Conan i skrwawiona korona - Robert E. Howard
Szczegóły |
Tytuł |
Conan i skrwawiona korona - Robert E. Howard |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Conan i skrwawiona korona - Robert E. Howard PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Conan i skrwawiona korona - Robert E. Howard PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Conan i skrwawiona korona - Robert E. Howard - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Wszystkie ilustracje w niniejszej książce dedykuję
Margaret i Louisowi Giannim
Garry Gianni
Strona 5
W HOŁDZIE ROBERTOWI E. HOWARDOWI
Uwielbiam te książki. Howard ma styl szorstki, tętniący życiem – to
pisarstwo, które mieczem wycina sobie drogę wprost do serca, zaludnione
naprawdę ponadczasowymi bohaterami. Z wielkim zapałem polecam je
każdemu miłośnikowi fantasy.
David Gemmell, autor powieści Legenda oraz White Wolf
Wyraziste brzmienie narracji Roberta E. Howarda nadal, po tylu dekadach,
oddziałuje na czytelników w równej mierze, gdy chodzi o dźwięczącą stal,
grzmiący tętent końskich kopyt czy bryzgającą krew. Wykreowany przez
niego Conan to prawdziwie wielka postać poszukiwacza przygód, daleka od
stereotypów. Jego niesamowita muskulatura i budowa, gorący temperament
oraz lubieżny śmiech stały się standardami, z którymi muszą mierzyć się
wszyscy współcześni bohaterowie.
Eric Nylund, autor powieści Halo: The Fall of Reach oraz Signal to
Noise
Cudowny gawędziarz Robert Howard stworzył po prostu giganta
[Conana], w którego cieniu muszą znaleźć się wszystkie inne opowieści o
bohaterach.
John Jakes, autor bestsellera z listy „New York Timesa” – trylogii
„Północ i Południe”
Co do absolutnego, żywego strachu… Jakiż inny pisarz może równać się w
swych dokonaniach z Robertem E. Howardem?
H.P. Lovecraft
Strona 6
Howard pisał literaturę wszelkiego rodzaju, dla każdego rynku, który tylko
go zechciał, lecz jego prawdziwą miłością były opowieści niesamowite. Wniósł
tyle fermentu, nowych, stałych odtąd elementów do fantasy, że zmienił
kierunek jej rozwoju w Ameryce. Jego odejście od literatury szlachetnej i
statycznego ukazywania rzeczywistości ma tę samą wagę co zmiany, jakie do
nurtu amerykańskiej powieści detektywistycznej wnieśli Hammett, Chandler
czy inni autorzy z kręgu czasopisma „Black Mask”.
Michael Moorcock, autor uhonorowanej wieloma nagrodami sagi o
Elryku
Wigor, szybkość, żywotność – to elementy, w których sztukę Roberta E.
Howarda trudno prześcignąć. No i jeszcze to wściekle galopujące tempo
narracji.
Poul Anderson
Howard szczerze wierzył w podstawowe prawdy, na których zasadzają się
jego opowieści. To tak, jakby mówił: „Tak właśnie wyglądało normalne życie
w tych minionych, dzikich czasach”.
David Drake, autor zbioru opowiadań Grimmer Than Hell, redaktor
antologii Dogs of War
W materii nieustannych, toczących się w szalonym tempie przygód oraz
soczystych, wręcz kwiecistych scenerii nikt nawet nie zbliżył się do Howarda.
Harry Turtledove
Strona 7
Ludzie Czarnego Kręgu (The People of the Black Circle)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, wrzesień, październik i listopad
1934
Godzina Smoka (The Hour of the Dragon)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, grudzień 1935 oraz styczeń,
luty, marzec i kwiecień 1936
Wiedźma się narodzi (A Witch Shall Be Born)
Pierwsza publikacja w „Weird Tales”, grudzień 1934
Strona 8
Od tłumacza i redaktora wydania
polskiego
Podobnie jak w poprzednim tomie – Conan i pradawni bogowie –
niniejsza edycja zachowuje pochodzące z wydania oryginalnego
zasady redakcji. Krok ten podyktowany został chęcią przybliżenia
polskiemu czytelnikowi tekstów Roberta E. Howarda w postaci
pierwotnej, czyli takiej, w jakiej wyszły spod ręki autora.
