holokowie? - Stworzenia - wyja�ni�a tonem osoby, kt�ra nie oczekuje, �e si� jej uwierzy - z innego �wiata. Podczas d�ugiego milczenia, kt�re potem zapad�o, przypomnia�em sobie Pie�� Bernadetty, film o m�odej dziewczynie z Lourdes (w tej roli Jennifer Jones). Promiennie niewinna, miewa wizje Matki Boskiej i, cytuj�c Mari�, kt�ra m�wi o niepokalanym pocz�ciu, potrafi rozbroi� t�um inkwizytor�w, zawodowych sceptyk�w z rz�du i ko�cio�a. Rzecz by�a teologicznie problematyczna, a ju� na pewno niemo�liwa do poj�cia dla takiej nieokrzesanej ch�opskiej dziewczyny. P�niej przypomnia�em sobie niedawne objawienia Matki Boskiej w Jugos�awii. W ma�ym wiejskim ko�ci�ku ludzie kl�kali i wpatrywali si� przez kilka minut w punkt na �cianie, zachwyceni widokiem, kt�rego inni nie dostrzegali. Po pewnym czasie znienacka intonowali ch�rem Modlitw� Pa�sk�, ofiarowuj�c si� p�j�� za tym: �...kt�ry jest w Niebie...�. Wi�c dlaczego nie Obcy? Jimmy Carter widzia� UFO. John Lennon r�wnie�. I tysi�ce innych ludzi. Carl Jung nazwa� lataj�ce spodki Nowoczesnym Mitem, �psychiczn� konkretyzacj��, technologicznym symbolem mandali, kt�ry t�skni�ca za �pe�ni�� pod�wiadomo�� projektuje ponad materialn� rzeczywisto�ci�. Podobnie, je�li popatrzysz wystarczaj�co d�ugo na dwubarwny kafelkowy uk�ad szachownicy, w twoim umy�le powstaj� rozmaite przypadkowe kszta�ty geometryczne. Tak samo t�sknimy za sensem. I nic w tym dziwnego. Znam osobi�cie wiele smutnych ofiar mechanicystycznego materializmu naszej zachodniej kultury, w kt�rej �atwo o pieni�dze, trudniej natomiast o czyste powietrze, wod�, cisz�, rozs�dne tempo egzystencji oraz luksus wiedzy - cel naszego �ycia. Usilnie poszukujemy dowod�w jakiego� wy�szego porz�dku. Zar�wno w sferach duchowych, jak i w �wiecie fizycznym. I chyba nie wszyscy �wiadkowie s� oszustami, naiwnymi prostakami, ofiarami losu lub Kalifomijczykami. - M�wi pani o Obcych? - spyta�em dla pewno�ci. - Zgadza si�. D�uga przerwa. Zacz��em macha� r�koma. Chyba z ich pomoc� pr�bowa�em nada� jej s�owom sens. - Obcy pani powiedzieli... �e je�li zdo�a mnie pani przekona�... wtedy... mo�e pani... tu zosta�? Kiwn�a g�ow�. - Zosta� na Ziemi - doda�em dla jasno�ci. Pokiwa�a g�ow�. O rany! Zakaszla�em. - Cofnijmy si� troch� w czasie. Prosz� mi powiedzie�, gdzie si� pani urodzi�a. - W innym �wiecie. - Pani matka i ojciec... Nie mam matki. Mam dw�ch ojc�w. Mojego ziemskiego ojca nigdy nie pozna�am. Podobno pochodzi� w�a�nie z Detroit. Natomiast drugim by� stillner. Odpowiednik tutejszego konduktora poci�gu. - Zawaha�a si�. - Na imi� ma Sukamon. - D�u�sza pauza. - Ja nazywa�am go Suki. - Przechyli�a g�ow� i u�miechn�a si�. - Stale nawijasz w�osy na palec - zauwa�y�a poufale. - Przeszkadza ci to? - spyta�em. - Nie. Nawet mi si� podoba. Taki troch� dziecinny gest. Mog� ci� nazywa� John? A mo�e wolisz �doktorze�? - Jak sobie �yczysz - odpowiedzia�em. Bardzo d�uga przerwa. - Na pewno zastanawiasz si�, dlaczego wybra�am ciebie. Rzeczywi�cie, dr�czy�o mnie to pytanie. Nie trzeba by� jasnowidzem, by zgadn��. - Widzia�am tw�j wyk�ad pod tytu�em Sny i pami��. Uzna�am, �e jeste� inteligentny i wra�liwy. - Dzi�kuj�. U�miechn�a si�. - Nigdy nie s�ysza�am, �eby sny por�wnywano do instalacji