Miejsca, w których można byłoby upatrywać błędów, zostały
oznaczone [sic!]. Stosowanie kursywy i dużych liter – nawet
niekonsekwentne – jest zgodne z wolą autora, który chciał zwrócić
uwagę albo położyć nacisk na określone słowo lub zwrot. Do tej
kategorii należą również charakterystyczne dla jego stylu
powtórzenia, a także zamiłowanie do niektórych określeń.
Dociekliwi czytelnicy znajdą jeszcze więcej takich literackich
ciekawostek, które, mamy nadzieję, świadomie pozostawione
wbrew późniejszym zmianom oraz ingerencjom, sprawią, że lektura
i odkrywanie na nowo fascynującego świata epoki hyboryjskiej
stanie się źródłem wielu emocji. Wszystko to tworzy bowiem
wyjątkowy klimat prozy Roberta E. Howarda, twórcy Conana –
jednej z najbardziej wyrazistych postaci współczesnej popkultury.
Strona 9
Przedmowa
Kiedy byłem dzieckiem, obserwowałem człowieka, który wielkim
młotem rozwalał dom. Nie był to dokładnie dom – słowo „chałupa”
byłoby określeniem trafniejszym. Potrafię precyzyjnie przywołać z
pamięci tamto popołudnie – chłopcy z sąsiedztwa zebrali się na
podwórzu u mojego kumpla Joego, ponieważ jego ojciec zamierzał
lada chwila zburzyć starą chałupę stojącą na skraju ich posiadłości.
Czyż ośmiolatek mógł nie chcieć być tego świadkiem?
Kiedy dotarłem na miejsce, pan Lill właśnie przymierzał się do tej
roboty, trzymając zarzucony na szerokie ramiona wielgachny młot
kowalski. Konstrukcja chyliła się ku niemu, jakby rzucając
wyzwanie, i może wyczuł w tym jakąś kpinę, gdyż nagle rzucił się
do działania. Stał się maszyną zniszczenia. Obracając ramionami
niczym skrzydłami wiatraka, zadawał miażdżące razy tak, by jego
chwiejny przeciwnik doświadczył jak najwięcej zniszczeń. Chmury
pyłu w połączeniu z jękiem drewna sprawiały wrażenie, iż ma tu
miejsce jakaś fantastyczna bitwa. Ja sam byłem całkowicie
pochłonięty tym spektaklem i ciekaw jestem, ile spośród tamtych
dzieciaków z zaciśniętymi zębami i dłońmi toczyło w swych
głowach podobną walkę.
Kiedy ostatni stojący pal został zwalony na stos, mężczyzna
wspiął się na jego szczyt, wsparł na młocie i groźnym wzrokiem
zmierzył dzieło swych rąk.
Strona 10
Z perspektywy czasu był to moment transcendentny – spotkanie
na żywo z wcieleniem Johna Henry’ego[1], Herkulesa oraz Samsona.
Każdy z nas doświadczył czegoś podobnego w takiej czy innej
postaci, a owe wspomnienia najlepiej można opisać jako „realizm
heroiczny” – określenie ukute przez pisarza Louisa Menanda. Obok
elementów fantasy to cechy, którymi jestem najbardziej
zainteresowany w mej pracy z Conanem – poczucie prawdziwego
niebezpieczeństwa, przygoda i intryga osadzona w konkretnej
rzeczywistości.
Jako nastolatek, lata całe po zwaleniu chałupy, natrafiłem na
pewną książkę. Obrazek na jej okładce przedstawiał człowieka
wspartego na mieczu o szerokim ostrzu, stojącego na szczycie stosu
rozgromionych przeciwników. Ilustracja ta głęboko w zakamarkach
mej pamięci wzbudziła jakieś znajome odczucie.
Pomyślałem o tamtym popołudniu i przeszedł mnie dreszcz. Siła
obrazu.
Książką tą był oczywiście Conan the Adventurer[2] Roberta E.