hydraulicznej. Albo na przyk�ad psychoz� do zaparcia. - To moja ulubiona teoria. - Wzruszy�em ramionami. Od lat zastanawia�em si� nad tym problemem: skoro - co potwierdzaj� najnowsze badania - sny s� �ci�le zwi�zane z pami�ci�, to dlaczego tak wiele z nich zapominamy? M�j wyk�ad w nieco humorystyczny spos�b sugerowa�, �e by� mo�e sny s� odpowiednikiem pami�ci RAM (pami�ci operacyjnej): spe�niaj� swoje zadanie, po czym znikaj�, dzia�aj�c niczym bufor, kt�ry opr�nia si� podczas wylogowania (czyli przebudzenia). Nie nauczyli�my si� ich sejwowa� (zapami�tywa�), prawdopodobnie dlatego, �e s� programem zarz�dzaj�cym, nie za� tre�ci�: umys�owym systemem dziesi�tnym Deweya. W ten spos�b mo�na wyt�umaczy�, dlaczego wydaj� si� r�wnocze�nie znacz�ce i nieuchwytne, uporz�dkowane i pogmatwane, bogate w symbole, a jednak zaszyfrowane. Przedstawmy t� kwesti� inaczej: jaki sens mia�by dla was dramat, gdyby�cie mogli czyta� jedynie didaskalia, a nie dialogi. �Kurtyna. Kr�l wchodzi z prawej. Roztargniony, szepcze do siebie. Pal� si� �wiece. Eksplozja�. I tak dalej. Moja teoria sugerowa�a, �e sny s� indeksem, nie za� tekstem. Zosta�a przyj�ta przez s�uchaczy na weso�o i s�dzi�em, �e w pe�ni sobie na ich rozbawienie zas�u�y�a. Pochlebi�o mi, �e Laurze przypad�a do gustu. Szczeg�lnie spodoba�a mi si� jedna z twoich tez: �Otwarty mys� jest najlepszym ubezpieczeniem zdrowia psychicznego�. Zastanawia�am si�, czy praktykujesz to, co g�osisz. Polubi�em ten g��boki g�os, kt�ry zdawa� si� wibrowa� w jej piersi, zanim si� z niej wydoby�. Mia� w sobie co� optymistycznego Laura pachnia�a te� inaczej ni� kobiety, kt�re zna�em. Nie m�wi� o perfumach. Mam na my�li wo� - cho� zabrzmi to absurdalnie - dzikiego zwierz�cia. Jednak podczas tej pierwszej sesji najbardziej uderzy�o mnie jej ogromne opanowanie. Absolutny spok�j. Nie by�o to typowe dla psychopat�w, narcystyczne zadowolenie z siebie. Po prostu spok�j, �adnych pretensji. Jej zachowanie skojarzy�o mi si� z lud�mi, kt�rzy do�wiadczyli w �yciu kra�cowego upodlenia i strachu. Cz�� spo�r�d os�b, kt�re prze�y�y ob�z koncentracyjny, charakteryzuje takie w�a�nie straszliwe opanowanie, �wiadomo��, �e: �Nic, co mi zrobisz, nie mo�e by� gorsze od tego, czego ju� do�wiadczy�em�. Podobnie zachowuj� si� niekt�rzy Indianie. I Laura. - Bardzo si� staram zachowa� otwarty umys� - wyja�ni�em. - To dobrze. I zgadzasz si� na m�j warunek? Przemy�la�em jej pytanie. Wtedy jeszcze nie wiedzia�em, jakie to b�dzie trudne. - Oczywi�cie. Przez chwil� patrzy�a na mnie badawczo, po czym zdj�a bluzk�. Nie nosi�a biustonosza. Jej piersi by�y opalone i pe�ne. Zapatrzy�em si� na jej sutki. Idealne br�zowe kwadraty. - Lauro, prosz� - powiedzia�em. - Chcia�am ci pokaza� co�, czego nigdy przedtem nie widzia�e�. S�dzi�am, �e mo�e dzi�ki temu �atwiej ci b�dzie uwierzy� w moj� opowie��. To by�a pierwsza z wielu podobnych niespodzianek. Laura tak mnie zaszokowa�a, �e upu�ci�em papierosa, kt�ry potoczy� si� w fa�dy fotela. Musia�em ukl�kn��, wyszarpn�� poduszki, zgasi� pomara�czowe drobiny �aru i wygrzeba� niedopa�ek. Cieszy�em si� z chwili przerwy. Nie by�em w stanie wyobrazi� sobie chirurga, kt�ry dokonuje tak potwornego zabiegu na kobiecym ciele. Siadaj�c, stara�em si� nie zakrztusi�. Gdy usadowi�em si� ponownie w fotelu, zauwa�y�em, �e ju� si� ubra�a. Zapali�em kolejnego salema. Odchrz�kn��em. - Kto ci to zrobi�, Lauro? - Nikt, nie przesz�am operacji. Urodzi�am si� z takimi sutkami. Wasze geny maj� fraktaln� struktur� organiczn�, a geny Holok�w kszta�tem przypominaj� kryszta�. Wy ��czycie si� w pary i tworzycie... osobliwe hybrydy. Czy wprawi�am ci� w zak�opotanie? Przepraszam. - U�miechn�a si�, sugeruj�c, �e dopiero teraz uzmys�owi�a sobie niezwyk�o�� sytuacji. - Wi�cej tego nie zrobi�. ROZDZIA� DRUGI Obraz kwadrat�w na tych �licznych piersiach tkwi� w mojej g�owie przez kilka tygodni i d�ugo nie pozwala� zasn��. Kt�rego� ranka przy �niadaniu t�po wpatrywa�em si� w sw�j kubek z kaw�, a przez m�j umys� p�dzi�y absurdalne opowie�ci Laury. �Stillner? Zagi�ta przestrze�? �adnych istot rodzaju �e�skiego? Atmosfera w postaci zielonej galaretki? Filmy pami�ciowe? Suki? Dziesi�� wymiar�w?� Jak, do diab�a, mia�em nada� temu sens? - Znowu to robisz - poinformowa�a mnie z kuchni Nancy. Chodzi�o jej o to, �e gapi� si� na kaw�: zawsze tak robi�, gdy nie potrafi� zostawi� w gabinecie jakiej� sprawy. Z Nancy mieszka�em od mniej wi�cej roku. By�a inteligentn�, niezwykle systematyczn� kobiet�, co nie zawsze mi odpowiada�o. - Eee? - wymamrota�em. - Och, przepraszam. - Kto to jest tym razem? - Nikt. Nic takiego. Co? - U�miecha�a si�. - Tylko pacjentka. - Twardy orzech? - spyta�a, poprawiaj�c fryzur� w lustrze. - S�uchaj, nie m�wmy o tym, okej? - Okej - odpar�a. - Dzi�ki. Naprawd�, to nic wielkiego. - Nie ma sprawy. Ponownie zapatrzy�em si� w kubek z kaw�. - �adna? - spyta�a. Bardzo - odpowiedzia�em bez namys�u. Podnios�em wzrok. Nie u�miecha�a si�. - Prawda jest taka, Nancy, �e chc� o tym porozmawia�, ale nie mog�. Nie mo�esz? - Cz�sto rozmawia�a ze mn� w taki spos�b, jakby mnie przes�uchiwa�a. Z chirurgiczn� precyzj� dr��y�a ka�d� kwesti�, a� odkry�a w niej wszelkie skazy. - Zawar�em umow�. Obieca�em dyskrecj�. - To typowa procedura? Co si� stanie, je�li b�dziesz musia� om�wi� jej problemy z lekarzem klinicznym? Za�mia�em si� cierpko. - Ona nie ma problem�w. Nancy si�gn�a ponad sto�em i pog�aska�a m�j palec wskazuj�cy. By� to jej ostatni czu�y gest, jaki pami�tam. By�em jednak zbyt zaabsorbowany, aby go zauwa�y�. - Dobrze si� czujesz? Popatrzy�em na ni�. W�a�ciwie mia�em ochot� z ni� porozmawia�. - Widzia�a� kiedy� UFO? Parskn�a i spyta�a: - To podchwytliwe pytanie? - Nie. Wielu praktycznych ludzi je widzia�o. Popatrzy�a na mnie zmru�onymi oczyma. - Nie chcia�em tak tego uj��. - Nazywa�em j� praktyczn�, gdy by�em na ni� zdenerwowany. S�owo z naszego prywatnego szyfru. My�la�em w�wczas: �Jeste� osch�a i pozbawiona wyobra�ni. Wszystko, co m�wisz, musi by� idealnie logiczne i doprowadzasz mnie tym do szale�stwa!