Howarda, a ilustrację na okładce namalował Frank Frazetta. To było
moje pierwsze spotkanie z literackim barbarzyńcą Howarda.
Było to dawno temu i wielu utalentowanych artystów ukazywało
już przygody Conana. Byłem zadowolony, stojąc z boku i ciesząc się
ich pracami, jednak sposobność, aby do tego grona dołączyć,
zrodziła się samoistnie po tym, jak zilustrowałem opowieści o
dwóch innych wielkich bohaterach Roberta E. Howarda –
Solomonie Kanie i Branie Mak Mornie. Jakżeż mógłbym się oprzeć?
Czuję się wyróżniony tym, że mogłem zobrazować te postaci, a
teraz dołączam do grona wybitnych ilustratorów, którzy dostali
szansę zobrazowania Conana. To odpowiedni hołd dla pisarskich
Strona 11
zdolności Roberta E. Howarda. Niezależnie bowiem od tego, jak
wielu artystów dołoży coś od siebie do mitu Conana poprzez
książki, komiksy czy filmy, to właśnie same oryginalne opowieści
oraz potęga obrazów, jakie rodzą one w wyobraźni, ostatecznie
przyprawią czytelnika o dreszcz.
Gary Gianni
2003
Strona 12
Wprowadzenie
„Nie ma dla mnie innego literackiego rzemiosła, dającego mi nawet
w połowie taką radość, jak pisanie o historii pod płaszczykiem
beletrystyki” – pisał Robert E. Howard do swego przyjaciela H.P.
Lovecrafta. To oczywiście ułatwia po części wyjaśnienie radości,
jaką można odnaleźć w jego opowieściach o nieustraszonym
Conanie z Cimmerii, gdyż historia występuje w nich w postaci
pełnej życia, spektakularnej fikcji.
Co? Conan jako historia? To chyba fantasy, nieprawdaż? A ten
świat, „epoka hyboryjska”, jest zwyczajnie wytworem wyobraźni
Howarda, prawda? I tak, i nie. Z całą pewnością to unikatowa
literacka kreacja Teksańczyka, jednakże przelał on w nią całą swą
miłość do historii, legend i eposów.
Robert E. Howard był pisarzem niezwykle utalentowanym,
więcej niż tylko komercyjnym. Snucie opowieści przychodziło mu
najwyraźniej z naturalną łatwością. Przyjaciele z dzieciństwa
potwierdzili, że przewodził ich zabawom już w wieku dziesięciu
lat, a jako nastolatek stał się czarującym wprost gawędziarzem.
Oczywiście mówi nam też o tym jego spuścizna literacka. I podczas
gdy on sam odżegnywał się od jakichś konkretnych artystycznych
pobudek, w jego najlepszych pracach widać prawdziwy artyzm. Jak
zauważył Lovecraft: „Był większy niż założenia finansowe planu,
którego realizacji się podejmował”.
Strona 13
Jednak Howard zaprzągł swój naturalny talent gawędziarza do
pracy nad tym, aby wyrwać z życia coś dla siebie, zatem ważne dla
niego było to, czy jego praca ma rynkowe wzięcie. Na początku lat
trzydziestych, podczas wielkiego kryzysu, jaki ogarnął cały kraj,
magazyny pulpowe, jego odbiorcy, walczyły o życie. Tym, które
przetrwały, udało się to poprzez cięcie stawek autorskich lub
zmniejszenie częstotliwości wydawania, a więc zapotrzebowania na
nowe materiały. I mimo że tak bardzo uwielbiał opowieści
historyczne, które pisał do „Oriental Stories” – umiejscowione
głównie podczas wypraw krzyżowych bądź w epoce mongolskich i
muzułmańskich podbojów, a także historie o dawnych
wojownikach irlandzkich, na które nie znalazł miejsca na rynku –
wymagały one mnóstwa pracy badawczej, a w owym czasie nie
mógł sobie na to pozwolić. „Każda karta historii roi się od scen,
które winny zostać przelane na papier – pisał. – Pojedynczy akapit
może być napakowany akcją i dramatycznymi wydarzeniami tak, iż
wystarczyłoby ich do wypełnienia całego tomu beletrystyki.