� Kto� kiedy� powiedzia�, �e zakochujemy si� w tych samych cechach, kt�re p�niej doprowadzaj� nas do w�ciek�o�ci. - Naprawd�! - nalega�em. - Nie �artuj�. Na twarzy Nancy pojawi�a si� czu�o�� i zmartwienie, na kt�rych okazywanie pozwala�a sobie niezwykle rzadko. Przypomnia�em sobie, za co j� kiedy� pokocha�em. - O co chodzi, John? - spyta�a. - Powiem ci kt�rego� dnia. Nie teraz. Wysz�a z pokoju, ja za� dalej wpatrywa�em si� w kubek. Diagnoza. Diag - nic. Diag - nikt. By�em do niczego. Suki. Dziesi�� wymiar�w. Ko�o, kt�re wygl�da jak rura. Dwa wymiary: do �rodka i na zewn�trz oraz na zewn�trz i do �rodka. Atmosfera w postaci zielonej galaretki. Galaretka? Bo�e Drogi. Potem przypomnia�em sobie pewien sen. Lub raczej cz�� zapomnianego snu. Co dziwne, nie �ni�em go poprzedniej nocy, ale kilka tygodni, a mo�e nawet miesi�cy temu. Nie mia�em pewno�ci co do porz�dku zdarze�, wi�c nie wiem, czy poni�szy fragment pojawi� si� na pocz�tku, w �rodku czy te� na ko�cu snu. Sta�em w kolejce i poci�em si� pod jaskrawymi �wiat�ami w bia�ym pokoju, kt�ry pachnia� cytrynowo - limonow� galaretk�. - Obr�ci� si� w prawo - powiedzia� g��boki damski g�os przez ukryty g�o�nik. By�o nas dwunastu. Wykonali�my polecenie i wtedy zobaczy�em, �e wszyscy jeste�my nadzy. Pami�tam stoj�cych w szeregu nagich m�czyzn dzier��cych wielkie puchary nape�nione moczem. Czekali�my na r�ne testy, pochylali�my si� i nadymali�my policzki, a lekarz sprawdza�, czy nie mamy przepukliny. Doszed�em do wniosku, �e chyba zostali�my powo�ani do wojska. Znajdowali�my si� w zaparowanym pokoju, na bia�ych kaflach, zaciskali�my pi�ci przed genitaliami i czekali�my, a� komisja os�dzi, czy nadajemy si� do s�u�by. - Obr�ci� si� w lewo - rozkaza� kobiecy g�os. Wykonali�my polecenie. - Numer trzy... wyst�p. Zapanowa�a cisza. Spojrza�em z ukosa pod �wiat�o, pr�buj�c rozpozna� s�abo widoczne postaci za ciemnymi szybami na przeciwleg�ej �cianie. - Numer trzy? - powt�rzy�a kobieta. Nie wiem dlaczego, ale zda�em sobie spraw�, �e ma na my�li mnie, wi�c szybko zrobi�em krok do przodu. Czu�em si� za�enowany jak ma�y ch�opiec. - Nazwisko? - spyta�a. - Doktor John - odpar�em. - Prosz� poda� pe�ne nazwisko. Wiedzia�em, �e kiepsko zacz��em. - Doktor John Donelly - powiedzia�em, krzywi�c si�. - Wiek? - Czterdzie�ci lat. - Religia? - Brak. - Nie by�em ca�kowicie szczery, poniewa� nie utraci�em jeszcze do ko�ca wiary. Uzna�em jednak pytanie za binarne i wybra�em odpowied� bli�sz� prawdy. - Seksualne preferencje? - Brunetki - odrzek�em, my�l�c o kolorze w�os�w �onowych Nancy. - Stereo czy mono? - sprecyzowa�a. Zala�a mnie fala niepokoju. Nie opracowa�em tego pytania! Czu�em, �e rozm�wczyni czeka na moj� odpowied� i po konfunduj�cej analizie termin�w, pomy�la�em: �Co tam, do cholery, mam pi��dziesi�t procent szans, �e trafi�. - Mono - powiedzia�em. - Ostatni stosunek seksualny? - spyta�a. Intensywnie si� zastanawia�em. Zawsze mia�em k�opoty z datami. W dodatku, ta sprawa tkwi�a niczym zadra mi�dzy Nancy i mn�. - Co jest dzisiaj? - Pierwszy dzie� z reszty twojego �ycia - odpar�a. Z sali �ledczych dotar� do mnie zduszony chichot. - Pi�� miesi�cy temu, co najmniej - obliczy�em. - Wojna? - Nie, nie, dzi�kuj�. Za szyb� odbywa�a si� st�umiona dyskusja, jak gdyby kto� trzyma� r�k� na mikrofonie. Nagle pad�o stamt�d pytanie: - Jeste� tch�rzem czy pacyfist�? - Tak. - By�em dumny z tej odpowiedzi. Potwierdzone - odezwa� si� m�ski g�os. - Bohaterowie? - spyta�a. - Yossarian. Van Morrison. Lennon. Jung. Monk. Greene... - To jest kolor - przerwa�a. Wybi�a mnie z rytmu. Zamierza�em wymieni� kogo� innego, kogo� wa�nego. Mia�em jego nazwisko na ko�cu j�zyka. Facet z brod�. Martwy �yd. Widzia�em jego podobizn� na kartach bejsbolowych i statuetkach. Gra� z Lambsami. Woodmaker? Czy tak si� nazywa�? Nie. Co� z mi�o�ci�. Ojciec go kocha�, matka za� sypia�a z innym m�czyzn�. Cholera, ta kobieta doprowadza�a mnie do sza�u! Dlaczego mi przerwa�a? - Ostatnie pytanie. Prosz� si� dobrze zastanowi�. Tak d�ugo, jak pan potrzebuje. Pytanie jest podchwytliwe. �adnie z ich strony, �e mnie ostrzegali. Czeka�em. Pytanie jednak nie pad�o. Skorzysta�em z okazji i wyobrazi�em sobie moj� rozm�wczyni� nag� za szk�em, patrzyli�my na siebie. Pomy�la�em, �e jest pi�kna. Jej g�os z pewno�ci� taki by�. Spojrza�em w d�, przera�ony, �e dostrze�e erekcj�. Nie znajdowa�em dyskretnego sposobu zakrycia si�. Zawstydzi�em si�, nie do�wiadczy�em czego� takiego od szko�y podstawowej, gdy w�asna m�sko�� zdradzi�a mnie pod prysznicem po lekcji wuefu. Moje cia�o zawsze mnie kr�powa�o. Jestem zbudowany jak Bobby Jones, stary napastnik filadelfijskiej �76�: blady, d�ugi, chudy i nieco s�katy. Chcia�em jak najpr�dzej ukry� si� w ciemno�ci. Co zabiera�o tej kobiecie tyle czasu? - Tak? - spyta�em. - Tak? - powt�rzy�a. - Czy to jest pa�ska odpowied�? - Nie! - zaprotestowa�em. - Pa�ska odpowied� brzmi zatem: �Nie�? Zarumieni�em si�. - Mog�aby pani powt�rzy� pytanie? Powt�rzy�a. - Czyta� pan B��kitn� Ksi�g�? Czy pan czyta� B��kitn� Ksi�g�? By�em strasznie zak�opotany. Us�ysza�em dwa pytania. Czy w tej dwoisto�ci tkwi�a podchwytliwo��? Czy mia�em odpowiedzie� dwukrotnie? B��kitna Ksi�ga? Musia�em j� czyta�! Ka�dy przeczyta� w swoim �yciu przynajmniej jedn� ksi��k� w b��kitnej oprawce. A mo�e chodzi�o o dwie ksi�gi, obie b��kitne? Ten test nie by� uczciwy. - Potrzebuj� wi�cej czasu - j�kn��em. Dzi�kuj�. Mo�e pan do��czy� do pozosta�ych. Z ulg� odwr�ci�em si�. by zaj�� miejsce w kolejce. Pomy�la�em, �e og�lnie rzecz bior�c, posz�o mi nie�le. Wtedy w�a�nie zauwa�y�em, �e wszyscy m�czy�ni w kolejce patrz� na mnie. W dodatku wszyscy oni byli mn�! - Tak - zako�czy�a kobieta o g��bokim g�osie. - On jest wybra�cem. Tyle zapami�ta�em z ca�ego snu. Wspomnienie by�o �ywe - potrafi�em nawet rozpozna� g�os kobiety jako g�os Laury, chocia� by� nieco zniekszta�cony. Problem w tym, �e m�g�bym przysi�c, i� �ni�o mi si� to kilka miesi�cy (tak!) przed spotkaniem mojej niezwyk�ej pacjentki. Jak to mo�liwe? Zadzwoni� telefon i moja energiczna wsp�lokatorka natychmiast odebra�a. - Do ciebie, morsie! - zawo�a�a z drugiego pokoju. �Mors� by�o czu�ym przezwiskiem, kt�rym ochrzci�a mnie na pierwszej randce ze wzgl�du na moje podobie�stwo do Nie�yj�cego Beatlesa, o czym przes�dza�y g��wnie okulary. W ostatnich kilku miesi�cach przydomek nabra� cierpkiego i kpi�cego zabarwienia - mia�o to zapewne co� wsp�lnego z typow� dla mnie powolno�ci�. Nancy dosz�a chyba do przekonania, �e mors jest najbardziej flegmatycznym ze stworze� i... no c�, to d�uga historia. Kiedy podnios�em s�uchawk�, zobaczy�em za oknem siw� mew�, kt�ra grzeba�a w otwartym �mietniku na rogu asfaltowego parkingu za naszym mieszkaniem. Paskudne ptaszyska. Rozmowa, kt�r� nast�pnie odby�em, powinna by�a zapa�� mi g��boko w pami��. Przypominam sobie, �e dzwoni� m�j brat Hogan. Niestety, niewiele