Jednakże pisząc coś takiego, nie zdołałbym wyżyć; rynki są skąpe,
ich oczekiwania zbyt wąskie, a ukończenie jednego tekstu trwa zbyt
długo”.
Przy całej swej sile zainteresowanie Howarda historią nie
rozciągało się na ludy „cywilizowane”. „Kiedy jakaś rasa – prawie
każda rasa – wychodzi z barbarzyństwa bądź jeszcze zeń nie
wyszła, przyciąga moją uwagę. Wydaje się, że potrafię je zrozumieć
i inteligentnie pisać o nich. Jednak w miarę postępu w kierunku
cywilizacji mój zapał do nich zaczyna słabnąć, aż w końcu zupełnie
zanika, a ja stwierdzam, że ich obyczaje, sposób myślenia czy
ambicje są mi całkowicie obce i niezrozumiałe. W ten sposób
Strona 14
pierwsi mongolscy zdobywcy Chin oraz Indii rozpalają we mnie
najgłębsze zainteresowanie i podziw, lecz kilka pokoleń później,
kiedy już przyjęli cywilizację swych poddanych, nie budzą w mym
umyśle najlżejszego nawet zaciekawienia. Moje studia nad historią
są ustawicznym poszukiwaniem coraz to nowszych barbarzyńców,
z epoki na epokę”.
W pierwszych miesiącach 1932 roku, podczas wycieczki do
Mission w Teksasie, w dolinie Rio Grande znalazł wreszcie
odpowiedź: epoka hyboryjska – okres umiejscowiony pomiędzy
zatonięciem Atlantydy a kataklizmami, jakie ukształtowały
współczesny świat; zaludniona antenatami – rzeczywistymi
archetypami – wszystkich tych barbarzyńców, których tak uwielbiał
badać. Postać Conana „wyłoniła się w pełni ukształtowana z
nieświadomości i skłoniła mnie do pracy, do zapisywania dziejów
jego przygód”. Owe szczytne wydarzenia miały miejsce w świecie
zaludnionym elżbietańskimi piratami, irlandzkimi łupieżcami,
berberyjskimi korsarzami, amerykańskimi pogranicznikami czy
kozackimi rozbójnikami; egipskimi czarnoksiężnikami i
wyznawcami tajemniczych kultów rzymskich; średniowiecznymi
rycerzami i wojskami asyryjskimi. Wszystkim nadano przebrania,
w rzeczywistości nie próbując wszak ukryć ich prawdziwej
tożsamości. Właściwie Howard próbował nadawać im nazwy i
imiona, które przy niewielkim wysiłku pozwoliłyby czytelnikowi
odgadnąć ich tożsamość. Chciał, byśmy rozpoznawali ich
natychmiast, ale z przymrużeniem oka mówił: „Wiemy, że to tylko
bajanie, prawda? No to jazda!”. Czy którykolwiek z czytelników
może nie zauważyć, iż Afghulistan to Afganistan, albo że Vendhya
to Indie? Jasne, że nie!
Strona 15
Tworząc epokę hyboryjską, Howard wykreował świat, w którym
jego ukochani historyczni barbarzyńcy mogli swobodnie działać, a
on był w stanie snuć historie napakowane akcją i dramatycznymi
wydarzeniami, które tak uwielbiał opowiadać. To genialna
koncepcja, która, jak sądzę, mogła nasunąć się mu za sprawą G.K.