wi�cej pami�tam. Wiem jednak, �e gdy si� roz��czy�em, zdr�twia�a mi noga, ucho bola�o mnie od przyciskania s�uchawki, g�os Nancy za� wydawa� si� dochodzi� z wielkiej odleg�o�ci, z innej strefy czasowej i, zbli�aj�c si�, nabiera� g�o�no�ci niczym nadje�d�aj�cy poci�g. Prawdopodobnie w og�le nie s�ysza�em mojej przyjaci�ki, p�ki nie zawo�a�a mojego imienia po raz trzeci. - John? John? Na mi�o�� bosk�, John, o co chodzi? - Eee? - wymamrota�em. - Och, o moj� mam�. Wygl�da na to, �e b�d� musia� si� z ni� zobaczy�. Uspokojona westchn�a i rozpocz�a sw�j poranny rytua�: systematycznie wypycha�a liczne kieszenie br�zowej akt�wki prawniczymi bloczkami, dokumentami, podr�cznikami, kodeksami. - My�la�am, �e zawarli�cie uk�ad - rzuci�a w otwarte wn�trzno�ci akt�wki, karmi�c j� niczym g�odnego zwierzaka prac�, kt�r� zabiera�a do domu regularnie, by oderwa� si� od naszych gorzkich k��tni podczas ostatnich wsp�lnych miesi�cy. - Uk�ad? - spyta�em oszo�omiony. - Czy mama i ja kiedykolwiek osi�gn�li�my porozumienie w jakiej� sprawie?! Wiedzia�em, �e nie uda mi si� zby� Nancy. Ona nigdy si� nie poddawa�a. Od pewnego czasu ��czy�y nas jedynie takie dyskusje. Tylko tyle pozosta�o z naszej mi�o�ci. W tym trudnym okresie odbywali�my je cz�sto i zawzi�cie. Mieli�my zapewne nadziej�, i� nawet je�li nie zdo�amy uratowa� naszego zwi�zku, rozstaniemy si� ze z�udzeniem, �e nie utracili�my niczego cennego. �e po prostu przerwali�my t� nie ko�cz�c� si� debat�. Od�o�y�a teczk�, odrzuci�a na rami� niezbyt d�ugie br�zowe w�osy i �mia�o popatrzy�a mi w oczy. - Powiedzia�e� mi kiedy� - o�wiadczy�a, uk�adaj�c dowody dla �awy przysi�g�ych - �e spotykacie si� jedynie w�wczas, kiedy nie macie innego wyj�cia. - Jest umieraj�ca - odpar�em. - Nie mam wyboru. Gdybym by� bardziej przytomny, mo�e doceni�bym to, co si� p�niej zdarzy�o. Wtedy bowiem Nancy po raz pierwszy w �yciu o�wiadczy�a, �e jest jej przykro. Uciekamy si� do tego osobliwego nawyku, kiedy s�yszymy, �e kto� poni�s� jak�� znaczn� strat�. Zawsze uwa�a�em ten spos�b dzielenia b�lu za dziwaczny - dajemy przecie� do zrozumienia, �e czujemy si� wsp�odpowiedzialni za co�, czego nie zrobili�my. Jednak w nast�pnych miesi�cach mia�em us�ysze� podobne s�owa wiele razy i w ko�cu zaskoczy�o mnie odkrycie, �e naprawd� pomagaj�. - Przykro mi, John - powiedzia�a Nancy. ROZDZIA� TRZECI Bez trudu uda�o mi si� zag�uszy� bolesne my�li o stanie mojej matki. Sprawy Laury zajmowa�y m�j umys� r�wnie intensywnie jak bol�cy z�b, kt�ry stale i wbrew sobie dra�nimy j�zykiem. Laura nie by�a ju� tylko kolejn� pacjentk�. Sta�a si� moj� prywatn� obsesj�, j�trz�cym szyfrem, kt�ry by�em zdecydowany z�ama� zar�wno ze wzgl�du na siebie, jak i na ni�. Jej sprawa rozpocz�a si� przecie� jako zwyczajna zagadka, lecz w kr�tkim czasie zmieni�a si� w podr� do piek�a. Laura. Jak mog�a siedzie� w moim gabinecie, g�adzi� zakurzone ro�liny, wpatrywa� si� w nie�ad przepe�nionych popielniczek, stos�w nie doko�czonej roboty papierkowej, zwariowanych malowide�, wie� styropianowych kubk�w... i od niechcenia, bez najmniejszych emocji opowiada� tak przera�aj�ce historie? O jej ojcu: - Wszystkie informacje o moim ziemskim ojcu czerpi� z kr�tkiego filmu pami�ciowego, kt�ry nakr�cili o nim Holokowie. Pami�tam, �e ojciec mia� odr�twia�� twarz, a oni przeprowadzali eksperymenty na jego ciele. Wygl�da� jak pacjent na fotelu dentystycznym. By� �ysy. Nosi� podkolan�wki z podwi�zkami. �lini� si�. O gwa�cie dokonanym na niej: - Nie nale�y identyfikowa� tego z gwa�tem. Holokowie byli jak dzieci zabawiaj�ce si� w gry doros�ych. Zmieniali si� przy mnie. U�ywali rozmaitych instrument�w fallicznych. Najgorszy by� metal, naj�atwiej znios�am plastik. W�a�ciwie by�o ca�kiem zabawnie. Tak bardzo si� skupiali, �e nawet starali si� symulowa� odg�osy, jakie wydaj� ludzie podczas stosunku. Mieli jednak dziwne g�osy, wi�c d�wi�ki brzmia�y osobliwie ptasio i komicznie. O jej zabawkach: - Nigdy nie dosta�am porz�dnej lalki. Holokom uda�o si� wykona� oczy i usta, lecz zamiast w�os�w zabawka mia�a zwoje drutu, kt�ry przecina� mi palce, je�li schwyci�am go zbyt mocno. Nie wiedz�, jak wa�na jest sk�ra. Nie maj� poj�cia o zmy�le dotyku. O swoich prze�ladowcach: - Odnosi�am wra�enie, �e urodzili si� bez jakiego� organu lub zmys�u. Wyobra� sobie, �e pr�bujesz s�ucha� muzyki, nie posiadaj�c uszu. S� tacy niezdarni. Je�li maj� na ciebie ochot� bior�. �api� za rami� i p�ki nie krzykniesz, nie przychodzi im do g�owy, �e ci� rani�. A wtedy znowu zaczynaj� si� ciebie ba� i wpychaj� ci� na kilka dni do Sali Sn�w. Albo co� takiego: - Holokowie stale �pi�. Potrafi� godzinami pozostawa� w bezruchu. Czasami zastanawia�am si�, czy nie poruszam si� dla nich zbyt szybko. Mo�e po prostu nie mog� mnie zobaczy�... Wiesz, jak skrzyde�ka kolibra. Skrzyde�ka kolibra! Ka�da sesja bombardowa�a m�j umys� takimi szczeg�owymi, niesamowitymi historyjkami. Laura wyg�asza�a je bez zastanowienia, bez emocji, jak gdyby takie rzeczy zdarza�y si� wszystkim. Ani jej niedba�y ton, ani niezwyk�o�� i obco�� opowie�ci w �aden spos�b nie �agodzi�y okropno�ci, kt�re opisywa�a. Skr�ca�o mnie, gdy ich s�ucha�em. A im wi�cej Laura opowiada�a o swojej niewoli, tym bardziej w�tpi�em, czy zdo�a si� z niej uwolni�. Je�li bowiem (czego by�em pewien) jej Obcy stanowili jedynie �wspomnienie zast�pcze� strzeg�ce jej psychiki przed wypartym urazem, jak�� to okropn� rzeczywisto�� ukrywa�y jej fantazje? Nigdy nie zapomn� pewnego ch�opca, kt�rego leczy�em. Siedmiolatek ca�e �ycie sp�dzi� w piwnicy. W ciemnej skrzyni. Karmiono go przez szpar�. W ko�cu policja zatrzyma�a jego rodzic�w. Jedno z nich pope�ni�o samob�jstwo, drugie postawiono w stan oskar�enia. Ch�opiec by� bardzo nie�mia�y, jego oczy z trudem przystosowywa�y si� do �wiat�a. Posy�a� mi nieznaczne, niezobowi�zuj�ce u�miechy i zawsze by� wdzi�czny i zaskoczony, �e po�wi�cam mu swoj� uwag�. Poddawa�em go terapii podczas pierwszego roku, kt�ry sp�dza� w rodzinie zast�pczej. Chocia� brakowa�o mu podstawowych umiej�tno�ci, jakie posiada wi�kszo�� dzieci w jego wieku, by� poj�tnym uczniem i robi� szybkie post�py. Przez sze�� miesi�cy osi�gn�li�my sporo: ju� �mia� si�, uczy�, malowa� obrazki, �piewa� piosenki. Mia� si� dobrze, a� pewnego dnia dowiedzia� si�, �e inne dzieci nie dorasta�y w ciemno�ciach - tak jak on. Okropno�� tej wiedzy, kt�r� musia�em mu w ko�cu osobi�cie przekaza�, tak go przyt�oczy�a, �e... Jak by to uj��? Za�ama� si� na