Chestertona. Jego poemat epicki The Ballad of the White Horse był
jednym z ulubionych utworów Howarda. Świadczą o tym nie tylko
wylewne komentarze w dwóch odrębnych listach do przyjaciela
Clyde’a Smitha z 1927 roku, ale również częste stosowanie
zaczerpniętych zeń cytatów jako epigramów bądź wierszy
otwierających własne opowieści oraz to, iż przytaczał go wciąż
nawet w swych późnych listach z 1935 roku. The Ballad of the White
Horse opowiada o królu Alfredzie i bitwie pod Ethandun, lecz
Chesterton przyznaje, że „to wszystko, co nie stanowi w nim
wprost fikcji, podobnie jak w prozatorskich powieściach o
przeszłości, ma na celu bardziej uwypuklenie tradycji aniżeli
historii”. Ponieważ dzieło, które chce świętować, a więc walka „o
chrześcijańską cywilizację przeciwko pogańskiemu nihilizmowi”,
„naprawdę dokonywało się z pokolenia na pokolenie”, stworzył
fikcyjnych rzymskich, celtyckich oraz saskich bohaterów, by dzielili
chwałę zwycięstwa z Alfredem. „Naczelną wartość legendy – pisał
– stanowi to, iż można mieszać stulecia, a jednocześnie zachować
zapatrywania i ujrzeć wszystkie wieki w czymś na kształt
doskonałego skrótu perspektywy. Taka jest rola tradycji –
kompresja historii”.
Chesterton nie był oczywiście pierwszym, który stworzył takie
dzieło literackie. Na myśl nasuwają się tu powieści arturiańskie
Chrétiena de Troyes oraz sir Thomasa Malory’ego, jak również
Strona 16
wcześniejsze sagi skandynawskie oraz pradawna legenda o
Beowulfie. Jednak wygłoszone przez Chestertona racjonalne
uzasadnienie mogło się wkraść do umysłu Howarda i wypłynąć
lata później jako epoka hyboryjska. Teksańczyk też napisał poemat,
The Ballad of King Geraint, który stanowi echo utworu Anglika.
Przedstawia on ostatnie śmiałe wystąpienie celtyckich plemion
Brytanii i Irlandii przeciwko anglosaskim najeźdźcom. Jednakże
dopóki nie stworzył w 1932 roku epoki hyboryjskiej, nie był w
stanie skutecznie stosować własnego pomysłu na kompresowanie,
przemieniającego historię w – jak to ujął Lovecraft – „barwną,
stworzoną sztucznie legendę”.
Ponieważ Howard spisał długą historię epoki hyboryjskiej i
podjął trud uczynienia z niej samoistnego świata, niektórzy krytycy
zaliczają go do grona twórców tradycyjnych dla fantasy tak
zwanych światów urojonych. Jego reprezentantami są tak
kreatywni pisarze, jak George Macdonald, William Morris, Lord
Dunsany oraz J.R.R. Tolkien. Jednak epoka hyboryjska jest
historyczna, a nie wyimaginowana. Stanowi po prostu węzeł, w
którym elementy z rozmaitych okresów historycznych splatają się
dla dobra opowieści. Urok utworów o Conanie wynika po części z
tego, że wydają się one tak realne, ponieważ rozpoznajemy świat, w
którym porusza się Cimmeryjczyk. Howard nie był więc literackim
stylistą na wzór owych twórców „światów urojonych”, był
gawędziarzem, który preferował jasny, bezpośredni, prosty język
obarczony opisami w stopniu minimalnym. Z całą pewnością, jak
pokazuje dobitnie rozdział otwierający Godzinę Smoka, poezja
odgrywa w jego najlepszej prozie rolę znaczącą. Howard wychował
się na poezji, którą czytała mu matka, i sam był bodajże najlepszym
Strona 17
poetą pośród pisarzy fantastyki. Jak mówi Steve Eng: „Howard być
może wyczuwał, że poezja pasuje lepiej do jego wyobraźni niż
proza. Zdałoby się bardziej naturalne, gdyby jego literaccy
bohaterowie magii i miecza oraz ich wrogowie byli opiewani w
hymnach i pieśniach, aniżeli opisywani w akapitach”.