moich oczach. I nigdy wi�cej si� do mnie nie odezwa�. Nie mog�em go za to wini�. Przez kilka tygodni usi�owa�em postawi� Laurze diagnoz�, Rozmy�la�em. �e tak powiem, naostrzy�em moje profesjonalne narz�dzia. Przejrza�em wszystkie - zazwyczaj przydatne - cienkie b��kitne ksi��eczki, standardowe podr�czniki, tak zwan� bibli� terapeut�w. Bez skutku. Zastanawia�em si� (nieco bez�adnie i po omacku, niczym ma�pa szukaj�ca owoc�w na drzewie) nad symptomami i kondycj� Laury, Donik�d nie dotar�em. Za ka�dym razem ko�czy�em w �lepych uliczkach b�d� na szlakach, kt�re nagle zmienia�y si� w bezdro�a. Codziennie odbywa�em ze sob� frustruj�ce debaty dotycz�ce Laury. Wyobra�a�em sobie, �e pytania zadaje mi moja przyjaci�ka Nancy, kt�ra z ramienia prokuratury specjalizowa�a si� w weryfikacji procesowych strategii obrony, opartych na hipotetycznej chorobie psychicznej oskar�onego. Pierwszy raz spotkali�my si� w�a�nie w s�dzie. Pochlebi�o mi, gdy zosta�em poproszony o zeznawanie jako rzeczoznawca w zast�pstwie mojego szefa, kt�ry czym� si� zatru�. Nancy wykaza�a w�wczas bezzasadno�� postawionej przeze mnie diagnozy. Poczu�em si� tak poni�ony, �e ju� nigdy nie zg�osi�em si� na bieg�ego. Od tego czasu, ilekro� zastanawiam si� nad szczeg�lnie trudnym przypadkiem, dyskutuj� o nim w my�lach w�a�nie z Nancy. - Przypadek pograniczny? - spyta�a, marszcz�c czo�o. - Nie - odpar�em z przekonaniem. - Zatem zwyczajne zaburzenia charakteru ? - Do diab�a, o ka�dym mo�na powiedzie�, �e miewa tego typu problemy... - Zaburzenia nastroju? - O ile zauwa�y�em, pacjentka nie miewa nastroj�w. - Depresja? Euforia? Stany maniakalne? Przesadna wylewno��? - Wykluczone. - Zaburzenia cech osobowo�ci? - By� mo�e. - Problemy w pracy? - Ma to szcz�cie, �e nie musi pracowa�. Niezale�na i maj�tna. Nancy u�miechn�a si� z wy�szo�ci�. - Zawsze podejrzewa�am, �e bogacze s� pomyleni. Pocieszaj�ca my�l. Miewa urojenia lub halucynacje? - Oczywi�cie. - Aha. Wia� mo�e osobowo�� psychotyczna... Urojenia przynajmniej przez miesi�c? - Tak. - Wyra�ne omamy s�uchowe albo wzrokowe? - Drugorz�dne, niewidoczne. Lecz je�li wspomnienia zwi�zane z dorastaniem na obcej planecie si� licz�, powiedzia�bym, �e tak. - A wi�c urojenia? Typ schizoidalny? - Tak. Nie. - Westchn��em w my�lach. - Jest na to zbyt p�ynna. - P�ynna? - Schizofrenicy s� wr�cz nieprawdopodobnie konkretni. Pytasz takiego, jak si� czuje, a ten odpowiada: �Czuj� siebie, gdy dotykam si� r�koma�. - Potar�em czo�o. - A jednak jeste�my blisko. Sprawd� w ksi��ce �typ schizoidalny�. Nancy otworzy�a ma�y b��kitny podr�cznik. - Okej. Definicja. - Odczyta�a g�o�no: - �Osobowo�ci schizoidalna... Pacjent wykazuje przynajmniej cztery z nast�puj�cych objaw�w: 1. Utrzymuj�ce si� przez d�ugi czas osobliwej wyobra�enia na jaki� temat?� - Tak. - �2. Dziwaczne przekonania b�d� przyk�ady my�lenia magicznego, na przyk�ad: telepatia, sz�sty zmys�, przekonanie, �e innym osobom udzielaj� si� uczucia chorego i tak dalej?� - Tak. - �3. Niezwyk�e do�wiadczenia percepcji, takie jak: urojenia, wyczuwanie obecno�ci jakiej� si�y lub osoby w rzeczywisto�ci nieobecnej (na przyk�ad: �Odnosi�em wra�enie, �e moja zmar

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!