Ale w utworach Howarda jest jeszcze jeden składnik. „Każda ma
cząstka skłania mnie do realizmu” – powiedział E. Hoffmannowi
Price’owi. Takie podejście ze strony autora znanego najszerzej z
twórczości fantastycznej może wydawać się absurdalne, aczkolwiek
przyglądając się uważnie całości jego dorobku, odnajdujemy w nim
powieść „realistyczną”, znaczną liczbę historii bokserskich, wiele
opowiadań historycznych i westernowych – innymi słowy: sporą
dawkę realizmu. Do tego możliwe jest, iż jego ulubionym pisarzem
był Jack London. Twórca znany dziś najbardziej ze swoich wojaży
był jednocześnie zdeklarowanym socjalistą, którego na wpół
autobiograficznego Martina Edena – wzór dla Howardowego Post
Oaks and Sand Roughs – uznaje się niekiedy za pierwszą powieść
egzystencjalną. Kolejnym autorem, jakiego Teksańczyk wysoko
cenił, był Jim Tully, którego beletryzacje historii z własnego życia
włóczykija, pracownika cyrku, boksera i dziennikarza znajdują
odzwierciedlenie w prozie Howarda. Zarówno London, jak Tully
byli „dziećmi drogi”, a on często pisywał o postaciach, włączając w
to Conana, które za młodu porzuciły dom, by wędrować po świecie.
W swym ważnym eseju Robert E. Howard: Hard-Boiled Heroic
Fantasist, George Knight sugeruje, iż Teksańczyk wniósł do fantasy
element takiej samej wrażliwości, jaką współczesny mu Dashiell
Hammett i inni wnieśli do opowieści detektywistycznych: odważne
i twarde nastawienie do życia, wyrażone w prostej, energetycznej,
Strona 18
bezpośredniej prozie (choć nie pozbawionej poezji), z przemocą
stanowiącą mroczne sedno opowieści. Conan w swej epoce
hyboryjskiej ma wiele wspólnego z Continental Op na
podejrzanych ulicach San Francisco: działa niezależnie, a jego
cyniczną, opartą na bogatym doświadczeniu postawę łagodzi
własny, surowy kodeks moralny. Nie czuje potrzeby lojalności
wobec praw narzucanych przez władze czy tradycję, wybiera życie
według zasad, jakie pomagają mu „utrzymać porządek w świecie
popadającym w szaleństwo”. Można go wynająć, ale nie kupić. Jest
on, jak zauważył Charles Hoffman, „Conanem egzystencjalistą”:
„Spełniony, biorący swój los we własne ręce człowiek, sam we
wrogim mu wszechświecie”. Conan, stwierdza Hoffman, wie, iż
życie jest pozbawione sensu. „W wierze mego ludu nie ma nadziei
ani teraz, ani na przyszłość – wyznaje w Królowej Czarnego Wybrze. –
Na tym świecie ludzie zmagają się i cierpią nadaremnie”. Niemniej
owa wiedza o całkowitej bezsensowności ludzkich czynów nie
przyprawia Conana o rozpacz. „Pokazuje, jak człowiek o silnej woli
może kreować cele, wartości oraz sens dla samego siebie”.
Uważam, że właśnie w tym tkwi solidna część uroku
Cimmeryjczyka. Nasze przeznaczenie, jak mówi, nie jest zapisane w
gwiazdach ani w szlacheckiej krwi, ale w gotowości do tego, by
wykreować siebie samych. Historie zgromadzone w niniejszym
tomie są tego wyborną ilustracją: w każdej Conan staje przed
wyborami i podejmuje je nie na podstawie jakiegoś mającego się
wypełnić „szlacheckiego przeznaczenia”, lecz według tego, co, jak
się jemu zdaje, stanowi właściwy kierunek działania w danym
czasie. Łapie okazje, by dostać to, czego chce, a odrzuca takie, które
kto inny pochwyciłby bez wahania. Chadza swoimi drogami i robi
Strona 19
wszystko na swój sposób, wiedziony niewiele więcej niż kaprysem
chwili oraz własnym poczuciem dobra i zła.
Jednak nade wszystko urok historii Roberta E. Howarda o
Cimmeryjczyku tkwi oczywiście w talencie autora do snucia
opowieści. Pozostaje on niedościgniony w swej umiejętności
przekonywania czytelnika i wciągania go do wnętrza swego utworu.
Odwróć zatem tę stronę i przygotuj się na porywającą podróż przez
zadziwiającą historyczną krainę epoki hyboryjskiej.
Rusty Burke
2003
Strona 20
Ludzie Czarnego Kręgu